Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

110

Transcript of Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

Page 1: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik
Page 2: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik
Page 3: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

Redakcja Jerzy Nagawiecki

Olkusz 2009

Page 4: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

Wydawca: Starostwo Powiatowe w Olkuszu 32-300 Olkusz, ul. Mickiewicza 2

Teksty: Olgerd Dziechciarz Krzysztof Goc Jerzy Nagawiecki JarosławNowosad

Korekta: JarosławNowosad Agnieszka Zub

Nakład: 500egz.

Składidruk: CentrumPoligraficzno-ReklamoweOMEGAART 32-300Olkusz,BogucinMały78

Materiał promocyjny Powiatu Olkuskiego.Rozdawany bezpłatnie.

Page 5: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

5

Bohaterowie

olkuskiej ojczyznyMałaojczyzna–termin,któryzyskałsobieprawaobywatelskie.Narody

żyjązorganizowanewpaństwach,zaśpojedynczy ludzie,gdymówią„oj-czyzna”mająnamyślinajbliższąokolicęzapamiętanązdzieciństwa,mło-dości,zdorosłegożycia.Znajomośćdziejówpowiatu,miasta,gminy,wioskistanowijądronaszejmiłoścido„ziemiojców”,zaśpoznawanielosówludziizdarzeńnajlepiejopisujetermin:„patriotyzmlokalny”.Małaojczyznazeswymipatriotamitworząsiłęzdolnądobudowyrzeczywielkich,dziełdo-niosłych,tradycjichlubnych,zachowańwartychopisaniaiprzekazania.Odkrywanie,przybliżanie,promowaniepostacidlaolkuskiegopowiatu

ważnych,ludziznaczących,choćdotychczaspozostającychwcieniu,wy-dobywanienaświatłodziennewydarzeńiokolicznościistotnychdladzie-jówZiemiOlkuskiejstanowiprzesłanieniniejszegowydawnictwa.

STAROSTA OLKUSKI

Leszek Konarski

Page 6: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

6

Marcin Bylica, Jan Kanty, Marcin Biem, Francesco Nullo, Władysław Gnyś, Antoni Kocjan… Oto żelazny zestaw bohaterów, którymi Olkusz stoi. Bylica, Kanty, Biem, Nullo, Gnyś, Kocjan mają swoje ulice w Srebrnym Grodzie, ich nazwiska patronują tutejszym szkołom. Historię tworzą ludzie poprzez swoje czyny, dokonywa-ne wybory. Świadkowie, a potem kronikarze, history-cy zapisują dzieje bohaterów, społeczności, narodów. W ten sposób utrwalona zostaje pamięć, rodzi się trady-cja, która określa tożsamość danej wspólnoty, w najszer-szym znaczeniu tego słowa.

O wspomnianych na wstępie wielkich olkuszanach wiemy całkiem sporo. Ich biogramy łatwo znaleźć w hi-storycznych opracowaniach o Olkuszu i okolicy, są za-mieszczone na kartach Wikipedii. O losach innych, nie mniej frapujących, istotnych dla regionalnych dziejów ludziach pisze się rzadko, niemal wcale. Dlatego też re-dakcja Samorządowego Miesięcznika już kilka lat temu odkrywanie i opisywanie losów ludzi Ziemi Olkuskiej uznała za istotne i interesujące. Powstał całkiem ciekawy zbiór, który teraz drukujemy w zwartej postaci, popra-wiony i uzupełniony. Ukazuje on ludzi, których w róż-ny sposób los zetknął z powiatem ze stolicą w Olkuszu. Peter Westen i Ludwik Mauve przybyli w nasze strony z oddali. W jurajskim powiecie znaleźli dogodne warun-ki do inwestowania, tworzenia nowoczesnego przemysłu.

Jerzy Stamirowski i Edward Trznadel budowali powia-tową administrację w okresie II Rzeczpospolitej. Konra-da Juszczyka, Jana Kota, Emanuela Muchanowa, Janusza Hryniewicza i kilku innych, wiernych ideałom wolności i polskości, obce władze administracyjne inwigilowały, szykanowały, torturowały, zabijały…

Ponadto w niniejszym zbiorze znalazło się miejsce tak-że dla artystów, pisarzy, kabareciarzy oraz reprezentanta dawnej, licznej w tych stronach społeczności żydowskiej. Są też i księża, zasłużeni i sławni.

* * *Powszechnie uważa się, że historia jest nauczyciel-

ką życia. Maksymę: „historia magistra vitae”, znaną od czasów Imperium Rzymskiego, przypisuje się Cycero-nowi. Znajomość historii własnego regionu jest kluczem do tożsamości. Wielu ludzi powołuje się na zdarzenia z minionych epok, z przeszłości, jako na motor własnego działania. Tematyka historyczna zajmuje poczesne miej-sce w dyskusjach i debatach politycznych. Dla jednych przeszłość jest utrapieniem, i jak mantrę powtarzają sło-wa o patrzeniu w przód, dla innych przeszłość wyznacza drogi teraźniejszości i przyszłości, a jeszcze inni z prze-szłości czynią kapliczki, z trudem odnosząc się do dzi-siejszych czasów.

Co rozumiemy przez historię? – to pytanie niezmien-nie zachowuje walor aktualności. Przez lata zaborów hi-

Historia magistra vitae

LUDZIE - tożsamość tej ziemi...

Page 7: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

7

storia naszego kraju była traktowana niemal jak świętość. Można wręcz mówić o kulcie minionych dziejów, znako-micie odzwierciedlonym w literaturze doby rozbiorowej. Na początku XIX wieku rozwinęło się dążenie do pod-kreślania polskiej odrębności narodowej jako zbiorowi-ska ludzi zamieszkujących z dziada pradziada ojczystą ziemię, komunikujących się polskim językiem, kultywu-jących wspólnotę, tradycję, kulturę, połączonych dąże-niami i jednością działań. Wokół prawdziwych zdarzeń z naszej przeszłości powstała także duża ilość legend, których treść stała się jej wykładnią.

Mimo historycznej mody, historycznej polityki, histo-rycznego myślenia pokłady historycznych tajemnic są nadal zasobne. Większość z nas jedynie powierzchow-nie zna dzieje własnej małej ojczyzny, a wyrywane frag-menty przeszłości podporządkowuje potrzebom chwili. A zatem porządkowanie przeszłości, prezentacja praw-dziwych życiowych dokonań bohaterów regionu służy wypełnianiu luk historii. Zadanie to - przyznaję: frapu-jące - niełatwo wykonać. Zapomniane, lub dotychczas nieodkryte, losy mieszkańców Ziemi Olkuskiej bronią skwapliwie dostępu do pełni prawdy. Krzyżówka ludz-kich życiorysów niejednokrotnie wiedzie badaczy na manowce. Nawet przepastne archiwa Instytutu Pamię-ci Narodowej, otwarte dla uczestniczących w programie „Losy mieszkańców Ziemi Olkuskiej”, nie dostarczają pełnej i jednoznacznej wiedzy o ludziach, którzy w na-szych stronach walczyli, działali, bronili spraw słusznych i… niesłusznych.

* * *Powiat olkuski, jurajska wyspa, kraina rozciągająca

się centralnie między Krakowem a Częstochową, swym pięknem i oryginalnością pasjonuje i zadziwia. Na nie-wielkim obszarze skupia prawdziwe skarby: cuda natu-ry, osobliwości przyrodnicze, wspaniałe zabytki – relik-ty burzliwej przeszłości. Jura wyraźnie wyodrębnia się geograficznie i przyrodniczo od sąsiednich regionów szczególną malowniczością i klimatyczną osobliwością.

Korzystne warunki, jakie dawała pofałdowana rzeźba te-renu oraz mnogość jaskiń, gdzie ludzie pierwotni mogli zamieszkiwać, sprawiły, że wkrótce skalne schroniska za-pełniły się gromadami ludzkimi. Powstawały liczne osa-dy i pierwsze grody.

Od tamtych zamierzchłych czasów trwa rozwój obec-nych olkuskich ziem. Wraz z rozwojem gospodarczym rosła potęga przygranicznej zachodniej części Małopol-ski, a równocześnie rosła w bogactwo miejscowa ludność wszystkich stanów. Na bogatą Jurę patrzyli zawistnym okiem władcy pobliskiego Śląska, Czech, a później Au-strii, Prus, Rosji.

200 lat temu, po zwycięskiej wojnie z Austrią, napole-ońska Francja podpisała pokój w Schönbrunn. Na mocy porozumienia obszar Księstwa Warszawskiego zwiększył się o terytorium Nowej Galicji oraz cyrkułu zamojskiego z Galicji Wschodniej. Dekretem królewskim z 17 kwiet-nia 1810 roku Nową Galicję podzielono na cztery depar-tamenty i 40 powiatów. W departamencie krakowskim znalazł się powiat olkuski, obok pileckiego i lelowskiego, przyłączonych z dawnego departamentu kaliskiego.

Tak oto u progu XIX stulecia, decyzją warszawskich protegowanych Napoleona Bonaparte, Olkusz - niegdyś bogate górnicze miasto - po raz pierwszy stał się siedzibą ponadmiejskich władz administracyjnych. Wprawdzie francuski cesarz przegrał europejską wojnę, a Księstwo Warszawskie przestało istnieć, jednak podjęte wówczas decyzje okazały się trwałe.

Ukształtowana u progu XIX wieku regionalna admini-stracja olkuska wytworzyła wspólnotę, która w kolejnych dziesięcioleciach zintegrowała się i wytyczyła rozwojowe cele. Powiatowa społeczność posiadała swoich liderów. W niniejszym wydawnictwie piszemy o ludziach, którzy aktywnie tworzyli historię Ziemi Olkuskiej, zaświadczali o jej podmiotowości, najpełniej wyrażali tożsamość tej ziemi, odcisnęli swoje piętno w życiu regionu…

JERZY NAGAWIECKI

Page 8: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

8

EugeniuszKWIATKOWSKI

Page 9: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

9

olski polityk i działacz gospodar-czy II Rzeczypospolitej. Ojciec Eugeniusza - prawnik - pracował na kolei galicyjskiej. Po odziedzi-czeniu majątku po bracie prze-

niósł się z rodziną do Czernichowic pod Zbarażem, położonych na granicy Podola i Wołynia.

Dzieciństwo Eugeniusz spędził w Czernichowi-cach wraz z rodzeństwem: Romanem, Janiną i Zofią. W 1898 r. rozpoczął naukę w Gimnazjum Francisz-ka Józefa we Lwowie - jak wspominają biografowie, w tym czasie nauka nie szła mu najlepiej. W 1902 r. zaczął uczęszczać do (słynącego z wysokiego poziomu nauczania i patriotycznego wychowania młodzieży) Gimnazjum OO. Jezuitów w Bąkowi-cach pod Chyrowem. W 1903 r. odumarł go ojciec. W 1907 roku otrzymał świadectwo dojrzałości. Po maturze, w latach 1907-1910, studiował na Wydziale Chemii Technicznej Politechniki Lwowskiej - wtedy nauka szła mu już bardzo dobrze. Jednak w 1910 r. Eugeniusz na prośbę matki, która bała się aktyw-ności politycznej i niepodległościowej syna, wyje-chał na dalsze studia na uniwersytet do Monachium (przebywał tam w latach 1910 - 1912). W 1913 r. po-wrócił do Lwowa, gdzie odbywał praktykę w Gazow-ni Miejskiej. We wrześniu 1913 r. poślubił Leokadię, z którą miał troje dzieci: Jana, Hannę i Ewę. W okre-sie studiów we Lwowie związał się z młodzieżowymi organizacjami niepodległościowymi Zet i Zarzewie, a następnie był członkiem Polskich Drużyn Strzelec-kich. W czasie I wojny światowej walczył w Legionie Wschodnim, następnie w Legionach Polskich, zaj-mował się też pracą konspiracyjną w Polskiej Orga-nizacji Wojskowej. W okresie wojny polsko-bolsze-wickiej pracował w Głównym Urzędzie Zaopatrzenia Armii (sekcja chemiczna) przy Ministerstwie Spraw Wojskowych. W 1921 wystąpił z wojska w stopniu

porucznika. Jako inżynier chemik podjął pracę na stanowisku dyrektora technicznego w Państwowej Fabryce Związków Azotowych w Chorzowie.

Po przewrocie majowym prezydent RP Ignacy Mościcki (jak wiadomo - profesor chemii) zareko-mendował go na stanowisko ministra przemysłu i handlu w rządzie Kazimierza Bartla. Piastował ważne funkcje państwowe, między innymi ministra przemysłu i handlu (1926-1930). Stał się szeroko zna-ny jako autor koncepcji rozwoju handlu morskiego i budowniczy portu w Gdyni, gdzie traktowany jest jak jedna z bardziej zasłużonych dla rozwoju mia-sta postaci. Dzięki niemu w błyskawicznym tempie rozpoczęła się budowa gdyńskiego portu, który stał się dla międzywojennej Polski „oknem na świat”. Poza budową portu przyczynił się do powstania pol-skiej floty handlowej, uwalniając Polskę od opłaca-nia obcych armatorów. Jednocześnie z jego inicjaty-wy powstała Dalekomorska Flota Rybacka. Obecnie w Gdyni jego imię nosi kilka obiektów, wśród nich wyższa szkoła, a władze miasta wręczają zasłużo-nym ludziom medal z jego podobizną.

W latach 1931-1935 pozostawał na stanowisku dy-rektora Państwowych Fabryk Związków Azotowych w Chorzowie i Mościcach.

Od października 1935 do 30 września 1939 roku Eugeniusz Kwiatkowski pełnił funkcję wicepremie-ra i ministra skarbu w rządach: Mariana Zyndram-Kościałkowskiego i Felicjana Sławoja Składkowskie-go. Patronował Centralnemu Okręgowi Przemy-słowemu, będąc autorem jego planu, a następnie koordynatorem budowy COP-u. W 1935 r. sprzedał ziemie i las w okolicach Zbaraża (włości odziedzi-czone po ojcu) i kupił od rodziny Gawińskich ma-jątek Owczary w Cianowicach, wówczas leżących w powiecie olkuskim. Majątek ten, liczący 72 hek-tary i 3886 m2 (w tym 42 hektary stanowiły ziemie

P

Page 10: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

10

orne) - jak zakładał Kwiatkowski - miał być dla nie-go zabezpieczeniem na starość. Podczas okupacji gospodarstwem w Owczarach zarządzali zięć i cór-ka Kwiatkowskiego - Jerzy i Anna Maciejowiczowie. Oboje włączyli się w nurt życia konspiracyjnego, m.in. prowadząc u siebie punkt sanitarny AK.

W obliczu klęski wrześniowej wraz z rządem opuścił Polskę 17 września 1939, czyli w dniu wkro-czenia na wschodzie wojsk sowieckich. W latach 1939-1945 internowany w Rumunii. Po wojnie wrócił do kraju i w latach 1945-1948 był pełnomocnikiem rządu do spraw odbudowy Wybrzeża. Ówczesne władze usiłowały wykorzystać jego doświadczenia i talenty organizatorskie, ale gdy okazał się nie ule-gły, w 1948 został przeniesiony na emeryturę. W ra-mach zemsty władze komunistyczne odebrały mu także Owczary - ów majątek, mający w zamierzeniu Kwiatkowskiego być ostoją na lata emerytury. Że była to klasyczna zemsta - niech świadczy fakt, iż jeszcze w 1945 r. powiatowy pełnomocnik do spraw refor-my rolnej stwierdzał w piśmie: „majątek nie podle-ga przejęciu na cele reformy rolnej w myśl dekretu PKWN z 6 września 1944 i pozostaje całkowitą wła-snością Kwiatkowskiego Eugeniusza z prawem do dowolnego dysponowania”. Jeszcze w tymże 1945 r. Kwiatkowski sprzedał kilka hektarów, a najstarszym pracownikom majątku przekazał bezpłatnie część ziemi na własność, opłacając nawet za nich koszty rejenta. Swoją część 40 hektarów wydzierżawił za minimalną opłatę, najemca miał ze swojej strony odbudować i zagospodarować majątek. W 1950 r. władze komunistyczne przejęły majątek w Owcza-

rach i - proszę sobie wyobrazić - przekazały go pod zarząd i tymczasowe użytkowanie Państwowemu Szpitalowi dla Psychicznie Chorych w Kobierzynie. Mimo odwoływania się do sądów, zagrabionej ziemi mu nie oddano. W 1962 r. definitywną, negatywną dla Kwiatkowskiego opinię w tej sprawie wydał Sąd Powiatowy dla m. Krakowa.

W latach 1947-1952 był posłem na Sejm. W 1948 został odsunięty od działalności gospodarczej, z administracyjnym zakazem pobytu na Wybrze-żu. Zajął się pracą naukową z dziedziny chemii i historii. Przez wiele lat był szykanowany przez wła-dze PRL. Pod koniec życia komuniści przypomnie-li sobie o nim i w 1973 r. poprosili o konsultacje w sprawie budowy Portu Północnego w Gdańsku. Na trzy dni przed śmiercią, 19 sierpnia 1974 r., Uniwer-sytet Gdański przyznał mu tytuł doktora honoris causa za wkład w rozwój polskiej gospodarki mor-skiej oraz ogólnej teorii ekonomii. Zmarł 22 sierpnia 1974 w Krakowie, w którym mieszkał od 1948 roku; pochowany został na Cmentarzu Rakowickim. W ostatniej drodze trumnie inżyniera towarzyszył kardynał Karol Wojtyła. W 1996 r., czyli pośmiertnie, Kwiatkowski został odznaczony Orderem Orła Bia-łego przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskie-go, byłego ministra dwóch rządów w czasach PRL-u i wysokiego dygnitarza PZPR. Cóż, historia lubi ta-kie paradoksy.

Opracował na podstawie Wikipedii i książki Mariana Marka Drozdowskiego „Eugeniusz Kwiatkowski. Człowiek i dzieło”, Kraków 1989

OLGERD DZIECHCIARZ

Page 11: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

11

StanisławCZERNIK

Page 12: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

12

oeta, prozaik i eseista, pochodził z chłopskiej rodziny z okolic Opa-towa. Pierwsze nauki pobierał sam. Pomagał mu starszy brat. Ogromne wrażenie wywarło na przyszłym po-

ecie pisarstwo zwłaszcza Stefana Żeromskiego. W 1911 roku, wraz z bratem, wyjechał do Kurska (Rosja). Szyb-ko jednak wrócił do Opatowa. Wybuchła I wojna świa-towa. Zaangażował się w działalność niepodległościową (Towarzystwo Gimnastyczne „Piechur”, zalążek POW). W tym czasie napisał pierwsze wiersze. W 1916 r. wyje-chał do Jędrzejowa, do seminarium nauczycielskiego. Rok później opuścił tę szkołę i przeniósł się do Olkusza, do tutejszego gimnazjum im. Króla Kazimierza Wiel-kiego, „gdzie jesienią 1917 roku rozpoczął dalszą naukę. Jednocześnie zaangażowany był w pracę konspiracyjną” (J. Bandrowska-Wróblewska). Gdy w 1918 r. upadła mo-narchia Austro-Węgierska, został zmobilizowany, ale szybko zachorował na hiszpankę i jego kariera wojskowa została przerwana. Maturę zrobił w 1919 r., ale chyba nie w Olkuszu (wprawdzie tak twierdzi autor notki o Czerni-ku w internetowej Wikipedii, ale o poecie nie ma wzmian-ki w „Księdze Pamiątkowej” olkuskiego liceum, nie ma go też wśród absolwentów na stronie internetowej szkoły). Wyjechał do Ożarowa i został nauczycielem w szkole po-wszechnej. W 1920 znów na ochotnika poszedł do wojska – walczyć, tym razem z Sowietami. Następnie studiował ekonomię, politologię i pedagogikę w Poznaniu, a po stu-diach zatrudnił się w szkolnictwie jako nauczyciel. W la-tach trzydziestych redagował w Ostrzeszowie miesięcz-nik „Okolica Poetów”, propagujący tzw. autentyzm, czyli nurt poetycki postulujący związek literatury z życiem, ludem i przeżyciami twórcy.

Na łamach „Okolicy Poetów” Czernik ogłosił w 1936 roku tekst zatytułowany „Co i jak”; wypunktowane w nim 13 tez stało się swego rodzajem manifestem autentyzmu.

Autentyzm w swoich założeniach przeciwstawiał się dominującym wówczas w poezji polskiej nurtom; za-równo kontynuatorom twórczo rozwijającym tradycje poetyckie (grupa „Skamander”), jak i nowatorom, pro-gramowo biorącym z nimi rozbrat („Awangarda Kra-

kowska”). „Zasadniczy kościec autentyzmu to – według Czernika – poszukiwanie prawdy artystycznej w ścisłym związku z poszukiwaniem prawdy życiowej. Wiersz po-winien być jedynie wyrazem osobistych przeżyć i doznań jego twórcy, uwierzytelnionym jego własnymi doświad-czeniami życiowymi i biografią duchową. Konwencje li-terackie, jako sztuczne i deformujące poezję – autentyści odrzucali, bezpośredniość i naturalność, uznając jako wystarczające środki wyrazu artystycznego. Oprócz Sta-nisława Czernika do grupy autentystów należeli m. in. tak wybitni później poeci, jak: Jan Bolesław Ożóg, Józef Andrzej Fraciak, Jerzy Pietrowicz, Czesław Janczarski, T. J. Demczyk, a w kręgu do nich zbliżonym znaleźli się Stanisław Piętak i Marian Czuchnowski.

W większości byli to twórcy wywodzący się ze środo-wiska wiejskiego i prowincjonalnych miasteczek, któ-rzy za źródło siły i żywotności sztuki w ogóle, a poezji w szczególności, uznawali najgłębiej pojętą ludowość. W ten sposób – mniej lub bardziej świadomie – nawiązy-wali do twierdzenia jednego z najwybitniejszych poetów – romantyków Cypriana Kamila Norwida, który uważał, że »lud naczelnym jest artystą«. Najbardziej dojrzałe po-etyckie dokonania autentystów są oczywistym świadec-twem podnoszenia pierwiastków ludowych do znaczenia ogólnoludzkiego.

Gdyby pominąć malarską i graficzną twórczość Anto-niego Serbeńskiego, ilustratora „Okolicy Poetów”, odkry-wającego urodę Ostrzeszowa i jego okolic, hasła autenty-stów poza literaturą nie znalazły odbicia w innych dzie-dzinach sztuki. (...) Paradoks sprawił, że wszelkie próby wskrzeszenia autentyzmu poetyckiego podejmowane po wymarciu pokolenia jego twórców zakończyły się fia-skiem; stał się piękną i mądrą kartą w historii literatury polskiej” (cytat za Maciejem M. Kozłowskim). Jedynie „w latach osiemdziesiątych związany z Ziemią Ostrze-szowską artysta fotografik Stanisław Kulawiak wspierał swoją fotograficzną działalność hasłem „autentyzmu”, zapożyczonym od wcześniejszego o pół wieku kierunku poetyckiego. Sugeruje to istnienie rytmu, gdy po okresach uogólnień powraca się do konkretnych, podstawowych sytuacji. Kulawiak fotografował wtedy głównie w swoich

P

Page 13: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

13

rodzinnych stronach, gdzie powrócił po latach studiów i zdobyciu pozycji fotoreportera oraz artysty fotografa. Jednak w tych fotografiach nie próbował mitologizować codzienności czy też programowo przeciwstawiać tema-tów autentycznych tematom abstrakcyjnym i kosmopoli-tycznym” (cytat za Adamem Sobotą).

Ostatni, czterdziesty numer, „Okolicy Poetów”, uka-zał się w marcu 1939 r. Czernik wziął udział w kampa-nii wrześniowej, potem był na emigracji. Po powrocie do kraju osiadł w Łodzi, gdzie współpracował m.in. z miesięcznikiem „Odra”. Od 1937 roku członek Związku Literatów Polskich. W latach 1955-1956 prezes łódzkiego oddziału ZLP. W 1955 otrzymał nagrodę miasta Łodzi za całokształt twórczości. W tym mieście jest ulica nazwana jego imieniem. Opublikował wiele tomików poetyckich,

m.in. „Poezje” 1931, „O polskim płocie” 1934, „Przyjaźń z ziemią” (1934), „Siedem nocy” (1948) i „Autentyki” (1967), wydał też zbiory esejów o autentyzmie, po-ezji współczesnej, folklorze i literaturze ludowej, m.in. „Z podglebia” (1966) oraz „Sny i widma” (1971). Czernik pisał ponadto wspomnienia, był też autorem powieści hi-storycznych (m.in. „Uniwersał Czarnieckiego”, „Smolar-nia nad Bobrową Wodą” czy „Laur Padewski”, opowieść o poecie Klemensie Janickim), opowiadań, dramatów oraz przekładów poezji łotewskiej i fińskiej.

Notę – na podstawie internetu oraz posłowia Jadwi-gi Bandrowskiej-Wróblewskiej do „Poezji wybranych” S. Czernika, LSW 1969 rok – opracował

OLGERD DZIECHCIARZ

Stanisław Czernik

Dusza jak ziemia

Niechże się dusza ma wreszcie rozpolniZezbożowieje, rozżytni!Łan, jak dojrzały skwarem pracy rolnik,Niech się oczami lnu z niej wybłękitni.

Niech będzie jakby Polska – wielkopolna,Niech runią błyśnie, jeśli jest, jej less;Pszenicą, żytem, jęczmieniem stodolnaNiech się przestrzeni od kresu po kres!

Page 14: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

14

Ks. JanWIŚNIEWSKI

Page 15: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

15

siądz Jan Wiśniewski urodził się 3 maja 1876 r. we wsi Krępa Ko-ścielna (położonej między Iłżą a Lipskiem). Był wybitnym ba-daczem historii Kościoła, spo-

łecznikiem i duszpasterzem. Jest autorem dzieła, bez którego żaden szanujący się historyk Ziemi Olkuskiej nie może się obyć – chodzi oczywiście o „Historyczny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w Olkuskiem” (Mariówka Opoczyńska, 1933). Co ciekawe, książkę tę pi-sał Wiśniewski w Szwajcarii, gdzie przebywał na kuracji zdrowotnej w 1928 roku. Wyglądało to tak, że jadąc na ku-rację zatrzymał się w Olkuskiem, przemierzył nasz teren w ciągu niewielu zresztą dni (w samym Olkuszu był od 3 do 5 maja), wszystko, co widział lub usłyszał, szczegółowo zanotował, i wnet wyjechał w dalszą podróż pociągiem.

Postać ks. Wiśniewskiego jest warta przypomnienia choćby dlatego, że przed kilku laty kieleckie wydawnic-two „Jedność” wydało komplet 14 dzieł tego historyka, wśród nich tom o olkuskim dekanacie oraz suplement w postaci biografii autora pióra Jarosława Fidosa i Danie-la Olszewskiego (Ksiądz Jan Wiśniewski 1876-1943. Życie i działalność. Wydawnictwo „Jedność”. Kielce 2000). Ten duszpasterz miał życiorys bogaty i chwalebny, miejscami wszelako budzący spore zakłopotanie, dlatego wymaga-jący wyjaśnień, o czym za chwilę. Najpierw krótki życio-rys ks. Wiśniewskiego.

Był jedynakiem – dzieckiem Michaliny z Maleckich i Aleksandra Ignacego Wiśniewskiego, administratora i współwłaściciela wsi Krępy. Gdy miał trzy lata, umar-ła mu matka; minęły kolejne trzy, a odumarł go ojciec. Sierotą zaopiekowała się mieszkająca w Radomiu bab-ka Scholastyka Malecka. Po nauce w Lipie (koło Krępy) uczył się następnie w prywatnej szkole Piotra Biernackie-go w Radomiu. W 1892 r. ukończył gimnazjum męskie w Radomiu, z promocją do piątej klasy. W 1893 r. wstą-pił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Świę-cenia otrzymał z rąk Antoniego Ksawerego Sotkiewicza, biskupa sandomierskiego. W 1896 r. przyjął święcenia mniejsze w kościele Św. Ducha, a w 1898 r. święcenia subdiakonatu i diakonatu w katedrze sandomierskiej.

W dniu 29.06.1899 r. w kościele pod wezwaniem św. Mi-chała w Sandomierzu został wyświęcony na kapłana. Od 1.08.1899 r. rozpoczął pracę jako wikary kolejno: w Kozie-nicach, Cerekwi, Ćmielowie i Stromce. W 1906 r. dostał polecenie objęcia nauki religii w niższych szkołach żeń-skich, w szkole niedzielnej rzemieślniczej oraz na pensji Julii Waręskiej w Radomiu. Od 1913 r. związał się na stałe z parafią Borkowice, gdzie aż do śmierci pełnił funkcję proboszcza. Nie zajmował się wyłącznie działalnością duszpasterską, bo miał duszę społecznika – zakładał więc ochronki, straż pożarną, sklepy spółdzielcze, różne stowarzyszenia i kluby. Przyczynił się do powstania kilku szkół na terenie swojego probostwa, założył też bibliote-kę parafialną, kolportował prasę.

Wiśniewski w chwilach wolnego czasu wędrował po parafialnych miejscowościach, rozmawiał z ludźmi, przeglądał archiwa i wszystko skrzętnie dokumentował w zeszytach. Zapisywał nie tylko uwagi i spostrzeżenia, ale też wiele spraw komentował. Niczym Oskar Kolberg gromadził też legendy, pieśni, przysłowia, wierszyki czy zagadki (zachowały się w Archiwum Parafialnym w Bor-kowicach). Pociągała go też działalność literacka. W roku 1907 wydane zostały jego „Wiersze”, które władze carskiej Rosji postanowiły skonfiskować i zniszczyć za to, że: „mają na celu podsuwać wrogie ustosunkowanie narodu polskiego wobec rosyjskiego panowania”. Także „Pamięt-nik podróży po Ziemi Świętej” (1908) władze rosyjskie uznały za „nieprawomyślne politycznie”. Wspomnijmy może jeszcze okazjonalną publikację pt. „Jan Kocha-nowski, życiorys i pamiątki rodzinne w czterechsetletnią rocznicę urodzin 1530-1930” wydaną przez Wydawnictwo Kalendarzy Parafialnych i Rocznika Diecezji Sandomier-skiej. Jednak najbardziej znany jest ks. Wiśniewski dzięki książkom o dziejach dekanatów; na podstawie zebranych przez siebie materiałów opublikował następujące prace monograficzne: „Dekanat opatowski” (1906), „Dekanat iłżecki” (1911), „Dekanat radomski” (1911), „Dekanat ko-necki” (1913), „Dekanat kozienicki” (1913), „Dekanat opo-czyński” (1913), „Dekanat sandomierski” (1915), „Dekanat miechowski” (1917), „Historyczny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w Pińczowskim, Skalbmierskim

K

Page 16: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

16

i Wiślickim” (1927), „Historyczny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w Stopnickiem” (1929), „Historycz-ny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w Jędrze-jowskiem” (1930), „Historyczny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w powiecie włoszczowskim” (1932), „Historyczny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w Olkuskiem” (1933), „Diecezja Częstochowska. Opis historyczny kościołów, miast, zabytków w dekanatach: będzińskim, dąbrowskim, sączowskim, zawierckim i ża-reckim oraz parafii Olsztyn” (1936). We wstępie pierw-szej swej książki „Dekanat Opatowski” autor napisał: „chciałem opisać to wszystko, cokolwiek starożytnością, pięknem lub ciekawym podaniem zwiedzającego kościół lub miejscowość zainteresować może”. Pisywał też prace literackie i hagiograficzne, artykuły, wiersze i bajki oraz utwory sceniczne.

Wybuch drugiej wojny światowej właściwie zakończył działalność dokumentacyjną borkowickiego probosz-cza. Dla jego parafii okupacja hitlerowska rozpoczęła się 8 września. Ks. Wiśniewski zdążył jeszcze na krótko przed wejściem Niemców zacementować ufundowaną przez siebie tablicę pamiątkową na domu parafialnym informującą o 600. rocznicy zwycięskiej bitwy Polaków nad Niemcami w 1331 r. pod Płowcami. Po wkroczeniu Niemców proboszcz pozostawał pod kontrolą Wehr-machtu, bo wojsko wybrało sobie na siedzibę pobliskiej plebanii pałac rodziny Dembińskich w Borkowicach. Wi-śniewski był często wzywany przez Niemców na rozmo-wy. Pogarszające się zdrowie i niemiecka okupacja bar-dzo go przygnębiały. W lipcu 1941 r. doznał wylewu krwi do mózgu i został częściowo sparaliżowany. Odzyskał jednak przytomność i od 1 sierpnia odprawiał msze świę-te. Ale do pełni zdrowia już nie wrócił. Zmarł 7.06.1943 r. w Borkowicach i tam też został pochowany. Za zasługi odznaczony krzyżem kawalerskim orderu Polonia Resti-tuta (w 1938 roku).

Zapewne, drogi czytelniku, zastanawiasz się, na czym polegać ma owa dyskusyjność dzieł ks. Wiśniewskiego, o której wspominamy na początku notki; już wyjaśniam – chodzi o antysemityzm, jaki niestety wyłania się z jego dzieł.

Można sprawę załatwić krótko, np. takim zdaniem: „Ksiądz Wiśniewski był reprezentantem antyjudaizmu chrześcijańskiego, choć w jego przypadku nie miał on charakteru rasistowskiego”. A dlaczego nie miał: „O jego postawie świadczą udzielane przez niego chrzty nobi-litujące Żydów”. Tak piszą autorzy biografii ks. Jarosław Fidos i znany historyk ks. Daniel Olszewski (notabene ks. Olszewski na początku lat 90-tych zbierał materia-ły do książki o olkuskiej parafii, którą miał zredagować prof. Kołodziejczyk). Można się z tym zgodzić. Na pewno nie był ks. Wiśniewski rasistą, w tym aspekcie różnił się diametralnie od Niemców, dla których nawet chrzest nie zmywał „winy” urodzenia, a dla ks. Wiśniewskiego – tak, więc takowych udzielał. Czy jednak chrześcijanin, ksiądz katolicki, może mieć coś na swoje usprawiedliwienie po napisaniu takich słów: „Doświadczenie długich stuleci wykazało, że gdziekolwiek osiedli żydzi, wszędzie szerzyli zarazę zepsucia obyczajów, demoralizację i złodziejstwo” (Dekanat Olkuski, s. 206), albo takich: „Żydostwo, ta pi-jawka a raczej wampir Polski, jeśli się przed niem bronić nie będziemy, wyssie życie z naszej Ojczyzny...” (s. 212), lub: „Taka praca dla Polski tego zwyrodniałego narodu: siać pijaństwo i rozpustę, demoralizować naród, wysysać jego soki moralne i żywotne, a przez to do zguby doprowa-dzić”? Nagminnie opisuje ks. Wiśniewski rzekome mordy rytualne, na które dowodów szuka w XVI w. nagrobkach na dalekiej Litwie, ponoć wystawionych dzieciom, z któ-rych Żydzi wytoczyli krew, lubo wspominając zasuszone zwłoki chłopczyka z kościoła w Łęczycy, jakoby również opróżnionego z krwi użytej jako niezbędna ingredien-cja do macy. Poza tym ks. Wiśniewski nie tylko pisał, ale i działał przeciw Żydom, choćby usuwając ich skutecz-nie z terenu parafii w Borkowicach. O ile jeszcze w pracy Fidosa i ks. Olszewskiego znajdujemy w miarę obszerne wyjaśnienie kwestii antysemityzmu ks. Wiśniewskiego, o tyle brakuje takich informacji w samych reprintach. Niestety, nie każdy czytelnik wraz z którymś z 14 tomów kupi także biografię ich autora; a więc skoro nie kupi, to będąc w ten sposób pozbawiony tychże wyjaśnień, będzie czytał o żydowskich pijawkach, mordach na bezbronnych chrześcijańskich dzieciach, szerzeniu przez Izraelitów

Page 17: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

17

pijaństwa i rozpusty. Po takiej lekturze może pomyśleć, że Polacy antysemityzm faktycznie mają głęboko zako-rzeniony. W czasach, gdy wznawia się takie pozycje, jak „Protokoły mędrców Syjonu” czy „Main Kampf”, poważne wydawnictwa starają się przygotować czytelnika na szok, który może przeżyć. Nawet wydając przed ponad deka-dą słynny średniowieczny traktat: „Młot na czarownice”, w końcu niezwykle odległą w czasie ramotę, wydawnic-two zdecydowało się zamieścić wstęp z wyjaśnieniami prof. Janusza Tazbira. Czy nie można było dać krótkiego wyjaśnienia także przed każdym tomem serii dzieł Wi-śniewskiego?! A jest co wyjaśniać, gdyż obok kwestii anty-semityzmu, mamy też ostre słowa księdza Wiśniewskie-go skierowane np. wobec bojowników PPS-u walczących o niepodległość Ojczyzny (zawsze pisanej z dużej litery) tkwiącej od ponad stulecia pod zaborami. Wiadomo,

ksiądz nie może popierać tych, którzy przelewają czyjąś krew, ale jego ostre ataki na bojowców jakoś nie do końca współgrają z jego niewątpliwym patriotyzmem. Nie chcę być posądzony o pryncypialność, ale ksiądz Wiśniewski, faktycznie szykanowany za polskość, gdy było trzeba – uginał się przed zaborcą; dość wspomnieć fakt powiesze-nia na plebani portretu cara dla: „zmylenia przeciwnika”. Mamy więc pewien kłopot z ks. Wiśniewskim, ale – pod-kreślam – ten kłopot nie może odebrać mu podstawowej zasługi: dzieła, w którym mimo zdarzających się błędów i nieścisłości fachowo opisał dziesiątki dekanatów i setki parafii, posiłkując się przy tym dokumentami, z których wiele wkrótce uległo zniszczeniu. Bez niego nasza wie-dza byłaby dużo uboższa.

OLGERD DZIECHCIARZ

Page 18: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

18

FranciszekSZLACHCIC

Page 19: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

19

o w Olkuszu na przełomie 1947-48 roku zaczęła się właściwie „kariera” Fran-ciszka Szlachcica, człowieka, którego uważa się za szarą eminencję PRL-u końca lat 60. i początku 70-tych. W Ol-

kuszu Szlachcic nie tylko szefował Powiatowemu Urzędowi Bezpieczeństwa, ale także należał do powiatowych władz Polskiej Partii Robotniczej. Wcześniej, w latach 1945-46, Szlachcic kierował kontrwywiadem PUBP w Chrzanowie. Jego kariera nabrała tempa po wyjeździe z Olkusza w 1948 r. Trafił wtedy do Krakowa, gdzie był inspektorem przy Kierownictwie Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W latach 1948-49 pełnił obowiązki zastępcy szefa WUBP w Krakowie, a następnie do 1950 był nim już z nominacji. Od 1950 do 1953 szefował WUBP w Olszty-nie. Następnie partia „rzuciła” go do Rzeszowa, gdzie rów-nież szefował WUBP. Od 1954 przez rok był na szkoleniu w Moskwie. Był tam wraz z innymi wysokimi oficerami, z których wielu zrobiło potem karierę w PRL-u (np. wicemi-nister Morawski, dyrektor departamentu Filipiak). Gdy go pytano po latach, czy podczas tego kursu KGB nie werbo-wało swych agentów, gorąco zaprzeczał, twierdząc (albo ra-czej żartując), że byłoby to… „nielegalne”. W latach 1955-56 był kierownikiem WU ds. BP w Stalinogrodzie (po śmierci Stalina, na wniosek pisarza Gustawa Morcinka, Katowice przemianowano na Stalinogród). W 1956 r. został z-cą ko-mendanta wojewódzkiego MO ds. Bezpieczeństwa w Kato-wicach, a w latach 1957-62 – komendantem. Od 1962 do 1971 Szlachic był wiceministrem spraw wewnętrznych. W tym czasie wraz z Edwardem Gierkiem miał doprowadzić do odsunięcia od władzy Władysława Gomułki. W 1971, przez rok, zasiadał na fotelu ministra spraw wewnętrznych, czyli był już prominentnym członkiem władz PRL-u; podkreśl-my, że w MO miał stopień generała brygady. Przez cały ten okres robił też karierę w partii: w latach 1964-68 był z-cą członka Komitetu Centralnego PZPR, następnie do 1978 członkiem KC, a w latach 1971-75 członkiem Biura Politycz-nego KC PZPR, czyli de facto decydował o najważniejszych sprawach kraju. Zapewne, zdając sobie sprawę ze słabości i małego znaczenia Parlamentu w PRL-u, jakoś nie pchał się na posła; był nim tylko jedną kadencję – w latach 1972-1976.

Potem „w odstawce”, bo trudno uznać za nobilitujące sta-nowisko prezesa Polskiego Komitetu Normalizacji i Miar (pełnił tę funkcję w latach 1976-1985). Zmarł w listopadzie 1990 roku w Warszawie. Krótko przed śmiercią ukazały się jego wspomnienia i wywiad-rzeka, który przeprowadził z nim dziennikarz „Wprost” Jerzy Sławomir Mac. Z tego wywiadu kilka wycinków:

– Urodzony?F.S. – 5 lutego 1920 roku w Byczynie, województwo ka-

towickie.– Wyznanie?F.S. – Ochrzczony w obrządku katolickim. Pochodze-

nie robotnicze.– Przynależność do organizacji politycznych?F.S. – Przed wojną Związek Harcerstwa Polskiego

i OMTUR, w czasie okupacji byłem członkiem i oficerem Armii Ludowej. Po wojnie – wiadomo.

– A obecnie?F.S. – Bezpartyjny. Nigdzie nie należę.– Odznaczenia?F.S. – Mam ich sporo, trudno nawet spamiętać. Naj-

bardziej cenię sobie Krzyż Grunwaldu III klasy, Sztan-dar Pracy I i II klasy, Order Odrodzenia II klasy, Krzyż Walecznych i radzieckie: Order Czerwonego Sztandaru i Order Rewolucji Październikowej – to jest niezwykle wysokie odznaczenie. Większość z nich – za walkę z oku-pantem.

– Był pan karany?F.S. – Nie.W tymże wywiadzie przyznawał, że w młodości upra-

wiał kult dwóch Józefów: Stalina i… Piłsudskiego.O ziemi olkuskiej wspominał rzadko, w rozmowie

z dziennikarzem napomknął o niej raptem dwa razy. Gdy Mac spytał Szlachcica o radzickich doradców przy każdej komórce aparatu bezpieczeństwa, Szlachcic na to: „Na po-czątku działali oni we wszystkich urzędach powiatowych, wojewódzkich i w centrali ministerstwa bezpieczeństwa. W każdym powiecie był jeden doradca, w województwach po dwóch-trzech, a w ministerstwie jeden-dwóch w każ-dym departamencie. Z powiatów wycofano ich już w roku 1950, a w województwach i w centrali byli do roku 1956.

T

Page 20: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

20

Oni mieli służyć pomocą i konsultacją, nie prowadzili sa-modzielnie spraw, ale interesowali się, dawali wskazówki. W Olkuszu miałem za doradcę kapitana Cieplikowa, który głównie pił i zajmował się handlem. W Olsztynie dorad-cą był pułkownik Maslennikow, »dziadek« chyba sześć-dziesięcioletni – ja przecież młody wtedy byłem – jemu z kolei nie chciało się nic robić, przychodził rzadko, mało się interesował. W sumie nie przeceniałbym roli tych doradców. Oni byli zajęci swoimi sprawami i nie można w żadnym wypadku powiedzieć, że te wszystkie błędy, ła-manie praworządności, to przez nich. Za to całe zło przede wszystkim sami ponosimy odpowiedzialność – ludzie apa-ratu. Trzeba się do tego przyznać”. Samą obecność Rosjan uzasadniał tym, że zwycięskie mocarstwo musiało dbać o swoje interes w podbitym kraju.

