W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne,...

8
108 109 wą, która zatrzymała go tutaj na dobrych kilka tygodni i zmusiła do zachowywania prawdziwej konspiracji. Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! Ta tajemnicza i zapewne niebezpieczna spra- wa stanie się jasna, jeśli zaczniemy naszą opowieść od wydarzeń, które poprzedzały i towarzyszyły podróży Sołowjowa 2 . Sołowjow w Paryżu Wyjazd Włodzimierza Sołowjowa za gra- nicę w 1888 roku wynikał ze wzrastającej w nim owym czasie sympatii wobec kato- licyzmu 3 . Filozof skończył wówczas swoją książkę La Russie et l’Église universelle (Ro- sja i Kościół powszechny) i z racji jej wyraź- nie prokatolickiej wymowy oraz braku moż- ności jej publikacji w Rosji, planował wydać swoje dzieło we Francji. Do Paryża Sołowjow przybył praw- dopodobnie 8 maja 1888 roku (Sołowjow 1986: 274). Na miejscu dużo pracował i propagował swoje idee. Chociaż stosunki filozofa z dawnymi francuskimi znajomymi − jezuitami Pawłem Pierlingiem i Iwanem Martynowem − w znacznym stopniu się ochłodziły, zawarł on wiele nowych znajo- mości wśród pisarzy (Leroy-Beaulieu, de Vogüé), polityków (Loiseau, Minard, baron d’Arvil) i duchownych (de Pascal), szcze- gólnie zbliżając się z wydawcą i tłumaczem Eugeniuszem Tavernierem (tamże: 274). 25 maja 1888 roku w salonie księżny Sayn- -Wittgenstein filozof wygłosił po francusku odczyt L’idée russe (Sołowjow 2007). „Śmie- lej i szerzej niż dawniej krytykuje tu Sołow- jow cezaropapistyczny ustrój Rosji i cytując A. I. Aksakowa, ukazuje pożałowania god- ny stan Kościoła rosyjskiego, który stał się «jednym z resortów państwa»” (Sołowjow 1986: 275). Tavernier zareagował na to wy- stąpienie entuzjastyczną recenzją zamiesz- czoną w katolickiej gazecie „L’Univers”: „Pan Sołowjow jest niezrównanym myślicielem. Hojnie rozrzuca idee dojrzałe i oryginalne. Bogactwu jego wyobraźni dorównuje rzetel- ność umysłu. Naprawdę stoi na wysokości zadania, które sobie obrał, i je niezachwia- nie realizuje, idzie chwalebnym traktem, jaki sobie obrał. Z dumą i miłością przyjmą go jego francuscy bracia; będą go wspierać mo- dlitwą oraz uznaniem” (cyt. za: tamże: 275, 276). „L’Univers” udostępnił Sołowjowowi swoje łamy. Zamieścił on tutaj artykuł Saint Vladimir et l’Etat chrétien (Święty Włodzimierz i państwo chrześcijańskie), który ukazał się także po polsku (Sołowjow 1889). Jednak ani ta publikacja, ani życzliwe nastawienie paryskiego towarzystwa nie mogły zmienić tego, co nieuniknione. Nad głową Sołowjowa zaczęły zbierać się groź- ne chmury… Dystansu nabrały wobec niego kręgi jezuickie, szczególnie ze względu na trzecią częścią La Russie…, której wymowa była − zdaniem jezuitów − nazbyt pante- istyczna. Nie najlepsze wrażenie wywarła również działalność Sołowjowa w rosyj- skich kręgach państwowych, głównie za sprawą nieprzychylnego Sołowjowowi Kon- stantina Pobiedonoscewa. Do filozofa za- częły docierać rozmaite niepokojące wieści i wkrótce zaczął się on obawiać aresztowa- nia i zesłania po swoim powrocie do ojczy- zny. Na dodatek w „L’Univers” ukazała się anonimowa publikacja Rzut oka na religijną historię Rosji z okazji artykułów p. Sołow- jowa, której krytyczny charakter wywołał u filozofa chorobliwą reakcję, o czym świad- czy opublikowane przez niego później w tej samej gazecie sprostowanie. Pod koniec sierpnia Sołowjow przeniósł się do Viroflay w pobliżu Wersalu, gdzie zamieszkał w willi należącej do Henriego Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie Tajemnica „krakowskiej sprawy” Włodzimierza Sołowjowa 1 Wiaczesław Moisiejew Dzięki wsparciu Funduszu im. Królowej Jadwigi mogłem w 2001 toku przeprowa- dzić w Krakowie poszukiwania materiałów związanych z pobytem w tym mieście Wło- dzimierza Sołowjowa. Niestety, nie udało mi się odkryć żadnych nowych dokumentów dotyczących polskiego epizodu w biografii filozofa. Niemniej jednak, opierając się na analizie znanych dotychczas, jak również nowych materiałów, spróbuję wysunąć hi- potezę dotyczącą tajemnicy „krakowskiej sprawy” Włodzimierza Sołowjowa − tajem- nicy, której − jak się zdaje − nikt jeszcze nie rozwikłał. Sołowjow zatrzymał się w dawnej stolicy Polski nie tylko po to, by odpocząć w połowie drogi do Rosji czy skorzystać z gościnności swoich tutejszych znajomych. To właśnie w Krakowie Sołowjow na spo- kojnie i bez żadnych przeszkód mógł zająć się pewną niezwykle dla siebie ważną spra- Pressje 2011, teka 26/27

Transcript of W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne,...

Page 1: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

108 109

wą, która zatrzymała go tutaj na dobrych kilka tygodni i zmusiła do zachowywania prawdziwej konspiracji. Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! Ta tajemnicza i zapewne niebezpieczna spra-wa stanie się jasna, jeśli zaczniemy naszą opowieść od wydarzeń, które poprzedzały i towarzyszyły podróży Sołowjowa2.

Sołowjow w Paryżu

Wyjazd Włodzimierza Sołowjowa za gra-nicę w 1888 roku wynikał ze wzrastającej w nim owym czasie sympatii wobec kato-licyzmu3. Filozof skończył wówczas swoją książkę La Russie et l’Église universelle (Ro-sja i Kościół powszechny) i z racji jej wyraź-nie prokatolickiej wymowy oraz braku moż-ności jej publikacji w Rosji, planował wydać swoje dzieło we Francji.

Do Paryża Sołowjow przybył praw-dopodobnie 8 maja 1888 roku (Sołowjow 1986: 274). Na miejscu dużo pracował i propagował swoje idee. Chociaż stosunki filozofa z dawnymi francuskimi znajomymi − jezuitami Pawłem Pierlingiem i Iwanem Martynowem − w znacznym stopniu się ochłodziły, zawarł on wiele nowych znajo-mości wśród pisarzy (Leroy-Beaulieu, de Vogüé), polityków (Loiseau, Minard, baron d’Arvil) i duchownych (de Pascal), szcze-gólnie zbliżając się z wydawcą i tłumaczem Eugeniuszem Tavernierem (tamże: 274). 25 maja 1888 roku w salonie księżny Sayn--Wittgenstein filozof wygłosił po francusku odczyt L’idée russe (Sołowjow 2007). „Śmie-lej i szerzej niż dawniej krytykuje tu Sołow-jow cezaropapistyczny ustrój Rosji i cytując A. I. Aksakowa, ukazuje pożałowania god-ny stan Kościoła rosyjskiego, który stał się «jednym z resortów państwa»” (Sołowjow 1986: 275). Tavernier zareagował na to wy-stąpienie entuzjastyczną recenzją zamiesz-czoną w katolickiej gazecie „L’Univers”: „Pan

Sołowjow jest niezrównanym myślicielem. Hojnie rozrzuca idee dojrzałe i oryginalne. Bogactwu jego wyobraźni dorównuje rzetel-ność umysłu. Naprawdę stoi na wysokości zadania, które sobie obrał, i je niezachwia-nie realizuje, idzie chwalebnym traktem, jaki

sobie obrał. Z dumą i miłością przyjmą go jego francuscy bracia; będą go wspierać mo-dlitwą oraz uznaniem” (cyt. za: tamże: 275, 276). „L’Univers” udostępnił Sołowjowowi swoje łamy. Zamieścił on tutaj artykuł Saint Vladimir et l’Etat chrétien (Święty Włodzimierz i państwo chrześcijańskie), który ukazał się także po polsku (Sołowjow 1889).

