Arien-Szkoła Magii

45
Aleksandra Płonka Arien – 1

description

Książka o nastoletniej czarownicy, która musi zmierzyć się z siłami zła.

Transcript of Arien-Szkoła Magii

Aleksandra Płonka

Arien – Szkoła Magii

1

Rozdział I - Sen

Obudziłam się cała mokra i zdyszana. Miałam straszny sen. Jeszcze nigdy nie śniło mi się coś podobnego.- Co się stało?- spytała pomoc domowa mojej mamy, gdy ujrzała mnie siedzącą na łóżku. Była to starsza bardzo miła pani. Miała w oczach coś takiego, co sprawiało, że każdy chciał jej słuchać i przebywać z nią jak najdłużej. - Miałam straszny sen- odpowiedziałam na zadane mi przez nią pytanie. - A co takiego ci się śniło?- zapytała kobieta.

Aby zaspokoić ciekawość starszej pani zabrałam się za opowiadanie historii, która wyrwała mnie ze snu w środku nocy. - Na wstępie chciałabym uprzedzić, że opowieść ta nie musi się wydawać pani wcale taka straszna- powiedziałam- ale dla mnie jest. Szłam w tym śnie sama przez ciemny las. Wszystko wokół wydawało przeraźliwe dźwięki. Nagle zza drzewa wyszedł mężczyzna odziany w czarną pelerynę z kapturem i powiedział:- nareszcie cię znalazłem Lady Fox. - Słucham? Skąd znasz moje nazwisko?- spytałam z przerażeniem, ledwie wydobywając z siebie głos.- Wiem więcej. Masz na imię Jenny i zagrażasz mojej rodzinie- odpowiedział nieznajomy. - Ja? Ale ja przecież nic nie robię. Jak mogę komuś zagrażać?- spytałam.- Może na razie nic nie robisz, ale twoim przeznaczeniem jest unicestwić klan demonów ciemności, z którego ja pochodzę. I dlatego muszę cię zabić. - Proszę, nie rób tego! Niby jak miałabym was unicestwić? Przecież to śmieszne!- wykrzyknęłam błagalnie w panice.- Jesteś przecież córką najpotężniejszej czarownicy wszech czasów. Masz moce, o których inni mogą tylko pomarzyć!- wypowiedziawszy te słowa wytworzył na dłoni kulę z ognia i zamachnął się, aby we mnie rzucić. Odruchowo zasłoniłam się rękami i w tej chwili powstała wokół mnie przeźroczysta tarcza. Wyglądała jak bańka mydlana, i miała odcień błękitu. Kula mojego przeciwnika odbiła się od niej i trafiła w stojącego przede mną demona. Ten w jednej sekundzie spłonął i została po nim tylko kupka popiołu.

Po skończeniu mojej opowieści popatrzyłam na starszą panią, która powiedziała:- Skarbie, wiem, że moje słowa mogą zabrzmieć dziwnie, ale to nie był zwykły sen.- Pani żartuje!- powiedziałam śmiejąc się.-To był sen proroczy- kontynuowała kobieta ignorując moją wypowiedź- Proroctwo to jedna z licznych mocy, które posiadasz. Twoim przeznaczeniem jest unicestwić wiele demonów. Po to przyszłaś na świat. Aby uchronić go przed czarną magią. Twoja matka zginęła w wielkiej wojnie zaraz po twoim urodzeniu. Do ostatniej chwili broniła tego, co jest słuszne. Teraz ty musisz kontynuować jej dzieło. Twoja mama opiekę nad tobą powierzyła mi. Byłam jej opiekunką i zarazem najlepszą przyjaciółką. Znalazłam ci kochającą rodzinę, w której mieszkasz. Miałam ci o tym wszystkim powiedzieć dopiero, gdy skończysz 16 lat, ale sytuacja zmusiła mnie do wyznania prawdy trochę wcześniej- powiedziała kobieta.

Nie mogłam uwierzyć w to, czego się dowiedziałam. Z początku myślałam, że to tylko jakiś głupi żart. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że może to być prawda. Niestety w końcu musiała się pogodzić z tym, kim jestem.

2

Rozdział II – Szkoła

Po ostatnich wydarzeniach byłam trochę skołowana. Musiałam sobie wszystko poukładać. W końcu nie codziennie człowiek dowiaduje się, że posiada nadprzyrodzone moce.

Siedziałam sama w pokoju, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Klamka się poruszyła i w progu stanęła pani Steewens, pomoc domowa mojej mamy. Weszła do środka i zamknęła z sobą drzwi.- Skarbie, mam ci do przekazania coś bardzo ważnego- powiedziała- Musisz wyjechać na jakiś czas do szkoły dla czarownic. Pomogą ci tam stanąć na nogi i nauczą cię jak panować nad twoimi mocami.- Ale co powiem mamie i moim znajomym?!- zapytałam z protestem w głosie. Pani Steewens zignorowała to i odpowiedziała:- Powiesz im, że jedziesz do sanatorium. Z twoją mamą już o tym rozmawiałam i przekonałam ją, że ten wyjazd dobrze ci zrobi.

Dwa dni później stałam już przed szkołą dla takich jak ja. - Witaj Jenny! Czekaliśmy na ciebie!- powiedziała na powitanie piękna kobieta, która otworzyła mi bramę wejściową. Miała na sobie zieloną pelerynę z dużym kapturem, która ciągnęła się za nią po ziemi. Z lewej strony naszyty był czerwony emblemat szkoły.- Mam na imię Emma. Będę twoją opiekunką i jednym z nauczycieli- wyjaśniła kobieta. Zaprowadziła mnie ona do dużego hollu. Droga tam zajęła nam sporo czasu, ponieważ szkoła, w której się znajdowaliśmy była wprost ogromna. W hollu czekał na nas starszy pan z siwą brodą. Miał na sobie elegancki garnitur, który zapewne był bardzo drogi. Można było to wywnioskować po jego nienagannym wyglądzie. Mężczyzna wręczył mi szkolny strój, który był identyczny jak peleryna Emmy. Miał jednak zamiast czerwonego emblematu niebieski. Elegancki pan popatrzył na mnie i powiedział:- Nazywam się Daniel Camber i jestem dyrektorem tej szkoły. Emma, która już zapewne poznałaś, zaprowadzi cię teraz do twojego pokoju. Emmo…- skinął głową w kierunku dziewczyny.

Kiedy doszłyśmy do mojej sypialni poznałam Viktorię, moją współlokatorkę. Była to bardzo miła i uśmiechnięta osoba.- Jakie masz moce?- zapytała, gdy siedziałyśmy w pidżamach na łóżkach.- Jeszcze nie wiem- wyznałam.- Ja potrafię przenosić wzrokiem przedmioty- odpowiedziała i zademonstrowała to na dzbanku, którego miejsce zmieniła ze stołu na parapet. Po chwili spytała jeszcze:- A mogę wiedzieć jak się o tym dowiedziałaś? Bo mi powiedzieli rodzice.Po tym pytaniu opowiedziałam jej całą historię ze strasznym snem. Viktoria cierpliwie mnie wysłuchała, a kiedy skończyłam powiedziała:- Musimy iść już spać. Jutro czeka cię ciężki dzień, twoja pierwsza lekcja- i zgasiła światło.

Rano obudził mnie dźwięk trąbek. Była dopiero piąta, ale posłusznie wstałam z łóżka i włożyłam na siebie szkolny strój. „To do dzieła”- powiedziałam i zeszłam na dół.- Dzień dobry Jenny! Chodź szybko, bo już podają śniadanie!- Powiedziała na mój widok Marta. W stołówce siedziałam przy stole z Wiktorią i jej przyjaciółką Sabriną. Była ona osobą miłą i uczynną. Przy niej nie trzeba nic mówić, bo i tak nie dojdzie się do głosu. Przez całe śniadanie dowiedziałam się wszystkiego o szkole i jej uczniach.- Już zjadłaś?- spytała Emma, gdy wkładałam do ust ostatnią łyżkę zupy mlecznej. - Tak- odpowiedziałam kiwając głową.- To chodź ze mną! Zaraz zaczynasz pierwszą lekcję!- powiedziała moja opiekunka- Zostaniesz objęta indywidualnym tokiem nauczania, tak jak wszyscy początkujący czarodzieje- dodała.- Cześć wam!- powiedział na nasz widok uśmiechnięty mężczyzna i pocałował Emmę w policzek. Wchodziłyśmy właśnie na wielką łąkę znajdującą się z dala od szkoły. - Witaj- odpowiedziała moja opiekunka na powitanie chłopaka i zwróciła się do mnie- To jest mój narzeczony James. Będzie cię uczył miotania ogniem.- Bardzo mi miło- odpowiedziałam ze zdziwioną miną. Emma to zauważyła, bo powiedziała:- Wszystkiego się zaraz dowiesz. A teraz zostawiam was samych.

3

- Nie ma na co czekać. Zaczynajmy- powiedział James- wystaw obie ręce przed siebie i siłą woli postaraj się wydobyć z nich falę ognia.- Dobrze, postaram się- powiedziałam i zrobiłam to co mi kazał. Niestety z moich dłoni wydobyła się tylko jedna iskra i sporo dymu.- Jak na początek to świetnie ci idzie- powiedział mój nauczyciel. Za drugim razem mi się udało, choć fala ognia nie była jeszcze tak duża i potężna. - Skoro już to potrafisz to przejdźmy do celności. Postaraj się trafić w tarczę stojącą naprzeciwko nas- powiedziawszy to zademonstrował swoje umiejętności. Zrobiłam co mi kazał, ale zamiast trafić w tarczę podpaliłam rosnące obok niej krzaki. James natychmiast ugasił je wodą, która wydobyła się z jego dłoni.- Przepraszam- powiedziałam zawstydzona.- Nic się nie stało. Dlatego właśnie trenujemy z dala od szkoły- uspokoił mnie. Próbowałam jeszcze sporo razy, ale zawsze pudłowałam i na nowo coś płonęło. Dopiero za kilkadziesiątym podejściem udało mi się trafić w tarczę, z czego byłam bardzo dumna.- Nie przeszkadzam?- powiedziała Emma z zaskoczenia.- Ty nigdy- odpowiedział James uśmiechając się- Właśnie skończyliśmy.- W takim razie odprowadzę cię do pokoju. Na dzisiaj już koniec lekcji. Jutro czeka cię nauka zaklęć i eliksirów- powiedziała Emma. W drodze do mojej sypialni pochwaliłam się jej moim dzisiejszym osiągnięciem, a ona odpowiedziała:- Jestem z ciebie dumna. Cieszę się, że mi ciebie przydzielili. Dobranoc- i pocałowała mnie w czoło.

Kiedy położyłam się do łóżka nie musiałam długo czekać, aby zasnąć. Byłam tak wyczerpana, że nie miałam na nic siły. Na samą myśl o tym co mnie jutro czekało robiłam się zmęczona

Rozdział III – Atak

Ze snu wyrwał mnie krzyk przerażonej Viktorii:- Laura, wstawaj szybko, atakują nas!- Kto nas atakuje?- spytałam nie do końca jeszcze przytomna.- Jeźdźcy ciemności! Musimy się kryć!- odpowiedziała w panice moja współlokatorka. Nagle do pokoju wbiegła Emma:- Szybko dziewczyny, chodźcie!- pobiegłyśmy za nią na korytarz. Wszyscy już tam byli. Biegali w kółko, krzyczeli, a wielu nawet płakało. W powietrzu czuć było strach. Wtedy dopiero tak naprawdę zrozumiałam, że stało się coś przerażającego.- Wszyscy nowi uczniowie proszeni są o podejście do mnie!- dało się słyszeć głos dyrektora. Posłusznie wykonałam polecenie w chwilę później stałam już wśród innych, do których było ono adresowane. Dyrektor Daniel nacisnął w ścianie jakąś cegłę i otworzyło się sekretne przejście. Po korytarzu rozbiegły się szepty zachwytu i wszyscy przeszliśmy przed otworzone wrota. Przez długie i kręte korytarze prowadził nas dyrektor. Po kilku minutach dotarliśmy do ogromnej sali wybudowanej w stylu romańskim. Wokół nas było pełno pięknych kolumn. Nad nami znajdowało się piękne sklepienie krzyżowo-żebrowe. Wiedziałam jak się to nazywa, bo kiedy jeszcze chodziłam do normalnej szkoły uczyłam się o tym na historii. Kiedy wszyscy znaleźli się w środku dyrektor przemówił:- Wszyscy uczniowie zostaną tu pod opieką pani Britney, a nauczyciele i ja pójdziemy walczyć z wrogiem.- Ale przecież szóstkowi uczniowie mogą wam pomóc!- powiedziała jakiś wysoki, rudy chłopiec w okularach.- Zgadza się!- poparł go James.- A jeśli coś im się stanie? Przecież za nich odpowiadamy!- wtrąciła się Emma. Miała rację. Po krótkiej dyskusji zdecydowano, że najlepsi i najbardziej doświadczeni uczniowie mogą wziąć udział w bitwie.- Idziemy!- powiedział dyrektor.

Przez długi czas nic się nie działo. Siedzieliśmy w pięknej sali bardzo zdenerwowani i wystraszeni. Niektórzy dla rozluźnienia i rozładowania emocji próbowali nawiązać rozmowę. Jednym to wychodziło bardziej, a innym mniej.

Nagle do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy wjechał jeździec ciemności. Cały ubrany był na czarno. Twarz zakrytą miał płachtą w tym samym kolorze.

4

- Poddajcie się!- wykrzyknął- Nie macie szans!- To twoje szanse są znikome. Jak widać nie zauważyłeś, że ty jesteś sam, a nas jest o wiele więcej- usłyszałam znajomy głos. Była to moja przyjaciółka Viktoria. Jeździec podszedł do niej i powiedział:- Nie bądź taka mądra, bo wy i tak nie umiecie panować nad swoją mocą.- Ale są jeszcze opiekunowie!- zauważyła Viki.- Oni już wam nie pomogą- powiedział wróg.- Jak to?!- wykrzyknęłam przerażona- Ty potworze! Co chcesz z nami zrobić?!- Zabić!- odpowiedział. Wtedy właśnie pomyślałam, że nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Jeździec podszedł do mnie i szepnął mi do ucha:- Już wiem od kogo zacznę.Zatrzęsłam się z przerażenia. Wróg, który postanowił mnie zabić jako pierwszą, odszedł kilka kroków i stanął przede mną. Spojrzał mi prosto w twarz i wyciągnął zza płaszcza długi mieć. Błyszczał on w słonecznym słońcu. Zauważyłam na nim jakiś napis w nieznanym i języku. Przeciwnik zamachnął się i już chciał mnie ściąć, kiedy nagle spłonął. Sama nie wiem jak to się stało.- Jenny, jak ty to zrobiłaś?- spytała moja przyjaciółka. Wtedy właśnie po raz pierwszy kogoś zabiłam.

