Pressja (61) 11/2015

32
ISSN 1644-9711 #61

description

Magazyn Studencki Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie.

Transcript of Pressja (61) 11/2015

Page 1: Pressja (61) 11/2015

ISSN 1644-9711

#61

Page 2: Pressja (61) 11/2015
Page 3: Pressja (61) 11/2015

Wszystko co dobre, szybko się kończy. I tak minęły już wakacje, ale także pierwszy, chyba „najlżejszy” miesiąc nowego roku akademickiego. Mamy nadzieję, że w okresie wakacyjnym odpoczęli-ście i nabraliście sił na trudy kolejnego semestru. My przez ostatnie cztery miesiące nie próżnowaliśmy (chociaż, oczywiście, znaleźliśmy trochę czasu na leniuchowanie), czego owocem jest niniejszy nowy numer Pressji. Staraliśmy się, żeby teksty, które tutaj znajdziecie, były lekkie i przyjemne. Tematem numeru są natomiast eksperymenty. Czym jest eksperyment? Słowo to związane jest przede wszystkim z bada-niami naukowymi, testami jakości. Potocznie bywa kojarzone z działaniami nowymi, jeszcze niespraw-dzonymi, czasami ekscentrycznymi, a nawet niebezpiecznymi. Ale nie ma co roztaczać aury atmos-fery grozy, spójrzmy prozaicznie: eksperymentem nazywamy czasem nawet przefarbowanie włosów na kolor zielony. Waszej uwadze chcemy polecić dwa materiały, które opowiadają właśnie o takich nietypowych eksperymentach. Pierwszy z nich to „Cudzym życiem tydzień” Yulii Mykhailiuk, w którym autorka opisuje swoje doświadcze¬nia związane z radykalną „zamianą ról” na tydzień z koleżanką. Drugi tekst to „Interneto¬wy odwyk” opowiadający o wyzwaniu, którego podjęła się nasza redakcyjna koleżanka – Nikol Hovorkova. Dosyć tego strzępienia pióra. Zachęcam po prostu – zarówno naszych stałych Czytelników, jak i osoby, które mają z nami styczność po raz pierwszy – do lektury. Tych ostatnich za-chęcam szczegól-nie: zanurzcie się w Pressji… ot, chociażby dla eksperymentu.

[email protected]. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów, pokój 020

Red. naczelny: Kamil Olechowski

Zastępca red. naczelnego:Aleksandra Żeleźnik

Opiekunowie redakcji: dr Iwona Leonowicz-Bukałamgr Inessa Tkachenko

Korekta: Kamil Olechowski

Skład: Krzysztof Klimek

Ilustracje: Kateryna Oliynyk

4-7 Cudzym życiem tydzień9-13 Internetowy odwyk15-17 Z biegiem czasu uprzedzenie zniknie19-21 Sekta czy nie sekta22-23 Poker kontra służba celna24-25 Polacy na niemieckim bruku26 Pozerzy na siłowni28-29 Oglądam rosyjską telewizję, żeby wiedziec, co się dzieje na Ukrainie30-31 Polski Casanova potrafi

SPIS TREŚCI

Page 4: Pressja (61) 11/2015

Eksperyment, na który się zdecydowałam, polegał na „wymianie” na tydzień z koleżanką mieszkaniami. Tydzień życia w nie swoim środowisku, nie do końca swoim życiem.

4

Jesteśmy studentkami z zagra-nicy i zdecydowałyśmy się na ty-dzień wymienić mieszkaniami. Nasi współlokatorzy to osoby zupełnie od siebie inne, także jeśli chodzi o narodowość. Taka wymiana daje możliwość na zdobycie nowych do-świadczeń, poznania innych ludzi. Dochodzi do tego jeszcze jedno nur-tujące pytanie: jak takie doświad-czenie na nas wpłynie?

Moja koleżanka bardzo przeżywa-ła te zmiany. Musiała zamieszkać w pokoju z moim chłopakiem, wię-cej – pozostali współlokatorzy to także sami osobnicy płci męskiej. Dla mnie samej to również emocjo-nujące przeżycie, ale byłam pewna, że wszystko pójdzie dobrze, bo swój nowy tydzień spędzę z dziewczyna-mi z mieszkania mojej koleżanki.

Spotkałyśmy się w parku wieczo-rem i wymieniłyśmy się kluczami oraz szczegółami na przyszły ty-dzień. Moja przyjaciółka jest wege-tarianką, dlatego nie będę jeść mięsa przez cały tydzień, a ona powinna uprawiać jogę, bo to jest moje hob-by i zajmuję się tym przez cały rok.

Nie można tego zrozumieć tylko przychodząc do kogoś w gości na imprezę, ale dopiero kiedy zostajesz w cudzym mieszkaniu na dłużej.

W dodatku powinna wczuć się w rolę gospodyni domowej, ponie-waż życie z samymi chłopakami właśnie coś takiego przypomina.

Kiedy zbliżyłam się do drzwi mo-jego nowego mieszkania, poczułam nerwy. Gdy jednak otworzyły się drzwi i zobaczyłam uśmiech mojej nowej współlokatorki, to złe emocje opadły. Zaczęłam dużo mówić, chy-ba aż za bardzo, ale moja sąsiadka też nie milczała. Wieczór z nową koleżanką był udany. Potem rozło-żyłam swoje ciuchy w szafie i już sama ta zwyczajna czynność zrobiła na mnie wrażenie. Może to trochę dziwne, ale odczułam jakiś strach. Noc w cudzym łóżku też była dla mnie ciężka, miałam wrażenie, że to wszystko nie jest moje i mi nie pa-suje.

Ranek nastąpił szybko. Obudziłam się i pierwsze co poczułam, to cał-kiem inny zapach w pokoju. Nie, nikt nie gotował jedzenia – każde miesz-kanie ma po prostu swój zapach, a ten był inny niż mój – „domowy”.

Ciepła pogoda zdjęła leciutki smu-tek z mojej duszy. Dzień zaczął się dobrze. Na uczelni znaczących zmian nie odczułam. Potem miałam trochę wolnego, chciałam spotkać się z chłopakiem, ale on nie miał czasu. W zwykły dzień taki obrót spraw byłby dla mnie zrozumiały, wtedy jednak poczułam się samotna.

Dalej poszłam do sklepu za arty-kułami spożywczymi i do nowego domu. Całe te zmiany sprawiły, że poczułam się niepotrzebna. Jesz-cze do tego wszystkiego musiałam dzwonić do mieszkania, bo nie mogłam otworzyć drzwi. Okazało się, że nie wolno tak robić. Należy zawsze samemu otwierać. Współ-lokatorki dziwnie się na mnie spoj-rzały, zrobiło się nieprzyjemnie. Pierwszy dzień niezbyt mogłam uznać za udany.

Wieczór w nowym mieszkaniu Pierwszy dzień pod nowym adresem

Cudzym życiem tydzień

Page 5: Pressja (61) 11/2015

5

W drugim dniu czułam się już le-piej. Wszystko było jak zawsze: ra-nek, śniadanie, uczelnia, dom. Dla mnie szczególnym momentem było nawet to, że musiałam wprowa-dzać w drzwiach wejściowych kod, a potem wchodzić do windy. Dla-czego szczególnym? Po prostu u mnie nie ma takich urzą-dzeń. Lecz takie zwyczajne rze-czy, jak wprowadzenie kodu i wsiadania do windy, których czło-wiek nie dostrzega, szybko wchodzą w nawyk. Z początku było to dla mnie coś nowego.

W domu były tylko Dagmara i Kry-styna. Wydawało mi się, że dziew-czyny zachowywały się trochę dziwnie. Nigdy nie mogłam zrozu-mieć czy są w domu czy nie. Miesz-kają za drzwiami swoich pokojów, starają się z nich nie wychodzić i – broń Boże – nie wolno ich męczyć jakimiś głupimi eksperymentami.

W końcu Polki mogą mnie źle zro-zumieć, może nie wypada tak od rana chodzić. Rozumiem, że każdy ma własne reguły. Ten tydzień po-zwolił mi zauważyć minus życia z samymi dziewczynami – górę brudnych naczyń.

że nawet jednotygodniowa zmia-na mieszkań sprawia, że odnosi się wrażenie wyjazdu do innego kraju. Już wtedy odczuwałam przemiany w sobie, a co będzie do końca tygo-dnia? Dowolna podróż, nawet zmia-na codziennych nawyków, zmusza często do zastanowienia się nad ży-ciem i wartościami. To świetny eks-peryment, który pozwala odpocząć od codzienności…

Ach, zapomniałabym – moim do-datkowym szczęściem był chomik, taki malutki i miły, mieszkał ze mną w jednym pokoju. Przez cały ty-dzień był dla mnie radością.

Drugi dzień zmian

Zupełnie inny świat w nowym mieszkaniu

Wieczorem poszłam do łazienki. Tutaj również czułam się dziwnie. Każda rzecz na swoim miejscu, dużo różnych buteleczek, widać, że to mieszkanie samych dziewczyn. W mojej łazience nie jest tak ideal-nie. Zrozumiałam jedną rzecz: ja – dziewczyna – zapomniałam już jak to jest mieszkać z kobietami.

Pokój, w którym mieszkałam, też był bardzo „kobiecy”. Każda rzecz miała swoje odpowiednie miejsce, wszystko było uporządkowane. Ściany pomalowane w ciepły kolor, zdjęcia z koleżanką w ramce na stoli-ku, kosmetyczka na swoim miejscu. U siebie też staram się utrzymać taki porządek, ale byłam jedyną dziew-czyną, a przeciwko mnie czterech facetów – ta walka była bez sensu.

Kiedy w radykalny sposób zmie-niasz swoje codzienne otocze-nie, to nachodzi refleksja: czy w życiu dokonałam odpowied-nich wyborów? Zaczęłam się za-stanawiać, czy dobrą drogą idzie-my. W owym czasie zrozumiałam,

Trzeci dzień nowego życiaTrzeciego dnia zrozumiałam, że tęsknię nie tylko za swoimi współlokatorami, ale także za uli-cą, po której zawsze chodzę, za „własnymi” utartymi ścieżkami, za swoim pokojem. Moja sąsiadka rozbawiła mnie trochę pogadankami na różne tematy. Było fajnie.

