Bruno Jasieński - Wiersze. Pieśń o Głodzie. Przekłady. Manifesty

download Bruno Jasieński - Wiersze. Pieśń o Głodzie. Przekłady. Manifesty

of 119

Transcript of Bruno Jasieński - Wiersze. Pieśń o Głodzie. Przekłady. Manifesty

  • BRUNO JASIESKI[WIKTOR BRUNO ZYSMAN]

    WIERSZEPIE O GODZIE

    PRZEKADYMANIFESTY

  • Tower Press 2000

    Copyright by Tower Press, Gdask 2000

  • 3BUT W BUTONIERCE[1921]

  • 4RZYGAJCE POSGIPani Sztuce

    Na klawiszach usiady pokrzywione bemole,

    Przeraliwie si nudz i ziewaj Uaaaa...

    Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole

    I napiera si gono cacao-choix.

    Za oknami przewieca tych alej jesienno,

    Jak wdrowne pochody biczujcych si sekt,

    Tylko biae posgi, strojne w swoj kamienno,

    Stoj zawsze na miejscu, niewzruszenie correct.

    Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbaa...

    Pani, ktra tak zimno gra sercami w cerceau,

    Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiaa

    Nawet puci si z szykiem po 3 szkach curacao.

    I przedziwne, jak Pani nie przestaje by w tonie,

    Bdc zreszt obecnie najzupeniej moderne. -

    Co rody i pitki w Pani biaym salonie

    Swoje wiersze czytaj Iwaszkiewicz i Stern.

  • 5A ja - wrg zasadniczy urzdowych kuluar,

    Gdzie si myli, i kocha, i rozprawia, i je,

    Mam otwarty wieczorem popielaty buduar

    Platonicznie podziwia Pani dshabill...

    Ale teraz, jednake, niech si Pani oszali,

    Nawet lokaj drewniany ju omiela si mie...

    Dzi bdziemy po parku na wycigi biegali

    I na awki padali, zadyszani na mier.

    A, wpatrujc si w gwiazdy caujce si z nami,

    W pewnym dzikim momencie po dziesitym Clict,

    Zobaczymy raptownie wiat do gry nogami,

    Jak na filmie odwrotnym firmy Path & Co.

    I zatacz nonsensy po ulicach, jak ongi,

    Jednej nocy pijanej od szampana i warg.

    Kiedy w krzakach widziaem RZYGAJCE POSGI

    Przez dwunastu lokajw niesiony przez park.

    IPECACUANA

    Na pierwszym moim koncercie,

    (A moe mi tylko ni si...)

    Siedziaa w trzecim rzdzie

    Pani w niebieskim lisie.

  • 6Miaa oczy wklse,

    Takie ogromnie dalekie.

    I dugie bkitne rzsy.

    I biae, zamszowe powieki.

    Czytaem strofy rytmiczne.

    Po mylach tuk si Skriabin.

    Siedziay w krzesach damy

    Z welwetu i z jedwabiu.

    Siedzieli w krzesach panowie,

    Patrzyli wzrokiem abim...

    Czytaem rytmiczne strofy.

    Po mylach tuk si Skriabin...

    I byo wszystko, jak wszdzie.

    I byo wszystko, jak dzisiaj.

    I bya w trzecim rzdzie

    Pani w niebieskim lisie.

    Pluskali miarowo w rce.

    Rozeszli si wolno po domach.

    Zostaa kremowa Nuda,

    Jak dua, liska sarkoma...

    A potem ksiyc stukem

    I ga chciaem we frankach,

    I noc miaa piersi wypuke,

    Jak pierwsza moja kochanka...

  • 7A wieczr byem maleki...

    Pakaem w kciku do rana

    O smutnej niebieskiej Pani

    Z oczami jak ipecacuana...

    MORGA

    Przyjechali czarn, zamknit karetk.

    (By wieczr... jesienny wieczr...

    Boto spleen zapatrzenie...)

    Wynieli co cikiego, nakrytego pacht.

    Postawili nosze na kamienie.

    Robili rzecz zwinnie.

    Lampa owietlaa ich jasno, biao.

    Byo cicho... Deszcz piewa w rynnie...

    Konie capay kopytami...

    (... Co si stao... Co si stao...)

    Przystano kilku ciekawych.

    Patrzyli. Pytali.

    Dolatyway pojedyncze sowa.

    Jaka rozmowa urywana, krtka,

    Prowadzona ciszonym staccatem...

    ... 25 lat ... Prostytutka...

    ... sublimatem ...

    Podnieli nosze. Weszli do sieni.

    (Deszcz pada... krople tuky o dach...)

  • 8Jeden wieci im z przodu latarni.

    (... Taniec cieni ...)

    Ponieli w d po lepkich, wylizganych schodach

    Do ogromnej, sklepionej piwnicy.

    Nosze stay rzdem.

    Co czarnego migno... przepado...

    Moe szczur?... Moe cie z ulicy?...

    Jeden wieci latarni.

    Przystan.

    Postawili pod cian.

    Wytarli gono nosy.

    Wyszli.

    Klucz zgrzytn w zamku...

    Jeszcze ciche oddalone gosy...

    Jeszcze kroki cichnce na gr...

    (... Jak myli ... jak myli ...)

    Potem turkot po bruku za bram...

    I nic...

    Cisza...

    Ciemno...

    Zostawili SAM, zupenie SAM ...

    Sam jedn na uboczu.

    Nosze stay szeregiem nieruchome, nakryte.

    Noga przy nodze.

    Z kta bysna para zielonkawych oczu ...

    Jedna ... Druga ...

    Wpatryway si dugo, badawczo ...

  • 9Co szelecio po mokrej kamiennej pododze ...

    .............................................................................

    Na grze paliy si lampy.

    Chodnikiem wlk si jaki pijany robotnik,

    Wieczny po oceanach ulic argonauta.

    Ulic z wistem syren cigay si auta.

    Jerzemu, jeeli chce

    PANIENKI W LESIE

    Zalistowia cichosennie w cichopaczu cicholas,

    Jak chodziy nim panienki, pierwionianki, ekstazerki,

    Koysay si, schylay, rway grzyby w bombonierki,

    Atasowe, te grzyby, te, co rosn tylko raz.

    Opaday pierwsze licie na sukienki crpe de chine,

    Koysay si rytmicznie u falbanek walansjenki,

    Zapakay biae brzozy, podkrone demimondainki

    I ze buki, stare mruki, pogrone w wieczny spleen.

    Zalistowia, zakoowia, zaechowia w cichonie,

    Posypay si kropelki na pluszowe pantofelki,

    Zostawiy al maleki, zostawiy al niewielki...

    Pjd dalej cieniem alej. Bdzie pacz... a moe nie...

  • 10

    MIO NA AUCIE

    Byo zote, letnie rano w szumie kolnych heksametrw.

    Auto szo po rwnej szosie, zostawiajc w tyle kurz.

    Zbity licznik pokazywa 160 kilometrw.

    Koo nas leciay pola rozpluskanych, tych zb.

    Koo nas leciay lasy, i zagaja, i mokrada,

    Jaka ka, jaka rzeka, jaka w drzewach skryta wie.

    Ja objem Pani rk, eby Pani nie wypada.

    Wicher zdar mi czapk z gowy i po polach ponis gdzie.

    Pani miaa si radonie byskawicznym tremolando,

    Obryzgany pani miechem mia si zoty, letni dzie

    I w dyskretnym cieniu ronda z ytnich kosw ogiriand

    Nasze usta si spotkay jeszcze pene wieych drgnie...

    Moe pani chciaa krzycze? wiat oszala jak od wina...

    Wiatr gwatowny bi w policzki, wiatr zapiera w piersiach dech.

    Auto szo wariackim tempem 160 wiorst godzina.

    Koo nas leciay pola, kpy drzew i czuby strzech.

  • 11

    DESZCZMotto:

    Oh, le bruits de la pluie...

    Verlain

    Pada deszcz. Pada deszcz.

    Tacz cienie na firance...

    Biay Pierrot, nocny wieszcz,

    Deklamuje lilii stance.

    Noc... Ccho... Wszystko pi...

    Jacy... w kryzach... Mrok... rozpywa...

    Wynosili co przez drzwi...

    Mikkie kroki wchodz w dywan...

    Krzywy pajac, biedny klown,

    Gupi rycerz Beatryczy

    Twarz wykrzywi zo, jak faun,

    Na pododze siad i KRZYCZY...

    Jak chcesz wrzeszcze ciszej wrzeszcz!

    Przyjd ludzie!... wiato wnios!...

    .........................................................

    Pada deszcz. Pada deszcz.

    Monotonnie. Capricioso.

    Tobie, Reniu

  • 12

    TRUPY Z KAWIOREMp. Jance Grudziskiej

    Pani palce s chodne i pachn, jak opium,

    Takie mae ptrupki anemiczne i blond,

    Marz o kim, co by ich w pocaunkach utopi,

    Jak w odymce bkitnej papierosa Piedmont.

    Na nietknit serwet co bezgonie opadnie...

    (Biae astry w flakonach umieraj przez sen...)

    Pani milczy tak cicho, melodyjnie i adnie,

    Jak w najlepszych preludiach lunatyczny Verlain.

    Moe smutek zielony z twarz negra z Zambezi

    Owachlarzy dzi Pani, otulon w p-zmrok...

    Pani sucha chce moich egzokwintnych syntezji

    Tak, jak pije si z kaw jaki cordial-medoc.

    Jednak Pani nie lubi przecie rzeczy zbyt ostrych

    A czy zawsze by mona gentlemanem par force?...

    Za minut przyniesie nam szampana i ostryg

    Lokaj z twarz wyblak i pomit, jak gors.

    Zreszt sta mnie da nawet wasne serce na roen,

    Jeli z niego przyrzdz apetyczne filet...

    Pani pachnie dzi caa ostrygami i morzem,

    A ja kocham tak morze, zapakane we mgle...

  • 13

    Za szybami ponurych, zielenicych si okien

    Pierwszy brzask si przeczoga, znieruchomia i leg...

    Pani dzisiaj jest chora... Pani paka chce... Shocking!

    Wypowiae kotary sysz wszystko... jak szpieg...

    Pani widzi w drobnostkach zaraz ton psychodramy...

    Chwile ycia s kruche i sodkie, jak chrust.

    Czy dlatego, e my si, par exemple, nie kochamy,

    Nie moemy caowa swoich oczu i ust?

    A ja chc dzisiaj pieci Pani piersi bez bluzki,

    Chc by dziko bezczelny i mocny, jak tur.

    Pani duo ma w sobie z rozpalonej Zuluski,

    Pani usta si miej i mwi: toujours!

    Pani dzisiaj si marzy... jaki sen o wikingu...

    Purpurowe ekscesy niewyspanej Ninon...

    Takie, jak Pani, bierze si w pdzcym sleepingu

    Na poduszkach pluszowych rozebran i md.

    I, wsysajc si w piersi Pani ostro-mdy zapach

    W kocach palcw poznaje si budzcy si wstrt

    Do tych kobiet, co daj si na brudnych kanapach

    Karmelkowo-lubiene i pokorne, jak sprzt.

    W Pani spazmach by musi co z sapicych ekspresw.

    Pani nogi faluj tak lubienie i zo.

    W Pani mieszka ksiniczka ksiycowych ekscesw

    I czonkini zrzeszenia dla pa comme il faut.

  • 14

    A chce Pani? Zerwiemy raz z t wszystk hoot!

    Polecimy na olep w samochodzie, jak w nie.

    U podjazdu na dole niecierpliwi ju motor

    Ofutrzony mj szofer w swoim czarnym pince-nez.

    Zeskoczymy po stopniach i zatrzasn si drzwiczki.

    Wszystko zmiesza si razem to co przed i co po...

    Z pocaunkw na rkach bdziesz mie rkawiczki

    I z mussonu rajera na swoim chapeau!

    Zatwostepi latarnie w oszalaym rozpdzie,

    Zamigoc si domy i osun si w d.

    Pjd supy i supy i kosmate gazie,

    Samym lotem z oskotem rozcinane przez p.

    A w ustronnym salonie kiedy pno wieczorem,

    Kiedy bdzie znw jasno i wesoo i le...

    Blady lokaj we fraku nasze trupy z kawiorem

    Poda sennie na tacy wytwornemu milieu...

    PRZEJECHALI Kinematograf

    Piegowata suca w biaej bluzce w groszki.

    Kto wysmuky, z rajerem.

    Przyjedziesz?... Nie mog...

    Hooop!!

    Samochody. Platformy. Doroki.

  • 15

    Kinematograf szprych

    Z komotem gruchota po wyschym asfalcie.

    Poczekaj... Nie, nie, nie pro, bo mogabym

    ulec...

    Dzyn! Dzyn!!

    Tramwaj czerwony wytoczy si z alej.

    Jeden. Dwa.

    Miny si w przelocie, dystansujc drog.

    Zowieszczy piew szlifowanych szyn...

    May czowiek w burym palcie...

    Trrrrrach!!!

    Stoppp!!

    Hamulec!

    Aaaaaaaaaa!!

    Przejechali! Przejechali!!

    NIEG

    Biae kwiaty gdzie na korsie... moe w Nizzy...

    Koowieje Cichopada Biaoniey.

    Chodz ludzie mikkostopi po ulicy,

    Koca nosa im nie wida zza konierzy.

    Umiechny si panienki w biaych lisach

    I podniosy wskie palce a ku ustom...

    By kto biay, co niebieskie listy pisa...

    Byo cicho. Byo dobrze. Byo pusto...

