DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska...
Transcript of DWUTYGODNIKI I PO?WI?CONY ?YCIU S osmbc.cyfrowemazowsze.pl/Content/55703/00060685 - Myśl Polska...
DWUTYGODNIKIPO?WI?CONY ?YCIU
I KULTURZE NARODU
Nr 5847 Rok XXVII9 Nr 2
15 stycznia 1969
TADEUSZ BIELECKI
I
S os a
REDAKCJA I AD?STRACJA:
8, Alma Ter-race, Allen Street,
London, W.8, tel. WEStern 1797.
Prenumerata: pó?roczna 18 8 lub
3 dol., roczna f. 1.16.0 lub 6 dol.
Op?ata lotnicza do USA pó?rocz-nie 1.50 dol., rocznie 3 dol.
Cena pojedynczego numeru
1/6 lub 25 c .
. r-:" r .:. ...... i.:». .' ..... '_.. ....... :? __ ..... • . ? ,,'"
'........
-
..
,.." ;....
?
.
CO PRZYSZ?O?? NIESIESCHY?EK
UBIEG?EGO roku
zaznaczy? si? w Europie wysu
ni?ciem naprzód Niemiec nie tylko
jako pot?gi gospodarczej, ale i poli
tycznej. *) Dot?d sami Niemcy
twierdzili, ?e s? olbrzymem ekono
micznym, a kar?em politycznym. Otó?
w czasie ostatniego kryzysu monetar
nego "karze?" przedzierzgn?? si? z
dnia na dzie? w olbrzyma i pokaza?
z?by. By?a to pewnego rodzaju za
powied? gro??cej kiedy? Europie he
gemon ii Niemiec, dokonana w okre
sie podzia?u tego kraju na dwa su
werenne pa?stwa. Warto pomy?le?,
jakby to wygl?da?o w razie zjednoczenia Niemiec.
Oczywi?cie do dominacji teraz nie
dosz?o, bo doj?? nie mog?o. Przeciw
nie, nast?pi?a nawet pewna izolacja
"olbrzyma". Partnerzy Niemiec rea
gowali na ogó? solidarnie w obronie
swych walut, a gen. de Gaulle zasko
czy? ?wiat nie po raz pierwszy ?mia
?? decyzj? utrzymania warto?ci fran
ka. Dokona?o si? te? pewne zbli?enie
mi?dzy Ameryk? i Francj?, co mo?e
mie? dobroczynne skutki dla bezpie
cze?stwa Europy i pozycji Francji
w naszej cz??ci ?wiata. Znalaz?o to
wyraz w o?wiadczeniach prezydenta
Johnsona i - co wa?niejsze - no
wego prezydenta Nixona oraz zo
sta?o zaznaczone w przemówieniu no
worocznym prezydenta Francji. Gdy
by Stany Zjednoczone przesta?y po
piera? Niemcy przeciw Francji, a za
cz??y z ni? wspó?dzia?a?. mog?oby to
zmieni? korzystnie uk?ad si? w Euro
pie i odsun?? na d?ugo widmo su
premacji Niemiec. Dodajmy, ?e po
lityka Francji wobec Rosji dyktowa
na jest w du?ej mierze d??eniem do
ograniczenia niebezpiecze?stwa nie
mieckiego w przysz?o?ci.VIa nas l?oIakow zagaoruerue wz ro
stu pot?gi Niemiec ma, jak wiadomo,
pierwszorz?dne znaczenie. Osadzeni
mi?dzy Rosj? a Niemcami, musimy
dba?, aby walcz?c d z i ? o nasze
prawa z jednym i drugim s?siademnie wpasc j u t r o z obj?? Rosji
w r?ce Niemiec, czyli z deszczu pod
rynn?. Du?o si? bowiem w ?wiecie
zmienia, ale nie zmienia si? nasze po
?o?enie geopolityczne. St?d niektórzy
gotowi byliby porozumie? si? i masze
rowa? z Niemcami na Rosj?, nie zwa
?aj ?c na podnosz?cy znów g?ow? re
wizjonizm pruski, a inni zalecaj?
?lep? uleg?o?? Moskwie, jako jedyn?
tarcz? ochronn? przed odwiecznym
"Drang nach Osten".
I jedna i druga postawa jest b??d
na i prowadzi do nik?d.Ani Ameryka ani Niemcy nie
zamierzaj? maszerowa? na Rosj?, a
polityka wschodnia "wielkiej koali
cji" w Bonn zabiega nie o Warszaw?,
ale o Moskw?. Chodzi o to, aby do
prowadzi? do zjednoczenia rozdar
tego pa?stwa, a tego bez zgody Ro
sj i sowieckiej osi?gn?? si? nie da.
Koncepcja za? oparcia si? o So
wiety za wszelk? cen? prowadzi jeno
do utrwalenia obecnej podleg?o?ci i
przed?u?enia wasalnego stosunku Pol
? ki df) R()?j i.
Odzywaj? si? g?osy, ?e takie usta
wienie polityki polskiej jest wojn?
na dwa fronty, a takiej wojny nikt
jeszcze nie wygra?. Zachodzi tu nie
porozumienie. Ani nas na wojn? nie
sta?, zw?aszcza si?ami emigracyjny
mi, ani wojny z nikim nie chcemy.
By?oby to szale?stwo tym bardziej
w erze atomowej. Nie chodzi tu o
wojn?, ale () walk? polityczn?, o pra-
•
) Tekst przemowlenia wyg?oszonego
imieniem Rady Jedno?ci Narodowej z oka
zji skladania ?yczeil Radz.ie Trzech w Lon
dynie, dnia 5 stycznia UlG!) roku. Obok
prezesa T. Bielecki?go przemówienia wy
glosili p. K. Sabbat imieniem Egzekutywy
Zjednoczenia Narodowego oraz gen. S. Ko
pailski imieniem b. ?o?nierzy Polskich Si?
Zbrojnych. Imieniem Rady Trz?ch odpo
wiedzia? amb. E. Raczyilski. Z powodu
przej {;ciowej niedyspozycj i gen. W. Anders
nic by? obecny, natomiast wzi?? udzia?
nowo wybrany czlonek dr Stanis?aw Mglej,
który przyby? z Edynburga. Du?a sala In
stytutu im. gen. Sikorskiego by?a szczel
nie wypelniona dzialaczami politycznymii spo??cznymi oraz przedstawicielami kól
wojskowych.
wo narod u polskiego do samodzielne
go bytu i nieskr?powanego rozwoju.
A taka walka z ka?dym, kto granicePolski czy jej niepodleg?o?? narusza,
nie tylko jest naszym prawem, ale
?wi?tym obowi?zkiem, od którego u
chyla? si? nie wolno. Dzieje ?wiata
nie tocz? si? g?adko, nikt dobrowol
nie zdobyczy nie oddaje, a o swoje
trzeba walczy? nie tylko z wrogami,
ale i z soj usznikami.
Czy nasza walka o w?asne miejsce
w ?wiecie takie, jakby powiedzia? Wy
spia?ski, jakie maj? inne narody i o
mo?no?? rz?dzenia si? po swojemuma warunki powodzenia? Czy nie
na pró?no chcemy si? uwolni? spod
obcej zale?no?ci?
Je?eli si? nie walczy, to na pewno
si? nie wygra. Je?eli si? z walki nie
ryzygnuje, je?eli si? nie liczy wy??cz
nie na automatyczny ewolucjonizm, to
pr?dzej czy pó?niej da si? nasze cele
osi?gn??.
?yjemy bowiem w epoce rozpadu,
a nie rozrostu imperiów, w erze kur
czenia si? i przekszta?cania, a nie
rozkwitu komunizmu, w dobie zmian
i dynamizmu, a nie zastoju w ?wie
cie. Zamiast dyktatu w swoich stre
fach wp?ywów supermocarstwa coraz
bardziej musz? si? liczy? z wol? na
rodów. Idzie bowiem przez ?wiat po
t??ny pr?d ideowy, który podmywa,
zabarwia i rozszczepia komunizm.
Nazywaj? go na zachodzie - nieraz
z odcieniem pejoratywnym - nacjo
nalizmem, ale nie jest to nacjonalizm
starego typu. Mo?e najlepiej by?oby
go nazywa? ?wiadomym patriotyz
mem, albo jak w Polsce - ide? na
rodow?. Faktem jest, ?e pr?d ten
szerzy si? jak p?omie? w Azji, Afry
ce i Ameryce, odradza i pog??bia w
?." 1"/, ?? ;,
' ••
1, .....: t .;
....! ,,- T
-
"l t ;? l...,
....
{ ,
przeciwko pochodowi komunizmu i
skutecznie mu si? opiera.
Na tle budzenia si? i formowania
odr?bnych samodzielnych narodów
coraz trudniej jest rz?dzi? w swoich
sferach wp?ywóv" i utrz?'ma? w kar
bach podleg?e narody. Odczu?y to naj
bardziej Sowiety, gdzie proces eman
cypacji poszed? tak daleko, ?e za
cz?? grozi? rozpadem imperium i
utrat? zdobyczy. osi?gni?tych po dru
giej wojnie ?wiatowej. Zmusi?o to
Rosj? do interwencji zbrojnej w
zbuntowanej Czechos?owacji, wprowa
dzenia jej na drog? tzw. realizmu i
oddalenia niebezpiecze?stwa wp?y
wów Niemiec zachodnich w tym tak
kluczowym punkcie europ?jskiego sy
stemu bezpiecze?stwa Sowietów. Bru
talna si?a zatrzyma?a proces usamo
dzielniania si? politycznego Czecho
s?owacji i zwi?za?a j? znów z Paktem
Warszawskim.
Ale czy na d?ugo i czy ca?kowicie?
Proces emancypacji satelitów zo
sta? zahamowany, ale nie przerwany.
B?dzie on szed? dalej i wybuchniez tym wi?ksz? si??, i?J1 bardziej jest
obecnie t?umiony. Zahamowanie do
tyczy dzi? g?ównie zewn?trznych sto
sunków Czechos?owacji i przecina
drogi. które mog?y wi?za? ten kraj
z Zachodem, a zw?aszcza z Niemiec
k? Republik? Federaln?. T?pi si? ko
?a prozachodnie, a wysuwa-
pro
rosyjskie. Nie jest to najpewniejszy
sposób zapewnienia sobie poparcia
sojusL.ników i drogo kosztuje.
Dosz?o do tego, ?e po 20 z gór?
latach umacniania komunizmu w
Czechos?owacji trzeba dzi? tego naj
wierniejszego sojusznika Rosji si??
zmusi? do uleg?o?ci i w??cza? w ra
my Paktu Warszawskiego.
Natomiast z reform wewn?trznych
nie wszystko zosta?o przekre?lone.
Utworzono dwa pa?stwa, czeskie i s?o
wackie, powi?zane w?z?ami federacyj
nymi, czego- jak si? zdaje - So
wiety nie chcia?y i nie zaniechano go
spodarczych reform, wysuni?tych w
programie postyczniowym. Utworze
nie samodzielnego pa?stwa s?O\vackie
go. to tryumf zasady narodowej.
Spe?ni?y si? w ten sposób d??enia na
rodu s?owackiego do niezale?nego by-
tu, ?ywione od pierwszej woj ny ?wia
towej i nast?pi?o dobrowolne scemen
towanie wysi?ków dw.i narodów, któ
re dot?d ?y?y w niezgodzie ze sob?,co os?abia?o jedno?? i si?? Czechos?o
wacji.
To ?e nie dosz?o w ubieg?ym roku
do pe?niejszej emancypacji t?umaczy?
nale?y m. in. fatalnym dla Czechoslo
wacj i po?o?eniem mi?dzvnarodowym,które parali?owa?o Ameryk? i Za
chód, a Sowietom p\ ---: wala?o bezkar
nie za?atwia? m a 11 u m i l i t a l' i
tarcia i próby odst?pstw w ich sferze
wp?ywów. Zdaj? so ie z tego dzi?
coraz lepiej spraw? przywódcy cze
chos?owaccy i próbuj? ocali?, co si?
da, pomimo tak nied. ·godnego zbieguokoliczno?ci.
Teza nasza, ?e uwolnimy si? spod
obcej zale?no?ci w?asnymi si?ami w
pomy?lniejszej sytuacji w ?wiecie,
zosta?a niejako potwierdzona.
Czy zanosi si? na zmiany na lep
sze? Czy Rosja nie ma innych k?o
potów poza st?umionym na razie bun
tem sa teli tów?
Niew?tpliwie tak. Nie ustaje, a
nawet rosnie zagro?enie w Azj i
wzd?u? d?ugiej granic)" rosyjsko-chi?
skiej. Wyrasta na tym kontynencie
nowa obok Chin pi.t?ga- J apo
nia i zwi?ksza si? rywalizacja mo
carstw w ?wiecie. Na Bliskim Wsch')
dzie i w basenie Mor..a ?ródziemnego
zdoby?a wprawdzie Rosja nowe wp?y
wy, ale je?eli zechce j > zbytnio i szyb
ko rozszerza?. mo?e .i? uwik?a? g??-
biej w tym w?z?owym punkcie i roz
lu?ni?: nieco panowanie w Europie.
