Czy bać się - nbp.pl › edukacja › dodatki_edukacyjne › gosc_niedzielny_pnz › 2.pdftuacja...

1
POLAK NA ZAKUPACH i przez co musieliśmy zaciskać pasa. Nasu- wają się wspomnienia z 1989 r., kiedy wpro- wadzono waloryzację płac i wzrost cen nagle wystrzelił do poziomu 639,6 proc. Przywrócić je do zdroworozsądkowego poziomu nie było łatwo. Reformy zapoczątkowane przez rząd Ta- deusza Mazowieckiego dopiero po dziewięciu latach (w 1998 r.) zdusiły inflację do poziomu jednocyfrowego. Inflacja powoduje, że za te same pieniądze możemy kupić mniej, czyli zmniejsza ich siłę nabywczą. W czasie powojennego kryzysu ekonomicznego na Węgrzech ceny towarów podwajały się co piętnaście godzin, a w uży- ciu były banknoty o nominale 100 trylionów (jedynka z 18 zerami) pengő. Miesięczna in- flacja wynosiła 41,9 biliardów proc. Węgrzy mieli wówczas „astronomiczne” zarobki, któ- re w równie „kosmicznym” tempie topnia- ły. Spiralę inflacyjną powstrzymano m.in. wymianą pieniądza, przy czym za 1 forinta płacono 400 000 000 000 000 000 000 000 00 0 000 pengő. Przy hiperinflacji pieniądz przestaje być miernikiem wartości. Konsumenci starają się zamienić go na coś, czego wartość nie maleje: na określone towary albo na stabilną walutę obcą. Ci, którzy mają oszczędności, jak najszyb- ciej je wydają, co zwiększa podaż pieniądza na rynku i jeszcze bardziej napędza inflację. W czasach rosnących cen zyskują natomiast ci, którzy wzięli kredyt – przez to, że pieniądz traci na wartości, ich zobowiązanie w rzeczy- wistości maleje. TAPETY Z BANKNOTóW W Niemczech walczących z deficytem budżetowym po pierwszej wojnie światowej marka tak bardzo straciła wartość, że tape- towano nią mieszkania. Powojenną inflację na Węgrzech i w innych krajach spowodo- wały ogromne wydatki budżetowe na odbu- dowę zniszczonych krajów. Dziury w budże- tach łatano po prostu przez dodrukowywanie pieniędzy. Sposób ten, chociaż bardzo ryzykowny, nadal jest stosowany, chociażby w Stanach Zjednoczonych, które próbują otrząsnąć się po długotrwałym kryzysie i pobudzić swoją gospodarkę. Chociaż emisja „pustych” pie- niędzy powiększa i tak już rekordowe w ska- li tego kraju 11-bilionowe zadłużenie, dzięki renomie „światowej waluty” dolar trzyma się mocno, a inflacja w Stanach Zjednoczonych jest niska. FED, czyli bank centralny USA, ma jednak świadomość, że igra z ogniem. Każde zwiększenie podaży pieniądza na rynku – czy to przez ich dodrukowanie przez nieodpo- wiedzialne, zadłużone rządy, czy też np. przez lekkomyślne, łatwe udzielanie kredytów ban- kowych – może zachwiać delikatną równowa- gą finansową. OPTYMIśCI W SłUżBIE GOSPODARKI Rosnące ceny powodują, że za nasze pensje możemy kupić mniej. Wzmaga się więc nacisk na podwyżki wynagrodzeń. Kiedy na naszych kontach i w portfelach jest więcej gotówki, a niskie oprocentowanie lokat nie zachęca do oszczędzania, jesteśmy skłonni kupować więcej. Zwiększony popyt wykorzystują sprzedawcy, którzy podnoszą ceny towarów. Ceny rosną, a więc nasze wyższe płace znów nie wystarczają… I inflacja popytowa gotowa. Niebezpieczeństwo tkwi też w rosnących kosztach. Gdy trzy lata temu rząd zwiększył podatek VAT z 22 do 23 proc., wiele firm wy- korzystało tę okazję, by podnieść ceny swoich towarów i to o dużo więcej niż 1 