.M 15. Warszawa, d. 8 Kwietnia 1888 r . Tom...

16
.M 15. Warszawa, d. 8 Kwietnia 1888 r. Tom VII. T fGODNIK POPULARNY, NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie " 2 Z rocznie " 10 pólrocznie " ó w Redakcyi i we wszystkich w kraju i l ------------------------------------------------------------- A.dres Eeda.kcyi: Nr ee. O BARWNIKU KRWI I STOSl- . 'liu .JE!.U DO BARWNIKA Gdy przypomnimy sobie, jakie ma zna· czenie barwnik krwi w ot·ganizmie 1 ), zrozu· mierny ciulo to przedmiotem licznych Przedewszystkiem samym barwnikiem, a hemoglobi- i ja ki e daj e to z tle- n.em 1 mnemi gazami. Celem tych istoty procesów przemiany materyi w organizmie, w których barwnik kr\\i jako czynnik tlen przyj- muje udzial. Guy zadanie to lub posuwano dalej ku poznaniu natury bat·wnika i jego budowy. cel ostateczny nie jeszcze tym i nie atomów 1 ) Porówn. "Kilka z chemii krwi", t. IV, str. 182 i nast. Artykul w ca· prawie osnuty na badaniach prcf. Nenckiego. (Przyp. red.). to jednak na drodze zdobyte oprócz tego, nas do tego celu intere- "' J<!CY , kt jaki zachouzi barwnikiem knvi a pcwnemi produktami przemiany materyi, jak barwniki bili- rubina i urobilina. Zamierzam tu rezultaty pracy tego przedmiotu. Pun- ktem byla hemina czyli t. zw. "kry- Teichmanna". Wiadomo, hemoglobina przy kwasów lub alkalijów na i barwni· albo- przy kwasu solnego- chlor i two- z alkoholem amylowym, z któt·ego przekrystalizowano. Rosklad ten, moich dawniejszych, oil- bywa zawsze przy udziale tlenu powie- trza, a otrzymane puj\ey: Ca2 Hao N4 Fe 03. HCl i C 32 H 32 N 4 Fe 04 hemina hematyna. Hematyna powstaje wprost z hemoglobi- ny przy jej lub za- odczynnika otrzy- Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Transcript of .M 15. Warszawa, d. 8 Kwietnia 1888 r . Tom...

.M 15. Warszawa, d. 8 Kwietnia 1888 r . Tom VII.

T fGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA "WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie " 2

Z przesyłk~ poczlow~: rocznie " 10 pólrocznie " ó

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich ksi~Jgarniach w kraju i zagranicą.

l

-------------------------------------------------------------A.dres Eeda.kcyi: Xra.kO"'QVSkie-Frzed:r.nieście, Nr ee.

O BARWNIKU KRWI I STOSl- . 'liu .JE!.U

DO BARWNIKA ŻÓŁCI.

Gdy przypomnimy sobie, jakie ma zna· czenie barwnik krwi w ot·ganizmie 1), zrozu· mierny łatwo, że ciulo to było przedmiotem licznych badań. Przedewszystkiem zajęto się samym barwnikiem, a więc hemoglobi­ną i połączeniami, ja ki e daj e to ciało z tle­n.em 1 mnemi gazami. Celem tych badań było wyjaśnienie istoty procesów przemiany materyi w organizmie, w których barwnik kr\\i jako czynnik roznoszący tlen przyj­muje niepośledni udzial. Guy zadanie to mnićj lub więcej szczęśliwie rozwiązano,

posuwano się dalej ku bliższemu poznaniu natury bat·wnika i jego budowy. Chociaż

cel ostateczny nie został jeszcze osięgnię­tym i nie zdołano wyjaśnić układu atomów

1) Porówn. "Kilka wiadomości z chemii krwi",

Wszechświat., t. IV, str. 182 i nast. Artykul w ca· łości prawie osnuty na badaniach prcf. Nenckiego.

(Przyp. red.).

wewnątrz cząsteczki, to jednak na drodze tćj zdobyte spostrzeżenia, oprócz tego, że nas do tego celu zbliżają, wykazują intere­"' J<!CY , kt związku, jaki zachouzi między barwnikiem knvi a pcwnemi produktami przemiany materyi, jak barwniki żółci: bili­rubina i urobilina.

Zamierzam streścić tu rezultaty pracy mojćj, dotyczącej tego przedmiotu. Pun­ktem wyjścia byla hemina czyli t. zw. "kry­ształy Teichmanna".

Wiadomo, że hemoglobina przy działaniu kwasów lub alkalijów roskłuda się na ciało białkowate, globinę i substancyją barwni· kową hematynę, albo- przy użyciu kwasu solnego- heminę, zawierającą chlor i two­rzącą. pol~czenie z alkoholem amylowym, z któt·ego ją przekrystalizowano. Rosklad ten, według badań moich dawniejszych, oil­bywa się zawsze przy udziale tlenu powie­trza, a otrzymane ciała mają skład nastę­

puj\ey:

Ca2 Hao N4 Fe 03. HCl i C32 H 32 N4 Fe 04

hemina hematyna.

Hematyna powstaje wprost z hemoglobi­ny przy roskładzie jej ługiem, lub też za­pomocą tegoż odczynnika można ją otrzy-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

22~6 _______________________ w __ sz_E_C_B~ŚW~1A~~~·---------------------N_r __ l5_._

mać z heminy; przyczem, jak to widać przy porównaniu dwu wzorów, następuje odcze­pienie czą.steczki kwasu solnego i przybl'a­·nie natomiast cząsteczki wody. Hemina, według wszelkiego prawdopodobieństwa,

znajduje się w takim stosunku do hematy­ny, jak np. chlorek rodnika alkoholowego do alkoholu (C2 H 5 Cl do C2 H 5 OH) i za­miana jednego ciała. na drugie polega na zastąpieniu chlol'u przez grupę wodorotle­nową..

Hemina, traktowana kwasami, roskłada

się dalej na hematoporfirynę. Dawniej już starałem się zbadać przebieg tego roskładu i powstający przytern nowy barwnik. Dla wywołania roskladu używałem stężonego

kwasu siarczanego i otrzymałem wtedy cia­ło beskształtne, brunatnoczerwonego koloru o składzie:

C32 H 34 Nł 0 3 , hematoporfi.rynę.

Fakty te, a szczególniej niejasny cokol­wiek przebieg reakcyi, skłoniły mnie do dalszych badań. Po wielokrotnych pró­bach postanowiłem użyć dla roskładu he­matyny, a względnie heminy, kwasu octo­wego lodowatego, nasyconego bromowodo­rem. Próba została uwieńczona pomyśl­

nym skutkiem. Otrzymałem piękny, pul'­purowego koloru barwnik beskształtny, da­jący jednak krystaliczne poł'ączenia z kwa· sem solnym, również krystalizującą sól so­dową. i sole innych metali: cynkową, sre· brną, nieluystaliczne wprawdzie, ale dające się otrzymać w stanie czystym i analizować. Analizy wszystkich tych ciał wykazują, że

otrzymany barwnik, hematoporfiryna ma skład C10 H 1s N2 0 3, t. j. taki sam, jak barwnik żółci, bilil'llbina, jeżeli przyjąć dla tej ostatniej wzór Stadelera, za którym wszystkie dane przemawiają, a nie polime­ryczny, podwojony (C32 H 3G N-1 OG) wzór Malyego. Hematoporfiryna jest ciałem nad­zwyczaj nietrwałem, roskłada się już przy lekkiero ogrzewaniu na wet rost.worów, z któ­rych daje się otrzymać tylko przez odp~ro­wanie w rozrzedzanem powietrzu i wogóle zachowywanie niezwykłych ostrożności, uni­kanie nadmiaru odczynników używanych i t. p. Rospuszcza się w kwasach mineral­.nych, z kw. solnym np. dając połączenie

CIG H 1s N1 0 3 • HCI. Z zasadami daje sole

powyżej wspomniane:C1G H 17 NaN20 3 +HlO, cl6 HIG Zn N2 03+H20, w których jeden lub dwa atomy wodoru są zastąpione przez metale. Nadzwyczaj łatwo rospuszcza się w alkoholu zwyczajnym. Rostwory hema­toporfiryny są pięknie purpurowo zabar­wione, szczególniej zaś rostwór w mineral­nych kwasach, który ma przytern odcień fijołkowy.

Ciało to zwraca na się tern większą uwa­gę, że nietylko co do składu chemicznego, lecz i co do własności jest podobne do bili­rubiny. Rostwór hematoporfiryny ogrze­wany ostrożnie z kwasem azotnym zmienia czerwone zabarwienie na zielone, później na niebieskie, wreszcie żółte, jestto znana reakcyja Gmeli-na na barwnik żółci. Przy ogrzewaniu na sucho hematoporfiryna daje charakterystyczny zapach pirrolu i pozo­stawia trudny do spalenia węgiel, obie te własności posiada też bilirubina. Wresz­cie, co jest najbardziej charakterystyczne, hematoporfiryna zapomocą środków uwo­dorniających daje się zamienić na ciało, któ­re w zachowaniu się nadzwyczaj podobnem jest do urobiliny, ciała otrzymanego przez uwodornienie bilirubiny. Powiadam "po­dobne", bo zdaje się jednak, że nie identy­czne. Pomimo podobieństwa w charakte­rystycznych reakcyjach, urobilina, otrzyma­na z hematoporfiryny, różni się od urobili­ny otrzymanej z bilirubiny, jak również he­matopot·fi.ryna nie jest identyczną z biliru­biną. Różnica mianowicie polega na tern, że hematoporfiryna i związek otrzymany z niej pt·zez uwodornienie są ciałami mniej trwałemi, łatwiej i szybciej ulegająceroi

zmianom, niż podobne do nich bilimbina i urobilina. vV organizmie, zdaje się, po­wstaje bilirubina obok hematoporfiryny, tylko jednak hematoporfit-yna, jako ciało

chętniej biorące udział w reakcyj ach, zosta­je zużytą dla wytworzenia barwnika krwi. W jaki sposób synteza ta się odbywa, tru· dno teraz jeszcze o tern są.d<.ić, w każdym jednak razie fakty takie, jak rosstrzygnię­

cie pytania co do wielkości cząsteczki he· matoporfi.t·yny, wreszcie powstawanie pit·­rolu podczas suchej dystylacyi, do tego celu nas zbliżają. Z tego też punktu widzenia zajmująceru jest wyjaśnienie procesu po­wstawania hematoporfiqny przez roskład

