Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka...

44
ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln 01 Polska wersja Międzynarodowego Pisma Ruchu Comunione e Liberazione

Transcript of Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka...

Page 1: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

ISSN 1730-0622, nr rej. 737

Moja przyjaciółka samotność

litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln01

Polska wersjaMiędzynarodowego Pisma Ruchu Comunione e Liberazione

Page 2: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

01 styczeń / luty 2020

ŚLADYPolska wersja Międzynarodowego Pisma Ruchu Comunione e Liberazione - Komunia i Wyzwolenie

Zespół redakcyjny:Monika Wójcik-CifolettiGabriela CyrysPaweł DośDiana Paulińska

Stale współpracują:Marco CifolettiArek GudaniecKinga Kawińska-WierzbaAgnieszka Kazunks. Jerzy KrawczykEwa Miszczuk-Paluszekks. Waldemar PrzyklenkEwa Tyburczyks. Joachim Waloszek

Wydawca:Stowarzyszenie „Ślady Obecności”ul. św. Antoniego 3450–073 Wrocław

Zdjęcia:Tracce Okładka I: studio dcaOkładka IV: Agnieszka Baranicka

www.slady.ple-mail: [email protected]

DTP: Dariusz WasilewskiOpracowanie graficzne: ŚladyDruk: Drukarnia LASERTEXTwww.lasertext.pl

Cena 1 egz. - 5,00 zł

Prenumerata:- roczna (6 numerów) - 30 zł.Zamówienia można składać:[email protected]łat prosimy dokonywać na konto: 45 1750 00120000 0000 2193 1478Stowarzyszenie „Ślady Obecności”ul. św. Antoniego 3450-073 Wrocław

Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania zmian w nadsyłanych tekstach. Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca.

Teksty ks. Luigiego Giussaniego i ks. Juliána Carróna © Bractwo Comunione e Liberazione

01 Od Redakcji U źródeł samego siebie

02 Listy Patrząc na moją żonę

08 Pierwszy Plan

09 Możliwa droga

10 Wiara i samotność

20 Naprawdę nie jestem sama?

24 Ścieżki

25 Uczyń mnie szczęśliwym

28 Wrocław. Powab Bezbronnego Piękna

35 Człowiek, który się nie lęka

37 „Ja, ksiądz Giussani i chleb na każdy dzień”

39 Historia miłosna, która jest jego całym życiem

40 Kultura Kiedy wydarza się muzyka Małe kobietki

41 Fakt Cegła Luny

Page 3: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

Trudnym jest znaleźć temat szerowki w naszej rzeczywistości, dotyczący naprawdę wszystkich, w każdym położeniu geograficznym, który w tymsamym czasie dotykałby osoby starsze, zawsze trochę bardziej samotne niż

inni ludzie, czy młodych, między którymi powtarzane jest zdanie „samotni razem” (określenie Sherry Turkle, znanej amerykańskiej socjolog). Samotność jest darem, który dotyka życia każdego z nas. I nie zależy tylko od tego, ile mamy więzi z innymi czy relacji mniej lub bardziej głębokich. To doświadczenie niejako wspólne - czuć się samotnym, nawet jeśli jesteśmy otoczeni przyjaciółmi. Przeciwnie, być może są to okazje, w których bardziej postrzegamy radykalność tego czynnika.„Prawdziwa samotność nie pochodzi z faktu, że jesteśmy sami w sensie fizycznym,ale z odkrycia, że nasz podstawowy problem nie może znaleźć odpowiedzi w nas samych lub w innych” zaobserwował ksiądz Giussani: „Można z pewnością powiedzieć, że poczucie samotności rodzi się w samym sercu każdego poważnego zaangażowania we własne człowieczeństwo. Dobrze rozumie to wszystko ten, kto w danym momencie uwierzył, iż znalazł w czymś lub w kimś zaspokojenie jakiejś swojej wielkiej potrzeby, a to coś w pewnym momencie mu znika, odchodzi albo okazuje swoją bezradność”. W środku naszego „ja” jest takie miejsce, w którym jesteśmy nieubłaganie sami. Dlatego że nic z tego, co mamy przed sobą, wypełniając stopniowo nasze oczekiwania, nie może wypełnić naszego serca.Warunki strukturalne. Nieuniknione. Czy samotność jest więc wyrokiem? Dramatyczne doświadczenie, które wszyscy mamy, jest tak dotkliwe, że czasami jest nie do zniesienia (ile czasu, energii i pieniędzy potrzeba aby ominąć momenty, w których jesteśmy sami ze sobą? Albo ile jest w nas strachu przed ciszą?) Czy nie ma już wyjścia? Krótko mówiąc, czy musimy pogodzić się z faktem, że nasze okoliczności są dla nas wrogiem, czy też jest inna możliwość w tej sytuacji?

To droga, o której piszemy w tym numerze. O tym, że samotność to nie tylko dramat, ale instrument do poznania. Nas samych i okoliczności. Rzeczywiście, właśnie ta ostateczna granica jaźni jest miejscem zakotwiczenia relacji z Tajemnicą w głęboko, świadomy - nasz - sposób. Obszar, w którym odkrywam swoją pierwotną więź z Bogiem, która sprawia, że jestem obecny tu i teraz, i który jest dla mnie stałym towarzyszem, ponieważ leży u podstaw mnie samego. I w którym ujawnia się wyjątkowy, oryginalny sposób, w jaki On odpowiada na moje oczekiwania i pytania. Poza jakąkolwiek zewnętrzną formą, organizacją, a nawet przyjaźnią. W książce Zostawić ślady w historii świata, ksiądz Giussani mówi, że chrześcijańskie spotkanie „ze względu na swoją zagarniającą wszystko naturę, z czasem staje się prawdziwą matrycą, którą przykładam patrząc na przyrodę, siebie, innych, sprawy”. Precyzując „spotkanie, jeśli zagarnia wszystko, staje się formą, a nie po prostu kręgiem relacji - nie ustanawia ono towarzystwa jako miejsca relacji, ale jest formą, przy pomocy której relacje te są pojmowane i przeżywane”. Tutaj tylko poprzez zakorzenienie się na dnie naszego „ja” - to znaczy odpowiadając na tę samotność – poprzez którą Chrystus może nadawać życiu „kształt”. Kształtować świadomość samych siebie, abyśmy odkryli, z pełnym zdumieniem, że cokolwiek się stanie, nigdy tak naprawdę nie jesteśmy sami. Dlatego że On jest.

Od RedakcjiU źródeł samego mnie

01 styczeń / luty 2020

Page 4: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

2

Podczas obiadu kolega z pracy ciągle narzekał na sytuację polityczną Włoch, a ja zapytałem go: „Pomaga ci to narze-kanie? Czy jest coś, co mogłoby to przezwyciężyć?” Cisza. Nigdy nie spodziewałem się po sobie takiej reakcji. To pyta-nie, tak mocno dotknęło mojego kolegę, że wracając do biura powiedział: „Czuję się zagubiony, ponieważ w obliczu tego, co się wydarza, nie wiem już, za kim iść i kogo słuchać”. A ja, z impetem, zaproponowałem mu, aby przyszedł na „spotka-nie, na którym opowiadamy o tym, co nam się wydarzyło w ciągu ostatnich dni”. Nie miałem na tyle wolności i odwagi, żeby nazwać to Szkołą Wspólnoty, ale te wydarzenie pomogło mi uświadomić sobie, że Coś powoli mnie dotyka i nie mogę już się wycofać. Alberto, Trento

Intensywny koniec tygodnia Drogi Carrónie, odpowiedzialny za GS - Francesco przyjechał pod koniec tygodnia na spotkanie z nauczycielami i młodymi z GS z miejscowości Merche. Poruszyło mnie jego spojrzenie. Widziałam to, gdy po pierwszej assemblei z nauczycielami wielu z nich przyszło następnego dnia na assembleę z mło-dzieżą, mimo że nie byli czynnie zaangażowani w GS ani nie prowadzili żadnej z grup. Jedna nauczycielka napisała do mnie: „Bogactwo spotkania i rozmów dotknęły wielu aspektów mojego życia. Począwszy od Dantego, przez klasykę łaciny, przez relację z mężem i moimi uczniami. I w końcu poprzez młodych i prostotę ich serc, z jaką podchodzili do tego co im się wydarza”. Assemblee postawiły w centrum całą wielkość naszego człowieczeństwa, na którą spojrzał Chrystus. W szczególności postawiły w centrum młodych. Sofa, który poznał GS tego lata, powiedział: „Od kilku tygodni wszystko idzie mi źle. Podczas gdy ja chciałbym być ponow-nie szczęśliwy, tak jak byłem tego lata. Każdego dnia w szkole spotykam nauczycieli i kolegów, z którymi trudno mi być. Mimo to wolę to, niż powrót do sytuacji, w której wszystko było spokojniejsze, bardziej stłumione i pozbawione znacze-nia. Teraz wiem, za czym chcę iść”. Francesco drążył: „Ale co takiego zobaczyłeś na wakacjach?”. Chłopak odpowiedział: „Obecność Boga”, a on zapytał: „Ale czym jest ta obecność?”. I rozpoczął się dialog, który przekonał wszystkich. Jedna dziewczyna powiedziała, że czuje się „nieużyteczna”, tak jakby nie była determinowana przez swoją egzystencję. Spo-tkanie z przyjaciółmi z GS sprawiło, że poczuła się chciana, ważna. Tę intensywność przeżyliśmy również w rozmowach między nami. Chrześcijaństwo to nie definicje, które trzeba

ListyGiuseppe, Pasquale, Alberto, Nicola, ks. Adam, Jacek, Miłosz

Patrząc na moją żonęNajdroższy Księże Carronie, od kiedy moja żona Paola, należy do Bractwa, niestrudzenie próbuje mnie przekonać do zapisania się tam, napotykając z mojej strony radykalną odmowę. Niemniej jednak uczęszczałem na Szkołę Wspól-noty z jej grupą i mam tam wielu przyjaciół, z którymi razem jeździmy na wakacje. Przykład ich życia zawsze mnie pocią-gał i fascynował, chociaż nie był na tyle przekonujący, abym zdecydował się wstąpić do Bractwa. Zamiast tego obecna choroba Paoli zmusiła mnie do myślenia. Choroba, która przewyższa życiowe oczekiwania, a podczas której moja żona pokazała mi jak wielka może być wiara w naszego Pana, i jak On może być jasną drogą, nawet gdy się wchodzi do ciemne-go tunelu. Jej przykład, jej sposób na przezwyciężanie trudno-ści pomogły mi znaleźć pokój i jedność z osobami, z którymi miałem trudności w relacji. To mnie przekonało, aby zapytać o możliwość wstąpienia do Bractwa. Giuseppe

Wydaje Ci się mało?Jestem doradcą finansowym w banku i pewnego dnia przy-szła do mnie moja koleżanka. Po kilku zdaniach poprosiła mnie, żebym się za nią pomodlił, dlatego że będzie musiała przez kilka dni pracować z osobą, z którą jest skłócona. Lekko zdziwiony zapytałem ją: „Przepraszam, ale dlaczego prosisz o to mnie? Ja nigdy nie mówię o Bogu”. Odpowiedziała mi: „Pasquale, troszczysz się o wszystkich tutaj i przed jedze-niem zawsze się przeżegnasz, wydaje ci się to mało?”. Zdanie „wydaje ci się to mało?” zdenerwowało mnie, ponieważ ja myślałem, że moje szczęście widać w gestach albo w moich wystąpieniach, a dla mojej koleżanki najważniejszy był mój sposób bycia w pracy. Pasquale, Recanati (Macerata)

Na obiedzie z kolegą Drogi Juliánie, od prawie sześciu miesięcy pracuję w Tren-to, daleko od mojej żony i dzieci. Wewnątrz mojej tęsknoty kocham jeszcze bardziej i rodzi się we mnie coś wielkiego i pięknego, co zawsze brałem jako pewnik: wydarzenie Chrystusa w codzienności. Tęsknota za kochanymi twarzami, determinująca moje dnie, zaprowadziła mnie do tęsknoty za Jego twarzą. Zaczynam rozumieć twoje przynaglenie, kiedy mówisz: „Nie ma nic bardziej naglącego dla nas wszyst-kich niż przylgnięcie do Jego Obecności (bycie namagneso-wanym przez Chrystusa)”. Opowiem o jednym wydarzeniu.

Page 5: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

3

kim jestem i dodałem: to jak w szopce - anioł z diabłem, a pan „czerwony” dodał: ale ja jestem aniołem... odpowiedziałem - oczywiście, ale tym upadłym... ale pan nie chodził na kate-chezę... I tak szedłem za pan brat z czerwonym przyjacielem. Oczywiście odwiedziłem go później i przykleiłem do łóżka obrazek Matki Bożej.Po Nowym Roku wielki kryzys. Nie ma już nic - na półkach tylko woda dla obcokrajowców. Paliwa nawet na rządowe kartki nie ma, gazu już nie będzie, prąd zabierają coraz częściej, a nawet w dolarowych sklepach bieda piszczy... a na ulicach patrole policji wzmocnione wojskami. Drama-tyczny widok. Pojechaliśmy z młodzieżą nad rzekę na taki dzień wspólnoty, oczywiście nagotowaliśmy caldosę - zupę ze wszystkiego wraz z głową świni. Dobrze było pobyć razem i sobie posłuchać.Cieszy mnie fakt, że wreszcie, po przejściowych trudno-ściach, ruszyło wielkie dzieło malowania katedry, zobaczymy ile uda się zrobić, ale wierzę, że Pan Bóg zadba o pomalo-wanie swojego domu. Mam teraz pięciu robotników, więc bardziej domowo. W ostatnim tygodniu dopadł mnie wirus jakiejś zmutowanej dengi. Zaczęło się bólami mięśni i sta-wów, kolejnego dnia gorączka i wymioty i więcej nie pamię-tam. Przespałem dwa dni, a następnie dwa kolejne równie bolesne, a do tego żadnych leków. W końcu przyrządzono mi cudowne lekarstwo z kurzych nóżek i powstałem z łóżka po pięciu dniach. Tutaj zrozumiałem znaczenie kobiety w mi-sji Kościoła. Kiedy mężczyźni mówili - ale nie ma kurzych nóżek czy żelatyny - kobiety z wiosek powycinały kurom nóż-ki, a żelatynę wykradły ze spółdzielczych magazynów i skoro świt przywiozły księdzu. Obgryzając kurze nóżki, umyte i oskubane, cudownie do zdrowia powróciłem, a to wszystko zasługa dzielnych niewiast! W takich momentach uwiary-godnia się życie misjonarza - podobieństwo do ludu cierpią-cego bez podniesionej dumnie głowy - wszystko z ręki Twej. Jak wstałem z łóżka to kolejnego dnia zszedłem do kościoła i podziękowałem Panu za to, gdzie jestem i kim jestem. To wielki przywilej być przyjacielem Chrystusa i uczniem - misjonarzem!Dziękuję za bliskość, przyjaźń, modlitwę, wsparcie.ks. Adam, Bayamo (Kuba)

Kim Ty jesteś?Pragnienie zorganizowania prezentacji książki Bezbronne Piękno we Wrocławiu zrodziło się we mnie po kilku wydarze-niach które przeżyłem w ubiegłym roku i które do głębi mnie poruszyły. Pierwsze, to ostatnie Rekolekcje Bractwa i w szcze-gólności, w tym kontekście, ich ostatni punkt zatytułowany Kulturowy ciężar naszej przemiany. Drugim wydarzeniem było spotkanie z Juliánem Carrónem podczas europejskiej Diakonii w Krakowie, po którym bardzo mocne jest we mnie pytanie: kim Ty jesteś?, że po takim spotkaniu rzeczywistość staje się na nowo piękna i radosna. Trzecim wydarzeniem była pierwsza w Polsce prezentacja książki zorganizowana przez naszych przyjaciół z Krakowa.

stosować, ale to możliwość spróbowania i nauczenia się na nowo piękna tego, co się przeżywa. To zaskoczyło nas jak dzieci. Nicola, Ancona

Listy z KubyPrzyjaciele!Czas świąteczny upłynął bardzo pracowicie, twórczo i rado-śnie. We wszystkich dziewięciu wspólnotach była uroczysta Eucharystia, nawet z obwoźnym zespołem kolędowym i instrumentami. Świąteczne ciasto i fresco - słodki napój. Dzieci i dorośli przygotowali małe przedstawienia o Bożym Narodzeniu, a Trzej Królowie przynieśli dzieciom prezenty. Jako, że święto Bożego Narodzenia na Kubie jest świętem dość młodym (od 1998 roku jako dzień wolny) trzeba uczyć ludzi świętowania i bycia we wspólnocie. W Bayamo po uroczystej mszy świętej urządziliśmy pełnowy-miarowe jasełka przygotowane przez dzieci oraz małe przed-stawienia wszystkich wspólnot z miasta i tak świętowanie trwało ponad 4 godziny razem z ciastem, lodami i likierem. W sumie w okresie świątecznym od Wigilii do Objawienia Pańskiego odprawiłem 38 mszy świętych! Przygotowaliśmy się do Świąt poprzez misje na osiedlach i we wsiach, aby ogło-sić ludziom, że Bóg się rodzi - pojawiły się więc nowe osoby. Dla młodych urządziliśmy świąteczny bal przebierańców za postaci z szopki i jasełek. Nie zabrakło aniołków, diabeł-ków, Józefów, Maryi, gwiazd betlejemskich, pasterzy, baran-ków i innych. Wymieniliśmy się symbolicznymi prezentami własnoręcznie wykonanymi. W tych świątecznych dniach doznałem wielu znaków ludzkiej miłości i bliskości i wiele słów wdzięczności - to wszystko nie-sie i dodaje skrzydeł. Przygotowaliśmy całodzienną adorację i była spowiedź święta. Udekorowaliśmy kościół, także na zewnątrz światłami i wielkim wizerunkiem świętej Rodziny, który to nie spodobał się moim „czerwoniastym” przyjacio-łom. Stwierdzili, że zagraża bezpieczeństwu. Odpowiedziałem trzem nadąsanym panom, że na tym samym miejscu i tych samych sznurkach, przed kilkoma miesiącami, wisiał wielki plakat o rewolucji z wodzem na czele - czy to, też ich zdaniem, zagraża bezpieczeństwu? Panowie nie odpowiedzieli, nawet na moje życzenie: wesołych świąt narodzin Jezusa! Odwiedziłem też wszystkich chorych w mieście - 47 osób bardzo pogodnych i bożych. Uświadomiłem sobie poważne problemy, wśród których najbardziej bolącym jest brak leków, nawet tych podstawowych. Dlatego do spowiedzi, Komunii Świętej i namaszczenia dodawałem po 10 tabletek ibupro-mu... W aptekach nie ma praktycznie nic, a lekarze piszą recepty... zapisując na kartce jakich ewentualne ziół można użyć. Jadąc wynajętym busem do wiejskich wspólnot, byliśmy świadkami wypadku - motor - a na nim dwie osoby, wypadł na zakręcie z drogi. Kobiecie nic się nie stało, a mężczyzna połamał nogę. Wysadziłem ludzi i odwiozłem go do pobliskie-go szpitala i okazał się być... pierwszym sekretarzem podpro-wincjonalnym. Prowadząc go po schodkach powiedziałem

styczeń / luty 2020

Page 6: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

4

Te wydarzenia stały się dla mnie prowokacją, aby książkę przeczytać i jestem nią naprawdę zafascynowany i przeko-nany, że jest w niej pokazana metoda, w jaki sposób jako chrześcijanin mogę stanąć bez uprzedzeń w obliczu współcze-snego kryzysu, upadku oczywistości, tego co dzieje się wokół nas: w Kościele, w polityce, w kulturze, w edukacji, w pracy, w rodzinie i w relacjach z osobami, które spotykamy na co dzień, w życiu. Tę książkę można zaproponować każdemu. A przecież książka ta i metoda, którą przybliża, powstała z tak dobrze nam znanego charyzmatu umiłowanego ks. Luigiego Giussaniego kontynuowanego teraz przez ks. Juliána Carróna.Wiele fragmentów książki mnie porusza, ale w kontekście tego, co napisałem powyżej, chciałbym teraz przytoczyć jeden: „Propozycja ewangeliczna musi być prostsza, głęb-sza, musi promieniować i dopiero z tej propozycji wynikają wskazania moralne. Ksiądz Giussani postawił w centrum pilną potrzebę odkrycia i komunikowania chrześcijaństwa, z jego oryginalnymi elementami, jako wydarzenie pełne fascynacji, które przyciąga człowieka dzięki swemu pięknu, dzięki odpowiedniości z wymogami serca”. Tym właśnie pięk-nem i odpowiedniością z wymogami serca chcemy się dzielić z innymi. Dla mnie już samo przygotowanie prezentacji wraz z wieloma przyjaciółmi z Wrocławia, było okazją do wchodze-nia w dialog z wieloma osobami, a w szczególności z osobami zaproszonymi do zaprezentowania książki, dotykając tym samym rzeczywistości Kościoła, kultury, nauki, wychowania i pracy. Cały ten okres przygotowywania i zapraszania na pre-zentację był pełen pięknych spotkań z wieloma osobami w pa-rafiach, szkole i przedszkolu moich dzieci, w akademikachi w mojej firmie. Dzieląc się tym, co ta książka proponujeczułem się bardziej sobą. Rozpoznaję również, że pomiędzy osobami z naszej wspólnoty, które zaangażowały się w przy-gotowanie, odnowiła się jedność i przyjaźń.Jestem szczęśliwy, choć wiele razy wydawało się to szalone czy niemożliwe ze względu na różne trudne okoliczności, które przeżywam w swojej firmie. Wybór miejsca - Uniwer-sytetu Ekonomicznego - i zaproszonych do prezentacji osób, również wiąże się z długą wspólną historią relacji i podejmo-wanych razem gestów i spotkań, na co na początku zwrócił uwagę Marek Biernacki. Sama prezentacja była dla mnie pięknym gestem publicznym. W dialogu z przedstawicielami różnych środowisk, z pewnością o wyjątkowości tej książ-ki, zaprezentowaliśmy innym to wyjątkowe spojrzenie na rzeczywistość (z wszystkimi jej czynnikami) jakiego uczymy się na wspólnej drodze. Zaproszeni do prezentacji goście tj. bp Andrzej Siemieniewski, Krzysztof Zanussi, Bogusław Fiedor byli naprawdę zafascynowani treścią książki i zapre-zentowali ją z zauważalną dla wszystkich pasją. Niewątpliwie pomogły w tym przygotowane przez nas pytania, prowadze-nie Miłosza, zadbanie o szczegóły Dagmary, Wiesi i studen-tów. Aż szkoda było kończyć. Wiele osób, które przybyły na prezentację mówiły o niej jako o wydarzeniu. Jest to dla mnie (dla nas) wielkim znakiem i prowokacją do tego, aby pogłę-biać i utrzymywać te relacje, zapraszając do miejsca, z które-go to wszystko się zrodziło.

