Expionage 01

80
01 CZERWIEC 2012 | EXPIONAGE | 1 W Y W I A D m a g a z y n d l a w y m a g a j ą c y c h PREZENTACJE Le Parkour | 01 CZERWIEC2012 | CO TO JEST Ania Kasprzyk Coach dla maluchów

description

Magazyn dla aktywnych, wymagających i ciekawych świata czytelników. Dla naładowanych energią młodych rodziców, którzy nie chcą rezygnowąc z życia pełnego pasji i tą pasją chcą zarażąć swoje dzieci. Dla ludzi, którzy chcą garściami czerpać ze świata to co najlepsze i to samo chcą zapewnić swoim dzieciom.

Transcript of Expionage 01

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 1

W Y W I A D

m a g a z y n d l a w y m a g a j ą c y c h

PREZENTACJE

LeParkour

| 01CZERWIEC2012 |

CO TO JEST

Ania KasprzykC o a c h d l a m a l u c h ó w

2 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E D Y T O R I A L

Drodzy czytelnicy!Czy nie odnosicie wrażenia, że na najbardziej popularnych portalach internetowych królują tematy dotyczące wyłącznie polityki i celebrytów? Czy nie czujecie się zasypywani ogromną ilością negatywnych informacji? Czy nie odnosicie wrażenia, że większość „niusów” nic nie wnosi do Waszego życia? My odnieśliśmy takie wrażenie i postanowiliśmy to zmienić.

Chcemy Wam zaproponować zupełnie nowy magazyn, w którym nie znajdziecie narzekania, katastrof, czy plotek. W „Expionage” skupiamy się przede wszystkim na pozytywnych akpektach życia. Prezentujemy aktywnych i zakręconych ludzi, którzy mają jasno wytyczone cele i z determinacją do nich dążą. Co szczególnie istotne, pokazujemy, że i w Polsce da się wiele zrobić. Chcemy uświadomić ludziom, że za pomocą własnej aktywności mogą osiągnąć swego rodzaju wolność.

Uważamy też, że jednym z fundamentów aktywnego społeczeństwa jest edukacja. To my, dorośli, jestesmy odpowiedzialni za to, kim będą nasze dzieci i tylko nasz przykład może się stać dla nich jasną wskazówką na przyszłośc. Możemy im pokazać, jak piękne może być życie, jeśli tylko odważymy się na własną wielkość.

Mamy nadzieję, że w każdym numerze znajdziecie coś ciekawego do poczytania. Coś, co zainspiruje Was do pojęcia ryzyka i wzięcia spraw w swoje ręce.

Powodzenia i miłej lektury!Katarzyna Grzebyk

4Ania Kasprzykcoach dla maluchów

40CO TO JEST

preZENtacje70

Autorzy: Angelika Buczek, Adrian Grzebyk,

Monika Sala, Aleksandra Święcicka.

Korekta: Jarosław Pawłowski

Projekt graficzny i skład: Katarzyna Grzebyk

Zdjęcia: Shutterstock®,

Elżbieta Krzyżanowska-Miska, Katarzyna Grzebyk

Strona www: Arkadiusz Mielniczek

Kontakt: [email protected]

[email protected]

www.facebook.com/Expionage

18downhillEKSTREMALNY ZJAZD

30 W I E L K O Ś ĆOdważ się na własną

52EDUKACJAdomowa

62parkourLe

4 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

ANIAKASPRZYK

dlamaluchów

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 5

ANIAKASPRZYK

COACHdlamaluchów

6 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D

CHODZIĆNA KARATE?

Jak to się stało,że grzeczna dziewczynka

ze szkoły muzycznejzaczęła w tajemnicy przed rodzicami

Ania Kasprzyk: To prawda, chodziłam do szkoły muzycznej, natomiast zawsze marzyłam o sztukach walki, na które rodzice niespecjalnie wyrażali zgodę. Więc po prostu znalazłam szkołę karate, do której się zapisałam. Patrząc na to z perspektywy czasu, zastanawiam się, jak to było możliwe, że dwunastoletnie dziecko było w stanie zapisać się na kurs sztuki walki zupełnie bez wiedzy rodziców, ale faktycznie zaczęłam trenować. W końcu im się przyznałam, bo to było raczej trudno ukryć.To jak długo się ukrywałaś?Około kilku miesięcy, nie pamiętam dokładnie. Było mi trochę trudno, bo mieliśmy wtedy więcej prób w szkole muzycznej. I rzekomo na nie chodziłam,

nie na wszystkie zresztą, więc to było szyte grubymi nićmi. Ale w końcu się przyznałam, i okazało się, że da się te rzeczy połączyć.I co powiedzieli rodzice?Byli przeciwni, bo nie zgadzało się to z ich wizją mnie: dziewczynki grającej na fortepianie. Chcę podkreślić, że fortepian do tej pory sprawia mi wielką frajdę i nigdy nie miałam poczucia, że byłam zmuszana do nauki. Chciałam chodzić do szkoły muzycznej, ale oprócz tego robić inne rzeczy. Natomiast szkoła muzyczna ograniczała sportowo, przynajmniej wtedy przeważało takie podejście, że jak się gra na fortepianie, to trzeba uważać na piłkę, uważać na wf-ie, itd. A mnie zawsze ciągnęło do różnych sportów.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 7

W Y W I A D

NA KARATE?

Chęć robienia różnych rzeczy – i to w inny sposób niż ktoś od Ciebie oczekuje – – pozostała Ci chyba do dzisiaj, prawda? Zajmujesz się tak wieloma sprawami, że trudno je wymienić. Z łatwością dałoby się obdarować nimi dwie, trzy osoby.Rzeczywiście, faktycznie tego jest dość dużo choć na co dzień tego nie dostrzegam.No to przyjrzyjmy się tym „różnym rzeczom” po kolei.Prowadzę Akademię Aktywnych i Kreatywnych, w której odbywają się zajęcia dla dzieci w wieku od 1 do 6 lat oraz warsztaty dla rodziców. Najważniejsze w tym projekcie są Twórcze Zabawy dla dzieci, ale tak naprawdę równie dużo czerpią z Akademii rodzice, zwłaszcza w kwestii budowania relacji z maluchami. Tworzenie silnych i dobrych relacji rodziców z dziećmi przy wspólnej zabawie to dla mnie główny cel Akademii. A że lubię się tym zajmować i nie wyobrażam sobie, żebym mogła przestać, to nawet jeżeli będę kiedyś miała wystarczającą liczbę pracowników, którzy mogliby mnie zastąpić, tak czy inaczej będę prowadzić Akademię aktywnie przez cały czas.Kolejna rzecz?Druga sprawa to projekt Małe Smoki współtworzony z Krakowskim Centrum Taekwon-Do, czyli zajęcia taekwondo

dla dzieci w wieku od 4 lat. To są te dwie najważniejsze rzeczy, które stanowią moją pasję, a jednocześnie pracę.Małe Smoki to jest Twój własny projekt?Tak, choć bardzo chciałabym podkreślić, że zajęcia Małych Smoków są związane z Krakowskim Centrum Taekwon-Do. Mikołaj Kotowicz (szef KCT – przyp. red.) dał mi bazę, wiedzę i możliwości, ale sam pomysł, żeby szkolić dzieciaki, jest moją inicjatywą.Żeby zacząć uczyć Małe Smoki, sama musiałaś osiągnąć dużo w taekwondo. Jak długo ćwiczysz?Od sześciu lat, niezbyt długo, choć trenowałam bardzo intensywnie, zwłaszcza na początku.Bardzo wiele udało Ci się osiągnąć w taekwondo. Masz przecież stopień mistrzowski.Tak. Udało mi się go zdobyć i to – co ciekawe – w wieku lat 32. Egzamin zdawałam z bandą osiemnasto-, dwudziestolatków, co było dla mnie prawdziwym wyzwaniem, i kondycyjnie, i ogólnie, biorąc pod uwagę wymagania tej sztuki walki. To moje wielkie zrealizowane marzenie.Mnóstwo osób, mając dwie córki, w pewnym momencie powiedziałoby, że z tego powodu „czegoś tam nie są już w stanie zrobić”. Panuje stereotyp, że kiedy mamy już dzieci, nie mamy już czasu dla swoich pasji. Jak Ty go znajdujesz?

że grzeczna dziewczynka

8 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D

Dzieci nigdy nie stanowiły powodu, dla którego miałabym się szczególnie ograniczać. Ale nie chodzi wcale o to, żeby je ignorować. Zawsze starałam się włączać je w swoje życie i pasje. Czyli zamiast poświęcić się tylko córkom, zapominając o sobie samej, starałam się, o ile było to możliwe, żyć w miarę tak, jak wcześniej, i włączać je w to. Oczywiście, potrzebna jest wtedy dużo większa elastyczność i jakiś rodzaj luzu, bo przecież nie wszystkie cele da się osiągnąć razem z dziećmi. Ale na przykład nigdy nie przestałam jeździć na nartach i odkąd tylko się dało córki włożyć na narty, jeździły ze mną.Właśnie, narty. Niedawno zrobiłaś kurs instruktora narciarskiego.Tak, legitymację noszę nawet w portfelu – na szczęście.Dlaczego właśnie teraz?Bo jest mi to potrzebne, żeby formalnie, oficjalnie, zgodnie z przepisami uczyć dzieci jeździć na nartach. A pomaganie im w zdobywaniu kolejnych poziomów umiejętności sprawia mi dużą frajdę.Czyli jest to kolejna rzecz, którą można osiągnąć po trzydziestce.Na nartach jeżdżę od małego, można powiedzieć – od zawsze. Nigdy natomiast nie potrzebowałam uprawnień instruktorskich. Od kiedy jednak funkcjonuje Akademia i Małe Smoki, zdarzyło mi się wiele osób nauczyć

jeździć na nartach. Zrobiłam więc kurs, żeby to sformalizować. Faktycznie, może dość późno w porównaniu do większości osób, które często zdobywają uprawnienia już na studiach. Kurs był mi autentycznie potrzebny, bo szkółka narciarska i snowboardowa ruszą w Akademii najbliższej zimy.Czyli jest to Twój kolejny pomysł na rozwój Akademii.Tak. Pomysł na Akademię jest taki, aby ją okleić ze wszystkich stron różnymi zajęciami dla dzieci, możliwie jak najmłodszych, co jest dla mnie szczególnie ważne, oczywiście przy uwzględnieniu kwestii bezpieczeństwa. Nie będziemy pakować na narty dwulatka, ale już trzylatka – czemu nie? I kolejna, kluczowa dla mnie sprawa: to mają być zajęcia rekreacyjne, a nie wyczynowe. Szkółki zawodnicze już istnieją, natomiast moja wizja jest taka, że nauka ma sprawiać dzieciom frajdę i być przede wszystkim wypoczynkiem dla całej rodziny.Twoje córki też są bardzo aktywne. Tymczasem wielu rodziców narzeka, że ich dzieci spędzają całe dni przed komputerem i nie są zainteresowane niczym innym. Czy trudno jest zmusić dzieci do aktywności?Zmuszanie dziecka do robienia czegoś, do czego sami nie mamy przekonania, nosi znamiona przymusu i nie jest dobrze odbierane. Natomiast wiele tkwi prawdy w powiedzeniu: „Słowa uczą – przykłady pociągają”. Jeżeli

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 9

W Y W I A D

Zaczęło się od tego, że Paulina ma teraz na historii średniowiecze, podawane w takiej bardzo książkowo-zeszytowej formie. Mieli co prawda w szkole jakieś spotkanie z ludźmi, którzy przywieźli stroje z epoki, żeby dzieciaki mogły sobie to wszystko pooglądać, natomiast takich atrakcji nadal jest trochę za mało, aby dzieci naprawdę zaciekawić. A przynajmniej dla mojej Pauliny to za mało, bo ona jest przyzwyczajona do tego, że wiedzę przekazuje się w sposób bardzo atrakcyjny. Więc będąc w Koninkach obejrzałam mapę i w pobliskiej miejscowości znalazłam średniowieczną

rodzic coś robi, ma do tego przekonanie, nie robi tego dla dziecka, tylko dlatego, że to lubi, dzieci w sposób automatyczny podchwytują pasję. Wiadomo, że czasami wymaga to od rodzica przygotowania, czy to sprzętowego, czy organizacyjnego, ale tak naprawdę dzieci zmuszać do niczego nie potrzeba.Ostatnio wzięłaś dziewczynki na wieczorne zwiedzanie Krakowa. Oglądanie zabytków to nie jest coś, co się dzieciom (a także rodzicom) może wydawać atrakcyjne. W jaki sposób udało Ci się sprzedać im to jako coś fajnego?

10 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D

kapliczkę. Pojechałyśmy i wycieczka sprawiła obu dziewczynom wielką frajdę. Wtedy pojawił się pomysł, żeby zwiedzić Kraków, w którym w końcu mieszkamy. Tym razem wzięłyśmy mapy z informacji turystycznej i poszłyśmy odwiedzić Smoka Wawelskiego. I choć widziałyśmy go już wiele razy, nadal była to dobra zabawa i okazja, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Sama po raz pierwszy zauważyłam, że Smok ma kilka głów, a nie jedną, i widać to dobrze z perspektywy Smoczej Jamy. Potem obeszłyśmy Wawel, pozastanawiałyśmy się, jak to musiało wyglądać kilkaset lat temu i jak bawiły się wtedy dzieci. Na zakończenie poszłyśmy na lody. Cała wycieczka trwała może półtorej godziny. Po raz kolejny przekonałam się, jak niewiele trzeba, żeby coś zrobić w inny i atrakcyjny sposób.Trzeba chcieć.No tak, trzeba chcieć. A jeżeli dzieciom poda się coś w takiej trochę atrakcyjniejszej formie, to chwytają i są chętne.Tylko jak to zrobić, żeby chcieć? Przy obecnym tempie życia, nawale obowiązków i stresu, większość ludzi mówi, że nie ma sił na nic. Skąd Ty czerpiesz energię?Dużo energii dają mi ludzie, z którymi pracuję. Jeżeli ja im daję swój entuzjazm, dostaję go z powrotem tyle, że z tą energią można zrobić wszystko.Jakieś inne sposoby?Z lasuZ lasu?

Tak. Dużo czasu spędzam w Koninkach.Koninki to kolejny z Twoich projektów.(Śmiech). Nie wiem, czy Koninki można nazwać moim projektem, jest to na pewno miejsce, z którego czerpię energię. Mam takie miejsce w Koninkach, do którego wyjeżdżam z dziećmi w każdej wolnej chwili i docelowo bardzo chciałabym tam zamieszkać. Ja mam to szczęście, że mam w Koninkach dom rodzinny, ale jest to na tyle blisko Krakowa, że każdy może tu w wolnej chwili przyjechać, i zaczerpnąć z natury trochę energii.Jesteś też zaangażowana w wiele spraw, które się w Koninkach dzieją, choćby poprzez ich promocję na Facebooku. To również Twoje inicjatywy?Do Koninek przyjeżdżam od dziecka i jestem z nimi bardzo związana emocjonalnie. To miejsce specyficzne. Dużo osób zna je z okresu PRL-u  i, moim zdaniem, dobrze byłoby, żeby jeszcze więcej ludzi poznało je teraz, bo nadal są piękne. Przede wszystkim staram się tutaj organizować obozy oraz wycieczki weekendowe i bardzo się cieszę, że coraz więcej osób, które miały jakieś związki z Koninkami w przeszłości, również dąży do tego, by coś dla tego miejsca zrobić. Myślę, że będzie takich inicjatyw coraz więcej, nawet dzisiaj byłam na kilku spotkaniach i mam nadzieję, że coś się z tego ciekawego urodzi.Pozwól, że wrócę na chwilę do muzyki. Wspominałaś, że dalej jest dla Ciebie ważna. Zaczęłaś też szkolenia z emisji głosu.Szkoła muzyczna wyposażyłam mnie w narzędzia, można powiedzieć, że nauczyła

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 11

W Y W I A D

mnie nowego języka – mogę czytać nuty, grać, sprawia mi to wiele radości. Uwielbiam też śpiewać. W szkole śpiewałam w chórze, ale potem nie miałam styczności z muzyką, więc robiłam to głównie dla siebie. I od roku chodzę na zajęcia z emisji głosu.Jak Ci się udało znaleźć czas i na to?Tak się szczęśliwie złożyło, że pani, która mnie uczy, ma czas między 14.00 a 15.00 we wtorki, a to idealny moment, bo moje dzieci

są jeszcze w szkole i przedszkolu, a ja z kolei nie prowadzę już zajęć. W związku z tym mogę się wyrwać na lekcje. Gdyby to było rano lub późniejsze popołudnie, nie dałabym rady.Ktoś mógłby ten czas wykorzystać, żeby posiedzieć przed telewizorem lub w internecie.Ja bardzo lubię internet i telewizję.Uczyłaś się też jeździć samochodem w trudnych warunkach?

12 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D

warunkach. Na razie w miarę sobie radzę, ale chciałabym poprawić technikę.Czyli kolejna rzecz na celowniku?Tak, i słowo daję, że to zrobię.Nie wątpię. A wybiegając w przyszłość, co jeszcze chcesz zrobić? Słyszałem, że chcesz zorganizować bieg na 11 listopada.

