Document

12
O K A Z J O N A L N I K A K A D E M I C K I ISSN 1732-9000 PRZED WAKACJAMI (17) 2006 W NUMERZE Słowo od jezuity ...... 2 Trwajcie mocni w wierze ...... 2 Adoracja Miłości cz.2 .... 4 Zawsze byłem ciekaw tego po drugiej stronie sceny ..... 5 Kodowanie trwa ...... 7 Grzech - choroba ...... 8 A ja bym chciała wysłuchać dyskus ji .... 8 S przed awcy tanich musze k ...... 8 O marnowaniu czasu ...... 9 Z odwagą trzeba patrzeć w przyszłość ...... 10 Warsztat ...... 10 Czerwcowy plener ...... 11

description

http://podaj-dalej.info/files/pd17.pdf

Transcript of Document

Page 1: Document

O K A Z J O N A L N I K A K A D E M I C K I

ISSN 1732-9000 PRZED WAKACJAMI (17) 2006

W NUMERZE

Słowo od jezuity ...... 2

Trwajcie mocni w wierze ...... 2

Adoracja Miłości cz.2 .... 4

Zawsze byłem ciekaw tegopo drugiej stronie sceny ..... 5

Kodowanie trwa ...... 7

Grzech - choroba ...... 8

A ja bym chciaławysłuchać dyskusji .... 8

Sprzedawcy tanich muszek ...... 8

O marnowaniu czasu ...... 9

Z odwagą trzeba patrzećw przyszłość ...... 10

Warsztat ...... 10

Czerwcowy plener ...... 11

Page 2: Document

2

K oniec roku to zwykle czas podsumowań, ale trudno oce-niać coś, co tak na dobrą spra-

wę dopiero się zaczęło. Można oczywiście snuć ewentualne scenariusze wydarzeń lub też pisać je z nadzieją wprowadzenia ich w życie, ale pomyślałem, że tym ra-zem tego nie zrobię. Pamiętam, że przed każdym wyjazdem pakowałem do pleca-ka mnóstwo rzeczy, mówiłem sobie, że to i to się przyda, bo to i to będę robił, potem jednak okazywało się, że większość z nich brałem zupełnie niepotrzebnie, a te, które wziąć powinienem, zostawały się na biur-ku w pokoju. I tak samo było w zeszłym roku – najpierw podsumowanie, potem planowanie, długie pakowanie, w końcu wyjazd i... pięknie wydrukowany grafikpozostał dalej pięknie wydrukowanym grafikiem, a do zapakowanego plecakanawet nie zajrzałem i z tego, co miało się wydarzyć stało się wszystko to, czego nie zaplanowałem. A były to piękne chwile tamtego lata...:) I dlatego wszelkie pod-sumowania zostawię sobie na potem.

Pomyślałem, że w tym roku zabiorę ze sobą pusty plecak. No, zapakuję oczywi-ście pastę i szczoteczkę do zębów, jakieś

ciuchy, aha – pewnie jeszcze i gitarę, i ze-nitha, i zeszyt, i długopis, a jeśli coś bę-dzie mi jeszcze oprócz nich potrzebne, to będę musiał sobie jakoś inaczej poradzić. A w kieszenie napakuję wiary i nadziei, że wrócę z plecakiem pełnym wrażeń, wspo-mnień i przeżytych przygód, a potem o tym wszystkim napiszę i przeczytam to, co Wy napiszecie, zgoda?:)

Chciałbym w tym miejscu podzięko-wać Izie i Piotrowi Pawłowskim za skład pisma, korektę i anielską cierpliwość, bo czasem artykuły nie docierały na czas, o. Krzysztofowi Doroszowi za opiekę nad pismem (w pełnym tego słowa zna-czeniu) i korektę, autorom wszystkich artykułów, zdjęć, grafiki, dystrybutorom,ofiarodawcom, Czytelnikom Podaj Da-lej, tym, którzy mieli choćby najmniejszy wkład w rozwój naszego okazjonalni-ka, życząc wszystkim Wam udanych, ale przede wszystkim bezpiecznych wakacji, byśmy w październiku spotkali się znów w takim znakomitym gronie, w komple-cie. Przyjemnej lektury.

Redaktor naczelnymariusz es =:)

PRZED WAKACJAMI (17) 2006

Trwajcie mocni w wierze

Ogólnopolskie spotkanie młodych z Ojcem ŚwiętymBenedyktem XVI, Błonia Krakowskie, 27 maja 2006

Był przepiękny sobotni poranek, kiedy to grupa studentów teologii oraz młodzieży „jezuickiej” pod wodzą dusz-pasterzy wyruszyła na spotkanie z Ojcem Świętym Benedyktem XVI do Krakowa. Już na samym początku nie obyło się bez niespodzianek, w wyniku których do upragnionego celu nie dojechała z na-mi jedna zagubiona owieczka. Jednakże dalsza (ośmiogodzinna) podróż upłynęła zgodnie z planem. Jedni zajęli się nadra-bianiem zaległości w prasie, drudzy to-czyli dysputy na interesujące ich tematy lub podziwiali krajobraz (np. olbrzymie kominy Elektrowni Jaworzno III S.A., która jest najnowocześniejszą i najbar-dziej ekologiczną elektrownią w Polsce), a jeszcze inni po prostu przygotowywali się do czekającej ich nieprzespanej nocy. Wielu z nas zastanawiało się również, jakie będzie to spotkanie i czy Benedykt XVI w swoim przemówieniu dotrze do nas- do młodych.

W Krakowie byliśmy ok. godziny 15. Czekała nas wędrówka na Krakowskie Błonia, które znajdowały się daleko od parkingu autokarów. Nie bacząc na prze-ciwności i rosnącą ilość ludzi, dotarliśmy

do miejsca, gdzie każdy uczestnik spotka-nia wrzucał do specjalnych kontenerów skały z wypisanym imieniem, nazwiskiem i miejscowością skąd pochodzi. Kamienie te zostaną wmurowane w ściany Centrum Jana Pawła II, lecz ściśle związane były z tematyką spotkania na Błoniach – stały się symbolem budowania swojego życia na Skale, którą jest Jezus Chrystus.

Teraz przyszedł czas na przedostanie się do właściwego sektora - było to nie lada wyczynem przy tak ogromnej ilości osób. Wpatrując się w kijki od naszego transparentu i wyróżniające nas zielone koszulki, posuwaliśmy się ruchem ślima-czym do celu. Na miejscu okazało się, że z powodu przepełnienia musimy prze-nieść się do innej (dalszej) części Błoni. Po dotarciu na miejsce powoli przygoto-wywaliśmy się do przyjazdu Ojca Świę-tego…

Już od godziny 14 aż do przyjazdu Benedykta XVI trwało czuwanie, podczas którego wysłuchaliśmy świadectw oraz uczestniczyliśmy w modlitwie i śpiewach. Oczywiście wszyscy zebrani na Krakow-skich Błoniach ćwiczyli także powitalne zawołania na cześć Ojca Świętego.

U progu długo oczekiwanych waka-cji pragnę skierować do Was kilka słów. Przede wszystkim chcę Wam serdecznie podziękować. Jak wiadomo, był to dla mnie pierwszy rok wśród Was. Nie jest ła-two przejmować czyjeś dzieło, zwłaszcza, gdy tym dziełem są ludzie. Nie ukrywam, że bałem się tego roku. Dlatego dzisiaj pragnę serdecznie podziękować wszyst-kim tym, którzy pomogli mi nie zepsuć tego, co tu zastałem, a nawet stworzyć coś nowego. Dziękuję tym, którzy okazali mi życzliwość, zaufali i zechcieli ze mnie korzystać. Jednocześnie przepraszam za wszelkie niedociągnięcia. Postaram się poprawić w nadchodzącym roku akade-mickim, a Was proszę o twórcze sugestie dotyczące przyszłości naszej wspólnoty akademickiej.

Składając Wam wakacyjne życzenia, pragnę nawiązać do jednej z naszych czwartkowych refleksji nad Słowem Bo-żym. Jak czytamy u Marka Ewangelisty, główne przykazanie naszej wiary, to: „Bę-dziesz miłował Pana, Boga twego całym swoim sercem, całym umysłem, całą mocą i całą duszą, a bliźniego swego jak siebie samego”.

Ale, jak pamiętamy, te słowa są po-przedzone zwrotem, który można nazwać praprzykazaniem , a brzmi on: „Słuchaj Izraelu!” Zanim czegoś dokonasz, słuchaj! Słuchaj całym sercem, czyli z szacunkiem i miłością. Słuchaj umysłem, a więc staraj się zrozumieć. Słuchaj mocą, czyli wolą, a więc przyjmij, akceptuj. No i słuchaj duszą, czyli pierwiastkiem boskim, czyli słuchaj z Bogiem.