proc. Z kolei kiedy na światowych rynkach drożeje ropa naftowa, polski kierowca może być pew- ny, że na stacji benzynowej zapłaci więcej. Ale nie tylko on. Wyższe koszty transportu wliczą sobie w ceny wszyscy producenci to- warów. Taki rodzaj inflacji nazywamy im- portową, gdyż nie jest ona zależna od podaży i popytu krajowego, Inflację mogą napędzić nie tylko podwyż- ki, ale już sama ich zapowiedź czy też przeko- nanie konsumentów, że nastąpią one w naj- bliższej przyszłości. Wracając do przykładu z ropą: obecna napięta sytuacja wokół Syrii i wahanie co do amerykańskiej interwencji windują ceny tego surowca. Bo choć sama Syria ma niewielkie zasoby ropy naftowej, przez jej terytorium przebiegają kluczowe rurociągi, które w razie wojny mogą być za- grożone. Jeśli w Polsce spodziewano się pod- wyżki podatku VAT na materiały budowlane i wiadomo było, że po niej mieszkania zdro- żeją, wszyscy, którzy nawet mgliście myśleli o ich kupnie, chcieli sfinalizować transakcje jak najszybciej, jeszcze po niższych cenach. Ale zwiększone zainteresowanie na rynku nieruchomości sprawiło, że ceny mieszkań rosły jeszcze przed podwyższeniem podatku. Oprócz samego koszyka cen towarów i usług konsumpcyjnych GUS bada więc również oczekiwania inflacyjne, czyli ocze- kiwania konsumentów dotyczące poziomu cen w niedalekiej przyszłości. Oczekiwanie lepszej lub gorszej koniunktury cenowej prze- kłada się na konkretne strategie firm i decyzje pojedynczych konsumentów. Jeśli na przy- kład piekarz spodziewa się, że wzrosną ceny mąki, to w obawie przed nadejściem chudych lat wstrzyma planowaną inwestycję w nowo- czesny piec piekarniczy i nie przyjmie no- wych pracowników do jego obsługi. Gdyby zaś piekarz był przekonany, że ceny surowców w najbliższym czasie się nie zmienią i jego sy- tuacja finansowa się nie pogorszy, bez obaw zdecydowałby się na niezbędną modernizację i powiększenie swojej firmy. STOPą W INFLACJę O stabilność cen dba Narodowy Bank Pol- ski, który pilnuje, żeby ich wzrost utrzymy- wał się na odpowiednim poziomie. Według przyjętych przez NBP założeń, stopa inflacji może odchylić się o jeden punkt procentowy w górę lub w dół od tak zwanego celu infla- cyjnego, który wynosi 2,5 proc. Ale czy bank centralny ma wpływ na to, ile kosztuje bułka w osiedlowym sklepiku? Albo czy może po- prawić naszą wizję najbliższej ekonomicznej przyszłości? Otóż w pewnym stopniu może. Przez swo- je instrumenty wpływa na podaż pieniądza i na popyt na niego. W zależności od potrzeb – za pomocą operacji otwartego rynku, regu- lacji wysokości stopy rezerw obowiązkowych i operacji depozytowo-kredytowych – ściąga z rynku nadmiar pieniądza albo wręcz prze- ciwnie – czyni go łatwo dostępnym i tanim dla kredytobiorców. Ogłaszany co miesiąc przez Radę Polityki Pieniężnej poziom stóp procen- towych – chociaż ich zmiany w praktyce od- czuwalne są przez gospodarkę z półrocznym opóźnieniem – jest wyraźnym sygnałem dla rynków, czy jest na nim nadmiar pieniądza i trzeba przykręcić kurek, czy też Rada daje zielone światło dla akcji kredytowej. W sytuacji nadmiaru gotówki Rada pod- nosi stopy procentowe, co w dłuższej perspek- tywie skutkuje podniesieniem oprocentowa- nia lokat w bankach komercyjnych, zachęca- jąc do oszczędzania. Wyższe