I.PEWU nr 58

11
JUWENALIA w numerze: PW #58 marzec-kwiecień www.ipewu.pl ISSN 1732-9302 PRACA DLA KAŻDEGO?

description

58 numer Miesięcznika Kulturalnego Studentów Politechniki Warszawskiej

Transcript of I.PEWU nr 58

Page 1: I.PEWU nr 58

JUWENALIA

w numerze:

PW

#58marzec-kwiecień

www.ipewu.pl

ISSN 1732-9302

PRACA DLA KAŻDEGO?

Page 2: I.PEWU nr 58

Oddajemy w Wasze ręce 58. numer IPewu. Jest to efekt małych rewolucji, kilku dyskusji i kilkunastu godzin spę-dzonych nad tekstami, grafikami i ogarnięciem tego w całość. Za oknami jest wiosna i nawet jeśli od czasu do czasu będzie padać, kolos będzie gonił kolosa wszystko kwitnie i grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Jesz-cze zanim mechanizm sesji rozszaleje się na dobre przed nami festiwal młodości – Juwenalia. Organizatorów poli-technicznej edycji udało się pociągnąć za język Magdzie Sieńczuk – efekt tego znajdziecie w jej artykule w któ-rym zdradzamy trochę festiwalowych tajemnic. Wiosna to doskonały moment, żeby zrobić coś czego dotychczas nie mogliście zrobić – argument jest jeden „czemu nie?!”. Dobrym pomysłem jest się zacząć ruszać – o tym co nieco pisze Marta Sabala – pora skorzystać. Jeśli ruch nie jest Waszą najmocniejszą stroną może warto do parku oprócz notatek z analizy i niniejszego miesięcznika zabrać paru znajomych i dobrą grę planszową. O planszówkach wspo-mina Michał Cichowski w swoim artykule. Oprócz tego recenzje, przepisy i wiele innych. Smacznego w imieniu całej redakcji.

Damian Drewulski

Spis

Treś

ci

Juwenalia PW strona 4 i 5

Niezbadany wulkan energii wywiad z Hands Resist

strona 6 i 7

Praca dla Każdegostrona 8 i 9

Rock w bałkańskim wydaniustrona 10

Student na talerzustrona 11

Ranking filmów włoskichstrona 12 i 13

Gry planszowestrona 14

Ruch czy bezruchstrona 15

Stara miłość też rdzewiejestrona 16

Moda męska strona 17

Recenzje teatralne strona 18

Fotoreportażstrona 20

RedaktoR NaczelNy: Damian Drewulski

RedaktoRzy pRowadzący nR: Damian Drewulski

RedaktoRzy: Marta Sabala, Maciej Pietrukiewicz, Damian Drewulski, Joanna Motyka, Aleksandra Danilecka, Dominika Sawicka, Adam Gaafar, Jacek Kułak, Magda Sieńczuk

dział gRaficzny: Piotr Kaczmarek, Karol Dreszer

fotogRafia: Michał Cichowski, Damian Drewulski, Krystian Gąciarski, Sebastian Stasiuk

koRekta: Katarzyna Nowak

admiNistRatoR stRoNy www: Michał Tryniecki

wydawca: Samorząd Studentów Politechniki Warszawskiej

okładka: Sebastian Stasiuk

dRuk: dbPrint Polska www.dbprint.pl

Adres korespondencyjny:Centrum Ruchu Studenckiegoul. Waryńskiego 12,00-631 Warszawa, z dopiskiem „i.pewu”tel/fax: (022) 234 91 05

e-mail:[email protected]

Juwenalia PW - co nowe-go w tym roku ?

strona 4

Praca dla kazdego?

strona 8

kalendariumkwiecień-maj

P o l e c a m y w n u m e r z e :

Wstępniak

26.04

Klub 55 20 zł

Pablopavo, Praczas

1.04Teatr 6 piętro

80 zł

Woody AllenCentral P...

1.0440 zł

Greatest HitsHenryk Sienkiewicz

2.04 DOrum Art

Galeria Czajka

40 zł

Kabaret OT.TO

11.04 70 zł

PkiN

Passion de Buena Vista

13.04Stodoła

55 zł

Dżem – Akustycznie

16.04www.wsp.pl

0 zł

Warsztaty nietypowych zainteresowań

20.04Klub 55

Rasmentalism Te-Tris i

20.04Stodoła

45 zł

Voo Voo, Lech Janerka

8.05

Palladium110 zł

Foster The People

Page 3: I.PEWU nr 58

4

studenci

55

studenci

wodu Mistrzostw Europy w  tym roku uczelnie otrzymały 200 tysięcy złotych mniej niż w roku ubiegłym, co oznacza mniej pieniędzy na zespoły i różne inne atrakcje. a wszystko kosztuje. Dlatego, jak co roku, intensywnie poszukiwani są sponsorzy, którzy chcieliby promo-wać się na studenckiej imprezie roku. Organizatorzy z ramienia Politechniki zapewniają, że środki od sponsorów się pojawią, choć niestety tutaj także wielką

Można je uwielbiać, można je kry-tykować, ale każdy przynajmniej raz na nich był. i nawet kiedy na nie na-rzekamy, to nie sposób się na nich nie pojawić. Jedni przyjdą wypić piwo na powietrzu, drudzy wpadną na koncer-ty, malkontentów przyciągną znajomi i studencka atmosfera całej impre-zy. Coroczne święto studentów co-raz bliżej, zatem postanowiliśmy przyjrzeć się najbliższej edycji i przekazać Wam, czego możecie się spodziewać po Juwenaliach PW 2012.

Kto pierwszy, ten lepszy

Skoro mowa o juwenaliach, to wiado-mo – najważniejsze pytanie: jaki zespół i  gdzie wystąpi? z  roku na rok wyma-gania studentów wobec swoich uczelni są coraz większe. Także sami organiza-torzy ścigają się między sobą, kto będzie miał na swojej imprezie lepszy zespół i więcej atrakcji. Każdy chce zgromadzić jak największą publikę. a zatem co roku jesteśmy świadkami nieoficjalnego wy-ścigu uczelni po zespoły. Więcej popular-nych grup muzycznych przekłada się na liczbę uczestników, a zatem i pozytywny odbiór imprezy. Kto pierwszy ten lepszy. Co roku na warszawskich juwenaliach możemy posłuchać czołówki polskiej sceny muzycznej. Juwenalia Politechniki Warszawskiej zwykle celowały w  zespo-ły rockowe. Podczas tegorocznej edycji możemy spodziewać się wielu nowości i miłych niespodzianek. Gdzieś w gma-chu głównym Politechniki krążą pogłoski o  dwóch wersjach festiwalu: darmowej – z polskimi wykonawcami i  płatnej – z gwiazdą zagraniczną. Jedno wiemy na pewno – organizatorzy są wierni i rock pozostanie gatunkiem wiodącym na juwe-naliowej scenie. Nie przekreśla to jednak występu zespołów reggae czy hip-hop.

Co nowego na Syrence piszczy?

Nie tylko na scenie muzycznej zajdą zmiany. w tym roku nie będzie parady studentów! Powiało grozą... ale Komi-sja Kultury PW zadba o to, by załatać tę ogromną dziurę. Plan działania nie jest jeszcze sprecyzowany, ale prace nieustannie trwają. Może brak parady

zrekompensuje fakt, że wraca wioska akademicka? Wielu z Was może już jej nie pamiętać, więc pozwolę sobie przypomnieć. Wioska akademicka to stoiska różnych mediów, kół nauko-wych i organizacji studenckich, które promują swoje projekty i  zachęcają do współpracy. Wskrzeszenie tej ini-cjatywy to świetna wiadomość, gdyż

dzięki temu studenci będą mogli po-znać wiele jednostek samorządowych, które istnieją na ich uczelni, a o któ-rych nie mieli oni zielonego pojęcia. Dodatkowo, w  tym roku Politech-

nika zagra pro eco: w  planach jest akcja ”Minuta dla Ziemi”. Tak jak w przypadku parady – pomysł nie jest dopracowany, ale popieramy! Wyłącze-nie na chwilę świateł czy telefonów nic nas nie kosztuje, a Ziemia odetchnie. Tegoroczne juwenalia to także nowo-ści dla imprezowiczów! Przede wszyst-kim Silent Disco, czyli w  skrócie:

uczestnicy zgromadzeni w  wielkim namiocie dostają słuchawki z małym mikroportem i mają możliwość wybo-ru jednego z trzech kanałów muzycz-nych z muzyką miksowaną na żywo

MAGDA SIEŃCZUK

przez dj-ów. Nie ma nagłośnienia, a  muzykę słychać tylko w  słuchaw-kach. a jeśli akurat ktoś chce pogadać z  drugą osobą, to wystarczy, że zdej-mą słuchawki – na Silent Disco nie będą musieli się przekrzykiwać, jak to bywa na normalnych imprezach. Do tego ludzie tańczą i szaleją do muzyki w słuchawkach, pokazując sobie wza-jemnie numer kanału, którego wła-śnie słuchają. Praktykowane było to m.in. na Openerze, czyli jednej z im-prez, którą inspirują się organizatorzy naszych politechnicznych juwenaliów. Poza namiotem z ludźmi, bawiącymi się do muzyki w słuchawkach, plano-wana jest strefa fashion. Będzie to miejsce, w którym stworzony zosta-nie wybieg, a  studenci będą mieli okazję pokazać swoje projekty i ko-lekcje szerszej publiczności. Bo ju-wenalia to nie tylko koncerty gwiazd i jedna wielka impre-za, lecz także promowa-nie studenckich za-interesowań

Juwenalia PW

rolę odgrywają piłkarskie rozgrywki, ponie-

waż większość dużych firm musi kalkulować wydatki związane z promo-cją swojej marki również na Euro. Jak mocno odbije się to na programie ju-wenaliów – okaże się dopiero w maju. Można zadać sobie pytanie: co z pie-niędzmi od miasta? Przecież nie ma ich tak mało... Rzeczywiście, gdyby zebrać te środki razem, to wyszedłby z  tego budżet na naprawdę solidną imprezę. Ale przy założeniu, że każda uczelnia działa “w swoim ogródku”, pieniędzy po podziale nie jest wcale tak dużo. Kto do-stanie najwięcej? Zależy to od liczby stu-dentów. Im więcej studentów, tym pro-porcjonalnie więcej pieniędzy. Proste. Ktoś zada pytanie: a co, jeśli nie uda się znaleźć na czas sponsorów i odpo-wiednich środków finansowych? Pro-gram Juwenaliów Politechniki z  pew-nością nie zostanie okrojony. Możliwe,

że będziemy musieli zapłacić za wej-ście, ale będzie to raczej symboliczna kwota. a jeśli udałoby się sprowadzić zagraniczną gwiazdę, jak planuje gru-pa zajmująca się juwenaliami, to taki układ wydaje się wręcz sprawiedliwy.

