Zagrożeni - Daugherty C.J.

1166

description

Trzeci tom.Akademia Cimmeria stała się dla Allie czymś więcej niż szkołą – była jej schronieniem. Jednak grupa ludzi powiązanych z rodziną dziewczyny próbuje zniszczyć wszystko to, co dla Allie ważne. Co gorsza, ktoś blisko związany z uczniami Cimmerii dopuścił się zdrady i wszystkich opanowuje paranoja. W obawie przed atakiem Nathaniela wybuchają wewnętrzne walki.Jednak to nie uderzenia z zewnątrz należy się obawiać…

Transcript of Zagrożeni - Daugherty C.J.

Page 1: Zagrożeni - Daugherty C.J.
Page 2: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Plik jest zabezpieczony znakiemwodnym

Page 3: Zagrożeni - Daugherty C.J.
Page 4: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 5: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dla Jacka===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 6: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Aby wyrosły nam skrzydła, każdegodnia

musimy rzucać się w przepaść.Kurt Vonnegut

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 7: Zagrożeni - Daugherty C.J.

1

Allie schowała telefon do kieszenii zatrzęsła się, czując przenikliwypodmuch lutowego wiatru, który zmusiłją do ukrycia się pod sosną.

Zniecierpliwionym ruchem zsunęłarękawiczkę i ponownie spojrzała nazegarek. Minęło już prawie dwadzieściaminut. Jeśli będzie musiała czekaćjeszcze dłużej…

Ogień płonął jej w gardle, z trudemprzełknęła ślinę.

Page 8: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Stała przed wysoką i sprawiającągroźne wrażenie bramą z czarnychprętów zakończonych ostrymi,metalowymi grotami. Jeśli się dobrzeorientowała, było to jedyne wejście natereny należące do Cimmerii. Dobudynku szkoły prowadziłpółtorakilometrowy podjazd, a furtęotwierano i zamykano automatycznie.Mogła to zrobić tylko dyrektorka lubjeden ze starannie wyselekcjonowanychochroniarzy.

Goście w samochodach odwiedzaliszkołę raczej rzadko. Większość kadry

Page 9: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pedagogicznej i pracowników mieszkałana terenie Akademii Cimmeria. Każdegodnia przyjeżdżały jednak furgonetkidostawcze i pocztowe, a takżeochroniarze zatrudniani przez RajaPatela. Allie od kilku tygodni uważnieobserwowała godziny ich kursowania,była więc pewna, że furgon dostawczypojawi się koło czwartej po południu.Na zegarku właśnie dochodziła czwarta.Jeśli dopisze jej szczęście, samochódprzejedzie przez bramę, zanimktokolwiek ją zobaczy.

Ukryła się nieopodal miejsca,

Page 10: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w którym zginęła Jo. Wspomnienie tejnocy sprzed ośmiu tygodni wciąż niedawało jej spokoju. Wystarczyło, żezamknęła oczy, i wszystko do niejwracało – głęboka pokrywa białegośniegu, niebieskawy blask księżyca,wiotkie ciało leżące na drodze, podobnedo zepsutej lalki… Kałuża krwiotaczająca zwłoki niczym płatki kwiatu.

Allie otwarła oczy.Tej nocy podjazd był zupełnie pusty.Dziewczyna wzięła głęboki wdech.„Czy ja naprawdę zamierzam to

zrobić?”

Page 11: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zadawała sobie to pytanie odchwili, gdy znalazła się pod bramą.Miała ochotę się rozpłakać, jakaś częśćjej umysłu podpowiadała, bynatychmiast zawrócić i schować sięw pokoju. Ale nie zrobiła tego, tylkocoraz bardziej umacniała się w swoimpostanowieniu.

Musiała się stąd wydostać. Jeślichciała otrzymać odpowiedź na pytanie,co się tutaj naprawdę działo, powinnawyrwać się z tej szkoły i rozpocząćposzukiwania.

Kolejny podmuch wiatru zatrząsł

Page 12: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wierzchołkami drzew, a na głowę Alliezaczęły spadać lodowate krople.Wzdrygnęła się z zimna i owinęłaszczelniej szalikiem. Donośny szelestgałęzi kołyszących się nad nią skuteczniezagłuszył odgłos nadjeżdżającegopojazdu. Kiedy dziewczynazorientowała się, co słyszy, na drodzerozbłysły światła samochodu.

Przykucnęła, usiłując się ukryć przedzasięgiem reflektorów, skupionai gotowa, jak sprinter czekający na start.Przez niewygodną pozycję wszystko jąbolało, zwłaszcza kolana, starała się

Page 13: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jednak ignorować dolegliwości. Niemiała czasu na wsłuchiwanie sięw swoje ciało, musiała uciekać.

Wstrzymując oddech, spoglądałaprzez metalowe pręty bramy. Ciemnakurtka i spodnie ułatwiły jej kamuflaż.Spodziewała się czerwonej furgonetki,jednak zamiast niej ujrzała czarnysamochód z niskim zawieszeniem.

Nagle zabrakło jej tchu w piersiach.Przecież to ochroniarze jeździli takimiwozami. Bez wątpienia był to jedenz nich.

Smukła maszyna podjechała wolno

Page 14: Zagrożeni - Daugherty C.J.

do bramy i zatrzymała się tuż przed nią.Allie podjęła decyzję w ułamku

sekundy: tak, zrobi to. Nie miało dla niejznaczenia, kto siedział w samochodzie,musiała się stąd wydostać.

Przygotowała się. To byłaprawdopodobnie jej jedyna okazja doucieczki.

Przez dłuższą chwilę nie działo sięnic. Coraz mocniej bolało ją zgiętekolano, a trwanie w bezruchu byłostrasznie wyczerpujące. Wiedziała, żedługo tego nie wytrzyma.

Przymknęła oczy, marząc o tym, by

Page 15: Zagrożeni - Daugherty C.J.

brama wreszcie się otwarła, ale nictakiego się nie zdarzyło. Coś było nietak.

„A może oni wiedzą? Może topułapka zastawiona przez Raja, któryprzysłał ochroniarzy, żeby mniepojmali? Może właśnie po mnie idą?”

Zaschło jej w gardle i każdy oddechprzychodził z coraz większym trudem.

Nagle wielkie metalowe wrotazadrżały i zaczęły się rozsuwać zezgrzytem.

Poruszając niemo ustami, Allienaliczyła osiem oddechów, nim brama

Page 16: Zagrożeni - Daugherty C.J.

otwarła się na całą szerokość. Droga podrugiej stronie delikatnie zakręcałai ginęła w ciemności lasu. Po zmrokuwydawało się, że kończyła się tuż zaogrodzeniem, jakby cały świat zamurami szkoły gdzieś zniknął.

Allie wyjęła telefon i rzuciła go naziemię. Nie chciała tego robić,wiedziała jednak, że mogą namierzyćjego sygnał. W tym momencieurządzenie było zupełnie nieprzydatne.Musiała wierzyć, że Mark postąpi tak,jak ustalili.

Teraz wystarczyło zaczekać, aż

Page 17: Zagrożeni - Daugherty C.J.

samochód wjedzie na teren szkoły,i wymknąć się przez bramę tak, bykierowca nie zauważył uciekinierki.

Pojazd wciąż jednak nie ruszał. Jegosilnik pomrukiwał cichutko jak kotzabawiający się zdobyczą. Ze swojejkryjówki Allie nie mogła dostrzectwarzy kierowcy.

O co chodzi? Ogarnęła ją frustracjai z trudem powstrzymywała się odkrzyku. Dlaczego u diabła stałw miejscu? Mógłby w końcu odjechać.

Kiedy była niemal przekonana, że jąodkryto, czarne audi ruszyło,

Page 18: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chrzęszcząc oponami na żwirowejnawierzchni. Auto potoczyło sięniespiesznie w stronę szkoły.

Brama wjazdowa prawienatychmiast zaczęła się zamykać, leczAllie została w swojej kryjówce.Samochód wciąż był za bliskoi kierowca z łatwością mógłby dojrzećdziewczynę w lusterku.

Mięśnie paliły ją żywym ogniem,nadal jednak wpatrywała się w bramę.Czekała, aż auto zniknie za zakrętem, alekierowca prowadził pojazd tak powoli,jakby kogoś wypatrywał. To znów ją

Page 19: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaniepokoiło. Wzięła kilka głębokichwdechów, żeby odzyskać panowanienad sobą. „Uspokój się, Allie. Skupsię”. Powtarzała sobie w myślach, żemężczyzna już dawno wysiadłbyz samochodu, gdyby wiedział, że onatam jest. Zerknęła na bramę i zaczęłaliczyć oddechy. Trzy. Cztery. Pięć.

Wrota były już prawie całkowiciezamknięte, lecz samochód wciążznajdował się w zasięgu jej wzroku. Niemiała wyboru – jeśli nie ruszy w tejsekundzie, już nigdy się stąd niewydostanie.

Page 20: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie mogła na to pozwolić.Wyskoczyła z ukrycia i pobiegła,

przedzierając się przez gałęzie drzewrosnących na skraju drogi. Bolały jąkolana, zdrętwiały jej nogi, serce waliłojak oszalałe, a każdy oddech zdawał sięrozrywać płuca. Szczelina, przez którąchciała się wydostać, robiła się corazmniejsza. Allie wystraszyła się, że źleoceniła swoje możliwości i nie zdążyprzed zamknięciem.

Dobiegła do bramy i złapała jejmetalowe pręty, ale zamykania nie dałosię zatrzymać ani spowolnić. Mechanizm

Page 21: Zagrożeni - Daugherty C.J.

działał automatycznie.Nie zastanawiając się już więcej,

Allie wcisnęła się w szczelinę.Kratownica przycięła jej kurtkęi uderzyła w ramię z taką siłą, żedziewczyna zasyczała z bólu przezzaciśnięte zęby. Szarpnęła i uwolniła sięz potrzasku, upadając na ziemię podrugiej stronie bramy, która zamknęłasię z metalicznym zgrzytnięciem.

Allie była wolna.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 22: Zagrożeni - Daugherty C.J.

2

Allie nie obudziła się tego dniaz myślą o ucieczce. Zastanawiała sięraczej nad urwaniem się z lekcji.

Ostatnio często jej się to zdarzało.Nauka nie miała już dla niej

znaczenia. Po co więc tracić czas?Po tym jak kilkakrotnie siłą

zaciągnięto ją do klasy, gdziezawstydzona i skruszona musiałauczestniczyć w zajęciach, zaczęławynajdywać kryjówki, w których

Page 23: Zagrożeni - Daugherty C.J.

miałaby święty spokój.W wiktoriańskim budynku aż się roiłood takich zakamarków. Do ulubionychmiejsc Allie należały opustoszałesypialnie uczniów i sekretne klatkischodowe, z których niegdyś korzystałasłużba, a teraz nikt już tam nie zaglądał.Do wyboru miała jeszcze kryptęi kaplicę.

Dzisiaj po przetrwaniu kilkuporannych lekcji wdrapała się naparapet w swoim pokoju i ostrożnieprzeszła po wąskim kamiennym gzymsie,z którego wspięła się na niższy fragment

Page 24: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dachu. To tutaj Jo tańczyła jak szalonaz butelką wódki w ręku. Razemz Carterem uratowali jej wtedy życie.

Allie mimo zimna przesiadywała tucałymi godzinami, zatopiona wewspomnieniach. Miała stąd doskonaływidok na uczniów i nauczycieliprzemieszczających się po terenie szkołyi zawsze dziwiło ją to, że nikt nigdy niespojrzał do góry. Na dachu pełno byłokominów i misternych ozdobnikówz kutej stali, tworzących prawdziwygąszcz, w którym łatwo można się ukryć.Tkwiła tam jak żywy gargulec.

Page 25: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Spędzała tak całe dnie i ten pewnieniczym nie różniłby się od wielupoprzednich, kiedy nagle usłyszała tużobok siebie znajome głosy. W pierwszejchwili wystraszyła się, że ktoś znalazłjej kryjówkę, ale po kilku sekundachzrozumiała, że to rozmowa tocząca sięprzy otwartym oknie w jej sypialni.

Przytrzymując się rynny w kształciesmoka, opuściła się nieco niżej, żebylepiej słyszeć.

– Nie znalazłeś jej? – Głos Isabellebył pełen napięcia.

– Nie. Moi ludzie przeszukują całą

Page 26: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szkołę. – Raj mówił tak cicho, że Alliez trudem rozpoznawała słowa.

Nigdy jej nie znajdą. Nie ma szans.Ta myśl wzbudziła w niejprzygnębiającą satysfakcję. Może niepotrafiła ocalić nikomu życia, ale za toumiała przechytrzyć najlepszych ponoćochroniarzy na świecie.

– Jak ona się czuje? Myślisz że… –Słowa dyrektorki zabrzmiały znaczniewyraźniej. Musiała stanąć przy oknie,patrząc dokładnie w to samo miejsce, coAllie. – Czy Rachel coś ci mówiła? –zapytała z wahaniem.

Page 27: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Odpowiedziało jej westchnienie.– Ciężko stwierdzić, czy czuje się

lepiej czy gorzej – odparł Raj. – A możenic się nie zmieniło? Rachel straszniesię o nią martwi. Nadal ma sesjez doktorem Cartwrightem?

Allie skrzywiła się, słyszącnazwisko psychologa, którego Isabellesprowadziła do szkoły po ostatnichwydarzeniach.

– Już nie – odpowiedziaładyrektorka. – Dała się na to namówić,ale lekarz nie potrafił nic z niejwyciągnąć i uznał, że jest

Page 28: Zagrożeni - Daugherty C.J.

„niekomunikatywna”.„Ciekawe skąd o tym wiedzą” –

pomyślała dziewczyna z niesmakiem. –Przecież to poufne informacje, którew ogóle nie powinny do nich dotrzeć”.Przypomniała sobie koszmaryi paskudne myśli, którymi podzieliła sięz psychologiem, zanim całkowicie sięprzed nim zamknęła. Wolałaby, żebyo nich nie wiedzieli.

– Jak mam chodzić na zajęcia potym, gdy widziałam śmierć swojejprzyjaciółki? – zapytała kiedyś podczasjednej z nielicznych sesji. – Interesować

Page 29: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się odmianą francuskich czasownikówalbo dziejami hiszpańskiej Armady?

– Musisz – odparł wtedy doktorCartwright. – Każdego dnia robiszkolejny krok. Nie rezygnujesz.

– Bzdura! – prychnęła Alliez goryczą.

Ten człowiek najwyraźniej nie miałpojęcia, jak wygląda strach przedzaśnięciem, gdy wiesz, że za chwilępojawią się koszmary. Nie wiedział, jaksię wtedy czuła.

Nikt tego nie wiedział.Raj zaśmiał się ponuro, dając do

Page 30: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zrozumienia, że „niekomunikatywna” tocałkiem dobre określenie stanu Allie.

– Nie potrafi się pogodzić ześmiercią Jo – ciągnęła Isabelle. Alliepochyliła się mocniej, spragnionazatajanych przed nią informacji. – Starasię znaleźć kogoś, kogo mogłaby za toobwinić. Zdaniem lekarza poszukiwaniewinnych jest czymś w rodzaju protezyemocjonalnej, która pozwala przeciągaćżałobę w nieskończoność. Dopóki przezto nie przejdzie, będzie tkwiław miejscu i nigdy się nie pogodzi ześmiercią Jo.

Page 31: Zagrożeni - Daugherty C.J.

„Gadanie” – pomyślała Allie. –Przecież nie wkurzam się bez powodu.To przez was!” Mimo gniewu wiedziałajednak, że w słowach Isabelle tkwiziarno prawdy, i to również jądenerwowało.

– Potem jednak Allie uznała, że nieprzepada za Cartwrightem – opowiadaładalej dyrektorka. – Miał się dziś z niąspotkać, ale… – Dziewczyna bez trudumogła sobie wyobrazić, jak Isabellewzrusza ramionami. – … dokładniew tym momencie gdzieś zniknęła.

Patel podniósł głos, jego gniew był

Page 32: Zagrożeni - Daugherty C.J.

słyszalny nawet na dachu.– To nie może dłużej trwać. Musisz

coś z tym zrobić. Moi ludzie szukają jejpo całej szkole, chociaż powinnizajmować się zapewnianiembezpieczeństwa. Wciąż nie znamyplanów Nathaniela i spodziewamy sięataku w każdej chwili. Przez nią tracimyczas. Nie możemy na to pozwolić. Alliezachowuje się jak…

– Tak jak zawsze – wtrąciła siędyrektorka. – Reagowała podobnie, gdyzniknął jej brat. Jest wkurzona i wcalesię jej nie dziwię. Ja też jestem

Page 33: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wkurzona, ale nie mam szesnastu lati wiem, jak sobie z tym poradzić, a onanie.

Ich rozmowę przerwało pukanie dodrzwi.

Kto to mógł być?Żeby lepiej słyszeć, Allie wychyliła

głowę i ramiona ponad krawędziądachu. Raj i Isabelle musieli przejśćw głąb pokoju, aby otworzyć drzwi.Wciąż docierały do niej głosy, ale byłyzbyt daleko, żeby mogła zrozumieć sensrozmowy.

Po chwili usłyszała trzaśnięcie

Page 34: Zagrożeni - Daugherty C.J.

drzwi. Zapadła cisza.Pokój opustoszał.Rozczarowana Allie podciągnęła się

na rękach i usiadła na dachu,spoglądając w stronę dziedzińca.Dwóch ochroniarzy pracujących dlaRaja stało tuż pod oknem i patrzyło jejprosto w oczy. Poczuła, że serce stanęłojej w gardle.

Niech to szlag!W panice ukryła się przed ich

wzrokiem, ślizgając się nieporadnie pomokrych dachówkach. Kiedy uznała, żeudało jej się schować, ponownie

Page 35: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wychyliła się nad krawędzią, żebyspojrzeć w dół. Ochroniarz stojący nadziedzińcu przywoływał kogoś gestemręki. Sekundę później u jego bokupojawił się Raj. Obaj strażnicywskazywali dokładnie jej kryjówkę.Patel skrzyżował ramiona na piersii spojrzał Allie prosto w oczy.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Będziemusiała znaleźć nowe schronienie.

Zerwała się na równe nogii pobiegała do miejsca, gdzie dachówkiopadały łagodnie w dół, skąd zsunęłasię na pupie. Krótka plisowana

Page 36: Zagrożeni - Daugherty C.J.

spódniczka, niezbyt praktyczna w takichsytuacjach, momentalnie się podwinęła,a rajstopy natychmiast przemokły.Przytrzymując się rynny, Allie ześliznęłasię na gzyms, po którym przedostała siędo swojego okna. Wskoczyła na biurkoi weszła do środka.

Wyprostowała się tryumfalnie,pewna, że jej się udało, gdy naglespostrzegła Isabelle z rękami założonymina siebie. Dyrektorka nie czekała nażadne wyjaśnienia.

– Tego już za wiele – stwierdziłastanowczo, ale w jej głosie

Page 37: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pobrzmiewał smutek. – To się musiskończyć, Allie.

Jakaś część umysłu dziewczynywstydziła się tego, że zawiodła Isabelle,ale szybko zdusiła w sobie to uczuciei wzruszyła tylko ramionami.

– Pewnie. Oczywiście. Nie masprawy. Już nigdy. I tak dalej…

Isabelle nabrała gwałtowniepowietrza. Allie nie potrafiła wytrzymaćjej zasmuconego spojrzenia, więcruszyła ku drzwiom.

– Nie jestem twoim wrogiem –przypomniała dyrektorka, najwyraźniej

Page 38: Zagrożeni - Daugherty C.J.

biorąc się w garść.– Czyżby? – Stojąca przy drzwiach

dziewczyna spojrzała na nią jak naeksponat.

– Allie… – Isabelle wyciągnęła kuniej dłoń, lecz natychmiast ją opuściła. –Martwię się i chcę ci pomóc. Ale niedam rady, jeśli mi na to nie pozwolisz.

Kiedyś Allie często przychodziła doniej po pomoc i porady. Coś je wtedyłączyło. Ufała jej.

Te dni już nigdy nie powrócą.Zmierzyła dyrektorkę obojętnym

wzrokiem.

Page 39: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Problem w tym, Isabelle, że twojapomoc przynosi śmierć innym ludziom.Tak więc… dzięki, ale nie.

Widząc zrozpaczoną twarz kobiety,zrozumiała, że trafiła w czuły punkt, poczym wybiegła na korytarz. Powlokłasię w stronę schodów, tłumiąc łzynapływające do oczu. Kolano wciąż jąpobolewało, a nierówne kuśtykanieodbijało się szyderczym echem od ścian.

Szła ze spuszczoną głową i niezwracała uwagi na lśniącą dębowąboazerię. Ani na gigantyczne obrazy,często dwukrotnie większe od niej,

Page 40: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przedstawiające dawno zmarłychmężczyzn i kobiety, przyodzianychw połyskliwe jedwabie i klejnoty. Niewidziała żyrandoli z setek kryształówmigocących w delikatnympopołudniowym świetle anipółtorametrowych ciężkich świecznikówczy arrasów, na których damy uganiałysię konno za beztroskimi lisami.

Przemknęła przez hol głównyi schowała się za drzwiami salibalowej. Pomieszczenie było zupełniepuste i oświetlone słabym blaskiemsłońca, wpadającym przez gigantyczne

Page 41: Zagrożeni - Daugherty C.J.

okna na drugim końcu sali. Gdy Alliezaczęła krążyć tam i z powrotem,próbując ukoić gniew, który szalał w jejumyśle niczym stado demonów, jej krokiodbijały się głuchym echem.

Trzydzieści trzy kroki i nawrót.Trzydzieści trzy kroki i od nowa.

„Dlaczego miałoby mi być przykro?To Isabelle ponosi całąodpowiedzialność. Jo jej zaufała, a teraznie żyje”.

Obróciła się na pięcie i ruszyław drugą stronę.

Jej umysł ciągle krążył wokół

Page 42: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pokrytego śniegiem lasu, trzepotusroczych skrzydeł i drobnej postaciprzedzierającej się przez zaspy…

To wspomnienie przypominałobolesny strup, którego wciąż nie mogłasię pozbyć. Powracała do niego, choćwiedziała, że przyniesie jej tylkocierpienie.

A może po prostu chciała cierpieć.„Jo zginęła. Wszyscy ją zawiedli.

A teraz Isabelle domaga się, żebymwróciła do «normalności»? Chrzanićją!”

Ponownie skierowała się na drugi

Page 43: Zagrożeni - Daugherty C.J.

koniec sali.Już nigdy nie zaufa dyrektorce. To

wszystko przez jej walkę z bratem,której Allie nie potrafiła zrozumieć.Z tego powodu wszyscy znaleźli sięw niebezpieczeństwie, a Jo zapłaciłanajwyższą cenę.

Wiedziała, że nie może równieżwierzyć Rajowi. Choć był szefemochrony całej Akademii Cimmeria,odpowiednio wykwalifikowanym, to beznamysłu zostawił je same, mimo że Allieprosiła, aby nie wyjeżdżał. Błagała. Niepomógł im, gdy ktoś ze szkoły – ktoś

Page 44: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kogo znała i darzyła zaufaniem – otwarłbramę, aby Gabe mógł się pozbyć Jo.

Znów poczuła przypływ wściekłościi gwałtownie obróciła się na pięcie.

W ciągu ośmiu tygodni, któreupłynęły od śmierci Jo, Isabelle i Rajnie byli w stanie się dowiedzieć, ktootwarł tamtej nocy bramę. Nie udało imsię namierzyć wspólnika Nathaniela.Każdego dnia po szkolnym korytarzukrążył ktoś – uczeń, nauczyciel lubinstruktor Nocnej Szkoły – kto chciał,żeby Allie zginęła.

A oni to wszystko zignorowali.

Page 45: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zawiedli ją. Zdradzili ich. Niemogła dopuścić, aby się to powtórzyło.

Nagle stanęła w miejscu. Wiedziała,co musi zrobić.

Wybiegła z sali balowej, kierującsię prosto do gabinetu dyrektorki. Dotrzetam, zanim zmieni decyzję. Powie jej, żenie chce się już uczyć w tej szkole. Niewytrzyma tego dłużej. Tylko na zewnątrzmogła się dowiedzieć, o co w tymwszystkim naprawdę chodzi.Porozmawia ze swoją babcią i obieznajdą zabójców Jo. A potem ich ukarzą.

Drzwi wejściowe do gabinetu

Page 46: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Isabelle kryły się pod zdobionymidębowymi schodami w głównym holui były tak zamaskowane, że na początkuswojego pobytu w Cimmerii Allienieraz miała problem z odnalezieniemich w ozdobnej boazerii. Teraz niesprawiało jej to już żadnego problemu.

Weszła do środka bez pukania,zaciskając zęby.

– Isabelle, musimy porozmawiać…Gabinet był pusty.Dyrektorka zapewne opuszczała go

w pośpiechu – jej czarny sweter wisiałniedbale na oparciu krzesła, a znad

Page 47: Zagrożeni - Daugherty C.J.

filiżanki z herbatą, obok okularówporzuconych na środku biurka, wciążunosiła się para.

Tuż obok leżał telefon komórkowy.Allie otwarła usta ze zdziwienia, nie

wierząc własnym oczom.W szkole obowiązywał całkowity

zakaz posiadania urządzeńelektronicznych. Była to najściślejprzestrzegana ze wszystkich zasad.Żadnych komputerów, telewizjii absolutnie żadnych telefonów.

Jeżeli uczniowie chcieli zadzwonić,musieli najpierw uzyskać zgodę

Page 48: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dyrektorki. Dozwolony był jedyniekontakt z rodzicami i tow nadzwyczajnych przypadkach.

A teraz miała przed sobą telefon.Szybko obmyśliła w głowie możliwekonsekwencje. Isabelle nigdy jej tegonie wybaczy. Wyrzucą ją ze szkoły.Będzie musiała opuścić przyjaciół. I byćmoże wreszcie uda jej się odkryć, o cotutaj chodzi, a tym samym zmusić Rajai Isabelle do podjęcia jakichkolwiekdziałań.

Wsunęła komórkę do kieszenii opuściła gabinet.

Page 49: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 50: Zagrożeni - Daugherty C.J.

3

Las poza murami szkoły był o wielegęstszy, a splątane konary odcinałydopływ słonecznego światła. Poddrzewami zapadła już noc. Allieprzedzierała się w mroku, wciążnerwowo spoglądając przez ramię.

Z każdym krokiem miała corazwiększą pewność, że postąpiławłaściwie. Nathaniel wciąż jej szukał,ale nie obchodziło jej to. Była takwyczerpana, wściekła i załamana…

Page 51: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Naprawdę nie mogła tam dłużej zostać.Musiała uciekać.

Jeszcze nigdy w życiu nie czuła siętak bardzo narażona naniebezpieczeństwo. Była zupełnie sama,a zabójcy Jo mogli się czaić właściwiewszędzie.

Wokół panowała nieznośna cisza,zakłócana jedynie szelestem suchychliści pod jej stopami. Po zachodziesłońca chłód stał się zdecydowaniedotkliwszy – wiatr przenikał przezcienki materiał jej kurtki, chłodzącspoconą skórę. Mimo że miała

Page 52: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rękawiczki, jej dłonie w kieszeniachzmieniły się w bryłki lodu.

Ale przynajmniej wiedziała, dokądidzie.

Ponieważ w ostatnich tygodniachczęsto bywała w szpitalu, doskonalepoznała okoliczne drogi i idąc przedsiebie, potrafiła wyobrazić sobie ichmapę. Z jej obliczeń wynikało, żemusiała się znajdować blisko szosy.Trzeba tylko do niej dotrzeć, skręcićw prawo, a potem trzymać się znaków.Przy szosie rosło stanowczo mniejdrzew i było więcej światła. To pomoże

Page 53: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jej zwalczyć strach.Wystarczy, że przejdzie przez las

i będzie bezpieczna. Nic więcej.Szło jej całkiem nieźle. Allie

właśnie zbliżała się do skrzyżowania,kiedy jej uszu dobiegł delikatny dźwięk,cichy jak westchnienie. Włosy stanęłyjej dęba.

Tłumiąc jęk strachu, zeskoczyła ześcieżki i ukryła się za pniem potężnejsosny. Przykucnęła, opierając sięo niego dłońmi, i wbiła wzrokw ciemności. Nie miała pojęcia, skądpochodził ten dźwięk, ale na pewno nie

Page 54: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wydawały go drzewa.Las był pełen roztańczonych cieni

i nie potrafiła wśród nich niczegowypatrzeć. Każda gałąźw rzeczywistości mogła się okazaćczłowiekiem. Każdy cień zabójcą.

Oddychanie sprawiało jej corazwiększą trudność.

Nie zobaczyłaby nikogo, choćby stałmetr od niej. Nawet Gabe mógłby jąteraz obserwować. Już sama ta myślwzbudziła w niej taki strach, że zaczęłasię uderzać pięścią po czole. „Dlaczegosię w ogóle na to zdecydowałam?

Page 55: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jestem idiotką. Weszłam im prostow łapy”.

Przywarła do drzewa, próbującodzyskać spokój. Jeśli ktoś ją faktycznieśledził, musiała natychmiast cośwymyślić. Nasłuchiwała w bezruchu,gotowa w każdej chwili zerwać się dobiegu. Wokół niej panowała absolutnacisza, zakłócana jedynie szelestemwiatru w koronach drzew.

Uspokoiła się dopiero po jakimśczasie. Przecież niczego tak naprawdęnie słyszała ani nie widziała. Jejskołatane nerwy musiały wywołać

Page 56: Zagrożeni - Daugherty C.J.

fałszywy alarm. Próbowała sięskoncentrować na tym, czego nauczonoją na treningach. Co zrobiłby na jejmiejscu Raj?

„Ufaj swoim instynktom, ale się imnie poddawaj – przypomniała sobie jegosłowa. – Nie reaguj na strach, tylko nazagrożenie”.

W jej myślach rozległ się spokojnygłos instruktora: „A jakie masz dowodyna istnienie zagrożenia?”.

Nikogo nie widziała, niczego niesłyszała. Postąpiła według zasad i nieodkryła żadnego niebezpieczeństwa.

Page 57: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dowody mówią, że nikogo tu niema – szepnęła, próbując przekonać samąsiebie.

Niezależnie od tego, czy ktośfaktycznie krył się w pobliskim lesie,czy też był to jedynie wymysł jejwyobraźni, miała tylko dwa wyjścia:czekać lub ruszać przed siebiez nadzieją, że na nikogo się nie natknie.

Zdecydowała się na to drugierozwiązanie.

Ignorując ból kolana, pokuśtykałaprzez las w stronę drogi. Czapka wciążzsuwała się jej z głowy, więc ją zdjęła

Page 58: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i niosła w ręku. Wreszcie dotarła doskrzyżowania. Dopiero wtedy odważyłasię zatrzymać i spojrzeć do tyłu.

Las był zupełnie cichy i pusty.Zgięła się wpół i oparła ręce na

kolanach. Płuca paliły ją żywym ogniemz zimna i wyczerpania. Wciąż miałaprzed sobą kawał drogi, a oni mogli jądopaść w każdej chwili. Musiała ruszać.

Przypomniała sobie jeszcze razrozkład dróg i skręciła we właściwąstronę. Jednopasmową jezdnię oddzielałz obu stron wysoki żywopłot, któregogałęzie o tej porze roku były zupełnie

Page 59: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nagie. Za nim rozciągały się błotnistełąki i pola, ledwo widocznew wieczornym świetle. Na szczęściegdzieniegdzie stały pojedyncze latarnie,a asfalt był idealnie równy. Jeśli się niepomyliła, parę kilometrów stąd powinnosię znajdować miasteczko. Musiała tylkoiść naprzód i nie pozwalać sobie nakolejne załamanie nerwowe.

Aby zabić czymś czas, zaczęławspominać swoją ucieczkę.

Ostatecznie wszystko okazało siębardzo proste. Tak jakby chcieli, żebyim uciekła. Po zwinięciu telefonu

Page 60: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z biurka Isabelle natychmiast pobiegłana górę. Schowane w kieszeniniewielkie urządzenie zdawało sięważyć tyle co cegła i paliło ją jak ogień.Była pewna, że wszyscy mijaniuczniowie mogą je bez trudu zobaczyćprzez gruby materiał granatowejszkolnej spódniczki.

Przepchnęła się przez grupkęrozgadanych i roześmianych uczniówokupujących półpiętro i ruszyła w stronęwąskich schodów prowadzących dosypialni dziewczyn.

– Krejzolka. – Usłyszała za sobą

Page 61: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szyderczy szept. Arystokratyczny akcent,z jakim wypowiedziano to słowo, był ażnadto znajomy.

Nie musiała się odwracać. Zawszepotrafiła rozpoznać głos Katie Gilmore.

– Lepiej zejdź jej z drogi albo teżzginiesz – dodał ktoś inny i cała grupawybuchła śmiechem.

Aby powstrzymać się przeduderzeniem Katie w twarz, Allie wbiławzrok w podłogę i poszła dalej, liczącw myślach kolejne kroki. Liczby jąuspokajały.

… pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt

Page 62: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sześć, pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiątosiem, pięćdzie…

– Allie!Usłyszawszy swoje imię, zatrzymała

się gwałtownie i spojrzała na jasneskórzane botki, które stanęły na jejdrodze. Powoli uniosła głowę.

Miała przed sobą Jules,przewodniczącą żeńskiej częścisamorządu. Jej idealnie proste, prawiebiałe włosy opadały na ramiona.Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi,patrząc na Allie z wyraźną dezaprobatą.

– Isabelle prosiła, żebym cię

Page 63: Zagrożeni - Daugherty C.J.

znalazła.Allie poczuła gwałtowne bicie

serca. Odruchowo wsunęła dłoń dokieszeni i zacisnęła palce naskradzionym telefonie. To chybaniemożliwe, żeby dyrektorka już sięo tym dowiedziała?

– Nie wiesz, czego może ode mniechcieć? – zapytała spokojnie, ignorującadrenalinę szalejącą w żyłach.

Zaskoczona tym pytaniem Juleszmierzyła ją dziwnym spojrzeniem.

– Nie mam pojęcia. Mówiła tylko,że cię szuka, i prosiła, żeby cię odesłać

Page 64: Zagrożeni - Daugherty C.J.

do jej gabinetu, jeśli się spotkamy.Allie pomyślała z ulgą, że Isabelle

najwyraźniej wciąż nie wie o kradzieżytelefonu. Na razie.

– W porządku – odparła, odzyskującśmiałość. – Dostarczyłaś wiadomość,więc możemy uznać, że twoja robota jestjuż skończona. – Zrobiła krok w stronęprzewodniczącej. – Nie maszprzypadkiem jakiegoś chłopaka, który naciebie czeka? Nie powinnaś mu terazdotrzymywać towarzystwa?

Twarz Jules pozostała bez wyrazu,ale jej policzki zapłonęły czerwonym

Page 65: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rumieńcem.Przewodnicząca i były chłopak Allie

Carter stanowili od czasu zimowegobalu najbardziej wpływową paręw szkole. Dziewczyna przywykła już dotego, jak się obejmują na szkolnymkorytarzu. Jego ciemne włosykontrastowały z jasną grzywą Jules.Przypominali figury szachowe – czarnykról i biała królowa.

Ten widok zawsze wywoływału niej mdłości.

– Nie chcę się z tobą kłócić, Allie –westchnęła pojednawczo

Page 66: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przewodnicząca.– To cudownie – zakpiła. –

Pozwolisz, że skoczę tylko na chwilę doswojego pokoju, a potem jak grzecznadziewczynka pójdę do Isabelle.

Nie chciała być wredna dla Jules,ale nie potrafiła się powstrzymać.Marzyła o tym, żeby na niąnawrzeszczeć. Albo rzucić sięz pięściami.

Jules nie dała jej jednak okazji i poprostu sobie poszła. Allie popędziła doswojego pokoju. Zatrzasnęła z hukiemdrzwi. Nie miała zbyt wiele czasu.

Page 67: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Isabelle na pewno zauważy braktelefonu, a domyślenie się, kto go zabrał,nie sprawi jej problemu.

W sypialni panował okropnybałagan. Na podłodze walały się stosybrudnych ubrań, papierów,prześcieradeł i śmieci. Po opuszczeniuizby chorych Allie oznajmiła, że niechce tu sprzątaczek, a dyrektorkaniechętnie wyraziła zgodę. Teraz jejpokój przypominał śmietnik.

Tak miało być.Zrzuciła spódniczkę oraz szkolne

pantofle i założyła na siebie obcisłe

Page 68: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czarne dżinsy. Od śmierci Jo straciłasporo na wadze, więc spodnie byłynieco zbyt luźne, ale nie zamierzała siętym przejmować. Zawiązała sznurówkiw czerwonych martensach sięgającychjej do kolan, wygrzebała z szafy czarnąkurtkę i zaczęła rozglądać się popodłodze w poszukiwaniu szalika.Narzucając kurtkę, wystukała znajomynumer na klawiaturze telefonu.

– Czego? – Rozbrzmiałow słuchawce agresywne pytanie.Słysząc ciężki londyński akcent, Allieod razu poczuła się jak w domu.

Page 69: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Mark, to ja – szepnęła.– Allie? – Głos momentalnie

złagodniał. – A niech to… Gdzie sięu diabła podziewasz?

– Mam kłopoty.– Gdzie jesteś? – Mark

spoważniał. – Wróciłaś do domu? Maszjakiś problem z rodzicami?

– Nie. Jestem w szkole. Ale stało sięcoś złego.

– Czego ci trzeba? – zapytał bezwahania.

– Uciekniesz ze mną? – Alliespojrzała za okno, gdzie powoli zapadał

Page 70: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mrok.

O tej porze ruch na drodze byłniewielki. Allie zgarnęła z ziemi patyki rzuciła nim na niknące w mroku pola,wsłuchując się w głuche uderzenie, gdyupadł na wilgotną glebę poza zasięgiemjej wzroku.

Przy drodze nie było żadnych latarni,a najbliższe budynki znajdowały się takdaleko, że ledwo widziała światłamigocące po drugiej stronie pól. Mimotego czuła się zdecydowanie lepiej niżw lesie, gdzie panował mrok. Czuła, że

Page 71: Zagrożeni - Daugherty C.J.

im dalej była od szkoły, tympogodniejszy miała nastrój. Kolanowciąż pobolewało, ale nie utrudniałochodzenia. Powinna dojść do miasteczkao własnych siłach.

Zatopiona w myślach potknęła sięo nierówny kawałek asfaltu i tylkocudem zdołała zachować równowagę.„Skup się” – upomniała samą siebie. –Jak złamiesz nogę, znów wylądujesz naizbie chorych”.

Nagle usłyszała dochodzący z oddaliwarkot silnika. Rozejrzała się w paniceza jakimś schronieniem, ale żywopłot po

Page 72: Zagrożeni - Daugherty C.J.

obu stronach jezdni tworzył jednolitąścianę. Zza zakrętu błysnęły reflektory.

Rzuciła się w gęste krzaki, ignorująckłujące gałęzie. Wcisnęła się takgłęboko, jak się dało, i czekała.Wmawiała sobie, że to na pewno któryśz okolicznych mieszkańców, a nieochroniarze z Cimmerii. Widzącprzejeżdżający samochód, wstrzymałaoddech. Z ulgą wypuściła powietrzedopiero wtedy, gdy zniknąłw ciemnościach.

Nie zauważyli jej.Podjęła wędrówkę w mroku,

Page 73: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wydłubując z włosów połamane gałązki.Bolały ją wszystkie mięśnie, a chłódprzenikał aż do kości. Żeby odsunąć odsiebie te ponure myśli, zaczęławyobrażać sobie, co w tej chwili możerobić Rachel.

Jej najlepsza przyjaciółka byłatotalną kujonką, więc przewidywanie jejzachowań nie sprawiało Allie trudności:Rachel zapewne tkwiła właśnie z nosemw podręczniku do chemii. Siedziała naskórzanym fotelu w bibliotece,oświetlona punktowym światłemniewielkiej lampki. Z okularami

Page 74: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zsuniętymi na czubek nosa radośniepochłaniała kolejne wykresy, równaniai diagramy.

Allie uśmiechnęła się do własnegowyobrażenia, lecz natychmiastposmutniała. Rachel pewnie nigdy jejnie wybaczy tej niespodziewanejucieczki. Potrząsnęła głową, próbującodgonić od siebie tę myśl. Nie może sięprzejmować tym, co ludzie o niejmyślą – nawet Rachel. Musiała tozrobić. Zabójcy Jo powinni zostaćukarani, a skoro nikt inny sobie z tym nieporadził, czas, by Allie wzięła sprawy

Page 75: Zagrożeni - Daugherty C.J.

we własne ręce.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 76: Zagrożeni - Daugherty C.J.

4

Ostatecznie okazało się, że miałarację co do kierunku swojej wędrówki,ale źle oceniła odległość – odmiasteczka dzieliło ją znacznie więcejniż parę kilometrów. Kiedy dotarła namiejsce po dwóch godzinachwyczerpującego marszu, ledwo trzymałasię na nogach.

Długa wędrówka przez mroksprawiła, że oślepiły ją uliczne latarnie,a huk samochodów był ogłuszający.

Page 77: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wiedziała jednak, że miasteczko nie jestzbyt wielkie i po dotarciu do centrumpowinna znaleźć to, czego szukała.

Kilka minut później staroświecki,żelazny drogowskaz wskazał jej drogędo dworca. Budynek był całkowiciepusty – do odjazdu następnego pociągupozostało sporo czasu. Kasęi poczekalnię zamknięto na głucho. Niemiała innego wyjścia, przycupnęła nazimnej, metalowej ławce i czekała. Paraoddechu unosiła się gęstymi obłoczkamiw mroźnym powietrzu, więc przezchwilę zabawiała się puszczaniem

Page 78: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kółeczek.Zabawa szybko ją znudziła. Wkrótce

musiała się mocniej opatulić kurtkąi podnieść kołnierz, chroniąc uszy przedmrozem.

Chyba zasnęła, ponieważ zbudził jądopiero huk pociągu wjeżdżającego nastację. Z długich, czerwonych wagonówwysypali się elegancko ubrani ludzie,wracający po całym dniu pracy. Allieprzyglądała się uważnie, ale nikt nieobdarzył jej nawet przelotnymspojrzeniem, wszyscy pędzili do swoichciepłych domów i szczęśliwych rodzin.

Page 79: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Była tak zafascynowanaobserwowaniem pasażerówi wyobrażaniem sobie, że jest jednąz nich, że w ogóle nie usłyszałachłopaka, który stanął za jej plecami.

– A pozwolenie na pobyt jest? –zapytał.

Zerwała się na równe nogi i rzuciłamu w ramiona z taką siłą, że omal nieupadł na ziemię. Czapka zsunęła się jejz głowy i spadła na peron.

– Mark! – Uścisnęła go radośnie,zaciągając się zapachem papierosów,który zawsze unosił się z jego ubrań.

Page 80: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Końcówki jego włosów byłyufarbowane na niebiesko, a pomiędzyciemnymi gęstymi splotami migałniewielki złoty kolczyk, pasujący dodrugiego, który zdobił brew chłopaka.Od czasu ich ostatniego spotkania Markpozbył się pryszczy i wyglądałdojrzalej, wciąż jednak nosił te sameciuchy – sprane dżinsy i czarnypodkoszulek z lustrzanym odbiciemhasła „Revolution”.

To serdeczne powitanie musiało gozaskoczyć, bo wahał się przez chwilę,zanim czule ją przytulił.

Page 81: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co tu się u diabła dzieje, Allie?Co ja tu robię? – Spojrzał na ostatnichpasażerów, którzy tupiąc obcasami,opuszczali peron. – I gdzie my, docholery, tak właściwie jesteśmy?

Stanęli objęci w kręgu światłai Mark zauważył jej bliznę – lekarzemusieli wygolić jej skroń, żeby oczyścićranę. Włosy zdążyły odrosnąć, ale podnimi pozostało poszarpane czerwonezgrubienie.

Chłopak gwizdnął z podziwem.– Niezła pamiątka – stwierdził. –

Kto cię tak załatwił?

Page 82: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie spoważniała w ułamkusekundy.

– To długa historia. Właśnie po tocię tu sprowadziłam. Potrzebujępomocy.

– No co ty powiesz. Fatalniewyglądasz, Al. – Zmierzył poważnymspojrzeniem ciemne wory pod jejoczami, nienaturalnie blade policzkii wychudzone ciało. – Co oni z tobązrobili?

Peron znów opustoszał, a pociągz głośnym wizgiem ruszył w dalsządrogę, mimo to dziewczyna ściszyła

Page 83: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głos.– Pewni ludzie… próbowali mnie

zabić. Nie mogłam… – Zamilkła, niepotrafiąc znaleźć właściwych słów.W jaki sposób miała to wytłumaczyć?Mark nie wiedział, co się z nią działo odmomentu, gdy opuściła Londyn. Nie miałpojęcia o Cimmerii czy Nocnej Szkole,Nathanielu i zabójstwie. Ten świat byłmu kompletnie obcy. – Posłuchaj,najlepiej będzie, jeśli wsiądziemyw pociąg i się stąd wyniesiemy. –Złapała go za ramię i pociągnęław stronę rozkładu jazdy. – Opowiem ci

Page 84: Zagrożeni - Daugherty C.J.

o wszystkim po drodze. Sprawdźmy,kiedy odjeżdża następny pociąg doLondynu.

Jej nagła zmiana nastroju wytrąciłago nieco z równowagi.

– Spokojnie – poprosił, unoszącdłonie. – Wyluzuj. Popatrz na tablicę. –Wskazał na podświetloną gablotę przydrzwiach. – Mamy dwie godziny doodjazdu. Pamiętaj, że jesteśmy nazadupiu.

Widząc smutek malujący się na jejtwarzy, natychmiast zaproponował nowerozwiązanie.

Page 85: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Chodźmy się napić i pogadać.Mamy mnóstwo czasu.

Allie spojrzała z tęsknotą na pustetory i pozwoliła wyprowadzić się zestacji. Co innego mogła zrobić?

– W porządku – westchnęła. – Alepostarajmy się nie spóźnić na ten pociąg,dobra?

– Dokąd idziemy? – zapytał, gdyznaleźli się na ciemnej ulicy. Przed nimibłyszczały światła centrum miasteczka. –Co to za miejsce?

Przed przybyciem do Cimmerii toMark był jej najbliższym przyjacielem.

Page 86: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Razem trafili do aresztu za graffiti namostach i szkolnych murach. Pokazał jejLondyn nieznany dziewczynom takim jakona – miasto buntu i anarchii.Najsilniejszym uczuciem, jakie łączyłoich w tych czasach, była wściekłość.

– Nie wiem – przyznała. – Znamtylko tutejszy szpital.

Mark uniósł brew z błyszczącymkolczykiem.

– No cóż… dobra. – Pociągnął Alliew stronę światła. – Znajdźmy jakiśnocny i miejsce, gdzie będziesz mogłami o wszystkim opowiedzieć. Chętnie

Page 87: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się czegoś dowiem o tej bliźnie.– Spoko. – Skinęła głową i ruszyła

za nim.– Spoko? – powtórzył,

przedrzeźniając jej akcent. – Spokooo?– Stul dziób. – Zaśmiała się,

wymierzając mu kuksańca w bok.Właściwie do tej pory nie zdawała

sobie sprawy, jak bardzo szkoławpłynęła na jej wymowę. Musiała nadtym zapanować, jeśli nie chciałabrzmieć jak panienka z dobrego domu.

Wzdłuż głównej ulicy miasteczkabłyszczały wystawy luksusowych

Page 88: Zagrożeni - Daugherty C.J.

butików. Mark omiótł wrogimspojrzeniem stosy jedwabnychi kaszmirowych ubrań, marudząc cośpod nosem o snobach. Zamilkł dopiero,gdy natknęli się w bocznej uliczce nasklep monopolowy.

– Zobaczę, co mają ciekawego. –Obrzucił uważnym spojrzeniemmłodziutką twarz Allie. – Lepiej tuzostań. Jeśli wejdziemy razem, ktoś sięmoże zacząć czepiać twojego wieku.

Czekając przed sklepem,przestępowała z nogi na nogę, by sięrozgrzać. Kiedy Mark wrócił, trzymał

Page 89: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w ręku reklamówkę, w którejpobrzękiwały puszki.

– Dobra. – Rozejrzał się dookoła. –Teraz musimy znaleźć jakąśmiejscówkę.

Błądzili prawie dziesięć minut popustych ulicach, aż w końcu Alliewypatrzyła brukowany zaułek,prowadzący na opustoszały dziedzinieckościoła.

Wiekowy budynek oświetlałypunktowe reflektory wycelowanew blankowaną dzwonnicę, aleotaczający go cmentarz niknął w mroku.

Page 90: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Znaleźli wilgotną drewnianą ławeczkę,ustawioną pod rozłożystym dębem,i rozsiedli się wygodnie.

Mark wyłowił z reklamówki dwiepuszki taniego cydru i podałdziewczynie jedną z nich. Oderwałzawleczkę i z wyraźną przyjemnościąpociągnął solidny łyk.

– Od razu lepiej – westchnął.Allie poszła w jego ślady,

a musujący jabłecznik gładko spłynął dogardła. Alkohol szybko ją rozgrzałi wreszcie przestała trząść się z zimna.Może faktycznie uda im się doczekać na

Page 91: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dworze do przyjazdu pociągu.Wypili jeszcze odrobinę i Mark

spojrzał jej prosto w oczy.– Dobra. A teraz mów, co sobie

zrobiłaś w głowę.Nie mógł się przecież domyślać, jak

trudne to było pytanie i jak zawiłabędzie odpowiedź.

Allie pociągnęła solidny łyk,pozwalając, by alkohol zapłonął w jejżyłach.

– W mojej szkole jest pewna grupa –zaczęła. – Sama do niej należę. Tościśle tajne, szkolimy się w różnych

Page 92: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dziwnych rzeczach…– To znaczy? – Mark zgniótł

opróżnioną puszkę i rzucił ją na trawę.Allie skrzywiła się odruchowo, ale niezareagowała. Zawsze przecież taki był.

Musiała pomyśleć, więc zabrała sięza swój cydr, osuszając puszkę w kilkułykach zakończonych donośnymbeknięciem.

– Nieźle – pochwalił ją Marki zaczął otwierać kolejny napój.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się z dumąi wróciła do opowieści. – Ćwiczymysamoobronę. Sztuki walki. Uczą nas, jak

Page 93: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zabić człowieka gołymi rękami.– Co? – Mark zastygł z puszką

w dłoniach i spojrzał z zaskoczeniem. –Serio?

– Serio. – Allie odstawiła pusteopakowanie na ławkę i wyciągnęła rękępo następne. Chłopak zmarszczył brew,ale spełnił jej życzenie. – Wszystkiedzieciaki pochodzą z bardzo zamożnychi wpływowych rodzin. I jest też takikoleś, który chce przejąć kontrolę nadszkołą, grupą oraz… oraz nade mną.

– Żartujesz, prawda? – Popatrzył nanią, jakby miała go za chwilę ugryźć. –

Page 94: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Bo jeśli nie…– Nie żartuję, Mark. – Ton jej głosu

okazał się ostrzejszy, niż planowała. –To wszystko dzieje się naprawdę,przysięgam.

Chłopak wciąż nie wyglądał naprzekonanego.

– Ten facet, który na ciebie poluje…Czego on chce?

Dziewczyna otwarła ustai natychmiast je zamknęła. Zadawałasobie to pytanie od dawna, ale nadal niewiedziała, co kieruje Nathanielem.

– Ma to jakiś związek z moją

Page 95: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rodziną. Jestem pionkiem w grze,wojnie, która rozgrywa się międzynaszymi rodami…

Zauważyła, że jej przyjaciel wciążnie jest przekonany. W oczach Markawidoczne było zakłopotanie. Zależałojej, by uwierzył, musiał ją zrozumieć.Nie miała szans bez jego pomocy.Spojrzała mu prosto w twarz.

– Wiem, że brzmi to idiotycznie, aletaka właśnie jest prawda. Toniebezpieczny człowiek. W czasieostatnich świąt zabił moją przyjaciółkę.

– Moment. – Mark był naprawdę

Page 96: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zszokowany. – Chcesz powiedzieć, żew twojej szkole załatwiono jakąśpannę?

Ze wszystkich sił próbowałaodpędzić od siebie obraz konającej Jo,ale nie potrafiła o tym zapomnieć.

– To ja ją znalazłam, Mark.Paskudnie to wyglądało. Wszędzie pełnokrwi… – Zamilkła.

Przez długą chwilę patrzył na nią,jakby szukając potwierdzenia jej słów.Wyglądało na to, że wciąż ma z tymproblem.

– Ale jakim cudem nie czytałem

Page 97: Zagrożeni - Daugherty C.J.

o tym w gazetach? – zapytał wreszcie. –Przecież śmierć jakiejś bogatej panienkiw ekskluzywnej szkole na pewnotrafiłaby na nagłówki.

Zamarła, słysząc powątpiewaniew jego głosie. Nadal jej nie wierzył.

– Zatuszowali to – wyjaśniła,wiedząc, że brzmi jak wariatka. –Zawsze tak robią.

Sięgnęła po puszkę i pociągnęłasolidny łyk, widząc, że nie potrafi goprzekonać. Żałowała, że nie może wypićtak dużo, by świat stał się lepszy.

Mark wciąż próbował poukładać

Page 98: Zagrożeni - Daugherty C.J.

usłyszane informacje.– Daj spokój. Jak mogliby coś

takiego zrobić? Nie da się przecieżzatuszować zabójstwa bogatejdziewczyny.

– Nie wiem – przyznała bezradnie. –Ale tak to wyglądało. W tej szkoleuczyło się wielu wpływowych ludzi.Mogą wszystko.

– To stąd masz tę bliznę? – Wskazałpalcem na jej głowę. – Byłaś wtedy z tądziewczyną?

– Facet, który ją zabił, Gabe,najpierw próbował mnie porwać.

Page 99: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Przyjaciele przyszli mi z pomocą… –Coś w tym wspomnieniu nie dawało jejspokoju, ale była już na tyle wstawiona,że natychmiast o tym zapomniała.Zmarszczyła czoło, patrząc na puszkęw swoich dłoniach.

– I co dalej? – ponaglił ją.– Gabe wrócił. Razem z drugim

kolesiem zadźgali Jo, a potem rzucili sięna mnie. Założyli mi worek na głowę,wpakowali do samochodu i odjechali.

Mark znieruchomiał.– Tyle, że… nauczyłam się czegoś

na tych treningach – ciągnęła dalej

Page 100: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie. – Wiedziałam, jak się od nichuwolnić. I tak zrobiłam. – Pokiwałasmutno głową. – Skrzywdziłam ich.

– Co im zrobiłaś? – Chłopakz trudem przełknął ślinę.

– Rzuciłam się na kierowcęi wbiłam mu paznokcie w oczy –wyznała głosem wypranym z emocji. –Wrzeszczał z bólu, ale go nie puściłam,nie cofnęłam się też, gdy Gabe mniewalnął. Potem samochódprzekoziołkował, złamałam sobie rękę,potłukłam kolano, rozwaliłamgłowę… – Pociągnęła kolejny łyk

Page 101: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cydru. – Ale uciekłam.– Cholera, Allie! – Zmierzył ją

zdumionym i nieco przestraszonymspojrzeniem. – To znaczy… Co to…?

– Właśnie problem w tym, że to niemiało znaczenia. Rozumiesz? –Pochyliła się w jego stronę. –Pokaleczyłam się, próbując ratować Jo,ale on ją i tak zabił. Zabił ją, chociaż jąkochałam. Ona nie żyje i to moja wina. –Zamilkła, a potem powtórzyła: – Mojawina, moja wina. Moja.

Powtarzała te słowa tak długo, ażsama uwierzyła w ich prawdziwość.

Page 102: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nerwowym ruchem dłoni otarłalodowatą łzę cieknącą po policzku.Chciała mu powiedzieć o tak wielurzeczach, ale nie potrafiła. O tym, żew Nocnej Szkole kazano jej ryzykowaćżycie – swoje i innych. O tym, że naukatam zmieniła ją w arogancką idiotkę. Towłaśnie z tego powodu pomiędzy niąa Jo wyrósł nieprzebyty mur. To dlategoprzyjaciółka nie wspomniała nawetsłowem o listach od Gabe’a. Nieprzyznała się, że chciał się z niązobaczyć. Allie nie mogła jejpowstrzymać przed pójściem na

Page 103: Zagrożeni - Daugherty C.J.

spotkanie. Spotkanie, na którym zginęła.Trudno było to wyjaśnić komuś

z zewnątrz. Poza tym Mark musiałzrozumieć jeszcze jedno.

– Uciekłam stamtąd, ponieważniczego w tej sprawie nie zrobili. Todlatego zadzwoniłam. Ktoś ze szkołypomagał Gabe’owi. Otwarł bramę.Jeden z nas. Ale za każdym razem, kiedypytałam o postępy w tej sprawie,wszyscy mnie ignorowali, mówiąc, żepotrzebuję pomocy, „żeby sobie z tymwszystkim poradzić”. – Zaznaczyłaironiczny cudzysłów palcami. –

Page 104: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zachęcali, abym sobie dała z tymspokój, zapewniali, że się tym zajmą.Posłuchałam ich. A oni nie zrobili nic.

Napiła się cydru i wbiła w Markazdeterminowane spojrzenie.

– Dlatego muszę to załatwić sama.Dla Jo. Znajdę Gabe’a i tych, którzy mupomagali. A potem wymierzę im karę.

Siedzieli i rozmawiali, aż skończyłim się cydr. Wyjaśniała mu właśnie, jakwydostała się ze szkoły, gdy Mark rzuciłokiem na zegarek i zaklął.

– Co jest? – Spojrzała na niego

Page 105: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mętnym wzrokiem.– Cholerny pociąg. – Wyszarpnął

z kieszeni komórkę. – Uciekł nam.– Niech to szlag! – Cydr zbyt mocno

szumiał jej w głowie, żeby mogła się doczegoś przydać, ale próbowała sięskupić na jego palcach, wystukującychcoś na klawiaturze. – O której mamynastępny?

Chłopak wpatrywał się przez chwilęw ekranik, a potem zaklął ponownie.

– Jutro. – Nie ukrywałrozczarowania. – To był ostatni pociągna dziś.

Page 106: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie wpatrywała się w niegoz rozdziawioną buzią.

– Jutro? I co teraz zrobimy? –Momentalnie rozbolała ją głowa,a chłód pokonał ciepło wywołanecydrem i przeniknął ją aż do kości. –Jest jakiś autobus?

Mark rzucił okiem na telefon,a potem pokręcił głową.

– Żadnych autobusów. – Wepchnąłkomórkę z powrotem do kieszeni. –Cholerne zadupie. Utknęliśmy.

– Ale… – Dziewczyna spojrzała naotaczające ich nagrobki, przypominając

Page 107: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sobie, że siedzą wśród zmarłych. – Niemożemy tu zostać na noc.

Mark podniósł się sztywno, niezwracając uwagi na pustą puszkę, któraspadła z jego kolan na ziemię.

– Pierwszy pociąg odchodzi o wpółdo szóstej rano. Tym pojedziemy.A teraz musimy znaleźć jakąś metę naparę godzin.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Niemieli pieniędzy, by wynająć jakiś pokój.A po spędzeniu dwudziestu minut naposzukiwaniu otwartych drzwi lubopuszczonego budynku, z powrotem

Page 108: Zagrożeni - Daugherty C.J.

znaleźli się na kościelnym dziedzińcu,czując narastającą bezsilność.

Ból głowy nasilał się z sekundy nasekundę i Allie ponownie zaczęła drżećz zimna. Dopiero wtedy wpadli na to, bysprawdzić wrota kościoła. Ku ichzaskoczeniu, drzwi otwarły siębezszelestnie.

– Nie ma jak w domu – szepnąłMark, wpatrując się w główną nawę,pogrążoną w ciemnościach.

Temperatura wewnątrz kamiennejbudowli nie była dużo wyższa niż nadworze, ale w środku przynajmniej nie

Page 109: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wiało.Mark namacał włącznik światła

i w ciągu paru sekund zgarnął obrusyz ołtarza oraz tyle świec, ile byłw stanie znaleźć, podczas gdy Allieczekała przy drzwiach, krzyżującramiona na piersi. Chwilę późniejchłopak pogasił lampy i wyjął telefon,oświetlając sobie drogę blaskiemwyświetlacza.

– Nie chcemy ściągnąć sobie na łebjakiegoś wścibskiego księdza,sprawdzającego, kto się modli po nocy –wyjaśnił.

Page 110: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ułożyli się w rogu pomieszczenia,naciągając na siebie złoto-purpuroweobrusy. Mark rozstawił świece napodłodze i zapalił je zapalniczką.

Dziewczyna wbiła wzrokw migocące płomyki, próbujączapanować nad szczękającymi z zimnazębami. Ból głowy był coraz gorszy.

Chociaż Mark nie lubił się przytulać,tym razem nie protestował, gdy oparłagłowę na jego ramieniu.

– Co zrobimy jutro? – zapytała.– Pojedziemy do Londynu

i znajdziemy jakieś miejsce, gdzie

Page 111: Zagrożeni - Daugherty C.J.

będziesz się mogła zadekować. Parumoich znajomych ma własne mieszkania,któryś na pewno cię przekima nakanapie. A potem… coś wymyślimy.

Allie miała wrażenie, że wciążsłyszy powątpiewanie w jego zaspanymgłosie. Nadal nie był pewien, co mamyśleć o tej sytuacji. Czuła, że nie dokońca wierzył w jej historię,podejrzewał zapewne, że przesadziłapod wpływem alkoholu. Albo żekompletnie jej odbiło. Cały czas chciałjednak jej pomóc.

Patrząc w płomienie, próbowała

Page 112: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sobie wyobrazić, jak to będziewyglądało. Zostanie zupełnie sama,skazana na brudne kanapy jegoznajomych, nie wiedząc, co powinna taknaprawdę zrobić.

Czyżby jednak popełniła fatalnąpomyłkę?===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 113: Zagrożeni - Daugherty C.J.

5

Lokalny posterunek policji mieściłsię w niskim, przysadzistym budynkuwybudowanym na obrzeżach miasteczka,tuż obok leniwie płynącego strumienia.Po krótkiej przejażdżce na tylnymsiedzeniu radiowozu, Allie i Markzostali bocznym wejściem wprowadzenido środka.

Gdy kościelny, przygotowującyświątynię do pierwszej mszy, znalazł ichrano na podłodze, wywołało to niemałe

Page 114: Zagrożeni - Daugherty C.J.

poruszenie. Kiedy się obudzili, otaczałaich grupka ludzi złożona z księdza,dwóch policjantów i kilkorgaprzestraszonych, siwowłosych parafian.

Policjanci odprowadzili oboje dosamochodu, a Allie usłyszała, jak ktośmówi podniesionym głosemo „chuliganach” i „wandalach”.

Kiedyś byłaby dumna z tychokreśleń.

Po przybyciu na komisariatnatychmiast ich rozdzielono. Widzącniebieską czuprynę Marka niknącą zazałomem korytarza, Allie poczuła

Page 115: Zagrożeni - Daugherty C.J.

gwałtowny przypływ strachu. Odwróciłasię, chcąc za nim pobiec, alefunkcjonariusz zatrzasnął jej drzwi przednosem.

Pokój przesłuchań był małyi zagracony biurkami, szafkami nadokumenty oraz regałami. W powietrzuunosił się nieprzyjemny zapach pleśni,ale było tu chociaż na tyle ciepło, żeskostniałe kończyny Allie zaczęływreszcie odmarzać. Umieszczone zbytwysoko okna, przez które wpadałojaskrawe światło poranka, niepozwalały wyjrzeć na zewnątrz.

Page 116: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Towarzyszyło jej dwóchpolicjantów. Młodszy miał świdrującespojrzenie, a starszy bujną brodę, którąnależałoby nieco przystrzyc. Żaden nieokazywał otwartej wrogości.

Allie usiadła na poobijanymmetalowym krześle. Młodszyz funkcjonariuszy wklepywał coś naklawiaturze komputera, posługując sięjedynie palcami wskazującymi, podczasgdy starszy pisał w swoim notesie.Zapytał ją o nazwisko oraz wiek, a jegokolega z zaskakującą szybkością wpisałobie wymamrotane odpowiedzi do

Page 117: Zagrożeni - Daugherty C.J.

komputera.Słysząc pytanie o imiona i adres

zamieszkania rodziców, dziewczynapomasowała obolałą skroń.

Wpakowała się po uszy.– A nie mogliby panowie zadzwonić

do Isabelle le Fanult z AkademiiCimmeria? – zaproponowała po dłuższejchwili milczenia. – Poręczy za mnie.Chciałabym też poprosić o coś dopicia. – Była tak spragniona, że językprzywarł jej do podniebienia.

Słysząc wzmiankę o szkole,policjanci wymienili się znaczącymi

Page 118: Zagrożeni - Daugherty C.J.

spojrzeniami.– Uczysz się tam? – zapytał starszy

funkcjonariusz. Jego siwe włosyi ojcowskie spojrzenie wzbudzałyzaufanie.

Allie skinęła głową.– Interesujące – stwierdził,

odwracając się do młodszego kolegi,który ciągle stukał w klawiaturę. –Mieliśmy tu kiedykolwiek kogośz Cimmerii?

– Nie wydaje mi się. – Drugipolicjant potrząsnął głową, nieodrywając wzroku od monitora.

Page 119: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Starszy mężczyzna spojrzał na Alliez nieskrywaną ciekawością. Potrafiłasobie wyobrazić, co zobaczył –ubrudzoną nastolatkę z rozczochranymiwłosami i potężnym kacem.

– Co taka sympatyczna panienka zesnobistycznej szkoły robiła nocąw kościele? Twoich rodziców nie stać,żeby ci jakiś kupić?

Siedzący przed komputerempolicjant parsknął śmiechem. Alliezmierzyła mężczyzn gniewnymspojrzeniem, czując rumieniecwpełzający na policzki. Nienawidziła,

Page 120: Zagrożeni - Daugherty C.J.

gdy ktoś się z niej śmiał. Dumnie zadarłapodbródek i spojrzała policjantowiprosto w oczy.

– Nie ma pan pojęcia o moimżyciu – odparowała.

Mężczyzna nie dał się zbić z tropu.Wyglądało na to, że spodziewał siętakiej reakcji.

– Czyżby? – zapytał, przechylającsię do tyłu na krześle. – To może namo nim opowiesz?

Allie z przygnębieniem potrząsnęłagłową.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

Page 121: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Szkoda. – Patrzył na niąobojętnie. – Bo tylko w ten sposóbmożesz się stąd w miarę szybkowydostać.

Na jej rękach pojawiła się gęsiaskórka. Coś się nie zgadzało. To niebyło jej pierwsze aresztowanie,wiedziała więc, że policjanci zachowująsię inaczej. Nie obchodziło ich, dojakiej szkoły chodzi. Ich pytania byłyproste i bezpośrednie: Jak sięnazywasz? Ile masz lat? Nazwiskorodziców lub opiekuna?

– Mam szesnaście lat –

Page 122: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odpowiedziała spokojnie, patrząc muprosto w oczy. – Nie mogę z wamirozmawiać bez dorosłego opiekuna.Proszę zadzwonić do dyrektorki szkoły,nazywa się Isabelle le Fanult. Udzieliwam wszystkich niezbędnych informacji.

– Tak właśnie zrobimy – zapewniłpolicjant, który nagle przestał sięzachowywać po ojcowsku. – Alenajpierw chcielibyśmy zadać kilkapytań.

Miała wrażenie, że przesłuchaniewlecze się w nieskończoność. Wciąż

Page 123: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odmawiała odpowiedzi. Ilu uczniówprzebywało w Cimmerii? Liczbanauczycieli? Ich nazwiska? Co robiław kościele?

Wyczerpana Allie wbijała wściekłespojrzenie w podłogę i powtarzałajedynie:

– Zadzwońcie do Isabelle le Fanult.Odpowie na wszystkie pytania.

Kiedy wreszcie rozpoznała głosRaja, dochodzący z sąsiedniegopomieszczenia, ulga, jaką poczuła, byłaniczym przypływ świeżego powietrza.W końcu pozwoliła sobie na głęboki

Page 124: Zagrożeni - Daugherty C.J.

oddech.Obaj funkcjonariusze wyszli.

Słyszała przez cienkie ściany, jak Patelspokojnie przedstawia dokumentydowodzące, że jest uczennicą, i kłamie,że Mark również uczęszcza doCimmerii, a ich zachowanie było tylkodziecinnym wygłupem. Obiecał, żeszkoła pokryje wszelkie szkody.

Szef ochrony był spokojnyi uprzejmy, jednak Allie wyczuwałagniew kryjący się w jego słowach. Niepotrafiła powiedzieć, na kogo sięwściekał: na nią czy na policjantów.

Page 125: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kiedy funkcjonariusze zadali mupytanie o systemy bezpieczeństwaszkoły, ton głosu Patela stał sięlodowaty.

– Mógłbym oczywiście udzielićodpowiedzi. Ale najpierw chciałbymwiedzieć, jak długo przetrzymywaliścietych nieletnich, zanim postanowiliściepoinformować szkołę?

Zapadła cisza.– Wezwalibyśmy pana wcześniej –

wyjaśnił w końcu jeden z policjantów –ale nie chcieli nam powiedzieć, kim są.Straciliśmy mnóstwo czasu na

Page 126: Zagrożeni - Daugherty C.J.

identyfikację. Wygląda na to, że macietam niezłych łobuzów.

Allie z niedowierzaniem spojrzałana drzwi.

Groźba kryjąca się w słowach Rajawywarła jednak zamierzony skutek,ponieważ policjanci przestali zadawaćpytania. Kiedy kilka minut późniejwprowadzono ją do sąsiedniego pokoju,Raj zmierzył Allie uważnymspojrzeniem, szukając widocznychobrażeń.

– Wszystko w porządku? – zapytałz autentyczną troską w głosie.

Page 127: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie żeby im jakoś na tymszczególnie zależało – zakpiła, patrzącpogardliwie na stróżów prawa.

– To nie ich wina – przypomniałchłodno Raj. – Sama się w towpakowałaś.

Uczucie ulgi momentalniewyparowało. Patel co prawdaprzyjechał im na ratunek, alenajwyraźniej był też na nią wściekły.

Po opuszczeniu posterunku Alliezmrużyła oczy, oślepiona blaskiemsłońca. Niebo było idealnie błękitne,a zimowe powietrze lodowate

Page 128: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i krystalicznie czyste. W jej sytuacjipiękno tego dnia nabrało mocnoironicznego wymiaru.

Jak spod ziemi pojawili sięochroniarze Raja w czarnych mundurachi odprowadzili ich na parking. Oczydziewczyny kleiły się z niewyspania,a ból w głowie przekształciłsię w nieustające, tępe pulsowanie.Chwilę później znalazła się wewnątrzczarnego samochodu, skąd mogłazobaczyć Marka, którego kolejnyochroniarz wsadzał do innego auta.

– Mark! – krzyknęła, ale chłopak

Page 129: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nawet na nią nie spojrzał.Jak zwykle w ostatnich czasach

poczuła, że ogarnia ją wściekłość.– Dokąd go zabieracie? – Pochyliła

się do przodu, patrząc na Raja, którysadowił się w fotelu. Nie odpowiedział,więc zaczęła powtarzać pytanie corazbardziej piskliwym głosem. – Dokąd?Dokąd?

– Do Cimmerii – warknął Patel, gdysamochód wytoczył się na drogę. – Takjak ciebie. A teraz się ucisz.

– Nie możecie tego zrobić! –Z niedowierzaniem wpatrywała się

Page 130: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w tył jego głowy. – Nie jest waszymuczniem. To porwanie. Musicie gowypuścić.

– Został oficjalnie oddany pod nasząopiekę – wyjaśnił spokojnie mężczyzna.

– Oficjalnie!? – prychnęła. –Przecież okłamał pan policję. Mówiłpan, że jest uczniem naszej szkoły, a toprzecież nieprawda. Co w tymoficjalnego? – Zatrzęsła się z gniewui bezsilności.

Kiedy nie usłyszała odpowiedzi,sięgnęła po klamkę i wbiła gniewnespojrzenie w tył jego głowy. Samochód

Page 131: Zagrożeni - Daugherty C.J.

solidnie się już rozpędził, ale zupełnieo to nie dbała.

– A może powinnam tam wrócići powiedzieć im prawdę?– stwierdziłanagle.

Raj bez ostrzeżenia nacisnąłhamulce. Auto zatrzymało się z piskiemopon.

Allie poleciała do przodu, ale pasynatychmiast odrzuciły ją na siedzenie.Przyglądając się twarzy Patela, któryodwrócił się w jej stronę, po razpierwszy dostrzegła ciemne worki podjego oczami.

Page 132: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Narobiłaś już dość problemów.Isabelle zamartwiała się na śmierć.Szukałem cię całą noc. Moi ludzie niespali od czternastu godzin, żeby znaleźćtwoje ciało.

Krzywiąc się na dźwięk ostatniegosłowa, Allie próbowała wytrzymać jegogniewne, zmęczone spojrzenie.

– A teraz usiądź i zamilcz, jeśli niechcesz reszty podróży spędzić zezwiązanymi rękami. – Patel wypowiadałkażde słowo z olbrzymim naciskiem.

Wiedziała, że miał rację.Zachowywała się jak dziecko. Ale nie

Page 133: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mogła się wycofać. Nie tylko Raj byłwściekły i wykończony. Teatralnymgestem odsunęła rękę od klamkii położyła ją na kolanach, nie odrywającwzroku od Patela. Chwilę późniejochroniarz odwrócił się z powrotemi samochód ruszył.

Przez resztę drogi wpatrywała sięw okno, połykając łzy. Została całkiemsama. Nawet Raj ją znienawidził.

Gdy wjechali na teren szkoły, wokółroiło się od uczniów. Zaskoczyło ją toz początku, ale przypomniała sobie, że

Page 134: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jest przecież pora lunchu. Wszyscywyszli na zewnątrz, żeby skorzystaćz rzadkich promieni lutowego słońca.

Kawalkada samochodówparkujących na żwirowanym podjeździewzbudziła ogólne zaciekawienie. Rajwysiadł i odsunął się na bok,przepuszczając ochroniarza, któryotwarł drzwi przed Allie. Natychmiastpo wyjściu z auta otoczyło ją dwóchstrażników. Spojrzała na Marka, któregorównież eskortowano jak więźnia.

Widząc gromadzących się uczniówi słysząc zaciekawione szepty, Allie

Page 135: Zagrożeni - Daugherty C.J.

schowała się za ochroniarzami. W ciągunajbliższej półgodziny szkoła zaczniehuczeć od plotek.

Na samą myśl o tym poczułamdłości. Marzyła jedynie, by zwinąć sięw kłębek i ukryć przed tymi wścibskimispojrzeniami. Ale nie mogła pozwolićna to, by zobaczyli jej upokorzenie.Podniosła głowę i zmierzyła wszystkichwładczym wzrokiem, jakby całkowiciepanowała nad sytuacją, a ochroniarzebyli na jej usługach.

Nagle natrafiła na nieruchomespojrzenie znajomych oczu o barwie

Page 136: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bezchmurnego, zimowego niebai zamarła.

Stojący na schodach Sylvain patrzyłtak, jakby nie potrafił uwierzyć w to, cowidzi. Jego postawa i zaciśnięte zębyzdradzały krańcowe napięcie.

Przez chwilę myślała naiwnie, żemoże weźmie ją w ramiona i zabierzez tego miejsca. Ale nawet on nie mógłtego zrobić. Popatrzył tylko prosto w jejoczy i wykonał pytający gest dłońmi.

Zaczerwieniła się i wbiła wzrokw ziemię. Nie miała mu nic dopowiedzenia. Kiedy znów spojrzała

Page 137: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w jego stronę, chłopak zniknął.Za to po drugiej stronie drzwi

czekała na nią rozwścieczona Isabelle,która nie odezwała się ani słowem. Idącza dyrektorką do gabinetu, Allieprzyglądała się jej nienaturalniewyprostowanym plecom i z każdymkrokiem była coraz bardziejzawstydzona.

Isabelle zaprowadziła ją dogabinetu, po czym wyszła w milczeniu,zostawiając dziewczynę pod opiekąochroniarza, który stanął przy drzwiachz rękami skrzyżowanymi na piersi.

Page 138: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nikt jej nie powiedział, dokądzabrano Marka.

Czekając na powrót dyrektorki,Allie rozglądała się z niepokojem poznajomym gabinecie. Pod ścianą stałyniskie drewniane szafki, a większośćmiejsca zajmowało solidne biurko.Spojrzała tam, gdzie wczoraj leżałtelefon. Pusto.

Isabelle już nigdy nie popełnitakiego błędu.

Nie zdążyła się nad tym nawetzastanowić, gdy dyrektorka ponowniestanęła w drzwiach, tym razem

Page 139: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w towarzystwie Jerry’ego Cole’a,jednego z instruktorów Nocnej Szkoły.Oboje byli zdenerwowani i spięci.Ochroniarz wyszedł na zewnątrz.

Z twarzą pobladłą z wściekłości,Isabelle zajęła miejsce za biurkiem,podczas gdy Jerry przycupnął na szafce.

To on odezwał się pierwszy.– Wpakowałaś się w naprawdę

poważne kłopoty, Allie – zacząłsurowo. – Musimy wiedzieć, co sięstało, a jeśli chcesz poprawić swojąsytuację, lepiej będzie, jeśli odpowieszna nasze pytania.

Page 140: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziewczyna pokiwała głową, choćze strachu zaczęło jej się przewracaćw żołądku.

– Chciałabym tylko… Mogłabymprosić o coś do picia? Strasznie zaschłomi w gardle.

Isabelle w milczeniu podeszła doniewielkiej lodówki, stojącej w rogugabinetu, i przyniosła jej butelkę wody.

Allie jeszcze nigdy w życiu nie piłatak pysznej wody.

Ich pytania były konkretnei bezpośrednie – W jaki sposób zdobyłatelefon Isabelle? Jak udało jej się uciec?

Page 141: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kto ją zawiózł do miasteczka? Czyktokolwiek jej pomagał?

Udzielała prostych odpowiedzi,mając nadzieję, że w ten sposób uda sięto szybko skończyć, ale oni wciąż mielidodatkowe pytania.

Gdy streściła im przebieg wydarzeńna posterunku, oboje wymienili sięponurymi spojrzeniami.

– Sprawdzę to – zaoferował Jerry.Isabelle to jednak nie wystarczyło.– Dowiedz się, kim byli ci dwaj –

poleciła. – Ja zajmę się resztą.Wrócili do pytań. Allie była głodna

Page 142: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i zmęczona, ból głowy nasilał sięz minuty na minutę i zaczynała powolitracić cierpliwość.

– Szkoda, że nie chciało wam siępoświęcić tyle czasu na wykrycieszpiega Nathaniela. – Nie wytrzymaławreszcie.

Jerry zmierzył ją gniewnymspojrzeniem.

– A skąd wiesz, że twój kolega Markz nim nie współpracuje?

– Chyba żartujesz. – Dziewczynaparsknęła śmiechem. Błąd.

– Myślisz, że to zabawne? – warknął

Page 143: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wykładowca. Zanim zdążyłaodpowiedzieć, Isabelle uciszyła jągestem dłoni.

– Wystarczy. Uspokójcie się. Oboje.Allie zgarbiła się na krześle.

Umierała z wyczerpania, a pulsowaniew jej głowie nie słabło nawet na chwilę.Nie potrafiła się skupić.

Isabelle spojrzała jej prosto w oczy.Po raz pierwszy tego dnia nie wyglądałana rozwścieczoną. W jej wzrokupojawił się smutek.

– Odpowiedz mi jeszcze tylko naostatnie pytanie – poprosiła. – Co

Page 144: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powiedziałaś Markowi na tematCimmerii?

W umyśle Allie pojawiły się mętne,pijackie wspomnienia narzekań naNocną Szkołę i Cartera. Na Nathanielai Isabelle. Na ochroniarzy i zagrożenia.Na los Jo.

– Nic – odpowiedziała bezzastanowienia.

– Mamy uwierzyć, że spędziłaśz nim całą noc, ale o niczym mu niepowiedziałaś? – W głosie Jerry’egopobrzmiewał sceptycyzm.

Allie spojrzała na niego z irytacją.

Page 145: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie uciekłam po to, żeby zdradzićwasze sekrety. Spotkałam sięz Markiem, ponieważ nie chcę już dłużejuczyć się w tej szkole. Do dziś nieznaleźliście osoby, która pomogłaNathanielowi zabić Jo. Nie czuję siętutaj bezpieczna. Wszyscy jesteśmyzagrożeni. A ja… – Potarła zmęczoneoczy. – Chciałam wrócić do swojegoprzyjaciela.

– Jak tak dalej pójdzie, to wróciszdo niego na zawsze – wymamrotał Jerry.

– Skoro tak bardzo chcecie się mniepozbyć, to po co mnie tutaj

Page 146: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przywoziliście? – wściekła się. – Możebyście mi tak, do cholery, podziękowali,że…

– Słownictwo, moja panno –przerwała jej ostro Isabelle. – Niepozwolę ci na przeklinanie w obecnościnauczycieli. Pomimo tego, że miałaś złydzień, wciąż obowiązują nas zasadykultury. – Dyrektorka spojrzała naJerry’ego. – Możesz nas zostawić?Chciałabym przez chwilę porozmawiaćz Allie.

– Proszę, Isabelle, posłuchaj mnie –odezwała się dziewczyna z wahaniem. –

Page 147: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Myślę, że powinnam stąd odejść…Dyrektorka uniosła dłoń i zmierzyła

ją stalowym spojrzeniem.– To nie ty decydujesz, co się teraz

stanie. Złamałaś wszystkie zasady.Zawiodłaś moje zaufanie. Okradłaśmnie.

Smutek i cierpienie w głosieIsabelle sprawiły, że Allie straciła wolęwalki. Jej dolna warga niebezpieczniezadrżała. Dyrektorka miała przecieżrację – dbała o nią, opiekowała się nią,być może nawet ją kochała. A ona jązdradziła. Po raz tysięczny powtórzyła

Page 148: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w myślach, że zrobiła to ze słusznegopowodu. Tym razem jednak nieprzyniosło to żadnej pociechy.

Isabelle musiała czytać w jejmyślach, bo jej głos natychmiastzłagodniał.

– Nie wiem, czy będę w stanie cijeszcze zaufać. Może Jerry ma racjęi posunęłaś się za daleko, możefaktycznie już tu nie pasujeszi powinnam pozwolić ci odejść. –Sięgnęła do kieszeni i wyjęła telefon.„Ktoś musiał odnaleźć go w lesie”,domyśliła się Allie. Dyrektorka

Page 149: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przeglądała listę kontaktów. Wreszcieznalazła to, czego szukała, i nacisnęłaguzik połączenia. – Ale ta decyzja nienależy do mnie.

W słuchawce odezwał się czyjśgłos.

