Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

11
Le Corbusier za Zelazna Brama Le Corbusier nigdy nie był w Warszawie. Nie przyłożył więc ręki do projektu osiedla Za Żelazną Bramą. A jednak to osiedle jest na wskroś corbusierowskie. Konkursowy projekt Jerzego Czyża, Jana Furmana i Andrzeja Sko- pińskiego z 1961 roku, korygowany i realizowany przez kolejnych kilkanaście lat, jest najodważniejszą realizacją ideałów urbanistycznych Le Corbusiera w Polsce. Powstanie wielkoskalowego osiedla mieszkaniowego na miejscu znacznie niższej i gęstszej zabudowy (uwa- żanej za mało wartościową i niewartą odbudowy) jest realizacją jednego z najbardziej radykalnych pomysłów Le Corbusiera – Plan Voisin (1925). Plan zakładał zastąpienie znacznego fragmentu zabu- dowy centrum Paryża wieżowcami zatopionymi w zieleni. Jego realizacja wymagałby masowych wywłaszczeń i wy- burzeń. Dwadzieścia lat później w Warszawie zniszczenia wojenne i dekret Bieruta skutecznie oczyściły całe połacie centrum pod realizację tej idei. Pomysły Le Corbusiera i jego licznych wyznawców na miasto zapisane zostały w „Karcie Ateńskiej” (1933) [ilu- stracja] oraz w książce „La Ville Radieuse” („Miasto pro- mienne”, 1935) od której bierze tytuł niniejsza wystawa. O ile promienne miasto nigdy nie zostało w całości zreali- zowane, o tyle „Karta” zrobiła ogromną karierę po II wojnie światowej – przyjęta przez urbanistów i polityków po obu stronach żelaznej kurtyny jako zestaw wytycznych do od- budowy miast z pominięciem ich dawnych wad. VARSOVIE RADIEUSE. POWRÓT LE CORBUSIERA ZA ŻELAZNĄ BRAMĘ Wystawa chodzona zorganizowana w ramach programu edukacyjno-artystycznego Le CorbusYear z okazji 125. rocznicy urodzin Le Corbusiera Osiedle Za Żelazną Bramą, Warszawa, 15 lipca – 6 sierpnia 2012 Kurator: Grzegorz Piątek Architektura wystawy: Marcin Kwietowicz Grafika: Magdalena Estera Łapińska Współpraca organizacyjna: Jakub Supera Postulaty Karty Ateńskiej wybrane na potrzeby wysta- wy „Varsovie Radieuse”, składają się na przewodnik po osiedlu Za Żelazną Bramą. Tu i teraz, w Warszawie w 2012 roku, są także prze- wodnikiem po naszych miejskich troskach. Diagnozy sprzed 80 lat brzmią niepokojąco aktualnie. Znów straszy wiele upiorów, z którymi walczyli sygnatariusze Karty: chaotyczny rozrost miast, spekulacja nieruchomościami, podgryzanie zieleni miejskiej. Dziś oprócz znanych od wielu lat wad osiedla (małe mieszkania, niskie stropy, długie korytarze bloków) mo- żemy na nowo docenić zalety, które we współcześnie powstających dzielnicach stają się luksusami: stosownie duże odległości między budynkami, bujną zieleń, resztki urządzeń rekreacyjnych, dalekie widoki roztaczające się z mieszkań. Próżno szukać ich na Tarchominie, Wilanowie czy w Skoroszach. Za Żelazną Bramą budowano wysoko, ale zachowując duże odstępy między budynkami. Dziś bu- dujemy i wysoko, i gęsto. „Karta Ateńska”, której pełny tekst (wydany w Polsce jedynie raz, w bardzo małym nakładzie) ukaże się niedługo nakładem Centrum Architektury, prowokuje do ważnych, często niewygodnych pytań. Czy słusznie założyliśmy, że miasto „zrobi się samo” i nie ma nad nim żadnej kontroli? Czy musimy się godzić na sytuację, w której inicjatywa prywatna nie napotyka niemal żadnych barier, a pojęcie interesu publicznego ustępuje finansowej kalkulacji? Czy stać nas na podobną odwagę w diagnozowaniu i rozwiązy- waniu problemów? Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Partner Patroni honorowi Le CorbusYear: Współorganizatorzy: Organizator Zdjęcie na okładce: Osiedle Za Żelazną Bramą, Warszawa, 1985–1986, fot.: Ireneusz Sobieszczuk, Leszek Wróblewski/Forum Plan Voisin, fot. dzięki uprzejmości Fondation Le Corbusier

description

Polska wersja broszury do wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę" (Warszawa, lipiec-sierpień 2012)Kurator: Grzegorz PiątekProjekt broszury: Magdalena PiwowarProjekt wystawy: Marcin KwietowiczGrafiki na wystawę: Magdalena Estera Łapińska, z wykorzystaniem fragmentów "Karty Ateńskiej" w tłumaczeniu Krystyny SzeronosEsej: Joanna Kusiak

Transcript of Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

Page 1: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

Le Corbusierza Zelazna BramaLe Corbusier nigdy nie był w Warszawie. Nie przyłożył

więc ręki do projektu osiedla Za Żelazną Bramą. A jednak to osiedle jest na wskroś corbusierowskie. Konkursowy projekt Jerzego Czyża, Jana Furmana i Andrzeja Sko-pińskiego z 1961 roku, korygowany i realizowany przez kolejnych kilkanaście lat, jest najodważniejszą realizacją ideałów urbanistycznych Le Corbusiera w Polsce.

Powstanie wielkoskalowego osiedla mieszkaniowego na miejscu znacznie niższej i gęstszej zabudowy (uwa-żanej za mało wartościową i niewartą odbudowy) jest realizacją jednego z najbardziej radykalnych pomysłów Le Corbusiera – Plan Voisin (1925).

Plan zakładał zastąpienie znacznego fragmentu zabu-dowy centrum Paryża wieżowcami zatopionymi w zieleni. Jego realizacja wymagałby masowych wywłaszczeń i wy-burzeń. Dwadzieścia lat później w Warszawie zniszczenia wojenne i dekret Bieruta skutecznie oczyściły całe połacie centrum pod realizację tej idei.

Pomysły Le Corbusiera i jego licznych wyznawców na miasto zapisane zostały w „Karcie Ateńskiej” (1933) [ilu-stracja] oraz w książce „La Ville Radieuse” („Miasto pro-mienne”, 1935) od której bierze tytuł niniejsza wystawa. O ile promienne miasto nigdy nie zostało w całości zreali-zowane, o tyle „Karta” zrobiła ogromną karierę po II wojnie światowej – przyjęta przez urbanistów i polityków po obu stronach żelaznej kurtyny jako zestaw wytycznych do od-budowy miast z pominięciem ich dawnych wad.

VARSOVIE RADIEUSE. POWRÓT LE CORBUSIERA ZA ŻELAZNĄ BRAMĘWystawa chodzona

zorganizowana w ramach programu

edukacyjno-artystycznego Le CorbusYear

z okazji 125. rocznicy urodzin Le Corbusiera

Osiedle Za Żelazną Bramą, Warszawa, 15 lipca – 6 sierpnia 2012

Kurator: Grzegorz Piątek

Architektura wystawy: Marcin Kwietowicz

Grafika: Magdalena Estera Łapińska

Współpraca organizacyjna: Jakub Supera

Postulaty Karty Ateńskiej wybrane na potrzeby wysta-wy „Varsovie Radieuse”, składają się na przewodnik po osiedlu Za Żelazną Bramą.

Tu i teraz, w Warszawie w 2012 roku, są także prze-wodnikiem po naszych miejskich troskach. Diagnozy sprzed 80 lat brzmią niepokojąco aktualnie. Znów straszy wiele upiorów, z którymi walczyli sygnatariusze Karty: chaotyczny rozrost miast, spekulacja nieruchomościami, podgryzanie zieleni miejskiej.