Rankiem znowu trochę czułam się obco. Cichutko chodziłam po mieszkaniu, żeby nikt się nie obu-dził, szybko zmywałam naczynia.

Dzień przemianCzwarty dzień był zupełnie inny. Właśnie wtedy poczułam, że przy-zwyczaiłam się do tego mieszkania, do dziewczyn, wszystko zaczynało być dla mnie bliskie. Nawet ta dro-ga do uczelni wydaje się już nie tak bardzo obca. Dziwne, ale nawet taki drobiazg jest dla mnie ważny.

Potem miałam przerwę pomiędzy zajęciami i zdecydowałam się pójść do swego domu. Poczułam się jak w gościach, jakby na co dzień mieszkał tu ktoś inny. Rzeczy ina-czej leżą, nawet klimat inny. Nigdy nie wpadłabym na to, że każdy czło-wiek może mieć swój własny, nie-powtarzalny klimat, który przenosi w miejsce zamieszkania. Znów zro-biło mi się smutno. Odwiedziłam także sąsiadów. Bardzo za mną tę-sknili, długo nie mogłam w to uwie-rzyć, ale było mi bardzo miło.

Page 6: Pressja (61) 11/2015

6

Wieczorem, kiedy wracałam, od-czułam lekki smutek. Zrozumiałam, że będę tęsknić także za tym swo-im „nowym” domem, a to oznacza, że to miejsce i otoczenie stało się mi bliskie.

Potem dołączyła do nas moja kole-żanka. Tak na dobrą sprawę, była to ta dziewczyna, z którą wymieni-łam się mieszkaniem. W tym mo-mencie to jednak ja byłam gospo-darzem tego domu, doskonale się w nim orientowałam. Na końcu obie zastanowiłyśmy nad zmianami, ja-kie w nas zaszły.

zamieszkania czy może mój żołą-dek zbuntował się przeciwko die-cie bezmięsnej. Rano skorzystałam z kubka, który do mnie nie należał, trochę obawiałam się, czy na pew-no mi wolno. Ale! Przecież to był mój ostatni dzień w tym mieszkaniu – przegoniłam swój strach.

Wieczorem przygotowałam kolację dla wszystkich. To było najlepsze zakończenie tygodnia. Swobodnie rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Zrozumiałam, że będę bardzo tęsk-nić za nimi.

Następnego dnia spałyśmy bar-dzo długo. Potem zebrałam rzeczy i poszłam do domu. Szczerze mó-wiąc, pierwsze kilka godzin po powrocie było dla mnie bardzo dziwne. Byłam obca w tym miesz-kaniu.

Jak wspominałam na początku,

przez cały tydzień musiałam zrezy-gnować z mięsa. Co zrobiłam, kie-dy powróciłam do domu? Najadłam się nim do syta. Może to wydawać się dziwne, bo przecież nie jestem od niego uzależniona, po pro-stu jadałam je od czasu do czasu. Kiedy koleżanka powiedziała mi, że nie będę mogła jeść mięsa, to nie martwiłam się tym wymogiem w ogóle. Ta „abstynencja” okaza-ła się jednak straszna. Tak silne-go pragnienia spożycia potrawy mięsnej nie odczuwałam nigdy w życiu.

Nigdy nie wiesz, w którą stronę skieruje cię życie kolejnego dnia. Dziś jesteś tu, a jutro gdzieś indziej. Ten eksperyment pokazał, że nale-ży być przygotowanym na nieocze-kiwane zmiany, być świadomym, że pewnego dnia życie może prze-wrócić się z do góry nogami. Przez cały tydzień zobaczyłam

Ostatni dzień nowego życiaW ostatni dzień spało mi się rów-nie doskonale jak u siebie. W cią-gu całego tygodnia był jeden stały, dosyć poważny problem: nie mia-łam apetytu. Nie wiem czy było to spowodowane zmianą miejsca

Page 7: Pressja (61) 11/2015

7

jak człowiek musi zmieniać swoje przyzwyczajenia, nawet jeśli są one dla nas czymś tak naturalnym, że niezauważalnym. Zmiana miejsca wpływa na nas i właśnie w takich chwilach zastanawiamy się, czy w życiu dokonaliśmy prawidło-wych wyborów, nawet jeżeli chodzi o kwestie błahe, jak dobór współ-lokatorów. W życiu jest mnóstwo rzeczy, bez których nie możemy istnieć. Zrozumiałam, że mam przy-jaciół, bez których jest mi ciężko i za którymi bardzo tęskniłam. Do-szłam również do wniosku, że każdy z nas ma swój szczególny klimat.

W ciągu tego tygodnia zrozumia-łam jeszcze jedną rzecz. Ludzie, którzy mnie otaczają, są niezwykle

ważni dla mnie. Zrozumiałam to dopiero jak od nich się oddaliłam. Trzeba nauczyć się cenić ich teraz, w danym momencie. Pojechałam tyl-ko na tydzień, a ktoś może pojechać na dłużej i już nie wrócić. Nasze życie to chyba jedna wielka nie-skończona podróż i nigdy nie wiesz, co będzie dalej i gdzie zostaniesz się na dłużej.

Yuliia MYKHAILIUK

Page 8: Pressja (61) 11/2015
Page 9: Pressja (61) 11/2015

Ktoś może nazwać mnie szaleńcem, inny bohaterem, ale na tydzień postanowiłam udać się na „internetowy odwyk”. Dzięki temu poznałam odpowiedź na nurtujące pytanie: czy możliwie jest przeżyć tydzień bez dostępu do sieci?

9

Postęp techniczny wniósł do na-szego życia wiele praktycznych odkryć. Telefon komórkowy, tele-wizor, komputer i wreszcie Internet. W miarę rozwoju tych „cudów tech-niki” ludzie coraz bardziej rozwijali się w dziedzinach, które kiedyś wy-dawały się nieosiągalne i niemożli-we do eksploracji.

Kiedyś ludzie spokojnie obywali się bez programów rozrywkowych w telewizji lub rozmów zagranicz-nych z kolegą przez Skype. Teraz zwykły człowiek ma problem, żeby żyć nawet jeden dzień bez postów na Facebooku i aktualizacji wiadomo-ści w Internecie. Nikt nawet nie zdą-żył zauważyć jak nagle zmienił się świat i jak szybko przystosowaliśmy się do niego. W XIX wieku nasto-latek odrabiał swoje zadanie domo-we siedząc przy świecach studiując książki. Dziś zdarza się, że nawet pięciolatki mają smartfony oraz ta-blety i nie bardzo są zainteresowane tym, co jest napisane w książkach. Istnieje przecież Google gdzie moż-na odnaleźć wszystko: jak nauczyć się chińskiego w 2 tygodnie, gdzie można kupić konia lub jak szybko zachorować, żeby nie iść do szkoły.

Internetowy odwyk

Page 10: Pressja (61) 11/2015

10

Jak obecnie wygląda spacer z przy-jaciółmi? Wszyscy siedzą gdzieś w kawiarni lub pizzerii – miejsce nie jest ważne, chodzi o to, żeby był dostęp do sieci wi-fi, która daje możliwość udostępniania zdjęć na Instagramie lub przeglądania portali społecznościowych: kto ma nowego chłopaka, a która z koleżanek uro-dziła już drugie dziecko.

A przecież tyle wspaniałych rzeczy było dostępnych przed pojawieniem się Internetu! Spacer w parku z ko-legami, wyjazd na łono natury, gra w piłkę… A co teraz? Nie, oczy-wiście, to wszystko nie zniknęło, wszystko jest dostępne i teraz. Ale! Na drodze do tego rodzaju wypoczyn-ku stoi potężny Internet, który wciąga bezpowrotnie do swojej sieci prawie wszystkich, bez względu na wiek,

płeć oraz rasę.

Oczywiście nie wszystko, co mo-żemy powiedzieć o pokoleniu Z i Internecie jest złe. Przecież nie można nie doceniać ważności ist-nienia światowej sieci. Internet to nie tylko wirtualny świat z ogromną ilością rozrywek i gier.To również jedno z największych źródeł informacji. Internet jest gi-gantycznym skarbcem danych ze wszystkich gałęzi ludzkiej wie-dzy. Przede wszystkim pozytywna rola Internetu polega na tym, że młodzi ludzie mogą nauczyć się wy-korzystywać komputerowe techno-logie i zasoby. Student może sięgnąć do aktualnej, współczesnej wiedzy, ma możliwość wejścia do ban-ku danych i katalogu informacji wielu bibliotek świata. Internet – bogate źródło informacji które

pomaga w nauce.Internet: za i przeciw

Moje życie a InternetDziś Internet jest wykorzystywany nie tylko do pracy i rozrywki. Teraz każdy z nas nauczył się płacić ra-chunki, robić zakupy, komunikować się z innymi ludźmi właśnie przez sieć. Dzięki Internetowi oszczędza-my masę czasu. Kiedy zamyśliłam się, to zauważyłam, że nie mogę wy-obrazić sobie swojego życia bez do-stępu do Internetu.

Zaraz po obudzeniu najpierw za-glądam do sieci społecznościowej VK.com i sprawdzam czy nikt nie napisał do mnie, czy ktoś nie „po-lajkował” zdjęcia, kto już jest online i „obudził się” w sieci.

Niby taka zwykła sprawa, lecz na-wet ja sama już nie zauważam jak po wyłączeniu budzika w tej samej chwili włączam wi-fi i przeglądam wiadomości na stronach www. Da-lej trwa moja podróż do wirtualnego świata. Włączam komputer, a tu już mam gotowe zakładki do najczęściej odwiedzanych stron: VK.com, Fa-cebook, Wirtualna Uczelnia, poczta uczelniana, poczta osobista, tłumacz, Pressja i zakładka z ulubionym seria-lem.

