Miedzy regalami 07

16
PISMO STUDENTÓW INFORMACJI NAUKOWEJ I BIBLIOTEKOZNAWSTWA TORUŃ CZWARTEK, 17 MARCA 2011 r. NR 1/2011 (7) ISSN 2082-7938

Transcript of Miedzy regalami 07

Page 1: Miedzy regalami 07

PISMO STUDENTÓW INFORMACJI NAUKOWEJ I BIBLIOTEKOZNAWSTWA

TORUŃ CZWARTEK, 17 MARCA 2011 r. NR 1/2011 (7)

ISSN 2082-7938

Page 2: Miedzy regalami 07

Pismo Studentów Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa Adres redakcji

87-100 Toruń, ul. Gagarina 13 a tel. 668 360 820

e-mail: [email protected] http://pkn-umk.blogspot.com

Zespół redakcyjny: Joanna Edwarczyk, Piotr Rudera,

Małgorzata Szymczyk, Milena Śliwińska, Anna Urbanek

Gościnnie: Marta Tyszkowska,

Aleksandra Sękowska, Dawid Lipiński

Opiekun koła: dr Dorota Degen

Korekta: Milena Śliwińska

Skład:

Anna Urbanek

Projekt okładki: Asia Edwarczyk

Nakład: 120 egz.

MIĘDZY REGAŁAMI MARZEC 2011 (7)

SŁOWO WSTĘPNE 2

BYŁO 38%, A OBECNIE JEST 44% 3

O WILKACH W OWCZEJ SKÓRZE 5

CZYTAJĄCY Z UMIŁOWANIA 6

WIKIPEDIA MA JUŻ 10 LAT! 8

HISTORYCY KSIĄŻKI W TERENIE 10

RECENZJA: MR NOBODY 12

T-POST 14

ŹLE SIĘ DZIEJE W KINIE POLSKIM 15

SPIS TREŚCI SZCZĘŚLIWA SIÓDEMKA!

Podobno czas stoi w miejscu, to my mijamy. Niezależnie jaka jest prawda, pamiętam jak pisałam o upłynięciu roku od ukazania się pierwszego nu-meru MIĘDZY REGAŁAMI. Ani się obejrzałam, a dziś przyszło mi napi-sać, że to już dwa lata. Na łamach (kolejnego) jubileuszowego numeru dużo uwagi po-święciliśmy (nie)czytaniu. Ponadto przedstawiamy Wam pierwszy na świecie magazyn-ubranie, dzielimy się wrażeniami z wycieczki pod zna-kiem książki, zastanawiamy się nad stanem polskiej kinematografii, wie-my, że jesteśmy tylko 8 lat młodsi od Wikipedii i próbujemy utożsamić się z Panem Nobody. W kontekście poziomu czytelnictwa wśród towarzyszy Rodaków cieszy myśl, że nas chyba jednak Ktoś czyta. Ktoś, czyli Ty, Ty i Ty rów-nież, tak – Ty, Drogi Czytelniku! Za co dziękujemy. Skoro jesteśmy przy podziękowaniach – Tomku, nikt nie napisze recenzji lepiej niż Ty, dlatego żałujemy, że opuściłeś nasze redakcyjne progi. Byłeś naszym międzyregałowym Rogerem Ebertem. Dziękujemy za współpracę.

W imieniu wiosennie nastrojonej Redakcji Asia Edwarczyk

Page 3: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 3

BYŁO 38%, A OBECNIE JEST 44%... CZY MOŻE BYĆ GORZEJ?

Przez wiele lat poziom czytelnictwa w Polsce utrzymywał się na średnim poziomie europejskim, chociaż był niższy niż w najbardziej rozwiniętych krajach Unii Europejskiej. Badania Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Naro-dowej nad społeczną sytuacją książki prowadzone są od połowy lat 50. Zainteresowanie czytaniem w poszczegól-nych okresach miało różną skalę, chociaż wielkość tego zainteresowania cechowała się względną stabilnością. I tak – wyniki uzyskane w badaniu z roku 1972 roku po-kazują, że 60% respondentów deklarowało czytanie ksią-żek, a w roku 1985 liczba tych deklaracji osiągnęła 59%. Kolejne badania przynosiły rezultaty, pozwalające zauwa-żyć tendencję spadkową, której dowodem była skala czy-telnictwa osiągnięta w roku 2000, gdzie grupa czytających stanowiła 54%. Mimo niewysokiego zasięgu książki w roku 2000, Katarzyna Wolff nie uznała go za wynik sugerujący rozpoczęcie się kryzysu czytelnictwa w Polsce. Z kolei wyniki badań nad stanem czytelnictwa Polaków za 2008 rok, opublikowane w 2009 roku ukazują sytuację zupełnie inną. Wynik, który wtedy wywołał falę dyskusji osiągnął wartość 38%. Taki odsetek Polaków przeczytał przynajmniej jedną książkę drukowaną w 2008 roku. Jak podaje Katarzyna Wolff – jedna z osób organizujących badania czytelnictwa w Polsce – „był to najniższy wskaź-nik czytelnictwa, jaki został zanotowany od czasu syste-matycznie prowadzonych na ten temat obserwacji, tj. od 1992 r. Poziom czytelnictwa w 2008 roku sytuował Polskę dużo poniżej średniej Unii Europejskiej, wynoszącej 64%, i na poziomie krajów od lat mających najniższe wskaźniki jak Grecja czy Portugalia. Oznacza to, że aż 62% Polaków nie miało przez rok kontaktu z żadną książką. Najnowsze badania BN pokazują, że mimo nie-znacznego spadku liczby nieczytających w ogóle – wcale nie jest lepiej. O ile dwa lata temu 38% „czytelników” wywołało burzę dyskusji, seminariów na temat kondycji polskiego czytelnika, to aktualne wyniki nie pozwalają na stwierdzenie, że jest lepiej, bo wzrost liczby czytających do 44% niekoniecznie wywołany jest rzeczywistym przyrostem czytelników, tyl-ko rozszerzeniem zasięgu na inne materiały piśmiennicze, które do tej pory nie były uwzględniane. Stan czytelnictwa w kraju, w którym ponad połowa badanych deklaruje, że nie czyta absolutnie nic, powinna spowodować nie tyle prowadzenie dyskusji na ten temat, ale rzeczywiste działania instytucji, które posiadają wpływ na kształtowanie postaw ludzi. Dla zain-teresowanych warto powiedzieć, że moda na nieczytanie nie jest sytuacją nową. Tendencja spadkowa obserwowana jest od kilku lat. W 2005 roku czytanie książek deklarowało 58% badanych, a dwa lata później wskaźnik ten spadł do 50%. Rezultat najnowszych badań może oznaczać, że „książka w tradycyjnej po-

staci odchodzi do przeszłości” - mówi Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej. Książka zdaje się odda-wać prym Internetowi i telewizji. Autorzy badania wska-zują jednak na wzrost zainteresowania e-bookami i audio-bookami, których coraz więcej ukazuje się na naszym rynku. Nowoczesne formy prezentacji treści w formie cyfrowej nie są póki co przedmiotem regularnych badań Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej. Jest to sprawa kontrowersyjna, której głównym punktem sporu zdaje się być konserwatywne stanowisko władz Instytutu i Biblioteki Narodowej, eksponujące potencjalne trudności w przekładaniu skali czytelnictwa np. książek elektronicznych do wyników badań uzyskanych w latach poprzednich, które szczegółowych badań nad tym zjawi-skiem nie zawierają. Wśród aktywnych czytelników ciągle jeszcze prze-waża młodzież. W przeprowadzonym w 2009 roku przez Centrum Badań Opinii Społecznej badaniu na temat zmian w stylu życia Polaków potwierdzone zostało, że czytelnic-two książek jest wyraźnie zróżnicowane społecznie, a istotnym czynnikiem warunkującym aktywność czytelniczą jest poziom wykształcenia. Okazało się, że po książkę o wiele częściej sięgają ludzie z wykształceniem średnim lub powyżej średniego, mimo stwierdzonego w ostatnim badaniu wzrostu liczby nieczytających, legity-mujących się wykształceniem wyższym. Czynnikiem sprzyjającym czytelnictwu są wysokie dochody i dobre warunki materialne. Jednocześnie im niższa pozycja spo-łeczno-ekonomiczna badanych i niewielkie miejsce za-mieszkania, tym mniej osób sięga po lekturę. Społeczeń-stwo współczesne jest podzielone na ludzi czytających dużo i nieczytających w ogóle. Zjawisko dziedziczenia stosunku do książki i czy-tania było podejmowane w badaniach czytelniczych, dla-tego zasadne jest organizowanie działań wspierających rodziny i środowiska szkolne w krzewieniu u dzieci i mło-