  • 16

    Z okna domu ponurego, jak Titanic,

    Zaechowia i wysczy si, jak trylik,

    Pacz zmczonej prostytutki, ktrej stanik

    Zafarbowa ogniokrwisty hemofilik.

    Kto si nagle chcia rozemia, ale nie mg...

    (Oczy cichych czasem chodne s jak marmur)

    Czyje rce pochyliy si ku niemu

    Z yk ciepa, kochanoci i pokarmu.

    A ulic chodzi siwa Matka Boska,

    Szuka alu, Zrozumienia i Pokuty...

    Po witrynach, po parkanach i po kioskach

    Jaskrawiej rozrzucone moje Buty.

    Chcesz? bdziemy dzi przy gwiazdach taczy nago...

    Daj mi dotkn swoich mikkich ust-atasw...

    ... Polecimy, na Bleriocie do Chicago

    Je o zmierzchu sodki kompot z ananasw...

    SPACER

    piew propellera do sw Heredii,

    Kiedy zgubionych w smaltowej mgle...

    Graem jej jedn z moich komedii

    W ekstrapowietrznym tylko-en-deux.

  • 17

    Soce do gowy bio ekstaz.

    Sowa spyway w jeden refrain.

    Obserwowaa mnie bezwyrazo

    Spod tangoszalu przez face--main.

    Nie wiem, czy braa, com mwi, serio.

    (Dwie lekkie linie w kcikach warg...)

    Pod nami warcza rytmiczny Bleriot

    I wiatr caowa bkitny kark.

    PODRNICZKITowarzyszkom podry na wszystkich

    kolejach wiata powicam.

    O podre jednostajne na strzyonym mikkim pluszu...

    Wczoraj Marna, dzisiaj Woga, jutro moe Jan-Tse-Kiang...

    Patrz w oczy smutnej pani w fiokowym kapeluszu

    I ju kocham si, jak sztubak, taki duy, sawny pan.

    O wytarty plusz poduszki dosy szorstkie wsprze policzki,

    Turkot cisz ukoysze, wszystko bdzie, jak przez mg.

    I znw przyni mi si usta dugorzsej podrniczki

    Caowane gdzie wieczorem koo Moskwy czy Louvain...

    Przyjd myli wypowiae, jak dalekie sny o damach.

    Tych, co kiedy mnie kochay, zapomniay... moe czas?...

    Panieneczki zotogwki zmysowiej w oknoramach,

    Ostrym wiatrom si oddaj z caej siy, pierwszy raz.

  • 18

    Moe ni im si w wiatrakach baniejce zotozamki...

    Pocig czha przez pola wem z si 400 HP...

    Panieneczki zotogwki obudziy w sobie samki,

    Z przymknitymi powiekami le wparte w kt coup.

    Znowu zacznie si sonata, tylko nie ta nasza, Jana.

    Moja biedna, moja cudza, biaa matu maej Li...

    Co podkradnie si do okna, jaka bajka Kellermana,

    Bdzie patrzy niewidziana w tacu spermy, cia i krwi...

    Moe jestem troch senny?... Moe jestem troch chory?...

    Niestrawiony, pieprzny obiad wywouje refleks, al...

    W rozdziawion paszcz nocy depeszuj semafory:

    Jad, krl, do Polinezji, na swj autorecital!

    MARSZSiostrom od w. Samki

    Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

    Tutaj. I tu. I tu. I tam.

    Jeden. Siedm. Czterysta-cztery.

    Panie. Na gowach. Maj. Rajery.

    Damy. Damy. Tyle tych. Dam.

    Tam. Ta. To tu. To tu. To tam.

    W willi. Nad morzem. Pacze. Skriabin.

    Obcas. Karabin. Obcas. Karabin.

    Ludzie. Ludzie. Ludzie. Do bram.

    Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

  • 19

    Tam. Tam. Dalej. Za kantem.

    Pani. Biaa. Z pkiem. Chryzantem.

    Pani. Biaa. Czekaa. W oknie.

    Kwiat. Spad. Kapnie. Na stopnie.

    Szli. Szli. Rzdem. Po rzdzie.

    Tam. I tam. I dalej. I wszdzie.

    Modzi. Zdrowi. Silni. Jak byki.

    Wozy. Wiozy. W kozy. Koszyki.

    W tumie. Dziewczyna. Uliczna. Staa.

    Szybko. Podbiega. Pocaowaa.

    Ach! Krzyk. Tylko. To jedno.

    Kwiaty. W pku. Na rku. Widn.

    Wolno. Cicho. Padaj. Patki.

    W d. Na bruk. Na konfederatki.

    Eh! Pani. Pani. Biaa.

    Kurwa. Prosta. Przelicytowaa!

    Nam. Nam. Dajcie. I nam!

    Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

    Panie. Panny. Panowie. Konie.

    Jedzie. Dzwoni. Auto. W melonie.

    Praczki. Szwaczki. Okrzyki. Kwiatki.

    Chodmy. Panna. Do. Seperatki.

    Panna. Pacze: Id. Na wojn.

    Takie. Mode. Takie. Przystojne.

    Rzdem. Za rzdem. Z rzdem. Rzd.

    Wszyscy. Wszyscy. Wszyscy. Na, front.

    Eh by. Byo. Modych. Mam!

    Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

  • 20

    Kto si. Rozpaka. Kto. Bez czapki.

    Licie. Kapi. Jak gsie. apki.

    W parku. knie. Gliniany. Heros.

    Chopak. Z redakcji. Pali. Papieros.

    Kto. Kto. Upad. Nagy. Krwotok.

    Ludzie. Ludzie. Skbienie. Potok.

    Co?... Co?... Ley... Krew...

    api... Kapi. Licie. Z drzew.

    Pucie! Pucie! Pucie! Ja nieechc!

    Kurz. Kbem. W zbach. echce.

    Krzyk. Popoch. Wosy. Dr.

    Krew... W krwi... Pachnie. Krwi...

    Tam. Tam. Poszli. Pobiegy.

    Duszno. Pusto. Usta. O cegy.

    Tu. I tu. I na rkach. Krew.

    Bydo! Dranie! cierwy! Psia krew!

    Eh tam! Gdzie ju. Nam!

    Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

    Poszli. Przeszli. Ile tu. Kobiet.

    Panie. Id. Gotowa. Obiad.

    Kto. W aobie. Nie wie. Gdzie. I.

    Stan. Stoi. Oglda. Li.

    Podnis. Z drogi. Pomity. Kwiatek.

    Tyle. Panien. Tyle. Matek.

    Tyle. Przeszo. Tyle ich. Szo...

    Soce. wieci. to. I mdo.

    Zaraz... Zaraz... Zaraz wam... Zagram...

    Panie. W kawiarni. Pij. Mazagran.

  • 21

    Wieczorem. W domach. U w. Samki.

    Przed. Matk Bosk. Paliy si. Lampki.

    TANGO JESIENNEZ.K.

    Jest chodny dzie psowy i olive.

    Po ryskach wszy wiatr i ryy seter.

    Alej brzz przez klonw leitmotiv

    Przechodzisz ty, ubrana w bury sweter.

    Od ciernisk cignie ostry, chodny wiatr.

    Jest jesie, szara, smutna polska jesie...

    Po drogach licie tacz pas-de-quatre

    I po kauach zimny cig ich niesie.

    Dzi upad deszcz i drobny by, jak mga.

    W zagonach byszczy woda mtno-szklista.

    Wyskoczy zajc z mchw i siad w p pas.

    Socempijany may futurysta.

    Po polach strasz widma suchych iw,

    A kada iwa, jak ogromna wiecha...

    Alej brzz przez klonw leitmotiv

    Przechodzisz ty samotna, bezumiecha...

  • 22

    I tyle dumy ma twj kady ruch

    I tyle cichej, smutnej katastrofy.

    Gdy, idc drog tak po latach dwch

    Ty z cicha nucisz moje piewne strofy...

    BUT W BUTONIERCE

    Zmarnowaem podeszwy w caodziennych spieszeniach,

    Teraz jestem soneczny, siebiepewny i rad.

    Id mody, genialny, trzymam rce w kieszeniach,

    Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak wiat.

    Nie zatrzymam si nigdzie na rozstajach, na wiorstach,

    Bo mnie niesie co wiecznie, motorycznie i przed.

    Mijam strachy na wrble w eleganckich windhorstach,

    Wszystkim kaniam si grzecznie i poprawiam im pled.

    W parkocieniu krokietni jaki meeting panieski.

    Dyskutuj o sztuce, objawiajc swj traf.

    One jeszcze nie wiedz, e gdy nasta Jasieski,

    Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.

    One jeszcze nie wiedz, one jeszcze nie wierz.

    Poezyjno, futuryzm niewiadoma i X.

    Chodmy biega, panienki, niech si gwki owie

    Bdzie lepiej smakowa poobiedni jour-fixe.

  • 23

    Przeleciao gdzie auto w biaych kbach benzyny,

    Zafurkota na wietrze trzepoccy si szal.

    Pojechaa mi bajka poza gry doliny

    nic jako mi nie al, a powinno by al...

    Tak mi dobrze, tak mojo, a rechoce si serce.

    Same nogi mnie nios gdzie i po co mi, gdzie?

    Id mody, genialny, nios BUT W BUTONIERCE,

    Tym co za mn nie zd echopowiem: Adieu!

  • 24

    ZIEMIA NA LEWO1924

  • 25

    MARSYLIANKA

    nie bd wicej sawi adnej z dam

    ani jej imi w piewnych strofach pieci

    odkd ujrzaem ci raz pierwszy tam

    w tym dziwnym nigdy nie widzianym miecie

    pamitam wieczr jak wytarty gwasz

    i w bramach domw przykucnity przeraz

    gdym nagle w tumie ujrza twoj twarz

    i zrozumiaem e to wanie teraz

    ulica drgaa wijc si jak w

    migota witryn kolorowy miszmasz

    i wiatr d sodszy nili ust twych misz

    na ktrych prg wycinity krzy masz

    i nagle tumu obolay guz

    rozora obd jak pomiennym zbem

    i kto olbrzymi rce w gr wznis

    i w blach soca dugo bi jak w bben

  • 26

    a potem nagi poplamiony bruk

    i bladych ludzi pierzchajce garstki - -

    uniosem w oczach tylko chust twych rg

    i twj niebieski konierz marynarski

    nie wiem czy znajd gdzie o tobie wie

    czy mi si tylko caa wnisz w legend -

    wiem e ci zawsze musz w sobie nie

    i w kadej twarzy ju ci szuka bd

    ni mi si gorzki morskiej wody smak

    gdzie przepyw w portach lie barki barek

    i mam pod czaszk wieczny trzepot flag

    i serce w piersi skacze jak zegarek

    wiem to si stanie w jeden duszny zmierzch

    bd szed tumem i jak lampa miga

    a raz przeleje si mj krzyk przez wierzch

    i miastem wstrznie jak olbrzymi dwigar

    z rozpdu trzanie w moj gow mur

    i nagle przejdzie mj ochrypy bas w alt

    ujrz pod sob biay chodnik chmur

    a pod gowami nieba twardy asfalt

    wtedy o wtedy - - czuj szat twych wiew

    i zapach rk twych poznam kad tkank

    klkniesz i z twarzy mi obetrzesz krew -

    kochanko moja smuka marsylianko!

  • 27

    PSALM POWOJENNY

    ju dawno Panie duch mj gotw

    i przyszo czeka umiechnita

    w rytmicznym chrzcie kulomiotw

    id czerwone moje wita

    do pulsujcych ttnic ulic

    gdzie tum przewala swoje twarze

    przypadem ucho swe przytuli

    i sysz guchy huk wydarze

    ju si zakoczy wielki raut

    na ktrym byy ludw scysje

    w ubranych w kwiaty kebach aut

    ju odjechay wszystkie misje

    nie bdzie wicej huku dzia

    wistu szrapnelw i mitraliez

    niech taczy ten kto dotd dra

    na niebie dzisiaj wielki bal jest

    wszyscy jak byli - mieli racj

    dowie im tego spory trud by

    pan bg pojecha na wakacje

    i wici w raju graj w football

  • 28

    nikt ci nie plunie kul w twarz

    nikt ci ju eber nie poamie - -

    c tak gupi min masz

    mj nieodrodny bracie-chamie?

    napracowae si jak ko

    na brzuchu miast stpie bagnet

    moecie zoy w kozy bro -

    wicej was bracia nie zapragn

    w kipicych tumach rojnych wit

    pod zgrzebnym ptnem bluz roboczych

    po nocach we nie nie wiem skd

    widz pomienne wasze oczy

    od pociskami zrytych k

    po progach mogi przesza kolej

    moe wam plamy krwawe z rk

    obmyje cjank lub witriolej

    co si tu stanie co si stanie

    nad miastem zawis strachu tuman

    sysz dalekich burz byskanie

    co w yach krew spitrzaj tumom

    na placu sklepikarze pospieszni i dziwni

    spuszczaj z cikim hukiem elazne aluzje

    ci sami co przed rokiem zza wgw sztywni

    patrzyli jak armaty waliy im w gruz je

  • 29

    po asfalcie spieczonym i rudym jak krew

    gromady bladych ludzi biegncych przez bulwar

    chowaj si za kpy suchotniczych drzew

    ktre zesz jesieni opuka kul war

    na opuszczonym placu mr & merilis

    tysicem witryn w przeraeniu szczka

    kobiety wciskajc si z powrotem w dekolty kryz

    uderzay jak w febrze o szczk szczka

    z trotuarw jak z yznej podlanej grzdy

    podnosiy si biae i fioletowe kwiatki

    ludzie padajc na twarz krzyczeli: nie bd!

    i pakali nie wiadomo nad kim

    na zielonych karuzelach bladzi policjanci

    gonili zodziejw na drewnianych koniach

    panowie! zatrzymajcie si! przestacie!

    panowie! zapomnijcie o nich!

    towarzysze tramwajarze nie trzeba paka

    wstydcie si macie zy na wsach

    dzi bdziemy jak piki pod niebo skaka

    poprowadz was wszystkich w czerwonych plsach

    Chrystus zgin nie przyjdzie grzechw wam odpuci

    kiedy od cikich haubic pjdziecie za pugiem

    odpuszczamy swoje nieprawoci!

    caujmy usta jedni drugim!

