Alberto Moravia - Konformista.pdf

316
8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 1/316 lberto oravia KONFORMISTA PAVO

Transcript of Alberto Moravia - Konformista.pdf

Page 1: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 1/316

lberto oravia

KONFORMISTA

PAVO

Page 2: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 2/316

lberto oravia

KONFORMISTA

przełożyła:

Zofia Estowa

Wydawnictwo PA VOWarszawa 1993

Page 3: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 3/316

PROLOG

Page 4: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 4/316

Rozdział I

Kedy Macello był dzeckem, urzekał go byle przedmio,byle błyskoka, jak srokę. Może dlaego że w domu rodzce,

racze przez oboęność nż przez surowość, ngdy nepomyśle o ym żeby zaspokoć ego poczuce własnośc;a może daego, że nne nsynky, głębsze eszcze neuawnone, przeobrażały sę w zachłanność neusannedręczyło go pragnenie zdobyca na własność narozmaszych rzeczy. Ołówek zakończony gumką, ksążka z obrazkam, l n ka ebonowy kałamarz keszonkowy, perwsze

lepsze głupsewko budzło w nm naperw gwałowną nedorzeczną pożądlwość, a poem gdy uparzony drobazgsał sę uż ego własnością, napełnała go zdumewająca,newyczepana, magczna radość. Marcello mał w domuwłasny pokó, w kórym sypał uczył sę. Wszyskie leżąceam na soe czy zamknęe w szufladach przedmoy były dlanego śwęe, w zależnośc od ego ak dawno zosay nabye.

Słowem, ne były one podobne do nnych znadujących sęw domu przedmoów, sawały się ułamkam zdobyych użlub maących przyść dośwadczeń, �awsze pasonuących zabarwonych aemnczoścą. Marceo na swój sposóbzdawał sobe sprawę z ego dzwacznego przywązana dowasnośc kóre dawało mu neopsane szczęśce a zaazembudzło w nm przyke uczuce sale popełniane wny i nawe

ne pozosawało mu czasu na skruchę.Ponad wszysko ednak - może dlaego że byo o czymś

zakazanym - pocągała go broń. Ne boń na nby a dozabawy da dzec, blaszane szelby, pstoley na kapszony,

7

Page 5: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 5/316

drewniane pałasze, ale broń prawdziwa, z którą wyobrażeniegrozy niebezpieczeństwa i śmierci nie kojarzy się jakw tamtej , tylko przez podobieństwo frmy, lecz jest jedynąracją jej istnienia Zabawa dziecinnymi rewowerami niemogła spowodować śmierci z rewolwerami da dorosłych

wyglądało to inaczej, śmierć nie tyko była możlia, alenarzucała się po prostu niczym natrętna pokusa, którąhamuje tyko przezorność Marcelo kikakrotnie miał w rę-ku prawdziwą broń myśiwską ntę na wsi, stary rewowerktóry ojciec pokazał mu kiedyś w szkatułce; za każdymrazem przy dotknięciu broni przenikał Marcea dreszcz, jakgdyby jego ręka znalazła wreszcie naturane przedłużeniew rękojeści broni.

Marcello miał wieu przyjaciół wśród mieszkających w sąsiedztwie dzieci i w krótkim czasie uświadomił sobie, że jegozamiłowanie do broni wywodzi się z głębszych i o wie�bardziej skomplikowanych pobudek niż naiwne upodobaniamitarne kolegów Oni bawii się w żołnierzy udając drapież-ność i krwiożerczość, w rzeczywistości jednak robii to tykodla zabawy i małpując mordercze gesty nie byi naprawdęprzejęci swoją rolą; z nim natomiast działo się wręczodwrotnie: w zabawie w żołnierzy szukały ujścia jegokrwiożerczość i drapieżność, a gdy brakowało mu towarzys-twa do tej zabawy, sam wyszukiwał sobie rozrywki, zawszetakie, które zaspokajały jego niszczycieskie i morderczeskłonności W owym czasie Marceo był okrutny i ani siętego nie wstydził, ani nie robił sobie wyrzutów z egopowodu, bo okrucieństwo dostarczało mu samych tylkoprzyjemności, w których nie widział nic obrzydliwego byłojeszcze na tye dziecinne, że nie budziło niepokoju ani w nimsamym, ani w innych Zdarzało mu się na przykład schodzićdo ogrodu w upanych godzinach na początku ata Był toogród mały, ale gęsty, pełen rośin i drzew bujnie rosnących,nie tkniętych od at udzką ręką Marcello schodził do

ogrodu uzbrojony w cienki, giętki wiklinowy pręt, odłamanyna strychu ze starej trzepaczki; krążył przez chwilę międzyrozigranymi cieniami drzew i paącymi promieniami słońcapo wysypanych żwirem ścieżkach, obserwując rośliny Czuł,

8

Page 6: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 6/316

e błyszczą mu oczy, że całym ciałem wchłania ową błogośćktóra zdawała się stapiać z żywotnością wybujałego, zalane-go słońcem ogrodu, i rozpieało go szczęście Lecz było toszczęście dapieżne i okutne, które chce mierzyć swojąwiekość przez porównanie z nieszczęściem innych Kiedywidział na środku grządki piękną kępę stokrotek, usianąbiałymi i żółtymi kwiatami, albo tulipan z czerwonymkielichem na postej łodyżce, abo krzew kalii ze stzelistymi,białymi, mięsistymi kwiatami, z rozmachem smagał je witką,która świszczała w powietrzu jak szpada Witka ścinałaostro kwiaty i liście, które wdzięcznie opadały wokół rośiny,pozostawiając sztywne, ogołocone z kieichów łodygi. W takich momentach czuł potęgującą się w nim pasję życiai niemal rozkosz, jaką daje wyładowanie powstzymywanenazbyt długo enegii; a zaraze rodziło się w nm nieokreślone poczucie potęgi i sprawiedliwości. Jak gdyby owerośliny były winne i on wymierzał im kaę, pzekonany, żekaranie ich leży w jego władzy. Wyczuwał jednak, że tegorodzaju zabawa jest czymś zakazanym i nagannym. Zakażdym razem, niema wbrew woli, rzucał ukradkowespojrzenia na willę w obawie, że może go obserwować matkaz okna w salonie albo kucharka z okna w kuchni. I zdawałsobie sprawę, że boi się nie wymówek, lecz naocznychświadków swoich czynów, które on sam uważał za nienor-malne i w tajemniczy sposób splecione z poczuciem winy

Przejście od kwiatów i oślin do zwieząt było nieuchwyt-ne, tak samo jak w naturze. Marcello nie umiałby powie-

dzieć, kiedy uświadomił sobie, że pzyjemność, jaką spawiamu łamanie roślin i strącanie kielichów kwiatów, pogłębiasię jeszcze i wzmaga, gdy ofarami są zwiezęta. Może tylkoprzypadek pchnął go na tę drogę, tra że wiklinowy prętzamiast uderzyć w krzew, spadł na grzbiet śpiącej na gałęzijszczurki, a może, zaczynając w końcu odczuwać nudęi przesyt, szukał nowego przedmiotu, na którym mógłby

wyładować swoje podświadome okrucieństwo Tak czyinaczej, pewnego cichego popołudnia, gdy wszyscy w domuspali, Macello jak rażony gromem, skruszony i zawstydzo-ny, stanął nagle w obliczu pogromu jaszczurek Było ich pięć

9

Page 7: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 7/316

czy sześć, znaazł je na gałęziach dzew i na kamiennymmurze otaczaącym ogród i pozabiał ednym zamachempręta właśnie w momencie, kiedy zaniepokojone egoobecnością próbowały szukać schonienia w akiejś kyjówce Jak do tego doszło nie potrafłby powiedzieć a raczejwolał nie przypominać sobie, lecz było już po wszystkim i niezostało nic prócz słońca palącego i nieczystego na kwawią-cych pokrytych kurzem ciałach martwych aszczurek Stałprzed cementowym chodnikiem, na któym eżały aszczu-ki i ściskał w pięści witkę; czuł jeszcze w całym cieei zdadzał wyazem twazy podniecenie któe oganęło gow chwili pogromu, nie było ono ednak rozkosznie ożywczeak przedtem lecz zabawione wstydem i żalem. Uświadomiłsobie poza tym że do pzeżywanych jak zawsze uczuć potęgii okucieństwa dołączył się akiś nowy nie znany muniepokój o charakterze niemal fzycznym; do wstydu i żaludołączył się niewytłmaczalny ę. ak gdyby odkył w sobiecoś anormalnego, czego się musi wstydzić, z czym musi siękryć, nie tylko pzed sobą samym ale także pzed innymii co w konsekwencji oddziei go az na zawsze od śodowiskarówieśników Nie uegało wątpliwości różnił się od chłopców w swoim wieku którzy ani w gromadzie, ani w poedyn-kę nie oddawai się tego odzaju ozywkom; i w dodatkuróżnił się od nich w sposób zasadniczy Jaszczurki bowiemnie żyły, co do tego nie było wątpiwości, i ta śmieć, ak akokutne i szalone czyny któych się dopuścił i któe ąspowodowały, były nie do naprawienia Słowem, utożsamiał

się z owymi czynami, tak ak w przeszłości z innymi, zupełniezesztą niewinnymi postępkami

Tego samego dnia aby zdobyć dowód potwierdzaący tonowe i bolesne odkrycie, Marcello posanowił porównać sięze swym małym przyjacielem Robetem, który mieszkałw sąsiednie wili Robeto o zmiezchu po odobieniu lekcjischodził do ogrodu i za zgodą rodziców dwa chłopcy bawili

się azem aż do koaci raz w ednym ogrodzie azw dgim Marcello czekał niecierpliwie na tę chwilę pzezcałe długie, ciche popołudnie leżąc w swoim pokou nałóżku Rodzice wyszi w domu została tylko kucharka raz

1 0

Page 8: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 8/316

o raz słyszał jej głos gdy nucła sobe w kuchni na parterzePo południu zazwyczaj uczył sę albo bawił sam w swomokoju ale tego dna ne mał ochoty an na naukę an nazabawę; czuł się nezdony do jakiegokowiek wysiłkua jednocześne nie mógł zneść bezczynności próżniactwa

zarówno lęk który wzbudzło w nm domnemane odkrycejak i nadzieja że ów ęk minie przy najbliższym spotkanuz Robertem paralżowały go wyprowadzały z równowag Gdyby Roberto powedzał mu że on także zabija jaszczurk że ubi je zabjać i nie widz nc złego w ch zabijaniu to- tak mu sę wydawało uczuce anormalnośc znkłobybez śadu i mógłby patrzeć obojętnie na pogrom jaszczurekjak na coś co ne ma żadnego znaczena nie pocąga za sobążadnych następstw Ne umałby powedzeć dlaczego przypisywał tak autorytet Robertowi majaczyło mu w myśli żejeś Roberto także robł te rzeczy w ten sam sposób odczuwał to samo oznaczało to, że rob je wszyscy a toco robii wszyscy było normane czy dobre Owe refeksjezresztą nie nasuwały mu sę jasno przedstawały sę raczejjako głębokie uczucia impulsy niż jako sprecyzowane myśli .Lecz jedno był pewne od odpowedz Roberta zależał jegosokój wewnętrzny

Z tą nadzieją i z tym ękiem czekał niecerpwe nadejściazmerzchu Prawe już drzemał gdy dobegł go z ogroduprzecągły modulowany gwzd: był to umówony znakRoberto oznajmiał mu że już jest Marcelo wstał z łóżka ne zapaając światła wyszedł z mrocznego pokoju zszedłpo schodach znalazł się w ogrodze

W gasnącym świete etnego zmierzchu drzewa stałyneruchome i ponure ceń pod konaram był już czarn jakw nocy Woń kwatów zapach kurzu żar emanujący znagrzanej słońcem zem wsały w neruchomym, cężkmpowietrzu Płot dzelący ogród Marcella od ogrodu Robertagnął całkowicie pod gigantycznym buszczem gęstym i głębokm niby mur z lści Marcello skerował się od razu w kątogrodu gdze buszcz i cień były jeszcze gęścejsze wszedł naduży kameń i jednym szybkim ruchem odsunął bujnepnącze. Sam wymyślił ten rodzaj drzwczek w buszczu żeby

1 1

Page 9: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 9/316

nadać zabawie posmak tajemniczości i przygody. Po rozsunięciu bluszczu ukazały się sztachety ogrodzenia, a międzysztachetami delikatna, blada twarzyczka i jasna czuprynaRoberta Marcello stanął na palcach i zapytał

- Czy nikt nas nie widział

Tą frmułką rozpoczynała się ich zabawa Robertoodpowiedział jak gdyby recytował wyuczoną lekcję:

Nie, nikt A po chwili - Odrobiłeś lekcjęSzeptał co było także obowiązującą regułą Marcelo

również szeptem odpowiedział

- Nie, nic dziś ie odrobiłem . nie chciało mi się Powiem nauczycielce że źle si czułem

- Ja napisałem wypracowanie z włoskiego wyszeptałRoberto - i rozwiązałem jedno zadanie arytmetyczne zostało m i jeszcze drugie Dlaczego nie odrobiłeś lekcj?

Marcello czekał na to pytanie- Nie odrobiłm - odrzekł - bo urządziłem polowane

na jaszczurki.Miał nadzieję że Roberto odpowie mu:

Ach, tak ja także poluję czasem na jaszczurki" - czycoś w tym rodzaju Na twarzy Roberta jednak nie odmalowało się ani zrozumienie ani nawet zaciekawienieMarcello dodał z wysiłkiem, próbując ukryć zmieszanie

Pozabijałem wszystkie A le ich było - zapytał przezornie Roberto.- Wszystkiego siedem - odpowiedział Marcello A po

tem, siląc się na przechwałki technicznej i infrmacyjnejnatury: - Leżały na gałęziach drzew i na kamieniach czekałem żeby się poruszyły „ i potem je zatłukłem jednymzamachem„ wystarczyło jedno uderzenie Wykrzywiłtwarz grymasem zadowolenia i pokazał wiklinowy prętRobertowi

Zobaczył, że tamten spogląda na niego z ciekawościągraniczącą z przerażeniem:

- Dlaczego je zabiłeś?- Tak sobie! - Zawahał się, miał już na końcu języka

dlatego że mi to sprawiało przyjemność", lecz potem sam

1 2

Page 10: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 10/316

nie wedząc daczego, powstrzyma sę odrzek - Bo to sązkodnki Ne wiesz, że jaszczurk to szkodnik?

- Ne - powiedzał Roberto - nie wiedziałem . a co oneakego robią?

- Zjadają wnogrona - odpowiedział Marcello - W zeszym roku na ws zjady wszystke wnogrona na werandzie

- Ae tutaj ne ma wnogron- A poza tym - ciągnął daej , nie zwracając uwagi na ten

zarzut - one są złe Jedna kiedy mnie zobaczyła, zamiastuciekać rzucia się na mnie z otwartym pyszczkem gdybym jej w porę ne zatrzyma, wyskoczyaby na mne

Umkł na chwię potem dorzuc jeszcze bardzej poufłym tonem

- Tyś ne zabija ich ngdy?- Nie, nigdy - odpowedza Roberto potrząsając

głową Po czym, spuściwszy oczy, z żaosnym wyrazemtwarzy, dodał: - Mówią, że nie wono robić krzywdyzwerzętom

- Kto tak mówi?- Mamusa- Mów sę tyle rzeczy - rzek Marcelo tracąc coraz

bardzej pewność sebie Ale ty nie bądź gupi, spróbuj Zapewniam cę, że to zabawne.

Nie, nie będę próbował- A daczego?- Bo to jest „zy uczynek" „A więc nic ne d a się zrobć" - pomyśa z niechęcią

Marcelo Porwała go zość na przyjaciela, który sam o tymnie wiedząc, utwierdza go w przekonaniu, że jest w nm cośanormalnego Zdoa sę jednak opanować zaproponowa

- Suchaj jutro urządzę znowu polowanie na jaszczurk;jeżel przyjdzesz zapolujesz razem ze mną dam ci talę kartd gry w „Przeupnia na jarmarku"

Wedza, że dla Roberta bya to kusząca propoycja:

welokrotne wspomna, że bardzo by chca meć takekarty. Istotne Roberto, jak gdyby przyszo na nego nagłeolśnienie, powiedzia:

- Przyjdę na poowanie, ale pod jednym warunkiem że

1 3

Page 11: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 11/316

schwytamy je żywe zamkniemy w pudełku i poem wypuścimy na woność a ty mi dasz katy

- Co to o nie - rzekł Macello - cała przyjemnośćpoega na zabijaniu ich ą witką założę się że ty tego niepotafsz - Tamten nic nie odpowiedział Maceo ciągnąłdalej : - No więc przyjdź, pamiętaj i y eż wyszukaj sobietaką witkę

- Nie - odzekł Robeto z uporem nie przyjdę- Ale daczego? Te kay są nowe- Nawe nie póbuj mnie namawiać powiedział

Robero - Nie będę zabijał jaszczurek nawe gdybyś - uzawahał się nad wyborem odpowiednio warościowegopzedmiotu - nawet gdybyś mi dał twój pisoet

Marcello zrozumiał, że nic nie wskóra, i wybuchnąłzłością któa buzyła się w nim już od dłuższej chwili

Nie chcesz bo jesteś tchórzem zawołał- bo się bois- Czego miałbym się bać? Śmieszny jeseś Boisz się powtózył ozgniewany Macelo -jesteś

kólik . . prawdziwy królik - Znienacka wsunął rękę pomiędzy sztachey i złapał pzyjaciela za ucho Robero miałczewone i odsające uszy i Macelo nieaz się do nichdobierał ecz nidy nie robił tego z aką wściekłością i z akąchęcią zadania mu bólu Pzyznaj się że jeseś królik

- Nie puść mnie! - zaczął jęczeć tamten skręcając sięcły - Ojej ojej !

Przyznaj się że jeseś kóikGoące spocone ucho Robea paiło mu dłoń; łzy

ukazały się w niebieskich oczach ofary- No dobrze jestem kóik - wybełkoał Roberto

i M arcello puścił go od azu Robeo odskoczył od szachei odbiegając zawołał - Nie jesem kólik Kiedy tomówiłem myślałem sobie nie jestem kóik dałeś się okpić! Znikł a jego szydeczy i płacziwy głos zpłynął sięw gęstwinie dzew pzyegłego og(odu

Pozostało mu po tej ozmowie uczucie głębokiej ozterki Robero nie solidaryzował się z nim i wobec ego on nieuzyskał ozgrzeszenia któego tak pagnął i które łączyłz ową soidarnością Tak więc nie pozbył się pięna anomal

14

Page 12: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 12/316

nośc; ae przedtem eszcze okazał Robertowi, ak bardzo muna tym zależało, żeby się z nie wyzwoić, i w unesienuz czego doskonae zdawał sobie sprawę, uciekł się dokłamstwa i pzemocy Teraz wstydził sę i robił sobie wyrzutynie tyko z powodu zabcia aszczurek, lecz także dlatego, żechcąc zrobić z Roberta swoego wspólnika kłamał, niepodaąc prawdziwych przyczyn swego postępowania, i zdradził się wybuchem złości kiedy chwycił go za ucho Dopierwszego przewnena dołączało się dugie i ne mógłw żaden sposób wyplątać się ani z jednego, ani z drugego

Raz po raz wśród tych gorzkch rozważań powracał myśądo pogromu jaszczuek, niemal w nadzie, że okaże się toczymś newinnym, ot, zdarzeniem jak każde inne Uświadamiał sobe ednak natychmiast, że chciałby żeby jaszczurkne były matwe; a zarazem odżywało w nim uczuciepodnecenia i niema fzycznego niepokou, (zabarwonegoodobiną przyemności, a węc tym bardzie odpychaące),którego doznawał podczas polowana było ono tak silne, żezaczynał wątpić, czy w nabliższych dnach potraf oprzeć siępokusie nowego pogomu. Ta myśl zdruzgotała go: byłanomalny i ne dość że nie mógł zwalczyć owego zboczenia,ale ne umiał nawet nad nm zapanować Siedzał właśniew swoim pokou przy stole, nad otwartą ksążką czekaąc nakoacę. Zerwał sę z krzesła, podszedł do łóżka i klękaąc nadywaniku, gdze zazwycza odmawiał paciez, złożył ręcei powiedział głośno tonem, który wydał mu się szczery

- Przysięgam pzed Bogiem, że nie tknę uż nigdy ani

kwiatów, ani ośln, ani aszczurekA ednak potrzeba rozgzeszenia, która kazała mu szukać

wspólnka w Robercie trwała nadal chociaż zmieniła sięteaz w potzebę samooskarżenia Roberto, stając przy egoboku, mógłby go uwolnić od wyrzutów sumienia, ne miałednak aż takiego autorytetu, by zawyrokować, że są onesłuszne, i upoządkowć chaos w głowe Marcella bezapela

cynym ozeczeniem Był dzieckiem tak samo jak on,odpowiednim na wspónka, ecz nie nadaącym się nasędziego Ale Roberto aby uzasadnić swó wstęt, powołałsię na autorytet matczyny Macelo postanowił także

15

Page 13: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 13/316

zwrócić się do matki Tylko ona jedna mogła go potępić albouniewinnić a w każdym razie zaszeregować jego czyn dojakiejś okreśonej kategorii Marcello znając swoją matkęrozumował teoretycznie jak gdyby zwracał się do idealnejmatki jaką powinna być a nie do takiej jaką była.

W rzeczywistości nie wierzył żeby jego ape przyniósłzadowalające rozwiązanie Ae tak czy owak miał tyko tęmatkę a poza tym odruch by u niej szukać ratunku byłsilniejszy od wszelkic wątpliwości

Marcelo czekał na moment kiedy będzie już eżał w łóżkui matka przyjdzie do jego pokoju powiedzieć mu dobranocByła to jedna z rzadkich chwil kiedy mógł być z nią sam nasam: posiłki i nieiczne wspólne spacery odbywały sięzazwyczaj w towarzystwie ojca Maceo cociaż instynk-townie nie miał wielkiego zaufnia do matki kochał jąa może raczej podziwiał w sposób nieokreśony jak podziwia się starszą siostrę, która ma dziwaczne i kapryśneusposobienie Matka Marcella wyszła za mąż bardzo młodoi pozostała dziewczątkiem psychicznie a nawe i zyczniea poza tym cociaż syn był jej raczej obojętny i zajmowałasę nim mało z powodu licznyc obowiązków towarzyskichtrzymała go w ciasnym kręgu swojego życia Tak więcMarcello wyró"sł w nieustannym rozgardiaszu jej nagłychwyjazdów na wizyty i powrotów do domu przymierzanychi odrzucanyc sukien nieskończenie długich i czczychrozmów przez telen kłótni z krawcami i dostawcamiciągłych zmian humoru z byle powodu Marcello mógło każdej porze wchodzić do pokoju matki nie zauważonyprzez nikogo obserwował z ciekawością jej osobiste życiew którym nie było dla niego miejsca W matce od czasu doczasu budziły się wyrzuty i otrząsała się z odrętwieniapostanawiając poświęcić się synowi; zabierała go wtedyz sobą do krawcowej abo do modystki. Przy takichokazjac podczas gdy matka przymierzała suknie i kapelu

sze Marcelo musiał wysiadywać całymi godzinami nataborecie i tęsknił niema za swoim codziennym życiempełnym zgiełku i obojętności

Tego wieczora zrozumiał od razu że matka spieszy się

16

Page 14: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 14/316

eszcze bardziej niż zazwyczaj; rzeczywiście zanim zdążyłprzezwycężyć swoją nieśmiałość ona już odwrócła się doiego pecami i szła przez ciemny pokój ku przymkniętymdrzwiom Marceo nie zamierza jednak czekać dużej nayrok który tak pragną usyszeć Sadając na łóżku

zawołał gośno:- Mamusiu!Zobaczy że obejrzała sę od progu, ruchem prawe

niechętnym- Czego chcesz Marceo? - zapytaa podchodząc znów

do łóżkaStała teraz tuż obok nego, pod świato, baa i wysmuka

w czarnej wydekoltowanej sukni Deikatna, blada twarzokoona czarnymi wosami znajdowała się w mroku leczpomimo to Marcello dostrzegł na niej wyraz niezadowoleniai niecerplwości Nie mogąc jednak oprzeć się odruchowioświadczył

- Mamusu muszę ci coś powedzieć- Dobrze Marcello tyko prędko . . . mamusa musi

wyjść tatuś czeka- I

podniosła ręce poprawiając nakarku zamek naszyjnikaMarceo chciał oznajmić matce o pogromie jaszczurek

i zapytać ją czy źle zrobł Lecz pośpech matczyny skongo do zmiany zamaru A raczej do przerobena zdaniaktóre już przygotowa w myśi Jaszczurki wyday mu sięnagle stworzeniami zbyt małym i nieznacznymi żeby mogłyprzykuć uwagę tak roztargnionej osoby Toteż sam niewiedząc dlaczego, wymyślił na poczekaniu kłamstwo, wyobrzymając swoją zbrodnę Mał nadzieję że ogrom wnyporuszy matkę której wrażiwość - wyczuwa to nstynktowne - bya przytępiona i ograniczona Powedzia z takąpewnością, że sam by tym zdumiony

- Mamusiu zabłem kotaW tym momencie matce udao się wreszcie uchwycić dwa

końce zameczka Trzymaąc dłonie na karku opierającpodbródek o perś patrzała w zemię niecerplwe stukaaraz po raz obcasem o podłogę

- Ach tak - powiedzała bez odrobiny zrozumiena

17

Page 15: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 15/316

oboęnym onem jak gdyby cakowicie pochłonięa swoimzajęciem Marcelo dorzucił niepewnie:

Zabiem go z procyZobaczył że matka niechętnie porząsnęła głową i ode

rwała donie od karku trzymaąc w jednej z nich naszynik

kórego nie udao się jej zapiąć- Ten przeklęy zamek! zawoaa ze złością - Marcelo pokaż co umiesz pomóż mi zapiąć naszynik. - Usiadłabokiem na łóżku odwrócona pecami do syna dodającniecierpiwie: - Tyko uważa żebyś zatrzasnął zameczek bo inacze znowu się oworzy

Mówiąc to nadstawiaa mu pecy szczupe obnażone popas białe ak papier w świee padaącym od drzwi Wąskiedłonie o spiczasych szkarłatnych paznokciach podtrzymywały naszyjnik na deikatnym karku ocienionym fującymiwosami Marcello powiedział sobie że po umocowanunaszynika maka wysłucha go z większą cierpiwością;pochylając się ujął oba jego końce i ednym ruchemzatrzasną zameczek Lecz ona poderwaa się od razui powiedziała musnąwszy go usai po policzu:

Dziękuę a eraz śpi dobranoc - I zanim Marcelozdąży przywoać ją g_estem ub okrzykiem zniknęła

azaurz byo gorąco i pochmurno Marcelo siedziałw miczeniu przy stoe między milczącymi rodzicami a gdyskończy jeść ześizną się z krzesa na podogę i wyszedprzez balkonowe drzwi do ogrodu Jak zwykle po edzeniudoznawał niemiłego uczucia ociężałości i zmysowego rozeniwienia Sąpając cicho prawie na palcach po chrzęszczącym żwirze, w cieniu drzew roącym się od owadówpodszedł do rtki i wyjrza Ukazała mu się dobrze znanaulica biegnąca ekko w dó wysadzana po obu sronachdrzewami pieprzowymi o zieeni puszyste i niemal mecznepusa o ej porze i dziwnie ciemna bo niskie czarne chmuryprzewaały się po niebie Naprzeciw widać byo sztachety

ogrody i wille podobne do jego wi i Marceo przez chwilęuważnie obserwował ulicę po czym odsuną się od sztachetwyciągną z kieszeni procę i pochyił się W drobniutkimżwirze widniay gdzieniegdzie większe białe kamyki Marcel

18

Page 16: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 16/316

o podnósł jeden z nch wielkośc włoskego orzecha, wsunąłgo w skórzany kążek procy zaczął spacerować wzdłużogodzenia dzielącego jego ogród od ogrodu RobetaUważał, a raczej wyczuwał, że jest na wojennej stopez Robetem, że musi czujnie stzec bluszczu pokywającego

mu granczny, a przy najżejszym ruchu dać ognia, czyiwystrzeić kamień, któy ściskał w procy W tej zabawiewyładowywał swoją urazę do Roberta, który ne chciałuczestnczyć w rzezi jaszczuek, a jednocześnie okrutny,wojowniczy nstynkt, który pchnął go do owej rzezi Oczywśce Marceo doskonale wedzał, że Roberto zawsze sypao tej porze i ne szpieguje go pzez gęstwinę bluszczu;a jednak, chocaż o tym wedzał, dzałał poważne konsek-wentne, jak gdyby był pewny, że Robeto sto na czatachOlbzym, stay bluszcz sięgał aż po czubki sztachet lścieleżące jedne na drugch, duże, czane, zakurzone, podobnedo koronkowych fbanek na kobiecym biuście, zwsałyneruchome wiotkie w cężkm dusznym powietrzu.Klkakotnie wydało mu się, że leciuteńko zadrżały, a aczejmawiał sobie, że wdzał owo dgnęce, wtedy zuchwae,z głębokm zadowoleniem wypuszczał kameń w gąszczzelen.

Natychmiast po strzae szybko sę schyał, podnosłnastępny kamień i pzybieał ponownie bojową postawę,szeo_ko rozstawiając nogi wycągając ręce przed sebe napinając pocę; nigdy nc nie wadomo, Robeto mógł staćza ścaną, gotów do strzału i w dodatku mając nad nm tęprzewagę, że był ukryty, podczas gdy on znajdował sę naodsłoniętym teenie. I tak, w zabawe, dotał do końcaogrodu, tam gdze wyciął okenko w zasłone buszczu Tuzatzymał się, uważnie wpatzony w ogodzene W jegofntazj dom stał sę zamkem, ukryte pod buszczemsztachety waownym muam, a dziua nebezpiecznymwyłomem, pzez który łatwo się przedrzeć Nagle, tym razem

bez żadnej wątplwośc, zobaczył, że śce pouszają sę odpawej stony ku ewej, drżąc ' i kołysząc się lekko Tak, byłtego pewen, ście chwiały się, a węc ktoś musiał nmporuszać W jednej chwi pzemknęło mu przez myśl, że

19

Page 17: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 17/316

Roberta tam nie ma że to tylko zabawa a w takim raziemoże wypuścić kamień z procy Pomyślał też, że Robertotam stoi i że nie wolno mu strzelać jeśli nie chce go zabić.Potem powziął nagłą nieprzemyślaną decyzję naciągnąłgumę i wypuścił kamień w gąszcz liści I tego mu było mało,schylił się, gorączkowo wsadził drugi kamień w procęstrzelił wziął trzeci i strzelił znowu Prysnęły obawy i skru-puły i nic go nie obchodziło czy Roberto tam jest, czy go niema odczuwał tylko podniecenie radosne i wojowniczeW końcu zdyszany gdy już podziurawił w wielu miejscachścianę bluszczu, rzucił na ziemię procę i wdrapał się naogrodzenie Jego przewidywania i nadzieje sprawdziły sięRoberta tam nie było Lecz rzadkie sztachety pozwalaływsunąć głowę do sąsiedniego ogrodu Pchnięty niewytłumaczoną ciekawością zajrzał tam i popatrzył w dół

Od strony ogrodu Roberta nie było bluszczu tlkogrządka wysadzana irysami, biegnąca między płotem i wysy-paną żwirem alejką I tam n dole pod murem wśródbiałych i foletowych irysów Marcello zobaczył eżącego naboku dużego, szarego kota Ogarnął go nieprzytomny lęk,zabrakło mu tchu; rzuciła mu się w oczy nienaturalnapozycja kota leżał z wyciągniętymi bezwładnymi nogamiz pyszczkiem wetkniętym w ziemię Gęsta sierść szaroniebie-skiego koloru była lekko zjeżona i potarana a zarazemsztywna jak pióra nieżywych ptaków które Marcello obser-wował niegdyś na marmurowym blacie kuchennego stołu

Coraz bardziej przerażony, Marcello zeskoczył na ziemię,

wyciągnął z krzaku różanego podpórkę wszedł znów naogrodzenie i przełożywszy rękę przez sztachety trącił kotaw bok uwalanym ziemią końcem tyczki Lecz kot ani drgnąłI nagle irysy o długich zielonych łodygach z białymii foletowymi kielichami, chylącymi się nad szarym, nieru-chomym ciałem przypomniały mu żałobne kwiaty rozłożone litościwą ręką wokół nieboszczyka. Rzucił tyczkę

i nie myśląc o tym, by zatkać otwór w bluszczu, zeskoczył naz1emę

Opanowały go przeróżne lęki w pierwszym odruchuchciał biec do domu i skryć się w szafe, w jakimś schowku,

20

Page 18: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 18/316

dzekolwek, gdze mógłby sę zamknąć w cemnośc, żebycec przed sobą samym Dręczył go ęk przede wszystkmdlatego, że zabł kota, lecz może bardzej jeszcze przerażałao yś, że poprzednego weczora przyznał sę matce doabca kota: neomyny znak, ż tajemne wyrok losu

ierowały jego przeznaczenem, pchając go do okruceństwai zabójstwa Ale snejsza od ęku, jak budzła w nm śmerćota znamenna przepowedna tej śmerc, była grozaogarnająca go na myśl, że zabjając kota, w rzeczywstoścchcał zamerzał zabć Roberta Tyko przypadek sprawł,e śmerć spotkała kota, a ne przyjacela Przypadek nepozbawony jednak znaczena, bo ne mógł już wątpć, że

rob w okruceństwe szybke postępy od kwatów doaszczurek, od jaszczurek do kota, od kota do zabójstwaRoberta, zabójstwa planowanego przemyślanego, nedokonanego wprawdze, ecz nada możlwego kto we czyne neunknonego Był węc anormalny, ne ógł ne myślećo tym; co węcej , odczuwał dotkwe z pełną śadomoścąę swoją anormalność pełną grozy, skazującą go na samo-

tność wprowadzającą na krwawą drogę, z której ne byłojuż odwrotu. Bjąc sę z tym myśam krążył nespokojne pocasnej przestrzen mędzy domem a ogrodzenem, pod-nosząc od czasu do czasu oczy na okna wl, nemaoczekując, że ukaże sę w którymś z nch zaotna sywetkajego roztargnonej matk; jeśl kedykolwek mógł sę po nejczegoś spodzewać, to teraz na pewno ne potrafłaby już nc

dla nego zrobć. Z nagłą nadzeją pobegł znów w głąbogrodu, wspął sę na kameń wyjrzał przez sztachetyŁudzł sę neoma, że zobaczy pustkę na mejscu, gdzewdzał przedtem neruchomego kota Ae kot ne znknął,leżał tam nadal szary, martwy pośrodku żałobnego weńcabałych foletowych rysów Potwerdzenem śmerc w jejmakabrycznej wzj rozkładu był czarny szereg mrówek,

sunących z alejk na grządkę rojących sę na oczach pyskuzwerzęca Marcello patrzał nagle, jakby w halucynacj,wydało mu sę, że zamast koa wdz Robera, który leżyneruchomo wśród rysów, a mrówk begają mu po za-snutych mgłą oczach wpółotwartych ustach Z dreszczem

21

Page 19: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 19/316

odrazy otrząsnął się z tych straszliwych ajaczeń i skoczyłw dół Ty raze jednak starannie zasłonił otwór w w bluszczu Teraz bowie do żau i ęku przed sobą say dołączyłsię strach, że go przyłapią i ukarzą

A jednak chociaż bał się tego, zaraze pragnął by

wszystko się wykryło i by go ukarano choćby datego, żewówczas przestałby się staczać ku przepaści, na której dnieak u się wydawało - czekała go zbrodnia Lecz odkądpaiętał, rodzice nigdy go nie karali; i wyczuwał niejasno, żenie robili tego raczej przez obojętność niż datego że ichzasady wychowawcze odrucały karę Tak więc sprawiałou cierpienie nie tylko to iż podejrzewał siebie o popełnieniezbrodni, ale również i to że nie wiedział do kogo się zwrócć,i nawet nie iał pojęcia, jaka go oże spotkać karaMarcelo w pewnym stopniu zdawał sobie sprawę że ten samechaniz który kazał mu wyznać winę Robertowi (łudzącnadzeją odkrycia że to nie wina, ecz rzecz powszechnapopełniana przez wszystkich), skłaniał go teraz do wyjawiena swego postępku rodzico. Ty razem jednak było o tyleinaczej że pragnął usłyszeć od nich słowa nagany, chciał bypotępili jego straszliwą zbrodnię i wymierzyli mu odpowednią karę I niewiee go to obchodziło, że w pierwszymwypadku rozgrzeszenie ze strony Roberta pozwoliłoby munada ulegać swoi popędo natoiast w drugim spowiedź przed rodzica ściągnęłaby na niego surową kaęRozuiał że w obu wypadkach pragnął się wyrwać zawszelką cenę, jakikolwiek sposobe, z przerażającej saotności na którą skazywała go jego anoraność

Może zdecydowałby się przyznać rodzico do zabiciakota gdyby tego saego wieczora, przy kocji, nie odniósłwrażenia, że oni już wiedzą o wszystki stotnie, gdy ylkousiadł przy stole zauważył ze strache i zaraze nie bezuczucia ugi, że ojciec i atka są w zły humorze i jakośwrogo do niego nastawieni Matka siedziała wyprostowanaz wyraze przesadnej duy na dziecinnej twarzy, ze spszczonyi oczya, w ostentacyjnie pogardliwym ilczeniNaprzeciw niej ojciec okazywał w inny, ecz nie mniejwyowny sposób swój zły huor Ojciec Marcela był

22

Page 20: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 20/316

o wiee starszy od jego matki i wskutek tego Marceloodniósł dziwne wrażenie że matka dzieli z nim dzieciństwojak gdyby nie była jego matką lecz siostrą Ojciec był chudytwarz miał suchą pomarszczoną rzadko rozjaśnianą urywa-nymi wybuchami niewesołego śmiechu twarz której dwie

cechy szczególne były niewątpliwie powiązane z sobą: poz-bawiony wyrazu niema kamienny błysk wypukłych źrenicoraz nerwowe drganie jakiegoś nerwu pod naciągniętą skórąpoliczka Może po długich latach spędzonych w wojskupozostało mu zamiłowanie do powściągiwości w ruchachi zachowaniu. Marceo wiedział jednak że kiedy ojciec byłrozgniewany umiar i powściągiwość stawały się aż przesad-ne askując dziwną gwałtowność, tłumioną i wyrafnowa-ną która nadawała szczególne znaczenie najpospolitszymgestom Tak więc tego wieczoru przy stoe Marcello zauwa-żył od razu że ojciec podkreśał dobitnie nic nie znaczącecodzienne czynności jak gdyby chciał na nie zwrócić ogólnąuwagę Brał na przykład kieliszek pociągał łyk i odstawiało na miejsce mocno stukając w stół; szukał solniczki sięgałpo szczyptę soli i ze stukiem odstawiał także solniczkęchwytał chleb łamał go i odkładał uderzając nim o stółAlbo jakby ogarnięty nagłą manią symetrii z hałasemustawiał między sztućcami taerz tak by nóż wideec i łyżkastykały się ze sobą pod kątem prostym Gdyby Marcello niebył taki przejęty swoją winą szybko by się zorientował żeowe odruchy pełne znamiennej i patetycznej energii zwrócone były nie przeciwko niemu ale przeciwko jego matcerzeczywiście matka przy każdym stuknięciu podkreśałaswoją pełną godności postawę pobłażiwymi westchnienia-mi i podnosiła brwi z wyrazem rezygnacji Lecz on zaśepiony niepokojem był pewien, że rodzice o wszystkim wiedząRoberto ten królik na pewno poskarżył się na niegoPragnął kary lecz teraz na widok rozjątrzonych rodzicówzdjął go nagły ęk przed ojcem który był popędliwy w ta-

kch wypadkach O ile objawy uczucia matki występowałysporadycznie przypadkowo i dyktowała je raczej skruchaniż miłość macierzyńska o tyle surowość ojca była zawszenagła niesprawiediwa prze�adna wypływająca nie tyle

23

Page 21: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 21/316

intenci wychowawczych co z chęci powetowania długichokresów oboętności Przy okazi skarg matki albo kucharkiojciec przypominał sobi nagle że ma syna wrzesczałszaał bił go. Marcello bał się przede wszystkim bicia boociec nosił na małym pacu pierścień w masywnej oprawie,

która podczas owych scen nie wiadomo dlaczego nadowała się zawsze po wewnętrzne stronie dłoni tak więcsiarczyste policzki były nie tylko upokarzaące, ale połączo-ne z dotkliwym bólem Marcello poderzewał, że ociecnaumyśnie przekręca na pacu pierścionek, ecz nie był tegopewny

Onieśmielony wystraszony starał się wymyślić naprędceakieś wiarygodne kłamstwo: to nie on zabił kota aeRoberto kt znadował się przecież w ogrodzie oberta,akim więc sposobem mógłby go zabić poprzez płot porośnięty bluszcze? Lecz potem przypomniał sobie nage żepoprzedniego wieczora powiedział matce o zabiciu kota,czego rzeczywiście dokonał w dzień późnie i zrozumiał żenie może się uciec do kłamstwa Matka chociaż roztarg-niona powtórzyła na pewno ego wyznanie ocu a tenpowiązał owo wyznanie z oskarżeniem Roberta tak więc neistniała żadna możliwość odwołania Na tę myś prze-skakując z jednego nastroju w drugi wręcz przeciwny j

znowu zapragnął kary, bye tyko nastąpiła szybko i był�

decyduąca Jakie? Przypomniał sobie że Roberto wspomi-nał pewnego razu o internatach w których rodzice umiesz-czaą za karę trudne dzieci i ze zdziwieniem stwierdził, żeżyczy sobie gorąco by ukarano go w ten sposób ieuświadamiał sobie że pragnie tego ponieważ zmęczyło gonieuregulowane i pozbawione ciepła życie w domu rodzinnym; nie tylko węc nęciło go to co rodzice uważaliby zakarę, lecz oszukiwał sam siebie i swoą potrzebę odkupieniawiny kalkuluąc sprytnie że w ten sposób uspokoi swoesumienie i zarazem poepszy sobie warunki Ta myśl podsunęła mu natychmiast obrazy które powinny były byćzniechęcające, a tymczasem wydały mu się miłe surowy,zimny szar gmach z zakratowanymi oknami; lodowatesale niczym nie ozdobione z rzędami łóżek stoących pod

24

Page 22: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 22/316

bałymi, wysokim ścanam; skromne klasy, pene awek,z wdniejącą w głębi katedrą nage koryarze, cemneschody cężkie drzwi bramy zamknięte na czery spustysłowem, wszysko jak w węzenu, a jednak wszysko epszeod nepewnej przygnębającej neznośnej wolnośc w oj

cowskm domu Nawet wzja chłopców z domu poprawczeg kórych widywał na ulcy ubranych w pasasemundurki, osrzyżonych do skóry, maszerujących w szeregach, nawet ta wizja upokarzająca prawie odpychającabyła mu mła w jego obecnym rozpaczlwym dążenu douporządkowanego i normalnego życa, bez względu na o,jake by ono było.

Pszczając wodze wyobraźn, ne parzał już na ojca alena oślepiającą bie obrusa, na kóry raz po raz spaday nocneowady, wlaujące przez okno i odbjające się o abażur lampy Poem podnós oczy w samą porę, żeby zobaczyć naparapece okna za pecam ojca, sylwekę koa Lecz zanmzdążył zobaczyć, jakego jes koloru, ko zeskoczy przemknął przez jadalnę znkł za kuchennym drzwam Sercewezbrao mu nadzeją, chocaż ne ma pewnośc, czy o tensam kot, którego widzia przed kku godzinami eżącegowśró rysów w ogrodze Robera I ta nadzieja uszczęświago oznaczała bowem, że pommo wszystko bardzej muzależało na życu koa nż na własnym ose

- Ko! - zawołał głośno Po czym rzucając serwekę nasół spuszczając jedną nogę z krzesła zapyał: - Tausiu,już zjadłem, czy mogę wstać?

- Masz siedzeć na swom miejscu - odrzekł ojcecgroźnym głosem

Marcello onieśmelony spróbował jeszcze powiedzeć:- Pzeceż ko żyje - Powiedzałem c już, że masz siedzeć na swom miejscu

- odpalł ojciec I jak gdyby sowa Marcea przerway akżejego dugie miczene zwrócił sę do żony No więc

powedz coś mów.- Ne mam nc do powiedzenia - odpowedzała z osen

acyjną godnoścą, spuszczając oczy pogardlwe wydymając usa. Bya w sroju weczorowym, w czarnej wydekol

25

Page 23: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 23/316

towanej sukni Marceo spostrzeg że ścska w chudychpacach małą chuseczkę którą często podnosła do nosa;drugą ręką chwytała opuszczaa na sół kawaek chebaecz ne pacam, yko czubkam paznokci jak ptak.

- Powiedzże w końcu co masz do powedzenia mów

u daba!- Tobe nie mam nic do powedzenaMarceo zaczynał dopero pomować co es pzyczyną

zego humoru rodziców kedy wypadk potoczyy sę jaklawna Ocec powtórzył jeszcze raz: Mów na Boga!- Jedyną odpowiedzą ak byo wzuszene ramonwedy ojcec chwycił stoący pzed aerzem keiszek i kzycząc głośno - Będziesz mówa czy nie? - gwałtownieudezył nm o sół Kieszek stłukł się ojcec moaącpzekleństwa podnós skaeczoną dłoń do ust, matkapzeażona, zerwaa sę od stou szybkm kokiem uszyłaku dzwiom Ocec wysysa kew z don niemal z upojenem, unosząc brwi wysoko do góry lecz gdy zobaczył, żeżona wychodzi pzewa o zaęce zawołał - Zabananc wychodzić rozumiesz?! - Zamiast odpowedz rozegosę gośne tzaśnęce drzwiami . Ojcec wsa także zucł sędo dzwi. Macelo, podniecony tą gwałowną sceną poszed za nm

Ocec wsępowa już na schody z ęką na poęczy napozó spokonie bez pośpechu; ecz Marceo, gdy znalazsę za nm zobaczy, że ojcec pzeskakuje po dwa sopnenaraz niemal bezszelestne wznosząc sę coraz wyżej i anipzez chwlę ne mia wąpwości że ten jego miaowygożny krok by następstwem uceczki matk, kóra wyprzedzia ojca wbegaąc w popłochu na schody drobnymkroczkam miaa bowiem uchy skrępowane wąską spódnicą „Teraz on ą zabje" - pomyślał idąc za ojcem Na górzematka wpadła do swego pokoju, ne tak szybko jednak byojcec nie zdążył wśznąć sę za ną zez nie domknięe

dzw Marceo widza to wszystko dąc po schodach niemóg an pzeskakwać stopn jak ojcec ani biec akszybkm chckiem jak matka ponieważ nie pozwaaymu na to ego krótkie dzecinne nogi Gdy znaaz sę na

26

Page 24: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 24/316

podeście, uderzya go naga cisza która nastąpia po hałaśiwy pościgu Drzwi od pokoju atki pozostały otwarteMarcelo z wahanie stanął na progu

Najpierw w półroku rzuciły u się w oczy tylko białe,ekkie niczy gieka ranki w oknach znajdujących się po

obydwu stronach szerokiego niskiego łóżka które w przeciągu poduway wysoko do góry dotykając prawie lapyna sufcie Te bezszelestnie powiewające franki, bielejącew cieny pokoju, wywierały wrażenie przeraźliwej pustki,jak gdyby rodzice ueciei przez otwarte okna w letnią nocPote w sudze świata biegnącej od korytarza aż do óżka,dostrzegł wreszcie rodziców A raczej tylko ojca, jego plecy, zaktóryi atka bya prawie niewidoczna; w półroku ajaczyły tylko jej rozrzucone na poduszce włosy i ręka wzniesiona ku poręczy łóżka Owa ręka usiłowała konwusyjnie, alebezskutecznie uchwycić się poręczy; tyczase ojciec, przygniatając ją swoi ciężae, poruszał rękai i, jak gdybychciał ją udusić Marcello, przekonany o ty, poyślał;„Morduje ją" Ogarnęło go w ty oencie dziwne, okrutnei burzliwe podniecenie a zaraze silna pokusa żeby wączyćsię do walki; sa jednak nie wiedział, czy chce poóc ojcu,czy też bronić atki A przy ty prawie uśiechała u sięnadzieja, że ta zbrodnia, o tyle cięższa, przekreśli jegozbrodnię: czymże bowie było zabicie kota w porównaniuz zabicie kobiety? Lecz w tej saej chwii kiedy przełaałwahanie i porwany gwałownością owych zagań postąpiłkrok naprzód, da się słyszeć szept atki bynajniej niezduszony a nawet nieal pieszczotliwy - Puść nie - i wbrew tej prośbie jej uniesiona ręka która d o tej porypróbowaa uchwycić poręcz óżka, opadła i objęa ęża zaszyję. Marcello zduiony i prawie zawiedziony coą sięi wyszedł na korytarz

Zszedł po cichu ze schodów starając się nie robić hałasui podrepta w stronę kuchni Teraz znowu paia go cieka

wość; a nuż kot zeskakujący z parapetu to ten sa, któregozabójstwo przysporzyło u tye zartwienia Gdy otworzyłkuchenne drzwi, ukazał u się spokojny obraz doowegozacisza stara kucharka i łoda pokojówka jady kolację

27

Page 25: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 25/316

pzy marmurowym stoiku, w białej kuchni między eektycznym piecem i odówką A na podłodze pod oknem kotchłeptał różowym języczkiem meko z miseczki Zauważyłjednak od azu, badzo rozczarowany, że nie był to szarykot, ecz prążkowany, wcae do tamtego nie podobny

Nie wiedząc, jak uspawiediwić swoą obecność w kuchni, podszedł do kota i pogłaskał go po gzbiecie Kotzaczął mruczeć, nie przestając wylizywać mleka Kuchakawstała i poszła zamknąć dzwi Potem otworzyła odówkę,wyjęła z niej kawałek ciasta na taezu, postawiła je na stoei pzysuwaąc kzesło powedziała do Macea:

- Chcesz zjeść resztę wczorajszego deseru? Odłożyłamspecanie da ciebie

Macelo, bez słowa, zostawił kota, usiadł i zaczął eśćdese Pokoówka powiedziała:

- Nie mogę tego zrozumieć mają tyle czasu pzez całydzień, mają tyle miesca w domu i muszą się kłócić właśnieprzy stoe, w obecności dziecka

Kucharka odrzekła sentencjonalnie Kto nie ma ochoty zajmować się dziećmi to epiej by

nie wydawał ich na światPokoówka po chwii milczenia wtąciła- On est taki stary że mógły być ej ocem nic w tym

dziwnego że nie zgadzaą się z sobą- Gdyby szło tylko o to - powiedziała kuchaka

spoglądając pzeikiwie w stronę Marcela Poza tym -ciągnła daej pokojówka według mnie

on nie jest nomany.Na to słowo Marcello, chociaż w daszym ciągu jadł

powoi deser, nadstawił ucha- Ona myśli to samo, co ja - ciągnęła dalej pokoówka

wiesz, co mi powiedziała wczoraj , kiedy pomagałam się ewieczorem ozbieać? „Giacomino mój mąż mnie zabije, aknie dziś, to jutro " A ja je odpowiedziałam: To na co pani

czeka, żeby go zucić?" A ona - Psst - pzewała jej kucharka wskazując na M acella.

Pokojówk zrozumiała i zapytała Macea:- Gdzie są tatuś i mamusia?

28

Page 26: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 26/316

Na górze w pokoju - odrzekł Marcello I potemnage, jak gdyby kerowany nieprzezwyciężony odruchedodał: - To prawda, że tatuś ne jes normany Wecie cozrobił?

- Co?