Jednak ani ta publikacja, ani życzliwe nastawienie paryskiego towarzystwa nie mogły zmienić tego, co nieuniknione. Nad głową Sołowjowa zaczęły zbierać się groź-ne chmury… Dystansu nabrały wobec niego kręgi jezuickie, szczególnie ze względu na trzecią częścią La Russie…, której wymowa była − zdaniem jezuitów − nazbyt pante-istyczna. Nie najlepsze wrażenie wywarła również działalność Sołowjowa w rosyj-skich kręgach państwowych, głównie za sprawą nieprzychylnego Sołowjowowi Kon-stantina Pobiedonoscewa. Do filozofa za-częły docierać rozmaite niepokojące wieści i wkrótce zaczął się on obawiać aresztowa-nia i zesłania po swoim powrocie do ojczy-zny. Na dodatek w „L’Univers” ukazała się anonimowa publikacja Rzut oka na religijną historię Rosji z okazji artykułów p. Sołow-jowa, której krytyczny charakter wywołał u filozofa chorobliwą reakcję, o czym świad-czy opublikowane przez niego później w tej samej gazecie sprostowanie.

Pod koniec sierpnia Sołowjow przeniósł się do Viroflay w pobliżu Wersalu, gdzie zamieszkał w willi należącej do Henriego

Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty!

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

Tajemnica „krakowskiej sprawy” Włodzimierza Sołowjowa1 Wiaczesław Moisiejew

Dzięki wsparciu Funduszu im. Królowej Jadwigi mogłem w 2001 toku przeprowa-dzić w Krakowie poszukiwania materiałów związanych z pobytem w tym mieście Wło-dzimierza Sołowjowa. Niestety, nie udało mi się odkryć żadnych nowych dokumentów dotyczących polskiego epizodu w biografii filozofa. Niemniej jednak, opierając się na analizie znanych dotychczas, jak również nowych materiałów, spróbuję wysunąć hi-

potezę dotyczącą tajemnicy „krakowskiej sprawy” Włodzimierza Sołowjowa − tajem-nicy, której − jak się zdaje − nikt jeszcze nie rozwikłał. Sołowjow zatrzymał się w dawnej stolicy Polski nie tylko po to, by odpocząć w połowie drogi do Rosji czy skorzystać z gościnności swoich tutejszych znajomych. To właśnie w Krakowie Sołowjow na spo-kojnie i bez żadnych przeszkód mógł zająć się pewną niezwykle dla siebie ważną spra-

Pressje 2011, teka 26/27

Page 2: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

110 111

Filozof chciał jeszcze zobaczyć się z bp. Josipem Strossmayerem5, toteż pro-sto z Zagrzebia przyjechał do Diakowa. Sergiusz Sołowjow (1986: 279) stwierdza: „Wiemy, że katolickie Boże Narodzenie Sołowjow spędził w Diakowie. Do Wiednia przyjechał zatem między 26 a 28 grud- nia”. O pobycie w Diakowie wiadomo rów-nież z listu filozofa do brata Michała, dato-wanego na 28 grudnia 1888 roku: „Byłem w Diakowie u Strossmayera, spędziłem z nim ich Božič. Cała dzieciarnia z Diako-wa, podzieliwszy się na kilka grup, przy-chodziła z Jasełkami i śpiewała bardzo miłe i naiwne pieśni chorwackie. Sam Strossmayer zestarzał się, jest niezdrów i smutny. Wobec mnie był jak zawsze nie-pomiernie uprzejmy. Posłał papieżowi L’Idée Russe. Papież powiedział: Bella idea ma fuor d’un miracolo è cosa impossibile («Idea piękna, jednak zbyt cudowna i nie-możliwa»). Bardzo jestem rad, że byłem u Strossmayera − chyba się już więcej nie zobaczymy” (cyt. za: tamże). O pobycie So-łowjowa w Diakowie świadczy dodatkowo notatka sporządzona w języku chorwackim przez sekretarza biskupa Strossmaye- ra Milko Cepelića: „Na Boże Narodzenie 1888 roku Sołowjow po raz drugi i ostat-ni był w Diakowie. Spędził z nami święta i często spacerował po parku, w którym rosła śliczna zielona trawa. Dziwił się, że zima jest u nas taka łagodna. Bardzo kaszlał i było widać, że słabnie. Nie chciał u nas ani spożywać mięsa, ani pić wina” (Solov'ev 1923: 192, 193).

Z Diakowa Sołowjow wyjechał do Wied-nia, skąd 25 grudnia 1888 roku (6 stycznia 1889 roku) pisał do Stasiulewicza: „Sądzi-łem, że przywitam Nowy Rok w Petersbur-gu, ale ugrzązłem tu ze względu na kilka niezbędnych mi książek […]. Mam nadzieję, że zdążę przed bożonarodzeniowymi mro-zami”(tamże: 40).

Kolejne datowane listy Sołowjowa, które weszły do zbioru pod redakcją Ernesta Ra-dłowa (1923), zostały już napisane w Rosji, po powrocie filozofa do ojczyzny. 28 lutego 1889 roku (starego stylu) Sołowjow infor-muje Stasiulewicza: „Pod sieniami wielko-postnej Moskwy zacząłem układać referat…” (tamże: 41). Łatwo można obliczyć, że Wielki

Post w 1889 roku rozpoczął się 12 (25) lute-go. Z wcześniejszego listu do Eugeniusza Ta-verniera, datowanego na 21 lutego (5 marca) 1889 roku, dowiadujemy się, że po powrocie do ojczyzny Sołowjow najwyraźniej zdążył już odwiedzić Petersburg: „…i oto jestem w Moskwie, gdzie chciałbym popracować kil-ka tygodni, żeby potem powrócić nad brzegi Newy” (tamże: 213, 214). Jeszcze jeden − tym razem niewątpliwy − dowód na wizytę Sołowjowa w północnej stolicy znajdujemy w liście filozofa do Afanasija Feta, który otwiera zapis: „Do Moskwy. Petersburga. 27 stycznia 1889” (Solov'ev 1911: 119). Jest to najwcześniejsze pisemne potwierdzenie powrotu Sołowjowa do Rosji.

A zatem, podsumowując całą tę epi-stolarną chronologię, należy stwierdzić, że Sołowjow mógł przebywać w Krakowie od 29 grudnia 1888 roku (10 stycznia 1889) do 25 stycznia (6 lutego) 1889 roku. Daty te wy-znaczyłem na podstawie listów, uwzględnia-jąc czas konieczny na przejazd z Zagrzebia do Krakowa oraz z Krakowa do Petersburga. Ustalenia te zgadzają się z przypuszczenia-mi Sergiusza Sołowjowa (1986: 280), wedle którego: „najpewniej na początku stycznia według starego stylu Sołowjow wyjechał z Wiednia do Krakowa, gdzie spędził przed powrotem do Rosji kilka tygodni [wyróżnie-nie − W. M.]”.

Dziwił się, że zima jest u nas taka łagodna. Bardzo kaszlał i było widać, że słabnie

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

Leroy-Beaulieu. Tam starał się zakończyć swoją książkę, co w ciągu kolejnych dwóch miesięcy pochłaniało większość jego czasu. Zakończenie prac postawiło przed filozo-fem zadanie znalezienia wydawcy. 12 (24) listopada 1888 roku4 Sołowjow pisał do Michaiła Stasiulewicza: „O. Pirling, rosyjski jezuita oświadczył mi ustnie i pisemnie, że nie może wziąć w ogóle udziału w wydaniu mojej książki wskutek dzielących nas poglą-dów” (cyt. za: tamże: 278). Joseph Minard zapoznał Sołowjowa z wydawcą Albertem Savinem, który to ostatecznie wydrukował La Russie et l’Église universelle. „W ostatnich dniach października Sołowjow przekazał rękopis wydawcy, jednakże bez przedmo-wy, którą napisał w Zagrzebiu, w drodze powrotnej do Rosji. […] Tavernier pisze, że Sołowjow był dość przygnębiony” (tamże). Swoją podróż do Krakowa Sołowjow rozpo-czął zatem w dość niesprzyjających okolicz-nościach i w nie najlepszym nastroju.

Długa droga z Paryża do Moskwy

Sołowjow wyjechał z Francji na początku listopada. Droga powrotna do Rosji prowa-dziła przez Zagrzeb, Diakowo, Wiedeń i Kra-ków. W Zagrzebiu filozof zatrzymał się nie-co dłużej, niż pierwotnie zamierzał. Poślizg ten był związany z jego pracą nad wstępem do książki Rosja i Kościół powszechny, któ-ry znacznie się rozrósł. Według obliczeń Sergiusza Sołowjowa jego wuj przybył do Wiednia między 26 a 28 grudnia 1888 roku według starego stylu (Sołowjow 1986: 279), zaś najprawdopodobniej na początku stycz-nia wyruszył z Austrii do Krakowa. Zba-dajmy dokładniej epistolarne świadectwa tej podróży.

