Studenci opisani w "Lalce"

download Studenci opisani w "Lalce"

If you can't read please download the document

Transcript of Studenci opisani w "Lalce"

Naprzd ci studenci, z trzeciego pitra od frontu, byli to istotnie ludzie niespokojnego ducha. Do godziny drugiej po pnocy piewali i krzyczeli, czasami nawet ryczeli i w ogle starali si wydawa jak najwicej gosw nieludzkich. W cigu dnia, gdy choby jeden z nich by w domu, a zawsze by ktry, jeeli tylko pani baronowa Krzeszowska wychylia gow przez lufcik (robia to po kilkanacie razy na dzie), zawsze jej kto usiowa wyla z gry wod na gow. Powiem nawet, e midzy ni a mieszkajcymi nad ni studentami wytworzy si pewien rodzaj sportu, polegajcy na tym, e ona, wyjrzawszy przez lufcik, staraa si jak najprdzej cofn gow, a oni usiowali wylewa na ni wod jak najczciej i w jak najwikszych ilociach. Wieczorami za ci modzi ludzie, nad ktrymi ju nikt nie mieszka i nikt nie mg ich oblewa wod, wieczorami zwoywali do siebie praczki i suce z caej kamienicy. Wwczas w lokalu pani baronowej rozlegay si krzyki i pacze spazmatyczne.

Modliem si nie na prno. Kara boska ju wisiaa nad gow intrygantki, w postaci ledzia, ktry wysuwa si z lufcika na trzecim pitrze. ledzia owego trzymaa jaka tajemnicza rka, odziana w granatowy rkaw ze srebrnym galonem, spoza rki za co kilka sekund wychylaa si mizerna twarz ze zoliwym umiechem. Nie trzeba byo mojej przenikliwoci, aeby zgadn, e by to jeden z nie paccych komornego studentw, ktry tylko czeka na ukazanie si baronowej w lufciku, aeby na ni puci ledzia. Ale baronowa bya ostrona, wic mizerny studencina nudzi si. Przekada opatrznociowego ledzia z jednej rki do drugiej i, zapewne dla zabicia czasu, robi bardzo nieprzystojne miny do dziewczt z paryskiej pralni. Wanie kiedy zastanawiaem si, e zamach, przygotowywany na baronow przez studenta ze ledziem, speznie na niczym, Wokulski wsta z krzesa i zacz egna damy. (...) Ledwie wyszlimy na dziedziniec, patrz - pani baronowa wychyla si ze swego lufcika i woa, oczywicie do nas: - Panie!... Prosz!... Nagle - rozdzierajcym gosem krzykna: "Ach nihilici...", i cofna si w gb pokoju. Jednoczenie o kilka krokw od nas spad na podwrze led, na ktrego str rzuci si z tak drapienoci, e nawet mnie nie spostrzeg.

Nagle usta same otworzyy mi si z podziwu; ujrzaem bowiem przed katedr sdziego pokoju ca gromad znanych mi osb. Na lewo od stou - pani Krzeszowska, jej robaczywy adwokat i ten hultaj Maruszewicz, a na prawo dwaj studenci. Jeden z nich odznacza si bardzo wytartym mundurem i niezwykle obfit wymow; drugi mia jeszcze mocniej wytarty mundur, kolorowy szalik na szyi i wyglda, dalibg, jak emigrant z przedpogrzebowego domu. Przypatrzyem mu si lepiej. Tak, to on, to jest ten sam mizerny mody czowiek, ktry podczas pierwszej bytnoci Wokulskiego u pani Stawskiej rzuci baronowej ledzia na gow. Kochany chopak!... Ale te nie zdarzyo mi si widzie nic rwnie chudego i tego... W pierwszej chwili mylaem, e midzy tymi przyjemnymi modziecami i baronow toczy si proces wanie o owego ledzia. Wnet jednak przekonaem si, e chodzi o co innego, e mianowicie pani Krzeszowska, zostawszy wacicielk domu, chce z niego wyrzuci swoich najzapamitalszych wrogw, a zarazem najniewypacalniejszych lokatorw. Sprawa midzy baronow a modymi ludmi w tej chwili dosiga najwyszego punktu. Jeden ze studentw, adny chopak z wsikami i faworytami, wspinajc si na palcach albo opadajc

