Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a...

48
Nr-? Politechniko Warszawsk PISMO PRZYRODNICZE Ul. ORGAN POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM.M.KOPERNIKA TREŚĆ ZESZYTU: K. Fajansi Budowa atomów. J. Sosno vvsk.it Wrażenia z XIII zjazdu fizjologów w Bostonie. M. Huber: Zjawiska wytrzymałościowe w przyrodzie i technice. J. Dembowski: Teorja rezonansu nerwowego. Kronika naukowa. Nowe aparaty laboratoryjne. Komunikaty z laboratorjów. Krytyka. Z życia nauki. 193O

Transcript of Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a...

Page 1: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr-?Politechniko Warszawsk

PISMO PRZYRODNICZE

Ul.ORGAN

POLSKIEGOTOWARZYSTWAPRZYRODNIKÓW

IM.M.KOPERNIKA

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U :

K. Fajansi Budowa atomów.J. Sosno-vvsk.it Wrażenia z XIII zjazdu fizjologów w Bostonie.

M. H u b e r : Zjawiska -wytrzymałościowe w przyrodzie i technice.J. D e m b o w s k i : Teorja rezonansu nerwowego.

Kronika naukowa.Nowe aparaty laboratoryjne. Komunikaty z laboratorjów.

Krytyka. Z życia nauki.

193O

Page 2: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Preparaty mikroskopowe do użytku szkolnegoNa przystępnych warunkach.Prospekt wysyła się na żądanie.

Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul. Nabielaka 2 2.

POLSKA SKŁADNICA POMOCY SZKOLNYCH(O T U S)

SP. AKC.

WARSZAWA, NOWY-ŚWIAT 33, TEL. 287-30, 28-73 i 128-43.podaje do wiadomości, te prowadzi następujące działy:

I. DZIAŁ POMOCY SZKOLNYCH: Urządzenia szkolne. Obrazy i tablice poglądowe. Mapy.Globusy. Przyrządy fizyczne. Szkło laboratoryjne. Odczynniki chemiczne. Lampy projekcyjnei przezrocza. Preparaty anatomiczne. Modele.

II. DZIAŁ MATERJAŁÓW PIŚMIENNYCH i PRZYBORÓW BIUROWYCH: Dostawy materjałówpiśmiennych, przyborów biurowych, książek buchalteryjnych, zeszytów i t. p., do urzędów, biur,szkól, kooperatyw szkolnych, zrzeszeń, księgarni, sklepów z materjałami piśmiennemi i t. p.

III. KSIĘGARNIĘ PEDAGOGICZNO-NAUKOWĄ: Dostawa podręczników oraz książek nauko-wych, pedagogicznych i z zakresu literatury pięknej, kompletowanie i tworzenie bibljotek szkol-nych, wojskowych, komunalnych, bibljotek instytucyj społecznych, związków zawodowych i t. p.

IV. DZIAŁ WYDAWNICZY: Wydawnictwo książek szkolnych i naukowych, graficznych pomocyszkolnych, tablic, map i t. p.

Kooperatywom, księgarniom, sklepom i instytucjom odpowiedni rabat.

WYDAWNICTWA K. S. JAKUBOWSKIEOOSp. z ogr. odp.

L W Ó W , P I E K A R S K A 11

LILPOP J., Roślinność Polski w epokach minionych (Flory

kopalne). zł. 13.—

MALINOWSKI E., Dziedziczność i zmienność (Zarys genetyki) zł. 1 3.—

SOKOŁOWSKI St, Budowa roślin drzewiastych . . . . zł. 19.—

SZAFER Wł., Życie kwiatów (Zarys biologji kwiatów) . . zł. 17.—

SZYMKIEWICZ D., Botanika zł. 50 —

TOKARSKI J, Petrografja . zł. 24.—

WEYBERG Z., Mineralogja zł. 32.—

Do nabycia przez wszystkie księgarnie.

Page 3: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

SPIS RZECZY ROCZNIKA 1930.

S(r.ARTYKUŁY:

Biaiobrzeski C Indeterminizm we współczes-nej fizyce . . . . . . . . . . . . 169

Bobrówna I, Ugięcie promieni molekularnych 240Bonder J. O źródle oporu aerodynamicznego 112Dembowski J, Teorja rezonansu nerwowego 19Fajans K. Budowa atomów . . . . . . . 2Gartkiewicz S. Nowa metoda badawcza w

zoopsychologji . . ; . . . j. . . . . 119Gorczyński W. Kilka wrażeń .klimatycznych

z obszarów pustynnych oraz ciepłych mórz 88Huber M. T. Zjawiska wytrzymałościowe w

przyrodzie i technice . . . . . . . 15Jędrzejowski H. Ugrupowania atomów pro-

mieniotwórczych 300Konopacka B. Czynność komórek a podział. 41Koźmiński Z. Jeziora Wigierskie jako teren

badań naukowych 218Krzemieniewski S. Prof. Dr. Emil Godlew-

ski Sen 265Lewiński J. Międzynarodowy kongres geolo-

giczny w Pretorj i 53Moniak J. Wybrzeża Algerji 275Pawtowski B. Berardja, jedna z najciekaw-

szych roślin alpejskich . . . . . . . 297Przibram H. Wycieczka do Instytutu Biologj i

Doświadczalnej r . . . . . . . . . 201Roszkowski W. Benedykt Nałęcz Dybowski . 73Rybka E. Gromada kulista gwiazd Messier 3 279Sierpiński R, Próba ustalenia charakteru kli-

matycznego części kraju na podstawie ob-serwacyj fenologicznych . , , , . . . 303

Skowron S. Symbioza i świecenie , , , , 145Słonimski P. Z zagadnień genezy krwi u krę-

gowców . . . . . . . 244Sokolowski M. P a r k i natury i rezerwaty jako

warsztaty pracy naukowej leśnika . . 150Sosnowski J, Wrażenia z XIII zjazdu fizjo-

logów w Bostonie . . . , , . . , , 7Szczaniowski S. Wrażenia fizyka z wyciecz-

ki do Stanów Zeednoczonych . . . . 212Teleżyński H. Udział cytoplazmy w dziedzi-

czeniu , . , . . . . 181Werner W. Z nowszych badań nad przewod-

nictwem metali 137Weyberg Z. Słów kilka o kierunku doświad-

czalnym w naukach mineralogicznych . 177

Str.Wiśniewski T. Akcja ekspedycyjna L. Sa-

wickiego 233Zawadzki B< Znaczenie stężenia jonów wo-

dorowych dla fizjologji 105Ziemecki S. O dyfrakcji molekularnej . . . 48Ziemecki S. O zjawisku Ramana , . . . . 80

KRONIKA NAUKOWA.

Antropologia.

Sinanthropus •—• człowiek z dolnego czwarto-rzędu w Chinach 161

Astrononija, astrofizyka, geofizyka.

Pięciometrowy reflektor . . . . . . . . 61Fizyka wszechświata 154Echa sygnałów radjowych w świetle teorji

zórz polarnych Stórmera 188O energji intraatomowej 284O istnieniu warstwy ozonowej w stratosferze 312Johannes Kepler , . . , 316

Bakterologja, serologja.

Bakterje fermentujące błonnik . . . . . 26Rola systemu nerwowego w zjawiskach od-

porności . . . . ; , ; 64O t. zw. ultramikrobach , , , . . . . . 93Działanie bakterjobójcze promieni Rentgena

małej przenikliwości . 124Bakterje rosnące w wysokich koncentracjach

soli kuchennej 126O chorobie papuziej — psittacosis . . . . 158Wytwarzanie ciepła przez czyste hodowle

bakteryj i grzybków pleśniowych , , . 194Barwnik niebieski drobnoustrojów . , . , . 227Serodjagnostyka raka . . . . . . . . . 257O istocie zarodnikowania bakteryj . , , . 287

Biologja,

Hans Spemann . . i . 25O kwitnieniu bambusów . , 27Działanie niskich temperatur na pyłek roślinny 29

Page 4: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

WSZECHŚWIATStr.

Nieśmiertelność pierwotniaków 63Ubarwienie a przysadka mózgowa . . . . 64Poliformizm wymoczków 65Specyficzność komórek mezenchymatycznych 99Geneza włókien łącznotkankowych . . . . 100Regulacja cieplna u owadów społecznych , , 156Osobliwy gatunek dżdżownicy 159Zabójczy wpływ mroźnej zimy 1928/29 na

ptaki 159Fauna racholubna wyspy Krakatau . . . . 162Oryginalny przypadek regeneracji 225Nowe dane w sprawie teorji rezonansu ner-

wowego 253Współczesne poglądy na strukturę błony

plazmatycznej . , , ,• • • 254Zapłodnienie jaja szkarłupni 285Metoda mikrospopielania w histologji , . . 317

Chemia.

Fabryka w Mościcach . . . . , . , . 127Z Zakładu Chemji Fizycznej Politechniki

Warszawskiej 160Struktura celulozy w świetle promieni Ront-

gena 251Metoda elektroanalizy przy pomocy „kroplo-

w e j " elektrody rtęciowej 313

Fizjologja, biochemia.

Nowy aminokwas z hemoglobiny 29Wpływ naświetlania i górskiego klimatu . . 29„Szkodliwość" chleba 29Przeżywanie amputowanej głowy psa . . . 30Sir Frederick Gowland Hopkins, laureat Nobla 92Wydzielanie mocznika i kwasu moczowego

przez pierwotniaki . I 126Badania nad zawartością tytanu w roślinach

jawnokwiatowych . . . . . . . . . 159Dzienna racja żelaza 194Mięso jako jedyne pożywienie , , . , , . 226Miedź a synteza hemoglobiny w organizmie 226Łatwy sposób pobudzania ośrodka oddecho-

wego 226Wpływ rozcieńczenia na pH krwi. . . . . 226Wpływ transfuzji młodej krwi na regene-

rację tkanek 286O działaniu oligodynamicznem 286O działaniu biologicznem promieni podczer-

wonych 317

Fizyka.

Nowy detektor promieni mitogenetycznycti . ^8Ludwik de Broglie 58Prace Ruppa nad uginaniem, rozpraszaniem

i pochłanianiem elektronów . . . . . 60Zjawiska przy przemagnesowywaniu żelazu. 62O aktynoinetrach termometrycznych . . . . 95Wykrywanie izotopów zapomocą widm pas-

mowych 98Najnowsze wyniki i horoskopy z dziedziny

bardzo wysokich napięć . . . . . . . 122Z dziedziny magnetofizyki atomu , , . . 192Widełki strojowe kwarcowe w próżni . . 228Magnetyzm a ruchy wirowe elektronów . 250O fotografowaniu dźwięków na podstawie efe-

ktu Kerra 310Wyznaczanie lepkości cieczy w komórce ży-

wej , , , . , . . , 318

Str.Geologja, mineralogja.

Nowe wykopaliska u stóp Karpat w Staruni 32Na froncie sedymentologji . . . . . . . 227Uwaga o pierwiastku chemicznym tytanie w

powłoce ziemskiej 283

Psychologja porównawcza.

Zmysł czasu pszczoły 31Węch psów policyjnych . . . . . . . . 63Odruchy skojarzone u modliszki . . . . . . 287W sprawie zdolności orientacyjnej gołębi

p o c z t o w y c h . . . . v . . . . . . . 2 8 7

NOWE APARATY I METODY LABORATO-RYJNE,

Aparatura metrologiczna Benoit, Fabry i Perot 33Zegar o swobodnem wahadale 100Szkiełka przedmiotowe z matową częścią do

pisania . . . v . . . . . \. . . . 128Udoskonalona metoda czyszczenia naczyń pla-

tynowych : : . . . , . . , . , . 129Samoczynny regulator ciśnienia dla prac w

umiarkowanej próżni 129Mycie szklanych naczyń miarowych . . . . 129Dwa nowe typy laboratoryjnych wytworników

gazów 129Aparat do oczyszczania rtęci 129Interferometr do badania procesu wzrostu . 163Zginanie szklanych rurek , , . . . . , , 194Menisk rtęci 194Nowa kolumna do destylacji frakcjonowanej 194Usuwanie smaru z wylotu biurety, , , . , 195Napisy na szkle 195Utrzymanie stałej wilgotności w zamkniętej

przestrzeni . |, . , . , ' . 195Pompa próżniowa Cenco-Hyvac 258Galwanometr uniwersalny . . . . . . . . 259Oznaczenie punktu topliwości , 288Udoskonalona biureta wagowa . . . . . . 288Wyprostowywanie skrawków mikrotomowych 288Katoda tantalowa do elektrolizy rtęci , . . 288Kit do połączeń krzemionka - szkło, . . . 288Wygodny zespół do miareczkowania . . . . 289Aparat laboratoryjny do ekstrakcji ciągłej . 319Prosty aparat do pomiaru prężności pary lot-

nych cieczy , . , , , 319Laboratoryjny aparat do destylacji , . . , 320

KOMUNIKATY Z LABORATORJÓW.

Begdon 3. Wymiary i wskaźniki niektórychznamion mrówki Stenamma Westw. we-siwoodi Arn. (Westw.?) polonicum nov.subsp, znalezionej na Pomorzu, . . . 130

Białaszewicz K. Badania nad zjawiskamiregulowania składu mineralnego cieczyciała, Cz, I 260

Bogucki M. O rzekomo hamującym wpływiecieczy celomatycznej jeżowców na po-wstawanie błony zapłodnienia i na brózd-kowanie 260

Bychowska M. O przebiegu listewek skórnychna dłoniach u naczelnych 164

Chejfec M. Długość życia Paramaecium cau-datum w z w i ą z k u z o d ż y w i a n i e m . . . 3 5

Cygowa T. S t u d j a a n a t o m i c z n o - e k o l o g i c z n en a d l i ś ć m i s t o r c z y k ó w k r a j o w y c h . . . 6 8

Czerniewski Z. Spirosłomum ambiguum Ehrbg.S t u d j a b i o l o g i c z n e . C z , I . , , , , . 3 6

Page 5: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

WSZECHŚWIATStr.

D m o c h o w s k i A . O p u r y n a c h m i ę ś n i . . . . 3 6Dobrowohka H., F. Holweck i L. Wertenstein.

P o t e n c j a ł j o n i z a c y j n y r a d o n u . . . . 2 2 9Eisenberg - Hamburg E. Wpływ strontu na

ruch Paramaecium , 196Gomolińska M. Wpływ elektrolitów na szyb-

kość hydrolizy wielocukrów . . . . . 130Grochmalicki J. Małżoraczki pokładów drugie-

go okresu międzylodowcowego w Szelą-gu pod Poznaniem , 130

Henig B. Tymczasowe doniesienie o organachchordotonalnych u gąsienic motyli . . . 164

Herszfinkel H. i H. Dobrowolska. Uwagi oprawie prawdopodobieństwa i wyrzuca-niu cząsteczek « z jąder atomów promie-niotwórczych : , 165

Jakubisiak S. Materjały do fauny skorupia-ków widłonogich (Copepoda) z rodzinyHarpacticidae w Poznańskiem i na Po-morzu , . . / . . . . . , 129

Jakubisiak S. Notatka o skorupiakach widło-nogich z grupy Harpacticidae zatokiPuckiej 130

Kapuściński W. Fluoresoencja pary cynku . . 69Kaufman L. Badania nad pochodzeniem różnic

wielkości ciała, wraz z opisem nowej me-tody kultur in vitro jaj kur i gołębi . . 195

Kaufman L. Analiza czynników, kształtują-cych przebieg wzrostu na podstawie ba-dań nad wzrostem kur i gołębi . . . . 195

Kemula W. Przyczyny polaryzacji przy ele-ktrolizie soli rtęciowych 196

Koehłer Z. (f). Rozpuszczalność związkówfosforowych zarodków żyta 67

.Kowarzyk H. Promieniowanie mitogenetycz-ne, a wpływ ciał lotnych ze zmiażdżo-nych tkanek cebuli na zjawiska koloidalne 321

Krauze O. Przyczynek do poznania zachowa-nia się dżdżownicy 68

Laskowski M. O pobieraniu tlenu przez skóręu żaby 36

Łuniewski A. Radiolaryty w żwirach pregla-cjalnych Prawisły 165

Mann T. O domniemanym udziale azotu ami-dowego białek krwi i mięśni w przemia-nach chemicznych mięśnia pracującego 321

Mazurkiewicz W. i H. Bukowiacki. Mikrofo-tografia w ciemności 196

Miodzianowska H. Widmo ramanowskie kil-ku izomerów 131

Moraczewska M. O widmie absorpcyjnempary selenu : 131

Morawiecki A. Fosforyty z okolic Gdyni. . 229Mrozowski S, Ciepło parowania cząsteczek

Zns, Cd2 i Hgi 101Nowiński W. W. Pobudliwość poszczególnych

części serca pod działaniem drażnionegonerwu błędnego . . [ . , . . . i . . 68

Ostrouch M. Chondriom i aparat Golgi'egow komórkach gruczołów dna żołądka . . 289

Paczoski J. Lasy Bośni 35Paczoski J. Zmiany szaty roślinnej . . . . 131Paczoski J. Dwie socjologje 131Różycki S, Z. Dyzlokacje dyluwjalne w oko-

licy st. Złoty Potok . . . . . . . . 196Róiycki S. i Z. Sujkowski. Radiolaryty w

obrębie Karpat Fliszowych 68Saksówna S. O przemianie mineralnej pod-

czas głodu u psa 196Stonimski P. Prosty sposób uwalniania za-

rodków płazów ogoniastych z otaczają-cych je błon 260

Slonimski P, O pierwszem pojawieniu się he-moglobiny u zarodków aksolotla . . . 260

Str.Sionimski P, O zdolności swoistego samo-

różnicowania się presumptywnego za-wiązka krwi u płazów . . . . . . . 290

Słonimski P. O dualizmie w genezie ciałekkrwi czerwonych i białych u płazów . . 321

Siark C. ( t ) . Wioślarki (Cladocera) jezioraBytyńskiego 130

Sym E. Lipaza i jej działanie . . . . . . £30Szabuniewicz B. O potencjale mięśnia , . . 289Szabuniewicz B. O kształcie krzywych skur-

czu pojedynczego normalnych i spola-ryzowanych mięśni przy bezpośredniemi pośredniem drażnieniu . . . . . . . 289

Szabuniewicz B, Dodatnie spolaryzowanie mię-śnia, a skurcz mechaniczny . . . . . . 320

Szymkiewicz D. Nowe zastosowanie metodstatystycznych do systematyki roślin , . 35

Truszkowski R. Utlenianie kwasu moczowegowęglem aktywowanym 130

Truszkowski R. Urikaza . 260Wilczyński J. Studja nad determinacją płci

u Bonellia niridis , 261Witanowski W. R. Fosfatydy. I. O fosfaty-

dach wątroby królika . . . . . . . 321Witanowski W. R. Fosfatydy. II. O losie

związków cholinowych w organizmie kró-lika, pozbawionego nadnerczy . . . . . 321

Wolfke M. Uwaga dotycząca pierwszeństwaidei molekuł kwantowych . . . . . . . 195

Zawadzki B. Badania nad rozmieszczeniemniektórych krystaloidów w układach kolo-idalnych, zbliżonych do cytoplazmy . .. 35

OCHRONA PRZYRODY.

Zjazd Państwowej Rady Ochrony Przyrodyw r. b 66

Z historji żubrów 102Film a ochrona przyrody . 131Organizacja ochrony przyrody w Polsce . , 132Warszawski Ogród Zoologiczny . . . . . . 197Pieniny parkiem narodowym . . . . . . 290Wystawa ochrony przyrody w Warszawie. . 291O film ochroniarski 322

KRYTYKA.

Braun - Blanąuet J, Pflanzensoziologie . . 38Fitting H„ H. Sierp, R. Harder i G. Karsten.

Lehrbuch der Botanik fur Hochschulen . 167Fizyka współczesna 134Fournier d'Albe E, Cuda fizyki 69Halaunbrenner M. Ćwiczenia praktyczne z ii-

zyki w szkole średniej. Optyka . . . . 165Index londinensis . , , , . . . . . . . 71Jeans J. H. Eos czyli granice astronomji . . 199Kalinowski S, Fizyka, t. III 39Koerner A, Pflanzenleben der Donaulader . 103Kołodziejczyk J. Ćwiczenia z morfologji ro-

ślin. Cz, I I . ( l l 70Krajobrazy roślinne Polski . 104Krawiec F. Lichenotheca polonica 200Lilpop I. Roślinność Polski w epokach minio-

nych . . . . . 37Landborg H. Rassenkunde des schwedischcn

Volkes 263Mianowskiego Kasa , , . . . . * , . . 133Miklaszewski J. Lasy i leśnictwo w Polsce. 132Moszyński A. Dżdżownica i pijawka . . . . 166Mścisz Z. Zarys metodyki geografji. . . . 69Niemcówna S. Nauczanie geografji w szko-

łach szwedzkich 292

Page 6: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

; E C H Ś WI A T

• • • " . " • • ' ' . , ; str.

„OSHPSim- 'przyrody"; •.. .- : " '-*-Mt 'f '•/ j . 36faczoski' -J: Basy Białowieży--.,., . 7 .'•>.•} . 133Pctczoski J. ŻycieJgromadńeróśtinT''" ." ? . 291Palaeontolbgia' polonica" '"'. ",*.*?,' 71Poldteie, • Prace Biura Meljóracji 37

ć/Pfrzwrafti H. Experimentalzoologie. T. 6.Zodnomie 38

Romanisźyn J. i F. Schille, Fauna motyli Pol-ski,4 229

Szaf er W . Element górski we florze niżu pol-skiego . . . . , 291

Tołwiński K. Nowy atlas geologiczny Bory-sławia 293

Weyberg Z. Mineralogja 292Wojnicz - Sianożęcki J. i G. Doborzyński.

Fizyka w zakresie gimnazjum humani-stycznego 261

Zillinger W. Zbiór ćwiczeń z fizyki dla szkółpowszechnych. : : . 325

Zablocki J. Nowoczesne opracowanie kopalnejflory Wieliczki 326

MISCELLANEA.

Ś. p. Feliks Kotowski 40Nauk a polska zagranicą . . . . . . . . 40Przyznanie nagrody naukowej 40Powstanie sekcji pedagogicznej przy Pol-

skiem T-wie Fizycznem , 71Ekspedycja do Afryki . . , . , . . . . 71Kongres cytologów 72Zapomniana stacja (Villefranche s, m.) . . . 72Obecny stan ogrodu botanicznego w Dublanach 72Konkurs naukowy 104V-ty zjazd Niemieckiego T-wa Fizycznego 136Pierwsza ogólnopolska konferencja psycho-

techniczna , 136Międzynarodowy kongres zoologów . . . 167Kongres mikrobiologiczny 167

Str.Stulecie T-wa Geologicznego 167Konkurs na pracę dydaktyczną z dziedziny

fizyki i chemji 167Ś. p, Stanisław Marjan Krzysik 168Uroczystość naukowa 168Stacja dla badań nad antropoidami . . . . 200Kongres cytologów doświadczalnych . . . . 200XV Kongres międzynarodowy antropologii

i archeologj i przedhistorycznej w Portu-galji , 230

Kongres zootechników 231V zjazd Fizyków Polskich . . . . . . . 232Ś. p. Władysław Poliński 232Uroczystość poświęcenia tablicy pamiątkowej

ku czci ś. p. prof. Raciborskiego w Ćmie-lowie 263

Karpacka Stacja Geologiczna w Borysławiu . 294V zjazd Fizyków Polskich w Poznaniu (spra-

wozdanie) 295Dary książkowe z Ameryki 296Sprawozdanie z V międzynarodowego kongre-

su botanicznego w Cambridge . . . . 326Norweska stacja biologiczna Herdla . . . . 327Nauki przyrodnicze na międzynarodowej wy-

stawie w Leodjum 328Spis chemików polskich 328

CAŁOSTRONICOWE ILUSTRACJE TYTUŁOWE.

Kwiaty szafranu spiskiego w Tatrach , 104—105Park natury w Punkaharju (płd. Fin-

landja) f. . . 136—137Skała dla białych niedźwiedzi (Ha-

genbeck - Hamburg) 168—169Widok części jeziora Wigry i okolic 200 — 201Wodospad w parku natury Yellowstone

w U. S. A 232 — 233Ś. p. Emil Godlewski Sen 264 — 265Krajobraz norweski (Norangsdal) . . 296--297

Page 7: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z EORGAN POLSKIEGO TWA PRZYRODNIKÓW IM. M. KOPERNIKA

Nr. 1 Styczeń 1930

Treść zeszytu: K F a j a n s . Budowa atomów. J. S o s n o w s k i . Wrażenia z XIII zjazdu fizjologów w Bostonie.M. H u b e r . Zjawiska wytrzymałościowe w przyrodzie i technice. J. D e m b o w s k i . Teorja rezonansu ner-wowego. Kronika naukowa. Nowe aparaty laboratoryjne. Komunikaty z laboratorjów. Krytyka. Z życia nauki.

DO CZYTELNIKÓW.

Polskie Towarzystwo Przyrodników im. Kopernika, spełniając naczelne swe zadanie, jako

Zrzeszenie wiedzą przyrodniczą wśród najszerszych kół społeczeństwa rozpowszechniające, podjęło

trud Wznowienia wydawnictwa, które w latach niewoli niepośledniem cieszyło się uznaniem.

„ Wszechświat" W dobie powszechnego ucisku Wszelkiej swobodnej myśli polskiej był jednym

z tych jasnych promykóu) nadzieji, które krzepiły serca i zaprawiały wolę do wyzwalającego

czynu. Rola jego W dobie odrodzenia nie powinna i nie może być skończona. Wszak potężnym

środkiem do usunięcia najgorszych skutków niewoli—ciemnoty—jest rozpowszechnianie wiedzy,

w tem przyrodniczej przedewszystkiem. Zrozumienie ważności tej sprawy stało się dziś powszechne.

Towarzystwo nasze, jako czynnik obywatelski, to pełni poczucia odpowiedzialności uznało, iż

Wznowienie tego czasopisma, które W historji wysiłków pracy nad uświadamianiem przyrodniczem

społeczeństwa posiada chlubnie zapisaną kartę, jest najodpowiedniejszym środkiem prowadzącym

bezpośrednio do celu.

Oddając ten pierwszy zeszył wznowionego „Wszechświata" do rąk Czytelników, liczymy

niezłomnie na ich pomoc. Podejmujemy trud wśród ciężkich Warunków pracy, jednakże z tą

pełnią wiary, iż nie będzie on daremny, a nadejdzie ostatecznie chwila, iec/y zrozumienie po~

trzeby wiedzy przyrodniczej dotrze do najgłębszych Warstw wolnych obywateli Rzeczypospolitej1.

JULIAN TOKARSKI

Prezes P. T. P. im. Kopernika.

Page 8: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

WSZECHŚWIAT Kr. i

KAZIMIERZ FAJANS (Monachjum).

B U D O W A A T O M Ó W

W dążeniu do sprowadzenia wielkiej róż-norodności otaczających nas ciał do możli-wie małej .liczby .składników, doszła naukaw końcu zeszłego stulecia do poznaniaokoło 80 lub 90 pierwiastków, Pierwiastka-mi nazwano ciała, które nie dają się rozło-żyć na prostsze składniki za pomocą zwyk-łych metod chemicznych: ogrzewania,prądu elektrycznego, oddziaływania innychciał. Były to więc ostatnie dostępne chemi-kowi składniki ciał przyrody. Jako znanepierwiastki można wymienić wodór, hel,tlen, azot i wiele innych, jak metale i t, p,Dla każdego pierwiastka założono istnienienajmniejszych cząstek, nazwanych atoma-mi, a stanowiących granicę podzielności,a więc 90 pierwiastkom odpowiadałoby 90rodzajów atomów, Każdemu atomowi przy-pisano określony ciężar atomowy, który od-noszono zwykle do ciężaru atomowego wo-doru, przyjętego za jednostkę. Jeśli więcmówimy, że ciężar atomowy tlenu wynosi16, to rozumiemy przez to, iż atom tlenujest 16 razy cięższy od atomu wodoru. Za-łożono następnie, że atomy jednego pier-wiastka są wszystkie identyczne; nie mogąone przechodzić jedne w drugie, są niezni-szczalne i nie mogą być rozłożone na dal-sze części. Tak wyobrażano sobie budowęmaterji w końcu ubiegłego stulecia.

