Róże św. Elżbiety

20

description

Gazeta pariafialna

Transcript of Róże św. Elżbiety

Page 1: Róże św. Elżbiety
Page 2: Róże św. Elżbiety
Page 3: Róże św. Elżbiety

DrodzyCzytelnicyOddajemy do Waszych rąk drugi numer naszego parafi alnego czasopisma.

Oddajemy do Waszych rąk drugi numer naszego parafialnego czasopisma.

Dziękujemy tym, którzy sięgnęli po „Róże Świętej Elżbiety” w czerwcu przed wakacja-mi. Naszych świeżo upieczonych Czytelni-ków oraz tych niezdecydowanych, wahają-cych się jeszcze: „Czytać albo nie czytać?”, zachęcamy gorąco: „Czytać!”. Nie znamy wszystkich opinii na temat artykułów z pierw-szego numeru. Za uwagi, które do nas dotarły – zarówno te pozytywne, jak i krytyczne – dzięku-jemy; staramy się uwzględniać je w naszej pracy.

Jest już wrzesień. Dzieci wróciły do szkół, do-rośli – do pracy. Pewnie większość zapomina już o wakacjach – bo były nudne, deszczowe, może spędzone w domu, bo brakło pieniędzy na wyjazd… Mimo to zachęcamy Was do re-fleksji nad różnymi – niekoniecznie kosztow-nymi -sposobami spędzania wakacji.

Na portalu internetowym www.wiara.pl (go-rąco zachęcam do odwiedzania!) w lipcu po-jawił się komentarz ks. A. Stopki dotyczący „wakacyjnej oferty Kościoła”. Określenie to wzbudziło najpierw oburzenie: przecież Ko-ściół to poważna instytucja, a nie biuro po-dróży! Potem jednak przyszło zastanowienie: Kościół powinien wskazywać i stwarzać wier-nym różne formy odpoczynku. A jest ich prze-cież tak wiele, choćby wycieczki do znanych sanktuariów, pielgrzymki, rekolekcje oazowe dla młodzieży, festyny parafialne czy dożynki jako sposoby świętowania, wyrażania radości ze wspólnych dokonań.

Trzeba pokazać wszystkim, że wypoczynek z Panem Bogiem to nie wstyd czy wykroczenie przeciwko „nowoczesnemu i tolerancyjnemu” społeczeństwu. Pan Bóg nie przeszkadza nam w zwiedzaniu atrakcyjnych miejsc, zażywaniu morskich czy słonecznych kąpieli, czy w prze-żywaniu pierwszych wakacyjnych miłości. On cieszy się każdym naszym zachwytem, rado-ścią, uśmiechem. Chce, żebyśmy naprawdę dobrze wypoczęli. Przecież powiedział nam: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy zmęczeni i utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię”

Z tych przemyśleń powstał nasz drugi numer, poświęcony wspomnieniom z wakacji. Niech ta „letnia retrospekcja” będzie dla nas wszystkich bodźcem i źródłem siły do dobrej i sumiennej pracy i pociechą wtedy, gdy przyjdzie smutek.

Wszystkim tym, którzy zechcieli napisać dla nas relacje z wakacyjnych wojaży i wędrówek oraz parafialnych festynów i uroczystości, ser-decznie dziękujemy!

Małgorzata Świtała

KochaniParafianieWakacje, wakacje…Tyle było planów, wizji, zamierzeń, pragnień! Już po. Skończyło się.

Myślę jednak, że dla tych, którzy naprawdę chcieli przeżyć ten czas – ciągle są waka-

cje. Prawdziwe wakacje to nie tylko czas wolny, ale sposób wypoczywania po rzetelnej pracy. Kto umie dobrze pracować, ten będzie umiał dobrze wypoczywać. Wakacje 2011 to czas przeszły, ale ten, kto umie przeżywać, to wie, że to co się na-prawdę zaczęło, trwa. To, co się skończyło, tak naprawdę nigdy się nie zaczęło.

Wielu ucieka w pracę, rozrywki, używki, używanie życia, zamiast życie przeżywać. Nie umiemy wy-poczywać, bo nie mamy dystansu do siebie, życia, innych. Dziś żyjemy w wielkich iluzjach. Iluzji wielkości, bogactwa, mądrości.

Po wakacjach zostają zdjęcia, foldery, pamiątki, wspomnienia…Często piękne, ale bywają i przykre. Może warto dziś zastanowić się nad sobą, upływa-jącym czasem i pomyśleć o przyszłych wakacjach, aby ich nie zmarnować. Może warto pomyśleć o tych, którzy wakacji nie mieli albo w ich czasie do-znali bólu, ogarnęło ich przerażenie, obawa, troska o siebie, a przede wszystkim – o innych. Dla naszej Pielgrzymkowej Czerwonej Jedynki był to czas trud-ny, ale i błogosławiony. Nasi bracia przeżyli trudny czas pytań, rozterek, bólu tak fizycznego, jak i du-chowego. Pamiętajmy o nich w modlitwie, której zapewne dalej potrzebują.

Niech lektura drugiego numeru „Róż Świętej Elżbiety” będzie dla nas okazją do przemyśleń i decyzji na przyszłość. Może warto popracować też nad swoją duchowością, by świat materialny stał się dla nas wspaniałym darem.

Z pamięcią modlitewnąO. Faustyn Zatoka ofm, Proboszcz

Słowo Ojca Proboszcza

Czasopismo paraf i i Rzymskokato l ick ie j pw. Św. E lżb iety Węgiersk ie j w Nys ie .

Redaguje zespół: Małgorzata Świtała, O. Faustyn Zatoka OFM - proboszcz parafi i; Grażyna Hamiec, Agnieszka Marciniszyn, Adam Zelent – redaktor techniczny.

Adres redakcji: Nysa, Aleja Wojska Polskiego 31, e-mail: [email protected]

Opracowanie grafi czne: Adam Zelent, Jakub Burek / VEKTOR Studio

Skład komputerowy i druk: VEKTOR Studio, Nysa – ul. Prudnicka 3, tel. 77 433 07 65, www.vektor.com.pl

4-5

17

10

11

12

13

14

16

18

15

Spis treści:Z życia parafii • Aktualności

Temat numeru • Wakacje z Bogiem

Statystyka • Chrzty • Śluby • Pogrzeby

Nasi franciszkanie • O. Ignacy Wojciech Szczytowski OFM

Wspólnoty parafialne • Rada Parafialna

Kultura • Do poczytania

Naszym zdaniem • Ojciec - to brzmi dumnie?

Forum czytelników • W rocznicę ślubu

Kościół, parafi a i okolice • Historia Regulic

Dla dzieci i młodzieży • Opowiadanie • Krzyżówka

Konkursy • Rozstrzygnięcie wakacyjnego konkursu fotograficznego

3

Od redakcji

6-10

Page 4: Róże św. Elżbiety

Z ŻYCIA PARAFII - AKTUALNOŚCI

Oprócz tego redaktorzy, panowie: Artur Pieczarka i Sebastian Pec, rozmawiali „na

antenie” z naszym proboszczem, O. Faustynem, przedstawicielami naszych wspólnot: Rady Parafialnej, redakcji „Róż Świętej Elżbiety”, chóru „Fraternitas”, parafialnego zespołu „Caritas” oraz Wspólnoty Pogodnej Jesieni i Róż Różańcowych. Możemy więc z dumą powiedzieć, że zaistnieliśmy w eterze! Katolickim, oczywiście.

ms

RADIO „PLUS” - Transmisja

W ostatnią niedzielę czerwca, gościliśmy w naszej parafi i ekipę Radia „Plus” z Opola. Głównym celem tej wizyty była transmisja Mszy świętej o godz. 11 z naszego kościoła.

Obraz Jezusa Miłosiernego został namalowany przez młodego artystę

Wojciecha Klisia. Pochodzenie obrazu wiąże się z wizją, jaką siostra Faustyna miała w Płocku 22 lutego 1931r., w cza-sie której Chrystus wyraził życzenie, by namalować Jego portret i umieścić sło-wa: „Jezu ufam Tobie”. Jezus powiedział: „Pragnę, aby cały świat poznał miłosier-dzie moje. Przez obraz ten udzielę wiele łask duszom, on ma przypominać żądania mojego miłosierdzia, bo nawet wiara naj-silniejsza nic nie pomoże bez uczynków. Podaję Ci trzy sposoby czynienia miłosier-dzia bliźnim; pierwszy- czyn, drugi- słowo ,trzeci-modlitwa.”

Wierzymy mocno, że poprzez obraz ten doznamy wielu łask i umocnimy naszą wiarę , bo przecież jak powiedział Jan Pa-weł II „Bóg jest pierwszym źródłem rado-ści i nadziei człowieka „.

Podczas całej Mszy Św. strażacy z na-szej miejscowości trzymali w mundurach

JEZU, UFAM TOBIEW dniu 19 czerwca 2011r. o godz.12 odbyła się w kościele w Regulicach uroczysta Msza Św. z okazji poświęcenia obrazu Bożego Miłosierdzia oraz poświęcenia sztandaru Św. Franciszka, który jest jego patronem.

straż przed obrazem i przy sztandarze, a chór parafialny „Fraternitas” uświetnił ją swoim śpiewem. We Mszy św. oprócz mieszkańców naszej miejscowości uczestniczyło też wielu gości i darczyń-ców obrazu wraz z naszą Panią burmistrz Jolantą Barską , za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Całą tę przepiękną uroczy-stość prowadził niezastąpiony proboszcz naszej parafii O. Faustyn Zatoka. Na-stępnie z tej okazji odbył się rodzinny festyn, gdzie nasi parafianie, mieszkańcy Nysy i okolicznych miejscowości dosko-nale bawili się do białego rana. Jeszcze raz składamy serdeczne podziękowania wszystkim Dobrodziejom i Przyjaciołom naszego Kościoła i naszej Parafii.

„Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada,

Lecz przez to, kim jest;Nie przez to, co ma, lecz przez to, czym

dzieli się z innymi.”Jolanta Matoga

4

Redaktorzy radia „Plus” oraz „piękniejsza część” chóru wraz z p. Anną Bernat,

która prowadzi „Fraternitas”

Obraz Pana Jezusa Miłosiernego w kościele w Regulicach

Page 5: Róże św. Elżbiety

5

Uroczystości rozpoczęły się poświęceniem korony żniwnej na

placu RSP i dziękczynną Mszą Św. O. Proboszcz poświęcił bochen chleba, ofiarowany Bogu przez Starostów Dożynek w podziękowaniu za zebrane plony, a upieczony z tegorocznych zbiorów. Bochen ten według tradycji został podzielony i rozdany przez o. Faustyna wszystkim mieszkańcom, gościom i uczestnikom Dożynek.

Po Mszy św. wszyscy udali się na plac zabaw , gdzie czekało ich mnóstwo atrak-cji min. zabawa dla dzieci prowadzone przez zespół Vertini, pyszne ciasta i zaką-ski przygotowane przez gospodynie, a o zmroku odbył się pokaz tańca z ogniem i wspólne puszczanie do nieba lampionów szczęścia wraz ze swoimi marzeniami.

J.Matoga

Z ŻYCIA PARAFII - AKTUALNOŚCI

Wierni przybyli licznie, z całymi ro-dzinami. Nie zabrakło też „kibiców”

zerkających ukradkiem zza firanek lub też „odważnie” spoglądających w dół z balkonów. Dla idących w procesji to święto wyznania wiary w Chrystusa Eucharystycznego, dla in-nych – barwne widowisko, czasem, niestety, wzbudzające uśmiech politowania (sic!). Nie-liczne – a szkoda! – okna w blokach osiedlo-wych udekorowano obrazami świętych, kwia-tami, świecami, itp.

Mimo drobnych, nie zawsze pozytyw-nych akcentów, cała uroczystość przebie-gała w podniosłej atmosferze modlitwy i w słonecznej oprawie (tym razem pogoda dopisała!). Dziwnym zbiegiem okolicz-ności w tym roku dzień Bożego Ciała był jednocześnie pierwszym dniem wakacji. Jakże piękny początek lata!

ms

Boże CiałoTrasa procesji eucharystycznej wiodła w większości przez osiedle Podzamcze.

DożynkiW dniach 14 i 15 sierpnia 2011r. odbyły się w Regulicach Dożynki Parafi alne.

Festyn Świętego RochaJak co roku Festyn Świętego Rocha kończył wakacje i pomagał nam wrócić do codzienności.

Atrakcji było wiele i było z czego się cieszyć, wszak święty Roch to patron

znamienity i konkretny. Festyn to okazja by spotkać znajo-

mych, porozmawiać i pobawić się przy dobrej muzyce. Tak było i 27 sierpnia. Dzieci, dzięki Firmie Wertini, przeży-ły radosne chwile zabaw i konkursów. Można było spróbować wspaniałych ciast, które smakowały wszystkim. War-to wspomnieć też o grilowanych mię-sach, kiełbaskach i bigosie. Były lody i różne napoje.

Była również dobra muzyka i okazja do tańca. Strzelano z broni pneumatycz-nej, aby wygrać pluszową zabawkę. W loterii fantowej każdy los uprawniał do nagrody.

Dziękując Bogu za ten czas, dziękuje-my też i świętemu Rochowi. Nisko kłania-my się tym, którzy przyczynili się do tego dzieła. Bóg zapłać. Do następnego razu.

Antek

Przy jednym z ołtarzy

Zabawy dla dzieci w czasie festynu

Page 6: Róże św. Elżbiety

6

TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM

I rzeczywiście na Górze św. Anny zaświe-ciło słońce – tu mieliśmy dłuższy odpo-

czynek. Nareszcie spotkaliśmy się ze stru-mieniem z Raciborza, który prowadził o. Waldemar. Razem z grupą raciborską „1 czerwona” liczyła ponad 100 osób, w tym dwóch kapłanów, trzech kleryków, jedne-go brata zakonnego i aż dwanaście sióstr zakonnych. Mocna ekipa.

Mszy św. w grocie przewodniczył ks. biskup Jan Kopiec, a przepiękne wieczor-ne nabożeństwo transmitowane przez Ra-dio Plus od strony muzycznej prowadziła między innymi młodzież z naszej grupy. Środa przywitała nas piękną słoneczną pogodą. Nagłośnienie działało i naresz-cie kroczyliśmy wszyscy razem. Niestety trwało to bardzo krótko – do momentu, kiedy w tył kolumny naszej grupy uderzył samochód…

Wiele osób upadło, niektórzy jakoś się pozbierali, inni leżeli. Obecny z nami ojciec Waldemar, choć sam poszkodowa-

Nasza grupa w drodze, czyli „jedynka czerwona” z Nysy

Pielgrzymka na Jasną GóręPoczątek naszej drogi do Maryi był trudny – zimno, pochmurne niebo, deszcz, a nawet strugi deszczu, psujące się nagłośnienie. Bolały stopy, kolana, pojawiały się pierwsze odciski. ...wokół wszystko było mokre. Nawet w czasie postoju nie zawsze można było usiąść. Ale kroczyliśmy dzielnie, modląc się i ufając, że pogoda się poprawi.

Tegoroczna wędrówka przyniosła ból

i cierpienie, ale przecież dała nam wiarę,

odwagę, siłę i nadzieję.

Pokazała dobroć i miłość wielu ludzi, przypomniała,

że nie można się poddawać, że bez Boga nie możemy nic.

Dała nam odczuć, że On jest zawsze z nami

i że we wspólnocie naprawdę można więcej.

ny, szybko zaczął udzielać rozgrzeszenia osobom leżącym na asfalcie. Nasze pie-lęgniarki natychmiast zajęły się poszko-dowanymi, po paru minutach przyjecha-ły karetki i straż pożarna. Kiedy rannym udzielano pomocy pozostali z naszej grupy stojąc na polnej drodze, odmawiali z ojcem Waldemarem koronkę do Miło-sierdzia Bożego…

Aż 11 pielgrzymów zabrało pogoto-wie, ale poturbowanych było więcej.

Jakże trudno było iść dalej – strach o los potrąconych przez samochód, lęk przed kolejnym wypadkiem, i ta niepew-ność – jak będzie dalej? Jak iść? I dlacze-go tak się stało? Przejmujące były słowa ojca Waldemara, który donośnym głosem wołał, że szatan mocno działa w tej gru-pie. Ale mówił on też, że Bóg był w tym momencie z nami…

>>> dokończenie na str. 9

Page 7: Róże św. Elżbiety

7

TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM

Na trasie naszego przejazdu znalazła się miejscowość Ludbreg w Chorwa-

cji. Miejsce szczególne, ponieważ 600 lat temu miał tam miejsce cud eucharystyczny. Mieliśmy to szczęście nawiedzić to miejsce dwa razy oraz sprawować tam Euchary-styczną ofiarę. Medjugorie- miejsce obja-wień Matki Bożej, choć jeszcze nieuznane przez kościół i nie zatwierdzone ponieważ Watykan bada tę sprawę, ale miejsce mo-dlitwy, które przyciąga wielkie tłumy ludzi z całego świata. Dokonują się tam niezwy-kłe sprawy, jak choćby panuje tam wielki duch modlitwy a także wielkie rzesze ludzi korzystają z sakramentu pokuty – wiele lu-dzi się nawraca. Podczas naszego pobytu odbywały się także międzynarodowe reko-lekcje dla kapłanów. Byliśmy na górze ob-jawień – górze Podbrdo, oraz wielu innych miejscach modlitwy. Każdy przedkładał Maryi swoje sprawy i intencje dla każdego ważne i osobiste. Wielki duch modlitwy panuje w Medjugorie, czego sami byliśmy

U Matki Bożej w Medjugorie

świadkami i sami mogliśmy oderwać się od spraw codziennych i oddać się głębokiej modlitwie różańcowej do której wzywa Matka Boża. Jak w wielu innych miej-scach szczególnego kultu Matki Bożej tak i Medjugorie Maryja wzywa do modlitwy, nabożnego uczestnictwa we Mszy świętej, czytania Pisma świętego, postu i co mie-sięcznej spowiedzi – oto przesłanie jakie płynie z Medjugorie. Dzisiejszy świat i czło-wiek w nim żyjący potrzebuje wyciszenia i poświecenia Bogu siebie i nade wszystko czasu na modlitwę. Podczas naszego po-bytu, mieliśmy okazję podziwiać piękno tych terenów. Na trasie naszego wyjazdu znalazły się miejsca turystyczne: Dubrownik i jego architektura sięgająca jeszcze czasów rzymskich, sanktuarium św. Błażeja który jest patronem miasta Dubrownik, przepięk-na wyspa Lokrum, Mostar jak również był i czas by skorzystać z kąpieli słonecznej na Riwierze Makarskiej. Wszystkie miejsca piękne, ale chyba najbardziej pozostało w

sercach to niezwykłe miejsce - Medjugorie. Każdy odebrał to miejsce inaczej i w sposób dla siebie najbardziej osobisty. Wspomnień wiele i u każdego inne, ale czas przeżyty bar-dzo owocnie – może nawet były to nasze re-kolekcje. Czy będą następne? Myślę, że tak. Dziękuję tym którzy byli i dali świadectwo wiary. Niech Matka Boża oręduje za nami i naszymi rodzinami. Kralica Mira – moli za nas. Królowo Pokoju – módl się za nami.

O. Ignacy Szczytowski OFM

Nasi Pielgrzymi w Medjugorie

Z naszej parafi i w dniach 2-10 lipca wyruszyła grupa do Medjugorie w Bośni i Hercegowinie, aby oderwać się od spraw codziennych i oddać się głębokiej modlitwie różańcowej

W Medjugorie - Maryja wzywa do modlitwy, nabożnego

uczestnictwa we Mszy świętej, czytania Pisma świętego,

postu i co miesięcznej spowiedzi

Page 8: Róże św. Elżbiety

8

TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM

Inni jadą z rodzicami nad morze. O ile dziewczyny mogą do woli opalać się na

rozgrzanym piasku i przyglądać się przy-stojnym ratownikom, chłopcy nudzą się tam niemiłosiernie. Szczęśliwcy wyjeż-dżają na obozy i kolonie, gdzie cieszą się mnóstwem świętego spokoju od rodziny i obowiązków domowych. Jeszcze inni nie wybierają się nigdzie i ignorując letnie słońce, odpływają w ekran komputera.

