nr 194 - PA DZIERNIK 2012 19 - magazynahagranice na urlop, ju¿ nie przyje¿d¿a-li. Co siê potem z...

1
nr 194 - PADZIERNIK 2012 19 Teraz tylko zdaje nam siê, ¿e jesteœmy wolni, zdaje nam siê, ¿e wszystkie wy- nalazki pozwalaj¹ nam na wiêksz¹ swobodê, daj¹ wiêcej wolnoœci. O s³odka naiwnoœci! Muszê pamiêtaæ, ¿eby zabraæ ze sob¹ telefon komór- kowy, bo je¿eli nie bêdê odbieraæ, ma- ma bêdzie siê denerwowaæ. Wczeœ- niej, kiedy nie by³o telefonów komór- kowych i nie mog³a zadzwoniæ w do- wolnym momencie, mniej siê dener- wowa³a. Do sza³u doprowadza mnie pamiêtanie dziesi¹tków hase³ do dzie- si¹tków wszelkich mo¿liwych kont internetowych i innych, iloœæ plastyko- wych kart w portfelu mnie przera¿a... Gdyby tak uciec gdzieœ na moment… Ostatnio znalaz³am nawet miejsce, gdzie nie mo¿na by³o mnie dorwaæ telefonem komórkowym. To by³o ko- ³o Gawroñca, uroczej miejscowoœci na Pojezierzu Drawskim. Mojego roz- mówcê oczywiœcie rozwœcieczy³o, ¿e znikn¹³ zasiêg, a… sprawa wcale nie by³a spraw¹ niecierpi¹c¹ zw³oki. Szuka³am ciszy, miejsca, ¿eby za- stanowiæ siê nad tematem tego ese- ju. KAWIARNIA, tak kawiarnia bê- dzie dobrym miejscem, pomyœla³am. Wiem, ¿e otworzyli now¹ w biblio- tece niedawno. Mia³am 1,5 godziny wolnego czasu, skoñczy³am zajêcia na uczelni, jestem na miejscu, zajrzê, pomyœla³am. Ochroniarz niestety mnie cofn¹³, nie mo¿na wchodziæ z toreb- k¹. Niestety nie mia³am monety dwu- z³otowej, ¿eby ow¹ przeszkodê (to- rebkê!) zostawiæ w szafce, zrezygno- wa³am nie bez zdenerwowania. Wy- sz³am, postanowi³am poszukaæ innej kawiarni w okolicy. Pamiêtam, ¿e mam 1,5 godziny, muszê przecie¿ zd¹¿yæ do pracy jeszcze tego popo- ³udnia. Jedyna kawiarnia, o jakiej mi wiadomo znajduje siê w pobliskim centrum handlowym. Jak¿e bardzo chcia³am znaleŸæ siê w kawiarni w sty- lu wiedeñskim. Du¿o naczyta³am siê o tych dawnych kawiarniach, gdzie spotykali siê pisarze, ale i te¿ zwykli ludzie, ¿eby poczytaæ prasê, popraco- waæ, mogli siedzieæ tam godzinami. Ja mia³am 1,5 godziny i …. Krzese³- ka ze stolikami ustawione na holu pulsuj¹cego, wzburzonego centrum handlowego. Kawiarnia – wtopiona w resztê budynku, trudno wytyczyæ jej powierzchniê, zlewa siê z reszt¹. Jakby zdawa³a siê zapraszaæ s³owa- mi „Jestem dla takich spiesz¹cych siê jak wy. Mo¿ecie ‘przejœæ przez mnie’ id¹c holem i „chwyciæ” kubek kawy w papierowym kubeczku”. Obserwu- jê ludzi robi¹cych zakupy, chodz¹- cych od sklepu do sklepu, s³yszê szum Ÿróde³ka… Jak¿e bym chcia³a, niestety to tylko jakieœ pokraczne fon- tanienki, zag³usza go szum urz¹dzeñ klimatyzacyjnych, lodówka z lodami warkocze, dzieci pop³akuj¹, muzyki s³yszanej gdzieœ w tle nie mogê roz- poznaæ, jest zbyt g³oœno. Ledwo uda- je mi siê zbieraæ myœli, kawa ju¿ nie pomaga na ból g³owy i zmêczenie. Pi- szê i zastanawiam siê, dlaczego ja tu w ogóle jestem. Akurat tu? Przecie¿ nienawidzê centrów handlowych. Co mnie zmusza? Podjê³am suwerenn¹ decyzjê, posz³am tam…., bo nie by³o innej w pobli¿u, a ja przecie¿ spieszy- ³am siê do pracy i ¿eby tam funkcjo- nowaæ przez kolejne 8 godzin potrze- bowa³am kawy, wiêc szybko „chwy- ci³am” tê w papierowym kubeczku. To nie jest wolnoœæ, to jest kompro- mis. Przecie¿ wcale nie chcia³am za- silaæ kasy