Odkrycie radu pociągnęło za sobą ważnezmiany w tych poglądach. Rad jest ciałem,które za pomocą zwykłych metod chemikatak samo nie da się rozłożyć na prostszeskładniki, jak węgiel lub tlen. Równie jakte ostatnie, należało zaliczyć rad do pier-wiastków chemicznych. A jednak rad ule-ga powolnym zmianom. Rad rozkłada sięsamorzutnie, przyczem z danej jego ilościpo upływie 2000 lat pozostaje tylko poło-wa. Jednocześnie ten rozpad zachodzi zu-pełnie inaczej, niż rozkład jakiegokolwiekzłożonego ciała chemicznego na składnikiprostsze, W tym ostatnim przypadku może-my z łatwością wpłynąć na proces przez

podniesienie temperatury, ale proces roz-padu radu jest całkowicie samorzutnyi w żaden sposób nie zdołamy nań oddzia-łać. Wynika stąd, iż rozpad .radu jest czemśinnem, niż rozpad zwykłych złożonych ciałna ich atomy, a mianowicie należało przy-jąć, że sam atom radu ulega rozpadowi.Stwierdzono ponadto, że-przytem wydzielasię hel, którego ciężar atomowy wynosi 4.Hel okazał się przez to składnikiem radu,czyli atom złożony zawiera w sobie atomprostszy jako składnik, Próicz tego bada-nia nad radem doprowadziły do poznaniazadziwiających promieni, które nazywamypromieniami a i (3, a których główna wła-ściwość polega na tem, iż są one cząstka-mi, posiadającemi nabój elektryczny i wy-rzucanemi przez rozpadające się atomy ra-du z wielką szybkością. Szybkość tawynosi wiele tysięcy kilometrów na se-kundę. Takie powstawanie naładowanychelektrycznością cząsteczek przy rozpadzieatomu radowego wskazuje, że wewnątrzatomu muszą istnieć naboje elektryczne,I oto teraz musimy powiązać ze sobą dwafakty: powstawanie helu przy rozpadzieradu, oraz obecność nabojów elektrycz-nych wewnątrz atomu radowego,

Jak możnaby sobie naszkicować obraztakiego atomu? W usiłowaniach zdoby-cia odpowiedzi na to pytanie rozstrzygającąrolę odegrały badania nad przechodzeniemcząsteczek « i [3 przez materję. Jak wiemy,wyrzucone z atomu radu z szybkością oko-ło 20,000 kilometrów na sekundę cząstecz-ki a. mogą przejść przez kilkocentymetro-wą warstwę powietrza, nie zmieniajączbytnio swego kierunku. W pewnym stop-niu zachodzi odchylenie, nieraz nawet za-łamanie, ale naogół cząstka a możeprzejść przez setki tysięcy drobin powie-trza, nie zmieniając kierunku swej drogi.Fakt wskazuje, iż atomy muszą posiadaćbudowę porowatą, znajdują się w nich lu-ki, przez które cząstka a przechodzi bez

Page 9: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 W S Z E C H Ś W I A T

przeszkód. Cząsteczka taka nie jest prze-cież promieniem, w rodzaju promieniaświetlnego, lecz jest cząsteczką materjal-ną, atomem helu, niosącym nabój dodatni.Coś podobnego obserwujemy także w przy-padku promieni p. Ich istnienie stwierdziłjuż przed 30 laty L e n a r d, podczas ba-dań nad promieniami katodowemi, którew rurkach rontgenowskich wywołują po-wstawanie promieni R o n t g e n a . Takżei te promienie mogą przechodzić przezgrube warstwy materji i L e n a r d wnosiłz obserwacji zjawiska, że w jednym kilo-gramie ołowiu zawarte jest materji nieprze-puszczalnej nie więcej, niż jej mieści sięw główce od szpilki. Cała reszta objętości,to przestrzeń pusta. Mamy więc przed so-bą fakt istnienia podobnej budowy gąbcza-stej, a zarazem wiemy, iż zawarte sąw niej naboje elektryczne. Przechodzeniepromieni a przez atomy umożliwiło bliż-sze poznanie rozkładu tych nabojów we-wnątrz atomu. Zanim przejdziemy doprzedstawienia wyników tych badań,chciałbym przypomnieć czytelnikowi nie-które podstawowe fakty z dziedziny nauki0 elektryczności, Jeśli są to fakty elemen-tarne i powszechnie znane, to jednak w in-teresie ciągłości przedstawienia sprawynie chciałbym ich pominąć, *

Istnieją dwa rodzaje elektryczności: na-boje jednego rodzaju odpychają się wza-jemnie, naboje różnego rodzaju natomiastprzyciągają się. Z tego powodu odróżniamyelektryczność dodatnią i ujemną, Gdy złą-czymy ze sobą elektryczność dodatnią1 ujemną, zachodzi częściowa neutralizacjaobu. Właśnie dlatego nazwano je dodatniąi ujemną, że na podobieństwo wielkościalgebraicznych znoszą się one wzajemnie,Naboje elektryczne dodatnie i ujemneuważamy za równe, gdy ich działanie na-zewnątrz znosi się zupełnie, a wiec gdyzachodzi całkowita neutralizacja. Wielkośćnabojów mierzono za pomocą subtelnychprzyrządów i stwierdzono, że naboje dająsię dzielić na coraz to mniejsze części. Jed-nakże badanie doorowadziło do wniosku,że i podzielność elektryczności nie jest bez-graniczna. Jak w przypadku atomów, do-

chodzimy i tu do granicy podzielności, donajmniejszego naboju, który nie daje się jużpodzielić na jednostki jeszcze mniejsze. Jestto atom naboju elektrycznego, który nazy-wamy „nabojem elementarnym". Okazałosię ponadto, że granica ta zarówno w przy-padku dodatniej, jak ujemnej elektryczno-ści, prowadzi do naboju tej samej wielko-ści. Oznacza to: jeśli połączymy nabój ele-mentarny ujemny z dodatnim, to zajdziezuoełna neutralizacja. Również i oboiętnyelektrycznie atom posiada równa liczbęnabojów elementarnych dodatnich i ujem-nych.

Prócz takiego poznania istoty elektrycz-ności, doprowadziły w ostatnich dziesię-cioleciach ubiegłego stulecia badania L e-n a r d a i T h o m s o n a do odkrycia nad-zwyczaj ważnego faktu. Znaliśmy dotądnabói elementarny tylko w ścisłym związ-ku z materją, jako nabój materii. Elek-tryczność uważano zatem za pewien stanmaterii. Ale oto poznano w promieniachkatodowych atomy wolnej ujemnej elek-tryczności. Już. atom wodoru posiada nad-zwyczaj małe wymiary i małą masę. Masaatomu tego najlżejszego pierwiastka che-nicznego tak się ma do masy 0,1 grama, jak1 kg, do masy globu ziemskiego. Okazałosię jednak, iż elektryczność ujemną w pro-mieniach katodowych można otrzymaćw postaci cząstek o wiele lżejszych, Wolnynabój elementarny ujemny, jak go znamyw promieniach katodowych lub promie-niach (3, jest dwa tysiące razy lżejszy odatomu wodoru, Nie jest to nabój elektrycz-ny, związany z atomem, jest to nabójelektryczny sam w sobie. Oczywiście pró-bowano także otrzymać niezależne od ma-terji cząstki elektryczności dodatniej. Po-mimo wszelkich starań nie udało się tojednak. Dawniej, jak dziś, musimy powie-dzieć, że najlżejszą naładowaną dodatniocząstką jest atom wodoru.

Wymienione fakty: porowata strukturamaterji oraz wyznaczenie naboju elemen-tarnego, doprowadziły do obrazu budowymaterji, naszkicowanego przez R u t h e r -f o r d a w roku 1911 i doprowadzonego

Page 10: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

przez Ni e l s B o h r a (1913) do wysokie-go stopnia doskonałości.

Zaczniemy od atomu wodoru. Od każ-dego atomu każdego pierwiastka możnaoddzielić ujemne naboje elementarne, na-zwane elektronami. Dotyczy to równieżatomu wodoru, z którego można otrzymaćtylko jeden elektron; po jego oddzieleniuatom zyskuje nabój dodatni, rótwny nabo-jowi elementarnemu elektryczności dodat-niej. Jest to jednocześnie granica podziel-ności elektryczności dodatniej. Wobec te-go budowę atomu wodoru można sobiewyobrazić w sposób następujący: atomskłada się z naboju elementarnego dodat-niego, i również jednego naboju ujemnego.Różnica pomiędzy obydwoma polega natem, że nabój ujemny, elektron,, jest bar-dzo lekki, gdy cała masa atomu jest zwęża-na z nabojem dodatnim. W tym systemie za-chodzi ożywiony ruch, a mianowicie lekkielektron obraca się dokoła ciężkiej cząstkidodatniej, czyli jądra, z wielką szybkością.Słusznie porównano taki atom z malutkimsystemem słonecznym, w którym jądremjest słońce, ziemia zaś jest elektronemujemnym, Dzięki pracom B o h r a znamyobecnie budowę tego atomu ze wszystkie-mi szczegółami. Wiemy dokładnie, jakajest odległość elektronu od. jądra, czyli

.znamy promień atomu. Przecież prócz toruelektronu nic więcej w atomie niema. Roz-miary atomu są bardzo małe, wynoszą bo-wiem połowę miljonowej części milimetra,czyli promień atomu tak się ma do 1 cen-tymetra, jak 1 centymetr do 2000 kilo-metrów. Jeśli sam atom jest tak niesłycha-nie drobny, to wymiary jego części składo-wych są jeszcze znacznie mniejsze. Teostatnie nie są znane zupełnie dokładnie,wiemy jednak, że promień jądra i promieńelektronu stanowią najwyżej jedną dzie-sięciotysiączną część promienia całegoatomu. W przybliżeniu możemy więc przy-jąć jądro i elektron za punkty: dokołapunktu jądra obraca się w odległości poło-wy jednej miljonowej milimetra punktelektronu. Znamy następnie szybkość ob-rotu elektronu i znamy siłę, z jaką jądroprzyciąga elektron. Zupełnie jak w syste-

mie słonecznym, elektron nie spada najądro, gdyż siła przyciągania zostaje zrów-noważona przez siłę odśrodkową. Z tychfaktów można wreszcie m dużą dokładno-ścią wyznaczyć budowę widma świetlnegoatomu wodoru.

Przechodzimy obecnie do systemu niecobardziej skomplikowanego: do atomu helu.Ciężar atomowy helu wynosi 4, czyli atomhelu jest 4 razy cięższy od atomu wodoru.Hel posiada dwa elektrony ujemne. Jeślije odłączyć, to pozostaje atom, noszącypodwójny nabój dodatni, czyli nic innego,jak poznana już przez nas cząstka a, sta-nowiąca jądro atomowe. Mamy więc bu-dowę następującą. Hel zawiera jądro0 podwójnym naboju dodatnim, dokołajądra krążą dwa elektrony ujemne. Rów-nież i w tym przypadku wymiary jądra1 elektronów są bardzo małe w stosunkudo wymiarów całego atomu i można jeuważać za punkty. Masa atomu jest zwią-zana z jądrem, które jest cztery razy cięż-sze od jądra atomu wodoru. Praktyczniebiorąc, w tego rodzaju obliczeniach, masaelektronu nie odgrywa roli. Rozumiemyteraz, dlaczego taki niosący podwójny na-bój dodatni atom helu może przejść bezprzeszkód przez wiele innych atomów: ja-ko punkt może on z łatwością przeleciećprzez luki w innych atomach.

Przechodzimy następnie do litu. Jegonabój jądrowy wynosi 3, jego ciężar ato-mowy 7. Budowa atomowa litu wynikaz analogji. Znowuż mamy jądro, niosące 3naboje elementarne dodatnie, dokoła jądrakrążą trzy ujemne elektrony. Zawszew stanie elektrycznie neutralnym liczbanabojów dodatnich musi być równa liczbieujemnych. Następnym co do stopnia skom-plikowania systemem jest beryl, późniejbor, jeszcze później węgiel. Nabój jądrowywęgla jest równy 6, Sześciu dodatnim na-bojom jądra odpowiada 6 negatywnychelektronów, krążących dokoła, gdy stanelektryczny atomu jest neutralny. Dla ato-mu tlenu odpowiednie liczby są: 8 nabo-jów jądra i 8 elektronów, dla wapnia 20,dla złota 79, dla ołowiu 82 i dla najcięż-szego ze znanych atomów; "atomu uranu,

Page 11: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT

mamy aż 92 naboje jądra, dokoła którego,jak planety dokoła słońca, krążą 92 elek-trony. Widzimy tu już system bardzoskomplikowany, układ planetarny, o wielebardziej zawiły od naszego układu sło-necznego.

Z powyższego wynika, że zawsze jedenpierwiastek chemiczny różni się od innegopierwiastka nabojem jądra i liczbą ujem-nych elektronów, Liczba nabojów i elek-tronów określa ściśle własności atomu.Z tego stanowiska można rólwnież zrozu-mieć fakt istnienia t, zw, izotopów. Chodzio to, że pierwiastki chemiczne mogą wy-stępować w różnych postaciach, zgodnychze sobą co do większości swoich cech, aleróżnych pod względem ciężaru atomowe-go. Tak np. znamy dwa rodzaje ołowiu.Na zasadzie prac badacza monachijskiegoO, H o n i g s c h m i d t a , wiemy, że ciężaratomowy ołowiu, otrzymanego z minera-łów radowych i uranowych, wynosi 206,gdy ołów zwykły ma ciężar atomowy rów-ny 207. We wszystkich innych właściwo-ściach obydwa rodzaje ołowiu są identycz-ne. Fakt ten można wytłumaczyć, zakłada-jąc, że obydwie odmiany, ołowiu posiadająjednakowe naboje jądrowe i równą liczbęelektronów, ale różnią się ciężarem jąder.

Łącznie z wodorem i uranem teoretycz-nie możliwe jest istnienie 92 pierwiastkówchemicznych i jest też rzeczą bardzo cie-kawą, iż chemikom udało się odnaleźć ich87, Tylko 5 pierwiastków pozostało jeszczedo odkrycia.

Wielka liczba elektronów układa sięw określony sposób dokoła jądra. I o temposiadamy już bliższe wiadomości. Wiemy,że właściwości pierwiastków zależą nietylko od liczby elektronów, ale także i odich rozmieszczenia dokoła jądra. W przy-padku wodoru sprawa jest bardzo prosta,gdyż mamy wszystkiego tylko jeden elek-tron, Hel zawiera dwa elektrony, mniejwięcej równoznaczne pod względem roz-mieszczenia, Dla litu, z trzech elektronówdwa są równoznaczne, położone bliżej ją-dra, natomiast elektron trzeci krążyw znacznie większej odległości od jądra,niż poprzednie dwa, W atomach następ-

nych pierwiastków zawsze dwa elektronysą równowartościowe i pozostają bliżej ją-dra, gdy pozostałe zakreślają szersze torykołowe lub eliptyczne. Stosunki te powta-rzają się aż do neonu, którego atom posia-da 10 elektronów. Z nich znowuż dwaznajdują się bliżej jądra, zaś 8 pozostałychkrążą w większej odległości, mniej więcejrównej dla wszystkich, jakby na po-wierzchni jakiejś powłoki zewnętrznej.Przechodząc do sodu, znajdujemy nowyukład, Z jedenastu elektronów dwa krążąw pobliżu jądra, 8 znajduje się nieco daleji wreszcie elektron jedenasty zakreśla sto-sunkowo bardzo szeroką elipsę, krążyw odległości daleko większej, niż wszystkiepozostałe. Zwracając się do pierwiastkówcoraz cięższych, przychodzimy do atomuargonu, posiadającego 18 elektronów. I tunie wszystkie elektrony są równowartościo-we: rozmieszczone są one na różnych „po-włokach", dwa na wewnętrznej, 8 na bar-dziej odległej i 8 na orbicie zewnętrznej.W jeszcze cięższych atomach znamy takiepowłoki o 18 i o 32 elektronach, W atomieuranu 92 elektrony rozmieszczone sąwszystkie na podobnych powłokach1),

Dotąd uważaliśmy jądro za punkt, dlaktórego podawaliśmy jedynie liczbę za-

*) Zaznaczyć należy, że obrazom, którcmi po-sługujemy się w próbach wyjaśnienia budowy ato-mów, przypisujemy dziś inne znaczenie, niż czyni-liśmy to w dobie powstawania i pierwszych świet-nych sukcesów teor ji B o h r a, Sądziliśmy wtedy,że jesteśmy w posiadaniu prawdziwego modeluatomowego, modelu, który jest wprawdzie utworemmyślowym, ale który możemy sobie jasno uzmy-słowić, i który powinien posiadać wszystkie włas-ności atomu rzeczywistego, Dziś natomiast wiemy7. całą pewnością, że prawa, stosujące się. downętrza atomu, są odmienne od tych praw, któ-re rządzą zjawiskami, bezpośrednio dostępnemidoświadczeniu, że zatem obmyślenie dokładnegomodelu atomowego jest rzeczą zasadniczo niemoż-liwą. Nie należy jednak sądzić, że modele B o h r astały się bezużyteczne. Są one niedoskonałe, toprawda; zawierają jednak część prawdy, to zna-czy, że przy ich pomocy możemy uzmysłowić zeznacznym stopniem przybliżenia wiele rzeczywi-stych własności atomu, Zastrzeżenie to jest ko-nieczne przy czytaniu niniejszego artykułu.Wszystkie wywody, polegające na twierdzeniu,że atomy „są zbudowane" w ten czy inny sposób,należy rozumieć w znaczeniu, że zachowują sięone tak, jakby w ów sposób były zbudowane.

Page 12: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

wartych w nim nabojów elektrycznych.Jednak samo jądro jest tworem nadzwy-czaj skomplikowanym, któremu warto bli-żej się przyjrzeć. Jak widzieliśmy, przyrozpadzie atomu radu zostaje wyrzuconyatom helu, niosący podwójny nabój dodat-ni. Jednak nabój dodatni istnieje tylkow jądrze atomu radowego. Zatem, cząstkaa musi pochodzić z jądra, a więc ustosun-kowanie się helu do radu jest tego rodzaju,że jądro helu jest zawarte w jądrze radu.Powstaje pytanie, czy podobna budowa niejest właściwa także atomom lżejszym.Atom węgla zawiera 6 nabojów dodatnichw jądrze, jego ciężar atomowy wynosi 12.Można przypuścić, iż jądro węgla składasię z trzech jąder helu. Istotnie, nabój ją-drowy helu jest równy 2, więc w trzechjądrach mielibyśmy 6 nabojów dodatnich.Masa jądra helu wynosi 4, co pomnożoneprzez 3 daje 12- Hipoteza nasza tłumaczywięc zarówno wielkość naboju jądrowego,jak ciężar atomowy węgla, 6 elektronów,należących do trzech atomów helu, two-rzą otoczkę zewnętrzną atomu węglowegoi krążą dokoła jądra, W ten sam sposóbmożemy zbudować atom tlenu z czterechatomów helu. Zarówno liczba nabojów do-datnich, jak ciężar atomowy tlenu są czte-rokrotnie większe od odpowiednich wiel-kości helu. Dochodzimy do przeświadcze-nia, iż hel musi być bardzo ważnym skład-nikiem cięższych atomów, i to w ten spo-sób, że zawsze jądro helu jest zawartew jądrze innych atomów. Jednakże ten je-dyny składnik nie wystarcza. Ciężar ato-mowy azotu np, jest równy 14, która teliczba nie jest wielokrotnością czterech,a więc nie możemy zbudować azotu z sa-mych tylko atomów helu, musimy założyćistnienie jeszcze drugiego, lżejszego skład-nika. Sam przez się nasuwa się tu wodór,W tym przypadku z łatwością zdołamywyobrazić sobie strukturę azotu, któregoatom składa się z trzech atomów helui dwóch wodoru. Podobnie rzecz się maw przypadku wielu innych pierwiastkównp. glinu o ciężarze atomowym 27, lub oło-wiu — 207. W atomach tych musimy przy-puścić, obok helu, obecność wodoru, jako

składnika. Jest to tymczasem tylko hipo-teza. Co do helu wiemy dokładnie, że pier-wiastek ten powstaje z atomów pierwiast-ków promieniotwórczych. Dla wodoru na-tomiast hipoteza pozostawała nieudowod-niona. Jednakże słuszność przypuszczeniamożna było poddać analizie eksperymen-talnej, wychodząc z faktów sztucznegorozkładu atomów, nie ich rozpadu samo-rzutnego, o którym mówiliśmy przedtem.Zwracamy się teraz do najnowszych poglą-dów na budowę atomów i do doświadczeńR u t h e r f o r d a nad ich sztucznym roz-padem.

Przez dziesiątki i setki lat dążyła al-chemja do przemiany jednych pierwiastkówchemicznych w drugie. Okazało się to nie-możliwe. A przecie rad czyni to samorzut-nie. Dlaczego właściwie zwykłe metodychemika nie są zdolne wpłynąć na procesrozpadu atomu radowego? Ta przemianapromieniotwórcza odbywa się w głębi ato-mu, w jego jądrze. Cząstka a wychodziz jądra, a tak głęboko nie sięgają pospoli-te metody chemiczne, Musimy zastosowaćśrodki, któreby zdołały przeniknąć aż dojądra atomowego. Takiego środka ekspe-rymentalnego dostarczają nam same cząst-ki a. Jak już wiemy, cząstki te zdołają prze-chodzić przez atomy, okazało się też, że zapomocą cząstek a można sztucznie spowo-dować rozpad atomów innych pierwiast-ków. Pierwszy R u t h e r f o r d zdołałuzyskać ten wynik. Badacz ten bombardo-wał atomy azotu cząsteczkami a, temiminjaturowemi pociskami, zawierającemitak wiele energji. Pociski, natrafiające naatomy azotu, zdołały rozbić je, uwalniajączawarty w nich wodór, Udało się z wszel-ką pewnością wytrącić z jądra azotowegojądra wodoru i stwierdzić definitywnie ichobecność, co stanowi istotny dowód obec-ności wodoru w jądrze atomu azotu. To sa-mo udało się również w przypadku glinu,fluoru i chloru, wszystkie te pierwiastkimuszą więc zawierać wodór jako składnik.

Czy jednak te dwa pierwiastki, wodóri hel, są temi jednostkami ostatniemi i czynie uda się ustalić istnienia pewnegozwiązku także i pomiędzy niemi? I to oka-

Page 13: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

TSr. 1 W S Z E C H Ś W I A T

zało się możliwe. Ponieważ hel posiadaciężar atomowy równy 4, można przy-puścić, że jego atom składa się z 4 atomówwodoru, a więc struktura helu daje sięsprowadzić do zawartości w nim wodoru.Jednak dokładniejsze uwzględnienie nabo-ju jądrowego wykazuje tu pewną niezgod-ność. Skoro jądro helu powinno zawierać•4 jądra wodoru, to ze strony masy wszyst-ko się zgadza, jednakże nabój jądra helumusiałby wynosić 4, gdy w rzeczywistościjest równy 2, Wobec tego dwa naboje mu-szą być zneutralizowane. Dzieje się todzięki 2 ujemnym elektronom, których•obecność w jądrze helu musimy przyjąć,obok 4 jąder wodoru. Jądro helu składało-ł>y się więc z 4 jąder wodoru i 2 elektro-nów ujemnych. Prócz tego 2 elektrony krą--żą dokoła jądra, co wszystko razem dajeatom elektrycznie obojętny1).

Doszliśmy w ten sposób znowu do tego

samego wniosku, jaki przed 100 laty wy-powiedział lekarz angielski P r o u t, żemianowicie wszystkie pierwiastki chemicz-ne są ostatecznie zbudowane z wodoru.Wodór jest podstawą ich wszystkich.Z drugiej strony wiemy, że sam wodórskłada się z elektryczności dodatnieji ujemnej, z protonu — dodatniego jądra —i z ujemnego elektronu, a więc protoni elektron ujemny stanowią te najostatniej-sze składniki materji. Wniosek nasz osta-teczny brzmi: Elektryczność jest właśnieową pramaterją, której tak długo poszuki-waliśmy, pramaterją, występującą w dwóchpostaciach: dodatniej i ujemnej, Z tychostatnich jednostek są zbudowane wszyst-kie atomy, z nich zaś złożone drobinyi wszystkie ciała przyrody. Tak spełniłosię marzenie filozofji odnalezienia ,,prama-terji", z której zbudowana jest materjarzeczywista.

JAN SOSNOWSKI.

WRAŻENIA Z XIII ZJAZDU FIZJOLOGÓW W BOSTONIE

Międzynarodowe zjazdy fizjologów, od-bywające się — poza przerwą spowodowa-ną przez wojnę — co trzy lata, posiadająpewne cechy swoiste w porównaniu z in-nemi zjazdami — cechy w mojem przeko-naniu bardzo sympatyczne. Wyłączonąjest mianowicie wszelka oficjalność, niemażadnej reprezentacji państw, instytucyji t. p. Każdy uczestnik jest tylko sobą; imwiększą posiada wartość jako fizjolog, tembardziej będzie słuchany i ceniony. Jako

*) To samo stosuje się zresztą nie tylko do he-lu, ale i do innych pierwiastków, Z wyjątkiem

-atomu wodoru, wypadkowa liczba nabojów ele-mentarnych dodatnich jądra zawsze jest mniejsza

'od liczby zawartych w niem protonów, t. j . jąderwodoru. Część nabojów protonowych ulegać zatemmusi neutralizacji, a dziać się to może jedyniedzięki istnieniu w jądrze pewnej liczby elektro-nów, Np. jądro atomu uranu, którego masa(w jednostkach atomowych) wynosi 238, zaś na-

TJÓJ (w jednostkach równych nabojowi elementar-nemu) wynosi 92, zawiera 238 protonów i 146•elektronów. Widzimy zatem, że jądro, które.z punktu widzenia budowy atomu, jako całości,•traktujemy jak punkt, jest w rzeczywistości ukła-tdem wysoce skomplikowanym.

członek pewnego narodu, każdy uczestnikdo pewnego stopnia robi propagandę, aleta propaganda zależy tylko od osobistychwalorów i od ilości1 uczestników zjazdu.Pod tym ostatnim względem w Bostonie,Polska była reprezentowana bardzo ile.Nasze władze naukowo-oświatowe miano-wały dwóch, zdaje się oficjalnych repre-zentantów państwa — o co się nikt nigdynie spytał — i uznały swoje zadanie za cał-kowicie spełnione, W rezultacie było po-laków na zjeździe tylko sześciu, podczaskiedy hiszpanów naprzykład było dwu-dziestu kilku. Proszę sobie tylko nie wy-obrażać, że w Hiszpanji fizjologja jestnauką tak popularną. Bynajmniej, fizjo-logów właściwych było dwóch, resztato różni lekarze praktyczni, nauczycie-le i t, p., ale w ten sposób rzuca-ła się wszędzie w oczy „grupa hiszpań-ska", a ,,grupy polskiej" nie było wcale.Kiedy podczas podróży na okręcie urzą-dzono międzynarodowe zapasy przeciąga-nia liny, zaczęto szukać polaków, ale cóż

Page 14: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

8 WSZECHŚWIAT Nr. t

nawet tu nic się nie dało zrobić, gdyż byłonas wtedy czterech, a potrzeba było ośmiuosób.

To są drobiazgi, ale takie drobiazgi wy-rabiają opinję, że Polska to jest jakieśdrobne nic nie znaczące państewko, ot jakEgipt czy Kuba, bo i stamtąd byli człon-kowie nie wiele mniej liczni od polaków.

Taki prywatno-naukowy charakter mająkongresy fizjologów od samego początku,co nam przypomniał w Bostonie w prze-mówieniu na zamknięciu zjazdu, sędziwyprof. L e o n F r e d e r i c ą z Uniwersytuw Liege, przewodniczący drugiego zjazduktóry się odbył w Liege od 27 sierpnia do2 września 1892 roku, W swoich wspomnie-niach mówił prof. F r e d e r i c ą , że 10września 1888 roku w Bernie u prof. K r o -n e c k e r a, zebrała się pewna ilość uczo-nych angielskich, francuskich, niemieckich,szwajcarskich i włoskich w celu opraco-wania programu działalności międzynaro-dowych zjazdów fizjologów. Postanowiono,że zjazdy mają mieć charakter doświad-czalny, to jest być całkowicie poświęconepokazom nowych metod i sposobów robie-nia eksperymentów. Aby nie czynić kon-kurencji czasopismom fachowym, zdecy-dowano nie drukować tekstu komunika-tów. Dla nadania zjazdom możliwie naj-większej prostoty, zgodzono się nie urzą-dzać i nie przyjmować żadnych uroczysto-ści, bankietów, przemówień oficjalnychi t. p, W tym też celu postanowiono nie do-puszczać przedstawicieli prasy codziennej.Pierwsze dwa zjazdy w 1889 i 1892 rokumiały taki surowy niemal purytański cha-rakter. Dopiero we wrześniu w Berniew 1895 r. uczyniono wyłom w tradycji; od-była się garden party w willi prof. K r o -n e c k e r a, wieczór urządzony przez le-karzy, koncert na organach i wycieczki.Dziś odbywają się na kongresach fizjolo-gów bankiety z mowami, koncerty, wy-cieczki — ale oficjalność ze strony człon-ków zjazdu jest starannie unikana.

Kiedy na poprzednim dwunastym kon-gresie w Sztokholmie, przyszło od StanówZjednoczonych Ameryki zaproszenie doodbycia zjazdu w Stanach, wyrażono duże

wątpliwości, czy to się uda z powodu dośćznacznych kosztów przejazdu i pobytu.w Ameryce. Wtedy koledzy amerykańcyzapewnili, że zrobią wszystko, co jest w ich.mocy, aby koszta obniżyć i pobyt w Ame-ryce wszystkim uprzystępnić. Rzeczy-wiście, gościnność amerykańska i wszel-kie ułatwienia przeszły nasze najśmielszeoczekiwania. Już w zaproszeniach było*zaznaczono, że członkowie zjazdu przez,tydzień pobytu w Bostonie i tydzień w No-wym Yorku, będą uważani za gości biolo-gów amerykańskich, ale chyba nikt z nas.nie przypuszczał, że ów „charakter gości"będzie tak szeroko pojmowany. Od chwili;wstąpienia dnia 18 sierpnia na ziemię ame-rykańską do dnia 31 sierpnia, to jest dokońca oficjalnego zjazdu, można było-portmonetkę schować do walizki; mieszka-nie i utrzymanie było darmo, wycieczki,również, jedynie za pranie trzeba było pła-cić. Ale gdyby komuś się chciało za-brać dostateczny zapas bielizny, i gdybyzrezygnował z samodzielnych spacerów,kin i t, p., to naprawdę mógł nie wydawaćgrosza.

O ile wiem, środków na takie przyjęcie:dostarczyła nie jakaś fundacja, ani rząd,który w Ameryce nie zajmuje się takiemtsprawami —- poprostu biologowie amery-kańscy opodatkowali się i zebrali odpo-wiednie sumy.

