Wyspa niesłychana
description
Transcript of Wyspa niesłychana
CCeCeCCeCeCCeCCeCCeCeCeCCCeCeCeCeCeCeCeCeCeeeCeCeCCCCeCCCeeCeCeCeCeCeCeCeCeCeCeCCCeeCCeCCCeCeCCCCeCeCCeCCeCeCeCCCCeCeCCeCeCeCeCeCCeCeCeCeCCeCeeeCeCeCCeCeCeCeCeCCeCeCeCeCCeCeCeCeCCCeCeCCCeCeCeCCCCCeeeeeeCeCeCCeCeCeCeCCeCeeeCeCCCeCeCeCeCeeeCCeCeCCCeeCeeCeCeCeCCCCeeeCeCeCeCeCeCeCeCeCCCCCeeeCeeCCCeeCeCCeCeCCC nnnnnanananananananananananananaanannnnnnanananananananannananananaaananananannananannnnanannnnanannnnnananananannnananananannananananannnnnannnnnananananannnnnaan dddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddeteteteteteeteteeteeetetettetetetetetteteteteteteeteteeteeeeteeteteteteeteeteteteeteteteteeeteteteteteteteteeeeteteeeeteteeeteteteteetetetetteetttttteettttteettttttteeeeettttteeeetttetteteetetttalaalaalalalalalalalalalalalallalalalaalalalalalalalalalalaalalalalalallalalllallalalllalalalalalalalalalallalalallalalallalallllalalallllllalalallalallalalallaallalaalalaalaaalaallalaallaaaalalaaaaaaaaalalaaaaaaaaaaaaaaaaalaaaaalaallaaalalaaaa ................. ... .. .... 373737373737373737373737373737373737373737373737373737373737373737737373737373377373733377373737373377373737377373737337737337377373737373777737377377377773737337373733737373333773737377373733777737377773737377777777773337373737,9,9,9,9,9,9,9,9,9,99,9,9,99,9,9,9,9,9,9,9,,9,99,99,99,9,9,9,9,9,9,9,999,9,9,9,9,99,99,,9,9,9,9,99,99,9,9999,9,9,99,9,9,99,9,999999,999,999,,9,,999, 0 000 00000 0 00000 0 000 00 00 0000 00 00 000000000000000000000000000000000000 złzłzłzłłzłzłzłzzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłłzłzłzłzłzłzłłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłzłłzłzłzzzłzłzłzłzłzłzłzzzłzłzłzzłzzzłzzłzłzłłzłzłzłzłzzłzłzłzłzłzzłzłzłzłzzłzłzzłzzłzzłzłzłzzzłzłzłzzzłzzłzzłłzzzzzzłzłzzzłzłzłłzzzzłz
isbn 978-83-240-1641-9
EDU
ARD
O M
END
OZA
Wysp
a niesłych
ana
Grzechem jest nie mieć marzeńFábregas rzuca wszystko – rodzinę, fi rmę, kochankę. Przeznaczenie lub przypadek prowadzi go do Wene-cji. Dla niego to miejsce niezwykłe, pełne sekretów i tajemniczych postaci – świętych od zaskakujących cudów, morderców grasujących po ulicach, kurtyzan zamieszkujących sypiące się pałace. Miasto hipnotyzuje, budząc głód spóźnionego odkry-wania, przeżywania i smakowania życia. I wtedy na drodze Fábregasa staje tajemnicza kobieta, która ni-czego od niego nie chce. Wenecja daje schronienie kruchej namiętności.
EdEdEdEdEdEdEdEE uauauauauauauardrdrdrdrdrdrddooooooo MeMeMeMeMeMeMeMMeMMMMeMeendndndndnddddddndndndnddozozozozozozo aaaaaaaaa ––––– wywwywyywywywywybbbibibbibibbibbibibibitntntntttntntntnnyyyyyyy wswswswswswwsswswswswspópóópópóóópópópópópółcłcłłcłcłcłłcłłcłcłłcł zezzezezezezezesnsnsnsnsnsnsny y y y y y yy ipiipiiiipipipipipisasasasasasasasasarzrzrzzrzrzrzrzrz hhhhhhhisisisisisiszpzpzpzpzpppz ańańańańńańańssksks i.i.i.i.. A A A AAAutututututututororororororo mmmmmmmięięięięięięęi dzdzdzdzdzdzdzdzd y y y y y y y inininininini nynynynynynynyymimimimimimimim MiMiMiMiMiMiMiM asasasasasastatatatatataa ccccccududududududówówówówówóww ororororororo azazazazazazz NNNNNNieieieieieieewiwiwiwiwiwinnnnnnnnnnnnnnośośośośośoo ciciciiii zzzzzzagagagagagagububububioioio--nenenenenenenenenenenennenej jj j j j jjj wwwwwwwwwww dedededededdededdedeszszszszzzzzzszczczczczczczczczczczzzczczu.u.u.u.u.u. WWWWWWW PoPoPoPoPoPoPoPoPoPoPoPoP lslslslslslslslssscecececececece nnnnnnnajajajajajajajajajjjbababababababardrdrddrdrdrdziziziziziziziejejjejejejej zzzzzzzzznanananananananaan nynynynynynyny zzzzzzz ninininininin ezezezezezezeze rórórórórórór wnwnwnwnwnwnnwnanananananananejejejejejejee ttttttryryryryryry-----lololololoolllogigigigigigiggigigggg i:i:i:i:i:i:i:i:: PrPrPrPrPrPrP zyzyzyzyzyzyzygogogogogogogogodydydydydydydyy fffffffryryryryryryryyyzjzjzjzjzjzjzjjjjerererererere a a aa a aa dadadadadadadaddd msmsmsmsmsmsmskikikikikikikiegegegegegegegegggo,o,o,o,o,o, SSSSSSSekekekekekekeke rererererereetututututututuutuuuuuu hhhhhhhhhhhhisisisisisisisisisszpzpzpzpzpzpzpzpzpzpzpzzpz ańańańańańańańńańńńńńskskksksksksksksksksskieieieieieieieiej j j j j jj j pepepepepepensnsnsnsnsnsn jojojojojojojo----nanananananannanaan rkrkrkrkrkrkrkrkrkrr i i i iiiiiiiiiii iiiiiiiiii OlOlOlOlOlOlOllOlOlOlOlOlOlOlOOlOOOOlOlO iwiwiwiwwwwiwiwiwiwiwiiwiiiwwkokokokokokokookokoowewewewewewewewwww gogogogogogogoggg llllllllllababababababbbbabbbabiriririrriiiirrynynynynynynynntutututtttututututuu.......