Drugie jego wspomnienie związane z naszym terenem dotyczy braku wykształcenia pracowników bezpieczeń-stwa: „(…) w pierwszym okresie przyjmowano do służby

w aparacie bezpieczeństwa wielu analfabetów, nie potra-fiących pisać i czytać, a co dopiero mówić o znajomości prawa. Pamiętam, chyba w 1947 r., kiedy byłem szefem powiatowego urzędu w Olkuszu, przyjechałem na po-sterunek w Pieskowej Skale i widzę taką scenę: referent do walki z bandytyzmem z tej placówki siedzi na piecu, trzyma w ręce kij, w jednym rogu pokoju siedzi na krze-śle jeden aresztowany, w drugim rogu drugi i ten trzyma w ręce papier i ołówek. Tamten mówi, ten na piecu po-krzykuje, a ten drugi pisze. Co się okazuje – trafiłem akurat na przesłuchanie zatrzymanego. Ponieważ śled-czy był niegramotny, kazał drugiemu aresztantowi pisać protokół i tym kijem dodawał sobie autorytetu. I jeszcze pokrzykiwał na tego, co pisał: »Źle zanotowałeś, on po-wiedział inaczej«. Tak to było”.

W dalszej części wywiadu snuł Szlachcic wspomnie-nie, jak to jako szef powiatowego UB zarabiał „półto-ra raza tyle, co górnik na kopalni”. Wcześniej, jeszcze w 1945 r., zamiast wypłaty ubecy dostawać mieli np. „wódkę i konserwy”. Pracowali ciężko, nie oszczędzali się: „A pierwszy raz na urlop pojechałem dopiero w 1956 albo 1957 roku” – dodał.

Niestety, nie ma wzmianek o pracy w Olkuskiem w pamiętnikach Szlachcica, bo zaczął je pisać dopiero od 1955 roku.

W ocenie mieszkańców Olkusza okres, gdy Szlachcic piastował funkcję miejscowego szefa UB, to czas najwięk-szego bestialstwa tych służb. Służbę w Olkuszu przyszły generał zaczął 1 lutego 1947 roku i trwała ona dokładnie rok. Pierwsze lata po okupacji to czas generalnej rozgryw-ki władz komunistycznych z przeciwnikami – zwłaszcza z Armią Krajową, Mikołajczykowskim PSL-em, PPS-em i ogólnie ze wszystkimi, którym nie podobały się na-

rzucone przez Rosjan rządy komunistyczne. W willi Kallisty, która podczas wojny została przez Niemców zarekwirowana znanemu olkuskie-mu lekarzowi na mieszkanie dla landrata Grolla, zgodnie z logiką historii ulokował się organ nowej władzy – UB. Ubecy w piwnicach budynku zrobili areszt, w którym torturowali aresztantów, głów-nie akowców i grupę ziemian (m.in. Arkuszewscy,

Zamoyski). Za kadencji Szlachcica rozpracowywano olku-skie struktury antykomunistycznej organizacji Wolność i Niezawisłość (większość aresztowań członków WiN Zie-mi Olkuskiej miała miejsce w styczniu 1949 roku). Ponoć rozstrzelanych w ogrodzie przy willi Kallisty zakopywano w lesie w Żuradzie i w Dobrakowie, ale są relacje świadków, że pochówków dokonywano także w rogu Starego Cmentarza w Olkuszu. Mieszkańcy okolicznych domów słyszeli wrza-ski wydobywające się z piwnic willi i strychu placówki UB. Maltretowani pozostawili po sobie napisy wydrapane na tynku w piwnicach domu, np. symbole Polski Walczącej.

Do Olkusza Szlachcic został przeniesiony krótko po sfałszowanych wyborach, można powiedzieć: już na „po-sprzątany” teren. Nie zdążył więc wziąć udziału w roz-grywce z olkuskimi strukturami PSL, którą UB prowadzi-

Page 21: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

21

ło w sposób zdecydowany i bezpardonowy (zawieszenie powiatowego ogniwa PSL, aresztowanie członka Rady Naczelnej PSL Stefana Pasternaka, zabójstwo działacza Władysława Rogoża), niemniej na obszarze Chrzanow-skiego, gdzie działał wcześniej, bezpieczniackie służby postępowały analogicznie. Po opuszczeniu Olkusza nasz region pozostawał pod „życzliwa opieką” Franciszka Szlachcica, który – o czym mało kto wie – prywatnie był teściem Stanisława Wałacha, (znanego szefa krakowskie-go SB w latach 1969-1974), który kierował wieloma opera-cjami w naszym powiecie, rozpracowywał np. tzw. Spra-wę Wolbromską (opisał to w książce „Był w Polsce czas”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1978).

Z wywiadu ze Szlachcicem dowiadujemy się o spra-wie ważnej w kontekście niedawno uchwalonej ustawy lustracyjnej: „Kiedy w 1956 r. gdy byłem w Katowicach, przyszła decyzja, by zniszczyć wszystko, co niepotrzeb-

ne, przejrzeliśmy teczki tajnych współpracowników i zniszczyliśmy chyba 20 tysięcy teczek”. Wynika więc z tego, że czyszczenie archiwów UB i SB odbywało się nie tylko w latach 1989-90.

Dodajmy, że to za „kadencji” Szlachcica w MSW miała miejsce szczególnie zajadła nagonka władz PRL-u na lu-dzi kultury, zwłaszcza na literatów. To wtedy ograniczano przydział papieru nieposłusznym tytułom prasowym, sza-lała cenzura, posuwano się do aresztowań – m.in. wówczas do więzienia trafili Kuroń i Modzelewski, a sprawę sądową miał Melchior Wańkowicz; zaś w 1968 r. „nieznani sprawcy” pobili Stefana Kisielewskiego, próbowano też szantażować współpracującego pod pseudonimem z paryską „Kulturą” Cata-Mackiewicza (gdy esbek pokazał mu kompromi-tujące zdjęcia pisarza w miłosnych uściskach z młodymi damami, tenże zachwycony wykrzyknął: „Nieźle wyszło!” i poprosił: „Panie majorze, czy mógłby pan zapoznać z tym Wańkowicza, bo jak mu to mówię, nie wierzy?”); tym spo-sobem z szantażowania Cata nic nie wyszło.

Szlachcic uchodził za „beton” partyjny, przez wiele lat trzymał silną ręką służby wewnętrzne i miał przemożny wpływ na wszystko, co działo się w Polsce. Budził strach. Zabawnie w tym kontekście brzmi opowieść, którą od-najdujemy we wspomnieniach Tomasza Lema, syna wy-bitnego pisarza SF Stanisława. Otóż Tomasz Lem jako czterolatek odebrał telefon; zapewne dzwoniący chciał rozmawiać z jego ojcem: „– Tu mówi sekretarz KC Fran-ciszek Szlachcic – rozległ się w słuchawce silny, męski głos. – A tu mówi Tomek – odpowiedziałem rezolutnie” – wspominał Lem junior po latach.

Franciszek Szlachcic umarł w 1990 roku. Dziś, 20 lat po upadku PRL-u, zaskakująco brzmią ostatnie słowa Szlachcica z wywiadu, którego udzielił na cztery miesiące przed śmiercią: „Chciałbym, żeby te moje przemyślenia i moja wiedza o sprawowaniu władzy stały się przydatne tym wszystkim, którzy chcą rządzić w naszym państwie, a zwłaszcza tym, którzy chcą w nim demokratycznie rzą-dzić. Żeby nie powtórzyli naszych błędów”. Aż ciśnie się na usta pytanie: czy rzeczywiście jego wiedzy i przemy-śleń ktoś nie wykorzystał?!

OLGERD DZIECHCIARZ

AneksKierownicy i szefowie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Pu-blicznego w Olkuszu w latach 1945-1956Wiktor Głuski, por. 19.I – III 1945-Stefan Kocjan, syn Jana, ppor. 22.II 1945 – 3 I 1946 (niezatwierdzony)Tadeusz Andrusiewicz, syn Maksymiliana, por. 1 I – 1 X 1946Władysław Kordyl, syn Józefa, sierż./ppor., p.o. 1 X 1946 – 1 II 1947.Szlachcic Franciszek, syn Jana, kpt./mjr, 1 II 1947 – 1 II 1948Albin Dąbrowski, syn Ignacego, chor./por., p.o. 15 III 1948 – 1 V 1950Józef Chłopicki, syn Jana, por./kpt., 1 V 1950 – 1 II 1952Franciszek Kasperek, syn Piotra, por./kpt., 1 XI 1951 – 31 III 1955Marian Banaś, syn Piotra, ppor./ por., 1 IV 1955 – 31 XX 1956

ZastępcyEdward Popczyk, syn Łukasza, – 21 V 1945 (zginął 21 V 1945) Leon Góras, syn Ignacego, p.o. 8 I 1946 – 10. IV 1948Mieczysław Gajda, syn Michała, chor., p.o. 10 IV 1947 – 1 II 1948Józef Dyśko (Dysko), syn Bolesława, chor., 1 II 1948 – 1 I 1949Albin Dąbrowski, syn Ignacego, chor./por., 15 III 1948 – 1 V 1950Aleksander Gnyp, syn Jana, ppor./por., 1 V 1950 – 15 IX 1951Tadeusz Krzewicki, syn Sebastiana, ppor./por., 1 X 1951 – 30 VI 1956Tomasz Kłusak, por., 1 V 1952 –Stanisław Ciołek, syn Wawrzyńca, por., 1 VII – 10 IX 1952Krzysztof Bielawski, syn Franciszka, por., 1 X 1952 – 31 III 1955Stanisław Morawski, syn Mieczysława, ppor., 1 VII – 31 XII 1956.(nie mylić z płk. S. Morawskim, w latach 60-tych dyrektorem De-partamentu IV MSW).

Page 22: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

22

Jean-ClaudeVAN DAMME

Page 23: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

23

yła niedziela, 26 marca 2000 roku. Dwie wspaniałe limuzyny zaje chały na ulicę 29 listopada w Wolbromiu. Samochody zatrzymały się przed bu-dynkiem oznaczonym numerem 10,

tuż przy drzwiach restauracji „Rafaello”. Pierwsze auto wjechało na chodnik, tuż przed drzwi lokalu. Wysiadł z niego rosły mężczyzna.

W niedzielne przedpołudnie w zacisznej wolbromskiej uliczce panuje „cisza nocna”, ludzi przemyka niewie lu. Spacerowiczów brak. Marzec w jurajskim mieście u źró-deł Przemszy bardziej przypomina zimę, niż przedwio-śnie. Dla Stefanii Rdest, właścicielki restauracji „Rafael-lo”, świąteczny poranek to czas spokoju. Lokalu otwierać nie warto przed 13-stą. Dopiero po niedzielnej sumie za-glądają tutaj pierwsi goście.

Pukanie do drzwi restauracji, które przerwało ciszę niedzielnego „dopołudnia”, zdziwiły panią Stefanię. Ale doświadczona restauratorka, pomna na dewizę „nasz klient – nasz pan”, otworzyła bezzwłocznie podwoje loka-lu. Do środka weszło 6 osób: dwóch kierowców (Polaków, dwie tłumaczki (Polki) oraz dwóch „zagraniczników”: Je-an-Claude Van Damme oraz jego menadżer.

Spełnione marzenie – Hollywood!

Jean-Claude Camille Francois Van Varenberg (pseudo-nim artystyczny: Van Damme) jest dziś bardzo znanym aktorem. Jako gwiazda pierwszej wielkości mieszka i pracuje – oczywiście – w Hollywood. Na podbój Ame-ryki wybrał się na początku lat osiemdziesiątych XX stulecia. Wcześniej mieszkał w Belgii. Jean-Claude jest Belgiem. Urodził się 18 października 1960 r. w Berchem-Sainte Agathe. Młodość spędził w Brukseli.

Jean-Claude Van Varenberg był bardzo wrażliwym dzieckiem. Fizycznie opóźnionego chłopca ojciec za-prowadził do klubu sportowego i zapisał na kurs karate shotokan. Niezwykle zdeterminowany, ambitny mło-dzieniec od najmłodszych lat sam podejmował decy zje życiowe. W wieku 16 lat rzucił szkolę i poświęcił się swo-im pasjom: baletowi, wschodnim sztukom walki oraz

kulturystyce. Po kolejnych czterech latach spędzonych w stolicy Belgii, kiedy to wygrał profesjonalne europej-skie zawody karate, odrzucił propozycję wstąpienia do pro fesjonalnego zespołu baletowego i wyruszył na pod-bój Hollywood. Marzył o karierze aktorskiej. Po przyby-ciu do USA w 1981 roku miał nadzieję, że „karatekowe” certyfikaty otworzą mu drzwi do kariery. Otwarły, ale na sukces musiał poczekać lat kilka.

Nazwisko Van Damme zaczęło coś znaczyć w filmo-wym świadku dopiero w drugiej połowie lat osiemdzie-siątych. Wcześniej Jean-Claude, znany w owym czasie bardziej jako Frank Cujo, był zmuszony chwytać się bar-dzo przyziemnych zajęć. Pracował jako szofer, robotnik do wykładania parkietów, dostawca pizzy oraz wykidaj-ło, szlifując przez cały czas swój angielski. Jego nieprze-ciętna sprawność fizyczna idąca w parze z nietu zinkową aparycją oraz pokaz umiejętności, który impro wizował w restauracji przed zdumionym producentem Menache-mem Golanem, zaowocowały serią występów w krwa-wych, wysokobudżetowych produkcjach. Akrobatycz-ne wyczyny Van Damme’a oraz niezwykle realistyczne sekwencje walki w takich filmach jak „Krwawy sport” („Bloodsport”), „Kickboxer”, „Universal Soldier” prze-szły do historii i utorowały mu drogę do bardziej am-bitnych przedsięwzięć. Jego następne filmy zyskiwały niesłychaną popularność, co w bardzo krótkim czasie zapewniło mu status gwiazdy filmów akcji. Od tamtego czasu obrazy z jego udziałem mają stałą, pokaźną grupę wielbicieli.

Karateka za miliard dolarów

Miłość aktora, producenta filmowego i milionera (mi-liardera!) Van Damme’a do sportów walki nigdy nie zosta ła podważona. Jean-Claude przez lata całe środowi-ska karateków nie opuszczał i zawsze był skory poświę-cać swój cenny czas dla wschodnich walk. To właśnie na zaprosze nie krakowskich karateków z YMCA odwiedził Kraków i, przy okazji, Wolbrom. W grodzie Kraka prze-bywał trzy dni. Dwukrotnie zmieniał rezerwację odlotu. Zauroczyły go krakowskie lokale, jedzenie, trunki i... ka-

B

Page 24: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

24

ratecy. Podczas spotkania z około 150 karatekami w sali YMCA przy ul. Krowoderskiej przeprowadził rozgrzewkę i odbył kilka walk sparingowych, w których wzięli udział: Wiesław Marciniak (2 dan), Krzysztof Borowiec (3 dan), Roman Kęska (3 dan, trener kadry narodowej), Marian Apostoł (I kyu, radny AWS, szef Wydziału Promocji UM Krakowa) i 11-letni Maksymilian Kotynia. Towarzyszył mu wiceprezes Polskiego Związku Karate Andrzej Drew-niak. Na łamach „Dziennika Polskiego” red. Jerzy Fili-piuk zanotował wyzna nia mistrza: „Nigdy nie chciałem być tak bardzo muskularny jak inni kulturyści. Zawsze miałem poczucie piękna i proporcji”. „Pragnienie osią-gnięcia sukcesu było większe od jakich kolwiek innych uczuć. Było silniejsze od strachu przed niepowodzeniem, wstydu i miłości do mojej pierwszej żony”. „Ważne jest, by wszystko było wyważone. Teraz osiągnąłem równowa-gę duchową w każdej dziedzinie życia. Rozdzielam swój czas między pracą a rodziną, między filmem a najbliższy-mi”. „Kocham ludzi, życie i karate. Jestem człowiekiem filmu i sztuki. Karate to sztuka i filozofia mojego życia. Pomaga mi w kształtowaniu mojego ducha, nabywaniu odporności psychicznej”.

Wolbromskie korzenie

26 marca 2000 roku Jean-Claude Van Damme zna-lazł się w Wolbromiu. Przyjazd ekscentrycznego ak-tora do miasta położonego w sercu Jury Krakowsko-Częstochowskiej niektórzy byliby skłonni zapisać w poczet kaprysów światowym gwiazdom przypisy-wanych. Nic z tych rzeczy! Wolbrom na trasie polskie-go pobytu Van Damme’a miał zupełnie inny charakter. Był rodzajem pielgrzymki do kraju przodków.

W wolbromskim „Raffaelo” Jean-Claude spędził trzy sympatyczne godziny z okładem. Był rozmowny i uśmiechnięty. Opowiadał o sobie, rodzinie, mniej-szych i większych przyjemnościach aktorskiego życia. Mówił, że posiada duży, nowoczesny dom z salką gim-nastyczną, dwa motocykle Harley Davidson, trzy psy. Uwielbia wypady z dziećmi w góry i nad jeziora. Nie tak dawno ożenił się po raz piąty – z kobietą, która

już wcześniej była jego żoną. Z apetytem zajadał ro-sół z makaronem oraz de volai z ziemniakami. Polska kuchnia u pani Rdestowej, której smakowych walorów podważyć nie sposób, ukoiła podniebienie Belga z... Hollywood.

W pewnym momencie wolbromskiej wizyty Van Dammme poprosił o wskazanie mu drogi na cmentarz. Samochody ruszyły ulicą Miechowską i zatrzymały się przy cmentarzu parafialnym. Kiedy Jean-Claude zoba-czył nagrobki przyozdobione krucyfiksami – powie-dział, że szuka cmentarza żydowskiego. Zawieziono go na kirkut przy ul. Skalskiej, pod pomnik w kształcie bramy stojący na cmentarzu założonym w XIX wieku. Aktor stanął przed tablicą z napisem w języku hebraj-skim i polskim, poświęconej pamięci mieszkańców Wolbromia narodowości żydowskiej, zamordowanych przez hitlerow ców w czasie II wojny światowej. Długo medytował.

Z cmentarza Jane-Claude wespół towarzyszącymi mu osobami powrócił do restauracji. Był pod wra-żeniem tego, co zobaczył. Zaraz zatelefonował do swojej babci do Belgii, z pasją przekazywał szczegóły wizyty, a następnie podał telefon pani Stefanii Rdest. Wolbromska restauratorka usłyszała w słuchawce głos kobiety mówiącej nienaganną polszczyzną. Rozmów-czyni z Belgii informowała, że przed wojną mieszkała w Wolbromiu przy ul. Pileckiej 33. Uciekła z Polski przed hitlerowcami w wieku 15 lat. Doskonale orien-towała się w przedwojennej topografii miasta. Stwier-dziła nawet, że w miejscu obecnej restauracji Rafaello mieściła się w jej czasach piekarnia.

Czas płynął wartko. Goście wydawali się ukonten-towani pobytem w Wolbromiu, zaciszną atmosferą restauracji. Ale nic w życiu nie trwa wiecznie. Fama o pobycie wielkiego aktora rozeszła się po mieście. W Rafaello z minuty na minutę przybywało gości. Za-częli prosić o wspólne zdjęcia. Familiarna atmosfera prysła. Jean-Claude Van Damme postanowił wracać do Kra kowa i dalej do... Hollywood. Pożegnał się i odje-chał. Jedyną pamiątką, która pozostała po jego pobycie w Wolbromiu, są zdjęcia w albumie pani Rdest

Page 25: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

25

i świado mość, że tego wielkiego aktora można zaliczyć w poczet ludzi Ziemi Olkuskiej.

* * *Żydzi w Wolbromiu mieszkali już w XVII wieku, gmi-

na zawiązała się w 1740 roku, była zależna od krakowskiej. W latach 1823-62 istniał tu zakaz osiedlania się Żydów ze względu na przygraniczne położenie miejscowości. W XIX wieku licznych zwolenników zyskał tu chasydyzm. W 1827 roku było 724 Żydów (27% ludności), a w 1921 roku

– 4276 (59% ludności). Przed wybuchem wojny mieszkało w Wolbromiu około 5000 Żydów. Wielu z nich zostało za-mordowanych przez Niemców już w dniu zajęcia miasta. W 1941 hitlerowcy utworzyli getto. Uwięzili w nim około 5 tys. osób. 5 lipca 1942 r. 800 osób rozstrzelali w pobli-skim lesie chodowskim, 3 tys. wywieźli do obozu zagłady w Bełżcu, pozostałych zamordowali 6 i 7 września 1942 r. w okolicznych lasach.

JERZY NAGAWIECKI

Page 26: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

26

KlaudiuszKUŚ

Page 27: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

27

leksander Treliński, socjolog. Czasami myślę, że to jest takie proste. Bo jakby się nad tym głębiej zastanowić, to rzeczy-wiście jest proste. Wbić nóż

aż po trzonek, wyciągnąć i znowu wbić, i znowu, i tak wiele razy, aż ciało nie stawia oporu. Albo uderzyć młot-kiem w twarz, w sam nos, poczuć, jak miażdży chrząstki i wchodzi w czaszkę. Widzieć, jak z krwią wypływają zęby. Czasami zastanawiam się, jak to jest, gdy wielkimi krawieckimi nożycami odcina się komuś palce, pojedyn-czo, powoli. Co się wtedy czuje? Albo złapać kogoś za włosy i, tak jak na filmach, rozwalić mu łeb o pisuar. Pa-trzeć, jak porcelana wypełnia się krwią. Kiedy obejrzałem »Urodzonych morderców« Stone’a, śniło mi się, że złapa-łem na ulicy chłopca, wciągnąłem go do samochodu, za-wiozłem do piwnicy mojego domu, związałem, a potem żyletką podcinałem gardło. Straszne. Właśnie, dlaczego straszne? Nie takie rzeczy ludzie ludziom robili i robią. I będą robić. Niech pan tylko nie myśli, że coś takiego zrobię, broń mnie Panie Boże, ja się tylko zastanawiam. Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że to w gruncie rzeczy bardzo proste”.

To, wbrew pozorom, nie jest wyznanie jakiegoś „po-kopanego” socjologa. To urywek z książki „Ludzie” au-torstwa olkuszanina Klaudiusza Kusia, która ukazała się w 2004 roku w wydawnictwie „Zielona Sowa”. Właśnie książka olkuszanina uzyskała wtenczas I miejsce w ogól-nopolskim konkursie na powieść, którą ogłosiło to kra-kowskie wydawnictwo. Kim jest autor, który od wielu już lat w Olkuszu nie mieszka, ale we wszystkich materia-łach o sobie konsekwentnie podkreśla, że z naszego mia-sta pochodzi?

Jakiś czas temu jechałem z Martą i Łukaszem Jarosza-mi do Krakowa, razem z nami jechała jakaś dziennikarka TVN-u, w którym Klaudiusz Kuś, tak przynajmniej wte-dy myślałem, miał pracować.

– Wyrzucili go – skwitowała moje zapytanie o niego. – Za co? Zaśmiała się: kombinował coś z materiałami, podłożył inne zdjęcia niż miały być emitowane i zrobił się bałagan. Wyszło, że zrobił to dla zgrywy. Pomyślałem,

że chyba jestem go w stanie zrozumieć. Sam już czasami mam dość wielu rzeczy i robię jakieś nieracjonalne gesty, byle tylko był jakiś ruch, coś się działo. Wiadomo, najle-piej byłoby sterczeć w miejscu, nic nie robić, pozwalać życiu przetaczać się samemu po naszych barkach, wtedy jest szansa, że nas nie wypatrzą i jakoś dociągniemy do emerytury. Tylko czy tak chcemy? Klaudiusz Kuś chyba tak nie chciał, stąd tak wiele zaskakujących rzeczy, które robi.

Notatka o nim z 2004 roku:Urodzony w 1975 w Olkuszu, od 7 lat mieszka w Kra-

kowie, skończył dziennikarstwo i europeistykę na UJ. Pracował jako dziennikarz, szef działu informacji w dwu-tygodniku, barman, kelner, odlewniczy, specjalista ds. p.r., tłumacz, pracownik fizyczny na budowie, pomocnik murarza, copy writer, kitchen porter. Obecnie pracuje jako redaktor i korektor w kilku wydawnictwach. Zdarzy-ło mu się opublikować pracę naukową o sytuacji Romów w Polsce, kocha Hrabala, uwielbia Manna, Dostojewskie-go i Gogola, chciałby pisać jak Borges i Gombrowicz ra-zem wzięci. W przyszłości ma zamiar założyć na południu Hiszpanii winnicę i do końca życia bujać się w fotelu, pro-dukować obrzydliwie drogie, wytrawne, czerwone wino, pić je i wygrzewać się w słońcu. Ma kota Sławka, wszyscy od lat mówią na niego „Klara” (z powodu urody?).

O „Ludziach” Justyna Jaworska w miesięczniku „Lam-pa” była łaskawa zauważyć, że chociaż „zostali napisani z drygiem i słuchem językowym, to po ich lekturze wy-padałoby poderżnąć sobie żyły”. O bohaterach tej prozy pisze: „galeria frustratów i nieszczęśników, którzy albo snują sadystyczne fantazje, albo są emocjonalnie, fizycz-nie, umysłowo bądź społecznie upośledzeni. Ktoś się mę-czy, ktoś kogoś obsmarowuje, ktoś wyrzucił kotka przez okno. Nieliczni, którym świat się akurat podoba, opo-wiadają o tym tak bezmyślnie, że budzą jeszcze większą grozę. Pełne spektrum ludzkiej głupoty, od idiotyzmu do debilizmu, nikogo z tej sporej w końcu próbki nie mia-łoby się ochoty poznać osobiście”. Nie wiem, czy po tak kategorycznych słowach krytyczki mogę napomknąć, że kilka osób, tak mi się zdaje, z bohaterów książki Kusia-”mam przyjemność” znać osobiście: jednego b. senatora,

„ A

Page 28: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

28

poetę Sławka Elsnera (wiem, że się z Kusiem kolegują); parę miejsc wydaje mi się znajomych, ale nie udało mi się tej wiedzy skonfrontować z autorem, bo mimo dwukrot-nych terminów spotkań z czytelnikami w olkuskiej Gale-rii MBWA Klaudiuszowi przyjechać się do nas nie udało. Prowadziliśmy za to korespondencję mailową i sms-ową, czasem zaskakującą. Myślę, że się Klaudiusz na mnie nie obrazi, jeśli zamieszczę jeden z jego listów, ciut może rozwichrzony, ale za to jakże sympatyczny, bo zwario-wany (uwaga: pisownia oryginalna, czyli bez dużych liter i polskich znaków): „hej. nie odpisywalem wczoraj, bo bylem w zawoi na desce oficjalnie zakonczyc sezon snow-boardowy ;) wprawdzie jezdze arcyzle i hiperpowoli, ale radosci przy tym mam co niemiara, piwo grzane i inne alkoholowe mikstury popijam bez opamietania, mlod-nieje o 15 lat itd. Przy okazji opalam sie – problem w tym, ze jezdze w goglach, bez czapki, wiec opalam sie na calej twarzy poza miejscami, gdzie mam gogle... efekt jest taki, ze teraz wygladam jak idiota – pol czola i wiekszosc twa-rzy opalona, a druga polowa czola biala i okolice oczy tez pieknie blade – nieopalone miejsca ukladaja sie w kontur gogli narciarskich... jakbym byl rajdowcem za dawnych lat i ledwo co sciagnal z twarzy gogle – cala geba usma-rowana, a pod goglami czysciutko, az milo! ;) i jak tu na miasto wyjsc??? tyle o desce :) 21 wpadne i z przyjemno-scia was odwiedze. nic mi nie wiadomo o niespodziewa-nych narodzinach potomkow, zdrowie me przednie, ko-smici na stare podgorze nie zagladaja, a busy do olkusza kursuja az milo – wiec bede :) serdecznosci klara.”

Niestety, Klaudiusz nie przyjechał, bo mu się zwaliło na łeb kierownictwo TVN-u i musiał być w firmie. Zresztą może właśnie po tej wizycie go wylali z roboty? Ale mamy książkę, cienką, raptem 126 stron, ale ileż w niej zna-komitej literatury, ileż słuchu na język ludzi zwykłych i niezwykłych, ileż pomysłowości, ileż poezji i ileż okrop-ności. Czytałem z niesłabnącym zainteresowaniem, cze-kając na puentę i kiedy doczytałem ostatnią wypowiedź, a właściwie „kunsztowny” bluzg pracownika fizycznego, niejakiego Macieja Jaworskiego, zrozumiałem, że w tej książce puenty nie może być, bo przecież życie nie ma puenty, chyba, że za takową uznamy śmierć, ale ta prze-

wija się przez całą powieść, więc co to za puenta?! Kilku znajomych pożyczyło ode mnie „Ludzi” – nie wszystkim się spodobało, bo nie każdy jest orędownikiem tego typu literatury, ale wszyscy książkę przeczytali. Tak, prawda, to nie jest literatura do poduszki, albo na wakacje czy na miły wieczór przy kominku. Ale kto powiedział, że pisa-nie powinno być tylko przyjemne?! Albo relaksujące?! Dwie recenzje z internetu:

„W tekście Klaudiusza Kusia »Ludzie« nie wykreślił-bym ani jednego słowa. Świetnie napisane. Jakby autor miał absolutny słuch (to najważniejsza cecha u reporte-ra, więc mu go zazdroszczę). »Jeśli tak słyszy ludzi, zro-bi karierę« – chce mi się zaprorokować. Cały ten zestaw wypowiedzi/historyjek/odsłon wzbudza we mnie wielką przyjemność estetyczną. Autentycznie odczuwałem ra-dość czytania”. – ciepłe słowa Mariusza Szczygła, pisarza i reportera Gazety Wyborczej.

„Podchodziłam do tej książki z rezerwą. Świadomość, że składa się z krótkich, nie powiązanych ze sobą wypo-wiedzi różnych ludzi, nie nastawiła mnie dobrze. Tym mil-sze było rozczarowanie, gdy okazało się, że te wypowiedzi to majstersztyki zwięzłości trafnie ukazujące postaci nar-ratorów, ich postawy życiowe, rysy charakteru, marzenia, wyobrażenia, pracę, rozrywkę, miłość i nienawiść. Razem z bohaterami przeżywamy emocje, poznajemy ich prze-konania i rządzące nimi stereotypy, ciasnotę poglądów i wzloty dusz przeciętnych. Klaudiusz Kuś ukazał szero-ki przekrój społeczeństwa; bohaterami są młodzi i starzy, uczniowie i nauczyciele, robotnicy i bezrobotni, naukow-cy i ludzie prości, nawet wtórni analfabeci. Są tu ludzie żyjący samą pracą i nie grzeszący pracowitością; żyjący pełnią życia i nie zdający sobie sprawy z beznadziejno-ści swojej egzystencji; są inteligentni i mądrzy inaczej; są i tacy, którzy potrafią korzystać ze zdobyczy cywilizacji, jak również zagubieni we współczesności. Kakofonia głosów, z których jako całości wynika niewiele albo zgoła nic oprócz ukazania przekroju naszego społeczeństwa, pozwala nam na swobodne żeglowanie po postawach, sądach, opiniach, fantazjach, nie przetrawionych klęskach i wyzyskanych sukcesach, pozwala na dowolne interpretacje i odszuki-wanie podobieństw do znanych nam osób. Można odna-

Page 29: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

29

leźć tu coś znajomego, ekscytującego, interesującego, co nakłoni do działania bądź zadumy nad losem człowieka (...)” – osoba podpisująca się nickiem Nutinka na stronie internetowej biblionetki, serwisu, w którym internauci oceniają książki.

Książki „Ludzie” Klaudiusza Kusia nie było w olku-skich księgarniach. Mało kto u nas zauważył, że w ogó-le takowa się ukazała. Może przy kolejnej będzie lepiej?

Tylko czy będzie ta kolejna? – bo, wiadomo, o prawdziwej klasie pisarza świadczy właśnie druga książka! Pozosta-je czekać. Chyba, że Klaudiusz Kuś jest już na południu Francji, w tej swojej wymarzonej winnicy, popija z wy-sokiego kieliszka wytrawne czerwone wino o cudownym bukiecie, drapie po karku wiernego kota i ma wszystko i wszystkich gdzieś.

OLGERD DZIECHCIARZ

Page 30: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

30

KonradJUSZCZYK

Page 31: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

31

ednym z olkuskich żołnierzy i partyzantów był Konrad Juszczyk – chłopak z Zagłębia, harcerz, konspirator „Orła Białego” i ZWZ ps. „Pająk”, więzień Majdanka (1943), par-tyzancki dowódca i instruktor wojskowy (OP „Skrzetuski” w Lasach Sancygniow-skich, Samodzielny Batalion Dywersyjne-

go „Suszarnia” 106 krakowskiej DP AK). Więzień politycz-ny PRL (1945 – 1950 i 1953), pracownik techniczny i biurowy dolnośląskich przedsiębiorstw, emeryt, kombatant. W jego biografii pełno jest przeróżnych odniesień, symboli. W su-mie jest to postać wybitnie stereotypowa, odziana w brązy i marmury, a zarazem papierowa. Kontrowersyjna, a przy tym grubo ciosana – wręcz komiksowa. Już jego imię jest dość wymowne, sugeruje conradowską odyseję żeglarską, mickiewiczowską dwoistość (wallenrodyzm) oraz pewien – przepraszam za słowo – „dziadowski” romantyzm (oczy-wiście od postaci Konrada z trzeciej części „Dziadów”). I ten komiksowy pseudonim „Pająk” (Spiderman – ?).

Zostały po nim wpisy do „Księgi pamiątkowej Liceum w Olkuszu 1916-56”, na tablicę pamiątkową w holu tejże szkoły i na miejscowy pomnik ku czci ofiar hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Wszystkie sugerują jego śmierć „...za Polskę na polu walki, w obozach, w partyzantce 1939 – 1945” Jest wymieniany na pierwszym miejscu na liście śmierci KL Mauthausen – Gusen. O dziwo, zachowała się też obszerna dokumentacja IPN (śledcza, procesowa, ope-racyjna). Występuje w niej jako wojenny dowódca party-zancki i powojenny szef zbrojnego, antykomunistycznego podziemia, zgodnie z regułami propagandy PRL nazywa-nego „bandyckim”. Jakże więc mógł zginąć w Mauthausen? Chyba tylko symbolicznie, na skutek różnych polityczno-propagandowych manipulacji.

W domu, w którym kiedyś mieszkał (przed wojną: Szpi-talna 38) mieści się obecnie – o ironio – Powiatowy Za-rząd Związku Kombatantów i b. Więźniów Politycznych PRL. Zaś na piętrze tego domu ma swą siedzibę Klub AA (Anonimowych Alkoholików). W tych okolicznościach trudno uwierzyć, że Konrad Juszczyk to postać pozytywna, zasługująca na pamięć. Co więcej, niektórzy historycy do dziś utrzymują i głoszą, że było dwóch Konradów Juszczy-

ków – jeden nieskazitelny polski bohater z „Orła Białego”, a drugi – członek reakcyjnego podziemia – „herszt bandy rabunkowej”. Tak jest po prostu wygodniej i bardziej po-prawnie politycznie. Po co w ogóle rozmyślać o trudnej hi-storii najnowszej. Warto dodać, że taki podwójny wizeru-nek ma dziś wielu AK-owców i partyzantów, choćby Józef Kuraś – „Ogień”. Dla jednych bohater Podhala, dla innych bandyta i morderca. Ale nawet jego nie uśmiercono w ludz-kiej pamięci tak jak bohatera niniejszego szkicu. Zawsze miał swoich przysięgłych zwolenników. A o powojennych losach Juszczyka ani słowa.

Wg źródeł wojskowych i IPN-owskich (ubeckich) oraz niektórych relacji urodził się 20 sierpnia 1913 roku w Kru-szynie Wielkiej, pow. Częstochowa, jako syn Jana i Anny z domu Grzybowskiej. U zarania niepodległej Polski ro-dzina przeniosła się do Sosnowca – Dąbrowy Górniczej, a Jan Juszczyk pracował na kolei (1917), od 1925 roku w PKP Dąbrowa Górnicza. Z kolei wg metryki chrztu, olku-skich akt ewidencji ludności i innych relacji ww. urodził się w 1915 roku w Sosnowcu jako Konrad Jan, syn Józefa i Jani-ny ze Stypulskich. Wg tych źródeł mieszkał on do 1941 roku w Olkuszu przy ul. Szpitalnej z Józefem Juszczykiem, s. Szymona, z jego synem Lucjuszem Antoniuszem. Był uczniem olkuskiego gimnazjum państwowego (1925 – 33). Po maturze – co wszystkie źródła i opracowania zgodnie potwierdzają – rozpoczął studia i aby opłacić czesne podej-mował liczne zajęcia dodatkowe, odbywał kursy pomatu-ralne, pracował jako robotnik i pracownik biurowy. Mógł się więc przedstawiać stosownie do okoliczności jako tech-nik, technolog, komiwojażer (akwizytor), urzędnik piszący podania dla ubogiej ludności itp.

W wszystkich dokumentach i relacjach można też wy-czytać, że odbył służbę wojskową i miał jakąś macierzy-stą jednostkę. Przedwojenny rocznik oficerski podaje, że ok. 1936/37 został promowany na podporucznika rezer-wy w korpusie oficerów piechoty (starszeństwo wojskowe 01.01.1937), a z dokumentacji IPN wynika, że miał przydział oficerski do 27 pułku piechoty (7 DP Czestochowa). Poza podwójną metryką urodzenia wszystko się więc zgadza. Studiował prawo, w listopadzie 1938 roku złożył egzamin magisterski na Wydz. Prawa UJ. We wrześniu 1939 roku

J

Page 32: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

32

przedpole częstochowskie zostało niemal natychmiast od-cięte od reszty kraju i nie zdążył na mobilizację. Dołączył do jakiejś kolumny PCK, z którą maszerował na Lubelsz-czyznę. A po ustaniu walk wrócił do Olkusza i wraz z Kon-stantym Szyszkowskim „Czaplicą”, Zbyszkiem Makuszem, Lucjuszem Juszczykiem, Teresą Delektą (łączniczką do Elżbiety Zawackiej „Zo”) i z miejscowymi księżmi (Stani-sławem Misterkiem, Władysławem Lorkiem i Marianem Łuczykiem) tworzył zagłębiowską konspirację – związki żołnierzy rezerwy WP, Związek Orła Białego. Tereny te zostały włączone do Rzeszy (Ostgebiete, Gau Schlesien), więc jako prawnik z zawodu musiał mieć jakieś niemieckie koneksje i umocowania. Zwerbował do „Orła Białego” kil-ku volksdeutschów – m.in. lek. med. Mariana Kiciarskiego z olkuskiego szpitala miejskiego, późniejszego szefa służb medycznych zagłębiowskiej 23 DP AK.

Ze źródeł i opracowań można wnosić, że to on – „Pa-jąk” – tworzył zręby olkuskiej Gwardii Ludowej PPS WRN i ZWZ – AK. Z całą pewnością organizował pomoc ma-terialną dla polskich jeńców i więźniów oraz ewakuację osób zagrożonych aresztowaniem do Generalnej Guberni (b. żołnierzy WP i ich rodzin). Należał do akcji socjalnej ZWZ/AK , a później do Sztabu Operacji Specjalnych AK (SOS – Save Our Souls).

W początku 1941 r. podzielił los wielu przedstawicieli miejscowej inteligencji – został aresztowany przez hitle-rowskie władze okupacyjne. Uciekł i wyjechał do Warsza-wy, mieszkał przy ul. Ursynowskiej 68, jeździł do Krakowa i Kazimierzy Wielkiej i handlował nielegalnie tytoniem. Nadal konspirował – przerzucał paczki z żywnością i tytoń przez mury więzień.

25 listopada 1942. podczas łapanki na krakowskiej tan-decie został zatrzymany i wraz z grupą „zbędnej ludno-ści” zamknięty w areszcie przejściowym przy ul. Wąskiej. Następnie jako mieszkańca Warszawy przewieziono go na Pawiak. W lutym 1943 r. znalazł się w jednym z kilku transportów z Pawiaka i trafił do obozu koncentracyjnego w Majdanku. Warto dodać, że w transportach tych znaj-dowali się inni mieszkańcy Olkusza (m.in. Jan Stefan Kot, Mirosław Kowalski, Irena Grużewska).

W początku 1944 r. w związku ze zbliżającym się fron-

tem wschodnim obóz w Majdanku ewakuowano, część więźniów przewieziono do innych obozów (m.in. do KL Mauthausen w Austrii), część zwolniono, innym udało się uciec. „Pająk” zbiegł z transportu kolejowego i z re-jonu Kraśnika na Lubelszczyźnie przedostał się w oko-lice Kazimierzy Wielkiej, gdzie miał kryjówki i meliny. W lutym 1944. dołączył do leśnych oddziałów BCh i NOW w Lasach Sancygniowskich w miechowskiem (Tunel, Charsznica, Książ Wielki, Sancygniów, Przy-bysławice). Był instruktorem partyzanckim, pełnił obowiązki rotacyjnego dowódcy OP „Skrzetuski”, sta-cjonował we dworze i w majątku Deskurów w Sancy-gniowie, prowadził kursy podchorążych AK. W sierp-niu ’44 w wyniku akcji scaleniowej został z-cą d-cy 2 kompanii „Sobieski” Samodzielnego Batalionu Dy-wersyjnego AK „Suszarnia”. Wśród jego podwładnych byli m.in. Józef „Jotel” Lisowski (przedwojenny zawo-dowy sierżant WP) i Jan „Mohort” Pieńkowski (znany z relacji weteranów od „Hardego”). W jego kompanii służyli ponadto żołnierze z Olkusza, Wolbromia i Klucz – Zygmunt „Granat” Gardeła, Romuald „Przemsza” Bratek, Władysław „Cichy” Rola, Czesław „Lubor” Ko-śmider. Wykonywał dość głośne w swoim czasie za-dania: 24.07.1944. pod wsią Cisie – Cisia Wola odbijał więźniów (zresztą w większości komunistów i sympa-tyków lewicy rewolucyjnej). 31 lipca wraz z wywiadowcą Alojzym Dziurą – Dziurskim, ps. „Kmita” uczestniczył w pertraktacjach z Niemcami, mającymi na celu uwol-nienie d-cy krakowskiego Okręgu AK gen. Józefa Spy-chalskiego.

16.08.1944. po niepotrzebnej śmierci d-cy por. Francisz-ka „Żbika” Jazdowskiego, wyprowadził oddział spod ataku zmotoryzowanej kolumny Wehrmachtu i przegrupował go do Lasów Sancygniowskich.

Jesienią 1944, gdy osłabły walki w obronie Rzeczpospo-litej Partyzanckiej (Republiki Pińczowskiej) stacjonował i mieszkał w Charsznicy, przy kolei dęblińskiej (druga stacja za Wolbromiem), dowodził plutonem żolnierzy, szkolił ich, patrolował z nimi szlak kolei dęblińskiej. Jego towarzysza-mi broni byli w tym czasie ppor. lek. weterynarii Zbigniew „Machaj” Machowski (kontroler mleczny z Charsznicy)

Page 33: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

33

i ppor. rez. Stanisław „Bem” Kowalski, ukrywający się u ro-dziny Włoszczowskich w Charsznicy (był to jego kolega z gimnazjum i ze studiów prawniczych na UJ, bardziej znany jako Mirosław Kowalski, wszystko na to wskazuje).

W listopadzie 1944 r. na terenie inspektoratu AK „Ma-ria”– w Janowicach k. Miechowa– pojawiła się Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych ze słynnym puł-

kownikiem Antonim „Bohunem” Dąbrowskim (Szackim) na czele. Doszło do sporu kompetencyjnego między AK i NSZ i „Pająk” został wysłany do „Bohuna” jako negocjator. Z relacji dowódcy „Suszarni” porucznika cichociemnego An-toniego „Ponara” Iglewskiego(1899 -1979), wynika, że obaj oficerowie pokłócili się i o mało nie doszło do otwartej wojny. Pogodzili ich dopiero uchodźcy z Warszawy, powstańcy i har-cerze Szarych Szeregów, od niedawna w składzie Brygady.