Dziś oprócz znanych od wielu lat wad osiedla (małe mieszkania, niskie stropy, długie korytarze bloków) mo-żemy na nowo docenić zalety, które we współcześnie powstających dzielnicach stają się luksusami: stosownie duże odległości między budynkami, bujną zieleń, resztki urządzeń rekreacyjnych, dalekie widoki roztaczające się z mieszkań. Próżno szukać ich na Tarchominie, Wilanowie czy w Skoroszach. Za Żelazną Bramą budowano wysoko, ale zachowując duże odstępy między budynkami. Dziś bu-dujemy i wysoko, i gęsto.

„Karta Ateńska”, której pełny tekst (wydany w Polsce jedynie raz, w bardzo małym nakładzie) ukaże się niedługo nakładem Centrum Architektury, prowokuje do ważnych, często niewygodnych pytań. Czy słusznie założyliśmy, że miasto „zrobi się samo” i nie ma nad nim żadnej kontroli? Czy musimy się godzić na sytuację, w której inicjatywa prywatna nie napotyka niemal żadnych barier, a pojęcie interesu publicznego ustępuje finansowej kalkulacji? Czy stać nas na podobną odwagę w diagnozowaniu i rozwiązy-waniu problemów?

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Partner

Patroni honorowi Le CorbusYear:

Współorganizatorzy:

Organizator

Zdjęcie na okładce: Osiedle Za Żelazną Bramą,

Warszawa, 1985–1986,

fot.: Ireneusz Sobieszczuk, Leszek

Wróblewski/Forum

Plan Voisin, fot. dzięki uprzejmości Fondation Le Corbusier

Page 2: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

Kim był Le Corbusier?Le Corbusier (właściwie Charles-Edouard Jeanneret,

1887–1965) uchodzi za najważniejszego architekta i urba-nistę XX wieku. Dzięki słynnym budynkom oraz publika-cjom i wykładom wpłynął na kilka pokoleń projektantów – najpierw w Europie, a po II wojnie światowej na całym świecie. Reprezentował pokolenie, które pod wpływem rozczarowania stanem miast odziedziczonym po XIX stuleciu, ich bezładnym rozrostem i przeludnieniem, pod-jęło się szukania recept na ich uzdrowienie. Proponował radykalne terapie, polegające na usuwaniu niezdrowej i niefunkcjonalnej starej zabudowy i pozostawieniu tylko najcenniejszych zabytków. Radził ścisłe łączenie funkcji mieszkalnych i rekreacyjnych, dzięki budowie bloków otoczonych starannie zaplanowaną zielenią. Sformułował pojęcie „domu jako maszyny do mieszkania”, zaprojek-towanego racjonalnie i drobiazgowo, jak samochód czy samolot. Popularyzował budowanie wysokich budynków dzięki wykorzystaniu możliwości żelbetu i prefabrykacji. Poważał niewielu współczesnych architektów, za to podzi-wiał logikę i celowość inżynierów.

Le Corbusier przewodniczył CIAM (Congrès Interna-tional d’Architecture Moderne – Międzynarodowy Kon-gres Architektury Nowoczesnej) – sieci wymiany wiedzy i informacji, łączącej w latach 1928-1959 kilkudziesięciu europejskich (w tym polskich) architektów. Jej najważniej-szym dziełem była „Karta Ateńska” – zestaw wytycznych dla nowoczesnej urbanistyki (1933), stosowanych w wie-lu krajach podczas powojennej odbudowy i rozbudowy miast. Idee Le Corbusiera rozprzestrzeniały się po świecie również dzięki jego książkom, z których najgłośniejsza to ‘Vers une architecture’ (1922 pierwsze polskie wydanie ukaże się w 2012 roku nakładem Centrum Architektury).

Najbliższy budynek Le Corbusiera znajduje się w Berlinie – tzw. jednostka mieszkalna (1957). Inne jego znaczące realizacje to jednostka mieszkalna w Marsylii (1947–1952) – pierwowzór berlińskiej, dom studentów szwajcarskich w Paryżu (1931), kościół Notre Dame du Haut w Ronchamp (Alzacja, 1950), klasztor La Tourette koło Lyonu (1957–1960) oraz liczne małe domy mieszkal-ne, np. Villa Savoye koło Paryża (1929–1931) czy dom na osiedlu Weissenhof w Stuttgarcie (1927).

Specjalne miejsce w dorobku Le Corbusiera zajmuje projekt urbanistyczny całkowicie nowego miasta w In-diach, stolicy Pendżabu, Czandigarh (1952–1959).

Niemniej ważne od budynków zbudowanych są nie-zrealizowane, które działały na wyobraźnię kilku pokoleń architektów, np. projekt siedziby Ligi Narodów w Gene-wie (1927) czy Pałacu Sowietów w Moskwie (1931) oraz wizje urbanistyczne, takie jak Miasto współczesne, Miasto promienne czy plan Voisin. Le Corbusier (1887–1965), fot. dzięki uprzejmości Fondation Le Corbusier

Page 3: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

1933Słońce jest panem życia. (XXVI)

Słońce, które kieruje rozwojem wszystkich stworzeń powinno zajrzeć do wnętrza każdego mieszkania i rozsy-pać tam swoje promienie bez których życie gaśnie. (XII)

Słońce winno docierać do każdego mieszkania przez kilka godzin dziennie, nawet w czasie najmniej sprzyjają-cych pór roku. Społeczeństwo nie będzie tolerować więcej by całe rodziny były pozbawione słońca i w ten sposób skazane na upadek. Każdy plan domu, w którym jedno mieszkanie byłoby całkowicie wystawione na północ, lub pozbawione słońca z powodu zacienienia, będzie surowo potępione. (XXVI)

2012Słońce zaszło nad urbanistyką. Oczywiście – istnieją

przepisy i standardy, które wymagają dostarczenia odpo-wiedniej ilości godzin słońca do mieszkań, ale inwesto-rzy stają na głowie, by je obejść lub nagiąć, a architekci chętnie pozwalają im na rozwiązywanie tych łamigłówek. Budynki są głębokie, nawet duże mieszkania oświetlane są tylko z jednej strony, rzadko projektuje się wspólne tarasy na dachach, które pozwalałyby cieszyć się słońcem i po-wietrzem nawet w środku miasta.

Czy słońce zostało na powrót sprywatyzowane i opa-trzone odpowiednio wysoką ceną?

1933[Należy] zdawać sobie sprawę z tych licznych możli-

wości naszych czasów w dziedzinie konstrukcji wysokich budynków (…) które postawione w dużej odległości jedne od drugich uwalniają teren na dużej powierzchni zieleni. (XXVIII–XXIX)

[Należy wymagać] …aby te nowe przestrzenie zielone służyły wyraźnie określonym celom: by zawierały ogrody zabaw dziecięcych, szkoły, ośrodki młodzieżowe czy wszel-kie budynki użyteczności publicznej związane bezpośred-nio z mieszkalnictwem. (XXXVII)

[Należy wymagać] aby odtąd każda dzielnica miesz-kaniowa obejmowała powierzchnie zielone, konieczne dla właściwego urządzenia gier i sportów dla dzieci, młodzie-ży i dorosłych. (XXXV)

2012Deregulacja planowania sprawia, że w wielu miej-

scach wolno budować i wysoko, i gęsto, bez przestrzeni rekreacyjnych między budynkami, albo z ich smutnym substytutem w postaci pogrążonej w wiecznym cieniu pia-skownicy. Wygląda na to, że zieleń za oknem powoli staje się deficytowym towarem.

Chyba możemy znów wymagać, by niedogodności związane z mieszkaniem w wysokim budynku były re-kompensowane przez zielone otoczenie, słońce oraz pięk-ne widoki?

