Plyn Pod Prad nr 33

20
>>> Bezpłatny Magazyn Studencki ISSN 1507-210X nr 33/grudzień 2009 www.podprad.pl oczekiwanie czy rozczarowanie wiarygodne kłamstwo mity studenckie i legendy miejskie

description

Oczekiwania są przyczyną rozczarowania. Mam nadzieję, że ten numer zainspiruje cię do zastanowienia się, jakie masz oczekiwania i dlaczego czasami odczuwasz rozczarowanie. W żadnym razie nie jest jedynie słusznym rozwiązaniem rezygnacja z własnych ambicji i oczekiwań. Jednakże czasami może się okazać, że zrobienie w tych ostatnich remanentu i zapytanie siebie, skąd właściwie one się wzięły, może mieć kluczowy wpływ na postrzeganie otaczającej nas rzeczywistości. W tym magazynie przeczytasz artykuł terapeuty „A miało być tak pięknie”, znajdziesz wywiad z Sidney’em Polakiem oraz znajdziesz tu kilka legend i mitów studenckich.

Transcript of Plyn Pod Prad nr 33

Page 1: Plyn Pod Prad nr 33

>>> Bezpłatny Magazyn Studencki

issn

150

7-21

0x

nr 33/grudzień 2009

www.podprad.pl

oczekiwanie czy rozczarowanie

wiarygodne kłamstwo

mity studenckie i legendy miejskie

Page 2: Plyn Pod Prad nr 33

ASK Soli Deo – TAK DlA wArTościChcemy być mocni w czynieniu dobra – deklarują członkowie ASK Soli Deo, największej, bo zrzeszającej aż 6 tys. sym-patyków i 120 bezpośrednio działających osób najprężniej działającej tego typu organizacji studenckiej w Polsce. Sukces, Seks w nauczaniu Kościoła katolickiego, Antykoncepcja vs. NPR, In vitro – to tylko niektóre z tematów, jakie studenci z Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego Soli Deo podejmują w tym roku w czasie spotkań na największych warszawskich uczelniach. Projekt Poruszyć Niebo i Ziemię rzeczywiście mocno porusza środo-wisko akademickie Warszawy. Akademickie nie znaczy kościelne. ASK Soli Deo to stowarzyszenie studentów, którzy nie tylko sami chcą mądrze myśleć i dojrzale postępować, ale którzy mądrością i radością – płynącą z Ewangelii – chcą się dzielić z innymi, poświęcając na to swój wolny czas, zapał i serce. Trzonem działalności stowarzyszenia są projekty organizowane w murach uczelni. Uważamy, że trzeba otwarcie mówić o niezwykłości człowieka i o chroniących go wartościach w środowisku, w którym przebywamy na co dzień. Nie dajmy sobie wmówić, że wartości są sprawą prywatną, że każdy światopogląd jest równie dobry, czy że o niektórych sprawach lepiej w ogóle nie mówić. Dla członków ASK Soli Deo nie ma tematów tabu, a kierowanie się chrześcijańską wizją człowieka i mądrością Ewangelii to powód do dumy. Jezus miał świadomość swojej niezwykłości, mocy i wartości. Właśnie dlatego równie błędne, co popularne jest twierdzenie, że katolik nie może przyznawać się do swoich sukcesów, albo że wręcz nie powinien ich osiągać. Magdalena Korzekwa

Więcej na: www.solideo.pl

europejSKi Dzień języKów Europejskie Forum Studen-tów AEGEE-Kraków pod koniec listopada, już po raz kolejny, zorganizowało Euro-pejski Dzień Języków. Projekt był adresowany do członków AEGEE, jak również do wszystkich studentów oraz uczniów zainteresowanych nauką języków obcych, podróżami oraz innymi kulturami. Celem projektu było przekazanie młodym ludziom praktycznej wiedzy o językach, możliwościach na-uczania oraz zachęcenie do poszerzania ich znajomości.Europejski Dzień Języków to cykliczne wydarzenie organizowane co roku w całej Europie w dużych miastach uniwersyteckich. Podczas trwania wydarzeń uczest-nicy mają okazję m.in. poznać bliżej kulturę poszczególnych państw w trakcie tzw. Wioski Językowej, wziąć udział w dyskusji o różnicach kulturowych, obejrzeć filmy w ojczystych językach oraz spróbować swoich sił wokalnych podczas Eu-ropean Karaoke.Uczestnictwo w projekcie było okazją do zdobycia praktycznej wiedzy na te-mat wielu państw, ich tradycji i zwyczajów. Osoby biorące udział w projekcie miały możliwość porozmawiania z rodowitymi mieszkańcami wielu państw. Więcej na: www.aegee.krakow.pl

cAmino inAczej, czyli DlAczego wArTo zoSTAć pielgrzymemNiewielka, świetnie napisana, świeża, bezpretensjonalna ksią-żeczka, którą z prawdziwą przyjemnością polecam wszystkim. Bardzo rzadko, zdarza się, że po przeczytaniu jakiejś książki ma się ochotę poznać człowieka, który ją napisał. W moim odczuciu Przemek Opłocki należy do tego gatunku autorów. Słowo wstępne do książki napisał arcybiskup Tadeusz Go-cłowski z Gdańska: Urzeka mnie styl tej książki. Bardzo żywy. Umiejętność synte-zy autor ukazał zwłaszcza pod koniec książki, gdy wspomniał dwadzieścia sześć dni i przypomniał sobie ludzi i rozmowy z nimi. Osobiście uważam, że współcześni ludzie nie zamykają się w sobie i nie izolują się od innych. Tę umiejętność mają zwłaszcza ludzie młodzi. Musimy się od nich tego uczyć, bo grozi nam, zwłaszcza pokoleniu do-tkniętemu skażeniami obciążeń homo sovieticus, lęk przed człowiekiem. Autor książki jest od tego wszystkiego wolny. Taki człowiek musi reprezentować wolną Europę, za-korzenioną w Ewangelii i opartą na kulturze starożytnych Greków i Rzymian. Dziękuję Panu Przemkowi za książkę, którą nam oddaje, utożsamiam się z jego przemyśleniami i pragnieniami dotyczącymi przyszłości. Ilu biskupów potrafiłoby napisać takie słowa do książki debiutanta? Włodzimierz Antkowiak – autor książek poetyckich,

prozatorskich, reportażowych i popularnonaukowych.

Czwarta edycja tej imprezy odbyła się do 24 do 25 listopada. Tematem tegorocznej debaty był: Krok w  przód  –  relacje  między  inwestowaniem, a oszczędzaniem.Forum Bankowe to cykl bezpłatnych warsztatów i szkoleń umożliwiających zdobycie i pogłębienie wie-dzy i umiejętności na interesujące studentów tematy, takie jak leasing, faktoring, asset management, analiza techniczna, kredyty czy organizacja czasu. Wszystkie szkolenia przeprowadzone były przez specjalistów z zaproszonych przez SKN Progress insty-tucji finansowych. Więcej na: www.fb.progress.org.plOrganizatorem forum jest Studenckie Koło Naukowe Progress działa-jące na Uniwersytecie Łódzkim już od ponad 16 lat. Przez ten czas wypracowali sobie dobrą reputację oraz rozpoznawalność nie tylko w murach Uniwersytetu Łódzkiego. Jest to grupa młodych, ambitnych osób, które od życia chcą czegoś więcej. Zajmują się organizacją różnorakich wydarzeń, szkoleń i warsztatów.

STuDencKi Turniej negocjAcyjnyStudenckie Koło Naukowe Negocjacji, Komunikacji i Psycholo-gii Szkoły Głównej Handlowej 28 listopada zorganizowało Stu-dencki Turniej Negocjacyjny. Studenci mogli podszkolić swoje umiejętności skutecznej komunikacji, nauczyć się wykorzysty-wać w praktyce techniki negocjacyjne oraz zdobyć ciekawe doświadczenie.Turniej składał się z kilku etapów. W każdym z nich uczestnicy wcielali się w rolę jednej ze stron i na bazie stworzonych przez organizatorów scenariuszy nego-cjowali porozumienie. Zespoły mogły spróbować swoich sił zarówno w dwu jak i wielostronnych negocjacjach. Studencki Turniej Negocjacyjny był nie tylko doskonałą okazją do rozwinięcia umiejętności skutecznej komunikacji, ale przede wszystkim możliwością przeży-cia niezapomnianej zabawy w gronie pasjonatów tematu. Udział w turnieju umożliwił, również doskonalenie zdolno-ści strategicznego myślenia oraz sztuki retoryki.Szczegóły na stronie www.negocjator.pl

Ruszyła druga edycja programu Zdobądź certyfikat! Program daje studentom możliwość wzięcia udziału w profesjonalnych szkoleniach, z których korzystają pracownicy firm produkcyjnych:

Analityk jakości procesów • Inspekcja według FDA• Zarządzanie jakością• Zarządzanie jakością – • wymagania branży motoryzacyjnejNarzędzia jakości – FMEA• Narzędzia produktywności – TPM•

Dla uczestniczących w kursach przyzna-wane są certyfikaty w języku polskim i angielskim. Kursy prowadzone są przez TQMsoft, wiodącego dostawcę szkoleń dla przemysłu w zakresie jakości i pro-duktywności oraz kwalifikowanego dostawcę dla takich firm jak Philips, Volks-wagen,  ISUZU,  FIAT, Valeo  i wiele innych. Wszystkie kursy odbywają się w Krakowie, przy ulicy Bociana 22a.

Page 3: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 3

On perfekcjonista. Lubi dopiąć wszystko na ostatni guzik. Dba

o szczegóły. Zanim przystąpi do dzia-łania przemyśli wszystkie za i przeciw. Ona troszeczkę szalona artystyczna dusza. Płacze na filmach obyczajowych i mocno przeżywa nieporozumienia z przyjaciółkami.

Tak różni, jednak zakochali się w so-bie. Z czasem nazwali to miłością. Jed-nak wraz z rozwojem uczucia, zaczęli coraz bardziej nawzajem się irytować. Najbardziej ranili się wyjawionymi oczekiwaniami wobec siebie.

On rozczarował się tym, że ona jest tak emocjonalna. Ona rozpaczała nad jego brakiem inicjatywy.

On czuł irytację przez to, że jej nie rozumiał. Ona wpadała w coraz więk-sze poczucie osamotnienia.

Stanęli przed wyborem: czy szukać kogoś innego, czy zawalczyć o siebie i poświecić swoje ambicje na rzecz walki o związek.

Zdecydowali się na zastosowanie zasłyszanej rady, by pretensje prze-rodzić w prośby. Nie zrezygnowali z oczekiwań wobec siebie, ale po-stanowili inaczej o tym mówić. Nie w formie oceny, żalu lub narzekania, ale z szacunkiem, prosząc o zmianę. Otworzyli się na siebie, by w poczu-ciu bezpieczeństwa zacząć walczyć na nowo o miłość.

Gdy nasze oczekiwania się nie zreali-zują, czujemy rozczarowanie, złość lub frustrację. To normalne. Ważne jest jed-nak, co zrobimy z tymi emocjami. Czy w formie złości przelejemy na kogoś lub zdołujemy samego siebie, czy zaak-ceptujemy to, na co nie mamy wpływu, a zmienimy to, na co wpływ mamy.

Mam nadzieję, że ten numer zain-spiruje cię do zastanowienia się, jakie masz oczekiwania i dlaczego czasami odczuwasz rozczarowanie. W żad-nym razie nie jest jedynie słusznym rozwiązaniem rezygnacja z własnych ambicji i oczekiwań. Jednakże czasami może się okazać, że zrobienie w tych ostatnich remanentu i zapytanie siebie, skąd właściwie one się wzięły, może mieć kluczowy wpływ na postrzeganie otaczającej nas rzeczywistości.

Kasia Michał[email protected]

wstę

pnia

k

ika-mind.blog.onet.pl:Nie narzeka. Nie kłamie.

Nie obgaduje pań w dziekanacie. Zdobywa na czas potrzebne materiały. Jest przygotowany do sesji przed sesją.

gosia: Zorganizowany.

Zuzia: Ambitny. Kulturalny. Oczytany. Idzie

na studia dlatego, że go interesują, a nie dlatego, że nie dostał się na inne.

Poza zajęciami poszerza wiedzę na tematy związane z jego studiami.

Ania:Pracowity. Punktualny.

Piotr:Chodzi codziennie na imprezy,

a i tak wszystko zalicza na 5.

wykładowcy:Odpowiedzialny. Dokładny. Otwarty

na nowe pomysły. Wytrwały.

patrz.pl/patrz.pl:Nie wykręca żarówek z klatki scho-

dowej. Chce się uczyć. Idzie do pracy.