  • 30

    patrzcie! patrzcie jaki dziwny cud

    jaka ogromna szalona nowina

    przed lustrem tacz w ty i w przd

    na prawo i na lewo si krc

    to jest naprawd nagle pierwszy raz:

    ja mam rce! my wszyscy mamy rce!

    para cudownych kiszek u ramion nam dynda

    moemy je zgina rozgina

    podnosi opuszcza ile kto chce

    powiedzcie! powiedzcie sami!

    jaka wspaniaa winda!

    a ja mam take palce

    ktrymi chwytam i jem

    i nogi na ktrych tacz!

    nie bdziemy nikomu wicej

    obrywali rk ani ng

    chcemy eby ludzi byo jak najwicej

    i eby kady taczy mg

    na skraju zielonej drogi

    pogodni sidziemy beztroscy w cudzie - -

    anioowie ju id umywa wam nogi

    o dziwni niezgbieni cudowni ludzie!

  • 31

    PROLOGDO FOOTBALLU WSZYSTKICH

    WITYCH

    domy skacz w konwulsjach sklepie

    krew bulgoce ustami rynien

    rce moje wycigam lepe:

    oddaj oddaj ce nam winien!

    gwiazdy z nieba lec jak winie

    ostre dreszcze wstrzsaj wiatem

    znowu przyjdzie zgwaci i cinie

    noc-megiera w kolczykach wiate

    pu nas! pu nas! dosy ju czekam!

    otwrz wszystkim nieznane drki!

    daj nam take do dzbanka z mlekiem

    z chmur yeczk zbiera kouszki

    syszysz dzieci co ci woaj?

    przyjd ju! przyjd ju! we nas i prowad!

    po alejach twojego raju

    daj nam raz si przespacerowa

    czemu czemu karcisz nas gniewem?

    zo otrzsam jak drzewa z szyszek

    przed twym tronem stoj i piewam

    otom panie wity franciszek!

  • 32

    przyjm nas! przyjm nas! wszyscymy wici

    dobrzy ludzie proci i cisi

    po c twarz twa jak kula rtci

    socem czarnym nad nami wisi?

    jako brama twoja zamknita?

    otwrz! otwrz syszysz koatam!

    przyszy lata naszego wita

    wszystkich ludzi z caego wiata.

    zejd ju! zejd ju! nie ka si prosi!

    dokd kaesz daremnie grzmie mi?

    krwi twej ofiar mamy ju dosy!

    ciesz si z nami twoimi dziemi!

    po c po c na krzyu pocisz

    aski swojej skpisz wybracom?

    dobrzy ludzie cisi i proci

    dawny wiat ten zbawili tacem

    dugo bye ze swoich sug rad

    pacz nad nami witymi w zoci

    o twe racje ktre nam ukrad,

    z anioami rzucamy koci!

  • 33

    BAJKA O KELNERZE

    kawiarnia bya nabita szczelnie

    kiwa si rajer nad kadym stolikiem

    na palcach chodzi po sali kelner

    roznosi na tacy likier

    i gdy do taktu orkiestry pstrej

    stawia przed gociem kotlet

    ujrza we fraku wiski ryj

    zmiesza si nagle i poblad

    dziwny mu w mylach zrodzi si zamt

    w noc roziskrzon po drutach bieg

    cicho pod skrzypiec akompaniament

    na dworze pada nieg

    i patrzy w otarz skd schodzi anio

    i wiatr go chodzi na strandzie

    gdy kapa sosem na bia pani

    w czarnym olbrzymim rembrancie

    ni mu si pomost rozkwitych warg

    i nie mg po nim przele

    i widzia tylko spasy kark

    i szczk ruchom czelu

  • 34

    cichutko w kcie stan i wkls

    jak dzieci noc przy szybach

    a biaej pani trzepota rzs

    bezgonie krzycza: wybaw!

    przez cay wieczr chodzi jak we nie

    wyrazy cedzi skpo

    i tylko jeden raz si rozemia

    kiedy przynosi im kompot

    i widzia halle o zotych stoach

    jasne jak nigdy przedtem

    kiedy go cicho kto z nich zawoa

    wolno na palcach wszed tam

    i poblad tapet winiowy pastel

    nim krzyk kobiecy je poar

    gdy garda gocia obwisy plaster

    otwiera kelner NOEM!

  • 35

    WIERSZE Z CZASOPISM

  • 36

    POGRZEB RENI

    Tobie Malutka, wszystko co dobrego

    napisaem i napisz kiedykolwiek

    Motto:

    Jak chcesz wrzeszcze - ciszej wrzeszcz!...

    Przyjd ludzie!.... wiata wnios!...

    Jasieski

    1. Zielone nosz suknie z mulinu i trawy

    Bez renic maj oczy jak ludzie w obdzie.

    Noc raz je widzieli schodzce nad stawy,

    Gdzie pord czarnych lilii pi te abdzie.

    Kiedy palce drapiene jak wcieke pajki

    Na klawisze rozpuszcz i ka si pry -

    Krowy rycz w oborach spdzane na ki

    I szczury z nor wya zezowa na ksiyc.

    Ranki teraz s chodne i mieni si strachem.

    W pokojach szepc szafy i tacuj stoki.

    Noc dugo kto chodzi koo moich sztachet,

    A na progu znalazem czerwone fioki...

    2. Przyjechali wieczorem, o zmierzchu.

    Nikt nie wyszed otwiera im bramy.

    Zatrzymali si z dala od mieszka.

    Poszli w gr tylnymi schodami

  • 37

    Nikt nie widzia ich przedtem i potem,

    Mieli w rkach narcyzy i re.

    Gdy nad ranem wracali z powrotem,

    Cichy pacz byo sycha na grze.

    3. Chodzi pajac po pokoju,

    Na nogach si huta.

    Kto si dugo w sali stroi,

    Nie pozwala pj tam.

    Aa aa

    Moja maa bdzie spaa.

    Nie wpuszcz tu adnych ludzi,

    Jeszcze mi j kto obudzi.

    Chodzi wiatr, wpad do sali

    Tam i drzwiami stuknie.

    Aa aa

    Moja maa bdzie spaa

    Powrcia dzisiaj z balu

    W wieczorowej sukni.

    4. Ubierali j po cichu, zatrzymali zegar.

    Dwch wkadao pantofelki, jeden znosi kwiatki

    Tulipanw nie mg znale, po ogrodach biega.

    Biae kwiatki, kwiatki w ratki Panabogamatki.

    Kto znw chce si ze mn widzie?

    Teraz ju jest noc.

    Powiedzcie im, e mnie nie ma.

    Niech id na lewo.

  • 38

    62-622 to nie mj telefon...

    Chodzi pajac po pokoju

    Do samego rana.

    Kto j dugo w sali stroi.

    Jeszcze nie ubrana.

    Takie gupie bywa ycie...

    Chodzi pajk po suficie.

    Aa aa

    Patrz, patrz, jak adnie!

    Jak on nie upadnie!

    Chodzi, chodzi, drog maca, huta si jak lepy...

    Niech ju oni sobie id.

    Po co oni znw

    Graj one-stepa.

    Renia nie chce taczy...

    Renia jest zmczona...

    Powiedzcie im niech przestan.

    Ju jest pno przecie

    Zaraz bdzie rano...

    5. Teraz noc gdaczc jak kura

    Zniosa okrge ksiycowe jajko.

    ... Widzisz, on pacze, e nic nie wskra.

    Chod, to ci zaraz opowiem bajk...

  • 39

    By raz sobie taki pajac,

    Co si mia nie umia.

    Raz si pajac cjanku najad,

    Chorowa i umar.

    Aa aa

    Spad z nieba jedna gwiazdka.

    Taka maa opowiastka.

    Co to komu po tem.

    Kto by si kopota.

    6. Jak chodzili naokoo, co szeptali przy tem.

    Mieli twarze bardzo blade, popltali nici.

    Kto przychodzi nieznajomy o rce si pyta.

    Pokazali mu na ksiyc, skurczy si i przycich.

    Ta tak tak tak

    Taka maa figurynka

    Wyduaa si, suchaa,

    Saniaa si, blada.

    Ksiyc wszed za chmury

    Z etaerki spada!...

    Aaaaa!!

    7. Poszy koa po wodzie

    Due mae due

    Kto ich widzia jak uciekli.

    Podeptali re.

    Krakw, noc 24 V 21

  • 40

    WIOSENNO

    genialnej recytatorce tego wiersza

    p. Irenie Solskiej-Grosserowej

    TARAS koTARA S TARA raZ

    biAe pAnny

    poezjAnny

    poezOwi poezAwi

    poezYjne poezOSny

    MAKI na haMAKI na sOSny

    rOnym penowOSnym rAnem

    poezAwi poezOwi

    pierwsze

    szesnastoLEtnie LEtnie

    naIWne dzIWne wiersze

    kOSy na wOSy bOSo na rOSy

    z brUZDy na brUZDy jAZDy bez UZDy

    sOce uLEwa zaLEwa na LEwo

    na LEwo na LEwo na LEwo prOSTo

    OSTy na mOSTy krOST wodorOSTy

    tuPOTY koPYT z oPOTem oPAD

    oPAD i oPOT i oPOT i POT.

  • 41

    NA RZECE

    na rzece rzec ce na cerze mrze

    pluski na bluzki wizgi

    w dalekie lekkie dale e

    ponioso wiosobryzgi

    o trafy tarw yrafy raf

    ren cer chore o rce

    na stawie ta wie na pawie staw

    o trce tren terence

    na fale fal len na leny lin

    nieczuem czoem czuem

    od doli dolin do Lido lin

    zanioso wiosa muem

    ZemBY- Rapsodia -

    Zimne. Sztywne. Obrzke.

    Z oczami powleczonymi szkliwem,

    Co w nocy wieci,

    Kiedy zaraz za cian kto odchodzi chory.

    Dziwne.

    Jak bajka

    Dla maych, grzecznych dzieci

  • 42

    W dugie zimowe wieczory,

    Kiedy za oknem

    nieg

    Pada i pada, zasnuwajc teren

    Swoj dziwaczn, bia monotoni.

    A z potwartych drzwi kipicych barw

    Buchaj kby -

    Ze wszystkich ktw.

    Z czarnych lupanarw,

    Z suteren

    Niejednostajnie,

    Urywanie

    Dzwoni

    Zemby...

    I te,

    Co maj w sobie jaki smt malutki,

    Ostre - przecige - zgrzytliwe

    Zemby brzydkiej ospowatej prostytutki,

    Co wraca do domu nad ranem

    Zmarza i nietknita

    Jak pies,

    Z natrctwem takiej, co nie znalaza klienta,

    Gdzie pod parkanem,

    Czeka na cudzych wracajcych goci,

    Na ich zjadliwe zaczepki...

    A wiatr szczypie za ydki

    Obleny i lepki.

    A skd gboko, z wntrznoci,

  • 43

    Idzie suchy, nieprzyjemny stuk

    Siekanych koci.

    Wyej i niej.

    Do - Re - Mi - Fa - Sol...

    Jak dziwne, upiorne gamy

    Z jednym powracajcym refrenem,

    Ktre piewa w salonie konajcej damy

    Stary pobkany profesor solfeggia,

    Przelewaj si dugim powczystym trenem

    w Szybkie, nierwne,

    Rozklekotane arpeggia.

    I te,

    Jak drobne malekie pralinki,

    Naiwnie chrupkie,

    Mdo niedokrwiste

    Zemby chudej, nierozwinitej dziewczynki,

    Ktr w parku

    Zgwaci szesnastoletni onanista

    I zaraz, przeraony, uciek po kryjomu...

    A teraz siedzi sama, mocno zacisnwszy nogi,

    I trawi w sobie ogie, co j pali jeszcze,

    I nie mie wraca do domu,

    Nieruchoma jak drewno, wpatrzona w przestrze,

    I tylko w ciszy, jak szept zowrogi,

    Melodyjnie, urywanie dugi,

    Zemby wydzwaniaj swoje bachofugi...

    I te,

    oskotnie, rozpaczliwie, dziko.

  • 44

    Rozlegajce si dugo po nocy

    (Moe do rana...)

    Zemby maego powalanego chopczyka,

    Ktry wpad, bawic si w rynsztoku, w kana

    I dugo krzycza pomocy,

    I wzywa siostry,

    Zaczem,

    Zmczony paczem

    Wtuli si w czarny, oblepiony kt

    I boi s i ca powierzchni skry,

    A naokoo z skrzepej, brudnej cieczy,

    Skd idzie zaduch i swd,

    Wysuwaj by

    Czarne, oblizgnite szczury.

    by wielkie, paskie...

    Tu - i tu - i tam...

    I tylko w ciszy od lepkich cian,

    Rosncych w straszne, owosione zrby,

    Miarowym, suchym, twardostajnym trzaskiem

    oskoc zemby.

