Trójmiejski Park Krajobrazowy sprawozdanie
description
Transcript of Trójmiejski Park Krajobrazowy sprawozdanie
OPOWIEŚCI O OWADACH
TRÓJMIEJSKIEGO PARKU
KRAJOBRAZOWEGO
Aleksandra Lewańczyk
Podziękowania:
Pragnę podziękować Pani mgr Jolancie Kmiecik, dyrektor TPK
za umożliwienie mi odbycia praktyk w Trójmiejskim Parku
Krajobrazowym oraz Panu Andrzejowi Garbalewskiemu
za poświęcony mi czas, cierpliwość oraz wzbogacenie mojej wiedzy
o zagadnienia przyrodnicze dotyczące terenów TPK.
Si ad naturam vives, numquam eris pauper
Jeśli będziesz żyć w zgodzie z naturą, nigdy nie będziesz ubogi
Seneka Młodszy
Przedmowa
Ponieważ miałam przyjemność uczestniczyć w wyprawach przyrodniczych po
rezerwatach przyrody położonych na terenie Trójmiejskiego Parku
Krajobrazowego, pokusiłam się o opisanie moich wrażeń w postaci owych
luźnych zapisków. Z góry przepraszam za błędy, jakie na pewno się pojawią
w mojej pracy oraz brak profesjonalizmu od strony biologicznej tematu.
Liczę jednak na to, że sposób ukazania przeze mnie świata owadów jest
przyswajalny i będzie miłą „lekturą”.
Spis treści:
PODZIĘKOWANIA: .............................................................................................................................................. 5
PRZEDMOWA ........................................................................................................................................................ 6
SŁOWEM WSTĘPU ............................................................................................................................................... 7
ROZDZIAŁ 1. .......................................................................................................................................................... 9
ROZDZIAŁ 2. ....................................................................................................................................................... 15
ROZDZIAŁ 3. ........................................................................................................................................................ 19
ROZDZIAŁ 4. ........................................................................................................................................................ 24
ROZDZIAŁ 5. ........................................................................................................................................................ 34
ROZDZIAŁ 6. .......................................................................................................................................................... 5
ROZDZIAŁ 7. ........................................................................................................................................................ 10
LITERATURA: ..................................................................................................................................................... 14
Słowem wstępu
Świat owadów kryje się pod naszymi stopami, gdy latem chadzamy boso po świeżej,
zielonej trawce. Przy odrobinie szczęścia przystając obok zwalonego, spróchniałego pnia
dębu, by zawiązać sznurowadło lub orzeźwić się chłodnym napojem, możemy
zaobserwować tętniące w nim życie. Gdy oderwiemy zaś kawałek kory, być może udałoby
się nam zobaczyć początek tego życia, pierwsze stadia rozwojowe owada, który kryje się
przed ludzkim wzrokiem w zakamarkach i szparach chropowatej powierzchni drzewa.
Brodząc w zimnym i czystym strumyku, wsłuchując się w szum wody wystarczy uważniej
się przyglądać by napawać się widokiem barwnych, przypominających delikatne broszki
ważek, roju muszek, które osadzają się na odziewających nas tkaninach. W przydomowym
ogródku, wśród grządek kwiatów – różyczek, margaretek, bratków skąpanych w
popołudniowym słońcu, wsłuchujemy się w całą gamę przeróżnych dźwięków, które
informują nas o obecności owadów. Tu pszczoły zsypujące pyłek prosto do koszyczków,
tam trzmiele obijające się o płatki, do tańca przygrywają im skoczki i pasikoniki, barw
dodają skrzydła motyli leciutko smagane wiatrem. My zachwycamy się tym światem,
delektujemy widokiem wszystkich budujących go żyjątek. Jednocześnie napełniamy się
radością życia i optymizmem, dlatego że tak blisko nas istnieje ten piękny świat
przedziwnych, miniaturowym stworzeń.
Lecz nie wystarczy podziwiać, delektować się owym melancholijnym obrazkiem. Trzeba
zrozumieć, że to właśnie człowiek ma największy wpływ na naturę i jeżeli nie będziemy jej
szanować, chronić, utrwalać wiedzy przyrodniczej i doceniać zesłany przez nią dobrobyt
szybko stracimy to co najcenniejsze – setki, tysiące miliony istnień wymrą. Obecnie
rzadkie gatunki zwierząt lub roślin po prostu znikną z naszej planety, a te liczniejsze dziś
już jutro, za rok, za 100 lat staną się tymi rzadkimi.
Zatem stańmy się harcerzami przyrody, miłujmy ją i próbujmy poznawać.
...Pracujcie niestrudzenie dla ratowania tego,
co ukochaliście... Pouczajcie o tym, że idea
ochrony przyrody jest ideą na wskroś
demokratyczną, gdyż chroni ona skarby
przyrody dla całego społeczeństwa... Przez
poznanie i ochronę przyrody - do jej
ukochania - oto nasze hasło!
Władysław Szafer(Chrońmy Przyrodę Ojczystą, nr 1, 1945)
Rozdział 1.
„Samborowski” czar
Silny wiatr wiejący ze wschodu oraz narastające kłębowisko chmur nad miastem
Gdańsk nie przeszkodziło dwóm podróżniczkom w wyprawie do Doliny Samborowo
położonej w bogatym kompleksie Lasów Oliwskich. Ten leśny parów zyskał swoją nazwę
na cześć księcia – Sambora I Gdańskiego, namiestnika pomorskiego, zapewne intrygującej
postaci historycznej. Jedną z wielu atrakcji przyciągających wycieczkowiczów w te strony
jest czar i piękno alei dębowej, czyli 11 pomnikowych dębów szypułkowych (Quercus
robur).
Za cel postawiono sobie zbadać faunę bezkręgową, a zwłaszcza aspekt entomologiczny
oraz sfotografować ujmujące i zapierające dech w piersiach obiekty przyrody. Ola,
zapalony poszukiwacz małych, skrzydlatych stworzonek wraz ze swoją niezastąpioną
wspólniczką i przyjacielem – jamniczką o wymownym i dźwięcznym imieniu Nutka, udały
się na oględziny terenu. Zapał, jaki towarzyszył obu Paniom, nie został przyćmiony nawet
niesprzyjającą aurą.
Dotarłszy na wyznaczone miejsce, każda z badaczek zajęła się swoim przydziałem pracy.
Ola rozpostarła sieć na motyle i zgrabnymi ruchami (przy okazji poprawiającymi kondycję
mięśnia trójgłowego ramienia) fachowo nazywanymi „uderzeniami siatką”, rozpoczęła
polowanie na unoszące się nad bujną roślinnością żyjątka. Bezlitosny człowiek. Ale cóż
zrobić, jak to się popularnie mówi „po trupach do celu” – w tym wypadku dosłownie.
Trzeba jeszcze napomknąć czym zaprzątał sobie głowę drugi poszukiwacz. Otóż mały
ciekawski, brązowy potworek pilnował swojego właściciela, dlatego przyjął rolę stróża.
Nie baczcie na pozory, one mylą. Nutka to doskonały psiak obronny, sprawdza się w
każdej sytuacji, ma duszę dobermana.