Czas wakacji to czas odpoczynku. Nie odpoczywajcie od słuchania siebie, Boga i świata. Nie odpoczywajcie od tego, co najważniejsze, co jest głównym przykaza-niem miłości. Życzę Wam takich wakacji, takiego odpoczynku, który nie zagłuszy, ale pomoże Wam razem z Bogiem usły-szeć bardziej Was i Pana obecnego w Was i wokół Was. Życzę Wam i sobie takich wakacji, które nas autentycznie ubogacą i sprawią, że po powrocie będziemy się mogli tym skarbem nawzajem ubogacać. Jeszcze raz dzięki za wszystko! Z Bo-giem!

Lesław Ptak SJ

Drodzy Czytelnicy„Podaj Dalej”!

Słowo od jezuity...

Page 3: Document

3PRZED WAKACJAMI (17) 2006

W końcu nastał upragniony mo-ment… Benedykt XVI był wśród nas! Spontanicznym okrzykom i radosnym śpiewom nie było końca. Na telebimach mogliśmy obserwować szczerze uśmiech-niętą twarz Papieża. Atmosfera radości udzieliła się chyba wszystkim.

Gdy już ok. 600- tysięczna rzesza młodych ludzi ucichła, Benedykt XVI rozpoczął nasze z nim spotkanie. W sku-pieniu wysłuchaliśmy słów powitania Księdza Kardynała Stanisława Dziwi-sza oraz oratorium, tzn. programu słow-no- muzycznego o problemach młodych ludzi, rodzinnych i świata. Program ten miał na celu ukazanie, że każdy jest ka-mieniem Bożej budowli i nasze życie ma sens tylko wtedy, gdy budujemy na Skale.

Kolejną częścią spotkania było prze-mówienie Ojca Świętego, którego wszyscy oczekiwaliśmy. Benedykt XVI poruszył temat bliski każdemu młodemu człowie-kowi. Mówił o pragnieniu i tęsknocie za trwałym domem, w którym miłość będzie chlebem powszednim, przebaczenie - ko-niecznością zrozumienia, a prawda - źró-dłem pokoju serca. Ten dom, to nic innego jak życie, szczęśliwe i pełne, za którym mamy tęsknić i od tej tęsknoty nie ucie-kać. Jezus, wzywa nas do budowania na Skale. Bo tylko wtedy dom nie runie. Prze-cież tą Skałą jest Chrystus. Gdy będziemy budować na Skale, to staniemy się ludźmi roztropnymi.

Ojciec Święty zachęcał nas z całego serca, byśmy nie bali się postawić na Chry-stusa. Byśmy tęsknili za Chrystusem jako fundamentem życia! Zapewniał wszystkich młodych, że jeśli postawimy na Chry-stusa, to na pewno nie przegramy. Be-nedykt XVI prosił wszystkich zebranych na Krakowskich Błoniach, by nie odrzu-cali Boga, a uczynili Go królem jutra - nie przeszłości. Papież przypomniał również, iż budować na skale, to znaczy mieć świa-domość, że mogą pojawić się przeciwności. Musimy pamiętać, że nawet jeśli zbudujemy dom na skale to deszcz i fale go nie ominą. Lecz nie mamy się tym zrażać, bo budować na skale, to znaczy też liczyć na świadomość, że w trudnych chwilach można za-ufać pewnej mocy. Ojciec Święty za-pewnił wszystkich, iż budowanie na piasku jest głupotą, a my nie może-my lękać się być mądrzy. Swoje życie mamy budować w Kościele i z Ko-ściołem. Benedykt XVI podkreślał, że jedna jest Skała, na której warto oprzeć wszystko. Musimy mieć ufność w moc fundamentu i słuchać uważnie słów Jezusa: Nie runie dom, gdy na skale będzie utwierdzony! Mamy być świad-kami nadziei, tej nadziei, która nie boi się

budować domu swojego życia, bo dobrze wie, że może liczyć na fundament, który nie zawiedzie nigdy - Jezusa Chrystusa, naszego Pana.

Po przemówieniu Ojciec Święty pobłogosławił Kamień węgielny pod Centrum Jana Pawła II oraz nastąpiło przekazanie Ognia miłosierdzia. Wszy-scy z podniesionymi w górę świecami śpiewali hymn sobotniego spotkania - Nie lękajcie się, Ja jestem z wami. Niestety zbliżał się koniec wieczornego spotkania z Benedyktem XVI… Jeszcze tylko bło-gosławieństwo papieskie i chwilę potem widzieliśmy już tylko oddalający się biały samochodzik… Ale w niedzielę znowu posłuchamy naszego Ojca...

O 21.00 miała miejsce Msza św., pod-czas której homilię wygłosił Ksiądz Kar-dynał Stanisław Dziwisz. Nawiązywał on do słów wypowiedzianych przez Bene-dykta XVI i także zachęcał, by wszyscy młodzi ludzie nie budowali inaczej, jak tylko na Skale.

Kolejnym punktem programu był reportaż Pokolenie JPII i BXVI oraz kon-cert Trwajcie mocni w wierze- Śpiewamy

dla Ciebie, Ojcze Święty Benedykcie. Część naszej toruńskiej ekipy wysłuchała m.in. koncertu Stanisława Sojki, Magdy Anioł, zespołu „40, 30 na 70” itd. W przerwy między śpiewem zostały wplecione sło-wa z encykliki Ojca Świętego Benedykta XVI - Bóg jest miłością oraz wiersze ks. Twardowskiego. Niestety pogoda, która do tej pory okazała się wspaniałomyślna, przestała nam sprzyjać. Padający deszcz przyczynił się do podjęcia (trudnej) decy-zji by czym prędzej znaleźć się w suchym miejscu i zjeść w końcu coś ciepłego. Nad ranem po wzmocnieniu się ciepłą pizzą w jednym z luźniejszych miejsc w Kra-kowie podjęliśmy kolejną (trudną) decy-zję… w wyniku której nocne Marki ruszy-ły w powrotną stronę, by zająć dogodne pozycje na Błoniach i (po wzmocnieniu się kawą, po którą stało się bitą godzinę!), przygotowywać się do Mszy św. Nato-miast ci bardziej zmęczeni skorzystali z życzliwości krakowskich jezuitów, uda-jąc się na krótki spoczynek.

Uroczysta Msza św. rozpo-częła się o 9:30. Obecnych było tylu ludzi, że podobno zadziwie-ni frekwencją byli zagraniczni komentatorzy. W swojej homilii Benedykt XVI odpowiadał na pytanie z ewangelii: Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? (Dz 1, 11). Jesteśmy wezwani, by stojąc na ziemi wpatrywać się w niebo- kierować uwagę, myśl i serce w stronę niepojętej ta-jemnicy Boga. By patrzeć w kie-runku rzeczywistości bożej, do której od stworzenia powołany

jest człowiek. W niej kryje się ostateczny sens naszego życia. Ojciec Święty dzię-kował wszystkim zebranym na Bło-

Page 4: Document

4 PRZED WAKACJAMI (17) 2006

niach za gościnę. Przyznał ku radości wszystkich, iż Kraków Jana Pawła II stał się również jego Krakowem. Słowa Bene-dykta XVI były pełne radości i miłości do nas - do wszystkich Polaków. Chyba każ-dy tam obecny czuł, że naprawdę Papież dziękuje każdemu osobiście za jego obec-ność, czy może raczej za jego świadectwo wiary. Ojciec Święty po raz kolejny po-wtarzał, byśmy trwali w wierze, bo wie-rzyć to przede wszystkim znaczy uznać za prawdę to, czego do końca nie ogarnia nasz umysł. Trzeba przyjąć to, co Bóg nam ob-jawia o sobie, o nas samych i o otaczającej nas rzeczywistości, także tej niewidzial-nej, niepojętej, niewyobrażalnej. Jednak musimy pamiętać, iż ważne jest to, w co wierzymy, ale jeszcze ważniejsze, komu wierzymy. Próbując wytłumaczyć, czym jest wiara, Papież przypomniał również słowa kierowane wcześniej do młodych: Wierzyć - to znaczy zawierzyć Bogu, po-wierzyć Mu nasz los. Wierzyć - to znaczy nawiązać głęboką, osobistą więź z naszym Stwórcą i Odkupicielem w mocy Ducha świętego i uczynić tę więź fundamentem całego życia. Benedykt XVI w swojej ho-milii zwracał się także do wszystkich Po-laków z licznymi prośbami, m.in. by świa-tu nie zabrakło nigdy naszego świadectwa, bo świat nas potrzebuje. Mamy dzielić się naszym skarbem z innymi narodami Eu-ropy. Nasz Ojciec prosił nas, byśmy czy-niąc dobro bliźniemu i troszcząc się o dobro wspólne świadczyli, że Bóg jest miłością. TRWAJCIE MOCNI W WIERZE!