Nie rzuca z balkonu różnymi rze-czami. Nie kradnie mleka spod drzwi.

Nie różni się od człowieka.Wpada pod samochód i nawet tego

nie zauważa.

www.vesti.rs:Mając najwyższe oceny na roku,

a nie ucina głowy swojemu koledze.

mojesoczewki.blog.onet.pl/poprawa:

Zdąża na egzamin mimo tego, że pociąg planowo zderza się z innym.

Studenci:Ale przy tym wszystkim nie za bar-

dzo ambitny, nie za bardzo pracowity.zebrał:

[email protected]

Jaki powinien

Być idealny Student?

Jeden jest najbogatszy człowiek świata według rankingu Forbsa w 2009 roku.

Jest nim Bill Gates, którego majątek sza-cuje się na 40 miliardów dolarów. Jedna jest najpiękniejsza kobieta świata, jeżeli tylko uznamy, że decyduje o tym posia-danie tytułu Miss World. Aktualnie jest nią Rosjanka Ksenia Suchinowa. Blond włosy, niebieskie oczy, 83-60-91. Jeden jest najinte-ligentniejszy człowiek świa-ta – według danych Mensy jest to Bułgarka Daniela Si-midchieva, której IQ wynosi 192. I jeszcze Joey Szczęki Chestnut. Kto to? Mistrz świata w jedzeniu hot-dogów. W 10 minut 68 sztuk – oficjalny rekord świata. Oni są naj.

A ty? Studiujesz jeden? Dwa? Trzy kierunki? Pracujesz i odbywasz praktyki. Robisz kursy językowe, informatyczne, taneczne. Biegasz na basen, siłownię, fitness. Odwiedzasz solarium i kosme-tyczkę. Ćwiczysz techniki autoprezenta-cji. Uczysz się asertywności. Masz ambi-cje. Liczysz na duży apartament, szybki samochód, piękną żonę/przystojnego męża. Oczekujesz sukcesu. Wierzysz, że to ty będziesz pierwszy/pierwsza. Wierzysz, że będziesz na czele stawki. Tylko czy tam starczy miejsca?

Napisano, że wielu z pierwszych, jeśli nie wszyscy, będzie ostatnimi. Po-mińmy to, bo po pierwsze nie jestem

BiegASz nA BASen, Siłownię, fiTneSS

Najszybszy człowiek świata jest jeden.

Nazywa się Usain Bolt i sto metrów pokonuje

w czasie 9 sekund i 58 setnych sekundy.

peleton

filozofem, a po drugie niewiele jest pierwszych miejsc, wszak jeden jedy-ny jest w tej chwili Usain Bolt i jeden jedyny Joey Szczęki Chestnut, więc nie warto się nimi zajmować. Dajmy też spokój miejscom ostatnim, gdyż jest ich równie mało, co tych pierw-

szych. Powiedzmy sobie, że najpewniejsze miejsca to te w środku peletonu. Ani zbyt nudne, ani zbyt ekscytujące. Potrzebne jak każde inne, czyli nie-zastąpione. Są ich miliony.

Ciepłe miejscówki w środku stawki. Dla zimnych realistów i rozgorączko-wanych fantastów. Bo większość z nas, mimo całej swej nieza-przeczalnej niezwykłości, jest zupełnie zwyczajna.

Dominik Pietrzak

rys.

Ewe

lina

Waj

gert

, waj

gert

@da

port

folio

.com

foto:Marcin Hołowiński

Page 4: Plyn Pod Prad nr 33

|www.podprad.pl4

Justyna, 21 lat, pedagogika Brat wmó-wił mi, że makaron spaghetti to robaki.

Maciek, 24 lata, ochrona środowi-ska Jak połknę pestkę to wyrośnie mi jakaś roślina w środku ciała.

Hanna, 21 lat, germanistyka Wierzyłam, że ciocia trzyma prawdzi-wego węża w pokoju. Po prostu stra-szyła mnie, abym tam nie wchodziła.

Wiola, 21 lat, rusycystykaMoja babcia wmówiła mi, że wiatr to złe duchy. Gdy wiał silny wiatr bałam się, że mnie porwą. Jednak najgorszym moim przekonaniem było to, że pająk może wejść mi do ucha i złoży tam swoje jajeczka!

Magda, 21 lat, ekonomiaUważałam, że nie można patrzeć w ogień, bo zdenerwuje to ducha-ognia i on potem przyjdzie do nas w nocy.

Michał, 24 lata, prawoWierzyłem, że istnieją duchy i potwory! A u babci w pokoju straszy.

Pola, 22 lata, polonistykaByłam przekonana, że jeżeli nie scho-wam się przed burzą i zobaczę błyska-wicę, to zginę za kilka dni! I jeszcze wie-rzyłam, że nadepnięcie na studzienkę kanalizacyjną przynosi pecha.

Michał, 22 lata, kulturoznawstwoWierzyłem, że gdy zrobię głupią minę i ktoś mnie w tym momencie uderzy, to zostanę z taką miną do końca życia.

Trzecia córka – taki zawód! Jednak to był dopiero początek serii niespeł-

nionych oczekiwań. Mała Ola nie tylko nie była chłopcem, ale wręcz drobną, chorowitą i niezbyt urodziwą dziew-czynką. Z powodu anginy lub grypy często nieobecna, nie miała koleżanek w przedszkolu. W szkole z kolei nie przynosiła szczególnej dumy rodzicom. W przeciwieństwie do wzorowych sióstr, Aleksandra długo miała problemy z czytaniem, pisała z błędami, a nauka tabliczki mnożenia podobna była w jej przypadku do nauki języka chińskiego. Wkuwała, niewiele rozumiejąc, o co chodzi. Rozczarowanie zupełne. Star-sze siostry kończyły prestiżowe studia, dostawały stypendia naukowe, więc Ola – według oczekiwań rodziców – też powinna dać z siebie wszystko. Liceum wybrano dla niej na przeciętnym pozio-mie, spodziewając się, że tutaj da sobie radę. Nie dawała. Straciła rok i przenio-sła się do szkoły o jeszcze mniejszych wymaganiach. Wiedziała, że rozczaro-wuje rodziców, że nie spełnia ich na-dziei, lecz nie była w stanie osiągnąć nic więcej. Pracę znalazła szybko. W końcu fryzjerki są wszędzie potrzebne…

oczeKiwAniASpełnione, niespełnione. Realne i nie-

realne. Wyrażone i niewypowiedziane. Wyolbrzymione lub zbyt małe. Wielkie wyobrażenia i ciche nadzieje. Przyno-szące rozczarowanie lub wywołujące radość. Nasze oczekiwania są bez wąt-pienia odzwierciedleniem naszej oso-bowości. Człowiek poukładany, odpo-wiedzialny będzie miał równie solidne, i zazwyczaj realistyczne, oczekiwania. Przyjaciele powinni być sumienni jak on, nie spóźniać się i nie zwodzić. Wakacje muszą być zorganizowane a jedzenie ciepłe. Osoba o duszy artystycznej bę-dzie miała oczekiwania abstrakcyjne lub finezyjne. Bliskie osoby powinny mieć równie bogatą jak ona wyobraźnię, po-winni tworzyć, działać, a rachunki… jakie rachunki? Z kolei ludzie neurotyczni będą się wszystkiego obawiać, prognozować, że na pewno wszystko się źle skończy i stwierdzać potem: a nie mówiłem.

Oczekiwania mogą dotyczyć nieistot-nych drobiazgów: mieliśmy ochotę na ko-tlet, a w stołówce są racuchy; mama miała zrobić kanapki z serem, a zrobiła z kiełbasą. Oczekiwania mogą dotyczyć też spraw bar-dzo ważnych: kupiliśmy auto i okazało się, że miało poważnie cofnięty licznik. Byliśmy pewni, że zaliczymy egzamin, a tu popraw-ka. Myśleliśmy, że dziś wyjdziemy ze szpitala, ale lekarz stwierdził, że nie tak szybko. Modli-liśmy się, oczekując, że Bóg szybko rozwiąże nasze kłopoty, ale stało się inaczej.

sond

a: O

lga K

upic

z, fo

to:M

arci

n Ru

tkow

ski

Najdziwniejsze przekonanie jakie miałeś w dzieciństwie?

Page 5: Plyn Pod Prad nr 33

Dość!Z jednej strony niełatwym wyzwa-

niem są nadmierne oczekiwania innych w stosunku do nas. Rodzice chcą, byśmy ich odwiedzili, koleżanka, byśmy miały dla niej czas, bo chce pogadać o kłopo-tach lub wybrać się z nami na zakupy. Z drugiej strony możemy powiedzieć na przykładzie Oli, że całe nasze życie jest nieuniknioną sekwencją oczekiwań wo-bec kogoś lub czegoś. Co zrobić, jeśli taka sytuacja nas przytłacza? Może po prostu powiedzieć: dość! Delikatnie i miło, ale dość! Może czas pomyśleć o własnych oczekiwaniach i potrzebach. A może też warto sobie samemu powiedzieć: dość? Zmniejszyć swoje wymagania, oczekiwania wobec siebie. Zrezygnować z nadmiernego perfekcjonizmu, stałego śrubowania wymagań.

rozczArowAniAOczekujemy od innych tego, cze-

go od siebie a często jeszcze więcej. I rozczarowujemy się. Lecz czy to wina innych? Może raczej nasze wyobraże-nia były zbyt wygórowane. Im większe oczekiwania, tym większe rozczaro-wanie. Jeśli pomiędzy oczekiwaniem a rzeczywistością powstaje rozbież-

ność, powstają emocje. Pozytywne lub negatywne. Radość, zadowolenie, bo nie było tak źle, jak się zapowia-dało. Rozczarowanie, złość, a nawet wściekłość, gdy spodziewaliśmy się, że wszystko będzie dobrze, a nie jest. W tym momencie możemy mieć po-czucie dyskomfortu, wewnętrznego psychologicznego napięcia, które wyni-ka z rozbieżności pomiędzy stanem fak-tycznym a oczekiwaniami. To napięcie w psychologii zwane jest dysonansem poznawczym. Jest to niezwykły mecha-nizm, który każdy z nas zna z praktyki, bo doświadcza go prawie na każdym kroku. Im większa rozbieżność między wyobrażeniami a rzeczywistością, tym większy jest nasz dyskomfort.

nie nASTAwiAć SięBy to nieprzyjemne napięcie zre-

dukować, człowiek wykształcił różne mechanizmy. Niektórzy twierdzą, że lepiej się nie nastawiać, nie oczekiwać, bo wtedy człowiek się nie rozczaruje. Zapewne, bez oczekiwań nie byłoby w życiu tak wielu rozczarowań, lecz bez nich nie byłoby też w życiu tak wielu ra-dości. Sam proces oczekiwania, tworze-nia sobie obrazu kogoś lub czegoś, już

jest fascynujący. Egzotyczna wycieczka, czekanie na rozstrzygnięcie konkursu, otwieranie paczki z zakupem dokona-nym przez Internet. Im większe były nasze oczekiwania, tym większe może być także rozczarowanie, ale można przecież rozczarować się pozytywnie.

Innym mechanizmem jest obniżanie oczekiwań. Na pewnym etapie nasze wymagania stają się wygórowane. Na przykład chcieliby-śmy, by praca była… i tu następuje lista wa-runków. Dopiero, gdy nie możemy znaleźć pracy przez dłuższy czas, marzymy tylko, by gdzieś się zahaczyć. Podobnie jest z listą życzeń odnośnie partnera. Szesnastolatka ma dwustronicową listę oczekiwań, lista trzydziestolatki jest już znacznie krótsza, by kilkanaście lat póź-niej zawierać tylko jedno oczekiwanie – żeby był!

przewArTościowAnieOczekiwania mogą cieszyć, ale

mogą też martwić i męczyć. Warto więc zatrzymać się chwilę i poważnie zastanowić. Przewartościować swoje

oczekiwania. Może powinniśmy zacząć spodziewać się tego, czego naprawdę warto? Nie rzeczy błahych, niewartych głębszych, często niepotrzebnych emo-cji, a zacząć szukać tego, co naprawdę ma sens. Poszukiwanie obiektywnych informacji na temat oczekiwań nie jest proste, bo niezbyt dużo można znaleźć

w tym temacie informa-cji, nawet na stronach dotyczących zagad-nień psychologicznych. Warto zajrzeć do, być może, zakurzonej książ-ki stojącej na naszej pół-ce. Do Pisma Świętego.