Juwenalia od kuchni

Jak organizacja tak dużej imprezy wygląda od środka? Grupa od kilku-nastu do kilkudziesięciu osób zaczyna prace praktycznie na początku roku akademickiego. Do zaplanowania jest milion mniejszych i  większych kwe-stii: od wyboru zespołów, przez budżet, rozmaitą papierkologię, aż po liczbę ochroniarzy oraz toalet! o  dziwo, za-biegiem najmniej skomplikowanym jest właśnie wybór zespołów muzycz-nych, które mają wystąpić. Mianowi-cie: zbiera się grupa organizatorów i zaczyna tzw. “burzę mózgów” – każdy rzuca propozycje zespołów, później na-stępuje eliminacja i rezerwacja osiągal-nych wykonawców. Naturalnie wszyscy muszą brać pod uwagę rozmaite stu-denckie gusta oraz tradycję Juwenaliów PW, którym zawsze było bliżej do kli-matów rockowych. Podczas koncertów mają okazję zaprezentować się też zespo-ły mniej znane, złożone ze studentów, które jednak same muszą przypominać o  sobie organizatorom – często zapy-chając skrzynki pocztowe swoimi zgło-szeniami czy nagraniami. Ci najlepsi i najwytrwalsi często tę szansę dostają.

Jak widać, pomysłów na Juwenalia jest wiele. Począwszy od małej para-dy studentów kilku lub jednej uczelni, poprzez wskrzeszenie starych tradycji, aż po wprowadzenie wielkich nowo-ści. Jedynym czynnikiem warunkują-cym są jak zwykle pieniądze. Fundu-sze, które organizatorzy będą musieli dokładnie policzyć i rozsądnie wydać, aby utrzymać poziom z  poprzednich lat lub też nadać tym juwenaliom nową jakość. Dlatego bez zbędnego hejtingu – wspierajmy ich, podsyłajmy swoje pomysły i z radością przyjmijmy każ-dą ich decyzję, każdą ogłoszoną gwiaz-dę, choćby nawet i wstęp miał nas tro-chę kosztować. w końcu, darmowe czy nie, lepsze lub gorsze... ale to NASZE juwenalia.

Tekst napisany na podstawie rozmo-wy z Przewodniczącą Komisji Kultury, Katarzyną Ołdziejewską.

oraz dokonań. Nadal na juwena-

liach takie inicjatywy są spy-chane na drugi plan, choć to właśnie dla takich celów to studenckie święto funkcjonuje. Ciekawe, czy śladem Po-litechniki pójdą także inne warszaw-skie uczelnie?

Euro 2012 vs Juwenalia 2012

Imprezą, która sporo namiesza w tym roku, jest osławione już Euro 2012. Pozornie nie ma to z juwenalia-mi nic wspólnego... a jednak! Organi-zatorom Juwenaliów 2012 Euro niejako stoi na przeszkodzie. Dlaczego? Otóż co roku miasto daje uczelniom pieniądze na organizacje koncertów, ale z  po-

Page 4: I.PEWU nr 58

6

studenci

77

studenci

wywiad z Hands ResistNiezbadany wulkan energii

MACIEK PIETRUKIEWICZHands Resist:Hubert „Variath” Traczyk - gary Olek „Olo” Kosacki - wiosło #1 Karol Kawka - wiosło #2 Jacek „Jajco” Marek - grube struny Michał „Yogi” Traczyk - glosowe struny

kolwiek nie chcemy zostać zaszufladkowa-ni. Jest u nas dużo melodii, większość mu-zyki utrzymana w konwencji punk rocko-wej, jest trochę hardcore’u w niektórych momentach. Staramy się, aby nasza mu-zyka nie była tak prosta, jak „klasyczny” punk rock, ale nie chcemy też przesadzić w drugą stronę.

W Internecie można znaleźć Wasze utwory śpiewane zarówno po polsku, jak i po angielsku. Wiadomo, że każ-da opcja ma swoje plusy i minusy, zdecydowaliście się już na jedną?Karol: Na naszej pierwszej płycie teksty będą po polsku. Zespołom w  naszym kraju śpiewanie po angielsku nie zawsze wychodzi na dobre, różnie to bywa. Mi osobiście nasze teksty się podobają.Olo: Był pomysł, żeby drugą płytę (któ-ra już powoli powstaje na próbach) na-grać również po angielsku, żeby było łatwiej o granie gdzieś poza granicami kraju… Zobaczymy.

Co Was odróżnia od tysięcy innych młodych zespołów na polskiej sce-nie muzycznej?Olo: Żaden zespół nie ma takiego basi-sty jak Jajco! (śmiech)

Spotykamy się prawie dwa miesiące po wygranym przez Was festiwalu GAPA. Co się zmieniło od tamtego czasu? Wy-krystalizowała się już w głowach wizja teledysku, który był nagrodą za zwycię-stwo na tym przeglądzie? Kiedy może-my się spodziewać gotowego klipu?Olo: Scenariusz został dopasowany do tekstu. Do teledysku zaprosiliśmy woka-listkę CF98 – Karcię, oraz sekcję dętą z zespołu The Mugshots, którzy udziela-ją się w piosence „Wszystko to, co mam”, bo do tej piosenki będzie kręcony klip.Karol: Ustaliliśmy też, że oprócz fabuły częścią teledysku ma być gruba impreza. Teledysk będziemy kręcić w kwietniu.

GAPA to był Wasz pierwszy wygra-ny festiwal?Olo: Festiwal GAPA to pierwszy wygrany przez nas konkurs, wcześniej braliśmy udział np. w Pepsi Rock Battlefield w Hard Rock Cafe. Nigdy nie mieliśmy szczęścia do konkursów, wspomniany Pepsi Rock przegraliśmy 20 smsami! (śmiech)

To zacznijmy od podstaw: czym jest Hands Resist, jaką muzę gracie?Olo: Określenie „melodyjny hardcore/punk” jest najbliższe temu, co gramy, acz-

Najzabawniejsza, najdziwniejsza hi-storia jaka zdarzyła się Wam przy okazji grania koncertu?Olo: Ostatnio nasz basista zszedł ze sceny i graliśmy bez niego…Karol: …powiedział, że zawsze chciał posłuchać swojego zespołu na żywo.

Żyjecie muzyką czy z muzyki?Olo: Z muzyki to żaden z nas nie żyje…Karol: …to znaczy ja po części, bo udzielam lekcji gry na gitarze.Olo: Utrzymywać się z muzyki jest ciężko, ale jakby się już udało, to według mnie trzeba uważać, żeby nie zrobić z tego po-dejścia stricte jak do pracy, bo traci się zajawkę i radość jaką ma się z grania.Karol: w Polsce ciężko jest zarabiać na muzyce, a co dopiero z niej „żyć”. Trze-ba zawsze pamiętać, żeby mieć jakieś dodatkowe źródło dochodu. Niektórzy z nas się uczą, niektórzy pracują i mu-zyka jest póki co naszym hobby. Nikt na wielką kasę parcia nie ma, ale faj-nie by było grać i mieć z tego jakieś pieniądze.Perspektywy na przyszłość? Cze-go oczekujecie po projekcie Hands Resist w  perspektywie kolejnych lat? Czy nie wybiegacie tak daleko

wybić dalej. w  naszym kraju promuje się zespoły o naprawdę wątpliwej warto-ści artystycznej. Jest dużo świetnych pol-skich zespołów, które poznałem choćby już podczas gry w Hands Resist, poprzez wspólne koncerty i  środowisko. Gene-ralnie ciężko jest znaleźć wydawcę, na razie wysłaliśmy do kilku wytwórni pro-mocyjne egzemplarze płyty i  czekamy na jakieś odpowiedzi.Variath: Jest garstka zespołów, które grają podobną do nas muzykę, ale nie ma wytwórni, która wydawałaby stricte takie brzmienia. z  reguły większe wy-twórnie nie biorą pod skrzydła punk rockowych zespołów, bo uważają, że to się nie sprzeda, a jak się nie sprzeda, to po co w to ładować pieniądze? Niestety króluje tu podejście czysto „biznesowe”. Muzyką punk rockową są zainteresowa-ne raczej mniejsze wytwórnie. Jest np. Antena Krzyku, która wydaje CF98, jest też Mystic Records, który wydaje sporo undergroundowych brzmień, może nie stricte punrockowych, ale „w okolicach”.Olo: Jeżeli chodzi o wydanie płyty, to interesuje nas głównie wsparcie promo-cyjne wydawcy.Karol: No bo co z tego, że płyta byłaby nawet w sklepach, skoro nikt by o niej nie wiedział? Zresztą promocja to klucz do wszystkiego, co zauważyliśmy na nie-których koncertach. Jeśli wydarzenie jest dobrze wypromowane, to zazwyczaj przychodzi mnóstwo osób, co widać było np. na koncercie w warszawskiej Hydrozagadce.Variath: Ciekawostka: był ostatnio kon-cert hardcore’owy mojego znajomego. Koncert odbył się w niedzielę o godzi-nie 15 i przyszło 200 osób! Więc może to też jest jakiś pomysł, żeby robić kon-certy o tak wczesnej godzinie. Oczywi-ście promocja jest najważniejsza :)

Wasze największe inspiracje?Chórem: Rise Against!Karol: Jajco cały czas powtarza, że chciałby na jednej scenie z Pennywise się znaleźć, nawet by dopłacił.

A co z  łatką polskiego The Of-fspring, która gdzieś tam za Wami chodzi?Variath: Dla mnie to jest w ogóle najlep-sza łatka, jaka może być. Bardzo lubimy wszyscy ten zespół i to jest jedna z na-szych głównych inspiracji. Wiadomo, że trzeba kreować swój styl, ale jakby mieli nas do kogoś porównywać, to zestawianie z The Offspring bardzo nas cieszy.

W dzisiejszych czasach kontakt z fa-nami jest bardzo ważny. Jak to wy-gląda u Was?Olo: Cieszy nas to, że pomimo tego, że jeszcze nie wydaliśmy płyty – mnóstwo osób śpiewa piosenki na koncertach!

w przyszłość i skupiacie się na naj-bliższych miesiącach?Olo: Robimy wszystko, żeby grać jak naj-lepiej i mamy nadzieję, że kiedyś będzie-my bardziej rozpoznawalni. Pytanie tylko, czy ze sobą tyle wytrzymamy (śmiech).Karol: Wszystko się okaże po wydaniu płyty. Ja nie mam jakichś bardzo wiel-kich oczekiwań, ale gdy wydamy płytę, to zobaczymy jak spodoba się ludziom, jak będzie z propozycjami koncertów itd.

Jak wygląda proces tworzenia? To bardziej obieranie jednej zgodnej drogi czy ciągłe ścieranie się?Karol: Nasz zespół to pięć totalnie różnych osób, każdy ma swoje pomy-sły i podejście, pomimo, że słuchamy bardzo podobnej muzyki, są drobne szczegóły na temat których potrafimy długo dyskutować, a czasem nawet się posprzeczać. Ale z  reguły jest tak, że wszyscy mają w miarę podobne zdanie. Staramy się przy pracy nad drugą pły-tą dobierać kawałki, które stworzą jak najspójniejszy materiał.Olo: Każdy z  nas ma swoje zdanie, swoje podejście i szanujemy siebie na-wzajem. Często musimy wybierać po prostu przez głosowanie.Karol: Mamy już ze dwie dłuższe trasy przejechane, znamy się dosyć dobrze, w różnych stanach świadomości… Tak-że myślę, że jesteśmy dobrze zgrani. Ale tarcia muszą wszędzie występować. Jakbyśmy się nie ścierali, to ta muzyka byłaby pewnie nudna.

