Grobowce Atuanu - Ursula K. Le Guin.pdf

452

Transcript of Grobowce Atuanu - Ursula K. Le Guin.pdf

  • Ursula K. Le Guin

    Grobowce Atuanu

    Druga cz tetralogii Ziemiomorze

  • W podziemnych grobowcach nawyspie Atuan trwaj w pnieBezimienni - mroczne bstwa ziemi,niemiertelne i silne, pozbawionetwrczych mocy, zdolne jednak doniszczenia. Moda dziewczyna Tenar,ktra ju jako dziecko zostaa ichkapank, pewnego dnia staje przedwyborem - ostatecznie wyrzec sisiebie, wasnego imienia i woli,zachowujc za to wadz, ktrejudzieliy jej potgi ciemnoci i mierci,albo wybra trudn, czasami bolesnwolno, opowiadajc si po stronieycia i wiata.

    Czarnoksinik Ged, zwany

  • Krogulcem, poszukujcy w podziemiachukrytej powki magicznego piercienia,stara si pomc Tenar, ale decydujcykrok musi zrobi ona sama...

  • Spis treci

    Prolog

    Rozdzia pierwszy

    Poarta

    Rozdzia drugi

    Mur wok Miejsca

  • Rozdzia trzeci

    Winiowie

    Rozdzia czwarty

    Sny i opowieci

    Rozdzia pity

    wiato pod Wzgrzem

    Rozdzia szsty

    Puapka

  • Rozdzia sidmy

    Wielki Skarbiec

    Rozdzia smy

    Imiona

    Rozdzia dziewity

    Piercie Erreth-Akbego

    Rozdzia dziesity

    Gniew ciemnoci

  • Rozdzia jedenasty

    Zachodnie gry

    Rozdzia dwunasty

    Podr

  • Tylko w milczeniu sowo,

    tylko w ciemnoci wiato,

    tylko w umieraniu ycie:

    na pustym niebie

    jasny jest lot sokoa.

    Pie o stworzeniu Ea

  • Prolog

    - Do domu, Tenar! Do domu!

    Dolin spowi pmrok, jaboniemiay wkrtce zakwitn. Tu i tam, wcieniu wrd gazi, byszcza jakmaleka gwiazdka nazbyt wczenierozkwity pk, rowy i biay. Midzydrzewami, po wieej, gstej, wilgotnejtrawie biegaa maa dziewczynka.Biega dla czystej radoci biegu. Syszcwoanie, nie zatrzymaa si od razu, lecz

  • szerokim ukiem zawrcia w strondomu. Matka czekaa w drzwiach chaty:ciemna sylwetka na tle padajcego zwntrza blasku ognia. Przygldaa sipodskakujcej figurce, podobnej dopuszka dmuchawca niesionego wiatremponad ciemniejc wrd drzew traw.

    U wga ojciec oskrobywa z ziemizabocon motyk.

    - Dlaczego tak kochasz to dziecko? -zapyta. - W przyszym miesicuprzyjd, eby j zabra. Na dobre.Lepiej zapomniaaby o niej i tyle. Co ciz tego, e tak lgniesz do kogo, kogo itak musisz straci? Z niej nie bdziemymieli poytku. eby chocia zapacili, tobyoby co. Ale nie. Zabieraj i koniec.

  • Kobieta milczaa. Patrzya na dziecko,zatrzymao si wanie, by poprzezkorony drzew spojrze w niebo. Ponadsadem, ponad szczytami gr, czystymblaskiem lnia gwiazda wieczorna.

    - Ona nie naley do nas. Nigdy nienaleaa, odkd przyszli i powiedzieli,e ma by Kapank przy Grobowcach.Czemu nie chcesz tego zrozumie? - gosmczyzny by szorstki, peen goryczy. -Masz jeszcze czworo. Zostan z nami, aona nie. Nie przywizuj si do niej. Dajjej odej.

    - Gdy nadejdzie czas - odrzeka -pozwol jej odej.

  • Dziewczynka podbiega, stawiajcmae, bose stpki na botnistej ziemi.Matka schylia si, by j obj, a kiedywchodziy do chaty, pocaowaa czarnewosy crki. Jej wasne, w migoccymblasku ognia, byy jasne.

    Mczyzna pozosta na zewntrz.Czu, jak marzn mu bose stopy, widzia,jak ciemnieje nad nim czyste, wiosenneniebo. Jego twarz pena bya alu - taklepego, tpego, zego alu, e nieumiaby znale sw, by gowypowiedzie. W kocu wzruszyramionami i wszed za on do zalanejblaskiem ognia izby, gdzierozbrzmieway gosy dzieci.

  • Rozdzia pierwszy

    Poarta

    Wysoki gos rogu przeszy powietrze iumilk. Cisz zakca tylko odgoskrokw stawianych w powolnym rytmiewybijanym przez bben - w rwnymrytmie uderze serca. Poprzez szczelinyw dachu Sali Tronu, przez wyrwymidzy kolumnami, gdzie runy caeodcinki muru, wpaday migotliwe,ukone promienie soca. Powietrze

  • byo nieruchome i mrone. Szronpokrywa martwe licie chwastw,przeciskajcych si midzy pytamimarmuru; trzeszczay cicho, czepiajcsi czarnych szat kapanek.

    Szy czwrkami przez ogromn sal,pomidzy podwjnymi rzdami kolumn.Gucho rozbrzmiewa bben. Nie byosycha niczyich gosw, niczyje oczynie oglday tej procesji. Pomieniepochodni w doniach dziewczt okrytychczerni zdaway si czerwienie wsnopach sonecznego wiata, by zarazrozbysn jasno w pasmach cieniamidzy nimi. Na zewntrz, na stopniachSali Tronu, zostali mczyni - stranicy,trbacze, dobosze. Wielkie wrota

  • przekroczyy tylko kobiety - w ciemnychstrojach, w kapturach, idce wolno,czwrkami, w kierunku pustego tronu.

    Na przedzie szy dwie: wysokie,spowite w czer, jedna wyprostowana isztywna, druga ociaa, koyszca silekko. Midzy nimi maszerowaaszecioletnia dziewczynka w prostejbiaej tunice. Gow, ramiona i nogimiaa odsonite. Bya bosa.

    Dwie kobiety zatrzymay si u stopniwiodcych do tronu i lekko pchnydziecko do przodu. Pozostae czekay,ustawione w rwne ciemne szeregi.

    Zdawao si, e stojcy na wysokimpostumencie tron okrywaj zasony

  • czerni, zwisajce z ponurego pmrokupod stropem. Czy to rzeczywiciezasony, czy tylko gstniejce cienie, niesposb byo stwierdzi. Tron by takeczarny, klejnoty i zocenia oparcia iporczy rzucay pospne byski. Tronby olbrzymi. Czowiek, ktry by na nimzasiad, zdawaby si karem - tron byponad ludzkie wymiary.

    Sta pusty. Zajmoway go tylko cienie.

    Dziecko samotnie weszo na czwartyz siedmiu stopni z czerwonoykowanego marmuru. Byy tak szerokiei wysokie, e musiao na kadympostawi obie stopy, zanim wspio sina nastpny. Na czwartym, rodkowym,na wprost tronu, sta duy, nierwny,

  • wyobiony u gry kloc drzewa.Dziewczynka uklka i uoya gow wzagbieniu, przekrcajc j lekko wbok. W tej pozycji znieruchomiaa.

    Nagle z cienia po prawej stronie tronuwynurzya si posta o zamaskowanejtwarzy, okryta bia wenian tog. Wrku trzymaa piciostopowy miecz zpolerowanej stali. W milczeniu, bezwahania, podniosa go oburcz nad szyjdziewczynki. Bben umilk.

    Ostrze zamaro na chwil. Wtem zlewej strony tronu wyskoczya posta wczerni, zbiega w d i chwyciaszczupymi rkoma rami ofiarnika.Miecz lni w pmroku. Przez chwil

  • biaa posta i czarna, obie bez twarzy,jak tancerze balansoway nadnieruchomym dzieckiem, ktrego jasnszyj odsaniay rozdzielone pasmaczarnych wosw.

    W absolutnej ciszy postacieodskoczyy od siebie i rozeszy si,znikajc w ciemnoci za olbrzymimtronem. Jedna z kapanek podesza dostopni i wylaa na nie czar jakiegopynu, ktry w panujcym pmrokuwydawa si czarny.

    Dziewczynka wstaa i z trudem zeszana d, gdzie dwie wysokie kobietyodziay j w czarn szat i paszcz zkapturem. Potem odwrciy j, byspojrzaa na stopnie, na ciemn plam,

  • na tron.

    - Niech Bezimienni przyjmofiarowane im dziewcz, jedyne, jakiekiedykolwiek zrodzio si bezimiennym.Niech przyjm jej ycie, wszystkie lataa do mierci, ktra rwnie do nichnaley. Niech j uznaj za godn tejofiary. Niech bdzie poarta!

    Inne gosy, chrapliwe i przenikliwejak gosy trb, odpowiedziay:

    - Zostaa poarta! Zostaa poarta!

    Dziewczynka spojrzaa spod czarnegokaptura w gr, na tron. Kurz pokrywaklejnoty na cikich porczachzdobionych rzebionymi pazurami, z

  • rzeb oparcia zwisay pajczyny, widabyo biaawe plamy sowich odchodw.Na trzech stopniach powyej miejsca,gdzie klczaa, nie stana nigdy stopamiertelnika. Kurz zalega na nichwarstw tak grub, e wyglday jakjedna ukona paszczyzna, ykowanymarmur skrywaa cakowicienieporuszona, nietknita pokrywa tyluju lat, tylu stuleci...

    - Zostaa poarta! Zostaa poarta!

    Znowu odezwa si bben, tym razemw szybszym rytmie.

    W ciszy, powoli, nowo uformowanaprocesja ruszya na wschd, kudalekiemu jasnemu kwadratowi wyjcia.

  • Po obu stronach sali szerokie podwjnekolumny giny w mroku pod puapem.Midzy kapankami sza dziewczynka,teraz caa w czerni, jak one. Jej bosestopy deptay zamarznite licie ilodowate kamienie, nie podnosiawzroku, kiedy byskay przed nipromienie soca, przebijajcezniszczony dach.

    Stranicy trzymali wrota szerokootwarte. Czarna procesja wysuna sina zewntrz, na chodny wiatr i bladewiato poranka. Soce olepiao,pync nad bezmiarem pustki nawschodzie. Ku zachodowi gry stay wjego blasku i janiaa fasada Sali Tronu.Inne budynki, niej na wzgrzu,

  • pogrone byy jeszcze w purpurowymcieniu. Tylko na niewielkim wzgrku zadrog byszcza w glorii niedawnozocony dach wityni Boskich Braci.Czarna kolumna kapanek czwrkamirozpocza marsz w d WzgrzaGrobowcw. Idc podjy cichy piew.Prosta melodia skadaa si z trzechtylko tonw, a raz po raz powtarzanesowo byo tak staroytne, e utracio juznaczenie. Byo jak kamie milowytkwicy cigle w miejscu, gdzie oddawna nie ma ju drogi. Kobiety wcina nowo powtarzay to puste sowo. Ichcichy piew jak nie milkncy,monotonny szum wypenia cay tendzie, Dzie Odrodzenia Kapanki.

  • Dziewczynka przechodzia z sali dosali, ze wityni do wityni. W jednymmiejscu kadziono jej sl na jzyk, winnym klczaa twarz ku zachodowi,gdy obcinano jej wosy i namaszczanoolejkiem i octem winnym, w jeszczeinnym leaa twarz w d na pycie zczarnego marmuru, a za otarzemprzenikliwe gosy wypiewywaymodlitw za zmarych. Przez cay dzienie jada nic i nie pia - ani ona, aniadna z kapanek.

    Kiedy zapona gwiazda wieczorna,dziewczynk pooono do oa - nag,okryt owczymi skrami, w komnacie,gdzie nie bya nigdy dotd, w budynku,ktry przez cae lata sta zamknity i

  • dopiero dzi go otworzono. Bardzowysoka komnata nie miaa okien, a wpowietrzu unosi si stchy zapach.Tam, w ciemnoci, pozostawiy jmilczce kobiety.

    Nie poruszaa si. Z szerokootwartymi oczami leaa w pozycji, wjakiej uoyy j kapanki. Trwaa takbardzo dugo.

    Potem zobaczya wiato: nikyodblask na cianie. Kto nadchodzicicho korytarzem. Osania wiec, bydawaa nie wicej blasku ni wietlik.

    - Hej, Tenar, jeste tam? - usyszaaochrypy szept.

  • Milczaa.

    Do wntrza komnaty wsuna sijaka gowa - bezwosa, o barwietawej jak obrany ziemniak. Malekiebrzowe oczy take przypominay oczkaziemniaka. Nos zdawa si karowatyprzy wielkich paskich policzkach, ustaprzypominay pozbawion wargszczelin. Dziewczynka wpatrywaa siw t twarz wielkimi ciemnymi oczami.

    - Wic jeste, Tenar, maa pszczko!- Gos by szorstki i wysoki, jakbykobiecy, lecz nie nalea do kobiety. -Nie powinienem tu przychodzi, mojemiejsce jest za drzwiami, na ganku,wanie tam id. Ale musiaemzobaczy, jak si czuje moja maa Tenar

  • po tym dugim, cikim dniu. Tak, tak,jak tam moja biedna, maa pszczka?

    Bezszelestnie ruszy w jej stronwycigajc rk, jakby chcia jpogaska.

    - Nie jestem ju Tenar - powiedziaadziewczynka patrzc wprost na niego.

    Wycignita rka opada, nie dotknjej.

    - Nie - szepn po chwili. - Wiem,wiem. Teraz jeste malek Poart. Aleja...

    Milczaa.

  • - To by ciki dzie dla mojejmalekiej - powiedzia w kocumczyzna. Odsun si. Nike wiatekomigotao w jego szerokiej tej doni.

    - Nie powiniene przychodzi do tegoDomu, Manan.

    - Nie... Wiem, e nie. Nie powinnomnie by w tym miejscu. No c, dobrejnocy, maleka... Dobrej nocy.

    Dziecko milczao. Manan odwrcisi wolno i odszed. wietlne byskizniky z wysokich cian. Dziewczynka,ktrej jedynym imieniem byo terazArha, Poarta, leaa na plecach inieruchomym wzrokiem wpatrywaa siw ciemno.

