Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

24
Olsztyński sposób na doping! Ekstraklasa w cieniu EURO! Wywiad z Hugo-Baderem! Dni Afryki Discover Europe Nr 2, lato 2012 Tworzywo ISSN 2084-2597 [email protected] Gazeta Studencka EURO, wakacje i zabawa!

description

Gazeta studencow dziennikarstwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego

Transcript of Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Page 1: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Olsztyński sposób na doping!Ekstraklasa w cieniu EURO!Wywiad z Hugo-Baderem!Dni Afryki Discover Europe

Nr 2, lato 2012

TworzywoISSN 2084-2597

ww

w.t

wor

zyw

o@on

et.p

l

Gazeta Studencka

EURO, wakacje i zabawa!

Page 2: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

02 Start

Pułapki savoir-vivre’u na uniwersytecie

Żyjemy w świecie ponowoczesnym i nie jesteśmy w stanie ogarnąć wszystkiego, co nas otacza. Profesor Zygmunt Bauman powiedział, że tkwimy pomiędzy ścianami wiedzy, przez które trudno się przebić. Nasza codzienność jest coraz bardziej skomplikowana. Z jednej strony wykładowcy, w drugiej nauka i jeszcze dobre maniery, które przynajmniej wypadałoby mieć. Chociażby po to, by nikt nie chował nas do szafy, jak przyjdą goście. Winda – no cóż… To proste urządzenie służące do przemieszczania nastręcza sporo kłopotu. Nie wiadomo jak wchodzić, jak wycho-dzić, co wreszcie zrobić ze sobą, gdy ktoś wkracza w naszą strefę. Zasada pierwsza obowiązująca w miejscach użyteczności publicznej. Wcho-dzimy i wychodzimy (winda, tramwaj, autobus, pociąg) w takiej kolejności, jak przyszliśmy. Oczywiście respektując zasadę starszeństwa „wpuszczamy przodem” osoby starsze oraz kobiety, ale w żaden sposób nie utrudniamy płynności komunikacyjnej. Wychodzimy w ten sam sposób. Nasz Uniwersytet jest pełen „pułapek drzwiowych”. Zakładam, że pamiętają Państwo, że mężczyzna powinien wpuścić kobietę przo-dem i przytrzymać drzwi, by mogła swobodnie przejść. To jednak nie jest zasada uniwersalna. Jeśli drzwi otwierają się na zewnątrz ta reguła obowiązuje. Jeśli do wewnątrz mężczyzna wchodzi pierwszy. Podobnie jest z drzwiami obrotowymi. Tam także mężczyzna wchodzi pierwszy, by w razie potrzeby pomóc partnerce. Za drzwiami, niezależnie jakimi, czekają profesorowie. Pukamy, wchodzimy i…Jedną z podstawowych zasad savoir-vivre’u jest powitanie. Wyraźnie artykułujemy imię nazwisko i sprawę, z jaką przychodzimy. Nie wcho-dzimy, jeśli ktoś jest w gabinecie i trwa rozmowa. Pozostaje kwestia tytułów. Jeśli wędrujemy do rektora w jakiejkolwiek sprawie i jest on w swoim gabinecie, w codziennym stroju służbowym, zwracamy się – „panie rektorze”. Jeśli rektor ma założoną togę mówimy - „Jego Magnificencjo”. Częstym błędem jest tytuło-wanie rektora „Jego Magnificencjo Rektorze”. Z takim uchybieniem mamy do czynienia zarówno w pismach urzędowych, a także podczas oficjalnych przemówień i powitań. Wszystkie osoby z tytułami „pro-” oraz „wice-” tytułujemy i przedstawiamy w pełnym brzmieniu funkcji czyli „pani rektor” i „panie dyrektorze”. Kolejną zasadą jest umiar w tytułowaniu. Po prostu nie nadużywamy tytułów. Owszem, na początku rozmowy mówimy „panie dy-rektorze”, „panie profesorze”, „panie magistrze”, ale nie co drugie zdanie. To nie należy do dobrego tonu. Niektórzy pracownicy widząc się na korytarzu wykrzykują z daleka: „dzień dobry panie dyrektorze!”, „jak się pan miewa panie profesorze!” lub co gorsze – „witam pana rek-tora!” lub „witam rektorze”. Dobrze wychowana osoba nie zwraca na siebie uwagi. Jest taktowna, szlachetna i elegancka w zachowaniu. Tytuły przychodzą do nas niespodziewanie, ale o wiele ważniejsze jest to, co kryje się poza zdobytym stanowiskiem. Ważny jest człowiek. Dobrze byłoby pamiętać także o podstawowych zasadach ortografii i interpunkcji. W indeksach pełno jest błędów związanych z pisownią nazwisk i użytymi skrótami. Po „mgr” i „dr” (w mianowniku) nie stawiamy nigdy kropki, bowiem skrót kończy się na ostatnią literę wyrazu. Zróbcie proszę coś ze swoimi kropkami w indeksach. Nie mylcie przedmiotów i nie zamieniajcie nazwisk prowadzących – to oznaka lekceważenia nauczyciela i przedmiotu. Zajęcia zakończone. Wychodzicie do domu. Grupami zapełniacie korytarze. Pamiętajcie, by nie tarasować przejścia. Nie rozmawiajcie więc w dużych grupach w całej szerokości korytarza i wreszcie nie zwracajcie na siebie uwagi w sposób prymitywny. Nie krzyczcie przez komórki tak, by wszyscy wokół znali Wasze problemy i kłopoty sercowe czy łóżkowe. Szanujcie wulgaryzmy i zostawcie je na szczególne okazje, bo co będzie, jeśli naprawdę wydarzy się paskudna sytuacja? Ludwig Wittgenstein – neopozytywista i pragmatyk - powiedział, że „końce mojego języka są końcami mojego świata”. Jakiż więc obraz zostaje pod Waszymi powiekami, gdy stoicie przed lustrem i dokonujecie samooceny? Czy wystarczy słów, by ten obraz opisać?

(AF)

Tworzywo nr 2, lato 2012

Serdecznie zapraszamy wszystkich adeptów dziennikarstwa i wielu innych kierunków. Jeśli czujesz, że pisanie to Twoje powołanie, dołącz do nas i razem z nami rozwijaj Tworzywo. Z pomocą naszej kadry i wykładowców Wydziału Huma- nistycznego, postaramy się przekazać wszelką posiadaną przez nas wiedzę i zaznajomić Was z pracą w redakcji. Od kuchni, będziecie mogli zobaczyć jak powstaje nasze pismo. Ponadto oferujemy wyjazdy na rozdania nagród MEDIA-TORY , warsztaty OSPA w Krakowie oraz, za rzetelną i regularną współpracę, praktyki i zaświadczenia do CV. Więcej informacji otrzymacie pisząc do nas na maila. Z pewnością odpowiemy! Redakcja „Tworzywa – Gazety Studenckiej”

Olsztyn miastem wiatru! Co roku 15 czerwca obchodzony jest na całym świecie Dzień Wiatru. W Polsce Dni Wiatru są organizowane szósty raz. W tym roku po raz pierwszy(!) także Olsz-tyn był miastem wiatru. Na olsztyńskiej starówce łapaliśmy wiatr. Było kolorowo: wiatraczki, słodycze i zabawa. Koordynatorem Dnia Wiatru w Polsce jest Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Działa aktywnie na rzecz energetyki wia-trowej od 1999 roku. Jest członkiem European Wind Energy Association oraz Global Wind Energy Council. To największa w Polsce organizacja pozarządowa zajmująca się promocją wykorzystania wiatru jako odnawialnego źródła energii.

OGŁOSZENIE

Page 3: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Stary i nowy ratusz w Olsztynie

Zdję

cia

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Zdję

cie

z okł

adki

: Ada

m N

owiń

ski Wydawca:

Adres redakcji:ul. Kurta Obitza 1, p. 0810-725 Olsztyn

Kontakt: [email protected]

03 Start

Spis Treści:

Tworzywo - Gazeta StudenckaRedakcja:

Redaktor Naczelny: Jakub Rećko

Redaktor Prowadząca: dr Anita Frankowiak

Redaktorzy:Mateusz Jaworski, Adam NowińskiJakub Rećko, Marlena PiskorzMarek Żuławnik

Korekta: Paulina Modzel, Mateusz Paczkowski

Autorzy: Marek Brzozowski, Olga DąbrowskaTomasz Gołdyn, Mateusz JaworskiKocimiętka Kałasznikov, Tomasz KowalskiMaggeem, Adam NowińskiDominika Ojcewicz, Mateusz PaczkowskiJakub Rećko, Anna SarnowskaRobert Szewczak, Marta Wiśniewska Martyna Zagórska, Marzena ZyśkMarek Żuławnik dr Anita Frankowiak

Grafika, okładka, DTP:Adam Nowiński

Zdjęcia: Anna Bogusławska, Marek Brzozowski Ilona Laskowska, Adam Nowiński, Dominika Ojcewicz, Anna Sarnowska, M.R. Agnieszka Studzińska, Martyna Zagórska

Lato 2012 będzie w mediach niekończącym się pasmem informacji sportowych. Na pierwszy ogień poszło Euro w Polsce i na Ukrainie a już na przełomie lipca i sierpnia, oczy kibiców z najdalszych zakątków świata zwrócone będą na Londyn, gdzie odbędą się XXX Igrzyska Olimpijskie. Znudzonych piłką kopaną i zmaganiami atletów, do po-zostania w domu z pilotem w ręku, z pewnością nie przekonają również le-cące seriami powtórki losów Maćka z Klanu czy pana Włodka z Na Wspól-nej. Wyśmienitą alternatywą jest bogata oferta XVII edycji Olsztyńskiego Lata Artystycznego oraz pakiety wyciecz-kowe jakie oferują biura turystyczne. Smażąc się na jednej z nadbałtyckich plaż, wędrując w kierunku Mor-skiego Oka czy szukając wakacyjnej przygody w Hiszpanii, na Ibizie czy innych przytułkach ociekających bezkresną zabawą , seksem czy dobrą muzyką – nie zapomnijcie zabrać ze sobą drugiego już numeru Tworzywa. Pierwszy został pozytywnie przyjęty i mamy nadzieję, że mimo waka-cyjnego szału nie zapomnicie o nas, dlatego też w najnowszym wydaniu proponujemy Wam porządną dawkę publicystyki. Wywiady z uznany-mi, polskimi dziennikarzami: Jackiem Hugo – Baderem oraz Markiem Niedźwiedzkim, tajniki krypto zoologii, relacja świadka transportu Ta-libów z pewnością dostarczą Wam porządnej dawki informacji i śmie-chu. Przekonacie się, że bramkarz w klubie też człowiek, oraz poznacie diagnozę przedwczesnych śmierci młodych artystów. Zobaczycie jak oczami 11 letniego wilczura o imieniu Ludwik, wygląda życie w schro-nisku oraz to że Olsztyn w czerwcu, nie był miastem wolnym od futbolu. Całość zwieńczy drugi odcinek losów pająka Marcela. Do zobaczenia po wakacjach! Redakcja Tworzywa

Tworzywo nr 2, lato 2012

Olsztynstr. 4 Olsztyński sposób na doping! - temat numeru

Kącik historyczny str. 5 Pociąg relacji Berlin - Warszawa - o powrocie

Marszałka z Magdeburga Publicystyka

str. 6 Najdłuższe Dni Afryki nad Wisłą? W Olsztynie! str. 8 Już po raz dziewiąty odkrywaliśmy Europę! - o konkursie Discover Europe

str. 9 Czuję się jak rodowity Olsztyniak - wywiad

str. 10 Fabryka – historii.pl - najlepszy blog historyczny regionu Warmii i Mazur - rozmowa

str. 11 Goniąc za bestią - o Kryptozoologii

Humorystycznych portali oblicze tekstowe - felieton

str. 12 Ważna jest podróż a nie jej cel - rozmowastr. 13 Nie wierzę w życie pozaradiowe - relacjastr. 14 Kto pokocha Ludwika? - monolog psiego seniora

str. 15 Moherowy beret w opałach - felieton

Kulturastr. 16 Drogowskaz - felieton kulturalny

str. 17 Musisz tu przyjść - o singlu Nomada

Sex, drugs and rock’n’roll - felieton kulturalny

str. 18 Hans Kloss -Stawka wieksza niż śmierć - recenzja

Politykastr. 19 Polska nietolerancyjna? - felieton

Świadek transportu Talibów - felieton

Kącik Nerdastr. 20 Recenzja gry komputerowej League of Legends

Sportstr. 21 NBA i EURO 2012 str. 22 Ekstraklasa w cieniu EURO PlusLiga rosnie w siłę

Ostatnia strona Pająk Marcel Krzyżówka Wiersze

Page 4: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Olsztyn 04 Tworzywo nr 2, lato 2012

Olsztyński sposób na doping!Mimo marnej pogody, czy jak w przypadku meczu otwarcia – piątkowego wieczoru, jak Polska długa i szeroka, u każdego z nas Polaków, w głowach i sercach odgrywany był Mazurek Dąbrowskiego a przed oczami mieliśmy jedenastkę Smudy.

Niemal wszystkie, większe miasta w Pol- sce, zadbały o to, by klimat Euro 2012 w pełni towarzyszył kibicom przez cały czas trwania tego turnieju. Strefy kibica, bannery reklamowe, wszechobecne reklamy na wystawach sklepo- wych czy przystankach. Wyjątkami miały być Za-kopane i Olsztyn, które hasłem „Miasto wolne od futbolu” chciały przyciągnąć wszystkich scep-tyków tego typu imprez, by mogli odpocząć z dala od piłkarskiego szaleństwa. Pomysł stolicy Warmii i Mazur wywołał istną burzę wśród Olsz-tynian, którzy choćby i podczas meczów Stomi-lu wielokrotnie udowadniali, że piłka stanowi istotną część ich życia. Na falę krytyki jaka spadła na pomysłodawców tego projektu, odpowiedział Maciej Rytczak (dyrektor Wydziału Promocji, Kultury i Turystyki w Olsztynie), który wyjaśniał, że hasła nie należy pojmować dosłownie. A miasto zadba o specjalne miejsca, gdzie fani będą mogli wspierać biało-czerwonych. Zor-ganizowana na plaży miejskiej strefa nie mogła równać się z tą z 2008 roku (pod Uranią), ale i tak przeżywała istne oblężenie. Niezależnie od po-gody, by wspólnie czy to świętować czy wspierać się po porażce, na każdy mecz przychodzili kibice z całego miasta. Wymyślne przebrania, głośne śpiewy oraz biel i czerwień dumnie prezentująca się na twarzach olsztyńskich kibiców, idealnie uzupełniała się z widokiem jeziora Krzywego. Najciekawsze jednak, były mini strefy jakie organizowali sobie mieszkańcy osiedli, wspólnot mieszkaniowych i studenci. Stare rozklekotane stoliki uginające się pod ciężarem telewizorów, metry kabli i przedłużaczy, rozstawione anteny i grupka znajomych mogła w spartańskich warunkach, ale razem czekać na pierwszy gwiz-dek. Spod większości wiat wydobywał się zapach grilli i cichy komentarz Dariusza Szpakowskiego, przerywany gromkim dopingiem. Nie istotne było, że zamiast wygodnych krzesełek na Naro-dowym, były drewniane ławki, suchy kawałek ziemi i komary raz za razem doprowadzające do szewskiej pasji. Najistotniejsze było, że każdy zasiadał „w pierwszym rzędzie” jak na ławce re- zerwowych, bo przecież wszyscy jesteśmy drużyną narodową. Jakub Rećko

Studenci oglądający mecz Polska - Czechy w strefie kibica przed ds. 119

Studencka strefa kibica na stancji na Kortowie.

Parasole chronią “telebimy”.