Po skończonej Mszy św. czuliśmy nie-stety, że już wielkimi krokami zbliża się także koniec spotkania z Benedyktem XVI na Krakowskich Błoniach. Nieste-ty… wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. Ojca Świętego żegnały całe Błonia głośnymi okrzykami… i chyba nikt nie miał wątpliwości, jak bardzo został on pokochany przez młodzież i wszystkich Polaków.

No i koniec naszej pielgrzymki… jeszcze tylko chwila refleksji, podsumo-wań i żalu, że to już koniec. Kilka uśmie-chów do kamery, ostatnie spojrzenia na ołtarz, gdzie jeszcze przed chwilą stał Ojciec Święty… i cóż, pora ruszać do domu, by tam wprowadzać w życie słowa Benedykta XVI i świadczyć, że prawdzi-wie jest się pokoleniem JPII i BXVI… by trwać w wierze, budując na skale. I tylko Ci bardziej wytrzymali, w czasie drogi po-wrotnej do Torunia, trzymając ucho przy przerywającym radyjku na baterie, chcieli zatrzymać czas, by czerpać jak najwię-cej z tego, co mówił Benedykt XVI tam, gdzie nas już nie było…

A.

Adoracja Miłości cz.2

wywiad z rekolekcjonistą, ks. dr. Tomaszem Jaklewiczem

Jakie ma być zaangażowanie Kościoła w po-sługę miłości?

W świetle encykliki Deus caritas est Kościół ma być miejscem, w którym czło-wiek spotyka Bożą miłość. Kościół pełni rolę pośrednika. Chodzi o to, aby Kościół był przestrzenią spotkania – osobistego spotkania człowieka z Bogiem i z drugim człowiekiem. Ludzie żyją dzisiaj często blisko siebie, ale nie żyją ze sobą, dla siebie i dlatego są strasznie samotni. Problemem jest komunikacja międzyludzka. Prawda o Bogu, który jest miłością, nie może być traktowana czysto teoretycznie, powinna przekładać się na konkret, na spotkanie z Miłością przez duże „M”. Proszę zwró-cić uwagę na słowo „komunia”. Ono ma ten sam rdzeń, co „komunikacja”. Często traktujemy rzeczowo sakramenty, mówi-my „przyjąłem komunię”, a przecież nie chodzi tutaj o przyjęcie czegoś, ale o spo-tkanie Kogoś. Podobnie jest ze Słowem Bożym. Często rozważamy je w katego-riach przyjmowania pewnej informacji o Bogu. A sedno leży gdzie indziej: Sło-wo uobecnia Boga i Jego miłość do nas, Słowo służy budowaniu relacji, przyjaźni, bliskości między Bogiem a człowiekiem. Jak w takiej relacji może odnaleźć się ka-płan, jak może przeżywać tą miłość?

To ważne, aby kapłan sam doświadczał Bożej miłości. Nie mogę mówić o miłości Boga innym, jeśli sam w jakiś sposób jej nie spotkałem wcześniej, nie uczyniłem tej miłości swoją własną. Św. Augustyn, kiedy został biskupem, mówił mniej wię-cej tak: Z Wami jestem chrześcijaninem i to mnie napełnia radością, ale dla Was jestem biskupem i to mnie napełnia trwogą ze względu na odpowiedzialność. Oczywiście, że kapłan powinien kochać ludzi, którzy są mu powierzeni. Każdy ksiądz uczy się tej pasterskiej miłości, uczy się, jak być oj-cem dla wiernych. To nie jest wcale łatwe, do tego się jakoś dojrzewa. Kapłan ma być w pewnej mierze ikoną Bożej miłości. Z drugiej strony widzi wyraźnie, że jego serce jest za małe, żeby umieć tak kochać, jak kocha Bóg. Gdyby jednak kapłan nie kochał wcale ludzi, do których idzie, to lepiej, żeby w ogóle do nich się nie zbli-żał, bo narobi więcej szkody niż pożytku.Pojawia się ten aspekt miłości: odpowie-dzialność. Mam przy sobie książkę Ericha Fromma „O sztuce miłości”, gdzie miłość jest sztuką, którą warto praktykować, pielę-gnować...

Miłość to też pewna umiejętność, któ-rej trzeba się uczyć. Całe życie.

Przygotowałem cytat: Miłość jest aktem wia-ry; każdy, kto ma mało wiary, ma mało miło-ści. Stanowisko Fromma prochrześcijańskie – rozpatruje wiarę przez pryzmat miłości.

Fromm jest bardziej filozofem ba-zującym na psychologii, niż klasycznym psychologiem. Przekracza znacznie swo-jego nauczyciela Freuda. Jest interesujący z chrześcijańskiego punktu widzenia, po-nieważ zwraca uwagę na sferę duchową. Ten wymiar ignoruje wielu psychologów. Korzystałem z tej książki i polecam ją innym. Fundamentem jednak pozostaje Ewangelia. Trzy cnoty: wiara, nadzieja i miłość łączą się ze sobą, są blisko siebie. Dla systematyzacji, dokonujemy pewnych podziałów, ale w człowieku te postawy się spotykają i przenikają, zależą od sie-bie nawzajem. Św. Paweł pisze o wierze działającej przez miłość. Wiara przekła-da się w Bogu na miłość. Ten sam Paweł pisze, że największa jest miłość. W niebie nie będzie już ani wiary, ani nadziei, tylko miłość. Hołd miłości! Jesteśmy przy treściach ewan-gelicznych. Jakie obrazy biblijne mówią o mi-łości?

Wszystkie przypowieści o Królestwie Bożym można rozważać jako wezwanie do miłości. Cóż to jest Królestwo Boże? To nic innego, jak Boża miłość, która rośnie w naszych sercach. Jeden kubek podanej wody, jedno ziarenko gorczycy zmienia świat. O losie świata nie decy-dują politycy, czy inni tzw. wielcy tego świata. To ja decyduję o losie świata, kie-dy kocham, kiedy używam swojej ręki nie po to, żeby zacisnąć w pięść i uderzyć, ale otwieram ją do zgody czy przytulam. Jeśli pytasz o ewangeliczne obrazy, to najważ-niejszym obrazem miłości Boga jest rze-czywistość Krzyża Chrystusa. W nim mi-łość Boża objawiła się najpełniej: wydanie siebie do końca, aż do zniszczenia siebie, aż do ostatniej kropli krwi. Trzeba wi-dzieć krzyż Chrystusa jako znak miłości. Często zatrzymujemy się jedynie na cier-pieniu. Tymczasem chrześcijaństwo nie jest religią cierpienia. Jest religią miłości, która nie cofa się przed cierpieniem. Bóg jest tajemnicą, ale przez krzyż objawił coś ze swojej głębi. Jeżeli mówię o Bogu, że jest wszechmogący, to mówię o wszech-mocnej miłości. Bóg jest sprawiedliwy - tak, ale to sprawiedliwa miłość. Bóg jest zaangażowany w to, żebym wygrał ży-cie. Nie jest bezstronnym sędzią. On jest stronniczym sędzią, w tym sensie, że jest zawsze po mojej stronie. Miłość nie

Page 5: Document

5PRZED WAKACJAMI (17) 2006

jest jednym z wielu przymiotów Bo-żych, które o Nim orzekamy. Miłość jest fundamentem, rdzeniem. Jest w samym centrum tajemnicy Boga. Wspólnota osób – Ojciec, Syn i Duch Święty – połą-czonych miłością. Ta miłość przelewa się na mnie, na ciebie, na świat; tu trzeba szu-kać odpowiedzi na pytanie o sens świata, życia. Miłość jest odpowiedzią. Tylko Krzyż?

Krzyż jest tym punktem losów świa-ta, w którym miłość przeważyła szalę na swoją stronę. Ten świat został odkupiony. Osobiście bardzo porusza mnie obraz Je-zusa obmywającego stopy uczniom. Obraz pokornej miłości Chrystusa, która służy. Odnosimy nieraz do Boga kategorie wła-dzy, siły, dominacji. Tymczasem Ewange-lia odwraca to wszystko. Bóg nie jest już u góry, lecz na dole – mieszka w najuboż-szym, najsłabszym, umywa moje stopy, pochyla się nade mną. To niezwykłe. W książeczce Droga Krzyżowa Matka Teresa przytacza historię młodej dziewczyny, która przyłączyła się do Misjonarek Miłosierdzia. Reguła zakonu wymagała, żeby każdy nowo przybyły zaraz następnego dnia po przyjeź-dzie stawił się w domu dla umierających. Matka Teresa mówiła do niej: „Czy widzia-łaś, z jaką miłością, z jaką pieczołowitością kapłan w czasie Mszy świętej dotykał ciała Jezusa w Hostii. Czyń tak samo, jak pójdziesz do umieralni, ponieważ tego samego Jezusa znajdziesz w poranionych ciałach naszych biedaków”. Po jakimś czasie dziewczyna przyszła do przełożonej, radosna, uśmiech-nięta, powiedziała: „Matko, od trzech godzin dotykam Ciała Chrystusa. Jak to – zapytała Matka – Cóż takiego zrobiłaś?” Odpowie-działa: Jak przyszłam do umieralni, przy-niesiono akurat człowieka, który wpadł do kanału. Wyciągnięto go dopiero po pewnym czasie. Był poraniony, brudny, obeszły go ro-

baki. Umyłam go i zrozumiałam, że właśnie w tej chwili dotknęłam Ciała Chrystusa.