  • Rozdzia drugi

    Mur wok Miejsca

    Nie zdawaa sobie z tego sprawy, alew miar dorastania zapominaa matk.Przynaleaa tutaj, do MiejscaGrobowcw, zawsze tu bya. Tylkoczasem, w dugie sierpniowe wieczory,kiedy patrzya na gry na zachodzie,wysuszone i powe w blasku soca,wspominaa ogie, ktry dawno temupon na kominku, rzucajc takie samo

  • te wiato. Wtedy wracaa pami otym, jak j przytulano - niezwyka, gdytutaj mao kto jej dotyka. I wspomnieniaprzyjemnego zapachu, aromatu woswwieo umytych i pukanych w wodzie zszawi - dugich, jasnych wosw obarwie ognia i soca tu nadhoryzontem. Tylko tyle jej pozostao.

    Naturalnie, wiedziaa wicej nipamitaa, gdy opowiedziano jej cahistori. Kiedy miaa sze czy siedemlat i zaczynaa si zastanawia, kim jestta osoba, ktr nazywaj Arh, poszado swego opiekuna, dozorcy Manana.

    - Opowiedz mi, jak zostaamwybrana, Manan - poprosia.

  • - Przecie wiesz, maleka.

    Rzeczywicie wiedziaa. Wysokakapanka Thar powtarzaa jej to swymoschym gosem, dopki nie nauczya sisw na pami.

    - Wiem - przyznaa i zacztarecytowa: - Po mierci JedynejKapanki Grobowcw Atuanu,ceremonie pogrzebu i oczyszczeniakocz si z upywem jednego miesicakalendarza ksiycowego. Potemwybrane Kapanki i Stranicy MiejscaGrobowcw ruszaj przez pustyni domiasteczek i wiosek Atuanu, by szuka irozpytywa. Poszukuj dziewczynkiurodzonej w noc mierci Kapanki.Kiedy j znajd, czekaj i obserwuj.

  • Dziecko musi by zdrowe na ciele iumyle, a rosnc nie moe chorowa nakrzywic czy osp, ani zdradza adnychdeformacji, ani olepn. Kiedy bezskazy osignie wiek piciu lat, wtedywiadomo, e istotnie jest ono nowymwcieleniem Kapanki, ktra umara.Wie o tym zanosi si do Boga-Krlaw Awabath, a j sam przewozi dowityni, gdzie przez rok pobiera nauki.A kiedy ten rok dobiegnie koca,prowadzi si j do Sali Tronu, a jej imioddane zostaje na powrt tym, ktrzy sjej Wadcami, Bezimiennym, jako esama jest bezimienn, KapankWiecznie Odradzan.

    Tak mwia jej Thar, sowo w sowo,

  • a ona nigdy nie omielia si prosi owicej. Chuda kapanka nie byaokrutna, tylko zimna od ycia w elaznejdyscyplinie. Arha baa si jej. Za toManana nie baa si ani troch i mogamu rozkazywa.

    - A teraz opowiedz, jak zostaamwybrana! Wiedziaa, e znowu ustpi.

    - Wyruszylimy std na pnoc izachd, trzeciego dnia pierwszejkwadry, gdy Arha-ktra-bya umaratrzeciego dnia ostatniego ksiyca.Najpierw udalimy si do Tenacbah,ktre jest wielkim miastem, cho wobecAwabath jest niczym pcha przy krowie.Tak przynajmniej mwi ci, ktrzywidzieli je oba. Ale dla mnie jest

  • wystarczajco due: stoi tam chyba ztysic domw. I sprawdzilimy w Gar.Ale nikt w tych dwch miastach nie miadziecka-dziewczynki, urodzonejtrzeciego dnia ksiyca zeszegomiesica. Znalelimy kilku chopcw,ale chopcy si nie nadaj. Ruszylimywic w gry, na pnoc od Gar, domiasteczek i wiosek. To moja kraina.Nie urodziem si na tej pustyni, ale tam,gdzie pyn potoki i ziemia jest zielona.- Matowy gos Manana zawsze wtedybrzmia dziwnie, a jego mae oczkakryy si zupenie, przerywa na chwil,nim zaczyna opowiada dalej. -Odszukalimy i rozmawialimy zewszystkimi, ktrzy byli rodzicami dzieciurodzonych w ostatnich miesicach.

  • Niektrzy prbowali kama: Tak,oczywicie, nasza crka urodzia sitrzeciego dnia ksiyca! Ci biedniludzie, musisz wiedzie, czsto szadowoleni, gdy mog si pozby crek.Byli te inni, ubodzy i mieszkajcy wsamotnych chatach, w dolinach wrdgr, ktrzy nie liczyli czasu i rzadkopotrafili rozrni dni, wic nie umieliokreli z ca pewnoci, w jakimwieku s ich dzieci. Ale pytajcdostatecznie dugo, zawsze potrafilimydoj do prawdy. Wreszcie znalelimy:w wiosce liczcej dziesi chatek, wdolinie sadw na zachd od Entat.Dziewczynka miaa osiem miesicy. Takdugo trway nasze poszukiwania. Aleurodzia si tej nocy, gdy zmara

  • Kapanka Grobowcw, w godzinie jejmierci. Pikne to byo dziecko.Siedziaa na kolanach matki i patrzya nanas byszczcymi oczkami, kiedy jaknietoperze do jaskini wciskalimy si dojedynej izby domu. Jej ojciec bybiednym czowiekiem. Doglda jaboniw sadzie bogacza i nie mia nicwasnego prcz piciorga dzieci i kozy.Nawet chata nie naleaa do niego. Tamwic stanlimy wszyscy i po tym, jakkapanki patrzyy na ma i szeptaymidzy sob, mona byo pozna, e ichzdaniem znalazy wreszcie Odrodzon.Matka te to poznaa. Tulia dziecko inie odzywaa si ani sowem. No wicwrcilimy nastpnego dnia. I prosz:dziecko ley w wiklinowym eczku,

  • krzyczy i pacze, a na caym ciele maprgi i czerwone plamy z gorczki. Amatka pacze jeszcze goniej: Och!Och! Moj malutk zapay PalceWiedmy! Tak wanie mwia. Miaana myli osp. W mojej wsi temwilimy na ni Palce Wiedmy. AleKossil, ktra jest teraz NajwyszKapank Boga-Krla, podesza dokoyski i wyja dziecko. Wszyscy innicofnli si, a ja razem z nimi, nie ceniswego ycia zbyt wysoko, ale ktowchodzi do domu, gdzie jest ospa? LeczKossil nie baa si ani troch... Nie, nieona. Wzia dziecko i mwi: Ona niema gorczki. Potem polinia palec ipotara czerwone plamy, a one znikny.To by tylko sok z jagd. Biedna, gupia

  • matka mylaa, e nas oszuka i zatrzymadziecko! - Manan mia si z tegoserdecznie, ta twarz prawie si niezmieniaa, ale brzuch trzs mu simocno. - No wic m j zbi, bo ba signiewu kapanek. Niedugo potemwrcilimy na pustyni, ale co rokujeden z ludzi Miejsca wraca do wioskiwrd jabkowych sadw i sprawdza,jak dziewczynka dorasta. Tak minopi lat, a wtedy Kossil i Thar ruszyy wpodr ze stra wityni i onierzamiw czerwonych hemach, przysanychprzez Boga-Krla jako eskorta.Przywieli tu dziecko, poniewa bya tow istocie Kapanka Grobowcwodrodzona, i tu powinna si znale. Akto by tym dzieckiem, maleka? No kto?

  • - Ja - odpowiadaa Arha patrzc wdal, jakby chciaa zobaczy co, czegonie moga dostrzec, co zgino pozawidnokrgiem.

    - A co zrobia... matka, kiedy przyszlizabra jej crk? - spytaa kiedy.

    Tego Manan nie wiedzia, niepojecha z kapankami na ostatniwypraw.

    A ona nie pamitaa. Zreszt, po copamita? Co przeszo, mino. Przybyatu, gdzie musiaa przyby. Z caegowiata znaa tylko jedno miejsce:Grobowce Atuanu.

    Przez pierwszy rok sypiaa w duej

  • sali razem z innymi nowicjuszkami,dziewcztami w wieku od czterech doczternastu lat. Ju wtedy jednak Mananzosta wybrany spord DziesiciuDozorcw na jej osobistego opiekuna.Jej ko stao w malekiej alkowie,czciowo odgrodzone od dugiej, niskosklepionej sali Wielkiego Domu, gdziedziewczta chichotay midzy sob iszeptay, zanim zasny, a w szarymblasku poranka ziewajc zaplatay sobiewosy. Kiedy odebrano jej imi i staasi Arh, spaa samotnie w MaymDomu, w ku i pokoju, ktre miay byjej kiem i pokojem przez reszt ycia.Ten dom nalea do niej, by DomemJedynej Kapanki i nikt nie mia prawatu wej bez jej pozwolenia. Gdy bya

  • jeszcze maa, bawio j, gdy ludziestukali pokornie do drzwi, a onamwia: Moesz wej. Irytowao jte, e obie Najwysze Kapanki, Kossili Thar, uznaway jej pozwolenie za rzecznaturaln i wchodziy bez pukania.

    Mijay dni i lata, wszystkie podobnedo siebie. Dziewczta w MiejscuGrobowcw spdzay czas na lekcjach iwiczeniach. Nie bawiy si. Nie miayczasu na zabaw. Uczyy si witychpieni i witych tacw, historii WyspKargadu i sekretw bogw, ktrymsuyy: Boga-Krla, panujcego wAwabath, albo Boskich Braci, Atwaha iWuluaha. Z nich wszystkich jedynieArha poznawaa rytuay Bezimiennych,

  • nauczana przez Thar, NajwyszKapank Bliniaczych Bstw. Tozmuszao j do rozstawania si z innymina godzin lub wicej dziennie, leczreszt czasu, podobnie jak pozostaedziewczta, powicaa na prostezajcia. Uczyy si zwija i tka wen,sadzi, zbiera, szykowa posiki, jakiesame jaday: soczewic, kukurydzmielon grubo na patki i drobno namk do pieczenia chleba, cebul,kapust, kozi ser, jabka i mid.

    Najlepsze, co mogo si przydarzy,to wyprawa na ryby nad mtn zielonrzek pync przez pustkowie o pmili na pnocny wschd od Miejsca.Braa ze sob jabko albo kawaek

  • chleba jako drugie niadanie, a potemsiedziaa w socu wrd trzcin,wpatrujc si w powolny ruch wodyalbo cienie chmur, zmieniajce sweksztaty na zboczach gr. A kiedypiszczaa z radoci patrzc, jak napinasi linka i w chwil pniej paska,migotliwa ryba podskakuje na brzegu itopi si w powietrzu, Mebbeth syczaajak mija:

    - Uspokj si, wrzaskliwa idiotko!

    Mebbeth, ktra suya w wityniBoga-Krla, bya smag kobiet, modjeszcze, lecz tward i ostr jakobsydian. owienie byo jej pasj. Arhamusiaa uwaa i siedzie cichuteko,inaczej Mebbeth nigdy ju nie wziaby

  • jej ze sob na ryby. A wtedy Arha niemogaby chodzi nad rzek, najwyej powod latem, kiedy wysychay studnie.To nie byo przyjemne: brn p miliprzez palcy ar, napenia dwa wiadrana nosidach, potem jak najszybciejwraca pod gr, do Miejsca. Pierwszepidziesit sni byo atwe, ale potemwiadra staway si coraz cisze,nosida parzyy ramiona jak rozpaloneelazo, a kady krok by mk. W kocudocieraa do cienia na tyach WielkiegoDomu, obok grzdki jarzyn, i z pluskiemwylewaa wod do wielkiej cysterny.Tylko po to, by zawrci i pokonywa tdrog znowu, i znowu, i znowu.

    W obrbie Miejsca - nie

  • potrzebowao i nie miao innej nazwy,gdy byo najwitszym i najstarszym zewszystkich miejsc Czterech WyspImperium Kargadu - mieszkao kilkusetludzi i stay liczne budynki: trzywitynie, Wielki i May Dom, kwaterydozorcw eunuchw, a zaraz za muremkoszary stray i chaty niewolnikw,magazyny, budynki gospodarcze,zagrody owiec i kz. Z dalekaprzypominao mae miasteczko. Zdaleka, to znaczy z suchych pagrkw nazachodzie, gdzie rosa tylko szawia,kpki trawy i pustynne zioa. Ale nawetz odlegych rwnin na wschodzie monabyo dostrzec zoty dach wityniBliniaczych Bstw, poyskujcy niczymkawaek miki w skale.

  • Sama witynia bya kamiennymszecianem otynkowanym na biao, bezokien, z gankiem przed niskimidrzwiami. Bardziej efektowna i o caewieki modsza bya stojca troch niejwitynia Boga-Krla z wysokimportalem i rzdem grubych biaychkolumn z wymalowanymi symbolami.Kolumny zrobiono z wielkichcedrowych pni, sprowadzonych statkiemz Hur-at-Hur, gdzie rosy lasy.Dwudziestu niewolnikw z wysikiemprzecigao je po nagich rwninach ado Miejsca. Podrny zbliajcy si zewschodu widzia zoty dach i biaekolumny o wiele wczeniej, nimdostrzega stojc wyej na wzgrzunajstarsz wityni: zniszczon i

  • brzow jak sama pustynia, ogromn,nisk Sal Tronu o atanych cianach, zpask, sypic si kopu.

    Za Sal cign si otaczajcy cayszczyt wzgrza masywny mur,wzniesiony bez zaprawy, z kamieni,ktre w wielu miejscach ju wypady. Wjego krgu niby olbrzymie palcesterczao z ziemi kilka czarnych gazw,wysokich na osiemnacie czydwadziecia stp. Kto raz je zobaczy,stale wraca do nich myl. Stay peneniewysowionych znacze. Byo ichdziewi. Jeden trzyma si prosto, innepochylay si mniej lub bardziej, dwabyy przewrcone. Porasta je szary ipomaraczowy mech, podobny do plam

  • farby: wszystkie prcz jednego,czarnego i lnicego matowo. By gadkiw dotyku, lecz na innych mona byozobaczy albo wyczu palcami podpokryw mchu niewyrane rzebienia -jakie ksztaty czy znaki. Te kamieniebyy Grobowcami Atuanu. Stay tu, jakpowiadano, od czasu pierwszych ludzi,od kiedy powstao Ziemiomorze.Ustawiono je w ciemnociach, gdyziemie wynurzyy si z gbin oceanu.Starsze byy o wiele od Bogw-KrlwKargadu, starsze ni Bliniacze Bstwa,starsze ni wiato. Byy grobowcamiwadcw wiata sprzed czasu ludzi -wadcw, ktrym nie nadawano imion.Ta, ktra im suya, take nie miaaimienia.