Mówi ono o naszych oczekiwaniach w wielu miejscach. Czytając je, można zauważyć, że autor – nasz stworzyciel wie, jak ważną rolę odgrywają one w naszym życiu. Bóg odpowiada na nie i nas nie zawodzi. Jedyną przyczyną tego, że do tej pory ich nie spełnił może być to, że jego oczekiwania są zupełnie inne niż nasze. Lecz – jak ktoś trafnie powiedział – gdyby Bóg był na tyle mały, byśmy mogli Go pojąć swym rozumem, to nie były dość wielki, by spełnić nasze pragnienia… Lidia CzyżPublikacja za zgodą „Naszych Inspiracji”

oczeKiwAniA mogą DoTyczyć

DroBiAzgów i SprAw wAżnych

Swą płcią mała Aleksandra sprawiła rodzicom pierw-

sze rozczarowanie. Czekali przecież na Aleksandra, który po ojcu odziedzi-

czyłby nie tylko imię, ale i rodzinny biznes.

a Miało Być

tak pięknie…

foto

: 123

RF

ocze

kiwa

nia

www.podprad.pl| 5

Page 6: Plyn Pod Prad nr 33

|www.podprad.pl6

BogatyM Być

foto

: Bar

tłom

iej S

erko

wski

Page 7: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 7

prag

nien

ia

Psychologowie doszli do wniosku, że pieniądze wpływają na zwiększe-

nie poczucia osobistego szczęścia tylko w przypadku, gdy wraz z poprawą statusu materialnego człowiek wychodzi z nędzy, by zasilić szeregi klasy średniej. W ankiecie dotyczącej zadowolenia z życia, w której 1 ozna-cza niezadowolenie z życia we wszystkich jego aspek-tach, a 7 – jestem w pełni zadowolony, średnia od-powiedzi amerykańskich multimilionerów wynosiła 5,8, natomiast biedaków ze slumsów Kalkuty 2,9. Jednak zanim wycią-gniesz wniosek, że rzeczywiście pieniądze dają szczęście, weź pod uwagę fakt, że swój poziom szczęścia na 5,8 ocenili rów-nież Inuici z północnej Grenlandii, którzy raczej nie żyją w luksusie, oraz Masajowie z Kenii – pasterze bydła, żyjący bez elek-tryczności i bieżącej wody.

czy BABciA mówiłA ci, że życiu nAleży cenić przyjAciół

Nie wiem, co mówiła twoja babcia, ale psychologowie ujmują to w ten sposób: gdy zaspokojone zostają two-je podstawowe potrzeby – szczęście przestaje zależeć od dochodów, a od takich czynników jak relacje z ludźmi i zadowolenie z pracy. Inni badacze dodają do tej listy jeszcze spełnienie, poczucie sensowności życia, przynależ-ności do jakiejś grupy społecznej oraz życie w kraju demokratycznym, prze-strzegającym praw człowieka.

pieniąDze SzczęściA nie DAją, Ale Szczęście może DAć pieniąDzeMłodzi ludzie, którzy określają siebie

jako szczęśliwych, zazwyczaj po latach mogą pochwalić się wyższymi docho-dami niż ci, którzy mówili o sobie jako o nieszczęśliwych. Wygląda na to, że po-czucie zadowolenia wiąże się z podejmo-waniem inicjatywy i kreatywną postawą, tym samym prowadzi do lepiej płatnego stanowiska pracy. Ludzie zadowoleni cie-szą się też lepszym zdrowiem i częściej wchodzą w związki małżeńskie.

po co w ogóle gonić zA pienięDzmi?

Psycholog Daniel Gilbert z Uniwer-sytetu Harvarda powiedział, że państwa mogą się rozwijać tylko, jeśli ich obywa-tele będą przekonani, że bogactwo ich uszczęśliwi. Po to, by gonić za pieniędz-mi, ludzie muszą wierzyć, że produko-wanie i konsumpcja dóbr jest tym, czego im potrzeba do szczęścia. Jednak zgodnie z teorią ekonomii najważniejszą rzeczą, jaką możemy kupić za pieniądze, jest…

nie poczucie zADowoleniA, A możliwość wyBoru

Jeśli mam 20 zł mogę wybierać spo-śród np. 10 marek dżemów. Mając złotówkę, mogę zapomnieć o dżemie i jakichkolwiek innych luksusach. Do-

datkowe pieniądze pozwalają na zaspo-kojenie dodatkowych potrzeb. W dzisiej-szym świecie często zachcianki stają się potrzebami. Dbają o to reklamodawcy i media. Co ciekawe,

badania wykazały, że satysfakcję daje wybór spomiędzy ok. 7 rodzajów dże-mu, a wybranie jednego spośród np. 25 jest już przytłaczające, ponieważ poja-wia się frustrująca myśl, że inny wybór na pewno byłby lepszy.

ogóreK z BiTą śmieTAną

Studenci, zapytani o różnice między zachciankami a potrzebami, nie mają problemu z odpowiedzią i na dodatek sypią wyrafinowanymi przykładami.

Zachcianka to coś, bez czego mogę Îsię obejść, np. nowy telefon, gdy stary działa. Potrzeba to coś, co jest niezbęd-ne. Potrzeby mogą być materialne, jak np. praca, lub niematerialne, jak dobrzy przyjaciele, których nie da się kupić za żadne pieniądze, a są bezcenni. Katarzyna Wodzikowska, 4 rok filologii polskiejIle ciuchów potrzebuję? Te, które mam Îna sobie, plus komplet na zmianę. Ile ich mam? Nawet nie będę próbowała liczyć. Gdyby ograniczyć się tylko do potrzeb, to powinnam przestać ku-pować ubrania aż te, które mam, się zniszczą. Gdy mam ochotę na kolejną parę spodni, a stan portfela mi na to nie pozwala, o wiele łatwiej jest się bez nich obyć ze świadomością, że nie są mi koniecznie potrzebne do życia, że są tylko zachcianką, a nie potrzebą. Maja Biegniewska, 1 rok pedagogikiMówiąc z perspektywy biednego pol- Îskiego studenta, potrzeba to coś, bez czego nie można albo trudno żyć. Potrzebą typowego studenta jest do-stać skrypt, żeby napisać wejściówkę albo materiały do nauki na egzamin. Zachcianki to raczej domena ludzi bogatszych – imprezy, alkohol, papie-rosy, dziewczyny... Piotr Litwic, 3 rok mechaniki Zachcianka to coś, co robimy dla Îprzyjemności. Badania potwierdza-ją, że przyjemności też są w życiu konieczne. Na przykład buty są po-trzebne. Nawet Wojciech Cejrowski

poczucie zADowoleniA

wiąże Się z poDejmowAniem

inicjATywy

zakłada buty na specjalne okazje. To, czy siódma para trampek jest jeszcze potrzebą, czy już zachcianką, zależy od indywidualnych predyspozycji. Liliana Wujczyk, 4 rok filologii polskiejRóżnica między zachcianką a potrze- Îbą jest w zasadzie niewielka. Potrzeba istnieje wtedy, gdy nie możemy się bez pożądanej rzeczy albo sytuacji obejść. Zachcianka poprawia nam hu-mor. Nasze życie staje się ciekawsze i bardziej kolorowe przez spełnianie zachcianek. Przykładem potrzeby jest zdobycie materiałów na koło z chemii organicznej, zachcianka zaś to kupie-nie żółtego melona. Ola Hnatów, 2 rok technologii ochrony środowiska Zachciankę masz teraz, a potrzebę Îbędziesz mieć w przyszłości. Teraz chcesz sobie kupić kawę czy ciast-ko – to jest zachcianka, a potrzebą może być samochód – coś, co ku-pisz w przyszłości. Tomasz Kuchta, 2 rok chemii MSUZachcianka to moje widzimisię, Îa potrzeba to coś, bez czego nie mogę żyć tak, jak chcę. Zachcianką może być ogórek z bitą śmietaną, a potrzebą jest codzienny obiad. Kamila Brodzik, 4 rok filologii polskiejZachcianka Î to może być coś, co sprawiłoby mi przyjemność, ale mogę się bez tego obyć. Np. ktoś kształci się, żeby mieć kwalifikacje do dalszej pracy, idzie na praktyki, żeby ją łatwiej znaleźć. Na mo-ich studiach praktyk nie ma, więc w sumie studia są zachcianką. Ko-niecznością jest angażowanie się w różne akcje i picie piwa z ludźmi wielkiego świata, którzy już zdobyli pieniądze lub pozycję. Jakub Kupracz,

4 rok slawistyki

niKT z nAS nie wyoBrAżA SoBie życiA Bez pienięDzy

Istnieje określenie w języku polskim: pozostać zupełnie bez środków do życia, z którego wynika, że pieniądze są czymś po prostu niezbędnym. Wygląda na to, że rzeczywiście chodzi tu o dokonanie mądrego wyboru. Znane są słowa, że nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a dru-giego będzie kochał; albo z jednym bę-dzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Tylko jak to zrobić?

Natalia Balcer na podstawie: Sharon Begley, Why Money Doesn’t Buy Happiness,

Newsweek Web Exclusive, 5.10.2007.

Ekonomiści i psychologowie

od dawna zastanawiają się, czy wzbogacanie

się czyni ludzi szczęśliwymi.

Oto próba odpowiedzi.

Byćfo

to: B

artło

mie

j Ser

kows

ki

Page 8: Plyn Pod Prad nr 33

foto

: 123

RF

Ciągle powtarzasz w myślach, że to najwyższy czas, aby zacząć żyć

zdrowo. Pozbyć się stresu, hałasu, resz-tek z lodówki i śmieci z torebki. Ciężki dzień zmywasz z siebie prysznicem, da-jesz sobie chwilę relaksu przed monito-rem. Na co nie potrafisz znaleźć czasu?

– Chciałbym w końcu móc w spo-koju przejrzeć poranną gazetę, pogadać z kumplem z podstawówki i odsłuchać płytę, już od miesięcy polecaną przez znajomą – skarży się Adam, student bio-technologii. – Marzę o tym, aby pojechać w góry, zaszyć się gdzieś z paroma zna-jomymi, pooglądać zdjęcia z dzieciństwa i zabrać ze sobą wszystkie zakurzone książki – doda-je jego dziewczyna Ania.

Każdy z nas mógłby wymienić to, na co nie może sobie pozwolić, biegając z uczelni do pracy, studiując na dwóch kierunkach, szukając czasu na hobby i życie prywatne. Kiedyś miałeś na to wszystko czas. Ot tak. Po ludzku. Dla-czego teraz nic z tego nie wychodzi? Czy wina leży po twojej stronie, czy może to świat biegnie za szybko, nie oglądając się na to, czy zdążysz tak po prostu posie-dzieć i popatrzeć przez okno? Czy może to kwestia tego, że nie potrafisz odpo-czywać, a wolny czas złośliwie ucieka?

czy więcej znAczy lepiej?Jesteś zalany potokiem informacji,

nieustannych wyborów, właściwie nic nieznaczących, a jednak wprowadzają-cych olbrzymi chaos. Bo jak tu wybrać TEN JEDYNY spośród setki malinowych jogurtów? Wszystkie decyzje dotyczące poważnych czy błahych spraw są przy-padkowe. Podejmowane bez refleksji.

– Nieważne jak długo się zastana-wiam, na wszystko decyduję się w ostat-niej chwili – skarży się Monika. – Jakie-kolwiek wybory już dawno przestały zaprzątać mi głowę. Mam nadzieję, że wszystko samo się jakoś potoczy – mówi jej kolega z grupy.

Czy czujemy, że coś tracimy przez ta-kie podejście? Czy jest to już normalno-ścią, kwestią przyzwyczajenia? Niektórzy z nas, oczarowani filozofią carpe diem, starają się wycisnąć z życia jak najwię-cej, jak najwięcej przeżyć, by móc usnąć z myślą, że wypełnili wszystkie obowiązki zapisane w kalendarzu. Inni beztrosko żyją w swoim małym świecie, oczekując relaksu i zabawy, bez zobowiązań i bez poczucia nudy, w zamian za brak czasu.

– Wiem, że mogłabym inaczej, lepiej planować sobie czas, zamiast organizo-wać bezsensowne wypady na miasto, ściągać wszystkie możliwe seriale z sieci, czy trzy razy w tygodniu sprawdzać stan

asortymentu w galerii – wyznaje Asia, studentka politologii. – Ale nie wiem kiedy znalazłabym na to dodatkowy czas. Nie umiałabym zrezygnować z tych rozrywek – dodaje.

zAplAnuj, zAcznij i DoKończ!Zastanawia, czy całe to stwierdzenie

nie jest czasem wierutnym kłamstwem na potrzeby samousprawiedliwienia – usprawiedliwienia lenistwa. W czasach kiedy wszystko jest do zdobycia, wystar-czy tylko trochę wysiłku, przestaje to być wyzwaniem, gdyż staje się zbyt łatwe. Tylko poświęcając czemuś wiele czasu,

zaangażowania i pracy, jesteśmy w stanie to docenić, dlatego to, co przychodzi nam z ła-twością, po prostu traci na wartości. Przyzwy-

czailiśmy się mieć wszystko od razu, jak hamburgera z przydrożnej budki. Cier-pliwe czekanie to dziś rzadkość. Problem powstaje jednak, gdy osiągnięcie naszego celu wymaga czasu. Wytrwałości.