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr J 5. WSZECIJŚ WIA 1'. 227 ----------------------- ----------------------------heminy lub hematyny. Przez działanie kwa­su siarczanego otrzymana hcmatopodiryna ma skład: 0 32 H 3 4 N4 0 5 , jest ona bezwo­dnikiem hematoporfiryny otrzymanej przy użyciu kwasu octowego lodowatego. Rc­akcyja jednak roskładu w jednym i w dl'U­gim wypadku jest jednakową. i odbywa siQ wedlog równania:

0 32 H3t OlN4 0 3 Fe+HBr+3H20= hemina

=2Cta H18 N2 0 3 +Fe Bt·2 +HCl+H2

Wydzielania się wodoru wprawdzie nie spostrzeżono, lecz prawdopodobnie tylko dlatego, że zostaje on zużytym dla uwodor­nienia powstałej hematoporfi.L"yny. Takie produkty uwodornienia powstają. rzeczywi­ście przy tćj reakcyi. Jednym z nich jest właśnie urobilina, czy też ciało jej po­krewne.

l~osklad hematyny na hematoporfirynę

z wszelką. stanowczością. przemawia za tern, że barwnik żółci wytwarza się w ot·ganiz­mie z barwnika krwi. 'Wiemy przecież, że

wodany węgla przy roskładzie zapomocą.

alkalijów lub fermentacyi dają kwas mlecz­ny fermentacyjny, w organizmie zaś roskła­dają-c się dają. izomeryczny z poprzednim kwas mięsomleczny. Toż samo zachodzi niewą-tpliwie z barwnikiem krwi, który w sztucznych warunkach zdołano rozłożyć

na hematoporfit·ynę, podczas gdy w organiz­mie roskłada się on na bilirubinę. Zajmu­jące są. spostrzeżenia, że w pewnych wypad­kach bematoporfiryna może się w organiz­mie wytworzyć. Mac Munn znalazł hema­toporfirynę w zabat·wionem pokt-yciu wielu zwierząt bezkt·ęgowych. Tappeincr zaś w wypadkach chorobliwych w kościach świni spostrzegał wydzielone brunatne ziar­na hcmatoporfiryny.

Projeso1· M. Nencki.

Z Z Y CIA JEMIOŁ Y.

Ktokol wiek przywykł gł·ębićj zastanawiać się nad zjawiskami natury, wnikać w tajni-

ki życia istot organicznych, bezwątpienia, oprócz cech ogólnych, właściwych całej gru­pie indywiduów pokt-ewnych, spostt·zeże znamiona, charakteryzują.ce każdą. istotę

zosobna. Nie tyczy się to wy~ą.cznie cech morfologicznych, któl'e już oddawna przy­jęto za zasadę przy klasyfikacyi, lecz w rów­nej mierze piętno nicstałości uderza nas przy rospatt·ywaniu zjawisk życiowych, sto­sunku dan ćj istoty do świata otaczającego, j ćj obyczajów i zwyczajów. Najjaskrawi~j

jednak występują te objawy bijologiczne u ot·ganizmów, które już od wieków wyła.­maly się z pod reguł obowią.zującćj fizyjolo­gii. Takich renegatów możemy napotkać mnóstwo, zwłaszcza w państwie roślinnem. Nic wspominamy już o całej grupie grzybów, któt·ym się ongi, w zamierzchłej przeszło­ści, sprzykt-zyht zielona sukienka i, porzu­ciwszy ją., jęły pędzić żywot na cudzy ra­chunek, da.ją.c się mocno we znaki napasto­wanemu gospodarzowi. Pomijają.c bowiem te niższe warstwy społeczeństwa roślinnego, napotykamy odszczepieństwo od ogólnych zasad fizyjologii i u licznych przedstawi­cieli, zajmujących wyższe stanowisko w kla­syfikacyi. Tu muchołówka, rosiczka, dzba~

necznik, pływacz i t. p., niezaduwalniając

się pokarmem, wyrabianym w zielonych li­ściach swoich poJ wpływem dobroczynnego promienia słonecznego, zapragnęły s tra wy zwierzęcej i wyosobniły się z pokl'ewnych eobie gatunków w grupę roślin mięsożer­nych. Tam znowu bezbarwna kot·zeniówka., porzuciwszy grunt żyzny, osiadła na korzc­niach sosny, jod~y, świerku i wydziera im część w pocie zapracowanej żywności; tu czerwonawa kanianka wpija swoje smoczki w łodygę koniczyny, lucerny i innych roślin, ciągną-c z nich soki pożywne.

Wszystkie tego rodzaju rośliny oddawna już zwróciły na siebie uwagę botaników już to ze względu n:~. znaczenie swoje w rolnic­twie jako pasorzyty, już też ze wzglQdu na swoję budowę i sposób życia. Szczególną. wszakże łaską. da.t·zono zawsze jemiolQ (Vi­scum album), tę wiecz zielom~ roślinę,

która obrawszy sobie za siedlisko wierzchoł­ki dt·zew, od wieków stanowi przedmiot po­dziwienia i czci. Starożytne ludy miały je­miołę w religijnem poszanowaniu, upatrują-c symbol tajemniczy w krzewince, wcgietuj~·

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

228 WSZECDŚWJA T. Nr 15.

cej i rozrastającej si~ bez przyłożenia si~ ziemi i przypuszczając, że nasiona jej z nie­ba spadają.. Kapłani zbierali ją. na szósty dżień po nowiu zwłaszcza z d~bów, wśt·ód ceremonij religijnych i przygotowywali z niej napój, który mial użyczać wszystkim istotom żyjącym płodności i chronió przeciw wszelkim mokom. Jeszcze dĘisiaj znajdują.

si~ zabobonni, którzy krzyżyki z drzewa je­mioly przygotowane noszą. jako amulety przeciwko czarom, a w Niższej Austryi pro­sty naród dotychczas si~ do niej ucieka jako do ostatecznego środka ratunkowego prze­ciwko nieustającym krwotokom.

I n nas jemioła cieszyła si~ dawniej wiel­kiero uznaniem, jako środek niemal na wszystkie choroby 1

). Ks. Kt·zysztof Kluk w trzecim tomie swego "Dykcyjonarza. ro­ślinnego" (Warszaw a 1811) tak pisze o niej na str. 170: "Kora osobliwie tej rośliny ma smak obrzydliwy, ścią.gnją.cy i nieco odurza· jący. Zalecali ją. dawniej (lo zażywania róż­nym sposobem na biegunki, reumatyzmy, lamania, choroby nerwów i osłabienia po dł'ugich chorobach. Świeżo teraz Kolbath wielkie jej daje pochwały na niemoc pada­jącą.. Zewn~tt·znie przykłaelana odmiękcza

wrzody i do ropienia się przyprowadza: oraz w podagrze czyni ulgę... Dawni leka­rze nnj wi~kszą. skuteczność mniemali być w jemiole, która na dębach rośnie."

Dla naturalisty przedstawia jemioła nie· pospolity urok ze wzgl~du na swoje objawy życiowe i przez długi czas stanowiła przed­miot sporu, którego i obecnie nie można jesz­cze uważać za załatwiony. Chodzil'o mia· nowicie o to, jakie drzewa zamieszkuje cie­kawy ten okaz, ja'kie najlepiej sprzyjają. je­go rozwojowi, czy w jfmiolc nnleży upatry­wać pasorzyta lub nie, oraz w jaki sposób nasiona jego zostają. rozsiewane. Kwestyje te znajdują. się i teraz na porządku dziennym i mogą zainteresować nawet niespecyjalist~.

Dla zabrania znnjomości z naszą. rośliną, sięgnijmy wzrokiem na wierzeboJki drzew. Najczęściej na sośnie, rzauziej na topolach, lipach lub drzew~h owocowych spostrzedz można zieloną. krzewinę, tworzącą. okrągłe kępki na gał~zi lub szczycie, dochodzące

1) - ~wieżo pisał o tem prof. J. Rostafińsld w cza.so· piśmie "Wisła," km II, zesz. I.

mniej więcej '/2 metra wysokości. Występu­ją-c u nas tu i owdzie, jemioła bardzo vospo­litą. jest w południowej Europie, gdzie ra­zem z drugim gatunkiem rodziny gązewni­kowatych (Loranthaceae ), mianowicie gąze­wnikiem europejskim (Loranthns europaeus) stanowią. prawdziwą plngę drzew. Charakte­ryzuje się mocno węzłowatą łodygą, widlo­wato się rozgałęziaj:}cą. Łodyga dzieli si~ na a wie gałęzie, każda gałąź na dwie gałąz­ki i t. d. i dopiero na· ostatniej gałązce sie­dzą dwa liście naprzeciwległe, bezogonkowe, lancetowate, w górze rozszerzone, grube lecz skórkowate, zachowują-ce i w zimie zielony swój kolor (fig. 1). Drobne żółto-zielonawe

Fig. l. Galą,zka. jemioły z liśćmi i jagodami.

kwiatki osadzone są. w kątach liści i gałą.zek bezpośrednio t. j. bez szypułek. Kwiaty są jednopłciowe, posiadają zatem albo słupki albo pr~ciki i zazwyczaj występuh oddziel­nie t. j. jedne okazy jemioły posiac.lają wy­łącznic kwiaty męskie, inne żeńskie (dwu­domowe, dioecia), rzadziej kwiaty m~skie i żeńskie znajdują. się na jednym okazie Ge­dnodomowe, monoecia). Okrycie kwiatów pojedyńcze, czterodziałkowe, żółto-zielona­wego kolo~·u. W kwiatach m~skich pylniki,

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 15. WSZECllŚWIAT. 229

w liczbie czterech, beznitkowe osadzone są, na działkach, w kwiatach żeńskich również czterodziałkowycb, płaskawe znamię osa­dzonejest bezpośrednio na zalążni. Zjawiające się w Marcu lub Kwietniu kwiaty zebrane są zwykle po pięć razem, owoce dojt·zewają dopiero we Wrześniu lub Październiku. Owoc }Jrzedstawia okrągłą, wielkości grochu mię­sistą. jagodQ brudno-białego koloru, nawpół przezroczystą, odznaczoną na wiet·zchołku

pięciu brunatneroi plamkami i zawierającą jedyne jajowatej formy nasionko.