Uczyłam się – to za dużo powiedziane. Po prostu poznałam dwóch żołnierzy, którzy zrobili mi taki krótki indywidualny kurs, nauczyli kilku pomocnych technik.A planujesz coś więcej w tym kierunku?Dużo jeżdżę w zimie, więc chciałabym się nauczyć dobrze kierować w takich

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 13

W Y W I A D

Tak, w zeszłym roku w Koninkach zorganizowaliśmy z okazji 11 listopada taki bardzo kameralny bieg z flagami i numerami startowymi dla kilku rodzin z dziećmi. W tym roku chciałabym zrobić to na większą skalę, z tym że mam zamiar zachować rodzinny i przede wszystkim rekreacyjny charakter imprezy. W ogóle ważna jest dla mnie z jednej strony rekreacja, a z drugiej jednoczenie rodzin z dzieciakami, żeby można było coś wspólnie robić. Współpracuję też z Gorczańskim Parkiem Narodowym i myślę, że wyjdą z tego jakieś projekty dla dzieci związane z chodzeniem po górach, oczywiście na miarę małych nóżek.Turystyka dla dzieci?To jest coś, co staram się promować: turystykę z nosidełkami i wózkami. Zależy mi, aby rodzice nawet z małymi dziećmi gdzieś chodzili, coś robili. W Akademii opracowujemy mapki, żeby te wycieczki były ciekawe. Żeby nie było to tylko nudne chodzenie po górach z rodzicami, tylko żeby te dzieci miały ze sobą na przykład kompasy, mapy itp. Kompasy są tanie, można je kupić wszędzie, a czerwona wskazówka się rusza i od razu jest wesoło. Dzieci mogą mieć małe notesiki, w których coś sobie zaznaczają, każde dziecko może mieć pudełko na znajdowane skarby itd.Skąd bierzesz te wszystkie pomysły?One się rodzą w lesie.

Czyli jeśli ktoś ma problemy z przepracowaniem, stresem, wypaleniem i cierpi na brak dobrych pomysłów, ma jechać do Koninek?Może i tak. (Śmiech). Mnie te pomysły same przychodzą do głowy, gdy tam jestem. Ale chciałabym dodać jeszcze, że chociaż mówimy ciągle o tym, co robię, i tego jest całkiem sporo, to mocno wierzę, że każdy z nas potrzebuje momentów zatrzymania, odpoczynku i totalnego wyciszenia. Faktycznie, żyję trochę na wysokich obrotach, z bardzo napiętym kalendarzem, a z drugiej strony nie chcę moim dzieciom narzucić takiego szaleństwa, bo one się o to nie prosiły. Dbam więc również o to, żeby miały czas pójść z kolegami na plac zabaw i po prostu na nim posiedzieć. Zwyczajnie pojeździć na rolkach czy posiedzieć przy komputerze. Sama jestem wielką fanką internetu i spędzam w nim sporo czasu. Całkiem dużo oglądamy też filmów.Z tego, co mówisz, wynika, że większość Twoich działań ma na celu bliższe związanie rodziców z dziećmi. Życie obecnie wygląda tak, że funkcjonujemy w dużym odosobnieniu. Mimo że mieszkamy w bardzo dużych skupiskach, niewiele czasu spędzamy razem. A wierzę, że warto ludzi jednoczyć wokół jakiejś inicjatywy. Tylko że do tego potrzebny jest animator, ktoś,

14 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D

To pomysł, który się zrodził w tym roku i myślę, że w przyszłym go zrealizujemy. Skoro mamy zajęcia dla rodziców z dzieciakami, to czemu nie zrobić takich zajęć na górce?Wyobrażam sobie, że wiele osób chciałoby mieć Twoje zdrowie i siły na to wszystko.Tak! Napisz jeszcze, że mam cukrzycę! (Śmiech).Ty się śmiejesz, ale jest mnóstwo osób, które uważają, że problemy zdrowotne typu alergia czy wada wzroku nie pozwalają (zwłaszcza ich dzieciom) na aktywne życie.Tak, chcę powiedzieć, że można robić to, co się chce, mimo problemów ze zdrowiem. Natomiast nie chcę używać tego argumentu, żeby jakoś się chwalić, że jestem aktywna, chociaż mam cukrzycę. Prawdę mówiąc, czasami nawet o niej zapominam, jest to po prostu jakaś stałe obecna część mojego życia. Oczywiście, czasami bardzo mnie to irytuje, bo zawsze trzeba myśleć o jedzeniu, o insulinie, o mierzeniu cukru. No, ale nie jest to coś, co może mnie powstrzymać. Rozmawiając z Tobą, odnoszę wrażenie, że Twoją główną cechą charakteru jest niezachwiana wiara w to, że tak naprawdę wszystko da się zrobić. Że wszystkie projekty da się zrealizować.To prawda, bardzo wierzę, że pomysły, które mi przychodzą do głowy, da się zrealizować.

kto to pociągnie. A ja się czuję w tej roli całkiem dobrze. Bardzo dobrze nawet.Dobra, podsumujmy. Bieg na 11 listopada i współpraca z Gorczańskim Parkiem Narodowym. Coś jeszcze?Tak, chciałabym, aby w Stacji Narciarskiej Koninki w Porębie Wielkiej stworzyć szkółkę narciarską, która będzie przeznaczona dla mieszkających tam dzieci i za którą nie będą musiały płacić. Kolejnym moim projektem narciarskim, który być może zostanie zrealizowany tej zimy, to osiedlowe szkółki dla bardzo małych dzieci. Maluch w wieku 3–4 lat naprawdę nie potrzebuje wilekich gór, żeby jeździć. Niezbędna jest, oczywiście, górka i śnieg, z czym w mieście bywa różnie, ale na początek niewiele więcej.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 15

W Y W I A D

Jest we mnie też coś z dziecka, które jeśli się na coś uprze, to po prostu to robi.I w niczym nie przeszkadza Ci bycie kobietą i matką?No właśnie. Wiele z tych rzeczy, które mnie ciekawią i którymi się zajmuję, nie należą do typowych zainteresowań kobiet, pomijając nawet narty, snowboard i taekwondo. Na przykład bardzo się interesuję survivalem,

a także skokami spadochronowymi. Wcześniej nie było okazji wspomnieć, ale zrobiłam też kurs skoczka spadochronowego.Zrobiłaś kurs skoczka spadochronowego???Tak.W zeszłe wakacje.Ile skoków masz za sobą? Tylko trzy i na razie nie mam czasu na kolejne, bo zaczęłam robić inne rzeczy. Natomiast jeśli pewne projekty się

16 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D

skończą, to może w przyszłe wakacje będę kontynuować moją przygodę ze skokami.I wybudujesz na osiedlu wieżę spadochronową. Coś się tam wymyśli (śmiech). No, ale wracając do tematu, mimo wszystkich tych „męskich” zainteresowań, bardzo cenię sobie bycie kobietą i wyglądanie jak kobieta. I z jednej strony podoba mi się niezależność pań, równouprawnienie i możliwość realizowania się na tych wszystkich polach, a z drugiej strony wciąż przemawiają do mnie takie bardziej tradycyjne, archetypiczne role kobiet i mężczyzn. Są bardzo fajne i zgadzam się z nimi. Uwielbiam być adorowana przez mężczyzn, uważam, że kobieta ma swoje miejsce w świecie, mężczyzna ma swoje miejsce w świecie i również dziecko ma swoje miejsce w świecie.Mimo wszystko twierdzę, że bardzo mocno wykraczasz poza kuchnię, a to jest to miejsce, które często kojarzy się z archetypiczną rolą kobiety w rodzinie.Poważnie? (Śmiech). Ale lubię gotować.Mimo że w archetypie Matki Polki nie ma skakania ze spadochronem, sądzisz, że każda kobieta może osiągnąć wszystko to, co sobie zamarzy? Że mają siłę i dadzą radę?Tak, to wykonalne. Niekoniecznie trzeba robić wszystko, ale jeśli tylko kobieta ma jakiś pomysł, jakąś pasję, to może i powinna ją uprawiać. Zwłaszcza kiedy jest się rodzicem, bo wtedy pokazujemy naszym dzieciom, co to jest zaangażowanie i że warto pewne rzeczy robić. Myślę, że matka, która poświęca

się tylko i wyłącznie dziecku, tak naprawdę zabiera mu coś bardzo wartościowego.Czyli ustanawiając dziecko w centrum swojego świata, rodzice zaniedbują ważną część wychowania? To stwierdzenie, które będzie trudne do zaakceptowania dla wielu osób.Wiele osób tak robi i bardzo łatwo wpaść w tę pułapkę, bo zachodząc w ciążę, zaczynamy się bardzo mocno angażować w nową rolę – istnieje przede wszystkim dziecko, niemal wyłącznie dziecko. Kobieta poświęca siebie i zaprzepaszcza w jakimś stopniu wielką szansę na to, by stać się dla dziecka wzorem do naśladowania. Odbiera sobie możliwość pełnienia funkcji pewnego rodzaju autorytetu w jakiejś dziedzinie. A to jest ważna rola rodzica.Czyli, kończąc ten wątek, uważasz, że jedną z najważniejszych rzeczy, które możemy dać naszym dzieciom, to przekonanie o sensie realizowania swoich pasji. Trzeba być przykładem tego, jak warto żyć?Zgadza się, myślę, że należy to pokazać dzieciom.Na zakończenie naszej rozmowy zapytam, czy jest jakieś motto, którym się kierujesz w życiu. Jakaś sentencja, która przypomina Ci o tym, że warto coś robić.Jest taki cytat, którym kieruję się w mojej pracy w Akademii: „Jeśli myślisz rok do przodu – zasiej ziarno. Jeśli myślisz dziesięć lat naprzód – posadź drzewo. Jeśli myślisz sto lat naprzód – ucz ludzi”.Czyli myślisz sto lat naprzód.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 17

W Y W I A D

robić tutaj, bo wierzę, że w Polsce można. Wiele pomysłów z innych krajów można zaszczepić u nas, dlatego tak bardzo lubię rozmowy z ludźmi zza granicy. To daje mi możliwość zobaczenia co jeszcze można zrobić tutaj.Chcesz zmienić nasz kraj?Tak, chcę zmienić nasz kraj. Wierzę, że się da i są wokół mnie ludzie, którzy też w to wierzą i coś w tym kierunku robią. I im więcej nas jest, tym więcej możemy wspólnie osiągnąć.

– rozmawiał Adrian Grzebyk

Tak. Wierzę w to, że moje bycie na ziemi to misja, którą mam spełnić. Jeżeli jest nią zaszczepianie ludziom pasji, to staram się to robić. Rzecz w tym, by marzenia przekuwać w rzeczywistość. Walt Disney powiedział: „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać”.Czy to możliwe w Polsce?W innych krajach czasami słyszę: „Fajnie byłoby, gdybyś tu przyjechała, tyle mogłabyś tu zrobić”. A ja nie chcę robić tego tam, ja chcę to

18 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

downhillEkstremalny zjazd

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 19

downhillW grupie zapalonych downhillowców są osoby, które uwielbiają, gdy śmierć zagląda im w oczy, gdy mogą „polecieć” jak najdłużej i z jak największą prędkością przez całą trasę. Liczy się tylko i wyłącznie ta chwila lotu, adrenalina, wyznaczanie sobie nowych granic do przełamywania, a właściwie przeskakiwania, bo wspólna pasja ekstremalnego kolarstwa górskiego

pozwala znosić ból, kontuzje, złamania. Downillowcy to prawdziwi fighterzy, którzy nie boją się żyć w pełni, nawet gdy sport, oprócz uczucia całkowitej wolności, może nieść za sobą duże problemy zdrowotne lub zagrożenie życia. Nie na darmo mówi się jednak: jest ryzyko, jest zabawa. Właśnie to motto pozwala downhillowcom osiągać coraz to zawrotniejsze prędkości i „latać” na rowerze w spektakularny sposób.

Ekstremalny zjazd

Downhill, czyli potocznie DH, zaprasza wszystkich śmiałków do przygody na dwóch kółkach. Wystarczą tylko dobre chęci, odwaga, skłonność do podejmowania ryzyka i solidny rower wraz z systemem zabezpieczeń,

a także ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków. Tak właśnie zaczyna się przygoda wielu pasjonatów downhillu w Polsce. Nie

potrzebne są specjalne szkolenia czy kursy, wszystkiego nauczysz się sam w praktyce lub nauczą Cię inni pasjonaci tego ekstremalnego sportu.

Lesne sza lenstwo

20 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

Od amatora do zawodowstwa

22-letni Adam Moskal swoją przygodę z downhillem rozpoczął jako 15-latek. Na swoim koncie ma już m.in. 7. miejsce w zeszłorocznej klasyfikacji generalnej Pucharu Polski. Podczas tegorocznej inauguracji Pucharu Polski w Wiśle zajął 18. miejsce wśród 350 zawodników polskich i zagranicznych (zdominowanych przez Czechów i Słowaków) i wciąż zamierza walczyć o lepsze noty. Na łamach magazynu zgodził się podzielić swoimi opiniami i wrażeniami jako zagorzały pasjonat downhillu. – Pasję do rowerów zaszczepił we mnie mój wujek, kiedy byłem jeszcze mały. Kolarstwem grawitacyjnym zainteresowałem się dopiero pod koniec 2007 r. Zabawa w ekstremalną odmianę rowerów wyewoluowała dość szybko. Poznałem wówczas kilku jeżdżących w okolicy chłopaków, a parę miesięcy później na osiemnastkę zafundowałem sobie pierwszy rower całkowicie przystosowany do downhillu. Podłapywałem to, co robili starsi koledzy i uczyłem się od nich. Obecnie DH jest dla mnie częścią życia i bez niej nie umiałbym już normalnie funkcjonować – mówi Moskal.

Szum wiatru, zawrotna prędkość to oderwanie się od szarej rzeczywistości, którego tak bardzo potrzebuje każdy z nas.Kolarstwo grawitacyjne staje się w Polsce coraz bardziej popularne, a jego narodziny sięgają końcówki lat 90. W ostatnich latach wzrosła świadomość, że ten sport wymaga nie tylko stworzenia dobrych tras w Polsce, ale przede wszystkim przychylnego nastawienia lokalnych mieszkańców, gdyż to za ich sprawą turystyka i gospodarka w terenach górskich nie musi narzekać na stagnację.Mieszkańcy terenów górskich odbierają downhillowców pozytywnie i witają ich z otwartymi rękoma. Rowerzyści to dla nich szansa na dodatkowy zarobek – zwłaszcza dla właścicieli wyciągów, które latem nie są tak oblegane jak zimą. Pasjonaci downhillu to także kolejna możliwość zarobku dla wielu właścicieli pensjonatów czy campingów. Nie wszędzie jednak rzeczywistość jest tak różowa. W centrum i na północy kraju, gdzie na lokalnych małych górkach grupa chłopaków zbuduje sobie trasę z przeszkodami, sprawa wygląda zgoła inaczej. Pieniędzy nikt za korzystanie z takiej atrakcji nie dostaje, a niestety u wielu ludzi o bezinteresowność wyjątkowo trudno. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie szukał przysłowiowej dziury w całym.

S P O R T

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 21

S P O R T

22 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

Problem czasami stwarzają również rodzice, których dziecko np. złamało sobie rękę. Wówczas dochodzi do niszczenia tras w odwecie za doznaną przez dziecko przypadkową krzywdę. Niewiele osób pomyśli, że w większości takich wypadków dzieciak nie był pilnowany, nie dysponował ani podstawowym wyposażeniem, jakim jest kask, ani odpowiednim rowerem. Zdarza się, że nieodpowiedzialność pojedynczych osób doprowadza do zniszczenia tras, a niestety wciąż trudno o pozyskanie pieniędzy na budowę infrastruktury sportowej, dzięki której młodzi ludzie będą mogli rozwijać się w ekstremalnym kolarstwie górskim. Szkoda, bo trasy rowerowe powstają przecież na koszt ludzi zainteresowanych DH i gminy to nic nie kosztuje. Wspomina się, że Polska stara się naśladować zachodnie wzorce, a zamiast wejść w dialog o DH i wspólnie działać w kierunku jego rozwoju, wciąż widzimy blokowanie pomysłów dotyczących downhillu. Powód? Downhill jest niebezpieczny – mówi Adam Moskal.

Patrząc na pasjonatów DH, nasuwa się tylko jedno pytanie: kim właściwie są? Leśnymi wariatami na rowerach czy pozytywnie zakręconymi pasjonatami wyjątkowo ekstremalnego kolarstwa górskiego? Zdania są tutaj podzielone. Nastawienie górali jest

różne i zależy głównie od popularności DH w danym regionie. Jedni górale czerpią korzyści z downhillowców (zwłaszcza w tych miejscowościach, gdzie organizowane są zawody DH), a inni grodzą trasy. Ci, którzy są negatywnie nastawieni do DHowców – nazywają ich niszczycielami gór. Wzajemna niechęć nie sprzyja uprawianiu tego sportu, nastawia obie grupy nieprzychylnie do siebie i stwarza realne zagrożenie życia dla rowerzystów. DH jest wprawdzie sam w sobie sportem podwyższonego ryzyka, ale to ryzyko tak naprawdę znacznie zwiększają grupki złośliwych polskich górali. Wprawdzie może jest to daleko posunięte uogólnienie, ale niestety downhillowcy sami przyznają, że wybierają zagraniczne lokalizacje do uprawiania tego sportu z dwóch powodów. Pierwszym jest właśnie nieprzychylne nastawienie mieszkańców, które polega na zastawianiu tras wszelkimi „niespodziankami” dla pasjonatów tego sportu. Drugim i zarazem kluczowym powodem jest lepszy stan tras do downhillu i porównywalne ceny noclegów zagranicznych. Dlatego mekką dla polskich downhillowców stały się głównie Słowacja i Czechy. Osoby mieszkające przy granicy otwarcie przyznają, że wolą dać zarobić obcokrajowcom przychylnie nastawionym do nich niż złośliwym rodakom, którzy nie tylko przeszkadzają im w uprawianiu sportu, lecz przede wszystkim mogą przyczynić się do ich poważnego uszczerbku na zdrowiu. Dodatkowo w Polsce

DH vs Górale?

