Document

12
O K A Z J O N A L N I K A K A D E M I C K I ISSN 1732-9000 WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006 W NUMERZE Tygodniowy program Duszpasterstwa Akademickiego ...... 2 Fastfud wieczorową porą ...... 2 Między zmaganiem a ciszą ...... 3 List z Peru ...... 3 Pokolenie J PII ...... 4 Trudne pytania... ...... 5 Bóg jest Miłością! ...... 6 Adoracja Miłości ...... 7 Kasata zakonu jezuitów ...... 8 Wielkanocne zaloty - pisank i, śmigus-dyngus ...... 9 O obcokrajowcach stud iujących w Toruniu raz jeszcze... ...... 1 0 Warsztat ...... 1 1 Paw kosmosu albo ba jka ze snu ...... 12 Wielkanoc - dzień Bożej chwały budzi do życia lud ospały drzewa pąkami się okrywają że Nowe się rodzi skowronki śpiewają Alleluja! - wiatr w koronach śpiewa Alleluja! - odśpiewują drzewa Alleluja! - dzwon z wieży wydzwania Alleluja! - śmierć pokonana! M.B.

description

http://podaj-dalej.info/files/pd15.pdf

Transcript of Document

O K A Z J O N A L N I K A K A D E M I C K I

ISSN 1732-9000 WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

W NUMERZETygodniowy program Duszpasterstwa

Akademickiego ...... 2

Fastfud wieczorową porą ...... 2

Między zmaganiem a ciszą ...... 3

List z Peru ...... 3

Pokolenie JPII ...... 4

Trudne pytania... ...... 5

Bóg jest Miłością ! ...... 6

Adoracja Miłości ...... 7

Kasata zakonu jezuitów ...... 8

Wielkanocne zaloty -pisanki, śmigus-dyngus ...... 9

O obcokrajowcach studiującychw Toruniu raz jeszcze... ...... 10

Warsztat ...... 11

Paw kosmosu albobajka ze snu ...... 12

Wielkanoc - dzień Bożej chwałybudzi do życia lud ospały

drzewa pąkami się okrywająże Nowe się rodzi skowronki śpiewająAlleluja! - wiatr w koronach śpiewa

Alleluja! - odśpiewują drzewaAlleluja! - dzwon z wieży wydzwania

Alleluja! - śmierć pokonana!

M.B.

2

Tygodniowy program DuszpasterstwaAkademickiego oo.Jezuitów

NIEDZIELA

17.00 – Grupa Studnia Jakubowa - stu-dencki zespół wokalno-instrumentalny, zajmujący się przede wszystkim oprawą muzyczną niedzielnej Akademickiej Mszy Świętej o godz. 19.00. Zespół zaprasza do współpracy osoby muzykujące.19.00 – Akademicka Msza Święta20.00 – Wieczór przy herbacie dla głod-nych i spragnionych. W domku DA oka-zja do spotkania wszystkich ze wszyst-kimi, bez względu na przynależność lub nieprzynależność do DA. Bywa też „coś” do herbaty.

PONIEDZIAŁEK

16.00 – Dzieci Starówki, różne zajęcia z dziećmi toruńskiej Starówki.19.45 – Grupa La Storta. Nazwa pocho-dzi od miejsca, które za czasów Ignacego Loyoli było miejscowością oddaloną kil-kanaście kilometrów od Rzymu, a dzisiaj jest jego częścią. Tam założyciel Jezuitów doznał łaski silnego i nieodwracalnego przylgnięcia do Jezusa Chrystusa. Jest to propozycja dla tych, którzy ciekawi są du-chowości jezuitów i chcieliby z niej sko-rzystać w życiu codziennym.20.00 – Grupa Odnowy w Duchu Świę-tym Posłanie zaprasza na wspólne, cotygo-dniowe oddawanie chwały Bogu podczas spotkań modlitewnych. Dwa razy w roku grupa prowadzi Seminarium Odnowy w Duchu Świętym dla osób poszukują-cych i pragnących pogłębić swoją wiarę.

WTOREK

18.00 – Szkoła medytacji chrześcijańskiej (Uwaga: Kurs okresowy. Następny po Wielkanocy).

ŚRODA

20.00 – Grupa Oaza. Spotyka się raz w tygodniu, aby modlić się i wspólnie spędzać czas zgodnie z charyzmatem Ruchu Światło–Życie. Grupa zaprasza wszystkich zainteresowanych.

20.00 – Wolontariat Misyjny To grupa ludzi, którzy nie szczędzą swojego życia na działalność dla dobra braci z różnych kontynentów i narodów. Udajemy się z pomocą do misjonarzy Afryki, Ameryki Łacińskiej, a także Albanii, Rosji i Ukra-iny. Głównie jednak działamy tu, gdzie przebywamy: świadczymy o Chrystusie, służymy modlitwą i pomysłowością dzie-łu animacji misyjnej.20.00 – Grupa tańca liturgicznego. To propozycja dla tych, którzy chcą się mo-dlić nie tylko swoją duszą, ale i ciałem, którzy czują, że nie wszystko da się wy-razić słowami, którzy dążą do wiary rado-snej, ufnej, w pełni delektującej się Bożą obecnością (Uwaga: Grupa spotyka się nieregularnie).

CZWARTEK

15.30 - Próba Teatru Tempestas.19.00 – Akademicka Msza Święta20.00 – Kumite – w ramach troski o zdro-wie fizyczne i poczucie bezpieczeństwaproponujemy KURS SAMOOBRONY.20.00 – Angielski dla maturzystów, moż-liwość darmowych korepetycji pod kątem matury.W każdy DRUGI CZWARTEK MIE-SIĄCA zapraszamy na szczególną mo-dlitwę po Mszy Świętej Akademickiej o godz. 19.00. W duchu przeżytych re-kolekcji Nie jesteś niewolnikiem, lecz sy-nem, proponujemy spotkanie z Jezusem w Najświętszym Sakramencie, aby wiel-bić Go, oddając Mu to wszystko, co nie pozwala nam przeżywać siebie i innych jako ludzi, jako dzieci Boga, jako braci Je-zusa, jako synów Bożych. Modlitwę pro-wadzi Grupa Taize. Wszystkich, którzy chcieliby dołączyć do Grupy serdecznie zapraszamy.

PIĄTEK

20.00 – Spotkanie dla młodzieży – mo-dlitewno-dyskusyjna grupa gromadząca w swych szeregach młodzież szkół śred-nich. Na spotkaniach: dyskusje na cieka-we tematy, niekoniecznie religijne. Istnie-je perspektywa wspólnych „wypadów”, a nawet wakacji.20.00 – O Panu Bogu po angielsku – moż-liwość doskonalenia „swojego angielskie-

go” poprzez swobodną rozmowę na tema-ty religijne i nie tylko.

SOBOTA

10.00 - Soboty dla narzeczonych, kurs przedmałżeński prowadzony metodą nie konferencyjną, ale na zasadzie przeżywa-nia w parach istotnych treści dotyczących Sakramentu Małżeństwa.10.00 - Spotkanie ministrantów.16.00 - Katechumenat. Ma na celu przy-gotowanie osób dorosłych do przyjęcia Sakramentów: Chrztu, Bierzmowania i Eucharystii.Ten dzień w Duszpasterstwie, to moż-liwość aktywnego wypoczynku, a więc: wyprawy piesze lub rowerowe, plenery fo-tograficzne, piłka nożna i siatkowa.

ZAPRASZAMY WSZYSTKICH, NIEZALEŻNIE OD WYZNANIA,

POGLĄDÓW CZY SYTUACJI MORALNEJ.

Spotkania duszpasterskie odbywają się w Domku Duszpasterskim. Wejście od ul. Piekary 24.

Fastfudwieczorową porą

Może brak pomysłu na życie jest ja-kimś pomysłem, jak fastfud wieczorową porą. Pytanie tylko, czy poprzestajemy na jakichś tam pomysłach, czy też szukamy w życiu czegoś więcej. Czasem spaceru-jąc po bulwarze zastanawiam się, czy to wszystko ma sens, czy warto tak codzien-nie budzić się i iść pod prąd, czy nie le-piej jest usiąść wygodnie w fotelu, wziąć pilota do ręki, otworzyć piwo i zaapli-kować sobie kolejną dawkę telewizyjne-go życia w proszku, czekając, aż wszyscy zrobią wszystko za mnie, nie przejmując się nikim i niczym - bo tak przecież jest znacznie łatwiej. Tylko... to nie takie ła-twe powiedzieć sobie dość, zatrzymać się w połowie drogi i patrzeć obojętnie na Prawdziwe Życie.

redaktor naczelnymariusz es=:)

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

3

Między zmaganiem a ciszą

Słowo od Jezuity...

Co się stało? Wielka cisza spowiła zie-mię; wielka na niej cisza i pustka. Ci-sza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, któ-rzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań.

Ten fragment starożytnej homilii na Wielką Sobotę najlepiej chyba oddaje szczególny charakter dnia ostatnich przy-gotowań do Świąt, nawiedzenia Pańskie-go Grobu, święcenia pokarmów. W pol-skiej tradycji ten dzień się święci, choć jeszcze nie świętuje... Sobotni „dzień ci-szy” poprzedza głośną radość wielkanoc-nego poranka, kiedy już grają organy, biją kościelne dzwony, a na ulice wychodzą rezurekcyjne procesje...

Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. To zdanie ho-milii przypomina chrześcijańską prawdę o „zstąpieniu Jezusa do piekieł”. Jak uczy „Katechizm”: Chrystus, zaznając ludzkiej śmierci, zstąpił do otchłani, zstąpił jako Dawca życia, jako ten, który pokonał śmierć i jej sprawcę. Zstąpił, by wyzwolić z jej wię-zów sprawiedliwych, którzy Go w śmierci poprzedzili.