– Widzę, że coraz więcej młodych ludzi ma słomiany zapał. Na początku każdego przedsięwzięcia mają dużo chęci, pomy-słów, które ulatniają się, kiedy tylko trzeba temu poświęcić więcej uwagi – zauważa wykładowca socjologii na Uniwersytecie Gdańskim. – Kiedyś doprowadzaliśmy każdą ideę do końca. Uporczywe dążenie zawsze się opłacało – wspomina.

i co TerAz?Prawdą jest to, że w dobie globalizacji

i kultury ad hoc, wycieczek last minute, oferty granie na czekanie, fotografii w go-dzinę, zupek chińskich i dań w 5 minut, spóźniający się autobus jest poważnym odchyleniem od normy. Chciałoby się rzec: takie czasy. I pewnie jest to prawda. Współczesny człowiek w jakiejkolwiek in-nej epoce czułby się co najmniej nieswo-jo, pragnąc jakiejś stymulacji, pobudzenia i przyciągnięcia jego uwagi. A ta stała się narzędziem, o które wszyscy walczą. Ciągle odwracana od tego, co naprawdę musisz zrobić. Media, ruch uliczny i tłum są złodziejami twojego czasu. Dźwięk budzika to dla ciebie sygnał, że dzisiejszy dzień jest kolejnym, w którym musisz za-działać zgodnie z planem. Może lepiej nie czekać, aż twój organizm da ci znać, że żyjesz za szybko, za gorączkowo. Warto w końcu zejść z karuzeli. Sęk w tym, by się udało. Aby nic ci nie wypadło. Aby telefon przestał dzwonić. Abyś wyłączył komunikator internetowy, You Tube, za-parzył filiżankę zielonej herbaty i pomy-ślał przez chwilę, czy warto tak gonić. Ja sądzę, że nie. Wiem, że wyjdzie ci to na zdrowie. Podobnie jak herbata. bili

naS

meDiA, ruch uliczny i Tłum Są złoDziejAmi Twojego czASu

Kolejny dzień z rzędu tuszujesz pozostałości po wczorajszej imprezie, przerzucasz stertę brudnych ciuchów z kąta w kąt. Bez kawy i komórki ani rusz. Znowu podnosisz z ziemi kalendarz, gorączkowo sprawdzając plan dnia. Drugą ręką zagryzasz suchą bułkę. Po dziesięciominutowym szukaniu kluczy jesteś w końcu gotów stoczyć bój z nieprzychylną rzeczywistością.

CzaS goni

|www.podprad.pl8

Page 9: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 9

wywi

ad

złapać

za nogi

Twoja najnowsza płyta nosi ty- ▪tuł Cyfrowy styl życia. Chciałbym jednak wrócić do czasów analogo-wych. Aktualnie mówią na ciebie Sidney, jakie przydomki miałeś wcześniej, w okresie licealnym, studenckim?Na Chomiczówce nie pamiętam jak na mnie mówili, chyba Polak po pro-stu. Wśród muzyków przez długi czas nazywali mnie Młody. Miałem 18 lat, kiedy zacząłem grać w T.Love i wszys- cy byli ode mnie dużo starsi. Później ta ksywa się zmieniła w Wujka. Prze-stałem być młody – zo-stałem grubym staruchem (śmiech). Teraz mówią mi Polak albo Sidney, chociaż to drugie używane jest przez ludzi, któ-rzy mnie tak dobrze nie znają.

Wspomniałeś o twoich począt- ▪kach w T.Love. Kiedy byłeś jeszcze w liceum trafił ci się angaż w pierw-szoligowym zespole rock’n’rollo-wym. To niecodzienna sytuacja, mu-siałeś czuć się dzieckiem szczęścia.Czułem się jakbym złapał Pana Boga za nogi. Gdy zaczynałem tam grać, na początku lat 90., to zespół ten był oczywiście znany, ale nie miał jeszcze pozycji ikony, jak ma to miejsce teraz. Działo się to przed wielkimi hitami typu

Warszawa czy King. Renoma T.Love budowała się przez ostatnie 20 lat, a ja poniekąd byłem tego świadkiem.

W wieku 18 lat jest się ciągle ▪trochę dzieciakiem, szczególnie w oczach starszych ludzi. Musiało być trudno przekonać do siebie 10 lat starszego Muńka, by wziął do składu takiego młodziaka.To nie Muniek wynalazł mnie do zespo-

łu, a Janek Benedek [były gitarzysta T.Love – przyp. K.Ł], który jest ode mnie starszy o 4 lata. Miałem z nim kontakt nie tylko mu-zyczny. Z moim li-cealnym zespołem Cytadela zdarzało się

grywać próby w domu Janka, gdzie on też dżemował. W ten sposób poznaliśmy się i w końcu on zaangażował mnie do ze-społu spośród kręgu osób, które znał.

Równocześnie z tym byłeś nadal ▪uczniem. Jak znajomi z klasy reago-wali na kolegę robiącego zawrotną karierę rock’n’rollową?Granie w T.Love zaczynałem w klasie maturalnej. Moja szkoła była specyficz-na. Uczęszczało do niej mało ludzi, ale każdy coś tam tworzył. Jeden grał w fil-mie, drugi w serialu, trzeci jeździł do Puszczy Białowieskiej i niedługo potem

pisał o tym artykuły do Gazety Wybor-czej. Tam po prostu wszyscy coś robili, przez co nie byłem jedynym człowie-kiem, który mógłby zaimponować ko-muś tym, czym się zajmuję.

Gdybyś miał porównać publikę, ▪która przychodzi na koncerty dzi-siaj i tę która przychodziła 20 lat temu, to co byś zaobserwował?Dwadzieścia lat to jest mniej więcej tyle ile trwa jedno pokolenie. To nowe nie jest skażone niewolą, czasami komuni-zmu, pewnego typu izolacją. Z drugiej strony tamto pokolenie nie było skażo-ne ogólnym konsumpcjonizmem, który jest charakterystyczny dla czasów teraź-niejszych. Wydaje mi się, że dla tamtych ludzi muzyka była czymś zdecydowanie ważniejszym. Nie mam tu na myśli kon-kretnych kapel, ale muzykę ogólnie. Słu-chanie muzyki mocniej określało ciebie, poza tym było w tzw. dobrym tonie.

Z tego co mówisz, można wy- ▪ciągnąć prosty wniosek, iż dzi-siaj, w dobie przepychu i przesytu wszystkim, o wiele trudniej niż przedtem zainteresować odbiorcę swoją sztuką. Pomimo tego, tobie się to udaje. Pytanie nasuwa się samo: jak to robisz?Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Staram się po prostu robić piosenki najlepiej, jak potrafię. Ponoć mój tembr

grAnie w T.Love

zAczynAłem w kLAsie

mATurAlnej

głosu podoba się młodym ludziom, generalnie nawet dzieciom. Ktoś mi ostatnio powiedział, że moje numery mają w sobie pewnego rodzaju teatral-ność, może to dzięki temu. Podkład jest czasami rock’n’rollowy, czasami hi-p-hopowy, ale sposób narracji prowa-dzony jest tak, jakby piosenka była ja-kimś aktem, kawałem sztuki teatralnej.

Styl życia ludzi na początku XXI ▪wieku nazwałeś cyfrowym. Masz jakieś wyobrażenie, jak będzie wy-glądać styl życia za kolejne kilka-dziesiąt lat?Myślę, że nadal będzie cyfrowy. Kiedyś trzeba było książkę fizycznie napisać na maszynie albo ręcznie, ktoś to później musiał przepisać, ułożyć, oprawić. Do-piero efektem takiej pracy była normal-na książka. Ze wszystkim było podob-nie. Dzisiaj każde dzieło popkulturowe można zawrzeć na flashu, przepływ informacji jest bardzo prosty i szybki. Są zagrożenia i korzyści związane z tą sy-tuacją, ale już nie ma odwrotu. Nie jest też tak, że nowe środki przekazu elimi-nują stare, tylko powodują ich zwielo-krotnienie. Za 200 lat ludzie nadal będą czytać papierowe książki, to nie ulega wątpliwości. Przepowiadano już upadek kina, gdy wynaleziono ma-gnetowidy domowe i nic z tego nie wszyło. Kamil Łukasiewicz

Gdyby przeprowa-

dzić wybory na

najpopularniejszego

perkusistę w kraju

jestem pewien, że

wygrałby on – Ja-

rosław Polak, znany

szerzej jako Sidney

Polak. Bębniarz

legendarnego T.Love

i wokalista własnego

zespołu założonego

na początku 2004

roku. O czasach

zamierzchłych, te-

raźniejszych i przy-

szłych opowie nam

on sam.

Pana Boga

foto

: Rad

ek P

olak

Page 10: Plyn Pod Prad nr 33

|www.podprad.pl10

Uczelniane mity – obecne w życiu chyba każdej szkoły wyższej – mają

w sobie coś z baśni i legend. Przez wiele lat budzą strach lub zdumienie kolejnych roczników studentów, przekazywane im przez starszych kolegów a nierzadko przez profesorów. Ich różnorodność, podobnie jak rozmaitość postaw słucha-czy, mogłaby stać się tematem niejednej magisterki z socjologii czy psychologii.

upiór z KATeDryMożemy je podzielić na kilka grup.

Jedną z nich są mrożące krew w żyłach opowieści o uprzykrzających studentom życie wykładowcach. Bohaterem takiej historii może być asystentka, która wi-dząc na zajęciach samych chłopaków, oznajmia: nikt dzisiaj nie przyszedł. Albo wredny laborant, który odreagowuje na studentach swoje niepowodzenia w życiu osobistym. Czy zawsze warto wierzyć takim opowiadaniom?

– Nasłuchaliśmy się o prowadzącej ćwiczenia z fizyki – mówi Ola, student-ka I roku na Wydziale Biotechnologii Politechniki Łódzkiej. – Miała być dumna

i nieprzystępna, tymczasem na pierw-szych zajęciach pokazała zupełnie inną twarz. Cierpliwie tłumaczy, powtarza, gdy trzeba – ona naprawdę prowadzi ćwiczenia dla nas, nie dla siebie.

Pracownicy naukowi też są ludźmi i czasami zmieniają się na lepsze. Na gorsze niestety też.

BAśń o SzKlAnej górzePół biedy z samym charakterem

osób prowadzących zajęcia. Znacznie ważniejszym tematem jest to, czego, oczywiście oprócz wiedzy, wymagają profesorowie na egzaminach. Tu do-piero można dostać gęsiej skórki! Jeden (jak wieść niesie) nie toleruje u zdających czarnych garniturów, drugi podobno potrafi oblać na pisemnym za przekroczenie margine-su, jeszcze inny odnosi się życzliwie wyłącznie do blondynek w mini-spódniczkach… Z prawdziwością ta-kich pogłosek bywa różnie. Można się

domyślać, że przynajmniej część z nich powstała jako usprawiedliwienie pora-żek. Bo gdyby uwierzyć w nie wszystkie naraz, ukończenie studiów okazało-by się zadaniem ponad siły zwykłego śmiertelnika. Przed każdym egzaminem student musiałby bowiem zmieniać nie tylko krawat, ale i poglądy polityczne, kolor oczu oraz karnację. W skrajnych przypadkach nawet płeć.

TAAAKA ocenA!Ale pracownicy naukowi nie są je-

dynymi, którzy obrastają legendami. Nadstawiając ucha, można usłyszeć równie wiele opowieści o oryginałach

wśród studentów. Jedni zasłużyli sobie na rozgłos egzamina-cyjnymi wpadkami. Za przykład niech posłu-ży studentka historii, która wiele lat temu nie umiała pokazać na mapie Nilu. Albo jej

kolega, którego odpowiedź do tego stopnia znużyła profesora, że ten… usnął. Inni – na odwrót, zapisali się w dziejach uczelni nieprawdopodob-nymi osiągnięciami naukowymi. Opo-wiadania w rodzaju: przeczytał tysiąc stron podręcznika w pół dnia, zdał na pięć z minusem i poprosił o poprawkę nie należą do rzadkości. Jedni, słysząc takie legendy, postanawiają pewnego dnia dorównać herosowi. Inni tylko mu współczują.

chłopie, A nA oSTATniej imprezie…

Osobny rozdział to historie z życia akademików. Budynek, w którym na niewielkiej powierzchni żyje, imprezu-je, plotkuje, a niekiedy nawet uczy się kilkudziesięciu (lub więcej) studentów, nie może nie doczekać się własnych

mitów. – To, o czym się tu mówi, to materiał na książkę, a nie artykuł – śmie-je się Arek, lokator domu studenckiego z dwuletnim stażem. Duża część owych legend to dość schematyczne opowieści o podbojach miłosnych czy rekordach spożycia napojów wyskokowych. Do bardziej oryginalnych zalicza się ta o im-prezowiczu, który późnym wieczorem postanowił rozruszać towarzystwo śpiewaniem arii operowych.