S P O R T

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 23

S P O R T

24 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

S P O R T

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 25

downhill tak naprawdę dopiero staje się modny. Organizowane są pierwsze poważne zawody, powstają specjalne trasy, pojawiają się sponsorzy i partnerzy, podczas gdy za granicą na zawody ściągają nie tylko tłumy zawodników, lecz także widownia żądna ekstremalnych wrażeń. Poza Polską takie imprezy stają się wyjątkowo dochodowe, a wokół DH kręci się cały biznes – od sprzedaży specjalistycznego sprzętu, reklamy, turystyki, aż po wysokie nagrody dla zwycięzców w konkursach.

Każdy sport wymaga wielu wyrzeczeń i ponoszenia sporych kosztów, jednak downhill jest wyjątkowo wymagającą pasją, jeśli pomyślimy tylko i wyłącznie o podstawowym wyposażeniu. Zacznijmy od średniego wydatku związanego z kupnem przyzwoitego roweru, którego cena sięga ok. 10–20 tys. zł. i zależy nie tylko od producenta, modelu czy mody na konkretny rower, ale jest także od stabilności ramy z amortyzacją. Do tego dochodzi zakup ochraniaczy, kasków, nagolenników, i mamy kolejny wydatek rzędu kilkuset do kilku tysięcy złotych. Większość z rowerzystów wykupuje także specjalne ubezpieczenia na życie, które ze względu na zwiększone ryzyko śmierci i uszczerbku na zdrowiu są znacznie droższe od standardowego pakietu ubezpieczeń zdrowotnych.

Do kosztów kupna niezawodnego i bezpiecznego sprzętu, na który żaden z downhillowców nie szczędzi pieniędzy, dochodzą wydatki związane z konserwacją i naprawą wyposażenia. Ramy rowerów bardzo często się psują, opony pękają, a ochraniacze się zużywają. Nie dziwi więc fakt, że wielu rowerzystów podejmuje pracę w serwisach rowerowych, dzięki której może zaoszczędzić na kupnie czy naprawie swojego sprzętu. – Niestety, nowy sprzęt nie jest tani. Profesjonalne rowery to koszt od 10 do nawet 20 tys. zł. Jednak jeśli ktoś bardzo chce spróbować, to może z powodzeniem kupić używany sprzęt. Są różne rowery i części, stąd konkretną cenę trudno podać. Myślę jednak, że za około 3–4 tys. zł. udałoby się skompletować rower dla początkującej osoby. Pamiętajmy jednak, że rowery można podzielić na dwie zasadnicze grupy: „sztywniaki”, czylirowery bez amortyzacji tylnego koła, oraz„fulle”, które taką amortyzację posiadają. Profesjonalny sprzęt to „full” o skoku obu amortyzatorów po 200 mm. Szerokie, grube opony, szeroka kierownica. Bardzo mocne hydrauliczne hamulce tarczowe. Całość jest masywna i dość duża, więc niektórym przypomina troszkę motor. Nie można zapominać również o ochraniaczach. Najważniejszy jest kask zakrywający całą głowę i twarz, tzw. „full face”. Przydają się też ochraniacze na piszczele, kolana oraz

S P O R T

Zabezpiecz sie

Najlepsze miejscówki

26 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

zbroja z ochraniaczami na ręce, kręgosłup i klatkę piersiową – wymienia Adam Moskal.

Choć downhill wydaje się na pierwszy rzut oka sportem typowo męskim, dziewczyny również świetnie radzą sobie w tym wyjątkowo wymagającym sporcie. Downhill to nie tylko pokonywanie swoich słabości i granic, igranie ze śmiercią, sposób na ucieczkę od szarej rzeczywistości, ale przede wszystkim ogromna sprawność fizyczna i wytrzymałość na ból, bo o wypadki nie jest trudno. Kobiety, które uprawiają tę dyscyplinę startują w specjalnych zawodach, i jak wspominają mężczyźni, są w tym sporcie wyjątkowo mile widziane.– Naprawdę dziewczyny dają sobie radę w downhillu, a w dodatku są bardzo pożądane w tym pełnym testosteronu środowisku – komentuje 23-letni Maciek. O zdolnościach pań wspomina również Maciek Gocel: – Kobiety są lżejsze i bardziej zwinne, a trzeba pamiętać o tym, że to właśnie masa ciągnie nas w dół. Dawid „Ryba” Białek z Żywca o kobietach w downhillu mówi krótko: – Downhill to sport typowo męski, w którym liczy się głównie tężyzna fizyczna, umiejętności i przede

wszystkim zamiłowanie do zastrzyków adrenaliny, aczkolwiek chociażby Anna Sojka czy Sonia Skrzypnik są doskonałym zaprzeczeniem mojej szowinistycznej tezy. 24-letni Krzysiek nie ukrywa natomiast, że kobiety są wyjątkowo pożądane na trasach – DH to sport dla każdego. Nie ukrywam, że jest super, gdy widzi się dziewczynę na zjeździe, a jak jest ładna, to już w ogóle!

Moda na downhill w Polsce dopiero rozkwita, więc większość pasjonatów dwóch kółek wybiera przygraniczne bikeparki, które są o niebo lepiej przystosowane do uprawiania tego sportu niż polskie. Do najpopularniejszych miejscówek w Czechach należą: Pec, Liberec, Szpindlerowy Młyn, Rokytnice – wybierane nie tylko ze względu na świetną infrastrukturę, lecz także bliskość polskiej granicy. Trasy są tam zawsze przygotowane na przyjęcie pasjonatów DH, a korzystanie z wyciągów przystosowanych do wwożenia rowerów odbywa się bezproblemowo. Downhillowcy wybierają się także często na Słowację, zwłaszcza do bikeparków Ružomberok czy Jasna. Popularnym kierunkiem są również austriackie Leogang, San Remo, Winterberg, Les Deux

Kobieca sila

S P O R T

Najlepsze miejscówki

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 27

Alpes, Maribor, Windham, Fort William i Whistler. Mimo że downhillowcy bardzo często wybierają zagraniczne lokalizacje ze względu na przystępne ceny i lepszy klimat do uprawiania tego ekstremalnego sportu, nie zapominają jednak o Polsce. Najchętniej wybieranymi miejscami treningów są: Czarna Góra w Kotlinie Kłodzkiej, góra Kamieńsk, Ustronie, Wisła, Myślenice, Wierchomla, bikepark Palenica, Koninki czy też okolice Szklarskiej Poręby, która jest już mekką, jeśli chodzi o festiwale rowerowe (bike action).

Zdawać by się mogło, że ekstremalne kolarstwo górskie to domena młodych. Nic bardziej błędnego. Downhill uprawiać można bez ograniczeń wiekowych, liczy się tylko pasja. O swojej przygodzie z DH opowiada 36-letni „Toudi”, dla którego świat bez górskiej adrenaliny już nie istnieje, choć ze względu na swój wiek nazywany jest „seniorem” w tej kategorii. – O downhillu dowiedziałem się w 1998 r. z jakiejś zagranicznej stacji telewizyjnej. Jak to zobaczyłem, to „odleciałem” i już wtedy wiedziałem, że to coś dla mnie. Parę miesięcy później kupiłem rower ciężki jak czołg i zacząłem go „katować”. Jeździłem

po trójmiejskich lasach i szukałem zjazdów, korzeni, kamieni. Co rusz wracałem poturbowany, a właściwie – ja i mój rower. Zacząłem pracować w jednym z gdańskich serwisów rowerowych i powoli składać swój rower za parę tysięcy. Wciąż do niego dokładam, bo inaczej nie da rady. Mogłem jeździć lepiej, ale przez to wypadki stawały się niebezpieczniejsze. Chciałem przelecieć 13 metrów i już w powietrzu wiedziałem, że będzie gleba. Obudziłem się w szpitalu z podejrzeniem pęknięcia śledziony, przemieszczenia wszystkich wnętrzności, i wstrząśnięciem mózgu. Drugim razem zatrzymałem się na drzewie i zmasakrowałem obojczyk. Mimo tych i innych wypadków oraz kawałku drutu w kości obojczykowej downhill dalej mnie kręci, bo to jest adrenalina i daje niezłego kopa. W tym sporcie jazda i technika to nie wszystko. Najważniejsza jest psychika, bo bez niej daleko się nie zajedzie. Trzeba też pamiętać, że ta dyscyplina jest niebezpieczna – zwłaszcza jeśli ktoś przeceni swoje możliwości. Tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z downhillem, radzę: jeźdźcie zawsze w kasku i ochraniaczach! Nie oszczędzajcie na tym, bo życie jest najcenniejsze! Zaczynajcie od małej, przydomowej górki, a Czantoria i reszta gór przyjdzie z czasem – mówi „Toudi”.

Bez ograniczen

S P O R T

28 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

S P O R T

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 29

– Nie trzeba być wcale „supermenem”, aby uprawiać downhill. Jeżdżą różne osoby: mniej lub bardziej wysportowane. Najbardziej liczą się chęci i dobra zabawa. Wysoka wydolność i siła wymagana jest od ludzi, którzy chcą naprawdę szybko jeździć i ścigać się na wysokim poziomie. W takim przypadku zawodnicy dużo trenują. Spędza się wiele godzin na rowerze i siłowni przez cały rok – przekonuje Adam Moskal.Maciek Madeła dodaje: – W downhillu liczy się technika i kondycja. Trening minimalizuje kontuzje, jednak codziennością są stłuczenia, siniaki, obicia, krwiaki i guzy. Każdy upadek jest inny. Ekstremum tego sportu wyznaczamy sobie sami. Im wyżej podnosimy sobie poprzeczkę, tym większe jest prawdopodobieństwo wypadku. Stąd nie jest to dyscyplina dla osób, które lubią posiedzieć przy telewizji w kapciach. Poza tym jest to sport kosztowny, choć często można spotkać się z przerostem formy nad treścią. Maciek Madeła wspomina: – Często gość z rowerem wartym bardzo dużo i do tego ubrany od stóp do głów w markowe ciuchy jeździ słabo, nie wykorzystując możliwości swojego sprzętu, bo na przykład nie poświęca się treningom. W DH nie trzeba być mistrzem gimnastyki, ponieważ w miarę postępu kondycja sama się wyrobi. Jak w każdym sporcie – im więcej trenujemy, tym lepsze osiągamy wyniki. Na pewno przydatna jest za to siła

w nogach, ponieważ cały zjazd odbywa się w pozycji stojącej na ugiętych nogach. Bardzo ważne są również mocne ręce, a dokładnie silne przedramię, dzięki któremu łatwo operujemy hamulcem i kierownicą.Zdaję się więc, że pieniądze to jednak nie wszystko w tym sporcie. Liczy się pasja, zdolności i godziny treningów w terenie i na wspomnianej już siłowni. Przyda się także zmiana nieprzychylnego nastawienia do downhillowców, ponieważ jest to sport jak każdy inny: zasługujący na szacunek i możliwość rozwoju. Marzeniem downhillowców jest, by nie musieli pisać tak jak 23-letni Maciek: – W Szczyrku swego czasu pewni „mądrzy” podkładali deski z gwoździami i zwalone pnie czy rozwieszali stalowe linki miedzy drzewami. Pozdrawiam ich wyobraźnię! Wiecie, co może stać się, gdy człowiek natknie się na takie coś przy prędkości 50–60 km/h? Miłośnicy DH życzyliby sobie także, żeby nie musieli wspominać jak Krzysiek: – Problemem są czasem niektórzy motocrossowcy czy ludzie na quadach, bo orzą trasy jak ciągnik z pługiem. Czasem wandale niszczą także zbudowane przeszkody, ale trzeba z tym żyć i jeździć dalej.

Aleksandra Święcicka

Dziękuję za pomoc w tworzeniu artykułu: Adamowi Moskalowi, „Toudiemu”,

Maćkowi, Maćkowi Gocelowi, Dawidowi „Rybie” Białkowi oraz Krzyśkowi.

S P O R T

Dla kogo DH?

30 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

WIELKOŚĆ

ODWAŻ SIĘna własną

na podstawie książki Setha Godina „Linchpin: Are You Indispensable?”

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 31

Dzięki Bogu, piątek! Wreszcie możecie odpocząć po kolejnym ciężkim tygodniu w pracy. Spędziliście tam kolejny dzień, dając z siebie wszystko, wykonując polecenia i starając się nie popełniać żadnych błędów. Staraliście się wypełniać Wasze obowiązki zawodowe co do joty, w nadziei, że zapewni Wam to bezpieczeństwo, a może i awans. Tymczasem przychodzi kryzys, firma reaguje cięciami i tracicie pracę. A nawet jeżeli uda Wam się utrzymać posadę, to radość trwa krótko, bo musicie wykonywać również pracę tych, którzy zostali zwolnieni. Oczywiście za te same pieniądze. I nie możecie się poskarżyć szefowi, bo przecież nie chcecie usłyszeć, że nie dajecie sobie rady. W pewnym momencie zaczynacie pytać sami siebie: „Czy ja pracuję w fabryce, czy

w biurze / korporacji / banku (właściwe podkreślić)? Czy jestem specjalistą z wyższym wykształceniem, wykonującym ważne i odpowiedzialne zadania, czy szeregowym pracownikiem przy taśmie, którego obowiązki zawodowe to przyszywanie lewego rękawa?”

Zanim odpowiem na to pytanie, zastanówmy się przez chwilę, skąd wzięła się nasza współczesna ekonomia. Dawno, dawno temu ludzie sami wytwarzali potrzebne im przedmioty. W pewnym momencie zauważono, że niektórzy mają większe niż inni talenty w poszczególnych dziedzinach i zaczęła się specjalizacja. Trwało to aż do momentu, gdy nastał przemysł i ruszyła produkcja masowa. Wtedy też przyszła standaryzacja i rozbicie każdego zadania na pojedyncze procedury, które można w łatwy sposób

WIELKOŚĆ

ODWAŻ SIĘ

32 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E S E J

opisać w instrukcji. W rezultacie przestały liczyć się umiejętności, doświadczenie i kompetencja pracownika, a najważniejszy stał się opis wykonania pracy. Z czasem pracodawcy zrozumieli, że dokładna lista obowiązków zawodowych jest tania i łatwa do sporządzenia. I wtedy nie potrzebują już myślącego, autonomicznego pracownika, bo jego miejsce zajmie ludzki robot wypełniający instrukcję. Brzmi znajomo? Większość czasu i energii poświęcanych aktualnie na wzrost wydajności w firmach idzie na tworzenie idiotoodpornych procedur, dzięki którym można zatrudniać najsłabiej wykształconych i najtańszych pracowników. Pracowników, których można będzie zawsze bezkarnie zwolnić, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto wykona ich robotę, często nawet taniej. Dzięki globalizacji i internetowi nie ma problemu z podażą chętnych pracowników gotowych pracować za grosze. Jeśli nie w tym, to innym kraju. W momencie, gdy pracownik przestaje być autonomiczną, niepowtarzalną i kreatywną jednostką,

staje się łatwym do wymiany trybikiem w maszynie. I nawet jeżeli w tej chwili z tego korzystamy, bo międzynarodowe korporacje outsourcują coraz więcej pracy do Polski, to jednak nie powinno nam to przesłaniać pełnego obrazu sytuacji. Przyjdzie taki moment, że Polska przestanie być atrakcyjna cenowo i firmy zwrócą się gdzie indziej po tanią siłę roboczą, która potrafi przychodzić do pracy punktualnie i wypełniać instrukcje.

W pewnej chwili okazało się, że to, co przez tyle lat zapewniało stabilność pracy, bezpieczeństwo i dobre pieniądze, przestało działać i miliony ludzi zostały na lodzie. Stało się tak, ponieważ wmówiono im, że najlepszą strategią, która zapewni im bezpieczną przyszłość, jest regularne

W pewnej chwili okazało się, że to, co przez tyle lat

ZAPEWNIAŁO STABILNOŚĆ PRACY, bezpieczeństwo i dobre pieniądze, PRZESTAŁO DZIAŁAĆ i miliony ludzi zostało na lodzie.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 33

E S E J

i punktualne przychodzenie do pracy, słuchanie szefa i wykonywanie poleceń. Dziwnym trafem zapomniano o cechach i umiejętnościach, które odróżniają nas od maszyn, takich jak: kreatywność, nieszablonowe myślenie i unikalna zdolność tworzenia relacji międzyludzkich.

No dobrze. Jesteśmy w stanie tworzyć relacje międzyludzkie. Czy jednak te wyjątkowe dla człowieka zdolności mają jakieś znaczenie w naszym życiu zawodowym? Czy jest tam dla nich miejsce?

Kiedy idziecie do lekarza, dentysty, mechanika samochodowego, urzędu czy sklepu, oczekujecie przede wszystkim profesjonalizmu. Oczekujecie, że człowiek, z którym będziecie załatwiali daną sprawę, będzie wiedział, o co Wam chodzi. Będzie umiał zrobić wszystko szybko, sprawnie i nie za drogo. Zgadza się, często się jeszcze zdarza, że są to wygórowane wymagania, ale wraz z rosnącą ilością wszelkiego typu usług, profesjonalizm będzie coraz większy. Zwłaszcza w takich dziedzinach, gdzie można to osiągnąć poprzez rozwój technologiczny.

Kilkanaście lat temu, aby zostać taksówkarzem, trzeba było świetnie znać topografię miasta. Nie mówię tu nawet o egzaminach państwowych czy korporacyjnych, po prostu nie dało się wykonywać tej roboty bez mapy w głowie. Potem pojawił się GPS. Obecnie,

aby być taksówkarzem (pozwolę sobie tutaj na uproszczenie i będę nazywał taksówkarzami wszystkich, którzy przewożą klientów) wystarczy dobra nawigacja. Pewna wiedza, wiedza, która dawała całej grupie ludzi przewagę i była de facto ich narzędziem pracy, została im odebrana i dana (lub sprzedana za niewielkie pieniądze) wszystkim. Myślę, że sami możecie podać kilkanaście podobnych przykładów. Wiedza, która kiedyś stanowiła o sile danej profesji i czyniła nas niezastąpionymi, została rozdana za darmo lub pół darmo. Dostęp do internetu sprawił, że jesteśmy

WIEDZA, która kiedyś stanowiła o sile danej profesji,

została rozdana ZA DARMO.