  • Nieczsto wchodzia midzyKamienie. Nikt inny nie miaby dotknstop gruntu, z ktrego wyrastay naszczycie, wewntrz kamiennego muru zaSal Tronu. Dwa razy do roku, o peniksiyca najbliszej wiosennemu ijesiennemu zrwnaniu dnia z noc, przedTronem skadano ofiar. Arhawychodzia wtedy przez niskiedrzwiczki z tyu Sali, niosc wielkmis pen dymicej krwi kolcia.Poow jej musiaa wyla u stppionowego czarnego gazu, poow najeden z lecych kamieni, pogronychw skalistej ziemi, ze ladami krwiofiarowywanej tu od wiekw.

    Czasami wczesnym rankiem

  • przychodzia tu sama. Spacerowaawrd Kamieni, prbujc rozpoznaniewyrane rzebienia, lepiej widocznew wietle nisko stojcego soca. Albosiedziaa tylko, spogldajc na gry pozachodniej stronie, lub w d, na dachy imury Miejsca, na pierwsze oznakikrztaniny wok Wielkiego Domu ibarakw stray, na stada kz i owiecpodajce ku skpym pastwiskom nadrzek. Midzy Kamieniami nigdy niebyo nic do roboty. Przychodzia tu tylkodlatego, e byo jej wolno i e nic tu niezakcao samotnoci. Byo to pospnemiejsce. Chd panowa nawet w upalneletnie poudnia. Czasem wiatr gwizdamidzy dwoma Kamieniami stojcyminajbliej siebie i pochylonymi tak, jakby

  • powierzay sobie jakie tajemnice. Aleadna tajemnica nie zostaawypowiedziana.

    Z Murem Grobowcw czy si inny,niszy, zataczajcy nieregularne pkolewok wzgrza i cigncy si dalej napnoc, ku rzece. Nie tyle chroni onMiejsce, co rozcina je na dwie czci:po jednej stronie witynie, domykapanek i dozorcw, po drugiejkwatery stray i niewolnikw, ktrzyuprawiali ziemi, pali owce i kozy,zdobywali ywno dla Miejsca. adenz nich nigdy nie przekracza muru.Jedynie podczas niektrych,najwaniejszych wit stranicy,dobosze i trbacze towarzyszyli

  • procesjom kapanek. Nie wchodzilijednak do wity. aden innymczyzna nie mia prawa postawistopy wewntrz Miejsca. Kiedydocieray tu pielgrzymki, kiedykrlowie i wodzowie z Czterech Wyspprzybywali pokoni si bogom, ptorawieku temu przyby pierwszy Bg-Krl,by ustanowi ceremonie w swej wasnejwityni. Ale nawet on nie mg wejpomidzy Kamienie Grobowcw, naweton musia je i spa po zewntrznejstronie muru otaczajcego Miejsce.

    Wejcie na mur nie byo trudne -palce atwo znajdoway szczelinymidzy kamieniami. Pewnegowiosennego popoudnia Poarta i

  • dziewczynka zwana Penthe siedziay najego szczycie. Obie miay po dwanacielat. Powinny by w Wielkim Domu, wogromnej kamiennej sali tkalni, powinnysta przy krosnach, zawszezaadowanych szorstk czarn wen, itka materia na szaty. Wymkny si, byykn wody ze studni na dziedzicu, apotem Arha powiedziaa Chodmy! ipoprowadzia towarzyszk do muru -doem, by nie widziano ich z WielkiegoDomu. Teraz siedziay na szczycie,dziesi stp nad ziemi, spogldajc nanagie rwniny, cignce si bez kocaod wschodu i pnocy.

    - Chciaabym zobaczy morze -powiedziaa Penthe.

  • - Po co? - zdziwia si Arha. uagorzk odyg jakiej roliny, ktrznalaza midzy kamieniami.

    Dobiega wanie koca czaskwitnienia na tej jaowej ziemi.Wszystkie pustynne kwiatki, te,rowe i biae, skarlae i szybkoprzekwitajce, zaczynay wysiew,rozrzucajc na wiatr biae jak popipirka i parasolki, upuszczajc zbrojnew haczyki nasiona. Ziemi podjaboniami w sadzie okrywa biao-rowy dywan. Gazie byy zielone -jedyne zielone drzewa w promieniuwielu mil od Miejsca. Wszystko inne, odhoryzontu po horyzont, miao matowe,wypowiae barwy pustyni - z wyjtkiem

  • srebrzystych bkitnych gr, gdziepojawiy si pierwsze pczki szawi.

    - Och, nie wiem, po co. Po prostuchciaabym zobaczy co innego. Tu jestzawsze tak samo. Nic si nie dzieje.

    - Wszystko, co dzieje sigdziekolwiek, tutaj ma swj pocztek -owiadczya Arha.

    - Wiem... Ale chciaabym widzie,jak si dzieje.

    Penthe umiechna si. Bya pulchn,mi dziewczyn. Potara podeszwamistp rozgrzane socem kamienie.

    - Widzisz... - mwia dalej. - Kiedy

  • byam maa, mieszkaam nad morzem.Nasza wioska staa zaraz za pasemwydm i czasem bawilimy si na play.Raz, pamitam, zobaczylimy daleko odbrzegu ca flot statkw. Pobieglimypowiedzie o tym w wiosce i wszyscyprzyszli popatrze. Statki wyglday jaksmoki z czerwonymi skrzydami.Niektre miay prawdziwe szyje zesmoczymi bami. Przepyway w pobliuAtuanu, ale to nie byy kargijskie statki.Przybyy z zachodu, z WewntrznychKrain. Tak mwi wjt. Wszyscy poszli,eby popatrze. Chyba si bali, ewylduj. Ale one przepyny i nikt niewiedzia, dokd zmierzaj. Moe napana Karego-At. Ale pomyl tylko,naprawd przybyy z wysp

  • czarodziejw, gdzie wszyscy ludzie skoloru ziemi i mog rzuci na ciebieczar rwnie atwo jak mrugn.

    - Nie na mnie - owiadczya zgniewem Arha. - Ja bym nie patrzya naich statki. To li, przeklci czarownicy.Jak mieli przepywa tak bliskowitej Ziemi?

    - Wiesz, przypuszczam, e Bg-Krlpodbije ich kiedy i zrobi z nichniewolnikw. Ale chciaabym znowuzobaczy morze. W kauach na playznajdowalimy mae omiornice, a jaksi na nie krzykno Buu!, to robiy sizupenie biae. O, tam idzie stary Manan.Pewnie ci szuka.

  • Opiekun i suga Arhy zblia siwolno wzdu muru. Pochyli si, byzerwa dzik cebul, ktrej zebra jucay pczek, potem wyprostowa si irozejrza. Przyty z wiekiem, a jego taskra byszczaa w socu.

    - Schowamy si po stronie mczyzn -sykna Arha.

    Dziewczynki zsuny si zwinnie jakjaszczurki i przylgny do muru tu podjego szczytem, niewidoczne odwewntrznej strony. Syszay corazblisze kroki Manana.

    - Hej! Hej, ziemniaczana gowo! -Kpicy gos Arhy by cichy jak wiatrwrd traw.

  • Cikie kroki ucichy.

    - Jest tam kto? - odezwa siniepewnie Manan. - Maleka? Arha?

    Cisza.

    Manan ruszy dalej.

    - Hej! Ziemniaczana gowo!

    - Hej, ziemniaczany brzuchu! -naladowaa Arh Penthe i a jkna,usiujc stumi chichot.

    - Jest tam kto?

    Cisza.

  • - Dobrze, dobrze, dobrze - westchneunuch i odszed powoli. Kiedy zniknza wzgrzem, dziewczta wspiy si zpowrotem na mur: Penthezaczerwieniona i spocona ze miechu,ale Arha wcieka.

    - Stary tryk, azi za mn wszdzie!

    - Musi - zauwaya rozsdnie Penthe.- To jego praca. Ma ci pilnowa.

    - Pilnuj mnie ci, ktrym su. Dlanich si staram i dla nikogo wicej niemusz. Te stare kobiety i p-mczynipowinni mnie zostawi w spokoju.Jestem Jedyn Kapank!

    Penthe spojrzaa na ni zaskoczona.

  • - Wiem - powiedziaa drcymgosem. - Wiem, e jeste, Arho...

    - Wic powinni da mi spokj, a nierozkazywa przez cay czas!

    Penthe westchna ciko. Machaapulchnymi nogami, wpatrzona w pust,piaszczyst ziemi i daleki, wysokihoryzont.

    - Niedugo sama bdziesz wydawarozkazy - odezwaa si w kocu cichymgosem. - Za dwa lata przestaniemy bydziemi. Skoczymy czternacie lat. Jaodejd do wityni Boga-Krla ipewnie nic si dla mnie nie zmieni. Alety naprawd staniesz si NajwyszKapank. Nawet Kossil i Thar bd

  • musiay ci sucha.

    Poarta nie odpowiedziaa. Na jejzawzitej twarzy pod czarnymi brwiamimigotay oczy, odbijajc blask jasnegonieba.

    - Powinnymy ju wraca -stwierdzia Penthe.

    - Nie.

    - Ale dozorczyni tkalni moe siposkary Thar. Niedugo ju pora naDziewi Psalmw.

    - Zostaj tutaj. I ty te.

    - Ciebie nie ukarz, mnie tak -

  • poskarya si Penthe, cho bez wyrzutu.

    Arha milczaa. Penthe westchna izostaa przy niej. Soce zapadao wmgiek ponad rwnin. Z dalekasycha byo dzwonki owiec i beczeniejagnit. Podmuchy suchego, wiosennegowiatru niosy sodkie zapachy.

    Kiedy dziewczta wrciy doWielkiego Domu, Dziewi Psalmwprawie si koczyo. Mebbethzobaczya, e siedz na Murze Mczyzni doniosa o tym swojej zwierzchniczce,Kossil, Najwyszej Kapance Boga-Krla.

    Ciko zbudowana Kossilprzemwia do dziewczt bez ladu

  • emocji ani na twarzy, ani w gosie.Nakazaa im i za sob. Poprowadziaje korytarzami Wielkiego Domu, przezfrontowe drzwi, w gr do wityniAtwaha i Wuluaha. Tam opowiedziaa owszystkim Najwyszej Kapance tejwityni, Thar, wysokiej, suchej ichudej jak ko.

    - Zdejmij szat - polecia KossilPenthe.

    Potem wychostaa dziewczynktrzcinow rzg, lekko nacinajc skr.Penthe zniosa to w milczeniu, poykajczy. Zostaa odesana do tkalni bezkolacji, wiedzc, e nastpnego dniatake nie dostanie nic do jedzenia.

  • - Jeli jeszcze raz zostanieszprzyapana na Murze Mczyzn, czekaci co o wiele gorszego. Zrozumiaa?- Gos Kossil by cichy, lecz wcale nieagodny.

    Penthe odpowiedziaa: Tak iwysza, drc i kulc si, gdy cikaszata ocieraa rany na plecach.

    Arha staa obok Thar obserwujcchost. Teraz przygldaa si, jakKossil pucze trzcinow rzg.

    - Nie uchodzi, by widziano ciwspinajc si i biegajc z innymidziewcztami. Jeste Arha.

    Arha spucia ponuro gow i

  • milczaa.

    - Lepiej, eby robia tylko to, corobi powinna. Jeste Arha.

    Dziewczynka na chwil podniosawzrok, spogldajc w twarz Thar, potemKossil. W jej spojrzeniu bya nienawialbo wcieko tak gboka, e astraszna. Lecz chuda kapanka nieprzeja si tym, raczej podrania jjeszcze bardziej, pochylajc si, byrzuci szeptem:

    - Jeste Arha! Nic ju nie pozostao.Wszystko jest poarte.

    - Wszystko jest poarte - powtrzyadziewczynka tak, jak powtarzaa

  • codziennie, przez wszystkie dni ycia,odkd ukoczya sze lat.

    Thar pochylia gow, Kossil take,odkadajc na bok rzg. Dziewczynkaodwrcia si z pokor i wysza.

    Po kolacji zoonej z ziemniakw izielonej cebuli, ktre zjada w wskim,ciemnym refektarzu, po odpiewaniuwieczornych hymnw i umieszczeniuwitych znakw na drzwiach, pokrtkim Rytuale Niewypowiedzianego,praca wyznaczona na ten dzie zostaawykonana. Dziewczta mogy teraz ido sypialni i bawi si komi lubpatyczkami, pki nie wypali si wiecaz trzcinowym knotem. Potem, lec juw kach, mogy szepta do siebie w

  • ciemnoci. Arha, jak to czynia cowieczr, ruszya przez podwrza idrki Miejsca do Maego Domu, gdziespaa samotnie.

    Wiosenny wiatr nis sodkiezapachy. Gwiazdy byszczay jasno jakpki stokrotek na wiosennej ce, jakwiata na morzu w kwietniu. Leczdziewczynka nie pamitaa k animorza. Nie patrzya w gr.

    - Hej, maleka!

    - Manan... - rzucia obojtnie.

    Wielki cie zrwna si z ni.Gwiazdy odbijay si w bezwosejczaszce eunucha.

  • - Ukaray ci?

    - Nie mona mnie kara.

    - Nie... To prawda...

    - Nie mogy mnie ukara. Nieomieliy si.

    Sta ze zwieszonymi rkami, tgi isabo widoczny w mroku. Czua zapachdzikiej cebuli, wo potu i szawiwydzielan przez jego star czarnszat, rozdart na skraju i za krtk naniego.

    - Nie mog mnie dotkn. JestemArh - owiadczya piskliwie iwyzywajco. A potem si rozpakaa.

  • Wielkie donie uniosy si i przytuliyj, ciskay delikatnie i gadziy jejsplecione wosy.

    - Ju dobrze, dobrze, maa pszczko,moja malutka.

    Usyszaa chrapliwy pomruk w gbijego piersi i przylgna do niego. zywyschy szybko, lecz nie wypuszczaago, jakby nie potrafia ustasamodzielnie.

    - Biedna maleka - szepn, biorcdziecko na rce. Zanis je a do drzwidomu, gdzie spao samotnie. Tampostawi na ziemi.

    - Ju dobrze, maleka?

  • Kiwna gow, odwrcia si odniego i wesza do ciemnego wntrza.

  • Rozdzia trzeci

    Winiowie

    - Rwne i cikie kroki Kossilodbijay si echem w korytarzu MaegoDomu. Jej wysoka, tga sylwetkaprzesonia otwr drzwi, zmalaa, gdykapanka pokonia si, przyklkajc najedno kolano, urosa na powrt, kiedysi wyprostowaa.

    - Pani...

  • - O co chodzi, Kossil?