Matka Teresa zawsze akcentowała ko-nieczność adoracji, podkreślała, że siostry nie mogą z tego rezygnować. W każdej kaplicy Misjonarek Miłości obok krzyża jest słowo: „Pragnę”. To Jezusowe wołanie było bliskie Matce Teresie. Należy jednak uważać na zbyt romantyczne podejście do miłości, nawet tej w służbie potrzebują-cym. Czasami proza życia jest strasznie trudna. To widać np. w historii św. Fran-ciszka. Jeszcze jeden cytat z Fromma.: Miłość nie jest skutkiem zaspokojenia seksualnego, lecz szczęście seksualne – a nawet znajo-mość techniki seksualnej – jest wynikiem miłości. Najlepiej rozpatrywać to w wymia-rze partnerstwa, małżeństwa.

Warto czytać encyklikę Benedykta XVI. Papież mówi o tym, ale zupełnie innym językiem. Nieraz chrześcijaństwo jest oskarżane o to, że zatruwa erosa, że zabija radość miłości erotycznej, że jest negatywnie nastawione do ludzkiej cie-lesności i seksualności. Papież przyznaje, że w historii Kościoła były takie tenden-cje i nadal się zdarzają, ale to są w istocie herezje. Autentyczna nauka Kościoła jest inna. Benedykt XVI odwołuje się do bi-blijnej Pieśni nad pieśniami. Opis miłości jest tu bardzo plastyczny, zmysłowy. Ta księga odczytywana jest jako wielka me-tafora miłości Boga do człowieka. Bóg kocha nas z całą pasją właściwą kochaniu. Chrześcijaństwo nie jest przeciwko mi-łości erotycznej. Domaga się jednak jego uzupełnienia miłością bezinteresowną, czyli agape. Ubóstwienie erosa prowadzi do jego zniszczenia, akcentuje papież. Żyjemy w świecie seksualnych przegięć, swoistego kultu seksualizmu. Miłości nie można sprowadzić do seksu, to straszne

zubożenie. W miłości musi być wybór, troska, szacunek, odpowiedzialność, wza-jemne poznanie. Przewijał się wielokrotnie motyw cierpie-nia… Czy w miłości jest miejsce na cierpie-nie?

Każda miłość przechodzi przez próbę cierpienia. Wracamy do Krzyża. Miłość boli; prędzej czy później będzie koszto-wała, z różnych powodów: boli niedosko-nałość osoby kochającej, w miłości trzeba wciąż z czegoś zrezygnować, doświadczać nieraz braku odwzajemnienia …Tych momentów pojawiania się cierpienia w miłości jest wiele. Dlatego jest iluzją, jeśli ktoś myśli o miłości bez cierpienia. Nie da się tak. Kryzys, wspólne go po-konywanie, bardziej rozwijają, niż chwile szczęścia.Słowo dla Czytelnika?

Powiem jak św. Augustyn: kochaj i rób, co chcesz!

Rozmawiał: Don Lubranco

Zawsze byłem ciekaw tegopo drugiej stronie sceny

O teatrze, filmie i niektórych gatunkach dziewicz Łukaszem Zaleskim rozmawia Mariusz ES

Pamiętam, że po obejrzeniu Niektórych ga-tunków dziewic pomyślałem, że wpłynie to na niektóre osoby, które znam - i myślę, że tak też się stało. Czy chciałeś coś ważnego przekazać w tej sztuce, coś od siebie, a mo-że coś, co wypływa z niej samej, coś, co mo-głoby wpłynąć na zachowania ludzi, ich re-lacje z innymi, czy też wręcz przeciwnie - po prostu dać widzowi rozrywkę?

Łukasz Zaleski: Ta sztuka na pewno ma w sobie rys rozrywkowy. To była miła odmiana po tak ciężkim materiale, jakim

jest Słowacki. Z drugiej strony, na pew-no nie zdecydowałbym się na zrobienie pustej farsy. Długo szukałem w tym tek-ście jakiegoś haczyka, czegoś, co ja sam chciałem tym tekstem powiedzieć, bo nie ma sensu przenosić po prostu utworu na scenę bez powiedzenia czegoś od siebie, czegoś indywidualnego. Gdy odkryłem, że w tym tekście jest coś takiego, co mogę powiedzieć właśnie ja, zabrałem się do pracy nad nim.

Tekst Domana w jakiś dziwny

fot. Natasza Rędziniak

Page 6: Document

6 PRZED WAKACJAMI (17) 2006

sposób rymuje się z Balladyną, którą zrobiłem (premiera styczeń 2005, patrz PD11 – przyp. red.). Główne postaci tak samo udają, kryją się przed światem, zakładają różne maski, by tylko nie po-kazać prawdziwego oblicza. I w obydwu spektaklach, choć bardzo smutnych, jest odrobina optymizmu, bo na koniec Bal-ladyna poddaje się sumieniu, a Jacek też przyznaje się do swojego rodzaju winy. Obydwie te postaci odzierają się na ko-niec z masek, mówiąc tylko jedno słowo, choć są to słowa znacznie róż-niące się między sobą.Jak natrafiłeś na tę sztukę?

Szukałem tekstu na dwo-je aktorów, bo wiedziałem, że chcę pracować z Marleną Jasińską i Michałem Meiną. Pamiętałem o dwu takich, które były interesujące. Blue Room Davida Hare’a i właśnie Niektóre gatunki... Domana Nowakowskiego. Obywa tek-sty były wystawiane w Teatrze Telewizji. Udało mi się na-wiązać kontakt z Domanem, który wysłał mi swój dramat. Okazało się, że jest zupełnie inny, niż go sobie zapamiętałem. Szczerze mówiąc, to nie pamiętałem wiele, jedy-nie jakiś zarys. Trochę się na nim nawet na początku zawiodłem, ale im bardziej go czytałem, tym bardziej okazywał się „mój”.Doman Nowakowski był na premierze. Jak odniósł się on do Twojej pracy, jak ją oce-nił?

Był chyba zadowolony. Był zawie-dziony, że nie pokazałem na scenie Araba, który jest w tekście, a z drugiej strony po-dobały mu się umieszczone przeze mnie i Mateusza Kucza, który przygotowywał wizualizacje, ślimaki. Cieszę się, że był wyrozumiały i nie miał pretensji o wszel-kie zmiany w tekście, które poczyniliśmy.Na premierę Niektórych gatunków dziewic przyszło sporo osób. Jaki był odbiór sztuki przez publiczność, z jakimi spotkałeś się opiniami, z jaką krytyką, uwagami?

Cieszę się, że tak wiele osób postano-wiło zobaczyć to, nad czym pracowaliśmy ponad pół roku, a tak naprawdę jeszcze więcej, bo tekst zacząłem adaptować jesz-cze przed wakacjami. Mamy nadzieję, że nie zawiedliśmy i cieszymy się, że są tacy, którzy uważają, że robimy dobrze to, na czym nam tak bardzo zależy. Dość uważ-nie słucham tego, co mówią osoby, które spektakl widziały. Ale staram się też do tego dystansować, bo wiele osób wypo-wiada się na jego temat w skrajnie różny sposób. Jedni uważają za największy plus to, co inni ganią. Słucham więc opinii,

ale wprowadzam w nich ostrą selekcję. Z niektórymi się zgadzam i staram się coś poprawiać, inne nie mają wpływu na kolejne spektakle, ale żadnych z pewno-ścią nie ignoruję.Wróćmy do początków - od kiedy zaczęła się Twoja reżyserska pasja, co było, co jest jej powodem?

To chyba najtrudniejsze pytanie. Od-kąd pamiętam ciągnęło mnie do różnych przedstawień, występów. Moja pierwsza rola to Wróbelek Elemelek w przedsta-

wieniu na zakończenie przedszkola. Ale tak naprawdę najbardziej interesowa-ło mnie samo przygotowywanie, tak jak w filmie, zawsze byłem ciekaw tego podrugiej stronie. W liceum przygotowywa-łem różne kabarety, wieczory poetyckie itd. Ale pierwszym prawdziwym spekta-klem jest właśnie Balladyna Słowackiego. Śmieję się, że reżyseria łączy dwie rzeczy, które najbardziej kocham. Teatr i rządze-nie.Teatr i rządzenie - czy jesteś więc autorytar-nym reżyserem, czy też pozwalasz na własną wizję aktora grającego daną postać?