Zobac;?YI11Y.
Na tle czarnego raczej obrazu ?wia
ta, którego bli?ej nie analizowa?em,
bo go wszyscy widz?, ukaza?em ja?
niejsze punkty, a?eby stwierdzi?, ?e
nie ma powodu do fatalizmu i ?e ma
my mo?liwo?ci odzyskania wolno?ci.
Zreszt? tzw. katastrofizm, który
si? tu i ówdzie szerzy, niczego nie
daje; prowadzi jedynie do bezmy?l
nych Guruchów i aktów l·otpaCL..\'. l?d.
torniast samodzielna my?l polityczna,
m?stwo ?o?nierskie, wola niepodleg?o?ci i wiara w niezniszczalne si?y na
rodu oraz jego m?ode przed?u?enie
pozwol? nam si? wydoby? nawet z po
zornie beznadziejnych sytuacyj.
?eby skuteczniej walczy? o nasze
prawa, nale?y skupia? rozproszone si
?y, jednoczy? to, co obok siebie do
tych samych celów zmierza. Idzie jed
nak o to, ?eby to nie by?o arytmety
czne dodawanie grup politycznych, z
których ka?da ci?gnie w inn? stron?.
Taka mechaniczna jedno?? os?abia?a
by, a nie wzmacnia?a walk? o spraw?
polsk?.Równie? nie mo?na zadowoli? si?
wykonywaniem przez Polaków wska
za? polityki rosyjskiej lub niemiec
kiej, a nawet ameryka?skiej, francu
skiej czy angielskiej. Kto? musi wy
tycza? i prowadzi? polityk? polsk?.
Jest to naszym zadaniem i obowi?zkiem. Po to zosta?o Zjednoczenie po
wo?ane przed IG laty clI! ?vciu.
Od tych obowi?zków nie uchylamy
si? i radzi je b?dziemy dzieli? z inny
mi, którzy dot?d byli poza Rad? J ed
no?ci Narodowej, a podobnie jak my
patrz? na g?ówne zadania politycznej
reprezentacji polskiej w ?wiecie. Cho
dzi zatem o jedno?? dzia?ania, o wspól
ny kierunek polityki, a nie formal
ne tylko zwi?zki. Jedno?? dzia?ania
mo?na osi?gn??, albo przez integra
cj? si? politycznych w ramach Zjedno
czenia, albo przez lu?ne wspó?dzia?a-
]??E d;:;dLilu i?;·?J.·iiej'tc:?T?}: ?i6!"l!pc?.v'a?
czy ich zwi?zków.
Zrozumienie potrzeby jedno?ci dzia
?ania na emigracji toruje sobie od
dawna drog? w?ród ogó?u spo?ecze?
stwa i ruchów politycznych. Nie prze
s?dzam dzi?. jaki ostateczny kszta?t
to powszechne d??enie przybierze, ale
my?l?, ?e w nowym roku mo?e ono
da? pozytywne wyniki pod warun
kiem, ?e w nas wszystkich i na pra
wicy i na lewicy i w organizacjach
spo?ecznych zwyci??y jednocz?ca nas
troska o spraw? polsk?, nad dziel?
cym nas duchem partykularyzmu i
ciasnoty grupowej.
Imieniem Rady Jedno?ci Narodo
wej i w?asnym sk?adam Radzie
Trzech najlepsze ?yczenia noworocz
ne, zdrowia i si? oraz zbli?enia reali
zacji naszych celów. Zw?aszcza kip
ruj? moje ?yczenia pod adresem nie
obecnego dzi? gen. Andersa. Zdrowia
i d?ugich lat prowadzenia nas po
:-;pn?ll z Rad:! Trzec11.
Pi? ty partnerSOWlJ<?T
r, w nu:"ej roli pa?stwa
?ródziemnomorskiego. w opar
ciu () siln? flot? ?egluj?c? na tym
morzu oraz w my?l proklamowanej
zasady, ?e wszelkie sprawy zwi?zane z zagadnieniem UK?adu stosunków
tego rejonu, ?ywo obchodz? ich jako
.,?l'ódziemnomorców", zwróci?y si?
do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej
Brytanii i Francji z propozycj? od
bycia "szczytu" i uzgodnienia pozy
cji tych mocarstw w kwestii konfliktu
arabsko-izraelskiego.
Czas wybrany znsta? zgodnie z
wymaganiami polityki sowieckiej.
Po odbudowaniu zniszczonych w
wojnie 1967 roku si? arabskich i po
uruchomieniu partyzantki arabskiej,
Moskwa znalaz?a si? w posiadaniu
szeregu atutów, które pozwalaj? jej
s?dzi?, ?e zdoby?a powa?ne argumen
ty do dyskusji z pozosta?ymi trzema
mocarstwami.
Jako tre?? tej dyskusji wysuwaj?
Sowiety warunki, w oparciu o któ
re mo?e - ich zdaniem - nast?pi?
zgodne post?powanie mocarstw w
kwestii ?rodkowego Wschodu.
Urz?dowy organ kairski "Al Ah
ram" wylicza pi?? g?ó-Nnych punktów,
które stanowi? maj? punkt wyj?cia
zami".:?rzonej dysku<;ji, celem u?o?e
nia trwa?ych poko.i('w.,'Ch stosunków
na ?rodkowym VIi? s(" hodzie.
Po pierwsze: Izrael ma opu?ci?
wszystkie zaj?te w wyniku wojny
1967 roku terytoria i umo?liwi? po
wrót na nie administracji i wojsk
arabskich. Po drugie: Zako?czenie
przez pa?stwa arabskie wojny po re
alizacj i tego warunku. Po trzecie:
Ambasador Jarring z ramienia Or
ganizacj i Narodów Zj ednoczonych
przyst?pi do za?atwienia kwestii wol
no?ci nawigacji oraz sprawy uchod?
ców palesty?skich. Po czwarte: Ra
da Bezpiecze?stwa ONZ z kolei zde
cyd uj e wys?anie oddzia?ó\v mi?dzyna
rodowych dla pilnowania wykonania
tych zobowi?za?, cztery za? mocar
stwa mie? b?d? przy tych oddzia?ach
swoich przedstawirieli jako super
kontrolerów. Po vi?te: Rada Bez
piecze?stwa ONZ udzieli gwarancji
dla wszystkich granic na ?rodkowym
Wschodzie.
z problemem pacyt ucacjt stosunków
arabsko-izraelskich, w propozycji so
wieckiej pozostaje ciemnych. Wyda
je si?, ?e Sowietom zale?y na razie
na uzyskaniu -
w pierwszym rz?dzie
deklaracji pa?stw arabskich za
ko?czenia dzia?a? wojennych jedno
cze?nie z o?wiadczeniem Izraela o go
towo?ci wycofania si? ze wszystkich
zaj?tych obszarów arabskich. Za
gadnienia takie jak status Jerozolimy
oraz praw nawigacyjnych w Kanale
Suezkim pozostawiaj? Sowiety dal
szej negocjacji, odsuwaj?c je do dru
giej sekwencji uk?adów. w których
mocarstwa mia?yby bardziej woln?
r?k? do dzia?ania. Jasne jest bowiem
- mimo zapewnie? prasy moskiew
skiej - ?e Sowiety nic nie uczyni?
bez konsultacji swoich svrzymierze?
ców arabskich i nie zawr? ponad ich
g?owami porozumienia sprawa
sprowadza si? nie tyle do interesów
walcz?cych stron, co do uzgodnienia
interesów mocarstw w ramach szero
kiego zagadnienia ?ródkowego Wscho
du. Jest to problem wynikaj?cy z po
lityki "pokojowej koegzystencji", któ
r? Sowiety stosuj? chytrze tam, gdzie
mog? si? na niej ob?awi?.
Szerokie zagadnienie ?rodkowego
Wschodu. które bulwersuje stosunki
od chwili likvlidacji imperium brytyj
skiego i pozostawienie przez Brytyj
czyków wszystkiego .,na wschód od
Suezu" na ?asce iosów z wy??czeniem
jedynie arabskiej nafty. stanowi dla
Sowietów trampolin? do nowego sko
ku i nowych imperialnych zdobyczy.
Jako pot?ga morska, której flota p?y
wa po oceanach i jest, po
ameryka?skiej, najsilniejsz?, So
wiety w przewidywaniu nieunik
nionej ewolucji stosunków w Azji i
na Dalekim Wschodzie, szukaj? spo
sobów obj?cia pod swoje wp?ywy -
je?li nie w swoje posiadanie - da
wnego, g?ównego szlaku brytyjskie
go imperium.W tym trzeba upatrywa? ?ród?a
polityki arabskiej rz?du moskiew
skiego.
Jaki los spotka now? inicjatyw?
sowieck? w sprawie pacyfikacji arab
sko-izraelskiej, trudno w tej chwili
przewidzie?.Przede wszystkim nieznane jest wWiele spraw istotny?h,
/
zupeUIUSCl :; ",:UHJW 1;:'1\.U AI? ?t:: l J 1\.1, ntu
re zostanie sprecyzowane dopiero po
obj?ciu rz?dów przez now? admini
stracj?. B?dzie ono w du?ym stop
niu dla losóv,r inicjatywy sowieckiej
decyduj?ce. Nie Francja bowiem i
nie Wielka Brytania, ale przede wszy
stkim Stany Zjednoczone s? g?ów
nym partnerem Sowietów na ?rodko
wym Wschodzie. Ponadto nie bez
znaczenia jest postawa zarówno Ara
bów jak i Izraela. J e?Ii Arabów So
wiety mog? stosunkowo ?atwo ,.prze
kona?". inaczej jest z Izraelem.
Izrael to nie tylko ma?e, licz?ce
dwa i pó? miliona ludno?ci pa?stew
ko w Palestynie. To jest równie? sto
j?ce za nim siedemna?cie milionów
?ydów rozproszonych w ?wiecie, któ
rzy- ze zrozumia?ych powodów -
popieraj? go moralnie. materialnie i
politycznie.Bez tego pozycja tego pa?stwa, mi
mo jego dzielno?ci, zapobiegliwo?ci
i wytrwa?o?ci by?aby nie do pozazdro
szczenia. Je?li jest inaczej, sprawia
to w?a?nie zaplecze. jakim rozporz?
c1za i z jakiego czerpie.
Nieraz 'zadawano pytanie, czym si?
to dzieje. ?e to drobne pa?stwo z tak
nik?ym potencja?em ludno?ciowym
mo?e prowadzi? kosztowne wojny i
pokrywa? jeszcze kosztowniejsze zbro
jenia? Odpowied? wydaje si? jasn?,
je?li zwa?y si?. ?e w jego zapleczu
znajduj? si? grupy rozporz?dzaj?ce
olbrzymimi mo?liwo?ciami finansowy
mi i przemys?owymi.
Embargo na bro?, które w jednej
chwili' mog?oby uczyni? pa?stewka
arabskie zupe?nie bezradnymi, Izrael
znosi nienajgorzej. Tworzy w go
r?czkowym tempie w?asny przemys?
lotniczy i zbrojeniowy i twierdzi, ?e
w krótkim czasie b?dzie w tym za
kresie zupe?nie samowystarczalny.
Nie ma powodu o tym w?tpi?.
Gen. Dajan o?wiadczy? g?o?no, ?e
embargo francuskie, jakie w?a?nie
zastosowa? de Gaulle, nie wp?ynie na
zmian? polityki Izraela. W to te?
nie ma powodu w?tpi?.
S? bowiem na wszystko sposoby.
Ostatriio po zakazie de Gaulle'a wy
wozu samolotów francuskich do Izra
ela, najwi?kszy wytwórca samolotów
(Doko?czenie na str. 4)
Str. 2 My?l Polska 15 stycznia 1969
SPO?RóDWYDARZE? roku 1968
trzy poci?gn??y za sob? naj
powa?niejsze konsekwencje politycz
ne. Rok si? rozpocz?? od wielkiej
ofensywy komunistycznej na miasta
po?udniowego Wietnamu, zwanej
ofensyw? Tetu. Komuni?ci nie osi?
gn?li by? mo?e celów strategicznych
tej ofensywy. lecz reperkusje j ej za
wa?y?y na dalszej polityce Stanów
Zjednoczonych w Azji.
Wydarzeniem drugim by?a majo
wa quasi-rewolucja we Francji, gdy
kraj ogarn??a anarchia i wydawa?o
si?, ?e w?adza le?y na ulicy. De Gaul
le opanowa? anarchi?, lecz jej konse
kwencje zawa?y?y dotkliwie na sytua
cji ekonomicznej kraju i polityce eu
ropejskiej genera?a. Trzecim wresz
cie by? najazd sowiecki na Czecho
s?owacj?. Bilans tego aktu przemo
cy nie zosta? jeszcze zamkni?ty, nie
wydaje si? jednak, by wypada? on
na razie zbyt niekorzystnie dla Mo
skwy.