Zdję

cie:

Ilon

a La

skow

ska

Zdję

cie:

Dom

inik

a O

jcew

icz

Zdję

cie:

Dom

inik

a O

jcew

icz

Page 5: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

05Kącik Historyczny

Adam Nowiński

Tworzywo nr 2, lato 2012

Wśród nich Komendant Polskiej Organi-zacji Wojskowej Adam Koc, podporucznik Kazimierz Stamirowski, kapitan Stanisław Krzaczyński, Aleksander Prystor i kilku in-nych członków P.O.W. U wejścia na teren dworca usytuowany jest posterunek, ob-sadzony przez dwóch żołnierzy niemieckich w polowych mundurach, którzy mają rozkaz aresztowania każdego opozycjonisty. Zgro-madzeni mężczyźni nie wchodzą do środka, gdyż nie są pewni czy informacja, która może spowodować ich ujawnienie się z konspiracji, jest prawdziwa. Wiedzą, że w razie zatrzy-mania, nie spotkają się już ponownie w tym samym gronie. Zbliżała się godzina siódma, gdy Koc dostrzega zbliżający się samochód, który po chwili zatrzymuje się przy zebra-nych. Wysiada z niego członek Rady Regen-cyjnej Książe Zdzisław Lubomirski i jego adiu-tant rotmistrz Stanisław Rostworowski. Obecność tych dwóch ostatnich postaci to nieomylny znak, że wiadomości dostar- czone przez informatorów z otoczenia Rady Regencyjnej są prawdziwe. Książe Lubomirski nie przejmuje się niemieckim posterunkiem kontrolnym, mija go i bezproblemowo wchodzi do środka budynku dworca. Tak samo postępuje reszta zgromadzonych osobistości. Dołączają do niego na peronie. Ogarnia ich atmosfera przejęcia i wzruszenia. Rozmawiają ze sobą, lecz wzrok mają skierowany cały czas w stronę, z której nadjechać ma pociąg relacji Berlin – Warszawa.- Panowie, już jest Pan Komendant, stwierdza Lubomirski, który jako pierwszy dostrzega na horyzoncie smużkę dymu wydobywającą się z komina lokomotywy.

Wszyscy pospiesznym krokiem udają się w stronę wjeżdżającego na peron pociągu, który niemalże kilka chwil potem staje. Piłsudki natychmiast wysiada z wagonu, a za nim jego Szef Sztabu generał Kazimierz Sosnkowski. Jako pierwszy Piłsudskiego wita Adam Koc:- Obywatelu Komendancie! Imieniem Polskiej Organizacji Wojskowej witam Obywatela Ko-mendanta w stolicy. Piłsudski odsalutowuje, podaje mu rękę. Na jego zmęczonej i porytej cierpieniem twarzy widać głębokie wzruszenie. Następnie wita go Książe Lubomirski i oferuje mu kwa-terunek w pałacu Frascatti. Niezmiernie ser-deczny charakter ma spotkanie Komendanta z jego starym przyjacielem Aleksandrem Prystorem. Odciąga ono uwagę Piłsudskiego od reszty zebranych, którzy starają się w tym czasie, jak najdokładniej, przedstawić zna- mienitemu gościowi sytuację w kraju. Wszyscy wychodzą przed dworzec gdzie cze-ka samochód regenta, do którego wsiadają: Lubomirski, Piłsudski, Koc i Rostworowski. Komendant jest cały czas zamyślony, jak-by rozważał w myślach swoje następne posunięcia. Natomiast Książe przez całą drogę co jakiś czas powtarza:- Ah! To jest najwyższy czas, żeby Pan Bryga-dier przyjechał. Po dotarciu na miejsce Piłsudski razem z Lubomirskim odbywają rozmowę dotyczącą przejęcia władzy, przez Komendanta, z rąk Rady Regencyjnej. Po godzinie żegnają się i w towarzystwie Koca, Piłsudski udaje się do mieszkania przy ulicy Moniuszki. Wiadomość o przyjeździe Komendanta

do stolicy roznosi się błyskawicznie, gdyż na oficerów, pod kamienicą, czeka już grupa peowiaków, która wita przybyłego Wodza ok- rzykami i patriotycznymi pieśniami. Piłsudski razem z Kocem wchodzą do środka budynku i wjeżdżają windą na szóste piętro. W miesz-kaniu panuje niezwykle ożywienie, gdyż wszyscy chcą powitać znamienitego gościa, a na dodatek znajduje się tam prężnie działający sztab Komendy Naczelnej P.O.W. Tłum zgromadzonych ludzi pod kamienicą powiększa się. Piłsudski schodzi pięć pięter niżej i ukazuje się na przystrojonym fla- gami balkonie. Witany gromkimi brawami i śpiewem rozpoczyna przemówienie:- Obywatele! Warszawa wita mnie po raz trze-ci. Wierzę, że zobaczymy się niejednokrotnie w szczęśliwszych jeszcze warunkach. Zawsze służyłem i służyć będę życiem swoim, krwią Ojczyźnie i ludowi polskiemu. Witam was tak krótko, gdyż jestem przeziębiony, bolą mnie gardło i piersi! Wie, że czeka go jeszcze wiele pra-cy, dlatego zasłaniając się złym stanem zdrowia jak najszybciej kończy swoją mowę i wraca z powrotem do mieszkania. Tego samego dnia spotyka się z wieloma przed-stawicielami organizacji wojskowych i poli- tycznych działających na terenie całego kraju. Ustala z nimi plan działania, którego celem jest odzyskanie niepodległości przez Polskę. Następnego dnia, 11 listopada, staje na czele wojska, a trzy doby później, po abdykacji Rady Regencyjnej zostaje Naczelnikiem Państwa. W takich oto niebezpiecznych czasach przyszło Marszałkowi powrócić na ziemię ojczystą, po przeszło rocznym po- bycie w magdeburskim więzieniu, pociągiem relacji Berlin – Warszawa.

Józef Piłsudski z członkami Komendy Głównej Polskiej Organizacji Wojskowej w 1917

Zdję

cie

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Jest mglisty, zimny, niedzielny poranek 10 listopada 1918 roku. Dość cicho jak na ten czas. Nie słychać wystrzałów ani wybuchów, które towarzyszą tej okolicy od kilku miesięcy. Warszawa jeszcze po części pogrążona jest we śnie. Gdzieś z od-dali słychać dzwon wzywający na poranną mszę. Zaczyna padać delikatna mżawka. Z mgły wyłania się grupka mężczyzn, ubranych w garnitury, którzy stoją przed dworcem Głównym w Warszawie.

Pociąg relacji Berlin - Warszawa

Page 6: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Występ przedszkolaków pt. “kolory Afryki”.

Prof. Iwona Anna NDiaye otwierająca ostatni dzień Dni Afryki.

Tworzywo nr 2, lato 2012 Publicystyka

Najdłuższe Dni Afryki nad Wisłą? W Olsztynie!Redakcja „Tworzywa” bacznie przyglądała się organizacji tegorocznej edycji Dni Afryki w Olsztynie, która miała miejsce na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w dniach 16-20 kwietnia.

Już w poniedziałek, 16 kwietnia, studenci oraz pra-cownicy UWM mieli okazję wziąć udział w konkursie wiedzy o Afryce. Pytania testowe były bardzo zróżnicowane: od tych geograficznych, poprzez tematykę ekonomiczną, aż do muzyki. Następnego dnia w Bibliotece Głównej UWM, dzięki uprzejmości pana W. Sebastyańskiego, została stwo- rzona wystawa prezentująca zdjęcia grupy Afromedes z ich wyprawy na Czarny Ląd. Równocześnie do niej, w kawiarni filmowej Awangarda na olsztyńskiej starówce powstała wys-tawa ze zdjęciami z projektu Afryka Nowaka. Ciekawym punktem Dni Afryki było spotkanie z ludźmi prezentującymi różne inicjatywy związane ze zdobywaniem Czarnego Lądu. I tak, studenci mieli okazję posłuchać na żywo relacji Łukasza Czapiewskiego i Arkadiusza Jażdżejewskiego (Afromedes), którzy przedstawili filmową relację przejazdu mercedesami od Gibraltaru poprzez Maroko, Mauretanię do Senegalu. - Przyjechaliśmy opowiedzieć wam o naszym wypadzie za miasto. Tak się składa, że już od paru lat starymi mer-cedesami, głównie takimi na jakie nas stać, podróżujemy po Afryce Zachodniej – mówili. Z kolei Małgorzata Wiśniewska z Afryki Nowaka opowiedziała o projekcie podróżniczym realizowanym w ramach upamiętnienia wybitnego podróżnika Kazimierza Nowaka, który samotnie w latach 1931-1936 pokonał konty-nent afrykański. Ostatnim gościem spotkania był ks. dr hab. J. Pawlik, który niezwykle ciekawie wspominał swe wrażenia z Togo. Tego samego dnia we wspomnianej już kawiarni Awan-garda odbył się wieczór filmowy połączony z dyskusją.

Pokaz filmu w kawiarni Awangarda na starówce

Panel Dyskusyjny z Mamadou Dioufem (od lewej- dr Bara Ndiaye, dr hab. Iwona Anna NDiaye prof. UWM, Mamadou Diouf

06

Page 7: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Konferencja naukowa.

Podczas piątkowej konferencji naukowej

prof. dr hab. Andrzej Kopiczko, Dyrektor Instytutu Historii i Sto-sunków Międzynarodowych UWM przed otwarciem konfe- rencji.

PROREKTOR ds. KSZTAŁCENIA. dr hab. Wojciech Janczukowicz otwierający piątkową konferencję.

Afroparty w klubie “Arton”

Zdję

cia

Mar

tyna

Zag

órsk

a

Ostatni dzień Dni Afryki (20 kwietnia) zaczął się pokazem „Kolory Afryki”, który zaprezentowały olsztyńskie przedszkolaki. Po barwnym występie rozpoczął się pa- nel dyskusyjny z Mamadou Diouf’em na temat Afryki i jej mieszkańców w mediach. Następnie, prorektor ds. kształcenia - dr hab. Wojciech Janczukowicz, prof. UWM oraz prof. dr hab. Andrzej Kopiczko, dyrektor Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych, otworzyli Ogólnopolską Konferencję naukową pt. „Społeczeństwo obywatelskie w Afryce. Historia powstania oraz wpływ na procesy społeczno-polityczne”. Po raz pierwszy podczas konferencji towarzyszącej Dniom Afryki, zorganizowano panel studencki. Natalia Chrost-kowska (Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych UWM), Paulina Kulesza oraz Martyna Zagórska (Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWM)) przedstawiły referaty traktujące o społeczeństwie obywatelskim Czarnego Lądu. Po zakończeniu konferencji organizatorzy zapraszali na AFROparty zorganizowane w kortowskim klubie Arton. Goście i sympatycy Dni Afryki w Olsztynie mogli pobawić się w ryt-mie czarnej muzyki, a także skosztować tradycyjnych potraw z Senegalu. Honorowy patronat nad tegoroczną edycją Dni Afryki objął Piotr Grzymowicz, prezydent miasta Olsztyn oraz JM Rektor UWM – prof. dr hab. Józef Górniewicz. Organizatorzy: Wydział Humanistyczny UWM, Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych, Biuro Współpracy Międzynarodowej oraz Studenckie Koło Afrykanistyczne UWM.

PublicystykaTworzywo nr 2, lato 2012 07

Martyna Zagórska

Page 8: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Już po raz dziewiąty odkrywaliśmy Europę!

Zdję

cia:

Agn

iesz

ka S

tudz

ińsk

a i A

nia

Bogu

sław

ska

Publicystyka Tworzywo nr 2, lato 2012

Marek Żuławnik

W tegorocznej edycji w samym regionie warmińsko-mazurskim, nadesłano sto dziewięć prac. Finał etapu regionalnego miał miejsce pod-czas gali, która odbyła się 26 kwietnia w Auli Tea-tralnej UWM-u. W poszczególnych kategoriach nagrodzeni zostali:

Obywatel Europy :1. Dzieci z dworca - Maciej Borowiec 2. Kto rano wstaje - Adam Falkowski 3. Uliczny Grajek - Alicja Grzymowicz

Wyróżnienie:Poza Granicami - Sabina Anna Niedbała

Mój Kawałek Europy:1. Mediation with the past - Małgorzata Czarny 2. Licheń inaczej - Adam Falkowski 3. Zamek Dunajec - Adam Falkowski

Wyróżnienia: A Gravel Pit - Edyta Konobrodzka Zimowe morze - Justyna Hołubowska

Europo, zaskocz mnie:1. The world its head - Dominika Adamska2. On the train station - Bartosz Zem- brzuski 3. House: P Agata - Gulatowska

W etapie centralnym nagrodzeni zostali:Małgorzata Czarny - drugie miejsce w ka- tegorii “Mój kawałek Europy” za zdjęcie “Me-diation with the past”, oraz Adam Falkowski w kategorii “Obywatel Europy” za pracę „Kto rano wstaje”.

Nagrodzonym gratuluję, a czytelników „Tworzywa” zapraszam do wzięcia udziału w następnej edycji konkursu.

Stoisko Discover Europe na wydziale humanistycznym UWM.

Warsztaty plenerowe zogranizowane w ramach Discover Europe.

Wykład dot. fotografii prowadzony przez artystę fotogrfika Mieczysława Wieliczko.

Discover Europe to konkurs dla studentów patrzących na świat obiektywami swoich aparatów. Celem konkursu jest przede wszystkim ukazanie indywidualnego pos-trzegania europejskiej różnorodności. Dla jury oceniającego prace nie ma znaczenia czy zdjęcie jest technicznie doskonałe, liczy się pomysł, a za takowy przewi- dziano niemałe nagrody. Zajęcie miejsca na podium na etapie centralnym gwaran-tuje kolejno 600, 300 oraz 100 euro.

08

Page 9: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Dominika Ojcewicz

Źród

ło a

rchi

wum

wła

sne

Krzy

szto

fa W

roni

ewic

za

Publicystyka

Czuję się jak rodowity OlsztyniakJednym ze stałych elementów życia studenckiego jest za-bawa. Integracja poprzez muzykę czy taniec jest najprostszą formą nawiązania kontaktów. W kortowskim campusie w jej realizacji skrzętnie pomagają kluby studenckie, które oferują swoim klientom na każdy dzień tygodnia ciekawe atrakcje. Nad bezpieczeństwem bawiących się w klubach studentów czuwa ochrona. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką odpowiedzialność biorą na siebie ochroniarze. Czy wiele osób wie, jak wygląda ich dzień?

Tworzywo nr 2, lato 2012 09

Krzysztof Wroniewicz jest ochroniarzem w klubie studenckim „Azymut”. Pracę w ochronie zaczął już jako osiemnastolatek w swojej rodzinnej miejscowości – Mrągowie. – Od zaw-sze trenowałem sztuki walki, w Mrągowie poszukiwali kogoś na bramkę do klubu i pocztą pantoflową dotarła do mnie ta wiadomość – mówi Krzysztof. Praca w Mrągowie skończyła się wraz z przeniesieniem się na studia do Olsztyna. Krzysz-tof studiuje zaocznie wychowanie fizyczne w Olsztyńskiej Szkole Wyższej. W tym roku się broni. – Praca jest dodatkiem do mojego życia, bo tę prawdziwą fascynację stanowi sport – do- rzuca. Jego „konikiem” są kajaki. – 12 lat trenuję kajakarstwo, czyli już ponad połowę swojego życia – uśmiecha się. Kiedy Krzysztof opowiada o swojej pasji związanej ze sportem, „śmieją się” mu oczy. Taki widok pojawia się zwykle wtedy, gdy ktoś mówi o czymś, co bardzo kocha. W tym roku został trenerem kajakarstwa, w związku z czym trzy razy w tygodniu prowadzi grupę młodzików rocznik 1996-2000. Dostaje za to pensję, utrzymuje się także ze stypendiów za medale z uczelni i z miasta. Do tego dochodzi stawka godzinowa z „Azymutu”. Szkołę opłacają mu rodzice.

Zwykły dzień Krzysztofa zaczyna się między 9.00 a 10.00 – w zależności od tego, o której ma trening. – Wraz z porą roku zmie-nia się trening. Mamy albo wodę, czyli pływamy na kajakach, albo siłownię, czyli „suche kajakowanie” – opowiada. Drugi trening, czyli MMA, zaczyna o 18.00. Po tym jest „Azymut”. – Z klubem jest dobrze, ponieważ do pracy mogę przychodzić o różnej porze, czasem jest to 20.00, a czasem 22.00 – dodaje. Biorąc pod uwagę harmonogram zajęć, ciężko jest młodemu ochroniarzowi znaleźć chwilę na odpoczynek. – Nie jest tragicznie, jak sobie wszystko poukładasz to jest w porządku – żartuje. – Ja już inaczej nie umi-em funkcjonować; jak mam jeden trening, to energia mnie roznosi i dziewczyny koleżanki za barem mają mnie dość – śmieje się. Obaw związanych z pracą nie ma. Przyznaje, że zdarzają się różne głupie sytuacje, np. ktoś potrafi zaatakować nożem, ale to jest rzadkość. – W „Azymucie” nie miałem takich przygód, lecz w Mrągowie – i owszem – wspomina. Raz w klubie zaatakował ochroniarzy mężczyzna z nożem, innym razem – z wielkim kluczem do kół. – Nawet z takimi sytuacjami sobie poradziliśmy – opowi-ada Krzysztof. Poradziliśmy? – Pierwsza zasada bramkarzy: nie ma przysłowiowych solówek: jesteśmy razem, razem stoimy i razem odpowiadamy, tak samo ja za kolegów, koledzy za mnie, tak jak my wszyscy za ten klub tutaj i za ludzi, którzy są w nim – tłumaczy.

