ciumkowie

17

Click here to load reader

description

fragmenty książki Ciumkowie w szkocką kratę Pawła Beręsewicza

Transcript of ciumkowie

Page 1: ciumkowie

Paweł Beręsewicz

Wydawnictwo Skrzat

Kraków 2010

Ilustrował Suren Vardanian

Ciumkowiew szkocką kratę

Page 2: ciumkowie

5

ROZDZIAŁ I

Ależ miękka skóra!

Sierżant McCormack zaklął z wyraźnym szkoc-kim akcentem, który i tak już szpetnemu przekleń-stwu przydawał dodatkowej szpetności. Normalnie oczywiście stanowczo potępiamy używanie brzyd-kich słów, ale proszę mi wierzyć, sytuacja, w jakiej znalazł się oddział sierżanta McCormacka, przynaj-mniej częściowo usprawiedliwiała takie zachowanie.

Koszary komandosów odpowiedzialnych za ochronę potężnej elektrowni jądrowej w jednym

Page 3: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

6

z południowych hrabstw Szkocji zostały zaatako-wane przez wroga, którego liczebność i determi-nacja przekraczały wszystko, co pamiętali najbar-dziej doświadczeni ofi cerowie.

O świcie sierżant McCormack otrzymał rozkaz natychmiastowego zameldowania się w dowódz-twie. Kiedy, dopinając ostatnie guziki munduru, wpadł do sztabu jednostki, w krótkich żołnier-skich słowach wyjaśniono mu, na czym będzie polegać misja, którą postanowiono mu powie-rzyć.

— Weźmiecie czterech ludzi, McCormack — rozkazał pułkownik Campbell. — Spróbujecie przebić się do miasteczka i zdobyć tyle QX 15, ile tylko zdołacie. Zrozumieliście?

— Yes, sir! — wrzasnął McCormack i wyprężył się jak struna.

Mijała godzina, odkąd opuścili bazę. Większość drogi przebyli przyspieszonym truchtem. Mu-

Page 4: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

7

sieli biec. Gdy tylko próbowali stanąć i odsapnąć przez chwilę, wróg rzucał się na nich z dziką zaja-dłością. Naprawdę trudno było nie kląć. Dopiero kiedy w oddali zamajaczyły pierwsze zabudowania miasteczka, sytuacja nieco się poprawiła. Wściekłe ataki zelżały trochę, a poza tym każdy komandos, czując bliskość celu, zaczyna działać jak automat i przestaje zwracać uwagę na otoczenie.

Sklepik pani McAlister był ostatnim budyn-kiem przed niewielkim ryneczkiem i tam McCor-mack zdecydowanym gestem nakazał swoim lu-dziom, żeby się zatrzymali. Następnie wykonał kilka ledwie zauważalnych ruchów dłonią, które oczywiście jego doskonale wyszkoleni żołnierze natychmiast zrozumieli. Dwóch z nich obiegło sklepik naokoło i zajęło stanowiska przy tylnym wejściu. Dwóch pozostałych przywarło do ściany po obu stronach drzwi frontowych. Sam sierżant zajrzał do środka przez szybkę i dokładnie zbadał

Page 5: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

8

sytuację. W sklepie oprócz pani McAlister znaj-dowały się jeszcze dwie osoby — zapewne klien-ci. Należało wstrzymać akcję i poczekać, aż teren będzie czysty. McCormack dał znak żołnierzom, żeby przyjęli niedbałe pozy i zachowywali się na-turalnie. Chodziło o to, żeby nie wzbudzić po-dejrzeń przypadkowych przechodniów. Dwaj ko-mandosi zaczęli więc przeglądać prasę wyłożoną na specjalnym stojaku przy wejściu i pogwizdy-wać przy tym wesołe melodyjki. Kiedy mosiężny dzwonek nad drzwiami odezwał się dwukrotnie, oznajmiając wyjście dwojga osób, sierżant McCor-mack uznał, że czas zacząć akcję.

— Wchodzimy! — wycedził przez zęby i trzech komandosów zdecydowanym krokiem wtargnęło do sklepu.

Za ladą straż pełniła sama pani McAlister.— Czym mogę służyć, chłopcy? — zapytała

z uśmiechem.

Page 6: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

9

Sierżant McCormack, choć już nie pierwszy raz brał udział w podobnej misji, za każdym razem czuł się trochę nieswojo.

— Sześć kartonów… tego co zwykle — powiedział bardzo cicho, rozglądając się podejrzliwie po sklepie.

— Tego co zwykle, czyli sk…?— Ciii! — przerwał jej sierżant, rumieniąc się

po uszy. — To tajemnica wojskowa! Używajmy kryptonimów. Tak, chodzi o QX 15.

