Polemika studencka nr 4

20
Czasopismo studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu Polemika Studencka Nr 4 (7) LISTOPAD 2014 ISSN: 2084-4778 ZAKOCHAJ SIĘ W TORUNIU! Maria Gondek GENERAŁ TEGO MIASTA Krystian Majewski A JUMP OF 2,130 KILOMETERS AS ERASMUS Sandra Cavia POLSKI KEBAB JEST NAPRAWDĘ SMACZNY Eugeniusz Romer

description

Pierwsze w tym roku akademickim wydanie Polemiki Studenckiej, czasopisma studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

Transcript of Polemika studencka nr 4

Czasopismo studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu

Polemika Studencka

Nr 4 (7) LISTOPAD 2014 ISSN: 2084-4778

ZAKOCHAJ SIĘ

W TORUNIU! Maria Gondek

GENERAŁ TEGO MIASTA Krystian Majewski

A JUMP OF 2,130 KILOMETERS

AS ERASMUS Sandra Cavia

POLSKI KEBAB JEST

NAPRAWDĘ SMACZNY Eugeniusz Romer

MASZ NIEZWYKŁE ZAINTERESOWANIA?

WIESZ COŚ, O CZYM INNI NIE WIEDZĄ?

DOŚWIADCZYŁEŚ CZEGOŚ NIESAMOWITEGO?

CHCESZ PODZIELIĆ SIĘ PRZEMYŚLENIAMI?

DOŁĄCZ DO NAS! redakcja

Polemiki Studenckiej

Wyślij tekst do ok. 500 słów na adres: [email protected] i szukaj go w kolejnym numerze naszego pisma!

foto

: ww

w.serw

isy.g

azetapraw

na.p

l

~ O.S.T.R.

CoRock Festival

Toruń 15.11.2014

Większość swojego życia

przeżyłem jak żul. Śpiąc na

podłodze, przykryty kocem,

objadając się rano wczorajszą

jajecznicą. Wyobraźcie sobie,

jeżeli ktoś taki, jak ja może stać

przed wami, a wy jesteście młodzi,

piękni i mądrzejsi ode mnie...

Wyobraźcie sobie, gdzie dzięki pracy

wy moglibyście dojść.

Wyobraźcie sobie, że chcieć znaczy móc!

Chciałbym zadedykować ten utwór

mojej mamie, która mi stworzyła cały

świat i dzięki której mogę stąpać po

ziemi, która poświęciła mi całe swoje

życie. Moja mama wygrała

dziesięcioletnią walkę z nowotworem

tarczycy. Mamo kocham Cię!

Jesteś największa na świecie!

Moja mama była dla mnie wzorem

chęci bycia szczęśliwym. Żyjąc

dla swoich bliskich, bez żadnych

dóbr materialnych. Najważniejsze są

wspomnienia, pieniądze każdy

może sobie zabrać, ale tego co

przeżyjesz, tego co

zobaczysz, tego co

posmakujesz - nikt ci

tego do końca życia nie zabierze.

To będzie z tobą na zawsze.

Dla mojej mamy, którą nieraz zawiodłem.

R EDAKCJA P OLEMIKI S TUDENCKIEJ Korekta: Karolina Piwowarska

Realizacja techniczna: Maciej Piech

Materiały opracowali: Dominik Cwikła, Joanna Szybiak, Eugeniusz Romer, Marcin Szczęsny,

Mariusz Wilkosz, Sandra Cavia, Karolina Piwowarska, Maciej Piech, Maria Gondek, Rafał

Maciąg, Krystian Majewski, Kamil Kwiatek, Rafał Żochowski, Mateusz Piędel, Natalia

Dąbrowa, Mariusz Zięba

Kontakt z redakcją: [email protected]; ul. Droga Starotoruńska 3; 87-100 Toruń

Wydawca: Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej; ul. Św. Józefa 23/35; 87-100 Toruń

Gdy dwa lata temu po raz

pierwszy w życiu przybyłem tutaj, by

rozpocząć naukę w naszej uczelni,

miałem jeden prosty plan – nie zako-

chać się w Toruniu. Na początku

wszystko szło po mojej myśli, trzyma-

łem się z daleka od innych studentów,

rzadko wychodziłem z pokoju. Po

pewnym czasie wstąpiłem do kilku grup studenckich, m.in. do

teatru Dobry Wieczór. Od tego momentu w moim życiu zaczę-

ła się prawdziwa przygoda. Po dwóch latach mieszkania

w Toruniu pokochałem to miejsce całym sercem.

Jeśli wpadł Ci w ręce ten numer czasopisma, to świet-

na okazja, byśmy i w Tobie rozbudzili uczucie do grodu Ko-

pernika, a także naszej uczelni. Na kolejnych stronach znaj-

dziesz teksty o grupach, dzięki którym rozwijamy swoje pasje.

Są to m.in. zespół muzyczny No Name, grupa ogniowa Art

Ignis lub Ruch Obrony Życia. Ta różnorodność WSKSiMu

sprawia, że każdy talent może zostać pomnożony, czego przy-

kładem są osiągnięcia Mateusza Rzewuskiego, który na kartach

„Polemiki” opowie o swojej fotograficznej pasji. O tym jak

w naszej szkole radzą sobie koledzy z zagranicy przybyli do

nas w ramach programu ERASMUS, zrelacjonują nam chłopcy

z Turcji i studentka z Hiszpanii.

Jednak Toruń to nie tylko Starotoruńska. Na kartach

naszego magazynu postaramy się przekonać Cię, że warto się

w tym miejscu zakochać. Historia najlepiej smakuje wtedy,

kiedy jest namacalna. Zadbaliśmy o to, byś przechadzając się

po grodzie Kopernika, znał biografie jego mieszkańców m.in.

Wandy Szuman czy Elżbiety Zawackiej „Zo”.

Mam nadzieję, że poczujesz lekką miętkę i będzie to

dla Ciebie początek wielkiej przygody.

SPRAGNIONY TORUNIA? MIŁEJ LEKTURY!

ZŁOTOUSTY…………..……………….………………….2

Z NASZEGO PODWÓRKA:

Święto Niepodległości...………………………….….4

Żywioł i sztuka…………………………..…………...4

Wywiad: Polski kebab jest naprawdę smaczny…...5

Ruch Obrony życia znowu w akcji............................7

WSKSiM Music Story…...…………………......……..7

Czeski film, czyli praktyki w Pradze.........…………8

A jump of 2,130 kilometers as ERASMUS................9

Wywiad: Fotograf w obiektywie.............................10

PROSTO Z OKŁADKI:

Zakochaj się w Toruniu...…...….…………………..12

Bieg Mikołajów…………………………………...…13

Generał tego miasta………………….. ……….……13

Znani i nieznani z ulic……………………................14

Studencka łamigłówka…….......................................15

TO NAS DOTYCZY:

Ręka córki na sprzedaż …...……………….…..…...16

Prawo do zabijania………..…………..…..………...17

Ida - „złote dziecko” polskiej kinematografii…....…....18

SZALEŃSTWO PRZEDOSTATNIEJ STRONY.……19

FOTOREWELACJE………………….………………….20

NA PIERWSZĄ NÓŻKĘ

foto: Tytus Żmijewski

projekt: Maciej Piech

3

W NUMERZE...

Maciej Piech

Z NASZEGO PODWÓRKA

4

ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI

Dominik Cwikła

Wielu z nas czekało na 11 listopada. Ileż to osób pojechało tego dnia do Warszawy, by wziąć udział w Marszu Niepodległości? Te tłumy, które przeszły ulicami miasta, zaiste były piękne.

Tyle biało-czerwonych barw dookoła nie spotyka się na co dzień.

Jednak coroczne święto minęło. Wiadomo, że nie ma co przesadzać z oka-zywaniem patriotyzmu każdego dnia.

W końcu nikt nie chciałby zostać nazwa-ny faszystą czy innym radykałem. Z całą pewnością wystarczy wyciągnąć flagę na ten jeden dzień, by można było z czystym sumieniem nazwać się Polakiem.

Z tą pracą na rzecz narodu też nie należy być nad-gorliwym. Owszem, chcemy jak najlepiej dla Polski, ale bez przesady. W końcu mamy swoje życie. Święto niepodle-głości było dawno temu, kto to teraz pamięta? Każdy z nas poczuł się patriotą, który speł-nił swój obowiązek wobec ojczyzny i wyraził sprzeciw wobec sił, które rozkradają nasz piękny kraj. Tak, wyraże-

nie sprzeciwu absolutnie wystarczy, by być Polakiem. Czas okazywania dumy narodo-wej minął, trzeba zająć się swoimi spra-wami. Nadciągają zaliczenia, a potem sesja. Niektórzy z nas muszą zaplanować podróż do domu, pozostali powinni zająć się jeszcze innymi sprawami. Jeśli o zali-czeniach mowa, to najważniejsze jest zdać. Przecież małe oszustwo nie odbije się niczym złym na narodzie, prawda? W końcu jedno oszustwo nie pogorszy średniej zdolności Polaków w jakości pracy w przyszłości.

Chciałbym jednak, żeby nikt z czytają-cych nie zgodził się z powyższymi słowa-

mi.

Kim są? Grupa ogniowa Art Ignis po-

wstała na początku listopada 2013 roku. Tworzą ją Ola, Asia, Karol i Alek. Wszy-scy studiują w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej i tam też się po-znali. To co ich łączy to wspólna pasja i cel, - Jesteśmy - można tak powiedzieć - takimi artystami ze spalonego teatru. Otwarci na wszelkiego rodzaju inicjatywy, które mają na celu pobudzić pozytywnie każdego czło-wieka—mówi Alek. Co robią?

Walczą z żywiołem, chociaż go nie zwalczają. Mamy żywioł, który może nas zranić, poparzyć, zadać ból, a my z nim igra-my—zauważa Karol. Jednak odpowiedni zestaw ćwiczeń i otwartość umysłu po-zwala uniknąć niepotrzebnych wypad-ków. Nawet zwyczajne kręcenie piłką zawiązaną na sznurku, by wzmocnić nadgarstki, czy treningi siłowe są bardzo pomocne. Sprzęt, jakiego używają, to miedzy innymi: kije ogniowe, wachlarze, pałki. Wymachiwanie kijami jest o tyle trudne, że trzeba użyć siły, a po dłuż-

ŻYWIOŁ I SZTUKA

Joanna Szybiak

Ogień kojarzy się z nieokiełzanym żywiołem. Niszczącym wszystko i wszystkich dookoła. Strażacy często giną, by uratować człowieka z pożaru.