Krzysztof nie zmieniał nigdy swoich pracodawców, jed-nak zapytany o najczęstszą przyczynę zmiany miejsca pracy przez

ochroniarzy, podał upadek klubu. – To jest dobra robota, jeśli ogar- niasz ten cały bajzel i ludzie się ciebie słuchają. W innym przypadku jest ciężko – mówi. Na szacunek u ludzi pracuje tylko i wyłącznie własną osobą. – Nie ma żadnych sztuczek, ktoś się nadaje do tej pracy albo nie. Ogólnie studenci mają mnie za tego złego. Uważają mnie za szefa ochrony w klubie, mimo że tak nie jest. W sumie jest to pomocne, bo dzięki temu mam spokój i jak coś powiem, to tak się dzieje. Nie zaw-sze trzeba być chamem w tej pracy, ale czasami trzeba. Ochrona nie zawsze musi być miła. Musi być przede wszystkim stanowcza, zgrana. Dużo jest takich sytuacji, w których trzeba być konkretnym. Na szczęście w Azymucie większość stanowią normalni ludzie, co wiąże się z wiekiem osób, które odwiedzają klub – stwierdza. W „Azymucie” Krzysztof pracuje na umowę-zlecenie. Na początku pracował tylko w weekendy. – Nie ma tak, że ja codziennie tutaj jestem. Tak jest w październiku, listopadzie. Cały tydzień jestem wtedy w „Azymucie”. A tak to normalnie w tygodniu mam dni wolne, np. wtorek, czwartek i niedzielę- wyjaśnia. Bycie ochroniarzem nie jest jego pasją. – Jest to dla mnie bardziej dorabianie niż praca. Dopóki się nie ustatkuję, to muszę coś robić – uśmiecha się. Jednocześnie poprzez pracę w klubie zdobywa spore doświadczenie, przede wszystkim uczy się cierpliwości, co jest związane z codziennym obcowaniem z różnymi ludźmi. – Codziennie ktoś jest, codziennie z kimś rozmawiasz – dodaje. Jak skończy studia, chce nauczać; w końcu studiuje kierunek pedago- giczny.

Mieszkając, studiując i pracując już tyle lat w Olsztynie, Krzysz-tof nie kryje swojej miłości do miasta. – Czuję się jak rodowity Olszty- niak – śmieje się. Myślę, że warto jest spojrzeć na ochroniarza w klubie jak na zwykłego człowieka, jednego z nas, który też ma swoje pasje i marzenia. Idąc na imprezę do klubu, okażmy szacunek i zrozumienie dla pracy ochroniarzy – oni oprócz tego, że tam pracują, również dbają o nasze bezpieczeństwo i zapewniają nam dobrą zabawę.

Kajakarstwo jest wielką pasją Krzysztofa.

Page 10: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Fabryka – historii.pl - najlepszy blog historyczny regionu Warmii i Mazur

Historia była moją pasją od najmłodszych lat. Wychowywany na kultowych “Sen-sacjach XX wieku” Bogusława Wołoszańskiego i powieściach Hansa Hellmuta Kir- sta, które zawsze stały na półce w domu moich rodziców, już w szkole podstawowej rozczytywałem się w książkach ukazujących mało znane wątki dotyczące historii XX wieku. Wiele zmieniło się w 2003 roku, gdy otrzymałem w prezencie swój pierwszy wykrywacz metali i oprócz odkrywania historii zająłem się też poszukiwaniem skar-bów. – tak o swojej pasji opowiada Michał Młotek, autor jednego z najciekawszych blogów o tematyce historycznej w polskojęzycznej blogosferze.

Szkolne lekcje historii od samego początku naszej edukacji wyczerpująco odpowiadają na pytania: co?, gdzie?, kiedy? Nie dają jednak odpowiedzi na zasadnicze pytanie – dlaczego? Powstało coś, a dokładniej internetowy blog, który potrafi zaspokoić metafizyczny głód ludzi poszukujących przyczyn i ukrytych sensów. Ukrytych tuż obok nas, w przedmiotach i nadal żywych wspomnieniach babć, dziadków zabujanych w fotelach, zapatrzonych w dal, a już na pewno nie wspominających o przeszłości bez nutki dociekliwości niespokojnej duszy historyka - poszukiwacza. Jeśli twój głód wiedzy nie kończy się na beznamiętnym pochłanianiu suchych faktów, wyrwanych z ich pierwotnych kontekstów history- cznych, powinieneś zajrzeć na bloga Michała Młotka – fascynata historii, od kilku lat także aktywnego poszukiwacza skarbów. Autor popularnego bloga fabryka-historii.pl to wnikliwy obserwator ziemi, po której stąpa, a która niegdyś zamieszkiwana była przez ludzi mówiących w wielu językach świata. Bloger z pasją i merytoryczną składnią opowiada o his-torii regionu Warmii i Mazur. Ale nie tylko. Historia – jak zobaczycie – kryje się wszędzie, na każdym kroku. Fabryka-historii.pl ma pomóc Wam ją dostrzec. – to słowa autora, dotyczące jego największej, życiowej pasji - przeszłości. Michał Młotek, na co dzień pracownik Wydziału Promocji i Współpracy z Zagranicą w Urzędzie Miasta Iławy oraz absolwent filologii polskiej na UMK w Toruniu, ma na swoim koncie ogromny suk- ces. „Fabryka Historii”, podczas eliminacji VII edycji konkursu Blog Roku 2011, organizowanego przez spółkę Grupa Onet.pl, znalazła się w grupie 100 najlepszych blogów w Polsce. W kategorii „Moje zainteresowania i pasje” piastowała miejsce w dziesiątce najlepszych polskojęzycznych blogów tematycznych. Bogata szata graficzna przyciąga wzrok czytelnika, lecz to nie je-dyny atut decydujący o jego wyjątkowości. Młody bloger nie pozwala przemknąć obojętnie obok swoich publikacji, zwłaszcza ze względu na mało znane wątki dotyczące historii XX wieku. Historii głównie re-gionu niegdysiejszych Prus Wschodnich. Rozświetla świat ukrytych znaczeń, zaklęty w kamienicach, kościołach, czy porośniętych bujną roślinnością poniemieckich cmentarzach. Wielość sekcji tematyc-znych i spora ilość wpisów to kawał dobrej blogerskiej roboty. W dziale „Artykuły”, przykładowo, można dowiedzieć się, jak to za sprawą Bernarda Chrzanowskiego, regionalnego pasjonata historii i literatury, Żeromski zapragnął na stałe zamieszkać na polskim Pomorzu lub, jakie skarby kryją lub mogą kryć stare aleje i leśne ścieżki okolic Szymbarka – miejsca będącego wciąż na liście potencjalnych miejsc ukry-cia słynnej bursztynowej komnaty, od kilkudziesięciu lat przyciągającego rzeszę poszukiwaczy z całej Polski. W artykułach odnaleźć można ogromną ilość przystępnie opisanych reliktów ubiegłego stulecia. Pan Michał pisze o wojsku napoleońskim, stacjonującym kilka tygodniu w Kamieńcu (wieś niedaleko Iławy), o żołnierzach Volksturmu i ich potyc-zkach z maszerującą ze Wschodu Armią Czerwoną. Odszukuje świadków II wojny światowej, chętnie organizuje spotkania tematyczne, opisuje cenne, wydobyte własnymi rękami znaleziska. Wtajemnicza nas, uczest-ników historii, w jej zagadkowość.

Czy wiedzieliście, że w Iławie urodził się domniemany wykonaw-ca dwóch i współautor kilku kolejnych zamachów na Führera III Rzeszy? A jednak Helmuth Stieff, niemiecki generał z iławskiej ziemi, faktycznie był inicjatorem antyhitlerowskiego spisku i chodził po tej samej ziemi, na której obecnie toczy się nasze życie. Czy zdawałeś sobie sprawę, że na naszym terytorium odnaleźć można arabskie dziesięciowieczne dirhemy? Dowiesz się, że takie znalezisko to prawdopodobnie spuścizna po arabskim kupcu, który podróżując dalekosiężnymi traktami po futra i skóry, pokonywał te tereny w drodze na Półwysep Skandynaw-ski. Arabskie monety to jedne z wielu odkrytych przez poszukiwacza wartościowych przedmiotów. Między innymi nazistowskie odznaki, za-bytkowy aparat fotograficzny, średniowieczne elementy rycerskiego uzbrojenia i wiele innych przedmiotów, w odpowiednim czasie przeka-zanych w ręce Skarbu Państwa. Powyższe fakty miały rozbudzić Waszą ciekawość, Drodzy Czytelnicy, i skłonić do wpisania w wyszukiwarce internetowej adresu fabryka-historii.pl. Każdy znajdzie tam coś dla siebie. Być może będzie to opowieść o pradziadku, którego zapomniana mogiła leży gdzieś dale-ko, na terytorium Rosji, Łotwy, czy innej odległej krainy lub fotografia prababki – Miss Europy – nietypowej piękności z czasów międzywojnia. A może zainteresuje Cię życie codzienne żołnierzy Wermachtu, z dala od frontu, tu – u siebie – na naszej wielokulturowej ziemi. Zajrzyj do „Fabryki Historii”. Ona pomaga odkrywać siebie na nowo. Dostrzegać wyjątkowość życia tu i teraz. Wcale nie bez znaczenia.

Logo blogu Fabryka - historii.pl

Źród

ło F

abry

ka -

hist

orii.

pl

Michał Młotek

Zdję

cie:

Ann

a Sa

rnow

ska

10 Tworzywo nr 2, lato 2012 Publicystyka

Anna Sarnowska

Page 11: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

11PublicystykaTworzywo nr 2, lato 2012

Wielka Stopa

Humorystycznych portali oblicze tekstoweNiemal każdy z nas, korzystający z Internetu zna takie portale jak Demo- tywatory.pl, Komixxy.org tudzież ostatnimi czasy bardzo popularny (choć działający na innym silniku niż wyżej wymienione portale) Kwejk.pl. Jed-nak jeśli chcemy się pośmiać, nie musimy się ograniczać tylko do portali z obrazkami bądź filmikami. Dziś przeczytacie o portalach rozbawiających nas tekstem.

Zdję

cia

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Chupacabra

Goniąc za bestią „Kryptozoologia”. W pierwszym, bezwarunk-owym odruchu, wiele osób zapewne sko-jarzy to słowo z „zoofilią”. Niestety, wszyst-kich fanów zwierzęcych wdzięków muszę rozczarować – dzisiaj przeczytacie tekst o isto-tach paranormalnych.

Połączenie w nazwie dość proste: kryptos, czy-li z greckiego „ukryty” i zoologia, której chyba nie należy tłumaczyć. Nauka ta, zajmuje się więc stworzeniami skrywającymi swą tożsamość przed ludzkimi oczyma, których istnienie ujawniają tylko legendy, rzadkie zdjęcia lub relacje świadków. Istoty będące celem poszukiwań kryptozoologów, nazywa się kryptydami. Wszyscy zapewne słyszeli o potworze z Loch Ness, Wielkiej Stopie albo Chupacabrze. To najbardziej znane przykłady kryptyd, których „nie-istnienie” wpaja się w nas już od małego, w bajkach i programach doku-

Na pierwszy ogień idzie temat bliski nam wszystkim – studenci. W sieci funk- cjonuje portal Rodzynki.net, gromadzący cytaty wykładowców i studentów z różnych uczelni z całej Polski. W serwisie można znaleźć dość pokaźną ilość tekstów z naszego uniwersytetu. Przykładem może być następująca anegdotka:

Doktor wszedł na salę, usiadł przy mikrofonie i westchnął sobie ciężko.My (z uśmiechami na twarzach): Dzień dobry!Dr: Właściwie to jest bardzo dobry... Moment na zakończenie tego wykładu...

Drugi serwis, któremu można się przyjrzeć to Piekielni.pl, na którym użytkownicy opisują swoje starcia z nieprzyjemnymi ludźmi. Portal przybiera charakter os-trzegawczy i edukacyjny (komentujący czasami udzielają porad prawnych). Przeciwieństwem Piekielnych jest strona Wspaniali.pl gromadząca opisy sy- tuacji przepełnionych ludzką życzliwością i dobrocią. Następną witryna z tekstami jest klasyka Internetu: Bash.org.pl. Początkowo jego założeniem było publikowanie zabawnych cytatów z czatów, komunikatorów internetowych oraz IRC. Obecnie, ponieważ żarty informaty- czne nie są zrozumiałe dla każdego, wrzuca się tam niemal wszystkie zabawne rozmówki, niekoniecznie prawdziwe. Swego czasu było głośno o Kubie Woje- wódzkim, który podawał teksty z Basha jako swoje własne. Konkurencją dla Ba-sha jest Kretyn.com, który miał dokładnie tę samą ideę i dokładnie tak samo wyewoluowała.

Według mnie warto zwrócić uwagę na powyższe serwisy, zwłaszcza w tych czasach, kiedy popularny jest zwrot „too long; didn’t read” (za długie; nie czytaj). Społeczności tych stron pokazują, że technika ciekawego pisania jesz- cze nie zginęła. Być może kiedyś, któryś komentarz z Piekielnych pomoże Wam uzyskać odszkodowanie za złe potraktowanie przez jakąś instytucję?

mentalnych. Rzeczywiście, jak dotąd żaden śmiałek nie przywiózł w klatce Sasquatcha (zwanego też wWielką Stopą), ani nie zabił 50-metrowego węża boa z Ama-zonki. Ale kryptozoolodzy święcą inne sukcesy. Poszukiwane są nie tylko te najsławniejsze bestie, lecz również stworzenia pokroju przezro- czystych ryb lub małp wielkości palca. W tej ma-terii, naukowcy naprawdę pokazują na co ich stać. Z dnia na dzień, przybywa coraz więcej ga-tunków, które jak dotąd uważano za nieistniejące i mityczne, a które okazały się jak najbardziej prawdzi-we w oczach światowej opinii. Oczywiście, Polska nie może narzekać na braki, jeżeli chodzi o legendarne zwierzęta. Przez jakiś czas, głośna była sprawa wiel- kiego, czarnego kota, zabijającego zwierzęta domowe i straszącego mieszkańców wsi. Na terenach Warmi-ii i Mazur, chyba najsławniejsza jest „macica”, ro-bacza istota według ludowych tradycji zalegająca w żołądkach ludzi i mogąca zabić zbyt ruchliwego ga-gatka. Co zrobić, jeżeli napotkacie na swojej drodze jakiegoś legendarnego potwora? Zgłoście sprawę jak najszybciej do którejś z grup paranormalnych, np. najsławniejszej, polskiej formacji goniącej za tajemnicą – Fundacji Nautilius. Osobiście, dla osób których zainteresował ten krótki artykuł o kryptozoologii, pole-cam stronę paranormalne.pl z bogatą dokumentacją odnośnie kryptyd. Pamiętajcie, miejcie oczy otwarte i odkrywajcie nieznane!

Tomasz K. Gołdyn Tomasz K. Gołdyn

Page 12: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

- Mariusz Szczygieł powiedział, że: „Hugo-Bader opisuje imperium z perspektywy wałęsającego się psa: chwyta mechanizmy myślenia, zachowań, procesów i na dodatek szczura za ogon”. Trafnie pana ocenił?

- Idealnie. On innymi słowami ujął to, co ja mówię o sobie na spotka- niach z czytelnikami Jestem reporterem trotuarowym, tzn. takim, który trzyma się ziemi. Bardzo nisko na dodatek. Nie włazi nawet na schody. Twardo chodzi po chodniku. Czasami upaprze się w gumie do żucia, czasem wdepnie w gówno. Często ludzie mówią mi, że zajmuję się nizinami społecznymi. To prawda. Nie widzę w tym nic złego. Może to kwestia estetyki. Pasuje mi po prostu taki bohater. To jest moje środowisko. W życiu trzeba dokonywać różnych wyborów. Takich co- dziennych, jak to jakie skarpetki ubrać i kilka większych, życiowych. Jakoś tak się stało, że zostałem reporterem, zacząłem jeździć do Rosji.

- Czy na pomysł aby pisać o Rosji wpadł pan sam?

- Pierwszy reportaż z Rosji był o kałasznikowie i powstał na zlecenie. To był początek 1993 roku. Potem przyszła jesień i w Moskwie wybuchł pucz generałów. Nikt nie wiedział o co tam chodzi, kto z kim walczy. Zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Helena Łuczywo, która znała mój tekst o kałasznikowie stwierdziła, że jestem specjalistą od Rosji i powinienem tam pojechać, żeby opisać co się dzieje. Tak zostałem fachowcem od Rosji. Pojechałem i wtedy tak naprawdę uznałem, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Poczułem się tam jak w domu i zdałem sobie sprawę, że zaczynam rozumieć tych ludzi i ten kraj. To będzie moje miejsce pracy. Wiedziałem, że będę umiał o tym opowiadać.