Przejazd do Ameryki był również:ułatwiony. Dzięki staraniom komitetu eu-ropejskiego, a głównie prof. A. V. H i 11 a,statek „Minnekahda" trochę zmienił swófrozkład jazdy; wyjechał z Londynu dzieńwcześniej, niż to wynikało w rozkładziejazdy tej linji okrętowej, w Boulogne zabrałczłonków zjazdu z kontynentu europejskie-go i po drodze do Nowego Yorku zawinąłdo Bostonu, czego normalnie nigdy nie:czyni.

Przeważna część fizjologów europejskich-pojechała tym statkiem, bardzo wygodnym-,i tanim. Jest to okręt mający tylko jedną.klasę t. zw. trzecią turystyczną, urządzo-ny wygodnie, ale bez przepychu. Jedyną;stronę ujemną stanowić mogły kajuty czte-roosobowe i dość ciasne, Ponieważ jednak

Page 15: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

TSfr. 1 W S Z E C H Ś W I A T

fizjologów umieszczono razem, byliśmywięc w gronie bardzo miłem, koleżeń-:skiem.

Przejazd na Minnekahdzie trwający dni•dziewięć, pozostawił w pamięci wszystkichuczestników — było nas tam trzysta kilka-dziesiąt osób ze zjazdu — jak najmilszewrażenia. To też prof, H 6 b e r w jednemze swoich przemówień wyraził żartobliwe•życzenie, żeby wogóle zjazdy odbywały sięna morzu. Takie zbliżenie, taka ciągła bez-pretensjonalna wymiana myśli nie da siępoprostu gdzieindziej osiągnąć, Na oficjal-nych posiedzeniach wobec koniecznegoograniczenia czasu przemówień niemamożliwości dokładnego omówienia roz-trząsanego tematu, gdy na Minnekahdzietworzyły się ciągle grupy najbliżej zaintere-sowanych specjalistów i zastanawiano siętam nad zagadnieniami będącemi w fizjo-logji na porządku dziennym.

Był jednak czas i na przyjemności. Co-dziennie były zawody sportowe, koncerty,dancingi, bale kostjumowe i t. d. Towarzy-stwo fizjologiczne było duszą tego wszyst-Tciego; większość nagród sportowych, od-znaczeń za kostjumy i t, p, przypadław udziale członkom zjazdu. Tam dopieroma zachodzie widać, że my polacy jesteś-my „ponure leniuchy"; żebyśmy chociażbyli leniuchami na wesoło.

Podczas kiedy najwybitniejsi i najstarsiuczeni angielscy, francuscy, niemieccy ba-wili się, to polacy z minami pogrzebowe-mi obnosili po statku swoją „godność". Bo•cóiżby się to działo u nas, gdyby któryz profesorów przebrał się za klowna i tań-czył lub fikał koziołki! Na pewno odbiłobysię to nawet na dotacji pracowni, jako pro-wadzonej przez „niepoważnego" kierow-nika.

Wszystkie te udogodnienia i ułatwieniadla członków zjazdu miały i swoje stronyujemne. Była to tak łatwa i tania sposob-ność zwiedzenia Stanów, że zapisywał sięna członka i jechał na zjazd każdy, ktotylko mógł swój udział jako tako upozoro-wać, Rezultatem tego była nadmierna po-prostu ilość uczestników zjazdu. Podczasgdy lista Sztokholmska obejmowała około

sześciuset osób, to członków zjazdu w Bo-stonie było ostatecznie koło tysiąca dzie-więciuset. Dał temu wyraz w sposób możeniezupełnie delikatny prof. F r a n k , pod-czas przemówienia na bankiecie w Bosto-nie, mówiąc, że fizjologja stała się widaćbardzo modna, skoro mamy wśród nas gi-nekologów, dermatologów i t, p. Zbyt wiel-ka ilość uczestników, przytem niespecjali-stów, czasem dawała się przykro odczuć.Do niektórych demonstracyj nie można siębyło docisnąć, przytem stali tam często lu-dzie nie bardzo się orjentujący i zadają-cy dość naiwne pytania, a w każdym raziewskazujące na małe u pytającego obznaj-mienie z aparaturą fizjologiczną. Brakdobrze funkcjonującego komitetu pańprzyczynił się do tego, że żony i córkiczłonków kongresu chodziły wszędzie i ro-biły tłok. To też niektórych pokazów,szczególniej tych, które odbyły się dalekow okolicach Nowego Yorku, prawie że nieudało się zobaczyć.

Zjazd właściwy rozpoczął się po po-łudniu 19 sierpnia w Memoriał Hali uni-wersytetu Harvarda w Cambridge (dzielni-ca Bostonu — dawne oddzielne miasto).Po przemówieniach powitalnych p. H. S.C u m i n g a, przedstawiciela rządu stanuMassachusetts, L. L o w e 11 a, rektora Uni-wersytetu Harvard i prof, H o w e 11 a pre-zesa zjazdu, wypowiedział dłuższą mowęprof, K r o g h z Kopenhagi, laureatN o b l a (mówiąc nawiasem do zjazdu na-leżało trzech laureatów N o b l a , prof,A, V. H i 11, prof, K r o g h i prof, P a w-ł o w) na temat „Nowsze postępy w fizjo-logji". Ciekawe to przemióiwienie zasługujena zapoznanie z niem czytelników Wszech-świata, Dowiedzieliśmy się wtedy, jakznacznie wzrosła w czasach ostatnich pro-dukcja fizjologiczna, W roku 1900 ogłoszo-nych było około 3800 rozpraw z zakresufizjologji, obecnie ilość ich dochodzi 18000,przyczem produkcja amerykańska wyno-siła dawniej 2%, w roku zaś 1926 już 20%ogółu prac. Przyznaję się, że dla mnie byłato rewelacja bardzo przyjemna- Jeszczeprzed kilkunastu laty miałem zawsze wra-żenie, że jako tako orjentuję się w wielti

Page 16: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

10 WSZECHŚWIAT Nr. t

działach fizjologji — obecnie raczej widzę,że nie panuję nawet nad jednym. Obawia-łem się, że to starcze zmniejszenie spra-wności inteligencji, liczby zaś podane przezK r o g h a pozwalały mi trochę otrząsnąćsię z tych czarnych myśli.

Na zasadzie danych powyższych wysuwaK r o g h pogląd słuszny, że nikt obecniez fizjologów nie może się interesować ca-łością nauki, nie może zdawać sobie spra-wy ze wszystkich zagadnień fizjologji, cóżdopiero twórczo pracować we wszyst-kich dziedzinach tej nauki. To też obecniewydzielamy często biochemję, a nawetbiofizykę, jako oddzielne gałęzie nauki.Podział ten oparty jest na metodach bada-nia; ale cóż wtedy stanie się z fizjologją?Przecież niema prawie zagadnienia w fizjo-logji, które nie musiałoby być badane z po-mocą metod i fizycznych i chemicznychi operacyjnych. Mnie się zdaje, że fizjo-logją stanowi jedną całość — bo ma przedsobą jedno zagadnienie: proces życiowy,który jest kompleksem złożonym, ale jed-nolitym. Wobec powstania fizjologji na tlepotrzeb medycyny, a obecnego jej eman-cypowania się jako nauki samodzielnej,K r o g h pragnie widzieć w niej dwa kie-runki, niemal dwie fizjologje. Jedną bliskozwiązaną z kliniką, patologją i t. p, a dru-gą raczej zoofizjologję, czy też fizjologjeporównawczą. Protestuje K r o g h prze-ciw tak powszechnie używanemu termino-wi „fizjologji ogólnej", twierdząc—słuszniepod wielu względami, że na nią przyjdzieczas, kiedy poznamy różne przejawy fizjo-logiczne u wszystkich zasadniczo zwierząt.Rzeczywiście, jeżeli mówimy o ogólnej teo-rji przemiany materji, to myślimy właści-wie o ssakach, gdyż w stosunku do niższychnawet kręgowców, a cóż dopiero bezkrę-gowców, nasze ,,ogólne" zasady na pewnostosować się nie dadzą.

Trudno mi się jednak pogodzić z temiideami K r o g h a. W mojem przekonaniuta część fizjologji, która będzie skierowa-na ku zagadnieniom medycyny, rozpłyniesię w patologji ogólnej, farmakologji, obser-wacjach klinicznych i t. p., o ile znowużtych wszystkich nauk nie będziemy z po-

wrotem wtłaczali do jednej wspólnej prze-gródki. Sądzę, że daleko większą będziemiała korzyść medycyna, czerpiąc pomocdla siebie z rozwijającej się samodzielnie fi-zjologji, niż starając się ją zgóry skierowaćna tory dla siebie pożyteczne, Gdyby przy-puśćmy, istniał taki stosunek fizyki do me-dycyny, jaki ma być fizjologji wedługK r o g h a — a taki pogląd mógłby byćw swoim czasie dyskutowany, boć wszyst-kie nauki przyrodnicze początkowo byłyzwiązane z medycyną, —• to na pewno dziś-nie byłoby nawet promieni R o n t g e n a r

bez których lekarz współczesny nie wy-obraża sobie swej działalności,

Z drugiej strony identyfikowanie fizjo-logji, powiedzmy teoretycznej, z zoofizjo-logją, czy też fizjologją porównawczą jestto zwężanie, a nawet może hamowanierozwoju naszej nauki. Zoofizjologja jestobecnie w stadjum rozwoju pierwotnem,opisowem; stawia sobie pytania, charakte-rystyczne dla początków wogóle fizjo-logji — pytania, do czego dany organ słu-ży, ewentualnie czy i jak różni się onod analogicznego tworu u ssaka. Kto wienawet, czy metoda porównawcza nie bę-dzie wymagała zawsze takiego zasadniczo-pytania, może tylko rozszerzonego co do-zakresu. Ale pozatem przecież istniejecała dziedzina badań, gdzie staramy się:zjawiska fizjologiczne sprowadzić do prawogólnych, do praw wspólnych dla całej,przyrody, jak to się zwykle mówi, staramysię zjawisko fizjologiczne wytłumaczyć na.zasadzie praw fizyki i chemji. W koncepcjiK r o g h a , z trudem dadzą się pomieścićchoćby tak popularne obecnie prace nad.termodynamiką i chemją skurczu mięśnia.

Prawda, mają one i mieć muszą niekiedyodcień porównawczy, ale on pomaga tylko'do wyłuskania rzeczy zasadniczych z czy-sto przypadkowych osłonek. Mnie się zda-je, że nie dzielić, a łączyć fizjologje trzeba.Wszak chyba niema fizyka, któryby we-wszystkich zagadnieniach fizycznych z jed-nakową łatwością się obracał. A jednakistnieje jedna, wielka, niepodzielna fizy-ka. Niech przyszły fizjolog przez czas swo-ich studjów zajmuje się tylko fizjologją

Page 17: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 11

i naukami do jej zrozumienia potrzebnemi,niech słucha wykładów kilku fizjologów,z których każdy go zapozna z tym dzia-łem, nad którym sam pracuje; niech przy-szły fizjolog studjuje tak, jak to czyni che-mik lub fizyk, a wiele trudności zniknieodrazu. Tymczasem dziś fizjolog musistudjować całokształt medycyny, a jeżelinawet jest przyrodnikiem, to dają mu róż-ne opisowe nauki, a najwyżej jednego fizjo-loga, W tych warunkach nie sposób opa-nować całej wielkiej dziedziny nauki.

Za to na inne poglądy K r o g h a pisał-bym się bez wszelkich zastrzeżeń. Stawiaon sobie pytanie, tak obecnie modne \ takczęsto się narzucające: czy fizjologja,a właściwie badania fizjologiczne, mogąbyć zorganizowane? Odpowiedź K r o g h abrzmi negatywnie. Cały postęp nauki, ca-ły smak jej polega na twórczości indywi-dualnej. Organizacja możliwa jest wedługK r o g h a , tylko na polu bibljografji fizjo-logicznej, polega na ułatwieniu znajdywaniawszystkich prac z danego zakresu wiedzy.

Rano 20-go sierpnia zaczęły się posie-dzenia w sześciu sekcjach; przez 3 dnimieliśmy posiedzenia rano i popołudniu,23-go sierpnia tylko przed południem.Wszystkiego razem wygłoszono około czte-rystu komunikatów i demonstracyj, a naostatnim zjeździe w Sztokholmie tylkookoło trzystu. Nie mam możliwości, anipotrzeby rozpatrywania dokładniejszegotych prac; można tylko powiedzieć, że niebyło nic takiego, coby było punktemzwrotnym dla jakiejś dziedziny, coby za-początkować mogło nowy dział badań.Były to wszystko prace ciekawe, alebędące dalszym niejako ciągiem badańpoprzednich, znanych już z literatu-ry każdemu specjaliście. Dużo bardzo ko-munikatów było poświęconych fizjologjimięśni i nerwów. Widzieliśmy ciekawąnader myotermiczną aparaturę H i 11 a,oscillograf katodowy G a s s e r a i E r l a n -g e r a i t. p. Duże bardzo wrażenie wy-warła demonstracja hormonu żeńskiegow stanie krystalicznym. Wyjątkowo cie-kawe były badania O r b e l i e g o z Le-ningradu nad działaniem układu sympa-

tycznego na mięśnie szkieletowe — otogarść wrażeń, bardzo niezupełnych, gdyżprawie ciągle byłem na posiedzeniachsekcji mięśni i nerwów.

Organizacja była bez zarzutu. Posiedze-nia wszystkie odbywały się tak bliskojedne od drugich, że w ciągu kilku minutmożna było przejść z jednej sekcji do dru-giej. Na każdej sali były wywieszane nu-mery wskazujące, który komunikat w ja-kiej sekcji jest w danej chwili wygłaszany.Jeden tylko zarzut postawiłbym podziało-wi komunikatów; mianowicie chemjamięśni i fizyka była raz omawiana jedno-cześnie w dwóch sekcjach, A przecież każ-dy fizjolog mięśniowy musi się intereso-wać jednemi i drugiemi zagadnieniami.Konieczności takiego rozkładu nie było,gdyż ostatnie dwa posiedzenia wcale niezawierały komunikatów myologicznych.

Dzień poprzedzający obrady zjazdu po-święcony był zwiedzaniu nadzwyczaj bo-gatego i ciekawego zakładu przeznaczo-nego dla badań nad przemianą materjii energji, utrzymywanego z fundacji Car-n e g i e g o, a prowadzonego przez prof.B e n e d i c t a , Tutaj, jak i we wszystkichzakładach amerykańskich rzuca się w oczybogacwo, rozrzutność niemal. Warszawia-kom szczególniej imponowała obfitość po-mieszczeń, dziesiątki pokoji, i to pokojiwypełnionych aparatami. Jako ilustracjęprzytoczyć można, że w zakładzie fizjo-logji Uniwersytetu H a r v a r d a, znalazłona czas kongresu wygodne pomieszczenie,zaopatrzone w potrzebne przyrządy aż78 osób, demonstrujących swoje doświad-czenia.

Podczas zjazdu w Bostonie odbyło siękilka przyjęć, wielki bankiet, koncertwspaniałej orkiestry, podobno jednej z naj-lepszych na świecie. Mieliśmy równieżsposobność zwiedzenia przepięknej bibljo-teki, zbudowanej przez miljonerkę boston-ską ku uczczeniu pamięci jej młodegodwudziestokilkoletniego syna, zapalonegobibljofila, który zginął podczas katastrofyTitanica.

23-go sierpnia po południu odbyło sięzamknięcie kongresu; poza kilku przemó-

Page 18: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

12 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

wieniami oficjalnemi była ciekawa i po-przednio już wspomniana mowa prof, F r e-d e r i c ą u a , poświęcona wspomnieniomdawnych przedwojenych zjazdów. Przesu-nęła się przed naszemi oczami gałerja za-służonych fizjologów, których obecne mło-de pokolenie zna już tylko ze słyszenia.Na tem posiedzeniu zdecydowano równieżo miejscu przyszłego zjazdu; zaproszeniabyły od Rosji i Włoch. Jakkolwiek wielufizjologów chciało przez ciekawość jechaćdo Rosji, to jednak zdecydowano się osta-tecznie na Włochy, którym to obiecanojeszcze w Sztokholmie.

Nie wszyscy żegnaliśmy się jednak natem posiedzeniu, gdyż europejscy członko-wie zjazdu prawie wszyscy udawali sięrazem na wycieczki. 25-go rankiem wyje-chaliśmy autobusami do słynnej stacji bio-

Stacja biologiczna w Woods Hole.

logicznej w Woods Hole. Po drodze zwie-dzaliśmy Plymouth, gdzie w 1620 roku wy-lądowali pierwsi angielscy pielgrzymi,pierwsi koloniści północnych Stanów,przyjęci gościnnie przez czerwonoskórych;pomnik gościnnego wodza góruje nad miej-scowością. Biedacy, nie wiedzieli, jaki lossobie gotują! Kamień, na którym po razpierwszy spoczęły stopy białego człowie-ka, leży w czemś w rodzaju świątyni, Ply-mouth, gdzie znajdujemy dużo pamiątekpo pierwszych osadnikach, grobowe ichpomniki i t, p. jest miejscem prawie świę-tem, którego zwiedzanie jest niemal obo-wiązkiem Amerykanina.

Do Woods Hole przybyliśmy koło po-łudnia; czekało nas tam śniadanie i wielkailość nadzwyczajnie ciekawych pokazów*Sam wykaz tych demonstracyj drukowa-ny zajmował cztery stronice formatu„Wszechświata". Mieliśmy na to zaledwie

jakieś dwie godziny. Łatwo zrozumieć, żenawet ogólnego wrażenia z całości niemożna było wynieść. Każdy uczestnik zo-baczył najwyżej to, co go najbardziej inte-resowało, a potem pojechaliśmy motorów-kami i małemi statkami zwiedzić zatokę,nad którą leży Woods Hole. Z powrotemtrzeba się było śpieszyć, gdyż czekały jużautobusy, któire zawiozły nas za miastecz-ko, gdzie pod namiotem przyjmowano naskolacją ze specjalnym przysmakiem lokal-nym — pieczoną Mya. Przyznaję się, żezachwycony nie zostałem, i wolałem ho-mary, których była obfitość. Byliśmy przy-tem proszeni do willi leżącej tuż obokw prześlicznem położeniu nad morzem,a należącej do lekarza bardzo zamożnego.Poraź pierwszy byłem we wnętrzu domuprywatnego amerykańskiego, urządzonegoz wielkim przepychem. Po powrocie stam-tąd wsiedliśmy wieczorem na statek idą-cy do Nowego Yorku, dokąd przybyliśmyna drugi dzień rano. Po drodze można byłowysiąść w New Haven i zwiedzić uniwer-sytet Yale, skąd pociągiem przyjechać doNowego Yorku, Byliśmy jednak już takzmęczeni, że nie chciało się wstawać bar-dzo wcześnie i do New Haven pojechałobardzo mało osób. Reszta pozostała, abyzachwycać się wspaniałą panoramą wjazduz morza do Nowego Yorku,

Jadąc do Ameryki spodziewałem się, żewrażenie największe przy powitaniu ląduamerykańskiego wywrze na mnie statuaWolności, a drapacze nieba wyglądać bę-dą brzydko, W rzeczywistości było ina^czej. Koło posągu Wolności przejechałembez wrażenia; być może, kiedy NowyYork był mniejszy, kiedy wysepki w zato-ce były niezabudowane, owa statua rzu-cała się więcej w oczy. Dziś — wedługmnie •— zniknęła ona, zmalała wobec in-nych olbrzymich budowli.

Za to grupy drapaczów nieba są napraW-dę ładne i pozostawiają niezatarte wraże-nie,

W porcie oczekiwały nas znowuż auto-busy, któremi pojechaliśmy do Uniwersy-ttetu Columbia i znowuż zostaliśmy uloko-wani w domach akademickich. Pokoje,

Page 19: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 W S Z E C H Ś W I A T 13

w których mieszkaliśmy, nie były tu jed-nak urządzone tak luksusowo jak w Bosto-nie. I znowuż jakaś niewidzialna ręka opie-kowała się nami, karmiła, poiła i pomagałazwiedzać osobliwości miasta. Pierwszegozaraz dnia pojechaliśmy do ogródka lekar-skiego, do grupy kilku olbrzymich budyn-ków kilkunastopiętrowych, mieszczącychróżne kliniki i pracownie z niemi związa-ne. Tutaj nie bardzo wiedziano co zrobićz nami, zwiedziliśmy korytarze i zachwy-caliśmy się z wysokiego płaskiego dachupanoramą miasta. Największym efektembyło zepsucie się windy gdzieś międzyosiemnastem i dwudziestem piętrem; na tejwysokości musieliśmy się przesiadać dosąsiedniej, przez otwiór. Potem podanośniadanie z nieśmiertelnem „chicken", t. j .kurczętami, które jadaliśmy ze trzy razydziennie w różnych mało smacznych po-trawach i przegryzaliśmy lodami.

Już to o sztuce jedzenia amerykanie po-jęcia nie mają; surowce są znakomite, aleostateczny produkt nic niewart — wszyst-ko zimne, nawet herbata, nawet rosół mro-żony. Jak oni tu wytrzymują! Może poma-gają im różne postacie pieprzu i imbiru,dodawane do wszystkiego. Na drugi dzieńpojechaliśmy do Cold Spring Harbor od-ległego coś o 30 km. od Nowego Yorku; tamzwiedziliśmy pracownię fundacji C a r n e-g i e g o dla badań doświadczalnych nadewolucją (Experimental evolutioń) i pra-cownię biologiczną, należącą do Towarzy-stwa biologicznego (Long Island BiologicalAssociation), Zwiedzanie odbyło się w ta-kim tłoku i z takim pośpiechem, że w ni-czetn się zorjentować nie mogłem, Potefiibyliśmy na śniadaniu w willi dr, G. L u-s k a, bardzo znanego fizjologa, a następ-nie rzuciliśmy okiem na T i f f a n y ' e g ofundację i Muzeum sztuki.

Trzeciego dnia zwiedziśmy pracowniefundacji R o c k e f e l l e r a , ale też niewie-le tam widziałem. Zresztą nawet w progra-mie powiedziane było, że niewiele możnazobaczyć w tym czasie, kiedy większośćpracowników wyjechała. Ciekawy był tyl-ko film C a r r e 1 a, dotyczący kultur tka-nek.

Wreszcie dwa ostatnie dni były poświę-cone luźnemu zwiedzaniu miasta. Oso-biście czas ten w znacznej części spędzi-łem w Muzeum Sztuki i Historji Naturalnej.W Muzeum Sztuki są prześliczne, najbo-gatsze w świecie, bogatsze niż w Chinachzbiory sztuki chińskiej, obfite zbiory japoń-skie, indyjskie, kolekcje dotyczące życiai kultury czerwonoskórych—ale ten ostat-ni dział jest bogaciej reprezentowanyw Bostonie. Wreszcie w sobotę 31 sierpniarano, oficjalna część się skończyła i mu-sieliśmy się rozjechać. Część uczestnikówzjazdu udała się na wycieczki do Kanady.Jedna z tych wycieczek na 150 osób, któ-rzy najwcześniej się zgłosili, nosiła nazwęoficjalnej i była najtańsza — kosztowała62 ]/2 dolara i trwała tydzień, druga miałabardzo podobną marszutę, ale była dwarazy droższa, gdyż mieściła się w hotelachwobec niemożności dostarczenia większejilości bezpłatnych pomieszczeń. Ja dosta-łem się do wycieczki oficjalnej. W sobotę31 sierpnia wyjechaliśmy z Nowego Yorkustatkiem w górę rzeki Hudsonu do Alba-ny, stolicy stanu New York.

Przed oczami naszemi przewinęła sięśliczna panorama brzegów, pełna histo-rycznych wspomnień, szczególniej z cza-sów wojny o Niepodległość, co wszystkona rozdawanym planie podróży opisanebyło. Nad wieczorem przybyliśmy do Al-bany, zwiedziliśmy naprędce zakład higje-ny i na noc udaliśmy się w podróż pocią-giem do Niagary. Cały dzień następny spę-dziliśmy na oglądaniu tych słynnych wodo-spadów; mogliśmy przyglądać się im z bo-ku, jadąc tramwajem po brzegach rzeki,z dołu, spuściwszy się windą pod wodo-spad, z gólry latając aeroplanem za dolara,wreszcie z rzeki podjeżdżając małym sta-teczkiem pod sam wodospad. Ta wycieczkajest bardzo oryginalna, gdyż wszyscy na-kładają na siebie ceratowe płaszcze i kap-tury z otworami tylko na oczy. Inaczejmgła powstająca z rozproszonej wody,przemoczyłaby nas do suchej nitki.

Nasyciwszy się widokiem Niagary, wie-czorem pojechaliśmy do Kanady, do To-ronto, przeprawiając się statkiem przez

Page 20: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

14 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

jezioro Ontarja, Tutaj dopiero zdałem so-bie sprawę z tej wielkiej skali, na którązakrojona jest przyroda amerykańska; wiesię o tych jeziorach, pamięta się ich obrazna mapie, obiła się nawet o uszy wielkośćich powierzchni, ale to wszystko są mar-twe słowa. Dopiero, jak się straci brzegiz oczu, jak się jedzie dobę przez jezioro —to się widzi, z jakim olbrzymem mamy doczynienia. Zjawia się mimowoli pytanie,czy ten wielki rozmach amerykanów niejest odbiciem rozmachu przyrody, czy dra-pacze nieba nie powstały na tle gór niebo-tycznych, jezior potężnych, wodospadów

Wodospad Niagary.

największych w świecie. W Ameryce czło-wiek i przyroda tworzą rekordy!

W Kanadzie świat inny niż w Stanach ito już nie jest ten samopas puszczony tęgichłopak, jest to bujny, ale dobrze wycho-wany, dobrze „ułożony" człowiek. Najbar-dziej wyczuwa się ta różnica przy różnychprzyjęciach—zachowanie ścisłe zwyczajówangielskich, choćby takich, jak paleniena stołach przy bankiecie świec, które do-piero gaszone są po wzniesieniu toastu nacześć króla i t. p. Rauty, przyjęcia byłyurozmaicone z miłym wdziękiem, przezmuzykę, śpiew starych ludowych pioseneki t . d.

W Toronto zwiedziliśmy zakłady fizjolo-giczne i pokrewne, niestety i tutaj z po-wodu wakacyj nie zetknęliśmy się z nor-malnem ich ćyciem. Wszystkie przyrządy

były albo w szafach, albo specjalnie zosta-ły dla nas wyjęte.

Podczas naszego pobytu w Toronto byłatam wystawa kanadyjska, posiadająca jed-nak nieco eksponatów z innych dominjów.Czasu na jej zwiedzenie było bardzo ma-ło, — około dwóch godzin. Odnieśliśmyprzeto wrażenie jak z lotu ptaka, Mniej-sza była i mniej urozmaicona od na-szej Poznańskiej. Szczególnie interesującoprzedstawiał się przemysł futrzany, będą-cy w znacznym stopniu specjalnością Ka-nady.

W dziale rolniczym rzucała się w oczywielka różnorodność hodowanych ras róż-nych zwierząt domowych, podczas gdyw Polsce hodowla jest bardzo ujednostaj-niona. Nadzwyczaj obfity i różnorodny byłdział drobiu; zresztą jadąc pociągiem czyautobusem przez Stany i przez Kanadę,widzimy ma każdym kroku farmy ptasiei wtedy staje się jasne, dlaczego tak nie-miłosiernie karmiono nas kurczętami.

Po południu wyjechaliśmy statkiemz Toronto, kierując się ku rzece Ś-goWawrzyńca, nad którą leży Montreal, kresnaszej wędrówki po Ameryce. Następnegodnia rankiem jechaliśmy wśród „Tysiącawysp" rozrzuconych na jeziorze Ontario.Kraina jak z bajki! Rzeczywiście ogromnamnogość maleńkich wysepek; niektóretak małe, że ledwie stoi tam niewielkawilla, maleńki ogródek i przystań dla łó-dek, gdyż tak tylko można się dostać dodomku. Inne wysepki są większe; w cieniudrzew kryją się jakieś niby zamczyska.Cudnie tam spędzać lato! Rzeczywiściejest to ulubione letnisko. Wielu znanychamerykanów posiada tam swoje wille; mię-dzy innemi pokazywano nam wysepkęz domkiem znanego pięściarza J. D e m p -s e y'a.

Minąwszy tysiąc wysp, płyniemy dalejrzeką, która tworzy szereg olbrzymich wi-rów lub porohów, zwanych „rapids". Po-raź pierwszy udało się tędy przejechać do-piero w połowie dziewiętnastego stulecia.Dziś budujemy statki dość silne i mamytędy regularną komunikację, która dostar-cza wielu bardzo silnych wrażeń. Kiedy

Page 21: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 15

zbliżymy się do takiego porohu, maszynyzostają zatrzymane i statek jęcząc i trze-szcząc pędzi z szybkością 30—40 km. nagodzinę, niesiony przez prąd wody. Chwi-lami zdaje się, że okręcik się rozleci, że jużnic nas nie uratuje — mija parę minut i je-steśmy na wodzie spokojnej, śruba okrę-towa zaczyna pracować, emocje się na ja-kiś czas skończyły. Sternik musi posiadaćzimną krew i znajomość terenu wyjątkową.Niedawno jednak statek jeden osiadł naskałach i dopiero po długim przeciągu cza-su z wielkim trudem udało się uratowaćzgłodniałych i przerażonych podróżnych.