W tym miejscu należy wspomnieć o nielicznej grupie desperatów, która w powakacyjnych statystykach jest zwykle pomijana. Oazowicze. Ludzie na tyle od-ważni i szaleni by wyjechać na dwutygo-dniowe rekolekcje w górach.

Przyczyny zdecydowania się na oazę są przeróżne. Namowy znajomych, fakt, że moderatorem jest zaprzyjaźniony ksiądz (ewentualnie animatorką jest dziewczyna z podwórka) lub też niepohamowana chęć wyjechania gdziekolwiek i myśl: „w koń-cu nie będziemy się modlili całą dobę”. Rzadko zdarza się, by ktoś wyjeżdżał na oazę dla Pana Jezusa, ale dla Niego to nie stanowi żadnej przeszkody. Jemu wystar-czy byśmy tylko lekko uchylili drzwi swo-jego serca. Wystarczy zrobić krok w Jego stronę, a On już biegnie do nas z otwarty-mi ramionami.

Jednakże nie o tym mowa będzie w ni-niejszym artykule. W niniejszym artykule zastanowimy się nad tym, jak przetrwać oazę, kiedy już się tam znajdziemy. Jak wytrzymać wieczny bałagan w siedmio-osobowym pokoju, odprawianie Mszy Świętych w garażu (nazywanym przez ani-matorów kaplicą), fakt, że na około czter-dzieści osób w domu są tylko dwie łazien-ki, półtorej godziny czasu wolnego, który co czwarty dzień marnuje się na zmywanie po posiłkach i największą zmorę wszyst-kich oazowiczów- rozpoczynające się o 21.00 silentium sacrum.

Przyjrzyjmy się przeciętnemu dniu przeciętnego uczestnika rekolekcji. Roz-poczyna się on wraz z pobudką o 7.00 rano. Przeciętny oazowicz wstanie o 7.15, podczas gdy przeciętna oazowiczka na-stawi budzik na piątą, by mieć czas na poranną toaletę i oczywiście prostowanie włosów. O 7.30 wszyscy czekają już w ga-rażowej kaplicy z brewiarzami w rękach na rozpoczęcie się jutrzni. Ci, którzy mają dyżur liturgiczny, muszą się martwić o to, by nie zafałszować antyfony, czytanie przeczytać głośno i wyraźnie i nie zapo-mnieć o responsorium. Pozostali martwią

DZIEŃ Z ŻYCIA OAZOWICZA

się tylko o to, by nie było słychać burcze-nia ich zgłodniałych żołądków.

Po długo wyczekiwanym zakończeniu się nabożeństwa, wszyscy biegiem udają się do jadalni, mieszczącej się w drugim garażu. Tam ma miejsce pełna napięcia cisza, gdy każdy w skupieniu poszukuje wśród talerzy swojego numerka i modli się o miejsce obok swoich ziomków. Roz-czarowanie po tym, kiedy się okazuje, że takowego miejsca nie otrzymał, ustępu-je żądzy jedzenia na widok półmisków z chlebem, szynką, pasztetem i ogórkami. Jeszcze tylko modlitwa przed posiłkiem i można dosłownie się na nie rzucić, byleby tylko nie zabrakło. Najbardziej rozchwy-tywana jest margaryna. Margaryny nigdy nie ma się dosyć, czule rozsmarowuje się ją na chlebie, o margarynie śpiewa się piosenki. Dużą popularnością cieszy się także ketchup, który świetnie smakuje z szynką, pasztetem, żółtym serem, a najle-piej z samą margaryną.

O 9.00, kiedy dyżur gospodarczy upo-ra się ze zmywaniem, wszyscy zbierają się w kaplicy na szkole liturgii. Młody kleryk, kiwając się w przód i w tył na krzywej am-bonce, niestrudzenie tłumaczy znudzonej młodzieży znaczenie wszystkich słów i gestów mających miejsce na Mszy Św. Ci, którzy wstali za wcześnie lub zasnęli za późno, drzemią cichutko w kątach. Na-tomiast ci, którzy tego dnia się wyspali, wdają się z klerykiem w długie dyskusje o sprawach ostatecznych, co interesuje ich o

Są przeróżne sposoby spędzania wakacji przez nastolatków. Pechowcy zostają wywożeni przed rodziców do babci na wieś, gdzie nie ma zasięgu w „komórce”, nie mówiąc już o Internecie.

Jak wytrzymać wieczny bałagan w siedmioosobowym pokoju, odprawianie Mszy Świętych

w garażu (nazywanym przez animatorów kaplicą), fakt, że na około czterdzieści

osób w domu są tylko dwie łazienki,

półtorej godziny czasu wolnego, który co czwarty dzień

marnuje się na zmywanie po posiłkach i największą

zmorę wszystkich oazowiczów- rozpoczynające się o 21.00

silentium sacrum.

wiele bardziej niż temat lekcji.Nieco ożywienia wnosi następująca

zaraz po szkole liturgii szkoła śpiewu. Co prawda tylko mały odsetek grupy śpiewa, a reszta przekrzykuje się nawzajem, jed-nak wszyscy, łącznie z grającym na gitarze animatorem są niesamowicie zadowoleni. Uczestnicy co dzień poznają nowe pio-senki, które następnego dnia przerobią na pieśni pochwalne na cześć margaryny.

10.45 to godzina rozpoczęcia się Eu-

Page 9: Róże św. Elżbiety

9

TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEMcharystii. Zwykle przed nią następuje bunt oazowiczek, które przymuszane są do włożenia zakrywających kolana spódnic, podczas gdy chłopcy mogą przyjść do kapli-cy w zwykłych dżinsach. Wszyscy oczekują kazania księdza moderatora, który zawsze potrafi rozśmieszyć czymś swoich pod-opiecznych. Jak więc możliwe jest to, że na drugi dzień kazanie pamięta najwyżej 1/4 słuchaczy? Nieodgadniona tajemnica.

Po Mszy czas na krótkie ogłoszenia. Prosi się wszystkich, którzy czegoś po-trzebują o przygotowanie listy zakupów, po które ksiądz z animatorami pojadą na czasie wolnym.

12.00. pierwsze spotkanie z anima-torem lub animatorką grupy, nazywane wyprawą otwartych oczu. Małe grupki od-dalają się w swoje ustronne miejsca i kon-templując przyrodę, rozmawiają na temat aktualnego dnia rekolekcji.

Czas wolny następuje po obiedzie. Czasem jest to po prostu bezczynne le-żenie w pokojach i zajadanie pysznych góralskich oscypków (czy też rogalików 7days w przypadku, gdy ktoś oscypków nie lubi). Czasami jeden z kleryków ogła-sza, że zabiera chętnych nad strumyk, co zwykle nagradzane jest entuzjastycznym aplauzem.

Za kilka minut chętni (czyli cała oaza) są gotowi. Wyruszamy w wybrane miejsce zwartą kolumną. Nad strumykiem chłopcy przystępują do swojej ulubionej zabawy. Wrzucania dziewczyn w ubraniach w zim-ną, przejrzystą wodę. Dziewczyna wrzu-cona kilkukrotnie ma odczuwalny dowód na swoje powodzenie u płci przeciwnej, dziewczyna wrzucona jako ostatnia ma powód, żeby się obrazić. Kiedy wreszcie wszystkie przedstawicielki płci pięknej są już równomiernie mokre i pogodzone ze swoim losem przestają piszczeć, połowa przystępuje do budowy tamy z kamieni, których wszędzie pełno, a druga połowa poszukuje nad brzegiem porwanych przez rwący nurt klapek. Trwa to do momentu gdy budowniczowie są tak zmarznięci, że uznają, że powstała tama jest całkiem OK. Niepojętą zagadką jest fakt, iż wszystkie klapki udaje się odnaleźć.

Powrót znad strumyka idealnie zgry-wa się w czasie z powrotem księdza z zakupów. Po otwarciu tylnych drzwi z samochodu wysypują się przeróżnych rozmiarów butelki CocaColi, na którą na oazie jest największe zapotrzebowanie. Dużo osób wypija dwa litry tego cudow-nego napoju w ciągu godziny, a potem aż do końca dnia są w świetnym humorze. Tak świetnym, iż zrodził się pomysł stwo-rzenia sali wytrzeźwień.

O 15.15 wszyscy spieszą na koronkę. Jeżeli dyżur liturgiczny chce się popisać, koronka jest śpiewana. Bezpośrednio po niej rozpoczyna się Namiot Spotkania.

Każdy wybiera sobie miejsce w ogrodzie, gdzie rozważa wyznaczony fragment Pi-sma Świętego. Większość osób dzielnie zmienia swoje miejsca, za każdym ra-zem natrafiając na kolejne mrowisko, aż wreszcie uzyska poczucie, że zrozumiał Słowo Boże, ale są i tacy, którzy zamiast przeżyć Namiot Spotkania, wolą spotkać się w namiocie z kumplami.

Bezpośrednio po tym, oazowicze uda-ją się na Ewangeliczną Rewizję Życia. Brzmi strasznie, ale to tylko kolejne spo-tkanie w małych grupkach. Tylko trochę poważniejsze. Animatorzy rywalizują ze sobą, kto dłużej je poprowadzi. Wbrew pozorom nie jest to aż tak nudne, zwłasz-cza dla dziewczyn, które na koniec mają okazję poplotkować trochę z animatorką.

O 18.00 przeciętny oazowicz idzie na kolację, na której jest powtórka ze śniada-nia. Trwa zażarta walka o margarynę.