Karta Ateńska (1933) na warszawskim osiedlu Za Żelazną Bramą (2012)Ilustracje autorstwa Magdaleny Estery Łapińskiej pokazane na wystawie

„chodzonej” na terenie warszawskiego osiedla Za Żelazną Bramą

Page 4: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

1933Należy umieć spośród pamiątek przeszłości odróżnić

i oddzielić te, które jeszcze żyją. Należy umieć mądrze wy-brać to co winno być uszanowane. (LXVI)

Życie miasta stale się rozwija. Objawia się ono w dzie-łach materialnych /zaprojektowanych lub zbudowanych/, które nadają miastu własną osobowość i z których ema-nuje dusza miasta.

Są to cenni świadkowie przeszłości, szanowani przede wszystkim dla ich wartości historycznych i uczuciowych a niektóre z nich przedstawiają wartości plastyczne. W wartości te, wcielony został najwyższy stopień geniuszu ludzkiego, są częścią dziedzictwa ludzkości. Ci zaś, któ-rzy je posiadają, lub też są odpowiedzialni za opiekę nad nimi, mają obowiązek uczynić wszystko co jest możliwe by przekazać przyszłym wiekom nienaruszoną szlachetną spuściznę. (LXV)

W żadnym wypadku kult malowniczości i historii nie powinien stać na pierwszym miejscu przed zdrowotno-ścią mieszkań, od której zależy ściśle dobre samopoczucie i zdrowie moralne jednostki. (LXVII)

2012Pławimy się w historii. Nosimy okulary à la lata 80.

i hipisowskie kapelusze. Na zachowanie zasługuje każda malownicza kamienica, fabryczka, modernistyczny pa-wilon. Oczywiście wiele z nich trafia pod kilof, ale nie ma chyba budynku, który nie znalazłby swojego obrońcy. Urbaniści modernistyczni chcieli starannie wybierać to, co nadaje się do zachowania. Choć trudno wytłumaczyć nie-które wybory, wydaje się, że przyjęta przez nich zasada

„naukowej” selekcji wartościowych zabytków jest znacz-nie zdrowsza niż bezkrytyczna nostalgia.

Czy jesteśmy skazani na miotanie się między maksy-malistycznymi żądaniami miłośników przeszłości, a zręcz-nością inwestorów potrafiących znaleźć pseudoobiektywne powody do usuwania autentycznie cennych pamiątek? Czy możemy dorobić się spójnych kryteriów oceny i przejrzy-stej doktryny konserwatorskiej, a następnie konsekwentnie ich przestrzegać?

1933Codzienne godziny wolne od zajęć powinny być spę-

dzane w pobliżu mieszkań. (XXXIII)

Urbanistyka jest powołana do tworzenia koniecznych praw zapewniających mieszkańcom miasta warunki życia, które ochraniają nie tylko ich zdrowie fizyczne ale również zdrowie moralne, zapewniają radość życia, która z tego zdrowia wypływa. Po wyczerpujących mięśnie, lub nerwy godzinach pracy winno następować co dzień kilka godzin wolnych. (XXXII)

Nie wystarcza uzdrowić mieszkań. Należy stworzyć i urządzić ich przedłużenia w terenie: pomieszczenia słu-żące kulturze fizycznej i różne tereny sportowe, oraz należy wrysować w plan zawczasu te lokalizacje, które będą dla nich zarezerwowane. (XXIV)

2012Ciężko pracujemy i zasługujemy na wypoczynek.

Jednak za wypoczynek trzeba płacić. Kosztuje pływal-nia, siłownia, trening piłkarski w szkolnej sali. Kosztuje sprzęt, ubranie, dojazd do nierównomiernie rozmieszczo-nej infrastruktury wypoczynkowej. Boisko amatorskiego klubu czy osiedlowy skwer może okazać się atrakcyjnym terenem inwestycyjnym, a zagajnik – przyszłym parkiem, ale handlowym.

Czy praca jest po to, by zarobić na wypoczynek? Czy możemy jeszcze zabezpieczyć dla nas i kolejnych pokoleń możliwość nieskrępowanej rekreacji w pobliżu domu?

Page 5: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

1933(…) przestrzeń otwarta winna być zaprojektowana

rozrzutnie. (XII)

Nie zapominajmy, że poczucie przestrzenności jest rzędu psychologicznego, i że wąskość ulic, zacieśnienie podwórzy, tworzą atmosferę niezdrową dla ciała i depry-mującą dla ducha. (XII)

2012Przestrzeni otwartej jest w Warszawie wciąż pod do-

statkiem, jednak zbyt łatwo ulegamy przekonaniu, że każ-dy teren niezabudowany jest potencjalnym terenem inwe-stycyjnym.

Czy zabudowa jest jedynym sposobem na sensowne zagospodarowanie jeszcze niezabudowanego terenu? Czy chcemy obudzić się w mieście złożonym z samych budyn-ków i przepisowych–minimalnych odstępów pomiędzy nimi? 1933

Użycie stylów przeszłości pod pretekstem estetyki w budynkach nowych wzniesionych w dzielnicach histo-rycznych ma zgubne skutki. Utrzymywanie lub wprowadze-nie tego zwyczaju nie powinno być tolerowane pod żadną postacią. (LX)

Takie metody są w sprzeczności z lekcją, której nam udziela historia. Nigdy nie stwierdzono cofania się, nigdy człowiek nie dawał kroku wstecz. Wielkie dzieła przeszło-ści wykazują, że każde pokolenie miało swój sposób my-ślenia, swoje pomysły, swój rodzaj estetyki, odnoszący się do środków technicznych swojej epoki jako do odskoczni dla wyobraźni. Naśladowanie niewolnicze przeszłości to skazywanie się na kłamstwo, to tworzenie „fałszu” dla za-sady. Ponieważ dawne tradycyjne formy pracy nie mogą być odtworzone i użycie techniki nowoczesnej dla przed-stawionych ideałów, doprowadza jedynie do powstania widm pozbawionych życia.

Mieszając „prawdziwe z fałszywym” daleko od wraże-nia całości i poczucia czystości stylu, osiąga się sztuczne od-tworzenie mogące jedynie rzucić cień na prawdziwe świa-dectwa, które chciało się z całego serca zachować. (LX)

2012Pastisz znów stał się akceptowanym sposobem na

„dopasowanie” nowej architektury do starej. Pseudohisto-ryczne fasady skrywają współczesne funkcje, konstrukcje i instalacje. Ponad 60 lat po zakończeniu wojny nie brak poważnych głosów popierających rekonstrukcję zniszczo-nych podczas niej budynków.

Czy nie czas ogłosić już koniec balu maskowego i na-brać odwagi, by w otoczeniu wspaniałych zabytków pro-jektować równie wspaniałe budynki współczesne?

Page 6: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

1933Interes prywatny musi być poddany interesom ogółu.

(XCV)

Prawo jednostki nie ma nic wspólnego z korzyścią osobistą. To prawo, które zaspokaja mniejszość skazując pozostałe masy społeczeństwa na nędzne życie, zasługuje na surowe ograniczenia. Powinno być wszędzie podpo-rządkowane interesom wspólnoty, tak aby każda jednostka miała dostęp do podstawowych radości: dobrobytu domo-wego i piękna miasta. (XCV)

Gwałtowność cechująca pogoń za zyskiem powoduje kolosalne zachwianie równowagi pomiędzy rozwojem sił ekonomicznych z jednej, a słabości kontroli organów ad-ministracyjnych i bezsilności wzajemnej odpowiedzialno-ści społeczeństwa z drugiej strony.

Poczucie odpowiedzialności władz administracji i spo-łeczeństwa jest codziennie pod obstrzałem żywej i stale od-radzającej się prywatnej inicjatywy. (LXVIII)

2012Zbyt łatwo uwierzyliśmy, że miasto „zrobi się samo”.

Miasto, owszem, jest grą, ale nie powinno być grą bez za-sad, ani z zasadami na bieżąco negocjowanymi i naginany-mi przez graczy. Gdyby ktoś robił to podczas gry w Mono-poly, zostałby prędzej czy później wyproszony od stołu.