- Zabł koa - powedział Marcelo- Kota? A jak?- Z mojej procy wdziałem go w ogrodze, jak szedł za

szary kotem który spacerował po ogrodzenu potemwzął kameń strzelł do kota i trafł go w ucho kot upadłw ogrodzie Robertina i poem poszedłe zobaczyć i zobaczyłem, że zdechł - Zapalał sę w miarę opowiadana, nezatracając jednak onu niewinątka opowiadającego w śwętej nawności o okropnościach, kórych był przypadkowoświadkiem

- o, pomyśleć tylko - zawołała służąca składając ręce- mężczyzna w ym weku pan zabera procę dzieckui aba koa A poem nie wono ówić że jes anormany

Kto krzywdz zwierzęta, rzywdz także ludzi - rzekła kucharka - Zaczyna sę od kot a poem zabja sęczłowieka

- Dlaczego? - zapyał nagle Marcello podnosząc oczyznad alerza.

ak sę mówi odpowiedziała kucharka głaszcząc go Chocaż dodała zwracając się do pokojówki o sęne zawsze sprawdza en co zaordował tych ludzw Pisoi czyała w gazecie iesz co robi eraz w więzienu? Hoduje kanarka

Deser był zjedzony Marcello wstał wyszedł z kuchni

Page 27: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 27/316

Rozdział Il

W lece nad morzem rozproszył sę powol lęk przed

neubłaganym przeznaczenem o któym mówła w prostych słowach kucharka: „zaczyna sę od kota, a potemzabija się człoweka" Macello myślał jeszcze dość częstoo nepzeniknonym bezlitosnym mechanzmie, któy- jak wydawało mu sę przez kilka dni mał uchwycićw swoje tryby jego życe; lecz myślał o tym z coraz tomniejszym lękiem raczej jak o sygnale alarmowym nż jak

o wyoku, od któego nie ma apelacj który budzł w nmtak strach Mijały dn, beztoskie rozprażone słońcempzesycone solą morską uozmaicone mnóstwem ozryweki odkryć chłopcu wydawało sę, że z każdym dniem odnoszwycęstwo, ne tyle nad sobą, bo ne czuł sę nigdybezpośredno winny lecz nad tajemnczą, złowróżbną, przebiegłą obcą słą, zabawoną pzez los ponurym barwam

nieszczęść która dopowadzła go wbew woli do strącanakwatów, do pogromu jaszczurek a w następstwie do planuzabca Roberta. Czuł, że owa siła stneje nadal i jest groźna,lecz nie był już ną pzygnecony tak jak w sennymkoszmarze, edy człowek chce udobruchać zmory udając,że śpi podczas gdy wszystko naprawdę odbywa się we śnewydawało mu się, że skoo ne może oddalć od siebie az na

zawsze tej zagrażającej mu sły, powinien udawać, że beztosko o niej zapomnał, od czego był zesztą jeszcze bardzodaleki T�go Jata Macello spędził najbardzej szaleńcze,a może najszczęślwsze dn swego życia, na pewnoostatne, w których był dzeckiem, ne czując sę tym

30

Page 28: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 28/316

upokorzony wcale jeszcze ne pragnąc wyrosnąć z dzecństwa. Owa beztroska wynkała częściowo ze skłonnościnaturanych w jego wieku, częściowo zaś z chęci wydostaniasę za wszeką cenę z przeklętego koła przepowiedni i złowieszczych wyroków losu Marceo nie zdawał sobe z tego

sprawy ecz impuls który kazał mu wskakiwać po dzesięćrazy dzennie do wody śmiało stawać do zawodów z najwększymi zawadiakami wosłować całymi godzinam powzburzonym morzu słowem wykonywać z wieką sumiennością to wszystko co sę rob na paży - to był ten sammpus który nm kierował kiedy próbował namówćRoberta do zabjana jaszczurek kedy chcał być ukaranyprzez rodzców po zabicu kota: pragnene żeby stać sęnormalną istotą żądza poddania sę utartym regułomoowiązująym wszystkch chęć nieodróżniana sę odnnych, jeśl różnica jest równoznaczna z wną O sztucznościjego zachowania śwadczyło jednak raz po raz wracającenagłe boesne wspomnene kota leżącego mędzy bałymi foletowym rysami w ogrodzie Roberta To wspomnieneprzerażało go tak jak przeraża dłużnka wspomnienewłasnego podpisu złożone na dokumence potwierdzającymjego dług Wydawało mu się że przez tę śmerć podjąłtajemnicze i straszne zobowiązanie, od którego ne będziemógł się uwonić choćby nawet skrył się pod ziemię ubpopłynął za ocean i zatarł po sobe wszelkie ślady W takichchwilach pocieszał się myśą że mnął miesiąc dwa mesącetrzy mesiące, że szybko minie rok dwa ata trzy ata;słowem że trzeba tyko ne budzć złego pozwolić płynączasow Zresztą te napady ęku smutku były dość rzadke z końcem lata ustały całkowcie Gdy Marcelo wrócł doRzymu, histora z kotem oraz wydarzena które ją poprzedzły były już jedynie nikłym nema rozwewającym sęwspomnienem Jak gdyby doświadczene które może przeżył ale w nnym życiu ne pocągało za sobą an od

powedzalnośc an żadnych następstwZapomnał tym łatwej że po powrocie do miasta zaczął

chodzć do szkoły w zwązku z tym rzeżywał wiee nowychwrażeń Marceo uczył sę dotąd w domu i był to jego

31

Page 29: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 29/316

piewszy ok nauki w szkole publicznej . Wszystko tam byłonowością: koledzy profsorowie klasy ozkład godzin i tanowość któa pod óżnymi postaciami zdawała się uosabiaćład dyscypinę współpacę spodobała się badzo Marcel-owi po niepoządku rozprzężeniu i samotności w rodzin

nym domu Szkoła pzypominała internat, o którym marzyłpamiętnego dnia pzy stoe ae pzypominała tylko jegopzyjemne stony, bez pzymusu i twadych wymagań bezwszystkiego co upodabniało go do więzienia Macellouświadamiał sobie szybko i le przyjemności daje mu szkolneżycie Lubił wstawać ano o wyznaczonej godzinie myć sięi ubierać w pośpiechu układać pedantycznie książki i zeszyty pakować je w kawałek ceaty ściągnięty gumkamii szybkim kokiem iść ulicami do szkoły Lubił mieszać sięz tłumem koegów w staym gimnazjum biec po budnychschodkach po ciemnawyc akustycznych korytazach i po-tem zwalniać koku w kasie między rzędami ławek przedpustą katedrą A najbadziej lubił porządek ekcyjny; wejśieprofsoa sprawdzanie listy obecności pytania współzawodnictwo z kolegami w odpowiedziac; zwycięstwa i poażki w tej ywalizacji; spokojny bezosobowy ton głosunauczyciela samo urządzenie klasy tak wiele mówiące onw zędach zbatani żądzą wiedzy na pzedzie profsoktóy uczy Maceo był jednak śednim uczniem a w niektórych pzedmiotach jednym z ostatnich W szkole poywała go nie tyle nauka co zupełnie nowy tyb życia,odpowiadający mu o wiee badziej od dotychczasowego.Raz jeszcze odczuwał pociąg do nomaności tym badziejże wszystko co widział teraz dokoła siebie nie było pzypad-kowe zależne od osobistych sympatii czy naturalnychzamiłowań, ecz ściśle okeślone z góry bezstonne nieuwzględniające indywidualnyc upodobań oganiczonei podbudowane pzepisami nie podegającymi dyskusjii mającymi jeden wspólny cel

Lecz jego zapał i niedoświadczenie stawiały go w kłopot-iwych i niezręcznyc sytuacjach gdy wchodziły w grę innenie pisane a jednak istniejące eguły które dotyczyłystosunków koleżeńskic poza dyscypliną szkolną To był

32

Page 30: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 30/316

także eden z aspektów normanego życia szkoły, ale stanowił szkopuł nie lada Pzekonał się o tym po raz piewszygdy profso wezwał go do katedry, żeby mu pokazałwypracowanie Ponieważ pofsor wził od niego zeszyti położywszy go na katedze zabał się do czytania Macelopzywykły do serdecznych i poułych stosunków z nauczycielkami, które do te poy uczyły go w domu zamiast staćwypostowany, nieco na uboczu w oczekiwaniu na ocenęobął swobodnie amieniem pecy profsora i pochyił głowę,by śedzić ego lektuę. Pofsor nie okazuąc zdziwienia,zdął ękę Macella i uwolnił się z ego uścisku; lecz cała klasawybuchnęła gomkim śmiechem, w którym Marcello wyczułdezapobatę surowszą niż u proesora nie złagodzonąwyozumiałością i pobłażliwością. Potem gdy uż otząsnąłsię z pzykego uczucia wstydu, nie mógł nie myśleć o tym, żeuchybił dwóm óżnym zasadom egulaminu po piewsze- szkolne, która wymagała szacunku i zdyscyplinowaniawobec pofsoa po drugie - uczniowskie , która nakazywała powściągiwość nie pozbawioną ironii A conaciekawsz, te zasady bynamnie nie były z sobą sprzeczne a nawet dopełniały sę w taemniczy sposób

Lecz jak zrozumiał od razu, o wiele łatwiej było zostaćw stosunkowo kótkim czasie dobym uczniem, niż nabaćswobody i obycia w stosunkach koleżeńskich Utudniałymu to zarówno ego niedoświadczenie i nawyki wyniesionez domu, ak i ego powiezchowność Marcello odziedziczyłpo matce nieskazitelne rysy, pawie nienatualne w swoe

słodyczy i doskonałości. Miał twarz okrągłą, poiczki smagłei delikatne mały nosek, usta wygięte kapyśnym dąsem,ładnie zaysowany podbódek, kasztanowatą czuprynęz gzywką, pzykrywaącą mu niema całe czoło, oczyszaoniebieskie o wyrazie nieco chmurnym, ale niewinnymi pieszczotliwym Była to niemal twaz dziewczynki; eczkoledzy acze gruboskórni może nie dostrzegiby tego,

gdyby piękna i sdyczy te twazy nie podkreśały innecechy tak badzo kobiece, że można było wziąć Macella zaprzebraną dziewczynkę; niezwykła łatwość obewania sięrumieńcem nieodparta skłonność do wyrażania wrodzone

33

Page 31: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 31/316

kliwości peszczotlwyi gesta, pagnienie podobaniasię, kóego obawe była usłużność i kokeeia Owe cechyleżały w nauz Macella i dlaego były nieświadoe gdyzdał sobie sprawę, że ośeszają go w oczach koegów byłouż za późno nawe gdyby ógł e opanować, eśli ne

wykozenić, ego opinia dzewczynk w spodnach byłaustaona raz na zawszeŻaowa sobe z niego nieal oduchowo, ak gdyby ego

„dzewczynkowaość" była uż poza dyskusą To pyali goz udaną powagą dlaczego nie sedzi w ławce iędzy dziewczynkai i skąd u przszo do głowy, żeby zaienićspódniczkę na spodnie; o znó, ak spędza czas w dou, czybaw sę lalka czy eż haue albo daczego nie pzekłuou uszu żeby ógł nosić kolczyki Czasa podzucal uw ławce gałganek, głę i kłębuszek nici, co było dosadną alządo zaęć aki powinen sę poświęcić czasai pudełeczkopudu, a pewnego anka nawe óżowy biusonosz, kóyeden z chłopców ukad sasze siosze Poza y odpocząku zaienili ego iię na żeńske Macellina Te kpinybudziły w n dwojake uczuce: ozdrażnene oaz akąśszczególną pzyeność sa nie wedzia aką, akby ednaczęść ego isoy nie była z ego niezadowolona; ale nieuiaby powiedzeć czy spawia u pzyeność eaowych kpinek, czy k, że chociaż koedzy naząsal sięz niego, ale ineesowali się ni niewąpliwie Lecz pewnegodna, gdy ak zazwycza szepai u za pleca: MacellinMacellina, czy o pawda, że nosisz daskie aeczk?- wsał, podniósł ękę do góy i w ciszy, kóa nagle zaległklasę poskażył się głośno że pzezywaą go żeński iienie Poeso bodae chłopisko, wysuchał go uśiechaącsię pod wąse, po czym powedział

- Pzezywają cię żeńsk ienie . . a jak?- Marcena- I eseś z ego nezadowolony?

- Tak bo ese ężczyzną Chodź no tua rzek pofsor Marceo usłuchał

i podszedł d kaedy - A eaz - ciągnął dale pogodniepofso pokaż klasie swoe uskuły

34

Page 32: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 32/316

Marcelo posłuszne zgiął ękę napął muskuły Profsowychylł sę z kaedry, doknął ego pzedramena, pokiwałgłową z ronczną apobaą poem, zwacaąc sę do kasy,zekł:

- Jak widzice, Clec es slnym chłopcem może wam

doweść, że jes mężczyzną, a nie kobeą . . . Ko się chce z nmzmerzyć?Nasąpła dłuższa chwila cszy. Pofso powódł wzo

kiem po klasie i powedział:- Nk . . o nalepszy dowód, że sę go boice . a węc

przesańce go nazywać Macellną - Cała klasa wybuchnęła śmechem Macello, czewony po uszy, wócł namejsce. Od ego dnaednak dwiny ne ylko nie usały, eczwzmogły sę eszcze, bo Macello okazał się skażypyąi złamał pawo soldanośc koeżeńskie, obowązuącewszyskich uczniów

Macello ozumał, że koedzy pzesaną kpić sobe z neo dopieo wedy, kedy d m dowód że ne es akmlalusiem, na akego wygląda; czuł ednak, że w ym wypadku nie wysarczą muskuły, kóre pokazał na życzenepoesora Porzeba było czegoś więce, czynu, kóy pzemówiłby do wyobaźn i wzbudzł podziw Ae czego? Neumiaby ego powedzeć dokładne, wedział ylko, że musio być czyn albo pzedmio, kóe symbolzuą słę, męskość,a nawe buaność Sposzegł, że koledzy podzwająneakiego Avanzin , bo ma ękawice bokserske Avanzini,chuderlawy bondynek, niższy słabszy od niego, nawe nieumiał używać ych rękawic pomimo to zyskał sobe ogólnyszacunek. Podobne eż wek mi zdobył nieak Publese,poneważ znał, a racze urzymywał, że zna, pewien niezawodny cos w dżiudżisu, kóry - według nego kładł odrazu na ziemę przecwnka Powedzawszy prawdę Pugese ne umał ngdy na nikm wypróbować e szuk,pomimo o chłopcy cenii go ne mnie niż A vanziniego.

Marcello pomował, że musi ak naszybcie pochwalć sięposadanem czegoś w odzau rękawc lub popsać sięakmś wyczynem ne mne mponuącym od dżiudżsuozumał ednak akże, że nie umie bać rzeczy ak lekko i po

35

Page 33: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 33/316

dyletancku jak jego koledzy, że jest jednym z tych którzypodchodzą do życia poważnie i nie rzucają słów na wiatr, i żebędąc na miejscu A vanziniego zmiażdżyłby nosy swomprzeciwnikom, a na miejscu Pugliesego wykręciłby im karki Ta niezdoność do powierzchownego traktowania rzeczyi do retoryki budziła w nim nieokreśoną nieufość do sebiesamego tak więc pragnął dostarczyć kolegom dowodu siły,którego zdawali się domagać w zamian za swój szacuneka jednocześnie wprawiało go to w przerażenie

W tym właśnie czasie zauważył pewnego dnia że cchłopcy, którzy najzacieklej mu dokuczai, najwyraźniejzmawiai się z sobą, i po ich spojrzeniach domyślił się, żeznowu coś knują przeciwko niemu Lekcja minęła wpraw-dzie spokojnie bez żadnych wybryków ae mrugania i szepty utwierdziły go w tym przekonaniu Zadzwonił dzwonekna koniec ekcji i Marcelo, nie rozgądając się dokoła,pomaszerował do domu Były to pierwsze dni listopada,wietrzne i ciepłe, łączące jak gdyby ostatnie upały i zapachylata z pierwszymi chłodami jesieni Marcello czuł się dziwniepodniecony tą atmosfrą czystki i pogromu w przyrodzie,wyczuwając w niej ten sam instynkt zniszczenia i śmierci,który jego przed kilku miesiącami pchnął do strącaniakielichów kwiatów i zabijania jaszczurek Lato było okresemspokojnym doskonałym, pełnym, pod błękitnym niebemz drzewami pokrytymi liśćmi, z siedzącymi na gałęziachptakami Teraz rozkoszował się siłą wiatru, który rozdzierałi niszczył ową doskonałość, ową pełnię, ów spokój, gnającpo niebie poszarpane chmury zrywając liście z drzewi wywijając nimi młyńce w powietrzu, płosząc ptaki, którelatały w uporządkowanym czarnym szyku między liśćmii chmurami Na zakręcie dostrzegł, że idzie za nim pięciukolegów; to, że szli w ślad za nim nie uegało wątpiwości bodwóch spośród nich mieszkało w przeciwnej stronie eczpochłonięty swymi jesiennymi wrażeniami nie zwrócił na to

uwagi Teraz śpieszył się, żeby jak najprędzej dojść doszerokiej aei wysadzanej patanami skąd boczna uicaprowadziła do jego domu. Wiedział, że w tej alei gromadząsię na chodnikach tysiące zwiędłych liści, żółtych i chrzęsz

16

Page 34: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 34/316

czących; i już cieszył się z góry, jak to będzie przyjemniebrnąć w nich roztrącać je i szeleścić nimi A na razie niemaldla zabawy próbował zmylić swich prześladowców, towchodząc do bramy to mieszając się z tłumem Zorientowałsię jednak wkrótce że tych pięciu stale go odnajduje Aeja

była już blisko, ae Marcello wstydziłby się bawić w obecności kolegów zeschniętymi liśćmi. Zdecydował się więc pomówić z nimi otwarcie i odwracając się nage zapytał

- Daczego za mną idziecie? - Jeden z piątki bondynekze spiczastą twarzą, z włosami przystrzyżonymi przy samejskórze, odpalił z miejsca

- Wcae nie idziemy za tobą ulica należy przecież dowszystkich, może nie? - Marceo nic nie odpowiedziałi poszedł daej

Ukazała się aeja pomiędzy dwoma rzędami gigantycznych i nagich platanów za którymi widać było oknadomów ukazały się zwiędłe iście żółte niczym złoto,rozsypane na czarnym asflcie i piętrzące się w rowach.iątka prześladowców gdzieś zniknęła może zrezygnowaliz pościgu a M arcello był teraz sam w szerokiej aei o pustychchodnikach. Bez pośpiechu wszedł na bruk, pokryty grubąarstwą liści i sprawiało mu przyjemność iść naprzód,brodząc po kolana w tej ruchomej, lekkiej masie Lecz gdysię schylił, by podnieść pełną garść liści i podrzucić ją dogóry znowu usłyszał drwiące głosy: - Marceina, nie maszkiecki pokazujesz nam majteczki. - Wtedy ogarnęła gonage chęć do bójki, niema przyjemna a twarz jegoprzybrała wyraz wojowniczego podniecenia. Wyprostowałsię i zdecydowanym krokiem ruszył na spotkanie swoichprześladowców wołając: - Pójdziecie stąd wreszcie czy nie?

Zamiast odpowiedzi cała piątka rzuciła się na niegoMarcello zamierzał postąpić mniej więcej tak jak Horacjusze i Kuriacjusze, zgodnie z historyczną egendą: pokonaćkoejno pięciu przeciwników, dwojąc się i trojąc zadając

każdemu z nich taki cios, żeby wszyscy zrezygnowali z napaści Lecz uświadomił sobie od razu że jest to pan niewykonalny; chłopcy okazali się przewidujący hurmem przyskoczyli do niego i teraz jeden trzymał go za ręce, drugi za

37

Page 35: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 35/316

nog, dwaj nn obję go wpół, podczas gdy pąty - Maceo natychmast to zauważył - odwjał pośpeszne jakąpaczkę czając się podchodzł do niego; mał w ękuspódnczkę z nebeskego ketonu Teaz wszyscy się śmali,tzymając go jednak ównie mocno jak pzedtem ten, któynósł spódniczkę, powedzał - No, Marcelna tylko sęne boń; włożymy c spódnczkę, a potem pozwolmy ć domamus. - Słowem, jak zazwyczaj , kpl z jego dzewczęcejpowezchowności Wścekły, z ozpalonym poczkamgwałtowne zaczął sę bonić; ecz tamc byi snejs chocażudało mu sę podapać twaz jednemu i udezyć pęścąw żołądek dugego, czuł, że lada chwila będzie obezwładnony W końcu, gdy Macello wzeszczał - Puśćce mnekretyn, puśćce mne! - okzyk tumf wywał sę z persjego opawców wcśnęto mu na głowę spódnczkę, tłmącnią jak wokem jego potesty W daszym cągu póbowałim się wywać, ae na póżno Chłopcy ęczne ścągnę muspódnczkę w pasie; potem czuł, że zawązują mu z tyłuwęzeł I podczas gdy wołal - Mocnej ścągnąć, mocnej - usłyszał głos, w któym bzmało aczej zacekawene nżobuzene - Co wy tu wypawace!

Cała piątka puścła go od azu rzucła sę do uceczkzostał sam, pupuowy, zadyszany, w spódniczce ścśnętejw pasie. Podniósł oczy i zobaczył stojącego nad sobą mężczyznę, któy zadał to pytane Ubany w cemnoszaą lbeęz obcsłym kołniezykem pod szyją, blady, chudy, oczy małzapadnęte, duży smutny nos, wzgadlwe usta włosy

ostzyżone na jeża w pewszej chwl obł wyjątkowoponue ważene Pzyglądając mu się jednak dłużej, Maceozauważył pewne szczegóły, któe ne miały w sobe nczłowogiego, węcz pzeciwnie: zachłanne, płomienne wejzene, coś mękkego melancholjnego w wyaze ust, nepewnoć w zachowanu Schylł sę, podnósł ksążk, któeMacello bonąc sę upuścł na zemę, podając mu je spytał:

- Co on c chciel zobć?Głos mał suowy, tak samo jak twaz, ne pozbawony

jednak tłumonej słodyczy. Macello odpał z ozdażneem

38

Page 36: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 36/316

Oni mi stale obią kawały„ ci gupcy - I ównocześnie póbował ozsupłać z tyłu pasek spódnicy

Czekaj - powiedzia ężczyzna, pochyił się i ozplątał węzeł Spódnica opadła na ziemię, Marcello podeptałą i odzucił kopniakie na stos suchych liści Mężczyznazapyta go z pewną nieśiaością

- Szedłeś może do domu?- Tak - odzekł Marcelo spoglądaąc na niego- Wobec tego powiedział mężczyzna odwiozę cię

samocodem - wskazał na stojące niedaleko auto Macello pzyzał się samochodowi nie znane mu maki, długieu czarneu, dość staego typu Przemknęa u pzezgłowę dzwna myśl: ten zapakowany o kilka kroków dalesaochód świadczy może, iż zainteesowanie nieznaomegonie byo przypadkowe Zawaha się pzed odpowiedzią;ężczyzna nalega:

- No chodź pzeedziemy się tochę, a pote odwiozęcię do domu Chcesz?

Marcello woaby u odówić, a raczej czuł, że powinientak zobić Ale nie zdążył mężczyzna zabał u uż książkiówiąc: - Poogę ci - i skieował się do saochoduPoszedł więc za nim, zaskoczony swoją uległością, ale w głębiduszy zadowolony Mężczyzna otwozył dzwiczki, kazałchopcu usiąść na pzednim siedzeniu, a na yny położyłksiążki Pote siad za kieownicą, zatzasną dzwi wciągnął ękawiczki i zapuścił sinik

Samochód echał niezbyt szybko, maestatycznie, ccho,pzez dugą, wysadzaną drzewami aeę. By to samochódsaego typu, ak myśał Marcello, ale utzymany w znakoitym stanie, pieczołowicie odlakieowany, z metalowyiczęściai śniącyi ak lustro Teaz ężczyzna trzyaedną ękę na kierownicy, a dugą wycągną po czapkęz daszkiem i włożył ą na głowę Czapka podkeślała egosurową powierzchowność i wygąał w nie jak wojskowy

Macelo, zieszany, zapytał: Czy o pana samochód?- Mów mi ty zekł ężczyzna nie patząc na niego

i ciskaąc pawą ęką popkę klaksonu, któego dźwięk by

39

Page 37: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 37/316

tubalny ównie przestarzały jak model samochodu. - ienie mó moich chlebodawców estem szofem.

Marceo nic nie odpowiedział Nieznajomy który w dalszym ciągu siedział zwócony do niego polem i powadziłwóz swobodnie, z eegancją i wpawą, dodał:

- ie spodobało c się że to ne ja jestem właścicielemwozu? Wstydzisz się?Zapotestował żywo: - Nie daczego?Mężczyzna zadowoony uśmiechnął się lekko i zwiększył

szybkość Powiedział- Pojedziemy teaz na onte Mao chcesz? Nigdy tam nie byłem - odzekł MarceloMężczyzna powiedział- Tam est badzo ładnie . widać z góy całe masto

- Milczał przez chwilę a potem dorzucił miękko: - Jak cina mię?

- Macello Prawda zekł szo ak gdyby mówiąc do sebe

- twoi koledzy nazywali cię Macellina a mam na imięPasquale

Macelo nie zdążył eszcze pomyśle że Pasquale tośmieszne imię, kiedy szor ak gdyby odgaduąc jego myśldodał: - Ale to śmieszne imię . . mów do mnie „Lino"

Samochód pzeeżdżał teaz pzez szeokie i budne ulicejedne z dzielnic na peryfiach, między nędznymi domami.Gromadki łobuziaków bawiących się na ezdni odskakiwały w popłochu na bok; potagane kobiety obdaci mężczyźnipazyli z chodników na ten niecodzienny widok Macellospuścił oczy zawstydzony tym ich zaciekawieniem

- To dzielnca Trionle zekł szo a oto MoneMaio - Samochód minął uż biedną dzielnicę i echał teazza tamwajem szeroką krętą uicą, między domami zbudowanymi na stomo wznoszącym się teenie - O któegodzinie musisz być w domu?

- Mam czas - zekł Macello nigdy nie emy pzeddugą

- Kto czeka na ciebie w domu? Tatuś i mamusia? Tak

40

Page 38: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 38/316

- Masz też odzeństwo?- Nie- A co obi twój tauś?- Nic - odpowiedział ochę niepewnie MacelloSamochód wyminął amwaj i szof, chcąc ściąć zakę

możliwie jak najostzej, opał się mocno obiema ękamio kieownicę, wpawnym uchem, nie pochylając się pzyym do pzodu Poem samochód, w daszym ciągu pnąc siępod góę, mijał porośnięte bluszczem mury i szacetyocienione drzewami Od czasu do czasu, tam gdzie mieściłysię restauacje czy gospody, widać było lampiony i łukowatewnęki z kwawo czewonymi szyldami Lino zapyał nagle:

- Czy woja mamusia i tauś dają ci pezeny?- Tak - odzekł Macello ogólnikowo - czasami Dużo czy mało?Macello nie cciał się pzyznać, że dosaje mało pezen

ów, a czasami nawe w święa musi się bez nich obywaćOganiczył się do powiedzenia

- Tak sobie A lubisz dosawać pezenty? zapyał Lino owierając

kasetkę w samocodzie, wyjmując z niej żółtą ścieeczkęi pzecierając szybę

Macelo zeknął na niego. Nieznajomy odwócony byłpolem, wypostowany, w czapce wciśnięej na oczyOdpowiedział na wszelki wypadek:

Tak, lubię- A co na pzykład cciałbyś dosać?Tym razem pyanie było niedwuznaczne i Macello pomy

ślał od azu, że tajemniczy Lino, z jakicś sobie tylkowiadomyc powodów, zamierza naprawdę dać mu pezentPrzypomniał sobie nagle swój pociąg do wszelkiego odzajuboni i zaazem niemal z uczuciem, że dokonał wielkiegookycia, powiedział sobie, że posiadanie prawdziwej boniwzbudziłoby szacunek i podziw kolegów

Cociaż uświadamiał sobie że żąda zby wiele, odważyłsię powiedzieć:

- Na pzykład rewolwer- Rewolwe - powtórzył mężczyzna, e okazując

4 1

Page 39: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 39/316

adnego zdziwienia-A aki ewolwe? Na kapszony czyna spężone powietze?

- Nie - palnął Macello - pawdziwy ewolwe!- A na co ci pawdziwy ewolwe?Macello wolał się nie pzyznawać

- Będę nim stzelał do celu - odzekł - dopóki nienabioę wpawy, żeby nigdy nie chybić- A dlaczego tak ci na tym zależy, żeby celnie stzelać?Macello odniósł ważenie że mężczyzna zadae mu owe

pytania acze dla podtzymania ozmowy niż z ciekawości Pomimo to odpowiedział z cłą powagą:

- Jak się umie dobze stzelać, to można się pzed

każdym obonićMężczyzna mlczał pzez chwilę Potem powiedział- Wsń ękę do te kieszeni w pokowcu na dzwczkach

od twoe stonySamochód skęcił gwałtowne żeby wyminąć psa, pze

biegaącego pzez ezdnię Macello wyciągnął metalowypzedmiot: był to automatyczny ewowe, czany i płask

symbol zniszczenia śmieci z wystaącą n pzedzie luą dowypluwana kul Niemal bezwiednie ścisnął w gaści ewowe dżącymi z podniecenia palcami.

- aki ewolwe? - zapytał Lino- Tak - odzekł Macelo- Wobec tego, że tak sobie życzysz mieć ewolwe

- powiedział Lino - dam ci go ale nie ten, ten naeży dowyposażenia samochodu inny

Macello nic nie odpowiedział Miał ważenie że znalazłsię w magicznym świecie, gdzie szozy zapaszaą dosamochodów i ofarowuą ewolwey Wszystko stawało sięnagle niesychanie łatwe; zaazem ednak sam nie wiedzącdaczego, wyczuwał że ta ozkoszna łatwość ma jakiśniepzyemny posmak ak gdyby wiązała się z nią pewnatrudność, nie znana i złowoga, któa ujawni się lada chwilaPawdopodobnie ozumował chłodno Macello - w tysamochodzie każdy miał swój cel on chciał zdobyć ewolwe, a Lino pagnął dostać w zaman coś taemniczego co

42

Page 40: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 40/316

ogło sę okazać nieosągane. Teraz naeżało sę dowedzeć, ko więce skorzysa na owe zamianie Zapyał

- Dokąd edzey?Lno odpowedział:- Jedziemy do domu, w kórym mieszkam . po rewolwer

- A gdzie es en dom?- Już właśnie doeżdżamy - odrzekł szofer wymuąc muz ręki rewolwer i wkładaąc go do kieszen

Marcelo rozejrzał się dokoła: samochód s�anął na drodzewygądaące w tym miescu ak zwykła wiejska drogaz drzewami z żywopłoami, za kórym ciągnęły się poa niebo Neco dae wdać było łukowaą bramę z dwiema

koumnam i maowane na zielono szachey- Poczeka u - powedzał Lno Wysiadł poszedł do

bramy Marcello obserwował go, podczas gdy ją owierałi wracał poem do samochodu. Był racze nski chocażsiedząc wyglądał na wysokiego; miał nieproporconaniekróke nogi i szerokie bodra Lino wrócł do samochodui przeechali przez bramę. Ukazała się wysypana żwirem

aea, wysadzana małymi obskubanymi cyprysami, kórymargał nemiłosierne wiar W głębi alei, na le burzliwegonieba zaśnło coś jaskrawo w nikłym promieniu słońca:oszkona weranda dwupęrowego budynku

- To wa - rzekł Lno ae ne ma nikogo- A ko es właśccelem? - zapyał Marcelo- Nie właścicielem, ylko właścicielką - poprawł Lino

Amerykanka ale ej nie ma, wyechała do FlorencjiSamochód sanął Wlla nska długa o ścianach w czer

wonobałe kwadray z cegły i ynku przerywanych u ówdzie szeregem śnących szyb okennych miała ganekwspary na ciosanych koumnach z szarego kamienia Linootworzył drzwiczk zeskoczył na ziemię mówąc

- No, wysiadamy.Marceo nie wiedzał,czego chce od nego Lno, ne mógł

sę ego domyśić Lecz wzrasała w nim neuość i bał się, żezosane oszukany

A rewower? zapyał nie ruszaąc się z miejsca

43

Page 41: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 41/316

Tam jes - odzekł z pewną nieceplwoścą Lwskazując na okna wili - Idzemy właśnie po ewolwe

- Dasz m go? Oczywiśce, śczny nowy ewoweMacelo wysiadł bez słowa. Żałobny eseny wa

udezł go od azu ciepłym, pełnym kurzawy powewemSam nie wedział daczego ae waz z owym powiewemoganęło go złe pzeczuce dąc za Lnem obejzał sę, byjeszcze az zucić okem na wysypany żwem placyk,ooczony mzenym oeandam Lno szedł pzed nmi Macello zauważy wypchaą pawą keszeń be był amewowe kóy szofe wyjął mu z ęki, gdy dojechali a

mejsce Teaz nabał pewnośc, że Lno ma ylko en jedeewolwe zasanawa sę, dlaczego skłamał dlaczego eazciągnie go do willi. Coaz slnej pzekonany że kyje sęw ym jakeś oszuswo posanowł być czujny aby ne daćsę wysychnąć a dudka. Tymczasem weszl do dużegosaonu, w kóym poozsawae były kanapy spoo el;na ścane, w głęb widnał komnek z okapem z czewonej

cegły Lno, kóy wciąż szedł pzed nim skieował sę w kąsaonu, ku pomalowanym na niebesko dzwczkom Macello zapyał niespokoje:

Ae dokąd my idzemy?- Do mojego pokoju - odzekł Lino e oglądając sę za

sebe Macello uzał, że na wszelk wypadek lepej sawćopó, by pokazać Linow, że pzejzał jego gę I gdy Lno

owozył nebeske dzwczk, powedzał cojąc sę:- Daj mi od azu ewolwe albo sobe pójdę Pzecież ne mam pzy sobie ewolweu odzekł Lno

obacając sę bokem do nego - Jes w mom pokoju A właśnie, że go masz powiedzał Macello - w ke

szen maynak To jes ewolwe z samochodu

- Wiem że nie masz nnegoLino zdawał sę zneceplwony, lecz opanował sę naychmast Macelow zucł się znów w oczy koasmędzy jego suchą suową wazą a miękkm usam oczyma o nespokojnym, zbolałym, błagalnym wyraze

44

Page 42: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 42/316

Dam c ten - powedział w kocu - ale chodź zemną co c to szkodzi? Tu jest tye oken może nas ktośzobaczyć

„A gdyby nawet ktoś nas zobaczył cóż w tym złego?" chciał zapytać Marceo; powstrzymał się jednak gdyż

uśwadamiał sobie nieasno że kryło sę w tym wszystkmcoś złego ale co tego ne umałby okreść- Dobrze - powiedział dzecinne - ae potem mi go

dasz? Bądź spokonyWyszi na mały biały korytarz W głębi korytarza znaj

dowały sę drugie nebieske drzw Tym razem Lino nie szedł

pzodem ale obok Marcela obął go ramenem wpółpytaąc: Tak ci bardzo zależy na tym rewolwerze?- Tak - odrzekł Marcello, którego ten uścsk wprawił

w takie zakłopotanie że z trudem dobył z siebie głosLino puścł go, otworzył drzwi i weszli do pokoju. Był to

ały pokok dług i wąsk zednym oknem w głęb Stało

tam tylko łóżko szaf stoik i kika krzeseł Wszystke mebepolakierowane były na seedynowo Marceo zauważył naśane wszący nad wezgłowem łóżka krucyks z brązunajbardze pospolitego typu Na stolczku nocnym leżałagruba ksążka w czarnej oprawie z czerwonym brzegiemMarcello pomyśał że mus to być ksążka do nabożeństwaTen pokój w którym ne waały sę żadne przmioty an

częśc garderoby robił nadzwyczaj schudne wrażenie; alew powetrzu unosił sę mocny zapach jak gdyby mydła czywody kolońske który wydał się Marcelow znaomy Czyne był to ten sam zapach jaki czuł w łazience kiedywchodzł tam bezpośredno po kąpel matk? Lno powedzał nonszaancko

Usądź sobie na łóżku tam ci będzie wygodnie

Usłuchał go bez słowa Lno chodził teraz po pokou Zdjąłzapkę położył ją na parapece okna odpął kołnerzyki wytarł chustką spoconą szyję Potem otworzył szaę wyjąłz nie dużą butelkę wody kolońskie, skropił chusteczkęi z westchneniem ug otarł ną sobe twarz czoło

45

Page 43: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 43/316

- Dać ci eż rochę - zapyał - To bardzo odśweż Marcelo wolałby odmówić, buelka chuska budziły

w nm dziwną odrazę Nie bronł się ednak gdy Linoprzesuwał mu pieszczolwie świeżo pachnącą dłoń powarzy. Lno odsawił wodę do szafy usiadł na łóżku

naprzeciw MarcellaPatrzy na siebe Sucha surowa warz Lna przybrałeraz nowy wyraz, uległy, pieszczoliwy, błagalny Wparywał się w Marcella i milczał. Marcello, zniecierpliwionyi zakłopoany ą konemplacą, zapyał w końcu

- A rewolwer?Zobaczył że Lino z weschnieniem ak gdyby wbrew woli

wymue z kieszen broń. Wycągnął po ną rękę lecz warzLina swardnała powiedzał prędko, cofąc rewolwer:- Dam c go„ ale musisz sobie na o zasłużyć.Marcelo poczuł niemal ugę słysząc e słowa. A więc było

ak ak przewdywał Lino czegoś chcał w zaman zarewower Odpowedział skwaplwie szuczne naiwnymonem, ak w szkole kedy wymenał z koegam salówki

albo szkane kulki- No o powedz co za o chcesz i dodziemy doporozumenia

Lino spuścił oczy, zawahał się poem wycedził powoli- A co byś zrobł żeby mieć en rewower?Marcello zorenował sę że Lino nie przymue ego

propozyci nie chciał więc dokonać zwykłe wymiany przed

mou na przedmio ale w zamian czegoś od niego żądałChociaż nie domyślał się, co o mogło być powedił tymsamym szucznonaiwnym onem:

- Ne wem, powedz o co c chodz Nasąpił chwlacszy.

- Czy byłbyś goów na wszysko? zapyał nagle Lnopodnosząc głos i chwyając go za rękę

Zarówno on, ak i ges przeraziły Marcella Przysło muna myś, że Lno może być złodziejem chce z nego robićswoego wspónika ecz po chwli zasanowena doszedł downiosku że może odrzucć ę hpoezę Był jednak osrożnyw odpowedzi

46

Page 44: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 44/316

Ae czego byś ode mnie chciał? Dlaczego mi tego nemówsz

Lino bawił się teaz ego ęką pzygądaąc sę eodwacaąc ą, to tuąc ją w dłon to wypuszczaąc z uścskuPotem odepchnął ą pawie butalnie i powiedział powoli,

patrząc na niego:- Jestem pewien, że są zeczy, których byś nie zrobił- No, powiedz, co to takego? - nalegał Macello tonem

skwaplwym lecz z pewnym zażenowaniem- Nie, nie! - bronił się Lno Macello zauważył, że na

ego bade twarzy, w okoicy kośc policzkowych wystąpłyczewone plamy Wydało mu się, ż Lino chętnie powiedział

by wszystko gdyby był pewen, że on tego sobe życzyWywołało to w nim oduch świadome, choć niewnnekokieei Pochylił sę, ujął mężczyznę za ękę:

- No powiedz, daczego nc nie mówisz?Zapanowała długa chwila ciszy Lino spogądał to na

rękę, to na twarz Marcella zdawał sę wahać W końcuodepchnął ponownie dłoń chopca, lecz tym azem łagodnie,

wstałi

przeszedł się po pokou Potem usadł znowu, wziąłMacea za rękę z czułością, mnej węcej tak, jak biezedziecko za ękę ociec albo matka Powiedział:

- Marceo, wiesz, km ja jestem?- Nie Byłem księdzem zrzucłem sutannę - zekł no,

a głos łmał mu się boeśnie pzemująco i patetycznie

księdzem któy za bezwstydne czyny został wyrzuconyz zakładu, gdzie uczył . I ty w twoe niewinności ne zdaeszsobie spawy, czego mógłbym zażądać od ciebie w zamian zaten rewower, na któy masz taką ochotę, a mne oganęłapokusa, żeby wykozystać twoą nieświadomość, twoąnewinność, twoą dzecnną chciwość! Oto kim jestem,Macelo - Z ego głosu biła głęboka szczeość; potem

odwócił się niespodziewanie w stonę wezgłowia łóżkai przemówił do krucyfksu cicho, ak gdyby się żaląc - Taksię do ciebie modiłem ale tyś mnie opuścił i zawsze,zawsze popadam w ten sam grzech . . daczegoś mnie opuścił?- Słowa te pzeszły w szept, ak gdyby Lino sam z sobą

47

Page 45: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 45/316

rozmawiał. Potem wstał z łóżka, poszedł po czapkę którązostawił na parapecie okna i powiedzał do Marcella:

- dziemy, chodź odwiozę cię do domuMarcelo nic nie odpowiedział: czuł sę ogłuszony i nie

zdolny na razie zrozumieć, co się stało Przeszedł za Linem

przez korytarz i potem przez saon. Przed wią na skwerze,wiatr huał dalej wokół czarnego samochodu, pod zachmurzonym niebem bez odrobiny słońca Lino wsiadł dosamochodu, on usiadł obok nego . Samochód ruszył, przejechał przez aeję, potem, zwaniając biegu przez bamęi znaazł się na drodze ie rozmawiai ze sobą przez dłuższąchwię Lino prowadził wóz tak samo jak przedte wypros

towany, w czapce wciśniętej na oczy, w rękawiczkachPotem, gdy przejechali już spory szmat drogi. Lino nieodwracając się zapytał znienacka

- Żałuesz, żeś nie dostał ewoweru?Na te słowa w Marcellu, znów obudziła się gwałtowna

nadzieja zdobycia upragnionego rewolweu. Ostatecznie,pomyślał, może się okazać, że jeszcze nie wszystko stracone

Odpowiedział szczerze:- Pewnie że żałuję!- Wobec tego - zapytał Lino - gdybym się z tobą

umówił na utro albo na dziś wieczór, przyszedłbyś?- Jutro jest niedziea - odrzekł rozsądnie Marceo

- ae w poniedziałek, tak . . . możemy się spotkać w alei,w tym samym miejscu co dzisiaj.

Tamten milczał przez chwię Po czym nespodziewaniezawołał żałosnym głosem- Nie mów do mnie więcej . nie patrz na mnie . . .

A gdybyś w poniedziałek o dwunastej spotkał mnie w aleinie słuchaj mnie i nie witaj się ze mną . . zozumiałeś?

„Co mu się stało?" - zadał sobie pytanie Macelo, niecourażony I odpowiedział - Wcale mi na tym nie zależy

żeby się z tobą zobaczyć Dzisiaj tyś mnie namówił, żebymz tobą pojechał do twojego domu.- Tak ale to uż się nie może powtózyć. nigdy

powiedział gwatownie Lino . - Znam siebie aż za dobrzei wem, że dziś w nocy będę wciąż tyko myśał o tobie i że

48

Page 46: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 46/316

w ponedzałek będę czekał na cebe w aei nawe jeżel dzśpowziąłem postaowieie, że tego nie zrobię . . Zam siebie ae y masz e zwracać na to uwag

Marcello nic ie odpowiedział Lio ciągął dalej z równym uieseniem:

- Będę myśla o tobie przez caą oc, Marcelo . i w poniedziaek będę w ale . . z rewowerem . . . ale y masz iezwracać a mie uwagi - Powtarzał ciągle w kółko to samozdanie i Marcelo w swoje dzecnne przebegośc zrozumiał, że Lno chce się z im umówć i ostrzegając gow rzeczywstości uż się z im umawia Lino po chwiimilczeia zapyta zowu

- Słyszaeś?- Tak- Co ci powedzaem? Że w poniedziałek będziesz a mie czekał w aei - Ne tyko o ci mówłem - odrzek tame zbolałym

łosem. I że dokończy Mareo - mam e zwracać na

ciebie uwag.- Tak powerdzi Lino w żadnym wypadku bo

słuchaj, ja będę cię wołał błagał, będę jechał za tobąsamochodem obiecywał ci złoe góry ae ty bądź eustępliwy i ie słuchaj me

Marceo zniecerpiwiony odpowiedza:

- Dobrze zrozumiałem.- Ty przeceż jesteś dzieckiem - rzek Lno zmenaącgewie to głosu a czuły i łagody i ie będziesz mógmi sę oprzeć . . . Zobaczysz że się na ym skończy esteśdzieckiem, Marcello

Marceo obrazi się:- Nie jestem dzieckiem ylko dużym chłopcem . a poza

ym ne znasz me jeszcze.Lio zatrzymał agle samochód. Byli jeszcze a wzgórzu,przysaę pod wysokm ciągnącym sę wzdłuż drog murem; ieco dalej widać było sklepioą w łuk bramę restauracj ozdoboą ampionam Lino zwrócł się do Marcela

49

Page 47: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 47/316

- Naprawdę - zapytał z odcenem boesnego nepokoju- naprawdę nie zgodzisz się pojechać ze mną?

- Sam mnie przecież o to prosisz - rzekł Marcello, któryprzejrzał już na wylot jego grę

- Tak, to prawda - powiedział z rozpaczą Lino

zapuszczając slnik - tak to prawda masz rację . jestemwara, że cię o to pytam skończony wara.Umikł po tym wykrzyknku i zapanowała csza Samo

chód zjechał na dół przejeżdżali teraz znowu brudnymiucam ubogiej dzelcy. W końcu ukazała się szeroka alejaz białymi i nagimi platanami ze stosami żółtych liści wzdłużopustoszałych chodnków z pełnymi oken murami fbryk

Była o już dzielnica w kórej mieszkał Marcello. Lino nieodwracając sę zapytał- Gdze jest twój dom?- Stań epej tutaj rzekł Marcello wiedząc jaką

sprawa przyjemność Linowi tym podkreślenem swojegoudziału w zmowie żeby mnie nkt nie zobaczył, jakwysadam z twojego samochodu.

Wóz zatrzymał się Marcello wysiadł a Lino podał muprzez okienko ksążki mówiąc zdecydowanym tonem- A więc do poniedziałku będę w alei w tym samym

miejscu co dzś- Ae ja - odrzekł Marcello biorąc od nego książki

mam udawać że cię nie wdzę, tak?Zobaczył wahanie Lina i ogarnęło go uczucie niema

okrutnego zadowolenia. Lno pożerał go wzrokiem, w jegogłęboko osadzonych oczach iskrzyło się pożądanie. Potempowiedział z unesienem:

- Rób, jak chcesz Możesz zrobić ze mną wszystko, cotylko zechcesz. - Głos jego przybrał na akończenieżaosnnamiętną nutę.

- iedz że nawet na ciebie nie spojrzę - osregł go poraz ostatni Marcello

Widzał że Lino zrobił jakiś gest którego nie roumał,ae który zdawał się być rozpaczliwym powiedeniemPotem samochód ruszył oddalając się powoli w ierunkuaei.

Page 48: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 48/316

Rozdział Il

Marcea budzła co rano o oznaczone godznie ucharka óra miała do niego szczególną słabość Wchodziła dopokou wnosząc na tacy śniadanie i stawiała e na marmurowym blacie komody. Potem Marceo widział aumue w obe ręce sznu żaluzi i/k ą otwiera dwoma lubtrzema pociągnięciami swich sinych ramion. Potem kładłamu na olanach tacę stała przy łóżu podczas gdy adłśniadanie, a gdy sończył, zrywała z niego ołdrę ponaglała żeby się ubierał Pomagła mu przy tym sama podaącolejno częśc garderoby czasami nawet przyękała i wkładaa mu buty Była to obieta pełna życia wesoła i rozsądna;zachowała acent serdeczny sposób byca właścwy ludzom prowinci z które pochodzła Marceo obudził sięw ponedziałe z nieasnym wspomnieniem kłóti rodzicówsłyszał przed zaśnięcem ich podnesione głosy dobiegającealbo z sypialni albo z adalnego pokou. Zadł naperwśniadanie po czym oboętnie zapytał ucharę, która azwye stała przy nm czekając, aż skończy eść:

Co się stało dziś w nocy?Kobieta sporzała na nego z udanym przesadnym

zdziwenem- Nic o tym ne wiem.Marceo domyślił sę że kucharka miałaby wele do

powiedzena, zdradzała to e nieszczerze zdumiona minaroniczny błysk w oczach, całe zachowanie. Powedział

Słyszałem rzyi . . .- Ach rzyi - odrzeła kobeta - to przecież

5 1

Page 49: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 49/316

ormana rzecz czy nie wiesz że twój tatuś i twoja mamusczęsto krzyczą?

Tak potwierdził Marceo - ale krzyczei głośniejniż zwykle.

Uśmiechnęła się i opierając obydwie ręce o poręcz łóżka,

powiedziała:- Może krzycząc epiej się rozumieją, nie uważasz?Taki już miała zwyczaj, że lubiła zadawać pytania, nie

wymagające odpowiedzi Marceo zapytał Ae dlaczego tak krzyczeli?Kobieta uśmiechnęła się znowu:- A dlaczego ludzie krzyczą? Dlatego, że e żyją

w zgodzie.- A dlaczego oni nie żyją w zgodzie? Oni? zawołała uradowana pytaniami chłopca

- Z tysiąca powodów . Jednego dnia datego, że twojamatka chciałaby spać przy otwartym oknie, a ojciec przyzamkniętym . . Drugiego dnia datego, że ojciec ma ochotęwcześnie iść spać, a matka lubi przesiadywać do późa

w noc . . . powodów nigdy nie brak, czy nie?Marcello powiedział nagle z powagą i przekonaniem, jakgdyby wyrażał dojrzewające w nim od dawna uczucie:

- Nie chciałbym być tutaj dłużej A co chciałbyś zrobić? zawołała kobieta coraz

bardziej rozweselona. - esteś mały i nie możesz się wyprowadzić z domu musisz poczekać aż będziesz dorosły

- W oałbym - rzekł Marcello - żeby mnie oddali doiternatu.Kobieta spojrzała na niego z rozrzewnieniem i zawołała:- Masz rację . w interacie miałbyś przynajmniej jakąś

opiekę . Wiesz, dlaczego twój tatuś i twoja mamusia tak dziśw nocy głośno krzyczeli?

- Nie dlaczego?

Poczekaj , zaraz ci pokażę - Ochoczo skierowała siędo drzwi i znikła. Marcelo usłyszał, że prędko zbiega zeschodów, i znów zadał sobie pytanie, co się mogło staćubiegłej nocy Po chwii rozegły się kroki powracającej nagórę kucharki, która weszła zaraz potem do pokoju z tajem

52

Page 50: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 50/316

iczo rozbawioną mią Trzymała w ręku jakiś przedmio,któy Maceo pozał już z daleka: była to duża togaaw srebnej ramce stojąca zazwyczaj na ftepae w saoie.Przedstawiała ona matkę Marcella ubaną na biało z synema ęku także w bałej sukience, z białą przepaską na długich

włosach - Widzisz tę togaę? - zawołała wesołokucharka. - Wczoraj wieczorem kiedy twoja mamusiawrócła z teatu weszła do saonu perwszą rzeczą jakązobaczyła była ta togaa„. Biedaczka o mało niezemdała„. zobacz tyko co twój tatuś z ną zrobił

Marcello zdumiony spojrzał na tograę. Ostrzem nożaczy scyzoryka ktoś wydłubał matce i syowi oczy a potem

doysował pod nim czewoym ołówkem punkck mająceprzedstawiać łzy spływające z czterech pustych oczodołów.Było to tak ieoczekiwae i dziwe a zarazem tak poure żeMacelo w perwszej chwl nie wedz co o tym myśleć.

- To zrobił twój tatuś! - zawołała kuchaka - Twojamamusa ma rację że krzyczała

Ae dlaczego to zrobł?

- To jest zaklęcie wiesz Ćo to jest zaklęcie? Nie.- Kiedy się chce wyrządzić komuś coś złego robi się to

co zrobił twój tatuś czasami zamiast oczu przedziurawiasę peś w okocy serca i wesz co się potem dzieje?

- Co? Ta osoba umea„ abo spotykają jakieś neszczęście.

zależy- Ale przecież ja - wybełkotał Marcello - ie zobiłemc złego tatusow.

A co mu zrobiła twoja mamusia? - kzykęłaoburzoa kucharka - Wiesz, co to za człowiek twój tatuś jak skończy? To waiat.. skończy w Sant'Onoiow szpitalu dla wariatów„ . A teraz prędko wstawaj , czas już

iść do szkoły ja pójdę odieść tę ftograę. Rozochocoa wybiegła Marceo został sam.Zamyślony, zaskoczoy tą iewytłumaczoą histoią z

tograą zaczął sę ubeać Ngdy ie żywł do ojca żadnychspecjalych uczuć jego wrogość, prawdziwa czy udaa e

53

Page 51: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 51/316

abolała go; lecz słowa kuchaki na temat złowróżbpotęgi zaklęcia dawały mu wiele do myśenia Nie żeby byłpzesądny i wiezył, że wystaczy na togai wykuć oczyjakie osobie, a spotka ją nieszcęście ale to szaleństwo ojcazbudziło w nim ponownie ów niepokój, który zdawał się już

uśpiony. To samo przepojone lękiem i bezsilnością ucuie,że znalazł się w kręgu tragicznego przeznaczenia, gnębiło gopzez całe lato, a teaz, jak gdyby wywołane złowieszczymdrgnieniem na wdok tej ftograi, splamionej krwawymiłzami, rozbudziło się w nim ponownie ze zdwooną siłą

Czym było nieszczęści, adał sobie pytanie: cy niezagubionym w bękice pogodnego nieba czarnym punktem

który rośnie, aż staje się drapieżnym ptakiem, spadającymna swoją ofarę niczym sęp na padlinę? Albo pułapką,o której się wie, którą nawet dokładnie się widzi, a mimo tonie można jej wyminąć Abo po prostu pzekleństwembezsilności, lekkomyślności i ślepoty, które przeniknęłoruchy, zmysły, krew? To ostatnie sfrmułowane wydało msię najbliższe pawdy, ponieważ sprowadzało nieszczęście do

braku szczęścia, a brak szczęścia tłumaczł się głębokimwrodzonym, tajemniczym talizmem, na który postępekojcowski, niby znak dogowy na drodze do zguby, znówzwrócił jego uwagę Wiedział, że ów talizm domaga się oniego morderstwa, lecz bardziej niż samo zabóstwo przerażała go myśl, że jest na nie skazany nieuchronnie, cokolwiekby uczynił. Słowem, paraiżował go strach na myś, że nawe

pełna świadomość tego talizmu jest tylko dodatkowymbodźcem do poddania się mu, jak gdyby ta świadomość byławłaśnie nieświadomością, ale nieświadomością tak szczegó-nego rodzaju, że nikt, a już najmniej on sam, nie mógłby jejtak sklasykować .

Lecz potem, w szkole, z ziecinną beztroską zapomnało tych przeczuciach. Jego sąsiadem w ławce był jeden z jegoprześladowców nastarszy i zaraem nagorsy uczeń w klasie, nazwiskiem Tuchi Tyko on jeden z całej klasy brałlekcje boksu i umiał zadawać ciosy zgodnie z wszystkimipaidłam tej sztuki; z ostrzyżonymi na eża włosami,z twadą i kanciastą twazą o płaskim nosie i wąskich

54

Page 52: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 52/316

wargach w grubym sportowym swetrze, wyglądał już zawodowego boksera Turchi nie miał zielonego pojęciao łacinie ale gdy po szkoe na uicy podnosił muskularnąrękę, by wyjąć z ust niedopałek, i oświadczył spoglądającz góry na gupkę kolegów i maszcząc niskie, pokryte

bruzdami czoło - Według mnie misrzostwo zdobędzieColucci - wszyscy chłopcy miczeli jak rusie pełni szacunku Turchi na zawołanie mógł pokazać ujmując nos dwomapalcami i odchylając go na bok że ma złamaną przegrodęnosową jak prawdziwy bokser; zajmował się nie tylkopięściastwem ale ówież piłką nożną oaz inymi popularnymi i brutanymi dyscyplinami sportu W stosunku do

Marcea Turchi zachowywał się sarkastyczie i z mitygowaną gwałtownością. O właśnie, dwa dni przedtem, zymałMarcella za ręce podczas gdy inni wciągali mu spódniczkę;Macello dobrze to pamiętał i myślał tego rka że znaazłw końcu sposób, by przezwyciężyć jego pogardę i zdobyćieosiągaly dotąd szacuek

Wykorzystując moment, kiedy nauczyciel geogafi od

wrócił się by pokazać długim ijkiem mapę Euopy szybkonapisał na zeszycie „Będę dziś miał prawdziwy ewower" i podsunął zeszyt Turchiemu Ten pomimo swego nieuctwa spawował się wzorowo zawsze uważny niewzruszonyprawie ponury w swoim obojętnym i tępym skupieniu Leczgdy go wywoływano, nie umiał nigdy dać odpowiedzi nawetna ajprossze pytaia, co zdumiewało Marcella, który

zastaawiał się o czym myśli Turchi podczas lekcji i dlaczego, skoo się nie uczy, udaje taką pilność Teraz Turchi nawidok zeszytu zareagował gestem zniecierpliwienia jakbychciał powiedzieć „Zostaw mnie w spokoju. nie widzisz, żesłucham lekci?" - Ale Marceo nieustępliwy ącił gołokciem wtedy Tuchi nie poruszywszy głową spuścił oczyi przeczytał napisane w zeszycie zdaie Chwycił ołówek

i napisał z kolei: „Nie wierzę". Dotknięty do żywego,Marceo potwierdził również na piśmie: „Słowo honoru"Tuchi nadal nieufy odpisał mu „Jakiej marki?" Topytanie wprawiło w zmieszanie dał odpowiedź: „Wilson"Przekęcił nazwę Weston któą wymienił niegdyś właśnie

55

Page 53: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 53/316

urchi urchi napisał natychmiast „Nigdy o takiej niesłyszałem. " Marcelo skreślił na zakończene: „J utro goprzynosę do szkoły u diaog urwał się bo prosorodwrócił się nagle i wywołał urchiego pytając go jaka jestnajwększa rzeka w Nemczech. Turch wstał jak zwykle po

długim namyśle przyznał bez cienia zakłopotania nemalz lojalnością sportową że nie wie. W tej samej chwiliotworzyły się drzwi zajrzał woźny oznajmiając konieclekcji

Idąc potem ulicami w kierunku platanowej alei Marcellopostanowł sobe za wszelką cenę zmusć Lna żeby do-trzymał obietnicy i dał mu rewolwer Wiedzał że Lino

będzie mu robił trudności zadał sobe pytane jak siępowinien zachować żeby na pewno osiągnąć swój celChociaż nie rozumiał prawdziwej przyczyny szaleńczychwybryków Lina jakś instynkt pokrewny kobecej koketeri mówł mu że najłatwiejszy sposób zdobycia rewolwerupodsunął mu ubiegłej soboty sam Lino: trzeba nie zwracaćuwagi na Lna pogardlwie odrzucać jego propozycje, być

nieczułym na błagania słowem cenić się; a wreszce iewsiadać do samochodu ne upewniwszy się z góry że Linonaprawdę gotów jest dać mu rewower Oczywiśce arcellonie umiałby odpowiedzieć dlaczego szofrow tak na nimzależało daczego on mógł sobe pozwolć na ten rodzajszantażu. Szantażował Lna nstynktownie i tak samoinstynktownie wyczuwał w swoich stosunkach z szofrem

odceń nezwykłego napięcia emocjonalnego równie kłopot-lwego jak tajemnczego Ale rewolwer górował nad wszystkimi nnymi myślami a z drugiej strony Marcello nie mógłyzaprzeczyć że ta prawie kobieca roa którą mał odebrabyła mu raczej miła Wbiegając pędem cały spocoyw platanową aleję zdążył jeszcze pomyśleć że jedne rzeczywolałby w każdym razie unknąć a manowcie ne chcał

żeby Lino obął go znowu wpół jak zrobł na korytarzuw willi przy pierwszym spotkanuTak samo jak w sobotę dzeń był burzliwy i chmurny wał

ciepły porywsty wiatr niosąc zagarnięte po drodze śmiecizeschnęte liśce papiery pórka puch źdźbła słomy kurz

56

Page 54: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 54/316

W aei watr zaatakował właśne stertę zwiędłych liści,wzbijając je wysoko do góry, między nagie konary patanów.Marcello zapatrzył się na iście które wirowały w powietrzuna te ołowanego nieba, nczym miriady żółtych rąk z rozcapierzonymi pacam, a potem, spuszczając oczy zobaczył

nage wśród tych złotych rąk wywjających młyńce nawietrze dług czarny i błyszczący kadłub samochodu stojącego przy chodnku. Serce zaczęło mu bić mocniej, sam niewiedzał dlaczego zgodnie ze swom planem ne przyśpieszyłjednak kroku i ruszył w kierunku samochodu. Przeszedłkoło nego powoli od razu, jak na dany sygnał, otworzyłysę drzwiczki przez które wychyił się Lino bez czapki

powedział Marcelo, chcesz wsiąść?To stanowcze zaproszenie nie mogło go nie zdziwić po

przysięgach, które słyszał poprzednim razem.' twerdzłw duchu że Lino znał rzeczywście na wylot swoją naturę;było nawet zabawne obserwować, że szofr postępuje takjk sam przewidział, chociaż robi to wbrew woli. Marcelo

szedł dalej, jak gdyby nc ne u·słyszał, ne bez przyjemnośczauważył że samochód jedzie za nim Chodnik, bardzoszeroki, biegnący między równiutkimi pełnymi okien murami bryk i grubym pochyonymi pnami patanów, byłpusy jak okiem sięgnąć. Samochód wolniuteńko jechał zanm z cichym szumem sinka, miłym dla ucha po dwudzesu metrach minął go i zatrzymał w pewnej odegłości potem

drzwi znów sę uchylły Marceo przeszedł obok nieogądając się wsecz, i usłyszał znowu zboały, błagalny głos:- Marcello wsiądź . proszę cę . . . zapomnij o tym, co cimówiłem wczoraj Marceo, słyszysz mne? - Marceomusia sobe powiedzieć że ten głos mał w sobie cośodpychającego co sę stało Lnowi że tak skame? Aż wstyd;całe szczęście że nikogo nie było w ae. Nie chciał jednak

znechęcać Lna do reszty, odwrócł węc głowę i zerknął zasiebie jak gdyby zachęcając go do daszeo naegania.Zdawał sobie sprawę że owo spojrzene było nema pieszczotliwe doznał nage tego samego, identycznego uczuciaponiżena, bynajmnej nie przykrego i ne udawanego, które

57

Page 55: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 55/316

rzed dwoma dniami wzbudziła w nim na moment przypasna przez kolegów spódniczka Jak gdyby w gruncie zeczysprawało mu przyjemność a nawet leżało w jego naturzeodgrywanie rol kobety wzgardliwej zalotnej A tymczasem samochód ruszył znowu w ślad za nim Marcello

za tanawiał się, czyby już nie ustąpić, ale zdecydował ponamyśle że jeszcze nie pora Samochód minął go, nerzystając tylko zwalniając begu Usłyszał głos mężczyznywołający - Marcello - i zaraz potem warkot oddalającego się samochodu. Przestraszył się nagle, że ino,zniecierliwiony odjecha; ogarnął go paniczny lęk żenazajutrz w szkoe pokaże się z pustymi rękami; zaczął więc

biec przed siebie krzycząc: - Lino, Lino stań, ino! Ale wiatr porywał jego słowa, wzbijając je w owietrzewraz z suchymi lśćmi i wprawiając je w szeleszczący wirowyruch; samochód znkał w oddal: najwdoczniej Lno nieusłyszał go i odjeżdżał a on, Marcello ne zdobędzierewolweru i Turchi będzie miał jeden owód więcej żeby sięz niego natrząsać. Natychmiast jednak odetchnął z gą

i zwolnił kroku: samochód wyprzedził go nie o to żebyprzed nim ucec ale żeby czekać na niego na rogu orzecznej ulcy; stanął tam właśne zagradzając całą szerokośćchodnika

Poczuł coś w rodzaju żalu do Lina który wywołał w nimtn uokazający lęk i postanowił w nagłym przyływieokrucieństwa zemścić się na szofrze stawiając mu nieugięty

oór z zmnym wyrachowanem. Tymczasem bez pośiechudoszedł do poprzecznej ulcy Stał tam samochód długiczarny, lśniący, ze swymi starymi metalowymi częściami,z niemodną już karoserią. Marcello udał, że chce go obejśćbokiem: drzwi otworzyły się natychmiast wyjrzał Lino

- Marcello - powiedział z rozpacziwą stanowczością- zaomnj o wszystkm co c mówiłem w sobotę

wypełnieś już swój obowązek aż za gorlwe ChodźMarcello - M arcello przystanął koło maski Coął sięo krok i nie patrząc na Lina powiedział zimno:

- Nie pojadę i nie dlatego że prosiłeś mnie w sobotę,żebym cię nie słuchał . . . ale datego, że nie mam ochoty.