Po kolacji następuje czas, który swoją atrakcyjnością prawie dorównuje czasowi wolnemu. Pogodny wieczór. Odpowie-dzialna za niego grupka przygotowuje gry i zabawy dla całej oazy. Można się wysza-leć, potańczyć i pośmiać, aż przez godzinę do adoracji wieczornej.

I tak dochodzimy do magicznej go-dziny dwudziestej pierwszej. Silentium. Cisza. Tylko czy to w ogóle jest możliwe, w domu w którym mieszka trzydziestu na-stolatków mających dla siebie tylko dwie łazienki? Odpowiedź brzmi: nie. Dlatego o 21.00 animatorzy i uczestnicy dzielą się na dwa obozy przeciwników. Animatorzy są gotowi za wszelką cenę silentium bro-nić, a uczestnicy za wszelką cenę chcą je zakłócić. Po pierwszym tygodniu oazowi-cze odpuszczają i zamiast wygłupiać się na schodach, chodzą do kuchni robić sobie kisiel. To kolejny zwyczaj niespotykany ni-gdzie indziej jak tylko na oazie: jedzenie kisielu w kolejce do łazienki.

W końcu nasz przeciętny oazowicz doczeka się na swoją kolej. Jest już tak zmęczony, że tylko ochlapie twarz zimną wodą i ubierze się w piżamę. Wolniutko uda się do pokoju, gdzie nikt nie śpi, lecz wszyscy leżą w śpiworach z słuchawkami MP3 w uszach. Zanim dostanie się na swój materac, musi pokonać w ciemności prawdziwy tor przeszkód, uważając, żeby kogoś nie poturbować i jednocześnie sa-memu się nie zabić o czyjeś rzucone byle jak ubrania. Wejdzie do swojego śpiwora, połknie na dobranoc czekoladowy ba-tonik i jeśli to oazowicz, zaśnie od razu. Jeżeli to oazowiczka nastawi jeszcze bu-dzik na piątą. Mogłoby się wydawać, że następny dzień będzie bliźniaczo podob-ny do opisanego, a jednak będzie zupełnie inny. Lecz nasz przeciętny oazowicz jesz-cze tego nie wie.

„Przeciętna oazowiczka”

>>> dokończenie ze str. 6

Pielgrzymka na Jasną Górę

Jeszcze tego samego dnia ze szpitala zostali wypisani wszyscy oprócz trzech

najbardziej poszkodowanych osób. Na pielgrzymi szlak powróciły tylko dwie osoby. Kilkoro młodych pielgrzymów w tym br. Pacyfik oraz br. Makary postano-wiło pozostać i dojeżdżać autami.

Środa była najtrudniejszym i najbar-dziej smutnym dniem pielgrzymki…

Ale radość pielgrzymowania powra-cała – następnego dnia, kiedy ze szpitala docierały do nas uspakajające wieści, grupa szła dzielnie modląc się i śpie-wając. Wiedzieliśmy, że bez Boga nic nie możemy. Wróciła nadzieja, częściej pojawiał się uśmiech. I od tej pory było już tak do końca pielgrzymki – Ojciec Waldemar wygłaszał piękne konferen-cje, zawsze wesoła siostra Rut zarażała wszystkich swą radością, a siostra Alek-sandra, franciszkanka z Kietrza, która nie wiedzieć czemu kroczyła z nami, przygrywała na gitarze, nie zrażając się brzmieniem poturbowanego w wy-padku instrumentu. Bardzo cierpiący Ojciec Ignacy (z wielkimi odciskami na stopach) nie zawsze kroczył z nami. Jednak dzielnie opatrywał nasze bolą-ce nogi na postojach. Przy mikrofonie młodzież pomagała jak mogła. Nasi kie-rowcy również służyli pomocą. Na trasie i noclegach widywaliśmy siostry i bra-ci poszkodowanych – trzeba przyznać uśmiechniętych, choć przecież cierpieli nie tylko przez ból, ale i przez to, że nie mogą iść z nami. A ciepłe słowa pątni-ków z innych grup i ich zapewnienia o modlitwie dodawały wszystkim otuchy.

I tak w sobotę mimo ogromu przeciw-ności dotarliśmy do stóp Maryi. Najświęt-szej Panience powierzyliśmy nasze wszyst-kie intencje, które nieśliśmy do Niej cały tydzień. Tu spotkała nas niespodzianka – biskup Andrzej Czaja odwiedził naszą grupę, rozmawiał, dopytywał o zdrowie i zapewniał o modlitwie.

Tegoroczna wędrówka przyniosła ból i cierpienie, ale przecież dała nam wiarę, odwagę, siłę i nadzieję. Pokazała dobroć i miłość wielu ludzi, przypomniała, że nie można się poddawać, że bez Boga nie mo-żemy nic. Dała nam odczuć, że On jest za-wsze z nami i że we wspólnocie naprawdę można więcej.

Bracie i Siostro! Jeśli zastanawiasz się, czy iść z nami za rok, życzę Ci abyś „nie kalkulował”, czy warto. Naprawdę warto!

Pątniczka z „1 czerwonej”

Page 10: Róże św. Elżbiety

TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM

Na Górze św. Anny czekali z otwar-tymi do powitań ramionami Ojcowie

Franciszkanie, którzy zapewnili nam tydzień, przepiękny tydzień, gdzie był czas sacrum i czas profanum, czas zabawy i czas modlitwy, czas radości i czas wyciszenia, czas słuchania konferencji i czas na dzielenie się z innymi swoimi przeżyciami, a przede wszystkim czas spotkania z Bogiem w sakramentach, głoszo-nym słowie, drugim człowieku. Najważniej-szym punktem programu każdego dnia była

Święto Młodzieży

Bez zastanawiania się - dnia 18 lipca - na plecy założyłam spakowany na tydzień plecak i wyruszyłam do Babci Pana Jezusa na Święto Młodzieży, w tym roku 15 - jubileuszowe.

Eucharystia, w czasie której rozważaliśmy kolejno przypowieści. Dzień rozpoczynali-śmy od Jutrzni, następnie konferencja, praca w grupach, Eucharystia, obiad i czas wolny, po którym spotykaliśmy się pod namiotem na Koronce do Bożego Miłosierdzia, albo rozmawialiśmy z gościem. Wieczorami zaś gromadziliśmy się na koncertach, a każdy dzień kończyliśmy nabożeństwem. We wto-rek zamiast wieczornego koncertu udaliśmy się na tyły Domu Pielgrzyma, gdzie urządzo-

no nam teatr i wystąpił dla nas Gliwicki Teatr „A” z przedstawieniem pt. „Siewca”. Środa była dniem świętowania jubileuszu, na który Ojcowie przygotowali wiele niespodzianek dotyczących historii święta młodzieży i pierw-szych wspomnień. Natomiast piątek był dniem Święta Rodziny – mogliśmy wtedy witać swoje rodziny i pokazać im, jak dobrze zrobiły, że za-ufały Ojcom i powierzyły nas ich opiece.

am

Święto Młodzieży na Górze Świętej Anny, lipiec 2011

STATYSTYKA

nasi parafianie w liczbach, ale nie bezimienni!

Podajemy dane statystyczne - chrzciny, śluby, pogrzeby - od 11 czerwca 2011 r. do dnia zamknięcia numeru.

„Przez chrzest każde dziecko zostaje przyjęte do grona przyjaciół, którego nigdy nie opuści ani za życia, ani po śmierci.”

Benedykt XVI

Dzieci, które przyjęły sakrament chrztu św.1. Franciszek Koryciński2. Klaudia Kuźniar3. Tomasz Zwierzyński4. Emilia Korzeniewska5. Bartosz Paluch6. Dominik Worek7. Szymon Kaszowski8. Aleksander Szklarczyk9. Szymon Jania10. Lena Paściak11. Adrian Letki

„Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu. Bo mocna jak śmierć jest miłość, jej zazdrość gwałtowna jak kraina umarłych. Żar jej jest żarem ognia, jej płomienie to płomienie Pana. Wody głębokie nie potrafią ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki.„

Pnp 8, 6-7

Sakrament małżeństwa zawarli:1. Małgorzata Żukowska – Paweł Kozdraś2. Katarzyna Zawadzka – Edmund Koryciński3. Ewa Jastrzębska – Bartosz Kazimierz4. Kamila Stokowa – Mateusz Sołtys5. Marta Dziergas – Krzysztof Strze-śniewski

6. Anita Furtak – Dawid Bednarz7. Alicja Lewandowska – Wayne Stafford8. Justyna Juszczyk – Rafał Pawlusek9. Agnieszka Odziemska – Wojciech Bieganowski10. Izabela Snitczuk – Szymon Tarasek11. Anna Kubica – Dominik Górski12. Marta Teper – Mateusz Stasica13. Joanna Tubek – Piotr Kozakiewicz14. Marta Lamber – Adam Kuć15. Anna Ślęk – Krystian Lech16. Monika Balcerek – Dariusz Merchut17. Anna Tylek – Rafał Charytanowicz

„Czasem szukania Boga jest życie. Czasem znalezienia Boga jest śmierć. Czasem posia-

dania Boga jest wieczność. „Św. Franciszek Salezy

Odeszli od nas:1. Wiesława Pikuła2. Wanda Mach3. Karolina Tylecka4. Czesław Bawiec5. Julian Liszka 6. Kazimiera Rybska7. Marianna Hyz

Pogrzeby

Chrzty Śluby

10

Page 11: Róże św. Elżbiety

Rozpocząłem naukę w szkole podsta-wowej w Ołdrzychowicach w 1985

roku a zakończyłem w 1993 roku. Dość wcześnie, bo od 4 roku życia byłem mi-nistrantem w domu macierzystym Sióstr Franciszkanek Szpitalnych, a służyłem przez 15 lat. Po ukończeniu podstawówki rozpocząłem naukę w Technikum Gastro-nomicznym w Kłodzku jako technik tech-nologii żywienia i zakończyłem ją egzami-nem zawodowym i maturą w 1997 roku.