EDUARDO
MENDOZA
Eduardo Mendoza potrafi być rozbrajająco komiczny i śmiertelnie poważny. W każdej
z tych ról pozostaje świetnym pisarzem. PIOTR KOFTA
Wyspa niesłychana
wwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww mmmme.me.me.mememe.me.me.me.meme.memme.mem.memm.m ndondondondondondodndondondodndodndondodndondondodndddddddndodondondondondondondondondoodooza.za.za.za.a.za.za.za.zaazaa.zazaz .za.a.intintintintintntintintintintintiintintintntintintiinintintntintininininninnnininintnniinninterierierierierierierierierierierierieriererierirriririririierieriieriee ire aaaa pa.pa.pa.pa.paaa.pa.paaaa.paaaa.pa.pa.pa.ppppllllllllllllllllllllll
Mendoza_Wyspa_okladka__DRUK.indd 1 2011-09-20 16:50
WyspaWyspaniesłychananiesłychana
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 1Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 1 2011-09-02 14:49:082011-09-02 14:49:08
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 2Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 2 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
tłumaczenieTomasz Pindel
Kraków 2011
Wyspaniesłychana
MendozaEduardo
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 3Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 3 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2011
Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S.A., ul. Wrocławska 53, Kraków
Tytuł oryginału
La isla inaudita
Copyright © Eduardo Mendoza 1989
Copyright © for the translation by Tomasz Pindel 2011
Fotografi a na pierwszej stronie okładki
© Franck Guiziou/Hemis/Corbis/FotoChannels
Opieka redakcyjna
Ewa Bolińska-Gostkowska
Ewa Polańska
Adiustacja
Małgorzata Biernacka
Korekta
Katarzyna Onderka
Ewa Polańska
Łamanie
Irena Jagocha
ISBN 978-83-240-1641-9
Mendoza_Wyspa nieslychana__DRUK.indd 4Mendoza_Wyspa nieslychana__DRUK.indd 4 2011-09-20 12:222011-09-20 12:22
5
Od autora
Chociaż nigdy nie przystępowałem do pisania, mając klarowny schemat zaczynanej książki (prócz być może absurdalnej idei, że rezultatem musi być książka – albo nic), kiedy pojawił się po-mysł tego, co z czasem stało się Wyspą niesłychaną, owszem, miałem taki schemat, fabułę, sytuację wyjściową i kilka postaci. Tak naprawdę próbowałem napisać opowiadanie, gatunek ten zawsze mnie pociągał, ale wciąż się o niego rozbijałem, co za-raz unaocznię.
Tym razem byłem świeżo po ostatecznej przeprowadzce do Barcelony i choć cieszyłem się, że nie będę musiał ciągle podró-żować, tak jak w ciągu ostatnich lat, od czasu do czasu po-wracała do mnie nostalgia profesjonalnego podróżnika, który budzi się niekiedy, nie mając pojęcia, gdzie jest ani co tam robi, ani w jakim języku należy zwrócić się do pierwszej napotka-nej osoby, co jest wrażeniem niezbyt uspokajającym, acz sty-mulującym. Może stąd przyszła mi do głowy myśl, by napisać cykl opowiadań połączonych następującym motywem: niedole
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 5Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 5 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
6
człowieka wyrzuconego poza swoje środowisko; chciałem też, żeby scenerię stanowiły bardzo różne miejsca: motel gdzieś w środku amerykańskiego Zachodu, wioska w południowo--wschodniej Azji, nadrzeczne miasto w tropikach, niemieckie centrum przemysłowe itd.
