Tomáš Halík, Tomasz Dostatni "Różnorodność pojednana. Rozmowy"

Post on 24-Mar-2016

221 views 3 download

description

Zbiór refleksji na różne tematy, podsuwający klucz tym, którzy zaczynają czytać książki Tomáša Halíka Tomáš Halík przyjął katolicyzm jako dorosły człowiek, w czasach gdy w Czechosłowacji Kościół był prześladowany, a msze odprawiali po kryjomu, w prywatnych domach księża wypuszczeni ze stalinowskich więzień. W 1978 roku został tajnie wyświęcony i przez pierwsze jedenaście lat kapłaństwa działał w podziemiu. To sprawiło, że dialog i pojednanie uważa za sprawy najważniejsze, a do wątpliwości wierzących i niewierzących podchodzi wręcz z pokorą. Jest Bóg czy Go nie ma? Czy po Auschwitz można jeszcze wierzyć w Boga? Jaki jest związek religii z terroryzmem? Jak prowadzić dialog z judaizmem i islamem? Czy wiara i wątpliwości się wykluczają? Czym się różni katolickość od katolicyzmu, a ateizm od apateizmu? O tym i o wielu innych sprawach z Tomášem Halíkiem rozmawia dominikanin Tomasz Dostatni. Halík opowiada o swoich mistrzach i lekturach, o drodze do

Transcript of Tomáš Halík, Tomasz Dostatni "Różnorodność pojednana. Rozmowy"

Tomáš HalíkTomasz Dostatni OP

RÓŻNORODNOŚĆPOJEDNANA

—Rozmowy

PrzekładAndrzej Babuchowski

Wydawnictwo Znak | Kraków 2013

9

Pustynia i pojednanie

Przed piętnastu laty, kiedy kończyłem swoją działalność w Pradze, myśleliśmy o tym, by wspólnie napisać książkę będącą zbiorem roz-mów, ale dopiero teraz realizujemy nasz zamysł. W ciągu tych pięt-nastu lat wiele się w twoim życiu wydarzyło. Uzgodniliśmy jednak, że bardziej niż faktami zajmiemy się tym, w jakiej mierze twoje ży-ciowe doświadczenia, studia i przemyślenia – zwłaszcza w okresie po upadku komunizmu – znalazły odbicie w twoich poglądach fi lo-zofi cznych i religijnych, a także w pracy literackiej i duszpasterskiej. Być może w ten sposób powstałoby małe kompendium twoich refl eksji na różne tematy, kompendium, które – nie roszcząc sobie pretensji do bycia systemem i pełnią – mogłoby podsunąć jakiś klucz ludziom zabierającym się do czytania twoich książek.

Potraktuję twoją propozycję także jako okazję, żeby uzupełnić swoje książki paroma myślami. Kiedy ostatecznie wypuszczam je z rąk, ogarnia mnie dręczące uczucie, że wielu rzeczy na dany temat jeszcze nie dopowiedziałem. Niemcy nazywają to Treppen-weisheit, „mądrość na schodach” – myśli, które przychodzą do głowy dopiero na schodach, gdy już idzie się do domu.

Tom rozmów, w którym opisałem wiele wydarzeń z pięć-dziesięciu lat swojego życia, przygotowaliśmy wspólnie z Janem

10

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

Jandourkiem już w roku 1997. W Czechach wyszedł pod tytułem Ptal jsem se cest, a w Polsce – Radziłem się dróg. Bardzo się wtedy wahałem, czy aby w pięćdziesiątym roku życia nie jest za wcześ-nie na pamiętniki, ale potem powiedziałem sobie: niech będzie, człowiek powinien pisać wspomnienia, dopóki pamięć mu służy, żeby później niepotrzebnie nie konfabulował i nie kłamał. I te-raz zdecydowanie nie chciałbym, żeby z tej naszej książki zrobił się jakiś dodatek do autobiografi i.

Stoję u progu starości i powoli przestaje mnie pociągać to, co w moim życiu mogłoby być ciekawe dla innych, a zaczyna mnie raczej interesować to, czym będzie się interesował Pan Bóg, kie-dy stanę przed Jego sądem. A wtedy bardziej będą się liczyć owo-ce tych lat niż same wydarzenia życiowe – to, do czego człowiek dojrzał, do czego dorósł, co zrozumiał i czego się nauczył.

Polski lekarz i pisarz Janusz Korczak, który w czasie wojny w war-szawskim getcie z narażeniem życia ratował żydowskie sieroty, napi-sał chyba najpiękniejsze zdania na temat starości tuż przed transpor-tem do Treblinki. Ale skoro już poruszyłeś ten temat, to co właściwie oznacza dla ciebie starzenie się?