Niektóre mity – jak choćby ten o zjeżdżającym po schodach narciarzu – doczekały się ogólnopolskiej sławy. Szeroko znana jest też historia misji na Marsa: taki właśnie napis miał widnieć na kartonie, do którego uczestnicy balangi zapakowali swojego kolegę, po czym wyrzucili go przez okno. Jednocześnie – dziwna rzecz – uczelni, których studenci przypisują sobie ten wątpliwy zaszczyt, jest co najmniej kilka. Za to wśród star-szych mieszkańców osiedla studenckie-go na łódzkim Lumumbowie legendą był pechowiec, dla którego w latach 70. zabrakło miejsca w pokoju. Przez kilka dni nocował więc w… rozbitym na trawniku namiocie.

Uniwersyteckie legendy – bardziej lub mniej prawdziwe – są częścią stu-denckiego życia. Tworzą atmosferę uczelni, nadają specyficzny klimat jej murom. Warto się im przysłuchiwać: będą jak znalazł, kiedy po latach przyj-dzie nam ochota spisać wspomnienia z czasów studiowania. Albo opowie-dzieć coś własnemu dziecku, które wy-bierze studia na tym samym kierunku. Ale dopóki to my musimy zdawać ko-lejne egzaminy i uzyskiwać zaliczenia, lepiej liczyć na własne siły niż na szczęśliwy kolor krawata.

Roman Czubiński

prAcownicy nAuKowi Też Są luDźmi i czASAmi zmieniAją Się nA

LePsZe

W Czarną Wołgę, która porywa

dzieci, nikt już nie wierzy. Ale hi-storie krążące po

korytarzach uczel-ni potrafią być

równie przerażają-ce. Albo śmieszne

– zależy, jak do nich podejść.

Page 11: Plyn Pod Prad nr 33

legenDA miejSKA poruSzA oDBiorcę,

KTóry wierzy w nią z cAłego

SercA

Znajomemu mojego

kolegi przytrafiło

się coś niesa-mowitego…

Był zimny, wietrzny wieczór. Dziew-czyna jechała samochodem. Nagle

na środku drogi ujrzała dziwny, wypcha-ny worek. Musiała zatrzymać auto, wy-siąść i usunąć przeszkodę z jezdni. Było już zupełnie ciemno. Ruszyła w dalszą drogę. Gdy już opuściła przedmieścia, zorientowała się, że niedługo skończy się jej paliwo. Chwilę potem zauważyła stację benzy-nową i zjechała z drogi. Miejsce nie zachęcało, bo co mógł oferować mały, obskurny, słabo oświe-tlony sklepik i pracownik stacji, zapewne po kilku głębszych. Cóż było robić. Dziewczyna zatankowała paliwo, wręczyła pracownikowi stacji kartę kredytową. Mężczyzna, chwiejąc się stwierdził, że dla dopełnienia transak-cji musi pójść z nim do sklepiku. Weszli do środka. Natychmiast za jej plecami dał się słyszeć odgłos zamykanych drzwi. Dziewczyna wpadła w panikę, nie po-zwoliła dojść do głosu pracownikowi stacji, wybiegła przez tylne drzwi i szybko odpaliła silnik. Ruszyła z piskiem opon.

Mogła odetchnąć… Spojrzała w luster-ko. Kątem oka dojrzała kpiący uśmiech skrywającego się na tylnym siedzeniu sa-mochodu mężczyzny. I lśniący nóż, szyb-ko zbliżający się do jej gardła...

Niemalże każdy z nas słyszał kiedyś podobne opowiadanie, realistyczne,

czasem aż do bólu, zazwyczaj trzymające w napięciu, o dość szo-kującym zakończeniu. Taka właśnie jest legen-da miejska. Przekazuje się ją dalej, krąży w ob-rębie dzielnicy, miasta, kraju. Każde miasto ma

swoje unikatowe legendy, ale są i takie, które można uznać za uniwersalne oraz ponadczasowe. Na początku legenda miejska porusza odbiorcę, który wierzy w nią z całego serca. Później opowiada-nie zmienia swoją formę, a nawet treść, urastając do całkowicie nieprawdziwej, a niekiedy śmiesznej opowiastki.

Skąd się wzięła? Z ludzkiej natury, która pragnie niezwykłości w swej szarej egzystencji. Jest tworem wywodzącym się z legendy wiejskiej, która razem z lu-

Legendy miejskie

dem przeniosła się do miast. Typowym przykładem takiej miejskiej, związanej z określonym miejscem, jest historia o białych aligatorach, które zamieszkują systemy kanalizacyjne Nowego Jorku. Kolejny sztandarowy przykład to opisana wyżej historia zabójcy na tylnym siedze-niu samochodu. Nie można zapominać też o słynnej legendzie PRL-u, czyli po-rywającej dzieci Czarnej Wołdze. Co ciekawe, opowiadania o UFO, Yeti oraz Wielkiej Stopie, również są zaliczane w poczet legend miejskich.

A oto kilka ciekawych legend, które na pewno znacie lub słyszeliście nieco zmienione ich formy.

Legenda o trupim jadzie opowiada historię panny młodej, która kupiw-szy suknię ślubną z komisu, umarła na swoim weselu. Jak się okazuje, suknię tę sprzedał grabarz, wcześniej ściągając ją ze zmarłej.

Diabeł na potańcówce to legenda prawie zapomniana, popularna raczej wśród naszych babć i w zasadzie tyl-ko od nich można ją jeszcze usłyszeć.

Opowiada o tym, jak to na wiejskiej za-bawie dziewczyna poznała atrakcyjnego chłopca z bródką, lecz w pewnej chwili spostrzegła, iż zamiast butów ów tan-cerz ma kopyta.

Legenda Krwawej Mary mówi o

tym, że trzeba uważać, bo jeśli staniesz przed lustrem, obrócisz się siedem razy przez lewe ramię i powtórzysz siedem razy krwawa Mary, zostaniesz ukarany przez rozgniewanego ducha.

Psi stróż to legenda opowiadajaca o pewnej pani mieszkającej samotnie w wielkim domu, mając za towarzysza jedynie psa. Zawsze przez zaśnięciem spuszczała rękę z łóżka, a pies ją lizał. Pewnego wieczoru wiatr smagał okna, nadciągnęła burza. Babcia swym zwy-czajem spuściła rękę, a gdy ta została polizana, zapadła w sen. Kiedy zbudziła się rankiem, w łazience znalazła mar-twego psa, a na ścianie widniał krwawy napis: Nie tylko psy umieją lizać. Staruszka zmarła na zawał serca.

Ola Hnatów

mity

www.podprad.pl| 11

Page 12: Plyn Pod Prad nr 33

oddział

|www.podprad.pl12

foto

: 123

RF

Page 13: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 13

Jestem na odwiedzinach. Za oknem pozbawionym klamki ciepły, letni dzień.

Po podłodze przetacza się dziewczyna zawinięta w koc. W tej chwili jest wę-żem. Na co dzień nazywa się Agnieszka, ma 16 lat i w tym roku zaczyna liceum. Agniesz-ka nie przestaje mówić. Jej rozmówcy najczę-ściej nie istnieją. Klnie paskudnie. Noce często spędza w kaftanie. Przy-chodzi codziennie do pokoju Marcina i czyta książki. Gdy spotykam ją następnym razem, odczytuje nam wiersze Baudelaire’a. W drugim koń-cu pokoju odwiedzin siedzi Tomek. Staram się nie patrzeć w jego stronę. Tomek jest przekonany, że wszyscy go śledzą, chcą porwać i skrzywdzić. Boi się wszechobecnych chipów. Gdy przebywa na oddziale trzeba wynieść z niego telewizor – on też obserwuje Tomka. Patrzę więc na Marcina. Ma 21 lat, studiuje i pracuje. Do szpitala trafił z własnej woli. Diagnoza: zaburzenia lękowe i depresyjne mieszane. Stres nie pozwalał mu jeść i spać. Nie mógł uciec przed własnymi myślami. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że albo trafi do szpitala, albo musi umrzeć.

DzieńNa oddziale młodzieżowym szpitala

psychiatrycznego przebywają głównie studenci i licealiści. Dni są tu jak odbi-te przez kalkę. Pobudka o 7:20. Po-tem śniadanie i pierwsza porcja leków. O 8:45 zaczyna się tzw. społeczność – spotkanie, w którym uczestniczą wszy-scy pacjenci, pielęgniarki, wychowawcy, psycholog i lekarz. Gdy pacjent pierw-szy raz bierze udział w tym spotkaniu musi powiedzieć o sobie kilka słów, a jego imię zostaje zapisane na specjal-nej tablicy, gdzie odnotowywane są plu-sy. Odpowiednia liczba plusów pozwala np. na uzyskanie przepustki. Na spo-łeczności wyznacza się zajęcia dzienne

dla pacjentów, którzy są je w stanie wy-konywać, a także przydziela się zadania tygodniowe, które wypełnia wspólnie kilku pensjonariuszy, polegające choćby na sprzątaniu pokoju odwiedzin. Dys-

kutowane są również ważne sprawy, takie jak przypadki złama-nia regulaminu. Każdy z pacjentów ma prawo wypowiedzieć się na rozważany temat. Po-tem dzień zaczyna się ciągnąć niemiłosiernie. Mimo odbywających

się w tygodniu zajęć obowiązkowych takich jak muzykoterapia czy psychory-sunek, Marcin czuje, że gnije z nudów. Czasem spędza całe godziny snując się po korytarzu, otępiały przez leki. Nie-ustannie bije się z myślami. O godzinie 16. zaczyna się pora odwiedzin. Marcin nie zawsze ma na nie ochotę. Niekie-dy odnosi wrażenie, że rodzina patrzy na niego, jakby był małym dzieckiem chorym na zapalenie płuc. Jeszcze nie wiedzą jak się zachować.

wielKi BrzuchPoczątkowo Marcin przebywa w sali

obserwacyjnej z białym szpitalnym łóż-kiem. Później zostaje przeniesiony na tzw. tapczany, przeznaczone dla osób w lepszym stanie. Nowy pokój przywo-dzi mu na myśl tani hotel. Współlokato-rem Marcina zostaje Krzysiu. Chłopak ma 16 lat. Na obserwację przywieźli go tu rodzice, gdy po całonocnej liba-cji alkoholowej oświadczył, że chce się zabić. Ponieważ jest niepełnoletni, nie może wyjść ze szpitala na własne żąda-nie. Ciężko się z nim rozmawia, bo jak na szpitalne warunki wydaje się zupeł-nie normalny. A rozmowy na oddziale krążą zawsze wokół tych samych te-matów. Mówi się tylko o problemach, tylko o nich słucha. Wstyd zostaje przed drzwiami szpitala. Marcin najczęściej rozmawia z Kamilą. Kamila zaczyna studia. Jest ładna. Ma 160 cm wzrostu,

34 kg wagi i kilka prób samobójczych na koncie. Do szpitala trafiła trzy miesiące wcześniej ważąc ledwie 30 kg. Pobyt w szpitalu to dla niej wielkie żarcie. Łzy cisną się jej do oczu, gdy widzi swój wielki brzuch. Boi się zarazić od kogoś nadwagą i choć wie, że ta myśl jest irra-cjonalna, nie może się jej pozbyć. Kiedy nie je, czuje się potężna, czuje, że nad sobą panuje. Jest szczęśliwa, gdy jej or-ganizm wytrzymuje głodówkę.

KrzyKKolacja zaczyna się o godzinie 17.

O godzinie 20. Marcin dostaje wieczor-ną porcję pigułek. Godzina 22. – gasną światła. Pacjenci kładą się do łóżek. Mar-cin ma wrażenie, że większość chorych zaczyna na wieczór wariować, jakby objawy choroby nasilały się wraz z nad-chodzącą nocą. Według niego personel dzieli się na ten niewypalony pracą, który próbuje rozmawiać i uspokajać pacjen-tów oraz na ten wypalony, który szybciej chwyta za telefon i wzywa odzianych na czerwono pielęgniarzy, zwanych na oddziale po prostu Czerwonymi. Ich przyjście oznacza następną osobę w kaftanie. Bywają noce, że wrzaski budzą Marcina co godzinę. Zastanawia się nad tym, skąd w człowieku bierze się siła, by krzyczeć bez przerwy przez kilka godzin.