tej sieciowej „niby kawiar- ni”… A mo¿e nawet nie mo¿na na- zwaæ tego kompromisem, ale niewo- l¹, dyktatur¹ „sieciówek” dostêpnych zazwyczaj w najatrakcyjniejszych lo- kalizacjach. Nawet je¿eli nie chcesz, to z braku czasu i z aktualnej potrzeby skorzystasz z ich us³ug. Bo szybko. Miasto wyci¹gnê³o ju¿ nawet swoje macki po wieœ. Kiedyœ mo¿na by³o jeszcze, zdaje mi siê, poczuæ siê tam wolnym. Wychowa³am siê na wsi, pamiêtam polsk¹ wieœ sprzed dwu- dziestu lat, tam naprawdê byli jeszcze rolnicy! Pamiêtam przestrzeñ, pamiê- tam las, ³¹ki, jezioro, ludzi, którzy byli ca³y czas w domu i bez wiêkszego poœpiechu uprawiali swoje pola. Pa- miêtam, ¿e ludzie siê spotykali, chêt- nie chodzili na do¿ynki, starsze panie zbiera³y siê, ¿eby odœpiewywaæ pod figurami pieœni majowe, ludzie po¿y- czali sobie narzêdzia, pomagali w pra- cy, baby przebiera³y ziemniaki jesie- ni¹, ch³opy okopywali kopce, ¿eby ziemniaki przechowaæ przez zimê, dzieci zbiera³y siê na podwórkach albo na drogach niepokrytych jeszcze wtedy asfaltem, ¿eby graæ w pi³kê, bu- dowa³y domki na drzewach, ka¿dy wyjazd do pobliskiego miasta by³ trak- towany prawie jak œwiêto, planowa³o siê go z wyprzedzeniem. Pamiêtam namioty u dziadków w sadzie, który wychodzi³ nad jezioro. Latem zje¿- d¿a³a siê tam rodzina, nawet dalsza. P³ywaliœmy ³ódkami, pontonami, ³owi- liœmy ryby, robiliœmy ognisko i piek- liœmy kie³baski, zawsze by³o du¿o lu- dzi, du¿o dzieci i du¿o dobrej zaba- wy. Myœlê tu o samym pocz¹tku lat dziewiêædziesi¹tych XX wieku. Po- tem, gdy modne sta³y siê wyjazdy za granice na urlop, ju¿ nie przyje¿d¿a- li. Co siê potem z nimi dzia³o, nie wiem, nie utrzymujemy kontaktu. Sporadycznie docieraj¹ tylko jakieœ wieœci. Nie wiem, jak teraz wygl¹daj¹ dzieci, dalekie kuzynostwo, z którymi spêdza³am ca³e wakacje. Nikt nie ma na to czasu, bo zajêty jest swoimi spra- wami. A jak wygl¹da teraz ta wieœ? Oczywiœcie posz³a z postêpem! Mó- wi¹, ¿e to dobrze, wieœ siê modermi- zuje, ca³y proces wartoœciowany jest pozytywnie. Jednak przestrzeni jest jakby mniej. W miejscu gdzie sta³y kopce ziemniaków i buraków stoj¹ teraz piêkne nowe domy. Ulice po- kryte s¹ asfaltem, a dzieci nie graj¹ ju¿ w pi³kê, palanta, siatkówkê, ani dwa ognie. Rzadko je widujê, pewnie siedz¹ w domach przed komputerami, nie bawi¹ siê ju¿ w berka, ani w cho- wanego. Wszystkie te drogi oœwiet- lono doœæ obficie, dlatego rzadko wi- daæ rozgwie¿d¿one niebo. Rodziny nie chodz¹ ju¿ na spacery do lasu w nie- dzielne popo³udnia. Ma³o te¿ praw- dziwych rolników. Wiêkszoœæ pracu- je w mieœcie. Wieœ powiêkszy³a siê przestrzennie, rozbudowa³a, rolnicy sprzedali dzia³ki i sprowadzili siê tam ludzie z miasta, pewnie w poszukiwa- niu spokoju i… wolnoœci… ju¿ jej nie znajd¹… Sama mieszkam teraz w mieœcie i po pewnym czasie dopada mnie takie zmêczenie, taka z³oœæ na te zakorkowane ulice, na ci¹g³y ha³as, na tempo ¿ycia, ¿e pakujê najpotrzeb- niejsze rzeczy i uciekam na wieœ. Dwa dni tam pozwalaj¹ na³adowaæ akumulatory, jednak tam te¿ ju¿ nie ma wolnoœci. Oni te¿ je¿d¿¹ raz w ty- godniu na wielkie zakupy do centrów handlowych. Tak, tak jest wygodniej, zreszt¹ nie ma alternatywy. W poblis- kim mieœcie drobny handel, targowis- ka zanikaj¹, wypierane