W zakończeniu poematu „Wigilia

wielkanocna 1966” Karol Wojtyła – wów-czas arcybiskup krakowski - napisał:

Jest taka Noc, gdy czuwając przy Twoim grobie najbardziej jesteśmy Kościołem -jest to noc walki, jaką toczy w nas roz-pacz z nadzieją:ta walka wciąż się nakłada na wszyst-kie walki dziejów,napełnia je wszystkie w głąb(wszystkie one – czy tracą swój sens? czy go wtedy właśnie zyskują?).

Tej Nocy obrzęd ziemi dosięga swego początku.Tysiąc lat jest jak jedna Noc: Noc czu-wania przy Twoim grobie.

Dla przyszłego Papieża noc czuwa-nia przy grobie Chrystusa stała się cza-sem głębokiej refleksji nad Bosko-ludzkąhistorią, w którą wpisuje się los każdego człowieka. Historia ludzi jest historią po-jedynczych losów. Wszystkie one mają swe odniesienie do Jednego losu Boga--Człowieka.

Wielka Noc, paschalna Noc, to czas zmagania Ciemności i Światła, niewiary z wiarą, rozpaczy z nadzieją. Ale Pascha to przejście Boga, który zbawia i w kon-

sekwencji przejście człowieka, który jest zbawiany. Można powiedzieć, że Pascha jest takim przejściem Boga, który czyni możliwym przejście człowieka z niewoli do wolności. W biblijnej tradycji Stare-go Testamentu Pascha oznacza zbawcze przejście Jahwe w Egipcie, które czyni możliwym przejście ludu przez Morze Czerwone i otwiera drogę z niewoli do wolności. Jest to punkt historycznego za-kotwiczenia oraz liturgicznego odniesienia dla naszego Święta Paschy. Bóg objawia się także nam jako Wybawca. Podkreślają to słowa liturgii Wigilii Paschalnej:

On nas wyprowadziłz niewoli do wolnościze smutku do radości,z żałoby do święta,z ciemności do światła,z poddaństwa do zbawienia.

Jezus nadaje temu przejściu Boga nowe znaczenie. Pascha staje się Jego przejściem poprzez cierpienie i śmierć - do chwaleb-nego zmartwychwstania. Paweł Apostoł napisze, że ofiara Chrystusa stała się takżei naszą Paschą. Jak w Jego Krzyżu mieści się nasz krzyż, tak i w Jego zwycięstwie – nasze zwycięstwo. Oto nowa Pascha! Świętujmy ją z radością!

Krzysztof A. Dorosz SJ

List z Peru…W pierwszej połowie stycznia zaszy-

łam się na ponad tydzień w dżungli. No, może to trochę za mocno powiedziane, ale fajnie brzmi. Pojechałam wraz z inny-mi wolontariuszami z Limy na eksperien-cję misyjną do Quebrada Honda. Miejsce przeurocze, tzw. wysoka dżungla. Naj-większe wrażenie zrobiły na mnie motyle, bo małp nie widziałam.

Zostaliśmy tam podzieleni na grupy po dwie osoby i wysłani do pomniejszych wioseczek, żeby przeprowadzić animację misyjną (spotkania z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi oraz praca na czakrach, czy-li w polu). Guadalupe i ja pojechałyśmy do Riobamba. Mieszkałyśmy w jednym pokoiku, miałyśmy ciepłą wodę do mycia (!!!!), ale żeby się najeść, musiałyśmy iść przez rzekę bez mostu, więc czasem przy-chodziłyśmy mokre. Dodatkowo należy wspomnieć o prawie nieustannie padają-cym deszczu i o krążących wokół malut-kich kuzynach komara.

Praca w polu, potem pole w domu, czyli

obieranie kukurydzy z pestek, efekt - ro-bota zrobiona i bą-ble na rękach. Praca z dziećmi: one jedne wierne przychodziły na spotkania. Cza-sem nic się z nimi nie dało zrobić, takie niespokojne były, ale czasem było wręcz świetnie. Co do do-rosłych, to pierw-szego wieczora, gdyśmy na nich czekały, przybyły tylko dwie świnie! Czułam się z jednej strony, jak Franciszek z Asyżu, ale z drugiej było mi bardzo przykro. Sy-tuacja w tej wiosce jest taka: ludzie odda-lili się od Kościoła, bo ponoć nikt się nimi nie przejmuje, ale jak się już ktoś się nimi przejmie, to nie chcą korzystać. Ogólnie mówiąc, wrażeniem po tej wioseczce był cień smutku na moim sercu. Nie wiem i nie rozumiem dlaczego. Dla mnie osobi-

ście ta wycieczka była ogromnym zmaga-niem się ze sobą. Na początek umierałam ze strachu, że nie poradzę sobie z hisz-pańskim. Lecz kiedy już znalazłam się na miejscu, okazało się, że jeśli się pracuje dla Szefa, to On się drobnostkami nie przej-muje, więc gadałam jak najęta. Ale gdy wróciłam do naszej bazy wypadowej, to nie potrafiłam już mówić.

Dwudziestego siódmego stycznia (czwartek) zdarzyło się coś ambiwa-

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

4

lentnego - 1. poczułam na modlitwie, ze Calca to moje miejsce, wybrane mi przez Boga i On chce mnie tu widzieć; 2. pokłóciłam się z kimś ważnym i chciałam opuścić Calcę natychmiastowo i wrócić do mojego raju, czyli Quebrada; 3. po-czułam się rozdarta, bo ani nie chciałam zostać, ani wyjechać. Wydawać by się mogło, że jest to sytuacja bez wyjścia, ale wyjście się znalazło, choć trochę brutalne - w dniu święta Jana Bosco (31 stycznia) jeden chłopiec upadł i złamał sobie kość łokciową. Pojechałam z nim do szpitala w Cusco i tak spędziłam moją pierwszą w życiu noc w szpitalu. Wizytowałam malucha przez wszystkie dni. W sobotę wrócił do Calci. A w poniedziałek znowu spędziłam dzień na załatwianiu papierów. I tak oto spędziłam czas i w Calca i nie w Calca.

Od tego pamiętnego czwartku w koń-

cu czuję się zaaklimatyzowana w Calce. Do tej pory coś mi ciągle przeszkadzało, można nawet powiedzieć - frustrowało. Teraz moja filozofia prezentuje się zgod-nie z hasłem reklamowym jednego piwa: Cuando tu cambias, todo cambia - kiedy ty się zmieniasz, wszystko się zmienia. Sta-ram się myśleć pozytywnie o świecie i o moich bliskich. Trochę gorzej mi idzie z myśleniem pozytywnie o sobie samej, bo ja przecież zawsze chce robić wszyst-ko lepiej i bez błędów. Najważniejsze zaś w całej tej robocie jest to, co nie zależy od ciebie samego, czyli twój nieuświadomio-ny przekaz miłości Bożej przez uśmiech, sposób patrzenia, przez radość życia. Dla-tego, aby być misjonarzem gdziekolwiek, trzeba mieć w sobie prawdziwe życie Boże. I ono będzie z nas wypływać i za-rażać innych. Nie mamy nic, tylko nasze świadectwo.

Na koniec drobny żart. Jak tylko przyjechałam do Calci, to zaraz zarezer-wowałam sobie godzinę na modlitwę. Przestrzegałam tego bardzo skrupulat-nie, co wywołało żarty. Ks. Ryszard mi powiedział, że święty Jan Bosco modlił się, kiedy spał. No więc ja, w duchu po-słuszeństwa, miałam pewien sen. Śniło mi się, że się modlę. Ale nie była to jakaś tam modlitwa, ale taka charyzmatyczna, z bajerami. Kiedy się obudziłam, czułam ją jeszcze w kościach. Fajnie było.

Z Bogiem

Danuta Prot MWDB

Autorka listu należy do Duszpasterstwa Akademickiego. Na misje do Peru wyjechała w ubiegłym roku z ramienia Międzynaro-dowego Wolontariatu Don Bosco.

Pokolenie JPIIDrugiego kwietnia ubiegłego roku

czas się zatrzymał. Uwaga ludzi wszyst-kich narodów, ras, kultur i religii zwróciła się ku Janowi Pawłowi II, który umierał na oczach całego świata. Szczególne zna-czenie jego odejście miało dla Polaków, którzy swoją żałobę narodową przemie-nili w narodowe rekolekcje. Przynajmniej wtedy w to wierzyliśmy. Żyliśmy w in-nej rzeczywistości. Telewizja publiczna przypomniała sobie, że ma misję – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniono ramówkę, niemal w całości poświęcając ją na filmy dokumental-ne z życia papieża, jego pielgrzymek do Polski, a także na relacje z tego zakątka Polski, gdzie aktualnie mówiło się o Janie Pawle II. A mówiło się wszędzie.

Nigdy przedtem telewizja nie miała okazji do zaprezentowania swojej potęgi na taką skalę. Z zapartym tchem chłonę-liśmy wielki spektakl medialny. Tworzyło go składanie kwiatów pod pomnikami, Msze Święte i nabożeństwa, masowe zgromadzenia w miejscach związanych z papieżem, takich jak krakowskie Bło-nia, gdańskie Westerplatte, niekończące się wspomnienia znajomych Lolka i wy-wody znawców papiestwa. Jeszcze bar-dziej medialne były zupełnie spontanicz-ne zachowania – esemesowe łańcuszki, zapalanie świeczek w oknach o godzinie 21.37, zatrzymanie ruchu na ulicach i trą-bienie klaksonów w godzinie śmierci pa-pieża. Co szczególnie rzucało się w oczy, to udział i rola młodzieży w tych naro-dowych rekolekcjach. Wtedy zaczęła się kariera określenia „pokolenie JPII”.