Przej d?rny do bli?szej analizy
wspomnianych wydarze?. Bez wzgl?du na efekty militarne ofensywy. Te
tu, wywar?a ona powa?ne efekty psy
chologiczne. Ugruntowa?a w Stanach
Zjednoczonych d??enie do wybrni?cia z tej niepopularnej wojny, cho?
by za cen? wyrzeczenia si? jej wy
grania. Idea kompromisu wzi??a gó
r? nad ide? zwyci?stwa militarnego,
przybra?y na sile g?osy domagaj?ce
si? honorowego pokoju, to znaczy po
koju bez zwyci?zców i zwyci??onych.
SPRAWA WIETNAMU
Dnia 1 kwietnia prezydent J ohn
son oznajmi? publicznie, ?e nie za
m?rza kandydowa? na drug? kaden
cj?, a jednocze?nie zarz?dzi? ograniczenie bombardowa? lotniczych pó?
nocnego Wietnamu do wysoko?ci 19-
go równole?nika. Reakcj? Hanoi sta
?osi? wyra?enie gotowo?ci do roz
mów pokojowych. Po d?ugich prze
komarzaniach na temat miejsca tych
rozmów, delegacje ameryka?ska i
pó?nocno-wietnamska zjecha?y si? do
Pary?a i 3 maja rozpocz??y negocja
cje. U grz?z?y one od razu w impa
sie, poniewa? komuni?ci odmawiali
rzeczowych dyskusji, dopóki nie usta
n? ca?kowicie bombardowania pó?noc
nego Wietnamu. W wyniku zaku.iso
wych rozmów, nast?pi?o to 1 listopada. Zjawi?a si? w Pary?u delegacjaFrontu Wyzwolenia Narodowego -
ramienia politycznego Wietkongu -
i, po d?ugiej zw?oce, delegacja re?i
mu w Sajgonie. Zawiod?y jednak ocze
kiwania na rozpocz?cie powa?nych
negocjacj i - nast?pi? nowy impasna tle proceduralnym, wywo?any
ignorowaniem delegacji Frontu Wy
zwolenia przez Sajgon i vice-versa
- Sajgonu przez Front Wyzwolenia.
Impasu nie przezwyci?zono do
ko?ca roku - wydaje si?, ?e nego
cjacje rzeCZOW2 rozpoczn? si? dopiero po 20-tym stycznia, gdy w?adz?
obejmie no\\'ov\;ybrany prezydent Ni
xon. Znajdzie si? on wobec ostreji wielostronnej presji na zako?cze
nie wojny w roku bie??cym, lecz za
ko?czenie jej bez kapitulacji. Czy
obecny re?im w Sajgonie prze?yje
koniec wojny, 'wydaje si? w?tpliv.'e.
Amerykanie pogodz? si? z ka?dym
rz?dem w po?udniowym Wietnamie,
byle nie by? to rz?d komunistycznyi byle umo?liwi? im wycofanie ich
wojsk z tego egzotycznego kraju. By?
mo?e pogodziliby si? nawet z rz?
dem komunistycznym, gdyby wy?oni?
si? on nie z luf karabinów, lecz z
wyborów.
ZA WIELE ZOBOWI?ZA?
W Kongresie bowiem i opinii pu
blicznej nabiera wagi przekonie, ?e
Stany Zjednoczone przyj??y na sie
bie zbyt wiele zobowi?za? w dziedzi
nie obrony niekomunistycznego ?wia
ta, i ?e zobowi?zania te s? nazbyt
uci??liwe. Tendencja do ich ogra
niczenia jest wyra?na. Nie mo?na
jej uwa?a? za objaw nawrotu do izo
lacjonizmu - na izolacjonizm nte
pozwala rozleg?o?? interesów amery
ka?skich w ?wiecie. Chodzi raczej o
dokonanie ich selekcji i odseparo
wanie tych, których broni? trzeba za
ka?d? cen?, od innych, za których
obron? zbyt wysokiej ceny l;?aci? nie
nale?y lub z których mo?na zrezygno
wa?. Wietnam przesta? nale?e? do
pierwszej kategorii.
Lecz wojna w Wietnamie przesta?a
by? ju? dawno zagadnieniem lokal
nym, jej wynik poci?gnie za sob?
konsekwencj e dla ca?ej po?udniowo-
LEON KOWNACKI
ROK t968wschodniej Azji i nawet dla dal
szych obszarów tego kontynentu, ku
któremu zdaj? si? przesuwa? centra
nerwowe historii. Obecno?? Stanów
Zjednoczonych w Azji jest determi
nant? ich roli jako ?wiatowej pot?
gi, Zm?czenie wojn? w Wietnamie
zdaje si? przes?ania? oczom Amery
kanów ten fakt zasadniczy.
FRAXCJA
Francja w ko?cu roku nie potra-
fi?a jeszcze ostrz?sn?? si? z katastro
falnych nast?pstw fa?szywej majowej
rewolucji. Zdawa?o si? wówczas, ?e
pod presj? barykad studenckich i
strajku 9-ciu milionów robotników
wal? si? same fundamenty Pi?tej
Republiki. Nie by?y jasne powody
tej masowej histerii, zaniedbania po
lityki rz?dowej mog? t?umaczy? j?
tylko cz??ciowo. De Gaulle znalaz?
si? jednak raz jeszcze na wysoko?ci
zadania - opanowa? sytuacj? i od
niós? w rezultacie druzgoc?ce zwyci?stwo w wyborach parlame ntarnych 23
i 30 czerwca. Francja dowiod?a po
nownie, ?e nie chce rewolucji, ?e jej
w?a?ciwe oblicze jest konserwatywne.
Lecz gospodarka francuska dozna
?a wstrz?su, który w dniach listopa
dowych doprowadzi? do masowego od
p?ywu kapita?ów za granic?, kryzysu
monetarnego i os?abienia franka.
Niemcy odmówi?y rewaluacji swej
marki, dewaluacja waluty francuskiej
wydawa?a si? nieuchronna, lecz 23 li
stopada de Gaulle projekt ten od
rzuci?. Francja postanowi?a walczy?
o przywrócenie swej równowagi go
spodarczej finansowej bez dewa
luacji.
CHE?PLIWO?? NIE?I1ECKA
Konsekwencje polityczne kryzysu
by?y jednak rozleg?e. Wy?oni?y si?
ze? Niemcy jako pot?ga finansowo
gospodarcza, dysponuj?ca surowym
materia?em na prymat w Europie.
Przemówi?y w?asnym g?osem odma
wiaj?c zastosowania si? do apeli
swych sojuszników o poniesienie sku
tecznej ofiary w imi? ogólnego do
bra. Poprzesta?y na ofiarach po?o
wicznych, którym towarzyszy?y odro
dzone objawy buty niemieckiej. J e
ste?my pierwsi w Europie, - pisa?a
popularna prasa niemiecka.
Postawa ta otworzy?a drog? do no
wej konfiguracji politycznej w obo
zie zachodnim. Niebezpiecze?stwo
renesansu Republiki Federalnej, ja
ko arbitra ekonomicznego Europy za
chodniej, zbli?y?o do siebie Francj?,
Wielk? Brytani? i Stany Zjednoczone,
a stosunki francusko-niemieckie ule
g?y ozi?bieniu. Rozbie?no?ci mi?dzy
tymi trzema mocarstwami pozosta?y,
lecz w toku negocjacj i finansowych
w Bonn zarysowa?y si? mi?dzy in
nymi -
po raz pierwszy od d?ugiego
czasu - objawy solidarno?ci, przy
piecz?towane wymian? przyjaznej ko
respondencji mi?dzy Waszyngtonem
Pary?em.
Lecz z drugiej strony kryzys fi
nansowy Francj i zada? powa?ny cios
polityce europejskiej de Gaulle'a. Z
poza pozorów si?y ekonomicznej i po
litycznej Francji wy?oni?o si? jej dru
gie oblicze - kraju o nieustabilizo
wanej gospodarce i finansach, mimo
posiadania wielkich rezerw z?ota,
zmuszonego do polityki deflacyjnej
mog?cej spowodowa? nowe kryzysy.
Podci?? presti? Francj i i jej nieko
ronowanego monarchy. Jego wizja
jednej, niepodzielnej Europy zosta?a
zachwiana, a drugim dla niej cio
sem sta?a si? inwazja sowiecka Cze
chos?owacj i.
DIPERIALIZM SOWIECKI
Inwazja ta przynios?a zamro?enie
podzia?u Europy, dowiod?a, ?e przy
wódcy sowieccy gotowi s? broni? za
ka?d? cen? odziedziczonego po Stalinie
imperium, i ?e wystarczy im cho?by
podejrzenie wisz?cej nad nim gro?
by, aby zareagowa? si??. Rok ubie
g?y przyniós? pos?pny renesans do
ktryny stalinowskiej o absolutnym
prymacie interesów sowieckich nad
interesami mi?dzynarodowego ruchu
komunistycznego. Tak zwana do
ktryna Bre?niewa podnosz?ca do god
no?ci dogmatu prawo interwencji so
wieckiej w krajach, które odbieg?y od
sowieckiego modelu socjalizmu, jest
w istocie deklaracj? rosyjskich nacjo
nalistycznych ambicji imperialnych,
wydaniem na ?ask? Moskwy wszyst
kich krajów jej bloku. Zasada rów
no?ci partii komunistycznych prokla
mowana w roku 1956 zosta?a prze
kre?lona.
Rozwini?cie tej doktryny przypad
?o Gomu?ce na zje?dzie PZPRu. U
zna? on inwazj? Czechos?owacji za
?rodek profilaktyczny podj?ty w imi?
interesów pokoju i bezpiecze?stwa
Europy. Partia b?d?ca u w?adzy i
partie, które o w?adz? dopiero walcz?,
stoj?, wed?ug niego, wobec ró?nych
problemów i maj? ró?ne interesy.
Pierwsze?stwo bezwzgl?dne przyzna?
trzeba partiom b?d?cym u w?adzy.
Teoria Gomu?ki zaprzecza partiom
walcz?cym () w?adz? prawa krytyko
wania partii rz?dz?cych. Monopol
na prawd? maj? partie rz?dz?ce. Go
mu?ka nie podejrzewa? widocznie, jak
daleko jego teoria odbiega od Leni
na.
(,ZY B?J?D'?
Czy inwazja Czechos?owacji by?a
b??dem politycznym? Osi?gn??a ona
swój cel na krótk? met? - .Jconsor-
waty?ci czescy powracaj? do w?adzy,
a dawni reformatorzy staj? si? coraz
uleglejsi wobec Moskwy. Intelektua
li?ci, studenci, robotnicy buntuj? si?
przeciw konformizmowi hierarchii,
lec? jest to bunt bez przysz?o?ci.
Gwiazda Duhczeka schodzi z hory
zontu politycznego Pragi.
W dalszej perspektywie sprawy te?
wygl?daj? nienajgorzej. Partie, któ
re pocz?tkowo si? buntowa?y, wra
caj? zwolna do szeregu. Decyzja
zwo?ania ?wiatowej konferencji ko
munistycznej w maju tego roku za
pad?a jednomy?lnie na konferencji w
Budapeszcie, to znaczy zaaprobowa
?y j? partie rumu?ska i w?oska. Bu
rza s?ownych protestów min??a i pre
zydent Johnson oraz inni szefowie
rz?dów czyni? co mo?liwe, by prze
ci?gn?? g?bk? po inwazji. Pakt Atlan
tycki nabra? pewnych rumie?ców ?y
cia, lecz raczej ut aliquid [eciese vi
deai.ur, Nie s? one gro?ne dla So
wietów. Zwalczana przez de Gaulle'a
polityka bloków uleg?a konsolidacji.
Historia dopiero poka?e, czy inwa
zja Czechos?owacji by?a b??dem w
swych naj dalszych konsekwencjach.
Gdy jedynym czynnikiem integralno?ci imperium staje si? przemoc zbroj
na, ?wiadczy to o dekadencj i w?adzy
imperialnej. De Gaulle my?li kate
goriami historii, Bre?niew i Kosy
gin kategoriami chwili obecnej Za
wczesnre jeszcze na podzwonne dla
polityki europejskiej genera?a.
Poza tym, wiecznie fermentuj?cyBliski Wschód bez nadziei na pokóji stabilizacj?, rozruchy marcowe w
Polsce, w których element prowoka
ej i odgrywa? podobno niepo?ledni?
rol?, beznadziejna wojna w Nigerii,
afera Pueblo, ameryka?skie proble
my rasowe, zamordowanie pastora
Kinga i Roberta Kennedy'ego. Pano
sz?ce si? w ?wiecie akty gwa?tu, ry
suj?cy si? kryzys uprzemys?owionych
spo?ecze?stw konsumcyjnych, A wszy
stko spi?te jakby klamr? fantasty
czn? podró?? astronautów ameryka?
skich wokó? ksi??vcu,
HANKA ?WIE?AWSKA
---------------------------- .. ------?--------------------------------?----------------?---------------------------- .. -------
OPLAIIEK W LONDYNIE. ..