s¹ przez kolej- ne nowe galerie. Wielu siê cieszy, ¿e im te¿ nareszcie wybudowali, ¿e po- stêp do nich przyszed³ i spêdzaj¹ czas wolny na zwiedzaniu tych klimatyzo- wanych pomieszczeñ, mami¹cych za- pachem, kolorowymi dekoracjami i plakatami z napisem SALE. A mnie to przera¿a, przera¿a ta d¹¿noœæ ku jakiemuœ fatalizmowi… Nawet ³¹k, gdzie mo¿na by³o liczyæ cumulusowe baranki, ssaæ ŸdŸb³o trawy, s³uchaæ brzêczenia i cykania ³¹kowych stwo- rzonek, rozmyœlaæ, marzyæ, ju¿ nie ma, bo nikt nie hoduje krów. Z punk- tu widzenia wszechpanuj¹cej obecnie racjonalnoœci instrumentalnej rozum- nie by³o zaoraæ ³¹ki. Nie chcê powie- dzieæ, ¿e jest tam zupe³nie jak w mieœ- cie, nie, jednak oni s¹ ju¿ na tej dro- dze, drodze jednokierunkowej. Wra- caj¹c do Pojezierza Drawskiego, bar- dzo ³adne okolice, Drawski Park Kra- jobrazowy. Œci¹gaj¹ tam ludzie z mias- ta, kupuj¹ dzia³ki i buduj¹ domy. Przy- je¿d¿aj¹ ju¿ w czwartek lub w pi¹tek i zostaj¹ do niedzieli, a w poniedzia³ek s¹ ju¿ w pracy w mieœcie, ¿eby na luk- sus posiadania domu na wsi zarobiæ. Sama by³am tam na zaproszenie ta- kich ludzi. Wziê³am rower i zaczê³am zwiedzaæ okolicê. We wsiach nie ma rolników, nawet jajek kupiæ nie mo¿- na. Rolnicy swoje dzia³ki i pola wy- stawili na sprzeda¿. Tabliczki z na- pisem „Na Sprzeda¿” k³uj¹ w oczy. Gospodarstwa zosta³y przerobione na gospodarstwa agroturystyczne. Ludzie przyje¿d¿aj¹ do oœrodka nowo wybu- dowanych szeregowych domków po- krytych strzech¹, gdzie jest oczywiœ- cie pr¹d, bie¿¹ca woda i wszystkie do- godnoœci wspó³czesnego œwiata. A lu- dzie chêtnie przyje¿d¿aj¹, aby korzys- taæ z tej imitacji, aby braæ udzia³ w tej improwizacji. Stwarzamy pozory, a nawet na wsi nie chcemy wyzbyæ siê miejskiego luksusu. Powstaje jakaœ dziwna hybryda. Nasi¹kniêci ¿yciem miejskim uciekamy na wieœ, gdzie – s¹dzimy – mo¿na znaleŸæ wolnoœæ, ale nie chcemy zrezygnowaæ z miej- skich przyzwyczajeñ. Przys³uchiwa- ³am siê kukaj¹cej kuku³ce, a tu nag- le… mój b³ogostan zak³óci³ odg³os g³oœnych basowych dŸwiêków wydo- bywaj¹cych siê z g³oœników w poblis- kim oœrodku. M³odzie¿ zorganizowa- ³a dyskotekê. Tworzy siê b³êdne ko³o, im wiêcej mieszczuchów na wsi, tym mniej wsi, a to, czego szukaj¹ coraz bardziej siê od nich oddala. Obraz przyrody który „sprzedawany” jest „tym z miasta” jest tylko produktem gospodarki turystycznej i przemys³u turystycznego. Tubylcy stwarzaj¹ po- zory naturalnoœci i wychodz¹ oczeki- waniom „letników” naprzeciw. Przy- roda zmienia siê w towar. Mo¿na j¹ sfotografowaæ, sfilmowaæ i sprzedaæ w biurach turystycznych, ogl¹daæ w folderach. Trzeba by przyznaæ sporo racji Elfriede Jelinek, gdy uzna³a, ¿e „przyroda zosta³a zaszlachtowana, przyrz¹dzona i podana z przystawka- mi”. Poniewa¿ wieœ kojarzona jest z wolnoœci¹, ludzie tam jej szukaj¹, ale niestety nie potrafi¹ wyzbyæ siê swoich przyzwyczajeñ, co sprawia, ¿e okupuj¹ te obszary i narzucaj¹ swój styl ¿ycia, jak niegdyœ konkwistado- rzy podbijaj¹cy Amerykê. Efekt jest taki, ¿e jesteœmy zbieraczami wra¿eñ, na domiar z³ego, wra¿eñ czêsto nie- prawdziwych. Kiedy obserwujê puste wiejskie drogi, myœlê, ¿e mo¿e nie jest jeszcze tak najgorzej. Ka¿dego ranka w drodze do pracy, kiedy w tym sa- mym miejscu