    I te

    Nerwowe, nierwne,

    Przechodzce w przypieszone pasae

    Zemby podnieconego kochanka

    W fiokowym buduarze

    Matki,

    Kiedy drcymi rkami

    Zdziera z niej ostatnie szmatki,

  • 45

    A ona czeka pokorna i maa...

    I przez dessous

    Dotkn si rozpalonego ciaa,

    I czuje nagy przypyw falujcej chuci,

    A stara si by spokojny,

    Rozsznurowujc ostatni bucik,

    Kiedy pot mu kroplami wystpi na czole,

    A zemby tuk si i piewaj

    Jakie dziwaczne barkarole...

    Na koncercie w natoczonej sali

    Blady, zdenerwowany muzyk

    Taczy palcami po klawiaturze

    Dzikie gawoty Szopenowskich walcw

    I syszy wszdzie ten rytm

    I stukot - i stukot - i stukot,

    Co mu wychodzi spod palcw,

    Co mu si w palcach przeplata, .

    Rwny, monotonny, zowrogi,

    Jakby dzwoniy naraz

    Wszystkie zemby caego wiata...

    I w paroksyzmie trwogi

    Zatrzaskuje straszn klawiatur,

    Ktra ma te stukajce

    Rozklekotane zemby ...

    I widzi nagle w tumie, pitrzcym si w gr,

    W dugie, pkolem; biegnce kruganki

    Poprzez lorgnony, egrety, rajery

    Z niszy parterowej loy

  • 46

    W umiechu wydekoltowanej kochanki

    Byszczce zemby PANTERY.

    [ZMCZY MNIE JZYK...]

    Zmczy mnie jzyk jak twardy zlepek.

    Jestem jak czowiek, co lampy przeros.

    Na skrzyowaniu dwch wrogich epok

    stoj, cynicznie gryzc papieros.

    Nudz mnie wiersze najszczersze, bo

    poznaem wszystkich mw Niagary.

    Z jednych sw umiem tak jak Rimbaud

    stawia katedry i lupanary.

    Znam sowa mige jak uda sarn.

    u Znam sowa rwne biblijnym psalmom,

    Nad kiem moim piewa Verhaeren

    i dugie fugi zawodzi Balmont.

    Tacz mi w wcieky porwane trans

    twarze i domy, ludzie i rzeczy.

    Umiem by chodny jak Huysmans,

    umiem by dziki jak Palazzeschi.

  • 47

    Haas szantanw i cisz mrg

    zaklem w strofy pijane rytmem.

    Dzieckiem mi bajki mwi Laforgue

    i zimne hymny skandowa Whitman.

    Mgbym na nerwach dojrzaych panien

    gra jak na strunach, cienkich jak woski.

    Mog tak pisa jak Siewierianin,

    Mog tak pisa jak Majakowski.

    Mog tak pisa jak Apollinaire.

    Mog tak pisa jak Marinetti. -

    Tamte drapiene, lubiene kobiety

    rozdaryby mnie na er.

    O bracia woscy, rosyjscy, francuscy,

    tacy ogromni w swoim patosie!

    O ukochani, najdrosi, bliscy -

    mam ju was. wszystkich po dziurki w nosie!

    Noc mi w ku nie daj spa

    olbrzymie stosy wrzeszczcych poezji.

    Chc biec, ucieka, nie sysze, gna!

    Precz, z Europy do Polinezji!

    O tumie panien, czytajcych Ewersa,

    Zachwycajcych si Romain Rollandem!

    Uciekn od was aerolandem!

    Jak atwo serca chwyta zamiast sersa!

  • 48

    Pucie, bo bd krzycza jak cham!

    I wal pici w twardy parapet.

    W mieszkaniu moim nie takie mam

    tapety z wierszy i wiersze z tapet!

    Poezjo! Utrzymanko eleganckich panw!

    Anemiczni, nerwowi, bladzi masturbanci!

    Precz! Chc dzi sawi czarnych, ordynarnych chamw,

    co nie potrafi Francea odrni od francy!

    O ekstatyczny tumie arty przez syfilis!

    Zaropiae, cuchnce, owrzodzone bydo!

    Kiedy w czarnym pochodzie nade mn si schylisz?

    Wszystko mnie ju zmczyo i wszystko obrzydo!

    Rce wasze potworne, pokrcone palce,

    Gigantyczne, czerwone, obronite macki,

    ktrym wszystko podatne jest, jak chleb z zakalcem,

    wicej mwi mi jedne, ni cay Sowacki!

    Stworz wam sztuk now, sztuk czarnych miast.

    Bdzie mocna jak wdka i dobra jak piernik.

    Zdziwicie si, e tyle jest na niebie gwiazd,

    ktrych aden wam przedtem me odkry Kopernik.

    W waszych stchych zaukach, gdzie krluje wci

    pokraczny may Chrystus oprawiony w ramki,

    tum czarny si przewala jak olbrzymi w,

    zapadniajc brzuchate, tustopierne samki.

  • 49

    Bd rodzi pod potem, pod prg, byle gdzie

    malutkich czarnych ludzi sine od boleci

    i ju krztusz si wami przedmiecia i wsie

    i ju was wicej adne miasto nie pomieci.

    Wylejecie zatorem za rogatki bram

    olbrzymia czarna masa, straszna i wspaniaa,

    i sto tysicy piknych, wypieszczonych dam

    odda wam swoje biae i pachnce ciaa.

    Rozsypiecie si morzem wielobarwnym, pstrym,

    na wszystko spadnie z gry wasz miadcy motek

    i pocignie za wami popielaty dym

    z tysicletnich wszechnic i czarnych bibliotek.

    Chodcie! Chodcie tu wszyscy! Psowi! We krwi!

    O Tumie! O Motochu! Tytanie! Narodzie!

    Odsocie gowy z czapek i zamknijcie drzwi!

    Zapiewamy dzi razem wielk Pie o godzie.

    Krakw, w kwietniu 1921

    DO FUTURYSTW

    Ju nas znudzili Platon i Plotyn,

    i Czarlie Chaplin, i czary czapel -

    rytmicznym szczkiem wszystkich gilotyn

    pisz ten apel.

  • 50

    Dziwy po miecie skacz ju pierwsze,

    zza kraty parkw rzeby wya,

    kobiety w kach skanduj wiersze

    i chodz z niebiesk twarz.

    Po cztery gowy ma kady z nas.

    Przestrach nad miastem zawisn niemy.

    Poezja

    z rur si wydziela

    jak; gaz.

    Wszyscy zginiemy.

    Dzie si nad nami zatrzyma zoty

    i pola nasze pobi grad,

    jakby wytoczya przeciw nam kulomioty

    Niebieska Republika Rad.

    Krzyczay w gazetach telefony i Paty,

    e w zimie nie starczy nam chleba -

    Nikt z nas nie doyje do zimy.

    Przyszed czas ostatniej krucjaty.

    Tumie,

    co mnie okry i chcia bi laskami,

    czemu stoimy.

    Niech poeci id do nieba.

    Jestem z wami.

    Nie bdzie wicej aden,

    ktremu do ust swj dzban dasz,

    pieci nam oczu jadem

    gstym jak banda.

  • 51

    Przyjacielu Anatolu,

    po, po tu si

    i gdy ci spadnie na czaszk mj motek

    i szczury si na ni wgramol,

    nie krzycz z teatralnym gestem:

    I ty, Brutusie.

    To ja jestem.

    I wycign ci z gowy,

    jak magik,

    domy,

    okrty,

    ksiyce

    i dragi,

    kobiet z dzieckiem,

    flagi wszystkich nacji,

    bezcenne sowa po dolarze karat.

    Dzisiaj sprzedaj hurtem

    z licytacji

    cay aparat.

    Prno si wdziczy chmurek rokoko,

    na plafon nieba rzucone bazie.

    Nikogo wicej ksiyc - gonokok

    tsknot nocy nie zarazi.

    Znw bdzie wiosna raz tylko na rok

    i jedno soce w niebo si wkroci.

    Jak tynk

    obleci ze wiata

    barok

    poetycznoci.

  • 52

    Nie bdzie kobiet brzuch

    jak dynamo

    milionem wolt im w gbinie wrzca

    bd po prostu dray,

    gdy nam

    o

    ciaa ich mikkie

    plunie dza.

    Znw bdzie ogrd,

    jak ogrd

    i r chwiejce si metry.

    wiat rozprostuje si nagle na powrt

    w nowej, sonecznej geometrii.

    Znikn,

    jak wrzody,

    ktre kto przegnit,

    sznury tych,

    miejsca nie byo przed kim -

    z wiaderkiem w rku

    kady przedmiot

    pooklejali w etykietki.

    O zamknij oczu swoich semafor.

    Snw yokohamy kpi si w kwiatach.

    Idziemy

    wydrze z lawy metafor

    twarz

    rysujc si

    wiata.

  • 53

    MORSE

    Waciwie

    to jest moe najdziwaczniejsza z naszych wszystkich maskarad,

    kiedy w obcisych paltach

    przesadnie correct

    wychodzimy na wiosn defilowa korsem

    a nikt nie wie, e kady z nas, papiey sekt,

    to po prostu ubrany w mikki pless

    aparat

    systemu Morse.

    We dnie popieszny urywany takt

    stukot moteczkw przychodzcych depesz

    z gbi koszuli przez fad, madapolam

    tak tak taktak tak

    stuk - symbol sowa, ktre zaraz spa ma

    w ciszy jak w kruchcie gdzie szmer lada kolan

    rozwija si wziutka nieskoczona tama.

    W noc, zanim pmrok myl ostatni wygna,

    przez cikie, popltane sigilarie snu

    odszuka mnie, dogoni pulsujcy sygna

    wedrze si, zatrzepoce w przedmiertelnej drgawce

    stuk stuk stuk stu: ng z tg

    I - A - O - 71

    dzwonicy krzyk nieznanego nadawcy

    Tokio. Chicago. Wiede.

  • 54

    Na drutach sowa dr i trzepoc

    Kwas bezsennoci oczy nam wyar.

    Po miecie sami bdzimy noc,

    skazani na wieczny dyur.

    Wpltany w rozkrzyczany, kolorowy tum,

    w olbrzymim czarnym miecie may, blady czowiek,

    syszy sw rnogwarych nieustanny szum,

    szyk skrzyowanych krzywo krzykw - kling i klangor

    May czowiek, jadcy tramwajem,

    prowadzcy na dansingu tango

    jest centraln rozpiewan stacj

    sw szybujcych z wistem w powietrzu, jak piki,

    ktre gdzie odrzucaj sobie kraje krajom,

    nacje - nacjom!

    wiat jaki bbel nam wezbra i pk,

    dni za dniami swe kroki przypiesz,

    sw spltanych przeszywa nas milion,

    a po pitach nam depce lk,

    jak po nocy dzwonicy pocztylion,

    lk przed jedn malek depesz

    Chodzimy w miertelnej trwodze,

    zakl nas kaprys czyj

    w gestach t myl otrutych -

    Wiemy, e jest ju gdzie w drodze,

    pynie szybko po jakich niewidzialnych drutach,

    aby raz

    przyj.

  • 55

    Przyjdzie kiedy wieczorem znienacka,

    obudzi mnie jej cichy metaliczny trzask,

    rozpoznam j po stuku bezdwicznym, jak kamie,

    Zeskocz nagle boso na chodn posadzk.

    Jak stuk stu ng wystuka tak takt ten do taktu

    bd latajcymi ze strachu rkami

    dugo, na prno szuka po cianach kontaktu.

    A rano, kiedy przyjd i wywa drzwi,

    bd lea na ziemi spokojny i siny,

    wysczy mi si z nosa

    krwi

    cieniutki wyk.

    I wtedy ujrz przedmiot, co mi z ust si zwiesza:

    mj siny, napczniay, przegryziony jzyk,

    jak wska

    nie odcyfrowana

    depesza.

    ZAKADNICY

    wiat

    zawisn

    na liczbie

    jak na belce dwigara!

    W kadej linie - krzyk pry si czyj!

    Tylko nas

    tylko nas

    jak bezcenne cygara

  • 56

    zatrzasnli

    w szkatukach bez wyj!

    Tylko nas

    tylko nas

    krgogowych i biaych

    jak yjce odsetki ich rent

    zatrzasnli

    jak w sejfach swoich kas ogniotrwaych

    w czarnych domach

    tuc gow

    o prt!

    Dzie

    przysya nam co dzie

    noc

    przemdr znachork

    Z wskich palcw tchnie sodycz i chd - -

    Gdzie

    za cian

    mi miasta czarnych tumw machork

    w fajkach fabryk

    warsztatw

    i hut

    Dugo czowiek na popi w nich si zwgla

    i byszcza

    Skarg dymu

    do nieba si pi - -

    Suchym kaszlem

    gwatownym

  • 57

    i chrapliwym

    jak wystrza

    przyjdzie kiedy

    wykasa go

    z krwi!

    We snach

    skacz

    jak szczury

    rce chwytne i krewkie

    w deszczu weksli

    banknotw

    i kart

    Wszystkie rzeczy na wiecie

    maj szorstk podszewk

    z naszej krzywdy

    rapatej

    jak part

    Armia, mrwek nam wszechwiat na atomy rozkrada

    poznaczya je:

    ktry i czyj - -

    W naszych skrztnych mrowiskach

    nasze domy-widziada

    bd stercze ju zawsze

    jak kij

    Za oknami nam huczy wieczny odpyw

    i przypyw

    szumem kropel

    namolnym

  • 58

    i zym

    mudny kadryl bezmylny

    lat przestpnych i zwykych

    by acuchem jesieni i zim

    Kiedy wreszcie

    na syren zachrypnitych skowronkach

    sfrunie wiosna dla wszystkich na wiat?