Jemioła występuje wcal'ejEuropie, wszak­że w różnych okolicach obiera sobie za sie­dlisko rozmaite gatunki drzew. U nas rośnie przeważnie na topolach i sosnach i najobfi­ciej występuje w powiecie rawskim, jak utrzymuje Jastrzębowski w swojej Historyi naturalnej ziemiańskiej, gdzie na str. 510 pisze: Kto ją, (t. j. jemiołę) chce badać, niech zajrzy uo miasta Brzezin w rawskiem, gdzie obficie bardzo obsiadła tamtejsze topole. W prowincyjach nadreńskich przeważnie

znajduje się na jabłoniach, w Prusiech na topolach, w lesie Turyngeńskim i Szwarc­waldzie na jodłach. "V ogóle naliczono prze­szło 50 gatunków drzew, na którychjemioła wegietować może. Powszechnie sądzą, że je­dynem drzewem, które jemioła starannie omija, jest dą,b, mający służyć wyłącznie za miejsce zamieszkania gązewnikowi, jednak­że Willkorom (Forstliche Flora 1887) mnie­manie to obala, utrzymując, że jemioła może występować na wszystkich drzewach, nie­wył!bczają.c dębu. Czy jednak u nas na dę­bach występuj e, trudno osądzić wobec sprzecz­nych zdań pomiędzy starymi i nowszymi. florystami. Rostafiński w swoim "Florae Po­lonicae prodromus'' przytaczając na str. 116 rozmaite poglądy na tę kwestyją, zarzuca, że oJ powiednie wskazówki starych florystów jak Emdtla (1730) i Kluka dotyczą prawdo­}Jodobnie gązewnika, który już niejedno­krotnie z jemiołą zmięszano i którego wy­stąpienie w południowo-zachodniej części

kraju nie jest niemożebne wobec bogatej i różnorodnej flory tamtejszej. Dotychczas Wszakże nikt jeszcze gązewnika u nas nie zauważył. Na Litwie zdaje się jemioła być dość rozpowszechnioną. na dębach. Przy­puszczenie to opieramy na wzmiance w" Kon­l'adzie \Yallenrodzie", są,dzimy bowiem, że

Mickiewicz nie miał na myśli gązewnika, który występuje wyłącznie w krajuch polu­dniowych.

Zależnie od gospodarza, na którym paso­rzytujc, okazuje jerniob rozmaity pokrój. Według Solm-Laubacha, najlepiej rozwo­jowi jej sprzyja topola, najgorzej zaś sosna. Okazy jemioły, rosnące na topoli posiadają naj piękniejsze i naj większe liście, na sośnie zaś najsłabsze i najmniejsze.

Rosplenianie jemioły z jednego drzewa na dl'Ugie odbywa się zapomocą, nasion. Roz­siewanie nasion uskutecznia się za pośred­nictwem ptaków i w tym względzie naj­większą sławę zdobył sobie gatunek drozda, zwany paszkotem. Plinius opowiaua w swej ,,Historyi naturalnej", że nasiona jemioły nigdy nie kiełkują, jeżeli nie przewędrowały pt·zez caly kanał pokarmowy dro?.da lub go­łębia leśnego: "I-Iaec est natura, ut nisi ron­turaturn in vcntt·e avium, non proveniat". Powszechnie sądzą, że mięsiste jagody je­mioły zostają zjedzone przez drozda, który, siadając na drzewach, składa tu wraz z nie­strawioneroi resztkami pokarmu i nasiona, które dzięki tęgiej skorupie, jaką są, otoczo­ne, pozostają nieuszkodzone i przy odpo· wiednich warunkach puszczają kieł w tkan­ki żywiciela. Przechodzenie przez żołądek ma sprzyjać prędszemu kiełkowaniu, gdyż przyśpie11za wydobycie się nasienia ze sko­rupy. Nicktórzy naturaliści utrzymują na­wet wraz z Plinijuszem, że tylko w ten spo­sób mog!b nasiona jemioły kiełkować i wy­rosnąć, jednakże nowsze spostrzeżenia. tego mniemania wcale nie potwierdzają. Nau­mann w drugim tornie swojej "Naturge­schichte der Vugel Deutschlands'' pisze, że nasiona jagód jemioły wyrzucają drozdy po większej części Mpowrót przez dzióh i tylko niewielka ich ilość przechodzi przez kanał pokarmowy i składaną zostaje wraz z od­chodami. Nadto Kronfeld w świeżych spo­strzeżeniach swoich, dotyczących tego przed­miotu (Biologisches Centralblatt 18!57, N.l5), dowodzi, że przy opauaniu jagody często­kroć przylepiają się do niżej leżących gałęzi żywiciela i tu nasiona kiełkują bez wszel­kiego przyłożenia się ptastwa. Mniemanie, że wszystkie nasiona jemioły muszą odbyć wędrówkQ pt·zez wnętt·zności ptaka, nie od­powiada. wcale rzeczywistości, a ktokol wiek

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

23.~0 ________________________ W~SZ=E=C=H~ŚWl~A~T=·--____________________ N_r __ 15_._

miał sposobność obserwować, jnk ptak sta­rannie ouuzicla nasiona od mięsa jagody, to ostatnie połyka, odrzucając nasiona, które tylko wyjątkiem dostają. się <lo jego kanału pokarmowego, zgodzi się na to, że rozpo­wszechnianie nasion za pośrednictwem od­chodów ptasich należy uważać za zjawisko przypadkowe, które w fantazyjnym umyśle Pliniusa pt·zybrało rozmiary faktu pospoli­tego. Nie chcemy przez to za pt·zeczać korzy­stnego wpływu, jaki mogłoby okazać na nasiona uprzednie przejście ich przez żołą.­

dc k. O wszem d oś wiadczenic wy kazało, że

nasiona otoczone tęgą skorupą prQdzćj kieł­kują, gdy odbyły wędrówkę przez wnętrz­ności ptaka i w Anglii, wysiewając głóg, pa· są. nim naprzón indory, a dopiero zebrane z ich ouchodów ziarna umieszczają w ziemi, w naturze jednak nic podobnego miejsen nie ma i z jeunego spostrzeżenia nie można wy­ciągać wniosków ogólnych, jak to miało

miejsce z jemiołą.. Że przejście przez orga· nizm ptaka nic jest niezbędne: dla kielkowa­nia. nasion jemioły, dowodzi ta okoliczność, że ku koiH:owi Maja nasiona jeszcze w jago­uzie uhyte prawie bez wyjątku puszczają. kiel długości 0,5-1,5 mm, a zatem same przez się kielkownć mogą. zupełnie tak samo, jak ziarno j ęczmienia lub konopi. Cała róż­nica polega na tern, że nasiona jemioły wy­magają. kilkumiesięcznego stanu spoczynku, co zapewne stanowi żróuło powyższćj baśni. Nasiona są już zupelnie rozwinięte w Stycz­niu lub Lutym, jednakże kiełkować wtedy nie mogą. Nawet karmienic niemi ptaków tlo żaunych rezultatów nie jest w stanic <lo­prowadzić. \V c wspomniancm wyżćj clzielc opowiada Naumann, że kilka lat z rZftUU usilowal doprowadzić <lo kiełkowania nasio· n:t bądź świeże, bądź też takie, któreroi przedtem karmił ptaki, kładąc je na gałę­ziach rozmaitych drzew, na. których chętnie rosną., lecz bez skutku. 'Vidocznie badacz ten miał do czynienia z nasionami, które jcazczc nie przeszły przez stan spoczynku. OJ Maja. począ.wszy nasiona jemioły kiełku­ją. na wszelkim substracie, co już skonstato­wał D u Haruel jeszcze w r. 17 4.0, lecz do­świadczenia jego uległy zapomnieniu.

(dok. nast.) S. Grosglik.

Ol RHM~WA~ It SITUCI~t RU~I~U~

(Dokończenie) .

W parę lat póżnićj (184-9) słynny minera­log i gieolog, obcenie od lat dwudziestu pt·zeszło dyrektor szkoły górniczej w Pary­żu, p. Daubree, obmyślił nową metodę wy­twarzania sztucznego minerał'ów bądź przy pomocy wzajemnego na siebie działania w wysokich tempet·aturach lotnych związ· ków chemicznych, jak fluorki, chlorki, pam wodna, bądź związków tych lotnych na sta­łe związki inne w podobnychże warunkach. Pomysł ten nasunęły mu pierwotnie pewne fakty w przyrodzie, stale przez niego zau­ważane, nad któreroi tu bliżej zastanawiać się nie będziemy. Zaznaczymy tylko, że metoda ta przez niego pierwszy raz zasto­sowana, dala mu bardzo stosunkowo świe­tne rezultaty, które dla późniejszych bada­czów stały się podnietą do da.lszych prac w tym kierunku.

Tak w t·oku 1858 pp. Saint-Claire Dc­ville i Caron ogrzcwaj~!C przez godzinę w temperaturze bialćj fiuorek glinu w ty­gielku z węgla, postawionym na miseczce platynowćj, zawicraj~!cćj krystaliczny kwat~ borny, otrzymali kl'ysztaty komndu bezbat·­wnego. Para bowiem fluorku glinu i kwa­su bornego działając na siebie w tćj wyso­kićj temperaturze, skutkiem podwójnego roskładu da wała z jcdnćj stt·ony lotny fiuo­rek boru wydzielający się w parze, a z dru· gićj tlen kwasu utleniając g;iin, zamieniał

go w glinkę, ln-ystalizującą. w miarę wy­twarzania. Kryształy korundu tego były przeszlo na centymetr długie, ale tabliczko· watc o niewielkićj gmbości. Poddając ta­kiemuż samemu odczynowi w tygielku z wę· gla, fiuorek glinu z niewielkim dodatkiem fluorku chromu, otrzymali różowe kryszta­ły spinelu, a nadto obok niego i spinel nie­bieski. Barwa tych sztucznych rubinów i szafirów nie ustępowała najpiękniejszym

odcieniom kamieni rodzimych. Prawdopo­dobnie wytwarzał się tu współcześnie tle­nek chromu, barwiący glinkę na różowo i tlennik, nadający jej barwę błękitną.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 15. WSZECHŚWIAT. 231

Na posiedzeniu Akademii paryskiej z dnia 14 Marca ubiegłego roku, pp. Fremy i Ver­neuil, przedstawili otrzymane pt·zez siebie rubiny sztuczne, podobną.ż metoclą otrzyma­ne, a mianowicie, działaniem na siebie -w wysokiej temperaturze fluorków, a głó­wnie fluorku barytu na glinkę z niewielkim dodatkiem dwuchromianu potasu. Krysz­tałki ich wszakże były również blaszkowate, cienkie i kruche, tworzyły się wśród szkli­stej masy, od której prawie niepodobna by­ło oddzielić ich w stanie czystym, co spra­wiało, że skład ich nie był stałym. Po wic­lu pt·óbach, któt·e wykazały, że przebieg temperatury wywiera wpływ przeważny na samą sprawę odczynu chemicznego używa­nych związków, a współcześnie i na prawi­dłowe układanie się cząsteczek wytwarza­jącego się ostatecznie produktu, udało się

im wreszcie dojść do pomyślniejszego re­zultatu, którego okazy przedstawili na po· siedzeniu Akademii z dnia 27 Lutego r. b. Otrzymane p~·zez nich rubiny wytworzyły

się w komórkach masy białej, lekkiej, gąb­czastej i luuchej, napełnionych kryształka­mi rubinu, łatwo dająceroi się wymyć z ma­sy owej przez kłócenie jej z wodą.. Kt·ysz­talki te, zbadane pod względem krystalo­graficznym przez p. Des Cloizeaux, należą. do szeregu sześciokątnego, właściwego ko­rundowi, a pt·zedstawiają. kilka form od­miennych. l';ajlepićj wykształcone są rom­boedrami o przeważającej płaszczyźnie

wierzchołkowej, inne zaś wydłużoneroi

tabliczkami sześciokątnemi, stano wiącemi kombinacyją dwu romboedrów: pierwotne­go i odwrotnego ( +R i -R), z przeważnem rozwinięciem płaszczyzny wierzchołkowej,

ścinającej kąty wierzchołkowe romboedru pierwotnego 1

). Są. one czystą glinką, bez śladów barytu, zabarwioną jedynie chro­mem, mają blask dyjamcntowy, przezroczy­stość zupełną, barwę piękną różową, może

cokolwiek zaciemną, ogrzewane stają się czarnemi, ale po ostudzeniu wraca im bat·­wa różowa, jak to i z rodzimeroi dzieje się rubinami, oraz jak te, łatwe narzynają topaz.