Jak stworzyć skuteczny i wiarygodny mechanizm de-finiowania zasad i egzekwowania „interesu publicznego”? Jak sprawić, byśmy znów uwierzyli w instytucje, które mają go reprezentować? Jak uruchomić konstruktywną debatę między obywatelami, ekspertami, władzą i inwe-storami?

1933Zagadnienie miasta nie może być rozpatrywane bez

całości regionu. (LXXXIII)

2012Każda aglomeracja jest siecią subtelnych zależności,

które przekraczają administracyjne granice miast i gmin. A jednak zachowują się one jak udzielne księstwa, kon-kurujące o nowych mieszkańców i inwestorów (czyli po-datników), rozwijające się w nieskoordynowany sposób. Skutkuje to rabunkową gospodarką gruntami na peryfe-riach i nierównomiernym obciążeniem infrastruktury i śro-dowiska, za które płacimy wszyscy – pieniędzmi, czasem, zdrowiem.

Warszawa nie kończy się na tablicy z napisem „War-szawa”. Czy dorobimy się narzędzi planistycznych, któ-re zapewnią harmonijny rozwój całego organizmu? Czy

„przypadkowość ustąpi przewidywaniu, planowość zastąpi improwizację” (LXXXV)?

Page 7: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

1933[Należy wymagać] aby rzemiosło ściśle związane z ży-

ciem miejskim, z którego się wywodzi, mogło zajmować miejsce ściśle określone w centrum miasta. (XLIX)

Rzemiosło (…) wymaga właściwych sobie warunków. Rzemiosło wypływa bezpośrednio z nagromadzonego po-tencjału ośrodka miejskiego. Rzemiosło introligatorskie, jubilerskie, krawiectwo, modniarstwo znajdują w skon-centrowanym życiu intelektualnym miasta twórczą podnie-tę, która jest dla nich niezbędna. Chodzi tu o działalność głównie miejską. Miejsca ich pracy będą mogły być sytu-owane w najbardziej ruchliwych punktach miasta. (XLIX)

2012Zjawiska lokalne (wzrost czynszów) i globalne (zalew

tanich, gotowych produktów, których nie opłaca się napra-wiać) sprawiają, że rzemiosło znika z miasta, a zwłaszcza z centrum. Rzemiosło – niegdyś powszechne i przydatne, staje się luksusem dostępnym tylko nielicznym.

Trudno stawić czoła ogólnoświatowym tendencjom, ale czy nie stać nas na odważną politykę (lokalową, po-datkową, edukacyjną), która pozwoliłaby nie tyle ocalić rzemiosło jako sentymentalną pamiątkę, co odnowić je i uczynić istotnym elementem miejskiej gospodarki i pej-zażu społecznego?

1933DLA ARCHITEKTA ZAJĘTEGO PRACAMI URBA-

NISTYCZNYMI NARZĘDZIEM MIAR BĘDZIE SKALA CZŁOWIEKA.

Architektura, po błędach ostatnich stu lat, musi od nowa przejść na służbę człowieka. Musi porzucić jałowy pompieryzm, musi pochylić się nad jednostką i tworzyć dla niej urządzenia, które otaczać będą i ułatwiać jej życie.

Kto podejmie konieczną pracę umożliwiającą dopro-wadzenie tego zadania do końca, jeśli nie architekt, który posiada najlepszą znajomość spraw ludzkich, który porzu-cił iluzoryczną grafikę i który przez sprawiedliwe dostoso-wanie środków do zamierzonych celów, stworzy pełen po-ezji porządek architektoniczny. (LXXXVII)

2012Jednym z głównych zarzutów wysuwanych do dziś

wobec modernistycznej urbanistyki jest zatracenie tzw. „ludzkiej skali”. Gdy jednak spojrzeć na rozwój miast w ostatnich 40 latach, po symbolicznym upadku moderni-zmu (zburzenie osiedla Pruit Igoe w St. Louis, 1972), trud-no dostrzec by urbanistyka wkroczyła na drogę bardziej harmonijnego planowania zorientowanego na człowieka. Okazuje się, że najszczytniejsze ideały przegrały – i u mo-dernistów, i u postmodernistów – z bezmyślnością i tem-pem rozwoju miast.

Czy złożyliśmy już broń? Czy możemy zgodzić się wreszcie co do tego czym jest ludzka skala, a następnie starać się przekuć to wyobrażenie na realne plany i prze-pisy, zaszczepić w architektach zrozumienie tego ideału i asertywność w jego realizacji?

1933„Urbanistyka C.I.A.M. Karta Ateńska”

tytuł oryginału: Charte d’Athènes

Tłumaczyła: Krystyna Szeronos

Opracowali: Jan Choroszucha, Stefan Maciąg

Koło Naukowe Wydziału Architektury Wnętrz

ASP Warszawa, wydanie niedatowane (ok. 1956)

2012Grzegorz Piątek

do broszury: informacja – reklama tłumaczenia Vers

informacje o wsparciu, koncie

Page 8: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

Co nam leży na sercu? – Wszystko nam leży na sercu. Całe

okrągłe, lekko spłaszczone na biegunach szczęście planety.

Cale owalne, elipsoidalne szczęście galaktyki. Wszystko.

Pokój narodom i pax tibi. I nawet to, żeby ci, co budują budy

dla psów, nie robili otworu budy na zachód, skąd tu, na

średnich szerokościach, wieją najprzeważniejsze wiatry i psy

marzną.

Edward Stachura, Cała jaskrawość

Wszędzie przemoc, ponure ugory blokowisk, wyciekające baterie,

palące się rowery, komputerowe symulacje hołd.

Dorota Masłowska, Między nami dobrze jest

Problem, jaki ludzkość ma z modernizmem jest w dużej mierze podobny do problemu, jaki ludzkość ma z marksizmem. Po pierwsze, istnieją dzieła Karola Mark-sa i zawarte w nich teorie. Po drugie, istnieje marksizm (a właściwie: różne marksizmy), które wychodzą od idei zawartych w dziełach Marksa, jednak rozwijają je w kie-runkach niekoniecznie zgodnych z literą tekstu i inten-cją autora (sam Marks zarzekał się, że nie jest marksistą). Wreszcie, istniał między innymi w naszej części świata tak zwany realnie istniejący socjalizm, który legitymizował swoje istnienie ideami Marksa i marksistów. Część z nich rzeczywiście wprowadzał w życie, jednocześnie jednak stosował również szereg strategii politycznych jawnie z pierwotnymi ideami Marksa sprzecznych. Po upadku re-alnie istniejącego socjalizmu, stosunek do Marksa i mark-sizmu nadal dzieli wielu intelektualistów na dwa bloki. Dla jednych totalitarny wymiar realnego socjalizmu oraz sposób w jaki upadł są absolutnym i ostatecznym dowo-dem na porażkę idei Marksa i marksizmu. Wszelkie próby nawiązania do tych idei, a tym bardziej obrony poprzednie-go systemu grupa ta traktuje jako pełzający bolszewizm, a sformułowania typu „walka klas” czy „nacjonalizacja środków produkcji” wywołują w nich gęsią skórkę. Grupa

ta naturalnie tekstów Marksa nie czyta w ogóle, ma na-tomiast legendarne wręcz wyobrażenia na temat tego, co się w nich znajduje. Z kolei druga grupa, do której nale-ży znakomita większość zachodniej lewicy i która jeszcze w 1968 roku pokładała w tak zwanym bloku wschodnim ogromne nadzieje, po upadku komunizmu poczuła się za-wiedziona, by nie powiedzieć obrażona, z powodu jego porażki. Doprawdy symptomatyczne jest, do jakiego stop-nia grupa inteligentnych ludzi zawodowo zajmujących się marksizmem nie jest zainteresowana przebiegiem i wyni-kami eksperymentu przeprowadzonego przy użyciu idei marksistowskich w Europie Wschodniej. Realnie istnieją-cy socjalizm to według nich wypaczenie, za które winić należy Stalina i jego następców, nic nie mające wspólnego z marksizmem. Marksa czytają uważnie i nabożnie. Wszel-kie natomiast próby zwrócenia uwagi na możliwe ideolo-giczne źródła porażki tego eksperymentu są dezawuowane. Tymczasem wydawałoby się, że trzeźwa i rzeczowa ana-liza myśli Marksa przez pryzmat bieżących nierówności społecznych i przeszłości socjalistycznego eksperymentu (potraktowanych razem) pierwszych pozbawiłaby wielu złudzeń, drugich natomiast – popchnęła do przodu.