Na pewno nie jestem autorytarny, choć to ja podejmuję wszelkie decyzje. Aktorzy mogą więc mieć swoje zdanie, mogą dys-kutować i próbować przekonywać mnie do swoich racji. Czasem nawet im się to udaje. Mają duży wpływ na kształt spek-taklu nawet przed rozpoczęciem prób. Zanim weszliśmy na scenę z Niektórymi gatunkami... długo z Michałem i Marle-ną rozmawialiśmy, o czym jest sztuka, jak my ją rozumiemy itd. W ten sposób wy-tworzyliśmy naszą wspólną interpretację. Moja rola od tej pory polegała na selekcjo-nowaniu pomysłów według dwóch kryte-riów. Po pierwsze, wybierałem najlepsze, po drugie - te, które najbliższe były temu, co wspólnie ustaliliśmy wcześniej. Czego oczekujesz od aktorów?

Hehe... Czasem mam wrażenie, że tylko tego, żeby byli punktualni na pró-bach, umieli tekst i stosowali się do mo-

ich wskazówek. Wspominałeś już o Słowackim i Nowakow-skim. Są jacyś dramatopisarze, których lu-bisz, cenisz najbardziej?

Moim ulubionym dramaturgiem jest zmarły jakiś czas temu Bernard-Marie Koltes. Napisał tylko kilka tekstów, ale są naprawdę dobre. Lubię mocne, wy-raziste teksty, dlatego tak cenię Martina McDonagha, Davida Mameta i Harolda Pintera. No i wiadomo... każdy, kto miał do czynienia z reżyserią, marzy o Szek-

spirze. A z Polaków? Ostatnio sięgnąłem do kilku tekstów Różewicza i zrobiły na mnie wielkie wrażenie. A z młodszego pokolenia chyba najcie-kawszym nazwiskiem jest Lidia Amejko.Reżyserowałeś może swoje teksty?

Nigdy. Jest zbyt wie-lu dobrze piszących dra-maturgów, by zamęczać świat własnym grafomań-stwem. Chyba wystarcza mi po prostu wyrażanie siebie za pomocą innych

autorów. Czasem staram się jednak jakieś małe fragmenty napisane przeze mnie przemycać. W Balladynie napisałem pol-ski tekst do piosenki Nicka Cave’a, którą do spektaklu dołączyłem. W Niektórych gatunkach... część wystąpień DJ’a została napisana przeze mnie.Czy są może reżyserzy, na których się wzoru-jesz? Jeśli tak, to co od nich czerpiesz, cze-go chciałbyś się od nich nauczyć?

Śmieję się, że chciałbym tak adapto-wać tekst jak Jarzyna, tak inscenizować jak Warlikowski i prowadzić aktorów jak Glińska. Nie będę jednak ukrywał, że moim największym idolem z całej tej trój-cy jest Krzysztof Warlikowski. Nie mogę też zapomnieć o Krystianie Lupie. A po premierze Pułapki Różewicza w naszym Teatrze im. W. Horzycy zacznę chyba do-łączać to tych nazwisk Petera Gothara.Teatr czy może coś więcej, np. film? Czy za-mierzasz pozostać reżyserem teatralnym czy filmowym? A może jedno i drugie?

Jeszcze nie wiem, czy zamierzam zo-stać reżyserem w ogóle, choć zaczyna mi to sprawiać coraz większą radość i daje niezwykłą satysfakcję. Jestem na czwar-tym roku studiów i w najbliższym czasie będę musiał zdecydować, czy wybieram drogę filmową i Wydział Radia i Tele-wizji Uniwersytetu Śląskiego czy drogę teatralną i Szkołę Teatralną w Krakowie. Wtedy moje być albo nie być reżyserem pozostawię komisji rekrutacyjnej.Jaki gatunek kina jest Ci najbliższy, jakie

fot. Kasia Ekiert

Page 7: Document

7PRZED WAKACJAMI (17) 2006

kino poleciłbyś naszym Czytelnikom? Fil-my naprawdę warte obejrzenia? Czy wśród nich znajdą się jakieś nowości?

Dla mnie najważniejsze nazwiska to Peter Weir, Michael Haneke, Patrice Chereau. Gorąco polecam ich twórczość. Do kin niedawno wszedł film AtomaEgoyana, bardzo interesującego reżysera z Kanady - twórcy Słodkiego jutra i Podró-ży Felicji. Z pewnością jest to kino warte polecenia. Polska kinematografia - jak oceniasz naszeostatnie kinowe ,,hity”?

Lubię polskich twórców, którzy ro-bią kino autorskie, mają własny, rozpo-znawalny styl - Andrzeja Barańskiego, Dorotę Kędzierzawską czy Jana Jakuba Kolskiego, choć jego ostatnie dwa filmymocno mnie zawiodły. Cenię Izabelę Cy-wińską i jej niepokorność, która pozwoliła Cywińskiej zrobić chociażby świetny Cud purymowy. Ostatnio zajmuję się jednak głównie młodym Łukaszem Barczykiem, twórcą Patrzę na Ciebie, Marysiu, gdyż jego twórczość jest tematem mojej pracy magisterskiej.Jesteś na początku swojej reżyserskiej dro-gi. Jak oceniasz możliwości i szanse młodych reżyserów? Czy są może tacy, którzy według Ciebie zasługują na szczególną uwagę?

Niedawno powstał nowy urząd, który ma podobno wspierać młodych twórców filmowych. Mam nadzieję, że przynie-sie to rezultaty. Złote Lwy na Festiwalu w Gdyni coraz częściej przypadają debiu-tantom i jest to chyba jakiś znak czasów. Warszawa Gajewskiego i Pręgi Piekorz są z pewnością jednymi z najciekawszych polskich filmów ostatnich lat. Jest jednakwielu twórców, którym udało się świetnie zadebiutować i nie mogą zdobyć fundu-szów na drugi film. Tak jest chociażbyz Markiem Lechkim (Moje miasto) i An-drzejem Urbańskim (Belissima).Najbliższe reżyserskie plany.

Pracuję nad nowym projektem i po-winienem rozpocząć próby w paździer-niku. Nie chcę jednak zdradzać tytułu, ani autora, żeby po raz kolejny zaskoczyć. Podpowiem, że będzie to powrót do kla-syki, choć już nie tak odległej jak Słowac-ki, i znowu będzie czas na głośny śmiech i głęboką zadumę. Już dziś zapraszam na premierę.Słowo do Czytelników Podaj dalej.

Pozdrawiam wszystkich Czytelników i po wakacjach zapraszam na Niektóre gatunki..., które mamy zamiar jeszcze po-kazać w Domu Muz, no i oczywiście na przygotowywany przez nas nowy spek-takl.Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Kodowanie trwaOstatnimi czasy trwa wielka społecz-

no – medialna dyskusja na temat Kodu Leonarda da Vinci. Nieważne, czy w po-staci książkowej, czy filmowej. Od razumówię - to nie jest recenzja czy opinia... To tylko refleksja.

Obie produkcje zawierają treści takie, a nie inne, nie zgadzające się z opinią oso-by wierzącej. W wielkim skrócie chodzi o to, że na ziemi żyją jeszcze potomkowie Marii Magdaleny i Chrystusa. A Waty-kan chce utrzymać prawdę o ,,prawdzi-wym” życiu Jezusa w tajemnicy. Boskość Zbawiciela wymyślono na soborze Nicei. Jeden z przywódców Opus Dei chce zdo-być św. Graala i w ten sposób szantażo-wać dostojników kościelnych wraz z pa-pieżem…

Ja pytam: ,,I o co tyle krzyku?” Ktoś powie, że się mylę, ponieważ w tak waż-nych kwestiach warto spierać się o fikcjęliteracką. Jednak czy aby na pewno?...

Niezrozumiała jest dla mnie ta cała otoczka wobec Browna, jego książki oraz filmu na jej podstawie. Kościół mówi, żeoglądanie to grzech, kardynał Dziwisz na łamach prasy bojkotuje, a w jakiejś wiosce we Włoszech na rynku pali się egzemplarze Kodu... Wszystko to kręci się swoim rytmem. Nikt nawet nie pa-trzy, że przynosi to skutek odwrotny do zamierzonego. Przez taką intensywną i uderzającą z każdej strony krytykę lu-dzie do kin ,,walą drzwiami i oknami”. Są takie zasady, które sprawdzają się zawsze. Nieważne, co mówią, grunt, żeby dobrze nazwisko napisali. Zła reklama, ale też re-klama. Ludzie krzyczący na NIE: im gło-śniej krzyczycie, tym szybciej wrogi wam obraz trafia do większej widowni.

