Dobry Znak

32
Dwutygodnik nr 21 (149) } 20 listopada 2014 } www.gazetadobryznak.pl nakład 150 000 egz. } ISSN 18994830 } GAZETA BEZPŁATNA Kiedy będzie Muzeum Piłsudskiego? Przy okazji Narodowego Święta Niepodległości znów powraca temat nowego Muzeum Piłsudskiego w Sulejówku. Obiecane przez państwowe władze w 2008 r. ciągle zysku- je „nowe daty” zakończenia inwestycji. Pomiędzy pytaniami o sensowność tak dużego przedsięwzięcia kilkanaście kilometrów od centrum Warszawya brakiem środków na sfinansowanie Muzeum pobrzmiewają słowa Marszałka „Umiłowanym stanem Polaków jest niezdecydowanie”. Grażyna Szapołowska: - Najbardziej bałam się roli w filmie córki Niedaleko od stacji PKP w Sulejówku, wśród pięknych, starych sosen, stoi willa „Milu- sin”. Willa przy ul. Oleandrów 5 została zbudowana przez Komitet Żołnierza Polskiego w 1923 r., a fundusze na budowę pochodziły ze zbiórek wśród żołnierzy i by- łych podkomendnych Marszałka. 13 czerwca 1923 r. „Dar Komitetu Żołnierza Polskiego” był gotowy, generałowie Daniel Konarzewski i Tadeusz Rozwadowski przekazali Aleksandrze i Józefowi Piłsudskim klucze, a ksiądz Marian Toka- rzewski dokonał poświęcenia. Na ścianie obok drzwi wejściowych zostały odsłonięte dwie tablice, ze słowami: Pierwszemu Marszałko- wi Polski Józefowi Piłsudskiemu Naczelnemu Wodzowi swemu dom ten wzniósł w roku 1923 żołnierz niepodległej Polski oraz Słońce wolnej odrodzonej Ojczyzny niech opromienia radośnie ściany tego domu i życie ukochanego wodza po najdłuższe bohaterskie lata. Józef Piłsudski mieszkał w „Mi- lusinie” do 1926 r., a do swojej śmierci w 1935 r. przyjeżdżał tu na wypoczynek. Tu stawiał pa- sjanse i grał w szachy, tu spotykał się z najbliższymi przyjaciółmi i współpracownikami, m.in. Igna- cym Paderewskim i Maciejem Ra- tajem. Tu powstały książki: „Moje pierwsze boje”, „Rok 1920”, „O wartości żołnierza legionów”, „Rok 1863” i „Wspomnienia o Gabrielu Narutowiczu”. 1 września 1939 r. jego żona Aleksandra Piłsudska z córkami opuściła Sulejówek. Pamiątki po Marszałku zostały wywiezione do Bukaresztu razem z transportem Funduszu Obrony Narodowej. Dr Wacław Jędrzejewicz tak to opisał: W transporcie tym znajdowało się parę skrzyń i waliz z przedmiotami należącymi do rodziny Marszałka Piłsudskiego. Były to wielkie skrzy- nie z rękopisami, szable Marszał- ka, mundur, czapka, buława, część archiwum Kapituły Orderu Virtuti Militari i inne pamiątki z Muzeum Belwederskiego (…) Do „Milusina” wchodzą Niem- cy, w okolicy powstaje ośrodek Abwehry, gdzie szkoli się agen- tów przerzucanych następnie do pracy wywiadowczej w Związku Radzieckim. W 1950 r. posiadłość zajmują Rosjanie, grabią i sie- ją zniszczenie. W 1956 r. w willi Marszałka utworzono przedszkole. W 1989 r. staraniem Towarzystwa Przyjaciół Sulejówka oraz miesz- kańców dworek został wpisany do rejestru zabytków. Milena Bochenek dokończenie na str. 8

description

nr 21(149)/2014

Transcript of Dobry Znak

Page 1: Dobry Znak

Dwutygodnik nr 21 (149) } 20 listopada 2014 } www.gazetadobryznak.pl nakład 150 000 egz. } ISSN 18994830 } GAZETA BEZPŁATNA

Kiedy będzie Muzeum Piłsudskiego?Przy okazji Narodowego Święta Niepodległości znów powraca temat nowego Muzeum

Piłsudskiego w Sulejówku. Obiecane przez państwowe władze w 2008 r. ciągle zysku-je „nowe daty” zakończenia inwestycji. Pomiędzy pytaniami o sensowność tak dużego

przedsięwzięcia kilkanaście kilometrów od centrum Warszawya brakiem środków na sfinansowanie Muzeum pobrzmiewają słowa Marszałka „Umiłowanym stanem

Polaków jest niezdecydowanie”.

Grażyna Szapołowska:- Najbardziejbałam się roliw filmie córki

 Niedaleko od stacji PKP w Sulejówku, wśród pięknych, starych sosen, stoi willa „Milu-sin”. Willa przy ul. Oleandrów 5 została zbudowana przez Komitet Żołnierza Polskiego w 1923 r., a fundusze na budowę pochodziły ze zbiórek wśród żołnierzy i by-łych podkomendnych Marszałka. 13 czerwca 1923 r. „Dar Komitetu Żołnierza Polskiego” był gotowy, generałowie Daniel Konarzewski i Tadeusz Rozwadowski przekazali Aleksandrze i Józefowi Piłsudskim klucze, a ksiądz Marian Toka-rzewski dokonał poświęcenia. Na ścianie obok drzwi wejściowych zostały odsłonięte dwie tablice, ze słowami: Pierwszemu Marszałko-wi Polski Józefowi Piłsudskiemu Naczelnemu Wodzowi swemu dom ten wzniósł w roku 1923 żołnierz niepodległej Polski oraz Słońce wolnej odrodzonej Ojczyzny niech opromienia radośnie ściany tego domu i życie ukochanego wodza po najdłuższe bohaterskie lata.  Józef Piłsudski mieszkał w „Mi-lusinie” do 1926 r., a do swojej śmierci w 1935 r. przyjeżdżał tu na wypoczynek. Tu stawiał pa-sjanse i grał w szachy, tu spotykał

się z najbliższymi przyjaciółmi i współpracownikami, m.in. Igna-cym Paderewskim i Maciejem Ra-tajem. Tu powstały książki: „Moje pierwsze boje”, „Rok 1920”, „O wartości żołnierza legionów”, „Rok 1863” i „Wspomnienia o Gabrielu Narutowiczu”.  1 września 1939 r. jego żona Aleksandra Piłsudska z córkami opuściła Sulejówek. Pamiątki po Marszałku zostały wywiezione do Bukaresztu razem z transportem

Funduszu Obrony Narodowej. Dr Wacław Jędrzejewicz tak to opisał: W transporcie tym znajdowało się parę skrzyń i waliz z przedmiotami należącymi do rodziny Marszałka Piłsudskiego. Były to wielkie skrzy-nie z rękopisami, szable Marszał-ka, mundur, czapka, buława, część archiwum Kapituły Orderu Virtuti Militari i inne pamiątki z Muzeum Belwederskiego (…) Do „Milusina” wchodzą Niem-cy, w okolicy powstaje ośrodek

Abwehry, gdzie szkoli się agen-tów przerzucanych następnie do pracy wywiadowczej w Związku Radzieckim. W 1950 r. posiadłość zajmują Rosjanie, grabią i sie-ją zniszczenie. W 1956 r. w willi Marszałka utworzono przedszkole. W 1989 r. staraniem Towarzystwa Przyjaciół Sulejówka oraz miesz-kańców dworek został wpisany do rejestru zabytków.

Milena Bochenek

dokończenie na str. 8

Page 2: Dobry Znak

2 / OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY...

 Zmiany to proces, poprzez który przyszłość wchodzi w nasze ży-cie. Zmiana może być nagła, wymagająca przebojowości, żeby stawić jej czoła, ale może rozciągać się na lata. Przyszłość czasem wkracza do przeszłości w bardzo szerokich horyzontach czasowych. Nazywamy te zmiany historycznymi. Na Moście Kierbedzia w 1926 roku doszło do starć między rządowy-mi wojskami a zamachowcami Piłsudskiego. Chodziło o zmianę władzy, o niezadowolenie z sytuacji gospodarczej, sposób sprawowania władzy w demokratycznym państwie.  Na Moście Poniatowskiego w 2014 roku doszło do starć między ubranymi w kominiarki chuliganami a siłami policyjnymi, ale i strażą marszu. Na czym ważnym im zależało? Bo teoretycznie mogłoby im chodzić o to samo co piłsudczykom, członkom „Solidarności”, protestu-jącym górnikom, nauczycielom.  Czy któryś z wojujących uczestników Marszu Niepodległości anno domini 2014 chciałby (czy ma szansę to inna sprawa) zostać ministrem tak jak żołnierze Piłsudskiego? Już widzę, jak w czarnych kominiarkach i dresach niczym w mundurach negocjują z prezydentem Komorow-skim jego ustąpienie z urzędu… Chęć zmiany to odpowiedzialność za przyszłość wkraczającą do teraźniejszości. Nie sama walka, agresywna i bezsensowna. Reporter jednej z telewizji podczas Marszu Niepodległości jest za-skoczony, że chuligani mylą go z pracownikiem innej, przeciwstawnej poglądowo stacji. Chciałby ich przedstawić jako ludzi spokojnych, nie-słusznie posądzanych przez media o złe intencje. Ale widzi wojenny krajobraz pełen zniszczeń - race, kostki brukowe, lecące w jego stronę kamienie, świstające mu nad uchem petardy… Nie ma jednak do nich pretensji! Wystarczyłoby inne logo… Chuligani walczą, jak mówią, o niepodległość. Ale skoro teraz jej nie ma, to co nią mogłoby być? Widocznie coś zupełnie odwrotnego. Na pewno nie radość ludzi, którzy potrafią cieszyć się zmianą uzyska-ną dawno temu. Po raz pierwszy w roku 1918, po raz drugi w 1989. Niepodległa Polska potrzebuje zmian, ale podejmowanych rozsądnie w demokratycznej walce, bez kamieni i petard.

O jaką niepodległość?

Agnieszka Żądło

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i zastrzega sobie

prawo do ich skracania i redagowania. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności

za treść płatnych reklam nakład: 150 000 egz.

Wydawca: U.B.R. sp. z o.o., 05-200 Wołomin, ul. Legionów 27/7telefon: 22 787 32 06, e-mail: [email protected] www.facebook.com/gazetadobryznakreklama: 503 168 783 lub (022) 787 32 06, [email protected]. redaktora naczelnego: Agnieszka Żądło-Jadczaksekretarz redakcji: Emilia PiątekSkład i łamanie: Klementyna TomzaDruk: Polskapresse Sp.z o.o. oddział Poligrafia, ul. Matuszewska 14 02-672 Warszawa

g Niedawno ABW zatrzymała dwóch szpiegów rosyjskich dzia-łających na terenie naszego kraju. Czy jest to sukces polskich służb bezpieczeństwa, które doprowadziły do wykrycia osób współpracujących z obcym wywiadem czy też raczej porażka, gdyż, jak twierdzą niektórzy, rosyjskich szpiegów powinno się przewerbować, a nie łapać?  - W naszym kraju jak zwykle wygląda to śmiesznie i pokazuje „men-talność Kalego” elit opiniotwórczych. Ci, którzy teraz uważają zatrzy-mania szpiegów za sukces, gdy PiS zatrzymywał agentów, twierdzili, że takie aresztowania są klęską i powinno się agentów przewerbować. Akcja wygląda mi na coś, co prof. Geremek nazywał faktem prasowym. Być może dla pokazania czegoś Rosjanom albo całemu światu, albo i na naszej wewnętrznej scenie politycznej. Jeśli rozpracowywano tych szpiegów bardzo długo, to czemu nie poszły w ślad za tym aresztowa-nia dyplomatów? Tylko jeden taki wypadek miał miejsce ostatnio. No i przede wszystkim: dlaczego nie pokazano jakichś większych siatek powiązań? Boję się, że były to działania dla picu. Ta działalność, o któ-rej media informowały, nie była działalnością aż tak groźną dla Polski. Nawet jeśli agent wchodził do Sejmu podsłuchiwać to, o czym mówią posłowie na posiedzeniach komisji, których obrady nie są wcale tajne, to był jakiś wielki problem. Te aresztowania nie rozwiewają wcale wąt-pliwości, czy nasze interesy są faktycznie chronione.

g MSZ wypuścił spot promujący Polskę. W klipie został uka-zany m.in. Giewont, ale… bez krzyża. Autor spotu tłumaczył się, że ktoś mógłby poczuć się urażonym. Czy rzeczywiście zachowanie w tego typu reklamach „poprawności politycznej” jest właściwe i czy wydanie kolejnego już spotu promującego Polskę jest obecnie potrzebne? - Autor tego spotu ewidentnie zapędził się w rozmaitych wyjaśnie-niach. Najpierw stwierdził, że zniknięcie krzyża nie ma nic wspólnego z samym krzyżem, bo fabuła tego spotu powiada baśń o śpiącym ryce-rzu, a ten z czymś na nosie wyglądałby niewłaściwie. Dopiero później dopatrzono się, że krzyż zniknął też ze stroju księcia Witolda w Bitwie pod Grunwaldem, z czego już nie dało się wytłumaczyć w inny sposób niż świadomym zlikwidowaniem tego symbolu. Wtedy autor wreszcie się przyznał, że działanie było celowe, bo na Zachodzie krzyż nie jest znakiem dobrze widzianym. Jeżeli to ma znaczyć, że Polskę można lu-bić, bo niekoniecznie jest Polską katolicką, krajem Papieża, to mogli-śmy dać sobie spokój z takim spotem. Tym bardziej, że ten film, jak się dowiedzieliśmy, kosztował 1,5 mln zł. Jest to zupełnie horrendalna kwota i kolejny wątpliwie promujący Polskę spot. Za ogromne pienią-dze nie tak dawno zrobiono filmik z Paulem McCartneyem albo teledysk promujący Warszawę, jak go ochrzcili internauci, „o zboczeńcu gonią-cym blondynkę”. Te działania służą przepompowywaniu publicznych pieniędzy do prywatnych kieszeni. Kryteria, na podstawie których taka a nie inna firma, taki a nie inny artysta dostaje pieniądze na produko-wanie tego typu rzeczy i dlaczego dostaje tyle a nie trzy razy mniej lub więcej pieniędzy, są zupełnie niejasne, nacechowane urzędniczą dowol-nością. Jaki jest pożytek z tych filmów? Czy ktoś, obejrzawszy je, zapała chęcią przyjechania do Polski, zmieni swój stosunek do naszego kraju? Powinniśmy promować konkretne osiągnięcia gospodarcze, atrakcje tu-rystyczne.

wysłuchała: Agnieszka Żądło

Góra bez krzyża

Rafał Ziemkiewicz

Page 3: Dobry Znak

OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY... / 3

Homozwiązki boczną furtką

 Zapowiedziałem i złożyliśmy, jako senatorowie PiS, stosowne poprawki. Niestety, przedstawi-ciel rządu pozostał głuchy na te argumenty, wykazując się przy tym niekompetencją prawną. Na-tomiast senatorowie PO odrzucili nasze poprawki do ustawy Prawo o aktach stanu cywilnego i w ten sposób utrzymali zapisy, które mogą doprowadzić do legalizacji w Polsce małżeństw jednopłcio-wych, a nawet poligamicznych. W aktualnym stanie prawnym do zawarcia małżeństwa poza grani-cami kraju niezbędne jest zaświad-czenie o braku okoliczności wyłą-

czających zawarcie małżeństwa. Takie zaświadczenie nie może być wystawione, jeśli przyszły współmałżonek jest tej samej płci lub pozostaje już w związku mał-żeńskim. W części krajów jednak, w tym w krajach dopuszczających wielożeństwo i małżeństwa jedno-płciowe, do zawarcia małżeństwa nie jest potrzebne zaświadczenie o braku przeszkód. Wystarczy tam przedstawienie urzędowego zaświadczenia o stanie wolnym. Takie właśnie zaświadczenie o stanie cywilnym przeforsował rząd w parlamencie, co w oczywi-sty sposób godzi w konstytucyjnie poświadczoną tożsamość małżeń-stwa.

 W toku debaty senackiej zwra-caliśmy uwagę, że przyjęcie za-świadczenia w kształcie propo-nowanym przez MSW nie tylko pozwoli obywatelom Polski za-wierać za granicą związki rażąco godzące w polski porządek praw-ny, ale może stać się także istot-nym krokiem do uznania takich związków w polskim prawie we-wnętrznym.  Już teraz można przewidzieć, że pary jednopłciowe, które zawar-ły sprzeczny z prawem polskim związek małżeński za granicą, oskarżać będą Polską przed Try-bunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej o naruszenie zaka-zu dyskryminacji i łamanie zasa-

dy swobodnego przepływu osó. W konsekwencji doprowadzi to do faktycznego ograniczenia przez unijne sądy polskiej suwerenno-ści w obszarze prawa rodzinnego. W ten sposób przez instancje mię-dzynarodowe wymuszane będzie akceptowanie związków sprzecz-nych z polskim porządkiem praw-nym i konstytucyjnym. W ten sposób otwarta została furtka do wprowadzenia w Pol-sce małżeństw jednopłciowych. Zapewne niedługo w imię ideolo-gii „róbta co chceta” pojawi się kolejna ustawa, która umożliwi „małżeństwom” jednopłciowym adopcję dzieci. A co będzie dalej?

Jan Maria Jackowski

Zakosami między rowerami

Paweł Ludwicki

 Czy chodzenie nie jest zajęciem zdrowym? Jest. Lekarze nawołują do spacerowania. Jak najczęściej, jak najdłużej. Polecane jest szcze-gólnie zawałowcom (wiem coś o tym, bom po zawale i zabiegu wstrzelenia stendów).  Ale, ale… chodzenie po mie-ście stołecznym Warszawie (i nie tylko po stolicy, a wszędzie in-dziej w Polsce) staje się zajęciem coraz bardziej, nie dość, że utrud-nionym, to ryzykownym. Tak, tak - ryzykownym. O tym jednak niżej. Teraz chciałbym się skon-centrować na niewygodzie. Oto wspomniane Rondo Jazdy. Żeby przejść przez narożnik chodnika u zbiegu Armii Ludowej i Waryń-skiego - w zgodzie z przepisami - trzeba zasuwać zakosami. Tu nad-robić, tam nadrobić… Bo chodnik przecina ścieżka. I tak jest na każ-

dym kroku. Co najlepiej widać na przystanku autobusowym po prze-ciwnej stronie. Żeby wyjść z przy-stanku trzeba nadrabiać kilka me-trów. Czego oczywiście nikt nie robi, bo i niby dlaczego staruszka miałaby z trudem pokonywać do-datkowe metry? Albo śpiesząca się gdzieś młodzież? Niemniej jednak piesi coraz częściej cho-dzić muszą zakosami.  I sprawa druga. Wspomniana Świętokrzyska. Jest alejka rowe-rowa. Nawet zbytnio nie prze-szkadzająca nam pieszym, ale do przejścia na drugą stronę ulicy po-

konać ją trzeba. Szedłem z przyja-cielem, tuż przy Jasnej, wchodzi-my na pasy na ścieżce rowerowej, a tu pędzi dwóch cyklistystów. W ostatniej chwili uskoczyliśmy przed rozpędzonymi welocypeda-mi. Jeden z nich odwrócił się i… puścił nam wiąchę, że niby mamy uważać! Kolega mój odgryzł się po starowarszawsku. Na szczę-ście, w tym godnym ubolewania zajściu, nie doszło do kraksy. Ale ryzyko było! I proszę sobie wspo-mnieć mój ostatni tekst, w którym pisałem o wielkiej kulturze pieszo-rowerowej w Wiedniu. Ech, dale-

ko nam do zachodnioeuropejskiej kultury!  Dlatego postuluję: po pierw-sze, by wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie OC dla wszystkich rowerzystów. A po drugie, by przed przejściami dla pieszych przekraczających ścieżki rowe-rowe wprowadzić ograniczenia prędkości dla rowerów. Do 10 kilometrów na godzinę. Inaczej, będzie tylko kwestią czasu, gdy dojdzie do tragedii i ofiar śmier-telnych.

Przeszedłem się nową Świętokrzyską i przedarłem się przez przebudowę Ronda Jazdy Polskiej. I tu, i tam, oczywiście, powstały ścieżki rowerowe. Żeby cyklistom pedałowało się wygodniej. I OK. Niechże tak będzie, ale dlaczego kosztem nas - piechurów?

W poprzednim numerze pisałem o szaleństwach „politycznej poprawno-ści”, w tym o pomyśle wprowadzenia przez rząd ustawy o homozwiąz-

kach boczną furtką. Wyraziłem nadzieję, że w Senacie uda się tak zmienić projekt, że nie będzie takiego niebezpieczeństwa.

www.jmjackowski.pl

Page 4: Dobry Znak

4 / OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY...

 I zrobiły w Anglii koszulkową manifę. Wzięli w niej udział przy-wódcy „liberałów” i laburzystów, pp. Mikuś Clegg i Edzio Miliband. Założyli koszulki z napisem Tak właśnie wygląda feminizm! Podobno chodziło o zawstydzenie siedzącego naprzeciw p. Dawida Camerona, który jako jedyny spośród liderów partyjnych nie wsparł w ten sposób organizacji feministycznej Fawcett Society. Ale to nie premier wyszedł zawstydzony, tylko pozostali po-litycy, sama kampania feministek, wspierające ją pismo „Elle” i sieć sklepów Whistles, która sprzedaje te koszulki po 45 funtów. Bo jak do-nosi „Mail on Sunday”, produkuje je firma tekstylna na Mauritiusie, któ-rej pracownice zarabiają 65 pensów na godzinę i nocują w hotelu robot-niczym po 16 w jednej sali.   Fawcett Society wszczęło swo-je własne dochodzenie, gdyż „Mail on Sunday” odwiedził tylko jedną z sześciu fabryk firmy Companie Mauricienne de Textile i jest jesz-cze nadzieja, że koszulki pochodzą z

innego zakładu, gdzie panują może nieco lepsze warunki. - Sieć Whist-les zapewniła nas, że koszulki zosta-ły wyprodukowane w Wielkiej Bry-tanii z poszanowaniem prawa pracy - powiedziała BBC szefowa Fawcett Society Eva Neitzert.  „Mikuś Clegg nie miał pojęcia, gdzie wyprodukowano koszulki” - powiedział rzecznik przywódcy bry-tyjskich „Liberałów”.