Jednak płomień nie musi być niebezpieczny. Może stać się przyjacielem, wywoływać uśmie-chy na twarzach oraz ogromną satysfakcję wśród tłumu.

szym kręceniu można się po-rządnie zmęczyć. Najczęściej tego sprzętu używają chłopcy. Dziew-czyny zajmują się przede wszyst-kim poikami i wachlarzami. Całe pokazy two-rzone są na otwartej prze-strzeni, natomiast w tle gra muzy-ka, która pozy-tywnie rozkręca całą grupę. Czy ktoś ich widział?

Art Ignis miała już swoje wystę-py między innymi w Często-chowie i Zduńskiej Woli, a także w Warszawie. Jedną z akcji opisuje Alek: „Kiedy je-chaliśmy całą grupą Art Ignis do Częstochowy na pokaz, to oble-waliśmy się wodą i czasami ktoś kogoś obrzucił krakersami”. Po tych słowach można śmiało

powiedzieć, że nie są sztywną grupą, ale żywą i zgraną ekipą. Lubią i szanują się nawzajem.

foto

: zdro

wie.g

azeta.pl

foto

: A

rt. I

gn

is

Z NASZEGO PODWÓRKA

POLSKI KEBAB JEST NAPRAWDĘ SMACZNY!

Eugeniusz Romer

Przyjechali z najbogatszego miasta w Turcji, otoczonego potrójną warstwą murów. Podobają im się polskie dziewczyny i... polskie drogi. Pierogi to dla nich żadna nowość,

a nasz kebab wcale nie jest taki zły.

Z Samedem i Mustafą, studentami z Turcji, którzy przybyli do WSKSiM w ramach programu Erasmus rozmawia Eugeniusz Romer.

Jak Wam smakuje polski Kebab? Mustafa: Jest wiele rodzajów kebabu, ten „polski” to tylko jedna odmiana, która nazywa się Doner Kebab. Smakuje trochę inaczej niż u nas, ponieważ tutaj używa się innych przypraw. Ale według nas jest bardzo smaczny. Dlaczego zdecydowaliście się przyje-chać akurat do Polski? Samed: W zasadzie nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Nasza uczelnia ma umo-wy jedynie ze szkołami w Polsce i na Węgrzech. Polskę wybrałem na chybił-trafił. Mustafa: Ja właściwie chciałem jechać na Węgry, ale nie dostałem się tam, dlatego jestem w Polsce. Co wiedzieliście o Polsce zanim przyje-chaliście tutaj? Samed: Przed przyjazdem czytałem o Polsce w internecie i obejrzałem sporo filmów dokumentalnych, dotyczących w szczególności drugiej Wojny Świato-wej. Nie słyszałem jednak o jakichś spe-cjalnych zwyczajach panujących u was. Obiło mi się o uszy, że w Polsce wódka jest popularna. Mustafa: Ja znałem kilka historycznych faktów, na przykład, że Polska stała się państwem w roku 966, że Polacy sporo wycierpieli pod okupacją niemiecką w czasie wojny i byłem świadomy wojen, które wasz kraj prowadził z Turcją od XV wieku. Ale podobnie jak Samed nie zna-

5

przez pasy. U was wszyscy czekają nawet jak nic nie jedzie, bo można dostać man-dat. Poza tym zanim przyjechałem tutaj, słyszałem, że w Polsce jest wiele ładnych dziewczyn. Teraz zmieniłem zdanie – wszystkie polskie dziewczyny są piękne, nie ma wyjątków! Z czym zetknęliście się w Polsce, czego nie spotkaliście wcześniej w Turcji?

Samed: U nas nie ma zbyt wielu chrześcijańskich kościołów i gotyc-kiej architektury. W Turcji panuje archi-tektura islamu oraz orientalna. Mustafa: Ja powiem na odwrót: o rze-czach, które są podobne. Trochę zasko-czyli mnie ludzie. Wydawało mi się, że Polacy nie będą specjalnie przyjaźni. U nas panuje przekonanie, że Europej-czycy to zamknięci na innych indywidua-liści. W Turcji stosunki sąsiedzkie są bar-dzo ważne, kwitnie życie wspólnotowe, wszyscy się znają i przyjaźnią. Bałem się, że tutaj będzie na odwrót. I spotkało mnie prawdziwe zaskoczenie, bo Polacy są tak samo przyjaźni i otwarci jak Turcy! Ale mówisz o atmosferze panującej w naszej uczelni czy ogólnie o Pola-

kach? Mustafa: Nie, nie tylko tutaj. Gdziekolwiek byśmy nie potrze-bowali pomocy: na ulicy w po-szukiwaniu drogi, w sklepie czy na mieście, zawsze znajdujemy życzliwych ludzi, którzy nam jej udzielają. Co z jedzeniem – czym się tutaj żywicie? Mustafa: Próbujemy gotować nasze tureckie potrawy w pol-skich warunkach. W zasadzie większość potrzebnych składni-ków możemy kupić w super-markecie. Najgorzej jest z przy-prawami. Staramy się więc ku-pować takie, które są najbardziej podobne do naszych i jakoś się udaje.

łem żadnych polskich zwyczajów czy tradycji. Jaka była Wasza pierwsza myśl po wylą-dowaniu w Polsce? Mustafa: Pomyślałem sobie: „Co ja tu robię, gdzie ja jestem?”. Byłem trochę podenerwowany, bo nigdy nie byłem za granicą. Samed: Ja też byłem trochę wystraszony, ponieważ nikogo tu n i e z n a ł e m . W pierwszej chwili po wylądowaniu szuka-łem jakiegoś punktu i n f o r m a c y j n e g o w języku angielskim, żeby się dowiedzieć jak się poruszać komunikacją miejską, jak kupić bilety itp. A co Wam się najbardziej spodobało w Polsce? Samed: Mnie się podoba jak funkcjonuje ruch drogowy. W Turcji jest dużo więcej samochodów, ludzie jeżdżą szybciej i bardziej agresywnie. Tutaj jest dużo spokojniej i bezpieczniej, ludzie prze-strzegają przepisów. Naprawdę? Chyba nie widzieliście jesz-cze, co się dzieje na naszych drogach. Mustafa: Nie widziałeś, co się dzieje w Stambule. Na drogach panuje istny chaos. Taki przykład: u nas, gdy światło dla pieszych jest czerwone, a w pobliżu nie jadą samochody, wszyscy przechodzą

SŁYSZAŁEM, ŻE W POLSCE JEST WIELE ŁADNYCH DZIEWCZYN. ZMIENIŁEM ZDANIE – WSZYSTKIE

POLSKIE DZIEWCZYNY SĄ PIĘKNE, NIE MA WYJĄTKÓW!

foto

: ww

w.sim

radio

.pl

Z NASZEGO PODWÓRKA

6

A jakie są typowe tureckie potrawy i jakich przypraw Wam brakuje? Mustafa: W kuchni tureckiej prawie każ-de danie zawiera ostrą paprykę, której póki co nie udało nam się tutaj znaleźć. Poza tym u nas często używa się mięty. Nie mogliśmy znaleźć świeżej, ale kupili-śmy sproszkowaną. W tureckiej kuchni bardzo popularny jest sos pomidorowy. Z Turcją przede wszystkim kojarzy się kebab, ale to nie wszystko. Mamy na przykład coś w rodzaju waszych piero-

gów. Nazywają się „manti”. Właściwie niczym się nie różnią od polskich poza rozmiarem. Są mniej więcej wielkości tortellini. Takie „nanopierogi”. Faszeruje się je masą z ziemniaków, sera i cebuli i polewa się je sosem jogurtowym. W naszym mieście, w Kayseri, każda kobieta musi umieć utrzymać 40 piero-gów manti na jednej łyżce. A jeśli nie umie, to znaczy, że nie nadaje się na żonę? Samed i Mustafa: Dokładnie! Samed: Pewnie słyszałeś też o tureckiej kawie. Mamy ją tutaj ze sobą, ale nie mo-żemy jej przyrządzić, bo nie mamy spe-cjalnego tygielka, w którym się ją gotuje. Mam w pokoju coffee maker, to nie wystarczy? Samed: Nie, to musi być taki specjalny tygiel. Nazywamy to „cezve”. Mustafa: Ale kuchnia Polska też nam smakuje. Co prawda ze względów religij-nych nie możemy jeść wieprzowiny, ale poza tym wszystko, co do tej pory jedli-śmy, nam smakowało. A co do tej pory jedliście? Samed: Raz w restauracji zamówiliśmy pierogi ruskie – były naprawdę dobre! I piliśmy też kwas chlebowy. Jak dla mnie smakował trochę dziwnie. Opowiedzcie coś o swoim regionie. Mustafa: Nasze miasto leży u stóp dru-

giego najwyższego szczytu w Turcji. Ma około 2000 lat. Nazywa się Kayseri i leży w najbogatszym re-gionie Turcji. Histo-rycznie przechodziły przez nie dwa szlaki: jedwabny oraz szlak, którym do Europy wędrowały ze wscho-du przyprawy. To przyczyniło się do rozkwitu tych terenów. Z racji swojego bogactwa Kayseri musiało być dobrze

chronione. Jest więc otoczone przez trzy war-stwy murów: pierwsza otacza skarbiec, druga centrum, trzecia całe miasto. Samed: Kayseri leży w Kapadocji, starożytnej krai-nie w Azji Mniej-szej. Dawniej ludzie żyjący tutaj drążyli tune-le i mieszkali w skałach wulka-nicznych. Jest tu