Nad wieczorem przybyliśmy do Montre-alu — miasta ładnego, dużego, gdzie trzyczwarte ludności mówi po francusku.Przywiązanie do starej francuskiej macie-rzy jest tu wielkie. Ledwo stanęliśmy nabrzegu, przyszli fotografowie robić grupęfizjologów posługujących się językiem fran-cuskim. Na przyjęciach również byłazawsze jedna mowa po francusku, a drugapo angielsku. Mowy francuskie wywoły-wały nieraz wśród europejczyków zdumie-nie, gdyż na naszym starym lądzie, można-by sprowadzić w ten sposób na siebie pro-ces o zdradę stanu — tu kończyło sięwszystko zgodnem wypiciem zdrowia kró-la i zaznaczeniem, że wszyscy Kanadyj-czycy są wiernymi poddanymi Jego Kró-lewskiej Mości.

W Montrealu, panie i małżeństwa umie-szczono w mieście, a nas samotników wy-wieziono o 30 km. za miasto do budyn-ków wydziału rolniczego i wydziału go-spodarstwa domowego. Jedliśmy tam śnia-danie, co do którego mam podejrzenie, żebyło wykonane rękami koleżanek, kształ-cących się w „naukowej sztuce kulinar-nej", Nic to ani zaszkodziło, ani pomogło:było to amerykańskie śniadanie ze wspa-niałemi owocami; — a reszta, — nie dlanaszego podniebienia.

I jeszcze na drugi dzień zwiedzanie bo-gatych zakładów fizjologicznych Uniwer-sytetu angielskiego (jest i francuski, aletam nie byliśmy), jeszcze obiad, wycieczkapo mieście, kolacja i — koniec. Znacznaczęść wycieczkowiczów wsiadła w Mon-trealu na statek odchodzący do Anglji, jai kilka innych osób wróciliśmy koleją doNowego Yorku, skąd na drugi dzień wie-czorem odchodził okręt „Minnesota" doBoulogne i do Londynu, Na statku byłyjeszcze ostatnie odblaski zjazdu. Zebrałosię jeszcze stokilkadziesiąt osób z pomię-dzy członków zjazdu, głównie anglików.Było nas tam trzech polaków. W miłymnastroju przy ładnej pogodzie przeszłodziewięć dni podróży i wylądowałemw Europie. Stanąwszy na ziemi francuskiejmiałem uczucie, że już jestem w domu.

M. T. HUB ER.

ZJAWISKA WYTRZYMAŁOŚCIOWE W PRZYRODZIE i TECHNICE• '3J

Mało która dziedzina zjawisk nieoży-wionej przyrody odznacza się tak wielkąróżnicą obszarów, jakie zajmują w nauce•czystej i w umiejętnościach technicznychzjawiska wytrzymałości. Złożyły się na toróżne przyczyny, które w dalszym ciąguwyjdą na jaw. Przedewszystkiem jed-nakże winniśmy zaznaczyć, co rozumiemyprzez zjawiska wytrzymałościowe, gdyżtylko tą drogą zapobiegniemy nieporozu-mieniom powstającym aż nazbyt częstowskutek różnego pojmowania znaczeniaterminów naukowych.

Każdy przyzna, że ciała w zwykłychtemperaturach naszej atmosfery stałe, sta-nowią główny i istotny materiał tak wszel-kich przyrządów naukowych potrzebnychdo badań przyrodniczych, jakoteż sprzę-tów, narzędzi, maszyn, budowli i wszyst-kich innych wytworów techniki, niezbęd-nych do walki o byt człowieka z przyrodąi do wytworzenia kultury. Z takichżeciał są zbudowane szkielety kostne i innemniej lub więcej sztywne części orga-nizmów zwierzęcych lub roślinnych, Z tegoto powodu „ciała stałe" stosowane przez

Page 22: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

16 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

przyrodę lub technikę do „stwarzania" lub„wyrobu" wymienionych rzeczy nazywamymaterjałami.

Sporządzone z różnych materjałów czę-ści składowe (elementy) przyrządów, ma-szyn i t. p, muszą oczywiście czynić za-dość rozlicznym warunkom. Jedne z naj-ważniejszych tkwią w zachowaniu się roz-patrywanej części w stosunku do sił ze-wnętrznych i wewnętrznych, jakich dzia-łanie przewidujemy. Te siły noszą utartąnazwę obciążeń, albowiem w ogromnie licz-nej grupie zadań są one wynikiem działańciły ciężkości. Żądamy tedy od naszej czę-ści, ażeby:

1°) nieunikniona zmiana wymiarów i po-staci wskutek działania obciążeń mieściłasię w określonych granicach. (Waruneksztywności. Warunek ten przyjmuje wy-jątkową postać w przypadku sprężyn, odktórych wymagamy określonej dużej po-datności sprężystej, czyli wyjątkowo ma-łej sztywności),

2°) Ażeby ta zmiana, zwana krótko od-szktatceniem, była z dostateczną dokład-nością odwracalna. (Warunek sprężysto-ści).

3°) Ażeby w razie, gdy z jakichkolwiek-bądź powodów nie można uniknąć odkształ-ceń trwałych, t. j . nieodwracalnych lubniesprężystych, te odkształcenia byłyumiejscowione w małych obszarach częścitak, aby nie zachodziło1 niebezpieczeństwopęknięcia, zagrażające zniweczeniem nale-żytego działania tej części. (Szczegółowywarunek wytrzymałości).

4°) Ażeby niebezpieczeństwo pojawieniasię niepożądanych odkształceń trwałychlub pęknięcia (zawalenia się) mogło zajśćdopiero przy obciążeniach o wielkościachprzewyższających n-krotnie przewidywa-ne najniekorzystniejsze obciążenia części,przy danem n > 1. (Ogólny warunek wy-trzymałości).

Do tych warunków podyktowanych nie-jako bezpośrednio przez przyrodę, przy-bywa w praktyce technicznej jeszcze je-den, decydujący o wyborze materjału zestanowiska gospodarczego, a mianowicie:

5") Ażeby koszta użytkowania zespołu,do którego należy część rozpatrywana, by-ły możliwie najmniejsze. (Warunek eko-nomii).

Własności materjałów, odpowiadającepierwszym czterem warunkom, t. j . a) od-kształcałność, czyli podatność ciał stałych,b) ich sprężystość i c) ich wytrzymałość,stanowią ogólne podłoże wszelkich zjawiskwytrzymałościowych, z którego wyłaniająsię nadto dwa nader ważne, a nie wyszcze-gólnione przy sformułowaniu powyższyckwarunków. Są to:

d) Wzmocnienie czyli twardnienie ma-terjału (fr. ecrouissage, niem. Verfestigung),zwane także przez naszych technologówmetali „zgniotem".

e) Znużenie lub zmęczenie materjału.Pierwsze z tych zjawisk jest właściwe

tylko metalom plastycznym, t. zn. zdolnym

do znacznych odkształceń trwałych i da sięująć przy szczegółowem rozpatrzeniu t, zw.próby rozrywania, która się przedstawiaw sposób następujący:

Z badanego metalu (np, masywnej szta-by stalowej wywalcowanej na gorąco z t.zw. zlewka hutniczego) wycinamy staranniepręt próbny pryzmatyczny opatrzony pokońcach główkami dla uchwytów maszynyrozciągającej (rys. 1). Na pręcie tym ozna-czamy kreskami długość pomiarową 1 i za-pomdcą maszyny (prasy hydraulicznej)wywieramy rosnące stopniowo napięcie P,bacząc zrazu na to, ażeby przy każdejobserwowanej wielkości P wytwarzał sięstan równowagi, czyli, aby mierzone wy-dłużenie X, odpowiadające określonej war-tości P, nie zmieniało się w czasie trwaniastałego obciążenia. Z takiego doświadcze-nia otrzymujemy szereg rosnący wartościwydłużeń \, X2 .,., oraz odpowiadającyim szereg obciążeń P1 ( P2, .... Przedstawiw-szy każdą parę wartości X i P jako spół-rzędne prostokątne punktu na płaszczyźnie

Page 23: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 17

rysunkowej (rys. 2), otrzymamy wykrescharakteryzujący kilka z głównych własno-ści wytrzymałościowych badanego metalu,a mianowicie:

1") Lin ja wykresu jest zrazu prosta ażdo punktu (1), który nazywamy granicąproporcjonalności (albo granicą ważnościprawa Hookea) materjału.

2") Od tego punktu linja zakrzywia sięlekko wypukłością ku osi P i dochodzi dopunktu (2), w którym niepodobna ustalićjednoznacznej odpowiedzialności P i X,czyli nie można wytworzyć stanu równo-wagi, gdyż X rośnie z czasem przy stałej

A wydłużenia0 T 2 3 V|£ W/dl jednostkowe)

ii Cjfanica proporcjonalności.

2-2 granica plastyczności.

kA wytrzymałość doraźna .

Rys, 2.

-wartości P, Ten punkt wykresu nosi na-zwę granicy plastyczności (dawniej „płyn-ności", lub „ciastowatości"), ponieważ od-kształcenia od tego punktu począwszy, ażdo ponownego ustalenia się równowagi ma-ją charakter odkształceń plastycznych(trwałych) w przeciwieństwie do odkształ-ceń sprężystych cechujących pierwsze sta-djum rozciągania, od 0 aż w pobliże grani-cy proporcjonalności.

3°) Od chwili ustalenia równowagi poznacznem odkształceniu plastycznem (punkt3 wykresu) pojawia się dodatkowy opórwewnętrzny materjału, dzięki któremumożna uzyskiwać dalsze stany równoWagiprzy rosnących wartościach siły P i wy-dłużenia X.

Otóż tę własność ponownego zwiększa-nia oporu przeciw dalszym odkształceniom

po pierwszem wydłużeniu plastycznem na-zywamy zdolnością materjału do twardnie-nia lub wzmacniania się. Dzięki tej zdolno-ści wytrzymałość doraźna materjału mie-

Przona granicą wyższą naprężenia § = =

r(przyczem F oznacza pole przekroju po-przecznego próbki w stanie nieobciążo-nym), jakie pręt znosi zanim zo'stanie ro-zerwany (punkt 4 wykresu), jest znaczniewiększa od naprężenia na granicy plastycz-ności, którego każe unikać pierwszy „szcze-gółowy warunek wytrzymałości".

Tutaj wypada zaznaczyć, że odkształceniebadanego pręta próbnego w całym obszarzezmienności P od 0 do punktu 4 jest w nor-malnych warunkach „jednorodne", t, zn.każda jednostka długości pręta wydłużasię w tym samym stosunku co cała długośćpomiarowa 1. (Wydłużeniu towarzyszy jed-nakowe w każdym przekro'ju skurczeniepoprzeczne), Dopiero poza stanem odpo-wiadającym punktowi (4) wytwarza się(w normalnych warunkach w pobliżu środ-ka długości 1) miejscowe większe zwężenieprzekroju, czyli t. zw. „szyjka11. Tutaj kon-centruje s'ię dalsze odkształcenie przyzmniejszającej się wartości obciążenia, ażw końcu przy wydłużeniu i sile odpowia-dającym punktowi (5) wykresu pręt pękaw szyjce,

Własność twardnienia wskutek dużychodkształceń plastycznych przypomina oddawien dawna znaną zdolność niektórychmetali do twardnienia pod wpływem ter-micznego procesu hartowania. Dlatego naj-stosowniejsza, być może, nazwa obu włas-ności byłaby „hartowność", w pierwszymprzypadku hartowność mechaniczna, w dru-gim zaś h. termiczna.

Co się tyczy wreszcie wymienionego pod(e) znużenia czyli zmęczenia materjału, torozumiemy przez to własność pękania przyobciążeniach niższych od wytrzymałości do-raźnej, jeżeli te obciążenia są okresowozmienne, jak to np. zachodzi u wielu czę-ści składowych maszyn.

Od wytrzymałości doraźnej odróżniamyjeszcze mniejszą od niej wytrzymałośćtrwałą, mierzoną wyższą granicą naprężę-

Page 24: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

18 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

nia, jakie wytrzymuje pręt obciążony sta-tycznie przez bardzo długi przeciąg czasu(całe lata) w porównaniu do trwania prak-tycznej próby doraźnej rozrywania trwa-jącej parę minut.

Badania wytrzymałościowe materjałuprzy obciążeniach szybko zmiennych mająoczywiście charakter dynamiczny w odróż-nieniu od powyżej opisanej doraźnej pró-by rozrywania o charakterze głównie sta-tycznym. Fakt mniejszej wytrzymałości nazmęczenie od wytrzymałości doraźnej pró-bowano dawniej objaśniać różnicą w za-chowaniu się materjału przy napięciachi odksztaceniach tylko sprężystych, a przyodkształceniach trwałych (plastycznych).Wyobrażano sobie, że odkształcenia sprę-żyste jako zjawiska odwracalne, a więc niepołączone z rozpraszaniem energji, nie mo-gą grozić rozluźnieniem cząstek materjałuprowadzącem do pęknięcia; to rozluźnieniepojmowano jako skutek pracy wyłożonejna kolejno powtarzające się odkształceniatrwałe. Mówiono tedy, że nie może być mo-wy o niebezpieczeństwie pęknięcia, dopókiodkształcenia są tylko sprężyste. To pro-wadziło do pojęcia granicy sprężystościmierzonej największem naprężeniem przyrozciąganiu lub ściskaniu próbki, przy któ-rem nie pojawiają się jeszcze odkształceniatrwałe.

Wydawało się zatem, że wystarczy zna-leźć dla danego materjału „granicę sprę-żystości", a wielkość ta będzie zarazemniższą granicą wszelkich rodzajów wy-trzymałości (na rozciąganie lub ściska-nie)-. Atoli przyroda nie zatwierdziła ta-kiego uproszczonego modelu materjałówrzeczywistych. Wiadomo bowiem oddaw-na, że rozciągając np, po raz pierwszypręt ,,nowy" można dostatecznie ścisłemipomiarami stwierdzić trwałą zmianę dłu-gości— coprawda bardzo nieznaczną — pousunięciu pierwszego, chociażby bardzomałego obciążenia. Wielu badaczy podajenawet na wykresie linję prostą odkształ-ceń całkowitych od zera do granicy pro!-porcjonalności i takąż prostą odkształceńsprężystych obróconą tylko nieco okołopoczątku spółrzędnych tu osi naprężeń.

Z tego powodu wprowadzono już dośćdawno do praktyki laboratoryjnej t. zw.praktyczną granicę sprężystości i ustalonodowolnie tę wielkość wydłużenia jedno-stkowego trwałego, która jej odpowiada.Tak np. Międzynarodowy Kongres bada-nia materjałów, odbyty w Brukseli w roku1906 unormował potaiar granicy sprężysto-ści wielkością naprężenia, przy któremzachodzi trwałe wydłużenie jednostkowerówne jednej stutysiącznej długości pier-wotnej, czyli 0,001%. Jednakże norma tabyła już wielokrotnie atakowana i różnewybitne laboratorja wytrzymałościowe sto-sują normy 3,5 do 10 razy większe. Dlate-go to w wykresie powyżej podanym nieuwidoczniono (wbrew zwyczajowi wieluksiążek i rozpraw) wcale granicy spręży-stości. Przy wymienionych normach możeta granica leżeć równie dobrze poniżej jakpowyżej granicy proporcjonalności.

Napotykana tu i ówdzie w literaturzetechniczno-naukowej propozycja utożsa-mienia granicy sprężystości z granicą pro-porcjonalności (dla stali) nie ma zatempodstawy naukowej i wypływa tylko z dąż-ności do uproszczenia reguł praktycznychna tle dawnych również zbyt uproszczo-nych poglądów naukowych.

Z nowszych badań okazuje się, że u nie-których materjałów odkształcenia trwałepojawiające się przy małych naprężeniachpo pierwszem obciążeniu próbki, stają sięniedostrzegalne po kilku kolejnych po-wolnych procesach stopniowego obciążaniai zupełnego odciążania próbki, nawet przynaprężeniach dość znacznych.

Kiedy nowoczesny rozwój nauki o sto-pach i metalografji ukazał wielce złożonąbudowę materjałów technicznych, zrozu-miano nareszcie, jak dalekie są widokiujęcia nagromadzonego mnóstwa ciał do-świadczalnych w zadowalający schematteoretyczny. Zaczęto więc słusznie nawoły-wać do badania zjawisk wytrzymałościo-wych przedewszystkiem na kryształach,zwłaszcza odkąd odkrycie L a u e'g o po-zwoliło promieniom R o n t g e n ' a ujawnićprzeczuwaną przedtem przez teoretykówbudowę molekularną kryształów.

Page 25: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 19

Ale i tutaj nie ziściły się na razie nadzie-je prostej interperetacji objawów wytrzy-małościowych, gdyż obliczone na podsta-wie nowoczesnej dynamiki atomów warto-ści wytrzymałości molekularnej kryszta-łów okazały się setki razy większe od zna-lezionych doświadczalnie, Ponieważ dyna-mika atomowa pozwala ująć teoretyczniecałe obszary innych zjawisk ze znakomitązgodnością z doświadczeniem, przeto niepozostawało nic innego, jak przyjąć, żei budowa kryształów rzeczywistych mapewne braki, czy też błędy w stosunku doteoretycznego schematu regularnej sieciprzestrzennej atomów.

Posypały się oczywiście próby objaśnie-nia tak ogromnej różnicy między wytrzy-małością molekularną, czyli spójnościąteoretyczną, a wytrzymałością doświad-

czalną, czyli techniczną. Z prób tych ostałysię jak dotychczas poglądy A. G r i f f i t h'ai A. S m e k a T a . Obaj ci badacze przyj-mują istnienie szczelin ultramikroskopo-wych w kryształkach rzeczywistych. Szcze-lin tych, względnie osłabień („Lockerstel-len" u Smekala) niepodobna wprawdzieujawnić ani optycznie ani nawet rontgeno-graficznie, nie mniej jednakże wystarczająone do ogromnego zmniejszenia wytrzyma-łości faktycznie obserwowanej w stosunkudo wytrzymałości molekularnej. WedługSmekala występują osłabienia tem gęściej,im kryształy są większe, co zgadza się do-brze z pomiarami wytrzymałości dokonane-mi na prętach z tego samego metalu o struk-turze drobnokrystalicznej i grubokrysta-licznej. Wiadomo oddawna, że te ostatniesą znacznie słabsze od pierwszych.

JAN DEMBOWSKI.

TEORJA REZONANSU NERWOWEGO

Nowy a nader oryginalny pogląd na isto-tę zjawisk nerwowych wypowiedział mło-dy biolog niemiecki, P a u l W e i s s, Po-gląd ten, jak to często bywa, był dość nie-spodziewanym wynikiem eksperymentów,przedsięwziętych w innym celu, a dotyczą-cych transplantacji kończyn salamandry.Przedstawię czytelnikowi sprawę systema-tycznie,

Salamandra plamista jest, jak wiadomo,zwierzęciem żyworodnem. Młode, wyjętez ciała drogą operacyjną, odrazu po ichumieszczeniu w wodzie, wykazują ener-giczny ruch i ogromną żarłoczność. Larwytakie mają około 2 cm. długości, majądobrze rozwinięte skrzela zewnętrzne orazcałkowicie wykształcone kończyny przed-nie i tylne. W e i s s dokonywał operacyjwłaśnie na podobnych młodych larwach.Sam zabieg był bardzo prosty. Kończynęprzednią odcinano tuż przy tułowiu, na-stępnie w bezpośredniem sąsiedztwie tyl-nej kończyny tej samej strony ciała robio-no dość głębokie nakłucie igłą i do powsta-łego otworu wpychano koniec odciętej koń-czyny przedniej. Ponieważ kończynę prze-

sadzaną (transplantat) brano z innegoosobnika, po operacji larwa posiadała,prócz własnych normalnych 4 kończyn, je-szcze jedną kończynę przednią dodatkową,umieszczoną tuż przy jednej z tylnych.Operacje ulegały zresztą różnym modyfi-kacjom. Niekiedy odcięta kończyna tylnazostawała wszczepiona obok normalnejprzedniej tej samej strony, w innych razachkończyna amputowana była przeniesionanie obok, lecz w miejsce kończyny własnej,poprzednio uciętej. Ogółem podaje W e i s s70 udanych przypadków transplantacji róż-nego rodzaju.

Kończynę wszczepioną nie trzeba aniprzyszywać, ani też przytrzymywać sztucz-nie. Jeśli tylko otwór był głęboki i dośćwąski, to koniec kończyny transplantowa-nej dostawał się pomiędzy mięśnie, którego ściskały i trzymały z wystarczającą siłą.Położenie kończyny przesadzonej wzglę-dem tułowia mogło być bardzo różne: koń-czyna mogła być orjentowana normalnie,lub też była częściowo czy całkowicie od-wrócona, np, dłonią do góry.

Już po niewielu dniach można widzieć,

Page 26: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

20 W S Z E C H Ś W I A T Nr 1

ze przylegająca do tułowia zwierzęciaczęść kończyny przesadzonej jest dość sil-nie przekrwiona, dzięki obfitym rozgałęzie-niom wrastających z tułowia naczyń wło-skowatych. Z reguły następuje także silneobrzmienie transplantatu, Po mniej więcej3 tygodniach objawy te znikają i kończynapowraca do swego normalnego wyglądu.

Rys 1, Salamandra plamista.

Operacje były dokonywane na młodych,intensywnie rosnących larwach, Początko-wo kończyna transplantowana we wzrościeswoim pozostaje nieco w tyle za innemiiwkrótce jednak stosunki te wyrównywująsię. Po kilku tygodniach kończyna przesa-dzona zaczyna wykonywać ruchy samorzut-ne, nie imniej szybkie i sprawne, niż ruchykończyny normalnej, Dowodzi to, że w cią-gu tego czasu musiało zajść odrodzenie drógnerwowych, uszkodzonych przy operacji.W pewnym wieku larwa salamandry ulegaprzeobrażeniu; traci skrzela zewnętrzne,zmienia barwę skóry z szarawej na cha-rakterystyczne centki żółte na czarnem tle,Wychodzi na ląd i oddycha płucami. Wraz2 przeobrażeniem całego zwierzęcia ulega,przeobrażeniu i kończyna transplantowa-na, jej ubarwienie staje się również czarno-żółte, przyczem z układu plam widać od-

razu, iż kończyna jest w danym punkcieciała obcym przybyszem, który przyniósłze sobą własny deseń.

Ponieważ kończyna transplantowanaznajdowała się zawsze bardzo blisko włas-nej kończyny zwierzęcia, obie te kończynymogły ulegać częściowym lub całkowitymzrostom. Niekiedy obie pozostają całkowi-cie oddzielone od siebie, ale w przypad-kach skrajnych znajdujemy dwie kończyny,tkwiące we wspólnej pochwie skórnej.

Po 10 tygodniach transplantowana koń-czyna przednia zawsze odzyskiwała swojąnormalną ruchliwość, gdy powrót kończy-ny tylnej do normy jest trudniejszy.W e i s s obserwował 28 udanych przypad-ków przesadzenia kończyny przedniejw bezpośrednie sąsiedztwo normalnej tyl-nej innego osobnika. Poszczególne osobni-ki były pod stałą obserwacją w ciąguprzeszło jednego roku. Niezależnie od po-łożenia kończyny transplantowanej wzglę-dem tułowia, ruchy jej zawsze podlegajądwom regułom. Dla uproszczenia opisu bę-dziemy nazywali W. własną, normalnąkończynę zwierzęcia, zaś T, — kończynętransplantowana obok niej.

1) Jeśli W wykonywa jakikolwiek ruch,to zawsze jednocześnie zachodzi ruch T.Nigdy niema ruchu tylko jednej z nich, alboporuszają się obie jednocześnie, albożadna,

2) Gdy w takim systemie W + T obser-wujemy ruch, to zawsze ruch jednegoz dwóch składników systemu jest wewszystkich szczegółach odbiciem ruchudrugiego, czyli kurczą się zawsze odpo-wiadające sobie anatomicznie mięśnie obukończyn. Gdy W zgina się w stanie kolano-wym, T zgina się odpowiednio w stawiełokciowym. Obrotom W towarzyszą takiesame obroty T. Gdy W rozstawia palce,dokładnie ten sam ruch naśladuje T. Przy-tem nie tylko jakość ruchu, ale i jego sto-pień pozostaje dokładnie ten sam. Jak mó-wimy, funkcja T jest homologiczna funkcjiW, Regule tej nie ulega tylko część T,bezpośrednio przylegająca do tułowia, cojest łatwo zrozumiałe. Bowiem przytransplantacji kończyna T została po pro-

Page 27: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 W S Z E C H Ś W I A T 21

stu wepchnięta pomiędzy mięśnie, łączysię więc z tułowiem tylko za pośred-nictwem narastającej tkanki łącznej, alebrak jej stawu. Dlatego też skurcz tych sa-mych mięśni może prowadzić do innych ru-chów T, niż W, która jest całkowitą koń-czyną normalną.

Jeśli położenie T względem tułowia jestto.samo, co położenie W, to obie kończy-ny wykonywują ruchy ściśle równoległei jednoczesne, Jeśli natomiast położenie Tjest jakiekolwiek inne, to ruchy transplan-tatu stają się niecelowe i dziwaczne: koń-czyna np, może być skierowana ku górzei poruszać się w powietrzu. Zwłaszcza, gdyorjentacja T różni się o 180" od orjentacjiW, obie kończyny w każdym ruchu wprostprzeciwdziałają sobie, utrudniając ruchycałego zwierzęcia w najwyższym stopniu.Nigdy nie zaobserwowano, aby funkcja Tz czasem ulegała zmianie, aby zachodziłojakiekolwiek „uczenie się" kończyny.

W tych przypadkach, gdy wszczepianoprzednią kończynę na miejsce usunięte]tylnej, zachodził zupełny powrót do zwyk-łej funkcji. Kończyna spełnia sprawnieswoje zadanie i tylko niektóre szczegółyanatomiczne, np. obecność 4 palców, za-miast 5, jak na kończynie tylnej, zdradzają,że mamy do czynienia z kończyną przed-nią.

Tak dokładną zgodność ruchów W i Tmożna obserwować tylko w specjalnychwarunkach: gdy obie są nieobciążone, lubgdy obie są obciążone jednakowo. Gdykończyna W porusza się, unosząc tułówzwierzęcia, to spoczywa na niej ciężar cia-ła, a więc ten sam stopień skurczu jejmięśni doprowadzi do ruchów o mniejszymrozmachu, niż ruchy T, sterczącego wolnow powietrzu. Jeśli unieruchomić sztuczniekończynę W, np. trzymając ją mocno w rę-ku, to salamandra próbuje się uwolnić zapomocą energicznych skurczów różnychmięśni. Wysiłki jej nie mogą oczywiścieprzezwyciężyć oporu i nazewnątrz ruchypozostają niewidoczne. Ale teraz T stajesię jakby manometrem: jego żywe ruchywykazują wyraźnie, jakie napięcia istniejąw kończynie W.

Wszystkie ruchy kończyn, o których mó-wiliśmy dotąd, były to ruchy „dowolne".Znamy jednak bardzo wiele ruchów obo-wiązujących, wypływających z samego me-chanizmu ciała, a nazwanych odruchami lubrefleksami. Jednym z najbardziej pospoli-tych odruchów tego rodzaju jest t, zw.refleks kompensacyjny, polegający na tem,że mięsień biernie rozciągany ma dążnośćdo przeciwdziałania ruchowi biernemu,a więc do kurczenia się. Jeśli unierucho-mimy całą kończynę W, prócz jej częścistopowej i jeśli będziemy zginali stopę, tobędziemy jednocześnie rozciągali mięśnierozginające stopy. Mięśnie te będą się kur-czyły, przeciwdziałając naszemu ruchowi.Ponieważ salamandra nie może oprzeć sięeksperymentatorowi, wysiłek jej wyrazisię tylko we wzroście oporu zginanej czę-ści. Ale jednocześnie dostrzegamy, że na-pięstek T wykonywa energiczny ruch roz-ginania, czyli odtwarza napięcie, panującew W, Więc również i w odruchach mamydokładną odpowiedniość ruchów koń-czyny własnej, a transplantowanej.

Dziwne zaiste zjawisko! Ruchy kończynsalamandry są przecie „dowolne", t, zn, za-leżne od wyższych ośrodków nerwowych.Nie zdołamy przewidzieć, jak w każdymposzczególnym przypadku będzie się zwie-rzę zachowywało i jakie ruchy wykona.Ale jednocześnie możemy przewidziećz całą dokładnością, że ruchy T będąścisłym odpowiednikiem ruchów W. Naj-widoczniej mamy tu do czynienia z jakimśprostym mechanizmem, skoro jego działa-nie jest tak prawidłowe. Jesteśmy przy-zwyczajeni tłumaczyć funkcję, wychodzącz budowy, sprowadzać czynności do okreś-lonych mechanizmów ciała, W naszymprzypadku sama przez się nasuwa się myśl,że jednakowość ruchów W i T ma swojąprzyczynę w jednakowem unerwieniu obukończyn. Widocznie te same włókna ner-wowe uruchamiają odpowiadające sobiemięśnie W i T i dlatego też „rozkaz"ośrodków nerwowych, wysłany do W, wy-woła tę samą reakcję ze strony T. Cieka-we też było sprawdzić, jak przedstawiająsię te stosunki w rzeczywistości.