W burzy bojkotujących patetycznych przemów wszyscy zapomnieli, że mowa tu o totalnej fikcji. Książka należy do tychz serii ,,lekkie, łatwe i ewentualnie przy-jemnie”. Najlepiej się ją czyta na plaży, siedząc pod parasolem na leżaku i popija-jąc jakiś stymulujący napój. Może okazać się dobrym miłym przerywnikiem między bardziej wymagającymi lekturami. Jeśli oczywiście nie zwrócimy uwagi na same przekłamania historyczne. Zastanawiam się, jak ludzie mogą czytać książki, nie sprawdzając po przeczytaniu ich zgodno-ści z realiami historycznymi.

Szczęśliwie miałem pod ręką specja-listę od patrologii. Patrologia to nauka o historii Ojców Kościoła oraz ich spu-ścizny literackiej. Skierowałem się do tej osoby w celu potwierdzenia prawdziwo-ści tekstów, na które powołuje się autor

Kodu... Cytując za moim tajemniczym ekspertem:,,W tym kodzie to tylko UFO brakuje.” Myślę, że ta wypowiedź nie po-trzebuje tłumaczenia.

Wszystkich kontrowersji nie budzą jednak historyczne przekłamania, a jed-nak kwestie religijnych doktryn i stosun-ku do Opus Dei. Była już jedna organiza-cja, która od początku swojego istnienia wzbudzała podobne obawy jak Opus Dei w książce Browna. Organizacja ta nosiła nazwę Towarzystwa Jezusowego. Emma-nuel Sue, pisarz francuski, w swojej książ-ce opisywał jezuitów jako bezwzględną organizację, dążącą do większej władzy i pieniędzy. Książkę zaś zaczyna od słów: ,,Winniśmy uprzedzić czytelnika, że bę-dzie świadkiem scen przerażających.” Zastanówmy się, czy odpowiednia wyda-na (czyt. dobrze zareklamowana) książ-ką Sue nie wytworzyłaby wokół siebie aury skandalu współcześnie. Już widzę te tłumne demonstracje przed duszpaster-stwem. Zastanówmy się, czy warto nara-żać na szwank swoją wiarę tylko dlatego, żeby dać się wmontować w machinę ma-jącą na celu zarobienie coraz większych pieniędzy. Prawda jest taka, że apokryfów z rewelacjami Browna nikt nie ukrywał, ale ta książka ma tylko jeden cel – uszczę-śliwić ludzi. Spójrzcie więc: autor zarobił na książce, zarobi na kontynuacjach i na-stępnych schematycznych lekturach. Za-robią ,,badacze”, publikujący książki, któ-re będą odkodowywać Kod Leonarda da Vinci, zarówno w stronę ,,Brownowską” jak i tę doktrynalną. Obsługa technicz-na, aktorzy, producenci, dystrybutorzy, właściciele kin - oni będą szczęśliwi i my bądźmy szczęśliwsi...Bo to tylko fikcja li-teracka…

ksant

rys. Ania Ćwirek

Page 8: Document

8 PRZED WAKACJAMI (17) 2006

A ja bym chciała wysłuchać dyskusji:„Dlaczego w Polsce warto zostać?”

Przed kilkunastoma minutami te-goroczni maturzyści odpowiadali w I Programie Polskiego Radia na pytania pani redaktor, dotyczące ich planów na przyszłość. „Wyjechać.” – padały krót-kie, zdecydowane odpowiedzi. Podawane pewnym, mocnym głosem. Część abitu-rientów nie chce się już nawet tutaj uczyć, twierdząc, że polskich dyplomów nie re-spektują na Zachodzie. Inni mówią, że tu chcą zdobyć wykształcenie, a później wyjechać.„Czy po kilkunastu, kilkudziesięciu latach planujecie wrócić?” – pytała dziennikar-ka.„Nie wiem. Chyba nie.”„To będzie zależało od sytuacji. Jeśli bę-dzie dalej taka jak teraz, to pewnie nie.”„Wrócę, jak już zdobędę doświadczenie, pozycję w zawodzie i będę tu mogła mieć lepszą pracę.”„Czy zdobycie dwóch, trzech dyplomów i dodatkowych kwalifikacji jest ważne?”– brzmiało kolejne pytanie.„Najważniejsze.” – bez wahania odpowie-dział młody człowiek.

Zgodnie z ustalonym porządkiem rzeczy powoli, ale konsekwentnie zacho-

dzi słońce. Odbite plamy ciepłego światła padają na ściany sąsiedniego bloku. Wiatr znacząco wygina gałęzie rosnącej naprze-ciw okna brzozy. Na zegarze komputera 20:11. Na stoliku biały flakon z dwiemagałązkami jeszcze nierozwiniętego bzu. Świetnie komponuje się z bielą ściany w tle. A w głowie natychmiast wracają słowa:

Kochasz ty dom, rodzinny dom, Co w letnią noc, skroś srebrnej mgły, Szumem swych lip wtórzy twym snom, A ciszą swą koi twe łzy? (…)

Kochasz ty dom, rodzinny dom, Co wpośród burz, w zwątpienia dnie, Gdy w duszę ci uderzy grom, Wspomnieniem swym ocala cię? (…)

/Pieśń o domu M. Konopnicka/Po reportażu, z ust dziennikarki pro-

wadzącej blok wieczorny padło zdanie - puenta: „A ja bym chciała wysłuchać dyskusji: >>Dlaczego w Polsce warto zo-stać?<<.”

Magdalena Jóźwiak

Grzech - chorobaNaszej chorobie najczęściej towarzy-

szy gorączka. Leżymy wtedy w ciemnym pokoju, bo światło drażni nasze oczy. Le-żymy sami, ponieważ reszta pochłonięta jest sprawami codziennymi. W nocy nie możemy spać, bo dokuczają nam objawy choroby. Odsypiamy sobie w dzień. Mamy zachwianą całą dobę, chociaż wiemy, jaki jest porządek naszego dnia, rozwalamy go z premedytacją. Tak po prostu się dzieje. Jakby poza naszą kontrolą. Nagle ktoś otwiera drzwi, wchodzi, a zaraz po nim światło pochłania mrok pokoju.

Mam wodę dla Ciebie. Na pewno jesteś spragniony. Wypij.

Jego łagodny głos przez ból głowy sta-je się krzykiem, a gorączka płatając figleprzekształca słowa: Proszę. Wypij. Bierz to, głupcze. Ja wiem lepiej, co jest dla ciebie dobre.

Odtrącasz wszystko i wszystkich. Z jednej strony obrażasz się na tych, którzy podadzą ci dłoń. Uważasz, że nie potrzebujesz pomocy. Mówisz, że nie jest tak źle. W głębi duszy jednak pragniesz, by ktoś chociaż był. Z drugiej strony od-czuwasz piętno choroby, jeszcze bardziej odsuwasz się od każdego, na którym cho-

Sprzedawcy tanich muszek

Jak najprościej opisać, czym jest ży-cie? Wiedząc, że jest to kolejne nadzwy-czaj trudne pytanie, podejmuję wysiłek odpowiedzenia na nie. Biorąc pod uwagę zarówno sprawy duchowe, jak i te zwy-kłej codzienności, można stwierdzić, że tym słowem jest tęsknota. Tęsknimy za wieloma rzeczami: za lepszymi czasami (dokładnie nie precyzując, jak one miały-by wyglądać), za tym, żeby wreszcie pen-sja pozwalała nam żyć przyzwoicie, żeby sąsiad był milszy, a żona zrozumiała, jak bardzo jestem biedny, nieszczęśliwy z ty-mi swoimi wszystkimi problemami i że tak naprawdę, to trudno mi przedzierać się przez bezdroża mojej egzystencji, pomimo arogancji, którą na co dzień tryskam. Tę-sknimy za tym, żeby wreszcie ktoś z iście matczynym uczuciem pochylił się nad nami, przytulił, pokazał, że nas rozumie, a wówczas wszystko byłoby łatwiejsze. Spodziewamy się chyba takiego wielkiego BUM!, coś na wzór dnia, od zajścia któ-rego wszystko miałoby się wreszcie toczyć dobrze bez naszego wysiłku i ingerencji, ale po naszej myśli. Wymarzyliśmy chyba sobie taki stan, w którym każdy człowiek będzie bezwzględnie słuchał tylko tego,

ciaż trochę ci zależy. Twierdzisz, że jesteś skażony, często zmieniając ospę na trąd.

Znów ktoś wchodzi trzymając szklan-kę z wodą.

Jak długo jeszcze będziemy walczyć z chorobą bez lekarstw?Jak długo jeszcze będziesz walczył z grze-chem, ze złem, bez Boga?Chociaż wiesz, ze sam nie masz szans.