W klasie maturalnej zapadła decyzja, by wstąpić do Zakonu Braci Mniejszych. 8 września wstąpiłem do postulatu po ma-turze i odbywałem go w Kłodzku, miejscu i mieście które znałem. Następnie odby-łem nowicjat w Borkach Wielkich, skła-dając tam pierwsze śluby zakonne.

W latach 1999 – 2005 studiowałem w naszym Wyższym Seminarium Duchow-nym we Wrocławiu, które ukończyłem tytułem magistra teologii, pisząc pracę magisterską „Franciszkanie Prowincji św. Jadwigi w Kłodzku w 1915-1972”. Uwieńczeniem lat studiów były świę-cenia kapłańskie, które przyjąłem we Wrocławiu 14 maja 2005 roku z rąk me-tropolity wrocławskiego abpa Mariana Gołębiewskiego.

Krótko, bo rok czasu 2005-2006 pra-cowałem jako katecheta w szkole podsta-wowej w Raciborzu Płoni i jako duszpa-sterz tej parafii.

W latach 2006-2008 pracowałem w Niemczech. Najpierw w Norymberdze gdzie szlifowałem język niemiecki i jedno-cześnie pomagając współbraciom pracu-jącym w tym mieście. Następnie zostałem skierowany jako duszpasterz katolików języka niemieckiego do parafii w Goer-litz. Posługę w Niemczech zakończyłem w styczniu 2008 roku i zostałem skierowa-ny do pracy do klasztoru w Głubczycach, gdzie jako duszpasterz rekolekcyjny czę-sto wyjeżdżałem na rekolekcje, odpusty i zastępstwa.

W sierpniu 2008 roku, a dokładnie 28 przyjechałem do Nysy, by tu służyć w parafii jako wikary. Przez dwa lata byłem katechetą w Zespole Szkół Sportowych, a od roku jestem katechetą w Specjalnym

Wydarzenia z życia o. Ignacego WojciechA Szczytowskiego OFM

Urodziłem się w Kłodzku 15.06.1978 roku jako czwarte dziecko Mariana i Krystyny. Na chrzcie świętym w Żelaźnie w parafi i św. Marcina otrzymałem imię Wojciech, a proboszcz parafi i dodał mi imię patrona miejsca, św. Marcina. Dzieciństwo spędziłem w Ołdrzychowicach Kłodzkich, gdzie krótko przed moimi narodzinami przeprowadzili się moi rodzice.

NASI FRANCISZKANIE

Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. W czerwcu br. ukończyłem w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym w Opolu kurs oligofrenopedagogiki. Od chwili przyby-cia do Nysy jestem przewodnikiem na-szej franciszkańskiej grupy pielgrzymkowej „czerwonej 1”. Podczas pracy w parafii orga-nizowałem i nadal pragnę organizować wy-jazdy wypoczynkowe dla dzieci, młodzieży, ministrantów i marianek. Byliśmy m.in. w na-szym klasztorze w Dusznikach Zdroju oraz

w malowniczej miejscowości Murzasichle na Podhalu. Były także wyjazdy pielgrzymkowe, rekolekcyjne i wypoczynkowe, np.: szlakiem Jana Pawła II, Medjugorie, Góra św. Anny. W parafii pracuję z młodzieżą, jestem opie-kunem lektorów i starszych ministrantów, oraz jestem opiekunem parafialnego chóru Fraternitas. Od maja 2010 roku zostałem po-proszony by pełnić funkcję kapelana Maltań-skiej Służby Medycznej oddziału Nysa.

O. Ignacy Wojciech Szczytowski OFM

11

Page 12: Róże św. Elżbiety

Helena Serafin

Mężatka z 36-letnim stażem małżeńskim (mąż – pan Alek-sander) ma dwóch dorosłych żonatych synów i jest szczę-

śliwą babcią dwójki wnucząt. Pracuje jako pielęgniarka w nyskim hospicjum „Auxilium”. O swojej trudnej i odpowiedzialnej pracy mówi krótko: „Praca w hospicjum jest bardzo specyficzna, bo pa-cjenci tej placówki wymagają szczególnej troski i opieki.”

Od 1980 roku pani Helena jest naszą parafianką. Bardzo energiczna, pomysłowa, pracuje na rzecz naszej wspólnoty nie tylko w Radzie Parafialnej, do której została zgłoszona jej kandy-datura -przez parafian- i to parafianie właśnie wieloma głosami ją wybrali, za co serdecznie swoim wyborcom dziękuje. Należy do Róż Różańcowych oraz do Wspólnoty Pogodnej Jesieni. Wraz z członkiniami tej ostatniej bardzo dba o porządek i czystość po-mieszczeń i sprzętów w domu katechetycznym (nieliczni z para-fian, bywający od czasu do czasu w domu mają świadomość tego, że tam też trzeba sprzątać i ktoś to robi).

Pani Serafin żałuje, że tak niewiele osób świeckich działa na rzecz naszej parafii. Mówi: „Myślę, ze nie wszyscy są tak bardzo zapracowa-ni – jest przecież tylu bezrobotnych – aby nie mogli pomóc w różnych sprawach. Przecież to jest nasz kościół, nasza parafia, nasza wspólno-ta. Ojcowie franciszkanie są z nami – jedni dłużej, inni krócej – ale wciąż się zmieniają, przychodzą i odchodzą. My zostajemy i dlatego powinniśmy bardziej angażować się zarówno duchowo, jak i fizycznie, poprzez liczne uczestnictwo w nabożeństwach, spotkaniach, wykła-dach, koncertach oraz poprzez prace w kościele, domu katechetycz-nym, w trakcie przygotowań do uroczystości, festynów, itp.

Każdy z nas powinien zastanowić się nad swoją aktywnością w parafii i pomyśleć o tym, że nasze życie nie kończy się tu, na ziemi. Na wieczne szczęście trzeba zapracować tu i teraz, choćby poprzez działanie na rzecz wspólnoty parafialnej.”

Trudno nie zgodzić się z refleksjami Pani Heleny. Dzięku-jemy za te spostrzeżenia. Miejmy nadzieję, że trafią na podatny grunt i znajdzie się więcej takich, którzy pomogą w zwykłych pra-cach w kościele czy wokół niego.

ms

WSPÓLNOTY PARAFIALNE

Rada Parafialna - członkowieW czasach, gdy tak niewielu pragnie zrobić coś dla innych, osoby bezinteresownie angażujące się w działalność katolickiej parafi i są postrzegane co najmniej jako kosmici udający się dobrowolnie na skraj galaktyki do kolonii karnej na ciężkie roboty. A już poważniej: gdy dookoła morze obojętności, warto pokazać tych, którzy chętnie i energicznie pracują na rzecz wspólnoty, poświęcają swój wolny czas i po prostu pomagają, tworzą, działają. Za darmo! Należy jeszcze dodać: „ad majorem Dei gloriam”, czyli: „na większą chwałę Boga”. Dziś przedstawiamy dwie osoby należące do Duszpasterskiej Rady Parafi alnej: panią Helenę Serafi n i pana Krzysztofa Wawrzaka. Na pewno znamy ich choćby z widzenia, bo często są w kościele.

Krzysztof Wawrzak

Żonaty – żona Elżbieta – od 1981 roku jest naszym parafiani-nem. Od ponad 30 lat pracuje w Zespole Opieki Zdrowotnej

w Nysie.Jest członkiem Rady Parafialnej wybranym na drugą kadencję

(nie licząc tej krótkiej, od kwietnia do września br.). Do swoich wy-borców mówi tak: „Jest to dla mnie bardzo miłe, iż zgłoszono moją kandydaturę i wiele osób głosowało na mnie, za co bardzo serdecz-nie dziękuję: Bóg zapłać.”

Pan Wawrzak – oprócz przynależności do Rady Parafialnej – peł-ni funkcję świeckiego szafarza Komunii Św. i co dwa tygodnie odwie-dza chorych, niosąc im Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.

Ubolewa nad naszym zaangażowaniem w sprawy duchowe. Stwierdza: „W obecnych czasach można zauważyć wyraźny spadek liczby wiernych uczestniczących we Mszy św. niedzielnej, nie mówiąc już o dniach powszednich. Niewielki jest udział dzieci i młodzieży w nabożeństwach. Wierni, nawet jeśli są obecni w kościele, często nie włączają się do wspólnej modlitwy czy śpiewu. Może sytuację popra-wiłoby zainstalowanie video-projektora, ale to z kolei duży wydatek i znowu potrzebny byłby sponsor.” Na opisaną sytuację pan Krzysztof nie ma jednak gotowej i jednoznacznej recepty.

Co chciałby zmienić w naszym kościele i parafii? Jest cała lista spraw, która powinna być systematycznie realizowana. Obejmuje ona problemy materialne i finansowe, np. spłacenie pożyczki zacią-gniętej na remont dachu, wymiana instalacji elektrycznej i nagło-śnienia, malowanie kościoła, renowacja szopki betlejemskiej, itd. Do tego należy dodać tematy związane z tożsamością parafii i tzw. po-lityka informacyjna, np. publikowanie wiedzy historycznej o naszym kościele, zakonie franciszkańskim, bohaterskich braciach i ojcach pomordowanych przez wojska sowieckie w 1945 roku (od red.: część tej wiedzy można znaleźć na stronie internetowej naszej parafii; po-nadto dużą rolę mogą odegrać w tym względzie „Róże Św. Elżbiety”, czyli my). Jako świecki szafarz Najświętszego Sakramentu zwraca uwagę na potrzebę udzielania Komunii Św. pod dwiema postaciami: Chleba i Wina, przynajmniej raz w roku, tj. w Wielki Czwartek.

ms

12

Page 13: Róże św. Elżbiety

KULTURA

Do poczytania i nie tylkoW tym numerze proponujemy lekturę dwóch książek. Pierwsza z nich to historia nawrócenia mordercy skazanego na karę śmierci. Co najciekawsze, Jacques Fesch – bo o nim mowa – jest kandydatem na ołtarze, toczy się obecnie jego proces beatyfi kacyjny! Druga pozycja to katechizm dla młodzieży – i nie tylko – przeznaczony do stałego studiowania, a nie – jednorazowego przeczytania. Taki przewodnik po naszej wierze dla każdego, nawet słabo zaawansowanego katolika. Pierwsza książka znajduje się w naszej parafi alnej bibliotece, druga – mamy nadzieję, że wkrótce tam dotrze. Książki recenzują Małgorzata Świtała i Halina Skirzewska.