Czego mogą się spodziewać po Wa-szej nowej płycie wieloletni fani oraz osoby, które z  Hands Resist zetkną się po raz pierwszy?Karol: Mamy dużo różnorodnych inspi-racji, ale nasze kawałki wyróżnia przede wszystkim to, że są łatwe do zanucenia.Olo: Ci, którzy nas znają, to nas zna-ją, więc wiedzą, czego się spodziewać, a nowi słuchacze puszczą płytkę i też im się spodoba (śmiech). Ostatnio puszcza-łem paru znajomym, którzy powiedzie-li, że jest to fajne mocne granie, ale na płycie są też utwory, które mogą wpaść w ucho ludziom nie słuchający na co dzień punk rockowej muzyki. Tak jak np. kawałek, do którego będziemy robili teledysk. („Wszystko to, co mam”)Karol: Na pewno każdy na tej płycie znajdzie coś dla siebie.

Jak trudno jest znaleźć młodemu ze-społowi w Polsce wydawcę? Jakiego wsparcia konkretnie oczekujecie?Olo: Nie jest łatwo i  byliśmy na to przygotowani.Karol: w Polsce jest bardzo dużo zespo-łów, które nie są znane, a grają muzykę na naprawdę wysokim poziomie. Nie rozumiem tego, że nie mogą się gdzieś

Myślę, że wystarczy przyjść na nasz koncert, raz czy drugi – i to się od razu „łapie”. Mamy do tego charyzmatyczne-go wokalistę, który zawsze ma dobry kontakt z  fanami. Ostatnio przecież nawet basista zszedł ze sceny do ludzi, żeby się integrować z publiką (śmiech).

Jak się dzisiaj promuje bądź co bądź młody zespół, który dopiero walczy o fanów, obecność w mediach i po-pularność? Bez Facebooka chyba ani rusz…Olo: Facebook to jest dzisiaj jedna z  obowiązkowych spraw. Niemożliwe, żeby jakaś firma czy zespół istniały bez strony na tym portalu społecznościo-wym. Yogi (nasz wokalista) zajmuje się ogarnianiem naszego facebooka, często pisze posty, utrzymuje kontakt z  fana-mi, wysyła różne ciekawostki.Karol: Generalnie staramy się w każdy sposób zainteresować ludzi w  interne-cie – z nowej płyty udostępniliśmy na YouTube jeden utwór - „Zza Zamknię-tych Drzwi”, który poniekąd promuje ten krążek. a do tego dojdzie oczywiście za jakiś czas wspomniany klip promo-cyjny, do którego jest kręcony teledysk (utwór „Wszystko to, co mam”).

Czy oprócz sprzedaży fizycznych eg-zemplarzy macie zamiar udostępnić nową płytę w internecie za darmo?Variath: Chcielibyśmy udostępnić za darmo cały album. Kto ma go kupić w wersji „fizycznej”, ten i tak kupi. Wia-domo, że nie zależy nam na kasie, tylko na tym, żeby jak najwięcej ludzi słuchało naszej muzyki. Gdy płyta będzie do ścią-gnięcia i na przykład - pobierze ją 100 osób, a kupi 50, to i tak będzie dobrze – w końcu te 100 dodatkowych osób pozna naszą muzykę. Może być tylko tak, że ja-kaś wytwórnia zabroni nam udostępniać płyty za darmo, wtedy trzeba będzie się jakoś dogadać.

Czego Wam życzyć tak na koniec?Variath: Czego życzyć? Przede wszyst-kim fajnego wydawcy, który pomoże nam w  promocji naszego debiutanc-kiego albumu. Mamy nadzieję, że już niedługo będziemy mogli podzielić się z  naszymi fanami naszą muzyką pre-zentując im naszą płytę! Nie możemy się doczekać. Zapraszamy serdecznie wszystkich na nasze koncerty, oraz na stronę na facebooku, gdzie zawsze umieszczamy info nt tego, gdzie gramy, nowości itd. - http://www.facebook.com/Hresist . Pozdrawiamy wszystkich ser-decznie !

Są przykładem zespołu kompletnie nieobecnego w polskim mainstreamie, podczas gdy ich utwory spokojnie mogłyby śmigać w rozmaitych rockowych stacjach radiowych. W ostatnim czasie wy-grali studencki festiwal GAPA Rock, nagrali długogrający album, teraz szykują się do nagrania teledysku. A do tego ich koncerty to szalona energia sceniczna oraz nieprzewidywalna, zwariowana integracja z publiką. Polska kapela, którą warto znać, mimo że nie ma za sobą wielkiej wytwórni i tysięcy sprzedawanych płyt. Jeszcze.

Page 5: I.PEWU nr 58

8

studenci

99

studenci

MAGDA SIEŃCZUK

Praca dla każdego?

której szuka. w Polsce jest to dość in-nowacyjny sposób poszukiwania pracy, ale na świecie często mają miejsce po-dobne historie. Po zaledwie pięciu go-dzinach od uruchomienia strona zano-towała 2000 wyświetleń. Na blog.osla-wiony.pl znalazłam informację o tym, że witrynę tę odwiedziło 5 380 osób. Inny nasz rodak, Łukasz Jakubiak, postanowił wywiesić CV ogromne-go formatu przed wejściem do firmy, w której chciał zdobyć pracę. Wiedział, że samym wywieszeniem plakatów nic nie wskóra, więc postawił na szum me-dialny i dzięki dużemu zainteresowaniu wystąpił w „Dzień dobry TVN”. Artykuł o nim pojawił się na Wirtualnej Polsce i dzięki temu Łukasz mógł przebierać w propozycjach pracy.

Wujek Google i ciocia graffiti

Znane są przykłady spektakularnych poszukiwań pracy ze świata. Warto tu-taj przytoczyć osobę Aleca Brownste-ina. Wykupił on sponsorowane linki targetowane na dyrektorów kreatyw-nych największych agencji reklamo-wych i gdy wpisywali oni swoje imię i  nazwisko w  Google – w  wyszuki-warce pojawiał się link do strony Ale-ca www.alecbrownstein.com. Dzięki temu został on zaproszony na cztery rozmowy kwalifikacyjne, dostał dwie oferty pracy i przyjął tę w Y&R New York. Oprócz wymarzonej pracy Alec Brownstein dostał cztery nagrody za swój pomysł: Gold Pencil, Silver Pen-cil, Clio i  Young Gun of the Month. Ale nie tylko panowie mają kreatywne pomysły, jak zdobyć wymarzoną pracę. w Argentynie Laura Holzmann wyna-jęła lokalnego artystę, by ten na ścia-nie przed siedzibą firmy zrobił graf-

Wchodzę na znany portal interneto-wy, na którym możemy odnaleźć wszel-kiego rodzaju ogłoszenia – od pracy za-czynając, poprzez wynajem mieszkań, aż po rzeczy do sprzedania. Wybieram miasto, jego część i branżę, w której chciałabym pracować. Wysyłam CV i listy motywacyjne, odpowiadając na interesujące mnie stanowiska. Czekam na odzew. Tydzień, dwa... irytująca ci-sza.

Łatwe początki, błędne decyzje

Wielu z nas oprócz studiowania pra-cuje. Gdy tylko przyjechałam do Warsza-wy, postanowiłam pracować. Po dwóch tygodniach rozsyłania CV poszłam na którąś z kolei rozmowę o pracę i do-stałam ją. Po dwóch miesiącach czułam się zmęczona i obawiałam się, że sesja mnie przygniecie. Pracę rzuciłam. Te-raz znowu szukam, sesja nie okazała się taka straszna, ale niestety znalezienie no-wej pracy nie jest proste. To, że nie tylko ja jej szukam, dodaje mi otuchy, ale tak-że w pewien sposób przeraża, bo jak wy-różnić się z tłumu studentów takich jak ja?

Przede wszystkim CV – ale czym może się poszczycić osoba, która nie ma doświadczenia? Zwrócić uwagę pracodawcy może wszystko. Ważny jest pomysł i  wykonanie. Oczywiście nie każdy sposób będzie nadawał się do każdej branży. Gdy ubiegamy się o pracę architekta, możemy zaserwować rekruterowi CV w formie projektu, na spotkanie w branży modowej możemy przedstawić swój własny projekt stro-ju. Cokolwiek uznamy za pomysłowe i przykuwające wzrok jest dobre. Ale pamiętajmy – co za dużo to nie zdro-wo!

Pracechce.pl i CV w rozmiarze XXL

Wzbudzić zainteresowanie otocze-nia udało się Radkowi Karbowskie-mu z  Działdowa. Ma 21 lat, studiuje na Uniwersytecie Warmińsko-Mazur-skim w Olsztynie i  szuka pracy! Co takiego zrobił, że przytoczyłam tu jego przykład? Założył stronę internetową www.pracechce.pl. Zamieścił tam kil-ka słów o sobie, swoje CV i opis pracy,

fiti przedstawiające ją przed drzwiami agencji z  ogromnym napisem „Chcę wejść!” i jej stroną internetową. Ścia-na wywołała duże poruszenie i już na-stępnego dnia rano Laura dostała tele-fon od pracownika firmy. Została za-proszona na rozmowę kwalifikacyjną, ale niestety pracy nie dostała.