Pierwsza odsłona tej serii, by jakoś to nazwać, miała rozgry-wać się w Wenecji i opowiadać historię barcelończyka o nazwis-ku Fábregas (nigdy nie wiedziałem, jak ma na imię), człowieka niezbyt lotnego i pozbawionego jakiejkolwiek ciekawości intelek-tualnej czy artystycznej, którego jakieś lekkie uczucie niepokoju skłania do podjęcia podróży, w jego przekonaniu dobroczynnej. W oryginalnym opowiadaniu Fábregas docierał do Wenecji i wpro-wadzał się do luksusowego hotelu, z którego nigdy nie udało mu się wyjść z powodu kiepskiej pogody. Uwięziony w pusta-wym hotelu Fábregas pozwalał upływać dniom i przesiadywał w barze, popijając koniak i słuchając gadaniny starego kelnera, który opowiadał mu apokryfi czne historyjki o Wenecji i aneg-doty z własnego życia hotelowego kelnera.
Nie wydaje mi się, żeby zbyt wiele cech charakteru łączyło mnie z Fábregasem (bo jest on pod wieloma względami ode mnie lepszy), ale pisarz musi znosić problemy swoich postaci, dla mnie zaś ten akurat był nie do zniesienia. Tak więc kazałem Fábregasowi wyjść z hotelu mimo deszczu i pogubić się z kre-tesem w weneckich uliczkach. A mnie pozostało już tylko śle-dzić jego kroki.
Do tego czasu opowiadanie o zagubionym podróżnym zmieni-ło się w powieść o człowieku, który szuka jakiejś pewności, acz odrzuca wszystkie, jakie są mu oferowane, docierające z naj-różniejszych stron. Dzieje się przeciwnie: wszystko, czego się dowiaduje, jeszcze wzmaga jego pomieszanie.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 6Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 6 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
7
Jako tło do tej historii Wenecja wydała mi się idealnym miej-scem. Pewnie przez to, że pierwotne opowiadanie zlokalizowa-ne było właśnie w Wenecji, wciąż zmierzałem w jej stronę. To trudne do zinterpretowania miasto, obcy niechybnie się w nim gubi (choć nigdy całkowicie), a klimat nie jest zbyt życzliwy. Jest to też miasto szczycące się imponującym dziedzictwem literackim. Pisanie o Wenecji, jeśli się nie jest wenecjaninem, bywa zwykle nierozważne. W moim przypadku dochodził do tego jeszcze czynnik obciążający, bo była to pierwsza moja powieść dziejąca się poza Barceloną, po której poruszałem się dotąd ze swobodą człowieka wiedzącego o miejscu więcej, niż na pierwszy rzut oka można zobaczyć. Paradoksalnie Wyspa niesłychana była pierwszą po Prawdzie o sprawie Savolty po-wieścią, którą napisałem w całości w Barcelonie, przy tym sa-mym stole, przed tym samym oknem, bez żadnych niespodzia-nek i niepokojów, w jakie obfi tuje nowość. Być może dlatego jest to książka bardziej introspekcyjna i bardziej świadoma upływu pór roku, stopniowej zmiany światła. Jedynym gwał-townym wydarzeniem podczas jej redagowania było zajście może trywialne, a może nie: wymiana maszyny do pisania, na której zacząłem pisać powieść, na komputer, na którym skoń-czyłem pracę. Nie natknąłem się jeszcze na żadną poważną analizę wpływu komputera na pisanie, ale bez wątpienia ja-kiś wpływ on ma, prócz zjawisk ewidentnych. Zawsze pisałem ręcznie i dalej tak robię, ale możliwość wprowadzania zmian bez najmniejszego wysiłku i to na każdym etapie pracy nad powieścią, jakakolwiek by ta powieść była wielka, siłą rzeczy musi wywierać znaczny wpływ nie tyle na końcowy rezultat, ile na uprzednie podejście tego, kto wie, że dysponuje taką możliwością.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 7Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 7 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
Wszystkie te okoliczności, zwłaszcza wiążące się z jakimś ry-zykiem, miały na mnie literacki wpływ. Prawdopodobnie Wyspa niesłychana jest spośród wszystkich moich powieści tą, która pozwoliła mi najdalej zajść w dywagacjach, na czym być może traci jej struktura, nieco chwiejna; i być bardziej świadomym fak-tu, że piszę, tego dziwnego aktu pisania; a także jest to, jak są-dzę, moja powieść o najbardziej wykończonej literac kiej materii.
Eduardo MendozaBarcelona, luty 1999
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 8Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 8 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
Jak ten, co niesłychaną wyspę mija,
wzruszony, we śnie upragnionym,
w perle, co z żarem ślad jego odbija.
Carles Riba, Dzikie serce
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 9Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 9 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 10Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 10 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
11
Rozdział 1Rozdział 1I
Być może ze mną jest ten problem, że przez całe życie by-
łem marzycielem, pomyślał Fábregas pewnego wiosennego
poranka podczas golenia, patrząc uważnie w swoje odbite
w lustrze rysy, przywiędłe jeszcze po śnie, z pozoru sprzecz-
ne z błyskotliwością, z jaką właśnie sformułował w myślach
tę ideę. Potem kontynuował toaletę, ale ta przyjemna ruty-
na nie zdołała rozproszyć niepokoju nękającego go od kilku
godzin. Kiedy indziej taka myśl wcale by go nie wytrąciła
z równowagi: zawsze uważał się za człowieka praktycznego
i był zdania, że znajomość najmniej pewnych stron własnej
osobowości stanowi część tego pragmatyzmu; jednak nie
tym razem. A gdybym tak zrobił jakieś głupstwo?, zasta-
nawiał się. I nie snując już więcej rozważań na ten temat,
udał się jak codziennie do swojego biura i tam spotkał się
z doradcą prawnym pracującym dla jego fi rmy.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 11Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 11 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
12
– Riverola, wybieram się w podróż – oznajmił mu.