58

Page 56: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 56/316

- A dlaczego nie masz ochoty?- Bo nie a dlaczego właściwie miałbym jechać?- Żeby m zrobić przyjemność- A ja nie chcę ci zrobić przyjemności- Dlaczego? Nie lubsz mnie?

- Nie odrzekł Macello spuszczając oczy bawiąc sięklamką od samochodu Wiedział że ma wyraz twarzynabumuszony odpychający, wrog sam sę już ne orentował, czy gra komedię, czy też jest szczery Zapewne,odgrywał przed szofrem komedię; ale jeśli to była komediadlaczego doznawał pzy tym tak slnego skomplikowanegouczucia, które było mieszanną próżności odrazy upoko

rzenia okrucieństwa i pogardy? Usłyszał, że Lino śmeje sęccho i szczeze, a potem pyta go- A dlaczego mne nie lubsz?Tym razem podniósł oczy i spojzył mu prosto \twarz

Tak wyaźnie nie lubł Lina lecz nie zastanowił sę dotychczas dlaczego. Patrząc teraz na tę twaz surową i wychudzoną,iemal ascetyczną, zrozumiał pzyczynę swojej antypati była

to twarz łszywa nosząca niemal· fzyczne piętno przewrotności Miał ważenie, że dostzega tę przewrotność przedewszystkm na ustach wąskich suchych, wzgardlwych któena pierwszy zut oka miały niewinny wyraz ale gdy rozchylały się w uśmiechu było w nch coś dziwnie lepkiegoi oślzłego Zawahał się, wpatzony w Lna, który z uśmechem czekał na jego odpowiedź a potem powiedział szczerze:

- Nie lubię cię, bo masz zaślinone ustaLno zachmuzył się uśmiech znikł z jego twarzy- Po co wygadujesz takie głupstwa? - rzekł, po czym

opnowując się natychmast, dodał z żartobliwą swobodą- A więc panie Marcell o . chce pan wsiąść do samochodu?

- Wsiądę - rzekł Marcello decydując się w końcu - alepod jednym warunkiem

Jakim?- Że mi naprawdę dasz rewolwer- Zgoda„ . sadaj- Ne musisz mi go dać od razu - nalegał z uporem

Macello.

59

Page 57: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 57/316

- Ne mam go tu M arcello - odparł poważnie szofr- od soboty leży w mom pokoju . . Pojedziemy teraz dodomu po ten rewolwer

- Wobec tego nie jadę - rozstrzygnął Marcello nieoczekiwanie nawet dla sebie samego - Do widzena

I

zrobił krok naprzód, jakby chciał ju ż odejść; tym razemLino stracł cierpliwość- Ależ chodź, ne bądź dzieckiem - zawołał Wychylw

szy się chwycił M arcella za ramię i posadził go obok siebie naprzednim siedzeniu. - Jedziemy natychmiast prosto dodomu - dodał - i obecuję ci, że dostaniesz rewolwer- Marcello zadowolony w głębi duszy że został wcągnięty

siłą do samochodu ne protestował, lecz przybrał dziecnnenadąsany wyraz twarzy. Lino szybko zatrzasnął drzwizapalił slnik i samochód ruszył

Przez dłuższą chwilę nie zamienili ze sobą ani słowa Linonie wyglądał na rozmownego a może - jak pomyślałMarcello - był zbyt szczęśliwy, żeby rozmawiać; co doniego, to ne mał nic do powiedzenia; dostanie rewolwer,

wróc z nm do domu a nazajutrz zaniese go do szkołyi pokaże Turchemu. e wybegał myślą dalej poza tenieskomplikowane i miłe przewidywania Obawał się tylko,żeby Lino nie oszukał go w jakiś sposób. I obmyślał sobie nawszelki wypadek przewrotne wybiegi aby doprowadzićLna do rozpaczy i zmusić go do dotrzymana obietnicy

Wyprostowany, z ksążkami na kolanach, patrzał namgające za szybą platany budynki w głębi ale Gdysamochód zaczął pąć się pod górę Lino zadał mu pytanie,które zapewne dojrzało w nim po dłuższym namyśle:

Gdzie nauczyłeś się takiej kokieterii, Marcello?M arcello niezupełnie pewien znaczenia tego słowa zawa

hał sę przed odpowiedzią. Lino, domyślając się, że chłopiecne rozume pytania dorzucił:

- Chciałem powedzieć, takiego sprytu. A dlaczego? - zapytał M arcello- No tak. To tyjesteś sprycarz - powiedział Marcello - o biecu

jesz mi rewolwer i wciąż mi go nie dajesz.

60

Page 58: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 58/316

Lno roześmiał sę i poklepał Marcella po gołym koane Tak dzisiaj jestem spryciarzem Marcello zakłopo

tany poruszył nogą. Lno w daszym cągu tzymając rękęna jego koanie zawołał rozradowanym głosem: - Żebyś tywiedział Marcello jak ja się cieszę żeś dzisiaj przyszedł..

Kiedy sobe pomyśę że cę wtedy posłem żebyś mne nesłuchał i żebyś nie przychodził sam się dziwię jaki człowiekbywa czasem głupi„ naprawdę głupi ale na szczęście tyśmiał węcej zdrowego rozsądku ode mne Maceo.

Marcello nic nie odpowiedzał Ne rozumiał tego comówł do nego Lino a przy tym drażniła go ta dłońspoczywająca na jego kolane Próbował kilkakrotne poru

szyć nogą lecz ręka nie coęła się. Szczęśwym trafm nazakręce pojawł sę samochód jadący z przecwnej stonyMarcello zawołał z udanym przestachem - Uważaj ! Tensamochód jedze wprost na nas tym razem Lino'uściłjego koano żeby oburącz ująć keowncę Marceo odetchnął z ulgą.

Ukazała się wejska droga ędzy muami ogrodów

i żywopłotam; potem brama pomalowane na zieonosztachety; wreszcie podjazd wysadzony obskubanymi cyprysami i w głęb połyskująca szkłem szyb weanda Maceozauważył że tak samo jak popzednim razem wiatr targacyprysam pod ciemnym, burzliwym niebem. Samochódstanął Lino wyskoczył pomógł Macelow wysąść i skeował się wraz z nim do willi. Tym razem jednak Lino nie szedł

przed nim ae trzymał go za ramę mocno jak gdyby się bałże on może uciec Marceo chciał mu powedzeć żebyrozuźnił uścisk ręki lecz nie zdążył Lino pociągnął go takgwałtownie że Macelo an sę spostrzegł kiedy minąłsalon niemal nie dotykając stopam ziemi i znaazł się nakorytarzu Tutaj Lino niespodzewanie brutalnie złapał goza kołnez i powedział

Głupi jesteś . . . głup . dlaczego nie chciałeś przyjść?Głos nie był już żatobliwy ale ochrypły urywanychocaż bezwedne czuły. Marcelo zdumony ccał podnieść głowę spojrzeć na twarz Lina lecz w tej samej chwilpoczuł gwałtowne pcnięcie. Lno wzucił go do pokoju jak

6 1

Page 59: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 59/316

psa abo koa, kórego chwya się za skórę na karku. PoemMarcello zobaczył że Lino przekręca w zamku klucz, chowago do kieszeni i zwraca się do niego z wyrazem pełnymradości i gniewnego trium. Krzyknął na całe gardło

A eraz dosyć zrobisz to co ci każę . . . dosyć Marcello,

tyranie mały łajdaku, dosyć . marsz masz być posłusznyi ani słowa więcej - Wymawiał te rozkazujące, pogardliwei władcze słowa z dziką radością niemal z upojeniem;i Marcello pomimo całego zmieszania ne mógł nie zauważyć, że były to słowa ozbawione sensu raczej sroyzwycięskiej pieśni niż wyraz myśli i świadomej woli Przerażony i ogłupiały patrzał, jak Lino chodzi wielkimi krokami

po pokoju zdejmuje czapkę z głowy i ciska ją na parapezwija wiszącą na krześle koszulę i wkłada ją do szuady;wygładza zgniecioną kołdrę, słowem, wykonuje zwykłecodzienne czynności z jakąś niepojęą rią. Poem zobaczyłże wykrzykując nadal gwałtowne pogróżki podchodzi dościany zrywa wiszący nad wezgłowiem łóżka krucyfkszbliża się do szay i wrzuca go do niej z ostenacyjną

brutalnością zrozumiał, że Lino chce zamanistować w ensosób iż pozbył się ostatecznie wszelkich skrupułów Jakgdyby na powierdzenie tych domysłów, Lino wyjął z szuladki nocnego solika upragniony rewolwer i pokazując mugo krzyknął: - Widzisz? Nie dosaniesz tego nigdy Będziesz musiał robić co ci każę bez żadnych prezenówbez rewolwerów . po dobremu albo siłą!

Marcello pomyślał że słusznie obawiał się podstępu: Linochciał go oszukać. Poczuł że blednie ze złości i powiedział Daj mi ewolwer albo sobie pójdę- Nic z ego . albo po dobremu albo siłą - Lino nie

wypuszczając z jednej ręki rewolweru drugą szarpnął Marcella za ramię i rzucił go na łóżko Marcello siadł takgwałtownie że uderzył głową o ścianę Lino, przechodząc

natychmiast od brualności do kliwości i zmieniając tonz rozkazującego na błagalny ukląkł przed nim Objął muramieniem nogi a dłoń w kórej ściskał rewolwer, oparł nakołdrze. Jęczał i wzywał po imieniu Marcella; potem, wciążjęcząc objął ramionami kolana chłopca Rewolwer leżał

Page 60: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 60/316

teraz na łóżku, rzucony na białą kołdrę. Marcello spojrzał naklęczącego Lina, który to wznosił ku niemu błagalną warz,zalaną łzami i rozpaloną pożądaniem, to spuszczał jąi ocierał głowę o jego nogi, jak przywiązany pies; chłopiecchwycił rewolwer, wyprężył się nagle i wstał. Lino, myśląc

zapewne że Marcello chce odpowiedzieć uściskiem na jegouścisk, otworzył ramiona Marcello skoczył na środekpokoju i odwrócił się szybko

Później, gdy myślał o tym, co się sało, uświadomił sobieże samo doknięcie zimnej rękojeści rewolweru obudziłow ni bezlitosną i krwawą pokusę; lecz w y omencieczuł tylko silny ból głowy, w miejscu, w kóym uderzył się

o ścianę, a poza ym rozdrażnienie i głęboki wstrę do Lina.Ten klęczał dalej przy łóżku, lecz widząc, że Marcello c sięo krok i mierzy do niego z rewolweru, nie wstając z klęczekrozłożył raiona tearalnym gesem i krzyknął błazeńskmtonem: - Srzelaj, Marcello . zabij mnie . zabij mnie jakpsa! Marcellowi wydało się, że dopiero eraz naprawdęnienawidzi Lina za ten odpychający yraz warzy, który był

mieszaniną zmysłowości i asceyzmu, żądzy i skruchy;z przerażeniem i jednocześnie z pełną świadomością jakgdyby uważał za swój obowiązek spełnić żądanie Lina,nacisnął cyngiel W pokoju rozległ się suchy rzask wystrzału, Lino upadł na bok, lecz zaraz próbował się podnieść,odwrócony do chłopca plecami chwytając się rękami zakawędź łóżka Podciągnął sę bardzo powoli, opadł na

łóżko i zasygł w bezruchu. Marcello podszedł do niego,położył na łóżku rewolwer, zawołał cicho - Lino - poczm, nie czekając na odpowiedź, skierował się do drzwi. Aledrzwi były zamknięte na klucz; przypomniał sobie że Linoschował klucz do kieszeni. Zawahał się i wzdrygnął na myślże musiałby przeszukać kieszenie zmarłego rzucił okiem naokno i uświadomił sobie że jest na parteze Wyskakującokne, szybko odwrócił głowę i obrzucił ukradkowymlęklwym spojrzeniem skwer i stojący przed gankiem samochód zdawa sobie sprawę, że gdyby ktoś przechodził w tejchwili zobaczyłby go zeskakującego z parapeu, ale nie miałwyboru Nigdzie nie widać było żywego ducha, także

63

Page 61: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 61/316

okoiczne pola, nage i górzyste zdawały sę opustoszałe, jakokem sęgnąć. Oddał sę od okna zabrał z samochoduksążk bez pośpechu skerował sę do bramy. Idąc przezcałą drogę wdzał we własnym sumenu niby w lustrze swójobraz, chłopca w krótkch spodenkach z ksążkam pod

pachą, w alei wysadzanej cyprysami Postać nezrozumiałą złowróżbną.

Page 62: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 62/316

CZĘŚĆ PIERWSZA

Page 63: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 63/316

Rozdział I

Trzymając kapeusz w jednej ręce drugą zdejmując ciem-

e oulary i chowając je do ieszeni marynari, Marcelowszedł do przedsionka bibioteki i zapytał woźnego gdziemożna przejrzeć roczniki gazet. Potem zaczął powoli wstępować na schody; na najwyższym podeście ono lśniło ostrym majowym blaskiem Czuł się lekki niemal pusty wśodku rozpierała go tężyzna zdrowa zycznego i świeżejmłodzieńczej siły; nowy garniur, szary prostego roju

przydawał mu ponadto nie mniej miłego poczucia eegancji,poważnej i nieposzlakowanej zgodnej z jego guste Nadrugim piętrze po dopełnieniu wstępnych frmalnościwszedł do czytelni i zbiżył się do ady, za którą dyżurowaistary woźny i młoda panienka. Zczekał na swoją kolej ipodając frmuarz poprosił o rocznik najpoczytniejszej gazety z 1920 rou. Czekał cierpliwie, oparty o adę rozgląda

jąc się po czyteni W głębi sai ciągnęły się ustawione rzędami stolii a na nich lampy z zielonymi abażurami Marcelloobserwował uważnie stoiki; siedziało przy nich niewiele osób, przeważnie studenci; wybrał już sobie w myśi miejscew osatnim rzędzie, pierwsze z prawej strony. Panienkawróciła niosąc oburącz duży oprawny roczni żądanegozasopsma. Marceo wziął rocznik i poszedł do stoia.

Położył go na pochyłym pulpicie i usiadł starannieodciągając na olanach nogawi spodni; po czym spokojie otworzył roczni i zaczął przerzucać arti Tytułytciły dawny blas, ich czerń stała się niemal zielonkawa;ier zżółkł ftograe były wyblakłe, niewyraźne poza

67

Page 64: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 64/316

cierane. Zauważył że tyuły wydawały się tym bardziej nikłei absurdalne im były większe i dłuższe wzmianki któresraciły wagę i znaczenie już w kika godzin po ich wydrukowaniu, nie warte były pamięci i nie przemawiały dowyobraźni. Najbardziej absurdalne jak stwierdził, były eytuły w których wiadomości opatrzono mniej lub bardziejendencyjnym komentarzem: ich sugesywne napięcie w połączeniu z brakiem jakiegokolwiek oddźwięku przypomina-ło krzyk wariata ogłuszający ale nie przemawiający donikogo Marceo porównywał wrażenie jakie na nim robiłyz tym jakiego spodziwał się doznać na widok wzmiankikórej szukał i zadawał sobie pytanie czy ta wiadomośćtakże wywoła w nim owo uczucie pustki i absurdu A więc tojest przeszłość, pomyślał przewracając w dalszym ciągukarki ten niemy już hałas, ta wygaszona pasja; sammaeriał en pożółkły papier który pokruszy się niedługi rozpadnie w proch wydawał sę wulgarny budził uśmiechpolitowania Przeszłość składa się z gwałtów błędów,oszusw błahosek kłamstw, pomyśał jeszcze czytającjedną po drugiej wiadomości na stronicach rocznika, a o ste jedyne rzeczy które ludzie dzień za dniem uważali zagodne wydrukowania i kóe miały ich upamiętnić poomności Życie normane, głębsze jego treści pominięo na tychkartkach a zresztą on sam robiąc e obserwacje czego tamszukał jeśi nie sprawozdania z morderstwa?

Nie śpieszył się z odnalezieniem doyczącej go wiadomości chociaż pamiętał dokładnie datę i mógł ją od razuodszukać. Oo dwudziesty drugi dwudziesy trzeci dwudziesty czwary października tysiąc dziewięćse dwudziestego roku: z każdą przerzuconą karką zbliżał się corazbardziej do wydarzenia które uważał za najważniejszew swoim życiu ecz w prasie nic go nie zapowiadało z górynic do niego nie przygotowywało. Wśród wszyskich wiadomości które ani grzały ani ziębiły ta jedna która goobchodziła, miała się ukazać nage niespodziewanie ak jakwyskakuje z głębiny na powierzchnię morza ryba miotającasię na wędce. Póbował obrócić to w żart myśląc: „Zamiasych wielkich tyułów nad arykułami poitycznymi powinni

68

Page 65: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 65/316

byli wydrukować: Marcelo spotyka po raz pierwszy LinaMarcello żąda od niego rewolweru, Marcelo godzi sięwsiąść do samochodu Nagle opuściła go ochota do żartówogarnął go taki niepokój wewnętrzny że zabrakło mu tchu:doszedł do daty której szukał. Szybko przerzucił stroną

i w kronice wypadków jak oczekiwał znaazł na jednejkolumnie tytuł: „Śmiertelny wypadek"Zanim przeczytał, rozejrzał się dokoła, jak gdyby zdjęty

lękiem że go obserwują Potem spuścił oczy na gazetęWiadomość brzmiała następująco: „Wczoraj szor Pasquale Seminara zamieszkały przy ulicy Camilluccia podnumerem trzydziestym trzecim czyszcząc rewower postrzelił się przez nieuwagę Po udzieleniu mu pierwszej pomocyprzewieziono go do szpitala Santo Spirito gdzie lekarzeorzeki iż kua trała w okolicę serca i uznai jego stan zabeznadziejny Istotnie wszelkie środki rtunku zawiodłyi Semnaria zmarł tego wieczora".

„Ta notatka nie mogła być bardziej zwięzła i konwencjonalna - pomyślał odczytując ją powtórnie A jednak)Omimo bezosobowego styu utartych frmułek dziennikar5kich zawierała dwie ważne wiadomości Po pierwsze Linoumarł narawdę o czym Marceo zawsze był przekonanyale czego nigdy nie miał odwagi sprawdzić po drugie że owąśmierć złożono na karb wypadku, zapewne w związku z tymco zeznał zmarły przed śmiercią. Tak więc Marcelo uniknąłwszelkiej odpowiedzialności: Lino umarł i nikt nigdy niebędzie mógł go o tę śmierć oskarżyć Lecz nie w tym ceużeby się o tym upewnić przyszedł do biblioteki szukaćwiadomości o wydarzeniu z dawnych lat. Niepokój któregonigdy nie mógł naprawdę uśpić przez wszystkie te lata niedotyczył ewentuanych konsekwencji jego czynu. Przestpiłtego dnia próg bibioteki po to żeby się przekonać jakiewrażenie zrobi na nim potwierdzenie śmierci Lina. Myślał,że w ten sposób dowie się, czy pozostał tym chłopcemprzytłoczonym kompeksem własnej anormaności którymbył negdyś, czy też stał się mężczyzną dojrzałym, najzupełniej normanym jakim chciał być zawsze i jakim był w swoimprzekonaniu.

69

Page 66: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 66/316

Poczuł dziwną ulgę a może raczej zdziwienie niż ugę,uświadamiając sobie że ta wiadomość drukowana na papierze, który zdążył już pożółknąć przez siedemnaście lat niewywołała w nim właściwie żadnego echa Przyszło mu namyśl że mógłby się porównać z kimś, kto przez długi czas

nosi bandaż na głębokiej ranie i decdując się wreszcie zdjąćopatrunek widzi ku swemu zdumieniu, że tam gdziespodziewają się zobaczyć co najmniej bliznę skóra jestnietknięta gładka, nie oszpecona najmniejszym nawet śladem Pomyślał jeszcze że odszukanie widomości było jakzdjęcia bandaża; a stwierdzona obojętność stanowi oznakęzdrowia Nie umiałby powiedzieć jak nastąpiło wyleczenie

Na pewno jednak nie było wyłącznie dziełem czasu Wielezawdzięczał też sobie swoim wysiłkom woli, bo w ciągu tychlat robił wszystko żeby przezwyciężyć anormalne objawyi by takim jak inni ludzie

A jednak nie uwolniony jeszcze od wątpliwości, oderwałoczy od gazety, zapatrzył się przed siebie i postanowiprzemyśleć śmierć Lina czego zawsze dotąd instyntkownieunikał Notatka w gazecie była naisana stylem kronikiwypadków, i to również mogło być przyczyną obojętnościi apatii; lecz samo wspmnienie musiało pozostać żywe a więczdolne obudzić dawne lęki jeśli drzemały w nim jeszcze Takwięc posłusznie kierując się pamięcią która niczym przewodnik bezstronny i bezlitosny prowadziła go w przeszłośćodtworzył swe chłopięce dzieje: pierwsze spotkanie z Linemwizytę w willi drugie spotkanie z Linem; napad obłęduhomoseksualisty, ego błazeński krzyk, na klęczkach, z roz-krzyżowanymi ramionami. „Zabij mnie Marcello zabijjak psa" strzał oddany niemal bezwiednie jak gdyby dlaspełnienia prośby, upadek Lina wysiłek z jakim próbowałsię dźwignąć na łóżko ciało zastygłe w pozycji leżącej naboku Rozpamiętując kolejno te wszystkie szczegóły uświa-domił sobie od razu że jego obojętny stosunek do przeczytanej w gazecie notatki utwierdza się jeszcze i pogłębiaIstotnie nie tylko sumienie nic mu nie wyrzucało a le nie czułnawet odrobiny współczucia żau czy odrazy do Linasłowem wygasło w nim wszystko co przez lata zdawało się

70

Page 67: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 67/316

nieodłączne od tego wspomn\enia. Ceszya go ta oboętnośćświadcząca wymownie, że mędzy chopcem z dawnych lata mężczyzną jakm był dzisiaj, nie istniał już związek nawetutajony, nawet pośredni nawet dzemiący w podświadomości. Stał sę naprawdę inny - stwerdz zamykając powol

rocznk i wstaąc od stolika; tak, chocaż ego pamęćpotrafła mechaniczne odtworzyć to co zaszo w owymdalekim październku cała jego istota już o tym zapomniała

Bez pośpiechu podszed do lady i oddał tom bibliotekarcePo czym, zachowuąc postawę powścąglwą i zaazem penąenerg aka odpowiadaa mu najbardziej wyszed z czytelni schodząc ze schodów skierował się do przedsionka Naprawdę nie mógł powstrzymać się od myśli gdy wyszedłz gmachu biblioteki i znalaz się na zalanej światłem ulicy- naprawdę wydukowana wadomość potem wspomnienie śmierci Lna ne wywoały w nim żadnego echa.A jednak nie był tak podniesiony na duchu, jak mu sęz początku wydawao Przypomniał sobie wrażenie, jakiegodoznał prezrzucając stonce starej gazety: jk gdyby zdąłbandaż z rany i zobaczy z welkm zdumienem że idealneagojona ale teaz powedzał sobie że kto we czy podgładkim naskórkiem nie tkwi jeszcze dawny jad w postaciasklepionego i niewidocznego wrzodu Utwierdzała gow tym pzekonanu ne tylko ta przelotna ulga, które doznałrzez moment uśwadamiaąc sobe że śmierć Lna jest muobojętna ale również lekka ponura melancholia pzełanaąca mu rzeczywistość niczym przejrzysty żałobnywelon Jak gdyby wspomnienie historii z Linem chociażzanikające pod wpływem potężnego odczynnka czasuzucao nadal cień na wszystke jego myśl i uczuca

Idąc powoli po zatłoczonych penych słońca ulicachzastanawiał się jaki był przed siedemnastu aty i jaki jesteraz aby ściśle określić tę różnicę Pamiętał że jakozynastoletn chłopec był kapyśny gwałtowny porywczynatomiast teraz w tzydziestym roku życa, nie by nieśmiały przeciwnie, wyjątkowo pewny siebie męski w upodobaniach i w zachowanu spokojny, systematyczny aż doedanter nemal pozbawiony wyobaźn opanowany,

7 1

Page 68: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 68/316

chłodny. Wydało mu się że dobrze pamęta swoją dawbujną burzliwą tajemnczą naturę Teraz natomast wszystko w nm było proste, choć może trochę przygaszonea ubóstwo myś, sztywność przekonań, wąsk krąg zanteresowań zastąpły dawną chaotyczną bujną obftość Wresz-

ce jako chłopiec skłonny był do zwerzeń wyewny częstoaż do przesady Teraz był skryty tak zrównoważony, że jegobrak zapału wywerał wrażenie smutku, miczący. Lecznajbardzej znamennym rysem radykanej odmany w cągutych sedemnastu lat ył jak gdyby zanik pasj życaobjawiającej sę wrzenem nstyntków nezwykłych a możenawet anormalnych; obecne, jak sę zdawało zajęła jejmejsce szara układna normaność. Pomyśał jeszcze żetyko dzęk przypadkow ne uległ żądzom Lna; i na pewnojego zachowane wobec szofra, pełne koketer z dzecnnejchcwości ale równeż podśwadomych i podejrzanychskłonności zmysłów. Teraz jednak był naprawdę takmmężczyzną, jak wszyscy nn Przechodząc przed lustremsklepowym długo sę sobe przyglądał obektywnym spoj-rzenem nie ubując się swoim odbcem: tak, był takmsamym mężczyzną jak welu innych w swom szarymgarnturze, w dyskretnym krawace w ciemnych okularachze swoją rosłą proporcjonalną budową ze smagłą owalnątwarzą z gładko przyczesanym włosam Przypomnałsobie jak na unwersytece zrobł nagle radosne odkryce żeokoło tysąca młodych udzi, jego róweśników, mów myśli zachowuje sę tak samo jak on Teraz zapewne można bypomnożyć tę lczbę przez mon. Jest normanym mężczyzną, pomyśał z cerpką pogardlwą satyskcją, normalnymbez wątpienia, chocaż sam ne umałby powedzeć jak sę tostało.

Przypomniał sobe nagle, że ne ma już paperosów wszedł do trafk w galer m pacu Colonna. Podszedł dolady poprosł o swój uubony gatunek w tej samej chwtrzy inne osoby zażądały tych samych paperosów i sprzedawca szybko rozrzucł na marmurowym bace lady przedczterema rękam trzymającymi pienądze cztery denycznepaczk p które cztery ręce sięgnęły dentycznym ruchem

Page 69: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 69/316

arcello zauważył że chwycił paczkę, wymacał czy do-statecznie ugina się w dotyku, i wreszcie przedarł opakowa-nie w taki sam sposób, jak tamci trzej . Zauważył również żedwaj mężczyźni z tej trójki schowali paczkę, jak i on, dowewnętrznej kieszeni marynarki. I w końcu że jeden z trzech

zaraz za progiem trafki zatrzymał się i zapaił papierosasrebrną zapaniczką, bardzo podobną do jego zapaniczki.Te obserwacje sprawiały mu niemal rozkosz Tak, był takisam jak inni, taki sam jak wszyscy. Jak ci, którzy kupowalipapierosy tej samej mark i sięgali po ne takim samymruchem; a także jak ci którzy podobnie jak on, przechodzącobok wyzywająco ubranej kobiety oglądali się, by zerknąćna jej podrygujące pod cienkim materiałem sukni pośladkiW tym jednak wypadku podobieństwo raczej wypływałoz jego chęci naśadowania innych niż z analogicznychinkinacji.

Niski i ułomny gazeciarz wyszedł naprzeciw niego z pi-kiem gazet pod pachą powiewając jednym egzemplarzemi krzycząc głośno, zaczerwieniony z wysiłku, jakieś nie-zrozumiałe zdanie, z którego można yło wyłowić dwasłowa: „Zwycięstwo i „Hiszpania. Marceo kupił gazetęi uważnie przeczytał tytuł który zajmował całą szerokośćpierwszej strony. W Hiszpanii oddziały generała Francoznowu odniosły zwycięstwo Uświadomił sobie, że czyta tęwiadomość ze szczerym zadowoleniem, które, jak pomyślał,stanowi nowy dowód jego normaności. Dowiedział sięo wybuchu ej wojny z pierwszego obłudnego nagłówka:„Co się dzieje w Hiszpanii?" Potem ta wojna rozszerzyła się,wyolbrzymiła stała się w równym stopniu walką oręża cowaką idei; a on w miarę jej przebiegu zdawał sobie corazwyraźniej sprawę, że uczestniczy w niej ze szczegónymuczuciem, nie maącym nic wspólnego z jakimikowiekpojęciami moralnymi i politycznymi (chociaż często się nadtymi pojęciami zastanawiał), tak mniej więcej jak zapaony

kibic sportowy, który w meczu piłkarskim sprzyja swojejdrużynie. Od początku pragnął zwycięstwa generała ranco,bez zacietrzewienia, ale niezłomnie i głęboko, jak gdyby tozwycięstwo miało potwierdzić słuszność jego upodobań

73

Page 70: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 70/316

i poglądów dotyczących nie tylko polityki, ale wszystkichinnych dziedzin. A może życzył sobie i przedtem i terazzwycięstwa generała Franco przez umiłowanie symetrii: jakktoś kto urządzając swoje mieszkanie dba o to żebywszystkie meble były w jednym stylu. Zdawało mu się, że

dostrzega tę symetrię w wydarzeniach ostatnich lat występujących stopniowo z coraz to większą jasnością i nabierających coraz większego znaczenia ustalenie fszyzmu weWłoszech, potem w Niemczech, potem wojna w Etiopiipotem w Hiszpanii. Ta progresja podobała mu się, niewiedział dlaczego może dlatego że łatwo było się w niejdopatrzyć nadludzkiej logiki i to spostrzeżenie dawałopoczucie bezpieczeństwa i potęgi Z drugiej strony, jakpomyślał składając gazetę i chowając ją do kieszeni nie mógłpowiedzieć żeby przekonały go o słuszności sprawy Francoargumenty polityczne albo propagandowe. To przekonanipowstało w nim samorzutnie tak jak kształtują się zapewneprzekonania prostych ludzi z gminu; przyszło jak się tomówi, z powietrza Był zwolennikiem generała Franco taksamo jak rzesze innych ludzi, szaryh przeciętnych którzyo Hiszpanii wiedzieli bardzo mało albo zgoła nic którzyczyali w gazetach tylko nagłówki, którzy nie mieli żadnegowykształcenia Słowem przez sympatię ale nie przemyślanąnie umotywowaną irracjonalną I tylko w przenośni możnabyło powiedzieć że sympatia ta unosiła się w powietrzu;w powietrze ulatują pyłki kwiatów dymy z kominów kurzświatło nie idee. Tak więc ta sympatia pochodziła z głęb-szych źródeł i dowodziła raz jeszcze że zmiany które w nimzaszły nie był powierzchowne i że nie przyswajał sobiepochopnie ogólnie przyjętych kryteriów i poglądów od-czuwał instynktowną niemal zjologiczną potrzebę tejwiary którą podzielał z milionami innych ludzi Robił tosamo co społeczeństwo i naród w którym żył nie byłjednostką anormalną samotnikiem, wariatem był jednyz nich, bratem obywatelem towarzyszem; po obawach żezabójstwo Lina może go raz na zawsze odciąć od ogółu ludzibyło to nadzwyczaj pocieszające.

A zresztą pomyślał jeszcze, Franco czy inny mniejsza

74

Page 71: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 71/316

z tym byle tylko istniała ta spónia ten most, ten znakłączności i wspólnoty. W tym przypadku nie ył to nikt innylecz Franco a ten fkt świadczył że uczuciowy udziałMarcea w hiszpańskie wonie był symbolem nie tylkospójni i braterstwa duchowego ae pogądem zgodnym

z prawdą i słusznym Czym bowiem mogła być prawda eśinie tym, co est oczywiste da wszystkich w co wszyscywierzą i co wszyscy uważają za bezsporne? Tak więc łańcuchbył nieprzerwany, z mocno spoonymi ogniwami: od egosympatii wcześniesze od wszekiego rozumowania, doświadomości że sympatię tę podzielaą miliony innych ludziw taki sam sposób; od tej świadomości do przekonaniao słuszności swoich poglądów od przekonania o słusznościwłasnych poglądów do czynu Ponieważ ak pomyślałeszcze, posiadanie prawdy nie tylko pozwala działać, alewzywa do czynu Trzeba dowieść sobie samemu i innymswoe normanośc, która nie byłaby normalnością, gdybynie wymagała nieustannego pogłębiania obawiania po-twierdzania.

Doszedł uż na miesce Brama ministerstwa znadowałasię po przeciwne stronie uicy za podwóną kolumnąących samochodów i autobusów Przeczekał chwię, poczym podążył za dużym czarnym samochodem, któryweżdżał właśnie do bramy Wszedł za nim, podał woźnemunazwisko urzędnika, z którym chciał mówić, i usiadł w poczekani, prawie zadowolony że czeka tak samo jak innirazem z innymi Nie śpieszyło mu się nie odczuwał zniecier-pliwienia ani rozdrażenia z powodu porządku i etykietyobowiązuących w ministerstwie Co więce, przypadły muone do smaku ako symbol szerze i ogólnie poętychporządku i etykiety i skwapiwie się im poddawał Byłbardzo spokony, oboętny, a nawet co zresztą także niebyło dla niego nowością, trochę smutny. Tym taemniczymsmutkiem, który uważał uż za nieodłączną część swoegocharakteru. Zawsze cechował go smutek, a racze brakwesołości, ak niektóre eziora u podnóża wysokie góry,która przegląda się w ich wodach zasłaniaąc światło słone-czne, pogrążaąc e w czerni i melancholii. Oczywiście gdyby

Page 72: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 72/316

odsunć górę, wody uśmiechnęłyby się w słońcu ecz góstoi zawsze i jezioro jest smutne On był smutny jak owejezioa; ecz czym była góra tego nie umiałby powiedzieć

Poczekalnię pokoik pzylegający do portieni gmachu,wypełniali dziwaczni ludzie: nie takich interesantów spodzie

wał się zastać w przedsionku tego ministerstwa słyncegoz eegancji i światowych obyczajów swoich urzędników.Tzej osobnicy o powierzchowności dapieżnej i ponurejmoże tajni agenci, palili papierosy i rozmawiai półgłosem.Obok młoda kobieta o czarnych włosach, uszminkowanejbiałoczewonej twazy, wyzywajco ubrana, wygądała naprostytutkę najniższego rzędu. Potem staruszek ubrany naczarno schudnie ae biednie z siwymi wsami i brodmoże nauczycie Potem chuda niewiasta o szpakowatychwłosach wyraźnie zdenerwowana i stoskana moe matkarodziny Weszcie on

Obsewował ukradkiem tych wszystkich ludzi z uczuciemniepohamowanej odazy. Zdarzało mu się to zawsze: uważałsię za normalnego podobnego do wszystkich innych, dopóki widział tłum w abstrakcji, jako obrzymią armię zjednoczon wspólnymi uczuciami wspólnymi ideami wspólnymi celami i cieszył się, że stanowi jej czstkę. Ae gdy odtego tłumu odrywai się poszczegóni udzie tak óżnii się odniego że złudzenie podobieństwa rozbijało się o ten kontrast, nie poznawał już w nich siebie i odczuwał zarazemwstręt i obcość Cóż on miał wspónego z tymi ponurymipospoitymi osobnikami z tą uliczną dziewczyną z tymsiwowłosym starcem, z tą skłopotan i zaniedban matką?Nic pócz tego obrzydzenia i tej itości „Clerici - dał sięsłyszeć głos woźnego Wzdrygnął się i wstał „Pierwsze drzwina prawo" Nie oglądając się za siebie, poszedł we wskazanym kierunku

Wszedł na bardzo szeokie schody wysłane czewonymchodnikiem i o piętro wyżej stanł na podeście gdzieznajdowało się troje dużych dwuskrzydłowych drzwi. Skierował się do środkowych otworzył je i znalazł się w pogżonej w mroku sali. Stał tam długi masywny stół,a pośrodku stołu globus. Marcello pokręcił się przez chwilę

76

Page 73: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 73/316

po tej sai , najwdocznej rzadko używanej , na co wskazywa-ły zamknięte w oknach żaluzje i pokrowce na rozstawionychpod ścanami kanapach; potem otworzył jedne z wielu drzwi wyjrzał na ciemny, wąsk korytarz, zasawony oszklonymszam. W głębi korytarza zza uchylonych drzw wydoby-

wała sę smuga śwatła Podszedł bżej, zawahał sę, po czympchnął lekko dzwi Ne wodła go tam cekawość, po prostuszukał woźnego który mógłby mu wskazać drogę Zajrzałprzez szparę przekonał się że rzeczywśce zabłądzł. Małprzed sobą długi wąski pokój z oknem zasłonętym żółtąfranką, dyskretnie przyćmiewającą bask. Pod oknem stałstół, a za stołem plecam do okna, sedzał młody mężczyznao charakterystycznej da udz tęgch, jędrnej i szerokejtwarzy Naprzecw stołu, odwrócona tyłem do Marcella,stała kobieta w lekkej sukni w czarne kwiaty na bałym tlei w czarnym kapeluszu z woalką, ozdobonym koronkam.Była bardzo wysoka bardzo szczupła w ta, ale szerokaw ramonach w bodrach, nog mała długe smukłew kostkach Pochylona nad stołem mówła coś po cchu domężczyzny, który słuchał zwrócony profem, bez ruchu,i patrzał nie na nią, ecz na swoją dłoń, bawącą sięmachinanie ołówkem na blace stołu. Potem pan zblżyłasę do poręczy ftela, na którym sedzał mężczyzna, i zwró-cona twarzą do okna, oparta biodrami o stół, przybrałabardzej poułą pozę ale czarny, nasunęy na oko kapeluszne pozwolł Marcellow dostrzec jej twarzy. Po chwilwahana pochyliła sę niezręcznie, takim ruchem, jakmzwykle człowek spragniony schyla sę nad fntanną, zgętawpół, z uniesioną jedną nogą, dotknęła ustami ust mężczyz-ny ten pozwoł sę pocałować, ne poruszony, żadnymznakem ne zdradzając, czy ten pocałunek sprawił muprzyjemność. Ona przegęta w bok, zakrywając szerokimrondem kapelusza zarówno swoją, jak jego twarz, zachwałasię i byłaby straciła równowagę, gdyby mężczyzna ne

podtrzymał jej, obejmując ramenem wpół. Stała terazzasłaniając sobą sedzącego mężczyznę, może głaskała go pogłowe. Ramię mężczyzny w dalszym cągu opasywało jejtalię, potem rozluźnło uścsk wtedy tłusta, szeroka dłoń

77

Page 74: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 74/316

opadła jakby pociągnęta własnym ciężarem ześiznęła sęna pośladek kobiety i pozostała na nim z rozcaperzonymgrubymi pacami, podobna do kraba lub do pająka uczepionego śliskiej, kulistej powerzchni na której trudno musię utrzymać. Marcello przymknął drzwi

Wrócił przez korytar do sa z gobusem Scena któązobaczył, potwierdzała sławę obyczaj ów ministra bo siedzący w pokoju mężczyzna był właśne ministrem Marceopoznał go od razu ae rzecz dzwna morazatorskeskłonności Marcela nie sięgały w głąb jego przekonań Tenminister, światowiec i kobieciarz, nie budzł w nm sympatprzecwnie npawał go odrazą, a wybryki erotyczne· w biurze wydawały mu sę wręcz nepzyzwoite Lecz ne naruszało to w w najmniejszym stopniu jego poglądów pol tycznychPodobne reagował, kiedy osoby godne zauna mówłymu, że nektórzy ludzie na świeczniku kradną albo ne mająodpowiednich kwalikacji albo posługują się wpływampoitycznym dla osobstych ceów Przyjmował te wadomości niema obojętnie jak gdyby ne mogły go już dotyczyć,skoro dokonał raz na zawsze wyboru ne zamerzał nczmieniać. Rozumał poza tym że takie hstorie nie dziwią go,ponieważ w pewnym sensie już bardzo dawno zdążył sięz nmi oswoić, poznając przedwcześnie mniej przyjemnestrony ludzkiej natury. Przede wszystkim jednak uważał, żene ma żadnego zwązku między wiernością ustrojowi a surowymi zasadami moranymi, wedle których chciał kształtować własne postępowanie przyczyny wiernośc miałyo wele głębsze źódło od wszelkch kryteriów moralnychi ne mogła ich zachwać an ręka, poklepująca kobecebiodro w urzędzie państwowym, an kradzież, an żadne inneprzestępstwo czy błąd Ae jakie to były źródła tego neumiałby dokładne powiedzieć: odcinała je od jego śwadomośc szaa i matowa otoczka upartej eancholi

Nieprzenknony spokojny, ciepliwy, podszedł do n-nych drzwi sali i za nimi zobaczył ten sam korytarz; cofąłsię, otworzył trzece drzwi i znaazł w końcu poczekalnię,której poszukwał. Ludze siedzie na kanapach pod ścanami, wygalonowani woźni stali przy drzwiach Jednemu

78

Page 75: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 75/316

tych woźnych powedza cicho nazwsko urzędnika,z którym chcał się zobaczyć a potem usiadł na kanape.Żeby skrócć sobe czekanie, znowu rozoży gazetę. Wiado-ość o zwycięstwie w Hiszapni zajmowała całą szerokośćstrony tytułowe, a ta przesada w wątpliwym guśce napeł-

a go nesmakiem. Przeczyta jeszcze raz wydrukowanygrubą czcionką tryumlny nagówek i przeszed do długichkomunikatów drukowanych kursywą, szybko jednak zaniecha te lektury, bo drażnił go zmanierowany szyweżołnierski sty specjalnego wysłannika. Zastanawia się przezchwilę, ak on by napisał ten artykuł; i nie bez zdzwieniastwerz, że gdyby to zależao od nego, ne tyko depeszaz Hiszapni, ale wszystkie komentarze poityczne od mnieważnych do naważniejszych, brzmiayby zupenie inaczejPomyśa że w rzeczywstośc nema wszystko razo gow tym ustrou a jednak to była jego droga musiał ejpozostać werny. Znowu otworzy gazetę i przejrzał klkainnych wiadomości unikając staranne artykułów patrioty-cznych i propagandowych W końcu podniósł oczy znadgazety rozerza sę dokoa.

W alone pozostał uż tylko eden starszy pan, siwyz kuistą głową, o czerstwej twarzy na której malowała siębezczelność zachanność chytrość. Ubrany w asną, spor-tową marynarkę młodzieżowego krou z kontradą napecach w grubych póbutach na gumie, w jaskrawymkrawace, zachowywał sę w mnsterstwe ak u siebew domu, spaceruąc tam i z powrotem po salone i bez-ceremonane, z żartobwą niecerpiwością nagabywa unżonych woźnych rozstawonych przed drzwami Potemjedne drzwi otworzyy się i wyszedł z nich mężczyznaw średnm weku, ysy chudy, ae z wystaącym brzuchemo zapadnęte żółte twarzy, której ostre rysy wyrażały bystrąintelgencję, sceptycyzm dowcp oczy jego ginęy za dużymciemnym okuaram. Starszy pan podbeg do nego z okrzykiem futernego protestu, tamten przywtał się z szacun-kiem, a potem starszy pan uą poule mężczyznę o żótejtwarzy nie za ramię, ae w pase, ak kobetę, dąc z nimrazem przez salon zaczą rozmowę szeptem, zaabsorbowany

79

Page 76: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 76/316

i nadskakujący. Marcelo śedził z obojętnością tę scenę; d

czym ni stąd ni zowąd zdał sobie nagle sprawę że samni

 

wie czemu ale zieje nienawiścią do tego starucha. DI�

Marcela nie było to niespodzianką że w każdej chwili z najrozmaitszych powodów z jego zaskorupiałej zwykłej

apatii - niczym potwór na spokojną powierzchnię morza- może się wyłonić nagle poryw nienawiści a jednak zawszbył tym tak zaskoczony jak gdyby odkrył w sobie cośzupełnie nowego i nieznanego co stanowiło przeciwieństwodobrze mu znajomych i wypróbowanych cech jego charakteru. Czuł na przykład że byłoby dla niego raszką zabićalbo kazać zbić tego starego a nawet że pragnie go zabić.1Dlaczego? M oże datego - pomyślał - że sceptycyzmktórego nienawidził ponad wszystko malował się tak wyraźnie na tej czerwonej twarzy A może datego że marynarkabyła przecięta z tyłu i ten stary trzymając rękę w kieszeniunosił jedną jej połę, odsłaniając tylną część spodni zbytluźną i obwisłą wskutek czego przypominał stojący nawystawie u krawca manekin Tak czy inaczej czuł do niegonienawiść i w dodatku tak niepohamowaną że wolałspuścić z powrotem oczy a gazetę. Gdy podniósł je podłuższej chwili nie zobaczył już ani starego ani jegotowarzysza salon był pusty.

Wkrótce potem jeden z woźnych zbliżył się do niegooznajmiając półgłosem, że może już wejść Marcello wstałi podążył za nim. Woźny otworzył jedne z wielu drzwii wpuścił go Marcello znalazł się w obszernym pokojuktórego suft i ściany pokryte były eskami w głębi stałzawalony papierami stół Za stołem siedział mężczyznao żółtej twarzy którego widział przedtem w salonie a z bokuinny mężczyzna dobry znajomy Marcella: jego bezpośrednisze z Tajnego Wywiadu. Na widok Marcella urzędniko żótawej cerze jeden z sekretarzy ministra wstał natomiastten drugi nie wstając powitał Marcela skinieniem głowyBył to stary chudy człowiek o purpurowej jakby z drewnawystruganej twarzy miał postawę wojskowego a jegobardzo czarne i nastroszone wąsy łudząco przypomiałyzarost przyprawiany do masek karnawałowych Marceo

80

Page 77: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 77/316

omyślał, że stanowi on przecwieństwo sekretarza Wieział zresztą że jest to człowiek pełen pośwęcenia bezkomomsowy uczcwy, który przywykł śepo służyć sprawei przekładał to, co uważał za swój obowiązek, ponadszystko nawet ponad własne sumenie sekretarz nato

iast o ie pamiętał był typem nowocześniejszym i ulepioym z nnej gny ambtny, sceptyczny, śwatowy, małamłowane do ntryg posunęte aż do okrucieństwa, przeraczające granice obowiązków zawodowych i sumienia.Oczywiśce cała sympata Marcea skupiała się na starymszee mędzy nnym datego, że zdawało mu sę ż dostrzega na tej czerwonej i wyniszczonej twarzy nieokreślonąeanchoię która gnębiła tak często jego samego Byćoże podobne jak on pułkownk Baudno dostrzegłprzeczność między tym pośwęcenem, nemal magcznym,tóre nie mało w sobie nic wyrozumowanego, a obliczemcodzennej rzeczywistości, często godnym ubolewaniaA może pomyśał jeszcze patrząc na starego pułkownika,było to tylko złudzenie; może, jak się często zdarza, przypywał szefwi swoje własne uczucia przez sympatię niemal nazei, że nie jest wyjątkem

Pułkownk powedzał sucho, nie patrząc an na Marcelani na sekretarza

- To jest doktor Cerici, o którym wam mówiłem swoim czase - sekretarz ze skwapliwością ceremonianą prawe ronczną, przechyaąc się przez stół podał mu rękę poprosił, żeby usiadł Marcello usiadł usiadł także seketarz i sęgnął po paczkę papierosów częstując najperwpułkownka, który odmówił, a potem Marcea, który wziąłaperosa Sekretarz zapał także, po czym powiedział:

- Bardzo mi miło was poznać, Cleric Pułkownik nieprzestaje śpewać hymnów pochwanych na waszą cześć . wygąda n a to że jesteśce, jak sę t o mów, asem - Zwrot„jak sę to mów" podkreśł uśmechem cągnął dalej Przestudowaliśmy razem z ministrem wasz pan i uznaliśy go za znakomty Znace dobrze Quadriego?

Tak rzekł Marceo był mom prosorem naniwersytecie

8 1

Page 78: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 78/316

- I jesteście pewni, że Quadr nie jest poinfrmowanyo charakterze waszej pracy?

- Przypuszczam że ne Ten wasz pomysł, żeby symulując nawrócenie politycz

ne zaskarbć sobe zaunie wejść do ich organzacji

a nawet otrzymać od nich zlecenie rozwinąć dzałalność naterene Włoch - mówł sekretarz spuszczając oczy na stół,na notatkę którą mał przed sobą - jest dobry Mnstertakże jest zdania że bezzwłoczne należy przedsięwziąć tegorodzaju próbę . . . kedy moglbyście wyjechać, Clerci?

- Kedy będzie potrzeba. Bardzo dobrze - odrzekł sekretarz, był jednak trochę

zdzwony jak gdyby spodzewał sę nnej odpowedz- doskonae . . Jednakże pewen punkt wymaga wyjaśnienia. Podejmujece się msji, określmy to w ten sposób,raczej delkatnej i nebezpiecznej . . Mówlśmy tu o tymz pułkownkiem że muscie aby się za bardzo nie rzucaćw oczy wynaleźć wyszukać wymyśić jakiś wiarygodnypretekst waszego pobytu w Paryżu. Nie twierdzę bynaj

mniej, że oni wedzą, kim jesteście, ani że mogą to wytropć . . ale ostrożność nigdy ne zawadz . zwłaszcza że Quadri jakstwerdzace w waszym raporcie wedzał w swoim czaseo waszej ojalności w stosunku do ustroju.

- Gdyby tego nie było ne byłoby także nawrócena- powiedzał sucho M arcelo.

- Słusznie zupełnie słuszne ale nie jedzie się do Paryżatyko po to żeby stawić się przed obczem Quadregoi powedzieć mu: oto jestem . . . On musi myśleć że przyjechaliście do Paryża w sprawach prywatnych a ne politycznych korzystace z tej okazj aby mu sę zwerzyć, żedokonał sę w was przełom. . . Trzeba - oświadczył nazakończene sekretarz spogądając na Marcella - połączyćten wyjazd z jakąś waszą sprawą osobistą, nie ocjaną- Tu zwrócił się do pułkownka i dorzucił: Jak się na tozapatrujece pułkownku?

Jestem tego samego zdania - odrzekł pułkownik niepodnosząc oczu I dodał po chwi: - Ale taki pretekst możeznaeźć tylko sam doktor Cerc

82

Page 79: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 79/316

Marcello pochylił głowę nie myśląc o niczym Uznał, że narazie nie ma nic do powiedzenia, bo wyszukanie tego rodzajupetekstu wymaga namysłu. Chciał odpowiedzieć: Dajciemi parę dni czasu do namysłu" - gdy nagle wyrwało mu siębezwiednie

- Żenię się za tydzień może połączyć moją misjęz podróżą poślubną.Tym razem zdumienie sekretarza było bezgraniczne,

chociaż starał się je pokryć wybuchem entuzjazmu. Pułkownik natomiast nadal pozostał �ewzruszony, jak gdybyMacello nic w ogóle nie pwiedział.

- Dobrze, doskonale! - zawołał sekretarz skonsternowany - żeni się pan . . . nie można by doprawdy znaleźćlepszego petekstu . Klasyczna podóż poślubna do Paryża

Tak - odrzekł Marcello bez uśmiechu - klasycznapodóż poślubna do Paryża

Sekretarz zląkł się, że go obaził- Mi ałem na myśli, że Payż to najodpowiedniejsze

miejsce na podróż poślubną nie jestem, niestety, żonaty ale gdybym miał zamiar wstąpić w związki małżeńskie, tosądzę że ja także wybrałbym się do Payża

Tym razem Marcello nie odezwał się ani słowem. Częstozdarzało mu się odpowiadać w ten sposób ludziom doktórych czuł awersję kompletnym milczeniem. Sekretaz,chcąc zamaskować zmieszanie, zagadął pułkownika:

- Mielście ację pułkowniku tylko dokto Clericimógł znaleźć tego rodzaju pretekst; my, gdybyśmy nawet nato wpadli, nie moglibyśmy mu go poponować

To zdanie wypowiedziane dwuznacznym i na wpółżartobliwym tonem, było, jak pomyślał Marcello, obosieczne rzeczywiście mogło być pochwałą, choć nieco uszczypliwą, w rodzaju: do diabła co za fnatyzm", ale ówniedobrze mogło być też wyazem nieoczekiwanej pogady: „co za służalczość„. nie umie uszanować nawet własnegoślubu " Prawdopodobnie - pomyślał - kryło się za tymi jedno, i drugie, bo nie ulegało wątpliwości że sekretaz nierozróżnia dokładnie ganicy między natyzmem i służalczością - dwoma środkami, którymi się posługiwał nieus

83

Page 80: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 80/316

tannie da osiągnięcia zawsze tych samych ceów. Marcelostwierdził z zadowoeniem, że na twazy pułkownika niepojawił się uśmiech, któy pragnął wywołać sekretaz swoimdwuznacznym zdaniem. Nasąpiła chwia ciszy Teaz Marcelo patrzał seketarzowi prosto w oczy, twardym i nieugię

ym spozeniem z pełną świadomością, że jest ono onieśmielaące Istotnie sekretarz nie wytrzymał jego wzokui nagle, opeaąc się obiema ękami o ba stołu, wsaz krzesła.