utykam w korku, ma- rzê, jak by to by³o piêknie wyrzuciæ 60 aut przed nami i zast¹piæ je jednym autobusem. Ci rozz³oszczeni, tr¹bi¹cy kierowcy byliby wtedy u celu znacz- nie szybciej. Jednak nie, cz³owiekowi wydaje siê, ¿e kiedy zaw³adnie jak¹œ rzecz¹ mo¿e czuæ siê jej panem, ¿e jego w³adza nad ni¹ daje mu wol- noœæ. Bzdura, staje siê niewolnikiem tej rzeczy, w przypadku samochodu, niewolnikiem zakorkowanej ulicy. Obiecaj, powiedzia³am dziœ do kogoœ, ¿e jak ju¿ bêdziemy starzy i nie bê- dziemy musieli pracowaæ albo, kiedy ju¿ zarobimy tyle pieniêdzy, ¿e nie bê- dziemy musieli pracowaæ, przeniesie- my siê na jakieœ odludzie, z daleka od tego wszystkiego. Obiecujê, zgadzam siê z tob¹, powiedzia³, a warkot aut mkn¹cych Jaœkow¹ Dolin¹ (kiedyœ za- pewne cich¹) zag³usza³ jego s³owa. Tylko dlaczego teraz nie mamy na to odwagi? Czy najpierw trzeba fak- tycznie coœ mieæ, ¿eby potem móc po prostu byæ? Byciu duchowemu trze- ba zapewniæ fizyczn¹ egzystencjê… Taki pragmatyzm. Jak du¿y jest w nas strach, ¿eby zerwaæ z ca³ym syste- mem, który ludzkoœæ budowa³a od tak dawna. Zanurzenie w kulturze jest tak g³êbokie, ¿e powrót do pocz¹tku jest krokiem desperacji, krzykiem rozpa- czy, gdy nie mo¿na ju¿ d³u¿ej wy- trzymaæ. Jednak¿e wolnoœæ jest na wyciagniêcie rêki, jej wybór jest in- tencjonalny, ale jej dotkniêcie skazuje cz³owieka na samotnoœæ, na rezygna- cjê z tego, do czego jest przyzwycza- jany od urodzenia, jest buntem prze- ciwko systemowi. Staniesz siê autsaj- derem. I dlatego obserwujê chyba jed- nak uciekanie od wolnoœci. Gdy jesteœ wolny, musisz decydowaæ za siebie, a w tym skomplikowanym œwiecie zakazów i nakazów inni decyduj¹ za ciebie, a ty jedynie MUSISZ, b¹dŸ POWINIENEŒ i tak jest ³atwiej. Czy jednak¿e za osi¹gniêcie pew- nego stopnia wolnoœci nie mo¿na by uznaæ osi¹gniêcia takiego stanu œwia- domoœci, kiedy cz³owiek jest œwia- domy fatalnoœci, œwiadomy w³asnych ograniczeñ, przymusu, determinizmu? Na polu w³asnych zachowañ dyspo- nujemy przecie¿ pewnym zakresem indeterminizmu. Mogê próbowaæ nie pozwoliæ wydrzeæ sobie wolnoœci na tyle na ile pozwoli mi to funkcjono- waæ w miarê normalnie w tym znie- wolonym œwiecie. Mogê próbowaæ nie daæ sobie wmówiæ, ¿e potrzebujê kolejn¹ kartê klienta, najnowszy tab- let, wakacje zagraniczne organizowa- ne przez biuro podró¿y. Ta œwiado- moœæ implikuje dystans, subiektywne poczucie wy¿szoœci… w efekcie osta- tecznie i tak namiastkê wolnoœci. Moja wolnoœæ jest „uœwiadomion¹ koniecz- noœci¹”. Czy sama œwiadomoœæ ko- niecznoœci jest wolnoœci¹? Mog³am wtedy porozmawiaæ z t¹ kole¿ank¹, ale uciek³by mi poci¹g i spóŸni³abym siê do pracy, co ostatecznie mog³oby mieæ pewne konsekwencje, wiêc po- bieg³am dalej. Ta moja wolnoœæ bu- dowana jest na kompromisie, na fun- damencie pewnych regu³ ¿ycia spo- ³ecznego. Jest pewn¹ wypadkow¹, tego, co chcê, tego, co muszê i tego, co mi aktualnie wolno, i na co mogê sobie pozwoliæ. Snobistycznie i naiw- nie by³oby myœleæ: wiem, ¿e jestem ograniczona, ale w³aœnie ze wzglêdu na tê œwiadomoœæ jestem wolna. Na samotnoœæ i rezygnacjê z kultury mnie nie staæ.

Transcript of nr 194 - PA DZIERNIK 2012 19 - magazynahagranice na urlop, ju¿ nie przyje¿d¿a-li. Co siê potem z...