Pogoda zmieniała się z minuty na minutę, patrząc w niebo nasuwały się wnioski o
nadchodzącym deszczu. Zatem pracę trzeba było przyspieszyć. Rośliny baldachowate
porastające brzegi ścieżki leśnej świeciły bogactwem od muchówek i błonkówek.
Owe właśnie zostały poddane dokładniejszej analizie. Ich delikatne skrzydła lekko drgały,
a same stąpały po płatkach smakując co dana roślinka ma im do zaoferowania. Po
dokładnym przyjrzeniu się można było stwierdzić, że na kwiatach skupiały się najczęściej
muchówki z rodzin bzygowatych (Syrphidae) – to pięknie ubarwione muchy
przypominające osy, pszczoły bądź trzmiele, mają pewną zaskakującą zdolność zawisania
w powietrzu np. nad nektarnikami kwiatów; muchowate (Muscidae) – typowe, szare
bzyczące zwierzątka, niestety nie cieszące się dobrą sławą; ścierwicowate (Sarcophagidae)
– nazwa owych muchówek wiąże się z dość nieapetycznym przyzwyczajeniem
przesiadywania na nieświeżym mięsie. Lepiej sobie nie wyobrażać, gdzie taka mała
muszka mogła spacerować, zanim usiadła na naszej dłoni lub w gorszych przypadkach –
twarzy; oraz plujkowate (Calliphoridae) – błyszczące jak drobne klejnoty, mieniące się
barwami zieleni, granatu, czerwieni. Zaś z błonkoskrzydłych najłatwiej było dostrzec
niezdarnie poruszające się i obciążone pyłkiem trzmiele (rodzaj Bombus). Swoją
obecnością zaszczycił obserwatorkę między innymi trzmiel ziemny (Bombus terrestris) i
trzmiel leśny (Bombus pratorum).
Nastał czas na dokumentację fotograficzną , tym bardziej że pierwsze krople deszczu
pokrywały liście tamtejszej flory. Wiecznie „pozujące” do zdjęć dęby – królowie lasu;
„Był to ów sławny dąb, gaduła stary,
Jak czarownica krzywy i wybladły,
Ogniste zeschłe kora miała szpary,
Z konarów liście na poły opadały,
Liść, co pozostał – zwiędły i zwalany,
Szumiał po drzewie jak krawat łachmany.”
w pewnej oddali również buki oraz leśne, kręte ścieżki stały się obiektami natrętnej
amatorki fotografii. Gdy las przybrał atmosferę grozy, a z oddali dobiegały odgłosy
zaniepokojonych ptaków, nadszedł czas na powrót do domu.
Niestety łowy nie były udane na tyle, aby pochwalić się wynikami – pospolite gatunki
muchówek;
Ścierwica (Sarcophaga) – z sympatycznym rysunkiem w kształcie szachownicy na
odwłoku,
Padlinówka cesarska (Lucilia cesar) – mieniąca się metaliczną zielenią,
Metasyrphus corollae – gatunek bzyga, żywiący się wyłącznie mszycami oraz wyżej
wymienione gatunki trzmieli.
Lecz w pamięci pozostały tajemnicze obrazy opustoszałego lasu i widok puszczyka,
bacznie przyglądającego się nieznajomym.
Dokumentacja fotograficzna:
Pierwsze zadania: sprawdzić czy droga jest „czysta”…
…tu również wypada wybadać trasę.
Drzewa – niemi świadkowie… makabrycznych scen jakich dopuszczała się Ola topiąc zdobycze w alkoholu etylowym.
Pierwsze okazy do upolowania…
…oraz podziwiania.
Potem sesja zdjęciowa.
Rozdział 2.
„Pełcznica” wita!
W okresie wakacji nie brakuje słonecznych, czasem wręcz upalnych dni. Tak oto
dzionek 16 lipca 2007 roku był naszą polską odmianą tropikalnego skwaru. Nad jezioro
Krypko, położone w rezerwacie przyrody Pełcznica przywiodła trzech badaczy – pana
Andrzeja, pana Darka i Aleksandrę (znaną z rozdziału 1), praca oraz chęć obcowania z
naturą. Głównym punktem planu wycieczki były metalowe tabliczki oznajmiające, że „to
oto drzewo jest pomnikiem przyrody”, które rzecz jasna trzeba było umieścić we
właściwych miejscach. Nastroje dopisywały, ekwipunek został zabrany, przyroda wzywała.
Oprócz jeziora Krypko, które „zatriumfowało” jako obiekt badań i podziwu podróżników,
w rezerwacie przyrody Pełcznica występują jeszcze dwa, równie przyciągające spojrzenia
zbiorniki wodne. Wypada umieścić informacje o tym, że są to jeziora lobeliowe1,
posiadające bardzo rzadkie gatunki flory wodnej (poryblin jeziorny, poryblin kolczasty,
lobelia jeziorna, jeżogłówka pokrewna i wywłócznik skrętoległy), zapisane w Polskiej
Czerwonej Księdze Roślin .
Popołudniowe słońce odbijało się od tafli wody, na której unosiły się sercowate
liście prawdopodobnie należące do grążela żółtego (Nymphar luteum) lub grzybieni
(Nymphaea), a sprawę utrudniał fakt braku widocznych kwiatów. Padający cień drzew
sprawił, że upał trochę zelżał i zrobiło się naprawdę przyjemnie. Czasu na zachwyt było
stosunkowo niewiele, nie mniej jednak udało się pstryknąć kilka zdjęć na pamiątkę. Chcąc
zaspokoić swoją ciekawość, Ola przy użyciu super sprzętu w postaci sieci łownej,
rozpoczęła polowanie na latające obiekty. I raz i dwa i trzy… tak do dziecięciu, potem
następna runda… i jeszcze jedna. Dla lepszego efektu wymachy były wykonywane tuż nad
brzegiem zbiornika, nad porastającymi go zbiorowiskami szuwarowymi. Tam skupienie
owadów okazało się na tyle duże, aby osiągnąć zamierzony cel. Gotowe! Wszystkie,
niestety upojone alkoholem 75 % skrzydlate stworzenia zostały umieszczone w
próbówkach i zaetykietowane. Pełcznica żegna!
1 jezioro o niskiej trofii i przeważnie o kwaśnym odczynie, a nazwę swą zawdzięcza roślinie wodnej lobelii
jeziornej - reliktu borealno-atlantyckiego.
Ponieważ zbiory wykonywane były nad brzegiem jeziorka skład gatunków, który ze
wszystkich sił starała się oznaczyć Ola, okazał się fauną głównie związaną ze
środowiskiem wodnym.
Weźmy na przykład wielkooką muchówkę o plamiastych skrzydłach z rodziny bąkowatych
(Tabanidae), która po polsku zowie się jusznica (Chrysozona pluvialis). Już na samą myśl
o rodzinie bąków przeszły Olę ciarki. Są to zwierzęta niebezpieczne. Zdarzały się już
młodej badaczce przypadki niespodziewanych ucieczek w popłochu przed niewielką armią
(ale zawsze armią!) tych krwiożerczych stworzeń, wyposażonych w silne żuwaczki gotowe
ciąć skórę. Larwy tej muchy żyją w wodzie, a ponieważ oddychają przez oskórek, przez
długi czas mogą nie wypływać na powierzchnię.