Wolontariat, doświadczenie i internetowy świat

Strona pracechce.pl jest przejrzysta, szybko można odnaleźć interesujące nas informacje o właścicielu. Znajdu-jemy tam też radę dla studentów kie-runków humanistycznych – „jeśli cho-dzi o przedmioty humanistyczne, to le-piej jest udać się na zaoczne i nabierać doświadczenia”. Myślę, że wspomnia-ne doświadczenie jest najważniejsze w wyścigu o pracę. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić? Gdzie nabyć? Co robić? Najbardziej przystępnym i najłatwiej-szym sposobem jest wolontariat. Lu-dzie pytają „Co ci to da? Nie będziesz miał/a z tego pieniędzy.” Nie będę, ale w rubryce DOŚWIADCZENIE w  CV nie będzie pustki. „Jeśli ktoś myśli, że nigdy nie będzie rozliczany z przeszło-ści, to się grubo myli. Żeby w przyszło-ści żyć godnie, to już w liceum należy zacząć o niej myśleć.” – odpowiada Ra-dek, zapytany o wolontariat. Sam pra-cował przy Radiu Działdowo, za darmo poświęcając swój wolny czas. Ale nie tylko, prowadził także blogi i  działał w  kilku rozgłośniach internetowych. Oprócz tego w  2010 roku zajmował się PR-em w  Wydawnictwie TELBIT, odbył straż w  Urzędzie Skarbowym w Działdowie. Dzięki temu najważniej-sza rubryka jego CV nie jest pusta.

padkiem potencjalny pracodawca o nas nie zapomniał. a później wszyst-ko zależy od naszego przygotowania do rozmowy. Bardzo ważne jest też przy-gotowanie przed rozmową, dobrze jest dowiedzieć się jak najwięcej o firmie, w której chcielibyśmy pracować. Wtedy mamy większe szanse na zaimponowa-nie pracodawcy i zdobycie stanowiska. Co, gdy już czekamy przed gabine-tem? Warto pamiętać o  oddychaniu, to bardzo ważne! Niedawno znajoma, która odbywała praktyki i zajmowała

się rekrutacją, powiedziała mi cieka-wą rzecz. Otóż chodziło jej o  to, że za każdym razem idziemy na rozmo-wę kwalifikacyjną bardzo spięci, a kie-dy dochodzi już do spotkania z osobą przeprowadzającą rozmowę miękną nogi, pocą się i  drżą dłonie. Nerwy. Jak je ukoić? Rada Moniki jest pro-sta – „to zwyczajni ludzie, oni też żar-tują. Wychodzą z  rozmowy i  idą na kawę z koleżanką. Nie ma się czego bać.” Niby wszyscy to wiemy, ale myśl, że elegancka kobieta za chwilę będzie żartowała ze znajomymi z pracy przy kawie nie do końca mnie uspokaja.

Kreatywność popłaca

Odejdźmy już od pracy i jej poszu-kiwań. Skupmy się na kreatywności. Hamuje ją w  nas szkoła, która uczy myśleć schematycznie. Nic więc dziw-nego, że z czasem kreatywność w nas zasypia. a to dzięki niej możemy wpa-dać na niesamowite pomysły. Czytając ten tekst, doszliście do wniosku, że jed-nak staliście w innej kolejce, gdy Bóg rozdawał tę cechę? Nic bardziej myl-nego. Ona jest w każdym z nas, trze-

Naga prawda i granica prywatności

CV, CV, ale skąd pomysł na stronę internetową? „Szukam pracy w bran-ży, w  której istotną sprawą jest siła przebicia, umiejętność autopromocji oraz ogólnego promowania. Od razu pomyślałem o  stronie, bo wiedzia-łem, że sam sobie poradzę. Można było również stworzyć aplikację na Fa-cebooku, ale to już jest bardziej spe-cjalistyczna wiedza, której nigdy nie posiadłem.” Na pracechce.pl możemy odnaleźć dwie wersje (skróconą i roz-szerzoną) o  jego działalności, zainte-resowaniach i umiejętnościach. Sama strona jest próbką tego co potrafi. „Nie spodziewałem się takiego bo-omu, który został wywołany przez pracechce.pl i  kilkunastu tysięcy od-słon. Mnóstwo ludzi wrzucało linki na swoje facebookowe tablice i zachęcało znajomych do robienia tego samego.” Radek usunął ze swojego CV adres i numer telefonu, bo jak mówi: „trzeba sobie wyznaczyć granicę prywatności”. Czy udało się osiągnąć cel? Znalazł pracę? „Pierwsze wiadomości pojawiły się już po kilku godzinach od urucho-mienia akcji, ale nic wielkiego z nich nie wynikło. Część z nich była bardzo

pochlebna i niesamowicie motywowa-ła do dalszego działania.” Jednak pozo-stał pewien niedosyt, bo pracy nadal nie ma.

Wielkie BOOM, CV i kurz

Kilka przytoczonych tu przykładów może pokazywać, że kreatywność jest bardzo ważna, ale nie zapominajmy, że to nasze umiejętności są najważ-niejsze. Nie wystarczy dobry pomysł na zwrócenie na siebie uwagi, bo to tylko początek. Później trzeba wyka-zać się na rozmowie kwalifikacyjnej. Więc szukając pracy pamiętajmy, że po wielkim BOOM naszego CV dłu-go powinien unosić się kurz, by przy-

ba ją tylko obudzić, a jeśli jednak jej nie ma, to można na nią zapracować. Kogo nazywamy osobą kreatywną? Zwykle jest to ktoś, kto w  towarzy-stwie rzuca mimochodem błyskotli-we żarty, ma wspaniałe pomysły, nie-konwencjonalne rozwiązania proble-mów. Tylko czemu jemu się to udaje, a nam nie? Gdzieś kiedyś przeczyta-łam, że kreatywność nie ma nic wspól-nego z  inteligencją. Niezwykle mnie to ucieszyło. Jest to po prostu umie-jętność nieszablonowego myślenia,

którą można w sobie wyćwiczyć. Wy-starczą proste zadania, które robimy sami, w domu, na kartce. Kiedy mamy ochotę i  czas. Nie potrzebujemy tre-nerów ani nauczycieli. Wystarczy wy-obraźnia i  kilka wskazówek, które z powodzeniem znajdziemy w Google. Kreatywność popłaca w każdej dzie-dzinie życia. w domu pomaga zorga-nizować przestrzeń tak, by mieszkanie wyglądało ładnie, ale przy tym było praktyczne. Uczy szukania zastoso-wań oryginalnych, ale pomocnych. W czasach kopiowania prac z Interne-tu, sms-owych łańcuszków i powiela-nych życzeń ludzie pragną czegoś inne-go, świeżego. Czegoś, co ich poruszy, za-ciekawi, a przede wszystkim zaskoczy.

Śmiało! Bądźmy kreatywni!

Page 6: I.PEWU nr 58

10 1111

studenci studenci

Nudzą Was już anglosaskie piosen-ki, a wszystkie utwory AC/DC czy Iron Maiden znacie praktycznie na pamięć? Jeżeli szukacie czegoś nowego, to mam coś, co na pewno Wam się spodoba. Się-gnijcie po płytę chorwackiego zespołu Thompson, wydaną w 2006 roku. My-ślę, że po takiej dawce przyzwoitej mu-zyki będziecie chcieli więcej – w koń-cu apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Album chorwackich bardów zatytuło-wany „Bilo jednom u Hrvastkoj” („Dawno temu w Chorwacji”) ma wszelkie znamio-na doskonale skomponowanego krążka – znajdziemy tu zarówno spokojne balla-dy, jak i mocniejsze utwory. Wielu wtóru-ją dodatkowo regionalne instrumenty, zna-ne z pieśni ludowych. Płytę cechuje przede wszystkim dojrzałość muzyki i tekstów nio-sących wartościowy przekaz. Zanim jednak przystąpię do właściwej recenzji, muszę z pełną świadomością napisać, że mój sto-sunek do Thompsona jest mimo wszystko ambiwalentny. I zdaje mi się, że dla wielu osób nie może być on inny. Utwory Marko Perkovića i jego kolegów są w większości peanami ku czci Chorwacji i wszystkiego, co chorwackie. Bynajmniej nie jest to tyl-ko piękna poezja śpiewana przez wielkich patriotów. Tutaj mamy do czynienia z przy-krą tendencją, opartą na znanym stwier-dzeniu, że od patriotyzmu już tylko krok do nacjonalizmu. Nie jest jednak moim ce-lem zgłębianie politycznej sfery (przyznam nawet szczerze, że zgodnie z regułami obo-wiązującymi w naszej gazecie jest mi za-bronione stosowanie takich zabiegów), ja mam zamiar zająć się jedynie muzyką. Jak określiłbym najprościej najnowszy al-bum Thompsona? Album koncepcyjny. Ce-lem bandu Marko Perkovića było bowiem przedstawienie przekrojowo historii Chor-wacji – od samego początku, poprzez naj-większe czasy świetności, aż do upadku kraju, który nawet wtedy nie zatracił swo-jej tożsamości (rzecz jak najbardziej pięk-na, jeśli weźmiemy pod uwagę, że kraj ten stracił niepodległość na zgoła dziewięć wie-ków). Nie zawsze było mi łatwo zrozumieć sens niektórych piosenek, i nie chodziło tu jedynie o bariery językowe – na naszym rynku niewiele jest bowiem dokładnych in-formacji dotyczących dziejów i legend Sło-

wian Południowych. W przygotowaniu tej recenzji pomógł mi mój znajomy Aleksan-der Arabadźić, któremu wypada mi w tym miejscu serdecznie podziękować. No, ale tyle tytułem wstępu. Zapnijcie mocno pasy i przygotujcie się na sporą dawkę dobrej muzyki. Poznajcie śpiewaną historię Chor-wacji.

Śpiewana historia Chorwacji

Pierwszy utwór zatytułowany „Poče-tak” („Początek”), niczym pierwsze werse-ty biblijnej Księgi Rodzaju, mówi o gene-zie ludzkości. Do tego wszystkiego mamy wspaniałą muzykę utrzymaną w mistycz-nym i tajemniczym klimacie. W kolej-nym utworze „Dolazak Hrvata” („Przybycie Chorwatów”) znów występuje pewne biblij-ne nawiązanie – oto protoplaści Chorwatów przybywają nad tereny będące ich Ziemią Obiecaną. Być może Thompson inspirował się w tym utworze majestatycznym obra-zem Otona Ivekovića zatytułowanym „Do-lazak Hrvata na Jadran” („Przybycie Chor-watów nad Adriatyk”). W utworze słychać bębny i dęcie w rogi, budujące nastrój ni-czym z nordyckich sag. Do tego dochodzą echa i szum morza. Ujmuje w nim przede wszystkim wspaniały przekaz, głoszący przywiązanie i szacunek do ziemi przod-ków. Nie brakuje też utworów utrzyma-nych w klimacie nostalgii. W taki nastrój wprowadza nas „Klątwa króla Zvonimira” („Kletva Kralja Zvonimira”), który nawią-zuje do pewnej chorwackiej legendy, po-przez którą tłumaczono przez stulecia, dla-czego kraj znalazł się na tak długo pod obcym panowaniem. Nie da się zrozumieć tego utworu bez krótkiego omówienia tej-że legendy. Otóż głosi ona, że za czasów króla Demetriusza Zvonimira Chorwaci żyli w bezpieczeństwie i pokoju, toteż, kie-dy postanowił on wyprawić się na wojnę, został zasztyletowany przez swoich wojów. Na łożu śmierci miał on rzucić na kraj klątwę, w myśl której, za nieposzanowa-nie prawowitego władcy, na bardzo długo miał nie zasiąść na tronie żaden władca spośród Chorwatów. Po śmierci Zvonimi-ra (XI w.) Chorwacja dostała się pod pano-wanie Węgrów, niepodległość odzyskując dopiero w wieku XX. Nic więc dziwne-