 Proszę zauważyć: kobiety na Mauritiusie dostały robotę przy produkcji tych koszulek. To nie są żadne „niewolnice” ani „półniewol-nice”. Pracują, bo im się to opłaca.

Opłaca się to również brytyjskim feministkom oraz całemu łańcucho-wi pośredników. Czyli: wszystko jest w porządku  Wygląda na to, że te feministki chcą, by kobiety na Mauritiusie nie pracowały poza domem (co i do-brze), a może i przymierały głodem (to już gorzej) - byle towar, który one tu kupują, był drogi, a nie tani! Nikt nie pyta, dlaczego te koszulki, produkowane na Mauritiusie za-pewne po $2, sprzedawane są przez feministki za $60. Może i słusznie - dopóki kupujący wiedzą, że nie kupują koszulek, tylko wspierają gang feministek. Jednak to, że zaba-

brają Brytyjki, nie jest problemem; problemem jest, dlaczego zarabiają Maurityjki!!!  I co to kogo obchodzi, ile one zarabiają? Jak te feministki chcą zrobić coś dobrego, to niech natych-miast zamówią coś na Mauritiusie, płacąc tamtejszym pracownicom po 75 centów za godzinę! Same zarobią i te kobiety będą zachwycone. Bo z tych 65 centów zostaje im zapew-ne po opłaceniu kosztów jakieś 10 centów, a tak będzie zostawać 20 centów: realne podwojenie zarob-ków.

http://korwin-mikke.pl

Janusz Korwin - Mikke

 I choć włodarze polskich miast i wsi, walczący o reelekcję w wy-borach samorządowych, wykonują wiele ruchów na pokaz, to jednak trzeba przyznać , iż w większości są to realne działania, czasami nawet zgodne z wyrażanymi od lat potrze-bami mieszkańców. Szkoda tylko, iż samorządowe przyspieszenie in-westycyjne ma miejsce dopiero pod koniec kadencji i zastępuje mądre, rozłożone na cztery, a nawet osiem lat działania w tej sferze.

 Drugim zjawiskiem, coraz moc-niej obserwowanym z wyborów na wybory, jest uciekanie kandydatów przed szyldem partyjnym. Mno-żą się zatem komitety miłośników miast, wsi i ziemi, by potem, w razie wygrania wyborów wspierać już ofi-cjalnie swoje ugrupowanie i dawać posady nie tylko rodzinie, ale także partyjnym kandydatom. Trzecie zjawisko to prawie że dziedziczenie foteli prezydentów, burmistrzów, sołtysów i wójtów, z tym, że nie przez potomków, tyl-ko tych samych, wybieranych co cztery lata ludzi. Krąg zależności, który tworzy się wokół siebie, peł-niąc funkcję włodarza miasta i ma-jąc wpływ na obsadzenie od kilku do kilku tysięcy podległych samo-rządowi stanowisk sprawia, iż taki dwór pilnuje pozycji szefa i stara się zniwelować działania jego konku-

Aleksandra Jakubowska

Lepsze niż malowanie trawyrenta, by wreszcie w dniu wyborów stanąć karnie wraz z bliższą i dalszą rodziną przy urnach. Pewnie jeszcze kilka obserwacji, tyczących wszystkich szczebli sa-morządu i we wszystkich jego jed-nostkach można byłoby poczynić ,ale już te trzy sprawiają, iż nasuwa się myśl, by przypatrzeć się na nowo rozwiązaniom, które wprowadzi-ła reforma samorządowa AWS-u z późniejszymi zmianami w ustawach. Otóż należy zastanowić się nad kadencyjnością samorządowych sta-nowisk. Dwie kadencje, czyli osiem lat, to akurat tyle, by móc się wywią-zać ze składanych na ich początku obietnic. Druga sprawa - to kwestia przynależności partyjnej kandyda-tów. Nie powinna ona być skrywaną wstydliwie tajemnicą, lecz jedną z podstawowych informacji przekazy-wanych w kampanii wyborcom.

Anglia jest kobietą

 I wreszcie - większa kontrola mieszkańców nad planami i wyko-naniem inwestycji w ich miastach, powiatach i gminach. Budżet oby-watelski jest ruchem w dobrą stronę, ale nie musi być jedynym. Zakres wpływu obywateli na rodzaj in-westycji finansowanych z naszych wspólnych pieniędzy powinien być znacznie większy. Pewnie w trakcie przedwybor-czych spotkań padały również inne pomysły usprawnienia działań sa-morządu, poprawy relacji budżet państwa - budżet samorządu czy administracja wojewódzka - ad-ministracja samorządowa itp., ale odnoszę takie dziwne i nieprzyjem-ne wrażenie, iż zaraz po wyborach opadający kurz kampanijnych bitew wszystko to pokryje i tak pozostanie aż do następnej samorządowej po-tyczki.

Brytyjskie feministki wstydzą się, że kobiety na Mauritiusie pracują! Bo... za mało zarabiają. Człowiek zawsze myśli, że te idiotki niczym go już nie zaskoczą - a tu: proszę! Feminist-ki zawsze, jak kretynki, domagały się, by kobiety pracowały poza domem. Bo, jak wiadomo,arbeit macht frei.

Wioski Potiomkinowskie budowano po to, by przejeżdżająca caryca Katarzyna II cieszy-ła się dobrobytem swoich poddanych i entuzjazmem ich powitania. W PRL-u określenie „malować trawę” znaczyło mniej więcej to samo - pozorne działania mające stworzyć wrażenie dostatku i gospodarności.

Page 5: Dobry Znak

OPINIE, FELIETONY, POGLĄDY... / 5

 O czymże dumać na paryskim bruku; Przynosząc z miasta uszy pełne stuku; Przekleństw i kłam-stwa, niewczesnych zamiarów; Za późnych żalów, potępieńczych swa-rów! - pisze Adam Mickiewicz w Epilogu do „Pana Tadeusza”. Poeta potępieńcami nazywał przedstawi-cieli polskich elit emigracyjnych. Potępieniec w znaczeniu dosłow-nym to osoba, która od swojego stanu nie może się już wyzwolić. Czy dzisiaj nie jesteśmy świadka-mi podobnych zachowań, niekoń-czących się sporów elit, które zdo-minowały cały dyskurs publiczny?„Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy; Lękliwe nieśli za granicę głowy!” - pisał w kolejnych frag-mentach polski wieszcz. Dziś w „czas morowy” też mamy zbiegów. Są „zbiegi”, co to przed objęciem ważnych stanowisk w Europie, nawet dwóch słów sformułować nie mają zamiaru do narodu, nad

którym sprawowali władzę. Mamy też „zbiegów” w emigracji we-wnętrznej, udających opozycję, sankcjonujących system. Ośrod-ków mających silny głos w debacie publicznej nie brakuje.

 Ostatnio ksiądz Jacek Gniadek, którego wypowiedzi można zna-leźć na blogu w Internecie i na por-talach konserwatywnych, pokazuje że można proponować inne roz-wiązania dla życiu wspólnoty wier-nych, która tworzy także wspólnotę życia publicznego. Takie rozwiąza-nia mogą być fundamentem zmia-ny. Warto się wsłuchać w tego typu propozycje i głów nie wysyłać na jakąś emigrację, długi rejs po oce-anach oferty mediów masowych.

Co mówi ksiądz Jacek Gniadek? Właśnie to, co głosi konserwa-tywna prawica od bardzo dawna. Twierdzi, że należy wspierać pry-watną służbę zdrowia czy edukację domową. „Potrzebne są prywatne, niezależne od ministerstwa eduka-cji, wyższe katolickie uczelnie, na których będzie można studiować nie tylko filozofię i teologię, ale także prowadzić niezależne ba-dania, np. nad naturą pieniądza”. W swoich tekstach kwestie finan-sów, tak bliskich każdemu człowie-kowi, ksiądz Gniadek podejmuje często. Ludzi te sprawy interesują. Dziś słów ocalających trzeba szukać cierpliwie i wytrwale, gdyż są wypowiadane, ale z wielkim natężeniem spychane z debaty pu-

blicznej. Elity polityczne zoriento-wały się, że prosta narracja z ekra-nu telewizyjnego ma już mniejszą moc oddziaływania, chociaż nie można lekceważyć jej siły. Spór na słowa trwa. W słowach tkwi moc gwarantująca zmianę, ale także utrwalająca to, co jest. Uważajmy na słowa, które chcą utrwalenia. Uważajmy na słowa tych, którzy prowadzą ciągłe spory. To może być język Mickiewiczowskich „potępieńców”.

Rafał Pazio

Nieostateczna wersja rzeczywistości

 W 2013 roku dziennik „Rzecz-pospolita” podał, że ministrowie rządu PO-PSL wzięli w 2012 roku z publicznej kasy dziesiątki tysię-cy złotych tytułem zwrotu kosz-tów przejazdów samochodami prywatnymi w celu wykonywania mandatu posła. Problem w tym, że równolegle codziennie korzystają ze służbowych limuzyn z kierow-cami i mają dostęp do darmowych połączeń lotniczych. Najsprytniejszym okazał się minister zdrowia Bartosz Arłu-

kowicz. Za sam 2012 rok pobrał 27000 zł. Policzmy szybko! Mie-sięcznie wychodzi nam 2250 zł. Można za to przejechać około 6 tys. km. Minister musiałby np. jeździć w obie strony samocho-dem na spotkania z wyborcami do Szczecina częściej niż raz w tygo-dniu. Ciekawe, minister za kierow-nicą prywatnego auta przez tyle godzin, gdy podróż samolotem to 1 godzina, lub można jechać służ-bowym, w końcu na spotkanie z wyborcami. Niech mi kaktus na ręku urośnie, jeśli to były uczciwe rozliczenia faktycznych podróży poselskich. Wielka ściema! Podobnie po publiczne środki sięgali także inni ministrowie bę-

dący jednocześnie posłami, wśród nich nawet obecny marszałek Sejmu Radosław Sikorski, który w 2012 roku pobrał na paliwo pra-wie 20 tys. zł. Jaki teraz marszałek zaangażowany w sprawdzanie roz-liczeń byłych posłów PiS! No kto by przypuszczał… A może jeszcze by tak marszałek posprawdzał wy-datki posłów i ministrów na restau-racje, drogie dania i alkohole za pieniądze publiczne, szczególnie w restauracji „Sowa i Przyjaciele”.Można by o tym pisać i pisać, przypomnijmy sobie chociażby sprawę europosłów różnych opcji, którzy też latali tanimi liniami lot-niczymi do Brukseli, rozliczając fikcyjne przejazdy samochodowe.

Takich drobnych oszustw znanych i nieznanych opinii publicznej z pewnością jest więcej. A spraw-cami są i były na co dzień osoby publiczne, które nie musiały do tej pory bać się żadnych konsekwen-cji. Bo przecież do tej pory nikt nie robił z tego afery.

 Aż w końcu Kaczyński moc-nym ruchem przeciął tą patologię. Jako społeczeństwo mamy prawo i obowiązek żądać, aby każdy „zło-dziej” lub delikatniej „nieuczciwy spryciarz” był eliminowany z ży-cia publicznego. Eliminujmy rów-nież tych, którzy tolerują taką nie-uczciwość.

Sprytni posłowie czy złodzieje?

Piotr Uściński

www.uscinski.pl

Słowo nadal powinno pełnić, jak dawniej w naszej cywilizacji, funkcję ocalającą. Opis życia publicznego, który się nam dawkuje przez centralnie sterowane media, nie jest jego wersją ostateczną.

Jarosław Kaczyński wyrzucił z partii trzech posłów, którzy pobrali zaliczki z kasy sejmu na podróż samochodem do Madrytu i ewidentnie chcieli oszukać podatników organizując

sobie tańszy transport resztę pieniędzy pozostawiając we własnych kieszeniach. To bar-dzo dobra decyzja, trzeba dbać o wysokie standardy moralne wśród osób pełniących

funkcje publiczne. Ale dlaczego takie standardy są tylko w PiS?

Page 6: Dobry Znak

Przyjaciel esesmana Landaua

6 / BAŚŃ JAK NIEDŹWIEDŹ

 Landau siedzi w domu, jest tro-chę wczorajszy, pił z kolegami do późna. Przyszedł do niego Żyd Schwarz, który miał kończyć ro-botę. Landau zdziwił się, że jest tylko jeden, drapie się w głowę - o coś miał go zapytać - aha, już wie - Wo ist der Bruno? Tak właśnie za-pytał esesman Landau o polskiego pisarza Brunona Schulza - gdzie jest Bruno? Ach ten Bruno, znów się gdzieś zapodział!

Długonogie nimfy

 Kiedy Schulz miał już wszyst-kiego dosyć, dosyć chamowatych uczniów, tej wrzeszczącej gro-mady, dosyć rady pedagogicznej, dosyć rysunków i robót ręcznych, kiedy już mu to wszystko obrzy-dło, szedł Bruno Schulz przy księ-życu do burdelu na ulicy Krokody-li, która to w rzeczywistości nosiła ponoć nazwę ulicy Stryjskiej, ale co do tego pewności nie ma. Szedł więc tam, gdzie czekały na niego długonogie nimfy odziane w naj-tańsze perkale kupowane pewnie jeszcze w sklepie jego ojca, kiedy tamten żył.

 Nimfy patrzyły długo zza pół-przymkniętych drzwi na tego, który przychodził tu jak po na-grodę albo jak pijak po wódkę, by w końcu wpuścić go do środka i pokazywać palcami jedna dru-giej, kiedy szedł na górę i nie mógł tych drwin widzieć. Potem któraś, całkiem już znudzona, krępowała go sznurem od kotary albo czymś innym, co tam akurat było pod ręką, za każdym razem obiecu-jąc sobie, że teraz to już stłucze go porządnie, ale wychodziło jak zwykle, bo nie było takiej kobie-

ty, której by się serce nie ścisnę-ło na widok nauczyciela rysunku z miasta Drohobycz, o którym to mówiło się po cichu, że ponoć się przechrzcił. Bić takiego?! Zgroza.

O Mesjaszu

 O tych wycieczkach pana pro-fesora wiedziało całe miasto, ale ludzie są już tacy, że jak zdarza się obok coś, co dalece wyrasta ponad ich wyobraźnię, to choćby to stało na środku rynku, ot nawet takiego, jak ten w mieście Drohobycz, wi-dzieć tego nie będą. Schulz miał

więc swoje nimfy dla siebie. Tuż przed wojną mówiło się, że „Sklepy Cynamonowe” i „Sa-natorium pod Klepsydrą” to nie wszystko, że Schulz pisze powieść zatytułowaną „Mesjasz”, że to ma być coś naprawdę wielkiego. „Me-sjasz przyszedł, jest już w Sambo-rze” - tak brzmiały pierwsze słowa tej powieści. Sam Schulz zaprze-czał i mówił ludziom, że to już nieważne, że bez wartości. Ręko-pisu nigdy nie odnaleziono. Ponoć spalił go już za okupacji, ale na pewno nic nie wiadomo. Wiado-mo za to, że zamiast Mesjasza od

Gabriel Maciejewski

Drohobycz, 19 listopada 1941 roku. Od rana trwa obława na Ży-dów. W Niemców jakby piekło wstąpiło. Biegali za ludźmi, zapę-dzając ich do klatek schodowych, na podwórka i tam zabijali.

Sambora nadjechali na motocy-klach hitlerowcy.

Z Landauem

 Wcześniej, za sowietów, Schulz próbował trochę zarabiać w wy-dawanych przez nich pismach. Nie szło mu. W skierowanym do niego piśmie z redakcji „Nowych widnokręgów”, kierowanej przez Wandę Wasilewską i Adama Wa-żyka, napisano: nam Proustów nie potrzeba! Trochę tym sowietom malował, ponoć nawet portret Stalina nama-lował i napisy na 1 maja. Ale jak było naprawdę? Kto tego dziś doj-dzie?

 Za Niemców, kiedy znowu przyszli - bo w 1939 do Drohoby-cza najpierw weszli Niemcy, ale oddali miasto sowietom - Schulz zaznajomił się z Feliksem Lan-dauem, a właściwie odwrotnie - Landau zaznajomił się z Schul-zem. Ten Landau to nie był żaden Niemiec, tylko kundel taki, mie-szaniec, ojciec z Austrii, a matka z Serbii albo odwrotnie. Bandyta okropny. Zabijał za byle co, ale Schulz mu się spodobał, bo ładnie malował. Tak naprawdę to Bruno Schulz był marnym malarzem, to był doskonały rysownik, ale ma-larz był z niego słaby. Tylko co to miało za znaczenie dla takiego Landaua, kiedy on chciał mieć pokój dziecka jakimiś obrazkami przyozdobiony? Jak pytał Żydów, kto maluje, to mu powiedzieli, że Schulz, nauczyciel rysunku z gim-nazjum.

Bruno Schulz w młodości

Page 7: Dobry Znak

BAŚŃ JAK NIEDŹWIEDŹ / 7

O Żydów czy o św. Jana?

 Ciężko dziś wyobrazić sobie stosunki panujące w armii Hitle-ra i jego policji - coś pomiędzy krańcowym służalstwem a chęcią mordu na najbliższym towarzyszu. To wszystko byli bardzo młodzi mężczyźni, zepsuci przez wojnę i kryzys, często kryminaliści lub po prostu patologiczni zbrodniarze z zamiłowania. Mieli jakieś am-bicje, rywalizowali ze sobą, trak-towali się raczej serio i żaden nie liczył na poczucie humoru drugie-go. Mieli jakieś kobiety, chcieli im imponować, bali się o życie, dono-sili na siebie nawzajem. Próbowali różnych interesów, żeby dorobić. Taki na przykład esesman Gün-ther miał Żyda Hauptamana. Ten Żyd to był tylko stolarz, rzemieśl-nik, ale on robił takie meble i ta-kie intarsje, że w Vaterlandzie nikt takich nie widział. On to robił dla Günthera, żeby ten mógł to wysłać do domu i żeby to tam sprzedali za duże pieniądze. To się wcale nie podobało komendantowi Landau-owi, który z kolei miał Żyda Schul-za, nauczyciela rysunku.  Kiedy komendant Feliks Lan-dau dowiedział się o tym, jak Günther przy pomocy stolarza Hauptmana reperuje swój budżet, zdenerwował się mocno, bo nie lubił, jak coś działo się bez jego kontroli. Zawołał raz tego Haupta-mana, kazał mu stanąć tyłem i strzelił mu w kark. Podobno. Też nie wiadomo do końca, czy Gün-

Drohobycz, ulica Krokodyli - Stryjska, ktorą przechadzał się Bruno Schulz

Murek otaczający park miejski, miejsce śmierci pisarza.U dołu - tablica pamiątkowa na domu Schulza.

ther wściekł się o tego stolarza, czy o co innego. Oni rywalizowali ze sobą mocno, potem śmiali się i pili, ale na służbie ścierali się ostro. Ponoć poszło nie o stolarza, ale o coś innego. O to, że Günther przebudowywał ulicę św. Jana, ro-bił tam takie Gartenerei, to znaczy Żydzi robili, a on był odpowie-dzialny. No i zostawił tych Żydów i gdzieś polazł. A budowa była tuż obok willi komendanta, który opalał się ze swoją kobietą na tara-sie. Kiedy Żydzi zwolnili tempo, Landau przyniósł karabin i strze-lał do nich, raz za razem. Dużo lu-dzi wtedy zabił, a śmiał się! Taką szkodę Güntherowi zrobił.

Zastrzeliłem przyjaciela Brunona!

 Tak więc w czwartek 19 listopa-da 1942 r. miał esesman Günther kilka powodów do tego, żeby bie-gać po mieście Drohobycz i szukać nauczyciela rysunku z gimnazjum im. Władysława Jagiełły, Brunona Schulza. W końcu go znalazł. W ten feralny czwartek Schulz był już właściwie gotowy do wy-jazdu do Warszawy. Miał fałszywe papiery, które dostarczyła mu AK, w Warszawie czekała na niego Zo-fia Nałkowska. Miał jechać. Dostał nawet z Judenratu przydział chleba na drogę. Bał się wyjazdu i mówił o tym. On się w ogóle bał miasta. To dziś nie do uwierzenia, ale War-szawa sprzed wojny była dla niego wielkim miastem. Najchętniej zo-

stałby w Drohobyczu, ale zostać nie mógł, bo robiło się bardzo nie-bezpiecznie. Tak więc szedł Bruno Schulz w listopadowy dzień do swego mieszkania, szedł jak duch poprzez miasto, gdzie na ulicach leżały tru-py i mijał Niemców, Ukraińców i Litwinów w mundurach, którzy

na wyprzódki zabijali drohobyc-kich Żydów. I nikt nie wie, jak to było, że znalazł go ten Günther. Ponoć powiedział do niego: - Pa-nie profesorze, niech się pan od-wróci - ale kto tam wie, jak było naprawdę. Ponoć przytrzymał go za kołnierz i strzelił z bardzo bli-ska. Ale czy taki Günther, co lubił intarsje, ryzykowałby zachlapanie munduru mózgiem i krwią pol-skiego pisarza? Zostawił go na uli-cy, w rynsztoku i od razu poleciał szukać Landaua. - Zastrzeliłem twojego Żyda - wrzeszczał już od progu - zastrzeli-łem twojego przyjaciela Brunona! Landau zmartwił się. Kto mu teraz dokończy malunki na ścia-nach?

 Gdzie jest pochowany Bru-no Schulz, tego nikt nie wie. Po-dobno zawleczono nocą ciało na drohobycki cmentarz i zakopano w jakimś grobie, ale nikt nie pa-miętał, który to grób. Po wojnie, kiedy znów przyszli sowieci, wszystko się na tym cmentarzu zmieniło.