Oczywiście nie mogło się obyć bez rodzinki komarów (Culicidae), osławionych dzięki
paniom komarzycom – wampirzycom, lubującym się w krwi. Ciekawym faktem jest to, że
larwy tych przebiegłych istot oddychają za pomocą specjalnych rureczek umieszczonych
na odwłoku, dlatego ich śmiesznie obrane pozycje w wodzie – głową w dół, powinny być
zrozumiałe. Najliczniej w łowne sieci powpadały drobniutkie muchówki, o delikatnym i
wiotkim ciele – ochotki (Chironomidae). Panowie tych obiektów badawczych mogą się
pochwalić okazałymi, pierzastymi czułkami, które pomagają im w odszukaniu partnerek w
celach miłosnych. Być może rodzina ta jest bardziej znana ze sklepów zoologicznych,
gdzie jako pokarm dla rybek sprzedaje się ich czerwone – dzięki obecności hemoglobiny –
larwy.
Dodatkową atrakcją okazały się już nam znane muchówki z rodziny bzygowtych
(Syrphidae), których żywot skończył się marnie zważywszy na fakt, że przyleciały
(prawdopodobnie ze skraju lasu i łąk) jedynie odwiedzić interesujące je rośliny. Tak oto
„zapróbówkowany” został nieżłop (rodzaj Pipiza) – czarny zwierz, z pomarańczowymi
plamkami na odwłoku.
Jeszcze warto wspomnieć o niewyróżniających się z tłumu muchówkach o wdzięcznej
nazwie śmietkowate (Anthomyiidae), większość stanowią poważne szkodniki roślin
uprawnych i ozdobnych, również drzew owocowych. Ponieważ jednak znane są grupy
odżywiające się martwą materią organiczną – tzw. saprofagi, stąd obecność śmietek w
okolicach wilgotnych i mokrych obszarów.
Dokumentacja fotograficzna:
Na początek – obowiązki!
Później chwila wytchnienia i podziwianie przyrody…
…skąpanych w promieniach słońca liści grzybieni oraz grążeli.
Na koniec trzeba zrobić zdjęcia by wzbogacić swoją kolekcję.
Rozdział 3.
Wysyp owadów w Wyspowie
Gdy jezioro Krypko pozostało daleko w tyle za trzyosobową grupą przyrodników,
rozpoczęła się wyprawa nad drugi zbiornik wodny – jezioro Wyspowo. Jest ono
najbogatsze pod względem gatunków ptaków w całym Trójmiejskim Parku
Krajobrazowym. Oczywiście dzięki swojej specyfice, czystej wodzie i dogodnym ułożeniu,
również stało się atrakcją turystyczną, zwłaszcza wczasowiczów pragnących odpoczywać i
kosztować świeżego powietrza na łonie matki natury.
Hałasy roześmianych dzieci i podekscytowanej, korzystającej z życia młodzieży
oraz zapachy pieczonych na grillu przysmaków stanowiły dla trzyosobowej załogi
wskazówkę, że jezioro jest w znacznym stopniu zaludnione. Jak się okazało prawdziwym
celem badań była rozległa łąka położona w pewnej oddali od zbiornika wodnego.
Tam to był dopiero skwar! Palące słońce dawało się we znaki z każdej strony – mrużenie
oczu, trudności z ustawieniem obiektywu aparatu, a przede wszystkim mokre i lepiące się
od potu ubrania. Wcale nie przesadzam. Jednak bzyczące tu i ówdzie, zakradające się na
człowieka, czasem natrętne owady wynagradzały wszelki dyskomfort wynikający z
upalnego dnia. Podczas gdy pan Darek z dużym skupieniem rozpoczął fotografowanie
cieszących jego oczy obiektów przyrody, Ola tradycyjnie rozpostarła sfatygowaną już
siatkę na motyle. Tym razem materiał na teleskopowym kiju bezpośrednio ocierał o
porastające całą polanę rośliny, w tym ze znaczną przewagą kacanek piaskowych
(Helichrysum arenarium).
Przyjemnie było napawać się widokiem niewinnych, delikatnie poruszających skrzydłami
motyli, od czasu do czasu przysiadających na korony kwiatów. Choć promienie naszego
najjaśniejszego obiektu na niebie z duża intensywnością „wwiercały się” w oczy rażąc
oślepiającym blaskiem, po baczniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec cieniutkie
trąbki motyli sączące nektar prosto z kwiatu. By nie przeszkadzać łuskoskrzydłym w
zaspokajaniu pragnienia ambrozją, Ola wykonała tylko kilka zdjęć i jęła dalej wymachiwać
swoją bronią entomologiczną. Warto nadmienić, że łąka o której mowa znajdowała się w
pobliżu niewielkich gospodarstw, co też czyniło z niej w pewnym stopniu środowisko
synantropijne. To również jest brane pod uwagę przy analizie wyników.
Po zakończeniu badań, można było zanurzyć się w chłodzie lasu, by odpocząć w cieniu
porastających pobocze szosy drzew.
Oprócz barwnych motyli z rodziny rusałkowatych (Nymphalidae), w tym głównie rusałki
admirał (Venessa atlanta) i rusałki pawik (Venessa io) owoce wykonanej pracy
przedstawiały się następująco:
Podobnie jak rzeczą oczywistą jest to, że grzyby rosną w lesie tak i rzeczą oczywistą stało
się spotkanie bzygów (Syrphidae) na kwiecistej łące w letni dzień. Tym bardziej chyba
najbardziej pospolitego przedstawiciela tej rodziny – gnojki trutniowatej (Eristalis tenax).
Postacie niedojrzałe gnojek egzystują sobie smacznie w zanieczyszczonych zbiornikach
wodnych, ubogich w tlen, czasem o jakże pobudzającym zmysły zapachu guana.
Możliwość bytowania w tak „przestronnych warunkach” zapewniają larwom i poczwarkom
długie rurki oddechowe sięgające nad powierzchnie wody. Kolejnym ciekawym okazem
ukatrupionym z wielką przykrością przez Olę, była muchówka – gniłun
(Helophilus pendulus), o rzucających się w oczy barwach (wojennych) w postaci żółtych
pasów na tułowiu i plam na odwłoku tegoż samego koloru. Natomiast pożyteczna
mszycówka (Syrphus selenitica) zanim przeobrazi się w owada doskonałego przez pewien
okres swojego życia pełni rolę pracowitej bestii pożerającej mszyce. Niestety
Sphaerophoria scripta nie ma polskiego odpowiednika, który byłby łatwiej przyswajalny
niż ta łamiąca język łacina, za to jest dość łatwo rozpoznawalna dzięki wąskiemu
odwłokowi upstrzonemu żółtymi pasami i dziwnym wzorkiem na końcu.
Wspominałam wcześniej o synantropijnej cesze badanej pod względem faunistycznym
łąki, zaś wynikiem tego jest bogactwo muchówek z rodziny ścierwicowatych
(Sarcophagidae) oraz pospolitych muchowatych (Muscidae), które prawdopodobnie po
kąpielach słonecznych wybierały się w swoje „progi”, by skosztować materii wiadomego
pochodzenia z okolicznych gospodarstw.
Nie zabrakło również poczciwych śmietek (Anthomyiidae), których ogółem w Polsce
stwierdzono 221 gatunków a wszystkie „dla ułatwienia” do siebie podobne.
