Okiem pacjenta - Justyna Tomska

4

description

Czasem śmieszne, czasem trudne rozmowy o zdrowiu, o życiu – tak można podsumować opowieści wyjątkowych rozmówców Justyny Tomskiej zawarte w zbiorze „Okiem pacjenta”. Wybitni artyści mówią o swoim dzieciństwie, twórczych poszukiwaniach oraz ważnych zdarzeniach, które ukształtowały ich los. Opowiadają także o różnych doświadczeniach choroby, która dotknęła ich lub osoby im bliskie. Okazuje się, że choroba, oprócz dramatycznego oblicza, ma również oblicze heroiczne, a czasami bywa, że zabawne.

Transcript of Okiem pacjenta - Justyna Tomska

Page 1: Okiem pacjenta - Justyna Tomska
Page 2: Okiem pacjenta - Justyna Tomska

Rozmowa z aktorką Anną Dymną

Chodzi o to,aby się spotkać

Jak pani mija dzisiejszy dzień?

Fantastycznie, jak zresztą każdy. Obudziłam się wcześnie rano. Czas się zmienił w zegarach, ale zwierzęta nie mają takich zegarów i moja ruda kotka Czacza budzi mnie teraz o 5.00 rano. Co ona dzisiaj ze mną robiła, żeby dostać jedzenie! Nie mogłam jej zlekceważyć. Ciężko pracuje u mnie już piętnaście lat i ma swoje prawa, i mój szacunek… O miłości publicznie mówić nie będę… to intymna sprawa. Poza tym czarny Haszysz byłby zazdrosny. Zresztą bardzo dobrze, że mnie obudziła, bo musiałam odpowiedzieć na e‑maile, a potem pojechałam na rehabilitację. Jestem po operacji barku i gram już w przedstawieniach. Muszę codziennie ćwi‑czyć, by dać radę. Potem pobiegłam do Fundacji, musiałam podpisać tam wiele papierów i wykonać setki telefonów. Dzisiejszy dzień mimo wszyst‑ko jest luksusowy.

Luksusowy?

Bo nie gram dzisiaj spektaklu. Zdążyłam pojechać do domu, pogłaskałam zwierzaki, przebiegłam przez ogród. Teraz sobie z panią rozmawiam. Zaraz mam zajęcia ze studentami… odrabiam jakieś zaległe. Ale koło 23.00 już będę w domu. Zdążę jeszcze posiedzieć nad scenariuszem do Salonu Poezji i napisać kilka listów.

Page 3: Okiem pacjenta - Justyna Tomska

ROZMOwA Z ANNą DyMNą

Ok

ie

M

PA

CJ

eN

TA

26

Do kogo pani pisze?

Coraz mniej, niestety, piszę prywatnych listów. Do niedawna na każde święta sama malowałam kartki i je wypisywałam. Ale mam coraz więcej znajomych i to już nie jest takie łatwe. Posiłkuję się SMS‑ami. Przed snem, jak nie mogę zasnąć, często myślę o ludziach i wtedy wysyłam do nich SMS, że myślę. A gdy ktoś coś pięknego zrobi dla mnie lub moich podopiecznych, odpisuję odręcznie zielonym atramentem. Dostajemy wiele listów do Fundacji, na niektóre sama odpisuję. Czasami ludzie są w takiej rozpaczy…

W jakiej?

Nie zdawałam sobie do niedawna sprawy, w jakich warunkach żyją ludzie obok nas. Najbardziej przerażające są listy, na których nawet nie ma adre‑sów zwrotnych.

Dlaczego?