– Zechciałabyś z nią terazporozmawiać? – zapytała Isabelle swojąniewidzialną rozmówczynię. Chwilępóźniej podeszła do Allie i podała jejtelefon. Dziewczyna spojrzała na niegopodejrzliwie, nie wyciągając ręki.Dyrektorka nie miała jednak zamiarurezygnować. – Weź go – poleciła

Page 150: Zagrożeni - Daugherty C.J.

lodowatym tonem.Allie przełknęła ślinę i wykonała

rozkaz.– Słucham? – zapytała z wahaniem.– Z tej strony twoja babcia, Allie –

odezwał się energiczny głos. – Myślę, żemusimy porozmawiać.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 151: Zagrożeni - Daugherty C.J.

6

– Jestem w stanie zrozumieć,dlaczego czujesz się zagrożonaw Cimmerii, ale mogę cię zapewnić, żena zewnątrz również nie będzieszbezpieczna. – Lucinda przemawiałamonotonnym głosem, jakby prowadziłajakąś prezentację podczas spotkaniabiznesowego. – Wiem, że mamy wrogadziałającego na terenie szkoły,i podobnie jak ty, nie mam pojęcia, kimon jest. Ale tam przynajmniej otaczają

Page 152: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cię ludzie, którzy próbują cię chronić.Allie burknęła coś pod nosem,

znudzona przemową. Doskonale o tymwiedziała. Lucinda zamilkła na sekundę,a kiedy odezwała się ponownie, w jejgłosie pojawiła się nutazniecierpliwienia.

– Wiem, że jak na razie niezdołaliśmy zapewnić ci bezpieczeństwa.Zawiedliśmy twoją przyjaciółkę Jo.Chciałabym ci obiecać, że już nikt niezostanie skrzywdzony, ale musiałabymskłamać…

Allie ścisnęła mocniej telefon,

Page 153: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czując gwałtowne bicie serca. Jejbabcia miała rację.

– Doskonale wiem, co zrobili wamludzie Nathaniela. Na twoim miejscuchciałabym jak najszybciej stamtąduciec i mieć to już za sobą. Aleniezależnie od tego, jak szybko będzieszbiegła, on i tak cię dopadnie. Nieuciekaj, Allie – poprosiła Lucindaz powagą w głosie. – Zostań. Razemstawimy mu czoła.

Przez chwilę nie wiedziała copowiedzieć. Czyżby babcia faktycznieprosiła ją o pomoc?

Page 154: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Ale jak możemy mu sięprzeciwstawić? – zapytała w końcu.

– Nathaniel wymknął się spodkontroli. Chcę zobaczyć, jak cierpi, mamzamiar zniweczyć jego plany i wsadzićjego ludzi do więzienia. Dowiem się,kto z naszych przyjaciół wszedł z nimw zmowę, i sama się z nim rozliczę. –Głos Lucindy stał się lodowaty. –Zniszczę wszystko, na czym mu zależy.Ale potrzebuję twojej pomocy. Jeślizostaniesz w szkole, to obiecuję, żeGabe poniesie srogą karę za to, cozrobił. Podobnie jak ten, który wpuścił

Page 155: Zagrożeni - Daugherty C.J.

go do środka.Allie nie miała najmniejszych

wątpliwości, że babcia mówiła zupełniepoważnie. Pozwoliła, żeby myślo zemście całkowicie wypełniła jejumysł. Chciała pomścić Jo, odpłacić jejzabójcom.

W tym celu musiała zaufaćLucindzie. Nie wiedziała, czy jest dotego zdolna. Na czym miałoby sięopierać to zaufanie? Na słowach? Nauczuciach? Na delikatnej więzi ukrytejw łączącym je kodzie genetycznym?

To za mało. Musiała być pewna, że

Page 156: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Lucinda zasługuje na zaufanie.Potrzebowała więcej informacji.

– Dlaczego nie zadzwonimy napolicję? – zapytała. – Aresztują goprzecież, jeśli im powiemy, prawda?

Delikatne zawahanie w głosie babcinie umknęło jej uwadze.

– Obawiam się, że aktualny ministerspraw wewnętrznych zdaje się wierzyćsłowom Nathaniela – wyjaśniła Lucinda.

Allie spojrzała z zaskoczeniem natelefon. Dlaczego minister miałbysłuchać Nathaniela? To przecieższaleniec. Potem jednak przypomniała

Page 157: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sobie zachowanie policjantów naposterunku i oblał ją zimny pot.

– Przecież powinni go aresztować –jęknęła z rozpaczą. – Jak to w ogólemożliwe?

– To rozgrywka o władzę. I kontrolę.Ja mam jedno i drugie, a Nathaniel o tymmarzy. Po prostu.

– To wcale nie jest proste! –wybuchła Allie. – Nic z tego nierozumiem!

– Oczywiście, że rozumiesz.Wystarczy, że się nad tym zastanowisz –odparła Lucinda, a jej głos zmienił się

Page 158: Zagrożeni - Daugherty C.J.

we wściekły pomruk. – Po tylumiesiącach nauki wciąż nie wiesz,w czym uczestniczysz? Twoje serce ciniczego nie podpowiada?

Trzymając w dłoni rozgrzanytelefon, dziewczyna próbowała ogarnąćw myślach wydarzenia ostatnich kilkumiesięcy i wszystko, co jejpowiedziano. Skrawki informacjizaczynały się powoli układać w spójnącałość.

„Nocna Szkoła to część większejorganizacji. Cimmeria jest o wielepotężniejsza, niż myślałaś. Rada

Page 159: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zarządzająca Nocną Szkołą przewodzirównież organizacji. Rada kontrolujewszystko. Premier. Ministrowie obecnina szkolnym balu. Lucinda pełni funkcjęprzewodniczącej rady. Rząd. Lucinda.Nadal się nie domyślasz?”

– Nocna Szkoła kontroluje rząd –szepnęła i w tej samej sekundziezrozumiała, że to prawda.

– Nie. To nie Nocna Szkoła –poprawiła ją babcia. – To organizacja.

Przez długą chwilę dziewczynasiedziała nieruchomo, przyswajającinformacje. To było zbyt straszne, żeby

Page 160: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uwierzyć.– Nie rozumiem – wyznała w końcu

zmęczonym głosem. – W jaki sposób?– W tym momencie to nieistotne –

odpowiedziała błyskawicznieLucinda. – Liczy się sam fakt. JeśliNathaniel mnie pokona, przejmie całąwładzę. I wtedy nic go nie powstrzyma.

Allie przygryzła wargę, wyobrażającsobie świat rządzony przez Nathaniela.Poczuła w ustach miedziany smak krwi.

– Nie możesz do tego dopuścić.Lucinda tylko czekała na taką

odpowiedź.

Page 161: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Chcę go powstrzymać –potwierdziła bez namysłu. – Ale nieporadzę sobie bez ciebie. Dlategospytam raz jeszcze: czy chcesz mu sięprzeciwstawić razem ze mną?

Allie pozbyła się ostatnichwątpliwości. To wszystko było o wielestraszniejsze, niż sobie wyobrażała.Raczej nie miała innego wyboru.

– Zostanę.– Doskonale. – W głosie babci

pobrzmiewało zadowolenie. – Ale mamnadzieję, że teraz, kiedy już wiesz, o cotoczy się walka, dołożysz wszelkich

Page 162: Zagrożeni - Daugherty C.J.

starań, by w niej uczestniczyć.Niezależnie od tego gdzie jesteś,w Cimmerii czy na zewnątrz, ciąglegrozi ci niebezpieczeństwo. Nie wiemy,kto szpieguje dla Nathaniela, więcmusisz zachować najwyższą ostrożność.

– Tak zrobię – obiecała ponuroAllie.

– Słuchaj Isabelle i rób wszystko, coci każe – kontynuowała Lucinda. – Mamdo niej stuprocentowe zaufanie i ty teżpowinnaś.

Dziewczyna spojrzała na dyrektorkę,która przyglądała się jej zza biurka,

Page 163: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bawiąc się długopisem. Isabelle musiałasłyszeć każde słowo wypowiedzianeprzez Lucindę, a w jej oczach błyszczałozrozumienie.

– W porządku – zgodziła siędziewczyna.

– To nie będzie łatwe – ostrzegłababcia. – Musisz odpokutować za to, cozrobiłaś ostatniej nocy. Isabelle jest naciebie wściekła i na pewno wymyśliodpowiednią karę. Przyjmiesz ją bezmarudzenia i zrobisz wszystko, cotrzeba, niezależnie od tego jak głupie,niepotrzebne i wyczerpujące będzie to

Page 164: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zajęcie. Od tej pory koniecz ucieczkami: nie mogę cię ochraniać,jeśli nie wiem, gdzie jesteś. Żadnegołamania zasad. Musisz pamiętać, że toone pomagają utrzymać cię przy życiu.Poza tym wciąż jesteś w szkole,spodziewam się więc, że nadgoniszzaległości i opanujesz cały materiał.Rozumiemy się?

Litania życzeń spowodowała, żeAllie zakręciło się w głowie, więc tylkopokiwała nią delikatnie w odpowiedzi,aż w końcu uświadomiła sobie, żeLucinda jej przecież nie widzi.

Page 165: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Tak – odparła wreszcie. –Zgadzam się.

Babcia jednak nie zamierzała takszybko kończyć.

– To dobrze. I jeszcze jedno: jeślizłamiesz choćby jeden z punktów, naszaumowa będzie nieważna. Nie chcę cięizolować, ale zrobię to, gdy będęmusiała. Możesz mi wierzyć, że nic niezdziałasz na własną rękę. Jeśli jednakwykonasz wszystkie moje polecenia,obiecuję, że będziesz miała okazję dozemsty.

Page 166: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zanim Allie została wypuszczonaz gabinetu, słońce zdążyło się jużschować za horyzontem. Idąc w swoichcywilnych ciuchach pomiędzy uczniamiw granatowych szkolnych mundurkachz białym herbem Cimmerii, czuła sięosaczona. Mimo spuszczonej głowywciąż bombardowały ją zaciekawionespojrzenia, a do jej uszu dobiegałyszepty i śmiechy. Kiedy wreszciepodniosła wzrok, wszyscy sięodwracali. Była niewidzialna.

Przyspieszając kroku, popędziła doskrzydła dziewczyn i dotarła wąskim

Page 167: Zagrożeni - Daugherty C.J.

korytarzem pod swoją sypialnię. Weszłado środka i oparła się plecami o drzwi.Wreszcie była sama. Co za ulga. Kiedyzapaliła światło, wmurowało jąw ziemię.

Pokój był wysprzątany na błysk.Brudne ubrania zniknęły. Papiery

ułożono w równych stosach. Książkiwróciły na odkurzone półki. Podłogępozamiatano i umyto, na łóżku rozłożonoświeżą pościel, a na szafce leżałposkładany niebieski koc.

Wiadomość od Isabelle byławyraźna: żadnych przywilejów.

Page 168: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie stanęła przed lustrem przydrzwiach i zobaczyła swojerozczochrane włosy i rozmazanymakijaż. Śmierdziała potem i cydrem.Zupełnie nie pasowała do tego pokoju.

Zdjęła ubłocone dżinsy i bluzę,owinęła się grubym szlafrokiemi zabrawszy ze sobą biały ręcznik,ruszyła w stronę drzwi. W ostatniejsekundzie zawróciła, zgarnęła z podłogibrudne ubrania i wrzuciła je do koszaz praniem stojącego w rogu sypialni.

Umowa to umowa.– Zadowolona? – zapytała na głos

Page 169: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w pustym pokoju.W drodze do łazienki próbowała

zapomnieć o wyrazie twarzy Marka, gdypowiedziała mu, że zamierza zostaćw Cimmerii. Isabelle pozwoliła im siępożegnać, zanim odesłała go na pociągdo Londynu.

– Chyba żartujesz? – Spojrzał jejw oczy z niedowierzaniem. – Jeszczeprzed chwilą trzymali mnie przez paręgodzin w więzieniu. Jesteś poharatanabliznami, a nauczyciele z twojej szkołyto jacyś naziole. I nagle mówisz, żewszystko w porządku?

Page 170: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Jakwytłumaczyć to wszystko komuśz zewnątrz?

– Posłuchaj… – zaczęła. – Jestsporo rzeczy, o których nie wiesz.

Przerwał jej gwałtownym ruchemdłoni.

– Daj spokój, Allie. Widziałem tęszkołę: to jakaś cholerna twierdza.A zresztą sama posłuchaj, jak mówisz.Zawsze miałaś snobistyczny akcent, aleteraz brzmisz jak jakaś pieprzonakrólowa.

– To nieuczciwe – zaprotestowała,

Page 171: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czując rumieniec na policzkach. –Jestem wciąż tą samą osobą.

– Nie, wcale nie. – Oparł dłonie nabiodrach i spojrzał na nią, jakby widziałją po raz pierwszy. – To dla mnieoczywiste, nawet jeśli sama tego niezauważyłaś. Nie jesteś już jedną z nas.Przeszłaś na drugą stronę.

Na samo wspomnienie jego zimnegospojrzenia w tamtej chwili przeszły jądreszcze, owinęła się więc ciaśniejszlafrokiem. Ciężko wzdychając, weszłado łazienki. Stanęła w czystej, białejkabinie prysznicowej i odkręciła gorącą

Page 172: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wodę, spłukując parzącym strumieniemcały osad ostatnich dwudziestu czterechgodzin.

Namydlając mokrą skórę, liczyłablizny pozostałe po wypadkusamochodowym – drobne zgrubienia,które wyczuwała opuszkami palców.Każde z nich przypominało o tym, comusi zrobić.

Nękały ją słowa doktoraCartwrighta, który powiedział podczasjeden z sesji, że nie ma niczego złegow tym, że Allie żyje, choć Jo poniosłaśmierć.

Page 173: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wtedy mu nie wierzyła. Teraz byłaskłonna przyznać mu rację. Musiała żyć,żeby zabić Gabe’a.

Po powrocie do sypialni rozczesałasplątane włosy i nałożyła podkład. Alenawet to nie maskowało głębokich cienipod jej oczami, a skóra na twarzy wciążmiała ziemisty odcień.

Otwarła szafę i spojrzała na rządgranatowych ubrań. Wybór właściwegostroju nie stanowił w Cimmeriiwiększego problemu. Czarne rajstopyi krótka plisowana spódniczka. Potem

Page 174: Zagrożeni - Daugherty C.J.

biała bluzeczka i granatowy blezer.Jeszcze tylko wygodne szkolne pantoflei już wyglądała jak uczennica.

Spojrzała na zegarek – zbliżała siępora kolacji.

Pomyślała z determinacją, żenadszedł początek pokuty.

Kiedy biegła po schodach, słyszałaodległy szum głosów dobiegającyz zatłoczonej jadalni. Radosny gwar,który z każdym krokiem stawał się corazbardziej doniosły, brzmiał zupełnieobco, więc stanęła przed drzwiami,bojąc się wejść do środka. Od wielu

Page 175: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tygodni nie pojawiała się na kolacji.Dziś jednak Isabelle dała jasno do

zrozumienia, że nie ma już takiejmożliwości. Miała uczestniczyć wewszystkich posiłkach, dokładnie wedługzasad.

Była to jedna z wielu rzeczy, naktóre musiała się zgodzić. Kiedy tylkopowiedziała, że zostaje, Isabelleodczytała jej cały wyrok. Nakazywał jejuczestniczenie we wszystkich lekcjachi nadrobienie zaległości. Z każdegoprzedmiotu powinna mieć najlepszeoceny. Była zobowiązana ponownie

Page 176: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dołączyć do Nocnej Szkoły.Słysząc ostatnie żądanie, Allie

poczuła, jak jej żołądek zwija sięboleśnie ze strachu.

Sprzeciw był bezsensowny. Jeślichciała odkryć, co się naprawdę stało,musiała się uczyć i trenować w NocnejSzkole. Ale sam pomysł wejścia w tenświat jeszcze raz… Umierałaz przerażenia.

Isabelle doskonale o tym wiedziałai miała to gdzieś. Kiedy nie usłyszałanatychmiastowej zgody, zmierzyładziewczynę chłodnym spojrzeniem.

Page 177: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Uczestnictwo w zajęciach NocnejSzkoły to jeden z warunkówpozwalających ci na dalszą naukęw Cimmerii – oznajmiła. – Radziłabymsię szybko zastanowić. Chcesz się tuuczyć czy nie?

Pokonana Allie skinęła głową.Chciała zostać w szkole. Dla zemstyzrobi wszystko.

A skoro zgodziła się wrócić doNocnej Szkoły, to równie dobrze mogłateraz wejść do jadalni i zjeść kolację.

Zacisnęła zęby i ruszyła pewnymkrokiem, nim Zelazny zdążył zamknąć

Page 178: Zagrożeni - Daugherty C.J.

drzwi. Dostrzegła kątem oka jegozaskoczone spojrzenie, ale szła dalej,kierując się do pustego krzesła przyswoim stoliku.

Kiedy usiadła, wszystkie rozmowyzamilkły.

Zmusiła się, by spojrzeć naotaczających ją ludzi – tych, którychunikała lub ignorowała całymitygodniami. Tych, których kochała.Isabelle nie zostawiła na niej suchejnitki, przypominając Allie, jakpotraktowała swoich przyjaciół. Patrzącna nich, wciąż słyszała jej słowa.

Page 179: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Wiem, jak wiele przeszłaś przeztych parę miesięcy, ale twoja reakcja naśmierć Jo odbiła się na wszystkich,którzy cię kochają – mówiładyrektorka. – Zraniłaś ich. Nigdy niezwróciłaś uwagi na to, że też cierpieli.Odsunęłaś się od Rachel, więc musiałaprzechodzić przez to sama.Zignorowałaś Zoe, która traktuje cię jakstarszą siostrę. Jesteś jej potrzebna, alebyłaś zbyt zaabsorbowana własnymsmutkiem, żeby to zauważyć.

Teraz miała naprzeciw siebieCartera i Jules. Patrzenie na nich jak

Page 180: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zwykle spowodowało lodowate ukłuciebólu w sercu. Carter zawsze okazywałjej przyjaźń. Nie chciała go stracić.Nawet jeśli oznaczało to bycie miłą dlajego dziewczyny.

Siedząca obok nich drobniutka Zoewodziła wzrokiem po wszystkichtwarzach. Rachel wbiła spojrzeniew blat stolika, jakby nie potrafiłapatrzeć na to, co stało się z Allie. Lucasściskał delikatnie jej dłoń.

Allie miała wrażenie, jakby wszyscyczekali, aż coś się wydarzy. Możespodziewali się, że zacznie krzyczeć

Page 181: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i ucieknie. Albo na nich nawrzeszczy.– Posłuchajcie – odchrząknęła. –

Chciałabym coś powiedzieć. Wiem, żeostatnio zachowywałam się jakpomylona, i chcę was za to przeprosić.Potrzebowałam trochę czasu, musiałamsię pozbierać. Wiecie, że uciekłamwczoraj ze szkoły, ale musiciezrozumieć, że nie uciekałam od was… –zamilkła, zastanawiając się, czy tofaktycznie prawda. Nie potrafiłazdecydować. – Ale teraz wezmę sięw garść. Wcześniej tak naprawdęw ogóle mi na tym nie zależało. –

Page 182: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Omiotła spojrzeniem wszystkichzebranych, zatrzymując się na Carterze.Odwrócił wzrok. – Wiem, że byłamsamolubna, i mogę mieć tylko nadzieję,że… – popatrzyła z rozpaczą naRachel – … zdołacie mi to wybaczyć.I pomożecie mi się opamiętać.

Po jej słowach zapadła pełnazdumienia cisza, którą przerwaliwszyscy jednocześnie.

– Oczywiście, że ci pomożemy…– Nawet nie myśl, że…– Na twoim miejscu każdy…Wszyscy okazali się niezwykle mili,

Page 183: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ale Allie odczuła ulgę dopiero wtedy,gdy rozmowa zeszła z niewygodnegotematu jej załamania nerwowego naomawianie szczegółów ucieczki.

– Jak to zrobiłaś? – dopytywał Lucasz wyraźnym zaciekawieniemw oczach. – Mówią, że przeszłaś przezogrodzenie.

– Zapomnij – parsknęła. – Nie maszans. Jest za wysokie, przynajmniej dlamnie.

– Ktoś ci pomagał? – zapytałaniepewnie Jules.

– Nie – odpowiedziała po chwili

Page 184: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wahania.– Co oni ci zrobili? – Głos Cartera

sprawił, że przestała zwracać uwagę nacałą resztę. Zawsze można było liczyćna trudne pytania z jego strony. – Jakądostałaś karę?

– Mnóstwo lekcji do odrobienia.Prace w ogrodzie do końca życia. –Próbowała wzruszyć obojętnieramionami. – Normalka.

Na ich twarzach malowało sięniedowierzanie, ale nie mogłapowiedzieć wszystkiego. Nie zdradzi,co obiecała jej Lucinda. Jeszcze nie

Page 185: Zagrożeni - Daugherty C.J.

teraz.W tym momencie otwarły się

kuchenne drzwi i obsługa zaczęłaroznosić parujące półmiski. Alliepopatrzyła na dwa rzędy ubranychw liberie kelnerów, a potem skupiławzrok na Sylvainie, który mierzył jąuważnym spojrzeniem. Jego oczy lśniłyniczym lodowiec.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 186: Zagrożeni - Daugherty C.J.

7

Następnego dnia, po raz pierwszy odwielu tygodni, poszła na wszystkielekcje.

Nauczyciele musieli wiedzieć o jejpowrocie, ponieważ nikt tego nieskomentował, choć Zelazny obrzucił jąniechętnym wzrokiem, gdy zajęłamiejsce w sali do historii.

Uczniowie byli jednak mniejwyrozumiali. Mogła znosić ich ciągłespojrzenia, choć dostawała od tego

Page 187: Zagrożeni - Daugherty C.J.

gęsiej skórki, dużo gorzej było zezgryźliwymi zniewagami,wypowiadanymi na tyle głośno, by jeusłyszała. Przez większość czasuudawało się to jakoś wytrzymać, aż dochwili, kiedy na lekcji matematyki ktośzapytał scenicznym szeptem:

– Myślisz, że to ona zabiła Jo…?Przez moment nie potrafiła złapać

tchu, a potem pojaśniało jej przedoczami i zapomniała o wszystkichobietnicach. Trzymając długopis niczymsztylet, odwróciła się na krześlei spojrzała na dwie dziewczyny siedzące

Page 188: Zagrożeni - Daugherty C.J.

za jej plecami. Amber i Ismay, dwórkiKatie Gilmore, „piekielne bliźniaczki”,jak nazywała je w czasach, gdy miałajeszcze poczucie humoru. Teraz zupełniejej to nie bawiło.

– Na waszym miejscu – odezwałasię niskim i zaskakująco spokojnymgłosem – stuliłabym dziób.

Dziewczyny zachichotały niepewnie.Nie potrafiły zdecydować, czy powinnysię przestraszyć, czy ją wyśmiać.Wreszcie Amber wyćwiczonym,nonszalanckim gestem odrzuciła włosyna ramię.

Page 189: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Boję się jej – oznajmiła. – Maoczy kryminalistki. Dlaczego pozwalająjej biegać luzem?

Ośmielona przykładem przyjaciółki,Ismay znalazła w sobie odwagę, żebydołączyć do szyderstwa.

– To jakiś potwór. – Na jej twarzyzakwitł pogardliwy uśmieszek. –Dlaczego nie mogłabyś namwyświadczyć tej przysługi i znowuuciec?

Ich małostkowość była żałosna.Gniew Allie ustąpił jak morska fala,cofająca się z piasku. Mogła znosić

Page 190: Zagrożeni - Daugherty C.J.

obelgi, dopóki nie będą dotyczyły Jo.Tym niemniej korciło ją, by walnąćjedną i drugą w te zadarte małe noskii posłuchać, co wtedy będą miały dopowiedzenia.

Ale obiecała Lucindzie, że niesprawi więcej kłopotów. Nie złamieżadnych reguł. A w nagrodę dostanieszansę wyrządzenia krzywdy właściwymludziom.

Rozluźniła palce zaciśnięte nadługopisie i odwróciła go do normalnejpozycji.

– Debilki – szepnęła wystarczająco

Page 191: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głośno, by wszyscy usłyszeli, a potemusiadła tyłem do nich. Wciąż wściekłapróbowała się skupić, by zagłuszyć ichpełne nienawiści, przewidywalnekomentarze.

Kiedy tylko zaczęła się lekcja, niebyło już czasu, by przejmować się tym,co o niej wygadują. Miała tak dużezaległości, że chwilami w ogóle niewiedziała, o czym mówią nauczyciele.

Najgorzej było na chemii. Robiłaobszerne notatki, ale patrząc naniekończące się wzory i niezrozumiałediagramy wypełniające całe strony

Page 192: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zeszytu, czuła coraz większy przypływpaniki. Nie była pewna, czy zdoła tonadrobić.

Dwa dni temu miała jeszcze towszystko gdzieś. Ale obiecałaLucindzie, że zda ze wszystkichprzedmiotów. Biorąc pod uwagęstawkę, o jaką toczyła się gra, bardzo jejna tym zależało.

Kolejnym problemem był fakt, żechemii uczył Jerry Cole. Próbując sięskupić na jego słowach, równie mocnokoncentrowała się na tym, by nie patrzećmu w oczy.

Page 193: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nauczyciel był pogodny jak zawszei sypał słabymi dowcipami o atomachi budowie molekularnej. Co chwilę sięuśmiechał i odgarniał opadające mu naczoło bujne loki. Zupełnie nieprzypominał wściekłego człowieka,z którym rozmawiała dzień wcześniej.

Po zakończeniu lekcji wtopiła sięw tłum uczniów zmierzających dowyjścia. Gratulowała sobie właśnieudanej ewakuacji, gdy usłyszała, żeJerry woła ją po imieniu.

– Mogłabyś zostać jeszcze nasekundę, Allie?

Page 194: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Serce podeszło jej do gardła. Przezchwilę zastanawiała się nad ucieczką –mogłaby udać, że niczego nie usłyszała –w końcu jednak odwróciła się powoli.Światło odbijające się od jego okularównie pozwalało dostrzec kryjących się zanimi oczu. Ruchem ręki wskazał jejmiejsce w pierwszej ławce.

Usiadła sztywno i położyła nakolanach plecak z książkami. Jerry oparłsię o biurko i zaszurał niespokojniestopami. Wyglądał na zakłopotanego.

– Chciałbym porozmawiać o tym, cosię wczoraj wydarzyło, Allie. To nie był

Page 195: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dla nas łatwy dzień i wolałbym mieć tojuż za sobą. – Zdjął okulary. W jegooczach widać było zmęczenie. – Zrozum,że to, co się tutaj dzieje: śmierć Jo,twoje rany, wpływa nie tylko nauczniów. Nauczyciele też mają uczucia.Wszyscy jesteśmy w dużym stresie. Alejeśli mam cię czegokolwiek nauczyć,musisz się czuć swobodnie w moimtowarzystwie. Powinnaś wiedzieć, żecię nie osądzam. Mam nadzieję, że udasię nam pracować tak jak kiedyś. Jesteśdobrą uczennicą, dobrym człowiekiemi cieszę się, że mogę cię uczyć.

Page 196: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zabrzmiało to szczerze, a onatęskniła za normalnością. Oferował jejto, czego tak bardzo pragnęła.

– W porządku – odpowiedziała. – Jarównież chciałam przeprosić. Za… cóż,za wszystko, co zrobiłam.

Jerry wyraźnie się odprężył, takjakby obawiał się tej rozmowy równiemocno jak Allie. Było to takrozczulające, że od razu poczuła sięlepiej.

– Cieszę się, naprawdę. A skoromamy to już za sobą, to chciałbym terazporozmawiać o czymś bardziej

Page 197: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyziemnym, czyli o chemii. – Zaśmiałsię cicho i zaczął czyścić okulary wyjętąz kieszeni chusteczką. – Masz sporezaległości, a dogonienie reszty twojejklasy nie będzie łatwe. Wystarczyniewielkie opóźnienie, żeby wszystkobłyskawicznie wymknęło się spodkontroli i zanim się zorientujesz… –rozłożył bezradnie ręce – … będzieszmusiała powtarzać rok.

Próbowała zachować kamiennywyraz twarzy, ale jej dłonie zacisnęłysię odruchowo na plecaku. Czyżbynauczyciel chciał ją oblać? Sama groźba

Page 198: Zagrożeni - Daugherty C.J.

była tak upokarzająca, że na policzkachAllie zapłonął rumieniec.

– Nie chcę, żeby to się takskończyło – kontynuował Jerry,nieświadom jej wzburzenia. – Wydajemi się jednak, że będziesz potrzebowałapomocy w nadrobieniu zaległości.Rozmawiałem z Rajem Patelem, któryma dla ciebie korepetytora na resztęsemestru. Biorąc pod uwagę twojepoprzednie wysokie oceny, myślę, żejeśli się porządnie przyłożysz, tu uda cisię dogonić pozostałych. Mogę na toliczyć?

Page 199: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie poczuła przypływ nadziei,rozgrzewający jak promień słońca. Jerrywciąż w nią wierzył. Był przekonany, żejej się uda. A co najlepsze znów będziepracowała z Rachel. Może nawetznajdzie jakiś sposób, by naprawić ichnadwyrężoną przyjaźń.

– Zdecydowanie tak – odparłaz entuzjazmem.

– Doskonale. – Zszedł z biurka,sygnalizując koniec rozmowy.

Zanim doszła do drzwi, znów jązawołał. Kiedy się odwróciła,wpatrywał się w nią dziwnym

Page 200: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wzrokiem.– Uwierz, że wszystko będzie

dobrze – powiedział.– Mam taką nadzieję – z zaskoczenia

odpowiedziała zupełnie szczerze.

Krótka rozmowa z Jerrym byłajedynym przebłyskiem słońca w tymponurym dniu, więc po ostatniej lekcjiAllie wracała do swojego pokoju,ciężko powłócząc nogami. Kiedy ujrzałaznajomą drobną figurkę, któraprzedzierała się przez tłum uczniów,z trudem przełknęła ślinę. „Zoe traktuje

Page 201: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cię jak starszą siostrę”, przypomniałasobie słowa Isabelle. „Potrzebowałacię”.

– Hej, Zoe! – zawołała dodziewczynki. – Zaczekaj.

Usłyszawszy swoje imię,trzynastolatka wyhamowała w pół krokui odwróciła w jej stronę, mierzącczujnym spojrzeniem.

Zoe była cudownym dzieckiem –mimo młodego wieku chodziła dowyższej klasy niż Allie. Zaprzyjaźniłysię w ostatnim semestrze, ale po śmierciJo dziewczynka zachowywała się tak,

Page 202: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jakby nic ważnego się nie stało, jakbyjej to nie obchodziło. Nigdy niezapłakała. Po prostu żyła dalej,zapominając o istnieniu Jo.

Podczas sesji terapeutycznych doktorCartwright próbował wytłumaczyćAllie, na czym polega zespół Aspergera,ale nie chciała go słuchać. Nie potrafiłasię z tym pogodzić. Teraz rozumiała, jakbardzo była okrutna dla Zoe.

Stanęła przed koleżanką i zaczęła odprzeprosin.

– Chcę, żebyś wiedziała, że straszniemi przykro, że tak źle cię

Page 203: Zagrożeni - Daugherty C.J.

potraktowałam. To było niewłaściwe.Nie powinnam była tego robić, nawetjeśli mieszało mi się w głowie.

Zoe zmarszczyła się, co oznaczało,że myśli – analizuje każde słowoi dodaje je do siebie, jak ciągi cyfr.Rozważa odpowiedź.

– Wybaczam ci – oznajmiław końcu. – Ale zrobisz to jeszcze razi nasza przyjaźń się skończy. Na zawsze.

Allie poczuła gwałtowne bicieserca. Nie mogła stracić Zoe.Potrzebowała jej.

– Już nigdy tego nie zrobię,

Page 204: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przysięgam – obiecała, zaskoczona siłąwłasnych uczuć. – I mogę mieć tylkonadzieję, że wszystko będzie tak jakdawniej. Proszę… wróćmy donormalności.

Wyraźnie usatysfakcjonowanadziewczynka pokiwała energiczniegłową, wprawiając w ruch swój końskiogon.

– Dobrze – odparła. – Też tego chcę.Ruszyły korytarzem, mijając rzędy

białych drzwi oznaczonych czarnyminumerami. Zoe przechyliła głowę na boki zapytała jak zwykle wprost:

Page 205: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dlaczego uciekłaś? Byłaś smutna?– Tak – przyznała Allie po krótkim

zawahaniu. – Byłam smutna.Dziewczynka przyjęła to do

wiadomości.– Gdzie się schowałaś?Na to pytanie było jeszcze trudniej

odpowiedzieć.– Ostatecznie wylądowałam

w kościele. – Allie uśmiechnęła się zesmutkiem. – Chociaż w ogóle niemiałam takiego zamiaru. Nie taki byłmój plan.

– A jaki?

Page 206: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Chciałam się dostać do Londynui znaleźć tych, którzy skrzywdzili Jo. –Wzruszyła ramionami, słysząc, jakgłupio to zabrzmiało. – Jakoś.

– Przecież jesteś z Londynu. – Zoezmierzyła ją ostrym spojrzeniem.

– No i…?– Nathaniel mógł cię natychmiast

namierzyć. Słaby plan, od razuwpadłabyś w jego łapy.

Allie otwarła usta, ale zaraz jezamknęła. Przyjaciółka miała rację.

– Gdybyś znowu chciała uciekać,przyjdź najpierw do mnie. Pomogę ci

Page 207: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wybrać najbezpieczniejsze miejsce.Przynajmniej statystycznie – oznajmiłaZoe, gdy zatrzymały się przed jejsypialnią.

Wzruszenie odebrało Allie mowę.Kiedy się wreszcie pozbierała, w jejsłowach słychać było prawdziwy żar:

– Jeśli będę kiedykolwiek uciekać,dowiesz się o tym jako pierwsza.

W jej własnej sypialni powitała jącytrynowa woń płynu do polerowaniamebli. Wciągnęła ją głęboko w płuca

Page 208: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i zapaliła światło. Nie przyznawała siędo tego przed sobą, ale cieszył ją brakbrudnych ciuchów na podłodze i czysteręczniki leżące na półce. Porządeksprawiał jej radość.

Zimowy deszcz załomotałgwałtownie o szyby, próbując wedrzećsię do środka. Allie rzuciła plecak nabiurko i pozbyła się butów. W pokojubyło ciepło i przytulnie.

Usiadła na podłodze i zaczęłasortować zadania przydzielone przeznauczycieli. Potrzebowała w tym celusporo miejsca.

Page 209: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Popatrzmy tylko… – wymamrotałapod nosem, zerkając na pierwsząkartkę. – To jest raczej pilne. – Odłożyłają na prawą stronę. – A to… to też jestpilne. – Dorzuciła ją do poprzedniegozadania. – A to… – Wbiła wzrokw kolejny papier. – A to jest, kurde,megapilne!

Trwało to jakiś czas, a stosoznaczony jako „pilne” rósłw zastraszającym tempie. Kiedyw końcu przegrzebała się przezwszystkie papiery, rozejrzała się wokółz narastającym niedowierzaniem: cała

Page 210: Zagrożeni - Daugherty C.J.

podłoga zniknęła pod stosami kartek.– Przewalone – westchnęła na

głos. – Teraz to się dopierowpakowałam.

Uznała, że jej największymzmartwieniem jest wypracowaniez angielskiego, które musi oddać jutrorano. Tysiąc dwieście słów o włoskimromantyzmie. Nie przeczytała na tentemat ani jednej strony.

Przeglądała właśnie podręcznik doangielskiego, kiedy ktoś zapukał dodrzwi.

– Proszę! – zawołała, nie

Page 211: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odwracając głowy.– Cze… ść Allie… – Rachel zatkało

na widok bałaganu na podłodze. – Noładnie. Masz tu chyba całe drzewow kawałkach.

– Pomocy! – Allie pomachała w jejstronę kartką z zadaniem. – Co wieszo włoskich romantykach?

– Zależy o których. Tychz Toskanii? – Dziewczyna weszła dośrodka, zamykając za sobą drzwi. – Czyo rzymskich?

– To oni byli w dwóch różnychmiejscach? – Allie patrzyła na nią z

Page 212: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rozpaczą.Rachel bez słowa zabrała jej kartkę

i spojrzała na temat.– Zobaczmy. Już to pisałam… –

Podeszła do regału i wyciągnęła cienkitomik. – Korzystałam z tegoopracowania. W ósmym rozdzialeznajdziesz wszystko, czego potrzebujesz.Przeczytaj to i możesz pisać. Znajdźsobie jakieś cytaty z Shelleya, zajmąsporo miejsca. Ten facet uwielbiałbrzmienie własnego głosu, posłuchajtylko. – Zaczęła recytować z wielkimnamaszczeniem, trzymając książkę

Page 213: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w ręku:

A wielkie zgromadzenie,Na słowa uważne mającbaczenie,Niech wyda oświadczenie,Żeśmy wolni, bo takie jest Bogażyczenie.

Allie wyciągnęła rękę po tomik.– Bóg miał życzenie, byś nas

zbawiła.– Ciągle mi to powtarzają. –

Uśmiechnęła się Rachel, jednak Allieznała ją zbyt dobrze i widziała

Page 214: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niepewność w jej oczach. Ale sampogodny wyraz twarzy przyjaciółkisprawił jej radość.

Zapadła cisza. Zaczęła grzebaćw papierach, próbując wymyślić, copowiedzieć, ale to Rachel pierwszaprzerwała milczenie.

– Wiesz już, że będę twojąkorepetytorką z chemii?

– Tylko sobie nie wyobrażaj, żezostanę z tego powodu twojąniewolnicą – zażartowała Allie. –Wciąż jestem wolną kobietą.

– Czyżby? – Tym razem uśmiech

Page 215: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel był naprawdę szczery. – Pokazaćci, kto tu rządzi? Kto jest od teraz twoimtatuśkiem?

– Moment… – Allie błyskawicznieprzełączyła się na kpiarski ton, zwykletowarzyszący ich rozmowom, choć potak długiej przerwie trochę wyszłaz wprawy. – Próbujesz mi powiedzieć,że od teraz moim tatuśkiem jest panienkaimieniem Rachel? Chyba tak właśniezatytułuję swoją biografię: „TatusiekAllie zwał się Rachel”.

– Sprzedasz milion egzemplarzyi będziesz sławna. Musisz mi odpalić

Page 216: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jakiś procent. – Koleżanka zatarła ręcez udawaną chciwością. – Czyli co, dziświeczorem zaczynamy tortury? Toznaczy naukę? Jakaś godzinaintelektualnych kaźni powinna ci dobrzezrobić.

Żarty z Rachel sprawiły, że Alliepoczuła się prawie normalnie. Udało jejsię odzyskać przyjaciółkę.

– A mam jakiś wybór? – westchnęła.– Nie. – Rachel podeszła do

drzwi. – Widzimy się na kolacji.Będziesz mogła mi obrać winogrona.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 217: Zagrożeni - Daugherty C.J.

8

– Pomocy! Pomóż mi, Allie, naBoga!

W ciemnościach rozległ sięprzerażony krzyk Jo, przyniesiony przezpodmuch wiatru, który potrząsałgałęziami drzew nad jej głową.

Każde słowo sprawiało Allie ból.Ogarnięta paniczną desperacjąpobiegła najpierw w lewo, potemw prawo i znów w lewo. Wciąż jednaknie znalazła źródła tego głosu i z coraz

Page 218: Zagrożeni - Daugherty C.J.

większym trudem łapała oddech. Miaławrażenie, że jej płuca oplotła metalowataśma. Dyszała ciężko, próbując zebraćsiły do krzyku.

– Nie mogę cię znaleźć! – zawołałasłabym głosem. – Gdzie jesteś?

– Allie! – Nadzieja w głosie Jozłamała jej serce. – Pomóż mi! Błagam!

Biegała w kółko po lesie z corazmocniej zaciśniętym gardłem, ostregałęzie szarpały jej ubranie niczymdługie, powykrzywiane szpony. Niezwracała uwagi na ból. Musiałaodnaleźć Jo. Jeszcze może uratować jej

Page 219: Zagrożeni - Daugherty C.J.

życie.Była ledwo żywa z wyczerpania,

gdy wreszcie zobaczyła przyjaciółkę.Dziewczyna leżała pomiędzy drzewami,wbijając wzrok w pociemniałe niebo,a jej jasne włosy układały się wokółgłowy niczym aureola. Błękitne,niewidzące oczy wpatrywały sięnieruchomo w warstwę chmur.

Allie osunęła się na kolana,ściskając wiotkie ramię przyjaciółki.

– Już jestem, Jo – jęknęła. – Jestemprzy tobie.

Oddech dziewczyny zamienił się

Page 220: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w agonalny charkot, a kiedy odwróciłaoczy, by spojrzeć na Allie, błękitneźrenice zaszły śnieżnobiałą mgłą.

– Za późno – wydusiła z goryczą. –Spóźniłaś się. Umarłam. To twoja wina,Allie.

Spojrzawszy w dół, Allieuświadomiła sobie, że ściska rękętrupa. Palce Jo były zimne, sinei sztywne.

Otwarła usta do krzyku, ale niewydobył się z nich żaden dźwięk…

Allie wyprostowała się na łóżku,

Page 221: Zagrożeni - Daugherty C.J.

próbując złapać oddech. Omiotłaprzerażonym spojrzeniem pogrążonąw ciemnościach sypialnię, pot spływałjej po twarzy. Drżąc ze strachu,wcisnęła się w kąt łóżka i oparła plecyo zagłówek. Jej płuca paliły żywymogniem, a serce waliło jak oszalałe,wzbudzając głuche echo pod czaszką.

Zacisnęła powieki i zrobiła głębokiwdech, próbując rozluźnić skurczonemięśnie. Słyszała, jak powietrze rzęziw jej gardle, a przed oczami zamigotałybiałe gwiazdy.

Przypomniała sobie sztuczki, których

Page 222: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nauczył ją Carter, gdy zobaczył, że nieradzi sobie z atakami paniki. Wciągnęłapowoli powietrze przez nos, starając sięjednocześnie myśleć o czymśprzyjemnym.

Kociaki! Malutkie, puchatestworzonka! Dni pełne słońca! Lodyczekoladowe! Plaże!

Pomysł ułożenia listy takich rzeczywydał jej się tak idiotyczny, żepopłakała się ze śmiechu.

Metoda jak zwykle okazała sięskuteczna. Ściany sypialni wróciłystopniowo na swoje miejsca, a serce

Page 223: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przestało bić tak mocno. Wstrząswywołany koszmarem wciąż jednak nieminął.

– To tylko sen – powiedziała nagłos, tuląc do piersi poduszkę. – Nicwięcej.

Ciemność nadal budziła w niejniepokój, więc zapaliła lampkę nabiurku, spoglądając przy okazji nabudzik. Dochodziło wpół do piątej nadranem. Wypuściła głośno powietrzez płuc i oparła się plecami o chłodnąścianę, odgarniając z czoła kosmykipozlepianych włosów.

Page 224: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziś zaczynała się jej praca za karęw szkolnym ogrodzie – musiała się tampojawiać trzy razy w tygodniu od szóstejdo ósmej rano. Została jej jeszczegodzina do wyjścia, ale nie chciała jużiść spać. Sny wciąż czaiły się w mroku,niczym węże szukające okazji do ataku.

Poszła do łazienki, wzięła gorącyprysznic, a po powrocie do sypialniotwarła szafę i wyciągnęła najgrubszeciuchy. Musiała się ubrać na cebulę –ciepła bielizna, dresowe spodnie i dwasweterki włożone pod najgrubszą bluzę.Zostało jej jeszcze trochę czasu, by

Page 225: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przeczytać wypracowaniez angielskiego.

Kiedy wyszła przed szóstą nakorytarz, budynek był zupełnie cichy,nawet pracownicy nadal wylegiwali sięw łóżkach. Zeszła po schodach, nienapotykając żywej duszy, a gdy otwarłatylne drzwi, ich zgrzyt odbił się echemod ścian niczym krzyk.

Na zewnątrz równie dobrze mógłbyć środek nocy – jedyne światłozapewniały blaknące gwiazdy. Ruszyłaprzez trawnik, chrzęszcząc gumowymipodeszwami na pokrytej szronem trawie.

Page 226: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Z zimna rozbolały ją nos i głowa, wokółktórej zacisnęła się lodowata klamra.Wepchnęła dłonie głębiej do kieszenikurtki.

Prace ogrodowe w lutym. Niewierzyła, że ktoś naprawdę robi takierzeczy.

Bezlistne konary drzew rosnącychpo obu stronach ścieżki tworzyły nad jejgłową ponury, widmowy baldachim.Opuściła wzrok i przyspieszyła kroku.Po lewej stronie zauważyła białąmarmurową kopułę, prześwitującąpomiędzy gałęziami, a przed sobą miała

Page 227: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ścieżkę niknącą w mroku.Zaczęła biec dręczona lekkim

niepokojem. Nie chciała się przyznać dostrachu, więc wmawiała sobie, że robito tylko dlatego, by rozgrzać mięśnieprzed ciężką harówką. Jednak poczuciezagrożenia wciąż wywoływałopieczenie w jej żołądku.

Odprężyła się dopiero, gdyzobaczyła przed sobą kamienny murzbudowany z szarych, wiekowychgłazów. Za nim rozciągał się ogród.Skręciła w lewo, zatrzymując się przedsolidną drewnianą furtką. Zwykle

Page 228: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zatrzaśnięta kłódka zwisała luźno zeskobla, a wrota były odrobinę uchylone.

Po jej kręgosłupie przeszedł dreszczniepokoju. Momentalnie przypomniałasobie o Jo, która z wielką wprawąnastawiała właściwy szyfr, byodblokować kłódkę. Te drzwi zawszebyły zamknięte.

Wmawiała sobie, że być możeotworzono je specjalnie dla niej.W końcu musiała wejść do środka, żebyodbyć karę. Mimo tego starała sięzachować czujność i napięła mięśnie,obniżając jednocześnie środek ciężkości

Page 229: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ciała.Otoczony murem ogród zajmował

sporą przestrzeń – latem hodowano tuwarzywa i owoce w ilościwystarczającej do wykarmienia całejszkoły, ale o tej porze roku zdawał sięmartwy i opuszczony.

– Halo! – zawołała, stając napalcach i wciąż nie dostrzegając nikogow ciemnościach. – Panie Ellison?

Jej głos poniósł się nad zamarzniętąziemią.

Przecież ktoś się powinien z niąspotkać. Łażenie po ogrodzie w środku

Page 230: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nocy nie było jej pomysłem.Zaczynała się wkurzać. Szósta

minęła dawno temu, a ona wciążpałętała się bez celu w ciemnościach.

– Co za debilizm – wymamrotałapod nosem, przedzierając się przezsplątane gałęzie. – Równie dobrzemogłabym sobie napisać na plecach:„Tu jestem! Rzuć się na mnie,Nathanielu!”. – Szarpnęła ręką,uwalniając rękaw z niewidocznych,czepliwych kolców. – „Jestem całkiemsama w tych ciemnościach. Możesz mniezgarnąć i zawlec do swojego

Page 231: Zagrożeni - Daugherty C.J.

piekielnego centrum dominacji nadświatem”. I dlaczego, do cholery, niezabrałam ze sobą latarki?

W tej samej sekundzie usłyszaładonośny trzask. Odwróciła sięgwałtownie w stronę, z której dochodziłdźwięk, ale zobaczyła tylko ciemność.Uspokajała się w myślach, że być możesama na coś nadepnęła, a echo płata jejfigle. Drżący z napięcia mięsieńw policzku zdradzał jednak, że w to niewierzy.

– Halo!? – zawołała ponownieniepewnym głosem. – Jest tu kto?

Page 232: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Cisza.Allie również zamilkła. Być może

oznajmianie wszem i wobec swojejobecności nie było najlepszympomysłem.

Przez chwilę słyszała tylko własny,ciężki oddech, a potem trzask siępowtórzył. A przecież Allie nie ruszyłasię z miejsca.

Jej ciało w ułamku sekundy znalazłosię w trybie bojowym, wyćwiczonym natreningach. Z bijącym gwałtowniesercem przykucnęła nisko nad ziemią,tłumiąc jęk bólu, gdy jej poobijane

Page 233: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kolana zaprotestowały przeciw tejniewygodnej pozycji.

Kolejny trzask.Była całkowicie pewna, że ktoś

czaił się w ciemnościach. Żadne zwierzęnie narobiłoby takiego hałasu. Dźwiękzdawał się dochodzić z drugiego krańcaogrodu, choć echo odbijające się odkamiennych murów uniemożliwiałodokładniejsze zlokalizowanie źródła.

Przez długą chwilę kryła sięw krzakach, rozważając różne opcje.Ogarnął ją niezwykły spokój. Być możebył to skutek uprzedniego ataku paniki,

Page 234: Zagrożeni - Daugherty C.J.

który wypalił w niej całą adrenalinę.Wiedziała, że powinna pobiec do szkołyi sprowadzić pomoc. Tego właśniechciałaby Isabelle.

A co, jeśli to był Nathaniel? LubGabe? Mogli się kręcić w pobliżu.Miała okazję, żeby to wreszcieskończyć. Odpłacić im za wszystko.

Wciąż jeszcze nie odzyskała pełnisił. Była całkiem sama. Stawienie imczoła w tym momencie to nie byłnajlepszy pomysł. Jeśli przegra…

Nie miała pojęcia, co się możewydarzyć. Wiedziała tylko, że jest

Page 235: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w stanie to zakończyć.Ostatecznie decyzja nie była aż tak

trudna. Zaczęła macać wokół siebie,szukając jakiejś prowizorycznej broni.

To nieważne, że miała niewielkieszanse. Jeśli faktycznie się tu kręcili, napewno przed nimi nie ucieknie. Musiałato zrobić dla Jo.

Znalazła w końcu dwa szpiczastebambusowe paliki i wyrwała jez zamarzniętej ziemi. Trzymając je przedsobą, ruszyła ostrożnie do przodu nadrugi koniec ogrodu. Przystanęła nachwilę, uważnie nasłuchując, a potem

Page 236: Zagrożeni - Daugherty C.J.

instynktownie i błyskawicznieprzemknęła tyłami w stronę sadu.

Przestała odczuwać zimno. Poczuciecelu rozgrzewało ją od środka. Byłacałkowicie skoncentrowana na tym, comusi zrobić.

Dotarła już prawie na miejsce, gdydźwięk się znów powtórzył. Dobiegałzza drzew, które miała tuż przed sobą.Ktokolwiek się ukrywał w ogrodzie, byłwłaśnie tam.

Napięła mięśnie brzucha, gotowaw każdej chwili zerwać się do biegu.

I wtedy usłyszała śmiech.

Page 237: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Głęboki znajomy dźwięk zastąpiłypo chwili słowa, których nie potrafiłazrozumieć. Sekundę później nastąpiłkolejny wybuch radości.

Rozpoznawała ten śmiech.Rezygnując z ostrożności, przedarła

się przez gęstwinę jabłoni i drzewekbrzoskwiniowych, wciąż niewidocznaw słabym świetle wczesnego poranka.

– … zaczerwienił się, a oczy wyszłymu na wierzch. Przysięgam ci, że…

Gdy wyszła na otwartą przestrzeń,zobaczyła plecy Cartera, który łamałcienkie gałązki, kontynuując

Page 238: Zagrożeni - Daugherty C.J.

opowiadanie historii. Stojący w pobliżupan Ellison uśmiechał się do niego,ostrząc sekator. Pomiędzy nimi jaśniałazasilana bateriami latarnia.

Allie poczerwieniała ze wstydu. Jakmogła myśleć, że to Nathaniel?Zachowywała się jak paranoiczka.Wciąż jednak nie rozumiała, dlaczegoopowiadali sobie tutaj żarty, zamiastszukać jej w ogrodzie. Wstyd w ułamkusekundy przerodził się w gniew.

– Ej! – zawołała o wiele głośniej niżzamierzała. Carter spojrzał w jej stronę,wciąż trzymając gałąź. Był totalnie

Page 239: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaskoczony. – Dlaczego nieodpowiadacie, kiedy was wołam? –dodała poirytowana.

Zanim chłopak zdążył się odezwać,pan Ellison wycelował w nią sekatori zmarszczył brew.

– Spóźniłaś się, młoda damo. I niesłyszałem, żebyś powiedziała choć„dzień dobry”.

– Słucham!? Przecież wołałam… niepotrafiłam was znaleźć. Niczego niesłyszeliście? – Przybrała obronny ton. –Szukałam was godzinami. Nikt mi niepowiedział, że mam przyjść do sadu,

Page 240: Zagrożeni - Daugherty C.J.

a tutaj… jest strasznie ciemno.Obaj zmierzyli ją zdziwionymi

spojrzeniami, słysząc tę słabąwymówkę.

W końcu pan Ellison pochylił sięi zaczął układać narzędzia w skrzynce.

– Nie musi się panienka tłumaczyć.Ale następnym razem prosiłbymo punktualność. I zabierz ze sobą latarkę.Przed szóstą jest jeszcze ciemno.

Dziewczyna starała się unikaćwzroku Cartera, ale widziała, żechłopak tłumi uśmiech. Zawstydzonapróbowała jak najszybciej zmienić

Page 241: Zagrożeni - Daugherty C.J.

temat, więc wskazała na niego.– A co on tutaj robi? – zapytała.Carter otwarł usta, ale pan Ellison

znów go wyprzedził.– Pomaga nam dzisiaj. Nie do końca

z własnej woli.W jego oczach błysnęły wesołe

iskierki, a chłopak nie zdołał już dłużejukrywać uśmiechu.

Co zdenerwowało ją jeszczebardziej. Jakim cudem fakt, że Carterzostał ukarany, może zostać uznany zazabawny, podczas gdy ona wciąż jesttraktowana jak morderczyni? To jawna

Page 242: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niesprawiedliwość.– Doskonale – oznajmiła ponuro. –

A teraz będziemy tak stali, śmiejąc sięz tego, że Carter złamał zasady, czy teżdostanę coś do roboty?

Pan Ellison spojrzał na nią spoduniesionych brwi.

– Byłbym zobowiązany, panienkoSheridan, gdyby postarała się panienkao odrobinę uprzejmości.

Jeszcze nigdy nie widziała, żebypatrzył na kogoś tak surowo. Potężnyi wysoki ogrodnik z ciepłymspojrzeniem brązowych oczu i ogorzałą

Page 243: Zagrożeni - Daugherty C.J.

skórą zawsze był w stosunku do niejniezwykle życzliwy.

W innej sytuacji próbowałabyprzeprosić i jakoś to rozwiązać, terazjednak była zmarznięta i poobijana,bolały ją wszystkie mięśnie. Wciążpamiętała o nocnym koszmarzei wszystko to wydawało jej sięniesprawiedliwe.

Spojrzała na ogrodnika z niemymsprzeciwem.

Nie słysząc odpowiedzi, mężczyznaodezwał się ponownie, a w jego głosiesłychać było rozczarowanie.

Page 244: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dobrze pamiętam, że jesteśpraworęczna, Allie?

Mogła odpowiedzieć i zakończyćsprzeczkę, ale wciąż czuła się dotknięta.Wzruszyła ramionami i skrzyżowałaręce na piersi.

– Daj spokój, Allie… – odezwał sięłagodnie Carter.

Przygryzła usta, by nie krzyknąć muprosto w twarz, żeby się nie wtrącał.Dlaczego nie zajmował się własnymisprawami?

Pan Ellison zrozumiał chyba, żedziewczyna nie ma zamiaru się

Page 245: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odzywać, sięgnął więc do kieszeniogrodniczek po niewielki sekator.Wyciągnął rękę w stronę Allie, lecz nieruszył się z miejsca. Musiała samapodejść po narzędzie.

Nadal stała ze skrzyżowanymiramionami. Nie chciała się poddawać.Musiała pokazać, jakie to byłoniesprawiedliwe i jak bardzo ją towkurzało.

Tyle że pan Ellison mógł donieśćo wszystkim Isabelle. Dyrektorkaprzekaże tę informację Lucindzie.A Allie zobowiązała się przecież do

Page 246: Zagrożeni - Daugherty C.J.

całkowitego podporządkowania, więc…Nie miała wyjścia. Powolnym

krokiem pokonała dystans dzielący ją odogrodnika i sięgnęła po nożyce, mierzącgo rozgniewanym spojrzeniem.Pociągnęła za ostrze, on jednak niewypuścił sekatora z ręki.

– Przecież wiem, że wcale taka niejesteś, Allie – szepnął, a w jego głosiesłychać było troskę.

W pierwszym odruchu chciałaodpyskować, mówiąc, że nic o niej niewie. Nikt niczego nie wiedział. Naglejednak poczuła łzy wzbierające pod

Page 247: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powiekami. Przecież nie chciała byćniemiła dla pana Ellisona. Znów straciłapanowanie nad sobą i miotała się nawszystkie strony, krzywdząc ludzi,którzy na to nie zasłużyli.

Musiała przestać.Jej gniew natychmiast wyparował.– Przepraszam – powiedziała.Twarz ogrodnika momentalnie się

rozjaśniła.– Rozumiem więcej, niż się

domyślasz – odpowiedział głębokim,kojącym głosem. – Też musiałem siępogodzić ze stratą bliskich ludzi.

Page 248: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dobrych ludzi. Podobnie jak Carter.Ludzi, których kochaliśmy tak mocno,jak ty kochałaś Jo. Wiemy, że tobolesne. Udało nam się jednakpozbierać. Ty też musisz.

Pamiętała przecież, że Carter straciłw dzieciństwie oboje rodziców. PanEllison był ich bliskim przyjacielemi pewnie przeżył to równie mocno.Musieli się wtedy czuć tak samopaskudnie, jak ona teraz.

Odwróciła się, by spojrzeć nachłopaka, który wbijał wzrok w ziemię,przytłoczony wspomnieniami

Page 249: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przywołanymi przez ogrodnika. Poczuła,że lód skuwający jej serce od tamtejstrasznej nocy zaczął nieco tajać. Nietylko ona musiała przez to wszystkoprzechodzić. Jej własny ból nie byłusprawiedliwieniem dla krzywdy, jakąim wyrządzała. Wszyscy przecież kogośstracili.

– Pozbieram się, panie Ellison –powiedziała wreszcie, kiwając gorliwiegłową. – Obiecuję.

Stała na najwyższym szczebludrabiny i przycinała gałązki poskręcanej

Page 250: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wiekowej jabłoni, pozwalając imspadać na ziemię, tak jak nauczył ją tegoogrodnik. Widziała z tego miejsca górnepiętra szkoły. W sypialniach zapalały siępierwsze światła. Zatęskniła za ciepłymwnętrzem budynku i zapachem bekonuoraz tostów, unoszącym się o tej porzena korytarzu.

Zaburczało jej w żołądku.Chuchając, próbowała rozgrzać

skostniałe palce zaciśnięte na rączcesekatora, którego nie mogła używaćw rękawiczkach. Carter kręcił się poddrzewem, zbierając opadłe gałęzie

Page 251: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w równe stosy i zamiatając liście. PanEllison ciął drewno na opał po drugiejstronie sadu, więc zostali sami.

Patrzyła na chłopaka spomiędzygałęzi, wspominając czasy, gdy byli zesobą blisko. Najpierw się przyjaźnili,potem została jego dziewczyną,a teraz… nic.

Nie rozmawiała z nim, od kiedyzaczął chodzić z Jules. Była zbytzaszokowana tym, że tak szybko o niejzapomniał, on również unikał spotkań.Atmosfera pomiędzy nimi nabrzmiała odwzajemnych milczących oskarżeń.

Page 252: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zeszła na dół i pociągnęła za sobądrabinę.

– Potrzebujesz pomocy? – zapytał,spoglądając w jej stronę.

Potrząsnęła głową.– Dam sobie radę.Chłopak wzruszył ramionami

i pracował dalej.Już miała przystawić drabinę po

drugiej stronie drzewa, ale coś ją tknęło.Wróciła więc do Cartera i nim straciłaodwagę, oświadczyła szybko:

– Przepraszam… za to, copowiedziałam wcześniej. To nie było

Page 253: Zagrożeni - Daugherty C.J.

miłe.Przestał grabić liście. Na jego

twarzy odmalowało się zaskoczenie.– Nic się nie stało – odpowiedział. –

O nic cię nie obwiniam.– Szczerze mówiąc, strasznie się

wystraszyłam w ogrodzie. – Spojrzałana trzymany w ręku sekator. –Wydawało mi się, że coś słyszałam.A to byliście tylko wy. Trochęprzesadziłam.

– Nikt cię nie może obwiniać za to,że jesteś zestresowana – stwierdziłłagodnie. – Ja też jestem. Wszyscy

Page 254: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jesteśmy. Nie musisz mnie za nicprzepraszać.

– O nie, myślę, że powinnam cięprzeprosić za wiele rzeczy.

Lekka drwina w jej głosie nieumknęła jego uwadze. Allie oparła sięo drabinę i spojrzała w jaśniejące niebo,próbując sobie przypomnieć, jak sięczuła tamtego dnia.

– Miałam wrażenie… jakby nic sięnie wydarzyło – wyznała. – Jo zginęła,a wszyscy oprócz mnie zajęli się swoimisprawami. A ja nie chciałam wracać donormalności. Już nigdy.

Page 255: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Carter zacisnął usta i pokiwałgłową.

– Problem w tym – zaczął pochwili – że nikt nie wrócił donormalności.

Tego się nie spodziewała.– Co masz na myśli? – Popatrzyła na

niego, marszcząc brew.– Wszystko się zmieniło. Nikt ci

pewnie o tym nie mówił, bo każdyzdawał sobie sprawę, że potrzebujesz…więcej czasu. – Oberwał zeschnięty liść,unikając jej wzroku. – Mieliśmymnóstwo spotkań, zmienił się cały

Page 256: Zagrożeni - Daugherty C.J.

program w Nocnej Szkole. Wszyscyzachowują się jak paranoicy i wciąższukają szpiega. Rajowi udało sięwyśledzić Nathaniela i Gabe’a. –Potrząsnął z niedowierzaniem głową. –Zdajesz sobie sprawę z tego, że Patel toSuperman, prawda?

– Moment. – Zależało jej na tym, bywrócił do tematu. – Chcesz powiedzieć,że nikt mnie o tym nie poinformował?

Spojrzał na nią z nieodgadnionymwyrazem twarzy.

– Isabelle mówiła, że nie jesteśjeszcze gotowa. Potrzebowałaś czasu na

Page 257: Zagrożeni - Daugherty C.J.

żałobę.Allie zacisnęła zęby z taką siłą, że

z trudem wydobywała z siebie słowa.– Mam dość żałoby – oznajmiła. –

Chcę się zemścić na Nathanielu.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 258: Zagrożeni - Daugherty C.J.

9

Tego dnia lekcje upływały niecospokojniej – uczniowie przestali sięczepiać Allie, a wiadomości podawaneprzez nauczycieli miały w końcu jakiśsens. W wolnych chwilach wciążwracała myślami do słów Cartera.Dlaczego Isabelle nigdy o tym niewspominała? Próbowała sobieprzypomnieć informacje na tematposzukiwań zabójcy Jo oraz szpiega,które uzyskała od dyrektorki. To, co

Page 259: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pamiętała z tych rozmów, sprowadzałosię do dwóch rzeczy: miała się niewtrącać i nie martwić, wszystko byłopod kontrolą.

Z upływem kolejnych godzin stawałasię coraz bardziej rozdrażniona.Wszystkiego dowie się wieczorem, gdywróci na zajęcia Nocnej Szkoły. Siedzącpo kolacji w bibliotece razem z Zoei Rachel, nie była w stanie się skupić nakorepetycjach z chemii, udzielanychprzez przyjaciółkę.

– W ogóle nie uważasz – poskarżyłasię w końcu Rachel, gdy Allie po raz

Page 260: Zagrożeni - Daugherty C.J.

trzeci nie potrafiła ogarnąć tego samegozadania.

– Sorki. – Dziewczyna z ciężkimwestchnieniem odłożyła długopis. –Chyba muszę zrobić sobie przerwęi dopiero potem do tego wrócić. Jestemzmęczona.

Siedząca po drugiej stronie stołuZoe spojrzała na nie wymownie. Allierzuciła okiem na zegarek. Dochodziładziewiąta. Czas się zbierać.

– Tak naprawdę – stwierdziła,zgarniając podręczniki – to jestemwykończona. Myślę, że się położę

Page 261: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i zacznę na świeżo od rana.– Dobry pomysł. – Rachel pokiwała

głową ze zrozumieniem. – Nie najlepiejwyglądasz.

– Ja też się zwijam – oznajmiła Zoe,zrywając się na równe nogi. – Chociażz lekcjami jestem do przodu.

Po wyjściu z biblioteki Allieogarnęło lekkie poczucie winy.Okłamywanie Rachel było niewłaściwe.Ledwo udało jej się odbudować tęprzyjaźń, a znów wystawiała ją napróbę.

Zoe zatrzymała się za drzwiami.

Page 262: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Muszę najpierw zanieść książki dopokoju – przypomniała sobie. – Idzieszze mną?

Allie chciała mieć to już za sobą,więc tylko potrząsnęła głową.

– Zaczekam na dole.Kiedy Zoe popędziła do swojej

sypialni, Allie ruszyła korytarzem,ignorując serce podchodzące jej dogardła. Tak, może to zrobić. Wróci doNocnej Szkoły i niczego tym razem niespieprzy.

Pogrążona w myślach, zderzyła sięna zakręcie z kimś nadchodzącym

Page 263: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z przeciwnej strony. Zawadzili o siebieramionami z taką siłą, że coś ją zakłułow boku.

– A niech to! Przepraszam. –Cofnęła się, podtrzymując obolałeramię. Dopiero wtedy zobaczyła, nakogo wpadła.

– Zrobiłem ci jakąś krzywdę? –W błękitnych oczach Sylvaina odbijałasię troska.

– Nic mi nie jest – odpowiedziała,choć wcale nie była tego pewna.Poczuła rumieniec na twarzy. Chłopakzmarszczył brew, patrząc na jej rękę.

Page 264: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Merde! A jednak coś cizrobiłem. – Wyciągnął dłoń, jakbychciał uleczyć ją dotykiem, alenatychmiast zrezygnował. –Przepraszam. Strasznie się spieszęi w ogóle cię nie zauważyłem.

– Nic się nie stało – wymamrotała.Kiedy podniosła głowę, wbijał w niąuważne spojrzenie. – Niczego sobie niezłamałam.

– Zwykle nie jestem takim niezdarą.Spieszę się … – Machnął w stronęotwartych drzwi sali treningowej,znajdujących się na końcu korytarza.

Page 265: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Też tam idę.– Wróciłaś? – Spojrzał na nią ze

zdumieniem. – Jak to się stało?Wzruszyła ramionami, jakby nie

miało to większego znaczenia.– Taka kara – wyjaśniła.Patrzył na nią bez słowa. Był

ewidentnie zaskoczony tym, że Alliew ogóle się do niego odezwała.W końcu unikała go od zimowego balu.Nie chodziło o to, że nie chciała z nimrozmawiać. Po prostu nie wiedziała, comogłaby powiedzieć. Ich pocałunektamtego wieczoru był tak intensywny

Page 266: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i wyjątkowy, że jej serce waliło jakoszalałe, kiedy tylko sobie o tymprzypominała.

Potem zginęła Jo i wszystko sięzmieniło.

To właśnie wtedy zrozumiała, żeNathaniel zabija tych, na których jejzależy. I postanowiła, że już nigdy nanikim nie będzie jej zależeć.

– Pewnie nie jest ci łatwo po tymwszystkim, co przeszłaś – zauważyłSylvain. – Na pewno chcesz wrócić?

– Nie wiem – przyznała. – Alemuszę to zrobić. Dla niej.

Page 267: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Pokiwał głową, jakby spodziewałsię takiej odpowiedzi.

– Zrobiłbym to samo.– Naprawdę? – Spojrzała mu

w oczy.– Oczywiście. To jedyny sposób.

Trzeba nabrać sił do walki. I wygrać.– Dzięki. To było pomocne. –

Naprawdę tak uważała.Kiedy się uśmiechał, wyglądał

bardzo chłopięco. Czasem zachowywałsię strasznie dorośle i łatwo byłozapomnieć, że ma dopiero szesnaścielat.

Page 268: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Sylvain popatrzył na zegarek i jegouśmiech momentalnie zgasł.

– Zaraz się spóźnimy – zauważył. –A ja muszę jeszcze skoczyć na górę.

– W porządku. – Odsunęła się nabok.

– Allie…Zmierzyła go zaciekawionym

spojrzeniem, ale zamilkł.– Nic – westchnął w końcu. –

Widzimy się na dole. – I pomknął poschodach, pokonując je z gracją pantery.

Ruszyła w stronę sali treningowej.Znajome schody do piwnicy wyglądały

Page 269: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ponuro. Schodząc w głąb wąskiego,obskurnego korytarzyka, poczuła sięjeszcze bardziej osamotniona.Odetchnęła z ulgą dopiero, gdy weszłado żeńskiej szatni.

Pomieszczenie było prawie puste,tylko kilka dziewczyn przebierało sięw czarne uniformy Nocnej Szkoły.W jednym z rogów dostrzegła Nicole,wciąż ubraną w szkolny mundurek.Francuzka spinała włosy w kucyk, gdyich spojrzenia się spotkały. Nicole nieokazała żadnego zaskoczenia. Albodoskonale je ukryła.

Page 270: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jesteś gotowa, żeby znów wpaśćw tryby? – zapytała z tak silnymfrancuskim akcentem, że z „trybów”zrobiły się „dyby”.

– Tak to się teraz nazywa? – Alliezmusiła się do uśmiechu.

– To chyba dobra nazwa, n’est cepas? – Gorzka ironia dziewczynydoskonale pasowała do nastroju Allie.Wypełniała ją odwaga. I gniew.

Chociaż poznała Nicole dopiero podkoniec ostatniego semestru, to szybko siępolubiły. Francuzka była stanowczo zbytładna – drobna i szczupła, z olbrzymimi

Page 271: Zagrożeni - Daugherty C.J.

brązowymi oczami – ale niczego się niebała.

– Właściwie racja – przyznała Alliei podeszła do haczyka na ubraniapodpisanego jej nazwiskiem. Wisiały nanim czarne legginsy, dwie obcisłe bluzyz długimi rękawami, które zakładało sięjedna na drugą, oraz kurtka zapinana nazamek. Na szafce stały solidnenieprzemakalne buty, obok leżała czarnawełniana czapka i rękawice.Zastanawiała się przez chwilę, czy towszystko czekało tu na nią cały czas.

Ściągnęła koszulę przez głowę,

Page 272: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wywracając ją na lewą stronę i nieprzejmując się rozpinaniem guzików.Kiedy schyliła się po bluzę, spojrzenieNicole zatrzymało się na bliznach Allie,pokrywających ramię i piersi. Po razpierwszy zobaczył je ktoś pozalekarzem, więc twarz dziewczynyspłonęła rumieńcem. Natychmiastnaciągnęła czarną bluzę. Widząc jejzmieszanie, Nicole potrząsnęła głową.

– Nie wstydź się blizn –powiedziała.

Zaskoczona Allie popatrzyła na niąprzez ramię.

Page 273: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Noś je z dumą – kontynuowałaFrancuzka. – Symbolizują wolęprzetrwania. Twoją siłę.

Allie uznała to za bzdurę. Wcale niebyła silna. Ciągle przegrywała.Przebierała się w milczeniu, wciążmyśląc o tych słowach. W końcu udałojej się przeżyć. Walczyła z dwomadwukrotnie większymi od niej facetamii wygrała. Te blizny tego dowodziły.

Zakładając getry, nie próbowała jużukryć czerwonej szramy nad lewymkolanem.

Nicole czekała, aż Allie się

Page 274: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przebierze, i razem weszły na salę, gdziena niebieskich materacach rozciągało sięjuż kilkunastu uczniów Nocnej Szkoły.Ci, którzy ćwiczyli najbliżej drzwi, nawidok Allie zamarli w milczeniu.

Znów wszyscy się na nią gapili.Rozejrzała się, szukając znajomychtwarzy. Jules i Carter byli w rogu sali,tuż obok Lucasa. Carter stał tyłem dodrzwi, ale przewodnicząca trąciła gow ramię i chłopak odwrócił się w stronęAllie. Spojrzał jej prosto w oczy,uprzejmie skinął głową i wrócił dorozmowy.

Page 275: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Przełknęła ślinę, wpatrując sięw jego potylicę. Czego sięspodziewała? Że przybiegnie i weźmieją w objęcia, witając w Nocnej Szkole?

Poranna rozmowa wzbudziła w niejwiększe nadzieje, niż mogłabyprzypuszczać, dlatego jego zachowanieją zabolało. Poczuła silne kłuciew sercu, a na jej policzkach wykwitłrumieniec.

Odwróciła się do Nicole, próbującpokazać, że ma to gdzieś.

– I… jak tam? – wydukała w końcu.Czasem naprawdę nie rozumiała samej

Page 276: Zagrożeni - Daugherty C.J.

siebie.Nicole jak zwykle niczego nie

przegapiła.– Doskonale, kochana – odparła,

zanosząc się delikatnym, melodyjnymśmiechem, jakby usłyszała świetnydowcip. – Idziemy? – Wskazała głowąprzeciwległy róg pomieszczenia, z dalaod Jules i Cartera.

– O tak. – Allie nie ukrywała ulgi.Kiedy ruszyły przez salę, usłyszała,

że ktoś woła ją po imieniu. Zwolniłai spojrzała przez ramię, dostrzegajączmierzającą ku nim uśmiechniętą Eloise.

Page 277: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Natychmiast poprawiło to nastrój Allie.Bibliotekarka była jej ulubionąinstruktorką Nocnej Szkoły. Młodai pełna zapału, sprawiała wrażeniekogoś, komu można było zaufać.

– Witaj z powrotem. – Kobietaobjęła ją przyjaźnie i ściszyła głos doszeptu. – Na pewno jesteś na to gotowa?

Tego wieczoru najwyraźniejwszyscy postanowili o to zapytać.

– Chyba tak – odpowiedziała. –Mam przynajmniej taką nadzieję.

– Wszystko będzie dobrze –stwierdziła Eloise z absolutną

Page 278: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pewnością w głosie. – Chcę ciopowiedzieć o naszym planie.

– Jakim planie?– Z powodu ran, jakie odniosłaś

w wypadku, musieliśmy zmienić dlaciebie program ćwiczeń – wyjaśniłainstruktorka. – Nie możemy cię wrzucićod razu na głęboką wodę, razemz pozostałymi uczniami. Jeszcze niejesteś gotowa. Dlatego wspólniez twoimi lekarzami opracowaliśmy planćwiczeń siłowych. Zamiast jednejpartnerki od teraz będą ci towarzyszyćdwie. – Uśmiechnęła się szeroko. – A ja

Page 279: Zagrożeni - Daugherty C.J.

osobiście będę nadzorować twojepostępy.

Na twarzy Allie pojawiła się ulga.Nie wyglądało to najgorzej. Gdyby samamiała znaleźć trenera, jej wybórzapewne padłby na Eloise. Możefaktycznie uda jej się wrócić do formy.

– A kim będą te partnerki? – Nicolewtrąciła się do rozmowy.

– Jedną z nich będziesz na przykładty – odparła Eloise, a Allie natychmiastpoczuła się podniesiona na duchu.

– A drugą? – dopytywała Francuzka.Bibliotekarka ponownie spojrzała na

Page 280: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie.– A co byś powiedziała na powrót

do pracy z twoją stałą partnerką?– Zoe? – Dziewczyna wprost nie

potrafiła w to uwierzyć. – Naprawdę?– Tak. – Uśmiech Eloise stał się

jeszcze szerszy. – Wasza drużyna będzieznowu w komplecie, tak jak powinnobyć.

– Dziękuję – odpowiedziałaszczerze Allie. – To naprawdędoskonała wiadomość.

– Jeszcze mi nie dziękuj – ostrzegłabibliotekarka. – Czeka cię mnóstwo

Page 281: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pracy. To nie będzie łatwe.Mimo to, kiedy Eloise zostawiła je

same i poszła porozmawiać z JerrymColem, Allie czuła się świetnie.Cieszyło ją, że nie musiała przechodzićprzez to sama.

– Dobra! Wszyscy na miejsca.Tubalny głos Zelaznego zmusił ją do

dołączenia do uczniów otaczającychnauczyciela historii. Mężczyzna stałwyprostowany pośrodku sali, a ostreświatło sprawiało, że spod jegoprzerzedzonych włosów prześwitywałałysina.

Page 282: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Zaczniemy dziś od tego, corobiliśmy przez cały tydziwowychćwiczeń krav magi. Dobierzcie sięw pary, porozciągajcie i bierzemy się doroboty.

eń: od podstaPodczas gdy pozostali uczniowie

ustawili się ze swoimi partnerami, Allierozejrzała się zdezorientowana.

Krav maga? Carter co prawdawspominał, że wiele się zmieniło odczasu ataku, ale dopiero teraz zaczynałarozumieć, co miał na myśli.

– Jesteś! – Ucieszyła się Zoe, która

Page 283: Zagrożeni - Daugherty C.J.

znalazła się przy niej i od razupociągnęła na tył sali. – Słyszałaś, żeznów będziemy ćwiczyć razem?Najwyższy czas. – Spojrzała na niąkrytycznym wzrokiem. – Mam nadzieję,że nie będziesz nas za bardzospowalniać. Kompletnie straciłaśkondycję.

– Zoe – wtrąciła się Nicole. –Czasem jednak jesteś zbyt szczera.

– Zbyt szczera? – Dziewczynkapopatrzyła na nią, jakby kompletnie niewiedziała, o co chodzi. Nad jej głowąNicole i Allie wymieniły się

Page 284: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rozbawionymi spojrzeniami.– Nieważne – stwierdziła wreszcie

Allie. – Czy któraś z was wie, co mamyteraz robić.

Nicole wskazała na Eloise, któraprzywoływała je do siebie gestem ręki.

Idąc przez całą salę w towarzystwieFrancuzki i genialnej trzynastolatki,Allie miała świadomośćtowarzyszącego im zainteresowania,dlatego dumnie uniosła podbródeki stawiała pewne kroki. Chciałapokazać, że się nie boi.

– Możecie ich zignorować –

Page 285: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powiedziała Eloise, kiedy do niejpodeszły. – Mamy własny programćwiczeń.

Podczas gdy reszta uczniówtrenowała sztuki walki, wykonującskomplikowane rzuty i rozbrajającprzeciwników z atrap broni, trzydziewczyny w kącie sali stworzyłyprawdziwą oazę spokoju, skupione najodze. Każde z tych łagodnych ćwiczeńbyło dla Allie w jakiś sposóbnieprzyjemne, przynosząc bólw zabliźnionych ranach. Mimo to nieskarżyła się, a kiedy chciało jej się

Page 286: Zagrożeni - Daugherty C.J.

krzyczeć, zaciskała ze wszystkich siłzęby.

Eloise musiała jednak dostrzecgrymas bólu na jej twarzy, ponieważpochyliła się i szepnęła tak, by pozostałedziewczyny tego nie słyszały:

– Zobaczysz, będzie lepiej.Najpierw będzie bolało coraz mniej,a któregoś dnia przestaniesz zauważaćból, obiecuję.

Allie skinęła gorliwie głową,uradowana tym, że ktoś o nią dba.Wierzyła w jej słowa. Musiała nabraćsił.

Page 287: Zagrożeni - Daugherty C.J.

I stanąć do walki.

Pod koniec treningu była kompletniewyczerpana. Wypociła z siebiehektolitry wody i z trudem trzymała sięna nogach w drodze do szatni.

Spędziła sporo czasu podprysznicem, próbując odzyskać siły.Zanim wyszła, żeby się przebrać,pozostałe dziewczyny zdążyły jużopuścić szatnię i została sama.Wyludnione pomieszczenie wydawałosię dziwne – dźwięki odbijały sięgłucho od ścian, a w narożnikach drżały

Page 288: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cienie. Narzuciła na siebie ubraniai wyszła pospiesznie na korytarz, gdzienatknęła się na Sylvaina, opartegoo ścianę.

Spojrzała na wysoką, wyprostowanąsylwetkę, szerokie ramiona i uważnebłękitne oczy, a jej serce natychmiastzaczęło szaleńczo galopować.

– Cześć – rzuciła na powitanie. – Cotam?

– Nic – odpowiedział z bardzowystudiowaną obojętnością. – Tak tylkopomyślałem, że cię odprowadzę.

– Spoko. – Jej obojętność była

Page 289: Zagrożeni - Daugherty C.J.

równie fałszywa.Linoleum na podłodze skutecznie

tłumiło odgłos ich kroków, więc szliw całkowitej ciszy, dopóki w połowiekorytarza Sylvain nie postanowił sięwreszcie odezwać.

– Chciałem ci to już wcześniejpowiedzieć, ale nie miałem jak…

– Tak?– Żałuję… – zaczął i zamilkł.

Spojrzała na niego zaciekawiona. Jakośnigdy wcześniej nie zauważyła, żeby byłniezdecydowany. – Żałuję, że nieprzyszłaś wtedy do mnie… zamiast

Page 290: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uciekać.Allie westchnęła, zbyt zmęczona, by

znaleźć jakąś wymówkę i uciec odniewygodnego tematu. Zresztą i takwszyscy chcieli rozmawiać tylko o tym.

– Teraz wiem, że powinnam była takzrobić. Myślałam, że dam sobie radęsama. Wściekłam się, chciałam tylko,żeby coś wreszcie zaczęło się dziać. –Zatrzymała się u podnóża schodówi spojrzała na chłopaka. – Potrafisz tozrozumieć? Nie uważasz mnie zakompletną wariatkę?

– Rozumiem, dlaczego się tak

Page 291: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czułaś. – Ostrożnie ważył każdesłowo. – Ale mogłaś to przemyśleć.Przyjść z tym do mnie. Powiedziałbymci całą prawdę.

– Jesteś pewien? – W jej głosiepojawiła się odrobina goryczy. –A może pobiegłbyś do Isabellei powiedział jej o moich planach. Żebymnie chronić.

– Zrobiłem kiedyś coś takiego?Musiała przyznać mu rację. Nigdy

tak nie postąpił.– Nie. Nie wydaje mi się.Wciąż wpatrywał się w jej twarz,

Page 292: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jakby próbując coś zrozumieć albozastanawiając się, co powiedzieć. Naschodach złapała się poręczyi przypadkowo musnęła jego dłoń. Dotykjego ciała spowodował, że cofnęła sięjak rażona prądem.

– Przepraszam. – Poczuła, jakpoliczki oblewa jej rumieniec.

– Za dotyk? Przecież nie mazakazu… – W jego głosie pojawiła sięfiluterna nuta, ale ona nie była na tojeszcze gotowa i pomknęła w góręschodów. – O co chodzi, Allie? –zapytał, gdy doszli na parter. Jego głos

Page 293: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odbił się echem od wysokich ścianw holu. – Pamiętasz chyba, że już siędotykaliśmy.