Dzisiejsza kultura lubuje się w ety-

kietkach. Te najbardziej ogólne określają, co jest „trendy”, a co „passe”, choć ostat-nio nawet „trendy” okazało się „passe”, bo teraz należy być „jazzy”. W czasie naszych narodowych rekolekcji spopularyzowa-na została etykietka „pokolenie JPII”, za którą kryła się szeroko pojęta zbiorowość ludzi młodych wiekiem lub duchem, po-łączonych pozytywnym stosunkiem do osoby i duchowości Jana Pawła II. Innej definicji nie śmiem proponować – bo-wiem pierwsze głosy o „pokoleniu JPII” nie zdążyły przebrzmieć, a już rozpęta-ła się w mediach debata mądrych głów i autorytetów, poddających „JPII” total-nej krytyce. Zakwestionowane zostało wszystko – od wartości po samo istnienie takiego tworu jak „JPII”.

To było jak kubeł zimnej wody – jesz-cze żyliśmy na fali uniesień naszych re-kolekcji, a już wytykano nam, że „rzeczy-wistość skrzeczy”. „Gazeta Wyborcza”, powołując się na badania przeprowadzo-ne na zlecenie Episkopatu Polski latem 2005r., wykazywała, że młodzież dekla-rująca przynależność do „pokolenia JPII” w rzeczywistości za nic ma wskazania pa-pieża i wynikające z nich moralne wska-zania, a przynajmniej traktuje je ze swo-bodną wybiórczością. Świadczyć o tym miałoby na przykład przyzwolenie na seks przedmałżeński, deklarowane przez znaczną część respondentów, a stojące przecież w jawnej sprzeczności z naucza-niem Ojca Świętego. Konsternacja.

W dodatku prasa zaczęła donosić o próbie zawłaszczenia (dosłownie) „po-kolenia JPII” i stworzenia z niego marki handlowej. W sprzedaży pojawiły się

gadżety ze stosownym napisem: koszul-ki, kubki, a nawet, tak ostatnio modne, gumowe bransoletki. Ktoś wyczuł, co jest „trendy” i odpowiedział na zew ryn-ku. Czy to wszystko oznacza dewaluację duchowego dorobku „pokolenia JPII”? A może, jak implikuje „Gazeta Wybor-cza”, o żadnym dorobku nie może być mowy, bo pokolenia nie ma i nie było, a narodowe rekolekcje stanowiły jednora-zowy zryw, czyli naszą polską specjalność? Wiele hałasu o nic?

Co ciekawe, nie poddawano w wąt-pliwość wcześniejszych osiągnięć „sztuki etykietkowej”, kiedy nazywano współcze-sną młodzież „pokoleniem NIC”, czyli pozbawionym wartości i autorytetów. Analitycy kultury skłonni byli odmówić młodemu pokoleniu dążeń wykraczają-cych poza zaspokajanie konsumpcyjnych pragnień. Z kolei w Stanach Zjednoczo-nych w modzie jest ostatnio określenie „DEBT generation”, czyli pokolenie

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

5

Trudne pytania… Od śmierci naszego Papieża minęło

dokładnie jedenaście miesięcy (początek marca - przyp.red.), a ja dopiero teraz, dopiero dziś tak naprawdę za Nim zatę-skniłam. Dopiero dziś, widząc w telewizji plac Św. Piotra poczułam smutek po nie-obecności tej wielkiej miłości, która kwitła na tymże placu za każdym razem, gdy On spotykał się z wiernymi z całego świata. Niestety, moje życie układało się tak, że umiem reagować tylko z takim opóźnie-niem, na wszystko. Nie oznacza to jednak, że tych jedenaście miesięcy żyłam jak na innej planecie. Przeciwnie, przecież był to dla mnie przełomowy rok, podczas które-go tak wiele wydarzyło się w moim życiu: koniec studiów, nowe miasto bez starych przyjaciół, praca, wstawanie przed świtem i nowa - dorosła rzeczywistość. A w tym wszystkim On - Jan Paweł II, którego świadkiem powrotu do Domu Ojca był cały świat. Jedna chwila, jedna noc, a świat zmienił się na długo. Na zawsze? Nastał dziwny czas. Ogromny zgiełk i dziki pęd do kupowania wszystkiego, co tylko ko-jarzyło nam się z JP II, może tylko po to,

długu. Podobno przeciętny amerykański student kończy wyższą uczelnię z zadłu-żeniem sięgającym 10 tys. dolarów. I to mają być wyróżniki współczesnych mło-dych ludzi – duchowe ubóstwo i rozpasa-ny konsumpcjonizm. Przeciw temu nikt się nie burzy, a przeciw „JPII” owszem. Może słusznie? Może rzeczywiście dzi-siejsza młodzież (ach, ta dzisiejsza mło-dzież...) nie jest ani gotowa, ani godna obierać sobie za patrona Ojca Świętego?

Nie, nie pozwólmy sprowadzić się do społecznych ram, w których najchętniej widzieliby nas sceptycy. Nie jestem naiw-na, nie twierdzę, że „JPII” to bez wyjątku altruiści, społecznicy, reformatorzy i Boży szaleńcy. Ale i przecież nie w tym rzecz. „Pokolenie JPII” traktuję jako wyzwanie do realizowania cywilizacji miłości. Brzmi pięknie, ale co z tego wynika w rzeczywi-stości? Potrzeba nam nie tylko masowych akcji o zasięgu ogólnospołecznym, war-to, a nawet trzeba zacząć od skali mikro, czyli swojego najbliższego otoczenia. A że trudno? Dlatego właśnie młodzież tak bardzo potrzebuje duchowego prze-wodnika, a zarazem orędownika, takiego jak Jan Paweł II. Jego rzekomy konser-watyzm, za który krytykowany był przez zachodnie media nawet w chwili śmierci, w rzeczywistości jest tym, czego najbar-dziej nam potrzeba. W warunkach libe-ralnego permisywizmu, czyli lansowania

postawy, wedle której każdy „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem” na wzbu-rzonym oceanie moralności, stanowczość i konsekwencja w głoszonych przez pa-pieża poglądach jest tym, co pociąga młodych ludzi – nie tylko jako wizja spo-kojnego portu, ale raczej próba podjęcia wyzwania, jakie stawia przed nami żywioł współczesności, jak powiedział papież „wypłynięcia na głebię”. Bo ten żywioł nie jest naszym wrogiem, ale szansą na dynamiczny rozwój.

Chwila na autorefleksję, oby nie gorz-ką. W zeszłym roku, szczególnie na wio-snę, księgarze zacierali ręce, ciesząc się z niezwykłego powodzenia papieskich publikacji. Ilu z nas „Papięć i tożsamość” przeczytało, a ilu postawiło na półce, choćby i na honorowym miejscu? W In-ternecie, na specjalnej stronie powstała księga postanowień, podejmowanych przez ludzi dla Ojca Świętego (a może dzięki niemu). Ile z nich udało się wy-pełnić? (Znamienne, że życzenia, którym przyświeca dobra wola, ale nie udaje się realizacja nazywa się… pobożnymi.) Nie chodzi tu o rozliczanie, chwalenie lub ga-nienie. Świetnie, jeśli nasze przyrzeczenia zostały dotrzymane. Jednak gdyby okaza-ło się, że tak się nie stało, nie należy upa-dać na duchu, negując sens podejmowa-nia wysiłku, jakim jest „pokolenie JPII”. Nie święci garnki lepią. Niezaprzeczalnie

rekolekcje narodowe 2005r. są ogromnym duchowym kapitałem – nie wolno nam go strzec, jak talentu z przypowieści, który zakopano w ziemi. Należy go pomnażać, choćby z wielkim mozołem, nie ustawać w trudzie.

Ubiegły rok był wyjątkowy nie tyll-ko ze względu na odejście Jana Pawła II. W sierpniu obchodziliśmy 25-lecie „So-lidarności”. Tak jak „JPII”, „Solidarność” też była wydarzeniem pokoleniowym. Wszelkie jubileusze to tradycyjnie czas podsumowań. Mimo kilku gorzkich słów, jakie zostały wypowiedziane przy okazji rozrachunków z przeszłością, pokolenie „Solidarności” to w oczach większości Polaków pokolenie sukcesu. Mimo że po Sierpniu’80 nadeszło doświadczenie sta-nu wojennego, zwycięstwo wolności stało się tym większym osiągnięciem. Warto-ścią, na której udało się zbudować nowy porządek społeczny. Nie ma wolności bez Solidarności. „Solidarność” pozwoliła Po-lakom odzyskać poczucie godności, dziś jest źródłem dumy i wzruszenia. Niech „pokolenie JPII” będzie „Solidarnością” naszych czasów. 25 lat temu najważniej-sza była wolność. A co najważniejsze jest dziś?

„Nie ma solidarności bez miłości”.

Katarzyna Żebrowska

aby zatuszować nasz dotychczasowy brak zainteresowania Jego twórczością i Jego przesłaniem dla Kościoła. Ogromne za-mieszanie, podczas gdy On sam zawsze pozostawał cudownie zatopiony w roz-mowie ze swym Panem. W pewnym mo-mencie miałam dość. Byłam przerażona nieocenzurowaną reklamą zmaterializo-wanego na ludzki, ułomny sposób Boga. Wyznacznik mojego pokolenia – JP II - spoczął gdzieś na dnie mojej duszy, gdzie nie musiał ładnie się uśmiechać z okładki kolejnej „przełomowej” książki w twar-dej okładce. Mógł spokojnie czekać na owoc moich prywatnych rozważań. Jakie to szczęście, że te największe rzeczy za-wsze rodzą się w ciszy. Świat na szczęście w miarę szybko ochłonął. Emocje zwią-zane z JP II zmalały do bezpiecznego i przyzwoitego poziomu.