oprocentowanie kredytów powoduje, że sięgamy po nie rzadziej, tym samym mniej pieniędzy trafia do obiegu. Kiedy stopy procentowe maleją, to sygnał, że le- piej jest inwestować zamiast oszczędzać. Ban- ki mogą zaoferować klientom tańsze kredyty, dzięki czemu stają się one dostępne dla większej liczby firm. Przedsiębiorcy zyskują więc dostęp do tanich środków na inwestycje. Udzielane przez banki kredyty powodują, że przybywa pieniędzy „w obiegu”. Jeśli będzie ich zbyt dużo i Rada Polityki Pieniężnej zauważy, że wzra- stają ceny, a za nimi inflacja, i podniesie stopy procentowe. Oczywiście te procesy są rozcią- gnięte w czasie, a RPP musi uważnie śledzić wahania cen, by w porę wychwycić moment, gdy pożyteczna dla gospodarki niska inflacja niebezpiecznie rośnie.a Bramska Więcej o ekonomii na stronie www.nbp.pl. Zainteresowała Cię treść artykułu? Podziel się z najbliższymi! Zaproś ich do odwiedzenia strony www.gosc.pl/Polak_na_ zakupach, gdzie zamieszczamy kolejne odcinki cyklu „Polak na zakupach”. Weź udział w ankiecie internetowej dotyczącej tego cyklu – możesz wylosować jeden z 10 upominków. P rzy malejących cenach towarów – mo- żemy taniej robić zakupy, mieszkać, po- dróżować, ale to powoduje, że spadają dochody sprzedawców, pośredników, producentów. Bylibyśmy zapewne zachwyce- ni perspektywą tanich zakupów, ale do czasu. Gdyby taka tendencja utrzymywała się dłużej, firmy stanęłyby wobec problemu malejących dochodów i recesji. Żeby ratować swoje bilan- se, musiałyby obniżać koszty, także te płaco- we, a to oznaczałoby redukcję zatrudnienia i wynagrodzeń. W rzeczywistości deflacja, czyli wzrost wartości pieniądza (bo za tę samą kwotę mo- żemy kupić więcej towarów), zdarza się nie- zmiernie rzadko. Wprawdzie, jak podał GUS, w lipcu tego roku w porównaniu z poprzednim miesiącem spadły ceny obuwia, odzieży, mniej też płaciliśmy za warzywa, ale nie oznacza to, że mamy do czynienia z deflacją. Po pierwsze w czerwcu sklepy odzieżowo-obuwnicze robiły sezonową wyprzedaż, a latem warzywa i owoce zazwyczaj tanieją. Potem jednak przychodzą chłodne jesień i zima, i ceny idą w górę. Poza tym, oceniając tendencje na rynku, statystycy przyglądają się cenom dóbr i usług konsumenc- kich, znajdujących się w tzw. koszyku inflacyj- nym. Na jego podstawie wyliczyli, że w lipcu wprawdzie niektóre towary potaniały, ale inne znacznie podrożały, tak że w sumie inflacja li- czona w stosunku do lipca ubiegłego roku wy- niosła 1,1 proc. To zmiana, której konsumenci prawie nie odczują. SIłA NASZYCH PORTFELI Inflacja kojarzy się nam z czymś niedo- brym, z czym przez lata trzeba było walczyć HENRYK PRZONDZIONO /GN UWAGA KONKURS Przeczytaj uważnie tekst z cyklu „Polak na zakupach” i rozwiąż krzyżówkę zamieszczoną na str. 21 tego wydania „Gościa Niedzielnego”. Nagrody czekają! CHCIELIBYśMY MNIEJ PłACIć ZA PRąD, WYWóZ śMIECI I CODZIENNE ZAKUPY W WARZYWNIAKU. ALE CZY W TAKIM RAZIE ZGODZILIBYśMY SIę NA OBNIżENIE ZAROBKóW? Wanda Bramska [email protected] Czy bać się inflacji? Inflacja zmniejsza siłę nabywaczą pieniędzy, czyli powoduje, że za tę samą kwotę możemy kupić mniej towarów 60 GOść NIEDZIELNY 15 września 2013 15 września 2013 61 GOść NIEDZIELNY www.gosc.pl 60_61_GN37.indd Wszystkie strony 2013-09-09 12:20:27