Z zachowanej korespondencji wynika, że początkowo Sołowjow planował opuścić Paryż jeszcze we wrześniu. W liście do Mi-kołaja Strachowa pisanym z Viroflay i dato-

wanym na 6 (18) września 1888 roku pisał: „Śpieszę poinformować Pana co do trasy [mojego powrotu] − z Paryża, w okolicach 15 września, [jadę] przez Lyon, Szwajcarię, Wiedeń i Zagrzeb, stamtąd przez Kraków do Moskwy” (Solov'ev 1908: 52).

Z listu do tego samego adresata z 2 (14) października 1888 roku widać jednak, że po-wyższym planom nie było dane się spełnić: „Już drugi miesiąc mieszkam w całkowitej samotności na letnisku w pobliżu Wersalu i zajmuję się cyzelowaniem ostatnich roz-działów mojej książki La Russie et l’Église universelle. Gdy tylko ostatecznie zakończę [pracę] i oddam [książkę] do druku, od razu przez Austrię ruszę do domu” (tamże: 53).

Termin wyjazdu był stale przekładany i w liście do Mikołaja Strachowa z 12 (24) lis- topada, pisanym tym razem z Zagrzebia, Sołowjow był już bardziej ostrożny w swo-ich prognozach: „Wprawdzie zamierzam być w Petersburgu za jakieś dwa tygodnie, jed-nakże wiem z doświadczenia, że dwa tygo-dnie niepostrzeżenie urastają do czterech, pięciu…” (tamże: 54).

W przywoływanym już liście do Sta-siulewicza z 12 (24) listopada 1888 roku z Zagrzebia Sołowjow wypowiadał się w podobnym duchu: „Sądzę, że w Zagrzebiu pozostanę jeszcze jakieś dziesięć dni, jed-nakże znana jest Panu moja skłonność do inercji… Z Zagrzebia przez Kraków jadę do Petersburga” (Solov'ev 1923: 39).

Dopiero na początku zimy termin wyjaz-du ze stolicy Chorwacji zaczął się wreszcie konkretyzować. W liście do Stasiulewicza z 7 (19) grudnia czytamy: „Jutro stąd wy-jeżdżam i na Boże Narodzenie planuję być w Petersburgu” (tamże).

Jednak następnego dnia Sołowjow zno-wu pisze, tym razem do Strachowa: „Jutro wyjeżdżam z Zagrzebia i mam nadzieję uj-rzeć Pana w okolicach Bożego Narodzenia” (tamże: 55, 56).

Wiaczesław Moisiejew

Page 3: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

112 113

„Kurjer Krakowski” nie ma żadnych anon-sów o wystąpieniach Sołowjowa.

Jak gdyby tego było mało, krakowskie gazety w ogóle wydają się nie zauważać przyjazdu filozofa. Numery wspomnianych wydawnictw z przełomu lat 1888 i 1889 nie zawierają żadnej wzmianki o pobycie So-łowjowa w Krakowie. Co ciekawe, w gazecie „Nowa Reforma” znajdowała się stała ru-bryka, w której publikowano ogłoszenia na temat odwiedzających miasto znanych go-ści oraz hoteli, w których się zatrzymywali. Żaden z krakowskich hoteli nie zarejestro-wał w tym czasie rezydenta nazwiskiem So-łowjow. Nie wykluczone zatem, że Sołowjow zatrzymał się nie w hotelu, lecz u któregoś ze swoich przyjaciół.

Tajemnica „krakowskiej sprawy”

Wszystkie wymienione dotąd fakty i przypuszczenia na temat organizacji i przebiegu krakowskiej wizyty Sołowjowa tworzą obraz, który wywołuje − przynaj-mniej we mnie − zdumienie. Oto, poczy-nając od września 1888 roku Sołowjow planował natychmiast po zakończeniu prac nad książką La Russie… wrócić do ojczyzny. Pewne zniecierpliwienie można wyczytać już w październikowym liście filozofa: „Gdy tylko ostatecznie zakończę i oddam do druku, od razu przez Austrię ruszę do domu”; „zamierzam być w Pe- tersburgu za jakieś dwa tygodnie”; „Z Za- grzebia przez Kraków jadę do Peters-burga”. Zauważmy: „przez Kraków”, Kra-ków nie występuje tu jako cel, lecz raczej przystanek w podróży, miejsce przesiadki. I dalej: „Jutro stąd wyjeżdżam i na Boże Narodzenie planuję być w Petersburgu”; „Jutro wyjeżdżam z Zagrzebia i mam na-dzieję ujrzeć Pana w okolicach Bożego Na-rodzenia”; „Sądziłem, że przywitam Nowy Rok w Petersburgu […]. Mam nadzieję, że

zdążę przed bożonarodzeniowymi mroza-mi”… W Zagrzebiu Sołowjowa zatrzymała praca, jednak zauważmy, że nawet w tym mieście przebywał nie dłużej niż miesiąc, i to tylko dlatego, że „tu ukończona została jego «ogromna przedmowa» do La Russie, licząca przynajmniej pięćdziesiąt stron”

(Sołowjow 1986: 278). Do Diakowa Sołow-jow wpadł, by zobaczyć się ze Strossma- yerem i spędził tam tylko cztery bożona-rodzeniowe dni. Przystanek w Wiedniu to tydzień potrzebny na skompletowanie nie-zbędnych książek. I nagle − zima w Krako-wie?! Był tu co najmniej trzy–cztery tygo-dnie (przypomnijmy, że Sergiusz Sołowjow pisał: „wyjechał z Wiednia do Krakowa, gdzie spędził przed powrotem do Rosji kil-ka tygodni”), a więc okres porównywalny z pobytem w Zagrzebiu. Jednak przyczy-na dłuższego pobytu w Zagrzebiu jest ja-sna, po cóż jednak było zatrzymywać się w Krakowie? Przecież w tym mieście filo-zof nie miał tak bliskiego i drogiego przy-jaciela jak Strossmayer. Sam Sołowjow nie wspominał o żadnych specjalnych celach, planach czy zamierzeniach związanych z Krakowem. Mało tego, po przyjeździe tutaj prowadził − jak pisał − „życie bez-ładne, choć cnotliwe”, a więc nie zajmował się niczym konkretnym. Skąd się wziął ów „bezład”, który z niewiadomych przyczyn zepchnął na bok pragnienie powrotu do ojczyzny?

Te niezbyt jasne okoliczności, jak mi się wydaje, dotychczas umykały uwadze bada-czy. Pozwolę sobie nadać im specjalną nazwę, być może trochę koloryzując dla uzyskania bardziej wyrazistego obrazu. Będę nazy-wał je „krakowską sprawą” Włodzimierza

Sołowjow brał udział w towa-rzyskich spotkaniach krakow-skiej inteligencji i arystokracji

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

Sołowjow na krakowskich salonach

Pobyt Sołowjowa w Krakowie potwierdza-ją dwa wiarygodne świadectwa − Eugeniu-sza Taverniera i o. Mariana Morawskiego SJ.

W niedatowanym liście do „niezrówna-nego przyjaciela i brata duszy” Eugeniusz Sołowjow opowiada o swoich „polskich” zajęciach: „Chroniony przez Opatrzność, prowadziłem w Krakowie życie bezładne, choć cnotliwe. Między innymi przeżyłem zauroczenie pewną znaną damą, niezwykle przyjemną i bardzo wobec mnie uprzejmą, jednak w końcu zauważyłem, że jest ona w dość zaawansowanej ciąży. A jednak coś niecoś tu przeczytałem. Prócz polskich książek przeczytałem Moliny De Concordia gratiae cum libero arbitrio i pośmiertnie wy-daną pracę kardynała Francelina De Ecclesia Christi. Z powieści przerzuciłem obydwa tomy Historii narodu izraelskiego Rena-na” (cyt. za: tamże: 280). Po lekturze tego listu można odnieść wrażenie, że Sołowjow w Krakowie niezbyt się przepracowywał. Trochę zapewne chorował, jak odnotowy-wał Milko Cepelić („Bardzo wówczas kaszlał i było widać, że słabnie”), pozwalał sobie na niewinne flirty i niesystematyczną lekturę.