2 marca 2006 – wyciągam „mojego” JP II na światło dzienne. Od dwóch dni jest już Wielki Post, który ja, jak co roku, chcę przeżyć naprawdę po katolicku, aby tym silniej odczuć radość ze Świąt Wielkano-cy. I co roku napotykam duże problemy na tej drodze, bo jak co roku nie umiem zapanować nad największym wrogiem - samą sobą uwiedzioną przez szatana. Tym razem musi być jednak inaczej – posta-

nowiłam sobie. Skończyłam ćwierć wieku i chyba jakieś postępy w kształtowaniu swojej osobowości powinnam już odno-tować. Powinnam! Przyjęłam to za fakt dokonany i odważnie zadaję sobie pytania o moją wiarę w Boga… Co robię dla Nie-go, a czego nie robię? Co jest grzechem, a co jeszcze nie? Zaabsorbowana w miarę szczegółową analizą mojego „standardo-wego dnia” trafiam jak kosa na kamień:„Grzechem wobec Kościoła jest nie po-szerzać i systematycznie nie pogłębiać znajomości nauki Kościoła przez czytanie Ewangelii, studium, lekturę książek i pra-sy katolickiej, przez czytanie encyklik papieskich na tematy etyki społecznej…” (ks. Wiesław Al. Niewęgłowski, Podnoszę z ziemi mój głos). Dalej nie muszę czy-tać. Te słowa mnie powaliły. Prawda jest taka, że nie czytałam. Czy encykliki nie interesowały mnie? To chyba nie tak. Po pierwsze nie wiedziałam, że to grzech nie czytać, a teraz mało, że ja wiem, to jesz-cze wy wiecie (szybciej zaczniecie czytać). Po drugie – nie czułam potrzeby czytania ich. Działo się to, bo naprawdę nie wi-działam w nich źródła pomocy. Nie wie-rzyłam, że treść w nich zawarta mogłaby mi w jakikolwiek sposób pomóc. Założy-łam, że treść tej części przesłania JP II

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

6

do Kościoła jest nazbyt uniwersalna i niedostosowana do moich indywidu-alnych potrzeb, że sama przecież mogę sobie poradzić. Bóg jako ten, który naj-lepiej wie, co jest dobre dla człowieka, nie bez powodu podesłał mi właśnie teraz tę książkę księdza Niewęgłowskiego, a zaraz po niej inną - I wy bądźcie radośni - wybór tekstów Jana Pawła II

Wielki Post to czas na zastanowie-nie nad samym sobą i swoim życiem. W przesłaniu naszego Papieża mnóstwo jest sformułowań, które sprzyjają atmos-ferze „rozliczania się” ze swych uczynków. Zacznę chyba od najbardziej oczywistej sprawy – „Bóg jest miłością” [1 J 4, 8], a więc wszystko, co określamy tym wła-śnie mianem jest Nim. JP II objaśnia da-lej, że chrześcijaństwo jest miłością. To niezwykłe, bo podczas, gdy inne systemy polityczne i ideologie głoszą, że potęgą jest bogactwo, władza, użycie i wiedza, tak katolicyzm głosi po prostu miłość. Miłość ta rozlana w świecie przez Jezusa jest właśnie Nim. Ewangelizacja ma nas doprowadzić do tej Miłości. Wiem, że na razie nie powiedziałam nic odkrywczego. Dla mnie bardzo ważne są kolejne słowa mówiące o tym, że tylko ta Miłość, którą objawia nam Serce Miłosiernego Jezusa, jest zdolna przemienić nasze serca, otwo-rzyć je na cały świat i uczynić je bardziej ludzkimi i Bożymi zarazem. Stąd bez-

podstawne jest stwierdzenie, że chcąc być bardziej Bożymi, stajemy się „ofiara-mi losu”, których wszyscy dookoła mogą oszukać. Nie ma się zatem o co bać. Po pierwsze to, co oparte o wszystko, tylko nie o miłość Bożą w wieczności, nie ma prawa bytu, a po drugie: nie jest się tak naprawdę godnym nazywać siebie sa-mego człowiekiem dopóty, dopóki nasze serca nie przeniknie miłość Boga samego. Oznacza to, że żyjąc pełnią władzy ludz-kiej, mamiąc się, że nas ta hierarchia war-tości nie dotyczy, nie jest się człowiekiem. Proste! Nieproste jest jednak napełnianie się Bożą miłością, która uczłowiecza. Pro-ces ten dokonuje się w pełni poświęcenia, ciszy, cierpliwości i wszechobecnej poko-ry i trwa całe życie. Niestety, nie będzie łatwo i przyjemnie, ale za to prawdziwie! Bez zabijającej ułudy!

I tu pojawia się naprawdę trudne py-tanie: czym człowieczeństwo jest i kiedy jest? Zawsze? Czy tylko po spełnieniu odpowiednich warunków? Wiemy do-skonale, że każdy z nas został stworzony (jak mówi Pismo Święte) jako człowiek, jako jedno z wielu oblicz Boga samego. Poprzez swoje życie bez wiary prawdzi-wej odrzuca się swoje człowieczeństwo, bo odrzuca się Boga samego, a żyjąc w wierze (prawdziwej wierze) niczego się nie traci. Wiara ukierunkowuje nasze człowieczeństwo na Chrystusa. No, ale co

z tymi, którzy nie wierzą? Nie znam jesz-cze odpowiedzi…

Tyle zrozumiałam ze słów „mojego” JP II. Na teraz i w tej chwili dziękuję Bogu za to, że pozwala mi dojrzewać do waż-nych spraw, choćby do tego, żeby z nale-żytą powagą i tęsknotą sięgnąć do tego, co zostawił nam Papież (zanim zupełnie przestałabym chcieć czytać prawdziwie wiercące dziurę w brzuchu rachunki su-mienia, bo przecież bez nich żyje się na-prawdę wygodniej). Chwała Ci Panie!

I już tak na koniec. Czy zastanawia-liście nad tym, za co tak naprawdę ludzie z całego świata cenili, szanowali i kocha-li naszego wielkiego rodaka? Spróbuję udzielić choć częściowo odpowiedzi na to pytanie. Według mnie głównie za to, że był wytrwałym i wiernym orędowni-kiem Prawdy Jedynej, Prawdy, która nas wyzwoli… Nie da się milionów dusz na świecie porwać kłamstwem. Niewykonal-ne. Prawdziwie urzec może tylko piękno. Miłując bliźnich swoich, Jan Paweł II uwrażliwiał ich na Boga, który jest źró-dłem dobra. Otworzył serca wielu, nie-zależnie od wyznania. Objawiał Prawdę, Dobro i Miłość – najcenniejsze wartości dla człowieka. Przyjmowaliśmy to swoją zawsze dobrą duszą.

Ikspe

Bóg jest Miłością!(impresje porekolekcyjne)

Bóg jest miłością - to temat tegorocz-nych rekolekcji wielkopostnych, wy-

głoszonych przez ks. dr Tomasza Jaklewicza z Katowic, redaktora

„Gościa Niedzielnego”, wytrawnego mi-strza słowa – jak określił go o. Superior Wiesław Kulisz. I nie pomylił się! Reko-lekcje stały się przystanią naszego wielko-postnego pielgrzymowania, zgromadziły rzesze wiernych, spragnionych pokoju i miłości, kształtowania sumienia i praw-dy Chrystusa.

Ks. Tomasz przybliżył nam funda-mentalną prawdę o miłości, o Dobrej Nowinie, analizując ją w świetle encykliki Benedykta XVI Deus Caritas est (Bóg jest miłością). Każdego dnia zachęcał zgro-

madzonych do szukania odpo-wiedzi na pytania: co to

znaczy, że Bóg jest Miłością? co zna-czy kochać Boga? jak

mogę kochać Boga? jaki jest uniwer-salny znak Miłości? Przypominając

przykazanie: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją du-

szą, całą swoją mocą i całym swoim umy-słem; a swego bliźniego jak siebie samego, podkreślał wielowymiarowość miłości. Ksiądz Tomasz mówił o Chrystusowym wezwaniu do miłości zachęcając, by ją spotykać, otworzyć się, doświadczyć jej, rozbudzać gorliwość i żarliwość serca, uświadomić sobie, że miłość jest w na-szym życiu cały czas obecna.

Boże zaproszenie do miłości zawsze jest aktualne. Wyrażone w ewangelicz-nych przekazach zostało przedstawione przez rekolekcjonistę za pomocą trzech obrazów: znak oczyszczenia świątyni, wizyta Jezusa w domu Marii i Marty, ob-mywanie stóp uczniom przez Mistrza. To swoiste barwy miłości! Nawet gniew Boga – Jezus wypędzający kupców ze świątyni - to aspekt miłości, troski o człowieka. Świątynia jest miejscem spotkania, umoc-nienia więzi między człowiekiem a Bo-giem, zwłaszcza kiedy pragnie mówić do mnie. On będący prawdą obmywa duszę z egoizmu. Występuje tu jednak element „zgrzytu”: wejście w przestrzeń mojej re-lacji z Bogiem grzechu, obłudy, pychy.

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

7

Możemy to przezwyciężyć postawą kontemplacji oblicza Boga: kiedy odnaj-dujemy Boga - odnajdujemy siebie. To nie iluzja. Nie możemy dać się zwieść chorym pragnieniom, ambicjom. Należy oczyścić serce – zatęsknić za prawdą Bożej miłości, by napełnić je zaufaniem, pojednaniem, przebaczeniem. Fascynujący fragment kazań ks. Tomasza, to podjęcie tematu tego znaku miłości, jakim jest pocałunek. Umacnia on przeżywanie sakramentów świętych; w czasie Eucharystii pocałunek ołtarza (symbol ofiary Chrystusa) przezkapłana podkreśla świętość tego miejsca Bożej miłości. Rozbudza wrażliwość! Również objawieniem się Bożej Miłości jest Słowo Boże. Pozwala na sekrety serca, uczy rozpoznawania miłości w codzien-ności, dzielenia się życiem. Umiejętność kontemplacji Słowa Bożego - to relacja z Bogiem, odpowiedź na Jego wezwanie, wsłuchanie się w obietnicę Przykazania Miłości. Rekolekcjonista podkreślił za papieżem Benedyktem XVI, że miłość rodzi się jako odpowiedź na miłość. Jest to wyzwanie dla ludzkiej wolności. Nie-zwykła prawda! Zasada wyboru: ja chcę wskazuje na autentyczny wymiar związku miłości z wolnością.