mnóstwo takich pozostałości, całe miasta wykute w skałach. Kiedyś mieszkali tutaj chrześcijanie, więc są też kościoły. Teraz jest to region turystyczny. Jakie miejsca w Turcji polecili-byście do zwie-dzenia? Mustafa: To zale-ży jak chcesz wy-poczywać. Jeżeli chcesz się zapo-znać z kulturą, architekturą, pole-camy właśnie Kapadocję. Poza tym są jeszcze inne ciekawe re-giony, szczególnie dla chrześcijan: Fry-gia, Efez. Jeśli lubisz aktywny wypoczy-nek, polecamy nasze Kayserie, gdzie jak wcześniej mówiliśmy znajduje się jedna z najwyższych gór w Turcji. Także wielu ludzi zwyczajnie spędza urlop nad Mo-rzem Śródziemnym na plaży. Jak Wam się podoba w naszej szkole? Mustafa: W naszej uczelni uczymy się bardziej pod kątem teoretycznym. Tutaj większy nacisk kładzie się na praktykę, co uważam, że jest dużo lepsze i daje nam większe możliwości. Samed: Zacznę od tego, co mi się nie po-

doba. Jesteśmy bardzo daleko od cen-trum, a autobus jeździ raz na godzinę. Na

Erasmusa jedzie się głównie po to, żeby pozwiedzać, zobaczyć inną kulturę. My niestety mamy ograniczone możliwości zwiedzania. Za to bardzo mi się podoba kampus akademicki. Jest bar-dzo ładny i co najważniejsze, leży nad wodą. Mustafa: Właśnie. Nasze miasto leży na terenach pustynnych, najbliższe jezioro znajduje się w odległości 400 kilometrów. A tutaj mamy wodę na wyciągnięcie ręki. Czy macie tutaj jakieś problemy z prak-tykowaniem swojej religii? Mustafa: Tak. Co tydzień powinniśmy chodzić na modlitwę do meczetu, które-go tutaj nie ma. Samed: Mamy też obowiązek modlić się pięć razy dziennie o określonych godzi-nach. Ale nie jesteśmy tak bardzo religij-ni. W Turcji ludzie nie praktykują tak mocno jak w innych krajach islamskich. Każdy z nas się modli, ale raczej w du-chu.

Czy zamierzacie ponownie odwiedzić Polskę? Samed i Mustafa: Tak, jeżeli tylko bę-dziemy mieli okazję. Mustafa: Jeżeli będę miał okazję jeszcze gdzieś wyjechać na studia, to pewnie pojadę gdzie indziej, żeby zdobyć nowe doświadczenie. Ale chętnie przyjadę tu jeszcze raz w celach turystycznych.

U NAS PANUJE PRZEKONANIE, ŻE EUROPEJCZYCY TO ZAMKNIĘCI NA INNYCH INDYWIDUALIŚCI, ZATEM SPOTKAŁO MNIE PRAWDZIWE ZASKOCZENIE, BO

POLACY SĄ TAK SAMO PRZYJAŹNI I OTWARCI JAK TURCY!

foto

: w

ww

.sim

rad

io.p

l

RUCH OBRONY ŻYCIA ZNOWU W AKCJI

Po pewnym czasie zastoju ROŻ ruszył pełną parą. Spotkania edukacyjne, akcje modlitewne, a miesiąc temu nawet tańce integracyjne – oto nasze dzieła.

W marcu

w ROŻ rozpoczęły

się reformy. Spot-

kania odbywają się

co dwa tygodnie,

gdzie po krótkiej modlitwie słuchamy

prezentacji związanych z tematyką pro-

life. Gdyby członkowie ROŻ nie

Z NASZEGO PODWÓRKA

7

Dominik Cwikła

uzupełniali systematycznie swojej wie-

dzy w zakresie pro-life, wyszłaby farsa.

Ponadto w tym miesiącu wznowiona

została akcja „Nie śpię, bo bronię życia“.

Nawiązująca do tytułu artykułu

w pewnym tabloidzie inicjatywa polega

na odmawianiu różańca w każdy piątek

o godzinie 23:00 w kaplicy.

W zes-

złym miesiącu

udało się nam

zorganizować na

uczelni coś, czego

na WSKSiM nie

było nigdy – tańce

integracyjne. Co

prawda chłód

trochę zniechęcał,

jednak osoby,

które przyszły,

były już po kilku

minutach roz-

grzane, zmęczo-

ne i radosne.

W tym

roku akademi-

ckim chcemy w

końcu wyjść na

miasto. Wraz

z Fundacją Pro-

Prawo do Życia chcemy włączyć się

w pikietę antyaborcyjną na mieście. Pona-

dto już teraz działa Audycja Ruchu Ob-

rony Życia w Radiu SIM, której można

słuchać w każdy czwartek o godzinie

20:00.

Ruch Obrony Życia wraca do

gry. Działajcie z nami.

Więcej o Ruchu Obrony Życia

w WSKSiM znajdziesz na:

https://www.facebook.com/rozwsksim

Wszyst-

ko zaczęło się

niewinnie. Jak

wiadomo, w nas-

zej społeczności

akademickiej każdy każdego zna, a jeżeli

nie zna, to chociażby o nim słyszał. Tak

też było z nami. Każdy wiedział, że Kari

(Karolina Babik, ówczesna studentka

Dziennikarstwa, już absolwentka) śpie-

wa, Sebastian Urbaś gra na

pianinie (na akordeonie jes-

zcze lepiej, ale sami się prze-

konacie), a Janek wymiata na

gitarze. Poznaliśmy się

wszyscy bliżej podczas prób

na Noc Muzyczną, pod

kierownictwem jej orga-

nizatora - Stanisława Mąki.

Spotkaliśmy się więc na

strychu, w Akademickim

Studiu Nagrań i z marszu

zaczęliśmy próbę, tak

naprawdę do końca nie wie-

dząc, z kim będziemy współt-

worzyć. Tak się zaczęło. Tam

poznałem małą, rudą Kari,

WSKSIM MUSIC STORY

Młodzi, gniewni, w skórę odziani - taką etykietkę przypina się rockmanom. Czy słusznie? O nowym zespole rockowym, powstałym w murach Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i

Medialnej w Toruniu opowie jego perkusista - ja - Marcin Szczęsny.

Marcin Szczęsny

wśród potu, łez i kłótni poznaliśmy się.

Przygotowaliśmy wspólnie kilka

coverow, oczywiście niepowtarzalnych.

Każdy z członków zespołu ma inny cha-

rakter, inny styl, więc i wykonywane

repertuary były ciekawe, bo każdy z nas

wnosił do utworów coś nowego.

Zostałem poproszony o wzięcie

udziału w tegorocznych Dniach Kultury

Języka w naszej uczelni, pod kierow-

nictwem pani mgr Kopeć.

Kiedy przybyłem na spot-

kanie organizacyjne oka-

zało się, że będziemy

działać w starym składzie

(towarzyszyła nam Domi-

nika Dąbrowska - stu-

dentka informatyki, która

wspierała nas linią

basową). Tym razem

graliśmy mocne, rockowe

rytmy - jak się okazało -

styl, który każdy z nas

kochał. To był nasz

wspólny mianownik.

Postanowiliśmy więc

założyć rockowy band -

która miała śpiewać. Szczerze powie-

dziawszy, miałem obawy co do jej nie-

wielkiej postury, a głośności instru-

mentów- zwłaszcza perkusji. Okazało się,

że nic bardziej mylnego. Mimo małych

gabarytów miała naprawdę mocny głos.

Sebastian Urbaś, z którym jestem w gru-

pie zajęciowej, okazał się świetnym pia-

nistą i akordeonistą, a Janek Puchalski

grał na gitarze naprawdę nieźle. Tak oto, fo

to: w

ww

.dzieck

o.n

iania.p

l

8

Z NASZEGO PODWÓRKA

No Name. Mimo iż przez wakacje nie

ćwiczyliśmy, ponieważ każdy z nas

mieszka w innej części Polski, wraz z

rozpoczęciem roku akademickiego reak-

tywujemy nasz zespół.

Ten artykuł nie powstał w celu

pięknego i barwnego opisu naszego

dzieła, lecz po to, byś może Ty, drogi

czytelniku, odkrył, że również chciałbyś

być twórcą muzycznym, coś tworzyć

i pokazać swój talent publiczności.

Chcemy powiększyć nasz zespół o nowe

instrumenty, barwne głosy i wspaniałe

pomysły, więc jeśli jesteś uzdolnionym

gitarzystą, basistą, flecistą lub grasz na

skrzypcach czy innym instrumencie -

skontaktuj się z nami.

N a s z z e s p ó l ł a m i e

wszechobecne stereotypy, dotyczące

mocnych brzmień czy artystów, którzy je

wykonują. Dzięki uprzejmości władz

uczelni mogliśmy korzystać z sal,

w których organizowaliśmy nocne próby

i przechowywaliśmy sprzęty, ale przede

wszystkim poznaliśmy się i stworzyliśmy

cos naprawdę pięknego.

CZESKI FILM, CZYLI PRAKTYKI W PRADZE Gdy ktoś mi powiedział rok temu, że spędzę trzy miesiące w Pradze jako praktykant w fir-

mie zajmującej się produkcją filmów i rekwizytów historycznych - z pewnością zadławiłbym się ze śmiechu. Jednak nikt mi nic takiego nie powiedział, więc bez uszczerbku na zdrowiu, dokładnie trzeciego czerwca wyjechałem wraz z piątką studentów WSKSiM z Torunia do

Pragi.

Na miejscu

byliśmy około go-

dziny 23.00. Nasza

nowa szefowa, energiczna Lindsay

z USA, nie mogła sobie odpuścić powita-

nia i po zaledwie chwili na zostawienie

bagaży wyszliśmy na oględziny okolic.

Podczas tego spotkania opowiedzieliśmy

o naszych zainteresowaniach i dowie-

dzieliśmy się jak mniej więcej wyglądać

będzie nasza praca. Następne trzy miesią-

ce były dla nas pełne niespodzianek -

w końcu nie da się przewidzieć nieprze-

widywalnego!

Początkowo pracowaliśmy we

własnym i dość specyficznym biurze -

znajdował się tam długi stół, najprawdo-

podobniej użyty w filmie „Liga niezwy-

kłych dżentelmenów”, jednak tej infor-

macji jakoś specjalnie nie potwierdzali-

śmy. Najciekawszym elementem w całym

pomieszczeniu były średniowieczne

zbroje ciągnące się wzdłuż każdej ze

ścian. Były to jednak zbroje przeznaczone

tylko na wystawę lub sprzedaż - niektóre

z nich zostały już sprzedane, ale nikt ich

jeszcze nie odebrał. Prawdziwe skarby

kryły pozostałe budynki, w których znaj-

dowały się magazyny pełne kostiumów,

broni i różnego rodzaju innych rekwizy-

Mariusz Wilkosz

tów. Na zewnątrz stały nawet dwie kata-

pulty, aczkolwiek nie udało mi się żadnej

z nich uruchomić.