Razem z początkiem studiów za gra-nicą zauważyłam, jak mocno Internet wszedł w moje życie. Codzienne na Ukrainie korzystałam z sieci spo-łecznościowej, a Google był dla mnie jednym z najlepszych źródeł pod-czas pisania dobrego referatu. Życie w Polsce pokazało mi, jak szybko Internet wchodzi ze wszystkich stron do naszego życia, zaczynając od nauki i kończąc na płaceniu rachun-ków.

Nie mając w mieszkaniu odbiornika TV, laptop z dostępem do Internetu stał dla mnie i telewizją, i radio, i pra-są. Teraz całe moje życie przechodzi przez mój komputer: korespondencja z chłopakiem na Facebooku, zdjęcia z urodzin z zeszłego roku, prezen-tacje z zajęć od wykładowców, pra-ce pisemne na zaliczenie. I wtedy w mojej głowie powstało pytanie: co będę robić bez laptopa i Internetu?

Page 11: Pressja (61) 11/2015

Dzień 1 Mój tydzień niezależności od Interne-tu zaczął się od zwykłego wyłączania budzika… i włączania wi-fi. Szybko przy-pomniałam sobie o swojej misji, więc odłożyłam telefon i dumnie zajęłam się swoimi sprawami. Nudny wykład na uczelni i bezpłatna sieć wi-fi obudziły we mnie pragnienie odwiedzin ulubionej strony www i sprawdzenia czy nie mam no-wych wiadomości. Lecz nie zamierzałam poddawać się tak wcześnie. Dlatego scho-wałam telefon czym prędzej i postarałam skoncentrować się na głosie wykładowcy.

Dzień 2 Szczerze mówiąc, gdy zamierzyłam zrezygnować z korzystania z Interne-tu, to myślałam, że od razu pojawi się kupa sił i energii by zrobić to, co plano-wałam od dłuższego czasu. Na przykład na czytanie książki, która już od dawna na mnie czeka, czy napisanie artykułu, na który mam pomysł. Ale drugi dzień był dla mnie dniem pokus. Przerwany w kulminującym momencie serial ku-sił, by włączyć komputer i zanurzyć się w wirtualny świat. Również inne dziwne pytania w mojej głowie pragnę-ły odpowiedzi: czy będzie piąta część Piratów z Karaibów? Dlaczego Shrek jest właśnie zielony? Czy można hodo-wać truskawki na balkonie?

Dzień 3 Obudziłam się z nastrojem: „czas coś zmieniać w swoim życiu”. W rezul-tacie mój pokój błyszczy czystością, łóżko zmieniło swoje stałe miejsce, a moje włosy mają czerwonawy odcień. Na czynnościach prowadzących do wspomnianych rezultatów spędziłam cały dzień, cały zapas moich sił został także spożytkowany, dlatego nawet nie miałam okazji pomyśleć o Internecie.

11

Mój cel: tydzień bez komputera i dostępu do wirtualnego świata Zawiadomi-łam wszystkich bliskich i przyjaciół o swoim zamyśle i poszłam spać z nadzieją, że wszystko się uda, czym udowodnię, że życie przez tydzień bez Internetu jest możliwie.

Czas eksperymentów

Page 12: Pressja (61) 11/2015

„The only way to do GREAT

WORK is to LOVE what you do” Steve Jobs

Zrób pierwszy krok w kierunku własnego biznesu!

Załóż firmę na próbę bez ZUS

w Akademickim Inkubatorze Przedsiębiorczości Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania

w Rzeszowie

Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie

ul. Sucharskiego 2, 35-225 Rzeszów

pokój nr 41

tel. (17) 860 57 61 [email protected]

Dowiedz się więcej kontaktując się z nami telefonicznie, mailowo lub odwiedź nas w siedzibie inkubatora!

Page 13: Pressja (61) 11/2015

Dzień 4 Tej nocy przyśnił się mi straszny sen: ludz-kość podbita przez istoty z obcej planety, którzy za pomocą mikrochipów zarządza-ją nami przez komputer, tak, jakbyśmy byli postaciami w grze komputerowej. Dlaczego przyśniło mi się to właśnie wtedy, do tej pory nie potrafię zrozumieć, ale wrażenia po tych obrazach były moc-ne.

Uświadomienie sobie braku sieciowych dóbr przyszło stopniowo. Już tęsknię za mamą, z którą zawsze rozmawiałam przez Viber, za chłopakiem, przyjaciółmi na Facebooku.

Zauważyłam, że gdzieś przepadła moja wieczna przyjaciółka – bezsenność. Widocznie porzucenie roli „więźnia” Internetu i komputera wyszła mi też na korzyść.

Dzień 5 Zwycięski humor miał też wpływ na moją zdolność do pracy. Kupa idei, entuzjazm i chęć do działania. Przestudiowałam materiał do egzaminu w 2 dni i zdałam go doskonale.

Mój nastój odczuła na sobie także szafa, z której wyleciała masa starych i niepo-trzebnych rzeczy.

Dzień 6 Najcięższy dzień w tygodniu: wystarczy-ło tylko trochę zachorować i pragnienie wejścia do sieci stało się prawie nie do zniesienia. Eksperyment od niepowodze-nia uratowały lody i pasjans. Ale uczu-cie zmarnowanego czasu było nie mniej obrzydliwe, jak od siedzenia w Internecie.

13

Przeżycie tygodnia bez Internetu jest możliwe! Przede wszystkim trzeba zaopatrzyć się w cierpli-wość i wiarę we własne siły. Także świadomość, że przez te bezuży-tecznie spędzone godziny w Inter-necie można załatwić tyle spraw, pomóc rodzicom, pospacerować z dawno zapomnianymi przy-jaciółmi, na dała mi poczucie-tego, że Internet nie jest wca-le taki niewinny. On zwabia nas i zaciąga w swoje „sieci” tak, że nie zdążysz mrugnąć okiem, a minął już cały dzień.

Mój eksperyment nie pokazuje, że nie jesteśmy uzależnieni od wir-tualnej przestrzeni. Pozwala raczej zrozumieć na jakim poziomie tej „zależności” jesteśmy. Tydzień mi-nął bez wielkich trudności, ale mó-wiąc szczerze: dłużej bym nie wy-trzymała. Jak by na to nie patrzeć, to obecny tryb studiów, nowe zna-jomości oraz komunikowanie się z rodzicami i przyjaciółmi bardzo mocno związane jest z Internetem.

Chciałabym zachęcić wszystkich do przeprowadzenia takiego eks-perymentu na samym sobie. Zro-bić sobie odpoczynek od sieci

przez chociaż tydzień. Wtedy zro-zumiecie ile zdążycie załatwić waż-nych spraw, które zawsze odkłada-ne są na potem, ile pojawi się czasu dla siebie i na spotkania z bliskimi i przyjaciółmi. Czas, który można poświęcić bezpośredniej znajomości z nowymi znajomymi. „Interneto-wy odwyk” pomoże uwolnić się od zbędnych myśli, odpocząć fizycznie i emocjonalnie, nabrać nowych sił.

Nikol HOVORKOVA

Refleksja po sześciu dniach

Page 14: Pressja (61) 11/2015
Page 15: Pressja (61) 11/2015

Z biegiem czasu uprzedzenie zniknie

Pierwotnie obrzęd rytualny, który był świadectwem odwagi i waleczności, w później-szym okresie uznawany za tabu, rozpowszechniony w subkulturze więziennej. Czym w dzisiejszych czasach jest tatuaż i dlaczego coraz więcej osób w ten sposób dekoruje swoje ciało? Na temat tatuaży z Matyldą Szytułą – artystką, która mimo młodego wieku, jest laureatką wielu wyróżnień w konkursach – rozmawia Klaudia Gawłowska.

15

Pressja: Uczęszczałaś do szkoły plastycznej, w której nauczyłaś się podstaw rysunku, rzeźby oraz projektowania. W jakim stopniu wpłynęło to na twój rozwój artystyczny?

Matylda Szytuła: Jedyne co mogę zawdzięczać szkole plastycznej, to tylko to, że moja przygoda z rysunkiem skończyłaby się dawno temu. W jakimś stopniu rozwinęłam swoje hobby, chociaż nie mogę powiedzieć, że nauczono mnie tam wielu rzeczy. Kiedy podzieliłam się z nauczycielami swoimi za-interesowaniami, to raczej chcieli mi narzucić inne tematy. Twierdzili, że tatuaż nie ma nic wspólnego ze sztuką. Oczywiście nie twierdzę, że w każdej szko-le plastycznej tak jest, ale ja akurat trafiłam na taką.

Na większe wsparciew tej dziedzinie mogłam liczyć w domu, gdzie mój tato, podobnie jak ja, zachwycał się wzorami na skórze i motywował mnie do rozwi-jania tej pasji.

P: A kiedy pojawiła się u ciebie ta pasja?

M.S.: Nie pamiętam kiedy dokładnie pierwszy raz zainteresowałam się tatuażami. Wiem tylko tyle, że już kiedy byłam dzieckiem, chodziłam cała „oblepiona” tatuażami z chipsów czy gum do żucia. Zawsze fascynowały mnie rysunki na skórze. W fil-mach czy teledyskach podpatrywałam wytatuowa-nych ludzi.

Page 16: Pressja (61) 11/2015

16

Było to dla mnie coś nowego, interesującego, a przede wszystkim pięknego! Od dzieciństwa chcia-łam mieć tatuaże, chociaż nie myślałam o tym, żeby sama zacząć je robić. Dopiero mniej więcej w wieku 17 lat kupiłam pierwszą maszynkę i na poważnie za-częłam swoją przygodę z tatuowaniem.

P: Rozumiem, że fascynacja z dzieciństwa rozwi-nęła się w życiu dorosłym, tylko teraz zamiast tych zmywalnych tatuaży masz prawdziwe. Zdradzisz jakie wzory posiadasz?