- Dobrze . wobec ego wy, pułkowniku, omówiciez dokorem Clerici wszyskie frmalności związane z wyjazdem, a wy ciągnął daej zwracając się do Marcela- wiedzcie, że macie całkowite popacie minisra . i moe,a nawe - dodał szucznie i jakby od niechcenia - ministerwyaził życzenie zawarcia z wami osobistej znajomości

Także i tym razem Macello nie odpowiedział ani słowem,ecz wstał i z szacunkiem skinął głową Sekearz, kóyspodziewał się może podziękowań, odruchowo okazał zdziwienie, kóre zresztą opanował naychmiast:

- Zostańcie, Cerici minister kazał mi zaprowadzić wasprosto stąd do jego gabinetu

Pułkownik wsał i powiedział- Ceici, wiecie, gdzie możecie mnie zasać - Wyciąg

nął rękę do sekrearza, lecz ten chciał za wszeką cenęodprowadzić go do drzwi z ceremonialnością gorlwą i pełnąszacunku. Marcelo widział, jak uścisnęi sobie dłonie,poem pułkownik wyszedł, a sekreaz wócił do niego

Chodźcie, Cerici . . minise es ogomnie zaęy, aemimo to koniecznie chce was zobaczyć i wyrazić wam swojezadowolenie. Zapewne po raz pierwszy znajdziecie sięu minisra? Sekrearz wypowiedział e słowa już w mniejsze poczekani, sąsiadujące z ego pokoem. Potem podszedł do drzwi, owozył je, dał znak Marceowi, żebyzaczekał, i za chwilę, prawie natychmias, wrócił i kazał muiść za sobą.

Gdy Marceo wszedł, jego oczom ukazał się en sampokój, do któego zarzał nedawno pzez szpaę wdrzwiach; z ą yko różnicą, że teraz widział go od innej

84

Page 81: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 81/316

strony znalazłszy sę naprzecw stołu Za stołem siedział tęgimężczyzna o jędrnej i szerokej twarzy, którego podpatrywał gdy całowała go kobieta w dużym czarnym kapeluszu Zauważył, że stół był pusty, lśnący jak lustro ne byłona nim żadnych paperów, stał tylko duży kałamarz z brązu

i leżała zamknęta teczka z cemnej skóry Ekscelencjo , to jest doktor Clerci - powiedziałsekretarz

Minster wstał wycągając dłoń do Marcella z uprzedzającą serdecznością, bardzej ostentacyjną niż u sekretarza, alepozbawioną jowialności a nawet zdecywanie władczą

Jak sę macie, Clerici? - Wymawiał słowa pieczołowiciei powoli, rozkazująco jak gdyby każde z nich pełne byłoszczególnego znaczenia Wspominano mi o was w chwalebnych słowach ustrój potrzebuje takich ludzi jak wy- Minister usiadł teraz i wyciągnąwszy z keszen chusteczkę,wycierał sobie nos oglądając jednocześnie �piery, któreprzyniósł mu sekretarz Marcello przez dyskrecję usunął sięw najodleglejszy kąt pokoju Mnister spoglądał na papery,podczas gdy sekretarz szeptał mu coś do ucha, potem spojrzałna chsteczkę i M arcello zobaczył na białym płótnie czerwoneplamy; przypomniał sobe od razu, że gdy stanął przedmnistrem, jego usta wydawały mu się nenaturalnie czerwone szminka kobety w czarnym kapeluszu. W dalszym ciąguprzeglądając papiery podsuwane mu przez sekretarza, nietracąc zimej krwi i nie zważając na obserwujących goświadków, minister zaczął pocerać sobie mocno usta chusteczką, sprawdzając raz po raz czy wdać jeszcze na niej śladyszmink W końcu lustracja papierów i chusteczki zakończyłasię równocześnie minister wstał, ponownie wyciągając rękędo M arcella: - Do widzenia, Clerci jak wam już zapewnepowiedział mój sekretarz, msja której się podejmujecie, mamoje bezwarunkowe, całkowite poparcie

Marcello skłonł sę, uściskał grubą i krótką dłoń i wrazz sekretarzem wyszedł z pokoju

Wrócili do pokoju sekretarza Ten położył na stoleprzejrzane przez ministra papery, po czym odprowadziłMarcella do drzwi

Page 82: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 82/316

A więc, Cleici: w paszczę lwa, nie dajcie się powidział i doda z uśmiechem: Najlepsze życzenia z okazjiśubu.

Marcello podziękował skinieniem głowy ukłonem i akąśniewyraźną frmułką. Sekrearz uścinął mu dłoń obdarza-

jąc go uśmiechem Potem dzwi się zamknęły

Page 83: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 83/316

Rozdział II

Było już późno Marcello po wyjściu z ministerstwa

przyśpeszył kroku Na przystanku autobusowym stanąłw ogonku między ludźmi wygłodniałym i zdenerwowanym jak zwykle w połudne, i cierplwe czekał na swoją kolej żeby wsiąść do zatłoczonego autobusu. Przejechał częśćdrog na stopnu uczepiony wozu potem z wielkim trudemudało mu się dostać na pomost stał tam wciśnęty �iędzynnych pasażerów podczas gdy autobus podskakując i hu

cząc podjeżdżał begnącym pod górę ulicam do śródmieścia. ecz te niewygody nie drażniły Marcella a nawetwydawały mu się pożyteczne, skoro dzielł je z tyloma ludźmi i skoro dzięki nim upodabniał się do innych Zresztąwolał zetknęce z tłumem jakkolwiek ucążliwe krępujące,od kontaktów z poszczególnymi osobami: tłum - pomyślałwspnając się na palce na platrme by zaczerpnąć świeżego

powetrza - budzł w nm krzepące poczucie wielokształtnej wspólnoty przejawającej sę rozmaice i na różnychszczeblach od ścsku w autobuse do zbiorowego entuzjazmu podczas poltycznych weców. Natomiast kontaktyndywdualne budzły w nm tylko zwątpene o sobe o nnych, jak to się zdarzyło tego ranka w mnsterstwie

Dlaczego na przykład zaraz po wystąpieniu z propozycją,żeby połączyć misję z podróżą poślubną, doznał przykregouczucia że zachował sę jak nadgorlwy fgas albo jak ślepyfnatyk? Dlatego - odpowedzał sobe - że zrobił tępropozycję sceptycznemu, na wskroś zepsutemu intrygantow negodzwemu nienawstnemu sekretarzow. To jego

87

Page 84: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 84/316

obecność sprawiła, że wstydził się tego, co zaoarował tbezinteresowie i spontanicznie. I teraz, podczas gdy autobusprzemierza trasę od jednego przystanku do drugiegoMarcelo na pociechę wmawiał sobie, że nie poczułbywstydu gdyby nie obecność tego człowieka da którego nie

istniao ani poświęcenie, ani oddanie, ani wierność, tylkokalkulacja wyrachowanie i korzyść osobista Propozycjaz którą wystąpi, nie wypływała z wyrachowania, leczz niezbadanej gębi jego istoty, co między innymi dowodziłoniezbicie jego więzi z normami życia społecznego i politycznego Ktoś inny, na przyad taki seretarz zrobiłby tegorodzaju propozycję po długim i chytrym namyśle; onnatomiast zaimprowizował ją Co do niedogodności połączenia podróży poślubnej z misją polityczną, to nie wartobyo nawet zastanawia się nad tym. No cóż, był taki jibył, a wszystko, co robił, było suszne, jeśli zgadzało się z jegoosobowością

Pochłonięty tymi myślami wysiadł z autobusu i ruszyłulicą dzienicy urzędniczej, po chodniku wysadzanym biay-mi i różowymi oleandrami Kamienice urzędniów państwowych byy masywne i obdrapane, w gębi ich dużych bramwidniały ciemne i nagie podwórka Między bramami znjdoway się skromne slepy, które Marceo zna już npamięć: traka, piekarz, zieleniarz rzeźnik, drogista Byopoudnie i nawet wśród tych bezimiennych budynkówobjawiała się, na różne sposoby, radość, jaką daje przerww pracy i domowy posiłek w rodzinie: zapachy uchennedolatujące z przymkniętych oien na parterze; pośpiechsromnie ubranych mężczyzn, którzy niemal biegem wpadali do bramy; gosy płynące z radia, dźwięki gramofnuZ ogróda, wciśniętego we wnękę jednej z kamienic, ścianapnących róż powitała go w przejściu powiewem mocnego,przenikającego przez urz zapachu Marcello przyśpeszyłkroku i pod numerem dziewiętnastym wszed do bramyrazem z dwoma urzędniami, nie bez przyjemności naśadując ich pośpiech

Zaczął wstępować powoli na szerokie schody, tórychmrok rozjaśniao na każdym podeście wpadające przez on

88

Page 85: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 85/316

jaskrawe śwatło. Dopiero na drugm piętrze uświadomiłsobe że o czymś zapomnał o kwiatach które przynosiłnarzeczonej za każdym razem, kedy był do niej zapraszanyna obad. Zadowoony że spostrzegł w porę swoje uchybiene zbegł ze schodów wyszedł na ulcę skierował się do

narożnka kamienicy gdze sedząca na stołku kobietasprzedawała sezonowe kwaty. Wybrał szybko pół tuzinaróż najładniejszych, jakie się znalazły u kwaciarki intensywne czerwonych długich z prosymi łodygam trzy-mając je pod nosem i wdychając ich zapach, wrócił dokamenicy tym razem dotarł na ostatne piętro Tutaj napodeście znajdowały sę tyko jedne drzw nejsze schodkprowadziły neco wyżej do małych prymtywnych drzwi-czek, pod którymi jarzyło się światło padające z tarasu.Zadzwonił myśąc: „Mejmy nadzeję że ne otworzy mimatka" Przyszła teścowa rzeczywiście pałała do niego takąmłoścą, że wprawało go to w zakłopotane Drzwi otworzyły się za chwilę i Marcelo z ulgą zobaczył w cienuprzedpokoju postać służącej, jeszcze prawe dzecka w ba-łym za dużym rtuchu o bladej twarzyczce i czarychwaroczach opecionych dwukrotnie dokoła głowy. Zamknęła drzwi wychyliwszy sę przedtem z ciekawoścą naklatkę schodową; Marceo wcągnął w nozdrza siny zapachkuchni który unosił się w powetrzu przeszedł do salonu.

Okno w salone było zasłonęte dla ochrony przed śwatłem upałem ne na tye jednak żeby w półmroku nie możnabyło dostrzec ciemnych mebli wfłszywym stylu odrodzenia, którymi zawalony był cały pokój. Te mebe cężkesurowe suto rzeźbone stanowły dzwaczny kontrast z pretensjonalnym negustownymi drobazgami rozstawionymna konsolkach i na stoe naga kobetka klęcząca na brzegupopelniczk, marynarz z nebeskej majolik grający naharmonii grupka białych i czarnych psów kika ampw kształce kwiatów lub keichów. W bombonerkachz metalu porcelany rozpoznawał pamątki ze śubówprzyjaciółek i kuzynek swojej narzeczonej Na ścanachobitych czerwonym materałem mtującym adamaszek wisały pejzaże martwe natury w żywych kolorach, oprawone

89

Page 86: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 86/316

w czarne ramy. Marcello usadł na tapczane przykrytym jetnim pokrowcem rozejrzał sę dokoła z zadowoeniemByło to meszkane prawdziwie meszczańske - stwierdzipo raz nie wiadomo który typowe dla najskormniejszegoi najbardziej pospoltego środowiska meszczańskego, z

pełne podobne do nnych mieszkań w ym domu w tedzielnicy; i o właśnie cenił sobie najbardziej: wrażenie, żeznaazł się w ooczenu bardzo przeciętnm nemal uznkowym a jednak dającym poczuce krańcowego spokoji bezpieczeństwa Uświadomił sobie, że brzydota tego domubudzi w nim jakieś nemal poniżające upodobanie. On samwychował się w pęknym i ze smakiem urządzonym mieszkaniu i zdawał sobie sprawę, że to, co go eraz otacza, jesbeznadziejnie brzydkie; tego właśnie potrzebował, tej brzydoty, kórej bananość stanowła jeszcze jeden elemenzrównujący go z innymi. Pomyślał sobie, że z braku pieniędzy on Giulia, w każdym azie w pierwszych atach poślube, będą musieli meszkać w tym domu, i prawiebłogosławł ubóswo Sam kerując sę swoim gustem, neporafłby ak szkaradnie urządzić mieszkania A więcniedługo będze to jego salon; ak jak sypialna w sylliberty, w której przez rzydześci a sypiała jego przyszłateściowa ze swoim nieżyjącym już dzś mężem, będzie jegosypialnią, a mahoniowa jadania gdzie Giulia i jej rodzicjadali posłk przez całe życe, będzie jego jadanią OjceGiulii był wyższym urzędnikiem w minsterstwe i o mieszkanie, umebowane zgodnie z kanonami gustu lat jegmłodości, było czymś w rodzaju świąyn, paetyczne wznesionej ku czc bliźniaczych bóstw szacowności i pospoliości. Z unieseniem zachłannym i zmysłowym a zarazemsmutnym, myślał, że wkróce przypadnie mu w udzaleprawo uczestniczena w szacowności i pospoitośc.

Drzwi otworzyły się i do pokoju wagnęła z impeemGiulia kończąc rozmowę z kimś stojącym w korytarzu, możeze służącą Poem zamknęła drzw i szybko podeszła donarzeczonego. Dwudziesoetnia Gilia miała kształty kobiety rzydzesoletniej jej pospolia uroda, mało subtelna,ae jędrna i świeża promeniała młodością, nieokreślonym

90

Page 87: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 87/316

złudzeniami i radością cieesną Giuia miała wyjątkowobiałą cerę, oczy duże, ciemne, przejrzyste, o miękkimejrzeniu, włosy gęste, kasztanowate i fujące, usta pełnei czerwone. Marcelo widząc ją zbliżającą się w ekkimkostiumiku męskiego kroju, który zdawały się rozsadzać jej

bujne ksztaty, pomyśał w przypływie zadowoenia, że żenisię z normalną dziewczną, bardzo pospolitą, zharmonizowaną z tym saonem, który przed chwią napenił go takąotuchą I raz jeszcze spynęła na niego otucha, prawieorzeźwienie, gdy usłysza jego głos dobroduszny, przeciągający syaby, zatrącający dialektem:

- Jakie śliczne róże . . Ae po co? Tye razy ci mówiam,

żebyś sobie nie ro�ił kłopotu jak gdybyś pierwszy raz byu nas na obiedzie - Poszła w gąb pokoju, gdzie w narożniku, na żótym marurowym postumencie sta niebieskiwazon, i zaczęła w nim układać róże.

To da mnie przyjemność, przynosić ci kwiaty - rzekłMarcello.

Giuia westchnęła z zadowoenia i osunęła się na tapczan,tuż obok niego. Marcelo popatrzał na nią i uświadomiłsobie, że pełnia swobody, którą odczuwał jeszcze przedchwią, ustępuje pod wpływem zmieszania nieomyny znakbudzącego się w nim niepokoju Nagle Giulia zwrócia się kuniemu i zarzucając mu ręce na szyję, szepnęa

- Pocauj mnie.

Marceo objął ją ramieniem wpół i pocaowa w usta.Giuia była zmysłowa i w tych pocałukach, których domagała się zawsze od niezdecydowanego Marcea nieuchronnie przychodził moment, gdy agresywna zmysłowość brałagórę nad ustaonym, niewinnym charakterem ich narzeczeńskich stosunków Także i tym razem, kiedy ich wargi miałyjuż oderwać się od siebie, Giulia, jakby w nagym przypływie

niepohamowanego pożądania, objęła go ramieniem za szyjęi mocno przycisnęła usa do jego ust Poczu jej językwciskający mu się między wargi i poruszający się zwinnie,okrężym ruchem w jego ustach. Jednocześnie Giuia ujęajego rękę i położyła ją sobie na piersi, żeby pieścił jej ewą

9 1

Page 88: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 88/316

sutkę. Sapała pzy tym przez nos i oddychała ciężkoz pomukiem zwierzęcym niewinnym nienasyconym

Marceo nie by zakochany w nazeczonej; ale Giuliapodobała mu się i nigdy nie pozostawa obojętny na tezbiżenia tak bardzo namiętne A jednak nie skłania się do

odwzajemniania jej uniesień: chcia utrzymać stosunki z narzeczoną w tradycyjnych ganicach jak gdyby mu sięzdawało że większa intymność wpowadzi znów do jegożycia chaos i anormaność któe od dawna i nieustanniew sobie zwacza. Tak więc po chwii odewał rękę od piesiGiuii i agodnie odepchną dziewczynę.

- Ach jakiś ty zimny - powiedziaa Giulia odsuwającsię i patząc na niego z uśmiechem - napawdę casamimogabym pomyśleć że mnie nie kochasz.

Macelo odrzekł- Wiesz że cię kocham.Ona ciągnęa dalej z upojeniem- Jestem taka zadowoona. . nigdy nie byam taka

szczęśiwa. . . A propos, wiesz że mamusia dziś ano naegaaznowu żebyśmy zajęi jej sypialnię . ona się pzeniesie dotego pokoiku w gębi korytaza . . co o tym sądzisz? Mamysię zgodzić?

� Myślę - powiedzia Marcello - że byoby jej pzykrogdybyśmy odmówili

- Ja też tak uważam . Czy wiesz że jak byam dzieckiemmarzyłam o tym żeby się chociaż az przespać w takiejsypiani . Ae teaz sama nie wiem, czy ona mi się jeszcze takpodoba A tobie się podoba? - zapytała zarazem z powątpiewaniem i z lubością jak osoba która boi się ocenyswojego gustu i chciaaby usyszeć słowo aprobaty Marcelloodpowiedział skwapliwie

- Bardzo mi się podoba . . . jest śliczna - i zobaczył żejego sowa ucieszyły Giulię

Uradowana cmoknęa go gośno w poiczek, po czymciągnęa daej

- Spotkałam dziś rano panią Pesico . zaprosiłam ją napzyjęcie Wiesz ona wcae nie wiedziała że wychodzę zamąż! Zasypaa mnie pytaniami Kiedy jej powiedziałam

92

Page 89: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 89/316

kto ty jesteś, powiedzała że zna twoją matkę„ kilka lattemu spotkała się z nią nad morzem.

Marcello nic nie odpowiedział Nie lubł mówić o matcez którą nie mieszkał już od wielu at i którą bardzo rzadkowidywał. Na szczęście Giula nie dostrzegła jego zmieszania

i trzepała dalej zmieniając temat:- A co do przyjęca . . . zrobłyśmy już listę gości chceszzobaczyć?

Wyciągnęła z kieszeni kartkę i podała mu Marcellospojrzał na kartkę Była to długa ista osób ułożonarodzinami: ojciec matka syn córka. Mężczyźni wymienienibyli ne tylko z mienia i nazwiska lecz podano równeż ichtytuły zawodowe - lekarz adwokat inżynier, profsor- a nawet honorowe jeśi je posiadali: commendatore,

cavalere. Obok każdego z nich członkowe rodziny Giuliada większej pewności wpisała liczbę osób trzy pięć dwiecztery. Marceo nie znał prawie żadnego z tych nazwiska jednak wydawały mu się one dobrze znajome: wszyscy ciludzie pochodzili ze środowiska drobnomeszczańskiegopracowali w urzdach państwowych lub uprawiai wonezady; miei córki na wydaniu podobne do Giulii wydawali je za młodych absolwentów uniwersytetu i urzędnikówpodobnych jak sę spodziewał do niego i wszyscy mieszkalina pewno w mieszkaniach takich jak to z salonami takimijak ten, z identycznymi meblami Długo przegądał listęzatrzymując sę przy nazwiskach bardziej charakterystycznych i rozpowszechnionych, z głębokim zadowoeniemzaprawionym jednak zwykłą chłodną i nieruszoną melancholią.

- Ale kto to jest na przykład Arcangeli? - nie mógłpowstrzymać się od zapytania - Guseppe Arcangeli z żonąLoą córkami Silvaną i Beatrice oraz z synem doktoremGino?- I tak ich nie znasz . Arcangei był przyjaceem ojca

z minsterstwa.- Gdzie on mieszka?- Od dwa kroki stąd przy ulicy Porpora A jaki ma salon?

93

Page 90: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 90/316

- No wiesz, że jesteś śmieszny z tw0m1 pytaniami zawołała wybuchając śmiechem - Jaki ma mieć salon?Taki jak ten i jak setki innych . . Daczego tak się interesujeszsalonem Acangelego?

A jego córki są zaręczone?

- Tak Beatrice a dlaczego?- A jaki jest ten nazeczony?- U, jeszcze i nazeczony No węc narzeczoy ma

dziwne nazwisko, Schirinzi, i pracuje w kancelaii u notaiusza

Marcelo zauważył, że z odpowiedzi Giuii tudno wywnioskować, jacy są ci jej znajomi Pawdopodobnie nie

wiedziała o nich nic więce niż zapisała na tej kartce onazwiska osób szanowanych, iczym się nie wyróżniających,nomalnych Ponownie przebiegł wzokiem listę i zatrzymałsię na chybiłtafł pzy innym nazwisku

- A kto to jest doktor Cesae Spadoni z żoną Livii bratem, mecenasem Tuio?

To lekarz pediatra . . ego żona jest moją koeżankąszkolną . może ją poznałeś: bardzo ładniutka, ciemnowosa,dobna bada . . . On jest pzystojny, kuturalny, dystyngowany . . jego bat też jest bardzo pzystojny . to bliźniaki.

- A Luigi Pace z żoną Teesą czwogiem dzieciMaurycym Giovannim, Vittoiem i Ricardem?

- To też pzyjaciel ojca . . . jego synowie są na studiach . Ricardo jest jeszcze w iceum

Marcelo zrozumiał, że nie warto dłużej wypytywać o osobywpsane na istę Giulia nie umiałaby mu powiedzieć więcej,niż wynikało z samego spisu I pzyszło mu na myśl że gdybynawet opisała mu szczegółowo życie i chaakte tych udzi, tosiłą zeczy pzy jej bakE lotności i badzo oganiczonejinteligencji te infrmacje nie byłyby wiele wate Niemniej byłzadowolony, nawet jeśli w tym zadowoleniu nie było radości,iż dzięki swojemu małżeństwu wejdzie do tego tak pospoliegotowazystwa Miał jednak na końcu języka pewne pytaniei zdecydował się je zadać po chwili wahania

- Powiedz mi . . czy ja jestem podobny do tych wszystkchgości?

94

Page 91: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 91/316

- Co pzez to ozumiesz? Czy z wyglądu?- Nie chciałem wiedzieć czy według ciebie przypomi

nam ich ze sposobu zachowania z pezencji, z powierzchowności . . słowem czy jestem do nich podobny.

- Dla mnie nikt nie może się z tobą równać - od

powiedziała z uniesieniem - ale tak na oko jesteś tak jakoni : dystyngowany poważny, kulturalny . . słowem widaćże tak jak oni jesteś człowiekiem z dobrego towarzystwa„.Ale daczego mnie o to pytasz?

- Ot tak sobie- Jaki ty jesteś dziwny powiedziała pzyglądając mu

się z zaciekawieniem każdy chciałby się od eszty ludzi

różnić . . a tobie jakby zależało na tym żeby być takim jakwszyscy

Marcello nic nie odpowiedział i oddał jej listę mówiącprawie szeptem

- Tak czy inaczej , nie znam ani jednej z tych osób.-A czy ty myślisz że ja ich wszystkich znam? - zawołała

wesoło Giulia. - Większość z nich zna tylko matka .

a esztą pzyjęcie szybko mija godzinka i nie zobaczyszich więcej.

Będzie mi przecież badzo miło ich zobaczyć rzekłMacello.

- Tak sobie tylko powiedziałam A teraz posłuchajjakie będzie menu w hotelu i powiedz czy ci dogadza

- Giuia wyjęła z kieszeni drugą katkę i pzeczytała głośno- Zimny bulion I

Sola a la meunirePulada z ryżem sos suprmeSałataSeyLody diplomate

Owoce likiery koniak. N o i co powiesz? - zapytała tym samym tonem pełnymzaazem powątpiewania i zadowolenia jakim mówiła o sypialni matki - Czy uważasz że jest dobrze obmyślne?I czy się goście najedzą?

95

Page 92: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 92/316

Wydaje mi się, że jest doskonałe i obte odrzełMarcello

Giulia ciągnęła dalej: Szampan będzie włosk; nie jest taki dobry jak fancu

ski, ale w sam raz odpowiedni na toasty. - Umikła na

chwilę, po czym dodała przeskakując swoim zwyczajemz tematu na temat: - Wiesz, co powiedzia Don Lattanzi: Żeskoro się żenisz, musisz przystąpić do komunii, a żebyprzystąpić do komunii, musisz się wyspowiadać W przeciwnym raze on nam nie da śubu

Marcello, zaskoczony, nie wedział przez chwilę, coodpowiedzieć Nie był wierzący chyba już od dziesięciu atjego noga nie postała w kościele. Poza tym od dawna nabrałoazy do kleru Teraz natomiast stwierdził z najwyższymzdumienem, że myś o tej spowiedzi i komunii cieszy goi pociąga, tak samo jak cieszyło go i pociągało ślubneprzyjęcie, ci goście, których ne znał, małżeństwo z Giulią sama Giulia, taka pospolita i podobna do wielu innychdziewcząt. Pomyślał, że nadarza mu się jedno więcej ogniwow łańcuchu normalności, którym próbował się zakotwiczyćw ruchomyc askach życa w dodatku ogniwo wykutez metalu szlachetniejszego i bardziej odpornego od innych:z religii. Zdzwił się, że nie przyszło mu to na myśl przedtem,przypisywał to przeoczenie prostodusznemu i niewojowniczemu charakterowi religii, w której się urodził i z którączuł się związany, pomimo że nie praktykował. Lecz ciekawy, co mu na to odpowie Giulia, powedzia:

- Ale ja nie jestem wierzący A kto jest wierzący? odpowedziała spokonie

- Myślsz, że wśród ludzi chodzących do kościoa jestdzewięćdzesiąt procent wierzących? A sami księża?

- Ale ty wierzysz?- Giulia zrobiła nieokreśony ruch ręką w powiezu- Tak sobie, do pewnego stopnia i mówię od czasu do

czasu Don Lattanziemu: tylko wy, księża, przestańcie mnieczarować tymi waszymi historiami . . . Wierzę i ne wierzę a raczej - dodała skrupulatnie powiedzmy, że mamswoją własną religię . inną od religii księży

96

Page 93: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 93/316

„Co to znaczy mieć swoją własną religię?" - pomyślałMarcello Lecz wedząc z dośwadczenia że Gulia częstoplecie trzy po trzy sama nie wedząc, co mówi nie nalegałPowiedział natomiast - M ój przypadek jest bardziejkrańcowy . . . ne werzę ne mam żadnej relgi.

Gulia machnęła ręką dobroduszne i obojętnie:- Ale co cę to kosztuje? dź i tak . m tak na tymzależy ciebe ne kosztuje nc.

Tak ale będę zmuszony kłamać- Puste słowa. a jeśli nawet, będzie to kłamstwo

w dobrej intencj . . . Wesz, co mów don Lattanz? Że trzebarobić nektóre rzeczy tak jakby się w nie werzyło chociażsię ne wierzy . . . wiara przychodzi później

Marcello mlczał przez chwilę, potem powedział: Dobrze . wobec tego wyspowadam sę przyjmę

komunię. - I mówiąc to poczuł dreszcz tej samej nabrzmiałej smutkiem rozkoszy jaką wzbudziła w nim przedtem lista zaproszonych gośc. - I wobec tego - dodał- pójdę do spowiedzi do Don Lattanzego.

- Wcale nie usisz chodzć do niego - powiedziałaGula - możesz iść do jakegokolwiek spowiednika w jakmkolwiek koścele.

- A do komunii? Komun udziel ci Don Lattanz w dnu ślubu . . . razem

przystąpimy do komuni. Od jak dawna nie byłeś u spowedz?

- Zdaje mi sę że spowadałem sę przed moją perwsząkomunią . kiedy miałem osem lat - powedzał Marcellonieco zmieszany - potem już nigdy więcej

Pomyśl zawołała wesoło - z lu grzechów będzieszsę musał spowadać.

- A jeśli nie dostanę rozgrzeszena?- Na pewno dostaniesz - odrzekła z czułoścą głaszcząc

go po twarzy zresztą jakie ty możesz mieć grzechy Jesteś dobry masz gołębie serce ngdy nie wyrządziłeśnikomu żadnej krzywdy . . Od razu dostaniesz rozgrzeszenie.

To skomplkowana rzecz brać ślub - powiedzałogólnikowo Marcello

97

Page 94: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 94/316

A mne te wszystke komplikace i przygotowaniasprawiaą wielką przyjemność... Ostatecznie zawieamyzwiązek na całe życie, czy nie? Ale czekaj, a propos, dokądsię wybierzemy w podróż poślubną?

Marcelo poczuł po raz pierwszy, że Giulia budzi w nim

nie tylko pobłażliwą czułość ae także itość. Wiedzał żemógłby się jeszcze wycofć i zamiast echać do Paryża, gdzieczekała go tajna misja, wybrać się gdze indzej w podróżpoślubną. Potem powiedziałby w ministerstwie że zrzeka siętego zadania. Lecz zarazem zdawał sobie sprawę, że toniemożlwe Podjęta msja miała być może najbardziejstanowczym ryzykownym i decydującym krokem na jegodrodze do pełne normaności; podobnymi krokami, ale- ego zdaniem o mneszym znaczeniu były małżeństwo z Giulą przyęce weselne obrządki relgijne spowiedźkomunia

Nie anaizował dłużej tego spostrzeżenia którego ponurenema złoweszcze podłoże ne uszło ego uwag i odpowiedzał szybko:

- Myśę, że mogbyśmy poechać do Paryża.Giulia neprzytomna z radości, klasnęła w dłonie- Ach jak to świetne Paryż . moje marzenie. Za

rzuciła mu ręce na szyję i obsypała gwałtownym pocałunkami. - Żebyś ty wiedział, aka estem szczęśliwa . . . ale niechcałam ci tego mówić że tak bardzo pragnę pojechać doParyża bałam się że to będzie drogo kosztowało

Będzie kosztowało mniej więcej tyle co każda podróż- rzekł arcello - ale nie martw się o pieniądze . . . znajdąsię na ten cel

Giuia była w siódmym niebe- Jaka a jestem szczęśliwa! - powtarzała Przytulła się

mocno do Marcea szepnęła - Kochasz mne? Dlaczegomnie ne chcesz pocałować. - Znowu obęła go ramionamza szyę przywarła ustam do ego ust. Tym razempłomenność pocałunku zdawała się spotęgowana wdzęcznością Giuia sapła wła sę całym całem przygniatała dopiers dłoń Marcella spazmatyczne gwałtowne wcskałamu ęzyk w usta. Marceo podnecony myśał: „Teraz

98

Page 95: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 95/316

gdybym chcał, mógłbym ją wząć, u, na tym apczane"- i zdawało mu się, że raz jeszcze dostrzega kruchość tego,co uważał w sobe za normane W końcu oderwali się odsiebie i Marcello powiedzał z uśmiechem:

- Na szczęście, wkrótce sę pobierzemy . Gdyby nie to,obawiam się, że w najbiższych dniach zostalibyśmy kochankami

Guia, jeszcze zaróżowiona od pocałunku, wzruszyłaramonami odpowiadając z egzaltowanym niewinnymbezwsydem

Tak bardzo cę kocham . że tego bym właśnie chciała- Naprawdę? - zapytał Marceo- Choćby zaraz - odpowiedziała zuchwae - choćby tu,

i teraz - Ujęła dłoń Marcella całowała ją lecuko,spoglądając na niego wlgotnymi ze wzruszenia oczymaPoem oworzyły się drzwi i Gua odsunęła się od narzeczonego Weszła jej matka

Także ona pomyśał Marceo przyglądając sę jej , byłajedną z postaci, które pojawiły sę w jego życiu wskutekpogon za zbawcz0 normanością Ne mógł meć nc wspóneg z tą kobieą sentymentalną, nie do zniesienia czułostkową, nc go z nią nie łączyło prócz pragnienia trwałej,głębokiej więz z soidnym i ustabilizowanym środowiskiemspołecznym Matka Giulii, pani Deia Ginami, była korpulentną niewasą, na której ząb czasu zaznaczył się czymśw rodzaju defrmacji zarówno ciała, jak i ducha: ciałonabrało galaretowaej, saczałej tuszy, a wrodzona dobroduszność przerodzła się w skłonność do umzgów i nieusannych uneseń Zdawało sę, że za każdym jej krokiemkażda część ciała pod niefremną szatą porusza się z osobna,przesuwając się z miejsca na mejsce samosnym ruchemwystarczał byle drobiazg, a traciła panowanie nad sobą podwpływem spazmaycznego wzruszenia, kóre napełnałołzami jej bladoniebieskie oczy Poza tym w ostatnich dnachzbżający sę ślub córki wprawał panią Deę w stannieustannego roztkliwienia wciąż płakała tłumacząc się, żesą o łzy radośc; co chwa czuła potrzebę ulena w ramionach Giulii albo przyszłego zięcia, do którego, jak twier

99

Page 96: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 96/316

dziła zdążyła się przywiązać jak do syna Te wylewy uczucianapełniały Marcella zakłopotaniem chociaż wiedział że jestto tylko jedno oblicze więcej tej rzeczywistośc do którejchciał się włączyć znosił je więc i oceniał z tym samym niecomelancholijnym zadowoleniem jakie budziły w nim brzyd

kie meble w mieszkaniu paplanina Giuli1 uroczystościślubne i polecenie Don Lattanziego dotyczące wypełnieniaobowiązków relgijnych.

ym razem jednak pani Delia nie była rozczulona, aleoburzona. Powiewała akusikiem papieu, który tzymaław ręku i przywitawszy się z Marcellem powiedziała:

- List anonimowy . . . ale najpierw przejdźmy tam . . . obiadna stole

- List anonimowy? - krzyknęła Giulia biegnąc zamatką

- Tak anonim . . Jacy ludzie są obzydliwiMarcello wszedł do jadalni usiłując ukyć twarz w chus

teczce. Wiadomość o anonimowym liście wstrząsnęła nimi nie chciał żeby panie to zauważyły Na okzyk makiGiulii: „List anonimowy! jak echo dezwała się w nimmyśl: „Ktoś napisał o hisorii z Linem" Krew ucieła muz twazy zabrakło mu tchu błyskawicznie ogarnęło gouczucie zgozy, wstydu i lęku niewytłumaczone nieoczekiwane uczucie, jakiego nie dozawał, odkąd skończył sięokes dzieińswa gdy gnębiło go świeże jeszcze wspomnienie Lina . Było to silniejsze od niego; i jego opanowaneprysnęło w jednej chwili, tak jak pęka utrzymujący porządekzwarty kordon policji pod naporem tłumu porwanegopaniką. Zbliżając się do stołu pzygryzł wagi aż do kwi:a więc pomylił się tam w bibliotece kiedy szukając wiadomości o zbodni nabrał przekonania że ana całkem sięzabliźniła: ana nie tylko się nie zabliźniła ale była o wieległębsza Qiż przypuszczał Na szczęście miał siąść przy stolepo światł ecami do okna Sztywno w milczeniu usiadłpzy końcu stołu po jego pawej stonie zajęła miejsceGiulia po lewej pani Ginami.

List anonimowy leżał teraz na obrusie koło talerza paniGinami A tymczasem weszła służącadziecko niosąc obu

100

Page 97: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 97/316

cz tacę a na niej makaron Marcelo zagłębi wdelew czewone tłuste zwoje nadział nań makaron i nałożysobe maą porcję na alez Obydwie panie natychmastwyazły spzecw Za mao cóż o chcesz pościć . . . weźwięcej - Pani Ginami dodała: - Pan pacuje musi pan

jeść Giuia natomiast energicznym ruchem nadziała nawdeec nową pocję makaonu włożya ją na aerznarzeczonego.

- Nie jesem głodny - powiedział Macello głosemkóy wyda mu sę nedozeczne pzygaszony i smuny.

Apetyt przychodzi w czasie jedzenia - odrzekłapompatyczne Giula nakadając sobie makaron. Służącawyszła zabieając pawe pusą tacę wedy maka powiedziaa:

- W ogóle nie chcałam wam tego pokazywać Uważałam że nie warto . . ae na jakm my śwecie żyjemy!

Marcello nic nie odpowedział, pochyli twarz nad alrzem napenił sobie usta makaronem Ba się w dalszymcągu, że lst dotyczy sprawy Lina, chociaż rozsądek mówiłmu że to nemożiwe Był to niepzepary lęk sinejszy odwszelkiego rozuowania Giulia zapytała:

- Czy powiesz nam weszcie, co jest w tym liście?- Matka odzeka- Ale przede wszystkim chcę powiedzeć Marcellowi, że

gdyby napsano w tym iście nawet tysiąc azy gorsze rzeczyoje uczucie da niego nie ulegne zmiane . . Maceo jestdla mnie jak syn i z pewnoścą wie że uczucie matki do synajest silniejsze od wszystkich oszczerstw. - Oczy wypełniłysię jej nage zam; powórzya: - Jak odzony syn! - poczym chwycia Macella za rękę, położya ją sobie na sercui powiedziała: - Drogi Marcello - Nie wiedząc, co mówć co robć Macelo sedzia bez uchu w milczeniuczekając aż mine jej unesienie Pan Ginami spojrzała naniego rozczulonym wzrokiem i dorzuciła - Marcello musipan wybaczyć saej kobecie.

- Bzdury, mamusu ne jesteś saa - zeka Gua zbytpzyzwyczajona do tych wzuszeń matk, żeby dzwć się mlub przejmować się nimi

1 0 1

Page 98: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 98/316

- Tak, jestem staa, pozostaje m już tylko kilka lat życ- odpowiedziała pan Delia. Bliska śmierć stanowiła edenz jej ulubonych tematów, być może dlatego, że małanadzieję wzruszyć nie tylko siebie ale także innych - Umręniedługo i dlatego jestem tak bardzo, bardzo szczęśliwa, że

zostawiam córkę takiemu dobremu człowiekowi, jak pan,pane Marcello.Marcello, któremu niewygodnie było siedzeć z ręką

wyciągnętą nad talerzem makaonu i pzycśniętą do sercapani Delii , ne mógł powstzymać oduchu lekkego zniecierplwiena, co nie uszło uwag starszej pani wzęła to jednakza protest przeciwko nadmiarowi pochwał

- Tak - potwierdzła pan jest dobry taki dobry często mówię Guli: jesteś szczęśliwa, żeś znalazła takdobego młodzieńca Wem dobrze, Marcello, że dzisiajdoboć już wyszła z mody . . . poszę pozwolć powiedzeć toosobie o tyle staszej od pana nic na świecie nie ówna siędoboci a pan, na szczęście, jest tak bardzo, bardzobadzo dobry.

Macello zmaszczył brw i nc nie odpowedział- Ale dajże mu coś zjeść, temu biedakowi - zawołała

Gulia. Czy ne widzisz, że budzisz mu rękaw sosem?Pani Ginami puściła rękę Marcella i bioąc list powiedzia

ła- To list pisany na maszynie . . ze stemplem Rzymu. . Nie

byłabym zdziwona Macello, gdyby napsał go któryśz pańskich kolegów biurowych

- Ależ mamo, czy dowemy się nareszce co tam jestnapisane?

- Masz - powiedzała matka podając list córce prezczytaj ale nie czytaj na głos . . nie chcę słyszeć tychobrzydliwości a kiedy przeczytasz, daj go Marcellowi

Marcello z nepokojem śledził nazeczoną w takcieczytania listu Po chwili Giulia, wydymając wzgardliwie ustaoświadczyła Co za świństwo! - i podała mu lst,napisany na pzebitce maszynowej i zawierający tylko kikalnijek; ltery odbte były przez wybakłą taśmę „Pozwalająccórce poślubć doktora Clerici, popełnia pani coś gorszego

1 02

Page 99: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 99/316

niż omyłkę; popełnia pani zbrodnię. Ojciec doktora Clericprzebywa od wielu lat w szpitalu dla wariatów jest bowiemchory umysłowo w następstwie syflisu, a jak pani wiadomo,ta choroba jest dziedziczna. M oże pani jeszcze przeszkodzićtemu małżeństwu. Przyjaciel".

„Tylko tyle!" pomyślał Marcello, prawie rozczarowany. Stwierdził jednak, że doznał raczej rozczarowania niżulgi: jak gdyby żywił nadzieję że ktoś dowie się wreszcieo tragedii jego dzieciństwa i dzięki temu uwolni go częściowood tego ciężaru. Lecz uderzyło go jedno zdanie: „Jak paniwiadomo ta choroba jest dziedziczna" Wiedział doskonależe choroba umysłowa ojca nie miała podłoża wenerycznego

i że w ty sensie nie grozi mu obłęd przekazany w spadkuprzez ojca. A jednak wydało mu się że to zdanie w swojejzłowieszczej zjadiwości nawiązuje do innego rodzaju szaleństwa, które rzeczywiście ogło być dziedziczne Ta myślzresztą mignęła mu tylko i odrzucił ją natychmiast Potemoddał list pani Ginami mówiąc spokojnie

- Nie ma w tym ani słowa prawdy

- Ależ j wiem że to nieprawda odrzekła zacnakobiecina niemal obrażona - Wiem tylko to, że moja córka wychodzi za mąż za człowieka dobrego inteligentnegouczciwego poważnego i w dodatku pięknego chłopca- dodała z odcieniem kokieterii

- Przede wszystkim za pięknego chłopca możesz tomówić głośno - potwierdziła Giulia - i właśnie dlategoten co napisał ten list doszukuje się w nim skaz Wydajemu się niemożliwe żeby takiej wyjątkowej urody nie toczyłakiś ukryty robak . . Kretyn!

„Ciekaw jestem co by one powiedziały - mimo wolipomyślał Marcello gdyby się dowiedziały że jako trzynastoletni chłopiec byłem o krok od nawiązania stosunkówmiłosnych z mężczyzną i że go zabiłem". - Spostrzegł się żeteraz gdy minął lęk wywołany listem powróciła znowuzwykła apatia melanchoijna i wyrachowana. „Prawdopodobnie - pomyślał jeszcze patrząc na narzeczoną i na paniąGinami ani by je o grzało, ani ziębiło . . . ludzie noralni są

103

Page 100: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 100/316

ruboskórni"; i uświadomił sobie że znów czegoś zazdrośctym kobietom: ich gruboskórnośc

Rzekł nagle:- Właśne dziś mam odwedzć mojego ojca.- Idziesz razem z matką?- Tak.Skończyl jeść makaron wrócła służącadzecko, zmen

ła talerze i postawła na stoe mięso sałatę Matka wzięłalst przyjrzała mu sę a gdy służąca wyszła z pokoupowedzała

- Chciałabym wiedzeć, kto napsał ten anonim.- Mamusu - rzekła nage Gula z nespodzewaną

przesadną powagą - daj m na chwlę ten lstWzięła kopertę obejrzała ją z uwagą potem wyciągnęła

z nej cenk arkusk przyglądała mu sę marszcząc brww końcu zawołała donośnym pogardlwym głosem

- Wiem doskonale kto napsał ten list. . . nie mam co dotego żadnych wątplwośc. Co za podłość!

- Ae kto tak? Pewien nikczemnik odrzekła Gula spuszczając

oczy.Marcello nc nie odpowedzał Gua pracowała jako

sekretarka w kancelari adwokata, pomyślał węc, że autorem lstu był prawdopodobnie jeden z lcznych dependentów Matka powedzała:

- Na pewno jakś zawstny człowek„ welu mężczyznchciałoby meć taką pozycję jaką wyrobił sobe Marcellow trzydzestym roku życa

Marcelo ne z cekawośc lecz tylko pro forma zapytałnarzeczone

- Skoro wesz kto jest autorem lstu dlaczego ne chceszpowedzeć jego nazwska?

- Nie mogę - odpowiedziała teraz już raczej z namysłem nż z pogardą - ale powedzałam c uż: to nędznk.

Oddała lst matce i wzęła kawałek męsa z półmskaktóry podała jej służąca. M ilczeli przez chwlę wszyscy troje.Potem matka odezwała sę szczerze ne dowierzającymtonem:

1 04

Page 101: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 101/316

- Trudno mi doprawdy uwerzyć że znalazł sę ktoś atak podły, żeby oczernać w ten sposób Marcella

Przeceż ne wszyscy go tak kochają jak my, mamusu- odparła Gula

- Ale kto - zapytała matka z emfzą - kto może nekochać naszego Marcella?

Wesz, co mów o tobie mamusa? - zawołała Gulajuż znów wesoła beztroska. - Że ne jesteś człowekemlecz anołem . węc może któregoś dna zamiast wejść donas drzwam wlecsz oknem. - Stłumła śmech dodała- Jak pójdzesz do spowedz zrobsz przyjemność księdzukedy się okaże że jesteś aniołem Nie codzienne się zdarzasłuchać spowedz anioła .

- N o znowu żartujesz sobie ze mne - powiedzałamatka - ale ja wcale ne przesądzam . . dla mnie Marcello toanoł. - Spojrzała na Marcella z głęboką, przesłodzonątklwoścą jej oczy od razu napełnły się łzam. Po chwldodała: - Znałam w życu tylko jednego człoweka równieobrego jak Marcello„ to był twój ojciec Giulo.

Na take dictum Gula spoważnała jak przystało spuścła oczy na talerz A tymczasem oblicze matki zmienało sięstopnowo z jej oczu spływały rzęsste łzy patetycznygrymas wykrzywał nabrzmałe, opuchnęte rysy twarzyokolonej potarganym kosmykam włosów tak że wszystkokontury kolory zdawało sę zamazywać zlewać ze sobąjak gdyby oglądane przez obcie skroponą szybę. Szybkoposzukała chusteczk i podnosząc ją do oczu wybełkotała:- Naprawdę dobry człowek prawdzwy anoł . . . tak nambyło dobrze z sobą we troje A teraz umarł ne ma go już Marcelo przypomna m twojego ojca swoją dorocią dlatego go tak kocham Kedy pomyślę że ten człowektak dobry umarł, pęka m serce. - Ostatne słowa stłumłachusteczka

Gulia powedzała spokojnie: - edz, mamusu.

- Ne nie, ne jestem głodna - odparła matka szlochając- ale wy musce m wybaczyć . . . jesteśce szczęślw tegoszczęśca nie pownien zakłócać smutek starej kobietyWstała gwałtownie, skerowała sę ku drzwom wyszła.

105

Page 102: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 102/316

- Pomyśl to już sześć at - powiedziaa Giuia spogądając na drzwi - i wciąż est tak samo jak pierwszegodnia

Marcello nic nie odpowiedział. Sięgnął po papieosa paiłgo ze spuszczoną głową. Giulia wyciągnęła rękę i ujęła jego

doń- O czym myślisz? - zapytała pawie błagalnieGiulia pytaa go często o czym myśli zaciekawiona,

a czasami także zaniepokojona poważnym i skytym wyazem jego twarzy. Maceo odrzek:

- Myśaem o twoje matce . jej wygóowane pochwaływprawiają mnie w zmieszaie . . nie zna mnie dostatecznie,żeby mówić że jestem dobry

Giulia ścisnęła go za rękę i odpowiedziała:- To wcale nie są komplementy także w twoe

nieobecności mówi często: jaki ten Marcello jest dobry- Ale skąd ona o tym wie? Te zeczy się widzi. Giuia wstała i stanęła pzy nim,

pzyciskając kągłe biodo do jego ramienia i głaszcząc godonią po wosach: - Daczego nie chcesz żebyśmy cięuważały za dobego człowieka?

Tego nie powiedziałem - odrzekł Marcello. - Powiedziaem że to może być niepawda

Giulia potząsnęa głową- Masz tę wadę, że jesteś za skromny Posuchaj : ja ne

jestem taka jak matka, która by chciała, żeby wszyscy bylidobzy . . według mnie istnieją i dobzy i źi ale ty jesteś dlamnie jednym z najepszych ludzi, jakich spotkaam w życiu i nie mówię tego dlatego, że jesteśmy zaręczeni i że ciękocham .

- Ale n a czym polega ta moja doboć?- Już ci powiedziałam że to się widzi . Dlaczego mówi

się o jakiejś kobiecie że jest ładna? Bo sę widzi że estładna . . . i tak samo widzi się że jesteś dobry

- Może - powiedział Marcello spuszczając głowęGębokie przekonanie tych kobiet o jego dobroci nie byłodań nowością ale wprawiao go zawsze w wiekie zakopotanie Na czym polegała ta doboć? I czy naprawdę by

106

Page 103: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 103/316

dobry? Czy raczej Giulia i jej matka nie nazywały dobrocijego anormalności czyli tego oderwania, odgradzania się odwspólnoty życia? Ludzie normalni nie są dobrzy pomyślajeszcze bo stale muszą płacić za normalność - świadomielub nieświadomie - wysoką cenę, przykładając rękę doróżnych spraw, zawsze niskich, nacechowanych gupotą,podłością, cynizmem, jeśli nie wręcz zbrodniczych Wyrwałgo z tych rozmyślań głos Giulii - A wiesz, że przysłalisuknię? . Chcę ci ją pokazać, poczekaj

Wybiegła z pokoju a Marcello wstał o d stołu podszedł dookna i otworzył je. Okno wychodziło na ulicę, a raczejponieważ mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze naszeroki gzyms kamienicy który zasłaniał widok w dole.Widać byo natomiast górną część fsady stojącej naprzeciwkamienicy rząd okien z otwartymi żaluzjami a za oknamipokoje Byo to mieszkanie bardzo podobne do mieszkaniaGiulii sypialnia, zdaje się, z nie zaścielonymi jeszcze łóżkami; „adny" salon z fłszywymi rzeźbionymi meblami;jadalnia w której siedziały teraz przy stole trzy ooby, dwajmężczyźni i kobieta. Te pokoje naprzeciw znajdowały siębardzo blisko ponieważ ulica nie była szeroka i Marcellowidział wyraźnie biesiadników w jadalni krępy starszymężczyzna z siwą bujną czupryną, młodszy mężczyzna,chudy i ciemnowłosy, i kobieta w średnim wieku dość tęgablondynka Jedli spokojnie przy stole podobnym do tego,przy którym on siedzia przed chwilą pod lampą niewieleróżniącą się od lampy wiszącej w pokoju, w którym sam się

znajdował A jednak, chociaż widział ich z tak bliska,chociaż mia wrażenie że mógby dosłyszeć ich rozmowę,może wskutek złudzenia przepaści, które stwarzał wystającygzyms wydawali mu się dalecy nieskończenie dalecyNarzucaa mu się myśl, że tamto mieszkanie uosabia normalność widzia je: gdyby podniós gos, mógby wszcząćrozmowę z osobami siedzącymi tam przy stole, a mimo to

znajdował się poza ich kręgiem, nie tylko w sensie materialnym ale również moralnym. Dla Giulli natomiast nieistniała ani ta odległość ani ta obecność; tamte pokoje byłyzwykłym materialnym fktem, przebywała w nich i teraz,

107

Page 104: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 104/316

i zawsze, a gdyby on ją o to zagadnął dostarczyłabyobojętnie wszystkich infrmacji jakie miała o mieszkających tam ludziach, tak samo jak przed chwilą o gościachzaproszonych na przyjęcie ślubne. I ta obojętność wypływałaz czegoś więcej niż z przyzwyczajenia po prostu z roztarg

nienia Rzeczywiście Giulii nie przyszłoby do głowy szukaćnazwy dla tej zwyczajności w której tkwiła po uszy taksamo jak można przypuszczać że gdyby zwierzęta mówiłynie nadałyby żadnego imienia przyrodzie której są nieodłączną częścią. Lecz on znajdował się poza normanościąi odróżniał ją właśnie dlatego że był od niej odciętyi wyczuwał ją przez kontrast z własną anormalnością. Żeybyć podobnym do Giulii albo trzeba się było takim urodzć,albo . . .

Drzwi otworzyły się za jego plecami obejrzał się. Stałaprzed nim Giulia w ślubnej sukni z białego jedwabiuunosząc obiema rękami, żeby Marcello mógł ją podzwaćsuty welon, spływający jej z głowy Powiedziała uradowana:- No popatrz . . czy nie jest prześliczna? - i wciążpodtrzymując szeroko rozłożony welon stanęła międzystołem a oknem i okręciła się dokoła żey narzeczony mógłobejrzeć ze wszystkich stron jej strój. Była to jak pomyśałarcello ślubna suknia zupełnie podobna do innych ślubnych sukien; ale spodoało mu się to że Giulia pomimo ocieszy się swoim strojem tak samo jak cieszyły się nmprzedtem miliony kobiet. Krągłe i wydatne kształty Giuliiuwypuklały się przesadnie pod lśniącym jedwabiem; zbliżyłasię nagle do Marcella i powiedziała odrzucając weloni nadstawiając twarz: Pocałuj mnie teraz ale nie dotykajbo się pogniecie suknia - W tym momencie Giulia stałaodwrócona plecami do okna a M arcello miał je przed sobąGdy pochylił się, by musnąć ustami jej wargi zobaczył żew jadalni na ostatnim piętrze przeciwległej kamienicy siwymężczyzna wstał i wyszedł, a zaraz potem szczupły młody

brunet i blondynka niemal jednocześnie automatyczniezerwali się na nogi i stojąc zaczęli się całować. Ten widoksprawił mu przyemność, ostatecznie robił to samo cotamtych dwoje a jeszcze przed chwilą wydawało mu się że

108

Page 105: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 105/316

Page 106: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 106/316

Page 107: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 107/316

jedno tylko wyjście, bo wszystkie inne drogi są zamknięte;a ta jedyna droga mu nie odpowiada

Trzeba się jednak zdecydować, pomyślał wsiadając dotramwaju jadącego w kierunku bazyiki Santa M aria Maggiore, naeży dokonać wyboru: albo odbyć spowiedź cał-kowitą, zgodnie z nakazami Kościoła, albo ograniczyć się dospowiedzi częściowej czysto rmanej, żeby zrobić przyjem-ność Giulii Chociaż nie był ani praktykujący, ani wierzący,skłaniał się do pierwszej alternatywy jak gdyby miał na-dzieję, że jeśi nawet przez spowiedź nie zmieni swegoprzeznaczenia, to przynajmniej raz jeszcze się w nim utwier-dzi. Rozważał ten problem jadąc tramwajem, ze zwykłąpowagą, nieco tępą i pedantyczną Jeśli chodziło o Lina czułsię mniej więcej spokojny potrałby przedstawić tę historiętak, jak wygądała w rzeczywistości, i ksiądz po zwykłychdociekaniach i zwykłych upomnieniach nie mógłby mu niedać rozgrzeszenia. Lecz jeśli szło o misję, z którą łączyło sięoszustwo, zdrada, a w końcowej fzie może i śmierćczłowieka, zdawał sobie sprawę, że wszystko wygląda ina-czej Tutaj zagadnienie nie poegało na tym, żeby uzyskaćaprobatę misji ae na tym, czy w ogóe należy o niej mówićNie miał żadnej pewności że potra się na to zdobyć bomówić o niej byłoby czymś równoznacznym z odstępstwemod jednej zasady na rzecz drugiej oddaniem pod sądchrześcijański czegoś, co dotychczas uważał za niezawisłeniedotrzymaniem obowiązujego miczenia złamaniem taje-mnicy słowem, postawieniem pod znakiem zapytania całe-

go misternie wzniesionego gmachu jego wcielenia w norma-ność. Pomyślał jednak, że warto poddać się tej próbie, któraw razie zwycięstwa byłaby dla niego jeszcze jednym potwier-dzeniem soidności tego gmachu

Lecz uświadamiał sobie, że rozstrząsa te możiwości bezwielkiego przejęcia, chłodno i spokojnie, jak obiektywnywidz jak gdyby w rzeczywistości dokonał już tego wyboru

i jakby za to wszystko, co się miało stać w przyszłości,odpokutował już z góry, nie wiedząc ani jak, ani kiedy Nieodczuwał żadnej rozterki wewnętrznej, do tego stopnia, żegdy wszedł do ogromnego kościoła pełnego cienia, ciszy

l i I

Page 108: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 108/316

i chodu, tak orzeźwiających po świetle zgiełku i upale uizapomniał nawet o spowiedzi i zaczął spacerować po nagchposadzkach od nawy do nawy, niczym opieszały turysta.Zawsze ubi kościoy jako punkty oparcia w tym płynnymświecie trwałe budowle, gdzie w innych czasach znalazłopotężny i prześwietny wyraz to czego szukał: porządeknorma, regua. Co więcej, zdarzao mu się bardzo częstowstępować do kościoów tak licznych w Rzymie siadaćw ławce i nie modąc się podziwiać to, co jak myśla byobyjak stworzone da niego, ale w innych warunkach. Nieurzekały go proponowane przez Kościół rozwiązania którekategorycznie odrzuca, ae skutek, którego nie mógł niedoceniać i nie podziwiać Podobay mu się wszystkie lecztym bardziej, im bardziej były imponujące i wspaniałesłowem świeckie w tych kościoach, gdzie religia wyparo-wała, przekształcając się w majestatyczną i uporządkowanąświatowość zdawał się dostrzegać ów punkt przejściowy odnaiwnego wierzenia religijnego do społeczeństwa już doj-rzaego które jednak bez tej dalekiej wiary nie mogobyistnieć

O tej godzinie kośció był pusty Marcello podszedł aż doołtarza, a potem staną przy jednej z kolumn prawej nawyi pochyli się starając się popatrzeć na posadzkę tak, jakgdyby jego oczy znajdoway się na jej poziomie: oglądanaw perspektywie, w jakiej mogłaby ją widzieć mrówka byłaogromna wygądaa niemal jak równna i przyprawiałao ekki zawrót gowy Potem wyprostował się i podniósł

oczy śedząc saby odbask rzucany przez skąpe światło nawypukłą powierzchnię olbrzymich trzonów marmurowychkolumn przeskakiwał wzrokiem od kolumny do kolumnyaż do gównych drzwi kościoła W tej samej chwii wchodziłktoś, unosząc ciężką zasonę, w smudze ostrego i biaegoświatła: jakże drobna wydawała się tam, w gębi świątyni tafgurka jednego z wiernych, gdy ukaza się na progu!