    - Dogldanie niektrych sprawdotyczcych Dziedziny Bezimiennych dodzi dnia byo moim obowizkiem. Jelisobie yczysz, to nadszed wanie czas,by si przyjrzaa, nauczya i przejaode mnie zadania, jakich w tym yciujeszcze nie poznaa.

    Dziewczynka siedziaa wpozbawionym okien pokoju. Powinnamedytowa, lecz waciwie nie robianic i nic prawie nie mylaa. Chwilamina, nim jej twarz stracia chodny,wyniosy i obojtny wyraz. Stracia gojednak, cho staraa si to ukry.

    - Labirynt? - spytaa z pozorn

  • niedbaoci.

    - Nie wejdziesz do Labiryntu.Konieczne jest jednak przejcie przezPodgrobie.

    W gosie Kossil zabrzmia dziwnyton, jakby lk, prawdziwy lub moeudawany, by przerazi Arh.Dziewczynka wstaa bez popiechu.

    - Dobrze - rzucia obojtnie. Leczpodajc za wysok, tg kapankBoga-Krla krzyczaa w duchu zradoci: Nareszcie! Nareszcie! Zobaczw kocu moj wasn dziedzin!

    Miaa pitnacie lat. Min ponad rokodkd staa si kobiet i rwnoczenie

  • osigna peni wadzy jako JedynaKapanka Grobowcw Atuanu,najwysza ze wszystkich kapanek WyspKargadu, ktrej nawet sam Bg-Krl niema prawa rozkazywa. Wszyscy terazzginali przed ni kolano, nawet pospneKossil i Thar. Wszyscy odzywali si zwyuczonym szacunkiem. Ale poza tymnic si nie zmienio. Nic si nie stao.Kiedy dobiegy koca ceremoniekonsekracji, dni mijay tak jak dotd.Trzeba byo zwija wen, tka czarnymateria, mieli mk, dopeniarytuaw, co wieczr musiaaodpiewa Dziewi Psalmw,pobogosawi drzwi, dwa razy w rokunakarmi Kamienie krwi kolcia,wykona przed Pustym Tronem taniec

  • nowiu ksiyca. Tak przemin rok, takisam jak wszystkie poprzednie. Czy takma min cae jej ycie?

    Nuda wzbieraa w niej tak mocno, eczasem odczuwaa j jak groz: dawiaw gardle. Jaki czas temu poczua, emusi komu o tym opowiedzie. Inaczejpopadaby w obd. Moga rozmawiatylko z Mananem. Duma nie pozwalaajej zwierza si innym dziewcztom, aostrono - starszym kobietom. LeczManan by nikim, tylko wiernymgupcem. Nie miao znaczenia, co mupowie. Ku jej zdziwieniu, zawsze miadla niej odpowied.

    - Dawno temu - powiedzia kiedy -wiesz, maleka, zanim cztery nasze

  • wyspy poczyy si w jedno imperium,zanim Bg-Krl zapanowa nad namiwszystkimi, rzdzio tu wielupomniejszych krlw, ksit i wodzw.Zawsze kcili si midzy sob. Iprzychodzili tutaj, by rozstrzygn swojespory. Tak wanie byo, przybywali znaszego Atuanu, z Karego-At i Atnini,nawet z Hur-at-Hur: wszyscy ci ksitai wodzowie ze swoj sub i wojskiem.I pytali ci, co maj robi. A ty stawaaprzed Pustym Tronem, a potemprzekazywaa im rady Bezimiennych.Tak byo dawno temu. Po pewnymczasie Krlowie-Kapani zaczli rzdziAtuanem, a teraz, od czterech czy piciupokole, Bogowie-Krlowie wadajwszystkimi czterema wyspami, z ktrych

  • stworzyli imperium. Wiele si zmienio.Bg-Krl potrafi poskrominiepokornych wodzw i sam rozwizujeich spory. A e jest bogiem, rozumiesz,nie musi tak czsto radzi siBezimiennych.

    Arha zastanowia si nad tym. Czasniewiele znaczy w tej pustynnej krainie,pod niezmiennymi Kamieniami, w yciupyncym tak samo od pocztku wiata.Nie potrafia si pogodzi z myl ozmianie, o upadku dawnych obyczajw ipowstawaniu nowych. Nie podoba sijej taki punkt widzenia.

    - Moc Boga-Krla jest o wielemniejsza od mocy Tych, ktrym ja su- stwierdzia marszczc brwi.

  • - Z pewnoci... Ale trudno topowiedzie bogu, maa pszczko. Albojego kapance.

    Patrzc w mae brzowe oczkaManana pomylaa o Kossil, NajwyszejKapance Boga-Krla, ktrej baa si odsamego pocztku, odkd przybya doMiejsca. Wiedziaa, o czym mwieunuch.

    - Ale Bg-Krl i jego lud zaniedbujwiar Grobowcw. Nikt ju tu nieprzychodzi.

    - No c, przysyaj winiw naofiary. Tego nie zaniedbuj. Niezapominaj te o darach nalenych

  • Bezimiennym.

    - Dary! wityni Boga-Krla malujco roku, cetnar zota ley na otarzu, wlampach pal ranym olejkiem! Aspjrz na Sal Tronu: dziurawy dach,popkana kopua, w cianach yjmyszy, sowy i nietoperze... ale i takprzetrwa wszystkich Bogw-Krlw iwszystkie ich witynie. Istniaa przednimi, a kiedy odejd, nadal bdzie tustaa. To jest rodek wszechrzeczy.

    - To jest rodek wszechrzeczy.

    - S tam bogactwa, Thar opowiadaczasem o nich. Do, bydziesiciokrotnie zasypa wityniBoga-Krla. Zoto i klejnoty ofiarowane

  • cae wieki, setki pokole temu... Ktowie, jak dawno. Wszystko leyzamknite w grotach i skarbcach, podziemi. Nie chc mnie jeszcze tamzabra, ka mi czeka i czeka. Alewiem, jak tam jest. Pod wzgrzem skomnaty, pod caym Miejscem: tu, gdzieteraz stoimy. Tam jest ogromna siekorytarzy. Labirynt, jak wielkie, ciemne,podziemne miasto. Pene zota, mieczydawnych bohaterw, starych koron ikoci, i lat, i ciszy.

    Mwia jak w transie. Mananprzyglda si jej z niepokojem. Jegotusta twarz nigdy nie wyraaa niczegoprcz smutku. Teraz bya smutniejsza nizwykle.

  • - Tak. A ty jeste pani tegowszystkiego - powiedzia. - Ciszy iciemnoci.

    - Jestem. A one nie chc mi nicpokaza, tylko pomieszczenia napowierzchni ziemi, za Tronem. Niepokazay mi nawet wejcia do podziemi,mamrocz tylko czasem na ten temat. Niewpuszczaj mnie do mojej dziedziny!Dlaczego ka mi czeka i czeka?

    - Jeste moda - odpar chrapliwymaltem Manan. - A moe... moe po prostusi boj, maleka. Przecie to nie ichdziedzina. Twoja. Kiedy tam wchodz,grozi im niebezpieczestwo. Kadymiertelnik lka si Bezimiennych.

  • Arha milczaa, lecz oczy jej rozbysy.Jeszcze raz Manan ukaza jej nowysposb widzenia pewnych spraw. Takwspaniae, zimne, potne wydaway jejsi zawsze Thar i Kossil, e niewyobraaa sobie, by mogy si czegoba. Lecz eunuch mia racj. Lkay sitamtych miejsc i si, ktrych Arha byaczci, do ktrych naleaa. Bay siwej w ciemno, by nie zostaypoarte.

    A teraz, gdy schodzia wraz z Kossilschodami od drzwi Maego Domu, apotem wspinaa si strom ciek wstron Sali Tronu, wspominaa tamtrozmow z Mananem i czua rado.Niewane, gdzie j zabior i co poka,

  • nie przestraszy si. Bdzie wiedziaa, corobi.

    - Jednym z zada, jakie wykonywaamw imieniu mojej pani, jak jej wiadomo -odezwaa si Kossil, idca nieco z tyu -byo skadanie w ofierze winiw,przestpcw szlachetnie urodzonych,ktrzy witokradztwem lub zdradzgrzeszyli przeciw naszemu panu, Bogu-Krlowi.

    - Albo przeciwko Bezimiennym -dodaa Arha.

    - W istocie. Nie jest waciwe, byPoarta speniaa te obowizki, bdcjeszcze dzieckiem. Lecz pani moja judzieckiem nie jest. Winiowie czekaj

  • w Komnacie acuchw, przysani tu zaski pana naszego, Boga-Krla, z jegomiasta Awabath.

    - Nikt mi nie mwi, e przybyliwiniowie. Dlaczego?

    - Winiw sprowadza si noc,sekretnie, na sposb nakazanypradawnym rytuaem Grobowcw. Totajemna droga, na ktr pani mojawkroczy, gdy wejdzie na ciekbiegnc obok muru.

    Arha skrcia wzdu wysokiego muruotaczajcego Grobowce. Kamienie, zktrych go zbudowano, byy masywne,najmniejszy ciszy by od czowieka,najwiksze miay wielko wozu. Cho

  • bezksztatne, zostay starannie uoone idopasowane. Mimo to w niektrychmiejscach mur rozsypywa si, aodamki leay stosami na ziemi. Jedynieczas mg tego dokona, cae wiekigorcych dni i mronych nocy, ruchygruntu mierzone w tysicleciach.

    - Nietrudno si wspi na MurGrobowcw - zauwaya Arha.

    - Nie mamy do ludzi, by goodbudowa - odpara Kossil.

    - Ale do, by go strzegli.

    - To tylko niewolnicy. Nie mona imufa.

  • - Mona, jeli bd si bali. Niechkara dla nich bdzie taka sama, jak dlaobcego, ktry postawi stop na witejziemi za murem.

    - Jaka to kara? - Kossil pytaa nie poto, by si dowiedzie. Dawno temu samanauczya Arh odpowiedzi na to pytanie.

    - cicie gowy przed Tronem.

    - Czy pani moja pragnie, bypostawiono strae przy MurzeGrobowcw?

    - Tak - potwierdzia dziewczyna.

    Zaciskaa w podnieceniu ukryte wdugich rkawach palce. Wiedziaa, e

  • Kossil nie chce marnowa niewolnikwna pilnowanie muru. I rzeczywicie,wcale nie byo to potrzebne, gdy jacyobcy tu przybywali? Nie wierzya, byktokolwiek niezauwaony, przypadkiemlub celowo, znalaz si w promieniumili od Miejsca. A ju na pewno niedostaby si w poblie Grobowcw. Alestra sprawi, e bd uhonorowane, aKossil nie moe spiera si z ni w tymwzgldzie. Musi by posuszna.

    - To tutaj - odezwa si zimny goskapanki.

    Arha zatrzymaa si. Czstospacerowaa ciek pod MuremGrobowcw i znaa j, jak znaa kadyskrawek Miejsca, kady kamie, cier i

  • oset. Wysoki na trzech ludzi potny murwznosi si po jej lewej rce. Po prawejzbocze opadao w pytk, jaow dolin.Kawaek dalej teren wznosi si znowuku wzgrzom na zachodzie. Rozejrzaasi uwanie, lecz nie zobaczya niczego,czego nie widziaaby ju przedtem.

    - Pod czerwon ska, pani.

    Kilka sni poniej cieki jzykczerwonej lawy tworzy stopie czymalekie urwisko. Zesza tam i stojctwarz do ska spostrzega, e tworzjakby bram, wysok na cztery stopy.

    - Co trzeba uczyni?

    Ju dawno nauczya si, e w

  • witych miejscach nie naley otwieradrzwi, pki si nie wie, jak naley torobi.

    - Pani moja posiada wszystkie kluczedo miejsc ciemnoci. Od rytuaudojrzaoci Arha nosia u pasa elaznekko, na ktrym wisia may sztylet itrzynacie kluczy: niektre dugie icikie, inne mae jak haczyki na ryby.

    - To ten - wskazaa Kossil, po czymprzytkna swj gruby palec doszczeliny midzy dwoma nierwnymipowierzchniami czerwonego kamienia.

    Dugi klucz z dwoma ozdobnymipirami wsun si midzy skay. Arhachwycia go oburcz i przekrcia

  • gadko, cho z trudem.

    - Co teraz?

    - Razem...

    Wsplnie napary na kamiennpowierzchni na lewo od dziurki odklucza. Powoli, lecz pynnie i prawiebez haasu nierwna pyta czerwonejskaty odsuna si, odsaniajc wskszczelin. Wewntrz panowaaciemno.

    Arha pochylia si i zagbia wmrok.

    Kossil, tga kobieta w grubychszatach, musiaa si przeciska przez

  • wskie przejcie. Gdy tylko znalaza siwewntrz, opara plecy o kamienneodrzwia i zamkna je z wysikiem.

    Nic tu nie rozpraszao absolutnegomroku. Niby mokry filc zdawa siprzylega do otwartych oczu.

    Kossil i Arha zginay si niemal wp, gdy korytarz nie mia nawetczterech stp wysokoci, a by takwski, e Arha wycignitymi rkamidotykaa szorstkiej skay po lewej i poprawej stronie rwnoczenie.

    - Przyniosa wiato?

    Zapytaa szeptem, tak jak si mwi wciemnoci.

  • - Nie - odpara z tyu Kossil. Mwiagosem znionym, lecz brzmicymdziwnie - jak gdyby si umiechaa. Aprzecie Kossil nigdy si nieumiechaa. Serce Arhy podskoczyogwatownie, czua uderzenia krwi wkrtani. Z uporem powtarzaa sobie: tomj teren, tutaj jest moje miejsce, niebd si baa!

    Na gos nie powiedziaa ani sowa.Ruszya przed siebie, bya tylko jednadroga. Prowadzia do wntrza wzgrza iw d.

    Kossil sza za ni oddychajc zwysikiem. Jej szaty szeleciy czepiajcsi ska i piachu.

  • Nagle sklepienie unioso si, Arhamoga ju stan wyprostowana, awycignwszy rce na boki nie sigaacian. Stche dotd i pachnce ziemipowietrze teraz muskao jej twarzwilgotnym chodem, a jego drobneporuszenia wywoyway wraenierozlegej przestrzeni. Arha ostroniepostpia kilka krokw w absolutnciemno. Spod jej sandaw wyliznsi kamyk, uderzy w inny i cichy stukzbudzi echo... wiele ech, delikatnych,dalekich, jeszcze dalszych. Grotamusiaa by ogromna, wysoka i szeroka,lecz nie pusta. Co w mroku,powierzchnie niewidocznych obiektwlub cian, rozbijay echa na tysicefragmentw.

  • - Musimy by teraz pod Kamieniami -szepna, a jej gos pomkn w czarnpustk, rozdzielony na pajcze niciodbi, dugo jeszcze lgnce do uszu.