go, że w utworze jest sporo o zburzonych marzeniach i zdrajcach, którzy do tej klę-ski doprowadzili (wszak biorąc pod uwa-gę przekaz z poprzedniej piosenki, stało się tak dlatego, że nie poszanowali oni zie-mi przodków przez swój haniebny czyn). Klątwa króla Zvonimira była pierwszą pio-senką Thompsona, którą w ogóle usłysza-łem, dlatego mam do niej dużą sympatię. Od stronny muzycznej utwór jest jednym z moich ulubionych – bardzo żywiołowy, a zarazem oddający nieco smutny nastrój. Jak wspomniałem nieco wcześniej, mimo utraty niepodległości, Chorwaci nie utraci-li swojej tożsamości. Oddaje to zwłaszcza utwór „Diva Grabovčeva („Dziewica Grabo-včeva”), opowiadający o męczeństwie chor-wackiej dziewki, która odrzuciła zaloty Tur-ka i przyjęcie islamu w czasie panowania Osmanów. Ot, taki patriotyczny gest sprze-ciwu wobec utrzymywania jakichkolwiek stosunków ze swoimi wrogami i przywiąza-niu do najwyższej wartości, jaką jest wiara chrześcijańska. Za swoją decyzję poniosła męczeńską śmierć – utwór jest zatem swe-go rodzaju hołdem wobec wielkiej chor-wackiej patriotki. Mimo utraty niepodległo-ści Chorwaci utrzymywali swoją tożsamość właśnie poprzez przywiązanie do ważnych wartości. Bardzo sympatycznym utworem o takim przekazie jest „Moj dida i ja” („Mój dziadek i ja”), mówiący o należnym szacun-ku do naszych dziadków – wielkich patrio-tów, przekazicieli narodowej historii i tra-dycji. W podobnym nastroju zachowana jest ballada „Sine mój” („Mój synu”), w któ-rej ojciec przekazuje synowi ważne warto-ści, w tym najważniejszą – aby zawsze po-legał na Bogu i swojej wierze. Jest to także piosenka o rodzicielskiej miłości, o dumie z syna, który ma być dziedzicem patriotycz-nej postawy.

Złoto dla ciekawych

O „Bilo jednom u Hrvastkoj” mógłbym pisać jeszcze długo, lecz chcę zostawić kil-ka niespodzianek dla zainteresowanych – stąd powstrzymam się od przedstawie-nia innych, równie ciekawych, utworów z tego albumu. Robiąc szybkie podsumowa-nie – polecam tę płytę wszystkim poszuki-waczom nowych brzmień, fanom nie tylko rocka, ale ogólnie pojętej dobrej muzyki. Jeżeli miałbym oceniać ten album w skali dziesięciostopniowej, to bez wątpienia dał-bym dziewięć. Życzę zatem wszystkim przy-jemnych chwil przy słuchaniu Thompsona – i oby wywoływał on u Was podobne, po-zytywne emocje.

ADAM GAAFAR

PO BAŁKAŃSKUROCK STUDENT NA TALERZU

DOMINIKA SAWICKA

Idzie wiosna, a z nią nadchodzi optymistyczna zieleń. Tym razem proponuję Wam urozmaicić kuchnię właśnie na zielono. Bohaterem tego numeru jest bowiem zielone pesto – banalnie proste w użyciu, jednocześnie nadające potrawom oryginalnego smaku a ich nazwom – profesjonalnego brzmienia. Wystarczy na obiad, zamiast makaronu z sosem pomidorowym, zrobić sobie fussili z pesto (fussili to makaron świderki) i od razu wszystkim się wydaje, że jesteśmy niezwykłymi kucharzami. Od fussili z pesto zaczniemy, później będą zielone naleśniki i mała imprezowa przekąska, również z zielonym akcentem. Wszystkich, którzy zamierzają oskarżyć mnie o burżujskie prz-episy uprzedzam, że z jednego słoiczka pesto można wykonać wszystkie opisane potrawy i wcale nie wy-chodzi drogo.

Potrzebujesz:– zielone pesto (z bazylii)– makaron świderki (ok. 150 g na osobę)– tarty ser żółty– sól, łyżka oliwy lub oleju

Przygotowanie: garnek

Makaron gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem łyżki oliwy, czas dobieramy zgodnie z opisem na opakowa-niu. Ugotowany makaron odcedzamy, dodajemy pesto (2 łyżeczki wystarczą na porcję makaronu dla jednej osoby – pesto ma bardzo intensywny smak) i mieszamy. Podajemy posypane startym serem.

Fussili z pesto

Potrzebujesz:– 2 szklanki mąki– 1 jajko– 1 szklanka mleka– 1 szklanka wody– 2 łyżki pesto– puszka tuńczyka w sosie własnym– starty żółty ser– oliwki (jeśli lubisz i masz pod ręką)– sól, oliwa lub olej

Przygotowanie: miska, patelnia

Z naleśnikami jest tak, że każdy, kto robił je więcej niż raz, robi ciasto „na oko”, dopasowując ilość mąki i mle-ka podczas smażenia. Mąkę, mleko, wodę, jajko, szczyptę soli i łyżkę oliwy miksujemy. Jeśli nie mamy miksera, dobrym sposobem uniknięcia grudek jest wymieszanie składników z niewielką ilością mleka na gładką gęstą masę i następnie rozcieńczanie jej mlekiem. Dodajemy pesto i dokładnie mieszamy całość. Na rozgrzanej patel-ni smażymy z obu stron cienkie naleśniki. Po zdjęciu z patelni na każdym układamy łyżkę tuńczyka, pokro-jone oliwki i trochę startego sera, składamy w trójkąty. Złożone naleśniki należy ułożyć na patelni i podgrzewać z obu stron około 2 minuty, żeby ser się roztopił.

Potrzebujesz:– ciasto francuskie świeże lub mrożone– 3-4 łyżki pesto– starty żółty ser– 2 ząbki czosnku (dla tych, którzy nie boją się serwować „aromatycznych” przysmaków)

Przygotowanie: praska do czosnku lub nóż i deska do krojenia, piekarnik z blaszką, papier do pieczenia (zwykle wystarczy ten, w który zawinięte jest ciasto)

Mrożone ciasto wyjmujemy kilka godzin przed imprezą, żeby się rozmroziło. Rozwijamy cały arkusz ciasta, rozs-marowujemy pesto, pozostawiając wzdłuż jednego boku 1-2 cm czystego ciasta. Posypujemy serem i zawijamy ci-asto w rulon, jak naleśnik, zaklejając na koniec czystym brzegiem. Z rulonu odcinamy krążki grubości 1-1,5 cm i układamy na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180° na około 20 minut.

Imprezowe zielone przekąski

Zielone naleśniki z tuńczykiem i serem

Page 7: I.PEWU nr 58

12

studenci

1313

studenci

9

10

RANKING FILMÓWWŁOSKICH

8

7

6

5

4

3

2

1

8 i pół [1963, reż. Federico Fellini]

Film można traktować jako autobiografię Felliniego, któ-ra ma dla niego wyjątkowe znaczenie. 8 i  pół nie jest może najłatwiejszym i  najprzyjemniejszym w  odbiorze obrazem, ale też nie miał takim być. Reżyser chce po-kazać, że tworzenie dzieła kinematograficznego nie wiąże się z dobrą zabawą, ale często jest męką dla osoby, która się nim zajmuje. Twórca musi borykać się z artystyczną niemocą, brakiem inspiracji, rosnącymi oczekiwaniami wi-downi i producentów, brakiem zrozumienia i wsparcia ze strony najbliższych osób. Tak naprawdę ze swoimi proble-mami zostaje pozostawiony sam. Dobrze obrazuje to scena, w której Guido śni o tym, że unosi się do nieba, jednak w pewnym momencie zostaje złapany przy pomocy liny za nogę i ściągnięty na ziemię, nie dane jest mu osiągnięcie perfekcji. w innej ze scen bohater dusi się w samocho-dzie, co też jest dobrym wyznacznikiem tego, jak niekiedy czuje się reżyser realizując film.

Śmierć w Wenecji [1971, reż. Luchino Visconti]

Adaptacja wybitnej powieści Thomasa Manna. Gustaw Aschenbach chce odpocząć po okresie stresu w pracy i ży-ciu osobistym. Jako cel swojej podróży wybiera Wenecję, w  której znajduje się nadmorski kurort. Akcja rozwija się jednak w niespodziewanym kierunku. Nieoczekiwanie mężczyzna będący w średnim wieku zauważa Tadzia, dora-stającego chłopca, który spędza w mieście wakacje z ro-dziną. Zainteresowanie młodzieńcem przeradza się w fa-scynację, a z czasem nawet w pożądanie, bądź zakochanie. Gustaw podziwia fizyczność Tadzia z daleka, chciałby się do niego zbliżyć, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nie jest to możliwe. w jego umyśle rozgrywa się niebezpieczna gra. Owo uczucie nie jest jednak jedynym zmartwieniem bohatera. Miasto jest pogrążone w  epidemii, co chwilę umierają kolejni ludzie, nie można się z niego wydostać.

La strada [1954, reż. Federico Fellini]

Arrivato Zampano – po obejrzeniu La Strady z  pewno-ścią owo zawołanie nie będzie Ci obce. Niby historia jest smutna, Gelsomina od najmłodszych lat jest bowiem po-zbawiona wolności, zostaje sprzedana przez matkę do cyr-ku, gdzie musi pomagać atlecie rozrywającemu łańcuchy siłą swoich mięśni. Ale następujące po sobie wydarzenia i relacja rodząca się między wspomnianą wcześniej dwój-ką budzą we mnie pozytywne emocje (choć Zampano nie stroni od używania siły wobec młodej, naiwnej i na swój sposób niewinnej dziewczyny). Po stronie plusów można zapisać też to, że obraz dostarcza wielu wzruszeń, zwłaszcza pod koniec.

Zaćmienie [1962, reż. Michelangelo Antonioni]

Jeden z moich ulubionych filmów Antonioniego. w cza-sach kryzysu ekonomicznego dodatkowo zyskuje na zna-czeniu wątek osób uzależnionych od gry na giełdzie, którzy w ciągu jednego dnia tracą dobytek całego życia. Poka-zane są ich chwilowe sukcesy i późniejsze dramaty. Jest to doskonałe studium ludzkiej natury. Także relacja Piero i  Vittori wydaje się być interesującym przykładem tego, jak materializm dominuje w naszym życiu. Pierwszorzęd-na obsada w osobach Alaina Delona i Monici Vitti.

Powiększenie [1966, reż. Michelangelo Antonioni]

Intrygujący obraz, w którym na pierwszy plan wysuwa się postać znudzonego życiem dekadenta. Choć jest on londyń-skim fotografem na co dzień pracującym ze zjawiskowy-mi pięknościami, nie stroniącym od przypadkowego seksu i  palenia marihuany, cały czas czeka na coś, co będzie w stanie poruszyć jego zmysły. Pewna tajemnicza kobieta sprawia, że trafia on na ślad zbrodni, którą udaje mu się odkryć po powiększeniu uprzednio zrobionego przez siebie zdjęcia. Film posiada specyficzną atmosferę, która z łatwo-ścią potrafi przykuć uwagę.