W styczniu 1945.hitlerowcy wysadzili w powietrze część stacji w Tunelu, nadszedł znany rozkaz o gen. Oku-lickiego – „Niedźwiadka” o rozwiązaniu AK i przetoczył się front wschodni. W tych okolicznościach „Pająk” roz-wiązał pododdział, a ludzi rozpuścił do domu. Miał naj-wyraźniej dość wojny, sympatyzował z ludową władzą i nie angażował się w działalność antykomunistyczną. Po przejściu frontu zaczęły się jednak represje wobec b. żołnierzy AK – nowopowstałe komunistyczne władze w Olkuszu i w Miechowie przejmowały partyzanckie me-liny, a złapanych żołnierzy osadzano w więzieniach. Na Wielkanoc 1945. b. żołnierze „Suszarni” rozbili więzie-nie UBP w Miechowie i uwolnili ok. 60 więźniów, w tym wielu towarzyszy. W Charsznicy pojawił się kwatermistrz baonu „Suszarnia” kpr.pchor. AK Stanisław „Dzięcioł” Zy-nek (syn Franciszka, ur. 14 marca 1913. w Przysiece, pow. Miechów). Przedstawił się jako pełnomocnik organizacji „Nie” (Niepodległość), opowiedział o prześladowaniach AK-owców, o trudnościach aprowizacyjnych b. partyzan-tów, żołnierzy BCh i ich rodzin, o szabrownikach rabują-cych poniemieckie mienie na Śląsku. Powołał się na słowa gen. Okulickiego (...Daję wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania peł-nej niepodległości państwa polskiego i ochrony ludności polskiej przed zagładą...) i zwerbował Juszczyka. Przy-wiózł mu dokumenty na nazwisko funkcjonariusza UBP Zięciny Radosława, pieniądze, przydzielił mu ps. „Zwod-ny” i mianował szefem konspiracyjnej „piątki” oddelego-wanej na Śląsko-Dąbrowski teren operacyjny. „Zwodny” miał się ze swymi ludźmi przemieszczać pociągiem do Katowic, atakować posterunki MO i placówki UBP, nisz-czyć akta, kartoteki osób przeznaczonych do aresztowa-nia, konfiskować mienie szabrownicze, poniemieckie

Kraków 21.12.1948.WUBP Kraków

L.Dz.NB. 4171/48.Do Ministerstwa Bezp. Publ.Dyr. Dep. III Płk. Tataj – w Warszawie

Meldunek Specjalny

Na podst. doniesień agenturalnych i oficjalnych dot. B. czł. AK 106 DP „Tysiąca”, której dowództwo w czasie oku-pacji prowadziło pertraktacje z Gestapo występując zbroj-nie p-ko działaczom demokratycznym. Celem potwier-dzenia posiadanych przez nas materiałów zostało aresz-towanych osiem osób, a to: 1. Iglewski Antoni, ps. Ponar, s. Franciszka, ur. 01.01.1899. z zawodu kupiec, bezpartyjny. 2. Malenda [Molęda - przyp. KG] Jan, ps. Trzaska, s. Jana, ur. 12.12.1917, agronom, bezpartyjny. 3.Wyjadłowski Leonard, ps. Ziemia, ur. 24.10.1916, pracownik P.Ch, bezpartyjny. 4.Tuchowicz [Tochowicz - przyp. KG] Tadeusz, ps. Dereń, s. Stanisława, ur. 14.02.1919, prac. Umysłowy, bezpartyj-ny. 5. Pacyna Tadeusz, ps. Borowy [Borowik – przyp. KG]], s. Mariana, ur. 16.10.1918, prac. Umysłowy, bezpartyjny. 6. Nowak Julian, ps. Babinicz, s. Jana, ur. 10.11.1920, student IV go roku leśnictwa, bezpartyjny. 7.Gibek Henryk, ps. Wro-na, s. Jana, ur. 15.04.1907, rolnik, bezpartyjny. 8. Styczeń Aleksander, s. Marcina, ur. 23.02.1898, kupiec, bezpartyjny.

Przez których to uzyskaliśmy potwierdzenie posiada-nych przez nas materiałów oraz uzyskaliśmy dokładniejsze dane co do przestępczej działalności dalszych członków jak ps. „Kmita”, „Jaksa”, „Pająk”, „Żbik” i innych, którzy to w czasie okupacji prowadzili pertraktacje z Gestapo i dokonali szereg wyroków śmierci na działaczy demokra-tycznych i skoczków radzieckich i oficjalnie współpracowa-li z Niemcami.

W związku z tym powzięto nowe przedsięwzięcia, o czym po wykonaniu powiadomimy Was meldunkiem specjalnym. Naczelnik Wydz. III. St. „Zdzich” Wałach - major.

IPN Kr 075/16/tom 1/część 2/karta 16(zespół akt WUBP Kraków, sprawa obiektowa na AK krypt. „Omega”)

Page 34: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

34

i pożydowskie. W sumie wykonał dwie akcje. Występował w mundurze partyzanckim, broni nie nosił.

W końcu kwietnia 1945. został zatrzymany w Chorzowie pod zarzutem przewodzenia „bandzie zbrojnej”, dokonu-jącej napadów, z których „zysk rabónkowy [pisownia ory-ginalna] miał pójść na cele organizacji AK, która miała na celu obalenie Ustroju Państwa Polskiego”. W śledztwie swo-ją działalność charakteryzował tak: „...Te [zdobyte] rzeczy spieniężałem i oddawałem „Dzięciołowi”. Następnie spo-rządziłem listę swych żołnierzy z AK i ich rodzin i oddalem ją „Dzięciołowi”, a on dopiero dawał pieniądze dla nich jako zapomogi w kwocie od 1 tys. do 5 tys. zł. i sam również wy-płacał żołnierzom. którzy obecnie się ukrywali i rodzinom aresztowanych. Akcji rabunkowych zrobiłem tylko dwie, jedną na Wiechów w Chorzowie wspólnie z Machowskim i Stańczykiem Jerzym, a drugą na Tedów wspólnie ze Stań-czykiem, Piechockim, Ruszniakiem... Pobierali [oni] sumę 1500 zł miesięcznie jako zapomogę i zwrot wszelkich kosz-tów służbowych. A ja otrzymywałem pensję miesięczną jako zapomogę w sumie 2000 zł i zwrot wszelkich kosztów (...) Wszyscy otrzymali jedną zapomogę jako pensję za miesiąc kwiecień” (zeznanie z 08 czerwca 1945).

W grudniu 1945 został skazany na dziesięć lat więzie-nia przez Wojskowy Sąd Okręgowy w Katowicach (z De-kretu PKWN „O ochronie Państwa”). Z dokumentacji wy-nikają ciekawe rzeczy. Rozbicie jego grupy nastąpić miało w wyniku „...działań operacyjnych i przy udziale kontaktów po-ufnych”. W innym miejscu można przeczytać, że była to bliżej nieznana „kombinacja operacyjna” „wymierzona w przywód-cę”. Podczas procesu zniknął cały materiał dowodowy – srebrne i złote monety, zegarki, biżuteria i inne wartościowe przedmio-ty. Zniknął również Stanisław Zynek. 25 kwietnia 1945. został aresztowany na krakowskiej tandecie z towarem i pieniędzmi (23 tys. zł). Przesłuchiwany, ujawnił okupacyjną działalność partyzancką w „Suszarni”, wytłumaczył, że prowadzi handel obnośny, zbiera środki na studia prawnicze na UJ. W końcu zwolniono go z braku dowodów (20. września ’45). Bezpieka usiłowała go później przesłuchać jako podejrzanego w sprawie miechowskiej partyzantki, ale go już nie znaleziono. Ustalo-no jedynie, że nie ma go w kraju. Zaginął, zgarnęło go NKWD i wywiozło na wschód, uciekł na Zachód? Nie wiadomo. Nie

ma go w archiwalnych bazach danych i katalogach. Aktual-nie krakowski IPN prowadzi postępowanie w tej sprawie na wniosek rodziny, ale ustalenia nie są upublicznianie dzienni-karzom i historykom.

W tych okolicznościach zapadł wspomniany wyrok. Współoskarżeni Jerzy „Czart” Piechocki i Tadeusz „Trzy-nastka” Ruszniak dostali po 8 lat. Jerzy „Bob” Stańczyk, uznany za b. konfidenta krakowskiego Gestapo został ska-zany na śmierć, ale wyroku nie wykonano i jego dalsze losy są nieznane. Ponadto skazano w tej sprawie dwie lub trzy kobiety – za pomocnictwo.

W 1947 roku związku na podstawie amnestii Juszczy-kowi zmniejszono wyrok o połowę. W końcu 1948 roku wniósł do prezydenta PRL B. Bieruta o ułaskawienie, ale bez skutku. Równolegle o ułaskawienie syna wniósł kole-jarz z Dąbrowy Górniczej Jan Juszczyk. Przedstawił reko-mendacje z PPS i zaświadczenia z Majdanka. Obie sprawy rozpoznawał Sąd IV Okręgu Wojskowego we Wrocławiu, nie nadał im dalszego biegu i sprawa upadła. Jednocze-śnie „Pająk” był poszukiwany przez mjra Stanisława „Zdzi-cha” Wałacha z WUBP Kraków za działalność okupacyjną w Inspektoracie AK Miechów – jako wróg władzy ludowej, zwalczający lewicę komunistyczną. Sprawa ciągnęła się kilka lat, nie znano personaliów „Pająka” i jego aktualnego adresu. Dopiero w końcu 1949 roku został zidentyfikowa-ny jako więzień PRL odsiadujący karę we Wronkach. Prze-wieziono go pod konwojem do Krakowa na Montelupich i poddano konfrontacji z innymi zatrzymanymi żołnierza-mi „Suszarni” (Tadeuszem Koterwą – „Zapałą” i Tadeuszem Pacyną – „Borowikiem”). Został rozpoznany, przesłuchany (17 i 19 grudnia). Jakoś się wykręcił, odsiedział resztę wyro-ku w Krakowie i wiosną 1950 roku wyszedł na wolność.

Wrócił do Sosnowca, ul. Barlickiego 21 i zamieszkał z ojcem Janem, który o niego walczył, a w 1945 roku chciał go nawet uwolnić siłą z katowickiego więzienia (tak przy-najmniej zeznał „Borowik”). Wciąż miał jakieś problemy z władzą. Podczas wizyty w RKU Będzin, okazał się pa-pierami z więzienia, przedwojenną książeczką wojskową i legitymacją oficerską i zażądał dokumentów kombatanc-kich. W tych czasach było to oczywiście nie do pomyśle-nia, doszło do jakiejś kłótni, korespondencji służbowej

Page 35: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

35

z MON, obliczono mu na nowo wymiar kary i stwierdzono, że właściwie wszystkiego nie odsiedział i można by go jeszcze przymknąć. Usiłował zejść władzy ludowej z oczu, wyjechał na polski Dziki Zachód (Dolny Śląsk), pracował jako technik budowlany, technolog produkcji i urzędnik w Szklarskiej Po-rębie i w Zakładach Papierniczych Krapkowicach. Mieszkał i był zameldowany w Jeleniej Górze (ul. Jagiełły 7). Ożenił się z lekarką Danutą Radkowską. Ale w 1953 roku, gdy w Krako-wie zapadły wyroki na jego towarzyszy broni z miechowskiej partyzantki (proces grupy „Tysiąca” i 106 DP AK), służby PRL znów go dopadły. Przebywał pół roku w Ośrodku Pracy Więźniów w Wojcieszowie jako więzień śledczy Prokuratury Powiatowej – Jelenia Góra (pod pretekstem kradzieży sznur-ka na szkodę państwowego pracodawcy). Rozpracowywali go współwięźniowie – konfidenci, donosili, że ma przed-wojenne wykształcenie prawnicze, że wysuwa zarzuty pod adresem władz, odgraża się itp.Usiłowano go zarejestrować jako TW, został zwolniony przed rejestracją i nie wiem jak ta sprawa się skończyła. Dwa lata później znów go oskarżono – o kradzież cegły z budowy – wkrótce jednak nadeszła odwilż polityczna i sprawę umorzono (1956). W następnych latach nadal mieszkał w Jeleniej Górze. Miał dwóch synów Andrzeja i Konrada – juniora. Dopiero w połowie lat 1980-ch przepro-wadził się do Karpacza (do Andrzeja – przewodnika PTTK) i tam w 2000 roku zmarł i został pochowany.

Po zapoznaniu się z dokumentacją IPN nie mam wątpli-wości, że jest to maturzysta olkuskiego gimnazjum i współ-twórca miejscowych struktur „Orła Białego”, rzekomy wię-zień austriackiego obozu KL Mauthausen – Gusen, zamor-dowany jakoby przez hitlerowców w lipcu 1943. Świadczą o tym jego silne, wojenne i okupacyjne zwiazki z regionem i jego mieszkańcami, zachowane rysopisy, przedwojenne fotografie, ten sam profil psychologiczny, trwałe kontakty ze środowiskiem lekarskim i prawniczym.

Różnice metrykalne o niczym nie świadczą. Mamy sprzeczności i paradoksy w aktach chrztu i danych oso-bowych kilku innych absolwentów olkuskich gimnazjów (Józefa Lipy, Mirosława Kowalskiego, Zbigniewa Maku-sza). Skąd się wzięły? Są tu różne wzmianki w relacjach i pamiętnikach (pijany organista, zamierzone fałszerstwo w celu uniknięcia posądzenia o szpiegostwo na rzecz Ro-

sji, czy też wcielenia do wojska – bo ojców małych dzieci Niemcy w 1917 roku nie brali). Można dyskutować. Decy-dujący jest moim zdaniem argument logiczny. Zakładając istnienie dwóch Konradów Juszczyków, należałoby się zgo-dzić, że obaj urodzili się mniej więcej w tym czasie (1913 – 1915), w tym samym regionie (Częstochowa – Sosnowiec) i mieli rodziców o podobnych imionach (Jan-Józef; Anna, Joanna-Janina). Co więcej wypadałoby też przyznać, że obaj mieli przedwojenne wyższe wykształcenie, obaj byli w „Orle Białym” i obaj nosili ten sam pseudonim – „Pająk”. Jest to nieprawdopodobne, wręcz niemożliwe.

O pokoleniu olkuskich romantyków i Kolumbów tak pisał wspominając czasy szkolne inny olkuski harcerz Zbyszek Ma-kusz: „W maju [1937.] przystąpiliśmy do matury. Jeszcze przed tym terminem Kazio M[uszyński] przystąpił z grupą kolegów do przygotowania do matury... sali gimnastycznej, bo w niej to od-bywała się matura pisemna. Trzeba było w ścianach sali tuż nad podłogą wyborować otwory, którymi z zewnątrz sali przesłać można było ściągi i gotowe wypracowania. O innych przygoto-waniach nie mówię, bo następne pokolenia gimnazjalne dalej z nich korzystają. Mam na myśli sposoby wynoszenia tematów, które opracowują zebrani w tym celu starsi koledzy gimnazjalni. W naszym przypadku robili to studenci z Konradem J[usz-czykiem], [przyszłym] magistrem prawa i księdzem L[or-kiem] na czele. Przy tak zorganizowanej współpracy na-ukowego świata zewnętrznego z nami piszącymi maturę, musiała się ona w większości powieść (...) ”. Strach pomy-śleć, co z tych urwisów wyrosło. Jakie zagrożenie dla PRL, socjalistycznego ustroju i władzy ludowej. Czyżby Konrad Juszczyk był aż takim obrazoburcą, buntownikiem, anar-chistą, że trzeba go było wymazać z pamięci potomnych? W sumie w IPN jest o nim pięć teczek (+ kopie). Z tych tajnych w swoim czasie akt niewiele jednak wynika. A może by go tak zrehabilitować?

O ile wiem wyrok z 1945 roku nie został dotąd unieważ-niony. W jego dawnym mieszkaniu zbierają się dziś razem kombatanci, utrwalacze władzy ludowej, weterani AK i byli. więźniowie polityczni PRL. Pogodzeni ze sobą, nawet zaprzyjaźnieni. A jego nadal uważa się za bandytę. I coś tu najwyraźniej zgrzyta.

KRZYSZTOF GOC

Page 36: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

36

Ks. TadeuszRYDZYK

Page 37: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

37

ilkunastu znajomym z Krakowa i okolicy zadałem dwa pytania. Pierw-sze brzmiało tak: kto jest najbardziej znanym i wpływowym duchownym w Polsce? Odpowiedź padała niemal

natychmiast i zawsze brzmiała: ojciec Tadeusz Rydzyk. Drugie pytanie nastręczało znacznie więcej trudności. Gdy pytałem, skąd pochodzi redmptorysta z Torunia, padały najróżniejsze odpowiedzi. Jedni przyznawali się do niewiedzy, inni zaś wska-zywali raczej Pomorze niż zachodnią Małopolskę jako miejsce urodzenia szefa „Radia Maryja”.

O. Tadeusz Rydzyk, twórca i dyrektor Radia Maryja, jest jedną z potężniejszych i najbardziej tajemniczych postaci pol-skiego życia publicznego. Stworzył wokół siebie kult. Zbudo-wał medialną potęgę i swą polityczną reprezentację. Ma radio, ogólnopolską gazetę, wyższą uczelnię, liczne fundacje. Włada duszami kilku milionów ludzi.

Najbardziej wpływowy polski duchowny urodził się 3 maja 1945 roku w Olkuszu. Wychowywał się w ubogiej rodzi-nie. Jego ojciec zginął w ostatnich miesiącach wojny w Dachau. Matka, osoba bardzo religijna, wychowywała jego i czwórkę ro-dzeństwa sama; mieszkali w domu przy ulicy Kolejowej. Łatwo im nie było. Młody Tadeusz podstawową edukację pobierał w Olkuszu. Najprawdopodobniej w piątej klasie przyszły zakon-nik trafił do nowo powstałej wówczas Szkoły Podstawowej Nr 3 w Srebrnym Grodzie, do klasy prowadzonej przez panią Sa-gońską. Placówka mieściła się w budynku przy alei 1000-lecia przekazanym szkole przez Olkuską Fabrykę Naczyń Emalio-wanych. W roku 1962 szkoła otrzymała w prezencie od władz samolot „Jak 11”, który stał się szybko charakterystyczną wizy-tówką szkoły. Kierownikiem placówki był w tym okresie Remi-giusz Lampka.

Koledzy szkolni z tamtych lat zapamiętali kolegę Tadka jako sumiennego ucznia o mocno sprecyzowanych planach życio-wych, który wyróżniał się szczególną pobożnością. Opiekę nad nim roztaczał katecheta ks. Konrad Łydźba. Wraz z ukończe-niem podstawówki Tadeusz Rydzyk opuścił Olkusz na zawsze. W mieście nad Babą pozostali jego najbliżsi. Liczna rodzina o. Tadeusza mieszka w Srebrnym Mieście po dziś.

Młody Tadeusz Rydzyk kontynuował edukację początkowo w niższym seminarium, a po eksternistycznie zdanej maturze

wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Redemptory-stów w Tuchowie. W tej malowniczej miejscowości położonej w pięknej dolinie rzeki Białej znajduje się sanktuarium, a w nim obraz Matki Boskiej Tuchowskiej cudami słynący. Historia gło-si, że począwszy od roku 1597 miały tu miejsce nadzwyczajne zjawiska, które przyczyniły się do powstania ruchu pielgrzym-kowego. Mały ówczesny kościółek nie był godnym miejscem dla „Tuchowskiej Cudotwórczyni”. Nowy kościół, wybudowany w latach 1665 – 1682, został konsekrowany pod wezwaniem Na-wiedzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława, Biskupa i Męczennika, w dniu 8 września 1687 roku. Wieść o nieco-dziennych zdarzeniach (cudach), jakie się działy przy Jej ob-razie w Tuchowie, rozchodziła się szybko i coraz szerzej. Już w latach trzydziestych XVII wieku na dzień Nawiedzenia Matki Boskiej przybywało do Tuchowa po 15 000 ludzi. Kult ten trwa do dziś, czego dowodem są wielkie rzesze pielgrzymów w cią-gu całego roku, a zwłaszcza w czasie wielkiego odpustu (2 - 8 lipca), kiedy to ich liczba przekracza 150 000. W atmosferze maryjnego kultu wzrastał brat Tadeusz.

1 lutego 1971 roku o. Rydzyk złożył wieczyste śluby zakonne, a 20 czerwca przyjął święcenia kapłańskie. Wcześniej ukoń-czył, poza Wyższym Seminarium w Tuchowie, teologię biblijną na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Miał lat 26, gdy został skierowany do swej pierwszej pracy. Został katechetą ko-lejno w Toruniu, Szczecinku i Krakowie. W miastach tych zaj-mował się także duszpasterstwem akademickim. Od najmłod-szych lat Tadeusz Rydzyk zdradzał uzdolnienia muzyczne. W 1971 roku, gdy trafił na posługę do kościoła pw. św. Józefa w Toruniu, zorganizował tam młodzieżowy zespół, który grał na adresowanych do młodzieży, awangardowych mszach bigbito-wych. Jednym z członków ówczesnego zespołu był dzisiejszy poseł SLD Jerzy Wenderlich. Gdy po kilku latach prowincjał zakonu przeniósł go do Szczecinka, na nowym miejscu szybko zorganizował chór parafialny, z którym koncertował nie tylko w Polsce, ale również w RFN.

Stan wojenny został go w Paryżu. Redemptorysta nie za-mierzał jednak pozostawać za granicą. Powrócił do kraju i kontynuował misje powierzone mu przez zakon. Dopie-ro w roku 1986 o. Rydzyk znalazł się w RFN i został skiero-wany do żeńskiego klasztoru prowadzącego dom dziecka w Obestaufen w Alpach Bawarskich. Nieopodal, w diece-

K

Page 38: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

38

zji augsburskiej w Balderschwang, działało wówczas Ra-dio Maria International, stacja o mocno integrystycznym charakterze. Ojciec Tadeusz szybko staje się częstym go-ściem radiostacji, tam też poznaje zasady działania niepu-blicznych stacji. Hierarchia kościelna nie była zadowolona z kontrowersyjnego profilu Radia Maria International. Nie-długo augsburski ordynariusz wymienił proboszcza odpowie-dzialnego za program. Stacja zmienia program oraz nazwę na Radio Horeb.

Z Republiki Federalnej polski redemptorysta wrócił w roku 1990 do parafii św. Józefa na Bielanach. 7 grudnia na-stępnego roku ze stojącego wśród jabłonek parterowego domku – posesji redemptorystów toruńskich - o. Tadeusz

Rydzyk nadał pierwszy sygnał Radia Maryja. Pomagała mu garstka współbraci zakonników oraz nieliczni świeccy wo-lontariusze. Zgodę na utworzenie Radia Maryja uzyskał od ówczesnego prowincjała polskich redemptorystów o. Lesz-ka Gajdy. Na początku sygnał docierał jedynie do Torunia i Bydgoszczy. Radio szybko jednak powiększało swój zasięg. Ustawa z 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego dawała możliwość tworzenia diecezjalnych rozgłośni radio-wych na podstawie zezwoleń Ministerstwa Łączności. O. Ry-dzyk zwrócił się więc do biskupów-ordynariuszy, by przekazali Radiu Maryja częstotliwości, które dostali. Podpisał umowy z 16 diecezjami.

Pod koniec 1993 r. nowo powstała Krajowa Rada Radiofo-

T. Rydzyk - siedzi pierwszy z prawej strony.

Page 39: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

39

nii i Telewizji ogłosiła pierwszy proces koncesyjny na ogól-nokrajowe rozgłośnie radiowe. Do procesu przystąpiło Radio Maryja. W czerwcu 1994 r. ówczesny szef KRRiTV i wielki zwolennik o. Rydzyka, Ryszard Bender, podpisał koncesję. To-ruńska rozgłośnia otrzymała więcej częstotliwości, niż chciała. W koncesji znalazła się także obietnica, że Rada będzie udo-stępniać Radiu Maryja nowe częstotliwości niezbędne do po-krycia zasięgiem 80 proc. terytorium kraju. Tak rozpoczęła się historia imperium medialnego o. Rydzyka.

Tygodnik „Wprost” wyliczył, że Tadeusz Rydzyk dysponu-je majątkiem, który - gdyby należał do niego - lokowałby go na 87. miejscu wśród najbogatszych Polaków. Formalnie szef Radia Maryja może mieć tylko rzeczy osobiste, bo złożył śluby ubóstwa. Według „Wprost” większość majątku, jakim dyspo-nuje o. Rydzyk, należy do instytucji pozakościelnych, głównie do fundacji założonej przez zakonnika i jego współpracowni-ków. Jedynie wydająca „Nasz Dziennik” spółka Spes nie ma po-wiązań z o. Rydzykiem. Należy do Ewy Sołowiej, byłej pracow-nicy biura Radia Maryja, a obecnie redaktor naczelnej pisma. Dziś Tadeusz Rydzyk jest przedsiębiorcą medialnym, współza-łożycielem Fundacji Lux Veritatis. Pochodzący z Olkusza za-konnik jest także założycielem i dyrektorem Radia Maryja, TV Trwam oraz twórcą i byłym rektorem Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej oraz członkiem Rady Naukowej tejże uczelni. Jego dokonania imponują jednym a trwożą innych. Bowiem o. Rydzyk dla jednych jest niezmiernie istotnym pol-skim duchownym, przywódcą polskiego Kościoła ludowego, zaś dla drugich - księdzem działającym na granicy katolickich norm. Niemniej jedni i drudzy są pod wrażeniem jego osią-gnięć, szczególnie zainspirowania ruchu „moherowych bere-tów”, wielosettysięcznej grupy wiernych skupionych wokół Ko-ścioła toruńskiego. Doroczne pielgrzymki organizowane przez słuchaczy Radia Maryja gromadzą na Jasnej Górze od 150 tys. do 300 tys. wiernych, a wśród nich - najważniejszych prawico-wych (i nie tylko) polityków w kraju: Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Leppera i Romana Giertycha.

Sam o. Tadeusz Rydzyk wypowiada się jedynie w Radiu Ma-ryja, TV Trwam i Naszym Dzienniku, niekiedy także w piśmie katolickim Niedziela. Inne media ignoruje lub oskarża o szerze-nie dewiacji i demoralizację społeczeństwa. Dzięki podległym mu mediom redemptorysta z Torunia posiadł siłę polityczną

istotną w kampaniach wyborczych. Jest szczególnie wpływowy w gronie wyborców z małych i średnich miejscowości kraju.

Swój polityczny pazur o. Rydzyk pokazał po raz pierwszy w czasie kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w 1995 r. Postawił wówczas na Lecha Wałęsę. W roku 1997 re-demptorysta rodem z Olkusza mobilizował swoich wyznaw-ców do wykupienia Stoczni Gdańskiej, która wówczas znalazła się w stanie likwidacji. Ostatecznie akcja zakończyła się fia-skiem. W tym samym roku Polacy dwukrotnie poszli do urn. Na wiosnę odbyło się referendum konstytucyjne, w którym Radio Maryja prowadziło agitację przeciw nowej Konstytucji RP, jesienią znów optował i namawiał (SKUTECZNIE!) swych wiernych słuchaczy, członków Rodziny Radia Maryja, do głoso-wania na AWS. W tamtym czasie instytuty badań społecznych szacowały zwolenników rozgłośni z Torunia na blisko cztery miliony. Przez lata rządów AWS Radio Maryja obrasta w in-stytucje, fundacje i szkoły. W 1998 r. rusza „Nasz Dziennik”, ogólnopolska gazeta o. Rydzyka. Powstaje Instytut Edukacji Narodowej prowadzący wykłady, polityczne szkolenia i kur-sy. W Szczecinku utworzona przez o. Rydzyka fundacja Nasza Przyszłość prowadzi liceum. We Wrocławiu działa fundacja Lux Veritatis zajmująca się produkcją i sprzedażą filmów.

Ojcu Rydzykowi przypisuje się istotny udział w stworzeniu i wypromowaniu Ligi Polskich Rodzin - ugrupowania, które powstało przed wyborami parlamentarnymi roku 2001. Radio włączyło się do kampanii LPR pod hasłami obrony rozkradane-go i wyprzedawanego majątku narodowego, przeciwstawienia się integracji z Unią Europejską, obrony zagrożonych warto-ści: ojczyzny, rodziny i Kościoła. Osiągnięto wymierny sukces. Z list LPR do Sejmu trafia 36 posłów. W wyborach parlamentar-nych oraz prezydenckich w 2005 roku Rydzyk jednoznacznie poparł na falach swojej rozgłośni radiowej PiS. Po wygranych przez PiS wyborach politycy tego ugrupowania zapraszani byli do Radia Maryja i brali udział w audycjach.

8 października 2009 r. T. Rydzyk uzyskał tytuł doktora teologii. Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie obronił pracę doktorską pt. „Apostolski wymiar Radia Maryja w świetle założeń ideowych i programowych. Studium z zakresu teologii apostolstwa”.

JERZY NAGAWIECKI

Page 40: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

40

JanuszHRYNIEWICZ

Page 41: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

41

ył synem Julii Kazimiery Tarchal-skiej ur. 13.03.1886. zm. 07.12.1972. w Warszawie. Matka należała do szlachty, wywodziła się z północ-nego Mazowsza, z okolic Płocka.

Dziadek z jej strony, Jan Tarchalski herbu Zagłoba (1857-1926), ziemianin, usiłował po powstaniu styczniowym robić interesy w ramach modnej wówczas „pracy u pod-staw”. Zarządzał młynem na Kielecczyźnie, prowadził wytwórnię octu w Warszawie, następnie zajmował się górnictwem węglowym w Rosji (Zagłębie Donieckie). Miał czworo dzieci z żoną Martą Nowicką – Stanisława, Mieczysława, Wandę i Kazimierę. W końcu osiadł w Bo-lesławiu k. Olkusza, pracował w miejscowej płuczce gal-manu jako kasjer, tu później zmarł i tu jest pochowany. Pan Józef Liszka z GOK – Bolesław sporo już o tym pisał w lokalnych „Korzeniach” i w „Bolesławskich zeszytach historycznych.

Natomiast o Hryniewiczach na dobrą sprawę niewiele wiemy. Wywodzili się z Wileńszczyzny, w XVIII w. prowa-dzili spory majątkowe z sąsiadami w Landwarowie (Lan-dwarów Wileński), w XIX mieli majątek w Marianowie k. Mińska Białoruskiego, zamieszkiwali również Podlasie i okolice Pułtuska. Należeli do tych podlaskich rodzin, które pod koniec XIX wieku warszawsko-krakowskim szlakiem dyliżansowym i koleją dęblińską przybyły na ziemię olkuską (Grużewski, Malara, Moes, Minkiewicz).

Wg dostępnych źródeł i opracowań ojciec Janusza, Kazimierz Hryniewicz, był kolegą znanego olkuskiego działacza niepodległościowego Antoniego Minkiewicza – razem studiowali na Akademii Górniczej w Loeben (Styria – CK Austro-Węgry). W genealogii polskich ro-dzin szlacheckich w Internecie można go znaleźć wraz z żoną, wspomnianą wyżej Julią z Tarchalskich i synami – Januszem i Lesławem, przy jego imieniu widnieją jednak trzy znaki zapytania.

Janusz nie figuruje w aktach parafialnych. W aktach ewidencji ludności można wyczytać, że urodził się w 1916 roku, a jego brat Aleksander – Lesław w 1914. Z relacji i zeznań śledczych Janusza oraz z opracowań J.Liszki wy-nika z kolei, że przed I wojną światową Julia Kazimiera

i Kazimierz Hryniewicze wyjechali za interesami do Rosji. Tam 4 kwietnia 1916 roku, w miejscowości Paramonowo (chodzi o podmoskiewską miejscowość, w tłumaczeniu Polawinów – cyt. za aktami IPN) miał przyjść na świat Janusz. W czasie rewolucji rosyjskiej jego ojciec, inżynier w kopalni węgla, podobno umarł na tyfus, a Mieczysław Tarchalski, jego wuj, zginął z rąk bolszewików.

Wdowa po Kazimierzu wróciła do kraju ok. 1920 roku. Na kresach wschodnich trwała wówczas w najlepsze woj-no polsko – bolszewicka, a przez ogromne przestrzenie Podola i Wołynia toczyły się szalone lokomotywy, pocią-gi i eszelony (transporty wojskowe), galopowały taczanki, maszerowali piechurzy. Jak ona te przestrzenie przemie-rzyła i jak wróciła do rodzinnego dworku Tarchalskich w Bolesławiu – nie wiadomo. Pracowała później jako nauczycielka w miejscowej szkole powszechnej (razem z siostrą Wandą).

Janusz i Aleksander – Lesław wychowywali się u Tar-chalskich w Bolesławiu, a od 1930 roku, w związku z na-uką w gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego mieszkali w Olkuszu przy ul. Ogrodowej (nieistniejąca przecznica od ul. Sławkowskiej, w okolicach skrzyżowania z ul. Mic-kiewicza).

Całe ich późniejsze ich życie było związane ze stoli-cą. Janusz po maturze w 1936 roku odbył obowiązkową służbę wojskową w Różanie nad Narwią. A od 1937 r. kontynuował tradycję husarską á la moderne – uczył się i ćwiczył w zawodowej podchorążówce wojsk inżynieryj-nych i pancernych w Modlinie. Latem 1939 r. był na ostat-niej praktyce w VI batalionie pancernym we Lwowie. W kampanii wrześniowej odznaczył się pod Tomaszo-wem Lubelskim jako dowódca plutonu tankietek 63 Sa-modzielnej Kompanii Rozpoznawczej TKS – w składzie warszawskiej Brygady Pancerno – Motorowej płka Stefa-na Roweckiego (znanego bardziej jako ps. „Grot”, pierw-szy Komendant Główny ZWZ AK). Ciężko ranny w prawą nogę, płuco, bark i głowę, długo leczył się w szpitalach w Krasnobrodzie, Zamościu i Krakowie. Wypisany w sierpniu 1940 r. jako inwalida wojenny, wrócił do znaj-dującego się już wówczas w granicach Rzeszy Niemiec-kiej Olkusza. Nadal leczył odniesione rok wcześniej

B

Page 42: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

42

rany i kontuzje. Jego lekarzem był dr Marian Kiciarski, volksdeutsch III kategorii, ordynator olkuskiego szpita-la, zarazem żołnierz „Orła Białego”, wciągnięty uprzed-nio do konspiracji przez Konrada Juszczyka. Hryniewicz, ps. „Przyjaciel”, również konspirował, był dość aktywny w PPS WRN, zakładał podziemne komórki (plutony). Został pierwszym d-cą olkuskiej placówki Gwardii Ludo-wej PPS, a zarazem kadrowej kompanii pułku „Srebro”. Sekundowali mu koledzy z gimnazjum i z wojska – Ma-rian Stefan Czarnecki, Julian Kazibut i inni. Szefem ol-kuskiej konspiracji był „Czaplica” – kpt. WP Konstanty Szyszkowski z wydz. przysposobienia wojskowego w sta-rostwie olkuskim. Po wsypie na pocz. 1941 roku uciekł do Krakowa, po kolejnym donosie został aresztowany przez krakowskie Gestapo i rozstrzelany – jako ukrywający się oficer WP. Tak przynajmniej meldowali po wojnie funk-cjonariusze PUBP Olkusz. W wyniku kolejnych akcjach policyjnych i łapanek naziści zatrzymali i Hryniewicza. Aresztowano go w przedzień ślubu z Ireną „Lalą” Świąt-kowską, córką kupca, w piątek 13 czerwca 1941.

Świątkowska, córka Józefa i Zofii (Wacławy) z d. Do-browolskiej, ur. 20 marca 1917. mieszkała z rodzicami na Fabrycznej 1, a jej ojciec prowadził znany sklep spożyw-czego przy ul. Krakowskiej 1. Hitlerowcy zabrali mu ten sklep, on otworzył inny, w końcu został po wojnie ajen-tem milicyjnych stołówek – „Konsumów”.

Po przyspieszonym ślubie Janusz Hryniewicz był wię-ziony w Sosnowcu i obozie pracy Breslau-Hermansdorf, skąd po kilku miesiącach ciężkiej harówki (budował drogę, czy autostradę) wyszedł na tzw. gruźliczych pa-pierach (październik 1941). Jak się wydaje hitlerowcy nie orientowali się w jego działalności podziemnej. U władz niemieckich interweniowali podobno miejscowi księża, a Józef Świątkowsk wyłożył gotówkę na wykup zięcia (na łapówkę).

W maju 1942 r. wyjechał do Generalnej Guberni i na tereny okupowane na wschodzie Jakiś czas przebywał u Stanisława Tarchalskiego, leśniczego w Sandomier-skiem (brata jego matki). Następnie wuj został areszto-wany (znajduje się na liście ofiar KL Auschwitz), a on po-jechał do brata na tereny okupowane na wschodzie (Rawa

Ruska – Gródek Jagielloński) i pracował z nim w firmie remontowo – budowlanej „Strzeszewski i Spółka”. Od czerwca 1943 mieszkał w Warszawie, przy ul. Żelaznej, a następnie w podwarszawskiej Zielonce. Wciągnięty na powrót do konspiracji przez dawnego kolegę Zbyszka Makusza, szkolił podchorążych AK, prowadził kursy sa-mochodowe w Markach, Zielonce, Wołominie, Celkach. Do lipca 1944. zajmował się badaniem nastrojów ludno-ści, pisał sprawozdania i raporty, wskazywał na rosnące wpływy socjalistów i komunistów. Jeździł warszawską elektryczną kolejką dojazdową i przekazywał meldunki znanemu przedwojennemu plastykowi, prof. ASP Stani-sławowi Ostoi – Chrostowskiemu (Wydział II B KG AK, sekcja „999” – krypt. Korweta, kontrwywiad na lewicę).

Pracował dla AK i Delegatury Rządu i zgodnie z ów-czesnymi zasadami brał udział w jakiejś piętrowej kon-spiracji. Pełnił jednocześnie kilka funkcji w różnych strukturach: „Jeż” (Brygada Wywiadowcza AK), „Kor-weta” (placówka BA-k – Biuro Antykomunistyczne), „Obroża” (rejon II Ke-Dyw-u Celki), „Kaktus” (74 pp AK z Kielc). Nosił pseudonim „Tur” i posługiwał się papiera-mi na nazwisko Stanisław Gościniak. Możliwe, że w ra-mach wykonywanych zadań wywiadowczych równolegle należał do Polskiej Armii Ludowej płka Juliana „Sucha Rączka” Skokowskiego i mjra Stanisława „Skały” Piękosia i pracował dla lewicy. 30-31 lipca 1944 – w chwili wybuchu powstania warszawskiego – wziął udział w potyczce z hi-tlerowcami u boku czołgistów z 3 korpusu panc. Armii Radzieckiej. Jechał w czołgu T-34 i wskazywał czerwo-noarmistom drogę na Pragę. Dostał poźniej za to Krzyż Walecznych.

Wysiedlony z Zielonki w pierwszych dniach powstania, przebywał w obozach w Pruszkowie i Opocznie. Udało mu się wydostać i wrócił w okolice Olkusza i Wolbro-mia, nad granicę Rzeszy i GG. W końcu 1944 r. mieszkał w Woli Libertowskiej, należał do 106 krakowskiej Dywi-zji AK. Spotkał się z dowódcą partyzanckiej żandarmerii Antonim „Kmicicem” Janiszewskim oraz z dowódcą jed-nostki, płk-iem Bolesławem Nieczują Ostrowskim, zasłu-zonym weteranem AK (ur. 1907, zm. 2008). Snuli razem niezbyt realne plany utworzenia partyzanckiego podod-

Page 43: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

43

działu pancernego (na bazie zdobycznych hitlerowskich „Tygrysów”).

Kilka dni po przejściu frontu wschodniego pojawił się w Olkuszu i zameldował się przy ul Mickiewicza 8. Do lipca 1945. był nauczycielem w Szkole Podstawowej Nr 1, zasiadał nawet w tymczasowym zarządzie miasta. Inte-resował się nim PUBP Olkusz, był przejściowo zatrzyma-ny, sprawdzano jego życiorys i opinię, ale do opuszczenia miasta został zmuszony dopiero po roku z górą (złożyły się na to różne sprawy, m.in. historia inspirowanej naj-

prawdopodobniej przez niego i Makusza fikcyjnej „34 Leśnej Dywizji AK – Mleczarnia”, maj – sierpień 1946). Pracował w Kuźni Raciborskiej jako urzędnik w tartaku dzierżawionym przez Śląską Spółdzielnię Inżynieryjno Budowlaną, nalezał do Spółdzielni „Społem” w Olkuszu, był księgowym Spółdzielni Inżynieryjno-Budowlanej w Katowicach, mieszkał w Bytomiu, ul. Pułaskiego 13.

Na jego dalszych losach zaważyły incydentalne w su-mie kontakty z miechowską partyzantką. Na ich trop

wpadł w 1950 r. major Stanisław Wałach-„Zdzich”, szef kontrwywiadu politycznego WUBP – Krakowie, prowa-dzący śledztwo w tej sprawie. W przejętym partyzanckim archiwum znalazł życiorys podchorążego J.Hryniewicza ps. „Hanka”, zlokalizował go w Bytomiu i wysłał spec. eki-pę, aby go dyskretnie zrealizować – czyli zamknąć (jako wroga ludu, członka reakcyjnej org. AK). Dyskrecja była pożądana, bo podejrzany należał do PZPR i obawiano się reakcji miejscowego kolektywu. W rezultacie Hry-niewicza po prostu porwano i przewieziono ciupasem

do Krakowa. W sierpniu 1950 roku Postanowieniem Woj-skowej Prokuratury Rejonowej w Krakowie został osadzony w siedzibie krakowskiego WUBP przy ul. Pomorskiej (obecnie Plac Inwalidów, Mu-zeum Historii AK). Przesie-dział tam prawie 10 miesięcy.

Podstawą śledztwa był ów fatalny życiorys znaleziony w archiwum 106 DP AK, to-też więźniowi kazano raz po raz pisać życiorys. Był kilka-naście razy przesłuchiwany. W jednym z zachowanych ra-portów chorąży Alfred Lipka, funkcjonariusz WUBP pisał: „W sprawie Hryniewicza nie zaszły nowe okoliczności. Jest on bardzo śliski w stosun-ku do zadawanych mu pytań

i albo nie odpowiada wcale i zręcznie kieruje rozmowę na inne tematy albo też odpowiada jednym nic nie dającym zdaniem...bez wątpienia jest to dwójkarz [oficer wywia-du WP – przyp. KG]” .

Oczywiście sprawa działalności podejrzanego w BA-k, placówce antykomunistycznej działającej pod szyldem centrali wywiadu AK i Delegatury Rządu na Kraj, szcze-gólnie zainteresowała służby komunistyczne. Szybko sta-ła się sensacją i śledztwo przeniesiono do Warszawy. Pro-

Hryniewicz po aresztowaniu - fot. IPN.