Nie przygnębia mnie, ale traktuję je poważnie – jako zadanie, któ-re przede mną stoi. Niedawno rozmyślałem o nocnej rozmowie Jezusa z Nikodemem z Ewangelii świętego Jana. Jezus domaga się nawrócenia i mówi do swego gościa: „Jeśli się ktoś nie naro-dzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego!”1. Nikodem

1 J 3, 3; cytaty biblijne za Biblią Tysiąclecia (wszystkie przypisy pochodzą od redakcji).

11

PUSTY NIA I POJEDNANIE

wtedy pyta: „Jakżeż może się człowiek narodzić, będąc starcem?”2. A mnie nasunęło się inne pytanie, które też czasem nocą zada-ję Rozmówcy Nikodema: Jak może w każdym z nas narodzić się stary człowiek?

Przecież stawanie się starym nie jest czymś, co przychodzi, ot tak, mimochodem. To jest naprawdę wielkie zadanie duchowe. W rosyjskiej duchowości istnieje pojęcie stariec, bliskie pojęciu starca, a jednak nie tożsame z nim. Stariec to nie musi być czło-wiek stary wiekiem, może to być, i czasem bywa, człowiek sto-sunkowo młody, ale duchowo doświadczony – przeważnie do roli

„starca” kwalifi kuje się dzięki temu, że spędził rok w samotności na pustyni. A tam już człowiek d o w i e s i ę c z e g o ś o ż y-c i u, zwłaszcza o sobie i o Bogu, znacznie więcej niż na ruchli-wym targowisku świata! Od takiego starca oczekuje się mądrości, owocu dojrzałości duchowej. Mądrość za młodu jest cnotą, a na starość powinna być wręcz obowiązkiem.

Nieodłącznym elementem twojego życia w ostatnich kilkunastu la-tach są okresy samotności i pobytu w pustelni.

Nigdy nie spędziłem co prawda w pustelni całego roku bez prze-rwy, jednak ostatnio już po raz dwunasty przebywałem ponad miesiąc w całkowitym odosobnieniu w leśnej pustelni, w pobliżu pewnego klasztoru kontemplacyjnego w Nadrenii. W ciągu tych dwunastu lat ukończyłem zatem swego rodzaju nowicjat, jakim jest starość, nie wiem jednak, czy uznają mi to tam, „na górze”.

2 J 3, 4.

12

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

Im jestem starszy, tym większą mam potrzebę ciszy i sa-motności. Po pełnych napięcia miesiącach roku akademickie-go, gdy jeden obowiązek goni drugi, doczołguję się do tych dni samotności jak człowiek umierający z pragnienia do zbawien-nej oazy. Przez cały rok cieszę się na ten czas, nie mogę się go doczekać i zawsze z ciężkim sercem rozstaję się z tym szczęś-liwym okresem roku. W tej pustelni powstały bądź co bądź wszystkie moje książki z ostatnich lat. Nie potrafi łbym ich na-pisać w innym miejscu i czasie. Pisaniu w samotni sprzyja re-gularny rytm modlitwy i medytacji, na którą zazwyczaj w cią-gu roku nie znajduję niestety dość wytrwałości i zdecydowania, również tam właśnie medytacja i pisanie stapiają się z sobą, a pi-sanie staje się formą modlitwy. Za ważnymi słowami zawsze sto-ją milczenie, modlitwa i medytacja. Ileż jest wokół nas płytkich słów, które zbyt łatwo spływają z warg i nie mają żadnej wagi, są jałowe, ponieważ nie wyrosły z głębi ciszy i kontemplacji – a mam tu na myśli także wytarte frazesy i nabożne klisze w środo-wisku Kościoła.

Czas odosobnienia i życia w pustelni już od zarania chrześcijaństwa był ważnym doświadczeniem prowadzącym do duchowego wzrostu. Czy możesz zdradzić coś z tego, czego w tej samotności dowiedziałeś się sam o sobie?

W trakcie pisania książek stwierdziłem między innymi, że chyba nie jestem – i nawet nie chcę być – teologiem akademickim, lecz raczej teofi lem. Teofi l od teologa, zwłaszcza tego, który uprawia systematyczną „naukę o Bogu”, różni się tak jak fi lozof od sofi sty:

13

PUSTY NIA I POJEDNANIE

teofi l wie, że o Bogu raczej nic n i e w i e, a mimo to szczerze Go kocha.

Teofi l nie umie pisać uczonych traktatów o Bogu jako takim i dlatego świadomie daje raczej świadectwo o swojej drodze życio-wej i wierze. Może pisać o sobie, ponieważ przez te wszystkie lata, a zwłaszcza przez te tygodnie samotności, dowiedział się o sobie samym więcej, niżby chciał, bo często nie są to rzeczy miłe i przy-jemne. A przede wszystkim wie, że nie może o sobie nic wiedzieć ani powiedzieć, nie biorąc przy tym pod uwagę Pana Boga.