KOLOCENTRALNE S. N. w
Londynie wznowi?o w tym ro
ku dawn? tradycj? urzqd.zomia w
okresie ?wi?tecznym wspólnego
op?atka dla cz?onków i syulpatykuwS. N. O zorganizowanie go zioroco
no si? do pumst.u:« Z. Bie?kowskich
domy?laj?c si?, ?e b?dq. oni lcoreusttu:
z pomocy swej licznej, a ju? podro
s?ej rodziny. Tak si? te? sta?o i nie
tylko rodzice, ale tak?e Zofia, Bar
bara i Jan Bie?kou:scy, którzy z ko
lej zaprz?gn?li do roboty Teres? Sien
lcieusiczoum?, i m?odego Adama Bry-,
la, zaj?li si? ?mudnym i przygotowa-·
,dami, których u:ynill ?em by? niezwyk-,Ze udany wieczór w pi?tek 3 st yczniabr. Du?q cz?.?? gastrol/orn ??Zll !Jx:'k
przygotowa? 'wzi??a na siebie Stasia.
Adelowa, n Juliusz Adel s?u?y? za ju
cznego wielb??da d?wignj?cego wik
tun?y.
No., saU dominowa?a pi?knie ubra
na choinka, pod ni?, jak nale?y, m ie
ni?y si? kolorami gustownie I: arty
stycznie przygotowane upominki ..
"Endecka" lampa, w nowoczesnym
stylu, mr'uga?a jak latarnia morska,.
wysy?aj?c w .?wiat sygna?y pozdro-
wienin narodowego.
Op?atek zacz?to od 'iI/Odlitwy za, po:
leg?ych kolc.qów-narodowców, po czym,
prezes C. W. W. Antoni Dargas przy
pomn ial wi?? ideow? ??cz?c? wszy-
stkich, którzy lI:yszli ze szko?y naro
dowej - i z?o?y? obecnym i iDh ro
dzinom najleps:??c ?yczen'ia.. ]}>.iele
nie si? op?atkiem, p. Da.,.-gas zaGz?Cod prezesa dr. !a«c'u8za Bie-'
lakiego, a za nim ((;,szyscy Ucznie.
z.cbran i uczestnicy u:ieczoru, tak?e'
dzielili si? m i?dzy sob? op?ntkiem.
?piewano kol?dy, posilano si? snza-'
kolykami, które zn08i!a do stolików'
"honorowa" gwardia pomocniczo."
wreszcie doczekano si? gu;o?dzia wie-·
czoru: rozdawania upominkóu:. Ory??
ginalno.?? ich, poza samymi pomysla
rn i, polega?a I: na t.ym, ?e do kQ?dr.:!1?
upominku1 do??czony,· byt wier.<';Z!fTr.,
cz?sto -
UJ formie szarady, ktIJr?
uczestnicy mieli odgadn??. Nic mo?
na poda? ich u:szystkich, bo bylo ich
kilkadziesi?t, nie sposób n.ie poda?kilku. I tak z?ot?· koron? otrzyma?
dopiero co obrany na cz?o'n,ka Rady
Trzech dr Stanis?aw M glej, wraz z
nast?puj?c? szarad?:
Chocia? "pienvsq" Waleczni odeszli ze
[stolicy,
ostatnich "trzech" do gard?a mniej
[walecznym trzeba:
w pierwszvch "czterech" uwa?aj, gdy?
[przy kierownicy.
"drug?" w m?ynie za? opu??, by móc
{upiec chleba.
Ca?o?? "pi??" tylko liter, zbyt ma?o 1 a
! [t? posta?,
a "pi??" w Trzech trzeba zmie?ci? i
[reszty nie dosta':;.
?e? swym wyhorem trudny prob?em
[przeci??,
przyjmij dzi? od nas korony cz???
[trzeci?..
Pomny na to, ?e roztargniony
Ambasador wiecznie gubi su:oje pa
rasole, op?atkowy piewca przygoto
wa? dla mec. Zbigniewa Stypu?kow
skiego tylko sym.boliczilY parasolik,
opat.rzony nast?puj?cym uierszy
kiem:
Parasol to znak Ambasadora,
w dzie? mokry go nosi i suchy,
nosi go z rana i nosi z wieczora
i w czas "dziejowej zawieruchy".
Ten - gdy przyjdzie ulewa,
Niech chroni Zbigniewa!
J eden tylko spo?ród uczestn?ków
wieczoru zasluguje lIa godno?? sza m
bd(lna papieskiego. Sic dziw'nego, ?e
otrzyma? w da.rze Ja?cuch szambela?
ski i nast?puj?ce 'wyja?nienia:
P?ocka dusza w p?ockim ciele,
czynny w Hadzie i w Ko?ciele,
posta? wszystkim dobrze znana,
da? Mu ?a6cuch szambelana.
Sala zaaprobowa?a nominacj? okla
,skami, gdy Józefowi P?oslll:wmu pan
na Zofia Bic?kolcska zawiesi?a na
t,r,,';yi 'u.:spania'y ?a?cuch szambela?ski.
D?wi?kowe podobie?stu;o dwóch
nazwisk sprawia?o ju? w przesz?o?ci
,za.baum.e nieporozunzicnia. Trudno
nieraz, zwlnszcza 10 gwcLrze, dos?y
sze?. !?zy mowa jest o Strza?ce, czy
o Zdrza?cc. Zap?aci? rok temu za to
p. Strza?ko na zje?dzie Zwi?zkuDz?en nikarzy, a zreszt? nie tylko on,
ale wszyscy zebrani. Zmusi? ich bo-
'wiem P. Cio?lcosz, ju? gdzie? o s-ej
"wieczorem, hy wybory do S?du Ko
le?n/skiego przeprouitul.za? kartkami,
bo wydawa?o mu si?, ?e w.?rc!d kan
dydatów by? Zdrza?ka. Nic by?o. By?
:znany li ieiorulc sztuki dl'. Franciszek
Strza?ko. Teraz obaj dostali prezen
ty: p. Strza?ko. jak p/'zysta?o, otrzy
ma? strza??, mec. Zdrrallca za«
pa?k?. Nie tak? qumoio?, policyjn?,ale jak ilajprawdzl'lcsz?. A do tych
podar'uilkcjw ioieruzuk :
Smoln?. drzazg? wr?czy? Zdrza?ce,
Z piórka strza?e: rzuci? Strza?ce!
Strza?ko piórem, Zdrza?ka pa?k?,N urodowcy - Strza?ka z Zdrza?k?.
Gdy oznajm ?ono. ?e jest do W1'?cze
m:a "ko.?? niezgody", domy?lili: s?ucha
cze z góry wo?ali, ?e to musi by(:
Tresz!ca. By?, d08ta? ow? "kostk?"
niezgody i nast?puj?cy wierszyk:
Kiedy po ci?tym znaj? Ci? j?zyku,w szermierce s?ownej byii móg? i?? w
[zawodyi cz?sto dobry umia? sp?ata? psikus,
przyjmij t? - nie ko?? - lecz kostk?
[niezgody.
A Janek Ro?d?y?ski, który lubi i
pracowa? i prnwi? kazania, 8?llsznie
dosta? ró?d?k? czarodziejsk? i nast?
puj?ce sentencje:
Chyba ró?d?k? on zg{)?a
sk?d? czarodziejskich mocy
przyzywa do pomocy,
by pracy Syzyfa podo?a?!
Jakby? Skarg? postawi?,z kaznodziejskim ferworem,
gdy on g?osem przeora
podnios?e kazania nam prawi.
Prn]1Jie Ui8ZySCy zebra.ni dostali ja
),·i.? /lpominek. A potem, by ka?de
mu dogodzi(:, a wi?c i tej m?odzie?yw .,mini" i d?ugich bokobrodach, któ
rej o dziwo sporo 8i? na op?atku ze
bra?o, puszczono UJ ruch patefon.
Przezorni organizatorzy zcwpatrzyli
go w p?yty si?gaj?ce od menueta, po
przez walce, tanga i fokstroty do
dzisiejszych ta?ców wojenilych ostat
nich potonzków Siuksów. Trzeba
przyzna?, ?e te ostatnie ta?czyli nie
tylko m?odzi. Okazuje si?, ?e istot
nie ludzie ucz? si? przez ca?e ?ycie.
-+
W przerwach uiracano ch?tnie do
kol?d, pTZy czum prawie niepostrze?enie uda?o si? p. Adelouii przemyci?
pod jJokrywkq kol?dy kilka lunnoskich.
"kawa?ków". Entuzjastyczne okla
ski zdoby?a najm?odsza "gu:iazdn" pol
skiego Londynu Zosia Treszk?uma,
która ze suuulq. i talentem zadekla
mouxi?a wiersz 1.dgiZijny. Ale -
po
roli Marcellino w t earze "Syrena" -
ta deklamacja by?a dla niej drobno
stk?!
Wieczór unncar! dos?ownie na wszy
stkich 8ilnc wra?e/lie. I przez jegocharakter tradycyjny i przez atmo
sfer? rodzinno-kole?e?sk?; i przez ory
ginaln?, estetyczn?; opraw?. Nic dzi
wnego, ?e inny jaki? piewca, zw?cy
si? Wincenty-nl. Rymarzem, chwyci?
po powrocie do dOiil/? za pióro i jako
wdzi?czny uczestnik machn?? w po
dzi?ce w?asne rymy, które podajemy
jako loymowny dowód, ?e udany op?a
tek rozwi?zn? n?e tylko j?zyki, ale I:
pióra:
W m?odo?ci buja? w ob?okach,
Skrzyd?ami przecina? chmury,Dzi? strze?e ojczystej tradycjiI broni polskicj kultury.
Urz?dzi? dzisiejszy op?atek,
Obarczy? nas podarkamiI jeszcze na dodatek
Ci?tymi wierszykami.
Dzi?ki mu za ten wieczór
I nastrój mi?y, heztroski,
Niech ?yje ruchliwy dzia?acz:
Kolega Witymir Bicl1kowski.
Do tych 8?ów Wincente.qo Rymarzamo?no., si? tylko przy??czy?. A poza
tynt warto z tego wieczoru zaczerp
n?? troch? optymizmu, bo tak si?
niestety sk?ada, ?e w 11/ ial'? przybie
rania w letiech, coraz sk?onniejsi si?
stajemy do tzw. "psioczenia". Tym
czasem -
na przck6r tym ponurym
puszczykom okaza?o si?, ?e wi?? ko
le?e?stwa jest - jak by?n -
mocna,
?e n boku stnrszych Illcl)nj? si? liczni
m?odzi, ju? tu wychowani, ale U'y
chownm: w tradycji narodowej, dla
których taki wiccz(Jr tak?e b?dzieCZ!J1n8, co zapam i?taj? i do czego b?
d?. kiedy? nawi?zyu:a?. Nie ulega
w?tpliwo.?ci, ?e i pod tym 10zgl?dem
op?atek S. N. spe?ni? swe zadanie.
+
15 stycznia 1969 1\'i Y s I P o I s k a
IREN A BIELATO\VICZ
Str. ;5
ZYGMUNT CELICHOWSKI
ROCZNICA ZWYCIESI{IEGO POWSTANIA?
.vl ont rcal, IV grudniu 1.9fi8
pOWSTANIEWielkopolskie i pow-
stania ?l?skie s? dzi? po pi??dzie
si?ciu latach ?yw? legend?, która jest
?d?b:)ko zakorzeniona w tradycji spo?e
cze?stwa polskich ziem zachodnich. Co
raz n1l11eJ mi?dzy nami tych, którzy
w nim brali czynny udzia?. Sporo je
szcze takich, którzy je ip ami?taj? z lat
dziecinnych, czy z rodzinnych opowie?ci
samych powsta?ców. Wierny OId naszychbliskich z Kraju, ?e rocznica powsta
nia jest uroczy?cie obchodzona przez
spo?ecze?stwo Wielkopolski, Pomorza i
?l?ska, ?e zrozumienie ogromnej wagi
politycznej t esro zwyci?sk iagn powsta
nia dzi? po pó?wieczu nie zmala?o, prze
ciwnie wzros?o. Niezbit.a prawda histo
ryczna sta?a si? dzisiaj bardziej oczy
wista ni? w okresie mi?dzywojennym,?e bez zrywu powsta?czego w roku 1!H8
nie by?oby powrotu do macierzy Pozna
n ia, Katowic, Bydgoszczy. Nie by?obydzisiaj polskiego W roc?awin, Szczecina
i Gda?ska.
W listach z Polski, które specjalniew okresie Bo?ego Narodzenia masowo
do nas dochodz?, spotykamy si? zawsze
z wspomnieniami powsta? z okazji ich
rocznicy; spotykamy si? z zu.pytan iem,
czy my tu na obczy?nie pami?tamy o
tej historycznej rocznicy i odpowiednio
j? uczcimy, by odda? ho?d pami?ci bo
haterów tych Powsta? i przekaza? m?o
de mu pokoleniu na emigracji pa rru?c
i tradycje tak naszym sercom drogie.Z pewnym zadowoleniem b?dziemy mo
gli na te pytania da? odpowied? pozy
tywn?, je?eli chodzi o Polorii? Mon
t realsk?.