Niestety ubytek miłych stworzonek z penetrowanych przez Olę terenów można jedynie
tłumaczyć chęcią poznania oraz nauką, lecz trzeba również sobie uświadomić, że znacznie
większe szkody powodujemy my – ludzie nie wiedząc o tym, nawet podczas codziennych
czynności: koszenia trawy w ogródku, poruszania się po nie wyznaczonych szlakach
turystycznych, a także niechlujnym i bezmyślnym traktowaniu przyrody poprzez
pozostawianie odpadków na terenach zielonych.
Dokumentacja fotograficzna:
Obejście jeziora Wyspowo by dotrzeć do łąki dało możliwość ukrycia się przed słońcem i
chwilowego odetchnięcia…
…lecz nie na długo, gdyż usłana zielenią łąka tylko czekała by ją odkrywać
Konie nie przejęły się obecnością przyrodników, zgrabnie obróciły się w tył demonstrując
swoją obojętność na przybyszy i zajadały dalej trawkę.
Główny obiekt badań. Ale najważniejsze jest co kryję się w środku. A co się kryje?
Strojnica baldaszowata Zmorsznik czerwony - samica
(Graphosoma lineatum) (Leptura rubra)
Cuchna nawozowa Kwiatówka zmierzchnicowata
(Scatophaga stercoraria) (Myathropha florea)
Rozdział 4.
To radość przebywać w Dolinie Radości!
Na rozkoszowanie się pięknem przyrody oraz podziwianie darów natury udało się
pewnego lipcowego, środowego poranka dwoje badaczy – pan Andrzej i Ola. Ponieważ
środek transportu „nie domagał” postanowili, że podejmą pieszą wycieczkę w stronę doliny
o sympatycznej nazwie wywołującej uśmiech na twarzy – Dolina Radości. Plany jakie
zrodziły się w umysłach duetu podróżników przedstawiały się następująco: wycieczka
przez lasy oliwskie w kierunku fragmentu Doliny Dziczego Potoku, która zajmuje
zachodnią część Doliny Radości. Ten obszar wydał się szczególnie interesujący, gdyż
stanowi planowany rezerwat przyrody, bądź (ponieważ taka kwestia też jest brana pod
uwagę) użytek ekologiczny.
Spacer leśną dróżką, gdy w oddali słychać było szum kołyszących się gałęzi
drzew oraz odgłosy o intensywnej tonacji wydawane przez rozbudzone obecnością ludzi
ptaki, nieco się wydłużył – zbyt wiele atrakcyjnych i dogodnych do obserwacji miejsc
napotykali po drodze przyrodnicy. Choćby zwalony pień drzewa, spróchniały w środku, o
miękkiej, zawilgoconej korze – dla przeciętnego, szarego człowieka to nic szczególnego.
Jednak gdy rozpoczyna się podróż z zamysłem poznania przeróżnych dziwów natury owy
fragment drzewa staje się pretekstem do postoju i bacznego przyjrzenia się. I tak ciekawość
wzięła górę. Ola oderwała sterczący płat kory, a jej oczom ukazała się kolebka
poczwarkowa (choć oboje z panem Andrzejem spodziewali się czegoś... hmm powiedzmy
bardziej frapującego), prawdopodobnie kózki z rodzaju rębacz (Rhagium). Można nawet
się pokusić o podanie nazwy gatunkowej, choć bardziej na zasadzie strzału (czyn niegodny
pochwały naukowca!), gdyż nie towarzyszył wycieczkowiczom specjalista od kózek.
Na zasadzie dedukcji, ponieważ sprawa dotyczyła spróchniałego pnia sosny i zdania się na
intuicję, wywnioskowano że być może chodzi o rębacza sosnowca = pstrego (Rhagium
inquisitor). Larwy tych chrząszczy bytują swobodnie w martwym lub często zamierającym
drewnie. Zasiedla drzewostany nie charakteryzujące się określonym wiekiem, czy
położeniem. Wybiera takie, które rosną w różnych warunkach ocienienia i nasłonecznienia.
Powszechnie uważa się, że rębacz nie wyrządza szkód i nie ma znaczenia gospodarczego w
leśnictwie ( J. Dominik; J. R. Starzyk).
Podczas następnego przystanku, przerywającego leśny marsz wędrowców znalazł się
„model” chętnie pozujący do zdjęć, w trakcie kilkuminutowej sesji i błysku fleszy.
Osadnik egeria (Pararge aegaria) to zdecydowany zawodnik. Podkreślał swoją
fotogeniczność, co rusz zmieniając kąt nachylenia skrzydeł, tak by delikatnie
przedzierające się przez listowie promyki słońca padały na jego omszony tułów i łuski
skrzydeł.
Nie obyło się również bez stałych mieszkańców lasu, które znalazły doskonałe miejsce do
spoczynku w jego zacienionym obszarze – mrówek z rodzaju Formica, w tym wypadku
najczęstszej bywalczyni runa, monogamicznej 2 mrówki rudnicy (Formica rufa).
I oto znalazł się dobry moment na opowiedzenie w kilku zdaniach fascynujących
zwyczajów naszej krajowej rudnicy. Otóż mrówki owe już od momentu opuszczenia
swoich gniazd – kopczyków, przejawiają się agresywnym, drapieżnym trybem życia.
Swoich ofiar poszukują w pewnej odległości od „domu”, rozprawiając się zgrabnie z
wszelkimi larwami, poczwarkami, a nawet dużo większymi od nich dorosłymi owadami.
Posiadają dość wyrafinowaną strategię napadania na swoje ofiary. Robią to pojedynczo
(sama byłam świadkiem jak jedna mała mrówka wbiła się żuwaczkami w odnóże motyla z
rodziny sówek, około 50 razy większego od niej samej) lub gromadnie i wtedy straszą
przeciwnika gryząc żuwaczkami, przy tym oblewając go kwasem mrówkowym. Na koniec
tych krótkich rozważań o rudnicach przytoczę pewien fakt, iż polują one na najbardziej
ruchliwe owady.
Gdy przed oczami dwojga badaczy ukazał się widok rozległej zielonej polany Doliny
Radości, usytuowanej przy Węglowej drodze, Ola wyciągnęła odwiecznie towarzyszący jej
sprzęt do zniewolenia fruwających nad jej głową żyjątek. Zbliżywszy się w stronę
porastających polanę wysokich roślin – w głównej mierze ostrożeni (prawdopodobnie
warzywnych; Cirsium oleraceum) oraz boleśnie znakujących skórę pokrzyw (Urtica),
można było powoli, z zapałem obserwować poruszające się nad nimi z gracją owady. Swój
popis dały również pszczoły. Te przelatujące z prędkością aż 65 km na godzinę owłosione
pracusie opadały łagodnie na główki kwiatów by napełnić nektarem swoje miniaturowe
wola, a grzebykami (występującym na pierwszej parze odnóży) zgarniać pyłek z całego
ciała.