Page 1: nr 194 - PA DZIERNIK 2012 19 - magazynahagranice na urlop, ju¿ nie przyje¿d¿a-li. Co siê potem z nimi dzia³o, nie wiem, nie utrzymujemy kontaktu. Sporadycznie docieraj¹ tylko

nr 194 - PA�DZIERNIK 2012 19

Teraz tylko zdaje nam siê, ¿e jesteœmywolni, zdaje nam siê, ¿e wszystkie wy-nalazki pozwalaj¹ nam na wiêksz¹ swobodê, daj¹ wiêcej wolnoœci. O s³odka naiwnoœci! Muszê pamiêtaæ, ¿eby zabraæ ze sob¹ telefon komór-kowy, bo je¿eli nie bêdê odbieraæ, ma-ma bêdzie siê denerwowaæ. Wczeœ-niej, kiedy nie by³o telefonów komór-kowych i nie mog³a zadzwoniæ w do-wolnym momencie, mniej siê dener-wowa³a. Do sza³u doprowadza mnie pamiêtanie dziesi¹tków hase³ do dzie-si¹tków wszelkich mo¿liwych kontinternetowych i innych, iloœæ plastyko-wych kart w portfelu mnie przera¿a...Gdyby tak uciec gdzieœ na moment… Ostatnio znalaz³am nawet miejsce, gdzie nie mo¿na by³o mnie dorwaæ telefonem komórkowym. To by³o ko-³o Gawroñca, uroczej miejscowoœci na Pojezierzu Drawskim. Mojego roz-mówcê oczywiœcie rozwœcieczy³o, ¿e znikn¹³ zasiêg, a… sprawa wcale nie by³a spraw¹ niecierpi¹c¹ zw³oki. Szuka³am ciszy, miejsca, ¿eby za- stanowiæ siê nad tematem tego ese-ju. KAWIARNIA, tak kawiarnia bê-dzie dobrym miejscem, pomyœla³am. Wiem, ¿e otworzyli now¹ w biblio-tece niedawno. Mia³am 1,5 godziny wolnego czasu, skoñczy³am zajêcia na uczelni, jestem na miejscu, zajrzê, pomyœla³am. Ochroniarz niestety mnie cofn¹³, nie mo¿na wchodziæ z toreb-k¹. Niestety nie mia³am monety dwu-z³otowej, ¿eby ow¹ przeszkodê (to-rebkê!) zostawiæ w szafce, zrezygno-wa³am nie bez zdenerwowania. Wy-sz³am, postanowi³am poszukaæ innej kawiarni w okolicy. Pamiêtam, ¿emam 1,5 godziny, muszê przecie¿ zd¹¿yæ do pracy jeszcze tego popo-³udnia. Jedyna kawiarnia, o jakiej mi wiadomo znajduje siê w pobliskim centrum handlowym. Jak¿e bardzo chcia³am znaleŸæ siê w kawiarni w sty-lu wiedeñskim. Du¿o naczyta³am siêo tych dawnych kawiarniach, gdzie spotykali siê pisarze, ale i te¿ zwykli ludzie, ¿eby poczytaæ prasê, popraco-waæ, mogli siedzieæ tam godzinami. Ja mia³am 1,5 godziny i …. Krzese³-ka ze stolikami ustawione na holu pulsuj¹cego, wzburzonego centrum handlowego. Kawiarnia – wtopiona w resztê budynku, trudno wytyczyæ jej powierzchniê, zlewa siê z reszt¹. Jakby zdawa³a siê zapraszaæ s³owa-mi „Jestem dla takich spiesz¹cych siê jak wy. Mo¿ecie ‘przejœæ przez mnie’ id¹c holem i „chwyciæ” kubek kawy w papierowym kubeczku”. Obserwu-jê ludzi robi¹cych zakupy, chodz¹-cych od sklepu do sklepu, s³yszê szum Ÿróde³ka… Jak¿e bym chcia³a, niestety to tylko jakieœ pokraczne fon-tanienki, zag³usza go szum urz¹dzeñ klimatyzacyjnych, lodówka z lodami warkocze, dzieci pop³akuj¹, muzyki s³yszanej gdzieœ w tle nie mogê roz-poznaæ, jest zbyt g³oœno. Ledwo uda-je mi siê zbieraæ myœli, kawa ju¿ nie pomaga na ból g³owy i zmêczenie. Pi-szê i zastanawiam siê, dlaczego ja tuw ogóle jestem. Akurat tu? Przecie¿ nienawidzê centrów handlowych. Co mnie zmusza? Podjê³am suwerenn¹ decyzjê, posz³am tam…., bo nie by³o innej w pobli¿u, a ja przecie¿ spieszy-³am siê do pracy i ¿eby tam funkcjo-nowaæ przez kolejne 8 godzin potrze-bowa³am kawy, wiêc szybko „chwy-ci³am” tê w papierowym kubeczku. To nie jest wolnoœæ, to jest kompro-mis. Przecie¿ wcale nie chcia³am za-silaæ kasy tej sieciowej „niby kawiar-ni”… A mo¿e nawet nie mo¿na na-zwaæ tego kompromisem, ale niewo-

