TAKE ME 01 TOŻSAMOŚĆ
description
Transcript of TAKE ME 01 TOŻSAMOŚĆ
01
14zł
(0%
VAT
) IS
SN 2
080-
6205
num
er 0
1 pa
ździ
erni
k /
listo
pad
2009
nakł
ad 1
500
egze
mpl
arzy
/ IN
DEK
S 25
6544
3take01me
Szanowni Czytelnicy,
Zanim przystąpicie do lektury niezależnego magazynu TAKEME,
należy się Wam krótkie wyjaśnienie idei TAKEME – tego, czym jest
i czym, przy Waszym udziale, może się stać.
Zacznijmy od tego, że egzemplarz oddany do Waszej dyspozycji
jest tylko jednym z trzech elementów, które składają się na ten
projekt.
Pozostałe dwa to swobodny dostęp do materiałów zawartych
w czasopiśmie poprzez Internet oraz nietypowa na polskim rynku
konstrukcja prawna dotycząca obrotu tymi materiałami. Nazwali-
śmy to, nieco szumnie, „uwolnieniem”.
Ale powróćmy do źródeł.
Na początku było free software – wolne oprogramowanie, następ-
nie open-source, a wraz z nimi rozwiązanie prawne, które pozwala
twórcom udostępniać kod źródłowy pisanych przez siebie progra-
mów do powszechnego użytku i modyfikacji. Pierwszym warunkiem,
który został postawiony użytkownikom, było umożliwienie każdej
kolejnej osobie dotarcia do pierwotnych twórców tak, by wiadomo
było, kto przyczynił się do powstania programu. Drugi z elementów
nowatorskiej koncepcji mówił o zakazie ograniczania w jakikolwiek
sposób praw do wolnego oprogramowania. Zatem, modyfikując pro-
gram i przekazując go kolejnej osobie, należało przekazać jej nie
mniej praw, niż samemu się otrzymało. Nic zatem nie było w stanie
powstrzymać swobodnego przepływu pomysłów i informacji, ponie-
waż niemożliwym było zachowanie programu tylko dla siebie lub
jego sprzedaż w jakiejkolwiek ograniczonej formie tak, aby była ona
zgodna z prawem.
Proste. Dzięki tym rozwiązaniom programy typu open-source, two-
rzone bez ponoszenia znacznych nakładów finansowych, za to
z dobrowolnym udziałem osób z całego świata, zaczęły skutecznie
konkurować z produktami wielkich korporacji. Dziś prawdopodobnie
każdy z nas ma na swoim komputerze oprogramowanie dostępne na
wolnej licencji, jak choćby OpenOffice czy Firefox.
Drugim elementem jest pomysł, który nam, choć zastrzegamy sobie
prawo do błędu, wydał się dziecinnie prosty. Chodzi o przeniesienie
założeń open–source do innych dziedzin, zwłaszcza tych, które w na-
szym mniemaniu najbardziej tego potrzebują. W ciągu kolejnych
miesięcy coraz głośniej mówiono o potrzebie podjęcia tematyki
praw autorskich, a ostatnie szwedzkie doświadczenia pokazują, że
wiele osób wręcz domaga się gruntownych zmian w ich postrzega-
niu. Coraz wyraźniej powraca pytanie, które większość z nas zada-
wała sobie wielokrotnie: „Co złego jest w ściąganiu tych cholernych
plików?”. Prawdopodobnie pewna liczba użytkowników Internetu
nie potrafi oprzeć się wrażeniu, że emule czy torrenty miały więk-
szy wpływ na ich rozumienie kultury niż czekanie do późnych godzin
nocnych w szlachetnym zamiarze obejrzenia ambitnego filmu w te-
lewizji publicznej czy bezskuteczne próby znalezienia w sklepach
muzycznych płyt niszowych wykonawców.
Tak, chcieliście dobrze i owszem, pokusa była zbyt wielka.
Zamiast rozgrzeszenia, proponujemy podejmowane już w przeszło-
ści rozwiązanie, podane jednak w nowej formie, a skala jego powo-
dzenia zależy już tylko od Was.
Wychodząc z założenia, że należy poszukać alternatywy i otworzyć
drogę wszystkim tym, których punkt widzenia i sposób postrzega-
nia warto poznać, często kierowani wspomnianymi już refleksjami
dotyczącymi dostępu do szeroko pojętej twórczości, postanowiliśmy
napisać własne licencje. Pozwalają one na wolnych zasadach dzielić
się przemyśleniami czy wręcz dziełami tych, którzy naszym i Waszym
zdaniem mają do powiedzenia coś istotnego. Z czasem okazało się,
że również osoby, które nie narzekają na brak możliwości prezen-
towania swojej twórczości, znalazły w TAKEME miejsce dla siebie.
Przyciągnęła ich idea, która może być zarówno podziemnym kręgiem
myśli Tylera Durdena, jak i różnorodnością punktów widzenia Roz-
mowy w „Katedrze”.
W temacie tego rodzaju licencji wcale nie byliśmy pierwsi. Byliśmy
jednak dość wybredni, a konstrukcja, którą postanowiliśmy stworzyć,
Same dzieła są zawsze darmowe. Licencje zostały napisane tak, by
nie można było w żaden sposób ograniczyć tego, co twórcy open-
source nazwali „wirusem copyleft”. Pamiętajcie o tym, jeśli przyjdzie
Wam ochota udostępnić je kolejnym osobom. Licencja TAKEME po-
zwala Wam korzystać z dzieł w sposób, który opisaliśmy powyżej. Li-
cencja MAKEME daje natomiast dodatkowo możliwość twórczej mo-
dyfikacji treści, jaka prezentowana jest w naszym czasopiśmie i na
stronie internetowej. Dzięki MAKEME sami możecie stać się jednymi
z twórców, a dzieło, które służy Wam za inspiracje, otrzymuje dodat-
kowy wymiar, ma szanse żyć własnym życiem. Załóżmy na chwilę,
że teoria multiwszechświatów Davida Deutscha jest słuszna. Wte-
dy „uwolnione” dzieło ma szanse stać się znaczącym, ewoluującym
obiektem – zarówno ofiarą beznadziejnych pomysłów jak również
iskrą do powstania arcydzieła, a w równoległych wszechświatach po-
wstanie nieskończona ilość wariacji na jego temat.
Nie wspominamy tu o wszystkich aspektach związanych z „uwolnie-
niem”. Warto zatem przeczytać te kilka stron licencji, a w razie wąt-
pliwości po prostu odezwać się do nas.
Nie warto i nie wolno łamać osobistych praw autorów, którzy i tak
oddają Wam swoje utwory praktycznie za darmo. Zdaniem naszym,
a co gorsza naszych specjalistów od prawa autorskiego, byłaby to
rażąca bezczelność. W tym miejscu kończy się nowatorska koncep-
cja, a zaczynają się uzasadnione roszczenia twórców wymagalne na
gruncie prawa.
Czy nasz projekt jest praktyczny? Jak pisał Oscar Wilde, projekt prak-
tyczny to taki, który albo już został zrealizowany, albo który można
wcielić w życie w istniejących warunkach. Jednak, jego zdaniem, to
właśnie dla istniejących warunków należy tworzyć alternatywę.
Niemniej jednak to Wy ocenicie naszą pracę. My, dopiero w kontek-
ście Waszego odbioru TAKEME, będziemy musieli odpowiedzieć so-
bie na pytanie zadane Mahoundowi przez Baala w Szatańskich wer-
setach: Jakiego rodzaju ideą jesteś?
Wiadomo, że każde czasopismo i każda idea jest dla ludzi. Po to jed-
nak stworzyliśmy Fundację, by oczywiste było, że ten magazyn po-
wstaje z pasji i dla radości, którą przynosi nam i może przynieść Wam
ta wolna przestrzeń, którą jest TAKEME. W tej przestrzeni jesteście
co najmniej Czytelnikami, tak jak poza nią wszyscy jesteśmy często
targetem. Znajdziecie tu tyle samo prostej formy i czystej energii co
dymu z papierosów i zawrotu głowy po wypiciu jednej kawy za dużo.
Ze swojej strony możemy Wam obiecać, że dokonując każdego trud-
nego wyboru uszanujemy Waszą inteligencję, nawet jeśli nie zawsze
weźmiemy pod uwagę Wasz gust.
Dzieła, tak jak obiecaliśmy, w zdecydowanej większości są uwolnio-
ne i, rzecz jasna, dostępne są za darmo w internetowej wersji cza-
sopisma.
Tymczasem, nie da się zrobić z nich użytku kupując drukowane
TAKEME tak, jak nie da się do końca poczuć magii skończonego dzie-
ła czytając każdy numer z ekranu monitora. Jeśli jednak cały projekt
przypadnie Wam do gustu niewykluczone, że i ta dychotomia nabie-
rze dla Was smaku.
Szanowni Czytelnicy, przed Wami TAKEME.
Inspirującej lektury!
Fundacja Twórcy Możliwości wym
agał
a pr
ecyz
yjne
go o
kreś
leni
a po
szcz
egól
nych
ele
men
tów
ukł
adan
ki. N
ie
pozo
stał
o za
tem
nic
inne
go ja
k fa
scyn
ację
zja
wis
kiem
ope
n-so
urce
i m
arze
nie
o sw
obod
nym
dos
tępi
e do
bog
actw
a m
yśli,
twór
czej
refle
ksji
czy
różn
orod
nośc
i
punk
tów
wid
zeni
a in
nych
osó
b pr
zeku
ć w
dw
ie li
cenc
je, z
któr
ymi w
ielo
krot
nie
zetk
niec
ie s
ię c
zyta
jąc
TAKE
ME.
Um
ożliw
iają
one
kor
zyst
anie
z dz
ieł p
ublik
owa-
nych
w cz
asop
iśm
ie p
odob
nie
jak
open
–sou
rce
umoż
liwia
kor
zyst
anie
z n
arzę
-
dzi i
nfor
mat
yczn
ych.
W ko
ntek
ście
dru
kow
anej
wer
sji c
zaso
pism
a ni
e uc
zyni
cie
z nic
h je
dnak
uży
tku.
W ty
m w
łaśn
ie c
elu
uruc
hom
iliśm
y st
ronę
inte
rnet
ową,
na
któr
ej, p
o za
logo
wa-
niu,
otr
zym
acie
moż
liwoś
ć po
bran
ia z
a da
rmo,
nar
eszc
ie le
galn
ie –
peł
nej w
ersj
i
czas
opis
ma.
Maj
ąc n
a dy
sku
mag
azyn
TAK
EME
wys
tarc
zy t
ylko
klik
nąć
w zd
ję-
cie,
ilus
trac
ję c
zy t
ekst
, któ
ry W
as z
aint
eres
ował
, by
naby
ć pr
awa
do k
orzy
sta-
nia
z ni
ego
w s
zero
kim
zak
resi
e. J
eśli,
dla
prz
ykła
du,
chce
cie
wkl
eić
teks
t na
swoi
m b
logu
, zdj
ęcie
um
ieśc
ić n
a or
gani
zow
anej
prz
ez s
iebi
e w
ysta
wie
, a il
u-
stra
cję
prze
druk
ować
na
kosz
ulka
ch k
upio
nych
za
dwa
złot
e, b
y sp
rzed
ać j
e
za d
wad
zieś
cia
– m
ożec
ie. P
amię
tajc
ie t
ylko
, że
osob
y, k
tóre
stw
orzy
ły w
yko-
rzys
tyw
ane
prze
z W
as m
ater
iały
bio
rą d
obro
wol
ny u
dzia
ł w
prz
edsi
ęwzi
ęciu
,
któr
e m
a sł
użyć
nam
wsz
ystk
im.
Nal
eży
się
im z
a to
sza
cune
k i c
okol
wie
k
przy
jdzi
e W
am r
obić
z e
fekt
em i
ch t
wór
czej
pra
cy –
kon
iecz
nie
pam
ięta
jcie
o um
iesz
czen
iu ic
h da
nych
ora
z ad
resu
str
ony
inte
rnet
owej
, z kt
órej
pob
raliś
cie
TAKE
ME.
4 take01me 5take
01me
okładka
fotograf: Igor Drozdowski
modelka: Miriam / Angels Paris
01tożsamośćInstrukcja obsługitakeme, makeme czy copyright 06
Mediterranean lightśródziemnomorskia energia w służbie designu 08
Ja, mój mebel i jameble definiowane nastrojem 10
Alchemia pracy z designemwywiad z braćmi Bouroullec 14
Audioarchitekturamiasto, którego nie słychać 18
Antytożsamośćto może wydarzyć się wszędzie! 22
Ucieczka i powrótfelieton 26
Piętrowe piosenkipoezja blokowiska według Wojciecha Bąkowskiego 28
Un après-midi à Parisfoto editorial 34
Beaty in printw Starej Drukarni 42
Pod chodnikiem - plażafelieton 54
Gestus est motus et figuratiointerfejs i gesty 56
Zderzeniakontekst poszerzony 60
My facebook spacewyzwolone z wirtualnego świata 66
Krytyka bez fobii krytykaNatalia Grosiak 72
Just another daytrzeba robić swoje 74
Można leżeć i leżećszkice Magdaleny Starskiej 78
Perfonydesign z recyclingu 80
Shortcutwybrane teksty / tłumaczenia 81
Część misyjnakontakty do twórców 83
Statek kosmicznypunkt widzenia Maćka Kurka 27, 55, 60, 62, 65
wydawca / adres redakcjiFundacja Twórcy Możliwościul. Garncarska 961-817 Poznań PLKRS [email protected] WBK Oddział I w Poznaniu04 1090 1463 0000 0001 1212 1289
Redakcja zastrzega sobie prawo do adiustacji i dokonywania skrótów nadesłanych tekstów.
redaktor naczelny Michał Gołaś[email protected]
redakcjaMarta MolińskaDominik FórmanowiczBartosz [email protected]
konsultacje prawneMarcin Barański, Maciej Burger
składMichał Gołaś[email protected]
dtpJanusz Lisiecki / Studio [email protected]
aroundme/drawmeJerzy Woźniak, Paweł Garus,Zofia Popł[email protected]
feedmeDominik Fó[email protected]
shootmePiotr [email protected]
musemeAdrian [email protected]
korektaMarta Molińska
tłumaczeniaUrszula Skowrońska, Marta Moliń[email protected]
wwwMaksymilian [email protected]
współpracaMichał Lasota, Zuzanna Hadryś, Igor Drozdowski, Anita Wasik, Natalia Mleczak, Kwiatuchi, Maciek Kurek, Anna Demidowicz, Wiesław Gdowicz
drukEdica S.A.www.edica.pl
okładkafotograf: Igor Drozdowskimodelka: Miriam / Angels Paris
nakład1500 egzemplarzy
www.take-me.pl LMM Natalia Mleczak
6 take01me 7take
01me
Na zachodzie bez zmian. Wszelkie prawa zastrzeżone.