Jak długo jeszcze pozwolisz, aby gorącz-ka i ból głowy zmieniały twoją rzeczywi-stość?Jak długo jeszcze pozwolisz, aby kłam-stwo wkradało się w twoje życie?Chociaż wiesz, że w raju kłamstwo dało pretekst do pierwszego grzechu.

Jak długo jeszcze masz zamiar odtrącać wszystkich, na których ci zależy?Jak długo jeszcze masz zamiar odtrącać Boga?Chociaż znasz siebie na tyle, że wiesz jak bardzo jest ci potrzebny.

Jak długo będziesz obwiniał się za to, co nie zależy od ciebie, co już zostało wy-baczone, za to kim nie jesteś, za to kim jesteś, za to, że jesteś?Znów ktoś wchodzi trzymając szklankę

z wodą. Mówi:

Każdy, kto pije tę wodę, będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się źródłem wody wytryska-jącej ku życiu wiecznemu.

Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła

Ewangelia św. Jana 4.13-15

Agnieszka S.

Page 9: Document

9PRZED WAKACJAMI (17) 2006

O marnowaniu czasuMoje plany są liczne. Zazwyczaj dość

ambitne. W fazie początkowej, kiedy ro-dzi się pomysł, towarzyszy mi twórczy en-tuzjazm. Szkoda mi snu, żal tracić choćby chwilę. Zazwyczaj stan ten mija równie szybko, jak szybko się narodził. Rozcho-dzi się po kościach wraz z popołudnio-wym zmęczeniem. Niczym biologiczny zegar mówi: „Już chyba mi tak nie zależy. Nie dam rady. Nie mam siły. Nie mam czasu. Ten pomysł już się zdezaktualizo-wał. Straciłam do niego serce.”

Można by mnożyć przykłady ilustru-jące to, jak czuję się doświadczając, że czas przecieka mi przez palce, a kolejny pomysł umiera śmiercią naturalną od-chodząc powoli w zapomnienie. Znika na horyzoncie z napisem „Pomysły niewy-korzystane”. Pomysły, które zgasły, zanim dojrzały. Przeterminowały się, nim ujrzały światło dzienne.

Czy moje życie się nie przetermino-wało? Czy ja jeszcze mam siłę wstawać wcześnie nad ranem z okrzykiem entu-zjazmu w sercu, że tyle chcę dziś zrobić? Czy wstaję jeszcze zanim sen przyjdzie, by zanotować coś, co powstało w głowie, a niezapisane dziś, do jutra umknie? Za-trze się w pamięci i pozostawi tylko nieja-sny ślad, że może było to coś ważnego, ale już nie pamiętam, co dokładnie. Odczucie szkody w stylu: „Szkoda, że…”

Zanim minie dzisiejsze popołudnie, zasiadam przed komputerem (dawniej była to kartka, najczęściej w kratkę; lub nawet jej strzęp, jakiś świstek, który upy-chany do brulionu z zapiskami, czekał na zmiłowanie w grudniu po południu.). A dziś jest inaczej, wyjątkowo… Za chwi-lę doprowadzę coś do końca. Skończę pisać, przeniosę plik, wpiszę adres, wyślę. Na pięć minut bunt o życie wziął górę. Teraz albo nigdy. Wnioski spisać, dzień zaplanować, pomysły ogarnąć, odkurzyć marzenia, wyznaczyć ranking ważności, dobrać się do swego sfermentowanego rozkładu zajęć.

Czy starczy mi energii? Czy po zrobie-niu pierwszego kroku nie dam się zwieść wykrętom: „Masz co innego na głowie. To może poczekać. Odłóż siebie na półkę.” Przecież nie chcę nic złego. Nie chcę bu-rzyć świata. Obudzić to drzemiące, uśpio-ne życie, które we mnie domaga się życia. Tygiel twórczych pragnień, którym rzu-cam na odczepne: „Nie mam czasu.”

Jeśli mi się uda, zorientujecie się. Obiecuję.

Magdalena Jóźwiak

co JA! i tylko ja sam mam do powie-dzenia. Przecież na czymś trzeba oprzeć swoją wartość. Niech tylko ktoś zauważy, jak wiele znaczę tu, wśród ludzi, na zie-mi, tu w moim najbliższym środowisku, mimo wewnętrznego ciężaru, który mnie dzień w dzień przygniata. Gdyby tylko ktoś potrafił przełamać ten mój żelaznypancerz lęku. I żeby wreszcie nie trze-ba było użerać się z problemami nieba i krzyża i kwestią zbawienia, a zacząć opierać się na tym, co łatwiejsze: może pieniądzach, władzy, układach... Z tym Krzyżem, no powiedzmy sobie szczerze, nie jest łatwo. Gdyby tylko…

O takich ludziach, o takich nas sa-mych pisze Roman Brandstaetter

I cóż ja teraz pocznę Boże!Daj mi trochę pieniędzy, bym mógłOtworzyć w Dolinie JozafataBudkę z wodą sodowąI sokiem pomarańczowymLub być ulicznym sprzedawcąKrawatek, szelekI taniej galanterii,Gdyż nie chcę już więcej Zajmować się sprawami nieba i krzyża,Rozmyślać o metafizyce,O pustej jaskini

Tęsknota ma również swoje miejsce na polu wiary. I co tu mamy? Niby nic i jak w piosence „po kątach cisza gra…”. Nieustannie wyrzucamy sobie nasze sła-bości, robiąc z nich nieświadomie istotę swego życia.. Nie wierzymy w to, że po-mimo swej grzesznej natury każdy z nas jest żywą świątynią Ducha Św., zdolną czynić dobro i wzrastać w nim aż po kres swych ludzkich możliwości. Zamykamy się właśnie na to, czym żyć powinniśmy. Zamykamy się na prawdziwe szczęście i prawdziwą radość. Dlaczego?! Czy na-prawdę nie ma uzdrowiciela tych wszyst-kich trosk? Czy naprawdę Boga nie ma? Oczywiście, że to nieprawda. Bóg jest i to najczęściej tuż obok, ale my schodzi-my z wymaganiami wobec siebie i życia znacznie poniżej własnych możliwości dając wolną rękę szatanowi, który robi z nami, co mu się tylko podoba. Odda-jemy pole temu, który nas upadla i nie-ustannie topi w morzu lęku, pozornie nie do przejścia.

O Boże, bądź Bogiem mojej budki z wodą sodową.Bądź Bogiem mojego soku pomarańczowegoLub mojego straganu z galanterią,A będę szczęśliwy, będę bardzo szczęśliwy.

A zatem, jak w wierszu Romana Brandstaettera, całym obolałym od lęku sercem chcemy być sprzedawcami kra-watek, soku pomarańczowego i tanich muszek. Nic ponad, nic więcej, aby tylko znów ten przeokropny lęk nas nie dopadł. Jest to oczywiście proces, którego nie da się przerwać poprzez postępujący mini-malizm życiowy. Gdy idziemy tą drogą, może być nam tylko gorzej. Szybciej, czy wolniej, z większą Świadomością, czy zu-pełnie bez niej, niby blisko Boga i sprzę-tów owianych Jego świętością, a przecho-dzimy przez życie, składając nieustannie ofiary na ołtarzu grzechu i potępienia.

Ale to nam w niczym nie pomoże. Nie uciekniemy raz na zawsze od ko-nieczności wypełnienia zbawiennego za-mysłu Boga wobec nas samych. On, nasz Najlepszy Ojciec, cały czas ma dla nas miejsce pośród tych, którzy już go wy-brali. Będąc nawet tam, pośrodku swych małych kosmosów, jak budka z wodą so-dową, gdzie:

Wszystko w niej dzieje się pomiędzy łykiem wody A ugaszonym pragnieniem, pomiędzySpojrzeniem obojętnych przechodniów a dźwiękiem piastra toczącego siępo mokrej ladzie.

Nie wyrzucimy z siebie pragnienia prawdziwego szczęścia. Powiedz ile razy błagałeś Pana:

Wypędź ze mnie, Boże, wycie biblijnych wersetówI kudłate łby proroków i sędziów ?

To jak przerwać ten czarny mecha-nizm? Jak zacząć żyć naprawdę? „Marto, Marto troszczysz się o wiele, a potrzeba niewiele, a czasem tylko jednego…”Jest tylko jedna droga - trzeba uwierzyć w Bo-ga, oddać mu się, usiąść na jego kolanach, wtulić twarz i wypłakać, że jest nam po prostu bez Niego źle…

Nikt nigdy nie powiedział, że będzie łatwo, ale walczyć trzeba!