W innym, wcześniejszym liście do Ta-verniera Sołowjow prosił, by pisać do niego „do Krakowa, na adres o. Morawskiego, albo poste restante” (Solov'ev 1923: 212). Bez wątpienia chodzi tutaj o Mariana Ignacego Morawskiego (1845−1901), krakowskiego jezuitę, filozofa, profesora Uniwersytetu Ja-giellońskiego (Natoński 1976). Poczynając od 1884 roku Morawski był redaktorem na-czelnym krakowskiego czasopisma „Prze-gląd Powszechny”, w którym to wydaw-nictwie w 1890 roku ukazał się jego artykuł o Włodzimierzu Sołowjowie (Morawski 2007).

Morawski na początku tego artykułu cytuje wspomnienia o Sołowjowie autor-stwa pani Romualdy Baudouin de Courte-

nay (1857−1935), absolwentki Wyższych Kursów dla Kobiet, która miała przyjem-ność uczestniczenia w wykładach filo-zofa6. Morawski kontynuuje: „Ten piękny szkic pani Baudouin de Courtenay przy-

pomina nam wrażenia, jakich doznaliśmy zeszłej zimy [wyróżnienie − W. M.], kiedy w salonach krakowskich, wśród kwiatu naszego towarzystwa, Sołowjow rzucał swe śmiałe a głębokie myśli i z niewy-czerpaną uprzejmością odpowiadał na grad pytań” (Morawski 2007: 177). Z tek-stu tego w istocie filozoficznego artykułu wynika, że o. Morawski nie tylko spotykał się z Sołowjowem, lecz także miał oka-zję z nim rozmawiać. O. Marian pisze na przykład: „Nie uwierzyłbym, gdybym nie usłyszał tego z jego ust” (tamże: 180), albo „Kiedy w rozmowie z nim próbowałem zwalczyć ten sposób widzenia co do jego osoby, odpowiadał mi, że…” (tamże: 227) itd. Najwyraźniej Sołowjow brał udział w towarzyskich spotkaniach krakowskiej inteligencji i arystokracji, podczas których przedstawiał swoje poglądy i odpowiadał na pytania. Wystąpienia te jednak nie mia-ły, jak się wydaje, publicznego charakteru, nie były to wykłady czy odczyty.

W tym czasie niezwykle rozpowszech-nione, by nie powiedzieć obowiązkowe, było zamieszczanie w gazetach ogłoszeń o wszelkich publicznych wykładach, o czym świadczą liczne przykłady z krakowskich periodyków. Wystąpienie znanego filozofa, o którym z entuzjazmem rozpisywała się paryska prasa, siłą rzeczy musiałoby po-zostawić ślad w lokalnych wydawnictwach. Tymczasem ani na stronach dzienników „Czas” i „Nowa Reforma”, ani w tygodniku

Przeżyłem zauroczenie pewną znaną damą, niezwykle przy-jemną

Wiaczesław Moisiejew

Page 4: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

114 115

tyczne uwagi” od krakowskich słuchaczy, w wyniku których postanowił napisać do „bratanka” „na nowo”. List do Taverniera najwyraźniej pisany jest tuż przed wyjaz-dem filozofa (świadczy o tym fraza „Gdy będzie Pan czytać te słowa, ja będę już w Rosji”), jak gdyby podsumowuje więc on okres pobytu w Polsce. Nie ma już czasu, by pisać do „bratanka” z Polski, byłoby to robienie czegoś „na chybcika”. Wiemy tak-że, że Sołowjow w owym czasie chorował. Zmęczyły go także, najwyraźniej, długa po-dróż i nadmiar wrażeń. Podejmuje on za-tem decyzję, by zająć się listem w Peters-burgu „z wypoczętą głową”.

„List do bratanka” − to właśnie było przyczyną dłuższego pobytu w Krakowie. To właśnie „krakowska sprawa” Sołowjowa.

Prawdziwy − bez żadnego cudzysłowu – bratanek filozofa Sergiusz Sołowjow nie podaje żadnych informacji na temat tego listu wuja, nie komentuje go i − jak się zda-je − zupełnie nie rozumie jego tajemnego znaczenia. Fakt ten zastanawia, zważyw-szy, że chodzi tutaj o „sprawę nazbyt waż-ną” dla filozofa.

W przywoływanym już liście do Eugeniu-sza Taverniera z 21 lutego (5 marca) 1889 ro- ku czytamy o planach filozofa: „popraco-wać kilka tygodni [w Moskwie], żeby potem powrócić nad brzegi Newy i postarać się zakończyć tam sprawy, wie Pan jakie… Pro-szę nadal pisać do Petersburga, na adres senatora Biezobrazowa, tak będzie lepiej” (tamże: 213, 214). Sołowjow przebywa już w ojczyźnie, zdążył odwiedzić Petersburg, wrócić do Moskwy i znowu wybiera się „nad brzegi Newy”… Jednak „krakowska sprawa” wciąż nie daje mu spokoju. Korespondenci doskonale wiedzą, co to za sprawa, chociaż przez wzgląd na konspirację nie mówią o niej wprost. W obawie przed inwigilacją Sołowjow nawet doradza Tavernierowi wy-syłać korespondencję nie bezpośrednio do

niego, lecz do zaufanej osoby − senatora Biezobrazowa.

W kolejnym liście do Taverniera z 11 (23) czerwca 1889 roku Sołowjow znowu wspo-mina o „krakowskiej sprawie”: „Jeszcze parę słów o naszej rodzinnej sprawie [wy-różnienie Sołowjowa − W. M.]. Wydaje się, że wkrótce będę miał ostatnią okazję, by bez-pośrednio wpłynąć na bratanka, wspaniałe-go człowieka, który niestety stał się ofiarą głupiego towarzystwa. Jeśli nie uda mi się otworzyć mu oczu (szanse są niewielkie), nie rezygnuję z zamiaru wpłynięcia na nie-go pośrednio, na odległość, będę w tym wy-padku liczył na Pańską pomoc. Trzeba tylko poczekać na sprzyjające okoliczności, które nadałyby całej sprawie bardziej obiektywny i interesujący dla wskazanej osoby charak-ter” (tamże: 215, 216)7. Okazuje się, że „kra-kowska sprawa”, jest jednocześnie „sprawą rodzinną”. O co tu chodzi?

Kim był tajemniczy „bratanek”?

Nietrudno, jak sądzę, odgadnąć, kim jest tajemniczy „bratanek”. Wyżej wspo-minałem o groźnych chmurach zbierają-cych się nad głową filozofa i jego obawach związanych z powrotem do Rosji. Oto jak atmosferę tamtych dni opisywał Sergiusz Sołowjow: „Jak należało przypuszczać, wystąpienie Sołowjowa w salonie księżny Wittgenstein i L’idée russe wywarło bar-dzo niekorzystne wrażenie w rosyjskich sferach rządowych. Do Sołowjowa docie-rają groźne pogłoski. 15 (27) lipca pisze on z Paryża do Feta: «Donoszą mi z Rosji o różnych bzdurnych plotkach, pojawiają-cych się w gazetach na mój temat. Oba-wiam się, że mogę mieć kłopot z powro-tem z zagranicy». Jeszcze wyraźniej pisze w liście do Stasiulewicza z 11 sierpnia: «Z Petersburga nadchodzą groźne wiado-mości. Ze swojej strony zdecydowałem się

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

Sołowjowa. Jakaż to sprawa zmuszała go do dłuższego pobytu w Polsce? Oba-wa przed aresztowaniem? Dlaczego jed-nak podobne lęki nie nawiedzały filozofa wcześniej? Dlaczego Sergiusz Sołowjow (1986: 278) pisze: „w Rosji mógł spodzie-wać się więzienia w Sołowkach. Odważnie jednak oświadczył Tavernierowi: «Jadę, żeby dać świadectwo prawdzie»”? A może źródłem „krakowskiej sprawy” była skłon-ność do inercji Sołowjowa? Jednak, jak już zdążyliśmy się przekonać, we wszystkich dotychczasowych wypadkach (Zagrzeb, Diakowo, Wiedeń), chodziło nie tyle o „iner- cję”, lecz o bardzo konkretne przyczy-ny, których sam Sołowjow nie omieszkał wyjaśnić: „piszę obszerną przedmowę”, „spotykam się ze Strossmayerem”, „po-szukuję niezbędnych książek”… Choroba? Wiemy przecież, jak lekceważąco odnosił się Sołowjow do swego zdrowia. Zauro-czenie „pewną znaną damą”? To raczej żart, wypowiedziana z charakterystycz-nym „między innymi”. Wątpliwe także, by krakowskie rozkojarzenie Sołowjowa mógł wyjaśnić o. Morawski: jego praca poświęcona Sołowjowowi (2007) przed-stawia tylko ortodoksyjne podejście do filozofii rosyjskiego myśliciela. Pytanie o przyczynę krakowskiej przerwy w po-dróży Sołowjowa chciałbym zadać czytają-cym niniejszy artykuł kolegom-badaczom. Porównanie różnych wersji wydarzeń by-łoby bardzo interesujące.