34 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E S E J

w stanie łatwo znaleźć informacje i usługi, za które kiedyś trzeba było słono zapłacić. Najlepszym przykładem jest Wikipedia, ale są też tysiące innych stron, gdzie można znaleźć mnóstwo przydatnych informacji i narzędzi, które możemy wykorzystać za darmo. A nawet jeśli musimy zapłacić za jakąkolwiek usługę, to cena będzie dużo, dużo mniejsza niż za dawnych czasów, kiedy usługi, których potrzebowaliśmy, oferował jeden rzemieślnik w mieście.

Profesjonalna, niedostępna dla innych wiedza nie liczy się więc tak bardzo, jak kiedyś, i teraz nadchodzi czas, żeby w inny sposób zawalczyć o swojego klienta. Zastanówcie się przez chwilę bardzo poważnie i powiedzcie: co sprawia, że jesteście lojalni wobec jakiejkolwiek marki czy sklepu? Co sprawia, że wracacie w to samo miejsce, mimo że nie da się w żaden wymierny sposób wykazać, iż oferuje ono lepsze usługi?

Czynnikiem, który sprawia, że chcemy nadal robić interesy z tym samym partnerem, nie są do końca pieniądze ani profesjonalizm. Oczywiście, wszystko musi być zrobione w 100% profesjonalnie i za rozsądną cenę, to

jest warunek konieczny. Ale to akurat nie jest takie trudne. Prawdziwą sztuką jest stworzenie unikalnej relacji między nami a klientem / odbiorcą / partnerem biznesowym / studentem (niepotrzebne skreślić). Mówię tu o relacji, która sprawia, że klient przychodzi do Was, bo nikt inny nie weźmie pod uwagę jego potrzeb i nie zadba o nie tak jak Wy. Wszyscy znamy sprzedawców, którzy zainteresowani byli przede wszystkim wciśnięciem Wam najdroższego sprzętu w sklepie. To mógł być aparat fotograficzny, którego możliwości nigdy nie wykorzystacie, buty, w których nie będzie Wam wygodnie, czy garnitur, który do Was nie pasuje. Jak prędko do niego wrócicie? Ten ktoś, podążając ślepo za instrukcją, którą stworzył dla niego równie niekumaty szef, stracił raz na zawsze klienta, a może nawet dziesiątki. Wszystko zależy od tego, jak bardzo lubicie opowiadać znajomym o swoich złych doświadczeniach w sklepach.

Prawdziwą sztuką jest STWORZENIE

UNIKALNEJ RELACJI między nami a klientem.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 35

E S E J

Potrzebujemy kolejnego przykładu? Czy zdarzyło się Wam, że telemarketer przekonał Was kiedyś do skorzystania z jego usług? Jeżeli w ogóle, to tylko dlatego że sami potrzebowaliście jego usługi lub uznaliście, że jest ona w jakiś sposób dla Was wartościowa. Czyli kluczem do sukcesu jest tu komunikacja, stworzenie relacji, która pozwala na zaspokojenie realnych potrzeb klienta. Tego nie osiągniemy, podążając za procedurami i wypełniając ślepo instrukcje, tylko wchodząc z klientem w normalne, ludzkie relacje. Bo tylko wtedy, gdy dobro klienta stanie się dla nas ważniejsze niż kwartalne wyniki sprzedaży, będziemy w stanie naprawdę dobrze spełniać swoją rolę. Przedstawiciele handlowi, którzy są zainteresowani wciśnięciem klientowi byle czego, byle dziś i byle móc zaliczyć sprzedaż, być może są skuteczni, gdy trafią na podatną, łatwą do przekonania ofiarę. Ale świadomi, samodzielnie myślący klienci natychmiast podziękują i również w przyszłości będą bardziej ostrożni w kontaktach.

Wydawać by się mogło, że tego typu „ludzkie” podejście do wykonywanej pracy jest przydatne tylko tam, gdzie mamy do czynienia z klientami. Ale to nieprawda. Zaangażowanie emocjonalne jest niezbędne na niemal każdej posadzie. Najniebezpieczniejsze słowa, które mogą zniszczyć każdą organizację, każdą firmę to: „To nie moja sprawa”. Tego typu podejście sprawia, że nikt nie zauważy pojawiających się kłopotów. Konflikt między działem księgowości i kadrami? To nie moja sprawa. System komunikacji jest stary i nieefektywny? To nie moja sprawa. System motywacyjny nagradza

osoby leniwe i cwaniaków? To nie moja sprawa. I nikt nie wystąpi z wnioskiem, jak można usprawnić pracę, żeby można było zrobić coś lepiej i szybciej. W ten sposób zanim ktokolwiek się zorientuje, firma zacznie tracić klientów, bo ci zaczną przechodzić do bardziej skutecznej, lepiej zarządzanej konkurencji.

Prawdziwą sztuką jest STWORZENIE

UNIKALNEJ RELACJI między nami a klientem.

NAJNIEBEZPIECZNIEJSZE SŁOWA, które mogą zniszczyć każdą firmę to: „TO NIE MOJA SPRAWA”.

36 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E S E J

Odwrócenie tego sposobu myślenia i pozbycie się podejścia „To nie moja sprawa” jest obecnie największym wyzwaniem dla każdej organizacji. I nawet jeżeli właściciel nie zdaje sobie z tego sprawy, wkrótce będzie zmuszony. A jeżeli bardzo nie będzie chciał, być może nadszedł czas, aby odejść.

To nie jest łatwe, ale być może jedynym rozwiązaniem, które pozwoli Wam na autentyczne zaangażowanie się w wykonywaną pracę, będzie rozpoczęcie własnej działalności. Jeżeli zastanowicie się przez chwilę, z pewnością będziecie w stanie znaleźć zajęcie, którego wykonywanie na 100% będzie sprawiało Wam przyjemność. To może być zmiana stanowiska na inne, lepiej dostosowane do naszej osobowości. To może być zmiana branży na taką, która jest nam autentycznie bliska. To może w końcu być rozpoczęcie własnej działalności. Rada ta może wydawać się Wam żądaniem niemożliwego, ale zastanówcie się przez chwilę szczerze: dlaczego nie? W końcu, jak napisałem

wcześniej, kwestia, która jest najbardziej istotna z punktu widzenia pracodawcy lub klienta, to osobiste zaangażowanie i serce wkładane w pracę. Jeżeli to już macie, nauczenie się odpowiednich umiejętności okaże się dużo prostsze. Tym bardziej że skoro jest to coś, co Was autentycznie interesuje, posiadacie już całkiem sporą wiedzę na ten temat.

Wyjście przed szereg, i powiedzenie „To należy robić inaczej” wymaga nie lada

odwagi. Od najmłodszych lat jesteśmy uczeni, że naszym zadaniem jest słuchać i wypełniać polecenia. Przypomnijcie sobie

Wasze szkolne doświadczenia z kwestionowaniem autorytetu nauczyciela i sposobu, w jaki uczył danego przedmiotu. Po co zresztą szukać aż tak radykalnych zachowań? Ilu z Was miało w ogóle prawo zinterpretować lekturę w sposób inny od ustalonego przez kanon? Mimo że od napisania „Ferdydurke” minęło tyle lat, odpowiedź na pytanie: „Dlaczego w wierszach Juliusza Słowackiego mieszka nieśmiertelne piękno, które nas zachwyca?”

WYJŚCIE PRZED SZEREG, i powiedzenie

„To należy robić inaczej” WYMAGA NIE LADA ODWAGI.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 37

E S E J

pozostaje nadal taka sama. Szkoła, która w obecnym świecie powinna uczyć przede wszystkim jak najpełniej rozwijać nasz potencjał, w dalszym ciągu uczy faktów i informacji, które albo zdezaktualizują się za pięć lat, albo zostaną zapomniane jeszcze wcześniej. A przede wszystkim szkoła uczy tego, że najważniejsze jest udzielanie odpowiedzi zgodnych z kluczem przewidzianym przez egzaminatora. Jak w takiej sytuacji mamy mieć odwagę wyrazić swoją opinię, skoro od dzieciństwa jesteśmy systematycznie tego oduczani?

Jednak konformistyczne działanie edukacji szkolnej nie byłoby tak skuteczne, gdyby nie było choć trochę zgodne z naszą naturą. Co więc jest w nas takiego, co sprawia, że nie chcemy stanąć przed kolegami i powiedzieć: „To nie tak ma być”. Co sprawia, że boimy się zaproponować swój własny projekt, mimo iż uważamy go za lepszy od tego, co zostało zaproponowane? Co sprawia, że boimy się napisać artykuł czy wystąpić z prezentacją na konferencji? Że nie możemy rzucić

w diabły nudnej i niesatysfakcjonującej pracy w korporacji, żeby zacząć robić to, w czym możemy naprawdę się realizować?

Najprymitywniejszą częścią naszego mózgu jest tzw. mózg gadzi. To ewolucyjnie najstarsza jego część, odpowiedzialna za instynktowne reakcje na zagrożenia. Mózg ten, niezwykle przydatny w sytuacji realnego zagrożenia, aktywuje się również w sytuacjach, które z bezpośrednim zagrożeniem mają niewiele wspólnego, mianowicie zagrożenia bezpieczeństwa emocjonalnego. Faktem jest, że każde z wyżej wymienianych działań jest potencjalnie ryzykowne. Możecie przestać być lubianymi, stracić szanse na awans czy nawet pracę. Wszystkie te powody sprawiają, że gadzi mózg chce Was zmusić, żebyście rzucili

Jeżeli uwierzycie, że emocjonalne zaangażowanie

w wykonywaną pracę ma sens i zacznie Wam

AUTENTYCZNIE ZALEŻEĆ, Wasze podejście do pracy zmieni się diametralnie.

38 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E S E J

to wszystko w diabły i wracali tam, gdzie bezpiecznie. No ale tu kryje się haczyk, który już zauważyliście. Gadzi mózg nie zdaje sobie sprawy ze zmian zachodzących na rynku pracy i nie jest w stanie zrozumieć, że tylko osoby wystarczająco odważne, żeby robić to, co uważają za słuszne, mogą odnieść sukcesy w życiu zawodowym. Paradoksalnie, działając w dobrej wierze i chcąc Was chronić, Wasz gadzi mózg sprawia, że tracicie kolejne szanse na zrobienie czegoś sensownego z Waszym życiem. Podobnie jak nadopiekuńcze babcie i mamy powstrzymywały Was przed najfajniejszymi zabawami na podwórku.

Wyrwanie się spod terroru gadziego mózgu nie jest tak łatwe, jak wymknięcie się opiece babci, ale zdecydowanie przynosi więcej korzyści. Jeżeli uwierzycie, że emocjonalne zaangażowanie w wykonywaną pracę ma sens i zacznie Wam autentycznie zależeć, Wasze podejście do pracy zmieni się diametralnie. W momencie, gdy przestaniecie patrzeć na swój dzień w pracy jak na dniówkę, którą trzeba odbębnić przy taśmie, zaczniecie zauważać, co można zrobić lepiej. Gdy zacznie Wam zależeć na

dobru klienta, z którym macie kontakt codziennie, zaczniecie zauważać, w jaki sposób można lepiej odpowiedzieć na jego potrzeby. Gdy zacznie Wam zależeć na jakości Waszej pracy, sami dostrzeżecie, gdzie można poprawić sposób organizacji pracy. Gdy zacznie Wam zależeć na dobrej komunikacji z zespołem, zrozumiecie, w jaki sposób należy zmienić system komunikacji w firmie. Gdy zdobędziecie się na szczerość wobec siebie samych, zrozumiecie, co musicie robić, żeby móc osiągnąć poziom artysty w Waszej dziedzinie. Bo tak naprawdę szkoda czasu na robienie czegoś, w czym nie chcecie osiągnąć mistrzostwa.

Jak zatem pokonać gadzi mózg, który powstrzymuje nas przed działaniem? Tak naprawdę jest to dość nieskompliko-wane, co nie znaczy – łatwe. Wszystko, co powstrzymuje nas przed zbliżeniem się do celu, jest działaniem gadziego mózgu. To może być słuchanie dobrych rad przyjaciół i rodziny, niekończące się dopracowywanie projektu czy odkładanie go na później pod jakimkolwiek pretekstem. Wszystkie te działania sygnalizują nam, że nasza obawa przed wyjściem przed szereg i przeprowadzeniem

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 39

E S E J

projektu do końca zaczyna zdobywać władzę nad naszym myśleniem. Jednocześnie nie da się przed tym uciec, w końcu jest to część naszego mózgu, która była tam pierwsza. Pozostaje nam zaakceptować jej istnienie oraz przestać traktować strach jako coś złego. Przyzwyczajcie się do myśli, że boicie się ważnych zmian w Waszym życiu, i zacznijcie ich dokonywać. Zaakceptujcie fakt, że Wasze działania mogą sprawić, że się ośmieszycie, i zróbcie to.

Tak naprawdę absolutnie jedynym rozwiązaniem, które może nam pomóc, jest działanie, pomimo strachu i potrzeby bezpieczeństwa. Poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego, które stara się Wam zapewnić gadzi mózg, musi przestać być stanem pożądanym. Od dzisiaj musicie szukać dyskomfortu, pamiętając, że jedyny kierunek, który prowadzi do źródła, to droga pod prąd.

Wydaje się, że oto znaleźliśmy przepis na to, aby odnaleźć przyjemność w pracy i stać się niezastąpionymi. Sposób, który pomoże nam zmienić „chodzenie do pracy”

w kolejnej anonimowej firmie w istotne działanie, dające klientom to, czego potrzebują, przynoszące pieniądze Waszej firmie i emocjonalnie satysfakcjonujące dla Was. Jedyne, czego trzeba, to zrozumieć, że posłuszne wykonywanie poleceń zgodnie z instrukcją nigdzie nas nie zaprowadzi. Czasy się zmieniły i jedyną wartość mają ludzie, którzy zamiast kierować się mapą wytyczoną przez kogoś innego, umieją sami stworzyć mapę, która doprowadzi ich do ich upragnionego celu. Nadszedł czas ludzi, którzy nie czekają, aż im się pokaże palcem, tylko sami przejawiają inicjatywę, stając się prawdziwymi artystami w swojej dziedzinie. Jedyne czego trzeba, to umieć pokonać obawę przed własną wielkością.

Adrian Grzebyk

CZASY SIĘ ZMIENIŁY i jedyną wartość mają ludzie,

którzy sami PRZEJAWIAJĄ INICJATYWĘ,

stając się prawdziwymi artystami.

40 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

CO TO JEST

PODRÓŻOWANIE NIEMALŻE ZA DARMO,

BLISKI KONTAKT Z KULTURĄ I LOKALNĄ SPOŁECZNOŚCIĄ,

NIEZAPOMNIANE WRAŻENIA, DŁUGOLETNIE PRZYJAŹNIE –

BRZMI JAK ULOTKA REKLAMOWA BIURA PODRÓŻY,

ALE NIE JEST TO ŻADNA OFERTA TYPU LAST MINUTE

CZY PROMOCJA, A JEDYNIE JEDEN ZE SPOSOBÓW

NA TANIE PODRÓŻOWANIE, ZWANE

„COUCHSURFINGIEM”.

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 41

L I F E S T Y L E

W PODRÓŻYWiększość młodych ludzi marzy o wiecznej podróży. Wszechogarniający kryzys i bezrobocie nie sprzyjają spełnianiu tych marzeń. W dobie stale rosnących cen miejsc noclegowych, gdy już nawet schroniska młodzieżowe nie oferują aż tak konkurencyjnych ofert jak jeszcze kilka lat temu, pozostaje wybór tańszego sposobu podróżowania. Dziś, aby móc podróżować niemalże za darmo, wystarczy już tylko posiadanie kawałka podłogi do użyczenia, pełna gotowość do poznawania nowych ludzi – często o odmiennych kulturach czy wręcz sposobach zachowania – oraz dostęp do internetu. Couchsurfing to recepta na spełnienie niejednego marzenia młodego człowieka pragnącego poznać świat. Nie przestaje dziwić stale wzrastająca liczba użytkowników „kanapowych” korzystających z bezpłatnej funkcji zwiedzania świata. Ponad dwa i pół miliona darmowych miejsc noclegowych, trzysta tysięcy couchsurferów – w tym 75 tysięcy studentów z całego świata, których łączy jedno – bycie zarówno osobami goszczącymi innych użytkowników portalu www.couchsurfing.com, jak również „kanapowymi” gośćmi.Obie opcje mają swoje wady i zalety. Lepiej i łatwiej jest wprawdzie brać od innych niż

dawać coś od siebie, ale couchsurferzy są świadomi, że bycie gościem oznacza także bycie gospodarzem. Couchsurfing, czyli, pisząc bardziej po polsku, idea surfowania po internecie w celu znalezienia wolnej, darmowej kanapy, miejsca na rozbicie namiotu czy kawałka podłogi na śpiwór to możliwość odwiedzenia niemalże każdego zakątku na świecie.