Page 8: Dobry Znak

8 / HISTORIA

dokończenie ze str.1

 W 1990 r. rodzina Józefa Piłsud-skiego - córki Marszałka, Wanda i Jadwiga wraz z wnukami powró-ciły z emigracji do Polski. Od 1994 r. założona przez nie Fundacja Rodziny Józefa Piłsudskiego przy wsparciu Towarzystwa Przyjaciół Sulejówka prowadziła starania o odzyskanie dworku „Milusin” i utworzenie Muzeum Józefa Pił-sudskiego. Ideę tę wsparły władze miasta Sulejówek, 10 listopada 2000 r. przekazując Fundacji hi-storyczny dworek „Milusin”, a z czasem również sąsiedni budynek „Drewniak” oraz wydzierżawiając teren z willą „Bzów” pod budowę nowoczesnego gmachu muzealne-go. 10 listopada 2008 r. Fundacja Rodziny Józefa Piłsudskiego oraz Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego powołali nową in-stytucję kultury - Muzeum Jó-zefa Piłsudskiego w Sulejówku. Umowę, w obecności Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego Pre-zydenta Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie, podpisała córka Marszałka, Jadwiga Piłsudska Ja-raczewska i minister Bogdan Zdro-jewski. Głównym celem powołanej instytucji jest stworzenie w Sule-jówku kompleksu muzealno-edu-kacyjnego. Fundacja przekazała na ten cel posiadane grunty, budynki i ponad 1,5 tys. pamiątek. Natomiast ministerstwo zobowiązało się do zapewnienia funduszy na utrzy-manie muzeum i budowę nowego budynku muzealnego z ekspozycją stałą, rewaloryzację istniejących budynków i odtworzenie ogrodu.  W ramach budowy muzeum planowane jest odtworzenie wnętrz willi „Milusin” i remont pierwsze-go domu Piłsudskich w Sulejówku, willi „Otrando” - tzw. Drewniaka, a także willi „Bzów”. Integralną czę-ścią muzeum ma być także orygi-nalny ogród Marszałka. W planach jest także budowa nowego obiektu o powierzchni 5 tys. m2 z przezna-czeniem na centrum edukacyjne, z ekspozycją poświęconą życiu i działalności Józefa Piłsudskiego. Celem muzeum jest pokazanie bo-

Kiedy będzie Muzeum Piłsudskiego?

gatej biografii człowieka, patrio-ty, żołnierza i męża stanu. Ale nie tylko, gdyż jak zapewnia dyrektor muzeum Krzysztof Jaraczewski, wnuczek Marszałka: Nasze zbiory i ekspozycja obejmują okres od Po-wstania Styczniowego (1863/1864) do śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 r. wraz ze świadectwami pamięci o Marszałku aż po dzień dzisiejszy. Szczególną uwagę pra-gniemy zwrócić na losy Ziem Pol-skich i Polaków pod zaborami na przełomie XIX i XX wieku, walkę Narodu o Niepodległość oraz czyn zbrojny Legionów Polskich oraz innych polskich formacji zbrojnych podczas I wojny światowej. Zamie-rzamy ukazać proces budowy od 1918 r. wolnej, suwerennej, II Rze-czypospolitej Polskiej, przedstawić walkę o kształt i granice Państwa Polskiego w latach 1918-1922 oraz ukazać zaangażowanie róż-norodnych instytucji i organizacji w działalność niepodległościową i

ich wkład w tworzenie fundamen-tów i rozwój Państwa. Ważne są dla nas także dokumenty i świa-dectwa dokumentujące różnorodne aspekty funkcjonowania II Rzeczy-pospolitej, w tym życia codzienne-go, ukazanie ówczesnej cywilizacji i postaw społecznych. Natomiast przesłaniem muzeum jest myśl Józefa Piłsudskiego wy-głoszona 13 września 1919 r. w Suwałkach, podczas uroczystości związanych z przyłączeniem Su-walszczyzny do Rzeczpospolitej: Nastąpi pokój. Są w życiu naro-dów i państw zmagania, które ni-gdy nie ustają. Polskę na równi z innymi narodami oczekuje walka we wszechświatowych zapasach o pierwszeństwo w dziedzinie orga-nizacji i kultury. Dlaczego zatem powstanie muzeum tak się opóźnia? Wspo-mniana już umowa podpisana w listopadzie 2008 r. przez Fundacją i ministra kultury przewidywała,

że cała inwestycja zostanie zreali-zowana w ramach wieloletniego programu rządowego. To wów-czas Jadwiga Piłsudska-Jaraczew-ska wyraziła nadzieję, że otwar-cie muzeum nastąpi najpóźniej w 2012 r. Rzeczywiście, na wspar-cie budowy muzeum rząd przezna-czył duże pieniądze, naprawdę gru-be miliony. Ale później pojawiły się ograniczenia wydatków budże-towych. Termin otwarcia placówki przesunął się na 2016 r. Już wiado-mo, że i ten termin jest nierealny, być może muzeum Piłsudskiego w Sulejówku powstanie dopiero w 2017 r.  W październiku tego roku chęć wybudowania muzeum, którego wartość szacowana jest na 17,9 mln euro netto wyraziły: Budimex, Warbud, Karmar, Porr i Strabag. Podmiot, który zostanie wybrany na wykonawcę będzie zobowiąza-ny uzyskać do 30 kwietnia 2017 roku decyzję o pozwoleniu na użytkowanie. Niedługo okaże się, że 2018 r. z okrągłą rocznicą bę-dzie bardziej odpowiedni?  O tym, jak społeczeństwu po-trzebne jest takie miejsce, najdo-bitniej świadczyły tłumy zwie-dzających na wystawie pamiątek po Józefie Piłsudskim w dwor-ku „Milusin”, które po 65 latach przymusowej emigracji zostały sprowadzone do Polski. Poka-zano wówczas m.in. legendarną buławę pierwszego Marszałka Polski, najwyższe odznaczenia, które otrzymał: Order Orła Białe-go, Krzyż Wielki Virtuti Militari, Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski, mundur marszałkowski, dary oficerów I Brygady Legio-nów: ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej, ofiaro-wany na imieniny 19 marca 1916 r. i szablę oficerską podarowaną 8 sierpnia 1916 r. z okazji drugiej rocznicy wymarszu Kadrówki, a także klucze do stołecznego mia-sta Wilna wręczone 18 kwietnia 1922 r. Dlaczego zatem Marszałek Józef Piłsudski, o którym Ignacy Mościcki powiedział, że „dał Pol-sce wolność, granice, moc i szacu-nek”, ciągle nie ma muzeum?

Wyprodukowany w 1934 roku specjalnie dla Marszałka Cadillac 355D Fleetwood Special został niedawno oddany do gruntownej renowacji. Trwający od początku marca br. remont samochodu dobiegł końca i 11 listopada, w Święto Niepodległości, limuzyna przejechała ulicami Warszawy w marszu „Razem dla Niepodległej”.

Gruntownej konserwacji wymagało nadwozie auta, karoseria oraz wnętrze pojazdu. Przygotowywany na wyłączny użytek Marszałka Piłsudskiego model potrzebował również odpowiednich szyb. Zabytkowy samochód marszałka Piłsudskiego - Cadillac 355D - można będzie podziwiać od 12 listopada w Łazienkach Królewskich. Ten niezwykły samochód, odrestaurowany dzięki inicjatywie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego, stanie w Łazienkach Królewskich w specjalnym pawilonie przy wejściu obok Belwederu i Al. Ujazdowskich.

Page 9: Dobry Znak

REKLAMA / 9

Page 10: Dobry Znak

10 / HISTORIA

Autorzy obchodów (m.in. skan-dalizujący polityk Władimir Żiri-nowski) napisali w uzasadnieniu, że: 4 listopada 1612 roku oddziały pospolitego ruszenia pod dowódz-twem Koźmy Minina i Dymitra Pożarskiego szturmem zajęli Ki-taj-gorod (nieistniejący już pierw-szy pierścień fortyfikacji obronnej Kremla - przyp. red.) i demonstru-jąc wzór heroizmu i jedności całe-go narodu niezależnie od pocho-dzenia, wiary i statutu społecznego wyzwolili Moskwę spod polskich najeźdźców.

 Dzień Jedności Narodowej jest więc w Rosji obchodzony uroczy-ście również przez tamtejszych nacjonalistów i neonazistów or-ganizujących 4 listopada pochody z pochodniami „Rosyjski Marsz”. I choć wszyscy świętują, według ubiegłorocznego sondażu, zaled-wie 80 proc. Rosjan wie, że Dzień Jedności Narodowej upamiętnia wyzwolenie spod jarzma polsko--litewskich „interwentów”. Na-tomiast raczej nikt (poza wąskim gronem historyków) nie wie albo nie zdaje sobie sprawy z okolicz-ności, w jakich Kreml został zajęty przez wojska polsko-litewskie. Niestety, o tych okolicznościach nie wiedzą, nie pamiętają albo nie chcą pamiętać również w Polsce i na Litwie. Tymczasem 29 paź-dziernika minęła kolejna - 413. rocznica hołdu carów ruskich zło-żonego polskiemu królowi Zyg-muntowi III Wazie. O tym pamię-tają tylko nieliczne środowiska. Uwagą państwową pominięta zo-stała nawet obchodzona w 2011 r. 400. rocznica Hołdu Ruskiego. Wydarzenie to upamiętnił słynny Jan Matejko. Jego obraz „Carowie Szujscy na Sejmie Warszawskim” (potocznie nazywany „Hołdem Ruskim”), zamiast obwożony po światowych galeriach jak „Bitwa pod Grunwaldem”, jest na stałe zakotwiczony w zakamarkach mu-zeum artysty w Krakowie. Obraz przedstawia króla Zyg-munta III Wazę siedzącego na tro-nie w otoczeniu senatu i dworu, podczas uroczystej sesji sejmowej w 1611, który przyjmuje hołd jeń-ców moskiewskich - cara Wasyla

IV Szujskiego i jego braci, wzię-tych do niewoli pod Kłuszynem przez hetmana Stefana Żółkiew-skiego. Znany polski politolog, sowie-tolog, publicysta, wykładowca, prof. Józef Szaniawski, z okazji rocznicy wydarzenia pisał kilka lat temu na łamach tygodnika katolic-kiego „Niedziela”: Dokładnie 400 lat temu - 29 października 1611 r. na Zamku Królewskim w Warsza-wie miał miejsce Hołd Ruski - naj-większy triumf w całych dziejach Polski. Ze względu na okoliczności tego epokowego wydarzenia Hołd Ruski został wymazany całkowicie z naszej historii jeszcze przez cen-zurę carską w XIX w., a komuni-styczna cenzura PRL podtrzymała tamten rosyjski zapis. Hołd Ruski i data 29 paździer-nika 1611 r. nie istnieją nie tylko w podręcznikach, encyklopediach,

książkach, ale zostały wymazane celowo ze świadomości i pamięci narodowej Polaków. To najdłużej istniejąca biała plama dziejów Pol-ski, nadal skutecznie utrzymywana przez agenturę rosyjską w Polsce, historyków złej woli oraz przez po-lityczną poprawność!”. Autor tych słów uważał triumf polskiego orę-ża nad rosyjskim za „zmarnowane zwycięstwo. Takich wielkich zwycięstw jak Kłuszyn i triumfów jak Hołd Ruski mieliśmy w naszej historii zaledwie kilka - można je policzyć dosłow-nie na palcach jednej ręki. Zde-cydowanie więcej mieliśmy wiel-kich klęsk narodowych. Wszystkie przegrane powstania, tragiczny wrzesień 1939, klęska Polski w II wojnie światowej w 1945 r., Katyń, Oświęcim, deportacje na Syberię. Tak - rocznice tych tragicznych wydarzeń są na ogół czczone uro-

czyście, odsłaniane są tablice, po-mniki, składane kwiaty, politycy przypominają okoliczności histo-ryczne. A zwycięstw często jakby-śmy się wstydzili (…) - pisał prof. Szaniawski. Ubolewał, że Hołd Ruski z 1611 r. był zmarnowaną szansą Polski, że nie potrafiła ona wykorzystać wielkiego zwycię-stwa pod Kłuszynem. Rosja natomiast wykorzysty-wała i wykorzystuje każdą szansę, żeby pamięć o chlubnym zwycię-stwie Rzeczpospolitej z 1611 r. za-ginęła na zawsze w polskiej świa-domości zbiorowej. Taki los spotkał obraz Tomasza Dolabelli „Przyjęcie Szujskich w Sali Senatu w 1611 roku”, na któ-rym prawdopodobnie wzorował się Jan Matejko. Obraz Dolabel-li razem z drugim płótnem arty-sty, a przedstawiającym zdobycie Smoleńska, zdobił sale Zamku Królewskiego. Kolejni carowie żądali usunięcia płócien upoka-rzających Rosję. Obrazy zostały

Historia obrazu, czyli obraz historii4 listopada w Rosji był obchodzony Dzień Jedności Narodowej. Ustanowiony w 2004 r. przez rosyjski parlament - Dumę, ma upa-miętniać „zwycięstwo nad polsko-litewskimi najeźdźcami”.

Jan Matejko: „Carowie Szujscy na Sejmie Warszawskim”, 1892 r.

Stanisław Tarasiewicz, „Kurier Wileński”

Page 11: Dobry Znak

HISTORIA /11

R E K L A M A

prawdopodobnie zrabowane przez wojska rosyjskie w 1707. Ślad po nich zaginął. Niewiele też zostało po Kaplicy Moskiewskiej (Gro-bowiec Carów Szujskich), która została wzniesiona w Warszawie jako mauzoleum dla zmarłego cara Wasyla IV Szujskiego, jego brata Dymitra i ich żon, którzy złożyli hołd. Po ceremonii na Zamku Kró-lewskim car Wasyl IV i pozostali jeńcy zostali przewiezieni do zam-ku w Gostyninie. Jednak nieba-wem, w roku 1612, wszyscy zosta-li w tajemniczych okolicznościach zamordowani. Prawdopodobnie przez kremlowskich wysłanników, ponieważ dopóki Wasyl IV żył, rządzący w Moskwie bojarzy nie mogli wybrać nowego cara. Przebudowywana kaplica, choć w końcu została rozebrana, a na jej miejscu powstał Pałac Staszica na Krakowskim Przedmieściu, to i ten w czasach zaboru został przebudo-wany w stylu bizantyjsko-ruskim na cerkiew św. Tatiany Rzymian-ki. Pretekstem przebudowy było rzekome istnienie w tym miejscu grobowca cara Wasyla Szujskie-

go. Wcześniej, około 1764-1768 r., z polecenia rosyjskiego posła w Warszawie zdobyto i zniszczono tablicę z grobowca z czasów króla Zygmunta III Wazy. Jej treść, mó-wiąca między innymi, o tym, że Król Polski i Szwecji zwyciężywszy wojska moskiewskie pod Kłuszy-nem, przyjął kapitulację stołecznej

Jan Matejko: Carowie Szujscy wprowadzeni przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego na sejm warszawski przed króla Zygmunta III, 1853 r.

Moskwy, przywracając Smoleńsk Rzeczypospolitej bezpowrotnie zo-stała utracona dla potomnych. Do dziś pozostaje natomiast inna tablica świadcząca o glorii zwycię-stwa sprzed ponad 400 lat. (…) w wojnie i zwycięstwach nie ustępujący nikomu, wziął do niewoli wodzów moskiewskich,

stolicę i ziemie zdobył, wojska rozgromił, odzyskał Smoleńsk (…) - możemy przeczytać na jednej z tablic zdobiących cokół Kolum-ny Zygmunta III Wazy w Warsza-wie.

Page 12: Dobry Znak

12 / REPORTAŻ

 - Jeśli pani natychmiast nie za-bierze rzeczy, będziemy zmuszeni wezwać policję. - Ale ja jestem nieprzygotowana! - krzyczy Bar-bara. Zamiast się pakować - łapie za szczotkę i zaczyna wymiatać kocmołuchy spod szafy. Zabiera tylko żółwia i psa, resztę rzeczy jacyś ludzie zanoszą z Kwiskiej do piwnicy na sąsiedniej ulicy.  Jej mąż gdzieś się schował, już wiedział, co się szykuje. Stracił posadę projektanta reklam w Pe-weksie, jak przyszła transforma-cja. Nie płacił rachunków. Młodzi z elektronicznym sprzętem starych plastyków - lekkoduchów, zjedli. Czarna rozpacz zaprowadza Bar-barę nad Odrę, a potem do kolegi Włodzia, konserwatora „Panora-my Racławickiej”. Chce wypła-kać się przy drinku, nie może nic mówić. Na drugi dzień nadal jest w szoku. Teść Magdy próbuje tar-gować się z prezesem spółdzielni mieszkaniowej. - Nie wyrzucam ich na bruk, mają pracownię na Osiedlu Kosmonautów - Barbara słyszy, ale ciągle milczy. Tak tracą trzypokojowe mieszkanie z wido-kiem na Dom Handlowy „Astra”, kupione w 77’ za 370 tysięcy, do-stają zwrot w wysokości 8 tysięcy.

„Trwałość pamięci”

 Zamieszkują w pracowni na Drzewieckiego. Małej z jednym tapczanem i aneksem, jakąś pu-stą lodówką. Magda, wtedy już

20-letnia, przeprowadza się do ko-leżanki. Mąż znowu chowa kwity do szuflady. Rodzina prosi Basię, żeby przyjechała do pomocy, pod Kielce. Ojciec po kilku wylewach czuje się coraz gorzej, ma począt-ki Alzheimera. Zegary rozpływa-ją się jak u Dalego w „Trwałości pamięci”. Każdy dzień jest takim samym zmęczeniem, z którego wyrywa czasami na dwie godzi-ny bratowa. Z córką wrzucają pod kruszarkę w Sobótce mleczne zęby Magdy, które trzymały w piwnicy w małej szkatułce. Podobno od lat mogły przynosić im pecha. A teraz mają przynieść nieszczęście ro-botnikom niszczącym krajobraz.  Barbara postanawia po kilku miesiącach zajrzeć do Wrocławia. - Ale dokąd ty chcesz jechać? - No do pracowni. - Ale pracowni już nie ma… Rzeczy przewieziono do campingu w Sobótce, do two-jej kuzynki - już nigdy nie zapyta Krzysztofa, jak to się stało. Z oj-cem jest coraz gorzej. Psychiatra radzi, żeby go oddać pod opiekę do ośrodka. Ale jak to? Czworo dzieci i oddać obcym? Jak się go

przytula, odrobinę się uspokaja. Aż w listopadzie 1999 r. ska-cze mu cukier, dostaje wylewu i umiera w szpitalu. Nie wiadomo, co ze sobą zrobić, dokąd wracać. Zaczyna się najtrudniejszy frag-ment życiorysu do zamalowania. Martwa natura i portrety

 Znowu Barbara będzie tworzyć - gotując, sprzątając i piorąc, wy-cierając tyłki i ślinę. Pod Kielca-mi u starszej chorej pani - znowu Alzheimer! - słucha bredni, znosi fochy i robi kompresy z brzozy. Aż do czasu, gdy mieszkanie syna pracodawczyni zostaje zalane w czasie powodzi. Przeprowa-dza się do matki z całą ferajną i lodówką z zepsutym powodzio-wym jedzeniem.  Barbara staje się zbędna. Myśli wtedy, że przestała istnieć sama dla siebie. Jest pewna, że nic nie namaluje, mimo że cały czas przypomina się jej najpiękniejszy obraz - wykonany dla węgierskiej rodziny portret generała Bema. Po jej reklamowych freskach z lo-dówką „Polaru” na Placu Legio-nów we Wrocławiu nie ma śladu. O mały włos trafiłaby przez to na

„białe niedźwiedzie”, jak nazywa partyjną karę, bo ledwo co z mę-żem skończyli ten malunek przed pierwszomajową manifestacją. Idzie na pocztę, przegląda książkę telefoniczną i jeszcze sil-niej zdaje sobie sprawę, że jest nikomu niepotrzebna. - Gdzie jest schronisko dla bezdomnych? - pyta na dworcowym posterunku. Stoi jak samotne drzewo zamaza-ne ciemnym pędzlem, a w tle jakiś niewyraźny krajobraz. Człowiek staje się martwą naturą.  Na Strzegomskiej śpi tylko jed-ną noc. Chce ją na opiekunkę zna-joma kuzynki, pani Jola. Wiedź-ma z czarnego snu. W strasznym domu wszystkie drzwi się za-trzaskują, a czysto jest tylko tam, gdzie korzysta pani Jola. Pod su-fitem wiszą sieci pajęczyn, ściany rażą zasmoleniem.  U Stanisławy, kobiety o nie-zwykle surowych obyczajach, znów pomaga przy domu, ale najlepiej jest w ogrodzie z psem Maksem, z którym w dzień bie-gają, a wieczorami grzeją się przy ognisku. Któregoś dnia Barbara głośno się śmieje i słyszy: po-znać głupiego po śmiechu jego. Musi się wyprowadzić, kiedy la-

Na najważniejszym obrazie z 26 października 1998 roku plastyczka Barbara wychodzi z bloku przy Kwiskiej ze swoim kundlem. Przy windzie zatrzymuje ją kobieta. - Nakaz eksmisji. Mamy termin, proszę spojrzeć, tu się podpisał egzekutor.

Pomaluj mi życieAgnieszka Żądło

Page 13: Dobry Znak

REPORTAŻ / 13tem zjeżdżają się letnicy i rodzina. Panu Edwardowi, przyjacielowi sąsiada Stanisławy, sprząta i usi-łuje gotować, ale jej kuchnia jest za mało tłusta. Gdy robi surówki, on pożera ogromne ilości mięsa i kiełbasy, oglądając non stop afe-rę Rywina w telewizji. W końcu przyjeżdża jego żona od córki ze Stanów i już nawet Barbara nie pyta, tylko się pakuje. Dzwoni po swoją córkę, żeby zaprowadziła ją z dworca na Strzegomską do bez-domnych. Pretensje do córki? Do siebie.