Transcript of Czy bać się - nbp.pl › edukacja › dodatki_edukacyjne › gosc_niedzielny_pnz › 2.pdftuacja...

Page 1: Czy bać się - nbp.pl › edukacja › dodatki_edukacyjne › gosc_niedzielny_pnz › 2.pdftuacja finansowa się nie pogorszy, bez obaw ... chłodne jesień i zima, i ceny idą w

p o l a k n a z a k u p a c h

i  przez co  musieliśmy zaciskać pasa. Nasu-wają się wspomnienia z 1989 r., kiedy wpro-wadzono waloryzację płac i wzrost cen nagle wystrzelił do poziomu 639,6 proc. Przywrócić je do zdroworozsądkowego poziomu nie było łatwo. Reformy zapoczątkowane przez rząd Ta-deusza Mazowieckiego dopiero po dziewięciu latach (w 1998 r.) zdusiły inflację do poziomu jednocyfrowego.

Inflacja powoduje, że za te same pieniądze możemy kupić mniej, czyli zmniejsza ich siłę nabywczą. W czasie powojennego kryzysu ekonomicznego na Węgrzech ceny towarów podwajały się co piętnaście godzin, a w uży-ciu były banknoty o nominale 100 trylionów (jedynka z 18 zerami) pengő. Miesięczna in-flacja wynosiła 41,9 biliardów proc. Węgrzy mieli wówczas „astronomiczne” zarobki, któ-re w równie „kosmicznym” tempie topnia-ły. Spiralę inflacyjną powstrzymano m.in. wymianą pieniądza, przy czym za 1 forinta płacono 400 000 000 000 000 000 000 000 000 000 pengő.

Przy hiperinflacji pieniądz przestaje być miernikiem wartości. Konsumenci starają się zamienić go na coś, czego wartość nie maleje: na określone towary albo na stabilną walutę obcą. Ci, którzy mają oszczędności, jak najszyb-ciej je wydają, co zwiększa podaż pieniądza na rynku i jeszcze bardziej napędza inflację. W czasach rosnących cen zyskują natomiast ci, którzy wzięli kredyt – przez to, że pieniądz traci na wartości, ich zobowiązanie w rzeczy-wistości maleje.

TapeTy z banknoTówW  Niemczech walczących z  deficytem

budżetowym po pierwszej wojnie światowej marka tak bardzo straciła wartość, że tape-towano nią mieszkania. Powojenną inflację na  Węgrzech i  w  innych krajach spowodo-wały ogromne wydatki budżetowe na odbu-dowę zniszczonych krajów. Dziury w budże-tach łatano po prostu przez dodrukowywanie pieniędzy.

Sposób ten, chociaż bardzo ryzykowny, nadal jest stosowany, chociażby w Stanach Zjednoczonych, które próbują otrząsnąć się po długotrwałym kryzysie i pobudzić swoją gospodarkę. Chociaż emisja „pustych” pie-niędzy powiększa i tak już rekordowe w ska-li tego kraju 11-bilionowe zadłużenie, dzięki renomie „światowej waluty” dolar trzyma się mocno, a inflacja w Stanach Zjednoczonych jest niska. FED, czyli bank centralny USA, ma jednak świadomość, że igra z ogniem. Każde zwiększenie podaży pieniądza na rynku – czy to przez ich dodrukowanie przez nieodpo-

wiedzialne, zadłużone rządy, czy też np. przez lekkomyślne, łatwe udzielanie kredytów ban-kowych – może zachwiać delikatną równowa-gą finansową.

opTymiści w służbie gospodarkiRosnące ceny powodują, że za nasze pensje

możemy kupić mniej. Wzmaga się więc nacisk na podwyżki wynagrodzeń. Kiedy na naszych kontach i w portfelach jest więcej gotówki, a niskie oprocentowanie lokat nie zachęca do oszczędzania, jesteśmy skłonni kupować więcej. Zwiększony popyt wykorzystują sprzedawcy, którzy podnoszą ceny towarów. Ceny rosną, a więc nasze wyższe płace znów nie wystarczają… I inflacja popytowa gotowa.