    Na Pawiakach

    w Brygidkach

    po ukiszkach

    na Wronkach

    my czekamy

    czekamy

    od lat!

    Przyjdzie dzie twj -

    o tumie!

    i przegrdki dni martwych

    run

    dane na twardy er bom

    Wypyniemy

    na falach twoich ramion

    i bar twych -

    sze tysicy Alainw Gerbault!

    Bdzie w grze

    nad nami

    migot renic

    jak w lustrze - -

    trzask amicych si lodw i form

  • 59

    Po cieninach

    zatokach

    z najludniejszych w najpustsze

    bdzie ciska

    i huta nas

    sztorm

    Przyjdzie czas

    przyjdzie czas

    szale wagi si chybn

    Jeszcze rok

    jeszcze dzie

    jeszcze p - -

    Moe nam wanie

    nam

    by t kropl niechybn

    co ciarem

    przeway j

    w d - -

    W wrzawie obcych protestw

    w zgieku sw byle o czem

    zaguszajc ich nico i czczo

    skrwawionymi rkami

    w czarne ciany omocem:

    O - otwrzcie!

    Otwrzcie!

    Ju do!

  • 60

    Z TRZECH POEMATW

  • 61

    PIE O GODZIERENI

    W ROCZNIC MIERCI

    7 - V - 1922

    ZAMIAST KWIATW

    libres de tous liens

    donnons-nous lamain

    apollinaire

    PROLOG

    w wielotysicznych, stuulicych miastach

    wychodz codziennie tysice gazet,

    dugie, czarne kolumny sw,

    wykrzykiwane gono po wszystkich bulwarach.

    pisz je mali, starsi ludzie w okularach.

    nieprawda,

    pisze je Miasto

    stenografi tysica wypadkw.

    rytmem, ttnem, krwi.

    dugie czterdziestoszpaltowe poematy.

    wystukuj je stutysiczne aparaty,

    ktre sysz puls wiata za miliony mil,

  • 62

    agencje reutera, havasa, paty,

    dugie, kilometrowe papierowe zwitki.

    komunikaty.

    miasto syszy wszystko.

    wie za kogo wychodzi ksiniczka hiszpaska

    i co spiskuj w gdasku niemcy wci niesforni,

    o budowie w himalajach nowego wiaduktu,

    radiodepesze z kaliforni

    i stan pogody w timbuktu.

    o wszystkim pisze miasto w swoich 40-szpaltowych poematach:

    strajki w elektrowniach. przejechania. samobjstwa.

    oto jest prawdziwa gigantyczna poezja.

    jedyna.dwudziestoczterogodzinna wiecznie nowa.

    ktra dziaa na mnie, jak silny elektryczny prd

    jak mieszne s wobec niej wszystkie poezje.

    poeci, jesecie niepotrzebni!

    ja nie czytam strinberga, ani norwida

    nie przyznaj si do adnego spadku.

    czytam wiee, pachnce farb dzienniki,

    bijcym sercem przegldam rubryki wypadkw,

    ktre mnie kuj, jak ostre pilniki.

    o, nadzwyczajne wypadki.

    samobjstwa, podrzucenia, katastrofy.

    krtkie spicia, tajemnicze poary.

    czarne strajki, rozstrzelania, napady.

    jaka ogromna kryje si w was tajemnica.

    nieprzetumaczalna.

    tajemnica pulsujcych miast.

  • 63

    krzyczy w was ukrzyowana ulica.

    ywe, odpreparowane od naskrka miso.

    ja,

    ktry pi,

    kiedy otello morduje desdemon,

    czuj, jak mi si nogi przeraone trzs,

    gdy na rogu, otoczony gawiedzi,

    zdycha lepy, zajedony ko.

    oto jest prawdziwy niemalowany teatr.

    wielobarwne, heraklitowskie wszystko,

    walce konkretnoci, jak obuchem, z ng.

    wie o tym dobrze i motoch,

    kiedy gapi si na bezpatne widowisko.

    nie wiedz tego panie i panowie

    z taktem

    przechodzcy na drug stron, gdy na pytach

    wrd grobowej, napronej ciszy

    idzie ciki, przedmiertelny balet. -

    panowie nie mog pogodzi si z faktem,

    w e teatr ten ma wiele niewtpliwych zalet

    pisz o tym wszystkie gazety,

    pisz wicej.

    w rubryce nadzwyczajnych wypadkw

    s mae, niewyrane wzmianki,

    o mierciach

    jakich niewiadomych ludzi,

    ktre si kocz sowami:

    ...zawezwany lekarz pogotowia skonstatowa mier godow...

  • 64

    o niewiadomi, bezimienni ludzie,

    zagodzeni w Saharach milionowych miast,

    ktrym nie mia kto poda nawet buki z masem.

    o wasze sine, popuchnite trupy,

    jak o wasne,

    upomni si aroczne, wszystkoerne Miasto.

    czarne, natoczone prosektoria

    wyeksploatuj wasze zwoki,

    rozdubi resztki waszych cia od koci.

    wy jestecie przedziwnym nawocym sokiem

    wielkiej, nieobliczalnej, wspaniaej Ludzkoci!

    I

    daj twarz do kolan swoich przytuli.

    krew z twoich palcw zliem.

    z odrzuconymi bezwadnie

    rkami

    ulic

    leao Miasto krzyem.

    przybili go do ziemi wiekami lamp,

    jarzce biae gwodzie wary si,

    jak krzyki.

    przysza noc

    i przylgna do krwawych ramp

    palc chust weroniki.

  • 65

    okropna,

    lepiej deszczem po twarzy tuc,

    jak tych

    ukrzyowanych na bramach rajw.

    krople czarne,

    malekie,

    natrtne,

    wyrzucone z krwi razem z powrotem

    z puc

    po czarnej pooranej szynami twarzy

    spyny zami tramwajw.

    jeszcze i jeszcze,

    bezksztatne, wypuke

    domy czarne, oblizge, karmione deszczem

    napczniay, jak gbki,

    napuchy,

    rozlay si, rozpezy rozdte, stulice

    wystpiy na chodniki z ciemnoci,

    zsuny si,

    przeciy krzyczc ulic

    - ludzie!

    - pomcie!

    - rozgniot!

    wypyny w ucisku skrwawione wntrznoci

    i bez jku wylay si w boto.

  • 66

    a czarne ciany rosn,

    cign si do gry.

    zasoniy cae niebo,

    w zakryy szczyty,

    jakby ogromne oowiane chmury

    na ziemi urzdziy meeting.

    nie bd y, jak kato, ni walczy, jak samson

    gd, ktry ronie we mnie, ciska mn w gorczce.

    by czowiek, ktry nie jad, nazywa si hamsun

    i zrobi na tym pniej saw i pienidze.

    na wytartej kanapie, skrcony w sze

    le prc do gry zsiniay profil.

    dzie odchodzc wy dugo zjeywszy szer,

    a teraz noc mi piewa swe dziwne strofy...

    zaraz sufit bez szmeru zsunie si w pokoju.

    przygniecie pomaleku

    cicho i jasno.

    wolno tynk si na cianach rozdwoi,

    jakby pokj wargami mlasn.

    cian rozmoknitych bezzbne dzisa

    poruszyy si wolno.

    uj cmokajc.

    nagle st po pododze zaplsa

    i piec podskoczy, jak pajac.

    coraz bliej i bliej zsuny si ciany.

    nie odepchn rkami pezncych tapet.

    cicho...

    na palcach...

  • 67

    jak pies cigany...

    ju tylko za parapet...

    T E R A Z !!

    a ku ku!

    gow w d.

    cztery okna

    i

    trrrach!

    o mikki asfaltowy materac.

    poleciao.

    zataczyo.

    upado.

    i jeszcze

    odbity, jak od gutaperkowej posadzki

    lec.

    odskakuj od gzymsw, jak pika,

    z deszczem

    i w gr wystrzelam wiece.

    gumow czaszk o bruk

    i wyej

    hop!

    odbijam si z powrotem.

    do gry i na d.

    z rozpostartymi rkami lec pod strop

    i znowu na ziemi spadam.

    ju myli, jak kobiety, wal si z ng,

    ociae,

    jak kby w zburzonym ruszcie.

    jeszcze chwila i czaszka trzanie o bruk

  • 68

    - pomcie!

    - pomcie!!

    - pomcie!!!

    przybiegli wystraszeni.

    otoczyli koem.

    w rozpostartego wparli przeraone oczy.

    - nie bjcie si.

    - nie krzyczcie.

    - nic nie zwichnem.

    - przycinijcie mnie.

    - mocniej!

    - odskocz!!

    pochylili si.

    przygnietli.

    zagrali na trbce.

    bliskie zmieszane twarze, przestraszone troch.

    dwch wysiado z karetki i wsadzi mnie w gb chce!

    na skoatan gow wcign mi poczoch!!

    pooyli na mikkie.

    .... daleko.

    ... przyszo.

    ... dugie zielone palmy koysz si w czaszce.

    Reniu!

    to ty?

    jak dobrze e przysza.

    aksamitnymi rkami po twarzy mnie gaszczesz.

    pamitasz wtedy wieczr...

    deszcz za oknem piewa.

    suchaem, czy cho jeden nerw Twj jeszcze dry mn

  • 69

    na zielonym cmentarzu teraz skoml drzewa

    i jest tak bezlitonie, przejmujco zimno.

    teraz sam, jak podrzutek przez pusty przytuek,

    pjd pomidzy ludzi daleki i obcy.

    w malekim gniazdku serca nie ma ju jaskek,

    zabili mi ostatni li, niegrzeczni chopcy.

    chlipicy skowyt z krtani na wierzch si wyspina.

    czepia si Twojej sukni, peznie ku doniom.

    ucieka nie mam siy.

    nadchodzi fina.

    zajadli mali ludzie z psami mnie goni.

    ogromny tum

    z laskami,

    czarny,

    jak powd

    ronie,

    wije si za mn

    dugi,

    jak ogon.

    zamknli drzwi!

    za pno!

    nie mam gdzie si schowa!

    malutk i prosty czowiek podstawi mi nog!!

    ju.

    ju.

    dopadli.

    stratowali.

    zmili.

    podeptanego trupa podnieli, jak sztandar

  • 70

    wysoko

    i na przedzie,

    nad tumem

    obok kapeli,

    ponieli.

    nieg pada gruby i w oczach narasta.

    szli ludzie niezliczenie, bezadnie i tumnie,

    kiedy zakropionymi ulicami miasta

    ponieli mnie w ogromnej oowianej trumnie.

    szli ksia z kadzidami, jeden dugi gest rk,

    i zwizek literatw w cylindrach i krepie,

    i cechy z chorgwiami,

    w tuurkach,

    z orkiestr,

    a potem tum si czarny na rogach doczepia.

    na placu teatralnym tum rozla si w mrowie.

    dzwony dzwoniy w dzwony i w dzwonach ich krzyk nik,

    gdy nagle

    straszny,

    obandaowany

    czowiek

    podniosem si ogromny,

    grony,

    jak wykrzyknik!

    panowie!

    jestem wzruszony.

    widzicie, zbladem.

    egnacie mnie tak piknie i tyle tu kobiet,

    ale zapominacie, e nic dzi nie jadem

  • 71

    i musz i zaraz na obiad.

    o!

    cisza.

    i ryk jeden!

    krzyki. spazmy. pacze.

    haas powsta i tumult.

    krzyczeli: zmartwychwsta!

    jakby na przedstawieniu opery w teatrze

    nagle zapiewa statysta.

    panowie!

    nie klkajcie.

    nie paczcie.

    nie krzyczcie.

    widzicie, stoj zdrowy, cudowny i prosty!

    ach, skurcz si w sobie,

    wykrztu na bruk swoje ycie

    i idcie z nim pod rce tacowa na mosty.

    nie bdziemy ju odtd umiera wicej,

    kt by nas takich piknych i olbrzymich grzeba.

    rozemiejcie si wszyscy,

    wecie si za rce

    i prosto marszakowsk pjdziemy do nieba.

    jak moe kady z nas,

    co dzisiaj tacz,

    sta si martwym,

    mierdzcym,

    po ktrym si skrupulatnie wykadza zakrysti,

    nas

    z ktrych kady sam jest yjc monstrancj

  • 72

    na serca swego bia eucharysti.

    pozdejmujcie ich z krzyw!

    niech ziemi krocz

    ci,

    co chcieli przez wieki umiera za nas.

    ycie cudownym sokiem trysno nam w oczy,

    jak pod noem dojrzay ananas!

    ... z przyczajonych zaukw w noc ku spelunkom

    czarna zmowa wypeza,

    wije si, jak skorek.

    pochwycili mnie z tyu!

    wi!

    ratunku!!

    na gow mi wcigaj straszny czarny worek!

    przysza noc guchoniema i w gowach siada,

    mae kaszlce serce przycisna rk.

    sysz!

    ziemia ju dudni od stp, jak kowada.

    trzymajcie!

    ttna mi pkn!

    z daleka jeszcze.

    soce gow mi parzy.

    olbrzymi godni ludzie, czarni od maszyn!

    idziecie,

    wiem.

    nie patrzcie!

    nie trzeba twarzy!

    kady z was bdzie mesjaszem!

    o wykrztu si z twych piwnic,

  • 73

    wywal si na wierzch,

    jak krew buchnij przez okna i wszystko zalej

    tumie chamw,

    co niebo gowami dziurawisz!

    jakie ogromne morze wyobrae!

    jakie cudowne dale!

    serce olbrzymie w krtani stano i skacze.

    wypluj pod nogi, w piach wam.

    idziecie!

    krzycze nie mog!

    ogromni w zorzy poodze.

    trup mj

    krwawy,

    stratowany,

    czerwony,

    jak achman,

    z ktrego moe szmat na swj sztandar udr,

    w miertelnym zapatrzeniu ley wam na drodze,

    po ktrej przechodzicie

    w J U T R O!