Złodzieje rowerów [1948, reż. Vittorio De Sica]

Najwybitniejszy film włoskiego neorealizmu. Po zakończe-niu wojny ludzie w Rzymie borykają się z brakiem pracy. Kiedy ojciec małego chłopca znajduje zatrudnienie ma na-dzieję, że w końcu będzie mógł sprawić, by jego syn nie był więcej głodny. Niestety zostaje mu skradziony rower – niezbędne narzędzie do wykonywania pracy przy roz-wieszaniu plakatów. Przy okazji mężczyzna musi zmierzyć się z biurokracją i zawiścią innych ludzi. Szczególnie ude-rzająca jest finałowa scena, w której na twarzy bohatera widać wstyd, bezsilność i  rezygnację. Złodzieje rowerów poruszy nawet najbardziej obojętnego widza.

Przygoda [1960, reż. Michelangelo An-tonioni]

Grupa zamożnych Włochów postanawia udać się jach-tem na niezapomnianą wycieczkę na wulkaniczną wyspę. w  pewnym momencie zauważają, że nigdzie nie można znaleźć jednej z uczestniczek wyprawy – Anny. Jej chło-pak i  przyjaciółka postanawiają ją odnaleźć, jednak bez powodzenia. Poszukiwania sprawiają, że ta dwójka znaczą-co się do siebie zbliża. Zostają kochankami i zapominają o zaginionej. Film ma bardzo wolne tempo, właściwie jest pozbawiony akcji. Niektórzy powiedzą, że nic się w nim nie dzieje. Mimo to coś sprawia, że dalej go oglądamy i prze-nikamy do świata głównych bohaterów.

La dolce vita [1960, reż. Federico Fellini]

Sztuka przez duże S. Wbrew tytułowi życie w  rzymskiej metropolii wcale nie jest słodkie. Owszem, można oddać się licznym uciechom, które oferuje miasto, tak właśnie czyni grana przez Mastroianniego postać Marcella. Nie po-zwala to jednak zapomnieć o  wszechobecnym zepsuciu społeczeństwa i  niemożności podjęcia konstruktywnego działania i znalezienia swojego miejsca na świecie. Głów-ny bohater poszukuje szczęścia, ale nie potrafi go znaleźć. Być może w ogóle nie jest możliwe, aby je osiągnąć. Dla tych, którzy lubią po filmie usiąść i szukać jego różnych interpretacji.

Rocco i jego bracia [1960, reż. Luchino Visconti]

Rosaria wraz z czterema synami przeprowadza się do Me-diolanu. Życie nie jest tam łatwe, ale rodzinie pomimo pro-blemów udaje się jakoś funkcjonować. Sytuacja kompliku-je się, gdy Simone popada w długi. W wyjściu z trudnej sytuacji pomaga mu Rocco, który zarabia na życie boksu-jąc. Więź pomiędzy braćmi zostaje wystawiona na poważną próbę, kiedy w  ich życiu pojawia się prostytutka Nadia, pożądana przez obu mężczyzn. Tytułowy bohater zostaje postawiony przed najtrudniejszą decyzją w  swoim życiu, musi wybrać pomiędzy rodziną a miłością.

Podróż do Włoch [1954, reż. Roberto Rosselini]

Film Roberta Rosseliniego przedstawia małżeństwo, któ-re udaje się w podróż do Włoch, aby sprzedać dom, któ-ry Alex odziedziczył po swoim wuju. w trakcie pobytu w obcym państwie para zdaje sobie sprawę, że to „pierw-szy raz, od momentu gdy się poznali, kiedy są naprawdę sami”. Ta, zupełnie nowa dla nich, sytuacja sprawia, że w ich związku pojawiają się problemy. Alex i Katherine uświadamiają sobie, że przez cały czas żyli razem, tak naprawdę nic o sobie nie wiedząc. Jedną z największych zalet „Podróży do Włoch” są ukazane w ujmujący spo-sób zabytki ojczyzny reżysera filmu. Razem z Katherine mamy okazję zwiedzić nie tylko włoskie ulice i budynki, które się przy niej znajdują, ale przed wszystkim świą-tynie, muzea, kratery wulkanu, katakumby i  Pompeje. Francois Traffaut napisał o  „Podróży do Włoch” , że jest to pierwszy nowoczesny film i ma momenty, które silnie oddziałują, a jednocześnie są subtelne. Uwagę wi-dza zwraca przedstawienie związku, w którym brakuje czułości i który chyli się ku upadkowi, co jest kontra-punktem dla wspaniałych zabytków znajdujących się we Włoszech.

Włoskie kino jest cenione na całym świecie ze względu na ponadczaso-wość tematów, którymi się zajmuje. Dzięki temu nawet starsze filmy, wywo-dzące się z tej szkoły, pozostają atrakcyjne dla współczesnego widza, który ze zdziwieniem zauważy, jak aktualne są obrazy De Sici czy Felliniego.

Włoskie kino jest cenione na całym świecie ze względu na ponadczaso-wość tematów, którymi się zajmuje. Dzięki temu nawet starsze filmy, wywo-dzące się z tej szkoły, pozostają atrakcyjne dla współczesnego widza, który ze zdziwieniem zauważy, jak aktualne są obrazy De Sici czy Felliniego.

JACEK KUŁAKJACEK KUŁAK

Page 8: I.PEWU nr 58

14 1515

studenci studenci

GRY PLANSZOWESkłonności do ruchu wyssaliśmy wraz z mlekiem matki.

Małe dzieci mają w sobie tyle energii, że nawet przez chwilę nie chcą usiedzieć w  miejscu. z  wiekiem to się zmienia. Ostatnio daje się zauważyć, że także świat, w jakim żyjemy, wpływa na tryb naszego życia. Co dzień stajemy przed wyborem: żyć aktywnie czy pasywnie.

Od zarania dziejów ludzie walczą o  byt, używając przy tym siły fizycznej, by zdobyć pokarm, odzież czy zapewnić sobie bezpieczeństwo. w związku z tym organizm człowieka przystosował się do aktywnego trybu życia. Jednak ostatnie pokolenia, w wyniku zmian cywilizacyjnych oraz postępu technicznego, zaczęły odchodzić od schematu życia opierającego się na aktywności ruchowej, wymieniając go na model wygodniejszy i  mniej męczący. Zmiana trybu życia z aktywnego na pasywny pociągnęła za sobą daleko idące konsekwencje, np. zmniejszenie zdolności przystosowawczych, co określa się jako zespoły hipokinetyczne. To bardzo tajemnicze pojęcie staje się powoli wizytówką naszych czasów. w  dwóch słowach można je wyjaśnić jako bezczynność ruchową. Hipokinezja stała się też ogromnym problemem dla współczesnego człowieka. Wielu z  nas poprzez rozrywkę i  odpoczynek rozumie oglądanie telewizji lub siedzenie przy komputerze. Po ośmiu godzinach pracy, kolejne cztery spędzone przed środkami masowego przekazu nie niosą nic dobrego ani dla naszej postawy, ani dla zdrowia.

Często towarzyszący hipokinezji wysoki poziom stresu oraz wysokokaloryczne diety, z  przewagą fastfoodów, to także nic dobrego dla naszego organizmu. Wpływa to znacznie na nasze samopoczucie oraz zdrowie: nadmiar stresu powiązany jest z  niedoborem snu i  spadkiem odporności organizmu. Taki niezdrowy tryb życia, w  połączeniu z  brakiem ruchu, może doprowadzić do rozwoju chorób cywilizacyjnych, wśród których wymienia się: chorobę niedokrwienną serca, otyłość czy nerwicę.

Większość z  nas myśli sobie: to mnie nie dotyczy. Co mnie obchodzą jakieś choroby cywilizacyjne, itd. Nic bardziej mylnego. Poziom aktywności na studiach jest o wiele mniejszy od poziomu aktywności w  liceum. Oczywiście nie można tego powiedzieć o wszystkich. Jednak przeciętny Polak spędza przed telewizorem średnio ponad 3 godziny dziennie. Zbliżamy się do społeczeństwa amerykańskiego, które w  tym przoduje i  prowadzi najbardziej pasywny tryb życia. Tymczasem należałoby brać przykład z Niemców czy Skandynawów, którzy znacznie mniej czasu tracą na bezruch, towarzyszący oglądaniu telewizji. Czasem to dopiero przyrost wagi, dolegliwości żołądkowe lub bóle stawów sygnalizują, że organizm się buntuje i stawia opór wobec trybu życia, w którym brakuje aktywności fizycznej.

Bezruch nie wpływa korzystnie na nasz organizm. Więc jak to zmienić? w  jaki sposób zmotywować do uprawiania sportu, skoro nagle stał się zbyteczny i wolimy wygodniejszy tryb życia? Grunt to przytoczyć odpowiednie argumenty. Siła perswazji może zdziałać cuda.

Systematyczna aktywność fizyczna pomaga w uniknięciu wielu chorób, np. układu krążenia. Taki argument nie przekonałby wielu z  nas. Podobnie jak ten: poprzez ruch zwiększa się wydolność płuc oraz wytrzymałość organizmu. Choć to prawda, ma małą siłę oddziaływania. Dwa najbardziej popularne argumenty to pozbycie się tkanki tłuszczowej i  intensywny przyrost masy mięśniowej. Kobiety chcą być szczupłe, mężczyźni dobrze czują się ze swoimi mięśniami i ,,kratką” na brzuchu.

Jednak niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że wysiłek fizyczny dobrze wpływa nie tylko na ciało, lecz także na ludzką psychikę – jest doskonałym sposobem odreagowania po stresującym dniu w pracy, na uczelni, kłótni z dziewczyną czy współlokatorem. Dzięki wysiłkowi fizycznemu, a  zwłaszcza dzięki widocznym efektom, poprawia się nastrój. Ponadto osoby uprawiające systematycznie sport częściej osiągają sukcesy w życiu zawodowym oraz posiadają większą stabilność emocjonalną.

Najwięcej zależy od nas samych. To ty musisz chcieć. Nikt cię do tego nie zmusi. Warto więc zmienić swoje myślenie i zacząć traktować aktywność fizyczną jak przyjemność, a  nie uciążliwy obowiązek. Najważniejszym czynnikiem, bez którego nie można rozpocząć ćwiczeń, jest własna motywacja. Co najlepiej motywuje? Przykład innej osoby oraz współzawodnictwo. Człowiek od zawsze rywalizuje, chce być jak najlepszy we wszystkim, co robi. Wspólny jogging z koleżanką lub kolegą jest lepszym zastrzykiem motywacji niż patrzenie na aerobik w TV. Na początek jako zachętę można także wykorzystać metodę kija i marchewki. Jak zmusić człowieka, by ruszył się z  kanapy i  wyszedł do ludzi? Zaproponować mu coś interesującego w  zamian. Przykładem może być wspólne wyjście na basen, na łyżwy, siłownię czy skałkę, a potem wypad do baru. Osoba decydująca się na taki wypoczynek nie myśli, że idzie uprawiać sport, że się zmęczy lub spoci, lecz idzie tam z nastawieniem, że miło spędzi czas z przyjaciółmi. Podstępne, ale skuteczne.