Prezentacja nie byłaby możliwa, gdyby nie zaangażowanie wielu osób. Dlatego chciałem z głębi serca podziękować wszystkim osobom, które bezpośrednio i pośrednio uczest-niczyły w przygotowaniu tego wydarzenia. W szczególności dziękuję Dagmarze i Miłoszowi za wiele rzeczy ale szcze-gólnie za wspólną kilkumiesięczną drogę podczas przygoto-wywania, oraz naszym „połówkom” Oli, Natalii i Tomkowi, których zaangażowanie było również wielkie i piękne choć innego rodzaju. Dziękuję Markowi, naszemu odpowiedzial-nemu, Wiesi i Radkowi oraz naszym wrocławskim studen-tom za Wasze duże wsparcie i zaangażowanie, a także Joasi Walczak, za poruszające serce wykonanie passacaglii. Dziękuję Wam wszystkim, z wielu wspólnot w Polsce, którzy w modlitwie i materialnie włączyliście się w przygotowanie tej prezentacji, a było Was wielu i nie jestem w stanie wszyst-kich wymienić. Było i jest to nasze wspólne dzieło. Uważam, że było warto! Jeszcze raz zachęcam wszystkich do przeczy-tania książki i do dzielenia się jej treścią z innymi i między sobą głównie tym, co ona proponuje dla życia każdego z nas: do wspólnej drogi w przyjaźni, która prowadzi nas do radości z rozpoznania obecności Chrystusa teraz, w naszych czasach. Dla mnie to wydarzenie się nie kończy.Jacek, Wrocław

Bezbronne piękno. WrocławDrogi Juliánie!Dziś we Wrocławiu odbędzie się publiczna prezentacja Twojej książki Bezbronne piękno. Byłem odpowiedzialny za pol-skie wydanie tej książki, byłem też obecny w Krakowie na jej prezentacji i mam nawet Twój autograf. Jednak pragnienie publicznego podzielenia się jej treścią we Wrocławiu zrodziło się najpierw w moim przyjacielu Jacku - właśnie po spotka-niu w Krakowie i po wcześniejszych Rekolekcjach Bractwa, gdzie mówiłeś o „kulturowym ciężarze naszej przemiany”. Poszliśmy za nim - ja, Dagmara i inni przyjaciele, i z czasem to pragnienie stało się także naszym. Podjęliśmy pracę nad przygotowaniami do prezentacji wykorzystując nasze cotygodniowe spotkania na „kawie mini diakonii” godzinę przed pracą. Ustalaliśmy listę rzeczy do zrobienia, zastanawialiśmy się kogo zaprosić. W pewnym momencie moi przyjaciele poprosili mnie, abym poprowadził tą prezentację. Zmobilizowało mnie to do dokładnego prze-czytania całej książki w (jak dla mnie) krótkim czasie. Nie jest to łatwe przy intensywnej pracy, rodzinie z czwórką dzieci, prowadzeniu Szkoły Wspólnoty, etc. Jednak czytając stronę po stronie, zobaczyłem jak ta książka powoli staje się moja. W okresie Świąt Bożego Narodzenia spotkaliśmy się z pre-legentami, rozmawialiśmy o książce, o pytaniach - i miałem wrażenie, że trochę zaraziliśmy ich jej treścią przez to, że naprawdę tym żyliśmy. Po wywiadzie w lokalnym radiu, na którym byliśmy z Jackiem przyszła do mnie myśl - ale jak to? Skąd to jest? Ja jestem inżynierem i menadżerem, nie mam wykształcenia humanistycznego, filozoficznego czyteologicznego, więc skąd mam to co mam, że mogę rozma-wiać z biskupem, reżyserem, profesorem ekonomii, dzienni-

styczeń / luty 2020

Page 7: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

5

karzem podejmując problem człowieka i jego pytań, kryzysu, wychowania, wydarzenia? Skąd mam pewność, że istotnie „wyczuwam te najodleglejsze opiłki prawdy w kieszeni każdego”, nie pomijając naszej ostatniej noblistki z dziedziny literatury pani Olgi Tokarczuk, która w Polsce tak bardzo została skrytykowana przez różne środowiska?Jedyną rozumną odpowiedzią jest fakt, że u początku tego wszystkiego co mam, kim jestem teraz, było „tak” Maryi, ks. Giussaniego i Twoje „tak” drogi Julianie. Wiem, że to nie jest na zawsze, bo jestem słaby, uparty, leniwy, dlatego błagam Chrystusa, aby zmiłował się nade mną i nadal pro-wadził mnie tą piękną drogą, na którą mnie zaprosił. Na nic nie zasłużyłem, nic nie jest moją zasługą, moim skarbem jest wyłącznie to, że to On jako vir pugnator zdobył mnie w tym momencie, gdy moje imię zostało wypowiedziane w taki sposób, że zostałem zdobyty, cały! Kilkanaście lat temu to właśnie Jacek powiedział mi, że spo-tkał fajnych, młodych ludzi, którzy żyją radośnie, chodzą po górach i twierdzą, że dziś można spotkać Chrystusa. Ja byłem wtedy u progu kariery, jednak po ciężkim wypadku wracałem do sił i powiedziałem mu, że chciałbym ich poznać, ponieważ do tego momentu próbowałem w życiu już chyba wszystkiego oprócz tego jednego - nigdy dotąd Go nie szukałem. Jestem wzruszony pisząc te słowa i proszę Cię o Twoje kapłańskie błogosławieństwo na dzień prezentacji i naszej dalszej drogi tutaj we Wrocławiu i w Polsce.

Kończąc, zacytuję mail, który wysłałem do ks. Jurka i do Ciccio po spotkaniu z moimi rodzicami przed Bożym Narodzeniem.

Drogi księże Jurku, drogi Giovanni!Chcę krótko podzielić się z Wami tym, co wydarzyło się wczoraj.Jadąc na święta do rodziców Natalii, zatrzymaliśmy się u moich rodziców, aby złożyć sobie życzenia. (...) W domu rodziców, jak w każde święta powiesiłem nasz plakat. Gdy siedzieliśmy wszyscy przy stole, opowiedziałem im historię Bezimiennego, o jego braku szczęścia i szczególnie o tym spojrzeniu Kardynała, które wzruszyło mnie w Czernej podczas Twojej opowieści Ciccio. Po chwili tato opowiedział o swoim przyjacielu z pracy, wierzącym, świetnym, bardzo żywym człowieku, który jednak nie przyjmuje Komunii św. bo jak zwierzył się tacie, nie potrafi przebaczać. Nosi ranęz dzieciństwa, bo w dzielnicy gdzie się wychowywał nikt ni-komu nie przepuszczał, bili się nawzajem do upadłego. I mój tato stwierdził na koniec: On ma z tym duży problem, skoro mi to wszystko mówi i dlatego jestem pewien, że potrzebuje was - bo na pewno ruch CL ma wpływ na to jak żyjecie i my to zauważamy. Wy jesteście żywymi łącznikami pomiędzy wiarą, a tymi którzy jej potrzebują.... I w tym momencie w domu moich rodziców miało miejsce Boże Narodzenie.Drogi Julianie, nie jestem w stanie opisać moje wdzięczności za drogę, którą mnie prowadzisz!Miłosz, Wrocław

styczeń / luty 2020

Listy młodych z ferii GS

Jeszcze nigdy nie przyjechałam na GS z jakimkolwiek py-taniem, ani ono nie zrodziło się w mojej głowie tak bardzo, żeby mnie „nurtowało” przez te kilka dni. A teraz tak się stało. I to podczas sobotniej mszy świętej. Pytanie brzmiało: „Cze-mu tak trudno jest udowodnić ludziom niewierzącym, że Bóg naprawdę istnieje? W jaki sposób można ich zarazić miłością Boga?”. Jawor uświadomił mi jedną rzecz - nie da się pokazać Boga argumentując. Ci ludzie sami muszą Go ujrzeć, poczuć Jego miłość. Można o Nim opowiadać lub czytać wspólnie Biblię lecz ci ludzie, żeby faktycznie doznać Bożej miłości, muszą chcieć Go poznać. Nigdy nie sądziłam, że ten problem aż tak poruszy moje serce. A jednak tak się stało.Hanna, Białystok

Przed wyjazdem miałam wątpliwości czy GS jest moim miejscem, czy dzięki niemu wzrastam, czy może poszukać czegoś innego. Co ciekawe zawsze GS zaskakuje mnie czymś nowym. Teraz poczułam, że te ferie były nasze. Nie potrze-bowaliśmy świadectw kogoś znanego, ale mogliśmy się uczyć od siebie nawzajem, co poruszyło nasze serca. Łatwiej jest zadać pytanie osobie, która jest w twoim wieku i przeżywa podobne doświadczenia. Osoby z GS są dla mnie autoryte-tami, o których była mowa w tekście. Oni mnie prowadzą do głębszego odkrycia mojej relacji z Bogiem, a przez to z sa-mą sobą. Ostatniego poranka poszliśmy na wschód słońca. Przez głowę przeleciała mi myśl, że w sumie wschód słońca widzę codziennie rano, ale mimo to poszłam. Poczułam pew-ną ciekawość. Nie żałuję. Wchodząc pod górę zastanawiałam się, co mi się przydarzyło przez te trzy dni. Gdy weszliśmy na szczyt, patrzyliśmy w stronę wschodu słońca a nasze rozmowy ucichły. Jakbyśmy czegoś słuchali. To była cisza. Piękna sama w sobie, która następuje przed blaskami słońca, które zabijają ciemności. Wzruszyła mnie owa cisza, słysza-łam jeszcze podmuchy wiatru, które przeciskały się przez skały. Wtedy poczułam, że tu gdzie jestem, jestem szczęśliwa. Widzę zmianę w moim sercu, która następuje dzięki temu miejscu. Dziękuję Wam!Joanna, Kraków

Na tegoroczne ferie pojechałam z koszem doświadczeń i gło-wą pełną pytań. Nie sądziłam, że znajdę na nie odpowiedź, a może najzwyczajniej w świecie się jej bałam? Potrzebowa-łam się wyciszyć, odpocząć od codzienności, rutyny, która męczyła mnie od wakacji. Chciałam znowu poczuć, że jestem na swoim miejscu. I doświadczyłam tego po raz pierwszy w pełni. Po raz pierwszy problemy, przez które zmagałam się z okropnymi myślami i które mnie wykańczały, stały się mało ważne. Dzięki Szkole Wspólnoty znalazłam odpowiedź na to, kto jest moim autorytetem i co sprawia, że jestem szczęśli-wa. Jestem szczęśliwa, kiedy czuję się bezpieczna i stabilna. To daje mi nasz Ruch - poczucie stabilizacji.Nie potrafięokreślić słowami jakie to uczucie jest piękne.Ania

Page 8: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

Tegoroczne ferie przede wszystkim pomogły mi uświadomić sobie parę rzeczy. Najważniejsze dla mnie było to, o czym mówiliśmy na pierwszej Szkole Wspólnoty, na której zda-łam sobie sprawę, że nie muszą przydarzać mi się jakieś nadzwyczajne rzeczy i nie muszę nieustannie czuć miłości Boga, żeby wiedzieć że On i nade mną czuwa. Myślę, że próby odnajdywania Boga w codzienności będą dla mnie dość trud-nym zadaniem szczególnie z tego względu, że zawsze mówi-łam sobie że Bóg kocha wszystkich ludzi, a nie że Bóg kocha konkretnie mnie, przez co poczucie się wyjątkową w Jego oczach może mnie trochę kosztować. Ale od teraz zamierzam zmienić swoje podejście i znajdować Go tam, gdzie wcześniej nie mogłam Go dostrzec.Wiktoria, Kraków

Rok temu dobiegał końca pewien bardzo trudny, traumatycz-ny i do dziś niezrozumiały w stu procentach dla mnie okres w życiu. Był wypełniony przedziwnymi lękami, bólem i pła-czem. Właśnie wtedy, kiedy zdecydowałam się na swego ro-dzaju nowy początek - na wyjście do ludzi - z pomocą, zupełnie niespodziewanie, pojawił się Ruch. Zaproszona na spotkanie białostockiej Szkoły Wspólnoty (GS) przez osoby, które znałam już wiele lat, i przy których czułam się bezpieczna, rozpoczę-łam jeden, z do tej pory najważniejszych rozdziałów mojego życia - piękną przygodę z Comunione e Liberazione, które nie urzekło mnie żadnym duchowym uniesieniem, żadnym spektakularnym wydarzeniem czy przedziwnym podejściem do życia, ale właśnie swoją prostotą postrzegania świata, Boga i ludzi.Ruch tworzą po prostu normalni ludzie - można ich spotkać na ulicy, w banku, na imprezie, u lekarza... Nie są oderwani od rzeczywistości, bo wiedzą, że nie o to chodzi, że właśnie rzeczywistość dana taka, jaką jest, stanowi naszą drogę do świętości, że to w niej mamy działać, z niej mamy ko-rzystać - nie dostaliśmy jej bez powodu. Więcej - mamy ją jak najlepiej zrozumieć - wniknąć w nią. To jest w tych ludziach przekonujące i to jest to, co daje mi poczucie bezpieczeństwa i komfortu: dążenie do świętości... w zwykłej codzienności.Ferie GS to taki czas cudów i niespodzianek, gdzie nie trzeba żadnych fajerwerków, nie trzeba usilnych starań. Trzeba się tylko dać zaprosić, otworzyć się na drugiego i odważyć się zapytać, szukać odpowiedzi, stanąć w prawdzie przed sobą i przed światem... i wtedy dać się zaskoczyć efektami.Marysia, Białystok

GS to dla mnie wielki dar od Boga oraz przyjaźń, która łączy na wyjazdach nas wszystkich, i starszych, i młodych. Ale ta przyjaźń objawia się także na co dzień, chociaż mieszkamy kilkaset kilometrów od siebie. Objawia się przez proste gesty np. napisania do siebie „jak ci minął dzień?, co tam u cie-bie?” Ja właśnie odczuwam tę przyjaźń od wielu osób i za to im dziękuję, ale myślę, że także ją daję tym osobom.Ostatni wyjazd czyli ferie bardzo mnie skłoniły do re�leksji, zadania sobie nowych pytań i zastosowania pewnych metod np. ciszy. Bardzo też mnie zachwycił film, był bardzo fajny, na pewnokiedyś znowu do niego wrócę. A nauczył mnie stosowania

ciszy w życiu, jeśli dobrze pamiętam film był po francusku,a cisza w języku francuskim to silence. Kończąc chciałem do-dać, że na GS co roku zdarza mi się coś pięknego, co wyjazd to coś zdarza się od nowa i to jest jedna z przyczyn dlaczegoprzyjechałem ponownie na GS. Kamil, Hadle (Rzeszów)

Przyjechałem na ferie GS tylko ze względu na przyjaciół. Mia-łem świadomość, że na tym wyjeździe, tak jak kiedyś, może mi się wydarzyć coś niesamowitego, wspaniałego (oczywiście w znaczeniu duchowym) ale ta możliwość była tylko dodat-kiem do wizji spędzenia czasu z przyjaciółmi. I rzeczywiście, cały czas wolny poświęcałem grom, rozmowom i wszystkiemu co mogłem robić z ludźmi, na których spotkanie tak bardzo czekałem. Wszystkie świadectwa, choć uważałem za bardzo mądre i prawdziwe, nie trafiały do mnie, to znaczy nie powo-dowały we mnie powstania czegoś nowego, cudownego co dałoby mi szczęście, takie szczęście które już kilka razy odczu-wałem tylko i wyłącznie na GS; szczęście, które tak właściwie decydowało o tym, że GS jest dla mnie takim a nie innym miejscem.W końcu nadszedł czas pracy nad tekstem, a ja, nie chcąc tracić możliwości wykorzystania go na zabawy z inny-mi, przeczytałem tekst bardzo powierzchownie i tuż przed samą Szkołą Wspólnoty, która nie była dla mnie zbyt owocna. Takie traktowanie tekstu i Szkoły Wspólnoty trwało u mnie już od kilku wyjazdów i zauważyłem, że podczas tych wyjaz-dów prawie nic duchowego mi się nie wydarzyło, a na pewno było gorzej niż podczas tych wakacji i ferii, gdy z ciekawością i skupieniem czytałem tekst i czynnie brałem udział w Szkole Wspólnoty. Kiedy jednak dostaliśmy dziesięciostronicowe tek-sty do rozważenia w domu pomyślałem, że może po przyjeź-dzie usiądę sobie i przeczytam, „a nóż widelec” będzie tam dla mnie coś odkrywczego. I tak zrobiłem. Położyłem się i w ciszy zacząłem czytać. Już od pierwszych stron zaczęło napływać do mnie szczęście (właśnie ten typ szczęścia, który kilka razy czułem na GS). Nadal nie wiem czym było ono spowodowane. W samym tekście chyba najbardziej poruszyło mnie to, że tak wiele było tam prawdziwych rzeczy, które mnie dotyczą. Kilka godzin potem spotkałem się z przyjaciółmi z GS, a następnie z jednym z nich rozmawiałem przez całą noc. Oprócz zabaw-nych i zwykłych tematów rozmawialiśmy o rzeczach głęb-szych. Zdziwiła mnie jego otwartość i wtedy znowu zacząłem czuć się szczęśliwy. To szczęście trwa nadal i problemy, które wcześniej wydawały mi się prawie nie do pokonania wydają się bardzo proste do przezwyciężenia. Na Diakonii część osób mówiła o tym, że GS jest miejscem gdzie mogą podładować baterie na szkołę i życie codzienne.Stanisław, Warszawa

Jechałam na GS głównie ze względu na ludzi oraz Szkołę Wspólnoty, której bardzo mi brakuje w moim mieście. Nie-stety, wyjeżdżając czułam się mocno zawiedziona. Oczywi-ście jak zawsze było cudownie i świetnie się bawiłam, ale nie było tego wielkiego „bum”. To nie jest też tak, że niczego się nie nauczyłam, ani niczego sobie nie uświadomiłam.

styczeń / luty 2020

6

Page 9: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

Naturalnie były takie rzeczy, ale to nie była kwestia wielkich wydarzeń, z miejsca poruszających do głębi. Jak wielu z nas zaciekawiła mnie cisza. Od wyjazdu starałam się ją zastoso-wać w swojej codzienności i dzięki temu powoli zaczynam rozumieć na jakiej zasadzie działa umiejętność odnajdy-wania pytań, głębszych przemyśleń i wniosków w zwykłych relacjach, wydarzeniach i rozmowach, którą to tak bardzo podziwiam w ludziach na GS.Agnieszka, Łódź