Być może jest to powód, dla którego twoje książki napisane po pięć-dziesiątce poprzedziła wspomniana pozycja autobiografi czna, a po-zostałe mają pewne cechy autobiografi czne, są bardziej świadectwem niż systematycznymi traktatami o Bogu. À propos: „Teofi l” to także tytuł czasopisma młodych krakowskich dominikanów – na jego ła-mach ukazały się też niektóre twoje teksty.

Tak, i nie dzieje się to tylko dlatego, że dzisiaj ludzie sięgają po takie świadectwa i czytają je, podczas gdy stosy traktatów leżą na półkach w księgarniach i interesuje się nimi raczej tylko ktoś z dość wąskiego kręgu specjalistów. Teofi lowie preferują mówienie o Bogu w kon-tekście opowieści o własnej przygodzie z wiarą. Zapoczątkował to święty Augustyn swoimi Wyznaniami, do tego grona należy Teresa Wielka ze swoją Księgą życia i Mała Teresa z Dziejami duszy, kardy-nał John Newman ze swoją Apologia pro vita sua i Thomas Merton z Siedmiopiętrową górą, żeby przywołać przykłady kilku wielkich. Narratywna, biografi czna wypowiedź o wierze, wiara jako dzianie się, jako droga, Bóg ukryty w wydarzeniu – zawsze przeczuwałem,

14

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

że tu leży prawda, tu jest ukryty skarb. Tędy może prowadzić droga, skoro ofi cjalna ścieżka teologii zarosła ostami defi nicji i dla czło-wieka niedostatecznie przygotowanego bywa trudna do przebycia.

Nie znaczy to jednak, że teofi l musi opisywać swoją drogę jako przy-kład do naśladowania.

W tej swojej książce autobiografi cznej napisałem – choć nie ja wymyśliłem ten bon mot i słyszałem, jak był przypisywany róż-nym osobom – że „człowiek stale musi być przykładem, a jeśli to niemożliwe, to przynajmniej przykładem odstraszającym”. Jeśli mówi się o świętych, że ich życie często jest ad admirandum, sed non ad imitandum, czyli do podziwiania, ale nie do naśladowa-nia, to tym bardziej dotyczy to nas, zwyczajnych grzeszników! Teofi l nie opowiada o swoim życiu po to, żeby go podziwiano i naśladowano, ani po to, by wzbudzić litość. Tytuł tamtej książ-ki pisanej przed pięćdziesiątką zaczerpnąłem z Friedricha Nie -tzschego, z odpowiedzi Zaratustry udzielonej tym, którzy doma-gali się od niego „wskazówki”. Chcieli, żeby ukazał im drogę, ale on odpowiedział: „Nie mogę wam ukazać drogi, nawet ja n i e p y t a ł e m o d r o g ę, r a d z i ł e m s i ę s a m y c h d r ó g, ja mogę wam najwyżej ukazać swoją osobistą drogę i dodać: To jest m o j a droga – pokażcie mi wasze!”3.

Na swojej drodze życiowej natrafi ałeś także na rzeczy nieprzyjemne, i to nie tylko w czasach prześladowania chrześcijan przez komuni-

3 Friedrich Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, przekład Leopolda Staffa.

15

PUSTY NIA I POJEDNANIE

stów. Wiem, że również po roku 1989 z powodu swoich poglądów i postawy czasem nie byłeś dobrze widziany w niektórych czeskich środowiskach i w Kościele. Wydaje mi się jednak, że sytuacja wy-raźnie się zmieniła. W ostatnim okresie, zwłaszcza po roku 2010, otrzymałeś wiele ważnych wyróżnień, zarówno międzynarodowych, jak i krajowych, w Kościele i poza nim. W Polsce zaś twój wkład w teologię i myśl chrześcijańską stał się nawet tematem kilku prac magisterskich i dysertacji doktorskich na wydziałach teologicznych.

Stopniowo przyzwyczaiłem się do sytuacji człowieka raczej trafi a-jącego raz na prawo, raz na lewo, ponieważ chcąc nie chcąc, za-wsze wyłamuję się trochę z szeregu, więc te niedawne wyróżnienia wprawiły mnie w spore zakłopotanie, które staram się pokrywać humorem. Mówię wówczas, że kiedy przyzwoity człowiek otrzy-muje takie nagrody albo kiedy jego myśli stają się przedmiotem prac studenckich, to już dawno powinien być nieboszczykiem i że właściwie nieprzyzwoitością jest dożyć podobnych rzeczy. Albo że się boję, że gdy stanę przed Bożym sądem, Pan powie do mnie: To prawda, miałeś pewne zasługi, ale za to oceniono cię już na ziemi, otrzymałeś już nagrodę, więc teraz będziemy zajmować się wy-łącznie twoimi grzechami. W każdym razie cieszę się, że za mło-du i w wieku średnim częściej byłem policzkowany niż odznacza-ny medalami, bo to człowieka hartuje. Teraz zaś jestem w wieku, w którym jest się uodpornionym na pokusę myślenia, że wartość człowieka na tym właśnie polega i że człowiek z medalami i ty-tułami jest więcej wart niż inni. Wiem także, że jestem uczniem i kontynuatorem wielu czeskich myślicieli chrześcijańskich, którzy znaczną część życia spędzili w więzieniach i nie mogli publikować,

16

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

i dlatego przy każdej okazji, ostatnio podczas odbierania Na-grody Romana Guardiniego w Monachium, podkreślam, że traktuję te honory także i przede wszystkim jako wyróżnieniedla nich.