    - Tak, to Podgrobie. Idmy. Ja niemog tu zosta. Trzymaj si ciany polewej rce, a miniesz trzy przejcia.

    Kossil syczaa raczej ni szeptaa, adelikatne echa syczay wraz z ni. Nieczua si dobrze tutaj, wrdBezimiennych, w ich grobowcach, ichgrotach, w ciemnoci. Nie tu byo jejmiejsce, nie do niego naleaa.

    - Przyjd tu z pochodni - oznajmiaArha, dotykajc palcami ciany, ktra jprowadzia.

  • Zdumieway j niezwyke ksztaty,jakie wyczuwaa: wgbienia iwybrzuszenia, delikatne krzywekrawdzie, tu szorstkie jak koronki,wdzie gadkie jak mosidz. Na pewnozostay wyrzebione. Moe caa ta grotabya dzieem rzebiarzy z dawnych dni...

    - wiato w tym miejscu jest zakazane- odpara ostro Kossil. Nim jeszcze topowiedziaa, Arha poja, e takwanie by musi. Znalaza si w domuciemnoci, w najgbszym orodku nocy.

    Trzy razy palce Arhy pokonay pustkrozwierajc si w kamiennej czerni. Zaczwartym razem jej rce odkryyprzejcie. Wesza, a Kossil podaa zani.

  • W tunelu, wznoszcym si lekko wgr, miny otwr korytarza po lewejstronie. Potem, przy rozwidleniu,skrciy w prawo, wszystko na dotyk.Niczym lepe wymacyway drog wciszy panujcej we wntrzu ziemi. Wtakim tunelu trzeba byo niemal bezprzerwy dotyka cian, by nie pominjakiego korytarza, ktrego wylot miaby policzony. Dotyk by jedynymprzewodnikiem. Idcy nie widzia drogi,lecz trzyma j w doniach.

    - Czy to Labirynt?

    - Nie. To mniejsza sie, pod Tronem.

    - A gdzie jest wejcie do Labiryntu? -

  • Dziewczynie podobaa si ta wdrwkaprzez ciemno, ale pragna stanwobec wikszej zagadki.

    - Drugi korytarz, jaki minymy wPodgrobiu. Szukaj teraz drzwi poprawej stronie. Drewnianych drzwi.Moe ju zaszymy za daleko.

    Arha syszaa, jak Kossil nerwowoobmacuje cian, skrobic o kamienie.Sama lekko muskaa je czubkami palcwi po chwili wyczua gadkpowierzchni drewna. Pchna. Drzwizgrzytny i otworzyy si bez oporu.Znieruchomiaa na moment, olepionablaskiem.

    Po chwili obie weszy do duego,

  • niskiego, wykutego w skalepomieszczenia, owietlonego zwisajcna acuchu pojedyncz pochodni.Cuchno tu dymem, ktry nie miaujcia. Oczy Arhy pieky i zawiy.

    - Gdzie s winiowie?

    - Tam.

    Wtedy zrozumiaa, e trzy niewyranewzgrki po drugiej stronie komory toludzie.

    - Drzwi nie byy zamknite? Nie mastray?

    - Nie ma potrzeby.

  • Wesza dalej, niepewnie wytajcwzrok w zadymionej przestrzeni.Winiowie byli przykuci za obie kostkii jedn rk do wielkich, wbitych wska piercieni. Gdyby ktry chcia sipooy, jego rka zwisaaby naacuchu podniesiona w gr. Cienie ispltane w jedn mas brody i wosywiniw skryway ich twarze. Jeden znich na wp lea, dwaj pozostalisiedzieli, a moe raczej kucali. Bylinadzy. Odr ich cia przebija si nawetprzez zapach dymu.

    Zdawao si jej, e jeden z nich patrzyna ni, dostrzega chyba bysk oczu, lecznie bya pewna. Pozostali nie poruszylisi ani nie podnieli gw.

  • Odwrcia si.

    - Nie s ju ludmi - stwierdzia.

    - Nigdy nie byli ludmi. To demony,bestie spiskujce przeciwbogosawionemu yciu Boga-Krla! -Oczy Kossil pony czerwonymblaskiem pochodni.

    Arha spojrzaa na winiw,zalkniona i ciekawa.

    - Jak czowiek moe atakowa boga?Ty powiedz: jak miae podnie rkna ywego boga?

    Jeden z mczyzn spojrza na niprzez czarn pltanin wosw, lecz

  • milcza.

    - Przed odjazdem z Awabathwyrwano im jzyki - wyjania Kossil. -Nie mw do nich, pani. To robactwo.Nale do ciebie, ale nie po to, by znimi rozmawiaa, patrzya na nich czy onich mylaa. Nale do ciebie, byoddaa ich Bezimiennym.

    - Jak ma si to dokona?

    Arha nie patrzya na winiw.Wpatrywaa si w Kossil, czerpic siz jej chodu, z widoku jej masywnegociaa. Krcio jej si w gowie, a smrddymu i brudu przyprawia o mdoci.Mimo to Kossil zdawaa sizachowywa absolutny spokj. Czy

  • wiele razy robia ju co takiego?

    - Kapanka Grobowcw wienajlepiej, jaki rodzaj mierci zadowolijej Wadcw. Sama powinna wybra.Jest wiele sposobw.

    - Niech Gobar, kapitan stray, odrbieim gowy. A krew zostanie wylana przedTronem.

    - Jakby byli kozami ofiarnymi? -Miaa wraenie, e Kossil namiewa siz jej braku wyobrani. Milczaaoszoomiona, a kapanka mwia dalej: -Poza tym Gobar jest mczyzn.Mczyzna nie moe wej w MroczneObszary Grobowcw. Z pewnoci panimoja pamita o tym? Jeli tu wejdzie,

  • nie moe wyj...

    - A kto ich tu przyprowadzi? Kto ichkarmi?

    - Dozorcy, sudzy mojej wityni,Duby i Uahto. S eunuchami i mog tuwej w subie Bezimiennych, jak i jamog. onierze Boga-Krla zostawiliwiniw zwizanych pod murem, a ja idozorcy przenielimy ich przez WrotaWiniw, te drzwi w czerwonej skale.Tak jest zawsze. Wod i poywieniespuszcza si im przez klap w jednej zkomnat za Tronem.

    Arha obejrzaa si i obok acucha, naktrym wisiaa pochodnia, dostrzegadrewnian klap wpasowan w

  • kamienny strop. Bya o wiele za maa,by czowiek zdoa przecisn si przezotwr, lecz spuszczona tamtdy linaopadaby akurat w zasigu rkrodkowego winia. Szybko odwrciawzrok.

    - Niech zatem nie daj im wicejjedzenia i wody. Niech wypali sipochodnia.

    Kossil skonia gow.

    - A co z ciaami, gdy ju umr?

    - Niech Duby i Uahto zakopi je wwielkiej grocie, przez ktrprzechodziymy. W Podgrobiu -mwia szybko i piskliwie. - Moi

  • Wadcy je por.

    - Tak si stanie.

    - Dobrze zrobiam, Kossil?

    - Dobrze, pani.

    - Chodmy wic.

    Arha odwrcia si i ruszya dodrzwi, by jak najszybciej wyj zKomnaty acuchw i znale si wmroku korytarza. Wydawa si terazsodki i spokojny jak bezgwiezdna noc,cichy, bez wiata, bez ycia. Rzucia siw czyst ciemno, rozgarniajc j jakpywak wod. Kossil spieszya za nizdyszana i zmczona, coraz bardziej

  • zostajc z tyu. Arha bez wahania mijaawyloty jednych korytarzy i skrcaa winne, powtarzajc przebyt drog.Przebiega skrajem ogromnego, penegoech Podgrobia, wesza w dugi tunelwiodcy do zamknitych drzwi w skale.Znalaza je, lecz nie potrafia odszukadziurki od klucza. W niewidocznejskalnej pycie nie zajania adenwietlny punkcik. Obmacywaa kamieszukajc zamka, rygla czy klamki. Bezskutku. Gdzie woy klucz? Jak monasi std wydosta?

    - Pani!

    Wzmocniony echem gos Kossilhucza za plecami.

  • - Pani, te drzwi nie otwieraj si odwewntrz. Nie ma wyjcia. Nie monawrci.

    Arha przykucna obok skay.Milczaa.

    - Arho!

    - Tu jestem.

    - Chod!

    Ruszya, pezajc na czworakach jakpies do spdnic Kossil.

    - Na prawo! Szybko! Nie wolno mizwleka. To nie jest moje miejsce. Idza mn.

  • Arha wstaa, trzymajc si szatyKossil. Bardzo dugo szy szybkowzdu rzebionej ciany groty poprawej rce. Potem skrciy w pustkwrd czerni. Teraz posuway si wgr, najpierw tunelem, pniejschodami. Dziewczyna nie wypuszczaaz rki szat kobiety. Oczy miaazamknite.

    Pojawio si wiato, czerwonepoprzez zamknite powieki. Mylaa, eto blask pochodni w tamtej zadymionejgrocie i nie otwieraa oczu. Leczpowietrze pachniao sodkawo: suche,lekko stche, znajome. Stpaa postopniach stromych jak drabina. PuciaKossil i spojrzaa. Nad gow

  • dostrzega otwart klap. Przecisna siza kapank do pokoju, ktry znaa:maej kamiennej komrki, w ktrej staokilka skrzy i elaznych szkatuek. Byaw jednym z pomieszcze na tyach SaliTronu. W korytarzu za drzwiami janiaoszare wiato dnia.

    - Tamte drzwi, Wrota Winiw,prowadz jedynie do tuneli. Nieprowadz na zewntrz. To jest jedynewyjcie. Jeli istnieje inne, to ja o nimnie wiem. Thar take nie. Jeli jeznajdziesz, sama musisz o nim pamita.Ale nie wierz, by takie byo. - Kossilnadal mwia szeptem, w ktrym jednakbrzmiaa zoliwo. Pod czarnymkapturem jej otya twarz bya blada i

  • mokra od potu.

    - Nie pamitam, gdzie trzeba skrci,by tu doj.

    - Powiem ci. Raz. Potem musiszpamita. Nigdy wicej z tob niepjd. To nie jest moje miejsce. Musiszchodzi sama.

    Dziewczyna skina gow. Spojrzaana kapank mylc, jak dziwniewyglda jej twarz: blada, z wyrazemledwie skrywanego strachu, a jednaktryumfujca - jak gdyby Kossil cieszyasi jej saboci.

    - Bd chodzia sama - powiedziaaArha i odwracajc si poczua, e

  • uginaj si pod ni nogi, e pokj wirujedookoa. Zemdlaa i jak may czarnywzgrek lega u stp kapanki.

    - Nauczysz si - mrukna Kossil.Staa nieruchomo i dyszaa ciko. -Nauczysz.

  • Rozdzia czwarty

    Sny i opowieci

    Przez kilka dni Arha nie czua sidobrze. Miaa gorczk. Leaa w kualbo odpoczywaa na ganku MaegoDomu, grzejc si w agodnymjesiennym socu i spogldajc nazachodnie wzgrza. Bya saba ioszoomiona. Wci na nowonawiedzay j te same myli. Wstydziasi swojego omdlenia.

  • Nie ustawiono stray wzdu MuruGrobowcw, lecz teraz ju nie omielisi prosi o to Kossil. Nie chciaa jejwicej widzie. Nigdy. A to dlatego, ebyo jej wstyd.

    Czsto za dnia planowaa, jak sizachowa, gdy znw wejdzie w ciemnopod wzgrzem. I wiele razyzastanawiaa si, jak mier powinnawyznaczy nastpnej grupie winiw:bardziej wymyln, lepiejodpowiadajc rytuaom Pustego Tronu.

    Kadej nocy budzia si wciemnociach z krzykiem:

    - Jeszcze nie umarli! Oni wciumieraj!

  • Wiele nia. nia o tym, e musigotowa jedzenie: wielkie koty penepoywnej owsianki, ktre wylewaa dodziury w ziemi. nia, e musi niepeen dzban wody: gboki, mosinydzban dla kogo, kto by spragniony.Nigdy do niego nie docieraa. Budziasi i sama czua pragnienie, ale niewstawaa, by si napi. Leaarozbudzona, z otwartymi szerokooczami, w pokoju bez okien.

    Pewnego ranka Penthe przysza si zni zobaczy. Arha widziaa z ganku, jakzblia si do Maego Domu: na pozrniedbale i obojtnie, jak gdyby znalazasi tutaj zupenie przypadkowo.

    Gdyby Arha si nie odezwaa,

  • poszaby dalej. Ale Arha czua sisamotna i przemwia.

    Penthe skonia si gboko, jakkady, kto podchodzi do KapankiGrobowcw, po czym energicznieusiada na schodach, wydajc z siebiedwik brzmicy jak flet. Bya wysoka ipulchna, czerwienia si przynajmniejszym wysiku. Teraz te byazarumieniona po spacerze.

    - Syszaam, e jeste chora.Przyniosam ci par jabek. - Gdziespod obszernej czarnej szaty wyjawiklinowy koszyk, w ktrym leaosze czy osiem doskonale tychowocw. Penthe zostaa konsekrowana

  • do suby Bogu-Krlowi i teraz podkomend Kossil pomagaa w jegowityni. Nie bya jeszcze kapank,wic uczya si i pracowaa razem znowicjuszkami. - W tym roku z Poppeprzebieraymy jabka, wic schowaamte najlepsze. Zawsze je susz.Oczywicie, w ten sposb si nie psuj,ale jednak szkoda. Czy nie s liczne?

    Arha dotkna bladozotychaksamitnych skrek, spojrzaa na ogonki,ktrych jeszcze trzymay si licie.

    - Tak, s liczne.

    - Zjedz jedno - zachcia Penthe.

    - Nie teraz. Ale ty zjedz.

  • Penthe z grzecznoci wybraanajmniejsze i zjada je w dziesiciusoczystych, umiejtnych, smakowitychksach.

    - Mogabym je cay dzie -wyznaa. - Nigdy nie mam do. Szkoda,e nie jestem kuchark. Gotowaabymlepiej ni ta chuda Nathabba, a poza tymmogabym wylizywa garnki. Syszaao Munith? Miaa wypolerowa temosine dzbanki, w ktrych trzymajolejek rany, no wiesz, te wysokie iwskie, z korkami. A ona mylaa, e odrodka te ma je wyczyci, wicwsadzia rk ze szmatk, wiesz, ipotem nie moga wyj. Cigna z caejsiy, a spuch jej nadgarstek, wiesz, tak

  • e naprawd wpada. Biegaa powszystkich sypialniach i wrzeszczaa:Nie mog wycign rki! Nie mogwycign rki! A Punti jest guchy imyla, e to poar, wic zaczpogania innych dozorcw, ebyratowali nowicjuszki. Uahto by akuratprzy dojeniu, wylecia z zagrody izostawi otwart bram, wic wszystkiekozy wybiegy i wpady na dziedziniec,prosto na Punti, dozorcw i te mae. AMunith cigle wymachiwaa dzbankiemna rce i dostaa histerii. Wszyscybiegali w kko, a Kossil akuratwychodzia ze wityni. No i pyta: Coto ma znaczy? Co to ma znaczy?