Wyczekiwałam tych ferii. Byłam w kiepskim nastroju i poje-chałam podświadomie oczekując, że to się zmieni, kiedy się tam pojawię. Tak się nie stało, dalej byłam smutna, a jednak te ferie były moimi najlepszymi feriami do tej pory. Często so-bie odpuszczam, myśląc - „i tak nic nie skorzystam, przecież jestem smutna”. Właśnie po raz kolejny odkryłam, że wyda-rzenie jest czymś większym niż moje projekty.W ostatnich miesiącach, a szczególnie na feriach, spełniały się moje największe marzenia, za którymi tęskniłam przez większość życia. Kiedy przychodziły te sytuacje, uczucia, słowa z wysiłkiem uświadamiałam sobie, że właśnie do tego dążyłam i nie mogłam się oprzeć westchnieniu – „To tyle?”. Redukowałam moje pragnienia do rzeczy, które byłam w sta-nie sobie sama wymyślić i żadna z nich mi nie wystarczała, choć wydawały się nieosiągalne, a przez to nieskończone. Dlatego pytanie z tekstu: „Co jest w stanie odpowiedzieć na te wymogi serca?” spowodowało we mnie pożar (w dobrym tego słowa znaczeniu). Teraz pozostaje mi tylko nie zanie-dbać tego poszukiwania. O czym Bóg marzy dla mnie?Marysia, Warszawa

Na ferie GS pojechałem z ciekawości i z otwartością na ludzi oraz na omawiany tekst. Pozwoliło mi to wyjść do spotkanych osób, rozmawiać z nimi, śmiać się i doświadczać przyjaźni, ciepła. Dobrze się czułem wśród ludzi z różnych stron Polski. Ferie GS bardzo mnie poruszyły. Zrozumiałem na nich kim jest prawdziwy autorytet. Jest to człowiek, którego chcę naśladować i który pomaga mi się rozwijać, stawać się coraz lepszym.Uzyskałem też odpowiedź na „wymogi serca”. Bar-dzo zbudowały mnie świadectwa ludzi z Kuby. To, co spotkali zaskoczyło ich, chociaż nie było tym, czego się spodziewali. Zrozumiałem też jak można odczuwać prawdziwe szczęście, że chodzi o spełnienie się w tym co robię i co wybieram. Wiem, że cele jakie sobie stawiamy w życiu, można tylko i wyłącznie realizować z Bogiem.Marcin, Białystok

Gdy wróciłam z moich pierwszych wakacji GS w Zembrzycach myślałam, że po wszystkich Szkołach Wspólnoty, spotka-niach i wysłuchanych świadectwach będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Będę wszystkim pomagać i cieszyć się życiem. Niestety, gdy wakacje się skończyły i wróciłam do szkoły, ogarnęła mnie rutyna i monotonia codziennego dnia. Wciąż myślałam o przeżytych chwilach na GS ale nie mogłam przenieść tych myśli ponad sprawami szkolnymi i organi-

zującymi mój dzień na pierwszy plan. Zadałam sobie wtedy pytanie: ,„Dlaczego i po co wszystko wokół mnie właśnie tak się toczy i co dał mi właściwie GS ?”. Myślałam że zadam sobie to pytanie, odpowiem na nie w swoim sercu i będę szczęśli-wa, i nie będę miała żadnych zmartwień. Oczywiście wiem, że to tak nie działa, ale chciałam coś zmienić i w pełni żyć. Postanowiłam więc, że będę się cieszyć każdą chwilą przeżytą nawet w szkole. Będę się angażować i przede wszystkim będę sobą.Z tym postanowieniem pojechałam na ferie zimowe GS. Muszę przyznać, że te moje przemyślenia poskutkowa-ły. Nie wiem czy to one mi pomogły, czy może coś innego ale wiem, że podczas ferii zaczęło się we mnie coś wyjątko-wego wydarzać. Z każdym spotkaniem, po kolejnej rozmowie z ludźmi czułam się bardziej szczęśliwa. Bardziej zafascyno-wana i wypełniona szczęściem. Zrozumiałam, że GS i ludzie którzy w nim uczestniczą są czymś takim, że jak się ich raz spotka, to chce się już zawsze tam być. Chciałabym jak najdłu-żej trwać w tym przekonaniu i jeszcze bardziej umacniać się w wierze i szczęściu, bo na pewno GS mi je daje.Zosia, Gorzów Wielkopolski

Po co żyję? Jakie jest moje powołanie? Kim jestem? Jak mam być sobą tu gdzie jestem? Czy nie mogę być szczęśliwa wśród ludzi będąc sobą? Czy moje życie ma w ogóle jakieś znaczenie? Takie pytania zadawałam sobie po ukończeniu gimnazjum graficznego. Zdałam wszystkie egzaminy, oceny były miodzio,wszyscy się cieszyli i było super… ale czy na pewno...? Czułam się nienasycona, chciałam czegoś prawdziwego. Po raz drugi w życiu musiałam podjąć decyzję w jakim zawodzie chcę się kształcić. Wtedy główną rolę odgrywało pytanie: Jakie jest moje powołanie? Czas był ograniczony, a ja musiałam szybko wybrać. Data podjęcia decyzji zbliżała się, a ja wciąż nie miałam pojęcia co wybrać. Pewnego razu przyszła do mnie nauczycielka i zwróciła mi uwagę, że jeszcze nie wybrałam szkoły lub kierunku dalszego kształcenia się. Opowiedziałam jej całą sytuację i usłyszałam: potrzebują cię w pielęgniar-stwie. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale przystałam na to, z uczuciem, że wchodzę na obce mi pole bitwy. Nadszedł czas na - długo wyczekiwane przeze mnie - ferie GS. Było bardzo pięknie i chciałabym wam powiedzieć, że was kocham. Mogę was kochać, ponieważ zostałam ukochana. Nienawidziłam siebie, teraz mogę powiedzieć, że siebie akceptuję i że jestem szczęśliwa. Nie mogłam być szczęśliwa bez pokochania samej siebie, bez zauważenia tego, że jestem wartościową osobą. Ferie GS uświadomiły mi jakie życie jest piękne, nieważne gdzie jestem, czy jestem sama czy z przyjaciółmi, czy może ponad 1000 km od was, mogę być szczęśliwa. Ferie pokazały mi to, że nie muszę być taką jaką świat mi dyktuje, wystarczy to, że jestem naprawdę sobą. Na feriach zrobiliśmy sobie małą Szkołę Wspólnoty w pokoju z przyjaciółmi i z ludźmi, których widziałam pierwszy raz na oczy. Skończyło się to tak, że wszyscy się zaczęliśmy przytulać, rozstaliśmy się z uśmie-chem przez łzy, które spływały nam po policzkach. Przez to zyskałam większą otwartość na ludzi mi nieznanych.Karolina, Rotterdam (Holandia)

styczeń / luty 2020

7

Page 10: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

pierwszy plan

Co oznacza bycie „samej”? Jakiego towarzystwa szuka nasze serce? Jest coś, czego nie możemy stracić w pragnieniu, które przeżywamy.

Moja przyjaciółka samotność

Page 11: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

pierwszy plan

9

Możliwa droga pierwszy plan

Okazja jest szczególna: kilku-dniowa konferencja, która ja-kiś czas temu miała miejsce we

Florencji. Jej tytuł to:” Nieprzyjacielska samotność”; podczas jej trwania wiele wystąpień i świadectw podejmowało z rożnego punktu widzenia (medycz-nego, psychologicznego, ekonomiczne-go) ogromny problem naszego społe-czeństwa. Jest on tak powszechny, że są osoby, które od razu pomyślały o znale-zieniu rozwiązania ad hoc ( coś takiego istnieje w Wielkiej Brytanii). Jednak wkład księdza Juliana Carrona do tego spotkania, który publikujemy na tych stronach, otwiera inną perspek-tywę: samotność nie jest czymś od czego musimy uciec, ani nie jest dramatem, na który chcielibyśmy znaleźć rozwią-zanie. Może być też naszym przyjacie-lem a nawet „ miejscem gdzie możemy

odkryć nasze pierwotne towarzystwo”, ponieważ jest częścią naszej struktury ludzkiej: istniejemy tu i teraz. Tak wiec zostaliśmy stworzeni, jeste-śmy chciani i kochani teraz, niezależ-nie od okoliczności, w której żyjemy lub problemu jakiemu musimy stawiać czoła.Doświadczenie tej samotności może stać się więc okazją do odkrycia na-szych własnych korzeni. Świadczą o tym historie, które opowiadamy. Trzy z nich są absolutnie zwykłe, łą-czy je ich prosta codzienność ale także fakt, iż doświadczenie głębokiej samot-ności, na które odpowiedzią nie może być żadne towarzystwo ludzkie, staje się drogą wzrostu. Natomiast czwarte świadectwo kardynała Van Thuana jest zdecydowanie niezwykłe ale po-dobne do innych, ponieważ ukazuje

jak dzięki wierze żadna samotność, nawet ta, do której jesteśmy zmuszeni siłą , nie jest już aktem sprzeciwu.Podobne wnioski płyną z dwóch innych świadectw. Pierwsze jest wkładem An-drea Monda, dyrektora Osservatore Romano i zapalonego kinomana, któ-ry opowiada o nowym filmie TerrenceMalicka. Film ten ukazuje przepiękną historię świadomości, która pozosta-je przytomna i niezachwiana nawet wobec gwałtownego przypływu ude-rzającego gdzie popadnie ( jesteśmy w czasach nazizmu). Drugi przykład jest klasykiem literatury: opowiada-nie Flonnery O’Connor, przeczytane ponownie przez Guadalupe Arbona Abascala. W życiu bohatera i w odkry-waniu jego „ drugiej samotności „ jest droga możliwa dla wszystkich. Także dla nas, teraz. (dp) ■

Page 12: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

pierwszy plan

10

Page 13: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

11

styczeń / luty 2020

Samotność jest zjawiskiem mającym bardzo wiele aspektów i odcieni, które z pewnością należycie zostaną podjęte na tym kongresie. Już sama definicja samotności, jaka pojawia się w programie, świadczy o różno-

rodności znaczeń, jakie to słowo może przyjąć: samotność jest „definiowanajako subiektywne odczucie braku wsparcia w sytuacji potrzeby. [...] Samotność [...] wywiera negatywny wpływ na zdrowie” (ze strony internetowej nemicasoli-tudine2019.com). Nawet wtedy, gdy samotność jest pojmowana w taki sposób, to nadal pozostaje otwarte pytanie o naturę „potrzeby” i „braku”, który ją po-woduje.Przychodzą mi na myśl wersety poety Mario Luziego:

„Czego brakiem jest ten brak, o serce, który niespodziewanie cię wypełnia?Czego? Gdy pęka tama zalewa cię i zatapiawezbrana twa nędza...Dochodzi,być może dochodzispoza ciebiewołaniektórego teraz nie słuchasz, ponieważ konasz.Istnieje jednak, jego siły i śpiewu strzeżewieczna muzyka... powróci.Bądź spokojny»(Sotto specie umana, Garzanti, Mediolan 1999, s. 190).

Owo pytanie postawione przez poetę jest tym, co czyni jeszcze pilniejszą po-trzebę dogłębnego zrozumienia natury samotności.W ramach kongresu, który chce zaoferować, jak można przeczytać w progra-mie, „panoramę podstawowych przyczyn, które dziś determinują samotność osób w każdym przedziale wiekowym, a szczególnie, gdy są w podeszłym wie-

Wiara i samotnośćCo tak naprawdę znaczy być „samotnymi”? I jak można przeżywać tę „skończoną nieskończoność”, jaką jesteśmy? Wędrówka w najgłębszą potrzebę każdego i odpowiedź chrześcijaństwa. Wystąpienie Prezydenta Bractwa CL podczas konferencji „Wroga samotność” z okazji II Narodowego Dnia Walki z Samotnością (Florencja, 16 listopada 2019 r.)

Julián Carrón

Page 14: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

12

styczeń / luty 2020

Patrząc na księżyc i na to wszystko, co na niebie odsyła do bezmiaru kosmosu, wędrujący pasterz nie może uchylić się od zadania sobie pytania, które i nam leży na sercu: „W duchu pytam sam siebie: […] jak zrozumieć tę nie-zmierną samotność?”. Natychmiast też pytanie o znacze-nie tej kosmicznej, niezmiernej samotności prowadzi po-etę do zadania sobie pytania o swoją ludzką naturę: „Czym jestem?”. Leopardi przeczuwa, że ta niezmierna samotność księżyca, gwiazd, powietrza i nieba ma coś wspólnego z je-go człowieczeństwem, z jego samotnością, implikuje ją, jako że z niej czerpie swój sens, stając się jej obrazem. Tyl-ko człowiek może zdać sobie sprawę z samotności. W tym sensie „ja” jest samoświadomością kosmosu.Emily Dickinson uchwyciła znakomicie różnorodność sa-motności doświadczanej przez „ja” w porównaniu z nie-świadomym światem przyrody:

„Jest samotność przestrzeni,Samotność oceanu,Samotność śmierci – lecz wszystkie Igraszką są w porównaniuZ tym innym odosobnieniem,Polarnym tchnieniem głuszy:Skończoną nieskończonościąZamkniętej w sobie duszy”(Samotność, tłum. Artura Międzyrzeckiego, za: WWW. Lu-bimyczytać.pl)

ku”, poproszono mnie, abym zabrał głos na temat „wiary i samotności”. Jednak, aby ukazać wkład, jaki może wnieść wiara, musimy najpierw dokładniej określić, na czym po-lega ludzka samotność, która u osób starszych nabiera szczególnej dramatyczności.

1. Samotność: w sercu każdego poważnego zaangażowania we własne człowieczeństwo

Samotność jest podstawowym doświadczeniem człowie-ka. Poetycki geniusz Giacomo Leopardiego dokumentuje to w niezrównany sposób w jego Pieśni nocnej wędrowne-go pasterza w Azji:

„Często, gdy cię podziwiamW tym trwaniu, ciszy, nad pustą równiną, Która okiem sięga granic nieba; [...]I kiedy patrzę , jak płoną miriady,W duchu pytam sam siebie:Po co pochodni tyle?Co znaczy przestwór i ten niezgłębionyBez końca błękit? Albo jak zrozumiećTę niezmierną samotność? Czym jestem?”(„Pieśń nocna wędrownego pasterza w Azji”, w. 79-89, w: G. Leopardi, Nieskończoność. Wybór pieśni, przeł. G. Fran-czak, Teta Valeta, Warszawa, 2000, s. 105). [Za: Zmysł reli-gijny, II wyd. poprawione].

© sp

foto

/iSto

ck

Page 15: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

13

styczeń / luty 2020

problem życia „nie może znaleźć od-powiedzi w nas ani w innych”. Jest to właśnie owa samotność, od któ-rej często usiłujemy uciekać, ponie-waż trudno z nią żyć: „Zaświtało mi z wolna – pisze Nietzsche – na czem polega najpowszechniejszy niedosta-tek naszego sposobu wychowywania i kształcenia: oto nikt nie uczy się, nikt nie stara się i nikt nie naucza – znosić samotność” (F. Nietzsche, Jutrzenka. Myśl o przesądach moralnych, przeł. S. Wyrzykowski, nakładem Jakóba Mortkowicza, 1907, s. 330.

2. Samotność: wróg czy przyjaciel?

Tytuł tego kongresu wydaje się su-gerować, że na pytanie o naturę samotności odpowiedź została już udzielona w punkcie wyjścia: „wroga samotność”. Jednak fakt, że zechcia-no zaproponować taki temat, pozwa-la sądzić, że jest jeszcze przestrzeń na inne jej postrzeganie. Zadajmy więc sobie pytanie: czy możliwe jest, by nie odbierać samotności jako czegoś wro-giego?Odkrycie bycia samym sobą stanowi dla wszystkich potężną prowokację, przynagla nas, zmuszając do licze-nia się z samymi sobą, rzucając w ra-dykalny sposób wyzwanie naszemu rozumowi i naszej wolności. W za-leżności od tego, jak ją przeżywamy, samotność może być przegraną albo wygraną. Stanowi ona zatem pewne rozdroże, otwarty dramat.Dla socjologa Zygmunta Baumana re-zygnacja z samotności może być po-ważną przegraną: „Uciekając przed osamotnieniem, tracimy po drodze szansę na samotność: na ów wzniosły stan, w którym można «zebrać myśli», zastanawiać się, rozważać, tworzyć,

Żadnej samotności nie da się porów-nać z samotnością duszy w obliczu samej siebie. Chodzi o coś, co struk-turalnie nosimy w sobie: skończoną nieskończoność. Sformułowanie to wydaje się być sprzecznością. W tym jednak właśnie tkwi paradoks czło-wieka. Stąd też, im bardziej człowiek staje się świadomy siebie, tym bardziej na-tura samotności, której doświadcza, ukazuje się jego oczom. „Im bardziej odkrywamy nasze potrzeby, tym ja-śniej rozumiemy, że nie możemy ich zaspokoić – ani my sami, ani nie mogą tego zrobić inni, ludzie tacy jak my. Poczucie bezsilności towarzyszy każdemu prawdziwemu doświadcze-niu człowieczeństwa. I właśnie to po-czucie bezsilności rodzi samotność. Prawdziwa samotność nie powsta-je w momencie, gdy jesteśmy sami w sensie fizycznym, ale gdy odkrywa-my, że nasz podstawowy problem nie może znaleźć rozwiązania zarówno w nas samych, jak i w innych ludziach. Można z pewnością powiedzieć, że po-czucie samotności rodzi się w samym sercu każdego poważnego zaangażo-wania we własne człowieczeństwo. Dobrze rozumie to wszystko ten, kto w danym momencie uwierzył, iż zna-lazł w czymś lub w kimś zaspokojenie jakiejś swojej wielkiej potrzeby i to coś lub ktoś w pewnym momencie znika, odchodzi albo okazuje swoją bezradność. Jesteśmy sami z naszymi potrzebami, z naszym pragnieniem bycia i intensywnego życia” (L. Gius-sani, Doświadczenie jest drogą do praw-dy, Jedność, Kielce 2003, s. 86.).Im bardziej człowiek jest świadomy nieskończonej wielkości swego pra-gnienia i równocześnie niezmiernej bezsilności, by na nie odpowiedzieć, tym bardziej odczuwa tę samotność:

a więc, w ostatecznym rozrachunku, nadawać sens i wagę komunikacji międzyludzkiej. A ci, którzy nigdy nie zaznali jej smaku, mogą się też nig-dy nie dowiedzieć, co utracili, co za-przepaścili i czego nie zdołali uzy-skać” Z. Baumann, Samotność w tłumie. 44 listy ze świata płynnej rzeczywistości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 17-18). W tym sensie samot-ność jawi się jako coś wręcz przeciw-nego niż wróg. „Samotność nie jest bynajmniej jakimś szaleństwem, jest nieodzowna, by czuć się dobrze w to-warzystwie”, głosiła piosenka Gabera („La solitudine [Samotność] – 1976”, z albumu Libertà Obbligatoria, Caro-sello, 1976).Inni, natomiast, mają wręcz przeciw-ne jej odczucie. Jednym z najbardziej wzruszających literackich przejawów negatywnego doświadczenia samot-ności jest to, co zostawił nam Pascoli w wierszu I due orfani [Dwie sieroty], w którym w przejmujący sposób opi-suje dialog dwóch braci po śmierci ich mamy, wieczorem, gdy już są w łóż-ku:

„«Teraz nic już nas nie cieszy,i sami jesteśmy pośród nocy ciemnej».«Ona tam była, za tamtymi drzwiami;I słychać było jej szept ulotny,od czasu do czasu». «A teraz mama nie żyje».«Pamiętasz? Wtedy nie zawszeŻyliśmy w zgodzie.. » „Teraz jesteśmygrzeczniejsi…» «teraz, gdy nie ma już nikogo, kto by się nami cieszył…»„nie ma nikogo, kto by nam wybaczał»”(Poesie, Garzanti, Mediolan 1994, s. 354-355).