Mimo to chciałbym się zatrzymać przy jednym z tytułów. Spotyka-my się w przeddzień twojej podróży do Warszawy, gdzie Polska Ra-da Chrześcijan i Żydów w budynku synagogi w centrum byłego get-ta przyzna ci honorowy tytuł Człowieka Pojednania. Co dla ciebie oznacza to wyróżnienie? Jak właściwie rozumiesz pojęcie „człowiek pojednania”?

Tytuł Człowiek Pojednania wyróżnia się spośród innych właśnie terminem p o j e d n a n i e. Być „człowiekiem pojednania” to stała, trudna misja, nigdy niekończące się zadanie. Ja sam traktuję to wyróżnienie raczej jako zobowiązanie, w którym muszę wytrwać także w przyszłości. Zarazem jednak wyraża ono coś, do czego zawsze dążyłem: widzenie świata z różnych stron, patrzenie na niego, że tak powiem, również „oczami tych drugich”, dopusz-czenie różnorodności spojrzeń z wielu perspektyw, a zwłaszcza ro-zumienie tej różnorodności jako czegoś, co nie musi być źródłem konfl iktów i wzajemnego wykluczenia, lecz raczej wzajemnego wzbogacenia. W swej mowie dziękczynnej w synagodze chciał-bym przytoczyć fragment z Apokalipsy świętego Jana, ten, w któ-rym człowiek uzyskuje obietnicę, że na końcu życiowych zmagań otrzyma biały kamyk z wypisanym na nim swoim nowym imie-niem. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby moje nowe imię, osta-teczna tożsamość, odpowiadało tytułowi, który Rada łaskawie mi

17

PUSTY NIA I POJEDNANIE

przyznała: człowiek pojednania. Mało czego tak bardzo potrze-buje świat, jak pojednania i ludzi pojednania!

Kiedy przed czternastu laty prowadziłem wspomniane już roz-mowy z Janem Jandourkiem, zaczęliśmy od tego, że gdybym miał zaproponować herb, który symbolizowałby to, na czym mi w ży-ciu szczególnie zależy – jest to ćwiczenie stosowane w psycho-terapii – z pewnością na tym herbie byłby most. Powiedziałem wówczas, że główny sens i misję swojego życia upatruję w b u-d o w a n i u m o s t ó w – między wierzącymi a niewierzącymi, między wiarą a kulturą, między Kościołem a uniwersytetem, mię-dzy katolikami a ewangelikami, między chrześcijanami a żydami oraz ludźmi różnych religii i kultur, między Czechami a Niemca-mi i tak dalej. To wciąż jest mój priorytet. Również dziś, gdybym miał zaprojektować herb, chyba nie przyszedłby mi do głowy inny symbol plastyczny, tylko właśnie most – łączenie, zasypywanie rozdzielających przepaści. I gdybym miał znaleźć do tego jedno jedyne słowo, byłoby to pewnie słowo „p o j e d n a n i e”.

Czeskie ziemie zaznały wielu wojen, łącznie z wojnami religijny-mi. Czescy święci byli zaś w zdecydowanej większości męczennikami zamordowanymi przez przedstawicieli swojego narodu. Co konkret-nie dla ciebie oznacza słowo „pojednanie”?

„Pojednanie” to po czesku smíření. Pobrzmiewa w nim mír, czyli pokój, porozumienie, umowa, tak jak w łacińskim reconciliatio – jakaś wspólna narada. Dla mnie ważne jest to, że pojednanie nie oznacza ujednolicenia, nie prowadzi do szarej uniformizacji. Po-jednanie zawiera raczej szacunek dla różnorodności. Samo pojęcie

18

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

wskazuje nie tylko na to, że istnieją różne stanowiska, ale i na to, że wcześniej były rozmaite konfl ikty, napięcia i nieporozumienia, czasami sprawy bolesne, brzemię jakiejś winy, że coś trzeba było naprawić i uzdrowić. Pojednanie często oznacza także przebacze-nie, pokutę, autorefl eksję, samokrytycyzm i zdolność do zrozu-mienia drugiego właśnie w jego odmienności. Tak, pojednanie oznacza s z a c u n e k d l a i n n o ś c i d r u g i e g o.