D o ś ć

o samym miejscu,

pora skupić się na

tym jak naprawdę

wyglądają praktyki

w Pradze. Niestety,

muszę pominąć

opowieści o zwie-

dzaniu tej jakże

urokliwej stolicy

naszych południo-

wych sąsiadów,

gdyż mógłbym na

ten temat napisać

kolejny artykuł...

Lub dwa! Zakłada-

jąc, że ktoś przebrnie przynajmniej przez

ten...

Właściwie już na samym począt-

ku trafiliśmy na swoją najnudniejszą ro-

botę, która ciągnęła się do końca praktyk,

z przerwami oczywiście na te bardziej

ciekawe rzeczy. Ale wszystko po kolei.

Chodzi o tworzenie tzw. bazy danych

kontaktów wszystkich firm i ludzi z całe-

go świata, związanych w jakiś sposób ze

światem filmografii. Byli to dystrybuto-

rzy, produ-

cenci, różnego

rodzaju stacje

n a d a w c z e ,

a nawet osoby

o d p o w i e -

dzialne za

z r z e s z e n i a

czy festiwale

filmowe. Ni-

by takie nic,

chociaż już

w czasie na-

szego pobytu dowiedzieliśmy się, że

Three Brothers Production - firma w któ-

rej odbywaliśmy praktyki, dzięki naszej

liście sprzedała jeden ze swoich filmów.

Prowizji oczywiście nie dostaliśmy, no

chyba, że liczyć jakiś dzień wolny.

Kilka tygodni żmudnej roboty

i zaczęło się dziać - nasz pierwszy plan

filmowy. Rozpoczęliśmy projekt „Za ku-

lisami” dla produkcji Czeskiej Telewizji

pt. „Jan Hus”. Długo jednak to nie trwało,

gdyż Czeska Telewizja stwierdziła, że

jednak taki projekt nie jest im potrzebny.

No cóż, było minęło. Kolejna okazja do

podszkolenia się w umiejętnościach ope-

ratorskich czy montażowych pojawiła się

dość szybko - była to konferencja związa-

na z rozwojem młodych firm produkują-

cych aplikacje. Niektóre były tak niemą-

dre, że nikt by nie wpadł na taki pomysł!

No ale cóż, my tam tylko nagrywaliśmy...

Konferencja jak konferencja, trwa jeden

dzień, nic ciekawego poza darmowym

jedzeniem.

Wraz z przebiegiem praktyk

pojawiało się jeszcze kilka okazji do po-

kazania się na planie filmowym, popraco-

waniu jako tzw. runner czy operator.

foto

: ww

wcash

-and

ra.blo

gsp

ot.co

m

foto

: M

agd

alen

a R

ząd

Z NASZEGO PODWÓRKA Zdecydowanie najgorsze były produkcje

czeskojęzyczne, chociaż gdy ekipa zaczy-

nała mówić po angielsku to wiedzieli-

śmy, że mówią do nas. Głównie były to

wyjazdy na nagrywanie różnego rodzaju

reklam. Raz dzięki temu wylądowaliśmy

na granicy z Austrią... Szkoda, że bilety

do Wiednia kosztowały prawie tyle, co

bilety do Polski. W tzw. międzyczasie

wzięliśmy udział w Międzynarodowym

Festiwalu Filmowym w Karlovych Va-

rach, jednak było tam znacznie więcej

rozrywki niż pracy.

Ostatni, najgłośniejszy, najcie-

kawszy i najdłużej oczekiwany (ktoś

mnie zje za te naj) plan filmowy, to racz-

kujący serial Sci-Fi, który ma początkowo

uderzać w rynek USA. Nieskromnie

przyznam, że dostałem tam nawet wła-

sny projekt „Za kulisami”. Tym razem

jednak miałem go sam wyreżyserować,

nagrać i zmontować. O ostatniej opcji

dowiedziałem się w zasadzie pod koniec

- po nagraniu ponad 100gb materiału! No

cóż, kto pod kim dołki kopie...

9

Praktyki jak to praktyki - zawsze znajdzie

się coś nudnego. Ale zdecydowaną więk-

szość czasu spędziliśmy niesamowicie!

Poznaliśmy ludzi pochodzących z całego

świata. Odmienność kultur i języków

wcale nie była barierą, nie tworzyła żad-

nych problemów. Wręcz przeciwnie -

wszyscy są życzliwi! Sama Praga to

wspaniałe miasto, w zasadzie nie do-

tknięte wojną, więc idąc przez centrum

można oglądać budynki pochodzące

z kolejnych epok.

Setki godzin spędzone w pracy

pomogły nam zrozumieć jak działa rynek

i plan filmowy. Atmosfera w pracy sprzy-

jała rozwojowi. Nauczyliśmy się bardzo

dużo, jeżeli chodzi o sprawy techniczne,

ale także podszkoliliśmy naszą umiejęt-

ność posługiwania się językiem angiel-

skim. Osobiście nie żałuję wakacji po-

święconych na pracę i naukę, chociaż

z natury jestem leniwy. Więc jeżeli, drogi

czytelniku, dostaniesz kiedyś propozycję

wyjazdu do Three Brothers, nie zastana-

wiaj się - korzystaj, póki jest jeszcze do

tego okazja.

foto: Magdalena Rząd

A JUMP OF 2.130 KILOMETERS AS ERASMUS

It is difficult to get to a new country. It is hard not to understand a new language. It is com-plicated to learn to use a new currency. And however, when these difficulties are together can

become the best experience of your life.

My name

is Sandra Cavia,

I am from Spain

and I arrived to

Torun two months

ago to study Journalism with Erasmus

Program. Since then, each day has been

a new adventure for me. I chose WSKSiM

as the scene of my Erasmus because it

gives me the opportunity to take lessons

in English, because Poland is a complete-

Sandra Cavia

ly new country for me and because this

city on the banks of the River Wisła is

precious and incomparable.

In addition, I am not alone in this project.

There are three Erasmus more in

WSKSiM this year: Manuel, another boy

from Spain who is doing practices of

Journalism, and Samed and Mustafad,

two boys from Turkey, who study Infor-

matics.

People told me that the first

month is the

most hard.

I do not

agree. I am

very happy

to be meet-

ing new peo-

ple every

day, to be

learning

some words

in Polish, to

be living this

amazing

experience

which sur-

prise me in

each moment. I want to enjoy nine

months more this adventure before I sick-

en for Spain or for León, my Spanish city

which is 2.130 kilometers far to Torun.

WSKSiM has received to us with the arms

opened. Our mentors help us always that

we have got any question. Students are

very friendly with us although we are the

strange foreign students from Erasmus

Program. In any case, all here is a new

experience to live.

In these days I have understood

that Erasmus is not only to go to another

country to have a different academic

year. Erasmus is much more. This Euro-

pean Project makes that you grow up as

person: it gives you the possibility learn-

ing cultures, languages and point of

views very different and of course, with

Erasmus you can meet amazing people

who will be friends forever.

I think I speak for all Erasmus

students of WSKSiM when I thank the

University for giving us this opportunity.

We will take each day in Poland as the

best experience of our lives, a unique and

unforgettable adventure.

Dziękuję bardzo!

foto

: ww

w.w

sksim

.edu

.pl

FOTOGRAF W OBIEKTYWIE

Z NASZEGO PODWÓRKA

10

- z Mateuszem Rzewuskim, fotografem, laureatem wielu nagród w dzie-

dzinie fotografii, rozmawiają Karolina Piwowarska i Maciej Piech.

Jaki jest przepis na dobrego ‘fotografa’? Wystarczy wziąć lustrzankę, zrobić swoim koleżankom kilka sesji zdjęciowych na torach kolejowych lub pośród zboża? A

przede wszystkim – założyć fanpage na facebooku nazwany swoim imieniem i na-zwiskiem z dopiskiem photography? W dobie dzisiejszej technologii każdy może

uczynić z siebie pseudofotografa, jednak czy każdy z nich jest prawdziwym artystą?

Karolina Piwowarska i Maciej Piech

Karolina Piwowarska: Jak rodziło się u Ciebie zamiłowanie do fotografii?

Najpierw dokumentowałem życie codzienne w swojej rodzinie. Z racji tego, że było nas wówczas dwanaścioro, miałem kogo i co fotografować. Na po-czątku robiłem zdjęcia aparatem na kli-szę, a kiedy dostaliśmy w prezencie cy-

frówkę, zacząłem się bardziej interesować fotografią . Zaangażowałem się w działalność Toruńskiej Grupy Fotogra-ficznej, z którą wychodziłem na plenery, spotykałem się z bardziej doświadczony-mi fotografami i od nich czerpałem wie-dzę. Dzięki takim praktykom dowiedzia-łem się jak robić poprawne zdjęcia.

Maciej Piech: Podobno ciężkie jest życie fotografa – jak to stwierdzenie odnosi się do Ciebie?

Życie zawodowego fotografa z pewnością do łatwych nie należy. Taka osoba cały czas jest na służbie. Często kosztem pracy zaniedbuje rodzinę.

Jak na razie fotografię traktuję jako hobby i jest ona dla mnie świetną „odskocznią” od rzeczywistości. Robiąc zdjęcia, odpoczywam. Chodząc z aparatem w różne miejsca, poznaję wie-

lu ciekawych ludzi i ich środo-wiska. Czasem jest to niebez-pieczne, ale jak na razie nie spo-tkało mnie nic złego (mam na-dzieję, że tak zostanie).

Co do tej „ciężkości”, zgadza się – sprzęt trochę waży i niestety trzeba swoje nadźwi-

gać. Całe s z c z ę ś c i e nowe apara-ty są lekkie i swobodnie można je nosić nie przejmując

się problemami z kręgosłupem.

Maciej Piech: Co najbardziej lubisz fotografować?

Uwielbiam fotografię uliczną. Od dłuższego czasu lubię wyłapywać ciekawe sytua-cje z życia miasta. Specjalnie kupiłem sobie mniejszy aparat, który nie rzuca się w oczy i nie straszy ludzi . Repor taż i dokument to kolejne typy foto-grafii, którymi najczęściej się posługuję. Daje mi to wielką swobodę działania, ponieważ dzięki temu mogę nawiązać kontakt z drugim człowiekiem i poznać środowisko, w którym żyje.