Przegrana lub wygrana: oto dwa odmienne, przeciwstawne sposoby

Page 16: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

14

styczeń / luty 2020

serca” („La solitudine come rifugio ai tempi del social network”, wywiad prze-prowadzony przez Lucianę Sica na łamach „La Repubblica”, 18 stycznia 2011).Innymi słowy, te dwa sposoby nie narzucają się mechanicznie ludzkiemu życiu tak, by człowiek nie mógł już nic z tym zrobić. W każdym ludzkim akcie zawsze jest miejsce na wolność. W konsekwencji, w obu przypadkach każdy wybiera albo „bycie samym”, to znaczy, czasowe oderwanie się od ludzi i rzeczy, by od-kryć swoje znaczenie albo wybiera „odizolowanie się”, zamykając się w sobie, ponieważ nie ma nic do odkrycia.Człowiek jednak nie jest skazany na przeżywanie samotności jako zamknię-cia, bez więzi z czymkolwiek i z kimkolwiek, w jakiejkolwiek sytuacji, by się nie znalazł, z własnymi ranami i pęknięciami, jak to dobrze pokazuje pewna znana dziennikarka w swoim artykule zatytułowanym La mia crepa [Moje pęknięcie]: „Od czasu dojrzewania, a może jeszcze wcześniej, zawsze miałam poczucie, że urodziłam się z jakimś brakiem. Coś, co nie funkcjonowało tak, jak powinno, prawidłowo, jak gdybym była domem z jakimś wadliwym głębokim pęknięciem w ścianie nośnej. […] Był to ból życia opisany w pewnym wierszu Montalego: «Był potokiem zdławionym, który szemrze; był suchym liściem, był koniem upadłym», wiersz, którego uczyliśmy się w szkole – lecz nikt w klasie nie nabrał podejrzenia, że była w nim mowa o nas. Jako dziewczyna przyglądałam się sobie rano w lustrze, uśmiechałam się, myślałam o tym moim pęknięciu i mówiłam sobie: precz, czym się martwisz, jesteś młoda, jesteś piękna. Jednak dorasta-jąc, owo pęknięcie zdawało się pogłębiać, czarna kreska na mojej wewnętrznej białej ścianie. Pogłębiało się, stało się melancholią: potem patologiczną, ciężką depresją. Udałam się do lekarzy, leczyli mnie, poczułam się lepiej; potem zno-wu, z przerwami, to pęknięcie się uwidaczniało, boleśnie, szepcząc: wcale nie wyzdrowiałaś [...]. Przeczytałam Mouniera. «Bóg przechodzi przez rany», na-pisał. Pomyślałam sobie: a może to moje pęknięcie, owa dziura w nieprzepusz-czalnej ścianie, była koniecznym rozdarciem? […] […] Dlaczego ta rana? Gdyby jej nie było, ja, będąc fizycznie zdrowa, wcale nie biedna, mająca szczęście, ni-czego bym nie potrzebowała. Ów pęknięty mur, owa dziura jest wybawieniem. Przez nią ów strumień łaski, niekontrolowany, może wejść i użyźnić suchą i stwardniałą ziemię” (M. Corradi, „La mia crepa”, „Tempi”, 19 października 2017, s. 46).To jest właśnie owo dramatyczne napięcie, walka opisana przez Etty Hille-sum: „A przecież, nosimy w sobie wszystko: Boga i niebo, piekło i ziemię, ży-cie i śmierć, wiele wieków. Zmieniająca się dekoracja i działanie zewnętrznych okoliczności. Ale my dźwigamy w sobie wszystko, warunki nie są czynnikiem decydującym, nigdy, bo zawsze pozostaną tylko pozytywnymi lub negatywny-mi warunkami. Fakt istnienia korzystnych i niekorzystnych okoliczności trzeba przyjąć do wiadomości, co nie stoi na przeszkodzie, by poświęcić życie ulepsza-niu tych złych. Ale należy wiedzieć, jakie motywy kierują naszymi zmaganiami

przeżywania samotności. W wyrazi-sty sposób zaświadcza o tym Etty Hil-lesum, młoda żydówka, która zmarła w Auschwitz: „Znam dwa rodzaje samotności. Jedna sprawia, że czuję się rozpaczliwie nieszczęśliwa, zagu-biona i osamotniona; druga sprawia, że czuję się silna i szczęśliwa. Pierw-sza pojawia się zawsze, gdy tracę kontakt z innymi ludźmi, ze wszyst-kim, kiedy jestem kompletnie odcięta od innych i od siebie, kiedy nie widzę ani celu w życiu, ani żadnych powią-zań pomiędzy rzeczami, ani kiedy nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie jest moje miejsce. Jeśli chodzi o dru-gi rodzaj samotności, to wręcz prze-ciwnie, czuję się bardzo silna i pewna, i połączona z innymi i ze wszystkim, i z Bogiem, i zdaję sobie sprawę z te-go, że poradzę sobie sama i że nie je-stem zależna od innych. Wtedy wiem, że jestem częścią pełnej znaczenia całości i że mogę udzielić swojej siły innym” (Diario, Adelphi, Milano 2012, s. 139-140 – tłum. własne). Otóż, różni-ca między tymi dwiema formami sa-motności nie polega na tym, czy jest się samym bądź w towarzystwie, ale czy prowadzi się życie pełne znacze-nia albo życie go pozbawione.

Psychiatra Eugenio Borgna, który przez całe życie borykał się z drama-tem samotności, związanym z choro-bą psychiczną, pomaga nam uchwy-cić różnicę pomiędzy tymi dwiema formami samotności: „Samotność i izolacja są dwoma radykalnie różny-mi sposobami życia, choć często są ze sobą utożsamiane. Bycie samemu nie oznacza czucie się samemu, ale jest czasowym oderwaniem się od świa-ta ludzi i rzeczy, od codziennych za-jęć, aby ponownie wejść do własnego wnętrza i swojej wyobraźni – bez utra-ty pragnienia i nostalgii za relacjami z innymi: z osobami, które kochamy oraz z zadaniami, które powierzyło nam życie. Natomiast jesteśmy wy-izolowani, kiedy zamykamy się w so-bie, ponieważ albo inni nas odrzucają albo częściej wskutek naszej własnej obojętności, ponurego egoizmu, który jest efektem oschłego lub nieczułego

„Nawet najgłębszy ból może doprowadzić nas do odkrycia absolutnie nieznanych horyzontów”

Page 17: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

15

styczeń / luty 2020

i powinniśmy zacząć od siebie – co dzień od nowa” (E. Hill-sum, Przerwane życie. Pamiętnik 1941-1943, przekł. I. Piotrow-ska, Wydawnictwo WAM, Kraków 2013, s. 135.Jaki mamy powód, aby podjąć tę walkę? Jedynie miłość do samych siebie. Istotnie, nawet najgłębszy ból może do-prowadzić nas do odkrycia absolutnie nieznanych hory-zontów; aby jednak otworzyć się na tę możliwość, należy spojrzeć na nią z tym pozytywnym otwarciem, które okre-śla najgłębszą naturę ludzkiej wolności: „Ból duszy – pisze w innym miejscu Borgna – jest doświadczeniem, które stanowi część życia i który nie może być uważany za wy-łączną konsekwencję patologii”. Ból duszy ma swoje korze-nie w ludzkim doświadczeniu i nie można go sprowadzić do jakiejkolwiek patologii. „Nawet w depresji i udręce [...] cierpienie nic nie traci ze swej godności [...] drastycznie poszerza nasze skłonności ku introspekcji w poszukiwa-niu najgłębszych wewnętrznych doświadczeń” (La solitudi-ne dell’anima, Feltrinelli, Mediolan 2013, s. 51). Raz jeszcze potwierdza to Hillesum: „Jeśli to cierpienie nie poszerza myślowego horyzontu, nie prowadzi do głębszego człowie-czeństwa, do stanu, w którym opadają z ciebie wszystkie błahostki i drugorzędne kwestie tego życia – to wszystko było na nic” (E. Hillsum, Przerwane życie. Pamiętnik 1941--1943, dz. cyt., s. 173).

Oto zatem prawdziwa natura samotności, która izoluje: „Samotność nie oznacza bowiem, że ktoś pozostaje sam, lecz jest to brak znaczenia” (L. Giussani, Zmysł religijny, dz. cyt. s. 145). Nie czujemy się samotni, ponieważ jeste-śmy sami, ale dlatego, że brakuje nam znaczenia, które wyznacza perspektywę i nadaje konsystencję, łącząc nas z innymi i z rzeczami. I wydaje mi się, że właśnie ten brak znaczenia jest najbardziej rozpowszechnioną cechą współczesnego życia, jak przyznaje Umberto Galimberti: „W 1979 roku, kiedy zacząłem pracować jako psychoanali-tyk, problemy miały podłoże emocjonalne, uczuciowe albo seksualne. Teraz dotyczą braku sensu”. To zaś nie odnosi się tylko do jakiegoś szczególnego przedziału wiekowego. Można już przeżywać „starość w wieku lat dwudziestu”; istotnie, „Młodzież nie czuje się dobrze, ale nie rozumie nawet dlaczego. Brakuje jej celu” (U. Galimberti, „A 18 an-ni via da casa: ci vuole un servizio civile di 12 mesi”, wy-wiad przeprowadzony przez S. Lorenzetto, „Corriere della Sera”, 15 września 2019). Przewidział to Teilhard de Chardin ponad sześćdziesiąt lat temu: „Największym zagrożeniem, którego współczesna ludzkość może się obawiać, nie jest jakaś katastrofa przy-chodząca z zewnątrz, jakaś katastrofa gwiezdna, nie jest to głód czy zaraza; jest nim natomiast owa duchowa cho-

© tg

81/iS

tock

Page 18: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

16

styczeń / luty 2020

roba, najstraszniejsza, ponieważ naj-bardziej bezpośrednio ludzka pośród klęsk, którą jest utrata smaku życia” (zob. „Il fenomeno umano”, w: Opere di Teilhard de Chardin, Il Saggiatore, Milano 1980, s. 310-311). Ta utrata czy-ni osobę niesamowicie kruchą w kon-tekście społecznym. A gorzkim owo-cem tej bezradności jest przeżywanie obcości wobec samych siebie i innych, czyli bycie odosobnionymi nawet po-śród tłumu.

3. Samotność, miejscem odkrywania pierwotnego towarzystwa

Istnieje jednak jeszcze inna samot-ność, która pozwoliła powiedzieć św. Bernardowi: O beata solitudo, o sola beatitudo [„O szczęśliwa samotności, o samotna szczęśliwości”] (wyraże-nie łacińskie przypisywane św. Ber-nardowi z Clairvaux). Jest ona prze-ciwieństwem odosobnienia. Jeśli nie blokujemy potrzeby znaczenia, które wciąż pozostaje w sercu człowieka, to, patrząc na nią aż do końca, pro-wadzi nas do odkrycia w głębi siebie „towarzystwa [...] wcześniejszego niż samotność”. Wymóg znaczenia dla życia, bowiem, „nie rodzi się z mojej woli, jest mi dany”, będąc konstytu-tywny dla naszego ja, nie jest jednak wytworem naszej inicjatywy, pocho-dzi od kogoś innego. Stąd też „u ko-rzenia samotności stoi towarzystwo, obejmujące moją samotność, dzięki czemu nie jest już ona prawdziwą sa-motnością, ale krzykiem wołającym o to ukryte towarzystwo” (L. Giussani, Zmysł religijny, dz. cyt., s. 99).Czym jednak jest to ukryte towarzy-stwo? Jak je odkryć? „Głęboka świa-domość siebie przeczuwa u podstaw samego siebie Kogoś Innego. [...] Ludzkie «ja», człowiek, jest tym po-ziomem natury, w którym natura zdaje sobie sprawę, iż nie czyni siebie sama. Podobnie też cały kosmos jest jakby wielkim obrzeżem mojego cia-ła, z którym nie zrywa ciągłości. [...] Jestem, ponieważ jestem uczyniony. [...] A zatem nie wypowiadam świado-mie: „ja jestem”, zgodnie z całą moją

ludzką wielkością, jeśli nie utożsamiam tego z „jestem stworzony” (Tamże, s. 180-181).Mocne świadectwo odnośnie do tego daje nam Etty Hillesum w swoim Pamięt-niku: „Jest we mnie głęboka studnia, którą zajmuje Bóg. Czasem mogę się do niej dostać, ale częściej przed studnią leżą kamienie i gruz, wtedy Bóg leży za-kopany i muszę go na nowo wygrzebywać” (E. Hillsum, Przerwane życie. Pamięt-nik 1941-1943, dz. cyt., s. 56. I dodaje: „Kiedy po długim i żmudnym procesie, trwającym nieprzerwanie, przebijemy się do naszych praźródeł, które pragnę nazywać Bogiem, i gdy zatroszczymy się o to, by szlak do Boga pozostał otwarty i niezabarykadowany, co dokonuje się przez «pracę nad sobą”, wtedy stale się odradzamy u tego źródła i nie ma powodu do strachu, że tracimy za dużo ener-gii” (Tamże, s. 203).Chodzi zatem o uznanie i przeżywanie relacji z Kimś Innym – z Bogiem, z Nie-skończonym – relacji, która jest w zasięgu każdego, w każdej okoliczności. Bor-gna pisze: „Nawet gdy jesteśmy sami [...] można wsłuchiwać się w coś nieskoń-czonego, obecnego w nas. [...] Coś nieskończonego, ten sekretny wymiar życia, jest w nas: pulsujący i żywy; i nie pozwala usunąć się w takiej mierze, w jakiej dajemy się zafascynować i pochłonąć przez zgiełk i wielki hałas” (La solitudine dell’anima, dz. cyt., s. 24). Ten Ktoś Inny, ten Nieskończony jest tylko w zasięgu kogoś, kto dogłębnie angażuje się w siebie, nie pozwalając się rozproszyć ani pochłonąć przez zgiełk i hałas.„Życie zatem wyraża się przede wszystkim w postaci świadomości relacji z tym, Kto je stworzył [...]. Tylko w ten sposób zostaje przezwyciężona samotność: po-przez odkrycie Najwyższego Bytu jako miłości, która daruje siebie nieustannie”, czyniąc mnie teraz. Jest Ktoś Inny, który chce, abym był, dla którego cenne jest to, abym był i dzięki któremu nigdy nie jestem sam. Z tego powodu „istnienie realizuje się w pełni jako dialog z tą wielką Obecnością, która jest jego funda-mentem, nieodłącznym towarzyszem. Towarzystwo to jest wewnątrz naszego «ja», nie istnieje nic, co robimy sami [ponieważ w każdej chwili jesteśmy rodze-ni przez Kogoś Innego]. Każda ludzka przyjaźń [każda próba odpowiedzi na tę samotność] jest odbiciem pierwotnej struktury bytu [to znaczy pierwotnego towarzystwa, dzięki któremu Ktoś Inny stwarza nas, dając nam życie teraz],

„Jeśli nie blokujemy potrzeby znaczenia, które wciąż pozostaje w sercu człowieka,to, patrząc na nią aż do końca, prowadzi nas do odkrycia w głębi siebie «towarzystwa [...] wcześniejszego niż samotność»”

Page 19: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

17

styczeń / luty 2020

każdego człowieka, nawet tak zago-rzałego niewierzącego, jak Houelle-becq. W otwartym liście do Bernarda--Henri Lévy opisuje to niezniszczalne oczekiwanie: „Z trudem przyznaję, że wciąż coraz częściej odczuwałem pragnienie bycia kochanym. Najkrót-sza chwila re�leksji za każdym razem przekonywała mnie naturalnie o ab-surdalności takiego marzenia: życie jest ograniczone, a przebaczenie nie-możliwe. Ale re�leksja była bezradna, pragnienie pozostawało i muszę przy-znać, że pozostaje do dzisiaj” (F. Si-nisi, „Michel Houellebecq. «La vita è rara»”, „Tracce” 6/2019, s. 65). Oto nieredukowalność człowieka: pra-gnienie bycia kochanym pozostaje i doświadczenie nieustannie to po-twierdza.

4. Samotność może być pokonana jedynie przez obecność

I tak wracamy do Leopardiego i do owej „niezmiernej samotności” wę-drującego pasterza w Azji, metafory człowieka w drodze. Od dwóch tysię-cy lat do tego człowieka – człowieka, którym jest każdy z nas – dociera owo orędzie: Bóg, źródło wszystkiego, co istnieje, stał się człowiekiem; celem owego „przestworu i tego niezgłębio-nego bez końca błękitu” jest „Bóg, który stał się człowiekiem”. A „kiedy odkryjesz, że wartością wszystkich [rzeczy] jest Wcielone Słowo [...], wówczas przestwór i ten niezgłębio-ny bez końca błękit [...] zyskują bogac-two i piękno. Na przykład, patrzysz na nie z większym spokojem, ponie-

a jeśli ją neguje, to podaje w wątpli-wość swoją prawdziwość” (L. Giussa-ni, U źródeł chrześcijańskiego roszczenia, Pallottinum, Poznań 2002, s. 142-143).Aby to wyjaśnić, ksiądz Giussani po-sługuje się pewną analogią: „Praw-dziwą świadomość siebie dobrze oddaje obraz dziecka w ramionach ojca i matki, dzięki nim może ono wejść w każdą sytuację życia z głę-bokim spokojem i z możliwością ra-dości. Nie ma takiego systemu opie-kuńczego, który mógłby zapewnić to wszystko, nie okaleczając przy tym człowieka. Często, aby usunąć blizny po niektórych ranach, okalecza się sa-mego człowieka w jego człowieczeń-stwie” (Zmysł religijny, dz. cyt., s. 181), w wyniku czego dramat życia staje się jeszcze poważniejszy.Pomimo tej możliwości odkrycia to-warzystwa, które jest w ludzkim „ja”, dostępnego dla wszystkich, człowiek jest tak kruchy, iż często żyje jak wię-zień okoliczności i pyta siebie: „Kto mnie uwolni z tej śmiertelnej sytu-acji?”. Istotnie, także „w dzisiejszym świecie, tak opróżnionym z obecno-ści, w którym człowiek jest samotny, [...] tak bardzo sam i zatem tak bardzo podatny na wpływy (jest kruchy jak dziecko, w odrażający sposób, ponie-waż nie jest już dzieckiem, jest doro-słym dzieckiem, łupem kogokolwiek, kto pierwszy go schwyci, niezdolny do krytyki i praktykowania krytycznego spojrzenia. do posługiwania się mniej lub bardziej sprawiedliwymi katego-riami), w świecie, w którym człowiek do tego stopnia jest więźniem kogoś, kto w jakikolwiek sposób okaże się silniejszy od niego; w takim świe-cie, w gruncie rzeczy, pozostaje nie-zmienne oczekiwanie na zbawienie” (L. Giussani, In cammino. 1992-1998, Bur, Mediolan 2014, s. 43. Oczekiwa-nie to można wyrazić na różne spo-soby i trwa ono pomimo szalejącego dziś nihilizmu. Typowym przykładem jest francuski powieściopisarz Michel Houellebecq, który utożsamia potrze-bę zbawienia z pragnieniem bycia kochanym, czyli nie bycia samotnym. Jest to pragnienie nie do usunięcia, które tkwi wewnątrz tkanki istoty

waż wiesz, dokąd z nimi zmierzasz, wiesz, że nie zostaną ci odebrane, wiesz, że będziesz cieszyć się nimi na zawsze” (L. Giussani, A�fezione e dimo-ra, Bur, Mediolan 2001, s. 413- 414).Oto właśnie doświadczenie, które ksiądz Giussani przeżył na własnej skórze i dlatego może być wiary-godnym świadkiem dla każdego, komu doskwiera poczucie samotno-ści. W swoim ostatnim wywiadzie dla „Corriere della Sera”, w dniu swo-ich 82. urodzin (15 października 2004 r.), na kilka miesięcy przed śmiercią, prawie podsumowując drogę swojego długiego życia, powiedział: „Dzisiaj człowiek przeżywa pewnego rodzaju egzystencjalną niestrawność (dyspep-sję), jakieś zaburzenie podstawowych funkcji, co przyczynia się do jego roz-bicia. [...] Na tę brutalną samotność, do której człowiek sam siebie wzywa, chcąc jakby ocalić się przed jakimś trzęsieniem ziemi, odpowiedź przy-nosi chrześcijaństwo. Chrześcijanin [na tę egzystencjalną sytuację] znaj-duje pozytywną odpowiedź w tym, że Bóg stał się człowiekiem: tym wła-śnie jest wydarzenie, które zaskakuje i dodaje otuchy w obliczu ewentual-nego nieszczęścia. Nie jest możliwe, aby działanie Boga wobec człowieka było czymś innym niż «szczerym wy-zwaniem» dla jego wolności”. Bóg nie narzuca się człowiekowi, ale czeka, aby on przyjął Go z wolnością. Dlate-go „współczesny zarzut, jakoby chrze-ścijaństwo i Kościół miały ograniczać wolność człowieka, zostaje obalony przez przygodę relacji Boga z czło-wiekiem. Natomiast, z powodu idei ograniczonej wolności, to dla współ-

„Bóg nie narzuca się człowiekowi, ale czeka, aby on przyjął Go z wolnością”.