2 rodziny monogamiczne – rodziny posiadające pojedynczą królową
„Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie to znaczy, że coś
bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki ja znam, to ten, że się jest pszczołą. A jedyny powód,
żeby być pszczołą, to ten, żeby robić miód. A jedyny powód robienia miodu to ten, żebym ja
go jadł”
Kubuś Puchatek
Z kolei to co najbardziej intryguje w pszczołach jest umieszczone bezpośrednio w ich
oczach. Jak te małe, brunatno – szare zwierzątka widzą świat? Po licznych, dociekliwych
badaniach okazało się, że pszczoła nie widzi barwy czerwonej, a odbiera ją jako
ciemnoszarą, natomiast zieloną myli z żółtą i niebieską. Jedynymi kolorami, które
rozróżnia na tyle dobrze, że ją do siebie przyciągają jest: żółtopomarańczowy,
niebieskozielony, niebieskofioletowy. Co ciekawe potrafi dostrzec również światło
ultrafioletowe, które dla człowieka jest niewidzialne, a niektórzy twierdzą, iż widzi słońce
przez chmury. Co pomyślała sobie Ola obserwując kruche ciałka brzęczących robotnic
przelatujących nad kępami zieleni – chciałbym zobaczyć świat ich oczyma, oczywiście
tylko chwilowo. Na dłuższą metę byłoby to bardzo niewygodne. Bądź co bądź każde oko
składa się z pojedynczych jednostek – omatidiów, a każda taka konstrukcja odbiera jedynie
swój fragment obrazu, zatem jest to widzenie w sposób mozaikowy.
Wśród pszczółek latały tradycyjnie pozostałe stworzonka, głównie muchówki, chyląc od
czasu do czasu nektar z koron kwiatowych. Niestety za długo nie nacieszyły się swoimi
zdobyczami, ponieważ Ola bezwzględnie zgarniała je do siatki na motyle. Jakiś czas
później, w spokoju analizując wyniki doszukała się:
Muchówki z rodziny Scatophagidae – cuchny nawozowej (Scatophaga stercoraria),
omszonej pomarańczowymi włoskami oraz towarzyszącej jej często ścierwicy mięsówce
(Sarcophaga carnaria) z rodziny ścierwicowatych (Sarcophgidae) o której było już kilka
słów w pierwszym rozdziale.
Nowymi nabytkami okazały się błyskleniowate (Dolychopodidae), łatwo rozpoznawalne
dzięki długim odnóżom i połyskującym, zielonym ciele.
Główny cel wyprawy – planowany użytek ekologiczny, położony na zachodnim krańcu
Doliny Radości ujawnił się dość skrycie. Dojście do owego obiektu sprawiło lekkie
trudności, gdyż z każdej strony osłonięty był krzewami i fragmentami drzewostanu.
Ponieważ łąka do której udało się przedrzeć przyrodnikom położona jest w terenie
źródliskowym, pod stopami zdawało się czuć delikatnie zapadającą ziemię. Ta dziewicza
niemal polana porośnięta w całości przez wysokie trawy, sitowie leśne (Scirpus sylvaticus),
wiązówkę błotną (Filipendula ulmaria), ostrożeń , żyła swoim własnym trybem. Zalatujące
na nią z różnych stron świata owady zdawały się tak pochłonięte własnymi czynnościami,
że nie dostrzegały dociekliwych spojrzeń obcych. Zwłaszcza trzmiele – Trzmiel rudy
(B. pascuorum), kamiennik (B. lapidarius), ziemny (B. terestris), wykonywały wszelkie
czynności bez zarzutu, penetrując korony kwiatów. Niestety spokój został zmącony, gdy
Ola rozpiąwszy sieć zaczęła sunąć nią po długich łodygach roślin. I pojawiły się kolejne
ofiary tej rzezi niewiniątek.
Odwiedzające wcześniej łąkę Doliny Radości kobyliczkowate (Rhagionidae) to muchówki
często spotykane na drzewach, gdy siedząc przyjmują specyficzne pozy – głową w dół, z
odgiętą przednią częścią ciała. W „olową” pułapkę dała się złapać kobyliczka pniowa
(Rhagio scolopaceus).
Wśród pozostałych natrętów upojono alkoholem 75% zawartym w próbówce jednego z
bzygów (Syrphidae) tzw. czerniucha (rodzaj Melanostoma), którego odwłok pokryty jest
prostokątnymi, żółtymi plamami.
Niestety usidlony został również bardzo pożyteczny gatunek pluskwiaka, siłą wymachu
wtrąconego do sieci. Na szczęście zobaczywszy, że to drapieżna, mszycożerna zażartka
drzewna (Himacerus spterus), Ola wypuściła biedaka na posłanie z trawy.
Droga powrotna, choć będąca powtórką z rozrywki nie przyćmiła pozytywnych wrażeń
wywołanych kontaktem z naturą, a dodatkową atrakcją okazało się stadko saren lękliwie
spoglądających w stronę przyrodników z wyniosłości zbocza lasu.
Dokumentacja fotograficzna:
Ścieżka leśna prowadząca badaczy w nieznane…
…i znane zakątki przyrody.
Pusta „kołyska” rębacza, a po „dziecku” ani śladu.
Pozujący osadnik.
Mrówcza rodzina.
Zdj ę cia z troch ę innej bajki…
fot. : Erich Mangl
Pszczoła miodna (Apis mellifera) z przyczepionym do odnóży pyłkiem
Szczegóły budowy pszczół
głowa z języczkiem (glossa) przednie odnóże
odnóże tylne
zdjęcia pochodzą ze strony http://www.uni.uiuc.edu
„wcięcie” do
oczyszczania
czułków
koszyczek
Cóż takiego wiemy o pszczelich darach?
Najsławniejsze miody świata
Należą do nich miody tymiankowe, które pochodzą z wzgórz Grecji, gęsto porosłych tym
aromatycznym zielem. Podobno tamtejsze słońce wydobywa z kwiatów najwspanialszy
nektar, a pszczoły z niesłabnącym entuzjazmem zmieniają go w najlepszy miód świata.
Do najwonniejszych miodów w Europie należą powstałe na bazie nektarów, zbieranych z
roślin wargowych, więc takich jak tymianek, macierzanka, lawenda, szałwia, mięta.
Na Kubie do najwonniejszych należy miód z nektaru kwiatów pomarańczy. Słodki,
aromatyczny zapach ma też miód z kwiatów rozmarynu. U nas z kolei za najlepszy uchodzi
miód lipowy i esparcetowy.
Czy miód leczy?
Podobno jest często stosowany jako lek przy chorobach wątroby. Zawarta w nim glukoza ,
być może nie jest produktem odżywczym i łatwo przyswajalnym, ale podnosi zapasy
glikogenu w wątrobie i przyspiesza procesy przemiany tkankowej .
Miód praktycznie nie ma białka i zawiera minimalne ilości soli, zatem nie szkodzi przy
innych chorobach (np. nerek), przy tym jest wysoko kaloryczny i lekko strawny, zatem
dodaje energii i wzmacnia cały organizm.
Wielu ludzi wierzy, że miód dobrze robi na serce. Prawdą jest, że wzmacnia mięsień
sercowy i zwiększa jego wydolność. Podobnież uważa się, że miód jest dobrym dodatkiem
profilaktycznym przy różnych chorobach zawodowych. Zmniejsza też toksyczne działanie
takich „codziennych” używek jak kawa, mocna herbata, tytoń czy alkohol. Łagodzi skutki
stresów, wstrząsów, przemęczeń. Wprost mobilizuje siły fizyczne i pomaga w walce z
chorobami nerwowymi. Ponadto polecany jest oczywiście przy bezsenności, ważne aby
zjeść łyżkę miodu przy kolacji lub dodać ją do mleka przed spaniem.