Adwokat kiwnął głową, nie podnosząc wzroku znad pa-
pierów trzymanych w rękach. Gestem tym chciał powie-
dzieć, że rzecz to niemożliwa, że sprawy fi rmy wykluczają
jakikolwiek wyjazd Fábregasa. Ten jednak nie zamierzał
rezygnować ze swoich planów.
– Nie pytałem cię o zgodę – odpowiedział. – Wyjeżdżam
i kropka.
Do diabła z fi rmą, pomyślał. Prócz tego przedsiębiorstwa
odziedziczonego po ojcu, któremu poświęcił całe swoje
życie aż do dziś i którym nigdy się nie interesował, nic nie
trzymało go w Barcelonie. Kilka lat wcześniej ożenił się pod
wpływem nagłego impulsu, który z pewnością niewiele miał
wspólnego z prawdziwą miłością; niewiele później rozstali
się z żoną w bardzo dobrej komitywie. Z małżeństwa został
mu syn, z którym widywał się sporadycznie. Krótka i nie-
rzeczowa intymna relacja z byłą żoną prawie nie zostawiła
śladu w jego pamięci – głównie w kontekście późniejszych
epizodów miłosnych, krótszych, ale za to intensywniejszych.
Relacje z przyjaciółmi stawały się coraz luźniejsze; nic nie
wzbudzało jego entuzjazmu. Od kilku miesięcy wplątany
był, niemal wbrew sobie, w bardziej burzliwy niż namiętny
związek z żoną fi nansisty bardzo znanego w handlowych
kręgach miasta, który zresztą, dość niespodziewanie i bez
związku z romansami swojej żony, bo o nich niczego nie
wiedział, stał się ostatnio jednym z głównych wierzycieli
fi rmy Fábregasa, dokładnie w chwili, kiedy ta zaczynała
nabierać wody. Teraz możliwość, że ucieczka pozwoli mu
zamknąć tę sprawę najeżoną wyrzutami, obawami i podej-
rzeniami, pozytywnie nastrajała Fábregasa.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 12Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 12 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
13
Tego samego wieczora poleciał z niewielkim bagażem
do Paryża. Stamtąd napisał raczej oschły list do swojej ko-
chanki, w którym omówił mętnie motywy wyjazdu i który
zakończył, choć niekoniecznie jedno z drugim miało jakiś
związek, tak: „Chyba nie powinniśmy żywić specjalnych
złudzeń co do przyszłości naszego związku”. Wysławszy
list, odczuł ulgę, niepozbawioną jednak wyrzutu sumienia.
Zastanawiał się, czy nie byłoby bardziej elegancko z jego
strony zadać ten cios własnym głosem i twarzą w twarz,
przyjmując na siebie konsekwencje tej decyzji, o ile takowe
by wystąpiły. Następnego ranka Riverola, który Bóg raczy
wiedzieć jakim sposobem namierzył jego miejsce pobytu,
przesłał mu faks wzywający do natychmiastowego powro-
tu. Jego nagłe i nieusprawiedliwione zniknięcie wywołało
atmosferę nieufności wobec fi rmy, a to mogło przyśpieszyć
kryzys, ku jakiemu zmierzała, który zażegnać mogłyby tyl-
ko radykalne rozwiązania pewnych spraw, jak informował
faks. Fábregas wyrzucił wydruk do kosza i widząc, że zo-
stał przyłapany, wyjechał z Paryża. Przez jakiś tydzień błą-
kał się po różnych miastach, nie znajdując w nich jednak
tego, czego szukał. Wreszcie pewnego wieczora w poło-
wie kwietnia dotarł do Wenecji. Niebo było rozgwieżdżo-
ne, a miasto zdawało się całkowicie opustoszałe. Fábregas
miał przeczucie: jeśli coś ważnego ma mi się przytrafi ć, to
będzie to tutaj, pomyślał.
Hol Gran Hotel del Moro, w którym zamierzał się za-
trzymać, także był pusty: pod kopułą rozbrzmiewały jego
kroki stawiane na gładkim marmurze; formalności reje-
stracyjne przeprowadzono sprawnie, niemal bez wypo-
wiadania słowa; wchodząc do pokoju, zobaczył, że jego
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 13Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 13 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
14
bagaż został rozpakowany: teraz marynarki wisiały na
wieszakach, a koszule i bieliznę ułożono elegancko na pół-
kach w szafi e. Przed pójściem do łóżka otworzył okien-
nice i odsunął żaluzje, po czym oparł się łokciami o pa-
rapet. Na zewnątrz była wilgotna i zimna noc; panowała
absolutna cisza; tylko woda szumiała, lekko obmywając
kamień; kopuły i wieże zbijały się w jednolitą masę na tle
nieba. Jakiś zegar wybił tylko jeden raz. Fábregas położył
się do łóżka owładnięty nagłym poruszeniem i nie mógł
zasnąć aż do świtu.