Rozdział IV - Przetrwanie

Wszyscy powoli zaczęli wychodzić z kryjówki. Gdy stanęliśmy na korytarzu zobaczyliśmy leżące na podłodze obrazy, poprzewracane kwiaty i oderwany tynk w wielu miejscach. „Byłam przerażona. Jak to wszystko mogło się stać?”- pomyślałam- „ Dopiero co tu trafiłam, a już spotkała mnie taka tragedia!”- Jenny, dobrze się czujesz?- spytała Viktoria. Wtedy właśnie spostrzegłam, że stoję na środku korytarza i nawet się nie ruszam- Jesteś cała blada.- Nie, nic mi nie jest- odpowiedziałam bez przekonania. Nagle spod strzępów szafki i tynku usłyszałam wołanie o pomoc:- Raaatunku! Czy ktoś mnie słyszy?- Słuchajcie! Ktoś tam jest!- wykrzyknęłam w pośpiechu i wskazałam ręką na miejsce, z którego dobiegało wołanie. Szczupły rudzielec w okularach oraz jego kolega, wysoki brunet o posturze sportowca, pobiegli we wskazanym przeze mnie kierunku. Zaczęli grzebać w połamanych deskach i wydostali z nich Jamesa. Miała on poszarpane ubranie. Na jego czole zauważyłam sporą ranę i cieknącą z niej krew. Spływała mu ona po twarzy i brudziła zieloną pelerynę.- Czy tylko ja przeżyłem?- zapytał James po chwili milczenia.- Tak- odpowiedział chłopak brunet.- Niemożliwe! Gdzie jest Emma? Ona nie mogła zginąć!- wykrzyknął James ledwo powstrzymując się od płaczu- Musimy przeszukać całą szkołę. Na pewno ktoś przeżył!

Zrobiliśmy tak jak kazał nam nasz nauczyciel. Chodziliśmy długimi. Były one ciemne, ponieważ wszystkie lampy zostały stłuczona, świece połamane i strącone ze ścian. Zaglądaliśmy we wszystkie zakamarki i kąty. Niestety nie było choćby małego znaku, że ktoś przeżył. Nagle spostrzegłam ogromne żelazne drzwi, który tu wcześniej nie widziałam. Postanowiłam wejść przez nie do tajemniczego pomieszczenia. Podeszłam bliżej i dopiero wtedy zauważyłam jakie są piękne. Miały złotą klamkę. Na drzwiach wyrzeźbione były postacie dwóch aniołów. One także zostały wykonane ze złota. Stałam tak chwilę i wpatrywałam się w to cudo. W końcu nacisnęłam klamkę. Usłyszałam dźwięk otwierającego się zamka i popchnęłam drzwi. Przyszło mi to z wielką łatwością, mimo że drzwi były żelaza. Weszłam do środka i zamarłam. Przede mną, pod ścianą siedział dyrektor, Emma i troje uczniów. - Znalazłam ich! Znalazłam!- krzyknęłam na całe gardło. Nie mogłam w to uwierzyć jak mało ich przetrwało. Na bitwę poszło pięćdziesiąt osób, a przeżyło tylko sześć. Podbiegłam do Emmy.- Nic ci nie jest? Co się stało?- zapytałam przerażeniem. Łzy napływały mi do oczu, kiedy tylko na nich patrzyłam. Wszyscy byli ranni, a niektórzy nawet umierający. Ubrania mieli całe brudne od krwi. Prawie zaczęłam płakać, kiedy po pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy wbiegł James i kilku uczniów.- Nic im nie będzie, prawda? Prawda?- spytałam opiekuna, który milczała. Ta cisza sprawiła, że rozpłakałam się na dobre. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie swoim ramieniem. Odwróciłam głowę i zobaczyłam wysokiego bruneta. Tego samego, który wydostał Jamesa spot gruzów.

5

- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz- uspakajał mnie chłopak.

***Powoli przetarłam oczy z zaspania. Dopiero co wstałam.

- Emma się obudziła!- wykrzyknęłam. Niestety nikt mnie nie usłyszał. Wszyscy byli gdzieś w głębi szkoły. Tylko ja siedziałam przy łóżku mojej opiekunki. Znajdowałyśmy się w dużej Sali chorych. Mieściła się ona w zachodnim skrzydle szkoły. W skrzydle szpitalny. Oprócz nas znajdowali się tu jeszcze inni ocaleni z bitwy.- Gdzie ja jestem?- zapytała Emma po przebudzeniu.- W sali chorych- odpowiedziałam i streściłam jej całą historię. - A gdzie jest James?- zapytała moja opiekunka. - Siedział przy tobie przez cały czas. Wreszcie udało mi się go namówić, żeby poszedł się zdrzemnąć. Nie spał całymi nocami- odpowiedziałam na pytanie Emmy.-Nocami? To jak długo byłam nieprzytomna?- Cztery dni.- Zawołasz Jamesa?- poprosiła mnie Emma.- Oczywiście- odpowiedziałam i poszłam po jej ukochanego. James natychmiast przybiegł. Od razu rzucił się Emmie na szyję. Postanowiła zostawić ich samych i poszłam do hollu, gdzie znajdowała się większa część uczniów.

Rozdział V-SzpiegPowoli otworzyłam oczy. Byłam bardzo zmęczona, ale wiedziałam, że muszę już wstać.

- Jaki dzisiaj jest dzień?- zapytałam siedzącą na krześle Viktorię. Była już ubrana i uczesana, więc mogłam się domyśleć, że wstała wcześnie rano.- Sobota- oświadczyła radośnie moja współlokatorka- Nie idziesz na śniadanie?- A która godzina?- Dwadzieścia po ósmej.- O kurcze! Muszę się szybko ubrać!- wykrzyknęłam i zaczęłam wkładać na siebie stare, przetarte dżinsy. W weekendy nie trzeba było nosić mundurka. Nałożyłam na siebie niebieski top z napisem „Friends Forever” i postanowiłam zejść do stołówki. Viktoria poszła razem ze mną.

***

Śniadanie było pyszne. Jedliśmy naleśniki polane bitą śmietaną. Palce lizać. - Kto to jest?- zapytałam Viktorię podczas jedzenia. Wskazałam głową na wysokiego i umięśnionego bruneta. Miał posturę sportowca. Był bardzo przystojny. Do stołówki wszedł razem z tym rudym chłopcem. Brunet usiadł przy stoliku nauczycieli, a jego kolega poszedł dalej.- Nazywa się Jessy. Jest synem dyrektorka. Jego matka zginęła rok temu w wypadku samochodowym. Ten jego rudy przyjaciel to Will. Przybył tutaj dzień przed tobą, ale od razu się zaprzyjaźnili- odpowiedziała Viki na moje pytanie.- Przystojny prawda?- dodała po chwili.- Kto?- Jessy. Nie udawaj. Przecież widzę jak na niego patrzysz.- Ja wcale…-zaczerwieniłam się i schowałam twarz między dłońmi.

Jadłyśmy dalej w ciszy, gdy nagle usłyszałyśmy głos dyrektora. Stał on przy swoim stole i wiódł wzrokiem po całej sali. - Proszę o ciszę!- powiedział- Po długich rozmowach na temat ostatnich wydarzeń doszedłem wraz z nauczycielami do wniosku, że wśród nas jest szpieg.- O co mu chodzi?- wyszeptałam do Viktorii..

6

- Wszystko zaczęło się niedawno więc podejrzewamy, że jest to osoba nowo przybyła do szkoły. Mam na myśli zeszły tydzień. Proszę dlatego, aby ci uczniowie zgłosili się po śniadaniu w moim gabinecie. - O Boże! Ja też muszę iść? Przecież ja nic nie zrobiłam- wykrzyknęłam.- Nie martw się. To tylko formalność- zapewniała mnie koleżanka.

***

Stałam już przed drzwiami gabinetu dyrektora, kiedy usłyszałam za sobą czyjś głos.- Cześć! Nazywała się Will. A ty?- Jenny- odpowiedziałam i zapukałam do drzwi.- Proszę- usłyszałam z głębi pomieszczenia i nacisnęłam klamkę. Drzwi zaskrzypiały i powoli się otworzyły.- Witam was- powiedział siedzący za biurkiem dyrektor, kiedy staliśmy w progu.- Usiądźcie- dyrektor wskazał ręką dwa fotele naprzeciwko biurka. Posłusznie wykonaliśmy jego polecenie.- To że cię tutaj wezwałem Jenny, to tylko zwykła formalność. Tak naprawdę już wiemy kto doniósł podziemiu o naszej kryjówce- powiedział i spojrzał na Willa. Ten się speszył. Powoli wstał z fotela i po chwili znalazł się już przy drzwiach.- On ucieka!- wykrzyknęłam.- Nie martw się. Za drzwiami czeka już strasz- uspokoił mnie dyrektor. Will otworzył drzwi i już chciał wybiec na korytarz, kiedy złapało go dwóch ochroniarzy. - Możesz iść- skinął na mnie dyrektor.- Co z nim zrobicie?- zapytałam z ciekawości.- Zostanie wydalony ze szkoły i puszczony wolno. Nie jesteśmy przecież mordercami- usłyszałam odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie.

***

W pokoju czekała na mnie zniecierpliwiona Viktoria. - Co się stało?!- wykrzyknęła, gdy tylko ujrzała moją postać wchodzącą do naszej sypialni. - Szpiegiem okazał się Will- odpowiedziałam.- On? Teraz wszystko rozumiem. Zaprzyjaźnił się z synem dyrektora, żeby uniknąć podejrzeń.- Ale mu się nie udało- pozwoliłam sobie zauważyć.- Co z nim zrobią?- zapytała Viki z nieukrywaną ciekawością.- Wydalą ze szkoły i puszczą wolno- odpowiedziałam przyjaciółce na pytanie.

Do końca dnia rozmawiałyśmy o naszych rodzinach. Viktoria mówiła o swoich rodzicach, siostrze, domku na wsi i miłych wspomnieniach. Ja opowiedziałam jej o pani Steewens, mojej prawdziwej mamie, której wcale nie znałam. Najwięcej czasu zajęła mi opowieść o moich adopcyjnych rodzicach. Bardzo ich kochałam. Wtedy po raz pierwszy za nimi zatęskniłam. Za moim wcześniejszym życiem.

Rozdział VI- Nowa

- Nie uwierzysz czego się przed chwilą dowiedziałam!- wykrzyknęła Viki wbiegając do pokoju. - Co takiego?- zapytałam z udawaną ciekawością. Viktoria znana była z tego, że lubiła wszystko wyolbrzymiać.

Siedziałyśmy w pokoju pochłonięte rozmową o chłopaka, jak to dziewczyny, gdy nagle otworzyły się drzwi. Do środka wszedł dyrektor, a za nim jakaś dziewczyna. Od razu zorientowałam się, że to nasza nowa współlokatorka.- To jest Harriet, wasza nowa koleżanka- dowiedział dyrektor Daniel- Przywitajcie się.- Cześć jestem Jenny, a to moja koleżanka Viktoria- przedstawiłam się i podałam dziewczynie rękę.

7

Harriet zrobiła na mnie dobre pierwsze wrażenie. Była miła i kulturalna. Miała dłubie falowane blond włosy, które swobodnie opadały lej na ramiona i plecy. Harriet była wysoka i szczupła. Z pewnością wiele dziewczyn pozazdrościłoby jej urody. Miała duże niebieskie oczy, które doskonale podkreśliła mascarą i kredką do oczu. Widać było, że jest bogata. Jej ciuchy wyglądały na nowe i bardzo drogie. Zapewne firmowe.

***

Tak jak myślałam. W drodze na śniadanie wszyscy oglądali się za Harriet. Niektórzy nawet się zatrzymywali z otwartymi ustami i oczami wbitymi w jej sylwetkę.- Hej Nowa!- krzyczeli za nią chłopcy.

Kiedy weszłyśmy na stołówkę wszyscy już tam byli. Usiadłyśmy przy swoim stoliku. Niska kelnerka o kasztanowych włosach i nieskazitelnej cerze podała nam śniadanie. Była to jajecznica z kromką chleba i herbata z cytryną. - Smakuje ci śniadanie?- z grzeczności zapytałam Harriet. - Może być- odpowiedziała- A kim jest ten przystojniak przy tamtym stoliku?- dodała i wskazała głową na Jessyego. - To syn dyrektora. Nazywa się Jessy- pośpiesznie odpowiedziała Viktoria.- Niezłe z niego ciacho- skomentowała Harriet.- Mam nadzieję, że jest wolny- powiedziała. Wtedy właśnie wezbrała we mnie fala gniewu. Sama nawet nie wiem dlaczego. Chyba dlatego, że Jessy bardzo mi się podobał. Żeby nie robić scen wstałam od stołu i pobiegłam do pokoju.

***

Siedziałam sama na łóżku. „Nie mogę pozwolić, aby ktoś mi go odebrał!”- pomyślałam. Nie poznawałam siebie. Nigdy przecież tak się nie zachowywałam.- Co ci się stało? Dlaczego wybiegłaś tak nagle?- zapytała Viktoria, gdy tylko wróciła z Harriet ze śniadania.- Nic, coś mi się przypomniało- skłamałam.- To się stało kiedy powiedziałam, że Jessy jest sexy. Czyżbyś była w nim zakochana?- powiedziała Nowa. - Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?- zaprzeczyłam. Musiałam przyznać, że okazała się bardzo inteligentna. Nie spodziewałam się tego po niej.- Nie kłam! Przecież to widać!- odpowiedziała Harriet.- Zobaczymy, która z was pierwsza go zdobędzie- dodała z podnieceniem Viki.- Przecież wiadomo, że ja. Kto by ją chciał?- powiedziała i popatrzyła na mnie z pogarda. Wtedy właśnie zorientowałam się, że nie jest ona wcale taka miła. Czuła, że stanie się coś niedobrego. Że będzie chciała zrujnować mi życie.

Rozdział VII-Pożar

Siedziałam sama na ławce w szkolnym ogrodzie, kiedy niespodziewanie podszedł do mnie Jessy. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Był to bowiem chłopak z moich snów. Miał piękne kruczoczarne włosy opadające mu na oczy. Jego cera była troszkę ciemniejsza niż u innych. Zastanawiałam się czy on nie ma indiańskich korzeni. Oczy miał brązowe jak mleczna czekolada. Chłopak był wyższy ode mnie o głowę i umięśniony. Miał posturę sportowca.

Jessy podszedł do mnie i powoli usiadł na ławce obok mnie.- Cześć, jestem Jessy. Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Jestem…- Wiem kim jesteś. Chyba wszyscy w szkole cię znają...Przepraszam, że ci przerwałam. Gdzie moje maniery? Nazywam się Jenny- powiedziałam i podałam mu rękę.- Od jakiegoś czasu cię obserwowałem…- Śledzisz mnie?- zapytałam z lekką nutą oburzenia. Jessy zawstydził się. Kiedy to zauważyłam pospiesznie dodałam- Nie martw się. Nie jestem zła.

8

- To dobrze. Zauważyłem, że nie jesteś taka jak inne dziewczyny.- To dobrze czy źle?- zapytałam.- Dobrze!- pośpiesznie odpowiedział.- Cały czas jesteś sobą. Oryginalna, nie zadufana w sobie…- Dziękuję, że tak mówisz- odpowiedziałam. Na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec zawstydzenia. Siedzieliśmy tak na ławce jeszcze przez jakiś czas. Nie wiem dokładnie ile, bo wtedy nie interesowały mnie takie sprawy jak zegarek. Pogrążona byłam w rozmowie z chłopakiem mojego życia.

Szłam sama aleją, kiedy zza drzewa wyłoniła się Harriet. Złapała mnie za rękaw i pociągnęła za sobą do starej szopy na narzędzia. Gdy znalazłyśmy się w środku przemówiła:- Widziałam was razem!- krzyknęła na mnie z pretensjami dziewczyna.- Jak mogłaś mi to zrobić? Przecież on miał być mój!- Co ty gadasz dziewczyny? Uspokój się!- odpowiedziałam.- Nie będziesz mi mówiła co mam robić! - Harriet, spokojnie! Jesteś pod wpływem emocji. Opanuj się!- Zamknij się!- wybuchła i złapała mnie za włosy. Byłam bliska płaczu. Łzy napływały mi do oczu. Bałam się. Nie wiedziałam do czego jest zdolna.- Harriet, proszę!- wypowiedziałam błagalnym tonem. To ją jeszcze bardziej zdenerwowało. Zamachnęła się i z całej siły mnie popchnęła. Upadłam i uderzyłam się w głowę o podłogę. Straciłam przytomność.