LMM upoważnia Użytkowników w możliwe szeroki sposób do
korzystania z Dzieła, przy czym przez korzystanie rozumie się
m.in. dowolne przedrukowywanie, kopiowanie, rozpowszechnianie
z możliwością czerpania z tego korzyści majątkowych, bez konieczności
uzyskania dodatkowego zezwolenia Twórcy. LMM udziela Użytkow-
nikom prawa do dokonywania w Dziele dowolnych zmian i modyfikacji
bez dodatkowego zezwolenia Twórcy. W przypadku jakiegokolwiek
korzystania z Dzieła, imię i nazwisko twórcy lub też jego pseudonim,
razem z symbolem LMM i adresem strony internetowej TAKEME, bę-
dzie uwidoczniony w taki sposób, aby każdy mógł dotrzeć przez stronę
TAKEME do Twórcy Dzieła. Użytkownik może udzielić innym osobom
dokładnie tyle samo praw do Dzieła i na takich samych warunkach na
jakich otrzymał je od Twórcy.
Tekst Licencji MAKEME znajdziesz na www.take-me.pl
Wszystkie uwolnione materiały dostępne są na stronie www.take-me.pl
Godziny rozmów, setki telefonów, dziesiątki filiżanek wypitej kawy, a także nie-
zliczone ilości papierosów wypalonych właśnie na potrzeby TAKEME. To dopiero
początek podróży z naszym dwumiesięcznikiem. Praca za dnia i praca w nocy to
jedyna możliwość stworzenia czegoś więcej.
Istotne jednak, że najważniejszy krok za nami – trzymasz w ręku pierwszy nu-
mer TAKEME, magazynu będącego przestrzenią dla wyjątkowych twórców, in-
spirujących projektów, zaskakujących połączeń. Stawiamy na równi najbardziej
znanych razem z tymi, którzy zaczynają, ale – jestem pewien – kwestią czasu jest
ich wypłynięcie na szczyt. Takie jest właśnie podstawowe założenie TAKEME –
młodzi, wyjątkowi twórcy nie różnią się znacznie od tych najbardziej uznanych,
gdyż łączy ich ta sama, podstawowa cecha – nieszablonowa umysłowość i pasja
w działaniu. Dlatego nie boję się pokazywać na łamach tego samego magazynu
zarówno prac twórców adolescentnych jak i uznanych i doświadczonych.
Udało mi się podpytać braci Bouroullec jak w ich przypadku przebiega proces
twórczy. Mam nadzieję, że ta krótka rozmowa będzie inspiracją dla początku-
jących designerów i pozwoli spojrzeć przez inny pryzmat na ich prace. Jestem
przekonany, że Agata, autorka mebla ABAN, doskonale rozumie tok myślenia
francuskich projektantów, a być może nawet pracuje podobnie. W zawodzie de-
signera łączy ich pasja w działaniu.
Spectrum naszych redakcyjnych zainteresowań jest szerokie, jednak wyszuki-
wanie podobieństw, a czasem także podkreślanie różnic prowokuje dialog, dla
którego przestrzenią ma być TAKEME.
Temat pierwszego numeru to wypadkowa wielu rozmów, przemyśleń i opinii na
temat idei TAKEME. Po rozmowie z Wiesławem Gdowiczem z katowickiej ASP
dźwięczało nam w uszach właśnie słowo „tożsamość” – to on zwrócił naszą uwa-
gę na nierozerwalną więź pomiędzy twórcą, jego tożsamością i jego dziełem. Te
trzy elementy wzajemnie się przeplatają – tożsamość twórcy jest w jego dzie-
łach, jego dzieła są nośnikiem tożsamości. Tożsamość twórcy determinuje jego
twórczość. Najlepszym przykładem tej swoistej synergii jest Wojciech Bąkowski.
Ten wnikliwy obserwator, wychowany na poznańskim blokowisku artysta, w pra-
cach daje wyraz swoim spostrzeżeniom i przeżyciom, a te ostatnie najbardziej
przecież definiują naszą tożsamość. Wczoraj definiuje dziś, nie na odwrót.
Spójrzmy na prace Asi Skrzypczak. Bardzo osobisty zestaw autoportretów po-
zwala podejrzeć proces budowy własnej tożsamości na przestrzeni lat. Czy był
to proces świadomy? Ilekroć oglądam te zdjęcia, nie potrafię odpowiedzieć na
to pytanie, ale wiem jedno – pomimo tego, że każdy z nas jest inny, przeżycia
młodości dostarczają podobnych emocji związanych z młodzieńczym buntem.
Twórczość zawsze była manifestem nowego przeciw staremu, buntem przeciwko
nie mającym racji bytu regułom. Może brzmi to nieco anarchistycznie, ale chy-
ba trochę tak brzmieć musi, gdyż podejście do praw autorskich należy zmienić.
A o naszym pomyśle na tę zmianę przeczytałeś zapewne kilka stron wcezśniej.
Przez ten numer przewijało się będzie konfetti – dla większości symbol imprezy,
urodzin, zmiany; dla nas – symbol narodzin wielu nowych możliwości promocji
młodych twórców, a także radości z faktu, że trzymasz w ręku pierwszy numer
TAKEME.
Bon apetit!
Michał Gołaś
redaktor naczelny TAKEME
LTM upoważnia Użytkowników w możliwe szeroki sposób do
korzystania z Dzieła, przy czym przez korzystanie rozumie się
m.in. dowolne przedrukowywanie, kopiowanie, rozpowszechnianie
z możliwością czerpania z tego korzyści majątkowych, bez konieczno-
ści uzyskania dodatkowego zezwolenia Twórcy. LTM nie zezwala na
dokonywanie jakichkolwiek modyfikacji bez wyraźnej zgody Twórcy.
W przypadku jakiegokolwiek korzystania z Dzieła, imię i nazwisko
twórcy lub też jego pseudonim, razem z symbolem LTM i adresem
strony internetowej TAKEME, będzie uwidoczniony w taki sposób, aby
każdy mógł dotrzeć przez stronę TAKEME do Twórcy Dzieła (identyfi-
kacja Dzieła; www.take-me.pl LTM Imię Nazwisko) Użytkownik może
udzielić innym osobom dokładnie tyle samo praw do Dzieła i na takich
samych warunkach na jakich otrzymał je od Twórcy.
Tekst Licencji TAKEME znajdziesz na www.take-me.pl
takeme
makeme
©
ww
w.ta
ke-m
e.pl
LTM
Łuk
asz
Sam
sono
wic
z
ww
w.take-m
e.pl LMM
Joanna Skrzypczak
instrukcjaobsługiJedna rzecz znakomicie zastępuje doświadczenie: młodość.
Maurice Chevalier
01tożsamość
7take01me
8 take01me 9take
01me
drawmeMediterraneanlightZofia Popławska, Jakub Popławski
P r o j e k t
wpisuje się
założeniami
projektowy-
mi w temat
p i e r w s ze g o
T A K E M E .
To ż s a m o ś ć . W procesie two-
rzenia towarzy-
szyła nam misja
stworzenia pro-
duktu, traktującego
o tożsamości regio-
nu basenu Morza
Śródziemnego. Pro-
jekt, który został wy-
słany na międzynarodo-
wy konkurs “Design and
Mediterranean between
present and future” orga-
nizowany przez PAD, Paler-
mo Design, został wybrany
spośród ponad 1700 nade-
słanych prac, zakwalifikował
się do 25-ciu finałowych prac
i był jedynym polskim akcen-
tem w konkursie. Zaprezento-
wany został podczas Istanbul
Design Week 2009, gdzie spotkał
się z wyjątkowo dużym uznaniem.
Region śród-
ziemnomor-
ski jest głów-
nie regionem
słońca. Łączy
bogate kultury,
ludzi i miejsca,
otoczony jest at-
mosferą radości.
Jest też niezwykle
bogaty w różnorod-
ne smaki śródziem-
nomorskich specja-
łów. Mimo wielu róż-
nic pomiędzy kra-
jami basenu Morza
Śródziemnego, jedno
na pewno silnie je łą-
czy – wspólne spędza-
nie czasu. Długim, wie-
czornym rozmowom
w przyjemnej atmosferze
przez stulecia towarzyszy-
ło światło. Lampa oliwna.
Wprowadzała od zawsze
magiczną atmosferę i stała
się silnym znakiem rozpo-
znawczym tego regionu.
Patrząc w przyszłość czerpa-
liśmy inspirację z przeszłości.
Wykorzystaliśmy archetyp lam-
py oliwnej i skupiliśmy się głów-
nie na jej kształcie i funkcji.
Użyliśmy najsil-
niejszej energii
regionu Morza
Śródziemnego
– SŁOŃCA. Ko-
rzystając z naszej
lampy, wykorzy-
stuje się energię
słoneczną. Groma-
dzona w ciągu dnia,
oddaje światło w no-
cy. Zachowujesz
energię, a więc mo-
żesz przyczynić się
w choć niewielkim sto-
pniu do ocalenia pla-
nety.
Miejsce w lampie oliw-
nej przeznaczone na oli-
wę, zastąpiliśmy pane-
lem baterii słonecznej.
Knot zastąpiliśmy przy-
ciskiem on/off. Grafika na
przycisku informuje, kiedy
bateria jest naładowana.
Życie się zmienia, zmieniają
się nasze nawyki. Ale powin-
niśmy podtrzymywać najważ-
niejsze zwyczaje. Częściej za-
głębiać się w tożsamość miejsc.
To region relacji i światła, które
łączy ludzi, skupia ich i tworzy
atmosferę. Spojrzeliśmy w przy-
szłość, jednak skorzystaliśmy
z naturalnej energii.
Spójrz na ten mebel, a dowiesz się, kim dziś jestem. Wyobraź sobie mebel, który możesz przerabiać na własne
potrzeby w zależności od tego jakie masz mieszkanie, co robisz, kim jesteś. Możesz
wyrazić za jego pomocą nawet swój nastrój.
str. 10
www.take-me.pl LTM Waldemar Śmiały
10 take01me 11take
01me
drawmeJa, mój mebel i jaAgata Banaszek
10 take01me
www.take-me.pl LTM Waldemar śmiały
KonstrukcjaObiekt łatwy do zbudowania dla każdego. Konstrukcja pozwalająca na składanie i rozkładanie mebla oraz umożliwiająca wysoką mobilność.
FunkcjaGłówną funkcją mebla miało być wykorzystanie go jako siedziska, jednak dzięki prostej formie i możliwości modelowania, chciałam stworzyć mebel wielofunkcyjny, w praktyce możliwy do wykorzystania jako dowolny obiekt, jak choćby stół czy lampa.
FormaProsta, minimalistyczna, dopasowana do potrzeb i osobowości użytkownika.w
ww
.take
-me.
pl L
TM W
alde
mar
Śm
iały
MateriałUmożliwiający tanią produkcję, a jednocześnie ekologiczny. Nie chciałam, aby jeden rodzaj materiału determinował mój mebel, pragnęłam stworzyć obiekt, którego koncepcja pozwoli na zbudowanie go z różnych tworzyw.
Spójrz na ten mebel,a dowiesz się,
kim dziś jestem.Ten mebel jest tymczasowy,
mogę przerabiać gona milion sposobów
tak, żeby do mnie pasował.
Ten mebel odzwierciedla
mnie i mój nastrój.
www.take-me.pl LTM Waldemar Śmiały
12 take01me 13take
01me
Ja, mój mebel i ja
To w skrócie idea mebla ABAN. Wyobraź sobie mebel, który możesz przerabiać
na własne potrzeby w zależności od tego jakie masz mieszkanie, co robisz, kim
jesteś. Możesz wyrazić za jego pomocą nawet swój nastrój. Jednego dnia masz
u siebie fotel, drugiego kanapę, trzeciego ścianę oddzielającą Cię od współ-
lokatora. To wszystko z tych samych kawałków materiału, z którego zbudo-
wany jest ABAN.
Jak odpowiedzieć na pytanie „Czym jest tożsamość” poprzez de-
sign? W tym przypadku jest to całkiem proste: już sam mebel
charakteryzuje się specyficzną tożsamością, gdyż te same ka-
wałki materiału są tego dnia tym, a innego dnia tamtym. Są
tymczasowe i to Ty kreujesz mebel, bazując na najprostszych
splotach. Idąc dalej, możesz sam siebie wyrazić takim meblem
– jeśli nie masz humoru to po prostu zbuduj sobie leżankę
i oderwij się od rzeczywistości przy swojej ulubionej,
czytanej wiele już razy książce. A może jest zupełnie
odwrotnie? Dzwoń do znajomych z zaproszeniem na
wieczór, a w międzyczasie splataj fotele, aby go-
ście mieli na czym siedzieć.
Jedną z najbardziej frapujących kwestii związa-
nych z meblem ABAN jest nieograniczoność wy-
korzystania jego elementów konstrukcyjnych,
jednocześnie pięknych w swej prostocie. Wszys-
tko składa się z tych samych, ascetycznych
kształtów, a Ty możesz użytecznie wyżyć się,
splatając potrzebne akurat w tym momen-
cie przedmioty. Ograniczeniem jest Twoja
wyobraźnia...
Inspiracje
Designerka starała się szukać inspiracji
w wielu dziedzinach sztuki. Tym razem
odnalazła je w muzeum etnograficz-
nym, w którym zainteresowała się rze-
miosłem oraz wyrobami ręcznymi, ba-
zującymi na różnego rodzaju splotach.
Poszukując kształtu i formy, analizowa-
ła sploty o zróżnicowanym poziomie
trudności. Po wielu próbach, wybrała
najprostszy splot tkacki, ukazujący
kwintesencję działania tego mecha-
nizmu, czyli możliwość otrzymania
trwałej formy bez użycia dodatko-
wych czynników zewnętrznych, takich
jak na przykład klej. Wybrany przez Agatę
splot bazuje na przeplataniu układów ni-
tek, nitki w wątku przebiegają kolejno pod
i nad nitką osnowy, a punkty przeplotu sty-
kają się ze sobą ze wszystkich stron.
Kolejnym wyzwaniem było wzniesienie
tego mechanizmu w układ 3W. Dotychczas
wszystkie sploty, które projektantka ana-
lizowała, były układami płaskimi o ciekawej
grafice. Sploty te wykorzystywano w produkcji
konkretnych tkanin, na przykład lnu. Zachwycona
grafiką oraz prostotą tworzenia form bazujących na
tej tkackiej zasadzie, postanowiła zaobserwować jak
taki układ zachowa się wyniesiony w przestrzeń.
12 take01me
www.take-me.pl LTM Waldemar Śmiały
©
Efekt końcowy
Bazując na idei powielania tego samego ruchu (de facto tworzenia
splotu) powstał moduł – sześcian, który był punktem wyjścia do po-
szukiwania dalszych form. Dzięki zabawie ze skalą modułu, proporcją
oraz możliwościami jakie daje mechanizm splotu, designerka stworzy-
ła serię wielofunkcyjnych form, nadających się do zastosowania mię-
dzy innymi jako pufa, stół, czy nawet klosz na lampę.
W końcu stworzyła moduł bazujący na paskach, które przez odpowied-
nie ich składanie same się blokują, tworząc tym samym trwałą formę.