Mimo to rankiem spotkało go rozczarowanie. Obudził go
uporczywy hałas, a kiedy wyszedł z hotelu, natknął się na
ulice zatłoczone turystami. Z całego dnia chodzenia zapa-
miętał tylko kolejki i tłumy. Absurdem byłoby się uskarżać,
bo przecież on sam też był turystą, powtarzał sobie, acz re-
fl eksja ta wcale nie zmniejszała jego irytacji, narastającej
wraz z upływem dni, podczas których nic się nie zmieniało.
Mam nauczkę, pomyślał. Dopiero nocami, kiedy oddalali
się ostatni hulacy i z powrotem zapadała cisza, odzyskiwał
to lekkie poczucie nieuchronności, jakiego doświadczył po
przyjeździe. Ciążyła mu też samotność: teraz sam siebie
zadziwiał, wspominając z sympatią pracę i życie towarzys-
kie, które tak go zmęczyły, oraz tęskniąc za zapomnieniem
i czułością, jakie ofi arowała mu owa kobieta, z której uczu-
cia przecież właśnie nieodwołalnie zrezygnował. Pogoda,
z początku stabilna, zrobiła się nieprzyjemna: niebo za-
krywały chmury i rzadko trafi ały się dni bez deszczu; wiał
porywisty, słony wiatr, a barometr wykazywał gwałtowne
zmiany nie wieszczące niczego dobrego.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 14Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 14 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
15
II
Fábregas był już w Wenecji od tygodnia, kiedy na środku
ulicy natknął się na katalońskiego biznesmena nazwiskiem
Marcet, którego znał powierzchownie i w innych okolicz-
nościach ograniczyłby się do pozdrowienia gestem. Teraz
jednak sytuacja, fakt, że obaj znajdują się daleko od Bar-
celony i przypadkowość spotkania, sprawiły, że Fábregas
okazał sporo serdeczności i nawet zaproponował Marce-
towi wspólny lunch, tyle że Marcet miał już inne zobowią-
zania. Marcet, który, jak mówił, choć nie miało to żadnego
związku, właśnie przyjechał z Mediolanu, dokąd wybrał się
z zamiarem spędzenia kilku dni, ale zatrzymał się na dłu-
żej z powodu nieoczekiwanych komplikacji, nie wykazywał
chęci na przedłużenie spotkania. Choć w swym środowisku
uchodził za ekstrawertyka i wesołka, tym razem sprawiał
wrażenie przybitego: na pytania Fábregasa odpowiadał wy-
mijająco i rozglądał się niepewnie wokoło. Nie wiem, dla-
czego miałby mnie traktować jak jakiegoś zadżumionego,
pomyślał Fábregas, widząc dziwne zachowanie drugiego.
Ale dokładnie w tej chwili, jakby los chciał potwierdzić jego
wątpliwości, otwarły się bardzo małe drzwiczki z ciemne-
go drewna, których jak dotąd Fábregas nie zauważył, bo
kryły się one w cieniu portalu, i wyszła nimi lekkim kro-
kiem wysoka i szczupła kobieta, okryta czarnym płaszczem
przeciwdeszczowym. Na jej widok Marcet uśmiechnął się
z przymusem. Ona uwiesiła mu się poufale na ramieniu,
a on dokonał pośpiesznej i niezgrabnej prezentacji. Fábre-
gas wymamrotał jakieś wytłumaczenie i się oddalił.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 15Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 15 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
16
A więc to dlatego taki był nieswój, myślał w drodze do
hotelu; bez wątpienia jakaś wynajęta przyjaciółka, ale co
mnie to w sumie obchodzi? Ba, po cóż on to tak ukrywał?
Jakbym nie miał innych spraw na głowie!, pomyślał. I rze-
czywiście miał, bo życie w Wenecji było tak drogie, że pie-
niądze przewidziane na początku podróży zaczynały mu
się powoli kończyć. Jadał tylko w hotelowej restauracji, a na
deser poprosił o telefon do stolika, zadzwonił do Riveroli
i polecił, by ten jak najszybciej przesłał mu środki. Słysząc
jego głos, Riverola zaczął wrzeszczeć jak opętany.
– Co cię ugryzło? Dlaczego nie odpowiedziałeś na faks,
który ci wysłałem do Paryża?!
Padał rzęsisty deszcz. Przez okno Fábregas widział konny
pomnik na piedestale; deszcz przysłonił pomnik; z łba, ogo-
na i boków konia ciekła woda. Deszcz ten, który w normal-
nych okolicznościach przyprawiłby go o rozpacz, sprawiał
wrażenie ochrony przed reprymendą, jaka spadała na niego
przez telefon. Rozumiał jednak, że jego obecność w Barcelo-
nie jest konieczna, nie tylko po to, by doprowadzić do skut-
ku konieczne działania, ale także by zdementować pogłoski
spowodowane jego zniknięciem. Trzeba odzyskać zaufanie
klientów i wierzycieli, usłyszał słowa Riveroli. Ten stanow-
czy ton wywoływał w nim efekt przeciwny do zamierzonego.
– Nie wrócę, jeśli nie wyślesz mi pieniędzy – powiedział
po chwili ciszy pełnej niechęci – bo nie mogę uregulować
rachunku za hotel tym, co mi zostało.
Riverola zapytał go, w jakim się zatrzymał hotelu, ale
Fábregas odmówił ujawienia tych danych.