Katecheza ks. Jaklewicza to również próba odpowiedzi na pytanie: gdzie mogę odkryć Bożą Miłość? gdzie i z czyją po-

mocą? Biblia – historia Miłości – mówi o naczyniach Bożej miłości, pokładach ukry-tego dobra. Co jest zdumiewające w tym wszystkim? Bóg próbuje nas zdobyć. Bóg mieszka w sąsiednim pokoju. No właśnie! Jak cudownie uwierzyć w Bożą miłość, pobiec z radością, prostotą, pokorą – to jest ten ślad w sercach i nie można zapomnieć o potrzebie modlitwy; nie uzależniać jej od nastroju, okoliczności, być wiernym i szcze-rym, podkreślał rekolekcjonista. Bóg sta-wia pytanie: Piotrze, czy kochasz mnie? Nie śpiesz się z odpowiedzią, wsłuchaj się w bicie Bożego serca. Przyjmij tę miłość, wzrastaj w niej, napełniaj się nią. Wola kochanego winna być moją wolą, a pragnie-nie Boga - moim pragnieniem. Człowieka ogarnia strach, niepokój, że realizm życia zagłuszy tę życiodajną więź, stłamsi wol-ną wolę. Co ja z tym zrobię?

Jak odróżnić miłość własną od ego-izmu? Rekolekcjonista powiedział, że na-leży zaakceptować własne życie (zdrową miłość), nie dać się okaleczać, zredukować do biologii, konsumenta…Skonkretyzo-wać, w jakim kierunku chcę iść. W świe-tle Bożej Miłości trzeba patrzeć na Krzyż Chrystusa. Adorując krzyż nie adorujemy bólu, cierpienia, lecz Miłość, bowiem Ona jest pierwsza w Chrystusowym Krzyżu. Najtrudniejsza barwa miłości to miłość nieprzyjaciół. Ponownie nasuwa się sze-

reg pytań: kto jest moim nieprzyjacielem? kto budzi we mnie gniew, agresję? Odpo-wiedzią jest wezwanie do przebaczenia, sakramentu pojednania, sztuka słuchania. Dać siebie!

W konkluzji ks. Tomasz zaznaczył, że wzrastanie do miłości, świadomość, że Bóg jest miłością, należy przełożyć na kon-kret życia. Nie uciekać od Boga ale trwać w winnym krzewie. Wszystkim wiernym życzył, żeby miłość dodawała im skrzydeł.

Nie zapominajmy tego charyzma-tycznego spotkania z rekolekcjonistą. Jego obecność w naszej społeczności to także dar miłości i nowy dla nas impuls. Mocno wyrażone wezwanie do szukania sensu miłości jest odpowiedzią na nasze duchowe potrzeby i winno rozbudzić postawę kształtowania w sobie odpowie-dzialności, poszanowania, troski. Spojrze-nie na ukrzyżowanego Chrystusa wyraża się koncentracją, cierpliwością, pełnym zaangażowaniem w prawdę. Nasze reko-lekcyjne spotkania były też świadectwem adoracji Bożej Miłości, a w imię tej Mi-łości zostało nam udzielone szczególne Błogosławieństwo. A brawa dla ks. To-masza też były!

Don Lubranco

Adoracja Miłości

Jesteśmy w trakcie pielgrzymowania wiel-kopostnego poprzez modlitwę, pokutę... Jak możemy rozumieć Wielki Post? Czym on tak naprawdę jest?

Wielki Post jest czasem przygoto-wania do Świąt Paschalnych. Jeżeli to są największe święta naszej wiary, trzeba się przygotować. Każde święto wymaga przy-gotowania. Naszym problemem jest to, że nie umiemy świętować. Telewizor to czę-sto cały nasz pomysł na życie, na święto-wanie, na spędzanie czasu. A co to znaczy świętować Paschę? To nie jest tylko wspo-mnienie wydarzenia z przeszłości. Może-my naśladować religijnych Żydów. Pod-czas żydowskiej uczty paschalnej ojciec rodziny wygłasza hagadę, czyli opowieść o wyjściu Izraelitów z niewoli w Egipcie. Każdy Izraelita czuje się tak, jak gdyby on sam został wyswobodzony z niewoli egipskiej, jakby właśnie tej nocy stał nad brzegiem Morza Czerwonego. Pamięć o wyjściu z niewoli decyduje o religijnej tożsamości Żydów. W chrześcijaństwie analogicznie. O naszej chrześcijańskiej

tożsamości decyduje pamięć o Passze Chrystusa. Eucharystia ani nie powtarza, ani nie wspomina, ale uobecnia zbawcze wydarzenia. Eucharystia przerzuca most między tym, co się wydarzyło raz w prze-szłości, a naszym życiem. Eucharystia rozdziela owoce tej miłości, która przyszła do nas przez Krzyż i Zmartwychwstanie Chrystusa. Jak się przygotować? Trze-ba obudzić wrażliwość, zrobić miejsce w moim życiu dla Boga. Przygotowanie do świąt to ciężka praca nad sobą, czyli nawrócenie, metanoia, umieranie dla sie-bie. Jest jeszcze jeden zapomniany wymiar Wielkiego Postu – to odnowienie chrztu. Do czego prowadzi Wielki Post? Do Tri-duum Paschalnego! A co jest w centrum Triduum Paschalnego? Wigilia Paschal-na, podczas której odnawiamy przyrze-czenia chrzcielne. Tradycja Kościoła uczy, że w Wielkim Poście katechumeni przy-gotowywali się do chrztu, a ochrzczeni powracali do swojego własnego chrztu, tzn. odkrywali, że jest on podstawową łaską, źródłem, do którego wciąż trzeba

Wywiad z ks. dr Tomaszem Jaklewiczem, rekolekcjonistą,redaktorem „Gościa Niedzielnego” (cz. 1)

wracać. Każda spowiedź jest powrotem do chrztu. Kiedy Pan Jezus mówi: Komu grzechy odpuścicie będą odpuszczone... to nie mówi wprost o spowiedzi, ale raczej o chrzcie. Bo chrzest jest podstawowym sakramentem pojednania z Bogiem, od-puszczenia grzechów. W nim są owoce Paschy Chrystusa. Niezwykły obraz – propozycja, jaką ksiądz przedstawił w czasie rekolekcji, to położenie pilota przed Krzyżem i próba odpowiedzi na pytanie: kto jest naprawdę pilotem mojego życia? W księdze Izajasza jest fragment mówiący o tym, że pościć, to nie umartwiać się!

Chrystus stwier-d z a :

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

8

Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy...Ty zaś jak pościsz, namaść so-bie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. Trzeba umieć odróżnić te rzeczy. Należy, rzecz jasna, od siebie wy-magać. Papież Jan Paweł II wielokrot-nie mówił młodym ludziom: musicie od siebie wymagać, stawiajcie poprzeczkę wysoko. Z drugiej strony, w Biblii jest mowa o tym, że nasza religijność powin-na być wolna od obłudy, od udawania. Nasza modlitwa i post mają być szczere i prawdziwe. W innych religiach czy filo-zofiach pojawia się idea samodoskonale-nia, w chrześcijańskiej ascezie trzeba cały czas pamiętać, że Bóg jest autorem mojej świętości. Ja mam mu robić miejsce. Asce-za ma taki sens, że moje egoistyczne „ja” musi umierać. Muszę zobaczyć, że jedyna życiodajna więź, to więź z Bogiem! Czło-wiek po to idzie na pustynię, żeby odkryć swoją zależność od Boga. Z pustyni wraca inny, umocniony w relacji z Bogiem. W „Gościu Niedzielnym” podjęto inicjaty-wę cyklu rozważań wielkopostnych Siedem słów z Krzyża. Jaki jest jej główny cel?

To jest pomysł na Wielki Post. Tema-tyka pasyjna jest obecna w tradycji wiel-kopostnej – Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale. Nasza propozycja to pewien pro-gram wielkopostnej modlitwy. Ludzie czasami mają dobrą wolę, chcą coś zrobić w tym czasie. Ale jeżeli nie narzucą sobie konkretu, to gdzieś się to wszystko rozmy-wa. Jak to się mówi - dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Dlatego dobre pragnienia trzeba koniecznie przełożyć na postanowienia. Musisz mieć pewien konkret. Stąd idea rozważania kolejnych słów, które Jezus wypowiedział na krzy-żu, według relacji ewangelistów. Każdego tygodnia proponujemy rozważyć jedno z tych słów. No i jeszcze elementy for-malne: karteczka dorzucona do „Gościa” z tymi słowami („przypominajka”), a w samym „Gościu” rozważania - przykła-dy, jakie w życiu ludzi te słowa znajdują odzwierciedlenie. Generalnie chodzi o to, żeby w Wielkim Poście stanąć pod Krzy-żem, posłuchać, co do mnie mówi Jezus.Przypomnienie tych słów…

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią... Zaprawdę powiadam Ci: Dziś bę-dziesz ze Mną w raju...Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka twoja...Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił...Pragnę!...Wyko-nało się!...Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego!Każde dotyka innych rzeczy?