Ocknęłam się na rękach Jessyego. Wychodziliśmy właśnie z budynku. Przed nami była cała szkoła. Powoli odwróciłam głowę i spojrzałam za siebie. Zobaczyłam za nami płonącą szopę. Zamknęłam oczy, bo poczułam pulsujący ból głowy. Dotknęłam ręką czoła i zobaczyłam na niej krew. Zaczęłam płakać.

***

Emma opatrzyła mi ranę. Byłam bardzo zmęczona, więc poszłam do pokoju się położyć. Kiedy tak leżałam na łóżku usłyszałam pukanie do drzwi. - Proszę!- odpowiedziałam i powoli uniosłam się do pozycji siedzącej. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach stanęła Harriet.- Przepraszam, że ci przeszkadzam- powiedziała.- Chciałabym cię przeprosić. Nie miałam zamiaru cię skrzywdzić. Byłam zła. W porywie emocji cię popchnęłam…- Przeprosiny przyjęte. Nie gniewam się na ciebie- odpowiedziałam.- Ale to jeszcze nie wszystko- powiedziała i zrobiła parę głębokich oddechów.- To ja podpaliłam szopę.- Co?- nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Siedziałam na łóżku z otwartymi ustami. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam na nią wściekła.- Ale ja tego nie chciałam- tłumaczyła się Harriet.- Kiedy upadłaś i straciłaś przytomność przestraszyłam się. Wybiegłam z szopy. Przez przypadek musiałam potrącić lampę naftową. Naprawdę nie wiedziałam. Kiedy zobaczyłam, że szopa płonie od razu pobiegłam do dyrektora i powiedziałam, że jesteś w środku. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam- powiedziała z prawdziwą skruchą. Ja jednak milczałam.- Tylko to chciałam ci powiedzieć. Teraz muszę iść się pakować, bo na pewno wyrzucą mnie za to ze szkoły.- Nikt cię nie wyrzuci- odezwałam się wreszcie.- Nie powiem, że to ty zrobiłaś.

Wieczorem dużo o tym wszystkim myślałam, ale jednego byłam pewna. Postąpiłam słusznie trzymając w tajemnicy sprawcę pożaru. Nie chciałam, aby przeze mnie ktoś został wyrzucony ze szkoły. Wiedziałam ,że to co się stało było dla Harriet nauczka. Postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę.

Rozdział VIII-Eliksir odpędzenia

Spałam nakryta po uszy kołdrą, gdy usłyszałam głos budzika. Był to dźwięk tak denerwujący, że od razu wstałam i go wyłączyłam. Włożyłam na nogi duże kapcie i kształcie głowy świnki i pomaszerowałam do łazienki. Dokonałam tam podstawowych czynności porannej toalety. Kiedy czesałam włosy przyszła do mnie Viktoria.- Oto twój nowy plan lekcji- powiedziała.- Dała mi go Emma- pospiesznie dodała.

9

- Dziękuję- odpowiedziałam i wzięłam do ręki białą kartkę papieru. Odnalazłam rubrykę z napisem „Poniedziałek”. Było tam napisane tylko jedno słowo „Gastronomia”.- Co to oznacza?- zapytałam stojącą w drzwiach koleżankę i wskazałam palcem na ten napis.- To lekcja robienia eliksirów, magicznych potraw i innych tego typu rzeczy- wytłumaczyła mi Viktoria.- Prowadzi ją Emma Sparks. Odbywa się w Sali do gastronomi na drugim piętrze- dodała.

***

Stałam w dużym pomieszczeniu. Wyglądało ono jak kuchnia. Była lodówka, piekarnik, kuchenka i wiele blatów. Na każdym z nich leżały różne fiolki, zioła i inne rzeczy w tym rodzaju. - Witaj! Przepraszam, że się spóźniłam- powiedziała moja nauczycielka wchodząc do sali.- Nic nie szkodzi. Dopiero przyszłam- odpowiedziałam i zajęłam miejsce przy jednym z blatów.- Od razu weźmiemy się do roboty. Popatrzmy czego mam cię dziś nauczyć…- powiedziała i zaglądnęła do dużego niebieskiego notesu.- Ach tak! Eliksir odpędzania demonów!- dodała i wyciągnęła z szafki wiszącej nad kuchenką potrzebne przedmioty.- To jest moździerz. Wrzucasz do niej odrobinę kory dębowej i ucierasz, aż powstanie proszek. Do małego kociołka wlewasz dwie szklanki wody i wsypujesz do niej utartą korę- mówiąc to Emma wykonywała wszystkie te czynności.- Następnie wstawiasz kociołek na gaz i gotujesz ok. dwudziestu minut. Podczas gotowania dodajesz liść eldiru - jest to elfickie ziele. Na koniec dolewasz dwie krople krwi jednorożca. Musisz uważać, bo większa jej ilość może spowodować wybuch. Zrozumiałaś?- zapytała moja nauczycielka po skończeniu eliksiru. - Chyba tak- odpowiedziałam bez przekonania.

Moja pierwsza próba była nie udana. Z początku wszystko szło dobrze, ale zapomniałam i dodałam zbyt dużo kropli krwi jednorożca.- Jenny nie!- krzyknęła Emma, ale było już za późno. Wywar w kociołku zaczął wrzeć i wystrzelił w powietrze niczym rakieta. Rozbryzgnął się po całym suficie i ścianach.- Przepraszam…- powiedziałam chowając głowę w dłonie.- Nic się nie stało- odpowiedziała moja nauczycielka.- Jak to nic? Przecież…- Nie martw się. Mój pierwszy raz był o wiele gorszy. Wysadziłam w powietrze całą salę- uspokoiła mnie Emma. Za drugim razem pamiętałam o wszystkim. Zrobiłam swój pierwszy eliksir. Kiedy opiekunka powiedziała mi, że jej udało się dopiero za czwartym podejściem byłam z siebie bardzo dumna. - Wyrośniesz na wspaniałą czarodziejkę- powiedziała Emma.

Rozdział IX – Zawód

- Wstawaj Jenny!- krzyknęła mi Viktoria prosto w ucho.- Już po śniadaniu!- Co? Która godzina?- zapytałam przecierając oczy.- 10:00. Masz szczęście, że nie ma dzisiaj lekcji…No wstawaj już!- Dobra, dobra! Nie wrzeszcz na mnie!- powiedziałam i ślamazarnymi ruchami pomaszerowałam do łazienki. Spędziłam tam jakąś godzinę.- Jenny, nic ci nie jest?- zamartwiała się Viktoria.- Zasnęłaś czy co?- Już wychodzę- odpowiedziałam i otworzyłam drzwi.- Chodź! Postaramy się zdobyć dla ciebie coś do jedzenia. Wiem gdzie kucharki chowają pozostałości po obiedzie- zakomunikowała moja przyjaciółka. Wyglądała dzisiaj na wyjątkowo zadowoloną. Ubrana była w kolorową bluzkę z napisem „ My life is funny” oraz zieloną spódniczkę w kwiatki. Mogła sobie pozwolić na taki strój tylko w dni wolne, ponieważ nie obowiązywały mundurki szkolne. Jej twarz była roześmiana, a oczy rozpromienione.

Szłyśmy przez długi korytarz, kiedy Viktoria zatrzymała się przed małymi drzwiami. - Co to za wejście?- zapytałam ze zdziwienie, ponieważ nigdy tędy nie chodziłam.- To tylne wejście do kuchni- odpowiedziała ucieszona Viki.- Tylko bądź cicho.- Ale nas zauważą!- krzyknęłam z protestacją w głosie.

10

- Nie martw się. Po naszym śniadaniu kucharki są tak zmęczone, że niczego nie zauważą- uspokoiła mnie przyjaciółka. Otworzyłyśmy drzwi i wślizgnęłyśmy się do środka. Wszystko było dokładnie tak jak mówiła Viktoria. Nikt nawet na nas nie popatrzył.

Z kuchni wyszłam najedzona i szczęśliwa. Od razu zrobiło mi się wesoło. W drodze powrotnej do pokoju rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się na całe gardło, gdy nagle mnie zamurowało.- Co się stało?- zapytała z niepokojem Viki. Kiedy jednak nie uzyskała ode mnie żadnej odpowiedzi spojrzała w tym samym kierunku co ja. Zobaczyła Jessyego obściskującego się z jakąś farbowaną blondyną. Gdy nas zobaczył lekko się zmieszał, po czym podszedł do nas i powiedział:- Witajcie! To jest moja dziewczyna Amber. - Miło mi- powiedziałam poczułam jak napływają mi do oczu łzy. Miałam ochotę wytarmosić ją za włosy. Nie wiedząc kiedy rozpłakałam się.- Co się stało?- zapytał za spokojem nic nie podejrzewający chłopak. - Co się stało?! Pytasz się jakbyś nie wiedział!- krzyknęłam z wyrzutem.- Ale ja naprawdę nie wiem- odpowiedział zaskoczony.- Dajesz mi sprzeczne sygnały! Najpierw siedzisz ze mną na ławce w parku i miło rozmawiasz, a później przedstawiasz swoja dziewczynę! Zastanów się wreszcie czego tak naprawdę chcesz!- krzyknęłam po czym na nowo wybuchłam histerycznym płaczem.- Ale o co ci chodzi? Przecież ja tylko wtedy z dobą rozmawiałem. Nie mówiłem przecież, że cię kocham i chcę z tobą chodzić!- tłumaczył się zdenerwowany Jessy. Byłam na niego wściekła, ale musiałam przyznać, że miał rację. To ja źle zinterpretowałam naszą rozmowę w parku. Mimo to nie chciałam się przyznać do błędu. Złapałam przyjaciółkę za rękaw i pociągnęłam za sobą. Nie miałam ochoty dłużej się kompromitować.

Wyszłyśmy z Viktorią na taras balkonowy przed szkołą. Musiałam chwilę ochłonąć. Kotłowało się we mnie tyle emocji. Stanęłam przed barierką i popatrzyłam na rozciągające się przede mną widoki. Napawałam się ich urokiem, gdy nagle zauważyłam coś niezwykłego.- Viki spójrz!- krzyknęłam i wskazałam palcem za małe wzgórze przed nami.

Rozdział X – Opowieść elfa

- Przecież to elfy!- powiedziała Viktoria.- Chodź szybko! Musimy kogoś zawiadomić.- Dobra- powiedziałam i pobiegłyśmy co sił w nogach do hollu. Miałyśmy szczęście, bo natknęłyśmy się tam na Emmę.- Emma słuchaj!- krzyczałyśmy sapiąc ze zmęczenia.- Elfy, idą do nas elfy!- Skąd wiecie?- zapytała zdziwiona nauczycielka.- Widziałyśmy ich z balkonu!

Po chwili wszystkie trzy znalazłyśmy się przy wielkiej bramie. Emma ją otworzyła i nasze oczy zaszczycił przepiękny widok.- Czy to szkoła magii „Arien”?- zapytała piękna dziewczyna o niebieskich oczach i czarnych włosach. Były one bardzo długie i związane w koński ogon. Jedynie przy twarzy wolno wisiały dwa kosmyki. Dziewczyna miała na sobie cudowną i długą do ziemi spódnicę, oraz gorset. Wszystko miało odcienie szarości. Było bogato zdobione przeróżnymi ozdobami ze srebra. Piękna postać miała zarzucony na ramiona szal, którego końce delikatnie powiewały na wietrze. Od połowy dłoni, aż do łokcia jej ręka osłonięta była jakąś sztywną osłoną, wykonaną w tym samym stylu co reszta stroju. W ręce trzymała długą szarą laskę zakończoną trójzębną koroną, a w niej znajdował się duży czerwony kamień. Domyślałam się , że zapewne szlachetny. We włosach dziewczyna miała śliczną srebrną spinkę, która przypominała pozwijaną łodyżkę róży, ponieważ miała coś w rodzaju kolców. Na szyi dziewczyny wisiał ząb słonia, zawieszony na brązowym rzemyku. - Tak, zapraszam do środka- powiedziała uprzejmie Emma.

Po chwili wszyscy znaleźliśmy się w hollu. Goście usiedzi na wielkiej kanapie i fotelach.- Mam na imię Galadriela i jestem córką władcy wszystkich elfów. Mieszkaliśmy sobie w Ardumie, elfickiej krainie. Było nam tam dobrze i spokojnie, gdy nagle pewnego dnia zostaliśmy zaatakowanie. Nie byliśmy wcale na to przygotowani. Co najgorsze do ataku doszło nocą, gdy większość elfów spała. Spalili

11

nasze domy i cały dobytek. Oczywiście próbowaliśmy się bronić. Walczyliśmy bardzo dzielnie, ale ich było zbyt wielu. Zabijali naszych jednego po drugim. Nie mieli litości. Pomordowali nawet kobiety i dzieci. Tylko nam nielicznym udało się przeżyć- i wskazała na grupkę elfów za sobą. Było ich zaledwie około pięćdziesięciu. - A kto was zaatakował?- zapytała wstrząśnięta Emma.-Fartrabowie! Od lat są naszymi wrogami. Ich przywódca chce wytępić wszystkie elfy. Widziałam na własne oczy, jak zabijał mojego ojca- powiedziawszy te słowa rozpłakała się.- Wbił mu sztylet prosto w serce. On jednak się nie poddał. Walczył do końca. Ten człowiek…kiedy go zabił podpalił nasz dom. W środku uwięzieni byli moja mama i młodsze rodzeństwo. Tylko mi i Altharisowi udało się wydostać - mówiąc to wskazała ręką na zabójczo przystojnego chłopaka.- Altharis to mój brat bliźniak. Od razu postanowiliśmy przybyć do was. Wasza szkoła jest najbliższym miejscem, o którym mieliśmy pewność, że nam pomożecie - wyjaśniła i nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Po policzkach spływały jej łzy, a ręce strasznie się trzęsły.- Spokojnie, nie musisz jus nic mówić. Zaprowadzę was do pokoi. Tam weźmiecie prysznic i odpoczniecie po długiej podróży- powiedziała Emma i zaprowadziła gości na górę.

Rozdział XI – Przepowiednia druida

Na dworze panował półmrok, mimo że było już około 9:00 rano. Lał deszcz i w oddali słychać było grzmoty. Co jakiś czas niebo rozświetlały błyskawice. Siedziałam z Viktorią i Harriet w hallu, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Nie wiadomo skąd pojawiła się nagle dyrektor Camber. Wziął parasol i wyszedł przed główną bramę. Po chwili wrócił z jakimś starszym mężczyzną. Trzymał on w ręce długą laskę. Odziany był trochę jak bezdomny. Miał zarzucone na siebie lekko podarte i brudne płótno, które zapewne miało go chronić przed deszczem. - Witam! Jestem druidem północy i szukam schronienia na tę deszczową noc. Czy mógłbym tutaj przenocować?- powiedział mężczyzna.- Oczywiście, zapraszamy- odpowiedział uprzejmie dyrektor i zaprowadził przybysza do stołówki, aby się posilił.

Kiedy druid zjadł posiłek, a było to sześć kromek ze smalcem, powiedział:- Czy mógłbym prosić o surową rybę?Wszyscy popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. - Oczywiście- powiedział dyrektor.- Surową rybę prosimy!- zwrócił się do kucharki, a ta mruknęła coś pod nosem i weszła w głąb kuchni.