1) Rysunek tych sztucznych rubinów był poda­

ny w poprzednim numerze.

Szkoda tylko, że najdrobniejsze z kl-ysz­tałków tych przedstawiają formy najzupeł­niejsze, a bardziej jeszcze, że naj większe z nich dosięgają zaledwie wielkości sporego łebka od szpilki. Uczeni francuscy pocie­szają się wszakże tem, że prace swoje doko­nywali w pracowni muzeum na niewielkiej stosunkowo ilości mięszaniny (50 gramów) ogrzewanej przez kilka godzin. Tuszą więc sobie, że powtarzając je na wielką skalę, w przyrzą.dach o stałej temperatm·ze, łatwo kierować się dającej i dowolnie długo utrzy­mywanej, zdołają w przyszłości wi~ksze

otrzymać kryształy.

K. Ju1'kiewicz.

REFORMA KALENDARZA,

(Dokończenie).

V.

Autorowie kilku projektów żywo zajmu­ją. się datą., od której począ.tck roku liczyć­by należało, dzień bowiem l Stycznia wy­-daje im się niewłaściwym, jako niezalecają-­cy się żadnym szczególnym chatakterem astronomicznym lub meteorologicznym.­Odpowiedzieć wszakże natoby można, że je­żeli żaden wzgląd za datą. tą. nic przemawia, to też nic szczególnego zat·zucać jej nie mo­żna. Jestto sprawa równie dt·obnej wa~i, jak, dajmy, kwestyja pierwszego południka, . która się kołysze jedynie około punktu dmż­liwości narodowej; obecna data nowego ro­ku ma to przynajmniej za sobą., że uczuć

tych nie podrażnia, że nie jest związana z jakimkol wiek wypadkiem historycznym w tym lub owym luaju, jak to miało miej­sce w kalendarzu rfrpublikańskim francu­skim, który, przenosząc począ-tek roku na koniec Września, pragnął tern raczćj upa­miętnić datę ogłoszenia tzeczypospolitej, aU:iżeli wyróżnić epokę porównania jesien­nego. Mogłoby się zdawać rzeczywiście, że naj­

stosowniejszym na początek roku dniem by-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

232 WSZECHŚWIAT. Nr 15. ----~---

laby jedna z czterech wybitnych jego dat, mianowicie jedno z dwu porównań lub je­uno z dwu przesileń, a przedewszystkiem porównanie wiosenne, jako zwiastujące po­wrót życia roślinnego i początek dni od no­cy dłuższych. Chwila ta wszakże jest zwia· stunem wiosny dla pólkuli pótnocnćj tylko, nie zaś dla pol'udniowćj, a nadto z powodu, że lata jedne o 365 dniach są zakrótkie, in­ne o 366 dniach zadługie, data równonocy wiosennćj przypada na dzień 19,· 20 lub 21 Marca; trudności tej, jako przez przyrodę samą narzuconej, pokonaćby nie można by­lo, a chwila porównania p1·zypadalaby bądź ostatniego, bądź pierwszego lub drugiego dnia roku. Zresztą epoki porównania albo przesilenia, chociaż wyróżniają się ze stano­wiska astronomicznego, nie przedstawiają

żadnej cechy wyją,tkowej pod względem

meteorologicznym, który dla objawów świa­ta roślinnego lub dla naszego życia prakty­cznego ma doniosłosć o wiele wyższą, prze­bieg jednak zjawisk meteorologicznych nie przedstawia prawidłowości dostatecznej, by mógł się wiązać z jakąkolwiek datą roku.

·właśnie też dlatego, że przyroda nie na­stręcza nam żadnego dnia szczególnego na obchód nowego roku, data ta często ulegała zmianie w ciągu wieków. U rzymian po­czątek roku liczono od l Marca, czem się

tłumaczą nieodpowiednie dziś nazwy łaciń­skie September, October, November i De­ceinber na oznaczenie 9, 10, 11 i 12 mie­siąca roku. Chrześcijanie w najdawniej­szych czasach, aby uniknąć zbliżenia do po­gan, nie obchodzili świętem kościelnem pier­wszego dnia roku cywilnego, a swywole,ja­kie miały miejsce podczas saturnalij rzym-

. skich sktaniały i późniejsze sobory do za­braniania obchodu nowego roku. W róż­nych krajach europejskich przyjmowano początek roku w różnych datach, bąJź 25 l\lat·ca, bąuź też na Boże Narodzenie lub na Wielkanoc. Zdaje się, że liczenie roku od l Stycznia upowszechniło się dopiero od wieku szesnastego, we Francyi przynaj­mniej edykt urzędowy ustanawiał tę datę

od r 1564. W Anglii jednak liczono po­czątek roku w d. 25 Marca aż do r. 1751, to jest do czasu wprowadzenia reformy gre­goryj m'lskićj. Ponieważ rok 1752 rospoczął się już

l Stycznia, rok przeto poprzedzają-cy liczył tylko dziewięć miesięcy; promotor bilu, któ­ry zmianę tę wpt·owadzał lord Chesterfield zalcd wic z dolał się octtlić przed wzburzc­niem ludu, rozjątrzonego, że mu wydarto trzy miesiące życia, a w ciągu dziewiQciu miesięcy kazano się ludziom o caly rok ze­starzeć.

Przy bardziej uregulowanych dziś stosun­kach ekonomicznych projektu przeniesienia początku roku poważnie przyjmować nic można.-Toż samo powiedzieć należy i o za­rzutach skierowanych przez autorów kilku mernoryjałów przeciw począ.tkowi ery obe­cnej i o projektach zastąpienia jćj erą. zale­żącą. od jakiego doniosłego wypadku histo­rycznego, od rewolucyi francuskiej, ou wy­nalezienia druku, albo od odkl'ycia Amery­ki. Ciekawy jest tylko jedeu zarzut prze­ci w et·ze chrześcijańskiej wymiet·zony, że

mianowicie lat ujemnych, t. j. liczonych wstecz od początku ery, nie przegradza od lat d-odatnich rok oznaczony liczbą O; wy­pływa stąd, że dla obliczeurn liczby lat ubiegłych między pewną datą. ujemną a do­datną, nieJosyć jest obie te liczby dodać, ale z sumy wytrącić jeszcze należy jedność. ·w edlug tego np. od epoki założenia Rzy­mu (rok - 753) do naszego czasu upłynęło lat 1887 +753-1=2639.

VI.

Miesiąc w pierwotnem znaczeniu jest na­turalną jednostką czasu, zależy bowiem od obiegu księżyca dokoła ziemi, a zwłaszcza od związanego z tym obiegiem oki-esu jego odmian. Istotny cz:\8 obiegu księżyca do­koła ziemi, czyli przeciąg czasu, jakiego on potrzebuje, aby wrócił do tej samej gwiaz­dy, wynosi 27 dni 8 godz.; jeżeli wszakże

w pewnej chwili ma miejsce ąznaczona od­miana księżyca, nów dajmy lub pełnia, to po upływie tych 27 1/ 3 dni, taż sama odmia­na jeszcze nie wraca; postać bowiem, w ja­kiej nam się księżyc przedstawia, zależy od stanowiska jego względem słońca, a w cią­gu powyższego czasu słońce także posunęło się ku wschodowi i to o taką mianowicie dr o g\), że księżyc potrzebuj e d w a jeszcze przeszło dni za słońcem pędzić, by się nam znowu w poprzedniej swej fazie ukazał.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nt·15. WSZECHŚWIAT. 233

Uwagę czlowieka przykuwa wszakże wła­śnie następstwo olimian księżyca, dlatego jednostką miary czasu stać się nie mógł czas obiegu księżyca dokoła ziemi, czyli miesiąc gwiazdowy, ale miesiąc synodycż·

ny, t . j. pt·zecią.g czasu upływający między między jednym a następnym nowiem, za­tem czal'J, po jakim ksi ężyc wraca do po­przedniego swego względem słońca stano­wiska, co wynosi 29 dni 13 gouz. .

Gdyby taki miesiąc księżycowy liczył

okrą~łe dni 30, a rok dni 360, zastosowanie obu tych jednostek do miary czasu nie przedstawialoby żadnej zgoła trudności.

Skoro wsz:::kże miesiąc nie dochodzi o kil­ka godzin do pełnej liczby dni 30, a rok o bej m uje blisko 12'/2 miesięcy ksi ężyco­wych, pt·zeto usiłowanie pogodzenia obu tych okresów pt·owadzi do mozolnych za· wikłań, których ślady dostt·zegamy i w nie­ró\vnej długości miesięcy naszego kalen­dat·za.