Tak! Pierwsze mówi o przebacze-niu. Jesteśmy winni śmierci Jezusa; jeżeli uznasz winę, to usłyszysz słowa przeba-czenia. Kolejne: dobry łotr - zawsze jest

szansa, nigdy nie jest za późno. Niebo to Bóg, więź z Nim. Nie wolno czuć się przegranym, odrzuconym. Kolejne - rela-cja Matka - Syn – przypomnienie, że re-lacje rodzinne są ważne. Jezus nie odrzuca tego. Jego Boża miłość jest jednocześnie ludzką miłością. Boże, czemuś mnie opu-ścił... to słowo o samotności, rozpaczy, że nawet na dnie Bóg jest z Tobą. Jest jeszcze wiele innych aspektów tych siedmiu słów.Zupełnie inaczej można przeżywać Wielki Post. „Podpowiedź” do zastanowienia się...

Właśnie, to taka podpowiedź do re-fleksji nad sobą…Bóg jest miłością to temat rekolekcji. Czyż-by to oznaczało, że inspiracją do rozważań tejże problematyki stała się encyklika pa-pieża Benedykta XVI – Deus caritas est, czyli Bóg jest miłością?

Tak, papież, jako Pasterz Kościoła, przez ten dokument pokazuje nam, że jest to temat ważny. Encykliki są głosem Kościoła, którym reaguje on na znaki czasu albo zwraca uwagę na coś ważnego, podkreśla, że jest problem, który należa-łoby pogłębić. Naszym zadaniem, jako duszpasterzy, jest „rozprowadzenie” my-śli papieża, pójście tym tropem. Trzeba tę encyklikę przełożyć na język trafiającydo wiernych, zachęcający ich do refleksji.Dlatego też taki temat.Jaki jest wymiar tej miłości?

W encyklice jest wiele kwestii dobrze znanych wiernym, ale jest wiele aspektów stanowiących pewne novum. Benedykt XVI akcentuje przede wszystkim to, że miłość rodzi się ze spotkania z miłością. To szczegół, który dla mnie duszpasterza, jest najbardziej uderzający. Bóg - Miłość dociera do nas poprzez spotkanie. Papież stawia pytanie: gdzie można spotkać (zoba-czyć) miłość? Stara się ukazać te miejsca. I to, co mnie zaskoczyło - na pierwszym miejscu wymienia ludzi, a następnie sa-kramenty (zwłaszcza Eucharystia), Słowo Boże. Akcent pada na słowo „spotkanie”! Papież dokonuje również rozróżnienia na miłość - eros i miłość - agape. Świat szczególnie zwraca uwagę na eros, Kościół zaś na agape. Benedykt XVI zaznacza, że te dwie odmiany miłości się dopełniają, że eros (pożądanie), skoncentrowana na własnym szczęściu, musi być dopełnio-na miłością agape. Staram się w naukach rekolekcyjnych ukazać, że Bóg wychodzi nam na spotkanie, kocha nas i wzywa: kochaj Boga, kochaj siebie samego i bliźniego. Nasza odpowiedź na to przykazanie jest możliwa, bo On nas pierwszy ukochał. Ta kolejność jest bardzo ważna.

cdn...

Rozmawiał:Don Lubranco

Kilka tygodni temu (23 lutego) odby-ło się kolejne Dobre spotkanie. Gościem „Domku” Duszpasterstwa był o. Piotr Ma-tejski, jezuita, nauczyciel historii w No-wym Sączu. Temat był intrygujący i przy-ciągnął wielu słuchaczy. Referent starał się wyjaśnić, jak doszło do kasaty zakonu jezuitów i kto się w to zaangażował. Naj-pierw w znakomity sposób wprowadził zgromadzonych w klimat epoki oświece-nia, szczegółowo przedstawiając jej cechy charakterystyczne (racjonalizm, empi-ryzm, masoneria, monarchia oświecona, element sojuszu tronu i ołtarza). W następ-nej odsłonie postawił pytania: czy jezuici w II. połowie XVIII w. byli zakonem, który przystawał do epoki? czy pozostawali nadal zakonem nr 1 - najpotężniejszym, najbar-dziej wpływowym? Odpowiadając, o. Matejski omówił potęgę zakonu w XVII wieku – jego monopol na szkolnictwo, wpływy polityczne (spowiednicy, wycho-wawcy na dworach książęcych), mówił o działalności duszpasterskiej, misyjnej, oddziaływaniu na sztukę (barok), aposto-lacie intelektualnym. Przedstawił także krytykę zakonu przełomu XVII/XVIII wieku, czyli z okresu, kiedy pojawiły się czarne chmury. Tutaj skupił się na działal-ności apostolskiej (płytka, masowa praca duszpasterska), zaangażowaniu po stro-nie absolutyzmu, wpływach na dworach, kryzysie szkolnictwa, pozycji w Kościele, problemie redukcji paragwajskich. Na-stępnie w chronologiczny sposób omówił przyczyny i okoliczności wypędzania je-zuitów z poszczególnych krajów europej-skich: Portugalii, Francji, Hiszpanii (za-akcentował niezwykłe poparcie społeczne Towarzystwa Jezusowego)... Odniósł się również do trudnej sytuacji „w misjach” (przytoczenie filmu Misja). Nie zabrakło cytatów z dokumentów królewskich, de-kretów papieskich. Zaprezentował także gry polityczne, w jakie zostało wciągnię-te Państwo Kościelne, gdzie starano się wpłynąć na wybór odpowiedniego kandy-data, a w następstwie zobowiązać nowego papieża do kasaty Towarzystwa Jezuso-wego. Mimo oporów głowy Kościoła zdo-łano ogłosić ostatni akt dramatu – brewe kasacyjne Dominus ac Redemptor 21 lipca 1773 roku (Klemens XIV). O. Piotr pod-kreślił, że kasata zakonu jezuitów nie była sprawą wewnątrzkościelną, lecz politycz-ną.W ostatniej odsłonie referent przybli-żył słuchaczom stopniowe „przywracanie” Towarzystwa – bulla papieża Piusa VII (1814).

Kasata zakonujezuitów

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

9

Dobre spotkanie miało niezwykły charakter, przeniosło słuchaczy w klimat epoki, pokazało słabość Kościoła (gry po-lityczne głów państw, starających się wy-wierać wpływ na kształt i funkcjonowanie tak wielkiej wspólnoty, jaką jest Kościół). Jednak nadal nurtują pytania: czy kasata zakonu, jego chwilowa nieobecność, to przerwana tradycja potęgi Towarzystwa Jezusowego i czy zakon, który się odro-dził, jest tym samym w całej krasie du-chowości ignacjańskiej, działalności dusz-pasterskiej i organizacji, czy też pozostał własnym cieniem?

Don Lubranco

Wielkanocne zaloty - pisanki, śmigus-dyngus

Program uroczystości ogólno-polskich Roku Jubileuszowego

22 kwietnia (sobota) - Uroczystość Naj-świętszej Maryi Panny, Matki Towarzy-stwa Jezusowego - centralne obchody Roku Jubileuszowego, Kraków; Program uroczystości: 10.00 - sesja naukowa w Wyższej Szko-le Filozoficzno-Pedagogicznej “Ignatia-num”:- o. Prowincjał dr Krzysztof Dyrek - po-witanie gości, otwarcie sesji- o. Rektor prof. dr hab. Ludwik Grze-bień: “Tradycje wyższych uczelni jezuic-kich w Europie Wschodniej”- ks. kard. Zenon Grocholewski: “Rola wyższych uczelni katolickich w świecie”- o. Prowincjał dr Dariusz Kowalczyk - podsumowanie sesji12.00 - uroczysta Msza Św. w Bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kra-kowie, pod przewodnictwem ks. kard. Franciszka Macharskiego 16.00 - “dzień otwarty”, wystawy, imprezy towarzyszące i festyn w ogrodach przy ul. Kopernika 2619.30 - Bazylika Najświętszego Serca Pana Jezusa - uroczysty koncert jubile-uszowy 12 października (czwartek) - Sesja ju-bileuszowa - główne obchody jubileuszu w Warszawie. Program uroczystości:10.00 - uroczysta Msza Św. inaugurująca Rok Akademicki w Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie11.30 - wykład inauguracyjny i nadanie dyplomów doktora “honoris causa”15.00 - imprezy towarzyszące i uroczysty koncert przy ul. Rakowieckiej 613 grudnia (niedziela) - uroczyste zakoń-czenie Roku Jubileuszowego we Wrocła-wiu. Program uroczystości:11.30 - Msza Św. pod przewodnictwem ks. abp Mariana Gołębiewskiego, Me-tropolity Wrocławskiego, w kościele św. Ignacego Loyoli przy ul. Stysia 16

Święta Wielkanocne to nie tylko ce-lebracja nabożeństw i obrzędów litur-gicznych, ale również zwyczajów głęboko osadzonych w tradycji ludowej. Polskie zwyczaje świąteczne kształtowały się przez wieki, ale przez swą oryginalność – wymieszanie obrządków chrześcijańskich z pogańskimi – ubarwiają i wzbogacają okres wielkanocny.

Radosna atmosfera cyklu świąteczne-go Wielkanocy sprzyja temu, że większość Polaków kultywuje tradycje regionalne (lokalne), dzięki czemu niektóre zwyczaje nie tracą na popularności. Do nich nale-żą pisanki i śmigus-dyngus, dawniej bę-dące wyrazem okazania dobrych intencji i szczerych uczuć, więcej - mające cha-rakter zalotności, manifestowania uczuć. Obecnie straciły dawne treści obrzędowe i mają skromniejszy charakter.

Przed uroczystym śniadaniem wiel-kanocnym następuje ceremonia dzielenia sie święconką i składania życzeń człon-kom rodziny i znajomym. Na stole króluje jajko – symbol początku, bezpieczeństwa, zmartwychwstania. Uważane jest też za siłę przeciwdziałającą złym duchom. Ale jajka, należy pamiętać, służyły również frywolnym zabawom, pełniły funkcję ów-czesnej walentynki.