Podobnie naładowane emocjami są dzisiaj popularne wyobrażenia o modernizmie. „Realnie istniejący moder-nizm” pozostawił po sobie szereg bardzo mocnych obra-zów, które do dziś funkcjonują jako bezdyskusyjne sym-bole jego porażki. Tak jak zburzenie muru berlińskiego uchodzi za dzień końca komunizmu, dniem, w którym – wedle Charles’a Jencksa – umarł modernizm, był 15 lipca 1972 roku, kiedy to wysadzono w powietrze corbusierow-ski w stylu kompleks Pruitt-Igoe w St. Louis w USA1. Wy-budowany zaledwie 17 lat wcześniej, ten zespół subsydio-wanych budynków powstały na terenie dawnych slumsów uznawany był początkowo za przełom w urbanistycznej

historii Ameryki. Do wielokrotnie powtarzanej później w telewizji sekwencji walenia się gigantycznego super-bloku Philip Glass napisał muzykę, która wraz z mate-riałem filmowym stała się jedną z najmocniejszych scen kultowego „Koyaanisqatsi”, eksperymentalnego filmu zbudowanego z sekwencji obrazów, które „mówią same za siebie” i które mają zastąpić odrywający się od rzeczywi-stości język. Upadek betonowego molocha, który w ciągu ułamków sekund zapada się i rozmywa w chmurze pyłu, powszechnie czytano jako śmierć modernistycznej utopii. Wtedy też mniej więcej sformułowanie „modernistyczna utopia” w odniesieniu do idei Le Corbusiera i CIAM-u sta-ło się naturalne i powszechne. Modernizm zaczął kojarzyć się z całą serią dysfunkcji, które każdy, kto chociaż odro-binę interesuje się architekturą, z łatwością wymieni na jednym oddechu: nieludzka skala, ambicje biopolitycz-ne i chęć kontroli wszystkich aspektów ludzkiego życia, nadmierna estetyzacja formy urbanistycznej całego miasta (czego najbardziej ekstremalnym przykładem jest Brasilia, która z góry przypomina ptaka), jednocześnie brzydota poszczególnych budynków, monotonia formy, niezdolność do malowniczego starzenia się, rozcinanie miasta auto-stradami i promocja szybkiego ruchu samochodowego, rozlewanie się miast w niekończące się osiedla, brutalna destrukcja przeszłości (tu często cytowany Le Corbusier: „Trzeba zabić ulicę!”), ujednolicenie potrzeb mieszkal-nych i życiowych, jednocześnie rozbicie tradycyjnej miej-skiej wspólnoty. Co najmniej kilka gwoździ do trumny wbiła modernizmowi nowojorska aktywistka Jane Jacobs, udowadniając, że codzienne życie na tradycyjnej miejskiej ulicy jest dynamiczniejsze, a zarazem bezpieczniejsze niż na nieprzejrzystych, niesprzyjających społecznej kontroli blokowiskach. Powyższa lista bolączek uzupełniana jest obrazami z życia „realnie istniejącego modernizmu”, pre-zentującymi kolejno: eks-chłopów trzymających w blo-kach kury na balkonach, puste strzykawki po heroinie walające się w ciemnych klatkach schodowych, zepsute windy, podglądaczy siedzących z lornetkami w bloku na-przeciwko, fawele oblepiające próbującego wzlecieć ptaka Brasilii, młode Rumunki z epoki Ceausescu wyrzucające do blokowych zsypów płody po chałupniczo dokonanej aborcji2, taksówkarzy na Ursynowie bez końca krążących w poszukiwaniu właściwego adresu i ogólnie – by użyć sformułowania Doroty Masłowskiej – ponure ugory blo-kowisk. Koniec końców jedynym, co u Le Corbusiera wy-daje się zupełnie niekontrowersyjne, jest szezlong LC4. Nawet jeśli istnieje stosunkowo liczna grupa miłośników modernistycznej architektury, nawet jeśli de facto ciągle

powstaje spora liczba lubianych budynków w tym stylu, modernizm jako urbanistyczna ideologia i całościowa wi-zja świata uchodzi za skompromitowany.

Dzieł takich jak „Karta Ateńska” w zasadzie nie czyta się z powodów innych niż historyczne. Największym za-skoczeniem dla współczesnego czytelnika będzie prawdo-podobnie jej trzeźwy, rozsądny ton i otwarta krytyka tego, co kilka dekad później uznano... właśnie za dziedzictwo modernizmu. Całe pasaże z „Karty” mówią o tym, o czym później trąbili anty-moderniści, na przykład, że miarą wy-znaczającą skalę planowania urbanistycznego powinien być człowiek, że miasta nie powinny rozlewać się bez ograni-czeń, a ich rozwój powinien być „harmonijny”. Architekci i urbaniści z 33 krajów płynący wspólnie z Le Corbusie-rem statkiem z Marsylii do Aten w lipcu 1933 roku opie-rali swoje założenia na naukowej analizie rzeczywistych warunków życia miejskiego i okoliczności ich powstania, wskazując na konieczność ich poprawy. W nieunikniony sposób nasuwa się zatem pytanie, jak ma się rzeczowy, w dużej mierze zdroworozsądkowy ton dokumentu, które-go diagnozy – jak będę się starała pokazać – dzisiaj raczej zyskały niż straciły na aktualności, do popularnych wy-obrażeń o Le Corbusierze arbitralnie stawiającym na kart-ce papieru równiutkie krzyżyki Planu Voisin? Moim zda-niem kluczem do odpowiedzi jest rzeczowe porównanie charakteru i treści „Karty” z argumentami i motywacjami, które skłoniły później opinię publiczną do masowego po-tępienia modernizmu oraz – co niemniej ważne – politycz-no-ekonomicznymi okolicznościami, w jakich odsunięto modernistów od wizjonerskich projektów publicznych do niestrudzonej produkcji krzeseł, luksusowych willi à la Bauhaus i – raz na jakiś czas – samotnych gmachów uży-teczności publicznej. Najbardziej istotna przy tym wydaje mi się nierównowaga pomiędzy humanistycznym i tech-nologicznym aspektem modernizmu. „Karta Ateńska” jest dokumentem eksperckim, w którym naukowej, humani-stycznej analizie warunków zamieszkiwania i problemów istniejących miast towarzyszy inżynierska propozycja ra-dzenia sobie z tymi problemami. „Karta” – warto to po-wtórzyć raz jeszcze, gdyż nie współgra to z potocznym wy-obrażeniem – jest dokumentem współczesnej humanistyki, proklamującym całościową wizję człowieka i organiczną organizację społeczeństwa, a zarazem pochylającym się nad jednostką z ogromną (paternalistyczną, ale jednak) troską. Tymczasem historia „realnie istniejącego moder-nizmu” pokazuje, że w realizacjach wielkich publicznych projektów koncentrowano się przede wszystkim na ich wymiarze inżynieryjnym. Jeżeli rzeczywiście modernizm stał się w końcu utopią, była to techno-utopia. Z tej per-spektywy rzeczywiście trudno bronić architektów, którzy pisząc wcześniej o ludzkiej skali i krytykując „wściekły rytm” będący konsekwencją przemian technologicznych i rozwinięcia nowych szybkości, jednocześnie – czego

Joanna Kusiak

Wsciekły rozwój miastavs nadopiekunczy rozsadek utopii

1. Charles Jencks, The Language of Post-Modern Architecture. New York, 1984, s. 9.

2. Jedna z mocniejszych scen filmu 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni (reż, Cristian Mungiu, 2007), w której atmosfera lęku i winy jest bardzo realistycznie wpisana w ciemny krajobraz wielkopłytowego blokowiska po zmierzchu.