Page 20: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

18

styczeń / luty 2020

czesnego człowieka jest nie do pomyślenia, że Bóg może angażować się w trudną relację z człowiekiem, niemal negując samego siebie. To jest tragedia: człowiek wydaje się bardziej zainteresowany potwierdzaniem swojej wol-ności niż uznaniem owej wielkoduszności Boga, jedynej, która ustala miarę uczestnictwa człowieka w rzeczywisto-ści, a tym samym naprawdę go wyzwala” („Io e i ciellini. La nostra fede in faccia al mondo”, wywiad przeprowadzo-ny przez Gian Guido Vecchi, „Corriere della Sera”, 15 paź-dziernika 2004, s. 33).

Obecność. To jest największe wyzwanie dla ludzkiego ro-zumu i wolności, odpowiedź na poszukiwanie znaczenia. Obecność, która oferuje się jako prawdziwe towarzystwo dla człowieka świadomego bezsilności, która go konstytu-uje. „Miłością odwieczną ukochałem cię, dlatego pociągną-łem cię do siebie i ulitowałem się nad twoją nicością” (por. Jer 31, 3nn). Bóg aż tak wzruszył się nicością jaką jesteśmy, samotnością, której nie potrafimy pokonać naszymi wysił-kami, że posłał na świat Swojego Syna. I jak Ojciec, także Chrystus odczuwał nieskończoną litość dla tych, którzy się z Nim spotkali: w Ewangelii jest taki epizod, który opisuje to przeżyte wzruszenie: Jezus wędrując wśród pól wraz ze swoimi uczniami, zauważa jakiś orszak; jest to kondukt pogrzebowy jedynego syna owdowiałej matki. Zbliża się i mówi do niej: „Niewiasto, nie płacz!” (Łk 7, 11-17). Któż to

wie, jak musiała poczuć się ogarnięta tym uściskiem, który przekraczał wszelkie ludzkie uczucia i przywracał jej na-dzieję! Tamta śmierć nie była końcem wszystkiego, owdo-wiała matka nie była skazana na samotność, ponieważ ziarno Zmartwychwstania było obecne w owym Człowieku mówiącym te niesamowite słowa, po których natychmiast przywrócił do życia jej syna.Wówczas ból – który często izoluje i zrywa relacje, nawet te najbardziej intymne – już nie blokuje, ale staje się pro-blemem, jak pisze C.S. Lewis: „W pewnym sensie [chrze-ścijaństwo] [...] ] raczej stwarza, niż rozwiązuje problem cierpienia; cierpienie nie byłoby bowiem problemem, gdy-byśmy – doświadczając go na co dzień w tym świecie – nie otrzymali wiarygodnego według nas zapewnienia, iż osta-teczna rzeczywistość jest oparta na sprawiedliwości i mi-łości” (C.S. Lewis, Problem cierpienia, przeł. T. Szafrański, Areopag, Katowice 1996, s. 22). Wielki znawca dramatu ludzkiego, Paul Claudel zauważa: „Pytanie nieustannie jawi się w duszy chorego [dotyczy to również osób samotnych]: «Dlaczego? Dlaczego ja? Dlacze-go muszę cierpieć?» [...]. Na to straszne pytanie, najstarsze w dziejach ludzkości, któremu Hiob nadał niemal oficjalnąi liturgiczną formę, tylko Bóg, bezpośrednio zapytany i po-stawiony w stan oskarżenia, był w stanie odpowiedzieć, a pytanie było tak wielkie, że tylko Słowo mogło stawić mu czoła, oferując nie wyjaśnienie, lecz obecność, zgodnie

© Fr

ee-P

hoto

s/Pi

xaba

y

Page 21: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

19

styczeń / luty 2020

z tymi słowami Ewangelii: «Nie przy-szedłem wyjaśniać, rozwiewać wąt-pliwości wyjaśnieniem, ale wypełnić, a raczej zastąpić moją obecnością tę potrzebę wyjaśnienia». Syn Boży nie przyszedł, aby usunąć cierpienie, ale aby cierpieć razem z nami” (Toi, qui es-tu?, Gallimard, Paryż 1936, s. 112--113; tłumaczenie nasze), to znaczy, przyszedł na świat, aby nam towarzy-szyć w jego przeżywaniu, stał się to-warzystwem dla człowieka w każdej sytuacji, w jakiej by się znalazł.W tym sensie wiara przyczynia się do rozwiązania problemu ludzkiego, stawiając ludzkie „ja” w optymalnej kondycji do poszukiwania odpowie-dzi na tę samotność, która, jak wspo-mnieliśmy na początku, „rodzi się z samego serca każdego poważnego zaangażowania we własne człowie-czeństwo”. Na pytanie wędrującego pasterza chrześcijaństwo odpowiada obecnością, która staje się towarzy-stwem dla człowieka w obrębie ma-terialności istnienia. Czyż to nie jest owa obecność, której potrzebujemy, aby bez lęku móc stawiać czoło co-dziennemu trudowi życia? Czyż nie tego najbardziej potrzebują samotni starsi ludzie?„Starzejąc się […] jest się bardziej sa-motnym, ale jest to ten rodzaj samot-ności, która coraz bardziej świadomie opanowuje wszystko, co nas otacza, ogarnia niebo i ziemię. To jest to, co mówiła mi moja świętej pamięci mama, gdy któregoś dnia, wczesnym rankiem, o piątej trzydzieści, kiedy kończyła się już zima, a zaczynała wiosna, szliśmy razem na Mszę świę-tą. Miałem wtedy pięć lat i drepta-łem za nią, starając się dotrzymać jej kroku, gdyż chodziła bardzo szybko. W ten cudownie pogodny, przejrzy-

sty poranek, gdy na niebie pozostała tylko jedna gwiazda […] powiedziała: «Jakże piękny jest świat i jak wielki jest Bóg». […] Jest czymś nierozum-nym myśleć o rzeczywistości przy-padkowej, gdzie nic nie powstaje samo z siebie, nie biorąc pod uwagę czegoś tajemniczego, z czego wszyst-ko wypływa, z czego każda rzecz czer-pie swoje istnienie. «Jaki piękny jest świat, a więc – jaki wielki jest Ten, Kto go uczynił!»” (L. Giussani, Wyda-rzenie wolności, tłum. D. Chodyniecki, Opole 2020, s. 8-9).

Dla człowieka świadomego siebie, samotność może stać się przyjaciół-ką jego dni, ponieważ pełna ciągłego dialogu z Tajemnicą, która wszystko czyni i która stała się człowiekiem, pozostając obecnym w historii po-przez ludzką rzeczywistość uczynio-ną z ludzi, którzy są tego znakiem. To jest to wkład, jaki wnosi wiara nie tyle w „bierne znoszenie” samotności, ale w zaakceptowanie jej i przeży-wanie – jakkolwiek w trudzie i bólu – ze świadomością, że istnieje Ten, który zawarł przymierze z naszym sercem i dla którego jesteśmy drodzy tacy, jacy jesteśmy.Papież Franciszek opisał samotność jako „dramat, który […] dotyka wielu mężczyzn i wiele kobiet. Myślę o oso-bach starszych opuszczonych również przez swoich bliskich, a nawet własne dzieci; o wdowcach i wdowach; o wie-lu mężczyznach i kobietach porzu-canych przez swoją żonę lub męża; o wielu osobach, które faktycznie czu-ją się same, nie zrozumiane i nie wy-słuchane; o migrantach i uchodźcach uciekających przed wojną i prześlado-waniami; o wielu młodych padających ofiarą kultury konsumpcjonizmu,

użycia i wyrzucenia oraz kultury od-rzucenia” (Homilia podczas Mszy św. z okazji otwarcia XIV Zgromadzenia Zwyczajnego Synodu Biskupów, 4 paź-dziernika 2015 r.).Od całej tej zranionej ludzkości wzno-si się krzyk, który wzywa każdego z nas do odpowiedzialności. Ileż osób jest samotnych, bo nikt nie kieruje na nich spojrzenia, nikt im nie mówi: „Jesteś kimś wartościowym. Taki jaki jesteś, twoje «ja» jest więcej warte niż cały wszechświat!”. Jest to świadec-two wielu ludzi, którzy poświęcają się osobom starszym poprzez niezliczo-ną liczbę inicjatyw – czego wy tutaj obecni jesteście wymownym przykła-dem – walcząc w ten sposób z tym, co Papież nazywa „kulturą odrzuce-nia”. Ludzie o spojrzeniu, które po-trafi dowartościować dziedzictwożyciowe osób starszych, dotrzymując im towarzystwa na ostatnim etapie ich wędrówki, wnoszą decydujący wkład będący odpowiedzią na pust-kę znaczenia, która leży u źródła tej samotności – taka samotność, owszem, jest wrogiem – na którą są skazani coraz liczniejsi mężczyźni i kobiety, współcześni ludzie młodzi i starzy, odrzuceni, ponieważ uzna-ni za bezużytecznych. Nikt jednak nie jest bezużyteczny, każda osoba ma niewymierną wartość, zgodnie z tym, co przypomina nam Ewange-lia: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Al-bo co da człowiek w zamian za swoją duszę” (Mt 16, 26). Czyż można sobie wyobrazić pełniejsze potwierdzenie absolutnej godności każdego czło-wieka i bardziej dowartościowujące spojrzenie na człowieczeństwa od te-go? ■

Page 22: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

20

pierwszy plan

Pragnienie, aby mieć dzieci, które nie jest spełnione. Poczucie nieużyteczności, nieodpowiedniości, nieszczęścia… list o głębokiej i zwykłej samotności, w której otwiera się nowy horyzont.

Naprawdę nie jestem sama?

L. Fiore, A. Stoppa

w spokoju, ale ona czuła się ciągle determinowana, przez pragnienie, które nie mogło się zrealizować. „Życie stało się ciężkie i nie wiedziałam, od czego zacząć”. Zeszłego lata Monika spotyka swoich przyjaciół: Paula oraz jego żonę Sari, którym także nie udaje się mieć dzie-ci. Choć ta sytuacja jest dla nich trudna, nie powstrzymuje ich to od życia w pokoju. Monika, poruszona bardziej po-stawą niż słowami Paula, słucha i denerwuje się na jego uśmiech. Uśmiech, który on i Sari noszą wewnątrz siebie, a który dla niej wydaje się być nieosiągalny. Idzie więc do Paula i pyta go: „Jak ty to robisz, że tak się uśmiechasz?”. A on odpowiada z prostotą: „Być może nie będziemy mieli dzieci, ale Sara zaczęła pracę w szkole, co może okazać się ważniejsze niż to, żeby była z naszym dzieckiem w domu”. Monika zdaje sobie sprawę, że dzięki ich podejściu staje się bardziej otwarta. Myśli „Chcę taka być”.

Powrót z wakacji jest znakiem pracy. Monika musi dostar-czyć wniosek dotyczący jednego z projektów badawczych. Aby zapomnieć o złych myślach, żyje całkowicie nadzieją mniej lub bardziej świadomie. Przez miesiąc nie robi nic innego, nadchodzi weekend i mówi: „Gaszę swoje pragnie-

„Wyszłam za mąż dwa lata temu. Razem z moim mężem pragnęliśmy mieć szyb-ko dzieci. Po roku myśleliśmy, że się po-

jawią, ale to się jednak nie wydarzyło”. Monika mieszka w Holandii od pięciu lat, przybyła z Włoch na stypendium naukowe w dziedzinie neurobiologii. Dziś jest asystent-ką profesora i naucza powiązań neuronowych studentów bioinżynierii. To jeden z tych umysłów, który daje z siebie wszystko, będąc daleko od domu. Pomijając akademickie sukcesy, Monika jest młodą kobietą, mającą w sobie ener-gię i wrażliwość, charakterystyczną dla wielu jej kolegów. Za plecami, kryje także swoją historię we wspólnocie Ko-munia i Wyzwolenie, której wartość – z daleka od wielkich włoskich wspólnot– zaciskając zęby, musiała odzyskać. Tak zdarzyło się też i tym razem, gdy dotykała punktu tak intymnego i delikatnego. Jej historia ostatnich mie-sięcy dosięga tam, gdzie znajduje się głębia samotności i gdzie spojrzenie tych, którzy już przeszli przez te trud-ności, dodaje uzasadnionej pewności.„Z czasem- pragnienie posiadania dzieci stawało się co-raz silniejsze i natarczywe. Po kilku miesiącach odkry-łam, że jestem nieszczęśliwa i zła”. Jej mąż towarzyszył jej

Holandia, Załamanie Moniki

Page 23: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

21

nie, ale nawet praca, którą zawsze lubiłam, stała się nieznośna. Po od-daniu wniosku wszystko wyszło na jaw”. Zdarza się, że między kolegami w pracy zaczynamy swobodnie roz-mawiać: „Jak tam u ciebie w domu? Jak miewa się twój mąż?”. I potem najgorsze: „A jak dzieci? Nie chcecie ich mieć?”. Monika wybucha niewy-obrażalnym płaczem. Próbuje się wytłumaczyć, obronić. Przeprasza. Następnie mówi: „Wiem, że moje szczęście nie zależy od posiadania dzieci”. Mówiąc to, myśli: „Monika, to nieprawda. To zdanie, mogło być prawdziwe w przeszłości, ale ty teraz w nie nie wierzysz.”. To wydarzenie, otwiera małą szczelinkę w murach, które zbudowała wokół swojego nie-szczęścia. W następnych dniach przy-pomina jej się uśmiech Paula i Sari: „Moje pragnienie bycia natychmiast szczęśliwym, w tym momencie, stało się jeszcze silniejsze, niż pragnienie posiadania dziecka, którego nadal nie mam. Ból powodujący nieszczę-ście, samotność stał się silniejszy niż pragnienie, aby szczęście realizowało się tak, jak ja tego chcę. Pomyślałam, że ja również chciałabym mieć pokój, jaki mieli oni oboje. Jeśli oni mogą być szczęśliwi nie mając dzieci, a więc to jest również propozycja dla mnie. Ale jak to zrobić? Jedyną drogą jaką wi-działam, było pójście za tym, za czym poszli oni. Zaczęłam czuć pragnienie znalezienia przyjaciół, z którymi mo-głabym robić Szkołę Wspólnoty”.Podczas gdy Paul i Sari żyją na połu-dniu Holandii, gdzie ruch Komunia i Wyzwolenie jest bardziej rozpo-wszechniony, Monika żyje na półno-cy. Tutaj najbliżsi przyjaciele miesz-kają co najmniej godzinę drogi od niej i przez długi czas nie widują się często. Pragnienie towarzysze-nia było jednak silniejsze. Z mężem i kilkorgiem przyjaciółmi, mimo dy-stansu, stwarzają nową grupę Szkoły Wspólnoty.

Stawiając czoła tekstowi z dnia roz-poczęcia roku pracy, Monika napoty-ka to zdanie: „Otóż jeśli nie jesteśmy przyciągani przez Niego niczym przez

magnes, jesteśmy bombą z opóź-nionym zapłonem, znajdujemy się we władzy naszych myśli, we władzy naszych reakcji, we władzy naszego sposobu myślenia, naszego sposobu stawiania czoła sprawom. Krótko mó-wiąc: we władzy nicości. Różnica rzu-

© N

a In

ho/U

nspl

ash

ca się w oczy, kiedy natykamy się na osobę zagarniętą aż do głębi. To jest wiara”. Monika zbiera się na odwagę i szczerość, tak jak tylko potrafi, i prze-rywając milczenie, mówi do przyja-ciół: „Ja jestem bombą z opóźnionym zapłonem, zagubiona w swoich my-

styczeń / luty 2020

Page 24: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

22

styczeń / luty 2020

żeby się zorientować, będącą potrzebującą do szpiku ko-ści, poszukiwałam towarzystwa i próbowałam chwytać się wszystkiego. Dlatego zaczęłam czytać codziennie Szkołę Wspólnoty i odmawiać Kompletę każdego wieczoru, pa-miętając co opowiedział mi mój przyjaciel czyli, jak te dwa gesty wpływają na jego życie.

Następnie przez cały ten czas moim wielkim towarzyszem było to, co przed wyjazdem, kiedy trochę się bałam, powie-dział mi inny przyjaciel. Na moje wyznanie: „Brakuje mi pogody ducha”, odpowiedział: „Zgadza się. Stwierdziw-szy to, ty także wiesz, że żyjemy w przyjaźni nieznającej granic”. Każdego ranka mówiłam sobie: czy naprawdę tak jest? Czy naprawdę nie jestem sama?Kiedy zastanawiam się zatem, jaki był pierwszy krok ku temu, by znów zacząć oddychać pośród tej nicości, która mnie ogarniała, doszłam do wniosku, że było nim podąża-nie za dwójką przyjaciół, których szanuję i którym ufam. Potem zaczęłam dostrzegać to, co się wydarzało. Prosiłam i chciałam widzieć. I taka, jaka byłam, zaczęłam poszuki-wać: kiedy kładłam dzieci spać, kiedy zmywałam naczy-nia, kiedy troszczyłam się o to, co mnie otaczało. Zaczę-łam pragnąć od tych chwil czegoś dla siebie. Prosić o to i tego chcieć.I nie potrafię tego wytłumaczyć, ale pewnego wieczoru,kiedy składałam ubrania dzieci, zapragnęłam robić rzeczy dobrze. Składałam koszulkę dziewczynki i mówiłam so-bie: dlaczego pragnę to robić, na dodatek robić to dobrze? Ponieważ jakbym w głębi wiedziała, że tam, gdzie coś jest zrobione dobrze, chcę, by coś przyszło, czekam i jest mi ła-twiej czekać. I w ten sposób odkryłam w sobie ze zdumie-niem chęć przygotowania się do czegoś: nieświadomie przygotowywałam się bez wysiłku, przygotowywałam się do przyjmowania. Po prostu robiąc dobrze to, co musia-łam zrobić. A kiedy zobaczyłam działanie czegoś innego w moim życiu? W pięknych rzeczach. Ale nie pięknych, ponieważ łatwych i upragnionych, ale pięknych, ponieważ pielęgnowanych, pięknych, ponieważ gotowych przyjąć coś innego, oczekujących na coś innego. I w ten sposób nawet ta różowa bluzeczka musiała być dobrze poskłada-na. Także ten gest tutaj był, potencjalnie, czymś dla czegoś innego.To mnie zaskoczyło, ponieważ wcześniej taka nie byłam. Odkryłam, że czekam i w tym momencie świadomości coś już we mnie działało, a ja byłam nieoczekiwanie pogodna. Zadaję sobie pytanie: dlaczego ktoś jest pogodny, kiedy robi to, co jest do zrobienia, kiedy podąża za, kiedy jest po-słuszny rzeczywistości? Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze łatwo jest być posłusznym. A przecież być posłusznym jest lepiej i teraz nie mam co do tego wątpliwości. To jest druga rzecz, którą noszę w sercu. Lepiej jest być posłusznym, ponieważ to naprawdę cię wypełnia. Wieczo-rem byłam poruszona tym, jak bardzo dobrze się czułam, jak bardzo byłam wdzięczna, a nie robiłam niczego nad-zwyczajnego – byłam posłuszna i robiłam to, o co byłam

Spędziłam dwa miesiące w Stanach Zjednoczonych jako au pair w rodzinie z dwójką dzieci. W tamtym okresie najjaśniejszą rzeczą był dla mnie zysk pły-

nący z wypełniania planów Kogoś Innego, kto bierze moje schematy, burzy je, by uczynić życie piękniejszym.Zdumiewające jest dla mnie, że stwierdzam to teraz z pew-nością i pogodą ducha. Otóż na początku nie było łatwo: wszyscy moi przyjaciele wyjechali na wspólne wakacje, a ja byłam sama, na drugim końcu świata, z dwójką dzieci. Co tam robiłam? W jaki sposób ten czas służył mnie oraz obliczom, które miałam obok? Na początku, trochę po to,

List z Włoch. „Ja, czekająca na coś innego”

ślach. Jak to zrobić, żeby żyć w pokoju?”. Po raz pierwszy otwiera się na przyjęcie odpowiedzi. Stając wobec jej ra-dykalizmu, przyjaciele nie mogą oszukiwać. Próbują opo-wiedzieć o kilku sytuacjach, dzięki którym dramat życia zaczyna nabierać sensu. „Wszystkie wydarzenia prowa-dziły do punktu wspólnego, do zawierzenia się Tajemnicy i życie rozpoczęło się na nowo”. Przypomina sobie mo-ment, w którym po długo trwającej walce poddała się defi-nitywnie, zaczynając się powierzać. Dni nie rozpoczynają się już od pretensji, ale od ciekawości: „Jak dziś zasko-czy mnie życie?”. Z tygodnia na tydzień, moment Szkoły Wspólnoty stał się coraz ważniejszy. „To miejsce, w któ-rym mój umysł otwiera się ponownie. Pomaga mi patrzeć na rzeczy w inny sposób. Nie stało się to z dnia na dzień, ale dziś odkrywam siebie zupełnie odmienioną. Nie je-stem już rozbita przez to pragnienie. I zdanie, wypowie-dziane przez moją przyjaciółkę, nabrało teraz znaczenia. Tak, można być szczęśliwym, również jeśli nie będę mieć dzieci. To prawda, co pisze Giussani w książce Zostawić ślady w historii świata – spotkanie nie jest tylko zakresem obowiązków, ale staje się formą, w której ty podejmujesz wszystko to, co ci się wydarza”. Pragnienie nie stało się mniejsze – opowiada Monika. Czasami nadal jest trudno je udźwignąć. Niemniej jednak w jej życiu zagościł spokój, którego wcześniej nie było. „Ale co mam zrobić z tym pragnieniem?” zapytał Julian Carron, podczas grudniowej wizyty w Holandii, następ-nie odpowiadając: „Jest to potrzebne, aby bardziej szukać Tego, kto może całkowicie wypełnić twoje serce”. Monika wzięła na poważnie te słowa i jej perspektywa się zmieni-ła. „Przestałam patrzeć na moje pragnienie jak na wroga czy jak na przekleństwo. Dziś jest to przyjaciel, który po-maga mi odkryć, kim jestem, co sprawia, że jestem szczę-śliwa. Dziś mogę nawet płakać – nie stanę się pewnie su-per-bohaterem, ale nie ma już we mnie desperacji. Moje pragnienie otula mnie i całe moje życie, rozpoczynając od raportów w pracy. ■

Page 25: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

© A

lec D

ougl

as/U

nspl

ash

Nie mogę zrobić nic innego, jak tylko pragnąć i prosić w każdej chwili życia o tę cielesną Obecność, która czyni pogodnymi w sposób tak pełny i nie-logiczny. ■Marta

proszona, i byłam naprawdę radosna, jak nie zdarzyło się to już dawno. Być może, tak po prostu, nigdy wcześniej. I widziałam, że gdy byłam posłusz-na, rodziła się nieoczekiwana pasja do tego wszystkiego, co mnie otacza-ło. Myślałam, że tak może być także w relacji z Chrystusem. Podążanie za tym, o co On mnie prosi każde-go dnia, by pogłębiać relację z Nim, by bardziej się przywiązać.