- Ostatnio modnym gatunkiem jest blog. Pierwsze publikacje z podróży na Kołymę publikowane były w ten sposób na stronach „Gazety Wybor- czej”. Lubił pan ten sposób kontaktu z czytelnikami?

- „Dzienniki kołymskie” rzeczywiście ukazywały się na portalu w for- mie zbliżonej do bloga. Z tym, że materiały które tam publikowałem już były po pierwszej obróbce. Przygotowane i przemyślane. Pisałem je na gorąco. Miały formę reportażową prezentowaną jako blog. Nowe wpisy publikowałem w zasadzie codziennie. O ile oczywiście miałem dostęp do Internetu, który nie wszędzie był, a jeśli był to czasem nie-samowicie wolny. Denerwowało mnie to zwłaszcza, gdy ponad godzinę wysyłałem jakieś zdjęcia. Ale wiem, że ludzie to lubili. Byli wierni fani, którzy codziennie śledzili moje losy. To było fajne, mieć świadomość, że to co piszę od razu do kogoś trafia i ktoś na to czeka.

- Chciał Pan, żeby „Dzienniki kołymskie” były inne niż tego typu litera-tura?

- Moja podróż i dziennik miały się odróżniać od literatury podróżniczej, w której ci co piszą są cały czas głównymi bohaterami. Wokół nich kręci się cała historia. Ja tego nie cenię. To nie ja mam być głównym bohate- rem. Ja piszę o ludziach których spotykam. To oni są ciekawi. Moje przygody nie są najważniejsze. W „Dziennikach kołymskich” jest trochę o mnie, ale zawsze w pewnym kontekście. Jeśli piszę, że w mieście nie mogę dostać dezodorantu, to tak naprawdę nie jest to o mnie. W końcu co kogo obchodzi, że dawno się nie myłem i śmierdzę. To jest w kontekście tego jak tam żyją ludzie, jakie tam są warunki. Należy to czytać między wierszami. Od takiego szczegółu przekazuję ogólny obraz rzeczywistości, którą obserwuje.

- Czy wybierając sobie styl i charakter swojej twórczości wzorował się Pan na kimś?

- Zawsze intrygował mnie Izaak Babel. Najlepsza literatura faktu jaką znam. Jego „Armia konna” to cudowne reportaże wojenne. Ze współczesnych nie umiem wskazać jednej osoby. Czytam to co mi się podoba. Są autorzy na których się nigdy nie zawiodłem. Jednym z nich jest Wojciech Tochman. Wspaniale pisze Wojciech Jagielski, mimo, że jest taki poważny i poukładany. Nie ma w nim swobody i szaleństwa. Jego teksty są solidne, aż do bólu. Ja nie mam takiej solidności. Lubię wariactwo.

- Takie szaleństwo często pan opisuje.

- To prawda. Powiem Panu więcej – ja to szaleństwo prowokuję. Ja wymyślam to swoje życie reportera, żeby dać szansę na zaistnienie tego szaleństwa. Po to jadę na drugi koniec świata, żeby przytrafiały mi się rzeczy niemożliwe i nieprawdopodobne, żebym mógł o tym napisać. Chcę przeżyć coś takiego, czego nie mógłbym wymyślić, a jednocześnie co jest autentyczne i prawdziwe. Tak było, kiedy w Kirgizji podglądałem jak wygląda zbieranie haszyszu. Robią to nagie dziewczyny, które biegając po polu powodują, że pyłek tego narkotyku przykleja się do ich ciał i można go z nich potem ściągnąć brzytwą.. Wszyscy mówili mi, że to niemożliwe. A niemożliwe jest tylko dla tych co siedzą za biurkiem i nie dopuszczają, żeby stać się świadkami takich niezwykłych sytuacji.

- Wspomniał pan w jednym z wywiadów, że zdarzyło się panu pojechać gdzieś, by coś zobaczyć, nie mając pomysłu na reportaż.

- Bajkał to było miejsce, nad którym przelatywałem wiele razy i tak pomyślałem, że warto by je zobaczyć z bliska. Jadąc tam nie miałem pomysłu na reportaż i to był błąd. Musiałem zbierać wszystko co widziałem i wplatać w to ludzi. Bardzo trudno napisać dobry materiał w taki sposób. Inaczej było z Kołymą. Miałem temat, wiedziałem o czym chcę pisać i do tego była Kołyma jako miejsce, które pasowało. Najważniejszy jest pomysł i podróż a nie cel . Bez tego, nawet jeśli będziemy w najbardziej fantastycznym miejscu to nie powstanie dobry tekst.

Ważna jest podróż, a nie jej cel – rozmowa z Jackiem Hugo-Baderem

Zdję

cie:

Mar

ek B

rzoz

owsk

iŹr

ódło

: ww

w.w

ikip

edia

.pl

Jacek Hugo-Bader, polski dziennikarz i reportażysta, od 1990 związany z “Gazetą Wyborczą”. Otrzymał nagrody: Grand Press (dwukrotnie – w latach 1999 i 2003) i Bursztynowego Motyla (w 2010 za książkę Biała gorączka). Ponadto Biała gorączka została w 2010 nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia. W 2003 roku nominowany do Nagrody Nike za “W rajskiej dolinie wśród zielska”.

12 Publicystyka Tworzywo nr 2, lato 2012

Page 13: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

- Czyli podróż wplata się w opisywany temat?

- Tak. Podróż to pewien kontekst do ludzi, których spotykam po drodze. Sprawozdanie techniczne z tego co widzę, staram się powiązać ze swoimi przeżyciami. Moją cechą charakterystyczną jest to, że opisując pewne zjawisko staram się je odnieść do siebie. Nie piszę, że na Syberii są 50 stopniowe mrozy, bo to by nie było obrazowe. Piszę, że jak wlewam płyn do chłodnicy to nie lec,i bo jest tak zimno, że zamarzł mimo, iż nie powinien. To dopiero oddaje atmosferę tego miejsca, łączy się z podróżą i opisywa-nym tematem. Jednocześnie dzięki temu przyjemniej się to czyta, jest to bardziej strawne.

- Czy dzięki tym podróżom dowiedział się pan także czegoś o sobie?

-Pewnie, że tak. Każda podróż, to podróż do swojego wnętrza. Szczegól-nie kiedy jedziesz sam. Dlatego właśnie nauczyłem się robić zdjęcia i nie biorę fotografa. Chcę wszystko przeżywać w samotności. On mi zakłócał możliwość skupienia, przebywania sam ze sobą. To mi przeszkadzało. Dlatego musiałem zrezygnować z tego elementu. Nie musiałem już ni- czego z nikim omawiać tego, co przeżywam. Byłem tylko ja i moje myśli.

- Woli Pan samotność reportera?

- Tak. Poza tym we dwójkę rozmawia się lepiej niż w trójkę, gdy siedzi ktoś obok. To nie po mojemu, bo to nie pozwala mi się skupić. Przepusz- czam miejsce, kraj, ludzi przez swoje wnętrze. W książce opisuję wszy- stko tak jak ja to widzę, czuję i odbieram. Dlatego nie można mówić o obiektywizmie reportera, bo to są tylko moje odczucia. Ale chcę żeby tak właśnie było. Wiem, że tak jest najlepiej.

-Dziękuję za rozmowę.

Zdję

cie

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Źródło: www.wikipedia.pl

Publicystyka 13Tworzywo nr 2, lato 2012

Marek Brzozowski

Wielu ze studentów narzeka na to, że podczas studiów brakuje im praktyki i nauki profesji od najlepszych. Jako studentka dziennikarstwa stwierdzam, że w Olsztynie można spotkać prawdziwe legendy polskich mediów. Takie wydarzenie miało miejsce 9 maja br. w Plane-cie 11, gdzie zainteresowani mieli okazję poznać Marka Niedźwiedzkiego – ikonę radiowej Trójki.

Nie wierzę w życie pozaradiowe

Marek Niedźwiecki zasłynął głównie dzięki prowadzeniu Listy Przebojów Programu Trzeciego, która niedawno obchodziła swoje 30-te urodziny. Jak jednak rozpoczęła się jego przygoda z radiem? Okazuje się, że „Niedźwiedź”, jak mówią o nim koledzy, od dzieciństwa uwielbiał słuchać radia i marzył by w nim pracować. Jego pierwszym spotkaniem z zawodem profesjon-alnego radiowca była praca w akademickiej rozgłośni. Na przesłuchanie do studenckiego radia „Żak” zgłosiło się kilkanaście osób, jednak potencjal-nego pracownika upatrywano tylko w osobie Niedźwiedzkiego. Rozmowa kwalifikacyjna była krótka. Na pytanie komisji: Co ci się podoba w naszym radiu? Przyszły radiowiec odpowiedział: nie podoba mi się muzyka jaką gracie. Swoją pierwszą audycję – Wiersze i piosenki o miłości prowadził od 1974 roku. Pracę w III Programie Polskiego Radia rozpoczął w kwietniu 1982 roku. Podczas spotkania w olsztyńskiej Planecie 11 twórca Listy Prze-bojów opowiadał głównie o swojej pracy. Wśród anegdot o wpadkach językowych na antenie, pasji kolekcjonowania płyt oraz wywiadach z gwiazdami muzyki, można było posłuchać także o fankach, które były jego utrapieniem.- Kiedyś na antenie, odważyłem się czytać wiersze Haliny Poświatowskiej, piękne liryki, a właściwie to erotyki. Jak mówiłem „kocham cię” to tam gdzieś docierało to do kogoś i przychodził ten telegram – „Zrozumiałam, przyjeżdżam”. Wtedy pomyślałem sobie, że nie wolno się zbliżać na tę intymną odległość ze słuchaczem i przestałem to robić. Marek Niedźwiedzki ma w życiu jeszcze jedną namiętność – podróże. Ta wielka pasja – jak przyznaje – wzięła się z chęci poznania świata i przezwyciężania nieśmiałości. Nadal bowiem odczuwa kom-pleks mieszkańca małego miasteczka (pochodzi z miejscowości Szadek/k. Zduńskiej Woli). Odpoczynek wykorzystuje też do ucieczki przed światem. Niedźwiedzki najczęściej wraca w swych wojażach do Australii. Na tym kontynencie zachwyca go niebo, które jest jakby za wysoko, prażące słońce, pogoda i zawsze uśmiechnięci ludzie. Co więcej – z podróży po Australii miała ukazać się książka, która jednak w ostatecznej formie została autobiografią. „Nie wierzę w życie pozaradiowe”, bo taki nosi tytuł, to podsumowanie 30-letniej pracy Niedźwiedzkiego w radiu. Każdy na spotkaniu miał możliwość zadania dziennikarzowi py-tania. Kiedy pojawiło się zapytanie o żonę, Niedźwiedzki z uśmiechem mówił:- Jestem starym kawalerem. Lista przebojów jest moją 30-letnią córką, nieślubną jak widać, ale to jest świadomy wybór. Miałem się ożenić

z Aliną Dragan, kiedyś Kurpiel, ale szczęśliwie udało się mi ją wydać za Dragana, a ja zająłem się radiem. Miałem takie szczęście, że wszystkie swoje narzeczone dobrze wydawałem za mąż. Człowiek, żyjąc w globalnej wiosce, skazany jest na umasowie-nie przekazu radiowego, na wyzbycie się przez niego cech indywidual-nych. Odbiorca coraz częściej dowiaduje się więc tylko tego, co zostało uznane za ważne przez selekcjonerów informacji. W czasach kiedy społeczeństwo znajduje się pod obstrzałem agresywnych wiadomości, ważne staje się kształtowanie gustów i hierarchii wartości u od- biorców Takim kreatorem niewątpliwie jest Marek Niedźwiedzki. Spotkanie w Multimedialnej Bibliotece Młodych Planeta 11 zakończyły pytania fanów i podpisywanie książek oraz jubileuszo- wych płyt Trójki. Rozmowę z Markiem Niedźwiedzkim poprowadziła Katarzyna Staszko z akademickiego Radia UWM FM, wokalistka olsztyńskiego zespołu The Lollipops.

Marek Niedźwiedzki, polski dziennikarz muzyczny, prezenter Programu III Polskiego Radia (1982-2007, od 2010). Członek Akademii Fonograficznej ZPAV. Okazjonalnie współpracuje z prasą muzyczną.

Martyna Zagórska

Page 14: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Publicystyka 14 Tworzywo nr 2, lato 2012

Kto pokocha Ludwika? Monolog psiego seniora, czyli świat zza schroniskowych krat…

Cześć, jestem Ludwik. Mam 11 lat. Jestem pięknym, szarym wilczurem, choć niektó- rzy mówią, że tylko rasopodobnym. Bardzo kocham ludzi. Hmm… to brzmi trochę jak ogłoszenie matrymonialne, ale właściwie tak jest, bo bardzo szukam Człowieka, który mnie pokocha i weźmie do domu już na zaw-sze. Od roku jestem w olsztyńskim Schronisku dla Zwierząt – to takie miejsce „niechcianych uczuć, przechowalnia niepotrzebnych miłości”.1 Wcześniej miałem dom, ale... pew-nego dnia znalazłem się na nie znanej mi ulicy, moi państwo gdzieś zniknęli, nie udało mi się wrócić do nich, a oni też mnie chyba nie szukali, skoro wciąż tu jestem… Nie wiem, dlaczego zostawili mnie rok temu, w czer-wcu, na tej obcej ulicy? Oprócz mnie jest tu ponad 200 innych psów w podobnej do mojej sytuacji. (Kotów nie policzyłem, bo mieszkają trochę dalej i nie mam z nimi właściwie kon-taktu, ale też jest ich dużo). Nie jest mi tu bardzo źle – mam spo-ry wybieg, kilku współlokatorów, jedzenie, czystą wodę, budę i miskę, ale bardzo chciałbym mieszkać z ludźmi w domu, tak, jak wcześniej. Codziennie przychodzą do nas pracownicy, czasami przychodzą też wolon-tariusze i zabierają kolegów i mnie na spacer. Wtedy jest fajnie, z radości aż pomrukuję i sapię, ostatnio wpadłem nawet do miski z wodą, bo tak się cieszyłem z wyjścia do lasu, ale to tylko jeden dzień w tygodniu, a ja chciałbym chodzić na smyczy i przytulać się do mojego Pana lub Pani codziennie... Każdy kolejny dzień mija mi na leżeniu i patrzeniu na drogę przy bramie schroniska… Często przyjeżdżają tu też ludzie z miasta – niektórzy spacerują między boksa-mi i patrzą na nas, a potem wychodzą sami lub z psami, ale zwykle są to młode psiaki – widzę to przez siatkę. Do naszego wybiegu – dla „staruszków”(?) - mało kto zagląda, nie ro-zumiem, dlaczego?! Przecież my jesteśmy spokojni, stateczni, pełni psiej mądrości, dużo przeżyliśmy, widzieliśmy (wcale się nie chwalę). Nie siusiamy już po kątach jak szczeniaki, nie potrzebujemy kilkugodzinnych spacerów tak, jak młode psiaki, nie gryziemy butów ani ubrań, bo – po pierwsze – wiemy, że tak nie można i że to nieładnie, a po drugie – tak w sekrecie – zęby już nie te. Nie skac-zemy, nie szarpiemy na smyczy, wiemy, jak się zachować w domu i na ulicy. Wszyscy przecież mieliśmy domy, byliśmy z ludźmi, tylko tak jakoś dziwnie wyszło, że zostaliśmy tu przy-wiezieni… Nikt z nas sam tu nie przyszedł… Nam wystarczy ciepłe posłanie, jedzenie, ze trzy niezbyt długie spacery dziennie, a przede wszystkim chcemy być blisko człowieka.