YOUCAT – katechizm tylko dla młodzieży?

Szczególna to książka. Myślę, że nie tylko dla młodych, choć na ich zapotrzebowanie i przy ich współudziale napisana. Dziw-

ny tytuł pochodzi od dwóch angielskich wyrazów: „youth” czyli „młodzież” oraz „catechism”.

YOUCAT został opracowany na podstawie Katechizmu Ko-ścioła Katolickiego (KKK), wydanego z inicjatywy Jana Pawła II w 1992 roku.

Składa się z czterech części:1. „W co wierzymy” – zawiera wyjaśnienie prawd wiary;2. „Jak celebrujemy misteria Kościoła” – opisuje liturgię;3. „W jaki sposób mamy życie w Chrystusie” – wykłada pod-

stawy etyki chrześcijańskiej;4. „Jak powinniśmy się modlić” – wskazuje, jak i dlaczego

każdy z nas powinien rozmawiać z Panem Bogiem.Zagadnienia opracowano wg tradycyjnego schematu „pytanie

– odpowiedź”, wzbogaconego o krótki i przystępny komentarz. Na marginesach znajdują się cytaty z Biblii, definicje trudniej-szych terminów oraz myśli sławnych uczonych, pisarzy oraz świę-tych. Całość dopełniają piękne ilustracje i grafiki oraz „ludziki”, które swym schematycznym wyglądem i pozą „komentują” bie-żący tekst.

YOUCAT został napisany pod patronatem kard. Christopha Schönborna z Wiednia. Oryginalny tekst powstał w j. niemieckim, jako efekt pracy zespołu księży, zakonników, teologów i pedago-gów oraz 50 młodych osób. Tłumaczem polskiego wydania jest Michał Szczepaniak z Kielc, doktor teologii, biblista i tłumacz, zaś wydawcą – Edycja Św. Pawła.

Ten lapidarny „podręcznik” naszej wiary jest przystępny, przejrzysty i ciekawy, ułatwia zrozumienie Bożych i ludzkich spraw nawet tym, którzy rzadko sięgają po katolickie publikacje.

Benedykt XVI napisał w przedmowie: „ Musicie wiedzieć, w co wierzycie.” Ma rację. Musimy.

Małgorzata Świtała(wykorzystano informacje z artykułu ks. Tomasza Jaklewicza

„Katechizm jak kryminał”, „Gość Niedzielny”, nr 22, 5.06.2011)

DZIENNIK WIĘZIENNY = DZIENNIK DUCHOWY

Książka Jacquesa Fescha - „Dziennik więzienny - za pięć go-dzin zobaczę Jezusa” przedstawia dziennik duchowy, jaki

pozostawił po sobie uwięziony, a następnie skazany na śmierć, przypadkowy morderca policjanta, Jacques Fesch. Wydarzenie to miało miejsce w powojennej Francji i do dziś jest powodem wielu kontrowersyjnych komentarzy i ocen. Dość powiedzieć, że 30 lat po śmierci Fescha arcybiskup Paryża kard. Jean – Marie Lustiger podjął odważną decyzję rozpoczęcia procesu jego beatyfikacji. Gdyby został wyniesiony na ołtarze, byłby to pierwszy przypadek od czasu Dobrego Łotra, który uzyskał od Chrystusa na krzyżu obietnicę: „Zaprawdę powiadam Ci: dziś będziesz ze mną w raju” i czczony jest jako święty.

Pierwsza część książki to biografia autora napisana przez jezuitę Ojca Andre Manaranche. W zakończeniu zaś przedstawiono kilka świadectw ludzi młodych oraz więźniów, na których Jacques wywarł duży wpływ.

Czytając książkę zaczynamy sami przeżywać rozterki i męki skazanego mordercy i razem z nim dokonywać przewartościowań zachowań ludzkich w sytuacjach ekstremalnych. W trakcie swych rozważań Jacques dochodzi do przekonania, iż:

1. jego czyn jest karygodny2. on wie, że skazanie go na śmierć jest niesprawiedliwe3. Bóg kierując wydarzeniami i prowadząc go na śmierć zacho-

wuje od ponownego popadnięcia w zło, które jest nierozłącznie związane z jego bytem

W tym znaczeniu egzekucja będzie dla niego ocaleniem. Z lektury dowiadujemy się, że autor w celi więziennej z osoby

sceptycznie odnoszącej się do wiary staje się głęboko wierzący. Jego grzech nieoczekiwanie zaowocował Łaską: grzech był wielki, ale Łaska jeszcze większa. Już przed straceniem wypowiada znamien-ne słowa: „Śmierć nie jest śmiercią! Jest początkiem wędrówki do Boga! Do Jezusa!”

Książka jest przeznaczona dla młodzieży starszej i dorosłych w różnym wieku. Życzę refleksyjnych przeżyć w czasie czytania poleca-nej przeze mnie książki.

Halina Skirzewska

13

Page 14: Róże św. Elżbiety

NASZYM ZDANIEM

OJCIEC - TO BRZMI DUMNIE?

Kim więc jest ojciec dla każdego z nas? Czy tylko biologicznym daw-

cą genów, zapomnianym ze wstydem lub wspominanym z nienawiścią, bo zdradził, odszedł, zostawił i nigdy nie zainteresował się swoją rodziną?

A może to surowy apodyktyczny władca, który w domu nie znosi sprze-ciwu, terroryzuje żonę i dzieci?

Czasem słaby człowiek, topiący swoje zmartwienia – bezrobocie, cho-roby, kłopoty finansowe – w kolejnych kuflach i kieliszkach, będący obciąże-niem, a nawet przekleństwem rodziny cierpiącej z powodu alkoholowej meta-morfozy ojca, który bije i niszczy.

Po lekturze prasy, po obejrzeniu wiadomości i reportaży TV, można na-brać przeświadczenia, że ojcowie to w większości alkoholicy albo narkomani, gwałcący swoje nieletnie córki i znęca-jący się psychicznie i fizycznie nad żo-nami.

Pojedyncze przypadki czy nawet grupowe patologie nie mogą przesła-niać lepszej większości. Nasi ojcowie to dzielni zabiegani mężczyźni, którzy pracują w trudnych warunkach, dniami i nocami, aby zapewnić lepszy byt swo-jej rodzinie, czy choćby utrzymać ją w przeciętnej kondycji.

Często trudno znaleźć im czas na wypady do lasu, zwiedzanie ciekawych miejsc czy wspólne łowienie ryb. Z drugiej jednak strony tata to główny pomysłodawca wszystkich ekstremal-nych zabaw, na które z pewnością nie zgodziłaby się mama. Na pewno wielu z nas „latało samolotem”, „wisiało na spadochronie” czy też „jeździło konno” po całym domu, a głównym wykonawcą tych ewolucji był tata (dobrze, że mama tego nie widziała!). A kto nauczył nas pływać, jeździć na rowerze, rozróżniać gwiazdy na wieczornym niebie? Z kim stawialiśmy pierwsze futbolowe kroki? Kto pomagał nam cierpliwie znosić ma-tematyczne i fizyczne tortury, czyli wy-jaśniał nam tajniki zasad Newtona czy obliczał prędkości pociągów jadących z miasta A do B?

Na pewno na miano ojców – bo-haterów zasługują ojcowie, którzy w chwili zagrożenia życia ratują własne rodziny, narażając się na kalectwo czy śmierć.

Nieliczni bohaterowie codzienno-ści samodzielnie wychowują dzieci i prowadzą dom, bo żona zmarła lub odeszła w poszukiwaniu „prawdziwej wolności”.

Cała gama postaw, szeroki asorty-ment wad i zalet – podobnie jak w przy-padku kobiet – matek. Jedno w tym wszystkim jest pewne: każde dziecko potrzebuje zarówno matki, jak i ojca, obojga rodziców kochających i zatro-skanych o jego dobro i prawidłowy rozwój, wkładających duży wysiłek w najtrudniejszy chyba proces: WYCHO-WANIE.

Tata musi być. Prawdziwy tata – prawdziwy mężczyzna, nie – substytut.

Małgorzata Świtała

23 czerwca, jak co roku, obchodziliśmy Dzień Ojca. Święto trochę zapomniane, przyćmione blaskiem przeżywania macierzyństwa. Czy to oznacza, że ojciec jest „mniej ważny” od matki? W czasach, gdy wiele krajów europejskich funduje swoim osieroconym nieletnim obywatelom możliwość posiadania obojga rodziców jednej płci zamiast tradycyjnego pakietu „tata plus mama”, słowo OJCIEC zaczyna tracić swoje szczególne znaczenie, swoją jedyną, męską rolę w życiu dziecka.

14

Tata to główny pomysłodawca wszystkich ekstremalnych

zabaw, na które z pewnością nie zgodziłaby się mama. Na pewno wielu z nas „latało samolotem”, „wisiało na spadochronie” czy też „jeździło konno” po całym domu, a głównym wykonawcą tych ewolucji był tata (dobrze, że mama tego nie widziała!).

A kto nauczył nas pływać, jeździć na rowerze, rozróżniać gwiazdy

na wieczornym niebie? Z kim stawialiśmy pierwsze

futbolowe kroki?

Tata musi być. Prawdziwy tata – prawdziwy mężczyzna, nie – substytut.

Page 15: Róże św. Elżbiety

NASZE HISTORIE - FORUM CZYTELNIKÓW

Było to 46 lat temu kiedy przed ołta-rzem w kościele pw. Świętego Anto-

niego w miejscowości Borek Strzeliński, wypowiadałem sakramentalne słowa: „...i że Cię nie opuszczę aż do śmierci...”