CZYTANIE MIĘDZY REGAŁAMI

PIOTR RUDERA

Page 4: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 4

dzieży dobrych nawyków obcowania ze słowem pisanym. Istnieje wiele możliwości kształtowania świadomości ludzi w tej dzie-dzinie, do których zaliczają się między in-nymi propagowane przez media inicjatywy różnych instytucji i organizacji – głównie Fundacji ABC XXI, Polskiego Bractwa Kawalerów Gutenberga i Polskiej Izby Książki – promujące czytelnictwo jako ważny element stylu życia. Organizowane działania propagujące czytanie, odznaczają się różną skutecznością ich oddziaływania na grupy odbiorców. Pośród inicjatyw, któ-rych wpływ na poprawę skali czytelnictwa był wyraźny, znalazły się takie akcje skie-rowane do rodziców, jak Cała Polska czyta dzieciom, Tydzień Czytania Dzieciom, Czy-taj dziecku 20 minut dziennie, a także cy-kliczna kampania Czytelmania, a w jej ra-mach Weekend z książką. Według szacunków stowarzy-szenia Polskiego Bractwa Kawalerów Gutenberga „akcje zachęcające do czytania dzieciom i wspólnych z nimi lek-tur miało wpływ na 60% rodzin”. Do podobnych inicjatyw należy też konkurs Papierowy Ekran na najlepsze polsko-języczne serwisy internetowe, których celem jest popula-ryzacja czytelnictwa i tradycyjnych książek. Nie mniej ważnym wydarzeniem jest obchodzony corocznie Świato-wy Dzień Książki i Praw Autorskich, które za zadanie sta-wia promocję czytelnictwa, edytorstwa i ochrony własno-ści intelektualnej. Obiecującą inicjatywą, realizowaną od niedawna jest pomysł pt. 52 Książki, który propaguje re-gularne czytanie i wskazuje na korzyści płynące z obco-wania z lekturą. Szeroki wachlarz zagadnień związanych z czytel-nictwem wyraźnie pokazuje, że mimo spadku poziomu czytelnictwa, pozycja książki póki co jest niepodważalna. Bardzo szybki rozwój nowych technologii w ostatnich kilkunastu latach (komputeryzacja, internetyzacja, cyfry-zacja), a przede wszystkim coraz powszechniejszy do nich dostęp powodują, że „praktykowanie piśmienności i czy-telnictwo przebiegają – zwłaszcza w niektórych grupach społeczeństwa i w odniesieniu do niektórych funkcji – w nowej przestrzeni z wykorzystaniem nowych nośników

i nowych instytucji”. Dokonujące się zmiany w zakresie technologii przebiegają równocześnie ze zmianami kultu-rowymi, które dokonują się poprzez zanikanie kanonów, prymat rynku i kultury popularnej. Podobne zjawiska do-strzegalne są w edukacji, do których należy chociażby polityka ograniczania minimów lekturowych, testy i klu-cze interpretacyjne jako narzędzia sprawdzania wiedzy, które również wpływają na zasięg książki i charakter czy-telnictwa. K. Wolff w komentarzu do raportu o stanie czy-telnictwa w Polsce dowodzi, że zmiany te widoczne są na przykład w zdecydowanej przewadze zainteresowania rynkowymi nowościami, literaturą popularną, czy porad-nikami. Jednocześnie sytuacja na rynku książek dla dzieci i młodzieży jest względnie stała, co może potwierdzać skuteczność akcji promujących ten rodzaj literatury i czy-tanie dzieciom. Obieg książek, podlegając procesom me-diatyzacji, unifikuje się i indywidualizuje zarazem. Najogólniej mówiąc, kontakt z książką poszerza wiedzę jednostki o świecie, dostarcza bogactwa przeżyć wewnętrznych i refleksji kształtujących nie tylko umysły czytelników, ale również ich charakter. Poprzez nie po-znajemy świat i jego wartości. Zarówno ten współczesny jak i miniony. Stanowią one podstawę do nauki we wszystkich dziedzinach myśli ludzkiej.

Można szacować, że spora część czytelnictwa przenosi się w ostatnich latach do Internetu, który jak twierdzą autorzy raportu o stanie kultury w Polsce „jednak nie zastępuje tradycyjnego czytania, lecz je uzupełnia”. Sukcesywnie wzrasta znaczenie Internetu jako źródła informacji o książkach i możliwościach dostępu do nich. Autorzy raportu o stanie kultury w Polsce zauważa-ją, że „czytelnictwo z jednej strony staje się częścią kultury dominującej w XXI wieku, czyli kultury popularnej, skutkiem czego na przykład książka, a także literatura komer-cjalizują się, a ich odbiór podlega stereoty-pom, z drugiej – przyczynia się do indywi-dualizacji uczestnictwa w kulturze, a dla niektórych grup i środowisk bywa jedyną możliwością kontaktu z kulturą wysoką”.

CZYTANIE MIĘDZY REGAŁAMI

Page 5: Miedzy regalami 07

OLA SĘKOWSKA Pomysłodawcy i organizatorzy akcji „52 książki” z pew-nością mieli jak najlepsze intencje. Budzące litość i trwo-gę badania dotyczące spożycia książek w naszym kraju, rokrocznie dostarczane przez Bibliotekę Narodową i TNS OBOP, wyraźnie sugerują, że przyswajanie słowa druko-wanego rodakom nie jest w smak, gdyż lekkostrawne pro-gramy telewizyjne i pachnące świeżymi postami fora internetowe w pełni zaspokajają dzienną energetyczną dawkę kalorii statystycznego Polaka, stanowiąc w wielu przypadkach jedyną strawę dla ducha. Cudownym (i w domyśle skutecznym) lekarstwem, na to przekorne, polskie czyta(NIE) miało być dopadnięcie potencjalnego czytelnika w Internecie, by zasugerować mu zapoznanie się z treścią co najmniej 52 woluminów w ciągu roku (co po przeliczeniu daje nam jedną pozycję na tydzień). I tak zainfekowany szczytną ideą, nawrócony na właściwą dro-gę Internauta mógł dołożyć swą małą cegiełkę do odbudo-wywanego wspólnymi siłami bastionu polskiego czytel-nictwa, świecić dobrym przykładem wśród nieczytających znajomych, dyskutować o przetrawionych już pozycjach z innymi entuzjastami akcji i chwalić się ilością przeczy-tanych książek na forum lub w specjalnej profilowej za-kładce. Każdy szanujący się internetowy zakątek, odwie-dzany przez moli książkowych, za punkt honoru powziął sobie o akcji poinformować. Największy zryw zaobserwować można było wśród użytkowników serwisu Lubimyczytac.pl: zakładki „52 książki (2010)” pojawiały się jak grzyby po deszczu i były na bieżąco aktualizowane o kolejne przeczytane tytuły, lansowanie czytelnictwa niepostrzeżenie stało się modą na czytanie - by być trendy i glamour nie wystar-czyło już tylko czytać, należało czytać i oznajmiać o tym wszem i wobec. Cóż z tego? – zapytają niektórzy - Cóż z tego, że zamiast zamiłowania do książki obudziła się w Internautach żyłka rywalizacji, skoro cel poniekąd zo-stał osiągnięty, a społeczeństwo czytelniczo rozruszane? Czyż nie warto było zainicjować wyścigu szczurów, by zdobyć rząd czytających dusz? Tyle że zarówno niektórzy Miłościwie Nam Czytający Od Dawien Dawna, jak i osobnicy z gatunku Zauważyłem/am, że Książka Jest Fajna, Gdy Czytanie Stało się Trendy w bitewnym zgiełku o pełen aprobaty uśmiech pani bibliotekarki i wypożycze-nie/kupienie kolejnej pozycji, którą można potem wpisać na chlubną listę, zadeptali i bez zbędnych sentymentów porzucili gdzieś szczytną ideę akcji, poprzestając na zwy-czajnym, szczeniackim prześciganiu się w ilości książek „przeczytanych” – a więc w wielu przypadkach li i jedy-nie przejrzanych lub ocenianych po okładce - jak zauwa-żają złośliwi, którzy są mocno zakrzykiwani, proszeni o bezzwłoczne opuszczenie forum i posądzani o zwykłą zawiść, bo sami wyniki mają zbyt marne, by ich głos zna-czyć mógł cokolwiek. W nielicznym co prawda, ale jakże rzucającym się w oczy gronie czytelników-kombinatorów, nieodrodnych dzieci akcji „52 książki” i serwisu „Lubimy (?) Czytać” na