Page 44: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

44

wadził je porucznik Eugeniusz Jańczyk ze stołecznego UBP, usiłował dowieść, że jako ps. „Tur” więzień donosił na Gestapo, a nawet fizycznie likwidował działaczy PPR, ZWM i innych organizacji lewicowych. Jańczyk dociekał również losów olkuskiej konspiracji ZWZ i najwyraźniej i tu mierzył w więźnia jako potencjalnego konfidenta Ge-stapo. W 1951 r. pojawiły się poszlaki o związkach BA-k z endecją (NSZ) i sprawa wróciła do Krakowa. Ustalono, że Hryniewicz miał jakieś własne „wtyczki” w olkuskim UBP (ostrzegał znajomych przed aresztowaniem) i że najwyraźniej symuluje jedynie gruźlicę, a obraz zmian w jego płucach dają metalowe odłamki pozostałe w ra-nach, jakie odniósł w 1939 r. Dowiódł tego wezwany do sprawy lek. med. Marian Kiciarski. Rozpoznał w Hrynie-wiczu swego dawnego pacjenta, wykonał odręczny szkic i zaznaczył punktowo blizny na jego plecach. Do prze-łomu jednak nie doszło, Warszawa nadal interesowała się sprawą i monitowała, a więzień powtarzał życiorys. W sumie w sprawie przechodziło ok. trzydzieści osób, podejrzanych i świadków (Cyryl Kajda z Olkusza, b. stu-dent prawa UJ, działacz sanacyjno-prawicowego OZN-u; Stanisław Dulski – również absolwent gimnazjum, za-mieszany w WiN; Antoni Janiszewski ps. „Kmicic”, „Ja-wor” z żandarmerii 106 Dywizji AK, oskarżony o przewo-dzenie „bandzie zbrojnej” na terenie powiatu olkuskiego; mieszkańcy Woli Libertowskiej, działacze lewicy z war-szawskiej Woli, a nawet członkowie sekt protestanckich). Usiłowano powiązać Hryniewicza z odchyleniem prawi-cowo– nacjonalistycznym, ze spychalszczyzną, spiska-mi oficerskimi w LWP (proces generałów), z agenturą USA doby wojny koreańskiej (Świadkowie Jehowy). Akta przeglądał płk Józef Światło, szef słynnego Departamen-tu X Ministerstwa BP (gdzie wykrywano prowokatorów w ruchu robotniczym, szpiegów sanacyjno-akowskich w PZPR). Również osławiona prokurator Helena Woliń-ska domagała się niezwłocznego postawienia Hrynie-wicza przed sądem wojskowym (jako obcego agenta). Prokuratura kilkakrotnie wnosiła o przedłużenie aresz-towania, w końcu jednak dość nieoczekiwanie umorzyła postępowanie z braku dowodów i więźnia wypuszczo-no (czerwiec 1951). Doczekał październikowej odwilży,

w 1956 r. był członkiem komitetu jubileuszowego z oka-zji 40-lecia olkuskiego gimnazjum (z Inocentym Liburą i Janiną Majewską), wspominał czasy przedwojenne i ko-legów, publikował pasjonujące relacje wojenne. Mieszkał w Warszawie na ul. Falęckiej i Mokotowskiej, wciąż w za-interesowaniu służb. W latach 1960-ch był zatrudniony jako księgowy w Spółdzielni Wielobranżowej w Olkuszu, a w latach 1970-ch – w Zjednoczonych Zespołach Gospo-darczych, Warszawa, ul Wspólna 25.

Miał z Ireną Świątkowską syna Jana Kazimierza (ur.1952), studenta, zamieszkałego z nimi. A „Lala” miała jeszcze trzy siostry: Mieczysławę (ur. 1910) zamieszkałą w Obornikach, Annę (ur. 1911), zakonnicę z Łodzi i Zofię Kurzową (ur. 1915), mieszkankę Olkusza.

Wg relacji olkuskich weteranów AK Janusz zmarł w 2006 r. i został pochowany w Warszawie. W chwili pu-blikacji tego artykułu w Z.O. (2007) warszawski Zarząd Cmentarzy Komunalnych nie potwierdził daty jego zgo-nu i miejsca pochówku, trwał remont i jakaś reorganiza-cja, budowano internetowy rejestr/lokalizator grobów.

Ciekawą postacią i zarazem kluczem do zrozumie-nia jego losów jest wspomniany już kilkakrotnie Lesław, a właściwie Aleksander Hryniewicz. Trzeba powiedzieć, że w archiwach nie ma żadnego Lesława Hryniewicza, brata Janusza. Natomiast jest kilku Aleksandrów Hrynie-wiczów i wszyscy oni to postacie zasługujące na uwagę. Mamy więc Aleksandra Hryniewicza (Hrynkiewicza) ps. „Przegonia” – dowódcę powstania warszawskiego na Mokotowie, który najpierw ostro zaatakował zasiedloną w sporym stopniu przez urzędników niemieckich dzielnicę, a następnie wycofał się do Lasów Kabackich. W odwecie hitlerowcy zmasakrowali kilkudziesięciu księży i braci zakonnych w domu o.o. jezuitów przy ul. Rakowieckiej i kilkuset więźniów z więzienia moko-towskiego. Autorzy najbardziej znanych opracowań – np. Władysław Bartoszewski – wspominają „Przegonię” jak-by mimochodem. Zaś anglosaski mistrz i znawca pol-skich dziejów Norman Davies w najnowszym wydaniu „Powstania ‘44” pomija go zupełnie.

W aktach śledczych i ubeckich, wytworzonych na Ja-nusza, znajduje się pismo warszawskiej WSW z 1960 roku

Page 45: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

45

z prośbą o ewentualne kompromitujące materiały na ww, jest on bowiem – uwaga – bratem majora LWP Aleksan-dra Hryniewicza z Dowództwa Wojsk Lotniczych, ubie-gającego się o certyfikat dostępu do dokumentów tajnych spec. znaczenia (gryf najwyższej tajności w PRL – przyp. KG). W katalogach i bazach danych czytelni IPN nie ma akt osobowych oficera WSI Aleksandra Hryniewicza. Można więc wnosić, że uzyskał przedmiotowy certyfikat i z jakichś względów jego dokumentacja nadal jest za-strzeżona. Oczywiście nie mam do niej dostępu. Posia-dam natomiast dostęp do akt paszportowych (jawnych) i w dokumentacji rodziny Hryniewiczów istotnie zna-lazłem Aleksandra, urodzonego 18 września 1914 roku, zmarłego w 1981 roku, zawodowego oficera Ludowe-go Wojska Polskiego. Był meldowany w Warszawie, przy ul. Szczęśliwickiej, żonaty z Karoliną z d. Wilczek (ur. 4 listopada 1919 w Warszawie) i miał syna Andrzeja (ur. 1945) oraz córkę Marię (1946).

Andrzej Hryniewicz, syn Aleksandra to b. sędzia Sądu Powiatowego M. Stoł. Warszawa i wiceprezes warszaw-skiego Koła Przewodników Miejskich PTTK. W latach 1980-ch mieszkał w Warszawie, na ul. Inflanckiej 19 i wielokrotnie wyjeżdżał za granicę, zarówno do krajów demokracji ludowej jak i na Zachód. Jego żona to Moni-ka Maria Bocheńska, córką Macieja, (ur. 1948), adiunkt w Instytucie Biochemii i Biofizyki AM – Warszawa, sty-pendystka w USA (1989). Mają dwoje dzieci Zofię Annę (ur. 1976) i Zbigniewa Andrzeja (ur. 1978).

A Maria Hryniewicz, po mężu Chądzyńska, była/jest lekarką Państwowej Przychodni Obwodowej w Korono-wie, k. Bydgoszczy.

Dalsze badania biograficzno – genealogiczne pozosta-wiam czytelnikom Wspomnę jedynie o książce Aleksan-dra Bocheńskiego „Dzieje głupoty w Polsce” (Czytelnik,

W-wa 1988) i o Zofii Chądzyńskiej, zasłużonej tłumaczce literatury ibero-amerykańskiej (Julio Cortazar, Jorge Luis Borghes i inni). Pewnie są jakoś spowinowaceni z Hry-niewiczami.W końcu mazowiecka inteligencja to jedna wielka rodzina...

I jeszcze coś – last, but not least. W katalogach IPN Warszawa są akta Aleksandra Bonifacego Hryniewicza, syna Stanisława i Marii z d. Krysiewicz, ur. 14.05.1913. w Pułtusku, obywatela brytyjskiego zatrudnionego w fa-bryce czekolady „Mars Limited”, Slough Court – London, UK, przedwojennego oficera Nowogrodzkiej Brygady Kawalerii gen. Władysława Andersa. Są to akta cudzo-ziemca, w latach 1960-ch przyjeżdżającego do rodziny w Warszawie i Słupsku i pozostającego w zaintereso-waniu Straży Granicznej i Wydziału III Departamentu I MSW PRL. Założono mu osobną teczkę, analizowano jakieś meldunki o przemycie na trasie Lodyn – Warsza-wa pod szyldem wycieczek brytyjskich polonusów do starego kraju. Są tu znajomo brzmiące kryptonimy (np. londyński klub nocny „Fregata”), analizy odpraw cel-nych na lotniskach i w hotelach, materiał fotograficzny wskazujący na starszego brata Janusza itp. Sprawą inte-resowali się nawet funkcjonariusze warszawskiej centrali w stopniu generałów MO/SB. Nieoczekiwanie zamknięto ją gryfem „tajne spec. znaczenia” i złożono ją w archiwum (archiwum X – ?). Bez wątpienia chodziło o zagadnienia wywiadu międzynarodowego wykraczające poza kom-petencje MSW PRL. Przyznaję, że nie udało mi się do-tąd wyświetlić tych wszystkich powiązań, bez wątpienia szpiegowskiej natury i nie wiem, co o nich sądzić. Ale w końcu nie o nie tu chodzi, a o podstawową wiedzę o ludziach ziemi olkuskiej.

KRZYSZTOF GOC

Page 46: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

46

JerzySKOCZYLAS

Page 47: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

47

yło to w okresie komunistycznym, konkretniej – w latach sześćdzie-siątych. Młodzież I Liceum Ogólno-kształcącego w Olkuszu zmuszona była przygotować kolejną „akademię

ku czci”, czyli – jak trafnie mawiała śp. profesorka Maria Piekarska, mająca przez wiele lat główną pieczę nad re-cytatorami – „wygłupiać się”. Tym razem temat „wygłu-pów” był szczególnie niewdzięczny: chodziło o program na cześć Armii Czerwonej.

Funkcjonowała też wówczas w kółku recytatorskim dziewczyna, która – mimo dużych (ponoć) zdolności ar-tystycznych – nie była obdarzona doskonałą pamięcią, co uniemożliwiało jej nauczenie się tekstu. Dlatego podczas występów przeważnie stała w drugim rzędzie, a stojąca przed nią osoba miała tekst... przyszpilony do pleców. Tym razem jednak zapominalska postanowiła sobie, a przyobiecała innym, iż nauczy się wiersza, który miała wygłosić. A był to socrealistyczny „gniot” pióra niezłego skądinąd poety Lucjana Szenwalda, zatytułowany wła-śnie „Armia Czerwona” i zawierający apostrofę: „Armio w szarych szynelach!” Postanowiono recytatorce zaufać. I tak w obliczu kombatantów i lokalnych partyjnych no-tabli dziewczę stanęło na czele ekipy i palnęło: „Armio w szarych szynszylach!” Wówczas to ponoć jeden z jej kolegów – zgięty w pół, by stłumić chichot – uciekł ze sceny za kulisy, by przez resztę spektaklu tarzać się po podłodze ze śmiechu, bowiem już wówczas odznaczał się nieprzeciętnie rozwiniętym poczuciem humoru. A zwał się on: Jerzy Skoczylas.

Urodził się 9 lipca 1948 r. w Olkuszu, jak napisze po latach w swej żartobliwej autobiografii, prezentowanej na stronie internetowej kabaretu „Elita”: „Urodziłem się w 1948-ym roku w Galicji, a konkretnie w Olkuszu, miasteczku znanym niegdyś z kopalni srebra, a później z emaliowanych garnków. Komplet olkuskich garnków mam do dziś i nawet niekiedy z nich korzystam. Prócz garnków, z Olkusza mam również żonę, od lat tę samą, gdyż wyznaję tradycyjny system wartości i nijak mi do Holandii, gdzie można ożenić się z chomikiem lub uśpić u weterynarza zrzędliwego dziadka. Z żony, jak z garn-

ków, też niekiedy korzystam i dlatego pewnie mam syna Jakuba, na szczęście do mnie niezbyt podobny”.

Naukę pobierał również w Olkuszu, konkretnie – w Li-ceum Ogólnokształcącym im. Króla Kazimierza Wielkie-go, gdzie uczęszczał w latach 1962 – 66. I znów wypada oddać głos naszemu bohaterowi, który w tekście opubli-kowanym w „Zeszytach Historycznych I LO” wspomina: „pamiętam, jak z Rysiem Kaczorem i Zbyszkiem Stachur-skim wyrywaliśmy inkrustację z klapy od szkolnego for-tepianu, bo Rysiek uważał, że to najlepszy materiał do zrobienia progów do elektrycznej gitary. Wtedy gitarę trzeba było sobie zrobić samemu, a wraz z wymieniony-mi Kolegami zrobiliśmy gitary i założyliśmy zespół, który jednak na światowe listy przebojów nie dotarł. Pamiętam nasz szkolny Teatr Poezji, w którym Jasiu Chwast pełnił zaszczytną rolę oświetleniowca, oświetlając nas zresztą niekoniecznie w tych momentach, co trzeba. Pamię-tam Mariana Kafla, którego na dużej przerwie usiłowa-liśmy wrzucać w stołówce do kotła z herbatą. Pamiętam wiecznie rozrabiającą Lalkę Wojaczek (niestety ŚP.). Pa-miętam, pamiętam ...itd. Tak można w nieskończoność, a w dobrym towarzystwie i przy lampce wina jeszcze dłużej”. I nieco dalej, w tonie już poważniejszym: „Prze-bywanie w Szkole, gdzie obcuje się z grupą Profesorów, do których ma się szacunek, jest najlepszą i jedyną lekcją wychowawczą. Jeżeli za katedrą lub obok ciebie stoi Czło-wiek, do którego masz zaufanie i darzysz go szacunkiem, trwa lekcja wychowawcza i to bez względu na to czy oma-wia się budowę pratchawca, czy rozwiązuje matematycz-ne równanie. (...) Dziś mogę podziękować moim Profe-sorom za to, że nigdy nie musiałem się wahać i zastawiać nad tym czy przypadkiem nie wstąpić do PZPR-u. Mogę Im być wdzięczny za to, że nigdy lecąc do USA, Kanady czy Australii nie musiałem przeżywać rozterek czy nie zostać tam na stałe. Że dziś, idąc do urny wyborczej, ni-gdy nie mam najmniejszych wątpliwości, kogo skreślić. System wartości! – to działa”.

Z olkuskiej Alma Mater trafił do dolnośląskiej. W Po-litechnice Wrocławskiej odbył zwieńczone dyplomem studia na Wydziale Elektrycznym, zyskując specjalność w dziedzinie automatyki. „W zawodzie” nie było mu

B

Page 48: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

48

jednak danym pracować, gdyż studentem będąc, poznał Jana Kaczmarka i Tadeusza Drozdę, dwóch również stu-diujących na Politechnice początkujących satyryków. W 1969 roku wspólnie z Romanem Gierczakiem założy-li kabaret „Elita”. Zespół uzupełnił pianista, kompozy-tor i kierownik muzyczny Włodzimierz Plaskota (zmarł w 2005 roku).

„A później już poleciało – pisze Skoczylas. – Początko-wo festiwale studenckie, a więc świnoujskie Famy, gieł-dy piosenki w Opolu i w Krakowie, przeglądy w Gdań-sku i w Warszawie, i wreszcie Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu w 1971 roku i nagroda za »Kurną chatę«”. Pio-senka przysporzyła kabaretowi dużej popularności, do dziś pozostając jednym z jego „szlagierów”. Piosenki stały się zresztą „fundamentem” repertuaru zespołu: „Do serca przytul psa”, „Nie odlecimy do ciepłych krajów”, „Czego się boisz głupia” zna każdy. Drozda i Gierczak dość wcze-śnie opuścili „Elitę”. Ten pierwszy znany jest jako samo-dzielny satyryk i gospodarz programów telewizyjnych, ten drugi – zrobił karierę jako piosenkarz, choć może nie tak długotrwałą. Ich miejsca zajęli Leszek Niedzielski i Stanisław Szelc, który wraz z Jerzym Skoczylasem two-rzą obecny skład kabaretu.

„Elita” szybko zaistniała medialnie. Od wczesnych lat 70. artystów „przygarnął” Program III Polskiego Radia, z którym kabaret współpracuje do dzisiaj. Tam uczestni-czyli w działalności kabaretu „Studio 202” (założonego przez Andrzeja Waligórskiego, skądinąd „idola i mistrza” twórców „Bity” oraz... autora wielu wykonywanych przez nich tekstów) oraz wspólnie z m.in. Marcinem Wolskim tworzyli słynną cykliczną audycję „60 minut na godzinę”.

Występy radiowe i piosenki przysporzyły „Elicie” nie-samowitej popularności. Zespół regularnie występował na największych estradach, brał udział w opolskich „Ka-baretonach”. Tworzący go artyści stali się najprawdziw-szymi gwiazdami, przyciągając publiczność porówny-walną z najbardziej znanymi w kraju wykonawcami mu-zycznymi tamtych czasów.

Magazyn „60 minut na godzinę”, początkowo oparty na satyrze społecznej i komizmie językowym, u progu lat 80. „posterował” w stronę kabaretu politycznego, co przesądziło jego los: po wprowadzeniu stanu wojennego został zdjęty z anteny. Powrócił po roku 1989; niestety, nowe audycje nie dorównały dawnym dokonaniom.

Jerzy Skoczylas, wraz z Szelcem i Niedzielskim, pozo-stali jednak wierni radiu i, oprócz stałego „udzielania się” w kipiących absurdalnym humorem programach „Studia 202”, stworzyli cykl skeczy „Szable w dłoń” parodiujących sienkiewiczowską „Trylogię”. Tematyka polityczna po-została, choć jeszcze bardziej zakamuflowana językiem aluzji.

„Elita” w nowej rzeczywistości funkcjonuje nadal. Wy-stępuje - jak wcześniej – w kraju i za granicą; ma na swym koncie kilka płyt (dała ponad 4 tys. występów w Polsce i na całym świecie).

Skoczylas, któremu – o czym już było wyżej – tema-tyka polityczna od dawna obca nie jest, nieprzerwanie od 1998 roku zasiada w Radzie Miejskiej we Wrocławiu. W kadencji 2002-2006 był przewodniczącym Komi-sji Kultury i Nauki oraz wiceprzewodniczącym Komisji Edukacji i Młodzieży. Na szczęście nie przeszkadza mu to w działalności artystycznej. Nadal udziela się na ante-nie radia i TV. Jak sam pisze: „Wielką i trwającą do dziś przygodę stanowi radio, któremu jestem wierny od trzy-dziestu lat, i mam cichą nadzieję dotrwać tam do eme-rytury. Z tym radiem to jest tak, że bardzo się je lubi, ale żeby coś zarobić, to trzeba pofatygować się do telewizji. Na szczęście we Wrocławiu to raptem kilka kroków, bo telewizja w budynku obok”.

Olkusza – jak już wiemy – nie wypiera się. Raz uczest-niczył nawet – jako artysta zaproszony – w zjeździe ab-solwentów I Liceum Ogólnokształcącego. Oczywiście nie omieszkał wspomnieć anegdoty o „szarych szynszylach”...

JAROSŁAW NOWOSAD

Page 49: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

49

Aleksander DĘBSKI

Page 50: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

50

listopada 1892 r., czyli dokładnie 117 lat temu, w mieszkaniu Bolesława Antoniego Jędrzejowskiego w podpa-ryskiej miejscowości Montrouge, (de-partament Hauts-de-Seine) odbyło się

spotkanie założycielskie organizacji, która w przyszłości przyjęła nazwę Polskiej Partii Socjalistycznej.

Ze względu na ciasnotę i ogólnie ciężkie do debato-wania warunki (10 osób w jednym pokoju, do tego żona gospodarza siedząca w kuchni z dzieciątkiem w kołysce), wkrótce zdecydowano się przenieść do Paryża; tam też utworzono Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich, a z niego później wyłoniła się PPS. Mało brakowało, a w gronie ojców założycieli znalazłby się przyszły twór-ca polskiej Narodowej Demokracji Roman Dmowski, który wtedy był jeszcze bliski socjalizmu (współpraco-wał choćby z „Przeglądem Socjalistycznym”). Jednym z uczestników tych ważnych wydarzeń był Aleksander Dębski (urodzony w 1857 r. w Mogielnicy, powiat płocki), doświadczony konspirator, wcześniej m.in. w II Proleta-riacie. Mało kto pamięta, że raptem kilka lat wcześniej w życiu tegoż Dębskiego pojawia się Olkusz – wprawdzie na krótko, ale jednak, i do tego w wielce dramatycznych okolicznościach.

W ciasnym mieszkaniu

Jak pisał prof. Andrzej Garlicki w 110 rocznicę pary-skiego spotkania, podczas obrad panowała „pełna zgod-ność w sprawach programowych, a jedyną kwestią, która wywołała gwałtowną dyskusję, był stosunek do terro-ru. Czy dopuszczalna jest likwidacja zdemaskowanych konfidentów, czy mają sens zamachy terrorystyczne na wysokich funkcjonariuszy aparatu carskiego? (...) Zwo-lennikami terroru byli przede wszystkim członkowie II Proletariatu”.

Jeden z uczestników spotkania, zaangażowany wcze-śniej w II Proletariat, Feliks Perl pisał: „Były różne plany, projekty. Zamierzano wysadzić w powietrze cerkwie pod-czas nabożeństwa, zamierzano zgładzić ministra oświaty, osławionego Deljanowa, który ukazem z 1887 r. zamknął

wrota szkoły średniej przed dziećmi stangretów, lokai, kucharzy, sklepikarzy i praczek”. Na szczęście skończyło się na dyskusjach, co akurat w dziejach polskiego ruchu socjalistycznego normą nie było, bo Polacy – przyznajmy, dziś w dobie światowego terroryzmu może to być prawda dla nas mało budująca – mają spore „zasługi” w rozwoju tego ruchu. To wszak Polak-anarchista Ignacy Hrynie-wiecki wysadził w powietrze cara Aleksandra II, Józef Łukaszewicz wraz z Bronisławem Piłsudskim (starszym bratem Józefa) i Aleksandrem Uljanowem (starszym bra-tem Lenina), próbowali zabić bombami cara Aleksandra III (nie wybuchły), a inny Polak-anarchista Leon Cioł-gosz, zastrzelił w 1901 r. prezydenta Stanów Zjednoczo-nych McKinleya; pomniejszych akcji terrorystycznych nasi rodacy dokonali sporo, zwłaszcza podczas Rewolucji 1905 r.

Osoba Aleksandra Dębskiego wiąże się pośrednio z owym zamachowcem, który odesłał w zaświaty cara Aleksandra II. Dębski właśnie należał do grona Polaków odbudowujących struktury patriotyczne po aresztowa-niach na uniwersytetach rosyjskich, mających miejsce w związku z owym zamachem (maczał też palce nasz bo-hater w zamachu na Aleksandra III, ale o tym za chwilę).

W tym okresie Dębski, obok m.in. Kunickiego, wziął udział w zjeździe rewolucyjnym, który organizował pro-wokator (jeszcze przed zdemaskowaniem), Diegajew. Dębski wkrótce rzucił studia i zajął się wyłącznie kon-spiracją. De facto po aresztowaniu Waryńskiego i innych członków Proletariatu, wraz z Kunickim i Ludwikiem Janowiczem kierował organizacją zwaną II Proletariatem i – jak pisał historyk Jan Tomicki – „reprezentował w niej tendencje terrorystyczne”. Drukował ulotki, przemycał druki przez granicę, spotykał się z Hermanem Łopati-nem, najważniejszą podówczas personą Narodnej Woli. Ryzykował sporo – najmniej wywózkę na Sybir. Uniknął aresztowania w lipcu 1884 r. (w mleczarni Hennenberga na Nowym Świecie). Jednak wokół działaczy zacieśniały się kleszcze inwigilacji przez carską żandarmerię. Agenci obserwowali mieszkania „proletariatczyków”, zwłaszcza dom Marii Bohuszewiczówny. Informacje o wewnętrz-nym życiu partii przynosili do żandarmerii zdrajcy, agenci

17

Page 51: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

51

Piński i Baranowski. Zatrzymywano też i kopiowano całą przychodzącą do członków partii korespondencję. W nocy z 29 na 30 września 1885 roku nastąpiła likwidacja grupy Marii Bohuszewiczówny – zatrzymano czterdzieści osób, z nich 36 osadzono w Cytadeli. W internetowej historii zatrzymania grupy Bohuszewiczównej znaleźć można passus, że: „Zbiec udało się jedynie Aleksandrowi Dęb-skiemu, Marianowi Stefanowi Ulrychowi i Witoldowi Jod-ko-Narkiewiczowi”. Ciekawa sprawa, bo imię i nazwisko jednego z tych, którym udało się uciec wraz z Dębskim, owego Stefana Ulrycha, to także jeden z pseudonimów... Aleksandra Dębskiego! (W swoim długim życiu używał on wielu imion, nazwisk i kryptonimów: Aleksander, D. Dreksler, Gustaw, Olek, Oles, Reutschke, S. Ulrich, Wa-syl Piotrowicz, Zawadzki, Etienne Ulrich, Gustaw Bobrow-ski oraz kryptonimów: A, a.). Jedno jest pewne, Dębski był „spalony” – musiał się ukrywać, m.in. w Paryżu i Genewie, gdzie występował pod nazwiskiem Bobrowski, pracował w drukarni, a wraz z S. Mendelsonem i Marią Jankowską wydawali pisma „Walka Klas” i „Przedświt” oraz kierowali zagranicznym przedstawicielstwem krajowej organizacji.

Aresztowanie

Dębski przedostawał się do kraju, próbując odtwo-rzyć struktury rozbitej aresztowaniami partii. Podczas jednego z takich przyjazdów, w 1887 r., był w Warszawie, Wilnie, Rydze, Kijowie i Petersburgu, a wracając (praw-dopodobnie jechał koleją Iwanogrodzką) został areszto-wany w Olkuszu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w marcu 1887 r. aresztowano osoby związane z nieudanym zamachem na cara Aleksandra III (miał miejsce 1 marca). Dębski był w tym czasie w Petersburgu. Prawdopodobnie po aresztowaniach wśród organizatorów zamachu, zagro-żony tym samym, zdecydował się na wyjazd z kraju.

Można uznać, że Dębski był drugą znaną osobą, któ-rej przydarzył się olkuski pierdel. Bo przed nim, jesz-cze w okresie powstania styczniowego, półroczny pobyt w tiurmie w Srebrnym Grodzie zaliczył pisarz i powsta-niec Adolf Dygasiński. Dębski w więzieniu olkuskim tak długo nie siedział; musiał posiadać nie tylko dar prze-

konywania, ale i podrobione stosowne dokumenty, sko-ro udało mu się wmówić Rosjanom, że jest obywatelem austriackim. Odsiedział w areszcie raptem dwa tygodnie i go wypuszczono. Przez Kraków wyjechał do Szwajcarii. W Zurychu, wraz z przyszłym prezydentem II RP Gabrie-lem Narutowiczem ukończył kurs oficerski. Ciągle myślał nad wznowieniem działalności terrorystycznej. W mar-cu 1889 r., gdy prowadził w górach pod Zurychem próby z ładunkami wybuchowymi, które miały być użyte do ko-lejnego zamachu na cara, został ciężko kontuzjowany.

Dębski musiał wyjechać do Francji; w jego ślady ewa-kuowała się spora część emigracji polskiej w Szwajcarii (zostali wydaleni na żądanie Rosjan, a sprawa Dębskiego była pretekstem do ich wypędzenia). W Paryżu pracował w drukarni, zapisał się na Sorbonę, wziął następnie udział w zjeździe polskich działaczy socjalistycznych w Sztok-holmie. Wedle różnych historyków, został aresztowany (Pobóg Malinowski twierdzi, że nie) po zamachu na ge-nerała żandarmów Seliwerstowa (zamachowcem był Pa-dlewski), ale potem wypuszczony. W sierpniu 1891 r. brał udział w II Międzynarodowym Kongresie Robotniczym i Socjalistycznym II Międzynarodówki w Brukseli. Później zaangażował się w starania o konsolidację polskiego ruchu socjalistycznego. I to wtedy odbyły się spotkania, o których wspomniane jest na wstępie, czyli utworzenie Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich. Wśród założycieli, obok Dębskiego, byli: Bolesław Antoni Jędrzejowski, Wi-told Jodko-Narkiewicz, Stanisław Mendelson, Feliks Perl, Aleksander Sulkiewicz (wszyscy związani z II Proletaria-tem), Edward Abramowski, Jan Strożecki, Stanisław Tylic-ki i późniejszy prezydent II RP Stanisław Wojciechowski (Zjednoczenie Robotnicze), Stanisław Grabski (Związek Robotników Polskich), Bolesław Limanowski (wówczas bezpartyjny), a Jan Lorentowicz z Gminy Narodowo-So-cjalistycznej odmówił wejścia do władz ZZSP.

I wojna światowa

W 1914 r., na początku wojny, Dębski przyjechał z Ameryki do Polski. Dał w Krakowie Piłsudskiemu 3,5 tys. dolarów na akcję wojskową. Z Piłsudskim spotkał

Page 52: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

52

się wkrótce ponownie - na Śląsku. W pełni popierał kon-cepcję przyszłego marszałka odbudowy państwa pol-skiego. Wracając, zahaczył jeszcze o Szwajcarię, gdzie rzucił pomysł powołania Komitetu Sienkiewiczowskie-go w Vawey. W styczniu 1915 r. znów był w USA i wziął udział w kongresie KON. Wraz z garstką ochotników z USA przez m.in. Włochy i Austrię trafił do miejsco-wości Konary, gdzie legioniści z I Brygady otrzymali od niego 7,5 tys. $, sztandar uszyty przez Polki z Ameryki, a Piłsudski – zegarek. Przez półtora roku Dębski prze-bywał w Polsce. Cały czas wspierał Piłsudskiego, także w jego konflikcie z Naczelnym Komitetem Narodowym (którego zresztą Dębski byt współtwórcą). Wszedł w skład lewicowego Centralnego Komitetu Narodowego. W 1918 r. wyjechał do Ameryki, gdzie m.in. z poświęce-niem ratował tamtejsze postępowe pismo polskiej emi-gracji „Telegraf Codzienny”.

W wolnej Polsce

Do kraju wrócił w 1919 r. Podczas wojny 1920 r. był se-kretarzem generalnym Komitetu Werbunkowego (wy-łoniony z PPS). Nie trzeba tłumaczyć, jak ważne to było stanowisko w tym jakże trudnym dla kraju momencie.

W Dwudziestoleciu zaangażowany był w politykę zagra-niczną m.in. w Ameryce; działał też czynnie w PPS-ie. Wedle części historyków polskiego socjalizmu, w 1926 r. sprzeciwił się przewrotowi majowemu Piłsudskiego (Po-bóg-Malinowski w PSB nie podaje takiej informacji). Jeśli tak było, to był to pierwszy konflikt między tymi dotąd idącymi ramię w ramię ludźmi. Od 1930 r. zasiadał w Se-nacie RP.

Do śmierci był też w składzie Centralnego Sądu Partyj-nego PPS. W 1933 r. otrzymał Krzyż Niepodległości z Mie-czami. Zmarł dwa miesiące przed Józefem Piłsudskim, 6 marca 1935 r., i tak się złożyło, że właśnie w tym dniu mijała 46. rocznica wypadku z bombą pod Zurychem, w którym przyszły senator o mało nie stracił życia. O pokoleniu Dębskiego Bohdan Cywiński w „Rodowo-dach niepokornych” pisał: „Pokolenie, które potrafiło od-rodzić polskie życie polityczne, stworzyć potężne stron-nictwa o wyraźnych programach, wnieść swój istotny wkład w odzyskanie niepodległości w 1918 r., wreszcie – w wieku zdecydowanie już bliskim emerytalnego – pod-jąć trud budowy odrodzonego państwa”.

OLGERD DZIECHCIARZ

Page 53: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

53

Bł. ks. MaksymilianBINKIEWICZ

Page 54: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

54

lekcji religii, historii, książek i gazet wynieśliśmy wiedzę o prześladowa-niach chrześcijan w starożytności, pamiętamy męczeństwo Apostołów, postacie uwiecznione przez Sien-

kiewicza w „Quo vadis”, okrucieństwa Nerona i innych rzymskich cezarów. Mało kto wie, że w czasach najnow-szych księża, misjonarze i wierni również byli (i są nadal) narażeni na śmierć za wiarę, za Chrystusa i za okazywa-nie miłości bliźnim. Wspominając błogosławionego księ-dza Maksymiliana Binkiewicza (1908 – 1942), pamiętajmy o innych duszpasterzach związanych pochodzeniem, po-sługą kapłańską z regionem olkuskim, którzy w ubiegłym stuleciu zginęli z rąk faszystów i komunistów. Warto w tym miejscu wspomnieć pacyfikacją Wolbromia przez UB w 1950 r. i prześladowanie miejscowej ludności za udział w antykomunistycznej konspiracji (Armia Podziemna) oraz śmierć ks. Piotra Oborskiego (1907 – 1952), miejsco-wego proboszcza, niesłusznie oskarżonego, skazanego na dożywocie, przetrzymywanego w nieludzkich warunkach i zmarłego w więzieniu w Rawiczu. Jest on obecnie coraz częściej traktowany jako męczennik za wiarę. Kto wie, czy totalitarne i fundamentalistyczne reżymy nie stanowiły i nie stanowią obecnie dla chrześcijan większego zagroże-nia niż kiedyś starożytne państwa? Z tą myślą publikujemy sylwetkę bł. ks. Maksa – „spokojnego pośród niepokojów tego świata”.

Maksymilian Binkiewicz urodził się 21.02.1908 we wsi Żarnowiec w powiecie olkuskim (parafia Żarnowiec, die-cezja kielecka). Jego rodzicami byli Roman i Stanisława z Czubasiewiczów. Maksymilian został ochrzczony w miejscowym kościele parafialnym pod wezwaniem Na-rodzenia Najświętszej Marii Panny w dniu 26.02.1908 r. Był bardzo słabego zdrowia i w dziewiątym roku życia ciężko zachorował. Mimo wysiłków lekarzy stan zdrowia nie po-lepszał się. Został przygotowany do pierwszej Komunii św., ponieważ spodziewano się, że rychło umrze. Po przyjęciu tego sakramentu choroba zaczęła ustępować, a stan jego zdrowia od tej pory znacznie się poprawił.

Ukończył szkołę powszechną w rodzinnej miejscowo-ści, a potem trzy klasy progimnazjum w Pilicy. Następnie

uczył się w gimnazjum w Krakowie i w Gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego w Olkuszu. Należał do miejscowe-go harcerstwa (ZHP), które w znacznym stopniu ukształ-towało jego charakter. Świadectwo dojrzałości otrzymał w czerwcu 1926 r.

Po ukończeniu szkoły średniej został przyjęty do no-wopowstałego Seminarium Duchownego diecezji często-chowskiej w Krakowie i wraz z gronem kolegów rozpoczął w dniu 02.10.1926. pierwszy rok akademicki. Rektorem Seminarium był ks. dr Karol Makowski, a spowiednikami i rekolekcjonistami – ojcowie jezuici. Maksymilian uczęsz-czał też na wykłady prowadzone na Wydziale Teologicz-nym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał 21.06.1931. na Jasnej Górze z rąk bpa częstochowskiego Teodora Kubiny.

Bezpośrednio po przyjęciu święceń kapłańskich został mianowany prefektem w Seminarium Duchownym die-cezji częstochowskiej w Krakowie. Równocześnie podjął dalsze studia w Uniwersytecie Jagiellońskim. Uczęszczał na wykłady i seminaria naukowe prof. Stefana Szumana z zakresu pedagogiki. W 1933 r. ukończył pracę z zakresu teologii moralnej pt. „Geneza i rozwój miłości w przedsta-wieniu św. Bernarda” i uzyskał tytuł magistra na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

7.06.1933 r. bp Kubina mianował go prefektem etatowym (nauczycielem religii) w kilku gimnazjach Sosnowca – w żeńskim im. Emilii Plater, w męskim im. Bolesława Pru-sa, w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim P. Rzadkiewiczo-wej i w Państwowej Szkole Zawodowej. Na tym stanowisku ks. Binkiewicz pracował przez rok. Później został prefek-tem w Prywatnym Gimnazjum Męskim im. Tadeusza Ko-ściuszki w Wieluniu, które zarazem pełniło rolę Niższego Seminarium Duchownego dla diecezji częstochowskiej. Jednocześnie pracował jako prefekt etatowy w Prywat-nym Gimnazjum Żeńskim Pelagii Zasadzińskiej, również w Wieluniu. Jednocześnie też był duszpasterzem i opie-kunem kilkunastu uczniów Gimnazjum Biskupiego, mieszkających w bursie gimnazjalnej, a pochodzących z biednych rodzin z okolic Wielunia oraz rektorem kościoła św. Józefa w Wieluniu. Cieszył się uznaniem bpa Kubiny oraz dużym autorytetem i szacunkiem wśród nauczycie-

Z

Page 55: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

55

li i młodzieży szkolnej. Uczestniczył w działaniach kurii zmierzających do ożywienia religijności w całej diecezji częstochowskiej, organizował Koło Inteligencji Katolickiej w Wieluniu (ok.1935), udało mu się zgromadzić ok. 15– 20 nauczycieli, ale miał duże trudności z aktywizacją tego środowiska i ostatecznie koło nie zostało zarejestrowane.

Po wybuchu wojny ks. Binkiewicz pozostał przez kilka tygodni w zbombardowanym Wieluniu, następnie włączo-nym do Rzeszy Niemieckiej jako część Kraju Warty (War-thegau). Według założeń nazizmu Kraj Warty miał stać się terenem wzorcowym w walce z Kościołem katolickim, co bardzo skrupulatnie realizował miejscowy hitlerowski wielkorządca Artur Greiser.

Po aresztowaniu i uwięzieniu ks. Wincentego Śliwiń-skiego, proboszcza w parafii Konopnica koło Wielunia, stanowisko to otrzymał ks. Binkiewicz. Było to trudne stanowisko: ta część diecezji została oddzielona granicą od Częstochowy, wszelkie kontakty z władzą diecezjalną były utrudnione, w praktyce możliwa była jedynie łącz-ność korespondencyjna. Władze hitlerowskie w pracy duszpasterskiej dopatrywały się działalności antyniemiec-kiej, wprowadziły ograniczenia dotyczące wypełniania praktyk religijnych. Działalność kapłanów była inwigilo-wana, zostali usunięci ze swoich plebanii, w których za-mieszkali osadnicy niemieccy. Wszystko to czyniło pracę duszpasterską bardzo niebezpieczną. Zgodnie jednak z poleceniem biskupa, ks. Binkiewicz wytrwał na powierzo-nej mu placówce duszpasterskiej do października 1941 r. (podobnie jak inni kapłani diecezji częstochowskiej). Nie-spodziewanie, we wczesnych godzinach rannych, w dniu 6 października 1941 r. ks. Binkiewicz wraz ze wszystkimi kapłanami byłego powiatu wieluńskiego został areszto-wany i przywieziony na posterunek gestapo w Wieluniu. Po kilku godzinach wszyscy zostali wywiezieni do obozu przejściowego w Konstantynowie k. Łodzi. Przebywał tam przez trzy tygodnie, a 27 października 1941 r. został wraz z innymi kapłanami wysłany do obozu koncentracyjnego w Dachau.

Trzy tygodnie więzienia oraz trzy dni transportu w za-mkniętych wagonach bez jedzenia i picia spowodowały znaczne osłabienie więźniów (po przybyciu do Dachau

przebywający tam wcześniej częstochowscy kapłani nie mogli ich rozpoznać). Warunki pobytu w obozie były nie-ludzkie. Długie apele na mrozie powodowały ogromne wyniszczenie organizmów już wygłodzonych ludzi Młod-szych kapłanów prześladowali strażnicy obozowi. Starsi, często schorowani musieli wykonywać ciężką, przerasta-jącą ich siły pracę fizyczną.

Najtrudniejszym był okres Wielkiego Postu w 1942 r., kiedy to hitlerowcy urządzili polskim kapłanom „wielki post” obozowy. Za jakiekolwiek uchybienie katowali ich do nieprzytomności. Ks. Binkiewicz traktowany był podobnie jak inni. Cierpienie znosił pogodnie, żarliwie się modlił, co budziło podziw współwięźniów. Starał się nieść pomoc chorym i starszym kapłanom, zastępował ich w przyno-szeniu ciężkich kotłów z posiłkami z kuchni do izby obo-zowej. Nie podobało się to nazistom i powodowało nowe tortury. 23.06.1942 r. niosąc kolejny raz kocioł z posiłkiem, ks. Binkiewicz został pobity przez strażnika obozowego, na skutek czego następnego dnia zmarł (24.06.1942 r.). W obozie nosił numer 28450.

Ostatnie chwile jego życia i śmierć opisał ks. Jan Kabziń-ski, również więzień obozu koncentracyjnego w Dachau: „Tuż przy mnie, na kojce obozowej spał ks. Maksymilian Binkiewicz, młody kapłan z diecezji częstochowskiej, oj-ciec duchowny i profesor Liceum Biskupiego w Wieluniu. Był to prawdziwy Mąż Boży. Podziwiałem jego ducha mo-dlitwy. Stale skupiony, wykorzystywał wszelki wolny czas na modły. Nawet najcięższe prześladowania ze strony izbo-wego (…) znosił ze spokojem. Przychodził na łóżko zbity i sponiewierany i kiedy zasypiałem on jeszcze szeptał sło-wa modlitwy. Niesłychanie ofiarny i uczynny, ofiarowywał swoją pomoc kolegom słabszym i starym. Ksiądz Maks za-nosił wyznaczony sobie kocioł z jedzeniem na blok i dwu-krotnie, a nieraz trzykrotnie wracał w kierunku kuchni, by odnieść ciężkie kotły za słabszych kolegów. Zginął od pię-ści izbowego, który dwoma silnymi uderzeniami w brzuch pozbawił go przytomności. W dzień potem umarł świę-ty męczennik na rewirze”. Dla społeczeństwa polskiego w Ziemi Wieluńskiej aresztowanie kapłanów przez władze hitlerowskie w dniu 6 października 1941 r. było tragicznym wydarzeniem. O ich losie w obozie koncentracyjnym nie

Page 56: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

56

docierały żadne wiadomości. Dopiero po zakończeniu wojny urzędowe pismo Kurii Diecezjalnej „Wiadomości Diecezjalne” podało nazwiska zamordowanych kapłanów. W parafiach, z których zostali zabrani do obozu odbyły się uroczyste nabożeństwa żałobne. Wierni przez wiele lat pamiętali o zamordowanych, zamawiając w ich intencjach Msze św. i wymieniając ich w modlitwach za zmarłych. W każdą niedzielę modlono się za zamordowanych kapła-nów w obozach koncentracyjnych, wymieniając zamordo-wanego kapłana z miejscowej parafii.

Bp Teodor Kubina polecił proboszczom i rektorom kościołów sporządzić dokumentację strat personalnych i materialnych, poniesionych w czasie wojny przez diece-zję częstochowską. Protokoły podpisywali proboszczowie oraz wierni danej parafii. W następnych latach staraniem byłych więźniów obozów koncentracyjnych została ufun-dowana pamiątkowa tablica ku czci kapłanów, zamor-dowanych podczas okupacji hitlerowskiej. Została ona umieszczona w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w bazylice katedralnej. Poświęcił ją w 1953 r. bp Zdzisław Go-liński. Wśród tych, którzy zginęli, wymieniony został ks. Maksymilian Binkiewicz. Z okazji pięćdziesięciolecia ist-nienia diecezji częstochowskiej, bp Stefan Bareła poświę-cił 27.10.1975. tablicę pamiątkową w kolegiacie wieluń-skiej ku czci zamordowanych kapłanów, pochodzących z ziemi wieluńskiej. Na niej również widnieje nazwisko ks. Maksymiliana Binkiewicza. Pojawia się ono także we wszystkich publikacjach poświęconych dziejom diecezji częstochowskiej podczas okupacji hitlerowskiej. Wreszcie znalazło się na liście 108 polskich męczenników za wiarę, wśród sług Bożych (przedstawionych przez 18 diecezji, ordynariat polowy i 22 rodziny zakonne), których życie i śmierć w Bożej sprawie nosiły znamię heroizmu (3 bi-skupów, 52 kapłanów diecezjalnych, 26 kapłanów zakon-nych, 3 kleryków, 7 braci zakonnych, 8 sióstr zakonnych i 9 osób świeckich). Lista ta powstała w trakcie dyskusji w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych nad męczeństwem bp. Kozala, zwanego „mistrzem męczennikow z Dachau”. Wypłynął wówczas postulat rozpoczęcia oddzielnego pro-cesu beatyfikacyjnego tych, którym bp Kozal przewodził

w składaniu najwyższego świadectwa wiary. Idea została podjęta przez ówczesnego biskupa diecezji włocławskiej, Henryka Muszyńskiego. Po konsultacjach z Kongregacją wykrystalizowała się formuła procesu, który objął nie tylko duchownych, męczenników z Dachau, ale także innych, w tym wiernych świeckich, którzy zginęli wskutek działań podejmowanych „z nienawiści do wiary” (in odium fidei) w różnych miejscach i okolicznościach, ale z rąk tego sa-mego prześladowcy: nazistów.