l¹, dyktatur¹ „sieciówek” dostêpnych zazwyczaj w najatrakcyjniejszych lo-kalizacjach. Nawet je¿eli nie chcesz, to z braku czasu i z aktualnej potrzeby skorzystasz z ich us³ug. Bo szybko. Miasto wyci¹gnê³o ju¿ nawet swoje macki po wieœ. Kiedyœ mo¿na by³o jeszcze, zdaje mi siê, poczuæ siê tam wolnym. Wychowa³am siê na wsi, pamiêtam polsk¹ wieœ sprzed dwu-dziestu lat, tam naprawdê byli jeszcze rolnicy! Pamiêtam przestrzeñ, pamiê-tam las, ³¹ki, jezioro, ludzi, którzy byli ca³y czas w domu i bez wiêkszego poœpiechu uprawiali swoje pola. Pa-miêtam, ¿e ludzie siê spotykali, chêt-nie chodzili na do¿ynki, starsze panie zbiera³y siê, ¿eby odœpiewywaæ pod figurami pieœni majowe, ludzie po¿y-czali sobie narzêdzia, pomagali w pra-cy, baby przebiera³y ziemniaki jesie-ni¹, ch³opy okopywali kopce, ¿eby ziemniaki przechowaæ przez zimê, dzieci zbiera³y siê na podwórkach albo na drogach niepokrytych jeszcze wtedy asfaltem, ¿eby graæ w pi³kê, bu-dowa³y domki na drzewach, ka¿dy wyjazd do pobliskiego miasta by³ trak-towany prawie jak œwiêto, planowa³o siê go z wyprzedzeniem. Pamiêtam namioty u dziadków w sadzie, którywychodzi³ nad jezioro. Latem zje¿-d¿a³a siê tam rodzina, nawet dalsza. P³ywaliœmy ³ódkami, pontonami, ³owi-liœmy ryby, robiliœmy ognisko i piek-liœmy kie³baski, zawsze by³o du¿o lu- dzi, du¿o dzieci i du¿o dobrej zaba-wy. Myœlê tu o samym pocz¹tku lat dziewiêædziesi¹tych XX wieku. Po-tem, gdy modne sta³y siê wyjazdy za granice na urlop, ju¿ nie przyje¿d¿a-li. Co siê potem z nimi dzia³o, nie wiem, nie utrzymujemy kontaktu. Sporadycznie docieraj¹ tylko jakieœ wieœci. Nie wiem, jak teraz wygl¹daj¹ dzieci, dalekie kuzynostwo, z którymi spêdza³am ca³e wakacje. Nikt nie ma na to czasu, bo zajêty jest swoimi spra-wami. A jak wygl¹da teraz ta wieœ? Oczywiœcie posz³a z postêpem! Mó-wi¹, ¿e to dobrze, wieœ siê modermi-zuje, ca³y proces wartoœciowany jest pozytywnie. Jednak przestrzeni jestjakby mniej. W miejscu gdzie sta³y kopce ziemniaków i buraków stoj¹ teraz piêkne nowe domy. Ulice po-kryte s¹ asfaltem, a dzieci nie graj¹ ju¿ w pi³kê, palanta, siatkówkê, ani dwa ognie. Rzadko je widujê, pewnie siedz¹ w domach przed komputerami, nie bawi¹ siê ju¿ w berka, ani w cho-wanego. Wszystkie te drogi oœwiet-lono doœæ obficie, dlatego rzadko wi-daæ rozgwie¿d¿one niebo. Rodziny niechodz¹ ju¿ na spacery do lasu w nie-

dzielne popo³udnia. Ma³o te¿ praw-dziwych rolników. Wiêkszoœæ pracu-je w mieœcie. Wieœ powiêkszy³a siê przestrzennie, rozbudowa³a, rolnicy sprzedali dzia³ki i sprowadzili siê tam ludzie z miasta, pewnie w poszukiwa-niu spokoju i… wolnoœci… ju¿ jej nie znajd¹… Sama mieszkam teraz w mieœcie i po pewnym czasie dopada mnie takie zmêczenie, taka z³oœæ na te zakorkowane ulice, na ci¹g³y ha³as, na tempo ¿ycia, ¿e pakujê najpotrzeb-niejsze rzeczy i uciekam na wieœ. Dwa dni tam pozwalaj¹ na³adowaæ akumulatory, jednak tam te¿ ju¿ nie ma wolnoœci. Oni te¿ je¿d¿¹ raz w ty-godniu na wielkie zakupy do centrów handlowych. Tak, tak