pierwszy plan wysuwają się dwa typy: osobnicy pierwsze-go gatunku twierdzą, że nie jedzą, nie śpią, nie oglądają, nie uczą się/nie pracują, nie spotykają znajomych, nie odrabiają prac domowych, nie siedzą przed komputerem, nie (dowolny czasownik niezwiązany z czytaniem), tylko pochłaniają kolejne tomiszcza i głośno biadają nad tym, jakież to straszne, że doba ma tylko 24 godziny, gdyż chętnie poświęciliby na czytanie znacznie więcej czasu. W zakładce „przeczytanych” mają średnio kilka setek pozycji (np. około 300 lub więcej), z czego większość to publikacje kilkusetstronicowe. Są zazwyczaj święcie obu-rzeni, gdy sugeruje im się zafałszowywanie wyników i nie przyjmują do wiadomości matematycznych wyliczeń, z których wynika, że nie byliby fizycznie w stanie „przerobić” takich ilości tekstu, bo komu jak komu, ale im naprawdę się to udało! Drugim typem są czytelnicy-desperaci, którzy za wszelką cenę chcą zapełnić zakładkę „52 książek”, więc pod koniec roku sięgają po skromne objętościowo pozycje w stylu „Antka”, „Łyska z pokładu Idy”, „Naszej Szkapy” czy komiksów opisujących przygo-dy Kaczora Donalda, by uspokoić sumienie i z fasonem zakończyć szczytną akcję. Odmianą takiegoż typu jest osobnik, który „arcysprytną” taktykę o kryptonimie „czytam tylko cienkie książki” stosuje przez cały rok. I choć delikwenci-kombinatorzy typu drugiego siedzą cicho, 31. grudnia kilka minut przed północą, doczytując pięćdziesiątą drugą pozycję (a tych z gatunku pierwszego nie jest zbyt wielu) w nieco rozczarowującym, ilościo-wym podsumowaniu akcji, ich głosy (a raczej niewiary-godne liczby przeczytanych książek) uderzają po oczach, stanowiąc niedościgniony wzorzec i podstawę licznych gratulacji lub znaczników „lubię to” w przypadku facebo-okowego profilu akcji. Nie tylko organizatorom (których w tym wypadku trudno winić, bo statystyczne przedsta-wienie wyników wydaje się jak najbardziej zasadnym i najłatwiejszym sposobem podsumowania), ale przede wszystkim czytelnikom nie przyszło do głowy, by w ko-mentarzach zapytać o jakość/treść przeczytanych podczas minionego roku pozycji. Liczby wysunęły się na prowa-dzenie, a marudni sceptycy, którzy zwracają uwagę ogółu na jaskrawe niedociągnięcia, związane z traktowaniem po macoszemu najważniejszej (mogłoby się zdawać) dla czy-telnika/humanisty strony książki, a więc jej zawartości/

MIĘDZY REGAŁAMI 5

CZYTANIE MIĘDZY REGAŁAMI

O WILKACH W OWCZEJ SKÓRZE …CZYLI JAK CZYTAĆ, ŻEBY SIĘ NIE ZACZYTAĆ, ALE STATYSTYCZNIE DOBRZE WYPAŚĆ

Page 6: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 6

CZYTANIE MIĘDZY REGAŁAMI

wartości merytorycznej, zbywani są milczeniem, a ich głosy gubią się w gąszczu postów, dodawanych celem przedstawienia kolejnych danych liczbowych. Na szczęście zdecydowana większość podeszła do akcji zdroworozsądkowo, stawiając na prawdomówność. Akcja bez wątpienia miała swoje dobre strony. Dzięki intensywnemu promowaniu czytelnictwa osoby, które nigdy nie czytały, w tym roku sięgnęły po kilka/kilkanaście pozycji i przekonały się, że czas spędzony z książką nie musi być czasem straconym. Szkoda tylko, że ich wysiłki nie zostały docenione, gdyż statystyki oka-zały się ślepe na 10/20 pozycji, gratyfikując blagierów, którzy do „przeczytanych” najchętniej dodaliby program telewizyjny lub ulotkę dołączoną do lekarstwa, gdyby było to możliwe. Tymczasem 20 pozycji nawróconego na książki Internauty warte jest więcej niż 300 książek wid-

niejących w zakładce usera-kombinatora. „Czytanie to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła” – powiedziała niegdyś Wisława Szymborska, zaś książko-wym molom trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Szkoda, że w tym wypadku zabawa tak łatwo przerodziła się w (bezsensowną zresztą) rywalizację. Tak, ilość bez wątpienia jest ważna, a zestawienia liczbowe są nieod-łącznym składnikiem współczesnego świata, jednak jed-noznacznie (i być może staromodnie) będę upierać się przy twierdzeniu, że w czytaniu najważniejsze jest… czy-tanie, nawet jeśli jego tempo u poszczególnych jednostek nie daje wyników statystycznie zadowalających. I choć jestem przeciętniakiem, z „marnymi” sześćdziesięcioma pięcioma książkami na koncie, naprawdę lubieczytac i do tego pl.

Odkryłam ostatnio książkę – z gatunku tych, które zapisa-łoby się przez wielkie „K”, gdyby nie miłość do zasad ortografii polskiej. Książkę może i nie nową, bo na rynku polskim ukazała się dwa lata temu, ale oryginalną, nietu-zinkową i – przede wszystkim – pełną tego, co czytający z umiłowania lubią najbardziej: literackich odniesień, wielowarstwowości i przekonania o sensie lektury do-brych i mniej dobrych książek. Elegancja jeża Muriel Barbery (Warszawa: „Twój Styl” 2008, zekranizowana w 2009 roku przez Monę Achache pod tytułem Jeż / Le Herisson) przez długi czas znajdowała się na szczycie list bestsellerów we Francji, a ja, z sercem całkowicie przez tę książkę zdobytym, nie potrafię się Francuzom dziwić. To inteligentna, wolna od banału opowieść o Renée, którą wydawca z uporem nazy-wa „współczesnym Kopciuszkiem”. Kopciuszek jednak, choć pracuje jako dozorczyni, nie jest pięknym, uroczym i skromnym dziewczątkiem, czekającym na swojego księ-

cia. Nie, Renée jest osobą samodzielną, oryginalną i nie-zbyt skłonną do uznawania się za piękność. Najlepiej przedstawia się sama: Nazywam się Renée Michel. Mam pięćdziesiąt cztery lata. Od dwudziestu siedmiu lat jestem dozorczynią w kamienicy pod numerem 7 przy ulicy de Grenelle, pięknej rezydencji prywatnej z podwó-rzem i ogrodem (...). Jestem wdową, niską, brzydką, gru-bawą, mam nagniotki na stopach i – jeśli wierzyć niektó-rym dokuczliwym dla mnie samej porankom – oddech mamuta. Nigdy nie studiowałam, zawsze byłam biedna, dyskretna i nijaka. Mieszkam sama z kotem, który ma jedyną cechę szczególną: cuchną mu łapy, kiedy się zde-nerwuje. Ani on, ani ja nie czynimy żadnych wysiłków, żeby się zintegrować z kręgiem naszych bliźnich. Rzadko bywam miła, acz zawsze jestem grzeczna, zatem ludzie mnie nie lubią, chociaż tolerują, ponieważ tak dobrze odpowiadam powszechnym wyobrażeniom na temat wzorca dozorczyni, że stanowię jedno z kółek zębatych, które napędzają wielkie uniwersalne złudzenie, iż życie ma sens dający się łatwo odczytać. Renée przybrała barwy ochronne, chowając swoje oczytanie i miłość do japońskiej kinematografii za mu-rem autoironii, udawania przygłupiej i telewizorem na pokaz nadającym telenowelową papkę. Dlaczego? Ot tak, dla własnego świętego spokoju podczas czytania opracowań o fenomenologii. Bo w końcu co komu do tego, że kot zwany jest Lwem na cześć Tołstoja, że zda-rza się czasem dozorczyni zacytować Annę Kareninę i że może ona mieć sprecyzowane poglądy na temat ideologii marksistowskiej. Drugą bohaterką – narratorką jest Paloma, dwuna-stolatka o ponadprzeciętnej inteligencji. Stwierdziwszy, że życie jest niczym innym jak żywotem rybki w akwarium, drogą wyznaczoną przez konwenanse i uprzedzenia, a w związku z tym na dłuższą metę zajęciem bezsensow-nym, Paloma postanowiła popełnić samobójstwo w dniu swoich trzynastych urodzin. Jednocześnie stara się zapisać jak najwięcej głębokich myśli i szuka rzeczy pięknych i fascynujących, bo jeśli na świecie istnieje coś, dla czego

CZYTAJĄCY Z UMIŁOWANIA ANNA URBANEK

Page 7: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 7

warto żyć, nie powinnam tego przegapić, ponieważ kiedy się umrze, jest za późno na żale, a zabić się przez pomyłkę to naprawdę zbyt głupie. Przy tym wszystkim dziewczyna zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę bawi się w intelektu-alistkę (która kpi z innych intelektualistów). Co nie zawsze jest bardzo chwalebne, ale za to zabawne. Żaden wydawca nie wpadłby jednak na pomysł z Kopciuszkiem, gdyby nie pojawił się Książę. Książę jednak przybywa, roztaczając urok męskości, mądrości, inteligencji, bogactwa, dobrych manier i poczucia humo-ru. Oraz japońskości, której wielkimi miłośniczkami są obie narratorki. Kakuro Ozu jest nie tylko współczesnym księciem – jest katalizatorem wielkich przemian, jakie zachodzą w życiu Palomy i Renée, a przy okazji, niezwy-kle sympatycznym człowiekiem. Nie jest to książka (ani film) dla miłośników akcji. Jedno i drugie jest przegadane do granic możliwości, peł-ne rozważań o naturze sztuki, sensie życia, pięknie, ludz-kim losie i wszystkim innym. A jednocześnie – zabawne, lekkie, pełne ironii, mądrych i niebanalnych spostrzeżeń. Gdzie nie otworzyć – tam jakieś zdanie przykuje wzrok. I obiecuję, że nie będą to pompatyczne, grafomańskie oraz pseudo-mądre truizmy typu W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca (copyright by Paulo Coelho oraz reszta wszechświata). Perypetie bohaterek wywołują uśmiech, nieważne czy Renée dzieli się sarkastycznymi uwagami na temat jej bogatych pracodawców, którzy nie potrafią posługi-wać się swoim ojczystym językiem, czy przemyślenia Palomy o przyszłości jej szkolnych kolegów i koleżanek. Obie są nieco zarozumiałe i przekonane o swojej wyż-szości, a to nie tylko pozbawia je idealizmu, ale też do-daje opowieściom dodatkowej pikanterii. Nie koniec na tym – nie mogłabym Elegancji jeża uznać za tak dobrą lekturę, gdyby nie wszechobecne literackie, filmowe odniesienia, aluzje i smaczki. Dowia-dujemy się więc, że Gégène, okoliczny kloszard, nosi wytarty surdut jak Riabinin, chytry handlarz drewnem z Anny Kareniny, przypominamy sobie, że wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, ale nieszczęśliwe rodziny są nieszczęśliwe każda na swój sposób. Szukamy związków między Husserlem a Ockhamem, wspólnych cech malarstwa Claesza,