Te słowa momentalnie przywołaływ jej umyśle wspomnienie tamtej nocy.Jego usta na jej ustach. Palce gładzące jąpo włosach.

Potrząsnęła głową, próbując siępozbyć tych obrazów.

– Nie możemy – odpowiedziała. – Janie mogę.

– Dlaczego?Zaskoczona i zasmucona twarz

Sylvaina sprawiła, że poczuła ukłucie

Page 294: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bólu w żołądku.– Przecież wiesz, jak bardzo cię

lubię. I wydawało mi się, że toodwzajemniasz. Ale nagle przestałaś zemną rozmawiać. – Dziewczyna wciążmilczała, więc podszedł nieco bliżej. –Nie możesz się odciąć od świata przezto, co się stało. Musisz zacząć żyć,Allie.

– Już raz omal przeze mnie niezginąłeś, Sylvain. Wtedy, gdyzaatakował cię Gabe – przypomniała. –Mnie to wystarczy. Nie pozwolę, abyktoś jeszcze zginął z mojego powodu.

Page 295: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– To o to ci chodzi? – Wyglądał naszczerze zaskoczonego. – Chcesz mniew ten sposób chronić przed Gabe’emi Nathanielem? – Wyciągnął przedsiebie ręce, zmuszając ją, by na niegospojrzała. – Allie, jestem inny niż Jo.Potrafię sobie poradzić.

– Wiem, zauważyłam – odparłapoirytowana. – Ale spróbuj mniezrozumieć. Ktoś ze szkoły pomógłw zabójstwie Jo. Muszę go odnaleźći odpłacić mu za to, co zrobił. I nie chcę,żeby ktoś cię przy tym skrzywdził. Niechcę, żebyś się wtrącał do moich

Page 296: Zagrożeni - Daugherty C.J.

planów i odciągał moją uwagę.– Czyli wszystko chcesz zrobić

sama, a ja jestem tylko przeszkodą,tak? – Zgromił ją wzrokiem, odgarniającwłosy z czoła. – Wiesz co? Wciąż nieprzestałaś uciekać. Tylko nie zdajeszsobie z tego nawet sprawy.

Odwrócił się i zostawił ją samą.

Idąc do sypialni, wciąż myślałao dopiero co zakończonej rozmowie.Nie potrafiła się pogodzić z tym, cousłyszała.

Najgorsze było to, że Sylvain miał

Page 297: Zagrożeni - Daugherty C.J.

częściowo rację – próbowała wszystkorobić sama. Bała się poprosić go – lubpozostałych przyjaciół – o pomoc.Kiedy był przy niej, wszystko zaczynałojej się mieszać i nie potrafiła się skupić.Znów zaczęliby się całować. Nie mogłana to pozwolić do czasu wykryciaszpiega.

Poza tym wciąż jeszcze nierozwiązała problemu z Carterem –przynajmniej nie do końca. Po porannejrozmowie w jej sercu na noworozkwitła nadzieja, że to wszystko byłostraszliwą pomyłką i sprawy pomiędzy

Page 298: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nimi ułożą się jak dawniej. Chociażzawsze, gdy widziała go u boku Jules,wydawało się to coraz mniej realne.

Westchnęła, poskrzypującgumowymi podeszwami na drewnianejpodłodze korytarza. Niezły dół.

Po wejściu do sypialni upuściłaplecak na podłogę. Pokój wydawał sięstrasznie duszny, więc podeszła do oknai przechylając się nad blatem biurka,sięgnęła do skobla. Otwarła je naoścież, wpuszczając falę chłodnego,świeżego powietrza.

Wciągnęła je głęboko w płuca,

Page 299: Zagrożeni - Daugherty C.J.

próbując oczyścić umysł.Jasne światło księżyca zalewało

szkolny trawnik srebrzystym blaskiem.Ale tylko dzięki treningowi NocnejSzkoły Allie zdołała dostrzecgwałtowne poruszenie pod swoimoknem.

Zmarszczyła brwi i wpatrzyła sięw położony dwa piętra niżej trawnik,rozglądając się za lisem lub jakimśnocnym ptakiem. Nagle zamarła,zaciskając palce na framudze okna.

Pomiędzy drzewami biegł jakiśmężczyzna.

Page 300: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 301: Zagrożeni - Daugherty C.J.

10

Nie mogła złapać tchu. Miaławrażenie, że płuca przestały jej sięnagle mieścić w klatce piersiowej.

Wspięła się na blat, zrzucającjednym ruchem ręki wszystkie leżące nanim rzeczy. Mężczyzna zniknął.

Przez chwilę stała nieruchomo,zaciskając palce na framudze okna.Potem pomknęła do drzwi i wybiegła nakorytarz.

Pędząc po schodach, zapomniała

Page 302: Zagrożeni - Daugherty C.J.

o zmęczeniu. Błyskawicznie minęłaszeroki, pusty hol i dotarła do wyjścia.Sztywnymi z niepokoju palcami szarpałasię przez chwilę ze staroświeckim,skomplikowanym zamkiem. Klamkawreszcie ustąpiła i Allie znalazła się nazewnątrz.

Zostawiła otwarte drzwi i zbiegła poschodkach. Kolano zaprotestowało, alezignorowała ból i pognała przeztrawnik.

Nie bała się. Złapie tego mężczyznę.I sprawi, że będzie cierpiał.

Światło księżyca oświetlało teren

Page 303: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jak scenę, srebrząc trawę i drzewa.Allie nie próbowała się ukrywać anizachowywać ciszy. Tym razem szybkośćbyła ważniejsza od dyskrecji.

Dobiegła do drzew, pośród którychwidziała mężczyznę ostatni raz.Wykończone wcześniejszym treningiemmięśnie zaczynały odmawiaćposłuszeństwa. Chwiejnym krokiemweszła w głąb lasu.

Tutaj było ciemniej. Słaby blaskksiężyca nie przebijał się przez sosnowegałęzie. Nagle zrozumiała, że nie mapojęcia, dokąd biec – mężczyzna zniknął

Page 304: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jej z oczu, kiedy tylko znalazł siępomiędzy drzewami.

Odruchowo skierowała się naścieżkę prowadzącą do kaplicy.Przyspieszyła, próbując przebićwzrokiem ciemności. Na chwilę sięzatrzymała i nasłuchiwała z nadzieją, żeusłyszy odgłos kroków albo trzaskłamanych gałęzi. Docierał do niej tylkoświst własnego oddechu i bicie serca.

Zgubiła go.Oparła dłonie na kolanach i zgięła

się wpół, próbując złapać oddech.Kiedy znów podniosła głowę,

Page 305: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zauważyła jakiś ruch, drżący, obcy cień.– Stój! – wrzasnęła z całych sił,

zrywając się do biegu. Cień ruszył w jejstronę. Widziała teraz wyraźnie, że byłto ubrany na czarno mężczyzna.

Dopiero wtedy uświadomiła sobie,że nie ma żadnej broni. Rozejrzała siędesperacko, szukając kija, kamienia –czegokolwiek, czego mogłaby użyć doobrony. W końcu znalazła gałązkę, zbytmałą i cienką, żeby na coś się przydała.Mężczyzna wciąż biegł w jej stronę.

– Powiedziałam „stój”! – krzyknęłaponownie i… zamilkła.

Page 306: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Postać wyglądała znajomo.– Allie? – Mężczyzna stanął

w miejscu, gdzie światło księżycaprzeświecało delikatnie przez gałęzie.Był to jeden z ochroniarzy Raja, ten sam,który wracał z nimi z więzienia. – Co turobisz?

– Byłeś przed chwilą… natrawniku? – Nadal miała problemyz oddychaniem. Nagle poczuła takgwałtowne ukłucie w boku, jakby ktośdźgnął ją nożem. Upuściła gałązkęi złapała się za żebra.

– Tak. Patrolujemy teren. – Podszedł

Page 307: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ostrożnie, gotowy na to, że dziewczynamoże w każdej chwili zerwać się doucieczki albo go ugryźć. Mówił zesztucznym spokojem, wyciągając ręcew jej stronę. – Pamiętasz mnie? JestemPeter. To jest Karen.

Zza drzewa wychyliła się kobietaz długimi włosami, zaplecionymiw pojedynczy, jasny warkocz. Allie jąrównież rozpoznała – pracowałaz uczniami Nocnej Szkoły.

– Co się stało? – spytał Peter. – Corobisz na dworze?

– Wydawało mi się, że

Page 308: Zagrożeni - Daugherty C.J.

widziałam… – sapnęła Allie. – …Gabe’a.

Karen uniosła brwi.– I pomyślałaś, że po prostu tu

przybiegniesz i go złapiesz? Sama?– Cóż… – Poczuła się nagle

koszmarnie zmęczona. Wyszła naidiotkę. – Ktoś musiał to zrobić.

Ochroniarze zabrali ją dobezbarwnie urządzonego biura,znajdującego się koło sali treningowej.Zelazny nie był szczęśliwy, a jejzachowanie określił jako „chorobliwą

Page 309: Zagrożeni - Daugherty C.J.

podejrzliwość”.– Mogłaś sobie coś zrobić. –

Nauczyciel nie krył złości. – Albokomuś. Czasami wydaje mi się, że całetwoje szkolenie idzie na marne,Sheridan. Nieważne, czego cię uczymy,robisz dokładnie na odwrót. – Zatoczyłdłonią okrąg, obejmując tym gestempuste biuro i ochroniarzy stojącychw półkolu. – To nie jest twój salon. Niejesteśmy twoimi służącymi.

Allie poczuła rumieniec napoliczkach.

– Naprawdę mi przykro –

Page 310: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wymamrotała, wbijając wzrokw podłogę. – Nie pomyślałam.

– Rzeczywiście nie pomyślałaś. –Zelazny spojrzał jej w oczy. – Istniejepowód, dla którego uczymy cię tegowszystkiego, Allie. Nie robimy tego dlazabawy. Musisz się skupić albo nie daszrady. – Podniósł długopis i machnąłręką. Mogła odejść. – Jutro po lekcjachidź do Isabelle, żeby wyznaczyła ci karę.A teraz, na litość boską, kładź sięwreszcie spać.

Następnego dnia przetrwała jakoś

Page 311: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wszystkie zajęcia, wiedząc, że popołudniu będzie musiała wytłumaczyćsię ze swoich działań przed Isabelle.Dyrektorka z pewnością nie będziezadowolona. Złamała zasady. Czy tonaruszało umowę, którą miałaz Lucindą?

A może wszystko zepsuła?Kiedy ostatnia lekcja wreszcie

dobiegła końca, Allie powlekła się poschodach. Patrząc pod nogi, zauważyłaKatie Gilmore w momencie, gdy prawiena nią wpadła.

– Cholera, Katie… – Złapała

Page 312: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szeroką, dębową poręcz, powstrzymującsię przed upadkiem. – Co jest z tobą nietak?

W świetle kryształowego żyrandolajasna cera dziewczyny wydawała sięidealna, a jej zielone oczy błyszczałyzłowrogo.

– Mój Boże! Nie wiem. Być możejakaś patologiczna kłamczucha, którawłamała się do wiejskiego kościoław towarzystwie śmierdzącegozłodziejaszka, będzie w stanie mi towyjaśnić. Znasz kogoś, kto pasowałbydo tego opisu?

Page 313: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie poczuła płonący gniew, alezdołała go zdusić. Miała jużwystarczająco dużo kłopotów.

– Daj sobie siana, Katie.Przesunęła się, żeby ją wyminąć, ale

dziewczyna ponownie stanęła tuż przednią, a jej niebieska plisowanaspódniczka zatrzepotała.

– Nie wiem, dlaczego pozwolili ciwrócić. Mieli idealną okazję, żeby sięciebie pozbyć i podnieść poziomw szkole.

– Katie, mówię serio. Zacznij. Się.Leczyć. – Siliła się na lekceważący ton,

Page 314: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ale jej głos wciąż drżał. Ostatnie dnibyły męczące, nie wiedziała, czy w tejchwili da sobie radę.

– Allie ma bardzo dobre oceny. –Obie dziewczyny odwróciły się zezdumieniem na dźwięk piskliwegogłosiku Zoe. Trzynastolatka zatrzymałasię tuż za nimi. – Poziom jest taki sam,czy ona tu jest, czy jej nie ma.

Katie popatrzyła na nią ze złośliwymlekceważeniem.

– Och, kogo my tu mamy.Dziewczyna-Robot. Nie powinnaśwkuwać jakichś książek na pamięć?

Page 315: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Albo zajmować się dojrzewaniem? –Spojrzała na Allie. – Jakie to typowe, żeto małe dziwadło cię lubi.

Allie była teraz naprawdę wściekła.Otwarła usta, żeby bronić Zoe, aledziewczynka zareagowała pierwsza.Zrobiła krok w stronę Katie. Stała terazdwa schodki wyżej, zmuszającrudowłosą do spojrzenia w górę.

– Już dojrzewam – wyjaśniłaz charakterystyczną dla siebiepedanterią. – Tak samo jak ty.Dojrzewanie zaczyna się w wiekujedenastu lat i kończy w wieku

Page 316: Zagrożeni - Daugherty C.J.

siedemnastu. Zazwyczaj.– Mam to gdzieś, ty dziwaczny mały

androidzie. – Katie odwróciła się odniej gwałtownie.

Allie weszła pomiędzy obiedziewczyny.

– Zostaw ją w spokoju.Wokół zgromadził się tłumek,

z ciekawością przyglądający sięsprzeczce. Sytuacja wymykała się spodkontroli. Allie zniżyła głos, starając sięmówić tak samo cicho i groźnie jakPatel, gdy chciał kogoś przestraszyć.

– Nie wiem, jaki masz ze mną

Page 317: Zagrożeni - Daugherty C.J.

problem, i mało mnie to obchodzi.Wiesz, kim jestem i kim jest moja babka.Zostaw w spokoju mnie i moichprzyjaciół, bo źle się to dla ciebieskończy. Nie spocznę, dopóki cię niezniszczę.

Katie podeszła bliżej. Jej twarzznalazła się kilka centymetrów odtwarzy Allie.

– Nie boję się ciebie – syknęła. –I nie boję się Lucindy Meldrum. Nikt sięjej nie boi. Możesz jej powiedzieć…

Słysząc nazwisko babci, Allieuznała, że ma dość. Złapała Zoe za

Page 318: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ramię i pociągnęła za sobą.– Chodź, Zoe. – Rzuciła Katie

lodowate spojrzenie. – Nic tu po nas.Kiedy zeszły na parter, młodsza

koleżanka popatrzyła jej w oczy.– Powszechnie wiadomo, że

dojrzewanie to okres trudny podwzględem emocjonalnym. Czytałamo tym, więc jestem przygotowana.

– To świetnie – odpowiedziała jejnieobecnym głosem Allie. Wciążmyślała o słowach Katie. Co to znaczy,że nikt się nie boi Lucindy? Czy to jakaświadomość? Rodzice Katie byli

Page 319: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wpływowymi członkami rady. Ale towłaściwie wszystko, co o nichwiedziała.

Zoe skończyła omawiać kwestiędojrzewania i była gotowa zająć sięwłasnymi sprawami.

– Tak czy inaczej muszę się terazpouczyć. – Wymiana zdań na schodachnajwyraźniej nie zrobiła na niej żadnegowrażenia, bo wciąż była pogodna.

– Dzięki, że się za mną wstawiłaś –powiedziała cicho Allie.

Zoe przerzuciła torbę przez ramię.– To było zabawne. Katie Gilmore

Page 320: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jest wredną jędzą.Kiedy dziewczynka odeszła, Allie

odwróciła się w stronę gabinetuIsabelle. Po krótkiej chwili wahaniazapukała do drzwi. Nie byłoodpowiedzi, więc szarpnęła klamkę –zamknięte.

– Isabelle? – spytała niepewnie. –Jesteś tam?

Cisza.– Cholera.Czekała dłuższą chwilę, szurając

czubkiem buta po wypolerowanejpodłodze. Isabelle wciąż nie

Page 321: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nadchodziła. Allie nie wiedziała, corobić. Zelazny stanowczo oświadczył, żedyrektorka będzie jej oczekiwać. A onanie chciała dodatkowych kłopotów.

Zagryzając usta, rozejrzała się zamiejscem, w którym mogłaby poczekać.Po przeciwnej stronie holu stał ciężki,rzeźbiony stolik, na którym ustawionowypełniony bladoróżowymi kwiatamiwazon. Jeśli usiądzie na podłodze obokniego, nikomu nie będzie przeszkadzaći wciąż będzie widziała drzwi pokojudyrektorki.

Usiadła, wyciągnęła z torby książkę

Page 322: Zagrożeni - Daugherty C.J.

do historii i zaczęła szukać zadaniadomowego. Uczniowie i pracownicyszkoły mijali ją falami, Isabelle wciążjednak nigdzie nie było.

Minęło ponad pół godziny, zanimusłyszała ciche skrzypienie drzwigabinetu. Podniosła głowę i zobaczyła,że ktoś tam jest. Dyrektorka stała do niejtyłem i najwyraźniej miała jakiśproblem z zamkiem.

– Isabelle! – Allie zostawiła książkina podłodze i zerwała się na równenogi. Kobieta odwróciła się na dźwiękjej głosu. To nie była Isabelle.

Page 323: Zagrożeni - Daugherty C.J.

W ręku Eloise błyszczał małysrebrny kluczyk.

Kiedy Allie gwałtowniewyhamowała przed bibliotekarką, przezchwilę patrzyły sobie ze zdumieniemw oczy.

Co Eloise robiła w gabineciedyrektorki? Jak długo tam była?Dlaczego ignorowała Allie, kiedydziewczyna pukała do drzwi? I czemuteraz kombinowała z zamkiem?

Dziewczyna wiedziała, że musi cośpowiedzieć, ale jej mózg odmawiał

Page 324: Zagrożeni - Daugherty C.J.

współpracy.– Ja… yyy… – wyjąkała – …

szukam Isabelle.Bibliotekarka popatrzyła ponad jej

ramieniem, jakby obawiała się, że ktośje zobaczy. Z bliska widać było, że mazaczerwienione policzki i brakuje jejtchu. Ciemne włosy wysunęły się spodspinek, jakby ćwiczyła lub biegała.Zdziwienie i narastające podejrzeniasprawiły, że Allie poczuła bolesnenapięcie w żołądku. Skrzyżowałaobronnie ramiona.

Eloise wzięła się wreszcie w garść

Page 325: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i uniosła podbródek, naśladującwyniosłość Isabelle.

– Nie ma jej. Mogę w czymś pomóc?Mogłaby na przykład powiedzieć, co

robiła w gabinecie dyrektorki, jednakAllie zatrzymała tę myśl dla siebie.

– Nie… nie. Po prostu muszę z niąporozmawiać – stwierdziła, starając siębrzmieć zwyczajnie. – Nie wieszprzypadkiem… kiedy wróci?

– Po ostatniej lekcji pojechała doLondynu na spotkanie. – Eloise rzuciłaokiem na zegarek. – Będzie dopieropóźnym wieczorem. – Uważnie

Page 326: Zagrożeni - Daugherty C.J.

popatrzyła na dziewczynę. – Jesteśpewna, że nie mogę ci pomóc?

– Nie, dzięki. – Allie zrobiła szybkikrok do tyłu i uderzyła głową w pochyłąkrawędź znajdujących się za nimischodów. – Auć! – Potarła bolącemiejsce ręką, nie odrywając oczu odEloise. – Ja, hm… chyba przyjdępóźniej. No wiesz. Jutro.

Zmuszała się, żeby iść powoli. Jakgdyby nigdy nic przeszła przez korytarzi zebrała książki, wciąż jednak czuła, żebibliotekarka obserwuje każdy jej ruch.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 327: Zagrożeni - Daugherty C.J.

11

Idąc wieczorem piwnicznymikorytarzami do sali treningowej, Alliestawiała ciężkie, powolne kroki. Czułasię przybita. Chciała komuś o wszystkimopowiedzieć, ale kiedy tłumaczyła tosobie w myślach, brzmiało idiotycznie.„Wydawało mi się, że widziałamwczoraj na trawniku Gabe’a, ale tylkomi się wydawało. Poza tym Eloisebuszuje po biurze Isabelle pod jejnieobecność. Ale tak w ogóle to jestem

Page 328: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zupełnie zdrowa psychicznie. Nie martwsię. Dostałam piątkę z testu z historii”.

Kiedy dotarła na miejsce, Nicolei Zoe już na nią czekały, rozgrzewającsię na tyłach sali. Podbiegła do nich, aleledwo zdążyła się przywitać, weszłaEloise. Wyglądała tak samo jak zawsze.

– Jak się czujesz? – spytałaz troską. – Kolano nie boli?

– Trochę. – Allie nie potrafiłaspojrzeć jej w oczy.

– Damy mu dzisiaj nieco odpocząć.Cieszy mnie, że wytrzymało wczorajszytrening. – Eloise uśmiechnęła się,

Page 329: Zagrożeni - Daugherty C.J.

najwyraźniej szczerze uszczęśliwiona. –Robisz postępy.

Podczas rozgrzewki Allie niespuszczała z niej wzroku, alebibliotekarka zachowywała się zupełnienormalnie. Śmiała się z żartów Nicolei czuwała nad przebiegiem ćwiczeń.Jeśli była szpiegiem, któremu groziłozdemaskowanie, świetnie to ukrywała.

Allie poczuła się rozdarta. MożeEloise potrafiła to wytłumaczyć?Pewnie wszystko dałoby się wyjaśnić,gdyby tylko mogła porozmawiaćz Isabelle. Ale dyrektorka jeszcze nie

Page 330: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wróciła.Po krótkiej rozgrzewce na środku

sali stanął Zelazny.– Zaczniemy dziś od

sześciokilometrowego wyścigu.Zoe, która uwielbiała biegi,

podskoczyła z radości.– Nareszcie! – zaszczebiotała sama

do siebie.Allie nie miała nastroju do

rywalizacji, więc była tymzdecydowanie mniej zachwycona.Uczeń, który kończył wyścig ostatni,dostawał karę. Zazwyczaj musiał

Page 331: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pracować w ogrodzie albo robićdodatkowe ćwiczenia. Kara byłałagodna, ale upokorzenie spore.

Kiedy Zelazny skończył mówić,Eloise odciągnęła dziewczyny na bok.

– Przykro mi, Zoe – powiedziała,uśmiechając się do najmłodszej z nich –ale będziecie musiały odpuścić. Allienie może biec tak szybko, a jużz pewnością nie na takim dystansie.

– Szlag – zasmuciła siędziewczynka.

Po tym jak reszta uczniów wybiegłana zewnątrz, Eloise dała im ścisłe

Page 332: Zagrożeni - Daugherty C.J.

instrukcje. Allie miała się ograniczyć dotrzykilometrowego marszobiegu.

– Jeśli chcecie biec dłużej –powiedziała do Zoe i Nicole – najpierwmusicie odprowadzić Allie. W żadnymwypadku nie wolno wam zostawić jejbez opieki na zewnątrz.

Te słowa były dla Alliezaskoczeniem. Dotarło do niej, żeNicole i Zoe odgrywały tak właściwierolę jej goryli. To miało sens.Przydzielono jej dwie partnerki zamiastjednej, obie znane z szybkości.W dodatku Nicole – starsza uczennica

Page 333: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nocnej Szkoły – była świetnaw samoobronie i sztukach walki.

Pozostali uczniowie już dawnowyszli. Sala treningowa była pusta.Ruszyły w stronę drzwi, kiedy Eloisezawołała ją po imieniu.

– Allie!?Dziewczyna zatrzymała się, żeby na

nią spojrzeć.– Bądź ostrożna.Wybiegła na korytarz, dołączając do

Zoe i Nicole. Ogarnęła ją kolejna falawątpliwości. Nieważne, jak bardzo sięstarała, nie rozumiała wcześniejszego

Page 334: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dziwacznego zachowania Eloise, którazdawała się dwiema zupełnie różnymiosobami.

– Eloise jest całkiem miła –odezwała się Nicole, jakby usłyszaławewnętrzny monolog Allie. – Opiekujesię nami jak żaden inny nauczyciel.

– Hm…– Zelazny rzuciłby cię wilkom na

pożarcie, a Jerry stawiałby nierealnewymagania. Ale ona ci współczuje –ciągnęła Francuzka.

Zoe wyrwała do przodu.– Ufasz jej? – Dopiero słysząc

Page 335: Zagrożeni - Daugherty C.J.

własny głos, Allie zorientowała się, żewypowiedziała to pytanie na głos.Chętnie kopnęłaby się w tyłek.

Nicole obrzuciła ją zaciekawionymspojrzeniem.

– Oczywiście. A ty nie?Zeszły ze schodów i dotarły do

drzwi. Allie wciąż biła się z myślami.– Nie wiem – stwierdziła w końcu. –

Nie wiem, komu ufać. Kiedyś jejwierzyłam…

Zeszły po kilku stopniach i znalazłysię na zewnątrz. Allie zamilkła, czująclodowate lutowe powietrze. Myślała, że

Page 336: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nicole będzie zszokowana jejwyznaniem, ale nic z tego. Francuzkawzruszyła ramionami.

– Gdybym przeszła tyle co ty, teżbym nikomu nie ufała.

Wskazała na Zoe, która w oddalipodskakiwała w miejscu jak wściekłyelf.

– Biegniemy? To sprawi, że będzieszczęśliwa.

Z powodu jej akcentu „szczęśliwa”zabrzmiało jak „rzęśliwa” i Allieroześmiała się wbrew woli.

– Tak, może eksplodować, jeśli nie

Page 337: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaczniemy biec.– To byłoby okropne – stwierdziła

radośnie Nicole. – Jest taka młoda…Poza tym Zelazny kazałby namposprzątać.

Ruszyły wolnym truchtem. Zoepędziła przed nimi tak szybko, że traciłyją z oczu, potem czekała, aż ją dogonią,i znów zaczynała biec. Inni uczniowiebyli daleko z przodu. Zostały całkiemsame.

Noc była pogodna i przez jakiś czasścieżka tonęła w blasku księżyca. Potemjednak znalazły się w lesie i przestały

Page 338: Zagrożeni - Daugherty C.J.

widzieć, dokąd biegną. Chwilę późniejAllie potknęła się o korzeń i stłukłakolano. Zataczała się przez chwilę,trzymając za nogę i klnąc pod nosem.

– Mocno się pieprznęłaś? – spytałaZoe, zatrzymując się obok niej.

– Zoe! – wykrzyknęła zaskoczonaAllie. – Gdzie się nauczyłaś takbluzgać?

– Ćwiczyłam – wyjaśniładziewczynka. – Lucas mnie uczy.

– Bardzo boli? – Nicole niepozwoliła im odbiec od tematu.

Allie skrzywiła się i postawiła nogę

Page 339: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na ziemi, czekając na ból.Nie bolało.– Właściwie… nic mi nie jest –

stwierdziła. – Możemy biec dalej.Zoe podskoczyła i znów wyrwała do

przodu, ale Nicole wciąż miaławątpliwości.

– Pospacerujmy przez kilka minut –zaproponowała. – Zobaczymy, jakbędzie.

Jej cierpliwość sprawiała, że Alliepoczuła dziwną pokorę. Musiała tojakoś wyrazić.

– Dziękuję… – zaczęła. – Za to, co

Page 340: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dla mnie robisz. Że idziesz ze mną,zamiast biec z pozostałymi.

Nos i policzki Nicolepoczerwieniały z zimna. Z jasną cerąi ciemnymi włosami wyglądała jakKrólewna Śnieżka z bajki. O ile Śnieżkabyła taką twardzielką ubraną jak ninja.

– Nie ma sprawy – odpowiedziałaNicole. – Wolę to niż bieganie.Uratowałaś mnie przed czymś, czego nieznoszę.

– Naprawdę? – Allie niespodziewała się takiej odpowiedzi. –Myślałam, że lubisz Nocną Szkołę.

Page 341: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nocna Szkoła to nie był mójpomysł. Rodzice nalegali. – Na widokjej miny Nicole wymownie rozłożyłaręce. – To nic. Zasadniczo nie mam nicprzeciwko. Czasami jest zabawnie,ale… – Zrobiła zrezygnowany gest. –Wolałabym robić inne rzeczy.

Allie przez chwilę szła w milczeniu,zastanawiając się nad tym, co usłyszała.

– Nie myślałaś o tym, żeby odmówićrodzicom?

– Nigdy – padła natychmiastowaodpowiedź. – Moja mama przykłada dotego olbrzymie znaczenie. Jestem

Page 342: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pierwszą dziewczyną w naszej rodzinie,którą przyjęto. Mama chodziła doCimmerii, ale nie wybrano jej doNocnej Szkoły, więc … – Machnęłaręką. – Myślę, że spełniam jej marzenia.

Allie roześmiała się z goryczą.Niespełnione marzenia rodziców niebyły jej obce.

– Ja żyję koszmarem mojej mamy,więc… Z różnych powodów jedziemyna tym samym wózku.

Przez chwilę szły w milczeniu.Kolano Allie przestało boleć, ale Nicolenie zdradzała ochoty do dalszego biegu.

Page 343: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie nie miała nic przeciwko temu.Eloise powiedziała, że nie powinna sięprzemęczać. Las wokół nich był cichy,jak bywa tylko głęboką, zimową nocą.Nawet wiatr zamilkł w gałęziach.

Spojrzała ukradkiem na Nicole,która wydawała się pogrążonaw ponurych myślach. Czy powinna jejzaufać? Może ona jej jakoś doradzi?Zebrała się na odwagę i chrząknęła,przerywając ciszę.

– Nicole… mogę cię o coś zapytać?Francuzka spojrzała zdziwiona, ale

w tej samej chwili na ścieżce znów

Page 344: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pojawiła się Zoe. Biegła tak szybko, żeobie poczuły niepokój. Jakby przedczymś uciekała.

Wszystko zwolniło. Allie chciałazłapać Nicole za ramię, żeby ją ostrzec,ale dziewczyna już ruszyła w stronętrzynastolatki. Pobiegła więc za nią,potykając się o własne nogi.

Zdyszana Zoe nie potrafiłapowiedzieć ani słowa, machnęła tylkoręką, wskazując za siebie.

– Kaplica – wysapała. – Ktoś…tam… jest.

Allie poczuła, że jej nogi wrosły

Page 345: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w skutą lodem ziemię. Stała nieruchomo,wsłuchując się w głos trzynastolatki,który dobiegał jakby z dystansu. Nicolezadawała dziewczynce jakieś pytania.Na twarzy Zoe pojawił się znajomywyraz. Allie widziała go jużwcześniej – Zoe się bała.

Wszystko zaczynało się od nowa.

– Co dokładnie widziałaś?Słysząc kolejne pytanie Nicole,

Allie zmusiła się wreszcie do działania.Ruszyła z miejsca, dołączając dodziewczyn stojących pod drzewem. Na

Page 346: Zagrożeni - Daugherty C.J.

twarzy Zoe malowało się napięcie, alenie zapomniała o swoim przeszkoleniu.

– Drzwi są otwarte – powiedziała. –Widziałam płonące świece.

Allie poczuła, że włosy stają jejdęba. O tej porze kaplica powinna byćpusta. Zamykano ją przed zachodemsłońca i używano w nocy tylko podczasspecjalnych uroczystości. Ochroniarzesprawdzają ją co dwie godziny.Dlaczego była otwarta? To nie miałosensu. Domyśliła się, że dziewczynymyślą o tym samym.

– Widziałaś kogoś? – spytała ze

Page 347: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ściśniętym gardłem.Zoe pokręciła głową.– Jesteś pewna? – drążyła Nicole.Zdenerwowana dziewczynka

wyciągnęła przed siebie ręce.– Musicie to zobaczyć. To…

dziwne.Tym razem to Nicole zaoponowała.– Nie podoba mi się to. Powinnyśmy

zabrać Allie z powrotem.Razem z Zoe spojrzały na nią, jakby

była problemem, który trzeba rozwiązać.Allie zarumieniła się. Nie mogły tegozrobić. To ich szansa. Co, jeśli

Page 348: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w kaplicy siedział Gabe albo szpieg?Miały okazję go teraz złapać.

– Nic mi nie będzie – nalegałaAllie. – Dotrzymam wam kroku.

– Nie możesz biegać – przypomniałaZoe.

– Owszem, mogę – broniła się. –Przed chwilą przecież biegłam.

– Niezbyt szybko – zauważyłaNicole.

Racja. Allie nie chciała jednakwracać. Lecz pierwszy raz miałanieprzyjemne wrażenie, że mogą ją dotego zmusić.

Page 349: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Daj spokój, Nicole – błagała. –Musimy to zrobić.

Francuzka pokręciła głową.– To zbyt niebezpieczne.– Jesteśmy we trójkę i mamy

przeszkolenie – zauważyła Allie. –A jeśli jest tam morderca Jo? Możemygo złapać. Wiem, że możemy. Jeśli terazpójdziemy po pomoc, zdąży uciec. Niechcesz przepuścić takiej okazji, Nicole.Nie wiemy, czy jeszcze tej nocy kogośnie zaatakuje. Proszę. – Patrzyła nanią błagalnym wzrokiem, licząc nazrozumienie. – Zróbmy to.

Page 350: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziewczyny wymieniły sięspojrzeniami. Zoe nie była przekonana,ale decyzja należała do najstarszej w ichgrupie, czyli Nicole.

– Dobrze – westchnęła w końcuFrancuzka, chociaż była wyraźniezmartwiona. – Ale pracujemy razemi nie robimy nic głupiego. Jasne?

Mówiła do nich obu, jednak patrzyłana Allie.

– Oczywiście – odpowiedziała, niemrugnąwszy okiem.

Pobiegły za Zoe. Kiedy ścieżkazrobiła się zbyt wąska, Allie została

Page 351: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z tyłu, starając się nie tracić Nicolez oczu. Bieg okazał się męczący, choćobie dziewczyny dostosowały swojetempo do najmłodszej. Odgłos stópuderzających w równym rytmie o ziemiębrzmiał w jej uszach jak wystrzałz armaty. Para ich oddechów migotaław świetle księżyca.

Dobiegły do czarnego cmentarnegomuru i zaczęły się rozglądać, szukającjakiegoś poruszenia. Ścieżka ciągnącasię wzdłuż cmentarza była pusta.Pobiegły dalej.

Dotarły w pobliże strumienia. Szum

Page 352: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wezbranej po niedawnych deszczachwody zagłuszył odgłos ich kroków.Mogły biec szybciej, bez obawy, żekogoś spłoszą. Wreszcie znalazły sięprzed uchyloną bramą na dziedzinieckaplicy.

Oddech Allie stał się płytszy.Zoe spojrzała na dziewczęta

i wskazała na wrota. Nicole stanęła pojednej stronie, ona i Allie po drugiej.

Za murem stare nagrobki i grobowcewalczyły o miejsce z bezlistnymidrzewami. Nad ziemią snuły się pasmamgły. Wzrok Allie przyciągnął olbrzymi

Page 353: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stary cis, górujący nad cmentarzem.Chodząc z Carterem, spędziła mnóstwoczasu na długich niskich gałęziachdrzewa. Teraz nikt tam jednak niesiedział.

Wszystko wyglądało tak, jakopisywała to Zoe. Ciężkie łukowatedrzwi kaplicy były otwarte. W środkumigotały płomienie świec.

Zoe przebiegła przez cmentarz.Pędziła bezszelestnie, prosto jak strzała,stawiając kroki na trawie, gdzie nie byłoich słychać. Po kilku sekundach zniknęław cieniu. Chwilę później zobaczyły jej

Page 354: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rękę na tle szarej, kamiennej ścianykościoła. Przywoływała je do siebie.

Nicole spojrzała na Allie i kiwnęłagłową, wskazując, by pobiegłapierwsza.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech,jak przed skokiem do basenu. Schyliłasię nisko i przebiegła na drugą stronę.Trawa po grubymi podeszwami jejbutów była śliska. Nie słyszała nicoprócz ogłuszającego świstu własnegooddechu. Świat wokół wydawał sięzupełnie bezgłośny.

Miała wrażenie, że biegnie całą

Page 355: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wieczność, ale kiedy znalazła sięw cieniu, koło Zoe, młodsza koleżankatylko skinęła z aprobatą i odwróciła sięponownie, machając na Nicole.

Francuzka dołączyła do nich po kilkusekundach i spojrzała pytająco natrzynastolatkę. Zoe wskazała na drzwikaplicy. Nicole potrząsnęła głową.

Pozostało im okno.Poruszając się równocześnie,

przemknęły pod witraż. W ciągu dniaświatło słoneczne wpadające przezniego do środka wypełniało budynekmnóstwem barw. Ale teraz blask

Page 356: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dochodził od wewnątrz.Zoe wyprostowała się i próbowała

zajrzeć przez okno, ale była za niska.Parapet znajdował się piętnaściecentymetrów nad jej czupryną. Opuściłasię zrezygnowana. Nicole spróbowałanastępna, ale była tylko trochę wyższaod Zoe.

Kucnęła ponownie, nie kryjącirytacji.

Spojrzały na Allie. Stanęła napalcach, ściskając dłońmi zimny kamień,i zajrzała do środka. To, co zobaczyła,odebrało jej dech.

Page 357: Zagrożeni - Daugherty C.J.

W środku płonęły wszystkie świece.Dziesiątki świec. Może nawet setka.Pomieszczenie było wypełnioneświatłem. Świeczniki, które normalniestały koło ołtarza, zostały przesuniętei ustawione w półokręgu niedalekościany, na lewo od okna. Allie niewidziała, co oświetlały. Opadła naziemię i popatrzyła na dziewczyny.

Potrząsnęła głową i szepnęłabezgłośnie:

– Nikogo nie widać.Przez chwilę czekały bez ruchu,

spoglądając na Nicole, która

Page 358: Zagrożeni - Daugherty C.J.

najwyraźniej próbowała podjąć jakąśdecyzję. Zoe wskazała ostro na drzwi.Francuzka pokręciła głową.

Zmrużywszy oczy, trzynastolatkaznów wystawiła palec w stronę drzwi,tym razem jeszcze bardziej stanowczo.Nie zamierzała ustąpić. Po chwiliNicole podniosła ręce w górę w geściepoddania.

Ruszyły w stronę drzwi, ale niemalnatychmiast Nicole odwróciła się doAllie, popychając ją do tyłu i nakazującgestem pozostanie na miejscu.Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć.

Page 359: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Przebyła tak daleką drogę tylko po to,żeby niczego nie zobaczyć?

– Proszę… – błagała bezgłośnie.Na Nicole nie zrobiło to wrażenia

i ponownie wskazała na ziemię. Chociażmięśnie Allie były napięte, by walczyć,gotowe, żeby złapać mordercę Jo, jeślitam był, i zrobić mu krzywdę, nie byłoszans, aby Francuzka wpuściła ją dośrodka. W porządku, niech sobie idąjako pierwsze. Jakoś się za nimiprześliźnie.

Zrezygnowała z konfrontacjii pojednawczo skinęła głową. Zoe, która

Page 360: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na pewno dałaby się przekonać,spojrzała na nią współczująco, po czymprzykleiła się do framugi i czekała naNicole, która dołączyła sekundę później.

Starsza z dziewczyn wskazała coś,czego Allie nie mogła dostrzec, i obiezniknęły. Kiedy tylko znalazły się pozazasięgiem jej wzroku, pobiegła do drzwii schowała się w cieniu. Gdybyktokolwiek chciał przez nie uciec,dopadnie go, zanim ten ktoś zrozumie, cosię dzieje.

Stała nieruchomo i wpatrywała siębez mrugania w drzwi, ignorując łzy

Page 361: Zagrożeni - Daugherty C.J.

napływające do oczu. Nasłuchiwałakrzyków lub płaczów, ale słyszała tylkoszum strumienia dochodzący z oddalii miarowe bicie własnego serca.

Kiedy już myślała, że zwariuje, niewiedząc, co się dzieje, w drzwiachstanęła Zoe. Światło świec za nią byłotak silne, że przez chwilę wyglądała,jakby paliły jej się włosy. Bez słowaprzywołała Allie do siebie.

W środku było gorąco i duszno.Pachniało dymem i rozgrzanymwoskiem. Ich kroki wywołałyporuszenie powietrza, które zakołysało

Page 362: Zagrożeni - Daugherty C.J.

płomieniami świec. Obrazy wiszące naszarych kamiennych ścianach zdawałysię ożywać w ich blasku. Alliezrozumiała, że komuś bardzo zależało,żeby to zobaczyły.

Na jednej ze ścian olbrzymi,czerwony diabeł wpychał cierpiącedusze do piekła, podczas gdy zbawieniwspinali się po drabinie do nieba. Aleskoro mieli zostać ocaleni, to dlaczegowyglądali na przestraszonych? Gdzieindziej smok wzlatywał w góręw pogoni za gołębiem, który znajdowałsię poza zasięgiem jego pazurów. Farba

Page 363: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zawsze wydawała się stara i poszarzała,ale w świetle świec czerwone smoczełuski błyszczały jak żywe.

Zoe i Nicole nie zwracały na touwagi. Przyglądały się wiszącemu nainnej ścianie obrazowiprzedstawiającemu drzewo, bardzopodobne do cisu rosnącego przy ścianiekościoła. Jego malowana wersja pełnabyła kolorowych owoców i ptaków,a splecione korzenie układały sięw napis: „Drzewo Życia”. To byłulubiony obraz Allie w tym pełnymozdób kościele. I pod nim stały świece.

Page 364: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kiedy Allie podeszła bliżej,zobaczyła coś dziwnego.

– Co to jest? – szepnęła.– Kartka. – Nicole wciąż nie

odrywała oczu od malowidła. Podniosłapowoli rękę i wskazała na pień drzewa.

Allie dopiero wtedy dostrzegłazłożony kawałek papieru,przygwożdżony do ściany nożemmyśliwskim, i ogarnęła ją wściekłość.Kto mógłby zrobić coś podobnego? Jakmożna zniszczyć obraz, który przetrwałniemal tysiąc lat? Problem w tym, żedokładnie wiedziała, kto mógłby to

Page 365: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zrobić.Idąc wolno jak we śnie, weszła

pomiędzy stojące w półkolu świece. Zoei Nicole szepnęły ostrzegawczo,prosząc, żeby się zatrzymała. Szła dalej,przyciągana jakimś niewidzialnymmagnesem.

Na papierze widać było tylko jednosłowo, wypisane równym pochyłympismem: Allie.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 366: Zagrożeni - Daugherty C.J.

12

Bez wahania ujęła zimną, zdobionąrękojeść sztyletu. Szarpnęła, wyrywającnóż ze starego kamienia. Złapałaspadający list. Jedwabisty w dotyku,ciężki papier rozłożył się w jej ręku jakmateriał. Zaczęła czytać.

Droga Allie,

przepraszam Cię za użycietak radykalnych środkówkomunikacji, ale musiałem

Page 367: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyciągnąć Twoją uwagę.Wierzę, że mi się udało.

Wybrałaś w tej wojnieniewłaściwą stronę, Allie. Tymniemniej pewnie zdziwi Cię fakt,że Cię za to nie winię. Lepiej niżktokolwiek inny wiem, jakprzekonująco Isabelle potrafiudawać miłość, jakuwodzicielska może okazać sięLucinda, jak silne są więzirodzinne, które nas pętają. Aleoni wszyscy Cię okłamują, Allie.

Page 368: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Na razie mnierozczarowujesz. Będzieszmusiała ponieść konsekwencje.Przykro mi to mówić, ale mogąbyć bardzo surowe.

Jednak sytuacja, w jakiej sięznaleźliśmy, może się zmienić.Jeśli zrozumiesz, że zachowałaśsię niewłaściwie, i zmieniszzdanie, przyjmę Cię do swojejorganizacji, tak samo jakwcześniej przyjąłemChristophera. Wszystko się

Page 369: Zagrożeni - Daugherty C.J.

skończy. Będziesz mogła zająćnależne Ci honorowe miejsce.Zasługujesz na to, Allie.Zasługujesz również, by poznaćprawdę. Tylko ja jestem gotówCi ją pokazać.

Musisz jedynie do mnieprzyjść. Stale Cię obserwuję.Zacznij mnie szukać,a natychmiast się pojawię.

Ze mną wreszcie będzieszbezpieczna.

Nathaniel

Page 370: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co tam jest napisane? Allie?Wszystko w porządku? – Nicole weszłamiędzy płonące świece.

Dopiero teraz Allie zdała sobiesprawę, że jej twarz była mokra od łezwściekłości, chociaż nie przypominałasobie, żeby płakała.

Francuzka spokojnie sięgnęła pokartkę.

– Mogę zobaczyć?Odrętwiała dziewczyna skinęła

głową. Patrzyła, jak koleżanka szybkoprzebiega wzrokiem po tekście,zaciskając usta. Kiedy skończyła,

Page 371: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyrzuciła z siebie szereg francuskichprzekleństw, zapewne dużo gorszych niżte, które Allie słyszała w wykonaniuSylvaina.

– Ten facet to jakiś świr. Dobrze sięczujesz? – Nicole objęła ją opiekuńczo,nie czekając na odpowiedź. – Zoepobiegła po pomoc.

– Chciałam tylko go złapać. – Allieścisnęła rękojeść noża tak mocno, ażpobielały jej knykcie. – Dlaczego niemogę go złapać?

Kilka minut później na cmentarzu

Page 372: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zrobiło się gwarno jak w ulu.Ochroniarze, nauczyciele i uczniowieNocnej Szkoły biegali międzynagrobkami, rozstawiając lampy nabaterie i wykrzykując rozkazy. Cochwilę ktoś wchodził i wychodził ześrodka kaplicy.

Trzy dziewczyny staływ ciemnościach w pobliżu murucmentarza. Nikt z nimi nie rozmawiał odchwili, gdy Raj łagodnie wyjął nóżi kartkę z zaciśniętych palców Alliei wypchnął je z budynku.

– Zostańcie tutaj. – To wszystko, co

Page 373: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powiedział, zanim zniknąłw ciemnościach.

Allie nie opierała się przedzabraniem listu. Zdążyła już przeczytaćzapisaną eleganckim, kanciastymcharakterem pisma wiadomość tyle razy,by zapamiętać wszystkie pogróżki.Zagotowała się z wściekłości, myśląco jego ostatnich słowach.

„Musisz przyjść do mnie…”– Jeszcze czego, ty ciulu – mruknęła

głośno. Stojąca tuż obok Zoe zmierzyłają pytającym spojrzeniem. –Przepraszam. Nie mówiłam do ciebie –

Page 374: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyjaśniła Allie, bluzgając w myślach naNathaniela. Z ledwo skrywaną irytacjązerknęła na zegarek. Było po północy.Ochroniarze i uczniowie Nocnej Szkołyzajmowali się swoimi zadaniami. Onateż chciała coś robić. – Jak sądzicie,długo będą nas tu jeszcze trzymać?

– Nie wiem, ale żałuję, że niemożemy pomóc. – Nos Zoepoczerwieniał z zimna. Dziewczynaz niecierpliwością przeskakiwała z nogina nogę. – Nie wiem, na co tu czekamy.

– Żeby mogli z nami porozmawiać. –Nicole nie spuszczała oka ze

Page 375: Zagrożeni - Daugherty C.J.

strażników. – Zabezpieczają teren,a kiedy skończą, zaczną zadawaćpytania. Standardowa procedura.

Ochroniarze Raja najwyraźniej jakośsię ze sobą porozumiewali. Allie niewidziała mikrofonów, ale zgadywała, żemuszą mieć jakiś sprzęt do komunikacji.To była niespodzianka – w szkoleobowiązywał całkowity zakazkorzystania z nowoczesnych technologii.

W tym samym momencie ktoś zapaliłświatła i cmentarz zatonął w upiornym,białoniebieskim oślepiającym blasku.

Allie zmrużyła oczy i zrobiła daszek

Page 376: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z dłoni. W mgle i poświacie widziałatylko cienie, ale zbliżały się do nichdwie osoby.

Raj Patel i Zelazny.– Musimy zabrać was w bezpieczne

miejsce – oznajmił na wstępiehistoryk. – Chcemy, żebyście poczekaływ szkole, aż zakończymy poszukiwania.

– Żadne miejsce nie jestbezpieczne. – Allie spojrzała na niegoz goryczą.

Zanim zdążył odpowiedzieć,z ciemności wyłoniły się kolejne trzycienie. Podeszły na tyle blisko, że Allie

Page 377: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zdołała rozróżnić rysy twarzy. Dwójkaochroniarzy Patela: Peter i Karen.Trzecią osobą był Carter.

– Zabiorą was do szkoły i zostanąz wami, dopóki nie wrócimy. – Ciemneoczy ojca Rachel świdrowały Alliestalowym spojrzeniem. – Nie zamierzamryzykować.

Ruszyli natychmiast, zostawiając zasobą cmentarz, jasne światła i tłumochroniarzy. Allie poczuła na karkuzimny pot. Las był zbyt ciemny. Zbytcichy.

Page 378: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ich eskorta przemieszczała sięszybko. Allie znalazła się pomiędzystrażnikami w środku formacjiochronnej. Pokonywali ścieżkęmiarowym tempem. Nikt się nieodzywał. Biegli równo w kompletnejciszy.

Czuła się wyczerpana. Jej ciało byłoociężałe, a kończyny ciągnęły ją kuziemi. Allie wydawało się, że z każdymkrokiem zużywa resztę energii, jaka jejjeszcze została. A potem musiała zrobićkolejny. Stłuczone kolano przeszywałból jak po dźgnięciu nożem.

Page 379: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Przyjmowała to z ponurą rezygnacją.Fizyczne cierpienie pomagało jej skupićsię na tym, co ważne. I pogłębiałowściekłość.

Nicole i Zoe biegły koło niej. Cartertrzymał się w pobliżu Francuzki. Alliespojrzała na niego kątem oka, ale patrzyłprosto przed siebie, uważny i spięty.Przebiegli las w czasie o połowękrótszym niż normalnie. Kiedyprzemierzali trawnik, budynek szkołygórował nad nimi jak forteca. Nawyższych piętrach okna sypialni byłyciemne, ale światło wylewało się przez

Page 380: Zagrożeni - Daugherty C.J.

otwarte frontowe drzwi, podświetlającod tyłu Isabelle, która czekała naszczycie schodów. Jej złotobrązowewłosy spływały na plecy w lśniącychfalach. Na ramionach udrapowałaszeroki, biały płaszcz, który nadawał jejwygląd bogini.

Spojrzała na Allie z poważnymwyrazem twarzy i oparła ręce na jejramionach.

– Nic ci się nie stało?Dziewczyna pokręciła głową.– Nie.– Dzięki Bogu. – Isabelle odwróciła

Page 381: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się, spoglądając na jej towarzyszki. –Proszę, idźcie do świetlicyi poczekajcie na mnie. Kazałamprzygotować dla was kanapki i herbatę,musicie być okropnie zmarznięte. –Odwróciła się do Cartera. – Możemyporozmawiać?

Zeszli ze schodów, pogrążeniw poufałej rozmowie. Alliezastanawiała się, czego mogła dotyczyć.

– Chodź. Powinnaś być w środku. –Zoe złapała ją za rękę i wciągnęła dogłównego holu, gdzie czekała Nicole.

Zazwyczaj o tej porze żyrandole

Page 382: Zagrożeni - Daugherty C.J.

były przygaszone, ale teraz świeciłyz pełną mocą. Sprawiały, że pustepomieszczenie wyglądało odświętnie,jakby miała się tu odbyć impreza, naktórą nikt nie przyszedł.

Wciąż towarzyszyli im ochroniarze –Karen daleko przed nimi, a Peter z tyłu.Kiedy dotarli do świetlicy, stanęli poobu stronach drzwi, przepuszczającdziewczyny przodem i wchodząc zanimi.

Po mrozie panującym na zewnątrzgłębokie, skórzane kanapy i orientalnedywany wydawały się bardzo

Page 383: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zachęcające. Ogień trzaskał wesołow dużym kominku, a obok niego stałataca z herbatą, kanapkamii ciasteczkami. Nicole i Zoe niepotrzebowały dodatkowego zaproszenia.Od razu rozsiadły się przy ogniu.

– Znacznie lepiej – stwierdziłaNicole, wyciągając nogi w stronępłomieni.

Allie zatrzymała się przy drzwiach,patrząc tępo dookoła. Wszystko to byłozbyt zwyczajne, zupełnie jakby wróciłyz miłej popołudniowej wyprawy nałyżwy albo na zakupy. To nie miało

Page 384: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sensu. Przecież za drzwiami byliochroniarze.

Zaczynała wierzyć, że gdybyNathaniel tylko tego chciał, mógłbyprzejść koło nich niezauważony.

Była tak pogrążona w myślach, żenie usłyszała, kiedy nadszedł Carter.

– Wszystko w porządku?Westchnęła, słysząc niski głos,

i spojrzała w jego stronę. Przyglądał sięAllie z troską. Nagle powróciło do niejgorzkie wspomnienie z sali treningowej,gdy w ogóle nie przyszedł się z niąprzywitać. Wyglądało na to, że mogą się

Page 385: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyjaźnić i ze sobą rozmawiać tylkowtedy, gdy w pobliżu nie ma Jules.

– Tak – skłamała.– Raj powiedział mi o liście… –

Potrząsnął głową, nie wiedząc, jak toskomentować. – Na pewno dobrze sięczujesz?

– Nie. Wcale nie – przyznałaz wahaniem. – Jestem przerażona i nicz tego nie rozumiem. Nienawidzę się zato, że nie złapałam Nathaniela,i nienawidzę Raja, ponieważ on też gonie złapał i… po prostu się boję. Tego,co się teraz stanie. – Zakryła usta dłonią,

Page 386: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jakby chciała zmusić się do milczenia. –Przepraszam. Chyba mi odbija.

Carter zaprzeczył.– Wcale nie. Całemu światu odbija.

To nie nasza wina. My się do tego nieprzyczyniliśmy. Dostaliśmy gow spadku.

Wpatrywała się w znajome, ciemneoczy i poczuła bolesne ukłucie w sercu.Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzotęskniła za jego spokojemi racjonalnością. Tak świetnie jąrozumiał. Potrafił uspokoić, kiedytraciła dystans. Wciąż tak na nią działał.

Page 387: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jej usta zadrżały i uśmiechnęła sięniepewnie.

– Myślę, że świat jest w niezłychtarapatach, jeśli to my mamy byćnormalni.

– To się musi skończyć katastrofą –potwierdził.

Allie przestała się nad tymzastanawiać, słysząc dźwięk krokówdochodzących z holu, a chwilawyparowała niczym ciepły oddech namroźnym powietrzu. Do pokoju weszliZelazny, Raj i Isabelle. Na widok ichposępnych min Allie poczuła ściskanie

Page 388: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w żołądku.Dyrektorka zwróciła się w jej

stronę, wskazując pozostałymuczennicom, żeby zostały na miejscach.

– Allie – powiedziała. – Proszę,chodź z nami.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 389: Zagrożeni - Daugherty C.J.

13

– W tym liście nie ma niczegonowego – rzucił lekceważąco Zelazny.

– Nie zgadzam się – Raj mówiłcicho, ale z przekonaniem. – Musiszspojrzeć głębiej i zrozumieć, co onnaprawdę chce powiedzieć. Sądzę, że tojest ważne.

Tłoczyli się w niewielkim gabineciedyrektorki. Isabelle siedziała przybiurku, a Raj i Allie zajęli miejsca nakrzesłach. Zelazny skrzyżował ręce na

Page 390: Zagrożeni - Daugherty C.J.

piersi i oparł się o drzwi.W pokoju było gorąco i duszno,w powietrzu unosiła się lekka woń potu.

– Nie jestem pewna, czyrozumiem. – Isabelle zmarszczyła brwi.Z rozpuszczonymi ciemnoblond włosamiprzypominała raczej uczennicę niżdyrektorkę. Ale wciąż mówiła w sposóbnieznoszący sprzeciwu. Była zła.

– List zaadresowano do Allie, ale tomy mieliśmy go przeczytać. Nathanielinformuje o swoim kolejnym ruchu –wyjaśnił Raj. – Nie prosi Allie, żeby doniego przyszła. Prosi nas, żebyśmy mu ją

Page 391: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wysłali.Zapadła cisza.Allie poczuła lodowaty pot

spływający wzdłuż kręgosłupa. Teraz,kiedy Patel powiedział to na głos,prawdziwa treść wiadomości wydawałasię taka oczywista. Nathaniel pokazywałIsabelle, jak może wybrnąć z sytuacji.Prosił, żeby zdradziła Allie i Lucindę.Dawał jej ostatnią szansę.

Dyrektorka westchnęłaz niecierpliwością.

– Jeśli tak, to stracił niepotrzebnieczas.

Page 392: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie uznała, że te buńczuczne słowanic nie znaczą. Co innego mogłapowiedzieć, kiedy wszyscy przed niąsiedzieli?

Isabelle spojrzała na Raja.– Możemy porozmawiać później

o życzeniach Nathaniela. W tej chwilinajbardziej interesuje mnie, jak mogłodo tego dojść. Dlaczego kaplica nie byłazabezpieczona? Dlaczego ochroniarzenie odkryli, co się stało, zanim znaleźlisię tam moi uczniowie? To poważnezaniedbanie.

Jej ton był złowrogi i Patel popatrzył

Page 393: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na nią ostrzegawczo.– Nic nie wskazuje na to, że coś

przegapiliśmy.– Co to ma znaczyć? – warknął

Zelazny. – Przecież ktoś był w kaplicy.Raj skupił wzrok na pobladłej

twarzy Isabelle. Allie wiedziała, comiał na myśli, zanim zdążył otworzyćusta.

– Wygląda na to, że nikt nie wdarłsię na nasz teren. List mógł zostaćprzyniesiony do szkoły, albo nawetprzyszedł pocztą. Ale scena w kaplicyzostała zaaranżowana przez kogoś stąd.

Page 394: Zagrożeni - Daugherty C.J.

To wewnętrzna robota.Isabelle uderzyła dłońmi w blat

biurka. Wszyscy popatrzyli na nią zezdumieniem. Allie widziała, żedyrektorka walczy ze sobą, żeby niewybuchnąć gniewem. Kiedy sięodezwała, w jej głosie pojawiła sięfrustracja.

– Dlaczego nie możemy znaleźć tejosoby, Raj? Jak to możliwe, że wciążnam się wymyka? Co przegapiliśmy?

Patel po prostu potrząsnął głową.Podałby jej odpowiedź, gdyby ją tylkoznał. Co mógł powiedzieć?

Page 395: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– August? – Isabelle odwróciła siędo Zelaznego, ale on jedynie zacisnąłusta i podniósł w górę ręce.

Dyrektorka potarła zmęczone oczyi zwróciła się do Allie.

– Czy jest coś, czego nam niepowiedziałaś? Cokolwiek?

Dziewczyna wahała się przezchwilę.

– Allie. – Isabelle intensywnie sięw nią wpatrywała. – Cokolwiek to jest,nie bój się. Możesz nam powiedzieć.Nie chcę, żebyś zatrzymała dla siebiecoś, co może okazać się istotne.

Page 396: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Po prostu… pomyślałam… –Czuła się jak zdrajczyni, ale nieprzestała mówić. – Wydawało mi się, żecoś zobaczyłam. Pewnie nic takiego. Alepowinniście wiedzieć.

W pokoju zapadła martwa cisza.Trójka dorosłych nie odrywała od niejwzroku. Pierwszy odezwał się Raj.

– Wydawało ci się, że co widziałaś?Ciężar ich spojrzeń sprawił, że się

zdenerwowała i zaczęła owijać brzegsweterka tak mocno, aż zabolał ją palec.

– To była tylko… Eloise.– Nie rozumiem. – Isabelle

Page 397: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zamarła. – Co zrobiła Eloise?Isabelle i bibliotekarka były

przyjaciółkami – z pewnością dlategomiała klucz. To był okropny błąd. Alliepoczuła gorącą falę paniki. Nie miałażadnych dowodów. Nie mogła po prostuoskarżać ludzi o morderstwo.

Ale sprawy zaszły za daleko.Musiała to wyjaśnić.

– Szukałam cię po lekcjach –zwróciła się do dyrektorki. – Byłaśw Londynie, ale ja tego nie wiedziałam,więc czekałam pod twoim gabinetemcałe wieki. Wtedy… Eloise tam była…

Page 398: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Chyba… Cały czas. Ale nie otwieraładrzwi. Zobaczyłam ją, jak wychodziła.Pewnie to… nic takiego. Ale kiedy mniezauważyła, zachowywała się dziwnie:była cała spocona i wyglądała na…przestraszoną. Miała klucz. – Alliespojrzała z nadzieją na Isabelle. – Byław gabinecie i coś tu robiła…

Isabelle i Raj popatrzyli na siebieznacząco. Dyrektorka wyglądała, jakbyz jej twarzy odpłynęła cała krew.

– Istnieje wiele możliwychwyjaśnień… – ostrożnie zaczęłaIsabelle.

Page 399: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Oczywiście. I Eloise może namo nich opowiedzieć. – Głos Raja byłniski i jedwabisty, jak mruczenie kota,który zobaczył ptaka lądującego tużprzed nim.

Allie się tego nie spodziewała.Poczuła na plecach gęsią skórkę.

Co ona najlepszego zrobiła?Przez dłuższy czas dyrektorka

wytrzymywała spojrzenie Raja,próbując podjąć decyzję. W końcuskinęła głową.

Ochroniarz skoczył na równe nogii błyskawicznie opuścił gabinet. Zelazny

Page 400: Zagrożeni - Daugherty C.J.

poszedł za nim. Kiedy zniknęli, Isabellewbiła wzrok w zamknięte drzwi. Zaległaciężka cisza. Allie zastanawiała się, copowiedzieć, lecz dyrektorkanajwyraźniej zapomniała o jejobecności.

– Może ja też powinnam…Podniosła się z krzesła, ale Isabelle

wskazała jej gestem, żeby została. Nosmiała czerwony, jakby próbowałapowstrzymać łzy.

Allie wstrząsały dreszcze. To byłajej wina, bo zdradziła im, co widziała.Pluła sobie teraz w brodę, że w ogóle

Page 401: Zagrożeni - Daugherty C.J.

była świadkiem tamtej sytuacji.Dlaczego nikt inny nie stał wtedy poddrzwiami gabinetu?

– Na pewno będzie miała jakieśwytłumaczenie – spróbowała pocieszyćdyrektorkę.

W złotobrązowych oczach Isabellebłysnął ból.

– Znam Eloise od dziecka. Niewierzę, że mogłaby być kretem. – Głosjej drżał, ale powtórzyłaz determinacją: – Nie mogę w touwierzyć. Musi być coś jeszcze, Allie.Coś przegapiliśmy. – Złapała kawałek

Page 402: Zagrożeni - Daugherty C.J.

papieru i długopis. Kiedy ponowniepodniosła wzrok, miała zdecydowanywyraz twarzy. – Zastanówmy się nadwszystkim jeszcze raz. Od początku.

Kiedy Allie wreszcie znalazła sięw łóżku, za oknem świtało. Byłakompletnie wykończona – nogi miała jakz betonu, zaczerwienione oczy, a podpowiekami piasek. Ale nie mogłazasnąć.

Rozmawiały godzinami, analizującnajdrobniejsze szczegóły wszystkiego,co Allie zobaczyła lub usłyszała.

Page 403: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Isabelle przeglądała swój pamiętnik,notatki i rozkład zajęć, żeby sprawdzić,czym zajmowała się Eloise, i próbującudowodnić, że nie mogła tego zrobić.

Nawet tego wieczora Eloise była natreningu Nocnej Szkoły. Ale potemuczniowie wyszli sami. Czy miaławystarczająco dużo czasu, żeby zdążyćprzed nimi do kaplicy? A może ktoś jejpomagał?

Allie pamiętała, że bibliotekarkaprzywołała ją do siebie, zanim poszłabiegać z Nicole i Zoe. W jej głowiepojawiła się przerażająca myśl, że

Page 404: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Eloise próbowała ją zatrzymać, żebydać komuś więcej czasu.

Wydawało się to niemożliwe.Kobieta była taka miła. Nie mogła chybapomagać komuś, kto zabił dwieuczennice?

Próbując bezskutecznie powstrzymaćkołowrót myśli, Allie przykryła głowępoduszką.

Jednak w pamięci wciąż miałascenę, gdy Eloise odkryła, w jakich jestkłopotach. Kiedy wróciła do szkoły,Isabelle poszła po nią, nakazując Allie,by zaczekała w biurze. Zostawiła jednak

Page 405: Zagrożeni - Daugherty C.J.

otwarte drzwi, dzięki czemu dziewczynausłyszała wesoły głos bibliotekarki,mówiącej: „Dostałam twojąwiadomość. Co tam?”.

Potem odezwał się Raj, lecz Allienie zrozumiała, co powiedział.Cokolwiek to było, Eloise musiała sięzdenerwować. W jej głosie pojawiła siępanika.

– Co? Nie! To idiotyczne. – I pochwili: – Isabelle, proszę! Nie pozwólim na to.

Allie podbiegła do drzwii zobaczyła, że bibliotekarka jest

Page 406: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyprowadzana jak więzień. Zelaznyszedł po jednej jej stronie, a Raj podrugiej. Na ten widok wywróciło jej sięw żołądku. Dokładnie wiedziała, jakmusiała się czuć Eloise.

Porzuciła myśl o spaniui wyskoczyła spod kołdry. Wspięła sięna biurko i otwarła okno. Zamknęła oczyi pozwoliła, żeby owiało ją chłodne,świeże powietrze. Gdyby tylko mogłao tym z kimś porozmawiać. W zeszłymsemestrze wyszłaby teraz na zewnątrzi pobiegła do części budynku, w którejspali chłopcy, żeby wśliznąć się do

Page 407: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pokoju Cartera i o wszystkim muopowiedzieć.

Spojrzała z tęsknotą na solidnygzyms pod framugą okna. Potrząsnęłagłową i odwróciła się. Te czasy jużminęły.

Ale z kim miała w takim razieporozmawiać? Rachel nie należała doNocnej Szkoły, więc nie mogła jej tegowyjawić. Zoe miała tylko trzynaście lati chociaż była niesamowicieinteligentna, to wciąż dziecko.

Zaczęła marznąć, więc zamknęłaokno. W tym samym momencie

Page 408: Zagrożeni - Daugherty C.J.

usłyszała, że ktoś lekko stuka do jejdrzwi. Zmarszczyła brwi, patrząc nastojący obok budzik. Było wpół dopiątej nad ranem. Kto to może być, o tejgodzinie?

Otwarła drzwi, za którymi stałaNicole. W granatowej piżamie i grubym,białym szlafroku nie była już takaperfekcyjna – miała potargane włosyi nie nałożyła makijażu. Alliezauważyła, że na jednym policzkuFrancuzki pojawiło się skupiskodrobniutkich pryszczy. Czyli pod tąfasadą doskonałości Nicole też była

Page 409: Zagrożeni - Daugherty C.J.

człowiekiem.– Przepraszam – powiedziała

dziewczyna, szczęśliwie nieświadomaintensywnej obserwacji, jakiej właśniezostała poddana. – Nie mogłam spać.Myślałam, że może też jeszcze się niepołożyłaś.

– Dokładnie tak. – Allie zrobiła krokdo tyłu i wpuściła koleżankę. – Cieszęsię, że nie jestem sama.

– Cóż. To była dziwna noc – zakpiłaFrancuzka. Bez pytania usiadła na łóżku,wzięła leżący na nim koc i owinęłasobie nogi. – U ciebie jest zimniej niż

Page 410: Zagrożeni - Daugherty C.J.

u mnie – zauważyła.Allie podziwiała jej pewność

siebie. Wydawało się, że Nicoleprzejmuje kontrolę nad sytuacjąniezależnie od tego, gdzie się znajdujei co robi.

Allie weszła z powrotem do łóżkai przykryła się kołdrą. W pokojufaktycznie było chłodno.

– Kiedy poszłaś, Zelazny i JerryCole przyszli z nami porozmawiać –zaczęła cicho Nicole. – Zadawalimnóstwo pytań, ale nie chcielipowiedzieć, gdzie jesteś. To było takie

Page 411: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głupie. Jakbyśmy znów grali w grywojenne, wiesz?

Skinęła głową. Nienawidziła chwil,kiedy coś szło nie tak i nauczycielezaczynali się zachowywać jak SłużbaBezpieczeństwa.

– Czy oni… mówili coś o Eloise? –Allie spytała z wahaniem.

– Zadawali mnóstwo pytań. Czy onama kłopoty? Bardzo mnie to zdziwiło. –Nicole delikatnie zmarszczyła czoło,obrzucając ją uważnym spojrzeniem.

Allie przez chwilę milczała, niewiedząc, ile może zdradzić. Ale jako

Page 412: Zagrożeni - Daugherty C.J.

starsza uczennica Nocnej SzkołyFrancuzka na pewno wkrótce sięo wszystkim dowie.

– Myślą, że może być szpiegiemNathaniela.

Powiedziała to szeptem, ale jejsłowa zahuczały jak dzwon.

W pierwszej chwili Nicole była zbytzszokowana, by zareagować. Potemwestchnęła z przerażeniem.

– O nie, to przecież głupie –mruknęła coś ze złością po francusku. –Dlaczego oni tak myślą? Nie rozumiem.

– To moja wina. – Allie

Page 413: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaczerwieniła się i opuściła wzrok. –Ja… Zobaczyłam coś i im o tymopowiedziałam. I oszaleli.

Ku jej zdumieniu Nicole przyjęła tozadziwiająco spokojnie.

– Co widziałaś?Allie opowiedziała jej o biurze

Isabelle, Eloise i kluczu. Kiedyskończyła, dziewczyna zmarszczyłabrwi.

– To dziwne. Nie rozumiem,dlaczego… – Spojrzała na Allie. – CzyIsabelle mówiła, że nie powinno jej tambyć?

Page 414: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie przytaknęła ze smutkiem.– Och, nie. – Dziewczyna oparła się

z powrotem o ścianę. – To okropne. Tonie może być ona. Nie chcę, żeby to byłaEloise.

– Ja też tak pomyślałam, alepotem… nie wiem. Kiepsko to wygląda.

– Poczekaj. – Nicole wyprostowałasię i zaczęła w zamyśleniu stukaćbladoróżowym paznokciemw podbródek. – Przemyślmy to.

– Musimy? – Allie schowała twarzw dłoniach i jęknęła. – Całymigodzinami rozmawiałam o tym

Page 415: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z Isabelle. Nie wymyśliłyśmy nic, copomogłoby Eloise.

Ale Francuzka nie dała się odwieśćod tego tematu.

– Mam pomysł. Mówiłaś, że byłaspocona? I wydawała sięzdenerwowana?

Allie potaknęła.Nicole przez chwilę się

zastanawiała, po czym rzuciła:– A włosy miała… jak to się mówi

po angielsku… zmierzwione? Jak powyjściu z łóżka?

– Chyba tak. – Wzruszyła

Page 416: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ramionami, nie wiedząc, w czym możeto pomóc.

– Widziałaś, żeby ktokolwiek innywychodził z biura? Jacyś nauczyciele?

Allie pokręciła głową,zaciekawiona.

– Nie. Ale odeszłam zaraz potem.– Hm… – Nicole oparła podbródek

na dłoni, patrząc przed siebie. – Mogłotak być.

– Jak?– Być może Eloise nie jest

szpiegiem. – Dziewczyna mrugnęłaporozumiewawczo. – Może była tam

Page 417: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z Jerrym i uprawiali seks.– Co!? – Allie rozdziawiła buzię,

nie wierząc własnym uszom. – Mówisz,że Eloise i Jerry Cole…

– Bzykają się, jak to mówicie.Tak. – Pokiwała głową Francuzka.

Allie wciąż nie mogła zamknąć ust.Sama myśl o tym, że bibliotekarkai nauczyciel chemii uprawiają seks,wydawała się obrzydliwa. DlaczegoEloise, taka młoda i ładna, miałaby sięspotykać ze starym facetem? Musiałmieć przynajmniej… czterdzieści lat.Próbowała sobie wyobrazić, co kobieta

Page 418: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mogła w nim widzieć, i nagleprzypomniało jej się, jak Jo patrzyła nachemika. Jerry zawsze ją fascynował.

Nie, Eloise na pewno się w nim niekochała. Mogła mieć każdego.

– Myślę, że to bzdura – oznajmiła. –Nie ma mowy, żeby Eloise go chciała.

Teraz Nicole wyglądała nazaskoczoną.

– Dlaczego nie? Moim zdaniem jestcałkiem przystojny. Ma świetne ciało.

– Jerry? – Allie spojrzała na niąz przerażeniem. – To przecież staryfacet. Jak możesz uważać, że ma ładne

Page 419: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ciało? To po prostu… obrzydliwe.– Och, wy, Angielki, jesteście takie

naiwne – westchnęła przyjaciółka. –Jerry jest bardzo przystojny. Zapewniamcię. I wiem, że mają romans. Mogę sięz tobą o to założyć.

– A skąd ty to niby wiesz? – Alliebezskutecznie próbowała ukryć swojeprzerażenie.

– Myślę, że pytanie powinno raczejbrzmieć: jak to możliwe, że ty niewiesz? Nie widziałaś, jak na siebiezerkają? Lubią się od wieków,a w poprzednim semestrze zostali parą.

Page 420: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ciągle obserwuję, jak wymykają sięrazem do lasu. Raz nawet przyłapałamich, jak się całowali w sali treningowejprzed zajęciami… Sądziłam, że wszyscywiedzą. – Wzruszyła ramionami. – Sązakochani.

Allie próbowała jakoś to przyswoić.– Dobrze, ale nawet jeśli są parą, co

wcale mi się nie podoba, to jak siędostali do biura Isabelle? I dlaczegoposzli akurat tam, żeby się… bzyknąć?Dlaczego nie robią tego po prostuw swoich pokojach?

– Nie wiem. Ale nauczycielom nie

Page 421: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wolno chodzić ze sobą na randki, a seksjest absolutnie zabroniony. Więc…może jakoś dorwali klucz i wiedząc, żeIsabelle nie będzie do wieczora, poszlitam, gdzie nikt im nie przeszkodzi. Toznaczy, nie wiem, to tylko taka myśl. –Nicole spojrzała na nią pytająco, jakbyrozwiązywały skomplikowane zadaniedomowe. – To małe biuro, ale chyba jesttam wystarczająco miejsca, żeby dwojeludzi mogło się kochać, non?

Allie zmarszczyła nos. Nie podobałajej się ta myśl.

– Wydaje mi się, że to możliwe. Ale

Page 422: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jeśli właśnie to robiła, dlaczego im niepowiedziała? Wtedy Jerry mógłbypotwierdzić jej słowa i byłaby wolna.

– Jeśli powie im, że jest w związkuz Jerrym, oboje stracą pracę. Może gochroni. Albo właśnie im o tympowiedziała, a on… nie, to zbytnieludzkie… a on zaprzeczył, żebychronić samego siebie. – Nicole zrobiłapoważną minę. – Możliwe też, że Raji Zelazny po prostu im nie wierzą.

– A w co ty wierzysz? – Alliespojrzała jej w oczy. – Myślisz, żeEloise pracuje dla Nathaniela? Że ona

Page 423: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jest szpiegiem?– Oczywiście, że nie – dziewczyna

odpowiedziała natychmiast i zewspółczuciem.

Dopóki nie zadała sobie tegopytania, Allie nie przypuszczała, żew pewnym stopniu naprawdę pragnęła,żeby to była Eloise. Mielibyprzynajmniej odpowiedź, nieważne jakokropną. Koniec polowania. To byłobycoś.

W głębi serca jednak w to niewierzyła. Czuła, że to musi być ktośinny. Eloise nie pasowała na szpiega.

Page 424: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ogarnęła ją rozpacz, czarna jakchmura burzowa. Była wykończona.Wszyscy tak się starali i nic. Nathanielwciąż tam był, a oni przetrzymywaliniewłaściwą osobę. Szpieg nadaldziałał, wciąż im zagrażał. Dalej niewiedzieli, kim jest. Nic się niepoprawiło. Było tak samo źle jakwcześniej. Jeśli nie gorzej.

Spojrzała beznamiętnie naprzyjaciółkę.

– Więc kto?Przez dłuższą chwilę Nicole

wpatrywała się w Allie, po czym nagle

Page 425: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wpadła na jakiś pomysł i wyprostowałasię na łóżku.

– Zastanówmy się. Mogę prosićo kartkę?

Allie wyszła z łóżka i zabrałaz biurka notatnik i długopis. Nicole,podobnie jak Rachel, brylowaław naukach ścisłych. Podeszła do tego,jak do rozwiązania skomplikowanegozadania.

– Ograniczmy się do samychataków. – Narysowała na kartce kilkakwadratów. W jednym napisała „Ruth”,w drugim „Jo”, a w ostatnim

Page 426: Zagrożeni - Daugherty C.J.

„Kaplica”. – Tak. – Postukała końcówkądługopisu w kartkę. – Gdzie byłyśmy,kiedy zginęła Ruth?

Z mozołem odtworzyły wydarzeniatamtej nocy, gdy odbywał się letni bal,i ustaliły, gdzie znajdowali sięuczniowie Nocnej Szkoły i nauczyciele.Zrobiły listy tych, których miejscepobytu znały, i tych, którzy byli niewiadomo gdzie. Potem postąpiły taksamo, analizując noc śmierci Jo. Kogodokładnie widziały w momencie, kiedyotwarto bramę i Jo została raniona?Zrobiły podobnie po raz trzeci,

Page 427: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przywołując wydarzenia poprzedniegowieczora. Nicole narysowała diagrami umieściła na nim kwadracikiz imionami. Podkreśliła te osoby,których miejsce pobytu było nieznane.

Allie szybko zorientowała się, żeprzyjaciółka szuka wzoru. Tak, ktośz zewnątrz też mógł być w tozamieszany, ale osoba ze szkoły musiaładać mu klucz, otworzyć zamek,umożliwić otwarcie bramy. Pomóc.Tego człowieka właśnie szukały. Kogoś,kto zawsze znikał, gdy coś się działo.

Przez chwilę patrzyły na kartkę

Page 428: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w ponurym milczeniu.Allie koniuszkiem palca przesunęła

po czarnych liniach prowadzących dokilku kwadracików. W każdymznajdowało się znajome imię.Wyrysowane linie były jak nici zaufania,które miała w stosunku do tych ludzi.

Ale wszystko, co można zbudować,można również zniszczyć.

– Czyli to któreś z nich? – upewniłasię.

– Tak. – Nicole poważnie skinęłagłową.

Allie raz jeszcze popatrzyła na

Page 429: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kartkę, a potem spojrzała naprzyjaciółkę.

– I co teraz zrobimy?===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 430: Zagrożeni - Daugherty C.J.

14

Nicole wyszła z jej pokoju dopieroprzed dziewiątą, ale miały gotowy plan.Bardzo ogólnikowy, lecz lepszy taki niżżaden. Pierwszy krok zakładałskompletowanie drużyny, która może impomóc.

Zgodziły się, że obie muszązaakceptować wszystkich, którzy mieliwziąć udział w realizacji planu, alekoniec końców podjęcie decyzji wcalenie okazało się takie trudne.

Page 431: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Teraz musiały tylko przekonaćwybrane osoby, żeby zechciały pomóc.

Allie szybko się ubrała i wybiegłaz pokoju. Na korytarzach panowałacisza. Była sobota, więc większośćuczniów w coś grała albo snuła leniwepogaduszki. Niektórzy marzli nazewnątrz, kopiąc piłkę. Przez otwartedrzwi świetlicy dobiegał ją cichy gwarrozmów. Przez krótki, pełen melancholiimoment zatęskniła za zwyczajnym,uczniowskim życiem. Byłoby miłowrócić do tego choć na chwilę.

Ruszyła biegiem w stronę biblioteki.

Page 432: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wewnątrz można było odnieśćwrażenie, że trafiło się do zupełnieinnego świata. Panowała tam cisza.Grube, perskie dywany tłumiły odgłoskroków, a wysokie sufity sprawiały, żegłuche dźwięki niknęły wśród ścian.Mogło się wydawać, że ściany owiniętesą watą.

Duszący zapach dymu, pozostały poletnim pożarze, już zniknął. Terazpachniało tu tylko starymi, skórzanymiksiążkami, dziewiętnastowiecznymatramentem i płynem do czyszczeniadrewna. Wszystkie półki na książki

Page 433: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyglądały identycznie, ale wiedziała, żewiele z tych, które znajdowały się naprzodzie, to repliki, zrobione na wzóroryginalnych regałów, ginącychw ciemnościach ponad jej głową. Nawetnowe, przesuwane drabiny, były takiesame jak te prawdziwe.

Wszystkie rany, które zadałbudynkowi Nathaniel, zdążyły się jużzabliźnić. Allie wiedziała, że powinnoją to cieszyć. Ale w tej chwili wcale taknie było.

Kiedy zauważyła szczupłegomężczyznę w okularach, siedzącego na

Page 434: Zagrożeni - Daugherty C.J.

miejscu Eloise, poczuła ukłucie bólu.Wydawało jej się to bezduszne – takjakby bibliotekarkę uznano już za winnąi natychmiast wydalono.

Kiedy podeszła do biurka,rozpoznała w mężczyźnie jednegoz nauczycieli angielskiego w młodszychklasach. Starała się stłumić wściekłość.To nie była jego wina.Prawdopodobnie. Mimo wszystkochciała się na nim wyżyć. Musiałazobaczyć, czy będzie potrafił skłamaćjej prosto w twarz.

– Przepraszam – spytała. – Nie wie

Page 435: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pan, gdzie jest Eloise?Odsunął wypełniany właśnie

dokument. Choć Allie nie pamiętała jegoimienia, wyraz twarzy nauczycielazdradzał, że dokładnie wie, kim byłastojąca przed nim uczennica.

– Obawiam się, że ma spotkania –odpowiedział z nienagannąuprzejmością. – Przez cały weekend.

Kombinacja kłamstw i dobrychmanier sprawiła, że naprawdę sięwściekła. Musiał wiedzieć, gdzie byłaEloise i przez co przechodziła, ale nicgo to nie obchodziło.

Page 436: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Co za dupek.– Cudownie – zakpiła lodowatym

tonem. – To dobrze. Bałam się, że mogłojej się przytrafić coś złego.

Nie czekając na reakcję, odwróciłasię na pięcie i pospieszyła w stronęsłabo oświetlonego rogu biblioteki.Znalazła Rachel dokładnie tam, gdzie sięspodziewała. Przyjaciółka opuściłaokulary do czytania na czubek nosa,a długie włosy spięła ołówkiemw niedbały węzeł na szyi. Koniecołówka sterczał jak antena.

Allie zdziwiła się, z jaką łatwością

Page 437: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nicole zaakceptowała pomysł, bywłączyć w to Rachel, która nie uczyłasię w Nocnej Szkole. Spodziewała sięznacznie większego oporu.

– Obecność Rachel w drużyniesprawi, że złamiemy większość zasad –przypomniała, składając tę propozycję,ale Nicole tylko wzruszyła ramionami.