W dniu l-g-o grudnia br. staraniem
Klubu Polskich Ziem Zachodnich w Mon
trealu Polonia tutejsza godnie uczci?a
;jO-t? rocznic?: powstania wielkopol
skiego i powsta? ?l;!skich. Po uroczy
stym nabo?e?si wie w ko?ciele Matki
Boskiej Cz?stochowskiej, z pi?knym ka
zaniem ks. Jana Bog·udzi?skieg'o, na
które miejscowa Polonia masowo si?
stawi?a, w godzinach popo?udniowych
odby?a si? akademia w sali Towarzystwa Or?a Bia?e,u;o, najstarszcj organi
zacji polonijnej w :VlonLrealu. Ton aka
demiinada?a z miejsca dekoracja sceny
wykonana przez znanego artyst?, cz?on
ka Klubu Ziem Zachodnich, p. Zdzis?a
wa Smoczy?skiego, przedstawiaj?ca po
stacie dwóch powsta?ców na tle odwa
('hu i rat USz?\ lJ(lzl1?l?:'3k!l'60 :-;lw\viLcgu '.I?
pow?oce ?niegu. Dekoracja sama wy
cisn??a ?zy wzruszenia u wielu Pozna
niaków na sali, którzy powstanie pa
mi?taj?· Dalej wyst?p Chóru im. Lach
ma na pod batut? i kierownictwem ar
tystycznym p, Wojciecha Skupienia,równie? cz?()nka Klubu, o-raz szereg de
klamacji w wykonaniu uczennic i ucz
niów kursów licealnych w Montrealu
da?y stosown? opraw? artystyczn?. T?o
historyczne powstania i jego przebiegprzedstawi? w zwi?z?ym referacie prof.Edward Kemnitz, po s?owie wst?pnym
wyg?oszonym przez llIzeJ podpisanego
prezesa Klubu ?ie.tl I_achednich. W u
roczysto?ciach wzi<?? wlzia! p?k. Antoni
Smodlibowski, uczestnik walk powsta?
czych, pó?niejszy dowódca pu?ku kawa
lerii pOll :\ionte Cassi,no. Na akademii
zosta?a odczytana d€l})esza od córki Wojciecha Korfantego, p. Marii Ulman,
mieszkaj:'lcej obecnie w Nowym .Jorku,która niestety na uroczysto?ci nie mo
g?aprzyby?.Cz?onkowie Klubu Ziem Zachodnich
w Montrealu uznali jednak samo urz?
dzenie akademii za niewystarczaj:.!ce dla
uczczenia rocznky tak donios?ej w his
torii naszego Narodu i uznali za w?a?
ciwe i potrzebne wydanie specjalnegododatku do "l;?o?m Polskifgo" po?wi?
conego powstaniom, by przypomnie? je
szerszym wal'stwolll Polonii Kanadyjskiej. Ooda Lek tell zosta? zredagowany
przez cz?onków Klubu, pod kierownic
twem prof. Edwarda hemnitza. Zarz?d
Klubu pragnie tutaj z?o?y? podzi?kowanie dyrekcji i redaktorom "G?osu
Polskiego" za umo?liwienie nam tego
wydawnietwa. DOlla{? jeszcze nale?y, ?e
w ramach uroczysto?ci :znacznie szer
szych, jakie zorp;anizowa? Zwi?zek Pol
skich Ziem Zachodnich w Londynie, zo
sia? wydany ?,pccjallly przesz?o stu
\VPLATY NA FUNDUSZ
NARODOWY
Wz.y\vaj?c innyrh rz!onków Stron
nictwa Narodowego do wp?at na Fun
dusz Narodowy sk?adaj?:
Kazimierz Harasi Jllowicz,
Londyn
Ignacy Roszkowski, Dundee
J{o?o S. N. w Olclham ...
Londy?ezyk przed emerytur?
Grono przyjadó? .,My?li Pol-
?50.0.0
J::2.0.0
?15.0.0
?70.0.0
skiej" w Waszyngtonie $81.00
Centralny 'Wydzia? Wykonawczy
sk?ada wszystkim Ofiarodawcom ser
deczne podzi?kowanie.
st.ron icowy numer ,.Prze,u;l:!du Zachod
niego". Cz??? materia?u do tego nume
ru równie? dostarczy? nasz Klub. Na
szym te? staraniem kilkaset egzempla
rzy tego numeru "Przegl?du Zachod
niego" zostanie rozprowadzone w Ka
nadzie.
*
Klub Polskich Zif'm Zachodnich zo-
sta? za?o?ony w Montrealu jesieni? 1951
roku przez grono osób przewa?nie zna
j?cych si? jeszcze z Poznania z cza
sów przedwojennych. Za?o?yciele wzo
rowali si? do pewneg-o stopnia na istnie
jacym w czasie wojny w Londynie Klu
bie Ziem Zachodnich, który pó?niej sta?
si? g?ównym cz?onkiem obecnego Zwi?zku Polskich Ziem Zachodnich.
Za?o?eniem ; celem Klubu wówczas
by?o utrzymanie przyjacielskich wi?zów
??czno?ci mi?dzy cz?onkami. W arunkiem
nale?enia do Klubu by?o i jest pocho
dzenie z ziem zachodnich, wzgl?dnie
zwi?zanie z nimi wi?zami rodzinnymi,
czy te? wychowaniem na tym terenie
Polski. Znana powszechnie solidarno??
spo?eczna, wytworzona na zachodzie w
latach bezwzgl?dnej walki z prusac
twem nadal by?a i jest pierwszym obo
wi?zkiem cz?onków Klubu.
Z czasem okaza?a si? potrzeba roz
szerzenia naszej dzia?alno?ci. Sta?o si?
to specjalnie z chwil? powo?ania zjed
noczonego Zwi?zku Polsk ich Ziem Za
chodnich w Londynie i przeniesienia je
go akcji na inne kraje w celu zmonto
wania na terenie ca?ego Zachodu zor
ganizowanej akcji w obronie naszych
ziem zachodnich, w szczegó ino?ci za?
akcja id?ca w kierunku doprowadzeniado formalnego uznania .p rawneg'o obec
nych g runie Polski na Odrze i Nysie
?u?yckiej. Pot rzcba i konieczno?? ta
kiej akcji by?a i nadal jest oczywista.
Wydawnictwa Zwi?!zku Ziem Zachod
nich, a specjalnie jedyne wydawnictwo
zajmuj:.!ce si? tymi problemami, to jestkwartalnik "Poland & Gernnny" wy
dawany w j?zyku angielskim, dociera
do o?rodków naukowych, politycznychi propagandowych na ca?ym sw!ec.1e,wobec powodzi propagandowego mate
ria?u roz:prowadzanego przez Niemcy.
"Przegh!d Zachodni", mi8:5i?cznik wy
dawany równie? w Londynil?, dociera
do czytelnika polskiego. Ka?dy cz?onek
naszego Klubu staje si? automatycznie
prenumeratorem obydwu wydawnictw.J ,?d.llak SJ.ll:a .lJl'Cllliuc,_. ?tta \';J'J.??'.\ Eid\\·
nie wystarcza. Z natury rzeczy tego
rodzaju wydawnictwa s?! defieytowe i
z pewn? s:ltysfakcj? mo?emy sLwier
dzi6, ?e pomoc iinansowa naszego Klu
bu dla tych wydawnictw jest powa?nai umo?liwia w pewnym stopniu ich pu
hlikacj?·Klub :-.tal'a? ;-;i? j'(?ag'owa? przy ka?dej
okazji na obj a wv w rogiej nam p ropa
.!?·andy niemieckiej, czy to w prasie czy
w radio kanadyjskim. Mamy tu te? do
zanotowania powa?ne osi?gni?cia, mimo
ograniczonych mo?liwo?ci. Wype?niamytu luk? powsta?? na skutek nieudol
no?ci czynników, które normalnie o te
sp rawy winny dba? i ich pilnowa?.Z czasem okaza?o si?, ?e te nasze
rozszerzone cele i zadania wymagaj?obecno?ci Klubu w ramach KongresuPolonii Kanadyjskiej, do którego Klub
zosta? przyj?ty w roku 19(j?. DelegaciKlubu do Rady Okr?gowej K.P.K. w
Montrealu odgrvwnj? na terenie naszym
aktywn? rol?, ni?ej podpisany za? pre
zes Klubu jest obecnie przewodnicz?
cym Rady Kongresu na ca?? Kanad?.
Klub jest organizacj? cz?onkowsk?
Zwi?zku Ziem Zachodnich w Londynie,z którym blisko wspó?pracuje. Ni?ej
podpisany jest cz?onkom Rady Zwi?zkuod szeregu lat i mia? mo?no?? kilka
krotnie bra? udzia? w jego obradach
w Londynie. W czasie nieobecno?ci na
posiedzeniach Rady w Londynie rep re
zentuje nas nasz delegat red. Witold
Leitgeber, zamieszka?y w Londynie.
Tradycje i charakter Klubu sprawi
?y, ?e nigdy nie d??yli?my do du?egorozrostu liczebnego cz?onków, k?ad?czawsze nacisk na wewn?trzne zgraniei przyjacielski nastrój, co jest niemo?
liwe w organizacji masowej. Nasze ze
brania odbywaj? si? od kilkunastu lat
reg'ula rnie co miesi?c w domach na
szych cz?onków, systemem rotacyjnym.
Przyczynia si? to do wewn?t.rznego
zgrania i wytworzenia atmosfery ra
czej rodzinnej DIZ formalno-organiza
cyjnej. Jako ?e wi?kszo?? naszych cz?on
ków, to byli ?o?nierze, ??cz? nas bliskie
stosunki ze Skrzyd?em Lotniczym "Wilno" i Stowarzyszeniem Polskich Kom
batantów, gdzie wielu .naszych cz?onków
czynnie pracuje we w?adzach.
Od pocz?.tku swego istnienia, Klub u
rz?dza co roku tradycyjny Wieczór
Karnawa?owy, z którego dochód jest
przeznaczony na wydawnictwa Zwi?zku.N a zako?czenie pra??;n? wymieni? naz
wiska by?ych prezesów Klubu, którzywalnie przyczynili si? do jego rozwoju:Boles?awa Rychlickiego, pierwszego pre
zesa, obecnie zamieszka?ego czasowo w
?airobi (Afryka), a który nadal po
zostaje naszym cz?onkiem; ?'p. Fran
ciszka Michalaka, przedwcze?nie zmar-
warzyszenia LoLników i prezesa R.C.A.F.
Association na prowincj? Quebec; Sta
nis?awa .Matuli, specjalnie czynnego na
terenie Kongresu Polonii Kanadyjskieji J ?rzego Nyke, który niestety prze
niós? si? na sta?e do Toronto niespe?narak temu.
Zygmunt Ct'liehowHki
Ponura"Piotr Guzy, "STA? WYJ??TKOWY"
- Instytut Literacki, Pary? H68.
TYTU?NOWEJ KSIA?KI GUZEGO
to okre?lenie na stan istniejacy w
Polsce od lat 20 - ba! - cd ponad15!
".. , tak to si? powtarza v,,' tym
kraju z jak?? piekieln? regularno?ci?z pokolenia na pokolenie i ka?de po
kolenie po kolei ?udzi si?, ?e jego cier
pie? starczy ju? na wszystkie czasy i
nigdy wi?cej, ale temu nigdy nic ma
ko?ca, zawsze ?yjemy w stanie wyjat
kowym .. , ". To jest motto ksi??ki, jejtre?? i jej idea.
Tak jak i w pierwszej ksi??ce Gu
zego, zamiast akcji mamy monolog we
wn?trzny bohatera, tylko tym razem
rozbity na monolog czterech osób: mat
ki, dwóch synów i wnuczki, cho? nie z
tej samej krwi, bo córki synowej i Ni m
ca, a wi?c jest to monolog trzech pokole?.
Daty tych monologów zawieraj? si?
w okresie ostatnich 20 lat, mor-olog mat
ki, której ojca katowa?a policja carska,
a Uktai?cy zamordowali bestialsko, któ
rej m??a, dwóch synów, siostr? i dwoje
z rodziny rozwalili Niemcy w czasie
okupacji, której jeden syn, akowiec,
ukrywa si? przed U. B., a tylko jeden,
pogruchotany fizycznie i moralnie po
wojnic ?yje i pracuje niby normalnym
?yciem Monolog ten ma dat? 1947. Mo
nolog ocala?ego z zawieruchy wojennej
syna, by?ego ?o?nierza gen. M?czka ma
dat? 1945. Monolog drugiego syna ako
wca, zwolnionego po dwóch latach wi?
zienia, ju? w Polsce ludowej, nosi dat?
1957. Wreszcie monolog Wandy, przedstawicielki trzeciego pokolenia, nosi da
t? 1966.