Dziewczęta wykorzystywały pisanki (kraszanki, rysowanki) – ozdobę wiel-kanocnego stołu – do wyrażania uczuć i wyróżniania chłopców. Im większa licz-ba ofiarowanych jaj, tym większy stopieńzainteresowania, choć niejedna uboższa dziewczyna, której nie stać było na większy podarunek, wypisywała na pisankach: Nie-dużo, ale z serca. Wybranek mógł podaro-wać to samo albo chustkę, więcej, nawet zaręczynowy pierścionek. Istniało prze-konanie, że to wyłącznie dziewczęta po-winny ofiarowywać najładniejsze z poma-lowanych jajek swoim chłopcom, co miało zjednać ich (chłopców) miłość.

Dorastający chłopak, poczuwszy wolę bożą do którejś z dziewcząt, czeka uroczy-stości Zmartwychwstania Pańskiego, wtedy wyraża jej swoje uczucia miłosne przez do-ręczenie pisanki. Jeżeli dziewucha przyjmie pisankę, i w zamian da swoją, to każe tym sie domyślać, że będzie wzajemną. Nawią-zane tym sposobem miłostki kończą się często małżeństwem (t. XI, Wisła, 1897).

Pisanki pozostają ulubionym poda-runkiem wielkanocnym, ofiarowane naj-bliższym w dowód przyjaźni. I jeszcze jajeczna wróżba miłosna - obdarowywanie się święconym jajkiem przez zakochanych wróżyło im udany związek, pomyślność, po-tomstwo.

Poniedziałek Wielkanocny cechuje się mnogością obrzędów (Lejek, Emaus, Rękawka), mających charakter towarzy-ski, swawolny. Drugi dzień świąt, słynący z oblewania się wodą, nosił dawniej różne nazwy: oblewanka, polewanka, dzień św. Lejka, no i śmigus-dyngus; oblewanie wodą miało być wyrazem sympatii i de-monstrowaniem głębszych uczuć. Po-nadto, dzień ten miał być upamiętnie-niem oczyszczającego kultu wody. Wody mającej zapewnić zdrowie, powodzenie, płodność, szybkie zamążpójście, a nawet „przydać” urody. Nie wolno zapomnieć, że oblewa się tych, których sie lubi. Dziew-częta, po tym, ilu chłopców je oblewało i po liczbie wylanych na nie wiader wody, mogły wnosić o swym powodzeniu. Na-leży zaznaczyć, że używana aktualnie na-zwa śmigus-dyngus oznaczała pierwotnie dwa odrębne, stare obrzędy: uderzanie (smaganie) zielonymi gałęziami (witkami wierzby, gałązkami jałowca), oblewanie wodą i wypraszanie datków (niem. dingen -wykupywać). Z czasem doszło do ich po-łączenia.

Lany Poniedziałek był (i jest) zaba-wą żywiołową, mającą charakter zalotów i psot, ale zawierającą również moty-wy uroczyste. Oblewanie w tym dniu to męski przywilej i - jak pisze Ewa Ferenc - odwieczny zwyczaj nakazywał, by wraz z brzaskiem zacząć oblewanie dziewuch wodą. Kobiety musiały czekać na rewanż do wtorku, ale i tak wszyscy pamiętali, że do Zielonych Świątek można się lać w każ-dy piątek. Śmigus natomiast, czyli rózgo-wanie (trącanie rózgą) było dla dziewcząt karą za ich kuszenie i przesadną zalotność, ale i tak powszechnie twierdzono, że kto

rys. Ania Ćwirek

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

10

Czemu służą te organizacje?Zrzeszają przede wszystkim ludzi

pochodzenia polskiego ze Wschodu. Organizujemy różnego rodzaju wykłady, krajoznawcze wyjazdy, pozwalające nam poznać lepiej Polskę i jej historię.Skąd pochodzą studenci - obcokrajowcy?

Jest tu 47 osób, w tym większość z Litwy. Są ludzie z Kazachstanu, Uzbe-kistanu, Rosji, Białorusi i Ukrainy. Z wy-jątkiem kilku osób, wszyscy oni należą do naszych organizacji.Wszyscy się znacie?

Tak, spotykamy się co dwa, trzy tygo-dnie, omawiamy różne problemy, wysto-sowujemy różnego rodzaju pisma…Stara-my się jakoś dostosować życie studenckie do naszych potrzeb. Jak przebiega rekrutacja na studia?

Są osoby, które przyjeżdżają na uczel-nię i zdają tu egzaminy, ale większość za-łatwia to przez swoje ambasady. Zdajemy egzaminy w swoich państwach i od tego zależy, czy zostaniemy przyjęci.Jakie kierunki są najpopularniejsze wśród studentów ze Wschodu w Polsce?

Ogromna większość studiuje filologiępolską, także na innych uczelniach; poza tym - stosunki międzynarodowe, popular-ne szczególnie wśród Litwinów, będących w Unii Europejskiej, prawo – ci, którzy je studiują, zazwyczaj tu zostają; historię, czasem pedagogikę, teologię.A jak jest ze znajomością języka polskiego?

No, z tym jest różnie…Niektórzy mó-wią po polsku już w domach, inni zaczy-nają się uczyć dopiero, kiedy przyjeżdżają na studia. Zależy to od państwa, z którego pochodzą, od rodziny…Czy wśród studentów ze Wschodu są inni, niż

polskiego pochodzenia?O ile mi wiadomo, to w Toruniu nie

ma takich. Polskie pochodzenie jest jed-nym z podstawowych warunków dostania się przez ambasadę na studia w Polsce.Czym się zajmujecie poza zajęciami?

Byliśmy na przykład w Poznaniu, Gdańsku – na zaproszenie innych stu-dentów - obcokrajowców ze Wschodu. Organizujemy imprezy kulturalne, na przykład Andrzejki, spotkanie opłatkowe, chodzimy do kina, teatru… Czy uczelnia jakoś się Wami opiekuje?

Właściwie wszystko sami sobie or-ganizujemy. Często trudno nam zna-leźć na uczelni kogoś odpowiedzialnego i kompetentnego w pewnych sprawach… Opiekuje się nami Wspólnota Polska – jest naszym sponsorem i opiekunem du-chowym – między innymi także dlatego, że ludzie stamtąd mają już doświadczenie w pewnych sprawach.Jak żyje się Wam w Toruniu?

Wielu osobom się podoba, bo to ład-ne miasto, inni narzekają, że zbyt małe, zwłaszcza osoby pochodzące ze stolic państw. Kontakty z Polakami wyglądają różnie, jak to się mówi, „są ludzie i lu-dziska”… Można się spotkać z sytuacją, kiedy mówi się o nas, że profesorowie traktują nas na egzaminach ulgowo, bo jesteśmy obcokrajowcami i trudno nie-którym studentom - Polakom zrozumieć, że obcokrajowiec polskiego pochodzenia zdaje egzamin na filologii polskiej lepiejod Polaka…Ale nie mogę powiedzieć, że sytuacja jest zła. Mamy wśród Polaków wielu znajomych i przyjaciół…Jak często jeździcie do domu?

Białoruś, Litwa i Ukraina nie są jesz-

O obcokrajowcach studiujących w Toruniu raz jeszcze...

Rozmowa z Alesią Fiedosikową, studentką IV roku filologii polskiej, pocho-dzącą z Białorusi, prezesem organizacji zrzeszających obcokrajowców ze Wschodu – Studenckiej Międzyuczelnianej Organizacji Kresowiaków, która powstała rok temu i Koła Naukowego Miłośników Ziem Kresowych.

cze tak daleko, gorzej już jest z Kazach-stanem. Ludzie stamtąd jadą do domu tydzień pociągiem. Dlatego jeżeli ferie są zbyt krótkie, to nie warto jechać, bo to trochę za drogo. Jak wygląda sytuacja obcokrajowców pol-skiego pochodzenia z Białorusi teraz, kiedy sytuacja polityczna jest napięta?

Mnie już to nie dotyczy, bo studiuję od kilku lat. Trudniej jest tym osobom, które dopiero chcą podjąć studia w Pol-sce. One będą musiały dostać pozwolenie z Ministerstwa Edukacji. Nam kilka lat temu wystarczyło świadectwo maturalne, obecnie będą potrzebne dodatkowe „pa-pierki”.Zdarza się tak, że ktoś z Was, po skończeniu studiów jedzie do domu i uczy tam polskie-go?

Tak, ale jest nas już zbyt dużo. Mi-nisterstwo Edukacji w Polsce proponuje nam zazwyczaj studia filologiczne, żeby-śmy mogli potem uczyć w swoich pań-stwach dzieci języka polskiego, ale często bywa tak, że nie ma potem miejsc pracy. Na przykład na Białorusi jest polska szko-ła w Grodnie i Wołkowysku, a co roku kończy filologię polską około 10 osób…Gdzie my mamy znaleźć pracę?Dlaczego przyjeżdżają tu studiować ludzie z dużych miast, na przykład z Wilna?

Chodzi o to, że są to studia za granicą, wyrwanie się z ramion rodziców, samo-dzielne życie…I jak to jest, kiedy studiuje się za granicą?

Podoba mi się, bo to pewne urozma-icenie, chociaż nie mam dobrego porów-nania, gdyż z moich dawnych znajomych tylko ja studiuję za granicą…I co dalej po studiach?

Niektórzy wracają do swoich państw, inni zostają tutaj, czasem tu zakładają rodziny. Po pierwszym roku myślałam, że bez dyskusji wracam po studiach do domu, po drugim roku, że na pewno zo-staję. Wszystko zależy, jak ułoży się życie i gdzie będzie praca…

Rozmawiał:puk

mocniej smaga, ten bardziej kocha. Sma-gano tak długo, aż dziewucha wykupiła się datkiem (pisanki, świąteczne jadło) wyrażonym w przyśpiewce:

Śmigu, śmigu po dyngusieto są rany po ChrystusieDyngu, dyngus, aja aja,nie chcę chleba, jeno jaja.