– Łamiemy tyle zasad, że to bezznaczenia. Jeśli nas złapią, i tak naswywalą.

– Hej! – rzuciła teraz Allie napowitanie, wsuwając się na siedzenienaprzeciwko Rachel.

Page 438: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– O, hej! – Dziewczyna spojrzała nanią. – Jesteś tutaj za karę… to znaczyprzyszłaś na korki z fizyki?

Kiedy Allie nie odpowiedziałażartem, przyjaciółka zmrużyła oczy.

– Co się dzieje? Coś się stało, odrazu widać. Nos ci się tak rusza.

Allie nieufnie dotknęła czubkaswojego nosa. Wcale się nie poruszał.

– Jak? – spytała, zanim doszła downiosku, że to nieważne. – Posłuchaj,coś się stało…

– Wiedziałam. – Rachel wyraźniebyła zadowolona z siebie. – Nos nigdy

Page 439: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nie kłamie.– Potrzebuję twojej pomocy. –

Sąsiednie stoliki były puste, lecz Alliei tak zasłoniła częściowo usta, zanimzaczęła dalej mówić. – Nie spodoba cisię to, co zamierzam powiedzieć.

– Oho. – Rachel zdjęła okulary.– Eloise ma kłopoty i musimy jej

pomóc.– Co się stało? – Dziewczyna

momentalnie spoważniała.Allie rozejrzała się po pozostałych

stolikach.– Chodź ze mną.

Page 440: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zostawiły książki na stole i poszływ stronę ciemnego kąta biblioteki,w którym mieścił się dział literaturyantycznej. Nikt go nigdy nie odwiedzał.Allie wciąż się martwiła, że Rachel jejodmówi.

Przyjaciółka nie cierpiała NocnejSzkoły i całej tej ciemnej stronyCimmerii i nie chciała, by Allie w tymuczestniczyła. Ale biblioteka była jejulubionym miejscem na świecie i niewyobrażała jej sobie bez Eloise. Alliesądziła, że podkreślając niedolębibliotekarki, łatwiej będzie namówić

Page 441: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel na udział w całymprzedsięwzięciu, choć i tak czuła się jakzdrajczyni. Wpychała ją w sam środekczegoś, czego przyjaciółka szczerzenienawidziła.

Szybko zrelacjonowała, co stało siępoprzedniej nocy – nóż w ścianie,Nathaniel, Gabe. Kiedy wyjaśniała, żektoś w szkole musiał im pomagać,Rachel z trudem stłumiła okrzyk, poczym rozejrzała się na boki.

– Tego się obawiałam – stwierdziłapo chwili. – Mój tata jakiś czas temupowiedział coś, co sprawiło, że

Page 442: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uznałam, że może to być ktoś z nas.Kogo podejrzewają?

– W tej chwili? – Allie spojrzała jejw oczy. – Sądzą, że to Eloise.

Rachel zaklęła cicho, zaciskającpięści. Allie nie pamiętała, żebykiedykolwiek słyszała przekleństwaw jej ustach.

– Chodzi o to, że jesteśmy niemalpewne, że to nie ona – kontynuowała. –Ale potrzebujemy twojej pomocy, żebyto udowodnić. Wiem, jak bardzo tegowszystkiego nienawidzisz, ale…Pomożesz mi?

Page 443: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziewczyna milczała dłuższąchwilę. Kiedy podniosła wzrok, jejmigdałowe oczy pociemniały zezmartwienia.

– Co mam zrobić?

Reszta poszła jak z płatka.Allie nalegała, żeby włączyć Zoe.

Chociaż dużo młodsza, była też szybkai mądra. A co najważniejsze – mogła sięwemknąć i wymknąć z każdegopomieszczenia i nikt nie zwróciłby nanią uwagi. Nikt przecież nie przejmujesię dziećmi.

Page 444: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nicole wykonała swoją częśćzadania – wprowadziła do zespołuCartera i Sylvaina.

Kiedy w trakcie narady z Nicolepadło imię Jules, Allie potrząsnęłaprzecząco głową. Nie mogłaby sięskupić, mając pod nosem gruchającegołąbki w postaci swojego ekschłopakai przewodniczącej szkoły.

Ku jej zdumieniu Nicole postawiławeto Lucasowi, nie podając żadnegowytłumaczenia.

– Nie chcę, żeby był w zespole –przyznała, kiedy Allie ją przycisnęła.

Page 445: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co ty, Nicole – zaoponowałaAllie. – To chłopak Rachel. Można muzaufać.

Ale Francuzka tylko potrząsnęłagłową. Lucas odpadał.

Ostatecznie w skład grupy weszłosześć osób. Sześć osób polujących naszpiega, którego nie znaleźli najlepsiinstruktorzy Nocnej Szkoły. Pierwszykrok był stosunkowo łatwy. Mielispotkać się o północy w krypcie podsypialniami dziewcząt.

Potem sytuacja się skomplikowała.

Page 446: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Trzy minuty przed północą Alliezapukała mocno w ścianę oddzielającąjej sypialnię od pokoju Rachel. Pochwili odpowiedziało jej jedno słabestuknięcie.

Czas ruszać.Drzwi otwarły się niemal

bezgłośnie. Wysunęła się na korytarzi zamknęła je za sobą staranniewypracowanym ruchem nadgarstka.Zapadka niesłyszalnie wskoczyła namiejsce. Dochodziła dwunasta. Długi,wąski korytarz był pusty i ciemny,a drzwi pokoju Rachel wciąż były

Page 447: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zamknięte na głucho.Allie podskakiwała niespokojnie,

ściskając w ręku latarkę i próbując niewydawać żadnych dźwięków.

– Wychodź… – szepnęła pod nosem.Przez kilka ciągnących się

w nieskończoność sekund nic się niedziało. Potem drzwi otwarły się zeskrzypnięciem. Rachel wyszła z pokojupowoli, z wyraźną niechęcią. Garbiłasię, wbijając wzrok w podłogę. Alliewiedziała, jak bardzo jej przyjaciółkanie chciała tego robić, ale nie mogła jejodpuścić – potrzebowała jej.

Page 448: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Bez słowa ruszyła korytarzem,wskazując Rachel, żeby szła za nią.Ogrzewanie przykręcono, a budynekpojękiwał i stukał wokół nich, próbującporadzić sobie z panującym na zewnątrzzimnem.

Drzwi na końcu korytarza wyglądałyjak zwyczajne wejście do pomieszczeniagospodarczego, ale kiedy się je otwarło,ukazywały się stare schody dlasłużących ukryte w ścianach budynku.W czasach wiktoriańskichniezauważalnie przemykały tamtędypokojówki, wykonujące prace domowe

Page 449: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w obrębie budynku. Teraz prawie nikto nich nie pamiętał.

Przez otwarte drzwi dmuchnęłozimne powietrze, sprawiając, że Alliepodniosły się włosy na karku. Rzuciłaokiem za siebie, by upewnić się, że maprzy sobie Rachel, po czym włączyłalatarkę i ruszyła w dół.

Cztery piętra niżej wąska, kręta,kamienna klatka schodowa przechodziław spore pomieszczenie z niskim sufitem.Wapienne podłogi i ściany działały jaklodówka – było przenikliwie zimno.I kompletnie pusto. A nie powinno być.

Page 450: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie poczuła gęsią skórkę. Coś sięnie zgadzało.

Skierowała latarkę na piwniczneściany – światło omiotło upiornekamienne kolumny, noszące śladywiekowych szalunków, przywodzącychna myśl zadrapania zrobione pazurami.Za nimi rozległo się szuranie, tak jakbyblask obudził jakieś stworzenie.

Allie obróciła się błyskawicznie,pociągając Rachel za siebiei przykucając w pozycji obronnej.Dzierżyła latarkę jak pałkę.

– Tu jest niesamowicie – szepnęła

Page 451: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zoe, włączając swoją latarkę. –Najlepszy pomysł w historii.

Allie poczuła, że robi jej się słabo,kiedy poziom adrenaliny zaczął spadać.

– Do diabła, Zoe. Dlaczego się nieodezwałaś? Przestraszyłaś mnie naśmierć.

– Cześć. Jestem tutaj. Przecieżkazałaś mi tu przyjść. – W wesołeszczebiotanie Zoe wkradła się nerwowanuta. – Do licha, Rachel, nie wyglądasznajlepiej. Może powinnaś usiąść.

Allie odwróciła się i zauważyła, żeskóra przyjaciółki przybrała dziwny,

Page 452: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jasnozielony odcień.– Rachel!– Nic mi nie jest. – Dziewczyna

szczękała zębami.Allie złapała ją pod rękę

i poprowadziła w stronę zakurzonejskrzyni.

– Usiądź na chwilę. Wyglądasz,jakbyś zaraz miała zwymiotować.

– Po prostu… przestraszyłam się. –Głos miała cienki i niewyraźny. –Myślałam, że zaraz zginiemy. Nictakiego.

– Wsadź głowę między kolana –

Page 453: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zakomenderowała Zoe.– Co się stało Rachel? – Z korytarza

wyłonił się Sylvain pod postaciąjasnego światła latarki z francuskimakcentem. – Brzmi dziwnie.

– Zoe nas przestraszyła. – Alliespojrzała oskarżycielsko na młodsząkoleżankę. – Rachel miała zawał serca.

– Żaden zawał – mruknęładziewczyna. Wciąż trzymała głowęmiędzy kolanami i jej głos brzmiałniewyraźnie. – Ale owszem, życieprzeleciało mi przed oczami. Naprawdęjest mi przykro z powodu Roberta

Page 454: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Petersona.Wszyscy wybałuszyli na nią oczy.– Kim jest Robert Peterson? –

zapytały jednocześnie Allie i Zoe.– Ja wiem – odezwała się Nicole,

wychylając się z tych samych drzwi,przez które przed chwilą weszły Alliei Rachel. – Chodził ze mną w zeszłymroku na fizykę. Genialny uczeń w bardzogrubych okularach.

– Pocałowałam go – przyznałaRachel. – Raz. Ślinił się.

– Obrzydliwość. – Zoe skrzywiła sięz niesmakiem.

Page 455: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nicole tylko wzruszyła ramionami.– A jednak żyjesz.– Ledwo – przyznała Rachel.– Gdzie jest Carter? – spytała

Nicole, rozglądając się poprzypominającym sejf pomieszczeniu.

– Tutaj. – Wszyscy spojrzeli nazbliżającą się latarkę. Allie zwróciław tamtą stronę strumień światła, tak żemogli zobaczyć zarys jego sylwetkiw ciemnościach.

– W takim razie jesteśmy jużw komplecie – stwierdziła poważnieFrancuzka. – Zaczynajmy.

Page 456: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 457: Zagrożeni - Daugherty C.J.

15

Usiedli w kręgu na zakurzonejpodłodze krypty, oświetleni blaskiemlatarek. Allie pomyślała, że wyglądają,jakby mieli zagrać w jakąś imprezowągrę w rodzaju „Prawda lub wyzwanie”czy w „Butelkę”.

Ale to była zupełnie inna gra.Spojrzała po znajomych twarzach,

które przypatrywały się jej z uwagą.Wiedziała, że chcieli tego samego coona. Odpowiedzi. Rozwiązania.

Page 458: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Sprawiedliwości.Nie mogła im tego dać.– Domyślacie się na pewno, czemu

tu jesteśmy. – Jej głos odbił się echemod zimnych, kamiennych ścian. – Po tym,co się stało poprzedniego wieczoru,ja… – Rzuciła okiem na Francuzkę. –Nicole i ja myślimy, że Isabellei pozostali są na złym tropie. Chcemydojść, kto naprawdę jest szpiegiem.Zrobiłyśmy diagram, który pokazuje,gdzie wszyscy się znajdowali, kiedydziały się różne rzeczy. – Pozostaliwpatrywali się w nią wyczekująco. –

Page 459: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wciąż nie wiemy, kim jest szpieg. Alewydaje nam się, że możemywyeliminować osoby, które nim nie są.

Allie odeszła do tyłu, ustępującmiejsca Nicole. Jej ciemne włosy byłyściągnięte w gładki kucyk z tyłu głowyi błyszczały jak granit w świetle latarki.

– Zaczęłyśmy od założenia, że szpiegraczej nie jest uczniem. Tylko najstarsiuczniowie Nocnej Szkoły mogliby cośtakiego zrobić. Czyli… to musiałby byćktoś z nas. – Przesunęła latarką posiedzących w kręgu osobach,podświetlając po kolei wszystkie

Page 460: Zagrożeni - Daugherty C.J.

twarze. – Wydaje mi się, że tak nie jest.– Dlaczego nie?To pytanie zadała Rachel. Wszyscy

wybałuszyli na nią oczy.– Jak to „dlaczego nie”? – Allie aż

zaskrzeczała ze zdumienia.Dziewczyna wzruszyła ramionami.– To mógłby być ktoś z nas. Przecież

nie chodzimy za sobą na okrągło.Jedynie Nicole nie wydawała się

zaskoczona jej słowami.– Tak. Dlatego na wszelki wypadek

sprawdziłam najstarszych uczniówNocnej Szkoły. Wiem, gdzie byli za

Page 461: Zagrożeni - Daugherty C.J.

każdym razem, gdy działo się coś złego.Powiedziano mi, że ty byłaśw bibliotece. – Wskazała na Rachel,która potwierdziła, kiwając głową. –Allie, Zoe i ja byłyśmy razem. Carteri Sylvain też tam byli, razem z Jules,Lucasem i wszystkimi pozostałymistarszymi uczniami Nocnej Szkoły –podsumowała. – Każdy z nas ma alibi.Sprawdziłam też inne wypadki. Nie byłotakiego momentu, kiedy ten sam starszyuczeń mógł uczestniczyć we wszystkichtrzech atakach. To żadne z nas.

– Czyli to nauczyciel – odezwał się

Page 462: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głucho Carter.Chociaż Allie doszła do tego samego

wniosku przy pomocy Nicole, jej sercezamieniło się w bryłę lodu, gdyusłyszała te podejrzenia wypowiedzianena głos. Po reakcjach pozostałych mogłastwierdzić, że podzielali jej uczucia.Sylvain schował twarz w dłoniach.Rachel wyglądała na smutną. Nawet Zoewydawała się przejęta – marszczyłabrwi i zagryzała usta.

– Tak – powiedziała cicho Nicole. –To musi być jeden z instruktorówNocnej Szkoły. Ktoś, kto jest bardzo

Page 463: Zagrożeni - Daugherty C.J.

blisko Isabelle. Nauczyciele wszędziemają wolny dostęp, więc trudno ustalić,gdzie się znajdowali w danej chwili.

– To dlaczego nie Eloise? – spytałaZoe, zachmurzona.

Allie wróciła myślą do kartkileżącej tego ranka na jej łóżkui przekreślonego imienia bibliotekarki.Do dziwnej mieszanki rozczarowaniai ulgi, jaką wtedy poczuła.

– Eloise była z nami, zanimznalazłyśmy nóż – wyjaśniła. –Ktokolwiek umieścił go w kaplicy,musiał zrobić to w czasie, kiedy

Page 464: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uczniowie Nocnej Szkoły już pobieglidalej, a my jeszcze nie nadbiegłyśmy.Inaczej ktoś by to zauważył. Eloise niezdążyłaby dobiec do kaplicy i ustawićtego wszystkiego przed naszymprzybyciem. Tak więc, jeśli nikt inny nieprzekradł się na teren szkoły, a wedługRaja tak właśnie było, to nie mogła byćona.

Nicole znów przesunęła promieniemlatarki po twarzach zebranych, którzystarali się przyswoić nowe informacje.

– Zwalanie winy na nią jest… jakwy to mówicie? Przedstawieniem.

Page 465: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wydawało się, że w lodowatejkrypcie zrobiło się jeszcze zimniej.

– Jeśli to prawda, to jedenz nauczycieli, który ją oskarża, sampracuje dla Nathaniela – stwierdziłSylvain.

– To ma sens – potwierdziłaRachel. – Jeśli uwierzą, że Eloise jestszpiegiem, przestaną szukać.

Allie skinęła głową.– A w tym czasie prawdziwy szpieg

może…Nicole dokończyła za nią:– Wszystko.

Page 466: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zoe myślała intensywnie,wykrzywiając usta. Próbowałarozpracować całą sytuację.

– Jeśli Eloise jest niewinna, toznaczy, że szpiegiem jest Zelazny,Isabelle, Jerry albo Raj…

– To na pewno nie mój tata –przerwała jej ostro Rachel. Wszyscy nanią spojrzeli.

– Rachel ma rację – stwierdziłaAllie. – To nie może być pan Patel. Zbytkocha to miejsce i Isabelle. Ona równieżodpada, z oczywistych przyczyn.

– Może to któryś z wyższych rangą

Page 467: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ochroniarzy Raja? – dopytywałSylvain. – Kilku z nich ma dostęp dowszystkiego.

Ale Nicole też o tym pomyślała.– Dokładnie trzech ochroniarzy ma

dostęp – wyjaśniła. – Tylko dwóchz nich pracowało tutaj tej nocy, kiedyzabito Ruth.

W piwnicy zapadła cisza. Listapotencjalnych szpiegów zrobiła sięnagle bardzo krótka.

– Zostaje Zelazny, Jerry i jedenz ochroniarzy Raja. – Carter wymieniałimiona, wyliczając je ponuro na

Page 468: Zagrożeni - Daugherty C.J.

palcach. – A Patel bardzo ostrożniedobiera ochroniarzy.

Sylvain wyglądał, jakby dostałw twarz.

– Po prostu w to nie wierzę –stwierdził. – To musi być jedenz ochroniarzy. Niemożliwe, żeby Jerryalbo Zelazny zrobili coś takiego.Niemożliwe.

Allie i Nicole spojrzały sobiew oczy. Nic już nie było niemożliwe.

Następnego dnia była niedziela

Page 469: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i Allie znalazła się przed gabinetemdyrektorki o dziewiątej rano. Czekała.

Drzwi były zamknięte, a biurowydawało się puste.

Oparła się o ścianę w wygodnejpozycji i skrzyżowała ręce na piersiach.Isabelle kiedyś się w końcu pojawi.

Carter i Sylvain obserwowaliZelaznego i Jerry’ego. Nicole i Rachelpróbowały dowiedzieć się jak najwięcejod pozostałych nauczycieli. Zoe węszyławśród ochroniarzy. Zadaniem Allie byłowyciągnięcie informacji od dyrektorki.Któreś z nich na pewno coś wytropi.

Page 470: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kret Nathaniela musiałw końcu popełnić jakiś błąd, niktprzecież nie był ideałem. Znajdą go.

Po upływie kilku kolejnych minutAllie zaczęła żałować, że to właśnie jejprzypadło takie zadanie. Podskoczyłakilkakrotnie w miejscu. Usiadła napodłodze i rozprostowała nogi. Zaczęłaliczyć panele kunsztownie zdobionejboazerii, ale szybko ją to znudziło.Następnym razem musi pamiętać, żebyzabrać ze sobą książkę.

Nadeszła pora lunchu, a Isabellewciąż się nie pojawiła. Z początku Allie

Page 471: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chciała opuścić posiłek i dalej pilnowaćdrzwi, ale unoszące się w korytarzusmakowite wonie były zbyt kuszące, bymogła im się oprzeć. W końcu krótkaprzerwa na pewno w niczym niezaszkodzi. Isabelle przecież i tak niebyło.

Poszła do jadalni, gdzie Racheli Nicole zajadały przy stole kanapki,porozumiewając się szeptem.

– Coś nowego? – Allie przysunęłasobie krzesło.

Potrząsnęły głowami.– Wielkie nic – podsumowała

Page 472: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel. – A u ciebie?– To samo. Isabelle nie przyszła.

Cały ranek kiblowałam podgabinetem. – Spojrzała posępnie naelegancki stosik kanapek leżących przednią na tacy. – Chciałabym wiedzieć,gdzie ona się, do diabła, podziewa.

Wciąż była zmarznięta po nocnymspotkaniu w lodowatej krypcie, więcpodniosła się z krzesła i zajrzała dowazy stojącej na środku stołu.

– Dziś jest jakaś dziwna, zielonazupa – ostrzegła Rachel. – Nieryzykowałabym.

Page 473: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziewczyny przyglądały się, jakAllie nalewała sobie zupy w osobliwymkolorze do białej, porcelanowejmiseczki, ozdobionej herbem Cimmerii.

– Muszę zjeść coś gorącego –wyjaśniła. – Nawet jeśli to zielonapożywka[1].

– Zielona pożywka jest z ludzi –przypomniała Zoe, wsuwając się nakrzesło obok nich.

– O, świetnie – zirytowała sięRachel. – Właśnie zdradziłaś mizakończenie.

– Myślałam, że wszyscy to wiedzą. –

Page 474: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zoe przyjrzała się uważnie zawartościmiski. – Obrzydliwe. Może to naprawdęludzie.

– Smakuje lepiej, niż wygląda. –Allie zupełnie się tym nie przejęła.Spojrzała na Zoe. – Może chociaż tobiedopisało szczęście?

– W czym? – spytała bezmyślniedziewczynka.

Allie przechyliła głowę.– Wiesz… w tym… O czym

mówiliśmy wczoraj?– Ach, w szpiegowaniu? –

Wszystkie natychmiast zaczęły ją

Page 475: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uciszać. Zoe złapała kanapkę z tacy. –Trochę.

Całkowicie przykuła ich uwagę.– Czego się dowiedziałaś? –

Naciskała Allie.– Tak jak sądziliśmy, trzymają

Eloise.– Gdzie? – zapytały jednocześnie.– Nie wiem – odparła z ustami

pełnymi chleba i sera. – Nie zdradzili mitego. Ale ochroniarze są wściekli. Niemogą pracować w nieskończoność.A teraz robią na dwie zmiany. Oni teżmają rodziny, wiecie. To nie tak miało

Page 476: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyglądać. I nie chcą brać udziałuw niczym nielegalnym.

Dziwnie wymawiała poszczególnesłowa – każde zdanie z odrobinę innymakcentem – i Allie dopiero po chwilizrozumiała, że Zoe przekazuje imdokładnie to, co powiedzieli jejochroniarze. Naturalna skłonnośćtrzynastolatki do precyzji wypowiedzisprawiała, że idealnie nadawała się naszpiega.

– Musimy się dowiedzieć, gdzie jątrzymają – stwierdziła Allie. – Isabellepewnie też tam będzie. Jak mam z nią

Page 477: Zagrożeni - Daugherty C.J.

porozmawiać, skoro nie mogę jejznaleźć?

Frustracja sprawiła, że podniosłagłos, ale natychmiast się opanowała.

– Znajdę ją – oznajmiła pewnieZoe. – Jeden z ochroniarzy mówił…

Otwarła szeroko oczy i Allieodwróciła się, żeby zobaczyć, o cochodzi.

Carter i Sylvain biegli przezjadalnię. Dziwnie było widzieć ichrazem, biorąc pod uwagę, jak bardzo sięnienawidzili. Teraz jednak wyglądalijak członkowie jednej drużyny,

Page 478: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przepychając się w idealniezsynchronizowany sposób przezzatłoczoną salę.

Za ich plecami powstało jakieśzamieszanie. Hałas narastał, a uczniowiesiedzący najbliżej drzwi zaczęliopuszczać jadalnię.

– Chodźcie! – Carter nie mógłzłapać oddechu. – Coś się dzieje.

Dziewczyny wymieniły zdumionespojrzenia, po czym pobiegły za nimi dodrzwi, gdzie spory tłum spowodowałzator.

Chwilę trwało, zanim przecisnęli się

Page 479: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na drugą stronę, a potem chłopcypoprowadzili je korytarzem w kierunkufrontowych drzwi, otwartych pomimozimnego, lutowego wiatru.

Allie zadrżała. Nie wyglądało todobrze.

Na podjeździe przed budynkiemszkoły błyszczał elegancki bentley.Potężnie zbudowany mężczyznaw dziwacznym stroju – częściowow mundurze, częściowo w liberii –szedł w stronę auta. W jednej ręcetrzymał walizkę od znanego projektanta.Drugą zaciskał na ramieniu szarpiącej

Page 480: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się dziewczyny.– To Caroline Laurelton. – Rachel

zrobiła przerażoną minę. – Co siędzieje?

– Naprawdę? – Zoe przepchnęła siędo przodu, próbując coś zobaczyć.

– Zostaw mnie! – Dziewczynaszarpała się w uścisku kierowcy, jejkrótkie, brązowe włosy sterczały nawszystkie strony, a tembr głosu wzniósłsię do krzyku. Ale mężczyzna miałponad sto osiemdziesiąt centymetrówwzrostu i wydawał się składaćwyłącznie z mięśni. Ona była drobna

Page 481: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i młoda. Nie miała szans.– Nie rozumiem… – Allie zwróciła

się do Sylvaina, który stanął obok.Zaciskał zęby, a w jego czach widaćbyło złość i obrzydzenie. – Co siędzieje?

– Rodzice zabierają ją ze szkoły.Przysłali kierowcę, żeby odwiózł ją dodomu – wyjaśnił, nie spuszczając oczuz dziewczyny, która w tej chwilirozpłakała się. – A ona nie chce jechać.

Spojrzał w bok. Allie poszła w jegoślady. Jeden z ochroniarzy Raja stałobok drzwi i przyglądał się całej scenie.

Page 482: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Pokręcił głową, patrząc w oczySylvaina.

Mieli się nie wtrącać.Tymczasem mężczyzna popychał

płaczącą dziewczynę do ogromnegosamochodu.

– To niewłaściwe – powiedziałaAllie do siebie.

– Wiem – zgodził się z gorycząSylvain.

Kierowca poprawił czapkę, złapałwalizkę i wrzucił ją na przedniesiedzenie. Potem, nie zwracając uwagina tłumek obserwujących go uczniów,

Page 483: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wsiadł za kierownicę i odjechał. Kiedysamochód zniknął w lesie, wszyscyzaczęli się kręcić w miejscu,rozmawiając podniesionym tonem,w którym pobrzmiewały jednocześnieniepokój i ekscytacja.

Zoe i Rachel stanęły obok Allie.– Dlaczego nikt go nie

powstrzymał? – Chciała wiedziećtrzynastolatka.

– Może się mylę, ale czy dla kogośjeszcze to wyglądało jak porwanie? –wtrąciła wściekła Rachel. Wszyscymilczeli. – Nie rozumiem, co się dzieje.

Page 484: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Gdzie jest mój tata!?Sylvain i Carter wymienili

porozumiewawcze spojrzenia. Carterwskazał głową drzwi za ich plecami.

– Wejdźmy do środka.Jadalnia była prawie pusta, kiedy

wrócili do swojego stolika. Odsunęlitalerze i ścisnęli się, mówiącprzyciszonymi głosami.

– Sprawa wygląda tak. RodziceCaroline Laurelton są w radzie –wyjaśnił Carter. – Nie przepadają zaLucindą. Krążą plotki, że dziś ranowystosowali pismo do pozostałych

Page 485: Zagrożeni - Daugherty C.J.

członków rady. Twierdzą, że Isabellei Lucinda rujnują szkołę i oni nie chcąbrać w tym udziału. – Wahał się przezmoment, po czym wyjawił ostatnią złąwiadomość. – Podobno nie tylko onichcą zabrać dzieci. Mówi się, żewszyscy odejdą.

Allie poczuła nagły ból w żołądku.– Kolejne przedstawienie –

westchnęła gorzko Nicole. – Rodzicegrają tą dziewczyną jak pionkiem. Nieobchodzą ich jej uczucia. Wykorzystująją, żeby przesłać wiadomość Nathanielado Isabelle.

Page 486: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Na tym chyba polega jego następnykrok. – Sylvain wyglądał na mocnoskupionego. – Podzielił już radę. Terazoni podzielą szkołę. Zaczęło się.

Jego słowa docierały do nichpowoli. Patrzyli na siebiez niedowierzaniem. Wszyscyzastanawiali się, co zrobi Nathaniel. Aletego nikt się nie spodziewał.

– Czy on ma rację? – Rachelspojrzała na Cartera. – Czy to wojna?

Przez długą chwilę chłopak nieodpowiadał. Potem zerknął w górę naSylvaina i skinął głową.

Page 487: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– To wojna.

[1] Syntetyczna żywność przyszłości wamerykańskim filmie science-fiction z 1973roku nakręconym na podstawie powieściHarry’ego Harrisona Przestrzeni, przestrzeni!.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 488: Zagrożeni - Daugherty C.J.

16

– Jeśli to jest wojna – stwierdziłaz namysłem Rachel – to Caroline niebędzie jedyna. Inni uczniowie równieżodejdą.

– Też tak myślimy – potwierdziłCarter.

– Nie rozumiem. – Zoe zmarszczyłabrwi. – Przecież instruktorzy musząo tym wiedzieć. Ale wszyscy gdzieśzniknęli.

– Co masz na myśli, mówiąc, że

Page 489: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zniknęli? – dopytywała Allie.– Od wczoraj nikt nie widział

Zelaznego, Jerry’ego, Eloise aniIsabelle – wyjaśniła dziewczynka. –Wszyscy o tym mówią. Jerry nie pojawiłsię na warsztatach. Zelazny miałprzeprowadzić dzisiaj dodatkowąlekcję, ale nie przyszedł. Po prostu… –Podniosła ręce w górę. – Zniknęli.

– W takim razie gdzie są?Nauczyciele nie rozpływają sięw powietrzu – zdenerwowała się Allie.

– Muszą być z Eloise – zauważyłSylvain. Carter skinął potakująco

Page 490: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głową. – Raj ją przesłuchuje gdzieśz dala od budynku, bo nie chce, żeby imprzeszkadzano.

Zoe ożywiła się.– Znajdźmy ich i powiedzmy, co się

dzieje.– To, co mnie przeraża… A jeśli

tego właśnie chciał Nathaniel? –zastanawiała się na głos Rachel. – Możewrobił Eloise? Im większy chaos, tymlepiej dla niego.

– Nie mógł tego zrobić – pisnęłażałośnie Allie. – To ja oskarżyłamEloise. Nikt mnie nie zmuszał.

Page 491: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Myślę, że Allie ma rację –odezwała się Nicole. – Nathaniel tylkoskorzystał z okazji.

– Tak – potwierdził Sylvain. –Dowiedział się, że oskarżono Eloise,więc postanowił uderzyć.

– Sprytny manewr – zauważyłaFrancuzka. – Uderzyć teraz, kiedywszyscy nauczyciele są zajęci.

Rachel zmarszczyła brwi.– Zaraz, a skąd wiesz, co jej rodzice

powiedzieli radzie?– Od Katie – odparł Sylvain

z wyraźnym niesmakiem na twarzy. –

Page 492: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wszystkim o tym opowiada.Cała grupa jęknęła. Wiedzieli, że

rodzice Katie Gilmore są aktywnymiczłonkami rady szkoły.

– Ale skąd ona o tym wie? – drążyłaAllie. – Musiałaby mieć telefon.

Sylvain uniósł brwi.– Dobre pytanie. Porozmawiam

z nią. Widziałem ją właśnie na dworze,więc nie mogła odejść daleko. Dowiemsię, co jeszcze może nam zdradzić.

Kiedy odszedł, zaczęli sięzastanawiać nad następnym ruchem. Bezskutku.

Page 493: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Musimy coś zrobić –zniecierpliwiła się Zoe. – Odnaleźćnauczycieli i powiedzieć im, co siędzieje.

– Jak? – dopytywał Carter. – W tejchwili nie mamy nawet informacji, gdziesą.

Nicole zerknęła na dziewczynkę.– Może zrobimy małą rundkę po

dworze? Zobaczymy, czy nie uda namsię czegoś znaleźć

– Porozmawiam z ochroniarzami. –Rachel wstała. – Może powiedzą mi cośze względu na tatę.

Page 494: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziewczyny wyszły szybko,szczęśliwe, że mają przed sobą wyraźnycel. Carter i Allie zostali sami.

– Hm… A my co robimy? – spytała,zwijając serwetkę w ciasny węzełek.

– Musimy się dowiedzieć, conaprawdę się dzieje i ile wiedząnauczyciele.

– Jak?Uśmiechnął się z niebezpiecznym

błyskiem w oczach.– Mam pewien pomysł.

Page 495: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Tego popołudnia Allie znówznalazła się przed biurem Isabelle. Tymrazem nie była sama. Oparła się o ścianęw pozie udawanej obojętnościi skrzyżowała ręce na piersiach. Carterstanął naprzeciwko, plecami do drzwigabinetu, pogwizdując fałszywie.

Od czasu do czasu patrzył na niąi podnosił pytająco brwi. Za każdymrazem kręciła głową.

Jeszcze nie teraz.Wiedziała z doświadczenia, że na to,

co planował zrobić, wystarczyłaby muminuta. Ale jeśli ktoś go zauważy,

Page 496: Zagrożeni - Daugherty C.J.

konsekwencje będą katastrofalne.Musiała być pewna, że Carter jestbezpieczny.

W końcu w holu zrobiło się pusto.Wykręcając szyję, Allie sprawdziłaschody i korytarz za nimi. Pusto.Odwróciła się i spojrzała na chłopaka.Czekał gotowy do akcji.

– Teraz – rzuciła.Pochylił się nad zamkiem u drzwi

i zwinnie wsunął do dziurki błyszczącą,metalową spinkę. Allie stanęła obok,żeby go zasłonić i mieć na widoku całykorytarz.

Page 497: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Wciąż czysto? – zapytał, niepodnosząc głowy. Dziewczynapopatrzyła w dół. Musiała przyznać, żejego spokój, nawet pod taką presją,robił na niej duże wrażenie.

– Uhm.Trzask otwieranego zamka zabrzmiał

jak wystrzał armatni.– Naprawdę powinni wymienić ten

mechanizm – stwierdził cicho Carter. –Każdy sobie z nim poradzi.

Wsunęli się do środka i zamknęlidrzwi.

Z braku okien w gabinecie panowały

Page 498: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kompletne ciemności. Wszystkiedźwięki dobiegające ze szkoływydawały się przytłumione. Cisza byładenerwująca. Allie ledwo widziałaCartera, ale słyszała jego spokojnyoddech.

Zdjęła sweter i upchnęła gow szparze pod drzwiami.

Chłopak lawirował ostrożniepomiędzy meblami, aż wreszcie namacałwłącznik mosiężnej lampki stojącej nabiurku. Nagle zrobiło się jasno.

Spojrzał na Allie w żółtym świetlei wskazał ręką na biurko.

Page 499: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Zacznijmy tutaj.Wielkie, mahoniowe biurko

dyrektorki jak zwykle zawalone byłostosami papierów. Przejrzeli jepospiesznie, szukając czegokolwiek natemat Eloise i Nathaniela. Jakiejkolwiekwskazówki odnośnie tego, co się działo.

Nie mieli pojęcia, kiedy dyrektorkawróci ani gdzie jest, więc musielidziałać szybko. Gdyby ktoś ich złapał, tobyłby koniec.

Pracowali w ciszy przez dziesięćminut. Większość dokumentów okazałasię wypracowaniami z angielskiego,

Page 500: Zagrożeni - Daugherty C.J.

resztę stanowiły zwyczajne szkolnepapiery, rachunki i sprawozdania. Nicprzydatnego.

Allie otwarła teczkę, w której byływyłącznie rachunki za prąd i wodę,kiedy Carter gestem przywołał ją dosiebie.

– Tutaj.Spojrzała w jego stronę. Trzymał

w ręku dokument zapisany odręcznympismem.

– Co to jest?Zbliżył papier do światła, by też

mogła zobaczyć.

Page 501: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– To oskarżenia przeciwko Eloise.Na kartce znajdowała się

ponumerowana lista zarzutów, zapisanakwadratowym, precyzyjnym pismem.Większość sprowadzała się do tego, żebibliotekarka nie potrafiła potwierdzićmiejsca swojego pobytu w czasieataków, utrzymując, że była wtedy sama.

– Popatrz na to – szepnęła Allie,wskazując na tekst. – Zupełnie pomijafakt, że nie mogła się dostać do kaplicyi zapalić świeczek, zanim my tamdotarłyśmy.

– To pismo Zelaznego – powiedział

Page 502: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Carter głucho.– Myślisz… – Spojrzała

z powątpiewaniem.Wzruszył ramionami i zacisnął usta.– Jeśli ją oskarża… Trzeba się

zastanowić, czy nie może czegoś w tensposób zyskać. Prawdziwy szpieg wie,że to nie ona.

Jego słowa sprawiły, że Alliepoczuła to samo, co wcześniej – jakbyjej kręgosłup zamienił się w sopel lodu.Zadrżała.

– Po prostu… trudno to sobiewyobrazić. Zelazny wydaje się taki

Page 503: Zagrożeni - Daugherty C.J.

lojalny.W świetle stojącej na biurku lampki

ciężko było rozszyfrować, co się kryjew oczach Cartera.

– Nikomu już nie ufam – stwierdził.Niepewna, co odpowiedzieć, Allie

skupiła się ponownie na papierach nabiurku.

Nauczyciel historii był opryskliwy,owszem, i kurczowo trzymał się zasad.Ale zawsze sprawiał wrażenienajbardziej godnego zaufania zewszystkich wykładowców. Tego, naktórym można było polegać. Całkowicie

Page 504: Zagrożeni - Daugherty C.J.

lojalnego wobec szkoły.Nie wierzyła, że to możliwe.

Kręciło jej się od tego w głowie.Przeglądała pobieżnie wyciągi z kontaszkoły, kiedy nagle coś zwróciło jejuwagę. Podniosła kartkę do światła.

– Carter – szepnęła. – To dziwne.– Co takiego?– Po prostu… Czy my jesteśmy

spłukani?– Spłukani? – Zmarszczył czoło,

sięgając po papier. – Co masz na myśli?– Spójrz tutaj… – Wskazała na

ostatnią linijkę. – Tu jest napisane, że

Page 505: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szkoła ma minus trzysta siedemdziesiątcztery tysiące funtów na swoim koncie.To spory debet.

Przejrzał szybko dokumenti potrząsnął głową.

– Nie rozumiem – stwierdził. – Toniemożliwe.

Allie sprawdziła kolejne pismo.– Poczekaj. Popatrz na to.Przeczytała na głos:

Ponieważ niemal połowarodziców nie uregulowała opłatw tym semestrze, wpłaciłam na

Page 506: Zagrożeni - Daugherty C.J.

konto Cimmerii niezbędnefundusze, żeby uzupełnić różnicę.Tym niemniej oznacza to, żeNathaniel planuje atak w tymsemestrze. Musimy zwiększyćwysiłki mające na celupowstrzymanie jego grupy, zanimto się stanie. Inaczej szkoła możetego nie przetrwać. I stracimyorganizację.

Pod listem widniał zamaszystypodpis Lucindy.

– Czyli wiedzieli, że to się stanie –

Page 507: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stwierdziła Allie. – Dlatego wszyscymieli nadzieję, że udało się złapaćszpiega.

Carter spojrzał na nią.– Myślą, że to ich jedyna szansa.Kiedy sięgnął po list, żeby

przeczytać go ponownie, zetknęli siępalcami. Przeskoczyła między nimielektryczna iskra i Allie odskoczyła,upuszczając papier na podłogę.

– Przepraszam – powiedzielijednocześnie, schylając się po dokumenti zderzając czołami z głuchymstuknięciem.

Page 508: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie złapała się za głowę, niewiedząc, czy się śmiać czy płakać.Zatoczyła się do tyłu. Carter trzymał sięza skroń.

– Wszystko w porządku?– Nic mi nie jest. – Roześmiała się

z zażenowaniem, chociaż głowa pękałaod tego niefortunnego uderzenia. Sunącpalcami po włosach, poczuła, że rośniejej guz. Syknęła z bólu. Chłopak zrobiłzaniepokojoną minę.

– Co się stało? Pozwól mi zobaczyć.– Nie, nic mi się nie stało,

naprawdę… – zaprotestowała, ale on

Page 509: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pokręcił stanowczo głową.– Chodź. Pozwól zerknąć doktorowi

Carterowi. – Przysunął lampkęi rozdzielił jej włosy, delikatniedotykając skóry. Gwizdnął cicho. – Guzwielki jak jajko, Sheridan.

– Przeżyję, doktorze? – Spojrzałaz ironią.

Uśmiechnął się, mrużąc oczy.Tak właśnie czuła się przy nim

kiedyś – swobodnie i naturalnie.Chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie.Ale Carter jakby nagle przypomniałsobie, z kim jest, bo odchrząknął, zrobił

Page 510: Zagrożeni - Daugherty C.J.

krok do tyłu i postawił lampkę namiejsce. Kiedy odezwał się ponownie,ton jego głosu był znacznie chłodniejszy.

– Lepiej się pospieszmy. Sprawdziszszuflady?

– Hm… tak. – Przeszła na drugąstronę biurka, pochylając głowę, żebynie mógł zobaczyć rumieńców na jejpoliczkach. To było strasznie trudne.Czy nie mogli po prostu wciąż sięprzyjaźnić?

Z westchnieniem pociągnęła zauchwyt w górnej szufladzie.

Zamknięta. Kolejna również.

Page 511: Zagrożeni - Daugherty C.J.

I wszystkie pozostałe.– Nic z tego – oznajmiła.– Ja… – zaczął Carter i nagle

zamilkł.W tej samej chwili usłyszeli jakiś

dźwięk. Allie zamarła, wbijając wzrokw drzwi.

Ktoś próbował wejść do środka.Carter bez słowa złapał ją za rękę

i przyciągnął do siebie, po czym zgasiłświatło na biurku.

Gabinet pogrążył sięw ciemnościach.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 512: Zagrożeni - Daugherty C.J.

17

Allie wstrzymywała oddech, kucającnisko pod biurkiem Isabelle. Niczegonie widziała, ale czuła, że Carter jest tużobok.

Ktokolwiek próbował dostać się dośrodka, wyraźnie miał z tym problem.Klamka ponownie się poruszyłai usłyszeli zgrzyt metalu o metal.

– Ma klucz – szepnął Carter niemalniedosłyszalnie. Oboje nawet niedrgnęli.

Page 513: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Przez jakiś czas słychać byłochrobotanie. Potem nagle zamilkło.

– Nie pasuje – usłyszeli stłumionygłos. – Musiała dać nam niewłaściwyklucz.

To był głos mężczyzny. Po chwilidołączyły do niego inne.

Allie modliła się w duchu, żeby niemieli dobrego klucza. Jeśli otworządrzwi, natychmiast ich znajdą. Samamyśl sprawiła, że zadrżała. Gdyby ichteraz złapali, wszystko przepadło.

Ale rozmowa na zewnątrz stopniowocichła. Dziewczyna wstrzymała oddech,

Page 514: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uważnie nasłuchując. Żadnego dźwięku.Nie ruszyli się jeszcze przez minutę.– Chyba poszli – szepnął w końcu

Carter. – Powinniśmy znikać, zanimwrócą.

Wstali ostrożnie, zachowując się jaknajciszej. Carter trzymał rękę na jejłokciu, pomagając przejść przez ciemnypokój w stronę drzwi. Nie musiał tegorobić – Allie dobrze znała gabinet. Aledzięki temu czuła się bezpieczniej. Niechciała, żeby puszczał.

Zatrzymali się przy drzwiach i Alliespojrzała na cień stojącego obok niej

Page 515: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chłopaka. Tak bardzo pragnęła znaleźćsłowa, mogące sprawić, że wszystkiezłe rzeczy, które się między nimiwydarzyły, po prostu przestałyby istnieć.Dzięki temu mogliby znów zostaćprzyjaciółmi.

Ale nie było takich słów.– Gotowa? – spytał.Podniosła podbródek.– Tak.Otwarła drzwi i wyszła na

oświetlony korytarz.

Page 516: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dowiedzieliśmy się, że trzymają jągdzieś indziej – szepnęła Nicole.

– A coś więcej? – Carter zapytałzbyt głośno. Siedzący obok uczeńspojrzał na niego znad podręcznika dofizyki.

– Carter – napomniał go cichoSylvain. – Może trochę dyskretniej?

Allie spodziewała się, że Carterzabije go wzrokiem albo rzuci jakiśwredny komentarz. Ale on po prostuskinął głową.

Zmarszczyła czoło, przyglądając siętej dwójce. Coś się między nimi

Page 517: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zmieniło, kiedy odcięła się od nich. Niebyli już wrogami. Nie zachowywali sięjak przyjaciele, ale najwyraźniejnawiązali jakieś porozumienie. Stalisię… sojusznikami.

Carter odezwał się ponownie, tymrazem ciszej.

– Przepraszam, Nicole. Mów dalej.Zebrali się w najdalszym kącie

świetlicy. Rozsiedli się na krawędziachkanapy i foteli, pochyleni ku sobie, bylepiej słyszeć, co mówią pozostali. O tejporze wokół pełno było uczniów,śmiertelnie znudzonych relaksem.

Page 518: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Niektórzy grali w gry planszowe, inniczytali książki albo plotkowali.

Hałas wokół był wystarczającoduży, żeby mogli spokojnie rozmawiać.

– Poczekaj – wtrącił Sylvain, zanimNicole znów się odezwała. –Udawajmy, że dyskutujemy o czymściekawym. Na przykład o piłce nożnej.

– Piłka nożna jest nudna – zauważyłaRachel.

Chociaż sytuacja wciąż była złai nadal nie rozwiązali problemu, samfakt, że nareszcie coś robili, sprawiał,że atmosfera odrobinę się rozluźniła.

Page 519: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Coś już wiedzieli. Działali, prowadziliśledztwo i zdobywali nowe informacje.

Sylvain westchnął zmartwionyi wyciągnął spod stojącego obok stolikawypolerowane, mahoniowe pudełkoszachów. Zaczął rozkładać figury naszachownicy namalowanej bezpośredniona blacie. Czarne po prawej, białe polewej stronie.

Spojrzał na Allie i wskazał jejgestem, żeby usiadła naprzeciwko napodłodze. Po krótkim wahaniu zrobiłato, o co ją prosił.

– Możemy rozmawiać

Page 520: Zagrożeni - Daugherty C.J.

o czymkolwiek – wyjaśnił. – O ilebędziemy wyglądali tak samo jakwszyscy. Ludzie widzą to, co chcąwidzieć.

Kiedy podniósł wzrok, w jegooczach błysnął odbity promień światła.

– Nie grałam w szachy odkąd… –Allie zamilkła. Sięgnęła poceramicznego pionka: był zimny. Miałkolor śniegu. – Moją poprzedniąpartnerką była Jo.

– Pamiętam. – Współczucie w głosieSylvaina sprawiło, że poczuła sięjednocześnie lepiej i gorzej. – Graj

Page 521: Zagrożeni - Daugherty C.J.

białymi. – Odwrócił się dopozostałych. – Udawajcie, żerozmawiacie, patrząc na naszą grę.I starajcie się mówić cicho. – Znówspojrzał na Allie i uśmiechnął sięzachęcająco. – Twój ruch.

Widząc, że mówi poważnie, Allieprzez chwilę trzymała rękę nadszachownicą. Potem wybrała pionkai przesunęła go o jedno pole do przodu.Sylvain natychmiast skontrował swoim.

– Trzymają Eloise w jednym zestarych domów dla pracowników. –Rachel odezwała się cichym, spokojnym

Page 522: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głosem. – Widziałyśmy, jak Raj, Jerryi reszta bandy wracali do szkoły,a potem znów wychodzili. Zoe ichśledziła.

Allie zamarła w połowie ruchu,zapominając o trzymanej figurze.

– Sama? Czy to bezpieczne?– Oczywiście – warknął Carter,

zanim Zoe zdążyła się odezwać. –Nauczyciele by jej nie skrzywdzili.

Niepotrzebnie przyjął tak ostry ton.Allie rzuciła mu pełne wyrzutuspojrzenie i wróciła do gry.Najwyraźniej to, co wydarzyło się parę

Page 523: Zagrożeni - Daugherty C.J.

godzin temu w gabinecie Isabelle, jużminęło.

Postawiła swoją figurę pozazasięgiem pionka przeciwnika.

– Nieważne – szepnęła tak cicho, żeusłyszał ją tylko Sylvain. Uśmiechnął siędo niej konspiracyjnie, a onaodpowiedziała tym samym.

– Powiedz im, czego siędowiedziałaś – Nicole cicho zwróciłasię do Zoe.

– Nie trzymają jej w domku panaEllisona, tylko w innym, niedalekostawu w lesie. Trochę zapuszczony

Page 524: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i nieźle zarośnięty. – Przyglądała sięz uwagą szachownicy. – Źle ruszaszgońcem, Allie.

Dziewczyna spojrzała zmieszana nafigurkę w biskupiej mitrze,zastanawiając się, jaki jest właściwysposób jej ruchu.

– Znam to miejsce – stwierdziłCarter. – Kiedyś mieszkali tampracownicy, ale kilka lat temu z jakiegośpowodu przestali go używać. Chybawymagał remontu, ale Isabelle nigdy siędo tego nie zabrała.

– Widziałaś Eloise? – Rachel

Page 525: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pochyliła się w stronę Zoe. – Jak ona sięczuje?

Zoe potrząsnęła głową.– Tylko ją słyszałam. Wszyscy

weszli do środka i podsłuchałam, jakrozmawiają. Powiedzieli, że klucz niepasuje. Kilka razy prosili jąo właściwy. – Rozejrzała się dookoła. –Co to znaczy?

Sylvain przesunął królową o czterypola do przodu.

– Mieli klucz, którym próbowaliotworzyć drzwi gabinetu – wyjaśniłCarter. – Byliśmy wtedy w środku.

Page 526: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Przestraszyli nas, ale nie zdołali wejść.– Ale co to znaczy? – zastanawiała

się Rachel. – Dlaczego to takie ważne,że klucz nie pasował?

Allie nagle przypomniała sobiebibliotekarkę stojącą przed drzwiami.

– Eloise miała klucz do gabinetuIsabelle – wyjaśniła. – Widziałam gow jej dłoni. To dlatego pomyślałam, żejest szpiegiem. Powiedziałam im o tym.

– Pewnie teraz go szukają –stwierdziła z namysłem Nicole. – Chcąsię upewnić, że jest bezpieczny, żebynikt nie mógł go użyć.

Page 527: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Ale ona dała im zły klucz. – Carterbył zaskoczony. – Dlaczego?

– Może już nie ma właściwego? –zasugerowała Rachel.

– To kto go ma? – Chciał wiedziećSylvain.

Nikt nie znał odpowiedzi.– A wy co znaleźliście w biurze? –

przerwała ciszę Rachel.Allie pozwoliła Carterowi

opowiedzieć o tym, czego siędowiedzieli. Kiedy skończył, pozostaliwyglądali na oszołomionych.

– Cały czas wiedzieli, że to się

Page 528: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stanie? – Rachel nie ukrywałazdumienia.

– Skoro otrzymali tylko połowępieniędzy, których się spodziewali odrodziców, to znaczy, że połowa uczniówteraz odejdzie? – dociekała Nicole.

– Uważam, że na tym polega planNathaniela – wyjaśnił Sylvain. –Podzielić szkołę, zmuszając członkówrady, żeby opowiedzieli się po którejśze stron. Myśli, że pójdą za nim.

Królowa i król Sylvaina osaczyłykróla Allie. „Jak on to u diabła zrobił?”

– Szach – mruknął, unosząc brew.

Page 529: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie wpatrywała sięw szachownicę, ale nie wiedziała, jakmogłaby się z tego wyplątać.

– Cholera.– A co, jeśli nasi rodzice spróbują

nas stąd zabrać? – spytała przytomnieZoe.

– Zaciągnęli Caroline dosamochodu. – Rachel pobladła. – Chybanie zrobią tak z połową uczniów?

– Ale jak możemy ichpowstrzymać? – westchnęła Allie.

Sylvain wziął odrzuconego pionka.Trzymając w dłoni białego skoczka,

Page 530: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyglądał mu się przez chwilęw zamyśleniu. Potem podniósł figurkędo góry.

– Możemy ich ostrzec.

Pomysł Sylvaina wywołałpowszechny protest. Jak mieliby tozrobić? W ten sposób tylko się ujawnią.Jak wyjaśnić, skąd mają te informacje?Nie mogą przecież wysłać wszystkimanonimowych maili. Jeśli zaczną mówićludziom, nauczyciele natychmiast sięo tym dowiedzą.

Wreszcie Rachel znalazła

Page 531: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rozwiązanie.– Nigdy nie lekceważ potęgi plotki –

stwierdziła po prostu.Wszyscy popatrzyli na nią

z wyraźnym niezrozumieniem natwarzach.

– Nie ogarniam. – Nicole rozejrzałasię w poszukiwaniu kogoś, kto mógłbyjej to wyjaśnić.

Carter wpatrywał się w Rachel.– Ooo, to jest wyjątkowo

przebiegłe… – Najwyraźniej pojął, codziewczyna miała na myśli. – Powiemyplotkarzom, a oni puszczą to w świat.

Page 532: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dokładnie tak – potwierdziłaRachel. – Niby przypadkiem zdradzimypięciu największym plotkarzom w całejszkole, co robi Nathaniel, i ostrzeżemyprzed tym, że rodzice mogą ich zabrać. –Popatrzyła na nich wyczekująco, alewciąż nie byli przekonani. Wywróciłaoczami. – Oni powiedzą całej reszcie…Och, dajcie spokój! To lepsze niżFacebook. Do wieczora wszyscy będąo tym mówić, a nikt nie będzie w staniedojść źródła tych plotek.

Grupa wymieniła się spojrzeniami,przyjmując to do wiadomości.

Page 533: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– I co wtedy? – Nicole zadałapytanie, które nie dawało im spokoju.

– Wtedy będą mogli wybrać –stwierdził Sylvain. – Co będzie później,to już zależy od nich.

– Ale co tak naprawdę moglibyzrobić? – drążył Carter. – Uciec?

– Mogliby uciec – potwierdziłaAllie. – Albo walczyć.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 534: Zagrożeni - Daugherty C.J.

18

Następnego ranka przed szóstą Allieznalazła się znowu w lodowatym,ogrodzonym murem ogrodzie. To byłpierwszy dzień, kiedy wbrewwszystkiemu musieli udawać, że nic sięnie dzieje. Z nerwów i podekscytowaniażołądek ścisnął jej się w supeł. Dzisiajmieli zrealizować swój plan.

Zaabsorbowana całą akcją niemalzapomniała o tym, że ma do wykonaniadodatkową pracę, ale kiedy rozchodzili

Page 535: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się do swoich sypialni poprzedniegowieczoru, Carter zawołał za nią:

– Do zobaczenia bladym świtemw ogrodzie…

Stanęła jak wryta, patrząc na niegoz niedowierzaniem.

– Poważnie? Myślisz, że Isabellenaprawdę spodziewa się, że będziemytyrać przed lekcjami, skoro tyle siędzieje? – Zatoczyła wokół rękąz irytacją.

– Hm… Tak? – Spojrzał na nią,wyraźnie dając do zrozumienia, żebyprzestała udawać naiwną. – Dostałaś

Page 536: Zagrożeni - Daugherty C.J.

karę na czas nieokreślony. Doodwołania. Isabelle nie będzieszczęśliwa, jeśli nie przyjdziemyz powodu katastrofy, o której nikt namnawet nie powiedział.

– Dobrze. – Ruszyła za resztądziewczyn, tupiąc głośno na schodach. –Przecież nie mam nic lepszego doroboty.

– Ja też jestem raczej zajęty,wiesz? – przypomniał, ale nawet się nieobejrzała.

Ściskając w ręku latarkę, wśliznęłasię przez otwartą bramę do ogrodu.

Page 537: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Pogoda trochę się poprawiła i nie byłotak zimno, a zamarznięta ziemia zmieniłasię w lepkie błoto. Brnęła przez nie,myśląc o szpiegach i Nathanielu orazszukając pana Ellisona.

Znalazła go na skraju sadu.Pracował, pogwizdując pod nosem.

– Pierwszy pracownik to najlepszypracownik – stwierdził radośnie napowitanie. – Jak się dzisiaj czujesz?

– Dobrze. – Wyprostowała się.– To całe szczęście. – Wyniósł

z otwartej szopy pokaźną stertęsprzętu. – Dzięki temu wszyscy mają się

Page 538: Zagrożeni - Daugherty C.J.

lepiej. Jeśli tobie jest dobrze, to ludziomwokół również.

Allie nieświadomie zmarszczyłaz niedowierzaniem nos, aż pan Ellisonpogroził jej palcem.

– To prawda. Spróbuj, jeśli mi niewierzysz. Sama zobaczysz.

– W porządku… – powiedziała, alenie zabrzmiało to przekonująco.

– Dziś czeka cię praca w sadzieowocowym. – Podał jej grabiei sekator. – Przygotujesz krzaki nanadejście wiosny. Chodź za mną, pokażęci, co robić.

Page 539: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ruszyli na tyły ciemnego ogrodu.– Gdzie Carter? – zapytała,

przeskakując nad błotnistą górką.Mężczyzna zrobił groźną minę.– Spóźnia się, jak widzisz.– Och.Ogrodnik pokazał jej, jak odróżnić

bezlistne krzaki borówek od krzakówjeżyn. Nagle usłyszeli ciężkie, szybkiekroki. Oboje się odwrócili. Pan Ellisonstanął przed nią, zanim Alliezorientowała się, co zamierza zrobić.W ręku trzymał ciężką, żelazną motykę,zupełnie jakby nie ważyła więcej niż

Page 540: Zagrożeni - Daugherty C.J.

długopis.Ogrodnik był bardzo wysoki, miał

prawie dwa metry wzrostu i zawszeporuszał się ociężale. Teraz jednaksprawiał wrażenie zwinnego i pełnegogracji. Poczuła jednocześnie podziwi niepewność. Czy nikt w Cimmerii niebył tym, kim się wydawał?

Sekundę później mężczyzna rozluźniłsię i Allie usłyszała, jak mruczy podnosem:

– Co z tobą nie tak, chłopcze?Stanęła na palcach i zobaczyła

Cartera, gnającego przez błoto. Jego

Page 541: Zagrożeni - Daugherty C.J.

latarka mrugała słabo.– Przepraszam – wysapał, stając

przed nimi. – Zaspałem.– Spóźniłeś się. – Pan Ellison

powiedział to z takim obrzydzeniem,jakby zarzucał mu zdradę.

Allie przyglądała sięz niedowierzaniem. Carter zwiesiłgłowę.

– Przepraszam, Bob – kajał się. –Mogę przyjść później i nadrobić.

– Jeszcze zobaczymy – mruknął podnosem ogrodnik. Ale wydawał sięudobruchany skruchą chłopaka i wkrótce

Page 542: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zostawił ich samych.Wahania nastroju Cartera

poprzedniego dnia sprawiły, że Alliepostanowiła podejść do niego ostrożniei z dystansem. Nie wiedziała, co dziejesię w jego głowie, ale nie chciałapozwolić, żeby traktował ją jakzabawkę, kiedy mu to akurat pasowało.Albo się przyjaźnili, albo nie.

Praca nie była łatwa – kolce nakrzakach jeżyn raniły jak małe sztylety.W podstępny i złośliwy sposóbprzebijały się przez rękawiczkii ubrania.

Page 543: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Auć, ty cholerna, wstrętna,głupia… roślino! – Zerwała rękawiczkęi przyjrzała się kropelce krwi, którapojawiła się na palcu. – Już nigdy niespojrzę na jeżyny. Wredne, małe dranie.

– Wszystko w porządku? – Carter,który zbierał przycięte gałęzie, żeby jepotem spalić, przyglądał jej sięz mieszaniną niepokoju i rozbawienia.

Pierwszy raz odezwał siębezpośrednio do niej, więc spojrzałaz zaskoczeniem. Szybko jednak siępozbierała i wzruszyła nonszalanckoramionami.

Page 544: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Przeżyję. Nie słyszałam, żebyktokolwiek został zakłuty na śmierćkolcami jeżyn.

– Przynajmniej o ile namwiadomo… – zauważył Carter.

– Może przemysł jeżynowyzatuszował te wypadki.

Włożyła z powrotem rękawiczkę,myśląc o reakcji pana Ellisona sprzedparu minut.

– Czy pan Ellison jest w NocnejSzkole?

Carter spoważniał.– Tak i nie. – Rozejrzał się wokół,

Page 545: Zagrożeni - Daugherty C.J.

by się upewnić, czy ogrodnik nie stoinigdzie w pobliżu. – Kiedyś był.Chodził do tej szkoły. Studiowałfilozofię w Oksfordzie. Potem pracowałw Londynie w jednym z dużych banków.Później coś się stało, coś złego.

Allie próbowała wyobrazić sobiepana Ellisona w garniturze, młodegoi eleganckiego, Wydawało się to niemalniemożliwe. Nigdy nie widziała gow niczym innym niż ciemnozieloneogrodniczki. Zawsze miał ubrudzoneręce.

Patrzyła na Cartera, z nadzieją, że

Page 546: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powie coś więcej.– Wiesz, co się stało?– Powiedział mi tylko, że popełnił

błąd i wiele osób na tym ucierpiało.Musiało to być coś okropnego, bozrezygnował i nigdy nie wrócił dopracy. – Rzucił długą gałąź na kupkękompostu. – Nigdy sobie nie wybaczył.

Myśl, że można popełnić jedenbłąd – tylko jeden – który spowoduje, żecałe twoje życie legnie w gruzach, byłaprzygnębiająca. Allie skupiła sięponownie na tym, co działo się tu i teraz.Czy ktoś właśnie nie popełnił tego

Page 547: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rodzaju błędu? Była niemal pewna, żetak.

– Zastanawiam się… – odezwałasię.

– Myślę… – powiedział w tej samejchwili Carter.

Oboje zamilkli i zachichotaliz zakłopotaniem.

– Przepraszam. – Machnął w jejstronę gałązką. – Ty pierwsza.

– To nic takiego. Zastanawiałam siępo prostu, jak się czuje Eloise, siedząctam sama. Czy się boi?

– Po pierwsze, na pewno nie jest

Page 548: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sama – wyjaśnił. – Nie zostawiliby jej,chociaż pewnie ona by tego chciała.A po drugie… – Spojrzał na niąuważnie, jakby próbując zdecydować,ile może zdradzić. – Nie przywiązuj sięzanadto do myśli, że Eloise jestniewinna, tylko dlatego, że Nicole takuważa.

Patrzyła na niego ze ściśniętymgardłem, czując narastającą panikę.

– Czekaj. Chyba nie uważasz, że onanaprawdę jest szpiegiem?

– Nie wiem. Wydaje mi się tylko, żeteoria Nicole nie udowadnia jej

Page 549: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niewinności. Nie zakładałbym, że napewno tego nie zrobiła.

– Dlaczego nie? – Przybraładefensywny ton. – Nie mogłazaaranżować sceny w kaplicy, prawda?Nie sama.

Nie zdawała sobie sprawy z tego,jak bardzo przekonanie, że Eloise jestniewinna, było jej potrzebne. Chciałaznów w to wierzyć.

Ale jego spojrzenie pozostawałogorzkie jak ciemna czekolada.

– Ponieważ nikt tutaj nie jestnaprawdę niewinny, Allie. Chyba już to

Page 550: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odkryłaś?– Czyżbyście gadali zamiast

pracować?Nadejście pana Ellisona sprawiło,

że nie mogła odpowiedzieć Carterowi.Przeniosła wzrok. Ogrodnik szedłszybko w ich stronę, a jego zieloneciuchy były już ubrudzone błotem.Świadomość tego, co mu się przytrafiło,sprawiała, że lubiła go jeszcze bardziej.Cierpienie wywoływało bliskość.Wiedziała, że będzie musiała późniejporozmawiać z Carterem i udowodnićmu, że się myli. Eloise nie była

Page 551: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szpiegiem.

Allie przetrwała lekcje z ledwoskrywaną niecierpliwością. Żadenz instruktorów Nocnej Szkoły niepojawił się na swoich zajęciach. Kilkunauczycieli z innych klas przejęło ichobowiązki, przez co lekcjeprzeprowadzono niedbale i irytująco.

Rozeszła się też informacja, żetreningi Nocnej Szkoły zostałychwilowo zawieszone – bez podaniaprzyczyny.

Tego wieczoru Allie i Rachel stały

Page 552: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na półpiętrze, udając, że swobodnierozmawiają. Nagle Rachelwyprostowała się.

– Obiekt w zasięgu wzroku. Nagodzinie szóstej. Przygotować się dowalki.

– Tak jest, kapitanie! – Alliespojrzała w tę samą stronę, coprzyjaciółka. Jasnoczerwona grzywawłosów Katie sprawiała, że łatwo byłoją zobaczyć z daleka. Szła właśnie poschodach w towarzystwie swoichidealnych przyjaciółek. – Co takiegosłyszałaś? – spytała Allie nieco zbyt

Page 553: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głośno.Rachel czekała z odpowiedzią, aż

Katie znalazła się niemal na tej samejwysokości, co one.

– Połowa dzieciaków będziemusiała odejść. I nikt nie wie kto.Będzie tak samo jak z Caroline, tylko storazy gorzej.

– To okropne! – Allie symulowaławstrząs. – Co możemy zrobić?

Katie zatrzymała się tak gwałtownie,że dwórki musiały zrobić krok do tyłu,żeby nie wpaść jej na plecy, ale onamachnęła na nie z irytacją palcami.

Page 554: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Idźcie już. Dołączę do was.Wahały się przez chwilę, po czym

poszły dalej. Kiedy znalazły się pozazasięgiem głosu, Katie odwróciła się doRachel.

– Co mówiłaś przed chwilą,kujonko?

Porzucając pozory, Rachelopowiedziała jej, co wiedzieli.Dziewczyna słuchała, oparta o ścianę.Z każdym kolejnym zdaniem odchylałagłowę do tyłu, aż w końcu stuknęła niąo boazerię.

– A więc o to im chodzi. –

Page 555: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Pobladła. – Mogłam się domyślić, kiedyCaroline odeszła. Dlaczego byłam takagłupia?

Allie zmarszczyła brwi.– Im? To znaczy?– Moim rodzicom. Ich plan polega

oczywiście na tym, żeby wyciągnąć mniez Cimmerii i zrujnować mi życie! –Odwróciła się do Allie. – Próbowałamcię ostrzec, że coś się dzieje. Że Lucindaprzegrywa. Ale nie słuchałaś.

– Poczekaj – drążyła Allie. – Twoirodzice są po stronie Nathaniela?

Katie spojrzała na nią

Page 556: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z wściekłością.– Oczywiście, że tak. Nie bądź

śmieszna. Wiesz w ogóle, co się wokółciebie dzieje?

– A ty?Jej bezpośredniość była dla Katie

zaskoczeniem. Potrząsnęła głową takmocno, że jej rude włosy zaczęły siękołysać.

– Nie. Nigdy.– Co zrobisz, jeśli kogoś po ciebie

przyślą? – spytała Rachel.Przez chwilę nie odpowiadała.

Kiedy wreszcie się odezwała, w jej

Page 557: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głosie pojawiło się zmęczenie.– Nie wiem. Ale będą musieli mnie

zabić, żeby mnie stąd wyciągnąć. Niedam się wywlec jak Caroline.

– Postawiłabyś się rodzicom? – Tymrazem to Allie była zdumiona.

Oczy Katie błyszczały jak grudkiśniegu w zimowym słońcu.

– Nienawidzę swoich rodziców,Allie. Nigdzie z nimi nie pójdę. A tenobleśny gad Nathaniel może pocałowaćmnie w moją idealną dupę.

Jej arystokratyczny akcent sprawił,że nawet brzydkie wyrazy brzmiały

Page 558: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szykownie. Jo bluzgała w ten samsposób. Allie znów poczuła tę pustkę,która zaskakiwała ją w najdziwniejszychmomentach, tak jakby wpadła doniewidzialnej dziury.

Przyglądała się Katie uważnie. Możeźle ją oceniła.

Dziewczyna, jakby świadoma, żeAllie rewiduje swoją opinię na jejtemat, spojrzała wyniośle na Rachel.

– Co mogę zrobić, kujonko?Powiedz tylko. Zrobię to.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 559: Zagrożeni - Daugherty C.J.

19

Następnego dnia wszyscy plotkarzepracowali z bezlitosną wytrwałością.Do kolacji nie było innego tematurozmów – powtarzano plotkę, że rodzicezabiorą dzieci ze szkoły z powoduróżnicy zdań pomiędzy członkami rady.

Większość uczniów wiedziała jużo Nathanielu – od wieków niosła sięfama o rozłamie w administracjiszkoły – ale myśl, że ten podział mógłiść tak daleko, wywołała panikę.

Page 560: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Elegancka jadalnia wyglądała jakzawsze – na okrągłych stołach płonęłyświece, każde nakrycie lśniło odkryształów, a ciężkie, srebrne sztućcebłyszczały w ciepłym świetle zdobnychżyrandoli. Nie miało to żadnego wpływuna fatalny nastrój wszystkich zebranych.

Po raz kolejny nie pojawił się żadenz instruktorów Nocnej Szkoły. Minęłojuż tyle czasu, odkąd ostatniouczestniczyli w kolacji, że Alliezaczynała się zastanawiać, czy niezamierzali przypadkiem zagłodzić się naśmierć w lesie. W jakimś stopniu na to

Page 561: Zagrożeni - Daugherty C.J.

liczyła.Po drugiej stronie jadalni kłóciło się

dwóch zacietrzewionych chłopaków.Jeden z nich walił pięścią w stół.Siedzące obok nich dziewczynki byłybliskie płaczu.

Czy nauczyciele wiedzieli, co siętutaj dzieje? Czy zdawali sobie sprawę,że tracą nad wszystkim kontrolę?

Tego dnia nie został zabrany żadenuczeń, chociaż wszyscy się tegospodziewali. To tylko wzmagałoprzerażenie. Oczekiwano, że wydarzysię coś strasznego.

Page 562: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jak myślicie, co on robi? – spytałCarter. – Jeśli naprawdę chce zabraćpół szkoły, dlaczego skończył na jednejuczennicy?

– Może to ostrzeżenie – zgadywałaNicole.

– To jego sposób na pokazanieIsabelle, że nie żartuje: daje im okazję,żeby spełnili żądania – stwierdziłaRachel. – Taki szantaż.

– Traci czas. Nigdy tego niezrobią. – Allie grzebała widelcemw jedzeniu.

– Zwłaszcza że ledwo zauważyli

Page 563: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zniknięcie Caroline – przypomniała Zoe.Allie spojrzała na nią, kątem oka

zauważając siedzącą przy sąsiednimstoliku Jules, która przyglądała im sięz uwagą. Tak jak poprzedniegowieczoru, towarzyszyła jej Katie i kilkaprzyjaciółek. Przewodniczącawyglądała na przygnębioną, a widzącwzrok Allie, szybko odwróciła głowę.

Allie zastanawiała się, jak Carterwytłumaczył jej, co się dzieje i dlaczegojuż nie siedzi z nią przy posiłkach.Biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnichkilku dni, na pewno nie mieli czasu, by

Page 564: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sobie wszystko wyjaśnić.– A zatem nie mamy dzisiaj

treningu… – Carter najwyraźniej niezauważył miny swojej dziewczyny, bopatrzył na siedzącego po drugiej stroniestołu Sylvaina i zbytnio skupiał się naich planach.

Sylvain zrozumiał jego sugestię.– Tak – potwierdził. – I pogoda jest

ładna.Najwyraźniej obaj coś knuli.Na ustach Nicole zakwitł znaczący

uśmieszek.– Wydaje mi się, że chłopcy coś

Page 565: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kombinują.Sylvain i Carter wyszczerzyli zęby.

Allie nie była pewna, czy podoba jej sięten sojusz.

– Okej, chodzi o to… – zacząłCarter – że wciąż czekamy, ażnauczyciele wrócą, żeby czegoś się odnich dowiedzieć. Pomyśleliśmy, że możeczas iść do nich i zapytać.

– Co? Pójdziemy ich szukać? –Twarz Zoe pojaśniała na samą myśl.

– Pójdziemy – potwierdziłSylvain. – Porozmawiamy z Eloise.

Page 566: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Może to jednak nie najlepszypomysł – wahała się Allie. Siedząc naławce w szatni, poluzowała węzełw sznurówkach tenisówek. – Mamwrażenie, że trochę ryzykujemy.

– Myślisz? – Głos Rachel byłprzytłumiony i dobiegał spod pożyczonejkoszulki, którą dziewczyna naciągała nagłowę. – Tylko trochę.

– Wszystko będzie dobrze. – Nicolezałożyła grube czarne legginsy i sięgnęłapo skarpetki. Allie podziwiała jejopanowanie. Wydawało się, że nic niezdoła jej przestraszyć. – Tylko

Page 567: Zagrożeni - Daugherty C.J.

popatrzymy.Jedyną dekorację pomalowanej na

biało szatni stanowiły powieszone naścianach lśniące mosiężne haczyki. Nadkażdym błyszczącą czarną farbąwypisano imię właścicielki. Wisiały nanich czarne ubrania. Na jednej ze ścianzamontowano lustra, sięgające od sufitudo podłogi, co sprawiało, żepomieszczenie wydawało się większeniż w rzeczywistości. Allie doskonaleznała to miejsce. Ale Rachel, choć odtak dawna uczyła się w Cimmerii, nigdytu nie była – dostęp mieli tylko

Page 568: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uczniowie Nocnej Szkoły.Kiedy chłopcy powiedzieli o swoim

pomyśle, wszyscy okazali entuzjazm.Zgodzili się, że jeśli w ten sposóbzdołają dowiedzieć się czegoś więcej,to warto zaryzykować.

Dopiero teraz, tuż przed ruszeniemdo akcji, Allie ogarnęły wątpliwości.

Wiedzieli, że wprowadzając Racheldo części szkoły zarezerwowanej natajne spotkania i przebierając ją w cudzymundur, łamią kilka najważniejszychzasad.

– Jak możesz być taka spokojna? –

Page 569: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie spytała Nicole. – Nie martwiszsię, że nas wywalą?

– Przykro mi, ale jeśli któryśz nauczycieli zarzuci mi, że złamałamzasady, to będę musiała zapytać, gdziejest Eloise i co się stało z Jo i Ruth. –Kiedy się złościła, mówiła z ostrymfrancuskim akcentem. – Gdzie byli, jakszkoła rozpadała się na kawałki? Myślę,że to zakończy rozmowę.

Allie musiała przyznać jej rację.Sytuacja była fatalna. Jakie znaczeniemiały teraz zasady? Czy ktokolwiek ichprzestrzegał?

Page 570: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zoe stała w kącie, ubrana od stóp dogłów w czarny strój, i kopaław powietrze. Z każdym kopniakiemwydawała odgłos przypominający ptaka.Wyglądała jak mała, wściekła wrona.

Allie martwiła się również o nią.Była szybka i sprytna, ale… taka młoda.Taka mała. Zanim zdążyła toprzemyśleć, Rachel przywołała ją dosiebie.

– Nie pasuje. – Stała przed lustrem,patrząc z powątpiewaniem.Podkradziona bluza sięgała jej tylko dopasa, odsłaniając kilka centymetrów

Page 571: Zagrożeni - Daugherty C.J.

skóry w kolorze kawy z mlekiem. –Jestem za wysoka.

– Jules jest twojego wzrostu –przypomniała sobie Nicole, ściągającwłosy w kucyk. – Spróbuj znaleźć jejmundur.

Rachel przeszła na drugą stronę sali,wzięła nową czarną bluzę i ważyła jąprzez chwilę w dłoniach. Allie, któramiała na sobie identyczne ubranie,wiedziała, że bluza była lekka, alebardzo ciepła, zrobiona z materiałuwykorzystywanego do produkcji ubrańnarciarskich.

Page 572: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– To takie dziwne – zamyśliła sięRachel, nakładając znalezioną odzież. –Nie wierzę, że to robimy.

Zoe przestała kopać powietrzei spojrzała na nią.

– My ciągle coś takiego robimy.Rachel popatrzyła w jej stronę.

Między jej brązowymi oczami pojawiłasię cienka linia.

– Wiem.Allie miała świadomość tego, że

Rachel przez całe życie starała sięignorować informacje o Nocnej Szkole.Sporo wiedziała, ponieważ jej ojciec

Page 573: Zagrożeni - Daugherty C.J.

był bardzo aktywnym członkiem, alezawsze unikała tematu i nie chciała miećz nim do czynienia.

Dziewczyna założyła ostatni elementmunduru Nocnej Szkoły i zmieniła sięz pilnej uczennicy w bojowniczkę. Julesbyła kilka centymetrów niższa, aleczarne ubranie wyglądało na niejwystarczająco dobrze. Na nogach miałagrube getry i ciepłe buty do biegania. Jejciemne, kręcone włosy zniknęły podczarną, wełnianą czapką.

Allie przemknęło przez myśl, żeostatecznie wszyscy skończą jako

Page 574: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uczniowie Nocnej Szkoły.– Wyglądam jak włamywacz –

jęknęła Rachel.– Możemy już iść? – Zoe

podskakiwała niecierpliwie przywyjściu, aż w końcu wszystkie ustawiłysię za nią.

Wtedy zgasiła światła i otwarładrzwi.

Była północ. Od godzinyobowiązywała cisza nocna.

W piwnicznym korytarzu panowałmrok. Konspiratorki skradały sięw absolutnej ciszy. Allie szła koło

Page 575: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel i oświetlała jej drogę specjalnąlatarką, która emitowała słabe, błękitneświatło – wystarczająco jasne, żebydostrzec przeszkody, ale trudne dozauważenia z daleka. Pozostałedziewczyny nie potrzebowały światła.Były w tym korytarzu tyle razy, że mogłyiść z zamkniętymi oczami.

Ochroniarze Raja nie pracowaliwedług swojego stałego grafiku, więcnie wiedziały, kiedy będzie przechodzićpatrol. Ale ostatnio obchody zdarzałysię rzadziej niż kiedyś, więc istniałaspora szansa, że uda im się przemknąć.

Page 576: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zmniejszająca się liczba patrolibudziła niepokój. Być może dyrekcjaszkoły naprawdę uwierzyła, że złapaliszpiega i mogą rozluźnić ochronę.

Dokładnie tego chciał Nathaniel.Zoe stanęła u podnóża schodów,

zatrzymując dziewczyny gestem dłoni.Czekały w ciszy, kiedy pobiegła na górę.Drzwi otwarły się bezszelestnie,wpuszczając chłodny wilgotny powiew.Allie uspokoiła się trochę, gdywciągnęła świeże powietrze. Zimnokoiło jej nerwy.

Spojrzała ukradkiem na Rachel.

Page 577: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Podobnie jak inne dziewczyny stała bezruchu, patrząc w miejsce, w którymzniknęła Zoe. Jej zdenerwowaniezdradzał tylko pot błyszczący na czolei dłoniach, które zaciskała w pięścii rozluźniała.

Allie ścisnęła jej rękę. Rachelodpowiedziała tym samym.

Zoe stanęła na szczycie schodówi przywołała dziewczyny gestem.

Allie natychmiast puściła dłońprzyjaciółki.

Pokonały schody, pochylając sięnisko, i wybiegły w noc. Kiedy pędziły

Page 578: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przez trawnik, słychać było tylko chlupotbłota pod ich butami i świst oddechów.

Z każdym krokiem Allie czekała nakrzyk, oznaczający, że ktoś je zauważyłi zaraz zmusi do powrotu. Jej mięśniedrżały z napięcia, gdy pędziły przezotwarty dziedziniec. Ale nikt za nimi niewołał.

Odetchnęła z ulgą, gdy dotarły dolasu. Ustawiła się pomiędzy Rachel,która biegła na przodzie, a Nicole,zamykającą ich grupę. Między drzewamibyły bezpieczniejsze – w ciemnościachtrudniej było je zauważyć.

Page 579: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Z każdym krokiem uświadamiałasobie, jak bardzo brakowało jejkondycji. Wciąż nie była w pełnisprawna. Cieszyła się, że z powoduRachel miała wymówkę, żeby biectrochę wolniej. Przyjaciółka niecierpiała ćwiczyć – Allie słyszała jejciężki oddech. Ale wciąż biegła.

Dotarcie do muru otaczającegokaplicę zajęło im jakieś dziesięć minut.Zoe zwolniła, więc dziewczęta poszłyjej śladem. Chwilę później stanęły przedstarą, zniszczoną bramą – była otwarta.

Allie poczuła przyspieszone bicie

Page 580: Zagrożeni - Daugherty C.J.

serca, ale biegła dalej, pamiętając, żetaki był plan. Dokładnie w tymmomencie na cmentarzu pojawiły siędwa cienie ciche jak widma.Dziewczyny przyspieszyły.

Pierwszy z cieni – Carter – dołączyłdo Zoe. Cień Sylvaina został z tyłu,równając krok z Nicole.

Zoe i Carter pobiegli obok kaplicy,po czym skręcili w stronę strumienia. Naznak dany przez dziewczynkę wszyscyzwolnili i przykucnęli, poruszając sięcałkowicie bezgłośnie.

Po jednej stronie z ciemności

Page 581: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyłonił się mały, kamienny budynek –dom pana Ellisona, gdzie Cartermieszkał jako dziecko. Dla Allie zawszewyglądał jak piernikowy domek z bajkiotoczony bujnym ogrodem.

Światła były zgaszone, alew powietrzu wciąż wisiał delikatnyzapach dymu – ogrodnik całkiemniedawno położył się spać.

Skradając się wzdłuż kamiennegomuru, Allie zauważyła bladeciemierniki. Dotknęła jednego czarnąrękawiczką – wydawał się zbyt piękny,żeby był prawdziwy. Strąciła z krzaka

Page 582: Zagrożeni - Daugherty C.J.

krople deszczu, które z pluskiem spadłyna ziemię.

Sylvain złapał dziewczynę za ramię,odciągnął ją od ściany i rzuciłostrzegawcze spojrzenie. Nawet w tychokolicznościach jego błękitne oczysprawiały, że serce Allie zaczynałożwawiej bić. Skinęła przepraszającogłową. Sylvain puścił jej rękę, znówznikając w ciemnościach.

Druga ścieżka była węższa i bardziejwyboista niż główna droga, ponieważrzadziej z niej korzystano. Wszędziebyło pełno kamieni i połamanych gałęzi.

Page 583: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Musieli zwolnić i zapomniećo bezszelestnym poruszaniu – tutaj to niebyło możliwe.

Zatrzymali się przed zwalonymdrzewem blokującym ścieżkę. Zoe, lekkai zwinna jak wiewiórka, wskoczyła napień, łapiąc się gałęzi, po czymzeskoczyła z drugiej strony.

Carterowi sprawiło to niecowiększy kłopot. Potem, jedno po drugim,pomagali sobie nawzajem przejść przezprzeszkodę. Allie najpierw pomogłaRachel, po czym złapała za gałąź,starając się podciągnąć, ale wysiłek

Page 584: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sprawił, że jej kolano przeszyłrozdzierający ból. Dotknęła nogi, mającnadzieję, że ból za chwilę minie.

Ciepła dłoń złapała ją za ramię,ułatwiając zachowanie równowagi.Spojrzała w ciemne oczy Cartera.