na obcasy, opowiada co sdziemu; przy czym praw rk wykonywa okrge ruchy, a lew kokieteryjnie zakrca wsik, wysoko podnoszc may palec, ozdobiony piercionkiem bez oczka. Drugi modzieniec milcza pospnie i kry si za koleg. W postawie jego zauwayem pewn osobliwo: przyciska on do piersi obie rce, a donie rozoy w taki sposb, jakby w nich trzyma ksik albo obrazek. - Wic jak si panowie nazywacie? - spyta sdzia. - Maleski - odpar z ukonem waciciel faworytw - i Patkiewicz... - doda wskazujc gestem penym dystynkcji na ponurego towarzysza. - A trzeci pan gdzie? - Jest cierpicy - odpar krygujc si pan Maleski. - Jest to nasz sublokator i zreszt bardzo rzadko mieszka z nami. - Jak to? Bardzo rzadko mieszka? Gdzie on siedzi w dzie? - W uniwersytecie, w prosektorium, czasem na obiedzie. - No, a w nocy? - Pod tym wzgldem mog panu sdziemu da tylko poufne objanienia. - A gdzie on zapisany w ksigi? - O, zapisany jest cigle w naszym domu, poniewa nie chciaby robi wadzom subiekcji - objani pan Maleski z min lorda. Sdzia zwrci si do pani Krzeszowskiej. - C, pani wci nie chce trzyma tych panw?- Za adne skarby! - jkna pani baronowa. - Po caych nocach rycz, tupi, piej, gwid... Nie ma sucej w domu, ktrej by nie zwabiali do siebie... Ach, Boe!... - krzykna odwracajc gow. Sdzia by zdziwiony wykrzyknikiem, ale ja nie... Spostrzegem bowiem, e pan Patkiewicz, nie odejmujc rk od piersi, nagle wywrci oczy i opuci doln szczk w taki sposb, e zrobi si podobny do stojcego trupa. Jego twarz i caa postawa istotnie moga przerazi nawet zdrowego czowieka. - Najokropniejsze jest to, e ci panowie wylewaj oknem jakie pyny... - Czy na pani? - spyta zuchwale pan Maleski. Baronowa posiniaa z gniewu, ale umilka; wstyd jej byo przyzna si. - C dalej? - rzek sdzia. - Ale najgorsze ze wszystkiego (przez co nawet wpadam w nerwow chorob), e ci panowie po kilka razy na dzie stukaj do mego okna trupi gwk... - Tak panowie robi? - zapyta sdzia. - Bd mia honor objani pana sdziego - odpar Maleski, z postaw czowieka, ktry chce odtaczy menueta. - Nam usuguje str domu, mieszkajcy na dole; aeby wic nie marnowa si schodzeniem i wchodzeniem na trzecie pitro, mamy u siebie dugi sznur, wieszamy na nim, co jest pod rk (moe czasem zdarzy si i trupia gwka), i... pukamy do jego okna - zakoczy tak sodkim tonem, e trudno byo przestraszy si rwnie delikatnego pukania. - Ach, Boe!... - krzykna znowu pani baronowa, zataczajc si. - Oczywicie, chora kobieta - mrukn Maleski. - Nie chora! - zawoaa baronowa. - Ale wysuchaj mnie, panie sdzio!... Ja nie mog patrze na tego drugiego... bo on cigle robi miny jak nieboszczyk... Ja niedawno straciam crk!... - zakoczya ze zami. - Sowo honoru, e ta pani ma halucynacje - rzek Maleski. Kto tu jest podobny do nieboszczyka?... Patkiewicz?... taki przystojny chopak!... - doda, wypychajc naprzd mizernego koleg, ktry... w tej chwili wanie ju po raz pity udawa trupa. W sali wybuchn miech; sdzia dla uratowania powagi zanurzy gow w papierach i po duszej pauzie surowo zapowiedzia, e mia si nie wolno i e kady, zakcajcy porzdek, ulegnie karze pieninej. Korzystajc z zamiszania, Patkiewicz szarpn koleg za rkaw i szepn ponuro: - C ty, winio, Maleski, kpisz sobie ze mnie w publicznym miejscu? - Bo jeste przystojny, Patkiewicz. Kobiety wciekaj si za tob. - To przecie nie dlatego... - mrukn Patkiewicz znacznie spokojniejszym tonem. - Kiedy panowie zapac dwanacie rubli kopiejek pidziesit za miesic stycze? - spyta sdzia.