***– Pomogli mi, ale nie tak, jak tego

oczekiwałem. W szpitalu nie zrobili wszystkiego za mnie, lecz pokazali, że to ja sam, z odrobiną ich pomocy, mu-szę wykonać większość pracy – odpo-wiada Marcin, gdy pytam go, czy zna-lazł tam to, czego szukał. Z oddziału wyszedł po siedemnastu dniach. Mówi, że lepiej mu się żyje. Raz w miesiącu ma wizytę u psychiatry. Wrócił do pra-cy i dalej studiuje. Do szpitala przycho-dzi dwa razy w tygodniu. Odwiedza Kamilę.

Imiona wszystkich boha- terów zostały zmienione.

Dominik Pietrzak

AgnieSzKA coDziennie

przychoDzi Do mArcinA i czyTA

KSiążKi

oddziałPierwszą godzinę

w tym brzydkim,

proszącym się o remont,

budynku Marcin spędził nie mogąc się ruszyć. Kaftan

skutecznie krępuje ruchy.

w na

s

Page 14: Plyn Pod Prad nr 33

Grudzień 1970 roku był czasem, gdy odważyliśmy się powiedzieć

głośno, czego tak naprawdę oczekuje-my. Mieliśmy dość życia na niby – wspo-mina pan Henryk.

KowAle włASnego loSuPan Henryk to dziś emerytowany

stoczniowiec, człowiek spokojny i opa-nowany. W latach siedemdziesiątych był dwudziestoczterolatkiem, dopiero wchodzącym w dorosłe życie.

– Wszystko zaczęło się od kolosalnej podwyżki cen żywności. Była to kropla, która przelała czarę goryczy. Partii nie za-leżało już nawet na pozorach, jedną de-cyzją pokazano, że już nikt się z nami nie liczy – wspomina z żalem pan Henryk.

– Załoga stoczni Nauta w Gdyni, gdzie pracowałem, spotkała się wie-czorem 16 grudnia w jednej z hal. Ktoś podtoczył na jej środek przyczepę. Wdrapał się na nią działacz Komite-tu Obrony Robotników. Przemawiał, zachęcając nas do walki o to, co nam należne. Nawoływał, by skończyć z życiem pod dyktando komunistów. Ludzie słuchali uważnie. Skandowali hasła, śpiewali patriotyczne pieśni, palili i topili kukły przedstawiają-ce znienawidzonych polity-ków. Byliśmy gotowi!

Tu następuje dłuższa przerwa w opowieści. Pan Henryk zda-je się zbierać myśli, błądząc wzrokiem po pokoju. Zniszczonymi od wielo-letniej pracy dłońmi obraca nerwowo

kubek z herbatą stojący na stole i po chwili

z po-

wagą w głosie wraca do trudnych wspo-mnień. – Na terenie zakładu spędzili-śmy całą noc. Nazajutrz, w czwartek 17 grudnia, dobiegły nas odgłosy odległej strzelaniny. Bardzo szybko zjawił się goniec z wiadomością, że przy przy-stanku Gdynia Stocznia wojsko i policja strzelają do naszych. Zrozumieliśmy, że jest to właściwy czas, by upomnieć się o sprawiedliwość. Solidarność pchała do wspólnej walki. Cała załoga stoczni rzuciła się do bram zakładu. W przej-ściu stanął dyrektor, zabraniając wyjścia. Koledzy szybko się z nim rozprawili, wywożąc na taczce w nieznanym kie-runku.

czAS próBy– Ta kreska to front wojska i milicji,

za nimi czołgi. W tym miejscu nato-miast staliśmy my. Blisko, bardzo bli-sko – pan Henryk stara się zilustrować przebieg wydarzeń, rysując na planie miasta kluczowe punkty. – Znalazłem się w centrum wydarzeń. Oni... oni strzelali ostrą amunicją! Nigdy wcze-śniej i nigdy potem aż tak się nie ba-łem. Ludzie kryli się przed kulami ka-

rabinów za betonowymi filarami mostu. Jedynie na środku jezdni stała sa-motna kobieta z polską flagą w dłoni. Wołała do nas dlaczego się boicie, dlaczego się chowacie?

Nie mogłem uwierzyć, że ta delikatna istota ma w sobie tyle odwagi. Nagle poczułem, jak ktoś ranny zsuwa się na mój bok i prosi o pomoc. Złapałem go i rozpiąłem marynarkę. W piersi nie-szczęśnika widniały otwory po kulach. Wiedziałem, że niewiele już mogę zrobić. Przerzuciłem go przez ramię i zsunąłem się z nasypu, by przedrzeć

się pomiędzy stojącymi składami SKM. W powietrzu świstały

kule, jakiś młody człowiek staczał się po schodach,

brocząc we własnej krwi. Zjechał na sam dół, już się nie pod-niósł.

– Przebicie się na ulicę Czerwo-nych Kosynierów, dzisiejsza ulica Mor-ska, zajęło mi sporo czasu. Ciało mło-

dego położyłem na ziemi. Czułem gniew

i bezsilność. W przy-pływie rozpaczy i niena-

wiści zacząłem bić pięściami w kiosk Ruchu. Ręce zatapiały

się po łokcie w dyktowych ścianach. Gdy doszedłem do siebie, nie znalazłem już chłopaka, którego przyniosłem. Dostrze-głem natomiast, jak inni układają ciało na drzwiach wyrwanych pośpiesznie z czy-jegoś domu. Jestem przekonany, że oso-bą wyciągniętą przeze mnie z tego piekła był Zbyszek Godlewski (Janek Wiśniew-ski – jak nazwano go w słowach ballady). Choć raczej nikt nie byłby dziś w stanie tego zweryfikować.

zA goDne życieWspomnienia pani Urszuli z okresu

lat osiemdziesiątych miały podobny wydźwięk. Rozmowie z wdową po działaczu Solidarności przy PLO Gdy-nia towarzyszy nastrój goryczy.

– Owszem, ludzie nauczeni przykry-mi wydarzeniami z przeszłości, byli już roztropniejsi – stwierdza rozmówczyni. – Może i udało nam się pokojowo wy-walczyć porozumienie, lecz co z tego, skoro władza ludowa, już od pierwsze-go dnia nas okłamywała. Zupełnie tak, jak w 1939 roku naziści mieli już przy-gotowane listy do Stutthofu, tak samo komuniści już na rok przed wprowa-dzeniem stanu wojennego sporządzili nakazy internowania. Rok wcześniej – podkreśla. – Było to w czasie, gdy naiwni i nieświadomi ludzie cieszyli się odzyskaną namiastką wolności.

Pani Urszula otwiera powoli teczkę zawierającą dokumenty z IPN. – Pro-szę spojrzeć, jacy oni byli wyracho-wani. Tutaj mamy listę internowanych w Strzebielińskim obozie. Po kilkunastu mężczyzn w małych celach. Funkcjo-nariusze SB obchodzili się z nimi bez litości. Mój mąż drogo zapłacił za swoje marzenia o wolności. Zamarł w wy-niku wycieńczenia niedługo po zwol-nieniu z obozu. Nie on jeden! Ofiar stanu wojennego było więcej. To Polak Polakowi zgotował taki los – podsumo-wuje z żalem pani Urszula. – Z każdym takim wydarzeniem wiązały się ogrom-ne ludzkie dramaty. Zabitych przez SB często chowano w lasach, a ich rodzi-ny zastraszano, by nie odważyli się nikomu wspomnieć słowem o tym, co się wydarzyło.

– Dzisiejsza młodzież nie musi już dokonywać wyborów, których od nas wymagano. I oby tak już pozostało. My zwyciężyliśmy, ale to było gorzkie zwycięstwo – kończy pani Urszula, zamyka-jąc w papierowej teczce świa-dectwa dawnych dramatów.

Marcin Hołowiński

nigDy wcześniej TAK Się nie

BAłem

za ChleB i wolność!

Foto

: Mar

cin H

ołow

ińsk

i

Tablica z postulatami sierpnia 80’. W 2003 roku wpisano ją na listę UNESCO – pamięć świata. W świadomości ludzi urosła do miana symbolu wielkich przemian. Europejskie Centrum Solidar-ności, wystawa Drogi Do Wolności.

|www.podprad.pl14

Page 15: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 15

W ten sposób Adamek zrobił pierwszy krok do bokserskiego

raju – czyli walki w najbardziej prestiżo-wej wadze ciężkiej. Czy popularny Góral odniesie sukces za oceanem i zostanie mistrzem? Tego nie wiem, życzę mu jak najlepiej. Jednak to nie na zwycięzcy chcę się skupić. Dla mnie ważniejszy po tej walce jest pokonany, upo-korzony Andrzej Gołota.

Muszę przyznać, że z bólem oglądałem jak młody wilk Adamek nie-miłosiernie obija Legendę polskiego boksu. To była zapewne ostat-nia walka Gołoty. Skończyła się pewna epoka. Umarł jeden z ostatnich symboli mojego dzieciństwa. Początki jego za-wodowej kariery to czasy rodzenia się w Polsce kapitalizmu. Andrzej Gołota był jednym z tych, którzy odnieśli sukces w nowej rzeczywistości.

Jestem dzieckiem nowej ery, rocznik

1990. Pierwszych wolnych wyborów, Planu Balcerowicza, dewaluacji złotego i innych przemian nie pamiętam w ogó-le lub pamiętam słabo. Pamiętam za to walki Gołoty, składanie klocków Lego i smak gumy Turbo. To są właśnie dla mnie symbole przemian, demokracji, kapitalizmu. Myślę, że nigdy nie zapo-mnę walki Andrzeja Gołoty z Lenno-xem Lewisem. Był rok 1997, miałem

7 lat. Polak przegrał w pierwszej run-dzie, a ja płakałem całą noc, nie mogąc się pogodzić z klęską mojego herosa. Był to pierwszy z wielu późniejszych upadków Gołoty. Zawsze jednak się podnosił, wracał na ring, miał charakter.

W końcu nie bez przy-czyny w latach 90. po walkach z Riddickiem Bowe ogłoszono go ostatnią nadzieją bia-łych na mistrzostwo w wadze ciężkiej.

Na mit Gołoty zło-żyła się również jego

ciemna strona, czyli konflikty z prawem. Jednak jego charyzma przyciągała przed telewizory miliony i rozpalała wyobraźnię Polaków. Gołota był takim dobrem na-rodowym, układano o nim piosenki, ro-biono komiksy. Prezydent Kwaśniewski wydał mu nawet List Żelazny, aby bokser uniknął aresztowania w Polsce za bójkę we Włocławku.

Dziś Symbol upadł. Czy się podnie-

sie? Raczej nie. Jest wyczerpany, zdru-zgotany, pokonany. Ludzie mają no-wego króla polskiego boksu. Stary król przegrał, upadł, skończył się. Dla mnie jednak pozostanie ikoną. Był nią nawet wtedy, gdy uciekał z ringu przed Mikem Tysonem. Bo gdy został symbolem raz, będzie nim już do końca, jak klocki Lego i guma Turbo. Maciej

umArł jeDen z oSTATnich

SymBoli mojego DziecińSTwA

uwolniony z MiaSta

włoCławka

Umarł król, niech żyje król! Jeszcze nie tak dawno huczały media po polskiej walce

stulecia. Młodszy, szybszy Tomasz Adamek w piątej rundzie posłał na deski starego,

powolnego i zmęczonego Andrzeja Gołotę. za ChleB

i wolność!Wielu ludzi zapłaciło

bardzo wysoką cenę za swój

udział w zrywach antykomunistycznych.

Spytani czy było warto? – milczą.

hero

si

Pomnik poległych stoczniowców. Zbudowany w rekordowym tempie, tuż pod nosem komunistów, jest dowodem na to, iż jak się chce to się potrafi.

Page 16: Plyn Pod Prad nr 33

W ramach zbierania informacji na potrzeby tego artykułu, zadałem

pytanie w ramach tagu. Oto od-powiedzi, które zaczęły napły-wać niemal od razu – już minu-

tę po opublikowaniu.