    II

    w maju,

    w zazielenionej sonecznej stolicy

    spaceroway po trotuarach kobiety dzieci i onierze,

    gdy nagle

    z buchajcej aorty przecznicy

    bben uderzy.

    szli kolumnami,.

    za rogiem ginli

  • 74

    szereg za szeregiem rytmiczny i twardy

    na piersiach szarych, onierskich szyneli,

    jak kwiaty,

    czerwieniay czerwone kokardy.

    za szeregami ulicznicy

    z krzykiem i wistem

    gonili taczcy,

    wyrzucali czapki,

    ulice si kaniay biae i czyste.

    w wypiekach soca opaday kwiatki.

    przechodziy kompanie rwno, jak na mustrze,

    bez komendy trzymay swj cudowny krok,

    wszyscy porwani jednym

    milionowym

    spazmem.

    i w tumie bysk bagnetw odbi si,

    jak w lustrze

    i zachysn si cay dzikim entuzjazmem.

    na ulice tumy jasnych rozemianych ludzi

    wyrzygay na soce obdrapane domy.

    panny. suce. prostytutki

    umiechaj si do siebie,

    jak znajome,

    i serca pod bluzkami tuk im,

    jak gongi.

    na gmachu poczty i telegrafu

    rozwinita

    olbrzymia czerwona chorgiew

    na wszystkich pitrach stukajce aparaty

  • 75

    wyrzucaj podune papierowe wistki:

    wie na cztery koce wiata

    wszystkim. wszystkim . wszystkim.

    w tokio zdenerwowany japoski mikado

    odbiera rozedrgane, dzwonice depesze

    i rozmawia iskrami z londynem,

    e wyrosy ju, zagraajc zagad

    wiatu,

    czerwone rce proletariatu.

    a wieczorem

    z czarnego oszalaego miasta,

    z katedry,

    ciemnymi zaukami wrd pieww i wistu

    w pole paszcza kryjc twarz

    ucieka Chrystus;

    gdy nagle tum go na placu

    dopad.

    pochwycili za rce.

    zawlekli.

    czarni obdarci ludzie od kielni i opat.

    zacignli krzyczcego,

    boso,

    na rg,

    na miejscu samosd.

    kucharki zachrypnite podnosiy pici:

    - za nasz krzywd!

    - za nasze crki, co si poszy po hotelach ajdaczy!

    - za nasze stare, zharowane matki!

    - za nasz hab przepakanych mk,

  • 76

    - ktr dzwonkiem zagusza i karmi opatkiem!

    kuakami, laskami zabili, zatukli.

    poturbowane, umczone ciao

    upado pod razami spracowanych rk.

    w tym samym czasie,

    kiedy dusza moja w kaloszach treugolnik

    w warszawie,

    w natoczonym kinie,

    cinita

    prno czekaa zbawienia.

    w rodku detektywicznego woskiego dramatu

    od niechcenia zerwaa si lenta

    i na ptnie wrd miertelnej ciszy

    ukazaa si ta sama scena.

    krzyk powsta na sali i panika.

    rzucili si w popochu do drzwi.

    mczyni tratowali kobiety.

    prno ciska si przy aparacie mechanik,

    a gdy wreszcie zapalono kinkiety,

    na ekranie zostay czarne plamy krwi.

    po ulicach snuj jacy ludzie,

    cienie prawie,

    i gin zanim sowo si gono wymwi,

    a w owietlonej sali tow. higienicznego

    histeryczne studentki i gawied

    oklaskuj ziewajc estrad,

    z ktrej kania si glink i kocha si tuwim,

    twarze krwi im zachwytu nabiegy

    nalane.

  • 77

    czekajcie, twarze te skd znam!

    to tum ten sam,

    ktry we mnie w zakopanem

    rozjuszony w bezbronnego ciska jajka i cegy.

    i kiedy egnany oklaskami schodzi ostatni bazen,

    wszedem wolno na estrad

    i powiedziaem prawie ze smutkiem.

    - panowie,

    - nic nie wiecie.

    - dostaem depesz.

    - dzisiaj wyjedam.

    zdaje si, e nikt si nie rozpaka.

    byo cicho.

    kto zacz bi brawo.

    wyszedem wolno na ulic.

    doroka odwioza mnie na dworzec.

    kaniay si latarnie nie wiadomo po co,

    gdy pocig szyby okien chustk dymu czyci.

    schyleni pod piecami

    majow noc

    piewali na zwrotnicach czarni maszynici.

    PIEW MASZYNISTW

    soce przygnitszy kolanem, skry dymice si pocie

    dugo do misa obdziera nasz okrwawiony scyzoryk.

    w noce begwiezdne majtkom na wiata poncym drednoucie

    twarz wylizay do krwi nam zorzy czerwone ozory.

    nam-li wyrosym w trudzie pod wciek zdarze ulew

    bdzi po morzach uniesie w gwiezdne wsuchanym kapele?

    zgodnym wysikiem twardych rk rozhutany w lewo

  • 78

    czarni malecy ludzie ziemi olbrzymi propeller.

    patrzy na wszystko z gry nasz bezpartyjny pan bg.

    paka nad nami deszczem, a wreszcie krwi si wysmarka.

    gdy walec wiekw gnit nas, krwi nasze] twardych jambw

    suchao stare soce yse, jak eb bismarka.

    dugo wiecio w lepia nam, purpurowym murzynom,

    w mordy zwglone w hutach, do ktrych przyrs kope.

    gdy go, zwleczone na ziemi, n robotniczy zarzyna,

    tum si na trupa rzuci krew buchajc opa.

    z yciem rozgranym pod rce na wiata szerokie trakty

    wyszlimy rano, piewajc, z pacht koloru flamingo.

    paszcz wytoczonych mitraliez suche rytmiczne antrakty

    w krta zabijemy z powrotem kul wyplut z brauninga.

    kto nam, kto nam teraz drog zagrodzi samym?

    wszystko zmiadymy butami pikni, ogromni i ludzcy.

    miejsca! gromada idzie, proletariacki samum!

    czapkami drog, wymoci taneczny krok rewolucji.

    wiat postawiony pod cian, jak may, blady czowieczek,

    mruga bezradnie oczkami, gdy kolbymy wznieli do ramion.

    paka zmartwiony Chrystus o dusze swoich owieczek,

    gdy salw gruchny lufy i nieg si krwi poplami.

    nam-li dzi skomle nad trupem, gdy hymnem ttni nerw,

    czaszk o ziemi grzmoci i krzycze: nie przeklinaj?!

    do wszystkich okien i drzwi ju wali kolbami mauzerw

    w unach wschodzcej zorzy wielka wietlana NOWINA!

    robotnikom warszawy i odzi, czyje

    umiechy zawsze olepiaj

  • 79

    III

    a potem przyszy dni,

    dni dziwne,

    pene purpurowej grozy

    i krtkie, blade, przeraone noce.

    ulicami pdziy cikie autowozy

    naadowane ludmi, od bagnetw ostre

    i peno byo wszdzie lepkiej, skrzepej krwi,

    jakby kto rozdar wielk, zaropia krost.

    chodnikami wasali si bladzi, dziwni ludzie

    z byszczcymi niesamowicie, wklsymi oczyma

    i wszystko byo dziwnie mtne,

    jak w gorczce.

    czas si zatrzyma.

    dni przychodziy pice

    i noce koloru khaki.

    nad pustymi ulicami arzyy si lampy,

    rzucajc dugie cienie biae i czerwone.

    po nocach, pod eskort, zawsze w jedn stron

    wywozili onierze dugie, czarne paki.

    jednego rana rzeki wygodniaych ludzi

    korytami zaukw spyny na plac

    i krzyk miasto obudzi:

    te cierwy!

    oszukuj nas wadz, ktrej nie chc da.

    mamy ich wadz gdzie!

  • 80

    nam praw nie potrzeba!

    niech nam dadz chleba!

    my - chcemy - je!!

    - - - - - -

    na morzu biaym cicho z dou,

    gdy przypyw okrt mj koysze,

    przykadam rce tub do ust

    i krzycz:

    SYSZ!!

    co si wyrwao z prtw tam,

    krzyk zbuntowanej czarnej zaogi.

    czekajcie, sprute mam wyogi.

    powiod wszystkich dzisiaj sam!

    na cztery strony cztery drogi,

    rozkadam rce, wszystkie taml

    chodcie tu,

    woam was, jak gustaw,

    ktrych zapade w gb policzki

    pozwol jasno mi policzy,

    ilecie dni nie mieli w ustach.

    czarni, brzowi, biali bracia!

    zgrajo obdarta i wychuda!

    gdy noc ksiyc wyjrzy z chmur,

    jak szczury wyazicie z nor.

    pezniecie,

  • 81

    wlokc ng swych szczuda,

    pod okna, gdzie przy stoach r

    za szyb natoczonych barw

    sterty kompotw i homarw

    dranie spasione wasz krwi

    i dziwnie oczy wam si lni,

    a was nie sposzy krzyk zegarw.

    gdy wiatr pnocny drzewa czesze,

    przez tamy gr po nocy widnej

    od nienych tundr do portu w sidney

    widz rozlane wasze rzesze.

    gdy w polach czarne cienie tacz,

    spltane w jeden dugi acuch,

    do miast spezacie si szaracz,

    siadacie cicho w progach drzwi

    czuwa nad zdrowymi snem mieszkacw,

    ktrym si wtedy w snach

    majacz

    kaue czarnej, tustej krwi.

    o bracia moi wszystkich ras

    z europy, azji i ameryk,

    ilu was jeszcze jest gdzie wicej,

    armie zgodniae!

    nowe stany!

    nastpi czas

    i wiat, jak kleryk

  • 82

    przyjmuje chrzest czerwonych wice.

    pjdziecie ze mn dzisiaj tam,

    gdzie r zamorskie mangustany!

    - - - - - - - - - - -

    opadaa na miasto mga jesiennej soty.

    by dzie chodny, bezbarwny, wilgotny, jak kana.

    w mokrej mgle po zaukach do rana

    kasay kulomioty.

    - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    brzuchy nasze zielone, granatowe, sine,

    takie lekkie przedziwnie, ci nam, jak wizy.

    w dzie ujemy niesmaczn sodkockliw lin,

    a w nocy ssiemy wasny zskorupiay jzyk.

    w gowie hucz nam cigle jakie dziwne szmery

    i straszna czczo w odku okropnie nas nudzi,

    widzimy tylko w grze przez okna suteren

    nogi szybko ulic przechodzcych ludzi.

  • 83

    a noc gdy zaniemy strawieni bezruchem,

    poskrcawszy wychude, popuchnite czonki,

    ni nam si taki sodki prawdziwy baumkuchen

    na dziedzicu sonecznym ssiedniej ochronki.

    wycigamy do niego rce przez sztachety,

    wszc palcami prni, jak ssawkami macek,

    a mae, czyste dzieci i biae kobiety

    kad nam w nie pachncy ukrajany placek.

    poeramy krztuszc si, kawaami, gwatem

    dobre, sodkie, przedziwne, wypieczone ciasto...

    gdzie blisko sycha trbki...

    ...to miciutkie auta

    przysya po nas wielkie, dobroczynne MIASTO.

    FINA

    na mikkiej trawie twarz do chmur

    le ogromny chiski bogdychan.

    nie tkn mnie aden piorun ni mr,

    a jednak czuj, e zdycham.

    i kiedy z estrad poncych janiej

    ciskam swoje ochapy brutalny i wielki,

    mier moja moe dogryza ju wanie

    moje ostatnie cukierki.

  • 84

    nie bd pisa wierszy, - jak pusty kos S,

    lecz wiem, e ci, co raz syszeli je,

    jak zaraz za sob wszdzie ponios

    kaprysw moich ewangelie.

  • 85

    PRZEKADY

  • 86

    SERGIUSZ JESIENINPRZEMIENIENIE

    l.

    Chmury migoc,

    Niebo topi w zocie wsie...

    piewam i krzycz:

    Panie, ociel si!

    Przed tw bram na nowiu

    Guchy mj gos je:

    Gwiazdami spowij

    Jaowic Rosj.

    Zza chmur ci rka moja wywleka,

    Durz pieni skrzy si,

    Niebieskiego mleka

    Daj nam dzisiaj.

    Gronie grzmi twj grom.

    Plusk skrzyde mnogi.

    Now Sodom

    Spopiela ogie.

  • 87

    Lecz twardo po niwie wd

    Pod paski grzmot

    Nowy z czerwonych wrt

    Wychodzi Lot.

    2.

    Dlatego to tak gono

    wierszcz piewa skryty w mchu,

    O tym, jak tworz rosn

    Okapa zboa wschd;

    O tym, jak Matka wita

    Na chmur wybiegszy skraj,

    Zwouje z k cielta

    W zielony, jasny raj.

    Od rana nad ulew

    Ju sysz trby gos.

    Zwiastuje rann mew

    On ziemi kres i los.

    O, wierzcie, mrok si spieni,

    Jak skowyt przyjdzie sen,

    Nad lasem si oszczeni

    Pksiyc zotym psem.

  • 88

    Zieleni innej ki

    Poronie ziemi misz.

    Trzepoccym si skowronkiem

    Upadnie gwiazda w gszcz.