W dzisiejszych czasach jedno jest pewne: nie można stawać przed wyborem czy uprawiać ćwiczenia fizyczne, czy też nie, bo są one obowiązkiem każdego z nas i wynika to nie tyle z powinności, co z natury człowieka. Bo warto zainwestować w siebie. Już wkrótce wiosna, warto przeprosić swoje dresy i zacząć dzień od porannego joggingu lub wyskoczyć po pracy na basen. Nie warto odkładać na jutro czegoś, co można zrobić dziś.

RUCH CZY BEZRUCH?OTO JEST PYTANIEMARTA SABALA

Od pewnego czasu można zetknąć się z pojęciem Nowoczesnej Gry Planszowej. Gry te cechują się zazwyczaj dużą liczbą elementów, bardzo rozbudowanymi zasa-dami i  długim czasem gry. Jednak nie można tego uznać za regułę. Często zda-rzają się gry złożone tylko z kart (i nie chodzi tu o  karcianki kolekcjonerskie, jak Magic: The Gathering czy popular-ne kilka lat temu Pokemony, w których każdy z graczy sam składa swoją talię, dobierając karty spośród tysięcy dostęp-nych), niekiedy nie pojawia się plansza, a innym razem mogą to być różne ukła-danki lub puzzle.

Gry planszowe można podzielić na wiele różnych sposobów. Tak więc na przykład gry familijne o  wysokim poziomie losowości (co daje dzieciom szanse na równorzędną walkę z  rodzi-cami lub starszym rodzeństwem), często bajkowej atmosferze i  złożone z wielu kolorowych elementów. Przykładem takich gier są Osadnicy z Catanu lub puzzle Carcassone. Dla odmiany gry ekonomiczne często opierają się na han-dlu między graczami i zazwyczaj są mało losowe. Przykładem może być Wysokie Napięcie, w  której gracze wcielają się w  zarządców koncernów elektrycznych lub polska gra Pret a Porter, gdzie gra-cze stają się kreatorami mody. Bardzo popularną odmianą są gry przygodowe. Często pojawia się w nich jakaś fabuła lub jej zarys, gracze natomiast wcielają się w  konkretne role. Bardzo znanym przykładem takiej gry jest umieszczo-ny w świecie fantasy Talizman: Magia i  Miecz. w  tej grze uczestnicy odgry-wający postacie znane z  filmów bądź książek: rycerzy, czarowników czy zło-dziejów, toczą ze sobą wyścig o  to, kto pierwszy zdobędzie Koronę Władzy. Zdarzają się również gry kooperacyjne, w  których gracze muszą wspólnie sta-wić czoła planszy. Jako przykłady można podać planszówkę rozgrywaną w świecie wykreowanym przez pisarza grozy H.P. Lovecrafta: Horror w  Arkham, gdzie głównym zadaniem grupy jest odparcie potwornych sił z innego świata, zagraża-jących miasteczku Arkham. Innym, dość znanym w świecie gier przykładem gry kooperacyjnej, jest gra karciana Anioł

Śmierci, bazująca na legendarnym już Space Hulku. Tutaj gracze tworzą elitar-ny oddział żołnierzy, którego zadaniem jest spenetrować latający w  przestrzeni kosmicznej wrak.

Dość ciekawą kategorią są gry impre-zowe, jak Jungle Speed czy gra o dość przewrotnym tytule Palce w  Pralce. Gry takie nie mają zazwyczaj górnego

limitu osób, rozgrywka nie jest ograni-czona ramami czasowymi, a gra opiera się bardziej na śmiechu i dobrej zabawie niż na poważnej rywalizacji. Rozgrywka w  Jungle Speed polega na wykładaniu specjalnych kart przed siebie i chwyta-niu stojącego pomiędzy graczami tote-mu (który czasem lubi spaść ze stołu lub wylecieć przez okno, co nie przeszkadza graczom w łapaniu go), natomiast Palce w Pralce toczą się przy dźwiękach wybi-janego „We Will Rock You”.

Ważnym elementem współczesnych gier planszowych są dodatki. Jeżeli wyda-je nam się, że gra już niczym nas nie za-skoczy, można kupić taki dodatek (jeden lub kilka). Często wprowadzają one nowe zasady, nowe plansze, żetony czy karty. Do niektórych gier takich dodatków pojawiło się niewiele (jeden do Anioła Śmierci, nie wiadomo po co, bo gra i tak

jest bardzo trudna, jeden do Jungle Spe-eda, bo w pewnym momencie karty są już znane na pamięć), do innych więcej. Rozegranie partii Talizmanu ze wszyst-kimi dodatkami wymaga naprawdę dużego stołu i  kilku godzin, natomiast gra w Horror w Arkham z kompletem uzupełnień (niestety, w Polsce pojawiły się do tej pory tylko dwa) wymaga już sporego kawałka podłogi i  całej nocy.

Oczywiście, oprócz gier planszowych, istnieją inne formy rozrywki nie wy-magające angażowania komputera, jak na przykład gry RPG (najprościej mó-wiąc: przygodowa gra planszowa bez planszy, gdzie wszystko dzieje się w wy-obraźni graczy), wspomniane już kolek-cjonerskie gry karciane czy gry figuro-we, gdzie tworzymy swoją armię z wielu dostępnych figurek.

Wielu osobom wejście do świata graczy może wydać się trudne, jednak tak nie jest. Wystarczy kupić jakąś grę i  zaprosić znajomych na wieczór, moż-na również wybrać się na spotkanie lub konwent (na przykład nieregular-nie odbywający się na Wydziale Mecha-troniki PW Wieczór Gier Bez Prądu) i  przyłączyć się do wspólnej zabawy. Do grania prąd i komputery wcale nie są konieczne!

Niemal każdy w swojej młodości grał w gry planszowe. Takie nazwy jak chińczyk, monopo-ly czy drabinki są prawie wszystkim znane. Jednak nie każdy wie, że od pewnego czasu gry planszowe stają się coraz bardziej popularne – nie tylko wśród dzieci.

MICHAŁ CICHOWSKI

Page 9: I.PEWU nr 58

16 1717

studenci studenci

Powszechne jest przekonanie, że Polaka, bez żadnego problemu, moż-na poznać w grupie obcokrajowców. Niestety twierdzi się, że przyczyną jego rozpoznawalności nie są jakieś nadzwyczajne i  wyjątkowe cechy, lecz żenujące zachowanie i  nieco dziwny styl ubierania. Zachowanie pominiemy, uwagę skoncentrujemy na polskiej stylówie.

MADE IN POLANDCo z  tym ubiorem nie tak? Dlacze-

go staje się on tematem niezwykle go-rących i  interesujących dyskusji? Nie ma co ukrywać, polscy panowie, w prze-ważającej części, nie są w stanie dogonić pod względem ubioru mężczyzn z zagra-nicy. Mimo że kobiety dokładają starań, by ich mężczyźni wyglądali coraz lepiej, są przyzwyczajenia, które ciężko zwal-czyć. Trudno powiedzieć, co szwankuje. Może ten specyficzny styl tkwi w kultu-rze, a  może panowie nie czują potrze-by, by wdziankiem wzbudzać zdumienie i  wywoływać uśmiech na twarzach ko-biet? Może są przekonani o swojej wspa-niałości i  twierdzą, że wizerunek nie umniejszy ich doskonałości? Przyczyn można się doszukiwać, jednak jak takiej sytuacji zaradzić, to już trudniejsza spra-wa.

Są nawyki, które wydają się trwałe i nikt ani nic nie jest w stanie ich zmie-nić.

Przykład pierwszy: Sandały i  białe skarpety. Nie, nie, to nie jest przeży-tek. Owszem, może i moda wraca, może i  na wybiegach widzimy takie połącze-nia, jednak typowa i od lat obserwowa-na polska wersja to istny obciach. Samo połączenie nie byłoby jeszcze tak żenu-jące, ot zwykłe sandały, zwykłe skarpe-ty. Jeśli dobierze się odpowiednio resz-tę stroju, to i  z tego da się coś skleić. Jednak nasi panowie nie mają pomysłu i zakładają białe (jednak lekko już szara-we) skarpety prawie do kolan, a do tego sandały jakiejś „kultowej” marki. Wszyst-ko w stylizacji nieco przykrej i trudnej do zaakceptowania. Przekonanie o  ob-ciachowości tego stroju funkcjonuje nie-mal w każdym kręgu, jednak jak widać w każde wakacje, śmiech śmiechem, ob-ciach obciachem, a panowie i tak ocho-czo z uśmiechem na twarzy cieszą nasze oczy tym pięknym połączeniem.

Sztruksowe spodnie i flanelowa ko-szula w kratę to przykład, który autorkę tego tekstu może kosztować życie. Połą-

czenie funkcjonujące, w  największym natężeniu, wśród studentów politechniki. Sztruksy są ok, do koszul w kratę też się nie ma co przyczepiać, jednak to nie-zniszczalne połączenie sprawia, że nasi panowie nie mogą szczycić się mianem dobrze ubranych. Czy to gatunek tych rzeczy, czy kolorystyka, z pewnością coś tu nie pasuje i tym samym psuje efekt.

Idąc dalej: rzeczy w rozmiarze XXL, jak po starszym, ogromnym bracie. Zjawisko występujące w  największym natężeniu w  sezonie zimowym. Wtedy

to właśnie nasi panowie przywdziewają ochoczo wielkie, puchowe kurtki. Na gło-wę wsuwają dziwne, najczęściej robione z polaru, czapki, na ręce potężne ręka-wice, a na domiar złego, szyje opatulają paskudnymi szalikami. Mówiąc krótko: jeden wielki misz-masz. Każda część garderoby jakaś taka duża, powyciągana. Wszystko wydaje się być wesołym, lecz niekoniecznie dobrze wyglądającym, po-łączeniem. Wiadomo, o  zdrowie trzeba dbać, ma być ciepło – to najważniejsze, ale czy nie może być ciepło, a jednocze-śnie ładnie? w polskim wydaniu zdaje się to być wręcz niemożliwe.

ŚWIATŁY ŚWIATŻeńska część naszego społeczeństwa

wzdycha z  zazdrością do modnie ubra-nych mężczyzn z zagranicy. Kobiety nie

mogą pojąć, dlaczego panowie nie są w  stanie nadążać za światowymi tren-dami i zachwycać swoim ubiorem. Wia-domo, że styl ubierania Polek cieszy się uznaniem na całym świecie. Nasze panie słyną z elegancji, szyku i klasy. Sytuacja wśród mężczyzn jest całkowicie odmien-na. Wizyta w kilku europejskich krajach i można utwierdzić się w przekonaniu, że nasi mężczyźni nie nadążają. Francja, Włochy, Hiszpania – męska moda w naj-lepszym wydaniu. Panowie w  niczym nie odstają od pań. Ubranie dopasowane idealnie do każdej sytuacji. Ulice pełne koloru, klasy i wdzięku. Jednym słowem – pozazdrościć.