W kolorze kanarkowym

 Schronisko staje się złym snem. Kto sobie poradzi z najgorszymi współlokatorkami jak nie Basia? A jednak coś dobrego zapamiętu-je. Autobus zabiera bezdomnych do pracy nad malowniczą Nysę. Zbierają tam do koszyczków ma-liny, odganiając się od os. Potem pojawia się pan Heniek Brona, chłop z krwi i kości. Zaprasza ich na pokaz robienia szuflad wiklino-wych i pyta, kto chciałby tak zara-biać. Tylko ona się zgłasza z całe-go schroniska. Palce ma zdarte do krwi, dostaje 10 złotych za koszyk, który wyplata jeden dzień. Dzięki temu ma do dyspozycji małą kli-teczkę, w której oprócz koszyków trzyma też akcesoria do przygo-towania ołtarza na niedzielę. Wie-czorem przychodzi pani Irenka, z którą grają w karty i piją melisę. Dobrze idzie aż do setnego koszy-ka, po którym pan Henio zaczyna marudzić, że nie przywiezie już wikliny. Nie chce zapłacić należ-nej podwyżki.  - A niech sobie już da pani spokój z tymi koszykami - ra-dzi jej Małgosia i proponuje pra-cę opiekunki u 93-letniej mamy pana Korczaka. Barbara ma do-stawać kieszonkowe, o jakich nie śniła - 1200 zł. Pani Genusia ma kanarka, który depiluje jej wąsiki, rozczesuje włosy. Kiedy w niedzielę przychodzą z wizy-tą świadkowe Jehowy, kanarek zagłusza je operowym śpiewem. A któregoś dnia Pani Gena siada na kanarku i ten ginie. Strasznie rozpacza, syn pociesza: - Miał ta-kie piękne życie, mamo. I śmierć też miał piękną pod d… swojej ukochanej pani. - Nie istnieję bez Basi - mówi Gena, jadąc do szpi-

tala. Jeszcze przyjaciółka podbie-ga do niej z chusteczką, bo myśli, że to jajko po śniadaniu, ale to już żółcie wypływające z ust. I wyba-cza Genie wszystkie krzywdy…

Lipa w korytarzu

 Mąż Krzysztof poważnie cho-ruje na raka i trafia do hospicjum, do którego niedawno przygoto-wywał płaskorzeźbę. Jest bardzo mroźny styczeń. Jak on się cieszy z jej wizyt: - O, przyniosłaś mi cia-cho! A wiesz, Wacek był u mnie z książkami - tłumaczy mu, że Wa-cek już nie żyje, że na pewno mu się przyśnił. - Wali mi na dekiel - śmieje się szeptem.  Barbara krąży między szkołą, hospicjum a mieszkaniem córki. Aż rozchorowuje się na zapale-nie płuc. Już jest taka słaba, ma 40 stopni gorączki, a z hospicjum dzwonią, że nie będą tak 24 godzi-ny na dobę mężem się opiekować i żeby wysłała im kogoś do pomo-

cy. Krzysztof umiera, a ona dopie-ro w ZUS-ie, starając się o zasiłek, przypomina sobie, że przecież jest rozwiedziona.

„Pełzająca śmierć”   Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie - zaprasza mnie Barbara, żebym przykucnęła na taborecie w hollu. Szykuje miętę i ciasteczka, kiwa głową, gdy pa-trzy na moją ogromną walizkę, którą wtargałam na czwarte piętro. Nie zaprasza mnie do pokoju, bo może przyjść jej współlokatorka. W pokoju gościnnym pozostali do-mownicy oglądają Familiadę. Po łazience skaczą rozradowane wszy i uciekają przed Domestosem.

 Mija 10 lat, w czasie których Barbara przesuwała się w kolejce chętnych do mieszkania socjalne-go. Musi zdecydować się na jedno z trzech mieszkań, które jej zapro-

ponowano w urzędzie. Gdy teraz odmówi, jej sprawa trafi do archi-wum. Biegnie w czterdziestostop-niowym upale na Psie Pole, pod Wrocław. Ceglasta ruina z rozwa-lonymi ścianami z kaflowym pie-cem, do której można się dostać odgarniając przepastne krzaki, ma stać się kiedyś jej nowym domem. To trzecie z trzech mieszkań, więc się decyduje. Może rodzina po-może wyremontować? Po roku zagląda przez dziurę w ścianie, widzi czajnik, paprotkę w środku, jaskrawą kamizelkę na parapecie. Ktoś tam mieszka. Barbara czeka na to mieszkanie, choć czasem zastanawia się, czy wystarczy jej czasu. Mieszka teraz z innymi bez-domnymi niedaleko wrocławskie-go rynku, czasem jeździ do córki, do Sierpnic pod Wrocław. - Nie-wygodnie mi tu, kochanie - mówi do wnuczki, ale Inka nie daje za wygraną, ściska babcię okropnie mocno. Zza kurtyny powieszonej na dwóch krzesłach wnuczka wy-łania się raz jako Królowa Śnie-gu, to znów jako Kay lub Gerda. Na widowni siedzi także dwulet-ni Nikoś. Zaraz poprosi babcię o narysowanie konia. Jeszcze tyle Barbara potrafi stworzyć kredką, bo ostatni „prawdziwy” obraz na-malowała tuż przed wyprowadzką z Kwiskiej - córkę z psem znale-zionym w lesie. Sunia z wyrazistą podpaloną sierścią leży Magdzie na kolanach, w wiklinowym bu-janym fotelu. Magda ma na sobie niebieską sukieneczkę. Tego ob-razu już nie ma, zniszczył się w piwnicy, podobnie jak wszystkie pozostałe. „Polary” już też dawno zamalowano na Placu Legionów. Znajomy chciał pomóc Barbarze, przyniósł zdjęcie swojej córki, ale ona nie dała już rady tego skopio-wać na portret. - Wychodziła mi staruszka, nie dziecko. Barbara zastanawia się, na ile ona sama wymalowała sobie taki los, a na ile to włosie w pędzlu okoliczności życiowych i politycznych tworzy-ło jej biograficzne dzieło. Nazywa siebie „ciapą” i „ofiarą”. Kiedy jej mówię, że była bardzo dziel-na, parska z niedowierzaniem, ale i radością. - Nigdy tak o sobie nie pomyślałam - mówi też, że teraz to chciałaby już tylko spokoju w nowym domu.

Barbara zastanawia się, na ile ona sama wymalowała sobie taki los, a na ile to włosie w pędzlu okoliczno-ści życiowych i politycznych tworzyło jej biograficzne dzieło. Nazywa siebie „ciapą” i „ofiarą”.

Page 14: Dobry Znak

14 / KULTURA

Śmierć jest przyjaciółkąg Napisałem we wstępie, że do-skonale gra Pani rolę tajemni-czej Grażyny Szapołowskiej. Czy to zamysł, maska, plan? Czy może to mit, który publiczność sama stwarza, bo musi go mieć? - Publiczność kocha tego typu rzeczy. Ja niczego nie stwarzam. Nigdy nie miałam też agenta, któ-ry by kierował tym, co robię i cze-go nie. To prawda, nie mówię zbyt wiele o swoim życiu prywatnym, ale odsłoniłam się w książce „Ści-gając pamięć” i „Poza mną”. Teraz piszę trzecią książkę „Zapomnia-łam o Tobie”. Będą to listy, które wymienialiśmy z pewnym dzien-nikarzem w latach 80., 90., więc

przy okazji pojawi się też trochę ówczesnej historii.

g Czy jest jakaś rola, której Pani się bała czy nadal się boi? - Najbardziej bałam się ostat-niej mojej roli w filmie pod tytu-łem „Piąte - nie odchodź”. Bałam się dlatego, że film reżyserowała moja córka, więc był to strach przed córką i reżyserem (śmiech). Totalnie złamałam tu swój wi-zerunek, ponieważ początkowo obsadzono mnie w innej roli, a ja to zmieniłam. Wybrałam rolę cho-rego psychicznie mężczyzny. Jest to film, który mówi o zagmatwa-nych relacjach rodzinnych między

młodym i starszym pokoleniem. To opis relacji między ojcem i córką, którzy nie potrafią okazy-wać sobie uczuć. Prawdopodob-nie w lutym wejdzie na ekrany i już widzę, po pierwszych reak-cjach, że chyba wykonałam dobrą robotę... nie chwaląc się (śmiech). Film łamie mój wizerunek.

g A co z konsekwencjami danej roli? Weźmy na przykład film „Inne spojrzenie”. Już pomi-jam to, że to film zagraniczny i że lata 80., ale przecież naro-biła Pani niezłego zamieszania. - Nie tyle ja, co reżyser naro-bił zamieszania na całym świecie.

To był pierwszy film w Europie, w którym pokazano miłość kobiet. W Cannes został przyjęty z bardzo dużym zainteresowaniem i ciągle padały pytania typu „Dlaczego się Panie na to zgodziły?” (Grażyna Szapołowska wystąpiła razem z Ja-dwigą Jankowską-Cieślak - przyp.red.). A myśmy odpowiadały „Bo jesteśmy aktorkami”. Niemniej zauważono, że gwiazdy, które szczycą się jakimś wizerunkiem nie podjęłyby się zagrania takiej roli. A i ich agenci zabranialiby im łama-nia tego wizerunku w taki sposób.

g Ktoś nazwał Panią nawet „pre-kursorką w kinie europejskim”.

Jest w niej coś, co nie tyle przyciąga, ale wręcz przykleja. Mówią o niej: „uwodzicielka”, choć tylko na podstawie ekranowych kreacji, bo przecież o swoim życiu prywatnym sama mówi niewiele, o ile w ogóle o nim mówi. Niby wszyscy ją znają, ale tak naprawdę nie-wiele się o niej wie. Tę rolę tajemniczej Grażyny Szapołowskiej gra od lat i robi to na-prawdę świetnie. Z aktorką rozmawia Filip Cuprych z portalu Polarity International.

fot. Magda Wunsche & Aga Samsel

Page 15: Dobry Znak

KULTURA / 15Ale czy przełamywanie barier w kinie to zadanie aktora czy re-żysera? - Myślę, że scenarzystów i re-żyserów. My jesteśmy tylko od-twórcami, którzy poddają się wizji i historii, które z kolei tworzy sce-narzysta i reżyser..

g Pod koniec listopada obcho-dzone będzie w Londynie 25-le-cie „Dekalogu” Krzysztofa Kie-ślowskiego... - Tak? To już tyle lat minęło? (śmiech)

g Zatrzymajmy się więc na chwilę przy „Krótkim filmie o miłości”. Znowu rola odważ-na, zawoalowana, ale odważna. - Po przeczytaniu scenariusza wiedziałam od razu, że to będzie przepiękna historia. Poza tym, by-łam też młoda, a młodzi aktorzy biorą wszystko, żeby zdobyć do-świadczenie, rozbudować warsz-tat, ale i zdobyć środki do życia. Z Krzysztofem zrobiliśmy wcze-śniej film „Bez końca” i wiedzia-łam, jakiej klasy to był reżyser.

g I dzięki tej roli otworzyły się dla Pani „bramy na Zachód”. Stała kariera na Zachodzie wchodziła w grę? - Wyjazd z Polski pewnie nie, dlatego, że w całej Europie i w Ameryce z pewnością też dzia-łają bardzo silne związki zawodo-we. One wpuszczą aktora na rolę czy dwie i to tyle. Dlatego aktorzy później biją się o przynależność do związków zawodowych i już potem niechętnie pozwalają wejść cudzoziemcom na ich teren.

g Kiedy patrzy Pani na swój dorobek, nie miała Pani nigdy wrażenia, że czasami, a głownie w oczach widzów, powierzano Pani role także ze względu na Pani fizyczność? I to nie tylko te lata temu, bo przecież i w „Panu Tadeuszu” zagrała Pani Telime-nę. - Ależ oczywiście. To było bar-dzo częste, zwłaszcza na początku mojej kariery. I trudno się temu dziwić. Jeśli ktoś przyciąga pew-nym erotyzmem, to się go angażu-je, bo wiadomo, że widzom się to spodoba.

g Ma Pani ubezpieczone ciało? - Nie ...(śmiech). Nie mam.

g W którymś z wywiadów prze-czytałem, że nie odniosła Pani sukcesu i dlatego może Pani da-lej pracować. Sukces by Panią zniechęcił, rozleniwił? - Po sukcesach w Polsce, we Włoszech, na Węgrzech, w Niem-czech czy w Rosji cały czas byłam doceniana i pojawiały się ciągle kolejne propozycje. Sukces nie jest zagrożeniem dla aktora. Za-grożeniem jest wiek. Zwłaszcza dla kobiet. Ciężko jest uchwycić subtelność dojrzałej już kobiety. Mamy panią Danusię Szaflarską, która gra fantastycznie, mając już swoje lata i która jest świetną, wiarygodną, niesamowitą aktorką. Czasami żartuję, że jak będę mia-ła 80 lat, to znowu się odezwą do mnie reżyserzy, bo będzie zapo-trzebowanie na kobiety w bardzo podeszłym wieku. (śmiech)

g A czy sukces zależy od tego, czy pracuje się w Polsce, czy gdzieś indziej?  - W jakimś stopniu na pewno tak. Ale też proszę spojrzeć na film „Ida”. Dobry film jest zauwa-żony wszędzie. Jeśli się podejmie temat ogólnoświatowy i jeśli ma się jeszcze trochę szczęścia, to film jest doceniony. Na przykład tematami żydowskimi interesuje się cały świat. Chociaż Hollywo-od uważa, że tylko oni mają na to patent. Tak samo jeśli chodzi o historię, bo ona w nowym świe-tle pokazuje przeszłość i może być kluczem do sukcesu europejskie-go czy światowego, choć trudno niektóre tematy ogarnąć językiem, którym w tej chwili dysponuje ki-nematografia.  Język operatorów zmienił się niesamowicie na przestrzeni lat i nadal się unowocześnia. Czasa-mi język, w jakim się daną histo-rię opowiada nie pasuje do tego, co jest w nas, co my sami znamy. Ale to też ma swoje plusy. Takim przykładem jest film „Miasto 44”. To spojrzenie młodego reżysera na tamte lata. Jan Komasa w nowo-czesny sposób dociera do młode-go widza, który nie może przecież pamiętać tamtych lat...

g Albo ten młody widz nie lubi

filmów, które o tamtych czasach opowiadają w jakiś specyficzny, powtarzany sposób... - Ja myślę, że młodzież jest cie-kawa historii, tylko trzeba umieć ją zachęcić i wydaje mi się, że Ko-masie się to udało.

g Skoro nie lubi Pani mówić o swoim życiu prywatnym, to dlaczego zdecydowała się Pani napisać książkę „Ścigając pa-mięć”? Książkę wyjątkowo prywatną, intymną i osobistą w treści. Chciała się Pani ze sobą rozliczyć? - Ja ją napisałam 3 lata po odej-ściu mamy. Zwróciło się do mnie kilka wydawnictw z prośbą o na-pisanie biografii. Przez 3 miesią-ce pisałam pamiętnik o tym, co się dzieje ze mną i z moją mamą, o tym, co się dzieje wokół mnie. Głównie po to, żeby nie zwario-wać i żeby zapamiętać jej ostatnie chwile. Doszłam do wniosku, że jest to materiał na książkę, choć nie chciałam, żeby była ona cięż-ka, smutna. W końcu mówię w niej o odchodzeniu najbliższej mi osoby. Zawsze, kiedy odchodzą rodzice, każdy z nas dochodzi do wniosku, że nie poświęcał im tyle czasu, ile powinien. Zawsze się spieszymy, zawsze uciekamy, za-wsze jest praca, a rodzice.... dadzą sobie jakoś radę. Też taka byłam, ciągle gdzieś gnałam i nie zdą-żyłam opowiedzieć mamie wie-lu chwil spędzanych na różnych planach filmowych. Wydało mi się, że jeśli przeplotę to historia-mi opowiadanymi odchodzącej mamie, stworzy się jakaś ciekawa całość. I wydaje mi się, że osią-gnęłam cel.  Ta książka pozostanie. Poza tym, bardzo wielu ludzi jest zwią-zanych ze słowem „śmierć”, z oso-bami odchodzącymi. W naszym kraju śmierć zawsze była trak-towana z jakąś obawą, z czymś, na co ludzie nie mają ochoty ani patrzeć, ani koło niej być. A mnie się wydaje, że bycie przy osobie, która odchodzi jest ogromnym za-szczytem. Możność trzymania jej za rękę i bycia do ostatniej chwili jest pewnym rodzajem wyróżnie-nia. Chciałam oswoić to słowo „śmierć” z ludźmi , którzy mieli, mają i będą mieli z nią do czynie-nia.

g Boi się Pani śmierci? - Nie...

g A tego, że będzie niespodzie-wana i zabraknie tego upragnio-nego i ważnego w książce dotyku kogoś bliskiego? - Nie. Od dziecka nigdy nie bałam się śmierci. Intuicyjnie ją czasem wyczuwałam koło sie-bie, ale nie bałam się. To pewnie miało związek ze spektaklem „...i Dekameron”, który reżyserował Adam Hanuszkiewicz. On mi wtedy uświadomił, że śmierć jest piękna. Kiedy spytałam go „Dla-czego?”, powiedział mi „Dlatego, że to jest jedyny przyjaciel czy przyjaciółka, która nas nigdy nie zawiedzie.” A ponieważ w na-szej kulturze śmierć jest rodzaju żeńskiego, przyjęłam tę rolę i tę śmierć zagrałam.

g A samo przemijanie Pani nie niepokoi? Uroda, moda, starze-nie, zapotrzebowanie na Szapo-łowską? Nie ma czegoś, w czym coraz trudniej się Pani znaleźć? - Nie. Potrafię zorganizować swój czas. Jestem ciągle ciekawa życia i świata. Ta ciekawość jest pewnego rodzaju szczęściem. Je-śli jest ciekawość i zdrowie, to ar-tysta zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie. Czy to pisanie książki, czy to zaangażowanie w pracę, bo akurat teraz, jako producent szu-kam środków na zrobienie pięk-nego filmu o miłości wśród dzieci. Ciągle mam nowe wyzwania. Nie boję się przemijania. Poza tym, jeśli nie gram, to nie denerwuję się tym. Mam ten komfort, że nie muszę. Jeśli zagram jedną rolę w ciągu roku, dwóch, trzech lat, to jest to wystarczające. Kiedyś się było młodym, więc się pracowało non stop. Teraz patrzę na wszystko z dystansem, ze spokojem. Tak, jak może na wszystko patrzeć kobieta w wieku 60 lat, która wielu rzeczy doświadczyła, przeżyła, która jest, istnieje, ma psa, z którym wycho-dzi na spacery, ma wspaniałego partnera i dzieci. Mam w sobie wielki spokój. Nie muszę nigdzie pędzić i niczego się nie boję.

g Pani Grażyno, dziękuję za rozmowę

Źródło: PolarityInternational.com

Page 16: Dobry Znak

16 / PRAWO

Przedstawiciele rządu, związków zawodowych oraz prosocjalnych opcji politycznych utrzymują, że zgodnie z danymi Eurostatu, obciążenie wynikające z pozapłacowych kosztów pracy w Polsce jest jednym z najniższych w Europie.

 Mają wskazywać na to dwa wskaźniki - nominalna wysokość średnich kosztów pracy oraz pro-centowy w nich udział pozapłaco-wych kosztów pracy. Jak wynika ze statystyk Eurostatu, w 2013 roku pozapłacowe koszty pracy wyniosły w Polsce 16,7% całko-witych kosztów pracy. Z 28 państw członkowskich Unii Europejskiej mniejszym obciążeniem z tytu-łu pozapłacowych kosztów pracy mogą wykazać się: Bułgaria, Da-nia, Malta, Cypr, Irlandia, Wielka Brytania, Chorwacja, Luksemburg i Słowenia. Dla porównania, śred-nia w strefie Euro to 25,9%, a ogó-łem w krajach Unii Europejskiej wynosi ona 23,7%.

 Według danych Eurostatu, Pol-ska jest dziesiątym krajem Unii Eu-ropejskiej, mającym najmniejsze obciążenie z tytułu pozapłacowych kosztów pracy, co plasuje nas w drugiej połowie tabeli. Wynikałoby z tego, że faktycznie pozapłacowe koszty pracy w Polsce są stosunko-wo niskie. Czy takie stwierdzenie byłoby jednak prawdziwe? Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie, Związek Pracodawców Polskich w najnowszym raporcie wziął pod lupę metodologię, która została użyta w badaniach Eurosta-tu. Jako pozapłacowe koszty pracy uznano obciążenia wynikające z podatków dochodowych oraz tak zwane składki po stronie praco-dawcy. W związku z tym nasuwa-ją się dwa wnioski. Po pierwsze, uwzględniono w obliczeniach dane uśrednione.  Trzeba więc wziąć poprawkę na fakt, że efektywna stawka opodat-kowania podatkiem dochodowym jest w Polsce stosunkowo wysoka, m.in. ze względu na o wiele niższą niż w innych krajach europejskich kwotę wolną od podatku i zamro-żone od kilku lat progi skali po-datkowej. Biorąc pod uwagę same

stawki i włączając je do obliczeń, obniża się „na papierze” obciąże-nie pozapłacowymi kosztami pra-cy w Polsce w porównaniu do in-nych państw. Po drugie, w statystykach Eu-rostatu nie są brane pod uwagę opłacane przez pracownika (teo-retycznie przez niego, ponieważ w praktyce nie ma do czynienia z tymi pieniędzmi) obowiązkowe składki. Jest to o tyle istotne, że udział składek opłacanych przez pracowników w ogólnym obciąże-niu pozapłacowymi kosztami pracy w Polsce jest trzecim najwyższym spośród 34 państw członkowskich OECD i wynosi aż 15,3%.  Wydaje się więc, że miaro-dajnym sposobem oszacowania obciążenia wynikającego z poza-płacowych kosztów pracy (wyłą-czywszy kwestię podatku docho-dowego) jest ustalenie procentu, jaki w ogólnych kosztach pracy stanowią obowiązkowe składki płacone łącznie przez pracowni-ków i pracodawców. Gdy weźmiemy pod uwagę ten wskaźnik, okazuje się, że obciąże-nie pozapłacowymi kosztami pracy w Polsce, wynikającymi z opłaca-nia obowiązkowych ubezpieczeń,

jest jednym z najwyższych w kra-jach OECD. Składki na obowiązkowe ubez-pieczenia społeczne stanowią aż 29,7% kosztów pracy w Polsce, co stanowi jedenasty najwyższy wynik wśród 34 krajów członkow-skich OECD. Dodatkowo, należy wziąć pod uwagę rozpiętość, jaka pojawia się w procentowym udziale obowiąz-kowych składek w całościowych kosztach pracy. Polska znajduje się w tym zestawieniu na jedenastym miejscu, jednak od lidera (Francji) dzieli nas tylko niecałe 9 punktów procentowych. Od najniżej sytu-owanego kraju europejskiego (Da-nii) dzieli nas równo 27 punktów procentowych. - Przykład pozapłacowych kosz-tów pracy w Polsce jest kolejnym dowodem na to, że poziom re-dystrybucji dochodów w Polsce jest zdecydowanie zbyt wysoki w stosunku do stopnia rozwoju go-spodarki, co z jednej strony utrud-nia akumulację kapitału i hamuje przedsiębiorczość, a z drugiej nie zapewnia zadowalającego pozio-mu usług publicznych. Żeby to zmienić, potrzeba jednak rzetel-nej i merytorycznej debaty, a nie

demagogicznych i polaryzujących opinię publiczną haseł, formo-wanych na podstawie mylących danych - mówi Jakub Bińkowski, analityk ZPP, twórca raportu.