#drogiblipie #blip Ro-bię ankietę do artykułu, moglibyście napisać mi w jednej wiadomości, dlaczego prowadzicie mikrobloga?

shadowno: W celu pozna-

wania i podtrzymywania znajomości oraz informowania co u mnie osobom zainteresowanym.xoxsia: poznania blogosfery, ciekawych ludzi, wspólne za-interesowania, promowanie bloga.angamoss: by promować swojego bloga na bloxie, zmie-nić przyzwyczajenia internetowe, śledzić Kominka :) po-zdrawiam :)adamklimowski: Są rzeczy, o których nie warto wspo-mnieć na blogu, ale o których warto pamiętać.robmar: nie prowadzę mikrobloga; komunikuję się ze zna-jomymi akurat w taki sposóbmediafun: mikroblog doskonale uzupełnia moje działania na blogu oraz w serwisach społecznościowychessi001: Żeby promować portal ;)zbirkos: na mikroblogu reklamuję wpisy na swoim blogu

Mikroblogi są to portale umożliwia-jące umieszczanie krótkich wia-

domości (około 160 znaków) o tym, co znaleźliśmy w sieci, o nowościach w na-szym życiu. Pozwalają komunikować się z innymi użytkownikami poprzez pry-watne wiadomości, a także przy użyciu wpisów.

Główną ideą mikroblogów jest prze-kazywanie informacji o czynnościach, ja-kie się w danej chwili wykonuje, krótkich przemyśleń lub planów, które ma się za-miar zrealizować w najbliższym czasie.

czym różnią Się oD Typowych KomuniKATorów?

Po pierwsze: w przeciwieństwie do komunikatora inter-n e t o w e g o

(np. Gadu-Gadu), mikroblog możemy podglądać online. Wszystkie wysłane informacje są zapisane w sposób umoż-liwiający pełen dostęp do dyskusji.

Po drugie: charakter rozmów. W przypadku komunikatorów są to głownie rozmowy indywidualne. Mi-kroblogi oferują możliwość dyskusji w ramach tagów. Wpisując w wypo-wiedź tag, staje się ona widoczna dla wszystkich, którzy dany tag obserwują. Stanowi to więc rozszerzenie funkcjo-nalności komunikatora.

różne SpoSoBy eDycjiMikroblogi edytujemy nie

tylko z poziomu przeglą-darki. Możemy dodawać statusy poprzez komu-nikator (np. Gadu-Ga-du). Możemy także przesyłać informa-cje SMSem lub

MMSem. Dzięki temu mamy dostęp do mikrobloga nawet z mniej zaawan-sowanych telefonów komórkowych.

Do czego możemy wyKorzySTAć miKroBlogi?

Większość statusów umieszczanych w serwisach mikroblogowych (około 80%) dotyczy samych autorów – infor-mują choćby o samopoczuciu. Coraz częściej wykorzystują ją blogerzy i firmy, promując siebie lub swoje usługi.

Media także mają swoje profile w ser-wisach społecznościowych – przykła-dem jest TVN Warszawa. Dzięki temu, osoby obserwujące profil tej telewizji, już po chwili od opublikowania nowego artykułu, otrzymują powiadomienie na swoim komunikatorze.

Jest to dynamiczne środowisko wy-miany informacji. Swoją szybkość za-wdzięcza efektowi skali. Jedna osoba może błyskawicznie dotrzeć do kilku

tysięcy osób. Wystarczy, że jej status trafi do 50 obserwujących ją osób, skąd informacja zostanie jeszcze kilka razy podana dalej.

Tagi natomiast są to specjalnie oznaczone słowa kluczowe. Każ-dy tag stanowi niejako kategorię, do której przypisywany jest status lub wiadomość wysyłana między dwoma użytkownikami. Każdy ma możliwość obserwować konkretny tag, dzięki czemu otrzymuje związane z tym te-matem statusy.

Kilka przykładowych Tagów:#google – wszystko związane z Google#warszawa – wydarzenia w Warszawie#drogiblipie – tag zawierający pytania i prośby użytkowników serwisu Blip.pl

SerwiSy miKroBlogowe w polSce

W Polsce działa obecnie kilka ser-wisów mikroblogowych. Od Twittera, który był zachodnim prekursorem mi-kroblogowania, przez nowe stworzo-ne w Polsce (Blip, Flaker), jak i takie, które powstały jako dodatek do serwi-su informacyjnego (Pinger) lub społecz-nościowego (Śledzik). Mikroblog ofe-rowany użytkownikom Nasza-Klasa.pl zbiera sporo krytyki, ale ma za sobą największy w Polsce serwis społeczno-ściowy.

Wiele serwisów społecznościowych, choć nie stworzyło odrębnej gałęzi od-powiedzialnej za mikroblogging, promu-je podobne funkcjonalności w ramach głównego serwisu.

Michał Mietliński Mimic.blip.pl

www.PowerBlog.pl

noMen oMen

świat w Stu SześćdzieSięCiu znakaCh

Do czego możnA wyKorzySTAć miKroBlogi?

Promocja konkretnych produktów, podtrzy- Îmywanie relacji z klientamiInformowanie o konkursach i wydarzeniach ÎKoordynacja działań – np. spotkania towa- ÎrzyskiegoPoszukiwanie informacji, zgłaszanie próśb, Îmonitorowanie newsówOmawianie bieżących wydarzeń Î

Narzędzie wymiany informacji, portal społecznościowy, czy nowa for-

ma komunikacji? Czym są mikroblogi?

Page 17: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 17

W przeszłości wierzono, że imię może chronić przed złymi mo-

cami (srb. Vuk – wilk, łac. Petrus – skała), wyrażać pewne życzenie lub oczekiwa-nie rodziców wobec dziecka (jap. Sa-dako – niewinne dziecko, pol. Mirosław – ten, który sławi pokój, celt. Vercinge-torix – wielki król wojowników), co miało wpływać na jego życie. Ale dziś, żeby zrozumieć znaczenie swojego imienia, trzeba się posiłkować specjalistycznymi słownikami.

o czym mówi imięZapewne ciekawym jest fakt, że

okazuje się, iż rodzice dla swoich dzie-ci wybierają nietypowe imię wtedy, kiedy nie mogą zapewnić im dobrych warunków do rozwoju. Dlaczego? Bo wierzą w dobroczynną moc imienia, które może odmienić los na lepsze. Być może chodzi o finanse, bo badania (F.N. Willis, 1982) pokazują, że niety-powe imiona częściej występują wśród rodzin o niskich dochodach.

Psychologowie (Hartman, Nicolay, Hurley, 1968) sformułowali hipotezę, że rzadkie, ekscentryczne imiona są przejawem występujących u rodzi-ców patologii, np. w postaci trudności w przystosowaniu się do życia w mał-żeństwie, danym społeczeństwie, alko-holizmu i innych.

Natomiast z badań J. Okrutnej (1992) wynika, że wybór imienia może

mieć związek z poziomem wykształce-nia rodziców – typowe imiona dla dzie-ci częściej wybierają ludzie po studiach niż ci, którzy wcześnie skończyli swą edukację.

AniA jeST ATrAKcyjniejSzA oD Kornelii?

W USA przeprowadzono badania atrakcyjności kobiet (Garwood i in., 1980), które według ocen eksper-tów miały podobne notowania swojej urody. Kiedy zdjęcia przedstawiano osobom mającym ocenić, która z nich jest ładniejsza, okazało się, że gdy nie można obejrzeć kogoś na żywo, o tym, kto się bardziej podoba, decyduje imię. Efekt był taki, że na podstawie zdjęć wyżej notowano kobiety podpisane imionami typowymi.

łoBuz olivier?Inne amerykańskie przykłady, pocho-

dzące z lat 40-tych, pokazują, że studen-ci, którzy musieli przerwać studia z po-wodu słabych wyników, mają nietypowe imiona. (Savage, Wells, 1948). W Polsce, z badań przeprowadzonych w latach 90-tych (E. Miśków, 1992) wynika, że młodzież nosząca imiona unikalne cha-rakteryzuje się wyższym, niż ta nosząca popularne, poziomem lęku oraz nasile-niem tendencji antyspołecznych.

Ale DlAczego?Ciekawe, ile osób pamięta z dzie-

ciństwa sztukę tworzenia przezwisk na

podstawie imion? Kuba – Kupa, Denis – Tenis, Helena – Helga. I na takie rze-czy znajduje się wyjaśnienie naukowe. Opierając się na pracy Rozwój dziecka E. Hurlock (1985), da się przedstawić kategorie imion, które ze względu na ich odbiór, mogą mieć szkodliwe na-stępstwa psychologiczne.

Anna to przykład pięknego imienia, które przez powszech-ne występowanie może pozbawiać poczucia indy-widualności (jest to naj-częściej nadawane imię świata). Natomiast imiona zbyt rzadkie, zwracające na siebie uwagę, mogą wywoływać u osób je noszących skrępowanie i inne niedogodności. Zbyt krótkie z kolei nie przyciągają uwagi, w efekcie czego osoby je noszące mogą być nie-zauważane. Imiona długie, zestawione z długim nazwiskiem, bywają kłopotli-we w użyciu, np. przy przedstawianiu się, dyktowaniu danych osobowych, składaniu podpisów.

Imiona bywają źródłem nieporozu-mień. Są np. takie, które mogą być rów-nież nazwiskami i prowokują do zapyta-nia o właściwe imię, np. Śnieżka, August, Symforian. Problemy miewają też ludzie, których imię wywołuje nieprzyjemne lub komiczne skojarzenia, np. Adolf (Hi-tler), Balbinka (gąska), Jacek (Placek), Lu-

dwik (płyn do mycia naczyń). Z kolei je-śli imię w danym momencie wydaje się być staroświeckie, jego nosiciel również takim się wydaje, np. Adelajda, Marceli-na, Eulalia. Zdarza się, że w połączeniu z nazwiskami imiona tworzą kłopotli-we inicjały, np. Walery Ciosek – WC. Bywa, że imię nie pasuje do nazwiska, co również staje się powodem do kpin, np. Gerard Byczek, Rachel Barszcz. Na

pewno nieprzyjemnie robi się osobie, której przekręca się imię, bo trudno je wymówić, np. Orestes, Her-menegilda, czy łatwo od niego utworzyć ośmieszające, kłopo-tliwe zdrobnienie, np. Lolek (Karol), Zyzio

(Zygmunt), Klotka (Klotylda).

Dyrektor poważnej firmy może nie zechcieć sekretarki o imieniu Lola ani menadżera, który nazywa się Alfons Wojewódzki, bo budzi to negatywne skojarzenia. Ale nie każda Zosia jest Samosią i nie każdy Jaś wszystko się na-uczy, a Jan będzie umiał. Warto o tym pamiętać, kiedy poznaje się nowych ludzi.

Jakub Kupracz [email protected]

Tekst w oparciu o pracę Oblicza imion autorstwa Krystyny Doroszewicz

i Ewy Stanisławiak, Warszawa 1999.

Musi je posiadać każdy obywatel Polski i większości państw świata. Zastanawianie się

nad tym, co znaczy i jak wpływa na nosiciela jest chyba czymś zwyczajnym. Jednak okazuje się, że

imię istotnie może mieć wpływ na nasze życie. I nie ma to nic wspólnego z kabałą, ezoteryką

i układem planet.

AnnA jeST nAjczęściej nADAwAnym

imieniem w świecie

noMen oMen

zjawi

ska

Page 18: Plyn Pod Prad nr 33

|www.podprad.pl18

Gadget w dosłownym tłumaczeniu oznacza wymysł, przyrząd, urządzenie, wynalazek. Gdy używamy tego słowa, najczęściej mamy na myśli niewielki przedmiot lub przyrząd spełniający, bardzo często w sposób

innowacyjny, określoną funkcję. Natomiast moje ulubione gadżety to te, które mają niewielkie lub pra-wie żadne zastosowanie praktyczne. Poniżej kilka gadżetów, które ostatnio udało mi się wygrzebać

w internecie.

Snowball Maker: czy zdarzyło ci się, że podczas bitwy na śnieżki nie na-dążałeś lepić kul? Albo miałeś ochotę porzucać się śniegiem, ale rękawiczki bardzo szybko robiły się mokre i to cię zniechęcało? Mamy na to rozwiąza-

nie. Dzięki przyrządowi do robienia śniegowych kul, już nigdy nie zabraknie ci amunicji podczas bitwy na śnieżki, twoje rękawiczki pozostaną suche, a ręce nie zmarzną. Ten gadżet może okazać się kluczowy, by wygrać śniegową bitwę z ro-dziną czy sąsiadami.

Mega Snow Brick Maker: mam dla ciebie jeszcze jedną propozycję związaną ze śniegiem. Dzięki przyrządowi do robienia śniegowych cegieł w mgnieniu oka uformujesz idealne bloczki i zbudujesz własne fantastyczne igloo. Mega Snow Brick Maker przyda się również, by zbudować śnieżny mur, za którym można chować się podczas bitwy na śnieżki. Razem z przyrządem do robienia kul śnież-nych stanowią nieodzowny zestaw podczas zimowych zabaw. W lecie zaś przyda się do budowania zamków z piasku.