M.S.: Tak, posiadam aktualnie cztery tatuaże: różę pod pachą oraz na kolanie, kota na łydce, a także na-pis na nadgarstku. Mój pierwszy tatuaż (różę pod pa-chą) wykonał pan, którego imienia nawet nie znam. Tatuaż ten nie jest wykonany dobrze, po prostu po-szłam do pierwszego podrzędnego studia, po którym mam dużą, brzydką pamiątkę. Autorem kota na łydce jest Leszek Mistarz, z którym miałam przyjemność pracować w Krakowie. Natomiast napis na nadgarst-ku wykonała koleżanka, która sama uczy się tatu-ować. Różę na kolanie wytatuowałam samodzielnie.

P: Tatuaże to forma sztuki, w której nie ma miej-sca na pomyłki. Nie jest to rysunek ołówkiem, który możesz wymazać. Nie boisz się wykonywać tatuaży?

M.S.: Na początku się bałam. Naukę zaczęłam na sztucznej skórze mimo, że praca na niej praktycz-nie w ogóle nie przypominała pracy na prawdziwej. Wiedziałam, że skoro chce być dobra w tym co robię, muszę zacząć uczyć się od prawdziwych artystów, dlatego postanowiłam poszukać praktyki w studio ta-tuaży. Pierwsze wykonywałam za darmo, moi klienci oczywiście mieli świadomość, że może coś pójść nie tak. Mimo to zgłaszało się do mnie wielu chętnych. Teraz, po latach tatuowania, nie obawiam się błędów i podchodzę do tego tak jak do rysunku na kartce – z pełnym spokojem.

P: Wykonujesz tatuaże od pięciu lat. Wypracowa-łaś już własny styl, w którym tworzysz czy może podejmujesz się każdego zlecenia?

M.S.: Z biegiem lat przybywa coraz więcej nowych ciekawych stylów. Aktualnie wyróżnia-my: old school, new school, dotwork, paint tat-too, traditional tattoo, tatuaż realistyczny. Każ-dy styl wyróżnia inna technika. Projektuje wzory

i tatuuje przeważnie w New schoolu, chociaż zda-rzają się klienci, którzy przynoszą swoje projekty w zupełnie innej tematyce. Jeśli dam radę je wyko-nać, podejmuję się zadania, natomiast jeśli projekt zupełnie odbiega od mojego stylu to odsyłam klien-tów do kolegów.

P: Tworzysz własne projekty, które są niebanalne i nie do podrobienia. Skąd czerpiesz inspiracje?

M.S.: Inspiracje można znaleźć wszędzie. Najlep-szym miejscem do jej szukania są konwenty tatuażu. Zjeżdżają się tam artyści z całego kraju oraz z zagra-nicy. Można tam powymieniać się doświadczeniami i podpatrywać różne nowe techniki. Natchnienie można też znaleźć w telewizji w takich programach jak Miami Ink czy w Internecie.

P: Wymiar estetyczny, upamiętnienie głębokiego przeżycia czy intymny manifest? Czym dla ciebie jest tatuaż?

M.S.: Wymiarem estetycznym. Nie posiadam żadne-go tatuażu, który by coś konkretnego oznaczał. Tatu-uję wzory, które po prostu mi się podobają. Natomiast wielu ludzi poprzez tatuaż upamiętniają wydarzenia, uwieczniają imiona swoich dzieci czy partnerów. Dla każdego tatuaż wyraża coś innego i właśnie to jest najlepsze, bo nie ma utartych schematów: co możesz, a czego nie możesz sobie wytatuować.

P: Ostatnio słyszałam jak jeden kolega odra-dzał drugiemu robienie tatuażu. Tłumaczył mu, że trudno mu będzie znaleźć pracę. To prawda, że firmy nie chcą „wydziaranych” pracowników?

M.S.: To zależy od tego gdzie i jak duży ma się ta-tuaż. Jeżeli można go spokojnie ukryć pod unifor-mem, pracodawca nie będzie miał z tym problemu. Inaczej jest jeśli ktoś ma duży rysunek w widocz-nym miejscu. Wtedy taka osoba uważana jest za niechlujną. Wiem, że to śmieszne, ale tak jest. Samo podejście szefa do tatuaży nie ma związ-ku, najważniejsza jest opinia klientów. Jednak za-uważyłam, że zmienia się podejście ludzi, głównie młodych, do wytatuowanych kelnerów czy pra-cowników jakiejś korporacji. Największy problem z tą akceptacją ma starsze pokolenie. Myślę, że za kilka lat ta forma sztuki będzie już na tyle powszechna, że nie będzie wzbudzać kontrowersji.

Page 17: Pressja (61) 11/2015

Teraz ten pogląd się zmienia, bo ludzie poprzez tatu-owanie wyrażają swoje poglądy, upamiętniają ważne wydarzenia. Nie wiem czy słyszałaś, jest teraz gło-śno o kobietach, które tatuują swoje blizny po ma-stektomii. To jest piękne, bo ten tatuaż zakrywa znak po strasznej chorobie, one akceptują siebie od nowa!

P: Myślisz, że ta akcja będzie ważnym wydarze-niem w historii tatuażu?

M.S.: Na pewno! Czytałam komentarz mężczyzny, który wykonywał tatuaż kobiecie po mastektomii. Powiedział, że to jego najważniejszy tatuaż w życiu. Ten projekt jest przełomowy, ponieważ niszczy sza-blonowe myślenie na temat tatuaży.

Rozmawiała: Klaudia GAWŁOWSKA

17

P: Dużo podróżujesz, masz styczność z różny-mi kulturami. Jak uważasz, czy tatuaże dalej są czymś niezwykłym czy może przestały już szokować?

M.S.: Wydaje mi się, że każdy inaczej reaguje i jest to bardzo indywidualna sprawa. Ludzie starsi zazwy-czaj patrzą na tatuaże z niesmakiem i przypisują od razu danego człowieka do grupy przestępców. Oczy-wiście zdarzają się wyjątki! Znacznie więcej osób młodych akceptuje wzory na skórze. Uważam też, że w dużych miastach można zauważyć większą tolerancję na tatuaże, dlatego że więcej osób je tam posiada. Myślę, że z biegiem czasu zniknie całkowicie uprzedzenie do tej dziedziny sztuki.

P: Jednak nie zaprzeczysz, że dla wielu osób ta-tuaż nadal kojarzy się ze środowiskiem więzien-nym?

M.S.: Oczywiście, że nadal tak jest. Wynika to z historii tatuażu, przecież dawniej był to zabieg rytualny, który mógł przejść ktoś odważny, z zasługami. Potem w kul-turze przyjął się jako symbol przynależności do mafii.

Page 18: Pressja (61) 11/2015

www.kielnarowa.wsiz.pl

Trening indywidualny | Trening dla grup | Kurs strzelecki

Strzelanie sytuacyjneStrzelanie do ruchomych celów

Wysoki realizm warunków polowychBezpieczeństwo i mniejsze koszty

Katedra Bezpieczeństwa Wewnętrznegotelefon: 17 866 14 23, 533 410 598 | e-mail: [email protected]

Centrum Turystykii Rekreacji WSIiZ

Kielnarowa 386A36-020 Tyczyn, k. Rzeszowa

Page 19: Pressja (61) 11/2015

Sekta czy nie sektaŚwiadkowie Jehowy kojarzą się ludziom z sektą, potajemną organizacją, czymś, czego generalnie lepiej unikać. W Internecie krąży wiele nieprawdziwych informacji, które stawiają ich w złym świetle powodując jednocześnie pogardę, strach, a także powielanie stereotypów wśród społeczeństwa. O tym ile prawdy jest w tych wszystkich plotkach, a co prawdą nie jest i jak należy podchodzić do tej religii, by lepiej ją poznać i zrozumieć z Iwoną Kościółek – Świadkiem Jehowy – rozmawia Aleksandra Żeleźnik.

19

Fot.: archiwum prywatne.

P: Jest to religia stworzona przez człowieka jako wyraz buntu?

I.K.: Krótko mówiąc – nie. Początkiem nowożytnej historii Świadków Jehowy było powstanie (pod ko-niec XIX wieku) grupy osób zgłębiających Biblię. Najpierw byli znani jako Badacze Pisma Świętego, a później właśnie jako Świadkowie Jehowy. Choć to, co przedstawiali nie było niczym nowym, bo opiera-li się na naukach Jezusa – czyli to takie przywróce-nie chrystianizmu z I wieku. Właściwie te korzenie sięgają jeszcze głębiej, bo i jeszcze wcześniej żyły osoby, które „świadczyły na rzecz Boga” i stosowały w swoim życiu Jego zasady. Naszym głównym celem jest właśnie świadczenie o Bogu i Jego zamierzeniu wobec ludzi, a wszystkie swoje wierzenia opieramy na Piśmie Świętym.

Pressja: Dlaczego ludzie boją się Świadków Jehowy?

Iwona Kościółek: Jeśli ktoś boi się Świadków Jeho-wy, to najprawdopodobniej ma błędne wyobrażenie na ich temat – może ono wynikać z braku wiedzy lub zasłyszenia jakichś nieprawdziwych o nich infor-macji. Właściwie Świadkowie są ludźmi usposobio-nymi bardzo pokojowo – wystrzegają się wszelkich form przemocy, nie biorą udziału w wojnach i są neutralni w sprawach politycznych. Starają się być przykładnymi obywatelami. Mimo to zdarza się, że ludzie obawiają się kontaktu z nimi – boją się, że mo-gliby ich do czegoś namawiać albo że ze Świadkiem Jehowy można rozmawiać tylko o Biblii. To nie-prawda. Chętnie rozmawiamy z ludźmi i żyjemy w tym samym świecie, co wszyscy.

www.kielnarowa.wsiz.pl

Trening indywidualny | Trening dla grup | Kurs strzelecki

Strzelanie sytuacyjneStrzelanie do ruchomych celów

Wysoki realizm warunków polowychBezpieczeństwo i mniejsze koszty

Katedra Bezpieczeństwa Wewnętrznegotelefon: 17 866 14 23, 533 410 598 | e-mail: [email protected]

Centrum Turystykii Rekreacji WSIiZ

Kielnarowa 386A36-020 Tyczyn, k. Rzeszowa

Page 20: Pressja (61) 11/2015

20

Osobiście nie znam nikogo, kto by znał ją na pamięć – w końcu nie chodzi o to, żeby nauczyć się Biblii słowo w słowo, tylko żeby ją zrozumieć i stosować jej zasady w życiu – uczymy się tego na swoich spotkaniach – zebraniach Świadków Jehowy.