– Nie wywalaj wszystkiego na śmietnik – powie-
dział Riverola raczej przygnębionym niż surowym gło-
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 16Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 16 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
17
sem. – Z pieniędzmi możesz robić, co chcesz, ale nie zapo-
minaj, że życie wielu rodzin zależy od twojej fi rmy.
Deszcz lał intensywnie do końca dnia i całą noc. Fábre-
gas słyszał uderzenia kropli o okiennice i nie mógł spać.
Nie wiem, co się ze mną dzieje, myślał; kiedyś spałem jak
dziecko, teraz byle co mnie budzi. Wiercąc się w łóżku, nie
przestawał myśleć o słowach Riveroli. Bez wątpienia Rive-
rola miał całkowitą rację, myślał.
III
Następnego dnia rozchmurzyło się, ale miasto okazało
się niemal całkowicie zalane wodą. Hotel oferował dużych
rozmiarów kalosze umożliwiające brodzenie po ulicach, acz
Fábregas chodził w nich jak kaczka. Turyści skakali, prze-
mieszczając się gęsiego po deskach ustawionych niepewnie
na cegłach; niektórzy lądowali jedną albo obiema stopami
w wodzie, śmiejąc się i piszcząc. Na mokrych ulicach od-
bijały się budynki, osoby i mleczne niebo emitujące jedno-
lite i oślepiające światło. Fábregas przez kilka godzin kręcił
się po mieście, choć nie było to łatwe. W południe usiadł
w kawiarni i wstając, zapomniał z powrotem wsunąć no-
gawki w cholewy, ledwie wyszedł na ulicę, a już je przemo-
czył. Ale to nie dlatego wrócił do hotelu: perspektywa ko-
lejnego dnia bez towarzystwa wydawała mu się nieznośna,
więc nieświadomie kręcił się po najbardziej uczęszczanych
miejscach w nadziei na spotkanie Marceta. Jednak przez
cały dzień nie udało mu się trafi ć na niego ani na żadną inną
znajomą osobę. Gdyby dysponował gotówką, wyjechałby
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 17Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 17 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
18
z Wenecji bez zwłoki. Spędził kolejną bezsenną noc i do-
piero o świcie kilka razy na chwilę przysnął. Jako że w ciągu
ostatnich lat zrobił się nieco hipochondryczny, był prze-
konany, że od tego przemoczenia złapie jakąś chorobę, ale
prócz lekkiego drapania w gardle nie odczuwał żadnych
symptomów przeziębienia. Recepcjonista w hotelu zapy-
tał go, czy źle się czuje.
– Źle sypiam – powiedział. – To pewnie klimat.
– Hotel zapewnia szanownym gościom opiekę medycz-
ną – powiedział recepcjonista. – Można by panu przepisać
jakiś lekki środek nasenny.
Przed podjęciem decyzji, czy uznać ofertę recepcjonisty
za dosłowną, czy też jego słowa kryją w sobie coś niejasne-
go, odpowiedział, że nie ma się już co przejmować, bo tak
czy inaczej musi zakończyć swój pobyt w Wenecji.
– Tak naprawdę chciałem poprosić, żeby mi pan zaczął
przygotowywać rachunek – powiedział.
– Miał pan pecha z pogodą – stwierdził recepcjonista,
wertując plik formularzy.
– To prawda – przyznał Fábregas. – Wrócę za godzinę.
– Jeśli pan sobie życzy, zlecę, żeby panu spakowano wa-
lizkę – zaproponował recepcjonista. – I niech pan nie
zapomni o kaloszach, jeśli pan wychodzi.
– Dobrze – odparł Fábregas.
Przed podjęciem pieniędzy, które miał mu przesłać Rive-
rola, i jako że podrażnienie gardła jakoś nie chciało ustą-
pić, zajrzał do apteki. Tam, kiedy czekał, aż zostanie ob-
służony, pozdrowiła go ta kobieta; poznał ją po czarnym
płaszczu. Kolejny zbieg okoliczności, pomyślał; najpierw
Marcet, a teraz ona. Dwa dni wcześniej, kiedy zostali sobie
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 18Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 18 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
19
niezręcznie przedstawieni, uczucie, że przeszkadza, nie
pozwoliło mu się jej przyjrzeć; potem, już na osobności,
jego pamięć błędnie odtworzyła jej postać: wysoka sylwetka
sprawiła, że przypisał jej więcej lat; czarny strój skojarzył
mu się z wyrazistszymi rysami. Tak naprawdę była bar-
dzo młoda, o łagodnych rysach i bardzo bladej cerze. Mu-
siałem się mylić, uznając ją za zawodową damę do towa-
rzystwa, pomyślał Fábregas podczas wymiany trywialnych
zdań. A może jednak nie, stwierdził; nigdy nie wiadomo.
Kiedy wyszli na ulicę, żadne nie wiedziało, jak się po-
żegnać. Żeby przerwać milczenie, Fábregas powiedział, że
idzie do urzędu pocztowego, gdzie ma odebrać przekaz.
– A zna pan drogę? – zapytała kobieta, patrząc mu w oczy
w sposób dość tajemniczy.
Fábregas, któremu hotelowy portier podał szczegóło-
we instrukcje, jak dotrzeć do celu i nie pobłądzić, odpo-
wiedział, że nie. Ona natychmiast zaproponowała, że go
odprowadzi.