Jeśli dokuczają nam kurcze łydek, wg przepisów medycyny ludowej dobrze jest dodawać
dwie łyżeczki miodu do kawy przy każdym posiłku. Jeśli cierpimy na katar, również
alergiczny dobrze jest przez 15 minut porzuć kawałek plastra miodu, dzięki temu można
wyleczyć „zatoki” w ciągu jednego dnia.
Specjały na miodzie:
Miodowe serca
Miód rozpuścić i utrzeć z cukrem (10 dag) i jajem. Mąkę wymieszać z przyprawami do
piernika. Dodać mąkę do miodu i wyrobić gładkie ciasto. Rozwałkować i wykrawać
foremką serca, a potem piec w temperaturze 175 stopni.
Piernik „wojenny”
Wymieszać ze sobą: 2 szklanki żytniej mąki, 2 szklanki tartej surowej marchwi, pół
szklanki cukru, ¾ szklanki miodu, dwa rozbite jajka, ¼ szklanki masła oraz 2 łyżeczki sody
oczyszczonej. Następnie ugniatamy i pieczemy w temperaturze 200 stopni.
Mazurek miodowy
Miód upalić na rumiano w kamiennym garnku. Skórkę z połowy pomarańczy ugotować do
miękkości, zdjąć białe albedo, a żółtą resztę drobno posiekać. Do gorącego, rumianego
miodu włożyć skórkę, tarty, czarny chleb, korzenie goździków przesiane przez sito i razem
zagotować. Wylać ciepłą masę na opłatki lub wafle i zostawić do ostygnięcia.
Surówka piękności
Płatki owsiane (3 łyżki) namoczyć w wodzie, dodać miód (1-2 łyżeczek) i orzeszki.
Zostawić na noc lub na jedną godzinę. Potem dodać starte na tarce jabłko, skropić sokiem z
cytryny, ewentualnie jeszcze osłodzić cukrem i rozcieńczyć mlekiem lub śmietanką.
Można też dodać inne owoce sezonowe: jak truskawki, jagody, brzoskwinie, pomarańcze.
Ta surówka ma i tą zaletę, że jak się ją zje na śniadanie to nie czuć łaknienia przez 5 - 6
godzin.
Rozdział 5.
Jak to było z Krykulcem?
Piątkowy poranek 20 lipca 2007 roku został szczodrze obdarowany przez pogodę
pełnym słońcem, bezchmurnym, błękitnym niebem i lekkim wiaterkiem. Warunki iście
sprzyjające na wyprawę w teren. Z pięknej aury skorzystało dwoje przyrodników, którzy
jako obiekt badawczy wybrali polanę Krykulec – planowany użytek ekologiczny. Ponieważ
cel wędrówki położony jest na obszarze rezerwatu Kacze Łęgi, pan Andrzej wraz z Olą
mogli przespacerować się lesistą doliną Kaczego Potoku. Zanim jednak zdecydowali się na
zanurzenie w ciemne pałacie drzewostanu rezerwatu, ich uwaga została skierowana na
niewielki skrawek siedliska synantropijnego – stromą skarpę umiejscowioną przy drodze,
w bliskim sąsiedztwie domów mieszkalnych. Postanowili zatem przypatrzeć się dokładniej
porastającym zbocze szosy: białym baldachom kozłka (Valeriana), fioletowym kwiatom
cykorii (Cichorium), tegoż samego koloru „główkom” ostrożenia, wokół których roiło się
od latających stworzeń. Aparaty fotograficzne poszły w ruch, a owady chyląc się przed
obiektywami wzlatywały co rusz na inne roślinki. Swą dostojną figurę prezentowały
mszycówka (Syrphus selenitica) oraz gnojka trutniowata (Eristalis tenax), przysiadując na
obrzeżach kwiatów i stopami rozpoznając delikatne, mięciutkie podłoże. Z rodziny bzygów
(Syrphidae) swoją obecność wyjawił również bzyg prążkowany (Episyrphus balteatus)
o wzorzystym, żółtoczarnym odwłoku. Natomiast złocisz (Chrysogaster viduata) od czasu
do czasu zawisając w powietrzu, skąpany w promieniach porannego słońca, wykonywał
powietrzne akrobacje. Oprócz wymienionych barwnych muchówek nie zabrakło ulubionej
rodziny Oli – śmietkowatych (Anthomyiidae) oraz podobnych do poprzednich, o
błyszczącym ciele Leuxaniidae (niestety bez odpowiednika polskiej nazwy lub zwyczajnie
moja skromna wiedza nie zna istnienia takowej). Po wszystkich zachwytach, po
wypowiedzianych dziesięciokroć achach i ochach nadszedł czas wkroczyć na leśną ścieżkę
rozległego łęgu wiązowego.
Podczas marszu ubitą drogą, wsłuchując się w szum Potoku zwanego Kaczą rzeką, Ola
rozglądała się w poszukiwaniu wyróżniających się stanowisk, by móc upamiętnić je na
zdjęciach. Najczęściej mijanym drzewem okazała się Olsza czarna (Alnus glutinosa), o
spękanej korze wznosiła się na okazałych korzeniach, przypominających macki.
Jeśli mowa o olszy warto przypomnieć pewien stary przesąd: podobno dzieci cygańskie
mają dlatego tak ciemną skórę, ponieważ po przyjściu na świat zanurzone są w wywarze z
olszynowej kory; to coś w rodzaju chrztu z wody. Ten śmieszny zabobon wiąże się z
właściwością kory omawianego drzewa, która barwi na brunatno i czarno. Oprócz olszy
ważną, wiodącą rolę w rezerwacie pełni również jesion (Fraxinus). To boskie drzewo
Zeusów, Jowiszów, Odynów, któremu przypisywano właściwości lecznicze.
Po miłym spacerze oczom dwóch badaczy ukazała się niewielka polana – Krykulec.
Opuszczona, cicha, ale tylko z pozoru. W środku, pośród dzikich traw, bylic, ostrożeni
tętniło miniaturowe życie. Nie trzeba było żadnych słów zachęty by zabrać się do pracy i
rozpocząć powolną i dokładną obserwację ukrytych przed ludzkim wzrokiem stworzeń.
Przez słowo praca mam na myśli ten jakże przykry rytuał chwytania zdobyczy w sieć i
umieszczania w próbówkach. Oczywiście nie obyło się bez dokumentacji fotograficznej.
Łąka wywoływała podniecenie, które było reakcją na chęć poznania każdego jej ułamka
(może nie dosłownie), taka dzika, otoczona lasem, który bacznie strzegł tego skrawka
przyrody. Gdzieniegdzie porośnięta skupiskami drzew owocowych, kępami pokrzyw,
wyrosłymi lub ledwie odstającymi od ziemi młodnikami olchy. Zupełnie inny od naszego
świat, żyjący własnym rytmem, od czasu do czasu odsłaniający swoje tajemnice. Tu dwa
kopulujące ze sobą pętlaki pstrokate (Leptura maculata), tkwiące w miłosnym uścisku,
zapewne również w emocjonalnym uniesieniu. Trochę dalej zmorsznik czerwony
(Leptura rubra) pochodzący z tej samej rodziny kózkowatych (Cerambrycidae), co jego
poprzednik. Raz czerwony, raz brązowy – dlaczego? Otóż samice owego gatunku
chrząszcza po przepoczwarczeniu przyodziewają „szatę” barwy czerwonej, a samce
brązową. Za to ostrożeń został pokryty przez dziwny mały „przedmiot”, z dala błyszczący
zielenią, czerwienią, złotem – jak kamień szlachetny. Tak właśnie jawi się kruszczyca
złotawka (Cetynia aurata) – prawdziwy rarytas, choć swym nieodzownym zwyczajem
dopiera się ukradkiem do płatków kwiatu by wgryźć się w ich wrażliwą strukturę.