– W porządku? – szepnął.Skinęła głową i przygotowała się do

skoku. Zanim zdążyła to zrobić, Carterzłapał ją w pasie, zdjął z pnia i postawiłna ziemi. Dokładnie tak się zachowywał,kiedy byli jeszcze przyjaciółmi.Spojrzała na niego zaskoczona.

Zanim otwarła usta, żeby coś

Page 585: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powiedzieć, dołączyła do nich Nicole,która również przedostała się na drugąstronę pnia.

– Biegiem! – syknęła Francuzka,wskazując ścieżkę.

Allie odwróciła się i zobaczyła, żereszta grupy zdążyła już odbiec. Carterzaklął pod nosem i ruszył w ciemność.Pobiegła za nim, ignorując sztywnei obolałe kolano. Z trudem utrzymywałarówne tempo.

Przypominając sobie, w jak dobrejbyła formie przed wypadkiem, jeszczebardziej nienawidziła Nathaniela

Page 586: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i Gabe’a. Wszystko zepsuli.Gdy wyłoniła się zza zakrętu,

zobaczyła, że Carter już na nich czeka.Trzymał ostrzegawczo rękę w górze.Zwolniła tempo, próbując ukryćutykanie. Kiedy do niego dobiegła,Nicole i Sylvain byli tuż za nią. Carterwskazał na lewo. Wąziutka ścieżkaznikała między drzewami. Pokazał jej namigi, że ma pobiec za nim.

Skinęła głową.Nowa ścieżka była tak wąska, że

praktycznie ginęła w ciemnościach –Allie widziała tylko poruszającego się

Page 587: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przed nią ostrożnie Cartera. Dotarli dowąskiego strumyka. Pomodliła sięw duchu, żeby jej kolano wytrzymałoskok na drugi brzeg. Ustawiła się zaCarterem. Miękka ziemia sprawiła, żewylądowała bez problemów.

Dopiero wtedy zobaczyła w oddalidomek. Stał po drugiej stronie stawu,w którym poprzedniego lata wszyscypływali nago. Wtedy go nie zauważyła.Pewnie dlatego, że był tak zarośniętyi przez to niemal niewidoczny. Otaczałygo drzewa i krzaki. Kamienne ścianyporastał bluszcz.

Page 588: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wskazała w tamtym kierunku, Carterpotwierdził ruchem głowy. To był ichcel.

Trzymając się z dala od budynku,obeszli go łukiem przez las, aż w końcuznaleźli się przy kępie krzaków podboczną ścianą. Allie niemal wpadła naRachel, która zatrzymała sięw ciemnościach blisko Zoe.

Carter podszedł szybko dotrzynastolatki, żeby przekazać jejinformacje, po czym wrócił do Allie.

– Czekamy, aż strażnicy odejdą –szepnął, pochylając się do jej ucha.

Page 589: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Skinęła i zaczęła się wpatrywaćw niewielki budynek z takąintensywnością, jakby chciała przejrzećprzez ściany.

Dołączyła do nich para Francuzów.Sylvain ukrył się obok Zoe za grubympniem sosny i patrzył na kamiennąbudowlę. Nicole kucnęła przy nich.

Nagle rozległ się zgrzyt otwieranychdrzwi. Wszyscy zamarli. Allie miaławrażenie, że jest doskonale widoczna.Reszta grupy ukryła się lepiej. Niespodziewała się, że wszystko wydarzysię tak szybko.

Page 590: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Słyszała szaleńczy łoskot własnegoserca. Rozejrzała się wokół, szukającjakiejś kryjówki, ale było już za późno.Jeśli się teraz poruszy, na pewno ichodkryją.

Nie mogła nic zrobić, więc poprostu zamarła i wstrzymała oddech.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 591: Zagrożeni - Daugherty C.J.

20

Ochroniarze nawet nie próbowalizachować ciszy. Kiedy wyłonili sięz domku, pomimo odległości doskonalesłyszała ich głosy. Jeden z nich zaśmiałsię krótko i donośnie. Dźwięk rozniósłsię po lesie jak huk wystrzału.

Stojący obok niej Carter, wpatrywałsię w patrol z wściekłą koncentracją,jakby chciał zmusić go do odejścia siłąspojrzenia. Nicole opierała dłoń naramieniu Rachel. Allie stwierdziła

Page 592: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z ulgą, że przyjaciółka wcale się niebała, a w jej ciemnych, uważnychoczach błyszczała ciekawość.

Ochroniarze zdawali się iśćwiecznie. Kiedy w końcu zniknęli zadrzewami, Allie wciągnęła powietrzei rozluźniła napięte mięśnie.

Gdzieś w oddali pohukiwała sowa.Zoe wyłoniła się ze swojej kryjówki

i stanęła koło Sylvaina. Szepnęła mu cośdo ucha i pomknęła do lasu.

Allie spojrzała na chłopaka, unoszącpytająco brew.

– Będzie ich śledzić – szepnął. –

Page 593: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Żeby się upewnić, że nie zawrócą.– Myślisz, że mogli nas zauważyć? –

Wciąż była zdenerwowana.Potrząsnął głową.– Po prostu musimy mieć pewność.Odwrócił się, żeby porozmawiać

z Carterem, a ona kucnęła przy Rachel.– Wszystko w porządku?Dziewczyna skinęła. Jej oczy

błyszczały w ciemnościach.– To bardziej ekscytujące, niż się

spodziewałam. Teraz widzę, dlaczego tolubisz. Jest fajnie.

– Taaaa… – ponuro westchnęła

Page 594: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie. – Bombowo.Rachel zmarszczyła czoło i otwarła

usta, żeby coś powiedzieć, ale w tejsamej chwili Zoe wybiegła z lasu.Zerwali się z miejsc i otoczyli ją kołem.

– Poszli główną ścieżką – szepnęłazdyszana. – Już nie wrócą.

– W porządku. – Sylvain spojrzał nazegarek. – Mamy jakieś pół godziny donastępnego patrolu.

– Gotowi? – Nicole przyjrzała sięwszystkim uważnie.

Dopracowali to w najdrobniejszychszczegółach, nie było więc potrzeby

Page 595: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powtarzania planu po raz kolejny –wiedzieli, co robić.

Nicole ruszyła pierwsza. Przebiegłaskulona przez polanę, aż znalazła siębezpiecznie w cieniu domu.

Pozostali czekali, próbując dojrzećcoś w ciemnościach. W końcu zobaczylidwukrotny błysk bladoniebieskiejlatarki. Ruszyli po kolei: najpierwRachel, potem Sylvain i wreszcie Allie.

Biegnąc przez polanę, czuła sięcałkowicie obnażona i miała wrażenie,że trwa to całą wieczność. Zacisnęłazęby i zignorowała ból w kolanie.

Page 596: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Próbowała nie utykać, dziwiąc sięjednocześnie, że potrafi biec tak szybko.

Wszystko trwało może kilka sekund.Znalazła się bezpiecznie koło

pozostałych i oparła plecami o zimnykamień. Opuściła głowę międzyramiona, próbując złapać oddech. Pochwili podniosła wzrok. Rachelprzyglądała jej się z troską.

– W porządku? – spytała bezgłośnie.Allie skinęła, świadoma ironii losu. Toona powinna martwić się o Rachel, nieodwrotnie.

Zoe poprowadziła ich naokoło, do

Page 597: Zagrożeni - Daugherty C.J.

miejsca, gdzie słyszała głos Eloise.Zabite dyktą okno znajdowało się tużnad ich głowami.

Nicole stanęła na palcach.– Eloise? – szepnęła.Zamarli, nasłuchując. Nie było

odpowiedzi.– Może śpi – mruknęła Rachel. –

Jest późno.O tym nie pomyśleli. Wymienili

niespokojne spojrzenia. Allie poczułalęk. Tyle ryzykowali i nic?

Sylvain wyciągnął ręce do góry,obmacując brzegi sklejki, którą

Page 598: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zabezpieczono stare okno.– Tutaj. – Szarpnął lekko prawy

dolny róg. Płyta była słabo przybitai dała się odchylić o kilka centymetrów,na tyle by wsunąć pod nią dłoń i zapukaćw szybę.

Puk, puk, puk.– Eloise? – szepnął. – Śpisz?Puk, puk, puk.Allie przycisnęła ucho do muru,

próbując usłyszeć bibliotekarkę przezgrubą na trzydzieści centymetrów,kamienną ścianę. Cisza.

Sylvain przestał pukać.

Page 599: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Może jej tam nie ma. Może…Wszyscy usłyszeli to jednocześnie.

Pukanie z drugiej strony.Puk, puk, puk.– To ona! – syknęła Zoe. Sylvain

podniósł się i zastukał w odpowiedzi.– To ty, Eloise? – szepnął.– Tak. – Odpowiedź była tak cicha,

że ciężko było w nią uwierzyć. Głos zzaściany brzmiał niemalże upiornie.

Miłość do Eloise kazała Rachelzapomnieć o bezpieczeństwie. Stanęłaobok Sylvaina.

– Wszystko w porządku?

Page 600: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Cisza. Wreszcie:– Tak.Carter pochylił się do Sylvaina.– Spytaj, czy jest tam ktoś jeszcze.– Ktoś jest z tobą? Pilnuje cię teraz?– Tak.Allie wyobraziła sobie Eloise,

stojącą przy oknie i szepczącą do nichprzez szybę, samotną i uwięzioną. Ktośmusiał siedzieć w pokoju obok,obserwować ją. Jakby byłaprzestępczynią.

Poczuła rosnącą złość.

Page 601: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zwróciła się do Sylvaina.– Spytaj, czy możemy ją stamtąd

jakoś wyciągnąć.– Możemy ci pomóc? – dopytywał

chłopak pod oknem. – Jest stamtądjakieś wyjście?

Tym razem przerwa trwała bardzodługo.

– Nie.Allie chciała płakać z bezsilnej

wściekłości. Coś na pewno moglizrobić!

Rachel popatrzyła na Sylvaina.– Mogę?

Page 602: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kiwnął głową i zrobił krok do tyłu,przytrzymując dyktę, żeby mogła mówićdo szyby.

– Eloise, wiemy, że tego niezrobiłaś – oznajmiła dziewczyna. – Alboprzynajmniej tak myślimy. Wiemy, żebyłaś z Jerrym. Możemy coś zrobić,żeby udowodnić twoją niewinność?

Cisza, która potem nastąpiła, trwałatak długo, że Allie zastanawiała się, czyEloise nie została jakoś uciszona.

– Klucz. – Usłyszeli w końcu słabyszept bibliotekarki. Popatrzyli po sobiezdziwieni. O co jej chodziło?

Page 603: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel przysunęła się do okna.– Jaki klucz, Eloise?– Do biura Isabelle… Ten, którego

użyłam… Znajdźcie go.Allie poczuła falę wątpliwości,

która ścisnęła jej żołądek jak imadło. Poco mieli szukać klucza? Chciała, żeby goukryli przed pozostałymi nauczycielami?Żeby ją chronić? Czy jednak byławinna?

Skrzyżowała ramiona i wbiła wzrokw ziemię.

– Gdzie jest klucz? – Rachelpodciągnęła się w górę na parapecie. –

Page 604: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie rozumiem.Kiedy bibliotekarka odezwała się

ponownie, Allie odniosła wrażenie, żepłacze. Jej głos był zduszony.

– Zelazny dał go Jerry’emu,a potem… zabrał go. Chyba… ukrył.Znajdźcie go. Mały, srebrny kluczyk.

Na dźwięk jej słów Allie podniosłagwałtownie głowę i spojrzała naCartera. W jego oczach błysnęłozdziwienie. Czy Eloise właśniepowiedziała, że Zelazny ją wrobił?

Sylvain podszedł do okna.– Dlaczego miałby to zrobić, Eloise?

Page 605: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Brak odpowiedzi.Allie poczuła się wyczerpana.

Zastanawiali się nad tym, czy Zelaznymógłby być szpiegiem, ale żadne z nichw to nie wierzyło. Jeśli wiedział, gdziejest klucz…

Zatrzęsła się z wściekłości.Dlaczego on jej to zrobił? Czemupozwolił na to, żeby ją tu trzymali, i nieodezwał się ani słowem.

Mógł to zrobić tylko z jednegopowodu – sam miał coś do ukrycia.

Była tak wkurzona, że w pierwszejchwili nie usłyszała cichego skrzypienia.

Page 606: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Chwilę później trzasnęły frontowedrzwi.

Jej serce zamarło na ułameksekundy. Spojrzała z przerażeniem napozostałych. Czas zdawał się ciągnąćw nieskończoność. Nagle, bezostrzeżenia, Carter złapał ją za rękęi pociągnął za sobą. Pochyleni,popędzili do lasu.

Wszystko stało się tak szybko, żeAllie nie miała szansy na reakcję. Zanimzdążyła pomyśleć o Rachel, było już zapóźno.

Przekonywała się w myślach, że

Page 607: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Sylvain jej pomoże. Stał obok niej, napewno się nią zaopiekuje, wiedząc, żeRachel nie przeszła treningu.

Chciała się obejrzeć i sprawdzić,czy pozostali biegną za nimi, ale Cartertrzymał ją za rękę tak mocno i biegł takszybko po nierównym terenie, że niewidziała niczego poza rozmazanymiw ciemności plamami.

Przeskoczyli nad strumieniem. Podjej stopami trzasnęła gałązka. Allieskrzywiła się, ale biegła dalej. Nie mieliczasu na ostrożność. Musieli działaćbłyskawicznie.

Page 608: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Każdy oddech palił jak ogień,a każdy krok przynosił przeszywającyból w kolanie. Carter był bezlitosny –nie zwalniał nawet na sekundę.Ignorowali gałęzie wczepiające sięw rękawy i drapiące po twarzach.Kamienie wypryskiwały spod ich stóp.Pędzili przez suche paprocie i bezlistnekrzaki. Musieli przebiec niemal kilometri Allie właśnie zaczęła się zastanawiać,ile jeszcze zdoła wytrzymać, kiedydotarli do zagłębienia w ziemi,osłoniętego zwalonym drzewem.Carter wskoczył do środka, pociągając

Page 609: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dziewczynę za sobą na ziemię.Zapadła cisza.

Długie minuty leżeli bez ruchu. Alliew pełnym skupieniu nasłuchiwałaodgłosu kroków, ale las niczego niezdradzał. Gałęzie nad ich głowamiuderzały o siebie, miotane świszczącymwiatrem.

Kiedy powietrze w końcu ucichło,jedynymi dźwiękami, jakie słyszała,były tylko bicie jej serca i ciężkioddech.

Byli całkowicie sami.

Page 610: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Uspokajała się powoli, próbując sięzorientować, gdzie trafili. Byłaprzygnieciona ciałem Cartera.Obejmował ręką jej ramię, a jego głowależała na mokrej glinie tuż obok jejgłowy. Czuła, jak klatka piersiowachłopaka wznosi się i opada w rytmoddechów. Pomimo ciągnącej od ziemiwilgoci promieniowało na nią ciepłojego ciała.

Powoli przesunęła głowę w prawo,ostrożnie i cicho, aż w końcu zobaczyłajego twarz. Obserwował ją, leżącw bezruchu. Wyczuwała w nim

Page 611: Zagrożeni - Daugherty C.J.

napięcie – jakby na coś czekał.Nie wiedziała, jak długo leżeli,

patrząc na siebie i nasłuchując, czy ktośich nie śledzi. Najpierw liczyłaoddechy, ale szybko straciła rachubę.Bliskość Cartera wytrącała jąz równowagi. Była w pełni świadoma,że jego ręka znajdowała się pomiędzyjej łopatkami. I tego, jak na nią patrzył.

W końcu przesunął dłoń w dół jejpleców.

Dlaczego to zrobił?Oddech uwiązł jej w gardle. „To nic

takiego, tylko się razem ukrywamy. Stara

Page 612: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się być dla mnie miły”.Ale jego oddech stał się cięższy,

a mięśnie bardziej napięte.Nie chciała go pocałować. Nie

pamiętała nawet, jak to się stało. Poprostu ich usta nagle się zetknęłyi znalazła się w jego objęciach.

Dotyk znajomych warg sprawił, żepoczuła ból w sercu. Zapomniała, jakdobrze było go całować. Jak smakował.Jak przyjemne było ciepło jego ciała.

Otoczył ją ramionami i natychmiastzrobiło jej się cieplej, poczuła siębezpieczniejsza. Zatonęła w jego

Page 613: Zagrożeni - Daugherty C.J.

objęciach. Przesunął dłońmi po jejplecach i przyciągnął ją do siebie.

Chciała zapomnieć w jegoramionach o wszystkim, co sięwydarzyło, a nawet o tym, gdzie byliw tej chwili i dlaczego. Tak bardzo tegopotrzebowała. Chciała, żeby ktoś jejpragnął. Marzyła, by nie myślećo niczym i być najważniejszą osobąw czyimś życiu, choćby tylko przez kilkaminut.

Ale rozum jej na to nie pozwolił.Ciągle miała przed oczami urażoną

minę Jules, kiedy nie zaprosili jej do

Page 614: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stolika w jadalni. Wydawała się wtedytaka zagubiona.

Myśl o tym, ile spowodowalibybólu, sprawiła, że ścisnął jej siężołądek.

Dopiero co zaczęli odbudowywaćswoją przyjaźń. Po raz kolejny wszystkomogło się między nimi zepsuć. Cobędzie jutro w szkole? A może mająudawać, że nic się nie stało?

Zmroził ją lęk. Nie powinni tegorobić.

Wyczuwając jej wahanie, Carterprzestał ją całować. Oparł się na łokciu

Page 615: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i patrzył na nią ponuro. Widziała w jegociemnych oczach to samo zakłopotanie.

– Przepraszam – westchnął. – Poprostu…

– Wiem. – Próbowała wymyślić coś,co mogłoby poprawić sytuację, ale nicnie przychodziło jej do głowy. Kiedyśczuli się ze sobą tak swobodnie. Terazwszystko się skomplikowało. – To nietwoja wina. Ja też przepraszam.

– Chyba po prostu… tęskniłem zatobą – wyznał. – I czasami…

Nie dokończył zdania.– Ja też za tobą tęskniłam –

Page 616: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odezwała się cichutko. – Chciałabym…żeby to było prostsze.

Przez dłuższą chwilę patrzył jejw oczy. Potem przekręcił się na plecyi spojrzał w niebo, zasłaniając czołoramieniem, jakby chciał uchronić sięprzed jakimś niewidzialnym, zabójczymwzrokiem.

– Wiem.Szkoda, że nikt tego nie uczy. Nie

mówią ci, jak z kimś zerwać i wciąż sięprzyjaźnić, nie powiedzą, jak rzucićchłopaka tak, żeby już nigdy nie chciećgo pocałować. Takie rady przydałyby

Page 617: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się każdemu na świecie. Szkoda, że nieistniały.

Allie podciągnęła kolana pod brodęi objęła je rękami, patrząc przed siebie.

Carter podjął chyba jakąś decyzję,bo nagle usiadł i odwrócił się do niej.

– Posłuchaj. Muszę ci cośpowiedzieć. Chciałem to zrobić jużdawno temu, ale nie potrafiłem. Terazchyba muszę – mówił głosem pełnymnapięcia. Przyglądała mu sięz narastającym zdziwieniem. – Poprostu… Przepraszam za to, jak ciętraktowałem, kiedy byliśmy razem.

Page 618: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wiem, że to schrzaniłem.Poczuła łzy pod powiekami, ale nie

odwróciła wzroku.– Najpierw byłem zazdrosny

i zachowywałem się jak dupek. Potemsię wstydziłem i wściekałem, co byłojeszcze gorsze. – Przesunął palcami posplątanych, ciemnych włosach. – Wiem,że cię zraniłem i bardzo za toprzepraszam.

Poczuła, że coś w niej pęka. Coś, cokumulowało się od długiego czasu.

Zupełnie się tego nie spodziewałapo dzisiejszym wieczorze. Wciąż czuła

Page 619: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na ustach jego pocałunek. Nie mogła muteraz powiedzieć, jak bardzo zraniło jąich rozstanie. Nie wiedziała, jak opisaćto tępe kłucie w piersi, kiedy patrzyła naniego i Jules. Nie potrafiła opowiedziećo samotności, jaką czuła, gdy jąignorował.

Problem polegał na tym, że powinienbył przeprosić… cztery miesiącewcześniej. Teraz jest już za późno.Zrozumiała to, gdy usłyszała jegowyznanie – spóźnił się. Przeżyła jużstratę, ból, całe to zamieszanie –i przetrwała.

Page 620: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie chciała do tego wracać.Ale nie mogła teraz mu się do tego

przyznać. Mogła za to spróbowaćnaprawić szkody, które właśniewyrządzili swojej kiełkującej na nowoprzyjaźni i Jules. Przynajmniej tyle.

– Dziękuję, że to powiedziałeś. Topomaga. – Jej głos był zadziwiającospokojny, ale dłonie zaciskała takmocno, że paznokcie zostawiły ślady naskórze. – Ale nie powinnam cię dzisiajcałować, Carter. To było złe. Jesteśteraz z Jules. Gdyby się dowiedziała,okropnie by ją to zraniło. Nie może się

Page 621: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nigdy dowiedzieć. Obiecuję ci, że…Chłopak zerwał się na równe nogi

i wyskoczył na polanę, stając plecamido Allie.

Wystraszyła się. Zastanawiając się,czy nie przesadziła, z trudem podniosłasię na nogi.

– Carter, posłuchaj… przepraszam.Nie chciałam…

– Nie rób tego – przerwał jej. –Ciągle to robisz, wiesz? Przepraszasz zacoś, co nie jest twoją winą. – Nie mogładostrzec jego oczu. – Nigdy niepowinnaś przepraszać za to, że masz

Page 622: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rację.Wyprostował ramiona i wskazał

północ.– Lepiej już wracajmy. Będą się

niepokoić.Nie czekając na odpowiedź, ruszył

w ciemność.

Kiedy dwadzieścia minut późniejweszli do szatni w Nocnej Szkole,reakcja była natychmiastowa.

– Gdzie was poniosło? – Zoegwałtownie wstała i podbiegła do Allie,żeby się przytulić. Było to tak

Page 623: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niespodziewane, że dziewczyna wahałasię przez sekundę, zanim przyjęła uścisk.

Zoe nigdy się nie przytulała. Donikogo.

A jednak teraz mocno ją ściskała.– Czekaliśmy całe wieki.

Myśleliśmy, że was złapali. Albo…Allie spojrzała ponad jej ramieniem.

Z ulgą wypatrzyła Rachel. Wszyscy jużwrócili – ona i Carter byli ostatni.

– Przepraszam, że waswystraszyliśmy – powiedziałazdenerwowana. – My… hm…musieliśmy się schować i zaczekać,

Page 624: Zagrożeni - Daugherty C.J.

aż… będzie bezpiecznie.– Masz liść we włosach – zauważyła

Zoe, cofając się o krok.Allie zarumieniła się i wyciągnęła

pospiesznie suchy liść z plątaninyciemnych włosów. Upuściła go napodłogę. Siedząca po drugiej stroniepomieszczenia Rachel przyglądała jejsię uważnie.

Wcześniej umówili się, że jeśli cośich rozdzieli, spotkają się tutaj. Szatniabyła jednym z niewielu miejsc w całejszkole, gdzie ochroniarze Patela nigdynie zaglądali. Mimo wszystko dziwne

Page 625: Zagrożeni - Daugherty C.J.

było widzieć chłopców w przebieralnidziewczyn.

– Czyli koniec końców odnieśliśmysukces. – Głos Sylvaina dobiegł z rogupomieszczenia. Allie odwróciła sięw jego stronę. Siedział na niskiejławeczce, wyciągając przed siebiedługie nogi. Równie dobrze mógłbyzajmować wygodną kanapę w świetlicy.Widząc, że na niego spojrzała, uniósłzłośliwie jedną brew. Odwróciła wzrok,czując rumieniec na policzkach.Zupełnie jakby wiedział, co sięwydarzyło.

Page 626: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ona i Carter prawie nie rozmawialiw drodze powrotnej. Szli przez ciemnylas w niemal kompletnej ciszy. Nie znałatej części terenu, więc nie była pewna,gdzie są, ale choć trzymali się z dala odścieżek, niezawodna orientacja Carterasprawiła, że trafili prosto do budynkuszkoły.

– Zależy, jak na to spojrzeć. – TerazCarter opierał się o ścianę, krzyżującramiona na piersiach. Allie była pewna,że unika jej wzroku. – Nikt nas niezłapał, ale nie dowiedzieliśmy się zbytwiele.

Page 627: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie podoba mi się to, ale… Częśćz tego, co mówiła Eloise, brzmiałobardzo dziwnie – westchnęła Nicole. –Nie miało sensu.

Jej słowa wyrwały Allie ze stanuwewnętrznego chaosu i zmusiły doskupienia na tym, co naprawdę ważne –złapaniu szpiega. Pomszczeniu Jo.Nicole miała rację. Eloise mówiła zabardzo ogólnikowo i nie okazała się zbytpomocna, chociaż od tego zależał jejwłasny los. Jej niewinność wciąż stałapod znakiem zapytania.

– Też tak pomyślałam – stwierdziła

Page 628: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel, wymieniając desperackiespojrzenia z Francuzką.

Nastrój przygnębienia, którywypełnił pomieszczenie, wydawał sięniemal namacalny. Tylko Zoe wciąż nietraciła nadziei.

– Przecież jeszcze niepróbowaliśmy – przypomniała. – Toznaczy nie szukaliśmy klucza.

– Co o tym myślisz, Allie? – Nicoleodwróciła się w jej stronę. – WierzyszEloise?

Dziewczyna potarła szorstką skóręna czole.

Page 629: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie jestem pewna, czy jej wierzę.Wiem, że klucz istnieje, widziałam go.Ale skąd go wzięła i co z nim zrobiła…to wszystko jest dziwne. Jakby kogośchroniła. Poza tym, skoro nie jestszpiegiem, a Zelazny dał jej kluczi nikomu o tym nie powiedział, to…

– To by znaczyło, że to on jestszpiegiem – dokończył Sylvain.

Allie widziała, jak bardzo cierpi,mówiąc te słowa – zawsze byłw bliskich stosunkach z Zelaznym. Myślo tym, że jego mentor cały czas gooszukiwał, że mógł w rzeczywistości

Page 630: Zagrożeni - Daugherty C.J.

być wrogiem ich szkoły, musiała byćokropna.

– Wydaje mi się – oświadczyłaRachel – że powinniśmy być bardzoostrożni. W tej chwili mamy powody,żeby podejrzewać wszystkich.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 631: Zagrożeni - Daugherty C.J.

21

Najpierw uderzyła ją fala zimna,później wiatr. Zerwał się, gdy wyszłana spacer. Nie przypominała sobie,żeby wcześniej wiało. Teraz podmuchyprzyciskały ją do ziemi i kołysałygałęziami drzew, które szumiały niczymmorze.

Okręciła się powoli wokół własnejosi, rozglądając się po okolicy.

Gdzie właściwie była? Uciekała odtak dawna, że kompletnie się pogubiła.

Page 632: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zapomniała, kogo szukała.– Allie. – To był głos Sylvaina,

a jego charakterystyczny francuskiakcent sprawił, że jej imię zabrzmiałoniczym westchnienie, czuła pieszczota.

W spowijających las ciemnościachnie widziała nikogo. Noc byłabezksiężycowa, a drzewa snuły sięniczym cienie pośród cieni. Złowieszczymrok zaciskał się wokół niej i utrudniałoddychanie.

– Sylvain? Gdzie jesteś? –Wykręcała głowę na wszystkie strony,ale nadal rozpoznawała tylko drzewa.

Page 633: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co ty narobiłaś?Załkała, zakrywając usta dłonią.

W jego słowach pobrzmiewałoprzygnębienie. Czy wiedział, żecałowała się z Carterem? Jak udało musię to odkryć? Nikomu przecież niepowiedzieli. Nie mogli.

– Co takiego? Przecież nic niezrobiłam – odpowiedziała stanowczo,świadoma, że kłamie i Sylvain napewno usłyszy fałsz w jej głosie.

– Dlaczego nie poszłaś szukaćJo? – W tym pytaniu kryło siępotępienie. – Ufała ci. Ja też.

Page 634: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Łzy spłynęły jej po policzkach.Musiała go zobaczyć. Gdyby tylkospojrzała mu w oczy, przekonałaby go,że nic się nie stało. Nic a nic.

– Możesz mi wierzyć – odparłastanowczo. – Jo również. Nie zawiodęjej.

– Ale Jo już nie żyje – padłaodpowiedź, która zmroziła jej kreww żyłach.

Obudził ją własny, zduszony krzyk.Musiała płakać przez sen – poduszkabyła mokra od łez. Wróciły do niej

Page 635: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wspomnienia poprzedniej nocyi ponownie załkała.

Dlaczego całowała się z Carterem?Po co? Wszystko zepsuła. Czemu się takzachowywała?

Najpierw zawiodła Jo, a terazznowu zrujnowała szansę na ichprzyjaźń. Zatrzęsła się z wściekłości.Jeszcze nigdy nie czuła do siebie takiejnienawiści.

Nagle drzwi do jej sypialni otwarłysię bez żadnego ostrzeżenia i stanęław nich Rachel. Miała rozczochranewłosy, pobladłą ze strachu twarz,

Page 636: Zagrożeni - Daugherty C.J.

a w jej oczach widać byłozaniepokojenie.

– Co się stało? Słyszałam, jakkrzyczałaś. – Przebiegła przez pokóji dostrzegłszy jej mokre oczy, klęknęłaprzy łóżku i wzięła przyjaciółkęw ramiona. – Wszystko w porządku?Znów miałaś jakiś koszmar?

Allie pociągnęła nosem i oparłaczoło o ramię dziewczyny.

– Tak mi smutno… Jestem załamana.Wszystko zepsułam i nie potrafię tegoodkręcić. Dlaczego nie da się zmienićprzeszłości? To okropne.

Page 637: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Ależ, kochanie – przemówiłałagodnie Rachel. – Nie zrobiłaś niczegozłego, naprawdę. Nie musisz niczegoodkręcać.

Ona jednak wiedziała, że tonieprawda.

– Nie udało mi się uratować Jo –szepnęła. – I znowu całowałam sięz Carterem.

Dłoń Rachel zamarła na jej plecach,ale chwilę później przyjaciółka znówzaczęła ją uspokajająco gładzić poramionach.

– Po pierwsze – odparła – zrobiłaś

Page 638: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wszystko, żeby ocalić Jo. Nikt nie mógłjej uratować. Nawet Bóg. To nie twojawina.

Chociaż bardzo chciała, nie potrafiłauwierzyć w jej słowa.

– A teraz – Rachel sięgnęła pochusteczki leżące na pobliskiej szafcei podała je Allie – przyniosę ci trochęwody i możesz mi opowiedzieć, o cochodzi z tym całowaniem Cartera.

Wróciła chwilę później i obieusiadły na łóżku. Allie wciąż dławiłasię łzami, trzymając w jednej ręceszklankę, a w drugiej przemoczone

Page 639: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chusteczki. Wreszcie płacz ustałi streściła przyjaciółce urywanymgłosem zdarzenia ubiegłej nocy.

– I jak zareagował? – zapytałaRachel, nakrywając nogi kocem.

– Jakby to była pomyłka. – Alliemachnęła z rezygnacją. Jak inaczej mógłzareagować?

– Ty też myślisz, że to pomyłka?A może wciąż ci na nim zależy?

– Nie. Sama nie wiem –westchnęła. – Nic z tego nie rozumiem.Jak można z kimś być i… no wiesz…kochać go, a potem stwierdzić, że już się

Page 640: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nie kochacie? To chyba niemożliwe?Tęsknię za nim, zależy mi na jegoprzyjaźni i wolałabym, żebyśmy nigdy zesobą nie chodzili. Tak byłoby prościej.Ale nie potrafię o tym zapomnieć,a kiedy jestem z nim sama, wszystkozaczyna mi się mieszać.

– Hm… Jeśli dobrze zrozumiałam,to chciałabyś się z nim znowuprzyjaźnić, tak?

Allie zastanawiała się chwilę nadodpowiedzią.

– Chyba tak – przyznała.Uśmiech Rachel zdawał się

Page 641: Zagrożeni - Daugherty C.J.

promieniować ciepłem na całąsypialnię.

– Mam pewną teorię… – zaczęła. –Chcesz posłuchać?

Allie skinęła głową i przysunęła siębliżej, tuląc do przyjaciółki. Zaczynaławierzyć, że jej słowa rzeczywiściemogą naprawić świat.

– Wydaje mi się, że kiedy się z kimśprzyjaźnimy i go kochamy, tak jak ty i ja,i ten ktoś jest tej samej płci, to nie mażadnego problemu. Obie jesteśmyhetero, kochamy się… i już. Najlepszeprzyjaciółki.

Page 642: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie ostrożnie potaknęła.– Co innego gdybym była facetem –

ciągnęła Rachel. – Mogłybyśmy sięprzyjaźnić i kochać tak samo jak teraz,tylko wtedy łatwo wszystko pomieszać.Zwłaszcza jeśli oboje żyjecie w ciągłymnapięciu, bo coś wam grozi. Łatwopomylić taką miłość z zakochaniem.Mogłabyś uwierzyć, że chcesz zostaćmoją dziewczyną, i wszystko by sięskomplikowało. – Pochyliła się doprzodu i spojrzała Allie w oczy. –Powinnaś zrozumieć, że przyjaźniąc sięz facetem, możesz pomylić

Page 643: Zagrożeni - Daugherty C.J.

to z zakochaniem. To dlatego czujesz sięzagubiona.

Zastanawiając się nad jej słowami,Allie podarła chusteczkę na strzępki.Jeśli Rachel miała rację, tobywyjaśniało dlaczego zawsze czuła sięrozdarta pomiędzy Carterema Sylvainem. Ale skąd miała wiedzieć,czy to, co czuła do pierwszego z nich,było jedynie przyjacielską miłością,a nie zakochaniem? Wciąż nie potrafiłatego odróżnić.

– Sądzisz, że z Carterem łączy mnieprzyjaźń? – zapytała, patrząc błagalnie

Page 644: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na przyjaciółkę.– Nie wiem – westchnęła

z wahaniem Rachel. – Tylko ty możeszsobie na to odpowiedzieć. Ale jestempewna, że możesz kochać Cartera, niebędąc w nim zakochana. I wydaje misię, że powinnaś się nad tym zastanowić.Ze względu na jego związek z Jules.

Skrzywiła się, słysząc imięprzewodniczącej. Nie przepadała za nią,ale nie chciała jej skrzywdzić, odbijającchłopaka.

– Co mam teraz zrobić? – spytałaAllie z rezygnacją. – Muszę to przecież

Page 645: Zagrożeni - Daugherty C.J.

naprawić. Nie chciałam wyjść naoszustkę. I nie mogę znowu stracićCartera.

– Cóż… – Rachel ziewnęłarozpaczliwie i spojrzała na budzikstojący na biurku. Dochodziła piąta. –Spróbuj z nim pogadać i jakoś towyjaśnić. Powiedz mu o wszystkim: żedopóki jest z Jules, możecie się tylkoprzyjaźnić. Będziesz miała czas, żebysię zastanowić, co naprawdę do niegoczujesz.

– Ale jak mam to odróżnić? – Alliepatrzyła na nią żałośnie. – Skąd wiesz,

Page 646: Zagrożeni - Daugherty C.J.

która miłość jest która?– Ach… – Dziewczyna położyła się

obok i nakryła je kołdrą. – To właśnienajtrudniejsze pytanie.

Kolejny dzień w szkole przypominałniekończące się pasmo tortur. Lekcjezdawały się ciągnąć poza wszelkiedopuszczalne granice. Po nocywypełnionej koszmarami, nawetuspokajająca obecność Rachel niepomogła jej w zaśnięciu. Allie siedziałapółprzytomna, wsłuchując się w nudnesłowa nauczycieli na zastępstwie,

Page 647: Zagrożeni - Daugherty C.J.

realizujących kolejne partie materiału.Na lekcjach angielskiego i historii –

jedynych, na które chodzili razem –Carter trzymał się z daleka i ani razu niespojrzał jej w oczy. Kiedy mijała Julesna korytarzu, ogarnęły ją nagle takwielkie wyrzuty sumienia, że musiała sięukryć w najbliższej klasie i zderzyła sięw drzwiach z nauczycielem, którywłaśnie z niej wychodził.

Przy lunchu szeptem omówiła dalszeplany z pozostałymi członkami grupy.Chociaż usiadła pomiędzy Rachel a Zoe,samo przebywanie przy tym samym

Page 648: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stoliku z Sylvainem i Carteremsprawiało, że nie potrafiła niczegoprzełknąć. Zamiast tego metodycznierozkładała kanapkę na części pierwsze.

Jules siedziała przy sąsiednim stole,tym razem w towarzystwie Lucasai kilku przyjaciółek. Allie próbowała nanią nie patrzeć, lecz poczucie winyzmuszało ją co chwilę do rzucaniaukradkowych spojrzeń w stronęjasnowłosej przewodniczącej,zajadającej zupę.

Przy ich stoliku Carter zaangażowałsię w rozmowę z Nicole i Rachel.

Page 649: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jedynymi śladami wczorajszejnieprzespanej nocy były ciemne workipod jego oczami. Siedzący dwa krzesładalej Sylvain również przysłuchiwał siętej konwersacji, marszcząc brwi zeskupieniem. Machinalnie bawił sięnożem, przekładając ostrze tami z powrotem pomiędzy długimi palcami.Allie przyglądała mu się intensywnie,zahipnotyzowana delikatnymi, zwinnymidłońmi. Promieniepopołudniowego słońca odbijały się odmetalu, rzucając srebrzyste blaski.

Nagle nóż się zatrzymał. Podniosła

Page 650: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głowę i napotkała spojrzenie chłopaka.Sylvain wpatrywał się w niąz nieodgadnionym wyrazem twarzy.Zamarła na ułamek sekundy, starając sięodwrócić wzrok od jego błękitnychoczu.

Dopiero wtedy zauważyła, żewszyscy spoglądają na nią wyczekująco.

– Co? – Zabrzmiało to chyba zbytostro, więc natychmiast zniżyła głos. –Powiedziałam coś?

Rachel zmierzyła ją dziwnymspojrzeniem.

– Zadałam ci pytanie: co o tym

Page 651: Zagrożeni - Daugherty C.J.

myślisz?– O czym?– O naszym planie. – Nicole wodziła

wzrokiem od Allie do Sylvaina,próbując rozszyfrować, co między nimizaszło. – Chcemy wiedzieć, czy sądzisz,że to dobry pomysł?

– Przepraszam. – Zarumieniła sięAllie. – Jestem niewyspana. Słabo dziśogarniam. Jeśli moglibyście powtórzyć,postaram się tym razem uważać.

– W porządku – westchnął teatralnieCarter. – Wyjaśnię raz jeszcze. – Po razpierwszy od dwunastu godzin spojrzał

Page 652: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jej prosto w oczy, ale jego wzrok niezdradzał żadnych uczuć. – Musimypodzielić się robotą. Razem z Nicoleprzeszukam pokój Eloise. Zoe i Rachelsprawdzą klasę Zelaznego. – Zmarszczyłbrew, rzucił okiem na Sylvainai ponownie popatrzył na Allie. – A wymusicie zajrzeć do mieszkaniaZelaznego. Sylvain zna drogę.

Poczuła, że coś ścisnęło ją zagardło, a serce zerwało się do galopu,ale spokojnie skinęła głową.

Część nauczycieli mieszkaław domkach gościnnych rozrzuconych po

Page 653: Zagrożeni - Daugherty C.J.

terenie szkoły, większość jednakzajmowała pokoje w głównym skrzydle.Allie jeszcze nigdy tam nie była –uczniów obowiązywał całkowity zakazodwiedzania tej części budynku. Tylkoprzewodniczący samorząduuczniowskiego mieli prawo tamwchodzić, ale nawet oni musieli miećistotny powód.

Przyjaciele wpatrywali się w niąz napięciem, czekając na jej zdanie natemat planu, który zmusza ich donaruszenia wszystkich zasad, jakich nieudało się złamać poprzedniej nocy.

Page 654: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Świetny pomysł –odpowiedziała. – Wchodzę w to.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 655: Zagrożeni - Daugherty C.J.

22

Krążyła niecierpliwie w mroku natyłach biblioteki, czekając na Sylvaina,który spóźniał się już dziesięć minut.Była pewna, że się nie pomyliła –wyjaśnił jej wszystko dokładnie –zresztą trzymetrowe regały wypełnioneoprawionymi w skórę tomami w językufrancuskim stały tylko w jednymmiejscu. Znudzona, zaczęła wodzićpalcem po grzbietach książek,odczytując wybite złotymi literami

Page 656: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nazwiska autorów: Laclos, Langelois…Z westchnieniem spojrzała

ponownie na zegarek.– Gdzie jesteś? – wymamrotała pod

nosem.Tuż obok niej stała przesuwana

drabinka, pozwalająca sięgnąć dowyższych półek, wspięła się więc nakilka szczebli, by spojrzeć ponadregałami. Przysiadła u góry, machającw powietrzu jedną nogą.

Chociaż zmartwienia wciąż niedawały jej spokoju, brak snupoprzedniej nocy coraz mocniej

Page 657: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odciskał się na jej organizmie. Miałastrasznie ciężkie powieki, więc jeprzymknęła i oparła podbródek nadłoniach. Opadły ją kojące ciemnościi już wkrótce drzemała, śniąc o bieganiupo lesie i unoszących się w powietrzugłosach.

– Zbudź się, Allie.Znała ten głos. Lubiła go. Nadal nie

otwierała oczu, mając nadzieję, żeusłyszy coś jeszcze. Nic z tego.

Zamrugała powoli. Sylvain równieżwspiął się na drabinkę, więc ich twarzeznajdowały się na tej samej wysokości.

Page 658: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zaspana zamrugała ponownie, patrzącw szafirowy błękit jego oczu.

– Cześć – szepnęła. Wciąż zdawałojej się, że śni. Od zimowego balu niebyli ze sobą tak blisko. Czuła bijące odniego ciepło i charakterystyczny zapachwody kolońskiej. – Chyba przysnęłam.

– Przepraszam, spóźniłem się. –Nadal nie ruszał się z miejsca. Mogłazobaczyć fioletowe przebłyski w jegoniebieskich tęczówkach. – Spotkałemjednego z ochroniarzy, który zasypałmnie setką pytań i chciał wiedzieć, czynie słyszałem o jakichś uczniach

Page 659: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kręcących się po terenie po ogłoszeniuciszy nocnej.

– Co? – Rozbudziła się w ułamkusekundy. Pochyliła się do przodu. –Wiedzą, że to my?

Potrząsnął głową.– Nie. Pewnie nas słyszeli przy

domku dla gości. Musimy być bardzoostrożni.

Niebezpieczeństwo wprawiało gonajwyraźniej w stan podniecenia – miałzaróżowione policzki i kołysał się tami z powrotem na piętach, jakby niepotrafił ustać w miejscu. Niesforny

Page 660: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kosmyk włosów opadł mu na czoło.Patrząc na Sylvaina, przypomniała

sobie, jak przyjemnie było zanurzyćpierwszy raz palce w jego ciemnychlokach, ten dreszcz zakazanej rozkoszy.Jego reakcję – ręce obejmujące jąmocniej w pasie, usta coraz bliżej jejust.

Pocałunki z Carterem wyglądałyzupełnie inaczej.

Czy to właśnie było zakochanie?A może jednak przyjacielska miłość?Nadal czuła się bezsilna, nie potrafiłaodpowiedzieć na to pytanie.

Page 661: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dobra – rzuciła, schodząc podrabince i wyciągając ręce nad głową,żeby rozciągnąć mięśnie. – Już jestemz tobą.

Spojrzał na nią ze smutnymuśmiechem.

– Chciałbym, żeby to była prawda. –Obrócił się na pięcie i skręcił pomiędzyregałami. – Chodź. Musimy ruszać.

Opuściła ramiona i pobiegła za nim,zawadzając przypadkiem o stos książekpozostawiony na stoliku.

– Ruszaj, nie zapomnijkapelusza… – wymamrotała pod nosem.

Page 662: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co powiedziałaś? – zdziwił sięSylvain.

– Nic takiego. To cytat z filmu.– Lubisz filmy? – Wydawał się

przyjemnie zaskoczony tym odkryciem. –Masz jakiś ulubiony?

Momentalnie poczuła pustkęw głowie, jak zawsze, gdy ktoś pytało to, co lubiła czytać lub oglądać.Pytania o gust były takie stresujące –każdy próbował zabłysnąćwyrafinowaniem. Dopiero chwilępóźniej uświadomiła sobie, że przecieżwłaśnie zacytowała jeden ze swoich

Page 663: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ulubionych filmów.– Podoba mi się To wspaniałe

życie – wyznała. – Oglądaliśmy to całąrodziną w każde Boże Narodzenie,zanim… To dobry film… chyba…

Chodziło jej o to, że oglądała tenfilm, gdy była szczęśliwa. ZanimChristopher uciekł z domu i wszystkoobróciło się w ruinę.

Sylvain patrzył na nią z powagą.– Moim zdaniem to doskonały film.

Jeden z moich ulubionych. UwielbiamJimmy’ego Stewarta. – Jego uroczyakcent sprawił, że imię aktora

Page 664: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zabrzmiało jak „Żami”. Otworzył przednią drzwi, całkowicie pochłoniętytematem rozmowy. – Kocham filmy,kiedy jestem w domu, nic innego nierobię, ciągle coś oglądam. Zwłaszcza testare, czarno-białe. Nie mam pojęciadlaczego, ale wydają się lepsze niżwspółczesne. – Spojrzał na niąz ukosa. – Widziałaś kiedyś film Julesi Jim?

Allie w milczeniu potrząsnęłagłową. Wypowiedziany z francuska tytułprzywodził na myśl jakieśwyrafinowane europejskie kino, więc

Page 665: Zagrożeni - Daugherty C.J.

raczej nie znalazłaby tego w kolekcjirodziców.

– Nakręcił go François Truffaut,świetny francuski reżyser, myślę, żemoże nawet najlepszy. – Dotarli dopogrążonego w ciszy głównego holu.Boazeria na ścianach połyskiwaładelikatnie w przyćmionym świetle. –Przypominasz mi czasem aktorkę, któratam występowała. Takie same włosy…i parę innych cech…

Zrobiło jej się ciepło na sercu. Tomiłe, gdy ktoś porównuje cię dofrancuskiej aktorki, zapewne pięknej

Page 666: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i tajemniczej, jak wszystkie aktorkiz tego kraju. Rozmowa pozwoliła jejzapomnieć o tym, co ich czekało.Zaczęła się zastanawiać, czy Sylvain niezrobił tego specjalnie. Uświadomiłasobie nagle, że w Cimmerii już nikt nieporusza takich tematów. Nic tylkoNathaniel, Jo, Isabelle, Lucindai śmierć. Rozmowa o czymś takzwyczajnym wydawała się dziwna.

– Będę go musiała obejrzeć –odpowiedziała. – Skoro tak bardzo golubisz, to pewnie jest dobry.

Jules i Jim. Powtórzyła tytuł kilka

Page 667: Zagrożeni - Daugherty C.J.

razy w pamięci, żeby go zapamiętać.– Może razem go kiedyś

zobaczymy – zaproponował i obdarzyłją jednym z tych uśmiechów, któresprawiały, że cały świat wokół nichznikał. Dobrze, że w korytarzu panowałpółmrok, inaczej Sylvain na pewnozauważyłby rumieńce na jejpoliczkach. – Idziemy tędy. – Pociągnąłją za rękę do miejsca, gdzie ustawionokilka klasycystycznych rzeźb.Przycupnęli za szerokim cokołem,doskonale zasłonięci przed każdym, ktoprzechodził korytarzem. Wejście do

Page 668: Zagrożeni - Daugherty C.J.

skrzydła mieszczącego pokojenauczycieli znajdowało się parę metrówod nich.

Kucając za plecami Sylvaina, Allieprzyglądała mu się uważnie. Oddychałspokojnie, ale żyły pod złotobrązowąskórą na jego karku pulsowałygwałtownie. Napięcie szybko jej sięudzieliło. Słysząc za sobą przyspieszonyoddech, chłopak spojrzał na nią przezramię.

– Gotowa?– Tak.– Teraz!

Page 669: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Razem podnieśli się z podłogii podbiegli w milczeniu do drzwi.Sylvain otworzył je za pomocą kluczai pozwolił Allie wśliznąć się do środka,a potem wszedł za nią i z powrotem jezamknął.

Na korytarzu panowały ciemności.Oswajając się z mrokiem, dostrzegłajedynie kontury i zdobienia dębowychław. To była jedna ze starszych częścibudynku. Z obu stron ciągnęły sięponumerowane drzwi. To właśnie tammieszkali nauczyciele.

Ruszyli bezszelestnie w głąb

Page 670: Zagrożeni - Daugherty C.J.

korytarza. Patrząc na chłopaka kątemoka, zauważyła coś dziwnego. MięśnieSylvaina nabrzmiały, jakby gotował siędo walki, a jego dłonie zwinęły sięw pięści. Musiał być mocnozdenerwowany.

Myśl o tym sprawiła, że poczułanagły przypływ adrenaliny. On sięprzecież nigdy nie stresował.

Dotarli prawie do końca korytarza,gdy zatrzymał ją gestem ręki. Rozejrzałsię na obie strony, sprawdzając, czy niktnie nadchodzi, i delikatnie nacisnąłklamkę w drzwiach oznaczonych

Page 671: Zagrożeni - Daugherty C.J.

numerem sto osiemnaście. Pokój byłotwarty.

Spojrzał jej w oczy. Obojewiedzieli, jak wiele ryzykują. Skinęłagłową, zachowując spokój.

Sylvain zacisnął mocniej dłoń naklamce.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 672: Zagrożeni - Daugherty C.J.

23

Drzwi otwarły się na całą szerokość.Allie widziała przed sobą jedynieciemność. W środku panowałacałkowita cisza.

Sylvain wemknął się do pokoju,nakazując jej gestem, żeby zaczekała.Wrócił sekundę później i przywołał jądo siebie. Wzięła głęboki wdechi poszła za nim.

Kiedy zamknęli drzwi, przestałacokolwiek widzieć. Zatrzymała się, zbyt

Page 673: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przestraszona, by wejść dalej.– Sylvain? – szepnęła w ciemność.– Jestem. – Jego głos był

przytłumiony. Cichy szelest dłonisunących po ścianie uświadomił jej, żezapewne próbował namacać wyłącznik.Kiedy tylko o tym pomyślała, pokójzalało tak jasne światło, że musiałaosłonić oczy.

– Nic nie widzę.– Za chwilę się przyzwyczaisz.Popatrzyła na niego przez palce. Stał

przy drzwiach, przyglądając się jejz tajemniczym uśmieszkiem. Wydawał

Page 674: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się rozbawiony, a całe napięcie gdzieśzniknęło.

Porządnie wysprzątany pokójwyposażono w skórzaną sofę i miękkiekrzesło z drewnianymi podłokietnikami.W pobliżu kominka stał telewizori odtwarzacz DVD. Ściany były szarepoza idealnie białym paskiem, któryciągnął się pod sufitem. Allie okręciłasię powoli dookoła, patrząc na regaływypełnione książkami i drzwiprowadzące do sypialni.

– Strasznie mało miejsca – oceniła.– Nie jest tak źle. – Sylvain opierał

Page 675: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się o ścianę, zastanawiając się, od czegozacząć. – Mogłabyś na począteksprawdzić regały – zaproponował. –A ja zajrzę do biurka.

Półki z książkami zaczynały się tużnad drewnianymi szafkami i sięgały ażdo sufitu. Większość publikacjidotyczyła historii wojskowości –Wielkie bitwy w Brytanii, Operacja„Pustynna Burza” oraz coś podfilozoficznym tytułem Siedem filarówmądrości. Granatowe i szare okładkibyły szorstkie pod palcami, a nozdrzaAllie wypełniła woń starego papieru

Page 676: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i farby drukarskiej.Nie mając pojęcia, od czego zacząć,

sprawdzała, czy za tomami czegoś nieukryto. Bez skutku. Na regałach byłytylko książki.

Spojrzała na Sylvaina, któryprzeglądał papiery leżące na biurku.

– Mam szukać klucza? – upewniłasię.

– To jest najważniejsze. Ale dajznać, jeśli trafisz na coś dziwnego lubpodejrzanego.

Dziwne lub podejrzane? Czyli co?Pistolet z wciąż dymiącą lufą?

Page 677: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zakrwawiony nóż? Broszurkaza tytuł o w a na Zagłada Cimmerii:przewodnik dla początkujących?Odpuściła sobie jednak te sarkastyczneuwagi i wróciła do sprawdzaniaregałów. Przysunęła krzesło i stojąc nanim, przeglądała zawartość górnychpółek.

Pracowali jakiś czas w milczeniu,gdy nagle Sylvain zaskoczył ją pytaniem:

– Co się wczoraj wydarzyło międzytobą i Carterem?

Zachwiała się na krześle, omal nieopuszczając opasłej biografii Winstona

Page 678: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Churchilla. Złapała ją w ostatniejsekundzie i odstawiła na miejsce.

– Nic – odparła, próbując zachowaćkamienny wyraz twarzy. Widząc jegopowątpiewające spojrzenie, podniosłaobie ręce. – Wszystko wamopowiedzieliśmy: czekaliśmy w lesie,aż będziemy mogli bezpiecznie wrócić.Dlaczego pytasz?

– Długo was nie było. – Przyjrzał sięjej uważnie. – I miałaś dziwnierozczochrane włosy. – Pokazał ręką, jakmniej więcej wyglądała jej wczorajszafryzura. – Wydawałaś się smutna.

Page 679: Zagrożeni - Daugherty C.J.

W ogóle na niego nie patrzyłaś, a onunikał twojego wzroku. Coś się musiałostać – podsumował, sięgając po kolejnepapiery.

Przez ułamek sekundy chciaławyjawić mu prawdę. Że całowała sięz Carterem. Że to nie było właściwei oboje o tym wiedzieli. Że teraz ze sobąnie rozmawiają. Że nigdy sobie niewybaczy, jeśli Jules się o tym dowie.Mogłaby mu wyjaśnić ideęprzyjacielskiej miłości. Cokolwiek toznaczyło. Ale wciąż nie była pewna, codo niego czuje. Być może, gdyby Sylvain

Page 680: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ją teraz pocałował, podjęłaby jakąśdecyzję.

Zamiast tego zaczęła kartkowaćkolejną książkę.

– Daj spokój – odpowiedziałaniezbyt przekonana. – Nic się nie stało.Carter chciał się upewnić, że jesteśmybezpieczni. Wiesz przecież, jaki on jest.

– Tak. – Jego głos był pozbawionyemocji. – Wiem.

Allie spojrzała na niego, chwiejącsię na krześle.

– A co to miało znaczyć?– Nic – odparł, nie patrząc jej

Page 681: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w oczy.Przez kilka kolejnych minut

w pokoju słychać było jedynie szelestprzewracanych kartek i stuk książek,zdejmowanych i odkładanych na półkę.Sylvain przestał zadawać pytania, a onawciąż zastanawiała się, jak mu dać dozrozumienia, że nie ma zamiaru wracaćdo Cartera.

Tylko w jaki sposób mu o tympowiedzieć?

– Posłuchaj… – odważyła sięw końcu. – Przyjaźnimy się z Carterem.Albo przynajmniej próbujemy. I to

Page 682: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wszystko. To Jules jest jego dziewczyną.Zależy mu na niej.

Sylvain odłożył papiery na biurkoi zmierzył ją spojrzeniem, nie odzywającsię ani słowem.

– Podtrzymywanie przyjaźni potym… co między nami zaszło… nie jestnajłatwiejsze – przyznała. – Wczorajo tym rozmawialiśmy. Udało nam siędogadać.

– Skoro tak, to czemu teraz się dosiebie nie odzywacie?

Na jej policzkach pojawił siępurpurowy rumieniec. Dlaczego on to

Page 683: Zagrożeni - Daugherty C.J.

musiał zauważyć?– Już ci mówiłam – odparła. – To

nie jest najłatwiejsze.Nie zabrzmiało to przekonująco,

więc przyglądał jej się uważnie przezchwilę, ale o nic więcej nie pytał. Byłaz nim tak szczera, jak tylko mogła –obiecała sobie przecież, że nigdy niezdradzi zaufania, jakie ma do niejCarter.

Najwyższy czas, żeby zmienić temat.– Właściwie to mogłabym zapytać

o to samo – stwierdziła, ściągająckolejną książkę z regału. – Co jest

Page 684: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z wami? Kiedyś nie potrafiliście nasiebie patrzeć, a teraz razem pracujecie.Na upartego, można nawet powiedzieć,że jesteście dla siebie mili.

Najwyraźniej pytanie nie zrobiło nanim większego wrażenia. Sięgnął dokieszeni i wyjął z niej długą metalowąspinkę, którą wsunął do zamka szufladyw biurku.

– Rozmawiałem z nim… po tym, cosię przytrafiło tobie i Jo – wyjaśnił. –Uznaliśmy, że czas się pogodzići zjednoczyć przeciw Nathanielowi.Całkiem nieźle nam idzie. – Zamek

Page 685: Zagrożeni - Daugherty C.J.

otwarł się z trzaskiem. – Razemtrenujemy.

– Niemożliwe! – Allie omal niespadła z krzesła.

– A jednak. – Uśmiechnął się,widząc jej niedowierzanie. – Jest niezły.Bardzo silny. Ja jestem zwinniejszy, aleon… naprawdę sobie radzi.

– To niesamowite. – Próbowałasobie wyobrazić ich rozmowę, kończącąsześcioletni okres wzajemnej niechęci.Wydawało jej się to niemożliwe.

Przejrzała już wszystkie regały,zeskoczyła więc z krzesła i otarła

Page 686: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zakurzone dłonie o swoją szkolnąspódniczkę.

– Nic tu nie ma – podsumowała. –Same nudne książki.

Sylvain przykucnął za biurkiem,sprawdzając niższe szuflady.

– Sypialnia jest za drzwiami. –Wskazał ręką. – Możesz przejrzećzawartość nocnego stolika.

Sama myśl o wejściu do sypialniZelaznego zmusiła ją do skrzywienia ust.Ohyda.

Powoli uchyliła drzwi i macała naoślep ręką po ścianie. Wreszcie poczuła

Page 687: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pod palcami chłodny włącznik. Światłozalało niewielki pokój, którego ścianypomalowano na ten sam odcień szarości,co w salonie. Musiała przyznać, że tenkolor miał kojące właściwości.

Pod ścianą stało podwójne łóżko,nakryte idealnie wyrównanym,granatowym kocem. W całej sypialni niebyło ani odrobiny kurzu.

– Pewnie da się jeść z podłogi –wymamrotała do siebie.

– Co!? – zawołał z sąsiedniegopomieszczenia Sylvain.

– Nic.

Page 688: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Po prawej stronie łóżka, na stolikuz dwiema szufladami, ustawiononiewielką, mosiężną lampkę. Alliepodeszła ostrożnie, jakby obawiała się,że coś ją za chwilę ukąsi. Wzięła sięw końcu w garść, chociaż każdakomórka w jej ciele się przeciw temubuntowała, i złapała za uchwyt szuflady.W jej głowie wciąż wirowała jednamyśl: „Błagam, tylko niech nie trzymatam świerszczyków. Błagam…”.

Szuflada wysunęła się bezszelestnie,odsłaniając okulary w drucianejoprawce, zaostrzony ołówek, dwa

Page 689: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zbiory krzyżówek i książeczkę z sudoku.Nic ważnego, ale na szczęście równieżnic odrażającego.

Nagle dziewczyna zwróciła uwagęna dwa dziwne, różowawe drobiazgi.Wpatrywała się w nie przez chwilęz obrzydzeniem, aż w końcu zrozumiała,na co patrzy.

Zatyczki do uszu.– Paskudztwo – szepnęła i zamknęła

szufladę.Ponieważ nie znalazła w niej

niczego podejrzanego, otwarcie drugiejprzyszło jej z łatwością. Na wierzchu

Page 690: Zagrożeni - Daugherty C.J.

leżała książka zatytułowana Konflikti rozwiązanie. Wyjęła ją i zajrzałagłębiej.

Notes. Długopis. Płyta CD. Pudełkochusteczek. Słoiczek z jakąś maścią. Niemiała ochoty przyglądać się jejuważniej.

– Nic tu nie ma! – zawołała.– Zajrzyj pod łóżko – polecił

Sylvain.– Cudownie – wymamrotała pod

nosem.Z ciężkim westchnieniem opadła na

kolana i zerknęła pod sosnową ramę

Page 691: Zagrożeni - Daugherty C.J.

łóżka, odkrywając zamiecioną do czystapodłogę, walizkę i kartonowe pudełko.

Najpierw sięgnęła po walizkę.Pusta. Sprawdziła metodyczniewszystkie kieszonki – również nic.

Wciąż się zastanawiała nad słowamiSylvaina. Była zaskoczona, jak szybko jąprzejrzał po tym, co wydarzyło sięw lesie. Ciążyło jej poczucie winy za to,jak go traktowała po śmierci Jo – stałsię dla niej problemem, którego niemiała czasu rozwiązać. Do pewnegostopnia postępowała wobec niego tak,jak Carter wobec niej.

Page 692: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kiedy zdała sobie z tego sprawę,zamarła, zamykając walizkę. Spojrzałaprzez ramię na uchylone drzwi dodrugiego pokoju. Dźwiękipodpowiadały, że Sylvain wciążprzeszukiwał szuflady. Potrafiła sobiewyobrazić, jak szybko i zręcznieprzegląda ich zawartość, próbującodkryć, czy jego mentor nie jestzamieszany w morderstwo.

Przyklęknęła na zimnej podłodzei wepchnęła walizkę z powrotem podłóżko.

Od śmierci Jo usiłowała odgrodzić

Page 693: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się od wszystkich uczuć. PocałunekCartera sprawił, że coś się w niejodblokowało. Emocje nie dawały jejspokoju.

Sylvain miał skomplikowanycharakter i łączyła ich burzliwaprzeszłość, ale nigdy nie przestał sięo nią troszczyć. Nie poddawał się, nieznalazł sobie nikogo innego. Nigdy jejnie naciskał. Ignorowała go całymitygodniami, a on czekał. Był cierpliwy.Lojalny.

– Znalazłaś coś?Podskoczyła na dźwięk jego głosu,

Page 694: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaskoczona nagłym poczuciem winy,jakby mógł się domyślić, o czymmyślała.

– Jeszcze nie.Do sprawdzenia pozostało już tylko

kartonowe pudełko. Wyjęła je spodłóżka i spojrzała na pokrywkę. Pudło niebyło niczym zabezpieczone i wyglądało,jakby otwierano i zamykano je wielerazy.

W środku znalazła pamiątkii dokumenty. Powstrzymała się przeddokładnym studiowaniem wyciągówbankowych, rachunków i listów

Page 695: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaadresowanych do Augusta S.Zelaznego. Chciałaby się kiedyśdowiedzieć, co oznaczało to „S”.

Na samym dnie leżała biało-niebieska książeczka, zatytułowanaTwoje dziecko.

Zmarszczyła brwi i zajrzała dośrodka, odkrywając na pierwszej stroniefotografię czerwonego od krzykunoworodka. Napis nad zdjęciem głosił:„Twoja pierwsza fotografia!”. Poniżejzapisano imię dziecka: Arnold AugustZelazny. Urodziło się piętnaście lattemu.

Page 696: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie była tak zaskoczona, żespojrzała raz jeszcze. Nauczyciel nigdynie wspominał o synu. Nie miał nawetżony.

Odwróciła kartkę. Kolejne zdjęcieprzedstawiało młodego, uśmiechniętegoZelaznego. Miał więcej włosówi dołeczki w policzkach, wyglądałzupełnie inaczej niż teraz. Był odprężonyi… radosny. Obok niego stałauśmiechnięta brunetka z niecorozczochranymi włosami, jakby dopieroco wstała z łóżka. Razem trzymalidziecko.

Page 697: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie nie potrafiła w to uwierzyć. Cosię mogło stać? Gruby i śliski papierfotograficzny pod jej palcamistworzono, by przetrwał całe wieki.Zaczynała podejrzewać, że w życiuZelaznego zdarzyła się jakaś tragedia.Dzieci nie znikają tak po prostu.

Na kolejnych stronach odkryłajeszcze więcej zdjęć chłopczyka. Corazbujniejsza czupryna. Drobniutkie ząbki,wyszczerzone w uśmiechu. Wypisanedaty: dzień, w którym zrobił pierwszykrok, kiedy powiedział pierwsze słowo.Kartki z życzeniami z okazji pierwszych

Page 698: Zagrożeni - Daugherty C.J.

urodzin.I nic więcej.Skupiona, przejrzała resztę

zawartości pudełka, ale nie znalazłaniczego, co wskazywałoby na dalszelosy dziecka. Tak jakby całe jego życiezostało zamknięte w tym albumie.

Co się mogło stać z ArnoldemZelaznym?

Ostrożnie odłożyła wszystko namiejsce i wsunęła karton z powrotemobok walizki.

– W biurku niczego nie było –oznajmił Sylvain, stając w drzwiach

Page 699: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sypialni. – A ty coś znalazłaś?– Nic – odpowiedziała, potrząsając

głową.Na twarzy chłopaka pojawiła się

wyraźna ulga. Nie mogła go za toobwiniać. Może Zelazny faktycznie byłczysty.

– Powinniśmy się zbierać. –Wskazał na drzwi. – Marnujemy tylkoczas.

Podniosła się z podłogi i poszła zanim. Wychodząc, zauważyła, żezapomniała odłożyć na miejsce książkęKonflikt i rozwiązanie, która wciąż

Page 700: Zagrożeni - Daugherty C.J.

leżała na stoliku.– Sekunda – poprosiła i wróciła do

sypialni. Pospiesznie otwarła dolnąszufladę i sięgnęła po książkę. Kiedy jąpodniosła, spomiędzy kartek wysunął sięjakiś przedmiot i z metalicznymbrzęknięciem uderzył o podłogę.

Sylvain natychmiast stanął u jejboku.

– Co to jest?Oboje pochylili głowy i spojrzeli na

niewielki kluczyk, lśniący na ciemnymparkiecie.

– O nie – westchnęła Allie.

Page 701: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie zdążyli opuścić pokojuZelaznego przed ogłoszeniem ciszynocnej. Zanim wyszli, poodkładaliwszystko na właściwe miejsca,zabierając ze sobą jedynie klucz, ukrytyw kieszeni Allie.

Sylvain zgasił światło i przycisnąłucho do drzwi, nasłuchując w milczeniu.Chwilę później uchylił je odrobinęi wyjrzał na zewnątrz. Korytarz byłpusty.

Wyśliznęli się cicho jak duchy.Allie wbijała wzrok w drzwi na

końcu korytarza, który zdawał się

Page 702: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ciągnąć w nieskończoność, choć szlizdecydowanym, równym tempem.

Trudno było uwierzyć, że Zelaznymógłby szpiegować dla Nathaniela.Wydawało jej się to niemożliwe.Zacisnęła palce na kluczu, który palił jąw kieszeni. Czy to historyk pomógłw zabiciu Jo? Ten sam człowiek, któryzawsze tak dbał o bezpieczeństwoszkoły oraz Isabelle? Który zmuszałwszystkich do przestrzeganiaprzepisów? Mężczyzna bez rodziny,mieszkający w wysprzątanym na błyskpokoju… To on miał pomagać

Page 703: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nathanielowi w zabójstwach?Wciąż nie potrafiła tego zrozumieć.

A jednak… ten klucz.Z drugiej strony ludzie miewali

różne klucze. Musieli sprawdzić, czyten, który u niego znaleźli, pasuje dowłaściwych drzwi. Zmierzaliw kierunku biura Isabelle. Najpierwjednak musieli się wymknąć z tej częścibudynku. O tej godzinie nietrudno byłotu trafić na nauczyciela wracającego doswojego pokoju. W każdej chwili ktośmógł ich przyłapać, a długi, prostykorytarz nie oferował żadnych kryjówek.

Page 704: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Czterdzieści kroków. Czterdzieścijeden. Czterdzieści dwa…

Dochodzili do końca korytarza, gdyza ich plecami rozległ się znajomy zgrzytotwieranych drzwi. Żadne z nich niezareagowało. Szli dalej równymkrokiem, nie rozglądając się na boki.

Ktokolwiek wyszedł z pokoju, niezwrócił na nich uwagi. Nie zatrzymał ichżaden krzyk.

Po dziesięciu krokach znaleźli się zadrzwiami.

Minęli w milczeniu marmurowefigury i szli dalej, przecinając szeroki

Page 705: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szkolny korytarz. Wszyscy uczniowiebyli już w swoich sypialniach, światłabyły przygaszone. Sunęli niczym dwacienie po błyszczącym dębowymparkiecie.

Zatrzymali się dopiero przygabinecie Isabelle. Stojąc przedznajomymi, rzeźbionymi drzwiami,wyglądali jak najzwyklejsza parauczniów przed najnormalniejszymbiurem dyrektorki. Zapukali. Nie słyszącodpowiedzi, wymienili sięspojrzeniami.

Allie wyciągnęła niewinnie

Page 706: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyglądający kluczyk i wsunęła gopewnym ruchem do zamka. Przekręciłsię bez trudu, a drzwi otwarły sięz cichym trzaskiem.

Wypuściła powietrze przezzaciśnięte zęby. Aż do tej chwili niezdawała sobie sprawy, jak bardzoliczyła na to, że to niewłaściwy klucz.

Sylvain odwrócił głowę i zagryzłdolną wargę. Widziała jegorozczarowanie. Naprawdę wierzyłw Zelaznego. Oparła dłoń na jegoramieniu, próbując przekazać mu bezsłów, że również czuje się zdradzona.

Page 707: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Spojrzał na nią i po raz pierwszy odbardzo długiego czasu poczuła tępotężną więź, która ich kiedyś łączyła.Było to zaskakujące jak jaskrawy błyskświatła w ciemnym pokoju.

Nakrył jej dłoń swoją.Serce biło jej jak oszalałe, doszła do

wniosku, że to chyba nie jestprzyjacielska miłość.

Nagle usłyszeli odgłos krokówdobiegający z oddali i czar prysnął.Sylvain ścisnął mocniej jej dłońi popatrzyli sobie prosto w oczy.Delikatnie skinęła głową, dając mu do

Page 708: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zrozumienia, że również to słyszała.Cofnęła się o krok, kryjąc w cieniuzalegającym pod schodami. Wciąż niepuszczał jej ręki.

Kroki zbliżały się powoli. Allienaliczyła dwie osoby – jedna z nich szłatrochę wolniej. Nie rozmawiały ze sobą.U podnóża schodów pojawiły się dwieubrane na czarno, praktycznieniewidzialne sylwetki.

Patrol.Sylvain obserwował mężczyzn, nie

ruszając się z miejsca.Strażnicy przeszli obok ich

Page 709: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kryjówki, nie zwracając na nich żadnejuwagi, a potem zaczęli się wspinać poszerokich schodach prowadzących napiętra. Allie wsłuchiwała sięw poskrzypywanie drewnianych desek,oznaczające, że ochroniarze skręcili doskrzydła mieszczącego sale lekcyjne.

Kiedy wreszcie zniknęli im z oczu,odwróciła się do Sylvaina. Patrzył nanią z delikatnym uśmiechem.

– Jesteś w tym coraz lepsza –szepnął, a w jego oczach lśniła dumaprzemieszana z rozżaleniem.

– Wiem – odparła.

Page 710: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 711: Zagrożeni - Daugherty C.J.

24

Następnego ranka o świcie Alliestała w ogrodzie i pomimo deszczuzalewającego oczy, grzebała łopatąw rozmokłej ziemi, starając się wykopaćrówne, głębokie bruzdy.

Parę kroków dalej Carter robił tosamo, ale szło mu zdecydowanie lepiej.

Uporczywa, lodowata mżawkatrwała już dobre pół godziny, a wilgoćzdawała się przenikać przez wszystkiewarstwy ubrań i docierała aż do kości.

Page 712: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie nie potrafiła się pogodzić z tąstratą czasu. Zamiast zamarzać na śmierćw ogrodzie, powinni teraz szukaćszpiega. Mamrocząc do siebie,naciągnęła mocniej wełnianą czapkęi żałowała, że nie może nią zasłonićcałej twarzy.

Przerwała na sekundę, by przyjrzećsię pracy Cartera. Doskonale sobieradził – był w końcu wychowankiempana Ellisona i dorastał w tymogrodzie – ale starał się nie wyprzedzaćjej z robotą. Pracował w takim tempie,żeby zawsze być obok. Chociaż od rana

Page 713: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nie odezwał się do niej ani słowem.Doprowadzało ją to do szaleństwa.Wczorajsza wyprawa z Sylvainem

zmusiła ją do przemyśleń. Z nim byłozupełnie inaczej niż z Carterem. Wierzyłw nią. Sprawiał, że czuła się pewnasiebie. Jego zainteresowanie było jakciepły promień światła – rozgrzewałoją. Rosła w nim i rozkwitała.

Po odejściu ochroniarzy obojepospieszyli do swoich sypialni i niezdążyli nawet ze sobą porozmawiać. Aleta chwila na korytarzu, gdy ich dłoniesię zetknęły… Wystarczyło, że o tym

Page 714: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pomyślała, a jej serce zaczynało bić jakszalone. Nie wiedziała, dlaczego jegodotyk tak na nią działał. Ale zawsze takbyło. Pamiętała takie chwile przedśmiercią Jo, że wystarczyło jednospojrzenie Sylvaina, by traciła wszystkiezmysły.

Zakochanie.Ostrze łopaty Cartera wbiło się

głucho w ziemię, przypominając, żepowinna pracować.

Westchnęła i zaczęła bezprzekonania grzebać w błocie. Na jejrzęsach zawisły krople deszczu.

Page 715: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Spojrzała na Cartera przez wodnistązasłonę – miał zaczerwienione policzkii był kompletnie przemoczony. Unikałjej wzroku.

Wbiła łopatę w błoto, wkładającw to wszystkie siły.

Dlaczego z Carterem wszystko byłotakie skomplikowane? Jego uczuciastanowiły dla niej niezrozumiały labiryntzaufania i nieufności, wiaryi powątpiewania. Weźmy na przykładdzisiejszy ranek. Pracują samiw ogrodzie. Mają sporo do obgadania.Sylvain na pewno powiedział mu

Page 716: Zagrożeni - Daugherty C.J.

o kluczu. Ona miała poinformowaćdziewczyny – odwiedziła wszystkie trzysypialnie i powiedziała, co znaleźli. Aledzisiejszego ranka Carter nie wspomniało tym ani słowem. W ogóle się nieodzywał. Musiała coś z tym zrobić. Tonie mogło dłużej trwać.

– Zamierzasz mnie ignorować przezcały dzień? – zapytała w końcu. – Czytylko wtedy, gdy jesteśmy sami, grzebiącna deszczu w tym cholernym błocie?

– Język – upomniał ją, nie podnoszącgłowy.

– Ta, język. – Uderzyła

Page 717: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z wściekłością w błoto czubkiemłopaty. – Tego właśnie musisz używać,kiedy chcesz z kimś porozmawiać.

– No dobra. – Wyprostował sięi oparł o łopatę, patrząc na niąnieufnie. – Czołem Allie, jak ci mijadzisiejszy dzień?

– Wspaniale. Po prostu cudownie.Deszcz zaczął jej spływać po szyi,

wnikając pod owijający ją szalik. Tegojuż było za wiele.

– Przerwa. Nie mam zamiaru umrzećna zapalenie płuc – oznajmiła, patrzącna Cartera. Milczał, więc spróbowała

Page 718: Zagrożeni - Daugherty C.J.

raz jeszcze. – Idziesz ze mną? –Wskazała na niewielką szopę podogrodowym murem.

Wciąż wbijał wzrok w ziemię i byłaprzekonana, że odrzuci jej propozycję.W końcu jednak wyprostował sięi podniósł łopatę.

– Chyba też nie chcę umrzeć nazapalenie płuc.

W szopie brakowało ogrzewania,ale były przynajmniej drzwi, a w środkustała niewielka ławka, więc nie musielisiedzieć na zimnej podłodze. Allieodwiesiła przemoczoną czapkę i szalik

Page 719: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na zardzewiały gwóźdź przy wyjściu,a potem potrząsnęła głową, próbującosuszyć włosy. Były coraz dłuższei opadały ciemnymi falami poniżejłopatek.

– Trochę mi brakuje twoichczerwonych włosów.

Odwróciła się na pięcie i zobaczyła,że Carter usiadł na ławce i nie spuszczałz niej wzroku.

– Serio? – Złapała jeden kosmyki przyjrzała mu się w półmroku. –Ostatnio dziwnie się czujęz zafarbowanymi włosami. Patrzę

Page 720: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w lustro i widzę obcą osobę. – Usiadłaz ciężkim westchnieniem na drugimkońcu ławki. – Ale może to nie taki złypomysł.

– Dlaczego? Nie lubisz samejsiebie?

– Czasem. – Wzruszyła ramionami. –Teraz nie bardzo.

– Czemu?Zmierzyła go spojrzeniem,

sugerując, że na pewno zna odpowiedźna to pytanie.

– Och! – Spuścił wzrok. – O tochodzi…

Page 721: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Tak. O to. – Skrzyżowała ramionana piersi. – Możemy o tymporozmawiać?

Odpowiedział niezobowiązującymmachnięciem.

– Posłuchaj. Ja… – z mozołemdobierała kolejne słowa – źle się czujęw związku z tym, co się stało. Zwłaszczaże tak długo się unikaliśmyi traktowaliśmy się jak powietrze.Sądziłam, że nasza przyjaźń może sięodrodzić, ale teraz znowu zrobiliśmyogromny krok do tyłu. – Westchnęła,garbiąc ramiona. – Nienawidzę tego.

Page 722: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Wiem – odpowiedział, wiercąc sięna niestabilnej ławce. – Ale… Chybanie mam pojęcia, jak sobie radzićw takich sytuacjach. – Wpatrywał sięwe własne dłonie. – Przy tobie wszystkomi się miesza. Wydaje mi się, że wiem,czego chcę, ale wystarczy, żebyś siępojawiła, i zaczynam się gubić.

Doskonale znała to uczucie.– Mam to samo przy tobie –

przyznała.Carter potarł oczy.– Z Jules łączyła mnie przyjaźń

praktycznie od pierwszej chwili, gdy

Page 723: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyszła do szkoły. Opowiadałem cio tym?

Potrząsnęła głową.– Byliśmy wtedy dzieciakami.

Zachowywałem się jak wściekła,pomylona sierota, a ona po prostuweszła do szkoły, ciągnąc za sobądrogie walizki i nianię, spojrzała namnie i powiedziała: „Cześć, jestemJules. Będę twoją najlepsząprzyjaciółką”. – Zaśmiał się, wracającmyślą do tego spotkania. – Miała rację.Zaprzyjaźniliśmy się. Byłazdeterminowana i pewna siebie. Razem

Page 724: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się uczyliśmy, razem dorastaliśmy,wspólnie przyjęto nas do NocnejSzkoły… Myślę, że to byłonieuniknione, musieliśmy zacząć ze sobąchodzić. Ale to, co się stało podczaszimowego balu, nie było zaplanowane.Wypiliśmy zbyt wiele i… po prostu sięstało. Następnego dnia zrozumiałem, żepopełniłem błąd. Z czasem jednak… –zamilkł, wahając się przez chwilę. –Może tak miało być. Ona doskonalemnie zna. Pasujemy do siebie. Przy niejczuję się inaczej niż z tobą.

Wiedziała, że nie chciał jej zranić,

Page 725: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ale jego słowa cięły jak brzytwa. Toprawda, nie pasowali do siebiez Carterem nawet wtedy, gdy byli parą.Fakt, że nigdy nie musiał się spieraćz Jules i zawsze się rozumieli, w jakiśsposób pogłębiał porażkę Allie jakojego dziewczyny.

W sumie to zabawne – powiedziałjej wreszcie wszystko, co chciałausłyszeć, ale i tak okazało się tobolesne.

– A potem, tamtej nocy, znalazłemsię z tobą w lesie i… było tak jakkiedyś. Patrzyłem na ciebie

Page 726: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i przypominałem sobie, co nas łączyło,przynajmniej te dobre rzeczy.A później… Sam nie wiem. Pogubiłemsię. Przepraszam cię, Allie. Zależy mi naJules. Jest dla mnie ważna. Niemogę… – Na jego policzkach zapłonęłyrumieńce. – Jeśli kiedykolwiek się o tymdowie…

Allie właśnie na to czekała.– Nie dowie się – zapewniła go

z przekonaniem. – Ode mnie na pewnonie. Ty również nie możesz tegozdradzić. Ja też nie chciałam sięprzedwczoraj całować. To był

Page 727: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przypadek… jak kraksa samochodowaczy coś. Znaleźliśmy się sami w lesie,zdarzało nam się już całować w takichokolicznościach. Ale teraz musimyudawać, że nic się nie stało, i nauczyćsię przyjaźni na nowo. Pamiętasz, żebyliśmy kiedyś bardzo dobrymiprzyjaciółmi. Chciałabym do tegowrócić – mówiła z żarem w głosie. –Proszę, Carter… Nie mogę cię znowustracić. Bądź moim przyjacielem!

Spojrzał na nią, wyraźniezaskoczony głębią jej uczuć.

– Nigdy tak naprawdę mnie nie

Page 728: Zagrożeni - Daugherty C.J.

straciłaś, Allie.Wiedziała, że to nieprawda.– Odsunęliśmy się od siebie –

odparła. – Jeśli znów będziemy razem,skończy się to w ten sam sposób.Powinniśmy zostać przyjaciółmi, Carter.Na zawsze.

Popatrzył jej prosto w oczy.– Do końca życia będę twoim

przyjacielem. Przysięgam.

Po zakończeniu lekcji Allie zbiegłapo schodach, czując, jak torbaz książkami obija jej biodro przy

Page 729: Zagrożeni - Daugherty C.J.

każdym kroku. Zeszła już prawie na samdół, gdy ktoś zawołał ją po imieniu.

Odwróciła się i zobaczyła Katie,z twarzą okoloną miedzianymi lokami,które zdawały się płonąćw popołudniowym świetle.

– Szukam tej waszej… Jak tonazwać? Bandy? – odezwała sięrudowłosa dziewczyna z wyraźnymniesmakiem. – Musimy porozmawiać.

– Banda. – Allie wywróciłaoczami. – To moi przyjaciele. Nieważnezresztą. O co chodzi?

– Skontaktowali się ze mną rodzice.

Page 730: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie zmarszczyła brew. Isabellewciąż nie było, więc na pewno nieudzieliła żadnemu z uczniów zgody naskorzystanie z telefonu.

– W jaki sposób? – zapytałaz niedowierzaniem.

Dziewczyna zmierzyła ją znudzonymspojrzeniem.