Page 9: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

wydaje się, że wyciągnięcie rzeczowych wniosków z hi-storii dawnej utopii może okazać się dużo bardziej pro-duktywne, niż udawanie, że obecna sytuacja jest mniej dystopijna. Ani niekontrolowanego rozrastania się slum-sów w miastach Globalnego Południa, ani masowych eksmisji w Stanach Zjednoczonych, ani naszej rodzimej idei budowania kontenerów socjalnych nie można dłużej usprawiedliwiać argumentem, że „utopia modernistyczna się nie udała i dlatego należy pozostawić sprawy własne-mu biegowi”. Poniżej staram się pokrótce przeanalizować najważniejsze idee Karty Ateńskiej zarówno przez pry-zmat ich historii, jak i przez pryzmat współczesnej sytuacji miast i społeczeństw, jednocześnie rozprawiając się z kil-koma mitami dotyczącymi modernizmu.

Po pierwsze: mieszkalnictwo

Panuje przekonanie, że modernizm opierał się na total-nej (a dla niektórych nawet totalitarnej) wizji, której całko-wicie podporządkowane miało być życie jednostki. Jednak obecna rzeczywistość nie jest wbrew pozorom dużo bar-dziej bottom up (oddolna). Przeciwnie, to we współczesnej urbanistyce i architekturze jednostka zupełnie zniknęła – co wbrew pozorom nie stoi w sprzeczności z indywiduali-zmem, którego wyrazem jest dzisiejsze planowanie miejskie (a w dużej mierze jego brak). Centralnym bohaterem Karty

zalążek rzeczywiście widać już w „Karcie” – zupełnie dali się uwieść idei technologicznego postępu. Dlatego zapewne corbusieryści nie widzieli zasadniczej sprzeczno-ści pomiędzy pisaniem o „ludzkiej skali” a gigantycznymi wymiarami jednostki marsylskiej czy wspomnianego kom-pleksu Pruitt-Igoe: skalę usprawiedliwiał fakt, że budynek nie był już tylko budynkiem, ale nowoczesną „maszyną do mieszkania”. „Ludzka skala” nie była mierzona ludz-ką intuicją, ale matematycznym modelem Le Corbusiera nazwanym przez niego „modulorem” . Z drugiej jednak strony, mimo że o porażkę projektów takich jak Pruitt-I-goe obwiniano przede wszystkim ich formę (nieprzejrzy-stą, odpersonalizowaną, sprzyjającą kryminalizacji), która wyraźnie nie sprostała zadaniu kompleksowej przemiany społecznej, fala krytyki doprowadziła raczej do odrzucenia humanistycznych idei modernizmu, podczas gdy moderni-styczna forma w dużej mierze przetrwała – teraz wyłącznie w swojej „bogatej” wersji dla klasy co najmniej średniej, niesubsydiowanej przez państwo czy samorządy. Ideami modernizmu jako programu społecznego przestano się w ogóle interesować. Tymczasem, czytana bez uprzedzeń, w swojej diagnostycznej części Karta dziś wydaje się bar-dziej aktualna niż kiedykolwiek.

Nie znaczy to bynajmniej, że wszelkie uprzedzenia powinniśmy cichutko zamieść pod dywan. Przeciwnie,

jest człowiek. Człowiek ten jest wprawdzie abstrakcyjnie pojęty – nie ma płci, wieku ani konkretnego zawodu, nie wiemy co lubi, czy chce założyć rodzinę, ani jakie ma pro-blemy. Niemniej, cała idea miejskiego planowania zorga-nizowana jest wokół idei humanizmu. Podczas gdy dzisiaj mówi się głównie o wzroście, konkurencyjności, rozwoju i promocji, moderniści byli o wiele bardziej zainteresowani codziennym ludzkim życiem w mieście: Pierwszym zada-niem urbanistyki jest zaspokojenie podstawowych potrzeb ludzkich. Potrzeby te określone są w następującej kolejno-ści: mieszkać, pracować, wypoczywać, poruszać się. Karta Ateńska zainteresowana jest mieszkańcami miasta o wiele bardziej niż większość współczesnych strategii i doku-mentów. Miasto powinno być według niej zorganizowane tak, aby zapewnić wszystkim jego mieszkańcom solidne egzystencjalne minimum: dobrze doświetlone mieszka-nia, pracę i dobry do niej dojazd, tereny zielone do wy-poczynku i dobre połączenia komunikacyjne z regionem i innymi miastami. Dzisiaj z kolei powszechnie uważa się, że wystarcza doinwestować miasto, aby problem miesz-kań rozwiązał się sam. Przykładu Pruitt-Igoe używano nie tylko po to, by udowodnić porażkę modernizmu, ale i po

to, by udowodnić porażkę idei mieszkalnictwa socjalnego. Tymczasem, jak argumentuje Katharine G. Bristol3 taka in-terpretacja jest ogromnym nadużyciem: „U podstaw twier-dzenia, że przyczyną porażki Pruitt-Igoe był plan reformy społecznej bazujący na ideach Le Corbusiera i CIAM leżą założenia, że projekt architektoniczny decyduje o sukcesie lub porażce subsydiowanego mieszkalnictwa, oraz że jest on wyrazem programu społecznego projektantów. Pomija się bierność architektów wobec znacznie szerszego progra-mu, mającego swoje źródła nie w radykalnych reformach społecznych, ale w ekonomii politycznej powojennego St. Louis i praktykach rasowej segregacji. Los Pruitt-Igoe był kształtowany przez strategie gettoizacji i rewitaliza-cji śródmieść, które nie pochodziły od architektów, lecz z wnętrza systemu, w ramach którego tworzyli. Mit zbu-dowany wokół Pruitt-Igoe nie tylko przecenia możliwości wpływu na zmianę społeczną przez architekta, ale przede wszystkim maskuje skalę uwikłania tej profesji w struk-tury i mechanizmy, których nie jest władna zmienić”. Je-żeli na przykład warszawskie Bródno lub Żelazna Brama nie stały się gettem jak Pruitt-Igoe, to nie dlatego, że były lepiej zaprojektowane i wykonane – i tu, i tu oszczędza-no na materiałach i w kilka tygodni po otwarciu psuły się windy i urywały klamki. Jednak socjalistyczna polityka mieszkaniowa zakładała relatywne wymieszanie grup

3. Bristol Katharine G., The Pruitt-Igoe Myth, „Journal of Architec-tural Education”, maj 1991, nr 44/3, s.170.

Ville Contemporaine, fot. dzięki uprzejmości Fondation Le CorbusierOsiedle Pruitt Igoe, St. Louis, USA, lata 60., źródło: United States Geological Survey via Wikipedia

Page 10: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

społecznych, a system nie dopuszczał bezrobocia i tym samym przynajmniej częściowo zmniejszał drastyczność niektórych problemów społecznych4. Tymczasem dzi-siejsza polityka miejska zmierza do powtarzania porażki Pruitt-Igoe, tyle że już bez modernistycznej estetyki i bez ambicji polepszania ludzkiego losu. Byli mieszkańcy Pru-itt-Igoe ze łzami w oczach mówią reżyserowi filmu „The Pruitt--Igoe Myth” że okres po przeprowadzce na osiedle był „najszczęśliwszym w ich życiu”. Na tym tle propozy-cja budowania w Polsce osiedli z tak zwanych kontenerów socjalnych jest najdalej posuniętym wyrazem pogardy dla mieszkańców miasta. Pogarda ta jest rzeczywiście – z cze-go tak dumni są pomysłodawcy przesiedlania do kontene-rów – zupełnie antyutopijna, gdyż ani los mieszkańców ani spójność tkanki miejskiej nie obchodzą ich wcale. To, że przeniesienie slumsów do modernistycznego budynku nie rozwiąże strukturalnych problemów społecznych będących udziałem jego mieszkańców nie oznacza, że w takim razie należy pozostawić slumsy sobie samym. Rzecz nie leży bowiem w modernizmie, tylko w systemie polityczno-e-konomicznym. Na systemowość tych problemów akurat Karta Ateńska bardzo wyraźnie zwraca uwagę: Skazano by rzeźnika, który sprzedaje zgniłe mięso, ale prawo pozwala narzucać biedakom zgniłe mieszkania.