Karolina Piwowarska: Co jest potrzebne by zrobić świetne zdjęcie?

Mówi się, że aby stworzyć wyjątkowe uję-cie, trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Jest to pewnego rodzaju zasada, ale nie wszyst-kich ona dotyczy. Nie-zbędna jest doskonała znajomość swojego apa-ratu, a także wiedza teo-retyczna. Bez świadome-go naciśnięcia spustu migawki nie będzie do-brego zdjęcia.

Karolina Piwowarska: Kiedy można nazwać człowieka robiącego

zdjęcia fotografem?

Fotograf przede wszystkim musi świadomie posługiwać się aparatem. Oprócz tego powinien umieć widzieć, a nie tylko patrzeć. Musi też wiedzieć, że zdjęcie nie jest tworem aparatu, lecz oso-by, która myśli nad kadrem i parametrami. Na pytnie, który aparat jest najlepszy, powinien odpowiedzieć, że jest to ten, który obecnie ma się przy so-bie.

Maciej Piech: Robisz sobie selfie?

Chyba jak każdy fotograf wolę być po drugiej stronie obiektywu i obserwować, a nie być osobą obserwo-waną. Podczas podróży często robię zdję-cie swojej nogi z jakimś ciekawym zabyt-kiem, czy widokiem. To jest moja pamiąt-ka mówiąca o tym, że byłem w danym miejscu.

Karolina Piwowarska: Przytrafiła Ci się kiedyś jakaś ciekawa sytuacja podczas robienia zdjęcia?

Zdjęcie Mateusza Rzewuskiego, II miejsce w Ogólnopolskim

Konkursie Fotografii Studenckiej w kategorii Energia spojrzenia

foto

: M

ateu

sz R

zew

usk

i

Z NASZEGO PODWÓRKA

11

Pamiętam jak kiedyś chciałem fotografować nocne życie dworca PKP. Trudno było mi się dogadać z jednym z bezdomnych, bo zarzekał się, że nie mogę robić zdjęć. Kiedy wyciągnąłem odbitki i udowodniłem, że pasjonuję się fotografią i dokumentuję ludzi z margi-nesu społecznego, od razu stałem się przyjacielem i nie miałem problemów ze zrobieniem jakiegokolwiek zdjęcia.

Innym zdarzeniem była sytuacja sprzed trzech lat. W sobotę miałem robić zdjęcia na chrzcinach, a dzień wcześniej doznałem urazu kręgosłupa. Teraz obra-cam to w żart, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Zrobiłem zdjęcia tak, jakby nic się nie stało, a poruszałem się niczym Robocop. Jestem pewien, że ten chrzest zapamiętam do końca życia.

Maciej Piech: Podczas konfliktów zbroj-nych często publikowane są fotografie ofiar. Gdzie według Ciebie jest granica między poświęceniem, by zrobić zdję-cie, a obojętnością na cierpienie innych?

Wszystko zależy od człowieka. Jeden jest bezduszny, inny współczujący. Wydaje mi się, że fotografowie, którzy zdobywają nagrody za swoje materiały z kataklizmów, wojen, czy innych kon-fliktów, często nie mają wpływu na zasta-ną sytuację. Dokumentują więc to, co widzą i dzielą się tym ze światem. Na pewno kierują się mottem Roberta Capy, które brzmi: „jeśli twoje zdjęcia nie są dostatecznie dobre, to znaczy, że nie je-steś dostatecznie blisko”.

Ostatnio rozmawiałem z dziew-czyną reprezentującą agencję Napo Ima-ges. Wspominała mi o swojej wyprawie do Azji, podczas której miała okazję zro-bić zdjęcie życia. Widziała kobietę, która zaczęła rodzić na ulicy. Co ciekawe nie angażowała się w fotografowanie, bo spieszyła się na samolot. Powiedziała, że nie mogłaby żyć z przeświadczeniem, że zrobiła zdjęcie „dla siebie”, nie przejmu-jąc się losem bohaterki.

Karolina Piwowarska: Czym jest projekt „Aniołowie Miasta” i skąd pomysł na jego stworzenie?

„Aniołowie Miasta” to nazwa projektu, na który dostałem w tym roku Stypendium Pre-zydenta Miasta Toru-nia w dziedzinie kultu-ry. Dotyczy on stwo-rzenia serii portretów najstarszych ludzi To-runia. Pomysł na pro-jekt narodził się dość dawno, ale dopiero w tym roku wszystko zostało sprecyzowane. Bardzo lubię foto-grafować starszych ludzi. Cieszę się, że teraz będę miał okazję zaprezentować efekt swojej pracy na indywidualnej wy-stawie.

Maciej Piech: „Aniołowie Miasta” - dla-czego akurat taka nazwa?

Chcę poka-zać, że w Toruniu są takie osoby, które warto przedstawić innym ludziom. Odwiedzając moich bohaterów, uświa-damiam sobie, że każda osoba ma niesamowitą histo-rię, którą warto ukazać poprzez pokazanie choćby samej twarzy boha-tera. Anioł wziął się w nazwie nie tylko ze względu na hi-storie ludzi, ale

również jako nawiązanie do herbu miasta Torunia.

Maciej Piech: Podobno w Twojej pasji bardzo wspiera Cię i pomaga Twoja rodzina?

Zgadza się, to dzię-ki rodzinie mogę ćwiczyć swoje umiejętności praktycz-ne, bo cały czas fotografuję różne osoby. Niedawno s t w i e r d z i ł e m , ż e w dokumentowaniu życia rodzinnego mogą mi pomóc młodsze siostry, mające 9 i 11 lat. Podczas uroczystości czy imprez daję im mały aparat kompaktowy. Oglą-dając efekty ich pracy widzę świetne ujęcia. Muszę przy-znać, że sposób patrzenia małego dziecka często może pozytywnie zaskoczyć doro-słego.

Jeśli chodzi o projekt Aniołowie Miasta, to w jego realizacji pomaga mi mama. Ona przejmuje rolę dziennikarki i rozmawia z bohaterami. Ja w tym czasie trzymam aparat w ręce i czekam na decy-dujący moment. Dzięki takiemu działa-niu powstają spontaniczne zdjęcia, które

pokazują radość starszych

ludzi – tytułowych aniołów.

Karolina Piwowarska: Co radziłbyś oso-bom, które pragną zostać prawdziwymi fotografami?

Sam stale uczę się fotografować i cały czas uważam się za amatora. Gdy-bym jednak miał coś doradzić, to zachę-całbym do zdobywania wiedzy poprzez czytanie książek i artykułów o fotografii. Dużo pomagają wyjazdy na warsztaty, na których można poznać ciekawych ludzi. Oni też czasami pomagają zrozumieć jakieś trudne zagadnienia. Ostatnio sam się przekonuję, że spotkania ze znanymi osobami bardzo motywują do dalszej pracy. Mam nadzieję, że będą z tego cie-kawe efekty.

foto

: M

ateu

sz R

zew

usk

i fo

to: M

ateusz R

zewu

ski „A

nio

łow

ie Miasta”

PROSTO Z OKŁADKI

12

ZAKOCHAJ SIĘ W TORUNIU

Moje pierwsze wrażenie nie było

najlepsze - dzień składania dokumentów

na uczelnię: depresyjna pogoda, ciemne

chmury i lejące się z nieba strugi deszczu.

Czy mogłam wyobrazić sobie gorszy po-

czątek? Taki obrazek bardzo mnie znie-

chęcił. Sytuacja diametralnie się zmieniła,

gdy ponownie przyjechałam tu w paź-

dzierniku na studia – po prostu zakocha-

łam się w Toruniu!

Miejscem, które przede wszyst-

kim przyciągnęło moją uwagę była Sta-

rówka. Pozazdrościć jej może niejedno

polskie miasto. Ratusz, Dwór Artusa,

kamieniczki – wszystko to tworzy niepo-

wtarzalny klimat w gotyckim stylu. To-

ruńskie zabytki wyróżniają się swoją ory-

ginalnością i wysoką klasą zabytkową.

Nie bez przyczyny zostały wpisane na

Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Drugim miejscem, które szczególnie urze-

kło mnie swoim pięknem był Bulwar

Filadelfijski rozciągający się wzdłuż Wi-

sły i charakterystyczne, zdobiące go mo-

sty. Nie ma piękniejszego widoku niż

oświetlony bulwar nocą. To główna wi-

zytówka miasta, widniejąca niemalże na

wszystkich pocztówkach.

Dosyć o zabytkach. Toruń to nie

tylko wspaniałe budowle i monumenty

zapierające dech w piersiach. Jest to rów-

nież miasto licznych atrakcji kultural-

nych, festiwali, koncertów i wystaw. Każ-

Maria Gondek

Toruń – pozornie niewielkie miasto, a ile atrakcji kryje za swymi murami. Choć moja przy-goda z tym miastem zaczęła się stosunkowo niedawno, bo rok temu, to mam wrażenie, jak-

bym mieszkała tu od zawsze. Co sprawia, że czuje się tu jak we własnym domu, mimo że mój rodzinny Dolny Śląsk, odległy jest prawie o 300 km? Powodów jest wiele.

dy znajdzie tu coś dla sie-

bie. Najpopularniejsze wy-

darzenie, znane w skali

międzynarodowej to Bella

Skyway Festival – impreza,

podczas której miasto za-

mienia się w świetlną stoli-

cę Europy. Przyciąga ona

nie tylko turystów z Polski,

ale i zza granicy. Jednakże,

Toruń to przede wszystkim

miasto studenckie, które

tętni życiem 24 godziny na

dobę. O dziwo, niewysokie

ceny i stosunkowo niskie

koszty utrzymania dodat-

kowo zachęcają do studio-

wania w sercu wojewódz-

twa kujawsko-

pomorskiego. Kina, puby,

restauracje, kluby – to istny

raj dla studentów. Życie

towarzyskie kwitnie tu bez

względu na porę dnia czy

nocy.

Kolejną zaletą To-

runia, która mnie ujęła jest

otwartość i uprzejmość jego

mieszkańców. To ludzie

pełni optymizmu i poczucia humoru. Ich

charakterystyczne ‘jo’ jest bez dwóch

zdań specyficzne dla tego regionu. Cóż,

po niedługim czasie pobytu w mieście

szybko zostało dodane do mojego słowni-

ka. Jest to zjawisko powszechne wśród

wielu moich znajomych.