Miesiąc księżycowy, czyli przeciąg czasu upływający między dwoma nowiami, wyno· si prawie 29'/2 dni, przy posługi \Van i u się pl'zeto takiemi miesiącami liczono je na­przemian po 29 i po 30 uni. Okres wszak· że 291

/ 2 dni jest w rzeczywistości o 3/ 4 go· dziny zahótki, w ciągu zatem tt·zech lat omyłka czyniłaby już pełną dobę, co wy­magałoby dodatku dnia do któregokol wiek nuestąca. Jeżeli nadto za główną. podsta­wę rachuby przyjmuje się miesiąc księżyco­wy, to rok z d w u nastu takich miesięcy usta­nowiony obejmowałby tylko 354 dni i byt­by wzglęuem roku słonecznego o 11 dni zakrótki. Pomimo tak LH.le1·zającej niello­goliności był rok księżycowy w użyciu u róż­nych narodów starożytnych, nawet u gre­ków, a pierwotnie i u rzymian, a pewne praktyki religijne, z odmianami księżyca

związane, zapewniają. mu dotąd poważanie u narodów wschodnich. Kalendarz miano­wicie turecki opiem się na czystym, bez żadnych poprawek roku księżycowym, -każdy zatem dzień noweao t•oku wcdłua te-o ,..,

go kalendarza wyprzedza o 11 dni bieg słońca, a różne miesiące i różne święta w krótkim stosunkowo przeciągu czasu obiegają. wszelkie· pory, święto obchodzone w lecie po niewielu już latach przypada w zimie.

Zam~t w liczeniu lat u greków został

w części usunięty przez wpl'Owadzcnie okrc· su czyli cyklu wykrytego przez Metona w piątym wieku pt·zed Cht·. Cykl Metona polega na tern zestawieniu, że w ci:~gu 10 lat słonecznych księżyc ulega 235 pełnym swym przeobl'ażeniom, jak to wykazuje na­stępne zestawienie: 235 lunacyj czynią . 6939 uni 16 g. 31 lD.

19 lat zwrotnikowych 6 939 ,: 14 " 27 " 19 lat julijańskich 6 939 " 18 " O "

Na 19 zatem lat słonecznych pl'zypada 235 miesięcy księżycowych, to jest o siedem ponad liczbę 228= 12 X 19; jeżcli się zatem rozrzuci mi ędzy 19 lat 7 dodatkowych mie­sięcy, to można w okresie tym pt·zecięciową. dłup;ość roku doprowadzić do dostatecznej ze słońccm zgody. Liczby porządkowe każ­dego roku cyklu Metona, od l do 19, ozna· czane były złotemi głoskami na pomnikach, skąd poszla nazwa liczby złotej, dotychczas w kalendarzu kościelnym używana, a służą­ca do wynajdywania daty niedzieli 'Yicl­kanocnćj, która właśnie oJ biegu księżyca zawisln.. _ Kalendarz religijny żydów dotąd opiem się na cyklu Mctona, w okresie zatem 19-lctnim przypada 12 lat zwyczajnych o 12 miesiącach i 7 lat przestępnych o 13 mie­siącach; rok zwyczajny średni ma dni 354, t•ok przestępny średni ani 384, są wszakże

i lata mające mniej lub więcej o jeden dzień, skąd kalendarz żydowski ma lata sześciora­kie o 353, 354, 355, oraz o 383, 384 i 385 dniach. Przeci~tna długość roku w kalen­dat·zu tym wynosi 365, 24 682 dni, przystę­

puje p1:zeto do pmwdzi wćj wartości roku zwrotnikowej bliżej nawet. nieco, aniżeli

. w kalendat·zu julijańskim, zbytnia wszakże zawiłość i znaczna niejednostajność długo­

ści roku odejmują rachubie tej czasu cech~ praktyczności.

W kalendarzu mającym za podstawę rok słoneczny miesiące nie odpowiadają już ża­dnemu okresowi astronomicznemu, następ­

stwo ich nie zostaje zgoła w związku z prze­biegiem odmian księżyca, są. one jednak niezbędne w życiu zwyczajnem, jako jedno­stki pośrednie między dniem a rokiem, cho­ciaż nie stanowią nawet dwunastych części roku, obejmują bowiem po 30 i 31, a nawet 28 i 29 dni. Podzial taki roku rz;ecz;ywi- -

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

234 WSZECHŚWIAT. Nt·l5.

ście uzasadnienia żadnego nie posiada i jest jedynie pozostałością mządzeń religijnych dawnego Rzymu, zupełnej wszakże jedno­stajności miesięcy osięgnąć nie podobna, liczba bowiem 365 nie jest podzielna przez 12; nie dzieli się również przez 10; zatem i podział roku na 10 miesięcy nie byłby z te­go względu korzystniejszym. Jest rzeczą

zresztą widoczną, że podział d wunastkowy jest o wiele dogodniejszy, aniżeli dziesię­

tny, co polega na łatwości dzielenia roku na 2, 3, 4 lub 6 części; dla obfitości dzielni­ków liczby 12 pt·oponowano nawet zastą­pienie układu liczenia dziesiętnego dwu­nastkowym. Kalendarz republikański fran­cuski wprowadził wprawdzie miesiące je­dnostajne o 30 dniach, ale okupił to zacho­waniem pięciu dni uzupełniających na ob­chód święta republikańskiego. Tydzień stano w i przeciąg czasu od mie­

siąca i od roku w kalendarzu słonecznym zgoła nieznleż:oy, siedmiodniowy jednak

Ciała niebieskie ułożone są na okręgu ko­ła w kierunku przeciwnym biegowi wska­zówki na zegarze i w porządku odległości

ich od ziemi według układu Ptolemeusza, dnie zaś tygodnia według biegu cięciw,

punkty powyższe łączących. Figuoo ta tłu­maczy zarazem nazwy dni tygodnia w j ęzy-

okres, używany u różnych narodów sięga

najdawniejszych czasów. 'Wią.że się zape­wne z kabalistycz.nem znaczeniem, jakie przypisywano siódemce i tłumaczy potrze· bą dnia wypoczynku po niewielkiej liczbie dni pracy. Dlatego też dziesięciodniowe

dekady kalendarza republikai'tskiego oka­zały się niepraktyczne, ludność dzieliła so­bie dekady na dwa odstępy i nawykała do odpoczynku co piąty dzień. Zat·zucano, że

siódemka jest liczbą: pierwszą. , do podziału niedogodną, ale właśnie po odłączeniu dnia wypoczynku pozostaje sześć dni roboczych, które łatwo dają się zestawiać w odstępy dwu- lub trzydniowe, dogodne pt·zy ros­kładzie zajęć niepowtarzających się co­dziennie.

z dawną astronomiją. a raczej astrologiją. tydzień wiązał się w ten sposób, że każdy

jego dzień innej był poświęcony planecie; roskład planet między dnie zachodził we­dług typowej figury astrologicznej:

ku łacińskim oraz w językach, które je z łaciny zaczerpnęły ( dies solis, sonntag; dies lunae, monntag, lundi; dies mat·tis, mar­cli i t. d.).

Utrzymanie tygodnia w kalendarzu jest przeto równie niezbędne jak i miesiąca, je­żeli jednak niejednostajna. długość miesięcy

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 15. WSZECHŚWI.A T. 235

może być za pewną. niedogodność uważana, to niewątpliwie wybitniejszą. jeszcze wadę dzisiejszego kalendarza stanowi brak zgody między uniami tygodnia, a datami miesięcy i roku, skutkiem czego święta pt·zywiązane do stałych dat przypadają w różnych la­tach na różne dnie tygodnia; zajęcia nasze ustanawiają się według dwu zasad, wecUu~

dat i wedlug dni roku, pomiędzy któremi żatlna nie zachodzi zależność; staje się żró­

Utem wielu niedogodności i częstych pomy­łek; umowy, zawarte na pewną. datę, pt·zy­paść mogą. na niedzielę lub inny jaki dzień niedogodny, co sprowadza zawikłanie i stra­tę czasu; przy roskładzie wielu zajęć nale­ży z góry poszukiwać na jaki dzień tygo­dnia oznaczona data przypada. Przepisy administracyj n e, rosporządzenia szkolne, roskład dni ta1·gowych, zgromadzenia .sto· warzyszeń w oznaczonych terminach i mnó­stwo tym podobnych okoliczności, wszystko to ulega nieraz zakłóceniom dla tej ni~::za­

leżności dat od dni tygodnia. Kt·ótko mó­wiąc, niedogodność polega na tern, ie każ­dy rok wymaga oddzielnego kalendat·za.

VII.

Uwagi powyższe wskazują w jakim kic­runku pożądanąby była naprawa obecnego kalendarza; iść może o to tylko, aby dłu­gość różnych miesięcy, o ile .inożna, byla wyrównaną, a zwłaszcza też, aby też same daty roku przypadały na też same dnie ty­godnia, aby zatem lata, po sobie idące, byly do siebie podobne.

Osięgnięcic tego celu wymaga oczywiście pewnych odstępstw od dotychczasowych urządzeń kalendarzowych, z któremi zwią­zani jesteśmy długowiceznem nawyknie­niem, należy więc baczyć, aby odstępstwa

te jaknajmniej były rażące, aby nowy ka­lendarz jaknajmniej różnił się od dotych­czasowego. Z tego względu bardzo korzy­stnie zaleca się rozwiązanie nadesłane przez p. Gastona Armclin, które te:.i uzyskało pier­wszą na konkursie nagrodę.

Ogólna zasada projektu p. Armelina po­lega na wyłączeniu jednego unia roku z mie­sięcy i tygodni, rok bowiem, obejmując 365 dni, składa się z 52 tygodni i jednego dnia.

Mielibyśmy zatem każdego roku jeden dzień nadliczkowy czyli uzupełniający, stojący

zewnątrz tygodni i miesięcy, byłby to dzie1l. nowego roku, nienoszący żarlnej innej na­zwy, ani żadnej daty; w roku przestępnym ten "nowy rok" musialby się składać z dwu dni, co cztery zatem lata święto to obcho­uzoneby było przez dwa dni.

Bliższe szcze~óly tego projektu przeusta­wiają się, jak następuje: Rok dzieli się na cztery równe kwartały, obejmujące po 1lni 91; z trzech miesięcy, składających każ· dy kwa t•tał, pierwszy posiada dni 31, d w a pozostale po dni 30; każdy pt·zeto kwartaŁ za wiem dokładnie po 13 tygodni. W yply­wa stąd, że też same unie tygodnia przypa­dają. na też same daty nietylko każdego ro­ku, ale nawet każdego kwartału; uprosz­czenie to, przy oswojeniu się z takim kalen· darzero przez ciągłe go użycie, pozwolitoby łatwo zachować w pamięci rozdział 91 dni w ciągu trzech miesięcy, w każdym bowiem kwartale odpowiadające sobie mtestące

przedstu win ją zupełną zgodność dat i dni tygodnia. Dwan:-~ście takich miesięcy obej­muje 364 dni, a dzim'l pozostały mieści się na począ.t.lm roku i nie włącza do żadnego tygodnin ani do żadnego micsi:1ca. Może on być nazwany dniem nowego roku, albo dniem O Stycznia, ale nie jest ani dniem l Stycznia, ani też piet·wszym dniem piet·­wszego tygodnia. Styczeń rospoczyna się od poniedziałku, który jest drugim tlnielll roku. Kwiecień, Li piec i Paźuziemi k ros­poczynają się rów n icż od poniedziałku i, pollobnic jak Styczeń, liczą. po 31 dni; Luty, Maj, Sieq1ień i Listopad zaczynają się od czwartku i zawierają po 30 dni; po­zostałe cztery miesiące, również 30-dniowc, zaczynają się od soboty.