To jest motyw, o którym sporo pisał żydowski fi lozof Em-manuel Lévinas, jeden z ulubionych myślicieli Jana Pawła II. Fi-lozof ten podkreślał, że dla współżycia ludzi i kultur – a można to także odnieść do współżycia żydów i chrześcijan – ważne jest, by nie starać się przerabiać „innych” na „nasze”, na „identyczne”, lecz przeciwnie, szanować drugiego właśnie w jego inności, sza-nować „eksterytorialność” drugiego, jego prawo do odmienności, do suwerennego terytorium jego niepowtarzalności. Szacunek dla odmienności nie powinien jednak prowadzić do ugrzecznio-nego, w istocie zaś obojętnego dystansu, lecz do przyjęcia odpo-wiedzialności za drugą osobę. Do każdego z nas jest skierowane pytanie Pana: Gdzie jest twój brat? I gdybyśmy odpowiedzieli, że przecież nie jesteśmy „stróżami swoich braci”, zasługiwalibyśmy na noszenie piętna Kaina.

Podobne myślenie ma jednak także swoje polityczne konsekwencje i odgrywa ważną rolę we współżyciu odmiennych kultur.

Stale podkreślam, że najważniejszym zadaniem naszych czasów, naszego dzisiejszego społeczeństwa, pluralistycznego pod wzglę-dem narodowościowym, politycznym, kulturalnym, religijnym,

19

PUSTY NIA I POJEDNANIE

jest przyjęcie, uznanie i zrozumienie o d m i e n n o ś c i d r u-g i e g o n i e t y l k o j a k o p o t e n c j a l n e g o ź r ó d ł a z a g r o ż e n i a, a l e t a k ż e p r z e d e w s z y s t k i m j a k o p o t e n c j a l n e g o ź r ó d ł a w ł a s n e g o w z b o g a c e n i a, d o p e ł n i e n i a – a t o z a k ł a d a t a k ż e k o n i e c z n o ś ć n a s z e g o s p o k o r n i e n i a, p o g ł ę b i e n i a, z m ą d r z e-n i a. Do tego jednak prowadzi długa droga, bo oczywiście in-ność niesie z sobą także ryzyko niezrozumienia, napięcia i kon-fl iktów. Zrozumienie inności drugiego jako szansy wzbogacenia zakłada zrzeczenie się apriorycznego roszczenia do uniwersalnej prawomocności naszego własnego widzenia świata. Oznacza to zrzeczenie się triumfalizmu, czyli wyobrażenia, że to ja jestem po-siadaczem całej prawdy. Należy sobie uświadomić i uznać swo-ją skończoność, ograniczoność oraz to, że każdy patrzy na świat z odmiennej perspektywy. Zrozumieć zatem, że jest rzeczą na-turalną, iż o wielu sprawach wypowiadamy się w różny sposób, ponieważ wynika to z tego, że każdy z nas stoi na innym miej-scu, ma za sobą inną tradycję, że w sposób oczywisty nawiązuje-my do wielu rzeczy, które innym są nieznane, a więc często dla nich niezrozumiałe.

Takiej postawie jednak może być, i często bywa, stawiany zarzut rela tywizmu.

Jakaś doza autorelatywizmu z pewnością jest zdrowa – tradycyjnie nazywa się ona pokorą. Mimo wszystko nie akceptuję niektórych popularnych postmodernistycznych ideologii całkowitego relaty-wizmu i radykalnego multikulturalizmu. Trwanie wyłącznie przy

20

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

konstatowaniu różnic i uprzejmym szanowaniu różnorodności mogłoby w końcu doprowadzić do powstania społeczeństwa bę-dącego agregatem wyraźnie oddzielonych od siebie gett, rezyg-nujących z prawdziwej, wzbogacającej komunikacji i informacji. P o j e d n a n a różnorodność nie oznacza jedynie pogodzenia się z różnorodnością, lecz także proces spokojnej komunikacji wyma-gający hermeneutów, tłumaczy, którzy starają się zinterpretować własne i cudze wartości w sposób zrozumiały, wierny i wiarygod-ny, żeby mogło dojść do rzeczywistego porozumienia.

Zmarły niedawno znany polski pisarz i reporter Ryszard Kapuściń-ski również chciał być takim „tłumaczem” kultur na pierwszy rzut oka bardzo od siebie odległych. To jest z pewnością problem fi lozo-fi czny, ale i teologiczny.

Tak, ta koncepcja ma także głęboki sens teologiczny. To, co dzisiaj jest wielkim zadaniem teologii chrześcijańskiej, to konieczność coraz głębszej refl eksji nad pojęciem Boga jako Trójcy – Boga, który jest połączeniem jedności i różnorodności, połączeniem tej z niczym nieporównywalnej j e d y n o ś c i Boga z wewnętrz-ną różnorodnością wspólnoty „osób”. Bóg, który sam w sobie stanowi wspólnotę, jest bowiem świętym źródłem pluralizmu stworzonego świata, mówi „tak” naszej różnorodności, wielobarw -ności i wielowarstwowości.