– Nie chciałbym zmieniać pani planów czy zabierać cza-
su – powiedział.
– Nie mam nic do roboty – odpowiedziała.
– Naprawdę nic? – zdziwił się Fábregas.
Ona odpowiedziała, jakby pytanie to zostało zadane bez
cienia złośliwości, że choć jest wenecjanką z urodzenia, to
właśnie wróciła do Wenecji po długiej nieobecności: teraz
nie ma pracy i przyjaciół prawie też nie.
Na poczcie zrobiła się kolejka i Fábregas obawiał się, że
ona, uznawszy, że wywiązała się z obowiązku uprzejmo-
ści, tutaj go zostawi. Choć wytężał umysł z całej siły, nie
znajdował żadnego pretekstu, żeby ją zatrzymać, kobieta
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 19Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 19 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
20
jednak stała z nim z całą naturalnością. Jeśli jest profesjo-
nalistką, pomyślał Fábregas, zainteresuje się, ile pieniędzy
podejmę. Stojąc w ogonku, gawędzili dalej, nie bacząc na
ludzi wokoło. Pomieszczenie poczty było prostokątne, małe
i z niskim stropem; ściany pokrywały ciemne plamy. Fábre-
gas uskarżał się na wenecki klimat, astronomiczne ceny
i wszechobecne tłumy. Ona broniła rodzimego miasta, ale
nie czuła urazy: powiedziała, że tłum turystów nie stanowi
wyłącznie cechy Wenecji; była ostatnio w Londynie, jeździ-
ła także w miarę regularnie do Rzymu i w obu tych miej-
scach sytuacja prezentowała się identycznie.
– Dziś wszyscy podróżują – powiedziała, wzruszając ra-
mionami.
Przyznała, że pogoda w ciągu ostatnich dni była kiepska,
ale wszystko zdawało się wskazywać, że chmury się roz-
proszą: niedługo zaświeci słońce i będzie można oglądać
niezrównane niebo Wenecji, dodała.
– Co do powodzi – mówiła, wskazując na jego kalosze
i swoje czarne gumowe obuwie – to zdarzają się ciągle.
Szybko pan do nich przywyknie.
Fábregas nie mógł powstrzymać drżenia, słysząc te sło-
wa. Chciał powiedzieć: za kilka godzin wyjeżdżam z We-
necji; ale brakło mu odwagi. Kiedy przyszła jego kolej, dys-
kretnie oddaliła się od okienka. Na szczęście nie wie, jak
bardzo obraziłem ją moimi podejrzeniami, pomyślał. Za-
łatwiwszy wszystkie formalności, co okazało się procesem
długim i skomplikowanym, zaczął się za nią rozglądać –
ale nie zobaczył jej. Poszła sobie, pomyślał. Czekała jednak
na ulicy, oparta o murek otaczający fontannę. Sprawiała
wrażenie pogrążonej w kontemplowaniu płynącej wody,
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 20Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 20 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
21
ledwie jednak Fábregas do niej podszedł, obróciła ku nie-
mu uśmiechniętą twarz.
– Już myślałam, że pana tam aresztowali – powiedziała.
– Mało brakowało – odpowiedział Fábregas, pokazując
jej pokwitowanie. – I muszę jeszcze iść do banku, żeby
podjąć gotówkę.
Wychodząc z banku, czuł gruby plik banknotów w kie-
szeni spodni i pomyślał, że jest w tym coś obscenicznego;
ona jednak zdawała się nie zwracać na to uwagi.
– Dobrze – powiedziała, kiedy oboje znaleźli się na ma-
łym placyku, na którym czekała. – Skoro już tu jesteśmy,
chciałabym pokazać panu pewien kościół z interesujący-
mi malowidłami. To niedaleko, a przewodniki o nim nie
wspominają, tak że nie natkniemy się na te tak pana iry-
tujące tłumy.
Przeszli kawałek bez słowa i dotarli pod drzwi zamknię-
te na trzy spusty. Obeszli budynek dookoła, ale pozostałe
wejścia też zamknięto. Wreszcie jakaś staruszka, obserwu-
jąca ich od jakiegoś czasu z pobliskiej bramy, powiedzia-
ła, że kościół otworzy się dopiero na popołudniową mszę.
Rano rzeczywiście jest otwarty dla zwiedzających, powie-
działa, mniej więcej między dziewiątą a dwunastą. Fábre-
gas zapytał, czy zagląda tu wielu turystów, na co staruszka
odparła, że tak.
– Głównie Japończycy – uściśliła.
Ubrana była żałobnie, ale na nogach miała kalosze o in-
tensywnie zielonej barwie, niemal fl uorescencyjne. Fábre-
gas z trudem hamował śmiech.
– Nie powinien pan sobie z niej pokpiwać – zwróciła mu
uwagę jego towarzyszka, kiedy się oddalili. – Wenecjanie
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 21Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 21 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
22
są bardzo czuli na swoim punkcie. A zwłaszcza wene-
cjanki.
– Ale pani się do tej grupy nie zalicza, z tego co widzę –
powiedział Fábregas.
– Jestem wenecjanką tylko w połowie – odpowiedziała
z tym swoim wzruszeniem ramion; Fábregas nauczył się
rozpoznawać ten gest, ale jeszcze nie udało mu się rozgryźć
jego znaczenia. – Kiedyś opowiem panu moją historię, a te-
raz, na co miałby pan ochotę?