Page 28: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

22 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

Jest rzeczą znaną, że po przecięciu ner-wu, jego część odśrodkowa ulega degene-racji. Każde włókno nerwowe ma swojeźródło w ośrodkach, jest związane z ko-mórkami nerwowemi, Przecięcie włóknapozbawia jego część, leżącą nazewnątrz odpowierzchni przecięcia, związku z komór-kami i dlatego też część odśrodkowa dege-neruje, W miejscu włókna z jego zawiłąbudową pozostaje tylko pasmo plazmatycz-ne, nazwane pasmem B i i n g n e r a , po-zbawione wszelkich cech tkanki nerwowej.W części dośrodkowej nerwu, leżącej po-między powierzchnią przecięcia, a ośrod-kiem, również zachodzi degeneracja i two-rzą się pasma B i i n g n e r a , ale dzieje sięto tylko w najbliższem sąsiedztwie prze-kroju, gdy dalsze części nerwu pozostająnietknięte. Gdy odcinamy kończynę, musi-my oczywiście przeciąć wszystke jej ner-wy. Musi więc zajść degeneracja nerwówtransplantatu i muszą powstać w ich miej-scu pasma B u n g n e r o w s k i e , którebędą miały dokładnie ten sam przebieg, conormalne nerwy. Widzieliśmy też, iż w cią-gu kilku tygodni po operacji, kończyna niewykonywa żadnych ruchów, a więc jestpozbawiona czynnej tkanki nerwowej.W ciągu tego czasu powstaje w miejscutransplantacji warstwa tkanki łącznej, któ-ra spaja T z tułowiem. Operację samą wy-konywaliśmy w ten sposób, że w pobliżunasady kończyny własnej, robiliśmy igłągłębokie nakłucie. Nakłucie musi uszko-dzić część nerwów, co się też zwykle uze-wnętrznia w przemijających anomaljach ru-chowych W. Przerwane igłą nerwy zacho-wują się dwojako. Ich części, oddzieloneod ośrodków, ulegają degeneracji i dająpasma B i i n g n e r a , Natomiast częścidośrodkowe, związane z ośrodkami, rozga-łęziają się obficie i intensywnie rosną. Kie-runek wzrostu włókien zależy od wieluczynników, a zwłaszcza ważną rolę odgry-wają tu wpływy chemiczne. Jednakżei opór otaczających tkanek ma duże zna-czenie. Opór tkanki łącznej, spajającej Tz tułowiem, jest dość znaczny i bardzo nie-równomierny, W związku z tem przebija-jące ją włókna nerwowe będą rosły niepra-

widłowo, wyginając się wielokrotnie, a na-wet niekiedy rosnąc wstecz. Mimo wszyst-ko większość ich przebije zaporę łączno-tkanową i wrośnie w kończynę. Przytem,natrafiając na pasma B ii n g n e r a, któredzięki małemu w stosunku do innych tka-nek oporowi, stanowią naturalne drogirosnących włókien, włókna tułowia wrasta-ją w nie i rosną aż do ich ostatnich rozga-łęzień, unerwiając w ten sposób kończynę.Ostatecznie cała kończyna uzyskuje nowyzwiązek nerwowy z ośrodkami ciała i odtej chwili zaczyna funkcjonować.

Dzięki nieprawidłowemu wzrostowi włó-kien w tkance łącznej i ich wielokrotnymznacznym wygięciom, jest rzeczą przypad-ku, które włókna wrosną do których pasemB i i n g n e r a . Tyle tylko jest pewne, żena skutek nader obfitego rozgałęzianiasię włókien dośrodkowych, ostateczniewszystkie pasma B u n g n e r o w s k i ezostaną zaopatrzone w nerwy, a więc zaj-dzie całkowite unerwienie transplantatu.

Już ta prosta obserwacja procesu uner-wiania transplantatu wskazuje, że naszeprzypuszczenie anatomiczne nie może byćuzasadnione. Skoro kierunek wzrostu po-szczególnych włókien nerwowych jest czy-sto przypadkowy, niemożliwe jest, abyzawsze rozgałęzienia jednego i tego same-go włókna wrastały do anatomicznie odpo-wiadających sobie mięśni W i T. A tylkow tym razie zdołalibyśmy zrozumieć ścisłązgodność ich ruchów. Jednak sprawa jesttak zasadniczej wagi, że musimy przyjrzećsię jej bliżej,

Normalna tylna kończyna salamandryotrzymuje swoje unerwienie od trzech ko-lejnych nerwów rdzeniowych (I—III narys, 2), Za pomocą żmudnej metody

, rekonstrukcji odtworzył W e i s s przebiegnerwów w kilku przypadkach operacyj-nych, gdy funkcja T była doskonała i naśla-dowała we wszystkich szczegółach czyn-ności W, Rys, 3 ilustruje jeden taki przy-padek, Widzimy na nim odcinek kości ra-mieniowej transplantatu, otoczony tkankąmięśniową na podobieństwo podkowy.Nerw I poprzedniego schematu nie zostałwcale uszkodzony przy operacji i zacho-

Page 29: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 23

wał swoje normalne rozgałęzienie w koń-czynie własnej. Na rysunku nie jest teżuwidoczniony. Nerw III daje odgałęzienieR, wchodzące do mięśni udowych kończy-ny własnej. Druga gałąź III łączy się z IIi oba nerwy złączone (No) skierowują siętakże do kończyny własnej. Nerw II, je-

Rys. 2.

szcze przed jego połączeniem się z III, da-je odgałęzienie Nt, wchodzące do tran-splantatu, pomiędzy jego mięśnie a kość.Jest to wogóle jedyny nerw, którego odga-łęzienia unerwiają całą kończynę tran-splantowaną. Jakaż może być mowa

Rys. 3.

o identyczności unerwienia W i T, skorokończyna W otrzymuje włókna ze wszyst-kich trzech nerwów rdzeniowych, gdy Ttylko część włókien II i żadnych innych?

Rozważenie innego przypadku nasuwate same wnioski. I tu nerw I nie zostałuszkodzony, nie umieszczono go więc narysunku. Nie ma on żadnego związku z T.O oznacza tu kończynę własną (nasze W),T — kończynę transplantowaną. Nerw IIwykazuje pewne drobne anomalje przebie-gu, które wskazują, że był on trochęuszkodzony przy operacji, ale do T

nie daje on żadnych odgałęzień. Całeunerwienie T pochodzi wyłącznie z zupeł-nie anormalnie rozgałęzionych części ner-wu III, z których tylko mała część (Iai2a)wrasta do kończyny własnej. Najwidocz-niej nerw III był przerwany i wrósł na-stępnie prawie wyłącznie do T. I w tymprzypadku niema absolutnie żadnej odpo-wiedniości unerwienia obu kończyn pomi-mo dokładnej zgodności funkcji.

Z szeregu podobnych przypadków wnio-skuje W e i s s; 1) Zawsze tylko część ner-wów kończyny własnej bierze udziałw unerwieniu T, 2) Zależy od przypadko-wego rodzaju wykonanej operacji, które

..; JRys. 4.

włókna wrosną do T, 3) Wobec obfitościi przypadkowości rozgałęzień nieuniknionesą przypadki, gdy jedno i to samo włóknonerwowe zaopatruje w zakończenia różneokolice funkcjonalne transplantatu, np. je-go mięśnie zginacze i rozginacze, lub teżróżne okolice funkcjonalne W i T,

Z faktów powyższych wyłania się wnio-sek pierwszorzędnej wagi: rodzaj unerwie-nia kończyny transplantowanej nie ma nicwspólnego z istnieniem dokładnej zgodno-ści ruchów W i T. Stosunki anatomicznenie tłumaczą faktu zgodności funkcjonal-nej. Istotnie, wyobraźmy sobie jeden z naj-prostszych przypadków. Nerw, prowadzą-cy do mięśnia zginacza stawu kolanowegokończyny własnej został przerwany pod-czas operacji. Jego odcinek dośrodkowyrozgałęził się na dwa włókna, z którychjedno wrosło znowuż do tego samego zgi-nacza kolanowego, drugie zaś do rozgina-

Page 30: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

24 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 1

cza stawu łokciowego transplantatu.W tych warunkach „rozkaz", wychodzącyz wyższych ośrodków nerwowych i prze-biegający przez nerw, dosięgnie obydwutych mięśni jednakowo, nakazując imskurcz, W wyniku W powinna zgiąć sięw kolanie, T zaś rozgiąć się w łokciu.W rzeczywistości T również zgina sięw łokciu, a więc „rozkaz" uruchomił zgi-nacz łokciowy, gdy rozginacz, unerwionyprzez to samo włókno, co zginacz kolana,pozostał nieczynny! Rzeczywista funkcjanie ma nic wspólnego z rodzajem unerwie-nia.

Fakt ten zaprzecza radykalnie panujące-mu poglądowi na funkcję nerwów. Wiemyz pewnością, że podrażnienie, wysłanez ośrodka za pośrednictwem włókna ner-wowego, pobudza mięsień do czynności.Jednak każdy poszczególny ruch zwierzę-cia zależny jest od skurczu ściśle określo-nych mięśni, innych w każdym poszcze-gólnym przypadku. W myśl poglądu po-wszechnie przyjętego, wychodzące z ośrod-ka podrażnienie zostaje skierowane tylkodo tych włókien, które unerwiają mięśnie,potrzebne do wykonania danego ruchu cia-ła. Ośrodek jest rodzajem centrali telefo-nicznej, za każdym razem włączającej tyl-ko określone przewodniki. Jeśli jeden i tensam przewodnik zaopatruje swemi rozga-łęzieniami jednocześnie kilka aparatów te-lefonicznych, to po włączeniu go wszyst-kie te aparaty powinny zadźwięczeć jed-nakowo. Jednak u salamandry dźwięczytylko jeden z nich, gdy inne milczą! Roz-ginacz łokciowy otrzymał „rozkaz", alemimo to pozostał nieczynny. Wobec zupeł-nej przypadkowości rozkładu włókien ner-wowych w transplantacie, nie możemy uni-knąć wniosku, że każde włókno, wchodzą-ce do kończyny, przewodzi „rozkaz", skie-rowany nie do jednego określonego mię-śnia, lecz do wszystkich mięśni kończynyna raz. Wszystkie one są podrażniane jed-nocześnie, ale odpowiadają na podrażnie-nie tylko te z nich, których czynność jestw danej chwili potrzebna. Ośrodek nerwo-wy nie jest zatem centralą telefoniczną,lecz raczej rodzajem radjowej stacji na-

dawczej, która wysyła podrażnienia wewszystkie strony jednakowo. Podrażnieniepada na wszystkie aparaty odbiorcze, aleodpowiadają na nie tylko aparaty, nastro-jone na daną długość fali, Co jest właści-wie nastrojone w organizmie, czy sam mię-sień, czy zakończenie nerwowe, czy teżcoś trzeciego, nie wiemy, możemy tylkoogólnikowo powiedzieć, że narząd końco-wy wykonawczy posiada zdolność wyła-wiania z podrażnienia ogólnego, przynie-sionego przez nerw, a jednakowego dlawszystkich narządów danego odcinka ukła-du nerwowego ośrodkowego, tych składni-ków, które są dla niego przeznaczone.

Tyle nam dają fakty. Dla ich wytłuma-czenia buduje W e i s s teorję rezonansunerwowego, której głównem założeniemjest twierdzenie, iż proces nerwowy jestzjawiskiem okresowem, polega na pew-nych drganiach; o bliższej naturze tych hi-potetycznych „drgań" W e i s s nie wypo-wiada się. Struna określonej długościdźwięczy, gdy padną na nią fale dźwięko-we określonej częstotliwości. Mówimywówczas, że struna jest nastrojona na danąwysokość tonu, względnie, na jego wielo-krotność. Na dźwięk złożony, zawierającydany ton, struna reaguje tak, jakby reago-wała na sam ten ton, czyli posiada zdol-ność wyławiania określonego tonu z dźwię-ku złożonego. Coś analogicznego może za-chodzić w układzie nerwowym. Impuls doruchu, który ma wykonać kończyna, zo-staje wysłany przez ośrodek nerwowyw postaci „akordu". Bogactwo rozgałęzieńnerwowych w kończynie służy tylko do te-go, aby „akord" nerwowy trafił do wszyst-kich narządów końcowych, ale rodzaj sa-mych połączeń nerwowych w kończyniejest bez znaczenia. Jeśli w danej chwilimają funkcjonować mięśnie A, B i C, to„akord" zawiera tylko ,,tony" a, b i c, do-cierające do wszystkich narządów końco-wych kończyny jednakowo, Z tych ostat-nich reagują tylko mięśnie A, B i C, każdyna swój „ton", na który jest „nastrojony",gdy inne mięśnie pozostają nieczynne.W ten prosty sposób tłumaczy się dokład-na zgodność funkcji kończyny własnej,

Page 31: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 " W S Z E C H Ś W I A T 25

a transplantatu, Obie kończyny są homo-logiczne, każdemu mięśniowi jednej z nichodpowiada podobny mięsień drugiej, na-strojony na ten sam ton nerwowy. Wobectego, niezależnie od unerwienia i niezależ-nie od położenia transplantatu względemtułowia, ruchy jego muszą być ściśle sy-metryczne względem ruchów kończynywłasnej. Wynik ten jest możliwy w przy-padku salamandry, której kończyny przed-nie i tylne anatomicznie dość dokładnieodpowiadają sobie. Natomiast u płazówbezogonowych kończyny te różnią się i niemożemy się spodziewać, aby i tu dokładnapowtarzalność funkcji wystąpiła. Istotnie,w doświadczeniach B r a u s a, który tran-splantował kończynę przednią kumki namiejsce usuniętej tylnej, nigdy transplantatnie wykazywał zupełnie normalnej czyn-ności, jakkolwiek jego unerwienie byłokompletne, t. zn, wszystkie pasma B ii n-g n e r a zostały wypełnione przez wyra-stające włókna tułowia.

Mówiąc o wyższych ośrodkach nerwo-wych, mieliśmy zawsze na widoku zbliżo-ne do kończyny odcinki rdzenia, mniej lubwięcej autonomiczne pod względem funk-cjonalnym. D e t w i l e r przesadzał ampu-towaną kończynę aksolotla na bok ciała.Zawsze ostatecznie nerwy rdzeniowe wra-stały do transplantatu i unerwiały go cał-kowicie, ale normalną funkcję kończyny

otrzymano tylko w tych razach, gdy w składnerwów, wchodzących do transplantatu,wchodził przynajmniej jeden nerw, nor-malnie należący do unerwienia kończy-ny. Widzimy stąd, że wzajemna zastęp-czość nerwów rdzeniowych jest ograniczo-na i że kończyna, jak dosadnie wyraża sięW e i s s, może nie „zrozumieć" rozkazu,o ile jest on dla niej całkowicie obcy.

Teorja W e i s s a jest na razie tylko bar-dzo ciekawym i oryginalnym pomysłem.Nie mamy dość materjału porównawczego,aby ostatecznie wypowiedzieć się o jejpowszechnej zastosowalności. Jest jednakjasne, że opisane przez W e i s s a faktynie dadzą się wtłoczyć w ramki dotychcza-sowych poglądów na funkcję nerwów, sąnatomiast w najlepszej harmonji ze współ-czesnemi poglądami na funkcje psychiczneustroju jako całości. Nowoczesna ,,zasadakształtów" w psychologji wskazuje na da-leko idącą uniwersalność i plastycznośćośrodków nerwowych, oraz na ich częścio-wą zastępczość wzajemną, Teorja W e i s-s a może być sprawdzona na drodzeeksperymentu i w tem też leży jej znacze-nie, W razie zaś potwierdzenia, uzyskamynie tylko pogląd na funkcje nerwowe, alemożliwe staną się i pewne zastosowaniapraktyczne. W każdym razie dla praktykichirurgicznej znaczenie teorji rezonansumoże być niespodziewanie doniosłe.

K R O N I K A N A U K O W A

HANS SPEMANN.

Świat naukowy biologów obchodzi uroczyście6O-tą rocznicę urodzin Hansa Spemanna, bada-cza niemieckiego, niezrównanego eksperymentatoraw dziedzinie mechaniki rozwojowej. W la-tach ostatnich wykonał Spemann niezwykle intere-sujące badania, dotyczące analizy wczesnego roz-woju zarodków płazów. Za pomocą nader subtel-nej techniki przeszczepiał określone części jajatraszki do jaja innego gatunku traszek. Dzięki róż-nicy w zabarwieniu tkanek dwóch gatunków uda-wało się prześledzić los transplantatu w obcemotoczeniu. W zależności od swego wieku transplan-tat zachowuje się różnie: jeśli część przeszczepio-na pochodzi z bardzo wczesnego stadjum rozwoju,to dalszy los transplantatu zależy nie od jego po-

chodzenia z tego lub innego punktu zarodka, leczod tego, w jakiem otoczeniu transplantat się zna-lazł. Transplantat zostawał wciągnięty przez roz-wijające się tkanki gospodarza, stając się ich skład-nikiem integralnym. Zatem komórki zarodka wewczesnem stadjum rozwoju nie są zdeterminowanei mogą wydać wszystko w zależności od potrzebi wpływów otoczenia. Istnieje jednak punkt zwrot-ny w rozwoju, kiedy tkanki zatracają swoją pla-styczność i wykazują własną indywidualność, Tympunktem zwrotnym jest okres powstawania central-nego układu nerwowego. U płazów jego zawiązekzaznacza się mniej więcej w 4 dni po złożeniujaja, w postaci płytki, nieco ciemniejszej od ota-czającej plazmy i noszącej nazwę płytki medular-nej. W biegu rozwoju brzegi płytki unoszą się nadpowierzchnią jajową, wzajemnie stykają się ponad

Page 32: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

26 WSZECHŚWIAT Nr. 1

płytką i tworzą cewkę nerwową. Spemannstwierdził, iż "wycinek płytki nerwowej, przeniesio-ny wgłąb innego, młodszego zarodka, powodujew pokrywającym go nabłonku brzusznym gospoda-rza powstanie nowego zawiązka systemu nerwowe-go, niezależnie od zawiązka nerwowego gospoda-rza. Zaczynając od tego stadjum, komórki zarodkamogą wydać tylko to, co wydają we własnem ja-ju, ich los staje się określony, zdeterminowanyostatecznie. Determinacja zachodzi podczas gastru-lacji, kiedy ścianka zarodka zaczyna wpuklać się

-wewnątrz, tworząc woreczek dwuwarstwowy z otwo-rem (blastoporem) w miejscu, gdzie rozpoczęło się-wpuklanie. Transplantat wzięty z tego stadjumnie tylko nie zostaje wciągnięty w procesy kształ-totwórcze gospodarza, lecz sam teraz wywierawpływ na tkanki gospodarza, powodując swojąobecnością powstanie całego systemu zawiązków,"które bez niego nigdyby się nie były utworzyły•w tem miejscu, a więc nieraz zmuszając tkanki dozmiany swego losu rozwojowego. Substancja płyt-ki medularnej podczas gastrulacji nabiera zdol-ności indukcyjnej, jak wyraża się Spemann.W wyniku takiej transplantacji nieraz możepowstać zarodek o podwójnym systemie organównerwowych. Zatem górny brzeg blastoporu stanowiośrodek, od którego rozchodzą się wpływy, deter-minujące los sąsiednich tkanek. Ośrodek taki Spe-mann nazywa organizatorem. Organizator pobudzaw sąsiednich komórkach procesy kształtotwórcze,elementy dotąd niezróżnicowane zaczynają rozwi-jać się tylko w określonym kierunku. W później-szym rozwoju znane jest wiele przypadków [poczęści ustalonych przez Spemanna) różnicowaniakorelacyjnego, kiedy rozwój jednej części orga-nizmu zależy od drugiej. Soczewka oka rozwijasię pod wpływem pęcherza ocznego. Sam zaś pę-cherz oczny, jako część systemu nerwowego, po-wstał pod wpływem płytki medularnej. Pozwalato wyróżnić w rozwijającym się organizmie nie je--den, lecz cały szereg organizatorów, które tworzą

harmonijny współzależny system. Spemann ustalawarunki działania organizatorów, czas zjawianiasię zdolności indukcyjnej, lokalizację czynników or-ganizacyjnych i analizuje bliższą naturę tych czyn-ników. Na zasadzie wszystkich faktów możnawnioskować, iż w zarodku różne organy nie sązdeterminowane od początku, lecz zarodek jestczemś stosunkowo prostem, co w biegu rozwojuslaje się coraz bardziej różnorodnem. Różnorodnośćpowstaje na skutek procesów determinacji, którejistota polega prawdopodobnie na zmianach fizycz-nego stanu protoplazmy komórkowej. Zmiany tazależą od warunków rozwoju i jednocześnie samewarunkują dalszy rozwój. Nowy stan fizyczny jed-nej komórki nie tylko ogranicza jej własną plastycz-ność, ale stopniowo powoduje takie ograniczeniei w komórkach sąsiednich. Spemann wyraża przy-puszczenie, iż chodzi tu o substancję i wpływy ka-talityczne. Skoro zdeterminowana okolica samawysyła wpływy determinujące, szereg procesówdeterminujących staje się szeregiem procesówkształtotwórczych, prowadzących wszystkie razemdo powstawania całkowitego organizmu.

Obchód 60-cio-letniej rocznicy urodzin Speman-na wyraził się w czynie: w wydaniu 5 tomów(116 — 120), czasopisma Archiv fiir Entwicklungs-mechanik, zawierających 73 prace specjalne, po-święcone sprawom mechaniki rozwojowej. BadaniaSpemanna i jego licznych uczniów stanowią zawią-zek nowego pojmowania zjawiska rozwoju i w dzi-siejszej biologji tworzą swojego rodzaju etap.

sd.

BAKTERJE FERMENTUJĄCE BŁONNIK.

Proces rozkładu błonnika w przyrodzie, w po-staci resztek tkanek roślinnych, odbywa się wszę-dzie, gdzie resztki te są obecne. Niezwykła odpor-ność błonnika na działanie czynników rozkładają-cych zwróciła uwagę na rolę i udział w procesierozkładu zaczynów bakteryjnych. Badania nadbeztlenowym rozkładem błonnika przez bakterje( M i t s c h e r l i c h , T r e e u l , van T i e g h e nii in., a zwłaszcza O m e l a ń s k i ) , stwierdziły ichudział czynny w tym procesie. Zwłaszcza dużeznaczenie mają badania O m e l a ń s k i e g o , któ-ry opracował metodykę hodowania tych bakteryjoraz ustalił dwa zasadnicze typy fermentacji drob-noustrojowej beztlenowej błonnika — typ wo-dorowy i metanowy. Mimo, że zgóry można byłoprzypuszczać, iż fermentacja tlenowa na po-wierzchni ziemi i w glebie posiadać winna więk-sze znaczenie w przemianie materji w przyrodzie,niż beztlenowa, odbywająca się z natury swojejw zakresie znacznie mniejszym, nie zatrzymywałaona uwagi badaczy. Tylko 11 e r s o n (1903) orazH u t c h i n s o n i C l a y t o n (1919) zajmowalisię tą sprawą, otrzymując, zwłaszcza dwaj ostatni,niezwykle ciekawe wyniki, wskazujące na istnieniespecjalnej grupy bakteryj tlenowych intensywnie

Page 33: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 27

fermentujących błonnik. Sprawą tych bakteryji ich występowania w glebie zajął się ostatnioS, W i n o g r a d s k i , najwybitniejszy obecnie ba-dacz mikrobiologji gleby, podając (Annalesde 1'Institut Pasteur rok 1929, Nr, 5) wynikiwłasnych w tym kierunku spostrzeżeń, Jako pod-stawowe zadanie wytknął W i n o g r a d s k i spra-wę ustalenia właściwej metodyki badań, W ba-daniach swoich używał cytowany autor wyłącz-nie podłóż stałych. Jako najwłaściwsze uważapodłoże sporządzone ze szkła wodnego (silico-gel),które po dodaniu kwasu solnego tężeje; do tegopodłoża dodaje rozmaitych soli nieorganicznych,koniecznych do życia bakteryj badanych, oraz napowierzchni podłoża umieszcza warstwę bibułydo filtrowania; na powierzchni bibuły umieszczapróbki gleby, badanej na obecność bakteryj tle-nowych fermentacji błonnika. Stosowana przez W i-n o g r a d s k i e g o metodyka badania umożliwia nietylko ustalenie obecności, lecz też różniczkowanieposzczególnych drobnoustrojów gleby, posiadającychzdolność rozkładania błonnika, W hodowaniu tychbakteryj właściwości podłoża odgrywają dużą ro-lę — winno ono posiadać odpowiedni odczyn, azotw postaci soli mineralnych, W i n o g r a d s k i po-twierdził poprzednie badania H u t c h i n s o n ai C l a y t o n ' a , ustalając łatwą i pewną metodykęhodowania przez nich po raz pierwszy opisanejSpirochaeła Cytophaga, otrzymał również i opisałszereg różnych spostrzeganych przez siebie tleno-wych bakteryj, fermentujących błonnik. Na podło-żu swojem widział W. niezwykłą rozmaitość prze-jawów wzrostu tych bakteryj w postaci barwnyclinalotów, przeważnie żółtych, brunatnych, różo-wych, zielonych, rzadziej innych odcieni. Bardzoczęsto hodowle na podłożu od początku były czy-ste. W. podaje, że bakterje te posiadają specjalnewłaściwości w stosunku do barwików; zwykłemetody bakteriologiczne nie barwią ich; dla zabar-wienia konieczna jest kombinacja dwu barwi-ków — erytrozyny, jako czynnika bejcującego orazwodnego roztworu fioletu goryczkowego. Tylkomłode hodowle barwią się dobrze, stare barwią sięźle, często dają postacie degeneratywne, niekiedybardzo" odbiegające od morfologji typowej. Napodstawie własnych spostrzeżeń podaje W. pod-stawowe rysy procesu rozkładu włókien błonnika;ulegając szybkiemu utlenianiu dają one produktz odczynem oksycelulozy, rozpuszczalny w sła-bych zasadach, strącalny przez kwasy, dającysię ekstrahować z włókien utlenionych; włókna tei oksyceluloza nie posiadają zdolności redukują-cej, co stanowi cechę odróżniającą utlenianie bio-logiczne od chemicznego. Proces odbywa sięzwykle w obecności azotu nieorganicznego. Azota-ny ulegają częściowej redukcji do połączeń amo-nowych, mimo nieograniczony dostęp tlenu, W za-leżności od szybkości i kierunku procesów zacho-dzących, kwasowość środowiska ulega wahaniom.Podczas rozkładu tlenowego błonnika nigdy nie

wytwarzają się kwasy tłuszczowe oraz substancjelotne. Obecność takowych świadczy o beztlenowejnaturze procesu,

W pracy swojej podaje W. dokładną charakte-rystykę szeregu drobnoustrojów tlenowych fermen-tacji błonnika.

Prace W i n o g r a d s k i e g o , dając dokładnąmetodykę, otwierają nowy dział badań nad roląogólno-biologiczną tych bakteryj,

Ł.

O KWITNIENIU BAMBUSÓW.

Różne gatunki bambusów zachowują się bardzoróżnie pod względem kwitnienia. Liczne gatunkikwitną co rok (np. Amndinaria Wighłiana N e c s,różne gatunki rodzajów Guadna, Chusquea i t. d.).Inne natomiast kwitną rzadko w odstępach kilkulub nawet kilkudziesięciu lat. Kwitnienie następu-je zwykle jednocześnie na wielkiej przestrzenii stanowi przeto zjawisko imponujące. Stanowi onozarazem klęskę ekonomiczną, bo po przekwitnieniupędy nadziemne giną, a pędy podziemne (kłącza)ulegają takiemu osłabieniu, że przez kilka lat po-tem wypuszczają tylko niskie słabe pędy nadziemne.Tylko stopniowo dochodzą kłącza do normalnegostanu. W niektórych przypadkach nie wytrzymująone kwitnienia i giną. Odnowienie rośliny odbywasię wtedy tylko z nasion.

Zagadkowa okresowość wieloletnia zajmowaławielu autorów, m. inn. B r a n d i s a , S u e s s e n -g u t h a , K a w a m u r ę ; Porównywano ją z na-stępstwem suchych lub gorących lat, z okreso-wością plam słonecznych. Ścisłego związku nieudało się stwierdzić z żadnem z tych zjawisk. Sa-'me fakty są jednak niewątpliwe. Najciekawszez nich odnoszą się do Bambusa arundinacea R e t z,i do Phyllostachys Henonis M i 1 f.

Dla Bambusa arundinacea zestawili B e d d o m ei B r a n d i s 1) następujące daty kwitnienia:

1804 i

1836!

1868'

32 lata różnicy

32

30'/j lat1898/99 /

Najbliższy okres kwitnienia przypadałby wobectego mniej więcej w roku 1930, a więc w roku bie-żącym.

Z braku danych powyższy szereg dat nie mógłbyć przedłużony wstecz poza wiek XIX. W szczę-śliwszem położeniu był S. K a w a m u r a 2), którymiał do swojego rozporządzenia stare kromki ja-pońskie. Udało mu się odnaleść w nich szereg dat

*) Cytuję według pracy K. S u e s s e n g u t h a .(Flora. Tom 118/119, 1925, str. 503). W tej rozpra-wie zestawiona jest literatura przedmiotu.

2) Japanese Journal of Botany. Vol. III, 1927,śtr. 335.

Page 34: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

28 WSZECHŚWIAT Nr. 1

kwitnienia gatunku Phyllostachys Henonis M i 1 f.(po japońsku hachiku), aż do roku 813 po N. Chr.Szereg ten jest następujący:

813*

931

1247'

/

1666

1 = 2 X 5 9

316 = 5X63.2

419 = 7X59.9

1786) 62

1848'

\ 120 = 2 X60

1908\ 60

Odstępy pomiędzy datami kwitnienia wypadająrówne mniej więcej 60 latom, albo wielokrot-nościom takiego okresu. Odstępy większe od 60 latpowstały prawdopodobnie z powodu zaniedbaniakronikarzy, albo może z powodu słabszego nasile-nia zjawiska w pewnych okresach, przez co uszłoono uwadze. Wypada w ten sposób dla Phyllosta-chys Henonis, okres kwitnienia 60-letni.