P: Jak wyglądają takie zebrania?

I.K.: Spotykamy się w obiektach nazywanych Sa-lami Królestwa. Na takich spotkaniach poznajemy różne myśli z Biblii, między innymi uczymy się sto-sować je w swoim życiu. Nasza nauka dotyka także tego, jak w lepszy sposób wyjaśniać innym poglą-dy biblijne, jak żyć żeby podobać się Bogu i ogólnie poszerzamy swoją wiedzę biblijną. Możemy brać udział w takich spotkaniach i się na nich wypowia-dać. Poza tym mają one charakter otwarty. Każdy inny człowiek może na nie w dowolnym momencie przyjść i w dowolnym momencie z niego wyjść. Moż-na powiedzieć, że to dla nas też taki rodzaj szkolenia. Ale nie istnieje coś takiego jak „kurs na Świadka”.

P: To by było ciekawe… Egzamin na Świadka Jehowy.

I.K.: Czegoś takiego nie ma. Zanim ktoś zostanie Świadkiem Jehowy, musi wcześniej zdobyć wiedzę z Biblii i stosować ją w swoim życiu, np. w swoich relacjach z ludźmi przejawiać postawę świadczącą o miłości do nich. Można chyba powiedzieć, że życie jest takim egzaminem. A na zebraniach uczymy się jak być przykładnymi chrześcijanami.

P: Uczestnictwo w takim spotkaniu zrobi ze mnie od razu Świadka Jehowy?

I.K.: Oczywiście, że nie. Są osoby, które przychodzą na nasze zebrania, a nie są Świadkami. Ich również miło nam widzieć. Nikt nikogo nie namawia do bycia Świadkiem Jehowy.

P: Czyli można stwierdzić, że Świadkowie Jehowy to chrześcijanie, tak?

I.K.: Tak. Świadkowie Jehowy wyznają chrystianizm i są chrześcijanami. Założycielem chrystianizmu był Jezus Chrystus, którego staramy się naśladować.

P: Organizacja świadków Jehowy przeczy temu, że Jezus jest Bogiem?

I.K.: Z Biblii jasno wynika, że jest tylko jeden Wszechmocny Bóg – Jahwe. Jezus jest natomiast Synem Bożym – czyli Synem Boga. Tak wynika np. z Ewangelii Łukasza 1:35 czy Mateusza 3:16,17. To oczywiste, że syn nie jest równy ojcu. Tak samo jest w tej relacji: jest jeden Bóg i Jego Syn, ale Syn nie jest równy Ojcu, więc nie jest on Bogiem.

P: Czy to świadczy o tym, że Świadkowie Jehowy manipulują Biblią?

I.K.: Manipulują, czyli naginają jej treść do swo-ich poglądów? Nie. Biblia jest wewnętrznie zgodna, spójna i logiczna – można powiedzieć, że sama się interpretuje. Jeśli z kolei dostrzeżemy, że pogląd bi-blijny jakoś różni się od naszego, to zmieniamy ten nasz tak, aby był zgodny z tym biblijnym. Ciągle się uczymy i dokonujemy takich zmian w swoich po-glądach w miarę lepszego rozumienia Biblii. Obec-nie korzystamy z Przekładu Nowego Świata, który jest najbardziej zgodny z najstarszymi oryginałami Pisma Świętego.

P: Główny zarzut kierowany w stronę Świadków Jehowy polega na tym, że ich znajomość Biblii jest na ogół ograniczona do wyrwanych z kontekstu wersetów podanych podczas szkoleń. Prawdą jest, że uczycie się jej na pamięć?

I.K.: Co do zarzutu – staramy się dobrze poznać całą Biblię – tak Stary jak i Nowy Testament. Nie ogranicza-my się do któregoś z nich, nie mówiąc już o wyrywaniu czegoś z kontekstu. Opieramy się na sensie całej Biblii.

Page 21: Pressja (61) 11/2015

21

czy wywołać inne powikłania poprzetoczeniowe), a bez transfuzji również można wykonywać różne, nawet skomplikowane zabiegi chirurgiczne. Wraz z postępem metody leczenia bez krwi są coraz lepsze i coraz powszechniejsze, a co ważne, skuteczniejsze niż metody z użyciem krwi. Z powodzeniem prze-prowadzono już całe mnóstwo takich operacji bez transfuzji i okazuje się, że pacjenci, którym nie prze-tacza się krwi, lepiej przechodzą rekonwalescencję.

P: Ze Świadków Jehowy się nie odchodzi?

I.K.: Właściwie to Świadkiem Jehowy nie zostaje się raz na zawsze – aby nim być trzeba spełniać wyma-gania stawiane nam w Piśmie Świętym. Jeżeli ktoś rażąco łamie zasady biblijne (np. prowadzi się nie-moralnie, upija się, krzywdzi innych) i nie zmienia swojego postępowania, to nie może, tak postępując, być dalej Świadkiem Jehowy. Te zasady biblijne nie są po to, żeby nam utrudniać życie – wręcz prze-ciwnie – kiedy je stosujemy jesteśmy szczęśliwsi. Nie jest prawdą też to, że nie można samemu zrezy-gnować z bycia Świadkiem Jehowy, bo można. Nikt nie musi być w tej religii „na siłę” – w końcu każdy ma prawo zdecydować kim chce być.

P: Największa nieprawda, jaką kiedykolwiek usłyszałaś na temat Świadków Jehowy?

I.K.: Niektórzy twierdzą, że chodzimy do ludzi, bo nam ktoś za to płaci. Prawda jest taka, że robimy to bezpłatnie i dobrowolnie. Nasza postawa wynika z tego, że staramy się naśladować Jezusa także w tym, że rozmawiał z innymi o Bogu. A nikt nie musi nam płacić, ani zmuszać nas, żebyśmy wychodzili do ludzi i z nimi rozmawiali, bo skłania nas do tego miłość – miłość do Boga i do ludzi.

Rozmawiała: Aleksandra ŻELEŹNIK

P: Sekta czy nie sekta?

I.K.: Świadkowie Jehowy nie są sektą. Na przykład według niektórych sekta to nowy lub odstępczy ruch religijny. A Świadkowie Jehowy nie wynaleźli nowej religii. Przeciwnie, jeśli chodzi o sposób wielbienia Boga, trzymamy się wzoru ustanowionego przez pierwszych chrześcijan, których postępowanie i na-uki zostały opisane w Biblii. Uważamy, że w spra-wie oddawania czci Bogu autorytetem powinno być właśnie Pismo Święte. Według niektórych sekta to też niebezpieczne ugrupowanie, skupione wokół ja-kiegoś przywódcy. Świadkowie Jehowy nie uznają żadnego człowieka za swojego przywódcę. Trzyma-my się raczej reguły ustalonej przez Jezusa: „Jeden jest wasz Wódz, Chrystus” (Mateusz 23:10). Prak-tykujemy religię, która przynosi pożytek zarówno nam samym, jak i innym ludziom. Na przykład na-sza działalność kaznodziejska pomaga wielu osobom porzucić szkodliwe nałogi, takie jak uzależnienie od narkotyków czy alkoholu. Poza tym na całym świe-cie prowadzimy kursy czytania i pisania, z których korzystają tysiące osób. Bierzemy też udział w ak-cjach niesienia pomocy ofiarom klęsk żywiołowych. Dokładamy usilnych starań, żeby zgodnie z zalece-niem Jezusa wywierać na społeczeństwo pozytywny wpływ.

P: Wielu ludziom zapytanych o jedną rzecz, jaka przychodzi im na myśl, gdy słyszą hasło: „Świadek Jehowy” odpowiadają: oni nie zgadzają się na transfuzję krwi. Jak jest na prawdę?

I.K.: To prawda, że nie zgadzamy się na transfu-zję krwi. Ten pogląd też ma uzasadnienie biblijne. Na przykład z księgi Dziejów Apostolskich (15:28,29), czy księgi Rodzaju (9:3,4) jasno wy-nika, że należy „powstrzymywać się od krwi”. To dobra rada, ponieważ przyjmowanie krwi wiąże się ryzykiem (może na przykład wywołać immunosupre-sję czyli zahamować naturalne reakcje fizjologiczne,

Page 22: Pressja (61) 11/2015

Poker kontra Służba CelnaJak to jest z tym graniem w pokera? Z jednej strony jesteśmy stale ostrzegani przed grą na portalach internetowych z groźbą kary ze strony Służby Celnej. Z drugiej zaś ciągle słyszymy, że ktoś wygrał dużą sumę pieniędzy w znanym turnieju pokerowym.

22

W Polsce możemy znaleźć kli-ka poważnych serwisów pokero-wych oferujących nam grę w po-kera. Do najbardziej popularnych i znanych należą Poker Stars, World Serie of Poker, Full Tilt, PKR. Na każdym z nich możemy bez więk-szej trudności zalogować się i za-cząć naszą przygodę z pokerem. I wszystko byłoby pewnie w po-rządku, gdyby nie przepisy prawa, które zabraniają takich praktyk.

Zgodnie z ustawą o grach hazar-dowych: „kto na terytorium Rze-czypospolitej Polskiej uczestniczy w zagranicznej grze losowej lub za-granicznym zakładzie wzajemnym podlega karze grzywny do 720 sta-wek dziennych albo karze pozba-wienia wolności do lat 3, albo obu tym karom łącznie; w przypadkach mniejszej wagi podlega karze man-datu za wykroczenie skarbowe”.

Jeżeli będziemy chcieli zagrać w pokera w Polsce, może dojść do sytuacji, że Służba Celna wraz z Centralnym Biurem Śledczym będzie śledzić naszą pocztę interne-tową w poszukiwaniu wiadomości

uczestników postawić przed sądem, co zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat trzech.