 Zdaniem ZPP należałoby zmie-nić strukturę opodatkowania:

g zamiast ZUS i podatku docho-dowego wprowadzić opłacany u źródła podatek od funduszu płac w wysokości 20% (lub 45% dla osób, które nie zrezygnują z praw nabytych w ZUS);

g wprowadzić jednolity VAT w wysokości około 25% (z pla-nem jego obniżania do 15%); wprowadzić ryczałtowy podatek od prowadzenia działalności go-spodarczej w wysokości około 1000 zł miesięcznie - z dobro-wolnością udziału w systemie VAT;

g wprowadzić zryczałtowany po-datek CIT w wysokości 2% od sprzedaży (z planem jego obni-żenia do 0.75%);

g wprowadzić 30% podatek kapi-tałowy (z planem jego obniżania do 20%);

g wprowadzić 5% podatek od sprzedaży bezpośredniej dla rol-ników.

Obniżki podatków do stanu doce-lowego powinny nastąpić w cią-gu 10 lat.

g wprowadzić emeryturę obywa-telską z poszanowaniem praw nabytych dla uczestników syste-mu ZUS, którzy dobrowolnie nie zrezygnują z tego systemu;

g przekształcić ZUS w Agencję Rozliczeniową Skarbu Państwa, która jako jedyna zajmie się po-borem podatków;

g przeprowadzić gruntowną refor-mę finansów publicznych, tak żeby dostosować wydatki pań-stwa do jego dochodów i nie być w tym zakresie na niechlubnym 145. miejscu na świecie. JR

Wysokie podatki „od pracy”

Page 17: Dobry Znak

PRAWO / 17

Zaciągając kredyt z odwróconą hipoteką, senior aż do śmierci po-zostanie właścicielem nierucho-mości. W ramach takiej umowy kredytowej bank lub inna instytucja (nadzorowana przez Komisję Nad-zoru Finansowego) będzie wypła-cać właścicielowi nieruchomości kwotę kredytu jednorazowo w ca-łości lub w ratach, a po jego śmier-ci ma prawo przejąć nieruchomość, ale tylko w przypadku, kiedy spad-kobiercy nie spłacą kredytu wraz z odsetkami.  Odwrócony kredyt hipoteczny dopiero ma pojawić się w ofercie banków, a już teraz zyskał wie-lu zwolenników, jak i przeciwni-ków, którzy niekiedy nie do koń-ca wiedzą, na czym ta usługa ma dokładnie polegać. Należy jednak

podkreślić, że nowa ustawa ma zabezpieczyć interesy ludzi w trud-nej sytuacji życiowej, którzy do tej pory mogli korzystać wyłącznie z renty dożywotniej, tracąc przy okazji prawo własności mieszka-nia. Nowością jest to, że po śmierci właściciela nieruchomości objętej

odwróconą hi-poteką, jego spadkobiercy z a c h o w a j ą pełne prawo do lokalu, je-

żeli tylko spłacą zaciągnięty kredyt. Tak więc nie jest prawdą, że w przypadku wyboru takiego roz-wiązania „rodzina pozostaje z ni-czym”. Jest to szansa dla ludzi, którzy ze względu m.in. na swój wiek nie mogą otrzymać kredytu z banku. Ten nowoczesny instru-ment finansowy może być okazją do spełnienia marzeń, które do tej pory z powodu braku funduszy, nie były osiągalne. Ustawa nie precy-zuje wieku osób, które będą mogą skorzystać z oferty odwróconego

Gdy emerytura nie wystarczy… kredytu hipotecznego, banki będą same ustalały szczegóły oferty. W chwili obecnej należy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na propozycje możliwości uzyskania odwróconego kredytu hipoteczne-go. Samo uchwalenie ustawy nie oznacza, że odwrócony kredyt hi-poteczny jest już w Polsce w pełni dostępny. Zaczynają pojawiać się natomiast oszuści, którzy w zamian za swoje „doradztwo i pomoc” w uzyskaniu takiego kredytu pró-bują pobrać od starszych ludzi mniejsze lub większe kwoty, wy-korzystując ich niewiedzę w tym zakresie. Na nich trzeba uważać.

Anna Jabłońska - doradca prawny, Centrum Usług Prawnych

Seniorzy, którzy są właścicielami nieruchomości, będą mogli liczyć na wsparcie finan-sowe dzięki odwróconemu kredytowi hipotecznemu. Nowe przepisy mają zabezpieczyć

interesy seniorów i poprawić ich standard życia, eliminując z rynku możliwość nieuczciwych działań.

Jeśli potrzebujesz pomocy prawnej - napisz do mnie na adres mailowy: [email protected] Więcej informacji: www.mobilnyprawnik.pl

R E K L A M A

1. ORGANIZATOR PRZETARGUSpółdzielnia Mieszkaniowa „Leśna” w Zielonce, ul. Młodzieżowa 1/3AKRS nr 0000121831

2. PRZEDMIOT PRZETARGUUstanowienie odrębnej własności lokal mieszkalnego nr 16 przy ul. Nauczycielskiej 2 w Zielonce(05-220). Właścicielem lokalu jest Spółdzielnia Mieszkaniowa „Leśna” w Zielonce. Powierzchnia użytkowa lokalu wynosi 71,30 m2. Lokal znajduje się na 2 piętrze, w pionie pięciopiętrowym i obejmuje: cztery pokoje, kuchnia widna, łazienka, wc, przedpokój, garderoba, balkon. Do lokalu przynależy piwnica o powierzchni użytkowej 4,50 m2. Okna wychodzą na stronę wschodnią i zachodnią. Lokal ma uregulowany stan prawny, bez zadłużeń, bez wad prawnych i faktycznych.

3. CENA MINIMALNACena minimalna w pierwszym terminie przetargu wynosi 80 % wartości rynkowej lokalu ustalonej przez rzeczoznawcę co wynosi: 240.652 zł, słownie: dwieście czterdzieści tysięcy sześćset pięćdziesiąt dwa złote.Wartość rynkowa lokalu ustalona przez rzeczoznawcę wynosi 300.815 zł, słownie - trzysta tysięcy osiemset piętnaście złotych(wycena według operatu szacunkowego z dnia 23.04.2014 r. sporządzonego przez uprawnionego rzeczoznawcę majątkowego)Cena minimalna stanowi kwotę od wysokości której rozpoczyna się przetarg. Oferta zakupu złożona przez uczestnika przetargu może być równa cenie minimalnej lub ją przekraczać

4. KRYTERIA ROZSTRZYGNIĘCIA PRZETARGU1. Przetarg wygrywa uczestnik przetargu, który w złożonej ofercie zadeklarował kwotę ustanowienia odrębnej własności lokalu najwyżej przekraczającą cenę minimalną dla danego terminu przetargu.

2. W przypadku jeżeli zadeklarowane przez uczestników przetargu kwoty ustanowienia odrębnej własności lokalu są takie same, decyduje pierwszeństwo złożenia oferty z uwzględnieniem dni, godzin i minut.

3. Zadeklarowana kwota ustanowienia odrębnej własności lokalu może być wyższa niż wartość rynkowa.

4. Komisja przetargowa sporządza listę na której szereguje oferty według zadeklarowanych kwot ustanowienia odrębnej własności lokalu tzn. od najwyższej do najniższej.

5. INFORMACJA O WYSOKOŚCI WADIUM, TERMINIE I MIEJSCU JEGO WNIESIENIA

1. Warunkiem uczestnictwa w przetargu jest złożenie wadium2. Wadium wynosi 5000 zł3. Wadium składa się razem ze złożeniem oferty.4. Przyjęcie wadium poświadcza osoba przyjmująca ofertę

6. TERMIN I MIEJSCE SKŁADANIA OFERT1. Wzór oferty dostępny jest w Spółdzielni Mieszkaniowej „Leśna” w Zielonce, Ul. Młodzieżowa 1/3A2. Ofertę należy złożyć osobiście w wersji papierowej w nieprzekraczalnym terminie do dnia 19 grudnia 2014 r. w Spółdzielni Mieszkaniowej „Leśna” w Zielonce, Ul. Młodzieżowa 1/3A wraz z wadium

7. INFORMACJA O MOŻLIWOŚCI NABYCIA PRZEDMIOTU PRZETARGU POZA PRZETARGIEM

Pierwszeństwo w nabyciu lokalu mają członkowie Spółdzielni Mieszkaniowej „Leśna” w Zielonce, którzy nie mają zaspokojonych potrzeb mieszkaniowych i zgłoszą gotowość zawarcia umowy o ustanowienie i przeniesienie odrębnej własności tego lokalu. W przypadku zgłoszenia się kilku uprawnionych, pierwszeństwo ma najdłużej oczekujący. Warunkiem przeniesienia odrębnej własności lokalu na takiego członka jest wpłata wartości rynkowej lokalu.

8. INFORMACJE KOŃCOWE 1. Regulamin przetargu dostępny jest w Spółdzielni Mieszkaniowej „Leśna” w Zielonce, Ul. Młodzieżowa 1/3A2. Wzór oferty dla uczestników przetargu dostępny jest w Spółdzielni Mieszkaniowej „Leśna” w Zielonce, Ul. Młodzieżowa 1/3A3. Informacje ogólne o przetargu oraz umówienie się w celu obejrzenia lokalu - tel.: 512-486-3604. Informacje o sytuacji prawnej lokalu i kwestiach formalno-prawnych związanych z organizacją przetargu – tel. 695-424-678

Zielonka, dn. 2014-11-12

OGŁOSZENIE O PRZETARGU NA USTANOWIENIE ODRĘBNEJ WŁASNOŚCI LOKALU MIESZKALNEGO

Page 18: Dobry Znak

18 / REKLAMA

Page 19: Dobry Znak

FINANSE / 19

Od listopada 2013 roku do połowy sierpnia byliśmy świadkami swoistej rewolucji II filara emerytalnego czyli OFE. Rzeczona rewolucja (dla innych dekonstrukcja)

w obowiązkowym systemie emerytalnym wymusiła z pewnością na wielu z nas refleksję nad koniecznością samodzielnego zatroszczenia się o emeryturę. Powrócił więc temat

IKE i funkcjonującego od 2012 IKZE. Emerytura z iKze

 Indywidualne Konto Zabez-pieczenia Emerytalnego (IKZE) jest rodzajem planu emerytal-nego, w ramach którego można oszczędzać samodzielnie, w III filarze i jest efektywnym sposo-bem oszczędzania pieniędzy na dodatkową emeryturę. Podlega przepisom Ustawy o indywidual-nych kontach emerytalnych oraz indywidualnych kontach zabez-pieczenia emerytalnego.

 Indywidualne Konta Zabez-pieczenia Emerytalnego zostały wprowadzone na początku 2012 roku jako nowa forma oszczędza-nia na emeryturę. Rozwiązanie to jest podobne do funkcjonujących już w ramach III filaru IKE. Konta te różnią się między sobą formą opodatkowania. Tworząc IKZE, rząd chciał zrekompensować po-datnikom obniżenie składki prze-

kazywanej do OFE. W 2010 roku została ona zmniejszona z 7,3 do 2,3 % wynagrodzenia. Zgodnie z przepisami, wpłaty na IKZE można odpisać od podstawy opo-datkowania, ujmując je w rozli-czeniu rocznym (PIT). Roczny li-mit wpłat na IKZE został ustalony na poziomie 4% wynagrodzenia, nie więcej jednak niż 30-krotność średnich zarobków. Warto wykorzystać limit wpłat na IKZE, który w 2014 roku wy-nosi 4 495,20 PLN. Oszczędności odkładane w ramach IKZE nie są obciążone 19% podatkiem od zysków kapi-tałowych. Nigdy nie zapłacimy podatku od zysków, nawet jeżeli wypłacimy środki po miesiącu oszczędzania. Inne produkty trze-ciofilarowe, takie jak IKE i PPE, oferują nam przywilej wolnych od podatku zysków inwestycyj-nych dopiero po spełnieniu okre-ślonych wymagań: ukończenia 60 lub 55 lat - w przypadku uzy-skania wcześniejszych uprawnień emerytalnych. Oczywiście ta ulga będzie miała dla nas tym większe znaczenie, im więcej zarobimy, a więc w długim horyzoncie cza-sowym.

 Drugim przywilejem podatko-wym jest odpis wpłat od podstawy opodatkowania podatkiem PIT. Dzięki nowemu, wysokiemu limi-towi wpłat - równemu 120% wy-nagrodzeń średnich, czyli w tym

Szkoła Inwestowania nr 144

Bartłomiej Grochulski

roku wynoszącemu 4495 zł - war-to już pochylić się nad kwotami odpisu. Maksymalna kwota zwro-tu podatkowego dla osób osiąga-jących dochód powyżej 30-krot-ności zarobków średnich wynosi 1438 zł, 809 zł dla płacących po-datek 18% i 854 zł dla osoby pro-wadzącej działalność gospodarczą rozliczającej się według podatku liniowego 19%.

Jak wybrać IKZE?

 IKZE można znaleźć w ofer-cie banków, domów maklerskich, towarzystw ubezpieczeniowych, Powszechnych Towarzystw Eme-rytalnych i Towarzystw Funduszy Emerytalnych. W ramach IKZE można lokować oszczędności w różne produkty.  W zależności od naszej skłon-ności do ryzyka możemy depono-wać środki m.in. w funduszu obli-gacji, pieniężnym, akcji, zmiennej alokacji czy papierów dłużnych. Jeżeli dzisiaj wybierzemy jedną z form IKZE (jedną z pięciu: fun-dusz inwestycyjny, dobrowolny fundusz emerytalny, polisa ubez-pieczeniowa, depozyt bankowy lub rachunek inwestycyjny) i w ramach wybranej formy określo-nego dostawcę, to nie wiążemy się z tym dostawcą na dobre i na złe.

 W dowolnej chwili, jeżeli wy-brany podmiot przestanie speł-niać nasze oczekiwania, lub jeżeli znajdziemy atrakcyjniejszą ofertę, będziemy mogli podpisać umo-wę z nową firmą (być może także działającą w innej formie) i zażą-dać przeniesienia całości zgroma-

dzonych środków wraz z całością zysków (przy transferze też nie ma podatku Belki) do nowo wybrane-go oferenta. Takich zmian w okre-sie kilkunastu - kilkudziesięciu lat oszczędzania będziemy mogli do-konywać wielokrotnie. Podsumowanie korzyści zwią-zanych z oszczędzaniem na IKZE:g korzyści związane z systema-

tycznym oszczędzaniem pienię-dzy,

g ulga podatkowa, możliwość co-rocznego obniżenia podatku PIT poprzez odpis wpłat na IKZE od podstawy opodatkowania,

g możliwość odroczenia zapłaty podatku dochodowego na przy-szłość (przy wypłacie z IKZE obowiązuje zryczałtowany po-datek dochodowy według staw-ki 10%),

g brak podatku od zysków kapita-łowych (czyli 19% tzw. podatku Belki)

g strategie oszczędzania dopaso-wane do potrzeb i wieku inwe-stora,

g oszczędności mogą być dziedzi-czone bez podatku od spadków i darowizn.

 Szczegółowe informacje znaj-dziemy na internetowej stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Spo-łecznej pod linkiem: http://www.mpips.gov.pl/ubezpieczenia-spo-leczne/ubezpieczenie-emerytalne/ikze/

 Zachęcamy też, by popytać w obsługujących nas instytucjach finansowych, takich jak bank, biu-ro maklerskie czy zakład ubezpie-czeń na życie.

Fundacja na rzecz dobrego inwestowaniaul. Mysia 5, 00-496

Warszawa, tel.: 22 596 53 12

Page 20: Dobry Znak

20 / FINANSE

Organizacje podobne do spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, służące ochronie przed lichwą i stosujące zasadę samopomocy finansowej istniały już w średnio-wieczu. Były to gildie kupieckie, maszoperie rybackie, banki pobożne czy wdowie kasy. Później pojawiały się instytucje nazywane fundacjami taniego kredytu czy towarzy-stwami wzajemnego ratowania się w nieszczęściach.

Od gildii do spółdzielczych kas i unii kredytowych

 W XIX wieku na terenie Nie-miec zaczęły powstawać instytu-cje finansowe, które były pionie-rem nowoczesnych spółdzielni finansowych. Stworzone instytu-cje kierowały się ideami samopo-mocy, samozarządzania i demo-kracji ekonomicznej.

O założycielach kas w Polsce

 Spółdzielnie finansowe znalazły naśladowców również w Polsce. W Wielkopolsce powstawały ban-ki ludowe tworzone przez księdza Wawrzyniaka, na Podolu kasy włościańskie zakładane przez bł. Marcelinę Darowską, a w Galicji kasy tworzone przez nauczyciela i działacza społecznego Francisz-ka Stefczyka, który przy organiza-cji kas był wspierany przez księży i nauczycieli traktujących swoją bezinteresowną pracę jako patrio-tyczny obowiązek.

 Franciszek Stefczyk żył w la-tach 1861 - 1924, był doktorem filozofii i nauk historycznych. Jako nauczyciel w szkole rolniczej w podkrakowskim Czernicho-wie, założył tam pierwszą Kasę Oszczędności i Pożyczek. Jego działalność koncentrowała się na rozpowszechnianiu wiejskich kas spółdzielczych na terenie Galicji oraz organizowaniu kursów dla pracowników powstających spół-dzielni. Tworzył podstawy praw-ne i organizacyjne spółdzielni rolniczo-handlowych. Od 1898 r. kierował we Lwowie Biurem Pa-tronatu dla Spółek Oszczędności i Pożyczek, przy którym powołał Biuro Bankowe do obsługi kas wiejskich. W 1909 r. z jego inicja-tywy powstał Galicyjski Związek Mleczarski, w 1917 r. utworzył Spółdzielczy Instytut Naukowy. Pełnił funkcję dyrektora naczel-nego i prezesa Rady Nadzorczej

Państwowego Banku Rolnego. W 1920 roku z nominacji rządu wyjechał do Stanów Zjednoczo-nych organizować subskrypcję pożyczki narodowej wśród tamtej-szej Polonii. Po powrocie do Pol-ski założył Zjednoczenie Związ-ków Rolniczych Rzeczpospolitej Polskiej Autor 128 prac związa-nych z ruchem spółdzielczym, w tym 13 podręczników i 12 prac naukowo - badawczych.

2,5 mln członków

 Współcześnie działające spół-dzielcze kasy oszczędnościo-wo-kredytowe pielęgnują i kon-tynuują dziewiętnastowieczne tradycje. Oprócz usług finan-sowych dla swoich członków - prowadzenia kont osobistych, przyjmowania depozytów na atrakcyjnych warunkach, udzie-lania pożyczek o umiarkowa-nym oprocentowaniu, realizują

swoją misję społeczną opartą na edukacji, promowaniu wartości chrześcijańskich, patriotycznych. W swojej działalności skupiają się również na niesieniu pomocy lo-kalnym społecznościom. Do 3500 kas Stefczyka w okre-sie międzywojennym należało półtora miliona ludzi. Odegra-ły one ogromną rolę w budowie w odrodzonej Polsce sektora usług i drobnej przedsiębiorczo-ści. Druga wojna światowa prze-rwała ich rozwój. Odbudowa kas kredytowych stała się możliwa po przemianach 1989 r. Zajęła się tym Fundacja na rzecz Polskich Związków Kredytowych, działa-jąca do 2010 roku.

Misja

 Spółdzielcze Kasy Oszczęd-nościowo - Kredytowe działają w Polsce od 1992 r. na podstawie odrębnej ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredyto-wych i zrzeszają ponad 2,5 miliona członków. SKOK-i aktywnie włą-czyły się również w unijną inicja-tywę przeciwdziałania wszelkim objawom wykluczenia społeczne-go i finansowego - zjawiska, któ-re prowadzi do marginalizowania poszczególnych osób czy grup społecznych. Przyczyną wyklu-czenia jest lekceważenie przez korporacje mało atrakcyjnych dla siebie klientów. W przypadku usług finansowych często są to osoby starsze i młodzież, którzy dopiero rozpoczynają swoje doro-słe życie. Ograniczony dostęp do dóbr i usług w szczególności unie-

możliwia właściwe funkcjonowa-nie w przestrzeni publicznej.