Marcello poszedł za ołtarz i popatrzy na mozaiki w ab-sydzie. Przykuła jego uwagę postać Chrystusa międzyczterema świętymi; pomyślał, że ten kto przedstawi ją w tensposób nie miał na pewno żadnych wątpliwości co jest

1 2

Page 109: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 109/316

ormalne, a co anormane. Spuścił głowę i powoli zmierzałdo konfsjonału w prawej nawie. Myślał teraz, że nie wartożałować, iż nie przyszedł na świat w innych czasach i w innych warunkach: był taki , jaki był, właśnie dlatego, że jegoczasy i warunki różniły się od tych, które pozwoiły na

wzniesienie tego kościoła; i jego główne zadanie polegało nauświadomieniu sobie owej rzeczywistościPodszedł do olbrzymiego konfsjonału, z ciemnego rzeź

bionego drzewa, na miarę bazyiki, i zdążył zobaczyć w nimksiędza, który zaciągał zasłonkę, chowając się za nią. Nimukląkł, podciągnął zwykłym ruchem spodnie na kolanach,żeby się nie zgniotły po czym cicho powiedział

- Chciałbym się wyspowiadać.Ksiądz odpowiedział z drugiej strony głosem przytłumio

nym, ale raźnym i energicznym, że może rozpocząć spowiedź Ten głos, harmonijny, bardzo niski, sinie zabarwionypołudniowym akcentem, był typowym basem dojrzałegomężczyzny Marceo mimo woli wyobraził sobie mnisiąwarz okoloną czarną brodą, z grubym nosem, z gęstymibrwiami, z uwłosionymi nozdrzami i uszami. Człowiek,pomyślał, równie masywny i ciężki jak ten konfsjonał,gruboskórny, nie bawiący się w żadne subtelności. Ksiądz,jak przewidział, zapytał go, od jak dawna nie był u spowiedzi odpowiedział mu, że od czasów dzieciństwa i żeprzyszedł się teraz wyspowiadać, bo ma się żenić. Głosksiędza, po chwili miczenia, obwieścił mu spoza kraty,tonem raczej obojętnym

- To bardzo źle, mój synu . . . A ie masz lat?- Trzydzieści - rzekł Marcello Żyłeś trzydzieści lat w grzechu - powiedział ksiądz

tonem księgowego, który oznajmia, że bilans jest ujemny. Pochwili ciągnął dalej Żyłeś trzydzieści lat jak zwierzę, niejak istota ludzka

Marcello przygryzł wargi. Teraz uświadamiał sobie, że

władza spowiednika wyrażona w sposób tak pochopnyi miiarny, osądzająca jego przypadek jeszcze przed zbadaniem szczegółów, jest dla niego drażniąca i po prostu nie dozniesienia. Nie dlatego, żeby nie podobał mu się ksiądz,

I J

Page 110: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 110/316

zapewne zacny człowiek wypełniający sumiennie obowkapłańske, czy też to miejsce ub sam obrządek w przeciwieństwe do mnisterstwa, gdze ne podobało mu sięwszystko ae gdzie władza wydawała mu sę oczywstai niezaprzeczana, tutaj instynktownie mał ochotę się zbun

tować Powedzał jednak z trudem- Popełnłem wszystke grzechy . . także i najcęższe Wszystkie?Pomyśał: powiem teraz, że załem, i zobaczę jakiego

doznam wrażenia kedy to wypowem. Zawahał sę poczym zdobył się na wysiłek powedział czystym stanowczym głosem:

- Tak, wszystkie, nawet zabójstwoKsidz zawołał żywo ale bez oburzenia czy zdziwiena:- Zabiłeś i ne czułeś potrzeby oczyszczena się przez

spowiedź!Marceo pomyślał, że odpowiedź księdza jest właśnie

taka, jak być powinna: żadnej zgrozy, żadnego zdziwienatylko ofcjalna nagana że nie wyznał w porę tak ciężkegogrzechu. I był za to wdzięczny ksędzu, tak samo jak byłby wdzięczny komisarzowi poicji, który po wysłuchaniu takiejsamej spowedzi aresztowałby go natychmiast, bez żadnychkomentarzy Każdy, pomyślał musi grać swoją rę tylkow ten sposób ·wat może trwać. Tymczasem jednak zdawałsobe sprawę, po raz ne wadomo który, że wyjawiając swojąragedę ne odczuwa nc szczególnego; zadziwiła go taobojętność stanowąca kontrast z przejmującym ękiemktóry ogarnął go nedawno, kedy matka Giu oznajmiła żedostała lst anonmowy Powedzał spokojnym głosem

Zabłem, kiedy miałem trzynaście lat .. . . zrobłem tobroniąc się prawie mmo woli

- Opowedz, jak to byłoZmienił trochę pozycję na obolałych koanach i zaczł

mówić:

- Jednego przedpołudnia, gdy wychodzłem z gmnazjum, podszedł do mne pod jakimś pretekstem pewienmężczyzna . Bardzo pragnąłem wtedy mieć rewower niezabawkę, ae prawdzwy rewolwer. .. On obiecał, że mi da

1 14

Page 111: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 111/316

rewolwe, i udao mu się zwabić mnie w ten sposób do swegosamochodu . . . By szofrem pewnej cudzoziemki i przez całydzień mia samochód do dyspozycji, bo jego chebodawczyniwyjechaa w podróż za ganicę . Byłem wtedy zupenie nieuświadomiony i kiedy robił mi pewne propozyce, e

zozumiałem w ogóle, o co chodzi- Jakie propozycje?- Propozycje miłosne - powiedział powściągiwie Mar

ceo - nie wiedziałem, co to jest miłość ani normalna, anianormalna wsiadłem więc i on mnie zawióz do wili swojejpa.- I co się tam stało?- Nic . . . abo prawie nic . najpierw obił pewne póby,

potem poczuł skuchę i kaza mi obiecać, że nigdy go już nieposucham, nawet gdyby mnie znowu zapraszał do samochodu.

- Co to znaczy „pawie nic"? . . Pocaowa cię?- Nie odzekł Macelo tochę zdziwiony - na chwię

bją mnie wpó, w korytazu.- Mów dalej Ale pzewidzia z góry, że nie będzie móg o mnie

zpomnieć . i rzeczywiście następnego dnia znów na mnieczeka pod gimnazjum i także tym azem powiedzia, że mida rewolwer, a ja, ponieważ bardzo mi na tym zależało,najpierw dałem się posić, a potem zgodziłem się wsiąść dosamochodu.

- I dokąd pojechaliście?- Tak jak poprzednim razem, do willi, do jego pokoju- A tym razem jak się zachowywa?- Był zupenie zmieniony - rzek Macello - wygląda

tak, jak gdyby już nie panował nad sobą . . Powiedział, że nieda mi ewoweu i że po dobremu abo pod przymusemzrobię to co on mi każe . Kiedy to mówił, tzymał w ękurewowe . . . potem chwyci mnie za amię i zucił na łóżko,

tak że udezyem gową o ścianę Tymczasem ewolwerupadł na óżko, a on ukląkł pzy mnie i obją mnie za nogi Chwyciłem ewower, wstałem z óżka, cofąłem się o kilkakroków, a wtedy on krzykną, ozkładając amiona: „Zabij

1 1 5

Page 112: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 112/316

mnie zabj mne jak psa" ... Wtedy ja, jak gdyby spena<1jego prośbę, wystrzeiłem i on upadł na łóżko.. potemuciekłem ne wedziałem, co sę z nm stało . Było to weelat temu... Dopero w ostatnch dnach poszedłem przejrzećgazety z tamtego roku wyczytałem, że ten człowiek zmarł

tego samego weczora w szptauMarceo opowedział to wszystko bez pośpiechu, staranne doberając słów wymawiając je wyraźne. Zauważył emówiąc nie odczuwa nic jak zawsze; nic prócz tego odowatego smutku który towarzyszył mu stale, niezależne odtego, co mówił i co robił Ksądz zapytał od razu nie wdającsę w żadne komentarze

- Czy jesteś pewen że powiedziałeś całą prawdę?- Tak oczywście - odrzekł Marcelo zdziwiony.- Wiesz - cągnął dalej ksądz z nagłym unesienem

- że przemlczając abo zniekształcając prawdę popełnszciężke śwętokradztwo spowedź jest neważna . . . Co zaszłonaprawdę między tobą a tym człowekem za drugm razem?

- Aeż . . . to, co powedziałem.- Ne było stosunku ceesnego? Nie zgwałcł cę?Tak węc nie mógł ne pomyśeć Marcelo zabójstwo było

mnej ważne od grzechu przeciw naturze. Potwierdzł:- Było tyko to co powiedziałem- Można by powedzieć - ciągnął daej ksiądz ne

wzruszony - żeś zabł tego człoweka żeby się zemścć za toco c zrobł...

- Ne zrobił mi absolutnie nic.Zapadła chwila ciszy nabrzmiałej jak mu sę zdawało, e

ukrywanym nedowerzaniem. A potem zapytał nage ksądz w sposób całkem

neoczekwany - ne miałeś ngdy stosunków z mężczyznam?- Ne . . . M oje życe seksualne było jest zupełne norma

ne. Co rozumesz przez normalne życe płciowe.

- Jestem pod tym wzgędem takm samym mężczyzną jakwszyscy nn . po raz perwszy zetknąłem się z kobetą mającat sedemnaśce w domu publicznym . . potem mewałemzawsze stosunk tyko z kobetami.

1 6

Page 113: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 113/316

I nazywasz to normalnym życiem seksualnym?- Tak a dlaczego? Przecież to jest także anormalne oświadczył zwycięs

ko ksiądz - to także jest grzechem . . . Nigdy ci tego niemówiono biedny mój synu? Normalne jest ożenić się i miećstosunki z własną żoną w celu wydania na świat potomstwa

Właśnie zamierzam to zrobić- Dobrze, ale to nie wystarcza . nie możesz się zbliżyć do

ołtarza z rękami splamionymi krwią.„No, wreszcie" - pomyślał Marcello, któremu już się

przez chwilę zdawało że ksiądz zapomniał o zasadniczymprzedmiocie spowiedzi. Powiedział, jak umiał, najpokorniej:

- Niech ksiądz mi powie co mam zrobić- Musisz żałować - rzekł ksiądz - tylko szczerą

i głęboką skruchą możesz odpokutować zło, które wyrządziłeś.

- Odczuwałem skruchę - powiedział z namysłem Marcello - jeżeli skruchą można nazwać to że było moimnajgorętszym pragnieniem, żeby się odstały pewne rzeczy,które stały się z mojej winy - powstrzymał się jednakKsiądz rzekł szybko

- Moim obowiązkiem jest uprzedzić cię że jeśli to coteraz mówisz, nie jest zgodne z prawdą, moje rozgrzeszeniejest nieażne . . Wiesz co cię czeka jeżeli mnie oszukasz?

- Co?- PotępienieKsiądz wymówił to słowo z szczególną satysfkcją. Mar

cello próbował uprzytomnić sobie jak odbiło się to słowow jego wyobraźni, i nie znalazł nic: nawet odwiecznegoobrazu ognia piekielnego. Ale zarazem rozumiał że tenwyraz miał o wiele większe znaczenie niż to które nadał muksiądz. I przeniknął go dreszcz zgrozy jak gdyby pojął żeniezależnie od skruchy owo potępienie istnieje i że ksiądz niema władzy uwolnić go od niego.

- Naprawdę odczuwałem skruchę - powtórzył z goryczą.- I nie masz mi nic więcej do powiedzenia?Marcello pomilczał chwilę zanim odpowiedział Zdawał

1 7

Page 114: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 114/316

sobie sprawę że oto nadszedł moment aby zaczął mówio misji, która, jak wiedział, wiązała się z czynami zasługującymi na potępienie a nawet z góry potępionymi przezzasady chrześcijańskie Przewidział ten moment i nie bezracji przykładał największą wagę do tego, czy w ogóle potraf

to powiedzieć I kiedy poruszył wargami żeby mówićuświadomił sobie z uczuciem spokoju i smutku, wywołanymz góry przewidzianym odkryciem, że ogarnia go nieprzezwyciężony wstręt. Nie był to wstręt moralny ani wstyd aniteż żadne poczucie winy, lecz coś całkiem innego co niemiało nic wspólnego z winą. Coś w rodzaju kategorycznegozakazu podyktowanego krańcową wiernością i oddaniemsprawie, w której współuczestniczył. Nie wono mu byłomówić o misji to wszystko; nakazywało mu to władczo tosamo sumienie, które milczało, kiedy oznajmił księdzuzabiłem Niezupełnie przekonany raz jeszcze spróqowałmówić lecz poczuł znowu że ów wstręt równie automatycznie jak zamek który zatrzaskuje się po przekręcenuklucza - paraliżuje mu język i nie pozwala wypowiedziećani słowa Tak więc ponownie i tym jaskrawiej potwierdzałasię potęga władzy, reprezentowanej tam w ministerstwieprzez nikczemnego ministra i jego nie mniej nikczemnegosekretarza ajemnicza jak wszelka władza, zdawała sięwrastać korzeniami w samą głębię ducha, podczas gdyKościół, na pozór o tye potężniejszy sięgał tylko powierzchni Powiedział wtedy, uciekając się po raz pierwszy dokłamstwa:

- Czy mam powiedzieć przed śubem swojej narzeczonejto co wyznałem dziś księdzu?

- Nigdy jej o tym nie wspominałeś?- Nigdy, to byłoby po raz pierwszy- Nie widzę konieczności - odrzekł ksiądz - niepo

trzebnie byś ją zaniepokoił i mógłbyś raz na zawsze zakłócćspokój twojej rodziny.

- Ma ksiądz słuszność - powiedział Marceo Znowu zapadło milczenie. Potem ksiądz powiedział takim

tonem jak gdyby dawał mu do zrozumienia że zadajeostatnie i decydujące pytanie:

1 8

Page 115: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 115/316

- A powiedz mi synu . . . czy nigdy nie należałeś do żadnejgrupy czy sekty wywrotowej?

Marcello nie spodziewał się tego pytania i zmieszanymiczał przez chwilę. Pomyśał, że najprawdopodobniejksiądz zadał je z wyższego rozkazu żeby się upewnić co do

nastrojów politycznych wśród wiernych. A jednak znamienne było, że je zadał właśnie jemu, traktującemu praktykireigijne czysto frmanie, jako obrządki przyjęte przezspołeczeństwo, do którego chciał należeć, że mu zalecał, abynie występował przeciwko temu społeczeństwu. To uważałza gorsze niż występowanie przeciwko sobie samemu Odpowiedziałby najchętniej: „ Nie, należę do grupy, którapoluje na wywrotowców". Lecz stłumił tę sarkastycznąpokusę i powiedział po prostu

- Jestem urzędnikiem państwowymTa odpowiedź musiała spodobać się księdzu rzekł po

chwili pojednawczo- Teraz musisz mi przyrzec, że się będziesz modlił nie

przez kilka dni czy przez kika miesięcy. czy przez kikaat ale przez całe życie . . będziesz się modił za swoją duszęi za duszę tego człowieka . i skłonisz do moditwy twojążonę i twoje dzieci . jeśi je będziesz miał . . Tylko moditwamoże cię przypomnieć Bogu i sprawić, by spłynęło na ciebieJego miłosierdzie zrozumiałeś? . . A teraz skup się i módl sięrazem ze mną.

Marcello automatycznie spuścił głowę i usłyszał poprzezkratki stłumiony głos księdza, który odmawiał modlitwę po

łacinie Potem nieco głośniej, w dalszym ciągu po łacinie,ksiądz wypowiedział frmułę rozgrzeszenia; i Marcelo wstałod konsjonału

Lecz kiedy przed nim przechodził, rozsunęła się zasłonkai spowiednik dał mu znak, żeby się zatrzymał Marcelo byłzaskoczony, że wygąda tak właśnie, jak go sobie wyobraził;tęgawy, łysy, z szerokim, wypukłym czołem, gęstymi brwia

mi, z okrągłymi piwnymi oczyma, poważnymi, ae nieinteigentnymi z grubymi wargami Proboszcz wiejski - pomyślał - zakonnik chodzący po kweście Tymczasem ksiądzpodawał mu w miczeniu cienką książeczkę z koorowym

1 19

Page 116: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 116/316

obrazkiem na okładce: żywot świętego Loyoli dla użytmłodzieży katolickiej - Dziękuję - powiedział Macelooglądając książeczkę Ksiądz znów dał znak ręką jak gdybychciał powiedzieć, że nie ma za co, i zasunął rankęMarceo skierował się do głównych drzwi.

Lecz przed wyjściem objął wzrokiem cały kościół, dwarzędy koumn kasetony na sufcie pustą posadzkę ołtarz i wydało mu się że żegna na zawsze dawny i przestarzałyjuż obraz świata za którym tęsknił i który nie mógł jżistnieć Coś w rodzaju mirażu na opak tkwiącego w bezpośredniej przeszłości od którego oddaał się z każdymkrokiem. Wreszcie podniósł ciężką zasłonę i wyszedł z koś

cioła na ostre światło spłyające z czystego nieba na placgdzie przenikliwie skrzypiały tramwaje, a w głębi ciągnął sięrząd pospoitych bezimiennych kamienic i bazarów.

Page 117: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 117/316

Rozdział IV

Gdy Marcello wysiadł z autobusu w dzielnicy, gdzie

mieszkała jego matka, zauważył prawie od razu, że idzie zanim w pewnej odległości jakiś człowiek Zerknął na niegoz ukosa, idąc bez pośpiechu pod murem ogrodów. Był toężczyzna średniego wzrostu dosyć tęgi, z kwadratowąwarzą o wyrazie uczciwym i dobrodusznym, lecz niepozbawionym utajonego sprytu, jaki często spotyka sięu chłopów. Miał na sobie lichy garnitur, spłowiały, w kolo-

rze brązowoliliowym, a na głowie kapelusz w brudnoszarym odcieniu, wciśnięty na oczy, ale z rondem pochłopsku podniesionym nad czołem Gdyby Marcello spotkał go w dniu targowym w jakimś miasteczku, wziąłby go zawiejskiego dzierżawcę Jechał tym samym autobusem coMarcello, wysiadł na tym samym przystanku i teraz szedł zanim po przeciwległym chodniku, nie starając ię tego ukryć,

dostosowując swój krok do kroku Marcella i ani na chwilęnie spuszczając go z oczu Lecz w jego uporczywym spojrzeniu było jakieś wahanie, jak gdyby ów mężczyzna nie byłpewien tożsamości Marcella i chciał mu się lepiej przypatrzyć, zanim do niego podejdzie.

Tak więc przeszli razem biegnącą pod górę ulicę, w ciszyi upale wczesnopopołudniowych godzin Za sztachetami

zamkniętych bram, w ogródkach nie było nikogo; nikt teżnie ukazywał się na całej długości ulicy pod zielonymtunelem utworzonym przez gałęzie rozłożystych drzew Tapustka i ta cisza, sprzyjająca zaskoczeniu i napaści, nasunęłymu w końcu przypuszczenie, że idący jego śladami mężczyz

1 2 1

Page 118: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 118/316

na nie znalazł się tu przypadkowo Powziąwszy nagłądecyzję raptownie przeszedł z chodnika na drugą stronęulicy kierując się wprost na nieznajomego

- Czy może mnie szukacie? zapytał gdy znaeźli sięo kilka kroków od siebie.

Mężczyzna także przystanął na pytanie Marcea przybierając prawie lękliwy wyraz twarzy

- Wybaczcie - powiedział półgłosem - szedłem zawami tyko dlatego że obaj idziemy pod ten sam adres w przeciwnym razie nigdy bym sobie nie pozwolił . Wybaczcie czy to wy jesteście doktor Clerici?

- Tak to ja - odrzek Marcelo - a wy?- Agent do specjalnych poruczeń Orlando - rzekł

mężczyzna kłaniając się niemal po wojskowemu przysyłamnie pułkownik Baudino Dał mi dwa wasze adresy adres pensjonatu w którym mieszkacie i ten tutaj Ponieważ w pensjonacie was nie zastałem przyjechałem was tuszukać i przypadkowo znaleźliśmy się w tym samym autobusie . . . idzie o piną sprawę.

- Chodźcie - rzekł Marceo skręcając od razu do rtkiwilli swojej matki. Wyjął z kieszeni kuc otworzył furtkęi poprosił mężczyznę żeby wszedł. Agent usłuchał zdejmując z szacunkiem kapelusz i odsłaniając idealnie okrągłągłowę z rzadkimi włosami i z białą jakby wyrysowanącyrkem łysiną na środku czaszki przypominającą tonsuręMarcello prowadził go alejką w głąb ogrodu gdzie podpergolą znajdował się stolik i dwa żelazne krzesła. Idąc przedagentem nie mógł raz jeszcze nie pomyśleć o rzucającym sięw oczy opuszczonym i zdziczałym wyglądzie ogrodu Białyi czyściutki żwir po którym tak lubił biegać jako dzieckoznikł bez śladu wdeptany w ziemię lub rozsypany w różnestrony; śad tej alejki całkowicie porośniętej chwastami,wyznaczały już tyko resztki dwóch małych mirtowychżywopłotów które choć nierówne i przerywane można było

jeszcze rozpoznać Na grządkach po obu stronach żywopłotu także peniły się bujne chwasty między róże wdarły sięinne krzewy splatając się z nimi w jedną całość. Poza tym tui ówdzie widać było w cieniu drzew kupy śmieci skrzynki bez

122

Page 119: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 119/316

dna służące negdyś do pakowana, połuczone bueki orarzeróżne dziwaczne przedmoy kóre zwyke rzyma sę nasrychu Z obrzydzenem odwrócił oczy od ego wdokui z boesnym zdzwieniem znów zadał sobie pyanie Daczego nie doprowadzą ego do porządku? Trzeba by ak

niewele Daczego?" Daej aejka begła mędzy wąa ogrodzeniem; był o mur orośnięy bluszczem, przezkóry jako dziecko porozumewał się z Roberem, swoimsąsiadem. Wszedł pierwszy od pergoę i usiadł na żelaznymfeiku zaraszając agena żeby akże usiadł Lecz enpozosał w pełnej szacunku, sojącej posawie.

- Panie dokorze - rzekł szybko - chodzi o drobnąrzecz pułkownik kazał m wam powiedzieć, że w drodze doParyża musicie się zarzymać w S - u wymienł miasoołożone niedaleko granicy - skonakować się z panemGabrio, uica dei Gicni numer rzeci

„Zmiana rogramu" - pomyśał Marcello. Wedział żezmienianie dyspozycji w osaniej chwi było charakerystyczne da Tajnego Wywadu kóry w en sposób unkałodpowiedzanośc mylił śady. - Ale co am jes na ejulcy dei Glcni - ne mógł sę powsrzymać od zapyana mieszkanie prywane?

- Prawdę powiedzawszy o nie, panie dokorze - odrzekł agen z szerokm uśmechem zakłopoanym i zarazemdającym wiele do zrozumenia - am jes dom pubiczny,właśccielka nazywa się Enrichea Parod ale wy zapyacieo pana Gabrio . Ten dom jak wszyskie ego rodzaju domy,jes owary do północy . ale dokorze leiej by byłożebyście am poszli rano kiedy nie ma nikogo ja eż ambędę - Agen umilkł na chwilę, a poem nie mogąc nicwyczyać z newzruszonej warzy Marcela dodał zmieszany - Tak będzie bezpiecznej dokorze.

Marcelo bez słowa spojrzał na agena i rzyglądał mu sięprzez chwilę Powinen był go eraz odprawić ae sam ne

wedział dlaczego może z powodu uczcwego i swojskiegowyrazu ej kwadraowej warzy chciał dorzuć jakeś neocjalne zdanie okazać swoją sympaę W końcu zapyał odniechcena:

123

Page 120: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 120/316

Od jak dawna jesteście na służbie Orando?- Od 1925 roku, doktorze- Zawsze we Włoszech?- To znaczy prawie nigdy, doktorze - odpowiedział

z westchnieniem agent najwyraźniej skłonny do zwierzeń- Eh doktorze, gdybym wam opowiedział, jak wyglądałomoje życie i ile przeszedłem . Stale w drodze: TurcFrancja Niemcy Kenia Tunis . nigdy na miejscu - i lczał przez chwię, wpatrując się w M arcela, potem z retoryczną, a jednak szczerą emfzą dodał: Wszystko dlarodziny i dla ojczyzny doktorze.

Marceo podniósł ocy i znowu spojrzał na agenta, którystał wyprostowany z kapeluszem w ręku prawie na baczność, po czym z pożegnalnym gestem powiedział

A więc dobrze, Orlando, powtórzcie pułkownikowi żezatrzymam się w S tak jak sobie życzy

- Tak dktorze! - Agent pożegnał się i oddalił idącwzdłuż ściany willi.

Gdy Marcelo został sam, popatrzył przed siebie Ciepłobyło pod pergolą i słońce przeświecające przez liście i pędydzikiego wina paliło mu twarz niezliconymi medalionamirozjarzonego światła Żelazny akierowany stolik niegdyśśnieżnobiały był teraz brudnobiaławego koloru, upstrzoyw wieu miejscach czarnymi i rdzawymi plamami Za pergoląmógł dostrzec kawałek muru, tam gdzie znajdowało sęokienko w buszczu, przez które zwykł był porozumiewaćsięz Robertem Bluszcz rósł tam nadal i można było jeszcezajrzeć do przyegłego ogrodu; ecz rodzina Roberta niemieszkała już w sąsiedniej will i zajął ją teraz dentysta któryprzyjmował tam swoich pacjentów. age z gałęzi dzikiegowina zbiegła jaszczurka i bez lęku ześiznęła się na stolikByła to duża jaszczurka z najpospoitszego gatunku, z zielonym grzbietem i białym brzuszkiem który pulsował na lepożółkłego lakieru stolika. Podbiegła do Marcela szybkimi

posuwistymi kroczkami, po zym zatrzymała sę unoszącszpiczastą główkę i wpatrując się przed siebie maleńkimiczarnymi śepkami. Popatrzył na nią z czułością nie poruszając się aby jej nie spłoszyć Jednocześnie wspomniał jak

1 24

Page 121: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 121/316

ozabjał w dzieciństwe jaszczurk i jak chcąc się uwonćod wyrzutów sumiena, pragnął zrobić z nieśmiałego Robera swojego sprzymierzeńca i wspólnika. Nie udało mu sięwtedy znaleźć nkogo kto podzełby z nim ciężar wny.Pozostał sam w oblczu śmierc jaszczurek; wdział w tej

samotności pętno zbrodni Lecz teraz - pomyślał - ne jest nie będze już sam Nawet gdyby popełnł zbrodnięoczywiście da ścśle okreśonych ceów stanęłoby przy nmpaństwo organizacje poityczne społeczne i wojskowe tegożpaństwa masy które myślały tak samo jak on i pozaWłocham nne państwa dasze mlony udz To czegomiał dokonać - rozważał - było jednak bez porównaniagorsze niż zabcie kiku jaszczurek; pommo to były przy nimtłumy poczynając od agenta Orando zacnego człowiekażonatego ojca pięciorga dzieci „Da rodzny i dla ojczyzny" : to zdanie tak naiwne przy całej swojej pompatycznościpodobne do pęknego sztandaru w jasnych koorach którypowiewa na wesołym wietrzyku podczas gdy grają nfryi maszerują żołnerze to zdanie brzmiało mu w uszachpatetyczne meanchojne zabarwione nadzieją i smutkemDla rodziny i dla ojczyzny - pomyślał - Orandowi towystarcza daczego nie miałoby wystarczać i mnie?"

Usłyszał warkot motoru w ogrodzie od strony ucy wstałgwałtownym ruchem który spłoszył jaszczurkę. Wyszedłbz pośpiechu z pergol i skerował sę w tamtą stronę. Starysamochód stał w aei nedaeko bramy która była jeszczeotwarta. Szor w bałej ber z błęktnym szamerunkamwłaśne zamykał bramę, lecz na widok Marcela stanął i zdjąłczapkę

- Aber - powedzał Marcello bardzo spokojnymonem jedziemy dzś do klinik nie wstawiaj samochodudo garażu.

- Tak jest pane Marcelo odrzekł szoer Marceozerknął na niego z ukosa. Aber był młodym mężczyzną

o oliwkowej cerze i czarnych jak węge oczach z białkamiśnącym porceanową beą. Mał bardzo reguarne rysy,zęby nadzwyczaj białe i zwarte włosy czarne starannewypomadowane. Nie wysoki, robił jednak ważenie nad

125

Page 122: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 122/316

zwyczaj proporcjonalnego może dzięki wyjątkowo drobnym stopom dłonom. Był w weku Marcea, lecz wyglądałna starszego z rysów jego bowiem bła owa wschodniamękkość która z biegem czasu neuchronne przeradza sięw nadmierną otyłość Marcelo spojrzał na niego raz jeszcze,

z głęboką odrazą, gdy zamykał bramę; potem poszedł dowl.Otworzył drzw balkonowe wszedł do salonu, prawie po

cemku. Natychmiast uderzył go jak obuchem cężki zaduch,jeszcze znośny w porównaniu z tym jaki panował w innychpokojach w których panoszyło sę dziesięć pekińczykówmatki ae może tym bardziej dający sę we znak tutaj, gdziene wchodzły prawe nigdy Gdy otworzył okno, trochęświatła wpadło do saonu i zobaczył na chwlę przykryteszarym pokrowcam meble, zwinęte dywany ustawionew kątach pod ścianami, frtepan spowty w spięte szpilkaiprześceradła mnął saon jadalnę, potem hall i poszedł nagórę. W połowe schodów na marmurowym stopniu (dywan, cały w strzępach usunięto od dawna i ne położono najego mejsce nnego), leżała psia kupka którą obszedł żebyw ną ne wdepnąć. Znaazłszy się na podeśce, skerował sędo drzw pokoju matki uchylł je Ne zdążył ich jeszczecałkem otworzyć, gdy hurmem, nczym długo powstrzymywany strumień rzuciło mu się pod nogi wszystke dziesięćpekińczyków które rozbiegły się z poszczekiwaniem napodeście na schodach. Znudzony nepewny, patrzał naucekające psy, z ogonam jak póropusze i ze wzgrdliwymiprawe kocm pyszczkam Potem z pogrążonego w półcieniu pokoju dobiegł go głos matk:

- Czy to ty, Marceo?- Tak to ja mamo„ . ae co z tym psami?- Daj m trochę pobegać, bedactwa były zamknęte

przez całe rano Daj im trochę pobegać.Marcello gniewne zmarszczył brw i wszedł Powietrze

w pokoju od razu wydało mu się duszne ne do wytrzymana zamknęte okna zachowały z nocy pomieszanezapachy snu psów i perm które zdawały sę już kwaśneć rmentować pod wpływem ciepła promieni słonecznych

126

Page 123: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 123/316

padających na zamknięte żaluzje. Sztywny, czujny, jakgdyby bał się zabrudzić i przesiąknąć tym zapachem przylada poruszeniu podszedł do łóżka i usiadł na krawędziopierając dłonie na kolanach.

Teraz, gdy jego wzrok zaczął sę przyzwyczajać do

półmroku, mógł już zobaczyć cały pokój Pod oknemw mętnym świetle przebijającym poprzez pożółkłe i zbrukane franki, które były, zdaje się, uszyte z tego samegozwiotczałego materiału co porozrzucane po całym pokojuróżne części bielizny, stały auminiowe miseczki z jedzeniemda psów. Na podłodze walały się buciki i pończochy; kołowejścia do łazienki w prawie ciemnym kącie, widać byłoóżowy szlaok ze zwisającym rękawem, rzucony poprzedniego wieczora na krzesło, z którego zsunął się częściowona podłogę. Przeniósł zimny i pełen odrazy wzrok z pokojuna łóżko, na którym eżała matka Jak zazwyczaj, niepomyśała o tym aby się przykryć gdy wszedł i była na wpółaga Wyciągnięta, trzymała ręce nad głową, operajączłożone dłonie o poręcz łóżka obitą niebieski jedwabiem,przetartą już i poczerniałą i patrzyła na niego przenikliwiew milczeniu. Wśród bujnych włosów, spływających na dwiestrony jak ciemne puszyste skrzydła widniała jej twarzdelikatna, wymizerowana trójkątna, pożerana przez oczyktóre mrok żałobnie powiększał i pogłębiał Miała na sobieprzejrzystą zieonkawą halkę sięgającą ledwie po uda i przyszło mu na myśl znowu, po raz nie wiadomo który, że nie jesto kobieta dojrzała, ale wysuszona i postarzała dziewczynkaWychudzona klatka piersiowa ukazywała nad mostkiemdrabinkę ze spiczastych kosteczek poprzez batyst przeświecay dwiema ciemnymi pamami zwiędłe nie uwypukające sięsutki. Lecz największą odrazę i jednocześnie litość budziływ Marcelu jej uda chude i spłaszczone wyglądały jak udadwunastoletniej dziewczynki która nie nabrała jeszcze kobiecych kształtów Wiek matki zdradzała nieomylnie pomarsz

czona, zwiotczała skóra, a także kolor tej skóry: zimnai matowa bie na której odcinały się ostro tajemnicze pamy tobłękitne to sine. „Ślady uderzeń pomyślał - albo zębówAberiego" Lecz poniżej koan nogi z maeńkimi stopami

127

Page 124: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 124/316

o zwartych palcach były wyjątkowe piękne. Marcelo wolałnie okazywać matce swego złego humoru; jenakże i tymrazem nie mógł się powstrzymać

- Mówiłem ci już tyle razy, żebyś mnie nie przyjmowałana pół naga - rzekł z pogardą nie patrząc na nią

Opowieziała niecierpliwie, ae bez urazy - Och, jaiegomam surowego syna - naciągając na siebie rąbek ołryGłos jej był zachrypnięty, i to taże raziło Marcella Pamętałz okresu zieciństwa, że brzmiał on czysto i źwięcznie, jaśpiew: ta chrapliwość była skutiem alkoholu i rozwiązłości

Powieział po chwili: Więc jeziemy ziś o klinii- No to jeźmy - rzeła matka unosząc się i szuając

czgoś za poręczą łóżka - chociaż ja się barzo źle czujęa tego bieaka nasze wizyty ani ziębią ani grzeją

- Ale on jest twoim mężem i moim ojcem powieziłMarcello ujmując głowę w dłonie i patrząc w ziemię

- Oczywiście że tak - odrzekła. Wymacała guzicze odkontaktu i nacisnęła go. Na nocnym stoliczku zabłysłasłabym światłem lampka która - tak mu się przynjamniejwyało - owinięta była damsą koszulą - Chociaż-ciągnęła alej podnosząc się i spuszczając stopy na ziemię- powiem ci prawę że pragnęłabym żeby umarł Onnawet nie zawałby sobie z tego sprawy . a ja nie musiałabym wydawać pienięzy na klinikę. mam ich tak małopomyśl - oała nagle żałosnym tonem - pomyśl że możebędę nawet musiała zrezygnować z samochou

- Cóż w tym strasznego? A właśie że to straszne - powieziała z ziecinym

wyrzutem i bezwstyem - po pretekstem samochoumogę trzymać Alberiego i widywać go kiey mi się podoba a tak nie bęę już miała tego pretestu.

Mamo nie opowiaaj mi o swoich kochankach - rzełspokojnie Marcello przypatrując się paznociom swoich

splecionych rą- O moich kochankach? Mam tylko jego jenego . .

a jeśli ty opwiaasz mi o tej gęsi twojej narzeczonejz kurzym móżżiem, to i ja mam prawo mówić o tym

128

Page 125: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 125/316

rogim nieboraku który jest o tye miszy i o tye inteligentiejszy od niej!

O dziwo krytyczne nastawienie matki do Giulii którejie mogła ścierpieć nie obrażało Marcella. „To prawda- pomyślał - może i ma kurzy móżdżek ale taka właśnie

mi się podoba" Powiedział łagodniejszym tonem:- Może byś się zaczęła ubierać . . . jeśli mamy jechać dokiniki, to czas niedługo wyruszyć

- Już zaraz będę gotowa. Lekka, niczym cień przeszłana placach przez pokój po drodze zdjęła z krzesła szaoki zarzucając go na ramiona otworzyła drzwi do łazienki zaktórymi znikła.

Gdy matka wyszła Marceo natychmiast podszedł dookna i otworzył je na całą szerokość Na dworze było gorącoi duszno pomimo to miał wrażenie że doznał tak wielkiejulgi jak gdyby się wychylił nie na parny ogród ale nalodowiec A zarazem wydało mu się nieomal że czujew pokoju za plecami ruch powietrza ciężkiego od stęchłycherm i zwierzęcego odoru powietrza które leniwie sięprzesuwało powoli wydostawało się oknem i uatniałow przestrzeni niczym olbrzymie powietrzne torsje buchającez gardziei zatrutego domu Stał przez dłuższą chwilę patrzącw dół na gęste iście glicynii otaczającej gałązkami okno poczym odwrócił się w stronę pokoju Wydało mu się nagle żewidzi matkę taką jaka była w młodości, i targnęło nimczucie gwałtownego bolesnego buntu przeciwko zwyrodieniu i zepsuciu które zmieniły dziewczątko z dawnych atw taką kobietę jaką była teraz. Coś niezrozumiałegoieuchronnego stanowiło źródło owej przemiany; nie wiekie namiętności nie ruina fnansowa nie ograniczonainteigencja ani żaden inny konkretny powód; coś cowyczuwał intuicyjnie i co zdawało się nieodłączne od tegożycia a nawet było w swoim czasie jego największą cnotą, bypóźniej stać się wskutek tajemniczego przeobrażenia śmier

telnym grzechem. Odszedł od okna i zbliżył się do komodya której wśród mnóstwa drobiazgów stała tografa matkiz czasów młodości Patrząc na tę deikatną twarz niewinneoczy wdzięczne usta ze zgrozą zadał sobie pytanie dlaczego

129

Page 126: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 126/316

nie jest już taka, jak wtedy. W tym pytaniu wyrażał się jegwstręt do wszelkiego zwyrodnienia i zepsucia, tym trudniejszy do znesiena że obciążony cerpkim uczuciem żalui synowskiego bólu: może to z jego winy matka stoczyła siętak nisko może gdyby ją kochał bardziej albo inaczej nznalazłaby się teraz w stanie tego żałosnego i nieodwracalnego opuszczenia Poczuł że na tę myśl oczy napełnły mu sięłzam, tak że widział teraz tografę jak przez mgłę więcenergicznie potrząsnął głową W tej samej chwili otworzyłysię drzw łazienki i matka, w szaroku ukazała się na proguOd razu zasłonła ramienem oczy wołając

Zamknij zamknij okno . . . jak możesz zneść ten blask.Marcello szybko poszedł aby opuścić żaluzję; potem

zbliżył się do matki, ujął ją za ramię posadził koło siebie nakrawędzi łóżka i zapytał łagodnie

- Mamusu, jak możesz znieść ten nieporządek?Spojrzała na niego nepewnie z zakłopotanem Sama nie wiem jak się to dzieje . . Powinnam zawsze

kłaść każdą rzecz na swoje miejsce ale jakoś zawsze o tymzapominam

- Mamusiu - powiedział nagl Marcelo - w każdymwieku trzeba umieć zachować swoją godność osobistą Dlaczego tak się zanedbałaś?

Ścskał ją za rękę w drugej ręce matka trzymała w powetrzu wieszak na którym wisiała sukna. Wydało mu sę przezchwilę że widzi w tym olbrzymich dziecinnie zatroskanychoczach wyraz prawdziwego cierpiena: usta matki rzeczywiś

cie lekko zadrżały Po czym niespodziewanie pogardliwygrymas odegnał wzruszene. Zawołała

- Wem że wszystko we mne wszystko co robię nepodoba c sę . ne możesz ścierpeć moich psów moichsukienek moich przyzwyczajeń.. Ale ja jestem jeszczemłoda mój drogi i chcę używać życia po swojemu . . . Terazpuść mnie - zakończyła gwałtownie wyrywając rękę bo

ngdy sę ne ubioręMarceo nc ne odpowedzał. Matka poszła w kąt

pokoju zrzuciła szlaok który spadł na ziemę potemotworzyła szaę przed lustrem włożyła suknię. W sukn

1 30

Page 127: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 127/316

wydatniła się jeszcze bardziej niezwykła chudość szpiczasych bioder zapadniętych ramion i zwiędłego biustu Przejzała się w ustrze poprawiając jedną ręką włosy potempodskakując najpierw na jednej potem na drugiej nodzewłożyła edną z icznych par rozrzuconych na podłodzepantofi

Idziemy powiedziała biorąc torebkę z komodyi kierując się ku drzwiom.

Nie wkładasz kapelusza?- A po co? Nie potrzebaNa schodach matka powiedziała:- ie wspominałeś mi nic o twoim ślubie- Żenię się pojutrze- A dokąd jedziesz w podróż poślubną?- Do Paryża- Klasyczna podróż pośubna - rzekła matka Gdy

znaeźliśmy się w hallu podeszła do kuchennych drzwii powiedziała kucharce: Matyldo pod wieczór proszępuścił do domu psy.

Wyszli do ogrodu Samochód czarny i matowy stał zadrzewami w aei wjazdowej Matka powiedziała:

- A więc stanowczo nie chcesz się tu wprowadzići zamieszkać razem ze mną . . . Chociaż nie czuję sympatii dotwojej żony, zrobiłabym jeszcze jedno poświęcenie więcej ..a poza tym jest tye miejsca

- ie mamo - odrzekł Marcello- Wolisz się wprowadził do twojej teściowej - powie

działa zdawkowo - do tego potwornego mieszkania czterypokoje z kuchnią. - Schyliła się, żeby zerwać źdźbło trawyecz zachwiała się przy tym i byłaby upadła gdyby Marceoie podtrzymał jej ujmując pod ramię. Poczuł pod pacamichude i zwiotczałe ciało które zdawało się nie trzymać kościjak gałgan owinięty dokoła patyka, i znowu ogarnęło gowspółczucie da matki. Wsiedli do samochodu przy którym

stał Aberi z czapką w ręku, trzymając otwarte drzwiczki.Potem Aberi usiadł na swoim miejscu i przejechał przezbramę. Marcelo wykorzystał moment, kiedy Al beri poszedłamknąć bramę żeby powiedzieć matce:

1 3

Page 128: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 128/316

- Zamieszkałbym z tobą bardzo chętnie . gdybyś zwolniła Aberego i trochę uporządkowała swoje życia . . . i gdybyś przestała brać te zastrzyk

Spojrzała na niego z ukosa, ne wyczytał zrozumenia w jejoczach Ale drgnął jej wąsk nos, potem małe i zwędłe usta,

na których owo drgnene przeszło w bady kurczowyuśmiech: Wiesz, co mówi doktor? Że któregoś dnia może się to

skończyć śmiercą. Więc czemu nie wyrzekasz się tego?- A powiedz mi, daczego małabym się wyrzec?Aberi wsadł do samochodu i włożył cemne okulary

Matka pochyła sę do przodu, oparła mu dłoń na rameniu.Była to wychudzona, przezroczysta dłoń o sórze napętej naścęgnach upstrzonej czerwonym i sinym plamami, o paznokcach, których szkarłat mał prawie czarny odcńMarceo chciał nie patrzeć, ecz ne mógł Widzał tę dłońprzesuwającą sę po rameniu mężczyzny i potem łaskoczącąpieszczotiwie jego ucho Matka powedziała

- Jedziemy do kinki.-Tak jest, proszę pan - powiedział Alberi nie oglądając

sę za sebe.Matka zamknęła szybę rozdzielczą i rzucła sę na podusz

k, a samochód powol ruszył Opadając na siedzenie auta,spojrzała z ukosa na syna ku zdzwenu Marcea który neposądzał jej o taką ntucję, powiedzała

- esteś zły dlatego, że pogłaskałam Aberego, prawda?Mówiąc to spogądała na niego z tym swom dzecnnym,

rozpaczwym jakby konwulsyjnym uśmiechem. Marcellonie zdołał opanować wyrazu niechęci, który maował się ajego twarzy Odpowedział

- Ne jestem zły . . po prostu wolałbym tego nie wdziećOdrzekła ne patrząc na nego- Ty ne wesz, co to jest da kobety ne być już młodą

to gorsze o d śmerc.Marcelo miczał. Samochód jechał teraz ccho mędzy

drzewami, których puszyste gałęze muskały z szeestemszyby. Matka dodała po chwi

132

Page 129: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 129/316

- Czasam chcałabym być już stara byłabym chudązyściutką staruszką - uśmechnęła sę zadowolona i jużpochłonięta swoją wzją - podobną do zasuszonego kwatu przechowanego między kartkam ksążk. Oparła rękęna rameniu Marcella i zapytała - Czy ne wolałbyś meć

takej matkstaruszk przedwcześne postarzałej dobrzezakonserwowanej jak w naftalneMarceo popatrzał na nią odpowedział zmieszany Będziesz kedyś takaSpoważnała i powedzała spogądając na niego spod

oka z bladym uśmiechem:- Naprawdę tak myślsz?. . A ja jestem pewna że

w najblższych dniach znajdą mne neżywą w tym pokojuktórego tak nenawidzsz.

- Dlaczego mamo? - zapytał Marcello; ecz zdawałsobe sprawę że matka mów na serio może nawet ma rację:- Jesteś młoda mussz żyć

- To nie wyklucza że umrę nedługo wem o tym azałam sobie zrobić horoskop - Nespodzewane podsunęła mu dłoń dorzucając bez żadnych wstępów - Podoba c sę ten perśconek?

Był to gruby pierśconek, z półszachetnym opalzującymkamenem

Tak powedzał Marcello prawe nań ne patrząc- bardzo ładny.

- Wiesz - rzekła matka przeskakując jak zwyklez tematu na temat -czasam myśę sobe żeś ty sę zupełnewrodzł w twojego ojca on także kedy był jeszcze przyzdrowych zmysłach nczego ne lubł pękno ne przemawiało do nego . . myśał tylko o poltyce . . . tak jak ty.

Tym razem Marcello sam ne wedząc daczego ne mógłpowstrzymać gwałtownego rozdrażnena.

Wydaje mi sę - odrzekł - że między mną momojcem nie ma nc wspólnego . . . Jestem człowiekiem w najwyż

szym stopniu rozsądnym słowem normalnym On natomiast nawet zanm poszedł do klinik był jak pamętami jak ty zawsze twierdziłaś . jakby to powiedzieć trochęegzaltowany

133

Page 130: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 130/316

Tak ae macie coś wspólnego . . . nie umiecie cieszyć sżyciem i nie chcecie żeby inni się nim cieszyli . a momentwyjrzała oknem i dorzuciła niespodziewanie: - ie przyjdęna twój ślub.. nie obrażaj się o to, od dawna nigdzie niebywam . Ale ponieważ, ostatecznie, jesteś moim synem

chcę ci dać prezent.. Co byś chciał dostać? Nic, mamo - odpowiedział obojętnie Marcello- Szkoda - odparła naiwnie matka - gdybym wiedzia

ła, że nic nie chcesz nie wydałabym pieniędzy ale już ci cośkupiłam . . masz - Przeszukała torebkę i wyjęła z niej białepudełeczko obciągnięte gumką: To papierośnica Zauważyłam że wkładaz do kieszeni papierosy w paczkach

Otworzyła pudełko i wyciągnęła z niego srebrną papierośnicę, płaską, cyzelowaną w drobne paseczki; otworzyła jąi podała synowi Była napełniona orientalnymi papierosamiMatka korzystając z okazji sięgnęła od razu po papierosa,którego zapalił jej Marcello. Był nieco zmieszany i patrzącna leżącą na koanach matki papierośnicę powiedział, nedotykając jej :

- Jest prześiczna nie wiem jak ci podziękować, mamo . jest może nawet za ładna dla mnie- Uf, jakiś ty nudny - odrzekła matka Zamknęł

papierośnicę i wepchnęła ją wdzięcznie arbitranym ruchemdo kieszeni marynarki Marcella Samochód ściął ostrozakręt i matka wpadła na Marcella Wykorzystała oopierają mu dłonie na ramionach, odchyając nieco głowę dotyłu i patrząc na niego - Pocałujesz mnie za ten prezent?

Marcelo pochylił się i musnął ustami poiczek matki. Onarzuciła się w tył na poduszki samochodu i powiedziałaz westchnieniem, przyciskając rękę do piersi

- Co za serdeczność! Kiedy byłeś mały nie musiałacię prosić o pocałunki . . . Byłeś tak uczuciowym dzieckiem!

- Mamo - rzekł nagle Marcello - czy pamiętasz tęzimę kiedy zachorował ojciec?

- Czy pamiętam? - odrzekła naiwnie matka -To byłastraszna zima żądał separacji i chciał cię z sobą zabrać . . jużwtedy był nienormalny . na szczęście to znaczy na szczęściedla ciebie zwarioał do reszty i wtedy się okazało, że

134

Page 131: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 131/316

Page 132: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 132/316

pretekstem Matka która nie zauważyła jego zmieszaniapowiedziała zatrzymując się prze małą czarną rtkąi naciskając porcelanowy guzik zwonka

Wiesz jaka jest jego ostatnia mania?- Jaka?

e jest jenym z ministrów Mussoliniego . . . to sięzacęło już przed miesiącem może dlatego że pozwaająmu czytać gazety

Marcello zmarszczył brwi ale nie powiedział ani słowaFurtka otworzyła się i ukazał się młoy pielęgniarz w białymrtuchu tęgi wysoki blonyn z przystrzyżonymi przyskórze włosami i bladą nieco obrzmiałą twarzą.

- Dzień dobry Franz - powiedziała przymilnie matka.- Co słychać?

Dzisiaj czujemy się lepiej niż wczoraj - orzekłpielęgniarz swoim twardym niemieckim akcentem - wczraj czuliśmy się barzo źle?

- Bardzo źle?- Musieliśmy włożyć katan bezpieczeństwa - wyjaśił

pielęgniarz używając w alszym ciągu liczby mnogiej poobnie jak afktowane guwernantki kiey mówią o swoichpupilach

- Katan bezpieczeństwa to okropne! - Weszli tymczasem do środka i szli wąską aleją między murem ogrodzenia i ścianą kliniki. - Żebyś ty widział ten katan bezpieczeństwa . to nie jest naprawę katan tylko jakby warękawy które unieruchamiają mu ręce . . Dawniej wyob

rażałam sobie, że to taka zwyczajna koszula nocna . . . Jakie tosmutne widzieć go z rękami przyciśniętymi do boków.- Matka paplała dalej beztrosko niemal wesoło Obeszliokoła klinikę i wyszli na placyk prze główną braęKlinika nieduży biały trzypiętrowy budynek wyglądała nazwykły dom mieszkalny tyle tylko że w oknach były kray.Pielęgniarz wchodząc szybko na schody ganku powiedział

- Profsor czeka na panią pan Cleici. Wszeł pzenimi do pustego ocienionego przesionka i zastukał ozamkniętych drzwi na których przybita była emaliowanatabliczka z napisem: „Dyrekcja"

136

Page 133: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 133/316

Drzw otworzyły sę natychmast wypadł z nch dyrektorlnk profsor Ermn śpesząc na powtane gośc z całymipetem swojej mponującej wzrostem tuszą osoby Moe uszanowane pan dzeń dobry, pane doktorze. Jegoubalny głos rozbrzmewał niczym spżowy gong w lodowa

tej cszy klnk mędzy nagm ścanam. M atka podała murękę którą prosor pochylając z wdocznym wysłkemokutane w rtuch celsko, ucałował z galanterią; Marceloogranczył sę do powścąglwego ukłonu Profsor byłz twarzy uderzająco podobny do puchacza: mał dużeokrągłe oczy, gruby nos zagęty jak dzób rude wąsypostrzępone nad krzyklwym ustam; tylko jowalny wyrazne przypominał smutnego nocnego ptaka chocaż ta jowalność była wystudowana wynkała z zmnego wyrachowana. Profsr wszedł perwszy na schody przed Marcellem jego matką Gdy doszl do połowy schodów jakś slnerzucony z podestu metalowy przedmot potoczył sę podskakując po schodach W tej samej chwl dał sę słyszećprzenklwy krzyk który przeszedł w chchot Profsorschylił sę podnósł ten przedmot alumnową mseczkę.

To pan Donegall - rzekł zwracając sę do gośc - ncgroźnego to starsza pan na ogół bardzo spokojna tylkoczasam rzuca wszystkm co jej wpadne w rękę He, hegdybyśmy jej ne utrudnal trenngu, zostałaby mstrzynąw rzuce kulą - Podał mskę pelęgnarzow i wszedłgawędząc na dług korytarz z dwoma rzęda zamknętychdrzw po bokach - Jak sę to stało że jest pan jeszczew Rzyme? Myślałem że wyjechała pan w góry albo nadmorze.

Wyjadę za mesąc odrzekła matka. Sama jeszczene wem dokąd . . . ale tym razem mam nadzeję ne doWenecj

Coś pan poradzę - rzekł profsor skręcając korytarzem nech sę pan wyberze na Ischę byłem tam

właśne na wyceczce . . . coś cudownego . . Poszlśmy dorestauracj nejakego Carmnella jedlśmy zuppa di pesce:poemat! Prosor odwrócł sę cmoknął wulgarnie alewymowne, przykładając dwa palce do ust Poemat

137

Page 134: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 134/316

powiadam pani dzwonka yby, o takie duże . . i wszystkiegopo tochu wyśmienite ostyżki i kaby, i kewetki i towszystko w sosie alla marnara . . czosnek oliwa pomidoy,piepz tuecki nie dodam nic więcej poszę pani. - Pzyopisie potawy ybnej pofso posłużył się żatobliwe

akcentem neapolitańskich któy kaleczył niemiłosienie,potem powócił do odzimego zymskiego, dodając: - Wiepani co powiedziała moa żona? „Zobaczysz że do okuzbuduemy sobie domek na Ischii".

Matka powiedziała- Wolę Capi- Capi to miecowość dla liteatów i zboczeńców

odzekł proso niedbale i gubiańsko. W tej samej chwiliozległ się w jednym z pokojów pzejmujący wzask. Pofsopodszedł do dzwi, otworzył judasza, zajzał do śodkazamknął okienko po czym odwacając się oświadczył - schia doga pani, schia to odpowiednie miejsce zupp dipesce, moze słońce, życie na łonie natuy . nie ma jak scha!

Pieęgniaz Fanz, któy wypzedził ich o kilka kokówczekał teaz, stojąc nieuchomo w dzwiach jednego z licznych pokoi jego potężna postać yswała się wyaźnie na tleokna w głębi koytaza. - Zażył ten śodek uspokajający?- zapytał cicho poeso Pieęgniaz skinął głową. Poesootwozył dzwi i wszedł matka i Macello podążyli za ni

Był to mały pokój o gołych ścianach z umocowanymw muze łóżkiem napzeciw zakatowanego okna stał stolikz białego dzewa Pzy tym stoliku Macello, z deszczemodazy, zobaczył ojca siedzącego plecami do dzwi i zajętego pisaniem Gęsta siwa czupyna eżyła mu się na głowienad chudym kakiem, wystaącym z szeokiego kołniezasztywnego pasiastego kitla Siedział tochę na ukos w ob�zymich lcowych pantoach na nogach z szeoko ozsuniętymi kolanami i łokciami, z głową pzekzywioną nabok. Podobny pomyślał Macello do maionetki odciętej

od sznuków Gdy weszli w tójkę nie obejzał się nawet; cowięcej zdawał się jeszcze badziej pochłonięty pisaniemPofso zbliżył się do niego stanął między oknem i stoemi powiedział ze sztucznym ożywieniem:

138

Page 135: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 135/316

No jak sę pan dzsaj czuje, majorze, jak tam? Obłąkany ne odezwał sę, tylko podniósł rękę jak gdyby

chciał powedzieć: „Chwleczkę nie widzicie, że jestemzajęty?" Prosor rzucł porozumiewawcze spojrzenie matcei powiedział:

-Wciąż pracuje pan nad tym memorałem, co, majorze . ae czy nie będze za dług? . Duce nie ma czasu czytać takichrozległych rzeczy sam jest zwięzły ścsły . zwięzłość, ścisłość, majorze

Wariat wykonał znowu ten sam gest unosząc do górykościstą rękę; potem w przypływe uri wyrzucł w powietrze nad pochyoną głową kartkę papieru która upadła naśrodek pokoju Marcello schylił sę aby ją podnieść Zawerała tylko klka nezrozumałych słów, krzywo napisanychi podkreślonych w wieu miejscach Może nawet nie były tosłowa Podczas gdy ogądał kartkę, wariat zaczął rozrzucaćdalsze ciągle tym samym zaafrowanym gestem Kartkuwały nad siwą gwą i rozlatywały się po pokoju. W miaręcskania papierów ruchy wariata stawały sę coraz gwałtowniejsze i teraz cały pokój był już pełen pokratkowanychkartek. Matka powiedziała:

- Drogi mój biedak zawsze miał zamłowanie dop1saa.