Grzechem byłoby nie wspo-

mnieć o Mikołaju Koperniku i sławnych

piernikach, o ich niepowtarzalnym sma-

ku oraz długiej tradycji. Wszyscy turyści

opuszczają Toruń obładowani reklamów-

kami pełnymi tych słodkich łakoci.

Ostatni rok w Toruniu, był jed-

nym z piękniejszych okresów w moim

życiu. Długo mogłabym jeszcze wychwa-

lać Toruń, jednak

najlepiej na własne

oczy poznać piękno

tego miasta. Nie

siedź przed szkla-

nym ekranem, wyjdź

z czterech ścian,

zbierz znajomych i

udaj się na niepowta-

rzalną przygodę

z Toruniem. W moim

przypadku jest to

wierna miłość do

końca życia. Może i

Ty się w nim zako-

chasz?

foto

: ww

w.to

run

.wk

u.w

p.p

l fo

to:

ww

w.e

-win

iars

ki.

com

13

PROSTO Z OKŁADKI

7 grudnia z pew-

nością będzie jed-

nym z najbardziej

sportowych dni w

Toruniu. To

wszystko za spra-

wą Półmaratonu

Świętych Mikoła-

jów, którego trasa prowadzi przez ulice

grodu Kopernika. Tegoroczna edycja

będzie XII, ale na pewno nie ostatnią.

Powodem tego jest fakt, że Bieg Mikoła-

jów jest bardzo charakterystyczną impre-

zą sportową, która z roku na rok przycią-

ga coraz więcej biegaczy, a także cieszy

się dużym zainteresowaniem mediów.

Wszystko to za sprawą niebanalnego

stroju uczestników oraz niesamowitej

atmosfery, jaka panuje podczas tego wy-

BIEG MIKOŁAJÓW

Rafał Maciąg

darzenia. Ubiegłoroczna edycja, która

zgromadziła na starcie rekordową liczbę -

ponad 4000 uczestników - była wyjątko-

wa ze względu na miejsce startu biegu,

który odbył się na nowo otwartym mo-

ście im. gen. Elżbiety Zawackiej. Warto

zaznaczyć, że XI edy-

cja półmaratonu zo-

stała nagrodzona

biegowym wydarze-

niem roku podczas

prestiżowego Festi-

walu Biegowego

w Krynicy – Zdroju.

W tym roku organi-

zatorzy z pewnością

liczą na rekord fre-

kwencji, dlatego nie

zwlekaj – zaproś zna-

jomych i do dzieła! Nie liczy się wynik,

ale ruch i świetna zabawa.

Więcej informacji na temat biegu

można znaleźć na oficjalnej stronie

internetowej www.biegmikolajow.pl

foto

: w

ww

.po

lsk

abie

ga.

spo

rt.p

l

GENERAŁ TEGO MIASTA

Krystian Majewski

Na trasie autobusu nr 18, czyli ulubionego autobusu studentów WSKSIM, jest wyjątkowe miejsce – mieszkanie Elżbiety Zawackiej ps. „Zo”. To wyjątkowe, że akurat pomiędzy kam-pusem akademickim a Domem Słowa mieszkała bohaterka, generał tego miasta, która tak

pięknie wpisała się w historię naszego narodu.

Urodziła się w 1909 roku, w całkowicie zgermanizowanym Toruniu. Tata Elżbie-ty Zawackiej, urzędnik państwowy, był

zmuszony posługiwać się w domu językiem niemiec-kim i „Zo” do momentu od-zyskania przez Polskę nie-podległości nie potrafiła mó-wić po polsku. Po przyjeź-dzie gen. Hallera do Torunia, wszystko się zmieniło. Elż-bieta Zawacka, już w wolnej Polsce, poszła do żeńskiego gimnazjum, a następnie na studia, by ukończyć matema-tykę. W trakcie studiów związała się z Organizacją Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju, przemiano-waną następnie na Przysto-sowania Wojskowe Kobiet. W późniejszych latach swoje-go życia Elżbieta Zawacka zaznaczyła, że wstąpienie do PWK było przełomowym momentem jej życia.

OKUPACJA

Wojna zastała ją na Śląsku, gdzie była nauczycielką ma-tematyki. We wrześniu 1939r. powołana do Kobiece-

go Batalionu Pomocniczej Służby Wojsko-wej, walczyła w obronie Lwowa. Po prze-granej natychmiast wstąpiła do organiza-cji podziemnej, gdzie doskonała znajo-mość języka niemieckiego sprawiła, że została przyłączona do wydziału łączno-ści z zagranicą. Była odpowiedzialna za kontakty Berlina z Warszawą. Granice przekraczała nie mniej niż sto razy, nigdy nie jeździła głównymi trasami, żeby nie zostać zdekonspirowaną. Zajmowała się przede wszystkim przewozem meldun-ków, informacji i gotówki przez granice. Londyn wysyłał pieniądze dla Armii Kra-jowej do banków w Sztokholmie. Ze Sztokholmu trafiały one do Berlina, a z Berlina „Zo” szmuglowała gotówkę przez granicę. W roku 1943 Elżbieta Za-wacka wyruszyła w swoją najważniejszą misję. Przez Niemcy, Francję, Andorę, Hiszpanię i Gibraltar miała dotrzeć do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Elżbieta Zawacka miała przede wszyst-kim prosić o prawne usystematyzowanie pozycji kobiet w Wojsku Polskim. Po wykonaniu zadania Elżbieta wraz z odziałem cichociemnych wróciła do kraju, po czym została przeniesiona do Wojskowej Służby Kobiet i w tej formacji brała udział w Powstaniu Warszawskim. W roku 1946 zakończyła działalność kon-spiracyjną.

foto

: ww

w.w

pro

st.pl

14

OKRES POWOJENNY

Polska Rzeczpospolita Ludowa potrakto-wała Elżbietę Zawacką na równi z pospo-litymi przestępcami i ludowy sąd skazał ją na dziesięć lat więzienia. Ostatecznie wypuszczona po czterech latach nie pod-dała się i postanowiła rozpocząć karierę naukową. Zatrudniła się jako nauczyciel-ka matematyki, nie zaniedbując jednocze-nie własnego rozwoju. W roku 1965 uzy-skała tytuł doktora nauk humanistycz-nych na Uniwersytecie Gdańskim, a na-stępnie w 1972 roku habilitacje. Elżbieta Zawacka wyspecjalizowała się w kształ-ceniu dorosłych i założyła pierwszą w Polsce katedrę Andragogiki, która na

skutek represji została zamknięta w roku 1978. Po tym wydarzeniu Elżbieta Za-wacka przeszła na emeryturę i całkowicie oddała się pracy społecznej. Gdy miała trochę więcej wolnego czasu gromadziła informacje o Armii Krajowej, szczególnie o kobietach w strukturach państwa pod-ziemnego. Ufundowała Pomnik Wojsko-wej Służby Kobiet. Pani profesor Elżbieta Zawacka w roku 2006 została awansowa-na do stopnia generała brygady przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dwu-krotnie odznaczona Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy i pięciokrotnie Krzyżem Walecznych. Dziś przypomina nam, co to znaczy być Polakiem.

foto

: w

ww

.ku

jaw

sko

po

mo

rsk

ie.n

asze

mia

sto

.pl

PROSTO Z OKŁADKI

ZNANI I NIEZNANI Z ULIC

Kamil Kwiatek

Sienkiewiczom, Mickiewiczom i Piłsudskim, zabrakłoby rąk, gdyby mieli zliczyć ulice, po-mniki czy place poświęcone właśnie im. Ich znamy wszyscy, ale są też tacy, których zupełnie nie znamy. Odrobina ciekawości i chęci pozwala poznać bohaterów z mniej sławnym nazwi-

skiem, ale równie wielkich. Toruń też takich ma!

Kiedy uczęszczałem do Szkoły

Podstawowej nr 32 w Białymstoku, o jej

patronie Henryku Dobrzańskim ps.

„Hubal” wiedziałem niewiele, a to z po-

wodu młodego wieku, a zarazem z bra-

ku zainteresowania. W Toruniu na stu-

diach przez blisko rok mieszkałem na

ulicy imienia Juliana Fałata, nie wiedząc

nic o jego Modlącym się starcu. Zapoznając

się z biografią toruńskiej rodziny Szu-

man, zastanawiam się, ile osób nieświa-

domie mija liczne toruńskie placówki,

noszące imię Wandy Szuman.

Mówiąc o cieszącej się wielką

sławą i szacunkiem rodzinie Szuman,

można użyć przysłowia: „Czym skorup-

ka za młodu nasiąknie, tym na starość

trąci”, co będzie odpowiadać wartościom,

jakim hołdował ojciec Wandy, znany to-

ruński lekarz i działacz społeczny – Leon

Szuman. Miłość do Boga, Ojczyzny oraz

służba człowiekowi kierowały działa-

niem młodej Wandy, która już w czasie

I wojny światowej, pomagała jej ofiarom,

bezdomnym, realizowała również opiekę

nad sierotami pochodzącymi z miejsc

działań wojennych. Kilka lat później zało-

ży towarzystwo oferujące pomoc siero-

tom. Wraz z bratem, ks. Henrykiem, zor-

ganizowała pierwsze kolonie letnie wPol-

sce. W czasach międzywojennych Wanda

Szuman została współzałożycielką Pol-

skiego Czerwonego Krzyża w Toruniu.

Po zakończeniu studiów pedagogicznych

w Warszawie kierowała Katolickim Semi-

narium dla Wychowawczyń Przedszkoli

w Poznaniu. Prowadziła badania nad

rozwojem dzieci żyjących w różnych śro-

dowiskach, m.in. w rodzinie zastępczej

czy zakładzie opiekuńczym. Po II wojnie

światowej, wróciła do Torunia, gdzie

w domu rodzinnym zorganizowała Li-

PROSTO Z OKŁADKI

15

ceum Wychowawczyń Przedszkoli, któ-

rego była dyrektorką. W 1961 roku

w Bydgoszczy powstała pierwsza w Pol-

sce Poradnia dla Rodziców Dzieci Niewi-

domych, którą otworzyła Wanda Szu-

man. Miała duży wpływ na aktywizację

osób z niepełnosprawnością – głównie

niewidomych, w dziedzinie twórczości.