Przed nami jeszcze przecież kilka lat psiego życia, bo zdrowi jesteśmy i w niezłej kondycji. Jeszcze możemy powyprowadzać swego Pana na spacer i wiernie Mu towarzyszyć. Możemy poszczekać, poprzytulać się, pomerdać ogo-nem, ale wiemy też dobrze, kiedy trzeba po prostu pomilczeć… A i pamięć mamy jeszcze bardzo dobrą – jeśli chcesz, to wyrecytuję Ci mój ulubiony wiersz: “Kiedy smutny wracasz z miasta,/Kiedy łamię ci się głos-/Czarny niby czarna pasta/Koło ciebie krąży...Nos./Najpierw milczkiem, najpierw z dala,/Przestrzegając reguł gry,/Jak detektyw nos ustala,/Skąd się bierze na- strój zły./Potem, gdy już nos przyczyny/Twojej kwaśnej miny zna/Wie, że sposób jest jedyny,/Jedna rada... Właśnie ta:/Wspiąć się jak roślinka pnąca,/Zlizać z twarzy krople łez.../Nagle czujesz: pies cię trąca!/Nosem trąca Cię twój pies!”.2

Ach, przepraszam, nie przedstawiłem Ci jeszc-ze moich kolegów z boksu. Ten ciut ładniejszy ode mnie i szczuplejszy, również szary wilk, obok mnie, to Medor. Tak, tak, Medor ma bardzo błękitne oczy, a to dlatego, że nie widzi. Ale radzi sobie świetnie – i na wybiegu, i na spacerach. Świat poznaje nosem, a więc często wie więcej od nas, a chodzi z wielką gracją – wyciąga łapy przed siebie jak rasowy koń na pokazie. Medor jest ode mnie rok star-szy, ale jest tu znacznie dłużej – w styczniu minęło już 6 lat… On również pewnego dnia znalazł się na ulicy, ale na pewno było mu trudniej niż mnie, bo już wtedy nie widział. Też nie potrafi powiedzieć, gdzie są jego właściciele, dlaczego o nim zapomnieli? On także bardzo lubi się przytulać do ludzi – to takie nasze wspólne, ulubione zajęcie. Jest jeszcze Homer – to ten brązowo-biały kolega, który zwykle leży w rogu. Homer jest nieśmiały, bo to „młodziak” jeszcze – ma 8 lat

i trafił tu pół roku temu. Jak się tu znalazł? Tak jak i my… przywieziony został z ulicy. Był z nami też Nero, ale teraz jest w boksie blisko biura. To ciekawa psia postać – podobno ma 15 lat, takie są dane w jego książeczce zdrowia, ale chyba ktoś się pomylił, bo Nero wcale na swój wiek nie wygląda – ma lśniącą, czarną sierść, klapnięte uszy, a na space- rach biega jak młodzieniaszek (słyszałem, jak wolontariusze o tym rozmawiali). Nero trafił tu po śmierci swojego Pana, ale nic więcej nie wiemy – taki z niego psi milczek. Moje największe marzenia? Właściwie mam tylko dwa: altruistyczne i egoisty- czne. Fajnie, że już jest lato – zielono, ciepło i na spacerach więcej ciekawych zapachów do wąchania, ale zbliżają się wakacje i urlopy… W tym czasie już nie jest fajnie, bo robi się tłok w naszych boksach – dołączają do nas nowe psy, zdziwione tym, że i ich państwo gdzieś zniknęli. Oj, te nowe, naiwne psiaki… Tak smutno na nie patrzeć…Więc moje pierwsze marzenie jest takie, aby w tym roku nie było wyrzuconych ani zostawio-nych psów - ofiar ludzkich urlopów i wakacji… A drugie marzenie jest bardzo moje, osob-iste – chcę wyjść za bramę schroniska nie na spacer, ale do domu – na zawsze. Żeby być w gronie tych szczęściarzy, którzy zostali adoptowani i cieszą się domem, własną Panią lub Panem i własnym, prywatnym posłaniem. Medor, Homer, Nero i inne psy właśnie szczekają, że one też o tym marzą… Jak chcecie, to wpadnijcie do mnie i do moich kolegów z wizytą – zabierzcie mnie na spacer do lasu, a najlepiej do domu na zawsze… Pozdrawiam i macham puszystym ogonem. Szary Ludwik z wybiegu za brzózkami

P. S. Wszyscy psi bohaterowie, ich imiona i historie są prawdziwe. Ludwik, Medor, Homer, Nero i inne psy czekają w Schronisku dla Zwierząt w Olsztynie. (www.schronisko.olsztyn.pl)

Homer Ludwik Nero

1. Fragment wiersza B. Borzymowskiej Schronisko niechcianych uczuć.2. Wiersz R.M. Grońskiego Nos.

Zdję

cia

M.R

.zd

jęci

a: Ł

ukas

z Łuc

iuk

Page 15: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Moherowy beret w opałach Pokaż mi swoją szafę a po- wiem ci kim jesteś! – Krzyknął do mnie pewnego popołudnia głos z telewizora. Przyjemny dla mojego kobiecego ucha, miły, miękki w swo-jej szorstkości i nie pozbawiony in-nych paradoksów męski głos sprawił, że mimo woli zaczęłam zastanawiać się nad własną szafą. Pomijając nasze kobiece, odwieczne i rytualne stwi-erdzenie każdego ranka mówiące o tym, że nie mam się w co ubrać, oględziny garderobianej otchłani nie przyniosły konkretnych wniosków.

Okazało się jednak, że moje rzeczy, gdyby ty-lko mogły mówić, umieściłyby mnie gdzieś pomiędzy flejtuchem a stylistyczną kumpelą z sąsiedztwa. A chciałam być wampem! Nie znam się na tym, pomyślałam, może diagnoza ekranowego głosu odnajdzie we mnie famme fatale albo jakąś inną łamaczkę męskich serc i dusz. Wróciłam zatem przed telewizor, by dowiedzieć się, jak to naprawdę ze mną jest. Hipnotyzujący głos ustąpił już miejsca reklamie proszków przeciwbólowych różnej maści. Pomijając już flejtuchowato – kumpel-skie zapędy mojej szafy i odkładając na chwilę na bok marzenia o garderobie super modelki, jasne jest, że ubiór jest częścią naszego życia i jako taki ewoluuje i ulega trendom, a bywa też, że strącony zostaje w otchłań niebytu. Krótko mówiąc, staje się passe. Weźmy na przykład taką słomę wystającą z butów. Kiedyś była ona powsze-chnym dodatkiem do stroju każdego, kto miał kłopoty z delikatnie mówiąc, pop-rawnym zachowaniem. Stereotypowo ko-jarzona też była z mieszkańcami wsi albo ludźmi z brakami w wykształceniu i portfelu. Czasy się jednak zmieniają i o słomie w bu-tach nie pamięta prawie nikt, jest ona bo- wiem dostrzegalna tam, gdzie patrzeć już nie chcemy – u polityków. Jest to klasa sama w sobie, szeroko znana z ekwilibrystycznej i karkołomnej umiejętności łączenia tradycji z nowoczesnością. Stare miesza się tu z No- wym, tworząc zadziwiające połączenia markowych garniturów, eleganckich zegarków i luksusowych limuzyn ze starą, wysłużoną i lekko zalatującą słomą. Nowa jakość. Stare trendy. Inaczej rzecz ma się z długą i wzbudzającą dziś uśmieszek pobłażania, karierą ortalionowego dresu. Dres święcił

swoje triumfy w całej Polsce. Od morza do Tatr, w sanatoriach, knajpach, na targach, chłopcy i dziewczęta wystrojeni w kolorowe ortaliony toczyli codzienny bój z peerelowską szarością. W miarę rozwoju koniunktury i narodowego gustu, dres zaczął popadać w zapomnienie. Noszony był wyłącznie – co wydaje się zrozumiałe – w środowisku spor-towym. Od społecznej alienacji i totalnego wykluczenia ocalili go panowie z meldunka-mi w miasteczkach o wdzięcznych nazwach Pruszków i Wołomin. Na długie lata stał się atrybutem organizacji pozarządowych, działających pod nieoficjalną, ale znaną ogól-nie nazwą „mafia”, tworząc nierozerwalne związki z brakiem włosów na głowie, samo-chodem marki BMW, łańcuchem z Jablonexu i brakiem zasad. Ewolucji i modowym przemianom nie oparł się też beret, powszechnie koja- rzony z przymiotnikiem „moherowy”. Dawniej nieodłączny element fachowców nie tylko z branży budowlanej, tak zwanych trynkar-zy, murarzy (i akrobatów?), z obowiązkową antenką i zazwyczaj w granatowym kolorze, przeszedł długą drogę do miękkiej i spokojnej starości. O ile „fachowy” beret wywołuje dziś wyłącznie sentyment za dawną modą i spoty-kany jest w filmach czy kabaretach, jego mohe-rowa wersja nie zważa na nowe trendy i trzy-ma się mocno noszących go siwych włosów. Kolorowa i delikatna wełenka zdaje się też być niekompatybilna z temperamentem ich właścicieli, dorównujących pod względem bojowych zapędów dawnym właścicielom dresów, noszących dziś raczej twarzowe, pomarańczowe kombinezony. No cóż, krew nie woda, mawia moja babcia wierna do dziś wzorzystym chustom , przodkom wełnianych wariacji. Powoli jednak i moherowy berecik staje się reliktem przeszłości – fryzjerzy zgod-nie twierdzą, że na wiosnę panie i panowie radośnie zrzucają nakrycia głowy, porzucając je na pastwę naftaliny i moli. Powiew wio-sennej świeżości i pogoń pań za modowymi trendami powoduje, że kariera moherowe-go beretu zaczyna zmierzać ku końcowi. O ile słoma w butach przetrwała podstępnie czepiając się polityków, a dres porzucił krzykliwy nylon dla bawełny, stając się atry- butem sportu, o tyle dla moherowego beretu nie ma już przyszłości. Zapomniany wiosną i zmarginalizowany latem, szuka następcy na chłodniejsze miesiące. Nie wiadomo jeszcze, czym zostanie zastąpiony, ale inspiracji nie brakuje. Mieliśmy już But w butonierce. Jeśli przyjrzeć się angielskiej arystokracji – nie brakuje „klozetów” na głowach księżniczek. Można być zatem spokojnym o przyszłość

rodzimych głów, jesienią nie zmarzną, a może czymś nas zaskoczą? Czekam z ciekawością. Sensowną alternatywą dla zapom- nianych części garderoby, jest według ogól-nych rad kolorowych pism, bilbordów i w ogóle pięknej aury, zrzucenie odzienia i eksponowanie zalet ciała. Zgodnie więc z wielowiekową prawdą, że mniej znaczy więcej, wnoszę słuszny postulat korzysta- nia wyłącznie z listków figowych. Będziemy równi, a i ekonomicznie wyjdziemy na swoje, dając Kryzysowi wielkiego kopniaka; wreszcie zapanuje Ład i Porządek (ŁiP), powrócimy do korzeni, zjednoczymy się z Naturą, za-panuje ogólny dobrobyt i szczęście.Tylko co wtedy powie mi głos z telewizora?

Moherowe berety

Marzena Zyśk

15Tworzywo nr 2, lato 2012 Publicystyka

Zdję

cia

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Page 16: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Statystycznie rzecz biorąc

Mam wąsy. Dziennie siedzę od 4 do 5 godzin przed telewi-zorem. Na obiad przynajmniej dwa razy w tygodniu jem kotleta schabowego. Czytam jedną książkę raz na dwa miesiące, a nawet rzadziej. Jestem pracowity i oszczędny. A przynajmniej byłbym taki, jeśli dążyłbym do realizacji stereotypu przeciętnego Polaka. Wydaje mi się, że najlepiej jest wtedy, kiedy nie jest się „pośrodku”. Każdy jest w końcu inny. Życie byłoby zbyt monotonne, gdybym każdego dnia wiedział o czym będę rozmawiać, gdyby wszyscy byli tacy sami. Niestety takie pos-trzeganie psuje każda moda: dążymy do tego, by interesować się tym samym, jeść to samo co inni, oglądać te same filmy. Tak zwane „złote środki” przeważnie nie mają swojego wyrazu, nie dają nic rozwijającego na przyszłość. Ludzie przecież z zasady nie inspirują się przeciętnymi, tylko nadzwyczajnymi jednostka-mi. Żyjemy jednak w czasach, gdzie media usilnie lansują pogląd na „bycie pośrodku”. A w środku, jak już wspomniałem, bywa pusto. Zastanawiałem się ostatnio nad tym, co ludzie najbardziej kochają w sztuce? Doszedłem do wniosku, że często najlepszymi produktami artystów są te, które wywołują skrajne i jednocześnie silne emocje. Takie, które odbiorców rozkochają, przerażają, skłaniają do refleksji nad życiem i śmiercią. Emocje o których nie potrafimy później opowiedzieć, tłumacząc wrażenie po obejrzeniu, przesłuchaniu [Jak Ci się podobało? No fajne, fajne]. To co jest oczywiste, po prostu jest oczywiste i takie zostanie. Nie inspiruje, nie motywuje do dalszego przyglądania się takiej sztuce. W tym miejscu pojawia się problem własnej ścieżki, tej którą kroczymy przez lata. Tylko od nas zależy czy będziemy szli tą prostą drogą, ścieżką wydeptaną przez tysiące innych ludzi przed nami. A może, żeby dodać trochę koloru naszemu i tak „szaremu” życiu, tą drugą pozwalającą nam na zobaczenie rzec-zy, którym tym ze ścieżki prostej się nie śniło. Gwarantowane wrażenia, które pozostaną w naszej pamięci na zawsze. Niestety niektórym proponowana przeze mnie „inność”, uderza czasem zbyt do głowy, przez co stają się tacy sami, jak cała reszta im podobnych. Dredy czy irokez prezentujące wielką

„oryginalność” spychają ich do grona licznych subkultur, gdzie każdy pragnie pokazać, jak bardzo jest antymainstreamowy. Zanim więc zrobimy krok w kolejny pusty dzień, znajdźmy w nim coś, co pozwoli nam zamienić go w jeden z tych nietypowych. Bawmy się, najzwyklej w świecie, ale tak… inaczej.

Należy być “innym”, oryginalnym.

Czasami trzeba spojrzeć na świat przez różowe okulary.

Za nami maj. Miesiąc juwenaliów stu-denckich, czyli Kortowiady, początek grillowania i ocieplenia klimatu. Żyliśmy tymi chwilami i niechętnie pow-racamy do rzeczywistości. Przed nami wyczerpujące sesje egzaminacyjne. Czekają na nas notatki, podręczniki, zeszyty i inne pomoce naukowe.

Często zdarza się, że nie potrafimy skupić się i porządnie przygotować do eg-zaminów. Co zrobić , aby ułatwić sobie naukę? Istnieje kilka możliwości, jakie mogą pomóc studentom, szczególnie tym, którzy preferują samodzielną powtórkę , bez pomocy kolegów. Po pierwsze, potrzebujemy planu.

Należy podzielić materiał na partie i zaplanować każdy dzień pracy. Po wykonaniu danego założenia, „odhaczamy”, co udało nam się wykonać. Po drugie, musimy pamiętać o ciszy i porządku. Najłatwiej będzie posprzątać bi-urko i poprosić ewentualnych współlokatorów o niezakłócanie naszego spokoju. Najważniejszy jest bowiem nasz komfort psychiczny. Kolejnymi pomocnymi radami okazać się mogą sugestie dotyczące przerw w trakcie uczenia się oraz odpowiedniego odżywiania np. spożywania ciemnego pieczywa, owoców, sałatek, orzechów czy też moreli. Nie wolno „zapychać się”, trzeba jeść często i mało. Jeżeli jedzenie, to również napoje; najlepiej woda, zielona herbata, melisa. Warto być również tzw. „dobrej myśli”, mieć przekonanie o naszym powodzeniu oraz stosować coraz

popularniejszą zasadę „PARETO” , mówiącą o tym, co jest najważniejszą informacją z da-nego przedmiotu i czego na pewno możemy spodziewać się na egzaminie. Pamiętajmy także o ruchu na świeżym powietrzu. Zalecany jest spacer, jogging, jazda na rowerze, jak również wszelkiego rodzaju gry zespołowe, takie jak: piłka siatkowa, piłka koszykowa, czy też ulubienica panów, piłka nożna. Jeżeli wszystkie z podanych przeze mnie wskazówek, zostaną zrealizowane, wierzę, że zdacie pozytywnie każdy z przed-miotów i dołączycie do grona szczęśliwców, świętujących rozpoczęcie sezonu wakacyj-nego. Przecież nikt z nas nie chce przechodzić przez tzw. „kampanię wrześniową”. Powodzenia!

Dorota Witek

Drogowskaz

Mateusz Jaworski

16 Publicystyka Tworzywo nr 2, lato 2012

Zdję

cia

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Page 17: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

KulturaTworzywo nr 2, lato 2012

„W łazience prowokujesz torsje i Twoje serce, zwraca na posadzkę chłodną podniecenie” śpiewa Nosowska w swoim pierwszym singlu zatytułowanym „Nomada”. Odważne metafory, naturalizm i twórcze obnażenie to atrybuty zna-komitego krążka wokalistki grupy „Hey”.