– Ty mnie w ogóle nie słuchasz,prawda? Mogą robić, co zechcą. Skorochcieli ze mną porozmawiać, toporozmawiali. Wydaje mi się, żeszybciej się dogadamy, jeśli w drodzewyjątku choć raz nie będziesz się ze mną

Page 731: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sprzeczać.– Dobra. – Allie uniosła

pojednawczo ręce. – Rozmawiałaśz nimi. Wszystko w porządku?

– Nie, do diabła! Nic nie jestw porządku! – nie wytrzymała Katie. –Przecież bym z tobą nie gadała, gdybywszystko było okej. „O, cześć, Allie,chciałam ci tylko powiedzieć, że nicinteresującego się nie dzieje” –zaszczebiotała szyderczo.

Allie opanowała narastający gniew.– Daj spokój, Katie, bo za chwilę

pękniesz. Po prostu powiedz, o co

Page 732: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chodzi.– Nie potrafię uwierzyć, że tylko wy

możecie mi pomóc – odparładziewczyna z odrazą, rozglądając się naboki, czy nikt ich nie podsłuchuje. –Oznajmili, że mogą wpaść w tymtygodniu i mnie ze sobą zabrać.Poprosili, żebym miała spakowanąwalizkę.

– Co…? – Allie natychmiastzamilkła, uświadamiając sobie, co tooznacza. – Och…

– No właśnie.– W tym tygodniu? – Popatrzyła na

Page 733: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Katie z niedowierzaniem. Byli przecieżtak blisko wykrycia prawdziwegoszpiega. Znaleźli klucz, a teraz musieliobmyślić plan, jak poinformowaćpozostałych nauczycieli i wykorzystaćzdemaskowanego Zelaznego przeciwNathanielowi. Tyle że instruktorzyNocnej Szkoły gdzieś zniknęli,a uczniowie nie mieli jak się bronić.Wszystko było rozgrzebane dopołowy. – Cholera! Niech to szlag! Niejesteśmy gotowi – zaczęła mówićpodniesionym głosem. – To dzieje sięzbyt szybko.

Page 734: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Radziłabym się więcprzygotować. – Słowa dziewczyny niezdradzały współczucia. – Potrzebujemyplanu. I to już. Nie chcę, żeby mnie stądwywlekli jak tę biedną, durną Caroline.

– Jeszcze dziś coś wymyślimy. Jeślizaczną cię szukać, spróbuj się gdzieśukryć. Masz czas, żeby znaleźć sobiejakąś kryjówkę: dach, poddasze, starapiwnica, pokoje do nauki w bibliotecealbo zakrystia w kaplicy. Mogę cipokazać, gdzie to jest.

Podczas gdy Allie wciąż wyliczaławszystkie miejsca, w których chowała

Page 735: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się kiedyś przed nauczycielami, Katienie ukrywała swojego zniechęcenia.Najwyraźniej nie takiego planu ucieczkisię spodziewała.

– To jakiś koszmar – stwierdziław końcu, przeczesując nerwowopalcami włosy.

– Nie martw się. – Allie zdobyła sięna optymizm. – Pracujemy nad tym.Jesteśmy umówieni na spotkanie.

Katie przygryzła usta.– Mam nadzieję… Chciałabym, żeby

wam się udało. Bo naprawdę nie jestdobrze.

Page 736: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Kiedy odpuściła sobie przechwałki,wyglądała jak przestraszony dzieciak,którego rzeczywistość rozpadła sięw gruzy. Allie nie wiedziała, copowinna zrobić – Katie zawsze byłataka pewna siebie. Nie potrafiła jejpocieszyć.

Poza tym spieszyła się na spotkaniez resztą grupy.

– Chyba powinnam już lecieć. –Zrobiła krok do przodu, ale Katie niechciała jej puścić.

– Posłuchaj… Zaczekaj…Zatrzymała się i spojrzała w jej

Page 737: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stronę.– Jeśli chcecie, mogę przyjść na

któreś z tych waszych spotkań…Mogłabym to zrobić. Pomóc wam…jakoś.

Allie nie zdołała ukryć zaskoczenia.Rudowłosa dziewczyna wydawała sięw tym momencie taka zagubionai samotna… Tak jakby nagle odsuniętoją kompletnie na margines.

Zimą próbowała wyciągnąć od niej,dlaczego nigdy nie wstąpiła do NocnejSzkoły, skoro mogła poprosićo wszystko, czego tylko zapragnęła.

Page 738: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Katie rzuciła jakąś lekceważącąodpowiedź. Musiał być jakiś powód,dla którego unikała potężnej grupy,działającej w samym sercu Cimmerii.

Teraz jednak nie miała czasu, żebyo to zapytać, więc skinęła tylko głowąi obiecała:

– Porozmawiam z nimi.

– Jej rodzice twierdzą, że w każdejchwili może dojść do ataku? – Nicolespojrzała na nią pociemniałymi oczami.

– Nie podali dokładnej daty –wyjaśniła Allie. – Przypuszczalnie

Page 739: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w tym tygodniu.– Jeśli to prawda, to mamy

przewalone. – Carter zacisnął zęby. –Nie jesteśmy gotowi.

Przystanęli w rogu sali balowej.Przez olbrzymie okna ponad ichgłowami wlewało się słabepopołudniowe światło. Na lśniącymdębowym parkiecie obok gigantycznegokominka stało zaledwie parę stolikówi krzeseł, oczekujących na kolejneuroczystości, co sprawiało, że rozległepomieszczenie jeszcze mocniejkojarzyło się z jaskinią. Chociaż byli

Page 740: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tam sami, starali się rozmawiać szeptem,żeby nie wzbudzać niepotrzebnego echa.

– Prosiłam, aby przekazano mojemutacie, że muszę się z nim zobaczyć –poinformowała Rachel. – Pomoże nam,jeśli mu tylko na to pozwolimy.

– Myślicie, że powinniśmy mupowiedzieć, co wiemy? – Sylvainspojrzał na resztę grupy, odwracając sięod Rachel.

Wszyscy milczeli.– Dajcie spokój! – wybuchła

dziewczyna, poczerwieniałaz frustracji. – Ile razy mam wam

Page 741: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powtarzać, że możemy zaufać mojemuojcu? Jest po naszej stronie.

– Zgadzam się – odpowiedziałaNicole. – Moim zdaniem Raj Patel jestlojalny wobec szkoły.

– Nie podważam jego lojalności –stwierdził spokojnie Sylvain. – Ale towłaśnie z jej powodu to, co mupowiemy, dotrze do Isabelle.

– Racja – potwierdził Carter. – Napewno chcemy, żeby się o wszystkimdowiedziała?

– Nie musi wiedzieć o wszystkim –wtrąciła Zoe. – Nikt nam nie każe

Page 742: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyznawać się do rozmowy z Eloisealbo do tego, że włamaliśmy się dogabinetu dyrektorki. Raczej niepogłaszczą nas za to po główkach.

– Dobra, czyli to pomijamy.Zgadzacie się? – Sylvain powiódłwzrokiem po grupie. Wszyscyz wyjątkiem Rachel przytaknęli.Popatrzył na nią przeciągle. – Rachel?

W końcu również skinęła, choćz widocznym oporem.

– Ale musimy się przyznać, żebyliśmy w pokoju Zelaznego –zauważyła Allie. – Inaczej nie

Page 743: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyjaśnimy, skąd mamy klucz.– Zgoda. – Carter spojrzał w jej

stronę. – Dowiedziałaś się jeszczeczegoś od Katie?

– Niewiele. Poza tym, że… –zawahała się przez chwilę. – Chybachciałaby do nas dołączyć.

– Co? – zapytali jednocześnie, a ichgłosy odbiły się echem po sali niczymzabłąkana kula.

Allie nigdy nie podejrzewała, żekiedykolwiek przyjdzie jej się wstawićza Katie Gilmore.

– Twierdzi, że może nam pomóc.

Page 744: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Była naprawdę przestraszona. Myślę,że… – westchnęła, zmuszając się dowypowiedzenia kolejnych słów. –Myślę, że może się przydać. Pomimotego, że jest wredną krową.

– Jezu! – Rachel wyglądała nazałamaną. – Naprawdę musimy?

– Jej rodzice są bardzo mocnozwiązani ze szkołą, Katie zna członkówrady i uczniów, których rodziny poparłyNathaniela – przypomniał Sylvain. –Jeśli będą myśleli, że jest po ich stronie,może się dowiedzieć czegośużytecznego. Allie ma rację. Katie

Page 745: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mogłaby się bardzo przydać.Popatrzyła na niego

z wdzięcznością, a on odwzajemnił sięjej delikatnym uśmiechem. Światłowpadające przez okna sprawiało, żeoczy chłopaka błyszczały niczym kobalt.Nie potrafiła się od nich oderwać.

Pozostali wciąż dyskutowali natemat Katie.

– Jest wredna – przypomniałaNicole.

– Pyskata – dodała Rachel.– Walnięta – wymamrotała Zoe.– Mimo tego powinniśmy ją

Page 746: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaprosić. – Carter rozejrzał się pootaczających go twarzach. – Okej?

Wszyscy opornie pokiwali głowami.Nie mogli zrezygnować z pomocy Katie.

– Świetnie – podsumowała Allie,choć wcale tak nie myślała. – Przekażęjej waszą zgodę.

– Myślę, że nie powinnauczestniczyć we wszystkichspotkaniach – powstrzymał ją Sylvain. –Wierzę, że możemy jej zaufać, ale niejestem do końca pewien. Nie chciałbym,żeby była przy rozmowach z Isabellealbo… – odwrócił wzrok – na takich

Page 747: Zagrożeni - Daugherty C.J.

akcjach jak wczoraj.– Racja – poparł go Carter. – Katie

ma liczne znajomości, ale nie uczy sięw Nocnej Szkole i nie jest taka jakRachel, więc będziemy ją zapraszaćtylko na niektóre spotkania.

– Boże dopomóż! – jęknęła Rachel.

Po kolacji zasiedli ponowniew kącie świetlicy, czekając na RajaPatela.

Rachel rozmawiała po południuz ochroniarzami i była przekonana, że jejojciec się pojawi, ale im dłużej czekała,

Page 748: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tym bardziej się niecierpliwiła. Cochwilę odrywała wzrok od podręcznikado chemii i spoglądała na drzwi.

– W najgorszym przypadku –stwierdziła, gdy minęła dziesiąta –wpadnie do mnie wieczorem i samabędę musiała mu o wszystkimpowiedzieć.

– Zapukaj w ścianę –zaproponowała Allie. – Przyjdę cięwesprzeć i dopilnować, żebyś niewygadała wszystkiego.

– Pewnie zaraz się pojawi. – Rachelrozejrzała się z nadzieją w oczach, ale

Page 749: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wśród skórzanych sof, regałówwypełnionych książkami i grami orazstolików szachowych kręcili się tylkoinni uczniowie. Ktoś grał na pianinieClair de lune, ignorując prośbyo zagranie czegoś żywszego.

Allie przewróciła kolejną kartkęw podręczniku do historii. Muzyka jąrozpraszała. Znów miała zaległości. Niepotrafiła się skupić na nauce. W tychpełnych wydarzeń dniach lekcjezmieniły się w męczący obowiązek, aleobiecała Lucindzie, że postara się o jaknajlepsze stopnie.

Page 750: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Spojrzała spod opuszczonych rzęs nasiedzącego naprzeciw niej Sylvaina,który oparł podbródek na dłoni.Wyglądał na zagubionego w myślach.Podejrzewała, że wciąż zastanawia sięnad Zelaznym.

Tuż obok siedział Carter,zapełniający równym pismem kartkęz wypracowaniem z geografii. Porannarozmowa w ogrodzie sprawiła, żezachowywał się wobec niej zupełnienormalnie – odzywał się, a czasem sięnawet uśmiechnął.

Nagle przypomniała sobie słowa

Page 751: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Katie i obrzuciła promiennym wzrokiemresztę grupy.

– A może powinniśmy sobiewymyślić jakąś nazwę?

Natychmiast tego pożałowała.Pozostali gapili się na nią milcząco.

– Słucham? – zapytała w końcuRachel. Nicole stłumiła atak śmiechu.

– No, dla naszej grupy. – Skrzywiłasię, widząc niedowierzanie w ichoczach. – Katie nazwała nas bandą…

– Wydaje mi się, że damy radę beznazwy – odpowiedział Carter, próbujączachować kamienny wyraz twarzy. – Te

Page 752: Zagrożeni - Daugherty C.J.

najlepsze są już i tak zajęte.Wszyscy parsknęli śmiechem. Na

policzkach Allie zapłonął rumieniec.Najchętniej zapadłaby się pod podłogę.Rzuciła desperackie spojrzenie w stronęSylvaina, ale zdawał się nie zwracać nanią uwagi. Nikt jej nie mógł ocalić.

– Nie potrzebujemy nazwy, bo i taknie możemy rozmawiać o naszejgrupie – zauważyła Zoe. – Nocna Szkołato nie jest prawdziwa nazwa… tylkoten… opis. Uczymy się i spotykamy ponocach.

– Boże – westchnęła Allie, chcąc

Page 753: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zniknąć. – Odpuść, proszę. Zapomnij, żecokolwiek proponowałam.

– Dobra. – Rachel odwróciła uwagępozostałych, by przyjaciółka mogła siępozbierać. – Musimy się rozejrzeć zamoim tatą. Ma zwyczaj podkradania sięznienacka.

– Tak! Zawsze to robi! – przyznałarozradowana Nicole. – Nie mam pojęciajak, ale – machnęła delikatnie ręką – poprostu się pojawia. Ma do tegoniesamowity talent, jest bardzo zwinny.

– Ta. – Rachel spojrzała na niąz ukosa, niezbyt uradowana wyraźnym

Page 754: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zachwytem Francuzki nad jej ojcem. –Musimy być ostrożni i uważać, o czymrozmawiamy. Nie chcemy, żeby naspodsłuchał.

– Racja. Nie byłby pewniezadowolony, gdyby usłyszał, że gadamyo penisach.

– Zoe! – Allie i Nicole zareagowałyjednocześnie.

– Co? – Dziewczynka mrugnęłafiluternie. – Nie mam racji?

– Masz – przyznała Allie. – Alejesteś stanowczo zbyt młoda, żebyrozmawiać z kimkolwiek o penisach.

Page 755: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Niby czemu? – Trzynastolatkaspojrzała na nią z zaskoczeniem. – Toile trzeba mieć, żeby móc pogadaćo męskich członkach?

– Szesnaście – poinformowała Allie.– Czternaście – doprecyzowała

Nicole.– Piętnaście – zaproponowała

Rachel.Spojrzały na siebie i wybuchły

śmiechem.– Więcej… – wysapała

rozchichotana Allie. – Musisz miećwięcej lat niż teraz.

Page 756: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zoe zgromiła je wzrokiem– Będę rozmawiała o penisach,

kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota –oświadczyła.

– Nikt cię nie powstrzymuje –uspokoiła ją Rachel. – Już nie mogę siędoczekać, kiedy zaczniesz o nich gadaćna lekcji niemieckiego.

Kolejny napad śmiechu trwałzdecydowanie za długo.

– Wydaje mi się, że trochę wamodbija. – Sylvain wreszcie wyrwał sięz zamyślenia i omiótł dziewczynyzdumionym spojrzeniem.

Page 757: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Przepraszam. – Nicole otarła oczygrzbietem dłoni. – To chyba z braku snu.

– I ciągłego zagrożenia śmiercią –dodała Rachel.

– Tak to się kończy – podsumowałaAllie, próbując się uspokoić. – Aleprzynajmniej uważamy na to, comówimy, żeby twój tata nas niepodsłuchał.

– Dlaczego? – odezwał się znikądznajomy głos Raja. Odwróciły sięw jego stronę i zobaczyły Patelastojącego za plecami córki. – Czegomiałem nie słyszeć?

Page 758: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 759: Zagrożeni - Daugherty C.J.

25

– Tato! – Rachel rzuciła mu sięw objęcia. Zaskoczony szef ochronyodruchowo odwzajemnił uścisk,próbując jednocześnie utrzymaćrównowagę. – Gdzie się podziewałeś!?Wszędzie cię szukałam.

Jego oblicze złagodniało, gdyzobaczył malującą się na jej twarzy ulgę.

– Przepraszam, kochanie. Mnóstwosię dzieje.

Widząc to, Allie poczuła w duszy

Page 760: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pustkę. Odwróciła wzrok. Dawno temubyła ze swoim ojcem tak samo blisko.Cieszył się na jej widok. Zaskoczyło ją,jak bardzo teraz ją to zabolało, chociażminęły całe tygodnie od czasu, kiedyostatnio z nim rozmawiała. Głos Rachelprzywołał ją do porządku. Wróciłamyślami do tego, co było ważne tui teraz.

– Wiemy, że mnóstwo się dzieje. –Rachel wyplątała się z ramion ojca.Zrobiła krok do tyłu i stanęła międzyprzyjaciółmi. – Dlatego właśnie musimyz tobą porozmawiać. Czy możemy gdzieś

Page 761: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pójść?Raj z wahaniem rozejrzał się po

zgromadzonych.– Nie mam zbyt wiele czasu… –

zaczął.– Proszę, tato – błagała Rachel. – To

ważne.Poddał się, widząc determinację

rysującą się na jej twarzy.– Dobrze – westchnął

zrezygnowany. – Chodźcie za mną.Poprowadził ich szybkim krokiem ze

świetlicy do pustego skrzydła szkolnego.Włączył światło w jednej z pracowni

Page 762: Zagrożeni - Daugherty C.J.

naukowych i poczekał, aż wszyscywejdą do środka. W powietrzu unosiłsię nikły, nieprzyjemny zapachformaldehydu – Allie starała sięoddychać ustami.

Po lekcjach w skrzydle szkolnymwyłączano ogrzewanie, więc w sali byłodość zimno i dziewczyna dostała gęsiejskórki. Starała się nie patrzeć w stronęmodelu ludzkiego szkieletu stojącegow kącie. Nie podobało jej się, jak się donich szczerzył. Jakby bycie martwymbyło najlepszą rzeczą na świecie.

Raj oparł się o biurko znajdujące się

Page 763: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z przodu klasy i założył ręce na siebie.W ostrym jarzeniowym świetle wyraźniewidać było jego bladą cerę. Nie mogłasobie przypomnieć, czy kiedykolwiekwcześniej widziała, żeby był takzmęczony. Pod oczami miał głębokie,ciemne cienie, a na czole w ciąguostatnich dni pojawiły się nowezmarszczki.

– Dobrze – zaczął. – O co tutajchodzi?

Przez sekundę nikt się nie odzywał.Allie miała wrażenie, że wszyscyczekają na Rachel – w końcu był to jej

Page 764: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tata – ale ona najwyraźniej nie chciałapełnić funkcji rzecznika. Odwróciła siędo Allie i niecierpliwie machnęładłonią, nakazując jej zabrać głos.

– Chodzi o… Eloise – rzuciła Allie.Zanim jeszcze skończyła

wypowiadać imię bibliotekarki, Rajpokręcił głową.

– Wiecie, że nie mogę z wamirozmawiać o…

– Nie chcemy, żeby pan o niejmówił – przerwał mu Carter. – Chcemypowiedzieć, czego sami siędowiedzieliśmy. Wydaje nam się, że…

Page 765: Zagrożeni - Daugherty C.J.

może zmieni pan zdanie na jej temat.Patel wyglądał na zaskoczonego, ale

pokazał mu, żeby kontynuował, po czymponownie skrzyżował ręce na piersi.Stopniowo opisali, co się wydarzyło.Kiedy doszli do końca, Carter odwróciłsię do Rachel.

– Pokaż ojcu, co znaleźliśmyw pokoju Zelaznego.

Dziewczyna uniosła rękę. Na jejpalcu wisiał kluczyk, pobłyskując jakbiżuteria. Jej ojciec spojrzałz niedowierzaniem, ale Carterkontynuował spokojnym tonem:

Page 766: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Pasuje do zamka w drzwiach dogabinetu Isabelle.

– Włamaliście się do prywatnychpokojów Zelaznego? – Raj patrzył nanich, jakby stracili rozum. – Maciepojęcie, w jakie się przez towpakowaliście kłopoty?

– Musieliśmy coś zrobić! – zaczęłasię bronić Rachel. – Z nikim nie możnabyło porozmawiać, a w szkole wszystkotrafił szlag.

– Rachel… – Jego ton był ostry, alenie pozwoliła mu dokończyć. Byłazaróżowiona z emocji.

Page 767: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie wiesz, co się tu dzieje, tato.Siedzicie wszyscy w lesie, powtarzającsobie, jacy jesteście sprytni, że udałowam się rozszyfrować zagadkę. –Podniosła głos. – Nie przyszło wam dogłowy, że trochę to było zbyt proste?Zastanawialiście się, kto zyska na tym,że złapaliście niewłaściwąosobę? – Wyciągnęła w jego stronękluczyk. – Spróbuj sam, tato. Pasuje.

Przez długą chwilę patrzyli nasiebie – ostrzegał ją spojrzeniem, żebysię wycofała. Nie robiło to na niejwrażenia.

Page 768: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Pełną napięcia ciszę przerwałdopiero Sylvain.

– Proszę tylko rozważyć to, co cimówimy, Raj. Pamiętasz? Sam nasuczyłeś, żeby pytać. Więc zadaj sobiepytanie, które myśmy sobie zadali: czyto naprawdę była Eloise?

– To mógł być każdy – zagrzmiałPatel, a uczniowie ucichli. – Nie znaciewszystkich faktów. Co w ogólesprawiło, że zaczęliście podejrzewaćZelaznego?

Allie opuściła wzrok, przypominającsobie głos Eloise, szepczący przez

Page 769: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ścianę.– Ktoś nam coś powiedział –

stwierdził Carter z zamierzonąswobodą.

– Powiedzcie mi, czy włamaliściesię też do pokojów innychnauczycieli? – spytał Raj.

Wymienili spojrzenia.– Do pokoju Eloise – przyznała

Rachel.Jej ojciec przeczesał palcami włosy.– Chciałbym wiedzieć, dlaczego

uważaliście, że to w porządku. – Jegogłos był spokojny, lecz Allie domyślała

Page 770: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się, że targa nim wściekłość. Niewyglądało to najlepiej. Raj ewidentnienie był przekonany. Jeśli już, to sprawiałwrażenie kogoś, kto utwierdza sięw swoich podejrzeniach. Nagle przyszłojej coś do głowy i pochyliła się doprzodu.

– Znał pan Eloise od dawna,prawda, panie Patel? Odkąd była tuuczennicą?

Spojrzał na nią z niewzruszonymwyrazem twarzy.

– Tak.– Jak pan może ją oskarżać, że jest

Page 771: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szpiegiem? – Nie zdołała ukryćemocji. – Nie rozumiem, czemu niewierzycie, że była z Jerrym. Dlaczegojej nie ufacie?

– Ponieważ rozmawialiśmy o tymz Jerrym – wycedził mężczyzna przezzaciśnięte zęby. – I nie był z nią tegodnia. Może udowodnić, że był w swojejklasie i oceniał klasówki.

W pomieszczeniu zapadła cisza.Uczniowie patrzyli po sobie,zszokowani. Albo Eloise, albo Jerrymusieli kłamać. Patel potarł dłońmitwarz i podrapał się po nieogolonym

Page 772: Zagrożeni - Daugherty C.J.

podbródku.– Nie możecie tak po prostu ufać

ludziom. Jesteście już dorośli. Musicienieustająco sprawdzać, by miećpewność, że nie zostali przekabaceniprzez… życie. Okoliczności.

– Naprawdę wierzysz, że to ona,tato? – spytała Rachel zupełnie serio,a w jej głosie słychać było strach.Wciąż trzymała w ręku klucz. –Naprawdę myślisz, że pomogła zabićJo?

Raj rozejrzał się, przyglądając sięim przenikliwie. Potem, potrząsając

Page 773: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głową, jakby nie mógł uwierzyć, żenaprawdę to mówi, wyciągnął rękę.

– Daj mi ten klucz. Porozmawiamz pozostałymi.

Rachel oddała mu kluczyk, a onwsunął go do kieszeni.

– Obiecuję, że rozważę wszystko, comi powiedzieliście. Ale błagam, nieróbcie już więcej własnych śledztw. Tojest poważna sytuacja. Toniebezpieczne.

Słysząc jego słowa, Allie naglepoczuła, że ogarnia ją wściekłość. Tobyło niebezpieczne? Jak mógł traktować

Page 774: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ich tak protekcjonalnie? Miała już tegodość.

– Wiemy, że to niebezpieczne! –warknęła. – Nie jesteśmy kompletnymitłumokami.

Raj odwrócił się w jej stronęi spojrzał na nią zdumiony. Alliepodejrzewała, że przesadziła, ale niemogła się powstrzymać od mówienia.

– Panie Patel, musi pan wrócić.Wszyscy musicie. Czy wy w ogólewiecie, co się tu dzieje? Jest źle. A wysiedzicie w lesie i gracie w te waszegłupie wojenne gierki. – Potoczyła

Page 775: Zagrożeni - Daugherty C.J.

trzęsącą się ze zdenerwowania ręką poklasie. – Prawdziwa wojna? Rozgrywasię tutaj. Wróćcie i pomóżcie namwalczyć.

– Zignoruję twój ton – odparłspokojnie Raj. – Ponieważ wiem, żejesteś zdenerwowana.

Ktoś musiał to w końcu powiedzieć.– Nie jestem zdenerwowana.

Uczniowie już wiedzą, co się dzieje.Wiedzą o Nathanielu. Wiedzą, żerodzice po nich przyjadą. I niektórzy niechcą odejść. Będą kłopoty, a wy musicietu wrócić. Teraz.

Page 776: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co!? – Mężczyzna rozejrzał się pozgromadzonych, jakby szukającwytłumaczenia. – Jak to się stało?

Sylvain przejął pałeczkę.– Jeden z uczniów, którego rodzice

są po stronie Nathaniela, przekazał nam,że w tym tygodniu mają po nichprzyjechać. Pozostali jakoś… się o tymdowiedzieli.

– Dowiedzieli się? Ach tak? – Rajodwrócił się i zacisnął zęby. Allie niespodobał się wyraz jego twarzy. – Niewiecie – kontynuował lodowatymtonem – o wszystkim, co się dzieje.

Page 777: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Niech wam się nawet przez moment niewydaje, że tak właśnie jest. Macie poszesnaście lat. – Uderzył pięściąw biurko z taką siłą, że stos papierówpoleciał do góry i rozsypał się naboki. – Naprawdę myślicie, żepowinniśmy wam o wszystkim mówić?

– Powinniście – cicho stwierdziłaAllie. – W końcu to my zginiemy, jeśliznów się pomylicie.

Rachel zachłysnęła się ze zdumienia.Raj się wzdrygnął, uderzonyniewidzialnym obuchem.

– Allie. Przestań! – spanikował

Page 778: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Carter.– Nie. – Sylvain stanął koło niej. –

Ona ma rację. Raj, musicie wrócić doszkoły!

Wszyscy zaczęli mówićjednocześnie. Patel podniósł w góręręce, chcąc ich uspokoić. Odwrócił siędo Allie.

– Rozumiem, dlaczego jesteś zła.Przedstawiłaś swoje argumenty.W porządku? Ja… zrobię co w mojejmocy. – Popatrzył po zebranych. –Dobrze. Opowiedzcie mi o wszystkim.Zacznijcie od początku.

Page 779: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Opuścili pracownię jakiś czaspóźniej. Nikt nie miał już nic więcej dododania. Wszyscy rozeszli się w swojestrony, mrucząc pod nosem wymówki.Zamiast zyskać nadzieję, po rozmowiez Rajem czuli się jeszcze gorzej.Atmosfera wydawała się skażona,a nastroje gorzkie.

Allie wciąż kręciła się przydrzwiach, licząc, że uda jej sięporozmawiać sam na sam z Rachel. Aleprzyjaciółka wyszła z klasy ramięw ramię ze swoim ojcem i nawet niespojrzała jej w oczy.

Page 780: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Przepraszam… – szepnęła Allie,kiedy już znaleźli się poza zasięgiem jejgłosu. Opuściła głowę.

Usłyszała głos swojej matki,potępiający ją za to, co zrobiła.

– Zawsze za daleko się zapędzasz,Alyson. Nie wiesz, kiedy należyprzestać.

Może jednak mama miała rację.Schowała twarz w dłoniach,

próbując zapomnieć słowa matki,zatrzeć poczucie winy i ból.

– Ciężko być tym, który mówiprawdę.

Page 781: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Odwróciła się i zobaczyła, żeSylvain opiera się o ścianę po drugiejstronie pustej klasy. Miał poważną minę.

– Tym właśnie jestem? – Głos Alliedrżał. – Czy po prostu zwyczajnymdupkiem? Bo czuję się jak ten drugi.

– Każdy lider musi być gotowyzostać dupkiem, jeśli zajdzie takapotrzeba – stwierdził. – Dzisiaj ty byłaśliderem.

Nie czuła się przekonana.– Naprawdę myślisz, że dobrze

zrobiłam?– Gdybyś zachowywała się jak

Page 782: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zastraszony dzieciak, Raj nigdy niepotraktowałby nas poważnie. –Wzruszył ramionami. – Zmusiłaś go,żeby słuchał. Dzięki temu pomogłaśinnym.

W jej piersi wezbrał od dawnapowstrzymywany płacz.

– Po prostu… ja go lubię. A onnigdy mi nie wybaczy tego, copowiedziałam.

Sylvain potrząsnął głową.– Na twoim miejscu powiedziałby

dokładnie to samo. Będzie cię szanował,że się na to zdobyłaś.

Page 783: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Patrzył na nią spokojniejasnoniebieskimi oczami. Nawet jeślinie była przekonana o jego racji, samfakt, że jej nie potępiał, sprawiał, żeczuła się lepiej. Pewniej.

– Jak ty to robisz? – spytała.– Co?– Dzięki tobie czuję się

odważniejsza.– Zawsze jesteś odważna – rzucił

bez wahania.Zalała ją fala gorąca. Jeśli naprawdę

była odważna, powinna zdobyć się nato, żeby wreszcie mu coś wyznać.

Page 784: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Podeszła bliżej i oparła się o biurko.Obok niej wisiał szkielet. Dotknęłaplastikowych kości ręki, nie zdającsobie sprawy z tego, co robi.

Sylvain patrzył na nią, próbujączgadnąć, o czym myśli.

– Jest coś, co chciałam cipowiedzieć – zaczęła, świadoma, żecytuje to, co mówił jej Carter tamtejnocy w lesie. – Chciałam ci topowiedzieć już od jakiegoś czasu.

– D’accord – odparł po francusku. –Dîtes moi. Powiedz mi.

To było okropne. Kiedy używał

Page 785: Zagrożeni - Daugherty C.J.

swojego ojczystego języka, był zawszenajbardziej czarujący.

Wzięła głęboki wdech.– Unikałam cię, odkąd zginęła Jo. –

Spojrzał na nią surowo, jakby chciał jąostrzec. Ale ona wciąż mówiła. Musiałato z siebie wyrzucić. – Unikałamwszystkich, ale przede wszystkimciebie. Byłam w totalnej rozsypcei musiałam być sama. Cały czas. Nazawsze. Czułam się winna nawet tego,że całowaliśmy się po jej śmierci. –Ścisnęła rękę plastikowego szkieletu,jakby szukała otuchy. – Wydawało mi

Page 786: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się… że to samolubne chciećczegokolwiek dla siebie, skoro onanigdy nie będzie nic miała. Byłam zła,ponieważ myślałam, że nikt nie szuka jejzabójców. Ale wiem, jak bardzo boli,kiedy ktoś tak po prostu… przestajez tobą rozmawiać. Musiałam cię zranićtym, że byłam taka zimna i… odległa.

– Nie musisz przepraszać – odparłłagodnie. – Potrzebowałaś czasu.Wiedziałem o tym. Nigdy nie byłem zły.

– I czekałeś na mnie. – Jej dolnawarga zadrżała, więc zamilkła, żeby sięuspokoić. – Nigdy nie przestałeś o mnie

Page 787: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zabiegać. Dlaczego? Dlaczego wciążmnie lubisz?

Spojrzała na niego, ale on szybkoodwrócił wzrok.

– Były takie chwile, kiedy chciałemsię poddać. Nie jestem superbohaterem.Odrzucenie boli mnie tak samo jakkażdego. Ale zawsze wierzyłem, żemiędzy nami było coś, co się liczyło.Coś, o co warto walczyć. I wierzę, że tyteż to czułaś. – Allie ujrzała w jegobłękitnych oczach taką bezbronność, żezabolało ją serce. – Ale za każdymrazem wybierałaś Cartera zamiast mnie.

Page 788: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Tamtej nocy, kiedy wróciliście z lasu,wiedziałem, że coś się stało…Pomyślałem: „Koniec. Mam już dość tejsytuacji”. Ale potem wróciłaś do mniepo raz kolejny i popatrzyłaś na mnietymi oczami. – Zatoczył w powietrzupalcami kółko, jak ramkę wokół jejpowiek. – I oto jesteśmy.

Allie rozpaczliwie zastanawiała się,co powiedzieć.

– Nie jestem z Carterem. On madziewczynę.

– Wiem o tym. Ale widziałem, jakna ciebie spogląda. I jak ty patrzysz na

Page 789: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niego.Allie potrząsnęła głową.– Nie. Bardzo wyraźnie dał mi do

zrozumienia, że myśli o Jules poważnie.A ja uświadomiłam sobie, że nigdy niepowinniśmy byli zostać parą. Czujęw stosunku do niego miłośćprzyjacielską. Tylko tyle.

– Miłość przyjacielską? – Sylvainuniósł wysoko brwi.

Allie zaczerwieniła się.– To takie coś… Rachel mi

mówiła… Słuchaj. Nieważne. Po prostupowinniśmy być przyjaciółmi i tyle.

Page 790: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Powiedziała to bardzo stanowczo.– A zatem… – Zrobił krok do

przodu, zmniejszając odległość międzynimi, i Allie mimowolnie ścisnęła rękęszkieletu, o którym zdążyła zapomnieć. –Teraz nie masz żadnych zobowiązańwobec Cartera i stoisz tutaj, ponieważjestem twoim… Jak to się mówi poangielsku? Planem awaryjnym.

Była tak zaskoczona, że niemalściągnęła szkielet na ziemię. Kościzastukały wściekle, kiedy ustawiała gona miejscu.

– Nie. – Zbliżyła się do Sylvaina. –

Page 791: Zagrożeni - Daugherty C.J.

To nie jest w porządku…– Na pewno? – Spojrzeniem zmusił

ją do szczerości.Problem polegał na tym, że…

właściwie miał rację. Od miesięcypróbował odzyskać jej uczucia. Zasłużyćna jej zaufanie. Ale ona zawsze czekała,aż Carter zdecyduje, czego chce.Zarumieniła się i dotknęła jegoramienia.

– Sylvain, bardzo cię przepraszam.Nie chcę, żebyś był moim planemawaryjnym. Po prostu czasami sama niewiem, czego chcę.

Page 792: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Co to znaczy „czasami”? – Mówiłtak cicho, że nie była pewna, czynaprawdę to słyszy. – Nigdy niewiedziałaś, czego chcesz.

Podobnie jak poprzedniegowieczora w korytarzu położył ręce nadłoniach Allie. Czuła ciepło jego skóry.Pamiętała jego ręce błądzące po jejtwarzy, włosach. Wiedziała, co toznaczy znaleźć się w jego ramionach.

– Musisz się zdecydować. Nie chcę,żebyś wybrała mnie tylko dlatego, żeCarter jest już zajęty. Chcę, żebyś mniewybrała dlatego, że mnie pragniesz. –

Page 793: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jego oczy były jak błękitne płomienie.Wpatrywanie się w nie sprawiało ból. –Tylko tego zawsze chciałem: żebyśpragnęła właśnie mnie. Ale zaczynampodejrzewać, że to się nigdy nie stanie.Nie mogę na ciebie wiecznie czekać.Nikt tego nie potrafi. I tak uważam, żejuż czekałem za długo. To za bardzoboli…

Gdzieś w korytarzu rozległ sięgłośny okrzyk:

– Cisza nocna!Stali blisko siebie przez kolejną

sekundę. Sylvain patrzył jej prosto

Page 794: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w oczy, potem zrobił krok do tyłui puścił jej rękę.

– Jest późno – powiedziałbeznamiętnym tonem. – Powinniśmywracać.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 795: Zagrożeni - Daugherty C.J.

26

Kiedy następnego dnia Allie weszłado klasy i zobaczyła Zelaznego,siedzącego przy swoim biurku,zatrzymała się tak gwałtownie, że idącyza nią uczeń nie zdążył wyhamować.

– Przepraszam… – jęknęła, nieodrywając wzroku od nauczyciela.

– Zajmijcie swoje miejsca. O ile tomożliwe, jeszcze dzisiaj – Zelaznyzagderał w typowy dla siebie sposób,jakby nigdy nie opuszczał tego miejsca.

Page 796: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nigdy nie trzymał Eloise w zamknięciu.Serce Allie zaczęło walić jak

młotem, kiedy próbowała dojść, co sięmogło stać. Czy to znaczyło, że Rajdotrzymał słowa? Czy sprowadziłz powrotem wszystkich nauczycieli?Kilka minut później do klasy wpadłCarter i niemal potknął się o własnenogi, widząc historyka. Sylvain, którypojawił się tuż po nim, otwarł szerokooczy ze zdumienia. Uniósł brwiw niemym pytaniu, wymieniającspojrzenia z Allie. Potrząsnęła głową,dając znać, że nie ma pojęcia, skąd

Page 797: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wziął się tutaj nauczyciel historii.Ta wymiana nieco ją uspokoiła –

przynajmniej wciąż się porozumiewali.Przez pół nocy zastanawiała się nad jegosłowami i rozmyślała o tym, jak źle gotraktowała. Dał jej idealny pretekst dotego, żeby powiedziała, że wybiera jego,nie Cartera. A jednak nie zdołała tegowydusić. Dlaczego po prostu mu tegonie wyznała? Zaskoczył ją, ale… mimowszystko. Co ją powstrzymywało? Czywciąż nie ufała mu przez to, cowydarzyło się na letnim balu? A możez powodu Jo? A może jeszcze z jakiejś

Page 798: Zagrożeni - Daugherty C.J.

innej przyczyny?Zelazny stanął przy biurku,

zakładając ręce na plecy. Obserwowałklasę. Tych jasnych oczu nie można byłooszukać. Allie wyciągnęła zeszytz torby, próbując zachowywać sięnormalnie. Co, jeśli nauczycielwiedział, że byli w jego pokoju? I, naBoga, co jeśli wiedział, że oskarżyli goo szpiegostwo? Na samą myśl zaczęładrżeć, czekając na dalszy rozwójwypadków. Podniosła długopisroztrzęsionymi palcami i narysowała nakartce chwiejne więzienne kraty

Page 799: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z olbrzymią kłódką.Ale Zelazny po prostu…

poprowadził lekcję. Uczyli się o bitwiepod Austerlitz, a nauczyciel zacząłdokładnie w tym miejscu, w którymskończył jego zastępca. Nieskomentował swojej nieobecności aninie przeprosił za nią.

Allie wciąż czekała, aż spadnietopór i zostanie wywołana. Oskarży jąo grzebanie w szufladzie jego nocnegostolika i pudłach pod łóżkiem. Ale imwięcej czasu upływało, tym bardziejbyła pewna, że nic takiego się nie

Page 800: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wydarzy. Zgarbiła się na krześle.Zaczęła zapisywać skąpe notatki, żebyzająć czymś czas do chwili, kiedybędzie mogła porozmawiać z resztąo rozwoju wydarzeń. Ale lekcja okazałasię zaskakująco ciekawa. Zelaznywyjaśniał szczegóły bitwy pomiędzyNapoleonem i przeważającymi siłamikoalicji brytyjsko-rosyjsko-austriackiej.Wciągnęło ją to, choć zupełnie się tegonie spodziewała.

– Napoleon był genialnymstrategiem – wyjaśniał Zelazny, rysującna białej tablicy prostą mapę. –

Page 801: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wiedział, że nie może wygrać siłą, boprzewyższali go liczebnie i uzbrojeniem.Zdecydował się więc zastawić pułapkę.

Wytarł część planu po prawejstronie i postukał w niego palcem.

– Specjalnie osłabił prawe skrzydło,żeby przyciągnąć siły koalicji. Miałnadzieję, że rzucą w tamtą stronęwszystko, co mają. Tym samym chciałich zmylić i przerzedzić ich obronę. Gdyjuż to zrobili, ukryte siły Napoleonamiały wyjść im naprzeciwi zaatakować. – Narysował na tablicygrad strzał, po czym odwrócił się do

Page 802: Zagrożeni - Daugherty C.J.

klasy. Wyglądał na wyjątkowozadowolonego. – Kompletnie się tegonie spodziewali.

Kiedy opisywał bitwę ze wszystkimikrwawymi szczegółami, Allieprzypomniała sobie list Nathanielaprzybity nożem do ściany kaplicy.A jeśli był on czymś na kształt forteluNapoleona? Sprawił, że zaczęlizachowywać się podejrzliwie i zwrócilisię przeciwko sobie. Nathaniel tylkoczekał na ich dezorientację. A potemzaatakował ze skrzydła.

Zelazny rysował na tablicy kolejne

Page 803: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kreski.– Kiedy siły koalicji osłabły,

Napoleon przygotował swoje oddziałydo ostatecznego ciosu. Wieść głosi, żetak brzmiały słowa, które skierowałwtedy do swoich generałów.

Zapisał na tablicy zdanie z taką siłą,że mazak zapiszczał w proteście. Potemodwrócił się i rozejrzał po klasie.

Zdanie brzmiało: „Jedno silneuderzenie i wojna się skończy”.

Patrząc na te okrutne słowa, Alliezadrżała nagle, zmrożona okropną myślą.

Czy o nich można było powiedzieć

Page 804: Zagrożeni - Daugherty C.J.

to samo?

Po lekcji Allie spotkała Carterai Sylvaina na korytarzu. Nadeszła poralunchu i tłum uczniów spieszył koło nichdo jadalni.

– Co, do ciężkiej cholery, siędzieje? – spytała.

Carter spojrzał na Sylvaina, jakby toon miał znać odpowiedź.

– Raj Patel?Sylvain wzruszył ramionami.– Tak sądzę. Pracuje szybko.

Page 805: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Skoro Zelazny wrócił, czy tooznacza… – Allie zamilkła, nagleo czymś sobie przypominając.

– Co? – spytał Sylvain, marszcząclekko czoło.

Potrząsnęła głową.– Nic. Nieważne. Po prostu muszę

coś zrobić.Odwróciła się na pięcie i ruszyła

przed siebie, ale Carter zawołał za nią:– Nie idziesz na obiad!?Zatrzymała się.– Spotkamy się później na dole.

Page 806: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Pobiegła, przepychając się pomiędzyidącymi w przeciwnym kierunkuuczniami. Pokonała schody na pełnejprędkości i popędziła długimkorytarzem. Nie zdążyła wyhamowaćprzed pracownią językową i pośliznęłasię, niemal przelatując przez drzwi, ażusłyszała głos, który zatrzymał jąw miejscu.

– Witaj, Allie.Po drugiej stronie drzwi stała

Isabelle i nie wyglądała na zadowoloną.– Gdzie byłaś? – dziewczyna nie

kryła urażonego tonu.

Page 807: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jedna jej część chciała sięrozpłakać. Druga – ta potrzebująca –pragnęła uściskać dyrektorkę. Ale niezrobiła nic. Stała po prostuz opuszczonymi rękami.

– Jeśli dobrze rozumiem – zaczęłaIsabelle, przeciągając słowa –doskonale wiesz, gdzie byłam.I chciałabym zadać ci teraz kilka pytań,o ile nie masz nic przeciwko temu.

– Właściwie to mam coś przeciwkotemu. – Allie dumnie zadarłapodbródek. – Jak mogłaś tak po prostuodejść i nas zostawić? Jak mogłaś to

Page 808: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zrobić? Musieliśmy radzić sobie z tymwszystkim sami. A teraz pojawiasz sięznowu i żądasz wyjaśnień? Co? Czy towszystko był jakiś test?

Jeśli złość Allie zaskoczyła Isabelle,nie dała tego po sobie poznać. Jej lwiespojrzenie było spokojne i chłodne.

– Włamaliście się do prywatnegopokoju pana Zelaznego…

Allie nie dała jej skończyć.– Tak, i znaleźliśmy tam to, czego

szukaliście. Nie ma za co. –Skrzyżowała ramiona na piersiachw obronnym geście. – Za coś jeszcze

Page 809: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chciałabyś nam podziękować? Zaostrzeżenie uczniów, że ich rodzice sąpo stronie Nathaniela? Za danie immożliwości wyboru? Za błyskawicznepodejmowanie decyzji? Kreatywność?Wykonywanie waszej pracy?

– Wystarczy. – Głos Isabellezadźwięczał głośno w pustympomieszczeniu. – Przedstawiłaś swojestanowisko. Teraz usiądź. Mamzaplanowane warsztaty w czasieprzerwy i zaraz pojawią się tuuczniowie.

Allie wahała się przez sekundę –

Page 810: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mogłaby przecież w ramach protestu poprostu wyjść – ale naprawdę ciekawiłoją, co Isabelle miała do powiedzenia.Powoli podeszła do najbliższego krzesłai usiadła. Dyrektorka oparła się o ławkę,przy której siedziała Allie, i spojrzałajej w oczy.

– To, co zrobiliście, naruszenieprywatnej przestrzeni pana Zelaznego,było karygodnym złamaniem zasad. Niemieliście prawa brać tego na siebie.Jeśli kiedykolwiek by się o tymdowiedział… Nie chcę nawet myśleć,jak by zareagował. Gdyby Lucinda o tym

Page 811: Zagrożeni - Daugherty C.J.

usłyszała, miałabyś mnóstwo szczęścia,jeśli pozwoliłaby ci tu zostać.

Allie wypuściła z ulgą powietrze.A zatem Zelazny o niczym nie wiedział.Nie powiedzieli mu. Reszta, czylipołajanka Isabelle, nie miała żadnegoznaczenia. Była tego wszystkiegoświadoma, kiedy wchodziła do pokojunauczyciela.

– Dlaczego on miał klucz? – spytałaAllie, przyglądając się twarzy Isabellew poszukiwaniu wskazówek. –Zapytaliście go? Czy on jest szpiegiem?

Dyrektorka zamknęła oczy na

Page 812: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chwilę, jakby zbierała siły.– Allie, musisz nam pozwolić się

tym zająć. Na tym polega nasza praca.W jej głosie wyraźnie wyczuwało

się frustrację, lecz dziewczyna nie miałazamiaru rezygnować.

– Nie wiedzieliście nawet, że ma tenklucz…

– Właśnie, że wiedzieliśmy. –Isabelle podniosła głos. – Teraz kluczznów znajduje się w książce. A wy, nalitość boską, tam go zostawcie.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 813: Zagrożeni - Daugherty C.J.

27

Niedowierzanie sprawiło, że Alliena chwilę odebrało mowę. Nie mogłazmusić szarych komórek do działania.

– Wy… wy… co!? – jąkała się,wstrząśnięta. – Ja… ja nie…

– Rozumiesz? Nie, najwyraźniej nierozumiesz. – Isabelle przygładziłaciemnoblond włosy, które wysunęły sięspod spinki. Tak jakby cała jej złośćprzeniosła się do mieszków włosowych.Kiedy odezwała się po raz kolejny,

Page 814: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wydawała się bardziej opanowana. –Raj i ja przeprowadziliśmy śledztwow sprawie wszystkich osób, któremogłyby szpiegować dla Nathaniela.Wszystkich. Robimy to od miesięcy.Wiemy, co mają w pokojach.Zbadaliśmy każdą drobinę kurzu.Odciski palców na ich książkach.Zatyczki do uszu na nocnych stolikach.

Allie podniosła rękę w górę.Chciała, żeby Isabelle na chwilęprzestała mówić, by mogła to wszystkoprzetrawić.

– Dlaczego zostawiliście tam

Page 815: Zagrożeni - Daugherty C.J.

klucz? – spytała po chwili. – Dlaczegogo po prostu nie spytaliście?

– Jeśli jest szpiegiem Nathaniela,możemy dowiedzieć się więcej, gdy niebędzie świadomy, że go obserwujemy –odparła dyrektorka. – Może nasnieumyślnie doprowadzić do Nathanielaalbo ujawnić osoby, które z nim pracują.Jeśli pokażemy, co mamy w rękawie, nicod niego nie wyciągniemy.

To miało pewien ponury sens. Aleinni też w tym tkwili. Sporo pytań wciążpozostawało bez odpowiedzi.

– Skoro uważacie, że to on, po co

Page 816: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wciąż więzicie Eloise? – zastanawiałasię Allie. – Czy ona jest… Czym?Przynętą?

– Tak i nie. Najpierw myśleliśmy, żemoże być szpiegiem, ale teraz jesteśmyniemal pewni, że nie. Trzymamy jąjednak, żeby prawdziwy szpieg byłprzekonany, że nie zwracamy uwagi nato, co się dzieje. Z tego samego powoduzredukowaliśmy liczbę patroli na terenieszkoły i zawiesiliśmy zajęcia NocnejSzkoły.

Isabelle usiadła obok niej na biurkui westchnęła.

Page 817: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Allie, na naszym terenie jest terazwięcej ochroniarzy niż kiedykolwiekwcześniej. Tamtej nocy, kiedyposzliście do domku przy jeziorze,obserwowaliśmy was przez całą drogę.

Wszystkie dźwięki jakby sięoddaliły. Głosy rozmawiających nakorytarzu uczniów mogły równie dobrzedobiegać z innego kontynentu. Allie niesłyszała nawet bicia własnego serca.Obserwowano ich cały czas? Czywidzieli ją i Cartera?

Ktoś patrzył, jak się całowali. Stałi przyglądał się im niewzruszenie, jak

Page 818: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyjawiali swoje najgłębsze uczucia?Wywróciło jej się w żołądku na myślo takiej inwazji na prywatność. Kiedyspojrzała w górę, zobaczyła, że Isabelleczeka na jej odpowiedź. Odchrząknęła,próbując udawać spokojną, ale zdołaławykrztusić tylko jedno słowo:

– Jak…– Ochroniarze już nie patrolują

terenu – wyjaśniła Isabelle. – Chowająsię i obserwują. Porozumiewają się przyużyciu nowego systemu, którywprowadził Raj. Wszystko się zmieniło.

Allie kiwała głową, starając się to

Page 819: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wszystko zrozumieć, ale słowa w jejumyśle wirowały z szaleńcząprędkością. „Przez całą drogę.Obserwowaliśmy was przez całą drogę.Obserwowaliśmy was…”

Isabelle wciąż mówiła, ale onaledwie ją słyszała.

– Musiałaś widzieć, jak używająmikrofonów. Mają malutkie głośniki. Topierwsza technologia, na jakąpozwoliliśmy na terenie szkoły w ciąguostatnich pięciu lat. Zmieniła sposóbnaszej pracy.

Allie próbowała się skupić na jej

Page 820: Zagrożeni - Daugherty C.J.

słowach.– Niewiele osób jest w to

wtajemniczonych. Instruktorzy NocnejSzkoły wiedzą o technologii, ale niemają pojęcia o zmianach w pracyochroniarzy. Wiemy o tym tylko ja, Raji jego pracownicy. I teraz ty.

– Ale… ja nie… dlaczego? – Alliechciała spytać, dlaczego Isabelle kazałają śledzić. Dlaczego nikt jej nie ostrzegł,że to mogło się wydarzyć. Dlaczegoczuła się taka obnażona, kiedy ufałaIsabelle, że ta się nią zaopiekuje.

Dyrektorka myślała, że dziewczynę

Page 821: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niepokoi coś innego.– Nie zezwalaliśmy na użycie

technologii, komputerów, telefonów,niczego, odkąd pięć lat wcześniejNathaniel włamał się do naszegosystemu. Zyskał dostęp do wszystkichnaszych plików, danych o uczniach,informacji o instruktorach, planachNocnej Szkoły, nazwiskach i adresachochroniarzy, rozkładach zajęć. Dowszystkiego.

– Dlaczego teraz to zmieniliście? –spytała tępo. Nie była pewna, czy ją toobchodziło. Ale wydawało się to

Page 822: Zagrożeni - Daugherty C.J.

oczywistym pytaniem.– Jeden z ostatnich absolwentów

Cimmerii jest programistą, młodymi kreatywnym. Mówi, że do tego systemunie da się włamać. Po tym, co się stałoz tobą i Jo… Wiedzieliśmy, że tak dalejbyć nie może. Musieliśmy znaleźć lepszysystem. Teraz ochroniarze rzadziejpatrolują teren, dlatego ich nie widać.Próbują nowej taktyki. I na razie todziała.

– Dlaczego mi niepowiedzieliście? – Allie przyglądała sięIsabelle, szukając śladów, które

Page 823: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wskazywałyby na to, że dyrektorkazrobiła to złośliwie. Twarz kobietyzdradzała tylko zmęczenie.

– Nikt nie wie. I chciałabym, żebytak zostało. Dopóki nie odkryjemy, ktojest szpiegiem, musisz mi obiecać, że niepowiesz o tym nikomu. I mówię serio,nikomu: ani Carterowi, ani Rachel. Anijednej osobie.

To było nieprzyjemne zaskoczenie.Isabelle prosiła ją, by zdradziłaprzyjaciół. Ludzi, którzy pomogli jejprzetrwać ostatnich kilka miesięcy. Tooni stali przy niej, kiedy załamała się po

Page 824: Zagrożeni - Daugherty C.J.

śmierci Jo. To oni przeszli przez piekłoz powodu jej rodziny.

– Nie mogę tego zrobić – odparłaAllie. Isabelle wciągnęła powietrze, aledziewczyna nie dała jej szansy, żeby sięodezwać. – Przykro mi, Isabelle. Poprostu nie mogę. Te dni już sięskończyły. Ja będę odtąd decydować,komu ufać.

– To może być bardzo duży błąd… –zaczęła kobieta. Ale w tej samej chwilido klasy wszedł pierwszy uczeńi spojrzał na nie zaciekawiony w drodzedo swojego biurka. – Przyjdź do mojego

Page 825: Zagrożeni - Daugherty C.J.

gabinetu dziś po lekcjach. Musimy o tympogadać.

– Nie mogę – palnęła bezzastanowienia Allie. – Mam spotkanie…

Zamilkła. Miała omówićz pozostałymi dalszy plan działania. Niemogła tego zdradzić Isabelle… A możepowinna?

Odpowiedź Isabelle była ostra.– Nie chcę słyszeć, że czegoś nie

możesz, Allie. Będę na ciebie czekać.Dyrektorka odeszła, sztywno

wyprostowana. Allie westchnęła. Grupabędzie musiała spotkać się bez niej.

Page 826: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Po skończonych lekcjach Allie nieposzła jednak od razu do gabinetuIsabelle. Złapała Rachel na korytarzu.

– Pomóż mi – jęknęła Allie. – Mamogromne kłopoty. Musisz je rozwiązać.

– Znów masz problemy z matmą? –spytała współczująco przyjaciółka.

– Gorzej – zniżyła głos. – Chodzio Isabelle. I inne sprawy.

– Chłopaków? – W głosie Rachelsłychać było nadzieję.

Kiedy Allie skinęła głową, ciepłe,brązowe oczy dziewczyny rozświetliłysię.

Page 827: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nareszcie! Interesujące problemy,o których warto porozmawiać. –Poprowadziła ją korytarzem. – Chodźmytędy. Lekarz już czeka.

Szły, lawirując wśród uczniów.Allie mówiła szybko i cicho. Opisała jejz grubsza spotkanie z Isabelle, pomijającfragment o nowym systemie ochronyi szpiegowaniu, które było z nimzwiązane. To mogło poczekać.

– Nie powiedziała ci nicużytecznego? – dopytywała się Rachel. –Na przykład gdzie jest Eloise? I kogojeszcze podejrzewają?

Page 828: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie potrząsnęła głową.– Nie… zabrakło nam czasu. Tak czy

inaczej głównie krzyczała i groziła.– To jest dobra rozrywka. – Rachel

zwinnie ominęła biegnącego prosto nanią ucznia z młodszej klasy. – Każdylubi czasem trochę pogrozić.

Allie popatrzyła za uśmiechniętymchłopcem, pędzącym w stronę grupkiswoich przyjaciół, i pozazdrościła muradości bycia dzieckiem. Nie mogłasobie przypomnieć, kiedy ostatnio czułasię tak niewinna i szczęśliwa.

– Jasne – potwierdziła znużonym

Page 829: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głosem.Miała już za sobą męczący dzień,

a czekała ją jeszcze ponowna rozmowaz Isabelle. Przycisnęła palce do czoła.

– Jesteś pewna, że nie powiedziałajeszcze czegoś okropnego? – Rachelprzyglądała jej się z troską. –Wyglądasz, jakby ktoś ci przyłożył.Isabelle cię uderzyła?

– Nikt mnie nie uderzył –zaprzeczyła. – W każdym razie niefizycznie. Posłuchaj, muszę już iść…

– O nie, nie musisz. Nieporozmawiałyśmy jeszcze o chłopakach.

Page 830: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ignorując jej protesty, Rachelwepchnęła ją na półpiętro. Wyszły zeskrzydła szkolnego i przeniosły się dogłównego budynku, gdzie klasycystycznerzeźby stały w odwiecznie powabnychpozach. Schowały się za posągiemprzedstawiającym młodego mężczyznęw kurtce z idiotyczną falbanką,która sterczała mu nad tyłkiem, i usiadłyna kamiennej ławeczce.

W cichym kącie były niewidocznedla przechodzących.

Rachel oparła się o ścianęz zadowolonym westchnięciem.

Page 831: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– To moja kryjówka. A teraz gadaj.Początkowo co chwilę łamał jej się

głos, ale z czasem nabierał corazwiększej mocy. Allie opowiedziałaprzyjaciółce o rozmowie z Carterem,decyzji, że czuje do niego tylko miłośćprzyjacielską, i o spotkaniu z Sylvainem.

– Wszystko schrzaniłam… znowu! –Pochyliła się i dotknęła rozpalonymczołem zimnego zaokrąglenia koło piętyrzeźby. – Och, Rachel! Dlaczego tak sięczuję? Dlaczego to wszystko jest takietrudne?

Przyjaciółka odezwała się łagodnie:

Page 832: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Allie, Carter był twoją pierwsząmiłością. Pierwsza miłość jest zawszenajgorsza.

– Och, ale dlaczego mniepocałował? – jęknęła żałośnie Allie. –To tylko skomplikowało sprawę.

– Wygląda na to, że nie tylko dlaciebie pierwsza miłość jest problemem.

Nie mogła się z tym nie zgodzić.– Co zrobisz z Sylvainem? – spytała

Rachel. – Co ci podpowiada serce?Allie przygarbiła ramiona.– Serce mówi mi, żebym znalazła

osobę, która pomogła zamordować Jo,

Page 833: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i trzymała się z daleka od wszystkichchłopców aż do tego czasu.

Rachel zamyśliła się.– Nie możesz używać śmierci Jo

jako wymówki przed podejmowaniemdecyzji dotyczących twojego życia.Wiesz o tym, prawda?

Allie zamrugała zdziwiona.– Przecież ja nie… A może…?– Nie? – Rachel nie wydawała się

przekonana.– Allie Sheridan!Obie odwróciły się na dźwięk tego

głosu. Ale nikt nie mógł ich zobaczyć

Page 834: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w tej kryjówce.– Kto to? – syknęła Allie.– Nie wiem. Spróbuję zobaczyć. –

Rachel wspięła się na palce, żebyspojrzeć ponad powiewającymirzeźbionymi falbankami. Wyciągnęłaszyję. Potem odwróciła się do Alliez paniką w oczach. – To Jules. S.O.S.!S.O.S.! Chowaj się! Chowaj się!

– Cholera! – Allie zanurkowałaobok nogi posągu. – Dlaczego mnieszuka?

– Cóż, jest przewodniczącą. Możepotrzebuje cię do przewodni… czenia –

Page 835: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zastanawiała się Rachel. – A może chcecię pobić za to, że pocałowałaś jejchłopaka.

Allie zamierzyła się na Rachel, alejej nie dosięgła.

– Spokojnie. – Westchnęłaprzyjaciółka, po czym obie zaczęłyszaleńczo chichotać.

– Jest blisko? – syknęła Allie,próbując zachować spokój.

Rachel gestem nakazała jej, żebybyła cicho. Allie zakryła usta rękamii patrzyła, jak dziewczyna po raz kolejnywygląda zza rozchełstanej kurtki posągu.

Page 836: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dokładnie w tym momencie Julespojawiła się przed nią, próbując zajrzećdo ich kącika.

– Och, Rachel! – Ton jej głosusugerował, że nie da się łatwospławić. – Widziałaś Allie?

Allie domyślała się, jak bardzoRachel chciałaby w tym momencieskłamać. Poznała to po ułożeniu jejramion, wyczuła w sposobie, w jakizbierała się do odpowiedzi. Wiedziałarównież, że przyjaciółka jestbeznadziejną kłamczuchą.

– Jestem tutaj. – Wstała, spoglądając

Page 837: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na Jules ponad ramieniem koleżanki. –Co tam?

Przez dłuższą chwilę Julesintensywnie się w nią wpatrywała. Tobyło zaczepne, ostrzegawcze spojrzenie.Może nawet groźba.

Ale powiedziała jedynie:– Isabelle czeka na ciebie

w gabinecie.Allie skinęła głową, po czym

odwróciła się do Rachel.– Rób notatki albo coś. Kiedy

spotkasz się z resztą.– Jasne. Powodzenia. – Przyjaciółka

Page 838: Zagrożeni - Daugherty C.J.

współczująco machnęła do niej ręką zaplecami Jules.

Allie poszła za przewodniczącąw stronę półpiętra, trzymając się dwakroki za nią. Wokół nich białe rzeźbylśniły w późnopopołudniowym słońcujak anioły szykujące się do odlotu.

Z każdym krokiem buty Jules szurałyirytująco na wypolerowanej dębowejpodłodze. Allie zastanawiała się, czegobardziej nienawidzi: kozaczkówz owczej skóry czy faktu, że dziewczynamogła nosić własne obuwie w ramachprzywilejów przewodniczącej.

Page 839: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jak idą prace w ogrodzie? –spytała nagle Jules.

– Hm, co? – Allie była wyraźniezaskoczona tym pytaniem. – Masz namyśli moją karę?

Nie zwalniając ani na sekundę, Julesskinęła głową.

– Chyba dobrze… To znaczy to jestgłupie i bez sensu. Ale to ważnalekcja… bla, bla, bla.

Szły w milczeniu przez dłuższy czas.Słychać było tylko szuranie butów Jules.

– Carter też wciąż tam pracuje?Szur, szur, szur!

Page 840: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie spojrzała pod nogi, myślącintensywnie, do czego zmierza Jules.Z pewnością wiedziała, że jej własnychłopak wciąż musiał odrabiać porannąkarę.

– Tak, Carter też.Jules odwróciła się do niej bez

ostrzeżenia.– Dlaczego?Jej agresywny ton zdumiał Allie.

Zrobiła krok do tyłu i potknęła sięo własne nogi.

– Dlaczego… co?

Page 841: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dlaczego ciągle pracuje z tobąw ogrodzie?

Allie miała nadzieję, że jej twarz niezdradza tego, co myśli. Przewodniczącanajwyraźniej zwariowała.

– Ponieważ ma karę, Jules. Z jakiegoinnego powodu ktokolwiek odmrażałbysobie tyłek o świcie trzy razyw tygodniu?

W tym momencie, ku zdziwieniuAllie, dziewczyna wyraźnie oklapła.Odwróciła się, a w jej oczach błysnęłyłzy.

– No właśnie, zadaję sobie to samo

Page 842: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pytanie – westchnęła Jules. – Carter niema żadnej kary. Nie ukarano go ani razuw tym semestrze.

Allie wpatrywała się w nią, nicz tego nie rozumiejąc.

– To szaleństwo. Na pewno ma.Ktoś musiał przekazać ci błędneinformacje…

– Och, proszę. Jestemprzewodniczącą, przecież wiesz? – GłosJules zabrzmiał jakoś słabo. –Codziennie mam przed nosem listęukaranych. Jego na niej nie ma, a mimoto wciąż pracuje z tobą…

Page 843: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie poczuła, jak coś skręca jejżołądek.

– Nie… rozumiem… –wymamrotała.

– Naprawdę? – Jules najwyraźniejjej nie uwierzyła. – Cóż, w takim raziewyjaśnię. Mój chłopak udaje, że maszlaban w tym samym czasie co ty,chociaż to nieprawda. Dołączył dojakiegoś wyimaginowanego gangui wieczorami robi nie wiadomo co.Znów z tobą. – Wytarła łzy wierzchemdłoni. – Prawie już ze mną nierozmawia, ale ciągle widzę, jak gada

Page 844: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z tobą i wygląda na takiego…zafascynowanego. – Zadygotała i zrobiławdech, po czym spojrzała na Alliewzrokiem zranionej gazeli. – Powiedzmi prawdę. Czy wy znów się zeszliście?Za moimi plecami… Czy on jest z tobą?

Przez dłuższą chwilę Allie nie mogłaznaleźć słów. Dzień po dniu Carterpracował z nią, nie zważając na zimnoi deszcz. Znosił to wszystko tylko po to,żeby nie była sama? Zastanawiała sięnad tym przez moment. Potemprzypomniała sobie wyraz jego twarzy,kiedy mówił o Jules i o tym, ile ona dla

Page 845: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niego znaczy. „Zachowuje sięw stosunku do mnie jak przyjaciel” –pomyślała. – Przyjaciele tak właśnierobią”.

Zwróciła się do przewodniczącejz zaskakującym spokojem:

– Nie, Jules. Carter i ja niespotykamy się za twoimi plecami. Wiemna pewno, że bardzo mu na tobie zależyi nigdy by cię nie zdradził. Jesteś jednąz osób, które kocha najbardziej naświecie.

Dziewczyna patrzyła jej w oczy,szukając oznak kłamstwa, lecz Allie

Page 846: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nawet nie drgnęła.– Więc dlaczego to robi? – Jules

zadrżały wargi. Łza, przejrzysta jakźródlana woda, uciekłaz ciemnoniebieskiego jeziora jej oczui spłynęła po policzku. – Po prostu goczasem nie rozumiem.

Widok apodyktycznej, wiecznieniewzruszonej przewodniczącej wełzach był czymś niesamowitym. Gdybybyła kimkolwiek innym, Allie wzięłabyją w objęcia. Lecz to wciąż była…Jules.

– Carter jest moim byłym

Page 847: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chłopakiem, ale jest też moimprzyjacielem. Nasze zerwanie byłonaprawdę trudne. A potem wydarzyłysię inne okropne… rzeczy. – W tejchwili Allie nie pragnęła niczegobardziej niż opowiedzieć Jo o tejrozmowie. Świadomość, że to się nigdynie stanie, była przytłaczającai wstrząsająca. Zacisnęła dłoniew pięści, żeby się uspokoić. – Niewiedziałam, że Carter nie miał żadnejkary. Wydaje mi się, że martwił sięo mnie, bo… tak wiele przeszłam. Tobardzo miłe z jego strony. I nawet

Page 848: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nie… – Odetchnęła ciężko. – To dobrychłopak, Jules. Naprawdę.Prawdopodobnie jeden z najlepszych,jakich poznałam. Masz szczęście, że jestz tobą.

Jules splotła dłonie.– Po prostu… Chciałabym, żeby był

ze mną szczery. Ukrywa przede mnąróżne sprawy. Ma sekrety.

Allie szukała jakichś słów pociechy,ale to jednak była Jules. Poza tym niemogła się przecież zachowywać jakświęta Allie z Cimmerii przez całepopołudnie.

Page 849: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Szkoda, że nie wiedziałam. –Cofnęła się o krok. – Powinnaśnaprawdę… no wiesz… – Kolejnykrok. – Porozmawiać z nim. Posłuchaj,Isabelle na mnie czeka… – Zrobiłaprzepraszającą minę, odwróciła sięi odeszła trochę szybciej, niżbywypadało.

Kiedy znalazła się za rogiem,zaczęła biec. Z każdym krokiem czułasię lżejsza. Nieważne, co powiedziałaprzed chwilą. Jej serce radowało się namyśl, że Carter tak bardzo się starał,żeby się nią opiekować. Być jej

Page 850: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przyjacielem.Zahamowała przed biurem Isabelle

i zastukała niecierpliwie w rzeźbione,dębowe drzwi.

– Tu Allie.– Wejdź. – Usłyszała w odpowiedzi.Myśli miała tak zajęte Carterem

i Jules, że zupełnie nie zwróciła uwagina tembr głosu dochodzącego ze środka.Nacisnęła ciężką, mosiężną klamkę.Drzwi otwarły się szeroko.

Siedząc wygodnie na krześleIsabelle, Lucinda Meldrum wpatrywałasię w Allie oczami w takim samym

Page 851: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odcieniu zieleni jak jej własne.– Witaj, Allie – przywitała ją

babcia. – Herbatki?===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 852: Zagrożeni - Daugherty C.J.

28

Lucinda nalewała parującą herbatędo porcelanowej filiżankiz ciemnoniebieskim herbem Cimmerii.Allie usiadła naprzeciwko niejw głębokim, skórzanym fotelu,obserwując uważnie i starając sięzapamiętać jak najwięcej szczegółów.

Granatowy sweter Lucindykontrastował z wykrochmaloną, białąbluzką. Siwe włosy miała ostrzyżonew krótką, elegancką fryzurkę, która

Page 853: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sprawiała, że wyglądała młodziejniż w rzeczywistości. Niewielkie,brylantowe kolczyki błyszczaływ świetle lampy.

To było dopiero ich drugiespotkanie. Przez większość swojegożycia Allie myślała, że babka nie żyje.Teraz nie chciała niczego przegapić.

– Słodzisz? – spytała pogodnieLucinda, sięgając do delikatnejcukiernicy.

Allie potrząsnęła głowąi wyciągnęła rękę po filiżankę.

– Nie, dziękuję – dodała grzecznie,

Page 854: Zagrożeni - Daugherty C.J.

choć trochę za późno.Lucinda uśmiechnęła się delikatnie,

podając jej filiżankę na dopasowanymspodku.

– Przypominasz swoją matkę, kiedybyła w twoim wieku. Zawszezapominała powiedzieć „dziękuję” aż doostatniej chwili. Zawsze tak bardzopragnęła przyspieszyć bieg wydarzeń.

Dziwnie było myśleć o Lucindzie –wcześniejszej przewodniczącej IzbyLordów w rządzie brytyjskimi szanowanej doradczyni głów państwna całym świecie, znanej każdemu, kto

Page 855: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kiedykolwiek oglądał wiadomości – jako matce swojej matki. To, że w ogólebyły spokrewnione, wydawało sięzupełnie niemożliwe.

Matka Allie uciekła z domu poskończeniu Cimmerii i nigdy nie wracałado przeszłości. Odrzuciła bogactwoi wpływy na rzecz prostego życiai ukrywała historię rodziny przedswoimi dziećmi. Allie odkryła towszystko dopiero wtedy, kiedy samatrafiła do Akademii.

Uniosła filiżankę do ust, wciągajączapach cytryny i bergamoty.

Page 856: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– A teraz – Lucinda odstawiłaimbryczek i rozsiadła się wygodniew fotelu – porozmawiajmy.

Z bliska Allie widziała delikatnąsiateczkę zmarszczek wokół jej oczu.Nie wyglądały jak zmarszczki odśmiechu. Nie zostawało się takwpływowym człowiekiem bezkręgosłupa ze stali.

– Musimy rozwiązać pewienproblem – stwierdziła Lucinda. – Niemam zbyt wiele czasu, ale moimzdaniem ważne jest, abyś zrozumiała, cotu się dokładnie dzieje. Ponieważ jesteś

Page 857: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w wielkim niebezpieczeństwie. I musiszbyć przygotowana, niezależnie od tego,co się wydarzy.

– Rodzice – powiedziała Allie. –Zabiorą dzieci z Cimmerii, prawda?

Jej babcia skinęła głową.– To właśnie planuje Nathaniel.

Wtedy zgłosi wotum nieufności, jegostronnicy się ujawnią, ja zostanęusunięta, oni przejmą szkołę i całąorganizację. Stracę władzę, a on będziemógł bez przeszkód się do niej dobrać,co, jak sądzę, zaszkodzi nie tylkoCimmerii.

Page 858: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Opisując, w jaki sposób ją zniszczą,Lucinda wydawała się zupełnieniewzruszona. Równie dobrze mogłabyomawiać zwyczajne spotkaniebiznesowe. Mniej więcej tyle okazywałaemocji.

– Niektóre dzieciaki nie chcąodejść. – Allie dumnie uniosłapodbródek. – Pomożemy im zostać.

Lucinda zamieszała herbatę małą,srebrną łyżeczką.

– To trudna sytuacja. Wykazaliby sięwielką odwagą, stawiając opór, aleobawiam się, że rodzice znajdą sposób,

Page 859: Zagrożeni - Daugherty C.J.

by ich stąd zabrać. Wszyscy majądobrych prawników, a dzieci sąniepełnoletnie. Nathaniel jest… bardzopomysłowy.

– Nie możemy ich tak po prostupuścić. – Allie nie brała pod uwagęfaktu, że Lucinda mogłaby nie popieraćich planu. – Oni nie chcą iść.Z pewnością mają prawo zdecydować,po której są stronie.

– Nie, dopóki nie skończąosiemnastu lat. Allie, nie mówię, że niepowinni spróbować przeciwstawić sięrodzicom i zostać tutaj. Po prostu…

Page 860: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Porozmawiaj o tym z Isabelle. Upewnijsię, że wie o wszystkim, co planujecie.Może wam pomóc.

– Naprawdę? – zdziwiła się gorzkoAllie. – Przez cały ten czas znajdowałasię gdzie indziej. Musieliśmy wziąćsprawy w swoje ręce.

– Nigdy nie była daleko. Gdybyśtylko ją poprosiła, byłaby przy tobie. –W głosie babci pojawiła się delikatnanagana. – Tak czy inaczej, bardzo wieleto mówi o tobie i pozostałych, żeznaleźliście własny sposób i działaliściesamodzielnie. Dlatego wybrano cię do

Page 861: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nocnej Szkoły. Niczego innego się potobie nie spodziewałam.

Duma, którą dziewczyna poczuła nadźwięk tych słów, była dla niej samejzaskoczeniem. Nie zdawała sobie dotądsprawy, jak bardzo zależało jej naaprobacie babci.

– Problem polega na tym, żeNathaniel postawił nas pod ścianą –przyznała Lucinda. – To mistrzowskiplan. Zostało niewiele ruchów, któremożemy wykonać, żeby wygrać.

Allie mocno zacisnęła palce nafiliżance, rozważając znaczenie jej

Page 862: Zagrożeni - Daugherty C.J.

słów.– Kilka tygodni temu powiedziałaś

mi przez telefon… że ta samaorganizacja, która kontroluje NocnąSzkołę, kieruje też rządem. Czy tooznacza, że jeśli Nathaniel przejmiewładzę, zdobędzie również kontrolę nadrządem?

– Najlepiej będzie, jak zacznę odpoczątku. – Stukając palcemw podbródek, Lucinda zastanawiała sięnad jej słowami. – Słyszałaś o ProjekcieOrion?

Allie potrząsnęła głową. Słyszała

Page 863: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wcześniej gdzieś w Cimmerii o Orionie,ale nie mogła sobie przypomnieć odkogo.

– To nazwa organizacji, którejNocna Szkoła i Cimmeria są zaledwieniewielką częścią. To prywatna grupabardzo wpływowych ludzi: członkówparlamentu, sędziów, prawników,finansistów, prezesów firm, właścicieliimperiów medialnych… – Machnęłaręką. Pierścionek z brylantem na jejpalcu przeszył promień światła,rozświetlając go jak zmrożony ogień. –Mogłabym tak ciągnąć, ale to powinno

Page 864: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wystarczyć, żebyś pojęła, kim są.W innych krajach istnieją podobneorganizacje, ale Orion jest najstarszy.Byłam szefem tej organizacji przezostatnie piętnaście lat. Właściwieodziedziczyłam to stanowisko po ojcu.Widzisz, to zawsze było stanowiskotytularne… – Rzuciła Allie ostrespojrzenie i zamilkła na moment. –Wiesz, co to znaczy „tytularny”?

Dziewczyna potrząsnęła głową.– To znaczy „tylko z nazwy”. A więc

prezes takiej organizacji głównieprowadził spotkania, organizował

Page 865: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kolacje i pilnował, żeby wszystko…działało. Dopóki nie przejęłam tejfunkcji. – Uśmiechnęła się skromnie. –Wtedy nastąpiły zmiany.

Zafascynowana i zmieszana Alliepróbowała ogarnąć opowieść Lucindy.Żałowała, że nie może robić notatek,żeby potem do tego wrócić.

– Jakie zmiany? – spytała.– Wprowadziłam system głosowania

i teraz rada głosuje nad wszystkimidecyzjami. Nalegałam też, żebydopuścić dzieci z różnych środowisk doCimmerii – wyjaśniła Lucinda. – Jak

Page 866: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wiesz, wstęp do organizacji uzyskuje sięna poziomie szkoły. Nocna Szkoła jestgłówną organizacją młodzieżową, alew kilku innych elitarnych szkołachprywatnych istnieją podobne grupy.Dopóki ja się nie pojawiłam, wstęp byłdziedziczny: jeśli twoja rodzinaposiadała członkostwo, przyjmowanocię. Zmieniłam to… tak bardzo, jak tylkozdołałam. Teraz niektórzy uczniowie,mniej niżbym chciała, są przyjmowanina podstawie zdolności i inteligencji.Nazywają to dopływem świeżej krwi.

Allie pomyślała o Carterze, sierocie

Page 867: Zagrożeni - Daugherty C.J.

po kucharce i mechaniku. Terazzrozumiała, skąd się wziął w NocnejSzkole.

– Dobrze… – odparła. – Ale czymtak właściwie się zajmuje Orion?

Lucinda zastanawiała się przezchwilę nad odpowiedzią.

– Pilnuje, żeby pewne sprawy szływe właściwym kierunku.

– Jakie…?– Rząd – wyjaśniła Lucinda. –

Banki. Wielkie korporacje. Media.Sądy.

To wydawało się niemożliwe.

Page 868: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Rząd nie sprawuje rządów? –zdenerwowała się Allie.

– Oczywiście, że tak – odparłałagodnie Lucinda. – My im tylkopomagamy.

– Jak?– Upewniając się, że wybrani

zostaną właściwi ludzie. Ludzie, którzysą członkami Oriona. Ludzie, którzyrozumieją, co robimy. – Babkaprzechyliła głowę na bok. – Czy to dlaciebie jasne?

– Nie. – Allie nie podobało się towszystko. – Mówisz mi, że kiedy ludzie

Page 869: Zagrożeni - Daugherty C.J.

idą głosować, ich głosy się nie liczą?– O, nie. Ich głosy bardzo się liczą –

zapewniła Lucinda. – Ale ludzie, naktórych głosują, są częścią Oriona.

Allie zamilkła, absolutnie zdumiona.– Wszyscy? – spytała cicho.– Oczywiście, że nie. Po prostu…

wystarczająco wielu.– A sędziowie? – Allie czuła się

słabo. – Oni też?– Jak najbardziej. System

sądowniczy jest bardzo ważny.Zwłaszcza Sąd Najwyższy. Właściwieto całkowicie nim kierujemy. To…

Page 870: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niezbędne.Przez dłuższą chwilę panowała

cisza. Allie próbowała to przetrawić.Zwyczajne, codzienne dźwięki –stukanie stygnącego czajnika,dochodzący zza ściany śmiech –wydawały się nagle nie na miejscu. Takjakby tajna organizacja nie kierowaławszystkim wokół.

– Czyli Orion kontroluje…wszystko.

– Nie kontroluje całkowicie –zaoponowała Lucinda. – Ale w praktycetak. To chyba słuszne określenie.

Page 871: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dlaczego?– To długa historia. – Babcia dolała

jej herbaty. – Widzisz, Orion to bardzostara organizacja. Została założonaponad dwa stulecia temu, w czasach,kiedy korona straciła większość swojejwładzy, a siła parlamentu rosła, alewciąż była niestabilna. Po rewolucjachwe Francji i Ameryce szlacheckierodziny obawiały się przewrotu równieżtutaj. Król był zbyt słaby, żebykontrolować rząd, a co dopiero całykraj. Tak więc grupa najbardziejpotężnych właścicieli ziemskich

Page 872: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i parlamentarzystów połączyła siły, żebykontrolować, czy rząd pracujepoprawnie. Nazwali sięStowarzyszeniem Oriona.

– Orion… – Allie zmarszczyła czołow zamyśleniu. – Jak gwiazda?

– Orion łowca – sprostowałaLucinda. – Był bogiem z greckiejmitologii. Założyciele postanowilinazwać grupę jego imieniem, ponieważpotrafił chodzić po wodzie. Niecobutnie jak na mój gust, ale… – Uniosłaręce. – To tylko nazwa.

– I… co takiego robili? – ponagliła

Page 873: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ją Allie.– Przejęli stery i pomagali sobie

nawzajem. Doprowadzali do tego, byktoś z nich został premierem,kanclerzem, regentem, a potempilnowali, żeby nikt nie przeszkodził imw sprawowaniu rządów. Tak by bezżadnych problemów można byłoprzekazywać władzę. Mieli kontrolę.

– I nikt nie wiedział, że istnieją? –wyraziła wątpliwość Allie. – Jak tow ogóle możliwe?

– Jesteśmy świetni…w dochowywaniu tajemnic.

Page 874: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jak to się stało, że przejęłaśwładzę nad organizacją? – spytałaAllie. – I twój tata? Jak on to zrobił?

– To bardzo proste:odziedziczyliśmy ją. Przywództwoprzechodzi z jednej rodziny na drugąw określonej kolejności. Każda rodzinasprawuje władzę przez trzy lata, poczym przekazuje ją dalej.A przynajmniej tak to działało, dopóki jasię nie pojawiłam. Mój pra-pra-pra-pra-pradziadek był jednym z założycieli.Hrabią Lanarkshire. – Przeszyławnuczkę ostrym spojrzeniem. – I tak to

Page 875: Zagrożeni - Daugherty C.J.

właśnie wygląda. Formalnie rzeczbiorąc, jestem lady Lanarkshire. Taksamo jak twoja matka. A także ty.

Allie wybałuszyła na nią oczy.– Ja… jestem lady Lanarkshire?Po raz pierwszy tego popołudnia

Lucinda szczerze się uśmiechnęła. Miałarówne, białe zęby, a oczy zabłyszczałyjej ciepło.

– Owszem, jesteś.– Ale przecież jesteś baronową –

powiedziała oskarżycielsko Allie. –Słyszałam, jak twoi ochroniarze tak cięnazywali tej nocy, kiedy odbywał się

Page 876: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zimowy bal.– Wolę używać tego tytułu niż lady –

stwierdziła Lucinda. –Zasłużyłam naniego.