Profsor nachylił się ku obłąkanemu:- Majorze, przyszła pańska żona i pańsk syn. Ne chce

sę pan z nm zobaczyć?Tym razem wariat przemówił głosem niskim mruk

liwym wrogim szybko, jak ktoś komu przeszkadzają przyważnym zajęciu:

- Niech przyjdą jutro . chyba że mają konkretne propozycje . . . Czy nie wdzcie że mam poczekalnę pełną udz nemogę nadążyć z przyjmowaniem ich?

Zdaje mu się że jest ministrem szepnęła matka doMarcela

Minstrem spraw zagrancznych - potwierdzł prosor.

- Sprawa Węgier powedział nagle warat nie przerywając pisania szybko, głosem ściszonym zadyszanym

1 39

Page 136: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 136/316

sprawa Węgier ten szef rządu który jest w Pradze „w Londynie co oni robą? A Francuz dlaczego ne rozumieją? Dlaczego nic nie rozumieą? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? - Każde dlaczego wymawiał coraz donośniejsymgosem; wreszce przy ostatnim daczego wypowedzia

nym prawe z rykiem skoczył na równe nogi odwrócił siętwarzą do przybyłych. Marcello podniósł oczy spojrzał nanego Pod swym naeżonymi wosami chua wynędzniała cemna poorana połużnym bruzdami twarz nacechowana była powagą uroczystą niemal bolesną z powodnapięcia którego wymagało wymagnowane ocjalne wystąpenie Warat trzyma na wysokośc oczu edną ze swochkartek i nie czekając z dziwacznym i chaotycznym pośpechem zachą czytać: Duce wódz bohaterów królziem morza nieba książę, papeż cesarz dowódcai żołnierz tu wykonał ruch niecierplwy ae hamowanyprzez wzgąd na powagę chwili którym miał oznaczać: et

cetera, et cetera- Duce napsaem tu memoria - wariatznów zrobił gest ak gdyby chciał powedzeć: opuszczamrzeczy niestotne po czym cągnął dalej - napisałemmemora i proszę żebyś go przeczyta o perwszej - tuprzerwał i sporzał na przybyłych - do ostatniej lnijki Otomemoria". - Po tym wstępie rzucił kartkę do góryodwrócł się o stolka wzią rugą i zaczą czytać memoiałLecz tym razem Marcello ne uchwycił ani jednego słowawariat czytał wprawdzie wyraźnym i bardzo donośnymgosem ale nadzwyczaj szybko, tak że wyrazy zlewały siz sobą jak gdyby całe przemówienie było tylko ednymsłowem nespotykanej długości. Wyrazy pomyśał musiaymu sę plątać na języku, eszcze zanim je wypowiadał jakgdyby nszczyciesk ogień szaeństwa stapał nby wosk Chkształty zlewając się w jedną substancję oratorską miękkąwymykającą się niezrozumiałą. W miarę czytania słowazdaway sę coraz barzej zazębiać o sebe skracać się

kurczyć a wariat by jakby przytoczony tą lawinąOdrzucał kartki coraz szybcej, po przeczytanu zaledwekku lnjek w końcu nespoziane przesta czytać wskoczył ze zdumiewaącą zręcznością na łóżko stanął w jego

1 40

Page 137: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 137/316

owach wyprostowan pod ścianą i chyba zaczął przemawiać.

Marcello raczej z jego gestów niż ze słów urywanychi bezsensownych domyślił się że wygłasza mowę; wariat jakmówca na nie istniejącym balkonie to wznosił ramiona dosutu to pochyał się wyciągając rękę przed siebie, jakby dlapodkreśenia jakiegoś szczgółu to znów wygrażał zaciśniętąpięścią lub podnosił na wysokość twarzy rozwarte dłonieW pewnej chwili wyimaginowany tłum do którego sięzwracał najwidoczniej zaczął go oklaskiwać bo opuściłotwartą dłoń gestem charakterystycznym nakazując miczenie. Najwidoczniej jednak oklaski nie ustały a nawet sięwzmogły; wobec tego wariat, raz jeszcze nawołując dospokoju owym błagalnym ruchem, zeskoczył z łóżka, podbiegł do proesora i chwytając go za rękaw poprosił płaczliwym głosem

Niech ich pan uciszy . po co mi oklaski . . . wypowiedzenie wojny . jak można wypowiedzieć wojnę jeżei przez tekaski nie można dojść do słowa?

- Wypowiemy wojnę jutro majorze - rzekł prosorwielkoud spoglądając na niego z góry

Jutro jutro jutro! - ryknął wariat wpadając w nagłąrię w której mieszała się złość i rozpacz zawsze jutro .Wojnę trzeba wypowiedzieć natychmiast

- A daczego majorze? Co to kogo obchodzi? W takiupał? Chce pan żeby biedni żołnierze szli na wojnę w takiupał? Profsor chytrze wzrszył ramionami Wariatpatrzał na niego niepewnie był najwyraźniej skonsternowany tym zarzutem. Po czym krzyknął:

Żołnierze będą jedli ody . . w lecie jada się ody czy nie?- Tak - powiedział proesor - latem jada się ody. No więc - odrzekł wariat z triumjącą miną lody,

dużo lodów da wszystkich ody! Mrucząc podszedł dostolika, chwycił ołówek i na stojąco napisał szybko kika

słów na ostatniej kartce którą podał proesorowi Otowypowiedzenie wojny . nie mogę już sobie dać rady . . . niechan to zaniesie gdzie trzeba . . . te dzwony och, te dzwony Po wręczeniu kartki profsorowi zaszył się w kąt przy

14

Page 138: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 138/316

łóżku, jak zwierzę i siadł na ziemi, ściskając rękami głowę powtarzając z bólem: Te dzwony . czy ne mogłybyprzesać na chwilę?

Lekarz szybko przejrzał kartkę poda ją arcellow agórze napsane było: „Rzeź i meancholia" a poniżej

„Wojna jest wypowiedziana" wszystko ym samym duymi rozsrzelonym pismem. Lekarz powiedzia:- Rzeź i melancholia, to jego moto . . . znajdzie je pan na

yc wszyskch karkach . . . on ma manę na punkcie ychdwóch słów.

- Dzwony - skamlał wra.- Czy on je naprawdę słyszy? zapyała niepewnie

matka Najprawdopodobnej tak o halucynacje słuchowe,

takjak przedtem oklaski chorzy mogą słyszeć najrozmaitsze dźwięk a akże gosy wypowadające sowa . . albowydawane przez zwierzęta . . jak również odgłosy motorów,na przykad warko moocykla

- Dzwony! - rykną waria srasziwym głosem.Matka cofęła się w stronę drzwi szepcząc: Aeż o mus być poworne . jak on musi cerpeć, drog

mój biedak. Kiedy jestem w pobliżu dzwonnicy i biądzwony mam zawsze wrażene e oszaeję

- Czy on cierpi? - zapytał Marceo. A pan by nie cerpał, gdyby wielkie spiżowe dzwony

dzwonły panu nad ucem? - Profsor zwróci się dochorego i dodał: - Każemy im zaraz umilknąć . . poślemyspać dzwonnka . . damy panu coś do wypca ne będze jużpan ch słyszał - Skinął na pielęgnarza, który natychmiastwyszedł; poem powedzia do Marcela: - To są bardzociężkie stany chory przechodzi od fenetycznej eufrii dogłębokiej depresji . . Przed chwilą, kiedy czyta był pełenegzaltacji eraz wpadł w depresję. chce mu pan cośpowiedzieć?

Marceo spojrza na ojca, kóry ne przesawał skamlećżałośnie trzymając się za głowę i odrzekł chodno:

- Nie nie mam mu nic do powiedzenia . . a zresztą na nicby sę to ne zdao I ak by mne nie zrozumał.

142

Page 139: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 139/316

Czasami rozumeą - rzekł proesor rozumiejąwięcej, niż się wydaje, poznają osoby, oszukują także nas,lekarzy . he, he, to nie takie proste.

Matka podeszła do wariata i powiedziała miękko- Antonio, poznajesz mnie? To jest Marcello, twój syn. . .

pojutrze się żeni .. rozumiesz?Ż

eni się.Wariat spojrzał do góry, na matkę, niema z nadzieją, jakzraniony pies na swego pana, który pochya się nad nimi pyta ludzkimi słowami, co mu dolega. Lekarz zwrócił się doMarcela z okrzykiem

- Ślub śub Drogi doktorze, nic o tym nie wiedziałem;moje gratuacje, najlepsze, najserdeczniejsze życzenia!

Dziękuję rzekł sucho Marcelo.Matka powiedziała naiwnie kierując się do drzwi: Biedaczysko nie rozumie . . gdyby rozumiał, nie cieszył

by się z tego, tak samo jak ja się nie cieszę- Proszę cię, mamo - powiedział krótko Marceo.- To nie ma znaczenia, twoja żona powinna się podobać

tobie, a nie innym - rzekła matka pojednawczym tonem.Zwróciła się do wariata i powiedziała Do widzenia,Antonio

' Dzwony - jęczał wariat.Wyszli na korytarz, mijając się z Franzem, który wchodził

niosąc uspokajającą miksturę w kieliszku Proesor zamknąłdrzwi i powiedział

- To ciekawe doktorze, jak chorzy umysłowo wewszystkim się orientują i o wszystkim wiedzą... Jak sąwrażiwi na wszystk, co nurtuje społeczeństwo Jest szyzm, jest Duce, i oto trafa się wielu chorych, którzy, jakpański ojciec, mają manię na punkcie szyzmu i Mussoliniego... Podczas wojny trudno było zliczyć chorych,którzy uważai się za generałów i chciei zająć miejsceCadorny czy Diaza . . . A nawiązując do biższych wydarzeń,kiedy odbył się lot Nobilego do bieguna północnego, miałemco najmniej trzech chorych, którzy wiedziei na pewno, gdziesię znajduje słynny czerwony namiot, i wymyślii specjanyaparat, żeby uratować rozbitków.. Wariaci są zawszezwiązani z tym, co się aktualnie dzieje . w gruncie rzeczy,

143

Page 140: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 140/316

pommo szaleństwa ne przestaą brać udzału w życupublcznym właśne szaleństwo jest środkem którym sęposługuą żeby brać w nm udzał - Lekarz roześmałsę obojętne zadowoony ze swego dowcpu Poem zwrócł sę do matk ae z wyraźną ntencą przypochlebenia

sę Marcelow: - Ale jeś dze o uce to jesteśmy wszyscy warac, jak pan mąż nebezpeczn warac którychsę pownno eczyć zmnym natryskam zakładać mkatany bezpeczeńswa całe Włochy o jeden dom waratów he he he!

Pod tym względem mój syn to naprawdę warat- rzekła matka wtórując nawne pochlebstwu ekarza- Jadąc uaj powedzałam nawe Marceow że ma welewspónego ze swom bednym ojcem.

Marceo zwonł kroku żeby ch ne słyszeć. Wdzał, jakdą w głąb korytara wcąż rozmawając; potem skręcl znkl mu z oczu. Przysanął trzymał dotąd w ręku kartkęna której ocec napsał swoe wypowedzene wojny. Zawahał sę wycągnął z keszen porfl włożył do nego karkę.Potem przyśpeszył kroku, doganając lekrza makę naparterze

- No węc . . do wdzena profsorze - mówła matka- ae en mój drog bedak . czy ne ma sposobu wyeczenago?

- Na raze wedza jest bezslna - rzekł profsor bez śladunamaszczena jak gdyby automatyczne powtarzał wyśwechtany azes

- Do wdzena profsorze - rzekł Marceo.- o wdzena doktorze raz jeszcze moje najszczersze

najserdecznejsze życzenaWyszl wysypaną żwrem alejką na uce skerowal sę do

samochodu. Alber sał przy otwartych drzwczkach z czapką w ręku Wsedl bez słowa samochód ruszył

Marcel mlczał przez chwlę a potem rzekł:- Mamo chcałbym cę o coś zapytać . myślę że mogę

mówć z tobą szczerze prawda?- Zapyać o co? - odparła z roztargnenem maka

przegądając sę w luserku pudernczk

14

Page 141: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 141/316

- Czy ten którego nazywam ojcem i którego odwiedziiśmy teraz jest naprawdę moim ojcem?

Matka zaczęła się śmiać:- Doprawdy jesteś dziwny czasami . Daczego e

miałby być twoim ojcem?

- Mamo miałaś uż wtedy - Marcelo urwał i zarazpotem dokończył - kacanków . . Przecież mogło się zdarzyć .. .

Oc, nc się nie mogło zdarzyć - odparła matka zespokojnym cynizmem - kiedy zdecydowałam się zdradzićpo raz pierwszy twojego oca ty miałeś uż dwa ata . . A conajciekawsze - dodała że właśnie od tego podejrzenia iżty jesteś synem innego, zaczął się obłęd twoego oca . Wbiłsobie do głowy że nie jesteś ego synem . . . i wiesz co kiedyśzrobił? Wziął moą tografę z tobą ako małym dzieckiem .. .

- I wykuł nam obojgu oczy - dokończył Marcello- Ach wiedziałeś o tym! - rzekła matka nieco zdziwio

na A więc to był właśnie początek jego obłędu Dostałmanii że esteś synem pewnego człowieka z którym sięwtedy czasem spotykałam . . . ae powtarzam ci, że to byłojego urojenie jesteś jego synem, wystarczy na ciebiesporzeć

Marcello nie mógł się powstrzymać i wtrącił: Powiedziawszy prawdę estem podobny racze do

ciebie niż do niego- Do obojga - ucięła krótko matka Schowała puder

niczkę do torebki i dorzuciła: Powiedziałam ci już żemacie obaj manię na punkcie polityki . ale on jak wariata ty Bogu dzięki ak normany człowiek.

Marceo nic nie odpowiedział i odwrócił głowę do szyby.Myśl, że podobny jest do ojca napełniała go wielkimprzygnębieniem. Związki rodzinne sprowadzające rzecz dociała i krwi zawsze napawały go odrazą jako okreśenieniewłaściwe i niesprawiediwe Podobieństwo o którymmówiła matka budziło w nim nie tylko wstręt ale równieżniejasne przerażenie. Jakie istniało powiązanie między natajniejszą głębią jego istoty a obłędem ojca? Przypomniał

145

Page 142: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 142/316

sobie przeczytane na kartce zdanie „Rzeź meancholi"- i przeszył go dreszcz zgrozy. Melancholię nosił w sobie,była jego drugą naurą; a co do rzezi .

Samochód przejeżdżał teraz cam śródmieśca w mdłyi niebieskim śwete zmierzchu Marcello powiedział do

matki: - Wysiądę tutaj - i pochylił się żeby zastukw szybę, za którą sedział Alber. Matka odrzekła: Wobectego zobaczymy sę po twoim powroce - zaznaczając w tensposób, że nie będzie na ślubie; Marcello był jej wdzięczny tę powściągwość: ekkomyśność cynzm raz sę na cośprzydały Wysiadł, mocno zatrzasnął drzw i oddał sęw tłumie

Page 143: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 143/316

CZĘŚĆ DRUGA

Page 144: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 144/316

Rozdział I

Gdy tyko pocąg ruszył Marceo odsunął sę od okna

przez które rozmawał z teścową a raczej słuchał tego, coona do nego mówła, wszedł do przedzału Gua zostałaprzy okne Marcelo wdzał z przedzału jak sę wychyla powewa chusteczką z pełnym przejęca rozmachem dzękktóremu ów banalny gest nabrał patetycznośc. Na pewnopomyślał ne przestane powiewać chusteczką dopóki będze sę jej zdawało że widz na perone postać matk; a gdy

znikne jej z oczu będze to da Gui newątpwy znakostatecznego rozstana z paneńskm życem rozstania zarazem upragnonego i przerażającego, które z chwą gdypocąg ruszył a matka została na perone, nabrało boeśnekonkretnego charakteru Marceo spoglądał jeszcze chwlęna wychylającą sę przez okno żonę w jasnym kostumie,który przy ruchach ręk marszczył sę na jej krągłych

kształtach po czym osunął sę na poduszk przymknąłoczy. Kedy otworzył je po kku minutach żony ne było jużna korytarzu a pocąg mknął pzez szczerą weś: wyschniętąbezdrzewną równnę spowtą w półmrok zmerzchu podzelonym nebem Czasem wyrastały nagie wzgórza, a między nm ukazywały sę dzwnie opustoszałe dony ngdzean domów, an udz Mgające od czasu do czasu naszczytach pagórków rumowska z cegeł potęgowały jeszczewrażene pustk Odpężający krajobraz pomyślał Mar-celo skłana do rozmyślań pobudza wyobraźnęTymczasem w głęb równny na horyznoce wschodzł

149

Page 145: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 145/316

Page 146: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 146/316

W kościele wszystko odbyło się normanie to znaczyw uroczystym spokou zgodnie z przyętym ceremoniałemGrupka krewnych i przyjaciół zasiadła w pierwszych rzę-dach ławek przed głównym ołtarzem mężczyźni w ciemnychgarniturach panie w asnych wiosennych toaetach Kościółbył bogaty i strojny pod wezwaniem jednego ze świętychkontrrefrmacji Tuż za głównym ołtarzem pod badachi-mem ze złoconego brązu stał ogromny posąg z szaregomarmuru przedstawiaący tego właśnie świętego z oczymawzniesionymi ku niebu i wyciągniętymi rękoma Daej widaćbyło absydę pokrytą pełnymi rozmachu żywymi w kolo-rach barokowymi eskami Uklęki z Giulią na czerwoneaksamitne poduszce przed marmurową balustradą. Za nimistanęli świadkowie po dwóch z każdej strony Nabożeństwobyło długie odzina Giulii zatroszczyła się aby wszystkoodbyło się jak najuroczyściej Gdy rozpoczęła się mszahuknęły organy na chórze nad głównym wejściem i nieumilkły już ani na chwię to grając cichutko to roz-brzmiewając głośnym echem pod łukowatym sklepieniemKsiądz był bardzo egmatyczny Marcello więc gdy już

z zadowoleniem przyjrzał się wszystkim szczegółom ceremo-ni która wygądała tak właśnie jak sobie wyobrażałi życzył gdy utwierdził się w przekonaniu że robi to samoco robiły przez całe stulecia miliony nowożeńców zaczął sięrozglądać po kościee Kościół nie był ładny ale bardzoduży zaprojektowany i zbudowany z teatralną pompą akwszystkie kościoły ezuitów. Obrzymi posąg świętego klę-

czącego w ekstatyczne pozie pod złoconym badachimemwyrastał nad ołtarzem pomalowanym w żyłki imitującemarmur i zastawionym srebrnymi świecznikami wazonamipełnymi kwiatów ozdobnymi gurkami, lampkami z brązu.Za baldachimem sklepiała się absyda pokryta eskamibarokowego malarza: mgliste obłoki które mogłyby sięznaeźć na kurtynie w teatrze, pęczniały na lazurowym niebie

przeszywane promieniami niewidocznego słońca; na obło-kach siedziały najrozmaitsze postacie świętych wymaowa-ne śmiało raczej ze zmysłem dekoracyjnym niż religijnym.Górował wśród owych postaci Bóg Ojciec z trójkątem nad

1 5

Page 147: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 147/316

głową; i nagle Marcello dostrzegł w tej brodatej twarpodobieństwo do żebraka który przed chwilą zajrzał dookna samochodu prosząc o onetti a potem rzucił na niegoprzekleństwo W tej chwili organy grały głośno, z powagąniemal groźną, która zdawała się wykluczać wszelką pobłażliwość i wtedy owo podobieństwo choć przy innej okazjiwywołałoby u niego uśmiech (Bóg Ojciec w przebraniużebraka zaglądającego do okna taksówki i proszącegoo confett), przypomniało mu, sam nie wiedział dlaczegowersety o Kainie na które natrał w kilka lat po historiiz Linem otworzywszy na chybiłtrał Bibię „Cóżeś uczynił? Głos krwi brata twego woła do mnie z ziemi erazprzeklętym będziesz na ziemi która otworzyła usta swe abyprzyjęła krew brata twego, z ręki twojej. Gdy będzieszsprawował ziemię nie wyda więcej mocy swej tobie tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi Tedy rzekł Kain Pau- Większa jest nieprawość moja niżby mi ją odpuścićmiano Oto mię dziś wyganiasz z oblicza tej ziemi, a przedtwarzą twoją skryję się i będę tułaczem i zbiegiem na ziemii stanie się że ktokolwiek mię znajdzie zabije mię I rzekł mu

Pan Zaiste, ktobykowiek zabił Kaina siedmioraką odniesie pomstę I włożył Pan na Kaina piętno, aby go niezabał ktobykolwiek znaazł". Wydało mu się wtedy, żeowe wersety dotyczą właśnie jego: był przekęty za swojąmimowolną zbrodnę a zarazem ta klątwa uświęcała goi czyniła nietykalnym Potem odczytywał je i rozmyślał nadnimi wielokrotnie, ecz jak się często zdarza z biegiem czasu

znużył się i zapomniał o nich. Ale tego ranka w kościeleprzypomniał sobie te słowa wpatrując się w postać na feskui wydawało mu się znowu że można je zastosować w jegoprzypadku Nabożeństwo trwało a on chłodno ale nie bezponurego przeświadczenia że wkracza na grunt wróżbi niebezpiecznych analogii uchwycił się nasępującej myślijeśli klątwa rzeczwiście istnieje to dlaczego została rzucona?

a to pytanie ogarnęła go znowu· uparta melancholiaczłowieka który wie że się gubi i nic na to nie możeporadzić i pomyślał sobie że jeśli nie świadomość tow każdym razie instynkt mówi mu że jest przeklęty ie

1 52

Page 148: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 148/316

atego jednak że zabił Lina ae dlatego że usiłował przedtem i teraz i zawsze uwonić się od ciężaru skruchyzepsucia i anormaności dawnego występku poza religiąi Kościołem. Ale co można na to poradzić pomyśał eszczeskoro taki uż est i nie potraf się zmienić? Słowem nie byłow nim złe woi tylko lojalne pogodzenie się z własną danąmu wyrokiem osu naturą ze światem w którym przyszłomu żyć A była to natura daeka od reigii i świat w którymreligię zdawały się zastępować inne rzeczy Na pewnowolałby powierzyć swoe życie odwiecznym i łaskawympostaciom reigii chrześciańskiej Bogu Ojcu tak sprawiedliwemu Matce Boże tak macierzyńskie, Chrystusowi takmiłosiernemu; lecz pragnąc tego zarazem zdawał sobiesprawę że ego życie nie naeży do niego a więc nie może goowierzyć komu chce że odszedł od religii i nie może do niejwrócić nawet po to by się oczyścić i stać normalnym.Normalności - pomyśał - trzeba szukać teraz gdziendziej . albo może wcale eszcze ej nie ma i trzeba jąudować żmudnie po omacku, krwawo

Jak gdyby dla utwierdzenia się w owych myśach spojrzał

na tę która miała za chwię zostać jego żoną. Giulia kączałaprzy jego boku ze złożonymi rękami z twarzą i oczymazwróconymi do ołtarza wygądała niemal jak zatopionaw ekstazie radosnej i pełne nadziei. A ednak na jegosporzenie które poczuła na sobie ak dotknięcie rękidwróciła się natychmiast i uśmiechnęła się do niego oczamii ustami: uśmiechem deikatnym nieśmiałym wdzięcznym

który miał w sobie niewinność prawie zwierzęcą On równieżuśmiechnął się w odpowiedzi tyko dysretnie i ak gdybyporwany tym uśmiechem po raz pierwszy od chwii ejpoznania doznał przypływu eśi nie miłości to w każdymrazie głębokiego uczucia, które było tkliwością i litościązarazem Potem przez moment miał dziwaczne przywidzenie że rozbiera ą wzrokiem zemue z nie ślubną suknię

i bieiznę i widzi ą piersistą brzuchatą ędrną zdrowąi młodą klęczącą całkiem nago na tej poduszce z czerwonegoaksamitu przy jego boku ze złożonymi rękami. On też byłnagi i po dopełnieniu uświęconego obrządku mieli się z soą

1 53

Page 149: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 149/316

połączyć naprawdę, jak łączą się zwierzęta w lesie i tozespolenie bez względu na to czy wierzył czy nie wierzyłw odprawiany obrządek, stanie się ktem i narodzą sięz niego zgodnie z jego pragnieniem, dzieci Wydało mu się,że po raz pierwszy staje na pewnym gruncie, i pomyślał: „Zachwilę ona zostanie moją żoną . . . posiądę ją i będzie mi rodzićdzieci... i to na razie, w braku czegoś lepszego, będziepunktem wyjścia normaności" Lecz zobaczył, że Giuliamodląc się porusza wargami i wydało mu się że to żariwedrganie jej ust przyobleka ją nagle, jak za dotknięciemczarodziejskiej różdżki w ślubne szaty i zrozumiał, że ona,w przeciwieństwie do niego, wierzy niezłomnie w uświęcenieich związku przez obrządek koścelny i wcale nie byłniezadowolony z tego odkrycia, a nawet przyniosło mu onopewną ulgę Giulia nie potrzebowała, jak on, ani szukaćnormalności, ani jej rekonstruować; po prostu była w niebez reszty i na zawsze niezależnie od tego co mogłoby siękiedykolwiek wydarzyć

Tak więc gdy ceremonia dobiegała końca, ogarnęło gowzruszenie o które nigdy by się nie posądził i które budzło

się w nim pod wpływem głębokich osobistych przeżyć, a nienastroju panującego w kościele i uroczystej ceremoniiSłowem, wszystko odbyło się zgodnie z zasadami tradycji,zadowalając nie tylko tych którzy w nie wierzyli, ale równieżjego, który nie wierzył, lecz chciał postępować tak, jak gdybywierzył Gdy wychodził z kościoła trzymając żonę pod rękęi przed zejściem ze schodów stanął na chwilę w progu,

usłyszał za plecami głos matki Giulii, która mówiła do jednejze swoich przyjaciółek „On jest taki dobry taki dobry . . widziałaś, jaki był wzruszony . bardzo ją kocha Giulia niemogłaby znaleźć lepszego męża" I był zadowolony, żepotrafł wywołać tego rodzaju wrażenie.

W wyniku tych rozmyślań obudziła się w nim niecierp-liwość ostra i gwałtowna, żeby powrócić do roli małżonka

w punkcie w którym porzucił ją po ceremonii ślubnej.Zwrócił oczy ku oknu, które zapdającą noc wypełniłaczarną i lekko połyskliwą ciemnością, po czym spojrzał nakorytarz szukając Giulii Uświadomił sobie że drażni go jej

1 54

Page 150: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 150/316

eobecność i ucieszył się uznając to za dowód że naturalie odgrywa swoją roę. Zastanawał się teraz czy maposiąść Giulię na niewygodnej kanapce wagonu sypialnegozy też poczekać aż dojadą do S, gdzie mieli przerwaćpodróż; na tę myśl poczuł nagłe i silne pożądanie i zdecydo

wał że stanie się to w pociągu. Tak się to musiało chybazawsze odbywać w podobnych wypadach pomyślał,a utwierdzało go w tym zarówno pożądanie zmysłowe jakchęć wiernego odegrania roli śwież upieczonego małżonka.Ale Giulia była dziewicą nie miał co do tego wątpliwościi ne będzie łatwo ją posiąść Zdał sobie sprawę że prawiebyłby zadowolony gdyby po nieudanych próbach pozbawiena jej dziewictwa musiał zaczekać aż znajdą się w S nawygodnym małżeńskm łożu w hoteJ. Nowożeńcom zdarzały się te rzeczy śmieszne ale normalne a on chciał byćnajnormalnejszym z normalnych za wszelką cenę choćbynawet miał uchodzić za impotenta

iał już wyjrzeć na korytarz gdy otworzyły się drzwi weszła Giulia. Była tylko w spódncy i w bluzce zdjęłażakiet który trzymała na ręku. Obfty biust rozpierał batystową bluzkę nadając jej ekko różowawy odcień nagiegociała; z twarzy biło radosne zadowolenie; tylko oczy znużonei większe niż zazwyczaj zdawały się zdradzać namiętnerozgorączkowanie niepokój granczący z lękiem arcellozauważył to wszystko z głęboką satysfkcją: Giulia byłazeczywiście pełną oczekiwania oblubienicą która ma sięoddać po raz pierwszy. Odwróciła się niezdarnie (zawsze

poruszała się niezdarnie, pomyślał lecz była to ujmującaniezdarność zdrowego i poczciwego zwiezęca), aby zamknąćdrzwi i zaciągnąć zasłonkę, po czy zwrócona znów doniego próbowała zawiesić żakiet na haczyku u półki. Leczpociąg jechał bardzo szybko; przy nagłym skręcie wagonszarpnął jak gdyby wyskoczył z szyn i Giulia upadła naniego Skorzystała z tego żeby usąść mu na kolanach

i zarzuciła mu ręce na szyję Marcello poczuł na swoicchudych nogach cały ciężar jej ciała i odruchowo objął jąwpół Powiedziała cicho - Kochasz mnie? i jednocześniepochyliła głowę szukając ustami jego ust. A tymczasem

155

Page 151: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 151/316

pociąg mknął naprzód, sprzyjając jakby swoim pędem namiętności pocałunków, przy każdym wstrząsie ich zęby uderzałyo siebie, a nos Giulii wpijał się w twarz Marcella. W końcuprzestali się całować i Giulia, nie schodząc z jego kolanwyciągnęła z torebki chusteczkę i wytarła mu usta mówiąc:- Masz na wargach co najmniej kilogram szminki . Marcello, obolały, wykorzystał ponowny wstrząs pociągu abyzsunąć to ciężkie ciało z kolna na ławkę. Giulia powiedziała:

- Ty niedobry nie chcesz mnie? Przyjdą tu jeszcze pościelić łóżka odrzekł Marcello,

nieco zmieszany. Pomyśl powiedziała ni stąd, ni zowąd Giulia,

rozglądając się dokoła - że jadę po raz pierwszy wagonemsypialnym.

Jej ton był tak naiwny, że Marcello nie mógł powstrzymaćuśmiechu i zapytała:

I podoba ci się taka podróż?- Tak bardzo - znów rozejrzała się dokoła - Kiedy

przyjdą ścielić łóżka?- Niedługo

Umilkli; potem Marcello spojrzał na żonę i zobaczył, żeona także patrzy na niego, ale już inaczej, prawie nieśmiałoi lękliwie, chociaż twarz jej nie zatraciła poprzedniegowyrazu, promiennego i radosnego Widząc, że Marcello nanią spogląda, uśmiechnęła się, jak gdyby prosząc o przebaczenie, i w milczeniu ścisnęła jego dłoń w swojej dłoni. Potemz jej wilgotnych i pełnych tkliwości oczu spłynęły na policzki

dwie łzy, a po nich dwie dalsze. Giulia płakała, wciąż parzącna niego i próbując żałośnie uśmiechnąć się przez łzyW końcu z nieoczekiwaną gwałtownością pochyliła głowęi obsypała jego dłoń pocałunkami Ten płacz zbił z tropuMarcella: Giulia miała wesołe i trzeźwe usposobienie po razpierwszy widział ją płaczącą Giulia jednak nie pozostawiłamu czas na żadne domysły; zerwała się szybko, mówiąc:

- Wybacz mi, że płaczę . ale· myślałam o tym, że jesteśo tyle lepszy ode mnie i że nie jestem ciebie warta.

- Mówisz teraz jak twoja matka - odrzekł Marcelloz uśmiechem.

1 56

Page 152: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 152/316

Gulia wytarła nos i opowiedzała spokojnie:- Ne mama mówi to ot tak sobe. a ja mam powód- Jak?Patrzała na nego przez łuższą chwę po czym oświa

czyła:- Muszę ci coś powezieć chociaż może potem nie

bęziesz mnie już kochał . . . ale muszę ci to powiezieć- Co takego?Opowiezała powoi wpatrując sę w niego z napięciem,

ak gdyby śedziła niespokojnie czy ne ostrzeże na jegotwarzy wyrazu pogardy:

- Ne jestem taka za jaką mnie uważasz- Co to znaczy?- Ne jestem . . . no ne jestem zewicąMarcello spojrzał na nią i nage zrozumiał że normane

cechy które otą przypisywał żonie były fkcją. Niewiedział co się krye za tym wstępnym wyznanem aewezał już na pewno że Guia zgonie z jej słowam nebyła taka za jaką ją uważał. Ogarnęła go nechęć na myślo tym co usłyszy oraz pragnenie by nie opuścić o tych

zwerzeń Ale przedtem musał ją uspokoić; przyjdze mu tobez truu bo w grunce rzeczy owo osławone zewctwonc go nie obchodziło. Odpowedział serdecznym tonem

Ne przejmuj się tym ożeniłem się z tobą dlatego że ciępokochałem . . . nie atego że uważałem cę za ziewicę.

Giula orzekła potrząsając głową Wezałam że masz nowoczesne pogąy . . . że nie

będzesz do tego przywązywał wagi . . . ale i tak musałam cito powezieć. - „Nowoczesne pogąy" - nie mógł niepowtórzyć sobe w myśli Marcello niemal ubawony. Towyrażene pasowało do Gu wynagradzało utraconeziewictwo. Było ono niewnne choć ne tą newinnoścąjakej się spoziewał. Poweział borąc ją za rękę:

- Nie przejmuj się nie myślmy o tym więcej - i uśmech

nął sę o nej.Giua owzajemniła uśmiech. Ae jenocześnie łzy znów

stanę jej w oczach stoczyły się po twarzy Marcelozaprotestował

1 57

Page 153: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 153/316

- No no co ci jest? . Przecież ci powiedziałem że nieprzywiązuję do tego wagi!

Giulia zrobiła coś dziwnego: zarzuciła mu ramiona naszyję ale odwróciła głowę i przytuliła się do jego piersi takżeby nie mógł widzieć jej twarzy.

- Muszę ci wszystko powiedzieć.- Jak to, wszystko?- Aeż to nie ma znaczeniaProszę cię może to słabość z mojej strony ale jeżeli ci

tego nie powiem, zawsze będzie mi się zdawało, że chciałamcoś przed tobą ukryć?

- Ale daczego? rzekł Marcello głaszcząc jej włosy Miałaś pewnie kochanka . . . zdawało ci się, że go kochasz albo kochałaś naprawdę dlaczego miałbym o tym wiedzieć?

- Nie nie kochałam go odpowiedziała od razu prawiewzgardiwie - i nigdy mi się ne zdawało, że go kocham Byiśmy kochankami niema do dnia kiedy się z tobązaręczyłam ale on nie był młody jak ty . sześćdziesięcioetni starzec: obrzydliwy, zły, bezwzględny wymagający . .przyjaciel rodziny znasz go.

Kto?- Adwokat Fenizio - odrzekła krótkoMarcello wzdrygnął się:- Ależ to jeden ze świadków- No tak uparł się . ja nie chciałam, ale nie mogłam

odmówić to i tak dużo, że pozwolił mi wyjść za ciebieMarcello przypomniał sobie że nigdy nie czuł sympatii do

tego adwokata Fenizio którego często widywał u Giuliiniskiego ryżawego, łysego w złotych okularach, ze spiczastym nosem, który marszczył sę przy uśmiechu z wąsikamiprawie niewidocznymi wargami O ile pamiętał był toczłowiek chłodny i spokojny ale pod pokrywką tego chłodui spokoju agresywny i arogancki w szczegónie przykrysposób I silny: jednego z upalnych dni zdjął marynarkę

i zawinął rękawy od koszui ukzując białe poężne ręcez dobrze rozwiniętymi mięśniami. - Ale cóżeś ty w nimwidziała? wykrzyknął nie mogąc się powstrzymać od tegopytania.

1 58

Page 154: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 154/316

To on coś we mnie widział. . i od bardzo dawna . byłam jego kochanką nie przez miesiąc, nie przez rok . . .Przez sześć lat!

Marcello szybko obliczył w myśli Giulia miała terazdwadzieścia jeden lat albo trochę więce wobec tego

Zdumiony powtórzy:- Sześć lat!- Tak, sześć lat. . miaam piętnaście lat, kiedy . . . rozu

miesz? - Zauważył, że Giulia, chociaż mówiła o sprawach,które zapewne sprawiały ej ból, zachowaa swó zwykyśpiewny i pogodny ton, jakim rozmawiała na obojętnetematy. - Zgwaci mnie tego samego dnia, kiedy umartatuś . . . nie nie tego samego dnia, w tydzień potem mogę cizresztą podać dokadną datę: zaledwie w osiem dni popogrzebie mojego oca . . którego w dodatku by najserdeczniejszym przyjacielem i doradcą - Umilka na chwilę, jakgdyby chcąc podkreślić bezwstyd tego czowieka; po czymciągnęa dalej - Mama ciągle pakaa i naturalnie częstochodziła do kościoła... On przyszedł któregoś wieczora,kiedy byam sama w dou mama wyszła, a służąca byław kuchni . a siedziaam w moim pokoju przy stole i odrabiałam lekcje. chodziłam wtedy do piąte klasy gimnazjum przygotowywałam się do egzaminów . . On wszed naalcach, stanął za moimi plecami, pochylił się nad zeszytemi apytał, co robię Odpowiedziaam mu, nie oglądaąc się,nie podejrzewaam niczego, przede wszystkim dlatego żeyłam niewinna możesz mi wierzyć ak dwuletnie dziecko,a poza tym traktowaam go jak kogoś z rodziny Wyobraźobie, że mówiam mu wuu . . . Powiedziaam mu, że odabiam acinę, a on, wiesz co zrobił? Chwycił mnie za włosyjedną ręką, ale bardzo mocno . robi to często dla zabawy,bo miałam wspaniałe, długie, wiące się włosy i on mówił żeswędzą go palce więc myślaam że i tym razem żartuje,i powiedziaam mu „Puść mnie, to boli" On ednak nie

tylko mnie nie puści ale zmusi, żebym wstaa, i pociągnąłw stronę łóżka które stało tam gdzie i teraz w kącie kołodrzwi Ja, pomyśl tylko, byłam taka niewinna, że jeszcze nicnie rozumiaam i powiedziałam mu dobrze pamiętam:

1 59

Page 155: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 155/316

„Puść mnie muszę odrabiać lekcje" Wtedy puścił mojewłosy . . . Nie nie mogę ci tego powiedzieć

Marcello przypuszczając, że umilkła ze wstydu chciał jejrzucić słowo zachęty; lecz Giulia przerwała opowiadanietylko po to by wywołać większe wrażenie; ciągnęła dalej

- Chociaż nie miałam jeszcze piętnastu lat byłam jużbardzo rozwinięta jak kobieta . . . wiesz nie chciałam ci tegopowiedzieć bo ciężko mi nawet o ym mówić . . . Puścił mojewłosy i złapał mnie za pierś ale tak mocno że nawet niekrzyknęłam tylko prawie zemdlałam. może naprawdęzemdlałam . . Potem już sama nie wiem, co się stało leżałamw łóżku a on na nie i wtedy zrozumiałam wszystkoi uczułam się bezsilna byłam jak martwy przedmiot w jegorękach bierna bezwładna bezwolna więc on zrobił zemną co chciał . Potem płakałam i on żeby mnie pocieszyćmówił, że mnie kocha że za mną szaleje, wiesz to co sięzawsze mówi Ale powiedział także na wypadek gdybytamto mnie nie przekonało żebym nie pisnęła ani słowamatce jeśli nie chcę żeby on nas doprowadził do ruiny . . .Byłyśmy majątkowo zaeżne od niego bo ojcu w ostatnich

latach zdaje się kiepsko szły intersy Od tej pory nadalprzychodził . . . ale niereguarnie . . . i zawsze zaskakiwał mniez nienacka. wchodził na palcach do mojego pokojupochylał się nade mną i mówił surowym głosem „Odrobiłaśjuż lekcje? Nie? No, to chodź je odrobić ze mną - i potemzawsze chwytał mnie za włosy i ciągnął do łóżka . . . Mówię ci że to była jego pasja ciągnąć mnie za włosy . . - na

wspomnienie tego nawyku dawnego kochanka roześmiałasię niemal serdecznie jak można się śmiać z czyjegośoryginalnego i miłego dziwactwa - I tak było przez rok . on przysięgał że mnie kocha że ożeniłby się ze mną gdybynie miał żony i dzieci i nie powiem nawet żeby nie byłszczery . . . Ale jeżli mnie naprawdę kochał, mógł mi to okazaćtylko w jeden sposób: zostawić mnie w spokoju Dość że

po roku zrozpaczona próbowała się uwolnić: powiedziałam mu że go nie kocham że nie pokocham go nigdy i że niemogę żyć tak dalej, że jestem wykolejona niezdolna dożadnego wysiłku że nie zdałam egzaminów i jeśli nie zostawi

1 60

Page 156: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 156/316

Page 157: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 157/316

człowieka który ją wyzyskał, ani ltości nad nią, która padłajego ofarą. Sam sposób opowiadania, apatyczny i rozsądny,mimo słów wstrętu i pogardy, wyłączał uczucia tak zdecydowane, jak nenawiść i ltość. Więc on także, jak gdyby byłtym zrażony, skłaniał się do pobłażania i rezygnacj. Czułtylko zdumienie, czysto fzyczne, dalekie od jakichkolweksądów, jak gdyby nagle zapadł się w czeuść, a poza tymsmutek bardziej dotkliwy nż zwykle, wobec nespodziewanego potwerdzenia reguły dekadncji od której Giuliawbrew temu, co sądził przez pewien czas, ne była wyjątkemLecz, o dziwo, nie ucierpiało na tym jego przeświadczenieo na wskroś normalnej naturze Giuli Zrozumiał nagle żenormalność nie polega na unikaniu pewnych doświadczeżyciowych, ale na ich właściwej ocene Przypadek zrządziłże zarówno on, jak i Giulia mieli coś do ukryca w swoimżyciu, a co za tym dzie, coś do wyznania Ale podczas gdy onbył nezdolny mówić o Linie, Giula nie zawahała sęwyjawić mu swoich stosunków z adwokatem, wybierając nato najwłaścwszy jej zdaniem moment, ich śub, który w jepojęcu przekreślał przeszłość i otwierał przed nią nowe

życie. Ta myśl sprawła mu przyjemność, potwierdzałabowem, pomimo wszystko, normalność Gulii umiejętnośćodradzana sę przy pomocy zwykłych i odwiecznych środków relig uczuć Pogrążony w tych rozmyślanach,wpatrywał się w okno i nie zauważył, że jego milczene jąprzeraża Potem poczuł, że Giula próbuje go objąć, i usłyszał jej pytający głos:

- Nic nie mówisz? A więc to prawda . . . brzydzisz sięmną . powiedz prawdę ne możesz mnie ścierpieć, masz domne wstręt?

Marcello pragnął ją uspokoić i odwrócił się, żeby odpowedzieć uściskiem na jej uścisk Lecz wstrząs pociąguodrzucił na bok jego rękę, tak że niechcący uderzył żonęłokcem w twarz Pociąg w tej samej chwli wjechał z przecą

głym gwizdem do tunelu; ciemności za szybą stały się jeszczegęściejsze. W hałase spotęgowanym przez echo wydało musię, że słyszy żałosny płacz Guli, która z wyciągniętymprzed siebie rękam chwiejąc się potykając szła do drzw

1 62

Page 158: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 158/316

pzedziału. Zdziwiony, nie  wstając, zawołał ją: - Giulio! Zamiast odpowiedzi Giuia, wciąż zataczaąc się z bólu,otwozyła dzwi i znikła na koytazu

Pzez chwilę nie uszał się z miejsca, po czym zaniepokojony wstał i także wyszedł. Pzedział znajdował się w śodkuwagonu, toteż od azu zobaczył żonę, któa szła szybkimkokiem przez pusty koytaz w kieunku dzwi Widząc jąuciekającą po miękkim dywanie między mahoniowymiścianami, pzypomniał sobie, co powiedziała swojemu dawnemu kochankowi „Jeżeli to zobisz, zabiję cię" i pomyślał, że może nie znał dotąd jednego ysu jej chaakteu,bioąc doboduszność za indolencję. W tej samej chwilizobaczył, że Giulia pochyla się i chwyta za klamkę dzwiwagonu Dopad ją jednym skokiem i złapał za amiona,zmuszając, żeby się wypostowała.

- Giuio, co obisz? powiedział ściszając gos, chociażpociąg dudnił ogłuszająco. - Coś ty myślała? To wagonszapnął.. Chciałem się odwócić, a niechcący cię udezyłem

Ona zesztywniała mu w amionach, jak gdyby chciała się

wywać z jego uścisku. Lecz jego spokojny i szczezezdziwiony głos uspokoił ją pawie natychmiast. Powiedziałapo chwili zwieszając głowę:

Wybacz mi, może się pomyliłam, ale miałam ważenie,że znienawidziłeś mnie, i chciałam skończyć z sobą Niezobiłam tego na pokaz Gdybyś nie nadbiegł w poę,byłoby już po wszystkim

Ależ dlaczego co ci stzelio do głowy? Zobaczył, że wzuszyła amionami:- No tak, żeby się  więcej nie męczyć Dla mnie

zamążpójście znaczyo więcej, nż możesz pzypuszczać . .Kiedy wydało m i się, że p o tym wszystkim masz mnie dosyć,pomyślaa sobie nie wytzymam dłużej - Znowu wzuszyła amionami i dodaa podnosząc weszcie twaz ku niemu

i uśmiechaąc się - Pomyśl, zostabyś wdowcem zaaz poślubie

Macello patzał na nią pzez chwię bez słowa Na pewno,pomyśał, Giuia była szczea; pzywiązywała do małżeńst

163

Page 159: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 159/316

w o wiele większą wagę niż on mógł sobie wyo/1Wtedy z uczuciem zdumienia pojął, że to pokorne zświaczyło o jej naprawę szczerym stosunku o cereoiślubnej która dla niej inaczej niż a niego była naprwtym czym być powinna niczym mniej niczym więce Nc

więc ziwnego, że w swoej żarliwości przy pierwszwątpieniu, zapragnęła oebrać sobie życie Przysło myśl że ze strony Giulii był to niemal szantaż: albo 1 ;

przebaczysz albo odbiorę sobie życie; i raz jeszcze pcugę widząc ją właśnie taką jak sobe życzył Giula

odwróciła się i zdawała się patrzeć w okno Objął ją wpói szepnął jej do ucha

- Wiesz, że cię kocham.Odwróciła się natychmiast i pocałowała go z ak gwło

nym uniesieniem, niemal go to przeraziło W ten sposópomyślał niektóre dewotki całują w kościołach stoy pos�gów krzyże relikwie A tymczasem huk tuneu prew zwykłe dudnienie kół o szyny które biegły ter ootwartej przestrzeni. Oderwal się od siebie

Potem stali razem przy oknie trzymając się za rę

i wpatrując się w ciemności nocy.- Popatrz - powiedziała wreszcie Giuia już zwyym

głosem - patrz tam co to może być? Pożar?Istotnie pożar, podobny do czerwonego kwiatu błyszc

teraz pośrodku ciemnej szyby powiał mu w twarz zmywiatr lecz czerwony kwiat pozostał nie wiaomo w górczy w dole blisko czy daleko, tajemniczo zawiesony

w ciemnościach. Wpatrywał się długo w tych kilka ognisychpłatków które zdawały się poruszać i pulsować po czymzwrócił oczy na biegnący wzłuż toru nasyp po którym wraz cieniami jego i Giulii przsuwały się nikłe światła pociąguPoczuł wtedy nagłe silne oszołomienie. Dlaczego znalazł sw tym pociągu? Kim jest kobieta stojąca przy jego bokuDokąd jedzie? Kim jest on sam? I skąd przybywa? Oszoo

mienie nie było bolesne wprost przeciwnie sprawiało muprzyjemność jako uczucie dobrze znajome i stanowiące ożenajintymniejszą głębię jego istoty „I oto - pomyślałchłodno - jestem jak ten ogień w otchłani nocy . Zapłonę

1 64

Page 160: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 160/316

i spalę się bez powodu, bez następstw . trochę zniszczenizawieszonego w mroku"

Wzdrygnął się na głos Giulii która powiedzała- Słuchaj musieli już chyba pościeli łóżka - i zro

zumiał, że gdy on zagubił się w kontemplacji dalekiegoognia ją bez reszty pochłaniała ch młość; a raczej, ścślejmówiąc bliskie już połączenie sę ich dwojga cał słowem toco dzało się w danej chwli nc węcej Skierowała się już, jakgdyby z hamowaną niecierpliwością, do przedziału. I Marcelo poszedł za nią trzymając sę w pewnej odległościPrzystanął na progu, żeby przepuścić konduktora, i wszedłdo przedziału Giulia stała przed lustrem i, nie zważając naotwarte drzwi zdejmowała bluzkę odpinając guziki od dołudo góry. Powiedziała mu, nie oglądając się za siebie:

- Ty będziesz spał na górnym łóżku . ja na dolnymMarcello zamknął drzwi wdrapał sę na górę i od razu

zaczął sę rozberać układając kolejno na siatce częścarderoby Słyszał krzątaninę Giulii, brzęk szklank stawianej na metalowej podstawce, stuknięcie pantoa rzuconegona miękki chodnik . . Potem, z suchym rzaskiem zgasły

aśniejsze światła, zabłysło foetowe światełko nocnej lampki i dał się słyszeć głos Giulii:

- Przyjdziesz teraz do mne? - Marcello spuścił nogiprzewrócł się na bok oparł stopę o dolne łóżko i pochylł sę,żeby się na ne zsunąć. W trakcie tej czynności zobaczyłGiulię wycągnętą na wznak, nagą zasłanającą oczy jednąręką, z rozsunętymi nogami W nikłym i mętnym świetle jej

karnacja nabrała zimnej bieli perłowe masy na którejodcinały się czarnym plamami pachy i łono, a ciemnoróżowymi piers; ciało to wyglądało jak martwe nie tylkoz powodu swej śmiertelnej badości, ale również dlatego żespoczywało w idealnie neruchomej i bezwładnej pozycjiLecz gdy Marcello znalazł się nad ną otrząsnęła sę naglegwałtowanym ruchem, jak pułapka, która zatrzaskuje się

i zamyka i przycągnęła go do sebe zarzucając mu ręce naszyję oplatajc nogami jego plecy. Później twardo goodepchnęła i odwróciła się do ścia skulona, z czołemopartym o kolana I Marcello, leżąc przy niej, zrozumiał że

Page 161: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 161/316

to co odebrała od niego z takim zapamiętaniem, a potemzamknęła i strzegła tak zazdrośnie w swoim brzuchu nienależy już o niego i w niej będzie dojrzewało I pomyśał, żezrobił to, aby przynajmniej raz móc sobie powiezieć;„Byłem mężczyzną takim jak wszyscy inni kochałe,połączyłem się z kobietą i spłodziłem nowego człowieka".

Page 162: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 162/316

Rozdział II

arcello gdy tylko wydało mu się że Giulia zasnęła,

ósł się na óżku spuścił nogi na podłogę i zaczął się erać. W pokoju panowa świeży i przezroczysty półmrok1 dzający czerwcową penię basku na niebie i na morzu; to typowy pokój hoteowy na Riwierze, wysoki i białyobiony niebieskimi stiukami przedstawiającymi kwiaty,g i liście z meblami z jasnego drzewa w tym samyms ty lu , co stiuki i ze stojącą w kącie dużą zieloną palmą.K

ty się już ubra podszedł do okna, odemknął żaluzję zał na dwór. Od razu rzucio mu się w oczy morzegłe i wesoe wyobrzymione jeszcze przejrzystościąntb; jego niemal foletowy błękit zdawał się przy lekkichuchach wiatru zapalać na każde fi rozpylonymlskiej świata słonecznego. Marcello spojrza w dół nagnący wybrzeżem deptak: był pusty, nikt też nie siedział awkach ustawionych w cieniu pam fontem do morzarzez duższą chwię ogąda ten widok po czym przymknąłżauzję i odwrócił się by popatrzeć na leżącą na óżku Giuię.Była naga spaa. Pozycja jej spoczywającego na boku ciałauwydatniała krągłość biaego i pulchnego biodra zaś torszdawał się opadać martwo i bezwładnie niczym odygazwiędniętego kwiatu w wazonie. Marcelo wiedział, że jędrnei masywne były w tym ciee tylko biodra i pecy i przypom-niał sobie niewidoczny w tej chwii brzuch lekko pof-dowany, przelewający się na óżko piersi opadające jedna nadrugą Głowa Giulii zasłonięta bya ramieniem; Marcello namyśl o tym, że niedawno ją posiadał doznał nage wrażenia

167

Page 163: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 163/316

iż patrzy ne na kobetę ale na maszynę z ciała dorodn! ponętnę, lecz brutalną stworzoną do miłości, i yko domośc. Giuia, ak gdyby zbudzona jego bezlistosnysporzenem, poruszyła się nage westchnęła i powiediwyraźnie: Marcello - Szybko do niej podszedł i odrzek z czuoścą: - Jestem tutaj - Zobaczy że przewrcna drug bok to swoe cężkie kobiece cało, że wycią i szuka poomacku. Potem objęła go ramionami wpi przycsnęa zasoniętą włosam twarz do jego podbzPocaowaa go z bawochwalczą i namiętną poko iprzytulona do niego zastygła na chwilę w bezruchu po cyzmożona sennością opadła na óżko z rozsypanymi wotwarzy wosam Zasnęa w te same pozyci, co przedetyle że leżała teraz na lewym boku Marcello zdjął z wieskmarynarkę, na palcach pomknął do drzw i wyszedł nkorytarz

Zbiegł z szerokch akustycznych schodów, wyszedł hotlu i znalazł się na deptaku Słońce, odbjając się od powechn morza rozarzonym skram, oślepiło go na chwiprzymknął oczy wtedy, jak gdyby nagle zaostrył mu i

węch, poczuł przeniklwy zapach końskiego moczu Tuż zahotelem, w zacenonym pase, stało rzędem kila dooSiedzenia byy przykryte baym pokrowcam, doożdrzemali na koźe Marcello podszedł do pierwszej z bdorożki i wsiadł podając adres: - Ulca dei lii - Zauważył że dorożkarz obrzuci go krótkm znaczącyspojrzenem, po czym, bez słowa śmignął baem

Dorożka długo jechała brzegiem morza, potem skręciłw krótką uicę zabudowaną wllami stojącymi w ogrodachNaprzeciw, w głębi ulicy, wyrastało typowo ligurywzgórze świetlste, najeżone winnicami, nakrapiane szayiowkami; tu ówdze na zboczu sterczay wysokie czerwondomki o zielonych oknach. Ulica prowadzła do stppagórka; chodniki i asflt nagle się urywały i dale cągnęło

się coś w rodzau zarosłe trawą drogi. Dorożka stanęaMarcello podniósł oczy i zobaczył trzypiętowy dom szaryz czerwonym łupkowym dachem i mansardowym oknamiDorożkarz powiedział oprysklwie: - To tutaj - wi

168

Page 164: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 164/316

enądze szybo zawrócł Marcellow przemnęło przezmyśl że dorożarz czuł sę urażony w swojej godnośc,pzywożąc go pod ten adres lecz otwierając urtę doszedłdo wnosku że po prostu przypsuje temu człoweowiodrazę jaą sam odczuwa.