Autor projektu kładzie nacisk na to, aby pierwszy dzień każdego miesiąca był dniem roboczym, ula dogodności wyplat i innych stosunków handlowych, które regulują się najczęściej na dzień pierwszy miesiąca. Co do 366-go dnia w roku przestępnym, autor umieszcza go na końcu roku, nienadając

mu żadnćj nazwy, źąda tylko, aby go nie włączano do żadnego roku i nie robiono z niego 31 Grudnia.

Podobny sposób ustalenia zgody między

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

236 WSZECllŚWU.T. Nr 15.

dniami tygodnia a datami roku zalecany jest i w kilku innych projektach, lubo muićj szczęśliwie przeprowadzony. Inni znów autorowie starają. się zadanie to inną roz­wiązać drogą., a mianowicie przez ustano· wienie lat o pełnej liczbie tygodni, zatem lat zwyczajnych o 52 i lat przestępnych

o 53 tygodniach. Roskład podobny uła­

twiony jest przez to, że 400-letni okres gre­goryjański obejmuje całkowit(! liczbę tygo­dni, zawiera bowiem dni 365 X 400 +97 = 364 X 400+497 =52 X 7 X 400+71 X 7.

Na ohes przeto 400 lat pt·zypada 71 ty­godni dodatkowycl1, w ciągu zatem tego czasu byłoby 329 lat o 52 i 71 o 53 tygo­dniach. Autorowie takich projektów ob­myślają też dogodne reguły dla rozrzucenia podobnych lat przestępnych między zwy­czajne, zbyt jednak widoczną. jest niedogo· dność kalendarza obejmuj ą.cego lata o 364 i 371 dniach, by się nad projektami temi dłużej zatrzymywać.

W nicktórych projektach dla zaprawa· dzenia zgody między dniami tygodnia a da­tami miesięcy, napotykamy miesiące o 28 i 35 dniach; inne wreszcie, jak to widzimy ze sprawozdania p. Gerigny, obejmują po­działy dziwaczne, przesuwają. początek ro­ku, albo też zadawalają się obmyślaniem

nowego słownictwa dni i miesięcy, bądź na cześć wielkich ludzi, bądź dla upamiętnie­nia doniosłych odkryć i wynalazków ("elek­trodi" n p.),-wszystko to na wzmiankę nie zasługuje.

Pomysł nowej reformy kalendarza wyda­wać się może zapewne zbytecznym zupeł­nie, nie myślimy też zgoła przypisywać

szególnego znaczenia konkm·sowi ogłoszo­

nemu przez "Astronomie"; zaprzeczyć je­dnak niepodobna, że Tachuba czasu może być dogodniej niż obecnie urządzoną, jak to widzimy z nagrodzonego na konkursie pro­jektu, który, wprowadzając nieznaczne tyl­ko w kalendarzu gregoryjańskim przeina­czenia, zamienia go w kalendarz na każdy rok stały i prawdziwie wieczysty. •

S. K.

~ores~onoenc~ja Wszechświata,

Szanowny Redaktorze.

W Nr 14 Wszechświata, w artykule p. n. "Reforma kalendarza", powtórzono, zape­wne za F. M. Sobieszczańskim (Encyklop. Orgelbt·anda większa), że kalendarz grego­ryjm'lski zaprowadzony został w Polsce do­piero w r. 1586, to jest w cztery lata później niż we 'Włoszech, Hiszpanii, Portugalii i Fmncyi, a w tt·zy lata później niż w kato­lickich prowincyjach Niemiec. A jednak, na chwałę naszej przeszłości, mylne to mnie-

. manie dawno już zostało sprostowanem. Vlf "Biblijotece Warszawskiej" za Czerwiec 1865 r., w artykule p. n. "Sprostowanie błę­du co do czasu wprowadzenia kalendarza gregot·yjańskiego do Polski.", wykazał Ale­ksander Wejnert, opierają.c się na auten­tycznych dowodach z akt sejmowych 1582 roku i z przywilejów w tymże roku przez Batorego nadanych, że poprawa kalendat·za zaprowadzoną została w Polsce w dniu przez Grzegot·za XIII zaleconym, to jest 5 Października 1582 roku. Uprzedziliśmy

więc pod tym względem nietylko naszych zachodnich sąsiadów, ale nawet i francuzów, którzy przyjęli nowy kalendarz dopiero w d w a miesiące później.

Feliks Kttcha?·zewski.

Działalność Akademii umiejętności w zakresie archeologii i antropologii

w r.1888.

Ruch umysłowy Akademii umiejl)tności w za­kresie wiedzy archeologiczno-antropologicznej w cią,· gu pierwszych dwu ruieoięcy bieżą,cego roku za· znaczony został jednam posiedzeniem Komisyi ar· cheologicznej i dwoma posiedzeniami Komisyi an· tropologicznej.

Na posiedzeniu Komisyi archeologicznej (w Sty· czniu) porzlbdek dzienny stanowiły referaty o dwu świeżo wyszłych w literaturze niemieckiej dzie· łach, z których jedno tyczy się grobów odkrytych ostatnieroi czasy w Zakrzewku, a drugie opisu

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

.Ni· ] 5 WSZECUŚW[AT. 237 - -----------------Prus zachodnich, wyilanego przez dm Littauua. Referowali pp. K•. Polkowski i J. N. Sadowski.

Groby w Zaknewku (reff'i'ent p. Sadowski) na­leżą, niewątpliwie do najznakomitszych współczes­nych odkryć archeologicznych. Wiadomość o tern, podawana była tu i owdzie pobieżnie w pismach peryjodycznych. Według opisu źródłowego, od­krycie to przedstawia się w streszczrniu w nastę­pującero świetle.

W Zakrzewkn, w powiecie Oleśnickim, dziś na Szląsku pruskim, odkryto trzy groby ze mamio­MIDi epoki czasów rzymskich. Wszystkie one ?.bu­dowane byty z potęimych brył kamiennych w kształ­cie zbliżającym s;ę do budowy grobów kamien­nych skrzynkowych. Wnętrze ich zapełnione by­lo warstwą na l metr grubą ziemi, pod którą na· stępowala warstwa kamieni, a dalej piasek, potl którym znajdowały się rozmaite spr7ęty. W gro­bie pierwszym, przedmiotami zwracająceroi głów· ną uwagę archeologów byty: podstawa trójnożna

z bronzu, mająca l m wysokości, ozdobiona sutą płaskorzeźbą,, sito bronzowe, takiż tygiel, czarne i bia!e kamyczki znane u rzymian pod nazwą, la­trones, u>'lywane do gry, nożyce, nóż, kociołek i szkatułka srebrne, bramoleta, nas1yjnik, lyżeuz­kfl, fibula i trzy spinki złote, tudzież naczynie gli­niane i duże ziarno bursztynu. Zwłoki w tym grobie zawarte były niewie§cie. W grobie dru­gim było kilka srebrnych, zlotem inkrustowanych spon, naszyjnik z blach złotych i luźna blacha złota ozdobiona krwawnikami. okazały, 9 cm dłu­go.ści mający bursztyn inkrustowany zlotem, jeden pierścień i dwie fibule srebrne, pierścień srebrny z bursztynem i wreszcie kawal żelaza 7 cm dłu­gosCJ. Były też tu dwa naczynia drewniane, je­dco z okuciem bronzowem, a drugie ze srebrnem, nakoniec czara ze szkla fijoletowego. Zwloki te­go grobu należały do mężczyzny. W grobie trze­cim znajdowaty si~: koci0lek bron~owy, zawiera­jQCY 28 kości do gry, zapinka bronzowa, złotem inkrustowana, złote spinki, łyżeczka i nożyce sre­brne, oraz szc1ą,tki bogato srebrem przyozdobio n~j szkatuły. Dwie inne oprócz tej szkatuły, zro­bione z drzewa i ze skóry, miały wieko z płyty srebrnój. Na wewn\)trznej stronie jednego wieka znajdowały się cztery srebrne medale z wizerun­kami rycerza, a pomiiJdzy niemi umieszczona by­la gruba złota blacha z napisem nieczytelnym. Wewnątrz tej szkatuły było kilka pereł burszty­nowych, a obok niej stała czara ze szkla mozai­kowego (millefiori). Szkielet tego grobu naJeżal d? kobiety i złożony byl w zachodniej jego stro­nie. Przy lewej r~Jce szkieletu Ieżaty trzy niezwy· kle male pierścionki, ciężka złota bransoleta i zło­ta ozdoba na głowę. Przy szyi leżał naszyjnik przyozdobiony wisiorkami, a na piersiach niezwy­k~e ozdobna szpilka zlota. W pewnem, niewiel­klem oddaleniu od szkieletu znajdowały siiJ: mo­~eta złota z głową cezara rzymskiego uwieńczoną 1 z napisem: Imp. Ciaudius Aug., a na stronie od­wrotnej: l'ax exerc. i kilka monet drobnych, spo-

między których jedna była ·dęta z wizerunkiem rycerza i z napisem: Cos. III. Pont. Max.

Odkrycie to, jak widzimy, z tok licznych, cen­nych i naukowo ważnych przedmiotów złożone,

zainteresowało w wysokim stopniu świat uc?.ony. W grobach tych podejrzywPją niektórzy złożoną, jakąś ksiąź!jcą, rodzinę Gotów i odnoszą do kotwa Hl wieku po Chr. Jakkolwiek pole_tlomyslów pod tym wzgledem jest tu szerokie, to ju:i: samo ozua­jumienie się z tylu noweroi wyrobami dziel sztu­ki rzymskiej, jakie w tych grobach odkryto, sta­nowi przedmiot wysokiej wartości i czyni zaszczyt literatnrze, która je w tak krótkim przeciągu cza­sn ogłosiła drukiem, w wydaniu zoops.trzonem do· bremi i dokładneroi rysunkami.