D. Szymkiewicz.

NOWY DETEKTOR PROMIENIMITOGENETYCZNYCH,

Sprawa realnego istnienia promieni mitogene-tycznych stanowi przedmiot ożywionej dyskusjiwe współczesnej literaturze biologicznej. G u r-w i t s c h stwierdził, że niektóre objekty roślinnei zwierzęce wysyłają krótkofalowe promieniowa-nie, prawdopodobnie identyczne z promieniaminadfiołkowemi o długości fali około 2000 A, pobu-dzające żywe komórki do podziału mitotycznego.Wszystkie dotychczasowe metody wykrywania pro-mieni G u r w i t s c K a polegały na tem, że promie-nie działały na rosnącą tkankę, zwiększając w niejliczbę podziałów komórkowych, co sprawdzano nadrodze bezpośredniego obliczania. Jednakże do-kładne obliczenia tego rodzaju są nader trudne, zewzględu przedewszystkiem na wielką zmiennośćobrazów komórkowych. Badacz musiał wciąż de-cydować, czy dana komórka znajduje się w podzia-le, czy też w spoczynku, i ten moment decyzji sta-nowi element subjektywny metody, wpływający na-der ujemnie na jej dokładność. Obecnie S t e m -p e l l (Biolog. Zentralbl. t. 49, 1929, str. 607), opi-suje nowy nieorganiczny detektor promieni mito-genetycznych, wolny od wszelkiego subjektywizmu.Założenia S t e m p e l l a są następujące. Wszelkiepromieniowanie jest procesem rytmicznym. Ponie-waż zjawiska życiowe przebiegają w środowiskukoloidalnem, w którem bardzo wiele procesów macharakter rytmiczny, powstało przypuszczenie, iżhipotetyczne promienie G u r w i t s c h a powinnyoddziałać najwyraźniej właśnie na rytmikę proce-sów koloidalnych. Klasycznym przykładem podob-nej rytmiki są pierścienie L i e s e g a n g a . Jeśli

na powierzchni skrzepłej żelatyny, przepojonejdwuchromianem amonu, umieścić kroplą roztworuazotanu srebrowego, to dookoła kropli tworzy siępo pewnym czasie szereg prawidłowych kon-centrycznych pierścieni, świadczących o okreso-wości zjawisk dyfuzji i strącania. W odległościkilku milimetrów od powierzchni tworzących siępierścieni umieszczał S t e m p e 11 poziomą płytkęcynkową, posiadającą podłużną szparę o szeroko-ści 1 mm. Na szparce leżała warstwa papieru cel-lophanowego, na którym umieszczono miazgę z dnazwykłej cebuli, dobrze znane źródło promieni mi-togenetycznych. Wszystko wstawiono do komorywilgotnej na kilka godzin, w ciągu których miazgętkankową wielokrotnie odnawiano. W wyniku, jakto widzimy na rysunku, pierścienie L i e s e g a n g abyły całkowite w pobliżu środkowej kropli azota-

nu srebrowego, ale na obwodzie uległy bardzo wy-raźnemu przerwaniu w tych punktach powierzchniżelatyny, nad któremi leżała szparka (linja po-przeczna oznacza położenie szpary). Podobny,.choć nieco mniej wyraźny wynik otrzymano, za-stępując papier cellophanowy przez cienką płytkękwarcową, przepuszczalną, jak wiadomo, dla pro-mieni mitogenetycznych. S t e m p e l l wykonałszereg doświadczeń kontrolnych, obserwując układpierścieni, tworzących się pod tą samą płytką cyn-kową, ale w nieobecności miazgi tkankowej, lub teżpo zastąpieniu miazgi przez wilgotny proszekdrzewny, wilgotną watę i t. p. Nigdy nie zauważyłjednak takich zakłóceń pierścieni, jakie powstająstale w obecności zmiażdżonej żywej tkankLWreszcie pomiędzy miazgą z tkanki, a powierzch-nią żelatyny przepuszczał stały silny prąd powie-trza, aby usunąć ewentualny wpływ wydzielanychprzez cebulę substancyj chemicznych. Ale i w tymprzypadku układ pierścieni ulegał charakterystycz-nym zakłóceniom. S t e m p e l l wnosi, iż przy-czyną zniekształceń pierścieni L i e s e g a n g a mo-że być jedynie emitowane przez miazgę tkankowąpromieniowanie.

Jeśli te dane zostaną potwierdzone, będziemyrozporządzali prostą metodą wykrywania i mie-rzenia promieni mitogenetycznych, pozbawionąjakichkolwiek momentów subiektywnych, co przy-czyni się skutecznie do bliższego zbadania istotytego niezwykle ciekawego zjawiska. jd.

Page 35: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 29

DZIAŁANIE NISKICH TEMPERATUR NAPYŁEK ROŚLINNY.

B e c ą u e r e l , autor słynnych doświadczeń nadwpływem bardzo niskich temperatur na zdolnośćkiełkowania nasion i zarodników roślinnych, roz-ciągnął obecnie swoje badania na pyłek kwiatowy,W krótkiej notatce, która ukazała się przed paromamiesiącami (C. R. de 1'Acad. Sc. Paris, t. 188, 1929,str. 1308), komunikuje o doświadczeniach nadpyłkiem kwiatowym lwiej paszczy i tytoniu. Pyłekumieszczano w rurkach szklanych, które zalutowy-wano po uprzedniem wypompowaniu powietrza.Następnie rurki poddawano działaniu temperatu-ry — 271° w przeciągu kilku godzin, Na skutektych zabiegów, komórki pyłku nie tylko nie stra-ciły swej zdolności rozwojowej, ale zachowały jąnawet dłużej, niż pyłek normalny Gdy ten ostat-ni już po 1—2 miesiącach nie jest zdolny do za-pładniania, pyłek chłodzony zachowuje tę zdolnośćw ciągu 3—4 miesięcy, Temperatura dowiadczeniao 2° tylko różniła się od temperatury bezwzględne-go zera, a więc wszelkie zjawiska przemiany mu-siały ulec prawie absolutnemu wstrzymaniu.

Id,

NOWY AMINOKWAS Z HEMOGLOBINY.

W produktach, otrzymanych drogą trawieniatrypsyną hemoglobiny, S. F r a n k e l i G. M o n a -s t e r i o (Biochem. Zeitschr., t. 213, 1929), wy-kryli nowy aminokwas o wzorze sumarycznymC22H40N4O7. Jest on lewoskrętny. Posiada czterygrupy aminowe oraz trzy karboksylowe. Jest towięc kwas czteroaminotrójkarbonowy

C10H3r,O(NHa), (COOH)3,Autorzy dali mu tymczasową nazwę „Tetratri-saure".

Sł, K.

WPŁYW NAŚWIETLANIA I GÓRSKIEGOKLIMATU.

A, L o e w y i L. P i n c u s s e n , prowadząc bada-nia w Davos i Berlinie (Biochem, Zeitschr., t. 212,1929), wykazali, iż naświetlanie, a jeszcze w więk-szym stopniu rozrzedzenie powietrza wywołuje jed-nocześnie zmniejszenie procentowej zawartości po-tasu i wzrost procentowej zawartości wapniaw różnych narządach, co, oczywista, decyduje0 zmianie i w ustosunkowaniu ilościowem.

Przyczyna i mechanizm tych zmian, zupełnie narazie nieznane, mają być przedmiotem dalszychposzukiwań autorów, którzy uważają, iż stwier-dzony fakt pozostaje w związku z leczniczem dzia-łaniem naświetlania i klimatu górskiego. L o e w y1 P i n c u s s e n zwracają między innemi uwagę nadoniosłość zmiany w ustosunkowaniu potasur wapnia w stanach gruźliczych,

St K.

1 „SZKODLIWOŚĆ" CHLEBA.

I Zagadnienie ogólnej wartości odżywczej chlebamało było uwzględniane w badaniach zeszłego stu*lecia. Stosunkowo niedawno zwrócono na nie bacz-niejszą uwagę. Nowy przyczynek do tej sprawywnoszą badania I. A b e l i n a , wykonane w Zakła-dzie Fizjologji Uniwersytetu w Bernie (Biochem.Zeitschr., t. 215, 1929). Autor przeprowadzał ekspe-rymenty na rosnących szczurach. Okazało się, iższczury, karmione chlebem i wodą, wykazują znacz-nie słabszy wzrost w porównaniu z normalnie kar-mionemi (dużo mleka, chleb i od czasu do czasujarzyny), a nadto ulegają całemu szeregowi zmianchorobowych, jak infekcja skóry, wypadanie wło-sów, kseroftalmja (uszkodzenie oczu), nienormalnyrozwój kośćca, a w szczególności nabrzmienia nażebrach w miejscu połączenia części kostnej i chrzą-stkowej. Wybitnie wreszcie rzucały się w oczy trud-ności w chodzeniu oraz ogólne osłabienie. W licz-nych przypadkach szczury utrzymywane na takiejdiecie ginęły. Wynik doświadczeń był ten samniezależnie od tego, czy podawano szczurom chlebpszenny, czy żytni. Nawet dodatek nieznacznychilości mleka lub marchwi nie miał wpływu naprzebieg doświadczenia,

Eksperymenty, w których zwrócono uwagę nazachowanie się zwierząt, karmionych chlebem o róż-nej zawartości otrąb, przemawiają za tem, że war-tość odżywcza chleba spada wraz ze wzrostem za-wartości otrąb. Doświadczenia A b e l i n a nie wy-kazały pozatem mniejszej wartości odżywczej chle-ba żytniego w porównaniu z pszennym.

Przyczyny tej „szkodliwości", jakby się możnabyło wyrazić, chleba upatruje autor w następują-cych brakach:

1. W niepełnowartościowości białek, występują'cych w ziarnach zbóż. A mianowicie białka zbożo-we, gliadyna i glutenina, zawierają bardzo nieznacz-ne ilości aminokwasów, niezbędnych do wzrostui zachowania równowagi organizmu, który nie jestzdolny do syntetycznego ich wytwarzania (lizyna,arginina, histydyna).

2. W nikłej zawartości witamin.3. W niepomyślnym dla organizmu składzie

mineralnym, wykazującym z jednej strony nadwyż^kę dość znaczną anjonów nad katjonami (kwaś-ność), z drugiej znowu małą ilość wapnia i znacz-ną nadwyżkę fosforu nad wapniem. Ta ostatniaokoliczność jest szczególnie ważna. Jak wykazałybowiem liczne badania, wyzyskanie wapnia zawar-tego w pokarmie jest wówczas tylko możliwe, gdywapń i fosfor pozostają do siebie w ściśle określo-nym stosunku. Jeśli wziąć pod uwagę, iż te właśniepierwiastki są w pierwszym rzędzie mater jąłem natworzenie szkieletu, łatwo sobie można zdać spra-wę z konsekwencyj, wynikających dla organizmuz nieodpowiedniego ich -ustosunkowania,

4. W niedostatecznem wyzyskaniu chleba w pro-cesach trawienia.

Page 36: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

30 WSZECHŚWIAT Nr. 1

Na uwagę zasługuje również poruszona przezautora sprawa zmiany diety chlebowej. Podczasgdy uznajemy konieczność zmiany potraw, jeśli todotyczy innych pokarmów, unikamy jednostajno-ści, to nie stosujemy tej zasady do chleba, a na-wet fakt, iż jesteśmy w stanie odżywiać się staletym samym jego rodzajem, skłania do upatrywaniaw chlebie pokarmu wyjątkowego. Według autorazapatrywanie to jest błędne. Drobne szkody wy-rządzane w ten sposób organizmowi w ciągu dłu-gich lat, mogą się sumować i prowadzić do po-ważniejszych w sensie ujemnym skutków dla orga-nizmu. Celem eksperymentalnego uzasadnienia tegopoglądu karmił autor szczury pewnym rodzajemchleba z dodatkiem 2 cm3 mleka. Intensywnośćwzrostu stale malała — następował nawet spadekwagi ciała. Wówczas zmieniał autor rodzaj chlebaw podawanym szczurom pokarmie i stwierdził wy-bitną poprawę, wyrażającą się zwiększeniem inten-sywności wzrostu oraz lepszem ogólnem samopo-czuciem zwierząt, Wynik był ten sam, niezależnieod tego, czy podawano początkowo chleb żytni.potem pszenny, czy też odwrotnie,

Reasumując wyniki, autor podkreśla, że uzupeł-nienie wartości odżywczej chleba jest bardzjskomplikowanem i zupełnie jeszcze nierozwiązanemzagadnieniem. Nadmierne użycie chleba szczególniew wieku dziecięcym oraz u ciężko pracującychmoże stać się przyczyną poważnych zaburzeńw przypadku, jeśli inne warunki odżywiania nie sąoptymalne, St. K.

PRZEŻYWANIE AMPUTOWANEJ GŁOWY PSA.

Sprawa przeżywania różnych narządów, oddzie-lonych od całości organizmu, posiada swoją naderobszerną literaturę. Gdy idzie o doświadczeniaz tak niezmiernie skomplikowanym narządem, jakgłowa ssaka, nasuwają się ogromne trudności me-todyczne, związane z dostarczeniem komórkomi tkankom głowy możliwie naturalnych warunkówistnienia. Idea podobnych doświadczeń sięga je-szcze fizjologa L e g a l l o i s , a B r o w n S e-q u a r d , L a b o r d e , B a r r i e r e , H e y m a n sbyli ich wykonawcami. We wszystkich przypad-kach dostarczano amputowanej głowie krwi, albodrogą bezpośredniego wlewania do naczyń, alboteż łącząc naczynia głowy z naczyniami żyjącegozwierzęcia. Stwierdzono, iż w ciągu pewnego cza-su, naogół nie przekraczającego 30 minut, izolowa-na od tułowia głowa zachowuje niektóre ze swoichczynności życiowych. W każdym razie stało sięjasne, że rozwiązanie zagadnienia przeżywaniajest Ii tylko kwestją odpowiedniej metodyki.

Dwaj autorzy rosyjscy, B r i u c h o n e n k oi C z e c z u I i n (Journ. de physiol. et pathol. gćn.t. 27, 1929, str. 31 i 64) zdołali w znacznym stop-niu pokonać te trudności przez zbudowanie naderskomplikowanego i subtelnego aparatu („auto-jectora"), służącego do podtrzymania sztucznego

krwiobiegu w izolowanych narządach. Dodatekpewnych substancyj do krwi, napełniającej aparat,zapobiegał jej krzepnięciu. W aparacie autorówciśnienie przepływającej krwi, różne w różnychpunktach przyrządu, i jej temperatura ulegały au-tomatycznej regulacji, a żywe płuca zwierzęcia,włączone do krwiobiegu i odpowiednio wentylowa-ne, dostarczały przepływającej krwi tlenu. Samodoświadczenie przedstawiało się jak następuje.Pod narkozą amputowano głowę na wysokości 7-gokręgu szyjowego, przyczem głowa pozostawała po-łączona z tułowiem za pośrednictwem dwóch na-czyń krwionośnych każdej strony (carotides i ju~gttlares) oraz za pośrednictwem nerwów (nn. vago-sympathici i phrenici). W tych warunkach oddy-chanie i obieg krwi tułowia trwały nadal. Stopnio-wo, naczynie po naczyniu, łączono z rurkami auto-jectora krwiobieg głowy, wreszcie przecinanowszystkie nerwy, poczem głowa była już całkowi-cie izolowana od tułowia i włączona do krwiobieguaparatu.

Głowa taka zachowuje bardzo wiele normalnychczynności życiowych. Jej pobudliwość na bodźcezewnętrzne i jej ruchy samorzutne trwają do 3J^godzin. Dotknięcie różnych punktów głowy, nawetwłosów, dmuchnięcie lub nagłe oświetlenie powo-dują ruchy powiek, Źrenica kurczy się, ucho do-tknięte drga. Łaskotanie jamy nosowej pociąga zasobą ruchy nosa, jakie obserwujemy przy kichaniu,a łaskotanie silniejsze wywołuje bardzo energicz-ną reakcję całej głowy: pysk otwiera się szeroko,kurczą się mięśnie szyi, i to tak silnie, że leżącąna talerzu głowę trzeba przytrzymywać rękami. Podotknięciu ścianki jamy ustnej watą, zmoczonąw kwasie, obserwowano ruchy języka i krtani, wataz roztworem chininy zostaje wyrzucona z pyska,poczem następują ruchy oblizywania. Kawałek se-ra, położony na język, zostaje połknięty, poczerńwypada przez przecięty przełyk na stół. Ruchysamorzutne nosa, krtani i mięśni szyjowych zacho-dzą wciąż. Na dźwięki jednak głowa nie reaguje.

W jednem doświadczeniu podczas operacji am-putowania głowy ustały ruchy oddechowe tułowiai ustało jego tętno, poczem głowa odrazu przestaładawać jakiekolwiek znaki życia. Dalsze manipula-cje włączenia głowy do sztucznego krwiobiegutrwały około 8 minut, Gdy autojector zaczął dzia-łać, w ciągu 30 minut nie zauważono żadnych śla-dów życia. A jednak po upływie tego czasu za-częła kurczyć się źrenica, a następnie bardzo stop-niowo powróciły zwykłe reakcje głowy, któretiwały jeszcze około VA godziny. Jeśli przerwaćdopływ krwi z aparatu, to śmierć głowy następu-je już po 10—30 sekundach. Mimo to w jednymprzypadku w ciągu 11 minut odłączona od krwio-biegu głowa wykonywała ruchy samorzutne.

W wyniku swoich doświadczeń autorzy podnosząwzględność pojęcia śmierci, jako procesu nieodwra-calnego, Głowa, która w ciągu 40 minut nie wyka-zywała żadnych oznak życia i którą na zasadzie

Page 37: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 31

naszych utartych kryterjów niewątpliwie nazwali-byśmy martwą, daje się jednak ożywić. Nie jestwykluczone, iż śmierć nie jest zjawiskiem biernem,lecz że zostają przytem uruchomione pewne pro-cesy hamujące, które aktywnie wywołują umiera-nie, Autorzy spodziewają się, że ich wyniki będąmiały znaczenie dla ścisłego sformułowania pojęćżycia i śmierci.

Streszczone tu doświadczenia, dzięki udoskona-leniom metodycznym, znacznie rozszerzają zakreszastosowalności metody utrzymywania przy życiunarządów izolowanych do zagadnień fizjologji, far-makolog j i i chemji centralnego układu nerwowego.W szczególności autorzy wysuwają problemat prze-miany materji w mózgu i związanej z tem sprawyracjonalnego odżywiania substancji mózgowej, ora/,problemat umierania i wznowienia czynności ośrod-ków nerwowych. jd.

ZMYSŁ CZASU PSZCZOŁY.

Regularna rytmika wielu czynności życiowychzwierząt i roślin jest faktem, znanym oddawna.Dość jest wymienić opadanie liści drzew w jesieni,zachodzące w tym samym okresie nawet po prze-niesieniu rośliny w zupełnie odmienny klimat, ru-chy rytmiczne wielu zwierząt nadmorskich w za-leżności od przypływów i odpływów, powtarzającesię i w nieobecności pierwotnej ich przyczyny, pro-dukcję komórek płciowych bardzo licznych mie-szkańców morza w zależności od pełni księżycai i p, W laboratorjum prof. F r i s c h a w Mo-nachjum młoda autorka, p. I n g e b o r g B e l i n gwykonała nader interesujące badania nad rytmikążyciową pszczoły (Zeitschr. f. vergl, Physiol., t. 9,1929, str. 259). W pewnej odległości od ula do-świadczalnego, umieszczała na stole naczyńkoz wodą ocukrzoną, do którego pszczoły uczyły sięregularnie przylatywać. Gdy miejsce było już owa-dom dobrze znane, zaczęto podawać pokarm tylko

o określonej porze dnia, zwykle w ciągu dwóchgodzin, gdy przez resztę czasu naczyńko pozosta-wało puste. Po 3—5 dniach takiego karmienia na-stępowała nieprzerwana całodzienna obserwacjaprzylatujących pszczół przy pustem naczyńku po-karmowem. Pożywienia tego dnia nie podawanowcale. Jak się okazało, wprawdzie w różnych godzi-nach pojedyncze pszczoły przylatywały do naczyń-ka, ale w pobliżu zwykłej godziny karmienia, liczbaprzybywających owadów wzrasta gwałtownie, abypo upływie dwóch godzin równie nagle zmaleć dozera. Przytoczymy typowy przykład. Karmionopszczoły codziennie od godz, 16 do 18. W dniuobserwacji pomiędzy 7 a 8 rano zjawiły się 2pszczoły, od 8 do 15 nie przybyła ani jedna, od 15do 16 godz. były 2 wizyty, od 16 do 17 godz. — 2Swizyty, od 17 do 18 godz, — 15 wizyt, od 18 d o l ?godz. — 2 i od 19 do 20 ani jednej. Pszczoły, przy-latujące w okresie krytycznym uporczywie poszu-kują nieistniejącego pokarmu, powracając kilka-krotnie w to samo miejsce. Równie jasny wynikdało karmienie o każdej dowolnej porze dnia, ra-no, w południe lub wieczorem. Za każdym razemtylko w ciągu dwóch godzin krytycznych pszczołymasowo pojawiały się koło naczyńka. Owadymogły także nauczyć się przylatywać dwa, a nawettrzy razy w ciągu dnia, zawsze w określonych go-dzinach, w których podczas tresury pokarm poda-wano. Łatwość tego uczenia się i dowolnej zmianyraz nabytego nałogu jest zadziwiająca. Dość jestjednorazowego karmienia, aby pszczoły następnegodnia o tej samej godzinie zjawiły się koło na-czyńka.

Analizując ten szczególny zmysł czasu, autorkauwzględnia różne czynniki, zmieniające się okre-sowo w ciągu doby. Rytmika słońca nie odgrywaroli, ponieważ taki sam wynik uzyskano w ciemni.przy stałem jednostajnem oświetleniu. W tych wa-runkach udała się także tresura na dowolne godzi-ny nocne. Z tego samego powodu można odrzucić

Page 38: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

32 WSZECHŚWIAT Nr. ,1

dobową rytmikę temperatury i wilgotności po-wietrza, które w ciemni laboratoryjnej nie ulegaływyraźnym wahaniom w ciągu doby. Wzięto poduwagę takie stopień jonizacji powietrza. Wstawia-ny do ciemni doświadczalnej w różnej porze dniapreparat radowy natychmiast całkowicie zmieniałprzewodnictwo elektryczne powietrza, co pozostałozupełnie bez wpływu na zachowanie się owadów.Z przypuszczalnych warunków wewnętrznych, or-ganicznych, okresowe następowanie głodu orazokresowe zjawiska rozwoju larw, które mogłybysłużyć za miernik czasu, dały się z dużym stop-niem prawdopodobieństwa wyeliminować. Autorka"bada następnie, czy owad zapamiętuje określonągodzinę dnia, czy też przyzwyczaja się do określo-nego trwania przerwy pokarmowej. Rozstrzygająw tym względzie próby karmienia pszczół w ryt-mie innym, niż 24-godzinowy. W ciągu 12 dni kar-miono owady 17 razy, zawsze regularnie co 19 go-dzin. Oczywiście czas karmienia przypadał na co-raz inną godzinę doby, W tych warunkach tresurazawsze dawała wynik ujemny. Na inny rytm, niż24-godzinowy, pszczoły nie dają się tresować.Zwierzę zapamiętuje więc określoną godzinę dnia.nie zaś długość przerwy. Autorka nie decyduje,

czy przyczyną tego „poczucia czasu" jest jakiśczynnik zewnętrzny, na razie nieznany, czy teisame procesy organiczne są nastawione na rytmdobowy i w pewnej godzinie dają zwierzęciu„sygnał" do poszukiwania pokarmu. W przyrodzieta właściwość pszczoły może posiadać duże zna-czenie biologiczne. B u t t e l - R e e p e n podaje, żegryka tylko do godziny 10 rano daje nektar,w związku z czem jedynie rano można widziećpszczoły nad polem gryki. Kilkoletnie obserwacjeDo 1 go we j wykazały, że z pośród wielu zbada-nych gatunków roślin, kwiaty każdego są odwie-dzane przez pszczoły o określonej i stałej godzi-nie, istnieje więc możliwość, iż ściśle okresowewydzielanie nektaru jest zjawiskiem dość po-wszechnem. Ponadto wiele kwiatów otwiera sięi zamyka o określonej porze dnia, na czem opartyjest słynny zegar kwiatowy L i n n e u s z a . Całemswojem życiem pszczoła jest jaknajściślej związanaz kwiatami, a wobec znanej „stałości kwiatowej'owadu, czyli faktu, że w ciągu dnia każda pszczołaodwiedza tylko jeden gatunek kwiatów, zdolnośćszybkiego nabywania nałogu składania wizytó określonej porze może mieć doniosłe znaczenie.

id.

Nosorożec w chodniku szybu mamutowego.

' NOWE WYKOPALISKA U STÓP KARPATW STARUNI.

Jak wiadomo w r. 1907 obiegła zrazu Polskę,a wkrótce potem i cały świat naukowy, wieśćo nadzwyczajnem wydarzeniu przyrodniczemw skromnej osadzie podkarpackiej, Staruni, leżą-cej obok znanego szlaku turystycznego Stanisła-wów—'Worochta, w powiecie bohorodczańskim,województwie stanisławowskiem. Oto w paździer-niku tego roku znaleziono tam w szybie woskuziemnego, w głębokości 12.5 m., doskonale zacho-wane szczątki dyluwjalnego mamuta, a 5 m. niżej

również i nosorożca. Szczątki tych zwierząt, jako,niezmiernie cenny zabytek przyrody ojczystej, prze-wieziono wraz z towarzyszącą im florą i fauną doLwowa, gdzie w muzeum im, Dzieduszyckichzostały opracowane i przechowane. W r, 1914 uka-zała się we Lwowie, wydana nakładem wspomnia-nego Muzeum, wielka ilustrowana publikacja p. t.„Wykopaliska staruńskie", w której zebranowszystkie, szczegóły odnoszące się do znalezionychw Staruni wykopalisk.

Była podówczas Starunia na ustach wszystkichprzyrodników w kraju i za granicami Polski, jakozakątek osobliwy, w którym spodziewano się nie-

Page 39: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 33

jedną jeszcze w przyszłości odkryć zagadkę przy-rodniczą, niejeden znaleźć dokument z dziejów na-szej przeszłości. Od tego czasu miejscowość ta nieprzestała nigdy być przedmiotem dyskusyj i za-biegów w celu uzyskania możności dalszych po-szukiwań. Lata zawieruchy wojennej i trosk powo-jennych nie sprzyjały staraniom czynionym ze stro-ny różnych kół przyrodniczych w Polsce w kie-runku zebrania odpowiednich funduszów dla dal-szych poszukiwań w Staruni. Uzyskało wprawdziePolskie T-wo Przyrodników im, K o p e r n i k aw r, 1924 z Wydziału Nauki subwencję na ten cel,jednakże zanim mogły być wszczęte pierwsze kro-ki w pracach poszukiwawczych, uzyskany fundusz

wiły po kiiku tygodniach przeniesienie cennychszczątków zwierzęcia na powierzchnię, skąd na-stępnie zostały w dniu 18 grudnia b. r. odwiezionedo Krakowa do zbiorów Akademji, gdzie zostanąszczegółowo opracowane, Ryc. 1, przedstawia no-sorożca na tle kopalni, w położeniu, w jakiem gaznaleziono w chodniku szybu mamutowego. Zwie-rzę leży na grzbiecie, Czy znalazło ono śmierć, za-pędziwszy się nieostrożnie w bagno dyluwjalnef

czy też w nurtach rzeki podczas powodzi, roz-strzygną to dopiero szczegółowe badania. Wraże-nia, jakich się doznawało podczas jego oglądania,w chodniku były nadzwyczajne! Mimowoli odrywałsię „Homo sapiens" od wszystkich swoich trosk,.

Ogólny widok Staruni.

zmalał wskutek dewaluacji do tego stopnia, iż pra-ca okazała się niemożliwą. Dopiero w r. ubiegłymprzeznaczono z Funduszu Kultury Narodowej nadalsze roboty staruńskie nową znaczną subwencję,którą przekazano Polskiej Akademji Umiejętnościw Krakowie. Komitet, wyłoniony przez tę Instytu-cję, rozpoczął natychmiast poszukiwania w terenie,które wkrótce doprowadziły do nadzwyczajnychrezultatów. Oto w nieznacznej odległości od miejsc,gdzie znaleziono dyluwjalne szczątki zwierząt w r.1907, odkryto innego nosorożca, zachowanegow całości, a obok tego i liczne kości, które naraziejeszcze nie są zdefinjowane. Dla wydobycia noso-rożca z szybu uzyskano pomoc ze strony władzi wojska. Wzorowo prowadzone przez komp. pio-nierów 48 pułku piechoty prace górnicze umożli-

czuć i myśli, związanych z dzisiejszą rzeczywi-stością, a zapatrzony w spółtowarzysza doli i nie-doli swego praojca dyluwjalnego, w głębokiej za-dumie starał się odtworzyć tę rzeczywistość, któraminęła lat temu dziesiątki tysięcy.,,

Starunia dzięki temu nowemu odkryciu staje sięznowu sławna, na świat cały) Jej ił dyluwjalny —ongiś bagienny — zawierający znakomite środkiprzeciwgnilne (sól i ropę), konserwujące, kryjena pewno niejedną jeszcze tajemnicę z przeszłościprzyrody ojczystej. Rzecz jest tak wielkiej wagi, iżzainteresować winno się tem całe społeczeństwo,a fundusz na wykupienie całej miejscowości, jakorezerwatu przyrodniczego w największym stylu,musi w najkrótszym czasie być znaleziony!