Obyczajowość związana z tymi zalot-nymi zabawami, inspirowana przez religię ze sporym dodatkiem ludowym, stanowiła interesujący dowód życzliwości i sympatii. A teraz? Tylko lokalnie pamięta się o pi-

sankach, jako tradycyjnym wielkanocnym prezencie wyrażającym uczucia; śmigusie - dyngusie, jako zwyczaju zapewniającym powodzenie. Może jednak warto wrócić do kultywowania dawnego sensu obec-nych zwyczajów, bowiem może się oka-zać, że lepsze wiadro wody i mendel jaj, aniżeli czekoladki i bukiet kwiatów?

Wielkanocny Zalotnikrys. Ania Ćwirek

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

11

Zdjęcia

dostaję od ciebie zdjęcia ludziktórym w ostatniej chwili życiadano skrzydłaza słabebo nim wzlecieli do niebaspadali

chowam je do szuflady w biurkudużo mam już takich zdjęć

wieszmożesz przynieść mi następnechociaż nie wiem czy je obejrzępo co?

mariusz es

Porcelana

Marcelinie J.

Te sęki, które chcesz spiłować, bruzdy i brodawki, które chcesz wyciąć,te bezczelnie niesforne kosmyki, co nie dają się przylizać, odstające uszy, co się nie uleżą przez wieczność choćby i krzywe do śmiechu zęby

Te wszystkie linie napięć, to, co rozrywa od środka, co uporczywie mąci lustrzaność tafli wodyTo rysy twoje swojskie, to głębia twoja bezdenna, to sama Ty

Nie wzbraniaj się głaskać obleśnej chropowatości serca, oto jedwab twych palcy Nie bój się głosów ze strychu wnętrza, oto szepty najczulsze twych uszuNie uciekaj i nie odpychaj jakkolwiek są natrętne i nieokrzesaneOne walczą i walczyć będą zazdrośnie o Ciebie z Tobą lub przeciw Tobie albo temu może, co za Siebie wzięłaś opatrznie

I wiedz, że walka ta jest po to, by Cię rozgrzać do czerwoności aż na granice stanu skupienia i wyczerpać aż po maniaki i fatamorgany nadziei

A wtedy kuj śmiało, byle z uczuciemkształty, któreś wyśniła w śnie heroicznyma świat niech napełni muzyka tej radosnej pracyi niech się raz chociaż na Miłość Boską echem rozejdzie w rdzeń ugodzona za którymś razem Prawda

A kiedy już zbraknie sił U zmierzchu dnia, u zmierzchu życia Zanurz się w mroku i zastygaj spokojnie bez syczeniaŚwit odnajdzie Cię niezawodnie swym blaskiem Zbudzi porcelanę pocałunkiem barw życia

Nevander

Świętość świętopodobna

O świętej wojnie wciąż tylko spiskujemy w kościołach. Swój święty gniew trwonimy na szumowinach z telewizora. Nad ich ofiarami lejemy święte łzy.

Na święty język brak nam tchu.Święte słowo krzyczy i umiera w ciasnej szufladziesumienia.

Święta sprawa na końcu listy sprawnieskończonej.Święta rzecz – na końcu nieskończonej listy zakupów.

Świętość skradzionego loga, zapakowana w świętość,rozbita i rozdrobniona w świętość-nie-do-poznania,wprzęgnięta w dekoracje marketu rzeczy potrzebnych,

Świętość, niechroniona patentem,zastygła na metkach produktów z górnej półki,na które nie stać nikogo...

Nevander

Warsztat

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006

Okazjonalnik akademickiWielki Post / Wielkanoc 1 (15) 2006

Wydawca:Duszpasterstwo Akademickie Ojców Jezuitów

Adres:ul. Piekary 24, 87-100 Toruń

e-mail:[email protected]

[email protected]/podaj_dalej/

Redakcja:Mariusz ES - Redaktor Naczelny

o. Krzysztof Dorosz SJ - opiekun

Duszpasterz Akademicki:o. Lesław Ptak SJ

056 655 48 62 wew.20609 585 686

[email protected]

Dyżur Duszpasterza:W konfesjonale:

Środa 16.00 – 18.30Czwartek 9.30 – 12.00

W domku Duszpasterstwa:Poniedziałek 16.00 – 18.00

Wtorek 10.00 – 13.00; 15.30 – 18.00Środa 10.00 – 13.00

Piątek 10.00 – 13.00; 15.30 – 18.00

12

PODAJ to DALEJ !!!...może piszesz, ale wszystko cho-wasz do szuflady, bo uważasz, żejest do niczego......może piszesz, ale nie wiesz jak to przekazać ludziom......może po prostu...

PODAJ to DALEJ!

może to TY jesteś tą osobą, której szukamy!

Napisz, przynieś, prześlij, przyjdź – Piekary 24 (pytaj o o. Dorosza) lub mail jak w stopce.

Informacje o spotkaniach redakcyjnych podawane są na bieżąco w ogłoszeniach.

Zapraszamy do współpracy!

Redakcja

Zacznę tak - Każdego ranka budzi mnie śpiew ptaka. Z początku nie byłem tego świadom – w umyśle pozostawał jedynie rozmyty i nietrwały ślad, który w mig znikał z pamięci starty napływem myśli. Z czasem jednak owo kruche, lecz nieodparte wspomnienie przybrało kształt tajemniczej realności. Zauroczony, posta-nowiłem ją zbadać – odkryć czy istnieje Pozostawiający Ślad (jeśli się spotkaliśmy – właśnie tym imieniem mi się przedsta-wił). Odtąd budziłem się jakby z większą czujnością i uwagą. Po otwarciu oczu, nie dając zrazu poznać, że się obudziłem, roz-glądałem się na wszystkie strony, a nawet, wnikliwie penetrując pamięć, starałem się umiejscowić, zlokalizować źródło skąd dochodził śpiew. Nie udało mi się do-strzec ani wyczuć żadnej obecności.

Czemu cichł, czemu znikał, kiedy się budziłem? Może jednak należy wyłącznie do sfery snu? A przecież, co rozpozna-ję coraz pewniej, to właśnie śpiew ptaka mnie budzi, tym samym ze snu na jawę przeprowadza. Nie mógłby robić tego, bę-dąc mieszkańcem wyłącznie krainy snu, a jednak bardziej skłonny jestem umiej-scawiać jego obecność właśnie w tej bez-troskiej, swawolnej, niepodległej racjom dziedzinie. Tam lokalizuję ślad, dostępny mi tu już jako ślad śladu – jak badać tak nieokreślony materiał, jakiego instrumen-tarium użyć?

Dalej pomyślałem trzeźwo, że pierw-sze, co zrobię każdego ranka, to zwy-czajnie przeszukam okolicę. Możliwe, że ptak-figlarz, skoro dopiero co śpiewał,zwyczajnie fruwa gdzieś w pobliżu lub ukrywa się zaroślach. Myśl owa sprawiła, że przywoływałem całą swą wiedzę i snu-łem domysły na temat ptaków, ich zwy-czajowych zachowań, upodobań.

Na tych porannych wędrówkach od-kryłem, jak topornie i niezgrabnie poko-nuję wszelkie zarośla i leśne ostępy. Jak stanowczy, nieubłagany, okrutny opór sta-wia ich obojętna, obca, wroga mi struktura – jeśli w takim wulgarnym stylu miałbym podejść ptaka, musiałby to być ptak ranny, osłabły, nieporadny lub oswojony, domo-wy – przywykły do karmienia, głaskania, mieszkania w klatce. Jeśli naprawdę ist-niał, z pewnością nic takiego rzec o nim niepodobna.

Być albo nie być... szukałem dalej. Za przyjaźń...inaczej... za tolerancję puszczy przyszło mi zapłacić szacunkiem i uni-żeniem. Rozsądna cena - odkąd otwarła (puszcza) mi swe furtki, ścieżki, mosty, poruszałem się coraz zgrabniej i płynniej,

Paw kosmosu albo bajka ze snu

traciłem mniej sił i mniej zadrapań kosz-tował mnie marsz, wzrok wyostrzył mi się od penetrowania zarośli, koron drzew i leśnych przestrzeni. W końcu, co nie mieści się w rachunku zysku i straty, prze-mierzanie dziedzin Puszczy sprawiało mi radość.

Przez to, rzekłby ktoś, obsesyjne po-szukiwanie, podążanie za śladem, odnaj-dywanie śladów tego śladu, Puszcza z kra-ju obcego stała mi się domem. Miejsca, gdzie upatrywałem, że ptak mógł przy-siąść choć na moment - przyjaciółmi.

Winienem może dać, bo może chciał-by ktoś, może niecierpliwy ktoś chciałby, finał tej opowiastki. Skoro czas dać za-kończenie, czuję na sobie brzemię od-powiedzialności – niezręcznie się czuję. W tym momencie dowolność i swoboda jest nie na miejscu i trzeba te ostatnie kroki stawiać wyjątkowo czujnie, tak, jak-by się chciało nie pozostawić i zarazem pozostawić ślad.

Choć w (p)oszukiwaniu towarzyszy mi przekonanie, że ciągle podchodzę bli-żej, tak, że dotykiem wyczuwam jeszcze pozostawione na gałęzi ciepło ptasich łap, a wzrokiem - zawirowanie powietrza (nie wiem zresztą, czy można tu jeszcze mówić o zmysłach, w tym sensie odchodzę od zmysłów), to nie widziałem jeszcze swo-jego ptaka. Nie potrafię dowieść jego ist-nienia i słusznie jest włożyć te opowiastkę miedzy bajki. Tylko bajka, podobnie jak ów ptak, obejmuje zarazem jawę i sen, nie należąc do żadnej z tych dziedzin. Niech więc to będzie bajka... bajka na dzień... na dobry dzień.

Nevander

rys. Ania Ćwirek

WIELKI POST / WIELKANOC 1 (15) 2006