Minęło sporo czasu, gdy do stołówki weszła niska i otyła kucharka, niosąca na tacy mała surową rybę.- Dziękuję uprzejmie!- powiedział druid uśmiechając się do kobiety. Ta jednak nie odwzajemniła jego uśmiechu.- W zamian za udzielenie mi schronienia mogę przepowiedzieć wam przyszłość- powiedział mężczyzna, po czym rozciął brzuch rybie. Poszperał chwilę widelcem w jej wnętrznościach i powiedział:- Hmm… - Co się stało?- przerwał mu dyrektor.- Czeka was straszna przyszłość. Mówię tu o przyszłości wcale nie tak odległej. Będziecie musieli podjąć wiele decyzji, od których będzie zależało wasze i innych życie. Czeka was wielka wojna. Zwycięstwo będzie zależało tylko od was, i od tego jaką podejmiecie decyzję. Będzie bardzo trudno wybrać tą właściwą. Staniecie przed ogromnym wyzwaniem, ale czy sobie poradzicie…?- Co to za decyzja? Z kim będzie ta wojna?- dopytywał się przestraszony dyrektor. - Przykro mi, ale nic więcej nie mogę wam powiedzieć. Moje przepowiednie nie mogę zmieniać przyszłości.- Ale…- dyrektor chciał coś powiedzieć, lecz niestety nie zdążył. Druid rozpłynął się w powietrzu.

Rozdział XII – „Jak grom z jasnego nieba”12

Poczułam burczenie w brzuchu. Wstałam z krzesła, odłożyłam książkę na biurko i włożyłam na siebie zieloną bluzę. Leżała ona na podłodze, co wydało mi się dziwne. Byłam pewna, że wczoraj powiesiłam ją na krześle.

Wyszłam z pokoju. Szłam długim korytarzem i podziwiałam wiszące na ścianach obrazy. Po raz pierwszy zwróciłam na nie uwagę. Gdy dotarłam do hallu poczułam się dziwnie. W powietrzu wciąż było czuć atmosferę wczorajszych wydarzeń. Wszyscy byli tacy milczący. Chodzili ze spuszczonymi głowami.

***

Po krótkiej przekąsce, nie tracąc czasu, postanowiłam pobiec do pokoju. Niestety po drodze wpadłam na Altharisa. Wyłonił się zza zakrętu niczym duch. Stanęłam jak wryta i masowałam sobie bolące czoło. Zderzyłam się nim ze srebrnowłosym elfem. - Nic ci się nie stało?- zapytał pośpiesznie chłopak.- Powinienem być bardziej ostrożny! Przepraszam.- Nie, to moja wina. Biegłam i nie patrzyłam na drogę…- i wtedy to się stało. Trafiło mnie nie wiadomo skąd. Miłość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Serce zaczęło mi mocniej bić. Zarumieniłam się, ale na szczęście Altharisa nie zwróciła na to uwagi.

Był to chłopak nieziemsko przystojny. Miał srebrzyste włosy, które w nieładzie opadały mu na zielone oczy. One natomiast były doskonale podkreślone strojem w tym samym kolorze. Jego spodnie były zamszowe, a buty lekkie, sięgające do kolan i także z zamszu. Miał na sobie biało zieloną tunikę, na której wzory wyhaftowane zostały złotą nitką. Sięgała mu ona do połowy szyi. W pasie obwiązany był brązowym skórzanym pasem, do którego przypięty był sztylet. Jego przedramiona osłaniały skórzane ochraniacze. Altharis okryty był długą peleryną, spiętą przy szyi złotą broszką w kształcie liścia. Na ramieniu zawieszony miał łuk. Zza pleców wystawał mu kołczan, w którym znajdowało się sześć strzał. - Ach…jaki on piękny- westchnęłam za oddalającym się elfem.

Rozdział XIII – Przygotowania do balu

- On jest po prostu boski!- powiedziałam do Viktorii podczas śniadania.- Kto? Jessy?- zapytała zdziwiona przyjaciółka, która właśnie kończyła jeść drugą kanapkę z dżemem.- Nie, Altharis! Jessy to przeszłość nie pamiętasz?- odpowiedziałam z wyrzutem.- Aha tak. Przypominam sobie- powiedziała Viki po czym dodała- Jesteś niestała w uczuciach. Co tydzień masz nowy obiekt zainteresowania.- Jessy to było jedno wielkie nieporozumienie!- wykrzyknęłam obrażona. Już miałam wstać od stołu, gdy usłyszałam głos dyrektora.- Proszę o ciszę!- powiedział.- Jak co roku w naszej szkole organizowany jest bal. Tak też będzie i tym razem. Tematem tegorocznej imprezy są stroje bajkowe. - Co to za bal?- spytałam Viktorię, kiedy dyrektor skończył mówić.- Za tydzień są urodziny patrona naszej szkoły. Z tej okazji organizowany jest coroczny bal- odpowiedziała przyjaciółka.- Przepraszam, że pytam, ale…kto jest patronem szkoły?- zapytałam z zawstydzeniem. Viktoria tylko głośno westchnęła i powiedziała:- Jonathan Sparthberg- największy wojownik i czarodziej wszechczasów.

***

Przygotowania do balu szły pełną parą. Przez dyrektora zostało wyznaczonych piętnaście osób, które miały przygotować salę balową. Na szczęście mnie wśród tych wybrańców nie było. - Jak się przebierzemy?- spytałam Viktorię, która właśnie czytała książkę. Ona popatrzyła na mnie i wybuchła głośnym śmiechem.- Co się stało?- zapytałam zdziwiona.

13

- Nic tylko…Nikt się na ten bal nie przebiera. No…prawie nikt. Są wyjątki takie jak Elizabeth (szkolna kujonka) i jej paczka. Wszyscy ubierają się jakoś modnie!- odpowiedziała rozbawiona Viktoria.- Jutro o 15:00 jedziemy na miasto. Musimy kupić sobie wystrzałowe ciuszki- dodała.

***

Stałyśmy przed wielkim centrum handlowym. Weszłyśmy do środka i nie mogłam się nadziwić jego wielkością. Pochodziłam z małego miasteczka i nigdy nie byłam w centrum handlowym.- Chodź na górę! Tam są najlepsze sklepy!- wykrzyknęła Viktoria i pociągnęła mnie za rękę w kierunku schodów. Już w pierwszym sklepie znalazłyśmy coś idealnego dla nas. Były to dwie krótkie atłasowe sukienki bez ramiączek. W pasie obwiązywał je durzy biały pasek w czarne kropki. Moja kreacja była fioletowa, a Viktorii niebieska. W następnym sklepie znalazłyśmy wspaniałe sandały na wysokim obcasie. Z przodu ozdobione były ślicznymi diamencikami. Zapakowałyśmy stroje do różowych reklamówek, które dała nam sprzedawczyni i poszłyśmy w kierunku szkoły. Teraz pozostało tylko czekać na ten wielki dzień.- Myślisz, że mu się spodobam w tym stroju?- zapytałam Viktorię.- Komu?- otrząsnęła się z zamyślenia dziewczyna.- Altharisowi, a komu?!- wykrzyknęłam i nic już więcej nie mówiłam.

Rozdział XIV – Bal

Gdy weszłyśmy na salę balową wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę. Poczułam się dziwnie skrępowana. Wzięłam głęboki wdech, żeby dodać sobie otuchy i zaczęłam schodzić po długich schodach. Na dole czekał na mnie Jessy i wyciągnął do mnie rękę. Ja jednak zignorowałam jego gest. Wciąż byłam na niego zła. Podeszłam do baru i zamówiłam colę. - Dwa razy!- powiedział zbliżający się Altharis. Podniósł rękę i dał znak kelnerowi. Po chwili przed nami pojawiły się dwie szklanki z colą i trzema kostkami lodu. Chłopak usiadł koło mnie i wziął łyk zimnego napoju. Wyglądał zwyczajnie. Tak samo jak wtedy, gdy wpadłam na niego w korytarzu. - Za kogo jesteś przebrany?- spytałam z szerokim uśmiechem na twarzy.- Nie widać? Za elfa- odpowiedział rozbawiony.- Pięknie dzisiaj wyglądasz- dodał patrząc mi głęboko w oczy. Lekko się zarumieniłam. Rzadko słyszałam komplementy z ust chłopaka. - Mogę panią prosić do tańca?- zapytał szarmancko Altharis i wyciągnął w moim kierunku dłoń.

Po kilku sekundach staliśmy już na środku parkietu. Młody elf złapał mnie za ręce i założył je sobie na szyję. Potem objął mnie w pasie. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Modliłam się tylko o to, by Altharis tego nie usłyszał.- Czyż nie prawda, że jestem świetnym tancerzem?- zapytał mnie z zaskoczenia.- Oczywiście! Ruszasz się bardzo dobrze- odpowiedziałam. Altharis uśmiechnął się dumnie i spojrzał za moje plecy.- Co się stało?- zapytałam zaciekawiona.- Ten gość cały cza się na nas gapi! Zazdrosny czy co?!- odpowiedział na moje pytanie elf. Ja tylko się uśmiechnęłam. Poczułam się dowartościowana.- Nie przejmuj się- uspokoiłam mojego partnera.

Altharis przez cały czas tańczył tylko ze mną. Podczas jednego z tańców pogłaskał mnie po policzku. Powoli zaczął zbliżać swoją twarz do mojej i…już miał mnie pocałować, gdy po Sali rozbiegł się głos dyrektora:- Jak zapewne zauważyliście, przy wejściu stały skrzynki, do których można było wrzucać swoje propozycje na króla i królową balu. Teraz nastąpi ogłoszenie zwycięzców. Emmo…- powiedział dyrektor i skinął dłonią w jej kierunku. Nauczycielka weszła na scenę trzymając w rękach dużą czerwoną poduszkę. Leżały na niej dwie korony.- Według waszych głosów królem balu zostaje…- zrobiła krótką przerwę w celu zbudowania napięcia- Jessy Camber!- wykrzyknęła Emma. Po Sali rozbiegły się oklaski i gwizdanie. Na scenę wszedł zwycięzca. Emma włożyła mu na głowę koronę.- Bardzo serdecznie wam dziękuję!- powiedział Jessy.

14

- A teraz czas na królowa balu- kontynuowała nauczycielka.- Zostaje nią…Jenny Fox!- usłyszała swoje nazwisko.- Gratulacje!- wyszeptał mi do ucha Altharis. Powoli zaczęłam zmierzać w kierunku sceny. Kiedy na nią weszłam Emma włożyła mi na głowę piękny srebrny diadem.- No…- odezwała się moja opiekunka i wskazała na mikrofon. Podeszłam do niego.- Nie wiem co mam powiedzieć. Ja… ja jestem zaskoczona. Bardzo…bardzo wam wszystkim dziękuję- wydukałam, a po policzku popłynęły mi łzy szczęścia.- A teraz…- powiedziała Emma- król i królowa balu zatańczą ostatni taniec!- kiedy padły te słowa, jakby na zawołanie zegar wybił północ.

Staliśmy na środku Sali. Jessy objął mnie w pasie. Niechętnie się mu poddałam. - Jesteś bardzo piękna- powiedział.- Kocham cię.- Co?!- wykrzyknęłam z oburzeniem.- Przecież masz dziewczynę!- I co z tego? Przeszkadza ci to?- odpowiedział i spróbował mnie pocałować. Wyrwałam się z jego uścisku i wybiegłam z sali. „ Co za bezczelność!”- pomyślałam.

Rozdział XV – Piknik

Siedziałam samotnie na schodach przy głównym wejściu do szkoły. Dużo rozmyślałam o wczorajszym balu. Cały czas targały mną silne emocje. Były to radość, szczęście, złość, nienawiść, miłość.- Dlaczego siedzisz tu sama?- zapytał mnie z zaskoczenia Altharis. W zamyśleniu nawet nie usłyszałam jak przyszedł.- A…tak jakoś. Rozmyślam nad swoim życiem- odpowiedziałam.- Mogę się przysiąść czy będę przeszkadzał?- Jasne, siadaj! Nie mam nic przeciwko. Możemy porozmyślać razem- powiedziałam pospiesznie. Byłam wręcz ucieszona jego propozycją, ale nie dałam tego po sobie poznać.- Tak naprawdę przychodzę tu z konkretnego powodu…- zaczął.- Jakiego?- spytałam zaciekawiona.- Jak nie będziesz mi przerywać to ci powiem!- lekko się zdenerwował. Widać było, że jest spięty.- Przepraszam…- odpowiedziałam. Altharis przyjął przeprosiny i kontynuował.- Chciałbym cię zaprosić dzisiaj wieczorem na piknik w ogrodzie- zaproponował.- Mnie?- zapytałam zaskoczona.- Z miłą chęcią.- A więc jesteśmy umówieni. Dzisiaj o 18:00 w hallu- powiedziała. Po tych słowach wstał i wszedł do szkoły.

***

Przyszłam do hallu. Altharis już tam na mnie czekał. Miał w ręce jakiś duży koszyk. Przez chwilę zastanawiałam się co może się w nim znajdować. Doszłam jednak do wniosku, że kryje on w sobie jedzenia na nasz piknik. - Idziemy?- zapytała elf.

Po chwili znaleźliśmy się w ogrodzie. Altharis wybrał miejsce. Znajdowało się pod dużym drzewem. Gdy podeszłam bliżej okazało się, że to jabłoń. Młody elf zręcznie rozścielił na trawie koc i położyła na nim wszystkie przyniesione smakołyki. Były to pyszne babeczki z truskawkami, pełna miska owoców, kanapki z dżemem i sok pomarańczowy. - Usiądź- zachęcił mnie Altharis. Posłusznie wykonałam jego prośbę i zajęłam miejsce na kocu.- Poczęstuj się. Sam zrobiłem- dodał po chwili i wskazał ręką na kanapki z dżemem. Wzięłam jedną i ugryzłam ją.- Pyszne! Jesteś nie tylko świetnym tancerzem, ale także znakomitym kucharzem?- zaśmiałam się. Chłopak popatrzył na mnie piorunującym wzrokiem, ale po chwili także się roześmiał.- Jesteś piękna- powiedział. Zawstydziłam się. Na mojej twarzy pojawiły się dwa duże rumieńce. - Dziękuję! Miło z twojej strony…- odpowiedziałam.- Ja tylko mówię jak jest- przerwał mi w połowie zdania Altharis.- Bardzo lubię z tobą rozmawiać- dodał.- Cały czas jesteś z sobą. Nie udajesz nikogo.- Czasami udaję miłą- zażartowałam.