Był to czas trudu i dobra. Tym, co uczyniło mnie nową, było dostrze-żenie tego, jak rodziła się we mnie wdzięczność, która zagarniała każdy moment i poszerzała mi serce oraz sprawiała, że wciąż coraz bardziej ko-chałam wszystko. A ta wdzięczność pochodziła z czegoś, czego ja nie two-rzyłam. Z czegoś innego, w prawdzi-wym znaczeniu tego słowa. Z sytuacji, z gestów, których ja nie organizo-wałam. Byłam „obserwującą prota-gonistką” czegoś innego. Ponieważ patrzyłam, jak rzeczy się wydarzają i angażowałam się. Ale na początku patrzyłam. Nie działałam.Co zatem może mnie wyrwać teraz z nicości, z tego poczucia porzucenia, które czasem powraca? Nie wspo-mnienie pięknego doświadczenia ani też miłości czy relacji ze spotkanymi osobami. To, co mi teraz towarzyszy – po powrocie na wykład, do domu, do moich przyjaciół – to metoda, do-świadczenie, które trwa. Skąd wzięła się wdzięczność, pogoda ducha, która uczyniła mnie taką? Przede wszyst-kim z podążania za czymś, co zo-baczyłam, że jest bardziej żywe ode mnie i co szanuję (za moimi przyja-ciółmi). Uznaję następnie, że jest pra-ca do wykonania, że muszę zaufać temu, co się wydarza, być temu po-słuszną, a następnie być wdzięczną.

To pozwoliło mi wyrwać się z po-czątkowego zagubienia i cieszyć się widowiskiem, które się dokonywało we mnie oraz wobec mnie. I właśnie to sprawia, że pragnę jeszcze więcej od tego, czego doświadczyłam – zo-baczyć, jak ten czas spędzony tam z dziećmi wpływa na tu i teraz. W tej

chwili nieco bardziej rozumiem zda-nie Enzo Piccininiego: „To właśnie wdzięczność charakteryzuje moje ży-cie, dlatego nie boję się oddać go całe-go”. To naprawdę za sprawą wdzięcz-ności człowiek daje siebie.

styczeń / luty 2020

23

Page 26: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

2527

ście

żk

i 2529

Uczyń mnie szczęśliwym

Wrocław.Powab BezbronnegoPiękna

Człowiek,który się nie lęka

„Ja, ksiądz Giussani i chleb na każdy dzień”

Historia miłosna,która jest jego całym życiem

35

39

37

Page 27: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

ście

żk

i

25

Uczyń mnie szczęśliwym „Chrystus może pochwycić każdego rodzaju człowieczeństwo, w dowolnym momencie życia”. Świadectwo Bractwa św. Józefa, które gromadzi mężczyzn i kobiety powołane do życia w dziewictwie, wewnątrz doświadczenia charyzmatu ks. Giussaniego i okoliczności, do których zostali powołani.

Paola Bergamini Giovanni zakłada rękawicz-ki, bierze miotłę i jak każde-go ranka doświadcza buntu.

Kończąc studia z pewnością nie ma-rzył o posadzie pracownika ekolo-gicznego. W praktyce to sprzątacz. Jak co dzień rano odmawia Zdrowaś Maryjo i mówi: „Wszystko dla Ciebie, oddaję Ci wszystko”. Dopiero wtedy dzień naprawdę się zaczyna. Trwają modlitwy, gdy zbiera odpady i opróż-nia kosze. Na koniec pracy, szczęśli-wy, myśli sobie: „Oczyściłem kawałek Twojego Królestwa, więc zrobiłem coś ważnego. Gdy patrzę na czyste mia-sto, myślę o Tobie, Boże, że chciałeś, by takie było”. Skąd się bierze taka świadomość? Giovanni, mając za sobą życie pełne trudów i porażek, wyja-śnił to podczas rekolekcji adwento-wych Bractwa św. Józefa: „Powołanie do dziewictwa to więź z Nim i nic wię-cej! To ona sprawia, że różne rzeczy bardziej cię pociągają, to ona popycha

cię do patrzenia poza same rzeczy”. Oto pełnia życia, nawet pośrodku śmieci. Co więcej, „św. Józef” w istocie jest tylko tym: bractwem, gromadzą-cym i wspierającym mężczyzn i kobie-ty, osoby, które w pewnym momencie swojej egzystencji zostały przez Pana wezwane do dziewictwa. Radykalizm relacji z Chrystusem jako powołanie, wewnątrz okoliczności życia.

Taka właśnie była początkowa intu-icja ks. Giussaniego. W połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się osoby, które wyraziły wobec niego pragnie-nie oddania się całkowicie Chrystu-sowi, ale z powodów rodzinnych, zawodowych lub innych nie wstępo-wały do Memores Domini. Ks. Gius-sani określił podstawy dla tożsamości Bractwa św. Józefa: „Pewien wybór oraz smak modlitwy; zobowiązanie do wzajemnej pomocy. Wierność wobec rozpoznania obecności Pana.

Page 28: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

26

Na tych stronach kilka chwil z życia Bractwa

© A

rchi

vio

Frat

erni

tà Sa

n Gi

usep

pe

Ten wybór sprawia, że życie dostrze-gamy w jego trudach i cierpieniach, jako świadectwo dawane Chrystuso-wi w świecie, to znaczy jako misyjne wywyższenie sensu życia. Jest to treść chrztu św., posunięta do najdalszych konsekwencji” – jak czytamy w tek-ście cytowanym w książce Vita di don Giussani Alberta Savorany.W ciągu trzydziestu lat ta mała grup-ka stopniowo się powiększała. Dziś na świecie jest już około 600 osób, które nie zmieniając swojej sytuacji osobi-stej i zawodowej poświęcają swoje ży-cie Chrystusowi, poprzez stosowanie ewangelicznych wskazań ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. „Żywym źródłem, z którego czerpie Bractwo, jest ruch Komunia i Wyzwolenie”, wyjaśnia ks. Michele Berchi, który od 2009 roku prowadzi Bractwo św. Józefa. „Z tej racji najwyższym auto-rytetem, uznanym za istotny czynnik własnego powołania, jest dziś ks. Ju-lian Carrón, podobnie jak wcześniej był nim ks. Giussani. Co do reszty… nie ma żadnych form”.

Każda historia jest świadectwem tego, jak człowieczeństwo, w do-wolnym momencie życia, „może zo-stać pochwycone przez Chrystusa, i to pochwycone do głębi, do szpiku kości. Dlatego pięknie jest widzieć to w Ewangelii i widzieć to w was”, jak mówił Carrón na ostatnim spo-tkaniu (tekst na clonline.org). Rzeczywiście, wiele razy gdy dotyka się dna, gdy pozostaje już tylko ban-kructwo, rozpacz albo rezygnacja, Pan wzywa w sposób prosty i wyraź-ny, jednoznacznie. To właśnie wyda-rzyło się Samarytance i Zacheuszowi. Podobnie jak św. Józef, który w mil-czeniu chronił i kochał Maryję, każ-dy z nas pozostaje we własnym sta-nie: jako wdowiec, rozwiedziony lub w separacji, albo po prostu żyjąc dalej w pojedynkę.Po śmierci ojca 19-letnia Laura od-chodzi od Kościoła i zaczyna wiązać się z różnymi mężczyznami, także żonatymi. Żyje w rozwiązłości, szu-kając tego, co może wypełnić jej życie uczuciowe. W wieku 26 lat bierze ślub

cywilny i zaczyna pracę w szpitalu, jako pielęgniarka. Jej bliski krewny, członek Memores Domini, pewnego dnia mówi: „Widziałem, jak się za-chowujesz wobec chorych. Dla ciebie nie jest to tylko wykonywanie pracy. Mogłabyś dołączyć do wspólnoty Ru-chu w twoim mieście”. W końcu się poddaje, chodzi na spotkania wspól-noty i zaczyna uczęszczać na msze św. Prosi Pana: „Uczyń mnie szczęśli-wą. Chcę wrócić do Kościoła, stanąć znów na nogi”. Kiedy Benedykt XVI rezygnuje z Pontyfikatu, ma intuicję:„Chcę być wolna jak on”.

Jakiś czas później jej życie obiera inny kierunek. Laura odchodzi od męża i sądzi, że najbardziej odpowiednią dla niej drogą będzie zakon, gdyż „otoczoną murem nic już nie zepsuje”. Przed wyjazdem spotyka ks. Carró-na, który stawia jej pytanie: „W czym

styczeń / luty 2020

Page 29: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

27

styczeń / luty 2020

© A

rchi

vio

Frat

erni

tà Sa

n Gi

usep

pe

odnajdujesz szczęście?” – „W pra-cy z chorymi” – „Dobrze. Sprawdź, czy w zakonie doświadczysz tego sa-mego poruszenia, które czujesz gdy jesteś w szpitalu”. Po dwóch miesią-cach rozumie, że ściany zakonu nie są jej drogą. Wraca do Carróna. Zaczyna okres weryfikacji w Bractwie św. Jó-zefa. W tym samym czasie jedna z jej koleżanek w szpitalu, ateistka, która zawsze cynicznie wytykała jej wia-rę, zapada na ciężką chorobę. Przez trzy miesiące Laura opiekuje się nią we dnie i w nocy. Tuż przed śmiercią kobieta wyznaje jej szeptem: „Jesteś moją nadzieją. Wezwij księdza. Chcę się wyspowiadać”. W tym czasie Laura „zapomina” o św. Józefie. „Jasne, nie potrze-buję tego” – myśli. Rozmawia o tym z ks. Michele, a ten jej proponuje: „Zo-stań do czasu rekolekcji w Wielkim Poście”. Tu następuje nieoczekiwany

zwrot. Bractwo św. Józefa okazuje się jej drogą. „Tak jak Nikodem, będąc starą kobietą, urodziłam się na nowo”. Pan przyjął mnie ponownie, przezwy-ciężając moje poczucie zła, które wciąż wiązało mi ręce. Postawił na mnie, szanując moje pragnienie życia w po-jedynkę”. Dzisiaj Laura opiekuje się nieuleczalnie chorymi w hospicjum. Tam, gdzie to możliwe, przygotowu-je ich na spotkanie z Jezusem: „Mam z nimi dziewiczą relację: należą do mnie, choć ich nie posiadam”.Przed urodzeniem piątej córki Ro-bertę zostawia mąż. Zwraca się do ks. Michele: „Choć jestem w separacji, moim powołaniem jest wciąż małżeń-stwo. Ale żyję tak, jakby Pan darował mi coś więcej w tych okolicznościach. Czy to ma coś wspólnego z Bractwem św. Józefa?”. Tak, ma, ponieważ Brac-two nie wypełnia pustki. „Jest czymś więcej. Pan wzywa do poświęcenia

Mu życia w formie przeżywania sepa-racji małżeńskiej”.Pan nas zaskakuje, gdy nasze życie wydaje się już poukładane, także w sferze uczuć. Walter w wieku 40 lat zostaje wdowcem. Ma syna, kieruje ośrodkiem terapii dla narkomanów i jest odpowiedzialnym Ruchu w swo-im mieście. „Wydawało mi się, że nie potrzebuję pomocy innych”. W pracy poznaje osoby, z którymi doświadcza pewnej harmonii. Z nimi czuje się jak w domu. Po pewnym czasie od-krywa, że należą do Bractwa św. Jó-zefa. Wszystkie jego myśli o ‘byciu poukładanym’ rozsypują się wobec tej możliwości, do której wzywa go Pan. „W dniu, w którym poszedłem prosić ks. Michele o rozpoczęcie okresu we-ryfikacji, miałem takie samo doświad-czenie jak wtedy, gdy oświadczyłem się Marii, mojej żonie”. Niepokoje związane z pracą, które wcześniej nie

Page 30: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

28

styczeń / luty 2020

© A

rchi

vio

Frat

erni

tà Sa

n Gi

usep

pepozwalały mu zasnąć w nocy, prze-stały przeszkadzać w spaniu. „Bycie namagnesowanym przez Niego przy-nosi pokój, który nie jest owocem na-szych własnych zdolności. To łaska, która staje się twoim udziałem”.

Codzienna msza, godzina ciszy, mo-dlitwa, coroczne zgrupowania i spo-tkanie ze swoją wspólnotą to proste gesty, które pomagają rozpoznać obecność Jezusa, pomagają o niej pa-miętać. To wszystko. „Ciałem Chry-stusa, któremu się oddajemy, jest okoliczność”, wyjaśnia ks. Michele. „Najpierw pojawia się powołanie do dziewictwa, potem Bractwo św. Jó-zefa. Na tym głównie polega wery-fikacja. Zrozumieliśmy to lepiej naprzykładzie Solange”. Solange, brazy-lijska aktorka odbywająca nieustanne tournée po całym świecie, praktycz-nie nigdy nie dała rady uczestniczyć w zgrupowaniach czy spotkaniach we wspólnocie. „W obliczu tej sytuacji, pojechaliśmy do Carróna i zapytali-śmy go, jakie jest «minimum» przyna-leżności do Bractwa św. Józefa”. A on, odwracając pytanie, odpowiedział: „Czy Bractwo może wspierać powo-łanie kobiety, która pracuje w takich warunkach?”„Nasze człowieczeństwo – które czę-sto przeżywamy niemal ze smutkiem, bo nic nam się nie klei, bo to i tamto nam się nie podoba, bo tak wiele no-simy w sobie ograniczeń – jest jedy-nym człowieczeństwem, które może być pochwycone przez Chrystusa”, powiedział Carrón podczas ostatnich rekolekcji adwentowych. Chiara, le-karz dietetyk, była w stanie siebie znienawidzić, gdyż dotąd nie udało jej się nawiązać prawdziwej więzi uczuciowej. Czuła jednak powagę pytania Piotra: „Jeśli odejdę od Cie-bie, do kogóż pójdę?”. Ani Ruch, ani przyjaciele, ani Szkoła Wspólnoty ... nic nie było wyczerpującą odpowie-dzią. „To była walka, zrozumiałam, że nie mogę zrezygnować z mojej re-lacji z Chrystusem. On mnie chciał. Można powiedzieć, że zapragnął mnie zdobyć”. Pewnego ranka 2013 roku zadzwoniła do sekretariatu

Bractwa. „Gdy słuchałam ks. Michele, pomyślałam: to moja historia. To mi odpowiada, ponieważ zachowuje wszystkie moje cechy. To ja”. Teraz pacjenci na oddziale dietetycznym, którego jest przełożoną, powtarzają: „Ona jest inna”. Psychiatra, spoty-kając ją na korytarzu, mówi do niej: „Pani oddział to inny świat”.

Na początku ks. Giussani wyobrażał to sobie tak: „Gdyby te grupy zaczę-ły się mnożyć, (...) można by zdobyć całe Włochy, nie mając na celu zdo-bywania”. Mylił się. Nie tylko Włochy, ale świat został „zdobyty”. W Afryce akceptowani są księża, zakonnice, a nawet członkowie Memores Domi-ni, ponieważ są wyraźnie rozpozna-walni. Ale doświadczenie takie jak to obecne w Bractwie św. Józefa jest nie-prawdopodobne.W roku 2002 Marta po raz pierwszy bierze udział w wakacjach wspólno-ty z Yaoundé w Kamerunie. Szcze-gólnie jedna osoba wywarła na niej silne wrażenie: Alice. Zwróciła się do przyjaciółki, która zaprosiła ją na wakacje: „Jak to możliwe, że ona taka jest? Uważna, spokojna, macierzyń-ska, uprzejma..? „ – „Podjęła życiową decyzję: nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Należy do Bractwa św. Józe-fa” – „No właśnie, ja chciałabym być taka jak ona!”, woła. Dwa lata później, na międzynarodowym spotkaniu od-powiedzialnych we Włoszech zostają jej przedstawione osoby z Bractwa. Jedną z nich jest Adele, która zapyta-ła: „Słyszałam o tobie, o twoim pra-gnieniu. Chcesz do nas dołączyć?” Marta odpowiedziała bez wahania: „Natychmiast!”. Następnego dnia zaczęła okres weryfikacji. Po powro-cie do domu opowiedziała rodzinie o swojej decyzji. Spotkała się z chłod-nym przyjęciem: jej decyzja była nie-zrozumiała. „Po latach twoich stu-diów tak się staczasz?” Od tej chwili Marta nie istnieje dla swoich najbliż-szych. Obecnie jest wychowawczynią w ośrodku społecznym dla trudnej młodzieży. „Będąc z tymi młodymi pytam: Panie, czego chcesz ode mnie, w tym momencie?”