SPOSÓB NA GAP YEAR?Wielu maturzystów tuż po zdaniu pierwszego teoretycznego egzaminu dojrzałości, postanawia wykorzystać dłuższą przerwę przed rozpoczęciem studiów na couchsurfing. Większość z nich ten sposób podróżowania traktuje jak przystąpienie do zaliczenia kolejnego egzaminu dojrzałości – tyle że tym razem z jego praktycznej części.Dżulit przyznaje, że pierwszy raz o couchsurfingu dowiedziała się w drugiej klasie licealnej. – Od razu pojawiła się idea pomaturalnej przejażdżki autostopowej po Europie. Zawsze kręcił mnie autostop, hippisi, wolność, „życie poza wszystkim, co się dzieje wokół”, czyli to „coś” poza domem, pracą i rodziną, szukanie czegoś więcej… Przygody? Kontaktu z naturą? Ciężko stwierdzić. Z moich powierzchownych

42 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

L I F E S T Y L E

obserwacji wynikało, że faktycznie couchsurfing może być strzałem w dziesiątkę. Podobnie rozpoczęła się przygoda 19-letniej Aliny Urbaniak, która od dwóch lat podróżuje w ten sposób i nawet nie myśli o żadnej alternatywnej wersji podróżowania. Pierwszego „kanapowego surfera” Alina musiała jednak odrzucić właśnie ze względu na egzamin maturalny.– Byłam w klasie maturalnej, gdy założyłam konto pozwalające mi nie tylko zapraszać gości z Polski i spoza jej granic, ale przede wszystkim być sama zapraszaną. Pierwszego „requesta” (prośbę o  zapewnienie darmowego miejsca noclegowego) musiałam odrzucić ze względu na maturalny nawał nauki. Pierwszych surferów przyjęłam dopiero, gdy skończyły mi się wszystkie egzaminy – taki był warunek postawiony przez moich rodziców… Moi pierwsi „kanapowcy” byli w moim wieku i planowali przejechać na stopa południową Polskę (sami byli z północy). Od razu wzbudzili moje zaufanie. Bardzo dobrze się ze sobą bawiliśmy przez trzy dni. Do dzisiaj jesteśmy w kontakcie.

„KANAPOWY” SAVOIR-VIVREOsoby korzystające z dobrodziejstw couchsurfingu przyznają, że rządzi się on własnymi zasadami – o części z nich dowiemy się z oficjalnych stron couchsurferów, resztę zasad dopisze już samo życie.

Ze strony zrzeszającej couchsurferów dowiemy się, że zarówno gospodarz, jak i gość mają zachowywać się w określony sposób. Nie wolno nadużywać czyjejś gościnności, obrażać innych surferów, być nietolerancyjnym, kłamać (ani o własnej osobie, ani o warunkach noclegowych) czy też zmieniać wcześniej ustalonych zasad (data przyjazdu/ wyjazdu)…Powinno się za to: szanować siebie nawzajem, dbać o utrzymanie pozytywnych relacji, a po każdej wizycie wypada wystawić referencje swojemu gospodarzowi. Mimo że są to zasady goszczenia i bycia goszczonym wywodzące się z świata wirtualnego, to takie same zasady obowiązują każdego z nas „realu”.O tym, że zasady savoir-vivre muszą respektować obie strony „kanapowców”, wspomina Dżulit:– Najbardziej pozytywnym doświadczeniem była podróż na Węgry. W Budapeszcie poznałam parę rumuńsko-laoską, która okazała się przesympatyczna. Pokazała najciekawsze budapesztańskie miejsca, w tym naleśnikarnię. Innym razem chłopak zagrał na gitarze jedną z moich ulubionych piosenek, a jego dziewczyna ugotowała przesmaczne azjatyckie jedzenie. Natomiast mój „wkład” w podróż stanowiła przywieziona polska kiełbasa i ptasie mleczko. Nie wiem, czy inni też tak robią, czy jest to w zwyczaju przyjezdnych, ale na pewno uważam to za miły akcent.O przywożeniu prezentów wspomina także Alina Urbaniak, która również wyznaje zasadę,

że mimo darmowego noclegu swojemu hostowi (gospodarzowi) należy odwdzięczyć się w jakiś sposób. Najlepszym i najczęściej wybieranym rozwiązaniem jest przywiezienie ze sobą tradycyjnej pamiątki czy regionalnego jedzenia. – Couchsurfing to jest dobra opcja np. dla studentów, bo na couchu nikomu się za nic nie płaci. Wypada się tylko jakoś odwdzięczyć gospodarzowi – zabrać go na piwo, obiad albo przywieźć jakiś drobiazg ze swojego kraju.

SAMO ŻYCIEPortale skupiające couchsurferów starają się, aby ten sposób na tanie podróżowanie po świecie był jak najbardziej bezpieczny. Jedną z smetod gwarantujących bezpieczeństwo jest weryfikacja danych użytkowników portalu, jak również możliwość zgłaszania niebezpiecznych czy też podejrzanie zachowujących się „kanapowców”.Dodatkowo każdy gość jest obligatoryjnie zobowiązany do wystawienia pozytywnej bądź też znacznie rzadziej – negatywnej referencji osobie goszczącej, choć także gospodarz może wystawić referencje swojemu gościowi. Najważniejsze, że dzięki rzetelnie napisanym referencjom przez obie strony podróżniczego „kontraktu” inni „kanapowcy” mogą się dowiedzieć, czy dana osoba jest warta zaufania, czy może jednak niekoniecznie i lepiej wstrzymać się z wyjazdem bądź goszczeniem danego couchsurfera. – Wadą couchsurfingu może być to, że teoretycznie nigdy nie mamy 100% pewności, na kogo trafimy. Myślę jednak, że złoczyńcy, psychopaci, gwałciciele czyhają w bardziej oczywistych miejscach typu ulice miast, dyskoteki, zaułki… Pamiętam mój pierwszy wyjazd na coucha. Z jednej strony bałam się sama jeździć autostopem czy nocować u obcego człowieka, ale chęć przygody i poznawania ludzi wzięły górę. – opowiada Dżulit. Podobnego zdania jest również Alina Urbaniak, która porusza także kwestie wzajemnego zaufania w couchsurfingu:

44 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

L I F E S T Y L E

– Pamiętam bardzo dokładnie jak pierwszy raz miałam spać na couchu sama (zwykle zabieram jakiegoś kolegę) bez uprzedniego poznania gospodarza (w dwóch innych przypadkach też byłam sama, ale gospodarze wcześniej surfowali u mnie). Bałam się, czy wszystko wyjdzie, czy nic mi się nie stanie, ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę zaryzykować, i nie zawiodłam się. Goszcząca mnie dziewczyna od progu była radosna i otwarta, powierzyła mi nawet klucz i hasło do swojego laptopa.

W takich sytuacjach wszystko rozumiem, to działa tak – obie strony się trochę boją, nieważne, czy surfujesz, czy gościsz, dlatego obie strony muszą dać od siebie zaufanie. Jak widzę, że ktoś mi okazuje zaufanie, to automatycznie nie boję się okazać swojego.Couchsurferzy chętnie opowiadają nie tylko o swoich licznych wyjazdach, lecz przede wszystkim o ludziach, z którymi często utrzymują długoletnie kontakty i przyjaźnie. Zdarzają się jednak i takie sytuacje, których każdy „kanapowiec” stara się uniknąć, choć niestety z czasem mogą przytrafić się każdemu. Na szczęście z reguły nie są to spotkania z niebezpiecznymi osobami, a jedynie z niesympatyczni ludźmi – najczęściej nierozumiejącymi prawdziwej idei couchsurfingu, która nie oznacza tylko darmowego noclegu, ale przede wszystkim nawiązywanie nowych kontaktów i dzielenie się wspólną pasją.– Miałam tylko dwa negatywne przypadki, ale nie jakoś bardzo. Pewien mężczyzna, którego gościłam, nie miał za bardzo pomysłu, jak spędzać swój czas i wszędzie chodził ze mną; to było trochę denerwujące. Poza tym zachowywał się tak, jak gdyby mu się wszystko należało. Z drugim było podobnie, tylko on jeszcze dodatkowo nie wystawił mi referencji. A tego surferzy bardzo nie lubią. Maroko

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 45

L I F E S T Y L E

Jak ktoś się stara, to oprócz „dziękuję” chciałby jeszcze dostać referencję, żeby inni mu zaufali – wspomina Alina Urbaniak.

ODMIENNE OPINIENajtrudniejszym etapem w życiu każdego coucha jest przekonanie do tej idei swoich bliskich i współlokatorów. Okazuje się, że nie zawsze najbliżsi popierają ten bądź co bądź ryzykowny sposób podróżowania po Polsce i świecie. Dżulit do dziś pamięta, jak trudno było jej przekonać swoich znajomych do wyjazdu, a także jak wiele obiekcji do „kanapowej” idei miał jej ówczesny chłopak:– Miałam dłuższą przerwę w couchsurfingu właśnie przez mojego byłego chłopaka. Jego sceptyczne nastawienie to nieufność wobec ludzi i brak prywatności. Jeśli tylko jego podejście byłoby inne, myślę, że prawie wszystkie wyjazdy opierałyby się na couchsurfingu. No, może znalazłby się w tym jakiś wyjazd pod namiot, który ma też swoje uroki.

Wydawać by się mogło, że jeżeli przekonaliśmy już niemalże wszystkich do naszego wyjazdu, to koniec z problemami i wszystko już będzie szło jak z płatka. Nic bardziej błędnego. Proces szukania właściwego coucha też nie należy do najłatwiejszych i jest znacznie bardziej czasochłonny niż przekonywanie najbliższych do tej alternatywnej metody taniego podróżowania po całym świecie.– Wadą jest tylko to, że trzeba poświęcić dużo czasu, żeby znaleźć kogoś, kto może cię przyjąć. Wysłać sporo wiadomości, wczytać się w profile i znaleźć osobę, do której serio chcesz pojechać, z którą naprawdę będziesz chciał rozmawiać. A później już same plusy – nie dość, że poznajesz nowych ludzi, wymieniasz doświadczenia, to też możesz zobaczyć miejsca, do których jako zwykły turysta nigdy byś nie dotarł – wspomina 22-letnia Kasia z Poznania.

AHOJ, PRZYGODO!Couchsurferzy jako główne zalety tego stylu podróżowania wymieniają najczęściej: aspekt ekonomiczny, możliwość poznania danego kraju z perspektywy innej niż turysta, zawieranie długoletnich przyjaźni, szlifowanie umiejętności językowych czy okazja do

1ND1E

L I F E S T Y L E

zobaczenia i doświadczenia na własnej skórze, jak wygląda prawdziwe, codzienne życie mieszkańców, a nie jedynie jego pokazowa wersja stworzona pod turystów.– Moja pierwsza przygoda z couchsurfingiem zaczęła się od planowania ze znajomymi tzw. „Eurotrip”. Oczywiście, na ostatnią chwilę wysłaliśmy milion zapytań na Węgry, do Serbii, Czarnogóry, Chorwacji i Austrii. Odpowiedź z Budapesztu złapała nas, już jak rozbiliśmy namiot na polu, ale choć nie skorzystaliśmy z noclegu, spotkaliśmy się z dwójką dziewczyn, które zabrały nas do fajnego pubu. Następnym couchowym postojem był Wiedeń. Zostaliśmy trzy dni u Franceski. To jest w sumie jedyne i najmilsze wspomnienie z couchsurfingu – gadaliśmy wieczorami, chodziliśmy po mieście, po dwóch godzinach rozmowy pierwszego dnia dostaliśmy klucze do mieszkania – relacjonuje Kasia.

NIE TYLKO DLA STUDENTÓWCouchsurfing to nie tylko społecznościowe portale pomagające ludziom podróżować bez ponoszenia niebagatelnych kosztów noclegu, lecz także coś więcej. Istnieje możliwość goszczenia i odwiedzania

Hiszpania

Grecja

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 47

W Y W I A D

innych rodzin. Oszczędności są kolosalne, nie wspominając już o korzyściach dla dzieci płynących z takich wizyt.Jeśli Twoje dziecko wcześniej nie chciało uczyć się języków obcych, idealnym rozwiązaniem jest zaproszenie do domu rodziny obcokrajowców, a jeszcze lepiej, gdyby przyjechali z dzieckiem w podobnym wieku. Wówczas maluch będzie mógł na własnej skórze przekonać się, jak przydatna jest nauka języków obcych, aby móc bez problemu komunikować się z innymi i zwiedzać każdy zakątek na kuli ziemskiej. Na stronie internetowej http://www.couchsurfing.org/family_tips.html zamieszczonych jest wiele przydatnych wskazówek dotyczących działania rodzinnego programu „kanapowania”, jak również informacje o tym, jak należycie przygotować się do wyjazdu.Wprawdzie warunkiem rodzinnego wyjazdu nie jest posiadanie gromadki dzieci, ale to właśnie im należy poświęcić najwięcej uwagi. Dzieci czy też nastolatkowie powinny dokładnie wiedzieć, na czym polega bycie „rodzinnym couchem”. Należy zadbać o wcześniejsze przygotowanie dzieci do wizyty, aby uniknąć później wszelkich niezręcznych sytuacji. Jeżeli jedziemy w gości, zaangażujmy dzieci w couchsurfing. Wspólnie zdecydujmy:

Polska

48 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

L I F E S T Y L E

gdzie, kiedy i do kogo pojedziemy. Idealnie, gdyby dzieci miały wspólne pasje z rówieśnikami za granicą czy w kraju. Warto dać im szanse na podzielenie się swoimi doświadczeniami i zainteresowaniami.Zdarza się, że dzieci fascynują się konkretnym krajem. Dajmy im możliwość poznania tego nie ze szkoły, telewizji czy książek, ale w praktyce. Niech zakosztują lokalnej kuchni, porozmawiają w obcym języku, wybiorą się do muzeum ulubionego artysty. Im bliżej i im bardziej „wgłębią się” w codzienne życie mieszkańców, tym łatwiej przyjdzie im późniejsza nauka o innych krajach w szkole. Pozostaną wspomnienia, może motywacja do dalszej i intensywniejszej nauki języków, historii czy geografii danego regionu. Wzrośnie także tolerancja dla odmienności, która jest dziś

jedną z głównych idei integracji europejskiej. Wielu młodych rodziców błędnie sądzi, że wychowywanie dzieci ogranicza ich aktywność tylko do spacerów na plac zabaw. Nie pojadę za granicę czy w inny region Polski, bo nie ma kto zostać z dziećmi, a wyjazd z nimi to za duży kłopot. A przecież cały świat stoi otworem przed rodzicami z dziećmi. Dzięki couchsurfingowi nie musimy już wybierać między realizacją swoich podróżniczych marzeń a obowiązkami rodzicielskimi. Rodzicom błędnie wydaje się, że dzieci nie będą zachwycone wyjazdem, jeśli nie będą mogły mieszkać w 5-gwiazdkowym hotelu, a to nieprawda. Dzieci łatwo przystosowują się do nowych warunków, gdyż ich celem jest poznawanie świata, a nie siedzenie w ekskluzywnym apartamencie hotelowym. Rodzinne wyjazdy z pewnością przyczynią

CH 1NY

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 49

L I F E S T Y L E

się do lepszej komunikacji, zwłaszcza między rodzicami a nastolatkami. Nawet kiedy skończy się podróż czy wyjedzie zaproszona rodzina to na zawsze pozostaną wspólne wspomnienia i poczucie robienia czegoś razem. Dzieci będą zachwycone poznawaniem świata i rówieśników oraz nauczą się tolerancji.

ZACISKANIE PASAPrzeciętna rodzina Kowalskich z dwójką dzieci rzadko może sobie pozwolić na wspólny wyjazd. Ceny hoteli, pensjonatów, zajazdów są horrendalnie wysokie bez względu na to, czy zdecydujemy się na odwiedzenie lokalnych miejscowości, czy też wybierzemy zagraniczny wypad. Niskie pensje i rosnące koszty utrzymania nie dają wielu rodzinom zbyt częstych okazji do podróżowania i poznawania świata. Przykładowo, wyobraźmy sobie tygodniowy wypad 4-osobowej rodziny Kowalskich z Przemyśla do Kołobrzegu. Dojazd autem przy obecnych cenach paliwa to wydatek rzędu kilkuset złotych. Pociągiem czy autobusem wprawdzie wychodzi taniej, ale koszty dojazdu też są wysokie. Do tego jeśli wybraliśmy przejazd autem, często za postój na parkingu pod hotelem przyjdzie nam

słono zapłacić, a rodzinne zwiedzanie miasta i okolicznych miejscowości bez własnego auta do najprzyjemniejszych, niestety, nie należy. Doliczyć musimy jeszcze koszty związane z jedzeniem i nasz portfel znowu zostaje znacznie „odchudzony” bez względu na to, czy wybierzemy nocleg z pełnym wyżywieniem, czy też zdecydujemy się zjeść na mieście. Kilkaset złotych znowu w mgnieniu oka znika „utopione” w nadmorskim jedzeniu.

CH1NY

50 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

L I F E S T Y L E

Nocleg dla 4-osobowej rodziny to już tylko przysłowiowy gwóźdź do trumny. Pół biedy, gdy mamy dzieci do trzeciego roku życia, które coraz częściej dostają darmowy nocleg w wielu hotelach. Dzieci w wieku szkolnym to także małe zmartwienie – często możemy liczyć na naprawdę duże zniżki dla pociech do 12. roku życia, ale też nie wszędzie. Najgorzej, jeśli nasze dzieci to już prawie dorosłe osoby, wówczas o zniżkach przyjdzie nam całkowicie zapomnieć. Nic dziwnego, że coraz więcej ludzi sprzeciwia się cenom noclegu zaczynającym się średnio

od 30 złotych w sezonie za jedną osobę. Alternatywnym rozwiązaniem staje się wzajemne przenocowanie nieznajomych osób. Koszty maleją jedynie do tych związanych z dojazdem, bo przecież o płaceniu za parking nie ma mowy. Poza darmowym noclegiem możemy również liczyć na tańsze wyżywienie, bo gospodarze często coś upichcą czy też pozwolą nam skorzystać z kuchni bądź pomóc w gotowaniu. O nieświeżym i niezdrowym jedzeniu możemy

KRETA

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 51

L I F E S T Y L E

całkowicie zapomnieć i przenieść się w świat domowych, lokalnych rarytasów. W pakiecie możemy także „otrzymać” długoletnie przyjaźnie, poznanie miejsc nieznanych dla zwykłych turystów, udział w codziennym życiu mieszkańców. Wszystko to bezcenne i nawet 5-gwiazdkowy hotel nie jest w stanie nam zaoferować tak wiele i do tego za darmo.