jest wygodniej, zreszt¹ nie ma alternatywy. W poblis-kim mieœcie drobny handel, targowis-ka zanikaj¹, wypierane s¹ przez kolej-ne nowe galerie. Wielu siê cieszy, ¿e im te¿ nareszcie wybudowali, ¿e po-stêp do nich przyszed³ i spêdzaj¹ czas wolny na zwiedzaniu tych klimatyzo-wanych pomieszczeñ, mami¹cych za-pachem, kolorowymi dekoracjami iplakatami z napisem SALE. A mnie to przera¿a, przera¿a ta d¹¿noœæ ku jakiemuœ fatalizmowi… Nawet ³¹k,gdzie mo¿na by³o liczyæ cumulusowe baranki, ssaæ ŸdŸb³o trawy, s³uchaæ brzêczenia i cykania ³¹kowych stwo-rzonek, rozmyœlaæ, marzyæ, ju¿ nie ma, bo nikt nie hoduje krów. Z punk-tu widzenia wszechpanuj¹cej obecnieracjonalnoœci instrumentalnej rozum-nie by³o zaoraæ ³¹ki. Nie chcê powie-dzieæ, ¿e jest tam zupe³nie jak w mieœ-cie, nie, jednak oni s¹ ju¿ na tej dro-dze, drodze jednokierunkowej. Wra-caj¹c do Pojezierza Drawskiego, bar-dzo ³adne okolice, Drawski Park Kra-jobrazowy. Œci¹gaj¹ tam ludzie z mias-ta, kupuj¹ dzia³ki i buduj¹ domy. Przy-je¿d¿aj¹ ju¿ w czwartek lub w pi¹tek i zostaj¹ do niedzieli, a w poniedzia³ek s¹ ju¿ w pracy w mieœcie, ¿eby na luk-sus posiadania domu na wsi zarobiæ. Sama by³am tam na zaproszenie ta-kich ludzi. Wziê³am rower i zaczê³am zwiedzaæ okolicê. We wsiach nie ma rolników, nawet jajek kupiæ nie mo¿-na. Rolnicy swoje dzia³ki i pola wy-stawili na sprzeda¿. Tabliczki z na-pisem „Na Sprzeda¿” k³uj¹ w oczy. Gospodarstwa zosta³y przerobione na gospodarstwa agroturystyczne. Ludzie przyje¿d¿aj¹ do oœrodka nowo wybu-dowanych szeregowych domków po-krytych strzech¹, gdzie jest oczywiœ-cie pr¹d, bie¿¹ca woda i wszystkie do-godnoœci wspó³czesnego œwiata. A lu-dzie chêtnie przyje¿d¿aj¹, aby korzys-taæ z tej imitacji, aby braæ udzia³ w tej

improwizacji. Stwarzamy pozory, a nawet na wsi nie chcemy wyzbyæ siêmiejskiego luksusu. Powstaje jakaœ dziwna hybryda. Nasi¹kniêci ¿yciem miejskim uciekamy na wieœ, gdzie – s¹dzimy – mo¿na znaleŸæ wolnoœæ, ale nie chcemy zrezygnowaæ z miej-skich przyzwyczajeñ. Przys³uchiwa-³am siê kukaj¹cej kuku³ce, a tu nag-le… mój b³ogostan zak³óci³ odg³osg³oœnych basowych dŸwiêków wydo-bywaj¹cych siê z g³oœników w poblis-kim oœrodku. M³odzie¿ zorganizowa-³a dyskotekê. Tworzy siê b³êdne ko³o, im wiêcej mieszczuchów na wsi, tym mniej wsi, a to, czego szukaj¹ coraz bardziej siê od nich oddala. Obraz przyrody który „sprzedawany” jest „tym z miasta” jest tylko produktem gospodarki turystycznej i przemys³u turystycznego. Tubylcy stwarzaj¹ po-zory naturalnoœci i wychodz¹ oczeki-waniom „letników” naprzeciw. Przy-roda zmienia siê w towar. Mo¿na j¹ sfotografowaæ, sfilmowaæ i sprzedaæ w biurach turystycznych, ogl¹daæ w folderach. Trzeba by przyznaæ sporo racji Elfriede Jelinek, gdy uzna³a, ¿e „przyroda zosta³a zaszlachtowana, przyrz¹dzona i podana z przystawka-mi”. Poniewa¿ wieœ kojarzona jest z wolnoœci¹, ludzie tam jej szukaj¹, ale niestety nie potrafi¹ wyzbyæ siê swoich przyzwyczajeñ, co sprawia, ¿e okupuj¹ te obszary i narzucaj¹ swój styl ¿ycia, jak niegdyœ konkwistado-rzy podbijaj¹cy Amerykê. Efekt jest taki, ¿e jesteœmy zbieraczami wra¿eñ, na domiar z³ego, wra¿eñ czêsto nie-prawdziwych. Kiedy obserwujê puste wiejskie