15

- Urocza z ciebie dziewczyna…- rozmarzył się mój towarzysz. Nagle…musnął swoimi wargami moje usta. Zaraz jednak dała mi konkretnego całusa.- To…to było…- zaczęłam.- Przyjemne?- zapytała z uśmiechem na ustach.- …zaskakujące- dokończyłam swoją wypowiedź.- Skradłaś mi serce, Jenny. Śnię o tobie każdej nocy, odkąd cię ujrzałem. Kocham cię i chcę z tobą być- wyznał Altharis. Kiedy usłyszałam te słowa rzuciłam mu się w ramiona. Siedzieliśmy tak dość długo. Byłam szczęśliwa, wtulona w jego pierś.- A więc teraz oficjalnie jesteśmy parą?- zapytałam.- Tak…- odpowiedział mój ukochany. Nagle zza wysokiego żywopłotu wybiegł Jessy i…

Rozdział XVI – Bójka

…rzucił się z pięściami na Altharisa. Wykrzykiwał przy tym coś pod nosem, czego nie zrozumiałam. Udało mi się tylko wychwycić dwa słowa: „ zabiję cię”. - Ty wstrętny elfie! Tylko ja mam prawo ją kochać!- krzyknął Jessy i zamachnął się, aby uderzyć mojego ukochanego. Ten na szczęście odparł jego cios. - O co ci chodzi? Uspokój się!- mówił Altharis.- Ty się jeszcze pytasz o co mi chodzi?- - Ja naprawdę nic nie rozumiem- powiedział elf ze spokojem na twarzy.- Nie rozumiesz?! To ja ci zaraz wszystko wytłumaczę! Ona jest moja i tylko moja! Niczyja więcej! Rozumiesz?! Jenny należy do mnie…- Ja nie jestem przedmiotem, żeby do kogoś należeć!- wtrąciłam się obrażona.- Zamknij się!- wykrzyknął Jassy cały czerwony ze złości.- Ty podstępna, dwulicowa…- nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu Altharis. - Dość tego!- krzyknął rozzłoszczony.- Nie masz prawa jej obrażać!- Mogę robić i mówić, co mi się podoba!- wrzasnął Jessy i cisnął dużą, świecącą kulą w mojego ukochanego. Ten, niczego się nie spodziewając, dostał w klatkę piersiową. Odrzuciło go do tyłu.

Wtedy Altharis naprawdę się wkurzył. Wstał i uniósł ręce ku górze. W tym momencie rozpętała się straszna wichura. Niebo spowił czarny kir. Na dworze zapanowała ciemność. Byłam przestraszona i tylko bezradnie stałam i patrzyłam na to, co się dzieje. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Wiedziałam, że to co chce zrobić jest złe.- Altharis, uspokój się! Czyś ty zwariował?!- usłyszałam za sobą znajomy głos. Gdy się odwróciłam zobaczyłam Galadierę, Emmę, Jamesa oraz dyrektora Cambera. Piękna i opanowana kobieta podeszła do swojego brata i położyła mu rękę na ramieniu. - Uspokój się. Nie rób mu krzywdy. Dobrze wiesz, że czarodzieje są w połowie ludźmi i mają wiele ludzkich cech. Są między innymi bardzo porywczy. Ty jesteś elfem i wymaga się od ciebie więcej odpowiedzialności i opanowania- powiedziała Galadiera. Wtedy Altharis opuścił ręce. W jednej chwili ucichł wiatr, a niebo pokryło się błękitem. Wyszło słońce i na dworze znowu było jasno. - Przepraszam…- przemówił chłopak. Nagle odezwał się dyrektor:- Cała trójka ma się za chwilę zjawić w moim gabinecie. Zrozumiano?- Tak, proszę pana!- odpowiedzieliśmy chórem.

Parę minut później byliśmy już w gabinecie dyrektora.- Co tam się właściwie stało?- zapytał profesor Camber.- My…- zaczął Altharis.- To znaczy…- wtrącił się Jessy. W końcu postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.- Może ja, jako wolny obserwator, wszystko opowiem- zaproponowałam.- Bardzo proszę- powiedział dyrektor. Wtedy opowiedziałam mu całe zajście w ogrodzie.

16

- Drogie dzieci…- zaczął mówić, kiedy skończyłam opowieść.- Macie wprawdzie po siedemnaście lat, ale musicie się jeszcze wiele nauczyć. Ja wszystko rozumiem. W porywie emocji i w imię miłości robimy wiele rzeczy, których później żałujemy. Musicie się jednak postarać nad tym panować. - Postaramy się- powiedział Altharis.- Bardzo przepraszamy za to całe zajście- dodała Jessy.- Już dobrze. Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz- odpowiedział dyrektor.- Tak jest!- A teraz idźcie do swoich pokoi!- powiedział profesor i wskazał dłonią w kierunku drzwi. Posłusznie wykonaliśmy jego polecenie i poszliśmy do swoich sypialni.

Rozdział XVII – Przystań

- Och, jakie to słodkie…- powiedziała Viktoria, gdy zobaczyła mnie i Altharisa przytulających się na korytarzu. - Przestań…- powiedziałam. Mój ukochany pocałował mnie prosto w usta. - Uhh…- wymamrotała Viki.- Zostawię was samych, gołąbeczki- i poszła wzdłuż korytarza.- Dyrektor wzywa was do swojego gabinetu- powiedziała wysoka i szczupła blondynka.- Już idziemy- odrzekł Altharis i złapał mnie za rękę.

Piękna sekretarka zaprowadziła nas pod same drzwi.- Zapraszam- powiedział dyrektor Camber, gdy tylko weszliśmy do środka. Ku naszemu zdziwieniu były tam wszystkie elfy, Emma oraz James. - Mamy do wykonania bardzo ważne zadanie. Podziemie skradło nam Arien- zaczął dyrektor. - Podziemie?- zapytałam zdziwiona. - Wszystkie demony należą do Podziemia. Włada nimi jeden król, Nikodem- wyjaśnił mi James. - Przejdźmy może do sedna sprawy?- zaproponowała Emma.- Dobrze- odpowiedział dyrektor.- Naszym zadanie to odzyskać Arien. Jest ona naszą gwiazdą, dzięki której żyjemy. Jeśli Podziemnym uda się ją zniszczyć, nasz gatunek wyginie.- W jaki sposób?- zaciekawiłam się.- Arien sprawia, że możemy się rozmnażać. Bez niej niemożliwe jest przekazywanie magicznych genów- wyjaśniła Emma.- Podziemnych ostatni raz wykryto na Przystani „Cardoza”. Musimy się tam udać, a może doprowadzą nas do Podziemia. Jest bowiem tylko jedno wejście. Tak ukryte, że znają je tylko ci, którzy wiedzą gdzie ono jest- kontynuował dyrektor.- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego?- Posiadasz nadzwyczajną moc, która może się nam przydać. Umiesz wytworzyć wokół siebie i innych tarczę odporną na wszelką magię- Wyjaśniła mi Emma moje znaczenie w tej misji.- Czy zgadzasz się na to? Wiedz, że będzie bardzo niebezpieczne.- Jeśli mogę jakoś pomóc to oczywiście, że się zgadzam- odpowiedziałam.

***

Dyrektor teleportowała nas na ową Przystań. Bardzo się bałam, ale musiałam być dzielna. Panowała tam dziwna i mroczna atmosfera. Zapewne dlatego, że był środek nocy.- Miejcie się na baczności- ostrzegł nas dyrektor.- Oni nadal mogą tu być.- Trzymaj się blisko mnie, a nic ci się nie stanie- uspokoił mnie Altharis.

Nagle ognista kula przeleciała mi tuż przed nosem. Miałam ogromnie szczęście, że mnie nie trafiła. - Schowaj się!- krzyknął do mnie Altharis i pobiegł do reszty elfów. Posłusznie zrobiłam to, co mi kazał. Skryłam się na wielkiej białej łodzi. Jej nazwa napisana była chyba po chińsku. Stamtąd obserwowałam

17

przebieg walki. W powietrzu latały ogniste kule. Czarodzieje wypowiadali zaklęcia, a elfy strzelały piorunami. Nagle jedna z kul drasnęła Altharisa w ramię. - Aaa…!- pisnęłam. Po chwili zorientowałam się, że to był wielki błąd. Mój głos usłyszała jeden z demonów. - Witaj!- szepnął mi do ucha. Chciałam krzyknąć, ale zasłoniła mi usta ręką. Zaprowadziła mnie na pole walki.- Jenny…!- krzyknął zrozpaczonym głosem Altharis.- Puśćcie naszych, bo inaczej ona zginie!- powiedział demon, który mnie trzymał. Wszyscy posłusznie wykonali jego polecenie. Jednak jeden z elfów, bardzo porywczy, cisnął piorunem w Podziemnego, stojącego za moimi plecami. - Zwariowałeś?!- krzyknął Altharis. Było niestety już za późno. Piorun ranił demona w prawe ramię.- Głupi elfie!- wrzasnął raniony.

Nagle znalazłam się pod wielkimi wrotami. Chyba się teleportowaliśmy. Domyśliłam się, że to wejście do Podziemi. Byłam dzielna. Nie bałam się śmierci. Przecież wcześniej czy później przyjdzie ona do każdego. Cały czas myślałam tylko o moim kochanym Altharisie. O tym, że pewnie się o mnie boi i jest zrozpaczony. Bałam się, że obwinia o wszystko siebie.

Rozdział XVIII – Podziemie

Weszliśmy do środka. Ku mojemu zdziwieniu wszystko wyglądało normalnie. Może poza demonami i ogniskiem o niebieskich płomieniach, które znajdowało się na środku pomieszczenia. Zawsze wyobrażałam to sobie nieco inaczej. Chyba tak jak większość ludzi. Dookoła ogień…- Zobacz kogo ci przyprowadziliśmy, panie- powiedział jeden z moich porywaczy.- Kto to jest?- zapytał mężczyzna odziany w czarną pelerynę. Gdy się odwrócił zobaczyłam jaki jest brzydki. Jego skóra miała kolor krwistej czerwieni. Na całej twarzy widniały przeróżne czarne znaki. Na jego prawym policzku zauważyłam dużą szpecącą bliznę. - Czarownica- odpowiedział zadowolony z siebie demon.- Myślisz, że się nada?- Z pewnością. Dobra robota- pochwalił go król.- Nie bój się. Po reedukacji nie będziesz nic pamiętała. To miejsce stanie się twoim domem. - Co takiego? Chcecie mi zrobić pranie mózgu? Co to, to nie!- wykrzyknęłam przerażona.- Po co?- zapytałam i od razu pożałowałam, że zadałam to pytanie.- Po reedukacji zostaniesz moją żoną i królową Podziemia. Wszystkie demony będą ci posłuszne. Bardzo przyda nam się moc czarownicy. Mamy Arien i dzięki niej opanujemy ziemię. Będziemy mogli podporządkować sobie wszystkich czarodziei. Wtedy nie będzie miał kto bronić tej mało rozwiniętej rasy, którą tworzą ludzie. Quenton, Baltazar- zwrócił się do dwóch demonów stojących pod ściana.- Przygotujcie ją do ceremonii.

Po około trzech godzinach byłam gotowa. Miałam na sobie długa aż do ziemi pelerynę z kapturem. Pod nią krył się seksowny skórzany strój. Moje dłonie i stopy ozdobione były różnymi znakami namalowanymi czerwoną farbą. - Gotowa?- zapytał Nikodem, kiedy weszłam na sale.- Z tobą nigdy!- odpowiedziałam i plunęłam mu prosto w twarz. Ku mojemu zdziwieniu nawet się nie zdenerwował tylko powiedział:- Pyskata…to dobrze. Niech demony wiedzą, że nie ma z tobą żartów. Zaprowadźcie ją na wyznaczonym miejscu- powiedział do trzymających mnie demonów. Ci złapali mnie pod ręce i posadzili na dużym krześle stojącym na podwyższeniu. Nikodem podszedł do mnie i wyciągną przed ciebie dłonie. Położył je na mojej głowie i zaczął wypowiadać jakieś dziwne i niezrozumiałe formułki. Poczułam ból w czaszce. Stanęły przede mną wszystkie wspomnienia. Zaczynając od tych z wczesnego dzieciństwa, do tych całkiem niedawnych. Czułam jakby ktoś odbierał mi cząstkę mnie. Ten demon przecież miał wgląd w sferę intymną mojego życia. Tę przeznaczoną tylko dla mojego umysłu. Usłyszałam huk i lekko się ocknęłam. Spostrzegłam mnóstwo elfów i czarodziei wchodzących do Podziemia. To był ostatni obraz jaki ujrzałam. Zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami. Osunęłam się z krzesła…

18

Rozdział XIX – „Proces wsteczny”

Powoli otworzyłam oczy, jednak po chwili powrotem je zamknęłam. Światło dzienne raziło mnie niemiłosiernie. Przezwyciężyłam ból i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam biały sufit i piękny renesansowy żyrandol. Usiadłam przestraszona na łóżku. Nie wiedziałam gdzie jestem.- Kto tam?- zapytałam wpatrując się w uchylone drzwi.- To ja- odpowiedział nieznajomy.- To znaczy kto?- dopytywałam się dalej.- Nie poznajesz mnie? Przecież jestem twoim chłopakiem….- widząc, że nie kojarzę dodał- Altharis…- Bardzo mi przykro, ale…ja cię nie znam- odpowiedziałam. Załamany chłopak wyszedł z sali.

Siedziałam przez dłuższą chwilę w milczeniu wpatrując się w okno. W końcu postanowiłam się wykąpać. Wzięłam ciuchy leżące na krześle obok łóżka i poszłam do łazienki. Niestety pomyliłam drzwi i weszłam do małego składziku przeznaczonego na przyrządy do czyszczenia. Kiedy odnalazłam właściwe pomieszczenie i weszłam pod prysznic poczułam się jak w niebie. Wszystkie emocje spłynęły po mnie jak po kaczce. Stałam tam dobre pół godziny, gdy usłyszałam pukanie do drzwi łazienki.- Kto tam?- zapytałam.- Dyrektor- odpowiedział dźwięczny baryton. - Już wychodzę- odpowiedziałam i stanęłam na wycieraczce. Powoli się ubrałam. Umyłam zęby, uczesałam włosy w długi koński ogon i wyszłam z łazienki. -Witaj!- odezwał się stojący przy drzwiach mężczyzna.- Poznajesz mnie?- Przykro mi, ale nie- odpowiedziałam dość szczerze. Miałam już naprawdę dość tego, że wszyscy mnie znają a ja widzę ich po raz pierwszy. - Jesteś głodna?- zapytał.- Oczywiście- przytaknęłam. Wtedy dopiero poczułam jak burczy mi w brzuchu.

***

W stołówce jadłam w ciszy. Byłam tak głodna, że kelnerka musiała przynieść mi dokładkę. Mężczyzna, który przedstawił się jako dyrektor szkoły, poczekał aż skończę jeść i zaczął mi zadawać pytania.- Jestem Daniel Camber- powiedział.- Czy pamiętasz cokolwiek ze swojego wcześniejszego życia?- Niestety nie. Czuję się, jakbym się dopiero co urodziła- odpowiedziałam ze smutkiem. Byłam pozbawiona wspomnień. Marzyłam o tym, aby mię choćby jedno jedyne. Nawet to najgorsze i najbardziej bolesne. - Sprawa jest poważniejsza, niż przypuszczaliśmy- odezwał się mężczyzna.- Będziemy musieli zastosować niezwykle ryzykowny „proces wsteczny”. Wiąże się z nim wiele niebezpieczeństw. Jeśli zrobimy choćby najmniejszy błąd możemy spowodować nieodwracalne zmiany w twoim mózgu. Jednym słowem staniesz się upośledzona. Czy zgadzasz się na ten zabieg?- zapytał dyrektor.- Jeśli to może przywrócić mi pamięć to bez najmniejszego wahania- odpowiedziałam.- W takim razie musimy wziąć się za przygotowania. Emmo, zrób eliksir…- zwrócił się do siedzącej obok mnie dziewczyny.- Oczywiście- odpowiedziała.- Już się biorę do pracy- wstała i poszła w stronę drzwi na korytarz.

***

Leżałam na łóżku w Sali chorych. Dyrektor kazał mi odpocząć przed zabiegiem. Szybko się jednak zaczęłam nudzić. Byłam bardzo niecierpliwa. Chciałam odzyskać już swoje wspomnienia i rozpoznawać ludzi, których mijam na korytarzu. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Podziwiałam znajdujące się za nim widoki. Widziałam szkolny park. Obserwowałam ludzi siedzących na ławkach i spacerujących długimi alejkami. Po pewnym czasie i to zaczęło mnie nudzić. Podeszłam do dużego regału z książkami. Przeglądałam tytuły i oglądałam okładki.- Jesteś gotowa?- zapytała głos dobiegający z drugiej strony pokoju. Z zaskoczenia aż podskoczyłam. Gdy się odwróciłam zobaczyłam kobietę, którą dyrektor nazwał Emmą.- Tak- odpowiedziałam.- W takim razie chodź- powiedziała w wyszła za drzwi. Podążyłam za nią.