Marta Wiśniewska

Olga Dąbrowska

Musisz tu przyjść

Nosowska posiada wrażliwość rozwiniętą ponad wszelkie granice. Dostrzega w świecie rzeczy ukryte i widoczne, łatwe i trudne, piękne i brzydkie. Potrafi także spojrzeć w głąb siebie. Nie wiem w jakiej atmos-ferze, ale z pewnością obcuje z duszą i rozumem. Kontemplując rzeczywistość i abstrakcję, a jednocześnie będąc świadomą własnych niedoskonałości tworzy płyty, które są dziełami o życiu. Jest to płyta o ludzkim istnieniu dla inteligentnych odbiorców. Aby ją zrozumieć i czerpać przyjemność z jej odbioru trzeba mieć zbliżony do autorki rodzaj wrażliwości i elastyczny umysł. Krążek ten należy potraktować jako narzędzie do wyrażania sie-bie z wyraźnym zaproszeniem do „zabawy” fanów i miłośników dobrej, polskiej muzyki. Teksty utworów to potężny atut tej płyty. Charakterystyczna poetyka Nosowskiej znowu daje o sobie znać. Rozpoznawalna, ale nie powtarzalna. Ciągle wnosząca coś nowe-go, świeżego i zawsze współgrająca z muzyką. Utwory traktujące o miłości są bardzo am-bitne i nie sprawiły, że odniosłam wrażenie,

iż ten temat jest tandetny i wyczerpany. Tak jest np. w utworze pt.: „Nomada”. Relacje, które można opisać za pomocą słów: już nie kochasz mnie, albo źle ci w moim towar-zystwie Nosowska opisuje tak: W łazience prowokujesz torsje/i twoje bulimiczne serce/zwraca na posadzkę/chłodną- podniecenie. Trochę naturalizmu i mistrzowskie aso- cjacje (zresztą nie tylko w pierwszym singlu) podnoszą teksty z tej płyty do rangi poetyck-iej. Warstwa muzyczna to ciekawe instru-mentarium i różnorodność dźwięków. Raz znaczny minimalizm, a innym razem dużo muzyki w muzyce. Podobnie jest z wokalem. Raz jest on wręcz sensualny, by za chwilę przerodzić się w pewny i nieco drapieżny. Chwilami (jak to u Nosowskiej) staje się zbyt drażniący, tym bardziej, iż przybiera taką charakterystykę w momentach, kiedy muzyka jest głośniejsza i jest jej nieco więcej. Moja ulubiona kompozycja to „Tętent”.

Spokojny, wręcz hipnotyczny początek, a potem wzniosły, patetyczny fragment z arcyciekawym instrumentarium: butelką i folią polietylową! Końcówka podobna do początku wzbogacona została o przyjemne dźwięki gitary akustycznej. Ogólny obraz płyty rysuje się bardzo pozytywnie. Osobliwe brzmienie, wyszukane kompozycje, które są rytmiczne, wpadające w ucho, lecz raczej nie za sprawą zgrabnych melodii, a niekonwencjonalności. Do tego wspomniane już erudycyjne teksty i zna-komite interpretacje własnych przemyśleń. Na uwagę zasługuje także fakt, że Kata- rzyna Nosowska po raz kolejny nie powieliła twórczości grupy „Hey”. Swoją osobą sprawia, że mimo rozpoznawalnego głosu oba projek-ty są różnorodne i równie ciekawe.

Katarzyna Nosowska, wokalistka znana z zespołu Hey oraz dokonań solowych, autorka tekstów, a także felietonistka miesięczników Filipinka, Muza, Zwierciadło. Członkini Akademii Fonograficznej ZPAV.

Źródło: www.wikipedia.plZdjęcie: http://files.students.ch

Sex, drugs and rock’n’roll?“Sex and drugs and rock and roll is all my brain and body need. Sex and drugs and rock and roll are very good indeed”. Tak ponad 30 lat temu Ian Dury śpiewał o życiu młodej gwiazdy muzyki rockowej. Czy rzeczywiście na egzystencję gwiazdy rocka składają się tylko używki i imprezy?

Są młodzi, piękni, bogaci i utalentowani, jednak co chwilę media informują nas o śmierci któregoś z nich. O kim mowa? O muzykach. Średnio co kilka miesięcy w środkach masowe-go przekazu pojawiają się doniesienia o przed- wczesnej śmieci jakiegoś piosenkarza lub piosenkarki. Automatycznie postać wspominana jest we wszy- stkich audycjach i programach, a jej wizerunek pojawia się na okładkach gazet oraz portalach internetow-ych. Zaczyna się trwające wiele miesięcy śledztwo, bo przecież trzeba ustalić, co było przyczyną śmierci. Kolejne śledcze teorie (prawdziwe lub nie) przeciekające do mediów stają się długotrwałą pożywką dla wszelakich brukowców skutecznie podnosząc ich nakład. Wzrasta również sprzedaż płyt i gadżetów z podobizną danej gwiazdy. Tak było

w przypadku Michaela Jacksona, Amy Wine-house, Whitney Houston i wielu innych. Pośród tego sztucznie wywołanego na fali śmierci entuzjazmu należy odsunąć wszystkie teorie spiskowe i zadać sobie pytanie „dlaczego ta osoba odeszła w tak młodym wieku?”. Większość osób jak-ie znam bez wahania odpowiedziałyby, że przyczyną są sława, nadmiar pieniędzy, całonocne imprezy i nadużywanie rożnego rodzaju substancji.Żeby być artystą trzeba jednak posiadać jedną cechę – wrażliwość. Według mnie właśnie ta właściwość w wielu przypad-kach jest przyczyną ich zguby. Młodzi ludzie, piszący do szuflady i brzdąkający na gitarze stają się nagle rozpoznawalni na całym świecie. Pojawiają się wywiady, trasy kon-certowe i rzesze fanów. Ich życie zmienia się o 180 stopni, a oni nie potrafią się odnaleźć w nowej sytuacji. Próbują być tacy jak przedtem, jednak trudno być wtapiającym się w tłum osobnikiem, kiedy ich wizerunek pojawia się w każdym medium.

Najłatwiejszą, i najczęściej wybie-raną drogą jest ucieczka. Ucieczka w inny świat, stworzony przez alkohol, papierosy i narkotyki. Wraz z rozwojem kariery młodzi – sławni coraz częściej wchodzą na ścieżkę prowadzącą do ich własnej krainy, ścieżkę, która okazuje się być jednokierunkowa. Nie wrócili już z niej Amy, Kurt, Janis, Jim oraz Elvis i nie wróci wielu innych, przerywając w drastyczny sposób swoją karierę i stając się pożywką dla mediów na kolejnych kilka miesięcy.

Amy Winehouse - ofiara narkotyków

17

Zdję

cie

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Page 18: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Mateusz Jaworski

15Tworzywo nr 2, lato 2012 Kultura

Hans Kloss-Stawka większa niż śmierć

J-23 znowu nadaje. Są to zapewne podziękowania dla Indiany Jonesa za to, iż nigdy nie próbował szukać Bursz-tynowej Komnaty, dzięki czemu można było zrobić ten szpiegowski film przygodowy. Bo „Stawka(...)” nie jest kwintesencją tego, co w starym serialu było najlepsze. To jest zupełnie inna produkcja, która za względu na swoją formę raczej nie spodoba się starym fanom Klossa. Co nie znaczy, że mimo wad ten film jest porażką. Wątpię, by jakakolwiek kobieta wzdychała do blond Kota w mundurze oficera Abwehry. Największa wada filmu to nowy Kloss. Nie pasuje we wszystkim. W niczym nie przypomina Mikulskiego. Nie ma w jego postaci nic, co w jakiś sposób wyróżniłoby go na ekranie. Można bronić Tomasza Kota, iż miał mało okazji na zabłyśnięcie swoją rolą. Tylko dlaczego w takim razie Piotr Adamczyk w roli Brunnera wypada o wiele lepiej, a miał on jeszcze mniej czasu na ekranie od Klossa? Z przyjemnością za to patrzy się na grę starej gwardii. Stanisław Mikulski gra człowieka zmęczonego życiem, który potrafi jednak znów wcielić się w rolę Hansa. Emil Karewicz błyszczy formą na ekranie, myślę, że tylko dla tego duetu warto zobaczyć ten film. Dodajmy do ekipy Janusza Chabiora i Daniela Olbrychskiego i już zaczyna iskrzyć. Początek filmu może widzów zniechęcić do dalszego oglądania. Jest on najsłabszą częścią filmu. Chodzi mi o to, w jaki sposób pojawiają się napisy tytułowe, mianowicie podczas rozstrzeliwania żydowskich więźniów-robotników. Widzimy masakrowane ciała, a tu nagle animowany efekt i tytuł. Słabe, nieprzyjemne, bez polotu, na szczęście później jest lepiej.

Film dzieli się na dwie części, które wzajemnie się przeplatają. Z tego względu dla niektórych może to być niewygodne rozwiązanie uprzykrzające komfort oglądania. Oglądamy jakby dwa filmy. W jednym młody Kloss masakruje cały port wojskowy za pomocą działka, w drugim stary szpieg użera się z esbekami i starymi nazistami z Brunnerem na czele, chcąc wymierzyć im sprawiedliwość i przy okazji znaleźć największy skarb III Rzeszy. Myślę że największy problem filmu polega na tym że jest on źle poprowadzony. W filmach rozrywkowych akcja idzie swoim rytmem, a tutaj przeskakujemy niezgrabnie z jednego planu do drugiego. Całość może wydawać się niektórym widzom niezgrabnie ułożona. To jest właśnie różnica między tym filmem a zachodnimi produkcjami, które pod tym względem są dużo bardziej doświadczone. Szkoda że nie usłyszeliśmy pod koniec filmu motywu przewodniego ze starej „Stawki(...)”, odświeżonego, w nowej formie. Stary serial z Klossem lubimy za scenariusz i klimat i ten pierwszy element w przypadku filmu nie jest zły, przeciwnie, ma parę fajnych momentów i ciekawie się to ogląda do samego końca. Klimat też nam się udziela, szczególnie w sekwencjach ze star-szymi odtwórcami głównych ról. A jeśli już o nie chodzi, to zastanawia mnie, jak Adam-czyk po trzydziestu paru latach mógł się tak bardzo zestarzeć, a Wojciech Mecwaldows-ki, jego wróg, prawie wcale. Tak samo Jerzy Bończak. No raczej nie z nami te numery. Podsumowując, film mógłby być bardziej doszlifowany, zgrabniej poprowad-zony. Ogólnie jako lekkie kino szpiegowsko-przygodowe sprawdza się nadspodziewanie dobrze(zwłaszcza jak na polskie warunki).

Warto go obejrzeć(z lekką wyrozumiałością), bo nie jest to moim zdaniem totalne rozczarowanie i porażka. Swoją drogą, zakończenie jest tak jakby „otwarte”, co może sugerować dalszy ciąg przygód Klossa, ale ra- czej wątpię. Za duże koszty i za małe wpływy. Choć mam nadzieję, że się pomylę.

Stanisław Mikulski - pierwszy odtwórca roli Hansa Klossa

Tomasz Kot - nowe wcielenie polskiego szpiega

Marta Żmuda-Trzebiatowska - odtwórczyni głównej roli damskiej w nowym filmie o przygodach Hansa Klossa.

18

Zdję

cia

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Page 19: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Furgonetki wjeżdżają do miasta, obok szpi-tala wchodzą w duży zakręt, przejeżdżają przez przejazd kolejowy. Na skrzyżowaniu ze światłami jadą prosto, potem rondo na wprost, pod górkę i opuszczają miasto. Istnieje realna szansa, że tuż obok mego domu co dzień furgonetki przewożą afgańskich partyzantów w celu wydobycia prawdy poprzez łamanie kołem, czy wbijanie na pal. Idę rankiem na spacer z psem. Wchodzę do sklepu po świeże bułeczki, a tu auto z przyciem- nionymi szybami. Kierowca wychodzi dokupić butelkę mineralnej ze względu na panujący na dworze upał. W koszyku miał kilogram soli przemysłowej, służącej zapewne do posypywania ran więźniów. Z tyłu auta dochodzą odgłosy wołające o pomoc ale zlewają się ze skrzeczeniem kawek. Domyślam się, że język afgański może brzmieć podobnie. Kaw-ki skrzeczą, bo pies zbliża się do młodych, które wyskoczyły z gniazd. Dorosłe odpędzają psa i w tym rozgardiaszu nie mogę precyzyjnie ustalić, co się dzieje w furgonetce. Muszę odejść. A Talibów powieźli dalej. I tak postępująca globalizacja zbliżyła mnie do odległego świata. Ogólnie dostępna informacja, okryta jedynie tajemnicą, daje mi poczucie bliskości z obcą kulturą, oddzieloną cienką blaszką w aucie. Nie mam pojęcia co robią kawki w szybie wentylacyjnym mego mieszkania. Widzę jedynie jak wlatują i wylatują z otworów w murze. Codziennie od 4.00 drażnią chrapliwym skrzekiem. I widzę, jak Talibowie co chwila zabierani są na tortury. Ale co robią w Kiejkutach Starych? Nie mam pojęcia...

Mieszkam w samym środku trasy służącej do transportu Talibów na przesłuchania. Miejsce lądowania samolotów z więźniami oraz miejsce przesłuchań, a także terminy torturowania są objęte tajemnicą.

Zdjęcie ogrodzenia bazy wojskowej w Starych Kiejkutach

Robert Szwczak

Świadek transportu Talibów

Polityka 19Tworzywo nr 2, lato 2012

Tomasz Kowalski

Polska nietolerancyjna?

Od kilku lat w Europie i na świecie góruje opinia, że Polska jest kra-jem nietolerancyjnym. Nie chodzi tu jedynie o kontekst historyczny, cytując Prezydenta USA: „polskich obozów zagłady”. Polacy mianowicie na arenie międzynarodowej są uznawani za naród: seksistów, ho-mofobów i rasistów. To nie jedyne krążące o nas stereotypy.

Według raportu o przestrzeganiu praw człowieka z 2011 roku ECRI (Rada Komisji Europejskiej przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji) posądza się Polaków o wykluczenie społeczne Romów. Wyczytać możemy, że polski rząd nie zapewnia mniejszości Rom-skiej równego dostępu do edukacji, służby zdrowia, zatrudnienia i miejsc zamieszkania. Zresztą, trafiliśmy za to na dywanik Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Skrytykował nas również ONZ za nieprzestrzeganie praw gejów i lesbijek oraz za brak dostępu do legalnych: aborcji, an-tykoncepcji i testów prenatalnych. Nie oszczędzają nas również dziennikarze zaatlantyckiej prasy. Jedna z czołowych dziennikarek poli-tycznych (publikująca między innymi w “New York Post”, “Wall Street Jour-nal” i “Washington Times”), Debbie Schlussel, skomentowała na swoim blogu polskie oburzenie pomyłką Ba-racka Obamy w następujący sposób: „Gorliwi kaci z Polski zajęli znaczące miejsce obok katów Hitlera (...) Kar-ski, w przeciwieństwie do większości swoich rodaków, którzy nienawidzili Żydów tak samo jak naziści, dum-nie im się sprzeciwił i poinformował o Holocauście. (...) Od wieków byli przedmiotem pogromów i skrajnego antysemityzmu w kraju, w którym żyli. (...) Byli aktywnymi uczestnika-mi, a wielu z nich z radością i chęcią mordowało Żydów. (...) Byli trakto- wani jako “podludzie”, nigdy jako Po-lacy”. Mimo, iż te wypowiedzi zostały negatywnie skomentowane nawet przez Biały Dom, to niestety nie mamy

co liczyć na zadośćuczynienie, czy też sprostowanie ze strony pani Schlu- ssel. Stereotyp Polaka rasisty i antysemity utwierdzają również zwykli obywatele. Polacy wyjeżdżający do pracy za granicę często odnoszą się do obcokrajowców z nienawiścią. Wielu z moich zna-jomych pochodzących szczególnie z Azji i Afryki podaje sytuacje kiedy słyszeli niemiłe, nasycone agresją uwagi dotyczące np. koloru skóry lub państwa z którego pochodzą. Jednak nie jest to zjawisko jednostronne, bo również Polacy za granicą witani są słynnymi „polish jokes”. Czy jednak Polacy to naród ksenofobów? Nie do końca, a na pewno nie bardziej niż inne narody (jak chociażby Litwini tępiący polską mniejszość narodową). Obecnie wiele robimy dla dialogu międzynarodowego. Organizowane są akcje sprzątania żydowskich cmen-tarzy, w centrum dialogu spotkania kultury żydowskiej, ukraińskiej i wie-lu innych. Co roku kilka tysięcy Po-laków uczestniczy w Marszu Żywych. Po ulicach bezpiecznie maszerują manifestacje gejów i lesbijek. Od dwóch lat obchodzimy akcję „Stop rasizmowi w sporcie” i „Polska dla wszystkich”. Działają setki organizacji propagujących kulturę mniejszości narodowych, a żaden z Erasmusów nie został jeszcze pobity na terenie kampusu. Więc ja się pytam, gdzie ta nietolerancja?