Wszystkie te sympatyczne wspomnienia kłębiły się jeszcze w głowie Oli, gdy dzielnie
próbowała sklasyfikować różne okazy owadów, wyłapanych z ich rodzimego środowiska,
zabranych matce ziemi. Ale cóż się nie robi dla nauki i chęci poznania.
Jednym z nieszczęśników schwytanych w białą sieć okazał się złocisz (Chrysogaster
viduata), częsty w owych rejonach gatunek, zwarzywszy na fakt, że wyżej wspominałam o
jego obecności poza rezerwatem Kacze Łęgi. Wśród bzygów (naturalnie najczęstszych
bywalców wszelkich polan i łąk) zjawił się również Sphaerophoria scripta o cieniutkim jak
patyczek ciele, zabarwionym na przemian w żółte i czarne pasy.
Oczywiście pospolite ścierwicowate (Sarcophagidae), muchowate (Muscidae), plujkowate
(Calliphoridae) jak najbardziej dawały o sobie znać, gdy się do nich zbliżono.
Jęły krążyć wokół twarzy i nieznośnie bzyczeć prosto do ucha, jakby szeptały wrogie
słowa skierowana przeciw obcym.
Natomiast wątpliwości budzi fakt obecności na polanie Krykulec jeżmuchy (Echinomya),
rodzaju muchówki z rodziny rączycowatych (Tachinidae). O wątpliwościach piszę dlatego,
ponieważ trudno było oznaczyć owy, nie spotykany wcześniej przez Olę obiekt zwierzęcy.
Jednak za pomocą klucza, niezastąpionej broni taksonomów ustalono, że z dużą dozą
prawdopodobieństwa chodzi o ten a nie inny rodzaj. Jednak przy tej kwestii pozostawiam
niewielki znak zapytania.
Dokumentacja fotograficzna:
Zanim przyszedł czas na penetrowanie polany Krykulec, ciekawość przyrodników
zatrzymała oboje przed wejściem do rezerwatu by sfotografować stromą wyniosłość
pokrytą kępami kwiatów, a tym samym owadów je odwiedzających.
Bzyg prążkowany (Syrphus balteatus) Gnojka trutniowata (Eristalis tenax)
Przemarsz lasem.
Polana Krykulec, z widoczną zaporą i zbiornikiem okresowym (zabezpieczenie przed
powodzią), gotowa na przyjęcie przyrodników na swe łono.
Obnażasz różowka (Arge rosae), larwy błonkówki delektujące się smakiem liści olszy
Splecione w miłosnym uścisku pętlaki (Leptura maculata)
Rusałka kratkowiec (Araschnia levana), odsłaniająca swe przymioty oraz zmięk żółty
(Cantharis fusca) pospolity na nasłonecznionych polanach i drogach omomiłek.
Rozciągnięty między dwiema łodygami ostrożnia tęposz czarnożółty
(Amblyteles armatorius).
Nie złota, lecz mieniąca się zielenią kruszczyca złotawka (Cetonia aurata)
Rozdział 6.
Łużyce kuszą
W ostatnim rozdziale opowieści o owadach chciałabym przedstawić obraz
pewnego obiektu, zakątka Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, który wywołał na Oli
chyba największe wrażenie. Trudno odpowiedzieć na pytanie dlaczego. To tak jak z
pewnymi miejscami przyciągającymi ludzi bez uzasadnionej przyczyny. Po prostu lubi się
przebywać w takowych, delektować się, odpoczywać, oddać refleksji.
W pobliżu wsi kaszubskiej – Łężyce znajduje się jedna z większych łąk jakie
udało się Oli odwiedzić podczas wyjazdów w teren Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Ta duża polana, o podobnym składzie roślinności co poprzednie (ostrożeń, kacanki)),
otoczona drzewostanem mieszanym, ukryta jest jakby przed światem ludzi, schowana za
okalającymi ją koronami drzew. Wśród gęstych traw, stąpając delikatnie by nie uszkodzić
rozpiętych pomiędzy łodygami pajęczych nici tygrzyka (Argiope bruennichi), Ola
spostrzegła niewielki kopczyk piasku, sprawiający jedynie pozory siły i stabilności.
W efekcie przy niewielkim nawet poruszeniu liści przykrytych piaskiem, drobne ziarenka
osypywały się na ziemię. Co za miła niespodzianka – robotnice mrówki hurtnicy pospolitej
(Lasius niger) świtą otaczające młode samice i samce, tak wyraźnie odmienne od swoich
mniejszych sióstr dzięki błoniastym skrzydłom. Będzie rójka! Często w czasie ciepłego
wieczoru, zwykle przed burzą pobudzone osobniki płciowe krążą w różne strony, jakby nie
mogły znaleźć swojego miejsca, trawione gorączkowym niepokojem. Po czym wydostają
się na czubki roślin, wzlatują w powietrze – pierwsze samice, a za nimi podniecone samce.
Tak powstaje ogromny rój, istna chmura, czasem zasłaniająca niebo. Kopulacja między
mrówczą parą odbywa się zazwyczaj w powietrzu, wtedy też narażone są na największe
niebezpieczeństwo padając zdobyczą ptaków lub drapieżnych owadów. Gdy samica
zostanie zapłodniona i uda jej się przeżyć, sfatygowana i wyczerpana poszukuje miejsca do
założenia nowej koloni. Wtedy to, gdy dogodna kryjówka już jest rozbudowana na tyle by
móc się w niej zagnieździć, przyszła królowa odrywa i zjada swoje skrzydła, które wbrew
pozorom posiadają duża wartość odżywczą i energetyczną. To skąpe jedzonko musi jej
wystarczyć do momentu, kiedy pierwsze sprawne robotnice nie zaczną pełnić roli
piastunek i przynosić pokarm. Czasem by przeżyć, a co za tym idzie by przetrwała cała
rodzina, samica zjada jaja, niewyrosłe larwy, a czasem i poczwarki. Takie kanibalistyczne
zachowania królowej to naturalna cecha społeczeństw owadów.