Po drugie: gospodarka

O tym, że dominujący paradygmat mieszkalnictwa jest najściślej powiązany z sytuacją gospodarczą, najlepiej przekonuje obecny kryzys, który – jak systematycznie wy-jaśnia David Harvey5 – jest tak naprawdę kryzysem miej-skim. U jego podstaw leży niewydolność American Dream, czyli takiej wizji przestrzennej organizacji społeczeństwa, w której ideałem większości stał się jednorodzinny domek na przedmieściach i kilka samochodów, które umożliwia-ją poszczególnym członkom rodziny kontakt ze światem. System ten nie tylko zepsuł amerykańskie miasta, czyniąc je – jak się złośliwie mówi o Los Angeles – kilkoma przed-mieściami które przypadkowo wpadły na siebie szukając centrum. Ideologia domku z ogródkiem zepsuła także światową gospodarkę, nakłaniając tysiące ludzi do wzięcia kredytu, na który nie było ich stać. W konsekwencji ludzie ci są kolejno eksmitowani ze swoich domów, które następ-nie powoli rozpadają się nie znajdując kupca.

Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że za-gadnienia gospodarcze zdominowały współczesną urba-nistykę, spojrzenie twórców Karty Ateńskiej na związki

miasta z ekonomią jest dużo trzeźwiejsze niż ich następ-ców, odurzonych ideą nieustającego wzrostu i – by przyto-czyć barwny język Karty – „wściekłego rozwoju”. Wartość gospodarcza jest właściwie wartością chwilową – te słowa pasażerów statku S.S. Patris można by obficie zilustro-wać zdjęciami z Łodzi albo Detroit. Dlatego, chociaż nie można i nie należy rozdzielać gospodarki od urbanistyki, urbanistyka nie powinna dostosowywać swojego plano-wania do cyklów gospodarczych. Innymi słowy, miasto powinno zapewnić swoim mieszkańcom takie podstawo-we warunki życia, które pozwoliłyby spokojnie przetrwać ewentualne zawirowania gospodarcze. Dlatego między innymi najważniejsze jest zaspokojenie w pierwszej kolej-ności najbardziej podstawowych potrzeb ludzkich. Miasto jako organizm powinno wykorzystywać okazje lepszego rozwoju, nie powinno jednak podporządkowywać całości tego rozwoju ekonomicznym okolicznościom: Napięcie sprężyny gospodarczej, która wynika częściowo z warun-ków niezmiennych, może w każdej chwili ulec zmianie, przy pojawieniu się nowych nieprzewidzianych sił. Siły te przy-padek czy inicjatywa ludzka może uczynić twórczymi, lub pozostawić niewykorzystane. Ani ukryte bogactwa, które należy chcieć wykorzystać, ani energia jednostki nie mają cech wiecznych. Urbanistyka zawsze powinna uwzględniać możliwość kryzysu. Tymczasem planowanie miejskie real-nie przestało być już domeną urbanistów i stało się domeną polityków, którym ze względów populistycznych znacznie łatwiej jest sprzedawać wielkie spektakularne inwestycje niż długofalowe strategie zabezpieczające (o wszystkich stadionach powstałych w Polsce na EURO 2012 decydo-wali politycy, nigdzie nie przeprowadzono obiektywnej analizy, w jaki sposób stadion zmieni funkcjonowanie miasta). Podczas gdy dyskurs ekonomiczny zdominowany jest przez przepływy kapitału, zginęła klasyczna idea go-spodarki jako racjonalnego zarządzania posiadanymi zaso-bami tak, by przewidywać i organizować codzienne życie mieszkańców.

Po trzecie: własność prywatna a dobro publiczne

Własność prywatna jest zagadnieniem w dzisiejszych czasach znów kontrowersyjnym. „Znów” jest istotnym uzupełnieniem, gdyż wydawało się, że po upadku komuni-zmu „świętość” własności została raz na zawsze ustalona i nienaruszona. Tymczasem wraz z tym, jak społeczeństwa zaczęły sobie uświadamiać przyczyny kryzysu i rzeczywi-sty podział majątku pomiędzy klasami społecznymi i regio-nami geograficznymi, idea tego, że niczym nieograniczona własność prywatna jest sprawiedliwa, zaczęła się chwiać w posadach. Problem z własnością jest w gruncie rzeczy obecnie najbardziej palący na wszystkich poziomach poli-tyki. Własność przyjmuje przy tym nowe hybrydalne for-my: długu publicznego (wiadomo, że nie jest to własność opierająca się na idei, że kiedyś wszystkie długi zostaną

4. Według raportów ONZ wskaźniki głębokiego ubóstwa w krajach byłej RWPG skoczyły od poniżej 3 milionów osób w 1988 do niemal 170 milionów osób dzisiaj. (UN Human Settlements Program, The Challenge of Slums: Global Report on Human Settlements 2003, London: Earthscan Publications and UN-Habitat, 2003).

5. David Harvey, Bunt miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja, Warszawa 2012, Bęc zmiana

Page 11: Broszura wystawy "Varsovie radieuse. Powrót Le Corbusiera Za Żelazną Bramę"

spłacone – nie chodzi o spłatę długu, ale o sieć zależno-ści), własności intelektualnej, własności wirtualnej. Pro-blem ten będzie pogłębiać się w miarę zmniejszającej się dostępności zasobów naturalnych. Choć może wydawać się to absurdalne, w Utah przed kilkoma laty prawnie za-broniono zbierania deszczówki, argumentując, że jest ona własnością stanu; w Kolorado i Waszyngtonie uregulowa-no natomiast, ile i jakimi metodami zebranej deszczówki można wykorzystywać do własnych celów. W Japonii od dawna w specjalnych automatach można kupować świeże powietrze, a kupowanie butelkowanej wody pitnej jest od lat już taką oczywistością, że sami zupełnie przestaliśmy się już temu dziwić. Również gentryfikację można trakto-wać jako wywłaszczenia z prawa do zamieszkiwania we własnej (wcześniej) dzielnicy. Dostęp do światła słonecz-nego, zieleni i widoku z okna został zmonetaryzowany już dawno i przeciwko takiej sytuacji opowiadali się przed-wojenni moderniści: przeciwko masowemu wyklucze-niu z dostępu do zasobów naturalnych. Dla nich jednym z takich zasobów była ziemia, szczególnie zaś – ziemia w mieście, której zagospodarowanie, nawet jeśli doko-nywane przez osoby prywatne w prywatnych celach, ma wpływ na jakość życia całej wspólnoty. Nie znaczy to, że natychmiastowym i oczywistym rozwiązaniem musi stać się nacjonalizacja, ale nie jest też tak, że możemy wybierać tylko między neoliberalizmem a realnym komunizmem.