Rafaela, Rubensa i Hoppera, przy okazji podśmiewając się z japońskiego zwyczaju montowania odtwarzaczy muzyki w łazienkach, które przy spłukiwaniu wody w toalecie odgrywają (w tym akurat przypadku) Requiem Mozarta. Nienachalny humor jest nieodłączną częścią książki, nadaje jej swobodny ton i pozwala nie brać żadnego wydarzenia zbyt serio. To literacki i filmowy odpowiednik spokojnego, samotnego spaceru w lipcowy wieczór, kiedy świat wydaje się trochę przesadnie poważny, a codzienne zmartwienia niezasłużenie istotne. To niebanalna, oryginalna bajka, przypominająca ciasto francuskie, wielowarstwowe, delikatne i nie wywołujące

uczucia przesycenia. Jak dla mnie, książka idealna dla miłośników literatury, czytających z umiłowania, którzy jak autorka Elegancji (i pochlebiająca sobie w ten sposób autorka artykułu) należą do wspólnoty utkanej przez znaki pisarskie i czerpią z niej siłę. Czyż istnieje bowiem s z l a c h e t n i e j s z a r o z r y w k a , rozkoszniejszy trans niż literatura? Większość cytatów zaczerpnięta z powieści, zakończenie trawestujące opis przygotowany przez wydawcę, aluzje i skojarzenia własne. Autorka wymiguje się od odpowiedzialności za wszelki rozwój osobisty wynikający z zapoznania się z Elegancją jeża i pozostałymi książkami świata.

CZYTANIE MIĘDZY REGAŁAMI

Page 8: Miedzy regalami 07

WIKIPEDIA MA JUŻ 10 LAT!

MIĘDZY REGAŁAMI 8

Najpopularniejsza encyklopedia w Internecie, tworzona przez swoich użytkowników obchodzi w tym roku dziesiąte urodziny. Ten wieloję-zyczny projekt działa na zasadzie otwartej treści, co oznacza, że każdy Internauta odwiedzający stronę Wikipedii może edytować jej hasła w czasie rzeczywistym. Encyklopedia dostępna jest w ponad 200 wersjach językowych i zawie-ra ponad 14 milionów haseł, najwięcej w wersji angielskiej (ponad 3,4 miliona haseł)1. Wikipedia budzi jednak wiele kontrower-sji, ze względu na możliwość podawania nie-prawdziwych danych oraz wandalizowania ist-niejących już haseł. Internauci odwiedzający Wikipedię mogą w każdej chwili rozpocząć edy-cję hasła i wprowadzić do niego zmiany po klik-nięciu przycisku „zapisz”. Zdarzają się więc często próby niszczenia haseł, stąd w 2008 roku wprowadzono dodatkowy warunek dla edytowa-

nia haseł – zmiany wprowadzone przez użyt-kownika encyklopedii są widoczne po zatwier-dzeniu ich przez redaktora. Wszystkie zmiany są odnotowywane w historii edycji danego hasła, dlatego w przypadku wandalizowania danego artykułu hasłowego łatwo można wrócić do jego poprawnej wersji2. Zapał i zaangażowanie nie-których Wikipedystów może prowadzić niekie-dy do tzw. wojen edycyjnych, które polegają na ciągłej zmianie pewnego elementu hasła przez dwóch lub więcej użytkowników, według ich własnych informacji. Możliwość edycji takiego hasła może być czasowo zablokowana lub ogra-niczona np. tylko do osób zalogowanych ze względu na wojny edycyjne oraz wandalizmy. Mimo braku ograniczeń w edytowaniu haseł Wikipedii istnieją pewne zasady, które powinny być respektowane przez autorów, jeśli chcą, aby ich zmiany zostały zaakceptowane

i wprowadzone. Podobnie jak w na-uce, tak i tutaj przyjęto zasadę neu-tralności punktu widzenia, a więc braku skrajnie subiektywnych opinii i unikania jednostronnego przedsta-wiania zagadnień. Źródła, na które powołują się autorzy, muszą być we-ryfikowalne, nie należy wprowadzać własnych analiz, przemyśleń i infor-macji dotąd niepublikowanych3. Niezwykle ciekawie przedsta-wiają się badania nad jakością haseł Wikipedii. W 2005 roku magazyn „Nature” poprosił kilkudziesięciu ekspertów z różnych dziedzin o oce-nę jakości haseł pochodzących z Wi-kipedii oraz internetowej wersji En-cyklopedii Britannica. Badacze nie znali pochodzenia haseł i poszukiwa-li w nich wszelkich błędów i nieści-słości. Okazało się, że w obydwu encyklopediach wykryto po cztery poważne nieścisłości, liczba mniej-szych niedociągnięć w Wikipedii

INTERNET MIĘDZY REGAŁAMI

MARTA TYSZKOWSKA

1 Wikipedia [on-line]. Ostatnia aktualizacja 06.02.2011 [dostęp 06.02.2011]. Dostępny w World Wide Web: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia. 2 Tamże. 3 Tamże.

Page 9: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 9

wynosiła 162, a w Encyklopedii Bri-tannica była zbliżona i wynosiła 1234. Britannica w odpowiedzi na publika-cję „Nature” opracowała obszerny raport, w którym wytknęła błędy w badaniach prowadzonych na prośbę magazynu, jednak ten stanowczo od-parł zarzuty i potwierdził podane wcześniej informacje5. Podobne badanie przeprowadził niezależny instytut badawczy z Kolonii, który porównał dokładność, aktualność i czytelność 50 artykułów niemieckojęzycznej Wikipedii oraz encyklopedii Brockhausa. W 43 przypadkach lepsza okazała się Wikipedia, w 6 artykułach przodował Brockhaus, a 1 artykuł oceniony był jednakowo w obu encyklopediach. Wyniki ba-dań pokazują wyraźnie, że nie ma hasła, którego nie dałoby się poprawić, a wspólna, ciągła praca nad kolejnymi edycjami pozwala na przedsta-wienie informacji w szerokim spektrum oraz zapewnienie jej aktualności6. Wydawcy klasycz-nych encyklopedii zaczynają dostrzegać tę po-trzebę. Encyklopedia Britannica w swoim inter-netowym wydaniu pozwala użytkownikom ze-wnętrznym na dodawanie i edytowanie haseł. Aby móc tego dokonać czytelnik musi zareje-strować się na stronie internetowej. Zawartość Britannici online jest tworzona przez trzy kate-gorie użytkowników – ekspertów, zwykłych użytkowników oraz redaktorów Britannici. Za-

nim hasła zostaną opublikowane w tradycyjnej wersji encyklopedii zostaną sprawdzone pod względem ich rzetelności i zgodności z prawdą7. Larry Sanger, jeden z twórców Wikipedii postanowił rozwinąć nowy projekt, bazujący na hasłach z encyklopedii Wiki, stawiający jednak przede wszystkim na jakość. Citizendium (od ang. citizens`s compendium of everything), czyli obywatelskie kompendium wiedzy o wszystkim, to encyklopedia internetowa działająca od 2007 roku, pozwalająca swoim użytkownikom na edytowanie haseł, jednak nie anonimowo. Po-tencjalni autorzy muszą się zarejestrować na stronie w jednej z dwóch kategorii: autor lub redaktor. Wszyscy zarejestrowani użytkownicy posiadają automatycznie status autora, natomiast redaktorami w wybranych dziedzinach mogą zostać internauci z potwierdzonym statusem specjalisty (wykształcenie wyższe, ukończone 25 lat oraz dorobek naukowy). Redaktorzy sprawdzają i zatwierdzają poprawne meryto-rycznie artykuły. Wymóg rejestracji i podania danych osobowych pozwala na podniesienie ja-kości opracowywanych haseł i wzięcie odpowie-dzialności za własne słowa8. Wikipedia, Citizendium czy Brittanica on-line są dla wielu pierwszym źródłem informacji i zdobywają coraz większą popularność. Korzy-stając z nich i doceniając ich niewątpliwe zalety, takie jak aktualność treści, obszerność i czytel-ność informacji należy także pamiętać o zagro-żeniach związanych z ich wiarygodnością i po-prawnością.