SKOK-i na świecie

 Podobne do SKOK-ów instytu-cje, zwane także uniami kredyto-wymi, działają w 103 krajach, sku-piając ponad 208 milionów ludzi. Unie kredytowe, czyli spółdziel-cze kasy to szansa na niezależność ekonomiczną, to niezależność od lichwy i ekonomiczna edukacja szerokich warstw społecznych. Mottem amerykańskiego ruchu unii kredytowych jest następująca maksyma:

Not for profit, not for charity, but for service,

 co w tłumaczeniu na język pol-ski znaczy:

Nie dla zysku, nie z powodu mi-łosierdzia, ale po to, żeby słu-żyć.

 Międzynarodowe Zasady Kas Spółdzielczych (International Credit Union Operating Prin-ciples) zostały zatwierdzone przez Komisję Członkowską Świato-wej Rady Związków Kredyto-wych 24 sierpnia 1984 r. Oparte są na filozofii współpracy oraz jej podstawowych wartościach równości, członkowskiego kapi-tału i wzajemnej samopomocy. Przy różnorodności praktycznych rozwiązań we wdrażaniu filozo-fii spółdzielczych kas na świecie, w samym sercu tych zasad pozo-staje koncepcja rozwoju dla osią-gnięcia lepszego życia dla siebie i swojej społeczności.

dr Franciszek Stefczyk

Page 21: Dobry Znak

FINANSE / 21

Komisja Nadzoru Finansowego 4 listopada br. jednogłośnie pod-jęła decyzję o ustanowieniu zarządcy komisarycznego w SKOK

Wołomin. Na tę funkcję został powołany Waldemar Stawski. To osoba o dużej wiedzy i doświadczeniu w sektorze finansowym,

która zajmowała się w przeszłości naprawą dużych instytucji finansowych, m.in. Wschodniego Banku Cukrownictwa. Ustano-wienie zarządcy komisarycznego nie wpływa z punktu widze-

nia członków Kasy na bieżącą działalność instytucji.

Stabilne działanie SKOK WołominAby wzmocnić SKOK Wołomin

 Jak podkreśliła Komisja Nad-zoru Finansowego w przesłanym do mediów komunikacie, celem zarządcy komisarycznego ma być wzmocnienie SKOK Woło-min poprzez wzrost efektywności działania i poprawę standardów zarządzania ryzykiem, w oparciu o szczegółową weryfikację sytuacji finansowej Kasy. Co to oznacza? Ustanowiony przez KNF zarządca komisarycz-ny sprawdzi, jaki jest rzeczywisty stan SKOK Wołomin. Ustalenie tego, jak wygląda sytuacja fi-nansowa Kasy, jakie są jej atuty i słabe strony, jest niezbędne do zaplanowania szczegółowych działań wzmacniających instytu-cję. Chodzi przecież o drugi co do wielkości SKOK, dysponujący ponad setką placówek w całej Pol-sce, zrzeszający ponad 70 tysięcy członków i dysponujący ponad 3 mld zł aktywów. Żeby zapewnić SKOK Wołomin i członkom Kasy bezpieczne, stabilne funkcjonowa-nie, trzeba dokładnie sprawdzić, jakie aspekty działalności tej in-stytucji wymagają naprawy i udo-skonalenia. Z chwilą powołania zarządcy komisarycznego poprzedni za-rząd wołomińskiego SKOK został odwołany, a kompetencje Rady Nadzorczej SKOK - zawieszone. Obecnie zarządca komisaryczny podejmuje wszelkie decyzje zwią-zane z zarządzaniem Kasą.

Przyszłość w rękach wszystkich członków

 - Chcę bardzo wyraźnie pod-kreślić, że ustanowienie zarządcy komisarycznego nie wpływa na bieżącą działalność Kasy z punk-tu widzenia jej członków - mówi

Waldemar Stawski. - SKOK Wo-łomin bez zakłóceń prowadzi swo-ją bieżącą działalność, zawarte z kasą umowy obowiązują bez najmniejszych zmian.  Jak podkreśla Waldemar Staw-ski, zapewnienie Kasie stabilnej przyszłości to zadanie nie tylko dla niego i menadżerów SKOK Wołomin. To także zadanie dla wszystkich członków Kasy. - Każdy członek spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredyto-wej jest zarazem jej współwła-ścicielem. Ma prawo, a nawet powinność decydowania o przy-szłości instytucji, do której nale-ży. Nie ukrywam, że bardzo liczę na aktywność naszych członków. Chcę poznać ich opinie i sugestie na temat funkcjonowania Kasy i tego, co można ulepszyć. Wie-rzę, że wspólnie uda nam się po-dołać zadaniu wyprowadzenie SKOK Wołomin na ścieżkę po-myślnej przyszłości - podkreśla Waldemar Stawski. Pieniądze członków Kas - za-równo złożone jako depozyty, jak i przechowywane na rachunkach

bieżących - są bezpieczne. Od li-stopada 2013 r. wszystkie SKOK-i zostały objęte ochroną Banko-wego Funduszu Gwarancyjnego. Członkowie Kas, w tym oczywi-ście członkowie SKOK Wołomin, mają zapewnione bezpieczeństwo środków do wysokości kwoty bę-dącej równowartością 100 tysięcy euro. Obecnie to około 420 tys. zł.

Cel - stabilizacja

 - Członkowie naszej Kasy na pewno zadają sobie pytanie: czy ustanowienie zarządcy komisa-rycznego nie jest sygnałem, że SKOK Wołomin przestał być instytucją godną zaufania? Od-powiem na nie tak: przejściowe problemy w działalności może mieć każda instytucja finansowa - i mała, działająca lokalnie, i ogólnopolska.  Podstawową zasadą działań dobrego lekarza jest zapobiega-nie chorobom, a jeśli nie uda się zapobiec - przepisywanie środ-ków, które zahamują chorobę w jej możliwe najwcześniejszym

stadium. Tak jest również z dzia-łaniami podejmowanymi przez Komisję Nadzoru Finansowego - tłumaczy Waldemar Stawski, za-rządca komisaryczny SKOK Wo-łomin. Jak wyjaśnia, to właśnie po to, by zapewnić Kasie i jej członkom stabilizację, KNF podjął decyzję o ustanowieniu zarządcy komi-sarycznego. Zdaniem Stawskie-go świadczy to o wielkiej wadze, jaką KNF przywiązuje do prawi-dłowego funkcjonowania sektora kas spółdzielczych. - Nie mniej ważną rolę w bieżącej stabilizacji działalności SKOK Wołomin oraz pomocy w działaniach restruk-turyzacyjnych odgrywa Krajowa Spółdzielcza Kasa Oszczędno-ściowo-Kredytowa - podkreśla Waldemar Stawski.

 - Polacy doceniają SKOK-i, o czym świadczy rosnąca z roku na rok liczba członków kas. Waż-ne, by Kasy działały bez zakłóceń i wypełniały swoją misję, opartą o więź członkowską, przede wszystkim świadczenie usług fi-nansowych wobec ludzi, którzy są ich właścicielami - spółdzielcami. Działalność SKOK-ów w Pol-sce jest niewątpliwym dowodem możliwości odbudowy ruchu spół-dzielczego w innych obszarach gospodarczych - zaznacza Walde-mar Stawski. (MR)

SKOK Wołomin ma zarządcę komisarycznego

 SKOK Wołomin czeka na pytania i uwagi od swoich członków. Można je przekazywać telefonicznie, dzwo-niąc pod numer infolinii 801 445 252 lub mailowo - przesyłając korespondencję pod adres: [email protected]

Page 22: Dobry Znak

22 / PODRÓŻE

 Hamburg żyje nad wodą i potrafi swoje położenie świetnie wykorzy-stać. Gospodarczo - port w Ham-burgu, mimo że oddalony od morza o 130 km, jest drugim co do wiel-kości w Europie; urbanistycznie - nabrzeża zarówno rzeki, jak i ka-nały świetnie sprawdzają się jako lokalizacja atrakcyjnych osiedli i biurowców; turystycznie - rzeka, port, kanały i mosty są dużą atrak-cją dla odwiedzających gości.

Drugi port w Europie

 Wycieczki startują niedaleko ratusza, w miejscu zwanym Jun-gfernstieg. Trasa początkowo pro-wadzi przez dwa niewielkie jeziora rzeki Alster w centrum miasta, by zagłębić się w sieć kanałów. Pły-niemy m.in. przez willowe dziel-nice Barmbek i Winterhude. Dużo większą popularnością cieszą się rejsy wycieczkowe po drugim co do wielkości porcie w Europie (pierwsze miejsce zajmuje Rotter-dam), do którego każdego miesiąca zawija średnio ok. tysiąca statków. Zajmuje ponad 10 proc. Hambur-ga, czyli powierzchnię ponad 75 kilometrów kwadratowych. Poło-żony jest ok. 110 km od morza.  Punktem startowym rejsów po Łabie i porcie jest nabrzeże Lan-dungsbrücken. Przy nabrzeżu przycumowane są statki-muzea. Jeden to symbol miasta - Rick-mers, trójmasztowy żaglowiec z 1896 roku. Drugi to frachtowiec z lat 60. ubiegłego wieku - Cap San Diego. Nieco dalej jeszcze stary la-tarniowiec, a bliżej targu rybnego - okręt podwodny.

Sześć piw w dłoni kelnerki

 Z kilku stanowisk co pół kwa-dransa, pół godziny odpływają różnej wielkości statki spacerowe. Rejs po porcie i po Łabie trwa od godziny do dwóch. Bilety kosztują od 14 euro. Podczas wycieczki sta-tek podpływa pod wielkie kontene-rowce, mija suche doki, olbrzymie suwnice. Spiker opowiada historię portu, objaśnia znaczenie mijanych obiektów, urządzeń. Pod koniec statek podpływa niedaleko nowej dzielnicy Hafen City, pod budynek nowej filharmonii i wraca do na-brzeża, niedaleko browaru Block. Wspomniany browar Block wart jest odwiedzin. Na kilku po-ziomach oraz na tarasie może po-

Kalejdoskop hamburski

mieścić się - przy długich drewnia-nych stołach - prawie tysiąc osób. Oczywiście magnesem jest piwo, ale można tutaj też dobrze zjeść. Wnętrza są zabytkowe, pełno tutaj pamiątek świadczących o świetno-ści i tradycji browaru.  Samo piwo, szybko - jak to w niemieckich knajpach - podane, smakuje wyśmienicie. A co do po-dawania - ciśnienie w nalewakach niemieckich jest tak nastawione, że napełnienie kufla piwa (nie szkla-neczki, nie kubka plastikowego) trwa kilka sekund; napełnienie sze-ściu kufli - niecałą minutę. Potem kelnerka chwyta tych sześć albo i osiem kufli w dłonie i błyska-wicznie donosi do stołu. Nie opiera kufli na biuście, trzyma je w jakiś tajemniczy sposób w dłoniach... Z tarasu mamy widok na rzekę i port, co chwilę przepływają pod nami małe i większe statki, czasa-mi widok przesłania bryła kilkuna-

stopiętrowej wysokości wyciecz-kowca wpływającego do portu. Pływając nie sposób nie zauwa-żyć nowoczesnej dzielnicy miesz-kaniowo - biurowej. - Po drugiej stronie nabrzeża Sandtorhafen i Grasbrookhafen są otoczone nowymi budynkami biurowy-mi, mieszkalnymi, restauracjami i przybrzeżnymi barami. Potężne marki, takie jak Unilever czy Spie-gel, przeniosły tutaj swoje siedzi-by, zatem standardy są wysokie. W lecie odbywają się tu też kon-certy i przedstawienia teatralne. Charakterystycznym obiektem Ha-fencity jest Elbphilharmonie, sala koncertowa połączona z hotelem, zaprojektowana przez szwajcar-skich architektów Herzoga i de Meurona. Całość ma kształtem przypominać gigantyczną górę lo-dową.

Dla małych i dużych

 Miniaturowa Kraina Cudów to miejsce obowiązkowej wizyty

Hamburg nazywany jest często „Wenecją Północy” - 2428 mostów stanowi mocny argument za tą nazwą,

to więcej niż w Wenecji i Amsterdamie razem.

Adam Gąsiorw Hamburgu. Jednocześnie - pu-łapka czasowa, tego miejsca nie da się szybko zwiedzić. W jednym z dużych ceglastych budynków w Speicherstadt, wiel-kiej dzielnicy starych magazynów przypraw, położonych około kilo-metra od centrum miasta, mieści się Miniatur Wunderland (minia-tur-wunderland.com). Na trzech poziomach znajduje się chyba jed-no z najlepszych na świecie zbio-rowisko makiet miniaturowych

Page 23: Dobry Znak

PODRÓŻE / 23

kolei. To jednak nie tylko makie-ty kolejek. Prace nad planszami rozpoczęto w grudniu 2002 roku. Obecnie goście mogą obejrzeć plansze odzwierciedlające cha-rakterystyczne miejsca Szwajcarii (m.in. Matterhorn), Bawarii, Au-strii, Niemiec, Ameryki i Skandy-nawii. Do odtworzenia Hamburga i jego siedmiu charakterystycznych miejsc (Imtech-Arena, nabrzeże, katedra Michel, most Kohlbrand, dzielnica spichlerzy, ulica Herber-ta, park zoologiczny) pracownicy potrzebowali prawie ośmiu tysię-cy godzin. Trzy lata temu otwarto cieszącą się chyba największym powodzeniem atrakcję - lotnisko Knuffingen. Na jego głównym pasie startują i lądują samoloty (wlatują i wylatują przez otwory w ścianach) obok - inne maszyny kołują, odtworzony jest gigantycz-

ny parking i termina-le lotniska. I, jak w przypadku innych makiet, mnóstwo tutaj wymyślonych przez projektantów scenek rodzajowych. Dodatkową atrakcją wszystkich makiet są zmieniające się pory dnia - co kilka minut światłą powoli gasną i widzimy te same krajobrazy nocą i za dnia.

Do roku 2020 planowane jest otwarcie czterech nowych plansz, najbardziej zaawansowana jest bu-dowa „Włoch”, potem zaczną się prace nad: Francją, Wielką Bry-tanią i Afryką. Obecnie makiety zajmują powierzchnię 1300 m2 (w przyszłości - 2 300), długość torów kolejek wynosi 13 tys m (w przyszłości - 20 tys. m), po to-rach jeździ 930 pociągów (w przy-szłości - 1 300) z 14 450 wagonami (w przyszłości z 20 tys.), zmiany torów umożliwia 3050 zwrotnic (w przyszłości - 4 tys.), na makie-tach posadzono 228 tysięcy drze-wek (będzie ich 330 tys.), w scen-kach „uczestniczy” 215 tys. postaci (będzie 300 tys.).

Zielono i kwiatowo

 W centrum Hamburga, tuż obok stacji metra Hamburg Dammtor, znajduje się idealna enklawa do wytchnienia po miejskiej gonitwie. To Ogród Botaniczny założony prawie dwieście lat temu z inicja-tywy profesora Johana Lehmanna, który w 1821 r. zasadził pierwsze-go platana. W zespole parkowym Planten un Blomen warto obejrzeć palmiarnię, ogród botaniczny i naj-większy ogród japoński w Euro-pie. W środku znajduje się jezioro parkowe wraz z fontanną, która w letnie wieczory jest miejscem kon-certów wodno-świetlnych.

Hamburski targ rybny

 Jeśli jesteśmy w Hamburgu w niedzielne popołudnie, warto zaj-rzeć na znany w całym mieście targ rybny, znajdujący się w dolnym biegu rzeki Landungsbrucken. To znacznie więcej niż targ - od godz. 5:00 rano sprzedaje się tu wszystko, począwszy od wędzonych węgorzy i roślin tropikalnych, aż po papuż-ki nierozłączki. Targ przypomina wioskę straganów wzniesionych wokół eleganckiej hali aukcyjnej. Niektórzy sprzedawcy to urodzeni showmani, a ich żarty przyciągają tłumy - jeden z nich Eely Dieter zrobił karierę w telewizji, zaczy-nając od „występów” na tym targu. W budynku hali aukcyjnej w Re-eperbahn zabawa trwa w najlepsze. Jej uczestnicy łapią drugi oddech, pijąc piwo przy długich stołach, podczas gdy rockowa kapela wy-grywa swoje najlepsze kawałki. Ci, których bardziej niż piwo, in-teresują ryby, powinni udać się pod arkady po obu stronach budynku. Cały ten kram zwija się już o 9:30, więc spokojnie można potem wró-cić do łóżka, zastanawiając się, czy to był tylko sen. Informacje praktyczne: Czynny każdej niedzieli, od godz. 5:00, wstęp wolny. Najbliższa stacja metra to Landungsbrucken (osiem minut od Hauptbahnhof), potem trzeba podążać za tłumem.

Czar Beatlesów

 Do dzisiaj w Indra Club przy ulicy Grosse Freicheit o godzinie 21.30 koncertują zespoły muzycz-ne. Pod koniec legendarnej ulicy Re eper bahn, w dzielnicy St. Pauli w Hamburgu znajduje się Beatles Platz - okrągły, mający przypomi-nać analogową płytę gramofono-wą. Na skraju, blisko siebie stoją cztery metalowe zarysy postaci słynnej czwórki z Liverpoolu. Kil-ka metrów dalej, z opuszczoną gitarą - sylwetka piątego Stuarta Sutcliffe’a, pierwszego basisty grupy, który opuścił ją w roku 1961 (zmarł rok później w wieku 22 lat).Dwie przecznice dalej, idąc ulicą Grosse Freiheit, pod numerem 64, znajduje się pub Ondra Club. To tu-taj (jak zresztą informuje tabliczka na frontonie) 17 sierpnia 1960 roku Beatlesi dali swój pierwszy kon-cert. W tym klubie, potem w Ka-iserkeller i w innych, Beatlesi zali-czyli ponad trzysta występów. John Lennon powiedział o tych czasach: „Urodziłem się w Liverpoolu, ale dorastałem w Hamburgu”. Do dzi-siaj w Indra Club o godzinie 21.30 koncertują zespoły muzyczne. Pub leży w oddaleniu od najpopular-niejszych szlaków „dzielnicy czer-wonych latarni”, więc widzów jest niewielu, ale każda grupa marzy o powtórzeniu sukcesu Beatlesów.

Zdjęcia: Adam Gąsior, Magazyn Turystyczny „Wasze Podróże”

Page 24: Dobry Znak

24 / ZDROWIE

 Udar niedokrwienny (ok. 4/5 przypadków) powstaje wtedy, gdy tętnica zaopatrująca jakąś część mózgu w krew staje się niedrożna, tzn. przepuszcza zbyt mało krwi, wskutek czego komórki mózgu nie otrzymują jej tyle, ile potrze-bują (albo gdy nie przepuszcza jej w ogóle). Najczęstszą przyczyną zatkania tętnicy jest miażdżyca. Tzw. blaszki miażdżycowe stop-niowo się powiększają i coraz bar-dziej zwężają światło tętnicy, aż w końcu dochodzi do jej całkowite-go zablokowania. Zwykle zmiana miażdżycowa powoduje powstanie zakrzepu krwi na jej powierzch-ni, wówczas przepływ krwi nagle ustaje. Inną częstą przyczyną za-tkania tętnicy jest jej zator przez skrzeplinę powstałą w sercu (np. w czasie migotania przedsionków albo na chorych lub sztucznych zastawkach bądź w lewej komorze serca po zawale). Udar krwotoczny (1/5 przypad-ków) powstaje w wyniku pęknięcia ściany tętnicy mózgowej i wylania się krwi poza naczynie (wylew), wskutek czego krew nie dociera do obszaru mózgu zaopatrywanego przez pękniętą tętnicę. Krew nisz-czy okoliczne obszary mózgu i po-woduje wzrost ciśnienia wewnątrz czaszki, co zaburza czynność ca-łego mózgu. Przyczyną krwotoku śródmózgowego jest wieloletnie nadciśnienie tętnicze. Udary krwo-toczne są zazwyczaj cięższe niż niedokrwienne, częściej kończą się śmiercią lub dużym kalectwem, a możliwości ich leczenia są bar-dziej ograniczone.  Na pytania dotyczące uda-ru mózgu odpowiada dr Janusz Blusiewicz, specjalista medycyny rodzinnej z MSPZOZ nr 2 przy ul. Wileńskiej w Wołominie.

g Jak często występuje? - Udar niedokrwienny występuje najczęściej u osób starszych, nato-miast udar krwotoczny zdarza się nierzadko w młodym wieku, jeśli przyczyną są wady budowy ściany tętnic.

g Jak się objawia? - Objawy udaru zależą od tego, jaka część mózgu została uszko-dzona. Zatkanie tętnicy dopro-wadzającej krew do niewielkiego obszaru mózgu powoduje zazwy-czaj niewielkie objawy, ale jeśli w tym obszarze znajdują się życio-wo ważne struktury, to następstwa ich niedokrwienia mogą być po-ważne.

Najczęstsze objawy udaru:a osłabienie kończyny górnej lub dolnej. Chory ma trudności w po-ruszaniu kończyną, a w skrajnych przypadkach nie może nią wyko-nać żadnego ruchu. Niekiedy to-warzyszy temu uczucie drętwienia połowy ciała lub jakiegoś obszaru w obrębie jednej połowy ciała;aosłabienie mięśni twarzy (po

tej samej stronie, co osłabienie kończyn) przejawiające się np. opadnięciem kącika ust po jed-nej stronie;

aafazja i trudności z mówieniem. Chory niekiedy rozumie, co się do niego mówi, ale nie może odpowiedzieć. Innym razem nie rozumie mowy, a wypowiadane

słowa są nieskładne, w cięższych przypadkach kontakt słowny jest całkowicie niemożliwy;

aosłabienie mięśni języka i gar-dła, które może się ujawnić trudnościami w połykaniu i mó-wieniu. Chory może się krztusić w czasie jedzenia, a jego mowa staje się niewyraźna i trudna do zrozumienia;

a zaburzenia koordynacji ruchów chory nagle staje się niezgrabny, potyka się, upuszcza przedmioty, ma trudności w ubieraniu się;

a zaburzenia widzenia - podwój-ne widzenie, ograniczenie pola widzenia, a nawet całkowita utrata widzenia;

a nagły, bardzo silny ból głowy, zwłaszcza w przypadku krwoto-ku podpajęczynówkowego;

a zaburzenia lub utrata przytom-ności - rozległy udar powoduje, że chory staje się senny, trudno go rozbudzić, mówi nieskładnie, nie wie, gdzie się znajduje i co się z nim dzieje, albo całkowicie traci przytomność.