Hipoteza „listu do bratanka”

Chciałbym teraz przedstawić pewną hipotezę, która − moim zdaniem − może wyjaśnić wiele wskazanych faktów. Rzuć-my okiem na początek jedynego zacho-wanego listu Sołowjowa z okresu pobytu w Polsce. Filozof pisze do Taverniera: „Nie-zrównany przyjacielu, bracie duszy mojej

i dobroczyńco mych dzieci. Gdy będzie Pan czytać te słowa, ja będę już w Rosji. Mia-łem nadzieję wysłać Panu z Krakowa list do «mojego bratanka». Już od tygodnia jest on napisany, jednak odczytanie go tu-taj i praktyczne uwagi, które otrzymałem, przekonały mnie o konieczności napisania

go na nowo. Sprawa jest nazbyt ważna, aby załatwiać ją na chybcika. Z wypoczę-tą głową zajmę się tym w St. Petersburgu. Gdyby nie udało mi się spotkać z «moim bratankiem», by przekazać mu rosyjską notatkę, prześlę Panu francuskie tłuma-czenie (znalazłem na to pewny sposób), i Panu pozostanie już tylko pilne jego wy-drukowanie na łamach «L’Universe». Sam fakt otrzymania mojego listu do «bratan-ka» proszę odczytywać jako wiadomość, że wszystkie moje starania spełzły na niczym i że uciekam się do ostatecznych środków, aby tylko zostać wysłuchanym…” (Solov'ev 1923: 212).

Tekst, jak zapewne zgodzi się czytel-nik, jest dość dziwny. Najwyraźniej Sołow-jow używał tu jakiegoś szyfru, do którego klucz znany był tylko adresatowi. W tekście mowa jest o jakimś „bratanku”, bliżej nie-określonym liście do niego oraz o prze-kazaniu tego listu „bratankowi”. Kim jest tajemniczy „bratanek” i o jakim liście tu-taj mowa? Wiadomo, że nie jest to zwykła sprawa, lecz „sprawa nazbyt ważna, aby załatwiać ją na chybcika”. Dalej okazuje się, że tydzień przed terminem wysłania cytowanego listu Sołowjow zakończył pra-ce nad przygotowaniem listu do „bratanka” i czytał go komuś w Krakowie. Miała rów-nież miejsce dyskusja nad treścią listu, podczas której Sołowjow otrzymał „prak-

Miałem nadzieję wysłać Panu z Krakowa list do „mojego bra-tanka”

Wiaczesław Moisiejew

Page 5: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

116 117

Zgodnie z tą wersją, „krakowska spra-wa” sprowadza się do napisania „listu do bratanka”, czyli cara Aleksandra III. W Krako-wie Sołowjow ukończył, a być może napisał w całości pierwszy wariant tego tekstu. Kra-ków był przecież miejscem jego ostatniego dłuższego postoju w drodze do Rosji. Gdyby nie udało mu się tu dokończyć listu, później mógł nie mieć już ku temu okazji. Oto dla-czego Sołowjow, tak bardzo nastawiony na powrót do Rosji, utknął stosunkowo nieda-leko granicy na kilka tygodni. Po napisaniu brudnopisu listu Sołowjow odczytał go swo-im krakowskim przyjaciołom. Nie było to dzieło filozoficzne, lecz raczej tekst o cha-rakterze politycznym, Sołowjow nie czuł się więc zbyt pewnie na tym gruncie. Potrzebne mu były rady ludzi myślących w sposób bar-dziej pragmatyczny („praktyczne uwagi”).

Jest jasne, że dyskusje nad treścią listu nie mogły mieć publicznego charakteru. Uczestniczył w nich najpewniej tylko wąski krąg osób, które Sołowjow zdecydował się wtajemniczyć w swoją sprawę. Wyjaśnia to w jakiejś mierze fakt, że wizyta filozofa w Polsce nie była nagłaśniania. „Chronio-ny przez Opatrzność” był zajęty sekretną i ważną sprawą i nie chciał zwracać na siebie szczególnej uwagi. Zrozumiały staje się również jego „bezładny, choć cnotliwy” tryb życia w Krakowie. W rzeczywistości Sołowjow pracował intensywnie, plano-

wał „sprawę rodzinną”, czyli oczyścić się z oszczerstw i pomówień przeciwników. Robił to w ukryciu przed obcymi spojrze-niami, na przykład w willi profesorostwa Straszewskich (zob. niżej) bądź w celi za-konu jezuitów. Oprócz tego nie było w Kra-kowie niczego specjalnego, czym Sołowjow mógłby się zająć, więc w przerwach od prac w „sprawie rodzinnej” filozof − rozkojarzo-ny niczym profesor Plejszner9 − wpadał w wir krakowskiego życia. Gdy zaś „prak-tyczne uwagi” lokalnych konsultantów przekonały go o konieczności napisania nowej wersji listu, podjął decyzję, aby zro-bić to już w Petersburgu. Być może do tego czasu filozof z takich czy innych powodów został przekonany o swoim względnym bezpieczeństwie po powrocie do ojczy-zny. Sądził, że po powrocie albo wszystko się uda, to znaczy napisze nową wersję listu i przekaże go władcy, albo trzeba będzie wysłać do Taverniera francuskie tłumaczenie (na co wynaleziony już został „pewny sposób”), co miało być sygnałem do publikacji tekstu w „L’Univers”, czyli wykorzystania ostatecznego sposobu, by zostać wysłuchanym przez cara. Taki był plan. Rzeczywistość okazała się jednak nie taka znowu straszna. Po powrocie do Rosji Sołowjow nie został zatrzymany i im dalej rozwijały się wydarzenia, tym mniej prawdopodobne stawały się represje. Poza

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

w każdym razie wrócić do Rosji, ale chyba nie do Petersburga ani do Moskwy, a gdzieś dalej»” (Sołowjow 1986: 276). Z zaistniałej sytuacji było jednak jeszcze jedno wyjście. Tak przynajmniej wydaje się Sołowjowowi: „Ażeby obronić się przed knowaniami Po-biedonoscewa i spółki, postanowił zwró-cić się z listem do cara Aleksandra III. List ten, zachowany w brudnopisie, nie został do cara wysłany” (tamże: 278).

Podobną relację znajdujemy w pracy Konstantina Moczulskiego Gogol, Sołowjow, Dostojewski8. Autor ten pisze: „Papież Leon XIII oświadczył, że tylko cud mógłby urze-czywistnić ideę Sołowjowa. Jednak Sołow-jow wierzył w cud. W Zagrzebiu pracował nad listem do Aleksandra III. Plan filozofa był dość fantastyczny: chciał uzyskać au-diencję u cara i osobiście wytłumaczyć mu, że «potężny car powinien wyciągnąć po-mocną dłoń do prześladowanego patriar-chy». Powróciwszy do Rosji, w czerwcu 1889 roku pisze on do Taverniera: «Jesz-cze parę słów o naszej rodzinnej sprawie. Wydaje się, że wkrótce będę miał ostatnią okazję, by bezpośrednio wpłynąć na bra-tanka [umowne określenie Aleksandra III − K. M.] wspaniałego człowieka, który nie-stety stał się ofiarą głupiego towarzy-stwa. Jeśli nie uda mi się otworzyć mu oczu (szanse są niewielkie), nie rezygnuję z zamiaru wpłynięcia na niego pośrednio, na odległość, będę w tym wypadku liczył na Pańską pomoc». Ów «pośredni wpływ» polegać miał na wydrukowaniu listu So-łowjowa do władcy w katolickim piśmie «L’Univers». Okazja do tego jednak się nie nadarzyła i list nie został opublikowany” (Močul’skij 1995: 171). A zatem także Mo-czulski przypuszcza, że określenie „bra-tanek Sołowjowa” oznacza cara, zaś „ro-dzinna sprawa” polega na wydrukowaniu listu na łamach „L’Univers” w razie niepo-wodzenia planu osobistego spotkania filo-

zofa z Aleksandrem III. W przeciwieństwie do Sergiusza Sołowjowa, Moczulski uważa jednak, że głównym motywem napisania „listu do bratanka” było pragnienie Sołow-jowa przedstawienia projektu zjednoczenia Kościołów. Najpewniej chodziło i o jedno, i o drugie − o oczyszczenie się z zarzutów i wyjaśnienie istoty projektu teokracji.