– Nie wiem. W sumie, choć jest trochę wcześnie, mogli-
byśmy pójść coś zjeść, to by nam pozwoliło uniknąć tłu-
mów – stwierdził Fábregas.
– Dobrze – zgodziła się.
Klientela gospody, do której go zaprowadziła, przyjmu-
jąc mimochodem rolę przewodniczki, zdawała się składać
wyłącznie z mieszkańców dzielnicy, co bardzo ucieszyło
Fábregasa. Zadowoliła go też jakość jedzenia i jego cena,
znacznie niższa od tego, ile zwykł płacić.
– Jakie wszystko staje się inne, kiedy się człowiek wyrwie
poza turystyczne trasy – stwierdził.
– To święta prawda – przyznała – ale jeśli tak bardzo prze-
szkadza panu turystyka, po co wybrał się pan do Wenecji?
Fábregas zaczął wymieniać z grubsza niektóre z powodów,
które jego zdaniem pchnęły go w tę podróż, ale w miarę jak
mówił, zaczynał zdawać sobie sprawę, że te przyczyny to
tylko czcza gadanina. Powoli jego relacja nabierała innego
charakteru i ostatecznie sam się zdziwił, mówiąc z wielką
swadą o sobie samym, o porażce swego emocjonalnego ży-
cia i wynikającej z niej utracie dziecka, choć był to temat, do
którego nigdy nie nawiązywał i starał się za dużo o nim nie
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 22Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 22 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
23
myśleć. Prawdę mówiąc, zwykł pocieszać się po tej stracie
myślą, że to sytuacja przejściowa i z czasem zostanie napra-
wiona. W dzieciństwie miał bardzo ograniczony kontakt
z ojcem. Pamiętał, że jako dziecko ciągle trzymał się mat-
czynej spódnicy. Potem, nie wiedząc jak, stopniowo oddalał
się od matki i coraz mniej od niej zależał, nawiązując inten-
sywniejszą relację z ojcem, z którym zaczęły łączyć go pew-
ne zainteresowania, aż ostatecznie na swój sposób został do
niego przypisany, kiedy dołączył do kadr rodzinnej fi rmy.
Oczywiście nie umykał mu fakt, że obie te sytuacje, dawną
i obecną, łączą jedynie powierzchowne podobieństwa: nie
tylko obyczaje rodzinne aktualne w jego czasach radykalnie
się zmieniły, ale także, choć nie było między nimi idealnej
harmonii, jego rodzice wyraźnie zawsze byli razem. Mimo
to owo niejasne skojarzenie stanowiło dla niego pociechę.
– Nie mogę się skarżyć na to, jak potoczyły się moje spra-
wy, i nie skarżę się – powiedział na zakończenie – ale nie
mogę też nic poradzić na to, że od czasu do czasu ogarnia
mnie przemożna melancholia. Przy takich okazjach rze-
czywistość zdaje mi się bardziej nierealna niż sen.
Słuchała z uwagą, jakby podzielała jego pesymistyczny
pogląd na życie. To, co wygaduję, musi być kompletnie
pretensjonalne, pomyślał Fábregas.
– Obawiam się, że zanudzam panią tym marudzeniem –
stwierdził.
– Nie, w żadnym razie – odpowiedziała. I widząc, że
Fábregas zamilkł wstydliwie, dodała: – Proszę mówić dalej.
– Powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia,
a może nawet więcej – odparł, odzyskując swobodniejszy
ton, jakiego trzymał się wcześniej podczas posiłku.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 23Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 23 2011-09-02 14:49:192011-09-02 14:49:19
24
– Ale wciąż nie odpowiedział mi pan na pytanie – za-uważyła.
– Jakie pytanie? – Dlaczego przyjechał pan do Wenecji. – A, na to odpowiedź jest prosta – powiedział Fábre-
gas. – Pewnego ranka zobaczyłem się w lustrze i moje włas-ne spojrzenie mnie zaskoczyło. Zrozumiałem, że moje co-dzienne życie stało się nieznośne, spakowałem walizki i oto jestem, zawracam głowę pani, która niczemu nie jest winna.
Kiedy kelner przyniósł rachunek, ona wyjęła z torebki skórzany portfelik. Fábregas wykonał autorytarny gest.
– Mowy nie ma – powiedział.
IV
Wyszli z gospody i zobaczyli, że się rozchmurzyło; ła-godne światło popołudniowego słońca złociło wilgotne kamienie.
– Chce pan zobaczyć, czy otwarto już ten kościół, który chciałam panu wcześniej pokazać? – zapytała.
Tak jak mówiła staruszka w fosforyzujących butach, po której tym razem śladu nie było, drzwi kościoła otwarto, ale ani w przedsionku, ani we wnętrzu nie było nikogo, nic też nie wskazywało na mające się tu odbyć nabożeństwo. Po chwili pojawił się kapłan i zapytał, czy może w czymś pomóc. Sutanna księdza zlewała się z ciemnością wnętrza, a jego głowa, okrągła i siwawa, sprawiała wrażenie, jakby unosiła się w powietrzu. Cóż za dziwny widok, pomyślał Fábregas.
Mendoza_Wyspa nieslychana_CS5.indd 24 2011-09-02 14:49:20