‘Nurty codziennego życia’ oznaczają również burzenie pewnej mentalno-ści.W Kenii, po jednym ze spotkań, ks. Michele jest poproszony o zorga-nizowanie uroczystości z okazji za-początkowania Bractwa św. Józefa. „Odpowiedź od zawsze brzmi «nie». Chodzi o dyskrecję”, wyjaśnia. Ale ta osoba nalega. Krótko przed mszą św. w zakrystii rozmawia o tym z ojcem Pietro Tibonim, który dobrze zna mentalność afrykańską. Misjonarz kombonianin odpowiada bez wa-hania: „W Afryce dziewictwo prze-żywane w taki sposób, po świecku, jest wyzwaniem. Dlatego odradzam. Nie mam nic przeciwko świętowaniu, ale nie ma potrzeby ‘formalizowania’ tego gestu. Jesteś tu ty, z twoją wiarą i twoim powołaniem do dziewictwa”. „Za każdym razem zaskakuje mnie to, w jaki sposób Chrystus wypełnia uczuciowo życie tych osób”, mówi ks. Michele – „Dociera do nich wła-śnie w szczegółach. A w Bractwie odkrywają nieoczekiwaną bliskość, przyjaźń nie do pomyślenia. Co uczy-niła Maryja po zwiastowaniu? Poszła do Elżbiety, aby podzielić się tym, co jej się wydarzyło”. Opisują to słowa Romano Guardiniego: „W doświad-czeniu wielkiej miłości cały świat skupia się w relacji Ja-Ty, a wszelkie zdarzenia następują w obrębie tego odniesienia”. ■

Page 31: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

ście

żk

i

29

Wrocław. Powab Bezbronnego PięknaKolejna prezentacja Bezbronnego Piękna miała miejsce na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Tym razem na temat treści tej książki rozmawiali bp Andrzej Siemieniewski, Krzysztof Zanussi i Bogusław Fiedor

Od lewej: Miłosz Greszta (prowadzący prezentację), Krzysztof Zanussi, bp Andrzej Siemieniewski, Bogusław Fiedor

Page 32: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

30

styczeń / luty 2020

Uczestników wrocławskiej pre-zentacji książki Juliána Car-róna Bezbronne Piękno powi-

tał na Uniwersytecie Ekonomicznym, w imieniu rektora uczelni Andrzeja Kalety – Marek Biernacki – wspomi-nając przy okazji o historycznym wy-darzeniu na tejże uczelni, jakim było sympozjum na temat encykliki Fides et ratio, którego uczestnikami byli również wtedy zaproszeni i dzisiaj prelegenci: ks. bp prof. dr hab. An-drzej Siemieniewski – biskup po-mocniczy wrocławski, wikariusz ge-neralny, profesor nauk teologicznych; prof. dr hab. Krzysztof Zanussi reży-ser, producent i scenarzysta filmo-wy, publicysta, pedagog i filozof orazprof. dr hab. Bogusław Fiedor ekono-mista, specjalizujący się w ekonomii środowiska, historii myśli ekonomicz-nej oraz mikroekonomii; nauczyciel akademicki związany z Uniwersyte-tem Ekonomicznym we Wrocławiu oraz w latach 2005–2012 rektor tejże uczelni.Prezentacja rozpoczęła się od mo-mentu muzycznego. Obecni na pre-zentacji usłyszeli Passacaglię g-moll na skrzypce barokowe solo z cyklu Sonat Różańcowych Heinricha Ignaza Franza von Bibera w wykonaniu Jo-anny Walczak.Aby wprowadzić publiczność do pod-jęcia wspólnej re�leksji nad książką Bezbronne piękno prowadzący spo-tkanie Miłosz Greszta posłużył się cytatem z komunikatu prasowego, który powstał po jej opublikowaniu we Włoszech, we wrześniu 2015 roku. „Czy my, chrześcijanie, wciąż wie-rzymy, że dana nam wiara potrafipociągnąć tych, których spotykamy fascynującą siłą, powabem swojego bezbronnego piękna?”

To właśnie „bezbronne piękno” chrze-ścijaństwa nadaje tytuł temu zbioro-wi re�leksji, które nie tylko odnoszą się do historii ruchu Komunia i Wy-

pod red. Gabrieli Cyrys

fot. Agnieszka Baraniecka

Page 33: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

31

styczeń / luty 2020

zwolenie w ciągu tych dziesięciu lat od śmierci założyciela, sługi Bożego ks. Luigiego Giussaniego, ale weszły z pokorą i odwagą w publiczny dialog i głębokie rany współczesnych czasów – kontynuował prowadzący spotka-nie. Tylko wtedy, gdy chrześcijańskie wydarzenie okaże się w stanie prze-budzić „ja”, odrodzić je we wszyst-kich jego wymiarach – rozumu, uczu-cia, wolności i utrzymać go w pozycji właściwej do stawiania czoła całej eg-zystencji, próbom i problemom, może być wiarygodne i wzbudzić zaintere-sowanie współczesnego człowieka.Jednym z pytań skierowanych do księdza biskupa oraz panów profe-sorów było zapytanie o to, co było najbardziej istotnym odkryciem tej książki lub jej taką cechą, która zosta-wiła w jej odbiorze najwyraźniejszy ślad? Czy postawiona przez ks. Carró-na diagnoza dotycząca współczesne-go Europejczyka i sugestie jak podjąć dalszą drogę wnoszą jakąś nowość, czy mogą być pomocne dla „zwykłego człowieka” dzisiaj, teraz?

Ksiądz biskup odpowiadając na to pytanie podzielił się doświadczeniem cudu bezbronnego piękna istnienia osoby ciężko upośledzonej, który to cud generuje piękno ludzkich serc skupionych wokół tej osoby, poma-gających jej, tworzących miejsce pro-mieniujące pięknem. Cud istnienia, który stał się „generatorem energii życiowej, promieniowaniem nadziei i wiary” oraz miejscem, w którym można doświadczyć konkretnych ob-jawów obecności Chrystusa – o czym mówi ks. Carrón – zaznaczył.Prof. Fiedor podzielił się re�leksją pły-nącą z lektury książki polskiej noblist-ki Olgi Tokarczuk Biegun. Poruszył go fragment mówiący o tym, że „noc jest to czas, w którym Penelopa pruje mo-zolnie utkany za dnia dywan sensu”. Nawiązując do prezentowanej lek-tury stwierdził, że nie „musimy pruć

Na zdjęciu środkowym: Marek Biernacki

Page 34: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

32

tego dywanu sensu” ponieważ wiara zgodnie z tym, o czym pisze ks. Car-rón w swojej książce, powinna być radosna. «Kiedy Jego obecność prze-nika do głębi nasze istnienie, napełnia życie pogodą ducha. I to jest papierek lakmusowy: ile znamy osób napraw-dę pogodnych? Ponieważ bez pogody ducha nie ma rodzenia, nie ma obec-ności i nie ma nowości. Radość ducha więc jest tym, co łączy obydwa pytania, „Jak żyć?” i „Po co jesteśmy na świe-cie?”». Inną kwestią, na którą zwrócił uwagę prof. Fiedor podczas lektury Bezbronnego Piękna była alternatywa przedstawiona przez cytowanego tam księdza Giussaniego: „alternatywa, wobec której staje każdy: być zależ-nym tylko od Boga, a przez to wolnym od całego uniwersum albo też być wol-nym od Boga, a więc być niewolni-kiem każdej okoliczności, zaszantażo-wanym przez każdy rezultat”.

Krzysztof Zanussi zwrócił uwagę zgromadzonego audytorium na re-lację chrześcijaństwa i rozumu, in-fantylizm dzisiejszego świata oraz wolność. „Mówienie o pięknie to mó-wienie o czymś co czyni człowieka dojrzałym, a marzenia o pięknie to wielkie marzenia, które rozwijają człowieczeństwo” – stwierdził prof. Zanussi. „Nasza epoka mami nas wol-nością i wolności zaprzecza” – dodał rozwijając myśl o wolności traktowa-nej jako wartość absolutną.Cytowany przez autora Bezbronnego Piękna papież Benedykt XVI, stwier-dza, że problem ze znalezieniem toż-samości Europy, może wynikać z fak-tu, że w Europie mamy dzisiaj dwie dusze – jedną duszą jest abstrakcyj-ny rozum, antyhistoryczny, dążący do zapanowania nad wszystkim, po-nieważ czuje się wyższy niż wszystkie kultury. Rozum, który w końcu odna-lazł siebie i który pragnie wyzwolić się od wszystkich tradycji i wartości kulturalnych do abstrakcyjnej racjo-

styczeń / luty 2020

Miłosz Greszta,poniżej: Joanna Walczak,uczestnicy prezentacji

Page 35: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

33

styczeń / luty 2020

nalności. Natomiast jaka jest ta inna dusza Europy? To ta, którą można nazwać chrześcijańską, która otwiera się na wszystko co rozumne, ale po-zostaje zakorzeniona u korzeni, które takiej Europie dały początek, które zbudowały ją na wielkich wartościach, na wielkich intuicjach, w optyce wia-ry chrześcijańskiej. Te właśnie kwe-stie, tzn. dzisiejszego pojęcia rozumu i przekraczania jego granic (pojęcie transgresji, które pojawia się także u wspomnianej już Olgi Tokarczuk), a także pojęcie wolności człowieka we współczesnym nam świecie poruszył Krzysztof Zanussi w filmie Obce ciało. Dlatego więc to pytanie skierowane zostało bezpośrednio do niego. Pro-wadzący spotkanie pytał: Czy Pana zdaniem diagnoza co do człowieka we współczesnej Europie, którą stawia ks. Carrón pomaga nam zrozumieć dzisiejszy kontekst i wyzwania?Prof. Zanussi nieco humorystycznie odpowiedział, że współczesna huma-nistyka postrzega świat jak budowlę z klocków lego, w której wszystkie elementy do siebie pasują. Świat więc obywa się bez Tajemnicy. Albert Ein-stein twierdził zaś, że kto nie czu-je tajemnicy ten jest ślepy i głuchy – stwierdził prelegent.

Pytanie o sposób, w jaki uniwersytet dzisiaj może spełniać czy spełnia pier-wotne powołanie jakim jest stawia-nie na rozum, na jego poszerzanie, czy istnieje na uniwersytecie świa-domość potrzeby wychowywania, czy wspiera on proces poznawczy czy też przekazuje tylko wiedzę? – takie pytanie zostało skierowane do prof. Fiedora. Współczesny uni-wersytet przekazuje wiedzę – stosuje redukcjonizm poznawczy, o któ-rym wspomina w książce ks. Carrón i który uniemożliwia dyskusję nad zagadnieniami antropologicznymi i etycznymi. Profesor podzielił się z obecnymi smutną re�leksją, że na

Krzysztof Zanussi, poniżej: bp Andrzej Siemieniewski

i Bogusław Fiedor

Page 36: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

34

styczeń / luty 2020

polskich uniwersytetach nie pamię-ta się już o wychowaniu, kształci się specjalistycznie i narzędziowo, dla-tego eliminuje się inne przedmioty pozornie niemające związku z daną specjalizacją. Ale w ostatnim czasie, na szczęście, ożywił się nurt dysku-sji na temat potrzeby współistnienia nurtu pozytywistycznego z nurtem re�leksji normatywnej: Dlaczego coś jest? Jak powinno być? A nie tylko: Ile tego jest? Ostatni kryzys, który rozpoczął się w 2008 roku był przede wszystkim kryzysem osoby a nie tylko kryzysem ekonomicznym – o kryzysie osoby mówi też ks. Carrón.Papież Franciszek naucza że: „Musi-my więc znaleźć nową równowagę, inaczej konstrukcja nauki moralnej Kościoła może runąć jak domek z kart, może utracić swą świeżość i zapach Ewangelii”. Ksiądz Giussani rów-nież „postawił w centrum pilną po-trzebę odkrywania i komunikowania chrześcijaństwa, z jego oryginalnymi elementami, jako wydarzenie pełne fascynacji, które przyciąga człowieka dzięki swemu pięknu, dzięki odpo-wiedniości z wymogami serca”.

Kolejne pytanie zostało skierowa-ne ponownie do księdza biskupa i dotyczyło tego, co on odnosząc się do książki rozpoznaje teraz w Koście-le w Polsce i nie tylko – jako piękne, coś co promieniuje, fascynuje i jest oryginalne a nie reaktywne? Praw-da jest pociągająca dlatego, że ktoś ją zakomunikował – odpowiedział Ksiądz Biskup – prawda jest ogłasza-na przez kogoś, przez jakiś autorytet. Słowo autorytet pochodzi od augere co oznacza sprawiać, że coś rośnie. To promieniowanie dobrem, pięk-nem, które sprawia, że ktoś wzrasta. We współczesnym Kościele piękne jest to, że bierze się pod uwagę to co ludzkie, co najistotniejsze dla oso-by czyli na pojęcie wolności. Ksiądz biskup przytoczył przykład zakładu karnego, do którego chodzą regular-nie i cierpliwie członkowie wspólnoty religijnej aby ewangelizować apelując do wolności. Piękno spotkania jest bowiem zawsze możliwe. ■

Page 37: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

ście

żk

i

35

Człowiek, który się nie lękaPapież Franciszek oczami Kościoła „małego i dalekiego”, Jeseph Mitsuaki Takami, przewodniczący biskupów japońskich, opowieść z Nagasaki o więzi z papieżem.

Alessandra Stoppa pytaliśmy i zaakceptował wszystkie te okoliczności. Potem rozmawiał ze mną i bardzo mi pomógł.

Co poruszyło Księdza Arcybiskupa podczas spotkania?Ludzie. Kiedy zobaczyłem te wszyst-kie osoby na mszy świętej na stadio-nie bejsbolowym, wzruszyłem się. Niektórzy płakali z radości i możliwo-ści spotkania papieża po raz pierw-szy. Jego obecność umocniła naszą wiarę. Bardzo tego potrzebowaliśmy. Potrzebowaliśmy impulsu, zachęty i ewangelizacji, dlatego że tutaj wiara jest przekazywana z pokolenia na po-kolenie i jest niezwykle ważna.

„Chrońcie każde życie” było tematem wizyty apostolskiej, która miała doty-czyć wielu problemów społeczności japońskiej, od klęsk żywiołowych po aborcję, karę śmierci, marginalizację, rosnącą liczbę samobójstw, szczegól-nie u młodych. Podczas konferencji episkopatu staraliśmy się postawić w centrum świętość i godność czło-wieka, tak jak to zrobiliśmy z filmemThe Reverence of Life. Jaką pomoc nie-sie za sobą spojrzenie Papieża na te sprawy?Pomocą jest jego obecność, która do-daje nam nadziei. Pod koniec mszy,

dwóch i pół wieku podtrzymują wia-rę, jako skarb ich życia. „W sercu ka-kure kirishi- tan (członkowie podziem-nego kościoła Katolickiego Japonii) z pokolenia na pokolenie, pontyfikatpapieża był zawsze obecny, wpraw-dzie nie wiedzieli zbyt wiele o Papie-żu, ale z drugiej strony byli świadomi, że w Rzymie jest ojciec, gdyż tak ich uczono.

Jaką wartość dziś ma dla Arcybisku-pa spotkanie z Papieżem?Dokładnie taką samą, jaką miało dla poprzednich pokoleń. Podczas spo-tkania z Papieżem, jako potomek ukrytych chrześcijan i jako biskup, po-twierdziłem istotny związek z nim. W jakim sensie „istotny”?Jest nas mało i jesteśmy geograficzniebardzo daleko od Watykanu. Dla nas jest to istotna relacja z Kościołem Rzy-mu, który jest wszystkim, jest funda-mentem wiary i jednością z powszech-nym Kościołem katolickim. Dla mnie ogromnym szczęściem było być blisko Papieża i porozmawiać z nim oso-biście. Mogłem go bardziej poznać. Widziałem imponującą uwagę, jaką ma dla każdej osoby i dla konkretnych rzeczy, nawet tych najmniejszych. Był bardzo zmęczony, mało spał, dużo go

Podczas jazdy samochodem z Papieżem słuchałam go i pa-trzyłam na niego, a wtedy przy-

szły mi do głowy słowa Jana Pawła II: „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Pomyślałam o tym, bo przed sobą miałam człowieka, któ-ry się nie lęka. Jeseph Mitsuaki Taka-mi - przewodniczący episkopatu Ja-ponii i arcybiskup diecezji Nagasaki, gdzie się urodził i wychował. W jego duszy żyje pamięć o tym, co wyda-rzyło się w tym mieście. Dziewiątego sierpnia 1945 roku podczas wybuchu bomby atomowej był w łonie swojej matki, która wówczas pracowała na polach ryżowych. Jest potomkiem „ukrytych chrześcijan”: jego rodzina kryje w sobie niezwykłą historię, tych kobiet i mężczyzn, którzy od ponad

Page 38: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

36

styczeń / luty 2020

dziękując mu, poprosiłem: „Proszę, prowadź nas dalej. Aby ludzkość mo-gła głęboko szanować swoją godność i znaleźć prawdziwe szczęście”. Ży-jemy w społeczeństwie konsumpcyj-nym, ludziom wystarcza dobro ma-terialne i nie szukają niczego więcej. Jestem pewny, że są spragnieni, ale to wychodzi na jaw tylko, gdy życie staje się ciężkie, podczas próby, pod-czas choroby. Ważne było spotkanie Papieża z młodymi: mówił do nich w sposób bardzo prosty, a oni byli szczęśliwi, że rozumieją, co chce im przekazać. Ale przede wszystkim po-wiedzieli mi, że on ich rozumie, rozu-mie ich cierpienie. To była rzecz, któ-ra najbardziej ich dotknęła. Płakali, ponieważ byli poruszeni.

Arcybiskup, osobiście i jako prze-wodnik biskupów, od lat walczy przeciwko broni nuklearnej, będącej jedną z głównych tematów tej wizyty. Papież powiedział, że fakt nie tylko używania, ale i posiadania broni jest niemoralny i powinien zostać wpisa-ny do Katechizmu...Podczas jazdy samochodem Papież Franciszek powiedział mi: „Wiele razy apelowaliśmy o rozbrojenie nuklear-ne. I nie mamy odpowiedzi, ale my musimy być niestrudzeni. Musimy wciąż pytać i krzyczeć”. Dotyka mnie jego ‘towarzyszenie’ nam, w naszej rzeczywistości. On chce poznać i zro-zumieć. Nie lęka się. Żyje tym, o czym nam mówił, tym, że „słowo jest moc-niejsze i jaśniejsze w zrozumieniu”, że Kościół może zaproponować coś społeczeństwu poprzez „świadectwo pokorne i codzienne”. Kościół mę-czenników, jak ten japoński, poprzez swoje DNA, może mówić z większą wolnością. I to muszę zrobić…

Co to znaczy, że jest Ksiądz Arcybi-skup potomkiem ukrytych chrześci-jan?Mówimy o dziesiątkach tysięcy ludzi, misjonarzy, osób konsekrowanych, świeckich, którzy umarli za wiarę pod-czas prześladowań chrześcijan. Oni są dla mnie zaproszeniem do dawania świadectwa życiem. Mój przodek był

nawróconym samurajem, który udał się z delegacją do Rzymu w 1613 r. Kie-dy wrócił do Japonii Północnej, skąd wyjechał, nie był w stanie zejść na ląd z powodu zakazów szoguna z Toku-gawa, ale na szczęście udało mu się zamieszkać w Nagasaki. I od niego pochodzi moja rodzina; wiara i cisza zostały przekazane przez niego i wie-lu innych. Świat o tym nie wiedział do czasu powrotu misjonarzy 17 marca

1865 r. Niektórzy chrześcijanie z dziel-nicy Urakami udali się do ojca Petitje-ana, francuskiego misjonarza, który budował kościół w Ourze, na wzgórzu nad portem, i powiedzieli mu: „Mamy serce takie jak twoje”, a następnie dodali: „Tam, gdzie żyjemy, jest 1300 innych osób, którzy mają takie samo serce jak my». Ta historia jest niesa-mowita. Ale, dzięki Bogu, to historia. Wydarzyła się. ■

© A

less

ia G

iulia

ni/C

PP

Page 39: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

ście

żk

i

„Znalazłem w tym coś genialnego i zacząłem kupować wszystkie inne książki…”. Pierwsza niespodzianka w księgarni, potem owego 30 maja na placu św. Piotra, homilia Ratzingera na pogrzebie… Aż do „odkrycia go we mnie, dziś”. Po piętnastu latach od śmierci założyciela CL, ojciec Fabio Pallotta, Guanellianin, opowiada o spotkaniu, które odmieniło Jego życie.

„Ja, ksiądz Giussani i chleb na każdy dzień”

Paola Bergamini ści”. Nasza rozmowa z ojcem Fabio, piętnaście lat po śmierci ks. Gius-saniego, zaczęła się właśnie od tego „pierwszego spotkania”.

Co Księdza uderzyło w tej książce?To wyjątkowy tekst, aby zrozumieć miejsce osoby wobec Boga i innych ludzi, misję każdego w tym świe-cie. Jesteś wezwany do wkroczenia na ziemię, gdzie „ręce Kogoś Innego czynią rzeczy”. Ktoś przed tobą sa-dził, podlewał; ty musisz pokornie za-cząć od tego, co jest,, które i chodzić uważnie po ziemi, na której jesteś gościem. Natomiast zazwyczaj myśli-my, że wszystko zaczyna się od nas. Dla mnie był to klucz do zrozumie-nia również kapłaństwa. Znalazłem coś genialnego i zacząłem kupować wszystkie pozostałe książki. Praktycz-nie mam je wszystkie… uaktualnione przed dziesięciu laty.