Jednocześnie moduł ten można składać i rozciągać jak harmonijkę, co
pozwala zmniejszać lub zwiększać jego objętość i przystosowywać
go do indywidualnych potrzeb. Poza tym moduł – harmonijkę można
zamknąć w rozetę, tworząc formę zamkniętą. Moduł ten w rzeczywi-
stości stanowi jeden pasek, który może zostać wykorzystany na wiele
sposobów do aranżacji wnętrz mieszkań, jednocześnie nadaje się do
zastosowania go w przestrzeniach wystawowych (umożliwia budowa-
nie ślepych ścian), a także na wolnej przestrzeni. take
me
©agata banaszekilustacjepoznań 2009
agata banaszekprojekt ABANpoznań 2009
waldemar śmiałyfotografiepoznań 2009
ww
w.ta
ke-m
e.pl
LTM
Wal
dem
ar Ś
mia
ły
14 take01me 15take
01me
Po raz pierwszy zostają
zauważeni przy okazji prezentacji
Cuisine désintégrée w Salon du meuble w 1997
roku przez Giulio Cappllini, który powierza im wtedy
pierwsze projekty designu industrialnego jak Lit
clos lub Spring Chair. W roku 2000 Issey Miyake zleca
Braciom Bouroullec zaprojektowanie przestrzeni
do swojej nowej kolekcji mody A-Poc w Paryżu.
W następnym okresie następuje decydujące
spotkanie z Rolfem Fehlbaum, przewodniczącym
Vitry (www.vitra.com), które prowadzi w 2002
roku do nowej typologii systemu
biurowego, Joyn.
To zdarzenie dało po-
czątek ich uprzywilejowanej współ-
pracy, która w efekcie zaowocowała liczny-
mi projektami takimi jak chociażby znane Algues,
Alcove Sofa, Worknest czy Slow Chair. Od 2004 roku zaczęła się
również ich współpraca z Magis (www.magisdesign.com), dla którego
zaprojektowali dwie pełne kolekcje mebli: Striped i Steelwood. Ponadto,
Bracia Bouroullec stworzyli również tekstylia ścienne takie jak North Tiles, co
było efektem ścisłej współpracy z firmą Kwadrat (www.kvadrat.dk), dla której za-
projektowali nowy Stockholm showroom w 2006 roku.
Ronan i Erwan Bouroullec projektują obecnie dla licznych zleceniodawców takich jak
Vitra, Kwadrat, Magis, Kartell, Linge Roset, Issey Miyake czy Cappellini. Tymczasem pro-
wadzą również projekty eksperymentalne, które są esencją rozwojową ich pracy, w galerii
Kreo, gdzie już cztery razy, w latach 2001 – 2006, organizowane były ich indywidualne
wystawy. Ponadto, podejmują się również okazjonalnie projektów architektonicznych, takich
jak la Maison flottante w 2006 roku.
Bracia Bouroullec zostali wybrani Twórcami Roku w Salon du meble w 2002 roku, jak również
otrzymali wiele prestiżowych nagród takich jak Grand Prix du Design de la Ville de Paris (1998),
New Designer Award de l’International Contemporary Furniture Fair de New York (1999), czy też
Finn–Juhl Prze de Copenhague (2008). Ich kolekcja Facett, która ukazała się w Ligne Roset oraz pro-
jekt krzesła biurowego Worknest, zostały wyróżnione w prestiżowym Best of the Best du Red Dot Award
w 2005 i w 2008 roku.
Warto również podkreślić, że Braciom Bouroullec zostało poświęconych wiele indywidualnych wystaw, między
innymi w londyńskim Muzeum Designu, w Muzeum Sztuki Współczesnej w Los Angeles, muzeum Boijmans
van Beuningen w Rotterdamie, w muzeum de la Piscine, czy w Musée d’art. Et d’Industrie w Roubaix
w 2004 roku. Ich projekty należą na stałe do kolekcji takich instytucji jak Centrum Pompidou
w Paryżu (Muzeum Narodowe Sztuki Współczesnej), Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym
Jorku, Muzeum Design w Londynie czy też muzeum Boijmans van Beuningen w Rot-
terdamie.O Braciach Bouroullec zostały napisane również dwie mono-
grafie: Ronan et Erwan Bouroullec – Catalogue de raison
(Paris, Éditions Images Modernes, Kreo, 2002)
oraz Ronan et Erwan Bouroullec (Paris,
Éditions Phaidon, 2003).
tellme
Bracia Bouroullec:
Alchemia pracy z designemZ braćmi Bouroullec rozmawiał Michał GołaśTłumaczenie: Marta Molińska
15take01me
16 take01me 17take
01me
Czy orientujecie się, co dzieje się aktualnie w polskim designie?
Czy przypominacie sobie kiedy właściwie zdecydowaliście o wspólnej karierze? Jesteście braćmi, zastanawiam się, czy ta decyzja była intuicyjna lub spontaniczna czy skrupulatnie
przemyślana.
Jaka jest w waszym odczuciu granica między użytecznością Waszych projektów a ich kreacją ? Które z nich ma dla Was większy priorytet?
Wygląda na to, że jest to sztuka, którą opracowaliście do perfekcji. Który z Waszych projektów określilibyście jako najtrudniejszy do zrealizowania?
Czy oprócz pasji i uwagi, o której mówicie, macie jakiś określony tryb pracy, jakąś żelazną procedurę tworzenia Waszych projektów?
W jakich warunkach pracuje Wam się najlepiej? Pracujecie również w domu?
Czy jesteście obecnie takimi samymi
artystami jak na początku ? Co się zmieniło w ciągu całej
Waszej twórczej działalności?
Macie swoich mistrzów? Skąd czerpiecie inspirację?
Czy macie w domu jakieś meble zaprojektowane przez
siebie?
W Polsce jest obecnie kilka szkół designu. Jaką dalibyście
radę młodym adeptom tej sztuki, którzy chcieliby się jej
poświęcić tak jak Wy?
Niestety, nie za dobrze znamy się na designie
z Polski, choć bardzo tego żałujemy. Będziemy musieli nadrobić
lekcje w tej kwestii...
To nie przyszło od razu, raczej z czasem. Na początku
Erwan pomagał Ronanowi, chociaż mimo tej pomocy nie
były to projekty wspólne, tak jak ma to teraz miejsce.
Z czasem temat wspólnej pracy sam się narzucił.
Tymczasem to już dziesięć lat jak pracujemy razem.
Tak naprawdę udany projekt jest jak misterna
alchemia, na którą składają się różne czynniki.
Niektóre « składniki » są esencjonalne, jak na
przykład sposób użycia czy estetyka projektu.
Jednak żaden z nich, a priori, nie powinien być
istotniejszy od drugiego. W zasadzie udany
projekt wznosi się ponad oba te czynniki,
jednocześnie idealnie je w sobie łącząc.
Trudno określić to jednoznacznie. Pracowaliśmy
nad wieloma projektami, w różnych kontekstach
i na różnych poziomach trudności. Jednak
niezależnie od tego, każdy z nich wymagał
całkowitego poświęcenia i koncentracji. Z racji
różnorodności kontekstów jedne projekty były
łatwiejsze, inne trudniejsze, jednak ogólnie rzecz
ujmując, wszystkie nasze projekty wymagały od nas
czasu, wyjątkowej uwagi, a przede wszystkim pasji.
Esencją naszej twórczości jest tak naprawdę praca
z blokiem do szkiców i rysunków. Nie znaczy to oczywiście,
że spędzamy cały dzień na rysowaniu, jednak te momenty
spokoju i refleksji połączonej z rysowaniem są rzeczywiście
najistotniejszą częścią naszej pracy. Akt tworzenia jest
zjawiskiem w ogromnym stopniu umysłowym, a jego
podstawowymi narzędziami są w tym przypadku blok kartek
i ołówek. Wszystkie pozostałe aspekty naszej twórczości
obracają się dookoła.
Szczerze mówiąc nie mamy sztywnego planu zajęć ani
niczego podobnego do „dystrybucji zadań”. Pojąć
i zrozumieć udany obiekt czy projekt jest w pewnym
stopniu podobne do przygotowania posiłku. Są
jakieś składniki, które są niezbędne, jednak sukces
zależy od złożonej alchemii pomiędzy tymi
właśnie składnikami a sposobem ich łączenia.
W procesie projektowania nie ma zbyt wielu
reguł. Niektóre pomysły natychmiast jaśnieją
jako doskonałe i ostateczne, inne są
wynikiem dłuższych poszukiwań. Nasze
role również nie są ściśle podzielone,
lecz zmieniają się zależnie od
projektu.
Najbardziej lubimy pracę
z ołówkiem i blokiem
rysunkowym.
Bardzo długo mieliśmy do naszej pracy w świecie design’u podejście samokrytyczne i autodydaktyczne, jeśli można to tak nazwać. W wielu przypadkach jedynie intuicyjnie zbliżaliśmy się do konceptów naszych finalnych projektów. Ta « naiwność » pozwoliła nam zgłębić problematykę pod różnym kątem, nierzadko skutkując zadziwiającymi rezultatami. Tymczasem obecnie w dalszym ciągu staramy się zachować pewną dozę skromności i pokory, aby nasze spojrzenie na świat design’u było cały czas nowe i świeże. Jednocześnie staramy się pogłębiać naszą wiedzę dotyczącą tych zagadnień, które są nam bliskie, realizując pewne założenia, które wynikają ze zdobytego już doświadczenia.
Nie mamy konkretnych wzorów, o których można by mówić. Jednak oczywistym jest, że bardzo doceniamy pracę kilku designerów ta-kich jak Jean Prouvé, Andrea Branzi albo Jasper Morrison.
Jedynie kilka prototypów.
Można by dawać wiele rad, jednak najważniejsza z nich to: pracuj z przyjemnością.
18 take01me 19take
01me
aroundmeAudioarchitektura, część pierwsza
koncepcja: Piotr Adamskikoncepcja architektoniczna: mode:lina
Tego dnia, gdy pochmurne niebo przytłaczająco zawisło tuż nad
Mostem Teatralnym, Em spacerując skręcił w prawo w Aleje Nie-
podległości. Nieznośny ból przeszył jego skroń, gdy kierowca
pędzącego ambulansu zawył syreną na przysypiających w korku
kierowców. Em zatrzymał się na chwilę, wydobył z kieszeni mapę
audioarchitektoniczną miasta, zlokalizował swój cel i rozważył
powrót do audiotunelu przy Roosevelta, by tam kontynuować
spacer w błogiej aurze koncertu. Starannie złożył mapę i rozej-
rzał się wokoło tak, jak rozgląda się włóczęga, którego podróż
dopiero się zaczęła, a teraz przyszło mu zdecydować jakim szla-
kiem podążyć. Park tonął w mistycznej mgle. Korzystając z in-
tymności jaką oferowała mu aura, jakiś brzdąc dokazywał przy
basenie nieczynnej o tej porze roku fontanny. Em ruszył alejką
parkową i po chwili niespodziewanie wszedł w obszar ekspery-
mentalnej audiobudowli. Nie znalazł jej w listopadowym wyda-
niu mapy jakie posiadał. Teraz słuchał kojącego szumu tysięcy
rozbijających się kropel wody, nieustannie wystrzeliwanych ku
niebu z pompy, która latem zasila mechanizm fontanny. Em uwa-
żał, że wykorzystanie technologii audioarchtektury do projekto-
wania krajobrazów dźwiękowych wybranych miejsc i tworzenie
dla nich audiosymulacji innego czasu jest przede wszystkim
wyrafinowaną formą strategii edukacyjnej. W tym samym czasie
panna Wiktoria, którą łączyły z Em stosunki nieokreślonej formy,
przebywała w innej audiobudowli, gdzie czekając na tramwaj,
wysłuchała nagrania zburzenia budynku Kina Bałtyk, emitowa-
nego w łagodnej wersji poziomu głośności przy nieustannym
miksowaniu, wydłużaniu i skracaniu jego części.
Em patrzył chwilę na urwisa z niewypowiedzianą aprobatą, po
czym ruszył przed siebie. Przypomniał mu się anons zamieszczo-
ny w dzisiejszej gazecie przez dział HR Fundacji, o treści: niniej-
szym ogłaszamy konkurs na administratora audiobudowli przy
Placu Wolności. Mile widziane będą osoby wolne, muzycznie
osłuchane, z wrodzoną dźwiękową wrażliwością i wizją na pro-
gram w tymże audiobudynku. Nawet przyszło mu na myśl wystar-
tować w konkursie. Gdy kilkanaście lat temu w mieście powstał
wizjonerski dźwiękowy projekt, od razu stał się jego zdecydowa-
nym fanem. Później twórcy audioarchitektury pozyskali fundusze
na stworzenie odpowiednich technologii emisji dźwięku, by ta
była skuteczna na dużą skalę w przestrzeni miasta, umożliwiając
powstawanie coraz to większej liczby podobnych audiobudowli.
Dziś Fundacja, powstała na rzecz rozwoju projektu, boryka się ze
stadem głodnych rekinów, z których każdy dysponuje genialną
strategią na przeistoczenie systemu audiobudowli w uniwersum
reklam, nikomu nie potrzebnej informacji i mainstream'owej
muzyki. Aktualnie Fundacja finansuje wszystko z pieniędzy nie-
zależnych sponsorów. Tak rozmyślając, gdyż Em doskonale wie-
dział, iż zamyślony przemieszcza się szybciej niż przy pomocy
teleportacji, dotarł już prawie na miejsce. c.d.n.
zdjęcia, tekst, wizualizacje, szkiceJerzy Woźniak, Paweł Garus, Piotr Adamski
ideaPiotr Adamski
takeme
www.take-me.pl LTM Paweł Garus
©Projekt współfinansowany przez MKiDN
20 take01me 21take
01me 21take01me20 take
01me
Audioarchitektura to utopijna wizja miasta, którego nie słychać.
Nowatorski system emisji dźwięku izoluje jego mieszkańców
od nieznośnej audiosfery zatłoczonej ulicy, ruchu drogowego,
hałasu, który nienaturalnie stał się codziennym elementem
naszego życia. Niewidzialne audiobudynki, rozciągnięte wzdłuż
chodników, w parkach i nad bulwarami, emitują kierunkowo
fale dźwiękowe, które wygłuszają hałas miasta. Przechodnie
podróżujący w ich zasięgu otoczeni są hipnotyczną kompozycją
koncertu Steve'a Reich'a, transmitowanego na żywo z filharmonii,
lub muzyką kropel deszczu rozbijających się o blaszane dachy
miejskich budynków. To dziś technologiczna utopia.
Jednak audioarchitektura to również panel dyskusyjny o braku
alternatywnych dla centrów komercyjnych przestrzeni, gdzie
można wspólnie z innymi spędzać czas w nieco bardziej
naturalnym dla człowieka otoczeniu, w którym brak jest
reklam i szału konsumpcji. By zilustrować ideę postanowiliśmy
zaprojektować niewielką, mobilną formę architektoniczną
wykonaną z materiałów o izolacyjnych właściwościach
akustycznych, wyposażoną w system emisji dźwięku by
wprowadzić widza w alternatywne, dźwiękowe otoczenie
w miejscach, gdzie zazwyczaj panuje hałas.
strony 18-21: www.take-me.pl LTM MODE:LINA
22 take01me 23take
01me
aroundmeAntytożsamość
koncepcja: Alina Rybacka,Wojciech Gruszczyński
TO
MOŻE
ZDARZYĆ SIĘ
WSZĘDZIE!
Tłem i kontekstem dla Projektu może być
wszystko. Jest uniwersalny i kosmopolityczny, nie ma
swojego miejsca ani odniesienia. Nie otrzymał swojej nazwy. Jest po-
zbawiony tożsamości. Mogła by ona zniszczyć to, co leży u podstaw
Projektu, zasugerować coś czego nie chcemy, jakieś
przeznaczenie lub lokalizację. Jest to pro-
jekt przeciwko tożsamości.