Jeśli miasto jest w pewnej mierze stowarzyszeniem jednostek (jednoosobowe miasto nie miałoby sensu), po-trzebne są mechanizmy, które zabezpieczą dobro wspól-noty, jednocześnie pozostawiając jednostce jak największy margines swobody. Przede wszystkim jednak należałoby zerwać z ideologią, wedle której nieograniczona gra pry-watnych interesów sprawi, że w mieście wszystko się samo ułoży. Wiara ta jest dużo bardziej dystopijna niż wszystkie założenia Karty Ateńskiej razem wzięte, tyle, że obrazy tej dystopii są zwykle odsuwane poza pole widzenia (do slumsów na obrzeżach miasta lub – w szerszej skali – do innych państw i na inne kontynenty). W tym sensie mo-dernizm był o tyle uczciwszy, że musiał wziąć na siebie porażkę swoich projektów. Miejski neoliberalizm przy-czyn porażki szuka zawsze w czynnikach zewnętrznych, kluczowe decyzje pozostawiając „improwizacji, która jeśli sprzyja czasem jednostce, jest zawsze ciężarem dla spo-łeczeństwa”. Owa improwizacja to często nic innego jak czysty rachunek sił.

Podsumowanie: rola architekta / urbanisty

oraz przyszłość przeszłej utopii

Praktyczna urbanistyka zajęła się właściwie tylko jed-nym problemem: problemem ruchu ulicznego. Zadawala się ona przebiciem alei czy narysowaniem ulic, stwarzając w ten sposób wyspy, których przeznaczenie pozostawiono

przypadkowi i prywatnym przedsiębiorstwom. Jest to zbyt wąskie widzenie zadań urbanistyki – ten gorzki komentarz autorów Karty można uzupełnić analogicznym dotyczą-cym dzisiejszej roli architekta. Podczas gdy za czasów modernistycznej „utopii” zadaniem, jakie stawiali sobie architekci była poprawa warunków życia mieszkańców miast, budynki dzisiejszych gwiazd architektury są czę-sto raczej emanacją ich artystycznego ego (a często także ego ich klientów), a celem, jaki sobie stawiają, jest raczej zaskoczenie przechodnia niż poprawa jego życia. Przede wszystkim – co wydaje się niezwykle charakterystyczne dla epoki neoliberalnego kapitalizmu – bardzo rzadko zda-rza się, by nowe ikony architektury powstawały w celach mieszkaniowych dla przeciętnych ludzi, a nie w celach re-prezentacyjnych dla miast, państw czy koncernów. Jeżeli – jak Daniel Liebeskind w Warszawie – gwiazda projektuje budynek mieszkalny, są to luksusowe apartamenty niedo-stępne dla większości nabywców. W porównaniu nowych, głośnych projektów gwiazd architektury z dorobkiem mo-dernistów – jak zauważa Nathan Glazer – w tych drugich zaskakuje ich koncentracja na zwyczajności i powielaniu. Budynki te były modelami tworzonymi z nadzieją na to, że będą powielane i staną się zwyczajnymi (lepszymi niż wcześniejsze) składnikami miasta. Tymczasem następcy modernistów produkują załamujące się i pochyłe mury, da-chy w kształcie bąbli, budynki które wyglądają tak, jakby miały zaraz wystrzelić w kosmos albo zamienić się w kupę złomu. One nie są modelami dla miasta, jedynie modelami tego, co architekt uważa za naprawdę zaskakujące, co po-ruszy i wykorzysta współczesną potrzebę podniety6.

Powszechna zgoda co do tego, że modernizm był po-rażką, zupełnie uwolniła architektów i urbanistów od cią-żącej nad nimi wcześniej odpowiedzialności, która czyniła z ich zajęć zawody publicznego zaufania. Oczywiście, jest w tym pewna sprawiedliwość. Jedną z przyczyn porażki modernizmu jest przekonanie, które można nazwać „archi-tektonicznym determinizmem”: wiara w to, że tylko przy pomocy architektury i inżynierii można całkowicie prze-budować stosunki społeczne. Przekonanie to doprowadzi-ło do wylania dziecka z kąpielą – słuszne, humanistyczne postulaty modernizmu, których domeną powinna być po-lityka, zostały odrzucone jako dzieci nieudanego ekspe-rymentu inżynieryjnego. Forma modernizmu ostatecznie wygrała z jego treścią.

Czytając Kartę Ateńską dzisiaj, oprócz dostrzeżenia szeregu trafnych diagnoz można wysnuć z niej dwa naj-istotniejsze wnioski. Po pierwsze, zawody urbanisty i ar-chitekta należą do dziedziny polityki, budowanie miast nie jest neutralnym zadaniem dla niezaangażowanych

ekspertów, a ostateczny los budynków i miast zależny jest od systemów, w ramach których są tworzone. Jak słusznie zauważają twórcy Karty Ateńskiej, aby przejść od teorii do praktyki potrzebne są:

1. Siła polityczna, taka, jaką chciano by mieć – prze-widująca, oświecona, przekonana, zdecydowana na realizację lepszych warunków życia opracowanych i wrysowanych na papier planów.

2. Oświecone społeczeństwo zdolne zrozumieć, chcieć i żądać to, co specjaliści dlań przewidzieli.

3. Sytuacja, która pozwala przedsiębrać i kontynuować prace, czasami bardzo duże.

To właśnie powyższy fragment Karty wydaje się dzisiaj najbardziej utopijny, a zarazem kreślący pobież-nie przyczyny dystopii. Warunki przedstawione powyżej w dzisiejszych czasach napawają raczej pesymizmem i je-żeli czegoś się rzeczywiście można nauczyć z historii, to tego, że polityków, społeczeństwo i sytuację mamy w da-nym momencie wyłącznie takich, jakich mamy. Zmiana każdego z tych czynników jest naturalnie całkowicie moż-liwa, zawsze jest jednak raczej punktem dojścia: niebez-piecznie jest projektować miasta dla idealnych warunków. Jeśli mają one powstawać w nieidealnych czasach – bar-dziej realistyczne są raczej ścieżki ewolucyjne (podobnie amerykański marksista David Harvey nie mówi już o re-wolucji a raczej o ko-ewolucji z kapitalizmu; stopniowej zmianie systemowej dokonującej się w wielu miejscach na świecie naraz).

Po drugie jednak, porównanie Karty ateńskiej z bieżą-cą rzeczywistością może nas nauczyć wiele o istocie utopii. Jeżeli bowiem zgadzamy się, że modernizm był społeczną dystopią, należy uzupełnić ten komentarz o twierdzenie, że obecnie również żyjemy w dystopii, tyle że sprytniejszej – jako że nigdzie nie opublikowała swojego chaotycznego i zmiennego zbioru zasad, nie musi tłumaczyć się z ich nie-powodzenia. Tak czy inaczej, złudzenie, że utrzymywanie neoliberalnego, nastawionego na zysk sposobu zarządza-nia miastami przyczyni się do polepszenia losów ludzko-ści, jest złudzeniem o wiele bardziej niebezpiecznym; nie brak też we współczesnych miastach dystopijnych obra-zów, które spokojnie mogłyby konkurować z sekwencją burzenia Pruitt-Igoe. W tym sensie przeszła utopia wydaje się dużo bezpieczniejsza, gdyż niebezpieczeństwa nie są już w żaden sposób maskowane.

Modernizm był paternalistycznym systemem, który w swoich strategiach starał się przewidzieć wszystko ni-czym patologicznie nadopiekuńczy rodzic, który ilością zakazów i nakazów sam spycha swoje dzieci na drogę zepsucia i buntu. Nie znaczy to jednak, że w pierwotnych

6. Nathan Glazer, From a Cause to a Style. Modernist Architecture’s Encounter with the American City, Princeton 2007, s. 277-278.

założeniach modernistów nie było ogromnych pokładów troski o los człowieka i społeczeństw. Nie wydaje się też, by współczesna sytuacja osierocenia była właściwą alter-natywą. Dlatego czytając dziś Kartę Ateńską nieraz może-my poczuć się jak dorosłe już dziecko, które po latach ze zdziwieniem odkrywa, że właściwie to rzeczywiście warto jest nosić zimą czapkę.