Przeszedł alejką wysadzaną poszarzałym od kurzu żywopłotem kierując sę u drzwom z olorowym szybam.Zawsze mał głęboą awersję do tach domów i odwedzałje ilkakrotnie tylo w okrese wczesnej młodośc zawszez nesmakem, za ażdym razem sumene mówło mu żeblżało o jego godnośc własnej że ne pownen tegorobć Z dreszczem obrzydzena wszedł na schod pchnąłoszlone drzw wprawając przy tym w ruch ostry dzwone,i znalazł się w pompejańskm westybulu przed schodamz drewnaną poręczą Rozpoznał zapach pudru, potu męskiego nasena; dom pogrążony był w cszy ceple letnegopopołudna Podczas gdy Marcello rozglądał sę doołazjawiła sę ne wadomo sąd osoba wyglądająca na poojówkę ubrana w czarną sunę bały przewiązany w pasefrtusz, mała ruchlwa, ze spczastą twarzą łascy z błysz

czącym oczyma stanęła przed nm z psklwym, wesołym„dzień dobry".

- Chcę się rozmówć z właścelą - powiedział możez przesadną uprzejmoścą zdejmując apelusz.

Dobrze ładny chłopysu, rozmówsz sę z ną - odpowedzała obeta dalektem ale na raze dź dosalonu pan tam przyjdze . . wejdź.

Marcella rozdrażnł zarówno jej poufły ton ja to żepadł oarą neporozumena ale usłuchał i podszedł dowsazanych drzw. Zobaczył za nim salon pogrążonyw lekm cienu dług prostoątny, pusty, dooła rozstawone były pod ścanam czerwone obte soy Podłogabyła zaurzona jak w poczealn dworcowej taże materałtórym obte były soy brudny wytarty uazywał w ntym

nym wnętrzu tego domu szarzyznę lichego lokalku publcznego Marcello sadł nepewne najedną z so Równocześnew całym domu ja w brzuchu tórego sz po dłuższymzasoju nagle sę uwalnają od swego cężaru, powstał ruch

1 60

Page 165: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 165/316

rozległy się jakeś szmery niepokojący tupot na schodachPotem stało sę to, czego obawał się Marcelo. Otworzyły siędrzwi i grubiański głos pokojówki oznajmił

Są już panenki możesz wybierać.Weszły gnuśne, rozleniwione, niektóre na pół nagie, inne

neco przyzwoicej odzane, dwe bondynk trzy brunetki,trzy średnego wzrostu, jedna zdecydowane mała i jednaobrzymka Ta ostatnia usadowiła sę koło Marcela, osuwając się na sofę z westchnieniem ospałego zadowolena Onnajpierw odwrócł twarz, ecz potem ne mogąc sę opzećpokusie, obrócł się bokiem i zerknął na nią. Była rzeczywiście obrzymia i zbudowana na kształt pramdy biodraszersze od talii, talia szersza od ramion, ramion szersze odgłowy, wyjątkowo zresztą małej nos mała spłaszczony, nadczołem wysoko upięty warkocz Stank z żółtego jedwabiuopnał jej wydęte, nsko osadzone piersi czerwona spódnica,rozchylająca się szeroko pod pępkiem niczym kurtyna,ukazywała czarny wzgórek Wenery białe masywne udaWidząc, że jest obserwowana, uśmiechnęła się znacząco dojednej ze swoich towarzyszek, siedzącej pod przeciwegą

ścianą, westchnęła a potem włożyła dłoń między uda jakgdyby chcąc je szerzej rozsunąć dla ochłody. Marceo,podażniony tym nieruchawym bezwstydem, najchętnejszarpnąby ą za tę rękę, którą drapała się teraz po podbrzuszu, ale ne mał siły się poruszyć W zbydlęceniu tychkobiet uderzał go najbardziej nieodwracalny charakter chupadku; to samo, co napawało go dreszczem odrazy na

wdok nagości matki i obłędu ojca i z czego zrodzio się jegoniemal hsteryczne umiłowanie ładu, spokoju, czystości,porządku W końcu kobieta powiedzała dobrodusznym żartobwym tonem, zwracając sę do niego: No co, niepodoba ci się twój harem? Zdecydujesz się w końcu- Wtedy natychmiast, zdjęty nepohamowanym wstętem,zerwał się i wybiegł z salonu, żegnany, jak mu się wydawało,

śmechem i jakmś ordynarnym zdaniem wypowiedzianymw dialekcie Wściekły, skierował się na schody, chcąc wejśćna perwsze pętro poszukać tam właścwelki, lecz w tejżechwii za jego plecami znowu rozdzwonił się dzwonek

1 70

Page 166: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 166/316

Page 167: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 167/316

hłodem niemal wojskowego sposobu bycia Mężcysiedział przez chwilę bez ruchu po czym wstał gwałtowujawniając swój niski wzrost

- Gabrio - Usiadł znowu i mówił dalej iroiczytonem - Zjawiliście się wreszcie doktorze Clerici

Miał głos metaliczny nieprzyjemny. Marcello nie czekjąc na zaproszenie usiadł także i powiedział

- Przyjechałem dziś rano- Właśnie rano was oczekiwałem.Marcello zawahał się: czy powinien mu powiedzieć że jst

w podróży poślubnej. Zdecydował e nie i spokdokończył

- Nie mogłem przyjść wcześniej - Widzę to - odrzekł tamten Pchnął w stroę M

paczkę papierosów z krótkim „Palicie?" bez cieni uchu: potem pochyliwszy głowę przez chwię czyta leż<!CYprzed nim arkusz papieru. Zostawiają mnie w tym dmoże i gościnnym ale wcale nie gwarantującym tajeybez inrmacji bez poleceń prawie bez pieiędzy oproszę! - Czytał jeszcze przez dłuższą chwilę po zy

podnosząc głowę dorzucił - W Rzymie powiedziano wże macie się do mnie zgłosić czy tak?

- Tak agent który mnie tu przyprowadzł uprediłmnie że mam przerwać podróż i stawić się u was

o tak ! - Gabrio wyjął z ust papierosa odłoży ostrożie a brzeg popielniczki. - Wygląda na to żew ostatniej chwii coś się zmieniło program uległ zmi

Marcello nawet nie mrugnął okiem; nagle sam wiedząc dlaczego poczuł przypływ ulgi i nadziei ropierających mu serce; może uda mu się pojechać do Pyżtylko i wyłączie w podróż poślubną? Ale odpowiedłrzeczowo

- To znaczy?- To znaczy, że w związku ze zmianą planu zmien

także wasza misja - ciągnął dalej Gabrio - Quad o którego nam chodzi był śledzony wy mieliście nawiąz nim stosunki wzbudzić jego zaufie i postarać się ypowierzył wam jakieś zadanie do wykonania tymcze

1 72

Page 168: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 168/316

ostatni komunikat z Rzymu podaje że Quadri sał ęosobnikiem niewygodnym i należy go sprzątnąć - Gabriowziął papierosa raz zaciągnął się dymem znów poożył gona popielniczce. - Sowem - wyj śni bardziej narracyjnymtonem - wasza misja ogranicza się prawie do zera„ . macie

nawiązać kontakt z Quadrim odnawiając starą znajomośći wskazać go agentowi Orlando który też udaje się doParyża Mogibyście na przykład zaprosić go do jakiegoślokalu gdzie przyszedby także Orando do kawiarni dorestauracji„. Orlando ma go tylko zobaczyć zidentykować„ . i to wszystko czego się od was żąda po czym możeciejuż sobie odbywać waszą podróż pośubną, jak wam siępodoba

A więc Gabrio wie także o podróży poślubnej pomyśałMarcelo zdumiony Lecz natychmiast zda sobie sprawę żeuchwyci się gorączkowo tej pierwszej myśli by zamaskowaćswój gęboki niepokój wewnętrzny Ze sów Gabria wynikało coś znacznie ważniejszego niż to że wie on o podróżypośubnej: mianowicie decyzja zgadzenia Quadriego. Całym wysikiem woli zmusi się do obiektywnego rozpatrzeniatej niezwykej i tragicznej wiadomości. I od razu doszed dozsadniczego wniosku przecież agent Orlando móg beztrudu sam odnaeźć oarę i ustalić jej tożsamość A więcpomyśa szo im o to żeby go wmieszać w tę sprawęchociaż był cakiem zbyteczny i skompromitować raz nazawsze. Co do zmiany panu natomiast była ona tylkopozorem. Na pewno w chwili gdy on udał się do minister

stwa plan o którym teraz wspomniał Gabrio był jużgotowy i ustalony ze wszystkimi szczegółami a rzekomazmiana wynikaa z charakterystycznej tendencji dzieeniai pogmatwania odpowiedzianości. Ani on ani najprawdopodobniej Gabrio nie otrzymai rozkazów na piśmie; takwięc w razie niepomyśnego przebiegu wypadków ministerstwo mogło umyć ręce od caej afry i obwiniono by

o morderstwo jego Gabria Orlanda oraz innych którzywzięliby w nim pośredni udzia

Zawahał się po czym chcąc zyskać na czasie powiedział- Wydaje mi się że nie jestem potrzebny Orlandowi do

173

Page 169: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 169/316

nalezienia Quadriego.. myślę, że mógłby odszukać gonawet w spisie telenów

- Takie są rozkazy - odrzekł Gabrio z tak skwapliwympośpiechem jak gdyby spodziewał się tego sprzeciwu.

Marcello zwiesił głowę Uświadomił sobie że wpadł

w pułapkę; że podał palec i teraz, podstępem chwytano goza rękę; ale, rzecz dziwna, gdy minęło pierwsze zdziwienie,uprzytomnił sobie że ta zmiana planu nie budzi w nimodrazy, tylko tępe i melancholne uczucie rezygnacj jakwobec obowiązku, który choć stał się przykry, jest nadalkonieczny i nieunikniony. Agent Orlando na pewno nie znałwewnętrznego mechanizmu owego obowiązku, on natomiast rozumiał go, i to była jedyna różnica Ani on aniOrlando nie mogli się wyłamać spod tego, co Gabrio nazwałrozkazami a co dla każdego z nich było osobistą sytuacjąteraz już defnitywnie ustaloną, tak że dla nich obujuż nic neistniało prócz chaosu i zguby. Powiedział w końcu podnosząc głowę

·

- Więc dobrze . . a gdzie znajdę Orlanda w Payżu?Gabrio odpowiedział rzucając okiem na rozłożony na

stole arkusz papieru Podajcie swój adres . Orlando się do was zgłosi.Tak więc, pomyślał Marcello, nie mieli do niego pełnego

zaunia nie uważali za stosowne podać mu adresu agentaw Paryżu Wymienił nazwę hotelu, w którym postanowił sięzatrzymać i Gabrio zapisał pełny adres na arkuszu Dorzucił potem uprzejmiejszym tonem jak gdyby chcąc podkreś

lić, że ofcjalna część wizyty jest skończona: Nigdy nie byliście w Paryżu?- Nie, jadę tam po raz pierwszy- Ja spędziłem tam dwa lata, zanim znalazłem się tutaj

w tej dziurze - rzekł Gabrio z goryczą wyzyskiwanegourzędnika - Po Paryżu nawet Rzym wydaje się prowincjonalnym miastem . a co dopiero ta miejscowość - Zapa

lił nowego papierosa od niedopałka i dodał z cierpkąchełpliwością - W Paryżu miałem aksamitne życie . apartament samochód znajomości, stosunki z kobietami wiecie zwłaszcza pod tym względem Paryż jest wymarzony

1 74

Page 170: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 170/316

Marceo chociaż Ga brio budził w nim odrazę uznał, że musi w jaki sposób odwzajemnić jego uprzejmoć i powiedział

No mając ten dom pod bokiem można się chyba nienudzić

Gabrio potrząsnął głową:- U rednia przyjemnoć zabawiać się z tymi cielskami

ocenianymi na wagę . . . Nie - dorzucił -jedyna ucieczka tokasyno . . Gracie?

- Nie, nigdy- A jednak to jest ciekawe rzekł Gabrio przechylając

się w tył na krzele, jak gdyby chciał dać do zrozumienia żerozmowa dobiegła końca. - Fortuna może się umiechnąćo każdego do mnie jak i do was . Nie bez powodu jestobietą cała sztuka w tym żeby ją w porę uchwycić Wstał podszedł do drzwi i otworzył je „Jest rzeczywicie

ardzo niski" - pomylał sobie Marcello patrząc na jegorótkie nogi i sztywny tors opięty w marynarkę wojskowegooloru i kroju. Gabrio patrząc na Marcea, stał przezwię w słonecznej smudze, która zdawała się jeszczerdziej uwydatniać przejrzystoć jego różowej i lniącej

ry, po czym powiedział: - Przypuszczam że już się więcejnie zobaczymy . . . Wy z Paryża wracacie prosto do Rzym1?

Tak prawie na pewno.- Niczego wam nie trzeba? zapytał z wyraźną

iechęcią Gabrio. - Zaopatrzono was w odpowiednieśrodki? Nie dysponuję większymi sumami . . . ale jei wamczego potrzeba .

Nie dziękuję nic mi nie trzeba- No to życzę szczęcia . . . nie dajcie się w tej paszczy

wilka - ucisnęli sobie ręce i Gabrio szybko zatrzasnąłdrzwi pawilonu Marcelo skierował się do frtki.

Lecz gdy znalazł się w aejce z żywopłotem, przypomniałsobie że uciekając z salonu zostawił tam kapelusz Zawahałsię, poczuł obrzydzenie na samą myl o powrocie do tego

pokoju mierdzącego butami pudrem i potem, a takżeobawiał się drwinek i zalotów ze strony kobiet. W końcuzdecydował się zawrócił i pchnął drzwi wprawiając w ruchautomatyczny dzwonek.

175

Page 171: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 171/316

Tym razem nikt się nie zjawił, ani pokojówka o twarz)łasicy ani żadna z dziewczą Lecz przez oware dobiegł go z salon dobrze znany, gruby i dobrodszny głoagenta Orlando; nabrał więc otuchy i wszedł

Salon był pusty; agent siedział w kącie przy drzwz kobietą; Marcello, o ile pamiętał nie widzia jej wśród które za jego pierwszą bytnością zjawiły się w salonie Takobieta, ciemnowłosa miała wysokie białe czoło asne otwarz podłżną i szczupłą, dże sta ożywione pąsoszminką i jak gdyby wzgarliwe w wyrazie Ubrana prawie zwyczajnie w białą weczorową głęboko towaną sknię bez rękawów. Jedyny niezwykły · szcełstanowiło przecięcie skni od pasa w dół odsłania1brzuch i nogi, założone jedna na drgą dłgie smłi wytworne piękne i czyste w inii jak u tancerki Trzymłdwoma pacami zapalonego papierosa, ale nie paiła: rmiała opartą na poręczy soy, dym ulatywał w powDrugą rękę trzymała na koanie agenta, jak na wienym dżego psa Lecz co derzyło go najbardzej, to czoło n ictye białe ile rozjaśnione w tajemniczy sposób skpinm

wyrzem jej oczu; ta czysość blask przywiodła m na mbrylantowe iademy które niegdyś kobiety nosiły na gaowych przyjęciach Marcello zdmiony nie odrywał o nwzrok; ae jednocześnie świadamiał sobie że odczuwa ow rodzaj żalu i pogardy A tymczasem Orando, onemieony jego natrętnym spojrzeniem wstał

- Mój kapesz! - powiedział Marceo Kobieta

działa i patrzała teraz na niego bez zainteresowania. Agnusłużnie poszedł po kapelsz leżący na sofe w rgim k< salon I wtedy Marcello zrozumiał nagle laczego wiotej kobiety obdził w nim bolesne rozżaenie: pojął, iż nchce żeby była powona agentowi a widząc, że pozwaa msię obejmować, cierpiał jak wobec ciężkie pronaci . nna pewno nie wiedziała o tym blask, który rozjaśnia jej

czoło i który nie był jej własnością, jak na ogół roda nie ewłasnością tych, którzy ją posiadają. Pomimo to wydawaomu się, że jest niema jego obowiązkiem nie dopuścić, żeb oświetliste czoło schyliło się da zaspokojenia erotyczny

1 76

Page 172: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 172/316

achcianek Olana Pomyślał, żeby wykozystać swojwłazę i wypowazić ją z salonu: porozmawaiby przezchwilę a potem, key by się już upewnił że Oando wybałsobie inn mógłby stąd odejść. Przyszła mu nawet szaleńczamyś, żeby ją zabać z omu publcznego wpowadzić nanową ogę życia Lecz ównocześnie zawał sobe spawęże jest to czysta fntazja : ona ne mogła być nna o swochtowazyszek na pewno musiała być zepsuta i musiałastoczyć się na no jak tamte Potem poczuł że ktoś otknłjego ramienia: Orano poawał mu kapelusz Oebał gomachinanie

Lecz agent zżył się już zastanowić na szczególnymspojrzeniem Marcea Wystąpł krok naprzó wskazującna kobietę tak jak wskzuje się na jezenie czy napojeostojnemu gościow zapoponował

- Doktorze jeśli pan chce jeśi sę ona panu pooba toja mogę poczekać

Początkowo Marcello nie zrozumał Potem zobaczyłuśmiech Orlanda zaazem ioniczny i pełen szacunkui zaczewienił się po uszy Węc Olando nie ezygnował,

tylko pzez uprzejmość koeżeńską i poczuce yscyplinywobec pzełożonego gozł się ać mu piewszeństwo:zupełnie jak w baze albo przy bucie. Maceo ozekłpośpeszne:

- Pan chyba oszalał. . . niech pan obi, co pan chce jamuszę już iść.

- W takm azie oktoze „ - powieział agent z uśmie

hem Olando kiwnął na kobietę a potem Marceo z bólemoczył że ona posłusznie wstaje wysoka wyprostowana1. ym woim iademem światła na czole, zbliża się do agentalno powieział jeszcze: - Zobaczymy się niebawemoktorze - odsnł się na bok by pzepuścć kobetę.Macelo także coł się niemal bezwiednie, a ona pzeszłamęzy nmi bez pośpiechu z papeosem w ęku Lecz gy

znalazła się koło Macea przystanęła i powieziała:- Gybyś mnie chciał mam na imię Luiza. - Spawdziłysię jego obawy jej głos był wugarny chrypwy pozbawiony uoku; Luiza chcąc kokieteyjne zaakcentować te

177

Page 173: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 173/316

łowa, wysunęła język i oblizała górną wargę Marcellowwydało się że po tych słowach i tych gestach może już nierobić sobie wyrzutów, iż nie przeszkodził jej pójść z Orlan-dem A tymczasem idąca przed agentem kobieta była jużprzy schodach. Rzuciła palącego się papierosa przydeptłago uniosła oburącz spódnicę i zaczęła szybko wchodzć naschody; za nią, o stopień niżej, szedł Olando W końcoboje znikli za zakrętem schodów. Ktoś schodził teraz nadół, zapewne jedna z dziewcząt ze swoim klientem, sychaćbyło rozmowę Marcelo pośpiesznie wyszedł z tego domu

Page 174: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 174/316

Rozdział III

Marcelo dał porterow polecene, żeby połączył go

z numerem Quadrego, po czym usiadł w au na uboczuBył to duży hotel i hall był ogromny, z kolumnam pod-trzymuącymi łuki sklepienia, pełen tel, gablot zastawo-nyc uskusowym towaram, burek stolków; kręciło sięam wiele osób, przecodzącyc od drzw weścowyc dowindy, od lady portiera do lady dyrekcji , od restaurac dosalonów, znaduących się za kolumnami Marcello cętnie

skócłby sobe czekanie rogądaąc sę po wesołym i roąym sę od udzi alu, lecz trawiący go niepokó kazał musięgnąć w głąb pamięci i niema wbrew woli powrócił myśądo perwszej i edyne wizyty u Quadriego przed 'Vielu layMarcello był wtedy studentem, a Quadr ego poesem;poszedł do domu Quadriego, starej czerwonej kamienicyw obliżu dworca, by zasięgnąć ego rady w sprawie tematuiserske pracy. Gdy wszedł, uderzyła go ogromna iośćsek pętrzącyc się w każdym kące mieszkana Jużw zedpokou zauważył stare kotary, które, ak mu sięwało zasłaniały drzwi lecz gdy e odchylił, zobaczył całenóstwo ksążek ustawionyc rzędami we wnękac ścen-nyc. Pokoówka poprowadzła go bardzo długim krętymkorytarzem, begnącym zapewne wokół podwórza kamiency, a po obu stronach korytarza także stały półki wypełnioneksążkami paperami. A gdy w końcu wprowadziła Marce-a do gabnetu Quadrego, znaazł sę w czterec ścanaczawalonych od podłogi do suftu książkami. Książki eżałytakże na biurku, ułożone w dwa równe stosy, a mędzy nimi,

1 79

Page 175: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 175/316

jak poprzez szczelnę, wdać było brodatą twarz pro�Marcello spostrzegł od razu, że Quadri miał dziwne !i asymetryczną twarz, przypominającą do złudzena maz papierowej masy z czerwonym obwódkami dokoła oczu,

trójkątnym nose, z przyklejonym nedbale sztucz1wąsa brodą. Także włosy nad czoem, za czarne wilgotne, sprawiały wrażenie źle dopasowanej peuki dzy szczoteczką wąsów rozłożystą brodą widniały baczerwone usta o nekształtnych wargach Marcelo ne mógłpowstrzymać się od myśl, że ten groźny zarost zakryw cśszpetnego, na przykład coiętą brodę albo strasszramę. Sowem, nie yo nc pewnego ani prawdzwow tej twarzy, sztucznej niczy maska Profsor wstał powitanie Marcella, ujawnając swój nski wzrost gaa raczej skrzywene ewego ramienia, co dodawało boes-nego wyrazu jego przesadnej serdecznośc i wylewno Ścskając mu dłoń poprzez książk, Quadr sponad gruszkieł okularów obrzucił gościa wzrokiem krótkowidza że Marcellowi zdawało się przez chwilę iż obserwue go edwoje, ale czworo oczu. Zauważy także staromodny sr

Quadriego: czarny żaket z jedwabny wyogai caespodne w paski, biała koszula z nakrochmalonymi mketami kołnierzyke, złoty łańcuszek na kamzeeMarcello ne czuł sympatii do Quadriego; widzeła, że es onantyszystą i w jego pojęcu antyszyzm Quadrego, eotchórzlwy, chorowty i niechlujny wygląd jego erudjego ksążk składały sę na konwencjonalny i pogardlwie

wytykany przez propagandę partii obraz szkodlwego i jaowego ntelektualisty Jednocześnie niezwyka wylewnośćQuadrego mierzła Marcella jako oznaka szu: wydawaomu sę, że czowiek ne może być aż tak serdeczny zakłamania i beznteresowne

Quadri przyjął Marcella ze zwykym u nego wyrazmczuośc, nemal przyilnie. Wtrącał często takie zwroty ja

„drog synku" „synku mój", „synku drog", wymacu<nad stosai ksążek małym, bały dłońm, zasypywa pytaniam na rodznne i osobste teaty. Gdy sę dowedaże ojciec Marcella przebywa w klnce dla umysłowo c

1 80

Page 176: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 176/316

ych zawołał: - Och bedny mój synku nic o tym nwedziałem . a czy wiedza ekarska nie może nic zrobić żebypzywrócić mu śwadomość? - Nie czekał jednak naodpowiedź Marcella i od razu zaczął mówić o czymś innymał gardłowy głos, śpiewny i harmonijny łagodny pełendskakującej uprzejmości. Lecz rzecz dzwna Marcelodoznał ważenia że pod tą niezwykłą uprzejmością któąwidział, jak oglądane pod światło znaki wodne na papierze,kryje sę kompletna obojętność: Quadri ne tylko sę nim nenteresował ae może go nawet nie dostzegał. Marcelauderzył również brak odcieni i zmian w brzmieniu głosuQuadriego prosor mówił wcąż tym samym monotonnieczułym i sentymentanym tonem zarówno o rzeczach którewymagały tego tonu jak i o tych, które nie wymagały gowcale. Quadri zakończył swój grad pytań inrmując sięy Macello jest szystą; po otrzymaniu twierdzącej odowiedzi, nie zmieniając onu ani nie uzewnętrzniającdnch uczuć oświadczył niemal zdawkowo jak trudno jest z antyszystowskmi przekonanami które sąwzystkim wiadome kontynuować w ustroju szystowskim

wykłady z dziedzin takich jak historia i flozofa Marcellokłopotany próbował skierować rozmowę na temat ceuwojej wizyty Lecz Quadri przerwał mu od razu:

oże zadaje pan sobie pytanie dlaczego mówię mu towystko . Synku drogi mówę to nie z gadustwa niez ęc osobistych zwierzeń . . . nie pozwoiłbym sobie zabier: 1ć panu czasu który powinien pan poświęcić nauce

wę to żeby usprawiediwć w jakś sposób kt że ne óg się zająć an panem ani pańską pracą: porzucamwy dy:

Porzuca pan wykłady - powtórzył Marcelo zdumo1 y

Tak - potwiedził Qaudri pzesuwając charakteystycznym dla nego gesem dłoń po ustach i wąsach- Z bó

em z wielkim óle bo do tej pory poświęcałem wam całemoże życie, zmuszony jestem rzucić pracę na uniwersyteciePo chwili bez patosu proesor dodał z westchnienem:- No tak zdecydowałem sę przejść od myśi do czynu . .

8 1

Page 177: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 177/316

oże te słowa nie wydadzą się panu nowe ale wierneoddają moją sytuację

Marcello nemal sę uśmechnął Wydał mu się naprawdękomczny ten prosor Quadri, ten mały człowieczek w żakiecie, brodaty garbaty krótkowdz który sedząc w teuwśród stosów swoch ksążek oznajmał mu że postanowłprzejść od myśl do czynu A jednak sens tego zdania byłniedwuznaczny: Quadri, pozostający przez całe ata w bernej opozycji, zamknięty w kręgu swoich myśli i zawodu,postanowił przejść do czynnej polityki może przystąpić dokonspircji Marcello w porywie gwałtownej niechęcostrzegł go zmno roźnie

- Źle pan robi mówąc mi o tym jestem fszystą mógłbym zrobić na pana donos.

Lecz Quadri odpowiedział mu z nadzwyczajną łagodnoścą przechodząc od „pana" na „ty":

Wiem, że jesteś dobrym i kochanym chłopcem, uczciwym i dzienym chłopcem i nie zrobiłbyś ngdy czegośpodobnego.

„A niech go dabli wezmą" - pomyślał arcello podraż

nony I odpowedzał z całą szczroścą: - A właśne żemógłbym to zrobć Uczcwość, dla nas szystów, polegawłaśne na denuncjowaniu unieszkodliwaniu ludzi takchjak pan.

Prosor potrząsnął głową:- Synku drogi sam wesz najlepej że to co mówsz, nie

zgadza się z prawdą. . . Wiesz a raczej we to twoje serce

W rzeczywstości ty jako uczciwy chłopak chciałeś mnieostrzec Ktoś inny, prawdziwy donoscel wiesz co byzroł? Udawałby że podziela moje poglądy a potem,gdybym sę skompromtował jakąś neostrożną wypowedzą, zrobłby na mne doniesienie . . . Ale tyś mnie ostrzegł

- Ostrzegłem pana - odrzekł twardo Marcello - bouważam, że ne jest pan zdolny do tego co nazywa pan

czynem . Dlaczego ne zadowala sę pan wykładami naunwersytece? O jakim czyne pan mówi?

- O czynie . ne warto mówć, o jakm - odpowiedzałQuadri wpatrując się w nego przenkliwie Po tych słowach

1 82

Page 178: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 178/316

arcello bezwiednie rzucił okiem na ściany, na półiawalone książkami. Quadri uchwycił w lot owo spojrzeniei z wielką słodyczą dorzucił - Wydae ci się o dziwneprawda że a mówię o czynie? Wśród tych wszystkichsiążek? . . . Myślisz sobie w e chwili : o jakim to czynie plecieten mały garbaty człowieczek koślawy krótkowzrocznybrodaty? Powiedz prawdę ak właśnie myślisz . . Gazetkiwoe parii opisywały ci tyle razy człowieka który nie umiei nie może działać intelektualisę i masz ochotę uśmiechnąćsię z poliowaniem widząc jego porre we mie . Czy nietak?

Zdumiony tą niezwykłą prenikliwością Marcello zawołał:

- ak się pan ego domyślił?-Och mó synku drogi - odrzekł Quadri wsając - mój

synku drogi zrozumiałem to od razu ale nigdzie niepowiedziano że działać może tylko ten ko ma złotego orłana czpce i galony na rękawach . . Do widzenia w każdymrazie do widzenia i życzę ci szczęścia„. Do widzenia.

Mówiąc to łagodnie ale sanowczo pchnął Marcella

kierunku drzwiMarcello rozpamiętuąc teraz o spokanie uświadamiał

obie że pogarda, aką budził w nim garbay brodatyi pedantyczny Quadri wypływała w dużym stopniu z młoińczej niecierpliwości i niedoświadczenia. Sam Quadri/tą udowodnił mu fktami jego pomyłkę: uciekł w kilka1ięcy po ich rozmowie do Paryża sał się w krótkim

ie jednym z przywódców antyfszystowskiego ruchu1oże najzdolnieszym nalepie przygoowanym najbarij bojowym. Jego specjalnością było, zdaje się aposolsto Wykorzysuąc swoje doświadczenie dydakyczne i znaomość psychiki młodzieży nawracał młodych zarównobojętnych, jak i tych którzy mieli przeciwne poglądya poem pchał ich do czynów ryzykownych niebezpiecznych

i ończących się prawie zawsze kastroflnie, nie dla niego óry był inspiratorem lecz dla nich loalnych wykonaww. Rzucając do walki konspiracyjnej swoich adeptówwał się ednak nie mieć żadnych humanitarnych wzglę

183

Page 179: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 179/316

dw które można by mu przypisywać znając jego chaakter;poświęcał ich beztrosko w desperackich akcjach które ybysię usprawiedliwić tylko planami obliczonymi na dług i wymagającymi właśnie tej okrutnej obojętności dla lkiego życia. Słowem, Quadri posiadał niektóre z rzaizalet wielkich polityków a w każdym razie pew ikategorii: był przebiegły, a zarazem pełen entuzjazmu ieoszlakowany, a zarazem cyniczny, rozważny a zaraze iostrożny Marcello z racji swego zawodu często zajmow Quadrim, którego określano w raportach policyjyc jkoosobnika wyjątkowo niebezpiecznego i człowiek ten zdwał go zawsze swoją niezbadaną i głęboką osobowośc<!łączącą w sobie tyle skrajnie kotrastowych cech. Tak wipowoli pod wpływem zbieranych na odległość wiaooioraz inrmacji często niedokładnych jego pogarda preodziła się w gniewny szacunek Lecz dawna antypatia oostała; Marcello bowiem był przekonany, że Quadriemu przywszystkich jego zaletach brakowało odwagi , czego dowodbył fkt że wystawiając na śmiertelne niebezpieczeńswoswoich ludzi, sam nie narażał się nigdy.

Pogrążony w tych myślach, drgnął usłyszawszy głopracownika hotelowego, który iąc szybkim krokiem zehall wywoływał głośno jego nazwisko Wydało mu się ezmoment że to nie jego nazwisko i owo złudzenie spotgowłjeszcze ancuski akcet portiera Lecz ten „monsieur C ici" to jednak był on, z czego zdał sobie sprawę z przykryuczuciem, kiedy udając sam przed sobą, że werzy aprw

iż jest to ktoś inny, próbował sobie wyobrazić jak mógłby wygląać ten ktoś z jego twarzą z jego gur w goubraniu A tymczasem portier wciąż go wołając, oi w kierunku sali przeznaczonej na załatwianie korespocji Marcello wstał i poszedł wprost do kabiny telei

Wziął leżącą na półeczce słuchawkę i przyłożył ją do Kobiecy głos, czysty i z lekka śpiewny zapytał po a

kto jest przy telenie. Marcello odpowiedział w tym syjzyku:

- Jestem Włoche . Clerici, Marcello Clerici . . cłbym mówić z prosorem Quadri

1 84

Page 180: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 180/316

- Jest barzo zajęty Ne wem, czy będzie mógł poejśo teenu . . . Pana nazwisko Cerici?

- Tak Clerc- Proszę chwę zaczekać.Dał się słyszeć stuk odłożonej słuchawki, potem odaając

sę kroków nastąpła csza. Marcello czekał ługo przewdując, że ponowny ogłos kroków obwec powrót kobetyalbo przybycie proesora A tymczasem nage zabrzmiał głosQuadrego, dobywając się nespodzewane z tej głębokejcszy

Halo tu Quadr . . . kto mów?Marcelo wyjanił szybko:- Nazywam się Marceo Ceric byłem pańskm

cznem, kedy wykłaał pan w Rzyme . . chcałbym sęz panem zobaczyć

- Cerici powtórzył Quar powątpiewaącym tonem.o czym orzucł stanowczo: - Cerc . ne znam pana

- Ależ tak panie profsorze - naegał Marcelo oedzłem pana nemal w przezień pana oejca z uniweryteu chcałem przestawć panu projekt moje pracy

- Chwieczkę - rzekł Quadri - ne przypomnam sobieńskego nazwska . . . ale to nie wyklucza że było tak, jakn mów . . . I chce pan sę ze mną zobaczyć?

- Tak W akm celu? Bez żanego specjalnego powou - opowezał

cello - poneważ byłem pańskm uczniem a potem

1lzcza w ostatnch czasach, dużo słyszałem o panu . hcłem sę z panem zobaczyć to wszystko.

A więc dobrze rzekł Quadri ustępliwie. - Proszęmne owiezić

- Kiey?- Choćby dzsiaj po połunu po obeze proszę

przyjć na kawę . . około trzecej .

Muszę pana powiadomć - owaczył Marcello - żejestem w podróży poubnej . Czy mogę też przyprowdzćmoją żonę?

- Aeż naturane . . oczywcie do zobaczenia

185

Page 181: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 181/316

Profsor odłożył słuchawkę i Marcello po chwili namysłuzrobił to samo. Lecz nie zdążył jeszcze wyjść z kabiny, kiedyzjawił się portier, ten sam, który wywoływał przedtem jegonazwisko i powiedział

Jest pan proszony do telefnu.- Już rozmawiałem - odrzekł Marcello wychodząc Ale dzwoni do pana inna osobaMechanicznie wrócił do kabiny i znowu podniósł słucha

wkę. Od razu gruby głos, dobroduszny i wesoły zawołał mudo ucha:

- Czy to wy doktorze Clerici?Marcello poznał głos agenta Orlando odpowiedział

spokojnym głosem:- Tak, to ja.- Mieliście dobrą podróż, doktorze?- Tak znakomitą- Pani ma się dobrze?- Doskonale A co powiecie o Paryżu?- Nie wychodziłem jeszcze z hotelu odpowiedział

Marcello, nieco zniecierpliwiony t poufłością.- Zobaczycie . . . co Paryż to Paryż.. A więc zobaczymy

się doktorze?- Oczywiście Orlando . . powiedzcie tylko gdzie- Nie znacie Paryża doktorze, spotkamy się więc

w miejscu, gdzie łatwo trafć . . w kawiarni na rogu placuMadeleine . . nie pomylcie się: na lewo, idąc od rue Royale

stoliki są na dworze, ale ja będę na was czekał wewnątrz nazewnątrz nie będzie nikogo

- Dobrze . . . o której godzinie?- Jestem już w kawiarni ale będę czekał, jak dugo

zechcecie . . .- Za pół godziny. Wspaniale doktorze za pół godziny.

Marcello wyszedł z kabiny i skierował się do windy Gdydo niej wchodził, usłyszał że ten sam portier po raz trzeciwywołuje jego nazwisko i tym razem naprawdę się zdziwiłOgarnęła go niemal nadzieja że nastąpi jakaś nadludzka

186

Page 182: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 182/316

nterwencja jak gdyby głos wyroczni posługując sę czarnebonitową tubką teeniczną mia wypowedzieć decydujące słowo o jego życiu Z zapartym tchem zawrócł i wszedł poraz trzeci do kabiny

Czy to ty Marcello? - zapytał pieszczotiwy, mękkigłos żony

- Ach to ty wyrwa mu się bezwienie okrzyk samnie wiedzał czy ulgi czy rozczarowania

- Ja oczywśce a tyś myślał że kto?- Nie nic takiego . Ponieważ czekałem na telefn . . .- Co robsz? - zapytaa tonem przepojonym tkwoścą- Nc wybierałem się właśne na górę żeby cę uprze

zć że wychodzę wrócę za godzinę- Nie nie przychodź na górę Idę teraz do łazienki

obrze za godzinę będę czekała na cebe w hallu- Za pótorej godziny Dobrze za półtorej godziny . . tylko nie spóźniaj się

proszę.- Powiedzałem tak na wszelki wypaek żebyś na mnie

ne czekała ae zobaczysz że to ne potrwa dłużej nż

odznęGiulia powedziała szybko jak gdyby bojąc sę żeby

rcello ne odszed od teenu: Kochasz mnie?Ale oczywście daczego mne o to pytasz?Tak sobe a gdybyś był teraz ze mną pocaowałbyś

1 1 Il it?

pewnie ches ebym przysze?ie nie przychodź . i powiedz m

- Co?- Powiedz podobałam ci sę ziś w nocy? Gulio, co za pytania! zawoał trochę zakłopotany

Ona dodała od razu Wybacz mi . . . sama nie wem co mówę no więc

kohasz mne?- Powiedzałem ci już że tak. Wybacz m . Węc czekam na cebe za pótorej

godzin tak jak było powiedzane . . do wizenia kochane.

1 87

Page 183: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 183/316

Tym razem pomyśał odkładając słuchawkę mógł się spodziewać żadnego teenu. Poszedł do obrotowych drzwiz kryształowym szybam, pchnął je wyszedł na ulicę

Hotel zwrócony był ku wybrzeżu Sekwany Gdy Marcelloznalazł sę za progiem, stał przez chwlę zaskoczony weołwdokem miasta i pogodnego dnia Wzdłuż parapetu rzekijak daleko oko sęgało, wyrastały z chodnków duże drzewo rozłożystych gałęziach okrytych połysklwym wiosennlstowem. Nie znał tych drzew: były to może kasztanySłońce pięknego dnia lśniło na każdym stku, przeobrażjsę w zeleń jasną świetstą uśmiechniętą Ustawione abaustradze półki handlarz zaofarowywały rzędy użynych ksążek sterty druków Ludzie spacerowali powowzdłuż półek, pod drzewam, wśród wesołego migotniświateł i cien, w błogim nastroju spokojnej niedzieleprzechadzki Marcelo przeszedł ulicę i stanął przed baltradą, mędzy dwiema półkami. Za rzeką, na drugm brzgwdnały szare kamence z mansardowymi dachami dldwe weże otreDame; dalej jeszcze wieżyczki nnckoścołów kontury domów, dachów kominów Zauważył

że niebo jest bledsze bardziej przestronne niż we Włoszecjak gdyby rozbrzmewające echem niewidzialnego ruchlwego niby mrowisko olbrzymiego miasta rozciągającegosę pod jego slepieniem Spojrzał na rzekę wcśnęw obmurowane z ciosanego kamienia z czystymi blwaram, wyglądała w tym miejscu jak kanał woda tłuwezbrana, o mętnej zieleni otaczała pierśceniami b-

czących wirów białe słup najbiższego mostu. Czarnożótystatek płynął szybko po tej gęstej wodzie, nie pozostawiajcza sobą pany z komna buchały gwałtownie kłęby dyu nadziobie widać było dwóch rozmawiających z sobą męcnjeden z nch miał na sobie nebeską koszulę, drugi isłokowy kapeusz Tłusty i pouły wróbel usid parapecie koło jego ręki ćwierkał z ożyweniem jak gdy

chciał mu coś powiedzieć po czym odlecał w kermostu. Chudy młodzeniec, może student nędznie ubw berece na głowe z książką pod pachą przykuł jegouwagę szedł w stronę NoreDame bez pośpiechu prz

188

Page 184: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 184/316

ając raz po raz by przerzeć książk i druki Obserwując goMarcello zdziwił sę, że w takim nawae przytłaczających gospraw może mu jeszcze pośwęcić tyle uwag: mógłby byćtym studentem wtedy rzeka, nebo Sekwana drzewa całyParyż miałyby dla niego zupełnie nne znaczenie W te samej

chwili zobaczył adącą wolno po aslce pustą taksówkęi zatrzymał ją gestem, który go nemal zaskoczył nie myślało tym pzed chwlą Wsadł podając adres kawarn, w którejczekał na niego Orlando

Rozsiadłszy się wygodnie, spoglądał podczas jazdy naulice Paryża. Zauważył, ak wesołe jest to stare miasto szarea pomimo to uśmechnięte i wdzięczne pełne inteligentnegouroku który zdawał się wpadać lami razem z watremprzez okno adącego samochodu. Podoba mu sę stoący naskrzyżowaniach polcjanc, sam ne wiedział dlaczego wyda-wali mu się eleganccy, w okrągłych sztywnych kep, w krót-ch peerynkach, ze szczupłymi nogami Jeden z nch zajrzałrzez okno żeby coś powiedzeć szoerow: blady i energcz-ny blondynek z gwzdkem w zębach bałą pałeczką,wyciągniętą do tyłu, wstrzymywał ruch Podobały mu sę

elke kasztany, wznoszące gałęze ku lśnącym szybomrych cemnych sad; podobały mu się szydy skepów,estarzałe z bałym pełnym zakrętasów napsam na te1owym albo ciemnoczerwonym podobał mu sę nawetniccslctyzy kształt taksówek i samochody których maskprzypominał zczone pysk psów, węszących po zem. postou przejechała przed neok

ym gmach Izby Deputowanych wjechała na, pomkęła szybko ku obliskowi na pacu de aConcorde Tak więc, pomyślał spoglądając na olbrzymojskowy plac zamknęty w głębi portykami uszeregowa-ymi nczym pułk żołnerzy na defadę tak węc est tostolica owej Franci, którą należało znszczyć. Wydawałomu się teraz że od dawna kocha to rozciągające sę przed

jego oczyma miasto o wele dawnej nż od dziś kiedyprzybł tu po raz pierwszy A jednak właśnie ten podziw dlapęknośc masta maestatyczne ujmującej wesołe utwer-dzał go jeszcze w ponurym poczuciu obowązku który miał

189

Page 185: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 185/316

wypełnć Może gdyby Paryż był mniej piękny pomlłjeszcze, potrafłby uwolnić się od tego obowązku, uciec,wymknąć się przeznaczenu. Lecz uroda miasta podtrzymywała w nim wrogi i negatywny nastrój; w podobny sposób,jak wele odrażających aspektów sprawy o którą walczyłMyśląc o tym wszystkim doznał wrażena, że tłumaczy samsobie niedorzeczność swojej sytuacj I rozumiał że tłumaczyją w ten sposób, ponieważ ani nie można wytłumaczyć jejnaczej an też świadomie i dobrowolnie się z ną pogodzi.

Taksówka stanęła Marcello wysiadł przed kawiarnąwskazaną przez Orlanda Rozstawione na chodniku stoikibyły zajęte, jak powiedział mu przez telefn agent; lecz gdywszedł do środka zobaczył, że kawiarna jest pusta: Orlandosedzał przy stolku w okiennej wnęce. Gdy tylko gospostrzegł, wstał z powitalnym gestem ręk

Marcello nie przyśpeszając kroku podszedł do agentai usiadł naprzecw nego Przez szybę okna widać było plecyosób siedzących na dworze w cieniu drzew a dalej częśćkolumnady i trójkątnego fontonu kościoła Madeene.Marcello zamówił kawę. Orlando czekał aż kelner odejdzie

po czym powiedział Myślicie pewnie, doktorze że dadzą wam dobrą kawę

z ekspresu, jak we Włoszech, ale nie łudźcie się W Paryżunie ma takiej kawy jak u nas . . . Zobaczycie, jaką lurę wampodadzą.

Orlando mówił tym samym co zawsze tonem pełnymszacunku, dobrodusznym spokojnym. „Uczcwa twar

- pomyślał Marcello zerkając spod oka na agenta i dolewając jeszcze odrobinę obrzydliwej kawy twarz rządcy,dzierżawcy, małorolnego chłopa" Czekał że Orlando wypije kawę, potem zapytał:

Skąd jesteście, Orlando?- Ja? Z prowincji Palermo doktorze.Marcello bez żadnego powodu, myślał zawsze że Oln

do pochodz ze środkowych Włoch z Umbrii albo z Mrche.Teraz, przypatrując mu się uważniej zrozumał że wprowadził go w błąd chłopski wygląd masywna budowa agentaLecz twarz jego nie odzwerciedlała ani umbryjskiej łagod

1 90

Page 186: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 186/316

ności ani spokoju charakterystycznego dla mieszkańcówprowinci Marche Była to twarz uczciwa i dobrodusznatak ale czarne akby zmęczone oczy miały w sobie kobiecąi niemal orientaną powagę nie spotykaną w tamtychokoicach kraju; także uśmiech jego ust rozciętych szeroko

ecz prawie bez warg wykwitający pod małym miękkozarysowanym nosem nie tchnął ani spokoem ani łagodnością. Powiedział cicho:

- Nigdy bym nie przypuszczał A myślał pan że skąd pochodzę? Ze środkowych WłochOrando zdawał się namyśać przez chwilę potem powie

dział z szacunkiem ale szczerze:- Mógłbym się założyć doktorze że wy akże podzieacie

ogólne uprzedzenie Jakie uprzedzenie?- Uprzedzenie północnych Włoch do południowych,

a zwłaszcza do Sycyii . . . Nie chcecie się do tego przyznać aleak jest - Orando pokiwał głową zmartwiony.

Marcelo zaprzeczył: Naprawdę nie to miałem na myśli brałem was za

ieszkańca środkowych Włoch na podstawie wasze powieowności. - Lecz Orlando uż go nie słuchał.

wiem wam że to jest obsesja - ciągnął daez pa oem wyraźnie uradowany niezwykłym słowem. Na y w domu a także na służbie . . niektórzy koledzy północy wytykaą nam nasz makaron.„ Ja odpowiadam:Przede wszystkim wy także jecie makaron i to więcej odnas a poza tym jaka znakomita jest wasza poenta!"

Marceo nic nie odpowiedział. Był w gruncie rzeczyzadowolony że Orlando mówi o rzeczach nie mającychzwiązku z misą pozwaało to uniknąć wszekiej poułościprzy poruszaniu strasznego tematu poułości która była

by w ym wypadku nie do zniesienia Orando rzekł nagedobitnie:

- Sycylia: edno wielkie oszczerstwo. . . na przykładmafa . żebyście wiedziei czego to nie mówią o mafi a

1 9 1

Page 187: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 187/316

Page 188: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 188/316

!u żeby wyjść zwycięsko z tej próby: zdecydowaneojrzenie, spokojny głos, opanowane ruchy, normalnyyraz . te rzeczy, kiedy się o nich mówi, wydają się łatwe . e trzeba się samemu znaeźć w takiej sytuacji by zroumeć, jakie to trudne . . . To jest doktorze, jeden z przyładów szkoły odwagi w mafi

Orlando który zapalił się podczas opowiadania, spojrzałteraz w twarz Marcellowi chłodnym i zaciekawionym wzrokiem, jak gdyby chciał powiedzieć „Ale my dwaj mieliśmyprzecież rozmawiać nie o mai, jeśli się nie mylę". Marcellozauważył to spojrzenie ostentacyjnie rzucił okiem na zegaek który miał na ręku

- Pomówmy teraz o naszych sprawach Orlando - powiedział rozkazującym tonem - spotkam się dziś z prosoem Quadri... Zgodnie z instrukcją, mam wam pokazaćrosora, żebyście się mogi upewnić co do jego tożsamoci . . . taka jest moja rola tak?

Tak, doktorze- A więc zaproszę dziś wieczorem prosora Quadriego

a kolację albo do kawiarni . . . Na razie nie mogę wam jeszcze

owiedzieć, gdzie . ale zadzwońcie do mnie do hotelu podieczór około siódmej , wtedy będę już wiedział. . . A co doosora Quadri, to umówmy się już teraz, w jaki sposób go wskażę.. powiedzmy na przykład, że pierwszasoba, której podam rękę po wejściu do kawiarni czy cji , to będzie prosor Quadri . w porządku?

W porządku, doktorze.

A teraz muszę już iść - oświadczył Marcello spogJ1jc znowu na zegarek Położył na stole odiczoneeniądze za kawę, wstał i wyszedł; za nim trzymając się odległości kilku kroków podążył agent.

Na chodniku Orando obrzucił wzrokiem zatłoczonąulicę, której środkiem jechały wolniutko dwie kolumnysamochodów w dwóch przeciwnych kierunkach, 1 powe

dział pompatycznym tonem Paryż- Nie po raz pierwszy jesteście chyba w Paryżu co

Orando? - zapytał Marcello rozglądając się dokoła, by

193

Page 189: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 189/316

znaleźć wśród przejeżdżających samochodów woną sówę.

- Po raz pierwszy? odrzeł Orlando pyszałowato- Gdzież tam, spróbujcie ylo zgadnąć doorze, i e razytu byłem.

- Nie mam pojęcia- Dwanaście - powiedział agent - a to trzynasy raz.Szofr jednej z tasówe dostrzegł wzro Marcela i za

rzymał się przed nim- Do widzenia, Orlando - rzeł Marcello wsiadając

czeam wieczorem na wasz elen - Agent iwnął rękąporozumiewawczo. arceo wsiadł do tasówki, podającadres hotelu.

Lecz podczas jazdy osatnie słowa agenta, to „dwanaściei „trzynaście" („dwanaście o o trzynasty raz") wciążdźwięczały mu w uszach i budziły dalekie echa w jeopamięci Był ja człowie który z krzyiem zagąda do grotyi przekonuje się że jeg głos odbija się w głębokichczeuściach Potem nagle w związku z ymi liczbami,przypomniał sobie, że ma uścisnąć dłoń Quadriem, żeby go

wsazać agenowi, i zrozumiał daczego ucieł się do tegosposobu, zamiast po prostu powiedzieć Orandowi, żeQuadriego ławo poznać po garbie: daeie reminiscencjePisma świętego sprawiły że zapomniała o ułomności profsora, tóra była o wiele wygodniejszym znaiem rozpoznawczym niż podanie ręi. Dwunastu było apostołów, a trzynastym był ten, tóry pocałował Chrystusa i wydał go żoł

nierzom czyhającym na niego w oliwnym gaju Teraztradycyjne postacie ze stacji Męki Pańsiej, tyle razy oglądane w kościołach naładały się na współczesne tło restauracjiancusiej pełnej narytych stoliów i posilających się przynich ludzi on wstaje idzie na spotanie Quadriego i podajemu ręu a siedzący na uboczu agent Orlando obserwje ichobu Potem postać Judasza trzynastego apostoła, zlew się

z jego postacią, przybera jego ształty staje się nim smym.Ogarnęła go chęć niemal przeorna, żeby głębiej pzemy

śleć owo odrycie. „Zapewne Judasz zrobił to z tych smychprzyczyn tóre mną powodują pomyślał - on kże

194

Page 190: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 190/316

usiał tak postąpić, chocaż wolałby tego nie robić no boostatecznie ktoś to musiał zrobić Ae czego się tu ękać?Sam przyznaję że wybrałem sobie rolę Judasza . . No i coz tego?"

Stwierdził że istotnie wcale nie jest przerażony, conajwyżej jak uświadomił sobie - przytoczony tą samą cozawsze chłodną melanchoią w gruncie rzeczy bynajmniejnie przykrą Pomyśał jeszcze, nie po to, żeby się usprwiediwić ale żeby pogębić owo porównane i ściśle określić jegogranice że Judasz by do niego podobny i owszem, lecztyko do pewnego stopnia. Do momentu podania dłoni; może nawet jeśli ktoś woli choć on ne był uczniemQuadriego do chwili zdrady, pojętej w sense ogólnymalej przedstawiało się to inaczej . Judasz powiesi się bo coiał zrobić innego skoro ci którzy go przekupili i namówilido zdrady nie mieli potem odwagi bronć go stanąć po jegotonie; lecz on nie odbierze sobie życia ani ne podda sięzpaczy bo za nim Zobaczy zgromadzone na pacachmy oklaskujące tych którzy wydawali mu rozkazy i tymmym usprawiedliwiali jego wykonawcę owych rozkazów

A wreszcie, pomyślał, nie dostawa nic za to, absolutnie nicŻdnych trzydziestu srebrników Sużba i tye, jak mawiałagent Orlando. Analogia bladła i rozwiewała się pozoswijąc po sobe tylko ślad dumnej i wyniosłej ironiiW dym razie - doszedł do wniosku - najważniejszehylo o, że wo porównanie przyszło mu na myś że jerm.winął przez oment uważał je za trafe.

Page 191: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 191/316

Rozdział IV

Po obedze Giulia chciała wrócić do hotelu żeby zmienićsuknię przed wzytą u Quadriego. Lecz gdy wysiedli z windyobjęła go wpół ramieniem i szepnęła:

- Wcale nie chcałam sę przebrać, chcałam po prostubyć przez chwę sama z tobą.

Idąc długm pustym korytarzem, między dwoma szeregami zamkniętych drzw w uścsku tego czułego ramenia,Marcello nie mógł powstrzymać się od myś że podróż doParyża, która dla niego była równocześne przede wszyst

kim msją dla Giulii była tylko podróżą poślubną Dlategomyślał daej, nie może oddać się wyłącznie roli świeżopośubonego małżonka którą był gotów odegrać, wsiadając z Giulią do pociągu, chocaż chwilami jak na pzykładteraz, przepełniało go bolesne uczucie dalekie od miłosnegouniesena. Lecz to była normalność której tak pragnął toopasujące go ramię, te spojrzena te peszczoty; to zaś, czego

mał dokonać wraz z Orandem, było jedyne krwawą cenąowej normalności Doszli tymczasem do swego pokoju:Giuia, wciąż obejmując go rameniem otworzyła drugąręką drzwi i weszli razem

Gdy znaleźli sę w pokoju pściła go przekręciła kluczw zamku i powiedzała: Zasłoń okno, dobrze? Marcelo podszedł do okna opuścił żaluzję gdy się obejrzał

zobaczył że stojąca przy łóżku Giuia zdejmuje już suknięprzez głowę; zrozumiał teraz, co oznaczały jej słowa „Poprostu chcę być przez chwlę sama z tobą" W milczenuusiadł na krawędzi łóżka po przecwnej stronie Miała na

1 96

Page 192: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 192/316

obie już tylko halkę i pończochy. Bardzo starannie roożyła suknię na krześle u wezgłowia łóżka zdjęła trzewikiw końcu niezręcznym ruchem kolejno uniosła nogi i położyła się na wznak opierając głowę na zgiętym ram1eu.Milczała przez chwilę po czym powiedziała

- Marcello!- Co?- Dlaczego się nie kładziesz przy mnie?Marcello posłusznie pochylił się zdjął buty i wyciągnął się

na łóżku przy boku żony Giulia skwapliwie przysunęła się,tuląc się do niego całym ciałem i pytając z niepokojem:

- Co ci jest?- Nic a dlaczego?- Nie wiem, robisz na mnie wrażenie przygnębionego.- Często będziesz odnosiła takie wrażenie - odrzekł

wiesz, że nie mam beztroskiego usposobienia Nieaczy to jednak żebym był przygnębiony

Giulia umilkła na chwilę objęła go po czym ciągnęładalej

Chciałam abyśmy tu przyszli nie dlatego żebym się

mogła przebrać . ale i nie dlatego, że chciałam być z tobąsam na sam . . . Chodziło mi o coś innego

Tym razem Marcello zdziwił się i niemal robił sobiewyrzuty że posądził ją o niewybredne zapędy erotyczneSpuszczając wzrok zobaczył jej oczy pełne łez zapatrzonew niego Czule ale nie bez odrobiny znudzenia powiedział

- Teraz ja z kolei muszę cię zapytać, co ci jest.

- Tak - odrzekła I od razu zaczęła płakać; Marcellowyczuwał całym ciałem jak wstrząsa nią tłumione łkanieCzekał chwilę w nadziei że ten niezrozumiały płacz ucichnie.Tymczasem szlochanie stawało się coraz gwałtowniejsze.Wtedy patrząc w suft, zapytał

- Czy dowiem się w końcu dlaczego płaczesz?Giulia płakała jeszcze przez chwilę a potem odpowiedzia

ła: Bez żadngo powodu . bo jestem głupia - i w jej

zbolałym głosie zabrzmiała raźniejsza nuta.Marcello popatrzał na nią i nalegał dalej

197

Page 193: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 193/316

- No, powiedz . . . dlaczego płaczesz? - Zobaczył, żw załzawionych oczach, którymi spoglądała na niego, zdajsię już przebłyskiwać iskierka naziei; po chwili Giuiauśmiechnęła się leciutko i sięgnęła po chustkę do jgokiszonki w marynarc Wytarła sobi oczy i nos, włożyłamu chustkę do kieszonki i obejmując go znowu, szpnęła:

- Jżli ci powim, dlaczgo płakałam, weźmiesz mnie zawariatkę

- No, zbierz się na odwagę - powiedział głaszcząc ją- powiedz, dlaczego płakałaś.