Tło „krakowskiej sprawy” Sołowjowa przedstawia się zatem, moim zdaniem, w sposób następujący: (1) Sołowjow był zaniepokojony możliwością aresztowania po powrocie do Rosji. Niebezpieczeństwo groziło przede wszystkim ze strony nie-przychylnej filozofowi grupy Pobiedono-scewa. (2) Filozof zdawał sobie sprawę, że car w wielu wypadkach ocenia wydarzenia przez pryzmat poglądów wskazanej grupy. (3.) Sołowjow wierzył, że car może zmienić swój punkt widzenia, gdy tylko zostanie mu przedstawiony właściwy sens wydarzeń (przywołajmy jego słowa, że można „wpły-nąć na bratanka, wspaniałego człowieka, który niestety stał się ofiarą głupiego to-warzystwa”). (4) Dodatkowo Sołowjow nie-śmiało wierzył w cud: liczył, że uda mu się skłonić cara do podjęcia misji budowy eku-menicznej teokracji. (5) Sołowjow zdecydo-wał się przedstawić swój punkt widzenia w liście, który chciał osobiście przekazać carowi.

Z uwagi na wpływy nieprzychylnego my-ślicielowi obozu, należało działać z zacho-waniem szczególnych środków ostrożności. Sołowjow wtajemniczył w swoje plany Ta-verniera i ustalił z nim szyfr obowiązujący w korespondencji. Oto prawdopodobny klucz do tego szyfru:

Głównym motywem napisania „listu do bratanka” było pra-gnienie przedstawienia projek-tu zjednoczenia Kościołów

Wiaczesław Moisiejew

KRyPTONIM ZNACZENIEbratanek

Sołowjowacar Aleksander III

list do bratankalist Sołowjowa

do cara

sprawa rodzinnawpływ na cara

przez osobiste przekazanie listu

otrzymanie przez Taverniera listu do bratanka w języku francuskim

audiencja u cara i osobiste przekazanie listu nie doszły do skutku,

trzeba drukować tekst Sołowjowa w „L’Univers”

Page 6: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

118 119

do Krakowa. Raz jeszcze dziękuję Panu, wielebny ojcze, i proszę przyjąć wyrazy mo-jego głębokiego szacunku.

Włodzimierz Sołowjow3 paźdz.[iernika] [18]88, Viroflay”10.

Żeby zrozumieć treść tego listu, trze-ba znać historię wspomnianych tutaj wy-darzeń. W sierpniu 1888 roku Sołowjow opublikował na łamach paryskiego pisma «L’Univers» trzy artykuły poświęcone jubi-leuszowi 900-lecia chrześcijaństwa na Rusi. Nieco później w tej samej gazecie ukazała się polemika z artykułem Sołowjowa pod-pisana „Korespondent z Krakowa” (Corre-spondant de Cracovie 1888). Zaledwie po czterech dniach Sołowjow w ostrych sło-wach rozprawił się na łamach „L’Univers” z bezimiennym oponentem (Solov'ev 1989a) i dopiero później dowiedział się, dzięki po-mocy o. Morawskiego, że za tym pseudoni-mem ukrywał się Julian Falkowski, niezbyt znany polski pisarz i filozof.

Zakończenie cytowanego listu potwier-dza, jak widzimy, podstawowe założenia „krakowskiej sprawy”: (1) Sołowjow plano-wał szybko przybyć do Rosji i zupełnie nie brał pod uwagę miesięcznego pobytu w Kra-kowie, (2) nie wykluczał możliwości aresz-towania i zesłania po powrocie do Rosji.

Profesorostwo Straszewscy

Jeszcze jeden krakowski ślad Sołowjo-wa znajdujemy w jego liście do Eugeniusza Taverniera z 11 (23) lipca 1889 roku. Prze-bywając już w Moskwie, filozof prosił go o dostarczenie swojej książki La Russie et l’Église universelle do szeregu adresatów. Na liście figuruje między innymi „M-me Marie Strazewska, Kraków, Austro-Węgry (tej, jeśli można, 5, albo przynajmniej 3 egzemplarze dla innych przyjaciół)” (Solov'ev 1923: 216). Z możliwych polskich odpowiedników fran-

cuskiego zapisu nazwiska „Strazewska” brałem pod uwagę wersje „Strarzewska”, „Strażewska” i „Straszewska”. Podstawą dalszych poszukiwań okazał się ten ostatni wariant, gdyż w 1885 roku w Krakowie jeśli nie mieszkała, to przynajmniej publikowała niejaka Maryja Straszewska. Nazwisko to jest na tyle znane w polskich kręgach fi-lozoficznych, że śmiało można przypuścić

o związku Maryi z Maurycym Straszew-skim (1848–1921), który w 1878 roku był dziekanem katedry filozofii na Uniwersyte-cie Jagiellońskim (Skoczyński 2006−2007). Biografowie filozofa potwierdzają, że był on „żonaty na Maryi, z domu Sadowskiej, która zajmowała się literaturą i działalnością spo-łeczną” (Bocheński 1932: 2).

W kartotece Polskiego słownika biogra-ficznego w Polskiej Akademii Nauk w Krako-wie zachował się maszynopis, zawierający obszerne dane na temat rodu Straszew-skich. Czytamy w nim: „Maria Sadowska, ur. 19 XI 1855 roku w Krakowie. Pisarka i działaczka społeczna. Otrzymała domową edukację w Krakowie. Gdy został otwarty uniwersytet dla kobiet w Zurychu, jej ro-dzice przenieśli się do Szwajcarii i Maria, jako jedna z pierwszych Polek, zapisała się na fakultet filologiczny. Zmuszona była po-rzucić naukę, gdy rodzina przeprowadziła się do Palermo, w celu ratowania chorego na suchoty młodszego syna. Był to najdłuż-szy pobyt Marii we Włoszech, kraj ten stał się jej miłością i wielokrotnie tam wracała. Wyszła za mąż za Maurycego. Młoda rodzi-na mieszkała w domu żony na rogu ul. Pod-zamcze i Straszewskiego. W 1887 roku prze-nieśli się do wybudowanej w pobliżu nowej własnej willi na Plantach. Po sprzedaży willi w 1898 roku przeprowadzili się do mieszkania

M-me Marie Strazewska, Kra-ków, Austro-Węgry

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

tym teokratyczne utopie filozofa i jego wia-ra w misję rosyjskiego cara w znacznej mierze osłabły. Z czasem „sprawa rodzin-

na” straciła swą aktualność: Sołowjow ni-gdy nie wysłał, a być może nawet nigdy nie napisał nowej wersji listu do cara. Zresztą nawet pierwsza, krakowska wersja listu, o czym wspomina Sergiusz Sołowjow, nie trafiła nigdy ani do swego adresata, ani do czytelników.

Taka jest moja wersja „krakowskiej sprawy” Sołowjowa. Nie upieram się oczy-wiście, że wszystko było właśnie tak, jak opisałem. Historia, jak każda nauka, zawsze ma do czynienia z hipotezami. Wydaje mi się jednak, że dzięki zaproponowanej przeze mnie wykładni wiele wątków znajduje swoje logiczne wyjaśnienie.

Nieznany list Sołowjowa

Przedstawiona przeze mnie „krakowska sprawa” nie wyczerpuje oczywiście tematu „Sołowjow w Krakowie”, czego najlepszym świadectwem są inne krakowskie ślady filo-zofa, które udało mi się odszukać.