INTERNET MIĘDZY REGAŁAMI

4 M. Szpunar: Wikipedia – zbiorowa mądrość czy kolektywna głupota? „E-mentor” [on-line] 2008, nr 5(27) [dostęp 05.02.2011]. Dostępny w World Wide Web: http://www.e-mentor.edu.pl/_pdf/ementor27.pdf. ISSN 1731-6758. 5 Nature: Britannica attacks ... and we respond [on-line]. Ostatnia aktualizacja 30.03.2006 [dostęp 04.02.2011]. Dostępny w World Wide Web: http://www.nature.com/nature/journal/v440/n7084/full/440582b.html. 6 D. Koc: Niemiecka Wikipedia wygrywa z Brockhausem [on-line]. Ostatnia aktualizacja 20.02.2008 [dostęp 04.02.2011]. Dostępny w World Wide Web: http://osnews.pl/niemiecka-wikipedia-wygrywa-z-brockhausem. 7 M. Chudziński: Britannica jak Wikipedia? [on-line]. Ostatnia aktualizacja 12.06.2008 [dostęp 04.02.2011]. Dostępny w World Wide Web: http://di.com.pl/news/21256,0,Britannica_jak_Wikipedia.html. 8 Citizendium - nowy rywal Wikipedii? [on-line]. Ostatnia aktualizacja 20.10.2006 [dostęp 04.02.2011]. Dostępny w World Wide Web: http://www.egospodarka.pl/17998,Citizendium-nowy-rywal-Wikipedii,1,12,1.html.

Page 10: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 10

OPOWIEŚCI MIĘDZY REGAŁAMI

Na zajęcia ze specjalizacji Wiedza o książce dawnej i księgarstwie uczęszcza niewielkie gro-no studentek. Ma to swoje wady i zalety. Mało oznacza, że każdy powinien odrobić przysłowio-wą „pracę domową”. Z drugiej jednak strony mało studentów oznacza większe możliwości i mobilność. Pozwoliło to na zorganizowanie w ramach zajęć z Bibliofilstwa wycieczek, w celu zapoznania się z piękną książką i jej hi-storią, poza murami uczelni. Sześć studentek wyruszyło pod bacznym okiem Pana Profesora Janusza Tondela na spotkanie z historią. Pierwszym miejscem poza granicami go-tyckiego Torunia był Grębocin. Źródłem wiedzy i nowych naukowych doznań miało stać się Mu-zeum Piśmiennictwa i Drukarstwa, umiejsco-wione w średniowiecznym kościółku założonym przez Krzyżaków. W 1998 roku kościół został zakupiony przez Dariusza Subocza, konserwato-ra zabytków, i przekształcony z ruiny w ciekawe muzeum. Choć może muzeum nie jest tu do-brym określeniem, gdyż słowo to kojarzy się z licznymi salami pełnymi przeróżnych artefak-tów przeszłości. W Grębocinie do dyspozycji zwiedzających jest tylko jedna sala i niewielka antresola. Niemal cała przestrzeń zastawiona jest sprzętem drukarskim z różnych epok, pozo-stała część zaś przypomina pomieszczenie szkolne z czasów zamierzchłych, gdzie przepro-wadzane są zajęcia edukacyjne dla dzieci i mło-dzieży. Nacisk należy położyć na dzieci i chyba tylko one mogą w pełni skorzystać z tego, co oferuje muzeum i osoby, które po nim „oprowadzają”. Studenci bibliotekoznawstwa, zwłaszcza ci, którzy mają już za sobą egzamin z historii książki, sami mogliby opowiedzieć o poszczególnych elementach wystawy. W mu-zeum nie ma zbyt wiele atrakcji, gdyż cała idea tego miejsca skupia się na przeprowadzeniu lek-cji w dawnym warsztacie, od ręcznego czerpania papieru, po wykonanie odbitki na prasie drukar-skiej typu Bostonka, bądź pobytu w „skryptorium”, gdzie można cofnąć się do czasów, kiedy to skrybowie przepisywali ręcz-nie księgi, używając ptasiego pióra i tuszu, od-być lekcję kaligrafii. Wszytko to sprawia, że

miejsce to jest atrakcyjne, ale raczej dla dużo młodszego odbiorcy. Dodatkowo nasza grupa studentek, została dołączona do innej grupy zwiedzających, choć nikt nas wcześniej nie uprzedził, że grupa, do której mamy dołączyć – to 8-latkowie, którzy nie umieją poruszać się w ciszy. Po krótkiej prelekcji na temat wynalaz-ku druku i Jana Gutenberga zakończyła się na-sza przygoda w muzeum w Grębocinie. Choć nie była to może wymarzona podróż do historii drukarstwa i dawnej książki, to jednak pokazała pewną inicjatywę, która z pewnością kształci (może trochę młodsze pokolenie niż studentki ostatniego roku bibliotekoznawstwa, ale zaw-sze), która w przyszłości na pewno się rozwinie.

Niezrażone pierwszą wyprawą z nadzieją i podekscytowaniem, czekałyśmy na kolejną. Następnym punktem naszego edukacyjnego szlaku był Żnin, a w nim Muzeum Ziemi Pałuc-kiej. Głównym obiektem Muzeum Ziemi Pałuc-kiej w Żninie jest budynek Magistratu. Wybudo-wany w 1906 roku, był początkowo siedzibą władz miejskich Żnina. Od połowy lat 90. mie-ści się w nim administracja placówki oraz stałe wystawy poświęcone historii drukarstwa, etno-grafii i sportom motorowodnym. Tu również gromadzone i opracowywane są zbiory, działa także Galeria im. Tadeusza Małachowskiego, w której eksponowane są głównie dzieła twór-ców związanych z regionem. Jak na historyków książki przystało, nas interesował dział poświę-cony drukarstwu. Żnin jest bowiem miejscem gdzie, dzięki działalności Anny i Alfreda Krzyc-kich i ich drukarni, narodziła się prasa kolorowa i kobieca. Tu wydawano jeszcze przed wojną „Moją Przyjaciółkę”, pierwszy w Polsce maga-zyn dla kobiet. Niestety wielkie nadzieje na wspaniałą ekspozycję zgasły już za progiem mu-zeum, kiedy okazało się, że cała historia drukar-stwa znajduje się w niewielkiej sali, z „nieboszczykami” pod ścianami. Przedwojen-ne maszyny z drukarni Krzyckich, niedziałające, niektóre niekompletne, sprzęt introligatorski, kilka fotografii i dokumentów, dwa numery „Mojej Przyjaciółki” i oto cała wystawa. Od osoby, która nas oprowadzała niewiele można

HISTORYCY KSIĄŻKI W TERENIE

MAŁGORZATA SZYMCZYK

Page 11: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 11

OPOWIEŚCI MIĘDZY REGAŁAMI

było się dowiedzieć, znacznie więcej dowiedzia-łyśmy się jeszcze przed wizytą w muzeum od Pana Profesora. Ciekawsza była sala poświęco-na sztuce ludowej Pałuk oraz umieszczone na korytarzu intarsje Edmunda Kapłońskiego, czyli obrazy „malowane drewnem”. Niestety i to spo-tkanie u źródeł historii przedwojennego drukar-stwa w Żninie, nie dostarczyło nam doznań, ja-kich oczekiwaliśmy, ale każda podróż wzbogaca człowieka i ta również pozwoliła nam na pozna-nie czegoś nowego. Mówi się do 3 razy sztuka i tak wyruszyli-śmy na spotkanie kolejnej przygody z książką tym razem do miasta fabrycznego – Łodzi. Choć nasze oczekiwania względem polskich muzeów książki i drukarstwa znacznie zmalały, wciąż miałyśmy nadzieję na odkrycie niezwykłego miejsca. Muzeum Książki Artystycznej w Ło-dzi, choć z zewnątrz nie wyglądało zachęcająco, było czymś, co każdy student bibliotekoznaw-stwa powinien zobaczyć. Muzeum mieści się w dawnej willi Henryka Grohmana, a oficjalnie zostało otwarte w 1993 r., chociaż historia tej placówki wiąże się z latami wcześniejszymi i grupą artystów pod nazwą CORRESPON-DANCE DES ARTS. Obecnie prowadzone jest przez małżeństwo Jadwigę i Janusza Tryzno. Od 1997 roku prowadzą oni wyczerpującą walkę o zachowanie siedziby i utrzymanie muzeum, któ-rego likwidacja byłaby wielką stratą dla świata kultury i sztuki. Początek naszej przygody z tym muzeum zaczął się od kawy w jednym z poko-jów willi, gdzie umieszczona została stała eks-pozycja książek artystycznych. I choć samo ich oglądanie nawet zza szyby było już pewnego rodzaju doznaniem artystycznym, przybliżenie ich znaczenia oraz historii, którą opowiadały przez Jadwigę Tryzno przeniosło nas w niezwy-kły świat sztuki książki. Niewielkiego rozmiaru książeczka, w której na poszczególnych stro-nach znajdowały się tylko pojedyncze litery al-fabetu: na pierwszej stronie kilka liter „a”, na kolejnej „b”, itd. opowiadała historię pewnego performance’u, podczas którego artysta postano-wił udowodnić, że każdy tekst, można czytać w różnoraki sposób, czyli np. odczytując po ko-lei każdą literę alfabetu w poszczególnych sło-