Ludzie, którzy grają w pokera dłu-go i znają tę grę twierdzą, że tak na-prawdę to nie wygrana jest w tym najważniejsza. Sama przyjemność z grania i nutka emocji to coś, cze-go szukają osoby grające w poke-ra. Na świecie pokerzyści biorący udział w najlepszych turniejach to ludzie młodzi w przedziale 20-30 lat. Wykształceni byli biznesmeni, maklerzy, dla których gra w pokera stała się drugim zawodem. Zarabiają na tym, co sprawia im przyjemność i jednocześnie opłaca ich rachunki.

Głośną wygraną może się pochwa-lić mówiący o sobie „Król Pokera” Dominik Pańka. W grach z serii Poker Stars wygrał prawie 1,5 mln dolarów. Wpisowe do turnieju, który wygrał Polak, wynosiło 10 tyś dolarów. Dominik Pańka wygrał swój bilet w turnieju kwalifikacyjnym w Internecie, dzięki temu mógł za darmo wziąć udziałi w rezul-tacie wygrać.- Może to zabrzmi nieskromnie, ale ja uważam,

o grze. W razie ewentualnej kontroli podatkowej z tzw. nieujawnionych źródeł sankcje mogą pochłonąć na-wet 75% naszej wygranej. Czy war-to?

Żeby zagrać legalnie nie narażając się na problemy z prawem możemy udać się do kasyna. Według pol-skiego prawa tylko w takim miejscu będziemy mogli zagrać legalnie w tę grę opodatkowując 25% dochodów związanych z wygraną.

W taką pułapkę wpadli organizato-rzy turnieju pokerowego ogłoszone-go w sieci na Pomorzu. - To były po prostu 50. urodziny pana Irka – mówiła przed sądem Agniesz-ka T., współorganizatorka urodzi-nowego turnieju, która nie czuje się winna popełnienia przestępstwa.

Niestety takie tłumaczenie nie było wystarczające. CBŚ dotarła do ma-ili organizatorów turnieju, z których wynikało, że członkowie składa-li się po ok. 220 zł na prezent dla jubilata. Część z nich była jednak przeznaczona również na wygraną dla zwycięzcy. To wystarczyło by

Page 23: Pressja (61) 11/2015

23

że jestem dopiero na początku swo-jej kariery, jestem młody i mam nadzieję, że jeszcze kilka final ta-bles w dużych turniejach zrobię.

Dominik w wielu wywiadach pod-kreśla, że od wygranej odprowa-dzi podatek. Są jednak tacy, którzy uważają, że taki sposób podcho-dzenia państwa do graczy nie do końca jest fair. - Ciekawe jest tylko, że granie w pokera jest naganne, ale opodatkowanie wygranej już nie.

Od lat w Polsce toczą się dyskusje o uwolnienie pokera. Marcin Horec-ki ze Stowarzyszenia Wolny Poker walczy o zmianę prawa. Senator Marek Borowski wiele razy wypo-wiadał się w mediach tłumacząc, że poker sportowy to coś innego, niż obrazki jakie pamiętamy z czasów Wielkiego Szu. Twój Ruch rów-nież występował z inicjatywą po-selską w sprawie złagodzenia usta-leń ustawy o grach hazardowych.

Gracz z Pomorza, który chce po-zostać anonimowy, wynajął ad-wokata. Chce walczyć o uniewin-nienie. Wyrok skazujący mógłby

uniemożliwić znalezienie pracy po studiach. Jak wielu innych gra w pokera w Internecie, wygrywając średnio kilka tysięcy złotych mie-sięcznie. Serwis Poker Stars przele-wając wygraną na specjalne konto, wysyła również kartę umożliwiającą wybranie pieniędzy w bankomacie w Polsce.

Przed graczami w Polsce pojawia się rozterka: czy grać legalnie w grę, która sprawia, że spełniają się ich marzenia, czy godzić się na drakoń-skie warunki gry w kasynach.

Obecny szef Służby Celnej Jacek Kapica w jednej w wypowiedzi twierdzi, że restrykcyjne podcho-dzenie do nielegalnych turniejów spowodowane jest dbaniem o inte-resy graczy, nie pozwalając im uza-leżnić się od pokera. Pytanie tyl-ko, czy takie podejście nie jest po prostu wylewaniem dziecka razem z kąpielą?

Łukasz HERJAN

Page 24: Pressja (61) 11/2015

Polacy na niemieckim bruku

Polacy ciągle emigrują z Polski, często do Niemiec. Nie każdemu udaje się odnaleźć swój raj. Wielu naszych rodaków wylądowało na niemieckim bruku.

24

Czasem ludzie wyjeżdżają z Polski bez namysłu i planu. Chcą po prostu zobaczyć jak będzie, ale także trochę zarobić. Tak było w przypadku Tomasza i Adama.– Każdy mówił nam, że w Niemczech jest lepiej. W Polsce było naprawdę ciężko, pracowałem jako ślusarz – opowiada Adam.

Tomasz, będąc jeszcze w kraju kładł kostkę brukową. Gdy przyjechali do Berlina przez miesiąc pracowali na budowie. Kiedy praca się skoń-czyła, zaczęli zbierać butelki. Teraz nie wiedzą jak szukać tutaj pracy. Nie znają języka.– Na pewno nie można liczyć na innych Polaków, oni oszukują – mówi Tomasz – Wyłu-dzają pieniądze, a potem znikają.

Tomasz i Adam są jednymi z kilku tysięcy bezdomnych Pola-ków w Berlinie. To prawdopodob-nie największa grupa narodowościo-wa na ulicach niemieckiej stolicy. Nie są prowadzone oficjalne staty-styki, ale organizacje pozarządowe oceniają, że nawet połowa wszyst-kich bezdomnych to nasi rodacy.

- Można tam dostać jakiejś choro-by albo cię okradną – mówi Adam. W Berlinie miejsc noclegowych jest zbyt mało. Warunki też są opłakane. Wszy, świerzb. Choroby przenoszą się w takich warunkach łatwo, agresja też rośnie. Bezdomni Polacy nie żyją wcale razem w jed-nym skupisku. Większość z nich dzień spędza w samym centrum miasta, na Alexanderplatz. W nocy śpią na dworcach, w przejściach podziemnych czy pustostanach.

Od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej to tendencja rosną-ca – wynika z obserwacji pracow-ników społecznych. Bezdomnymi najczęściej są mężczyźni, samotni, a przynajmniej sami przebywający w Niemczech. Do Berlina przyjeż-dżają z całej Polski.

Mit wielkich zarobków

Polacy często wyjeżdżają z niereal-nymi oczekiwaniami. Zwykły pra-cownik może zarobić w Niemczach 1300 Euro, osoba wykwalifikowa-na nawet 3000. Po otwarciu granic ruszyli wszyscy – często tacy, dla których pracy w Niemczach po pro-stu nie ma. Przyjazd w ciemno jest najgorszym z możliwych rozwiązań. W samym Berlinie bezrobocie jest bardzo wysokie, a konkurencja spora.

Niemieckie państwo jest opiekuń-cze, ale tylko wobec swoich obywa-teli albo tych, którzy przynajmniej płacą tu podatki. Cudzoziemiec, który w Niemczech nigdy nie praco-wał, nie ma szans na pomoc społecz-ną, poza tą doraźną.

Lepiej na ulicy niż w schronisku

Niebezpieczeństwo ulicy

W statystykach niemieckiej poli-cji, Polacy zajmują drugie miejsce wśród cudzoziemców, po Turkach. Jednak to nie bezdomni dominują wśród nich. Najczęściej są to Pola-cy zameldowani w Berlinie. Polscy bezdomni nie popełniają zwykle poważniejszych przestępstw. Wpadają raczej na drobnych wy-kroczeniach: kradzieżach alko-holu, jedzenia, papierosów; jeź-dzie bez biletu; paleniu czy piciu

Page 25: Pressja (61) 11/2015

Fot.: Katarzyna Zięba, Berlin, Alexanderplatz

25

w miejscach niedozwolonych. Czę-sto zdarzają się też bójki i awantury, zwłaszcza pod wpływem alkoholu. Nieznajomość języka oraz wyob-cowanie tylko wzmacniają agresję. Jak mówią streetworkerzy, w prawie każdym tygodniu stykają się z pobi-tym bezdomnym Polakiem.

Nie chcą wracać

Mimo bezdomności Polacy nie chcą wracać do kraju. Wciąż przyjeż-dżają nowi. W listopadzie zeszłego roku powstała Berlińska organi-zacja „Frostschutzengel”, „Anioły chroniące przed mrozem”. Pracuje w niej trzech pracowników społecz-nych, dwóch z nich to Polacy. Orga-nizacja pomaga nie tylko w wyjściu z bezdomności, ale także w powro-cie do kraju. Polacy jednak nie chcą wracać, bo tam też czeka ich podob-ny los. W Berlinie jest im lepiej. - Berlińczycy są bardziej toleran-cyjni i zawsze rzucą jakieś drobne, mimo, że domyślają się, że to na alkohol – wyjaśnia Tomasz.

Katarzyna ZIĘBA

Page 26: Pressja (61) 11/2015

Wyobraźmy sobie przeciętne-go nastolatka, który zawsze chce być trendy, co umożliwi mu bycie w centrum uwagi przyjaciół. Naj-ważniejsze to wybrać fajną siłow-nię ze stylowym wnętrzem i dużą ilością luster, a następnie wyżebrać u rodziców pieniądze, kupić pierw-szy karnet i koniecznie powiadomić wszystkich na Twitterze, Instagra-mie i Facebooku o chodzeniu na si-łownię. I nieważne – był tam czy nie – o tym też nie musi nikt wiedzieć. Ważne, że zakupił już odpowiednie obuwie (obowiązkowo firmy Nike lub Adidas), fajną sportową butel-kę (a jeżeli to butelka „My Bottle”, to od razu +50 polubień na Insta-gramie), gdzie nalał jakiś kolorowy napój „z witaminami”, naładował telefon, aby zrobić milion zdjęć i obowiązkowo słuchać muzyki w trakcie wykonania ćwiczeń, bo bez tego trening jest niezaliczony.