Dzieło drugie dra Littanera, pod tytułem: "Die P!iihistorischen DenkrnaJer der prowinz West­Prenssen u. der angrenzenden Gebiete" (sprawo· :>.dawca. Ks. Polkowski), ma cel wybitny podać pod tą nazwą, map!) archeologiczną, Prus zachodnich, którą też autor dołącza w końcu dzieln w czte­rech osobnych arkuszach. llość miejscowości wy­kazanych na tej mapie, w porównaniu do ilości tychże, znanych z dziel tego rodzaju dawniej ogło­szonych jest znacznie zwiljkszona, lecz trzeba mieć na uwadze, że odnoszą, się one przewa~nie nietyle do obszaru samych Prus zachodnich, ile do przy­legających do nich części Wielkopolski, Pomorza, Prus wschodnich, a nawet i Kongresówki (guber­nia Plocka). Co do znaków archeologicznych, uży­tych na tej mapie, autor, niepotrzebnie odrzuciwszy znaki przyjęte przez kongres Sztokholmski jako mi~Jdzynarodowe, zastąpił je przez znaki swego po· · mysłu, gdyż te zaciemniają, niezbędną, w tym ra­zie przejrzystość pracy. W tekście autor usiłuje czasy przedhistoryczne rosklasyfikować na l'ewne epoki, mianowicie: l) neolityczną,, 2) holsztadzką, 3) La Tene, 4) rzymską i 5) pólnocno- arabską.

Oprócz okresu neolitycznego, wszystkie inne te dzialy mogą, być przedmiotem nader obszernych i pod wielu względami uzasadnionych dyskusyj i zarzutów naukowych. Każdą, z wymienionych epok autor ąharakteryzuje przedstawieniem wybi­tniej szych jej wyrobów w rysunkach, zebranych na osobnej tablicy. Wybór tych pl'Zedmiotćw pod wielu względami pozostawia wiele do życzenia.­Dah~j następuje spis wykopalisk kaiclej epoki oso­bno, ułożony w porządku gieograficznym, z które­go najlepiej spostrzedz się daje, że conajmuićj

F/10 części miejscowości były już przed wydaniem tego dzieła znane i przez innych autorów w po­rządek systematyczny ujęte i drukiem ogłoszone; reszta zaś ich, jak to już nadmieniłem, do obsza­ru Prus zachodnich nie nale.i;y. Dzieło to wydane jest przy pomocy środków łożonych przez zacho­dnio-pruski sejm prowincyjonalny.

(dok. naJt.). G. O.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

238 WSZECHŚWI.A1'. Nr 15. ------------------------------------------------------·--------------

@,o wydawnictwa ~amiętnika cEizyjogra­ficznego

(List otwarty). W pracy mej: "Sprawozdanie z wycieczki bota­

nicznej w ł'łockim, RypiJiskim, Sierpeckim i Mtaw· skim powiecie, odbytej w Lipcu 18'35 i 1886 roku" umieszczonej w tomie VII Pami!)tnika Fizyjogra­ficznego w spisie roślin zauważyłem kilka błędów i opuszczeń, które się dostały do druku wskutek nieuważnego przepisywania z brulijonu na czysto, a mianowiciE\: Na str. 101 pod Nr 9 w miejsce P. alpestre Iloppe, Paproć górska powinno być

Cystopteris fr·agilis Bernh., na str. 107 pomiędzy Nr 159b i 160 opuszczono nazwę rodziny Kosać­cowate, Irideae, na str. 108 pomi~;dzy Nr 185b i 186 opuszczono nazw!l rod1.iny Obrazkowate, Aroideae Juss. a o dwa numery dalej w miejsce nazwy rodziny Obrazkowate, .Aroideae Juss. po· winno być Rogożowate, Typhaceae, na str. 116 pod Nr 404 opuszczono nazw!) gatunkową cristata Willa. i pod Nr 481 w miejsce V. heder. powinno być V. hederifolia L. Przy wiPln gatunkach opuszczo· no autorytety, a mianowicie pod N-rami: 59, 95, 207, 220, 229, 236, 248, 4.01, 421, 498, 511, 564, 566, 587 i w drugim spisie na str. 139 pod Nr 76,

. 90 opuszczono L, pod Nr 347, Nr 361-W. K. -Meyer, Nr 349 - Cavanilles, Nr 423 - Curtis, 562- Nestler, 586-Monch, 606-RBr .• 674 i 742-Ehrh. i w drugim svisie na str. 139 pod Nr 91-Godd. i 98-Koch. Przy tej sposobności winien jestem nadmienić, że w spisach roślin, tam gdzie niema po nazwie gatunkowej żadnych uwag, trze­ba sil) domyślać, że roślina rośnie wsz!)dzie; upra· wne rośliny znaleziono jako takie a nie dziko ro­snące. Niechcąc wprowadzać w błąd tych, któ· rychby zaj!)ła moja praca, upraszam najuprzej· miej Wydawnictwo Pami!)tn ika Fizyjograficznego o sprostowanie powyższych niedokładności w mo­ich spisach roślin.

A. Ejsmoml.

KRONtKA NAUKOWA.

ASTRONOMIJ A.

- Pierwsza kometa z r. 1882 z tego względu byla ciekawą, że w punkcie przysłonecznym swej drogi zbliżyła si!l do słońca hk dalece, że oddaloną byra od niego zaledwie o 0,(61 odletl;lości ziemi od słoń­ca, co czyni o kolo l 200 OCO mil. Pożądanem tedy było rospatrzenie, czy po przejściu przez punkt tak bliski słońca nie nastąpiła jaka :r.miana w ruchu ko· mety, co by pozwalało wnosić o istnieniu w tej oko· licy pewnej substancyi, mogącej stawiać opór bie­gowi komety. Droga jej obliczon!ł być mogla do·

kładnie, obserwowaną bowiem była w warunkach sprzyjających od 19 Marca do 16 Sierpnia, przez ciąg trzech miesi!)Cy przed i dwu miesięcy po przej­ściu punktu przysłonecznego. Obliczenie tej drogi przeprowad~il p. Rebeur-Paschwitz, a re1.ultat oka­zał się uje_mnym, nie ujawnił sil) bowiem zgoła

wpływ takiego przypuszczalnego środka.

S. K.

FIZYKA.

Postać strun drgających. P. J. Puluj w Wiedniu obmyślił prostą i dogodną metod!) uwidoczniającą postać struny wypr!)źonej i utrzymywanej w cią· głem drganiu przez utwierdzenie jednego jej końca do ramienia drgającego kamertonu elektrycznego, t. j. kamertonu, którego drgania odbywają sil) state­cznie pod wpływem elektromagne~u. Struna drga­jąca oświetloną jest zapomocą rury Geisslera, zasi­lanej cewą Ruhmhorffa, w której liczbę zetkni!)Ć na sekund!) zmieniać można dowolnie. Gdy liczba drgań przerywacza wyrównywa liczbie drgań Rtru­ny, albo stanowi jej część wielokrotną, struna oświe­tlona jest zawsze w jednakiej fazie swego drgania; ponieważ zaś wraże11ia siatkówki trwają przez pe· wien czas, struna wyd<~j.e si!l nierunhomą, w prze­strzeni. Przy takiero przeto urządzeniu postać stru­ny, oraz położenie WIJzłów i gór wyraźnie są wi­dzialne .

S. K.

METEOROLOGIJ A.

- Roskład elementów meteorologicznych w obszarze burzy. Meteorolog włoski Ciro Ferrari, zestawiw­szy w postaci kart synoptycznych liczne dane, ze· brat:1e ze stacyj włoskich, szwajcarskich i austry· jackicb, wykazał z nich roskład elementów meteo­rologicznych w obszarze zajętym przez burzę, ara­czej potwierd?.ił tym sposobem zasady poprzednio już przez siebie wyłożone. KArty izobarycv.ne i izotermiczne nakreślił nietylko co do poziomu morza, ale także co do wysokości 100, 200, 500, GOO, 10: 0, 1200 i 2000 metrów. Z kart tych oka­zuje się, że baspośrednio przed w:ybachem burzy ciśnienie powietrza i wilgotno' ć względna okazują

minimum, temperatura zaś dosięga najwięk~zości;

po wybuchu burzy ciśnienie i wilgotność wzglę·

dna szybko wzrastają, temperatura zaś opada, tak, że po przejściu 1jawiska pierwsze elementy dochodzą swego maximum, a temperatura okazuje minimum. Wszystkie te zmiany są tern wybitniPj· sze, im gwałtowniejszą jest burza. Gradienty ba­rometryczne i termometryczne wzrastają aż do wysokości mniej więcej 5()0 m, 011.stępnie jednak maleją i w znacznej wysokości schodzą do zera, czyli inneroi słowy, miejsca sąsiednie nie okazują już różnicy w stanie ciepła i ciśnienia atmosfery· cznego. Górna granica chmur burzliwych przy· pada w ogólności bardzo wysoko, sięgając do 4-cOOO m. Warstwa jednak, która wylewa opad najobfitszy mieści się daleko niż ej , około 1000 111

z pewnemi zboczeniami w różnych porach roku.

S. K.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Nr 15. WSZECHŚWIA~. 239

GIEOLOGIJ.A.

- Skały metamorficzne. Do najciekawszych pod wzgll)dem petrograficznym należą skały krystali­czne t. zw. metamorficzne, występujące cz!Jstokroć na granicy skal osadowych i wybuchowych. Nie­dawno ogłoszona praca K. A. Lossena nRd dyjR· bazami, doprowadza do następują;cych rezultatów:

l) Brunatne lub zielone zabarwienie amfibolu nie przedstawia żadnego kryteryjurn do roapozna· nia pierwotnego lub drugorzędnego (metamorficz· nego) jego pochodzenia; istnieją zarówno brunatne przejrzyste amfibole drugorzędne, jak i zielone pierwotne (np. w fonolitach).

2) Niewszystkie amfibolity czyli lupki s.mfibolo· we, o ile metamorficzne ich pochodzenie do· kładnie stwierdzanem zostato, można uważać za przeobrażone dyjaba.zy, dyjoryty, gRbbro lub wogó· Ie materyjat wybuchowy, przeciwnie istnieją wy· padki, gdzie łupki amfibolowe powstały z przeo· brażenia. łupków wapiennych i zwycznjnych wa· pieni nieczystych.

3) Przeobrażenie skaty piroksenowej w amfibo· !ową może iść w parze z wytworzeniem drugo· rz!Jdnej łupkowatości, nie jest wszakże do niej przywi!lza.nem. (N. I. f. Min. 1886).

J. s.

ZOOLOGIJ A.