J<. Tokarski.

NOWE APARATY LABORATORYJNEAPARATURA METROLOGICZNA BENOIT,

FABRY I PEROT,

Przed bezmała 25 laty, ^konstruowali B e n o i t ,F a b r y i P e r o t aparaturę, umożliwiającą wy-znaczenie stosunku metra do długości fali czerwo-nego promieniowania kadmu z dokładnością więk-

szą od 1/10,000,000. W roku 1924 firma Adam Hil-ger Ltd., Londyn, wykonała nową podobną apara-turę na zamówienie Rządu Japońskiego, którypostanowił oprzeć system metryczny w równej mie-rze .o kop je prototypu paryskiego oraz o wymie-rzanie metra w jednostkach długości fal.

Wprowadzenie optycznego prawzorca długości

Page 40: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

34 WSZECHŚWIAT N-. 1

(NB. prowdopodobnie bardziej niezmiennego, niżćwierć południka ziemskiego lub długość wahadłasekundowego) polega na wyznaczeniu liczby falczerwonej linji kadmu w określonym wzorcu op-tycznym zapomocą metody koincydencji. Wzorzecoptyczny — etalon — składa się z dokładnie pła-sko-równoległej płytki powietrznej, z częściowaodbijającemi ściankami. W praktyce jest to war-stwa powietrza zawarta pomiędzy dwiema płytka-mi szklanemi, ściśle do siebie równoległemi, o ścia-nach przeciwległych, pokrytych półprzeźroczystąwarstwą srebra. Gdy przez taki etalon przepuścićświatło monochromatyczne, zauważyć można spół-^rodkowe jasne pierścienie, z których każdy odpo-wiada ukośnej drodze przez płytkę powietrzną,równej całkowitej liczbie fal, przyczem każde dwiesąsiadujące ze sobą drogi różnią się o jedną falę.W ogólnym przypadku prostopadła (najkrótsza)droga przez etalon nie jest dokładną wielokrotno-ścią fali, lecz zawiera jej ułamek, który należy do-dać do liczby, odpowiadającej centralnemu pier-ścieniowi, i który może być oznaczony na zasadziemiary kątowej średnicy tego pierścienia.

Wyobraźmy sobie teraz etalon tego typu, jednak

0 grubości zmiennej dowolnie. Przy stopniowemwzrastaniu grubości liczba fal, zawartych w dro-dze prostopadłej będzie również wzrastała i corazto nowe pierścienie będą się tworzyły w środkuukładu i rosły wraz z nim, Jeśli przez etalonprzepuścić dwa monochromatyczne promieniowania,to pierścienie dla fal krótszych będą się two-jzyły w szybszem tempie; można będzie wówczasznaleźć szereg takich grubości etalonu, przy któ-rych oba układy pierścieni dokładnie się pokryją.Takie koincydencje zachodzą, ilekroć ilości drgań•obu promieniowań mają się do siebie, jak liczbycałkowite; łatwo stąd wyprowadzić, iż, znając obiedługości fal, możemy wyznaczyć liczbę każdego ro-dzaju, mieszczącą się w etalonie.

Rozumowanie poucza nas wszelako, że chociaż.powyżej opisana metoda koincydyencji jest wy-starczająca dla porównywania drgań w etalonachumiarkowanej długości (do 6 cm,), byłoby rzecząnad wyraz uciążliwą postępować w ten sposób przydługościach takich, jak metr. Dla obejścia tej trud-ności F a b r y i P e r o t wypracowali nadzwyczajdokładną i wygodną metodę porównywania dwóchetalonów, gdy długość jednego z nich jest dokład-ną wielokrotnością długości drugiego. Przypuśćmy,że dwa takie etalony są umieszczone na jednej linji1 że przez ten układ przepuszczamy białe światło.Jeśli grubości etalonów są równe f oraz 2 f, wów-czas promień światła, przebiegający jeden razprzez pierwszy etalon, oraz n + 1 razy przez dru-gi, będzie mógł interierować z innym promieniem,który przebył pierwszy etalon 2 n -f / razy, zaś

drugi etalon — jeden raz, — ponieważ długośćdrogi w obu przypadkach jest równa (2 n + 3) ł.Zatem jeśli tylko stosunek grubości jest dokładny,będzie można zaobserwować układ prążków białe-go światła, lub odwrotnie •—• pojawienie się prąż-ków interferencyjnych białego światła wskazuje nadokładny stosunek grubości. Te nakładające siąprążki białego światła są kryterjum przy przecho-dzeniu w czterech etapach od 1/16 m., czyli 6.25cm. do jednego metra.

Tak wygląda porównywanie długości faliświetlnej z jednometrowym wzorcem optycznym.W praktyce jednakże określa się metr jako od-ległość między dwiema subtelnemi kreskami, wyry-temi na sztabie metalowej, utrzymywanej w pewnejokreślonej temperaturze; do porównania długościfali ze sztabą wzorcową, pozostaje jeszcze jedenkrok. W tym celu przekształca się wzorzec optycz-ny na linjowy jednometrowy, co umożliwia doko-nanie bezpośredniego porównania przy pomocykomparatora. Mianowicie na górnych krawędziachpłytek szklanych etalonu, wyryte są subtelne rysyw odległościach około 'A mm od srebrzonej ścia-ny; aby zaś rysy te zgadzały się z rysami wzorcalinjowego, grubość etalonu jest o prawie jedenmilimetr mniejsza od metra. Aby porównać dłu-gość fali z metrem, należy wyrazić w drganiachodległości obu rys na szkle od nawpół srebrzo-nych ścian. Suma tych odległości jest stałą apara-tury; będziemy ją dalej nazywali stalą A.

Główny pomiar łączy w sobie następujące czyn-ności: 1° porównanie wzorca linjowego z optycz-nym" wzorcem metrowym, przekształconym na wzo-rzec linjowy przy pomocy subtelnych rys; 2° po-równanie przez nakładanie siq prążków — etalonumetrowego z półmetrowym i t. d., aż do 1/io m.j 3"pomiar ułamkowej części interferencji w etalonie'/lo-metrowym na podstawie średnicy centralnegopierścienia.

Przed pomiarem właściwym lub też po nim wy-konywa się: 1° wyznaczenie całkowitej części in-terferencji w etalonie 1/io-metrowym, przez zasto-sowanie etalonu o zmiennej grubości i metody ko-incydencji; 2° pomiar stałej A.

Na rysunkach podane są wszystkie części kom-pletnej aparatury do wyznaczania wzorca jedno-metrowego (oprócz komparatora i silnego źródłabiałego światła): a) jednometrowa regulowana ska-la z inwaru, b) etalon jednometrowy ze śrubamiprostującemi, c) etalon 50-centymetrowy, d) eta-lon 25-centymetrowy, e) etalon 12.5-centymetrowy,f) etalon 6.25-centymetrowy, g) etalon 2-centy-metrowy ze śrubami prostuj ącemi, lecz bez płytek,h) etalon 1-centymetrowy ze śrubami prostujące-mi, lecz bez płytek, i) dwa kliny-błony (etalonyostrzowe) na statywach), j) soczewka regulowanana statywie, f = 50 cm,, k) dwie szklane płytkiregulowane z krzyżem z nitek pajęczych, n) czterypoziomowane podstawy do etalonów: c, d, e i /,o) luneta z okularem mikrometrycznym, p) soczew-ka zbierająca, f = 300 cm., q) luneta, f — 100 cm.,r) interferometr Fabry-Perot, s) statyw o zmien-nej wysokości z oprawą, dla dwóch otworów,t) soczewka, f = 150 cm,, u) lampa kadmowaw piecu elektrycznym, z soczewką, v) dwie lunetydo obserwowania, w) szesnaście zwierciadeł pła-skich w regulowanych oprawach, x) pomocniczalin ja z inwaru.

Serja pięciu etalonów: 1 m,, 50 cm., 25 cm., 12.5cm,, oraz 6.25 cm., jest rozmieszczona w powyż-szym porządku, przyczem kilka zwierciadeł ustawiasię w ten sposób, aby światło, pochodzące z jedne-go źródła, mogło być przepuszczone przez dowol-ną kolejną parę etalonów w celu dokonania porów-nania przy pomocy nakładających się prążków.Etalony te są skonstruowane w ten sposób, że każ-

Page 41: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 35

dy następny jest (z dokładnością do 40 fj.). poto-wą poprzedniego; ewentualne różnice kompensujesię, poruszając prostopadle do kierunku światłabardzo ostry klin powietrzny, zawarty z kolei mię-dzy dwiema płytkami szklanemi o nawpół srebrzo-nych ściankach. Prążki interferencyjne ukazująsię na skali, wyrytej na jednej z płytek tej błonyklinowej.

Metalowa konstrukcja części a —• i jest zrobio-na ze stali inwarowej (z jednej szarży), przyczemprzed ostatecznem wykończeniem części te poddajesię długotrwałemu wygrzewaniu, w celu zreduko-

wania do minimum zmian w czasie, będących wła-ściwością inwaru. Oprawy zwierciadeł (w) są gli-nowe. Lampa kadmowa (u) jest rurą kwarcowąz kadmem, w której zrobiono odpowiednią próżnię(jest to lampa dawnego typu — obecnie stosująw Instytucie Fizyczno-Chemicznym w Tokio nowąlampę o znacznie większej trwałości, pomysłu prof.N a g a o k a , por. Sci. Pap, I. P. C, R. 10, No. 191,263 (1929).

Całkowite wymiary ławy optycznej potrzebnejdo zmontowania kompletnej instalacji wynoszą7.2 X 1.8 m.

KOMUNIKATY Z LABORATORJÓWD. S z y a k i e w i c z . Nowe zastosowanie me-

tod statystycznych do systematyki roślin. (Nade-słane 16X1929).

Znana powszechnie nawłoć Solidago Virga aureaL., występuje w dwóch formach, niżowej i gór-skiej. Forma górska różni się wybitnie znacznie-większemi koszykami od formy niżowej. Przepro-wadzone przez autora badania biometryczne wy-kazały w obrębie formy niżowej istnienie 3 od-mian, w obrębie zaś górskiej — 2 odmian. Odmia-ny te różnią się ilością kwiatów w koszykach.Mianowicie okazy formy niżowej, zbierane w okoli-cach stacji kolejowej Różanka (pod Sławskiem),wykazały w koszykach szczytowych 8 języczków,lako wartość najczęstszą, okazy z okolic Skolegodały 10 języczków, wreszcie okazy z Laanila(w Laponji Fińskiej) — 12. Forma zaś górska, ho-dowana w Ogrodzie Botanicznym w Dublanach,dała dla kwiatów języczkowych w koszykachszczytowych dwuwierzchołkową krzywą z najczęst-szemi wartościami 13 i 16. Wszystkie powyższewartości są w zgodzie z prawem L u d w i g a 1 ) .W ilości kwiatów rurkowych, wystąpiły równieżpewne różnice.

1) D. S z y m k i e w i c z . Sur la portee de laloi de Ludwig. — Acta Soc, Bot. Polon. V. (1928).390—395.

(Z Pracowni Botanicznej Wydz. Rolniczo-Laso-wego Politechniki Lwowskiej). Acta Societatis Bo-tanicorum Poloniae. T. VI, zesz. 4, str. 341.

Autoreferat.

J. P a c z o s k i . Lasy Bośni. (Nadesłane 18.X.1929).

W roku 1929 odbył autor podróż naukową poJugosławji, w celu sprawdzenia niektórych kon-cepcyj, wynikających z badań fitosocjologicznychw Puszczy Białowieskiej, Ześrodkował autor swo-ją uwagę przeważnie na lasach Bośni, która posia-da jeszcze lasy w pewnych partjach przez człowie-ka nieeksploatowane. Powyższa praca daje opislasów Bośni i pokrótce traktuje pewne teoretycz-ne zagadnienia, które bardziej wyczerpująco będąomówione w pracy o lasach masywu białowie-skiego.

(Z Zakładu Systematyki i Socjologji Roślin Uni-wersytetu Poznańskiego), Ukaże się w „Sylwanie".

Autoreferat.

M, C h e j f e c. Długość • życia Paramaeciumcaudatum w związku z odżywianiem. (Nadesłane5.XII.1929).

Przez zmuszanie Pierwotniaków do regeneracji,udało się H a r t m a n n o w i przedłużyć życieAmoeby i Stentora do 120 dni. Podobne wynikiotrzymał autor dla Paramaecium, stosując odpo-wiednie warunki pokarmowe. Po oznaczeniu ilościpochłanianych przez Paramaecium osobników Bac-terium Coli w ciągu doby [2,5 miljona), przez stop-niowe obniżanie koncentracji pożywki bakteryjnejuzyskano przedłużenie przerwy międzypodziałowej,zaś dzięki systematycznej hodowli indywidualnejw minimalnych ilościach pożywki (150—200 tysię-cy bakteryj w 100 mm'), dodawanej w miarę po-trzeby, udało się okres życia osobniczego, bezpo-działowego, przedłużyć przeszło do 120 dni,W tych warunkach energja podawanej pożywkizużywa się całkowicie na regulację stosunków we-wnętrznych, ale podział nie zachodzi. Dzięki spe-cjalnej metodyce w kulturach masowych o objęto-ści 1 litra i stężeniu bakteryjnem 1,5 miljona na1 cm.3 udało się utrzymać stałą liczbę przeciętną10 osobników Paramaecium w 1 cm.3 w ciągu 3miesięcy. Specjalne doświadczenia, przedsięwziętew celu zbadania czynnika autokatalitycznego R o-b e r t s o n a , nie zdołały potwierdzić jego istnie-nia.

(Z Zakładu Morfologii Doświadczalnej Instytutuim. Nenckiego w Warszawie). Ukaże się w ActaBiologiae Experimentalis. Autoreferat.

B. Z a w a d z k i . Badania nad rozmieszcze-niem niektórych krystaloidów w układach koloi-dalnych zbliżonych do cytoplazmy. (Nadesłane12.XII.1929).

Autor bada rozmieszczenie sacharozy, maltozy,glukozy, lewulozy, mocznika, NaCl, KC1, CaCUi MgCla w dwukrotnie rozcieńczonem żółtku ku-rzem, oraz sacharozy, glukozy, galaktozy i moczni-ka w 33,3% na wagę roztworze suszonego białkajaj kurzych. Odróżnia wodę „związaną" od wody

Page 42: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

36 WSZECHŚWIAT Nr. 1

„wolnej", Stężenie dodanych substancyj w wodziewolnej oznaczano metodą krioskopową oraz ultra-filtracyjną (elektrolity w stosunku do chloru).Z porównania wartości otrzymanych stężeń ze stę-żeniami teoretycznemi, można było wnosić, czy da-na substancja rozpuszcza się równomiernie w całejwodzie, czy tylko w jej części, czy wreszcie jestzwiązana przez koloid. Wszystkie cukry wykazałystężenie w wodzie wolnej większe od spodziewa-nego. Cukry rozpuszczają się tylko w wodzie wol-nej. Stężenie mocznika jest mniejsze od teoretycz-nego, co wskazuje na jego wiązanie. NaCl i KC1 roz-puszczają się równomiernie w całej wodzie układu.CaCla i MgOs są związane, prawdopodobnie adsor-bowane przez koloid. Dla wszystkich czterech solidane krioskopowe zgadzają się naogół z oznacze-niami stężenia Cl w ultrafiltratach rozcieńczonegożółtka. Objętość cieczy międzycząstkowej układu,obliczona z wzoru Kunitza, zgadza się z otrzymanąobjętością wody wolnej.

(Z Zakładu Fizjologji Instytutu im. Nenckiegow Warszawie). Ukaże się w Acta Biologiae Experi-mentalis. Aułoreferat.

• A. Dm o c ho ws ki, O purynach mięśni. Część1 i II. Nadesłane 14.XII.1929),

Ilościowe oznaczenia azotu purynowego, metodąK r ii g e r a i S c h i t t e n h e l m a w niehydrolizo-wanych i hydrolizowanych wyciągach wodnychz mięśni psa i królika wykazało, że z ogólnej ilości'40—45 mg % Np zaledwie około 5 mg % Npprzypada na puryny „wolne", reszta na purynyzwiązane, z czego przeszło 3/4 na nukleotydy,strącające się octanem uranylu. Ilościowe ozna-czenia poszczególnych puryn mięśni metodąS t e u d e l a wykazało: a) we frakcji nukleotydo-wej wyciągu ze świeżych mięśni przeciętnie 16,5mg % N adeniny, 4,3 mg % N hipoksantyny,b) z frakcji nukleozydoweji 3,2 mg % N adeniny,5,8 mg % N hipoksantyny, c) w mięśniach ekstra-howanych: równoważne ilości guaniny i adeninypo 3,4 mg % N, nieco hipoksantyny, ślady ksan-tyny; równe ilości aminopuryn przemawiają za ichobecnością w kwasie nukleinowym jąder komórko-wych. Ponadto izolowano frakcję puryn, strącają-cych się amoniakiem, dających rozpuszczalnypikrynian, różnych od guaniny.

(Z Zakładu Chemji Fizjologicznej UniwersytetuWarszawskiego), Ukaże się w Acta BiologiaeExperimentalis. Autoreterat.

Z. C z e r n i e w s k i . Spirostomum ambiguumEhrbg. Studja biologiczne I. (Hodowle w odwarze

siana. Ruch wodniczków pokarmowych, utworzo-nych w zawiesinach karminu i żółtka. Mechanizmskurczu). (Nadesłane 16.XII.1929).

Spirostomum daje się łatwo hodować w odwarzesiana, zawierającym bakterje. Rozmieszczenie osob-ników w takich hodowlach wykazuje okresowezmiany, równoległe do zmian w pożywce.

Wyniki doświadczeń przemawiają za tem, żeruch wodniczków pokarmowych nie zależy od ja-kości pobranych substancyj.

Pogląd S t e i n a na mechanizm skurczu Spiro-stomum nie może być uznany za słuszny. Zjawisko-rozkurczu przebiega dwufazowo — po okresie wy-dłużenia następuje okres rozkręcenia. Hipotetycz-ny mechanizm skurczu można wyobrazić jako ze-spół 2 układów włókienek kurczliwych (podłuż-nych i spiralnych), przecinających się pod kątemokoło 60°.

(Zakład Biologji Ogólnej Instytutu im. Nenckie-go w Warszawie). Ukaże się w Acta BiologiaeExperimentalis. Autorehrat.

M. Laskowski , O pobieraniu tlenu przezskórą u żaby. (Nadesłane 16,XII,1929).

Praca omawia sprawy zmian w pobieraniu tlenuprzez skórę oraz sprawę istnienia u żaby specjal-nych przystosowań do dłuższego przebywaniaw wodzie. Natężenie pobierania tlenu przez skóręjest jednakowe w powietrzu i w wodzie. Zmianomciśnienia cząstkowego tlenu w wodzie (80—250mm Hg) odpowiadają proporcjonalne zmianyw natężeniu pobierania. Zarówno w wodzie, jakw powietrzu wzrost temperatury o 10° powoduj©zwiększenie się pobierania 1,6 razy. Jest to pewne-go rodzaju „regulacja" pobierania, zresztą nie nadrodze nerwowej. Żadnych innych swoistych przy-stosowań do warunków środowiska wodnego niestwierdzono. Pobieranie tlenu jest równie wielkiepo 24 godzinach przebywania w wodzie, jak i po1 godzinie. Natomiast skutkiem dłuższego unie-możliwienia oddychania płucnego, po wyjęciuz wody zwierzęta oddychają bardzo intensywniei dopiero po paru godzinach pobieranie osiąga,wartość stałą. Powietrze płucne żaby, znajdującejsię w wodzie, może zawierać tlenu poniżej 1%. Po-osiągnięciu wartości 1—0,5%, zawartość tlenu ma-leje prawdopodobnie dalej, jednak zarówno w tem-peraturze 4" jak 14°, bardzo wolno. Zawartość CO*waha się od 0,8—1, 7% i nie zależy ani od tem-peratury, ani od czasu przebywania w wodzie.

(Zakład Fizjologji Instytutu im. Nenckiego-w Warszawie). Ukaże się w Acta Biologiae Expe-rimentalis. Autoreferat.

K R Y T Y K AOSTATNIE WYDAWNICTWA „OCHRONY

PRZYRODY".

„Ochrona Przyrody" w naszem piśmie ma jużswoją tradycję; we „Wszechświecie" bowiem uka-

zały się jedne z pierwszych u nas artykuły, po-święcone temu zagadnieniu. I niewątpliwie, gdyby„Wszechświat" w czasach powojennych wychodził,niejednokrotnie na łamach jego, jak poprzednio, in-formowanoby o tem, co się w tej dziedzinie dzieje

Page 43: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. 1 WSZECHŚWIAT 37

u nas i zagranicą. Zagadnienie bowiem „OchronyPrzyrody" jest niesłychanie ważne, jest sprawą, żesię tak wyrazimy, honoru przyrodników współ-czesnych. Bo mógł zginąć bez śladu w wiekachubiegłych tur, mogła się zmniejszać liczba gatun-ków innych zwierząt, lub mogły zostać wycięte cennedrzewa i trudno mieć o to pretensję do ubiegłychpokoleń, które sobie nie zdawały z tego sprawy;ale gdyby w latach, kiedy tak dużo się pisze o wy-mierających gatunkach, wyginęły żubry, bobry, cisy,to byłoby rzeczą, której przyszłe pokolenie daro-waćby nam nie mogło; że tak sie nie stanie, za-wdzięczać będziemy przedewszystkiem działalno-ści jaką rozwinęła ..Ochrona Przyrody".

Niemal^ dziesięcioletnie istnienie „OchronyPrzyrody", z wytrwale i z poświęceniem na iej cze-le stojącym prof. S z a f e r e m . dało już olbrzymiewyniki w postaci przedewszystkiem parków narodo-wych lub rezerwatów w Puszczy Białowieskiej,w Tatrach, w Pieninach na Czarnohorze oraz będą-cych w realizacji na Babiej Górze, w Łysogórach,na Świtezi Wigrach, nad Bałtykiem i innych. 0 roli„Ochrony Przyrody" w Polsce najdokładniei infor-mują wydawnictwa Państwowej Rady OchronyPrzyrody, przedewszystkiem osiem roczników cza-sopisma „Ochrona Przyrody", Prócz tego Radawydała szereg publikacyj, z których ostatniew krótkości referujemy.

Efektownie z dużemi artystycznemu fotografiami,tekstem polskim i angielskim, wydana broszuraprof. S z a f e r a „Parki Narodowe w Polsce",daje w krótkości opis ilustrowany fotografiamii mapami parków narodowych, już utworzonychi będących w trakcie realizacji.

P. S a r a s i n. „Światowa ochrona dzikiej fau-ny". (Państw. Rada Ochr. Przyr. Nr. 18 i jedno-cześnie odbitka z Kosmosu. B. Zeszyt I. 1929 r,),jest tłumaczeniem referatu, wygłoszonego na mię-dzynarodowym kongresie ochrony przyrody w Pa-ryżu w 1923 roku; autor bardzo energicznie wystę-puje przeciwko nadużyciom przy tępieniu zwierzątprzez eksploatatorów myśliwych i uzasadnia ko-nieczność międzynarodowego porozumienia się w ce-lach ochrony przyrody; broszura ta, tłumaczonaprzez M. M o s z y ń s k ą , zawiera przypisek tłu-maczki, motywujący przyswojenie referatu S a r a -s i n a oraz uzupełniający danemi o stanie w Pol-sce żubra i udziale Polski w sprawie jego ochrony.

W pracy „Osobliwości i zabytki przyrody woje-wództwa Śląskiego" (Państw. Rada Ochr. Przyr.Nr. 19), ilustrowanej mapami i licznemi fotogra-fjami, p. A. C z u d e k daje dowodny opis cieka-wych drzew i roślin wodnych, zbiorowisk roślin-nych, zwierząt, minerałów, krajobrazów na Śląsku.Szerzej zostały potraktowane opisy Wisły i Bara-niej Góry oraz żubrów w Pszczynie. Również do-kładny inwentarz osobliwych krajobrazów, zabyt-ków geologicznych, ciekawej lub ginącej roślinno-ści i zwierząt na Pomorzu, ilustrowany pięknemifotografjami, ooracował A. W o d z i c z k o w bro-szurze ..Zabytki przyrody na Pomorzu", (Państw.Rada Ochr. Przyr. Nr. 20 i jednocześnie odbitkiz ..Pamiętnika Instytutu Bałtyckiego. Poznań, 1929).

W broszurze „Malta" (Państw. Rada Ochr.Przyr. Nr. 21), p. H e l e n a S z a f r a n ó w n adaje opis przyrodniczy tej ciekawej miejscowościood Poznaniem i uzasadnia stworzenie z niej Par-ku Narodowego,

Wreszcie ostatnia publikacja E. R i g g e n b a -c h a, „Jak może młodzież chronić przyrodę?".(Państw. Rada Ochr. Przyr., Nr, 22), tłumaczonaprzez M. Amouraux, jest przeznaczona dlamłodzieży i wprowadza do domu, na podwórze,place, ulice miast, pola, lasy i wody, zaznajamiaz życiem zwierząt i roślin, i wskazuje na obowiązkiwzględem przyrody i potrzebę jej ochrony. Przy

tłumaczeniu bardzo umiejętnie dostosowano tekstdo wymagań polskich- Mówiąc o publikacjach„Ochrony Przyrody", należy zaznaczyć, że próczswego popularyzacyjnego znaczenia, maja one je-szcze znaczenie naukowe bezpośrednie, gdyż dająjednocześnie materiał, z którym się musi zaznajo-mić każdy pracujący nad poznaniem przyrodykraju. Janvarv Kolodzieiczyk.

I. L i 1 p o p. Roślinność Pohki w epokach mi-nionych. (Góry kopalne). Z 6^ rycinami w tekście.Lwów. Nakład i własność K. S. Jakubowskiego.1929 r.

Jest to pierwsze w literaturze polskiej, oryginal-ne dzieło paleobotaniczne. Przedstawioną jestw formie tak żywej i dostępnej, że może bvć. a na-wet powinno być przeczytane i przestudiowaneprzez każdego interesującego sie zagadnieniamiDrzyrodniczemi. Autor, sam wybitny badać: florkopalnych polskich, oparł się przedewszystkiemna badaniach paleobotaników polskich, rzecz oczy-wista sięgając niejednokrotnie do literatury i wyni-ków badań obcych. Autor nie ograniczył się tylkodo przedstawienia flor, ale nodaie jeszcze wynikiwspółczesnych badań i problemów systematycz-nych nad pokrewieństwem roślin; w ten sposóbotrzymuiemy jednocześnie newien całokształt roz-woju państwa roślinnego. Bardzo interesująco jestprzedstawiony rozdział o roślinności okresu dv-luwialnego. w którym po raz pierwszy zostałyuiete w całość wyniki naszych dotychczasowychbadań dyluwjalnych, Bardzo zaimuiąco i żywoprzedstawioną treść dopełniają liczne ilustracjei many oraz wytworna szata wydawnicza. DziełkoI. L i 1 p o p a stanowi cenny nabytek naszej lite-ratury popularno-przyrodniczej,

January Kolodziejczyk.

Prace Bmra Melioracii Polesia. Ukazał się ze-szyt 1 noweĘo czasopisma, pod tytułem powyż-szym, wychodzącego pod redakcią prof. D. S z y m -k i e w i c z a. Zakres działalności i zadania czaso-pisma najlepiej uwydatni przedmowa do zesz. 1,/redagowana przez Dyrektora B. M. P., inż, J.P r u c h n i k a , którą w całości przytaczamy.

„Wydawnictwo, które rozpoczynamy, jest orga-nem Biura Projektu Melioracii Polesia. Biuro to/ostało utworzone rozporządzeniem PrezydentaRzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 lutego 1928 r.przy Ministerstwie Robót Publicznych z siedzibąw Brześciu n'Bugiem.

Zadaniem Biura jest:1) opracowanie ogólnego projektu i kosztorysu

melioracji Polesia: projekt ten obejmuje regulacjęrzek, regulację naturalnych i sztucznych dróg że-glownych oraz podstawową meliorację gruntów napodstawie przeprowadzonych technicznych pomia-rów oraz przyrodniczych i gospodarczych badań,

21 przygotowanie planu sfinansowania meljora-ćji Polesia.

Minister Robót Publicznych może nadto powie-rzyć Biuru prowadzenie poszczególnych robót wod-nych regulacyjnych i melioracyjnych na obszarze,obietym projektem melioracji.

Obszar kraju, na który rozciąga się działalnośćBiura i który ma być objęty projektem, wynosi56.620 km.2 (przeszło 5% mil jonów ha) i obeimujecałe Wpiewództwo Poleskie, tudzież części Woie-wództw Wołyńskiego, Białostockiego i Nowogródz-kiego.

Powierzchnia bagien i moczarów przeważnietorfowych, które dzisiaj są prawie nieużytkami,a które roboty meljoracyjne mają zamienić nagrunta urodzajne, nadające się do uprawy trawłąkowych, jarzyn i zbóż, wynosi w przybliżeniu18.000 km.5 (1.8 miljona ha).

Page 44: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

38 WSZECHŚWIAT Nr. 1

Długość rzek, potoków i podstawowych kanałówosuszających, które winny być uregulowane i po-głębione dla umożliwienia meljoracji przyległychterenów, wynosi 12.300 km.

Projekt generalny ma być opracowany w prze-ciągu 4-ch lat kosztem 6 miljonów złotych.