Pani McAlister wzruszyła ramionami i powie-działa obojętnie:

— Nie ma sprawy, zaraz przyniosę.— Nie, nie, nie! — powstrzymał ją sierżant. —

Moi ludzie stoją przy tylnym wyjściu. Proszę tam wystawić kartony.

Chwilę później, taszcząc pod pachą tekturo-we pudła, żołnierze sierżanta McCormacka ma-szerowali z powrotem brukowaną uliczką. Patrzy-li prosto przed siebie, starannie unikając wzroku

Page 7: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

10

mijanych mieszkańców. Ale to nie tam czaiło się największe niebezpieczeństwo. Wróg czyhał u gra-nic miasteczka. Ledwie minęli ostatnie zabudo-wania, rzucił się na nich ponownie — zaatakował jeszcze zajadlej niż przedtem. Komandosi, rażąc nieprzyjaciela na prawo i lewo, przyspieszyli kro-ku. Droga, którą zmierzali, wspinała się na pagó-rek, by za wierzchołkiem opaść z powrotem w dół. Kiedy wioska skryła się za szczytem wzniesienia, oddział komandosów błyskawicznie zboczył na przydrożną łączkę, a wszystkie sześć kartonów z hukiem wylądowało na ziemi. Sierżant McCor-mack wyrwał z uchwytu nad butem swój groźny komandoski nóż i zdecydowanym cięciem rozorał taśmę zaklejającą jedno z pudeł. Szybko wyciągnął z niego niebieską buteleczkę, zerwał zębami plasti-kowy kapturek i „Tfu!” — wypluł go na trawę. Wy-

Page 8: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

11

glądało to tak, jakby odbezpieczał granat i nawet wrogowie na chwilę się zlękli. Ale sierżant McCor-mack wcale nie zamierzał rzucać w nich błękitną

Page 9: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

12

butelką. Zamiast tego nacisnął kciukiem guziczek dozownika i uśmiechnął się rozkosznie. Na jego twarz, szyję, ramiona, dłonie i wszystkie odkryte części ciała psiknęła wonna chmura delikatnego balsamu. Sierżant podał butelkę jednemu z żołnie-rzy, który również spryskał się obfi cie i przekazał balsam następnym kolegom.

— Skin So Soft — głosił napis na niebieskiej bu-telce.

W tłumaczeniu na polski znaczy to mniej wię-cej tyle co „Ależ miękka skóra!” i to właśnie dlate-go misja sierżanta McCormacka otoczona była naj-ściślejszą tajemnicą. Byłoby bardzo niewskazane, gdyby sprawa psikania się balsamem przez żołnie-rzy Jej Królewskiej Mości wyszła na światło dzienne. W końcu komandos ma być twardy, a nie miękki, prawda?

Tymczasem ludzie sierżanta zakończyli psika-nie, rozłożyli się wygodnie na trawie i z westchnie-

Page 10: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

13

niem ulgi wyciągnęli zmęczone nogi. Słodki za-pach balsamu Skin So Soft skutecznie odstraszył ich największych wrogów — maleńkie, krwiożer-cze, szkockie meszki, które milionami rzucają się na ludzi i nawet najlepiej wyszkolony komandos byłby wobec nich bezradny, gdyby nie supertajny preparat o kryptonimie QX 15.

Nie wiem, jak Ciumkom udało się wykraść jed-ną z najpilniej strzeżonych tajemnic brytyjskiej ar-mii. Tata Ciumko, pytany o tę sprawę, za każdym razem robi bardzo tajemniczą minę.

— Ma się swoje sposoby — mówi chytrze i ma-cha rozmówcy przed nosem na wpół wypsikaną błękitną buteleczką balsamu do ciała.

Jakie to są sposoby, pewnie nigdy się nie dowie-my. Najważniejsze, że szkockim meszkom, choć bardzo się starały, nie udało się wyssać z Ciumków całej krwi. Kiedy Kaśka, Grzesiek, mama i tata wró-cili do Polski, wszyscy, z kim się zetknęli, zwrócili

Page 11: ciumkowie

Ale¿ miêkka skóra!

uwagę na ich niezwykle miękką skórę. Grzesiek tak bardzo się tego wstydził, że przez tydzień nie po-dał nikomu ręki.

Bo to, że Ciumkowie byli w Szkocji, to wiecie?