NOWA JAKOŚĆ ŻYCIA29-letnia Magda z couchsurfingu korzysta od około 4 lat. Zazwyczaj jeździ sama. Przyznaje, że teraz rzadziej, bo około 3–4 razy do roku, a wcześniej było to nawet dwa razy częściej, ale nawet jak nie jedzie jako couch, to nie zapomina o spotkaniu się z lokalnymi mieszkańcami. – Żeby porozmawiać, wyjść na drinka, pozwiedzać, skorzystać z ich rad, zobaczyć tzw. codzienne życie w danym miejscu – wyjaśnia Magda.Za rozwojem i upowszechnianiem koncepcji couchsurfingu Magda podpisuje się obiema

rękami i stara się bliżej wytłumaczyć ideę bycia „kanapowym surferem”. – Jeśli ktoś sądzi, że couchsurfing jest jedynie opcją darmowego noclegu, nie widzi w tym żadnego głębszego sensu, to prędzej czy później się rozczaruje. Natomiast dla ludzi ciekawych świata, otwartych, o szerokich horyzontach, dla miłośników poznawania nowych ludzi i kultur jest to doskonały sposób na podróżowanie.

Obecnie do najpopularniejszych stron o couchsurfingu należą: http://www.couchsurfing.org oraz http://www.hospitalityclub.org Jeżeli myślisz o staniu się couchsurferem, załóż konto na podanych portalach, a kto wie, gdzie zacznie się Twoja „kanapowa przygoda”.

Aleksandra Święcicka

Dziękuję za pomoc w tworzeniu artykułu: Alinie Urbaniak, Magdzie, Kasi z Poznania oraz Dżulit.

B HU TAN

52 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

olejny rok szkolny dobiega końca, dzieci z utęsknieniem czekają na wakacje, a emocje związane ze zmianami w oświacie powoli opadają. Przez ostatnie miesiące wokół tematu reform w systemie szkolnictwa panowała wyjątkowo gorąca atmosfera. Dyskusja dotyczyła przede wszystkim zasadności posyłania do szkoły sześciolatków. Ostatecznie progi placówek oświatowych przekroczyło ich ok. 24 proc., a obowiązek szkolny dla dzieci w tym wieku został przesunięty na 2014 r. Zamęt towarzyszący

wprowadzanym transformacjom pokazał, że polscy rodzice coraz bardziej świadomie i poważnie traktują kwestie związane z edukacją swoich pociech. W poszukiwaniu najlepszych dla ich rozwoju rozwiązań dokładnie analizują wszystkie wady i zalety szkół masowych. Niektórzy po raz pierwszy spotykają się przy tej okazji z ideą edukacji domowej. Na razie rodzin, które decydują się na taką formę nauczania, jest niewiele, ale biorąc pod uwagę zagraniczne tendencje, można przewidywać, że popularność tego

K

Edukacjadomowa

co kazdy rodzic powinien o niej wiedziec?

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 53

Edukacjadomowa

co kazdy rodzic powinien o niej wiedziec?

54 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E D U K A C J A

sposobu przekazywania wiedzy będzie w najbliższych latach rosła.

Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, na czym właściwie polega edukacja domowa? Jej główne założenie można, rzecz jasna, wywnioskować z samej nazwy. W najprostszych słowach chodzi

o nauczanie dzieci w domu, poza środowiskiem szkolnym. Bardziej fachowo definiuje pojęcie dr Marek Budajczak, autor książki „Edukacja domowa” i prekursor tego zjawiska w naszym kraju. Określa je jako „ruch społeczny bazujący na niezależnych przedsięwzięciach pojedynczych rodzin, w których rodzice, powodowani troską o edukacyjny los własnych dzieci, przyjmują na siebie całkowitą odpowiedzialność za ich kształcenie, wychowanie i uspołecznienie”.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 55

E D U K A C J A

W rolę edukatorów wcielają się więc głównie rodzice, ale bywa i tak, że do nauczania angażuje się też innych dorosłych o podobnych przekonaniach. Wszystko zależy tutaj od osobistych preferencji i możliwości członków rodziny. Podobnie rzecz ma się, jeśli chodzi o materiały wykorzystywane podczas zajęć: opiekunowie mają do wyboru podręczniki szkolne lub pomoce przygotowane specjalnie z myślą o edukacji domowej. Wielu z nich decyduje się jednak na połączenie obu tych źródeł oraz uzupełnienie ich o własne pomysły.

Inspirację dla zaangażowanych w edukację domową rodziców stanowią doświadczenia zdobyte przez jej anglosaskich zwolenników. Obecnie homeschooling (tak brzmi anglojęzyczna nazwa tej formy nauczania) cieszy się ogromną popularnością w krajach takich jak Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Australia czy Kanada. W USA, gdzie edukacja domowa rozwija się najprężniej, w ten sposób zdobywa wiedzę już ok. 4 mln dzieci, a co roku ich liczba zwiększa się o 11 proc.

To właśnie w tym kraju na początku lat 70. ubiegłego wieku odrodziła się idea zdobywania wiedzy w domu pod czujnym okiem rodziców.

W Polsce edukacja domowa zaczęła się rozwijać około 1995 r. Od tego czasu zyskała zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Entuzjaści metody podkreślają przede wszystkim możliwość podmiotowego traktowania dziecka, dostosowania się do jego potrzeb oraz odkrywania wrodzonych talentów i predyspozycji. W edukacji domowej na pierwszym miejscu znajduje się właśnie uczeń. Wchodzący w rolę nauczycieli rodzice koncentrują na dziecku swoją uwagę i poświęcają mu większą ilość czasu niż rodzice dzieci uczęszczających do tradycyjnych szkół. Taka sytuacja zbliża członków rodziny i umacnia istniejące między nimi więzi. Nie dajmy się jednak zmylić określeniu: domowa. Co prawda zajęcia odbywają się w głównie w domu, czyli środowisku znanym i przyjaznym dziecku, w poczuciu bezpieczeństwa pozwalającym w pełni skupić się na przekazywanej wiedzy, nie oznacza to jednak, że uczniowie

56 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E D U K A C J A

odcięci są od pozadomowych źródeł wiedzy i przeżyć. Wręcz przeciwnie, podkreśla się fakt, że dzieci objęte homeschoolingiem częściej niż te ze szkół masowych odwiedzają takie miejsca, jak muzea, teatry, kina i, co oczywiste, mają większe szanse na korzystanie z dostępnych tam treści. Inną zaletą organizowania nauczania w domu jest chociażby możliwość zaoszczędzenia czasu, którego mnóstwo traci się na dojazdy do tradycyjnych szkół. Do lepszego wykorzystania cennych godzin przyczynia się także rezygnacja ze szkolnych formalności, tj. sprawdzania obecności, dyscyplinowania nieposłusznych uczniów itp. Ta forma nauczania umożliwia również planowanie dnia zgodnie z rytmem dnia rodziny, a nawet podróżowanie w dowolnie wybranych terminach.

Wiemy już, że edukacja domowa daje szansę na dostosowanie się do potrzeb konkretnej rodziny, ale co z dziećmi, które wymagają specjalnego traktowania? Tutaj mamy do czynienia z kolejnym plusem tej formy nauczania: znakomicie służy ona

zarówno uczniom wybitnym, jak i mającym trudności z przyswajaniem wiedzy czy też autystycznym. W masowych szkołach w jednej klasie spotykają się uczniowie z różnym potencjałem i poziomem wiedzy, co uniemożliwia dostosowanie poziomu nauczania do każdego z nich indywidualnie. W efekcie większa część dzieci na tym traci: zdolniejsi nudzą się, słysząc znane wcześniej treści, słabsi nie są w stanie zrozumieć wykładanego materiału, co powoduje narastającą frustrację i zniechęcenie do zdobywania wiedzy. Nauczanie w domu pozwala również na wyeliminowanie niezdrowej i z góry skazującej niektórych na porażkę konkurencji między uczniami.

Brak współzawodnictwa, traktowany przez zwolenników edukacji domowej jako zaleta, przez jej przeciwników uważany jest za jedną z wad. Stojący za tym stanowiskiem są przekonani o tym, że konkurowanie jest zjawiskiem naturalnym i niezbędnym do prawidłowego rozwoju. Sytuacja, w której dziecko traci grupę odniesienia, jaką bez wątpienia

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 57

E D U K A C J A

stanowią rówieśnicy, jest powiązana z kolejnym, można powiedzieć głównym, argumentem antagonistów nauczania w domu: tradycyjna szkoła daje dziecku możliwość utrzymywania kontaktów z dziećmi w różnym wieku, a to nie zawsze może zapewnić edukacja domowa. Według nich ograniczenie tych relacji zubaża o doświadczenia społeczne i zaburza socjalizację, czyli proces przejmowania od społeczeństwa norm, wzorów zachowań oraz systemu wartości.

Wśród innych zastrzeżeń pojawiają się także elitarność metody oraz związane z nią wysokie koszty. Decyzja o nauczaniu własnych dzieci w domu często wiąże się z koniecznością zrezygnowania przez jednego z rodziców z pracy

58 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E D U K A C J A

na pełen etat. Sami odpowiedzmy sobie na pytanie, ile rodzin w naszym kraju może sobie na to pozwolić. W uprzywilejowanej pozycji znajdują się z pewnością właściciele firm czy osoby wykonujące tzw. wolne zawody, którzy mają możliwość organizowania swojego czasu zgodnie z pojawiającymi się potrzebami. Warto wspomnieć także o ograniczeniach ze strony polskiego szkolnictwa. Edukacja domowa jest

zjawiskiem stosunkowo nowym, co wiąże się z trudnościami prawnymi, biurokratycznymi oraz brakiem sprecyzowanych reguł odnoszących się do sposobu postępowania z uczniami podlegającymi temu, wykraczającemu poza przyjęte standardy, nauczaniu.

A co na to zwolennicy homeschoolingu? Otóż są świadomi wytaczanych przeciwko nim argumentów, ale powołując się na swoje doświadczenia i badania naukowe, starają się je odpierać. Przed zarzutem, że rezygnacja z nauki w tradycyjnej szkole zaburza proces socjalizacji

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 59

E D U K A C J A

dziecka, bronią się danymi, z których wynika, że uczniowie oprócz domowego nauczania aktywnie uczestniczą w zajęciach pozaszkolnych o charakterze sportowym czy artystycznym. Poza tym edukacja domowa nie wyklucza całkowicie kontaktów z innymi, ponieważ odbywa się często w małych grupach, gdzie dochodzi do interakcji społecznych. Uzasadniając swoje racje, rodzice odnoszą się również do świata wartości, stwierdzając, że mają większy wpływ na kształtowanie hierarchii potrzeb swojego dziecka – gdyby je posłali do tradycyjnej szkoły, straciliby kontrolę nad rozwojem moralnym pociechy.

Na poparcie swojego przekonania o słuszności idei nauczania w domu jej zwolennicy przytaczają amerykańskie badania autorstwa Lawrence’a Rudnera. Badacz ten w 1998 r. dowiódł, że dzieci uczone w ramach edukacji domowej przewyższają te uczęszczające do tradycyjnych szkół, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Ta przewaga pojawia się zarówno wśród przedszkolaków, jak

i licealistów, czyli na każdym etapie nauczania. Okazało się, że przeciętny czternastolatek uczony w domu ma wiedzę na poziomie większym o program czterech klas szkolnych w porównaniu do rówieśnika podlegającego nauczaniu w szkole. Co więcej, dzieci kończące szkołę domową lepiej radzą sobie w życiu: nie korzystają z finansowego wsparcia ze strony państwa (chodzi o pomoc społeczną i zasiłki), z łatwością znajdują pracę i nie dotyka ich problem bezrobocia. Z kolei dr Larry Shyer dowiódł, że dzieci uczone w szkołach masowych przejawiają osiem razy więcej negatywnych zachowań społecznych niż te, które były uczone przez rodziców w domach. Z innych amerykańskich badań wynika, że wyższe uczelnie chętnie przyjmują studentów po szkołach domowych ze względu na posiadaną przez nich wiedzę.

Rozważając podjęcie się nauczania w domu naszego dziecka, z pewnością zetkniemy się ze wszystkimi powyż-szymi argumentami reprezentują- cymi dwa skrajne stanowiska. Co zazwyczaj doprowadza do tego,

60 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

E D U K A C J A

że pojawia się w nas zainteresowanie edukacją domową? Przeważnie stanowi ono konsekwencję odczuwanego niezadowolenia z tradycyjnej edukacji, które prowadzi do poszukiwania innych rozwiązań. Często dochodzi do tego dopiero po bezpośrednim zetknięciu się ze szkolną rzeczywistością, czyli kiedy dziecko uczęszcza już do szkoły. Co sprawia, że rodzice dochodzą do wniosku, że przejęcie pełnej kontroli nad nauczaniem pociechy będzie dla niej korzystniejsze? Jedną grupę przyczyn stanowią zmiany w zachowaniu dziecka po rozpoczęciu edukacji. Może się zdarzyć, że maluch nie radzi sobie z nauką albo też ciekawe świata dziecko nagle traci ochotę na eksplorowanie otoczenia i zdobywanie nowych informacji. Część rodziców zaczyna o ten stan rzeczy obwiniać sztywny system edukacji. Bywa i tak, że pociecha otwarcie wyraża sprzeciw wobec dalszego uczęszczania do szkoły lub też przejmuje od rówieśników niewłaściwe wzorce postępowania, co opiekunowie uznają za sygnał do odsunięcia jej od środowiska szkolnego. Kluczową rolę mogą też odegrać

uświadomienie sobie, że światopoglądy rodziców kłócą się z wartościami przekazywanymi w placówce oświatowej, lub zdanie sobie sprawy z tego, że uczęszczanie do szkoły negatywnie wpływa na kształtowanie się więzi w rodzinie. Członkowie każdej decydującej się na edukację domową rodziny mają odmienne powody do podjęcia takiego zobowiązania, ale zawsze u podstaw tkwi chęć zaoferowania dziecku tego, co wydaje im się najlepsze dla jego rozwoju.

Jakie kroki powinniście poczynić, jeżeli już zdecydowaliście, że chcecie, by Wasze dziecko „realizowało obowiązek szkolny poza szkołą” (jak ustawowo określany jest homeschooling)? Jakich formalności musicie dopełnić w związku z tym wyborem? W 1991 r. pojawił się w „Ustawie o systemie oświaty” pierwszy zapis dotyczący możliwości prowadzenia edukacji domowej, który w 2007 r. został uzupełniony o stwierdzenie, że dyrektor placówki nie ma prawa odmówić rodzicom wnioskującym o nauczenie dziecka w domu. Najnowsze zapisy dotyczące

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 61

E D U K A C J A

tej problematyki pochodzą ze stycznia 2009 r. i zawierają warunki, które muszą spełnić opiekunowie. Po pierwsze: rodzic ma obowiązek dostarczyć wniosek do dyrektora lokalnej państwowej szkoły do 31 maja danego roku, po drugie: do podania należy dołączyć opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej, oświadczenie rodzica o zobowiązaniu się do realizowania podstawy programowej przypisanej danemu poziomowi kształcenia oraz oświadczenie o zgodzie na przystępowanie przez dziecko do corocznych egzaminów sprawdzających wiedzę, których zaliczenie gwarantuje uzyskanie świadectwa oraz promocji do następnej klasy.

Czy to oznacza, że jeżeli nasze dziecko jest uczniem szkoły masowej, to nie możemy już zdecydować się na naukę w domu? Nie, ustawa tego nie zabrania. Wystąpienie o zgodę na nauczanie w domu możliwe jest na każdym etapie edukacji, począwszy od pierwszych klas szkoły podstawowej. Taki wybór powinien być głęboko przemyślany oraz zaakceptowany

zarówno przez rodziców, jak i dzieci, ponieważ prowadzi on do ogromnych zmian w organizacji życia każdego z nich, a jego konsekwencje sięgają daleko w przyszłość. Decydując się na to rozwiązanie, nie należy kierować się aktualną modą, ale dobrem rodziny oraz systemem wartości, z którym jej członkowie się identyfikują. Warto też mieć świadomość, że podjęcie takiego zobowiązania wymaga od osoby pełniącej rolę nauczyciela ciągłego samokształcenia się oraz śledzenia na bieżąco wydarzeń i dokonań z wielu dziedzin wiedzy. To naprawdę ogromna odpowiedzialność i, nie ukrywajmy, ciężka praca. Pamiętajmy w tym kontekście o słowach znanego psychologa i pedagoga Arthura Bruhlmeiera: „Nikt nie może przekazać dzieciom niczego więcej niż to, co sam sobie przyswoił”. Niech będą one inspiracją i motywacją dla wszystkich rodziców: tych uczących swoje dzieci w ramach edukacji domowej i tych, którzy zdecydowali się na powierzenie ich nauczania szkołom masowym.

Monika Sala

62 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

ParkourParkour Marzysz o przekraczaniu własnych

barier psychicznych i fizycznych?

Jesteś zainteresowany czymś

wyjątkowym i unikalnym?

Dążysz do harmonii ducha i ciała?

Jest na to bardzo dobre rozwiązanie:

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 63

ParkourLeParkourLe

64 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

S P O R T

Le Parkour (zwykle skracany do PK) to sztuka przemieszczania się (franc. l’art du deplacement) i pokonywania stojących na drodze przeszkód: ławek, murków, płotów, dziur, barierek, schodów, a niekiedy nawet całych budynków. Dyscyplina pochodzi z Francji, a jej nazwa wywodzi się od treningu wojskowego z przeszkodami zwanego Parcours du Combattat. Z członu du Combattat zrezygnowano, aby podkreślić pokojową naturę tego sportu. Dodatkowo w słowie Parcours zamieniono miękkie „c” na twarde „k”, co miało obrazować, ile siły i energii trzeba włożyć w treningi. Osoby, które uprawiają tę dyscyplinę, nazywane są traceurami.