A jak ciekawe obserwować tych po-zerów! Oto ktoś zbliża się do odpo-wiedniego sprzętu (który musi być w pobliżu lustra, aby była możli-wość podziwiania siebie), zaczyna robić ćwiczenia, ale już po 30 se-kundach – w rękach komórka, ka-mera jest włączona i na twarzy zu-chwała mina.

Powstaje jeszcze problem: jak zro-bić takie zdjęcie, żeby wszystkim się spodobało (chociaż i tak wyjdzie jak tysiąc poprzednich). Dla dziew-czyny to wszystko jest łatwiejsze. Idąc na siłownię, najważniejsze to dobrać koszulkę pod kolor butów, nałożyć tonę makijażu na twarz i nasmarować się samoopalaczem, aby zebrać więcej polubień. Faceci chcą pokazać swoją kupę mięśni, co wymaga ciężkiej i długotrwałej pracy, na którą wszystkim braku-je cierpliwości. Dlatego karmią się różnymi proteinami i asteroidami, by w kilka tygodni przekształcić się w ogromnych barczystych mię-śniaków, których tężyzna fizyczna „osiada” po kilku straconych trenin-gach. Co ciekawe, każdy z nich ma czas, by zrobić kilka zdjęć w lustrze, przed którym świecą swoimi wielki-mi ramionami i samozadowolonymi pyskami.

Najśmieszniejsze są podpisy pod ta-kimi zdjęciami. „Rusz du... i przy-gotuj się do lata, tak jak ja to robię” – pisze dziewczyna sporych roz-miarów, która zrobiła milion fotek próbując ukryć brzuch i grube uda, a najlepszą wysłała do sieci. Jeszcze śmieszniejsze – „Wszystkie laski będą tego lata moje” pod zdjęciem

Pozerzy na siłowniTrendy mody u młodego pokolenia zmieniają się tak szybko, że ciężko nawet zauważyć kiedy nocny tryb z alkoholem i paleniem (a może i czymś gorszym) zmienił się na zdrowy styl życia. Teraz świat młodych ludzi jest podzielony na dwie kategorie – tych, którzy wciąż nie odzwyczaili się od używek, oraz tych, którzy gardzą pierwszymi dlatego, by pokazać światu jak bardzo są zaangażowani w sport i prawidłowe odżywianie.

26

faceta z ogromną sztangą, choć do-skonale widać, że ciężar nawet na milimetr nie podniósł się od jego „silnych” rąk.

Zawsze wydawało mi się, że trzeba chodzić na siłownię, aby utrzymać się w formie i być zdrowym. Po kil-kurazowej wizycie i po obejrzeniu tego, co się tam dzieje, zrozumia-łam, że moje przekonanie wydaje się być fałszywe. Przecież głównym celem wypraw na siłownię jest po-zerstwo. A może by tak, dla ekspe-rymentu, chociaż raz spróbować pójść na siłownię w celu prawdziwej pracy nad własnym ciałem?

Hanna KALASHNIKOVA

Page 27: Pressja (61) 11/2015

Studenckie�NaukoweCzasopismo InternetoweTH NK!

TH NK!studenckie�naukoweczasopismo�internetowe

th nk.wsiz.rzeszow.pli

Publikujemy�naukowe

Każdy�tekst�jest�recenzowany

a�i�o�stypendium łatwiej...

teksty�studentów

Taka�publikacjato�dobry�punkt�w Twoim�CV

TH�NKStudenckie�Naukowe�Czasopismo�InternetoweWyższa�Szkoła�Informatyki�i�Zarządzaniaz�siedzibą w�Rzeszowie:

Redaktor�naczelny:�prof.�nadzw.�dr�hab.�Marcin

[email protected]

Szewczyk

!

studenckie�naukoweczasopismo�internetowe

Page 28: Pressja (61) 11/2015

Pierwszy raz w ciągu ostatnich wielu lat Rosjanie zaczęli częściej oglądać telewizję – napisała w kwietniu 2015r. gazeta „Wiedomosti”. Jak uważają rosyjscy eksperci, głównym powodem tego stanu rzeczy jest potrzeba posiadania wiedzy na temat konfliktu na wschodzie Ukrainy. Z codziennych serwisów informacyjnych Rosjanie o swojej ojczyźnie usłyszeć mogą niewiele, co zresztą i tak ich nie za bardzo interesuje.

28

Przeciętny telewidz w Rosji patrzy w ekran średnio ponad sześć godzin dziennie, z czego rosyjscy eksper-ci są niezwykle dumni. Liczbę tę nabijają nie sami emeryci, jak mogłoby się wydawać, ale też młodzież, która w tym roku szcze-gólnie zainteresowała się otaczają-cym ją światem.

Za punkt przełomowy eksperci z Moskwy uznają aneksję Kry-mu i ciąg dalszy wydarzeń na Ukrainie.- Serwisy informacyjne stały się prawdziwym infotainmentem: wcześniej z takim samym zain-teresowaniem Rosjanie ogląda-li ulubione seriale czy talkshow, a od początku 2014 roku najpopu-larniejsza wśród Rosjan jest opera mydlana pt. „Wojna na Ukrainie” – powiedział gazecie „Wiedomosti” dyrektor generalny TNS Rusłan Ta-gijew.

Tagijew ma talent do dobierania trafnych porównań, natomiast prze-ciętni Rosjanie mogą pochwalić

internetowego kierują do takich wy-szukiwarek jak Google i Yandex.

Na ten wpis użytkownicy zareago-wali jak zwykle: wysypem najróż-niejszych śmiesznych obrazków i komiksów. Jeden z nich opowia-da nam o tym, co będzie się działo z Rosjaninem w przypadku bra-ku codziennej dawki informacji na temat Ukrainy: po jednym dniu ma się pojawiać zmęczenie, proble-my z koncentracją oraz pamięcią. Po trzech dniach u chorego moż-na obserwować brak koordynacji ruchowej, zaburzenia widzenia, pojawiają się nudności oraz drgaw-ki. Po pięciu dniach mamy mieć do czynienia z halucynacjami, a po ośmiu z krótkotrwałą utratą pamięci. Po 11 dniach następuje całkowite zobojętnienie na wszyst-ko.

się niezwykłą cierpliwością, po-nieważ jeden odcinek serwisu in-formacyjnego w stacji Rossija 1 (który cieszy się największym poziomem oglądalności) trwa ok. półtorej godziny. 90 minut ma-teriałów o różnych wydarzeniach na świecie z pominięciem jednak wielu kwestii, które dotyczą samej Rosji.

Co słychać u chachołów?

Chachołami Rosjanie nazywają Ukraińców, żeby pokazać wyższość narodu rosyjskiego, od którego ja-koby pochodzą Ukraińcy. Samo pytanie natomiast odzwierciedla główne zadanie rosyjskich mediów – pokazanie tego, co się dzieje za za-chodnią granicą.

„Co słychać u chachołów?” to już nawet nie zwykłe pytanie. Sta-ło się bowiem memem, po tym, jak popularny bloger zauważył na swoim Twitterze, że jest to jedno z najczęstszych zapytań, które użyt-kownicy rosyjskiego segmentu

Kto zabił Niemcowa?Temat ukraiński w rosyjskich wia-domościach pojawia się nawet wte-dy, kiedy nikt tego nie oczekuje. Tak było np. po zabójstwie jednego

Oglądam rosyjską telewizję, żeby wiedzieć, co się dzieje na Ukrainie

Page 29: Pressja (61) 11/2015

Pierwszy raz w ciągu ostatnich wielu lat Rosjanie zaczęli częściej oglądać telewizję – napisała w kwietniu 2015r. gazeta „Wiedomosti”. Jak uważają rosyjscy eksperci, głównym powodem tego stanu rzeczy jest potrzeba posiadania wiedzy na temat konfliktu na wschodzie Ukrainy. Z codziennych serwisów informacyjnych Rosjanie o swojej ojczyźnie usłyszeć mogą niewiele, co zresztą i tak ich nie za bardzo interesuje.

Oglądam rosyjską telewizję, żeby wiedzieć, co się dzieje na Ukrainie

29

z najbardziej znanych rosyjskich opozycjonistów Borisa Niemcowa. Nie chodzi nawet o to, że w mo-mencie zabójstwa Niemcow był w towarzystwie Ukrainki Anny Durickiej, tylko o to, że opozycjoni-sta został „ofiarą sakralną w cynicz-nej prowokacji wymierzonej prze-ciwko Rosji”, jak to ujął w swoich wypowiedziach lider Komunistycz-nej Partii Federacji Rosyjskiej Gri-gorij Ziuganow. W jego opinii śled-czy powinni zadać pytanie: „Kto skorzystał na śmierci Niemcowa?”.

Ziuganow zadaje pytanie i sam na nie odpowiada na łamach stacji tele-wizyjnej Lifenews: „Czy mają z tego korzyść zwykli obywatele rosyjscy, obłożeni sankcjami ze wszystkich stron, którzy przez cały czas są za-grożeni wojną obok, na Ukrainie, w Noworosji? Czy mają z tego korzyść władze, kiedy takie rzeczy dzieją się w centrum Moskwy, pod ścianami Kremla? Czy ma z tego korzyść opozycja, która jest goto-wa do dialogu i poszukiwania roz-wiązań – też nie ma. Z tego wynika, że z zabójstwa Niemcowa mają ko-rzyść jedynie prowokatorzy”.

Chociaż lider komunistów nie po-daje konkretnych nazwisk, robi to w jednym z programów tej sa-mej stacji Arsen Martirosjan, były pracownik KGB, rosyjski pisarz i historyk. Oznajmił, że wykonaw-cami zabójstwa był Prawy Sektor z ukraińskimi służbami specjalnymi na czele, natomiast za organizację odpowiadały MI-6 i CIA. Według niego ewidentny interes miała w tym „czarna kukułka w białej chałupce”, czyli Barack Obama.