Kilku najaktywniejszych niepełnospraw-

nych artystów – podopiecznych Wandy

Szuman, zostało stypendystami Między-

narodowego Związku Malujących Usta-

mi i Nogami w Vaduz, w Lichtensteinie.

Za swoje zasługi na rzecz osób wymaga-

jących pomocy otrzymała tytuł Honoro-

wej Obywatelki Miasta Torunia, a także

Medal Papieski „Pro Ecclesia et Pontifi-

ce”, Order Uśmiechu oraz inne liczne

odznaczenia i wyróżnienia.

Wanda Szuman przeżyła dwie

wojny światowe i komunizm, który nie

czynił łatwym życia w Polsce Ludowej.

Urodzona w Toruniu 3 kwietnia 1890

roku, zmarła 1 grudnia 1994. Jest dosko-

nałym przykładem osoby,

która swoje życie poświęciła

drugiemu człowiekowi. Dzięki

niej wiele osób znalazło siły

i pomoc przy opiece nad oso-

bami niepełnosprawnymi. Jej

myśl pedagogiczna, pomoc,

pobudzanie do aktywności

i czynnego życia osób niepeł-

nosprawnych spotkała się

z uznaniem najwybitniejszych

polskich pedagogów specjal-

nych.

Żyjąc w czasach ogól-

nego dostępu do informacji,

jadąc metrem czy busem, idąc

piechotą czy stojąc na przy-

stanku, historia staje przed

nami na wyciągnięcie ręki.

Dzięki naszym smartphonom

żaden bohater z tabliczek ulic,

placów czy pomników, nie

będzie dłużej anonimowy.

Jeżeli tylko tego chcesz.

foto

: w

ww

.pm

1to

run

.bli

zej.i

nfo

15. Może być sportowy, muzyczny bądź technologiczny?

16. Może być dokumentalny bądź fabularny?

17. Stolica Francji?

HASŁO: __________________________________ ODGADŁEŚ HASŁO? NAPISZ DO NAS: [email protected]

1. Np. Warszawa, Bydgoszcz, Poznań?

2. ….. i sprawiedliwość, partia polityczna

z Jarosławem Kaczyńskim?

3. Może być weselny, pogrzebowy lub nie-

podległości?

4. W tym miesiącu jest wspomnienie wszyst-

kich Świętych i Święto Odzyskania Nie-

podległości przez Polskę?

5. ……….. Białystok, klub piłkarski wystę-

pujący w polskiej Ekstraklasie?

6. Państwo z Madrytem, Barceloną czy Se-

willą?

7. Np. Maryja, KAI, czy Fiat?

8. Jedno z imion Bacha, niemieckiego kom-

pozytora?

9. Imię Paganiniego, włoskiego kompozyto-

ra?

10. Imię Kopernika oraz Krawczyka?

11. Osoba, która zawodowo zaszyfrowuje

i odkodowuje?

12. Co oznacza O w skrócie ROŻ?

13. Nazwisko pierwszego człowieka w prze-

strzeni kosmicznej?

14. Kontynent z Polską?

Rafał Żochowski

STUDENCKA ŁAMIGŁÓWKA

TO NAS DOTYCZY

16

RĘKA CÓRKI NA SPRZEDAŻ

Mateusz Piędel

W niektórych krajach globu ziemskiego, słowo "małżeństwo" nie jest wcale tak sielanko-wym i cukierkowym określeniem jak u nas. Często oznacza ono koniec dzieciństwa dla wielu zbyt młodych na ten krok dziewcząt i przejęcie przez nie ciężkich obowiązków żon i gospo-

dyń domowych. Jest wiele krajów, w których za mąż wydawane są niepełnoletnie dziewczyny.

Według Międzynarodowego

Centrum Badań nad Kobietami jedna

trzecia dziewcząt świata wychodzi za

mąż przed 18 rokiem życia, zaś 1 na 9

wychodzi za mąż przed ukończeniem 15

lat. Oto przykłady niektórych z nich.

Do niedawna w Turcji, legalny

związek małżeński mógł zawrzeć 18-letni

mężczyzna z 14-letnią dziewczynką.

Przepis ten został jednak zmieniony,

a wiek panny młodej podwyższony do 17

roku życia. To i tak nie przeszkadza ro-

dzicom w sprytnym omijaniu tych naka-

zów oraz w swataniu swoich małoletnich

córek z dorosłymi chłopcami. Niektórzy

z nich zmieniają daty urodzenia swoich

córek, tak by w dokumencie wyglądało,

iż osiągnęła ona wymagany wiek do za-

warcia związku małżeńskiego. Aranżo-

wanie przez rodziców małżeństw swoich

dzieci w tym kraju to norma. Kierują nimi

często chęci polepszenia bytu materialne-

go swojego rodu.

W Nigerii aż 75% dziewcząt

wychodzi za mąż przed ukończeniem 18.

roku życia. Rodzice sprzedają swoje cór-

ki, aby móc spłacić długi, bądź uzyskać

obywatelstwo. Prawo im tego nie zabra-

nia. Wręcz przeciwnie - zezwala na za-

wieranie związku małżeńskiego już z 15-

letnią dziewczyną.

W Ugandzie mężczyzna, który

chce się ożenić musi wnieść do domu

swojej "wybranki" odpowiednie wiano.

Stało się to niestety rodzajem biznesu.

Rodzice zmuszają niejednokrotnie swoje

14-letnie córeczki do odejścia z "panem,

który za nią zapłacił" - jak sami mówią -

i usługiwania mu. Wmawiają im przy

tym, że ma ona kochać swoich rodziców,

jego rodziców, lecz najbardziej jego same-

go, gdyż to on wydał na nią pieniądze,

bądź inne podarunki, by móc ją... kupić.

Z pewnością nie ma tu mowy o miłości.

To najzwyklejszy w świecie biznes. Nie-

ważne czy kobieta jest dobrze traktowana

czy nie. Kiedy zdarzy się, że jest bita

i ucieka z domu męża do swoich rodzi-

ców, często odsyłają ją z powrotem do

niego, gdyż w takich sytuacjach obowią-

zek nakazuje rodzicom panny młodej

zwrócenie wiana, a często ich po prostu

na to nie stać.

Ludzkie pojęcie przechodzi hi-

storia Rajani - 5-letniej mieszkanki radża-

stańskiej wioski w Indiach, opisana przez

miesięcznik National Geographic. Wraz

ze swoimi ciotka-

mi (15-letnią Rad-

hą i 13-letnią Gorą)

zostaje wydana za

mąż za zupełnie

obcego sobie... 10-

latka z innej wio-

ski. Wszystko

ukartowane jest

w tajemnicy przez

dziadka dziew-

czynki, gdyż pra-

wo indyjskie za-

brania wychodze-

nia za mąż przed

ukończeniem 18.

roku życia. Nikt jednak na to nie zważa,

gdy w rolę wchodzi zawarcie pewnego

rodzaju umowy i sojuszu pomiędzy dwo-

ma rodzinami. Nikt nie pyta wówczas

o zgodę dzieci. Rajani przesypia całą ce-

remonię zaślubin. Całe szczęście, że zaraz

po niej nie musi przeprowadzać się do

domu swego męża. Uczyni to dopiero po

zakończonym okresie dojrzewania. Póki

co zostaje w swoim rodzinnym domu.

To tylko niektóre z przykładów

państw, gdzie "moda" na zawieranie mał-

żeństw w młodym wieku jest obecna. Jest

ich dużo więcej, lecz w każdym z tych

miejsc, zasada oraz cel tego są podobne.

Zastanowić nas powinno to, dlaczego

rodzice tych dzieci krzywdzą je w taki

sposób. Czy jest to wyłącznie efekt kultu-

ry i tradycji tych krajów, czy kryje się za

tym coś innego, np. interes osób wywo-

dzących się z bogatszych warstw społecz-

nych, które mogą sobie pozwolić na

wszystko, nawet na tak "drobną" za-

chciankę, jaką jest młodociana żona.

foto

: w

ww

.ww

w.f

aceb

oo

k.c

om

/S

crea

mS

iren

s fo

to: w

ww

.ww

w.p

lano

wan

iewesela.p

l

TO NAS DOTYCZY

17

PRAWO DO ZABIJANIA

Natalia Dąbrowa

W Polsce rocznie dokonuje się 800 legalnych aborcji. Prężnie rozwija się czarny rynek abor-cyjny. „Przywracanie cyklu” czy „farmakologicznie, tanio” to tylko przykłady ogłoszeń, ja-

kie można znaleźć w codziennej prasie.

W ciepłe niedzielne popołudnie

19 października 2014r. w kościele św.

Józefa mieszkańcy Torunia mieli zaszczyt

gościć profesora Bogdana Chazana. Wy-

kład odbył się pod hasłem „Sumienie nie

podlega dyktatowi prawa”. Głośna na

całą Polskę „sprawa Chazana” wzbudziła

w społeczeństwie wiele emocji. Profesor

Chazan był dyrektorem Szpitala Świętej

Rodziny w Warszawie—od 8 lat nie do-

konywano w tej placówce aborcji, a przez

ostanie 10 lat liczba urodzeń zwiększyła

się trzykrotnie – wspomina profesor. Le-

karz stał się obiektem nagonki medialnej.

Zarzucano mu, że jednej z pacjentek od-

mówił zabicia jej dziecka i nie wskazał

innej placówki, gdzie będzie mogła

poddać się temu zabiegowi. W konse-

kwencji na szpital została nałożona

wysoka kara pieniężna. Co więcej, za

złamanie prawa prof. Chazan został

usunięty z posady dyrektora Szpitala

Świętej Rodziny.

KLAUZULA SUMIENIA

Profesor Chazan podczas wy-

kładu odwoływał się do pewnego fran-

c u s k i e g o f i l o z o f a , k t ó r y

„prześladowaniem” nazywa zabijanie

chrześcijan w Syrii, ale również prze-

śladowanie lekarzy, którzy podpisali

klauzulę sumienia. Lekarz zaznaczył, że

obrona życia wiąże się z prawem natural-

nym, a więc z czymś wrodzonym. Spro-

stował, że nie ma wskazań medycznych

do dokonania aborcji, tak jak na przykład

istnieją wskazania do wycięcia wyrostka

robaczkowego. Istnieją tylko wyjątkowe

okoliczności, kiedy jest to dozwolone—

wszędzie ludzie wiedzą, że zabijanie ko-

goś jest czymś złym – stwierdził profesor.