    I powypeza z kosw

    Pszenicznych ziaren rj,

    Aeby pszczelim gosem

    Ozotoniwi znj...

    3.

    Hej, Rosyanie!

    owcy wszechwiata,

    Sieci zorzy czerpicy niebo -

    Trbcie w trby.

    Pod pugiem burzy

    Ryczy ld.

    Wali skay zotozby

    Orkan.

    Nowy siewca

    Idzie przez pola

    Nowe ziarna

    Rzuca w skiby.

  • 89

    Jasny go do was w kolasie

    Jedzie.

    Po chmurach stpa

    rebica.

    Uprz na kobyle -

    Bkit.

    Dzwonki na uprzy -

    Gwiazdy.

    4.

    cichnij, ty wietrze, przesta grzmie,

    Nie szczekaj, szklana rzeko,

    Z nieba przez rzadk czerwon sie

    Jak deszcz kapie mleko.

    Od mdroci puchnie sowo,

    Tuste wykosz si zboa.

    Nad chmurami jak krowa

    Ogon zadara zorza.

    Widz ci std,

    Szafarzu szczodry,

    Nad ziemi czapk

    Zwiesie niebiosa.

  • 90

    Dzisiaj

    Soce jak kot

    Z niebieskiej jody

    Zocist apk

    Trca mi wosy.

    5.

    Przyjdzie on, nasz go niebiaski,

    Dojrza czas i pust nasz dom.

    Z poczerniaej mki paskiej

    Wypad gwd zjedzony rdz.

    Od poudnia, a po wsze dni,

    U niebieskich stojc bram,

    Jako wiadra dzie powszedni

    On napeni mlekiem nam.

    I od nowa, i od nowa,

    Sawic kraj nieziemskich stron,

    Bdzie ruchem gwiazd zwiastowa

    Srebrnoziarny polom plon.

    A gdy znw nad Wog ksiyc .

    Skoni twarz za potem chat -

    W zotej odzi zacznie te

    I odpynie w jasny sad.

  • 91

    I jak ona swego owoc

    Na niebiaskiej aski znak

    Zrzuci z nieba jajko-sowo,

    W ktrym ywy wschodzi ptak.

    WODZIMIERZ MAJAKOWSKIDZIWACZNY POGRZEB

    Mroczni i czarni wyszli ludzie,

    na miecie ustawili si ciko i cicho,

    jakby w dziwnym pochodzie mia przyj udzia

    pospny zakon czarnych mnichw.

    Nieba pomalowany na burz namiot.

    Rka grozy twarz mnie.

    Wszystko tak dziwnie kto podmit i zamit,

    e mimo woli stawao si strasznie.

    Wtedy rozwara si jasna na dnie cho

    zakurzonego powietrza ciana szarawa,

    wylaz z powietrza i zacz jecha

    dziwacznego pogrzebu cichy karawan.

    Urosy oczy gr nad gzyms,

    runy wylke w trumn z oskotem.

    nagle z trumny prysn grymas.

  • 92

    Potem,

    krzyk: chowaj umary miech!

    z tysica piersi hucza, jak z miecha,

    grzmia omiliokrotniony tysicem ech

    za katafalkiem, ktry jecha.

    I zaraz noe paczu skrycie

    wgryzy si, skowyt gardo zatka.

    Oto za trumn starucha ycie,

    umarego miechu siwa matka.

    Do kog wrci jej obdartej i bosej?

    Patrzcie: ten z czaszk ysaw,

    za trumn, wielki, z duym nosem

    pacze ormiaski kawa.

    Jeszcze pacz krztusi si tu i owdzie,

    a za nim rodkiem ulic

    piszczc i skomlc bieg dowcip:

    dokd teraz gow przytuli?

    Ju do nieba stos paczw, - jeszcze na wierzchu dzwoni

    czyich malutkich paczykw zaduszki

    to cae puki umiechw i umieszkw

    amay w rozpaczy kruche paluszki.

  • 93

    I oto przez szereg ich prosto przed zaprzg,

    wyty z ez, jak Garszyn,

    w wyszed strach i szed naprzd

    cay w pogrzebowym marszu.

    Rozmika twarz od paczu w transie,

    zrobia si pomarszczona, oblena, kwargiel.

    I jeli kto si miej, - zdaje si,

    e mu rozerwali wargi.

    WODZIMIERZ MAJAKOWSKIHYMN DO OBIADU

    Sawa wam, idce na obiad miliony,

    jak stado byda puszczone na potraw!

    ktrzycie wymylili beafsteaki; buliony

    i rnego jedzenia tysice potraw,

    Choby pociskw motem twardym

    tysice Reimsw udao si rozbi -

    tak samo bd nki miay pulardy,

    i oddycha tak samo bdzie rostbeaf.

    odka nie zarazi wiecznoci taniec

    wielkoci mierci dla nowej ery!

    odek nie moe chorowa na nic,

    oprcz appendycytu i cholery!

  • 94

    Niech w sadle z oczek zostan szpary,

    i tak ci je na prno ojciec poznaczy.

    Na lep kiszk, cho w okulary,

    kiszka i tak nic nie zobaczy.

    Tak, ci nie gorzej. Moesz mu mi za ze:

    Gdyby mia same usta bez czaszki i wypchn

    od razu do ust by ci wlaza

    caa faszerowana tykwa.

    Lee spokojnie bezoki, bezuchy,

    z pierogiem w garci zamiast bukietu,

    a dzieci twoje na twoim brzuchu ,

    bd ci gray w krokieta. .

    pij, niech nie wmc si w sen twj zdrowy

    eksplozje jakie, co wiatem trzs.

    Duo jeszcze mleka maj krowy

    i moc na wiecie woowego misa.

    Gdy ostatniemu wou podern gardo

    i kos ostatni na buki zerw,

    ty, eby z godu ci si nie zmaro, -

    z gwiazd sfabrykujesz konserwy.

    A jeli umrzesz od kotletw i bulionw,

    na pomniku wypisa kaemy ci wdziczni:

    Na tyle to i tyle kotletw milionw,

    twoich czterysta tysicy.

  • 95

    WODZIMIERZ MAJAKOWSKI CIEPE SOWO POD ADRESEM

    NIEKTRYCH WAD

    (PRAWIE -HYMN)

    Do ciebie, ktry pracujesz, czy buty czycisz,

    buchalterze czy biuralistko lczca w banku,

    do ciebie, ktrego twarz od trosk i zawici

    zmia si i pozieleniaa jak banknot.

    Krawiec na przykad. Po co, ty zbju,

    te spodnie przynis, jeli by szczery chcesz?

    Ty przecie zupenie nie masz wujw,

    a jeli masz, to niebogatego, nie umiera i nie w Ameryce.

    Mwi ci ja oczytany i mdry:

    Puszkin, czy Szczepkin, czy te jaki Wrubel,

    ani w proz, ani w farb, ani w Bg wie skd-rym

    nie wierzyli, a wierzyli w rubel.

    yj, pracuj, naueraj si, nadrcz.

    Ju siwizna ci w brodzie si krzewi,

    a widziae ty kiedy, jak pomaracz

    ronie sobie. i ronie na drzewie? -

  • 96

    Pocisz si i pracujesz, pracujesz i pocisz,

    nacia si i namno jakie tam dzieci,

    chopcy - buchalterowie, dziewczynki - i te chocia

    bd si poci, jak pocili si ci.

    A ja tymczasem wczoraj - nikt mnie jeszcze nie urzek -

    ledwo wyszedem na miasto,

    zgarnem w chemin-de-fera na szstej turze

    trzy tysice dwiecie - za sto.

    Nic nie szkodzi, jeeli kto setny raz

    szczerzy zby, jakby pragn zgnie w proch ci,

    jeli sobie w talii taki to a taki as

    mikko naznaczy paznokciem.

    Prno gracza spojrzeniem mnie bagasz,

    mruc oczy byszczce i mokre.

    Ja karty wyo, jak uparty tragarz

    wyadowuje napeniony okrt.

    Sawa temu, kto pierwszy wynalaz,

    jak bez pracy, metod najpytsz,

    dokadnie sumiennie i zaraz

    kieszenie bliniemu wywrci i wytrz.

    I kiedy mwi mi, e praca itd., ukazujc na mnie,

    jakby na starej tarce tar kto chrzanu szcztki,

    ja dobrodusznie pytam, ujwszy za rami:

    a pan dokupuje do pitki?...

  • 97

    WODZIMIERZ MAJAKOWSKIODA DO REWOLUCJI

    Tobie,

    wymiana

    ujadaniem baterii,

    jzykami bagnetw

    poksana pstro, -

    jak achman postrzpiony

    czerwonej materii

    ody tryumfalne

    O!

    O zwierzca!

    O dziecinna!

    O groszowa!

    O straszna!

    Jakim imieniem ci jeszcze nazwali?

    Jak ukaesz jutro sw twarz nam?

    Smukej budowli, .

    czy kupy zwalisk?

    Maszynicie

    zakutemu w elazo,

    grnikowi rwcemu pokady rud

    kadzisz,

    kadzisz w niemej ekstazie,

    wysawiasz ludzki trud.

    A jutro

    wity

    z swych kopu hydry

  • 98

    otrzsa dymu gryzcy krem luf -

    twoich szeciocalwek tpodziobe widry

    druzgoc tysiclecia Kremlw.

    Sawa!

    Gdy w morzu zabdzi sternik,

    (gwizd syren ostry krwi trwogi ociek)

    ty lesz marynarzy

    na toncy pancernik,

    gdzie

    zapomniany

    miaucza kociak.

    A potem

    noc wychodzc na w, -

    czub zawadiacki na smagym torsie,-

    kolbami siwych gnasz admiraw

    gow w d

    z mostu w Helsingforsie.

    Wczorajsze rany nim zdysz przykry,

    ju znowu tryska z nich krew czerwona.

    Tobie -

    mieszczaskie:

    - bd przeklta po trzykro! -

    i moje,

    w poety,

    - o bd po trzykro bogosawiona! -

  • 99

    WODZIMIERZ MAJAKOWSKIWSTRZSAJCE FAKTY

    Dziwaczniejszego nie pamita historia ranka:

    wczoraj

    przez drutw

    linie

    dzwonicy jak marsylianka

    Smolny run

    ku robotnikom w Berlinie.

    I nagle

    polismeni

    zmieceni ciskiem

    ujrzeli

    zanim zdy kto stawi opr -

    trzypitrowe

    widmo

    od strony rosyjskiej.

    Podnioso si.

    Kroczy wzdu Europy.

    Obiadowicze odskoczyli od stow z wyciem,

    a w miejscu

    gdzie przed chwil tum tusty jad,

    stan

    nad Alej Zwycistw

    sztandar

    Wadza Rad.

    Na prno pulchne rczki w trwodze bezwolnej

    bagay obliczajc groce szkody.

  • 100

    Zmiady

    i dalej run Smolny

    republik i krlestw biorc przeszkody.

    I dalej

    wzmaga swj pd

    tak, e ju

    z mgie

    brukselskich trotuarw i wystaw

    rosa legenda

    o Latajcym Holendrze,

    Holendrze rewolucjonistw.

    A on

    nad polem

    od krwi ryem,

    gdzie

    dwch aliantw na kadej annie,

    run.

    Czerwony wsta nad Paryem.

    Umilkli paryanie.

    Stoi jak widmo ze starych plansz.

    I oto

    starta jego samym wygldem

    runa republika,

    a on za La Manche.

    Na place wyprowadza podziemny Londyn.

    A potem

    okrtom

    w pancerny pysk ich

    nad oceanem Atlantyckim nisko -

  • 101

    mwiono -

    szybujc,

    do grnikw kalifornijskich

    podobno

    ogie z pyska wyzion.

    W pogldach na te fakty wielka rozterka.

    Wielu nie dowierzao.

    Zbywao drwinami.

    A w pitek

    rano

    wybucha Ameryka

    wydajca si ziemi, nie ziemia - dynamit.

    I jeeli nam

    skoml

    jaki ml namolny:

    nie unocie si nad Rosj jakby Bg wie nad kim

    ja

    wskazuj im

    na t histori ze Smolnym.

    A tego

    jam

    Majakowski

    wiadkiem.