Pan Patkiewicz tym razem uda czowieka, ktry ma bielmo na lewym oku i lew cz twarzy sparaliowan; pan Maleski za pogry si w gbokim zamyleniu. - Gdybymy - rzek po chwili - mogli zosta do wakacyj, to... Ale tak!... Niech nam pani baronowa zabierze umeblowanie. Ach, nic ju nie chc, nic... Tylko wyprowadcie si, panowie! Nie mam adnej pretensji o komorne... - zawoaa baronowa. - Jak si ta kobieta kompromituje - szepn nasz adwokat. Wczy si po sdach, bierze takiego szubrawca na doradc... - Ale my mamy do pani pretensj o szkody i straty! - odezwa si Maleski. - Kto sysza o tej porze wymawia przyzwoitym ludziom komorne?... Gdybymy nawet znaleli lokal, to bdzie taki pody, e przynajmniej ze dwu z nas umrze na suchoty... Pan Patkiewicz, zapewne w celu dodania wikszej wagi sowom mwcy zacz porusza uchem i skr na gowie, co w sali wywoao nowy atak wesooci. - Pierwszy raz widz co podobnego! rzek nasz adwokat. - Tak spraw? - spyta Wokulski. - Nie, ale eby czowiek uchem rusza. To artysta!... Sdzia tymczasem napisa i przeczyta wyrok, moc ktrego panowie: Maleski i Patkiewicz, zostali skazani na zapacenie dwunastu rubli i pidziesiciu kopiejek komornego tudzie na opuszczenie lokalu przed 8 lutym. Tu zdarzy si fakt nadzwyczajny. Pan Patkiewicz, usyszawszy wyrok, dozna tak silnego wstrznienia moralnego, e twarz zrobia mu si zielon i - zemdla. Szczciem, spadajc trafi w objcia pana Maleskiego; inaczej strasznie rozbiby si nieborak. Naturalnie w sali odezway si gosy wspczucia, kucharka pani Stawskiej zapakaa. ydki zaczy pokazywa palcami na baronow i chrzka. Zakopotany sdzia przerwa posiedzenie i kiwnwszy gow Wokulskiemu (skd oni si znaj?), poszed do swego pokoju, a dwaj stjkowi prawie wynieli na rkach nieszczliwego modzieca, ktry tym razem by naprawd podobny do trupa. Dopiero w przedpokoju, gdy zoono go na awce, a jeden z obecnych zawoa, aeby obla go wod; chory nagle zerwa si i rzek gronie: No, no!... tylko bez gupich artw... Po czym natychmiast sam ubra si w palto, energicznie nacign niezbyt cae kalosze i lekkim krokiem opuci sdow sal, ku zdziwieniu stjkowych, oskaronych i wiadkw.

Mam ju dosy tych nihilistw, rozpustnikw, ateuszw, ktrzy znosz trupie gwki. - baronowa Krzeszowska o studentach