Z ramienia Konferencji Episkopatu Polski proces be-atyfikacyjny prowadził biskup diecezji włocławskiej, która w czasie prześladowania poniosła największe procentowo straty spośród duchowieństwa diecezjalnego w Polsce: daninę krwi złożyła tu ponad połowa kapłanów. Proces informacyjny, „diecezjalny”, męczenników za wiarę został otworzony we Włocławku 26.01.1992 r., w rocznicę śmierci męczeńskiej bł. Michała Kozala, obejmując na początku 92 osoby z różnych diecezji i rodzin zakonnych. Od rozpo-częcia procesu przysługiwał im tytuł Sług i Służebnic Bo-żych. Krąg ten w trakcie prac procesowych aż pięciokrotnie ulegał zmianom: powiększał się przez kolejne zgłoszenia nowych kandydatów, a jednocześnie był redukowany, gdy okazywało się, że w rozpatrywanych przypadkach nie ma wystarczającego materiału dowodowego na męczeństwo w rozumieniu teologicznym. Ostatecznie, w listopadzie 1998 r., liczba męczenników ukształtowała się jako grono 108 sług Bożych. Zostali oni beatyfikowani przez papieża Jana Pawła II w Warszawie 13.06.1999.

Miłosierny Boże, spraw, aby Twój sługa,Prezbiter Maksymilian,którego w ziemskim życiu zaszczyciłeś świętym posłannictwem,radował się wiecznie w niebieskiej chwale.Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Opracował na podstawie stron internetowych Archidiecezji Częstochowskiej i Kurii Rzymskiej

KRZYSZTOF GOC

Page 57: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

57

EmanuelMUCHANOW

Page 58: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

58

ergiusz Muchanow (ur. ok. 1822 w Wołog-dzie nad Dwiną, zm.1897. w podmiechow-skich Przemęczanach) to carski urzędnik, jeden z tych zaborców, o których warszaw-ska ulica śpiewała: „...przy wodotrysku do-

stał po pysku...”. Emanuel Sergiejewicz Muchanow (ur. 1888 w Warszawie, zm. 1963 w Krakowie) był natomiast rot-mistrzem kawalerii/majorem rezerwy Wojska Polskiego, w czasie II wojnie światowej współpracował z Armią Krajową, a po wojnie siedział cztery lata w więzieniach w Krakowie i we Wronkach za próbę obalenia ustroju socjalistycznego. Nale-żał do tych Rosjan, którzy byli mocno związani z powiatem i z ziemią olkuską. Mieszkał tu, pracował i był meldowany (1928 – 1939), w czasie okupacji był w AK, a po wojnie został skaza-ny za działalność niepodległościową w powiecie olkuskim. Jest uznawany za b. więźnia politycznego PRL. Jego losy są przykła-dem trudnych relacji polsko-rosyjskich w XIX i XX w.

Urodzony w Warszawie, był synem carskiego oberpolic-majstra z czasów powstania styczniowego, później prezesa dy-rekcji teatrów rządowych i zarządcy imperatorskich pałaców nad Wisłą. Jego ojcu należy się kilka słów. Sergiusz Muchanow był drugim mężem Marii Kalergis (1832-1874), córki i bratani-cy hrabiów von Nesselrode z niemieckiej Nadrenii (Franciszka i Karola), wysokich urzędników i ministrów na dworach cesar-skich w Wiedniu i w Petersburgu, wcześniej żony Greka Jana Kalergisa. Ona sama – orędowniczka niepodległości, muza europejskich, romantycznych artystów – po matce Tekli Na-łęcz-Górskiej uważała się za Polkę. Brała lekcje u Fryderyka Chopina, była wielką miłością Cypriana Kamila Norwida, a na paryskich salonach przyjmowała m.in. Franciszka Liszta i Ry-szarda Wagnera.

Muchanow ożenił się z nią w 1863 r. Był wówczas szefem warszawskiej policji, współpracował z liberałami rosyjskimi w Petersburgu i z polskimi ziemianami-konserwatystami, zwolennikami ograniczonej autonomii Królestwa Polskiego takimi, jak wielki książę Konstanty Mikołajewicz – carski brat i namiestnik w Polsce, margrabia Aleksander Wielopolski – przewodniczący komisji wyznań i oświecenia publicznego i inni. To właśnie Muchanow na przełomie 1862/63 r. ułożył słynną listę dwunastu tysięcy młodych ludzi do branki – przy-musowego wcielenia do armii carskiej.

Po powstaniu, został dyrektorem czterech teatrów grających również polski repertuar (1868 – 80). Zezwalał wystawiać Fre-drę, Słowackiego i Moniuszkę, pozwalał występować Helenie Modrzejewskiej i tym sposobem poprawił sobie nieco reputację, a w każdym razie nie był aż tak znienawidzony, jak inni car-scy czynownicy – Trepow, Hurko, czy Apuchtin. Z pewnością duży wpływ miała na to na jego żona, którą darzył szczerym uczuciem i którą się do końca opiekował. Po śmierci Marii Ka-lergis związał się z Walerią Pignan z częściowo spolonizowanej rodziny frankofońskiej (sabaudzkiej), osiadłej w Warszawie od kilku pokoleń. Ok. połowy XIX w. Pignanowie prowadzili szko-łę na Krakowskim Przedmieściu, mieszkali na Muranowie, byli wojskowymi, urzędnikami. To Waleria Pignan była mat-ką Emanuela, który urodził się 4 października 1888 i któremu dano imię po pierwszym królu zjednoczonych Włoch Wikto-rze Emanuelu I. Pod koniec XIX w. Muchanowy żyli z pensji i emerytury państwowej Sergiusza, ponadto czerpali jakieś do-chody z nieruchomości ziemskich, którymi obracali. Byli jakiś czas właścicielami dworku Mehoffera nad Wisłą, później stali się posiadaczami majątku Przemęczany k. Słomnik, powiat Miechów (który Sergiusz otrzymał od cara w nagrodę za służ-bę, a z którego w XX w. zostala jedynie tzw. resztówka).

Młody Muchanow należał niewątpliwie do elity warszaw-skiej. Po ukończeniu gimnazjum, rodzice wysłali go do Fran-cji na studia rolnicze (Compiegne), skąd wrócił z dyplomem inżyniera ogrodnika, a następnie do Rosji, gdzie odbył służbę wojskową i otrzymał patent oficerski. Jakiś czas przebywał w Moskwie, miał tam jak się wydaje żonę i dwóch synów. Brał udział w I wojnie światowej po stronie Ententy, w toku działań wojennych awansował do stopnia rotmistrza kawalerii (odpo-wiednik kapitana piechoty). Po wybuchu rewolucji rosyjskiej i po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przeszedł do Wojska Polskiego, a nawet czynnie walczył z bolszewikami w szeregach 2 Pułku Ułanów Grochowskich (1919 – 1920). Następnie został zdemobilizowany i pracował w rolnictwie, w majątkach na pograniczu ziemi olkuskiej i miechowskiej. Ożenił się ze Stanisławą Bugajską, córką Stanisława, urzędnika powiatowego i Franciszki z d.Koryckiej. Bugajska (ur. 1909 w Radomiu, zm. 1987 w Krakowie), miała sześć klas gimnazjum, gdy poznała prawie czterdziestoletniego i mającego już dwóch synów Muchanowa i gdy zdecydowała się z nim dzielić życie.

S

Page 59: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

59

Para w latach 1928 – 1939 mieszkała i była meldowana w Ol-kuszu przy ul. Augustiańskiej 15. Ulica Augustiańska ciągnęła się kiedyś od Rynku do Starego Cmentarza. Obecnie jest krót-sza i ma inny wygląd, zmieniła się również numeracja domów. Można sądzić, że nr 15 był gdzieś w okolicach skrzyżowania z ul. Kościuszki, za nie istniejącym już klasztorem Augustia-nów, przy dzisiejszej ul. Francesco Nullo. Trudno dociec, czym się Muchanow w Olkuszu zajmował (możliwe, że pracował w Magistracie – w Ogrodach Miejskich lub był rządcą któregoś z okolicznych majątków). A jak się w pamięci ludzkiej zapisał? Zostały tu niestety jedynie przekazy z drugiej ręki (typu: „tato mówili, że dziadzio opowiadał”). Wynika z nich tylko tyle, że wołano na niego „Tatar”. Może czytelnicy mają na ten temat większą wiedzę i podzielą się nią z autorem i wydawcą?

Wiosną 1939 roku opuścił Olkusz i osiadł we własnym 12–hektarowym gospodarstwie w Minodze. W kampanii wrze-śniowej 1939 r. nie brał udziału – nie podlegał już mobilizacji ze względu na wiek. Podczas okupacji niemieckiej należał do konspiracji niepodległościowej ZWZ/AK (od 1940 roku). Wspierał finansowo oraz zaopatrywał w żywność leśne od-działy AK w lasach olkusko-wolbromskich i sancygniowskich. Latem 1944. był kwatermistrzem znanego z wielu opracowań Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” majora Jana Panczakiewicza, nosił pseudonim „Chan”, dowodził niewiel-kim oddziałkiem konnym. Stanisława Muchanow – Bugajska ps. „Kropka” prowadziła partyzancki punkt opatrunkowy/sanitarny w Minodze. Zaś jego brat Sergiusz (Sergiejewicz), przedwojenny sędzia, był szefem konspiracyjnego punktu etapowego dla ludzi przerzucanych z Generalnej Guberni do Rzeszy (i vice versa).

W końcu 1944 roku, w uznaniu zasług w dziedzinie logi-styki/zaopatrzenia wojskowego został awansowany na stopień majora WP/AK.

Po przejściu frontu wschodniego i rozwiązaniu AK praco-wał w zamku w Pieskowej Skale k. Ojcowa (do marca 1945.) i jako administrator majątku w Ściborzycach – powiat Olkusz, gmina Trzyciąż (od maja 1945. do maja 1946). Zarządzał upań-stwowionym majątkiem rodziny Pawła Popiela – Chościaka herbu Sulima, syna znanego konserwatysty krakowskiego o tym samym imieniu i bratanka arcybiskupa warszawskiego Wincentego Teofila Popiela (1825-1912). Na przełomie 1944/45

ta znana rodzina została wygnana z dworu w Ściborzycach, a sam duży, murowany budynek – właściwie pałac – splądro-wano, zdewastowano. Zniszczono zabytkowe meble i wnętrza oraz bogaty księgozbiór Chościaków. Sami Popielowie wyje-chali z kraju, obecnie – jak podaje internetowy przewodnik po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej – dzierżawią wspomniany pałac i domagają się przywrócenia pełnych praw właściciel-skich. W październiku 1945 r. Emanuel Muchanow ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną ds. AK w Krakowie, ale już w grudniu podjął na nowo działalność konspiracyjną – w anty-komunistycznej organizacji WiN – „Wolność i Niezawisłość”. Wg opracowań był organizatorem Rejonu Miechów – Północ w krakowskim Okręgu WiN i inicjatorem utworzenia olku-skiej Powiatowej Rady WiN, znanej jako Spółdzielnia Nr 12.

Jego bezpośrednim przełożonym był zawodowy oficer WP, kapitan AK Wojciech Szczepański (1914-1993), ps. „Bartosz”, „Teofil” vel Tadeusz Gajda – Prezes Okręgu Kraków (1946 – 1947), później wieloletni więzień PRL, weteran AK, WiN i „So-lidarności” Rolników Indywidualnych regionu rzeszowskiego (Jarosław – Przeworsk).

Muchanow, ps. „Bartek”, wykonywał zadania, wywiadow-cze, organizował siatkę terenową, punkty kontaktowe, szukał sprzymierzeńców (m.in. u Józefa Kurasia – „Ognia”), nawiązy-wał kontakty z innymi regionami i ugrupowaniami anykomu-nistycznymi (możliwe, że wysyłał emisariuszy aż pod Kijów – do Stepana Bandery – przywódcy ukraińskich nacjonalistów z OUN, są na to jakieś ślady w aktach IPN). Do olkuskiej or-ganizacji należało młode pokolenie inteligenckie (Domagal-ski, Synowiec, Wojdacki, Szopa, Tarnówka, Boroń), milicjanci z Olkusza, Sławkowa, nauczycielki Szkoły Rolniczej w Trzycią-żu, Szkoły Gospodarstwa Domowego na Skałce, księża (Stani-sław Ryńca). Lokalnym liderem okazał się jednak repatriant z Włoch, b. oficer II Korpusu gen. Władysława Andersa, Mi-chał Łącki (bardziej znany jako Tarnowski – zastrzelony przez olkuską bezpiekę w Trzyciążu we wrześniu 1946 roku).

WiN wywodził się wprawdzie z AK i miał swoje bojówki (oddziały dywersyjne), jednak generalnie powstrzymywał się od walki zbrojnej, ograniczał się do opozycji politycznej, walki wywiadowczej, wyborczej, propagandowej, liczył na dyplo-mację zachodnich aliantów i/lub na wybuch konfliktu między nimi a Sowietami (na III wojnę światową).

Page 60: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

60

Muchanow, przejściowo aresztowany przez PUBP Olkusz i zwolniony z braku dowodów, nie przebywał więcej na terenie powiatu – w kwietniu 1946. wyjechał na ziemię miechowską i na Kielecczyznę. Pracował w Państwowym Gospodarstwie Rolnym Polanowice pow. Miechów, a od maja 1947. do lipca 1948. w PGR Sędziszów Kielecki, pow. Jędrzejów (jako kierow-nik ogrodu i fermy hodowlanej). Następnie powrócił do Kra-kowa i jeśli wierzyć dokumentom, mieszkał przy ul. Żwirki 16, przy lotnisku Rakowice (obecnie ul. Żwirki i Wigury). Liczył już wówczas ok. 60 lat. Dom, w którym mieszkał, dziś już nie istnieje, starsi mieszkańcy ulicy nie przypominają sobie tej ro-dziny, a nazwisko Bugajska też im nic nie mówi. Może to tylko miejsce zameldowania, a oni mieszkali gdzie indziej?

Bezpieka wpadła na jego trop pod koniec lat 1940-ch, za sprawą Ryszarda Strużyńskiego, ps. „Zielony”, zresztą b. żoł-nierza oddziałku kwatermistrzowskiego baonu Skała, pozy-skanego do współpracy przez WUBP Kraków. Strużyński pisał meldunki jako TW „Irka”, otrzymał dwukrotnie podziękowa-nia za rozpracowanie olkuskiego WiN. W 1957 r. zwolniony z resortu, bardziej znany jest obecnie jako Marian Reniak, autor opowiadań sensacyjno szpiegowskich wydawanych w latach 1970-ch. Ma oczywiście teczkę w IPN.

18.01.1949 w Krakowie Muchanow został zatrzymany przez funkcjonariuszy WUBP pod zarzutem usiłowania obalenia siłą ustroju PRL. Po śledztwie Wojskowej Prokuratury Rejonowej (akta Pr II II/20/49), wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowe-go – Kraków z 06.05.1949, został skazany na karę 8 lat więzie-nia (Sr. 393/49). Skazał go sędzia ppłk Julian Polan – Hara-schin (przewodniczący) oraz szer. Stefan Jaskowski i szer. Ste-fan Matuszak (ławnicy). Szczególnie nieciekawą postacią jest tu sędzia Haraschin, szwagier b. arcybiskupa krakowskiego, kard. Franciszka Macharskiego, aferzysta, fałszywy oficer WP, wydający wyroki śmierci na zamówienie polityczne. Orzeczo-na przez niego stosunkowo niska kara dla Muchanowa może więc dziwić. Ale z akt wynika, że oskarżony dobrze się bronił i w sumie wykręcił się od większości zarzutów. Na podstawie amnestii z 22 lutego 1947 r. karę złagodzono mu jeszcze do lat czterech. Po procesie więziony był w zakładzie karnym w Kra-kowie przy ul. Montelupich. Po odrzuceniu jego apelacji przez Najwyższy Sąd Wojskowy w Warszawie i uprawomocnieniu

się wyroku został przetransportowany do więzienia we Wron-ki (13.01. 1950). Zaliczono go do więźniów antypaństwowych, odbywających karę w najgorszych warunkach (m.in. praca w kamieniołomach). Zarazem służba więzienna uważała go za Rosjanina – białogwardzistę i traktowała z osobliwą miesza-niną uprzedzenia, niechęci i szacunku. Dowodzą tego zacho-wane akta nadzoru. Stanisława Muchanow – Bugajska wspo-magała go lojalnie, odwiedzała w więzieniu, woziła paczki z żywnością i pieniądze. Przeżył, został zwolniony, na począt-ku 1953 roku wrócił do Krakowa. Mieszkali wspólnie w małym pokoiku na poddaszu przy ul. Smoleńskiej i/lub Smoleńsk, (w aktach są dwa adresy). Bezpieka wciąż się nim interesowa-ła, inwigilowano go, sprawdzano korespondencję przychodzą-cą na Kraków i Przemęczany, szukano dowodów na jego kon-takty z synem Sergiuszem Emanuelowiczem, przebywajacym w Kaliforni i podejrzewanym o szpiegostwo. W sumie niewiele ustalono i sprawa upadła.

Tymczasem po powrocie do władzy Władysława Gomułki w 1956 roku Muchanow został zrehabilitowany. Dostał no-minację na kierownika Państwowego Gospodarstwa Rolnego w podkrakowskich Witkowicach – mniej więcej na północ od Rakowic – i mieszkanie w Nowej Hucie na Osiedlu D-1. Warto przypomnieć, że Witkowice znajdują się dziś w granicach Mia-sta Krakowa i podlegają nowemu planowi zagospodarowania, ostatnie ślady po dawnym PGR znikają w oczach (wedle słów pracowników Magistratu).

Zmarł 12 grudnia 1963. Zasłużony weteran AK, b. więzień polityczny PRL, wg dostępnych materiałów odznaczony Krzy-żem Walecznych (trzykrotnie) i wojskowym Srebrnym Krzy-żem Zasługi. Jest pochowany na cmentarzu przy ul. Prandoty w Krakowie (część Cmentarza Rakowickiego, głównie mogiły żołnierskie). Niedaleko jest grób Stanisławy Muchanow – Bu-gajskiej, „Kropki”.

Sergiusz Muchanow, ojciec Emanuela, spoczywa na XIX-wiecznym cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli, a Maria Kalergis-Muchanow – na Powązkach.

Imieniem Batalionu Partyzanckiego „Skała” nazwano jed-ną z krakowskich ulic przy osiedlu prądnickim.

KRZYSZTOF GOC

Page 61: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

61

Sanatorium pędzlaNIKIFORA

Page 62: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

62

połowie lat 60-tych zeszłego stu-lecia w sanatorium przeciwgruźli-czym w Rabsztynie leczył się naj-większy z polskich malarzy tzw. Prymitywistów – Nikifor Krynicki.

Epifaniusz Drowniak, znany bardziej pod urzędo-wo przydzielonymi mu imieniem i nazwiskiem. Nikifor Krynicki, Łemko, to tzw. malarz niedzielny, który wła-ściwie całe życie spędził w rodzinnej Krynicy Górskiej, gdzie, jako lekko upośledzony, był obiektem drwin i szy-kan. Odkryty został dla świata w 1938 r., gdy na łamach „Arkad” pisał o nim dziennikarz J. Wolff. Ale najwięcej zrobili dla niego małżeństwo Ella i Andrzej Banachowie, którzy napisali o nim kilka książek i postarali się, by jego prace – znakomite od strony kolorystyki i kompozycji – znalazły się na wystawach w Polsce i Europie Zachodniej. Pod koniec życia zaopiekował się nim Marian Wosiński, artysta malarz, który dla Nikifora poświecił własną twór-czość. Reżyser Krzysztof Krauze – autor „Długu”, jednego z najbardziej cenionych polskich filmów ostatnich lat – nakręcił w 2004 r. w Krynicy fabułę o Nikiforze, w które-go rolę wcieliła się 85-letnia wówczas Krystyna Feldman. Gdy Nikifor umierał w 1968 r., miał 73 lata, ale sterany życiem i chorobami wyglądał jak zasuszony stulatek. O jego życiu, do czasu odkrycia przez krytykę, wiadomo niewiele. Ponoć ojciec miał być Polakiem, malarzem, który wykorzystał głuchoniemą łemkowską dziewczynę i zostawił ją własnemu losowi. Ta urodziła dziecko-nie-dojdę. Problemy z mówieniem miał Nikifor z powodu języka przyrośniętego częściowo do podniebienia. Od małego lubił malować, właściwie nic innego dla niego się nie liczyło. Prześladowany przez dzieci, przeganiany przez stróżów, wypraszany z lepszych miejsc i lokalów, wiódł życie abnegata. W pejzażu Krynicy zapisał się jako mężczyzna w kapeluszu, który malował szkolnymi farb-kami plakatowymi niewielkie obrazki. W jego pracach pełno krajobrazów, budynków, które znał lub które so-bie wymyślił, popów z twarzą Nikifora (czym zapewne rekompensował sobie marność własnego żywota) oraz świątyń. Sprzedawał je za grosze, ale większość kuracju-szy brzydziła się je brać; wolała już wrzucić do kapelusza

pieniążek i odejść pospiesznie z pustymi rękami. Teraz, jeśli żyją, żałują.

Około 1960 r. wykryto u niego poważną chorobę: gruź-licę. Nie chciał leczyć się w Krakowie. Uznano, że najlep-szym dla niego miejscem będzie Rabsztyn koło Olkusza mający „bardzo dobre warunki, omalże wiejskie” (Ella i Andrzej Banach – „Historia o Nikiforze”, Kraków 1966). Banachowie tak pisali o Rabsztynie: „Nikifor przebywał tam w parterowym drewnianym baraku, w środku igla-stego lasu, i nie miał wrażenia przymusowego zamknię-cia w dużym murowanym gmachu, który go dręczył w Krakowie”. Jeszcze parę lat temu drewniana ruina „pen-sjonatu Barak” straszyła w ogrodzie sanatorium, pod które kamień węgielny wmurował w 1930 r. prezydent Mościcki, a uroczystego otwarcia dokonał premier Zyn-drom-Kościałkowski w 1937. Barak obserwacyjno-izola-cyjny i mieszkalny, w którym potem pomieszkiwał Niki-for, zbudowano na przełomie lat 40. i 50-tych (wtedy było to jeszcze sanatorium dziecięce).

Pisali Banachowie: „Nikifor nie lubi leczenia i zabie-gów. Najlepszym sposobem, aby go zmusić do zażycia lekarstwa, jest głaskanie go po twarzy i rękach i zapew-nianie go, że dzisiaj jest wyjątkowo ładny”. Mimo, że w sanatorium zorganizowano mu nawet pracownię, Nikifor uciekał z Rabsztyna dwa razy.

W

Nikifor, Barak w Rabsztynie, akwarela.

Page 63: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

63

Kilka lat temu wspominała mi o Nikiforze p. doktor Bożena Szczygieł Gruszyńska, która jako stomatolog wy-konała malarzowi mostek: „Był tu kilka razy i długo, bo był bardzo chory. Miał bardzo zaawansowaną, zaniedba-ną gruźlicę, więc przyjeżdżał tu parokrotnie. Ja go pozna-łam przypadkowo. To było latem i byłam na zastępstwie. Lekarz miał urlop i ja jeździłam tam dwa razy w tygodniu. Bogdan (dr Bogdan Szczygieł, mąż p. Bożeny, podróżnik, pisarz – dop.) jeździł tam na konsultacje, bo był radiolo-

giem, więc robił wszystkim zdjęcia. Bogdan był mania-kiem malarstwa. Szalenie lubił oglądać obrazy i sporo ich kupował. W przeciwieństwie do mnie, bo ja wolę słowo i muzykę. Choć akurat obrazki Nikifora podobały mi się, podobnie zresztą jak podobają mi się prymitywne obra-zy afrykańskie. (...) Pamiętam doskonale: jak mu te zęby robiłam, to powiedział, że chciałby mieć kilka różowych i kilka zielonych. Chciał kolorowe, ale nie mogłam mu ta-kich wprawić. Raz, że to było na ubezpieczalnię, więc da-

Nikifor, Sanatorium w Rabsztynie, akwarela.

Page 64: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

64

wali jakie mieli, a dwa, że w ogóle nie mieli różowych zę-bów. (...) Mieszkał w tym baraku, obok sanatorium, cho-dził dużo po ogrodzie, spacerował. Nie pamiętam, żeby go ktoś odwiedzał. Trochę się interesowali nim pracow-nicy, jak się zorientowali, że on maluje. Ale to też dzięki Bogdanowi, bo on wiedział, kim był Nikifor. Były prze-cież o nim książki i artykuły w „Przekroju”, i to ilustrowa-ne jego pracami. Już był znany, tylko niektórzy ludzie nie uznawali takiego malarstwa, bo samego Nikifora mieli za ciemniaka. Bogdan zachwycił się nim, bo lubił malarstwo prymitywne. Chodził do niego często, gadał z nim i za-mawiał obrazki. Bogdan płacił za nie, z czego Nikifor był bardzo zadowolony. I wtedy inni, pielęgniarki, też zaczęli kupować. Stąd w Olkuszu jest sporo „nikiforów”. (...) Na każdej (jego pracy – dop.) jest pieczątka, którą – może on sam sobie wyciął z gumy, maczał w tuszu, pluł i przybijał

z tyłu obrazka. Po niej można poznać, że to jest auten-tyczny „nikifor”. Może nawet na oryginałach są prątki... Co ciekawe, on malował głównie małe obrazki. Zdaje się, że profesor Zin, jak zobaczył obrazek Nikifora, na którym jest sanatorium, to był bardzo zdziwiony jego formatem, bo podobno takich dużych „nikiforów” nie ma. (...)”

Reprodukowane przez nas zdjęcia dwóch prac Nikifora Krynickiego są dowodem na jego bytność w sanatorium w Rabsztynie (dziś jego oficjalna nazwa to sanatorium w Jaroszowcu). To piękne, a mało znane prace; o ile repro-dukcja dużej akwareli z budynkiem sanatoryjnym była publikowana w prasie (w artykule niżej podpisanego na łamach Gazety Krakowskiej, 3.04.2004 r.), o tyle widok z barakiem przedstawiamy do publicznej wiadomości po raz pierwszy.

OLGERD DZIECHCIARZ

Page 65: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

65

Konrad ZbyszkoMAKUSH-WORONICZ

Page 66: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

66

akusz do dziś intryguje history-ków, weteranów AK, Solidarno-ści, polonusów w Anglii i USA, a nawet funkcjonariuszy służb. Harcerz o kilkunastu nazwiskach

i pseudonimach, żołnierz WP i obrońca przyrody, oficer wywiadu i ekolog, AK-owiec posądzany o współpracę z NKWD i antykomunista skazany na śmierć za szpiego-stwo na rzecz W. Brytanii i USA. Same sprzeczności. Za-cznijmy od jego nazwisk i pseudonimów: Zbigniew Zyg-munt Makusz, Zbigniew Makusch, Zbigniew Gromczew-ski, Zbigniew Woronicz, Roman Gurbiel, Tadeusz Agopso-wicz, Konrad Majewski, Konrad Makush–Gaudy/Gandy, Mieczysław Rogóż (Rogusz), Stefan Wyrwiciak, Włady-sław Buniak, Władysław Tynecki, Władysław Liszka, No-wak, Dębowski, Grom, Kalwin, Kazimierz, Jur, Jurgar, Wir, Montana, Niedźwiedź Szary. Urodził się 2 maja 1916 roku w Porąbce – Granicy, niegdysiejszej stacji kolei warszawsko-wiedeńskiej (Maczki-Granica), dzisiejszym Sosnowcu. Syn Ryszarda i Wandy Woroszyńskiej. Przyszedł na świat na styku trzech zaborów (trójkąt trzech cesarzy). Jego przod-kowie byli różnojęzyczni, od strony ojca wywodzili się z Węgier (po babce Goudeck, Gondek, czy też Gądek – z węgierskich Cyganów), a ze strony matki – ze wschodu (jak twierdził: z ruskiej szlachty). Matka mu umarła, a oj-ciec, przedwojenny inteligent, prowadził interesy, przeno-sil się z miejsca na miejsce; pracował w Cementowni Ogro-dzieniec, był wytwórcą pudełek na cygara itp. Uczył się w gimnazjum państwowym w Olkuszu, został skautem, stanął na czele szkolnej drużyny im. Tadeusza Kościusz-ki, organizował podchody, imprezy krajoznawcze, spływy kajakowe, dosłużył się stopnia podharcmistrza (tak przy-najmniej napisał w swoich wspomnieniach). Chciał płynąć Wisłą do Gdańska, podjąć studia w Szkole Morskiej i udać się w rejs dookoła świata fregatą „Dar Pomorza”. Wiosną 1937. złamał nogę i znalazł się w szpitalu, a później kuro-wał się u znajomych – Tarchalskich i Hryniewiczów. Po maturze wylądował w wojsku, w zawodowej podchorą-żówce w Przemyślu i w 6. pułku strzelców podhalańskich w Samborze. Prowadził jakieś eksperymenty zoologiczne, osadził parę niedźwiedzi brunatnych w ekosystemie Pusz-

czy Białowieskiej i chciał je rozmnożyć. Ale szło ku wojnie i w 1938 r. został przeniesiony do wywiadu i Straży Gra-nicznej w Lublińcu. Służył w placówce podległej „czarnym orłom” (74 pp. 7 częstochowskiej DP). Zajmował się kontr-wywiadem, organizował kontakty służbowe w terenie, pracował z mniejszością niemiecką i ukraińską.

W przeddzień wybuchu wojny wrócił na własną proś-bę do 6 pspdh. i do mjra Mieczysława „Leliwy” Dobrzań-skiego (stryjecznego brata Józefa Dobrzanskiego, ps. „Hu-bal”). We wrześniu 1939. przeszedł z nim szlak bojowy, aż na Węgry. 1 października znalazł się w Olkuszu (zajętym 4 września przez pododdziały V Dywizji Pancernej Wehr-machtu). Spędził tu zaledwie kilka dni, zorganizował kon-spirację, która przetrwała następnie wojnę i okupację, aż do jesieni 1946 roku (jako Brygada Wywiadowcza WiN), i po-jechał do Warszawy (z dokumentami kolegi, w cywilnym ubraniu, za wyżebrane od znajomych pieniądze). Przez kilka następnych lat był związany z warszawskim środo-wiskiem piłsudczyków, tworzył z nimi polskie państwo podziemne. Do wiosny 1941. był szefem ZWZ Warszawa – Śródmieście, później służył w brygadzie wywiadowczej i w komórce likwidacyjnej ZOM (zakład oczyszczania mia-sta). Jego sekcja wykonywała głośne w swoim czasie i kon-trowersyjne zadania, m.in. zlikwidowała Igo Syma – aktora i intendenta „Theater der Stadt Warschau”, nakłaniającego kolegów do podpisywania volkslisty (7 marca 1941). Była to pierwsza duża akcja ruchu oporu, nagłośniona przez prasę okupacyjną i podziemną, miała konsekwencje, wywołała represje. Podobno przyrzekł warszawskim aktorkom trzy hitlerowskie czapki (trzy krzyżackie czuby) i zastrzelił jakiegoś niemieckiego oficera. Trudno te relacje oceniać, niemniej w TVP, wśród starszych panów (i pań), kiedyś o tym mówiono.

Był chyba pierwszym żołnierzem ZWZ, który po utwo-rzeniu frontu wschodniego dotarł do Lwowa. Pojechał tam z gen. Karaszewiczem-Tokarzewskim, a dotarł sam – Tokarzewskiego po drodze schwytali czerwonoarmiści i przekazali w ręce NKWD (doniósł na niego towarzysz ze lwowskiej konspiracji). Szarpany konfliktami naro-dowościowymi i politycznymi Lwów był b. trudnym te-renem, utrzymać się tu było ciężko. Podziemie ZWZ

M

Page 67: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

67

było wewnętrznie skłócone i podzielone (piłsudczycy, si-korszczycy), mieszało się z agenturą sowiecką, niemiecką i z wpływami polskich komunistów (jednym z pracowni-ków lwowskich zakładów papierniczych był Władysław Gomułka, późniejszy przywódca PRL).

W listopadzie 1941. Makusz stanął na czele wywiadu ZWZ Obszar Południowy-Wschód, miał łączników do Gestapo, handlował informacjami. Zorganizował siatkę konspiracyjną funkcjonującą pod przykrywką lwowskiej wytwórni galanterii papierniczej (koperty, papeterie). Zakładem kierowali przedwojenni pracownicy Fabryki Celulozy i Papieru S.A. w Kluczach k. Olkusza, z siedzibą w Warszawie, ul. Moniuszki 20 (Adam Litwak, Grzegorz Axentowicz). Zarządzali produkcją, załatwiali przydzia-ły surowca, papieru, łapówki dla hitlerowskich urzędni-ków. W fabryczce byli zalegalizowani oficerowie ZWZ z komendy obszaru i z Warszawy. Makusz ich ochra-niał i zwalczał konkurencję – Gestapo, NKWD, OUN. Zwierzchnicy z wywiadu AK aprobowali desant na Lwów i popierali go (Kazimierz „Prut” Sawicki, Zdzisław „Grzy-wa” Zajączkowski, Franciszek „Nowak” Herman, Mieczy-sław „Leliwa” Dobrzański, Wacław „Willy” Wilniewczyc i inni).

Hitlerowcy roztoczyli nadzór na wytwórnią kopert, śledztwo doprowadziło ich jesienią 1942. do Bohdana „Lisa” Rogolińskiego (zabójcy Igo Syma), Wandy Osiń-skiej – Krajewskiej, ps. „Cyganka”, „Zulejka” i do Do-brzańskiego. W grudniu 1942. zatrzymali „Leliwę”, wysła-li go do KL Auschwitz (rozstrzelany 1. października 1943). Aresztowali Leonarda Stanisława Woźniczkę (1912-1943), pracownika kluczewskich zakładów papierniczych, podporucznika WP/AK i też zgładzili go następnie w Auschwitz. W tej sytuacjii uczestnicy „warszawskiego desantu”, opuścili miasto. W 1944 r. lwowska organiza-cja odrodziła się, ale miała już inne oblicze i skład. AK-owcy brali aktywny udział w akcji „Burza”, wyzwalali miasto u boku sowieckich czołgistów. Mimo to spadły na nich represje, wielu powędrowało do łagrów na Syberii, Uralu, Kaukazie, inni wybrali emigrację („Prut” Sawic-ki żył i zmarł w Londynie -1971). Jednym z nielicznych wywiadowców, którzy dotrwali do 1945 r i którym udało

się przeżyć, był Czesław „Baron” Kozłowicz, więzień so-wieckich łagrów, zmarły 1993, autor wspomnień ”Riazań górny i dolny” (Gdańsk 1997).

Makusz nie był świadkiem omawianych wydarzeń. Pod koniec 1942 roku dostał awans, pojechał do Warszawy i uległ jakiemuś urazowi (zadawniona kontuzja nogi, wy-padek tramwajowy – ?). Był w dyspozycji Komendy Głów-nej, następnie pracował w sekcji Ziem Zachodnich-Prusy, krypt. „Rugia” (później sekcja Ziem Nowych). Miał coś wspólnego z rozpracowaniem Peenemunde – bazy V-1, z Biurem Studiów wywiadu AK i z tamtejszą „złotą rączką” – Antonim Kocjanem z Olkusza (b. studentem Politechni-ki Warszawskiej, konstruktorem szybowców-amatorem), ale szczegóły są nieznane. Zajmował się uciekinierami z Olkusza, wciągał ich do pracy w brygadzie wywiadowczej i w oddziałach dywersyjnych AK powiatu warszawskiego.

W 1944 r. był odpowiedzialny za przygotowanie ewaku-acji naczelnych władz Polski Podziemnej na wypadek wy-buchu powstania. Pracował jako strażnik w nadleśnictwie Skuły i prowadził rozpoznanie Podkowy Leśnej, Milanów-ka, Pruszkowa itp miejscowości. Korzystał z pomocy zna-jomych z terenowych komórek wywiadu, dywersji, łączno-ści. Trzeba tu wspomnieć Janusza Hryniewicza (Bolesław, Olkusz), Wacława Błachno (Blachno – Skała), Władysława Mossa (Moesa – Udórz k. Zarnowca), Mieczysława Rogóża (Rogusza – Koryczany, Kazimierza Wielka), czy Barbarę Kostrzewską – Trznadel (bratanicę przedwojennego wice-starosty olkuskiego).

Wszyscy pracowali w kontrwywiadzie KG AK. W koń-cu1944 i na pocz. 1945, gdy przez powiat warszawski prze-chodził front wschodni, Makusz, ewakuowany z powstań-czej Warszawy mieszkał z Kostrzewską (wojenną miłością i narzeczoną) w podwarszawskim Milanówku, w willi Małcużyńskich, teściów Władysława Minkiewicza.

W. Minkiewicz, mąż Teresy i szwagier znanego powo-jennego dziennikarza Karola Małcużyńskiego to oczy-wiście syn inż. Antoniego Minkiewicza, ministra II RP (1919), piłsudczyka, postaci wielce zasłużonej dla regionu olkuskiego. Umocowany w Delegaturze Rządu, po woj-nie więzień polityczny PRL, autor wspomnień „Mokotów, Wronki, Rawicz...” był dobrym znajomym Makusza, nie

Page 68: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

68

cenił go jednak specjalnie. Kostrzewska, Teresa Minkie-wicz – Małcużyńska i ich koleżanki prowadziły bar „U ak-torek”, karmiły uchodźców z Warszawy, w tym artystów, intelektualistów, polityków podziemia. 17 stycznia 1945. w miasteczku zainstalował się oddział NKWD i zaczęły się pacyfikacje, demolowanie mieszkań, maltretowanie lud-ności, wywożenie jej do obozów na wschodzie. Represje trwały nawet po rozwiązaniu AK rozkazem gen. Leopolda „Niedźwiadka” Okulickiego (19.01.45).

Makusz, adiutant „Niedźwiadka”, rozwijał wciąż dzia-łalność wywiadowczą, należał do konkurującej z AK, lewi-cującej Polskiej Armii Ludowej i wraz z jej przywódcami dążył do „dogadania się” z Sowietami (uznawanymi zresz-tą przez większość AK-owców za sprzymierzeńców – „so-juszników naszych aliantów”). Usiłował odgrywać rolę pośrednika w „rozgoworach” między NKWD i AK, a przy okazji uwolnić zatrzymane znajome kobiety (Kostrzew-ską i Minkiewicz).Pośredniczył, przeżywał emocje, stresy, kryzysy psychiczne, usiłował targnąć się na życie.W końcu marca 1945. operacja NKWD „rozgowory” dobiegła końca, Sowieci zatrzymali szefostwo AK i przywódców polskich stronnictw politycznych, porwali ich i osądzili w mo-skiewskim procesie szesnastu. Okulicki zmarł w więzieniu na Łubiance (podobno został zamordowany). Na jego ad-iutanta posypały się gromy, koledzy z Kedyw-u (dywersji) usiłowali go nawet zastrzelić. Podejrzenia o zdradę idą za nim do dziś, pojawiają się niemal we wszystkich opracowa-niach, na forach w Internecie, w dyskusjach weteranów itp. Tymczasem oficjalnie nie miał żadnych zarzutów – przy-wódcy poakowskiego podziemia („Nie”, DSZ, WiN) mówili jedynie o jego „...lekko niewłaściwym zachowaniu”.

Związek Makusza i Kostrzewskiej trwał do końca lat 1940-ch. Mieszkali na Czarnogórskiej 28 w Olkuszu, póź-niej w Rabsztynie, następnie wyjechali na Śląsk do Byto-mia. Makusz jeździł z nią na występy do Czechosłowacji, zajmował się handlem, pracował jako urzędnik. Latem 1946. w Olkuszu pojawili się uzbrojeni osobnicy kwestują-cy na armię Andersa. Zatrzymywali przechodniów, wymu-szali haracze, wydawali kwity z pieczęciami „34 Dywizja Piechoty AK Mleczarnia”. Makusz i Janusz Hryniewicz byli w tej sprawie podejrzani, przejściowo zatrzymani, zwol-

nieni z braku dowodów. Aresztowano natomiast Wacława „Tarzana” Kalarusa, b. partyzanta, autora akcji dywersyjnej w Zakładach Westena w Olkuszu (1944). O szczegółach tej sprawy opowiada teczka Kalarusa w krakowskim IPN. W zbiorach Instytutu Sikorskiego w Londynie, w kolek-cji Nr 9 – Makush znajduje się ponadto nieopracowa-ny do dziś materiał na ten temat. Kto go zebrał i przesłał na Zachód–nie wiadomo. Jakieś długi naszego bohatera i sprawa fikcyjnej dywizji „Mleczarnia” przyspieszyły jego wyjazd. Po przyjeździe do Bytomia występował jako kie-rownik artystyczny miejscowego Zespołu Pieśni i Tańca i impresario Kostrzewskiej, organizował jej występy. Roz-stali się po wyjeździe do Poznania (1950). Podczas, gdy ona kontynuowała karierę artystyczną, on znów był zatrzyma-ny przez UBP, oskarżony o nieposłuszeństwo (?), zwol-niony, leczył chorą nogę, następnie uciekł na wybrzeże. Przebywał w Wejherowie jako chałupnik współpracujący z Cepelią, zamierzał zostać marynarzem, czy też uciec z kraju żaglówką. Po wybuchu wojny koreańskiej wyje-chał w rzeszowskie, w okolice Jasła, skąd pochodziła Ko-strzewska – Trznadel, do leśników nazwiskiem Gottwald (jej krewnych, znajomych?). W czerwcu 1951. przyjechał do Kamienicy, pow. Limanowa, zatrzymał się u inż. An-toniego Mariana Kukawskiego-kierownika miejscowego tartaku, znajomego AK-owca i zamieszkał u niego. Utwo-rzył nielegalną, organizację „Odwet Górski”. Liczył na zwycięstwo zachodnich aliantów w konfrontacji z komu-nizmem w pierwszym okresie zimnej wojny, na upadek PRL i na odzyskanie niepodległości. Udało mu się wcią-gnąć do współpracy księży katolickiej parafii Kamieni-ca: Jana Lecha (proboszcza) oraz Eugeniusza Kubowicza i Juliana Wójtowicza (wikariuszy). Inni „odwetowcy” wy-wodzili się z rodzin o tradycjach partyzanckich (AK, BCh), z miejscowych rolników, pracowników GS-u, mleczarni, tartaku. Niektórzy pochodzili z kresowych rodzin inteli-genckich (Kukawscy, Helena Kokurewicz, Ormianka spod Stanisławowa, farmaceutka). Słuchali BBC i Głosu Amery-ki, omawiali przy brydżu sprawę katyńską i sukcesy USA w Korei (połowa 1951). Sporządzili charakterystyki lo-kalnych działaczy PZPR, aktywistów młodzieżowych, nauczycieli i zamyślali przekazać je na Zachód. Makusz

Page 69: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

69

jeździł do Krakowa, telefonował do Katowic, szukał kon-taktów ze służbami W. Brytanii. W lutym 1952. H. Koku-rewicz pojechała do Warszawy, usiłowała skontaktować się z Amerykanami, zachorowała, następnie zmarł jej oj-ciec i nie wróciła już do Kamienicy. Wysłana jako następna Maria Adamczyk wpadła w ręce bezpieki. Wówczas pod-jęto przeciwdziałania z udziałem konfidentów „Woda”, „Szary”, „Kuba”, „Wicher”, „Kołowski”, „Kalina”, „Jesion” (sprawa agenturalna Tartak). W maju 1952. zlikwidowa-no kamienicką organizację. Makusza zatrzymano, gdy wracał z majówki, znaleziono przy nim ksiązeczkę do na-bożeństwa, obrazek z Matką Boską i pistolet Parabellum kal. 7, 65 mm. Po śledztwie „odwetowcy...” stanęli przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie. Zapadło – o ile można się doliczyć – siedemnaście wyroków skazują-cych. Makusz i Kukawski dostali k.s, trzy osoby skazano na dożywocie, pozostałe-na więzienie (od 13 lat do roku) i/lub na przymusowe leczenie psychiatryczne. Orzekał wicepre-zes WSR Kraków Mikołaj Tołkan (1912-1999, wydał łącznie pięć wyroków śmierci na AK-owców, doczekał emerytury).