    Jasna, okrga buzia Penthe przybraa

  • odpychajcy wyraz, wcale niepodobnydo lodowatej miny Kossil, leczjednoczenie tak przypominajcykapank, e Arha parskna miechem,niemal przestraszona.

    - Co to ma znaczy? Co to maznaczy? pyta Kossil, i wtedy... wtedyta brzowa koza... uboda j! - Penthemiaa si tak, e zy stany jej woczach. - A M-Munith walna t... tkoz d-d-dzbankiem...

    Dziewczta koysay si wspazmatycznym chichocie, obejmowaykolana ramionami i krztusiy si zemiechu.

    - A Kossil odwrcia si i

  • powiedziaa Co to ma znaczy? Co toma znaczy? do... do... do... kozy... -Zakoczenie historii utono wwybuchach miechu. Wreszcie Penthewytara oczy i nos, po czym zroztargnieniem wyja z koszykanastpne jabko.

    miech sprawi, e Arha draajeszcze przez chwil.

    - Jak tu trafia, Penthe? - spytaa pochwili, gdy si wreszcie uspokoia.

    - Och, byam szst dziewczynk,jak mieli moja mama i tato. Po prostunie mogli wychowa nas tylu ipowydawa za m. Wic kiedyskoczyam siedem lat, zaprowadzili

  • mnie do wityni i powicili Bogu-Krlowi. To byo w Ossawie. Mieli tamchyba za duo nowicjuszek, bo wkrtcepotem przysali mnie tutaj. A moemyleli, e bd wyjtkowo dobrkapank albo co... Ale pomylili si. -Penthe z zabawnie aosn min ugryzajabko.

    - Wolaaby nie by kapank?

    - Czy bym wolaa? Oczywicie.Wolaabym raczej wyj za winiopasai mieszka w chlewie, ni do kocaswoich dni tkwi pogrzebana za ycia zt kup kobiet na pustyni, gdzie niktnigdy nie przyjeda. Ale co mi z tego,e bym wolaa, kiedy zostaamkonsekrowana i wpadam na dobre.

  • Mam tylko nadziej, e w nastpnymyciu bd tancerk w Awabath.Zasuyam na to.

    Arha patrzya na ni pospnie. Nierozumiaa. Miaa wraenie, e nigdydotd nie widziaa Penthe, nigdy si jejnie przygldaa, nie dostrzegaa jej, taksoczystej i penej ycia jak jedno z tychzotych jabek, na ktre przyjemnie byospojrze.

    - Czy witynia nic dla ciebie nieznaczy? - zapytaa do szorstkim tonem.

    Zawsze pokorna i atwa dozastraszenia Penthe tym razem niestracia rezonu.

  • - Och, wiem, e twoi Wadcy s dlaciebie wani - odpara z obojtnoci,ktra Arh zaszokowaa. - To oczywiste,skoro jeste ich jedyn, wyjtkowsuk. Nie bya zwyczajniekonsekrowana, ale specjalnie po to siurodzia. Ale spjrz na mnie. Czy mamodczuwa lk, szacunek i tak dalej dlaBoga-Krla? W kocu to tylko czowiek,nawet jeli mieszka w Awabath, wpaacu na dziesi mil dookoa i zezotymi dachami. Ma jakie pidziesitlat i jest ysy. Wida to na wszystkichjego posgach. Zao si, e tak jakwszyscy musi sobie obcina paznokcie.Wiem dobrze, e jest te bogiem. Alemoim zdaniem po mierci nabierze duowicej boskoci.

  • Arha przyznawaa Penthe racj, gdyw gbi duszy sama uwaaasamozwaczych witobliwychImperatorw Kargadu za oszustw,faszywych bogw prbujcych odebracze nalen prawdziwym i wiecznymPotgom. W sowach dziewczynypobrzmiewao jednak co takiego, zczym nie moga si pogodzi, cocakowicie obcego, budzcego lk. Niezdawaa sobie sprawy, jak bardzo ludzierni si od siebie, w jak rny sposbpatrz na ycie. Miaa uczucie, espostrzega cakiem now planet,wielk i zaludnion, ktra nagle zawisatu za oknem: zupenie obcy wiat, wktrym bogowie nie maj znaczenia. Sianiewiary Penthe przerazia j. A

  • przeraona Arha zaatakowaa.

    - To prawda. Moi Wadcy s martwiod bardzo dawna. I nigdy nie byliludmi... Wiesz, Penthe, mogabym cipowoa do suby Grobowcom... -Mwia uprzejmie, jakby proponowaaprzyjacice przysug.

    Rumieniec znikn z policzkwPenthe.

    - Tak - odpara. - Mogaby. Ale ja...Ja nie suyabym dobrze.

    - Dlaczego?

    - Boj si ciemnoci - szepnaPenthe.

  • Arha prychna z pogard, byajednak zadowolona. Udowodnia swjpunkt widzenia. Penthe moga niewierzy w bogw, ale bala si nienazwanych si ciemnoci - tak samo jakwszyscy miertelni.

    - Wiesz, e nie zrobiabym tego,gdyby sama nie chciaa - zapewnia.

    Milczay przez dug chwil.

    - Coraz bardziej przypominasz Thar -odezwaa si wreszcie Penthe wzamyleniu. - Dziki bogom, nie robiszsi podobna do Kossil. Ale jeste silna.Chciaabym by taka silna. A ja tylkolubi je...

  • - Nie krpuj si - zachcia j Arha,po czym z poczuciem wyszoci i zrozbawieniem obserwowaa, jak Penthepowoli zjada trzecie jabko.

    Kilka dni pniej nie koczce siobowizki rytuaw Miejsca wyrwayArh z odosobnienia. Jedna z kzurodzia par modych poza sezonem iobyczaj nakazywa ofiarowa jeBliniaczym Boskim Braciom - wanaceremonia, na ktrej Pierwsza Kapankamusiaa by obecna. Potem wypadapora nowiu i trzeba byo dopenirytuau ciemnoci przed Pustym Tronem.Arha wdychaa oszaamiajce opary ziponcych w paskich misach z brzu itaczya samotnie u stp Tronu.

  • Taczya dla niewidzialnych duchwumarych i nie narodzonych, i w miartaca te duchy zbieray si w powietrzuwok niej, powtarzajc skrty iprzesunicia stp, wolne i pewne ruchyramion. piewaa pie, ktrej swaden czowiek nie rozumia, a ktrejsylaba po sylabie nauczya si od Thar.Chr kapanek ukrytych w mroku zapodwjnym szeregiem kolumn recytowaza ni obce sowa, a powietrze wogromnej, zrujnowanej salirozbrzmiewao gosami, jak gdybystoczone wok duchy take powtarzaypie, znowu i znowu.

    Bg-Krl w Awabath nie przysya do

  • Miejsca kolejnych winiw i Arhaprzestaa ni o tamtych trzech, teraz judawno martwych i pogrzebanych wpytkich mogiach w wielkiej grocie podKamieniami.

    Musiaa przywoa na pomoc caswoj odwag, by wrci do tej groty.Musiaa wrci - Kapanka Grobowcwnie moga si lka wejcia do swejdziedziny.

    Pierwsze zejcie przez klap byotrudne, lecz nie tak trudne, jak siobawiaa. Przygotowaa si dobrze iczua tak determinacj, by wkroczytam i nie traci spokoju, e kiedy tonastpio, bya niemal rozczarowana, e

  • nie ma si czego ba. Byy tam groby,ale nie widziaa ich, nie widziaaniczego. Panowaa ciemno. I cisza.Nic wicej.

    Dzie po dniu zstpowaa pod ziemi,zawsze przez klap w pokoju zaTronem, a poznaa przedziwnierzebione ciany groty tak dokadnie, jakmona pozna to, czego si nie dazobaczy. Nigdy nie odstpowaa tychcian, gdy ruszajc na przeaj przezwielk pustk, wrd czerni atwomoga straci poczucie kierunku idotknwszy w kocu ciany niewiedzie, gdzie si znajduje. Ju zapierwszym razem nauczya si bowiem,e najwaniejsza w ciemnoci jest

  • wiedza, ktre korytarze i rozwidleniaju mina, a jakie s jeszcze przed ni.W tym celu musiaa je liczy, gdy wdotyku wszystkie zdaway siidentyczne. Wywiczona pami beztrudu opanowaa taki sposbodnajdowania drogi: z pomoc rk inumeracji, zamiast wzroku i orientacji wterenie. Wkrtce poznaa wszystkieprzejcia otwierajce si do Podgrobia,mniejszego obszaru pod Sal Tronu iszczytem wzgrza. Tylko do jednegokorytarza nie wesza nigdy: drugiego polewej stronie, liczc od wejcia przezbram w czerwonej skale. Gdyby tamskrcia, biorc go za jeden z poznanychju tuneli, mogaby nigdy nie znaledrogi powrotnej. Lecz coraz bardziej

  • narastao w niej pragnienie, by gozbada, by wej do Labiryntu.Powstrzymywaa si do chwili, gdydowie si wszystkiego, czego moga sidowiedzie na powierzchni ziemi.

    Thar nie wiedziaa zbyt wiele.Jedynie nazwy niektrych komnat i listwskaza, w ktre korytarze skrca iktre omija, by si tam dosta.Powtarzaa je na prob Arhy, lecznigdy nie chciaa wyrysowa drogi napiasku ani nawet opisa jej gestem rki.Nigdy nie bya w Labiryncie, nigdy nieprzesza tych drg. Gdy jednak Arhapytaa: Jak doj od stojcych otworemelaznych wrt do MalowanejKomnaty? albo Jak biegnie droga z

  • Komnaty Koci do tunelu przy rzece?,Thar milka na chwil, po czymrecytowaa wskazwki, ktrych nauczyasi od Arhy-ktra-odesza: min tyle atyle korytarzy, tyle a tyle razy skrci itak dalej i tak dalej. Instrukcji tych Arhauczya si na pami, jak dawniej Thar,i czsto znaa je ju po pierwszymwysuchaniu. Noc, lec w ku,powtarzaa je w mylach, prbujcwyobrazi sobie te miejsca, komnaty irozwidlenia.

    Thar pokazaa jej wiele otworw,przez ktre mona byo zajrze dopodziemi. Byy wszdzie, w kadymbudynku i wityni, a nawet na dworze,pod kamieniami. Pajcza sie

  • kamiennych tuneli oplataa cae Miejsce,sigajc nawet poza mury, na dole, wciemnociach, korytarze cigny sicaymi milami. Nikt prcz niej, dwchNajwyszych Kapanek i ich wybranychsug - eunuchw Manana, Dubyego iUahto - nie mia pojcia o istnieniuLabiryntu, nad ktrym zamieszkiwali.Kryy tylko plotki, wszyscy wiedzielio grotach czy jakich komnatach podKamieniami Grobowymi. Nikt jednaknie interesowa si przesadnie tym, comiao zwizek z Bezimiennymi i ichwitymi miejscami. Chyba uwaano, eim mniej si wie, tym lepiej. Arha,naturalnie, bya bardzo ciekawa,wiedzc, e istniej, wszdzie szukaawizjerw pozwalajcych zajrze do

  • Labiryntu. Byy jednak dobrze ukryte.Dopki Thar jej nie pokazaa, nieznalaza nawet tego, ktry znajdowa siw jej wasnym Maym Domu.

    Pewnej nocy wczesn wiosn wzialatarni i zesza w d. Nie zapalajcwiata mina Podgrobie i skrcia wdrugi korytarz w lewo, liczc od bramyw czerwonej skale.

    Po trzydziestu krokach minaumocowan w skale elazn ram wrt,do tego dnia najdalsz granic jejwypraw. Za elaznymi wrotami ruszyatunelem, a kiedy zacz skrca wprawo, zapalia wiec w latarni irozejrzaa si dookoa. Tutaj wiatobyo dozwolone. Opucia Podgrobie.

  • Znalaza si w miejscu moe nie takwitym, lecz chyba straszniejszym: wLabiryncie.

    Surowe nagie ciany, strop i skaapod nogami otaczay j w niewielkiejsferze rozjanionej wiatem latarni.Powietrze zdawao si martwe. Przedni i z tyu korytarz gin w ciemnoci.

    Wszystkie tunele byy podobne,krzyoway si i rozwidlay. Liczyastarannie zakrty i ominite wyloty,wci powtarzajc sobie w pamiciwskazwki Thar, mimo e znaa jedoskonale. Nie byoby dobrze zgubi siw Labiryncie. W Podgrobiu i krtkichkorytarzach wok niego Kossil lub Thar

  • potrafiyby j odnale, mgby przyjManan, gdy kilka razy zabraa go zesob. Lecz tego miejsca nie odwiedzionigdy adne z nich, tylko ona. Niewieleby pomogo, gdyby zeszli do Podgrobia iwoali j, zagubion w jakim krtymtunelu o p mili od nich. Wyobraziasobie, e syszy echo ich krzykwodbijajce si we wszystkichprzejciach, i siebie, jak stara siznale drog i gubi j coraz bardziej.Widziaa wszystko tak wyranie, estana w miejscu - zdawao jej si, esyszy dalekie woanie. Ale to byozudzenie. Ona nie moga si zgubi.Uwaaa bardzo, a tu byo jej miejsce,jej domena. Moce ciemnoci,Bezimienni, pokieruj jej krokami, tak

  • jak doprowadz do zguby kadegoinnego miertelnika, ktry omieli siwej do Labiryntu Grobowcw.

    Za pierwszym razem nie dosza zbytdaleko, wystarczajco jednak, bywzmocnio si dziwne, gorzkie, leczprzyjemne wraenie, e jest tutajcakowicie samotna i niezalena odnikogo. To uczucie kazao jej wraca tuznowu i znowu, za kadym razem dalej.Dotara do Malowanej Komnaty, doSzeciu Drg, przesza dugimNajdalszym Tunelem i pokonaaspltane korytarze wiodce do KomnatyKoci.

    - Kiedy powsta Labirynt? - spytaakiedy Thar, a chuda, surowa kapanka

  • odpowiedziaa:

    - Nie wiem, pani. Nikt tego nie wie.