Tak olbrzymi projekt, jeżeli ma być rzeczywiścieracionalnie opracowany, może być wykonany tylkow ścisłem połączeniu z badaniami naukowemi;oprócz więc pomiarów ściśle inżynierskich (trian-gulacja, zdjęcia aerofoto) zorganizowano na Pole-siu również badania naukowe: gleboznawcze, tor-fowe, florystyczne, ekonomiczne, hydrologicznei geologiczne, a od roku przyszłego także rolniczei leśnicze. .

Wyniki wspomnianych pomiarów i badań będąogłaszane w niniejszem. czasopiśmie w miarę ichpostępu, W ten sposób opinja publiczna będziestale informowana w sposób źródłowy o pracachBiura. Każda praca będzie stanowiła osobny ze-szyt".

Zeszyt 1, zawiera pracę p. S, W o ł ł o s o w i -c z a p. t. ,.Utwory dyluwialne i morfologiawschodniego krańca, i zw. Półwyspu Pińskiego.

W druku praca p. S. K u l c z y ń s . k i e g o o stra-tygrafji. torfów poleskich, . .

J. B r a u n - B l a n q u e t . PflanzensoziologieGrundziige der Vegetationskunde, — BtologischeStudienbiicher, herausgeg. von W. Schoenichen. —VII. — Berlin, 1928. Julius Springer. — Stron. I—•X, 1—330. Ryc, 1—168.

Książka ta jest pierwszym i jak dotąd jedynympodręcznikiem socjologji roślin w nowoczesnempojęciu, uwzględniającym zarówno zasadniczeproblematy, jak i metodykę. Wyszedłszy z podpióra właściwego twórcy i głównego przedstawi-ciela t. zw. szwajcarsko-francuskiej szkoły fito-socjologicznej, jest siłą rzeczy wyrazem poglądówtej ostatniej. Wynika stąd pewna jednostronność,jeśli chodzi o ujęcie i metody badania zespołówroślinnych. Zato takie stanowisko autora, zupeł-nie rozmyślne i zaznaczone już na wstępie, za-pewniło książce zwartość i'jednolitość ujęcia, orazuwolniło ją od balastu wszelkiej jałowej polemiki,O kwestj ach spornych może się zresztą czytelnikDoinformować z literatury, podawanej obficie pokażdym rozdziale.

Niepodobieństwem jest szczegółowe omawianietutaj całej przebogatej treści tego dzieła. Pewnepojęcie o jej zakresie, może dać poniższy króciut-ki przegląd: Po zwięzłem omówieniu podstawwspółżycia roślin (stosunki zależności, komensa-lizm, współzawodnictwo, walka o bvtl, zajmuje sięautor składem i budouią zbiorowisk roślinnych,charakteryzując zespół, jako podstawową jed-no.stkę i przedstawiając jego ważniejsze cechy(obfitość, pokrywanie, towarzyskość, częstość,uwarstwienie, żywotność, perjodyczność. stałość,wierność) oraz metody ich badania, Z kolei ob-szerny rozdział poświęcony jest synekologji. Omó-wiono tu oddziaływanie na roślinność czynnikówklimatycznych (ciepło, światło, wilgotność, wiatr),glebowych (kwaspta gleby, zawartość w niei po-szczególnych soli, struktura, wilgotność, przewiew-ność i ciepłota gleby, wreszcie główne typy glebklimatycznych, czyli „klimaksów glebowych'),czynników rzeźby terenu (wzniesienie n. p. m., ma-sywność, ekspozycja, spadek), wreszcie wpływzwierząt i człowieka. Kończy ten rozdział przeglądform życiowvch roślin, bedacy rozszerzonym i nie-co zmodyfikowanym układem R a u n k i a e r a ,oraz króciutkie uwagi o iednostkach synekologicz-nych (synuzie, formacje). — Nastenny rozdziałzajmuje się rozwoietn zbiorowisk roślinnych (syn-genetyką) i jednostkami syngenetycznemi, meto-

dami badania, wreszcie historją zbiorowisk, opar-tą głównie na wynikach analizy pyłkowej torfo-wisk. — Przedmiot dalszego rozdziału stanowisynchorologja, t, j . nauka o rozmieszczeniu zbio-rowisk, która służy autorowi za podstawę do wy-różnienia terenowych jednostek geobotanicznych.jak okręg, prowincja, obszar i t. d, — Ostatnirozdział traktuję o systematyce zbiorowisk.

Przez całą książkę przewija się z jednej stronyidea jaknajściślejszego ekologicznego uwarunko-wania skupień roślinnych, z drugiej ich rozwojowejłączności, której ostatecznym wyrazem są zespołykiimaksowe.

Pewien zarzut można zrobić książce z powoduprzerostu części ekologicznej, która sama zajmujeB/s całości. Przyznać jednak trzeba, że właśnie taczęść jest zarówno ze względu na dobór materia-łu, jak i jego ujęcie, specjalnie cenna dla fitoso-cjologa, a przytem zawiera mnóstwo wiadomości,niespotykanych naogół po podręcznikach ekologji,czy geografj i roślin.

Literaturę, wyzyskał autor nader sumiennie, ażdo ostatnich publikacyj. Na podkreślenie zasługu-je przytem daleko idące uwzględnienie polskichprac fitosocjologicznych.

Mimo skupienia bardzo rozległego materjałuw ramach stosunkowo ciasnych i wynikającej stądzwięzłości i treściwości, odznacza się dziełkoB r a u n - B l a n q u e t a rzadko spotykaną przej-rzystością i jasnością myśli. To też studjować jemoże z korzyścią nie tylko ciasne grono specjali-stów, ale każdy, kto ma podstawowe wykształce-nie przyrodnicze. Także leśnik i rolnik znajdziev niem wiele cennych dla siebie wiadomości.

B, Pawłowski,

H a n s P r z i b r a m . Exoerimentalzoologie. Bd.VI: Zoonomie. Deuticke. Leipzig u, Wien, 1929.424 str. 16 tablic. Cena RM. 40.

Od wydania pierwszego tomu Experimentalzoo-logie P r z i b r a m a, upłynęło 15 lat. Jeśli dziełoto było w swoim czasie wyrazem współczesności,to dzięki niezwykle ożywionej pracy w tej dzie-dzinie, zwłaszcza w latach ostatnich, zostało onozdystansowane. Obecnie zasłużony autor uzupeł-nia swoie dzieło przez krytyczne zestawienie lite-ratury eksperymentalno-zoologicznej od roku 1914do 1928 włącznie, O rozmiarach przedsięwzięciaświadczy spis literatury, który w obecnym 6 to-mie zajmuje 140 stronic i zawiera około 2.800 ty-tułów prac.

Pierwsza część książki poświęcona jest przeglą-dowi nowszych danych eksperymentalnych w po-rządku systemu zwierząt, od pierwotniaków, aż dokręgowców. Dla każdego typu zwierzęcego zesta-wia autor fakty, dotyczące rozwoju, regeneracji,dziedziczności, „witalności" (wzrost, zależność odwarunków, determinacja, teratologja) i funkcji.Sposób przedstawienia materjału jest ten sam. cow tomach poprzednich, polega na treściwemi objektywnem zreferowaniu poszczególnych prac.Autor usiłuje tu zająć stanowisko objektywnegoobserwatora, który chciałby wysłuchać wszystkichjednakowo i ogarnąć całokształt naszych wiado-mości dzisiejszych w omawianej dziedzinie. Taczęść książki nie jest przeznaczona do potocznegoczytania, stanowi ona raczej rodzaj encyklopedii,do której zagląda się w miarę potrzeby. Oczy-wiście zakres tematu o wiele przekracza siły poje-dynczego człowieka i dlatego też, pomimouwzględnienia tak bardzo wielu danych, książkaP r z i b r a m a jest tylko fragmentem. Sam np.spis literatury genetycznej zająłby prawdopodob-nie nie mniej miejsca, niż cała książka, Niemniej uwzględniony w książce materjał faktycznyjest olbrzymi, co czyni ją niezastąpioną w każdem

Page 45: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

Nr. i. WSZECHŚWIAT

laboratorjum, gdzie opracowywane są tematy do-świadczalno-zoologiczne.

W części drugiej, teoretycznej, podejmuje auto/interesującą próbę odnalezienia w chaosie faktówpewnych praw ogólnych, stanowiących zarównosyntezę naszych wiadomości chwilowych, jak teżwytyczne współczesnego kierunku badań. Widzimytu, jak się przedstawia dzisiejsza zoologja do-świadczalna w oczach badacza, który od wielu latjest głową obszernej szkoły biologów, opracowy-wujących najżywotniejsze zagadnienia biologiczne.Oto niektóre z tych wytycznych.

Po zestawieniu całego materjału dochodziP r z i b r a m do wniosku, że sprawa pobudki roz-wojowej, tych przyczyn, które bezpośrednio po-wodują rozpoczęcie rozwoju, jest obecnie opraco-wywana w ścisłym związku z rzeczywistemi zmia-nami fizyko-chemicznemi, które zachodzą w jajuw pierwszych fazach rozwojowych. Zagadnieniestoi w płaszczyźnie zmiany faz w znaczeniu chemjifizycznej.

Proces różnicowania rozwojowego, jak na to go-dzą się badacze współcześni, jest uzależniony odosiowości jaja, czyli od tego, iż w różnych kierun-kach jajo ma niejednakowe właściwości fizyko-chemiczne. Przebieg różnicowania i specjalizacjiw miarę rozwoju można sobie wyobrazić, jako roz-chodzenie się początkowo pomieszanych ze sobąsubstancyj, wzdłuż określonych dróg, skierowa-nych ku obwodowi ustroju („apogeneza"). Po za-kończeniu rozwoju tylko środkowe części orga-nizmu zawierają jeszcze wszystkie substancje, gdyilość ich maleje ku obwodowi. Dlatego też w tymsamym kierunku maleją możności rozwojowe.Jeśli odcinać np. traszce kończynę na różnych po-ziomach, to z każdej powierzchni przecięcia mogą,zregenerować części peryferyczne kończyny, alenie części dośrodkowe, Apogeneza zajmuje stano-wisko pośrednie pomiędzy epigenezą a preforma-cją.

Wzrost organiczny, jako wynik asymilacji che-micznej, podlega prawu działania mas. Sam faktwzrostu nie tłumaczy kształtu ustroju, który wy-twarza się dzięki ścisłej regulacji szybkości wzro-stu w różnych kierunkach. Taka regulacja zacho-dzi w powstałym z asymilacji nowym materjalezawsze pod wpływem części organizmu, najbar-dziej posuniętych w rozwoju.

Poszczególne potencje rozwojowe organizmuzwierzęcego, czyli różne możliwości rozwoju, niezależą od siebie wzajem i raz uruchomione proce-sy kształtotwórcze przebiegają obok siebie, rywa-lizując ze sobą w zdobywaniu niezbędnego mater-jału, Prawidłowy kształt ustroju zawdzięcza swojepowstawanie uzgodnieniu w czasie poszczególnychszybkości reakcji (Goldschmidt).

W zagadnieniu dziedziczności wysuwa autor hi-potezę, że geny są grupami atomów w drobiniebiałkowej, chromozomy zaś stanowią połączeniarównoległe drobin białkowych w postaci łańcu-chów, zajmujących całą długość chromozomu. Roz-szczepienie podłużne nie zmienia stosunków che-micznych chromozomu, ale podział poprzecznyostatecznie oddziela od siebie całe grupy amino-kwasów, powodując powstawanie mutacyj.

Zależnie od warunków zewnętrznych, każdy ga-tunek zwierzęcy może przybierać bardzo różnekształty, (pluripotencja Haeckera), jednakże każdataka modyfikacja spowodowana jest przez przesu-nięcie niezależnych od warunków procesów orga-nicznych wewnętrznych.

Jestem zdania, że naogół ta próba sformułowa-nia ogólnych zależności biologicznych na zasadziecałego rozporządzalnego materjału nie powiodłasię, „Prawa zostały podane w formie tak ogólni-kowej, że nie zdołają one spełnić swego głównego

zadania: nie będą mogły posłużyć, jako wytycznedla dalszych poszukiwań. Jesteśmy w tem szcze-gólnem położeniu, że niepodobna stworzyć takiegopoglądu, któryby nie znalazł w olbrzymiej litera-turze eksperymentalno-biologicznej swoich zwo-lenników i swoich przeciwników. Dlatego też wy-nik ostateczny idealnie bezstronnego myśliciela,który po zestawieniu wszystkich znanych faktówi poglądów odrzuci poglądy sprzeczne, zaś pozo-stawi zgodne, będzie z konieczności równy zeru.Niema w literaturze poglądu, któregoby nikt niezwalczał. Ogólnikowość wniosków P r z i b r a m ama być może swoje źródło w zbytniej objektyw-ności, w chęci pogodzenia możliwie wszystkich za-patrywań. Jedynie w dziedzinie badań nad rege-neracją, transplantacją i częściowo teratologją,wnioski są bardziej konkretne. Bo też w tychwłaśnie dziedzinach autor ogłosił szereg wybitnychprac własnych i swoich uczniów; na zasadziewłasnego doświadczenia nie zawahał się też po-traktować tych spraw bardziej subjektywnie.

Książka, jako całość, ma wysoką wartość, jakoprawdziwa kopalnia faktów, z której przez dłu-gie lata wszyscy czerpać będziemy,

Jan Dembowski,

S t. K a 1 i n o w s k i. Fizyka. Tom III. Elek-iryczność i magnetyzm. Str, 462. Rys. 628. Wy-dawnictwo Michała Arcta, 1929.

Ukazaniesię trzeciego tomu „Fizyki" prof, K a-l i n o w s k i e g o powitać należy gorąco, ze wzglę-du na znaczną popularność, jaką cieszą się w sze-rokich kołach pedagogicznych dwa pierwsze tomitego podręcznika, Z przyjemnością stwierdzićmożna, że literatura podręcznikowa polska w za-kresie fizyki wzbogaca się ostatnio stale o dziełaoryginalne. Każde z nich nosi na sobie wyraźnecechy indywidualności autora. Podręcznik prof.K a l i n o w s k i e g o cechuje doskonała znajo-mość i wyczucie potrzeb nauczania i dar przedsta-wiania w sposób prosty i ujmujący trudnych za-gadnień, Podręcznik jest bardzo obszerny, wynikato jednak z rozległości traktowanej w nim dziedzinyzjawisk elektromagnetycznych, a także z koncep-cji autora, który, jak pisze we wstępie, jest „prze-ciwnikiem skrótów i sprowadzania wykładu dotypu konspektowego". P. K a l i n o w s k i nie po-minął niczego, co z rozważanego działu znaleźć mo-że miejsce w wykładzie szkolnym. Działy „kla-syczne", więc elektrostatyka, pole magnetycznemagnesów i prądów, wiadomości o ogniwachi oporze elektrycznym, o prądach termoelektrycz-nych, o indukcji elektromagnetycznej i jej zasto-sowaniach zajmują str, 316, t, j , ok. :l/ł książki.Stosunkowo krótko potraktowane są zatem działynowsze: prądy elektryczne w gazach, promienio-twórczość, fale elektromagnetyczne, elektrycznośćziemska, zwięzłość jednak i jasność, z jaką autorzdołał na tak małej przestrzeni podać najistotniej-sze fakty z tego zakresu, zasługuje w wysokim stop-niu na uznanie. Wykład jest zajmujący; z szczegól-nem zainteresowaniem czyta się rozdziały, któ-rych treść wiąże się z własnemi pracami autora,t, j . rozdziały o magnetyzmie ziemskim, elektrycz-ności atmosferycznej i falach elektromagnetycz-nych. Język jest, jak na książkę dla młodzieży,zbyt może jednostajny, pożądane też byłoby uwy-datnienie przez drukarza ustępów bardziej i mniejważnych. Na końcu każdego rozdziału znajdują sięzadania, z których niektóre są przykładami liczbo-wemi (z rozwiązaniami na końcu książki), innezaś są prawdziwemi zagadnieniami fizyczńemi,zmuszaj ącemi czytelnika do samodzielnego myśle-nia. Ten typ zadań ma niewątpliwie wielką war-tość kształcącą; szkoda tylko, że poruszane w nich

Page 46: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

40 Nr. 1

tematy są częstokroć zbyt trudne i nie znajdująuzasadnienia w tekście (n,: zad. 651 o przyczyniemałej różnicy przezroczystości kości i mięśni dlapromieni '().

Wykład jest utrzymany w charakterze wybitniedoświadczalnym, z traktowanemi zjawiskami czy-telnik zapoznaje się na drodze pokazowej, dowia-dując się, jak te zjawiska można wytworzyć i ob-serwować. Prawa fizyczne zarysowują się wyraź-nie, jako uogólnienie wyników doświadczalnych.Aparatury opisywane są szczegółowo i ilustrowa-ne licznemi rysunkami. Podane w tekście rysunkischematyczne są dobre, niestety nie można tegopowiedzieć o fotografjach, które ze względu na ga-tunek papieru, są częstokroć zbyt niewyraźne, abyprzyczyniły się do wyjaśnienia sprawy.

Na uwagę zasługuje stosunek książki do naj-nowszych zdobyczy doświadczalnych i do teoryjatomistycznych. Sprawa wprowadzenia tego ma-terjału do wykładu szkolnego była, jak wiadomo,przedmiotem gorących dyskusyj w piśmie i n;izjazdach nauczycielskich. Autor rozwiązuje trud-ną tę sprawę z dużym umiarem, dając krótkie, alejasne wiadomości o teorji elektronów, o atomieBohra i t. p, Nie rozumiem tylko, dlaczego autorunika wzmianki o teorji względności, i to mając dotego tak doskonałą sposobność, jak opis doświad-czeń o zmiennej masie elektronu.

W całości książka p. K a l i n o w s k i e g o na-leży do najlepszych podręczników fizyki, jakie po-siadamy. Ludwik Wertenstein.

Z Ż Y C I A N A U K I

Ś. P. FELIKS KOTOWSKI.

W lipcu 1929 roku, zmarł po kilkudniowej cho-robie ś, p, F, Kotowski, profesor Wyższej SzkołyGospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Ś. p. Prof.Kotowski ur. w r. 1895, ukończył szkołę średniąw Lublinie, poczem wstąpił na Uniwersytet Jagiel-loński, gdzie studjował fizjologję i uprawę roślini gdzie uzyskał stopień doktora filozofji w 191')roku. Zajmował stanowisko asystenta przy kate-drze szczegółowej uprawy roślin U. J. Kilkalat spędził w Państwowym Instytucie NaukowymGospodarstwa Wiejskiego w Puławach, poczem zo-stał powołany na profesora warzywnictwa na wy-dziale ogrodniczym W. S. G. W. Był również do-centem Uniwersytetu Jagiellońskiego, Zmarłyprzedwcześnie bo w 34 roku życia, ś. p. ProfesorKotowski należał do typu tych uczonych, dla któ-rych praca badawcza twórcza była impulsem we-wnętrznym, stanowiła treść życia. Zajmował sięgłównie hodowlą roślin uprawnych oraz genetykąi w tej dziedzinie pozostawił kilkanaście prac, sta-nowiących cenny i trwały dorobek naszej twórczo-ści naukowej; do badań ogrodniczych stosowałścisłe metody badań przyrodniczych i w ten spo-sób wpłynął niewątpliwie na podniesienie poziomunaszego ogrodnictwa. W r, 1926 i 1927, przebywałprawie rok w Kalifornji, gdzie wygłosił cykl wy-kładów o podstawach przyrodniczych produkcjiogrodniczej, poczem przez ocean Spokojny, Ja-ponję., Indję i Egipt wrócił do kraju. I właśnieW tym momencie, gdy przygotowywał się dobadań zakrojonych na lata, gdy w pracowni Jegow Skierniewicach szereg uczniów pracowałbardzo wydatnie pod Jego kierownictwem, odszedłna wieki. W pamięci przyjaciół, kolegów i uczniówpozostawił po sobie pamięć, jako człowiek ser-deczny, uczynny, idący do swych celów drogąjasną, bezkompromisową.

NAUKA POLSKA ZAGRANICĄ.

Na zaproszenie Uniwersytetu w Ziirichu, prof.S, P i e ń k o w s k i wygłosił tam -w czasie 26,XI—

5.XII. 1929, sześć wykładów godzinnych na tematogólny: Fotoluminescencja cząsteczek.

Wykłady, przeznaczone dla fizyków, posiadałycharakter ściśle monograficzny, uwzględniając tyl-ko aktualne w obecnej chwili zagadnienia tegodziału. Punktem wyjścia i zjawiskiem zasadni-czem były widma rezonansowe cząsteczek pro-stych (2, 3-atomowych) w stanie gazowym. W roz-winięciu tematów zostały uwzględnione specjalniebadania polskich pracowni naukowych,

Na zaproszenie Towarzystwa Fizycznego w Zii-richu, prof. S. P i e ń k o w s k i wygłosił na posie-dzeniu tego Towarzystwa d. 3.XII.1929, odczyt natemat: Fluorescencja rtęci cząsteczkowej. W wy-kładzie zostały przedstawione na tle ogólnychzagadnień tego działu optyki, głównie prace fizy-ków polskich, tyczące tego tematu. Ożywionedyskusje po wykładach (Meyer, Raman, Wentzel,Scherrer, Henri) wykazały znaczne zaintereso-wanie badanemi zjawiskami i żywy oddźwiękw kole badaczy współczesnej optyki,

Pozatem d. 6.XII.1929, prof. S. P i e ń k o w s k iwygłosił jeden wykład w Uniwersytecie w Mo-nachjum na ogólnem colloąuium fizycznem, w któ-rem biorą udział wszyscy pracujący naukowo fi-zycy tak Uniwersytetu, jak Politechniki Monachij-skiej, Temat wykładu: Typy pasm we fluorescen-cji cząsteczek w parach Cd i Hg. Zawierał ongłównie prace fizyków polskich, poświęcone poru-szanym w wykładzie zagadnieniom. Dyskusja(Sommerfeld, Gerlach, Fajans, Kulenkamp, Riick-hard) wzbudziła płodne zainteresowanie, prowa-dzące do nowych doświadczeń, które będą prowa-dzone tak w Monachjum, jak w Warszawie,

PRZYZNANIE NAGRODY NAUKOWEJ.Otrzymujemy wiadomość, iż nagroda naukowa

miasta Lwowa imienia prof. Benedykta Dybow-skiego, została przyznana w dniu 8 stycznia b. r.H e l e n i e i S e w e r y n o w i małżonkom K r z e-m i e n i e w s k i m . Laureatom życzymy serdeczniewielu lat dalszej owocnej pracy na niwie naukowej.

Redakcja.

Oddając ten pierwszy zeszyt czasopisma na łaskawy sąd czytelników, redakcja zaznacza,iż „Wszechświat" obecny, przejęty przez Polskie T-wo Przyrodników im. M. Kopernika,został oparty na nowych zasadach prawnych i organizacyjnych, nie bierze więc na siebieżadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek zobowiązania czasopisma w latach ubiegłych.

Redaktor odpowiedzialny Jan Dembowski, Wydawca Polskie T-wo Przyrodników im, Kopernika,

Page 47: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

ACTA BIOLOGIAE EXPERIMENTALISt. III, 1929.

ST. J. PRZYŁĘCKI (Warszawa): Urikaza i jej działanie. I. Otrzymywa-nie.— J. DEMBOWSKI (Warszawa): Ruchy pionowe Paramaecium caudatum.I. Wzerlędne położenie środka ciężkości w ciele wymoczka. — T . ROGOZIŃ-SKI i M STARZEWSKA (Kraków): Skład błon komórkowych owsa w różnychstwdjach rozwoju — S T . KUCZKOWSKI (Warszawa). Badania nad zjawiskamiwydzielniczo-chłonnemi w jelicie cienkiem. I. Wydzielanie elektrolitów. —E. GRINWALD (Warszawa): Badanie czynników rozwoju bodowli pierwotnia-ków. Czy istnieje zjawisko allelokatalizy w hodowlach Colpidium colpodaBhrb.? — Z. KRASIŃSKA (Warszawa): Przyczynek do energetyki kiełkowaniasłonecznika. — W. NIEMIERKO (Warszawa): Wpływ pracy na zawartość tłu-szczów w mięśniu żaby. — R. J. WOJTUSIAK (Kraków): O reagowaniu naświatło normalnych i oślepionych larw toniaka (Acilius). — L. JABUREK(Lwów): Badania nad stosunkami czasowemi mitoz w tkance rosnącej. —J. DEMBOWSKI (Warszawa): Ruchy pionowe Paramaecium caudatum. II.Wpływ niektórych warunków zewnętrznych. — A. MOKŁOWSKA (Lwów): Ba-dania nad składem chemicznym hemolimfy gąsienicy wilczomleczka (Deile-phila euphorbiae). — U. BOGUCKI (Warszawa): Wpływ ciśnienia osmotycznegośrodowiska na powstawanie periwitelinu w zapłodnionych jajach jeżowców(Paracentrotus lwidus L.). — R. J. WOJTUSIAK (Kraków): O reagowaniu roz-gwiazdy Asterias rubens L. na bodźce chemiczne parzyste. — H. SIKORSKIi R. LENTZ (Warszawa): Badania nad alkalozą i acydozą. III. Działaniezmian stężenia jonów wodorowych na serce żaby, zatrute chloroformem.—H. JAWŁOWSKI (Wilno): Uber die Punktionen des Zentralnervensystems beiLithobius forficatus L.—BIBLIOGRAPHIA POLONICA.

Cena pojedynczego tomu zł. 25, w prenumeracie zł. 20.

A d m i n i s t r a c j a : INSTYTUT im. NENCKIEGO, Warszawa, Śniadeckich 8, tel.536-31.Skład gł.: „Ekspedycja Kasy im. Mianowskiego", Warszawa, Nowy-Świat 72, Pałac Staszica.

ARCHIWUM HYDROBIOLOGJI i RYBACTWAt. III z. 3 — 4.

WOŁOSZYŃSKA J. Dinoflagellatae polskiego Bałtyku i Błot nad Piaś-nicą. DEMEL K. Wyróżnienie ras śledzi poławianych u naszych wybrzeży.Stacja Hydrobiologiczna na Wigrach. Bibljografia.

Cena pojedynczego tomu zł. 10.

Adres Redakcji i Administracji: Stacja Hydrobiologiczna na Wigrach, poczta Suwałki.Skład gł.: „Ekspedycja Kasy im. Mianowskiego", Warszawa, Nowy-Świat 72, Pałac Staszica.

F O L I A M O R P H O L O G I C AOrgan Polskiego Towarzystwa Anatomiczno-Zoologicznego.

Tom I, zesz. 2 — 3, 1929.

J. TUR: Studia Teratogenetica. II. Les monstres ineoherents.— T. MAR- •CINIAK i K. SERAFIN: W sprawie unerwienia łuku mięśniowego pachy przeznerw międzyżebrowo-ramienny u człowieka. — P. SŁONIMSKI: W sprawieskładników komórkowych i icli pochodnych we krwi Uatrachoseps attenu-atus E-sch. — Z. ZAKOLSKA: Przypadki part>>nogenetycznngo podziału jajw jajniku szczura. — A. RODRIGUES, L. DE PINA et S. PEREIRA.: Dissectiond'un Negre de Mozambiąue. — E. LEBLANC, M. RIBET, P. GOINTARD, G. CHE-YAUX, H EZES, E. CURTILLET, F. MORAND: Uecherches sur 40 sujets indige-nes d'Algerie (Berberes). — Referaty. — Polskie Towarzystwo Anatomiczno-Zoologiczne. — Personalia.

Cena zeszytu zł. 6-

Redakcja i Administracja: Warszawa, Chałubińskiego 5. P. K. O. 12.412.

Page 48: Ul.bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2239/01wszech30_nr1.pdf · Dr. D. Szymkiewicz, Lwów, ul Nabielak. 2a 2. POLSKA SKŁADNIC POMOCA SZKOLNYCY H (O T U S) SP. AKC. WARSZAWA, NOWY-ŚWIA 33,

ORGAN POLSKIEGO T-WA PRZYRODNIKÓW im. M. KOPERNIKA

Wychodzi w 11 zeszytach rocznie w Warszawie, pod redakcjąJana Dembowskiego przy współudziale Ludwika Wertensteina.

Adres redakcji i administracji: Warszawa, Polna 40 m. 10. P. K. O. 21650.Prenumerata roczna zł. 15, półroczna zł. 8. Numer pojedynczy zł. 1 gr. 50.

Cena ogłoszeń: stronica okładki zł. 300.

Wydawnictwa Polskiego T-wa Przyrodników im. M. Kopernika:

K O S M O SWychodzi w dwóch serjach po 4 zeszyty rocznie.

Serja A: Rozprawy.Redaktor: Ignacy Zakrzewski, Lwów, ul. Jabłonowskich 8.Administracja: F. Stroński, Lwów, ul. Długosza 8.

Serja B: Przegląd zagadnień naukowych.Redaktor: Dezydery Szymkiewicz. *Redakcja i administracja: Lwów, ul. Nabielaka 22.

W S Z E C H Ś W I A TJak wyżej.

PRZYRODA i TECHNIKAMiesięcznik, wydawany staraniem Polskiego T-wa Przyrodników im. M. Kopernika.

Nakładem Sp. Akc. Książnica-Atlas T. N. S. W., Lwów-Warszawa.

Redaktor; M. Koczwara, Katowice, Wydział Oświecenia Województwa Śląskiego.Administracja: Lwów, ul. Czarnieckiego 12. P. K. O. 149.598.

Prenumerata roczna zł. 8 gr. 40.

Członkowie T-wa im. M. Kopernika otrzymują w roku 1930 wszystkie wymienione wydaw-nictwa! bezpłatnie. „Kosmos" serja B nie może być nabywany w drodze prenumeraty.

Drukarnia i Litografja .JAN COTTY" w Warszawie, Kapucyńska 7.