Każdy z nas ma sumienie. Jeśli istnieje

zbyt wie-

le ograni-

czeń wte-

dy lekarz

p o z b a -

w i o n y

jest auto-

n o m i i .

Profesor

kilkakrot-

nie pod-

kreślał, że

lekarz nie

jest oso-

bą, którą

m o ż n a

w yna ją ć

do wyko-

n a n i a

każdego zabiegu. Specjalista powinien

powoływać się na wiedzę medyczną, a

nie spełniać oczekiwania pacjenta, który

wywiera presję na wykonanie pewnego

zabiegu. Wielu lekarzy próbowało wyco-

fać swój podpis z klauzuli, gdyż wzbu-

dzano w nich strach. Według profesora

lęk zabija godność człowieka, a w konse-

kwencji społeczeństwo pozbawione jest

inicjatywy.

ZWROT KU ZAGŁADZIE

Obecnie prowadzona polityka

zakłada, że najważniejszą procedurą jest

zabijanie dzieci w każdym miejscu

w Polsce. Lekarz może wierzyć w Boga,

ale w pracy ma być bez sumienia. Docho-

dzi do pewnych absurdów. Katolik nie

może poddać się nowemu sposobowi

cenzury. W mediach głównego nurtu pod

pojęciem „aborcja” próbuje się zakamu-

flować pewną prawdę, czyli zabijanie

dzieci nienarodzonych. Nie wolno mó-

wić, że zabija się dzieci, ale, że dokonuje

się aborcji. Nie nazywa się rzeczy po

imieniu, bo brzmi to zbyt drastycznie.

Podczas wykładu padło pytanie ze strony

jednego ze słuchaczy, dlaczego w pań-

stwie katolickim, jakim jest Polska, gdzie

90% społeczeństwa deklaruje się jako

osoby wierzące, wciąż zabija się dzieci.

Profesor nie potrafił odpowiedzieć na to

pytanie jednoznacznie, gdyż czynników

jest wiele. Na koniec Bogdan Chazan

wyraził swoją radość, że choć od głośnej

„sprawy Chazana” upłynęły już 4 miesią-

ce, to w sercach ludzi wciąż ta sprawa jest

żywa i wzbudza sprzeciw wobec zabija-

nia nienarodzonych dzieci. fo

to: w

ww

.nied

ziela.pl

foto

: w

ww

.pra

ca.w

p.p

l

18

Mariusz Zięba

W ubiegłym roku „Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego zdobyła Złote Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Wówczas wydawało się, że to ukoronowanie dotychczasowej kariery reżysera. Nic bardziej mylnego. Film właśnie grany jest we Francji, Włoszech, Japonii i Sta-nach Zjednoczonych. W oczach wielu krytyków „Ida” uznawana jest za faworyta do Oscara

w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.

To nas dotyczy

IDA—”ZŁOTE DZIECKO” POLSKIEJ KINEMATOGRAFII

Akcja filmu rozgrywa się w Polsce

w latach 60. Siostra Anna za kilka dni ma

złożyć śluby zakonne. Od swojej przeło-

żonej dowiaduję się, że odnalazła ją jej

jedyna żyjąca krewna i musi się z nią

spotkać. Pokorna siostra wyrusza w po-

dróż, która odmieni jej życie.

Jest poranek. Dziewczyna w habicie puka

do drzwi. Otwiera jej zadbana, piękna

kobieta. Jest małomówna i lakoniczna.

Obie przechodzą do kuchni. „Więc jesteś

żydowską zakonnicą?” – pyta zdziwiona

ciotka. Od tego zdania zaczyna się men-

talna podróż obu kobiet do świata, który

skrywa wiele cierpień i okrucieństwa. Ida

Lebenstein, bo tak naprawdę nazywa się

tytułowa bohaterka, chce jechać na grób

swoich rodziców. Podróż do Piasek koło

Łomży (miejscowości gdzie urodziła się

dziewczyna) jest dobrym momentem na

poznanie ciotki. Z każdym kilometrem

kobiety dowiadują się o sobie coraz wię-

cej. Widz towarzyszy im w „śledztwie”,

jakie prowadzi bezkompromisowa sę-

dzia, a wcześniej prokurator Wanda

Gruz. To czego „dowiedzą się” od Szy-

mona Skiby (ojca Feliksa), który skrywa

tajemnice losu rodziny Lebensteinów,

przetoczy akcje przez bruk, a w społe-

czeństwie wzbudzi kontrowersje i wzno-

wi debatę o stosunkach polsko-

żydowskich.

„KRWAWA WANDA TO JA”

Reżyser Paweł Pawlikowski nie krył, że

postać grana przez Agatę Kuleszę jest

wzorowana na stalinowskiej prokurator

Helenie Wolińskiej, urodzonej w 1919

roku w Warszawie jako Fajga Mindla

Danielak. Odpowiada ona m.in. za bez-

prawne aresztowanie szefa Kedywu Ar-

mii Krajowej gen. Augusta Emila Fieldor-

fa „Nila”. Helena Danielak-Wolińska-

Brus (sic!) do roku 2006 pobierała bardzo

wysokie uposażenie od państwa polskie-

go. Liczne próby ekstradycji i osądzenia

zbrodniarki spełzały na niczym (nie po-

mógł nawet europejski nakaz aresztowa-

nia). Była sędzina zmarła 26 listopada

2008 rok w Oksfordzie, dożywając w spo-

koju 89 lat.

GOMUŁKOWSKA, CZARNOBIAŁA RZECZY-

WISTOŚĆ

Scenografia w „Idzie” jest niepowtarzal-

na i nieuchronnie przenosi nas w czasy

siermiężnego komunizmu Władysława

Gomułki. Jego portret jest obecny na sali

sądowej, na której Wanda prowadzi roz-

prawę mężczyzny oskarżonego o odzie-

dziczenie antysocjalistycznych poglądów.

W tej jednej scenie ukazane jest całe credo

ówczesnego wymiaru sprawiedliwości,

które orzekały irracjonalne wyroki, żyw-

cem wyjęte z „Procesu” Franza Kafki.

Czarnobiałe kadry są stonowane i łamią

konwencje „złotych punktów”. Postacie

aktorów są umieszczone na krańcach

kadrów, jakby chciały się uwolnić, wyjść

z formy. Ten zabieg odwzorowuje ich

stan psychiczny, ból egzystencjalny, któ-

ry związany jest z przeżyciami, rozterka-

mi i zmaganiem się z własną przeszło-

ścią. Rozmiar ekranu nie jest prostokątny

(16:9) tylko kwadratowy (4:3). Jedną ze

scen, które uzupełniają się o formę i treść

zawarte w całym dziele jest rozmowa –

przysłuchanie w domu Lebensteinów,

kiedy to Wanda chce wymusić na obec-

nych lokatorach (Feliksie Skibie, w tej roli

Adam Szyszkowski i jego żonie) wyzna-

nie prawdy o miejscu pochowania człon-

ków jej rodziny. Postaci są minimalistycz-

ne. Reżyser zwraca uwagę nie na ich po-

stawy, ale na twarze. Uwydatnia dialogi,

w które trzeba się uważnie wsłuchać.

Muzykę w filmie zastępują informacje

i piosenki słyszane z radia lub gramofo-

nu. W takcie przyjęcia z okazji rocznicy

powstania miasta Szydłowa na saksofo-

nie gra Dawid Ogrodnik. Słyszymy wte-

dy utwory jazzowe, okraszone wokalem

Joanny Kulig.

AKTORKA Z KAWIARNI

Kiedy reżyserka Małgośka Szumowska

siedziała w jednej z warszawskich ka-

wiarni, wiedząc o problemie kolegi po

fachu, który bezproduktywnie szukał

odtwórczyni głównej roli, zobaczyła kilka

stolików dalej dziewczynę o nieprzecięt-

nej urodzie. Zapytała, czy może zrobić jej

zdjęcie i wysłać Pawlikowskiemu, który

wtedy był we Francji.

Dziewczyna bez wahania

zgodziła się. Reżyser po

odebraniu wiadomości

wiedział, że może już za-

kończyć casting. Choć Aga-

ta Trzebuchowska stała

przed ogromnym wyzwa-

niem, to krytycy dobrze

przyjęli grę aktorską debiu-

tantki. Dzielnie wspierali ją

fenomenalna Agata Kule-

sza oraz przedstawiciele

nowego pokolenia

w polskim kinie: Dawid

Ogrodnik i Joanna Kulig.

FILM A SPRAWA ŻYDOWSKA

Po „Pokłosiu” Władysława Pasikowskie-

go, który wywołał fale kontrowersji, Pa-

weł Pawlikowski również zdecydował się

na podjęcie tej jakże trudnej i skompliko-

wanej tematyki. Reżyser, stosując niedo-

mówienia, stawia widza w zakłopotaniu.

Nie da się oglądać „Idy” bez głębokiego

doznania uczuć towarzyszących posta-

ciom. Ich rozdarcie wewnętrzne i ból jest

tak naturalny, że ponura atmosfera

śmierci połączona z behawioryzmem daje

do myślenia nawet największym scepty-

kom polskiego kina. „Ida” choć uboga

w formę, jest głęboka w treść. Nie ściele

się w niej gęsto trup, nie ma przekleństw

i przemocy. Jednocześnie jest tak dosko-

nała i wyrafinowana, że trzeba jej przy-

znać tytuł jednego z najlepszych polskich

filmów od zakończenia wojny.

foto: www.filmweb.pl

SZALEŃSTWO PRZEDOSTATNIEJ STRONY

19

FOTOREWELACJE: 15 listopada Hala Sportowo Widowiskowa na ul.Gen.J.Bema w Toruniu była

najbardziej rockowym miejscem w Polsce. Happysad, Coma, O.S.T.R. – to tylko niektóre zespoły, które pojawiły się na scenie CoRock Festivalu.

foto: Karolina Piwowarska

Mjut COMA Happysad

LOREIN

HAPPYSAD

ŁąKI ŁAN HAPPYSAD

COMA