Technika mor-ologu wewn?trznego jako
formy powie?ci jest nies?ychanie trudna
i ryzykowna i cho? w pierwszej powie?ci uda?o si? to Guzemu po mistrzow
sku, teraz nie móg? ju? po\vtórzy? jejrównie dobrze. Dlatego monologi osób
rozbite s? u?amkami dialogów, a mono
log Wandy ma jeszcze inny charakter.
Jest jakby prób? uchwycenia nurtu we
wn?trznego ?ycia psychicznego, gry do
znaJl, uczu?, my?li nie sformu?owanych
jeszcze w s?dy, nie uj?tych w karby lo
giki. Zamiar ambitny, ale chyba za
trudny.J ak ?atwo si? domy?le?, monologi te
nie s? pogodne, przechvnie pe?ne buntu,
goryczy, przera?enia groz? ?ycia, któ
re Ldkie sytuacje stwarza. Ale autoro
wi jakby nie by?o dosy? tragicznej,
okrutnej materii, któI'ej dostarczy?o mu
?ycie w Polsce. On gromadzi obrazy
sytuacji, których groza i ponuro?? robi
wra?enie wyehylenia si? poza rzeczy
wisto?? i szukania efektu. Np. we wspo
mnif'niach Hnmanem s(,f'lla rozmowy z
k;-;i\'dzPI11. by?ym kaceto\\'cem, ;-;l'Plla po-
bicia ?yda studenta na uniwersyteciei informacja lokatorki matki, studentki
?ydówki ocalonej dzi?ki Polakom, ?e
brata jej zabi? oddzia? akowców, rzeko
mo, ?eby ocali? wie?, wszystkie te
fragmenty s? sztucznie wstawione, nie
maj? zwi?zku ze stanami osób, o któ
rych autor pisze, a zniekszta?caj? w?a
?nie ów "stan wyj?tkowy". Chyba, ?e
autor, zasugestionowany szalej?c? obec
nie w ?wiecie propagand? antypolsk?
uwa?a, ?e bicie ?ydów (i to jeszcze
ci??ko chorych) oraz mordowanie
tych, których nie uda?o si? zamordowa?
Niemcom, uznaje za stan zwyczajny w
Polsce.
Ponuro?? tonu ksi??ki obejmuje i po
stacie bohaterów, z których ?aden nie
nosi w sobie odblasku cz?owiecze?stwa.
To co by?o arcydzie?em w pierwszej
ksi??ce Guzego. stworzenie postaci ho
munkulusa, bo nie cz?owieka przecie,ale wykazanie, ?e warunki, ogólny ton
?ycia mog? tak zdeformowa? psychik?
ludzk?, tak odcz?owieczy? cz?owieka, tu
nie ma racji bytu. Mimo "stanu wyj?tkowego" postacie drugiej ksi??ki mo
g?y i powinny by? lud?mi cho?by oka
leczonymi, a nie trociniastymi kuk?a
mi. Psychologia postaci zawodzi nas
wi?c zupe?nie.
Zawodzi równie?, o czym ju? pisali?my, technika pisarska. Truduo?? utrzymania ca?y czas dialogu omija autor
wprowadzaj?c strz?pki dialogu, co naj
cz??ciej daje efekt "waty", a czasem
jest wprost szokuj?ce zaskakuj?c? bez
sensowno?ci?. Na przyk?ad, w rozmowie
Romana z owym ksi?dzem kacetow
cem, po okropnej, makabrycznej spowie
dzi, pyta on Romana: "J eszcze troszecz
k? whisky?" - Na co Roman odpowiada: "A!e naprawd? tylko troszeczk?.
Dzi?kuj? bardzo". Te dwa zdania prze
kre?laj? jako ludzi i owego ksi?dza i
Romana, a I:arazem przekre?laj? Gu
zego jako pisarza. Na mniejsz? ska
l?, ale równie dra?ni?ce i fa?szywe ar
tystycznie s? w monologu matki ci?g?eprzej?cia cd spraw ?ycia i ?mierci do
brudnych zlewów, k?opotów mieszkanio
wych itd.
W ?umie ksi??ka spraWIaj?ca du?yzawód. Po autorze "Bohatera pozytyw
nego", ksi??ki okropnej, ponurej, ale
tragicznie mocnej, spodziewali?my si?
ksi??ki nie robionej na groz? obmierz
?? i odra?aj?c?, ale ksi??ki, która byznów zatrz?s?a nami. "Stan wyj?tkowy"
poza przygn?bieniem i niesmakiem inne
g-o \\strz?tsu nil' przynosi.
PODSTA '''A IST?IE?IA PISMA
JEST REGULARNIE OPLACANA
pnE?UMERATA
HISTOIUA E:\IlGI?ACJI
STOSUNKIThe l:niver.,ity ot" Edinburg'h and Po
land. An historical review. Edited by
Wiktor Tomaszewski. Edinburgh 1968.
BLISKO ;?O LAT temu, w czasie dnl-
,1.!:iej wojny ?wiatowej, kiedy Pol
;-;ka ZIlalaz?a si? pod obuchem m?ci
wej i bezwzgl?dnej okupacji niemiec
kiej zdecydowanej na z?amanie podstawducha polskiego i kultury polskiej, kie
dy wszystkie szko?y polskie od najni?
szych do najwy?szych - uniwersyteckich - dekretem okupantów przesta?y
istnie?, w stolicy Szkocji, w Edynburgu,
zap?on?? znicz nauki polskiej w postaci
autonomicznego wydzia?u lekarskiego
przy tamtejszym uniwersytecie pod na
zw? "Polish School of Medicine". Po
upadku Francji i przed inwazj? kon
tynentu europejskiego wi?kszo?? pol
skich si? zbrojnych stacjonowana by?a"'?a?nie w Szkocji i potrzeba kontynuowania rozpoczt;'tych w kraju studiów lub
wej?cia na drog? studiów uniwersytec
kich mOi,da by? i by?a zaspokojona, je?li chodzi o studia lekarskie, dzi?ki ?y
czliwej postawie edynburskich w?adz
uniwersyteckich.
Obok studiów lekarskich otwarte zo
sta?y dla cz?onków polskich si? zhroj
nych mo?liwc?ei korzystania z kursów
prawa i praktyki administracyjnej, wy
chowania publicznego, wreszcie z stu
dium weterynaryjnego. Ostatnim dzie
kanem wydzia?u weterynaryjnego by?
wybrany ostatnio do Rady Trzech dr.
Stanislaw lVIglej.Polski wydzia? lekarski hy? jednak
najwy?szym osi?gni«;ciem wysi?ków poLskich w zakresie odtworzenia organiza
cji wy?szych studiów na terenie Szko
cji (Pomijamy tu inne ogniska studiów
pobkich, jak polski wydzia? prawa przy
uniwersytecie oksfordzkim i Uniwersy
tet Po}:;:ki na Obczy?nie w Londynie).
Ostatnio b. docent uniwersytetu po
znal1skiego i polskiego wydzia?u lekar
skiego w Edynhurgu, dr. Wiktor Toma
szewski opracowa? i wyda? niezmiernie
POLSKO-SZKOCKIE.vil,;kn<! ksiq.?k? po?wi?(;om?- temu llie
zwyk?emu i tak pozytyv.;nemu dzie?u
wspó?pracy polsko-szkockiej w czasie
drugiej wojny ?wiatowej. Doko?a g?ów
nego tematu - historii powstania i dzia
?alno?ci polskiego wydzia?u lekarskie
go-
ugrupowane zosta?y opracowania
ogólniejsze, na?wietlaj?ce histori? sto
sunków polsko-szkockich z czasów
przedrozbiorowych i kontaktów polskichz uniwersytetem edynburskim na prze
strzeni wieków przed drug? wojn? ?wia
tow?·
Stanis?aw Seliga w pierwszym roz
dziale ksi??ki pisze o Szkotach, którzyosiedlili si? w Polsce od XVI wieku
pocz?wszy jako kupcy, rzemie?lnicy,
aptekarze itd. Za Stefana Batorego
Szkoci niejednokrotnie byli dostmvca
mi dworu j wojska w czasie wypraw
wojennych i cieszyli si? \vyra?nymi
,vzgl?dami króla. Radziwi??owie w
Kieydanach i Leszczyl1scy w Wielkopols?e ch?tnie korzystali z ich us?ug i ota
czali ich sw? opiek?..
Imigranci szkoccy stano, .. ;ili grup?
,vcale liczn?, skoro byli zOl'ganizowani
w conajmniej 12 bractwach w ró?nycho?rodkach miejskich. Niektórzy doro
bili si? znacznych fortun i zajmowali
powa?ne stanowiska, jak czterokrotny
burmistrz warszawski Aleksander Cza
mer (Chalmers) lub dobroczy?ca Kros
na Hobel·t Gilbert Porteous (Porcjus).
Tepper-Ferguson by? zamo?nym ban
kierem warszawskim, który udzieli? po
?yczki 5 milionów dukatów królowi Sta
nis?awowi Augustowi (i w rezultacie
zbankrutowa?).Szkoci odznaczali si? równie? walecz
no?ci?? w wyprawach inflanckich, podPskowem itd. Hetman Zamoyski mia?
pod swoj? komend? dwie kompanie pie
choty szkockiej. Ca?y szereg oficerów
szkockich lub pochodzenia szkockiego
zapisa? si? chwalebnie po stronie pol
skiej w licznych bitwach z okresu XVI
i XVII-go wieku. Nazwiska takie jak
GULhl'ie (Guttry) i Gordon powtarza
j? si? wielokrotnie. Franciszek Gor
don by? genera?-majorem armii pol
skiej za Stanis?awa Augusta. Nierzad
kie by?y wypadki nobilitowania \\'ybit
nych imigrantów szkockich. Pisz,?cy te
s?owa mia? jako pl·omotora na uroczy
sto?ci doktoryzacyjnej potomka jednej
z takich rodzin - profesora Edwarda
Taylora.
Klementyna Sobieska, \vnuczka króla
Jana, wysz?a za Jakóba Stuarta (the
"Old Pretencler") i by?a matk? "bonnie
Prince Charlie", jednej z najbardziej
umi?owanych 110staci w panteonie szkoc
kim. W ?y?ach Czartoryskich i Ponia
towskich p?yn??a krew szkocka dzi?ki
ma??ellstwu Andrzeja lVIorsztyna z lady
Catherine Gordon, której córka Iza
bella wysz?a za Kazimierza Czartory
skiego, wojewod? wile?skiego.
Kontakty intelektuah:e i kulturalne
mi?dzy Polsk? a Szkocj? si?gaj? XV
go wieku. Na wszechnicy jagiello?skiejw Krakowie zapisani byli trzej Szkoci,
na soborach ówczesnych spotykali si?
niew,?tpliwie Szkoci i Polacy, którzy
brali bardzo ?ywy udzia? w obradach.
W drugim rozdziale ksi??ki Leon Ko
czy wymienia szereg Szkotów -
poe
tów, pisarzy i uczonych, którzy trafia
li do Polski. M. in. dwaj lekarze, dr
John Johnston i dr William Davison
opublikowali szereg dzie? z zakresu
medycyny i odznaczali si? wybitnymi
zaletami intelektualnymi. Z drugiej
strony wiemy o polskich studentach za
pisywanych na uniwersytecie St. An
drews w XVI i XVII stuleciu. Pod ko
niec XVIII-go wieku J?drzej ?niadecki
i kilku m?odych arystokratów polskich
(Czartoryscy, Zamoyscy, Sohallski) stu
diowali w Edynburgu. Pobyt ten mia?
za skutek nabycie ksi??ek dla zbiorów
bihlioteki Zamoyskich w Warszav.'ie i
YIuzeum Czartoryskich w Krakowie. Po
powstaniu 1830/31 liczba studentów polskich na uniwersytetach szkockich zna-
Lhl1ie \\' zl'o::i?a. 'W id u z nich osiedli?o
si? na sta?e w Szkocji. W 1?09 r. uni
wersytet edynburski uczci? Mari? Sk?o
do\vsk?-Curie nadaniem doktoratu hono
rowego.
Hedaktor ksi??ki, dr. W. Tomaszew
ski, jest równocze?nie autorem wi?kszo?ci l'ozdzia?ów i odpowiedzialny za ca
?o?? dzie?a. Impuls do wydania ksi??ki
da?y uroczysto?ci :i.5-lecia za?o?enia poL
skiego wydzia?u lekarskiego w 1966 r.
Ogrom pracy zwi?zanej z tym przed
si?wzi?ciem musia? by? znaczny; wynik
?wiadczy o dobrym smaku, zdolno?ciach
organizacyjnych i wielkim zapale do
przedmiotu autora i wyda,vcy. Z uj?cia
przebija uczucie wdzi?czno?ci wobec uni
wersytetu edynburskiego, który przy
garn?? studentów i wyk?adowców polskich i umo?liwi? im prac?, ale i poczu
cie godno?ci, przystoj?cej go?ciom, któ
rzy wnie?li wielki wk?ad swego ?yciai krwi.