wach, najpierw wszystkie litery a, potem b, c itd. W taki sposób powstała książka, której stro-ny zapisane zostały pojedynczymi literami. Po-mysłowość i twórczość każdego z przedstawio-nych dzieł była wręcz nie do opisania. Oprócz książek artystycznych pokazano nam także efek-ty nowych technik druku, gdzie tekst znika bądź pojawia się pod wpływem dotyku ciepła wy-dzielanego przez ludzką rękę, bądź tablic z tek-stem trójwymiarowym. Jakby tego było mało zaprowadzono nas do piwnicy, a tam ujrzałyśmy prawdziwy zakład drukarski, z maszynami z XIX w. Wszystkie sprawne i pracujące na swoją historię! Zostałyśmy oprowadzone po warsztacie i zapoznane z każdą z maszyn nie tylko drukarskich, ale także do otrzymywania pulpy, z której wykonuje się ręcznie czerpany papier. Można powiedzieć, że w tym miejscu zatrzymał się czas, a to, co dawne nie zostało wyparte przez nową technologię, lecz jest sta-rannie pielęgnowane i wykorzystywane w celu tworzenia pięknej książki. Muzeum to ma wiel-kie plany na stworzenie biblioteki, interaktyw-nych sal wystawowych i jeszcze wielu innych projektów. Gościnność, chęć podzielenia się z nami własnymi osiągnięciami sprawiły, że opuszczałyśmy to miejsce bogatsze o wiedzę, której nie można nabyć z książek oraz o chęć poznania kolejnych obiektów, podobnych miejsc i doznań. Mam nadzieję, że jeszcze wie-le pokoleń historyków książki będzie mogło za-poznać się z tym niezwykłym miejscem.

Nasze zajęcia „terenowe”, pozwoliły na odkrycie wielu aspektów nie tylko historii dru-karstwa czy książki, jako dzieła sztuki, ale także polskich realiów, gdzie muzea tego typu nie są rzeczą popularną i dopiero zaczynają się rozwi-jać. Wyjście poza mury uczelni, dostarczyło no-wych doznań i doświadczeń. Niewielu bowiem mogło zobaczyć to, co pewne studentki ostatnie-go roku bibliotekoznawstwa, które na pewno zachowają to w swojej pamięci na długie lata.

Page 12: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 12

Życie każdego człowieka składa się z różnych wyborów. Ten truizm jest powszechnie znany i nikomu go tłuma-czyć chyba nie muszę. Jak można się domyśleć, zasada ta obowiązuje również mnie. I tak też się stało, że kilka ty-godni temu stanąłem przed, być może niezbyt istotnym w moim życiu wyborem, ale jednak wyborem. Otóż posta-nowiłem wybrać się z bratem do kina. Nie interesował nas żaden konkretny film, po prostu chcieliśmy dobrze się bawić przed dużym ekranem. Mój brat zaczął mnie prze-konywać, abyśmy poszli na Mr Nobody, film który już od kilku tygodni gościł w Polsce na dużym ekranie. W takiej sytuacji pierwszą rzeczą jaką człowiek powinien zrobić (a przynajmniej ten, kto nie do końca ufa gustowi swojego brata), to przejrzeć opis tego filmu. I oczywiście tak zrobi-łem. Ze strony internetowej Cinema City dowiedziałem się, że film ten opowiada historię człowieka, który w 2092 roku jest ostatnim żyjącym śmiertelnikiem, gdyż ludzkość znalazła sposób na nieśmiertelność. Zupełnie inny opis daje Filmweb, gdzie możemy przeczytać, że Mr Nobody opowiada historię człowieka, który wiodąc sobie spokojne życie z żoną i dziećmi budzi się nagle w 2092 roku, i aby powrócić do swoich czasów musi poznać samego siebie. Swoją drogą nie wiem, kto tworzy tego typu opisy (i cho-dzi mi tu o oba portale internetowe), ale czasami wydaje mi się, że ci ludzie w ogóle tych filmów nie widzieli. Wra-cając jednak do głównego wątku, oba opisy zgadzały się niemal tylko w jednym – że jest to Sci-Fi. Ostatecznie mój wybór padł na inny film, gdyż ten, w świetle przytoczo-nych relacji, wydawał się kolejną produkcją opowiadającą o zagubionym człowieku w przyszłym świecie. Do Mr Nobody powróciłem pewnej niedzieli, kiedy dla zabicia czasu postanowiłem jednak obejrzeć ten film. Nie wiedziałem jeszcze wtedy jak mocne piętno odciśnie na mnie ta produkcja. Kiedy usiadłem wygodnie przed ekranem i zaczął się film już od pierwszej chwili wiedzia-łem, że byłem w błędzie zawierzając opisom na stronie Cinema City i Filweb'u. To nie było typowe Sci-Fi. Tak szczerze to nawet nie mogę powiedzieć czy to w ogóle jest Sci-Fi, raczej jest to dramat z elementami Sci-Fi. Film zaczyna się od rzutu kamery na gołębia zamkniętego w pewnym niewielkim pojemniku, gdzie z jednej strony jest zawieszony pokarm, z drugiej zaś stoi klocek. Ptak ma zbyt mało miejsca by podfrunąć i chwycić pożywienie, zaczyna zatem przesuwać klocek, wchodzi na niego i tak udaje mu się pochwycić zdobycz. Następnie narrator, któ-ry jest równocześnie głównym bohaterem, wyjaśnia czym jest „gołębi przesąd”. Gdy postawić przed ptakiem, czy jakimkolwiek innym stworzeniem, zadanie, dzięki które-mu ten będzie mógł zdobyć pokarm, to zwierzę bardzo szybko nauczy się je wykonywać. Jeżeli jednak w rów-nych odstępach czasu będzie się dawało pożywienie bez wymagania czegokolwiek, to dana istota zacznie się „zastanawiać” czym na to sobie zasłużyła i powiąże akt karmienia z zupełnie niezwiązaną z tym czynnością,

np. rozpostarciem skrzydeł. Pierwsza refleksja po tej sce-nie – tak nie zaczyna się zwykłe Sci-Fi, tak nie zaczyna się zwykły film. I ta myśl o poczuciu niezwykłości tego przekazu, towarzyszyła mi już do końca. Jeżeli ktoś zapytałby mnie o czym był ten film, miałbym nie lada problem z odpowiedzią na to pytanie (fakt ten w pewien sposób usprawiedliwia te osoby, które stworzyły opis tego filmu na stronie Cinema City i Film-webie). Nie potrafiłbym streścić tego filmu, czy też opisać jego fabuły. Zresztą wydaje mi się, że film ten nie posiada fabuły, albo może raczej posiada ich zbyt wiele. Teore-tycznie cała akcja toczy się wokół jednego człowieka – Nemo Nobody, czyli dosłownie Nikogo, albo może raczej Każdego, bo tym bohaterem mógłby być każdy z nas. Ów bohater jest ostatnim śmiertelnikiem w świecie, gdzie badania nad komórkami macierzystymi świni zagwaranto-wały ludzkości nieśmiertelność. Jest on sensacją, zwłasz-cza, że wkrótce ma umrzeć, nikt jednak nie zna jego prze-szłości, chociaż każdy by chciał się tego dowiedzieć. Widz uzyskuje możliwość prześledzenie jego życia, dzięki temu, że lekarz zajmujący się Nemo Nobody postanawia wydobyć te informację dzięki hipnozie, a równocześnie nasz bohater zwierza się pewnemu młodemu dziennika-rzowi. Kim zatem jest Nemo Nobody? Jak on sam stwier-dza na końcu filmu – imaginacją dziewięcioletniego dziecka, bo wszystko jest imaginacją dziewięcioletniego