Motyl śpiewaj~cy. Według Donitza (Beri. Ento­mol. Zeitch. 1887, H. I) motyl Dionychopus niveus Menetr posiada. szczególny organ głosu, a mianowi· cie na górnej powierzchni tylnej pary skrzydeł, ja· ko też na dolnej powierzchili przedniej pary, w tern miejscu, gdzie obie pary skrzydeł się stykają, znaj· duje Bill szczoteczka, długa na 2 mm, a szeroka. na. l mm, utworzona. z drobnych wyrostków chityno· wych. Szczoteczki leżą blisko nasady skrzydeł, a. wy· rostki położone na tylnej parze, mieszczą sil) na wy· niosłej fałdzie pustej wewnfitrz i są mocniej rozwi· nil)te niż wyrostki przedniej pary skrzydeł, przytern wyrostki na. przedniej parze skrzydeł nachylają sill ku brzegowi zewnl)trznernu, na. tylnej zaś ns.tawione są wiljcej prostopadle. W skutek pocierania. tych szczoteczek o siebie, powstaje skrzypiący głos.

Urząd7.enie tego przyrządu glosowego jest od­mienne od przyrz!łdów spotykanych u różnych owa­dów, u których oprócz wyniosłości na akrzydlach są jeszc?e zwykle wyrostki na nogach. (llumboldt 2 H. 1888).

A. S.

FIZYJOLOGIJA.

- Brzuchomówstwo byto przedmiotem dyskusyi na jednem z niedawnych posiedzeń towarzystwa. fizyjologicznego w Ber!~nie. P. Meyer z Hamburga. zwalczajllc rospowszechniony jeszcze pogląd, jako· by brzuchomówstwo polegało na mówieniu przy wdychaniu i bez poruszania ustami, twierdzi, że ~rzucho~ówcy mówią przy wydychaniu i porusza­J.'ł ustam1; badania la.ryngoskopijne przekonały go, ze przy brzuchomówstwie szpara. głosowa jest WI!S·

ka., podniebienie miljkkie opuszczone nisko, a j!J· zyczek staje si ę niewidzia.lnym. Każdy, kto po· siada. glos wysoki, łatwo wprawić sill może w ten sposób mówienia.. Najważniejsza przyczyna złu­dzenia aluchaczy polega na. sprzeczności między g!ośnym, pełnym i metalicznym tonem, jakim brzuchomówcy ?.a.dają pytanie, a wysokim i ci· chym fals etem baspośrednio następującej od po· wiedzi. Prof. Gad, który prowadził podobnaż do­św i adczenia, poznał, że znaczny wpływ wywiera tu i różnica. w ciśn i eniu powietrza wydychanego; przy wym ówieniu pewnego zdania głosem zwy­kłym objętość powietrza uchodzącego z płuc wy· nosiła. 1300 c3, gdy przy wypowiedzeniu tegoż sa­mego zdania sposobem brzuchomówczym nie prze· chodziła 900 c3• Wędtug dr. Bandy przy brzucho· mówstwie trąbki Eustachijusza. są otwarte, a. jama bębenkowa wraz z błoni! bębenkową wprawioną jest we współdrgania., czyli działa. jako rezonator. O brzuchomówstwie obszerniejszl! wiadomość po· dato pismo nasze w r z. str. 182 i nast.

A. GIEOGRAFIJA.

- Wyprawa angielska do bieguna południowego.

Wszystkie kolonije australijskie, wraz z Tasma.niją i Nową Zela.ndyją, postanowity przedsi!Jwziąć wspól· nym kosztem wyprawę do bieguna południowego;

agent generalny kolonii V1 iktoryi przy rządzie

angielskim otrzymał polecenie przedstawienia. pro­jektu ministrom królowej i wyjednania. patronatu rządowego. Dowództwo wyprawy obji}Ć ma sir Allen·Youn,g, a koszty jej obliczone zostaly na 75,000 funtów. Pod względem naukowym wypra.• wa ta zapowiada znaczne korzyści dla meteoro· logii,· gieologii, gieografii i magnetyzmu ziemskiego, a szczególniejsza uwaga ma. być skierowani} do zbadania góry Terror, pokrytej wiecznym śnie­giem i tajemniczego wulkanu Erebus, się~rajllcego do wysokości 3600 metrów.

Zapewne jednak inicyjatorowie wyprawy majll więcej na widoku korzyści materyjalne. Na. je· dnej, mianowicie, z wysp po!ożonych w okolicy bieguna południowego poznano w czasie jednej z dawniejszych podróży nader bogaty pokład gu­ana, utworzony w cil!gu wieków przez stada pin· gwinów; wiadomo też, że w okolicach tamecznych napotykają się licznie wieloryby, których potów przedstawia.ćby mógł znaczne korzyści. Przy dzi­siejszem udoskonaleniu żeglugi korzystanie z tych skarbów niegościnnych okolic nie przedstawiałoby może zbyt wiele trudności.

T. R.

WIADOMOSOI BIEŻĄOE.

Znany astronom Peters, dotychczasowy dyrektor o bserwatoryjnrn chronometrycznego marynarki nie­mieckiej w Kieł powołany został na. stanowisko dy· rektora obsrrwatoryjum w Królewcu.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

240 WSZECIJŚWIAT. !\r l 5.

- Króliki australijskie i metoda Pasteura. Projekt Pasteura wytę,pienia za pośrednictwem bakteryj cholery kurzej nadmiernie.rozrodzonych w Austrnlii królików (o b. w~zechś. r. b. str. l33) wccHug "Bri­tish ~edical Journal" nie znalad posłuchu u władz tamecznych. Według przytoczonc•go pisma miano iuz nawet wydać rosporządzenie, zakazujące pod karą znacznych oplat wprowadzenia wszelkiego kró­lika, dotknietego jakąkolwiek chorobą, w celu wy­tępienia tych gryzoniów. l.\Iieszkańcy mianowicie tameczni uważają za rzecz niebespieczną rozmno­żenie mikrobów, które zabijają dwa zgoła różne

zwierz!)ta domowe, króliki i kury, ską ·l hodowla ptastwa mogla by sie na colą przys1.!oeć uniemoże­

bnić w Australii. Obawiają sie nadto, ozy taż sama bakteryja nie okaie sie zgubną w nowych warun­kach bytu także i dla owiec, walów lub koni, a na­wet i dla człowieka. Wedtog innych wszakże wia­domości, mieszkai.oy Australii gotowi są przyjąć

oh!)tnie wysbtńców Pasteura, którzy przedewszyst­kiem mają, metod!) t!) wypróbować na miejscu, bez czego o powodzeniu jej wyrokować nie można.

A.

Ksi~żki i broszury nadesłane do Redakcyi

Wszechświata

J A K O N O W O Ś C. F. Paulhan, Fizyjologija ducha, przekt. Eugenii

Piltz, z przedmową i uwagami Adama MRhrbur­ga, nakładem .Kraju", Petersburg, 1888.

S, Krysiński, Ueber ein neues Ooularmiorometer unu dessen Anwendung in der microsoopisohen 1\rystallographie. Odbitka z Zeitsohrift fiir Kry­stallographie, 1888, XIV, I.

Do nabycia . we wszystkich ksi~garniach.

SPROSTOW ANIE.

W Nr l Wszechświata r. h., w kronice naukowej zamieszczoną była, według oceny Johna Murraya, ilość ogólna wody sradającej w ciągu roku na oalej ziemi. W wiadomości tej popełnioną została po­myłka, zamiast bowiem km3 podano '"3' - wypadły w ten sposób liczby uderzająco drobne. Za zwró· cenie_ uwagi naszej na t11 pomylkil dzi~Jkujemy p. N. Wilmanowi, dla usuni!)oia zaś jej przytaczamy, że

według obliczeń Murraya, opartych na karcie desz· czów Loomisa, ilość spadającej rocznie wody wy· nosi 111 800 kilometrów sześciennych, z czego ilość wody, jaka spływa do oceanów, ocenia autor na 24600 km3, ilość zaś wody uchodzącej przez ulatnia­nie do atmosfery na 87 200 km3•

----- -----------------------------------------------------------------~---

EUlftyn meteorologiczny za tydzle1i od 28 llnrca do 3 K11 letnia 1888 r.

(ze spostrzeżeń na staoyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warsza~e).

Kierunek wiatru l Suma l opadu

l Barometr l E.~ 1

:~ 700 111111 + Temperatura w st. C. ~~ 1

.. ------- · - -- -----i> ... U w a g i.

O 7 r. l l p. l \:l w. 7 r. l· l p. 19 w. INajw. INajn . .- . ."

;,1 sa,I 14o,I I 4o,3 1 8,o ,ln,o 1 7,4 ~f-----"--7.-o '-17-4'1--sw-,w-.-E---o-,o--;-------:--29 34,6 34,0 35,0 10,8 18,4 14,2 19,0 6,7 55 S,l:l.S 0,0 30 41,5 43,1 43,4 , 10,6 14.9 11,0 15,7 8.0 l 5 sw,ss 0,0 31 43,3 42,2 ] 45,1 10,0 17,0 7,2 17,2 6,0 64 S,S,W 0,9 Desz. pad. od 3 do 6 pop.

l 46,6 47,8 46,9 8,6 8,8 6,0 , 11,2 4,0 l 71 W.SW,W 0,9 Od .I do 4 popcl. desz. 2 44,9 44,0

1 43,4

1

4,4 7,6 !J,4 11,3 3,0 74 SW,W,W 0,0 Rano mgła 3/ 43,0 42,5

1

42,4 6,61

11,8 1 8,8 13,0 3,0 l 65 S,W,SW 0,0 \Od pol. desz. kropil kilk.' ~ ........_______ ___

Średnia 41,9 · 9,6 ~

ffiVAGI. Kierunek wiatru dany jest dla trzech godzin obserwacyj: 7-ej rano, l-ej po południu i 9·ej wieczorem. b. znaczy burza, d. - deszcz.

TREŚĆ. O barwniku krwi i stosnokach jego do barwnika żóloi, przez prof. M. 'Nenokiego. Z życia jemioły, podał S. Grosglik. - Otrzymywanie sztuo~ne rubinu, napisał K. Jurkiewioz. - Reforma kalen· darza, przez S. K. - Korespondencyja Wszechświata. - Działalność AkadPmii umiejl)tnośoi w za.kresie archeologii i antropologii w roku 1888. --:-.Do wydawnictwa Pami11tnika Fizyjografiozriego. :- Kronika nąukowa.-Wiadomości bieżące. - Esiążkl 1 broszury narleelane do redakcyi Wszechświata. - Sprostowa·

nie.-Buletyn meteorologiczny.

Wydawca E. Dziewulski. Redaktor Br. Znatowicz.

Aoauouuo ~easl'pozo. Bapmaua 25 MapTa 18F8 r. Druk Emila Skiwskiego, Warszawa, Chmielna 1i 26.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/