W przeciwieństwie do islamu i judaizmu chrześcijaństwo pod-kreśla to, że Boża jedyność zawiera w sobie różnorodność. W dia-logu z judaizmem i islamem niełatwo jest ukazać, że motyw ten nie jest zdradą monoteizmu i jakąś ukrytą regresją do pogańskiego

21

PUSTY NIA I POJEDNANIE

wielobóstwa. Przypominam, że już w wielu tekstach Biblii he-brajskiej zasygnalizowana jest wewnętrzna dynamika życia Boże-go, na przykład pojęcia Boży Duch, Boża Mądrość, Boże Słowo są czymś, co w tekstach biblijnych – a także w teologii i mistyce judaizmu – przekracza ściśle unitarne pojęcie bóstwa. Właśnie na tym planie relacji między Bogiem a jego h i p o s t a z a m i, Mą-drością, Duchem, Słowem, rozwijała się późniejsza patrystyczna teologia Bożej trójjedyności.

To nie są czysto spekulatywne, abstrakcyjne rozważania. Mają one wiele dalszych konsekwencji.

Pojęcie Boga jako Boga łączącego jedyność z różnorodnością ma duży wpływ na rozumienia świata, ma konsekwencje polityczne, ma też wpływ na pojmowanie Kościoła. Społeczeństwo i Kościół – który jeśli ma być ludzki, chce być podobnie jak człowiek obra-zem Bożym – nie mogą być monolityczne, jednolite, nie mogą być także sztywno patriarchalne. Musi w nich być, myślę zarów-no o Kościele, jak i społeczeństwie, także miejsce dla tych, którzy reprezentują swobodny prorocki – „ożywczy” – powiew Ducha.

Jedność w różnorodności, pojednana różnorodność!

Tak, idea jedności w różnorodności nie jest dla mnie jedynie kon-cepcją kulturową ani ideologią polityczną. Jako wierzący chrześci-janin i teolog widzę jednocześnie jej głębokie korzenie teologicz-ne i duchowe. Naprawdę uważam, że koncepcja Trójcy Świętej powinna znacznie bardziej niż w przeszłości rzutować nie tylko

22

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

na akademickie myślenie teologiczne, lecz także na przeżywaną duchowość chrześcijańską, na chrześcijańskie postrzeganie świata, Kościoła i społeczeństwa. Tajemnica Trójcy Świętej w ciągu stu-leci dziejów teologii była i nadal jest przedmiotem poważnych studiów, jednak jak to zauważył już Karl Rahner, w powszech-nej świadomości chrześcijan Boża t r y n i t a r n o ś ć, poza pa-roma wyjątkami, odgrywa dość małą rolę. Za wyznaniem wielu chrześcijan: „wierzę w jednego Boga”, kryje się raczej ogólniko-wy teizm, jeśli nie deizm, wielu „wyznawców” oraz ludzi negu-jących istnienie Boga zgodnie myli Boga wiary chrześcijańskiej z antropomorfi cznym „bytem nadprzyrodzonym”, skrywającym się za kulisami przyrody i historii, lub z nieokreśloną, amorfi czną

„siłą wyższą”. W takim wypadku, jak pokazuję to także w swoich książkach i wykładach, jestem raczej po stronie ateistów, kiedy t a k i e p o j m o w a n i e B o g a odrzucają.

Staram się pokazać, że Bóg jest z jednej strony naprawdę ra-dykalną i niewysłowioną Tajemnicą, wymykającą się naszym sło-wom, wyobrażeniom, argumentacjom i negacjom, z drugiej – jest jednak także kimś, kto wkracza w dzieje jako Wcielone Słowo, uświęca i otwiera w ten sposób ludzką naturę, a także uświęca różnorodność stworzonego świata, czyniąc go symbolem własne-go pluralizmu: tajemnicy Trójcy.

Rozmawiamy teraz jako chrześcijanie. Bóg stał się jednym z nas. Droga pojednania Jezusa Chrystusa z człowiekiem i ze światem, któ-ry Bóg stworzył, prowadzi przez krzyż. Ty także często przypominasz, że Jezus nie zakończył swojej działalności śmiercią, ale chwalebnym Zmartwychwstaniem.