KULTURA MIĘDZY REGAŁAMI

ZUGZWANG CZYLI KIEDY NAJLEPSZYM RUCHEM JEST BRAK RUCHU

DTL

Page 13: Miedzy regalami 07

KULTURA MIĘDZY REGAŁAMI

MIĘDZY REGAŁAMI 13

dziecka. Nemo bowiem nie miał jednego życia, miał ich wiele i to bardzo różnych. Przed narodzinami dzieci żyją w Raju. Jak mówi nam narrator, w tym okresie swego istnienia wiedzą one wszystko co się stanie. Dopiero Anioł Zapomnienia poprzez położenie palca na ustach wymazuje wszechwiedzę i pozwala się narodzić. Nemo został jednak przez anioła pominięty – wiedział wszystko. Stąd w wieku 117 lat, na łożu swej śmierci, opowiedział wszystkie swoje możliwe, alternatywne historie. Nie chcę opisywać, chcę jednak wydobyć na wierzch jego główny temat, który pozwala zastanowić się nad swoją egzystencją. Film ten bowiem wydaje się być nośnikiem, dzięki któremu reżyser a równocześnie scena-rzysta tej produkcji, Jaco Van Dormael, chciał ze światem podzielić się swoimi przemyśleniami na temat kruchości i nieprzewidywalności ludzkiego życia. Wystarczy bo-wiem jedna decyzja, jedno nieprzewidziane zdarzenie, abyśmy stali się kimś zupełnie innym. Jaki zatem wpływ na nasz los ma przypadek, jaki mają inni, a jaki mamy my sami? Na te pytania stara się odpowiedzieć Van Dormael. Jeżeli bowiem zaczniemy biec za pociągiem, który wła-śnie zaczyna odjeżdżać ze stacji naszej rodzinnej miejsco-wości, jak wiele niezależnych od nas sytuacji może spra-wić, że staniemy się zupełnie innymi ludźmi. Dogonimy pociąg i do niego wsiądziemy – zaczniemy nowe życie w innym miejscu. Wystarczy jednak drobna chwila zawa-hania słysząc krzyk ojca, albo potknięcie się o jakiś przed-miot, aby pozostać w domowej rutynie. To są rzeczy nie-zależne od nas. Do nich należy jeszcze wpływ innych, którego najlepszym przykładem może być „efekt motyla”. Jedna kropla deszczu może nam bowiem zniszczyć kartkę z numerem telefonu do ukochanej i odebrać jedyną możli-wość kontaktu z nią. Ale skąd ta kropla? Dlaczego teraz? Otóż dlatego, że na drugim końcu świata pewien Brazylij-czyk właśnie gotował jajka, a ulatująca z garnka para wodna uruchomiła skomplikowane procesy atmosferycz-ne. Dlaczego jednak ów Brazylijczyk gotował jajka za-miast być w pracy? Ponieważ został zwolniony z powodu zamknięcia szwalni, w której szył dżinsy. A dlaczego ją zamknięto? Ponieważ miesiąc wcześniej wybraliśmy w sklepie tańsze dżinsy i producent musiał za-mknąć interes w Brazylii, przenosząc go tym samym do Chin. Nieprzewidziane zjawisko, które potrafi sprawić, że nasze życie po raz kolejny stanie się cał-kiem inne. Czy zatem nie mamy żadnego wpływu na nasz los? Nie, mamy. Ma-my możliwość wyboru. Możemy zadecydować co chcemy powiedzieć, a czego nie, i to jedno zda-nie może spowodować, że będziemy z kimś, lub zostaniemy na zawsze sami. Jednakże naczelną zasadą możliwości wyboru jest jego nieprzewidywal-ność. Gdybyśmy bowiem

wiedzieli, co przyniesie nam przyszłość, nie mielibyśmy żadnego wyboru. Nemo Nobody miał rację, mamy wiele różnych żyć, a raczej ich możliwości, jednakże tylko jed-no możemy realizować, co nie znaczy, że nasze alterna-tywne wybory nie istnieją. Pozostaje nam więc teraz zadać sobie pytanie – który wybór jest dobry? Jak powin-niśmy żyć? Odpowiedź jest prosta – każde życie jest pra-widłowe, bo i tak wszystkich czeka to samo. Wszyscy skończymy w tym samym miejscu – w grobie. Przesłanie Van Dormael'a dla wielu może wyda-wać się przygnębiające, jednak on zaprzecza temu. Młody reporter na początku filmu pyta Nemo Nobody, jak wy-glądał świat zanim ludzie zyskali nieśmiertelność. Głów-ny bohater odpowiada, że ludzie będąc śmiertelnymi zatruwali środowisko jeżdżąc samochodami, zatruwali siebie paląc papierosy, szkodzili sobie jedząc mięso, ale w tym wszystkim byli szczęśliwi, żyli pełnią życia, bo wiedzieli, że kiedyś umrą. To właśnie śmiertelność czyni nas wyjątkowymi i daje możliwość zasmakowania praw-dziwego szczęścia, chociaż często także smutku. Również nieprzewidywalność życia jest olbrzymim darem dla nas. Przekleństwem głównego bohatera filmu było bowiem to, że Anioł Zapomnienia pozostawił mu wiedzę o tym, co się zdarzy. Kiedy bowiem ten mały dziewięcioletni chło-piec uświadomił sobie, co czeka go w jego wszystkich alternatywnych życiach, utracił możliwość wyboru i jedy-ne co mu pozostało to uciec i utracić całe swoje życie. Właśnie z tego powodu ów 117 letni starzec jest tylko imaginacją dziewięcioletniego chłopca. Przytoczone tu przeze mnie refleksje nie wyczer-pują filozofii całego dzieła (nie boję się użyć tego słowa) Jaco Van Dormael'a. Film ten bowiem porusza jeszcze wiele innych problemów związanych z egzystencją czło-wieka, np. czym jest miłość czy też lęk. Nie odpowiada jednak na żadne z postawionych pytań wprost. Widz musi na nie odpowiedzieć sobie sam, zaglądając przy tym w głąb siebie i sięgając do swoich doświadczeń. Z tego po-wodu zachęcam wszystkich do poznania życia Nemo No-body, który jest nikim, a równocześnie każdym z nas.

Page 14: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 14

T-POST – „PIERWSZY NA ŚWIECIE MAGAZYN-UBRANIE” Idea zredagowania pisma i wydania go na koszulce zrodziła się w roku 2004, najpierw w formie zabawy – rodzaju oderwania od normalnych zleceń w agencji rekla-mowej. Pierwszy numer ukazał się w zaledwie pięciu egzemplarzach i został rozprowadzony wśród przyjaciół jego twórców. Obecnie T-Post posiada prenumeratorów z ponad 50 krajów. Ostatni numer, 62, ukazał się w stycz-niu 2011 roku. Wydanie numeru 63 zaplanowane jest na 14 marca br. Peter Lundgren, redaktor naczelny, podkreśla, że projekt od początku miał w sobie potencjał, jednak aby go wykorzystać, trzeba było poświęcić mu 100% uwagi. Dla-tego też w roku 2006 Lundgren przekazał agencję swoim partnerom i zajął się tylko wydawaniem T-Posta. Nie chcąc wiązać się z żadnymi inwestorami, postawił przed sobą nie lada wyzwanie, gdyż aby nie zostać bez pracy musiał w ciągu pół roku zdobyć od 300 do 1000 abonen-tów. Ryzyko się opłaciło. Po około dwóch miesiącach ukazał się pochlebny artykuł w jednej z największych gazet Holandii, a wkrótce potem T-Post zaistniał w innych pismach i Internecie. T-POST – CZYM TO SIĘ JE (A W ZASADZIE JAK SIĘ TO NOSI) „Pokaż, kotku, co masz w środku” – cytat z reklamy chy-ba najlepiej obrazuje ideę T-Posta. Tym bardziej, że na pierwszy rzut oka jest to zwyczajna koszulka z bardziej lub mniej intrygującym nadrukiem. Dopiero, gdy zajrzy-my do jej „środka”, wywrócimy ją na zewnątrz, przekona-my się, że jej wnętrze nie jest już takie zwyczajne. W tej szczególnej formie wydania pisma każdy artykuł można przeczytać po wewnętrznej stronie t-shirta,

natomiast grafikę – czyli „okładkę” – pre-zentować na piersi. A od tego już tylko krok do zaintrygowania naszą koszulką znajo-mych. Rzucone od nie-chcenia „ale masz ciekawy/dziwny t-shirt” to tylko przyczynek do rozmowy. Stajemy się przez to żywym billbo-ardem, chodzącą i mó-wiącą reklamą danego numeru. Spełniając tym samym jedno z założeń twórców T-Posta.

T-POST – COŚ WIĘCEJ NIŻ UBRANIE-MAGAZYN Koszulkowy magazyn ma nie tylko służyć do noszenia czy czytania. Ma on przede wszystkim poruszać, skłaniać do przemyśleń. Dlaczego? Jak możemy przeczytać na oficjalnej stronie projektu – są koszulki, które mogą wy-wołać dyskusję, są i takie, które mogą wywołać ruch. T-Post został stworzony, by połączyć oba cele. To komu-nikacyjny eksperyment, który zazwyczaj zaczyna się od wspomnianego pochwalenia (lub nie) koszulki.

Każda koszulka, każdy numer, to oddzielny pro-blem. Zagadnienie, które aktualnie najbardziej zaintereso-wało redaktorów – wewnątrz koszulki znajduje się artykuł na ten temat. To także idealne miejsce, aby pokazać czy-telnikom nowe idee, nowe opinie.

Aby jeszcze bardziej podkreślić rangę i ważność konkretnego tematu, wydawcy, po zredagowaniu tekstu do wnętrza koszulki, proszą wybranego przez siebie arty-stę, aby zilustrował poruszony problem. Tym samym grafika na t-shircie jest bezpośrednio związana z proble-mem, nigdy nie jest oderwana, tylko razem tworzą całość. Dodatkowo artysta zawsze wypowiada się na temat samej inspiracji, dlaczego grafika przedstawia taki, a nie inny element. Nowy numer, nowa koszulka, to inny artysta. Dzięki temu T-Post staje się również miejscem, w którym mogą „pokazać się” mniej znani artyści.