„Do licha, jestem lady. Lady AllieLanarkshire Sheridan Coś Tam… –pomyślała Allie. Kręciło jej sięw głowie. – Strasznie toskomplikowane. Niech no tylko Rachelsię dowie”.

– Mówiłaś, że przywództwoprzechodziło z osoby na osobę wśródrodzin w Orionie – powiedziała Allie. –Ale już tak nie jest?

Page 877: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Uśmiech Lucindy zniknął.– Nie. Zmieniłam to. Sądziłam, że

przewodniczącego należy wybieraćdrogą głosowania. Niektórzy nasiczłonkowie to idioci i nie mogłamznieść myśli, że będą podejmowaćdecyzje dotyczące przyszłości państwatylko dlatego, że ich rodzice należeli dostowarzyszenia. To był archaicznysystem. Jednym z moich pierwszychdziałań, kiedy objęłam przywództwonad organizacją, była zmiana statutuzałożycielskiego. Wszyscy sięzgodziliśmy. Teraz przywódca jest

Page 878: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wybierany. Ja zostałam wybranatrzykrotnie – skrzywiła się. – Raczej sięzdziwię, jeśli w obecnej sytuacjizagłosują na mnie ponownie.

Allie nagle uświadomiła coś sobiez ogromną mocą.

– A więc to jest powód, dla któregoNathaniel tak strasznie się wściekł,prawda? Zmieniłaś zasady. Mój bratChristopher mówił coś o tym, żemarnujesz nasze dziedzictwo. O to muwłaśnie chodziło, prawda?

– Właśnie tak – potwierdziłaLucinda. – Automatycznie przejąłby po

Page 879: Zagrożeni - Daugherty C.J.

mnie przewodnictwo, ponieważ twojamama by odmówiła, a on jest jejnajstarszym dzieckiem. Gdybym niezmieniła zasad, to wszystko byłoby jego.

– Ale przecież nie mogło mu aż takzależeć – zdziwiła się Allie. – Dla mniena przykład nie jest to aż tak ważne.A też nie będę mogła sprawowaćwładzy. Dlaczego Christopher takbardzo tego chciał?

– Christopherowi pewnie też by niezależało, gdyby nie Nathaniel. – Lucindapochyliła się i zrobiła bardzo poważnąminę. – Widzisz, pomijając twoje

Page 880: Zagrożeni - Daugherty C.J.

osobiste doświadczenia, Nathaniel jestbardzo charyzmatyczną osobą. Szalenieuroczą. Niezwykle przekonującą.A wrażliwego młodego człowieka,takiego jak twój brat, poszukującegowłasnej drogi w życiu, bardzo łatwo jestuwieść. Nathaniel powiedział mu, żetwoja matka okłamywała syna,ukrywając jego prawdziwą historię.Przekonał go, że nie może ufać swojejrodzinie. Obiecał mu życie pełne władzyi przywilejów. To tradycyjna metoda:złamał go, a potem zbudował na nowo.Na swoje podobieństwo.

Page 881: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie poczuła, że krew zamarza jejw żyłach. Czy jej babka miała rację? Toby dużo wyjaśniało. Dziwne zachowanieChristophera, kiedy spotkali sięw grudniu. To, że wydawał się inną,gniewną wersją siebie.

Na wspomnienie tego dnia, tejchwili, kiedy stali po przeciwnychstronach strumienia, przeszedł ją zimnydreszcz. Próbowała skupić się nazadawaniu kolejnych pytań.

– Dlaczego Nathaniel tak bardzonienawidzi ciebie i Isabelle? Co sięstało? Czy on zwariował?

Page 882: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Znałam Nathaniela oddzieciństwa – wyjaśniła babka. –Znałam jego ojca. Byliśmy… bardzoblisko. Niestety umarł, kiedy Nathanielwciąż był jeszcze nastolatkiem.W tamtych czasach był przestraszonym,samotnym młodym człowiekiem, któryw dzieciństwie stracił matkę, a potemrównież ojca. Miał tylko swojąprzyrodnią siostrę…

– Isabelle – dokończyła za nią Allie.– Otóż to.Dziewczyna uniosła filiżankę.– Czyli Isabelle i Nathaniel mają

Page 883: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tego samego ojca?Kobieta skinęła głową.– I dobrze znałaś tego człowieka… –

Allie mówiła dalej. – Skąd?Pracowaliście razem?

– Nie do końca. – Lucindauśmiechnęła się gorzko. – Wyszłam zaniego.

Allie zakrztusiła się herbatą.Prychając, odstawiła filiżankęi pochyliła się, by złapać oddech.

– Wyszłaś za niego!? – wychrypiałaAllie. – Czy Nathaniel to twój syn?

Lucinda podała jej chusteczkę,

Page 884: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kompletnie niewzruszona.– Och, nie. Ich ojciec, mój były mąż,

miał kilka żon, chociaż oczywiście niejednocześnie. Nie potrafił sięustatkować. Ja byłam jego trzecią żoną.Po naszym rozwodzie ożenił się z matkąNathaniela, która nieszczęśliwie zmarłapo upadku z konia. Miała dopierodwadzieścia kilka lat. Potem związał sięz matką Isabelle.

Allie mrugnęła.– Do licha, musiał nieźle wyglądać,

skoro tyle kobiet się za nim uganiało.Kim był ten gość?

Page 885: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– „Ten gość”, jak o nim mówisz, tobył Alistair St. John. Był przywódcąszkockiego parlamentu i właścicielemILC, największej firmy komputerowejw Wielkiej Brytanii. – Lucinda upiła łykherbaty. – Naprawdę czarujący.

– Poczekaj – zastanowiła sięAllie. – Czy on… Czy ten St. John tomój dziadek?

Lucinda oparła dłoń na jej ramieniu.– Och nie, kochanie.– W takim razie kto… – Allie

uniosła w górę ręce w geście frustracji.Miała już dość tych zawiłych labiryntów

Page 886: Zagrożeni - Daugherty C.J.

życia miłosnego starych ludzi.– Twój dziadek również był

czarującym człowiekiem, dobrymmężczyzną. Nazywał się ThomasMeldrum – wyjaśniła Lucinda. – To byłmój drugi mąż. Znacznie starszy niż ja.Zmarł, zanim się urodziłaś.

Nic więcej nie powiedziała, ale jejtwarz przybrała nagle dobrze znanyAllie smutny wyraz.

Zapadła niezręczna ciszai dziewczyna zastanawiała się, jakzmienić temat.

– A więc, czy pan… – próbowała

Page 887: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przypomnieć sobie nazwiskopierwszego męża – … St. John byłważną osobą w Orionie, Nocnej Szkolei w ogóle?

– Oczywiście – Lucindapowiedziała to takim tonem, jakbyalternatywa była wręcz nie dopomyślenia.

– Co się stało po jego śmierci? Toznaczy z Nathanielem i Isabelle.

– Alistair i ja zawsze byliśmyblisko – ciągnęła Lucinda. – Zostałammatką chrzestną obojga jego dzieci.Matka Isabelle wciąż żyła i zresztą żyje

Page 888: Zagrożeni - Daugherty C.J.

do tej pory, więc dziewczynazamieszkała z nią. Ale Nathaniel… niemiał nikogo oprócz mnie.

– Jaki… był? – zaciekawiła się.– Trudny. Często wyjeżdżałam

w podróże służbowe. Nathanieli Isabelle chodzili wtedy do Cimmerii.To był jego ostatni rok nauki. I wtedyodczytano testament… – Potrząsnęłagłową.

To zabrzmiało znajomo. Alliewydawało się, że dawno temu Isabellewspominała coś o spadku.

– Co się stało? Co było

Page 889: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w testamencie?Lucinda odstawiła ostrożnie

filiżankę na delikatny, biały spodek.– Alistair zapisał wszystko Isabelle.

Najmłodszemu dziecku. Córce! Nienajstarszemu synowi. To była szokującadecyzja, a Nathaniel doszedł wtedy downiosku, że ojciec nigdy go taknaprawdę nie kochał. Oczywiście niezostawił go bez grosza. Spora częśćzysków z firm i inwestycji wciążprzypadała w udziale Nathanielowi, aleto dla niego kompletnie nie miałoznaczenia. Liczyło się tylko to, że ojciec

Page 890: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nie powierzył mu rodzinnej fortuny.Przekazał ją Isabelle.

Allie wypuściła powietrzez syknięciem.

– Dlaczego to zrobił? Czemuzostawił wszystko córce?

– Alistair był przede wszystkimbiznesmenem. – Babcia spojrzała na niąwnikliwie. – Poświęcił całe życieswojej pracy. Wiem, że widziałw charakterze, w umyśle Nathanielasłabość, która bardzo go martwiła.Jestem przekonana, że to była wyłączniebiznesowa decyzja.

Page 891: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Dlatego Nathaniel teraz nienawidzisiostry? Dlatego to wszystko robi?Z powodu testamentu swojego ojca?

– Tak sądzę. Albo przynajmniej takajest geneza wszystkich problemów.Oczywiście ja też się do tegoprzyłożyłam. Z powodu decyzji, jakąpodjęłam jako przywódca Oriona,zagwarantowałam, że tego stanowiskateż nie odziedziczy, więc teraznienawidzi nas wszystkich.

Przez chwilę Allie siedziaław milczeniu. Im dłużej Lucinda mówiła,tym więcej fragmentów jej życia

Page 892: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pasowało do układanki. Przypominało toskomplikowaną łamigłówkę, w którejnagle zaczęła widzieć części nieba. Alewciąż tyle miejsc było pustych.

– Powiedziałaś przez telefon, żepolicja jest po jego stronie, że spotykasię z członkami rządu. Nadal chyba nierozumiem, jak może to robić –zastanawiała się głośno Allie.

– Ach, widzisz. To świadczy o tym,jak sprytny i skrupulatny jest Nathaniel.Po skończeniu Oksfordu przyszedłpracować dla mnie. Wydawało się, żesię uspokoił i zaakceptował swoją

Page 893: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sytuację. Odżyła we mnie nadzieja.Zaczął jako urzędnik, ale fantastycznieradził sobie w pracy. Bardzo muufałam. – Roześmiała się gorzkoLucinda. – Szybko awansował. W końcuzrobiłam go swoim zastępcą. Zajmowałsię codziennym działaniem biura i mojąpracą dla Oriona. Reprezentował mnie,kiedy wyjeżdżałam służbowo, czylibardzo często. To oznaczało, że poznałczłonków rady Oriona osobiściei utrzymywał z nimi kontaktytowarzyskie. Ku mojemu nieustającemużalowi spędził ten czas, gromadząc

Page 894: Zagrożeni - Daugherty C.J.

informacje, których mógłby użyćprzeciwko mnie. Rozpytywał, kto jestniezadowolony, kto chciałby więcej, coludziom nie podoba się w moimsposobie zarządzania i jakich zmianchcieliby dokonać. Zasiewał w nichziarna niezadowolenia. Po kilku latachzyskał dostęp do wszystkich informacji,których potrzebował, żeby móc osłabićmoją pozycję. Spróbować mniezniszczyć.

Lekko oparła podbródek na dłoni,patrząc przed siebie zmartwionymwzrokiem.

Page 895: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Pewnego dnia jakieś sześć lat temuwróciłam z podróży służbowej do Rosji,a jego nie było. Przetrząsnął mójbiurowy sejf w poszukiwaniunajważniejszych dokumentówi zniknął. – Ponownie spojrzała naAllie. – To był początek.

Coś w jej tonie sprawiło, żedziewczyna dostała gęsiej skórki.

– Początek?Lucinda potoczyła ramieniem po

pomieszczeniu.– Początek jego walki o Orion,

o Cimmerię, o ciebie… O wszystko.

Page 896: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Zaplanował to tak dawno temu? –Allie nie mogła w to uwierzyć. – Alewtedy miałam… zaledwie dziesięć lat.

– Myślę, że zaczął to planowaćw chwili, kiedy prawnicy odczytalitestament jego ojca – stwierdziłaLucinda. – To jest jego zemsta naczłowieku, który od dawna już nie żyje.

Allie miała wrażenie, żew pomieszczeniu zrobiło się zimno.Potarła ramiona, starając się ułożyćsobie to wszystko. Historia, którąopowiedziała jej babcia, była takasmutna i zupełnie nie przynosiła nadziei.

Page 897: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Po tym jak zniknął, nie udało ci sięgo znaleźć? Przecież potrafisz odnaleźćkażdego.

– Och, znalazłam go. A raczej RajPatel go odszukał. Po miesiącu czydwóch wiedziałam już, gdzie mieszkał,ale… co z tego? Nie mogłam mu niczrobić. Nie popełnił żadnegoprzestępstwa. Wszystko, co zabrał,oddałabym mu sama, gdyby mnie o topoprosił. Był dla mnie jak syn. Poprostu… chciałam z nim porozmawiać.Powiedzieć mu, jak bardzo mi na nimzależy. Że mu wybaczyłam. Ale on

Page 898: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odmówił. – Potarła zmęczone oczy. –Kiedy usłyszałam o wszystkich jegospiskach, sprzymierzaniu się z członkamirady przeciwko mnie, myślałam, że tożałosna oznaka jego desperacji. Alepotem… – Na jej twarzy widać byłozmartwienie. – Potem zaginąłChristopher.

Dziewczyna poczuła, jak zaschło jejw ustach.

– Czyli on po prostu…– Czekał – stwierdziła Lucinda. –

Obserwował i czekał, aż Christopherbędzie wystarczająco dorosły. Wiedział,

Page 899: Zagrożeni - Daugherty C.J.

że to złamie mi serce: mój „fałszywy”syn, za jakiego się uważał, zabrał mimojego prawdziwego wnuka. Zatrułmoje stosunki z twoją matką jeszczebardziej. Miał świadomość, że tospowoduje ogromne straty. Dlatego tozrobił. W pewnym sensie to byłogenialne posunięcie. A teraz… –Spojrzała Allie w oczy. – Cóż. Jesteśbrakującym elementem w jegoukładance. Ostatnim istotnym członkiemmojej rodziny. Pionkiem na jegoszachownicy. Chce, żebyś ty też znalazłasię po jego stronie. Wtedy… –

Page 900: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Podniosła ręce do góry w pełnymwyrazu geście. – Szach mat.

Wyciągnęła dłoń do Allie.Dziewczyna ujęła ją z wahaniem. Uściskbabki był mocny.

– Nie mógł wiedzieć, że zamiast nasrozdzielić, przybliży nas do siebie. Żezrobię wszystko, co w mojej mocy, żebycię przed nim chronić. I że będziemywalczyć.

Allie ścisnęła dłoń babci. Kiedy sięodezwała, ostrożnie ważyła słowa.

– Powiedziałaś, że mamy kłopoty,jesteśmy w pułapce. Naprawdę sądzisz,

Page 901: Zagrożeni - Daugherty C.J.

że możemy wygrać?– Nie mamy wyjścia, Allie. –

Zmiana w spojrzeniu Lucindy zaskoczyłają. Zniknęło całe ciepło. Jej wzrokwyrażał bezwzględność. – Ponieważ onidzie po ciebie.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 902: Zagrożeni - Daugherty C.J.

29

Kiedy Allie wreszcie wytoczyła sięz gabinetu Isabelle, w głowie kręciło jejsię od nadmiaru informacji. Rozmawiałyjeszcze ponad godzinę, głównieo Nathanielu i Christopherze, aleczasami Lucinda zdradzała fascynująceinformacje dotyczące jej życia i pracy.Mówiły właśnie o jej spotkaniuz premierem Japonii, kiedy Isabellezapukała do drzwi.

– Chciałam ci tylko przypomnieć, że

Page 903: Zagrożeni - Daugherty C.J.

za pięć minut masz naradę z Rajem –rzuciła przepraszająco.

Allie zrozumiała aluzję i wstała.– Powinnam iść.Lucinda obeszła biurko i stanęła

naprzeciwko niej. Łagodnym ruchemodgarnęła pasma falujących włosówAllie. Ten nieświadomie macierzyńskigest sprawił, że dziewczyna poczułaukłucie w sercu.

– To była niezwykła przyjemność –powiedziała Lucinda – móc z tobąporozmawiać. Mam nadzieję, żeniedługo będziemy mogły znów to

Page 904: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zrobić.Allie nie była pewna, kiedy

ponownie się zobaczą, i nie chciała sięrozstawać, więc spontanicznie jąuścisnęła.

– Dziękuję, babciu. – Pierwszy razzwróciła się tak do Lucindy. Zabrzmiałoto dziwnie, ale w dobry sposób. –Bardzo się cieszę, że teraz cię znam.

Kobieta zacisnęła ręce na jejramionach. Jej perfumy pachniałyegzotycznymi kwiatami.

– A ja, że znam ciebie, Allie.Nie miała pojęcia, jak wyjaśnić

Page 905: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pozostałym wszystko, czego siędowiedziała. Ale musieli poznać choćczęść z tych rzeczy. To pozwoli imzrozumieć powagę sytuacji. Przedewszystkim jednak trzeba ich byłonajpierw znaleźć.

Wiedziała, że zaplanowali spotkaniew jednym z pokojów do naukiw bibliotece, więc tam zaczęłaposzukiwania. Zapukała do rzeźbionychw żołędzie i liście drzwi, ale otworzyłjej jeden z ledwie znanych starszychuczniów ze zniecierpliwionym wyrazemtwarzy.

Page 906: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Czego? – syknął. Włosy sterczałymu z jednej strony, jakby raz za razemprzeczesywał je niecierpliwie palcami.Stolik za jego plecami był tak zawalonypapierami, że część spadła na podłogęi leżała tam w postaci nieporządnegostosu.

– Przepraszam. – Odskoczyła takszybko, że niemal się potknęła. –Szukałam kogoś innego.

Mruknął coś do siebie o „idiotachz młodszych klas” i nieuprzejmiezatrzasnął drzwi za sobą. Poszła więcdo świetlicy, odwiedziła główny hol,

Page 907: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sprawdziła też ciemne i puste ostatniepiętro skrzydła szkolnego.

Nigdzie ich nie było.Wreszcie zajęła miejsce w ciężkim

skórzanym fotelu w zatłoczonejświetlicy i postanowiła poczekać.W głowie roiło jej się od nowychinformacji i myśli o Orionie, Lucindzie,Jules i Carterze. Poszukiwania zawszezaczynało się od świetlicy, więcwiedziała, że ją znajdą.

W wielkim pomieszczeniu, pełnymhałaśliwych uczniów grających w gry,uczących się i rozmawiających, było jak

Page 908: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zwykle gwarno. Obok niej grupkasześciu młodszych uczniów graław pokera. Co chwila głośnoi gwałtownie oskarżali się wzajemnieo oszustwo albo wyrażali wątpliwośćw pochodzenie przyjaciół. Ona jednakniemal nie zauważała otaczającego jejhałasu. Czekała, skulona w głębokim,skórzanym fotelu. Minęły całe wieki,zanim przez drzwi wpadła Zoe, jakjaskółka nurkująca pod okap dachu.

Jej bystre spojrzenie natknęło się naAllie, która skoczyła na równe nogi.Dziewczynce wyraźnie ulżyło.

Page 909: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nikt nie wiedział, gdzie jesteś.Sylvain i Rachel szaleją. Chodź. –Pobiegła lekko przez szeroki korytarz,a Allie ruszyła za nią, upychającnieprzeczytaną książkę w torbie.

Kiedy popatrzyła przed siebie, Zoebiegła przez główny hol w stronęfrontowych drzwi. Allie dopiero wtedyspostrzegła, że młodsza koleżanka ma nasobie kurtkę i rękawiczki.

– Jesteście na zewnątrz? – spytała,ze zdumienia podnosząc głos.

– Tak. – Zoe siłowała się ze starym,skomplikowanym zamkiem. – Jest

Page 910: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cholernie zimno, Sylvain stwierdził, żenikomu nie przyjdzie do głosy nas tamszukać.

Zamek stuknął i ustąpił.Dziewczynka potrzebowała obydwu rąk,żeby popchnąć ciężkie drzwi. Lodowatepowietrze uderzyło w nie jak pięść.

– Widzisz, co mam na myśli? – Zoezaczęła podskakiwać. – Zimno.

– Fantastycznie – oschlepowiedziała Allie. Zastanawiała się, jakdługo zdoła wytrzymać bez kurtki, alenie chciała marnować czasu na bieg dopokoju po cieplejsze ubranie.

Page 911: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jakby dostać prosto w twarzkostką lodu – zgodziła się Zoe, po czymruszyła po frontowych schodachi pobiegła przez błotnisty trawnik.

Wieczór był bezchmurny –srebrnobiałe gwiazdy błyszczały jakdrobinki mrozu na czarnym niebie.Dziewczęta skręciły w prawo, naścieżkę. Allie naciągnęła rękawy swetrana zmarznięte palce i pobiegła szybciej,kiedy weszły do lasu. Przed nimi dachaltanki przeświecał przez drzewa jakduch. Ostra spiczasta konstrukcjawydawała się unosić w powietrzu ponad

Page 912: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sosnami do momentu, kiedy skręciłyi zobaczyły resztę budynku.

Allie wiedziała, że zbudowano goz białego kamienia, obłożonegofantazyjną mozaiką kolorowychkafelków, ale w ciemnościach wydawałsię szary. Usłyszała podekscytowanegłosy. Wbiegły po kamiennychschodkach, przeskakując po dwa naraz.

– Jest Allie – oznajmiła Zoe. Jejoddech zmieniał się w biały obłoczek. –Uczyła się.

– Nie uczyłam się – zaoponowaładziewczyna. – Po prostu… myślałam.

Page 913: Zagrożeni - Daugherty C.J.

I szukałam was.– Wiedzieliśmy, że nikt nie wpadnie

na to, że możemy być tutaj. –Z ciemności odezwał się francuskiakcent Nicole. Allie widziała tylko jejszczupłą nogę, obleczoną w ciemnerajstopy, zwisającą z kamiennejbalustrady, na której siedziała jejwłaścicielka.

– Myślałam już, że ktoś cięporwał. – Rachel rzuciła jej znaczącespojrzenie, zanim zauważyła jej stróji straciła wątek. – Gdzie masz kurtkę?

– Zoe zapomniała powiedzieć, że

Page 914: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jesteście na dworze – oświadczyłaAllie. – Ale nic mi nie jest. Rozgrzałamsię, biegnąc.

Tak naprawdę pot zaczynał jużchłodzić jej skórę, ale nie chciała, żebykazali jej wracać.

– Nic ci nie będzie, dopóki niedostaniesz hipotermii – mruknęłaRachel.

– Czy możemy wrócić do tematu? –Carter był wyraźnie zirytowany. – Mamymoże dziesięć minut, potem będziemymusieli iść na kolację. Allie, czegodowiedziałaś się od Isabelle?

Page 915: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Właściwie to nie byłamu Isabelle – wyjaśniła Allie. –Spotkałam się z Lucindą Meldrum.

Zapadła głucha cisza.– Cholera! – Zoe była wyraźnie

podekscytowana. – Nie sądziłam nawet,że tu jest.

– Czy mówiła ci coś, co powinniśmywiedzieć? – Noga Nicole poruszyła się,kiedy jej właścicielka zmieniła pozycję.

– Mnóstwo rzeczy, tylko… – Alliemiała w głowie to wszystko, cowyjawiła jej Lucinda: opowieścio historii jej rodziny, Nathanielu

Page 916: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i Orionie… Nie wiedziała, od czegozacząć, a zostało im już mało czasu. –Nie zdążę opowiedzieć wam nawetpołowy. Będziemy musieli wrócić dotego później. Spotkaliście się z Katie?Dlaczego w ogóle jesteście tutaj?

Drżała teraz tak mocno, że głosodrobinę jej się trząsł. Słup, o który sięoparła, był zimny jak blok lodu, więcodsunęła się od niego.

– Spotkanie było… niepokojące. –Sylvain rozpiął kurtkę i podał ją Allie.

Ten gest przywołał wspomnienianocy zimowego balu tak wyraźnie, że na

Page 917: Zagrożeni - Daugherty C.J.

chwilę zamarła. Przypomniała sobie, jakzdjął wtedy marynarkę od smokingu i cosię stało potem. Poczuła gęsią skórkę.

Wyciągnęła rękę.Kurtka nie była zbyt długa, ale

wystarczająco gruba. Ciepło ciałaSylvaina i zapach jego wody kolońskiejutrzymywały się na miękkiej tkaninie.Owinęły jej zmarznięte ramiona jakuścisk.

– Katie sądzi, że okołodziewięćdziesięciu uczniów odejdziez Nathanielem. Dyskutowaliśmy, cozrobić. – Głos Rachel przywołał Allie

Page 918: Zagrożeni - Daugherty C.J.

do rzeczywistości.– Dziewięćdziesięciu!? To połowa

szkoły!– Tak. Znacznie więcej niż się

spodziewaliśmy – potwierdziła Zoe.– Rozmawiałam już z tatą –

wyjaśniła Rachel. – Nawet oni nieprzypuszczali, że odejdzie tak wieleosób. Mają właśnie zebranie w tejsprawie.

– Ale część zostanie… prawda? –jęknęła Allie.

Odpowiedział jej Carter.– Maksymalnie dziesiątka z nich jest

Page 919: Zagrożeni - Daugherty C.J.

gotowa przeciwstawić się rodzicom.Większość z tych dzieciaków nie chodzido Nocnej Szkoły i nie ma pojęcia, co tusię naprawdę dzieje.

Serce Allie zaczęło gwałtowniewalić, kiedy docierały do niej jegosłowa. Dziesięciu uczniów. To tyle, conic. Nathaniel będzie miał swoją chwilęwstrząsu i strachu.

– Na podstawie tego, co powiedzielijej rodzice, Katie uważa, że to się staniew tym tygodniu – oświadczył Sylvain. –Może nawet jutro.

Za szybko.

Page 920: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie, nie, nie… – Allie przycisnęłapalce do skroni. – Nie jesteśmy gotowi.Co zrobimy?

– Zdradziliśmy jej nasze planyodnośnie osób, które chciałyby zostać:kryjówki i sposoby, żeby nie dać sięzłapać. – Zabrzmiał w ciemnościachgłos Cartera. – Katie przekazuje je tym,którym ufa. Rachel poinformowała Rajao wszystkim, co wiemy. Rozmawiałaśo tym z Lucindą?

– Powiedziała… – Owijając sięciaśniej zbyt dużą kurtką, Alliepróbowała przypomnieć sobie dokładnie

Page 921: Zagrożeni - Daugherty C.J.

słowa babki. – Powiedziała, żeprowadzi działania zakulisowe.Rozmawia z członkami rady i lobbujewśród tych, którzy nie są pewni, kogopopierać. Jeśli uda jej się przekonaćwiększość, żeby stanęła po jej stronie,będzie miała szansę. Jeśli ponad połowarady sprzymierzy się z Nathanielem… –zamilkła. Lucinda nie zdradziłaszczegółów tego, co się stanie, jeśliwiększość rady będzie przeciwko niej,ale niebezpieczeństwo wydawało sięoczywiste. – Chodzi o to, że potrzebujeczasu, żeby ich przekonać.

Page 922: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rozejrzała się po wnętrzu otwartej,kamiennej budowli. Przyjaciele ustawilisię wokół niej w nierówny okrąg. Ichoddechy parowały w powietrzu.Wszyscy wyglądali na zmęczonychi pokonanych. Tak niewielu ich było. Jakmogli to powstrzymać?

– Czas jest jedyną rzeczą, której niemamy. – Carter westchnął i oparł sięo kamienny filar za swoimi plecami,gapiąc się w miejsce, gdzie ostry dachaltanki znikał w ciemnościach. – Cobędzie, jeśli Nathaniel uderzy zaraz? Cobędzie, jeśli przyjdzie jutro?

Page 923: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rękawy kurtki Sylvaina zakrywałydłonie Allie. Kiedy wyciągnęła przedsiebie ręce, widać było tylko palce.

– Powiedziała mi także, że jeśliuczniowie nie będą chcieli odejść,Nathaniel może przysłać policję. –Roześmiała się z goryczą. – Czy to niezabawne? Policja przyjedzie, jeśliuczniowie nie będą chcieli odejść, alenie mogliśmy jej wezwać, kiedypopełniono morderstwo. Po prostu… tenświat oszalał.

– Sprytni despoci nigdy nie ponosząkonsekwencji swoich czynów – Sylvain

Page 924: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odezwał się tak cicho, że tylko Allie gousłyszała. Spojrzała na niego. Oparł sięo kamienną balustradę. Sprawiałwrażenie zmęczonego i spiętego.

– Co teraz zrobimy? – spytałaRachel.

– Teraz dogadamy szczegóły naszegoplanu – ponuro stwierdził Carter. –I przygotujemy się.

Tuż przed siódmą ruszyliz powrotem w stronę głównego budynkuna kolację. Nikt nie był głodny, aleobecność była obowiązkowa. Kiedy

Page 925: Zagrożeni - Daugherty C.J.

opuścili altankę, Sylvain zrównał krokz Allie.

– Jak się dogadałaś z babcią?Cieszyłaś się, że możesz ją znowuzobaczyć? – Patrzył jej w oczy.

– Tak – odparła. – Lubię ją, wiesz?Skinął głową.– Jest groźna – stwierdził. – Ale

również charyzmatyczna.Myśl, że chłopak rozumiał jej babcię

lepiej niż ona sama, wydawała siędziwna. Ale jego rodzice bylifrancuskimi miliarderami. Sylvain całeżycie obracał się w towarzystwie ludzi

Page 926: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pokroju Lucindy.– Mimo wszystko – westchnęła

Allie – to było bardzo niepokojącespotkanie.

– Dlaczego?Owinęła się ciaśniej jego kurtką.– Myślę, że ona się boi.Za nimi Zoe z Carterem rozmawiali

cicho i Allie przypomniała sobiespotkanie z Jules. Musiała pomówićz Carterem, zanim znajdą się w środku.Powinien o tym wiedzieć.

– Muszę pogadać chwilkęz Carterem – oznajmiła. Zauważyła przy

Page 927: Zagrożeni - Daugherty C.J.

okazji, że w świetle gwiazd oczySylvaina miały identyczny kolor jak jegogranatowy sweter. – Zobaczymy sięw środku?

Skinął głową z chłodnąuprzejmością. Jego twarz nie zdradzałażadnych emocji.

Allie zwolniła, aż znalazła się obokZoe i Cartera. Zwróciła się do młodszejkoleżanki:

– Chcę porozmawiać z Carteremsam na sam. Dobrze?

Nieprzejęta tym zupełnie Zoewzruszyła ramionami i pobiegła do

Page 928: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel. Allie słyszała, jak pyta, czyodrobiła już zadanie z chemii, zupełniejakby to był całkiem zwyczajny dzieńnauki.

Kiedy wszyscy znaleźli się pozazasięgiem słuchu, odwróciła się doCartera, zwalniając kroku.

– Widziałeś się dziś po południuz Jules?

Spojrzał na nią dziwnie.– Nie. Dlaczego pytasz?– Wpadłam na nią po lekcjach… –

zaczęła Allie, po czym poprawiła się: –Właściwie to ona mnie znalazła. Była

Page 929: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bardzo zdenerwowana.Carter zatrzymał się i odwrócił w jej

stronę. Zobaczyła, że miał policzkizaczerwienione od zimna.

– Dlaczego?Allie z nerwów ścisnął się żołądek,

kiedy próbowała zdecydować, w jakisposób mu to powiedzieć.

– Ona wie… mówiła… – Chuchnęłaciepłym powietrzem. – Wie, że nie maszżadnej kary. Pytała, dlaczego pracujeszw ogrodzie… ze mną.

Carter zacisnął zęby i spojrzałw ciemność. Teraz jego policzki były

Page 930: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jeszcze bardziej czerwone.– Ciężko mi było coś

odpowiedzieć. – Wsunęła ręce dokieszeni spódnicy i wlepiła wzrokw swoje buty. – Myślała, że zdradzaszją ze mną.

Carter unikał jej wzroku.– I co powiedziałaś?– Że oczywiście tak nie jest. Że

jesteś moim przyjacielem i opiekujeszsię mną, a ona musi się z tym pogodzić.

Odetchnął z wyraźną ulgą.– Dziękuję.– Słuchaj… – Owinęła się ciaśniej

Page 931: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kurtką Sylvaina. – Chciałam po prostupowiedzieć… Dziękuję. To znaczy…Ciężko pracowałeś i… nie wiedziałam,że… To znaczy myślałam, że musisz…

Dlaczego tak się zacinała? Wstawałz łóżka trzy razy w tygodniu o piątejtrzydzieści rano, żeby spędzić dwiegodziny na mrozie, harując, tylko po tożeby nie musiała być sama. Dlaczego niepotrafiła mu za to porządniepodziękować?

– Nie ma sprawy. Nie musisz midziękować. – Niespodziewanieuśmiechnął się do niej szelmowsko. –

Page 932: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie miałem po prostu nic lepszego doroboty.

Allie wybałuszyła na niego oczy,próbując znaleźć odpowiedź, lecz on jużodwrócił się i wielkimi susami popędziłw stronę szkoły.

Większość uczniów zgromadziła sięjuż w jadalni. Allie spojrzała na nich,stojąc w drzwiach. Stoły nakrytobiałymi lnianymi obrusami, na którychustawiono błyszczące świece,kryształowe szklanki i białeporcelanowe talerze, wszystkiez godłem Akademii. Ponad ich głowami

Page 933: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w ogromnym pomieszczeniu świeciłyżyrandole. Ciepły ogień trzaskałw olbrzymim kominku. Pachniałopieczonym mięsem i dymem. To byłaCimmeria w całej krasie. Wydawała sięzbyt piękna, zbyt idealna, żeby można jąbyło zniszczyć. Allie nie potrafiłaprzestać myśleć o tym, co się stanie,jeśli Nathaniel wygra. Kto zasiądzie tujutro?

– Zjem dziś z Jules – poinformowałCarter.

– Och. – Zbita z tropu musiała sięzastanowić nad odpowiedzią. Wszyscy

Page 934: Zagrożeni - Daugherty C.J.

siedzieli razem, odkąd stworzyli grupę,ale oczywiście po tym, co się stało,musiał usiąść ze swoją dziewczyną. –To znaczy… Świetnie. Dobry pomysł…

Patrzyła, jak podchodzi do stolika,gdzie siedziała Jules z Katie i resztąprzyjaciółek. Widząc, że idzie w ichstronę, przewodnicząca zerwała sięz miejsca i rzuciła mu w ramiona. Carterpochylił się, żeby szepnąć dziewczyniecoś do ucha, po czym dotknął ustami jejust…

– Zajmijcie miejsca, proszę! – Nagłyryk Zelaznego zaskoczył Allie tak

Page 935: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bardzo, aż podskoczyła.Poszła w stronę stolika, przy którym

reszta zdążyła już pozajmować swojemiejsca. Kaszmirowa kurtka Sylvainamiała podszewkę z drogiego jedwabiu –łatwo zsunęła ją z ramion. Kiedy podałamu okrycie, przyjął ją z uważnymspojrzeniem, tak jakby bał się tego, coAllie powie.

Ale ona rzuciła tylko:– Dziękuję za pożyczkę. Mam

nadzieję, że nic sobie nie odmroziłeś…czy co tam się człowiekowi przytrafia,kiedy mocno zmarznie.

Page 936: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie ma za co – odparł Sylvain. –Nie wiem, jak wygląda odmrożenie, alenie sądzę, żebym je miał.

– Co to w ogóle jest odmrożenie? –spytała Nicole, rozglądając się popozostałych. – Wydaje się, że tylkobohaterowie Dickensa na to cierpią.

– Nie wiem. – Allie opadła nakrzesło koło Zoe. – I nie chcę wiedzieć.

Zoe, która otwarła usta, żebywyjaśnić, zamknęła je ponownie.

– Ja wiem – oświadczyła. – Aleskoro nie chcesz, to ci nie powiem.

– Gdzie jest Rachel? – Allie nagle

Page 937: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zauważyła nieobecność przyjaciółki.– Siedzi z Lucasem. – Nicole

wskazała dłonią na pobliski stolik.Lucas obejmował Rachel, a ich głowyniemal się stykały.

– A Carter siedzi dziś z Jules. –Sylvain zamyślił się, rzucając szybkiespojrzenie w stronę stolika, gdziewspomniana dwójka wydawała siędzielić poufnym żarcikiem, po czympopatrzył na Allie. Dziewczynaodwróciła wzrok.

– Dziś musi być wieczór randek –stwierdziła Nicole, przyglądając się im

Page 938: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bardzo uważnie. Jej ślicznym oczom nieumykał najmniejszy nawet drobiazg.

– Przynajmniej my tu wciążjesteśmy. – Zoe kompletnie niezauważyła napięcia panującego przystole. Była pełna werwy i takanormalna, że Allie chciała ją walnąćczymś ciężkim.

Zastanawiała się, czy nieopowiedzieć im o wszystkim, czegodowiedziała się od Lucindy – o tym,czym naprawdę był Orion i dlaczegoNathaniel tak się zachowywał. Ale nieczułaby się dobrze, mówiąc o tym tylko

Page 939: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kilkorgu z nich i pomijając Rachel orazCartera. Poza tym chyba nikt nie był tymteraz zainteresowany. Sama myśl, żeszkoła mogła jutro opustoszeć – że planNathaniela mógł zadziałać – wyssałaz nich resztki energii. Wszelkie działaniawydawały się bezskuteczne. Tak jakbyzamiast przygotowywać się do walki,oczekiwali na porażkę.

Nalała sobie wody i przyjrzała sięwirującemu płynowi. Przypomniałasobie poranną lekcję historii i pomyślałao planie Napoleona, o tym, że pokonałwiększą armię dzięki sprytowi

Page 940: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i podstępowi. Tylko kto w ich sytuacjibył Napoleonem? Oni czy Nathaniel?===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 941: Zagrożeni - Daugherty C.J.

30

Następnego dnia Nathaniel niepodjął żadnych działań. Kolejnegorównież nie.

Ani dzień później.Czas mijał, a uczniowie wpadli

w rytm niespokojnej codzienności.Chodzili na lekcje, uczyli się, graliw gry… i czekali.

Minął tydzień, a Nathaniel wciąż niewykonał żadnego ruchu. Allie pomyślałaz cieniem nadziei, że może jednak byli

Page 942: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bezpieczni. Może Lucinda zdołała naczas przekonać członków rady. Może gowystawili i musiał ustąpić. Kiedy jednakspytała o to Isabelle, dyrektorka tylkoprzecząco pokręciła głową.

– Pozwala nam poczuć sięswobodnie. Liczy na to, że stracimyczujność.

Odkąd wrócili instruktorzy NocnejSzkoły, grupa spotykała się rzadziej. Raji Isabelle zakazali im poszukiwańszpiega. W obecnej sytuacji i tak niemieli wyboru – nauczycieleobserwowali ich jak jastrzębie. Mogli

Page 943: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tylko czekać. Jules i Lucas znówsiedzieli z nimi przy posiłkach,a rozmowy o Nathanielu i szpiegachzostały zastąpione przez pogawędkio lekcjach.

Allie nienawidziła tego fałszywegopoczucia normalności. Miała wrażenie,że wszyscy udają, że nie wydarzy się nicokropnego. Ale co innego mogli zrobić?

Brakowało jej tego zastrzykuadrenaliny, który towarzyszył ichnocnym spotkaniom, zakradaniu się dozamkniętych pomieszczeń i szukaniudowodów. Brakowało jej poczucia, że

Page 944: Zagrożeni - Daugherty C.J.

naprawdę coś robi. Znów znaleźli się namarginesie wydarzeń. Z jakiegośpowodu może zawsze tam byli, aleprzynajmniej przez moment im sięwydawało, że mają nad czymś kontrolę.

Ponieważ nie spotykali się jużcodziennie, łatwo było jej trzymaćSylvaina na dystans. Chciała tego.Potrzebowała oddechu, żeby przemyślećpewne sprawy. Mimo wszystko od czasudo czasu podnosiła głowę i widziała,jak obserwuje ją z drugiego końcapomieszczenia zagubionym spojrzeniemwściekle błękitnych oczu. Bolała ją od

Page 945: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tego dusza. Za każdym razem, kiedy taksię działo, przypominała sobie jegosłowa: „Nie będę czekał wiecznie… Toza bardzo boli…”.

Czasami, kiedy nie szukał jejtowarzystwa albo nie śmiał się z jejżartów, Allie martwiła się, żepostanowił już dłużej nie czekać.Ogarniała ją wtedy panika, a serceprzestawało bić.

Musiał po prostu… poczekać.Dopóki nie skończy się ta cała aferaz Nathanielem. A potem…

Za to Carter nie wrócił już do pracy

Page 946: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w ogrodzie. Allie spodziewała się tegopo ich rozmowie, ale pierwszego ranka,gdy się nie pojawił, poczuła sięopuszczona. Mimo wszystkoprzynajmniej lepiej się terazdogadywali. Traktował ją jak bliskąkoleżankę – nie przyjaciółkę, ale jednakdobrą znajomą.

„Nie wszystko naraz”, powtarzałasobie w myślach.

Najdziwniejsze okazało się to, żepolubiła pracę w ogrodzie.Przypomniała sobie, co mówiła Joo zakochaniu się w tym miejscu po tym,

Page 947: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jak dostała kilka tygodni kary. WtedyAllie kompletnie tego nie rozumiała, aleteraz wiedziała już, co miała na myślijej przyjaciółka. Było coś kojącegow zapachu mokrej ziemi, wrzucaniui zasypywaniu nasion. Uspokajało ją to.

Zimno było teraz mniej dotkliwe, coteż ułatwiało pracę. Nadszedł marzeci wszędzie zaczęły się pojawiać zielonekiełki, jakby ktoś wcisnął guzikz napisem „Wzrost”. W porządnych,prostych grządkach, które zrobiliz Carterem tamtego deszczowegoporanka, wyrosły malutkie, roślinki,

Page 948: Zagrożeni - Daugherty C.J.

które już wkrótce miały się zamienićw marchew, kapustę i ziemniaki. Patrzącna nie, miała poczucie, że czegośdokonała – pomogła to stworzyć.

Pan Ellison stał się mniej gorliwy,odkąd byli z Allie tylko we dwoje, takjakby było mu jej żal. Bardzo częstoprzynosił ze sobą termos gorącej,słodkiej herbaty i paczuszkę z łakociami.Robili sobie przerwę i siadali na ławce,pogryzając ciasteczka i obserwującptaki. Rozmawiali wtedy na różnetematy – o jego dzieciństwie w Londyniei jak trafił do Cimmerii po tym, gdy

Page 949: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uciekł z miasta. Nigdy nie opowiedziałtej historii, którą zdradził jej Carter: jakpopełnił błąd i wszystko stracił. Alliejednak nie dopytywała. Odkryła za to, żesama mówi mu rzeczy, których niechciałaby powiedzieć nikomu innemu.O tym, że nie potrafiły już dogadać sięz mamą. Jak tęskniła za tatą. Było w nimcoś, jakaś troskliwość i mądrość, cosprawiało, że mogła z nim naprawdęporozmawiać. Też popełnił w życiubłędy. I dlatego czuła, że to chybajedyny dorosły, który nie będziepróbował jej oceniać.

Page 950: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie spędziła również ostatnie dnina długich pogawędkach z Isabelle. Powizycie Lucindy miała mnóstwo pytańodnośnie Oriona, Nathaniela i Gabe’a.To dyrektorka opowiedziała jej o innychtajemnych grupach podobnych doOriona, organizowanych w różnychmiejscach na świecie. Ta w Europienazywała się Demeter, amerykańska –Prometeusz. Orion był najstarszy, ale nienajwiększy ani najpotężniejszy.

Przybliżyła jej również planyNathaniela. Siedziały w biurze pewnegopiątkowego popołudnia po lekcjach,

Page 951: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kiedy Allie zapytała o to wprost:– Czego on tak naprawdę chce? To

znaczy wiem, że zależy mu na mnie, abysię odegrać na Lucindzie. Wiem, żenienawidzi ciebie z powodu testamentu.Ale dlaczego właściwie robi towszystko?

Isabelle zdjęła z krzesła granatowysweter i owinęła nim ramiona, tak jakbypoczuła nagły podmuch zimna. Poza tymmiała na sobie białą koszulkę poloi zielone spodnie. Patrząc na nią, nikt niemógł przypuszczać, że planowaładziałania wojenne, przygotowywała się

Page 952: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na atak. Wyglądała jak zwyczajnanauczycielka.

– Przez kilka ostatnich lat Nathanielpodróżował po świecie, szukającwsparcia dla swojego planu obaleniaLucindy i przejęcia pełnej kontroli nadOrionem – wyjaśniła. – Częściowo chcesię odegrać z powodów osobistych, jakwiesz. Ale wynika to również z czystegopragnienia władzy i pieniędzy. Chce byćbogatszy od swojego ojca. Lepszy. Samnie ma wystarczającego poparciawewnątrz organizacji, żeby tegodokonać, więc szuka pomocy za granicą.

Page 953: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Odwiedził w styczniu Demeterw Zurychu i podobno go spławili. –Spojrzała przed siebie hardo. – Aleobawiam się, że cieplej powitali gow Prometeuszu.

– W Ameryce? – Allie zamrugała. –Dlaczego mieliby go słuchać? Przecieżto wariat.

– Nie słuchają. Ale mogą gowykorzystać. Widzisz, w Prometeuszu sąludzie, którzy przez wiele lat domagalisię dokładnie tego, co Nathaniel chce imzaoferować. Widzą w nim potencjalnegosprzymierzeńca. Z Wielką Brytanią po

Page 954: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ich stronie przeważyliby szalę. Moglibyotrzymać to, czego zawsze chcieli:więcej kontroli, więcej władzy.Niewyobrażalne bogactwo. Powrótoligarchów. A także, obawiam się,koniec nowoczesnego eksperymentuz demokracją. Jeśli zdołaliby sięwyzwolić z łańcuchów prawstworzonych po to, żeby chronić ludzi…Pomyśl tylko, jakie pieniądze moglibyzarobić. Byliby królami.

Allie spojrzała na niąz powątpiewaniem.

– Przecież to jakiś idiotyzm.

Page 955: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Niemożliwe. Ludzie by na to niepozwolili.

– Ludzie nawet by tego niezauważyli. – Westchnęła dyrektorka.

– Oczywiście, że by zauważyli.Przecież wszystko by się zmieniło.

– Tak, wiele by się zmieniło. Ale niebyłoby to takie oczywiste – mruknęłaIsabelle. – Większość ludzi nie zwracana nic uwagi. Mają pracę i dzieci,kredyty do spłacenia i swojeproblemy… Nie mają czasu, żebyskupiać się na małych zmianachw prawie, które, jak się wydaje,

Page 956: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w ogóle ich nie dotyczą. Zobacz, czegoOrion zdołał do tej pory dokonać. Jegoczłonkowie przeniknęli do wszystkichnajważniejszych władz WielkiejBrytanii, począwszy od rządu, poprzezmedia, aż po sądy. O ile mi wiadomo,nigdy otwarcie nie sfałszowali wynikówgłosowania, ale mogliby to zrobić,gdyby tylko chcieli. Nikt by się nigdy niedowiedział. – Odchyliła się na oparciekrzesła. – Ponieważ Orion ma kontrolęnad organizacją, która monitorujeprzebieg wyborów.

Allie opadła szczęka.

Page 957: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Mówisz, że Nathaniel mógłbyzrobić, cokolwiek by zapragnął?Mógłby… – nie wiedziała nawet,jakiego słowa użyć na określenie tego,czego chciał dokonać – … przejąćrządy?

– Obawiam się, że tak. Dlatego tojest takie ważne. Dlatego zginęli ludzie.Ponieważ na szali znajduje sięabsolutnie wszystko.

Niewiele się działo, więc Allie niemiała wyjścia i musiała nadgonić naukę.Każdego popołudnia siedziała

Page 958: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w miękkim, skórzanym fotelu przyulubionym, stojącym na uboczu stolikuoświetlonym zieloną lampką i uczyła sięw towarzystwie Rachel. Zupełnie jak zadawnych czasów.

Pewnej środy, niemal dwa tygodniepo powrocie wykładowców,przyjaciółka dawała jej korepetycjez chemii. Było późne popołudnie i Alliepoważnie myślała nad zakradnięciem dokuchni w poszukiwaniu jakiejśprzekąski.

– Chyba przegapiłaś kawałek tejcząsteczki. – Rachel wskazała rysunek

Page 959: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w zeszycie Allie. – Tak. Tutaj powinnabyć jeszcze jedna część. W ten sposób. –Przesunęła w jej stronę swój zeszyt,żeby przyjaciółka mogła zobaczyć, jak topowinno wyglądać. – Inaczej skończyszz… cząsteczką borsuka.

– Cząsteczką borsuka? – Allie niepodniosła głowy, uzupełniając rysunek.

– Wiesz, borsuki wyglądają trochętak, jakby ktoś połączył ich molekułyz molekułami czegoś zupełnie innego.O to mi chodzi.

Kiedy model cząsteczki Alliezaczynał wyglądać już tak jak powinien,

Page 960: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przez pomieszczenie przeszedł szmerzaniepokojonych głosów. Dziewczynarozejrzała się wokół, ale nie zauważyłaźródła problemu. Paru uczniów wstałood swoich stołów, zebrało się w grupkii szeptało między sobą. Kilkoro z nichwybiegło z pokoju.

– Co się dzieje? – mruknęła,głównie sama do siebie.

– Pewnie ktoś z kimś zerwał. –Rachel nie przestała pracować. – Niemogę uwierzyć, że dotąd o tym niewiedziałam.

– Właściwie to nadal nie wiesz –

Page 961: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zauważyła Allie.– Racja. – Dziewczyna podniosła się

z krzesła. – W takim razie, jeśli pójdęzapytać…

Wtedy zobaczyła coś, co sprawiło,że zamilkła.

W ich stronę pędziła Katie. Perskidywan tłumił odgłos jej kroków,a widoczny z daleka koński ogon kołysałsię na boki. Musiała biec z daleka,ponieważ brakowało jej tchu. Jasna ceradziewczyny była nawet bledsza niżzazwyczaj.

Kiedy znalazła się przy nich, złapała

Page 962: Zagrożeni - Daugherty C.J.

za krawędź stolika tak mocno, ażpobielały jej knykcie.

– Zaczęło się – oznajmiła.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 963: Zagrożeni - Daugherty C.J.

31

– Biegnij.Widząc, że Katie nie rusza się

z miejsca, Allie pchnęła ją z całej siły.– Już! – krzyknęła.Dziewczyna pomknęła do przodu,

nie odwracając się za siebie.Allie popatrzyła na Rachel, czując,

jak adrenalina buzuje w jej żyłach.– Gotowa?Nieco przestraszona Rachel zdjęła

okulary i wsunęła je do kieszeni

Page 964: Zagrożeni - Daugherty C.J.

spódniczki.– A co z naszymi rzeczami? –

Wskazała ręką na stół, gdzie piętrzyłysię książki, zeszyty i przybory,zwyczajne elementy uczniowskiegożycia.

– Zostawiamy – zdecydowała Alliełagodnym tonem, aby przyjaciółka niezaczęła panikować. – Zaczekają tu donaszego powrotu. – „O ile w ogólewrócimy”, dodała w myślach.

Rachel skinęła głową, jakbyusłyszała zupełnie sensowną propozycję.Biblioteka była już prawie całkowicie

Page 965: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pusta.– Chodźmy – zakomenderowała

Allie, ruszając w stronę drzwi. –Musimy zmykać.

Rachel wciąż tkwiła nieruchomo,rozglądając się po sali.

– Lucas – przypomniała sobie.Allie złapała ją za ramię.– Wie, gdzie ma iść. Sama mu

powiedziałaś. Pewnie już tam jest.Musisz mu zaufać. Dobrze?

Rachel odetchnęła niepewnie,wyprostowała się i skinęła głową.

– Ruszajmy.

Page 966: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wybiegły do nagle opustoszałego,ogromnego holu i popędziły w górę poszerokich schodach, dołączając dorozproszonych grupek przestraszonychuczniów.

Przez okno na podeście międzypiętrami rzuciły okiem na rząd lśniącychlimuzyn, rolls-royce’ów i bentleyów,sięgający aż po horyzont.

Rachel pobladła.– Strasznie ich dużo.– Powinno być około

dziewięćdziesięciu. – Allie nieodrywała wzroku od ciemnych

Page 967: Zagrożeni - Daugherty C.J.

samochodów, a w jej głosie słychaćbyło napięcie. – Chodźmy.

Błyskawicznie przemknęły przezkorytarz i dotarły do krętych,kamiennych schodów, prowadzących dopiwnicy. Kiedy wpadły do jejmrocznego, chłodnego wnętrza, okazałosię, że większość grupy już przybyła.Zoe, Nicole i Sylvain stłoczyli sięw jednym miejscu, omawiając cośnerwowym szeptem.

– Jesteście wreszcie. – Nicolewyraźnie ulżyło.

– A gdzie Carter?

Page 968: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zapadła cisza. Allie wydawało się,że coś jest nie tak.

– Szuka Jules – wyjaśnił w końcuSylvain, patrząc jej prosto w oczy. – Jejrodzice pojawili się jako jedniz pierwszych.

Allie spojrzała na niego z pełnymprzerażenia niedowierzaniem, czując, żegrunt usuwa się jej spod nóg.

– Jules…? To przecież niemożliwe.Wypowiadając te słowa, wiedziała

jednak, że to prawda – Sylvain napewno by się nie pomylił.

Odgarnęła włosy z czoła,

Page 969: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zastanawiając się nad tym, co właśnieusłyszała. Carter nigdy nie wspominał,po której stronie opowiedzieli sięrodzice Jules. Nie mówił o tym ani razu,więc Allie założyła, że wspieraliIsabelle. Nie wyobrażała sobie innegorozwiązania.

Biedny Carter. Nagle dotarła do niejcała okropność tej sytuacji. Przecież tammogli być rodzice każdego z nich.Gwałtowny przypływ paniki utrudniałjej myślenie.

– Czy Jules zdołała się wydostać? –zapytała pozostałych, próbując jakoś się

Page 970: Zagrożeni - Daugherty C.J.

uspokoić. – Mamy informacje, komuudało się wymknąć?

– Przybiegliśmy od razu tutaj, więcnie wiemy, co się działo na górze –wyjaśniła Zoe.

– Pojawili się tak nagle… – Nicolewyglądała na zaniepokojoną.

Uczniowie, którzy nie chcieli odejść,musieli być teraz rozproszeni pokryjówkach na terenie całej szkoły.Isabelle, odpowiadająca zanajdrobniejsze szczegóły planu, pewnietłumaczyła właśnie niektórym rodzicom,że nie ma pojęcia, gdzie się podziały ich

Page 971: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dzieci.– Ktoś powinien pójść na górę

i zobaczyć, co się dzieje – stwierdziłaAllie. – Mnie i Rachel nic nie grozi,możemy to sprawdzić.

Jej przyjaciółka skinęła poważniegłową.

– Nie możecie iść same – oznajmiłSylvain. – Ja również jestembezpieczny, mogę wam towarzyszyć.

Nicole o sekundę za długowpatrywała się w swoje paznokcie.

– Zostanę tutaj. – Westchnęław końcu, a kiedy wszyscy wbili w nią

Page 972: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wzrok, wzruszyła ramionami, jakbychciała pokazać, że nie ma to dla niejznaczenia. Ale w jej ciemnych oczachwidać było zdenerwowanie. – Tak nawszelki wypadek. Myślę, że moi rodzicemogą być… niezdecydowani.

Allie poczuła, że Zoe ciągnie ją zarękaw.

– Chcę iść z wami – szepnęładziewczynka.

Allie z trudem łapała oddech, niemogąc się pozbyć dręczących ją obaw.Zoe była taka mała, miała dopierotrzynaście lat. Nie powinna jej zabrać,

Page 973: Zagrożeni - Daugherty C.J.

to mogło być zbyt niebezpieczne. Jeślicokolwiek by się jej stało…

– Posłuchaj, Zoe – odezwała sięz łagodną perswazją w głosie. – To niew porządku tak zostawiać Nicolesamą. – Widząc upór rozbłyskującyw oczach dziewczynki, postanowiłaobrać inną taktykę. – Naprawdę zaraz dowas wrócimy. Za parę minut będęz powrotem i możemy się wtedyzmienić, dobrze? Musimy trzymać sięrazem.

Przez chwilę wyglądało na to, żeZoe się sprzeciwi, ale trzynastolatka

Page 974: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wzruszyła tylko ramionami.– Pewnie – odpowiedziała ze

smutnym wyrazem twarzy. – Zostanę tui będę się chować.

– Okej. – Sylvain odwrócił się doRachel i Allie. – Musimy się rozdzielić.Ja sprawdzę pokoje chłopaków, Racheldziewczyn, a ty, Allie, rozejrzyj sięw głównym budynku. Rzuć okiem nabibliotekę i świetlicę, spróbuj znaleźćIsabelle. Spotkajmy się tutaj za równedwadzieścia minut. – Popatrzył na niez niezwykłą powagą. – Bądźciepunktualnie, żebyśmy nie musieli was

Page 975: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szukać.Z piwnicy można się było wydostać

kilkoma drogami. Sylvain ruszył wąskimkorytarzem prowadzącym do klatkischodowej, która wiodła do głównegobudynku szkoły. Allie i Rachel wróciłytymi samymi schodami, którymi tuzeszły, i udały się prosto do skrzydłaz sypialniami dziewczyn.

Wspinając się na piętro, usłyszały zasobą wołanie Nicole.

– Uważajcie na siebie! – Jejfrancuski akcent odbił się echem odkamiennych ścian.

Page 976: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Dziewczyny wdrapały się na samągórę mrocznej, zakurzonej klatkischodowej, słysząc jedynie bicie swoichserc i tupot stóp na nierównychstopniach.

W części z sypialniami dziewczynbyły świadkami totalnego chaosu. Ichzapłakane koleżanki przytulały się dosiebie na korytarzu, a pomiędzy nimibiegali umundurowani ochroniarzei kierowcy, zachowujący się jak oddziałpolicji, który musi stawić czołazamieszkom.

– Bierz swoje graty – warknął

Page 977: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w stronę jednej z dwunastolatekmężczyzna w czarnym uniformie.Dziewczynka odwróciła się od niegoi przywarła do ramienia przyjaciółki.Ochroniarz nie ustępował: – Albozabiorę cię bez nich. Dla mnie bezróżnicy.

Zapłakana dziewczyna – podobnejbudowy i mniej więcej w tym samymwieku co Zoe – puściła wreszciekoleżankę i z wyraźnym strachempozwoliła się poprowadzić korytarzem.Przyjaciółka patrzyła za nią, zanoszącsię szlochem, a chwilę później spojrzała

Page 978: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na Allie i uniosła obie dłonie.– Nic nie rozumiem… Co się tutaj

dzieje?– Niech to szlag – szepnęła Allie,

spoglądając na Rachel.Długie jasne włosy szczupłej

dziewczynki były związane niebieskąkokardą, a grzbiet jej nosa znaczyłydelikatne piegi. Z jakiegoś powoduwyglądała znajomo, choć Allie niepotrafiła sobie przypomnieć, gdzie ją jużwidziała. Schyliła się i oparła dłoń najej ramieniu.

– Posłuchaj. Widzisz te drzwi? –

Page 979: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wskazała na wejście do własnegopokoju. Zapłakane dziecko skinęłogłową. – Schowaj się tam i niewychodź, dopóki nie odjadą wszystkiesamochody. Nie ruszaj się, nawet jeślibędą wołali cię po imieniu lub usłyszyszgłos kogoś znajomego.

Wyraźnie przerażona dziewczynkapotaknęła. Przestała wreszcie płakaći patrzyła na Allie jak ofiara powodziczekająca na dachu na ratownika, któryopuszcza się na linie z helikoptera, by jązabrać. Miała tak samo błękitne oczy jakJo.

Page 980: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie zaschło w gardle, nie potrafiławydobyć z siebie ani słowa. Wiedziała,że Jo nie miała młodszej siostry –podobieństwo musiało byćprzypadkowe. Ale było uderzające…

– Jak się nazywasz? – szepnęłaAllie.

– Emma.– Pytałam o nazwisko. – Ton jej

głosu okazał się zbyt ostryi dziewczynka znów zaczęła płakać.

– Hammond – wymamrotała,pociągając nosem.

Rachel wzięła dziecko za rękę.

Page 981: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Ile masz lat, Emmo Hammond?– Dwanaście.Przyjaciółka Allie pokiwała głową,

jakby chciała potwierdzić, że todoskonały wiek.

– Możesz zostać przez chwilę sama?Musimy cię zostawić, żeby pomóctwoim koleżankom.

Emma przytaknęła, choć niewyglądała na zbytnio przekonaną.

Allie zdołała się wreszcieopanować. Dziewczynka na pewno niebyła siostrą Jo. Po prostu miała błękitneoczy. Zdarza się, ludzie miewają taki

Page 982: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kolor oczu.– W górnej szufladzie mojego biurka

znajdziesz ciasteczka – poinformowałaEmmę. – Spodziewam się, że dasz sobiez nimi radę do naszego powrotu. A terazzmykaj.

Przyglądały się, jak mała znika zadrzwiami sypialni. Dziewczynka weszłado środka, patrząc po raz ostatni w ichstronę, a jej uderzające podobieństwodo Jo znów wywołało w Allie dreszcze.

Przełknęła ślinę i skinęła głową naEmmę. Drzwi zatrzasnęły się cicho.

– Szkoda, że nie może się zamknąć

Page 983: Zagrożeni - Daugherty C.J.

na klucz od środka – wymamrotałaRachel.

– Racja. – Allie ścisnęła dłońkoleżanki. Dziewczyna spojrzała jejprosto w oczy.

– Postąpiłaś właściwie –wyszeptała, odpowiadając na pytanie,którego Allie obawiała się zadać.

– Ale ona jest na to za młoda. Niemożemy jej uwzględniać w naszychplanach. Wszyscy poniżej szesnastegoroku życia muszą mieć zgodę rodzicówna pozostanie w szkole. – Wściekła jakdiabli kopnęła ścianę z taką siłą, że

Page 984: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odpadł od niej kawałek tynku. –Dlaczego nie mamy lepszego planu?Dlaczego musimy być takie głupie?

– Zrobiłyśmy wszystko, co siędało. – Rachel zacisnęła zęby.

W tej chwili obie miały wrażenie, żeponiosły klęskę. Allie rzuciła okiem napanujący na korytarzu chaos i odwróciłasię do przyjaciółki.

– Dasz sobie radę sama? Niespodziewałam się, że to będzie aż takfatalnie wyglądać.

Podświadomie oczekiwała, żeRachel nie będzie chciała zostać sama.

Page 985: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Naprawdę wolałaby się z nią nierozstawać. Jednak ku jej zdumieniuprzyjaciółka tylko się wyprostowałai spojrzała jej w oczy.

– Nic mi nie będzie – odparła. –Ale…

Wyraz jej twarzy nie pozostawiałzłudzeń, co do jej zamiarów.

– Na pewno nie zostawię tak tychdziewczynek – kontynuowała Rachel. –Im też trzeba pomóc się ukryć.

Allie nie potrafiła sobieprzypomnieć, czy kiedykolwiek byłaz niej bardziej dumna.

Page 986: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nasz plan i tak był do niczego –stwierdziła z delikatnym uśmiechem naustach.

– Uważaj na siebie. – Dziewczynauniosła w górę zaciśniętą pięść.

Odpowiadając tym samym gestem,Allie uświadomiła sobie nagle, że poraz pierwszy widzi Rachel zachowującąsię jak prawdziwa uczennica NocnejSzkoły. Nie dała jednak tego po sobiepoznać, tylko przybiła przyjaciółceżółwika i odpowiedziała:

– Zawsze.

Page 987: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Na dole sytuacja wyglądała jeszczegorzej. Pomiędzy biegającymi nawszystkie strony uczniamii ochroniarzami widać było Zelaznego,który przystanął z poczerwieniałą twarząprzy drzwiach.

– Proszę, żeby wszyscy wrócili doswoich normalnych zajęć! – wrzeszczałnauczyciel. – Przestańcie się tłoczyć nakorytarzu! Osoby odbierające uczniówproszone są o zachowanie porządku!Szkoła nadal musi pracować!

Nikt go nie słuchał.– Nie musi mnie pan szarpać! –

Page 988: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wysoki chłopak o twarzy kujonapróbował wyrwać rękę z uściskujednego z umundurowanychochroniarzy. – Przecież sam pójdę.Może im pan powiedzieć, żewspółpracowałem.

Allie rozpoznała w nim chłopaka,który naskoczył na nią wtedyw bibliotece. Teraz jednak wydawał siębardzo młody i przestraszony. Miałprzekrzywione okulary i szedłkorytarzem z wystudiowaną godnością,trzymając się poza zasięgiem ramionochroniarza.

Page 989: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Hej! – Allie podbiegła bliżeji dotknęła jego ramienia. Chłopakodwrócił się do niej, a w jego oczach,kryjących się pod ciemnymi oprawkamiokularów, widać było strach. –Wszystko w porządku?

– Tak, nic mi nie jest –odpowiedział z fałszywą odwagą. – Alemuszę wracać do domu. Peter niepozwoli, żebym podjął inną decyzję,prawda, Peter?

Sarkazm w jego głosie nie umknąłuwadze ochroniarza, który zmierzył gowrogim spojrzeniem.

Page 990: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Wydaje ci się, że jesteś zabawny,chłopcze? Mam pozwolenie, żeby cię dotego zmusić. Naprawdę nie chcesz,żebym to zrobił. – Mężczyzna pchnąłchłopaka tak mocno, że ten wbrewwłasnej woli wykonał kolejny, chwiejnykrok w stronę drzwi.

– Widzisz? – Uczeń odzyskałrównowagę i spojrzał z desperacją naAllie. – Mówiłem ci, że wszystkow porządku.

Kiedy zbliżali się do drzwi, jegoopiekun rzucił okiem na dziewczynę.Coś w jego wzroku sprawiło, że

Page 991: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zatrzęsły nią dreszcze. Znała tegoczłowieka.

Gnana świeżym lękiem, przemknęłana drugi kraniec holu do Zelaznego,który przestał już krzyczeć i mamrotałcoś pod nosem, wpatrując sięw notatnik. Wyglądało na to, że odhaczanazwiska kolejnych uczniów, którzyopuszczali szkołę, wlokąc za sobąwalizki.

– Panie Zelazny… – zaczęła Allie,ale nauczyciel momentalnie przerwał jejgestem dłoni.

– Nie teraz.

Page 992: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Nie zamierzała go słuchać. Nie dziś.– Panie Zelazny… – powtórzyła

z takim naciskiem, że mężczyznaspojrzał na nią, otwierając ze zdumieniausta. Gdy skupiła na sobie całą jegouwagę, zadała pytanie, dobitnieakcentując każdą sylabę: – Gdzie jestIsabelle?

Przez chwilę patrzył tak, jakbywidział ją po raz pierwszy w życiu.Allie zauważyła, że notatnik, którytrzymał w dłoni, lekko drży. Hałaśliwy,choleryczny, zuchwały Zelazny był…przerażony. Ale jeśli to on

Page 993: Zagrożeni - Daugherty C.J.

szpiegował… to przecież tego chybawłaśnie chciał?

– Isabelle? – powtórzyła, nieodrywając od niego wzroku. Nauczycielpotarł dłonią jednodniowy zarost, którysypnął mu się pod nosem.

– W głównym holu – odpowiedziałochrypłym od krzyków głosem, patrzącna nią przekrwionymi z braku snuoczami.

Nie czekając na dalsze informacje,Allie zaczęła przedzierać się przezrozwrzeszczany, wystraszony tłum,stłoczony na wypolerowanym parkiecie

Page 994: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pod lśniącymi żyrandolami. Z wiszącychna ścianach arrasów spoglądały na tenchaos odziane w średniowieczne strojedamy, których wzrok wyrażał kompletnąobojętność.

Drzwi do głównego holu byłyotwarte. Isabelle z szyją owiniętąjedwabnym szalem, ubrana w ciemnąspódniczkę i wyprasowaną szarą bluzkę,stała na niskim podeście, z któregozwykle ogłaszała plan dnia, a wokół niejzebrali się roztrzęsieni nauczyciele orazkilkoro uczniów.

W odróżnieniu od spanikowanego

Page 995: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zelaznego, dyrektorka wydawała sięcałkiem spokojna i nieporuszona. Alliejednak zbyt dobrze ją znała, aby się na tonabrać. Potrafiła wyczytać napięciekryjące się w sposobie ułożenia dłoni,drobnych zmarszczkach wokół oczui wyprostowanych ramionach.

– W tej chwili nic więcej niemożemy zrobić – stwierdziła Isabelle,gdy Allie weszła do holu. – Trzebaczekać, aż wszyscy wyjadą, dopierowtedy sprawdzimy, ilu nas zostało.

Jej odpowiedź wywołała cichypomruk wśród niezadowolonych

Page 996: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nauczycieli.– Nie tylko uczniowie odchodzą –

zauważyła jedna z matematyczek. –Sarah Jones również zniknęła.

Ktoś jęknął, a pomieszczeniewypełniło się gwałtownymi szeptami.Allie dopiero po chwili zrozumiała, żemusiało chodzić o tę nauczycielkębiologii, o której wcześniej wspominałajej Rachel.

– Jesteś pewna? – dopytywała sięIsabelle, patrząc na kobietę bez emocji.

– Idąc tutaj, zajrzałam do jej pokoju.Był pusty. – Nauczycielka sprawiała

Page 997: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wrażenie wstrząśniętej. – Łączyła nasprzyjaźń. Nie wiedziałam, że byłapopleczniczką Nathaniela.

Isabelle nie miała czasu, by jąpocieszyć.

– Ktoś wie cokolwiek o jakichśinnych nauczycielach? – zapytała.

– Nigdzie nie ma DarrenaCampbella – odpowiedział jakiś głosz tyłu, wywołując kolejną falęnerwowych szeptów.

– A co z Kenem Bradem? – rzuciłmatematyk.

– Widziałem go na zewnątrz,

Page 998: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pomagał Zelaznemu – padła szybkaodpowiedź. Pozostali nauczycieleodetchnęli z ulgą, słysząc o lojalnymkoledze.

– Potrzebuję dokładnychinformacji – oznajmiła dyrektorka. –Możecie sprawdzić we dwoje, co siędzieje z pozostałymi nauczycielami?

Allie zaczekała, aż wybrana dwójkaodejdzie, i dopiero wtedy podeszła dopodestu. Isabelle natychmiast zostałaotoczona przez wzburzonychwykładowców, ale radziła sobie z nimize spokojną determinacją.

Page 999: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie wiem – powtarzała w kółko. –Porozmawiamy o tym na spotkaniuo siódmej. Powinnam znać już wszystkiefakty.

Kiedy wydostała się w końcuz tłumu, jej spojrzenie powędrowałow stronę Allie.

– Za mną – zakomenderowała,unosząc delikatnie brwi i kiwając nadziewczynę palcem. Na korytarzu,dyrektorka wzięła Allie pod ramięi obie zaczęły manewrować pomiędzytłoczącymi się wokół nich ludźmi. Jakspod ziemi pojawili się obok nich dwaj

Page 1000: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ochroniarze Raja, którzy mieli zapewnićim bezpieczeństwo. Allie nie potrafiłasię powstrzymać przed zadawaniempytań.

– Czy Jules udało się uciec?A Katie?

Isabelle obróciła się na pięciei spojrzała jej prosto w oczy.

– Musisz się schowaćw umówionym miejscu i czekać, aż towszystko się skończy. Nie mogę cięteraz ochraniać, zbyt wiele rzeczy dziejesię naraz.

– Nie chcę się ukrywać! –

Page 1001: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sprzeciwiła się Allie, zdając sobiejednocześnie sprawę, że brzmi jakZoe. – Muszę wam pomóc.

– Nie jesteś w stanie. Nikt nie możenam pomóc. – Isabelle na chwilęstraciła opanowanie, a w jej oczachbłysnęła udręka. – Musisz wrócić naumówione miejsce – dodała ostrzejszymtonem. – Ja mam pod ręką ochroniarzyRaja, a ty jesteś mi tam potrzebna. Jeślispotkasz kogoś po drodze, odsyłaj ichz powrotem, ale nie chcę, żebyśspecjalnie go szukała. Nikogo.

Allie otwarła buzię, żeby

Page 1002: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaprotestować, ale dyrektorka ponowniezłapała ją za ramię. Siła uścisku była takduża, że paznokcie Isabelle wbiły sięw skórę zaskoczonej dziewczyny.

– Posłuchaj mnie, Allie. Chyba niesądziłaś, że ci wszyscy kierowcy… –wypluła z siebie to słowo z wyraźnymobrzydzeniem – są tymi, za których siępodają? Ich papiery są oczywiściew porządku, ale… wystarczy tylko nanich spojrzeć. To wyszkoleniochroniarze, wynajęci przez Nathaniela.I chodzą po całej mojej szkole. –Gwałtownie potrzasnęła dziewczyną. –

Page 1003: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Musisz się schronić. Mogą zabrać każdez was, zanim zdążę zareagować. Niejestem w stanie was teraz ochraniać.Zawieszamy nasz plan aż do chwili, gdysię to wszystko skończy. A teraz zmykaj.

Powaga jej tonu wywołałazamierzony efekt. Allie wyrwała przedsiebie, kiedy tylko dyrektorka puściła jejramię. Dziewczyna zupełnie nie myślaław tym momencie o sobie, nie posłuchałateż słów Isabelle i zamiast skierowaćsię do piwnicy, pędziła po schodach,przeskakując po dwa stopnie naraz,gnana jedną paniczną myślą: „Rachel!”.

Page 1004: Zagrożeni - Daugherty C.J.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1005: Zagrożeni - Daugherty C.J.

32

Zostawiła ją tam zupełnie samą.A jeśli coś jej się stanie?

Bieg na ostatnie piętro pozbawiłAllie resztek tchu. Z początku byłajedynie wyczerpana, ale nagle, ku jejolbrzymiemu przerażeniu, pociemniałojej przed oczami i coś mocno ścisnęło jąw gardle, tak że zaczęła się dławić.

„Błagam. Tylko nie teraz”.Ze wszystkich sił próbowała

opanować atak paniki. Zgodnie z tym,

Page 1006: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czego się nauczyła, wciągała powietrzenosem i wypuszczała je przez usta.Chociaż ściany wciąż zdawały się na niąnapierać, Allie biegła naprzód.Powtarzała sobie, że nie może siępoddać, najpierw musi znaleźć Rachel,a dopiero potem, gdy wrócą do piwnicy,będzie mogła sobie pozwolić na cichezałamanie nerwowe w towarzystwienajbliższych przyjaciół.

Próbowała się zaśmiać, ale z jej ustwydobyło się jedynie łkanie. Naszczęście działania przyniosły pożądanyskutek, a kłucie w jej piersi zmniejszyło

Page 1007: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się na tyle, że mogła wziąć głębokioddech, pokonując ostatni odcinekschodów i odkrywając… Pustkę.

Długi, wąski korytarz pełen białychdrzwi prowadzących do sypialni byłkompletnie opustoszały. Wypełniającygo przedtem tłum rozpłynął sięw powietrzu. Zniknęły histeryzującedziewczynki i umundurowaniochroniarze. Wszyscy.

– Rachel!? – Wołanie Allie odbiłosię szyderczym echem od ścian.Rozejrzała się dookoła, nie mogączrozumieć, co się dzieje. Drzwi były

Page 1008: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pozamykane. Przecież nie zdążysprawdzić wszystkich pokojów. –Rachel!? – zawołała ponownie, tymrazem głośniej.

W połowie korytarza z cichymtrzaskiem uchyliły się drzwi. Poczucienagłej ulgi przyprawiło Allie o zawrotygłowy. To były drzwi do jej sypialni.Rachel musiała się w niej schowaćrazem z Emmą, to przecież oczywiste!Błyskawicznie pokonała odległośćdzielącą ją od pokoju.

– Rachel! – zawołała, stając naprogu. – Myślałam, że zwariuję…

Page 1009: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ale w środku nie czekała na nią jejnajbliższa przyjaciółka. Była tamjedynie Emma. Zachlapana krwią.Czując gwałtowne bicie serca, Allierozejrzała się po sypialni zanapastnikiem, ale w pomieszczeniu niebyło nikogo poza zakrwawionądziewczynką.

Schyliła się, oparła delikatnie dłoniena jej ramionach i zaczęła sprawdzaćobrażenia Emmy. Dziewczynka byłacałkowicie sparaliżowana ze strachu.

– Emma! – Odwracała ją nawszystkie strony, ale znalazła żadnych

Page 1010: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ran. – Kto ci zrobił krzywdę?– Taki pan tu przyszedł. –

Dziewczynka wpatrywała się w niąwielkimi, przerażonymi oczami. –Szukał cię.

Allie z trudem przełknęła ślinę.– Co mówił? – Miała wrażenie,

jakby słyszała własny głos z oddali. –Emma, powiedz mi, skąd się wzięła takrew?

Zapłakana dziewczynka wyciągnęłaprzed siebie dłoń, w której trzymałakartkę papieru, poznaczoną krwawymiśladami.

Page 1011: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Mówił, żeby ci to dać.Kiedy Allie odebrała papier, po

twarzy Emmy spłynęła pojedyncza łza,pozostawiając jasną smugę nazakrwawionym policzku.

Serce waliło jej w szaleńczymrytmie, zawroty głowy przybierały nasile i wiedziała, że nie ma czasu, abyw tej chwili przeczytać wiadomość.Wciąż pochylona, ponownie zwróciłasię do Emmy.

– Możesz biec?Dziewczynka pokiwała głową.

Page 1012: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie wyprostowała się i złapała jąza małą, delikatną dłoń.

– Musisz biec najszybciej jak tylkopotrafisz – poleciła, zaskoczonaspokojem we własnym głosie.

Pomknęły na koniec korytarza, dodrzwi za którymi kryły się zapomnianeschody dla służących. Widząc stromei kręte kamienne stopnie, Emma zrobiłakrok do tyłu.

– Ciemno – jęknęła przestraszona.Allie nie miała zamiaru się

zatrzymywać.– Nie bój się ciemności, Emmo. Na

Page 1013: Zagrożeni - Daugherty C.J.

twoim miejscu bardziej bym się bałatamtego pana. – Pociągnęła ją za sobą naschody.

Wydawało jej się, że idą całąwieczność, a jedynymi odgłosamitowarzyszącymi im w ciemnościach byłyciche pochlipywanie Emmy i stukot ichstóp. Schody skręcały wte i wewte,a Allie była przekonana, że pokonały jużpół drogi do piekła.

Powstrzymała kolejny atak paniki,ale uspokoiła się dopiero, kiedyzobaczyła Zoe, która czekała na nieu podnóża schodów.

Page 1014: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Wróciła! – zawołała trzynastolatkaprzez ramię, a potem spojrzała na Allierozszerzonymi z zaskoczenia oczami. –Kogo przyprowadziłaś? Co się stało?

Chwilę później dołączyli do niejCarter i Sylvain, a Allie wtoczyła się dopiwnicy, wciąż trzymając dłoń Emmy.Widziała wyraz zaskoczenia na ichtwarzach, gdy spostrzegli zakrwawionądziewczynkę.

– Rachel – wysapała, próbujączłapać oddech. Nie udało jej siępowiedzieć nic więcej, a piwnicawydawała się pozbawiona powietrza.

Page 1015: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Carter podszedł do Emmyi błyskawicznie obejrzał jej obrażenia.Allie oparła dłoń o lodowatą kamiennąkolumnę, wiedząc, że za chwilę upadniena podłogę.

– Jest tutaj? – wycharczała. Ścianypomieszczenia były coraz bliżej, jakbymiały ją zaatakować. – Czy jest z wamiRachel?

– Rachel? – Zdawało się, żezdziwiony głos Sylvaina dobiega z dużejodległości. – Przecież poszła z tobą.Allie?

Osuwając się na ziemię, czuła, jak

Page 1016: Zagrożeni - Daugherty C.J.

obejmują ją silne i ciepłe ramiona.– Sylvain… – Wciąż nie potrafiła

złapać tchu.– Trzymam cię – odparł, unosząc ją

nad podłogą.

– Musimy odnaleźć Raja Patela. –Nicole była wyraźnie przestraszona.Allie jeszcze nigdy nie widziała jejw takim stanie. Sylvain odpowiedziałjej coś po francusku.

– Wciąż nie jest bezpiecznie – dodałjuż po angielsku.

Siedzieli w kręgu na brudnej,

Page 1017: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kamiennej podłodze. Ich rozmowarównież zataczała koło. Wiedzieli, żemuszą coś zrobić, mając jednocześnieświadomość, że niczego już zrobić niemogą. Allie miała wrażenie, jakby jejgłowa zamieniła się w poduszkę pełnąpiór, w którą ktoś od czasu do czasukopał.

Przyjaciele zmusili ją do wypiciaodrobiny wody, usiadła więc napodłodze i oparła głowę na kolanach.Oddech wrócił do normy. Jej płucaznów zaczęły działać jak gdyby nigdynic, co wzbudziło jej gniew.

Page 1018: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wciąż ściskała w ręku zakrwawionąkartkę z wiadomością od Nathaniela.Mimo półmroku panującego w piwnicybyła w stanie odczytać zapisane słowa.Musiał się spieszyć, kreśląc tę notatkę,ponieważ jego precyzyjny i schludnycharakter pisma zamienił się w bazgroły.

Droga Allie,

szukałem Cię, ale nie potrafiłemodnaleźć. Niestety nikt nie chciałmi udzielić żadnych informacji.Zwłaszcza Twoja przyjaciółkaRachel okazała się wyjątkowo

Page 1019: Zagrożeni - Daugherty C.J.

oporna. Musiałem ją za toukarać. Zostaje ze mną.

Twoje małe gierki zaczynająmnie już irytować, Allie. Oto, coteraz zrobisz: przyjdziesz domnie dziś wieczorem, a jaw zamian uwolnię Rachel. Maszbyć sama. Bez Raja Patela,Isabelle czy któregokolwiekz nauczycieli lub ochroniarzy.

Zrobisz, jak Ci każę,a wypuszczę Rachel całąi zdrową. Jeśli złamiesz którąś

Page 1020: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z zasad lub nie przyjdziesz,Twoja przyjaciółka zginie taksamo jak Jo. I do końca życiabędziesz miała świadomość, żemogłaś ją ocalić.

Czekam na Ciebie o północyprzy ruinach zamku. Nie spóźnijsię.

Nathaniel

Myśl o przyjaciółce zdanej na łaskętego potwora sprawiła, że Allie skręciłasię z bólu. Zgięta wpół, wbijała pięściw brzuch, próbując powstrzymać

Page 1021: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cierpienie. Zdesperowana, wciążmyślała o tym, że znów nie doceniliNathaniela. „Och, Rachel… tak straszniemi przykro”.

Carter złapał ją za rękę,rozprostował palce i uścisnął dłoń.

– Ona wciąż żyje – oznajmiłłagodnym głosem.