Głównym twórcą Le Parkour jest David Belle, który zadebiutował na przełomie lat 80. i 90. w reklamach i wideoklipach. Grał również role drugoplanowe w kilku filmach. Spory udział w kształtowaniu i rozpowszechnianiu Le Parkour miał również Sebastien Foucan, który był twórcą jednej z jego odmian, jaką jest freerun.

Swoją sławę Parkour zawdzięcza reklamom butów sportowych i restauracji McDonald’s oraz filmom akcji, takim jak np. Yamakasi czy 13 Dzielnica, w której jedną z ról zagrał David Belle. Sprawiły one, że PK zyskał wielu nowych zwolenników. Dla popularyzacji PK spore znaczenie miały

również dwa angielskie dokumenty: Jump London i Jump Britain przedstawiające freerun. Elementy tego stylu wykorzystane zostały też w grach komputerowych, np. z serii Assassin’s Creed.

Parkour nie jest zabawą w stylu „kto skoczy dalej, lepiej czy efektowniej”. Z przeszkodami na swojej drodze traceur mierzy się najszybciej, jak tylko potrafi, w wyznaczonym uprzednio miejscu i w zaplanowany wcześniej sposób. Liczy się sposób pokonania całej trasy, nie należy brać pod uwagę tylko jej wybranych fragmentów. W Parkour ceni się doświadczenie oraz dokładność i precyzję ewolucji. Wiele podstawowych technik, takich jak Monkey Vault (wspomaganie się podczas skoku stopami) czy Leap Cat (kocie ruchy i zwinność) nawiązuje do naturalnego sposobu poruszania się zwierząt. Triki te, starannie wykonane,

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 65

S P O R T

dodają wdzięku i pomagają w szybszym poruszaniu się po trasie. Innymi technikami Le Parkour są: Balancing, polegająca na utrzymaniu równowagi podczas stania lub poruszania się po rurkach czy wąskich murach; Gate Vault, która służy do pokonywania wysokich przeszkód; Lazy Vault, niezbędna do radzenia sobie z niskimi i długimi przeszkodami czy Roll, wykonywana po to, aby zamortyzować upadek przez skierowanie siły uderzenia o ziemię równolegle, a nie prostopadle, dzięki czemu stawy ulegają mniejszemu obciążeniu.

Osoby, które trenują wywodzący się z PK freerun, kładą znacznie większy nacisk na spontaniczność i styl, sięgając w tym celu po elementy akrobatyki, na przykład salta. We freerun chodzi też o prędkość, długość skoków i czas. Przeszkoda musi zostać pokonana

w najefektowniejszy i najtrudniejszy z możliwych sposobów. Łatwe triki Le Parkour zamieniono tu na zdecydowanie bardziej skomplikowane. Zabieg ten miał sprawić, by ruch we freerun był jeszcze piękniejszy i bardziej spektakularny.

Pod nazwą Parkour stoi wiele wartości, zasad i celów, między innymi odwaga, przetrwanie, rozwaga i użyteczność. David Belle dawał jasno do zrozumienia, że Parkour trenujemy dla siebie, nie dla pokazu, sławy czy pieniędzy. Każdy człowiek najlepiej wie, jakie ma umiejętności, na co może sobie pozwolić, czym się powinien zajmować, a czego unikać. Dlatego nie można robić niczego wbrew sobie. Uprawiając Parkour, często narażamy własne zdrowie, a nawet życie, dlatego traceur musi mieć absolutną pewność swoich ruchów. Kluczowe jest, by być maksymalnie skoncentrowanym na sobie, a nie na otoczeniu, i podążać za swoją intuicją. W trakcie treningu należy słuchać uważnie swojego ciała i robić postępy we własnym tempie, krok po kroku. Próba zaimponowania komuś za wszelką cenę może się skończyć fatalnie. Jeśli traceur dobrze się czuje w powietrzu, oznacza to, że technika została odpowiednio opanowana. Być może poprawia mu to samopoczucie i podnosi samoocenę, lecz PK uczy, by

66 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

S P O R T

nigdy nie spoczywać na laurach. Celem powinno być stałe przekraczanie swoich granic, a nie tylko ich osiąganie. W Le Parkour nie chodzi również o znajomość jak największej liczby tricków, lecz o uzyskanie płynności i harmonii ruchu.

Parkour jest ewolucją umysłu, nie zaś modą. Jego filozofia zakłada, że życie nie jest proste, lecz składa się z wielu przeszkód wymagających od ludzi odwagi i niekiedy bardzo dużego wysiłku fizycznego oraz psychicznego. Dyscyplina ta zawiera pewnego rodzaju głębię, do której dotrzeć powinien każdy traceur. Adepci PK dążą do idealnej synchronizacji ducha i ciała podczas biegu i jego pełnej kontroli, ponieważ nie chodzi tutaj o zwyczajne pokonanie przeszkody. Filozofia Parkour pomaga

zrozumieć, że człowiek jest częścią swojego otoczenia. Można się nawet pokusić się o stwierdzenie, że dobry traceur powinien się wtapiać w środowisko, demonstrować jedność i przekonywać o braku granic. Parkour uczy dbania o zdrowie własne i innych członków grupy, pokonywania przeszkód w taki sposób, aby człowiek nigdy się nie zatrzymywał i zawsze przezwyciężał własne słabości. By jedynie sam mógł powiedzieć sobie: „stop”. Poznanie filozofii Parkour od podszewki jest formą nauki życia i sposobem na okiełznanie własnych lęków.

Trenować można wszędzie. Nikt z góry nie określił, że ćwiczenia muszą się odbywać w mieście. Co prawda architektura miejska jest bardziej rozbudowana i daje większe możliwości (mnogość ławek, mostów, dachów, samochodów, płotów, budynków itp.), jednak równie ciekawe treningi zdarzają się w środowiskach podmiejskich, gdzie występuje wiele drzew, głazów czy innych elementów przyrody. Traceurzy często zmieniają miejsca ćwiczeń, dzięki czemu uczą się nowych umiejętności lub wykorzystywania znanych technik w inny sposób. Zdobywają w ten sposób doświadczenie i pewność siebie, unikając jednocześnie ryzyka monotonii, jakie niesie za sobą trenowanie wyłącznie w jednej lokalizacji.

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 67

R oll to jedna z najważniejszych technik, wykonywana po to, aby skierować siłę uderzenia o ziemię równolegle, a nie prostopadle, dzięki czemu stawy ulegają mniejszemu naprężeniu. Pozwala również na zachowanie bardzo istotnej w Le Parkour płynności ruchów.

Balancing polega na utrzymaniu równowagi podczas stania lub poruszania się po rurkach czy wąskich murkach.

Gate Vault służy do pokonywania wysokich przeszkód, np. płotów.

Lazy Vault jest techniką pokonywania niskich i długich przeszkód.

Tic tac to chwilowe oparcie stopy na elemencie, który aktualnie pokonujemy.

Saut de Fond – skok wykonywany ze znacznej wysokości, zakończony przewrotem, który oszczędza stawy.

Precision Jump najczęściej wykonywany jest przy pokonywaniu wysokich barierek.

Pop Vault to technika niezbędna do pokonywania przeszkód wyższych od traucera nawet o metr.

Passe M uraille jest techniką pokonywania murów o znacznej wysokości. Polega na odbiciu się jedną stopą, by osiągnąć większą wysokość.

Saut de Bras to nic innego jak skok na ścianę lub inny element architektury, który można złapać rękami i zamortyzować uderzenie nogami.

68 | EXPIONAGE | 01CZ ERW I EC 2 012

S P O R T

chce trenować. Wiadomo, że wszystko z czasem ulega uszkodzeniom, dlatego dużą uwagę przykłada się do sprawdzenia, czy budynki nie grożą zawaleniem, murki się nie usypują, a barierki czy rurki, na których traceur chce ćwiczyć nową technikę, nie są za bardzo ruchome. Dobry zawodnik wie, co jest dla niego i dla jego grupy najlepsze, i unika sytuacji, które stanowią zagrożenie. Jeśli widzi, że jakieś elementy architektury mają widoczny uszczerbek, omija je szerokim łukiem.

Ku zdziwieniu większości PK jest całkowicie legalny jedynie we Francji. Zabronionymi w Polsce elementami tej dyscypliny są m.in.: wchodzenie na tereny prywatne oraz wspinanie się na budynki i wieżowce. Największy problem stanowi wykorzystywanie architektury, ponieważ można niechcący zniszczyć jej fragment. W świetle „Kodeksu Karnego” jest to naruszenie mienia, za które grozi kara grzywny, aresztu czy pozbawienia wolności od 3 miesięcy do nawet 5 lat. Jeśli jednak traceur zachowuje ostrożność i nie robi nic złego, powinien się czuć bezpiecznie. Przy spotkaniu z policją lub strażą miejską może spokojnie wyjaśnić, że jego działania nie stanowią zagrożenia dla niego, innych

Treningi często odbywają się w grupach, ponieważ są wtedy ciekawsze i wnoszą więcej w życie traceura. Obserwowanie innych pasjonatów uczy i dopinguje do doskonalenia siebie. Nie ma wytyczonych miejsc treningów, chyba że osoba zainteresowana PK zapisuje się na kurs. Wtedy ćwiczy z grupą w przygotowanych lokalizacjach lub na salach treningowych z przeszkodami. Po odpowiedniej rozgrzewce i wzmocnieniu wszystkich partii mięśni traceur jest gotowy do nauki podstawowych technik.

Przed każdym treningiem należy w trosce o własne bezpieczeństwo sprawdzić miejsce – usunąć odchody zwierząt, na których można się poślizgnąć, niedopałki papierosów, a także śmieci czy szkła, o które łatwo się skaleczyć. Potencjalnych zagrożeń szuka się nie tylko na ziemi, lecz także na elementach, na których traceur

01CZ ERW I EC 2 012 | EXPIONAGE | 69

S P O R T

ani dla otoczenia. Niestety, w praktyce stosunki między traceurami a stróżami prawa pozostawiają wiele do życzenia.

Głównym źródłem informacji na temat Le Parkour i freerun jest, oczywiście, internet, gdzie swoje strony mają największe organizacje zrzeszające traceurów. Istnieją również liczne fora, na których pasjonaci wymieniają się swoimi poglądami albo umawiają się na spotkania, wspólne wyjazdy poza miasto czy treningi. Dzielą się również wiedzą, doświadczeniem i oferują wsparcie.

W maju i październiku ubiegłego roku pod patronatem ogólnopolskiej organizacji Parkour Poland odbyły się warsztaty równoległe w 12 miastach Polski. Była to wspaniała możliwość, by na własne oczy zobaczyć treningi wykwalifikowanych traceurów czy stanąć na ich miejscu i zobaczyć, jak to wszystko wygląda od drugiej strony. Uczestnictwo było całkowicie darmowe, bez limitów wiekowych. Dosłownie każdy, kto chciał, mógł się sprawdzić w tym sporcie. Jedynym warunkiem było posiadanie butów sportowych i wygodnego, niekrępującego ruchów stroju. No, i, oczywiście, chęci.

Parkour jest dla wszystkich, niezależnie od płci, rasy czy pochodzenia. W niektórych grupach wymaga się jedynie, by osoba zainteresowana nauką miała ukończone przynajmniej 15 lat. Nie ma to na celu dyskryminacji młodzieży, lecz jest podyktowane troską o bezpieczeństwo zawodników. Dopiero w tym wieku nabywamy sprawności fizycznej, która pozwala nam na bezpieczne wykorzystywanie możliwości własnego ciała.

Le Parkour to coś więcej niż sport – to droga do odnalezienia kontroli nad własnym ciałem. Człowiek staje się silniejszy zarówno fizycznie, jak i psychicznie, dzięki czemu może pokonywać kolejne bariery. Osiąga swego rodzaju wolność. Czy to nie piękne?

Angelika Buczek

Dowiedz się więcej o Le Parkour na stronach:http://www.parkourpoland.com, http://www.parcour-online.com, http://www.overground.com.pl czy http://www.parkour-wroclaw.pl

70 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

S Z T U K A

zenw sztuce prezentacji

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 71

S Z T U K A

„99%prezentacji jest do bani” mówi Guy Kawasaki w przedmowie do świetnej książki Garra Reynoldsa „Presentation ZEN”. I nawet jeżeli potraktujemy to jako konieczną przesadę, jest w tym stwierdzeniu olbrzymie ziarno prawdy. Przypomnijcie sobie ostatnią prezentację, na której byliście. Przywołajcie w pamięci informacje, fakty i emocje, które w Was wywołała. Założę się, że nawet jeżeli będziecie potrafili z grubsza podać temat prezentacji, to przypomnienie sobie czegokolwiek konkretnego będzie graniczyło z niemożliwością. A pytanie o emocje wywoła u Was rozszerzone ze zdziwienia oczy. Jeżeli nie mieliście szczęścia, Wasze dotychczasowe doświadczenie z prezentacjami ograniczone jest do oglądania sekwencji nudnych, powtarzających się slajdów, w których jedyną ilustracją jest obrazek przedstawiający nie wiadomo dlaczego uśmiechniętych młodych ludzi w garniturach.

Prezentacje z użyciem PowerPointa stały się podstawowym narzędziem komunikacji z klientem i wewnątrz organizacji. Oferują olbrzymie możliwości, o jakich nie mogliśmy marzyć kilkadziesiąt lat temu. Potrafią uatrakcyjnić przekaz poprzez wykorzystanie zdjęć, animacji i filmów.

Dlaczego więc, skoro jest tak dobrze, jest tak źle?

Co jest nie tak z naszymi prezentacjami? Każdy z Was mógłby stworzyć własną listę zastrzeżeń, ale myślę, że główne grzechy pozostają te same. Prezentacje są przeładowane tekstem, najczęściej w formie nieśmiertelnych wykropkowanych punktów, nudne, „ozdobione” wątpliwej jakości obrazkami widzianymi już setki razy. Wygłaszane są lub, co gorsza, czytane słowo w słowo przez człowieka, który bardzo chętnie znalazłby się gdzie indziej. Jaki jest efekt takich prezentacji? Absolutnie żaden. Nikt nie czuje, że dowiedział się z nich czegokolwiek.

A jakie prezentacje chcielibyśmy oglądać? Trudno mówić za innych, ale ja chciałbym oglądać prezentacje, które mówią mi coś ważnego o świecie,

72 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

S Z T U K A

w którym żyję, lub biznesie, w którym pracuję. Które przekazują mi istotne informacje w porywający sposób. Które sprawiają, że moje działania będą skuteczniejsze, a moje życie bogatsze. Które przekonują mnie do czegoś ważnego i dobrego. A przede wszystkim takie, które angażują emocjonalnie i nie pozostawiają mnie obojętnym na to, co widzę. Jednym słowem: są skuteczne.

Świat się zmienia. Niby wszyscy o tym wiedzą, a jednak w świecie prezentacji większość zatrzymała się gdzieś pod koniec XX w., w czasach, kiedy wierzono, że logika, fakty, liczby i obliczenia są jedyną liczącą się formą informacji. W czasach, kiedy wierzono, że emocje, kontakty międzyludzkie i estetyka są tylko nieistotnym szumem zaciemniającym treść przekazu. Tego typu myślenie jest charakterystyczne dla lewej półkuli mózgu, której mocną stroną są właśnie liczby, fakty, myślenie analityczne i krytyczne. Tymczasem wystarczy rzut oka na najszybciej rozwijające się dziedziny przemysłu, żeby zobaczyć, co jest ważne dla ludzi. Wielkie sukcesy Apple nie wynikają z technologicznej przewagi urządzeń produkowanych przez tę firmę, ale z emocji, które potrafią wzbudzić

w użytkownikach. Podobnie Facebook nie oferuje swoim użytkownikom faktów i informacji, a platformę do nawiązywania oraz pielęgnowania relacji osobistych.

Tak samo sprawa musi wyglądać z prezentacjami. Muszą one przemawiać do naszych emocji, poruszać wyobraźnię i sprawiać, że możemy stać się zaangażowanym użytkownikiem przekazu, a nie tylko odbiorcą faktów, informacji i danych. Jak więc wygląda prezentacja w nowym świecie? Zarówno projektowanie, jak i samo prezentowanie musi się opierać na sześciu zdolnościach ludzkiego umysłu kojarzonych tym razem z prawą półkulą mózgu. Zdolności te to: projekt (design), opowieść, współgranie, empatia, zabawa i znaczenie. Zapomnijcie zatem o wszystkim, co wiedzieliście o prezentacjach i stwórzcie nową jakość dosto-sowaną do nowych czasów.

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 73

S Z T U K A

Opowieść

DesignDesign nie jest dekoracją, czymś co, dodajemy pod koniec projektowania. Jeżeli ma być dobry, myślenie o projekcie musi być obecne od samego początku pracy nad prezentacją. Ktokolwiek z Was używał kiedyś młotka, wie doskonale, że konkretny design tego przedmiotu sprawia, że jest on wymarzonym narzędziem do swoich zastosowań. Możemy ulepszyć design młotka, ale tylko pod warunkiem, że polepszy to nasze doświadczenie wbijania gwoździ. Podobnie jest z prezentacją. Musimy wiedzieć dokładnie, co jest naszym gwoździem i w jaki materiał będziemy go wbijać. Już na etapie projektowania naszej prezentacji musimy się zastanowić, co jest jej podstawowym komunikatem, jaka jest główna myśl i kto jest naszym odbiorcą. Dopiero wtedy możemy dobrać odpowiedni środek wyrazu i wtedy może się okazać, że nie zawsze najlepszym medium będzie nieśmiertelny PowerPoint. Jeżeli chcemy zilustrować proces, być może najlepszym sposobem okaże się staroświecka tablica lub flipchart? Jeżeli chcemy przeprowadzić szkolenie, być może najlepsze będzie zaangażowanie uczestników przy użyciu wydrukowanych materiałów? Jeżeli mamy przeprowadzić prezentację one-to-one przed ważnym klientem, być może najlepszym narzędziem będzie nasza kompetencja pokazana w poważnej i konkretnej rozmowie? Jedne

z najlepszych prezentacji, jakie widziałem, to wykłady Hugh Dellara, świetnego nauczyciela i autora podręczników, na których nie było ani jednego slajdu. Za to prowadzący doskonale wiedział, co chce powiedzieć i potrafił zilustrować to dobrymi, zapadającymi w pamięć przykładami.