19

Dotarłyśmy do dziwnej Sali. Wydała mi się trochę przerażająca. Na ścianach były stare świeczniki i pajęczyny. Przeszedł mi po plecach dreszcz. - Chodź- zachęcił mnie skinieniem ręki dyrektor. Podeszłam do niego.- Wypij to- powiedziała Emma i podała mi mała zieloną fiolkę.- Ostrzegam, że nie jest wyjątkowo smaczne. Możesz się dziwnie poczuć- ostrzegła mnie. Podniosłam fiolkę do ust i powoli wypiłam jej zawartość. Poczułam jak wszystko w żołądku przewraca mi się do góry nogami. Wzięło mnie na wymioty, ale się powstrzymałam.- Dobrze się czujesz?- spytała dziewczyna. Widocznie zrobiłam się blada.- Tak- pokiwałam głową.- Usiądź- powiedział dyrektor i wskazał krzesło po drugiej stronie sali. Podeszłam tam i zajęłam wyznaczone miejsce. - Nie bój się- dodała mi otuchy Emma, po czym nałożyła mi na głowę dziwny metalowy hełm. - Może cię boleć głowa. Będę przecież grzebał w twoim umyśle- powiedział dyrektor i położył swoje dłonie na mojej głowie. Właściwie to na znajdującym się na niej hełmie. Zobaczyłam błysk niebieskiego światła wydostającego się spod dłoni dyrektora. Poczułam przeszywający ból głowy, po czym odpłynęłam. Powoli przed oczami zaczęły mi stawać obrazy moich wspomnień. Widziałam podchodzącego do mnie Nikodema, walczącego Altharisa, Emmę otwierającą mi bramę szkoły, gdy po raz pierwszy tu przybyłam… W końcu ujrzałam moją mamę robiącą mi śniadanie. Jej uśmiech, duże granatowe oczy, opadające na ramiona brązowe loki. Była bardzo piękna.

Rozdział XX – Zakazana Księga Magii

Obudziłam się i pierwsze co ujrzałam to siedzący obok mnie Altharis.- Co się stało? Jak ja się tu znalazłam?- zapytałam.- Straciłaś przytomność podczas „procesu wstecznego”- wyjaśnił mi ukochany.- Ach tak- odpowiedziałam.- Przypominam sobie! Nareszcie pamiętam! Wszystko!- wykrzyknęłam uradowana.- Doprowadź się do porządku i przyjdź na śniadanie- powiedział Altharis. Wtedy dopiero spostrzegłam, że moje włosy są rozczochrane. Poszłam do łazienki i zaczęłam je rozczesywać. Miałam z tym spore problemy. Kiedy w końcu mi się udało postanowiłam zejść do stołówki.

Szłam długimi krętymi korytarzami. Wszystkie wydawały mi się taki same. Chyba jeszcze nie do końca odzyskałam pamięć. Stanęłam na zakręcie i nie wiedziałam w którą pójść stronę. Po długim zastanowieniu postanowiłam skręcić w prawo. Szłam i szłam. Mijałam wiele pokoi. Na końcu korytarza, w ciemnym zaułku, zobaczyłam duże metalowe drzwi. W powietrzu poczułam powiew tajemnicy. Z ciekawości postanowiłam sprawdzić co znajduje się za owymi drzwiami. Byłam prawie pewna, że będzie zamknięte. Nacisnęłam klamkę i ku mojemu zdziwieniu usłyszałam dźwięk otwierającego się zamka. Weszłam do środka. Moim oczom ukazała się wielka biblioteka. Podeszłam do jednego z regałów i przejechałam po nim palce. Był cały brudny i od lat nie używany. Wzięłam do ręki jedną z książek i zdmuchnęłam z niej tumany kurzu. Otworzyłam na przypadkowej stronie i zobaczyłam piękny obrazek. Bardzo się zdziwiłam, ponieważ ilustracja się poruszała. Widniało na niej wzburzone morze i mały piracki statek. Przez chwilę przyglądałam się nadzwyczajnemu obrazkowi. Kiedy skończyłam, odłożyłam książkę na jej miejsce. Już miałam wychodzić, kiedy zobaczyłam stojący na środku pomieszczenia drewniany pulpit. Leżała na nim duża otwarta księga.

Podeszłam bliżej. Była ona okurzona i wyglądała na bardzo starą. Próbowałam coś przeczytać, ale nie potrafiłam. Sprawdziłam okładkę księgi. Był tam dziwny tytuł „grether”. - A co ty tutaj robisz, dziecko?- zapytał wyłaniający się zza regału starszy mężczyzna. Wcześniej go tutaj nie zauważyłam. Miał długą siwą brodę oraz wąsy w tym samym kolorze. - Ja…ja tylko…- zaczęłam się jąkać. - Nie bój się. Nic ci nie zrobię- powiedział mężczyzna.- Chciałem tylko wiedzieć. Nikt tu nigdy nie przychodzi.- Ja trafiłam tu przez przypadek.- Nie wątpię w to. Jestem Berethun. Strzegę zbiorów tej biblioteki- przedstawił się.

20

- Co to za imię, Berethun?- zapytałam z nieukrywaną ciekawością.- Jest to imię magiczne. Ze starego języka, którym mieli obowiązek posługiwać się wszystkie istoty magiczne. Oznacza ono „opiekun”- wyjaśnił mi starzec.- Masz do mnie jakieś pytania? Chętnie na nie odpowiem. Nie miałem gościa od 133 lat.- To ile ma pan lat?- zapytałam zdziwiona.- 214- odpowiedział.- Jestem elfem z rodu służących czyli Partor.- Mam do ciebie jedno pytanie. Co to jest za księga?- Jest to Zakazana Księga Magii. Są w niej zaklęcia, które nigdy nie powinny zostać napisane. Wyrządziła ona wiele szkód wszystkim gatunkom żyjącym. Także ludziom…

Rozdział XXI – Historia Księgi

- Opowie mi pan co się stało?- zapytałam pełna nadziei. Mężczyzna się chwilę zastanowił, po czym powiedział:- Dobrze, jeśli tak bardzo chcesz…Wszystko zaczęło się tysiąc lat temu. Wtedy to właśnie Errdin, najpotężniejszy czarodziej tamtych czasów, sporządził i zapisał zaklęcia, które później uznaliśmy za „czarną magię”.- Czemu „czarną”?- zapytałam. Zawsze ciekawiło mnie skąd się wzięła ta nazwa.- Ponieważ zaklęcia te służyły tylko do zabijania, tortur i zagłady świata. Nie było z nich nic dobrego.

Po jego śmierci księga trafiła do Crevana. Był on jego synem. Miał jednak złe zamiary. Nie odziedziczył mądrości po ojcu. Za wszelką cenę chciał się stać panem wszechświata. - Za wszelką cenę to znaczy…- przerwałam mu.- Z tego powodu zabił nawet swoją matkę- odpowiedział elf.- To straszne…- Zgadza się. Chciał on zawładnąć całym światem. Był rządny władzy. Pragnął podporządkować sobie wszystkie istoty, także ludzi. Przez wiele lat studiował Księgę, aż dowiedział się jak zamienić ludzi w istoty magiczne. Musieli oni wypić krew elfa. W tym celu wymordował wielu pobratymców Eledina.- Czy to…- przerwała mu.- Tak. Eledin był ojcem Altharisa. Ale przejdźmy do naszej historii.

Później Crevan się zakochał w pięknej Anabel. Była ona człowiekiem i bardzo kochała swojego męża. Nie wiedziała jednak o jego zamiarach wobec świata. Kiedy je poznała chciała go powstrzymać. Była kobietom o złotym sercu. Nie mogła bezczynnie stać i patrzeć jak inni cierpią.

Anabel zawarła przymierze z Eledinem. Polegało ono na zniszczeniu Księgi. Zadaniem Anabel było wykradzenie owego przedmioty mężowi. Był jednak jeden problem. Crevan strzegł jej jak oka w głowie. Dzielna kobieta jednak nie miała zamiaru rezygnować. Postanowiła spróbować. Udało jej się. Ukryła Księgę w lesie we wcześniej wyznaczonym przez Eledina miejscu.

Kiedy Crevan się o wszystkim dowiedział wpadł w wściekłość. Ze złości zamordowała swoją żonę, a jej ciało wrzucił do pobliskiej rzeki. Zaprzysiągł zemstę. Za pomocą krwi elfów stworzył potężną armię. Postanowił zabić Eledina i wszystkich jego pobratymców. Próbowała przez wiele lat jednak nie udawało mu się zgładzić przywódcy elfów. Aż do pewnej nocy. Zaatakował jego osadę i wszystkich zabił. No…prawie wszystkich.- Galadriela i Altharis…- przerwałam mu.- Tak. Im i niewielu elfom udało się ujść z życiem.- O Boże!- wykrzyknęłam nagle.- Co się stało?- zapytał przestraszony Berethun.- Zapomniałam, że Altharis czeka na mnie w stołówce. Pewnie się martwi- odpowiedziałam.- Zasiedziałam się. Dziękuję panu za mile spędzony czas, i że opowiedział mi pan całą historię…- Jeszcze jedno!- przerwał mi Berethun.- Nie mów nikomu, że tu byłaś i rozmawiałaś ze mną.- Oczywiście! Zatrzymam to w tajemnicy- odpowiedziałam.- Mam jednak jeszcze jedno pytanie.

21

- Słucham.- Jak ta Księga znalazła się tutaj?- zapytałam.- Ja odnalazłem ją w lesie po tym, jak mój ojciec opowiedział mi tą historię. Takie było moje przeznaczenie- odpowiedział Berethun.

Po tych słowach wyszłam z biblioteki i poszłam wzdłuż korytarza.- O, tu jesteś! Wszędzie cię szukałem- usłyszałam. Gdy się obróciłam zobaczyłam Altharisa idącego w moim kierunku.- Przepraszam! Zgubiłam się. Chyba nie do końca jeszcze wszystko pamiętam- odpowiedziałam.- Możliwe…- odparł chłopak i złapał mnie za rękę.

Rozdział XXII – Ostrzeżenie

- Cieszę się, że już po wszystkim. Tak bardzo tęskniłem za rozmową z tobą- oświadczył mi Altharis.- Ja też się cieszę- odpowiedziałam i pocałowałam ukochanego prosto w usta. Najwyraźniej sprawiłam mu tym przyjemność, bo szeroko się uśmiechnął. - Jesteś taka piękna…- powiedział i odgarnął mi pukiel włosów z twarzy.- Cześć wam!- usłyszałam głos Viktorii. Przyjaciółka podeszła do mnie i wpadła mi w ramiona.- Tak się cieszę, że znowu jesteś sobą!- Ja też- odpowiedziałam i mocno ją uścisnęłam. - Mam do ciebie mega ważną sprawę- wyparowała Viktoria.- Słucham.- Umówiłam się na randkę i potrzebuję twojej pomocy.- Ty?! Na randkę?!- zapytałam z nieukrywanym zdumieniem. Moja współlokatorka nie należała do osób, które umawiały się z chłopakami. Była raczej typem kujonki. Ostatnio zapisała się nawet do kółka matematyczno-chemicznego.- Spokojnie! Wytłumaczę ci wszystko w drodze do pokoju- odpowiedziała Viktoria.- Mogę ci ją na chwilę porwać?- zwróciła się do Altharisa.- Jeśli musisz…- odpowiedział z dość teatralnym smutkiem.

Droga do naszego pokoju prowadziła przez wiele korytarzy, więc Viktoria miała dużo czasu, aby mi o wszystkim opowiedzieć. - Mów bo zaraz osiwieję z niecierpliwości!- ponagliłam przyjaciółkę.- Dobrze…Potrzebuję twojej rady w sprawie stroju na randkę. Ty się chyba na tym znasz- opowiedziała Viki.- Ale z kim się umówiłaś?! Mów natychmiast!- No dobrze już. Umówiłam się z Brentem. - Czy to ten chudy brunet w okularach? Nie wiedziałam, że ci się podoba.- Ja też nie- odpowiedziała śmiejąc się.- Poznałam go na zajęciach z chemii. On jest po prostu uroczy. Taki mądry, wrażliwy, każdemu pomaga. Należy do ludzi, którzy chcą uszczęśliwić całą ludzkość- mówiła z zafascynowaniem Viki.- Dziewczyno, ty się najzwyczajniej w świecie zakochałaś!- wykrzyknęłam z wielkim uśmiechem na twarzy.

***

Usiadłam na łóżku Viktorii, a ta po kolei wyciągała z szafy wszystkie ciuchy.- Jak myślisz, ta będzie dobra?- zapytała wyciągając czerwony top. Chwilę się mu przyjrzałam, po czym powiedziałam:- Za bardzo wyzywający. Przecież to dopiero pierwsza randka.

22

- Wiem i właśnie dlatego się denerwuję- odpowiedziała.- Jestem taka podekscytowana.- Widzę- odpowiedziałam i obie zaczęłyśmy się śmiać.- A ta?- Viktoria pokazała niebieską-czerwoną tunikę.- Idealna!- odpowiedziałam z uśmiechem.- Do tego te ciemne dżinsowe rybaczki.- Dziękuję ci za pomoc!- wykrzyknęła i ucałowała mnie w policzek.

***

Szłam długim korytarzem. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do Altharisa. Miałam dobry humor, więc nuciłam pod nosem piosenkę The Police „Every breath you take”. Nagle usłyszałam głośny podmuch wiatru. Spojrzałam na okna, ale ku mojemu zdziwieniu, wszystkie były zamknięte.- Jest tu ktoś?- zapytałam, gdy usłyszałam ten dźwięk po raz drugi. Cisza. Zobaczyłam błysk światła wydostający się spod zamkniętych drzwi. Otworzyłam je i…- Aaa…- krzyknęłam, kiedy moim oczom ukazała się kobieta otoczona białą mgłą.- Ki…ki…kim ty do diabła jesteś?!- zapytałam przerażona.- Nie bój się- uspakajała mnie dziwna postać. Było w niej coś takiego, co sprawiało, że miałam wrażenie jakbym ją znała.- Ty…ty…O Boże!- krzyknęłam po chwili namysłu. Ona była bardzo do mnie podobna.- Czy ty…?- Jestem twoją matką- dokończyła za mnie kobieta.- Ale…jak to możliwe?- dopytywałam się.- Przychodzę, aby cię ostrzec. - Mnie? Przed czym?- Twoja radość nie potrwa długo. Wkrótce czeka cię wielkie wyzwanie. Staniesz na czele potężnej armii złożonej z czarodziei i elfów. Będziesz musiała podjąć decyzję, od której będzie zależało istnienie rasy ludzkiej. Osoba, którą darzysz zaufaniem okaże się zdrajcą.- Ale ja…- Nie martw się. Przywództwo masz w genach, a o potędze swojej mocy nie masz jeszcze pojęcia- powiedziała kobieta. Nagle zrobiło mi się gorąco i ciemno przed oczami. Już miałam upaść na podłogę, kiedy ktoś mnie podtrzymał. Była to moja matka.- Wszystko w porządku?- zapytała.- Jak to możliwe, że mogę cię dotknąć?- Ja…ja…- zaczęła się jąkać.- Czekaj…!- krzyknęłam, ale było już za późno. Kobieta zniknęła we mgle.