W nadziei odnalezienia jakichś materia-łów dotyczących pamiętnej wizyty Sołow-jowa w Krakowie wraz z Aniką Ochotnicką przejrzałem dokumenty z prywatnego ar-chiwum o. Morawskiego przechowywane w Małopolskim Archiwum oo. Jezuitów. Zna-leźliśmy tylko napisany w języku francuskim list filozofa do o. Morawskiego z 3 paździer-nika 1888 roku. Jak później się okazało, list ten był już publikowany w pracy o. Józefa Tuszowskiego (1932: 442). Oto tłumaczenie tego tekstu (w oryginale był napisany po francusku):

„Wielebny ojcze,Przed chwilą otrzymałem Pański uprzej-

my list i śpieszę Panu podziękować. Wiele słyszałem o Pańskim artykule w «Przeglą-dzie Powszechnym», jednak dotychczas nie udało mi się go przeczytać. Jeżeli jeszcze go Pan nie wysłał, może go Pan przekazać prze-ze mnie, przesyłając bezpośrednio na mój adres: Viroflay (Saine et Oise). To od Pana do-wiedziałem się nazwiska mojego oponenta z «L’Univers». Bardzo żałuję, że mój artykuł był nazbyt ostry i niedostatecznie uprzejmy. Przesłałem go do gazety, nie zatrzymując się w Paryżu, a ponieważ wyrażone były w nim głównie pierwsze, spontaniczne re-akcje, nie pofatygowałem się przejrzeć go [przed publikacją]. Z tej właśnie przyczyny nie uwzględniłem tych szczególnych czyn-ników, które stoją na przeszkodzie obiek-tywnego postrzegania Rosjan w Polsce. Co się tyczy kontynuacji naszej polemiki, sądzę, że nie może być żadnych wątpliwości co do historycznego związku Rosji z Bizancjum. I jeśli Pan Falkowski nie chce ustąpić «Mo-skalowi», to być może ustąpi przed okólni-kiem Pana Sembratowicza, który to utwór tłumaczę obecne dla «L’Univers». Jeśli mój oponent zechce powrócić do [dyskutowanej] kwestii, wystarczy, że zacytuję wspomniane dzieło. Co się zaś tyczy prawdziwego sporu religijnego i trzech moich referatów na ten temat, uważam, że polemika jest tutaj nie tylko możliwa, ale wręcz wskazana. Chciał-bym jedynie, aby mój oponent pośpieszył się nieco: za miesiąc będę w Rosji i Bóg jeden wie, co się ze mną stanie. Mniemam, że pi-sanie do «L’Univers» z zesłania może być skrajnie uciążliwe i że Pan Falkowski nie ze-chce podążać za przykładem moskiewskich duchownych i profesorów, którzy rzucili się na mnie ze swoją krytyką, gdy tylko sąd kościelny pozbawił mnie możliwości odpo-wiedzi na ich ataki. Planuję wyjechać stąd 17 listopada i pod koniec miesiąca zawitać

Nie upieram się oczywiście, że wszystko było właśnie tak, jak opisałem

Wiaczesław Moisiejew

Page 7: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

120 121

te rarytasy wydawnicze, które swego czasu były w rękach samego Sołowjowa, nie moż-na pominąć pytania, w jaki sposób i kiedy trafiły one do biblioteki Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej UJ. Tego, niestety, nie udało mi się ustalić.

Warto jednak wskazać jeden z możliwych tropów. Zdaniem członka-korespondenta Ukraińskiej Akademii Architektury Andrieja Puczkowa wspomniane książki mogły trafić do Polski za pośrednictwem syna Juliana Kułakowskiego – Sergiusza (1892–1949). W liście do mnie Puczkow pisze o Sergiuszu Kułakowskim: „W 1911 roku dostał się na Wydział Historyczno-Filologiczny Uniwer-sytetu im. Św. Włodzimierza, w październiku 1915 roku został przez ojca przeniesiony na Uniwersytet Petersburski, a następnie Mo-skiewski, który zakończył ze specjalnością literaturoznawstwo. Do 1921 roku wykładał w dawnym Gimnazjum Luterańskim w Kijo-wie, następnie przeniósł się do Moskwy, na Uniwersytet, skąd był wysłany w naukową delegację do Warszawy. Z delegacji tej nigdy nie powrócił i do końca swoich dni pracował jako wykładowca w Katedrze Filologii Uni-wersytetu Warszawskiego. W 1919 roku, po śmierci ojca − zmarł on nie w 1920 roku, jak podają inne źródła, ale 21 (8) lutego 1919 ro- ku − osierocony Sergiusz wraz z bratem Arsenijem (ich matka zmarła w 1914 roku na raka), sprzedali bibliotekę ojca Bibliotece Narodowej Ukrainy, gdzie, podzielona, prze-chowywana jest do dziś. Niektóre książki w 1921 roku Sergiusz wywiózł do Polski. Pośród nich mogły znajdować się wskazane przez Pana rzadkie i niezwykle cenne książ-ki Sołowjowa”.

Warto także zwrócić uwagę, że starszy brat Juliana – Platon Kułakowski (1848– –1913) – równie znany slawista i historyk, specjalizujący się w literaturze chorwackiej, był w latach 1886–1902 wykładowcą języków słowiańskich na Uniwersytecie Warszawskim,

a także redaktorem i wydawcą półoficjal-nej gazety „Dziennik Warszawski”. Jednakże bracia Julian i Platon byli bardzo dalecy od siebie duchowo. Platon Kułakowski skrajnie negatywnie oceniał poglądy i twórczość So-

łowjowa, w szczególności ideę zjednoczenia Kościołów. W Instytucie Rękopisów Biblioteki Narodowej Ukrainy im. Wernadskiego Andriej Puczkow odnalazł listy Platona Kułakowskie-go do Pobiedonoscewa, które są właściwie donosami. W jednym z nich pisze na przy-kład, że „Sołowjowa trzeba bić, i to mocno”13.

Moje ustalenia

Podsumowując swoje badania, chciałbym przedstawić następujące fakty oraz przy-puszczenia wynikające, jak mi się wydaje, ze wszystkiego, co dotychczas opisałem:

(1) Włodzimierz Sołowjow przebywał w Krakowie prawdopodobnie w okresie od 29 grudnia 1888 roku (10 stycznia 1889 ro- ku) do 25 stycznia (6 lutego) 1889 roku.

(2) W tym czasie Sołowjow spotykał się z o. Marianem Morawskim, być może tak-że z małżeństwem Straszewskich oraz in-nymi przedstawicielami miejscowej elity kulturalnej.

(3) Moja hipoteza „krakowskiej sprawy” brzmi następująco: w Krakowie Sołowjow pisał, albo przynajmniej kończył pisać list do cara Aleksandra III i odczytywał jego treść w wąskim kręgu przyjaciół. Po konsultacji z nimi Sołowjow podjął decyzję o napisaniu nowej wersji listu już w Petersburgu.

(4) W krakowskich archiwach i bibliotekach znajdują się również inne materiały odnoszące się, w sposób mniej lub bardziej bezpośredni,

Listy Kułakowskiego są właści-wie donosami. W jednym z nich pisze, że „Sołowjowa trzeba bić, i to mocno”.

W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie

przy ul. Smoleńsk 18. Pierwsza wojna światowa zastała Marię w Krakowie. Gdy rosyjsko-austriackie oddziały zbliżały się do miasta, wyjechała i wspólnie z mężem i matką spędziła kilka miesięcy w Wiedniu. W latach osiemdziesiątych opublikowała dwie swoje rozprawy w warszawskim cza-sopiśmie «Niwa». Jedną o C. G. Leopardim – poecie pesymizmu, drugą o Leonardo da Vinci (wyszła jako osobna książka). Jest autorką licznych recenzji (w czasopiśmie «Przegląd Powszechny»). Aktywna dzia-łaczka katolickiego ruchu społecznego. Zmarła 25 XII 1918 w Krakowie. Pochowana wraz z mężem na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Dzieci: Michał (1876), Kazimierz (1879), Henryk (1887)” (Żebro 1985: 36).

Wynika z tego, że Maria Straszewska, żona znanego filozofa Maurycego Stra-szewskiego, mogła być jedną z krakowskich znajomych Sołowjowa. Straszewski rozwijał idee „krytycznego idealizmu”, które w wielu punktach współbrzmiały z filozofią Sołowjo-wa. Na przykład jedna z prac Straszewskie-go zatytułowana jest W dążeniu do syntezy (Straszewski 1908) i pozostaje najzupełniej w duchu syntetycznego podejścia prezento-wanego przez rosyjską filozofię wszechjed-ności wywodzącą się od Sołowjowa. Małżeń-stwo Straszewskich najwyraźniej należało do kręgu tych pięciu przyjaciół czy kolegów, którym Sołowjow chciał sprezentować swo-ją książkę. Kolejnym adresatem mógł być o. Morawski. Nazwiska pozostałych pozo-stają nieznane11.