Zaufałem Bogu i już! I niczego nie musze się lękać.Zaufałem Bogu i już!I niczego nie muszę się trwożyć!Bo On ma moc przezwyciężyć w moim sercu zło, wierzę Mu, bo On ma właśnie taką moc!

ikspe

Page 10: Document

10 PRZED WAKACJAMI (17) 2006

WarsztatZ odwagą trzeba patrzeć w przyszłośćGrammatik - Światła Miasta (2000)

Jak napisać recenzję płyty? Można napisać o tym, kto ją nagrał, o tekstach, muzyce, kiedy została wydana itp., ale będzie to tylko suchy tekst, sucha, bez-barwna dziennikarska informacja, nie-malże notka na ostatnią stronę pisma z kilkoma gwiazdkami oceny. A przecież z każdą płytą na naszych półkach wią-że się jakaś historia, mniej lub bardziej ważna, do której chcąc nie chcąc wraca-my za każdym razem, gdy tylko chcemy jej (płyty) posłuchać.

W miasto, porą gdy już światła dnia zgasną... Szum wiatru, pomarańczowe miejskie światła, ulica - tyle wieczor-nych spacerów ze słuchawkami w uszach i zgraną z płyty taśmą, czasami nawet dzień w dzień, noc w noc, po to, by po-czuć się lepiej, naładować się słowami i dźwiękami w chwilach, gdy każdy chce być daleko od kłopotów. Nigdy bym nie pomyślał, że znajdę tę płytę gdziekolwiek (bo minęło kilka lat od jej wydania, za-nim ją kupiłem), znałem z niej może dwa kawałki, zasłyszane kiedyś na Vivie, ale wiedziałem, że musi być dobra, a teraz słucham jej kolejny raz i wiem, że gdyby na mojej półce płyty miałyby dostać nu-mery, to ta dostałaby numer 1. Może na zatwardziałych przeciwnikach hiphopu nie robi wrażenia - powiedzą, że to ko-lejny chłam, tylko chciałbym wiedzieć, ilu z nich wsłuchało się dokładnie w słowa i w dźwięki? Może się urodziłem z czymś dziwnym w sobie, że lubię wieczorne spacery przez most, po bulwarze, pa-trząc na miasto, z czymś tak dziwnym, że Światła Miasta trafiają do mnie każdym sło-wem i dźwiękiem, każdym punktem okładki, że zrobiły w moim życiu dokładnie to, co miały zrobić - pomóc mi pójść do przodu. Nie wiem jak ty, ale ja tu gram o wszyst-ko - bo odkąd jestem w To-runiu gram o wszystko - stu-dia, życie, Przyszłość, bo nie otworzysz drzwi dopóki nie otworzysz zasuw - choć nie tak łatwo to zrobić, to każ-dego dnia się staram otwo-rzyć z nich jak najwięcej, ale powoli wchodź po swej drabinie i konsekwentnie rób to, co sobie założyłeś... Kiedyś myślałem, że szansa sama do mnie przyjdzie, że to wszyst-

ko będzie łatwe i przyjemne, że nie będę się musiał dużo wysilać, aby spełnić ma-rzenia, ale przyjechawszy do Torunia z garścią planów w dłoni, zupełnie sam, zrozumiałem, że to nie tak. Dziś wiem, że szanse są wszędzie, tylko trzeba się o nie postarać, że warto czasem złapać bliznę od życia by unieść ręce wraz z ostatnim gwizd-kiem.

Kiedy miałem problem, brałem dyk-tafon z taśmą i szedłem przez most, docierałem na drugi brzeg i wracałem. Słuchałem każdego słowa i rozmawiałem nimi ze sobą. Dzięki temu wiem, że jeśli nie złamiesz schematów, tylko przez lornet-kę zobaczysz drogę do lepszych czasów, że narzekaniem nic się w życiu nie osiągnie, że nawet jeśli coś nie wyjdzie, to nie moż-na się poddawać, tylko próbować dalej. I nawet jeśli przyjdzie zwątpienie w labi-ryntach samotności można znaleźć w sobie siłę, by dalej iść do przodu, żeby z odwagą patrzeć w przyszłość.

Każde odsłuchanie Świateł Miast, nawet przy tej, mniej lub bardziej udanej literackiej próbie, jest kolejnym spacerem ulicami śpiącego miasta, kolejnym prze-czytaniem i wdrożeniem przepisu na ży-cie, moją wędrówką w głąb siebie, i wiem, że, niestety, nie opiszę tej wędrówki tak jakbym chciał - mogę jedynie podzięko-wać za nią Grammatikowi: Eldo, Jotuze-mu, Ashowi i Noonowi, podziękować za to, że jedna z najważniejszych polskich płyt jest także o mnie.

mariusz es

Alzheimerwięcjestemotonie ma mnie

snuję siępo wyblakłych kartachchwil

próbuję pytaćnie wiemjak

szukampod wyschniętą łzątwoich wspomnień

ty?- tak to jakto?

więcjestemotonie ma mnie

mariusz es

Postać trzymająca gwiazdęJuż tam jest, już ją maGwiazda płonie w objęciachCzy Bóg to czy człowiekNie wiem...

Spala wszystko...Ciało przenika gromIskry pochłonęły duszeW sercu tylko popiół

Nie gwiazda lecz łza BogaCzłowiek sam sięgnął niebaŚwiat spłonął, Bóg się uśmiechaZnów pisze księgę Genesis

Łukasz <<KSANT>> Chrzanowski

rys. Ania Ćwirek

Page 11: Document

11PRZED WAKACJAMI (17) 2006

WiatrWieje WiatrWieje, że tęsknię...A włosy mi rosną pragnieniem WiatruI bolą mnie włosy krótkie i martwią gęsto, Śmieszą króciuchne, niebujne - rzadko

Wiatr niby jest...Jest w opowieści konarów i tańcu liści,jest w pieśni fal...Lecz nie poznasz Wiatru gdzie indziej jak we własnych włosach

Gdzie indziej jest ruch, poruszenie, wzburze-nieNie WiatrGdzie indziej jest zamęt lub zdziwienie, bezsensowne ganianie lub haniebne schro-nienieNie WiatrGdzieś bliżej jest zmysł i przeczuwanie, gdzieś dalej prognozowanie i ujarzmianieLecz ciągle nie Wiatr

Bo we włosach ludzkich jest Wiatr Jest w nich o ile te są z Nim, na Nim, Nim

Włosy rosną wzdłuż jego fal aż dokąd on wiejea może i odkąd nawetRosną by stać się Wiatrem, by Wiatrem się stawaćA Wiatr , który jest i który wieje, dopiero jest i dopiero wieje wraz z nimi, w nich, nimi

Wieje mi wiatr On wie(je), że tęsknięI włosy mi rosną tęsknotą Wiatru jedynie,Choć nie znają, nie wiedzą Odkąd?Dokąd?Wietrze!

nevander

***

dajmy dorosłym place zabawtak bardzo chcą być dziećmi

dajmy dzieciom broń do rąktak bardzo chcą być dorośli

mariusz es

Czerwcowy plener

fot. Magda Jóźwiak, Paulina Szmit, Ania Jankowska

Page 12: Document

Okazjonalnik akademickiPrzed Wakacjami (17) 2006

Wydawca:Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów

Adres:ul. Piekary 24, 87-100 Toruń

e-mail:[email protected]

[email protected]/podaj_dalej/

Redakcja:Mariusz ES - Redaktor Naczelny

o. Krzysztof Dorosz SJ - opiekun

Duszpasterz Akademicki:o. Lesław Ptak SJ

056 655 48 62 wew.20609 585 686

[email protected]

Dyżur Duszpasterza:W konfesjonale:

Środa 16.00 – 18.30Czwartek 9.30 – 12.00

W domku Duszpasterstwa:Poniedziałek 16.00 – 18.00

Wtorek 10.00 – 13.00; 15.30 – 18.00Środa 10.00 – 13.00

Piątek 10.00 – 13.00; 15.30 – 18.00

12

PODAJ to DALEJ !!!...może piszesz, ale wszystko cho-wasz do szuflady, bo uważasz, żejest do niczego......może piszesz, ale nie wiesz jak to przekazać ludziom......może po prostu...

PODAJ to DALEJ!

może to TY jesteś tą osobą, której szukamy!

Napisz, przynieś, prześlij, przyjdź – Piekary 24 (pytaj o o. Dorosza) lub mail jak w stopce.

Informacje o spotkaniach redakcyjnych podawane są na bieżąco w ogłoszeniach.

Zapraszamy do współpracy!

Redakcja

PRZED WAKACJAMI (17) 2006

VII JEZUICKIEDNI MŁODZIEŻY

„Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego”

Spotkanie o charakterze formacyjno-wypoczynkowym

Organizują je Ośrodki Akademickie z całej Polski, prowadzone przez jezuitów.

Święta Lipka (Mazury)15-23 lipca 2006

Do zobaczenia w Świętej Lipce!