Bo nie można odpisać. Nie można pomóc. Dostałam list od pana, najpraw‑dopodobniej z małego miasteczka, który stracił wszystko i musiał o tym ko‑muś powiedzieć. Ma sześcioro dzieci i umarła mu żona. „Piszę do pani, bo nie mam do kogo, nie mam już nic, wszystko sprzedałem, żeby dzieci nie umierały z głodu. Staram się, aby dzieci były czyste. Ale nie mamy już dla wszystkich butów na zimę. i wiem, że jak jedno dziecko pójdzie do szkoły, to drugie będzie musiało zostać w domu. Jedyne, czego nie sprzedałem, to te‑lewizor i czasami mogę zobaczyć panią. Przepraszam, że piszę do pani, ale musiałem to komuś powiedzieć, aby mi było lżej”.

Nie da się pomóc każdemu.

Ostatnio dostałam też list od innego pana, który skserował mi mój wła‑sny list, który kilka lat temu do niego napisałam. Był wtedy załamany, po przeszczepach. Pisałam do niego w samolocie.

Co mu pani napisała?

Jestem teraz bardzo wysoko, piszę do pana, niech się pan trzyma i nie daje. Dowiedziałam się, że ten list temu panu pomógł, że się trzymał i nadal żyje.

Page 4: Okiem pacjenta - Justyna Tomska

CHODZi O TO, ABy Się SPOTkAćO

ki

eM

P

AC

Je

NT

A

27

Problem w tym, jak wybrać osobę spośród wszystkich innych, która rzeczywiście potrzebuje pani listu.

Nie mogę mieć już tych wyrzutów sumienia, które kiedyś miałam. Nie jestem w stanie każdemu odpisać. Gdy zakładałam Fundację, ktoś mi powie‑dział: zwariujesz, skąd będziesz wiedziała, komu pomóc?

No właśnie, skąd?

Ratuje mnie tylko to, że wiem, kto dla mnie musi być najważniejszy – moi niepełnosprawni intelektualnie przyjaciele. i żeby nie wiem co się działo, im najpierw muszę pomóc. Dla nich założyłam Fundację. A to, że pomagamy jeszcze komuś przy okazji, to przecież lepiej, a nie gorzej. Niestety, ludzie traktują mnie jak wróżkę z różdżką, która raz machnie i ma miliony, ma le‑karstwa i leczy wszystkie choroby… raka też.

Dostaje pani niemiłe listy?

Bardzo rzadko. Ale zdarza się, że ktoś agresywnie domaga się w nich po‑mocy, czasem obraża. Ale to są ludzie w rozpaczy, więc ja ich rozumiem.

A co robicie, gdy ktoś przychodzi do Fundacji, kładzie na stole receptę na lekarstwo za 7 złotych i prosi o jej wykupienie?

Z różnych powodów ludzie do nas przychodzą. Czasami przychodzą, bo chcą sobie pogadać. Czasem dlatego, że są samotni, chorzy, bezradni i zda‑rza się, że rzeczywiście nie mają 7 złotych na krople do oczu. Zdarza się, że są głodni i wtedy musimy po prostu nakarmić taką osobę. Zawsze coś tam jest w lodówce. No a 7 złotych to wyciągam z kieszeni i daję, jak każdy. Ludzie przyjeżdżają z całej Polski. Najtrudniej jest z psychicznie chorymi. kiedyś przyjechał taki pan i powiedział, że się nie ruszy, dopóki pani Dymna nie przyjdzie i z nim nie porozmawia. Z daleka przyjechał, niewyspany, głod‑ny, agresywny. Czasami, niestety, jest potrzebna fachowa pomoc.

Wobec kogo czuje pani największą bezsilność?

Najbardziej dotyka mnie sytuacja rodziców, którzy rozpaczliwie walczą o zdrowie i życie swoich dzieci. Rezygnują z siebie, swoich marzeń, pracy, ambicji zawodowych, pasji… też tak bym pewnie zrobiła. Nie oddają dziecka do placówek państwowych, choć przecież mogliby, i to by kosztowało pań‑stwo wiele tysięcy. A sami dostają jakieś marne zapomogi, żadnej emerytu‑ry. Nie wiem, dlaczego tak jest i jak pomóc.