Tajemnica książek Sołowjowa

Kończąc wątek obecności Sołowjowa w Krakowie, chciałbym wskazać jeszcze jeden znak jego obecności w tym mieście. W zbiorach biblioteki Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej UJ znajdują się dwie książki filozofa z autorskimi dedykacjami −

История и будущность теократии, Загреб 1887 (sygn. 2015) oraz Кризис западной философии, Москва 1874 (sygn. 2078). Pierwsza dedykowana jest „Juliano-wi Andriejewiczowi Kułakowskiemu z daw-ną przyjaźnią od Włodzimierza Sołowjowa”, a druga − „Julianowi Andriejewiczowi Ku-łakowskiemu od Włodzimierza Sołowjowa”. Dodatkowo egzemplarz Historii i przyszłości teokracji zawiera wiele poprawek, naniesio-nych najwyraźniej ręką samego Sołowjowa (na karcie tytułowej znajduje się informacja właściciela na ten temat)12.

Julian Kułakowski (1855−1919), znany filolog i językoznawca, w czasie gdy otrzy-mał te książki, piastował stanowisko pro-fesora nadzwyczajnego w Katedrze Litera-tury Rzymskiej Uniwersytetu Kijowskiego. Wzmianki o Kułakowskim można znaleźć w wielu listach filozofa, jednak wszystkie one dotyczą września 1887 roku, gdy So-łowjow gościł w posiadłości Afanasija Feta w Worobiowce (Solov'ev 1909: 53). Uczeni znali się już wcześniej − w liście do matki Sołowjow przedstawiał nawet Kułakow-skiego jako wspólnego znajomego (tamże) − jednak spotkanie u Feta szczególnie zapa-dło Sołowjowowi w pamięć: w Worobiowce filozof czytał Kułakowskiemu swój przekład Eneidy Wergiliusza i kijowski specjalista był usatysfakcjonowany tymi literackimi przymiarkami (tamże: 254). Wielce praw-dopodobne, że dedykacja na egzemplarzu niedawno wydanej w Zagrzebiu książki została sporządzona właśnie w tym okre-sie albo nieco później (na stronie tytułowej Historii… znajduje się dopisek ołówkiem „23 października 87 r.”). Druga książka rów-nież została najprawdopodobniej podarowa- na Kułakowskiemu w tym okresie, w 1874 ro- ku − gdy ukazała się ta książka − adresat dedykacji był bowiem tylko skromnym stu-dentem Wydziału Historyczno-Filologiczne-go Uniwersytetu Moskiewskiego. Patrząc na

Wiaczesław Moisiejew

Page 8: W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie - pressje.pl · Sołowjow pisał tu nawet tajne, zaszyfrowane komunikaty! W Krakowie żyłem bezładne, choć cnotliwie W Krakowie żyłem

122 123

gdy sprowadzili się do Polski z Dorpatu. Jakże ciekawym mogłoby być spotkanie Sołowjowa z dawną uczennicą!7. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że tłumaczenie tego fragmentu na język rosyjski nie jest zbyt dokładne − w francuskim oryginale listu mamy tutaj zwrot affaire de famille, czyli „rodzinna sprawa”, który po rosyjsku został oddany jako „sprawa wykopaliskowa”. 8. Dziękuję Tomowi Nemethowi za zwrócenie mi uwagi na tę informację. 9. Postać z popularnego w Rosji serialu telewizyjnego Siedemnaście mgnień wiosny − typ oderwanego od życia uczonego (przyp. tłum.). 10. Marian Morawski SJ, Korespondencja i różne pisma, rękopis nr 984, list 156 (tłumaczenie na podstawie przekładu W. Moisiejewa uzgodnionego z francuskim oryginałem listu, opubliko-wanym przez o. J. Tuszowskiego − przyp. tłum.). 11. Przypuszczalnie jednym z krakowskich znajomych Sołowjowa był Stanisław Tarnowski. W czasie, gdy Sołowjow przebywał w Krakowie, ukazał się artykuł Tarnowskiego poświęcony Idei rosyjskiej (Tarnowski 1889). Sołowjow odpowiedział na niego listem do redakcji „Przeglądu Polskiego” (Solov’ev 1989b). Być może Sołowjow i Tarnowski mieli okazję dyskutować osobiście. W „Pressjach” zamierzamy przedrukować tę niezwykłą polemikę (przyp. red.). 12. Notatka właściciela brzmi: „Własnoręczne poprawki Wł. S-wa na str. 130, 141, 175, 305, 308, 309, 316, 319, 320, 342, 343, 344, 347, 351, 359, 364”. 13. Dwa ostatnie akapity stanowią uzupełnienie dodane do polskiej wersji artykułu (przyp. red.).

Co dalej?W kolejnej tece wracamy do tradycyjnej formy Krakowskiego Kredensu. Będzie dłu-gi wywiad ze zdjęciem. Portret Sołowjowa wykonał Paweł Żukow, sławny petersbur-ski fotograf.

do omawianego tematu: list Sołowjowa do o. Morawskiego w Małopolskim Archiwum oo. Jezuitów, materiały biograficzne dotyczące Marii Straszewskiej, jednej z prawdopodob-nych znajomych filozofa, w kartotece Polskie-go słownika biograficznego w PAN oraz książki Sołowjowa z autorskimi dedykacjami w biblio-tece Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Mam nadzieję, że zgromadzony w ar-tykule materiał faktograficzny stanie się przyczynkiem do dalszych badań nad tak interesującym tematem, jak pobyt Włodzi-mierza Sołowjowa w Krakowie.

Z języka rosyjskiego przełożyła Julia Żylina-Chudzik

Przypisy:1. Polski przekład rozszerzonej i poprawionej wersji artykułu, który ukazał się po rosyjsku w Polsce i w Rosji: В. И. Моисеев, Тайна «краковского дела» Владимира Соловьева, „Przegląd Rusycystyczny” 2003, nr 1, s. 5−21; Филологические записки: Вестник литерату-роведения и языкознания, t. 19, Воронеж: ВГУ 2003, s. 28−46. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. 2. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie miałem okazji pracować w charakterze historyczne-go detektywa: polować na rękopisy, szperać po archiwach, snuć przypuszczenia co do istnienia w nich ciekawych informacji, przeglądać dziesiątki dokumentów i ich pozostałości, by przeko-nać się o fałszywości tych przypuszczeń, zaczynać poszukiwania od nowa… Po raz pierwszy miałem z tym wszystkim do czynienia właśnie podczas badań w Krakowie. Wszedłem w ten świat, uległem jego urokowi i podjąłem z nim grę dzięki wspaniałemu człowiekowi, który stał się moim bliskim przyjacielem − Władimirowi Miakiszewowi, adiunktowi w Katedrze Języka Ro-syjskiego Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej UJ. Uważam go w istocie za pełnoprawnego współautora niniejszej publikacji i pragnę raz jeszcze wyrazić mu swoją głęboką wdzięczność. Chciałbym również podziękować ówczesnemu dziekanowi Instytutu Filozofii UJ, śp. Profesorowi Włodzimierzowi Rydzewskiemu oraz moim polskim przyjaciołom − Zbigniewowi Wieczorkowi, Anice Ochotnickiej i Markowi Kicie za aktywny współudział i wszechstronną pomoc w mojej pra-cy [w oryginale treść tego przypisu znajduje się w tekście głównym − przyp. red.]. 3. Szczegółowy opis tego okresu w życiu Włodzimierza Sołowjowa znajduje się na przykład w książce jego bratanka Sergiusza Sołowjowa (1986: 257−286).4. W nawiasach podaję datę w nowym stylu. 5. Josip Juraj Strossmayer (1815−1905), biskup Bośni i Sremu, chorwacki działacz polityczny, przewodniczący chorwackiej Partii Narodowo-Liberalnej, jeden z założycieli Jugosłowiańskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu w Zagrzebiu. Biskup słynął jako autorytet zwolenników kultu-ralnego i politycznego zbliżenia Słowian i Sołowjow przez kilka lat usiłował przy pomocy zna-jomych zorganizować z nim spotkanie, do którego ostatecznie doszło w 1886 roku. Sołowjow i Strossmayer od razu przypadli sobie do gustu − połączyła ich nie tylko idea zjednoczenia Ko-ściołów chrześcijańskich, lecz także serdeczna przyjaźń. Znana jest wypowiedź Strossmayera o Sołowjowie: „Soloviev anima candida, pia ac sancta est” (Sołowjow to dusza czysta, bogoboj-na i święta) (Solov’ev 1908: III). 6. Pozostaje nam tylko żałować, że krakowski okres życia Baudouinów − Romualdy z Bagnic-kich i jej męża, znanego językoznawcy Jana Niecisława − rozpoczął się dopiero w 1893 roku,

Wiaczesław Moisiejew