Uroczysto?ci powo?ania do ?ycia polskiego wydzia?u lekarskiego w marcu
1941 r., ods?oni?cia tablicy pami?tkowejw listopadzie 1949 r., kiedy wydzia?
przesta? istnie?, wreszcie uroczysto?cizwi?zane z 26-leciem powstania wydzia?u opisane s? szczegó?owo z przytoczeniem licznych przemówie? i toastów.
Wielka ilo?? doskona?ych fotografij i
rycin niezmiernie podnosi warto?? ksi??ki i wzmacnia jej charakter pami?tni
kowy. Liczne rysunki Józefa M?ynar
skiego, który równie? projektowa? este
tyczn? ok?adk?, s? prawdziw? ozdob?tego niezmirenie ujmuj?cego dzie?a.
Powinno ono znale?? si? w posiadaniuka?dego Polaka w W. Brytanii, któryceni sobie pami?tki naszych dokona?
na tych wyspach. Zas?uguje ono rów
mez na szerokie rozpowszechnieniew?ród licznych naszych przyjació? bry
tyjskich. (Dla zainteresowanych poda
j0.my, ?e ksi??ka jest do nabycia u wy
dawcy dra W. Tomaszewskiego, 2 Wil
ton Road, Edinburgh 9), (m. 08t.)
Str . .{ M y?
Polska-------------------------------------- ---------------------------------------------------------------------------------------------------------
15 stycznia 1969
pOZ.. \ D?.ll·?YZ?A:\lI pozjazdowymi
oraz zwi?zanymi z 50-leciem od
zyskania niepodleg?o?ci, prasa krajowa
w okresie przed?wi?tecznym znalaz?a
te? troch? miejsca dla spraw dotycz?
cych podniebienia. "?ycie Gospodarcze"w numerze z 22-29 grudnia przytacza
pewne fakty, które wyja?niaj?, dlaczego
pomimo wielkich po?owów trudno nie
raz o ryby. Autor artyku?u. Zbigniew
Wyczesany, widzi ?ród?a z?a w niedosta
tecznym tempie rozwoju zaplecza l?do
wego, a wi?c ch?odni portowych i sk?a
dowych, transportu ch?odniczego oraz
sieci hurtowej i detalicznej. W rezul
tacie:
"... kosztowne w eksploatacji statki
zamiast na ?owiskach przebywaj? d?u
gie tygodnie w porcie, maj?c w swych?adowniach tysi?ce ton ryb. G?o?ny np.
by? wypadek statku-bazy, który przez
blisko 5 tygodni sta? w porcie szcze
ci?skim bez mo?liwo?ci p rze?ndunku
kilku tysi?cy ton ryb. Wymowa tego
faktu nabiera szczególnego wyrazu, gdy
dodamy, ?e koszt utrzymania takiej jednostki wynosi ok. 270 tys. z?. na do
b?".
Jak si? okazuje, ten ba?agan zosta?
wywo?any w niema?ej mierze zlikwido
waniem Centralnego O?rodka Dyspozy
cji i Zbytu Ryb, bez równoczesnego
przygotowania przedsi?biorstw po?owo
wych do tej zmiany. Autor zreszt? nie
widzi w tym nic z?ego, bo cieszy go
przede wszystkim fakt, ?e nie b?dzie
ju? teraz mo?na wymy?la? na "czynniki
odgórne", czyli partyjne:
"Zlikwidowanie w ostatnim czasie
centralnego rozdzielnictwa ryb i prze
tworów rybnych spowodowa?o niema?o
zamieszania. Sko?czy? si? okres, w któ
rym win? za niedostateczne zaopatrze
nie rynku w danym województwie, mie
?cie czy powiecie mo?na by?o zwala? na
bli?ej nieokre?lone 'czynniki odgórne'.
Oparcie zbytu ryb i pr-zetworów rybnychna systemie umów musia?o doprowadzi?do ma?ej rewolucji równie? w przed
si?biorstwach po?owowych i przetwór
czych ..
"
Zanim te przedsi?biorstwa wypracuj?sobie odpowiedni system rozdzielczy, ry
by b?d? spoczywa?y spokojnie w stat
kach-muzeach. Ale nie ma si? co mar
twi?, bo - jak si? okazuje z innego
artyku?u w tym?e numerze "?ycia Go
spodarczego" - Polska sta?a si? kra
jem o tendencjach jaroszowskich. Od
powiednie statystyki wynalaz?a i w ar
tykule poda?a Wilrelmina Skulska,
stwierdzaj?c na wst?pie, ?e 'wed?ug sta
tystyki G l:S mieszka?cy wsi konsumu
j? a? 94 kg. warzyw na g?ow?, podczas
gdy ci z miast - tylko 56 kg. I\'iektó
re z wynalezionych przez autork? da
nych daj? du?o do my?lenia - zw?asz
szcza ogromna popularn()?? .. , kapusty,w porównaniu do innych jarzyn. Artyku? g?osi:
"Porównanie spo?ycia warzyw w Pol
sce i krajach s?siaduj?cych: Konsu
mujemy prawie trzy razy tyle, co Nor
wegia (28 kg.). Du?o wi?cej, ani?eli
Anglia (59 kg.) i Belgia (G5 kg.). Dwa
razy mniej od Francji (144 kg.) i zna
cznie mniej od Portugalii (114 kg.).
Wniosek? Wielko?? spo?ycia warzyw
nie upowa?nia do wyprowadzenia wnio
sku ani o kulturze spo?ycia, ani o stopieludno?ci. Bywaj? czasem \\T?cz ?wia
dectwf'm ubóstwa. Patrz Portug-:<lia ...
,
KAPUSCIANE PROBLEMYA co potrzebujemy, jako dodatek do
dania podstawowego: warzywa gotowa
ne i surówk?. W tym celu ?ywienie
musi dysponowa? bogatym, odpowiednio urozmaiconym bukietem warzyw. A
jakim dysponuje?
Tradycje tych upraw w naszym kra
ju s? ubogie: kapusta, buraki, mar
chew. Ignacy Krasicki w swoich li
stach o ogrodach krytycznie ocenia stan
naszego warzywnictwa, pisz?c: 'warzy
wa w Polsce najgorszego by?y rodza
ju, a sa?aty nawet ledwo gdzie znale??
mo?na'. Min??o bez ma?a dwie?cie lat.
Co si? zmieni?o w naszym warzywni
czym 'ogródeczku'? ... ".
Autorka przytacza przyk?ady przesta
rza?ych, albo niedostatecznie komplet
nych urz?dze?, które przygotowuj? ja
rzyny na rynek. G?ównie jednak ude
rza wyj?tkowo w?ski margines doboru
warzyw:
,Wie? konsumuje g?ównie kapust?. W
rmescie proporcje s? przychylniejsze,
jednak?e tzw. warzywa rzadkie, to zna
czy owe kalafiory, broku?y, szpinak,
czy cykoria, zajmuj? wci?? i zaledwie
7 procent w stosunku do tradycyjnej
trójki: kapusty, marchewki, buraka ?wi
k?owego.
.J ak reprezentuje si? jako?? naszego
warzywnictwa w scosunku do ?wiato
wego. Wed?ug biologa-encyklopedysty
Bailey'a produkuje si? na ?wiecie 247
gatunków warzyw. W Polsce -- oko?o
15, z tego niektóre pozycje w mikro
produkcji, np. salcefia, ameryka?ska sa
?ata, broku?y".
Tymczasem zdaniem znawców winno
si? w Polsce - bior?c pod uwag? jej
klimat - produkow a? 35 gatunków ja
rzyn. Autorka przynaje wprost, ?e
PG Ry w produkcji jarzyn nie odgry
waj? prawie ?adnej roli. Wytwórc? w
tej dziedzin-ie jest prawie wy??cznie rol
nik indywidualny, który uprawia wa
rzywa na marginesie produkcji hodo
wlano-rolniczej. A dalej:
"Oko?o 30 procent warzyw dostarcza
na rynek plantator, mowia badylarz,
który korzysta z kredytów, ulg inwe
stycyjnych. Wielu z nich, ?eby nie po
wiedzie? wi?kszo??, to dzi? ludzie m?o
dzi, cz?sto in?ynierowie, lub technicy w
swojej specjalizacji. Gospodaruj? prze
ci?tnie na 4-10 hektarach ziemi. Zda
rzaj? si? 'magnaci' - jak legendarnyWiktor Tyc, ko?o Kalisza. Pan na 49
ha. Opowiadaj? o nim, ?e w dzie? ?lu
bu có rk i wyciagna? m?odych () 7 rano
z ?ó?ka: do roboty! Tyle o ko?aczach
pracy."
W ?wietle tych danych próby przy
wrócenia kolektywizacji, która WCl?Z
jest upragnionym celem "góry" partyj
nej jako jej "?wiadectwo moralno?ci"
wobec Moskwy, zdaj? si? czym? z miej
sca skazanym' na zag?ad?. Bo teraz
trzeba, by pokona? jednocze?nie i ch?o
pa i badylarza, czyli po??czony front
rolniczo-badylarski. A to ju? nie s?
?arty.
WYMIANA - PO RADZIECI{U
Polska ju? nieraz do?wiadcza?a skut
ków tzw. "wymiany", narzucanej jej
przez sw? mo?n? protektork?. Podob
nie odbywa si? ka?da "wspó?praca".
"Trybuna Ludu" z 22 grudnia daje
przyk?ad tak rozumianej wspó?pracy
dziennikarzy polskich z sowieckimi:
"W zwi?zku z przygotowaniami do
setnej rocznicy urodzin Lenina SDP
(Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich)we?mie udzia? w mi?dzynarodowym sym
pozjum po?wi?conym dorobkowi prasy
\\' zakresie popularyzacji my?li lenino
wskiej. W zwi?zku z 25-leciem PRL
Zwi:F,ek Dziennikarzy Radzieckich u-
dzieli szerokiej pomocy i w??czy si? po
przez popularyzacj? polskich materia
?ów w prasie, radio i telewizji do orga
nizacji obchodów tej rocznicy w KrajuRad. U mowa przewiduje wymian? li
cznych grup dziennikarzy i publicystów,w celu zebrania materia?ów zwi?zanychz tymi rocznicami".
Polscy dziennikarze bt.'d? wi?c popu
laryzowa? my?l leninowsk?. a sowieccy
b?d? popularyzowa? polskich dziennika
rzy, popularyzuj?cych my?l leninowsk?.Idealna wspó?praca i wszechstronna -
wymiana.
UPOMINEK GWIAZDKOWY
"G?os Szczeci?ski" ucieszy? swych czy,
telników przed ?wi?tami wiadomo?ci?,?e Szczecin. otrzyma swój upominek:
"B?dzie papier toaletowy. W Skol-
wirne ruszy?a maszyna wytwarzaj?caów papier. Nast?pi?o tu znakomite uno
wocze?nienie produkcji. Papier ów jest
perforowany, tak, ?e oddziera? si? b?
d? odmierzone jego porcje, co sprzyja
oszcz?dnemu u?ywaniu. Ju? wkrótce
b?dzie on pakowany po cztery rolki w
jednej paczce, co u?atwi noszenie go 7P
sklepu do domu. Szczecin te? otrzyma? samochód papieru."
Miejmy nadziej?, ?e nie by?a to kacz
ka dziennikarska, ?e fabryka istotnie
wykona?a, co mia?a wykona? w??czniez perforowaniem i m ieszka?cy Szczeci
na nie byli zawiedzeni! has
LISTY DO REDAKCJI
OSOBLIWYSzanowny Panie Redaktorze,
Ni« tylko polityk? cz?owiek ?yje,
wdzi?czna wi?c jestem dr. S. Batleo
za to, ?e w numerze "M y,?li Polslciej"
z 1 stycznia br. omówi? ksiq?lc?, zaj
muj?c?; si? dla odmiany nie cz?owie
kiem, ale ni?szego gatunku zwierz?tam i, którym z powodu cz?owieka
grozi zupe?ne wymarcie. Na szcz?
?cie cz?owiek cz?owiekowi nieroumu
i wielu jest takich, którzy staraj?
si? zapobiec tej katastrofie. Pragn?tu do uwag, zamieszczonych przez
dr. Batko, dorzuci? jeden fragment.
Mo?e on zadowoli? i mi?o?ników zwie
rz?t i polityków równocze?nie, gdy?
stanowi tzw. "churchilian?". Innymi
s?owy daje nowy i do?? nieoczeki
wany wgl?d w psychik? Churchilla.
Fragnlent ten znajduje si? w ksi??ce niezrównanego Geralda Durrell'a
pt. "W d?ungli we dwoje" (Two in
the Bush), napisanej po podró?y za
inicjowanej przez BBC celem zbada
nia, czy i ile robi :;i? celem kOl/ser
wacji dzikiego ?ycia w N owej Ze
landii, Australii i na Malajach.