Zdję

cie

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Page 20: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Recenzja gry komputerowej League of Legends

Leauge of legends łączy elementy strategii i zręcznościówki. Powstała na bazie Defense of the Ancients (DotA) - mapy do Warcraft III. Leauge of Legends, produkcja studia Riot Games to sieciowa gra typu MOBA – Massive Online Battle Area. Po raz pierwszy ogłoszona 7 października 2008 i wydana 27 października 2009. Całość oparta jest na darmowym modelu uzupełnionym dobrow-olnymi mikropłatnościami - jednak nie wpływają one w żaden sposób na rozgrywkę. Jest to praktycznie jedna z niewielu dostępnych gier na rynku, której twórcy nie faworyzują graczy.

Wszystko okej, ale o co chodzi?Osoby, które nie miały doświadczenia z produkcjami MMO na początku rozgrywki z pewnością mogą mieć problemy, dlatego warto zapoznać się z poradnikami, które dokładnie opiszą nam wszelkie elementy jakie znajdują się w grze. League of Legends jest trudną produkcją jeśli chodzi o łatwość opanowania samej gry. Warto już teraz zaznaczyć, że League of Legends to gra zorientowana na walkę drużynową, dlatego musimy się dobrze komunikować ze swoim zespołem. Ale od początku. Na czym polega gra? Otóż założenie gry jest na pozór proste - musimy walczyć z innymi graczami w granicach zamkniętej areny. Na arenie spotykają się naprzeciw siebie drużyny – trzy-osobowe lub pięcioosobowe zależnie od mapy na której zdecydujemy się rozpocząć walkę. Przed każdym pojedyn- kiem wybieramy z puli dostępnych cham-pionów postać (jest ich ponad 97!), którą będziemy sterować w grze. Każdy gracz rozwija swoją postać przydzieląjąc, wraz z awansem na kolejny poziom, punkty do statystyk bo-hatera i jego umiejętności. Podczas walk będziemy zdobywać złoto za które będziemy mogli kupować przedmioty dla umocnienia naszego bohatera. Wpływ na walkę i nasze statystyki mają również tzw. specjalizacje i runy kreowane indywidualnie dla każdej pos-taci. Jedna rozgrywka w Leauge of leg-ends trwa blisko 40 minut, ale zdarzały się w mojej przygodzie gry, które sięgały nawet 90 minut. Jeżeli chodzi o tryb gry 3vs3 - nie trwa on z reguły dłużej niż 30 minut.

Dominacja – zdobądź i utrzymaj!Producenci gry, pracując ciągle nad ulep-szeniem i dodawaniem coraz to lepszych efektów i dodatków, stworzyli nowy, świeży tryb gry – Dominion. Gra na tej planszy jest bardzo dynamiczna, szybka i nastawiona na starcie gracz-gracz. Jest to niezwykle krótki i dynamiczny tryb gry. Rozgrywki na tej plan-szy to szybkie bitwy - trwające około 20 minut, które skupiają się na bezustannej walce. Na mapie rozstawionych jest 5 punktów stra-tegicznych. Jeżeli mamy liczbę baz większą niżprzeciwnik, punkty wroga (każdy na początku ma ich 500) zaczynają topnieć, a gdy spadną do zera- wygraliśmy. Dominion wymaga od gracza błyskawicznych decyzji, bronienia swoich wież oraz wykonywania zadań przy jednoczesnej rywalizacji. Mecze wymagają bardzo dużego zaangażowania. Tak jak gra na rozbudowanej planszy 5vs5 jest nieco statyczna, a sama gra rozwija się powoli to typ dominiona wskakuj na bardzo wysoki poziom intensywności już od pierwszej minuty.

Monotonia i nuda?

Zdawać by się mogło, że gra może się szybko znudzić, że ciągle robimy to samo – zabija-my postacie innych graczy, niszczymy wieże, aż w końcu docieramy do najważniejszej bazy przeciwnika (nexusa). Rozbijamy go tak samo jak poprzednie punkty obronne i gra się kończy. Wychodzimy z gry, za- czynamy nową partie, a potem kolejną itd. Jednak nic bardziej mylnego. Gra jest bar-dzo różnorodna i emocjonująca ze względu na zaawansowanie graczy, wybór postaci, wybranego trybu gry, następnie wybieranych postaci i składanych przedmiotów. To wszy-stko sprawia, że mecze nigdy nie są jedna-kowe! Taktyka i możliwości zapędzenia wro-ga w kozi róg osiągają liczby miliona różnych kombinacji. Lecz zgodzę się z innymi gra- czami, że jedna mapa dla trybu klasycznego (5vs5) to zdecydowanie za mało. Co prawda Riot Games wypuścił wraz kolejną mapę dla pięciu graczy, ale jest ona zarezerwowana dla trybu gry dominion, więc standardowa gra w LOL’a może nieco nużyć.

Audio i grafika

W Leauge of Legends zastosowano bajkowągrafikę stylizowaną na komiks. Wszystko po to by za 3-4 lata się ona nie zestarzała i nie straszyła swoim wyglądem. Oprawa wizual-na jest bardzo ładna i Dopracowana, cieszy oko zarówno podczas walki jak i zwykłego spaceru przez las czy ucieczki. Warto zwrócić

uwagę na animacje postaci, które są bardzo płynne i naturalne. Wielkim walorem gry jest audio i dźwięk. Wszystko dopełnia na- strojowa muzyka, która sprawia że klimat jest jeszcze bardziej przyjazny dla gracza. Jest ona bardzo solidna i dobrze skomponowana. Prawdziwym autem są tutaj głosy bohaterów. Cała gra została w pełni spolszczona, dlatego każda z postaci ma swój własny, unikalny głos, powiedzenia, i żarty.

Spróbuj i Ty!League of Legends to niesamowita produk-cja dla osób, dla których liczą się posiadane umiejętności, a nie ilość spędzanego czasu przed komputerem. Produkt ten z pewnościązadowoli wszystkich, dla których walka w drużynie i możliwość poznania innych osób z całego świata jest czymś niezwykle ważnym i istotnym. Jest to niewątpliwie gra godna polecenia wszystkim fanom współpracy i bajkowych klimatów. Oprawa wizualna, dy-namika, szeroki wybór czarów czy bohaterów sprawia, że rozgrywka nigdy się nie nudzi. Obierając to nowe taktyki, umiejętności, wrota Leauge of Legends są dla wszystkich otwarte, więc warto zebrać już teraz drużynę i rozpocząć rozgrywkę!

Rozgrywka 5vs5

Kącik Nerda 20 Tworzywo nr 2, lato 2012

Maggieem

Zdję

cie:

prin

tscr

een

z gry

Zdję

cie:

prin

tscr

een

z gry

Rozgrywka 3vs3

Page 21: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

NBA i EURO 2012Playoffy NBA prawie zakończone. Ich pierwsza i druga faza oraz półfinały za nami. Finał rozpoczęty - Miami Heat kontra Oklahoma City Thunder. Dwie najlepsze drużyny, prezentujące najwyższy poz-iom koszykówki, zmierzą się w pojedynku o tytuł mistrza ligi NBA 2012. Dla fanów sportu to podwójne święto, gdyż Playoffy zbiegły się w czasie z mistrzostwami Europy w piłce nożnej rozgrywanymi w Polsce i na Ukrainie. Jednak oglądanie meczy NBA jest zajęciem dla bardziej wytrzymałych kibiców gdyż są one emitowane przeważnie późno w nocy. W oczekiwaniu na rezultat pojedynków finałowych warto podsumować zakończone już etapy Playoff.

SportTworzywo nr 2, lato 2012

Na pewno największym zaskoczeniem pierwszej rundy była przegrana Chicago Bulls z Philadelphia 76ers. „Byki” zakończyły rywalizację w sezonie zasadniczym na pierwszym miejscu w konferencji wschod-niej, ale w Playoffach przegrali z ósmą drużyną z tej samej grupy. To pokazało jak bardzo pozycja ekipy z Chicago była uzależniona od postawy jej głównej gwiazdy – Derrica Rose, który pod koniec pierwszego pojedynku z Philadelphią doznał kontuzji lewego kolana. Ostatecznie Chicago przegrało z 76ers sto-sunkiem 2 do 4 wygranych meczy na korzyść drużyny z Philadelphii. W pozostałych rywali-zacjach, wyśmienicie prezentująca się w se-zonie zasadniczym ekipa San Antonio Spurs, łatwo pokonała Utah Jazz 4:0. Oklahoma City Thunder wyeliminowała ubiegłorocznych mistrzów - Dallas Mevericks 4:0. Do bardzo zaciętych pojedynków należały rywalizacje Denver Nuggets z Los Angeles Lakers, oraz Memphis Grizzlies z Los Angeles Clippers. Szczególnie ostatnia para dostarczyła dużej dawki emocji i koszykarskiego kunsztu fanom NBA. Widowiskowe wsady Blake’a Griffina, efektowne podania Chrisa Paula, bloki Mar-ca Gasola oraz rzuty za trzy Mauriciego Wil-liamsa sprawiły, że każdy mecz między tymi ekipami, był bardzo fascynującym wydarzeni-em. Ostatecznie obie drużyny z Los Angeles wygrały swoje pojedynki stosunkiem 4:3 i przeszły do następnej fazy Playoff. Z kolei Miami Heat pokonało New York Knicks 4:1. Podobnym rezultatem zakończyła się rywali-zacja Indiana Pacers z Orlando Magic. Nato-miast Boston Celtics w ciężkich zmaganiach zwyciężyła z Atlanta Hawks 4 do 2. W drugiej rundzie Playoff również kibice doświadczyli niespodzianek. Pierwszą z nich było łatwe zwycięstwo San Anto-nio Spurs z Los Angeles Clippers 4:0. Spurs gładko przeszli wcześniejszą fazę co sprawiło, że wypoczęci stanęli do pojedynku z Clip-pers, którzy do samego końca zmagali się z drużyną z Memphis o awans. Nie ulega jed-nak wątpliwości, że to ekipa z San Antonio była faworytem tego starcia, gdyż zarówno

pod koniec sezonu zasadniczego (dziesięć wygranych z rzędu) jak i podczas pierwszej rundy Playoff prezentowała się znakomicie. Kolejnym zaskoczeniem była łatwa wygrana Oklahomy City Thunder z drużyną Los Ange-les Lakers 4:1. Kobe Bryant sprostał wymaga-niom roli lidera w ekipie „Jeziorowców” gdyż w pięciu spotkaniach zdobył łącznie aż 156 punktów! Jednak dyspozycja graczy Thun-der – Kevina Duranta, Russella Westbrooka oraz Jamesa Hardena sprawiła, że to właśnie ten zespół, w efektownym stylu awansował do półfinałów. Pozostałe dwa pojedynki dru-giej fazy Playoff należały do bardziej zaciętych. Miami Heat pokonało Indiana Pacers 4:2. Li- der zespołu z Miami – LeBron James, zdobyw-ca tytułu MVP (Most Valued Player), czyli naj-lepszego zawodnika NBA, sezonu 2011/2012, razem z Dwayne Wadem, poprowadzili swoja drużynę do awansu. Zdobyli odpowiednio 180 i 157 punktów w sześciu rozegranych meczach. Dużym osłabieniem Heat była kon-tuzja ich trzeciego gwiazdora Chrisa Bosha już w pierwszym starciu z ekipa Pacers. Ostat-ni pojedynek drugiej fazy rozgrywek Playoff również dostarczył fanom NBA dużej porcji emocji. Boston Celtics po zaciekłej walce pokonał Philadelphia 76ers 4:3. Fantastyczny festiwal rzutów za trzy punkty. Pojedynek na-jlepszej defensywy NBA prezentowanej przez Celtics i jednej z lepszych ofensyw ligi którą posiada ekipa z Philadelphii. Ostatecznie dzięki dobrej dyspozycji Kevina Garneta (138 punktów w 7 meczach), Paula Pierca (124) i Rajona Rondo (99), Boston awansował do kolejnego etapu turnieju. Półfinały Playoff sezonu 2011/2012 to dwie wspaniałe rywalizacje czterech zespołów. Oklahoma City Thunder zmierzyła się z San Antonio Spurs. Pojedynek dwóch gi-gantów konferencji zachodniej. Obie drużyny dość gładko przeszły przez poprzednie fazy rozgrywek. Fantastyczna postawa graczy Spurs – Manu Ginobiliego (111 punktów w 6 meczach), Tonego Parkera (129) i Tima Dun-cana (102) oraz zawodników Thunder - Kevi-na Duranta (177), Russella Westbrooka (109)

i Jamesa Hardena (111) sprawiła, że każde spotkanie miedzy tymi ekipami kończyły się przeważnie wynikiem ponad stu punk-towym. Szczególnie zaciekły był drugi mecz, który wygrało San Antonio 120 do 111. Okla-homa z początku nie mogła przebić się przez obronę Spurs, której głównym zawodnikiem był Tim Duncan. Tony Parker zdobył w tym spotkaniu 34 punkty i poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa. Ostatecznie ekipa Spurs przegrała z Thunder 2 do 4. Oklahoma udźwignęła brzemię serii dwóch porażek z rzędu i w następnych czterech meczach triumfowała nad drużyną z San Antonio. Druga parą półfinalistów były Miami Heat i Boston Celtics. Również zacięty po-jedynek zakończony wygraną Heat 4 do 3. Wielka trójka Miami – LeBron James (235 punktów w 7 meczach), Dwayne Wade (150) i Chris Bosh (35) poprowadziła swoją drużynę do zwycięstwa. Do najciekawszych zaliczyć można drugi mecz, który zakończył się wyni-kiem 115 do 111. Była to kolejna przegrana Bostonu w tej fazie Playoff. Pomimo genialnej postawie Rajona Rondo, który pobił swój re-kord życiowy i zdobył 44 punkty, zaliczył 10 asyst i 8 zbiórek, Celtics nie zdołali pokonać Heat. Moment zwrotny tego spotkania miał miejsce niecałe półtorej minuty przed końcem dogrywki przy stanie 105:105. Sędzia nie odgwizdał faulu na Rondo, który został uderzony z łokcia w twarz przez Dwayne Wade’a. Zamroczony zawodnik Celtics był nieskuteczny w defensywie co sprawiło, że Heat zdobyli przewagę rzucając 7 punktów i ostatecznie wygrali cały mecz. Jak już wcześniej napisałem finał Play-off ligi NBA nadal trwa. Pomimo piłkarskiego szału każdy miłośnik sportu powinien znaleźć siły i czas na obejrzenie pojedynku Miami Heat z Oklahomą City Thunder. Z perspek-tywy poprzednich spotkań należy stwierdzić, że z pewnością dostarczy on ogromnej dawki emocji a prezentowane w nim za-grywki wprowadzą w osłupienie nie jednego zagorzałego fana koszykówki.