 Objawy mogą się nasilać, po czym w ciągu kilku lub kilkunastu godzin częściowo lub całkowicie ustępować, a następnie nasilać się ponownie. Jeżeli objawy ustąpią

Udar mózguAgata Bochenek

całkowicie przed upływem 24 go-dzin, rozpoznaje się napad prze-mijającego niedokrwienia mózgu. Ok. 1/3 udarów występuje w czasie snu, a chory stwierdza objawy po przebudzeniu się.

g Co robić w razie wystąpienia objawów? - Każdy udar, nawet z niewiel-kimi objawami, jest stanem za-grożenia życia i wymaga leczenia w szpitalu. Komórki mózgu są bardzo wrażliwe na niedotlenienie i mogą umierać już po 4 minutach od wystąpienia udaru. Leczenie może odwrócić lub ograniczyć skutki udaru, jeśli zostanie zastoso-wane nie później niż 3 godziny od początku udaru. Nie wolno czekać, aż objawy same ustąpią.

g Jakie są sposoby leczenia? - Początkowe leczenie udaru ma na celu zabezpieczenie podstawo-wych czynności życiowych. Le-karz może zdecydować o podłącze-niu kroplówki, podaniu tlenu przez maskę lub podłączeniu respiratora. Jeśli od początku udaru upłynę-ło mniej niż 4,5 godziny, możli-we jest zastosowanie tkankowego aktywatora plazminogenu (TPA, alteplazy) - podawanego dożylnie leku rozpuszczającego zakrzep za-tykający tętnicę. Jeśli wylew krwi spowodował niebezpieczny wzrost ciśnienia wewnątrz czaszki, ko-nieczny bywa zabieg neurochirur-giczny. Jeśli przyczyną krwawienia śródczaszkowego był naczyniak mózgu, czasami wykonuje się za-bieg wewnątrznaczyniowy.  Gdy stan chorego się ustabili-zuje, konieczna jest odpowiednia pielęgnacja i intensywna rehabi-litacja. Wszystkie zabiegi mają podstawowe znaczenie w ograni-czeniu kalectwa po udarze mózgu. W początkowym okresie udaru u chorego nieprzytomnego lub z porażonymi kończynami reha-bilitacja polega na odpowiednim układaniu pozycji ciała. W miarę poprawy stanu chorego program rehabilitacji jest stopniowo rozsze-rzany o ćwiczenia fizyczne.

Udar mózgu to nagłe uszkodzenie części tego narządu wskutek zatrzymania dopływu krwi lub przerwania ciągłości naczynia. Wyróżnia się dwa główne typy udaru: niedokrwien-ny i krwotoczny.

Page 25: Dobry Znak

REKLAMA / 25

Page 26: Dobry Znak

26 / SPORT

  Z b a r a n i a ł e m ! Przeczytałem raz i drugi, i nie zna-lazłem nawet jed-nego fragmentu, w którym zaprzeczał-bym pozytywnemu

wpływowi biegania na organizm. Stwierdziłem tylko, że są przypa-dłości, które wykluczają tę formę ruchu, nic ponadto. Przyznałem, że osobiście nie biegam, bo po prostu nie lubię. I tyle! Wolę maszero-wać.  Decyzję o maszerowaniu pod-jąłem spontanicznie, intuicyjnie. Nie szukałem naukowego potwier-dzenia słuszności tej formy rekre-acji fizycznej (bo za taką uważam maszerowanie), nie korzystałem z porad ani opinii fachowców, ja-kich mam w swoim otoczeniu bez liku. Ale skoro zostałem sprowo-kowany, to pójdę na wymianę cio-sów; uważam bowiem, że marsz, ale szybki, jest równie skutecz-ny jak bieganie! Aby dać odpór moim adwersarzom, postanowiłem wzbogacić swoją w tym zakresie wiedzę, podzielić się nią z Czytel-nikami „Dobrego Znaku”. Przeko-nać ich, że również chodzenie ma ogromny, pozytywny wpływ na zdrowie.  Poczytałem, popytałem mą-drych ludzi i jestem w pełni usa-tysfakcjonowany. Bo wyszło, że mam rację. Sięgnąłem też do opra-cowania Paula Williamsa, amery-kańskiego naukowca z Narodo-wego Laboratorium w Berkeley, który przeprowadził odpowiednie badania, a ich wyniki udowodniły, że… szybkie maszerowanie jest korzystniejsze dla ludzkiego orga-nizmu niż bieganie. A oto wnioski z owych badań:

Nie sądziłem, że tekst, który napisałem przed kilkoma tygodniami „Biegać (prawie) każdy może” tak bardzo poruszy moich znajomych. Przede wszystkim biegających, a muszę przyznać, iż w moim gronie należą oni do zdecydowanej większości. Otóż ci moi znajomi, osoby w różnym wieku i obojga płci, stwierdzili z oburzeniem, iż w owym tekście promuję maszerowanie zamiast, co w ich mniemaniu znacznie zdrow-sze, ścigania się - z czasem, odległością, rywalem, własnymi słabościami. I sam Bóg wie czym jeszcze.

Krzysztof Kraśnicki

Szybki marsz obniża ryzyko wystą-pienia cukrzycy o 12,3% - biega-nie o 12,1%. Powiecie, że różnica niewielka? Maszerujmy więc da-lej: szybki chód zmniejsza ryzyko chorób serca o 9,3%, podczas gdy bieganie - o 4,5%. Więcej? Bardzo proszę; maszerowanie zmniejsza ryzyko nadciśnienia o 7,2 %, bie-ganie - o 4,2%, ryzyko wysokiego poziomu złego cholesterolu przy regularnym, szybkim chodzeniu jest mniejsze o 7%, przy ganianiu - o 4,3%.  Biegający zapewniają, że czy-nią to, bo ściganie się sprawia im niewysłowioną przyjemność. Mam duże wątpliwości. Przyglądam się uczestnikom coraz częściej i na różnych dystansach organizowa-nych biegów. Widzę skrzywio-ne wysiłkiem, a pewnie i bólem twarze, dzikie spojrzenia, wyraź-ny brak kontaktu z otoczeniem. I to ma być przyjemność? Chyba u osobników o skłonnościach ma-sochistycznych. Później odnajduję te wykrzywione grymasem twarze na Facebooku. Heroiczny wysiłek potwierdza aplikacja pokazująca mapkę, przebyty dystans, spalone kalorie i inne dowody, że mamy do

czynienia z supermenem czy su-perwoman. Dochodzę do wniosku, że cały ten zgiełk dyktuje przemysł robiący na biegających olbrzymi interes. Bo to nie tylko aplikacja, ale i często przymocowane do ramienia wypasione smartfony, opinające tyłek rajtki, odblasko-we koszulki, niemal samonośne, corocznie modyfikowane obuwie. I mnóstwo innych gadżetów. Oczy-wiście, odpowiednie próby osiąga-nia kolejnych źródeł zysku podej-mowano u chodziarzy - amatorów. Sprowokowano modę na wzmoc-nienie efektu maszerowania kijka-mi - produktem o dźwięcznej na-zwie nordic walking. Sam się temu poddałem, ale kiedy stwierdziłem, że owych kijków najczęściej uży-wają osoby w mocno podeszłym wieku, które uznały je za kolejny punkt podparcia (co dwie laski to nie jedna) - zrezygnowałem. Uczy-niłem tak, aby uniknąć niepotrzeb-nych skojarzeń. Co i tak nie zmie-niło faktu, iż dystans między wyżej wymienionymi a mną kurczy się w zawrotnym, wręcz kosmicz-nym tempie. Na wszelki wypadek schowałem więc owe dwa patyki w piwnicy. Mogą się przydać.

Oczywiście wszystko, co napi-sałem powyżej dotyczy biegaczy i chodziarzy - amatorów. Wyczy-nowcy to zupełnie inna bajka. To sportowcy, którzy wymyślili so-bie taki, a nie inny, zapewniam, że niełatwy sposób na życie. Oni nie bawią się w sport, tylko zajmują się nim na poważnie, często niemal bez reszty. Oddają mu swoje naj-lepsze lata.

 W błędzie tkwi jednak ten, kto wyciągnąłby wniosek, że jestem przeciwnikiem biegania. Bo nie jestem. Studiuję przerażające sta-tystyki o braku zainteresowania u dzieci i młodzieży jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym, mogę się więc tylko cieszyć, że po latach młodzi i starsi zaczynają rozu-mieć zbawienne skutki uprawiania sportu czy choćby rekreacji fizycz-nej. Starają się zniwelować skutki wcześniejszej bezmyślności.

 Biegajmy, maszerujmy, śmigaj-my na rowerach, pływajmy. Ale róbmy to wszystko z umiarem. Jedna godzina dziennie napraw-dę wystarczy. Przesada może być równie szkodliwa jak zaniechanie.

Sport, ale z umiarem

Page 27: Dobry Znak

REKLAMA / 27

 Blisko 60 dzieci z Akademii Młodego Piłkarza GOOL SKOK Wołomin oglądało mecz Pucharu UEFA pomiędzy Legią Warszawa a Metalistem Charków na stadio-nie Pepsi Arena. Radości dzieci ze zwycięskiego meczu i awansu Le-gii do 1/16 Pucharu UEFA nie było końca.  Zaraz po widowisku młodzi za-wodnicy AMP GOOL mieli oka-zję spotkać się z bohaterami tego historycznego wydarzenia. Dzieci mogły zrobić sobie zdjęcia i zdo-być autografy piłkarza Jakuba Ko-seckiego czy byłego reprezentanta Polski Tomasza Iwana. Jednak naj-większym przeżyciem było spo-tkanie z selekcjonerem Reprezen-tacji Polski - Adamem Nawałką. - Cieszy mnie, że mogło dojść do takiego spotkania. Dzieci widzą tych sportowców i trenerów tylko w telewizji czy prasie. Spotkanie na żywo to zupełnie co innego, to przeżycie, które zapamiętują do końca życia tak jak pierwszy me-

dal czy puchar zdobyty na turnieju. To właśnie jest naszą główną mi-sją w Akademii - przyznaje Jakub Szcześniak, dyrektor generalny Akademii Młodego Piłkarza Gool SKOK Wołomin.

Nowe lokalizacje

 AMP GOOL jest akademią pił-karską dla chłopców i dziewczynek

w wieku 4-12 lat. Zajęcia odbywa-ją się 2 razy w tygodniu pod okiem wyszkolonej kadry trenerskiej. Już teraz zapraszamy wszystkie dzie-ci do naszych nowych lokalizacji: w Warszawie, Mińsku Mazowiec-kim, Mrozach, Olszewie Borkach i Leśniakowiźnie.

Zimowy Camp 2015 Zapraszamy również wszyst-kie dzieci od 7. roku życia na Zi-mowy Camp AMP GOOL 2015. W malowniczym Poroninie na uczestników czekać będzie masa fantastycznych rozrywek: nagry-wanie i video-analiza treningów, bezpłatne szkolenie z jazdy na nar-tach, wyjazd do Aquaparku, kulig oraz wieczór z Góralami.

R E K L A M A

Spełniamy piłkarskie marzenia

Szczegóły i informacje:www.ampgool.pl

tel.: 666 111 774/5Liczba miejsc ograniczona!

Page 28: Dobry Znak

28 / TRADYCJA

 Na pierwszym z tych obrazów Podkowiński uwiecznił kilku-letniego wówczas Tadeusza Ko-tarbińskiego, którego syn Adam i wnuk Jan to cenieni wykładow-cy w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W Chrzęsnem po-wstał też jeden z najsłynniejszych obrazów Podkowińskiego „Szał uniesień”, które to dzieło jest najczęściej kojarzone z artystą. W niedalekiej Mokrej Wsi Podko-wiński namalował „Mokrą Wieś” (inaczej „Chłopiec w stawie”).  Spacer krętymi, zagubiony-mi alejkami wokół pałacu, na-wet w czasie zimy, kiedy drzewa nie mają liści, daje poczucie nie-zwykłego kontaktu z historią i wprowadza w atmosferę dawnej świetności tego miejsca. Powstało wiele publikacji na temat historii Chrzęsnego. Szymon Kobyliński odwiedzający Chrzęsne i niedaleki majątek w Ulasku, opisywał histo-rię Wincentyny Karskiej, ostatniej dziedziczki pałacu. Dziś główna ulica Chrzęsnego nosi jej imię.

Od kasztelana przez zdrajcę, po królew-

skiego sekretarza

 Pałac w Chrzęsnem został wzniesiony w 1635 r. dla Stefana Dobrogosta Grzybowskiego her-bu Prus, starosty warszawskiego i kamieńczykowskiego oraz kasz-telana lubelskiego i jego żony Marii Joanny z Petingerów. Pałac powstał w miejscu murowane-go dworu, zbudowanego w XVI wieku przez Jana Wojsławskiego. Układ budynku jest typowy dla podmiejskich pałaców tego okre-su, dwutraktowy z sienią i salą na pierwszym piętrze, plan, w którym środkowe sale rozdzielają się na apartamenty, został wprowadzony przez manierystów u schyłku XVI wieku i później przyjęty przez mu-ratorów cechowych. Pod koniec

XVII wieku pałac został częścio-wo przebudowany - przekształ-cona została elewacja frontowa w formach rokokowych.  W następnym stuleciu pałac przechodził z rąk do rąk. Wśród osiemnastowiecznych właści-cieli warto wspomnieć trzech. Pierwszy to Teodor Szydłowski, wojewoda płocki i poseł na Sejm Wielki. Znany bardziej z tego, że jego córka Elżbieta po mężu Gra-bowska, była kochanką króla Sta-nisława Augusta Poniatowskiego. Mieli razem nawet kilkoro dzieci. Kto wie, czy gdyby Szydłowski tak szybko, bo zaledwie po sied-miu latach, nie pozbył się majątku, pałac w Chrzęsnem nie przeszedł-by do historii jako miejsce pota-jemnych schadzek króla z piękną poddaną.  Kolejnymi właścicielami pała-cu byli przedstawiciele potężnego rodu z Litwy, hrabiowie Paco-wie. W 1781 r. majątek Chrzęsne przeszedł w ręce biskupa Józefa Kazimierza Kossakowskiego. Bi-skup niezbyt chlubnie zapisał się na kartach historii, bo razem ze swoim bratem stał na czele targo-wiczan na Litwie. Koniec końców, obaj zostali powieszeni jako zdraj-cy w czasie powstania Kościusz-kowskiego. Jeszcze jeden wart wspomnie-nia właściciel pałacu to Anto-ni Siarczyński. Był sekretarzem ostatniego króla Polski oraz sekre-tarzem Sejmu Czteroletniego. To właśnie Siarczyński 3 maja 1791 r. czytał posłom i senatorom zgro-madzonym na Zamku Królew-skim tekst Ustawy Rządowej, czy-

Wznoszące się w parku stare dęby, modrzewie, klony, kasztanowce, lipy czy świerki na pewno pamiętają dawnych właścicieli pałacu w Chrzęsnem. Alejkami pośród drzew spa-cerowali Kotarbińscy, Maszyńscy, Karscy. W XIX wieku pałac był mekką warszawskich artystów. Tu powstało wiele dzieł Władysława Podkowińskiego, jak choćby „Dzieci w ogrodzie”, „Sad w Chrzęsnem” czy „Spotkanie”.

Szał w Chrzęsnem Agata Bochenek „Szał” Władysława

Podkowińskiego

Page 29: Dobry Znak

TRADYCJA / 29li drugiej na świecie i pierwszej w Europie Konstytucji.

Cztery córki

 W 1859 r. Chrzęsne kupił Win-centy Koskowski. Od tego mo-mentu Chrzęsne stało się mekką artystów, do pałacu zaczęli przy-jeżdżać przedstawiciele inteligen-cji i świata artystycznego Warsza-wy. Jedna z córek Koskowskiego wyszła za mąż za wybitnego ma-tematyka Tytusa Babczyńskiego i na nową drogę życia dostała od rodziców folwark Ulasek. Ko-lejna córka Stanisława wyszła za malarza Juliana Maszyńskiego i odziedziczyła Mokrą Wieś. Na-stępna z sióstr - Ewa, związała się z artystą Miłoszem Kotarbińskim. Natomiast najmłodsza Wincenty-na - ostatnia dziedziczka pałacu w Chrzęsnem - wyszła za Zyg-munta Karskiego, miała z nim syna Zygmunta, współtwórcę gru-py literackiej „Skamander”.

Artysta przeklęty czy zakochany?

 W 1891 r. Julian Maszyński zaprosił do Mokrej Wsi młodego malarza Władysława Podkowiń-skiego, po czym polecił go właści-cielom Chrzęsnego. Podkowiński (pseud. Andrzej Ansgary), miał wówczas 25 lat. Ukończył war-szawską Akademię Sztuk Pięknych Wojciecha Gersona i Aleksan-

dra Kamińskiego, a następnie Akademię Petersburską.

Właśnie wrócił z P a r y ż a ,

gdzie przebywał z kolegą Józefem Pankiewiczem. Pobyt w Paryżu ukształtował styl Podkowińskie-go, artysta stał się prekursorem polskiego impresjonizmu. Ma-lował pejzaże, portrety, obrazy symboliczne, utrwalał na płótnie ulotne wizualne wrażenia. „Portret Wincentyny Karskiej” jest uzna-wany za pierwszy w historii pol-skiej sztuki wizerunek wykonany w plenerze. Jednak najbardziej znanym obrazem artysty jest „Szał uniesień’, który również powstał podczas pobytu w Chrzęsnem. Pod koniec 1893 r., gdy Podkowiński rozpoczął swoje najsłynniejsze dzieło, był już poważnie chory, gruźlica rozwijała się w szybkim tempie. „Szał uniesień” został wystawiony w Zachęcie 17 marca 1894 r. i był to ogromny sukces młodego malarza.

 Na rozhukanym, olbrzymim koniu, na jakiejś apokaliptycznej bestii rzuconej w chaos, w zamęt

wichrzących się tumanów chmur i mgławic, na wpół leży naga kobie-ta, oplótłszy koniowi kark ramio-nami, tuląc się do niego piersią, korpusem, cisnąc mu konwulsyj-nie boki nogami - pisał następne-go dnia w Kurierze Codziennym Kazimierz Tetmajer. Ekspozycja dzieła budzącego ogromne zain-teresowanie miała trwać 40 dni, lecz 24 kwietnia, na trzy dni przed jej zakończeniem, autor pociął obraz nożem. Czy dlatego, że w kobiecie przedstawionej na ob-razie dopatrywano się poznanej w Chrzęsnem Ewy Kotarbińskiej, a będącej obiektem nieszczęśliwej, nieodwzajemnionej miłości. Inne powody zniszczenia dzieła wska-zują na kwestie finansowe, jakoby było to spowodowane rozczarowa-niem, że nikt nie chce kupić dzieła wycenionego na 10 tysięcy rubli. Czy jednak można podejrzewać młodego impresjonistę o tak przy-ziemne powody, jak pieniądze?

 Władysław Podkowiński zmarł 5 stycznia 1895 r. w wieku zale-dwie 29 lat. Pośmiertna legenda uczyniła go artiste audit - „arty-stą przeklętym”. I mało kto wie, że był prekursorem jasnego ma-larstwa, jak wówczas nazywano impresjonizm, że był cenionym rysownikiem, tworzącym dla naj-ważniejszych warszawskich cza-sopism ilustrowanych. W pamięci zachował się przede wszystkim. jako autor „Szału uniesień”.

Przywrócony do dawnej świetności

 Pałac w Chrzęsnem przetrwał obydwie wojny światowe, w czasie drugiej bywał tutaj Szymon Koby-liński. W majątku przebywał także Edward Nowicki, pseud. „Tyczka”, porucznik AK odpowiedzialny za łączność z Londynem. Pod koniec wojny Wincentyna Karska musiała uciekać z pałacu. W 1944 r. majątek znacjonalizowano i przekształcono w PGR. Później w pałacu był za-kład wychowawczy dla dziewcząt. W 1959 r. kompleks pałacowy zo-stał wpisany do rejestru zabytków jako jedyny w tej części Mazowsza przykład architektury dworskiej renesansowo-barokowej. Mimo to popadał w ruinę. Aż do początku XXI w. W grudniu 2002 r. Powiat Wołomiński przejął nieruchomość w Chrzęsnem. Renowacja stała się od początku zadaniem prioryteto-wym. Udało się przywrócić pałaco-wi dawną renesansową świetność dzięki pozyskaniu ponad siedmiu milionów unijnych środków. Teraz odrestaurowany z największą dba-łością o szczegóły obiekt będzie spełniał cele edukacyjno-kultural-ne. Szkoda jednak tych czasów, które bezpowrotnie minęły. Gdy do Chrzęsnego zjeżdżała śmietanka artystyczna i towarzyska z Warsza-wy, gdy piękne siostry Koskowskie spacerowały alejkami, a młodzi zakochani malarze upamiętniali to niezwykłe miejsce…

Portret Wincentyny Karskiej

Władysław Podkowiński zmarł 5 stycznia 1895 r. w wieku zaledwie 29 lat. Pośmiertna legenda uczyniła go artiste audit - „artystą przeklętym”. I mało kto wie, że był prekursorem jasnego malarstwa, jak wówczas nazywano impresjonizm.

Page 30: Dobry Znak

Gra polega na wypełnieniu planszy cyframi od 1 do 9 w ten sposób, aby w tym samym wierszu, w tej samej kolumnie oraz w każdym sektorze 3x3

oznaczonym pogrubioną linią, znajdowała się tylko jedna taka sama cyfra. Innymi słowy w żadnej kolumnie, wierszu lub oznaczonym sektorze nie może powtórzyć się dwa razy ta sama cyfra.