37

Po święceniach pierwszymi placów-kami są Rzym i Valle d`Aosta, potem przez 10 lat jest proboszczem w Al-berobello. W 2010 przełożeni proszą go, żeby powołał fundację przy Cam-mino di Santiago (drogi św. Jakuba) „ponieważ Kapituła zdecydowała, żeby zaangażować się w posługę tym, którzy poszukują Boga w jednym z najbardziej tłumnie odwiedzanych miejsc”. Obecnie, na zlecenie arcybi-skupa z Santiago, razem z czterema innymi ojcami ze zgromadzenia Gu-anellianów rankiem towarzyszy piel-grzymom włoskim, przybywającym do katedry, po południu jest w Arzúa i Arca, które są ostatnich etapami Cammino francuskiego. „W katedrze spowiadamy, odprawiamy msze i pro-wadzimy katechezy w naszym języku, natomiast w dwóch miasteczkach je-steśmy proboszczami i przyjmujemy pielgrzymów wszystkich narodowo-

Pomiędzy półkami księgarni Àncora w Rzymie wzrok Fabia przyciąga mały tomik: Przy-

mierze autorstwa Luigi Giussaniego. Bierze go i zaczyna czytać. „Miałem 24 lata i uczestniczyłem w rekolek-cjach przed diakonatem. Zostałem do-słownie rażony tym tekstem. To było moje pierwsze spotkanie z księdzem Giussanim. Odtąd stał się moim to-warzyszem drogi. Więcej, mistrzem”, wspomina po trzydziestu latach oj-ciec Fabio Pallotta, ksiądz ze Zgroma-dzenia Guanellianów.

Page 40: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

38

Jaki tekst był fundamentalny?Śladami chrześcijańskiego doświad-czenia. Zasługuje na Nobla z teologii. Stał się siłą napędową mojej formacji duchowej. Arcydzieło, pozwalające zrozumieć dzieło Ducha Świętego w nas, które jest jak „sonda” i które pomaga nam zrozumieć świat Boga. Dla mnie, ale sądzę, że dla dużej czę-ści mojego pokolenia mającego za so-bą zimną katechezę szkolną, niezdol-ną do przemiany życia, te strony stały się skarbem, z którego można czer-pać. Giussani był w stanie połączyć w jedno wysoki profil kulturowy z wy-miarem antropologicznym i z danymi objawienia. To spoina między Tajem-nicą Boga i tajemnicą człowieka. Po-tem idą teksty na temat wychowania, dla mnie wyjątkowe.

Na przykład?Myślę o Ryzyku wychowawczym albo o książkach takich jak Si può vivere così [Czy można tak żyć?], na temat przekazu wiary za pośrednictwem świadka. Koncepcje zazwyczaj zimne, odczytane w świetle doświadczenia, stają się żywe. Dzięki Le mie letture (Moim lekturom) poznałem Adę Ne-gri, dla mnie była kimś nieznanym. Giussani ma zdolność; odnajdywania zależności. A przy tym potrafi poru-szyć struny duszy. W inny sposób jest to ta sama cecha, którą widzę u Benedykta XVI, myślę o Deus ca-ritas est albo o homiliach na Wielki Czwartek. À propos Ratzingera, jego homilia podczas pogrzebu ks. Giussa-niego stała się decydującym punktem zwrotnym dla mojego życia.

Dlaczego? Co takiego się wydarzyło?Śledząc transmisję ze mszy, wzru-szyłem się do łez. Byłem zszokowany spontanicznymi słowami Ratzingera. Dla mnie coś nowego. Jako Rzymianin (mieszkaniec Rzymu) często widzia-łem go przemawiającego i prawie za-wsze z kartek. Tymczasem tego dnia zza pulpitu katedry mediolańskiej

mówił od serca. Uderzyło mnie, kie-dy powiedział, że Giussaniego dużo kosztowała wiara, że musiał przemie-rzać ciemne doliny, nieprzyjaciół, izo-lację, uprzedzenia. Być „odsuniętym”, wykluczonym, bo to, co głosisz, czym żyjesz, zobowiązuje tego, kto cię spo-tyka, żeby się zmienić. To koszt wiary, koszt bycia wierzącym. Bardzo aktu-alny temat.

W jakim sensie?Żyjemy w epoce, w której, w różnych częściach świata, jest także wiara i ja-ko taka nie kosztuje ona zbyt wiele. Uprawiasz sport, przeżywasz bia-ły tydzień, być może ulegasz jakiejś pokusie korupcji, ale angażujesz się w wolontariat, prowadzisz, w nie-których przypadkach, mniej lub bar-dziej regularne życie sakramentalne a nawet decydujesz się na Cammino di Santiago… Życia równoległe, któ-re urządzasz sam a zatem moralność jest czymś twoim, co usprawiedliwia wszystko. Mówię również o sobie, odkryłem siebie na powrót takim: przebaczałem sobie samemu a po-tem byłem pogardliwy wobec innych. To jest wiara wygodna, nie stwarzają-ca ci nieprzyjaciół: kształtujesz ją na miarę twoich przytulnych kącików i jesteś albo ciasny, albo szeroki, jak ci wygodniej. Giussani natomiast zapłacił za to, w co wierzył, wystawił się, dał świadectwo. A żyjącym cudem –według mnie zasługującym na kano-nizację – są tysiące osób na świecie,

które dzięki jego świadectwu dotarły i docierają do Chrystusa. Coś stabil-nego, trwającego, ze wszystkimi sła-bościami i biedą istot ludzkich, które błądzą. W istocie towarzystwo nie chroni przed grzechem.

Powróćmy do dnia pogrzebu.Dla mnie był to punkt bez odwro-tu. Miałem świadomość daru, któ-ry otrzymałem od Boga: spotkanie z Giussanim, formowanie się w jego świetle. Ratzinger pomógł mi odczy-tać to, co miałem w sercu, uporząd-kował moje myśli. Poprzez słowa ówczesnego prefekta Kongregacji Doktryny Wiary zostaliśmy – wszyscy – postawieni wobec świadectwa czło-wieka, który żył z pasją, ale jego entu-zjazm nie był powierzchowny, nie był jakimś „romantykiem”. Przeciwnie. Pasja i rozumność. Jego sposób postę-powania, mówienia był, powiedział-bym, heglowski: teza, antyteza i syn-teza, ale przy tym był zapalony i czuły. Być może trochę odnajduję w tym sa-mego siebie. Druga rzecz, która mnie uderzyła to to, jak wzrastał Ruch, krok po kroku. Od dwóch do trzech, od trzech do czterech… Lud. Od tam-tej klasy z Liceum Berchet do tysięcy osób na Meetingu albo na placu świę-tego Piotra w 1998, z Janem Pawłem II. Byłem tam tego dnia.

Jak to?Nigdy nie byłem „bojownikiem” w ści-słym tego słowa znaczeniu, ale mam

styczeń / luty 2020

Ojciec Pallotta z Arzúa z grupąpielgrzymów w Camino de Santiago.

Page 41: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

wielu przyjaciół z Ruchu, w Rzymie byłem na kilku spotkaniach wspól-noty z księdzem Giussanim. Skrzy-żowałem mój wzrok z jego niezwy-kłym spojrzeniem. Jeśli mam sobie coś do zarzucenia to to, że zbyt rzad-ko uczestniczyłem w spotkaniach. Ale wtedy 30 maja byłem na placu świętego Piotra z moją mamą, która jako prosta kobieta, choć nie rozu-miała do głębi słów księdza Giussa-niego, była zafascynowana osobami, wszystkimi młodymi, którzy tam byli, żeby słuchać. Doskonale pamiętam te słowa. Kiedy przed Janem Pawłem II powiedział: „Chrystus żebrzący o ser-ce człowieka i serce człowieka żebrzą-ce o Chrystusa”, mówił o sobie, to by-ła jego autobiografia. Osiągnąwszyjuż prawie ostatni etap swego życia czuł się żebrakiem. To było jego do-świadczenie wiary; kiedy zrozumiał, nauczał, później wycofał się do życia bardziej milczącego i mówił tylko od czasu do czasu. Na koniec czuł się jak ktoś, kto otrzymuje, jak ktoś, kto, jeśli żyje, to z łaski innych.

Czy w ramach swojej pracy z piel-grzymami Cammino di Santiago spo-tyka Ojciec osoby z Ruchu?Bardzo wielu. I zdarza mi się rzecz osobliwa. Po mszy, katechezie – gdzie nigdy nie wymieniam wprost nazwi-ska Giussaniego, przychodzą ludzie, żeby zapytać: „Przepraszam, czy oj-ciec jest z Ruchu?”. Giussani ze swo-im świadectwem stał się chlebem na każdy dzień. Wydarza się na powrót tamto spotkanie z klasy liceum Ber-chet, z którego zrodziło się wszyst-ko. Wydarza się teraz. Czasem, kiedy przemawiam, rozmyślam, spostrze-gam się, że niektóre zwroty i myśli są jego. To tak jak, gdy patrzysz na jakąś osobę i mówisz: jak ona przypomina swoją mamę. Odkrywam Giussanie-go we mnie. Chciałbym powiedzieć, że czynię w sposób mizerny, lichy to, co on czynił przez całe życie po mi-strzowsku: przekazywał świadectwo wiary. W tym jestem jego dłużnikiem. Przykro mi tylko, a mówię to po raz pierwszy, że nigdy nie podziękowa-łem mu publicznie. ■

39

styczeń / luty 2020

Na pogrzebie księdza Giussaniego (Katedra w Mediolanie, 24 luty 2005)

„Uczniowie cieszyli się na widok Jezusa„. Te słowa z Ewangelii, które właśnie przeczytaliśmy, ukazują nam, jaką osobą był nasz kochany ksiądz Gius-sani i jakie życie prowadził. Ksiądz Giussani wzrastał w domu, gdzie jak sam mówił brakowało chleba, ale zawsze była muzyka; tak więc w ten sposób, w zasadzie od początku, był dotknięty a nawet można powie-dzieć zraniony pragnieniem piękna; nie zadowalał się jakimkolwiek pięknem, pięknem banalnym; szukał Piękna nieskończonego i tak zna-lazł Chrystusa a w Chrystusie prawdziwe piękno, drogę życiową i praw-dziwą radość.Już jako młody chłopak założył wspólnie z innymi młodymi osobami wspólnotę, która nazywała się Studium Christi. Jej programem było jedno: mówienie wyłącznie o Chrystusie ponieważ wszystko inne wyda-wało się stratą czasu. Oczywiście udało mu się później pokonać tę jed-nostronność, ale to, co najważniejsze zawsze pozostało obecne w jego życiu. Ksiądz Giussani często patrzył na swoje życie i swoje serce przez pryzmat Chrystusa. W ten sposób zrozumiał, że chrześcijaństwo nie jest jakimś systemem intelektualnym, pakietem dogmatów i moralizmem, ale chrześcijaństwo jest spotkaniem, historią miłości, wydarzeniem.

Tylko Chrystus nadaje sens wszystkiemu w życiu. To zakochanie się w Chrystusie, ta historia miłości, która przeniknęła całe jego życie, było dalekie od jakiegokolwiek łatwego entuzjazmu, od niejasnego roman-tyzmu. Widząc Chrystusa zrozumiał, że rzeczywiście spotkanie z Nim oznacza naśladowanie Go i pójście Jego drogami. To spotkanie jest dro-gą, która tak jak słyszeliśmy w psalmie przechodzi także przez „ciemną dolinę”. W Ewangelii była mowa o ostatniej ciemności cierpienia Chry-stusa, pozornej nieobecności Boga, zaćmieniu Słońca świata. Giussani wiedział, że pójście za Chrystusem oznacza przejście przez „ciemną do-linę”, wkroczenie na drogę krzyża, ale też życie w prawdziwej radości.Dlaczego tak się dzieje? Sam Bóg objawił tę tajemnicę krzyża, która w rzeczy samej jest tajemnicą miłości, w jakiej wyraża się cała rzeczywi-stość naszego życia. Pan mówi: „Kto chce zachować swoje życie, straci je a kto straci swoje życie zyska je”.Ksiądz Giussani nie chciał zachować swego życia dla siebie, ale ofiarowałje jako dar i w ten sposób odkrył je nie tylko dla siebie, ale dla innych. Zrealizował to, co słyszeliśmy w Ewangelii: nie chciał być panem, chciał służyć i być wiernym „sługą Ewangelii”. Służąc w ten sposób, oddał swo-je życie, które przyniosło obfity owoc, co widzimy obecnie bardzo jasno.Stał się ojcem wielu, a prowadząc osoby nie do siebie, ale do Chrystusa, zdobył wiele serc i przyczynił się do tego, aby świat stał się lepszy. Otwo-rzył drzwi świata ku niebu.

Historia miłosna, która jest jego całym życiem

Page 42: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

40

Wspomnieliśmy już na powyższych stronach o miejscu, gdzie w każdym tygodniu wydarza się muzyka: Live from here jest transmisją radiową, za-rejestrowaną w Town Hall w Nowym Jorku, propagowaną przez różnych wydawców amerykańskich i dostęp-ną na YouTube. Dyrektorem mu-zycznym i prezenterem jest wirtuoz mandoliny Chris Thile, wspierany przez zespół rezydentów gotowych na każdą przygodę muzyczną. Pod-czas każdego spotkania (odcinka) jedna część jest poświęcona urodzi-nom artystów żyjących lub zmarłych i przedstawia ich utwory, poczynając od jazzu, przez pop, po rock. Poziom jest zawsze najwyższy. Jeśli odnaj-

dziecie odcinek z 14 grudnia ubiegłe-go roku, zobaczycie naprzemiennie na scenie – w sposób bezpośredni, zawsze idealny z technicznego punk-tu widzenia – gitarzystę funky Cory-’ego Wonga (z grupą muzyczną Vul-fpeck), stare sławy Los Lobos i dwie świetne kompozytorki Sarę Jarosz i Sarę Bareilles, a wszystkich mierzą-cych się z repertuarem świątecznym. Na początek wybuchowe piętnaście

minut z kilkoma fantasmagoryczny-mi kawałkami ludowymi (skrzypek grupy Alex Hargreaves jest kolejnym młodym, absolutnym wirtuozem), następnie kalejdoskop artystów i ga-tunków, i na końcu piętnaście minut encore (bisów). Po zaimprowizowanej piosence Beatlesów cała publiczność śpiewa na stojąco Silent Night i świa-domie czy nie-głosi, że Christ the Sa-vior is Born. ■

Muzyka Waltera Muto

Kiedy wydarza się muzyka

Joe, Meg, Beth i Amy, siostry March z powieści Louisy May Alcott, wracają na wielki ekran dzięki Grecie Gerwig, wrażliwej portrecistce młodzieńczych burz i rodzin z problemami, jednak pozytywnych, co widać było już w po-przednim obrazie reżyserki Lady Bird. Nowa adaptacja jest obsadzona ak-torskimi gwiazdami i w żywy sposób

pokazuje przygody czterech dziew-cząt poszukujących swojego prze-znaczenia pośród wojennych niedo-statków, marzeń, cierpień i wyzwań, które mówią głośno to, co myślą, bez uderzania w feministyczne tony. Fa-buła filmu koncentruje się na postaciJo, początkującej pisarki w chaotycz-nym, lecz nie groźnym Nowym Jor-ku, jej dorastaniu pełnym spotkań, przygód, zalotów, kłótni i problemów dziewczyny poszukującej swego miejsca na świecie. Relacja z mat-ką, umiejącą wychowywać najpierw przez swój przykład, a później przez dyskretne badanie niespokojnego serca Jo, została przedstawiona przez Gerwig z prostotą i skutecznością. Saoirse Ronan jako główna bohaterka jest świetna w oddaniu impulsywno-ści i niepewności swojej postaci, choć pozostałe młode odtwórczynie sióstr w niczym jej nie ustępują, tworząc w ten sposób autentyczny i ponad-czasowy obraz tej niezapomnianej rodziny. ■

Film Luisy Cotta Ramosino

Małe kobietki

Reżyseria Greta Gerwigz Saorise Ronan, Emmą Watson, Meryl Streep, Timothée Chalamet

kultura

Page 43: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego

41

fakt

„W tym roku też się za-angażuję”. Ostatnim razem na koniec re-

kolekcji studenckich Luna spotkała w autobusie swoje koleżanki, które jako wolontariuszki pracowały przy pracach porządkowych. Promienio-wały. Co kryło się w ich oczach, które błyszczały? Żeby uzyskać odpowiedź na to pytanie, Luna w tym roku też postanowiła zaangażować się w wo-lontariat.Jak tylko przyjechaliśmy do Rimini, Julian Carrón zanim rozpoczął reko-lekcje zorganizował spotkanie z wo-lontariuszami. „Te dni są podobne do dużej konstrukcji – powiedział – moż-na skupić się na detalu i myśleć, że ce-gła nie służy do niczego, albo spojrzeć na budynek i zdumieć się widokiem szczegółu stanowiącego część całości, która jest wspaniała.”Luna została przydzielona do pracy przy elektronicznym sprawdzaniu wejściówek, musiała stać w różnych częściach budynku i skanować legity-macje wszystkich tych, którzy wcho-dzili. Ale już za czwartym razem przy-szła jej do głowy myśl, że służąc tutaj nie może być z przyjaciółmi z uni-wersytetu. Godziny pracy są bardzo ściśle przestrzegane, do sali wchodzi jako ostatnia osoba i istnieje ryzyko, że nie będzie na części konferencji. Luna stopniowo staje się coraz bar-dziej smutna. W sposób odruchowy sprawdza wejściówki, które przecież wszystkie są takie same, nie spogląda też na twarze ludzi. W niedługim cza-sie przychodzi jej do głowy pytanie: „Co ja tutaj robię? Cegła, budynek... Pomyliłam się, powinnam być z mo-imi przyjaciółmi”.

W końcu wszyscy weszli do sali. Luna nie ma ochoty tam iść i usiąść na miejscu, gdzieś zostawiła swój dłu-gopis i zeszyt. Pozostaje w głębi sali oparta o ścianę. Co za rozczarowanie, biedna miłość. W jej uszach słychać dźwięk piosenki i to słowo „rozcza-rowanie” rozbrzmiewa w jej wnętrzu. Przeżyć życie z tym sercem i nie chcieć nic utracić i kochać jeszcze raz tak jak inni ludzie. „Oto jestem. Powróciłam do życia takiego, jakie mają inni lu-dzie. Po tym wszystkim, co przeżyłam w tym roku. Co za smutek. Ale ciągle słyszałam słowa piosenki: wystarczyło-by tylko powrócić do okresu kiedy byliśmy dziećmi i pamiętać, że wszystko zostało nam dane... I poczułam ścisk w okolicy żołądka. Co było powiedziane wczo-raj wieczorem?”. Stajemy w obliczu wyboru: albo poddać się patrząc na tą inną stronę... albo zacząć krzyczeć. Nagle Luna usłyszała jakiś wewnętrz-ny głos: „to nie ja nadaję sens temu wszystkiemu co robię. Jest coś więcej. Wystarczy wrócić do okresu kiedy byliśmy dziećmi... Ale jak to zrobić?” Następne-go ranka Luna ciągle tutaj jest w róż-nych miejscach sali. Szybko sprawdza wejściówki, ale poza wejściówkami zaczyna widzieć oczy ludzi, ich uśmie-chy, pozdrowienia. Wrócić do okresu, kiedy byliśmy dziećmi.

Właśnie rozpoczyna się msza, przy łazience spotyka Naimę. Ma zasło-niętą twarz i nie uczestniczy. Zbliża się do Luny i zaczynają rozmawiać. Zapisała się na te rekolekcje, lecz póź-niej zastanowiła się i wycofała swoje uczestnictwo, a potem z tego powodu robiła sobie wyrzuty. Nie wiedząc już w jaki sposób odwrócić tę sytuację, wpisała w wyszukiwarkę Google: „Re-kolekcje CLU” . Wyskoczył jej jakiś list z roku 2018. „Mój list!”- myśli Luna. Napisała go z wdzięczności, ponie-waż w Rimini przeżyła coś wielkiego, a później wydarzyło się coś jeszcze bardziej znaczącego: życie ogarnię-te przez kogoś Innego. Ale teraz? Bycie porządkową? „Uświadomienie sobie, że wszystko, co zostało nam dane jest uwalniające. Wszystko tutaj ma znaczenie”. I oto wraca do tej cegły będącej częścią budynku. Cegły pięk-nej i majestatycznej, tak jak średnio-wieczna katedra. Jest Naima. I przy każdym sprawdzaniu wejściówki za-czyna widzieć spojrzenie, każde sło-wo Carróna... Wszystko. Kiedy wraca do domu o tych samych porach i robi te same rzeczy, które nie są już takie same, przychodzi jej do głowy taka myśl, albo raczej taka pewność: „kie-dy nic się nie czuje, to jest początek drogi”. ■

Cegła Luny

Page 44: Moja przyjaciółka samotność...2020/04/01  · ISSN 1730-0622, nr rej. 737 Moja przyjaciółka samotność litterae communionis Styczeń-Luty 2020 | 5 pln Polska wersja 01 Międzynarodowego