Tyle rosyjski telewidz wie o zabój-stwie jednego z najbardziej wpływo-wych opozycjonistów. I wierzy w to, bo z ekranów telewizorów wzdłuż całej kolei transsyberyjskiej wylało się już tyle smrodu, że takie wyja-śnienie spokojnie jest przyjmowane. Świadomość rosyjskiego telewidza przygotowana jest na łyknięcie do-słownie wszystkiego i nie wygląda na to, że w najbliższym czasie co-kolwiek w tej materii się zmieni.

Yaryna ONISHECHKO

Page 30: Pressja (61) 11/2015

Polski Casanova potrafi…Mój pobyt w Polsce trwa prawie 4 lata. Nie tak długo, żeby móc powiedzieć – to mój kraj, ale i nie tak mało, żeby wyjechać i o Polsce zapomnieć. Chyba nie tylko ja tak mam, że każdy przyjazd do domu znajdującego się w ojczyźnie, wiąże się z pytaniami w rodzaju: jak tam się czujesz? Jak w innym kraju się żyje? Nie obrażają ciebie ci Polacy? Odczuwalna jest różnica?

To ostatnie pytanie zawsze wpro-wadza mnie w szał. Czuję się za-gubiona, bo nie wiem co odpo-wiedzieć. Oczywiście różnica jest i to bardzo odczuwalna – w cenach, zachowaniu, drogach i wielu in-nych rzeczach, ale kiedy zaczynasz opowiadać o życiu za granicą po raz sto pierwszy, to chce się powie-dzieć, że różnicy w ogóle nie ma. Ale najciekawsze i główne pytanie przychodzi pod koniec opowieści „porównawczej” i zwykle pada ono od koleżanek: poznałaś już jakiegoś Polaka? I tu wspominam te czasy, kiedy pojawiały się pierwsze myśli o zagranicznych studiach. Przedsta-wiłam wtedy rodzicom milion argu-mentów „czemu warto studiować w Polsce”. Teraz rozumiem, że war-to było zacząć od: „możliwość wyj-ścia za mąż za Polaka” – trafiłabym w sedno, a będąc nie raz podrywa-ną przez polskich Casanovów wiem, że jest to nawet bardzo realne.

pewno szuka chłopaka albo męża. Przecież jest to oczywiste – po co pięknie się ubierać i iść w świat? Tylko po to, żeby znaleźć męża. Jak taką dziewczynę potraktują koleżan-ki, jeżeli przyjdzie po imprezie do domu i nie powie, że zapoznała się z Karolem. Co więcej, jak przyje-dzie do domu po studiach i powie, że nie rozkochała w siebie żadnego Maćka. Dlatego właśnie wybiera się na imprezę, najlepiej do Shine, gdzie jest większe prawdopodobieństwo, że znajdziesz tego właściwego.

Polak wie, że jak ukraińska dziew-czyna patrzy w telefon, to pisze do niej chłopak albo nawet narzeczo-ny z Ukrainy. I tu Polak nie może odpuścić możliwości, żeby nie po-wiedzieć: „Jak kocha, to poczeka” – i będzie się starać przez cały wieczór próbować porwać cię do tańca. Taka jest natura człowieka – zabroniony owoc jest słodszy. Dlatego polski Casanova obejdzie parę razy cały

Po przyjeździe do Polski świat ukra-ińskiej dziewczyny i ukraińskiego faceta całkowicie się zmienia. Ukra-inka staje się tutaj o wiele bardziej popularna – Polacy traktują nas jak egzotykę. Przecież nie każdy na co dzień ma do czynienie z osobą, która ma białą skórę, pochodzi zza granicy, rozmawia w innym języku i nie jest oczywiste kim jest – „Ro-sjanką czy Ukrainką”. I ten ostat-ni wątek jest najbardziej cieka-wy, bo mężczyźni lubią zagadki, a jak w dodatku dziewczyna potrafimówić biegle po polsku, po angiel-sku i po rosyjsku, a nie przyznaje się do swojej prawdziwej narodowości, to doprowadza ich to do szału. Z ko-lei ukraiński facet traci tu swoją po-zycję, jeżeli chodzi o Ukrainki. Nie każdy potrafi być na tyle wprawnym, żeby zagadać do każdej idącej w po-bliżu dziewczyny. Ale Polak potrafi.

Polak wie, że jak ukraińska dziewczyna idzie do klubu, to na

30

Page 31: Pressja (61) 11/2015

parkiet i za każdym razem podejdzie do ciebie, żeby w jakiś sposób zacze-pić. I tu Casanovów można podzielić na dwie kategorie: ci, którzy starają się być śmieszni oraz dowcipni, dru-dzy wprost mówią, że się zakochali.

Polak wie, że jeśli zobaczył piękną ukraińską dziewczynę na impre-zie, to nie ma co zwlekać. W jeden wieczór potrafi się z taką dziewczy-ną zapoznać, zakochać się w niej i zaplanować wspólne życie. Fakt, że ty sama możesz nie odwzajemniać uczucia, nie za bardzo go interesuje.

Polak wie, że najlepiej podrywać dziewczynę, tańcząc z nią. Tu nie wystarczy zwykły taniec, w grę wchodzą tylko obroty – im bardziej nią kręcisz, tym bardziej wiruje jej w głowie i bardziej będzie wierzyła jego słowom. W trakcie tych „wy-wijasów” musi zapytać się, gdzie ona nauczyła się tańczyć, skoro tak dobrze porusza się na parkie-cie. Musi również zdążyć pokazać, jaki on sam jest wprawny – potrafi szybko kręcić się, dopasowywać do rytmu muzyki i jeszcze w mię-dzy czasie prawić komplementy.

Polak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że musi pochwalić jej zna-jomość języka polskiego. „Mówisz prawie bez akcentu, jak udało ci się tak szybko nauczyć języka?”. Polski dla Ukraińca jest prawie jak afry-kański dla Polaka. Dlatego polski Casanova wie, jak będzie ci miło, gdy zauważy, że biegle posługujesz się językiem polskim. Będzie nawet śmiać się z twoich żartów, których tak naprawdę żaden Polak nie jest w stanie zrozumieć, ponieważ rozu-mieją je tylko mieszkańcy Ukrainy.

Polak wie, że dziewczynę z Ukrainy warto poczęstować drinkiem. Mohi-to w klubie nie jest tanim wyborem, więc jak go zaproponuje, to pokaże, że jest dla niego droższa od pienię-dzy. Polski Casanova jeszcze nie wie, że jej buty kosztują więcej, niż on zarabia na miesiąc, ale kto powie-dział, że droga do sukcesu jest łatwa?

Polak wie, że jak dziewczyna wró-ci na nogach do domu, to o nu-merze telefonu może zapomnieć.

mogą trwać wiecznie i polski mistrz podrywu postara się zaprosić dziew-czynę na randkę. Zazwyczaj takie zaproszenie pada od razu po do-daniu się do przyjaciół, ale teraz wszystko zależy od Ukrainki. To ona decyduje czy odpisywać czy nie, a jeśli odpisywać, to kiedy. To ona decyduje, kiedy pójdą na rand-kę i gdzie spędzą wspólny wieczór. Przez ten początkowy okres dziew-czyna wybiera szybkość rozwojustosunków i nawet ich kierunek. To do niej należy decyzja jak szyb-ko poznacie się z kolegami, ro-dzicami i jego wielką rodziną.

Można długo jeszcze opisywać roz-wój takich stosunków, ale każdy rozumie, że zależy to od jednego – czy zapali się iskra, czy zrozumiesz, że ten człowiek idealnie do ciebie pasuje. Rzeczywiście, u każdego może to się różnić – są tacy, którym wystarczy samo to, że jest ktoś przy boku albo że jest na kogo zarzucić nogę z rana. Są tacy, którzy nie tra-cą czasu na kogoś, z kim nie wy-obrażają sobie życia, ale są też tacy, którzy przez 5 lat będą próbować zrozumieć, czy będą w stanie znosić tego człowieka przez kolejne 5 lat. W każdym razie stosunki będą szczęśliwe, a proces ich budowania przynosić niesamowite zadowole-nie, jeżeli tylko znajdziesz takiego samego głupca jakim sam jesteś. I nie gra roli czy to Polak, czy Ukra-iniec, umie tańczyć czy nie ma w ogóle poczucia rytmu. Musimy tyl-ko pamiętać: żeby do takich stosun-ków w ogóle doszło, warto skorzystać z rad polskiego mistrza podrywu, bo któż może wiedzieć lepiej od niego?

Tetiana SAVCHUK

Również dobrze wie, że rozmo-wa przy mieszkaniu podrywanej dziewczyna jest bardzo ważna. Bo tu właśnie rozgrywa się przej-ście na inny poziom: kończy się podrywanie i zaczyna się sympatia. Tu warto powiedzieć parę wesołych żartów, ale pamiętać o tym, żeby nie przesadzić – przecież jesteś Ca-sanovą z poczuciem humoru, a nie klaunem. Skoro dobry humor już załatwiony, to bardzo stosownym będzie powiedzieć kilka komple-mentów i tym samym zadbać o nu-mer telefonu i następne spotkanie.

Prawdziwy Polak nigdy nie zapo-mni o tym, żeby dodać dziewczy-nę do znajomych na Facebooku. Oczywiście przed tym spędzi pół-godziny na swoim koncie, żeby usunąć wszystkie niestosowne wpisy i zdjęcia. Niestety zdjęć z przedostatniej imprezy, na któ-rych został oznaczony prze kolegę, nie da się usunąć… ale nic, niech ona wie, że on umie odpoczywać. Po tym, jak ukraińska dziewczy-na dołączy go do grona przyjaciół, napisze jakie ładne ma zdjęcia i jak obiektyw ją kocha. A dalej bę-dzie długie czatowanie, rozmowy do północy o upodobaniach, hobby i sposobach spędzania czasu wolnegoOczywiście takie rozmowy nie

Warto więc zadbać o to, żeby od-wieźć ją swoim samochodem,samochodem kolegi, taksówką albo, jeżeli wszystkie te możliwo-ści odpadają, odnieść ją na rękach. Główne zadanie – oby nie szła pieszo, dziewczyny tego strasz-nie nie lubią i doświadczony pol-ski Casanova świetnie o tym wie.

31

Page 32: Pressja (61) 11/2015