IDEA 1 – PRZESTRZEŃ ABSTRAKCJI
Pierwotna, robocza nazwa tego projektu to amfibia – dom mobilny. Szybko doszliśmy do wniosku, że ten budynek nie będzie się przemieszczał. Nasze poszukiwania zostały skierowane na inny tor: dom, który może powstać wszędzie – dom na wodzie, którego betonowy ponton posłuży za fundament, gdy zechcesz go postawić na lądzie.
UKIERUNKOWANIE
OTWARCIE TYLKO JEDNEJ ZE ŚCIAN ZMUSZA DO WALORYZACJI ZASTANEGO OTOCZENIAW momencie podjęcia decyzji, jaki widok będzie kadrowany przez ramy prze-
szklenia, dom nawiązuje swoisty dialog z zastanym otoczeniem. Jakkolwiek
sam pozbawiony chce być tożsamości, to pełną piersią wciąga do wnętrza to
co zastał w przestrzeni – krajobraz lub inne wartości, zależnie od kontekstu.
SYNTEZA
WYJŚCIOWE SCHEMATY ZOSTAŁY ZMODYFIKOWANE TAK, ABY UNIKNĄĆ WEWNĘTRZNEGO KONFLIKTU POMIĘDZY NIMIProstym zabiegiem zachowujemy obydwie idee nienaruszone. „Obejście”
zostaje uniesione ku górze w miejscu gdzie ma nastąpić otwarcie. W konse-
kwencji powstał na dachu odkryty taras, połączony z parterem parą schodów,
natomiast na parterze kameralne wnętrze z jednoznacznym otwarciem w jed-
nym tylko kierunku.
Przestrzeń Projektu funkcjonuje niczym woda w przyrodzie. Zewnętrznymi
schodami jak para snuje się na taras przestrzeń dostępna i otwarta, aby po-
wrócić na poziom parteru schodami wewnętrznymi jako prywatna i zamknię-
ta. Stamtąd mamy wyjście do strefy publicznej usytuowane tak, iż koło się
zamyka. Zależnie od konkretnej sytuacji różnie zachowa się nasz Projekt, nie
posiadając własnej tożsamości, a jedynie swój bunt przeciw niej – konformi-
styczną antytożsamość.
INSPIRACJA.
WODA + WIELOŚĆ MIEJSC + PRZEOBRAŻENIA + ZJAWISKO GLOBALNE + ABSTRAKCJA – OBIEG WODY W PRZYRODZIEDo stworzenia antytożsamości potrzebna była
inspiracja tak abstrakcyjna jak przestrzeń,
w której postanowiliśmy projektować. Gra sko-
jarzeń i luźne myśli doprowadziły do pojęcia,
które stało się podwaliną dla dalszego procesu
projektowego.
Schemat zamkniętego obiegu jest ideą
niezwykle uniwersalną, zatem w kontek-
ście naszych założeń pasuje doskonale.
W zarysie Projektu pojawia się cen-
tralny trzon /kuchenno-sanitarny/,
natomiast pozostałe funkcje i meble
„krążą” wokół niego.
KOMUNIKACJA I POZOSTAŁE FUNKCJE W ZAMKNIĘTEJ PĘTLI
WOKÓŁ TRZONU KUCHENNO–SANITARNEGO
IDEA 2 – KOTWICA
Jest to inna refleksja na temat antytożsamości naszego Projek-
tu. Jej istotą jest stwierdzenie, że Projekt, jeśli może powstać
wszędzie, powinien posiadać pewien „haczyk”, który go z do-
wolnym miejscem powiąże.
stro
ny 2
2-23
: ww
w.ta
ke-m
e.pl
LTM
Woj
ciec
h G
rusz
czyń
ski
24 take01me 25take
01me
Praw
a au
tors
kie
do p
roje
ktu
wsp
ółdz
ielo
ne s
ą z
duńs
ką fi
rmą
Aqua
Dom
i.
Wię
cej n
a w
ww
.aqu
adom
i.com
> W
eeke
ndho
use
©pr
ojek
t /
konc
epcj
a
Ali
na R
ybac
kaW
ojci
ech
Gru
szcz
yńsk
ita
ke me
teks
t
wiz
ualiz
acje
/ s
zkic
e
strony 24-25: www.take-me.pl LTM Wojciech Gruszczyński
25take01me
26 take01me 27take
01me
feedmeUcieczka i powrótJoanna Bromber
Pamiętam jeszcze najbardziej magiczny i niesamowity performance, jaki
zdarzyło mi się obserwować. Miasto, noc, ciepło, lekko wieje wiatr. Na
placu niedaleko rzeki stoi wysoka, żelazna konstrukcja, w której tli się
ogień. Ma swojego niemego strażnika i jego towarzyszy, kołyszących się
na szczudłach, którzy z wiernością latarników przyglądają się żyjącej,
prawie oddychającej instalacji. Raz po raz ogień przygasa, kręcą wtedy
nienaoliwionym żelaznym kołem i z dyszy bucha żar, rozświetlając plac.
Strażnicy z obawą i skupieniem obserwują aktywność maszyny, bo wyda-
je się nieprzewidywalna. Potem zapada na chwilę ciemność. Jeśli straż-
nicy odejdą, ogień wygaśnie, a plac i oni sami pogrążą się w ciemności.
Odniosłam wrażenie, że jestem blisko uniwersalnej prawdy i spokoju.
Jadąc samochodem – który stworzyli ludzie dzięki temu, że w mieście
znaleźli schronienie i mogli zając się czymś więcej niż tylko zabieganiem
o własne przetrwanie – rozmyślaliśmy o tym, że teraz zabiegamy już tylko
o to „więcej”.
Człowiek stwarza miasto, które go chroni i pozwala mu żyć. Przez chwilę
mogłoby się wydawać, że zagubił się w jego strukturze, ale przeciwnie –
everyman doskonale wywęszył swoje miejsce i nie toleruje nieuporząd-
kowania. Wydaje mu się chyba, że odnalazł w ten sposób swoją indywi-
dualność, że jest bliższy obrazowi siebie, który tak skrzętnie pielęgnuje.
Paradoksalnie: rozpaczliwie i bezskutecznie poszukuje indywidualności
i niezależności, ale zwyczajność go nie przeraża. Nieświadomie schronił
się w niej i pod jej płaszczem bierze jedną z przyjętych form – tych naj-
prostszych, łatwych form, w których siedzi się niewygodnie, ale są naj-
bliżej i by je osiągnąć, nie musi pokonywać strachu przed krokiem dalej,
przed krokiem ku Formie bez formy. Z tej prostej przyczyny żeby robić
to co chce, musi robić to czego nie chce. Tym samym automatycznie żyje
tak, że aby być tym, kim chce, staje się tym, kim nie chciałby być. Uważa
to za naturalny stan – lub, co gorsza, za obowiązek. Zaprzestanie tego
szalonego życia równe jest lekkomyślności, dziecinności, infantylnemu
idealizmowi, braku odpowiedzialności i wszystkim innym pojęciom, któ-
rych używa, aby potwierdzić słuszność trwania w tym, co chciałby od-
rzucić.
Można odnieść wrażenie, że obserwujemy życie maleńkich robotów,
z których każdemu wydaje się, że odnalazł, lub dopiero odnajdzie, to,
co nazywa tożsamością. Co do niej nie są pewni, ani że istnieje, ani że
można ją odnaleźć. Nie potrafią jej zdefiniować, przybliżyć jej istoty, ale
bywają z niej dumni i chełpią się nią. Towarzyszy im przecież wyraźne
przeczucie – ba, przekonanie – że nie są bezwolną i bezduszną masą,
mimo, że mogłoby się tak wydawać.
Jaką smutną rację ma Imre Kertész kiedy mówi o człowieku funkcjo-
nalnym, który „potrafi się już tylko przystosować” – „ Nikt zatem nie
przeżywa swojej własnej rzeczywistości, lecz jedynie swoją funkcję,
bez egzystencjalnego przeżywania swojego życia, czyli bez własnego
losu, który mógłby dla niego stanowić obiekt pracy – pracy nad sobą”.
Rodzaj zbiorowej hipnozy – chciałoby się powiedzieć: uwierzyli, nie
próbując nawet się przeciwstawiać, że to, czego nie chcą, jest jedyne
i nieodwracalne i przestają stawiać pytanie, które może ich uratować
– co jest prawdą? Nie idzie tu o prawdę, która podlega wyborom i jest
zależna od założeń. Zawsze przecież rzeka ma dwa brzegi i stoimy na
jednym z nich. Szukamy tego, co jest uniwersalnie proste, podczas
gdy skupiamy się na niewielkim fragmencie naszej odmienności.
Życie toczy się przede wszystkim w tym punkcie, który pokazuje, że
jesteśmy różni. Ale wystarczy oddalić czujne oko kamery, w którym
zatrzymują się wszystkie bezskuteczne i piękne w swojej szczerości
dążenia, by okazało się, że wobec tych poszukiwań zdajemy się równi
– właśnie w mieście, jako miejscu, gdzie możemy zaistnieć, bo jeste-
śmy obserwowani; jako miejscu dystrybucji naszej twórczości i myśli;
jako miejscu ich realizacji i tym samym realizacji nas samych. W koń-
cu w mieście jako miejscu, gdzie każdy może być każdym i staje się
nikim.
Miasta są piękne i żyją. Błyszczą w słońcu i w czasie deszczu. Jeśliby
uciec od miasta – co czeka nas gdzieś indziej, jeśli nie kolejne miasto,
które powstaje niczym efekt uboczny obecności człowieka? Co nas
czeka jeśli nie kolejna forma... A Kertész słusznie zauważa, że „Wyglą-
da na to, że samobójstwem w sam raz dla mnie jest życie”. A mi wy-
gląda na nieuniknione, że „Ucieczką od miasta jest zawsze powrót do
niego”. Miasto dzieje się tam gdzie się pojawiamy. Może być hasłem
na stronie atlasu i stać się jednym z wielu miast, które miniesz po dro-
dze lub nigdy do nich nie dotrzesz. Będzie cię ciekawiło, co drzemie
w tych nieznanych nazwach i jakie Miasto mógłbyś znaleźć. Są tam
ludzie tacy jak wszędzie, złapani w chwili, kiedy zaczyna się ich praw-
dziwe życie. Poszukiwacze siebie, zbieracze szczęścia i spełnionych
marzeń. O zmierzchu włączają telewizory i komputery wypatrując cze-
goś w ich chłodnym niebieskim blasku, lub spacerują ulicami miast
zaglądając do barów, rozmawiają ze sobą czasem o różnych sprawach
życia – ważnych i błahych. Odczuwają wtedy spokój, uśmiechają się
lekko i podoba im się to wieczorne błądzenie. Przed snem życzą sobie
banalnie „kolorowych snów”, robiąc to nieco mechanicznie. Miasto
zapada w płytki sen wybudzane ciągłym, niespokojnym ruchem.
Powoli mijają nas jego pulsu-
jące ulice, jakaś zastygła, wy-
ludniona dzielnica, opuszczony
magazyn, las, pola, a cały czas
prowadzą nas światła – jak
strażnicy pozostawieni by wy-
znaczać nocą szlaki dla wszyst-
kich bezimiennych wędrowców.
Niezauważeni, obserwujemy
ten czuwający świat na ze-
wnątrz, który staje się na chwilę
obrazem pokornie poddającym
się ocenie. Chcieliśmy chyba
uciec w poszukiwaniu spoko-
ju, a może nudy. Stało się tak,
że w braku zajęcia i w tej cią-
głej obserwacji, nieświadomie
zaczęliśmy być obecni. Życie
stało się miejscem, w którym
„jesteśmy”, a nie „będziemy”.
Ulica stała się miejscem tu, te-
raz. Przechodzień człowiekiem
tu, a nie idącym do, albo przechodzącym przez. Ten wstrętny facet,
który zajechał nam drogę, babcia co wczoraj na czerwonym (sic!) te-
lepała się w poprzek ulicy, laska w kolejce próbująca dokonać wyboru
– Zielony? Czy żółty? – i jeszcze ta niemiła baba w okienku i kontroler
cholerny!...wydawali się jacyś potrzebni, chociaż nie pamiętaliśmy ich
twarzy ani głosów, a tylko naszą złość.
W naszej podróży byliśmy już, jak zwykle, spóźnieni. Wiedzieli-
śmy, że nie dotrzemy do celu na czas i czekał nas nocleg w drodze.
Zastanawiało mnie jedynie wobec czego się spóźniliśmy? Wobec wła-
Wyjechaliśmy z miasta. Parę wolnych dni miało nam pozwolić odpocząć i, jak to mówimy, zebrać myśli. Bałam się, iż uwierzyliśmy, że
odpoczywać można wyłącznie w dni wolne i dodatkowo należy zaplanować wszelkie szczegóły. Zupełnie oszołomił mnie wczorajszy kataklizm
sklepowy, polegający na regularnej bitwie o pożywienie, zderzaniu się koszykami i popychaniu w kolejce do kasy. A wszystko po to, aby
wymarzony weekend odpoczynku udał się jak najlepiej. Ten świat ruchliwy, rozedrgany i jednocześnie niesamowicie uporządkowany jak
świat z „Koyaanisqatsi”* zaistniał nagle wokół mnie. Przejmujące to były obrazy: historia dnia gorączkowego życia mieszkańców pewnego
miasta – everycity – a niedaleko, tak samo nieustający i intensywny, przepływ chmur, wody, wiatru i światła. Gdzieś się minęły te dwa nurty
i odtąd biegną w innym rytmie.
snego postanowienia, którego nikt ani nic na nas nie wymogło? Może
szczęście to tylko kwestia założeń, bez których określenia tracą sens
lub stają się niepotrzebne. Byliśmy spóźnieni, bo wcześniej wyznaczy-
liśmy godzinę przyjazdu. Wystarczyła nam zatem jedynie zmiana albo
i porzucenie wszelkich założeń.
*Koyaanisqatsi reż. Godfrey Reggio; pierwszy film z cyklu tzw. Trylogii
Qatsi powstawał w latach 1975–1982
www.take-me.pl LTM Joanna Bromber
28 take01me 29take
01me
Wojciech Bąkowski
leadmePiętrowe piosenki- Wojciech BąkowskiZuzanna Hadryś, Michał Lasota
Wojciech Bąkowski (aka WSB) tworzy rysunki i filmy animowane, muzy-
kę i poezję, słuchowiska, obiekty i audioperformens. Urodzony w 1979
roku, w 2005 roku ukończył poznańską Akademię Sztuk Pięknych
w pracowni audiosfery prof. Leszka Knaflewskiego oraz w pracowni
filmu animowanego prof. Hieronima Neumana. Filmy animowane, czę-
sto tworzone techniką nonkamerową (rysunki powstają bezpośrednio
na taśmie filmowej) oraz twórczość muzyczna to znaki rozpoznawcze
WSB; nie wyczerpują one jednak szerokiego spektrum jego działań.
Bardzo istotną część jego dorobku artystycznego stanowią rysunki,
często także tworzone długopisem na taśmie (jak na przykład w cy-
klu „mam jeszcze nie posklejane tu całe wszystko”), rysowane slajdy,
instalacje z użyciem magnetofonów, fotografie. Niezwykle ważna jest
także jego twórczość poetycka, funkcjonująca w autonomicznym prze-
kazie oraz stanowiąca teksty piosenek grupy KOT, teksty słuchowisk
(np. „Wielkie WuEsBe”) oraz audioperfomansów („Jezusku”, „Trupy”).