***

Siedziałam zamyślona na schodach przy wejściu do szkoły.- Halo! Ziemia do Jenny!- powiedział Altharis machając mi ręką przed nosem.- Yyy…Mówiłeś coś?- zapytałam. Czułam się jakby mnie wybudzono z jakiegoś transu. - Czy duchy można dotknąć?- zapytałam ni stąd ni zowąd. - Co?- zdziwił się Altharis.- Jam myślisz?- Eee…Raczej nie- odpowiedział trochę skołowany. - Aha- westchnęłam w zadumie. „Czy to możliwe? Czy ona mogła być prawdziwa? Może nie była duchem?”- pytałam siebie w myślach.

Rozdział XXIII – Matka

Myśl, że moja matka może żyć spędzała mi sen z powiek. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w biały sufit. Obróciłam się na prawy bok i spojrzałam na Viktorię. Spała. Po długim zastanowieniu wreszcie postanowiłam zejść do kuchni w nadziei, że znajdę coś do jedzenia. Wygrzebałam spod łóżka kapcie i

23

wyszłam na korytarz. Stałam chwilę przed drzwiami i poczułam gęsią skórę. Wróciłam więc do pokoju i włożyłam na siebie granatową bluzę wiszącą na krześle.

Szłam przez duży i ciemny hall. Wszystkie światła były pogaszone i tylko przez okna wpadało blade światło księżyca. Właśnie zbliżałam się do korytarza prowadzącego w stronę kuchni, gdy usłyszałam stukanie do drzwi. Przystanęłam wystraszona. Po chwili namysłu poszłam otworzyć.

Stanęłam jak wryta, gdy moim oczom ukazała się wysoka i szczupła brunetka. Była to ta sama kobieta, którą spotkałam wczoraj. Była to moja matka. Stała tam w strugach deszczu. Ubranie miała przemoczone do suchej nitki, a mokre włosy przyklejały się jej do twarzy.- Mogę wejść?- zapytała. Skinieniem ręki zaprosiłam ją do środka. Wciąż jeszcze byłam oszołomiona. Serce waliło mi jak po męczącym biegu. Mama weszła i zamknęła za sobą drzwi. Wtedy dopiero zobaczyłam jej poranioną rękę. Ona chyba to zauważyła, bo powiedziała:- Między innymi, dlatego tu przyszła. Nie miałam dokąd się udać. Czy jest w tej szkole lekarz??- Oczywiście zaraz cię do niego zaprowadzę- odpowiedziałam i poszłam w kierunku schodów.- Jakie są inne powody twojego przybycia?- zapytałam po chwili niezręcznego milczenia.- Kiedy cię wczoraj zobaczyłam…Jesteś moją córką i chciałam cię znowu ujrzeć- odpowiedziała i mocno mnie przytuliła. Wtedy się rozpłakałam.- Dlaczego mnie zostawiłaś?! Nie kochałaś mnie?!- wykrzyknęłam przez łzy.- Skąd taki pomysł? Bardzo cię kochałam i właśnie dlatego musiałam cię opuścić. Dla twojego dobra. Groziło mi niebezpieczeństwo. Nie byłaś przy mnie bezpieczna.- Ale dlaczego?!- zapytałam i ponownie zaniosłam się histerycznym płaczem.- Aroden- przywódca Fartrabów chciał mnie zabić. - Czemu?!- Bo ja zabiłam jego ojca. Właśnie dlatego tworzy teraz potężną armię i chce wywołać wojnę. W ten sposób się mści. Na wszystkich istotach, które nie staną po jego stronie- wytłumaczyła mi mama.- To on mi to zrobił- dodała i pokazała swoją rękę.- Dlatego napadł na elfy?- zapytałam.- Zgadza się.- A gdzie jest mój ojciec?- przez chwilę miałam nadzieję, że może i on żyje.- Aroden go zabił- odpowiedziała ze smutkiem mama. Wtedy ponownie zaniosłam się histerycznym płaczem. Tym razem jednak dużo głośniejszym. Niestety znajdowałyśmy się akurat na piętrze sypialni. Wszyscy powychodzili z pokoi i zaspanymi oczami wpatrywali się w nas. Obudził się także dyrektor Daniel.- Co tutaj robisz i kto to jest?- zapytał mnie z gniewem w oczach.- To jest moja mam i potrzebuje pomocy lekarza- odpowiedziałam i wskazałam na jej zakrwawioną kończynę.- Mam na imię Daniel i jestem dyrektorem tej szkoły- przywitał się mężczyzna.- Jestem Tracy. Miło mi pana poznać- i podała mu zdrową prawą rękę.- Zaprowadzę panią do pielęgniarki i przy okazji porozmawiamy- powiedział dyrektor.- A wy wracajcie do łóżek!- zwrócił się do uczniów stojących na korytarzu.- Ty też Jenny- powiedział i zrobił minę, która oznaczała „ i bez dyskusji”. Posłusznie, więc musiałam wrócić do sypialni.

Rozdział XXIV – Przygotowania do walki

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Wstałam z łóżka i włożyłam na siebie te same ciuchy, w których chodziłam wczoraj. Wyszłam na korytarz i ruszyłam w kierunku hallu. Zastanawiałam się, czy spotkanie z mamą było prawdą, czy tylko mi się przyśniło.

Kiedy weszłam do hallu odetchnęłam z wielką ulgą. Tracy wraz z dyrektorem siedziała na dużej białej kanapie. - Dobrze, że jesteś- powiedziała mama, gdy tylko mnie zobaczyła.- Musimy porozmawiać- wtrącił się dyrektor.- Chodź!- wstał z kanapy i poszedł w kierunku auli. Po chwili zrobiłam to samo. Ku mojemu zaskoczeniu w środku zebrała się cała szkoła. Nawet sprzątaczki, kucharki i inni pracownicy. Zrozumiałam, że chodzi o coś naprawdę ważnego. Wzrokiem odszukałam na sali Viktorię.

24

Miałam szczęście, ponieważ było obok niej jeszcze wolne miejsce. Pośpiesznie przecisnęłam się przez siedzących uczniów i zajęłam krzesło przy mojej przyjaciółce. - Trzymałam je specjalnie dla ciebie- powiedziała Viki i skinęła głową na moje miejsce.- Dziękuję!- odpowiedziałam.- Wiesz może po co nas tu ściągnęli?- Bill z 3a mówił, że chodzi o jaką wojnę, ale jemu rzadko można wierzyć- odpowiedziała i spojrzała w kierunku podwyższenia, na którym właśnie pojawił się dyrektor.- Zaraz się dowiemy- powiedziałam.- Dziękuję wam wszystkim za przybycie- zaczął dyrektor.- Czeka nas wojna- powiedział bez żadnych ceregieli. Po sali przebiegł szmer. - A więc Bill miał racje- powiedziała do mnie z przerażeniem w oczach Viktoria.- Proszę o spokój! Pani Tracy, mama waszej koleżanki Jenny i jedna z najpotężniejszych czarownic, wszystko wam wytłumacz- i skinął ręką w jej kierunku. Ona podeszła i stanęła przy mikrofonie.- Witajcie- powiedziała.- Zabiłam kiedyś niewłaściwą osobę…- zaczęła mama i opowiedziała wszystkim całą historię, którą usłyszałam w nocy, kiedy tu przyszła.- Tak więc Aroden tworzy armię i chce napaść na naszą szkołę, aby się zemścić na Tracy. Ona zabiła mu ojca, dlatego on chce zabić Jenny. Pragnie, aby cierpiała ona tak samo jak on przed laty- powiedział dyrektor. - Dlatego my też musimy stworzyć armię, aby stawić mu czoła- wtrąciła się mama.- Na jej czele stanie moja córka Jenny.- Ja?!- wykrzyknęła.- Jest ona najpotężniejszą czarownicą jaką widział świat- kontynuowała.- Narodziła się po to, aby pokonać Arodena. To jest jej przeznaczeniem.- Jutro o 8:00 chcę was wszystkich widzieć przed zbrojownią- powiedział dyrektor.- Możecie się rozejść!- jednak wszyscy z rozdziawionymi ustami i przerażeniem w oczach nadal siedzieli na swoich miejscach. Po chwili jednak wstali i w milczeniu opuścili aulę. - Jenny!- zatrzymała mnie mama.- Chciałabym z tobą porozmawiać.- Ja…ja…ja nie mogę! Nie mam żadnego doświadczenia w bitwie! Jak więc mam poprowadzić armię?- wykrzyknęłam, a po policzkach spłynęły mi łzy.- Wiem, że się boisz, ale przywództwo i umiejętność walki masz w genach- powiedziała mama.- Wystarczy tylko trochę ćwiczeń, abyś to w sobie odnalazła. Dlatego chcemy, abyście się jutro zebrali przed zbrojownią. Wszyscy zostaniecie odpowiednio przeszkoleni.- Mamo…Tak się boję!- i rzuciłam się jej na szyję.- Wiem kochanie. Idź wypocząć. Jutro będziesz potrzebowała dużo sił- i ucałowała mnie w pliczek.

***

Mimo świadomości walki jaka mnie czekała spałam dość spokojnie. Raz tylko obudziłam się w środku nocy cała mokra i zdyszana. - Jak spałaś?- zapytała mnie Viktoria, gdy tylko otworzyłam oczy.- Nawet dobrze- odpowiedziałam.- A ty?- Fatalnie. Cały czas śniłam mi się wojna- odpowiedziała i opadła powrotem na poduszkę.- Ubieraj się!- Po co?- zapytałam trochę zdziwiona.- Jak to po co? Przecież mamy się zebrać przed zbrojownią!- wykrzyknęła przyjaciółka.- Ach tak… Zapomniałam- i leniwie wstałam z łóżka.

- Tak się boję…- powiedziała Viktoria, gdy skręcałyśmy w korytarz prowadzący pod zbrojownię.- Ja też- odpowiedziałam. Kiedy dotarłyśmy w wyznaczone miejsce zbiórki większość osób już tam była, a reszta także się powoli schodziła.- Ciekawe po co kazali nam się tu zebrać?- podszedł do nas niski blondyn o dużych niebieskich oczach.- Będą nas uczyć walczyć, idioto!- odpowiedziałam mu dość niegrzecznie i ruszyłam w stronę drzwi do zbrojowni. W tym samym czasie pojawił się przed nimi dyrektor wraz z moją matkom. - Cieszę się, że już jesteś- powiedział na przywitanie. Ja tylko się do niego uśmiechnęłam.- Witajcie- zwrócił się do reszty zgromadzonych.- Po kolei wejdziecie teraz do zbrojowni i każdy z was niech weźmie sobie jakąś broń. Kiedy to zrobicie zapraszam was na zewnątrz. Tam ja razem z innymi nauczycielami będziemy was uczyć walczyć- i poszedł w kierunku drzwi wyjściowych.

25

Weszłam pierwsza. Na ścianach wisiało pełno broni. Od biczów poprzez noże, łuki, aż do wielkich oburęcznych mieczy i toporów. Podeszłam do wiszącego na ścianie bicz z lśniącą srebrną rączką. Wzięłam go i wsadziłam za pas. Już miałam wychodzić, kiedy moją uwagę przykuł piękny łuk. Był największy ze wszystkich znajdujących się w zbrojowni.

***

Usiadłam pod dużą lipą. Ponieważ jako pierwsza wzięłam broń i przyszłam w miejsce naszego szkolenia, musiałam jeszcze trochę poczekać, aż zjawią się tu wszyscy. Siedzenie pod drzewem było dość męczące. Na szczęście po jakiś pięciu minutach pojawiła się Viktoria. - Jaką wzięłaś broń?- zapytała i pokazała mi swoją zdobycz. Trzymała w ręce bicz, podobny do mojego i dwa sztylety z wygrawerowanym napisem na ostrzu.- Ciekawe co to znaczy?- powiedziałam wskazując na ów napis.- „Amor omnia vincit.” To po łacinie. Oznacza „ miłość wszystko zwycięża.”- wyjaśnił Altharis, który usłyszał moje pytanie.- Znasz łaciński?- zapytała zaskoczona Viktoria.- My elfy znamy wszystkie języki.- A co znaczy ten drugi napis?- wskazałam na sztylet w ręce przyjaciółki.- „Bene mori praestat, quam trpiter were.” To ,, Lepiej dobrze umrzeć, niż haniebnie żyć.”- Mądre te słowa- przyznałam.

- Podejdźcie tu wszyscy- polecił nam dyrektor.- Podzielimy was teraz na grupy, według broni jaką posiadacie. Ci, którzy mają miecze lub topory, proszę podejść do mnie. James będzie uczył posługiwać się sztyletami, Emma biczem, a Galadriela pokaże wam jak się sturla z łuku. Na koniec nauczymy was podstawowych zaklęć obronnych. Każdy niech podejdzie do swojego nauczyciela- i wszyscy się rozeszli.

Wraz z kilkoma uczennicami podeszłam do Emmy. - Wyjmijcie swoje bicze i złapcie je w ten sposób- pokazała nasza nauczycielka.- Teraz zamachnijcie się w ten sposób i zadajcie cios- zademonstrowała. Ja jednak zamachnęłam się zbyt mocno i uderzyła stojącą za mną koleżankę.- Przepraszam!- powiedziałam.- Nic się nie stało. Mi też nie wychodzi- odpowiedziała dziewczyna.- Za drugim razem uderzyłam już tylko siebie. Dopiero po kilku nieudanych próbach wyszło mi jak należy.- Ci, których teraz wskażę mogą iść uczyć się już czegoś innego- powiedziała Emma i pokazała na mnie Viktorię i wysoką brunetkę w dużych okrągłych okularach.

Nadszedł czas na naukę strzelania z łuku. Poszłam do grupy Galadrieli. Od początku zauważyłam, że jakoś dziwnie na mnie patrzy. Z pewną niewyjaśnioną wrogością. Pomyślałam jednak, że pewnie mi się przywidziało.- Złapcie łuk w ten sposób- zaczęła młoda elfka.- Przyłóżcie strzałę w ten sposób… Źle Jenny! Strzałę trzymamy w ten sposób- i pokazała mi jak to się robi właściwie.- Naciągnijcie cięciwę, wycelujcie i…oddajcie strzał- powiedziała.

Kiedy nauczyliśmy się strzelać z łuku Galadriela wręczyła nam kołczany pełne strzał. - Załóżcie je na plecy- poleciła.- Teraz musicie się nauczyć szybko wyjmować strzały i strzelać.- Szybciej Jenny! Nie obijaj się!- krzyknęła. - Czego ty właściwie chcesz?!- zapytałam trochę zdenerwowana.- O co ci chodzi?!- A o to, że mój brat jest w tobie zakochany i dla ciebie chce zrezygnować ze swojej nieśmiertelności!- wykrzyknęła dziewczyna i rozpłakała się.- Co takiego?!- To co słyszałaś!- Przysięgam, że nie miałam o tym zielonego pojęcia! Gdybym wiedziała wybiłabym mu ten pomysł z głowy!- powiedziałam.- Naprawdę nic nie wiedziałaś?- spytała.- Myślałam, że to ty go do tego namówiłaś.- Jak mogłaś tak pomyśleć?- Nie wiem. Przepraszam- i przytuliła się do mnie.

Po nauczeniu się władać bronią przyszedł czas na zaklęcia obronne. Z nimi nie miałam większego problemu. Odpowiednio je wypowiadałam.