Ludzie uwielbiają słuchać opowieści. Opowieści stanowią podstawę naszej kultury i są najlepszym sposobem na sprawienie, żeby zapamiętać jakiekolwiek fakty. Wykonajcie następujące doświadczenie – spróbujcie zapamiętać następujący ciąg słów: stół, telefon, pies, ławka, długopis, jeż, ręcznik, kubek, słońce, tęcza, nasionka. Dla większości osób, które nie ćwiczyły świadomie swojej pamięci, zadanie to jest bardzo trudne. A spróbujcie stworzyć historyjkę (anegdotkę), w której występują wszystkie wyżej wymienione elementy. Z pewnością zauważycie, że zadanie stało się dużo prostsze, mimo że historyjka wcale nie musi mieć za wiele sensu. Co więcej, często im bardziej bezsensowna i zaskakująca, tym lepiej. Wasza prezentacja również musi stać się opowieścią, z tym że nie chodzi o wymyślanie na siłę czegoś, co będzie tylko bajką, którą kupi ciemny lud. Jeżeli macie coś istotnego do przekazania (a przecież nie będziecie prezentować

74 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

HarmoniaEmpatia

czegoś, co nie jest na tyle ważne, żeby się za to zabierać) oraz potraktujecie Waszego odbiorcę jak myślącego człowieka, to bez problemu stworzycie autentyczną opowieść. Opowieść, która będzie na tyle szczera i ciekawa, że zostanie zapamiętana, co jest Waszym celem.

Jednym z podstawowych zadań, które stoją przed prezenterem. jest pokazanie odbiorcom tego, czego sami mogą nie zauważać. I często nie wynika to z tego, że brakuje im odpowiednich faktów i informacji. Elementy te, charakterystyczne dla postrzegania rzeczywistości lewą półkulą, są często znane odbiorcom, a przedstawienie ich nie jest żadną sztuką. Jednak sucha lista faktów i informacji to nie jest rzeczywistość. W rzeczywistości nigdy nie występują one w ten sposób, ale łączą się, tworząc sieć powiązań. I pokazanie tej właśnie sieci powiązań jest zadaniem prezentera. Musi on pokazać, jak patrzeć naprawdę, jak patrzeć, żeby widzieć to, co jest pod powierzchnią faktów. To, co stanowi autentyczną materię rzeczywistości. Aby to osiągnąć, nasza prezentacja musi angażować

S Z T U K A

Zabawa

wszystkie zdolności umysłu, zarówno te lewopółkulowe (logika, analiza), jak i prawopółkulowe (synteza, intuicja).

W jaki sposób przeprowadzicie prezentację dla bandy dziesięciolatków? W jaki sposób będziecie rozmawiać z właścicielem dużej firmy? W jaki sposób zaprezentujecie swoje pomysły rodzicom przedszkolaków chcących lepszej przyszłości dla swoich dzieci? Kluczem do sukcesu prezentacji jest zrozumienie, czego potrzebują odbiorcy. Fakty i liczby mają znaczenie, ale jeżeli nie trafiają w to, co dla odbiorcy jest najważniejsze (a potrzeby emocjonalne zawsze będą najsilniejsze), tracicie czas. Wczucie się w emocje i nastrój odbiorców pomogą Wam również zareagować, jeśli prezentacja pójdzie w złym kierunku i widownia zacznie przysypiać. A niewiele rzeczy jest gorszych niż prezentacja, w której prezenter to jedyna osoba, która jeszcze nie zasnęła.

Prezentacje to poważna sprawa, w której nie ma miejsca na żarty, prawda? Nieprawda!

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 75

prezentacja może przynieść Ci pieniądze (małe lub duże), miejsce w projekcie naukowym lub na studiach czy zmienić na lepsze życie innych ludzi. Każda z tych sytuacji ma znaczenie i świadomość tego znaczenia musi być stale obecna w Twoim myśleniu, zarówno na etapie projektowania prezentacji, przygotowania jej, jak i wygłaszania. Tylko mając stale na uwadze cel i znaczenie Twojej prezentacji będziesz w stanie nadać jej odpowiednią formę, dostosować ją do odbiorców i właściwie ją wygłosić. Tylko to zapewni Ci autentyczność, która jest niezbędna, bo dzisiejsza widownia nie chce tracić czasu dla nieuczciwych sprzedawców z nieautentycznym przekazem.

No dobrze, chcemy stworzyć profesjonalną, zapadającą w pamięć i ciekawą prezentację. Jakie są nasze pierwsze kroki? Oczywiście musi to być PowerPoint, więc siadamy do komputera. Dokonujemy w ten sposób bezpiecznego wyboru, bo przecież każdy robi to w ten sposób. Dzięki temu mamy zapewnione alibi – na pewno robimy to właściwie, skoro wszyscy tak robią. A skoro tak, to nie mogą

S Z T U K A

Znaczenie

Mitem, w który większość z nas wierzy, jest przeświadczenie, że tylko śmiertelnie nudna forma jest wystarczająco poważna w większości sytuacji zawodowych. Tymczasem w rzeczywistości każdy z nas chciałby zobaczyć prezentację, w której ważne treści podane są w  lekkiej i atrakcyjnej formie. Z tym że kluczem jest tu fraza „ważne treści”. Nie chodzi o błaznowanie i pokrywanie braku treści lub niewystarczającego przygotowania żartami, ale o inteligentny, dobrze dobrany dowcip, który sprawi, że nasza prezentacja będzie atrakcyjna i dobrze zapamiętana.

Dlaczego spędzasz cenny czas, przygotowując prezentację, dlaczego jedziesz z nią do klienta lub na konferencję, dlaczego narażasz się na stres i tremę, stając przed widownią, często wcale nie tak przyjazną? Robisz to, bo to, co chcesz przekazać, ma jakiś sens, jakieś znaczenie. Ta prezentacja może przekonać kogoś do skorzystania z usług Twojej firmy, może zaprezentować wyniki Twojej pracy naukowej czy też pomóc Ci podzielić się z odbiorcami ideami, w które wierzysz. Zależnie od Twojej sytuacji

76 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

S Z T U K A

się mylić. I tu właśnie leży pies pogrzebany. Wybieramy narzędzie, które determinuje formę, a nawet treść naszego przekazu. W rezultacie już na samym początku planowania odrzucamy idee, które nie dają się w łatwy sposób przekazać jako slajdy, a resztę treści wtłaczamy w sztywny gorset formy narzuconej nam przez zwyczaje panujące w biznesie. Na koniec, widząc, że przekaz nie jest zbyt atrakcyjny (bo jak ma być, skoro wyrzuciliśmy już z niego wszystko, co było najfajniejsze), dodajemy przypadkowe zdjęcia, które mają pokazać, jak kreatywni jesteśmy. Rezultat? Wszyscy już doskonale wiecie. Podążając za owczym pędem i wierząc w mity, stworzyliście kolejną przeciętną prezentację, która nie przekona nikogo.

Dlatego zamiast siadania do komputera naszą pierwszą czynnością musi być wzięcie do ręki dużej kartki papieru i ołówka. Oczywiście może być to także blok rysunkowy i kredki, tablica i flamastry, a nawet kreda na asfalcie. Najważniejsze

jest planowanie „unplugged”, czyli analogowe. Zadajcie sobie pytanie: jaka jest absolutnie najważniejsza wiadomość, którą muszę przekazać mojej widowni? Jeżeli mieliby wyjść z sali z tylko jedną zapamiętaną myślą, co by to było? Jeśli już wiecie, odrzućcie wszystko, co zbędne i skoncentrujcie się na tym przekazie. Zen uczy nas, żeby poświęcać się w 100% wykonywanej czynności, odrzucając wszystko inne, i właśnie to musicie teraz zrobić. Każdy element prezentacji, każde Wasze zdanie, każdy obrazek czy slajd musi wzmacniać Wasz podstawowy przekaz. I tu kolejny istotny szczegół. Wzmacniać nie znaczy powtarzać. Slajdy stanowią wspaniałe uzupełnienie tego, co mówicie lub przekazujecie na papierze (tak, musicie też przygotować wersję papierową – więcej na ten temat później), ale nie mogą one powtarzać tego słowo w słowo. Badania wykazały, że gdy mamy do czynienia z tym samym przekazem, czytanym i jednocześnie słuchanym, mamy trudności ze skoncentrowaniem się. O wiele lepsze rezultaty osiągniemy, angażując lewą półkulę za pomocą podawania faktów i używania przekonującego języka, prawą zaś za sprawą skojarzeń wizualnych i ilustracji trafiających bezpośrednio do emocji. Dlatego, przygotowując

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 77

S Z T U K A

Obrazprezentację, musicie zadawać sobie stale trzy pytania: w jaki sposób odnosi się to do mojego głównego przekazu? W jaki sposób mój przekaz jest przez to bardziej czytelny, autentyczny, atrakcyjny i lepiej zapamiętywalny? Oraz najważniejsze pytanie: Co z tego wynika? Tylko w ten sposób, mając stale na horyzoncie swój cel, będziecie w stanie odrzucić zbędną dekorację, i skoncentrować się na tym co najważniejsze.

Odrzucenie zbędnych elementów sprawi również, że to, co pozostanie, zyska na sile. Oszczędność formy pozwala odbiorcy na lepsze skupienie się na tym, co ma przed oczami. Skupienie się na prostocie i odrzucenie rozpraszających dekoracji jest jedną z zasad estetyki Zen, która sprawdza się również w projektowaniu prezentacji. Leonardo da Vinci powiedział, że prostota jest najwyższą formą wyrafinowania i – mimo że raczej nie miał na myśli prezentacji w PowerPoincie – ta zasada sprawdza się i tutaj.

Jak zatem osiągnąć interesujący nas efekt? Przede wszystkim dzięki przestrzeganiu kilku podstawowych zasad.

Obraz jest wart tysiąca słów. Podczas gdy fakty, słowa i analizy przemawiają do lewej części naszego mózgu, obrazy, emocje i skojarzenia angażują prawą. Prezentacja daje nam wspaniałą możliwość wykorzystania obydwu tych zdolności, tak aby nasz przekaz był jak najpełniej odebrany. Jednocześnie wiecie już doskonale, że nie powinniśmy pisać na slajdach tego, co mówimy. Co zatem powinno pojawić się na slajdzie oprócz obrazka? Najlepiej nic. Widzowie są w stanie skoncentrować się wtedy na tym, co mówicie, a obrazek ma wzmacniać przekaz pozawerbalny. Czasami dobrym pomysłem jest umieszczenie słowa-hasła, które ma się wbić w pamięć i zostać zapamiętane.

Każdy slajd musi być zrozumiany w ułamku sekundy. Odbiorca nie może się gapić na obraz przez długą chwilę, zanim dotrze do niego Wasz przekaz. Tutaj kolejny raz widać, jak istotna jest prostota i oszczędność formy. Każda zbędna dekoracja to strata czasu, która tylko osłabia efektywność Waszej prezentacji.

Jeżeli coś piszecie, używajcie odpowiednio dobranej czcionki. Czytelnej, dobrze komponującej się z tłem i odpowiadającej tematyce prezentacji. Pamiętajcie

78 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

S Z T U K A

również, żeby tak dobrać kolor tekstu, żeby dobrze wyglądał na tle zdjęcia.

Wyjątkowo powstrzymajcie swoją kreatywność, jeśli chodzi o animacje, efekty 3D i inne domyślne ozdobniki PowerPointa. Nie dość, że zabierają one Wasz cenny czas, to jeszcze nie dodają żadnych treści i mogą tylko osłabić siłę przekazu. Jest niewiele sytuacji, w których animacje sprawiają, że prezentacja staje się lepsza. Więcej o tym dowiecie się później.

No pięknie! – zgodzicie się.

Tylko co z prezentacją danych statystycznych i biznesowych? Stanowią one przecież bardzo istotny procent wszystkich naszych prezentacji. Jeżeli klient lub szef życzą sobie twardych danych na temat pracy działu, statystyk sprzedaży lub skuteczności marketingu, trudno będzie ich zadowolić obrazkiem przemawiającym do ich potrzeb emocjonalnych (wielu z Was pewnie zakwestionowałoby istnienie takich potrzeb u wielu z tych odbiorów :)). Otóż tutaj musimy wrócić do kwestii designu prezentacji, a także empatii i rozumienia potrzeb odbiorców. Mamy tu do czynienia z innym materiałem, w który musimy wbić inny gwóźdź. Zastanówcie się, czy wszystkie te ważne dane muszą znaleźć się na slajdach? Czy naprawdę rzucenie na ścianę tabelki

ze słabo widocznymi cyferkami będzie skuteczne? Oczywiście, że nie. Tego typu informacje najlepiej przekazuje się na papierze, kiedy odbiorca ma czas na ich przeanalizowanie. Na slajdzie powinny znaleźć się tylko najistotniejsze informacje. Coś, co będzie jasnym przekazem. A cała reszta komentarza musi być podana przez osobę prezentującą. W końcu od tego ona tam jest i to ten właśnie żywy człowiek stanowi o jakości prezentacji.

Wiele osób idzie tu na łatwiznę. Wierzą, że jeżeli stworzą coś w rodzaju „slajdumentu” (w założeniach mającego łączyć zalety slajdu i dokumentu – w rzeczywistości łączącego ich wady), to będą mogli użyć go zarówno w prezentacji wygłaszanej przed odbiorcami, jak i w prezentacji wysyłanej klientowi e-mailem, a także jako wydrukowane materiały do rozdania. Nic bardziej mylnego. Przygotowując coś takiego, nigdy nie stworzycie niczego dobrego. Tak jak pisałem wyżej, każde medium ma swoje silne strony i musicie postarać się je wykorzystać, unikając jednocześnie pułapek. Prezentacja z użyciem projektora wygłaszana przed widownią musi zawierać jak najmniej tekstu, najlepiej pojedyncze słowa lub dane liczbowe, zapisane dużą, estetycznie wyglądającą czcionką, dobrze widoczną na tle. Jej zadaniem jest stworzyć dobre pierwsze wrażenie i przygotować odbiorcę na przyjęcie informacji, które mu będziecie

01CZ ERW I EC 2 012 | E X P I O N A G E | 79

przekazywać. W tej sytuacji to Wy, a nie Wasza prezentacja jest w centrum uwagi. I to na Was ciąży odpowiedzialność za przekonanie odbiorców. Oczywiście, będą oni chcieli mieć wszystko napisane czarno na białym i do tego właśnie mają służyć materiały, które rozdajecie przy okazji tej prezentacji. Wszystkie fakty, liczby, wyliczenia i tabelki, które przemawiają do racjonalnego mózgu, mają się znaleźć właśnie tam. Dzięki temu wszystkie potrzeby emocjonalne odbiorców (potrzeba otrzymania istotnych danych w atrakcyjny i przekonujący sposób) zostaną zaspokojone.

Powiecie pewnie, że to co napisałem, wymaga trochę więcej pracy, niż to co robiliście do tej pory. To prawda. Zastanówmy się jednak, co dostajemy w zamian za tę dodatkową pracę. Przede wszystkim robicie prezentację, która trafia do odbiorcy. W czasach przeładowania informacją jest to absolutnie podstawowe, żeby Wasz przekaz trafił do celu. Motto obecnych czasów to: „Wyróżnij się albo zgiń!” i po prostu nie macie innego wyjścia. Jeżeli Wasza prezentacja nie spełni swojej funkcji, cały czas poświęcony na jej przygotowanie zostanie i tak stracony. Co więc wybieracie? Ja osobiście wolę spędzić trzy godziny i uzyskać pożądany efekt, niż jedną godzinę i efektu nie

S Z T U K A

uzyskać. Dodatkową wartością przy tworzeniu prezentacji tak, jak to się robić powinno, jest satysfakcja. Jeżeli przygotujecie prezentację w taki sposób, żeby autentycznie i szczerze przekazać odbiorcy to, co jest dla Was ważne, samo tworzenie i przedstawianie prezentacji będzie już dla Was przyjemnością. A nie ma chyba lepszej pracy niż ta, która sprawia przyjemność.

Oczywiście, artykuł ten nie wyczerpuje tematu tworzenia skutecznych prezentacji. Miałem okazję opowiedzieć Wam tylko o filozofii prezentacji Zen, pomijając tak ważne aspekty, jak właściwe projektowanie oraz sprawy związane z występowaniem publicznie, takie jak mowa ciała, ton głosu itp. Dlatego gorąco zachęcam do sięgnięcia po książkę Garra Reynoldsa „Prezentation Zen” i regularne odwiedzanie jego bloga: http://www.presentationzen.com/presentationzen. Znajdziecie tam mnóstwo inspirujących artykułów na temat prezentowania i linków do fascynujących prezentacji, dzięki którymi będziecie na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie w tej dziedzinie. I przede wszystkim miejcie odwagę zmienić sposób, w jaki robicie prezentację. Wspólnie pokażmy, że także u nas można robić to w profesjonalny i jednocześnie porywający sposób.

Adrian Grzebyk

80 | E X P I O N A G E | 01CZ ERW I EC 2 012

W Y W I A D