23

PUSTY NIA I POJEDNANIE

Tak, razem ze świętym Pawłem wierzę i wyznaję, że krzyż, a zwłaszcza Zmartwychwstanie, stanowi istotę i serce chrześci-jaństwa. I podobnie jak staram się bronić Bożej wielkości, wiel-kości i wspaniałości Bożej tajemnicy przed różnymi „udowad-niaczami”, którzy w końcu czynią z Boga przedmiot, byt pośród bytów, z taką samą żarliwością próbuję bronić tajemnicy Zmar-twychwstania przed tymi, którzy chcieliby je zbanalizować i zre-dukować, uczynić z niego po prostu odpowiedź na pytanie o losy zwłok Jezusa. Zmartwychwstanie Jezusa – i tu znowu wychodzę od refl eksji nad tekstami Pawła – jest dla mnie czymś znacz-nie więcej! I podobnie jak dawni teologowie mówili już o crea-tio continua, trwającym akcie stworzenia, tak ja forsuję pojęcie resurrectio continua – trwające zmartwychwstanie. Mam tu na myśli to, że rzeczywistość zmartwychwstałego, ż y w e g o Chry-stusa w sposób ukryty przepływa jak podziemna rzeka przez dzie-je i ludzkie losy i od czasu do czasu, zwłaszcza w chwilach na-wrócenia, wytryska na powierzchnię. Dlatego Paweł w swoim nawróceniu słusznie zobaczył spotkanie ze Zmartwychwstałym i mógł powiedzieć: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz ż y j e w e m n i e C h r y s t u s”4. Medytacja o Chrystusie żyjącym w nas otworzyła kiedyś przede mną zupełnie inne rozumienie i prze-żywanie modlitwy – zamiast prób „dodzwonienia się do nieba” nastąpiło ciche medytacyjne zanurzenie się w tę głębię, która nie jest już tylko naszą własną głębią, zanurzenie się w „żywej wodzie”, która przepływa przez nas, przez nasz los, nasze my-śli, owszem, także przez nasze bóle i słabości. Nagle otwarło się

4 Ga 2, 20.

24

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

przede mną zrozumienie Jezusowej obietnicy, że kto w Niego wierzy, temu z wnętrza wypłynie źródło tryskające ku życiuwiecznemu.

Co może droga pojednania, jaką przeszedł Jezus Chrystus, powie-dzieć tym, którzy są poza chrześcijaństwem? Co jest specyfi cznego w chrześcijańskim pojednaniu? Czym ono do ciebie przemawia?

Na tak zadane pytanie niełatwo jest odpowiedzieć, ponieważ są-dzę, że ci, do których rzeczywiście przemówił Chrystus, Jego dro-ga, Jego dzieło pojednania i odkupienia, nie są już de facto poza chrześcijaństwem. Zrozumieć wydarzenie Chrystusa i być przez Niego dotkniętym to nie jest jakiś przedsionek wiary, to już jest wejście do świątyni. Dla chrześcijańskiego pojednania, a pojęcia tego możemy używać niemal jako synonimu pojęcia zbawienia, odkupienia – każde słowo jest właściwie metaforą innego aspek-tu t e j s a m e j i n t e r a k c j i między Bogiem a człowiekiem – charakterystyczne jest to, że rozgrywa się w nim spotkanie z ludz-ką wolnością, z otwartością wobec tego daru spotkania z Bogiem.

Kiedy Chrystus mówi: „Twoja wiara cię ocaliła”5, słyszę w tym: Nie ocaliłem cię tylko ja, z zewnątrz, bez twojego udziału, ale też i ty sam nie ocaliłeś siebie własnymi siłami. Na ogrodowej furtce prowadzącej do mojej pustelni w Niemczech widnieje napis: „Nic bez Niego, nic bez nas!”. Wiara jest uzdrawiającym, zbawczym, jednającym s p o t k a n i e m człowieka z Chrystusem, a przez Niego i z Nim, i w Nim – z Bogiem. Owo połączenie tego, co

5 Por. np. Mt 9, 22.

25

PUSTY NIA I POJEDNANIE

boskie i ludzkie – w Chrystusie, w wierze, w Kościele, w Eucha-rystii, w Piśmie – głęboko do mnie przemawia! Dlatego jestem chrześcijaninem.

Dla ciebie jest i było bardzo ważne słowo „most”. Ale też na przy-kład w naszej dominikańskiej duchowości to właśnie słowo odgry-wa bardzo ważną rolę. U świętej Katarzyny Sieneńskiej pojawia się bowiem obraz mostu, po którym Chrystus przechodzi ku nam, a my ku Niemu. Przed chwilą mówiłeś o pojednaniu. Słowa „most” i „po-jednanie” ewokują także słowo „droga” – to jest obraz bardzo ważny dla religijnego myślenia, i to nie tylko chrześcijańskiego.

Iść po moście, być na moście – to znaczy wejść w międzyprze-strzeń, w strefę, która wprawdzie łączy dwa brzegi, ale jednocześ-nie oznacza także pewną „bezdomność” oraz oddalenie od jedne-go i drugiego brzegu. Człowiek musi opuścić swój brzeg, wyjść z tego, co już przebył, co było dla niego do tej pory oczywiste, i przybliżyć się do drugiego brzegu. Wtedy nie może już wró-cić niezmieniony, nienaznaczony tym, co nowego zobaczył. Nie chodzi jednak o to, żeby się po prostu przeprowadził i wymienił jedną tożsamość na drugą, swój świat na świat drugiego brzegu.