26

- Świetnie wam wszystkim poszło- powiedział dyrektor, gdy skończyliśmy naukę.- Na pewno jesteście zmęczeni po ciężkim dniu ćwiczeń. Idźcie do swoich sypialni i porządnie odpocznijcie. Jutro czeka was ciężki dzień. Każdy z was ma podczas walki słuchać rozkazów Jenny, ponieważ to ona będzie wami dowodzić- przypomniał.- A teraz…Dobranoc- powiedział i udał się w kierunku szkoły.

Rozdział XXV – Wojna – początek

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Po głowie chodziły mi niepokojące myśli. Bałam się, że nie sprostam oczekiwaniom matki i dyrektora. - Pobudka!- usłyszałam wołanie i stukanie w drzwi. Był to Jessy, który zwoływał na zbiórkę.- Ubierzcie się w stroje wojenne- polecił zaglądając do pokoju. Pośpiesznie wstałam z łóżka i włożyłam na siebie przygotowane wcześniej ubranie.

Wszyscy zebrali się w hallu. Byli gotowi do bitwy. Podeszłam do matki, która siedziała na kanapie wraz z dyrektorem i nauczycielami. Gdy tylko mnie zobaczyła wstała i ruszyła w moim kierunku.- Chciałabym ci coś podarować- powiedziała.- Tak?- Oto mój sztylet, który dostałam od swojej matki. Pragnę, abyś go miała- i wręczyła mi broń.- Dziękuję- odpowiedziałam i mocno ją uścisnęłam.- Dlaczego ja?- zapytałam nagle.- Co dlaczego?- Dlaczego to ja muszę dowodzić? Przecież nie umiem!- Nie martw się. Potrafisz. Masz to we krwi. To twoje przeznaczenie.- Boję się, że przeze mnie ktoś zginie!- poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Mama otarła je wierzchem swojej dłoni.

Kolejne dziesięć minut spędziłam na rozmyślaniu. Siedziałam samotnie w kącie.- Nie wiem co mam wam powiedzieć- dopiero teraz zauważyłam, że dyrektor wstał.- Mogę chyba jedynie życzyć wam powodzenia- powiedział.- Wyjdźcie tam i dajcie z siebie wszystko. Walczcie najlepiej jak potraficie- chwycił broń i ruszył w kierunku drzwi. Po chwili wszyscy zrobili to samo. Tylko ja pozostałam w bezruchu.- Idziesz?- usłyszałam głos Viktorii.- Yyy…tak- odpowiedziałam i ruszyłam za przyjaciółką.

***

Stałam za murami szkoły i spoglądałam na rozciągające się przede mną wzgórza. Był słoneczny dzień. Na niebie nie było widać prawie ani jednej chmury. Byłam przerażona. Serce waliło mi jak szalone. Czułam jakby miało zamiar zaraz wyskoczyć. - Nie płacz. Na pewno wygramy- powiedziała rudowłosa dziewczyna. Spostrzegłam, że po policzkach spływają mi łzy. Pośpiesznie otarłam je wolną dłoniom. W drugiej bowiem trzymałam potężny łuk. - Dasz radę- poklepał mnie po ramieniu dyrektor.- Mam nadzieję- odpowiedziałam.

Stanęłam w miejscu, z którego będę mogła widzieć całą bitwę i dobrze dowodzić. Po mojej prawej stronie stała matka, a po lewej dyrektor. Bardzo potrzebowałam ich obecności zwłaszcza w takim momencie. - Altharis…?- zawołałam, gdy zauważyłam ukochanego. On odwrócił się i ruszył w moim kierunku.- Gdyby coś mi się stało chciałabym, abyś wiedział, że cię kocham- powiedziałam, gdy znalazł się wystarczająco blisko i pocałowałam go. - Nawet tak nie mów! Nic ci się nie stanie!- skarcił mnie. - Ale…- Żadne ale. Musisz myśleć pozytywnie.- Chciałabym, abyś przy mnie był- powiedziałam i mocno go przytuliłam.- Oczywiście- splótł swoje palce z moimi.

27

Do moich uszu dobiegł dźwięk rogu. Obróciłam się i zobaczyłam, że na wcześniej pustych wzgórzach stoi teraz potężna armia Fartrabów. Wszyscy uzbrojeni i gotowi do bitwy. Wydawali z siebie mnóstwo okrzyków, których nie rozumiałam. Arden podniósł w górę długi miecz i wydał rozkaz „do ataku”. Wszyscy ruszyli w naszą stronę.

Rozdział XXVI – Niespodziewane zdarzenia

W tej właśnie chwili poczułam dziwne uczucie napływającej siły i odwagi. Od razu przestałam się bać. Patrzyłam teraz na biegnących w naszą stronę Fartrabów i czekałam na odpowiedni moment. Przeciwnicy byli coraz bliżej i bliżej. - Łucznicy, przygotować się!- krzyknęłam i napięłam cięciwę łuku.- Uwaga…Ognia!- wydałam rozkaz i zobaczyłam chmurę strzał zmierzających w kierunku Fartrabów. Sporo z nich zostało trafionych i popadali na ziemię. - Przygotować się…! Ognia!- krzyknęłam ponownie. I tym razem wielu wrogów zostało ugodzonych strzałą.- Świetnie ci idzie- pochwalił mnie Altharis.- Dziękuję. Oni maja katapulty!- zauważyłam nadjeżdżające machiny. Do jednej z nich właśnie został wsadzony ogromny głaz i poszybował w naszą stronę.- Uwaga!- ostrzegłam wszystkich. Kamienny pocisk trafił w wieżę szkoły i większa jej część runęła. Za nim poleciały następne i następne.

W tym samym czasie Fartrabowie przystawili do murów szkoły drabiny, po których zaczęli się wspinać. Jedna z nich znajdowała się obok dyrektora. Ten jednym ruchem ręki strącił ją na duł. Dało się słyszeć krzyki spadających ludzi. - Zaraz dostaną się na teren szkoły!- usłyszałam. Było jednak już za późno.

Pierwsi uzbrojeni przeciwnicy znaleźli się na murach. Tera zaczęła się walka wręcz. Chwyciłam swój bicz i poczęłam nim sprawnie uderzać na prawo i lewo. Było słychać dźwięk uderzającej stali. Zauważyłam jak mój ukochany walczy z kilkoma przeciwnikami na raz. Nagle od tyłu zaczął się do niego zakradać niski mężczyzna z twarzą pełną blizn. - Altharis, uważaj!- krzyknęłam i zamachnęłam się sztyletem , który dostałam od mamy. Ten poszybował pomiędzy walczącymi i ugodził Fartraba w szyję. Z rany trysnął strumień czerwonej cieczy i mężczyzna padł na ziemię. Altharis podziękował mi skinieniem głowy.

W oddali spostrzegłam moja matkę. Walczyła bardzo dzielnie. Fartrabowie padali jeden za drugim. Tracy raniła mieczem Arodena. Już miała mu zadać śmiertelny cios, gdy od tyłu ktoś wbił jej miecz w plecy. Był to dyrektor.- Mamo!- krzyknęłam i ruszyłam pędem w jej stronę. Poczułam w sercu ukłucie, jakby ktoś wbijał mi w nie grubą igłę. Dopiero co odzyskałam matkę. Nie mogłam jej teraz stracić.- Mamusiu! Nie umieraj!- zanosiłam się płaczem. Ona jednak się nie ruszała. Przyłożyłam ucho do jej klatki piersiowej i nic. Nie wyczułam bicia serca. Nie żyła! Zabił ją człowiek, którego uważałam za przyjaciela!

Na twarz prysły mi maleńkie kropelki krwi. Obróciłam głowę i ujrzałam leżącego na ziemi zabójcę matki. Nad nim stała Garadiela z mieczem zabrudzonym czerwoną cieczą.

Viktoria sprawnie cięła wokół siebie dwoma sztyletami. Była świetnie wyszkolona. Fratrabowie jeden po drugim ginęli od jej ostrzy. Na twarzy dziewczyny widać było wyraźne zmęczenie. Grzywkę miała mokrą od potu.

Klęczałam nad ciałem zmarłej matki, gdy pod nogi przyturlała mi się mała fiolka z dziwnym płynem w środku. Miał on jaskrawozielony kolor. Zdawało się jakby do mnie krzyczała „Wypij mnie!”. Poczułam coś w rodzaju wielkiego pragnienia wypicia zawartości fiolki. Było to bezmyślne i niebezpieczne lecz o to nie dbałam. Chwyciłam buteleczkę i otworzyłam ją. Z środka wydobył się piękny zapach, który sprawiał, że miałam jeszcze większą ochotę wypicia owego płynu. Przyłożyłam fiolkę do ust i przechyliłam. Poczułam dziwne uczucie. Całe ciało zaczęło mi silnie pulsować. Uderzyłam głową o podłogę.

28

Rozdział XXVII – Pogrzeb

Otworzyłam oczy. Leżałam w białym pomieszczeniu, a wokół mnie znajdowały się dziwne aparatury. Nawet nie wiedziałam, do czego wiele z nich służy. Powoli próbowałam się podnieść i wtedy poczułam niewyobrażalny ból głowy.- Aała…- krzyknęłam. Drzwi się otworzyły i stanęli w nich Altharis oraz Garadiela.- Obudziłaś się! Nareszcie! Tak się martwiłem!- podbiegł do mnie i mocno mnie uściskał.- Auć! Strasznie boli mnie głowa.- Pamiętasz, co się stało?- zapytała stojąca parę metrów dalej młoda elfka.- Pamiętam…że była wojna. Dyrektor…! Zabił moja mamę!- krzyknęłam, a po policzkach popłynęły mi dwie duże łzy.- Tak. On też nie żyje. Zabiłam go.- Później zobaczyłam dziwną fiolkę, która jakby wołała do mnie, żebym wypiła jej zawartość. I zrobiłam to. Później obudziłam się tutaj.- Jenny…Ten eliksir…On zamienił cię w elfa- powiedział Altharis patrząc mi prosto w oczy.- Co?- To był „eliksir przemiany”. Osoba, która go wypije zmienia się w tego, kim chciałaby być najbardziej. Ty najwidoczniej pragnęłaś być elfem. - Garadiela…- spojrzał na nią Altharis.- Dobra, już mówię. Istnieje sposób, abyś stała się spowrotem tym, kim byłaś.- Ale ja nie chcę być tym kim byłam! Chcę być elfem!- wykrzyknęłam.- Na pewno tego właśnie pragniesz? A może robisz to tylko ze względu na mojego brata?- zapytała dziewczyna.- Kocham go!- Jenny, nie musisz tego dla mnie robić…- Ale ja chcę- odpowiedziałam i spojrzałam mu głęboko w oczy. Było w nich widać dziwny błysk, jakiego jeszcze nigdy u niego nie zauważyłam.- Tak bardzo cię kocham…- powiedział Altharis i pochylił głowę w moim kierunku. Jego wargi delikatnie spoczęły na moich. Za każdym razem, kiedy to robił serce znacznie mi przyśpieszało. - Jenny…- przerwała nam Garadiela.- Myślę, że chciałabyś pójść na pogrzeb swojej matki. - Bardzo. Chcę się z nią ostatni raz pożegnać- odpowiedziałam zasmucona. W moim oku zakręciła się łza, po czym spłynęła po policzku wzdłuż nosa i zatrzymała się na brodzie. - Pogrzeb jest o 13:00. Altharis…- Garadiela na niego spojrzała, dając mu do zrozumienia, że muszą już iść.- Zostawimy cię samą, abyś się przygotowała- zwróciła się do mnie, mijając próg.

Drzwi się zamknęły i nadeszła chwila, której obawiałam się najbardziej. Zostałam „sam na sam” z moimi myślami. Starałam się nie wspominać tego, co ostatnio się wydarzyło, ale obrazy same zaczęły mi przelatywać przed oczami. Straciłam rachubę czasu, więc nie wiem, kiedy wreszcie z nimi wygrałam. Spostrzegłam wtedy, że po policzkach spływają mi wielkie krokodyle łzy. Wzięłam się w garść, otarłam mokrą twarz i powędrowałam do łazienki.

Włożyłam na siebie czarną koronkową sukienkę i stanęłam przed lustrem. Usilnie starałam się zebrać do kupy wszystkie włosy, ale kiepsko mi to wychodziło. Po kilku minutach poddałam się i pozostawiłam je rozpuszczone. Umyłam zapłakaną twarz i starałam się ukryć podkrążone oczy.- Pomogę ci- usłyszałam dobrze mi znany głos Viki. Miała na sobie długą aż do ziemi czarną satynową suknię i także satynowe rękawiczki sięgające jej do łokcia. - Byłabym ci wdzięczna- odpowiedziałam. Przyjaciółka podeszła do mnie i zaczęła mi nakładać pod oczy jakieś kosmetyki. Kiepsko znałam się na sztuce malowania. Mój makijaż ograniczał się do pomalowanych rzęs i błyszczyku na ustach. - Gotowe- powiedziała Viktoria po niecałych pięciu minutach. Spojrzałam w lustro i zaniemówiłam z wrażenia. Nie było wcale widać, że niedawno jeszcze płakałam. - Idziemy?- Viki złapała mnie pod ramię i pociągnęła w kierunku wyjścia na korytarz.

Po chwili znalazłyśmy się na szkolnym cmentarzu. Pochowany był tu każdy, kto w jakiś sposób zasłużył się dla tej placówki. Dyrektorzy, personel, a także uczniowie, którzy nie mieli żadnej rodziny.

Szłam powoli zmierzając w kierunku grobu mojej matki. Wszyscy, których mijałam patrzyli na mnie wzrokiem wyrażającym troskę i współczucie. Zatrzymałam się przy Altharisie i Garadieli. Wpatrywałam się

29

w pomnik mojej matki, na którym widniał napis: „ Tracy Fox 1974-29010. Najlepsza matka na świecie.” Nadal nie mogłam uwierzyć, że tam pod ziemią znajdują się prochy mojej ukochanej mamy. - Jenny?- wyrwał mnie z zamyślenia głos Altharisa.- Chciałabyś coś powiedzieć?- zapytał. Obejrzałam się i zobaczyłam wpatrzone we mnie wyczekujące twarze. Zrobiłam kilka kroków przed siebie i obróciłam się przodem do zebranych.- Moja mama była wspaniała- zaczęłam.- Niewiele ją znałam, ale wiem, że była cudowna. Wszystko, co robiła, robiła z myślą o mnie. Po to, aby mnie chronić. Bardzo mnie kochała i ja ją także. Jestem jej za wszystko bardzo wdzięczna. Będę za tobą tęsknić, mamo- zakończyłam moje krótkie przemówienie. Altharis podszedł do mnie i mocno mnie objął. - To, co powiedziałaś było piękne- szepnął mi do ucha.- Ostatnio było wiele spekulacji na temat dalszego losu szkoły- zaczęła Amanda. Nawet nie zauważyłam, kiedy się koło mnie pojawiła.- Nie potwierdzam plotek, że zostanie ona zamknięta. Wiemy, że wiele z was poza szkoła nie ma żadnego domu, dlatego ja i James postaramy się, aby dalej normalnie funkcjonowała. Uroczystość pogrzebową uznaję za zakończoną. Możecie się rozejść do swoich sypialni- powiedziała i wszyscy ruszyli w kierunku budynku. Tylko ja pozostałam na pustym teraz cmentarzu.

"Trzeba się poddać cierpieniu. Nie opierać się. Pogodzić się z nim. Dać się mu ogarnąć. Przyjąć je w zupełności i uczynić z niego cząstkę życia. Wszystko, co z życia czerpiemy, podlega pewnej przemianie: tak samo cierpienie musi stać się miłością - oto cała tajemnica." Katharine Mansfield

30