ŚWIATEŁKO w TUNELUJednak nie można popadać w tak pesy-

mistyczny nastrój. Nadzieja jest. Krytyko-wać można, wytykać błędy również, ale warto dostrzec i docenić zmiany. Ogól-nie sytuacja nie jest kolorowa, są jednak przypadki, które pokazują, że Polak też potrafi. Nie chodzi oczywiście o wzoro-wanie się na lansowanym w  mediach, zdaniem wielu dość obciachowym, Toma-szu Jacykowie i innych, jemu podobnych, kreatorów mody. Nie, tym panom podzię-kujemy. Optymizm budzić mogą raczej pojawiające się w  Polsce męskie blogi modowe, wzrastająca liczba panów w ga-leriach handlowych, już nie tylko jako towarzystwo dla swoich pań, lecz także jako klientów oraz widoczne na ulicach, w większym wymiarze, przypadki panów modnie ubranych. Te pozytywne akcenty obserwuje się zwłaszcza w sezonie wio-senno-letnim. Gdy zima już odchodzi, można zrzucić ciężkie wdzianka i  po-bawić się trochę modą. z  roku na rok zdaje się być coraz bardziej kolorowo, poprawnie, a  nawet modnie. Widać, że wielu mężczyzn obok praktyczności sta-wia również na wygląd. Wpływ telewizji, czerpanie inspiracji ze świata czy chęć niedostawania wizerunkiem od swoich kobiet – to wszystko sprawia, że możemy z  coraz większym optymizmem patrzeć w modową przyszłość naszych panów.

Nie szata zdobi człowieka; Facet nie musi wyglądać, ma być mądry – tak, tak, znamy te powiedzonka. Owszem są rzeczy ważniejsze, ubiór to nie wszystko, jednak w  dzisiej-szych czasach, gdy bycie dobrze ubra-nym nie jest już luksusem, na który mogą sobie pozwolić tylko bogaci, warto popracować trochę nad wize-runkiem i przyczynić się do tego, że polska moda męska będzie naprawdę miła dla oka i  stanie się inspiracją dla panów z zagranicy.

STARA MIŁOŚĆ

Pamiątkowe SMS-y zachowane w archiwum telefonu. Kartki z wyznaniem miłości, pre-zenty, wspólne zdjęcia. To najczęstsze pamiątki po byłych partnerach. Bo przecież prawie każdy lubi sobie powspominać dawne czasy, jak to było kiedyś z kimś, czasem już dawno zapomnianym. Jednak czy bycie sentymentalnym ma sens? Czy nie wzbudzamy w sobie tęsknoty za czymś, co już nigdy więcej nie powróci?

Trzymanie takich drobiazgów i trak-towanie ich jako fragmentów ołtarzy-ków przeszłości często nie pozwala się skupić na chwili obecnej. Bo ile razy spojrzysz na taki przedmiot, wywołuje to w  tobie różne reakcje: od uśmie-chu na twarzy po rozmyślanie o  tym „co by było gdyby…”. Powracanie do skończonych spraw wydaje się ab-surdalne. Przecież coś musi się skoń-czyć, by coś innego mogło się zacząć. Tylko czy na pewno zaczynamy coś nowego, gdy stare siedzi wciąż w nas jak dobrze zagnieżdżony pasożyt, który tylko z pozoru nam nie szkodzi?

Kolekcjonowanie pamiątek po by-łych to rodzaj sznurka, na którym trzymamy wściekłego psa teraźniej-szości. Prędzej czy później sznurek się urwie i dopiero wtedy nasze życie uczuciowe pójdzie, a  raczej wyrwie do przodu. Załatwienie sprawy do koń-ca tj. pozbycie się przedmiotów, które są TYLKO przedmiotami, to moim zdaniem jedyne sensowe rozwiązanie. Jednak i bez nich pozostajemy zniewo-leni przez przeszłość, która ciągnie się za nami jak przybłąkane stado psów, którymi są wspomnienia siedzące głę-boko w sercu.

Często też właśnie weryfikujemy stosunek obecnego partnera do nas na podstawie wcześniejszych doświad-czeń. Bezustanne porównania i  ze-stawienia to błędne koło ciągłego powrotu do dawnych relacji. Jeśli nie uwolnimy się od tego co było, nie bę-dziemy w  stanie cieszyć się w  pełni z  nowego uczucia, które dzieje się teraz i  w tej chwili. Bo przecież kto chciałby być traktowany jako element porównawczy a  nie jako osoba jedy-na, niepowtarzalna i nieporównywalna z nikim innym? To pytanie nie wyma-ga chyba odpowiedzi.

Ale z drugiej strony miłe wspomnie-nia są po prostu miłe i warto je mieć. To też kształtuje nasze wyobrażenie

o  miłości, nasze oczekiwania wobec drugiej osoby. Odniesienie do prze-szłości jest jakby bazą- podstawą spoj-rzenia na świat, ludzi, uczucia. Sen-tymentalne podejście stwarza w  nas poniekąd przyzwyczajenie do szczę-ścia, do którego podświadomie każdy z nas dąży.

Poza tym uczuciowe podejście łączy się z  romantycznym pojmowaniem miłości, nawet jeśli jest ona nieszczę-śliwa. Chociaż czasem bywa to postrze-gane jako tkliwe, to w  sumie więk-szość z nas pielęgnuje w sobie urywki minionych chwil, a  także przedmioty z nimi związane. Sentyment to piękna wstążka, która oplata serce i sprawia, że przeszłość wydaje się być cudowna. Pomijam tu fakt idealizowania, który jest nieodzownym elementem zamiło-wania do tego, co dawne.

Im dłużej zastanawiam się nad tym tematem, tym coraz bardziej się gubię.

Bo jak we wszystkim nie ma ostatecz-nej i jednoznacznej odpowiedzi. Do ta-kich „kolekcji” przeszłości można pod-chodzić na wiele sposobów. z  jednej strony pozbycie się wszystkiego jest dobrym rozwiązaniem, by raz na za-wsze odciąć się od starego. Ale jednak bez odniesienia się do wcześniejszych doświadczeń też do końca nie jeste-śmy w stanie wejść w przyszłość, gdyż brakuje konstruktywnych wniosków, ustrzegających od błędów, które już kiedyś popełniliśmy.

Sentyment niech nie będzie przywią-zaniem do przedmiotów, ale do pozy-tywnych uczuć towarzyszących miłości. Tej obecnej. Dawnej. Każdej. Oby tyl-ko nie zabrakło rzeczy, które będą jak świstokliki, przedmioty znane z  serii książek o  młodym czarodzieju, prze-nosić nas w zupełnie inne miejsca.

ARIANA STELĘGOWSKA TEŻ RDZEWIEJEMODA MĘSKA

POLSKA vs. ZAGRANICAJOANNA MOTYKA

Page 10: I.PEWU nr 58

18 1919

studenci studenci

„Drwal”, Michał Witkowski

Na hasło wakacje, przed oczami po-jawia się nam ciepła plaża, drink z palemką i impreza. Ostatnim sko-jarzeniem jest leżąca w leśnej głu-szy, przysypana listopadowym śnie-giem leśniczówka, z  nieprzystęp-nym właścicielem na dokładkę.Jednak taką scenerię urlopową wy-biera Michał, bohater powieści „Drwal”. Pisarz, człowiek z miasta, przybywa do opuszczonych Międzyz-drojów w  poszukiwaniu natchnie-nia i  przeżyć, które „nadałyby się do prozy.” Nie spodziewa się, że na-trafi na ślad dawnej zbrodni.Witkowski serwuje nam pełną współczesnych skojarzeń, dojrzałą i  błyskotliwą ocenę polskiej men-talności. Nie szczędzi krytyki także sobie – stężenie autoironii i  uczci-wości jest tu wyjątkowo wysokie. a wszystko doprawiono momentami czarnym lub absurdalnym, ale za-wsze autentycznym humorem.Nie można również zapominać, że poza ciekawym stylem, nietuzinko-wymi bohaterami, „Drwal” to po-wieść kryminalna. Jest więc akcja, napięcie i przemyślana intryga, któ-rej zakończenie musimy poznać.Jednym słowem „Drwal” to rewela-cja. Nie można mu się oprzeć.

„Edukacja Rity”, Teatr 6 Piętro

„Edukacja Rity” to sztuka, która sku-pia się na odnajdywaniu siebie.Frank jest zapijaczonym profeso-rem, niespełnionym i  zrezygnowa-nym. Rita to młodziutka fryzjerka z nizin społecznych, która zamierza się uczyć i  rozwijać. Ta znajomość wydaje się spisana na straty, bo bo-haterów dzieli wszystko: od pocho-dzenia po charakter. A jednak udaje się im przetrwać i odmienić własne życie.Aby pokazać wszystkie niuanse osobowości, motywacje i  rozter-ki bohaterów, a  także roztoczyć przed publicznością gorzko- słodki klimat, trzeba się wykazać nie lada talentem. Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że Piotr Fronczewski jako Frank, podołał zadaniu bez tru-du. Co budujące, także Gosia Socha utrzymała wysoki poziom. Rita w jej wykonaniu jest nie tylko sympatycz-na, ale wyrazista i wiarygodna.„Edukacja Rity” to sztuka kultowa, mimo upływających lat wciąż aktu-alna. Porusza problem zagubienia, odnajdywania i akceptowania siebie, przyjaźni, korzystania z  możliwo-ści… Każdy znajdzie w  tym kome-diodramacie cząstkę tylko dla siebie. Cząstkę, która może wzbogacić także jego życie.

„Szalone nożyczki”, Teatr Kwa-drat

Historia zaczyna się niewinnie: zwy-kły dzień w  salonie fryzjerskim. Tonio i  Barbara obsługują klien-tów, między innymi gburowatego Wurzela i  stałą bywalczynię, panią Dąbek. Do zakładu nagle wpada po-licja: okazuje się, że jedna z  tych osób wymknęła się wśród zamie-szania i  popełniła morderstwo, za-bijając mieszkającą nad salonem Izabelę Richter.Tu zaczyna się za-bawa. Bowiem tajemnicę rozwikłać ma publiczność. Każdy widz może mieć wpływ na śledztwo, jeśli bę-dzie dostatecznie spostrzegawczy i  kreatywny. w  zależności od pu-bliki, spektakl zakończy się na je-den z  kilku możliwych sposobów. Tak oryginalna gra z  widzami to jednak nie wszystko, co oferują „Szalone Nożyczki”. Przede wszyst-kim jest to bowiem humor. Żarty nawiązujące do aktualnych wyda-rzeń, naturalnie serwowane przed spontanicznych i  improwizujących aktorów niejedną osobę rozbawią do łez. Fenomenalny Jacek Łuczak (Tonio) i  pełna uroku Ewa Wencel (pani Dąbek) zdobędą nasze serca od pierwszej chwili, a wraz z resztą aktorów podarują nam wieczór pe-łen szczerego śmiechu i doskonałej rozrywki.

RECENZJE MARTYNA BĄK

Page 11: I.PEWU nr 58

f o t o r e p o r t a ż

fot.: Krystian Gąciarski

ROBOMATICON