Potrząsnęła głową tak gwałtownie,że włosy połaskotały ją w policzki. Niemogła sobie teraz pozwolić na nadzieję:wiara w ocalenie tylko opóźniałanieuchronne załamanie. Powinien torozumieć – w końcu Jules również

Page 1022: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zniknęła. Nie zdążył jej uratować.– Nie możesz tego wiedzieć,

Carter – odparła. – To kłamca. ZabiłJo…

– Tak. – Jego głos wciąż byłspokojny. – Ale nie mamy powodu, żebywierzyć w śmierć Rachel.

– A ta krew? – Allie wskazała naEmmę, którą zajmowała się Nicole,obmywając wodą z butelki twarzdziewczynki i opatulając ją własnąbluzą. Dwunastolatka milczała,poddając się bezwolnie tym zabiegom. –Jak myślisz, skąd się wzięła?

Page 1023: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– To krew Rachel – potwierdziłaNicole. – Ale z tego, co mówi Emma, jejrany były powierzchowne.

– Tyle krwi z małego obrażenia? –W głosie Allie pobrzmiewałsceptycyzm. Dziewczyna spojrzaław niebieskie oczy Sylvaina, któryprzykucnął tuż przed nią.

– Pociął jej ramię nożem –wyjaśnił. – A potem wymazał Emmę jejkrwią. Powiedział… – Zamilkł,zaciskając zęby i próbując opanowaćtargającą nim wściekłość. – Powiedział,że to powinno przykuć twoją uwagę.

Page 1024: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nienawidzę go – wymamrotałapod nosem Zoe, dźgając ziemięznalezionym gdzieś kawałkiem drewna.

Nicole wciąż obejmowaładziewczynkę, ale pochyliła się doprzodu, żeby spojrzeć Allie prostow oczy.

– Emma mówi, że rana niewydawała się zbyt głęboka i zaraz jązabandażował. Nie zadawałby sobie tyletrudu, gdyby chciał ją zabić.

– Nadal nie potrafię zrozumieć,jakim cudem udało mu się wejść dobudynku – wtrącił Carter. – Naprawdę

Page 1025: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nikt go nie zauważył? Mamy aż tak słabąochronę?

Allie potarła twarz dłonią.– To ci kierowcy. Isabelle twierdzi,

że wszyscy byli ludźmi Nathaniela.Pomogli mu wejść do środka, przedostałsię w tłumie, pomiędzy nimi. Nie dałosię zapanować nad tym chaosem.

– Musiał się przebrać za jednegoz nich – stwierdził z goryczą Sylvain. –Zuchwałość w jego stylu.

– Nie było czasu, żeby ichwszystkich policzyć. – Carter zacisnąłzęby. – Niektórzy wciąż mogą być

Page 1026: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w budynku.– To właśnie dlatego Isabelle

chciała, żebyśmy tu zostali –przypomniała Allie.

– Mam to gdzieś. Powinniśmy sięstąd ruszyć. – Zoe zerwała się na równenogi i wyrzuciła patyk, który odbił sięod czegoś w ciemnościach i spadł zestukiem na ziemię. – Musimypowiedzieć Rajowi o Rachel. Wymyślijakieś rozwiązanie.

Allie przyłożyła palce do czołai zastanawiała się nad tym przez chwilę.

– Myślicie, że powinniśmy mu to

Page 1027: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zgłosić?Pozostali wpatrywali się w nią

w milczeniu.– Oczywiście, musimy – odezwała

się w końcu Nicole. – To przecież jegocórka.

„Masz być sama. Bez Raja Patela,Isabelle czy któregokolwiekz nauczycieli lub ochroniarzy”.Rozmyślając nad słowami listuNathaniela, miała wrażenie, że kreww jej żyłach zamienia się w lód.Wiedziała, że musi się skupić. DlaRachel.

Page 1028: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Będzie chciał od razu ruszyć naNathaniela – zauważyła. – A jeśli tozrobi, Rachel zginie.

– Co sądzisz? – zapytał Sylvain,patrząc na Cartera.

– Nie wiem… – W głosie drugiegochłopaka dało się wyczuć zakłopotanie.

– Raj jest strategiem – przypomniałSylvain. – Zawsze planuje.

– Tak, ale to jego córka. – Carterwciąż nie był przekonany.

Allie wodziła wzrokiem od jednegodo drugiego, czekając, aż się naradzą.Znali Raja lepiej niż ona. Lepiej niż

Page 1029: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wszyscy pozostali uczniowie. Przezostatnie lata pracowali z nim prawiekażdego dnia.

Chwilę później Carter skinął głowąi odwrócił się w jej stronę.

– Sylvain ma rację. Powinniśmyzaufać Patelowi. Jest zbyt sprytny, żebydziałać w pośpiechu i bez namysłu,nawet jeśli w grę wchodzi Rachel.Pomoże nam wymyślić jakiś plan.

– Jesteś pewien? – Allie spojrzaław grantowe niczym wieczorne niebooczy Sylvaina.

– Całkowicie.

Page 1030: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Ufała mu.– A więc sprowadźmy Raja.

Najpierw jednak ktoś musiał sięwydostać z piwnicy.

– Isabelle twierdzi, że piwnicypilnują ochroniarze Raja, więc wiedzą,że tu jesteśmy – wyjaśniła Allie. –Skoro są wszędzie wokół, to na pewnoktóregoś odnajdziemy.

Zoe popatrzyła po zebranych.– Pozwólcie mi to zrobić.Odgłos zbiorowego sprzeciwu odbił

Page 1031: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się echem od ścian, ale dziewczynkauciszyła ich gestem uniesionych dłoni.Determinacja widoczna na jej twarzysprawiała, że wydawała się starsza.

– Posłuchajcie, jestem przecież małai szybka, nie będę się pchała dogłównego budynku. Przeszukam schodyi korytarze, zajrzę tam, gdzie może byćochrona. Znajdę ich.

– Nie! – znów odezwali się wszyscyjednocześnie.

Zoe poczerwieniała na buzii zmierzyła ich wściekłym spojrzeniem.

– Jestem w tym lepsza niż wy. Nie

Page 1032: Zagrożeni - Daugherty C.J.

możecie mi zabronić tylko dlatego, żejestem mała i jestem dziewczyną.

Zapadła cisza.– Wydaje mi się, że powinniśmy ją

puścić – odezwał się cicho Carter.Allie poczuła bolesne ukłucie

w piersi.– Nie, Carter…– Jest szybsza niż ktokolwiek

z nas. – Nicole wzięła stronę chłopaka.– Sylvain? – Allie spojrzała na

Francuza, ale ten tylko potrząsnął głową.– Zgadzam się z nimi.Po krótkiej dyskusji na temat tego,

Page 1033: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dokąd powinna się najpierw skierować,Zoe pomknęła ku schodom, ale Sylvainzdążył ją jeszcze złapać za ramięi wyszeptać coś do ucha. Dziewczynkapokiwała głową, wpatrując się w niegoz powagą. Allie spoglądała bezradnie zatrzynastolatką znikającąw ciemnościach.

Kiedy Zoe opuściła piwnicę,pomieszczenie spowiła atmosferaklaustrofobicznej pustki. Czas wydawałsię rozciągać w nieskończoność,a wskazówki zegarka Allie wyraźnie

Page 1034: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zwolniły.Aby się choć trochę uspokoić,

dziewczyna podeszła do jednej ze ścian.Piwnicy prawie w ogóle nie używano,wrzucono tu jedynie kilka zapomnianychskrzyń i stos cegieł. Z paru kinkietów, naktórych osadzono pożółkłe i brudneżarówki, padało słabe, migocąceświatło.

Rozejrzała się wokół, sprawdzając,co robią pozostali. Nicole szeptała cośdo Emmy, a Carter nasłuchiwału podnóża schodów, stojąc z rękamiw kieszeniach i nieodgadnionym

Page 1035: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wyrazem twarzy. Zagubiony w myślachSylvain, opierał się plecami o ścianę.

Na zewnątrz musiało zrobić się jużciemno. Allie wciąż miała przed oczamiobraz Rachel pozostawionej na pastwęNathaniela i Gabe’a. Bezsilnej.Przerażonej. Stłumiła płacz, któryzbierał się w jej gardle. Musiała byćskoncentrowana.

Wepchnęła dłonie do kieszenispódniczki i wymacała zakrwawionyskrawek papieru pozostawiony przezNathaniela. Wyjęła go, rozłożyłai przeczytała raz jeszcze, marszcząc

Page 1036: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czoło przy każdym słowie.Nagle się wyprostowała. Sylvain

obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem.Wyciągnęła w jego stronę dłoń z listem.

– Chyba już wiem, co powinniśmyzrobić – oznajmiła.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1037: Zagrożeni - Daugherty C.J.

33

Siedzieli w kółku, rozrysowując nazakurzonej podłodze pomysł podsuniętyprzez Allie, kiedy nagle usłyszeli stukotciężkich butów na stopniach.Momentalnie poderwali się na równenogi i przystanęli u podnóża schodów.

Pobladła twarz i zaciśnięte szczękiCartera zdradzały jego olbrzymienapięcie. Stojąca za nim Nicolewydawała się odrobinę mniejzdenerwowana. W jednej ręce trzymała

Page 1038: Zagrożeni - Daugherty C.J.

solidną deskę, unosząc ją jak policyjnąpałkę, i Allie miała przeczucie, żedziewczyna jest gotowa jej użyć. Samaustawiła się tuż przy wejściu, ściskającw dłoni cegłę. Po drugiej stronie drzwiprzyczaił się Sylvain.

Mężczyźni, którzy wpadli do środka,mieli na sobie czarne uniformypracowników Raja, ale żadne z nich siętym nie przejęło. Kolory mundurów niemiały już żadnego znaczenia.

– Czy ktoś ich rozpoznaje!? –zawołał Carter.

– Nie! – Padła natychmiastowa

Page 1039: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i jednogłośna odpowiedź.Nicole nie trzeba było niczego

więcej. Zamachnęła się deską i uderzyłapierwszego z mężczyzn prosto w brzuch.Ochroniarz jęknął z bólu i zaskoczenia.Allie rzuciła się naprzód, wciążtrzymając cegłę.

– Spocznij! – Powstrzymał jąbeznamiętny głos Raja. Dziewczynaupuściła prowizoryczną broń naziemię, odwróciła się na pięcie i ujrzałaPatela, który wyszedł z wąskiegokorytarza w towarzystwie Zoe. – To nasiludzie.

Page 1040: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jego mundur był przybrudzony, a natwarzy pojawiły się nowe zmarszczki,ale nie wyglądał na pokonanego. Nicolewyciągnęła dłoń do mężczyzny, któregopoturbowała, a Allie podeszła powolido ojca Rachel. Nie wiedziała, jak muo tym powiedzieć ani jakich użyć słów,by wytłumaczyć swoje uczucia.

On jednak nie czekał na jejwyjaśnienia, tylko wziął dziewczynęw ramiona i przytulił.

– Wiem, co się stało – szepnąłochryple. – Odbijemy ją.

– Tak strasznie mi przykro, panie

Page 1041: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Patel. – Allie wciąż tkwiła sztywnow jego objęciach, czując łzynapływające do oczu. – To moja wina.

– Wcale nie. – Odsunął ją od siebiena odległość ręki, a z jego twarzy biładeterminacja. – Za wszystko odpowiadaNathaniel. Dopadnę go i mu towyjaśnię. – W oczach Raja pojawił sięgroźny błysk, jak u drapieżcy. Trwało tozaledwie ułamek sekundy i po chwilimężczyzna objął zebranych w piwnicyuczniów pełnym spokoju spojrzeniem. –Nic wam nie jest?

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.

Page 1042: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Mógłbym spojrzeć na ten list? –Raj wyciągnął rękę do Allie.

Dziewczyna wahała się przezchwilę. Jeszcze parę tygodni temu napewno nikomu by go nie pokazała.Próbowałaby odbijać Rachel na własnąrękę. Co zapewne skończyłoby się jejśmiercią.

Od tego czasu jednak sporo się jużnauczyła. Wiedziała, że pozostali sązdolni do ogromnych poświęceń – czy todla niej, czy dla Jo. Podejmowali ryzykoi ponosili niewyobrażalne straty.

Ufała im. Wierzyła w nich. Wyjęła

Page 1043: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z kieszeni pognieciony, zakrwawionypapier i podała go Rajowi.

– Musimy porozmawiać – oznajmiła,widząc, jak pozostali gromadzą sięwokół nich, by okazać swojewsparcie. – Mamy pewien pomysł.

– Isabelle nigdy się na to niezgodzi. – W głosie Raja pobrzmiewałowspółczucie.

– Wiemy. – Nicole zmierzyła goznaczącym spojrzeniem. – Dlategomusimy podjąć decyzję, co z tym zrobić.

Patel odesłał swoich ludzi

Page 1044: Zagrożeni - Daugherty C.J.

z powrotem do patrolowania schodówi korytarzy. Emma zostałaodprowadzona do gabinetu pielęgniarki.W chłodnej piwnicy pozostał tylkoojciec Rachel i grupka uciekinierów.

– Omówmy to jeszcze raz –poprosił, pocierając oczy.

– Nathaniel pisze, że mam siępojawić bez Isabelle, pana czyktóregokolwiek z nauczycieli lubochroniarzy – wyjaśniła cierpliwieAllie. – Ale ani słowem nie wspominao innych uczniach. Stawię się w zamku,a pozostali pójdą za mną, kryjąc się

Page 1045: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w lesie, na wypadek jakichś kłopotów.Będą tam też pańscy strażnicy,rozstawieni już wcześniej. Nathanieluzna, że przestrzegam jego zasad,a Rachel będzie… – zawahała się przedwypowiedzeniem kolejnego słowa,pragnąc z całego serca, by okazało sięprawdą – … bezpieczna – wyrzuciławreszcie z siebie, biorąc głębokioddech. – Spotkam się z nim sam nasam, a pozostali będą mnie ubezpieczać.Zaczeka pan, aż Nathaniel uwolniRachel, a potem przyjdziecie mnieodbić. Nie będzie się tego spodziewał.

Page 1046: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Moi ludzie są rozproszeni pocałym terenie – Raj wypowiadał słowaz namysłem, wpatrując się w szkicnarysowany w kurzu podłogi: półokrąg,otwarty z lewej strony i strzałkikierujące się ku środkowi. Wyglądało tojak plan bitwy Napoleona podAusterlitz, lecz Allie uznała, że nie musio tym mówić. – Mogę rozkazać, abykażdy z osobna przeszedł na miejsce.Żadnych manewrów grupowych, takżeby pozostali całkowicieniezauważalni. – Spojrzał na otaczającągo grupkę, a wyraz jego oczu

Page 1047: Zagrożeni - Daugherty C.J.

podpowiedział Allie, że mężczyzna jużpodjął decyzję. – To dobry plan.

Jej serce zabiło z radości, alezachowała kamienny wyraz twarzy. Tosię mogło udać.

– A co z Isabelle? – Zoe wciążmiała wątpliwości. – Nie pozwoli namtego zrobić.

Raj podniósł się z podłogii rozmazał rysunek podeszwą buta,pozbywając się w ułamku sekundyjedynego dowodu.

– Nie dowie się o tym – oświadczył.Spojrzeli na niego, nie kryjąc

Page 1048: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaskoczenia.– Ale… – odezwała się Allie. Patel

powstrzymał ją jednak gestem ręki. Jegowysunięta do przodu szczęka zdradzałaolbrzymie napięcie.

– To ja dowodzę tą operacją. Razemz Isabelle zdecydowaliśmy, że niepoinformujemy o tym żadnegoz wykładowców Nocnej Szkoły,ponieważ nie wiemy, komu zaufać.Sprowadzam tutaj prawie setkędodatkowych ochroniarzy, którzy będąodpowiadać bezpośrednio przede mną.

W piwnicy rozległ się cichy pomruk

Page 1049: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niedowierzania.– Setkę? – Carter nie ukrywał

zaskoczenia. – Skąd…– Lucinda – odpowiedział Raj,

patrząc Allie prosto w oczy. – Przysłałaswoją prywatną ochronę, a ja wezwałemdodatkowych ludzi. Do północy powinnibyć rozstawieni na swoich miejscachi gotowi do działania.

Allie zmówiła w duchu modlitwędziękczynną w intencji swojej babci.Setka ochroniarzy. Naprawdę mogło imsię udać.

– A co zamierzasz powiedzieć

Page 1050: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Isabelle? – Pragmatyczne pytanieSylvaina natychmiast sprowadziło ją naziemię.

– Prosiła, żebym trzymał was podstrażą w jednej z sal lekcyjnych. – Patelwzruszył ramionami. – Powiem, że takwłaśnie zrobiłem.

– A co, jeśli…? – Allie niedokończyła pytania. – Nigdy panu tegonie wybaczy.

Wyraz jego twarzy podpowiedziałjej, że ojciec Rachel był na to gotowy.

– Pozwól, że to ja będę się tymmartwił. Skup się na własnym

Page 1051: Zagrożeni - Daugherty C.J.

bezpieczeństwie. – Rzucił okiem nazegarek i gestem ręki nakazał im, żebypodnieśli się z podłogi. – Musiciezabrać ekwipunek i się przygotować.Czekajcie w salce treningowej, dopókipo was nie przyjdę. Moi ludzie was tamteraz odprowadzą. – Odwrócił wzrok,unikając spojrzenia Allie. – A ja muszęporozmawiać z Isabelle.

Po wyjściu Raja ochroniarzeprzeprowadzili całą grupę ciemnymi,podziemnymi korytarzami. Allie jeszczenigdy tu nie była, choć wydawało się

Page 1052: Zagrożeni - Daugherty C.J.

jej, że zna cały budynek na wylot.Szkolne piwnice tworzyły prawdziwylabirynt – co chwilę musieli się gdzieśwspinać, tylko po to by natychmiastznowu schodzić. Zanim dotarli doznajomej sali, w której trenowaliuczniowie Nocnej Szkoły, dziewczynazupełnie się pogubiła.

Przebrali się błyskawiczniew ciemnościach w uniformy NocnejSzkoły i przeszli do pierwszej salitreningowej. Kwadratowepomieszczenie pozbawione ćwiczącychuczniów wydawało się puste

Page 1053: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i przygnębiające. Jedynie Zoe chyba niezwracała na to uwagi, rozciągając się nagrubym, sprężystym materacu, jak przedkażdym normalnym treningiem.

Reszta starała się zachować spokój,komentując jej zachowaniezniecierpliwionymi pomrukami. Allieczuła swoje mięśnie, zdrętwiałez napięcia. Rozgrzewka była bolesna.Nie tylko dla niej. Po drugiej stronie saliSylvain oddychał przez zaciśnięte usta,jakby ze wszystkich sił starał sięrozluźnić napięte mięśnie ramioni karku.

Page 1054: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Po ćwiczeniach pozostało im tylkoczekanie. Allie usiadła pod ścianą,oplatając ramionami kolana i opierającna nich podbródek. Próbowała niemyśleć, jak w tej chwili musi się czućRachel. Co mogło się dziać w głowie jejprzyjaciółki?

Dlaczego Nathaniel nalegał, abyzaczekała do północy? To przecieższmat czasu. Zależało jej na tym, by jaknajszybciej uwolnić Rachel. Z ulgąoderwała się od tych rozmyślań, gdy tużobok niej przycupnął Carter.

– Jesteś gotowa? – zapytał.

Page 1055: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zmierzyła go poważnymspojrzeniem.

– Chcę tylko, żeby już było powszystkim.

– Ja też. – Zapatrzył się w drugikoniec sali, podczas gdy Allieprzyglądała się jego twarzy.Zastanawiała się, co musiał czuć po tymwszystkim, czego dziś doświadczyli.

– Strasznie mi przykro z powoduJules – zaczęła ostrożnie, niepewna, jakzareaguje na jej współczucie. – Niewiedziałam… o jej rodzicach.

– Rozminąłem się z nią o parę

Page 1056: Zagrożeni - Daugherty C.J.

minut – odpowiedział z poczerwieniałąz gniewu twarzą. – Miała się schowaćw jednej z kryjówek, ale nigdy tam niedotarła. Zanim wydostałem się nazewnątrz, samochód zdążył odjechać.Wszystko działo się błyskawicznie.

Spojrzała na niego ze smutkiem.– Nie wiedziałam, że jej rodzice

byli…Carter potrząsnął głową.– Nie chciałem tego rozgłaszać.

Poza tym wy dwie…„Nienawidzicie się jak psy”,

dokończyła w myślach Allie.

Page 1057: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Tak – przyznała ze wstydem. –Z tego powodu również jest mi przykro.Te wszystkie spory wydają się teraz…takie nieistotne. – Popatrzyła mu prostow twarz. – Myślisz, że udało jej sięuciec? Wróci do nas? Jest dobrzewytrenowana.

Chłopak zacisnął zęby.– Nie wiem. Możemy…

porozmawiać o czymś innym?Tylko o czym mogli jeszcze

rozmawiać?Kiedy Raj pojawił się kilka minut

później, wszyscy siedzieli w pełnym

Page 1058: Zagrożeni - Daugherty C.J.

napięcia milczeniu. Rozejrzał sięuważnie po całej sali.

– Ruszajmy – rozkazał.

– Musisz to włożyć do ucha jakzwykłą słuchawkę. – Raj podał Alliesrebrzyste urządzenie, które mieściło sięna czubku jego palca. Dziewczynaumieściła je ostrożnie w swojejmałżowinie. Zadrżała, czując jegometaliczny chłód.

– Nie wypadnie? – Zaniepokoiła sięnagle.

– Dociśnij je tak, żeby weszło do

Page 1059: Zagrożeni - Daugherty C.J.

środka, ale nie wpychaj na siłę.Gmerała przez chwilę palcem,

umocowując przedmiot wewnątrz kanałusłuchowego.

– Chyba już – stwierdziła wreszcie.– A teraz mikrofon. – Pokazał

plastikową, czarną drobinkę, niewiększą niż czubek igły. – Odchylgłowę.

Zrobiła, o co prosił, a Rajprzymocował urządzenie do jej bluzy,tuż pod szczęką. Pochyliła się, żebyspojrzeć – mikrofon był zupełnieniewidoczny.

Page 1060: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Patel włożył odbiornik do swojegoucha.

– Powiedz coś – poprosił.Skrzywiła się, słysząc jego słowa

wewnątrz własnego ucha.– Jej! Stanowczo zbyt głośno! –

zaprotestowała.– To dlatego, że stoję tuż obok. Jak

tylko wyjdziesz z budynku, siła sygnałuzdecydowanie osłabnie, ale niepowinien nigdy zaniknąć. Zawszebędziesz słyszała mój głos.

Allie skinęła głową, przygryzającwargi. Zatrzymali się na końcu

Page 1061: Zagrożeni - Daugherty C.J.

korytarza, tuż przed schodamiprowadzącymi na teren przed szkołą.Przez ostatnie miesiące setki razyprzechodziła tymi drzwiami razemz innymi członkami Nocnej Szkoły.Doskonale wiedziała, jaką ma obraćścieżkę, dokąd zmierza i co musi zrobić.Była gotowa.

I jeszcze nigdy nie była bardziejprzerażona.

Raj musiał to wyczytać w jej twarzy,ponieważ objął ją ramieniem. Aby nieusłyszeli go pozostali, ściszył głos doszeptu.

Page 1062: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?Pomyślała o Rachel, która pochyla

się nad stołem w bibliotece i wpatrujeprzez zsunięte na czubek nosa okularyw podręczniki do chemii. Śmieje sięz odrzuconą do tyłu głową z któregośz jej słabych żartów. Spokojniewyjaśnia budowę skomplikowanychmolekuł. Szuka schronienia przednocnymi koszmarami w jej pokoju.

Jest przerażona, ma zakrwawionąrękę, broni się przed uzbrojonym w nóżGabe’em.

Podniosła głowę i spojrzała prosto

Page 1063: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w oczy Raja. Mimo strachu nie miałazamiaru się wycofać. Tylko tak mogładopaść tych gnojków, którzy zabili Jo.Piękną, szczęśliwą, zwariowaną Jo.Tych samych, którzy chcieli terazodebrać jej Rachel.

Nathaniel traktował ich wszystkichjak pionki w swojej grze.

Miała już tego dość.– Jestem gotowa.Ton jej głosu potwierdził

wypowiedziane słowa. Raj nie ponowiłpytania.

– W porządku. – Zrobił krok w tył

Page 1064: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i spojrzał na nich z wyraźną dumą. –Znacie plan. Wiem, że potraficie tozrobić. Idźcie tam i przyprowadźcie jąz powrotem.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1065: Zagrożeni - Daugherty C.J.

34

Allie ruszyła szybkim krokiem,skupiając wzrok na ścieżce, któraniknęła w ciemnościach pod jej stopami.Wszystkie zmysły miała wyostrzone dogranic możliwości, a w końcówkachnerwów odczuwała ciągłe łaskotanie.Musiała sobie przypominać, żeby wziąćsię w garść. Potrafiła to zrobić.

Wróciła myślą do uczucia, które jąogarnęło, gdy na chwilę przed wyjściemna zewnątrz znalazła się w objęciach

Page 1066: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Sylvaina. Szepnął jej coś do ucha pofrancusku i choć nie zrozumiała anisłowa, miała wrażenie, że doskonalewie, co chciał jej przekazać.

Mogła to zrobić.Wokół panowała nocna cisza,

zakłócona jedynie tupotem jej stópo miękką ziemię, gwałtownym biciemserca i świstem oddechu. Reszta grupypowinna iść jej śladem, kryjąc sięw lesie, lecz Allie nie słyszała żadnegodźwięku, który zdradzałby ich obecność.

Noc była bezksiężycowa, a chmuryszczelnie zasłoniły wszystkie gwiazdy.

Page 1067: Zagrożeni - Daugherty C.J.

W powietrzu dało się wyczućnadciągającą ulewę. Wokół panowałytak głębokie ciemności, że praktycznienie widziała ścieżki, ale nie chciałaużywać latarki wiszącej na paskuowijającym jej nadgarstek. Przestałabywtedy cokolwiek widzieć pozapromieniem światła. Musiała zaczekać,nawet w tak głębokich ciemnościach jejwzrok w końcu się dostosuje.

Ścieżka zaczęła skręcać, wiodąccoraz bardziej stromo pod górę,a miękką ziemię zastąpiło kamienistepodłoże.

Page 1068: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Jestem na wzgórzu – zameldowałaszeptem, pochylając głowę nadminiaturowym mikrofonem.

– Odbiór – odezwał się w jej uchuspokojny i wyraźny głos Raja.

Skoncentrowała się na nim takmocno, że na chwilę zapomniałao strachu. Spod jej stóp zaczęły sięosuwać kamienie, potknęła się też razi drugi, ale zdołała odzyskaćrównowagę.

Zbliżała się do szczytu wzgórza, gdynagle usłyszała jakiś dźwięk,dochodzący z głębi lasu. Nie był zbyt

Page 1069: Zagrożeni - Daugherty C.J.

głośny, ale wyraźnie rozpoznała w nimtrzask łamanej gałęzi, po którymponownie zapadła cisza.

Wbijała wzrok w ciemności, czując,jak zaschło jej w ustach, niczego jednaknie mogła wypatrzeć. Odwróciła sięi ponownie ruszyła w górę ścieżki.

– Witaj, Allie.Znajomy i mrożący krew w żyłach

głos Nathaniela zdawał się dobiegaćz mikrofonu umieszczonego w jej uchu,choć wiedziała, że to niemożliwe.Roztrzęsioną dłonią sięgnęła dowłącznika latarki, ale nie potrafiła go

Page 1070: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wymacać zdrętwiałymi nagle palcami.Wreszcie udało jej się wdusić przycisk,a mrok przeciął jaskrawy promieńświatła. Uniosła latarkę nad głowę,świecąc wprost przed siebie.

Ścieżka była pusta.Allie zdławiła łkanie. Gdzie on jest?

Okręciła się w kółko, omiatającpromieniem światła pobliską okolicę.

Nikogo.– Wejdź teraz na szczyt i zbliż się do

zamku. – Głos Nathanielarozbrzmiewający w jej uchu byłzupełnie spokojny.

Page 1071: Zagrożeni - Daugherty C.J.

To tylko zwiększyło jej niepokój.Musiał jakoś złamać zabezpieczenia ichsystemu komunikacji.

– Kiedy dojdziesz na miejsce,powiem ci, co dalej. Rób, co mówię,a Rachel nic się nie stanie.

Domyśliła się, że podsłuchiwał ichrozmowy. Jej serce zaczęło bić takmocno, że ledwie słyszała jego słowa.

– Postąpiłaś paskudnie, próbującobejść moje wytyczne i korzystającz tych nadajników – skarcił jąNathaniel. – Wiem, że nie wspomniałemo tym w liście, jednak… Muszę

Page 1072: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wprowadzić nową zasadę. Jeślipoinformujesz Raja, że z tobąrozmawiam, Rachel zginie tak, jakzginęła Jo. Rozumiesz chyba, że nieżartuję?

Przez chwilę Allie była całkowiciesparaliżowana ze strachu. Zabronił jejostrzec Raja – czy to oznaczało, że Patelnie słyszał, jak Nathaniel do niej mówi?Czy powinna mu jakoś odpowiedzieć?Jeśli to zrobi, Patel na pewno ją usłyszy.

Przez chwilę chciała zbiec zewzgórza i odnaleźć szefa ochrony. Onmusiał o tym wiedzieć. Potem jednak

Page 1073: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pomyślała o Rachel, uwięzionej przeztego potwora. Nie mogła się wycofać,musiała spróbować.

– Zamelduj się, Allie. – W tej samejsekundzie usłyszała Patela. Jego głosbrzmiał zupełnie normalnie. Wyglądałona to, że nie miał pojęcia o tym, cozrobił Nathaniel. – Allie? – odezwał sięponownie i wyczuła w pytaniu niepokój.Musiała coś odpowiedzieć.

– Odbiór – szepnęła ze ściśniętymgardłem.

Nie mogła nic zrobić. OstrzegającRaja, wystawiłaby Rachel na śmiertelne

Page 1074: Zagrożeni - Daugherty C.J.

niebezpieczeństwo. Powinna iść dalej,ale była tak przerażona, że nie potrafiłaruszyć się z miejsca i stała jakskamieniała, przyciskając ręce doboków. Musiała to zrobić. Rachel napewno by jej nie zostawiła w takiejsytuacji.

Zacisnęła zęby i zrobiła krok doprzodu. A potem kolejny. Oświetlającdrogę latarką, zaczęła wspinać się pozboczu. Promień światła niknąłw ciemnościach, sprawiając, że cieniedrzew rosnących przy ścieżce wyciągałysię ku niej niczym długie palce.

Page 1075: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wreszcie dotarła do szczytu wzgórzai zobaczyła przed sobą postrzępioneruiny zamkowej wieży. Opuściła głowęi ruszyła w jej stronę, stawiając ostrożnekroki na nierównym gruncie. Kiedydoszła wreszcie pod pozostałościpotężnej niegdyś kamiennej ściany, jejserce waliło tak szybko, że aż poczułazawroty głowy.

Mur, choć obrócił się przez wiekiw ruinę, wciąż w najwyższychmiejscach sięgał prawie dwóch metrów.Allie wdrapała się po kamieniach dowyłomu, za którym zaczynały się

Page 1076: Zagrożeni - Daugherty C.J.

prowizoryczne schody i wspięła się nasamą górę.

Stojąc na szczycie z włosamiunoszącymi się w podmuchach wiatru,spojrzała na ponurą i zrujnowanąkamienną wieżę. Wisiały nad niąburzowe chmury, które sprawiały, że tejnocy budowla wyglądała na nawiedzonąjak w uczniowskich legendach.

Na ziemi obok wieży widać byłowypalony okrąg w miejscu, gdzieodbywało się doroczne ognisko,organizowane w semestrze jesiennym.Miała wrażenie, jakby od tej chwili

Page 1077: Zagrożeni - Daugherty C.J.

minęły setki lat. Wciąż nie widziałażadnego śladu Nathaniela, ale czuła, żeon gdzieś tam jest i na nią czeka.

Wzięła się w garść, zeszła z murui ruszyła na drugi kraniec szczytu.

– Jestem na zamku – szepnęła domikrofonu.

– Odbiór – odpowiedział Raj. –Masz dziesięć minut.

Dziesięć minut nim wpadnie tu zeswoimi ludźmi, aby ją uwolnić. Dziesięćminut na uratowanie Rachel. Dziesięćminut, które musiała przetrwać.

Do rzęs Allie przylgnęły pierwsze

Page 1078: Zagrożeni - Daugherty C.J.

krople delikatnej mżawki. Zgodniez planem Raja powinna stanąć na środkui przywołać Nathaniela. „Cokolwiekzamierzasz zrobić” – ostrzegał szefochrony – „pod żadnym pozorem niewchodź do wieży. Zrozumiałaś?”

Teraz jednak, gdy dotarła na środekzamkowego dziedzińca, głos Nathanielaw słuchawce przyprawił ją o gęsiąskórkę.

– Wejdź do wieży.– Nie – sprzeciwiła się na głos, nie

mogąc opanować przerażenia.– Allie? – Tym razem w jej uchu

Page 1079: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rozbrzmiał głos Raja.– Odbiór – odpowiedziała

i przygryzła wargi. Dociskając ręce doboków, próbowała się skoncentrowaći zastanowić nad swoją sytuacją.

Nathaniel twierdził, że jakakolwiekpróba sprzeciwienia się jego rozkazomskończy się śmiercią Rachel. Ale czynaprawdę miał zamiar to zrobić? Jeślizabije dziewczynę, nie będzie miałżadnej władzy nad Allie. Nic nie zmusijej do rozmowy. Logika tego wywoduspowodowała u niej gwałtownyprzypływ adrenaliny i sprawiła, że Allie

Page 1080: Zagrożeni - Daugherty C.J.

poczuła się niezwykle odważna. Mogłato zrobić.

Wzięła głęboki oddech i stanęłapośrodku ruin, opuszczając ręce wzdłużciała.

– Nathaniel! – wrzasnęła. –Mówiłeś, że się ze mną spotkasz, jeśli tuprzyjdę. I co? Jestem! Pokaż się.

Jej głos zdawał się unosić aż podchmury. Okręciła się powoli na pięcie,wypatrując jakichkolwiek śladów. Jejuważne spojrzenie omiotło zacienionenarożniki i kamienne gzymsyzrujnowanej budowli.

Page 1081: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Deszcz padał coraz mocniej. Jejprzemoczone włosy przykleiły się doczaszki i opadły na ramionaw posklejanych strąkach. Raj prosił, abyw żaden sposób nie prowokowałaNathaniela, ale była tak rozwścieczona,że nie potrafiła się powstrzymać.

– Daj spokój, Nathanielu. Przecieżmnie nie okłamałeś, prawda? Niezrobiłbyś chyba czegoś takiego?

– Przeginasz, dziewczynko. –Spokojna odpowiedź zdawała siędobiegać zarówno z mikrofonu w jejuchu, jak i z jakiegoś miejsca u podnóża

Page 1082: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wieży. Błyskawicznie obróciła się napięcie i zobaczyła, jak Nathanielwynurza się z mroku. Rozejrzała sięw poszukiwaniu Rachel, ale mężczyznabył sam.

Kiedy zobaczyła go po raz pierwszyostatniego, upalnego lata, nie potrafiłasię nadziwić temu, jak zwyczajniewyglądał. Miał ciemne, uczesane włosyi był średniej budowy; śmiało mógłuchodzić za jednego z nauczycieliw Cimmerii. W ogóle nie kojarzył sięz potworem – miła twarz, bez żadnychwyjątkowych cech i daleka od perfekcji:

Page 1083: Zagrożeni - Daugherty C.J.

trochę za duży nos, odrobinę za małeoczy.

Do tego miejsca nie pasował jedyniejego garnitur. Nathaniel ubierał się jakbankier. W świetle latarki zauważyłabłysk spinek przy jego mankietach.

– Rozczarowałaś mnie – oznajmił. –Sądziłem, że na tyle zależy ci naprzyjaciółce, że wykażesz sięposłuszeństwem.

– Na tyle zależy mi na mojejprzyjaciółce, żeby nie wierzyć w anijedno twoje słowo – odparła, prostującramiona, choć jej dłonie wciąż drżały. –

Page 1084: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Gdzie ona jest, Nathanielu? GdzieRachel? Albo mi ją zaraz pokażesz, albonatychmiast odchodzę.

Cofnęła się dwa kroki, by pokazać,że naprawdę ma zamiar to zrobić.Nathaniel zatrzymał ją gestem ręki.

– Christopher miał co do ciebierację, zawsze działasz w pośpiechu –zauważył z krzywym uśmieszkiem. –Nigdy nad niczym się nie zastanawiasz.

Sama wzmianka o Christopherzewystarczyła, by znów zabrakło jej tchu,ale nie mogła dać po sobie poznać, jakbolesne było wspomnienie brata, który

Page 1085: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ją opuścił. Musiała sobie wmawiać, żeto nie ma żadnego znaczenia.

– Nie boisz się, że wybuchnępłaczem, jeśli jeszcze raz o nimwspomnisz? – zapytała głosem pełnymsarkazmu. – A teraz chciałabymodzyskać swoją przyjaciółkę. Gdzie onajest?

– Czy ktoś ci już kiedyś mówił, żejesteś okropnie uparta?

– Tak. – Allie spojrzała mu bezstrachu prosto w oczy. – Gdzie ona jest?

Nathaniel westchnął teatralniei podniósł rękę.

Page 1086: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Gabrielu? Możesz jej pokazaćdziewczynę? Zdaje się, że nie powienam nic sensownego, zanim jej niezobaczy.

Słysząc imię Gabe’a, Allie poczuła,jak jej serce zmienia się w bryłkę lodu.

Morderca Jo wynurzył sięz ciemności, wlokąc za sobą Rachel jakdrapieżca swoją zdobycz. Unieruchomiłją, obejmując potężnym ramieniemi przykładając do gardła nóż. Przerażonai pobladła dziewczyna trzęsła się zestrachu. Miała podpuchnięte okoi zakrwawiony nos, a jej ramiona

Page 1087: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pokrywały brudne bandaże.Wyglądało na to, że została pobita.

Pomimo wszelkich wysiłków,włożonych w zachowanie spokoju, Alliepoczuła nagły przypływ olbrzymiegogniewu, który ogarnął ją niczympłomienie.

– Gabe! – wrzasnęła, tłumiącpłacz. – Puść ją, ty obłąkany draniu!

On jednak tylko wyszczerzył zębyi jeszcze mocniej przycisnął nóż do szyiRachel, zagłębiając jego czubekw delikatnej skórze dziewczyny. Cośw tym paskudnym uśmiechu nie dawało

Page 1088: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie spokoju, wycelowała więc światłolatarki prosto w jego twarz. Gabezawsze zaliczał się do szkolnychprzystojniaków – miał idealne rysytwarzy oraz ciało sportowca i w swoimczasie wystarczyło tylko, że sięuśmiechnął, by wszystkie dziewczynypadały mu w ramiona.

Teraz jednak ciemnoblond włosychłopaka były zgolone przy samejskórze, a twarz przecinała gruba,czerwona blizna, sięgająca od kącikalewego oka aż po górną wargę.Uświadamiając sobie, że jest to

Page 1089: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zapewne ślad po zeszłorocznej,nieudanej próbie porwania, Alliepoczuła przypływ gorzkiej radości.

Nathaniel machnął dłonią i Gabeponownie zniknął w ciemnościach. Z ustRachel wydobył się przerażony,zwierzęcy lęk.

– Rachel! – zawołała za nią corazbardziej zdesperowana Allie. Lecz jejprzyjaciółka zniknęła. – Na litośćboską! – westchnęła dziewczyna, trzęsącsię tak bardzo, że promień latarki zacząłchaotycznie migotać.

Musiała się uspokoić albo nie

Page 1090: Zagrożeni - Daugherty C.J.

będzie w stanie nikomu pomóc.Zaczerpnęła powietrza i przełamująckolejny atak mdłości, podeszła doNathaniela. Zatrzymała się jakieś pięćmetrów przed nim.

– Zrobiłam, co chciałeś. – Samabyła zaskoczona spokojem w swoimgłosie. – Przyszłam do ciebie. A teraz jąwypuść.

Uśmiechnął się do niej łagodnie,jakby wymieniali się banalnymiuwagami o pogodzie.

– Wypuszczę ją, jeśli będę pewien,że mogę ci zaufać. A tego dowiem się

Page 1091: Zagrożeni - Daugherty C.J.

tylko wtedy, gdy usłyszę twojąodpowiedź na moją propozycję.

– Jaką propozycję? – Allie wciążpatrzyła mu prosto w oczy.

– Tak jak już to napisałem, chcę,żebyś dołączyła do mnie z własnej wolijak Christopher. Chciałbym, żebyśzostała częścią mojego zespołu. Mogęobiecać, że kiedy tylko przejmęCimmerię, pozwolę ci wrócić do szkołyi dokończyć naukę. Christopher chciałbyodzyskać siostrę, a mnie zależy nazjednoczeniu waszej rodziny. Przy mniedostaniecie wszystko, co się wam należy

Page 1092: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ze względu na wasze imponującedziedzictwo krwi. Wasze życie wreszciebędzie miało jakiś cel. Zostaniecieistotną częścią Oriona i przejdziecieszkolenie przygotowujące was do ról,jakie będziecie spełniać w naszejorganizacji. Zyskacie moc i bogactwa,o jakich dotychczas wam się tylkośniło. – Wyciągnął przed siebie obiedłonie. – Tak właśnie wygląda mojapropozycja, Allie. Odpowiedz, a Rachelprzeżyje.

Deszcz przybrał na sile, milionykropel rozbryzgiwały się na kamieniach.

Page 1093: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Allie opuściła głowę, a woda z jejwłosów zaczęła skapywać na ziemię.Wiedziała, że w tej propozycji musitkwić jakiś haczyk. Nathaniel nigdy niewypuści Rachel. Musiała być na togotowa.

Wyprostowała się i spojrzała przezścianę deszczu na stojącego naprzeciwniej mężczyznę.

– Zgoda – odpowiedziała. – Pójdęz tobą.

Wyraźnie zachwycony, wyciągnąłprzed siebie ręce, jakby miał zamiarwziąć ją w ramiona. Wpatrywała się

Page 1094: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w niego nieruchomym spojrzeniem.– Muszę przyznać, że po raz

pierwszy mnie zaskoczyłaś. –Uśmiechnął się i opuścił ręce. – Byłemprzekonany, że się nie zgodzisz.

– Jeden warunek… – Uniosła dłoń. –Nigdzie się nie ruszę, dopóki Rachel niebędzie bezpieczna. Pójdę z tobą tylkowtedy, gdy wypuścisz ją już teraz, w tejsekundzie.

– Posłuchaj, Allie… – odezwał sięłagodnie, ale przerwała mu natychmiast,potrząsając głową i rozchlapując wokółsiebie krople deszczu.

Page 1095: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Przestań. Wyznaczyłeś swojezasady, ja przedstawiłam moje.Przyszłam sama, zrobiłam, czegożądałeś. Wypuścisz Rachel i odejdęrazem z tobą. W przeciwnym wypadkunici z umowy.

Zmierzył ją kwaśnym spojrzeniem.– Mogłem się tego spodziewać. –

Rzucił okiem na zegarek. – Wciążjednak mi się wydaje, że możemy siędogadać. Aby udowodnić mojąszczerość i potwierdzić nasząumowę… – Odwrócił się i zawołałw ciemność: – Wypuść ją, Gabe!

Page 1096: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Z ciemności odpowiedział mu jakiśgłos, Allie nie potrafiła jednakzrozumieć, co mówił. Odpowiedźmusiała jednak wzburzyć Nathaniela, bomężczyzna obrócił się na pięciei zasyczał, jak rozwścieczona kobra:

– Nie pytałem cię o zdanie. Wypuśćją.

Przez długą chwilę nic się niedziało. Wokół nich wciąż panowałynieprzeniknione ciemności, a jedynymidźwiękami, jakie słyszała Allie, byłyszum deszczu i jej własny nierównyoddech.

Page 1097: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Wreszcie coś poruszyło sięw mroku. Sekundę później w kręguświatła rzucanego przez latarkępojawiła się Rachel. MijającNathaniela, uchyliła się instynktownie,jakby spodziewała się ciosu. Wyglądałana osłabioną i chwiała się na nogach.Allie obawiała się, że jej przyjaciółkazaraz upadnie.

– Rachel! – Podbiegła do nieji złapała ją pod ramię, odciągając odNathaniela. Zerwawszy mikrofonz kurtki, szeptała jej do ucha pospieszneinstrukcje, mając nadzieję, że

Page 1098: Zagrożeni - Daugherty C.J.

dziewczyna zdoła zapamiętać wszystkieinformacje. – Pozostali czekają w lesie.Twój tata już tu jest. Schowaj sięmiędzy drzewami do czasu, aż to sięskończy. Nie daj się złapać.

Rachel najwyraźniej wciąż jednakbyła w szoku, ponieważ wpatrywała sięw nią pustym wzrokiem.

– Rozumiesz, co do ciebie mówię? –Allie poczuła, jak strach skręca jejwnętrzności. Jeśli Rachel nie będziew stanie samodzielnie się wydostać,cały plan weźmie w łeb. – Możesz tozrobić?

Page 1099: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie… nie zostawię cię z nimi. –Głos dziewczyny był ledwie słyszalny.

Allie musiała walczyć ze sobą, żebysię nie rozpłakać.

– Nic mi nie będzie – odpowiedziałana tyle głośno, żeby Nathaniel jąrównież usłyszał.

– Jakież to wzruszające – odezwałsię znudzonym głosem mężczyzna. – Alenie mamy na to czasu.

– Błagam cię, Rachel – szepnęłaAllie, ściskając przyjaciółkę za ramię. –Zaufaj mi. Mamy plan.

Wstrzymała oddech, podczas gdy

Page 1100: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Rachel przez dłuższą chwilę niespuszczała z niej wzroku.

– Pójdę. – Z wyraźnym wahaniemskinęła głową.

Allie westchnęła z ulgą i puściła jejramię, po czym odprowadziłaprzyjaciółkę zmartwionym spojrzeniem.Dziewczyna szła z wysiłkiem, ale byławyprostowana. Powinno jej się udać.

Gdy chwilę później Allie odwróciłasię w stronę Nathaniela, ten wciążprzyglądał się jej z klinicznąciekawością, jak naukowiecobserwujący eksperyment, który

Page 1101: Zagrożeni - Daugherty C.J.

przybrał niespodziewany obrót.Allie zatrzymała się tuż poza jego

zasięgiem i oparła dłonie na biodrach.– I co teraz? – zapytała. – Gabe

przystawi mi nóż do gardła? Takwłaśnie wygląda twój wielki, sprytnyplan?

Usłyszała nagle odległy huk,przebijający się przez szum deszczu,i podniosła głowę w stronęzachmurzonego nieba. Piorun?

– Nie. – Uśmiechnął się Nathaniel. –Mój plan wygląda zupełnie inaczej.

Hałas narastał, a Allie uświadomiła

Page 1102: Zagrożeni - Daugherty C.J.

sobie, że towarzyszy im już od dłuższejchwili. Gwałtowny podmuch wiatruprzykleił jej mokre włosy do twarzy.

Nad ich głowami pojawiło się ostre,jasne światło, wydobywające z mrokuruiny zamku i zamieniające kropledeszczu w świetliste diamenty.Oślepiona Allie osłoniła oczy dłoniąi spojrzała w stronę źródła blasku.

Hałas przekształcił się w rytmicznyłoskot, o wiele głośniejszy i natychmiastrozpoznawalny. Powietrze wirowałowokół nich, niczym w okuminiaturowego tornada. Wiedziała już,

Page 1103: Zagrożeni - Daugherty C.J.

co jest źródłem tego dźwięku, niemusiała dłużej patrzeć.

Helikopter.– Nie potrzebuję noża! – zawołał

Nathaniel, przekrzykując hurgotsilników. – Stać mnie na bardziejwyrafinowane metody!

Allie słyszała w swoim uchu krzykiRaja, ale huk helikoptera byłogłuszający. Zakryła ucho dłonią,próbując cokolwiek zrozumieć, podczasgdy maszyna osiadała powoli pomiędzyruinami zamku.

W tej samej chwili ktoś złapał ją za

Page 1104: Zagrożeni - Daugherty C.J.

rękę i wykręcił boleśnie do tyłu.Unosząc głowę, zobaczyła nad sobątwarz Gabe’a. Uśmiechał się do niej.

Wrzasnęła.Wierzgając w brutalnym uścisku

chłopaka, zobaczyła, jak reszta grupybiegnie w jej kierunku, przemykającpomiędzy kamieniami. Zoe jak zwyklewysunęła się naprzód. Za nią pędziłCarter, a Sylvain oddzielił się od nich,kierując się w stronę Nathaniela.

Nie zatrzymując się ani na sekundę,chłopak uniósł pięść i uderzyłmężczyznę prosto w twarz. Rozpęd

Page 1105: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nadał jego uderzeniu takiej siły, żeNathaniel natychmiast upadł na ziemię.

Serce Allie zaczęło walić z radości,ale Gabe wciąż ją ściskał za gardłoi wlókł coraz szybciej w kierunkuhelikoptera.

Nagle tuż przed nim pojawił sięCarter, blokując mu drogę.

– Puść ją – zażądał, patrząc muprosto w oczy.

Przed zdradą Gabe’a obu chłopakówłączyła przyjaźń. Teraz w oczachCartera błyszczała jedynie nienawiść.

– Och, wciąż się kochasz

Page 1106: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w panience, która cię nie chce? – zacząłszydzić Gabe. – Jakie to żałosne. CzyżbyJules…

W tym samym momencie cośuderzyło go w nasadę karku, a jegochwyt zelżał na tyle, że Allie zdołała sięwyrwać. Odwracając się na pięcie,zobaczyła Nicole, która wciąż dzierżyław ręku deskę znalezioną w piwnicy.Francuzka spojrzała jej prosto w oczy.

– Zaczyna mi się to podobać –wyznała i podniosła swoją broń. I w tejsamej sekundzie upadła na ziemię,zwijając się z bólu.

Page 1107: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Zaskoczona Allie popatrzyłaponownie na Gabe’a, trzymającegow ręku spory kamień, którym przedchwilą uderzył Nicole w kolano.Podczas gdy dziewczyna wciąż jęczałaz bólu, chłopak przyklęknął obok nieji uniósł kamień nad jej głową…

Carter w pełnym pędzie minął Alliei z całej siły uderzył w Gabe’a,wytrącając go z równowagi. Kamieńupadł na ziemię, a obaj przeciwnicypotoczyli się po błocie. Allie sięgnęłapo upuszczoną bryłę, kiedy do jej uszudotarł bolesny jęk. Odwróciwszy się,

Page 1108: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zobaczyła, jak Nathaniel unosi Zoe.Sylvain kucał na ziemi tuż przed nim,szukając okazji do skoku.

– Tego właśnie chciałaś, Allie!? –wrzasnął Nathaniel, zaciskając dłonie nagardle Zoe. Twarz dziewczynki zrobiłasię purpurowa. – Chcesz ocalić swojeżycie za cenę jej śmierci!?

Chociaż pociemniało jej przedoczami, Allie wyprostowała sięi ruszyła pędem w jego stronę,wrzeszcząc ile sił w płucach:

– Puść ją!Zanim jednak zdążyła dotrzeć na

Page 1109: Zagrożeni - Daugherty C.J.

miejsce, Nathaniel rzucił dziewczynkąw Sylvaina, zwalając go z nóg. Alliebiegła zbyt szybko, żeby wyhamowaći wpadła prosto w objęcia mężczyzny.

Nathaniel nie był tak silny jak Gabe,ale nie brakowało mu umiejętności.W ułamku sekundy Allie poczuła jegodłonie na swoim gardle, a chwilępóźniej chłodne ostrze noża na policzku.

– Albo ty, albo oni – szepnąłNathaniel. – Wybieraj.

Helikopter wisiał zaledwie paręmetrów nad ziemią. Wiatr wytwarzanyprzez wirujące śmigła był tak potężny,

Page 1110: Zagrożeni - Daugherty C.J.

że przyciskał ich do ziemi. Patrząckątem oka na zamkowy dziedziniec,Allie dostrzegła, że Carter wciąż zmagasię z Gabe’em. Nicole leżała na ziemi,trzymając się za nogę, a Zoe i Sylvainzdołali się pozbierać i zbliżali się z obustron do Nathaniela, wypatrując okazjido ataku.

Wszyscy mogli przeżyć, jeśli Alliezgodzi się z nim pójść. Tak naprawdęnie miała żadnego wyboru.

– Pójdę z tobą. – Przestała wierzgaćw jego ramionach i oparła policzek naostrzu z nadzieją, że przetnie jej

Page 1111: Zagrożeni - Daugherty C.J.

skórę i cała ta sytuacja skończy się razna zawsze. – Po prostu mnie stądzabierz.

Kiedy się do niej uśmiechnął,zobaczyła krew na jego zębach. CiosSylvaina musiał być bardzo precyzyjny.

– Dobra dziewczynka – pochwaliłją, ciągnąc do helikoptera. Szła za nimjak bezwolny automat.

Jej serce zmieniło się w bryłę lodu,a wszystko wokół zdawało sięnierzeczywiste. Czy naprawdę miałazamiar odejść z człowiekiem, który zabiłJo? Chciała się poddać? Wyczerpała

Page 1112: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wszystkie inne możliwości?Zobaczyła, jak Gabe uderza Cartera

z potężną siłą. Jej przyjaciel upadł naziemię niczym powalone drzewo.Zamarła ze strachu, widząc, jaknapastnik przystanął nad chłopakiem, alechwilę później obrócił się na pięciei pokuśtykał w stronę helikoptera. Carterwciąż leżał w błocie.

Dlaczego on się nie rusza? Co musię stało? Wciąż wpatrywała sięw nieruchome ciało przyjaciela,a odgłos wirników nad jej głowąwydawał się dochodzić z coraz większej

Page 1113: Zagrożeni - Daugherty C.J.

oddali. Nagle oderwała obie stopy odziemi, a cały ciężar jej ciała spocząłw ramionach Nathaniela, który zachwiałsię w pół kroku i jęknął z zaskoczenia.Mokra od deszczu Allie wyśliznęła sięz jego uchwytu, a kiedy próbował jąprzytrzymać, ostrze noża ześliznęło siępo jej ramieniu.

Upadła na ziemię i przetoczyła sięna bok. Przytrzymując krwawiące ramięi z trudem łapiąc oddech, zdołała siępodnieść na kolana. Miała wrażenie, żejej ręka płonie żywym ogniem. Jakzahipnotyzowana wpatrywała się

Page 1114: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w krople krwi ściekające pomiędzypalcami, niezdolna do tego, by ruszyćsię z miejsca.

Na szczęście Zoe i Sylvainnatychmiast odgrodzili ją od Nathaniela.Dziewczynka trzymała w ręku sporykamień, Sylvain nie potrzebował żadnejbroni. Potężne podmuchy wiatru odstrony helikoptera sprawiły, że kurtkaZoe wydęła się jak balon, a Alliewydawało się, że zaraz zostaniewciągnięta przez te wirujące, zabójcześmigła. Ostatkiem sił uniosła ręce dooczu, chroniąc się przed kroplami

Page 1115: Zagrożeni - Daugherty C.J.

deszczu, które niesione siłą wiatru,uderzały o nią niczym kamienie.

Nathaniel spojrzał ponad jejramieniem i zaklął. Podążając za jegowzrokiem, zobaczyła dziesiątkiczarnych, umundurowanych postaci,wspinających się na ściany zamku.Wszystkie poruszały się w milczeniui z zabójczą zwinnością, przelewając sięponad kamieniami jak fala ropy.

Raj przybył z odsieczą.Nathaniel odwrócił się do Allie,

mrużąc powieki.– Dokonałaś złego wyboru! –

Page 1116: Zagrożeni - Daugherty C.J.

krzyknął ponad hukiem silników. –Zapłacisz za to. Możesz przekazaćLucindzie, że już przegrała.

Na dziedzińcu zamku zaroiło się odochroniarzy. Nathaniel wyprostowałramiona i wspiął się do wnętrzahelikoptera. Allie zobaczyła, jaknakazuje pilotowi oderwanie się odziemi i maszyna uniosła się do góry,smagana wiatrem i deszczem.Dziewczyna pochyliła się do przodu,modląc się w myślach o jakąś katastrofęlotniczą. Helikopter jednak zniknąłwśród burzowych chmur, a dźwięk

Page 1117: Zagrożeni - Daugherty C.J.

silników zaczął stopniowo cichnąć.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1118: Zagrożeni - Daugherty C.J.

35

– Auć! – Allie wyrwała zranioneramię z uchwytu Sylvaina i objęła jedrugą ręką.

– Przecież musisz podwinąć tenrękaw, żebym mógł zobaczyć ranę –przypomniał jej łagodnie. – Wiem, że toboli, ale trzeba zatamować krwawienie.

– Wiem. Ale to… auć.Ochroniarze tłoczyli się wokół nich

jak insekty, eksplorując każdy skrawekzamku w poszukiwaniu śladów

Page 1119: Zagrożeni - Daugherty C.J.

pozostawionych przez Nathaniela.– Zaczekajcie sekundę – poprosił

Carter, odwracając się do jednegoz umundurowanych mężczyzn. –Przepraszam, mógłby mi pan pożyczyćna chwilę nóż?

Ochroniarz zatrzymał się i spojrzałna nich uważnie. Krew skapującaz ramienia Allie wsiąkała w błoto u stópdziewczyny. Mężczyzna wyjął groźniewyglądające ostrze i odwrócił nóż,podając go Carterowi rękojeścią doprzodu.

– Dziękuję. – Chłopak przekazał nóż

Page 1120: Zagrożeni - Daugherty C.J.

koledze.– Spróbujmy jeszcze raz. – Sylvain

wyciągnął dłoń do Allie.Dziewczyna zagryzła usta

i wyprostowała zranioną rękę. Francuzostrożnie podwinął mankiet jej koszulii wsunął pod niego nóż, by przeciąćmateriał. Tkanina poddała się bez trudu,rozpruwając się aż do ramienia. Kiedychłopak oddał nóż Carterowi i ostrożnieodwinął zakrwawiony materiał, Alliepoczuła kojący podmuch wiatru narozpalonej skórze.

Sylvain spojrzał na ranę

Page 1121: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i gwałtownie wciągnął powietrze przezzęby, zaciskając dłoń na jej nadgarstku.Allie zobaczyła tylko krew. Skrzywiłasię i odwróciła wzrok.

– Rana jest dość długa, ale chybaobejdzie się bez zakładania opaskiuciskowej. – Sylvain zerknął na Cartera,szukając potwierdzenia swojejdiagnozy.

Ciemnowłosy chłopak przyjrzał siędokładnie i pokiwał głową.

– Powoli przestaje krwawić.Zabandażuj ją, a potem odprowadź doszkoły, żeby założyć szwy.

Page 1122: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Sylvain zdjął kurtkę i odciął nożemjeden z rękawów. Wprawnie owinąłranę materiałem, który przewiązałskrawkiem tkaniny z oderwanegorękawa koszuli Allie. Prowizorycznyopatrunek sprawił, że dziewczyna odrazu poczuła się lepiej.

– Trzymaj rękę w ten sposób –poprosił, pokazując, jak powinna ułożyćzranione ramię. Posłusznie wykonałajego polecenia, a on uśmiechnął się doniej i ścisnął jej zdrową dłoń. – Terazmusimy odprowadzić cię do szkoły.

– Najpierw trzeba znaleźć Rachel –

Page 1123: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nalegała Allie. – Nigdzie się bez niej nieruszam.

Nicole zmarszczyła brew i wbiławzrok w ciemności.

– Zoe poszła po nią już dawno temu.Powinny już wracać.

– Odszukajmy Raja – zaproponowałCarter. – Na pewno wie, co się dzieje.

– Wydaje mi się, że widziałem goprzy murze.

Ruszyli na miejsce wskazane przezSylvaina. Carter objął Nicole jedną rękąw pasie, pomagając wciąż mocnoutykającej dziewczynie w pokonaniu

Page 1124: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nierównego terenu. Allie spojrzała najego szczękę – była fioletowai opuchnięta.

– Fatalnie to wygląda, Carter –zmartwiła się.

– Wystarczy odrobina lodu – odparł,pocierając tył głowy. – Martwię sięraczej o kręgosłup. Coś mi straszniechrupnęło w karku, kiedy Gabe mniewalnął.

– Ja raczej martwię się o ciebie. –Sylvain przyglądał się jej uważnie. –Straciłaś mnóstwo krwi.

– Całkiem dobrze się czuję –

Page 1125: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odpowiedziała, odwzajemniającspojrzenie. – Razem z Zoe byliścieniesamowici, a ja jeszcze nie miałamokazji wam podziękować.

– Przykro mi, że Nathaniel zdołałuciec – wymamrotał, zaciskając usta.

– Mnie również – szepnęła.Kiedy doszli do muru, jeden

z ochroniarzy pokierował ich do lasu,wskazując miejsce, gdzie powinienznajdować się Raj. Carter pomógłNicole przedostać się przez zawalonąścianę. Allie wdrapała się na kamieniezaraz za nimi, przyciskając do siebie

Page 1126: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zranione ramię. Gdy dotarła na szczyt.Sylvain wziął ją w ramiona i postawiłna ziemi po drugiej stronie, jakbyważyła nie więcej niż dziecko.

– Widzę Zoe. – Carter wskazałw stronę niewielkiej postaci, którawynurzyła się z lasu, prowadząc za rękękogoś większego.

Serce Allie zatrzymało się na ułameksekundy.

– Rachel! – jęknęła i popędziław ich stronę, ignorując palący bólw ramieniu. – Rachel! – zawołałaponownie, a jej przyjaciółka również

Page 1127: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wykrzyknęła jej imię. Chwilę późniejobie padły sobie w ramiona, zalewającsię łzami.

Rachel cofnęła się w końcu o krok,wbijając w Allie przestraszonespojrzenie.

– Co się stało? Jesteś całazakrwawiona.

– Nic mi nie jest – odpowiedziałaAllie. – Muszą mi tylko założyć paręszwów. Mogłam bardziej uważać.

Jej przyjaciółka spojrzała na resztęgrupy.

– Naprawdę nic jej nie jest? Co się

Page 1128: Zagrożeni - Daugherty C.J.

stało?Sylvain zatrzymał się u boku Allie.– Nic jej nie będzie. Zabieramy ją

do pielęgniarki. A co z tobą? – Wskazałjej zakrwawiony nos i posiniaczonątwarz.

– To tylko zadraśnięcia. Przeżyję.– Widziałaś się już z tatą? – chciała

wiedzieć Allie. – Strasznie się o ciebiemartwił.

W oczach Rachel błysnęły łzy.– Znalazł mnie, jak tylko weszłam do

lasu.– To dobrze. – Allie z trudem

Page 1129: Zagrożeni - Daugherty C.J.

powstrzymała się od płaczu.– Musimy ruszać – przypomniała

zniecierpliwiona Zoe. – Pan Patel kazałnam natychmiast wracać do szkoły.

– Racja, chodźmy – zgodził sięCarter. – Nie wiem, jak długo Nicolejeszcze wytrzyma z tą nogą.

– Nic mi nie jest – upierała sięFrancuzka, ale jej twarz była skrzywionaz bólu.

Ścieżka była wciąż mokra podeszczu i musieli się poruszać bardzoostrożnie. Adrenalina powoliprzestawała buzować w żyłach i Allie

Page 1130: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zaczęła odbierać sygnały ze swojegoobolałego, zesztywniałego ciała. Ramiępulsowało ciągłym bólem i czuła się tak,jakby przeżyła kolejny wypadeksamochodowy. Wiedziała jednak, żepozostali są równie mocno poturbowani,zaciskała więc zęby i szła dalej przedsiebie.

Kiedy potknęła się o kamień, ból,który dotarł do jej ramienia, okazał siętak silny, że nie zdołała stłumić jęku.

– Proszę. – Sylvain objął jąw pasie. – Oprzyj się o mnie.

– Nic mi nie jest – skłamała tak

Page 1131: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nieudolnie, że ledwie powstrzymałuśmiech.

– Wiem – odpowiedział.

Chociaż wiedziała, że powrót doszkoły nie mógł im zająć więcej niżdwadzieścia minut, Allie miaławrażenie, jakby pokonywali tę drogę conajmniej kilka godzin.

Przekuśtykali przez ogród na tyłachszkoły, a kiedy znaleźli się wewnątrzbudynku, odkryli, że palą się wszystkieświatła. W porównaniu z deszczowąnocą, w środku było bardzo ciepło

Page 1132: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i Allie dopiero w tym momencie zdałasobie sprawę, jak bardzo trzęsła sięz zimna.

Hol był jednak zupełnie pusty.Wymieniwszy się zaskoczonymi

spojrzeniami, ruszyli w głąb budynku,mijając marmurowe posągi i olejnemalowidła wiszące na ścianach. Odgłosich kroków niósł się głośnym echemw całkowitej ciszy. Zatrzymali się przedschodami, rozglądając się dookołai próbując zrozumieć, co się stało.

– Gdzie są wszyscy? – zapytaław końcu Zoe.

Page 1133: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Może w sali balowej? – podsunąłCarter, kręcąc głową na wszystkiestrony.

Pomieszczenie kryjące się zaciężkimi drzwiami było jednak ciemnei puste.

– Sprawdźmy w gabinecie Isabelle –zaproponowała spokojnie Allie, chociażjej serce znów waliło jak szalone. Cośtu śmierdziało.

Pokonali schody i przystanęli przeddrzwiami gabinetu. Były uchylone, alew środku panował mrok. Biurodyrektorki również okazało się puste.

Page 1134: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Nie rozumiem. – Zoe spojrzała nanich z wyraźnym zdziwieniem. –Przecież muszą gdzieś być.

– Może są na zewnątrz? –zasugerowała Nicole.

– Isabelle i nauczyciele? – Carterpokręcił głową. – Nie wyszliby wszyscynaraz.

Allie odsunęła się od Sylvainai zaczęła nasłuchiwać, okręcając siępowoli wokół własnej osi. W całymbudynku panowała dziwna atmosfera.Nie słychać było żadnegoposkrzypywania podłóg ani odgłosu

Page 1135: Zagrożeni - Daugherty C.J.

kroków nad ich głowami czy odległychśmiechów.

Szkoła wydawała się opuszczona.Pusta.

Dopiero sekundę później usłyszelijakieś delikatne szuranie, tak jakby ktośzbliżał się do nich powoli, ciągnącstopami po podłodze. Unieśli głowy –dźwięk dobiegał z góry schodów.

Sylvain, Carter i Zoe – jedyni wciążjeszcze zdolni do walki – podeszli niecobliżej. Kroki przemieszczały sięw miarowym, spokojnym tempie, byzatrzymać się na podeście. Zapadła

Page 1136: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cisza.– Na Boga! – jęknęła przerażona

Katie. – Co wam się stało?Jej rude włosy były spięte w luźny

koński ogon, miała na sobie zwykłąbiałą szkolną piżamę i kapcie, a w rękutrzymała opróżniony termofor.Wyglądała tak normalnie i była takczysta, że przez chwilę nie potrafilioderwać od niej wzroku.

Wyczerpana i roztrzęsiona z zimnaoraz utraty krwi, Allie przeczesaładłonią mokre włosy, nie uświadamiającsobie właściwie, co robi.

Page 1137: Zagrożeni - Daugherty C.J.

– Gdzie się wszyscy podziali? – Zoezbliżyła się do rudej dziewczyny.

– Wszyscy? To znaczy kto? – Katiezmierzyła ją zdziwionym spojrzeniem.

– Nauczyciele – podpowiedziałCarter.

– Mają zebranie w skrzydlelekcyjnym – wyjaśniła dziewczyna. –Albo przynajmniej mieli, godzinę temu.

Panująca wokół cisza wciąż niedawała Allie spokoju.

– A co z uczniami? – Jej głoszabrzmiał ochryple. – Gdzie oni są?

Katie podeszła do nich, szurając

Page 1138: Zagrożeni - Daugherty C.J.

cicho kapciami.– Ci, którzy pozostali w szkole, są

w swoich sypialniach. – Uniosłatermofor. – Niosę to dla Emmy. Niemogła zasnąć.

– Ci, którzy pozostali? – W blaskuświatła padającego z żyrandola skóraNicole wydawała się niezwykle blada. –To znaczy ilu?

Katie omiotła wzrokiem rozprutyrękaw i zakrwawione ramię Allie,opuchniętą szczękę Carterai posiniaczoną twarz Rachel.

– Około czterdziestu –

Page 1139: Zagrożeni - Daugherty C.J.

odpowiedziała wreszcie ponurymgłosem. – Przykro mi.

Allie poczuła bolesne ukłuciew piersi. Jeszcze rano w szkoleprzebywało ponad dwustu uczniów.A teraz zostało tylko czterdziestu?Chciało jej się płakać, ale była zbytwyczerpana. Całą noc walczyli, omalprzy tym nie ginąc. Pokonali Nathaniela,ocalili Rachel, a mimo to i takprzegrali?

Jakim cudem?Wszystkich dopadło przygnębienie,

wiszące w powietrzu niczym gęsta mgła.

Page 1140: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Katie wyglądała tak, jakby próbowaławymyślić coś pocieszającego,ostatecznie jednak musiała się poddać.Ponownie uniosła termofor.

– Słuchajcie, muszę to napełnić.Emma nie powinna zostawać sama.

Skinęli ponuro, a dziewczyna ruszyładalej, szurając kapciami. Odeszłazaledwie kilka kroków, kiedy ponownieodwróciła się w ich stronę.

– Zrobiliście, co było w waszejmocy – powiedziała. – Wszyscy o tymwiemy.

Po jej odejściu wpatrywali się

Page 1141: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w siebie przez chwilę w milczeniu.Allie nie wiedziała, co powiedzieć –żadne słowa nie były w stanie poprawićich sytuacji. Uczniowie odeszli. Wciążnie znaleźli szpiega. A Nathaniel nadalbył na wolności.

Kolejna fala bólu w zranionymramieniu przypomniała jej o ciężkiejwalce, jaką stoczyli dzisiejszej nocy.Podtrzymała bolącą rękę zdrową dłonią.Przed jej oczami ponownie pojawiła siętryumfująca twarz Nathaniela. „PrzekażLucindzie, że już przegrała”.

Czyżby faktycznie miał rację i było

Page 1142: Zagrożeni - Daugherty C.J.

już po wszystkim? Trudno to sobiewyobrazić, ale wciąż czuła się tak,jakby ponieśli porażkę.

– I co teraz? – zapytała Zoe, a jejgłos odbił się echem od ścian.

Allie spojrzała na ubrudzoną twarztrzynastolatki. Dziewczynka w wynikuupadku miała podrapane czoło, ale w jejoczach wciąż płonęła znajoma iskra.

– Będziemy walczyć – odpowiedziałzmęczonym, ale pewnym głosemCarter. – I zwyciężymy.

Sylvain westchnął i cofnął sięo krok. Allie popatrzyła mu w oczy.

Page 1143: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Domyślała się, o czym musiał w tymmomencie myśleć, ponieważ samazadawała sobie te same pytanie: jak?===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1144: Zagrożeni - Daugherty C.J.

EPILOG

– Panno Sheridan, panno Patel?Tędy proszę. – Mężczyzna w mundurzez wystudiowaną uprzejmością oddałdziewczynom paszporty i nakazałgestem, aby ruszyły za nim.

Wymieniając się zaskoczonymispojrzeniami, zaczęły wspinać się poschodach. Światło poranka było dla nichbezlitosne – mimo warstwy makijażunałożonej na twarz przyjaciółki, Alliewciąż dostrzegała podbite oko Rachel.

Page 1145: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Jej własne ramię wisiało na temblaku,a ze względu na grubą warstwę bandaży,musiała odciąć rękaw bluzki. Mogłasobie tylko wyobrażać, jak wyglądałyobie w oczach przypadkowych ludzi, ależaden z ochroniarzy nie skomentował ichwyglądu.

Mężczyzna otwarł przed nimi drzwii wyszły na płytę lotniska. Alliezmarszczyła nos, czując zapach paliwaunoszący się w chłodnym i wilgotnympowietrzu.

Samolot należący do Lucindy lśniłsrebrzyście, stojąc na pasie startowym.

Page 1146: Zagrożeni - Daugherty C.J.

W każdej innej sytuacji Allie nieposiadałaby się z radości, mogąc sięnim przelecieć, ale nie tym razem.

Tym razem musiały uciekać.Lucinda wytłumaczyła jej wszystko

na spokojnie przez telefon.– Dopóki nie wykryjemy szpiega,

szkoła nie jest dla ciebie bezpiecznymmiejscem.

– Ale dokąd chcesz mnie zabrać? –zapytała Allie.

– To wiem tylko ja – odparłaLucinda. – I nie zamierzam się dzielić tąinformacją. Dowiesz się po

Page 1147: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wylądowaniu. Ta sytuacja stała się poprostu zbyt groźna, Allie.

Dziewczyna doskonale zdawałasobie z tego sprawę, mając piętnaścieszwów, które przypominały jejo Nathanielu, ale nie zamierzała siępoddać bez walki.

– Nie mogę przecież ich tuzostawić – upierała się przez telefon. –Co zrobimy z całą resztą? Im teżprzecież grozi niebezpieczeństwo.

– Nathaniel nie poluje na twoichprzyjaciół – wyjaśniła babcia. – Chodzimu o ciebie. Jeśli uda mi się gdzieś cię

Page 1148: Zagrożeni - Daugherty C.J.

ukryć, oni również przynajmniej przezchwilę będą mieli spokój.

– Ale dlaczego nie mogą poleciećrazem ze mną? – Allie wciąż niezamierzała rezygnować.

– Ponieważ dużo łatwiej jest ukryćdwie osoby – padła prosta odpowiedź. –Z sześcioma staje się to skomplikowane.

Allie miała towarzyszyć jedynieRachel, pełniąca funkcję towarzyszkii opiekunki. Ich ochroną zajął się Raj.

Z otwartych drzwi samolotuwysunęły się schody, które po chwilioparły się o asfalt. Allie westchnęła

Page 1149: Zagrożeni - Daugherty C.J.

i idąc za umundurowanym ochroniarzem,weszła do wnętrza luksusowej maszyny.Dwanaście foteli pokrywała miękka,skórzana tapicerka w eleganckimszarobrązowym odcieniu. Pozostałemeble równie dobrze wyglądałybyw jakimś snobistycznym hotelu lubolśniewającym gabinecie. W samolocieunosiła się woń skóry i płynu dopolerowania mebli – zupełnie inaczejniż w zwykłych rejsowych maszynach,którymi Allie latała z rodzicami nawakacje.

Dziewczyny usiadły naprzeciw

Page 1150: Zagrożeni - Daugherty C.J.

siebie na wskazanych miejscach, patrzącsobie w oczy ponad lśniącymdrewnianym stolikiem. Stewardprzyniósł im szklaneczki ze schłodzonymsokiem pomarańczowym. Alliezapatrzyła się na krople pary, którezaczęły spływać ze ścianek niczymdeszcz.

Dotknęła delikatnie wciążpobolewającego ramienia. Lekarz dałjej środki przeciwbólowe, jednak ichnie zażyła. Wiedziała, że zrobi się ponich senna, a nie chciała tracić niczegoz nadchodzących wydarzeń. Musiała

Page 1151: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zachować czujność.Przede wszystkim zaś chciała

wiedzieć, dokąd lecą.Silniki obudziły się do życia. Allie

spojrzała na Rachel, która wyglądała nazmęczoną i przestraszoną. Wyciągnęłarękę i uścisnęła dłoń przyjaciółki.

– Wszystko w porządku? – zapytała.Rachel skinęła głową.– Tak… Tylko… – Wykonała

nieokreślony gest ręką. – Ta całasytuacja…

Allie wiedziała, o co jej chodzi.Wszystko działo się tak szybko, że nawet

Page 1152: Zagrożeni - Daugherty C.J.

nie zdążyły się porządnie pożegnaćz pozostałymi. Zoe na pewno sięwścieknie, gdy odkryje, że obiezniknęły. Nicole wciąż musiała leżeć.A Carter i Sylvain… Ostatniej nocywszyscy ryzykowali dla niej życie, a onamusiała ich zostawić.

Tuż przed zamknięciem drzwi napokład samochodu wskoczył Raj Patel.

– Gotowe? – zapytał, podchodząc doich stolika.

Obie dziewczyny niemrawopotaknęły. Ojciec Rachel przeszedł dokokpitu, gdzie usiadł razem z pilotami.

Page 1153: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Chwilę później samolot zaczął toczyćsię po pasie, nabierając prędkości takgwałtownie, jakby nie mógł doczekaćsię chwili, gdy znajdzie sięw powietrzu.

Allie marzyła tylko o tym, by zostaćna ziemi.

Na lekcjach fizyki tłumaczono imkiedyś, jak wygląda start samolotu. Pouzyskaniu odpowiedniej prędkości,maszyna osiągała punkt bez powrotu –mogła jedynie unieść się do góry lubrozbić o ziemię, ponieważ fizykauniemożliwiała jej bezpieczne

Page 1154: Zagrożeni - Daugherty C.J.

zatrzymanie.Allie tak się właśnie w tym

momencie czuła – jakby nie miałyinnego wyjścia. Musiały lecieć.

Silniki samolotu były tak potężne, żenawet nie poczuła, kiedy koła pojazduoderwały się od pasa startowego, alewidząc, jak ziemia znika za oknami,odruchowo złapała się krawędzi stolika.Pod nimi rozciągał się krajobrazangielskiej wsi, poprzecinanejodwiecznymi żywopłotami, pełnejzamków, wiosek i zatłoczonychautostrad, który zniknął wkrótce pod

Page 1155: Zagrożeni - Daugherty C.J.

grubą warstwą szarych chmur.Allie wpatrywała się w okno

załzawionymi oczami, wiedząc, żeznalazła się w punkcie bez powrotu.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1156: Zagrożeni - Daugherty C.J.

PODZIĘKOWANIA

Jeśli przeczytałaś tę książkę, jesteśdla mnie jedną z najfajniejszych osób naświecie i chciałam Ci podziękować, żezdecydowałaś się dotrzymać mitowarzystwa w tej podróży. Jestemprzekonana, że wielbiciele NocnejSzkoły to najwspanialsi ludzie naświecie. Wasze maile, listy i wpisy naTweeterze wypełniają moje dninieustającą radością. Mam u Wasolbrzymi dług wdzięczności.

Page 1157: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Chciałabym podziękować równieżniesamowitej Madeleine Milburn, mojejprzyjaciółce i najlepszej agentceliterackiej na tej planecie. Bez jejpomocy książka, którą trzymasz terazw ręku, nigdy by nie powstała. To onasprawiła, że stało się to możliwe.Maddy, jesteś dla mnie prawdziwąbohaterką.

Olbrzymie podziękowania należą sięrównież niezwykłemu,międzynarodowemu zespołowiwydawców i tłumaczy, przedewszystkim ludziom z brytyjskiego

Page 1158: Zagrożeni - Daugherty C.J.

wydawnictwa Atom / Little Brown orazcudownej i szalenie utalentowanejSamancie Smith. Sam – z Tobą pójdęchoćby na koniec świata. Dziękuję Ci zawszystko. Dziękuję również moimfrancuskim wydawcom z Collection R /Robert Laffont, dowodzonym przezbłyskotliwą Glenn Tavannec, którapotrafi zachować takt i opanowaniew najbardziej nawet dramatycznychsytuacjach, a także moim niemieckimwydawcom z Oetinger, prowadzonymprzez niezmordowaną i cudowną DorisJahnsen. Osobne podziękowania należą

Page 1159: Zagrożeni - Daugherty C.J.

się moim międzynarodowymwydawcom – dziękuję Wam bardzo zacałą ciężką pracę. Jesteśmy w tymrazem.

Pierwszymi czytelnikami tej książkibyli moi oddani przyjaciele, którzywzięli na siebie trudne i niezwykleważne zadanie podzielenia się ze mnąswoimi szczerymi opiniami. LauraBarbey, Kate Bell, Catriona Verner-Jeffries, Hélène Rudyck – jesteściemoimi muzami. Bez Was nie dałabymsobie rady. Dziękuję Wam bardzoi proszę, żebyście nie przestawały

Page 1160: Zagrożeni - Daugherty C.J.

czytać moich książek.Gdybym nie była już zamężna,

chciałabym poślubić wszystkichksięgarzy i bibliotekarki, którzyzachęcali ludzi do przeczytania mojejpowieści. Bez takich osób jak Wy, nigdybym tak wiele nie przeczytała, a co zatym idzie – zapewne nie zaczęłabympisać. Dzięki Wam życie wielu z nasstało się lepsze. Dziękuję.

Na koniec chcę podziękowaćmojemu cierpliwemu, rozsądnemumężowi, który musiał czytać mojepierwsze fatalne szkice, pomagał mi

Page 1161: Zagrożeni - Daugherty C.J.

w rozwiązywaniu problemówfabularnych, podnosił mnie na duchu,gdy byłam załamana, i nie pozwolił misię poddać. Dziękuję. Kocham Cię.===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1162: Zagrożeni - Daugherty C.J.

C.J. Daugherty to była dziennikarkaśledcza, zajmująca się politykąi sprawami kryminalnymi, autorka kilkuksiążek podróżniczych o Irlandii iFrancji. Cykl Wybrani to rezultat jejdługotrwałej fascynacji naturąprzestępców i ludzi, którzy próbują ichpowstrzymać. C.J. mieszka na południuAnglii z mężem i gromadką zwierzątdomowych.

Więcej informacji o autorce:cjdaugherty.com===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh

Page 1163: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Tytuł oryginału: Night School. Fracture

Copyright © 2013 by Christi Daugherty

Copyright © for the translation byMartyna Bielik

Opieka redakcyjna: Joanna Stryjczyk

Opracowanie typograficzne książki:Daniel Malak

Adiustacja: Sandra Trela / d2d.pl

Korekta: Magdalena Adamek / d2d.pl,Anna Woś / d2d.pl

Page 1164: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Łamanie: Małgorzata Poździk / d2d.pl

Projekt okładki: Małgorzata Podkowa-Domańska

Fotografie postaci na okładce:Bartłomiej Podkowa

Wizualizacja biblioteki: Next Design

Promocja książki: Monika Frankiewicz

ISBN 978-83-7515-844-1

Page 1165: Zagrożeni - Daugherty C.J.

www.otwarte.eu

Zamówienia: Dział Handlowy, ul.Kościuszki 37, 30-105 Kraków,

tel. (12) 61 99 569Zapraszamy do księgarni internetowejWydawnictwa Znak, w której można

kupić książki Wydawnictwa Otwartego:www.znak.com.pl

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków.

Wydanie I, 2014.

Page 1166: Zagrożeni - Daugherty C.J.

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com===LUIgTCVLIA5tAm9Pfk19T3hPbw13HmsGMQBAJ0orQi4AYwxh