WSB jest członkiem nieformalnej grupy Penerstwo, skupiającej kilkoro
poznańskich artystów, których twórczość charakteryzuje się prostotą
środków i bezpośredniością przekazu, wrażliwością, niezwykłą wital-
nością, dosadnym i przewrotnym humorem.
Kariera Bąkowskiego nabrała tempa w połowie roku 2008 (solowa wy-
stawa „Idziesz ze mną? – Gdzie? – W dupę ciemną” w Galerii LETO, po-
koleniowe wystawy „Establishment” w CSW Zamek Ujazdowski i „Nie
ma sorry” Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie) a zwieńczeniem
pasma sukcesów jest niewątpliwie udział w prestiżowej wystawie
„Younger Than Jesus” w New Museum w Nowym Jorku.
W twórczości Bąkowskiego przekaz wizualny, muzyczny i literacki mają
równorzędne znaczenie. WSB to artysta, który porusza się na wielu
płaszczyznach i pracuje w różnych mediach, ale krąży wokół tych sa-
mych tematów i stale powraca do pewnych motywów. W jego pracach
odnaleźć można zapis subiektywnych obserwacji, obecne są odpryski
życia rodzinnego i towarzyskiego, ślady rozmów i inne, ulotne doświad-
czenia. Bąkowski to uważny obserwator oraz wrażliwy uczestnik, który
odsłania i uwypukla dostrzeżone i usłyszane elementy rzeczywistości,
nakłada jednak na nie swój osobisty filtr, w którym to, co się jawi, jest
skondensowane, wykoślawione, duszne i absurdalne.
„Ciemno, każdy pies murzyn,
Patrz za okno, świeci tylko Tesco i lampa kuchenna ufo,
Mam to na wideo, czarne mrówy tańczą,
lampy się ciągną, no, ogon, no, ogon ogon…”
28 take01me
Grupa NiweaW. Bąkowski, D. Szczęsny
w studio przyul.Norwida w Poznaniu
BART
OSZ
Gó
RKA
30 take01me 31take
01me
Jego działania ujawniają twórcę konsekwentnego, pewnie i bezbłęd-
nie poruszającego się w autorskiej estetyce. Osobowość Bąkowskiego
i jego wyobraźnia są silnie ukształtowane przez typowe miejskie dzie-
ciństwo spędzone na blokowisku, którego przebieg zazwyczaj porząd-
kują lokalne zasady i rytuały. Mikrokosmos chłopięcej bandy wydaje
się być tutaj fundamentalnym doświadczeniem. WSB bardzo poważ-
nie traktuje ów mentalny horyzont, w którym cały czas jest w pewien
sposób zakorzeniony. Bardzo istotne znaczenie mają dla niego także
wczesne, ale bardzo świadomie przeżyte fascynacje, teraz przykryte
szeregiem późniejszych transformacji. Korzenie Bąkowskiego tkwią
w rapie, co odbija się najpełniej w jego działaniach muzycznych (aktu-
alnie nasyconych również zimną falą), ale także w swoiście zabrudzo-
nych i chropowatych rysunkach i animacjach, wreszcie w twórczości
poetyckiej.
Charakterystyczna dla artysty jest wierność zapisowi analogowemu.
Nieco wbrew intermedialnemu wykształceniu, Bąkowski nie jest fascy-
natem wideoinstalacji, ani technologicznej sprawności czy cyfrowej
jakości. Oddaje się jednak innym fetyszom. Naczelnym z nich jest ma-
gnetofon kasetowy. Wojtek używa go jako instrumentu – w grupie KOT
przygotowane wcześniej podkłady są odtwarzane przez performerów
według precyzyjnych partytur – jako obiektu artystycznego, pokrywa-
jąc go na przykład rysunkami, ale przede wszystkim: magnetofon to
dla niego poetycka figura. Konotacja magnetofonu i bloku to jeden
z najczęstszych obrazów jakie przywołuje, na przykład w performance
„Jezusku” centralnym obiektem jest wieża z magnetofonów, których
diody przy wyłączonym świetle przywodzą na myśl światła mrówkow-
ca po zmroku.
„Wielkie WuEsBe srebrne dymi góra-dół, Weź awiomarin weź i patrz w dół na ludzi stąd…Porozkręcone sprzęty, radia, miasto, podotykaj sobieSię nie bój no…”
„Pachnie trawa butem kupą w dół po schodach
licznik siada na klatkę, nie idzie oddychać…
Panie, wariacji w chacie dostać idzie, co to jest za muzyka w ogóle...?”
Film mówiony 3Film animowany w kabinie audialnej
Serce to samotny myśliwyLille Francja 2009
MiłośćFilm animowany 2009
fot.
Woj
ciec
h Bą
kow
ski
fot.
dzię
ki u
prze
jmoś
ci g
aler
ri L
ETO
32 take01me 33take
01me
„Oczy mam w głębokich dołach, jest ze mną utrudniony kontakt…W głowie mam dymy i reflektory i odsłuchy z czym innym niż na przodach…”
Wojciech Bąkowskiw swoim studioprzy ul. Norwida w Poznaniu
„Oczodoły z balkonami mają pelargonie i ozdobne ten… firany,Grające wieże, segmenty, piętrowe piosenki…”
Na podobnej zasadzie w różnych dziełach pojawia się także cały arse-
nał sprzętu koncertowego: mikrofony, głośniki, kable…
Wojciech Bąkowski do dziś dnia traktuje blokowiska jako naturalne
miejsce do życia i tworzenia. Jeszcze przed dwoma laty mieszkał na
ostatnim piętrze 16-piętrowego wieżowca na jednym z poznańskich
osiedli, w mieszkaniu niegdyś pomyślanym jako pracownia dla arty-
sty. Z okien (zwłaszcza wieczorem) roztaczał się niesamowity widok na
Poznań; filmy i wiersze z tego okresu noszą w sobie ślady ówczesnej
atmosfery.
Obecnie WSB jest mieszkańcem poznańskich Jeżyc, tutaj także udało
mu się zamieszkać w jednym z nielicznych bloków. Pozornie wtopiony
w otoczenie (można go spotkać, kiedy szybkim krokiem z nieodłączną
bokserką francuską przemierza jeżyckie ulice), jednak łatwo dostrzec,
iż jest myślami zupełnie gdzie indziej…
W poezji Bąkowskiego odnaleźć można strzępki rozmów, zasłyszane
zdania, powtarzające się wyrażenia z języka potocznego, onomatopeje.
Twórczość ta zdradza człowieka bardzo wrażliwego na przekaz mówio-
ny, zanurzonego w języku, aktywnie słuchającego i żywo posługują-
cego się słowem. Ta poezja odzwierciedla piękno banalnych sytuacji,
niesamowitość tkwiącą w zwyczajności, ale także traumę sytuacji ro-
dzinnych, szkolnych i rówieśniczych, wspólną bardzo wielu z nas. To
poezja miasta, zgrzytu i brudu, szkolnego korytarza i boiska, imienin
babci i szpitalnego zapachu, która, po sforsowaniu bariery specyficz-
nego języka i oswojeniu się z nim, dotyka odbiorcę mocno i prawdzi-
wie.
Podobne wrażenie wywołują filmy animowane tworzone przez WSB.
Rysunki pozornie nieporadne to w rzeczywistości precyzyjne, kunsz-
towne kompozycje. Codzienne sytuacje i banalne czynności tworzą
duszną atmosferę, dodatkowo nierzadko towarzyszy im tekst wypo-
wiadany przez Wojtka (cykl „Filmów mówionych”). Nosowe recytacje
przypominają swoją monotonią tak modlitwę, jak i beznamiętne na-
rzekanie zmęczonego i znudzonego życiem człowieka. Filmy i słucho-
wiska Bąkowskiego prezentowane są w „norach”, czyli niewielkich, od-
izolowanych, wyciemnionych i wygłuszonych pomieszczeniach, dzięki
czemu wrażenie klaustrofobii jeszcze się potęguje.
Najnowszy projekt muzyczny Bąkowskiego to efekt współpracy z wro-
cławskim artystą Dawidem Szczęsnym. Zespół NIWEA to wyrafinowana
mieszanka rapu i muzyki elektronicznej, nawiązująca to zimnofalowych
tradycji lat 80-tych. Przystępniejsza i prostsza w odbiorze, niż perfor-
merski projekt KOT, w warstwie muzycznej i tekstowej nadal bardzo
radykalna i oryginalna. Sceniczne występy NIWEI to subtelny pastisz
koncertowych konwencji: światła i dymy, makijaż, „trupia” mimika i mi-
nimalna choreografia.
Kolejne z wielu wcieleń Bąkowskiego, którego talent i możliwości wy-
dają się nie znać medialnych ograniczeń. Towarzyszy im radość po-
woływania nowych form i niezwykłe skupienie w kreowaniu własnej
artystycznej przestrzeni, która mimo wielości przejawów jest rozpo-
znawalna w mgnieniu oka.
Cytaty zaczerpnięte z tekstów grupy NIWEA autorstwa Wojciecha
Bąkowskiego.
32 take01me
BART
OSZ
Gó
RKA
©Zu
zann
a H
adry
ś, M
icha
ł La
sota
teks
t
©©W
ojci
ech
Bąko
wsk
iry
sunk
i
Bart
osz
Gór
kafo
togr
afie
fot. Wojciech Bąkow
ski
Całe wszystkoInstalacja audioSerce samotny to samotny myśliwyLille Francja 2009
34 take01me 35take
01me
shootmeUn après-midi à Parisfotograf: Igor Drozdowski
modelka: Miriam / Angels Paris
36 take01me 37take
01me36 37take01me
take01me
Igo
r D
rozD
ow
skI
38 take01me 39take
01me38 39take01me
take01me
Igo
r D
rozD
ow
skI
40 take01me40 take01me
Igo
r D
rozD
ow
skI
42 take01me 43take
01me
dressmeBeautyinprint
fotograf Igor Drozdowski
stylistka Olga Bittnerfryzjer Sergiusz Pawlak
modelka Joanna Opozda / Mango Models
44 take01me 45take
01me44 45take01me
take01me
NA TEJ STRONIE
Marynarka Maldoror
SPOT
NA POPRZEDNIEJ
STRONIE
Sukienka
RC Woman
Royal Collection
IGO
R D
ROZD
OW
SKI
46 take01me 47take
01me46 47take01me
take01me
IGO
R D
ROZD
OW
SKI
NA TEJ STRONIE
Bluzka
Łukasz Czajkowski
SPOT
NA POPRZEDNIEJ
STRONIE
Spódnica
Leo Lazzi
Royal Collection
48 take01me 49take
01me48 49take01me
take01me
Żakiet Leo Lazzi
Spodnie More & More
Royal Collection
IGO
R D
ROZD
OW
SKI
50 take01me 51take
01me50 51take01me
take01me
NA TEJ STRONIE
Bluzka
Grupa Mixer
NA POPRZEDNIEJ
STRONIE
Sukienka
Olga Bittner
IGO
R D
ROZD
OW
SKI
52 take01me 53take
01me52 53take01me
take01me
NA TEJ STRONIE
Sukienka Gosha
SPOT
NA POPRZEDNIEJ
STRONIE
Sukienka
Olga Bittner
Dzi
ękuj
emy
Star
ej D
ruka
rni w
Pozn
aniu
za
pom
oc w
real
izac
ji zd
jęć.
IGO
R D
ROZD
OW
SKI
54 take01me 55take
01me
Pod chodnikiem– plażaDominik Fórmanowicz
Amy Ray na jednym z koncertów śpiewa: „In my lifetime I’m still not
right”, a tłum wykrzykuje ten fragment z nią, bo ma on w sobie lekkość
odkrycia jednej z tych małych prawd, które kwitujemy uśmiechając
się sami do siebie. Ma w sobie siłę misternego solo, odegranego od
niechcenia, „bez chęci i bez litości”, niewymuszoną determinację
bohatera pewnego opowiadania, który mając kilkadziesiąt centów
w kieszeni odrzuca ofertę pracy i idzie na spacer. „Szedłem w stronę
słońca. Słońce było w porządku”.
Nie pozbawione wymowności, nawet jeśli nieco banalne.
À propos.
Tytułu tego drugiego filmu już sobie nie przypomnę. Tego, w którym
samotna dziewczyna po kolejnym fascynującym, nieudanym związku
stwierdza, że „w pewnym wieku człowiek znowu zaczyna szukać
banału”. Brzmiało to wtedy jak kapitulacja. Ale teraz to zdanie wraca
do mnie w innym kontekście. Rzeczywiście, z czasem zaczynam
coraz bardziej doceniać banał. Zwłaszcza w połączeniu z naiwnością.
Najlepiej w kontekście utopii. Pierwszej z kilku wspomnianych tu,
starej bogini naiwności, chwilowo passé. Jest niesamowicie kusząca,
jeśli na chwilę odrzucić nabyty sceptycyzm. Nie przypadkiem ostatni
krok do nietzscheańskiego nadczłowieka to właśnie postać „dziecka”
bawiącego się swoimi klockami i ustalającego reguły gry na własne
potrzeby, zawieszając w swej wyobraźni obowiązujące prawa. Ta wizja
kusi czystą siłą tworzenia, nieuświadomionym brakiem kompromisu.
Jeśli na krańcu jej przeciwnym jest świadomość, która odwodzi od
utopii – może uda się napisać na właściwym murze to, co mamy do
napisania, zanim świadomość przyłapie nas z puszką farby w dłoni.
„Tak to świadomość czyni nas tchórzami”. Nawet dla Hamleta
znajdzie się miejsce w tym ciągu skojarzeń. Zwłaszcza dla niego –
mam wrażenie, że moim myślom potrzeba przeciwwagi.
Zatem: Hamlet, książę Danii. Świadomość tak znakomita i krytyczna,
tak niezdolna do działań.
Jakich działań – to pytanie o doktrynę, nie o ideę. A przecież jest
tylko kilka założeń, kilka intuicyjnych wskazówek. I przyzwolenie
na bezczelny libertynizm tworzenia, bez zbędnej alienacji
i wyniosłości.
„Nazwać to, co nienazwane, wskazywać na szalbierstwa, opowiadać się
po czyjejś stronie, wszczynać spory, kształtować świat i nie dopuścić,
by zasnął.” To zdanie najznakomitszego poety kupieckiego miasta
Dżahiliji z czasów, kiedy, według legendy, perła bliskowschodnich
pustyni i jej mieszkańcy balansowali pomiędzy uwielbieniem
niezliczonej rzeszy wyspecjalizowanych bogów a pokusą poddania
się temu jedynemu, jednak irytującemu brakiem specjalizacji.
Problem rozliczania boskich działań w kwestii plonów, płodności,
dostatku, miłości, powodzenia czy szeroko rozumianego sukcesu nie
zmienił się wiele od VII wieku. Bogowie Public Relations i Marketingu
strzegą wejścia do Panteonu. To oni wysłuchają Twojej mowy
windującej, więc lepiej, żeby to, co masz do powiedzenia zmieściło się
w wyznaczonych 20 sekundach, 5 zdaniach, 400 znakach.
Jednak idee mają swoje własne bóstwo. Entropię. Imię w sam raz dla
bogini.