Minęło wiele lat, a ja trwam w tym przyrzeczeniu, ciągle odkrywając uroki kolejnych przeżytych dni.„...Odkrywam ciągle nową radość z tego, że żyję.Nigdy się tym nasycić i napić nie mogęGłowa już posiwiała i sił ubyło tyle,A ja ciągle przeżywam czwartą, piątą mło-dość.

Kiedyś lubiłem wiosnę, potem miodne lato,Teraz jesień czaruje mnie swymi blaska-mi:Lubię dojrzały owoc oliw, śliw przepyszny zapachGrusze i winogrona i lasy z grzybami

I ludzką przyjaźń coraz bardziej cenię,Niepowtarzalne spotkania, rozmowy.Książki dobre – a proste, które tak jak drzewaZapuszczają w głąb duszy mądrości ko-rzenie.

Świat się zmienia i ludzie, krajobraz u okien,Tylko dusza nie może wyjść z tego zdzi-wienia,że nie zmienia się nigdy, że trwa rok za rokiemWieczna młodość i radość istnienia.”

Mogę więc w pełni świadomie zacyto-wać mojej żonie, Halince, wiersz Danuty Kobyłeckiej:„...Ukradłaś mnie wszystkim, pochłonę-łaś,zagarnęłaś dla siebie.Drobiną Ciebie jestem, twym oddechem.Pierwszym srebrnym włosem – wypatrzo-nym.Łzą, kroplą potu, uśmiechem,A ty... daj mi swoją dłoń.”

Wszystko to jednak mogło i może

się realizować dzięki naszym kochanym Rodzicom.

Urodziłem się na Wołyniu, na ru-bieżach II Rzeczypospolitej. Opatrz-ność Boża zrządziła, że wychowałem się w rodzinie katolickiej, w której żywy był zawsze kult Matki Bożej. Wędrówka ludzi po II wojnie światowej spowodo-wała, iż wraz z rodzicami dzieciństwo spędziłem na Kujawach pod opieką Matki Bożej Łaskawej (w miejscowo-ści Pieranie), której opiece polecali się również: Jan III Sobieski i Stanisław Leszczyński. Tam moi rodzice uczyli mnie pierwszych prawd wiary, kultu Maryjnego, uczestniczenia w nabożeń-stwach majowych. Młodość przeżyłem w Niemodlinie, gdzie patronką kościoła parafialnego była Matka Boża Niepoka-lana. Tam też przyjąłem I Komunię Św. oraz bierzmowanie. Obok rodziców i dziadków dużą rolę w umacnianiu mojej wiary odegrał zasłużony proboszcz pa-rafii, śp. ks. Henryk Słodkowski, który notabene przyjechał ze Wschodu wraz ze swymi wiernymi, na tzw. Ziemie Od-zyskane.

Już w dorosłym życiu swą macierzyń-ską opieką otoczyła mnie Matka Boża Bolesna, patronka kościoła OO Werbi-stów, którego przez niemal dwadzieścia lat byłem parafianinem. Tu spotkałem wielu księży – misjonarzy, którzy po-szerzyli moje horyzonty myślowe na temat wiary. Wspomnę tu tylko dwóch werbistów, będących wówczas młodymi księżmi – O. Jerzego Mazura, aktualnie biskupa diecezji ełckiej oraz O. Hen-ryka Kałużę, autora wielu utworów re-ligijnych, szczególnie maryjnych. Tutaj zacząłem zgłębiać myśl Antoine de Sa-int-Exupery: „Kochać to nie znaczy pa-trzeć na siebie nawzajem, ale patrzeć w tym samym kierunku.”

Mieszkając w tym czasie w dziel-nicy Nysa – Południe, odwiedzaliśmy teściów na Podzamczu, gdzie uczest-niczyliśmy w ważniejszych uroczysto-ściach parafii franciszkańskiej. Bardzo mile wspominamy ówczesnego pro-boszcza, śp. O. Hilarego. Dużą rolę w

pogłębianiu naszej wiary odegrała moja teściowa, Danuta. Dzięki niej wyrobi-liśmy u siebie potrzebę wyjazdów na pielgrzymki do sanktuariów maryjnych.

Dziś już jesteśmy dziadkami, a śp. teściowa z pewnością wyprasza dla nas łaski u Pana Boga. Dzięki dobrym ro-dzicom i księżom całkowicie zawierzy-łem Panu Bogu i Matce Przenajświęt-szej, która przez całe dotychczasowe życie mi towarzyszyła i towarzyszy do dziś. Mam żonę, na którą mogę zawsze liczyć.

W chwilach zwątpienia sięgamy po niezawodne koło ratunkowe – róża-niec, który od wielu lat jest dla nas naj-lepszym lekarstwem i sposobem prze-zwyciężania wszelkich trudności, jakie napotykamy w codziennym życiu. Pra-gnę podkreślić, że nasze życie nie było-by tak optymistycznie odbierane przeze mnie i moją żonę Halinkę, gdyby nie wiara w Boga i opieka Matki Bożej.

Myślę, że moje wyżej przedstawio-ne świadectwo życia duchowego, zwią-zane z trwaniem przy Bogu, może być godne naśladowania przez młodych (statystyki biją na alarm – co trzecie małżeństwo w Polsce się rozwodzi).

W tym wszystkim najważniejsza jest miłość i to miłość bezwarunkowa, której nauczył nas nasz Mistrz, Jezus Chrystus. Najlepiej ,w sposób poetycki, oddał to śp. ks. Jan Twardowski:

„…Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą

I Ci co nie odchodzą nie zawsze po-wrócą

I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłościCzy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia

pierwszą...”Na koniec dodam, że od 25 lat

jestem parafianinem u Ojców Fran-ciszkanów (Parafia pw. Świętej Elż-biety Węgierskiej) i na miarę swoich sił i umiejętności próbuję brać czynny udział w jej życiu. Przez parafian wy-brany zostałem na członka Rady Para-fialnej, a żona piąty już rok prowadzi bibliotekę.

Edward Skirzewski

W rocznicę ślubu„Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”

Mt 19,6

Trwa okres wakacyjny – lato 2011 roku. Podziwiając piękno otaczającej przyrody; dzieła naszego Pana i Stwórcy wracam do wspomnień, które również dotyczą czasu letniego, a w kalendarzu liturgicznym związane są ze świętami Maryjnymi: Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny oraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

15

Page 16: Róże św. Elżbiety

KOŚCIÓŁ - PARAFIA - OKOLICE

Wieś Regulice koło Nysy leży na wysokości ok. 200 m n.p.m. na

Przedgórzu Sudeckim w regionie Wzgórz Strzeleckich. Krajobraz jest tutaj bardzo urozmaicony – malownicze pagórkowate okolice są wynikiem zlodowacenia środ-kowopolskiego.

Regulice to bardzo stara osada, która powstała w XIII wieku w czasie koloniza-cji prowadzonej przez biskupa wrocław-skiego Tomasza I. Pierwszy dokument pisany, mówiący o tym, że Kasztelania Otmuchowska, w skład której wchodziły Regulice, jest własnością biskupów wro-cławskich, pochodzi z 1155 roku – była to bulla papieska.

W 1300 r. wieś obejmowała 28 małych zagród, młyn wodny, po którym ślady są widoczne do dziś na polach Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, a także: masar-nię, piekarnię i dwie kuźnie.

Na początku XIV wieku właścicielem młyna był nyski obywatel Herdamus, zaś Tommo von Temeritz posiadał 8 zagród. Sołtys Regulic miał 1,5 zagrody, a kościół św. Michała 10,5 zagrody.

3.08.1334 r. wrocławski biskup Nan-kier uwolnił wiernego sobie obywatela nyskiego Hanko Krapisza od wszystkich ciężarów podatkowych, jakimi były obło-żone jego posiadłości w Regulicach, z wy-jątkiem corocznej dziesięciny.

W 1336 roku Regulice stały się wła-snością zakonników z kościoła św. Krzyża

w Nysie. Przeor tego zakonu, Paweł Hant-ke, oddał w posiadanie tercjuszowi zako-nu, Kleinowi, pół zagrody w sołectwie re-gulickim, za wielkie zasługi wobec zakonu podczas wojny i morowej zarazy.

Do początku XV wieku liczba gospo-darstw i zagród w Regulicach nie zmieniła się, co wynika ze spisu dochodów biskup-stwa wrocławskiego z obszaru Księstwa Nyskiego z 1424 roku.

W opisie Śląska z 1784 roku Zimmer-mann podaje, że Regulice oddalone są o 3/4 mili od Nysy i składają się z czterech części:

1. część należąca do biskupa, która obejmowała „ośmiu całkowitych wie-śniaków, czterech wolnych ogrodników, dwóch chałupników i dwie kuźnie”. Wolni poddani tej części byli zależni od nyskich poborców podatkowych.

2. część należąca do Zakonu Św. Krzyża, obejmująca „pięciu całkowitych

wieśniaków, dwóch wolnych ogrodników i dwóch chałupników”.

3. folwark należący do probostwa w Nysie.

4. młyn wodny będący własnością ny-skiego szpitala.

Początek historii Regulic w powojen-nej Polsce to dzień 19.03.1945 roku. Wte-dy wojska sowieckie wkroczyły do opu-stoszałej wsi; miejscowa ludność została przymusowo wywieziona przez Niemców w okolice Jawornika w Czechach.

Armia Czerwona stacjonowała we wsi do 9.05.1945 roku, czyli do dnia przejęcia Regulic przez polską administrację państwo-wą. Starosta nyski, Wincenty Karuga, włączył wieś w skład gminy Złotogłowice. Od 1975 roku Regulice należą do gminy Nysa.

(ms)(na podstawie informacji na stronie

internetowej: www.regulice.pl )

HISTORIA REGULICWspólnota wiernych w Regulicach to fi lia naszej parafi i. Ostatnio dużo się tam działo, czego dowodem są informacje zawarte w dziale: Z ŻYCIA PARAFII. Między innymi z tego powodu piszemy dziś o historii Regulic.

W 1300 r. wieś obejmowała 28 małych zagród, młyn wodny,

po którym ślady są widoczne do dziś na polach Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej,

a także: masarnię, piekarnię i dwie kuźnie.