Pojęcie drogi zawiera w sobie dynamikę zmiany. Chrystus po-wiedział o sobie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem”6, a chrześ-cijanie, zanim jeszcze w Antiochii zaczęto nazywać ich chrześci-janami, bywali określani jako „ludzie tej drogi”. Chrześcijaństwo nie jest czymś statycznym, wiara nie polega na jednorazowym

6 J 14, 6.

26

RÓŻNORODNOŚĆ POJEDNANA

przyjęciu zbioru dogmatów, wiara jest zwrotem i stałym ruchem życiowym, drogą naśladowania. Zawiera w sobie odwagę i po-stanowienie wejścia w dzieje Jezusa, zwieńczone wydarzeniami Wielkanocy. Najchętniej powiedziałbym: pozwolić się porwać przez te dzieje, gdyby zwrot ten nie prowadził w stronę powierz-chownego wyobrażenia o zabarwieniu emotywnym. Możemy też powiedzieć: pozwolić się in-spirować drogą Jezusa, jeśli rozumie-my to dosłownie: pozwolić, by naszą mentalność i nasze czynny przeniknął duch Jezusowego życia i Jego nauki.

To jednak oznacza także krzyż...

Oczywiście krzyża nie da się obejść, ale ważne jest też, by nie za-kończyć krzyżem i na krzyżu. Kiedyś bardzo przemówił do mnie pewien tekst Józefa Tischnera – ironicznie pisał w nim o chrześci-janach, którzy nawet po Wielkanocy nie chcą i nie potrafi ą „zejść z krzyża”. Miałem przed oczami ludzi, którzy przeżyli prześlado-wania w okresie komunizmu, ale jak gdyby zastygli w tej sytuacji męczenników i nie potrafi li wyjść z roli skrzywdzonych ofi ar, po-konać traumy bólu i odrzucić pokusy pragnienia odwetu i zemsty. Zmartwychwstanie jest także przebaczeniem: nie na darmo Jezus po swoim zmartwychwstaniu jako pierwszy dar przynosi swym uczniom Ducha, a wraz z Nim także dar przebaczenia i władzę odpuszczania grzechów.

Jak bardzo potrzeba resurrectio continua – odwagi wejścia ze zmartwychwstałym Jezusem w zupełnie nową jakość życia, nie-zgody na to, by pętały nas przeszłość czy winy tych drugich, jak bardzo potrzeba umiejętności przebaczenia i troski o pojednanie!

PUSTY NIA I POJEDNANIE

Poprzez teorię o resurrectio continua podkreślam, że moment prze-budzenia wiary – czy będzie to moment konwersji, czy też to, co często nazywam „drugą konwersją” lub „wiarą drugiego odde-chu” – jest w jakimś sensie uczestnictwem w Chrystusowym zwy-cięstwie nad śmiercią, grobem, złem, ciemnością. Przy czym p e ł-n i a z m a r t w y c h w s t a n i a ukaże się nam dopiero in eschato, na samym końcu naszych życiowych losów. Tutaj na naszą egzy-stencję nieustannie – choć kroczymy w wierze – pada cień śmierci i grzeszności. Myślę, że na tym polega paradoks, dynamika, ale i porywająca atrakcyjność chrześcijańskiej egzystencji. To pew-nie chciał wyrazić Marcin Luter, kiedy powiedział, że chrześcija-nin jest „simul iustus et peccator”, jednocześnie usprawiedliwiony i grzeszny. Moglibyśmy pokazać, że w chrześcijańskiej egzysten-cji nieustannie rozgrywa się dramat światła i ciemności, krzyża i zmartwychwstania. Czyż w końcu właśnie nie ten moment jest tak ogromnie inspirujący dla całej dziedziny sztuki – i czyż mocna, nielukrowana sztuka, która w sposób nieschematyczny opisuje te paradoksy ludzkiej egzystencji, nie jest naturalnym sprzymierzeń-cem autentycznej chrześcijańskiej teologii, duchowości i liturgii?

Spis treści

Przedmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5

Pustynia i pojednanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9Parafi a i konwertyci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28Ateizm i apateizm . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 46Czy Bóg rzeczywiście umarł? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71Teologia życiem pisana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84Szli przed nami . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90Kościół, religia i świat . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100Wiara i wątpliwości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 136Wiara jako osobista odpowiedzialność . . . . . . . . . . . . . . . 146Różnorodność pojednana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 167Rany w sercu wiary . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 223Spojrzenie za siebie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 230

Indeks nazwisk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 233