Gerald Durrell swymi kpi??kam ?
zrobi? pewno wi?cej dla konserwacji,
ni? szereg organizacji razem wzi?
tych. Ale dla Durrella cz?owiek, to
tak?e zwierz? i podgl?da jego oby
czaje z t? :;am? pasj? I: humorem, z
jakim i podgl?da jakie? rzadkie i
egzotyczne okazy. W Australii na
tkn?? si? na jednego z tamtejszych
kOl1seru:atoró1.c dziki(',go ?!!6a i od-
P I ? T Y PARTNER
(Doko?czenie ze str. 1)
we Francji Marcel Dassault --
prze
konany dotychczas stronnik genera?a,
ale ?yd - zakupi? 50 procent akcji
w belgijskiej firmie lotniczej i za
mierza omin?? zakaz de Gaulle'a eks
portu broni do Izraela przez eksport
swoich samolotów z Belgii. Zapyta?
mo?na, ilu takich Dassault'ów znaj
duje si? w?ród siedemnastu milionów
wspó?wyznawców francuskiego prze
mys?owca?
Na tle tego staje si? zupe?nie praw
dopodobne, ?e Izrael jest na progu
posiadania bomby atomowej, co ca?
kmvicie zmieni jego Do?o?enie.
Sowiety montuj? klub czterech mo
carstw w sprawie pacyfikacji arab
sko-izraelskiej wierz?c, ?e tego ro
dzaju zabieg zmusi Izrael do kapitu
lacj i i wycofania si? z dotychczaso
wej polityki.
Tymczasem do tej przewodniej
czwórki zg?asza si? si?? faktów ju?
dokonanych i zamierzonych pi?ty
partner. Jest on anonimowy, jedno
cze?nie jednak bardzo obra?liwy i
zdeterminowany broni? pozycj i pa?
stwa izraelskiego, swego narodowego
wyk?adnika.
Zygmunt Berezowski
?. t P.
EDNA MAY BALI?SI{A
M?? i CóRKI
OKAZ
kryl zadsiuiia.jqcq. histori?, która
przenosi nas nieoczekiwanie w sam
srodek ostatniej wojny, icnoszqc do
'niej do?? kom iczny epizod.
Oto w pewnej cz??ci Australii mie
szka zupe?nie rzadkie zwierz?, nie
znane nigdzie indziej, ?yj?;ce jak bo
bry, raz pod wod?, raz na wierzchu,
od?ywiaj?ce si? ro?numi robakami i
ralcam i, których zjada dzien nie ol
rzymie ilosci: mniej wi?cej tyle, ile
samo wa?y. Nazuioa si? platypus, (l
z wygl?du przYPo'i'nina - zdaniem
Geralda Durrella - Donald Duclc'a
ozdobionego permanentnym, do
brodusznym. usmiechcm, Niestety
przy wszystkich tych intrygllj?cych
w?a?ciuw?ciach, platYPlu? ma jedn?;
fataln? wad?: cierpi na nerwy. Nie
znosi ha?asów, a ?dy {jO jaki? nie
w?a?ciwy i nienaturalny lw?as za
skoczy, u1'niera z prote:;tem. (Wielu
ni ie:;zka?ców m iast pozazdro.?ci rnu
pewno tej w?a?ciwo?ci!) David, ów
australijski konsc1"u,'ator, opJwicdzia?
D /OTellmci nast?puj?c? II i:;tori?:
Oto nagle w ?rodku wojny Win.sion
Churchill zdecydou:a?, ?e musimid
platypusa. Dlaczego, nikt si? nigdynie dowiedzia?. Platypusa do po
d'ró?y jakiejkolwiek, a zw?aszcza ok1'?
tem, trzeba powoli p"rzyzwyczaja?,' by
jego delikatnej p'-'ychiki nic zasko
czy? czym.? zbyt niewhl.?ciu]ym. Przy
gotowano wi?c jednego mozolnie,
wydatlO instrukcje za?odze okr?tu
wojennego "Port Philip", która oczy
wi?cie zabra?a si? do tego ci??kiegozadania z najwi?kszym entuzjazmenl.
Okr?t z platypusem i olbrzymim ?a
dlU/kiem robaków, przep?yn?? p-rzez
Pacyfik, popnez Kaua? Panam8/ii,
poprzez Atlantyk. Na dwa dni przed
Liverpoolem natkn?? si? na ?ód? pod
wodn?. Trzeba by?o rzuci? bomby
g??binowe. Dla delikatnej psyche pla
typusa by? to szczyt zniewagi, szczyt
barbarzy?shva. "Wzi??" i umar?. Na
dwa dni przed Liverpoolrm. Komen
tarz Durrella wL:mowllie wykazuje,
?e przez ten epizod Churchill, nie
platyplls, frapuje go jako szczególnie
rzadki okaz z jego bogatej kolekcji:
"Dla. ulnie ca!a ta historia by?a naj
chwalebniejsz?; donkiszoteri?, jak?;
kiedykol wiek us?ysza?em. Ludzko,??
rozdzierana na pó? p'i'zez najsfraszli
wsz? w historii wojn?, a. w ?rodku
tego Churchill, Ze 8wym cygarem, do
magaj?cy si? nonszalancko platypu:;a,
(ze wszystkich rzeczy, akurat 'tego).Az drugl:ej strony David przygoto
wuj?cy :;taran lIie i cierpliwie m?ode
go platypu,wL do d?ug?ej podró?y po
przez 'wody roj?;ce :;i? od ?odzi pod-
1.oodnych. Co za szkoda, ?e historia
nie ma szcz??liu;ego zako?czenia. Ale
i tak, có? to za przewspaniale idio
t yczny wyczyn, na OUJe czasy. W ?t pi?
czy Hitler, nalcet w chwilach, gdy by?.
troch? zdrowszy umys?owo, móg?by
.<;i? zdoby? na tak rozbrajaj?cy d'sceu
trycyzm, by w ?rodku wojny domaga?
si? kaczo-dziobego platypusa".
Istotnie idiotyzm tego pomys?u
przekracza mo?liwo?ci fantazji i za
pewne nigdy si? nie dowiemy, sk?;d
si? wzi??a ta dziwaczna - i kosztow
na nawet bez wojny -- zachcianka.
??cz? wyrazy powa?ania,
Hanka ?w'?e?awska
9 stycznia 1969.
LEGENDA i PRAWDA
u: ieclcc
torze!
SZCUIOU; II Y Pauic Rcdak-
Ja nigdy nie cofn? si? przed pro
stouxmiem "legendy" nawet w pra
sie ameryka?skiej, wychodz?c z za
?o?enia, ?e zatajanie prawdy mog?o
by obci??y? od poioiedzialnosciq wszy
stkich Polakoio za to co stosunkoioo
niewielka grupa zawini?a.
?qcz? wy'razy pouxi?ania,
Franciszek Gawrych
Dnia 21 grudnia 1968 r.
8330 Alrnoni.,
Detroit, Michigan, 48234.
WIKTORA TRO?CIANKI
PRZECIW WIATROMCena 10/-, s 2, 475 fr. fr.
Sk?ad G?ówny:
MY?L POLSKA
8, A?ma Terraee,
London, W.8
Artyku? "Refleksje rocznicowe"
budzi uie mnie przykre wspomnienia.-- Legenda i prawda II istoryczna s?
to dwa hiegu "ou;o przeciwne poj?cia. Picr/J)sze, emorjol/alf/e, oparte
na wierze w to, co cz?owiek sobie ?y
c'?y, aby by?o prawd?, (l. w lIajgor
szym wypadku perfidne k?amstwo tak
",preparowane, ?e porywa ludzi bez
krytycznych i 1'obi z nich fanatycz
nych wyznawców, z którymi szkoda
cza.su. na dyskusj?. Drugie poj?cie,w na:;zym wypadku prawda historycz
no;, idzie zawsze ciernist? drog?, dla
tego tylko, ?e jest prawd?.
Co mnie dr?czy, to nasza wina w
podbudowywaniu "legendy". Bardzo
jaskrawy przyk?ad to kapitulacja
Obozu Narodowego w maju 1926
przed zamachem stanu - z uwagi na
bezpiecze?st1.(?o granic pa?stwa, ust?
pstwo spryt-nie wykorzystcL1le przez
"legend?"·
W z1.()i?zku z sowieckim lIajazdemna Czechos?ou'acj?, jako,? u'stydliwie
wspomina si? o naje?dzie na Zaolzie.
Dlacze.?o? Kogo chce si? kry?, uspra
wiedliwi??
Czyn niehonorowy 'mo?e si? wyda
rzy? nawet w 'l/njlepszej rodzinie.
Ha?b?; :;taje si? jednak dopiero wte
dy, kiedy si? próbuje go zatuszowa?.
Znowu pomagamy "legendzie".
NI:e ?.-ud?my si?. ?w·iat zna na-
sze winy lepiej, ni? nasze cnoty.
11lóg?bym przytoczy? co najmm:ej trzy
przyk?ady z mojego do,?wiadczenia UJ
U.S.A. W czasie turystycznej wy
cieczki do stanu Uta pozna?em histo
ryka, profesora uniwers'!!tetu Uta.
Mówili?my o wyb01'ach Miko?ajczy
Im w Polsce. Zwróci?em uwag?, ?e
to nie by?y uczciwe wybory. Wtedy
profesor zapyta?: "A kiedy u was
by?y uczciwe wybory"? Oczywi?cie
mia?em sposobno?? wyja?ni? mu, ja
kie by?,!! sto.sunki polityczne w przed
wojennej Pol:;ce_ ,U'ic1'z?, ?e dobrze
si? wywi?za?.em z tego zadania.
My tu w U.S.A. numly wiele do
odrobiellia. Pe?no tu "legend,!!'.
W imi? czego tolerujery to?
lVierz? g??boko, ?e zatuszowywa
nie tego, co by?o z?e UJ Polsce przed
wojen nej przynosi tylko :;zkod? do
bremu imieniu Polski, podtrzymuje
"legend ?", która przcdstau:ia Pol
sk? najcz?,?ciej 10 z?ym ?wietle.
Printed by Gryf Printera (H. C.) Ltd., 171, Battersea Church Road, London, S.W.1!. for "My?l Polska", 8 Alma Terrace, Allen Street, London W.8. tel. WES. 1797
ukochana ?ona i lVlatka zmar?a nagle po operacji w szpitalu
dnia 4 stycznia 1969 roku, prze?ywszy lat 54. Po mszy ?w.
?a?obnej za spokój Jej duszy zosta?a pochowana na cmentarzu
w Twickenham dnia 8 stycznia, o czym zawiadamiaj? pogr?
?eni w g??bokim smutku
Ksi??ki nades?aneTadeusz Nowakowski : A leja dobrych
Inaj()my?'h. Nak?. Polskiej Fundacji Kul
i uralnej. Londyn 1968. :l96 stron. Sh.
15/ -. Zbiór 30 sylwetek lepszych i gor
szyeh znajomyeh autora, ?yj?cych i nie
?yj?eych. S? tam LechO?\, Tadeusz Su?
kowski, Jan Bielatowicz, Juliusz Sakow_
ski, Wac?aw Zbyszewski. Jest te? Jew
tuszenko, Brychta i Ad?ubf'j.
Aleksander Prag?owski: Od Wiednia
do Londynu. N aldadem Polskiej Funda
cji Kulturalnej. Londyn 1968. 237 stron.
Cena sh. 10/-. Wspomnienia obejmuj?ee czasy, w których zmie?ci?y si? a?
trzy \vojny, w których autor bra? u
dzia?.
Janina Surynowa Wyczó?kowska:
Gringa. Nak?adem Polskiej Fundacji
l\.uIturalnej. Londyn 1 ?j68. 237 stron.
Cena sh. 10/-. Powie?? wspó?czesnao Polce, któr? los rzuci? do Argentyny.
Ale?(sancler Bregman: Zakamarki hi
storii. Nak?adem Pol!':kiej Fundacji
Kulturalnej. Londyn 1968. 238 stron.
Cena sh. 10/-. Wybór artyku?ów doko
nany przez Adama Cio?kosza.
Józef ?"obodowski: I\ o?yce Dalili. N a
Idadem Polskiej Fundacji Kulturalnej.
Londyn 1968. 239 stron. el'na sh. 10/-.
Powie??. .J est to trzecia cz??? "D ziejów.J ózefa Zakrzewskiego".
J. P. D?browski: Strz?,'py Haptularza.
Wydane staraniem Towarzystwa Przy
jadó? Kultury Polsldej w Glasgowie.
Glasgow 1968. 93 strony. Urywki po
ezyj, których pierwotne r?kopisy zagi
n??y bez ?ladu w Warszawie, oraz utwo
ry napisane na emigracji.
Leon I\.oczy: Maria Sk?odowska-Curie.
Perth 1968. 11stron. Tekst przemówienia po angielsku wyg?oszonego na do
rocznym przyj?ciu zorganizowanym
przez Stowarzyszenie Kombatantów Pol
.skich w Perth, w dniu ? lutego 19G8.
J ak Polska odzyska?a niepodleg?o??
191.t-l!121. Wychowanie Ojczyste Nr.
3/7G. Londyn 19G8. Pod redakcj? mgr.
?. Go?awskiego. Nak?adem Polskiej
l\Iaril'l'zy Szkolnej Zagranic?. G3 strony.
15th January 1969