Page 12: ciumkowie

ROZDZIAŁ II

Terytorium Psikusa

W małym ogródku Ciumków za domkiem przy ulicy Cichej stał spory brązowy namiot. Stłamszony w czarnym ciasnym worze spędził na strychu całą zimę. Teraz łopotał radośnie rozpięty na pałąkowa-tych masztach i coś mu mówiło, że czekają go nowe przygody. Na tropiku z prawej strony wyraźnie widać było wielką trójkątną łatę i czarny szew — ponurą pamiątkę po dramatycznych zdarzeniach, jakie mia-ły miejsce w czasie Wielkiej Wyprawy Ciumków1.

1 Owe dramatyczne wydarzenia zostały dokładnie opisane w książce Wiel-ka Wyprawa Ciumków.

Page 13: ciumkowie

16

Terytorium Psikusa

— Co to, Jasiu, żona wyrzuciła cię z domu? — dowcipnie zawołał sąsiad zza płotu, widząc, jak tata rozstawia namiot w swoim własnym ogródku.

— Nie, to właśnie dla żony — chciał równie dowcipnie odpowiedzieć tata, ale w otwartym

Page 14: ciumkowie

17

Terytorium Psikusa

oknie kuchni zobaczył groźną twarz mamy Cium-ko, więc na wszelki wypadek ugryzł się w język.

Tak naprawdę oczywiście nikt nikogo nie wy-rzucił z domu. Tata postanowił rozbić namiot, żeby zaimpregnować szwy wokół łaty specjalnym nieprzemakalnym preparatem. Z małej plastiko-wej buteleczki nabierał pędzelkiem białą glutowa-tą maź i delikatnymi ruchami rozprowadzał ją po szwach z dokładnie taką samą miną z jaką mama lakieruje sobie paznokcie.

— Jeszcze tutaj trochę — co jakiś czas powta-rzał Grzesiek, pokazując tacie niezamalowane miejsce.

— Miejmy nadzieję, że to działa — mruczała Kasia, kręcąc z niepokojem głową. — Pani mówi-ła, że w Szkocji ciągle pada.

— Mój kolega tam był w zeszłym roku — wtrą-ciła się mama. — Twierdzi, że nie było ani jednego suchego dnia.

Page 15: ciumkowie

18

Terytorium Psikusa

— A był tam dłużej niż jeden dzień? — roz-sądnie spytał Grzesiek i mocno się zasępił, kiedy mama odpowiedziała:

— Był cały lipiec i pół sierpnia.— E tam, takie gadanie! — burknął tata Cium-

ko. — Jak zwykle przesadzają.Wszyscy jednak zauważyli, że zaczął dwa razy

szybciej machać pędzelkiem.— O rety! Słyszeliście? — powiedziała nagle Ka-

sia i wszyscy spojrzeli na nią pytająco. Z rozdziawioną buzią i oczami wielkimi jak

spodki patrzyła w stronę kamiennego tarasu. Stały na nim cztery zaprawione w bojach rowery, które już nieraz poniosły Ciumków w dal i teraz wyraź-nie nie mogły się doczekać nowej przygody.

— Co mieliśmy słyszeć? — spytali chórem mama, tata i Grzesiek.

— Coś jakby… — Kasia zawahała się na chwi-lę. — Coś jakby cichutkie rżenie.

Page 16: ciumkowie

19

Terytorium Psikusa

Czyściutkie i nasmarowane rowery wyglądały, jakby ledwo mogły ustać w miejscu, ale przecież nie mogły rżeć i parskać. Tak w każdym razie wyda-wało się Grześkowi, tacie i mamie. Ja również uwa-żam, że to mało prawdopodobne, a i Kaśka przy-znała w końcu, że chyba jej się przesłyszało.

Nagle powietrze przeszył przeraźliwy wrzask, od którego aż wróble zerwały się z okolicznych drzew.

— Nie, Psikus, błagam, nie! — rozpaczliwie wo-łał tata.

Niestety, było już za późno. Rudy kot sąsiadów, który w ogródku Ciumków czuł się jak u siebie, stał tuż przy namiocie, zadzierał do góry ogon i z bar-dzo zadowoloną miną znaczył swoje terytorium.

— To nasze terytorium! — krzyknął wściekle tata, ale Psikus popatrzył na niego wyzywająco.

— A zaznaczyłeś? — pytały jego zielone kocie oczy.

Page 17: ciumkowie

Terytorium Psikusa

Oczywiście tata Ciumko nie zaznaczył.Już całkiem niedługo wilgotny atlantycki wiatr

miał ponieść przez dzikie wrzosowiska, odlud-ne doliny, niedostępne góry, malownicze jeziora, wartkie potoki i zielone pastwiska Szkocji tajem-niczy, niepokojący, delikatny, ale drapieżny zapach przybyszów z dalekiego kraju.