Snowman  Kit:  zimą na pewno nie raz naszła cię ochota, by ulepić bałwana. Ale nie miałeś skąd wziąć marchewki, węgielków i garnka. Teraz to już nie będzie przeszkodą. Zamów zestaw wykończeniowy do bał-wana już teraz, a kiedy nadejdzie odpowiedni czas, nic cię nie powstrzyma od świetnej zabawy. W ofercie są dostępne różne zestawy. Klasyczne i bardziej fantazyj-ne, by zrobić np. bałwana w stylu punk.

Przebranie dla pupila: wyobraź sobie taką sytuację. Znajomi zapraszają cię na super imprezę przebieraną. Chciałbyś iść, ale nie masz z kim zostawić swojego pupila. Mógłbyś zabrać go z sobą, ale wiesz, że bez przebrania zwierzak będzie się głupio czuł (bo wszyscy inni przebrani). Na szczęście można uniknąć takich dyle-matów. Przebierzcie się razem i zabierz pupilka ze sobą. Przy okazji zrobi-cie piorunujące wrażenie na otoczeniu. Dostępnych jest mnóstwo wzorów w różnych rozmiarach. Dopasujesz coś do każdej rasy. A podczas mroźnych dni takie przebranie sprawi, że pupilowi będzie cieplej.

Lusterko wsteczne do komputera: są takie chwile, gdy pochłonięci tym, co się dzieje na ekranie komputera, nie mo-żemy oderwać od niego wzroku. A chciałoby się sprawdzić, kto właśnie wszedł do naszego pokoju i czy przypadkiem nie zerka nam przez ramię. Chciałoby się mieć oczy z tyłu głowy. Właśnie dlatego stworzono lusterko wsteczne do kompute-ra. Teraz wystarczy jedno szybkie spojrzenie i wiemy, co się dzieje za naszymi plecami.

Idealne dla graczy i osób tracących kontakt ze światem ze-wnętrznym. Dodatkowo przyda się do sprawdzenia stanu, w jakim sami jesteśmy. Czy przypadkiem przed wyjściem nie powinniśmy się ogolić?

[email protected] Łukasz Wysoki

|www.podprad.pl18

preSSówkaZ przeprowadzonej wśród 1000 do-rosłych mieszkańców Meksyku ankiety wynika, że statystyczny Meksykanin przeklina średnio 20 razy dziennie, co daje 1,3 miliarda przekleństw wypo-wiadanych w tym kraju każdego dnia. W tej statystyce nasi rodacy zapewne z łatwością uzyskaliby wynik zbliżony do Meksykanów, a może i lepszy. Onet.pl

Pewien czarny niedźwiedź wtargnął do jednego z supermarketów w stanie Wisconsin (USA) i skierował się prosto ku półce z piwem. Przerażonych klien-tów ewakuowano ze sklepu, podczas gdy miś wdrapał się na blisko 4 metro-wą chłodziarkę z napojami alkoholowy-mi i przebywał tam przez godzinę, do czasu przybycia odpowiednich służb. Pracownicy sklepu twierdzą, że niedź-wiedź alkoholu nie spożył. Wprost.pl

Naukowcy z Uniwersytetu w Cardiff stwierdzili, że dzieci, które jedzą sło-dycze, częściej wyrastają na dorosłych skłonnych do agresji i przemocy. Bry-tyjczycy przeanalizowali dane 17,5 tys. osób i odkryli, że 69% dzieci, które w wieku dziesięciu lat jadły słodycze prawie każdego dnia, przejawiało agre-sywne zachowanie przed ukończeniem 34 roku życia. Część badaczy uważa, że dzieci, którym pozwalano jeść słody-cze tak często nie wykształciły w sobie cierpliwości i umiejętności oczekiwania na gratyfikację. Zdaniem innych, uza-leżnienie od słodyczy w dzieciństwie sprawia, że w życiu dorosłym osoby te są bardziej podatne również na inne uzależnienia, co może sprzyjać agresji. A producenci czekolady są zdania, że to jedna wielka bujda. Newsweek.pl

W Somalii islamska organizacja Szaba-ab zatrzymuje kobiety, których biust wygląda na podtrzymywany stanikiem i każe je publiczną chłostą. Bojownicy Szabaabu chcą wprowadzania w Soma-lii szariatu a ich akcja jest częścią walki o obyczajowość. O co? No właśnie... Gazeta Wyborcza

Do internetu trafił materiał promujący miasto Malbork, w którym słynny krzy-żacki zamek został nazwany budowlą... neogotycką, co odmładza go o jakieś 500 lat! Spot, który tylko raz został po-kazany i więcej nie będzie wykorzysty-wany, kosztował 16,4 tys. zł. Polska The Times, Dziennik Bałtycki

gadżetoManiaWitajcie gadżetomaniacy! Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd się wzięło słowo gadżet? Otóż

pochodzi ono z języka angielskiego i francuskiego.

Page 19: Plyn Pod Prad nr 33

www.podprad.pl| 19www.podprad.pl| 19

Od dłuższego czasu żona Pokrętka z jakiegoś powodu była wyraźnie niezadowolo-na. Gdy wracała z pracy, rozglądała się bacznie po mieszkaniu, wydawała z siebie gardłowy pomruk i wymierzała mężowi solidny cios, zazwyczaj trafiając w kark.

je całe i zaśnie pijana przed telewi-zorem. Następnie podszedł do niej od tyłu i udając głos jej matki zapytał: Dlaczego bijesz tego imbecyla? (imbecyl

było najchętniej uży-wanym przez jego te-ściową zamiennikiem słowa zięć). W odpo-wiedzi usłyszał: A bo mnie wpienia. Pierwszą rzeczą jaką widzę po powrocie do domu jest jego parszywa gęba!

Może i ta informacja trochę zabolała, ale Pokrętek poczuł przede wszystkim ulgę, że nareszcie wie, za co jest kara-

ny. Następnego dnia wrócił po pracy do domu, szybko przygotował obiad i piwo, ale tuż przed tym, jak jego żona miała się pojawić w domu, wyszedł. Wrócił po około godzinie promienie-jąc szczęściem, że ominął go przydzia-łowy cios. Ledwo jednak przekroczył próg, na jego głowę spadł potężny raz. Zanim stracił przytomność usłyszał jeszcze tylko: Gdzie łazisz zamiast cze-kać na mnie w domu? Ostatnią myślą, która pojawiła się w jego głowie było: Dobrze, że tym razem chociaż werbalizuje swoje oczekiwania.

Anita Niemczyk

poKręTeK nie miAł pojęciA,

jAKich To oczeKiwAń żony

nie SpełniA

różn

ości

ADreS reDAKcji:ul. Pilotów 19A/4, 80-460 Gdańsk

tel./fax 058 710 82 [email protected]

SKłAD reDAKcji:reDAKTor nAczelnA Katarzyna Michałowska;

zeSpół reDAKcyjny: Dominik Pietrzak, Natalia Filipiak,

Natalia Balcer, Bartłomiej Serkowski, Olga Kupicz, Maciej Badowicz,

Jakub Kupracz, Marcin Hołowiński, Liliana Wujczyk, Kamila Brodzik,

Katarzyna Wodzikowska, Mateusz Koldun, Marta Szagżdowicz,

Anna Iwanowska, Ola Suty, Monika Mądrzejewska,

Maciej Pietrzak;

koRekTA: Anna Iwanowska, Liliana Wujczyk,

Natalia Filipiak, Kamila Brodzik.

jeśli chceSz zAAngAżowAć Się w Tworzenie gAzeTy – nApiSz:

[email protected]

zApyTAnie o reKlAmę: [email protected]

SKłAD i projeKT oKłADKi: Sylwester Gigoń

oDDziAły w polSce:Kraków: Renata Matuszczak,

[email protected]; Łódź: Marcin Kołton,

[email protected];Poznań: Ewelina Haliżak,

[email protected]; Warszawa: Anna Marcinowicz, [email protected].

Magazyn jest tworzony m.in. przez studentów z Ruchu Akademic-kiego Pod Prąd z pięciu głównych

miast akademickich Polski. Skupia on katolickich i protestanckich stu-

dentów, którzy pragną żyć w przyjaźni z Bogiem i inspirować do tego innych.

>>> Bezpłatny Magazyn Studencki

ISSN

150

7-21

0X

nr 33/grudzień 2009

www.podprad.pl

oczekiwanie czy rozczarowanie

wiarygodne kłamstwo

mity studenckie i legendy miejskie

www.podprad.pl

Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄDWszelkie prawa zastrzeżone

Pokrętek nie miał pojęcia, czym za-służył sobie na codzienną porcję

uderzeń od swej połowicy. Próbował oczywiście poszerzyć swoją wiedzę i nieśmiało zapytał, czym rozzłościł mał-żonkę, ale w odpo-wiedzi usłyszał tylko jeszcze bardziej gardło-wy pomruk i popraw-kę ciosu, tym razem w okolice nerek.

Pierwszą myślą, jaka przyszła Pokrętkowi do głowy, było to, że kupował za mało piwa. Następne-go dnia kupił zatem nie jedną, a dwie skrzynki. Wszystkie butelki starannie schłodził, a tuż przed powrotem żony dwie kusząco oszronione postawił na widocznym miejscu. Pokrętkowa weszła do mieszkania, błyskawicznie dostrzegła piwo na stole, używając oczodołów, otworzyła obie butelki na raz i wypiła je w około 10 sekund. Wydała z siebie zadowolony pomruk, który jednak zno-wu przerodził się we wściekły i znowu oberwało się mężowi.

Następnego dnia Pokrętek postano-wił pójść w kulinaria. Przygotował obiad dostarczający około 5000 kalorii (oczy-wiście nie zapomniał o piwie) i czekał. Tym razem cios spadł na niego z około pięciominutowym opóźnieniem.

Biedny Pokrętek naprawdę nie miał pojęcia, jakich to oczekiwań żony nie spełnia. W akcie desperacji następnego dnia posprzątał całe mieszkanie. Był to naprawdę rozpaczliwy gest, ponieważ jego żonie nigdy nie zależało na porząd-kach. I rzeczywiście nawet nie zauważy-ła, że cokolwiek się zmieniło – jak zwykle przywitała męża silnym uderzeniem.

Pokrętek postanowił podejść do tego psychologicznie. Kupił jeszcze więcej piwa, poczekał aż żona wypije

żony oczekiwania

Page 20: Plyn Pod Prad nr 33

Odpowiedzialność społeczna jest koncepcją, która kojarzy się głównie z pojęciem społecznej odpowiedzialności biznesu. Jednakże, gdy przyj-

rzymy się bliżej temu zagadnieniu, okazuje się, że zagadnienie odpowiedzial-ności społecznej dotyczy każdego z nas. Nasze codzienne wybory związane z różnymi sferami życia (konsumenci, obywatele, pracownicy) bardzo często obrazują nam, na ile nasze decyzje są odpowiedzialne i jak wpływają na społe-czeństwo, w którym funkcjonujemy.

W ramach projektu Społecznie Odpowiedzialna Uczelnia, współfinansowane-go ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego a realizowanego przez Wyższą Szkołę Pedagogiczną TWP w Warszawie, chcemy promować szeroko rozumianą ideę odpowiedzialności społecznej. Dzięki działaniom zaplanowa-nym w ramach projektu udało nam się zintegrować środowisko naukowców, ekspertów z różnych sektorów oraz studentów w czterech grupach roboczych, pracujących wokół zagadnień związanych z: polityką społeczną, pedagogiką spo-łeczną, gospodarką społeczną oraz społecznie odpowiedzialnym biznesem.

Niezwykle istotnym zadaniem projektu jest KONKURS DLA STUDEN-TÓW I MŁODYCH NAUKOWCÓW. Jego celem jest upowszechnianie wiedzy o naukach społecznych. Konkurs składa się z dwóch niezależnych od siebie części: fotograficznej – Odpowiedzialność Społeczna w Obiektywie i me-rytorycznej – Społecznie Odpowiedzialni. W części merytorycznej zadaniem uczestników jest prezentacja własnych poglądów w ramach czterech tematów związanych z naukami społecznymi i odpowiedzialnością społeczną. Część fotograficzna to przedstawienie zagadnienia odpowiedzialności społecznej po-przez zdjęcia. Najlepsze prace merytoryczne zostaną wydane w publikacjach książkowych, które powstają w ramach projektu, natomiast fotografie zapre-zentujemy podczas mobilnej wystawy fotograficznej w sześciu Wydziałach Wyższej Szkoły Pedagogicznej TWP. Prace można nadsyłać od 16.11.2009r. do 15.02.2010r. Szczegóły obu konkursów znajdują się na stronie www.spo-lecznieodpowiedzialni.pl. Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie. Na laureatów czekają atrakcyjne nagrody pieniężne.

SpołeCznie odpowiedzialni

To jeST ArTyKuł SponSorowAny