Niebezpieczeństwo tkwi też w rosnących kosztach. Gdy trzy lata temu rząd zwiększył podatek VAT z 22 do 23 proc., wiele firm wy-korzystało tę okazję, by podnieść ceny swoich towarów i to o dużo więcej niż 1 proc. Z kolei kiedy na światowych rynkach drożeje ropa naftowa, polski kierowca może być pew-ny, że na stacji benzynowej zapłaci więcej. Ale nie tylko on. Wyższe koszty transportu wliczą sobie w ceny wszyscy producenci to-warów. Taki rodzaj inflacji nazywamy im-portową, gdyż nie jest ona zależna od podaży i popytu krajowego,

Inflację mogą napędzić nie tylko podwyż-ki, ale już sama ich zapowiedź czy też przeko-nanie konsumentów, że nastąpią one w naj-bliższej przyszłości. Wracając do przykładu z ropą: obecna napięta sytuacja wokół Syrii i wahanie co do amerykańskiej interwencji windują ceny tego surowca. Bo  choć sama Syria ma niewielkie zasoby ropy naftowej, przez jej terytorium przebiegają kluczowe rurociągi, które w razie wojny mogą być za-grożone. Jeśli w Polsce spodziewano się pod-wyżki podatku VAT na materiały budowlane i wiadomo było, że po niej mieszkania zdro-żeją, wszyscy, którzy nawet mgliście myśleli o ich kupnie, chcieli sfinalizować transakcje jak najszybciej, jeszcze po niższych cenach. Ale zwiększone zainteresowanie na rynku nieruchomości sprawiło, że ceny mieszkań rosły jeszcze przed podwyższeniem podatku.

Oprócz samego koszyka cen towarów i  usług konsumpcyjnych GUS bada więc również oczekiwania inflacyjne, czyli ocze-kiwania konsumentów dotyczące poziomu cen w niedalekiej przyszłości. Oczekiwanie lepszej lub gorszej koniunktury cenowej prze-kłada się na konkretne strategie firm i decyzje pojedynczych konsumentów. Jeśli na przy-kład piekarz spodziewa się, że wzrosną ceny mąki, to w obawie przed nadejściem chudych lat wstrzyma planowaną inwestycję w nowo-czesny piec piekarniczy i nie przyjmie no-wych pracowników do jego obsługi. Gdyby zaś piekarz był przekonany, że ceny surowców w najbliższym czasie się nie zmienią i jego sy-tuacja finansowa się nie pogorszy, bez obaw zdecydowałby się na niezbędną modernizację i powiększenie swojej firmy.

sTopą w inflacjęO stabilność cen dba Narodowy Bank Pol-

ski, który pilnuje, żeby ich wzrost utrzymy-wał się na odpowiednim poziomie. Według przyjętych przez NBP założeń, stopa inflacji może odchylić się o jeden punkt procentowy w górę lub w dół od tak zwanego celu infla-cyjnego, który wynosi 2,5 proc. Ale czy bank centralny ma wpływ na to, ile kosztuje bułka w osiedlowym sklepiku? Albo czy może po-prawić naszą wizję najbliższej ekonomicznej przyszłości?

Otóż w pewnym stopniu może. Przez swo-je instrumenty wpływa na podaż pieniądza i na popyt na niego. W zależności od potrzeb – za pomocą operacji otwartego rynku, regu-lacji wysokości stopy rezerw obowiązkowych i operacji depozytowo-kredytowych – ściąga z rynku nadmiar pieniądza albo wręcz prze-ciwnie – czyni go łatwo dostępnym i tanim dla kredytobiorców. Ogłaszany co miesiąc przez Radę Polityki Pieniężnej poziom stóp procen-towych – chociaż ich zmiany w praktyce od-czuwalne są przez gospodarkę z półrocznym opóźnieniem – jest wyraźnym sygnałem dla rynków, czy jest na nim nadmiar pieniądza i trzeba przykręcić kurek, czy też Rada daje zielone światło dla akcji kredytowej.