Współczesne bóstwo mądrości, Wikipedia, tak definiuje koleżankę:
„termodynamiczna funkcja stanu, określająca kierunek przebiegu
procesów spontanicznych (samorzutnych) w odosobnionym układzie
termodynamicznym. Jest wielkością ekstensywną.”
Ignorancja odnośnie nauk ścisłych (i nieoceniona pomoc Stephena
Hawkinga) podpowiada mi, że chodzi o fakt, iż w każdym układzie
stopień nieuporządkowania rośnie w czasie.
Każdy ma niekiedy wrażenie, że ta kolejna mała prawda odnosi się
zarówno do rzeczywistości, jak i do tak zwanych „kolei losu”. Jednak
bogini Entropia, mimo swoich ciągłych i skutecznych wysiłków
w plątaniu zdarzeń, myśli, kontekstów, prawd, przyczyn, skutków i tego,
co nieco naiwnie mamy w zwyczaju nazywać rozwiązaniami, często
pozostaje niezauważona.
Massimo de Angelis, aktywny działacz spod znaku ruchów
alterglobalistycznych (uproszczenie nie do uniknięcia, bowiem nie o nich
tu mowa) pisze: „Wspólnota, o której mówię, jest formą zaangażowania
się w innego. Wykracza daleko poza lokalne uwarunkowania, pracę,
warunki społeczne, gender, wiek, rasę, kulturę, orientację seksualną,
język, religię i przekonania. (…) Właściwie wszystkie one (cechy) jawią
się jedynie surowcami, założeniami formy spotkania z innym. (…)
Gdyby tylko więcej osób dołączyło do nas. Inne wspólnoty, z pracy,
okolicy, sąsiedztwa, wraz z ich bogactwem różnorodności, poczuciem
humoru i problemami.”
Ten przydługi cytat daje do myślenia. Mimo, że bezczelnie wyrwałem
go z kontekstu walki z kapitalizmem, jedno jest pewne – świadomość
entropii, z jednej strony wykorzystanie siły braku uporządkowania,
z drugiej szansa na niebywałą różnorodność – jest dobitna. Na swój
sposób odprężająca. Pozwala zaczerpnąć oddech i oddać pole
heterogenicznym, szczątkowo tylko zdefiniowanym pomysłom,
wszystkiemu temu, co otwarte, sprzeczne i się przenikające.
„Wszystko jest poezją, a najmniej poezją jest napisany wiersz.”
Cóż, żadna to tajemnica, że Stachura jest narodowym, dyżurnym
źródłem cytatów. Jednak jako akompaniament dla wieszcza, wyjątkowo
zamiast Starego Dobrego – musical „Taboo”, rzecz traktująca o różno-
rodności i tożsamości właśnie, którą napisał nie kto inny, jak sam Boy
George. W utworze zamykającym spektakl obsada śpiewa swoisty
hymn, którego najistotniejszym elementem jest wykrzyczane „viva la
différence”. Sama historia spektaklu wpisuję się doskonale w nastrój
tego tekstu. Przebój na West End, fiasko na Broadwayu. Różnorodność
ocen i głosów. I żadnej konkluzji.
My candle burns at both ends,
It won’t last the night.
But ah, my foes, and oh, my friends,
It gives a lovely light.
Bogini Entropia sprzyja tym, którzy uznają jej istnienie. Jeśli bałagan
narasta, zatrzymanie go wykracza poza możliwości naszych dobrych
chęci i szlachetnych zamiarów. Czy zwalnia nas to z obowiązku
dokonywania syntezy tego, co dzieje się wokół?
Tutaj, w oddanej mi przestrzeni, którą mocą swojego kaprysu i tempem
biegu przez uciekające ciągi skojarzeń chętnie pozbawiam sedna,
czuję się z tego obowiązku zwolniony.
Pojęcie tożsamości przestrzeni, w której spoczywa ten tekst, tym
bardziej pozostawię otwarte. Niech w miarę możliwości oprze
się uściśleniom, tak jak ten ciąg myśli niech oprze się motywowi
przewodniemu, a TAKEME ścisłym definicjom.
Art is why I get up in the morning
But my definition ends there
And it doesn’t seem fair.
Możliwość funkcjonowania bez definicji to luksus, na który niewielu
może sobie pozwolić. Bycie twórczym z wewnętrznej potrzeby to już
niemal rozpusta. Jednak każdemu satyrowi, bez znaczenia czy bardziej
jest twórczy czy rozpustny, nieco ukojenia daje własna przestrzeń –
dla nas, o nas, dla was, dla nich. Nie walka o rząd dusz; bardziej nasz
fragment rzeczywistości, w którym można rozłożyć swoje grabki,
łopatki i wiaderka, a potem stwierdzić: to jest nasza piaskownica.
Nie przeciwko czemuś, ewentualnie jako alternatywa dla czegoś.
Czytałem niedawno tekst, pełen urazy dla rzeszy ignorantów,
przetaczających się przez muzea i galerie. Przez chwilę nie miałem
zdania.
Pomyślałem: sztuka, owszem. Z drugiej jednak strony chłodne,
zamknięte, uporządkowane przestrzenie. Ci, którzy sztukę rozumieją
i ci, na których (według założenia autorki) nie wywiera ona wpływu.
Z pomocą przyszło mi zamiłowanie do tekstów piosenek:
All you pretty pretenders, negligent vendors
aren't you precious inside
I have no need for anger with intimate strangers
And I got nothing to hide.
Poza tym:
Each breath is recycled from someone else's lungs
Are enemies are the very air in disguise.
Brzmiało jak kolejna mała prawda.
Intuicyjnie, wszystkie te przemyślenia mieszczą się w idei TAKEME. Dla
mnie. Możliwe, że niejednorodna przestrzeń, ambitna i różnorodna, nie
jest tak naprawdę tym, czym „Dzieci Północy” w głowie młodego Sa-
lima z książki Rushdiego. Może to i lepiej. Historia Dzieci Północy nie
wróży zbyt dobrze. Ważne, że przestrzeń jest wspólna, a przedsięwzię-
cie ma określoną formę, kształt, ma swoje miejsce w wyobraźni i toruje
sobie drogę do wspomnianej już przez księcia Danii świadomości –
gdzie najtrudniej dotrzeć.
Niedawno natknąłem się na zdjęcie ilustrujące rozwój streetartu
w trakcie protestów studenckich w Paryżu w 68’.
"Pod chodnikiem – plaża." Napis na murze brzmi znajomo:
Is there anything I can do
About anything at all
Except go back (...)
And dig deeper
Dig deeper this time (…)
Beneath everything I can think of to think about
Beneath it all, beneath all get out
Beneath the good and the kind and the stupid and the cruel
There’s a fire that's just waiting for fuel.
www.take-me.pl LTM Dominik Fórmanowicz
Prawie nie pamiętam już „Inwazji barbarzyńców”. W głowie utkwił
mi jedynie fragment jednej ze scen: „Nie można budować filozofii
życiowej w oparciu o cytaty z filmów”. Kwestia prawie na pewno
brzmiała nieco inaczej, może nawet nie chodziło o filmy tylko na
przykład o piosenki lub książki. Nieważne. To zdanie często ostatnio
do mnie wraca.
Life is a B movie, it’s stupid and it’s strange
It’s a directionless story, dialog is lame.
feedme
www.take-me.pl LMM Maciek Kurekna podstawie: A. Wajda, Niewinni czarodzieje (1960)
56 take01me 57take
01me
jących interakcji człowiek-komputer.
Zebranie rezultatów wstępnej anali-
zy tych zagadnień pozwoliło na okre-
ślenie charakteru gestu w stosunku do
jego fizycznego użycia jak również jego
funkcji znaczeniowych.
Przygotowując ten materiał badawczy
natrafiłem na prace dwunastowiecznego
uczonego Hugona od Świętego Wiktora,
opata klasztoru Saint–Victor. Obszerny
i zróżnicowany dorobek piśmienniczy za-
wiera niezwykle interesujące treści. Doty-
czą one gestów, jednak rozumianych jako
relacja pomiędzy niewidzialnym a wi-
dzialnym – między duszą a ciałem. Hugon
był przekonany o tym, że istnieje prosta
relacja pomiędzy gestem, a tym co ma on
wyrażać. Opracowane dzieła służyły do na-
uki młodych adeptów zakonu w klasztorze
Saint-Victor. Nauki o relacji pomiędzy nie-
widzialnym duchem, a widzialnym ciałem.
Koncepcja takiej nauki zawarta została
w dziele „De institutione novitorum” (Usta-
nowienie nowicjuszy). To rodzaj podręcznika
pokazującego nowicjuszom drogę wiecznej
szczęśliwości. Jej osiągnięcie wymaga wielu
warunków. Jednym z nich jest poddanie się
dyscyplinie. Temu tematowi jest poświęcone
jedenaście rozdziałów od X do XXI. W rozdzia-
le X spotykamy się z definicją dyscypliny: „Dys-
cyplina to uporządkowane ruchy wszystkich
członków ciała, dyspozycją właściwą w każdej
postawie i w każdym działaniu”. Takie rozumie-
nie dyscypliny nie było w średniowieczu czymś
nowym. Tradycja nadaje temu słowu sens dzie-
dziny naukowej określającej zasady, budującej
określoną teorię. Praktycznym jej zastosowa-
niem jest umiejętne zrównoważenie niewidzial-
nych poruszeń duszy w cielesnym geście. Autor
stwierdza, że dyscyplina jest użyteczna i że uży-
teczność wynika z dialektyki tego, co wewnętrz-
ne i tego co zewnętrzne. Zewnętrzne ruchy ciała
są wyrazem ruchów duszy i odwrotnie. Sprzeczne
działania tego, co widzialne i tego, co niewidzial-
ne są regulowane dyscypliną. Tak jak w starożyt-
ności muzyka kształtowała charakter człowieka,
tak w średniowieczu zdyscyplinowanie ciała i ge-
stu jest instrumentem moralnej edukacji nowicju-
sza. Panowanie nad członkami ciała wymaga dys-
cypliny, współdziałania aktu rozumu i woli.
Definicja
Rozdział XII rozpoczyna definicja gestu: Gestus est
motus et figuratio membrorum corporis, ad omnem
agendi et habendi modum” – czyli „Gest jest ruchem
i konfiguracją (formą) członków ciała, przystosowa-
nymi do każdego działania i każdej postawy”. Słowo
„figuratio” można tłumaczyć, jako „konfiguracja”, „for-
Celem projektu rozpoczętego w Zakładzie Badań
Wizualnych i Interakcji Akademii Sztuk Pięknych
w Katowicach jest opracowanie metod służą-
cych do określania znaczeń gestów w komuni-
kacji pomiędzy człowiekiem a komputerem
– ze szczególnym uwzględnieniem interak-
cji dwustronnej. Podstawą takiego opraco-
wania jest koncepcja pola semantyczne-
go gestu, które rozumiane jest, jako zbiór
znaczeń przypisywanych danemu gestowi.
W zaprojektowanych testach pytamy ba-
danych o znaczenie prezentowanych im
gestów, a statystycznie opracowane wy-
niki pozwalają nam na stwierdzenie czę-
stotliwości występowania znaczeń oraz na
zbudowanie hierarchii znaczeń danego ge-
stu. Z faktu przypisywania jednemu gesto-
wi wielu znaczeń można wyciągnąć wniosek
o ich hierarchizacji w obrębie pola semantycz-
nego. Im większe jest prawdopodobieństwo
wystąpienia danego znaczenia przypisywane-
go określonemu gestowi, tym wyżej w hierarchii
wszystkich przypisywanych temu gestowi znaczeń,
znajduje się to znacznie. Najwyżej stojące w hierar-
chii znacznie może być uznane za najbardziej natural-
ne znaczenie przypisane temu gestowi. Więcej o pro-
jekcie można przeczytać na moim blogu:
http://my.opera.com/gestyzbwii/blog/
1.
Gest będąc ruchem, który ma
znaczenie – jest pośrednikiem,
czyli znakiem pomiędzy
komunikującymi się. Tutaj
gest jest rozumiany bardzo
szeroko, z uwzględnieniem
całego kontekstu sytuacji
pośredniczenia. Można
powiedzieć, że w geście
jest zawarta cała przestrzeń
"pomiędzy" komunikującymi
się osobami. Dodatkowym
problemem jest odległość
pomiędzy komunikującymi
się – ten sam gest zmienia
swoje znaczenie przy zmiennej
odległości nadawca – odbiorca.
2.
Gest nie tylko pośredniczy, ale
również poprzez niego wyraża
się określona myśl. Gest jako
element pośredniczący jest
znakiem, a co za tym idzie,
wszystkie cechy znaku mają
tutaj też zastosowanie.
3.
Należy więc gest rozpatrywać
jako element pośredniczący
oraz jako element wyrażający.
To stwierdzenie podkreśla
łączność tych dwóch wymiarów
gestu oraz oznacza, że gest
w wymiarze pośredniczenia
nie może być rozpatrywany bez
gestu w wymiarze wyrażania –
i na odwrót.
4.
Aspekt pośredniczenia gestu
ma charakter materialny
związany z percepcją
przedmiotu poruszającego się
w przestrzeni. Wszystko co jest
związane z percepcją gestu oraz
sposobami jego postrzegania.
5.
Aspekt wyrażania gestu ma
charakter umysłowy związany
z procesem znakowania myśli.
Analiza całego procesu przekazu
informacji, uwarunkowania
osobowe, kulturowe, społeczne.
Konwencje i systemy gestów.
ma” „sposób” i posiada w sobie znacznie nadawa-
nia kształtu. To oznacza, że gest konfiguruje zespół
członków ciała i uzewnętrznia to, co jest ukryte w fi-
guratio – formie, czyli ruchu duszy. Figuratio mówi
również o tym, że każdy gest jest dostrzegany przez
drugiego człowieka i ten fakt nadaje mu sens. Gest
jest wskazówką i znakiem. Hugon od Świętego Wik-
tora wspomina jeszcze kilka idei łączących się z de-
finicją gestu. Mówi o idei stosowności (lub niesto-
sowności) gestu, jako znaku do tego, co oznacza.
O idei celowości – gest zmierza do spowodowa-
nia pewnej postawy. O idei miary – podstawowym
pojęciu moralnym – umiar gestu może być rozu-
miany, jako ograniczenie. I w końcu o idei modal-
ności gestu – jest ona elementem zmieniającym
i określającym ruch. Bardzo dokładna klasyfika-
cja gestów, ich wzajemnych relacji i oddziały-
wań zajmuje pozostałą część dzieła.
Gest, znaczenie i znak
Gesty będąc elementem komunikacji między
istotami żywymi, a w szczególności pomiędzy
ludźmi, łączą przestrzeń aktywności ruchowej
człowieka z przestrzenią sensu. Z tego powo-
du można je rejestrować jako ruch w prze-
strzeni oraz odczytywać i interpretować. Gest,
będąc ruchem, który ma znaczenie – jest po-
średnikiem czyli znakiem pomiędzy komuni-
kującymi się. Gest nie tylko pośredniczy, ale
również poprzez niego wyraża się określona
myśl. Należy więc gest rozpatrywać jako ele-
ment pośredniczący oraz jako element wy-
rażający. Te dwie strony gestu – pośredni-
czenie i wyrażanie – stanowią nierozłączną
cechę gestu. Można więc zapytać – widząc
dany gest – jak pośredniczy i jak wyraża.