Po kilkuminutowym zachwycaniu się nad drepczącymi z niepokojem robotnicami oraz ich
płodnymi siostrami i braćmi, Ola zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu nowego
przedmiotu badawczego. Wkrótce zaczęły nadlatywać trzmiele – trzmiel ziemny
(Bombus terrestris) oraz kamiennik (B. lapidarius). Sprzęt do zbierania pyłku owadów z
rodziny Bombylidae, przedstawia podobnie jak u pszczół. Koszyczek tworzą długie i grube
włosy, otaczające zewnętrzną, nieowłosioną, wklęsłą i gładką powierzchnię goleni (trzecia
para odnóży). Warto również nadmienić o różnicy w usposobieniu trzmieli i ich kuzynek –
pszczół. Pierwsze są zwykle bardzo łagodne, można podejść do nich blisko w celach np.
sfotografowania. Natomiast pszczoły mimo mniej groźnego wyglądu potrafią nieźle
dopiec. Czasem nawet same z siebie, cała chmarą rzucają się w stronę przechodzącego
obok gniazda zwierzęcia (tu mam na myśli głównie ludzi, w szczególności nieuważne
istoty, kroczące szybkim tempem przy tym wymachujące rękoma, wydające
nieartykułowane dźwięki).
Jednym z najlepszych widoków, które utrwalone zostało fotografią był nalot motyli z
rodziny rusałkowatych (Nymphelidae) na kwiaty sadźca konopiastego (Eupatorium
connabinum). Można by sądzić, że to rośliny motylowe, tak cudownie wyglądały tańczące
wokół różowych upierzeń koron kwiatów rusałki: pawik (Venessa io), admirał
(Venessa atalanta). Dodatkowo uwagę na sobie skupiły bielinki (Pierridae), płochliwe,
białe z żółtym odcieniem motylki o kapryśnym locie. Trudno było je podejść, by
poszczycić się zdjęciem w kolekcji.
Z kolei prawdziwie interesującym okazem, który odwiedził łąkę w okolicy Łężyc była
makatka (Anthidium). Ciekawy rodzaj błonkówki z rodziny miesierkowatych
(Megachilidae) przenoszący bagaż pyłku za pomocą odwłoka, stąd wyglądała jak
przybrudzona żółtym puchem. Wspaniale prezentował się tego ciepłego letniego dnia na tle
różowych drobnych kwiatków zbrojec dwuzębny (Picromerus bidnes), pluskwiak z
rodziny tarczówkowatych (Pentatomidae). Pożyteczny dżentelmen o wysmakowanym
guście, preferujący gąsienice motyli, które „wysysa jak sok z kartonika”. Po wszystkich
przyjemnych i niecodziennych chwilach spędzonych na obserwacji przedziwnych, wątłych
i drobnych stworzeń oblatujących łączkę i kroczących po niej, nadszedł czas na powrót i
pożegnanie się z miniaturowym światem owadów. One zapewne były szczęśliwe
pozbywając się natrętów ze swojego terenu.
Dokumentacja fotograficzna:
Polana w okolicach Łężyc, większa od swoich „poprzedniczek”.
Makatka (Anthidium) czerpiąca nektar z kwiatów ostrożęnia.
Motylowe kwiaty (Aupatorium connabinum) odwiedzane przez…
…rusałkę admirał (Venessa atalanta) i rusałkę pawik (Venessa io)
Udający nietoperza zbrojec (Picromerus bidnes), nie wysysający krwi a „tłuszczyk”
gąsienic motyli.
Kopczyk hurtnicy pospolitej (Lasius niger).
Rozdział 7.
„Fach entomologa”
Teraz wykorzystam okazję i pozwolę sobie zaprezentować na czym polega praca
entomologa. Oczywiście nie jestem entomologiem, ale za wszelką cenę dążę do osiągnięcia
pełnego profesjonalizmu w tej dziedzinie.
Często zdarza się, że złapane owady są do siebie bardzo podobne, więc klasyfikuje się je
do tego samego rodzaju. Lub odwrotnie są tak odmienne w wyglądzie fizycznym, iż uważa
się, że należą do innych rodzin. Jak wiemy błądzenie jest rzeczą ludzką i nie wstydliwą.
Lepiej, w celu nie popełnienia omyłki dłuższy czas poświęcić na zbadania okazu owada,
niż zuchwale wypowiedzieć jego nazwę gatunkową na zasadzie intuicji bądź strzału.
Sprzęt który pozwala na odkrycie tajemnic małych stworzeń, poznanie każdego skrawka
ich ciała to mikroskop stereoskopowy (w przypadku większych okazów, nie skupiam się tu
na drobnych, wielkości 1 mm). O zastosowaniach sieci na motyle już wiemy. Zatem po
schwytaniu obiektu, uśmierceniu w 75% alkoholu etylowym należy go zbadać pod
mikroskopem, wraz z kluczem do oznaczania danej grupy owadów będącym pod ręką.
Jeżeli trafiliśmy na twardy orzech do zgryzienia, to wypadałoby zrobić preparat. Sposób w
jaki ja wykonuję tę czynność, polega na uprzednim wybarwieniu owada, przepuszczeniu
przez mieszankę alkoholi o różnych stężeniach oraz fenolu. Później wystarczy
przygotować materiał, który będzie stanowić cały preparat – balsam kanadyjski z niewielką
ilością rozpuszczalnika (ksylenu). Balsam musi mieć złocisty kolor i odpowiednią, gęsta
konsystencję. Na szkiełku podstawowym przygotowujemy nasz obiekt – dajmy na to
muchę wielkości około 1 cm. Oddzielamy zgrabnymi ruchami głowę od tułowia,
a następnie skrzydła. Ostatnim elementem pozostałym do wypreparowania jest w
przypadku samców aparat kopulacyjny – to w wielu sytuacjach podstawowa cecha
diagnostyczna, a samo zadania często diabelnie trudne, zwłaszcza dla choleryków. Gotowe,
rozczłonkowane zwierzę zalewa się kroplą balsamu, układa się na nim szkiełko
podstawowe i preparat gotowy. Mała rzecz a cieszy!
Po wyschnięciu balsamu trzeba przejść od najważniejszej części – oznaczania. W tym celu
ponownie trzeba posłużyć się kluczem, tylko bardziej specjalistycznym i dokładnym,
zaopatrzonym w wiele rycin oraz drobiazgowych opisów. Gdy udało się sklasyfikować do
gatunku naszego owada pozostaje tylko być z siebie zadowolonym.
A jak to wygl ą da w praktyce?
Narzędzie pracy entomologa – mikroskop stereoskopowy
Odpowiednia odzież ochronna też się przydaje.
Przeciętne wyposażenie entomologa.
Preparaty, z czegoś co kiedyś było muchą.
Fachowa literatura z rycinami.
Literatura:
Gawędy o drzewach, Maria Ziółkowska, Warszawa 1983
Owady, Henryk Sander, Warszawa 1989
Nasze Trzmiele, Mirosława Dylewska , Karniowice 1998
I owady są architektami, Józef Chalifman, Warszawa 1968
Pszczoły i ludzie, Irena Gumowska, Warszawa 1986
Trójmiejski Park Krajobrazowy, Marcin Stanisław Wilga, pisma PG
Strona internetowa TPK: www.tpkgdansk.pl
MotylNa wonnej łące z siatkami w ręku
Chłopcy, dziewczynki zebrani społem,
Gonią motyle, co pełne wdzięku,
Barwnym nad nimi krążą wciąż kołem.
Ileż tu śmiechu, gwaru i ruchu,
Z jakim to wszystko robią zapałem !
"Aha! Jaś krzyknął: mam cię mój zuchu,
Już mi nie umkniesz, już cię złapałem !"
Motyl nie umknie - ale to boli,
Że on u ciebie zginie w niewoli.
Władysław Biełza