Pierwszy dokument pisany, mówiący o tym, że Kasztelania

Otmuchowska, w skład której wchodziły Regulice, jest własnością biskupów

wrocławskich, pochodzi z 1155 roku – była to bulla papieska.

Kościół w Regulicach

16

Page 17: Róże św. Elżbiety

DLA DZIECI I MŁODZIEŻY

Wystarczy uwierzyćOpowiadanie dla młodzieży

Ciężkie deszczowe krople czyniły świat jesz-cze bardziej szarym i pozbawionym na-

dziei. Ale Wiktor był z tego zadowolony. Gdy uderzały w dach zatłoczonego pociągu, do któ-rego wpychali się przemoknięci ludzie, zagłu-szały nawet jego myśli. Zimno mokrej kurtki i koszuli odciągało jego uwagę od wczorajszych wspomnień. Jednym słowem, ulewa ułatwiała mu ucieczkę przed sobą samym.

Wreszcie i on, jako ostatni stanął w wejściu do wagonu. Pomyślał, że to już koniec, lecz przecież nic w tym złego. Skoro był początek musiał nadejść i koniec, choćby nie wiadomo jak bardzo nie podobało się to zbolałemu ser-cu. Głupie serce.

I wtedy usłyszał wołanie. Ktoś biegł ku nie-mu i wykrzykiwał jego imię. Z początku zigno-rował to, uznając za figiel własnej wyobraźni. Usłyszenie czegoś w rzęsistym deszczy, na wy-pełnionym tłumami ludzi dworcu graniczyło z cudem. Ale po chwili krzyk rozbrzmiał tuż za nim. Odwrócił się. I ją zobaczył. Klęczała na ziemi, potrącona przez któregoś z przebywają-cych na peronie. Jej kasztanowe włosy ociekały wodą, biała, teraz brudna bluzka lepiła się do bladych ramion. Spojrzała na niego przestra-szona. Wiktor wiedział, że powinien już wsia-dać. Ale zamiast tego zawołał:

- Sylwia! Co ty tu robisz?!W pierwszej chwili miała ochotę zwyczaj-

nie odwrócić się na pięcie i odejść. Ale potem spojrzała na swoje kolano, rozbite przy którymś z upadków, których nawet nie liczyła. Na san-dały z podartymi paskami od długiego biegu. Wiedziała, że policzki ma pokryte tuszem do rzęs, rozmazanym przez deszcz i łzy, ale do tego drugiego wolała się nie przyznawać. I pomyśla-ła, że raz w życiu ma prawo posłuchać serca. Raz w życiu ma prawo zrobić wielką głupotę.

- Nie mogłam pozwolić, abyś odjechał.Powiedziała prawdę. Wiktor znał prawdę i

ta świadomość napawała ją lękiem. Te słowa sprawiły, że poczuła się bezbronna. A z drugiej strony przyniosły jej ulgę, jakiej jeszcze nigdy nie czuła. Po raz pierwszy miała wrażenie, że jest właściwym człowiekiem we właściwym miejscu i do tego o właściwej porze. I choćby zaraz miała odejść stamtąd ze złamanym ser-cem, już zawsze będzie mogła się szczycić, że pewnego dnia wykazała się odwagą.

Wiktor nie mógł temu zaprzeczyć: poczuł nieokiełznaną radość. Ale wraz z nią w jego umyśle zagościło bezbrzeżne zdumienie.

- Dlaczego?Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od po-

czątku zdawała sobie sprawę, że ta próba na-prawienia własnych błędów będzie nieudolna i rozpaczliwa. Jednak teraz ogarnęła ją fala

Krzyżówka

1. Pierwszy człowiek na Ziemi.

2. Za panowania jakiego króla narodził się Jezus?

3. Jak się nazywa Eucharystia, którą odprawia wraz z wiernymi dwóch lub więcej kapłanów?

4. Jak nazywa się góra na którą Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, gdzie przemienił się wobec nich a Jego postać stała się lśniąca i świetlista.

5. Kto w przypowieści przyszedł modlić się wraz z faryzeuszem do świątyni?

6. Kogo Kościół katolicki uznaje za pierwszego papieża?

7. Jak nazywa się uniwersalny sposób głoszenia Ewangelii, zawarty w 6 punktach?

paniki, bo naprawdę nie wiedziała, co dalej.- Wczoraj, zanim się pokłóciliśmy- Sylwia

spuściła głowę i zdecydowała się wypowiedzieć pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy- mó-wiłam szczerze. I wiem- wbrew samej sobie podniosła wzrok i spojrzała mu głęboko w oczy- że ty również byłeś szczery.

Zdumienie i radość ustąpiły miejsca fru-stracji. Wiktor zeskoczył z powrotem na peron, wprost w kałużę brudnej wody, której nie za-uważył. Do jego uszu doszło stłumione chlup-nięcie w przemoczonych adidasach.

- Ty nic nie rozumiesz.- starał się mówić najłagodniej, jak tylko potrafił.- To koniec. To się nie uda.

- Dlaczego?- Sylwia zadała to samo pyta-nie. Wiktor musiał się chwilę zastanowić.

- Bo tutaj to się nie zdarza. To nie książka czy film. Może tutaj szczęśliwe zakończenia po prostu nie istnieją?

- Nieprawda!- Sylwia sama była zaskoczo-na mocą swojego sprzeciwu.- Istnieją, choćby przez to, że ja w nie wierzę. I jeżeli nawet jestem jedyną osobą na Ziemi, która w nie wierzy, ist-

nieją dla mnie. Zostań ze mną, a będą istniały dla nas.

W tym momencie pociąg ruszył. Wraz z walizką Wiktora.

- Wystarczy tylko, że uwierzysz- szepnęła Sylwia.

Wciąż jeszcze mógł pobiec i wskoczyć do środka. Tak, to dobra decyzja. Ruszył silnym zrywem mięśni i zaczął doganiać swój rozpę-dzający się wagon.

Sylwia przyjęła porażkę z przerażająco chłodnym spokojem. Uderzyła ją tylko nagła refleksja, jak trudno jest ludziom wyciągnąć rękę po szczęście. Wolą się poddać i z przeko-naniem powtarzać, że cuda się nie zdarzają, bo tak im łatwiej. Wygodniej. Boją się tego, czego skrycie pragną, czego najbardziej potrzebują. A potem zasłaniają swoje tchórzostwo stwierdze-niem, że taki już jest ten świat. Czysta dezercja.

I wtedy Wiktor zrobił coś, czego Sylwia się nie spodziewała. Odwrócił się i począł biec w przeciwnym kierunku. Do niej. Pochwycił ją w ramiona. Przez dłuższą chwilę kręcili się, trzy-mając się za ręce, by dać upust szalejącym w nich emocjom. Obok przechodzili zajęci swo-imi sprawami ludzie. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Niemiłosierny deszcz nie przestał padać, ale Sylwii wydał się, że zza chmur wyjrzało słoń-ce. W głowie wciąż słyszała echo własnych słów.

- Wystarczy, że tylko uwierzysz…„Magnolia”

17

Page 18: Róże św. Elżbiety

KONKURS

ROZSTRZYGNIĘCIE WAKACYJNEGO KONKURSU FOTOGRAFICZNEGO

Jak pamiętacie zapewne, nasi kochani Czytelnicy, w poprzednim numerze ogłosiliśmy konkurs na ciekawą fotografi ę obiektu sakralnego (kościoła, kaplicy) odwiedzonego w czasie wakacyjnych wędrówek oraz krótkiego opisu. Ostatecznie, po trudnych wyborach i długich dyskusjach, udało się wyłonić zwycięzcę. Konkurs wygrał pan Marek Bar z Nysy, który nadesłał zdjęcia kapliczki znajdującej się w pobliżu Sękowic, oraz krótki komentarz.

18

Mali ArtyściDobrze wiemy, że w naszej Parafi i znajdzie się wielu ar-tystów wśród dzieci i młodzieży, dlatego postanowiliśmy stworzyć i dla was kącik w naszej gazetce.

W każdym numerze ukaże się temat, a waszym zadaniem będzie stworzenie rysunku, obrazu. Zapraszamy więc was, abyście wzięli do ręki kartkę, kredki, farbki i inne materiały i namalowali rysunek na dany temat. Pierwszym te-matem jest: „Kocham Pana Jezusa”. Jedna najlepsza praca zostanie opubli-kowana w naszej gazetce parafi alnej. Natomiast z wszystkich prac zostanie utworzona galeria, którą będą mogli zobaczyć wszyscy parafi anie oraz goście. A nagrody? Hm, niespodzianka!

Nagrodę odbierze pan Marek w czasie dyżuru redakcyjnego w Domu Kate-

chetycznym, z rąk samego Ojca Probosz-cza. Termin uzgodnimy „mailowo”. Panu Markowi serdecznie gratulujemy. Pozo-stałym uczestnikom przygotujemy nagro-dy pocieszenia.

A oto zdjęcie kapliczki (powyżej) i komentarz pana Marka: Przesyłam zdjęcia kapliczki, która znajduje się w połowie drogi z Nysy do Sękowic jadąc od ul. Orląt Lwow-skich i dalej wzdłuż torów kolejowych. Patrząc inaczej to jest przedłużenie ul. Oświęcimskiej.Pamiętam, że kiedyś ludzie z Sękowic i Regulic chodzili na piechotę do naszego kościoła (Wiel-kanoc, Boże Narodzenie) przez ul. Oświęcimską, ale to były inne czasy. Nie wiem, czy dzisiaj ktoś na piechotę z tych wsi chciałby przyjść na pasterkę.Tą kapliczkę znam od około 50 lat i jest ona dla mnie szczególna, jestem tam minimum kilka razy w roku i widzę, że cały czas ktoś się tą kaplicz-ką opiekuje. Dobrze by było wiedzieć, kto to jest, może to mieszkańcy Sękowic?

Marek BarNysa

Fragment zwycięskiej fotografi i autorstwa Marka Bara

Page 19: Róże św. Elżbiety
Page 20: Róże św. Elżbiety