Aspekt pośredniczenia gestu ma charakter
materialny związany z percepcją przed-
miotu poruszającego się w przestrze-
ni. Aspekt wyrażania gestu ma charakter
umysłowy związany z procesem znakowa-
nia myśli.
Nie każdy ruch jest gestem. Oznacza to,
że w nieograniczonym świecie ruchów
jakie wykonuje człowiek istnieje okre-
ślony zbiór ruchów, które możemy na-
zywać gestami. Jaki jest ten zbiór? Ja-
kie musi spełnić warunki ruch, aby mógł
należeć do tego zbioru? Jakie są kry-
teria przynależności? Czy są one sta-
łe czy zmienne? Czy bycie w zbiorze
gestów jest bezwarunkowe tj. jeżeli
ruch staje się gestem, to jest nim już
zawsze? To kilka pytań, które wyda-
ją się być istotne przy opisie gestu.
Krótkie rozwinięcie po-szerzy pole problemów:
Gestus est motus et figuratioInterfejs i gestyWiesław Gdowicz
Mistrz klasztoru Saint–Victor
Pierwszym elementem projektu była analiza gestów, jako elementu komunika-
cji pod kątem istniejących systemach komunikacji. W ten sposób dowiedzieli-
śmy się, jak do tej pory i gdzie był używany, odczytywany i interpretowany gest.
Analiza obejmowała takie zagadnienia jak: (1) Sztuczne języki maszynowe i sys-
temy kodów informacyjnych, gdzie gesty są połączone regułą syntaktyczną. (2)
Język i systemy zapisów do komunikacji z ludźmi upośledzonymi to zagadnienie
uwzględnia bardzo specyficzne cechy komunikacji, często nie występujące po-
wszechnie. (3) Kinetografia – system zapisu Labana – analizowaliśmy system za-
pisu ruchu ciała człowieka w przestrzeni, ponieważ interesował nas sposób trans-
formacji ruchu trójwymiarowego na dwuwymiarowy zapis. (4) Analiza materiału
filmowego pod kątem gestów – film niemy – gest w przekazie myśli za pomocą
obrazu filmowego jest celowo przygotowany i składa się z wielu elementów. Wie-
loskładnikowość gestu filmowego jest odbiciem struktury przekazywanej treści.
Liniowy i sekwencyjny charakter filmu pokazuje nowe aspektu gestu. (5) Semio-
logia w ujęciu Umberta Eco to teoretyczne opracowanie przestrzeni znaczenio-
wej gestu, łączące strukturę języka z systemami kodów oraz z szeroko rozumianą
kulturą. (6) Topologie gestów – opracowane przez Davida McNeilla na Uniwersy-
tecie w Chicago. (7) Eksperymenty i doświadczenia zgłębiające naturę już istnie-
feedme
FOTO:WIESŁAW GDOWICZ
PROJEKT SYKSTYNA_0017_PORANEK DNI STWORZENIA
58 take01me 59take
01me
Wiesław GdowiczProfesor nadzwyczajny dr hab. sztuk pięknych – pracuje
na stanowisku profesora w Akademii Sztuk Pięknych w Ka-
towicach. Prorektor ASP ds. Studentów i Badań Nauko-
wych. Kierownik Zakładu Badań Wizualnych i Interakcji.
Twórczość – drzeworyt sztorcowy, plakat, grafika użytko-
wa. Prace teoretyczne dotyczące teorii znaku, obrazowa-
nia procesów myślowych oraz przestrzeni abstrakcji.
Flatus vocis
Łacińskie określenie „Flatus vocis” – wprowadzone przez średnio-
wiecznych nominalistów – oznacza słowo, a dokładnie „wyrażenie
słowne”. Samo „flatus” to „wianie wiatru, oddech, przenośnie – na-
dymanie się, pycha”. "Vocis" – to "głos, ton, dźwięk". W języku an-
gielskim „wyrażać się” jest określone jako „make yourself understo-
od”. Co można przetłumaczyć – „czynić siebie zrozumiałym”.
Wyrażać się to być zrozumiałym. Dla innych oczywiście. W tym kon-
tekście – wyrażenie słowne – to czynienie słowa zrozumiałym. Wyra-
żenie znakowe to czynienie znaku zrozumiałym. Dotyczy to również
znaku przedstawionego obrazowo. Tchnienie, o którym mówi „flatus"
wypływa z wnętrza człowieka, a ściślej z miejsca spotkania człowie-
ka z poznawaną rzeczą. Tylko w ten sposób jest możliwe czynienie –
siebie, słowa, obrazu, gestu – zrozumiałym.
Podsumujmy te rozważania takim oto etymologicznym rebusem:
Flatus vocis – wyrażenie słowne - słowo.
Flatus – wianie wiatru, miech do rozniecania ognia, oddech, nadymanie
się, pycha (przenośnie)
Vocis – głos, ton, dźwięk
Flatus vocis – niesienie głosu – wyrażenie słowne.
Wyrażać się – „make yourself understood” – czynić siebie zrozumiałym
Flatus vocis – czynić siebie zrozumiałym głosem.
Pictus – obraz, rysunek, ornament
Flatus pictus – wyrażenie obrazowe – „Flatus pictus” – czynić siebie
zrozumiałym obrazem.
Gestus – gest
Flatus gestu – wyrażenie gestowe
Flatus gestu – czynić siebie zrozumiałym gestem.
FOTO:AGATA SZEWCZYKKLASYFIKACJA GESTóW - FRAGMENT
60 take01me 61take
01me
Take away our playstationsand we are a third world nation.
"Self-evident" Ani Difranco
koncepcja: Redakcja
ww
w.ta
ke-m
e.pl
LM
M M
acie
k Ku
rek
feedme
62 take01me 63take
01me
www.take-me.pl LMM Maciek Kurek
64 take01me 65take
01me
www.take-me.pl LMM Maciek Kurek
© anita wasikasp gdansk
Aids eats Africa
Free trade isn't fair trade
Food rights
s. 61
s. 63
s. 64
s. 60, 62, 65
maciek kurekhttp://statekkosmiczny.pl
makeme
66 take01me 67take
01me
shootmeMy facebook profilekoncepcja: Piotr Adamskizdjęcia: Joanna Skrzypczak
Posiadam, podobnie jak ty, profil Facebook oraz MySpace, a dzięki
nim grono internetowych przyjaciół. Połowa z nich to ludzie, z którymi
nigdy nie miałem bezpośredniego kontaktu. Proces, podczas którego
zyskuję pewne wyobrażenie ich osoby, jest zdominowany przez foto-
grafię, blog, opinie – formy powszechnie manipulowane, dające nie-
pokojącą możliwość ciągłego kreowania i zmiany swojego wizerunku.
Sam na tę okazję przygotowałem specjalną fotografię i nadałem sobie
kolejne w mojej sieciowej biografii imię. Stworzyłem kolejnego awata-
ra na własne podobieństwo, reprezentującego bardziej moje poczucie
humoru i umiejętności kreacyjne niż mnie samego z „krwi i kości”.
W społecznościach internetowych nasza tożsamość rodzi wirtualne
sobowtóry, często poprawione z potrzeby zaistnienia w konkretnym
środowisku, a proces ten jest bezkarnie wolny, nie poddaje się weryfi-
kacji, gdyż na tym poziomie nie jest ona wpisana w strukturę sieciowej
komunikacji. Pozostało mi uwierzyć, że Fleur to 25-letnia, niezwykle
urocza księżniczka z ogrodów dworku w południowej Francji, a Madam
von TupTup nie jest w rzeczywistości nadwrażliwym, tłustym czter-
dziestolatkiem, który po wciśnięciu „off” swojego komputera, jako mąż
i głowa rodziny dalej odgrywa umownie zaakceptowaną, społeczną
rolę, w której scenariuszu brak wdzięku madame.
Przy okazji całego procesu konstruujemy nieskończone uniwersum fo-
tografii, które jak nigdy dotąd, w licznych rodzinach portali społeczno-
ściowych, stały się reprezentacją nas samych. Zdjęcia Joanny Skrzyp-
czak to wyjęta z kontekstu albumu internetowego seria autoportretów,
które wyzwolone ze świata wirtualnego, przeniesione na papier, zyska-
ły autonomię obrazu fotograficznego.
http://www.myspace.com/asia_asiahttp://www.facebook.com/home.php?#/joanna.skrzypczak?__a=1http://www.flickr.com/photos/hrabinavontuptup/
2003
2004
2005
2006
67take01me
Joan
na S
krzy
pcza
kfo
togr
afie
mak
em
e
www.take-me.pl LMM Joanna Skrzypczak
ww
w.take-m
e.pl LMM
Joanna Skrzypczak
68 take01me 69take
01me68 69take01me
take01me
2006
2007
www.take-me.pl LMM Joanna Skrzypczakwww.take-me.pl LMM Joanna Skrzypczak
70 take01me 71take
01me 71take01me
2008
2007
ww
w.take-m
e.pl LMM
Joanna Skrzypczakw
ww
.take
-me.
pl L
MM
Joa
nna
Skrz
ypcz
ak
72 take01me 73take
01me
musemeW pierwszym numerze TAKEME omówimy kilka ciekawych projektów
muzycznych z wrocławskim rodowodem, Mikromusic, Digit All Love,
a także pewną ciekawą składankę. Elementem „spinającym” opisywa-
ne wątki będzie postać Natalii Grosiak, niezwykle aktywnej i utalento-
wanej wokalistki.
4871 – Na rynku ukazuje się wiele składanek muzycznych; od tych
promujących radia komercyjne (Zet, RMF, Eska), przez gazety (Dziew-
czyna, Popcorn), po wydawnictwa typu Złote Przeboje. Mnogość tytu-
łów niestety nie odzwierciedla stanu faktycznego tego, co dzieje się
na rynku.
Na co mi kolejna składanka, na której usłyszę Bobbiego McFerrina
i świetny skądinąd Don`t worry be happy? Happy to byłbym, gdyby
składanki na naszym rynku nie były politycznie poprawnym zlepkiem
hitów.
Kroplą muzycznej świeżej wody na ugorze nutowym spalonym słoń-
cem podlizywania się i komercji jest pewien nietypowy składak zaty-
tułowany 4781.
Pod tym tajemniczym symbolem kryje się ciekawy przegląd Natalii
Grosiak (pomysł Luna Music); artystka, udzielająca się w wielu
projektach, dokonała przeglądu wrocławskiej sceny muzycz-
nej i wybrała najlepsze, jej zdaniem, projekty. „Dopinguje-
my siebie nawzajem. To kształtuje dobrą energię między
nami i z tej energii wypływa”. A energia we Wrocku jest
naprawdę wielka.
Ta scena należy do najprężniej rozwijających się i różnorodnych w na-
szym kraju.
Subiektywizm w tym przypadku okazał się największym atutem płyty
dlatego, że nie dostajemy kolejnej „grzecznie” skrojonej, przewidywal-
nej składanki i całe szczęście.
Oszibarack, L.U.C., Digit All Love, Mikromusic, Kanał Audytywny, Husky
i wielu innych ukazują scenę Miasta Mostów w ciekawy sposób. Oka-
zuje się, że eksperymentalny hip-hop, muzyka taneczna, trip hop, jazz
są bliskimi sąsiadami i że pozorny rozstrzał stylistyczny okazuje się
spójnym drzewem, którego gałęzie rozkładają się szeroko, ale wyrasta-
ją z tego samego pnia.
Mam nadzieję, że 4871 nie okaże się jednorazowym projektem i już
niedługo doczekamy się kolejnych tego typu wydawnictw.
Artyści innych miast wyciągajcie wnioski, zbierajcie się w grupę i pro-
mujcie!
Krytyka bez fobii krytykaNatalia GrosiakAdrian Kaniewski
Mikromusic – kiedy podchodzę do swej półki
z płytami i szukam odprężenia po ciężkim dniu,
zwykle wybieram coś z death metalu albo awangar-
dowej elektroniki. Niestety (albo na szczęście) zawsze
w życiu pojawiają się chwile zwątpienia, lub nieodparta siła
poszukiwania innych emocji w muzyce. Co wtedy zrobić?
Ja w takich chwilach słucham najczęściej czegoś, co leży
na przeciwnym biegunie. Julio Iglesias po niemiecku, Kelly
Family z lat siedemdziesiątych… wiecie o co mi chodzi. Ma
być inaczej, choć niekoniecznie ze smakiem.
Z zespołem Mikromusic było podobnie, ale inaczej; obie
płyty „Dobrze jest” i „Sennik” prezentowałem wcześniej
w Radiu Afera, ale jakoś nie byłem w stanie przejść z nimi
na ty.
Dopiero ów kryzys ukazał mi potencjał pozytywnej siły
i energii, który drzemie w Mikro. Okazało się, że ten uważa-
ny przeze mnie za typowo kobiecy zespół jest w stanie wy-
gładzić moją chropawą duszę i tchnąć w nią nieco słońca,
melancholijnego, przesłoniętego chmurką. Widzicie, ledwo
zaczynam pisać o nich, a już robi się lżej.
Poza tym jest jeszcze coś. Kiedy zaprosicie dziewczynę
na kolację, założycie krawat do fraka, przygotujecie obrus
w kratę, wyciągniecie rybę z piekarnika i podacie do niej
czerwone wino, nie będzie katastrofy, nic się nie stanie.
W waszym odtwarzaczu znajduje się bowiem płyta, która
będzie bardzo bardzo odpowiednia, aby zaprezentować
się nie jako napalony kibic zespołu piłkarskiego, ale jako
wierny i czuły kochanek, oddany sługa i gość, który wie co
dobre.
Autor tekstu prowadzi Otwartą Głowę
w poznańskim radiu Afera w niedziele o 19.
Krytyka to nie powiedzenie o jakimś bycie kulturalnym, że jest dobry lub zły. Konstruktywna krytyka powinna zawierać jak najmniej fobii
krytyka, a powinna stawiać jak najwięcej pytań, na które czytelnicy sami sobie odpowiedzą.
72 73take01me
take01me
MIC
HAŁ
ZIE
LIŃ
SKI
KRZYSZTOF SMYK
74 take01me 75take
01me
teaseme
Zimz o sobie
Rocznik 1983. Absolwent kierunku Edukacja Artystyczna w Zakresie
Sztuk Plastycznych na Katedrze Sztuki i Kultury Plastycznej Uniwer-
sytetu Zielonogórskiego; dyplom z malarstwa i aneks z projektowania
graficznego [zakończenie pięciu lat artystycznej degeneracji].
Obecnie prowadzę galerię Shelter w piwnicy Lubskiego Domu Kultury,
a także drę mordę w zespole Ubojnia (hardcore/punk/noise).
Rysuję odkąd rodzice kupili mi kredki i nigdy nie miałem zamiaru prze-
stać. Od piątej klasy podstawówki uczęszczałem na zajęcia plastyczne
prowadzone przez człowieka, którego nazwisko i tak niewiele powie
większości czytelników (…Janusz Orzepowski). Później wylądowałem
w stresującym liceum ogólnokształcącym i często po nocach zamiast
odrabiać zadania z matematyki rysowałem różne dziwne rzeczy. Niedo-
spane lata szkoły średniej pomogły mi dostać się na studia artystyczne.
Jak na razie brałem udział przeważnie w wystawach zbiorowych (wia-
domo, więcej osób do zrzutki na poczęstunek).