    - W jakim celu go zbudowano?

    - By ukry skarby Grobowcw i bykara tych, ktrzy chc te skarby ukra.

    - Wszystkie skarby, jakie widziaam,schowane s w pomieszczeniach zaTronem i w piwnicach pod nim. Co jestw Labiryncie?

    - Daleko wikszy i starszy skarb. Czychcesz go zobaczy?

    - Tak.

  • - Nikt prcz ciebie nie ma prawawej do Skarbca Grobowcw. Moeszzabiera swe sugi do Labiryntu, alenigdy do Skarbca. Choby to by tylkoManan, zbudzi gniew ciemnoci i niezdoa opuci Labiryntu ywy. Musiszchodzi zawsze sama. Wiem, gdzie leyWielki Skarb. Nauczya mnie tej drogipitnacie lat temu, zanim umara, bympamitaa i powtrzya ci po powrocie.Wytumacz ci, jak drog masz iprzez Labirynt poza MalowanKomnat. Klucz do Skarbca to tensrebrny w twoim pku, z symbolemsmoka na pirze. Ale musisz i sama.

    - Powiedz, jak wiedzie droga.

    Thar powiedziaa, a Arha

  • zapamitaa, jak pamitaa wszystko, cojej mwiono. Ale nie posza popatrzena Wielki Skarb Grobowcw.Powstrzymao j przeczucie, e jej wolalub wiedza nie s jeszcze dostateczne. Amoe chciaa po prostu zachowa co wrezerwie: co, na co mogaby sicieszy, wdrujc w mroku przeznieskoczon sie tuneli, koczcych sizawsze lep cian lub pust, zakurzonkomor. Postanowia zaczeka zogldaniem swych skarbw.

    W kocu, czy nie widziaa ichprzedtem?

    Wci czua pewien niepokj, gdyKossil i Thar mwiy jej o tym, co

  • zobaczya lub powiedziaa, zanimumara. Wiedziaa, e naprawd umarai odrodzia si w nowym ciele, wgodzin mierci starego. Nie tylko raz,pitnacie lat temu, lecz takepidziesit lat temu, i przedtem, ijeszcze przedtem, dziesitki i setki latwczeniej, pokolenie przed pokoleniema do pocztkw czasu, kiedy wykopanoLabirynt i ustawiono Kamienie, aPierwsza Kapanka Bezimiennychzamieszkaa w tym Miejscu i taczyaprzed Pustym Tronem. Byy jedn istot,one wszystkie i ona, Pierwsza Kapanka.Wszyscy ludzie si odradzaj, ale tylkoArha zawsze odradzaa si we wasnejpostaci. Setki razy poznawaarozwidlenia i zakrty Labiryntu, by

  • doj wreszcie do tajemnej komory.

    Czasem zdawao jej si, e pamita.Mroczne miejsca pod wzgrzemwydaway si tak znajome, jakby byynie tylko jej dziedzin, ale domem.Kiedy wdychaa oszaamiajce opary,by taczy o nowiu ksiyca, gowastawaa si lekka, a ciao nie naleaoju do niej, taczya wtedy poprzezwieki, bosa, w czarnych szatach,wiedzc, e ten taniec nigdy nie ustawa.

    Mimo to dziwnie si czua, gdy Tharmwia: Powiedziaa mi, zanimumara...

  • - Kim byli ludzie, ktrzy chcieliokra Grobowce? - spytaa kiedy. -Czy w ogle kto tego prbowa?

    Myl o zodziejach uznaa zapodniecajc, lecz maoprawdopodobn. Jak ktokolwiek mg wtajemnicy zbliy si do Miejsca?Pielgrzymi przybywali rzadko, rzadziejnawet ni winiowie. Od czasu doczasu z pomniejszych wity CzterechWysp przysyano nowicjuszki lubniewolnikw, czasem zjawiaa siniewielka grupa ludzi, by zoy wofierze zoto lub cenne kadzido. Towszystko. Nikt nie przybywaprzypadkiem ani by co sprzeda lubkupi, ani oglda, ani kra. Zjawiali

  • si tylko ci, ktrym rozkazano. Arha niewiedziaa nawet, jak daleko jest donajbliszego miasteczka: dwadzieciamil czy wicej. A najblisze miasteczkobyo bardzo mae. Pustka i samotnostrzegy Miejsca. Ktokolwiekprbowaby przekroczy otaczajc jepustyni, byby widoczny jak czarnaowca na niegu.

    Tego dnia bya z Thar i Kossil, zktrymi spdzaa wikszo czasu, gdynie przebywaa w Maym Domu ani podwzgrzem. Kwietniowa noc byaburzliwa i zimna. Siedziay przy ogniuponcym na kominku w pokoju zawityni Boga-Krla, pokoju Kossil.Za drzwiami Manan i Duby grali w

  • patyczki i kamienie: podrzucali do grypk patyczkw tak, by jak najwicejzapa na grzbiet doni. Manan i Arhaczsto grali w tajemnicy w t gr nawewntrznym dziedzicu Maego Domu.Gdy trzy kapanki milky, sycha byojedynie stuk spadajcych patyczkw,pomruki graczy i cichy trzask ognia. Zacianami trwaa gboka cisza pustynnejnocy. Od czasu do czasu dobiega szumkrtkotrwaego, rzsistego deszczu.

    - Dawno temu wielu tu przybywao,by okra Grobowce. Nikomu jednak sito nie udao - rzeka Thar. Chomilkliwa, lubia czasem opowiedziejak histori i traktowaa to jako naukdla Arhy. Tej nocy sprawiaa wraenie,

  • e da si namwi.

    - Jak kto mg si omieli?

    - Oni mieli do miaoci - odpartaKossil. - To czarownicy, magowie zWewntrznych Krain. Dziao si to,zanim Bg-Krl obj wadz naWyspach Kargadu, wtedy nie bylimyjeszcze tak potni. Magowieprzypywali z zachodu do Karego-At iAtuanu, by pldrowa nasze nadbrzenemiasta i napada na farmy: podchodzilinawet pod mury witego MiastaAwabath. Twierdzili, e przybywajzabija smoki, ale zostawali rabowawioski i witynie.

    - A ich bohaterowie przypywali, by

  • wyprbowa tu swoje miecze - wtrciaThar. - I rzuca bezbone zaklcia.Jeden z nich, potny czarownik i pansmokw, najwikszy ze wszystkich,ponis tu klsk. Dziao si to dawno,bardzo dawno temu, ale ta historia nieposza w zapomnienie i to nie tylko tutaj.Czarownik nazywa si Erreth-Akbe.By krlem i magiem na Zachodzie.Zjawi si na naszej ziemi, by wAwabath poczy si z pewnymizbuntowanymi kargijskimi ksitami.Tam walczy o wadz nad miastem zNajwyszym Kapanem Wewntrznejwityni Bliniaczych Bstw. Dugowalczyli, czary obcego przeciwbyskawicom bogw, a witynia woknich zostaa zupenie zniszczona. W

  • kocu Najwyszy Kapan zamamagiczn lask czarownika, przeamana p amulet jego mocy i pokona go.Tamten uciek z miasta, z WyspKargadu, ucieka przez caeZiemiomorze a na najdalszy zachd, itam zabi go smok, gdy czarownikutraci sw si. Od owego dnia potga imoc Wewntrznych Krain wci maleje.Najwyszy Kapan za, imieniemIntathin, by pierwszym z rodu Tarb,ktry... gdy wypeniy si przepowiedniei stulecia... wyda Krlw-KapanwKarego-At, od ktrych pochodzBogowie-Krlowie caego Kargadu.Tak wic od dni Intathina wci roniepotga i moc kargijskich wysp. Ci,ktrzy prbowali okra Grobowce, byli

  • czarownikami, raz po raz prbujcymiodzyska powk amuletu Erreth-Akbego. Ale on cigle ley tam, gdzieukry go Najwyszy Kapan. Tam, gdzieich koci... - Thar wskazaa ziemi podswymi stopami. - A druga poowazagina na zawsze.

    - Jak zagina? - spytaa Arha.

    - Jedna poowa zostaa w rkuIntathina, ktry ofiarowa j SkarbcowiGrobowcw, gdzie winna spoczywabezpieczna przez wieczno. Drugwydar czarownik, lecz zanim uciek,podarowa j drobnemu wadcy,jednemu z buntownikw, zwanemuThoregiem z Hupun. Nie wiem, czemu tozrobi.

  • - By doprowadzi do zamieszek, bywzbudzi w Thoregu pych -owiadczya Kossil. - I osign swjcel. Nastpcy Thorega zbuntowali siznowu, gdy wada rd Tarb. Jeszcze razchwycili za bro przeciw pierwszemuBogu-Krlowi, gdy nie chcieli uzna goani za boga, ani za krla. Byliprzekltym, zakltym rodem. aden znich ju nie yje.

    Thar kiwna gow.

    - Ojciec naszego obecnego Boga-Krla, Wadca-Co-Powsta, zmiadyrodzin Hupun i zburzy ich paace. Gdytego dokona, zagina powka amuletu,ktr przechowywali od dni Erreth-

  • Akbego i Intathina. Nikt nie wie, co si zni stao. A dziao si to w modociminionego pokolenia.

    - Na pewno wyrzucono j jak mie -owiadczya Kossil. - Mwi, e tenPiercie Erreth-Akbego robi wraeniecakiem bezwartociowego. Niechbdzie przeklty on i wszystkie rzeczytego ludu magikw! - Kossil spluna wogie.

    - Ogldaa kiedy t poow, co leytutaj? - Arha zwrcia si do Thar.

    Kobieta pokrcia gow.

    - Jest w Skarbcu, gdzie nie moewej nikt prcz Jedynej Kapanki. By

  • moe jest najwspanialszym skarbem tamzoonym. Nie wiem. Myl, e tak. Odsetek lat Wewntrzne Krainy przysyajtu zodziei i magw, by prbowali goodzyska, a oni przechodz obojtnieobok otwartych skrzy penych zota.Szukaj tylko jednego. Wiele czasumino od dni Erreth-Akbego i Intathina,lecz t opowie znaj i powtarzaj tutaji na Zachodzie. Wikszo rzeczystarzeje si i znika w miar jak pynwieki. Niewiele cennych przedmiotwpozostaje cennymi i niewiele historii sipamita.

    Arha zadumaa si.

    - Musieli by bardzo odwani -odezwaa si po chwili. - Albo bardzo

  • gupi, by wkroczy na terenGrobowcw. Czy nie znaj potgiBezimiennych?

    - Nie - odpara swym zimnym gosemKossil. - Nie maj bogw. Czyni czaryi uwaaj, e sami s bogami. Ale tonieprawda. Kiedy umieraj, nieodradzaj si znowu. Rozsypuj si ichkoci, a duchy rozpaczaj przez krtkiczas, nim nie rozwieje ich wiatr. Niemaj duszy niemiertelnej.

    - A jak dziaaj te ich czary? - spytaazasuchana Arha. Nie pamitaa ju, jakkiedy zapewniaa, e nawet by niepopatrzya na statki z WewntrznychKrain. - Jak oni to robi? I jak to dziaa?

  • - Sztuczki, oszustwa i kuglarstwo -orzeka Kossil.

    - Co wicej - zaprotestowaa Thar. -Jeli dawne opowieci s cho w czciprawdziwe. Magowie Zachodu potrafizbudzi lub uciszy wiatr, lub ka muwia gdzie zapragn. To potwierdzajwszyscy i wszyscy powtarzaj teopowieci. Dlatego wanie czarownicys tak wspaniaymi eglarzami. Potrafiwypeni agle czarodziejskim wiatrem,pyn gdzie zechc, ucisza sztormy.Mwi si te, e umiej stworzywiato i ciemno, zmienia kamieniew diamenty i ow w zoto, e w jednejchwili mog zbudowa wielki paac, anawet cae miasto, przynajmniej na

  • pozr, e mog si zmienia wniedwiedzie, ryby, smoki... w co tylkozechc.

    - Nie wierz - owiadczya Kossil. -S niebezpieczni, peni subtelnychsztuczek, liscy jak wgorze... Toowszem. Ale mwi, e kiedy zabraczarownikowi jego drewnian lask,traci swoj moc. Zapewne na tychlaskach wyryte s straszne runy.

    Thar znowu pokrcia gow.

    - Istotnie maj laski, ale to tylkonarzdzia mocy, ktr nosz w sobie.

    - A skd si bierze ta moc? - spytaaArha. - Skd pochodzi?

  • - Z kamstwa - odpara Kossil.

    - Ze sw - wyjania Thar. - Takopowiada mi kto, kto widziawielkiego czarownika z WewntrznychKrain, Maga, jak ich nazywaj.Przywieli go jako jeca z wyprawy naZachd. Pokaza im suchy kij, wyrzeksowo i nagle kij rozkwit. Wyrzek innesowo i kij zrodzi czerwone jabka.Potem wyrzek jeszcze jedno sowo ikij, kwiaty, jabka, wszystko znikno, arazem z nimi czarownik. Z jednymsowem rozpyn si jak tcza, jakbysk, bez ladu. Nigdy go nie znalelina tej wyspie. Czy to zwykekuglarstwo?

    - atwo jest ogupi gupcw -

  • stwierdzia Kossil.

    Thar zamilka, by unikn ktni. Arhajednak nie chciaa porzuca tematu.

    - Jak wyglda ten lud czarownikw? -zapytaa. - Czy naprawd s cali czarni imaj biae oczy?

    - S czarni i ohydni. Nigdy adnegonie widziaam - owiadczya zsatysfakcj Kossil. Pochylia swecikie ciao, wycigajc donie doognia.

    - Niech Boscy Bracia trzymaj ich zdala od nas - szepna Thar.

    - Nigdy wicej nie przyjd - rzeka

  • Kossil.

    Trzasny pomienie, zastukay o dachkrople deszczu, a w mrocznym korytarzuManan krzykn przenikliwie: Ha!Poowa dla mnie! Poowa!

  • Rozdzia pity

    wiato pod Wzgrzem

    Kolejny rok chyli si ku zimie.Umara Thar. Latem zapada na jakchorob: zawsze chuda, terazprzypominaa szkielet, pospna, terazprzestaa si odzywa. Tylko z Arhrozmawiaa czasem, gdy byy same.Potem zaprzestaa nawet tego i wmilczeniu odesza w ciemno. Arhatsknia za ni bardzo. Thar bya

  • wprawdzie surowa, lecz nigdy okrutna.Uczya Arh dumy, nie strachu.

    Teraz pozostaa tylko Kossil.