Kar w całości nie wykonano i po 1956 r. skazani stop-niowo wychodzili na wolność. Wanda Kukawska zmarła w 1956 r. Helena Kokurewicz (na zdjęciu powyżej) pracowała później w Szpitalu Górniczym w Zabrzu. Najmocniej obe-rwali Adamczykowie, siedzieli długo w więzieniach, byli poddawani przymusowemu leczeniu, uciekali ze szpitali itp. Kukawski po apelacji i amnestii dostał 10 lat, w 1957 r. wyszedł warunkowo. Makusz, po rewizji z urzędu, do-stał dożywocie (1953). W 1956 r. komisja we Wrocławiu skierowała go na przymusowe leczenie psychiatryczne. Przez kilka lat włóczył się po szpitalach (Kobierzyn, Twor-ki), wpływały anonimy informujące o jego „kumaniu się” z lekarzami i pielęgniarkami, o libacjach szpitalnych, bankietach w krakowskich restauracjach, awanturach w noclegowniach itp. Interweniowała prokuratura woj-skowa nie uznająca orzeczeń lekarskich o jego niepoczy-talności. Dopiero w końcu1958. Najwyższy Sąd Wojskowy zawiesił, a następnie umorzył jego sprawę.

W 1964 r. Sąd Powiatowy w Krakowie ponownie go ska-zał pod zarzutem wyłudzenia od osób prywatnych kilkuset tys. zł. Chodziło-krótko mówiąc-o skomplikowane sprawy

kombatanckie, których omawiać tu się nie da. Ze wzglę-du na stan zdrowia nie odbył kary więzienia. Zamieszkał w Opolu, przy ul. Kamiennej nr 2, w latach 1964-65 praco-wał w Nadleśnictwie Zawadzkie-Okręgowy Zarząd Lasów Państwowych w Opolu. Chciał wychowywać syna, któ-rego miał z Kostrzewską, starał się dla siebie i dla niego o posady instruktorów kulturalno – oświatowych na M/S „Batory” (jak w kultowym filmie „Rejs”). Żonaty z Janiną Iwaniucha, Ukrainką właścicielką prywatnej wytwórni kołder, pracował w ZOO – Opole i w Towarzystwie Ochro-ny Zwierząt, dystansował się od kombatanckich sporów i kłótni, miał dobre kontakty ze środowiskiem Olkuszan na Opolszczyźnie. „Przyswoił” kilka dzikich zwierząt, pre-zentował je podczas pokazów w szkołach, wygłaszał pre-lekcje na temat ochrony przyrody. Wzbudzał zaintereso-wanie, szczególne emocje budził jego niedźwiedź. Szybko stał się znany w środowisku jako „Niedźwiedź Szary”, miał wielu przyjaciół, w tym znanych ekologów (prof. Tadeusz Buchalczyk z Lublina, prof. Władysław Szafer z Krakowa). W 1976 r. zbierał materiały o niedźwiedziach zawiezionych niegdyś do Puszczy Białowieskiej. Znalazły się w nich ja-kieś niecenzuralne fotografie z Hermannem Goeringiem, relacje o wywózce polskich leśników do łagrów. Wspomi-nała o nim „Gazeta Wyborcza” (art. A. Wajraka i K. Sur-miak – Domańskiej o weteranach AK Opole).

Załatwił sobie wyjazd do USA na IV Międzynarodową Konferencję Ekologiczną w parku narodowym Kalispell

Helena Kokurewicz - fot. IPN.

Page 70: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

70

(1976, Flathead County, Monta-na). Wygłaszał odczyty dla Po-lonii, podobno interesował się nimi Zbigniew B r z e z i ń s k i i sam prezydent Jimmy Carter. Po powrocie zor-ganizował ośro-dek badawczy w Rzędowie pod Opolem i spę-dzał tam sporo czasu. Pod ko-niec lat 70-ch nawiązał znajo-mość ze znanym opozycjonistą, h i s t o r y k i e m

i politykiem, Leszkiem Moczulskim i sympatyzował z KPN. Zmarł dość nieoczekiwanie w czasach pierwszej ”Solidarności” (30.11.1981). Został pochowany 03.12.1981. na Cmentarzu Komunalnym w Opolu – Półwsi. Został po nim Krzyż AK, Krzyż Walecznych i – podobno – Srebrny Krzyż Virtuti Militari. Wg znajomych miał stopień mjra/ppłk-a LWP.

Jego żona domagała się unieważnienia orzecznictwa w sprawie „Odwet Górski” i udało jej się to w 1997 r. Od-szkodowania nie otrzymała. Niektórzy skazani w tej spra-wie dostali jakieś symboliczne zadośćuczynienia i odszko-dowania (30-50 tys.zł, ale starych, czyli 3–5 zł).

Barbara Kostrzewska – Zakrzewska (1915-1986) zrobi-ła karierę w PRL jako śpiewaczka (sopran koloraturowy). Przez kilka lat jej twórczość wiązała się z operami Stanisła-wa Moniuszki. Wystąpiła u boku Niny Andrycz w filmie Jana Rybkowskiego „Warszawska premiera” (1950/51), na-grała płytę gramofonową „Straszny Dwór”(1953/54). Dłu-gowystępowała jako solistka, nagrywała arie operetkowe,

była dyrektorką teatrów muzycznych w Lublinie, Warsza-wie i we Wrocławiu. Jest pochowana na warszawskich Po-wązkach.

Makusz funkcjonuje w publikacjach, opracowaniach, in-deksach, wyszukiwarkach, słownikach jako Zbigniew/Kon-rad Makush-Woronicz. W Makusha wcielił się w 1943 r. po powrocie ze Lwowa (dostał papiery od władz kolonii węgier-skiej w Warszawie, jako Madziar). Tak też podpisał przesła-ne do Londynu studium o stosunkach polsko-węgierskich.

Woronicz to jego ostatnie okupacyjne nazwisko i pseu-donim sceniczny. Jedni je wiążą z powstaniem ‘44 na Mo-kotowie, w którym podobno brał udział, inni z rodowym nazwiskiem Woronin. Jako Makush-Woronicz żył i umarł, jest znany wśród naukowców, miłośników niedźwiedzi, w Towarzystwie Zoologicznym, PAN, nawet w Departa-mencie Stanu USA. Jest oceniany bardzo różnie. Na Ślą-sku uważa się go za wybitnego uczonego. W Małopolsce jest osobą represjonowaną w PRL z przyczyn politycznych, bezprawnie skazaną na śmierć.

Środowisku warszawskie uważa go za człowieka terenu, element folkloru, półświatka. Pruszków oddaje honory „szesnastu”. Milanówek za zasłużonych obywateli uznaje Edytę Górniak, Barbarę Kostrzewską, Ferdynanda Ossen-dowskiego i Stanisława Rembeka. Makusz jest nieco lek-ceważonym awanturnikiem, agentem AK podejrzanym o zdradę. Podhale o nim również zapomniało. Mieszkańcy Kamienicy więcej wiedzą o Józefie „Ogniu” Kurasiu, któ-rego pomnik stoi w pobliżu. W Olkuszu pozostały po nim ślady w pamięci harcerzy i weteranów AK i w nielicznych publikacjach. Podobno przyjaźnił się ze znanym lekarzem Bogdanem Szczygłem, autorem licznych książek podróż-niczych o Afryce. Szczygieł chciał nawet o nim pisać, ale nie zdążył, zmarł w 1986 r.

Pozostawał długo w zainteresowaniu służb PRL, w jego aktach nie ma jednak donosów, zobowiązań do współpra-cy.W pamiętniku pisał, że poświęcił życie sprawie polskiej i aliantom zachodnim. Romantyk, mitoman, znajdował się wciąż ogniu walki, wojennych i zimnowojennych afer, ale do grona czekistów, konfidentów jakoś nie pasuje.

KRZYSZTOF GOC

Makush po 1945 r. - fot. IPN.

Page 71: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

71

Jerzy STAMIROWSKI

Page 72: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

72

dziesiątą rocznicę odrodzenia powiatowej władzy w Rzeczpo-spolitej czas przedstawić sylwet-ki starostów olkuskich, którzy sprawowali władzę w powiecie

w okresie międzywojnia. Pierwszym z nich był Jerzy Stamirowski. Słowa „pierwszy” używam tu wieloznacze-niowo. Stamorowski był „starostą nr 1” nie tylko nume-ratywnie. Palma pierwszeństwa należy mu się przede wszystkim za długość rządów, ogrom dokonań i wyjąt-kowy autorytet.

Stamirowski-starosta był kierownikiem administracji ogólnej na terenie powiatu podległym wojewodzie oraz przewodniczącym sejmiku powiatowego. Funkcje te wy-pełniał bez zarzutu. Był i „drugi Stamirowski”: działacz państwowy i spółdzielczy, samorządowiec. W „trzecim wcieleniu” Stamirowski prezentuje się jako gorący patrio-ta wielokrotnie stający w obronie Ojczyzny, który wła-snym życiem zaświadcza o miłości do swego kraju. Losy jego i jego rodziny są najlepszą egzemplifikacją tragedii polskiej inteligencji, która w XX wieku zapłaciła wielką daninę krwi w walce o wolny kraj.

Lata pierwsze

Jerzy Stamirowski przyszedł na świat 13 sierpnia 1873 roku w małym folwarku Nowa Wieś, leżącym prawdo-podobnie w powiecie rawskim-mazowieckim. Był synem Feliksa i Walerii z Siarczyńskich, prawnukiem Antonie-go Siarczyńskiego, sekretarza króla Stanisława Augusta. Ojciec, uczestnik powstania styczniowego, po utracie (konfiskacie) Nowej Wsi pracował w Banku Handlowym w Warszawie.

Przyszły starosta olkuski złożył egzamin maturalny w IV Rządowym Gimnazjum w Warszawie. W r. 1898 ukończył Wydz. Chemii Inst. Technologicznego w Peters-burgu z tytułem inżyniera. Do roku 1901 pracował w Rosji w zakładzie przemysłowym „Ural”.

W 1903 Jerzy Stamirowski poślubił Zofię ze Stawow-skich (1880—1945). Stamirowscy mieli czwórkę dzieci. Syn, Jerzy Stanisław (1903—1944), inżynier rolnik, wal-

czył ochotniczo w wojnie 1920 r., a w r. 1939 był ciężko ranny w obronie Lwowa. Podczas okupacji kierował Wy-działem Informacji Biura Informacji i Propagandy Okrę-gu Lwowskiego AK, w kwietniu 1944 roku został ofice-rem organizacyjnym kontrwywiadu Komendy Okręgu AK we Lwowie. W lipcu 1944 roku został aresztowany przez NKWD, w listopadzie zmarł w więzieniu lwow-skim. Córkami Stamirowskiego były: Irena (1905—1992) – nauczycielka historii i języka francuskiego w szkołach średnich, Anna (1906—1943) – nauczycielka matematyki w szkołach średnich w Tarnopolu i Warszawie, żołnierz AK, wywieziona 25 VIII z Pawiaka, zmarła w obozie kon-centracyjnym Auschwitz, oraz Zofia (ur. 1910) – docent w Inst. Języka Polskiego PAN.

W olkuskim powiecie

– Z powiatem olkuskim związał się mój Ojciec od sa-mego początku swego życia zawodowego – wspomina Irena Stamirowska-Karpińska. – Tu, w Sławniowie koło Pilicy, podjął pierwszą swoją pracę jako inżynier chemik w papierni należącej do firmy C.A. Moes. W roku 1905 został dyrektorem wytwórni. Praca zawodowa nie po-chłaniała go bez reszty. Równolegle współdziałał w orga-nizacji spółdzielczości spożywczej na terenie powiatu ol-kuskiego. Nawiązał współpracę ze Stanisławem Wojcie-chowskim – późniejszym prezydentem Rzeczpospolitej – oraz z Romualdem Mielczarskim. Mój ojciec należał do wąskiej grupy pionierów w Królestwie Polskim. Pamię-tam jednoizbowy przyfabryczny sklepik w Sławniowie zwany „kooperatywą” i drugi, „okazalszy” – w Pilicy, pod firmową nazwą „Siła”.

W czasie ofensywy wojsk niemieckich i austriackich wiosną 1915 ucierpiały fabryki należące do spółki Juliusza Aleksandra Moesa. Stamirowski stracił zarobkowe zaję-cie. „Przyszła bieda.(...) Autentyczną pomoc materialną dawali naszej rodzinie pp. Kefersteinowie z Woli Liber-towskiej, ludzie o wielkiej osobistej szlachetności i nie-zwykłym poczuciu społecznym” – pisze córka Irena.

11 listopada 1915 roku utworzono w Lublinie Główny Komitet Ratunkowy, za czym poszło zawiązywanie od-

W

Page 73: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

73

powiednich powiatowych komitetów. Począwszy od roku 1916 Jerzy Stamirowski pracował społecznie w Powiato-wym Komitecie Ratunkowym (PKR), początkowo jako delegat gminy Kidów, następnie zaś jako wiceprezes PKR gminy Pilica, wreszcie członek Rady Nadzorczej Działu Handlowego. Reprezentował powiatowe sprawy w Głów-nym Komitecie Ratunkowym w Lublinie. Według jego własnych, często powtarzanych słów, był pod przemoż-nym wpływem Antoniego Mińkiewicza. Włączył się bez reszty w działania tego niepospolitego człowieka (u pro-gu II Rzeczpospolitej ministra aprowizacji). Z inicjatywy Stamirowskiego – jak podaje córka Irena Stamirowska-Karpińska – powstały w Olkuszu trzy szkoły średnie oraz bursa.

W organie PKR, dwutygodniku „Kronika Powiatu Ol-kuskiego”, zamieszczał Stamirowski w 1atach 1917 – 18 liczne artykuły na temat spółdzielczości (m.in. „Z rozmy-ślań polskiego kooperatysty” – 1917, nr 7), a także sytuacji politycznej (m.in. „Monarchia konstytucyjna czy repu-blika?” – 1917, nr 15; i „Strach przed bolszewikami” – 1918, nr 27).

Starosta olkuskiLatem 1917 roku Stamirowski został członkiem Komi-

tetu Wyborczego do sejmików gminy olkuskiej i pilickiej, a w grudniu wybrano go do sejmiku powiatu olkuskiego. Zajmował się tam głównie sprawami opieki zdrowotnej. W tym okresie działał też w Polskiej Macierzy Szkolnej.

Historyczne dni października i listopada 1918 roku w Olkuszu wiążą się ściśle z osobą Jerzego Stamirowskie-go. 1 listopada nastąpiło opanowanie miasta przez polskie władze oraz rekwizycja broni Austriakom. Zwołane naza-jutrz (2 listopada 1918 roku) przez burmistrza Radłow-skiego zebranie obywatelskie postanowiło przejąć władzę w mieście i powiecie. „W międzyczasie [cytuję „Kroniki Powiatu Olkuskiego”] nadjechał p. Stamirowski, desy-gnowany przez polski rząd na starostę olkuskiego. Kie-rownictwo akcji złożono w jego ręce dodając mu do boku (...) radę przyboczną złożoną z 7 członków...”

Córka Jerzego Stamirowskiego, Irena, dodaje, że „... w rzeczywistości wydarzenia miały inny przebieg: na sta-

Starosta pod karabinami!24 maja 1923 roku. Protokół z XX posiedzenia Sejmiku

Powiatowego.Członek Sejmiku Wacław Stawnicki (ze Sławkowa) pro-

si o głos przed porządkiem dziennym i wnosi o uchwalenie następującego wniosku:

Sejmik Powiatu, jako przedstawiciel powiatu Olkuskie-go, jest poważnie zaniepokojony temi objawami wśród najszerszych mas ludności powiatu, jakie wywołują nie-przemyślane zarządzenia Sędziego Śledczego 1 rewiru po-wiatu Olkuskiego, pana Głowackiego, oraz niesłychana opieszałość Sądu Okręgowego w Sosnowcu.

Aresztowanie w dniu 17 bm. i prowadzenie pod karabi-nami do więzienia najwyższego przedstawiciela Władzy Państwowej w powiecie, pana starosty Jerzego Stami-rowskiego – cieszącego się powszechnym szacunkiem i bezwzględnym zaufaniem, jako człowieka krystalicznych zasad – wywarło wśród mieszkańców Olkusza i powiatu Olkuskiego wzburzenie, tłumne zbiegowisko i popłoch wśród najpoważniejszych obywateli miasta i powiatu, wi-dzących się zagrożonymi w zagwarantowanej Konstytu-cją nietykalności osobistej.

Momentalnie, jakby w oczekiwaniu groźnych roz-ruchów, wszystkie sklepy w mieście zostały zamknięte. Chciano uderzać w dzwony na alarm i tylko wysiłkiem przedstawicieli miasta udało się powstrzymać tłumy od groźnych wystąpień przeciwko Sędziemu Śledczemu.

Pana Starostę Stamirowskiego, wypuszczonego na-stępnie z uwięzienia po złożeniu przez obywateli miasta kaucji pieniężnej, ludność powitała owacyjnie jako boha-tera niesłusznie cierpiącego z powodu zarządzeń obraża-jących powszechne poczucie sprawiedliwości.

Zważywszy powyższe, Sejmik Powiatowy wyraża naj-głębsze ubolewanie z powodu przytoczonych zarzutów Sę-dziego Śledczego oraz niezrozumiałej opieszałości prezesa Sądu Okręgowego w Sosnowcu w rozpatrzeniu działalności tegoż sędziego śledczego i uchwala wystąpić z niniejszym protokołem do kompetentnych władz powiatowych, aby na tak niesłychany fakt zwróciły baczniej uwagę i winnych przyciągnęły do surowej odpowiedzialności. (...)

W zarządzonym głosowaniu wniosek W. Stawnickiego został uchwalony jednogłośnie, a na wyrażone podzięko-wanie przez przewodniczącego [Stamirowskiego – od au-tora] wszyscy obecni na sali na stojąco wiwatowali go dłu-gotrwałymi oklaskami i okrzykiem „Niech Żyje!”.

Page 74: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

74

nowisko starosty powiatowego mój Ojciec został wynie-siony z woli ludności, a nie z nominacji”.

Od pierwszych dni listopada 1918 do końca roku 1932 Jerzy Stamirowski zajmował funkcję starosty olkuskiego i równocześnie przewodniczył sejmikowi powiatowemu. Usunął z powiatu władze i urzędy austriackie, nadzo-rował (przy pomocy Polskiej Organizacji Wojskowej) rozbrojenie i ewakuację wojsk austriacko-węgierskich. Podjął się organizacji polskiej administracji państwo-wej szczebla powiatowego i zaczął usuwać zniszczenia z okresu pierwszej wojny światowej. W lipcu 1920, w cza-sie wojny polsko-sowieckiej, stanął na czele utworzonego w Olkuszu Komitetu Współdziałania w Obronie Ojczy-zny. Komitet ten wyekwipował kompanię saperów. Zor-ganizował także zbiórkę na rzecz Skarbu Narodowego. Starosta nie szczędził grosza.

Infrastruktura, infrastruktura...

Starosta Stamirowski rozumiał doskonale znaczenie komunikacyjnych szlaków dla rozwoju powiatu. Zrazu zajął się rozwojem sieci dróg. Za jego urzędowania zbudo-wano szosy z Olkusza do Skały (ukończono w 1929 roku); z Pilicy do Żarnowca, a następnie do Pradeł i Kroczyc (za pożyczkę bankową 200 tys. zł.) i od granicy powiatu do Ojcowa. Ponadto budowano i utwardzano wówczas drogi: Sławków – Bolesław – Olkusz, Olkusz – Wolbrom i Pilica – Ogrodzieniec.

Troszczył się ponadto o rozwój szkolnictwa, zwłaszcza zawodowego. Dzięki jego staraniom powstała szkoła rol-nicza w Trzyciążu, a żeńska szkoła krawiecka w Bukow-nie rozszerzyła działalność. Stały kontakt Stamirowski utrzymywał z Ignacym Solarzem, dyrektorem Uniwersy-tetu Ludowego w Szycach (wówczas pow. olkuski), dokąd kierował młodych zdolnych rolników. Szczególną opieką otaczał sierociniec w Niesułowicach. Dbał o stan zdro-wotny ludności: rozbudował szpital św. Błażeja w Olku-szu, a w czasie epidemii tyfusu spowodował założenie pięciu prowizorycznych oddziałów szpitalnych.

Nie zapominał o ważnych rocznicach narodowych po-wstań. Współorganizował uroczyste obchody 60. roczni-

cy śmierci Francesca Nulla w Olkuszu (5 V 1923) z udzia-łem oficjalnych delegacji rządowo-wojskowych Polski i Włoch, w czasie których przemawiał obok m.in. Stefana Żeromskiego. W roku 1926 stanął na czele powołanego wówczas w Olkuszu Powiatowego Komitetu Przysposo-bienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego.

Edward Trznadel – wicestarosta olkuski w latach 1930-32, następnie starosta zawierciański – w swych wspomnie-niach przybliża postać Jerzego Stamirowskiego: „Miałem możność poznać tego szlachetnego człowieka w czasie, gdy był moim bezpośrednim zwierzchnikiem. Pracował zwykle do późnych godzin. Szanował każdego człowieka bez względu na jego przekonania. (...) Był wyrozumiały, a przy tym niezmiernie skromny. Te jego cechy osobiste sprawiły, że był powszechnie szanowany i ceniony. Gdy nadeszła wiadomość o jego przeniesieniu na inne stano-wisko, decyzję tę przyjęto z uczuciem głębokiego żalu”.

Irena Stamirowska-Karpińska, córka starosty Stami-rowskiego, dodaje: „Otóż wydaje się, że mój Ojciec nie miał talentu racjonalnego gospodarowania swoim cza-sem i swoimi siłami. Jego gabinet był o każdej godzinie otwarty, nigdy nie odsyłał tzw. interesantów, rozmawiał z prostymi ludźmi; chciał znać – i znał – ich potrze-by, pomagał po starościańsku i po ludzku. (...) Do wła-snej pracy, wymagającej ciszy i skupienia, zabierał się późnym popołudniem i wieczorem. Po zaledwie kilku godzinach snu wychodził rano do pracy wcześnie, ale nie tak wcześnie, jak inni pracownicy biurowi. Kiedyś miał na tym tle dramatyczny konflikt ze swoim przeło-żonym. To chyba wtedy i w związku z tym przeszedł do Proszowic...”

W Proszowicach, Kielcach, Warszawie...

Polski Słownik Biograficzny w tomie 41 (wyd. PAN, PAU, Warszawa-Kraków 2002) podaje, iż „na począt-ku 1933 został Stamirowski przeniesiony do Proszowic na bliżej nieznane stanowisko”. Z kolei w „Dzienniku Polskim” z 2 października 2000 roku można wyczytać, iż Jerzy Stamirowski był w roku 1933 przedstawicielem starosty miechowskiego w Proszowicach i specjalnym

Page 75: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

75

wysłannikiem władz zwierzchnich do rozwiązania kon-fliktu między zarządcą komisarycznym miasta, nieja-kim Walentym Rokwiszem, a miejscowymi działaczami samorządowymi. (Autor oparł swój tekst na publikacji „Proszowice. Zarys dziejów do 1939 roku” autorstwa dr. hab. Włodzimierza Bernackiego z książki „Między woj-nami światowymi”.) Warto pamiętać, że w dwudziesto-leciu międzywojennym Proszowice były jedną z gmin powiatu miechowskiego. Po krótkim epizodzie pracy na rzecz starostwa miechowskiego (także w Proszowicach)

Stamirowski przeniesiony został do Kielc na stanowisko radcy w Urzędzie Wojewódzkim.

„Miał już wtedy lat prawie 60 – pisze córka Irena Sta-mirowska-Karpińska. – Przyszła ciężka choroba serca, która przyspieszyła przejście mego Ojca na emeryturę. Niebawem mieszkanie w Olkuszu uległo likwidacji. Oj-ciec mój, po raz pierwszy od swych gimnazjalnych cza-sów, wrócił do Warszawy i zamieszkał tu wraz z rodziną”. Był czerwiec roku 1935.

W stolicy powrócił do swej dziennikarskiej pasji, do

Rok 1927 – Wydział Powiatowy Sejmiku Olkuskiego. Siedzą od le-wej: Mikołaj Żerdka, Jerzy Stamirowski, Tadeusz Seruga, Jan Jarno. Stoją: Błażej Leśniak, Walenty Osuch, Jan Gawinek, Jan Szota.

Page 76: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

76

publicystyki. Pisywał artykuły m.in. do „Kuriera Porannego” („Większa samodzielność i kredyty warunkiem rozwoju samorządu” – 1936, nr z 14 XI), „Głosu Gminy Wiejskiej i Gromady” („Na marginesie dyskusji budżetowych” – 1939, nr 8), „Kalendarza Miesięcznego. Poradnika dla Rolników” („Sprawy oświatowe” – 1939, nr 4). W r. 1938 opublikował broszurę „Praca w gminie i gromadzie”. Był członkiem Podkomisji Urzą-dzeń Sanitarnych w Komitecie ds. Kultury Wsi Min. Rolnictwa i Reform Rolnych.

Na pierwszej linii frontu

W okresie okupacji niemieckiej Stamirow-ski przebywał w Warszawie. Wg wspomnień córki Ireny, pisał artykuły do prasy podziem-nej. „17 maja 1943 roku – wspomina córka Irena Stamirowska-Karpińska – do naszego mieszka-nia wtargnęło nocą gestapo. Wyprowadzili nas wszystkich, w liczbie 9 osób, wraz z dziećmi i pomocą domową (gestapo zabrało: Stamirow-skiego, jego żonę Zofię, córki Annę i Zofię oraz zięcia Tadeusza Karpińskiego). W dwadzieścia dni później, 29 maja 1943 roku, Ojciec mój wraz z zięciem zostali rozstrzelani na Pawia-ku”. Podobny los spotkał jego brata Kazimierza, pułkownika Wojska Polskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Prezydium Rady Ministrów, prezesa Pań-stwowego Banku Rolnego. Jerzy Stamirowski odznaczony był Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Oficerskim Or-deru Korony Włoskiej.

JERZY NAGAWIECKI

Page 77: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

77

EdwardTRZNADEL

Page 78: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

78

ybitnekwalifikacjeduchoweiinte-lektualneprzypełnymoddaniudladobra Państwa wskazują go jakokandydatawprzyszłościdopoważ-nych kierowniczych stanowisk. (...)

Wysoka odwaga cywilna i poczucie godności spra-wiają,żejestbardzodalekiodzabieganiaoczyjekolwiekwzględy,wyrażającsiędosadnie:wIBrygadzieniesłużył,odzaciąganiasiędoIVczyVIIpowstrzymujegosubtelnepoczuciegodnościosobistej.Wartościowytypmłodszegopokoleniaurzędniczego”.

(Z ankiety kwalifikacyjnej Edwarda Trznadla, Referen-darza VII stopnia, sporządzonej przez Starostę Olkuskie-go Jerzego Stamirowskiego, 12 lipca 1932 r.)

W końcu XIX wieku Olkusz był mały i prowincjonalny. Z podobnego miasta, Dębicy, pochodził Edward Kazimierz Trznadel, urodzony w 1896 r. syn rymarza Brunona i Broni-sławy. Ojciec szybko osierocił Edwarda i jego siostrę Eleono-rę. Trud wychowania małych dzieci spadł na barki samotnej Eleonory Trznadel. Maturę w gimnazjum w Dębicy uzyskał w 1914 r., w roku wybuchu I wojny światowej. Obawiając się Rosjan, o których okrucieństwie i gwałtach opowiadano nie-stworzone rzeczy, wraz z matką i siostrą ewakuowali się do Wells, miasta w Górnej Austrii. Do Dębicy wrócili w poł. 1915 r. A w październiku Edward zapisał się na Uniwersytet Jagiel-loński. Udzielał korepetycji, poznał m.in. Stefana Banacha, późniejszego twórcę polskiej szkoły matematycznej. W 1917 r. został wezwany do poboru. Komisja była dla niego łaskawa: dostał przydział broni, ale nie na linii frontu. Przydzielono go do 17. pułku piechoty na Woli Justowskiej w Krakowie. W szpitalu pod Baranami poznał wtedy działacza socjali-stycznego Bolesława Drobnera. Za kilkanaście lat, już jako wicestarosta olkuski, będzie gościł Drobnera w Olkuszu. Z wojska został zwolniony, gdy nastało Państwo Polskie. Ukończył studia; wśród jego wykładowców byli m.in. prof. Kutrzeba i prof. Estreicher. Ostatnie egzaminy zdał w 1922 r.

W administracji

Pierwszym jego miejscem pracy w administracji pań-

stwowej było starostwo w Będzinie (w 1920 r.). Od lutego 1921 r., został przeniesiony do starostwa w Sandomierzu. Tam ożenił się z poznaną w Krakowie nauczycielką Ireną Kapel. Następnie trafił do starostwa w Kielcach; tamże w marcu 1922 r. złożył przysięgę służbową, a w czerwcu mianowano go referendarzem z VII stopniem I katego-rii służbowej w służbie państwowej. W Kielcach urodził się jego pierwszy syn Andrzej (w 1924 r.), tam też do ro-dziny dołączyła Aniela Detka, niania, która pozostanie z Trznadlami aż do swej śmierci, czyli na kilkadziesiąt lat. W międzyczasie Edward zostaje mianowany wice-starostą kieleckim. W październiku 1927 r. przeniesiono go do urzędu wojewódzkiego w Kielcach. Blisko wtedy współpracował z wojewodą Ignacym Manteuffelem (jego imię nadano sanatorium w Rabsztynie). Także w czasie pracy w urzędzie wojewódzkim w Kielcach miał sposob-ność poznać się z Felicjanem Sławojem-Składkowskim, późniejszym premierem, który zasłynął dbałością o pod-niesienie świadomości higienicznej w narodzie. Krótko, w zastępstwie, pełnił w lipcu 1927 r. obowiązki starosty w Częstochowie; miał wtedy sposobność zetknąć się ze strajkującymi robotnikami. Okazał się dobrym nego-cjatorem, która to umiejętność przydała mu się później do spacyfikowania gorących nastrojów robotników ol-kuskich. We wrześniu 1928 r. skorzystał z możliwości podjęcia pracy w resorcie reform rolnych – jako komisarz w Powiatowym Urzędzie Ziemskim w Wadowicach (do stycznia 1930 r.).

W Olkuszu

Praca w Wadowicach nudziła go, skorzystał więc z propozycji objęcia stanowiska wicestarosty olkuskiego. Już w Olkuszu, w czerwcu 1930 r., urodził się drugi syn Edwarda i Ireny Trznadlów, Jacek, późniejszy poeta, ese-ista i tłumacz literatury francuskiej.

„Starostą był Jerzy Stamirowski, pierwszy starosta odroku 1918ażdo 1936,przeniesionypotemdourzęduwoje-wódzkiego w Kielcach, a następnie na stanowisko burmi-strzakomisarycznegodoSłomnik.Stamirowskibyłczłowie-kiemnadzwyczajpracowitym,wielkimspołecznikiem,cały

„W

Page 79: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

79

swójczaspoświęcałpracy,któranatereniepowia-tuolkuskiegobyłabardzotrudna – wspominał po latach Trznadel. Ujawnił też powody zwolnienia Stamirowskiego przez wojewodę Władysława Dziadosza, który – jak uważał Trznadel – przejął od Składkowskiego „pewne maniery (...) on teżpotrafił zwymyślać podwładnych. Zwolnił Stami-rowskiego przypuszczalnie za to, że przychodziłniecopóźniejdobiura.Aleonzatosiedziałwbiu-rzenocami.NastąpiłascysjaistarostęStamirow-skiego, takiego porządnego człowieka, Dziadoszzwolnił”. Trznadel, podkreślając zasługi swojego bezpośredniego szefa, dodał, że powiat żegnał go z żalem. Sam Trznadel nie ukrywał, że wiele wyniósł ze współpracy ze Stamirowskim. Ciężki to był czas, czas kryzysu światowego, zamykania zakładów pracy, strajków pracowniczych, ogrom-nego bezrobocia. W Powiecie Olkuskim masowo zwalnia-no ludzi z pracy (np. w Bolesławiu, gdzie zamknięto za-kład przeróbki galmanu i rudy); wybuchały strajki, w tym bodaj najbardziej znany w fabryce naczyń emaliowanych Westena. „W fabryce „Olkusz”zdarzyła się tragedia. – Pi-sze w książce „Mój Ojciec Edward” Jacek Trznadel. Chodzi o strajk z kwietnia 1930 roku, kiedy policja oddała salwę w tłum protestujących, zabijając młodego robotnika Edwarda Majcherka (płytę pamiątkową ku jego czci skradli niedaw-no spod krzyża przy OFNE nieznani sprawcy), dwie osoby postrzelili, a kilka ranili. „(...)pojechałembezpośredniodofabryki.Poprzybyciustwierdziłem,żekobietytrzymajądy-rektora,sąranni,arobotnicybylibardzopodnieceni”.Trzna-del zaprosił przedstawicieli załogi i dyrektora na rozmowy do starostwa. „By dostać się do starostwamusieli przejśćprzeztorykolejowe,zOlkuszanaWolbrom.Szedłemznimi.Wpewnymmomenciejeszczechwilęsięwstrzymałem,żebyzobaczyćdalszyprzebiegsytuacji,isłyszęgłosy:–Dyrektorapodpociąg!”Wicestaroście udało się zapobiec zbrodni.

„Trwały potem rozmowy między robotnikami a sekre-tarzem Związku Augerem i doprowadzi ły do załatwienia sporu. Byłem rad, że moja interwencja skończyła się po-zytywnie. Oczywiście winowajcą był dyrektor. Podwyżkę robotnicy dostali”.

Trudno ocenić, czym konkretnie zasłużył się dla powiatu wicestarosta Trznadel – bo niby jak oddzielić to, co zrobił on, od tego, co zdziałał starosta Stamirowski? – trzeba jed-nak pamiętać, że w tych latach powstała sieć dróg powia-towych, rozwijało się szkolnictwo, rozbudowano szpital św. Błażeja. Warto również pamiętać, iż ówczesny powiat był ogromny: liczył pod koniec lat 30-tych prawie 1365 km² po-wierzchni, zamieszkałej przez 175 tys. mieszkańców, skła-dał się z dwóch gmin miejskich (Olkusz, Wolbrom), jednej osady (Skała) i aż 13 gmin wiejskich – w sumie to było 198 miejscowości. Wielkość powiatu świadczy o skali spraw do załatwienia. Dla porównania: obecnie Powiat Olkusz to rap-tem sześć gmin o łącznej powierzchni 625 km² (nawet nie połowa przedwojennego) i 115 tys. mieszkańców. Jeśli jesz-cze wziąć po uwagę, jak ten dawny powiat był zróżnicowany gospodarczo, etnicznie (Polacy, Żydzi, Niemcy, Rosjanie) i religijnie (katolicy, żydzi, protestanci i prawosławni), mo-żemy sobie uzmysłowić, ile rzeczy było do załatwienia i ile taktu i delikatności wymagało to od władz powiatowych.

Zasłużył się też Trznadel w działalności społecznej, między innymi na stanowisku prezesa Ligi Obrony Prze-ciwpowietrznej i Przeciwgazowej (zastąpił na tym stano-wisku Zofię Okrajniową, która ustąpiła z niego obciążona ponad miarę inną działalnością społecznikowską). Znacz-

Ok. 1937 r. Resursa obywatelska w Olkuszu. Edward Trzna-del gra w szachy z burmistrzem Mieczysławem Majewskim.

Page 80: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

80

nie zwiększyła się liczba członków organizacji, a opodatko-wanie się na rzecz LOPP przez olkuską Gminę Żydowską (z opłat za ubój rytualny) było rozwiązaniem unikatowym na skalę Polski. Trznadel po latach wspominał sekretarza tejże gminy, Mittelmana, jako „człowieka prawego, o wy-sokimpoczuciuobywatelskim”. Stosunkowo ubogi powiat olkuski zebrał na rzecz LOPP 30 tys. zł, z czego zakupiono samolot szkoleniowy „Karaś” dla szkoły pilotów LOPP. Za-chowało się zdjęcie z uroczystej manifestacji, podczas któ-rej młodzież niosła model ufundowanego przez mieszkań-ców powiatu, członków LOPP, samolotu. Planowano zebrać środki na jeszcze jeden płatowiec. Trznadel czynił też sta-rania, by wznieść dom LOPP; pod tenże budynek uzyskał u ówczesnego burmistrza Olkusza Mieczysława Majewskiego plac. Z burmistrzem Majewskim łączyła Trznadla zażyła znajomość: panowie lubili zagrać ze sobą w szachy, lub – jak to się wtenczas mówiło – bridża. Spotykali się w Resur-sie Obywatelskiej (dziś budynek banku BGŻ). Do bardzo bliskich znajomych Trznadlów należała też rodzina lekarza powiatowego Mariana Kiciarskiego.

Po odejściu długoletniego starosty Stamirowskiego na zwolnione stanowisko mianowano Czesława Brzostyń-

skiego. Trznadel jeszcze przez trzy lata piastował funk-cję jego zastępcy. A potem został przeniesiony na rów-norzędne stanowisko do Będzina. Mimo tych przenosin, rodzina Trznadlów jeszcze jakiś czas mieszkała w Olku-szu, na parterze ładnej willi przy ul. Gwareckiej (obecnie Piłsudskiego). Dom ten, który przed wojną należał do Adama Bluma, do niedawna planowano odremontować, ale przed kilku laty został rozebrany. Już bez wątpienia awansem była posada, którą olkuski wicestarosta objął w Zawierciu, gdzie trafił w marcu 1937 r. W wieku 41 lat Edward Trznadel został bowiem starostą.

W Zawierciu

Przemysłowe Zawiercie i kończący się kryzys światowy – to był dobry czas i miejsce dla Trznadla. Rodzina prze-prowadziła się tam latem 1937 r.; czekano z tym, aż star-szy z synów, Andrzej Trznadel, skończy klasę w olkuskim gimnazjum. Ich nowe mieszkanie, w siedzibie starostwa, miało aż siedem pokoi; starosta miał do dyspozycji dwa samochody służbowe i kierowcę. Za kadencji Trznadla jego powiat dwukrotnie odwiedził premier Felicjan Sła-

woj-Składkowski. Zwłaszcza druga wizyta, z czerwca 1938 r. zapadła w pamięci Starosty: „Składkowskiwy-dał w tym czasie całą masę zarzą-dzeńmającychnacelupodniesieniestanu sanitarnego kraju. Np. gene-ralnemalowaniepłotów,malowanieustępów... Ja w miarę możliwościstarałem się doprowadzić te rzeczydo jakiegotakiegoporządku.Skład-kowskiprzyjechałzOlkusza.Wyje-chałemnaspotkanienagranicępo-wiatuolkuskiegoizawierciańskiego.Powitanie było szczególne, bo (...)rozpoczętejegooświadczeniem:– Jeden już zginął śmiercią wa-

lecznych!BoSkładkowskiwyprosiłzsamo-

chodustarostęBrzostyńskiego,któ-

Po maju 1935 r. Komi-sja poborowa w Olku-szu. E. Trznadel siedzi w środku, za nim stoi w ki-tlu dr Marian Kiciarski.

Page 81: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

81

regowysadziłnadrodzeiktóryzostałwszczerympolu,jako,żebyłnatylenieprzezorny,żeniewziąłsamochodu.Musiałpotemmyśleć, jakmapowrócićdobiura.Toniebyła jeszczedymisja,alenadzwyczajnespostponowanie.NadodatektobyłBrzostyński,legionista.Byłzresztąjużniedługo starostą i został przeniesiony ze swego stano-wiska” (ostatnim przedwojennym starostą olkuskim był mianowany na miejsce Brzostyńskiego Stanisław Glisz-czyński). Z wizytacji powiatu zawierciańskiego premier był bardziej zadowolony. Składkowski proponował nawet wojewodzie Dziadoszowi, by przyznał Trznadlowi Polo-nię Restitutę; ten złożył jednak wniosek „tylko” na Złoty Krzyż Zasługi. Trznadel miał sposobność tonować na-stroje strajkujących robotników, m.in. w zakładach me-talowych Bauerertza w Myszkowie.

Wojna

Rodzina zdążyła jeszcze na sam koniec sierpnia 1939 r. powrócić z wakacji w górach. Swoje stanowisko opuścił Trznadel w nocy, 3 września, gdy Niemcy byli kilkanaście kilometrów od Zawiercia. Wcześniej wysłał na tyły rodzi-nę. W miejscowości Tunel doszło do tragedii: w trakcie niemieckiego nalotu w wyniku ostrzału z broni maszy-nowej ginie Andrzej, najstarszy syn Edwarda i Ireny. Dla ojca śmierć syna była ogromnym ciosem.

Rodzina w październiku wróciła do Zawiercia, ale bez Edwarda Trznadla, który w tym czasie dotarł do Lwowa. Po ataku Sowietów Trznadel wpadł w ich ręce – ale miał szczę-ście: jako „starosta zza kordonu” został wypuszczony. Drugi raz aresztowali go we Lwowie, gdzie na ulicy rozpoznali go „ŻydzizOlkusza,(...),komuniści,dwóchczytrzech,wcywil-nych ubraniach”. Trafia na komendę NKWD. Jednak zwró-cili mu papiery i uwolnili go. Po wielu perypetiach udaje mu się przekroczyć granicę i załatwić zgodę na przejazd do Krakowa; jako adres docelowy podaje namiary śpiewaczki operowej Barbary Kostrzewskiej, z domu Trznadel, później-szej żony Konrada Zbyszka Makush-Woronicza (zob. tekst na str. 63). W Krakowie załatwia sobie kenkartę. Ściąga ro-dzinę, która trafia do Krakowa via Olkusz (tamże pomaga im doktor Kiciarski), późną jesienią 1940 r. Żyją z drobnego

handlu, m.in. papierosami. Dużą pomoc mają ze strony „lu-dzizOlkuszaiolkuskiego(...),szczególnieodpanaGlan-ca,którywtedybyłsekretarzemgminywMinodze;przywo-ziłnamnaDuchackąziemniaki, ziarno”. U Glanca dzieci były też na wakacjach w 1942 r. Z tego czasu pozostało kilka zdjęć (na nich m.in. Krzysztof i Zenon Glancowie z dziećmi Trznadlów). Jakieś pieniądze dostali też od kogoś ze Skały. Handlowali również materiałami bawełnianymi od Golań-skiego z Olkusza (byłego rejenta) i naczyniami emaliowa-nymi z Olkusza od Mariana Maliszewskiego. Od Mieczy-sława Majewskiego, mieszkającego wtedy w Wolbromiu, sprowadzali na handel budziki i lampy karbidowe. Wkrót-ce Edward został zaprzysiężony do AK; przyjął pseudonim Skała. Jego bezpośrednim przełożonym w AK był Józef Nowak, b. naczelnik urzędu wojewódzkiego w Krakowie, po wojnie aresztowany za działalność w WiN. Na zaprzy-siężeniu, w Bronowicach, w domu Nowaków, był obecny m.in. b. starosta olkuski Brzostyński (on również zajmował się handlem, miał też w Krakowie sklep, w którym zatrud-niał Irenę Trznadlową). Były olkuski wicestarosta zajmował się tajnym nauczaniem, nosił prasę podziemną; kilka razy uniknął wpadki. Wspominał po latach, jak zimno przyjął swego przyjaciela, doktora Mariana Kiciarskiego, o którym wiedział, że w Rumunii podpisał volkslistę i jego syn był w Hitlerjugend: „Onniczymniezdradziłswojejdziałalno-ści,apotemdopierosięokazało,żejakolekarzikierownikszpitalawOlkuszuzmobilizowałcałypersonellekarskipo-mocniczy,iwszyscybraliaktywnyudziałwratowaniuludziwróżnysposób”. Po wojnie odbył się proces Kiciarskiego i został on oczyszczony z zarzutów, a na koniec sędzia „podałmurękęigratulowałdzielnejpostawy”. W Krakowie rodzina Trznadlów doczekała końca wojny.