30 / ROZRYWKA

SUDOKU

Osoby, które do 10 listopada br. przyślą skan poprawnie rozwiązanej krzyżówki sudoku na e-mail: [email protected] wezmą udział w losowaniu kosza słodyczy ufundowanego przez Dom Wina, Ko-niaku, Whisky „Konkurencja”. Nasz zwycięzca z poprzedniego numeru to Marzena Kłos z Warszawy. Gratulujemy!

 Sejm walny, zwany również sejmem ordynaryjnym lub sejmem zwyczajnym był w dawnej Polsce zgro-madzeniem decydującym o sprawach politycznych kraju. Jego początki datuje się na XV wiek, kiedy na ogólnopolskie zjazdy urzędnicze zaczęła przybywać szlachta oraz przedstawiciele miast. Sejm walny prze-trwał aż do XVIII wieku.  Nasze pytanie konkursowe brzmi: kiedy i gdzie odbyło się pierwsze zgromadzenie sejmu walnego? Na rozwiązanie zagadki czekamy do 24 listopada br. pod adresem mailowym: [email protected]. Spośród prawidłowych odpowiedzi wylosujemy jedną, której autor otrzyma książ-kę „Sztuka kochania gorszycielki” ufundowaną przez wydawnictwo Pró-szyński i S-ka.  Poprawna odpowiedź zagadki z poprzedniego numeru naszego dwu-tygodnika brzmi: Order Virtuti Militari został ustanowiony przez Stanisła-wa Augusta Poniatowskiego celem uczczenia zwycięskiej bitwy pod Zie-leńcami. Zwycięzcą został Klemens Karpiński z Łasku. Gratulujemy!

Zagadka historyczna

Informujemy, że kolejny numer „Dobrego Znaku” będzie dostępny od 28 listopada 2014 r. (w zależności od województwa) we wszystkich placówkach Spółdzielczej Kasy Oszczędno-ściowo-Kredytowej w Wołominie, w sieci sklepów „MOKPOL” w Warszawie, sieci supermarke-tów „Polo Market” oraz wybranych placówkach „SPOŁEM” WSS Śródmieście oraz „SPOŁEM” WSS Wola. zespół redakcyjny

Szanowni Czytelnicy

  Gdy cudowne koncerty skrzypka Paganiniego wprawiały w stan ekstazy całą Europę, artysta był już bardzo chory. Cierpiał na zapalenie szpiku kostne-go, usunięto mu wszystkie zęby dolnej szczęki, nosił okulary z niebieskim szkłem chroniące oczy przed światłem. Uporczywy kaszel uniemożliwiał sen i od-

poczynek. Podawano mu opium i związki rtęci. Cierpienia wykrzywiły jego twarz i sylwetkę, przez co miał jeszcze bardziej sataniczny wygląd. Podobno jego brzydota na scenie przemieniała się w piękno, a wirtuozeria osiągnęła apogeum, kiedy zrywał struny i potrafił dokończyć utwór tylko na jednej strunie G. Kroniki podają, że Paganini lubił się śmiać, mówił szybko, niemalże bez przerwy. Paganini nie zasłynął koncertami we własnym kraju, Włoszech. W roku 1828 wyjechał na podbój Europy. Podbił imperium większe niż Napole-ona. Od Paryża do Włoch, od Rzymu po Londyn. Fama o jego geniuszu doprowadzała do prawdziwych psychoz zbiorowych.  W rękach Paganiniego skrzypce stawały się orkiestrą. Odkrył brzmie-nie, o którym innym się nie śniło. W maju 1829 r. przybył do Warszawy, gdzie zmierzył się z polskim skrzypkiem Karolem Lipińskim. Zachwy-cał się grą Chopina. Mógł być człowiekiem bardzo bogatym. Dochód z koncertów w Paryskiej Operze wynosił 19 tys. franków. Ale Paganini nie dbał o pieniądze, nie zamykał drzwi, gubił sakiewki. Ogromne docho-dy przeznaczał na cele dobroczynne. 20 tys. franków przekazał zadłużo-nemu kompozytorowi, Hektorowi Berliozowi. Nigdy nie był skąpcem, jak podają nierzetelne źródła, według których nie mając do nikogo zaufa-nia, potrafił nawet przed koncertem siedzieć przy kasie tak długo, aż nie sprzedał ostatniego biletu... Jedni słuchali Paganiniego z nabożeństwem, drudzy z nienawiścią i zawiścią. Na początku kariery dla zabawy odwo-ływano jego koncerty, zrywano plakaty, podcinano struny w skrzypcach, chowano buty przeznaczone na scenę. W burzliwym życiu Paganiniego były również piękne kobie-ty. Kochankami mistrza zostały siostry Bonapartego, księżna Ma-ria Eliza Bacciochi i Maria Paulina Borghese, a dla kontrastu An-giolina Cavanna - córka prostego krawca. W Rzymie uwiódł piękną i młodą córkę notariusza, w Ferrarze słynną śpiewaczkę Pallerini, w Ne-apolu Karolinę Banchieri. Na cztery lata związał się ze śpiewaczką An-tonią Bianchi, która w 1825 r. urodziła mu syna Achillina. Primadonna za dwa tysiące franków sprzedała ojcu prawo do wyłącznej opieki nad uko-chanym dzieckiem. Paganini nie opuścił syna ani na chwilę, zabierał go w zagraniczne trasy koncertowe, zapewnił byt i wykształcenie. Prosił tyl-ko, aby nie dotykał skrzypiec, które są darem i przekleństwem zarazem. Nie pozwolił synowi iść swoją drogą, zbyt go kochał. Zmarł 27 maja 1840 roku w objęciach swojego Achillino.  Nicolo Paganini dokonał największej rewolucji w muzyce romantycz-nej. Wspiął się na najwyższy stopień ideału, „którego istnienia nikt nawet nie przeczuwał, którego być może nie dopracowałyby się w normalnych warunkach całe generacje przez następne stulecia…”. Czyżby despotycz-ny ojciec Paganiniego był narzędziem w rękach Boga?

Lidia Bajkowska

Przeklęte skrzypce

Page 31: Dobry Znak

ROZMAITOŚCI / 31

n Dożywotnia renta hipoteczna w zamian za przekazanie praw do własności mieszkania - tel. 600 09 65 67n Agencja reklamowa zatrudni młodą osobę na stanowisko przedstawiciel handlowy. Wymagania: prawo jazdy kat. B, obsługa komputera. CV prosimy wysyłać elektronicznie [email protected].

n Aktualnie antyki wszelkie za gotówkę kupię. tel. 601 336 063 lub 504 017 418

OGŁOSZENIA DROBNE

n Usługi remontowe, malowanie, gładzie gipsowe, zabudowy karton-gips, panele podłogowe itp. Warszawa i okolice tel. 504 901 018n Kupię plakaty propagandowe, reklamowe, firmowe tel. 603 116 405n Przyjmę części do starych samochodów, tel.: 733 000 609 n Uczciwa emerytka zajmie się opieką dziećmi lub starszą osobą. tel. 794 300 474n Stomatolog NFZ, Warszawa - Powiśle, tel.: 666 666 241n Usługi remontowe i malowanie. Serock, Pułtusk i okolice tel. 512 432 534n Sprzedam działkę budowlano-leśną pow. 4097 m2 w Wołominie. Media w ulicy, warunki zabudowy, 700 tys. zł tel. 503 769 294n Poszukuję osoby znającej jęz. słowacki tel. 600 588 666n Chemia budowlana MAJSTRPOL 501-228-015; [email protected] Usługi hydrauliczno-gazowe tel. 602 724 738n A-Z ogrody pielęgnacja, koszenie, wycinka itd. Pranie dywanów tel. 605 324 292n Posprzątam dom i mieszkanie, mycie okien, tel. 511 85 39 13n Przeprowadzki 24/7, utylizacja mebli, AGD, RTV 663 833 288n Stała praca dla kierownika hurtowni tekstylnej Marki. CV na: [email protected] Audyt - świadectwa energetyczne tel.: 600 579 991n Malarz tanio pomaluje mieszkanie, dom - Wołomin i okolice tel. 504 901 018n Sprzedam Citroen Saxo 2003 r. tel. 604 840 071

n Auto-skup Warszawa tel. 501 291 812

Szamba betonowe, wodoszczelne, montaż, producent, bezpłatna infolinia, tel.: 862 111 862

n Poszukuję komunikatywnej osoby do przyjmowania zamówień, mającej doświadczenie w rozmowach z klientami, mile widziany język czeski i słowacki,na terenie całej Polski, tel. 600 588 666.

n Korekta, redakcja i pisanie tekstów, tanio i profesjonalnie, tel. 693 893 501n Przyjmę do pomocy młodą dziewczynę (15-20 lat) - odbieranie telefonów we własnym domu trzy razy w tygodniu, w godz. 16-19. Tel. 694-815-477 (dzwonić od godz. 17)

„Dobry Znak” regularnie w Państwa skrzynkach pocztowych!

Cena prenumeraty „Dobrego Znaku” (ceny zawierają 8 proc. VAT):prenumerata 1 miesiąc - 8 zł,prenumerata 3 miesiące - 20 zł,prenumerata 6 miesięcy - 36 zł, prenumerata 12 miesięcy - 60 zł

Wpłaty z określeniem adresu wysyłki prosimy kierować na konto: U.B.R. Sp. z o.o. Al. 3 Maja 2 lok.29, 00-391 WarszawaNr konta PKO SA: 44 1240 1082 1111 0010 1883 1266

Zapraszamy do składania zamówień poprzez przelewy

pocztowe lub bankowe czy płatności

w placówkach SKOK Wołomin, wpisując w tytule przelewu:

Prenumerata dwutygodnika „Dobry Znak”.

Szczegółowe informacje tel. (22) 787 32 06.

Oferujemy również numery archiwalne.

n AAA Kupię każdy samochód. tel.: 504 227 665Listy do redakcji…

Ludobójstwo statystyczne W Polsce w czasie ostatnich kilkudziesięciu lat skreślono z ewidencji ludności dwa i pół miliona Polaków emigrantów.

 Pseudo-elity rządzące krajem dokonały statystycznej eksterminacji na-rodu na niewyobrażalną i nieznaną we współczesnej historii Europy skalę. Młodzi ludzie, wychowani i wykształceni w Polsce, przestali dla Polski ist-nieć. Z pragmatycznego punktu widzenia, dla statystyk, ekonomii i kultury kraju, nieważne jest, czy tych ludzi zamordowano fizycznie, czy tylko staty-stycznie, bo fizycznie w Polsce ich nie ma, Polska straciła dwa i pól miliona swoich obywateli. Następne dwa i pół miliona zakażono śmiertelną choro-bą bezrobocia i społecznego wykluczenia. Nasz kraj pustoszeje, wymiera. Zamiera polski handel, znikają bezpowrotnie polskie sklepy i hurtownie, pustoszeją wsie, giną drobne gospodarstwa. Na naszych oczach dokonuje się nowy rodzaj holokaustu - tym razem na narodzie i państwie polskim. Polska straciła suwerenność gospodarczą, a stąd już tylko krok do utraty suwerenności państwa. A mordercy, sprawcy tego stanu rzeczy, moją się dobrze, wręcz komfor-towo. Na senatorskich, poselskich i rządowych fotelach, w dyrektorskich gabinetach ministerstw, spółek, spółeczek i korporacji, mając na usługi media, sądownictwo i policję, śmieją się w twarz społeczeństwu, spycha-nemu do cywilizacyjnego i moralnego rynsztoka. Dla nich nie jest ważne, że podcięli korzenie drzewa, na którym sami siedzą - zanim uschnie i runie ich tu już nie będzie. Za wynoszące dziesiątki tysięcy pobory, za milionowe premie i odprawy, dawno wykupili mieszkania i apartamenty w normal-nych krajach, założyli konta w szwajcarskich i niemieckich bankach. Jeśli ktoś ma wątpliwości, proszę sprawdzić, gdzie, w jakich krajach kształcą się, pracują i mieszkają ich dzieci, do jakich przedszkoli i szkół chodzą w kraju ich wnuki. Dziwnym zrządzeniem losu, najsprawniejsi operatorzy polskie-go współczesnego holokaustu są nagradzani wysokimi stanowiskami nie tylko w Polsce, z dochodami, które zabezpieczą ich byt na dziesięciolecia. Pewnie to wszystko robota zielonych ludzików. Zielony kraj to dla nich raj. Co jest prawdą, co kłamstwem, wiedzą tylko zielone ludziki. Dla ludzi, nazwanych przez prof. ministra W. Bar-toszewskiego bydłem, wszystko jest „tajne przez poufne”. Nie ma się więc co dziwić, że co piąty Polak chciałby wyemigrować z tego zielonego raju.

Janko Walski

Warto wiedzieć…Coraz więcej pracujących 50+ Jak wynika z badań GUS, w II kwartale 2014 roku odsetek zatrudnionych osób w wieku 55-64 wynosił 41,7%. To wciąż mniej niż w młodszych grupach wiekowych, ale aż o ponad 10 punktów procentowych więcej w porównaniu do 2008 roku, gdy pracowała niespełna jedna trzecia osób w tym wieku. W ostatnim czasie widać także inny trend - osoby 50+ szybciej niż jeszcze kilka lat temu znajdują pracę i krócej posiadają status bezrobotnych. 6,9% osób w przedziale wieku 55-64 jest bezrobotnych - informuje GUS. To wyraźnie mniej niż wśród wszystkich osób w wieku produkcyjnym 15-64 lata (9,3%). Wśród osób w dojrzałym wieku można zaobserwować również stały spadek liczby osób biernych zawodowo. Wynika to po części ze stopniowego podwyższania wieku emerytalnego, ale również coraz rzadszego wycofywania się z rynku pracy osób w wieku przedemerytalnym.

Page 32: Dobry Znak

MAŁOPOLSKAKraków

ul. Kalwaryjska 69 tel. 12 257 03 24

MAZOWSZEBłonie

ul. Rynek 16 tel. 22 731 86 90

Ciechanowiec Pl. 3 Maja 18

tel. 86 271 12 69

Ciechanówul. Pułtuska 14

tel. 23 672-90-82

Ciechanówul. Sienkiewicza 14tel. 23 672-08-77

Garwolinul. Kościuszki 45tel. 25 682-22-84

Garwolinul. Krótka 4a

tel. 25 682-09-02

Gostyninul. Rynek 15

tel. 24 235-32-30

Góra Kalwariaul. Pijarska 38

tel. 22 750-19-59

Jabłonnaul. Zegrzyńska 8tel. 22 732-02-31

Kobyłkaul. Wołomińska 1tel. 22 763-42-00

Kołbielul. Szkolna 1

tel. 25 757-30-40

Kosów Lackiul. Szkolna 2

tel. 25 787-90-12

Legionowoul. Jagiellońska 12a

tel. 22 784-19-01

Łochówul. Długa 10

tel. 25 675-00-43

Łomiankiul. Warszawska 160

tel. 22 751-01-98

Małkinia Górna ul. Nurska 146

tel. 29 691 15 26

Maków Mazowieckiul. Moniuszki 14tel. 29 717-19-46

Markiul. Pomnikowa 1tel. 22 614-01-18

Mińsk Mazowieckiul. Kościuszki 2(przy ZUS-ie)

tel. 25 758-34-32

Mławaul. Żwirki 21 B

tel. 23 654-55-22

Mrozyul. Kilińskiego 1

tel. 25 759-78-19

Mszczonówul. Warszawska 22tel. 46 857-25-88

Nasielskul. Warszawska 25tel. 23 691-24-51

Nowy Dwór Mazowieckiul. Morawicza 2 (w Kauflandzie)

tel. 22 775-33-89

Ostrołękaul. Piłsudskiego 7tel. 29 764-42-66

Ostrów MazowieckaPlac Ludwika Waryńskiego 1

tel. 29 746-30-05

Otwockul. Kupiecka 1

tel. 22 779-65-20

Ożarów Maz.ul. Kolejowa 4a

tel. 22 721-19-37

Piasecznoul. Sienkiewicza 63tel. 22 750-11-08

Piasecznoul. Szkolna 24

tel. 22 750-26-72

PilawaAl. Wyzwolenia 71tel. 25 682-04-68

PłockSienkiewicza 32tel. 24 231-71-79

PłońskGrunwaldzka 46/48tel. 23 661-31-84

Płońskul. Grunwaldzka 32tel. 23 662-89-79

Przasnyszul. Św. St. Kostki 16

tel. 29 756-42-34

Pułtuskul. Świętojańska 7tel. 23 692-51-21

Radzyminul. POW 8

tel. 22 786-51-50

Serockul. Pułtuska 46

tel. 22 782-67-02

SiedlcePiłsudskiego 55

tel. 25 631-35-64

Sochaczewul. Targowa 18Dtel. 46 861-11-4

Sochaczewul. Żeromskiego 13tel. 46 862-18-46

Sokołów Podlaskiul. Wolności 43

(obok ZUS i PKS)tel. 25 781-30-74

Tłuszczul. Kościuszki 9

tel. 29 757-23-86

WarszawaTargowa 59

tel. 22 618-06-86

Warszawaul. Jasna 1 (parter)tel. 22 827-15-54

Warszawaul. Puławska 130tel. 22 844-24-40

Warszawaul. Soczi 6

(przy Mokpolu)tel. 22 648-33-08

Warszawa ul. Beli Bartoka 8

(w Mokpolu)tel. 22 649 28 91

Węgrówul. Rynkowa 3

tel. 25 792-00-70

Wołominul. Sasina 3

tel. 22 787-17-37

Wołominul. Kościelna 69tel. 22 787-39-63

Wołominul. Legionów 27

tel. 22 787-23-23

Wołominul. Legionów 29

tel. 22 787-23-23

Wołominul. Piłsudskiego 18tel. 22 776-70-05

Wyszkówul. 11 Listopada 28

(sklep PSS Lux)tel. 29 742-55-61

Wyszkówul. Wąska 58

tel. 29 743-09-57

Wyszogródul. Płocka 12

tel. 24 231-15-30

Ząbkiul. Wojska Polskiego 3

tel. 22 762-48-00

Zielonkaul. Kolejowa 5

tel. 22 761-19-65

Żelechówul. Rynek 20

tel. 25 754-11-34

woj. KUJAWSKO--POMORSKIE

BydgoszczWojska Polskiego 16

(w Kauflandzie)tel. (52) 330-69-55

Toruńul. Prosta 16/18

tel. (56) 621 06 22

LUBELSZCZYZNA

Bychawaul. Piłsudskiego 29tel. 81 561-10-31

KraśnikPlac Wolności 27tel. 81 825-16-48

Lubartówul. Słowackiego 7tel. 81 851-27-56

Lublinul. Agatowa 16 paw. 3

tel. 81 528-44-22

LublinPlac Dworcowy 4 A

(przy PKP)tel. 81 536-95-25

Lublinul. Królewska 7

tel. 81 532-47-93

LublinAl. Racławickie 4tel. 81 532-79-96

Łukówul. Kwiatkowskiego 3

tel. 25 798-28-25

Stoczek Łukowskiul. Piłsudskiego 2tel. 25 644-12-47

woj. LUBUSKIEGorzów Wielkopolski

ul. Witosa 8/h7tel. 95 717-03-12

Nowa Sólul. Wrocławska 2tel. 68 352-41-88

Zielona GóraAleja Bohaterów Westerplatte 9

tel. 68 322-84-85

woj. ŁÓDZKIEKutno

ul. Wyszyńskiego 5(w Kauflandzie)

tel. 24 253-74-24

Łowiczul. Zduńska 38

tel. 46 837-47-58

Łódźul. Narutowicza 86tel. 42 678-58-59

Łódźul. Zachodnia 21tel. 42 650-20-39

Skierniewiceul. Gałeckiego 8tel. 46 832-37-79

PODKARPACIEJarosławRynek 26

tel. 16 623-01-02

Krosnoul. Kolejowa 12

tel. 13 420-02-99

Przemyślul. Kazimierza Wielkiego 26

(wejście od Franciszkańskiej 25)tel. 16 676-86-78

PODLASIEAugustów

ul. Rynek Zygmunta Augusta 20 tel. 87 643-54-58

Białystokul. Legionowa 28/2tel. 85 744-23-23

Białystok ul. Malmeda 11

tel. (85) 653-75-72

Bielsk Podlaskiul. Mickiewicza 58/2A

tel. 85 730-30-31

Brańskul. Sienkiewicza 31tel. 85 730-92-83

Grajewo Pl. Niepodległości 20/2

tel. 86 272-30-93

Hajnówkaul. Ks. I. Wierobieja 2

tel. 85 682-24-38

Łomża Al. Legionów 32 Dtel. 86 216-23-97

Suwałkiul. Kościuszki 75tel. 87 566-02-36

Wysokie Mazowieckie ul. 1000-lecia 1

tel. 86 275-00-93

Zambrów ul. Mazowiecka 1 tel. 86 271-10-08

WARMIA I MAZURY

Elblągul. Płk St. Dąbka 138/6

tel. 55 235-20-06

Ełkul. Wojska Polskiego 7/1

tel. 87 610-09-30

Nidzicaul. 1 Maja 5

tel. 89 527-76-19

Olsztynul. Mrongowiusza 8tel. 89 527-97-79

Olsztynul. Piłsudskiego 44a

tel. 89 533-99-33

Ostródaul. Czarnieckiego 23

tel. 89 642-15-43

WIELKOPOLSKA

Kaliszul. Parczewskiego 9/3

tel. 62 757-80-50

Krotoszynul. Kaliska 1

tel. 62 722-60-56

Ostrów Wielkopolskiul. Kolejowa 10/1A

(wejście od pl. 23 Stycznia)tel. 62 730-78-10

Placówki SKOK Wołomin Jesteśmy blisko Ciebie

ZADZWOŃ! - infolinia: 801 44 52 52