  • 102

    MANIFESTY

  • 103

    DO NARODU POLSKIEGO.MANIFEST

    W SPRAWIE NATYCHMIASTOWEJFUTURYZACJI YCIA

    Rozumiejc jasno, e sporadyczna i izolowana reforma sztuki w oderwaniu jej od samegoycia, ktrego, ttnem i funkcj organiczn jest sztuka kada, musi si okaza z gruntu czcz,bezowocn i jaow, nie majc jednoczenie czasu na adne kroki przedwstpne i przygoto-wawcze w tym kierunku - ycie i sztuka polska gro zaduszeniem, a jedynym moliwym iskutecznym w takim wypadku rodkiem jest niezwoczna tracheotomia - my, futuryci pol-scy, przystpujemy z dniem dzisiejszym do wielkiej radykalnej przebudowy i reorganizacjiycia polskiego i wzywamy wszystkich obywateli wolnej Rzeczypospolitej Polskiej do zor-ganizowanego wspdziaania i pomocy.Wojna wszechwiatowa wraz z olbrzymim przesuniciem si caych pastw, warstw i naro-dw pocigna za sob wielkie przesunicie wartoci. Rezultatem tego jest kryzys kultural-ny; ktrego widowni jest dzisiaj caa Europa Wschodnia i Zachodnia. U nas ten kryzys ob-jawia si w szczeglnie ostrej i specyficznej formie. Ptora wieku niewoli politycznej wyci-sno na caej naszej fizjonomii, psychice i produkcji twardy, niezatarty cieg. wiadomokulturalna nasza nie moga si rozwija tak swobodnie, jak w pastwach zachodnich. Z ko-niecznoci caa nasza energia narodowa wyadowywaa si w kierunku najwikszego naporu,w kierunku mudnej i mozolnej walki o jzyk, ycie i organizacje wasne. W tym samymkierunku walki o wasne narodowe ja i budowania twardej, nieprzeamanej, odpornej nawszystko i yciowo zdolnej narodowej psychiki wyadowywaa si i sztuka polska.My, futuryci polscy, skadamy w tym miejscu polskiej poezji romantycznej okresu niewoli,ktrej widma dzisiaj bez litoci szczu i dobija bdziemy - hod za to, e w czasach wielkie-go skupienia si i powolnego dojrzewania Narodu Polskiego nie bya sztuk czyst, a wa-nie gboko narodow, e pisana bya sokiem i krwi samego przewalajcego si. ycia, ebya ttnem i krzykiem swojego dnia, jak w ogle i jedynie moe i musi by kada sztuka.Dla tych samych przyczyn dzisiaj, kiedy wraz z odzyskaniem samodzielnego bytu politycz-nego ycie polskie wstpio w zupenie sow faz i ockno si wobec miliona czyhajcych udrzwi, zagadnie, o ktrych wczoraj jeszcze nie byo po prostu czasu myle, a na ktre dziju trzeba da niezwoczn i kategoryczn odpowied, jeeli nie chcemy, aby fale nabiegaj-ce znw nas zalay, woamy do was:Dosy dugo bylimy ju narodem-panopticum, dukajcym tylko mumie i relikwie. Szalone,niepowstrzymane dzi wali do wszystkich naszych drzwi i okien, krzyczy, dopomina si,

  • 104

    wymaga. Jeeli nie sta nas na stworzenie nowych kategorii, w ktrych by si mogo pomie-ci, nowej sztuki, w ktrej by si mogo wypiewa - nie ostoimy si.Trzeba otworzy na ocie wszystkie drzwi i okna, niech wywieje ten swd piwnic i kociel-nego kadzida ktrym od dziecka uczyli was oddycha. Zaopatrzeni w gigantyczne respirato-ry, idziemy wam na spotkanie.Ogaszamy za St. Brzozowskim wielk wyprzeda starych rupieci. Sprzedaje si za p dar-mo stare tradycja, kategorie, przyzwyczajenia, malowanki i fetysze.Wielkie oglnonarodowe panopticum na Wawelu. Bdziemy zwozi taczkami z placw, skwerw i ulic niewiee mumie mickiewiczw i so-wackich. Czas oprni postumenty, oczyci place, przygotowa miejsca tym, ktrzy id.My, ludzie o szerokich pucach i rozronitych barach, kichamy od mdych zapachw wasze-go wczorajszego mesjanizmu, a proponujemy wam mesjanizm nowy, jedyny, wspczesny iszalony. Jeeli nie chcecie by narodem ostatnim w Europie, a przeciwnie, narodem pierw-szym, przestacie raz karmi si starymi ochapami z kuchni Zachodu (sta nas na swojewasne menu), a w wielkim wycigu cywilizacji o rekord krtkimi, syntetycznymi krokamizdajcie do mety.Przystpujemy do budowania nowego domu dla rozszerzonego Narodu Polskiego, ktry wstarym ju si pomieci nie moe. Sami nie podoamy. Wzywamy wszystkich ywych, niemieszczcych si i chccych do pomocy.Ogaszamy:Wielkie przesunicie si warstw na Wschodzie i Zachodzie trwa. Do gosu dochodzi nowasia - uwiadomiony proletariat. Zaczyna si wielkie przewartociowanie wartoci. Mierz siwszystkie prawoci i nieprawoci 1000-wiekowej za jego plecami, jego kosztem wytworzo-nej kultury. Mierz si jedynym sprawdzianem bojujcego ycia - tward, elazn, organicznprac. Nastpuje wielki przegld legitymacji. Kto nie potrafi wylegitymowa swojego udzia-u w yciu t jedyn monet - nie ostoi si.Podkrelamy trzy zasadnicze momenty ycia wspczesnego: maszyn, demokracj i tum.ycie warstw intelektualnych przechodzi powolny okres wyradzania si i neurastenii. Dawnekategorie przeyy si ju i strawiy - nowych jeszcze nie ma. Moment oglnego przesilenia.ycie samo, zamiast by w swoim zaoeniu radoci i dytyrambem , przybiera coraz wyra-aniej formy twardego, narzuconego z zewntrz obowizku. Czowiek nowoczesny nie po-trafi ju organicznie cieszy si ydem. Epidemia samobjstw, wykoleje, zaama i przetra-gedyzowa jest tylko konsekwentnym domyleniem do koca tego zjawiska. Ten stan rzeczyduej pozostawa bez zmiany nie moe. Naley przedsiwzi natychmiastow i energicznakcj lecznicz. Jako jeden z zasadniczych czynnikw proponujemy:Wicej soca.Przysowie mdroci starochiskiej: No parasol i przy pogodzie, stao si u nas czym or-ganicznie ukonstytuowanym.Odrzucamy parasole, kapelusze, meloniki, bdziemy chodzi z odkryt gow. Szyje goe.Trzeba, aby kady jak najbardziej si opali. Domy budowa naley ze cianami szklanymiod poudnia. Wicej wiata, powietrza i przestrzeni. Gdyby Sejm polski obradowa na po-wietrzu, na pewno mielibymy o wiele soneczniejsz konstytucj.Czowiek nowoczesny, 3/4 energii ktrego pochania praca fachowa, potrzebuje mocnego izdrowego pokarmu, nowych, ostrych, syntetycznych wrae. Tych wrae moe mu obecnie

  • 105

    dostarczy jedynie sztuka. Sztuka winna by sokiem i radoci ycia, a nie jego paczk anipocieszycielk. Zrywamy raz na zawsze z fikcjami tzw. czystej sztuki, sztuki dla sztuki,sztuki dla absolutu. Sztuka musi by jedynie i przede wszystkim ludzk, tj. dla ludzi, ma-sow, demokratyczn i powszechn.Rozumiejc zadanie sztuki wobec dnia dzisiejszego i jego zagadnie, woamy:Artyci na ulic!Sztuka gniedca si w kilkuset, a nawet kilkutysicznoosobowych salach koncertowych, wysta-wach, paacach sztuki itp. jest miesznym anemicznym dziwolgiem, poniewa korzysta z niej 1/100 000 000 wszystkich ludzi. Czowiek wspczesny nie ma czasu na chodzenie na koncerty iwystawy, 3/4 ludzi nie ma po temu monoci. Dla tego sztuk musz znajdowa wszdzie:Latajce poezokoncerty i koncerty w pocigach, tramwajach, jadodajniach, fabrykach, ka-wiarniach, na placach, dworcach, w hallach, pasaach, parkach, z balkonw domw, itd. itd.itd. o kadej porze dnia i nocy.Sztuka musi by niespodzian, wszechprzenikajc i z ng walc.Czowiek wspczesny przesta si ju od dawna wzrusza i spodziewa. Kodeksy prawneunormoway i poklasyfikoway raz na zawsze wszystkie niespodzianki. ycie, ktre tym r-ni si od nowoczesnej maszyny, e dopuszcza bajeczne nieprzewidzialnoci, coraz mniej po-czyna si od niej rni. Odwieczne kategorie logiczne, zgodnie z ktrymi po pojciu A za-wsze nastpi musi pojcie B, a one oba w sumie nieuniknienie dadz C - staj si nie dowytrzymania. Matematyczne 2X2=4 rozrasta si do rozmiarw upiornego polipa, ktry nadwszystkim rozpostar swoje macki. Wszelkie logiczne moliwoci wyczerpay si do ostat-niej. Nastpuje moment wiecznego przeuwania w kko a do utraty przytomnoci. yciestao si w swojej logice upiorne i nielogiczne.My, futuryci, chcemy wskaza wam furtk z tego getta logicznoci. Czowiek przesta sicieszy, poniewa przesta si spodziewa. Jedynie ycie, pojte jako balet moliwoci i nie-spodzianek, moe mu jego rado powrci.W diabelskim kole rzeczy, ktre si same przez si rozumiej, zrozumielimy, e nic si przezsi nie rozumie i e poza t jedyn logik istnieje jeszcze cae morze nielogicznoci, z ktrejkada moe tworzy swoj odrbn logik, gdzie A+B=F, a 2X2 daje 777.Potop cudownoci i niespodzianek. Nonsensy taczce po ulicach. Sztuka - tumem.Kady moe by artyst.Teatry, cyrki, przedstawienia na ulicach, grane przez sam publiczno.Wzywamy wszystkich poetw, malarzy, rzebiarzy, architektw, muzykw, aktorw, aby wy-szli na ulic.Scena si przekrca. Trzeba zmieni dekoracje.Obrazy jako ciany poszczeglnych gmachw. Domy wielocienne, kuliste i stokowate. Or-kiestra gra marsza. Ludzie chc chodzi do taktu.Wzywamy wszystkich rzemielnikw, krawcw, szewcw, kunierzy, fryzjerw do tworzenianowych, nigdy nie widzianych strojw, fryzur i kostiumw.Wzywamy technikw, inynierw, chemikw do odkrywania nowych, niebywaych wynalazkw.Technika jest tak samo sztuk jak malarstwo, rzeba i architektura.Dobra maszyna jest wzorem i szczytem dziea sztuki przez doskonae poczenie ekonomicz-noci, celowoci i dynamiki. Aparat telegraficzny Morsego jest 1000 razy wikszym arcydzie-em sztuki ni Don Juan Byrona.

  • 106

    Rozrniamy spomidzy dzie sztuki architektonicznej, plastycznej i technicznej - KOBIET- jako doskona maszyn rozrodcz.Kobieta jest si nieobliczaln i nie wyzyskan przez swj wpyw niebyway. Domagamy sibezwzgldnego rwnouprawnienia kobiet we wszystkich dziedzinach ycia prywatnego i pu-blicznego. Przede wszystkim rwnouprawnienia w stosunkach erotycznych i rodzinnyh.Liczba maestw nie yjcych .ze sob, rozchodzcyh si oficjalnie lub nieoficjalnie, dosi-ga rozmiarw zatrwaajcych dla porzdku spoecznego. Jako jedyny sposb zapobieenia ipowstrzymania tego procesu uwaamy niezwoczne wprowadzenie rozwodw.Podkrelamy moment erotyczny jako jedn z najbardziej zasadniczych funkcji ycia w ogle.Jest on jednym z elementarnych i nadzwyczaj wanych rde radoci ycia, pod warunkiem,e stosunek do niego jest prosty, jasny i soneczny.Tragedie seksualne la Przybyszewski s niesmaczne i dowodz tylko zupenej bezpacierzo-woci i impotencji mczyzn wspczesnych. Wzywamy kobiety, jako zdrowsze i silniejszefizycznie, do ujcia inicjatywy w tej paszczynie.W celach wyej wymienionych spoeczestwo polskie musi samo wzi w swoje rce nadzr ikontrol nad caoksztatem dotychczasowego ycia spoecznego i wszelk produkcj, nie do-puszczajc nadal do produkowania rzeczy z tym celem niezgodnych, zbdnych lub szkodliwych.Jako pierwszy i konieczny krok - kontrola nad wszelk produkcj artystyczn. Nie pozwalaj-cie zalewa si codziennie kubami stchej, starczej i snobistycznej literatury, ktra nie jestju nawet w stanie pobudzi waszych instynktw pciowych. Publiczno zorganizowana jestsi, przeciwko ktrej nic si nie ostoi. adna niepotrzebna ksika nie bdzie moga byogoszon drukiem, skoro nikt jej nie zapotrzebuje.Wzywamy wszystkich obywateli Pastwa Polskiego do zorganizowanej akcji samoobrony.Publiczno polska przerosa swoich twrcw. Dzisiejszy widz ziewa ju otwarcie na Mak-becie i czuje nieokrelony bl w okolicach lepej kiszki przygldajc si umierajcym Orlt-kom. Twrczo polsk za nie sta na stworzenie dla niego nowego, ywotnego pokarmu.Jako jedyna skuteczna walka z beztwrczosci - zgodny, zorganizowany sabota starczej lite-ratury i sztuki. Niechodzenie do teatrw, niekupowanie ksiek, nieczytanie czasopism itd.itd. itd.Dla zorganizowania spoeczestwa polskiego do wsplnego owocnego wysiku w kierunkunatychmiastowej, gbokiej, do korzeni sigajcej, zasadniczej i trwaej futuryzacji ycia za-kadamy na ca Rzplit Polsk gigantyczne stronnictwo futurystyczne. Czonkiem czynnymstronnictwa moe sta si kady obywatel pracujcy, przeywajcy instynktownie momentobecnego przesilenia oglnokulturalnego i szukajcy z niego wyjcia. Takich neurastenikwi mczennikw ycia wspczesnego jest dzi cae spoeczestwo. Tym poda chcemy rk.Zwracamy si do tzw. ludzi nowych, tj. nie zakaonych jeszcze leusem cywilizacji, ktrychwojna wszechwiatowa wyrzucia na powierzchni i do ktrych spoeczestwo stare odnosisi cigle jeszcze niesusznie jak do bkartw. My, futuryci, pierwsi wycigamy rk brater-stwa do ludzi nowych. Oni bd tym zdrowym, odywczym sokiem, ktry odwiey star,wyradzajc si ras ludzi wczorajszych, t bolesn konieczn szczepionk, ktr wielki ka-taklizm