drogi, myœlê, ¿e mo¿e nie jest jeszcze tak najgorzej. Ka¿dego rankaw drodze do pracy, kiedy w tym sa-mym miejscu utykam w korku, ma-rzê, jak by to by³o piêknie wyrzuciæ 60 aut przed nami i zast¹piæ je jednym autobusem. Ci rozz³oszczeni, tr¹bi¹cy kierowcy byliby wtedy u celu znacz-nie szybciej. Jednak nie, cz³owiekowi wydaje siê, ¿e kiedy zaw³adnie jak¹œ rzecz¹ mo¿e czuæ siê jej panem, ¿e jego w³adza nad ni¹ daje mu wol-noœæ. Bzdura, staje siê niewolnikiem tej rzeczy, w przypadku samochodu, niewolnikiem zakorkowanej ulicy. Obiecaj, powiedzia³am dziœ do kogoœ, ¿e jak ju¿ bêdziemy starzy i nie bê-dziemy musieli pracowaæ albo, kiedy ju¿ zarobimy tyle pieniêdzy, ¿e nie bê-dziemy musieli pracowaæ, przeniesie-my siê na jakieœ odludzie, z daleka od tego wszystkiego. Obiecujê, zgadzam siê z tob¹, powiedzia³, a warkot aut mkn¹cych Jaœkow¹ Dolin¹ (kiedyœ za-pewne cich¹) zag³usza³ jego s³owa.

Tylko dlaczego teraz nie mamy na to odwagi? Czy najpierw trzeba fak-tycznie coœ mieæ, ¿eby potem móc po prostu byæ? Byciu duchowemu trze-ba zapewniæ fizyczn¹ egzystencjê… Taki pragmatyzm. Jak du¿y jest w nas strach, ¿eby zerwaæ z ca³ym syste-mem, który ludzkoœæ budowa³a od tak dawna. Zanurzenie w kulturze jest takg³êbokie, ¿e powrót do pocz¹tku jest krokiem desperacji, krzykiem rozpa-czy, gdy nie mo¿na ju¿ d³u¿ej wy-trzymaæ. Jednak¿e wolnoœæ jest na wyciagniêcie rêki, jej wybór jest in-tencjonalny, ale jej dotkniêcie skazuje cz³owieka na samotnoœæ, na rezygna-cjê z tego, do czego jest przyzwycza-jany od urodzenia, jest buntem prze-ciwko systemowi. Staniesz siê autsaj-derem. I dlatego obserwujê chyba jed-nak uciekanie od wolnoœci. Gdy jesteœ wolny, musisz decydowaæ za siebie, a w tym skomplikowanym œwiecie zakazów i nakazów inni decyduj¹ za ciebie, a ty jedynie MUSISZ, b¹dŸ POWINIENEŒ i tak jest ³atwiej. Czy jednak¿e za osi¹gniêcie pew-nego stopnia wolnoœci nie mo¿na by uznaæ osi¹gniêcia takiego stanu œwia-domoœci, kiedy cz³owiek jest œwia-domy fatalnoœci, œwiadomy w³asnych ograniczeñ, przymusu, determinizmu? Na polu w³asnych zachowañ dyspo-nujemy przecie¿ pewnym zakresem indeterminizmu. Mogê próbowaæ nie pozwoliæ wydrzeæ sobie wolnoœci na tyle na ile pozwoli mi to funkcjono-waæ w miarê normalnie w tym znie-wolonym œwiecie. Mogê próbowaæ nie daæ sobie wmówiæ, ¿e potrzebujê kolejn¹ kartê klienta, najnowszy tab-let, wakacje zagraniczne organizowa-ne przez biuro podró¿y. Ta œwiado-moœæ implikuje dystans, subiektywne poczucie wy¿szoœci… w efekcie osta-tecznie i tak namiastkê wolnoœci. Mojawolnoœæ jest „uœwiadomion¹ koniecz-noœci¹”. Czy sama œwiadomoœæ ko-niecznoœci jest wolnoœci¹? Mog³am wtedy porozmawiaæ z t¹ kole¿ank¹, ale uciek³by mi poci¹g i spóŸni³abym siê do pracy, co ostatecznie mog³oby mieæ pewne konsekwencje, wiêc po-bieg³am dalej. Ta moja wolnoœæ bu-dowana jest na kompromisie, na fun-damencie pewnych regu³ ¿ycia spo-³ecznego. Jest pewn¹ wypadkow¹, tego, co chcê, tego, co muszê i tego, co mi aktualnie wolno, i na co mogê sobie pozwoliæ. Snobistycznie i naiw-nie by³oby myœleæ: wiem, ¿e jestem ograniczona, ale w³aœnie ze wzglêdu na tê œwiadomoœæ jestem wolna. Na samotnoœæ i rezygnacjê z kultury mnie nie staæ.