W komunizmie

Po wojnie Polska Ludowa nie potrzebowała jego facho-wości. Sam, jako człowiek godny, nie szedł na ustępstwa, nie starał się komuś przypodobywać, że o wstąpieniu do wiadomej partii nie wspomnimy. To był człowiek, który uważał za stosowne odesłać żydowskiemu krawcowi w Ol-kuszu dodany do zamówionego towaru piękny krawat (syn,

Page 82: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

82

wspominając tę historię, pisał, że wedle ojca „urzędnik pań-stwowy nie przyjmuje prezentów!”). Wyjechał na tzw. Zie-mie Odzyskane, do Trzebnicy; spotkał tam sekretarza PPS Warwasa, którego znał z Olkusza. Jakieś poślednie stanowi-sko otrzymał (może zaważyła b. pozytywna opinia, jaką wy-dał mu Powiatowy Komitet Polskiej Partii Socjalistycznej w Olkuszu?), ale PPS szybko została spacyfikowana. W maju 1948 r. został zwolniony z funkcji naczelnika wy-działu samorządowego urzędu wojewódzkiego we Wrocła-wiu. Jego zwolnienie podpisał Władysław Gomułka, mini-ster Ziem Odzyskanych (dwa lata wcześniej dał Trznadlowi Złoty Krzyż Zasługi). W 1946 r. ukazał się pionierski „Zarys organizacji Rad Narodowych i samorządu terytorialnego”, który Trznadel napisał wraz z Janem Jankowskim. Był cią-gany na UB; wspominał po latach: „za jakiś czaspo tychprzesłuchaniach,otrzymałemzIzraelamiłąkarteczkęzpo-zdrowieniamiodmojegośledczego”. Wreszcie znalazł przy-stań – pracę w Radzie Zakładowej ZNP przy Uniwersytecie Wrocławskim. Tam w 1961 r. doczekał emerytury. Ale jesz-cze do lat 70-tych dorabiał: prowadzili z żoną kiosk „Ruchu”. W 1975 Irena Trznadlowa zmarła. Do końca starał się coś ro-bić, zaangażował się przede wszystkim w działalność OSP, parał się też numizmatyką i – na prośbę syna Jacka – spisy-wał wspomnienia. Edward Trznadel zmarł otoczony opieką rodziny i niani, Anieli Detki, w 1986 r.

Odchodził jako jeden z ostatnich ze swego pokolenia: po-kolenia budowniczych II RP, pokolenia, które potrafiło scalić z kilku – jakże odrębnych – kawałków, po 123 latach niewoli, państwo; może nie było ono do końca na miarę ich marzeń, ale jednak – w przeciwieństwie do zwalczającego pamięć o II RP tworu zwanego PRL – było to państwo niepodległe i ma-jące ambitne cele. Edwardowi Trznadlowi zabrakło trzech lat do wolnej Polski, do III RP. Ciekawe, jak by ją ocenił?

Postscriptum

Edward Trznadel miał w Olkuszu działkę, którą kupił jesz-cze w 1930 r. Planował na niej wybudować dom. Jak wspomi-na jego syn, po wojnie ojciec się o nią procesował i nawet ko-rzystną dla siebie decyzję wywalczył w Sądzie Najwyższym. Cóż z tego, skoro nowa władza, a konkretnie wojewódzki

komitet, doprowadził do zmiany planu zagospodarowania? Działka przestała być budowlana, a dodatkowo przeciągnię-to nad nią... linię wysokiego napięcia do pobliskiej kopalni.

OLGERD DZIECHCIARZ

Autordziękujep.profesorowiJackowiTrznadlowizaudo-stępnieniezdjęć,piękneolkuskiewspomnienieiżyczliwość.

Olkusz, 1934 r. Niania Aniela Detko z synami E. Trznadla (pierwszy z lewej Jacek).

Page 83: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

83

MÓJ OLKUSZ, OKRUCHY PAMIĘCI(wspomnienie)

Ten Olkusz ważny w kilku szczegółach pamięci, w której pozostało trochę związanych z nim okruchów i obrazów. Starannie oddzielam je od zdjęć z tego okre-su. Pamiętam dom Bluma, gdzie mieszkaliśmy przy ul. Gwareckiej 17, i budujący się naprzeciw budynek jakiejś szkoły z czerwonej cegły (ale wystawiono tam później bajkowe przedstawienie kukiełkowe! Zostało). Potrafię odtworzyć plan naszego mieszkania i wiem, które okna na parterze były nasze. Fotografowałem ten dom w 1972, a potem, odnawiany, w 1996. W tym domu urodził się mój brat Wojciech, ja jednak urodziłem się w „domu Kasprzyka na Czarnej Gorze”. Tego domu nie potrafi-łem znaleźć. Pamiętam przejazd kolejowy, gdy szło się z naszej ulicy Gwareckiej do miasta. Przypominam so-bie, jak odbierałem jakieś zakupy w małym żydowskim sklepiku: „Szanownemu Tatusiowi proszę się kłaniać! I Mamusi szanownej proszę się kłaniać!” Z tą paczka był problem, bo Ojciec znalazł w środku dodany i nie za-mówiony krawat. Żachnął się i kazał zaraz odnieść.

Każde dzieciństwo ma swoje mity. Takie mity olku-skie, związane z opowieściami, działające na dziecinną wyobraźnię, były dwa: rzeka Baba i Pustynia Błędow-ska. Ta znikająca i znów pojawiająca się tajemniczo rzeka miała dla mnie symboliczne znaczenie. Ale także Pustynia, o której mówiono mi, że widziano tam fata-morganę. Symbol znikającej rzeki i pustyni pojawia się w mojej twórczości. Podobnie jak podziemne korytarze pod Olkuszem.

Niektóre ze spraw olkuskich, związanych z ludźmi, zaczęły działać już po wojnie. Dowiedziałem się o nie-bezpiecznych sytuacjach, w jakich bywał dr Marian Ki-ciarski, dobry nasz znajomy. Kiedyś jego syn (moja Mat-ka była jego chrzestną), chyba prawie mój rówieśnik, pokazywał mi w gabinecie swego ojca wypreparowaną

czaszkę samobójcy, z otworem od kuli w głowie. Przy-pomniałem to sobie podczas ekshumacji katyńskich w Charkowie, gdy odbierałem ze wspólnego grobu takie właśnie czaszki pomordowanych.

Ale do dziś nie zamkniętą sprawą jest pytanie o los naszych sąsiadów: właściciela domu p. Bluma i jego córeczki, małej Grażynki, z którą wspólnie oglądałem dopiero co wydane PrzygodyKoziołkaMatołka” Maku-szyńskiego i Walentynowicza, i bawiłem się na podwór-ku. Czytałem prawie wszystko o losie olkuskich Żydów i nigdy nie natrafiłem na ich nazwisko. Mogli mieć szan-sę, bo byli całkowicie spolonizowani. Ale dom po woj-nie ocalał i, o ile się orientuję, był w gestii administracji miasta. To oczywiście niczego nie dowodzi.

W 1940 roku latem pojechaliśmy na kolonię z Za-wiercia do Bydlina. To przecież domena Olkusza (wtedy był to teren Reichu). Wiedziałem o bitwie pod Krzywo-płotami, chodziłem po tamtych polach, czy nie znajdę jakichś drobnych militariów, łuski czy sprzączki. A bar-dzo długo po wojnie stary Olkuszanin, Stanisław Karoń, znający mnie dzieckiem w Olkuszu, opowiadał, że jako mały chłopiec, podczas tamtej bitwy wdrapywał się na wysoką sosnę, by oglądać teren walk. Ze zdjęcia wiem, że Ojciec mój był przy mogile polskich Legionistów, którzy tam zginęli.

Bardzo dawne czasy. Jedno z najstarszych moich wspomnień wiąże się z naszym olkuskim radiem. Po-siadało dużą antenę, wyłączaną na parapecie okna (na wypadek burzy), i było… na kryształki: są takie w mu-zeum techniki. Słuchało się przez dołączone słuchawki. Pewnego dnia, gdy usypiałem, Matka zapomniała wyłą-czyć odbiornik, słuchawki były zawieszone na kilimie nad łóżkiem, a ja dokładnie o północy, na zakończenie programu z Warszawy, po raz pierwszy z radia usłysza-łem hymn polski.

styczeń 2009, Jacek Trznadel

Page 84: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

84

LudwikMAUVE

Page 85: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

85

udwik Mauve i Peter Westen – przemysłowcy-inwestorzy, którzy u schyłku XIX i na początku XX stu-lecia przybyli na Ziemię Olkuską i w znacznym stopniu zadecydowali

o rozwojowej drodze Srebrnego Grodu, Wolbromia, Klucz, Jaroszowca… Pieniądze rodzin Mauve i Westenów, zainwe-stowane na biednych rolniczych obszarach Jury Krakow-sko-Częstochowskiej, odmieniły bieg historii i przyczyniły do zmiany charakteru olkuskiego powiatu, który od tam-tych czasów swój rozwój zaczął wiązać z przemysłem.

W historii gospodarczej świata XIX wiek zajmuje pozycję szczególną. We wspomnianym stuleciu nastąpił gwałtowny rozwój myśli naukowej, dzięki której dokonano milowego skoku cywilizacyjnego. Przez Europę przetoczyła się rewolu-cja przemysłowa. Głównym ośrodkiem przemian zachodzą-cych w tym okresie na ziemiach polskich stało się Królestwo Kongresowe. W położonym w sąsiedztwie powiatu olkuskie-go Zagłębiu stworzono nowoczesny przemysłowy ośrodek promieniujący na bliższą i nieco dalszą okolicę. Jednak, mimo gwałtownego rozwoju kapitalizmu, w rodzimym pejzażu na-dal dominowało rolnictwo. Krajobraz polski obfitował w pola orne, tartaki, młyny, rafinerie, gorzelnie, browary i garbarnie. Te obiekty wciąż były bardziej popularne niż rozrzucone ni-czym archipelag fabryki, kopalnie lub hutnicze piece.

W roku 1885 oddano do użytku Drogę Żelazną Iwano-grodzko-Dąbrowską. Kolejowy trakt połączył Warszawę (Dęblin) z Dąbrową. Szlak wiódł przez Radom, Kielce, Tu-nel, Wolbrom, Jaroszowiec, Olkusz, Bukowno oraz przez odnogę do Sosnowca. Przeprowadzenie dużej inwestycji komunikacyjnej stanowiło rozwojowy impuls o wielkiej skali. Beneficjantem przedsięwzięcia kolejowego stała się Ziemia Olkuska. W kolejowych wagonach dotarli do Olku-sza, Wolbromia, Jaroszowca, Klucz światli przemysłowcy, przede wszystkim Ludwik Mouve i Peter Westen – inwesto-rzy, którzy dostrzegli w tych stronach możliwości rozwojo-we i posiadali konieczny kapitał, aby plany zrealizować.

Dyrektor Gwarectwa „Hrabia Renard”

W 1840 r. wybudowano Hutę Bankową w Dąbrowie.

Szybko stała się jednym z największych przedsiębiorstw w Europie. Huta potrzebowała węgla. Ten był blisko, w pruskim wówczas Śląsku. Jednak brak relacji rosyj-sko-niemieckich utrudniał logiczną towarową wymia-nę. Zagłębie oraz nowo tworzone ośrodki przemysłowe Kongresówki: Łódź, Częstochowa, Warszawa, Białystok zaczęły gwałtownie potrzebować węgla. Założona w 1853 roku Kopalnia Węgla Kamiennego „Fanny”, później prze-mianowana na „Renard” (następnie na „Sosnowiec”), była pierwszym wydobywczym zakładem powstałym dla zaspokojenia energetycznych potrzeb regionu. W roku 1856 dobra sieleckie, na których terenie powstała ko-palnia „Renard”, kupił hrabia Jan Renard, syn hrabiego ze Śląska Opolskiego. W rok po śmierci hrabiego Jana (umiera w roku 1874) nowi właściciele sprzedali majątki Sielec, Modrzejów, Góra Siewierska i Strzyżowice, wraz z kopalniami i zakładami przemysłowymi, niewielkiemu gwarectwu węglowemu „Chełm” z Górnego Śląska, za co otrzymali udziały w nowym przedsiębiorstwie: Gwarec-twie „Hrabia Renard”. Na dyrektora Gwarectwa powołano inżyniera Ludwika Mauve.

Z Sosnowca do Klucz

Jedną z konsekwencji klęski Powstania Styczniowego były represje, które spadły na polskie elity. Za wspiera-nie powstańców rosyjski zaborca karał konfiskatami majątków. Tak też stało się w Kluczach. Dobra rodziny Bukowskich w roku 1865 zostały zlicytowane i przeszły na własność dwóch mieszkańców Sosnowca wyznania mojżeszowego. W roku następnym folwark Klucze odku-pił hrabia Jan Renard, właściciel kopalni węgla z Sosnow-ca. Posiadłość obejmowała 2440 morgów ziemi, w tym: grunty orne i ogrody – 344 morgi, łąki – 50, lasy – 1205, zarośla – 222 i nieużytki oraz place – 613. Z kolei wieś Klucze zamieszkiwało w tym czasie 58 osadników, którzy posiadali 493 morgi gruntu.

Jan Renard wybudował w Kluczach gorzelnię oraz tartak. Ponadto wydobywał i przetapiał rudę żelaza. Po śmierci hrabiego w kluczewskich dobrach nastał czas marazmu. Spadkobiercy postanowili pozbyć się deficyto-

L

Page 86: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

86

wego majątku. Klucze kupił Bank Handlowy i Dyskonto-wy w Hamburgu, ważny udziałowiec Gwarectwa „Hrabia Renard”. Tym sposobem posiadłość przeszła faktycznie w ręce Ludwika Mauve i jego rodziny, a następnie także rodziny Dietlów.

Hanzeatyckiego pochodzenia?

Wydaje się, że prawdziwa jest publicystyczna teza o hanzeatyckim pochodzeniu rodziny Mauve. Kroniki pod rokiem 1422 wymieniają zamieszkałego w Gdańsku Jana Mauve, właściciela statku handlowego. Inny Mauve, handlarz winem, pod koniec XV stulecia zasiadał w Ra-dzie Miejskiej Szczecina i Stargardu Szczecińskiego. Czy gdańscy i szczecińscy Mauve byli tak naprawdę przodka-mi naszego, sosnowiecko-kluczewskiego Ludwika Mau-ve, udowodnić nie sposób.

Wiemy za to na pewno, iż Ludwik Mauve przyszedł na świat 13 lipca 1840 roku w Nysie na Śląsku, w ówczesnych Prusach, jako Ludwig (Louis) Rudolf Eduard Karl Otto. Był szóstym z kolei synem i ósmym dzieckiem Ludwika – Ludwiga Gotthilfa Dietericha – dyrektora poczty w Ny-sie oraz Walborg, z domu de Neree, wywodzącej się ze starego i zasłużonego rodu włoskiego. Rodzice Ludwika pobrali się 11 maja 1828 roku.

Ludwik otrzymał staranną edukację. Studiował górnic-two w Berlinie i we Wrocławiu. Pierwszą pracę otrzymał w Urzędzie Górniczym w Tarnowskich Górach. Tam po-znał swoją przyszłą żonę Selmę. Związek małżeński za-warli w Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Tarnowskich Górach 29 września 1867 roku. Niedługo po ślubie rodzi-na wyjechała do Moskwy, gdzie Ludwik przygotowywał ekspertyzy górnicze dla władz rosyjskich. Następnie, w latach 1873 – 1875, Mauve zdobywał doświadczenie zawodowe w Zagłębiu Donieckim. Jak wspomniano po-wyżej, po śmierci hrabiego Jana Renarda przybywa do Sosnowca i staje na czele kopalni, a później firmy Gwa-rectwo „Hrabia Renard”.

Jako generalny dyrektor Gwarectwa, a potem Towarzy-stwa Górniczo-Przemysłowego „Hrabia Renard”, Ludwik Mauve tryskał energią i pracowitością. Podejmował wiele

znaczących, i – co najważniejsze – w większości trafnych, inicjatyw gospodarczych i społecznych. Gwarectwo cza-sów Ludwika Mauve urosło do rangi największej firmy w Zagłębiu Dąbrowskim. Mouve zdecydował o rozbu-dowie kopalń oraz ich mechanizacji, budowie bocznic kolejowych, zaprojektował kolejkę linową do transportu węgla, był prekursorem elektryczności. To w wyniku jego decyzji zbudowano zakładową oraz miejską elektrownię (pierwsza w Rosji zelektryfikowana kopalnia). Ludwik Mauve odważnie inwestował. Wybudował walcownię rur bez szwów, cegielnię, browar i młyny parowe. Inicjował też poszukiwania górnicze w Małopolsce. Mauve był tak-że inicjatorem budowy szpitala górniczego, łaźni parowej, szkoły. Optował skutecznie na rzecz wprowadzenia ubez-pieczeń emerytalnych i kas zapomogowych w zarządza-nych przez siebie zakładach. Urządził na przełomie XIX i XX w. park sielecki w Sosnowcu, który w okresie dwu-dziestolecia międzywojennego nazwano jego imieniem. Przyczynił się także do rozwoju teatru sosnowieckiego oraz telefonów w tym mieście. Ludwik Mauve był człon-kiem wielu instytucji gospodarczych – w tym Towarzy-stwa Przemysłowców Królestwa Polskiego (od 1910 roku), Rady Zarządzającej Francusko-Rosyjskiego Towarzystwa Górniczego oraz uczestnikiem Zjazdów Przemysłowców

„Pałac” - budynek dyrekcji cementowni w Jaroszowcu.

Page 87: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

87

Górniczych Królestwa Polskiego. Po uzyskaniu przez Sosnowiec praw miejskich (1902) Ludwik Mauve zasiadł w loży honorowej miasta, obok Heinricha Dietela (Radca Honorowy), Franza Schöna i Stanisława Reichera.

Cementownia, papiernia…

Transakcja, w wyniku której Ludwik Mauve nabył do-bra Klucze wraz z folwarkami „Glinnik”, została zawarta 22 października 1887 roku w Dreźnie. Pierwszą inwe-stycją Mauve w majątku Klucze stała się cementownia w Jaroszowcu. O wyborze miejsca zdecydowało korzyst-ne położenie przy drodze żelaznej oraz dostępność su-rowców. Towarzystwo Akcyjne Fabryki Portland Cemen-tu „Klucze” powstało w 1894 roku. Przedsiębiorstwo było własnością niemiecko-francuskiej spółki. Rodzina Mau-ve reprezentowała niemieckich udziałowców. W cemen-towni zainstalowano 5 pieców Ditz’a, 15 wapienników, beczkarnię, magazyny, portiernię oraz biura ekspedy-cji. Potrzebny do wyrobu klinkieru kamień łamany był w Cieszyńcu, a później niedaleko zakładu. Glinka (mar-giel) trafiała tu specjalnym tunelem z pobliskich wyrobisk. Glina zaś pochodziła z Klucz-Rudnicy. Mauve posiadał tam również kopalnie rudy żelaza. Przy cementowni po-wstało osiedle robotnicze oraz okazałe budynki dyrekcji i mieszkania zarządzających firmą. W 1910 roku siedziba ówczesnego dyrektora Karola Wegeliusa przybrała kształt piętrowej willi. Przy rezydencji założono ogród wraz z parkiem. W 1904 roku Portland Cement „Klucze” za-trudniało 220 robotników w cementowni oraz 65 w ko-palni kamienia wapiennego „Jaroszowiec”. W zarządzie zasiadali: Ludwik Mauve, Władysław Bystrzanowski i Herman Mauve jako kandydat. Cementownia szybko się rozwijała i w 1914 r. zatrudniała 450 robotników. Jeszcze przed I wojną światową rozpoczęto nową inwestycję – bu-dowę osiedla domków dwurodzinnych przy alei Leśnej.

Drugim przedsięwzięciem Ludwika Mauve w mająt-ku Klucze była papiernia. Do jej budowy przekonał pana Ludwika jego przyjaciel – inżynier Władysław Teofil Ska-wiński. Za trafnością lokalizacji inwestycji w tej okolicy przemawiały warunki lokalne: wspaniała czysta woda,

tartak, dostępność kamienia wapiennego i cegły z własnej cegielni, obecność piasku rzecznego oraz tania siła robo-cza. Grunt z przeznaczeniem pod budowę zakładu wy-dzielony został w 1895 roku i podjęto prace. Rok później Mauve zawiązał spółkę akcyjną, w której – oprócz niego – znaleźli się: Władysław Bystrzanowski z 1/3 udziałów, Zygmunt Młodowski z 1/6 oraz Zygmunt Matlasiński – również z 1/6 akcji spółki. Akcje zakupili za 1000 rubli. W 1897 roku stanęły budynki z przeznaczeniem dla ma-szyny papierniczej, oddział przygotowania masy, czyli sortownia i warzelnia szmat, warzelnia kleju, chlorownik służący przygotowaniu cieczy bielącej i holendrownia w celu mielenia masy. Wzniesiono również budynek mieszczący trzy kotły parowe z ceglanym kominem, po-

Kluczewska siedziba rodziny Mauve - Dietlów.

Page 88: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

88

mieszczenie dla maszyny parowej, budynki dla innych specjalistycznych urządzeń, a także dla sortowni i pa-kowni gotowego już produktu, obok zaś magazyn papie-ru, warsztat mechaniczny, kuźnię oraz stolarnię. Urucho-mienie maszyny papierniczej wykonanej w Maschinen-fabrik Gotzern KMW nastąpiło w 1898 roku. Miała wy-dajność 6-ciu ton papieru na dobę. W pierwszym okresie w fabryce zatrudniano około 50-70 pracowników. W 1898 roku Mauve odkupił od wspólników 2/3 fabryki za 50.000 rubli, zostając jej jedynym właścicielem. Pozostawała ona w jego posiadaniu do 1912 r., kiedy to, 30 kwietnia, przeszła ona na własność Towarzystwa Akcyjnego Klu-czewskiej Fabryki Papieru. Nieruchomość sprzedano za 75 672 rubli i 66 kopiejek. Akcjonariuszami Towarzystwa byli: bracia Mauve – Karol, Herman i Waldemar oraz ich siostry – Katarzyna Zielewicz i Wera Dietel.

W 1904 r. liczba pracowników w papierni kluczewskiej wzrosła do 120. Na asortyment przedsiębiorstwa skła-dał się papier „konceptowy”, „drukowy” i kancelaryjny. W latach 1900-1914 fabryka papieru „Klucze” należała do grupy największych zakładów guberni kieleckiej obok kopalń rudy cynkowej „Józef” i „Ulisses” oraz fabryki pa-pieru C. A. Moesa w Pilicy.

Od września 1904 r. działała w Kluczach jednoklasowa szkoła prywatna. Jej założycielem i opiekunem był Karol Mauve. Do szkoły chodziły dzieci robotników zatrudnio-nych w przedsiębiorstwach jego ojca. Na siedzibę szkoły założyciel przeznaczył jeden z budynków dworskich.

Działalność gospodarcza rodziny Mauve nie ograni-czała się tylko do Klucz, ale objęła także pobliski Olkusz. W 1907 r. powstało Towarzystwo Akcyjne Olkuskich Za-kładów Wyrobów Sztancowanych i Emaliowanych „We-sten” w Olkuszu. W 1910 r. jego zarząd tworzyli Piotr We-sten jako prezes oraz Karol Mauve z Fritzem Meisenhol-lem jako dyrektorzy. W Archiwum Państwowym w Kato-wicach znajduje się dokumentacja dotycząca powstałego w 1910 roku Towarzystwa Górniczo-Przemysłowego „Bę-

dzin-Olkusz” Spółka Akcyjna w Sosnowcu. Towarzystwo zostało założone w celu eksploatacji pokładów węgla ka-miennego oraz rudy żelaza i cynku w granicach nadań udzielonych Ludwikowi Mauve w powiecie będzińskim i olkuskim. Założycielami Towarzystwa byli: Ludwik Mauve, Stanisław Makarewicz i Bogumił Meyer. Kolej-na firma olkuska, z którą związani byli Mauve, powstała w 1912 roku. Było to Olkuskie Towarzystwo Akcyjne Prze-mysłu Metalurgicznego. Podobnie jak w poprzednich, i tutaj w zarządzie zasiadał Peter Westen. W zakładzie pracowało około 300 robotników. Warto także pamiętać, że Mauve był też właścicielem majątku leśnego w nieda-lekich Słomnikach.

Wielka rodzina

Ludwik Mauve był ojcem siedmiorga dzieci: Karola (1868), Małgorzaty (1870), Hermana (1872), Waldemara (1875), Katarzyny (1880), Hildegardy (1884) i Wery (1891). W dziejach Klucz bezpośrednio zapisały się trzy z nich: małżeństwo Karola, Katarzyny oraz Wery.

30 marca 1915 r., w wieku 75 lat, zmarł w Sosnowcu Ludwik Mauve. Cichy pogrzeb, bez muzyki ze względu na Wielki Piątek, odbył się na cmentarzu ewangelickim w Sosnowcu. W trakcie mów pogrzebowych wymieniano liczne inicjatywy społeczne podejmowane przez Ludwi-ka oraz opisywano jego wkład w rozwój regionu Zagłębia Dąbrowskiego i powiatu olkuskiego. Wspomniano także, że był kawalerem orderów. Został uhonorowany przez cara następującymi odznaczeniami: Stanisława III i II klasy oraz Władimira I klasy.

JERZY NAGAWIECKI

Wykorzystano prace: Agnieszki Miki: „Rody Mauve i Dietlów w Kluczach w latach 1887 – 1945” i „Dzieje rodu Dietlów z Sosnow-ca” oraz Mariana Maryszewskiego „100 lat Jaroszowca”.

Page 89: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

89

JanTARASIN

Page 90: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

90

toś go kiedyś nazwał „bożym księ-gowym”, a krytyk Andrzej Kosto-łowski w 1997 roku pisał: „Tarasin destyluje po malarsku i przelicza naocznie jednostki dziania się świa-

ta. Pokazuje je czasem przed wielkimi zmianami, a często jakby w fazie nowego ich poustawiania. Niezwykłość ko-loru i „kosmiczne” (chińskie?) oczyszczenie drobin życia z kurzu świata przydają jego pracom powagi odniesień do nieskończoności. W swej klarowności kompozycji roz-członkowanych i ujednoliconych ani na moment nie po-suwa się artysta do jakiejkolwiek łopatologii znaków, ani też nie ulega pokusie geometrii (wiodącej do oschłości)” („Jan Tarasin”, Poznań 1998, seria „Mistrzowie Polskiego Malarstwa Współczesnego”). Profesor Jan Tarasin umarł 8 sierpnia 2009 roku w Aninie pod Warszawą; miał 83 lata. Jego nazwisko wymienia się jednym tchem w gronie takich tuzów współczesnego polskiego malarstwa, jak Nowosiel-ski czy Gierowski; po jego śmierci wśród składających kon-dolencje dla rodziny, obok m.in. ministra kultury, znalazł się przede wszystkim Prezydent RP Lech Kaczyński. Dla nas, olkuszan, istotnym jest, że prof. Tarasin był w pewnym stopniu olkuszaninem, bo olkuszaninem był jego ojciec.

Już w pierwszym roku istnienia Galerii MBWA Olkusz odbyła się jedna z najważniejszych wystaw, jakie w niej zor-ganizowano. Wystawa Jana Tarasina była ekspozycją dużego kalibru, bo przecież tego typu artyści – ścisła czołówka pol-skich twórców, malarze, którzy mieli indywidualną wysta-wę w warszawskiej Zachęcie – rzadko zgadzają się na pre-zentacje swego dorobku w małych, a do tego zaczynających działalność galeriach. Ale prof. Tarasin – malarz, fotograf i rysownik, b. rektor ASP w Warszawie – czuł się z Olkuszem związany, więc na wystawę się zgodził i nawet pozostawił w zbiorach olkuskiej Galerii jedną ze swych prac („Wąwóz Homole”, serigrafia, 35x45 cm). Do Olkusza przyjechał, na wernisażu ciepło wszystkich powitał, a otwierając swoją pre-zentację, powiedział: „Bardzo się cieszę, że mogę zaprezen-tować tę wystawę. Nie chcę słowami pomagać obrazom, one same muszą sobie dawać radę”. Wpisał się też do księgi pa-miątkowej Galerii, dziękując za zorganizowanie mu wysta-wy w Olkuszu, „z którym łączą mnie dawne wspomnienia”.

Było mi dane porozmawiać z Profesorem dłużej. Wspo-minał czasy, gdy jeszcze przed wojną przyjeżdżał do swojej babci, która mieszkała w olkuskiej dzielnicy Sikorka. Co ciekawe, ród Tarasinów wywodził się ze Sułoszowej, skąd jeszcze w czasach carskich pradziad malarza trafił do Ro-sji. Wrócił potem, po latach, do Bolesławia, ale uważano go już wtedy za... Rosjanina. Sam artysta o najwcześniejszych swoich latach, tych przedolkuskich, pisał: UrodziłemsięwKaliszu 11września 1926roku.Ojciecmójbyłmatema-tykiem,amatkahistorykiem.Rysowałemimalowałemodnajwcześniejszychlat.Rodzicommoim,niemającymżad-nych plastycznych zainteresowań, podobało się, że lubięrysować. Zwłaszcza mojemu ojcu, człowiekowi o bardzootwartymsposobiemyśleniaiogromnympoczuciuhumo-ru,musiałotrochęimponować,żelubięrobićrzeczyzupeł-nieniedostępnejegoabstrakcyjno-spekulatywnejwyobraź-ni iminimalnejsprawnościmanualnej.Pozarysowaniemlubiłem oglądaćmalarstwo innych, zarówno to dostępnemiworyginałach,jakireprodukcje,którenamiętniezbie-rałem.Miałemjużchybadziesięćlat,gdyznajomymalarzpożyczyłmiksiążkęz jednobarwnymi reprodukcjamiCe-zanne’aialbumzestomafaksymilowymiszkicamiirysun-kamiRembrandta.Chodziłemprzezpewienczaszupełnieporażony ich niepojętą, niepowtarzalną ekspresją. Pozatym były w domu schowane w tajemniczych szufladachprzepastnego, staroświeckiego biurka rysunki, akwarele imałeolejnepracemłodozmarłegobratamojegopradziad-ka.Praceterodzinapieczołowicieprzechowywałapojegośmierci.Byłonbardzouzdolnionymamatorem,malującymzpasją„dlaprzyjemności”,aleświadomymtegowszystkie-go, cow jego czasach obowiązywałowykształconego ar-tystę.Lubiłemzwłaszczaoglądać jegoszkicownik.Byłemszczęśliwy, gdy powojnie odnalazłemgo, niemal cudem, w zwalonych w jakiejś szopie resztkach naszych rzeczy.Okres wojny przeżyłem najpierw w małym miasteczkukresowymSarny,anastępnienaKurpiach.Odpiętnastegorokużyciapracowałemjakorobotnikwogrodzie,wwytwór-ni gilz papierosowych, jako fakturzysta w hurtowni dro-biarskiejijakotechnikmelioracyjny.Wdomuuczyłemsię iwwolnychchwilach,jakzawsze,rysowałemimalowałem,atakże„projektowałem”różnemechanizmy,międzyinny-

K

Page 91: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

91

miwehikuł,mającybyćskrzyżowaniemjednośladuzsamo-lotem. Jesienią 1944 roku zostaje aresztowanymój ojciec iwstyczniu1945rozstrzelanywrazzinnymiwspółwięźnia-mi,przylikwidacjiobozukoncentracyjnegowDziałdowieprzezwycofującychsięhitlerowców.

Pierwszy raz rozmawiałem z Profesorem jeszcze przed olkuską wystawą (2002 rok), dokładnie na etapie jej przy-gotowywania. Pamiętam, jak z zamkniętymi oczami opo-wiadał o olkuskich kolegach i koleżankach, z których wielu już nie żyło. Powiedział wtedy: „Coraz rzadziej zdarza mi się być w towarzystwie osób w moim wieku”. Tuż po oku-pacji, gdy wyjechał z rodzinnego, zniszczonego podczas działań wojennych Kalisza, najpierw, jak wspominał, trafił do Saren, a następnie zamieszkał na Sikorce w Olkuszu –

mniej więcej na dwa lata. To wtedy kończył szkołę średnią w gimnazjum olkuskim im. Króla Kazimierza Wielkiego. W tej szkole uczyła także jego matka. Z tego okresu zapa-miętał Tarasina kolega z klasy, znany społecznik pan Mie-czysław Karwiński, który opowiadał mi m.in., że przyszły malarz namalował dla szkoły jakiś obraz sportowca. Obraz ten albo zaginął, albo uległ zniszczeniu (podobno w latach 50-tych artysta przekazał swojej dawnej szkole także por-tret rosyjskiego genetyka Miczurina, na którego błędnych teoriach bazował później słynny Łysenko).

Po maturze Tarasin wyjechał do Krakowa, gdzie skoń-czył ASP; studiował malarstwo w pracowniach profesorów Radnickiego, Pronaszki, Taranczewskiego, a grafikę u pro-fesorów Jurkiewicza i Srzednickiego. Dołączył do Drugiej

Page 92: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

92

Grupy Krakowskiej („CorokupowakacjachstudenciASPurządzalinatereniemiastawystawyswoichprac.W1947roku wystawiłem Portret Kolegi i Martwą naturę. Nazy-wałemjąMartwąnaturązIwaszkiewiczem,gdyżbyłananiejmiędzyinnyminamalowanagazetazezdjęciemIwasz-kiewicza, który otrzymał wtedy nagrodę „Odrodzenia”. W1948roku,ponastępnejwystawie,naktórejpokazałemkompozycjępt.Zima,otrzymałemodorganizatorówIWy-stawy SztukiNowoczesnej zaproszenie dowzięciawniejudziału.Odtegoczasudatująsięmojebliższekontaktyzestarszymi kolegami z Drugiej Grupy Krakowskiej”). Jego studia upływały w czasach socrealizmu, więc ich końców-kę wspominał po latach bardzo źle, jako okres marazmu i braku nadziei. Zdarzało mu się wtedy malować zgodnie z narzuconą konwencją – np. znany plakat „Bumelant to dezerter z frontu walki o pokój i silną Polskę” (1952), zbio-rowy portret robotników z Nowej Huty i portret matki. Co ciekawe, w 1956 roku obie prace zamalował i – jak przyznał po latach – „(...)tkwiąonewjednymznaszychmuzeówpodnamalowanyminanichinnymiobrazami.Brakujemiich”. Można zrozumieć jego żal, bo np. portret matki (oraz cykl prac pt. „Dom”) wystawił Tarasin na słynnej wystawie „Ar-senał”, od której zaczął się nowy okres w polskiej sztuce (odejście od socrealizmu). W latach 1955-60 wyjeżdżał na artystyczne eskapady do Moskwy, Włoch, dużo malował i szukał, a przedmioty, dotąd mocno osadzone w jego mar-twych naturach, stawały się coraz bardziej wyabstrahowa-ne. To wtedy powstały cykle: „Przedmioty”, „Drobiazgi”, następnie „Brzegi” i „Deszcze”. Od lat 60-tych mieszkał już w Warszawie, jeździł po świecie (1962 – Chiny i Wietnam, w 1963 – Holandia, a w 1965 – Paryż i Szwecja). Wykładał na warszawskiej ASP, a w latach 1987-90 był jej rektorem. Wypracował własny oszczędny styl, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. „Wjegosztucerealistycznyzapisprzed-miotówzmieniałsięwsystemabstrakcyjnychznaków,któ-reurastałydorangisymboli.Teplamy,przecinki,kropki,przypominałyliterynieznanegoalfabetu,którymopisywałharmonięichaosświata” – wspominał przyjaciel Tarasina, fotograf Jan Bortkiewicz.

Sam artysta wspominał, że w jego sztuce prawdzi-

wy przełom nastąpił w 1966 roku, podczas sympozjum w Puławach: „Wieleelementówwmojejpracyzaczynamiprzeszkadzać – wspominał tę iluminację w autobiografii – odczuwamjejakozbędnybalast,utrudniającyukazywanienajistotniejszychdlamniespraw.Powstającykleprac:Sy-tuacje,Nieskończonyrejestr,Przedmiotypoliczone,Konty-nuacja,Nieskończonymagazyn,Zapis,Nieczytelnewątki,itp.Pracezaczęłyoscylowaćpomiędzyspecyficznymzapi-semamaterialnąrelacją,ważnystawałsięostatecznywy-nikpowstałychkonfiguracji,stopieńumownościczymate-rialnościposzczególnychelementów,dynamicznatenden-cjapowstającaz ichpowiązań.Wtymzrelatywizowaniu„moichprzedmiotów”odzredukowanychprawie„dozera”punktów,poprzeznawpółrealneiumowneembriono-zna-ki,poobdarzonewszelkimicechamimaterialnejegzysten-cji przedmioty, znajdujące sięw rejestrze rzeczy istnieją-cych,atakżetychmożliwych,dopomógłmi,prowadzonyod1974do1982,notatnik-szkicownik.Gromadziłemwnimpozawszelką konwencją i rygorami formalnymi rysunki,zdjęcia, fotomontaże,których jedynymcelembyłotropie-niefascynującegomechanizmu,zapomocąktóregonaturaprojektujeikomplikujeswojetwory,powielaje,koncentrujeirozprasza,kreujeiniszczy.Obsesyjnośćtychzaintereso-wańirealizacjistanowioichwspólnymrodowodzieipo-wodziepowstawania,rekompensującniejakorozluźnienierygorówformalnychiotwartośćstylistyczną.Taotwartośćniedotyczyjednaktylkostylistyki.Jesttoraczejogólnystanducha.Wydajemisięteż,żejestonnajcenniejsząrzeczą,jakąudałomisięwżyciuosiągnąć.

W 1976 roku Tarasin został uhonorowany nagrodą kry-tyki im. Cypriana Kamila Norwida przyznawaną każdego roku za najlepszą wystawę malarską, a w 1984 otrzymał nagrodę im. Jana Cybisa. W 1985 roku otrzymał tytuł pro-fesora nadzwyczajnego warszawskiej ASP, a w latach 1987-90 był tej uczelni rektorem.

Umarł klasyk malarstwa i grafiki, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich artystów. Bóg wezwał do siebie swojego „buchaltera”...

OLGERD DZIECHCIARZ

Page 93: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

93

Jan KotI INNI

Page 94: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

94

lkuskie to typowy region nadgra-niczny. Najpierw pogranicze pia-stowskiej Małopolski i Śląska, póź-niej zachodnie rubieże szlacheckiej Rzeczpospolitej, wreszcie – w XIX

wieku – zachodnie „okrainy” Rosji. Po pierwszej wojnie światowej i odzyskaniu niepodległości wykształcił się na ol-kuskiej ziemi przedziwny konglomerat etniczny i religijny: polsko-żydowsko-niemiecko-rosyjski. Mimo wciąż istnieją-cych podziałów, granic i kordonów, biedy i ubóstwa, zakwi-tła tutaj oświata i kultura.

Wizytówką powiatu stały się szkoły, do których zjeżdża-ła młodzież z ościennych ziem, a nawet z Krakowa, z Kielc i z Warszawy. Odbierała tutaj patriotyczne wychowanie. Absolwenci i wychowankowie obierali głównie kariery urzędnicze i wojskowe, nierzadko też stawali się prawni-kami, lekarzami, pedagogami. Z rocznika maturalnego 1933 roku ponad 50% absolwentów gimnazjum ogólnego w Olkuszu otrzymało promocje oficerskie WP. Nawet ci, którzy byli jedynie oficerami rezerwy, wiązali się później z wywiadem. Podobnie było w rocznikach wcześniejszych i późniejszych. Bywało, że prymusi gimnazjalni, magistrowie i inżynierowie otrzymywali promocje w korpusie oficerskim WP bez ukończenia podchorążówki. Odrodzone państwo polskie potrzebowało kadr. Nawet olkuscy Żydzi, Niem-cy i Rosjanie z maturą państwową odbywali służbę w WP, a niektórzy byli nawet oficerami (Kloss, Hintz, Kerth, Gotz i inni). W Olkuszu maturę w trybie eksternistycznym uzy-skali dwaj znani przedwojenni harcerze i generałowie WP: Konrad Marian Krajewski z pobliskiego Bolesławia i Kazi-mierz Pluta-Czachowski z Kozłowa (wówczas cztery, dzisiaj pięć przystanków kolejowych za stacją Wolbrom).

W tyglu cichego frontu Nic więc dziwnego, że miejscowe środowiska szkolne,

umiejętnie łączące światłe idee tolerancji i służby dla ojczy-zny, stały się wrogiem nr 1 faszystów (1939 – 1944), a na-stępnie bolszewików i komunistów (1945 – 1956). Ludzie ci stawili zacięty opór i zapisali w dziejach regionu karty bo-haterskiego poświęcenia, martyrologii i heroizmu.

Był to, co prawda, opór dość specyficzny, bo walka prze-biegała głównie na płaszczyźnie wywiadowczej i konspira-cyjnej (cichy front). W dokumentach znalezionych ostatnio w IPN natrafiłem na informację, że w 1942 roku Olkusz był ekspozyturą graniczną wywiadu Komendy Głównej AK (II Oddziału KG ZWZ – AK w Warszawie). Przerzucano stąd ludzi do GG i do Rzeszy w znacznych ilościach, a w kilku-

Ulotka Mirosława Kowalskiego„2 x Nie, 1 x Tak”.

O

Page 95: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

95

nastu przypadkach – również do Berlina i do Anglii (podob-ną drogą przekra-czał wojenne granice legendarny kurier z Warszawy Jan No-wak Jeziorański).