Projekt, jakim jest T-Post, pokazuje, że aby do-trzeć z problemem do innych nie należy zamykać się w sztywnych i ogólnie obowiązujących ramach. Jak się oka-zuje, to my sami, ludzie, jesteśmy najlepszymi „nośnikami” informacji. T-POST – CZY WIECIE, ŻE… …jego twórcy stoją na straży ekologii? Po pierwsze – korzystają z ekologicznej bawełny, certyfi-kowanych ekologicznie drukarek i przyjaznych dla środo-wiska farb. Po drugie – kolejny numer zawsze drukowany jest tylko w takiej liczbie, ile jest abonentów. Nie mniej, nie więcej, zatem nic nie idzie na stratę, nic nie jest druko-wane na darmo. …zamówienie T-Posta to kwestia wysłania jednego formularza? Wypełniamy go na stronie projektu podając dane do prze-syłki oraz rozmiar koszulki. Co pięć tygodni będziemy otrzymywać nowy numer. Z subskrypcji można zrezygno-wać w każdej chwili – wystarczy wysłać e-maila do re-dakcji z taką informacją. …osoby prezentujące na stronie projektu poszczególne numery na własnej piersi, to zwykli ludzie, a nie modele? Są nim abonenci, którzy zamówili dla siebie koszulkę. Twórcy projektu podkreślają, że to właśnie te osoby spra-wiają, że T-Post jest taki, jaki jest. Dlatego też zapraszają każdego, niezależnie od wieku, rozmiaru, rasy czy planety pochodzenia, kto chciałby zaprezentować na sobie nad-chodzący numer i posiada możliwość odwiedzenia redak-cji w ich biurze w Sztokholmie, do poinformowania ich o tym drogą mailową.

KULTURA MIĘDZY REGAŁAMI

NEWS + GRAPHIC T-SHIRT = T-POST ASIA EDWARCZYK

Wydawać by się mogło, że dyskusja odnośnie przyszłości formy prasy zatrzyma się na poziomie: wydanie tradycyjne/drukowane vs. wersja elektroniczna. Szwedzi dorzucili jed-nak do tego trzeci „nośnik” – koszulkę, zwykły t-shirt.

Page 15: Miedzy regalami 07

ŹLE SIĘ DZIEJE W KINIE POLSKIM ASIA EDWARCZYK

MIĘDZY REGAŁAMI 15

KULTURA MIĘDZY REGAŁAMI

Swego czasu uderzyło mnie stwierdzenie, które usłyszałam w odpowiedzi na informację, że wybieram się do kina na polski film: „Dziwi mnie, że lubisz tak mało ambitne kino”. Nie zdążyłam wymienić nawet tytułu, a już zostałam posą-dzona o bycie fanką filmów z gatunku „Nigdy w życiu Jeszcze raz Tylko mnie kochaj”. Odbieranie współczesnego polskiego kina tylko przez pryzmat w/w wymienionych komedii romantycznych jest nadzwyczaj krzywdzące. Tak samo, jak krzywdzące jest upieranie się, że świetność polskiej kinematografii za-kończyła się na dziełach Kieślowskiego czy Wajdy (zanim zajął się wysokodochodową ekranizacją lektur szkolnych). Czym jest to spowodowane? Nie wiem. Lepszą i bardziej nachalną reklamą tytułów mniej ambitnych? Możliwe. Zwykłą ignorancją i niedostrzeganiem, że mimo wszystko polskie kino ma nam do zaoferowania coś więcej niż prze-widywalne historie rodem z tanich telenoweli? Możliwe jeszcze bardziej. Wadę wzroku posiadam i to dość znaczną, jednak mimo wszystko mojej uwadze nie umknęło pojawienie się filmów w języku ojczystym, które stanowią wyjątek od reguły. Czym samym dowodzą, że pójście do kina na pol-ski film oznacza, że może być: primo – ciekawie, secundo – zaskakująco, tertio – zabawnie. Nasuwa mi się jedna myśl, skojarzenie iście biologiczne – w końcu w przyro-dzie musi istnieć równowaga. Filmy, o których za chwilę słów więcej, są przeciwieństwem tzw. masówki, naturalną przeciwwagą dla kiczu, banalności i oklepanych dialo-gów. Ale możliwe, że się mylę. Z POPRZEDNIM SYSTEMEM W TLE Wszystko, co kocham

Najkrótszy opis: Andrzej Chyra + aktorzy młodego pokole-nia. Równanie, w którym składniki sumy stoją obok siebie jak równy z równym, w rezultacie dając obraz szczery, przejmujący, a zarazem z poczuciem humoru, dodatkowo okraszony bardzo dobrą muzyką. To młodzieżowe kino tylko z pozoru lekkostrawne, ukazujące grupę nastolatków,

zafascynowanych punk rockiem tuż przed i w trakcie wpro-wadzenia w Polsce stanu wojennego. Młodzieńczy bunt przeciwko rzeczywistości w filmie Jacka Borcucha nabiera szerszego znaczenia – to bunt również przeciwko systemo-wi, a może głównie przeciw niemu. Różyczka Polska przełomu 1967/1968 i wydarzeń marcowych. Zderzenie trzech światów: bez-względnego funkcjo-nariusza SB – Roma-na, zakochanej w nim Kamili i polskiego inteligenta, profesora UW – Adama. Film pokazujący jak wielka i niebezpieczna może być siła miłości i mani-pulowania nią. Roman, nie mogąc znaleźć innego sposobu na dotarcie do „wroga Polski Ludowej”– Adama, postanawia „podstawić” mu własną dziewczynę. Piękna Kamila jest tak zafascynowana Romanem, że godzi się na wszystko. Przyjmując pseudonim Różyczka rozpo-czyna niebezpieczną grę na dwa fronty. A jak dobrze wie-my – nie ma róży bez kolców. W tym filmie, ktokolwiek jej dotknął – krwawił. Rewers (Biało)-czarna komedia osadzona w latach 50. poprzednie-go stulecia intrygująco dowodząca, że każdy z nas posiada dwie strony medalu. Ocena bohaterów filmu po przysło-wiowych pozorach może wywieźć widza w dalekie pole. Bronek, przyjemniaczek-przystojniaczek, amant, który po-

trafi wyglądać, potrafi się bić. Wręcz stworzo-ny dla trzydziestoletniej, szarej i niepozornej Sabinki – dziewczyny cichej i dobrze wycho-wanej. To ich osobowo-ściowy awers. A re-wers? Uwierzcie na słowo – zaskakująco inny. Polecam ten film również każdemu, kto uważa, że Agata Buzek znana jest tylko z nazwi-ska. Całe szczęście dale-ko jej do bycia polską Paris Hilton.

Page 16: Miedzy regalami 07

MIĘDZY REGAŁAMI 16

KULTURA MIĘDZY REGAŁAMI

ŚMIERĆ MA RÓŻNE OBLICZA Matka Teresa od kotów

Oparta na faktach historia morder-stwa, którego na własnej matce do-puściła się dwójka braci – 12 i 22-latek. Film rozpo-czyna się sceną aresztowania. Na-stępne obrazy są retrospekcją ostat-nich 12 miesięcy przed zbrodnią. Film nie jest oskar-żeniem, nie jest daje również odpo-wiedzi, dlaczego dwójka młodych chłopaków doko-nała takiej zbrodni.

Na podstawie przytoczonych wydarzeń reżyser daje nam wolną rękę w postawieniu ostatecznej oceny. Sam nam jej nie narzuca. Film jest swego rodzaju studium psychologicz-nym. I co zaznaczyć muszę – nie łatwym do przejścia. Pora umierać Na zakończenie tytuł będący prawdziwą wisienką na torcie, dziełem iście wybitnym. Czarno-biały obraz z 2007 roku na temat tytułowej pory umierania, ale także wyobcowania jakie niesie ze sobą starość. To niełatwe tematy, w Polsce może nawet i nazwane tematami tabu, jednak Dorota Kędzierzawska nie boi się ich poruszyć. W jej filmie to one odgrywają główną rolę.

Poznajemy panią Anielę (rewelacyjna – to mimo wszystko za małe słowo – Dorota Szaflarska), przesympa-tyczną panią w podeszłym wieku, której dni upływają na spędzaniu czasu w starym domu, rozmowach z psem Fila-delfią (Fila za tę „rolę” powinna dostać Oscara dla psów!), rozmowach z synem, które głównie są próbą nakłonienia matki do sprzedania domu. I mimo że jest to kino prawie jednego aktora – nie nudzi i nie męczy. Pani Anieli nie można nie polubić. Ją się wręcz kocha od pierwszych minut – za poczucie humoru, za pełnię życia na jego skra-ju, której brakuje niejed-nemu zapracowanemu trzydziestolatkowi, za umiejętność cieszenia się z najmniejszej drobnost-ki, za pogodzenie się z tym, co nieuniknione. Pora umierać porusza tematy trudne, jednak w sposób ciepły i niebanalny. Nie znaj-dziemy w nim górnolot-nych słów i patetycznych zwrotów. To film, który mimo śmierci daje na-dzieję i niewytłumaczal-ne w słowach uczucie, że warto, że można, że trzeba. Co? Sprawdźcie sami. Przytoczone tytuły to zaledwie garstka, namiastka, niewiel-ka grupa reprezentatywna spośród dorobku dobrej polskiej kinematografii ostatnich kilku lat. Z nadzieją patrzę rów-nież na miłościwie nam panujący rok 2011. I nie, nie pad-nie z mych ust pytanie: „Och, Karol, Jak się pozbyć celluli-tu?”. Bynajmniej.