Adam Nowiński

21

Zdjęcie z www.wikipedia.pl

Page 22: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

22 Tworzywo nr 2, lato 2012 Sport

Ekstraklasa w cieniu EuroSprawą oczywistą jest fakt, iż latem 2012 oczy polskich kibiców, zwrócone będą w kierunku mistrzostw Europy, które organizujemy wraz z Ukrainą. W całym oceanie informacji opatrzo-nych stemplem „koko koko”, „bez Ciebie nie idę” wzbogaconych barw-nym komentarzem naszego wieszcza narodowego – Jana Tomaszewskiego, trudno znaleźć nowinki dotyczące, słabej, ale naszej ligi.Gdy opadną wszystkie emocje, opustoszeje każdy pub i strefa kibica, gdy zabierzemy się za podliczenie zysków i tak naprawdę pogo- dzimy się z porażką orłów na Euro, wreszcie będziemy mogli na spokojnie – bez zbędnej ekscytacji – przyjrzeć się naszym rodzimym klubom. Które już po raz kolejny będą starały się zawojować piłkarskie rozgrywki na naszym kontynencie. W poprzednim sezonie na całej linii zawiedli potentaci, którzy z różnych powodów, nie spełnili pokładanych w nich oczekiwań. Oczywiście za drobne sukcesy lub swego rodzaju oznaki postępu w grze, można uznać wyjście Legii i Wisły z fazy grupowej Ligi Europejskiej, ale warto też wspomnieć zmarnowaną szansę „Białej Gwiazdy” w dwumeczu z APOEL-em Nikozja. W tym sezonie takiej okazji może nie mieć obecny Mistrz Polski – Śląsk Wrocław, który jeśli prze-brnie II fazę eliminacyjną, w kolejnej może grać między innymi z Celtikiem Glasgow, FC Basel, Red Bull Salzburg czy Anderlechtem Bruksela. Zwłaszcza jeśli popatrzy się na skład jakim będzie dysponował WKS, wzmocnienia (o ile tak je można określić) nie gwarantują nawet walki jak równy z równym z wyżej wymienionymi drużynami. Inaczej nie da się podsumować ściągnięcia do klubu Sylwestra Patejuka, Marcina Kowalczyka czy Rafała Grodzickiego, którzy – nie ukrywajmy – nie wniosą niczego nowego w grę podopiecznych Oresta Lenczyka. W mediach przewijały się in-formacje o zainteresowaniu piłkarzami Augs-burga: Marcelem Ndjengą i Rafaelem Nando, którzy w poprzednim sezonie nie odgrywali znaczących ról w swoich klubach. Możliwe, że zmiennikiem Sebastiana Mili zostanie To-mas Jirsak, który opuścił Wisłę i szuka nowego pracodawcy, jednakże patrząc na przebieg jego kariery, również nie gwarantuje gry na przyzwoitym poziomie. Słabe mecze przeplatał jeszcze gorszymi a tylko od święta zdarzało mu się wyróżnić na tle pozostałych graczy. Dodatkowym zmartwieniem, będzie utrata Piotra Celebana, który stanowił o defensy-wnej sile WKS-u a obecnie może przebierać w ofertach. Jednak najpoważniejszym prob-lemem Śląska może być ofensywa, bazo- wanie na przebłyskach Johana Voskampa czy

Cristiana Diaza może nie wystarczyć na solid-nych i doświadczonych obrońców czy to Cel- ticu czy Anderlechtu. Oczywiście nie należy przedwcześnie skreślać drużyny złotoustego Oresta Lenczyka. O jej sile stanowią nie nazwiska a kolektyw, który pozwolił na sukces i wyróżniał ich wśród pozostałych polskich drużyn. Zupełnie odrębną kwestią stanowią Legia Warszawa, Lech Poznań (któremu w pewnym stopniu udało się uratować se-zon) i Wisła Kraków, które jak co sezon ty-powane są do grona faworytów Ekstraklasy. Sezon 2011/2012 uwidocznił różnego rodza-ju błędy, jakie popełniły te kluby. Bogactwo pomyłek, nieprzemyślanych decyzji i złego zaplanowania zaplecza finansowego w „Białej Gwieździe”, było bezpośrednią przyczyną jednego z najgorszych sezonów ekipy z Kra-kowa od momentu przejęcia przez Bogusława Cupiała. Zaciąg zagranicznych graczy okazał się dobrym pomysłem, jednakże umiejętności pozyskanych obcokrajowców pozostawiały sporo do życzenia. Wypaleni Kew Jaliens i Junior Diaz, bezmyślny Gervasio Nunez, nie- skuteczny Iliev i statyczni Lamey oraz Jovanović, wyśmienicie przesłonili wszelkie atuty jakie gwarantowali Maor Melikson, Siergei Pareiko czy duet napastników Biton – Genkow. Jak się do tego dorzuci jurnego Małeckiego i kontuz-jowanych Sobolewskiego i Bunozę – środek tabeli murowany. Eksperyment z Robertem Maaskantem i Kazimierzem Moskalem nie wypalił, więc zdecydowano się na uznanego w naszym środowisku Michała Probierza, który w nadchodzącym sezonie ma sprawić by „Biała Gwiazda” świeciła pełnym blaskiem. Czystki jakie latem nastąpiły w tym klubie objęły znaczną część cudzoziemców (m.in. Dudu Bi-ton, Nunez, Jirsak), bo jak zapowiedział trener Wisły: swoją drużynę będzie opierał na Po-lakach. Na tym jednak zakończyła się rewolu- cja kadrowa. Na miejsce zawodników, którzy opuścili krakowski klub pozyskano nieznanych Michała Miśkiewicza, Romella Quioto i ekska-pitana krakowian, Arkadiusza Głowackiego. W kuluarach mówiono o możliwych powro-tach Marcina Baszczyńskiego, Pawła Brożka czy Kamila Kosowskiego, ale na dywagacjach się skończyło. Innym potencjalnym wzmoc-nieniem może być grający w Polonii Warszawa Daniel Sikorski, który poprzedniego sezonu nie zaliczy do udanych. Trener Probierz sto-pniowo stara się wprowadzać do pierwszego składu młodych graczy, takich jak Alan Uryga, Jakub Pułka, Michał Szewczyk czy trenujący z pierwszym zespołem syn Clebera, szes- nastoletni Lucas Guedes. Jest to znaczący krok, zwłaszcza iż w Krakowie rzadko doce-niano wychowanków tego klubu. Stanowi to potwierdzenie faktu, iż w sezonie 2012/2013 wiślacy nie zamierzają wydawać

fortuny. Celem jak zwykle jest mistrzostwo, ale jak najmniejszym kosztem a gdy przy Rey-monta 22 pojawią się puchary, z pewnością prezes Cupiał zainwestuje w jakąś futbolową gwiazdeczkę. Innego rodzaju problemy miały Legia i Lech. W Warszawie błędem było wymienienie młodych polskich zawodników Rybusa i Bo-rysiuka na wiekowych Nacho Novo i Ismaela Blanco. Miało to znaczny wpływ na poziom gry ekipy z Pepsi Areny. Młodzieńczą fantazję i głód sukcesów miano zastąpić doświadczeniem i rutyną. Prawda okazała się jednak okrutna, żaden z obcokrajowców nie został gwiazdą Ekstraklasy a uplasowanie się na trzecim miejscu nie wywołało euforii wśród kibiców. Porażkę głową przypłacił trener Maciej Skorża, którego zastąpił Jan Urban. Podob-nie jak w przypadku Wisły, tu również trans-fery nie powalają na kolana. Zatrudnienie Marka Saganowskiego czy możliwe zatrud-nienie Saidiego Ntibazonkizy, będą wyłącznie uzupełnieniem kadry. Lech natomiast swoją siłę oparł jedynie na bramkach Artjoma Rudnieva, który w tym oknie transferowym odszedł do HSV i asystującym mu Rafale Mu-rawskim. Latem z klubem pożegnał się Mar-cin Kikut, a nowym skrzydłowym został Gergo Lovrencsics, którego ekipa Mariusza Rumaka wypożyczyła na rok z węgierskiego Lom-bard Papa. Transfer ten ma być odpowiedzią na przeciętną grę Toneva, któremu wróżono szybką karierę w Ekstraklasie, jednak sam zawodnik ma spore problemy z zaadapto- waniem się w naszym kraju. Podobnie jak w przypadku pozostałych ligowych po-tentatów, sezon zapowiada się bez szaleństw. Jedyną nadzieją jest to, że może

Gra

fika:

Jaku

b Re

ćko

Page 23: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

SportTworzywo nr 2, lato 2012

Jakub Rećko

Mateusz Paczkowski

23

po przebrnięciu pierwszych faz elimi-nacyjnych europejskich pucha-rów, właściciele wyłożą gotówkę na stół i pokuszą się o konkretne wzmocnienia… ale wtedy na wkompono- wanie nowych graczy może już być za późno. Nie można zapominać o reszcie ligi, w szczególności o rewelacyjnym w ostatnim sezonie Ruchu Chorzów, który pod wodzą Wal-demara Fornalika ma szansę wypromować się na naszym kontynencie. Doskonale zgrani ze sobą piłkarze, których wielu albo spisało na straty albo uznało ich za ligow-ych przeciętniaków, zaskoczyli całą Polskę.

Jedyną rzeczą, która może zakłócić ład, jest możliwe mianowanie Fornalika następcą Franciszka Smudy. Kandydaturę trenera „Niebieskich” otwarcie poparł nie kto inny jak Antoni Piechniczek. Ruchy transfe-rowe w pozostałych klubach, a właściwie ich brak, nie zwiastują wzrostu poziomu najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej. Przejście Marcina Żewłakowa do Ko-rony Kielce czy testy medyczne Macieja Sadloka w Ruchu Chorzów do newsów na pierwsze strony nie należą. Jedynym godnym uwagi posunięciem, było za-kontraktowanie na rok Michała Janoty, który ma pomóc „Scyzorykom” w zdoby-

waniu bramek. Utalentowany i chwalony w Holandii, młody Polak, z pewnością wzmocni defensywnie ustawioną Koronę i odciąży trochę Macieja Korzyma. Nadchodzący sezon Ekstra- klasy będzie prawdziwym testem dla wszyst-kich zespołów, testem który przeprowadzą kibice w całej Polsce. Rozgoryczeni, zawiedzeni i podłamani występem kadry na Euro, pocieszenia szukać będą w przeciętnej piłce ligowej. Jednak to co zastaną, może jedynie pogłębić ich marazm i zniechęcenie.

PlusLiga rośnie w siłęPoziom PlusLigi rośnie z roku na rok. Drużyny, które chcą dostać się na podium muszą grać coraz lepiej. O postępie świadczą również bar- dzo dobre wyniki uzyskane przez pol -skie kluby w europejskich pucha-rach. W Lidze Mistrzów, czyli najbardziej prestiżowych roz-grywkach, Skra Bełchatów mini-malnie uległa Zenitowi Kazań. Za to do polskiego finału doszło w Pucharze Challenge. Tytan AZS Częstochowa pokonał w nim warszawską Politechnikę. Kolejnym powodem do radości jest fakt, że coraz więcej gwiazd światowej siatkówki decyduje się na grę w Polsce, a nie jak do tej pory jedynie Włoszech i Rosji. Takie nazwiska jak Łasko, Grozer, Wlazły, Rouzier, Samica czy Zagumny robią duże wrażenie. A w przyszłym sezonie może być ich jeszcze więcej. Poniżej przedstawione zostały pierwsze ruchy czołowych polskich klubów na rynku transferowym.

Asseco Resovia

Z klubu nowego Mistrza Polski odeszła jego największa gwiazda – Niemiec Gyorgy Grozer. Rzeszowianom udało się za to pozyskać rodaka Grozera - Johena Schopsa z Zenitu Kazań. Resovia planuje wzmocnić się jeszcze jednym lub dwoma uznanymi polskimi siatkarzami. Poza tym w kadrze tego klubu nie dojdzie już raczej do większych zmian.

Skra Bełchatów

Po przerwaniu passy siedmiu zdobytych mistrzostw Polski, w Bełchatowie doszło do wielu roszad. Kibiców tego z klubu nie mogła ucieszyć decyzja podjęta przez Bartosza Kurka, który postanowił przenieść się do Dynama Moskwa. Prezes Skry – Konrad Piechocki nie przedłużył też kontraktu z rozgrywającym Angelem Miguelem Falascą. Odejście Hiszpana na pewno nie zmartwiło rezerwowe-go do tej pory Pawła Woickiego, który o rok przedłużył swoją umowę. W klubie pozostaną również Mariusz Wlazły i Michał Winiarski.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Podstawowa zmiana do jakiej doszło w Kędzierzynie to zmiana na stanowisku trenera. Krzysztofa Stel-macha zastąpił Fin Daniel Castellani. To powrót fińskiego szkoleniowca do Polski po rocznej przerwie. Były trener polskiej reprezentacji podpisał z klubem z Kędzierzyna roczny kontrakt. Jego asystentem mianowany został Sebastian Świderski. ZAKSA przedłużyła umowę z jedną ze swoich największych gwiazd – Pawłem Zagumnym.

Jastrzębski Węgiel

Wielką stratą dla tego klubu jest odejście Zbigniewa Bartmana i libero Pawła Ruska. W przyszłym sezonie w Jastrzębiu nie będą grali również brazylijski rozgrywający Vinhedo oraz jego rodacy Ashlei Nemer i Luciano Bozko. Przedłużono za to umowy z włoskim atakującym Michałem Łasko, przyjmującym reprezentacji Polski Michałem Kubiakiem, a także z amerykańskim środkowym Russe-lem Holmes’em. Na swoim stanowisku pozostanie także trener jastrzębian Lorezno Bernardi. Włoch zamierza ustabilizować skład swojej drużyny. Jastrzębski Węgiel pozyskał do swojego składu Niemca Simona Tischera.

W sezonie 2012/2013 w Lidze Mistrzów zagrają: Asseco Resovia jako mistrz Polski, Skra Bełchatów jako zdobywca Pucharu Polski oraz ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która otrzymała od europejskiej federacji „dziką kartę”. W Pucharze CEV wystąpi Jastrzębski Węgiel. Występy w tych rozgrywkach umożliwią tym klubom konfrontację z najlepszymi w Europie. A pojedynki z czołowymi klubami Starego Kontynentu mogą tylko pozyty-wnie wpłynąć na sportowy rozwój tych drużyn, a także całej polskiej ligi.

Zdję

cie

z ww

w.w

ikip

edia

.pl

Hala przed rozpoczęciem meczu PlusLigi

Page 24: Tworzywo - Gazeta Studencka (Lato 2012)

Siedzieć przy stolez idiotąmogę i machaćprzełożoną nogąna siłę głos wydostaćz trwogą.

Czas przeminie i on,odetchnę i napiszęa jutro wracam,u stołukolejny idioty klon

i machami głos wydostajęi trwogai boli noga

już czas nie przemija,to żmijasię wije i zawijai syczy i kąsa w żyłyi słyszę śmiech idiotyi tracę życiei siły

A mogłem zmienić role,idiotą być przy stole.

Człowiek z innej planetypojawił się,zebrał dane,przetworzył, zmielił, pozlepiałcepa z baranem,niestety.Komisja zbadałabo sprawa poszła do góry,jak ten kosmita odpłynął,

że wlewano bzdurydo kosmicznej rury.

Znaleziono winnego,co teraz strasznie płacze,a było jego winą,że gadał z odkurzaczem

bo taką miał robotę:odkurzyć od drzwi pod oknoi z powrotem.

Trudno jest znaleźć kosmiciedane podane przyzwoicie.

Robert Szewczak

Tworzywo nr 2, lato 2012 Ostatnia Strona

Pająk Marcel

Mysz Renata z wściekłością trzasnęła drzwiami.

- Zabrała chleb! I po co ja się czaję do 4 nad ranem? Żeby mi go zabrać sprzed nosa? Kilkoma okruchami mogę sobie okna uszczelnić na zimę. Cholera! Kopnęła krzesło, które przewróciło się rzucając na ziemię kosz z koralikami do robienia biżuterii.- Wszystko przeciwko mnie! Nienawidzę sobót! – krzyknęła i uklękła, zbierając je drżącymi łapkami. Coś wisi w powietrzu, te sny, niepokój i bezsenność… muszę kupić sennik. Koniecznie. A może to od tego, że nie palę? Mózg zaczyna pracować, naczynia krwionośne rozszerzać…nie mam pojęcia. Może koniec świata idzie? Nie mam pojęcia. Żeby jeszcze było z kim o tym porozmawiać. Stary pająk w sklepie ni-gdy nie powie nic poza ceną i „nie tykać”. Naiwny jest też, jeżeli myśli, że nie słyszę jak mnie nazywa gojką, kiedy tylko odwracam się do niego plecami, żeby przejrzeć stoisko z gazetami. Czasami rozumiem czemu nikt nie lubi Żydów. Są chciwi, brudni i prze-de wszystkim brzydcy. Widział ktoś kiedyś taki nos u pająka?! Mógłby być szpakiem z takim nochalem, staruch jeden. Ile w ogóle on ma lat? Byłam mała, mikra, gdy chodziły-śmy do niego z mamą, on wyglądał dokładnie tak samo jak teraz. Mama zresztą mówiła to samo. Macza się na noc w formalinie? To jedna z nierozwiązanych zagadek świata… Powinnam się wyprowadzić z tej okolicy, ale nie, jestem pieprzoną sentymentalistką. Bo tu się urodziłam. Tu mieszkały-śmy z mamą i siostrami…Co się z nimi właściwie dzieje? Weronika niedawno wyszła za mąż, ale nie wróżę im zakończenia w stylu „i żyli długo i szczę- śliwie”, choć na pewno jest już w ciąży. W sumie zawsze chciała mieć dzieci… Zuzanna robi już doktorat z resocjalizacji i nie za-powiada się na to, żeby po obronie wyszła za Jarka. Pewnie go zostawi. Jest taki…przegięty. Dla niego to wygodne, Zuza nie ma czasu ani głowy do tego, żeby zauważyć, jak jej chłopak urządza mieszkanie, prasuje firanki i lata po całym mieście za kremem z borówek pod oczy. Wiewiórka Irena spotkała go dwa tygo-dnie temu u ciotki Norberta w salonie kosmetycznym. Na czym? Na manicurze! Nie żebym była nietolerancyjna, ale nie mógłby wyjść z szafy i nie wykorzystywać mojej siostry jako przykrywki? Renata wstała w końcu, wrzucając ostatnie trzy koraliki zebrane z podłogi z powrotem do koszyka. Padam na ryj. Chyba już najwyższy czas na herbatę, wan-nę, sesję na prawą łapę i spać. Ta rutyna mnie wykańcza, muszę zmienić coś w moim życiu.

Odcinek 2

Wie

rsze

Kocimiętka Kałasznikov