Sporo osób z Olku-sza i okolic funkcjo-nowało w Brygadzie Wywiadowczej ZWZ AK – kierowanej przez ludzi takich, jak Zbyszek Makusz (Makush), czy Fran-ciszek Herman – oraz w referacie zagra-nicznym Delegatury Rządu, gdzie ważną figurą był inny nasz

ziomek: Władysław Minkiewicz, syn Antoniego Minkiewi-cza z Rabsztyna (twórcy Straży Granicznej i ministra RP – 1919). Inną dość ważną osobą z kierownictwa wywiadu AK interesującą się Olkuszem był prof. Stanisław Ostoja-Chro-stowski z warszawskiej ASP – medalista konkursu olimpij-skiego Berlin ’36 w Bytomiu, autor nagrodzonego drzewo-rytu – exlibrisu „Korweta”. Z polskim wywiadem związane były miejscowe artystki – plastyczka Maria Płonowska, au-torka znakomitych rysunków i akwarel, oraz Barbara Ma-ria Trznadel, solistka oper i operetek, pamiętna m.in. z ról w „Ptaszniku z Tyrolu”, czy w „Strasznym Dworze”, po mę-żach Kostrzewska – Zakrzewska, krewna przedwojennego olkuskiego wicestarosty, występująca po wojnie w filmach muzycznych, m.in. u boku Niny Andrycz, żony wieloletnie-go premiera PRL Józefa Cyrankiewicza. Ich praca wiązała się z zadaniami nie zawsze wdzięcznymi i jednoznacznymi moralnie – Kostrzewska występowała na przykład w war-szawskim teatrzyku-kabarecie dla urzędników i żołnierzy hitlerowskich. Zarazem były to zadania żmudne, mało efek-towne, polegające na zbieraniu informacji, na rywalizacji

z innymi służbami – niemieckimi, brytyjskimi, radzieckimi – a czasem na współpracy z tymi służbami (autentycznej/udawanej). Trudno obecnie powiedzieć, ile osób z Olkusza i okolic podjęło taką służbę. W każdym razie nie ulega wąt-pliwości, że liczba volksdeutschów z tego terenu w 1943 i 1944 roku wzrastała i w efekcie znacznie przekroczyła licz-bę 5%, wymienianą w opracowaniach historycznych w od-niesieniu do początków okupacji. Oczywiście nie wszyscy pracowali dla AK. Wielu podpisywało niemiecką listę naro-dową (najczęściej 3 i 4 stopnia) z ubóstwa, z chęci zapew-nienia sobie lepszych kartek żywnościowych, lepszej pracy (był już 4-5 rok wojny).

Lokalna specyfika

Pewną rolę w zmniejszeniu dystansu wobec niemieckie-go okupanta odegrała też z pewnością zbrodnia katyńska, odpowiednio nagłośniona w prasie i wzbudzająca ożywione dyskusje. Ich uczestnikami byli m.in. b. studenci i absol-wenci Wydziału Prawa UJ: Ludwik Kallista, Cyryl Metody Kajda. Należy przy okazji zauważyć, że grono prawników olkuskich było znacznie większe. Należeli do nich Konrad Juszczyk, Lucjusz Juszczyk, Mirosław Kowalski, Roman Kwinta, Tadeusz Staśko, Starkiewicze, Żelawscy, Kriksztaj-nowie, Krokosze. Zawód ten cieszył się w regionie sporą po-pularnością. Mawiano nawet, że „kto nie chce iść na lewo, ten musi iść na prawo” (po wojnie powiedzenie to miało już oczywisty podtekst polityczny).

Warto wspomnieć i o drugiej stronie medalu, mianowi-cie o ogromnej sile asymilacyjnej polonizmu, który przycią-gał do olkuskiej antyfaszystowskiej konspiracji całe rodziny żydowskiego i niemieckiego pochodzenia (Katz, Auerhan, Schmidt, Rumprecht, Kiciarski). W 1942 roku nawet żołnie-rze Wehrmachtu i Luftwaffe bywali łącznikami i kierowca-mi AK. To samo zjawisko wystąpiło po wojnie – w końcu lat 40-tych funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w wielu przypadkach współ-pracowali z niepodległościowym podziemiem i początko-wo rozgraniczenie między tymi strukturami politycznymi było dość płynne. W miarę upływu czasu to zanikało, służ-by komunistyczne powoli opanowywały sytuację. Trzeba

Barbara Kostrzewska- Zakrzewska (Trznadel)

Page 96: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

96

zauważyć, że w Olkuszu trwało to jednak mimo wszystko dość długo, bo aż do lat 70-tych. Dopiero wówczas SB wy-kryła w szeregach KP MO Olkusz dwóch byłych żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, kierowników milicyjnych sto-łówek (Konsumów) – Józefa Świątkowskiego i Kazimierza Sikorskiego. Obu wytoczono procesy; Sikorski dostał wyrok w zawieszeniu, musiał odejść z MO i wkrótce wyjechał do Niemiec. Można z tego wnosić, że nasz powiat znacznie od-biegał pod tym względem od reszty kraju.

Wszystko to miało oczywiście ogromny wpływ na wojen-ne i powojenne losy wspomnianych wyżej osób. Były one skomplikowane, wpisane w różne gry operacyjne, i niejed-nokrotnie odbiegały od relacji w opracowaniach, wpisów w księgach pamiątkowych i napisów na oficjalnie wznoszo-nych pomnikach. Dotyczy to choćby Konrada i Lucjusza Juszczyków, czy wspomnianego Konrada Zbyszko Maku-sh-Woronicza. Kierowali się oni autentycznym młodzień-czym romantyzmem, naiwną szlachetnością, awanturni-czym temperamentem, a przy tym ogromnymi ambicja-mi – owym „konradyzmem” i wallenrodyzmem. W miarę upływu lat porządkowali swoje sprawy i stabilizowali się. Powstaje jednak wątpliwość, czy sprawił to jakiś naturalny rozwój i dojrzewanie, czy też odgórne manipulacje władz, których skala była dość duża.

Podziemne życie

Tak więc, sądząc z materiałów IPN, pod koniec lat 40-tych nasycenie regionu zagłębiowskiego wszelaką agenturą (własną, sojuszniczą i wrogą) było dość duże. Po wojen-nych i okupacyjnych przejściach Olkusz – leżący 40 km od Krakowa – znów przypominał miasteczko górnicze, ze znanej piosenki Wojciecha Młynarskiego, położone ”gdzieś na prerii krańcach” gdzie „...na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał, jeden szeryf na jednego mieszkańca”. Oświata praktycznie „leżała”, uczniowie, wychowankowie i absolwenci miejscowych szkół i ich nauczyciele nadal kon-spirowali, byli poddawani śledztwom i występowali jako oskarżeni w głośnych sprawach politycznych tych lat: spra-wie „szesnastu”, procesie II Zarządu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, procesie 106 Dywizji AK, procesie generałów.

Dalej było podobnie: władza ludowa jakoś długo nie mogła wychować młodzieży w duchu socjalistycznym, wciąż po-wstawały tajne organizacje uczniowskie odwołujące się do tradycji AK-owskiej – „Młodzież Armii Krajowej” ze Skały, „Armia Podziemna” z Wolbromia i inne podobne z Olkusza i z Klucz (Szczep Mohikanów, Wolne Życie itp). Konspiracje tego typu zakładano jeszcze pod koniec rządów W. Gomuł-ki, a ich uczestnicy nadal narażali się na konsekwencje po-

Jan Kot - fot. internet.

Page 97: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

97

lityczne i karno-prawne. O ile pamiętam, w jednej z takich spraw dotyczącej uczniów szkół zawodowych i robotników ZGH „Bolesław” i „Mikrohuty” (1969) Sąd Powiatowy w Ol-kuszu odstąpił od wymierzenia kary – ze względu na zni-komą szkodliwość społeczną. Ale jeden uczeń z Bukowna i tak poszedł siedzieć – jako poborowy podlegający w chwili czynu sądownictwu wojskowemu PRL. A później przyszły lata 70-te i „Solidarność”, która też odwoływała się do tra-dycji AK...

Jedną z najważniejszych organizacji „po-AK-owskich” lat 1945-1946 były Brygady Wywiadowcze Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” regionu olkuskiego – z nauczycielem histo-rii Janem Stefanem Kotem i jego b. uczniami Józefem Lipą i Mirosławem Kowalskim. Ich sylwetki są znane z wielu opracowań, słowników, ale do olkuskich publikacji lokal-nych jakoś dotąd nie trafiły. Warto więc je przypomnieć.

Konspirator, wywiadowca, pływak…

Jan Stefan Kot urodził się 28 października 1906 roku w Wygnance k. Czortkowa, na lewym brzegu Seretu, woj. tarnopolskie, na najdalszych kresach wschodnich II RP, jako syn Franciszka i Elżbiety z domu Riba. Po studiach na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego od-był służbę wojskową, ożenił się z Wiesławą z Pisiewiczów, z zawodu polonistką, zamieszkał w Olkuszu i został nauczy-cielem w gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego w Olkuszu (1931 – 1936). Uczył historii, a jego żona – języka polskiego i literatury.

Należał do najpopularniejszych sportowców II Rzeczy-pospolitej, uprawiał pływanie na różnych dystansach na basenie 25 m, stylem dowolnym. W latach 30-tych wystę-pował w barwach KS „Cracovia”, wielokrotnie zdobywał me-dale mistrzostw Polski, ustanawiał kolejne rekordy okręgu krakowskiego i kraju. 15 listopada 1934 roku w Olkuszu przyszła na świat jego córka Wanda Elżbieta – ochrzczona w Farze św. Andrzeja Apostoła przez ks. Stanisława Przy-godzkiego, prefekta olkuskiego gimnazjum, związanego rodzinnie i politycznie z prawicą II RP (endecja – Stron-nictwo Narodowo-Demokratyczne). W połowie lat 30-tych otrzymał promocję na podporucznika rezerwy piechoty

WP (starszeństwo 1 stycznia 1936 r.) i przydział do 1 pułku strzelców podhalańskich w Nowym Sączu. W tym czasie załatwił sobie równoległą posadę w gimnazjum w Bochni. W 1936 roku przeniósł się z rodziną do Bochni na stałe. Odbył kampanię wrześniową jako oficer 156. rezerwowego pułku piechoty Armii „Kraków”, brał udział w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim – jednej z największych batalii Września ‘39. W czasie okupacji jego żona zajmowała się tajnym nauczaniem w Bochni, on należał do konspiracji w Krakowie. Był dowódcą kompanii zgrupowania „Żelbet”, podlegały mu cztery plutony złożone z uczniów. Używał pseudonimu „Kurek”. W lecie 1944 r. został przeniesiony

Józef Lipa - ausweiss (IPN)

Page 98: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

98

do Komendy Miasta Krakowa i do wewnętrznych służb AK (WSOP – Wojskowa Służba Ochrony Powstania). Jesienią 1944 roku został odkomenderowany do organizacji „Nie-podległość” („Nie”).

Kierownictwo „Nie” kontestowało dotychczasowe usta-lenia wielkich mocarstw (Teheran, Jałta) uznające polskie ziemie za teren operacji NKWD i Armii Sowieckiej. „Nie” usiłowało wypracować nowe, korzystniejsze rozwiązania – głównie na drodze walki politycznej, parlamentarnej, pro-

pagandowej i dyplomatycznej. Liczyło na doświadczoną i wykształconą elitę WP i AK, na inteligencję i na młodzież.

Brygada wywiadowcza WiN

W początku 1945 roku z Kotem skontaktował się porucz-nik Edward Bzymek-Strzałkowski z Brygady Wywiadowczej AK i polecił mu zorganizować siatkę terenową w powiecie miechowskim. Miała ona w nowych warunkach politycz-

Uczniowie rozpoznani na fotografii: 1. Zygmunt Perek; 2. Jan Onufry Górnicki; 3. Aleksander (Lesław) Hryniewicz; 4. Wacław Goc; 5. Aleksander Aleksiejew; 6. Konrad Juszczyk; 7. Leonard Woźniczka; 8. Lucjusz Juszczyk; 9. Rudolf Czerwiński; 10. Józef Lipa

Wszyscy zdawali egzamin maturalny w latach 1932 – 1933.Natomiast pedagog na pierwszym planie to polonista Bogdan Fijałkowski.

Page 99: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

99

nych kontynuować działalność BW AK. Trzeba tu dodać, że w okresie walki o władzę w powojennej Polsce obowiązywa-ły jeszcze okupacyjne podziały terytorialne, zatem ziemia olkuska zupełnie umykała uwadze ówczesnych działaczy niepodległościowych. W ich pojęciu było więc krakowskie i miechowskie (ze Skałą, Wolbromiem, Trzyciążem), a dalej na zachód był już tylko ogromny Śląsk (Gau Schlesien wg nomenklatury Rzeszy, następnie Ministerstwo Ziem Odzy-skanych). Nauczyciel olkuskiego gimnazjum zrobił więcej niż do niego należało, odtworzył bowiem wywiad AK na te-renie przedwojennego powiatu olkuskiego, ze Sławkowem włącznie. Pomógł mu w tym Józef Lipa vel Lipko, ps. „Ku-kułka”, ostatni dowódca olkuskiego obwodu w strukturach zagłębiowskiej 23. DP AK (następca Kazimierza Kluczew-skiego – „Pijoka”). Lipa pochodził z Sosnowca, był dobrze zakonspirowanym volksdeutsch-em, urzędnikiem biura ewidencji ludności w olkuskim magistracie, i miał spore wpływy zarówno w Olkuszu, jak i w Sławkowie. Odnośne decyzje zapadły w maju 1945 roku na spotkaniu organizacyj-nym w Krakowie, przy ul. Koletek 10, w mieszkaniu innego byłego gimnazjalisty – Mirosława Kowalskiego. Ten z kolei pochodził z Klucz, był synem robotnika papierni, przedwo-jennym studentem Wydziału Prawa UJ, przygotowującym się właśnie do egzaminu końcowego. Z Kotem znał się z czasów szkolnych i z konspiracji. Obu wyżej wymienio-nym powierzono organizację własnych „piątek” wywiadow-czych na terenie Olkusza, Klucz i Sławkowa. Mieli zajmować się zbieraniem informacji o działalności partii politycznych (PPR), organów UB, MO, Rad Narodowych (samorządo-wych) i Rad Zakładowych (w zakładach przemysłowych), a zebrane informacje przekazywać raz w miesiącu. Była to standardowa działalność organizacji po-AK-owskich. Jak funkcjonowała siatka Lipy i Kowalskiego – nie wiem dokładnie, nie wszystkie akta udało mi się dotąd ściągnąć z IPN i przejrzeć. Nie ulega jednak wątpliwości, że działa-ła nieźle, bowiem materiały wywiadowcze spływały, i to w dużych ilościach. Wkrótce Kot stanął w obliczu konieczno-ści zorganizowania podziemnego archiwum. Poradził sobie w ten sposób, że zwerbował dwóch archiwistów z Archi-wum Państwowego w Krakowie przy ul. Siennej 16 – Adama Kamińskiego (wicedyrektora APKr) i Henryka Müncha –

i wszystkie zebrane materiały (kartoteki działaczy komu-nistycznych i funkcjonariuszy UB, sprawozdania, raporty i analizy) powierzył im.

We wrześniu 1945 roku, w wyniku przekształceń organi-zacyjnych, wraz z towarzyszami znalazł się w kierownictwie Ruchu Oporu Bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawi-słość” (WiN). Współpracował ściśle z kolejnymi prezesami WiN: pułkownikami dyplomowanymi WP Janem Rzepec-kim i Franciszkiem Niepokólczyckim. Od jesieni 1945 roku świeżo upieczony magister prawa Mirosław „Swoboda” Kowalski (1944/45 ukrywał się w Charsznicy z Konradem Juszczykiem) objął kierownictwo BW WiN na Miechów, Olkusz i Chrzanów. Pracował w propagandzie, od 1946

Jan Kot i Wiesława Pisiewicz (ślub); fot. muzeum w Bochni

Page 100: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

100

roku był inspektorem wywiadu Obszaru Południowego i redaktorem pisma „Informator”. W okresie referendum ludowego opracowywał i rozpowszechniał w stosunkowo dużym nakładzie ulotki wzywające ludność do głosowania „2 x Nie, 1 x Tak”. Tak jak większość działaczy politycznych owego okresu, nawoływał do przyłączenia do Polski Śląska i Pomorza, sprzeciwiał się natomiast niepodzielnej władzy komunistów (zob. załączona fotokopia). Józef Lipa nadal był aktywny głównie w Sławkowie, gdzie kierował „piątką” wywiadowców. W WiN miał nowy pseudonim: „Sewer”.

Od lutego 1946 roku Kot był kierownikiem Biura Studiów BW WiN (kryptonim „Izba Kontroli”). Używał pseudonimu „Janusz”, szefował zespołowi analityków, współpracował z czołowymi postaciami ówczesnego podziemia. Jego analizy dotyczące aktualnej sytuacji w terenie szły pocztą

partyjną PSL, trafiały na biurko Stanisława Mikołajczyka – wicepremiera i szefa opozycji. Były one wykorzystywane w bieżącej walce politycznej i propagandowej, szczególnie w toku kampanii przed referendum ludowym (1946) i wy-borami do Sejmu Ustawodawczego (1947). Ponadto służyły do opracowania „Memoriału do Rady Bezpieczeństwa ONZ” – napisanego przez krajową opozycję latem 1946 i przekaza-nego na Zachód jesienią tego roku. Był to pierwszy wyraźny sygnał z Polski o nadużywaniu władzy przez komunistów i o łamaniu przez nich zasad demokracji parlamentarnej.

Cała trójka naszych wywiadowców prowadziła w tym czasie normalne życie zawodowe i rodzinne. Kowalski udzielał się jako prawnik, Lipa pracował dalej jako urzęd-nik magistracki, Kot mieszkał w Krakowie i był instrukto-rem Studium Wychowania Fizycznego UJ. Nadal uprawiał

Lipa po aresztowaniu - fot. IPN.

Page 101: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

101

czynnie sport i odnosił sukcesy. W 1946 roku zdobył po raz ostatni mistrzostwo Polski i został rekordzistą okręgu kra-kowskiego w pływaniu stylem dowolnym. Odnosił też suk-cesy w piłce wodnej.

Ostrzec „Ognia”

Latem 1946 roku olkuski WiN uzyskał informację, że bezpieka przygotowuje się do obławy na słynny oddział par-tyzancki Józefa Kurasia – „Ognia” (jego pomnik stoi obec-nie w Ochotnicy na Podhalu). Postanowiono dotrzeć do „Ognia” i ostrzec go przed grożącym niebezpieczeństwem. Akcję zorganizowano na comiesięcznej odprawie u Bzymka Strzałkowskiego. Emisariuszem został Roman Jarosław He-ger (1909-1993), artysta malarz z Buska, asystent na krakow-skiej ASP. Nawiązano też w tej sprawie kontakt ze „Spół-dzielnią Nr 12” (Powiatowym Zarządem WiN na Olkusz, a właściwie na wschodnią, „miechowską” część powiatu, za-inspirowanym przez Emanuela Muchanowa). W końcu na Podhale pojechali i inni emisariusze – nauczycielki ze szko-ły rolniczej w Trzyciążu i Stanisława Muchanow-Bugajska (jako wychowawczyni kolonii dla dzieci pracowników KW MO Kraków w Szczawnicy i w Nowym Targu). Możliwe, że kontakt ze „Spółdzielnią Nr 12” i akcja na Podhalu były błę-dami, które doprowadziły do rozbicia BW WiN przez ko-munistyczną bezpiekę. Historycy nie są tu jednak zgodni. Przeważa opinia, że aresztowania w kręgu BW WiN zaczęły się w Tarnowie i były dziełem przypadku. Jednak sprawa nie jest jasna. Występuje w niej kilka dziwnych i tajemni-czych do dziś postaci: Muchanow (zob. str. 55), Tarnowski (zastrzelony przez bezpiekę w Trzyciążu, pisał o nim swego czasu red. Jacek Sypień), Strużyński (Marian Reniak, PRL-owski szpieg, wywiadowca i literat, autor bestselerowych książek „Niebezpieczne ścieżki”, „Sam wśród obcych”). Są też jakieś ślady wskazujące, że powiat olkuski był obiek-tem zainteresowania NKWD i elity komunistycznej z PPR (Franciszek Szlachcic, Józef Światło).

Jako pierwszy wpadł Edward Bzymek Strzałkowski (sier-pień 1946 r.) i aby uniknąć śledztwa, chciał popełnić samo-bójstwo. Wyskoczył oknem z 3 piętra łamiąc nogi. Nie po-mogło mu to wiele: przesłuchiwano go unieruchomionego

w szpitalu (podobno zaczęto go leczyć dopiero wówczas, gdy zaczął „sypać”). Kot, aresztowany 24 sierpnia, został osadzony w więzieniu WUBP przy ul. Pomorskiej w Kra-kowie, w celi-izolatce. Przez ponad pół roku wydobywano z niego informacje o tajnym archiwum WiN i o BW. Zatrzy-mano oczywiście jego agentów – wspomnianych wyżej pra-cowników APKr. oraz Hegera.

Kowalski został zatrzymany 26 sierpnia, a J. Lipa – 4 września 1946 roku. Ich również poddano surowemu śledz-twu. Kolejną ofiarą UB stała się Kamila Lipa (ur. 1911 w Strze-mieszycach, nauczycielka gimnazjum w Siewierzu). Po aresztowaniu męża pojechała po pomoc do Kowalskiego na ul. Koletek w Krakowie i wpadła wprost w „kocioł” bezpieki. Wyskoczyła przez okno, połamała nogi i leżała do rana na bruku bez pomocy (funkcjonariusze UB zignorowali ją, bo była niechętna do współpracy).

Proces

Podczas procesu członków II Zarządu WiN odbywające-go się w dawnym więzieniu św. Michała przy ul. Senackiej – z oskarżenia o szpiegostwo i o próbę obalenia przemocą ustroju PRL – zapadły wyroki śmierci i wieloletniego wię-zienia. Jan Kot został skazany trzykrotnie na karę śmierci z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honoro-wych na zawsze oraz przepadek całego mienia. Wyrok Woj-skowego Sądu Rejonowego w Krakowie z dnia 10 września 1947 roku, sr. 978/47, WSR orzekał w składzie: przewodni-czący ppłk dr Romuald Klimecki, ławnicy: mjr Jan Zabłocki i mjr Józef Małachowski w obecności prokuratora wojsko-wego – zastępcy Naczelnego Prokuratora WP Stanisława Zarakowskiego.

Wyrok nie został wykonany, ówczesny Prezydent PRL Bolesław Bierut skorzystał z prawa łaski i decyzją z 6 listo-pada 1947 roku zmienił skazanemu karę na dożywotnie więzienie. Na mocy tej decyzji Kot siedział w więzieniu we Wronkach prawie 10 lat. Nie objęła go amnestia dla więź-niów politycznych w 1956 roku, nie pomogły też interwen-cje społeczności Bochni i Krakowa. Dopiero 22 kwietnia 1957 roku został zwolniony warunkowo. Po zwolnieniu miał zakaz wykonywania zawodu nauczycielskiego i pracował

Page 102: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

102

jako urzędnik w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodar-ki Komunalnej i Mieszkaniowej oraz Rejonie Eksploatacji Dróg Publicznych w Bochni. Wieloletnie uprawianie spor-tu pozwoliło mu jakoś przeżyć i wrócić do sił. W 1972 roku przeszedł na emeryturę.

Postscriptum

Po upadku Polski Ludowej upomniała się o jego dobre imię córka, wspomniana już Wanda Elżbieta, urodzona w Olkuszu, po mężu Wątorska. Na jej wniosek Sąd War-szawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyrok WSR w Krakowie z 1947 r. (post. z 17 stycznia1992 roku sygn. akt Cs.Un.535/91). Pół roku później, 12 lipca 1992 roku, Kot umarł. Został pochowany na cmentarzu przy ul. Orackiej (III kwatera Cmentarza Komunalnego w Bochni). Był od-znaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi Wojskowej i Krzyżem WiN. Według relacji osób, które go bliżej znały, w ostat-nich latach życia chętnie rozmawiał z dziennikarzami i historykami, chwalił się zdobytymi medalami i pucharami sportowymi i chętnie opowiadał o swych osiągnięciach pły-wackich. O służbie konspiracyjnej i o działalności niepodle-głościowej nie chciał jednak mówić, widać te wspomnienia były dla niego wciąż bolesne.

Mirosław Kowalski, sądzony w tym samym procesie, do-stał ostatecznie dożywocie. Miał słabe zdrowie i był szyka-nowany przez personel CZK Wronki. W 1956 roku skróco-no mu karę do 5 lat i przewieziono do Sieradza, udzielono mu również urlopu z więzienia. Rok później Sąd Okręgu Wojskowego Warszawa warunkowo zwolnił go z „odsiadki” i Kowalski wyszedł na wolność. Do więzienia już nie wró-cił. Mieszkał później w Warszawie z żoną, Marią de domo Szostak, pracował w Spółdzielni „Wars-trans”. W 1981 roku wraz z Tadeuszem Mazowieckim i Izabelą Cywińską reda-gował pierwsze niezależne czasopismo – „Tygodnik Solidar-ność”. Zmarł w Warszawie, tam jest pochowany.

Józef Lipa był bity, maltretowany i głodzony. Traktowano go gorzej niż gestapowców. Dopiero w 1947 akta jego sprawy przekazano do Wojskowego Sądu Rejonowego Kraków (sr.

721/1947). W czerwcu 1947 roku w odrębnym postępowaniu procesowym został skazany na 7 lat więzienia. Razem z nim byli sądzeni członkowie jego siatki wywiadowczej ze Sław-kowa: Tadeusz Tomicki, Zygmunt Rzadkowski, Mieczysław Kudła i Wacław Mecner. Odbył całą zasądzoną karę. Wraz z siostrami Stefanią, Anną i Stanisławą oraz żoną i synem mieszkał następnie w Olkuszu, był inwigilowany, nie mógł znaleźć pracy. Opiekował się Kamilą, która po fatalnym upadku na bruk w Krakowie długo chorowała. Po jej śmierci ożenił się po raz drugi i wyjechał na Wybrzeże, do Trójmia-sta, wkrótce jednak zmarł w Gdyni i tam też spoczywa.

Jan Kot jest obecnie patronem krytej pływalni przy ul. św. Leonarda w Bochni. Poświęcono mu tablicę pamiąt-kową. Na obiekcie odbywają się doroczne memoriały spor-towe jego imienia – z udziałem zawodników zagranicznych. Jego trofea sportowe i inne pamiątki – przekazane przez córkę, wspomnianą Elżbietę Wandę Wątorską, olkuszankę z urodzenia – znajdują się w Muzeum Ziemi Bocheńskiej. Tam też można szukać kontaktu z rodziną. Na stronie in-ternetowej klubu Cracovia znajduje się też sporo materia-łów na jego temat. W naszych stronach jest dotąd o nim ci-cho. W wydanej w 1957 roku „Księdze Pamiątkowej Liceum w Olkuszu...” wymieniono go co prawda w gronie profeso-rów tej szacownej szkoły, ale o jego działalności wychowaw-czej, patriotycznej i o sukcesach sportowych nie wspomnia-no. Obowiązywała komunistyczna cenzura. Sądzę, że warto go obecnie przypomnieć, a nawet wypromować – może mógłby być na przykład patronem parku wodnego MOSiR – Olkusz?

Również pozostali bohaterowie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” – antykomunistycznego Ruchu Oporu bez Wojny i Dywersji – zasługują na pamięć choćby dlatego, że usiłowali zjednoczyć podzielony wojną powiat olkuski, kierując się solidaryzmem społecznym i niepodległościową tradycją. Wszyscy są uznawani za osoby represjonowane w czasach stalinowskich, za więźniów politycznych PRL – z prezesem II Zarządu WiN płk. WP Franciszkiem Niepo-kólczyckim na czele.

KRZYSZTOF GOC

Page 103: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

103

PeterWESTEN

Page 104: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

104

ostać austriackiego przemysłowca Pe-tera Westena (z paszportem szwajcar-skim) wiąże się niewątpliwie z rozwo-jem przemysłu w olkuskim powiecie. Twórca fabryk garnków w Olkuszu

i Wolbromiu utrwalił się w pamięci miejscowych jako człowiek twardy, z zasadami. Był praco dawcą sprawiedliwym i – jak na czasy, w których działał – płacił całkiem uczciwe stawki.

Fabryka w Olkuszu nominalnie powstała 6 lipca 1907 roku, gdy władze carskie zarejestrowały przed siębiorstwo pod nazwą Akcyjne Towarzystwo Olkuskie Tłoczonych i Emaliowanych Wyrobów „Westen”. Austriak, tworząc biz-nesplan, wziął pod uwagę kilka aspektów: po pierwsze w mieście i okolicy był dostatek taniej siły roboczej, po drugie Olkusz przecinała linia kolejowa, którą można było tanio wywieźć wyroby. Opowiadano, że przed ulokowaniem fa-bryki w Olkuszu Westen spytał się jednego z miejscowych doradców, czy płacąc rubla za dniówkę nie będzie zbyt ską-pym dla przyszłych pra cowników. Zapytany zaprotestował: „Całego rubla?! Oni przyjdą za 50 kopiejek z pocałowaniem ręki!”. Westen, po namyśle, ustalił stawkę na 60 kopiejek.

Spółka zakupiła dwie morgi ziemi, a już rok później zaczęła się produkcja emaliowanych wiader, baniek na mleko i naczyń ku-chennych. Wśród pierwszych produktów były takie, których już dziś się nie wytwarza, bo wyszły z użycia – jak choćby okrągłe sitka do herbaty, miski do mycia itp. Wkrótce fabryka zaczęła dostar-czać swoje wyroby na cały rynek zaboru rosyjskiego i samej Rosji.

Z budową „emalierni” wiąże się także inna anegdota, którą opowiadał wieloletni pracownik i kronikarz firmy produkują-cej garnki Henryk Osuch. Westen, aby rozbudować fabrykę, musiał dokupić dodatkowe tereny. Ale austriacki producent nie mógł się dogadać z żydowskimi właścicielami działek, na których znajdowały się tartaki napędzane siłą wody ze stru-mienia Baba. Gdy rozmowy nie przynosiły skutku, Westen – właściciel działek powyżej – nakazał zmienić koryto stru-mienia, tak aby woda omijała koła wodne tartaków. Manewr okazał się skuteczny. Westen kupił tereny za bezcen.

Dzięki sprzyjającej koniunkturze w 1913 roku kapitał ak-cyjny spółki wzrósł kilkakrotnie. Zwiększono też liczbę ak-cjonariuszy. Pakiet kontrolny znalazł się w ręku Petera i jego braci – Augusta i Adolfa Westenów.

Westen – austriacka marka, włoska tradycja, angielskie zarządzanie

Rodzina Westenów posiada długie tradycje przedsiębiorcze. Od wielu dziesiątek lat rywalizuje na europejskim rynku. W XIX wieku zdobyła stabilną pozycję w ówczesnym imperium austro-węgierskim i rosyjskim. Przedsiębiorstwa Westenów, głównie w branży metalowej i emalierskiej, powstały: w 1858 roku w Ne-schwitz (obok Bautzen – dziś pogranicze niemiecko-czeskie), w 1873 roku w Knittelfeld w austriackim kraju związkowym Sty-ria, w 1894 roku w Cilli (obecna nazwa: Celje) w Słowenii, w 1897 w Budweis (Czeskie Budziejowice), w 1895 roku w Ligetfalu – dzisiejsza Petrżalka (przed mieścia Bratysławy na południowym brzegu Dunaju; Petrżalka – czyli Petr Zalka). W następnych latach, u zarania XX wieku, Westenowie zaczęli inwestować w ówczesnym imperium rosyjskim. W 1907 roku zainwestowali w Olkuszu, rok później – w Kusz w Rosji oraz w Wolbromiu, zaś w Rostowie nad Donem – w 1926 roku. Trzy lata wcześniej Westenowie otworzyli fabrykę w Rumunii, w miejscowości Me-diasch (Siedmiogród). W 1924 roku w miejscowości Bassano we Włoszech (okolice Wenecji) Westenowie powołali do życia spółkę, która – zgodnie z rodzinnymi tradycjami – specjalizo-wała się w wyrobach metalowo-emaliowanych.

W roku 1925 rodzina Westen konstruuje In Bassano del Grappa (Italia) – pierwszą fabrykę wyrobów emaliowanych w nowej korporacji zwanej SMV (Smalteria e Metallurgica Veneta). Firma będzie działać w tej formule w kolejnych la-tach. Przetrwa II wojnę światową, skorzysta z dobrodziejstw planu Marshalla, stanie się ważnym producentem w sekto-rze AGD. „Westen” jest dziś firmą uznaną na włoskim ryn-ku. Kapitał rodziny Westenów zaangażowany jest w spółce „Zanussi”.

Peter Westen (1875-1934) nazywany jest w dokumentach włoskojęzycznych firmy „fratello maggiore Peter” (starszy brat Peter). To za jego myślą podążają młodsi przedstawi-ciele rodu: Fritz (1885-1971), Karl-Hermann (zmarł w Wied-niu w 1944) roku i Adolfo.

Uśmiechnięty pan z wąsem

Peter Westen pochodził z Austrii. Na zachowanym fil-

P

Page 105: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

105

mie dokumentalnym z początku lat dwu dziestych widzimy mocno zbudowanego, wysokiego mężczyznę w średnim wieku, z okazałym wąsem. W interesach był ponoć bardzo twardy, przez robotników był jednak chwalony. Dla swo-ich pracowników budował kawalerki. Opłaty za ich utrzy-manie pokrywała fabryka. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że wspierał politykę prorodzinną, gdyż każdy żona ty robotnik

dostawał na koniec roku 10 kg garnków (kawaler „za karę” tylko 5). Westen nawet fundował ludziom wesela. Założył też kino zakładowe, teatr, orkiestrę dętą (istnieje do dziś) i dwie drużyny piłkarskie. Olkuszanie odwdzięczyli mu się. Już w latach 20-tych, gdy w zakładzie w Rostowie na Ukrainie tamtejsi strajkujący pracownicy chcieli spalić Westena w piecu emalierskim, w którym temperatura dochodzi do tysiąca stopni, powstrzymali ich robotnicy z Olkusza. Polacy ściągnęli fabrykanta z wideł, które już wjeżdżały do pieca z przygotowanymi do wypalenia na-czyniami.

Anegdot o Westenie opowiadano bez liku. Ponoć, gdy

jechał przez Olkusz i zobaczył, że z komina fabryki leci czarny dym, zrugał palaczy, że źle palą. Innym razem zła-pany z papierosem w ustach przez strażnika (ponieważ fa-bryka była niemal w całości zbudowana z drewna, obowią-zywał zakaz palenia) przyjął napomnienie podwładnego i kazał sumiennemu pracownikowi wypłacić 50 zł nagrody.

W latach 20-tych fabryka borykała się z dużymi pro-

blemami surowcowymi, które były spowodowane od-cięciem kopalń i hut Śląska od niepodległego państwa polskiego. W latach 1926 – 1930 przeprowadzona została znaczna modernizacja fabryki. Wyroby zakładu ekspor-towano wówczas do Łotwy, Turcji, Estonii, Syrii, Grecji, Meksyku, Kanady, Argentyny, Wenezueli, Gwatemali, Egiptu, Abisynii i krajów Afryki Północnej. Na archiwal-nym filmie pokazane są skrzynie wypełnione garnkami, a na nich napisy: Buenos Aires, Mexico, czy Jerusalem. Część skrzyń była opisana cyrylicą. Napis głosił: „Firma Westen – Wien”. I charakterystyczny znak – czajniczek z literą „W” jak „Westen”.

Page 106: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

106

Fabryka w Wolbromiu

Początki przemysłu w Wolbromiu sięgają 1908 roku. Oby-watele Szwajcarii Peter Westen i Otto Dulla zakładają fabry-kę pod nazwą „Olkuskie Towarzystwo Akcyjne Przemysłu Żelazno-Metalowego” w Olkuszu, oddział w Wolbromiu. Fabryka pod nazwą „Ideal” produkowała początkowo drobne wyroby metalowe. Równocześnie właściciele rozbudowują zakład i wyposażają go w nowe urządzenia. 7 kwietnia 1912 roku filia przekształca się w samodzielne przedsiębiorstwo pod nazwą „Wolbrom – Fabryka Wyrobów Gumowych Spół-ka Akcyjna w Wolbromiu”.

W roku 1908, w chwili rozpoczęcia produkcji, fabryka w Wolbromiu zatrudniała 120 pracowników, głównie miesz-kańców okolicznych wsi. W gronie zatrudnionych znaleźli

się: Jan Nocoń, Andrzej Majcherkiewicz, Paweł Kyć, Jan Jasiń-ski, Piotr Tkaczyk, którzy przez szereg kolejnych lat będą czę-ścią załogi firmy. W roku 1911 u Westena w Wolbromiu było 300 robotników, rok później 400. Pomyślne początki kończy wybuch I wojny światowej. Już jesienią 1914 roku front walk wojsk rosyjskich i austriackich przesuwa się w rejon Wol-bromia. Wielka bitwa toczy się na polach wsi Załęże, Bydlin, Domaniewice. Wojska austriackie oraz legioniści zajmują fa-brykę.

Światowy kryzys w olkuskim

Przełom lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku był na świecie czasem głębokiego kryzysu gospodarczego, który dał się mocno we znaki Polsce i dokonał ogromnego spusto-

Peter Westen (siedzi w środku) w otoczeniu swoich pracowników.

Page 107: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

107

szenia na Ziemi Olkuskiej. W 1931 roku kopalnie galmanu „Ulisses” w Tłukience i „Aleksander” w Bolesławiu zostały, pomimo interwencji Rady Ministrów, zatopione. 1500 pracowników znalazło się na bruku. W kolejnych latach, na skutek zamknięcia pozostałych ko-palń, górnictwo w powiecie olkuskim przestało istnieć. Trudne chwile przeżywała także Fabryka Na-czyń Emaliowanych „Ol-kusz” S.A., zatrudniająca w 1928 roku 2800 osób. W na-stępnym roku ograniczyła pro-dukcję do tego stopnia, że połowa załogi pracowała pierwsze trzy dni tygodnia, a druga połowa – kolejne trzy dni. Nastąpiła także redukcja za-łogi. W latach kryzysu zamknięto ce-mentownie w Ogrodzieńcu i Jaroszowcu. Blisko 1000 pracowników zwolniono. Kryzys w najmniejszym stopniu dotknął Kluczewską Fabrykę Papieru i Celulozy S.A.

W Fabryce Wyrobów Gumowych „Wolbrom” S.A. u progu kryzysu zatrudnienie znajdowało 730 osób, a już dwa lata później – tylko 450. Pod koniec 1931 roku wszyscy pracownicy zakładu otrzy mali wy-mówienie pracy, a następnie ogłoszono nowy nabór na mniej korzystnych warunkach. Zabieg ten oprotestowa-no 6-tygodniowym strajkiem. W sumie kryzys gospodar-czy w powiecie olkuskim spowodował redukcję zatrudnienia w przemyśle z 9900 osób w 1928 roku do 3100 trzy lata później. Determinacja bezrobotnych doprowadziła do manifestacji. W Bolesławiu podjęto próbę marszu głodowego na Warszawę.

Tłuste lata

Światowy kryzys gospodarczy dobiegał końca. Począwszy od 1935 roku sytuacja ekonomiczna zaczęła ulegać poprawie, choć nadal bezrobocie utrzymywało się na wysokim pozio-mie. W wolbromskiej Fabryce Wyrobów Gumowych zaczę-to na nowo przyjmować do pracy. W 1938 roku zatrudnienie osiągnęło stan z 1929 roku. W Fabryce pracowało wówczas

około 720 pracowników. W kolejnym roku za-trudnienie zwiększyło się nawet do 900. W owym

czasie, pod wpływem sugestii rządu, usunięto pracow-ników-obcokrajowców, zwłaszcza niemiecką i czeską kadrę kierowniczą. Dodatkowo w 1937 roku, pod groźbą strajku, zarząd podniósł przeciętne wynagrodzenie o ok. 10%. Decy-zje te sprawiły, że emigracja zarobkowa nie była w Wolbro-miu zbyt popularna.

W drugiej połowie lat trzydziestych XX wieku tendencje rozwojowe Fabryki Wyrobów Gumowych uwidoczniły się z całą mocą. Spółka potrzebowała terenów inwestycyjnych. Decyzje w tej ważnej sprawie podjął samorząd. W trakcie posiedzenia Rady Powiatowej powiatu olkuskiego w dniu 15

Katalog handlowy firmy - 1925 r.

Page 108: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

108

marca 1937 roku zatwierdzono zmianę granic powiatów ol-kuskiego i miechowskiego.

W pkt. 10. obrad „Zapoznano się z projektem zmian granic powiatów olkuskiego i miechowskiego opracowanym przez starostwo powiatowe w Olkuszu. Rada Powiatowa, na wnio-sek Wydziału Powiatowego z dnia 12 lutego 1937 roku, uznała za celowe włączyć do miasta Wolbromia gromadę Brzozów-ka z powiatu miechowskiego, jako bezpośrednio graniczącą z Wolbromiem i związaną gospodarczo z miastem i fabryką wyrobów gumowych w Wolbromiu, która zatrudnia ludność Brzozówki, przy czym obydwie wymienione miejscowości posiadają wspólne grunta, co jeszcze bardziej wiąże obie miejscowości pod względem gospodarczym, a w zamian wyłączyć z powiatu olkuskiego gromadę Mostek położoną w gminie Jangrot, co zgodne będzie z życzeniem ludności tej gromady ciążącej do gminy Szreniawa ze względów komu-nikacyjno-gospodarczych” (z protokołów Rady Powiatowej powiatu olkuskiego – pisownia oryginalna).

Okres kilku ostatnich lat przed II wojną światową hi-storycy zaliczają w poczet „tłustych”. Dobra koniunktura pozwalała na rozbudowę firm rodziny Westenów, zwięk-szanie zatrudnienia, za spokajanie aspiracji pracowników. W czasie ekspansji faszyzmu w Europie uczucia patrio-tyczne narastały. Wojsko i organizacje paramilitarne oraz obywatelskie zyskiwały na znaczeniu. W fabrykach „weste-nowskich” powołano do życia straż pożarną, (oczywiście!) z orkie strą. Kobiety zrzeszały się w PCK, prowadziły szko-lenia z ratownictwa. Przedsięwzięciom tym patronowała dyrekcja fabryki.

Orkiestra, sport, pomnik...

Można domniemywać, że sport był jedną z tych rozrywek, które dotarły do Olkusza i Wolbromia koleją wraz z właści-cielami, kadrą oraz przyjezdnymi pracownikami „Westena”. Jako pierwsi za futbolówką zaczęli się uganiać pochodzący ze Śląska, Czech i Niemiec pracownicy fabryki garnków i gumy. W latach 1920 – 1921 zawiązali przyfabryczną drużynę piłkar-ską „Westa” w Olkuszu i Wolbromiu. Zespół rozegrał pierw-sze mecze z drużynami działającymi w na Śląsku i w Zagłębiu. Kontynuatorką sportowych tradycji „Westy” było w Srebrnym

Mieście, od 1928 roku, Olkuskie Towarzystwo Sportowe, zaś w Wolbromiu – powołana w roku 1932 „Sarmata”.

Mecze rozgrywano na boisku znajdującym się naprze-ciwko budynku biurowca fabryki. Rywalami były najczęściej drużyny z Olkusza, Zagłębia i Śląska oraz zespoły wolbrom-skie „zza torów”.

* * *Niewiele wiemy o prywatnym życiu Petera Westena: gdzie

mieszkał, kiedy zmarł, czy miał dzieci, co się z nimi stało. Na pomniku prezesa spółki, znajdującym się w olkuskiej fabry-ce, wyryto napis „Piotr Westen” i daty: 1875 – 1934.

JERZY NAGAWIECKI

Pomnik P. Westena z placu fabrycznego.

Page 109: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik

SPIS TREŚCI

Bohaterowie olkuskiej ojczyzny 3Historia magistra vitae 4Eugeniusz Kwiatkowski 6Stanisław Czernik 9Ks. Jan Wiśniewski 12Franciszek Szlachcic 16Jean-Claude Van Damme 20Klaudiusz Kuś 24Konrad Juszczyk 28Ks. Tadeusz Rydzyk 34Janusz Hryniewicz 38Jerzy Skoczylas 44Aleksander Dębski 47Bł. ks. Maksymilian Binkiewicz 51Rotmistrz Emanuel Muchanow 55Sanatorium pędzla Nikifora 59Konrad Zbyszko Makush-Woronicz 63Jerzy Stamirowski 69Edward Trznadel 75Ludwik Mauve 82Jan Tarasin 87Jan Kot i inni 91Peter Westen 101

Page 110: Ludzie Ziemi Olkuskiej pobierz plik