Obszar działania – ART: komix, grafika, malarstwo, foto, video. Inspiruje
mnie życie: szeroko rozumiana scena hardcore/punk, czekolada, alko-
hol, sex, psycholocybina, dadaizm, Merz, surrealizm, pop-art, street-art,
Monthy Python Flying Circus, koniec świata...
Testowanie siebie jako twórcy/człowieka w różnych dziedzinach arty-
stycznych i koncepcjach traktuje nie tylko jako doskonałą przygodę,
ale również jako sposób na wyrażenie siebie i przekazanie swoich re-
fleksji na temat rzeczywistości. Wiem – banał. Niby nic specjalnego, bo
wielu tak mogłoby pisać o swoim stosunku do twórczości. Jednak Vin-
cent Van Gogh, Marcel Duchamp i Kurt Schwitters byli wyjątkowi, Jan
Kowalski (choćby były setki o takim imieniu i nazwisku) jest również
niepowtarzalny jako jednostka w danym miejscu i czasie. Niech się
więc z tego faktu Jan cieszy i nie da się zabić przez wykluczenie z gale-
ryjnego rynku sztuki. Trzeba robić swoje.
Część moich prac można obejrzeć na www.myspace.com/zimz.
Zapraszam też na stronę www.myspace.com/ubojniamuzik.
76 take01me 77take
01me
grafiki na stronach 76-79: www.take-me.pl LTM Łukasz Samsonowicz
take m
eŁu
kasz
Sam
sono
wic
zG
aler
ia S
HEL
TER
78 take01me 79take
01me78 79take01me
take01me
teasemeSzkiceMagdalena Starska
stro
ny 7
8-79
: FO
TO: t
ake-
me.
pl L
TM M
icha
ł Goł
aś S
ZKIC
E: M
agda
lena
Sta
rska
80 take01me 81take
01me
shortcut Translation Urszula Skowrońska
Me, myself and my piece of furnitureAgata Banaszek
Imagine a piece of furniture which you can alter to be whatever you
want it to be, depending on what apartment you have, what you do,
who you are. You can even express your mood through it. One day it
is an armchair, next day a couch, and on the third day a wall separa-
ting you from your roomate. And all of it made of the same pieces of
material the ABAN is made of.
How to answer a question: ‘’What is identity’’ through a design? In
this case it is pretty simple: The piece of furniture itself is charac-
terized by a specific identity, because one day one set of pieces of
material are this, and another day – that. They are temporary, and you
are the one who creates the furniture, basing on the simplest weaves.
Going further, you can express yourself with this piece of furnitu-
re – if you are in bad mood, simply make a couch for yourself and
lose touch with the world reading your favourite book for the tenth
time. And maybe it’s the opposite? Call your friends inviting them for
evening, and in the meantime, plait the armchairs for your guests to
sit on.
The designer tried to look for inspiration in many fields of art. This
time she found it in an ethnographic museum, where she took
interest in craft and handmade articles, basing on different kinds of
weaves.
She was looking for a shape and a form basing on many weaves. She
analized weaves of various levels of difficulty. After many trials, she
chose the simplest woven weave, which shows the essence of this
mechanism, which is the possibility to receive a durable form without
the usage of any outside factors, for instance glue. The weave chosen
by Agata is based on entwining the threads, threads in the weft go in
turn over and under the warp thread, and the entwine points meet on
every side.
Finally, she created module basing on stripes that, by a certain way
of assembling block each other, making this way a durable form. At
the same time, you can fold and stretch it, which allows you to reduce
or increase its volume and adjust it to your specific needs. What is
more, you can make a rosette of this harmonica – module, making it
an enclosed form. This modul is in fact a single stripe, which can be
used in many ways to arrange the interriors, and at the same time, it
is suited to be used in exhibition spaces (allows to build blind walls),
and in the open space.
Michał Gołaś
Are you familiar with what is going on nowadays in Polish design?
No, we don’t really know much about the design in Poland, although
we’d like to. We’re gonna have to catch up on it...
Do you remember when exactly you decided to run you carriers
together? you are brothers and I wonder wheter that decision was
intuitive or spontanious, or carrefully thought–out.
It didn’t happen suddenly, it rather took time. in the beginning Erwan
helped Ronan, but despite this help,the projects were not joint. With
time, the subject of working together appeared. And now it’s been
ten years as we work together.
What is in your opinion the line between usefulness of your pro-
jects, and their creation? Which is more important to you?
The truth is, a successful project is like an elaborate alchemy, compo-
sed of various factors . Some ‘’ingredients’’ are essential, like the way
of using or beauty of the project. But none of them, a priori, should
be more important than the other. In fact, a successful project rises
above both of these factors, but at the same time joins them together
perfectly.
It looks that this is an art you’ve worked out perfectly. Which one of
your projects would you describe as the most difficult to fulfil?
It’s hard to say. We worked on many projects, in different contexts,
and on different levels of difficulty. But besides of it, each of them re-
quired complete dedication and concentration. Because of the variety
of contexts, some projects were easier and others were more difficult,
but in general, all of our projects reqiured time, special attention, and
most of all, passion.
Besides passion and attention you are talking about, do you have
a specific course of work, some iron procedure of creating your
projects?
To be honest, the essence of our creative activity is the drawing and
sketch pad. It doesn’t mean of course that we spend all day drawing,
but these moments of peace and reflection combined with making
drawings, are in fact the main part of our work. The act of creation is
in a huge part an intellectual phenomenon, and its basic tools are, in
this case, a drawing pad and a pencil. All other aspects of our work
revolve around it.
To be honest, we don’t have a rigid schedule or anything like that
to ‘’distribute the tasks’’. Conceiving and understanding the object
or project is somehow similar to preparing a meal. There are some
ingredients that are essential, but the success depends on the com-
plex alchemy between these ingredients an the way of joining them
Pozostańmy na chwilę na naszych, polskich śmieciach.Dosłownie.Recycling nie jest niczym odkrywczym, ale reinkarnacja dezodorantów to już poważna sprawa.Zastanów się, zanim pochopnie pozbędziesz się swojego kulkowego przyjaciela – nie wiesz czy nie wróci do Ciebie jako Perfon. A niektóre z nich bywają naprawdę groźne.
KWIATUCHI, grupa założona przez parę
artystów: KWIATka i TUCHę (Martuchę
Mielczarską) to formacja, której zainte-
resowania obracają się wokół rewita-
lizacji przestrzeni publicznej i relacji
w niej panujących, w tym redesignu
śmieciowego – wszelkiego rodzaju re-
cyklingu, odzyskiwania i ożywiania ska-
zanych na zapomnienie przedmiotów.
Kwiatuchi to również postawa, pełna
wspólnej pracy, wymiany poglądów,
twórcza mieszanka, której jedna osoba
nie byłaby wstanie osiągnąć. KWIA-
TUCHI to tandem, to trzecia postać,
składkowa z dwóch.
Do tej pory w ramach "redesignu śmie-
ciowego" stworzyliśmy znicze, portfele
i torby. Wszystkie o lekko anarchistycz-
nej stylistyce. Nasz ostatni projekt
to Perfony – cykl dość nietypowych
nawet jak na Designer Toys zabawek.
Podstawą pomysłu był jeden z deo kul-
kowych, w którym po naszej ingerencji
zobaczyliśmy bohatera, PERFONA.
Następnie poprosiliśmy znajomych,
aby nam je odkładali. Zaczęliśmy
otrzymywać również inne opakowania,
które okazały się równie ekscytujące.
Perfony to projekt permanentny. Jak
produkcja śmieci, które zamierzamy
dalej przetwarzać.
Nasza bieżąca działalność:
www.kwiatuchi.org
tekst i fotografie: www.take-me.pl LTM kwiatuchi
The Bouroullec brothers- interview
teasemeDesign z odzyskuPerfonyKwiatuchi
80 take01me 81take
01me
01identity
82 take01me
kontaktydotwórców
Zofia Popł[email protected] 08
Jakub Popł[email protected] 08
Agata [email protected] 10
Piotr [email protected] 18
mode:lina - Jerzy Woźniak, Paweł [email protected] 18
Alina [email protected] 22
Wojciech Gruszczyń[email protected] 22
Joanna [email protected] 26
Galeria STEREO - Zuzanna Hadryś, Michał [email protected] 28
PRACOWNIA - Anita [email protected] 61, 63, 64
Maciek Kurekhttp://[email protected] 27, 55, 60, 62, 65
Joanna [email protected] 66
Adrian [email protected] 72
Łukasz [email protected] 74
Magdalena [email protected] 78
Perfonyhttp://[email protected] 80
Natalia [email protected] 4, 5, 7, 26, 68, 81
In the beginning it was free software, than open-source, and together
with it came a legal solution, which allows authors to make a code
of their programs accessible for public usage and modification. First
condition imposed on the users was to make it possible for every next
person to reach the original authors, so that it is known who contribu-
ted to creating the program. Second element of this innovative con-
cept tells about prohibiting limitating rights to free software in any
way. Therefore, when modifying the program, and passing it to another
person, it was essential to give this person as many rights as we oursel-
ves received. This way nothing could stop the easy flow of ideas and
information, because it was impossible to keep the program or sell it
in any limited form, so that it is legal.
together. There are not too many rules in the process of designing.
Some ideas simply appear as perfect and definite, others are results
of longer search. Our roles are not strictly divided either, they change
depending on the project.
In what conditions do you work best? Do you work at home as well?
The work we like the most is with a drawing pad and a pencil.
Are you the same artists as you were in the beginning? What has
changed during your whole creative activity?
For a long time, our attitude toward our work in the world of design,
was very self-critical and self–didactic, if we can put it this way. In
many cases we approached the concepts of our final projects only
intuitively. This ‘’naivety’’ allowed us to penetrate the problem from
many angles, which sometimes brought amazing results. Nowadays,
we still try to keep a measure of modesty and humility, to keep our
view on the world of design fresh and new. In the same time we try to
Tiered songs.Wojciech BąkowskiZuzanna Hadryś, Michał Lasota
Wojciech Bąkowski (aka WSB) creates drawings and animated carto-
ons, music and poetry, radio-plays, objects and audioperformances.
Born in 1979, in 2005 he graduated from Poznań Academy of Arts in
prof. Leszek Knaflewski’s audiosphere studio and in prof. Hieronim
Neuman’s animated cartoons studio. Animated cartoons, often cre-
ated with non-camera technique (the illustrations are created directly
on the film stock) together with the music production, are WSB’s tra-
demarks; they are not however the only fields in the wide spectrum
of his actions. Very important part of his artistic accomplishments
are his drawings, also very often created on the tape with a pen (as
in the series: ‘’not yet stock are all and every my things here’’), drawn
slides, installations with the usage of tape recorders, photographies.
Extremely important is as well his poetic work, that functions in the
autonomous media and is used as lirycs of the KOT band’s songs, ra-
dio–plays scenarios (e.g. ‘’Capital WuEsBe’’) and the audioperforman-
ces (‘’Baby Jezus’’, ‘’Corpses’’). WSB is a member of an informal group
Gunkery, that gathers a few Poznań artists, whose art is characterized
by simple means and direct message, sensitivity, unusual vitality, and
strong, perverse humor.
Bąkowski’s career exploded in the half of 2008 (solo exhibition ‘’Are
you going with me? – Where? – Into dark ass’’ in LETO Gallery, genera-
tions’ exhibitions „Establishment” in CSW Zamek Ujazdowski and „No
sorry” in Warsaw Museum of Modern Arts) and a crown of this series
of success is undoubtedly taking part in the prestigous exhibition
‘’Younger Than Jesus” in New Museum in New York.
His actions show a consistent artists, who firmly and faultlessly works
within his authorial aesthetics. Bąkowski’s personality and imagina-
tion are strongly moulded by a typical urban childhood spent among
blocks of flats, which course is determined by local rules and rituals.
The microcosm of young boy’s gang seems to be a fundamental expe-
rience here. WSB very seriously treats this mental horizon, in which
he is still somehow rooted. Early, but very consciously experienced
fascinations, later covered by series of transformations, also have
significant meaning to him. Bąkowski’s roots stick in rap music, which
is mostly reflected in his music activities (currently also sated with
cold wave), but also in his, peculiarly dirty and rough drawings and
animations, and finally, in his poetic works.
In Bąkowski’s poetry you can find scraps of conversations, overheard
sentences, repeated expressions from colloquial language, onoma-
topoeias. This work shows a man very sensitive to spoken message,
submerged in language, active listener who vividly uses the words.
His poetry reflects beauty of trivial situations, the amazingness stuck
in regularness, but also a trauma of situations happening in home,
school, among peers, common for many of us. It’s the poetry of city,
rasp and dirt, school hallway and playground, grandma’s name-day
and hospital smell, a poetry that, after overcoming the barrier of pe-
culiar language and getting used to it, touches the recipient strongly
ang truly.
deepen our knowledge regarding the issues that are close to us, fulfil-
ling some postulates that derive from our previous experience.
Do you have your masters? Where do you find inspiration?
We don’t have any particular models we could mention. It is however
obvious that we appreciate the work of some designers, like Jean
Prouvé, Andrea Branzi or Jasper Morrison.
Do you keep any furniture designed
Only a few prototypes.
In Poland there are currently a few design school. What advice
would you give the young students of this art, who would like to
dedicate themselves to it, just like you?
Lots of advice could be given, but the most important is: work with
joy.
Our idea is childishly simple. It is about transfering the open-sour-
ce guidelines to other fields, especially to those, that in our opinion
need it the most. Over the next few months many voices rose about
the need to bring up the matter of copyrights, and the latest Swedish
experience shows that many people demand thorough changes in per-
ception of copyrights. More and more often a question comes back,
question which many of us asked many times: ‘’What is so bad about
downloading these bloody files?’’ Probably a similar number of Inter-
net users cannot resist an impression, that emule or torrent had bigger
impact on their way of perceiving culture than waiting long in the night
to watch a good movie in public television, or pointless attempts to
find in a music store albums of noncommercial artists.
Yes, you wanted no harm, and sure, the temptation was too strong.
Instead of an absolution, we offer you a solution, followed in the past,
served in a new form, and the extent of its success depends only on
you.
Assuming that it is worth looking for an alternative, and open a new
way to all of those, whose point of view and way of perceiving is worth
knowing, led by already mentioned reflection regarding access to cre-
ation, we have decided to write our own licenses.
To make our project functional, we started a website, where, after lo-
ging in, you have possibility to download, legally at last, full version of
our magazine. Having on your disc TAKEME magazine, you only have to
make one click on any picture, illustration or text to get access to use
it to a wide extent – remember to place authors’ data and the address
of the website from which you downloaded TAKEME. The works them-
selves are always free. The licenses have been written in a way that
bans limiting , what authors called ‘’copyleft virus’’. Remember that
when you feel like passing it to someone else. TAKEME license allows
you to use the works we described above. Whereas MAKEME license
gives you additional possibility of creative modification of their con-
text. This way you become one of authors, and the work gains a new
dimension, it has a chance to live its own life.
Let’s assume that David Deutsch’s multiuniverse theory is right. Than,
‘’liberated’’ work has a chance to become meaningful, evolving object
– victim of hopeless ideas, as well as a sparkle for creating a master-
piece, and in the paralel universes an infinite number of variations will
be created.
83take01me82 take
01me
TAKEME Opporunities Creators Foundation