W sytuacji nadmiaru gotówki Rada pod-nosi stopy procentowe, co w dłuższej perspek-tywie skutkuje podniesieniem oprocentowa-nia lokat w bankach komercyjnych, zachęca-jąc do oszczędzania. Wyższe oprocentowanie kredytów powoduje, że sięgamy po nie rzadziej, tym samym mniej pieniędzy trafia do obiegu. Kiedy stopy procentowe maleją, to sygnał, że le-piej jest inwestować zamiast oszczędzać. Ban-ki mogą zaoferować klientom tańsze kredyty, dzięki czemu stają się one dostępne dla większej liczby firm. Przedsiębiorcy zyskują więc dostęp do tanich środków na inwestycje. Udzielane przez banki kredyty powodują, że przybywa pieniędzy „w obiegu”. Jeśli będzie ich zbyt dużo i Rada Polityki Pieniężnej zauważy, że wzra-stają ceny, a za nimi inflacja, i podniesie stopy procentowe. Oczywiście te procesy są rozcią-gnięte w czasie, a RPP musi uważnie śledzić wahania cen, by w porę wychwycić moment, gdy pożyteczna dla gospodarki niska inflacja niebezpiecznie rośnie.a Bramska •

Więcej o ekonomii na stronie www.nbp.pl. Zainteresowała Cię treść artykułu? Podziel się z najbliższymi! Zaproś ich do odwiedzenia strony www.gosc.pl/Polak_na_zakupach, gdzie zamieszczamy kolejne odcinki cyklu „Polak na zakupach”. Weź udział w ankiecie internetowej dotyczącej tego cyklu – możesz wylosować jeden z 10 upominków.

P rzy malejących cenach towarów – mo-żemy taniej robić zakupy, mieszkać, po-dróżować, ale to powoduje, że spadają dochody sprzedawców, pośredników,

producentów. Bylibyśmy zapewne zachwyce-

ni perspektywą tanich zakupów, ale do czasu. Gdyby taka tendencja utrzymywała się dłużej, firmy stanęłyby wobec problemu malejących dochodów i recesji. Żeby ratować swoje bilan-se, musiałyby obniżać koszty, także te płaco-

we, a to oznaczałoby redukcję zatrudnienia i wynagrodzeń.

W rzeczywistości deflacja, czyli wzrost wartości pieniądza (bo za tę samą kwotę mo-żemy kupić więcej towarów), zdarza się nie-zmiernie rzadko. Wprawdzie, jak podał GUS, w lipcu tego roku w porównaniu z poprzednim miesiącem spadły ceny obuwia, odzieży, mniej też płaciliśmy za warzywa, ale nie oznacza to, że mamy do czynienia z deflacją. Po pierwsze w czerwcu sklepy odzieżowo-obuwnicze robiły sezonową wyprzedaż, a latem warzywa i owoce zazwyczaj tanieją. Potem jednak przychodzą chłodne jesień i zima, i ceny idą w górę. Poza tym, oceniając tendencje na rynku, statystycy przyglądają się cenom dóbr i usług konsumenc-kich, znajdujących się w tzw. koszyku inflacyj-nym. Na jego podstawie wyliczyli, że w lipcu wprawdzie niektóre towary potaniały, ale inne znacznie podrożały, tak że w sumie inflacja li-czona w stosunku do lipca ubiegłego roku wy-niosła 1,1 proc. To zmiana, której konsumenci prawie nie odczują.

siła naszych porTfeliInflacja kojarzy się nam z czymś niedo-

brym, z czym przez lata trzeba było walczyć

henr

yk P

rZo

ndZi

ono

/gn

Uwaga konkUrs

Przeczytaj uważnie tekst z cyklu „Polak na zakupach” i rozwiąż krzyżówkę zamieszczoną na str. 21 tego wydania „gościa niedzielnego”. nagrody czekają!

ChCielibyśmy mniej płacić za Prąd, wywóz śmieCi i Codzienne zakuPy w warzywniaku. ale Czy w takim razie zgodzilibyśmy się na obniżenie zarobków?

Wanda [email protected]

Czy bać się inflacji?

Inflacja zmniejsza siłę nabywaczą pieniędzy, czyli powoduje, że za tę samą kwotę możemy kupić mniej towarów

60 gość niedzielny 15 września 2013 15 września 2013 61gość niedzielnywww.gosc.pl

60_61_GN37.indd Wszystkie strony 2013-09-09 12:20:27