    Wiosn miaa przyby z Awabathnowa Najwysza Kapanka wityniBliniaczych Bstw, a do tego czasuArha i Kossil wsplnie zarzdzayMiejscem. Kobieta zwracaa si dodziewczyny: Pani i bya posuszna jejrozkazom. Lecz Arha nauczya si, byrozkazw nie wydawa. Miaa do tegoprawo, ale brakowao jej siy, apotrzebowaaby wiele si, by sprzeciwisi Kossil i jej zazdroci o wyszgodno, jej nienawici do wszystkiego,czego nie moga kontrolowa.

  • Odkd - dziki pokornej Penthe -Arha poznaa niewiar i pogodzia si zjej istnieniem, potrafia spokojnie i zezrozumieniem przyglda si Kossil. Wgbi serca Kossil nie ywia czci anidla Bezimiennych, ani dla bogw.Niczego nie powaaa prcz wadzy. Twadz dziery Imperator WyspKargadu, by wic w jej oczachprawdziwym Bogiem-Krlem i suyamu dobrze. Lecz witynie byy dla niejjedynie czym na pokaz, KamienieGrobowe odamkami skay. GrobowceAtuanu ciemnymi dziurami w ziemi -strasznymi, lecz pustymi. Gdyby moga,zakazaaby skadania hodw przedPustym Tronem. Gdyby si odwaya,pozbyaby si pierwszej Kapanki.

  • Nawet to Arha przyjmowaa zespokojem. Moe dziki Thar, cho tanigdy niczego nie powiedziaa wprost.W pierwszym stadium swej choroby,zanim umilka ostatecznie, prosia Arh,by odwiedzaa j co kilka dni.Rozmawiay wtedy, a Thar mwia oczynach Boga-Krla i jegopoprzednikw, o yciu w Awabath - orzeczach, ktre Arha powinna wiedziejako wysoko postawiona kapanka, leczktre rzadko byy pochlebne dla Boga-Krla i jego dworu. Opowiadaa te owasnym yciu i o tym, jak wygldaa ico robia Arha przed mierci. Czasemwspominaa te o sprawach mogcychjej zagraa lub sprawia trudnoci wobecnym yciu. Ani razu nie wymienia

  • imienia Kossil. Arha jednak byauczennic Thar od jedenastu lat iwystarczyo jej napomknienie czyzmiana tonu, by zrozumiaa izapamitaa.

    Kiedy dobiegy koca pospneceremonie aoby, Arha staraa siunika Kossil. Po wykonaniucodziennych obowizkw i dopenieniurytuaw wracaa do swej samotnejsiedziby. Gdy tylko pozwala jej czas,sza do komory za Tronem, otwieraaklap w pododze i schodzia wciemno. Dniem czy noc - na dole niebyo midzy nimi rnicy - prowadziasystematyczne badania swej domeny. DoPodgrobia, witego miejsca, mogy

  • wchodzi jedynie kapanki i ichnajbardziej zaufani sudzy. Kady innymczyzna czy kobieta, ktrzy by tutrafili, zginliby z pewnoci raenigniewem Bezimiennych. Lecz wrdregu, ktre poznaa, adna niezakazywaa wkraczania do Labiryntu.Nie byo potrzeby. Mona byo tamwej jedynie przez Podgrobie, zreszt,czy muchy potrzebuj prawa, ktre by imzakazywao wlatywa w pajcz sie?

    W bliskie rejony Labiryntu czstozabieraa Manana, by pozna waniejszedrogi. Szed bez entuzjazmu, ale nieprotestowa. Arha upewnia si te, esudzy Kossil, Duby i Uahto, wiedz jakdotrze do Komnaty acuchw i

  • potrafi wyj z Podgrobia. Nic wicej.Nigdy nie braa ich do Labiryntu. Niechciaa, by ktokolwiek poza cakowiciejej oddanym Mananem pozna te tajemnekorytarze. Naleay bowiem do niej itylko do niej, na zawsze. Zaczadokadne badania Labiryntu. Wielejesiennych dni spdzia chodzc po niemajcych koca tunelach, a wciistniay regiony, do ktrych nigdy niedotara. Bya zmczona ledzeniemogromnej, bezsensownej pajczyny drg,nogi j bolay i znuenie ogarniaoumys, wci zajty liczeniem zakrtw iwylotw, ktre omina i ktre miaaprzed sob. Labirynt by cudem:wytyczony w skale jak wielkie miasto,stworzony jednak, by mczy i nuy

  • chodzcych po nim miertelnikw.Nawet jego kapanka musiaawyczuwa, e nie jest on niczym innymjak tylko wielk puapk.

    Tak wic, w miar jak upywaa zima,zaja si dokadnym badaniem samejSali, otarzy, komr za i pod otarzami,pokoi penych skrzy i puzder,zawartoci tych skrzy i puzder, przeji schowkw, penych kurzu miejsc podkopu, gdzie gniedziy si setkinietoperzy, piwnic i podpiwniczebdcych przedpokojami korytarzyciemnoci.

    Z domi i rkawamiuperfumowanymi such sodycz mchu,ktry rozsypa si w py, nie ruszany od

  • omiu stuleci, z czoem umazanymlepkim brudem pajczyn, klczaaczasem godzinami studiujc rzeby napiknym, nadgryzionym zbem czasukufrze z cedrowego drewna - darze dlaBezimiennych Mocy Grobowcw odjakiego krla sprzed wiekw.Przedstawiono tam samego krla:malek, wyprostowan posta zwielkim nosem, i Sal Tronu zespaszczon kopu i kolumnami przedbram, wszystko wyryte delikatnie przezartyst od setek lat bdcego tylkopyem. Na paskorzebie widziaaJedyn Kapank, jak wdychaoszaamiajce opary z brzowych mis iprzepowiada albo doradza krlowi,ktrego nos odama si na tym

  • fragmencie wieka. Twarz Kapanki byazbyt maa, by rozrni rysy, lecz Arhawyobraaa sobie, e to jej wasneoblicze. Zastanawiaa si, copowiedziaa wtedy krlowi i czy by jejwdziczny.

    Miaa w Sali Tronu swoje ulubionemiejsca, jak inne dziecko mogoby jemie w domu zalanym socem. Czstowracaa na may stryszek ponad jedn zkomnat sucych za garderoby w tylnejczci Sali. Zoono tu dawne szaty ikostiumy, pozostae z czasw, gdywielcy krlowie i ksita przybywaliskada hody w Miejscu GrobowcwAtuanu, uznajc potg wiksz ni ichwasna i jakiegokolwiek miertelnika.

  • Czasami ich crki, ksiniczki, wkadayte biae jedwabie zdobione topazami iciemnymi ametystami, by taczy zKapank Grobowcw. Znalaza mae,malowane stoliki z koci soniowej,gdzie przedstawiono taki taniec, a takeksit i krlw czekajcych przedbram, gdy ani wtedy, ani teraz adenmczyzna nie mg postawi stopy naziemi Grobowcw. Jednak dziewice,odziane w biay jedwab, mogy wej itaczy z Kapank. Sama Kapankazawsze, wtedy i teraz, nosia szorstk,czarn, rcznie tkan szat. Arha lubiajednak przychodzi tu i dotykamikkiego, przegniego ju materiau iklejnotw odrywajcych si od tkaninypod wasnym niewielkim ciarem. Z

  • tych skrzy unosi si zapach rny odwoni mchu i kadzida wity, bardziejwiey i delikatny - aromat modoci.

    W skarbcach spdzaa czasem canoc, klejnot po klejnocie poznajczawarto jakiej skrzyni, przerdzewiazbroj, poamany piropusz hemu,klamry, szpile i brosze z brzu, kutegosrebra lub litego zota.

    Nie przestraszone jej obecnocisowy siedziay na krokwiach, mrucswe te oczy. wiato gwiazdwlizgiwao si przez dachwki, czstosypa nieg, delikatny i zimny jak te starejedwabie, rozpadajce si w nico poddotkniciem rki.

  • Pewnej nocy stwierdzia, e w Salijest zbyt zimno. Posza do klapy,podniosa, zsuna si na stopnie izamkna j nad sob. Potem ruszyawrd ciszy dobrze ju poznan drog:korytarzem do Podgrobia. Tam,naturalnie, nigdy nie palia wiata. Jelimiaa latarni, czy to idc do Labiryntu,czy te aby noc nie potyka si nadrodze nad ziemi, gasia j, zanimzbliya si do wielkiej groty. Nigdy jejnie ogldaa, nigdy, przez wszystkiegeneracje swego kapastwa. Teraztake zdmuchna wiec i niezwalniajc kroku sza przez czer,zwinna jak ryba w ciemnych wodach.Tutaj, zim czy latem, nie istniao zimnoni gorco, niezmiennie panowa ten sam

  • chd i lekka wilgo. Na grze lodowatewichry dmuchay niegiem przezpustyni. Tu nie byo wiatru, nie byopr roku. Grota trwaa zamknita,nieruchoma, bezpieczna.

    Arha zmierzaa do MalowanejKomnaty. Od czasu do czasu lubia tamchodzi i przyglda si niezwykymciennym malowidom, ktre blasklampy wydobywa z ciemnoci.Przedstawiay ludzi z wielkimiskrzydami, powanych i smutnych. Niktnie mg jej wyjani, kim byli, gdynigdzie indziej w Miejscu nie byotakich obrazw. Sdzia jednak, e toduchy przekltych, ktrzy nie mog siodrodzi. Malowana Komnata leaa w

  • gbi Labiryntu, wic Arha musiaanajpierw przej przez wielk grot podKamieniami Grobowymi. A kiedyzbliaa si do niej opadajcym w dkorytarzem, dostrzega nagle, e wmroku rozkwita delikatna szaro, jakbywspomnienie blasku, echo echaodlegego wiata.

    Sdzia, e to zudzenie, czste wabsolutnej ciemnoci. Zamkna oczy ipoblask znikn. Otworzya - i pojawisi znowu.

    Zatrzymaa si i stana nieruchomo.Szaro, nie czer... lad wiata tam,gdzie nic nie mogo by widoczne, gdziemoga istnie tylko ciemno.

  • Postpia kilka krokw przed siebie iwysuna rk za skrt ciany tunelu.Niewyranie i nieskoczenie delikatnie,widziaa jednak kontury swej doni.

    Sza dalej. Rzecz bya tak niezwyka,e nie budzia lku - w wykwit wiatatam, gdzie nigdy go nie byo, wnajgbszym grobowcu ciemnoci. Szabezgonie, bosa, w czarnej szacie.Zatrzymaa si przed ostatnim zakrtem,potem wolno zrobia jeszcze jedenkrok... Spojrzaa i zobaczya.

    Zobaczya to, czego nie widziaanigdy, cho ya ju tysice razy: wielk,sklepion grot pod KamieniamiGrobowymi, nie ludzk rk stworzon,lecz mocami Ziemi. Zdobiy j klejnoty

  • krysztaw i ornamenty stalaktytw,koronki siarki tam, gdzie cae epokitemu dziaaa woda. Bya olbrzymia.Strop i ciany migotay, skrzyy sidelikatnymi, zawiymi wzorami, paacdiamentw, dom ametystw i krysztau,z ktrego gloria blasku przegnaapradawn ciemno.

    wiato, ktre zdziaao ten cud, niebyo zbyt jasne, olepiao jednakprzyzwyczajone do mroku renice. Byodelikatnym lnieniem, bdnym ognikiempyncym wolno przez grot, budzcymtysiczne rozbyski w klejnotachsklepienia, poruszajcym na cianachtysice fantastycznych cieni.

  • wiato pono na czubku drewnianejlaski - bez dymu, nie spalajc drewna.Laska tkwia w ludzkiej doni. Arhadostrzega twarz tego czowieka...ciemn twarz... twarz mczyzny.

    Nie poruszya si.

    Czowiek bardzo dugo spacerowatam i z powrotem, jak gdyby czegoszuka. Zaglda za koronkowe kataraktykamieni, przyglda si wylotom kilkukorytarzy. Nie wchodzi w nie jednak. AKapanka Grobowcw nadal staa bezruchu w ciemnym kcie tunelu. Czekaa.

    Najtrudniej byo uwiadomi sobie,e patrzy na obcego. Bardzo rzadkowidywaa obcych. Zdawao jej si, e to

  • jeden z dozorcw... nie, ktry zmczyzn zza muru, pastuch czy stranik,niewolnik Miejsca. I e przyszedodkry tajemnice Bezimiennych, moeokra Grobowce...

    Ukra co. Obrabowa MoceCiemnoci. witokradztwo - sowo to zwolna pojawio si w mylach Arhy.By mczyzn, a aden mczyzna niemg dotyka ziemi witego Miejsca.A jednak ten wszed tutaj, do grotybdcej sercem Grobowcw. Wkroczydo wntrza. Zapali wiato tam, gdziebyo zakazane, gdzie nie istniao odpocztku wiata. Dlaczego Bezimiennigo nie porazili?

    Sta teraz i patrzy na nierwne,

  • kamieniste podoe. Wida byowyranie, e kopano tutaj, a dzasypano na powrt. Nie udeptanowszystkich grud ziemi, wydobytych nawierzch przy kopaniu grobw.

    Wadcy poarli tamtych trzech.Dlaczego nie poeraj tego? Na coczekaj?

    Na rce, by dziaay... Na jzyk, byprzemwi...

    - Id! Odejd! Przepadnij! - krzyknanagle jak moga najgoniej.

    Echa zahuczay przenikliwie izdawao si jej, e drenie zamazujerysy tej smagej twarzy, zwrconej z

  • zaskoczeniem w jej stron. Przez jednchwil intruz spoglda poprzezporuszon dwikiem wspaniaogroty... i zobaczy j. Wtedy zgasowiato. Znikno oszaamiajce pikno.Pozostaa jedynie ciemno. I cisza.

    Znw potrafia myle. Zamaa czarblasku.

    Musia tu wej przez drzwi wczerwonej skale, Bram Winiw, ipewnie tamtdy sprbuje ucieka.Szybka i cicha, jak mikkoskrzyda sowaprzebiega poow obwodu groty dotunelu, prowadzcego do tamtych wrt,otwierajcych si tylko z zewntrz. Nieczua adnego powiewu, wic niezostawi bramy otwartej. Zamkna si

  • za nim i teraz, jeli tylko wszed dotunelu, znalaz si w puapce.

    Ale nie wszed. Bya tego pewna. Takblisko, w tak ciasnym korytarzu,syszaaby jego oddech, czua ciepo,puls jego ycia. Nie byo nikogo. Staawyprostowana i nasuchiwaa. Gdzieposzed?

    Ciemno napieraa na oczy jakbanda. Widok Podgrobia wytrci j zrwnowagi, nie potrafia skupi myli.Znaa t grot wycznie jako obszarokrelany suchem, dotykiem palcw,