Wyobraź sobie - odrzekła - ż kiedy widziałam przyobiedzie, że jesteś taki roztargniony, a nawet zgnębiony,pomyślałam sobi, że masz już mnie dosyć i że ałujsz, iżożeniłeś się ze mną . . . może dlatego, że owieziałeś się odmnie w pociągu o tej historii, wiesz, z adwokatem, a możezrozumiałeś, żeś zrobił głupstwo, ty, z twoją przyszłocią,z twoją intligencją, a także z twoją dobrocią biorąc sobie zażonę taką nieszczęsną istotę jak ja . . I potm, kiedy juprzmyśałam to wszystko, postanowiłam pirwsza z obązerwać to znaczy odjchać bez słowa, żeby ci oszczęzić

przykrego pożegnania. Byłam zecydowana spakowaćwalizy zaraz po powroci do hotlu i wrócić natychmiast doWłoch, zostawiając cię w Paryżu.

Chyba nie mówisz tego na serio! - zawołał Marcellozdumiony.

- Jeszcze jak na srio - mwiła dalej z uśmiechem,ponieważ pochebiło jej zdziwienie Marcella. - Dowiez

się, że kidy byliśmy na dole w hotlu i ty oddaliłeś się nachwilę, żeby kupić papierosy, poszłam do portira i poprosiałm go, żby mi zamówił miejsce w wagonie sypianymdo Rzymu, na dziś wieczór„. Jak widzisz, to było na serio

- Zwariowałaś! - powidział Marcello, bzwidniepodnosząc głos.

Powiedziałam ci - orzkła - że weźmiesz mnie za

wariatkę . wtedy jdnak byłam pewna, że jeżeli cię opszczę,jeżli odjadę, tobi wyjdzie to na dobr Tak, byłam tegopewna, tak jak jstm teraz pewna - dodała przysuwając siędo niego, by musnąć mu wargami usta że cię całuję .

1 98

Page 194: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 194/316

- Daczego byłaś taka pewna? - zapytał Marcello,ieszany

- Nie wiem . . . ot tak . . . jak się jest pewnym wielu rzeczy„ez żadnego powodu

- A dlaczego - wyrwał mu się okrzyk, w którymrzmiała niema ekka nuta żalu - potem zmieniłaś zamiar?

Dlaczego? Nie wiem . . . Może dlatego że w windziespojrzałeś na mnie w jakiś szczególny sposób a w każdymrazie zdawało i się, że tak na mnie patrzysz . . . Ae poteprzypomniałam sobie, że zdecydowałam się na wyjazd i żezamówiłam wagon sypialny i na myśl że już nie będę mogłasę z tego wycofć zaczęłam płakać

Marcelo nic nie odpowiedział Giulia wytłumaczyła sobiea swój sposób jego milczenie i zapytała:

Gniewasz się. „ gniewasz się o ten wagon sypialny?A bilet można zwrócić . płaci się tylko dwadzieścia procent

Ależ to absurd! - odrzekł powoli i jak gdybyz zastanowieniem.

Wobec tego powiedziała tłumiąc wybuch śmiechu którym obok niedowierzania drgał jeszcze pewien lęk

jesteś niezadowolony, że nie wyjechałam naprawdę?- Drugi absurd - opowiedział Lecz tym razem wydało

u się że nie był zupełnie szczery. I jak gdyby chcą przeyciężyć ostatnie wahania i wyrzuty dodał - Gdybyśeszła, całe moje życie byłoby zmarnowane - I tym razemło mu się że powiedział prawdę, chociaż wyraził ją dwuznaczny Czy nie należało życzyć sobie aby owo

.yl'c, óre budował począwszy od sprawy z Linem, raczejległo gruzach niż dźwigało coraz to nowe ciężary i zadania,jak pałac, do którego właścicienatyk stale dobudowujealsze tarasy wieżyczki i balkoniki, aż wreszcie gmach groziawaleniem? Poczuł, że ramiona Giulii obejmują go jeszczeiaśniej w miłosnym uścisku; potem usłyszał jej szept

- Mówisz prawdę?

Tak odrzekł - mówię prawdę.- Ale co byś zrobił - nalegała z tym swoim radosnym

i prawie pyszałkowatym zaciekawieniem - gdybym naprawdę cię zostawiła i wyjechała . Pojechałbyś za mną?

199

Page 195: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 195/316

awahał się zanim odpowiedział, i znowu mu się wyd Io,

że w jego głosie dźwięczy ów daleki wyrzut:- Nie ne przypuszczam czy nie powiedziałem ci ż

że całe moje życie byoby zmarnowane?- Zostałbyś we Francji?- Tak . może A twoja aiea? Zapzepaściłbyś twoją kaieę Bez ciebie to już nie miałoby sensu wyjśnił spoone

- wszystko co obię, obię dlatego, że ty jesteś pzy mnie- No, więc jakbyś wtedy postąpił? Zdawała się

odczuwać pawie outną pzyjemność wyobaaąc gosobie bez sebe, samego

- Tak jak c wszyscy którzy pozucają swój aj i swózawód z tego odzaju powodów; chwycłbym sę aiegoowe zajęca, bybym kuchciiem maynazem, szofeem albo zaciągnąłbym się do Legii Cudzoziemsie A daczegotak sę o to dopytujesz?

- Ta sobie żeby o czymś mówić Do Legii Cudzozemskiej? Pod obcym nazwisem?

Racze tak

- A gdze jest Legia Cudzozemska?- W Maou zdaje mi się a tae w innych kajach W Marou A tymczasem ja zostałam szepnęła

pzywieając do niego z zachłannym i zazdosnym impetemZapadło milczenie Giulia zamała w bezuchu i gdy Macelo na nią spojzał, zobaczył że ma zamknięte oczy, ja gdybyspała Wobec tego on też zamknął oczy chcąc się zdzem

nąć Lecz nie mógł zasnąć mimo że oganiało go śmieelneznużenie i apatia Doznawał bolesnego i przeniliwegouczucia jakegoś buntu przeciwo samemu sobe i upoczywie powacao mu na myśl dziwaczne poównane byłdrutem nczym nnym jak żywym dutem pzez tóypłynął nieustanne potężny pąd elektyczny on zaś nie mógłgo ani pzeywać ani włączać Dutem podobnym do

pzewodów wysoiego napęcia umocowanych do słpów,na któych umeszcza się napis „Dotknęce grozi śmieci"On był tylko jednym z owych pzewodów i pąd to bzyw jego ciele ne powodując żadnych pzykych sensa

200

Page 196: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 196/316

a nawet wzmagając jego siły witalne to znowu wydawał mię zbyt mocny, zbyt intensywny a wtedy pagnął nie być jużnapiętym i wibującym dutem ale dutem odciętym dzewiejącym na kupie śmieci w kącie jakiegoś podwóka czyfbyk. I dlaczego on właśnie musiał pzewodzić ten prądktóy innych udz nigdy nawet nie musnął? A poza tymdlaczego był to pąd stały, daczego przepływał pzez niegobez pzewy? Poównanie zaysowywało się wyanie ozgałęzało się w pytana bez odpowiedzi a tymczasem wzmagała się jego bolesna i zachłanna apatia mącąc świadomośćW końcu zdzemnął się i doznał ważenia że sen zdołałprzerwać jakimś sposobem ów prąd i on Macelo stał sięweszcie kawałkiem zardzewiałego dutu zuconego w kątazem z innymi odpadkami Lecz w tej samej chwili poczułdotyk ęki na amieniu, podewał się usidł i zobaczyłstojącą pzy łóżku Gulę już ubaną i w kapeluszu nagłowe Powiedziała cicho

- Śpisz? Meiśmy pzeceż ść do QuadiegoMacello podniósł się z wysiłkiem i pzez chwię w mil

czeniu wpatrywał się w półmrok pokoju tawestując w du

chu jej słowa: „ Mieliśmy przecież zamordować Quadriego"Po czym zapytał niby żatem

- A gdybyśmy ta nie poszli do Quadiego gdybyśmyamias tego ucięi sobie długą drzemkę?

Było to ważne pytanie pomyślał obucając Giuię wzoiem od stóp do głów; i może zdążyłby się jezcze w poę tego wszystkiego wycoać. Zobaczył że Giulia spoglądała

na niego niepewnie pawie nezadowolona jak mu sęwydało, że on poponuje jej pozostanie w hotelu teaz kiedyygotowała się już do wyjścia Odpowedziała:

zecież już się pzespałeś pawie godzinę a pozaym y am nie mówiłeś, że wizyta u tego Quadriego mawielkie naczenie da twojej kariey?

M acello milczał pzez chwilę po czym potwiedził

- Tak to pawda . . wielkie znaczenie- No węc odzekła wesoło, pochylając się - wstawaj,

i nie bądź leniuchem!· i l - Ale a nie mam ochoty tam iść - powedział Macello

201

Page 197: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 197/316

Page 198: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 198/316

Io wychodząc pzed ą a koyaz Było mu eaz aźie aduchu i mia ważee że pzesał się buować przecwkoswemu losowi Pąd adal przepywał przez jego ciao alebezboleśnie i awo, ak pzez nauralny kaa Wyszedłszyz hoelu a biegącą wzdłuż Sekway uicę obzucł wzokiem szae kouy olbzymiego miasa, za balusadamipod szeokim pogodym iebem Pzed im ciągęły siępółki z używaymi książkami pzechodie szli powoiprzysaąc aby je obejzeć Wydało mu się nawe że zówwdz ego samego nędznie ubranego młodzieńca z ksążkąpod pachą kóy pzechodził wolym kokem wzdłużpółek, podążaąc ku NoteDame. A może był o koś ypodoby do amego z ubaia z zachowaia i w dodakuidący w ym samym kieuku Wydało mu się że eazparzy na ego e z zazdroścą lecz z lodowaym spokonym uczucem bezsilnośc: on mus pozosać sobą a emodzeiec - sobą Przejeżdżała aksówka zazymał ąuchem ęki i wsiadł za Giulią, podaąc ades Quadiego

Page 199: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 199/316

Rozdział V

Gdy Mcelo wszedł do domu Qudrego, uderzy go odzu ko ntast z meszkaniem w któym wd ił poso poz pewszy osttn w Rzymie. Już kmienic pooonw nowoczesnej dzielnicy w głębi kętej uliczki podobn ze

swoimi postokątnym bakonami odstjącymi od gładkiejsdy do komody o otwtych szudch nsunę mumyśl o szym i beimennym bytowniu ukszttownymn zasdze mmky społecznej; jk gdyby Qudemu popzeneseniu się do Pyż zeżło n zmieszniu sę jednoitą msą możnego mescstw fncuskegoGdy wsedł do wnęt óżnic zysowł się jeszczewyźniej : mieszkne rymski e byo ste cemne, zw onenjóniejszymi drobzgmi książkmi ppiermi, zaku-one i niedbne to ntomst było sonecne noweczyste z niewieką iością mebi i nc ne mówio u o pcynukowej Cek przez kik mnu w sonie pzeson-

nym pustym pokoju gdze tylko w rogu stało pę elidoko stołu e szklnym bltem Jedynym szczegółemw mniej pospoltym guście był wisący n ścinie duży obzpędz jkiegoś kubisty chłodn dekocyjna miesninónokooowych ku szecianów wców i ównoegyckesek Z ksążek, z tych książek któych oboć kudezył Mrcell w Rzymie tu nie zobczył ani jdnej!

Odnosiło sę wrżenie myśa patząc n śniącą drewninąposdzkę n długie jsne zsłony nge ściny, że jst sęw nowoczesnym teatrze n scenie kóej dekocj osłazapojektown do dmtu z newieom osobmi i jeną

�04

Page 200: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 200/316

tyko sytuacją Jaki to draat? ego i Quadriego bezwątpienia; ae chociaż znał ju sytuację zdawało u się niewiadoo dlaczego, że nie ujawniły się jeszcze wszystkiepostaci Kogoś jeszcze bakowało i kto wie czy interwencate osoby nie zieni całkowicie ozwou akci

ak gdyby na potwierdzenie ego niejasnego przeczuciaotworzyły się drzwi w głębi salonu i zaiast Quadigoweszła łoda kobieta zapewne ta saa jak pomylałMarcello która rozawiała z ni po ancusku pzteefn Wysoka w letniej białej sukience z kloszowąspódnicą szła po lustrzanej posadzce niezwykle eastycznymi wdzięczny kokie. Marcello nie ógł się powstryaćeby nie popatrzeć przez chwię ukadkow pzyemnościąna zarys jej ciała przebijający przez lekką suknię zaryscieny ale o wyraźnych zdecydowanych wykwintnychkształtach ginastyczki lub tancerki Potem obzucił wzro-kie ej twarz i wydało u się że widział ą już pzedtem aegdzie i kiedy tego nie ógł sobie przyponieć Podeszła doGiulii uścisnęła jej obie dłonie swobodnie nieal serdecznie, i wyjaśniła płynnie po włosku lecz z silny akcentem

fancuski, e profesor jest zajęty i przyjdzie za kika intO wiele niej serdecznie, ak wydało się Macelowi a nawetniedbale, powitała z daleka jego po czy poprosiła ichoboje, by usiedli Podczas gdy rozawiała z Giulią Marce-o bacznie ją obserwował próbując dociec dlaczego nie mógłsię oprzeć wraeniu, e poznał ją już dawniej Była wysokie-go wzrostu iała due dłonie i stopy szerokie aiona

i nadzwyczaj szczupłą talię odcinaącą się od krągłegobiustu i pełnych biode Jej szyja była długa i sukła twarzbada, nie uszminkowana pozbawiona świeości i jakbyzniszczona chocia łoda o wyrazie bystrym nieciepliwy, niespokojnym i stanowczy Gdzie ją ju widział?Ona jak gdyby czując e jest obsewowana niespodziewanie zwóciła głowę w ego stronę i wtedy Macelo, uderzony

kontaste jej niespokojnego i przenikiwego spojrzenia ześwietlistą pogodą wysokiego, białego czoła uświadoiłsobie nage, gdzie ją już spotkał a raczej gdzie spotkałpodobną do niej osobę: w dou publiczny w S. kiedy

205

Page 201: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 201/316

wrócł po kapelusz do salonu zastał am Orlanda w towarzystwe postytuk Luzy Właścwe całe podobeństwopolegało na szczególnym kształce, bel jasnośc czoła,które u tej także przypomnało kólewsk dadem; poza tyme dwe kobety wcale ne były do sebe podobne Prostytutka maa usta szeroke, o wąskch wargach ta - małewypukłe, zacśnęte, któe, jak przyszło mu na myśl możnaby porównać do małej róży o lcznych, lekko przywędłychpłatkach nna różnca ręka postytuk bya kobeca, gładka, pulchna; ta natomast mała prawe męską dłoń twardą,czewoną newową I weszce prostytutka maa straszny,chryplwy gos ak wele kobet ej proesj ; tymczasem głostej był oschły czysty chłodny mły jak wyozumowana subtelna muzyka: był głosem kobety z owarzystwa

Macello zaobserwował e podobeństwa różnce; potemgdy rozmawała z ego żoną zauważył też krańcowy chód ejzachowana w stosunku do nego Może, pomyślał, Quadponmowa ją o ego dawnych sympatach poltycznych ona woałaby ne wdzeć go w tym domu Zasanawał sękm ona jest; Quad o le pamęał ne by żonaty sądząc

po jej uprzejmym zachowanu, moga być sekreaką albo poprostu welbcelką profsoa występującą w rol sekretarkPrzypomnał sobe uczuce, któego dozna w domu w Skedy zobaczył prostytukę uzę wchodzącą na schody przyboku Orlanda uczuce bezslnego buntu rozdzeającejltośc, uprzytomnł sobe nagle, że ne było ono w istocenczym nnym jak pożądanem zmysłowym zamaskowa

nym duchową zazdroścą teraz powacało już bez maskskerowane do kobety sedzącej naprzecw nego Podobałamu sę w sposób nowy wstząsający pragnął sę jejpodobać wrogość przebająca z każdego jej gestu dotkwe go bolała. Powedzał w końcu pawe bezwednemając na myśl ne Quadrego ale ją:

- Mam wrażene że nasza wzyta ne spraw pzyjemno

śc proesorow„ może jest zbyt zaętyOdpowedzała od razu, ne patząc na nego- Wprost przecwne, mój mąż powedzał m , że spot

kane z panem spaw mu welką pzyjemność doskonale

206

Page 202: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 202/316

ana paięta„ Każdy kto przyeżdża z Włoch est tutamile widziany Pawda, że est bardzo zajęty ae ogroniego cieszy pańska wizyta Poszę zaczekać, pójdę zobaczyć,czy już idzie - Słowa te wypowiedziane były z nieoczekiwaną skwapiwością, któa napełniła otuchą serce Macea

Gdy wyszła z pokoju, Giuia zapytała nie okazującjednak żadnego zaciekawienia

Dlaczego yślisz, że profsoowi nie będzie przyenienas zobaczyć?

Marceo odpowiedział spokonie: Przyszło to na yśl w związku z nieżyczliwy

zachowanie tej pani- Dziwne - zawołała Giulia - ona zrobiła na nie

wręcz przeciwne ważenie Wydała i się taka zadowolonaz naszej wizyty ak gdybyśy się od dawna znali A czy typoznałeś ą uż dawnie?

- Nie - odrzekł odnosząc wrażenie że kłaie nigdyjej przedte nie widziałe . Nie wie nawet kto to jes

Czyż to nie żona poesoa?- Nie wie nie wydaje i się, żeby Quadri był żonaty

oże to jego sekretarka- Pzecież powiedziała ó ąż - zawołała Giuia,

zduiona - Gdzie ty asz głowę? Powiedziała takwłaśnie ój ąż o czy tyś yśał?

A więc, uświadoił sobie Marcello ta kobieta aż tak naniego działa, że stawał się roztargniony głuchy na wszystkoOdkrycie to spawiło u pzyjeność i, rzecz dziwna

zapragnął pzez chwilę porozawiać o ty z Giuią, jakgdyby nie była zainteesowaną w tej sprawie osobą tykokiś postronny, kou ógłby się zwierzać do woliPowiedział

- Nie zwróciłe uwagi żona? Wobec tego usiał sięniedawno ożenić

Dlaczego?

- Bo kiedy go znałe, był kawalere- Jak to to wy nie pisywaiście do siebie?- Nie; był oi prosore, pote wyechał na stałe do

Francji i zobaczę go dziś po raz pierwszy od tego czasu

207

Page 203: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 203/316

Ciekawe myślałam że jesteśce zaprzyaźneniDługo sedzieli w mlczenu Potem drzwi w tóre Marc

lo wpatrywał się bez znecierpliwienia otworyły s i naprog uazał się mężczyzna w tórym Marcello na perwyrzut oka nie poznał Quadriego. Ale kiedy z jego twazyprzenósł wzro na ramę i dostrzegł wypło ęająąniema uca zrozumiał że Quadri po prost zgoł bodęRozpoznał tez dziwny prawie sześciokątny szałt twazyjednowymarowej płase jak jaskrawa maska przyrytaczarną perką. Rozpoznał także oczy przenikliwe błyzczące z czerwonym obódkam róątny no podobnydo serca dzwonu nieremne usta jakby óło z czerwonego żywego mięsa Jedyną nowoścą była broda krya

dawniej pod zarostem: mała i krzywa z głęboką bruzdą poddolną wargą odznaczająca się znamenną brzydotą zdradzaąca może charakter tego człowieka

Quadri zamiast żakietu w tórym wdział go Marcellopodczas ich perwszego i ostatnego spotania miał nasobie zgodnie z podobaniem do jasnyc barw typowymdla garbusów sportowy garnitur z szarego meniąego sę

mateiału Pod marynarką mał cowboyską koszul w czerwonozieoną kratę a na ne krzykliwy krawat Podszedł doMarcella i powiedzał tonem serdecznym a zarazem całkowice obojętnym:

- Clerici czy tak?„ Ależ oczywiście doskonale sobiepana przypomnam między innymi taże dlatego że byłpan ostatnim studentem który mnie odwedził przed mom

wyjazdem z Rzymu„ Bardzo jestem rad że pana wdzęJego głos pomyśał Marcello również się nie zmienł:nezwykle łagodny zarazem niedbały czły i zarazemroztargniony Przedstawł żonę Quadriem tóry z gaanterią może zbyt ostentacyjną pochylił sę by ucałowaćpodaną m przez Gulię dłoń Gdy usiedli Marcello powedział z zakłopotaniem

Jestem w podróży poślbnej w Paryżu i przyszło m namyśl żeby pana odwiedzić był pan moim profsorem„ ale·może przychodzę nie w porę?

- Ależ nie, synku dog - odrzeł Quadri z właścwą mu

208

Page 204: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 204/316

ylewną łagodnością - nie, wpost przeciwnie, zobił man wielką przyemność To badzo ładnie, że pan o mnieamiętał Każdy, kto pzyeżdża z Włoch, choćby dlategoe mówi do mnie pięknym włoskim ęzykiem, est tu zawszeile widziany - Sięgnął po leżące na stole pudełkoapieosów, zazał do niego i widząc, że został tylko eden,oczęstował, z westchniniem, Giulię: - Proszę pani nieaimy ani a, ani moa żona i zawsze zapominamy że inniubią palić A więc podoba się pani Paryż? Pzypuszczame nie est tu pani po az piewszy.

A więc, pomyślał Macello, Quadi chce powadzić konenconalną rozmowę Odpowiedział za Giulię:

Właśnie że tak: oboe po az piewszy pzyechaliśmy

o Payża- W takim azie odrzekł skwapliwie Quadi - za

doszczę wam można pozazdościć każdemu, kto pzyeżża pierwszy raz do tego pięknego miasta a w dodatkuw podóży poślubne i o te poze oku, kiedy Payż estaładnieszy Jakie ważenie zobił na pani Payż?

- Na mnie? - powiedziała Giulia patząc ie na

Quadiego, ale na męża - Dopawdy nie miałam eszczezasu go zobaczyć pzyechaliśmy dopieo wczoa

- Zobaczy pani, akie to piękne miasto po postuzepiękne powiedział Quadi zdawkowo ak gdybyyśląc o czymś innym - Im dłuże się tu mieszka, tymbardzie uzeka ego piękno Ale nech pani nie oglądaamych tylko zabytków Chociaż niewątpliwie godne uwa

gi, nie są wspanialsze od naszyc włoskich Niech panidużo chodzi, niec się pani każe zapowadzić mężowi doóżnych dzielnic Payża Różnoodność aspektów życiatego miasta est napawdę zadziwiaąca

Na azie widzieliśmy badzo niewiele - zekła Giulanawyraźnie nie zdaąc sobie sprawy z konwenconalnegoi niemal ironicznego carakteru wypowiedzi Quadiego Poczym zwróciła się do męża wyciągaąc ękę i pieszczotliwiedotykaąc jego dłoni - Ale pochodzimy sobie po Paryżu,pawda, Macello?

- Oczywiście - powiedział Marcello

�09

Page 205: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 205/316

- Pwinni państwo - ciągnął daej Quadri tym samyonem - przede wszystkm poznać Francuzów To miłynaród ntegentny kochający wolność i chociaż tow pewnym stopniu nie zgadza się z wyobrażeniem jakiezazwyczaj mamy o Francuzach także i dobry U nichnteligencja tak wyranowana i wrażliwa stała się rmądobroci znają pańtwo kogoś w Paryżu?

- Nie znamy nikogo - odrzekł Marcello - I obawiamsię że nie poznamy Będziemy tutaj tylko przez tydzień

- Szkoda naprawdę szkoda Nie można w całej pełnidocenić żadnego kraju jeżeli się nie zna jego mieszkańców

- Paryż to miasto nocnych rozrywek prawda? - zapytała Guia której ta konwersacja z przewodnika turystycz

nego zdawała się całkowicie dogadzać - Nic jeszcze niewidzieliśmy ale chcelbyśmy gdześ pójść . Jest tu podobno mnóstwo dansingów nocnych lokali czy tak?

- Ach tak tabarins boltes, pudełka, jak je tu nazywają powedział profsor z roztargnioną miną Na Montmartre na Montparnasse My prawdę powiedziawszyrzadko do nich zagądamy Czasami pry okazji przyjazdu

jakichś znajomych z Włoch wykorzystywalśmy ich ignorancję w tej dziedzinie żeby sami się trochę podkształcić ale widz sę zawsze to samo . chociaż wszystko robione jestz wdziękiem i elegancją właściwą temu mastu Widzi paniFrancuz to poważny naród bardzo poważny to wielcydomatorzy . Może zdziwi to panią gdy powiem że większość paryżan nie przestąpiła nigdy progu bolte Tutaj

bardzo się ceni rodzinę bardziej niż we Włoszech I

częstosię spotyka dobrych katolików epszych niż we Włoszechbo ich stosunek do religii jest mniej rmalny głębszy .Toteż nie ma się co dziwić że pozostawiają boltes namcudzozemcom To zresztą znakomite źródło dochodu.Paryż zawdzięcza po części swój dobrobyt tym wszystkimlokalom i w ogóle nocnemu życu

- Ciekawe powiedziała Guia - a ja myślałam żeFrancuzi dużo sę bawią po nocach - Zaczerwenła sięi dodała: - Mówiono mi że tabarins są otwarte przez całąnoc zawsze przepełnone jak u nas w karnawale

2 1 0

Page 206: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 206/316

- Tak - odzekł z rozargnienem prosor - alewększość bywających am udzi o cudzoziemcy.

- Nie szkodzi - powiedzała Guia. - Badzo bymchciała zobaczyć chociaż jeden z ych okai Choćby ykodlaego, żebym mogła opowiadać, że tam byłam.

Owozyły się drzwi i weszła pani Quadri niosąc oburączacę z dzbankiem i fiżankam do kawy. - Proszę miwybaczyć - powiedzała wesoło, zamykając nogą dzwi- ae ancuskie pokojówki o nie o, co włoske. Mojapokojówka ma dzś wony dzień i wyszła zaaz po obedzie .wszysko musimy robić sami.

„Jes napawdę uradowana - pomyśał Marceo, rochę ym zaskoczony Zarówno wesołość jak ruchy, ekkie

i swobodne przy sinej budowe, dodawały jej wiel wdzięku-Lino - powedział proesor z wahaniem -pani Cerici

chciałaby zobaczyć bołte . . . Co jej możemy poecić?Och, jes ich ye, ne brak dopawdy wybou Na każdy

us na każdą kieszeń - odrzekła pogodne. Naewałakawę do fżanek opierając się całym ciężarem na jednejnodze i wysuwając drugą, jak gdyby chciała pokazać dużą

sopę obuą w rzewik na nskm obcasie Podała fżankęGiui, po czym dozuciła niedbale: Edmondo a może mymogibyśmy ch zaprowadzić gdzieś do bołte? Śwenaokazja dla ciebie, żeby się rochę rozerwać

Mąż przesunął dłoń po podbódku, jak gdyby chciałpogładzić sobe brodę, odpowedział

Nauanie, oczywiśce, daczego nie?

- Wiece pańswo, co zobimy? ciągnęła podając kawęMarcelowi i mężowi. - Ponieważ i ak mieiśmy coś zjeśćwieczorem na meście, zjemy razem kolację w małej resauacji na prawym bzegu, niedogiej, ae gdzie dobrzedają jeść, w „e coq au vn, a poem pójdziemy zobaczyćbardzo dziwny lokal. yko pani Cerici nie powinna sięgorszyć.

Guia, zaażona jej wesołością, roześmiała sę: Nie gorszę sę bye czym- Ten oka nazywa się „La cravae noire", Czarny

Krawa wyj śniła siadając na kanapie obok Giuii - i by

2 1

Page 207: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 207/316

aą w nim dość szczególne osoby - dodała patrząc na

Giuię i uśmiechaąc się- Co to znaczy?- Kobiety o specalnych upodobaniach obacy pani

Właścicielka i kelnerk chodzą wszystke sokingachi czaych krawatach Zobaczy pani są take śieszn

- Ach teraz rozumiem - odrzekła Giulia tchę mieszana. - Ale czy maą tam wstęp także mężczyźni?

To pytanie ozśmieszyło panią Quadri Ależ oczywście to publiczny lokal ały dansing

poadzony przez kobietę o specanych podobaniachbardzo zresztą nteligentną ale każdy może am weść oprzeceż nie klasztor - Parsknęła śieche spogądaą na

Giulię; pote dodała żywo - Jeżeli to ani nie odpoiadamożemy iść do innego lokal.„ ae nie będe ż taoryginalny

Nie powiedziała Gulia - chodmy a bardomnie to zaciekawło

- Nieszczęsne istoty rzekł proesor Wstał: - Módrogi Cleric chcę powiedzeć że bardz i było pzyene

pana zobaczyć i że będzie mi eszcze przyemnie ześć diświeczór kolacę towarzyse pana i pańskie żoy . Czypana sypatie przekonana są te same co danie?

Marcello odpowiedzał spokojne- Ne zajuę się poltyką. Tym lepie tym lepie - Profsor uął go za rękę

i ściskając ą w soch dłoniach dorzucił - Wobec tego

świta na oże nadziea na zdobycie pana tonełagodnym zbolałym i przeuącym ak ksiądz któryprzemawia do atesty Przycsnął rękę do pesi okolicyserca i Marcello zobaczył ze zdumieniem że okrągłe i yłupiaste oczy Quadriego pokryły sę szlisą mgiełką co nadaało błagalny wyraz ego sporzeniu Potem ak gdybychcąc ukryć zruszenie profsor szybko pożegnał się z Glą i wyszedł ówiąc

- Moa ona uówi sę z państwem na dziś wieczórDrzwi sę zamknęły Marcello trochę zakłopotany, usiadł

w telu naprzeciwko kanapy na które siedziały obe pane

Page 208: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 208/316

Traz po wyściu Quadiego wogość ego żony zdawała snie ulegać wąplwości. Ostenacynie ignoowała ego obecność ozmawiała z Guią:

- A była uż pani w domach ody u kawcowychu modystek? Rue de a Paix Fauboug Sain HonorAvenue de Magnon?

- Nie - odekła Gulia z iną osoby która słyszy poraz pewszy e nazwy - eszcze nie.

- Chcałaby pan pzejść się po ych ulicach, wstąpć doparu sklepów zwiedić akiś dom mody? Zapewniam paniąże to bardzo interesuące - mówiła dale pani Quadiz sedecznością przymlną sugesywną pocągaącą i opiekuczą.

- Ach tak naturalnie - Giuia spozała na ęża poczym dodała - Chcałabym też sobe coś kupić. . naprzykład kapelusz.

- Chce pani żebym pani towazyszya? zapoponowaa pani Quad co było zeszą neuchonnym nasępswemwszyskch uprzednich pytań Dobze znam kilka domówody mogłabym pan coś niecoś doadzić.

- O ak badzo prosę - odzekła Gulia niepewne, alez wdięcznoścą

- Mogłybyśmy póść eszcze dziś po południu za godznkę. Pozwoi mi pan pować żonę na kilka godin pawda?- z ym ostanmi słowam zwróciła się do Macela, alezupenie inny tone niż do Giulii sostkim pawepogardiwym

Marcello wzdygnął sę odpowiedał Naturalnie eśli Giulia ma ochotęWydawało u sę że Giulia wolałaby się wymknąć spod

opiek pan Quadi ak pzynajmniej zozumiał spojzeniektóre u rzuciła; i uświadoił sobie że odpowiediał żoniesporzeniem kóe mało ą skłonić do pryęcia te propoyci Zaaz poe ednak adał sobie pyane cy robię odlaego, że a kobiea i się podoba i chcę ą ponowniezobaczyć czy też dlatego że mam do wypełnienia misję i niehcę pan Quad do siebie zać? Nagle z pzykoścątwiedzł że sam nie wie cy kieue się własną chęcią cy

Page 209: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 209/316

eż obowązującym go planem A tymczasem Giulia sprzewiła się:

Prawdę powiedziawszy, miałam zamiar wrócić nachwilę do hotelu

Lecz tamta nie pozwoiła jej doończyć

- Chce sę pan trochę odświeżyć przed wyjścem?Poprawić toaletę? Nie mus pan przecież wracać po to dohotelu . może pani wypocząć u mne na mom łóżku Wiem jaie to męczące iedy się est w podróży biegaćprzez cały dzień bez chwil wytchnienia, zwłaszcza dla nasdla obiet Proszę ść ze mną proszę droga pani - ZanimGula zdążyła odpowedzieć, pani Quadri zmusiła ją żeby

wstała z anapy; teraz popychała ją łagodnie, ale stanowczou drzwiom Na progu, ja gdyby chcąc jej dodać otuchyoznamiła słodocierpim tonem: - Pan mąż poczea napanią tutaj„ niech się pan nie boi, ne zgubi go pani- Potem obejmując ją rameniem wpół wyszła z ną naorytarz zamnęła drzw.

Marcello został sam zerwał się n równe nog i zaczął

begać wzdłuż wszerz po pooju Wydawało mu sięoczywiste, że ta kobieta czuje do niego nieprzezwyciężonąodrazę i chciał odgadnąć przyczynę Lecz uczucia egow tym momencie były dziwnie sompliowane bolała gowrogość osoby przez tórą pragnąłby być ochany, a jednocześne niepooiło go podejrzene, że ona wie o nm całąprawdę bo w tym wypadu msja byłaby nie tylo trudna do

wyonania, ale i niebezpieczna Najbardzej jedna cierpiałnad tym, że te dwa ę ta się w nm pomieszały, że nie mógłjuż odróżnić jednego od drugiego lęu ochana, tóryczuje, że go odtrącono, od lęu tajnego agenta tóry się boiże został zdemasowany Zresztą jak uświadomił sobiew przypływie dawnej melanchol , gdyby mu się nawet udałoprzezwyciężyć nechęć tej obiety, byłby potem zmuszony

raz jeszcze wyorzystać na rzecz msj nawązane z nąewentualne stosuni Ta samo ja zaproponował w ministerstwie połączene podróży poślubnej ze zleceniem politycznym Ja zawsze

: 1 4

Page 210: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 210/316

Za jego plecami otworzyły się drzwi, wróciła pani Quadr Podeszła do stołu i powiedzała:

- Pańska żona była bardzo zmęczona i zdaje się że jużzasnęła na moim łóżku Potem wyjdzemy razem

To znaczy - rzekł spokojnie Marcello - że pani mniewyrzuca

Ach, mój Boże nie - odpowedzała chłodnym,konwencjonalnym tonem - ae jestem bardzo zajęta profsor także Musałby pan sedzieć sam w salonie Ma panprzecież coś lepszego do roboty tu w Paryżu

- Wybaczy pani odrzekł opierając obydwie ręceo poręcz tea patrząc na nią ale wydaje mi sę że jestpani do mnie wrogo usposobiona . Czy tak nie jest?

Odpowiedziała od razu szybko i śmiało:- I to pana dziw?- Muszę przyznać że tak - rzekł Marcelo - wcale się

nie znamy, widzimy się dzsiaj po raz pierwszy- Znam pana doskonale przerwała - nawet jeśli pan

me e zna„Ładna historia!" pomyślał Marcelo Wrogość tej

kobiety potwierdzająca się teraz w kategoryczny sposób,obudzła tak ból w jego sercu, że oma ne krzyknął głośnoZdruzgotany westchnął powiedział cicho:

Ach pani mnie zna?- Tak - odrzekła z błyskem nenawiśc w oczach

Wiem że pan jest agentem policyjnym szpegem nażołdze swojego rządu Dziwi się pan teraz, że jestm wrogo

do pana usposobiona? Nie wem jak odnoszą się do tegoinn ale ja ngdy nie mogłam ścerpieć /es mouchards toznaczy szpicli - przetłumaczyła z ancuskego z obraźliwąuprzejmością

Marcelo spuścł oczy i przez chwę mlczał Przeżywałmękę, pogarda tej kobiety jak żelazne ostrze jątrzyła bezlitośnie otwartą ranę. W końcu zapytał

A pan mąż we o tym?- Ależ oczywście odpowiedziała z obelżywym zdzi

wieniem Jak mógł pan myśleć że nie wie? On mi topowedział

2 15

Page 211: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 211/316

Ach, są dobrze poinrowani" poyślał bezwearcello I zapytał rozważny tone

- Dlaczego w aki razie przyjęlście nas siebie? Czy nieprościej byłoby odówić?

Ja rzeczywście nie chciała - powiedzaa · ale ą

jest nny. To prawie święty . uważa że dobroć jet najepąeodą.„Święty kuty na cztery nogi" - iał ochotę odpowe

dzeć arcelo Lecz przyszło u na yśl, że było akwłaśnie wszyscy święci usieli być nesłychane chytrzyDodał - Bardzo nad ty boleję że jest i pani niechętna ponieważ ja . czuję d o pan wielką sypaę.

Pańska sypata napełna nie zgrozą arcello zastanawiał się późnie co owładnęło ni w tyoencie: jak gdyby zaślepienie blaskie zdający siępłynąć z czoła tej kobety, i jednocześnie ipus głbokigwałtowny, potężny, poeszany z podneceie i rozpacliwą iłością. Uświadoił sobe nagle że stoi przy paniQuadr, że obejuje ją wpół, że przyciąga ją do siebie e

ówi ccho- I ponieważ pani się bardzo podoba iał ją przy sobie tak blisko, że czuł, jak flują w oddec

jej krągłe piersi; przez chwilę patrzyła na niego osłupiaa,pote krzyknęła piskliwym trujący głose

- To szczyt wszystkiego W podróży poślubnej i poio to gotów zdradzić swoją żonę.. szczyt wszystkego!

- Szarpnęła się rozwścieczona żeby sę uwonić z uśck arcela i dodała: - Proszę nie puścć . abo zawołojego ęża Marcello puścił ją natychast, lecz ona,oślepiona rią, szarpnęła sę znów, jak gdyby ją trzyałw dalszy ciągu, i wyierzyła u poiczek

Mogło wyglądać na o, że pożałowała od razu swegoczynu Podeszła do okna, wyjrzała na ulcę a poe

oglądając się za sebie, powiedziała szorstko Przeprasza - Marcello odniósł jednak wrażenie, że kierue nąnie tyle skrucha, co lęk przed ewentualnyi następswaiwego policzka. Więcej było wyrachowania i opanowana

I 1

Page 212: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 212/316

o nż żalu w tone e głosu, eszcze zacętym nechętny Powedzał zdecydowane:

Ne pozostae m teraz nc nnego ak wyść „ Proszępowadomć moą żonę przypowadzć ją tuta I proszępzeprosć w naszym menu swego męża, jeśl chodzo dzseszy eczór Poe mu pan, że przypomnało m sęnagle, ż umówłem sę uż przedtem z kmś nnym

Tym razem, pomyślał, to rzeczyśce konec Przekreślza ednym zamachem ne tylko młość do te kobety, aetakże swoą msę

Pewen, że pan Quadr zaraz podedze do drzw, coąsę, żeby ne stanąć e na drodze Zobaczył ednak, że onamu sę przygląda, wydyma usta kapryśnym grymasem

zblża sę do nego Zauważył mgaący przez chwlę w jeoczach ponury zdecydowany błysk Gdy znalazła sę o krokod nego, podnosła rękę dotknęła ego polczka mówąc:

- e, nech pan ne odchodz„ pan m sę też bardzopodoba„ . jeżel zachowałam sę tak gwałtowne, to właśnedlatego, że pan m sę podoba nech pan ne odchodz zapomn o tym, co było - Jednocześne głaskała go po

polczku, uchem nezręcznym, ale pewnym wadczym, akgdyby chcąc uśmezyć ból wywołany uderzenem

Macelo patrzał na ną, patrzał na je czoło; pod jejwzokem pod neco szorstkm dotknęcem męske dłonczuł ku swemu nawyższemu zdumenu, bo dośwadczałego po az perszy, ż akeś zmeszane, głęboke, wzruszaące, pzenkaące na wskroś, pełne tklwośc nadze,

rozpera mu peś hamue oddech Stała pzed nm z wycągnętą ręką, głaszcząc go, on jednym spozenem oganąłcałą e urodę, ak coś co było mu przeznaczone zawsze, conemal było celem całego ego życa; zrozumał, że kochał ązawsze, uż przed tym dnem, zanm szcze ą przeczuł w teobiece z S Tak, pomyślał, to była młość, któą pownenbył dać Gul, gdyby ą kochał, a oddawał ją teaz tepoznane pzed chwlą kobece Potm przystąpł do nez otwartym ramonam, by ją objąć. Lecz ona wywnęła sęod azu, chocaż zrobła to, jak mu sę wydało, w sposóbmękk fluteny; pzykładaąc pace do ust, szepnęła:

' I /

Page 213: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 213/316

- A teaz idź . Zobaczymy się wieczoemZanim Macello zdążył zdać sobie z tego spawę, wy

prowadzła go z saonu, wepchnęła do pzedpokoju i otwozyła dzwi Potem dzw sę zamknęły Macelo znaazłsię na schodach

Page 214: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 214/316

Rozdział VI

Lina i Guia miały wypocząć, a potem ść do domówmody Późnej Gulia miała sama wócić do hoteu, a pańs

wo Quadri oieca po nch przyjechać i zarać ich naoację . Było ooło czwartej i do olacji raowało przeszłocztery godzny; ae tyo trzy do teenu Oranda, tóryumówił się z nim, że zadzwoni, ay się dowiedzieć adesurestauracji Marceo miał więc trzy godzny czasu Po ym,co zaszło w domu Quadrich, pragnął samotności choćydlaego, żey lepiej sieie zozumeć O ie owem myślał

schodząc ze schodów - w zachowaniu Liny, mającej mężaznaczne sarszego od nej pochłonęego potyą, ne yłonic zasaującego, o tye jego zachowanie w kila dni pośluie, w podóży poślunej, zdumewało go, przeażałoi jednocześnie odroinę mu scheiało Dotychczas uważał,że zna sieie na tye, y móc zapanować nad sobą, iedyzechce Teraz jedna uświadamiał sobie, sam nie wiedząc,

czy z przerażene czy z zadowoenem, że może się myliłSzedł dłuższy czas sręcając z jednej uiczi w dugą, ażw ońcu znalazł sę w szeoiej ae, eko biegnącej podgórę, Avenue de a Grande Arme, ja przeczytał na ogujednego z domów Istotnie, gdy podnósł oczy, zobaczyłnage prostoątny bok Łuu Tumfnego wyszeający nakońcu ulicy Masywny i zarazem widmowy, zdawał sęzawieszony na badym nieie, może z powodu enejmgiełi, tóa zaarwiała go na łęitno Idąc przed seie,z oczyma weponym w trumlnego olosa, Maceloznowu doznał w pewnej chwii nie doświadczonego przed

.   , ,

Page 215: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 215/316

te, upajającego uczucia wolności i niezależności jak gniespodziewanie zdjęto mu z bark jakiś przygniatającciężar i jego krok stał się żejszy, niemal lotny Zastanawiasię przez chwilę, czy ma przypisać tę olbrzymią ulgę prostemu ktowi że znalaz się w Paryżu, z dala o coziennych trosk przed tm wspaniałm pomnikiem: może przemijające objawy zadowoenia fzycznego bra za gębokeprzemiany duchowe potem po namyśe, zrozumia, żezawdzięcza to uczucie pieszczocie Lin Burzliwe myślizaczynały kłębić się w jego gowie na wspomnienie tejpieszczoty Machinalnie rzesunął ręką po policzku, takgdzie spoczywała jej łoń, i musia przymknąć oczy w błogimzachwycie, jakb przeżywał po raz rugi rozkosz dotyku

owej doni szorstkiej i odważnej która z czuością błądziapo jego twarzy; jak gyby chcąc poznać jej zars

Co to jest miość? - zaa sobie pytanie wkraczając naszeroki chodnik z oczyma zwróconmi na Łuk Tiumnco to jest miość dla której teraz zaprzepaści może cae swojedotychczasowe życie, opuści nowo poślubioną żonę, zraipolityczną wiarę zapącze się w niebezpieczną awantur

niczą, nieowracalną w skutkach przygoę? Przypomniasobie, że prze wieu laty z rozdrażnieniem odpowiezia nato pytanie swojej koleżance z uniwersytetu, z uporemodrzucającej jego zaloty, że la niego miość to stojącawiosną na łące krowa oraz byk który wspina się na tylnenogi żeby na nią wskoczyć Ta ąka, pomślał eszcze, tomieszczański dwan w salonie Quarich Lina to krowa

a on to byk . Nadzy, pomimo odmiennego ta i innej buowyciaa byiby całkiem poobni do pary zwierząt I uriapożądania zaspokajanego z niezdarną i popędliwą gwatownością byłaby taka sama Ae na tym kończy siępodobieństwa, tak oczywiste i tak mało znaczące Gżwskutek jakiejś tajemniczej duchowej alchemii uria taprzeksztacała się natychmiast w aleke od niej myślii uczucia które choć z konieczności nosiy jej znamięw żaden sposób nie mogy tylko jej otczć. Pożądanie iebyo w rzeczwistości niczym innm jak zdecydowanąi potężną pomocą udzieloną przez naturę czemuś, co

20

Page 216: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 216/316

istniało przed nim i poza nim Ręką natury, która wyciągaaz zewi przyszłości ludzki embrion rzeczy przyszłych

„Krótko mówiąc pomyślał próbując ochłonąć i powściągnąć niezwykłą egzalację , która go ogarnęła - chcęporzucić moją żonę w podróży poślubnej, zdezerterowaćz posterunku podczas wypełniania misji, żeby zostać kochankiem Liny i zamieszkać z nią w Paryżu Krótko mówiąc- ciągnął daej zrobię to wszystko na pewno, jeżei sięprzekonam, że Lina kocha mnie tak , jakją kocham, z tychsamych powodów i równie mocno"/'

·

Jeśi miał jeszcze jakąś wątpiwość o do powagi tej swojejdecyzji, to rozwiała się ona ostatecznie, gdy doszedłszy dokońca Avenue de la Grande Arme podniósł oczy na Łuk

Triumfny Istotnie teraz przez analogię, wywołaną widokiem tego pomnika wzniesionego ku czci zwycięstw głośnejtyranii, doznał wrażenia, że jest mu prawie żal tamtej tyranii,której dotąd służył i którą zamierzał zdradzić. Oczyszczona,ueczona z tej zdrady, jeszcze nie popełnionej , roa, którą dodziś odgrywał, wydawała się bardziej zrozumiała, łatwiejszado przyjęcia nie wynikała, jak dotychczas, z powierzchow

nego dążenia do normaności, ecz z głębokiego powołania,a w każdym razie z przyczyn nie tyko sztucznych Prócz egoża, ak oddalony i już retrospektywny, był niezbitymdowodem nieodwołaności powziętej decyzji

Czekał dłuższą chwilę, aż zatrzyma się karuzela samochodów, objeżdżających dokoła pomnik i przeszedłszyprzez pac, skierował się prosto do Łuku, wchodząc z kape

uszem w ręku pod sklepienie, gdzie znajdował się gróbNieznanego Żołnierza Oo na murach Łuku spisy wygranych bitew, z których każda oznacza da nieziczonejilości udzi ę samą wierność i wyrzeczenia, jakie jeszczeprzed kikoma minuami wiązały go z jego rządem; oo gróbz czuwającym nad nim wiecznie płonącym zniczem, symbolinnych poświęceń, nie mniej całkowitych Czytając nazwybitew napoeońskich, przypomniał sobie słowa Oranda:„Wszystko da rodziny i da ojczyzny" I zrozumiał nage, żeod agenta, tak mocno przekonanego i zarazem tak niezdonego usprawiediwić rzeczowo swoich przekonań, różnił się

Page 217: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 217/316

edynie umieętnością wybou, pod wieczną strażą melancolii prześladuące go od niepamiętnyc czasów Ta,pomyśał, doona wyboru w przeszłości i teraz mia wybierać znowu I jego meancholia była właśnie melancoliąpomieszaną z żalem, który budzi się na myś o tym comogoby być i z czego, po doonaniu wybou, trzebaz konieczności zrezygnować

Wyszed spod Łuku, przeczeał znów, aż przerwie siępotok pzeeżdżaącyc samochodów, i znalazł się na cod-niu Avenue des CampesElyses Wydało mu się, że łoztacza niewidzialny cień nad begnącą przed nim bogatąi ozweseloną ulicą; i że istniee aaś niewątpliwa więźmiędzy ym woownczym pomniiem i pooowym, pogod-

nym dobrobytem łumu zalegaącego codnii Pomyślałwedy, że i to est eszcze ednym aspetem czegoś, z czegozrezygnował: tyania rwawa i niesprawedliwa zmeniałasię z czasem w radość i w bogactwo niepamięne swegoźródła orutna ofara późniejszym pooleniom przynosiapotęgę, wolność i dobroby Oto ila argumenów naorzyść Judasza � pomyślał żatobliwie

eaz jednak powziął uż decyzę i odczuwał tylo ednopragnienie: myśeć o Linie i o tym, dlaczego i a go ocha.Z tym pagnieniem w duszy schodził powoi Avenue desCampsElyses, przysając az po az, żeby oberzeć slepy,pisma wystawione w iosach, ludzi siedzących w kawiarniach, pakaty mowe, teatane afsze. Coaz gęstszy tumprzechodniów otaczał go zewsząd i jego płynny ruc wyda

wa mu się ucem samego życia Cztery kolumny samo-codów, adącyc w obu ierunkac migały mu w prawymou przed lewym przesuwały się bogate sepy, wesołeszyldy, przepełnione awiarnie Im dae szed, tym bardziepzyśpieszał roku, ak gdyby uciea przed Łuiem Triumlnym W pewne cwili oberzał się i zobaczył, że uoddala się i zaciera w odległości oraz w letnie mgle, tracącmaterialność Gdy doszedł do ońca ulicy, wyszua sobieławeczę w cieniu drzew ogrodu i siadł na nie z ulgą,zadowolony, że może się oddać w spoou rozmyślaniomo Linie

222

Page 218: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 218/316

Chcia wrócić myślą do tej chwili, kiedy po raz pierwszyodgad e istnienie: do wizyty w domu pubicznym w SDaczego kobieta którą tam zobaczył w salonie przy bokuagenta Orlando, wzbudzia w nim tak nowe i tak gwatowneuczucie? Przypomnia sobie, że uderzya go świetlistość eczoła, i zrozmiał, co pociągnęło go napierw do te kobiety,a potem jż ostatecznie do Liny czystość, która wydawałam się spronowana i zbezczeszczona w1prostytutce i trimąca w Linie Podobieństwo imion/ Lino i Lina tegoczowieka, który po raz pierwszy obuzi w nim grozę i tekobiety, która go z niej wyzwalaa, uzna za szczęśliwąwróżbę/W sposób natralny, spontaniczny dzięki potędzemiłości odnajdywał poprzez Lię tak pragnioną i wytęsk

nioną normaność Nie tę normalność niemal birokratyczną którą ścigał przez te wszystkie ata lecz inną, prawieanielską Wobec te normalności promiennej i eteryczneciężie arzmo pracy w wywiadzie mażeństwo z Giuliąrozsądne i bezbarwne życie systematycznego człowieka byytylko lekkim jarzmem które znosił, podświadomie oczekąc poprawy osu Teraz wyzwalał się z arzma i odnajdywał

samego siebie, dzięki tym samym przyczynom, które niegdyśwbrew ego woli kazały m e dźwigać.

Podczas gdy siedząc na aweczce oddawa się tym rozmyśliwaniom niespodziewanie wpad mu w oko dży samochód, który jadąc w kiernk Pace de la Concorde zdawałsię stopniowo zwaniać bieg i rzeczywiście zatrzyma się nieopoda przy chodniku Był to czarny wóz, stary, ae k

susowy o staroświeckie linii, którą eszcze bardzie uwydatniał niemal przesadny blask niklów i mosiądzów karoseriiRos Royce - pomyśla; nagle ogarną go przeraźiwy lęk,i ten lęk, z którym wiązało się jakieś strasziwe wspomnienie,był m dziwnie znaomy, a więc tym bardziej groźny Gdziei kiedy widział już ten samochód? Szofr, chdy, szpakowaymężczyzna w granatowe liberii zatrzyma się wysiadł

szybko i pobiegł otworzyć drzwiczki Na ten widok odżyw pamięci Marcela obraz stanowiący odpowiedź na jegopytanie ten sam samochód tego samego koloru i te samemarki, stoący na rog licy w alei niedaeko szkoły, i Lino

223

Page 219: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 219/316

w chwii, gdy otwera mu dzwiczki i zaprasza, by usiaobok niego Podczas gdy szof sał przy drzwiczkachz czapką w ęku, wysunęła się ostrożne z auta męska ogaw szaej aneowej nogawce, ze stopą obuą w ewkjaskrawo żółty i śnący jak mosiądze samochodu Potemszo wyciągnął ękę oczom Macella ukazała się całapostać człowieka z rudem wysiadającego z samochodu B1to stary mężczyzna jak osądzł chudy badzo wysokio szkałatnej wazy i jasnych włosach, może jeszcze isiwych; krok miał chwiejny podpieał się aską opazogumową pohewką, a jednak zdawał się dziwnie młodMaceo obsewował go uważnie, gdy nieznajomy zbiża siędo ławeczk, zastanawiając się, co nadaje temu saemumężczyźnie taki młodocany wygąd, zrozumiał: uczesaz pzedziałkiem z boku oaz zieona muszka pod knerzykem koorowej koszui w biało-óżowe pask. Star� pan szedł ze wzokem utkwonym w zemię, ecz gdy zna ·

się przy ławeczce, podniósł głowę i Marceo zobaczył ;jego oczy są niebieske, nawnie surowe także młodziecze.W kocu usiadł z tudem obok Marcea a szoer kóy

szedł za nim krok w kok, podał mu małą paczuszkęw bałym papeze Potem skłonł się ekko wócił dosamochodu wsiadł i siedział nieruchomo na swoim mejscu

Marceo, który pzedtem śedził wzrokiem każdy u•staego człowieka, teaz spuścł oczy ozmyśał Wiele da'·

za to żeby nie odczuwać takiej grozy na sam widok wqpodobnego do samochodu, który powadził Lino wys0

czyło to wspomnienie żeby zakłócić jego spokój Ale \<iprzerażało go badziej jeszcze, to sine ponue, cepuczuce słabości, niższości znewolenia, towazyszące owgozie Jak gdyby ne mnęły długie ata abo, co gorzej jakgdyby minęły na póżno, jak gdyby pozostał tym samym cowtedy chłopcem, na któego Lino czekał w samochodzie który wsiadał posłuszne do wozu na jego skinenie

Wydawało mu się, że az jeszcze padł oaą szantażu, etym azem nie szantażował go Lino obecanką ewolwetyko jego własne ciało, niespokojne i niezdone zapomnieZduzgotany tym nagłym gwałtownym wybuchem ogn

24

Page 220: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 220/316

kóry uważał za wygaszony westchnął i mechanicznieobmacał kieszenie szukając paperosów W tej chwili usłyszał głos mówiący po fancusku:

- Papierosy? Proszę Odwrócił sę i zobaczył, że starszy pan podaje mu

w czerwonej lekko trzęsącej sę dłon nie zaczętą paczkęamerykańskich papierosów Spoglądał przy tym na niego zeszzególnym wyrazem, jednocześnie władczym i dobrodusznym Marcello w najwyższym stopnu zakłopotany bezodzękowania wziął paczuszkę, szybko ją otworzył, wyciągnął jednego papierosa i oddał ją starszemu panu Lecz tenchwytając paczuszkę wpychając ją nie znoszącym sprzeciwu ruchem do kieszonki jego maynark powedział porozu

miwawczym tonem To dla pana może je pan zatrzymaćMarcelo poczuł że się czerwien i potem blednie z gniewu

upokorzenia Szczęślwe jednak rzucił w tej chwil okemna swoje buty: były bałe od kurzu sftygowane po długimhodzeniu Wtedy zaświtała myś że ten pan wziął gozapewne za nędzarza albo bezrobotnego ochłonął ze złości

Wyjął papierosy z kieszonki, bez żadnej ostentacj, i położyłe na ławce pomiędzy sobą i swom sąsiadem

Tamten jednak nie zauważył tego przestał się już nimzajmować Marcello zobaczył że starszy pan otwera paczkę którą podał mu szofr i wyjmuje z niej bułkę Rozskubałją powo i pracowice tzęsącymi się rękami i rzucił kikaokruszyn na ziemię Natychmiast z jednego z gęstych dzew

ocieniających ławeczkę sfunął duży wróbe tłusty poufły.zblżył się podskakując, przekrzywł parę razy łepek żebyzejzeć się dokoła po czym chwycił w dziób jednąkruszynkę i zaczął ją pożerać Staszy pan ozrzucił więcejokruchów i k lka innych wóbli przyleciało z gałęzi dzew nachodnik Z papierosem w ustach z pzymknętymi oczymaMarcelo obserwował tę scenę. Stay mężczyzna pomimo żezgarbony że trzęsły mu się ęce rzeczywiście zachowałw sobe coś z młodego chłopca a raczej bez większegowysiłku można było go sobie wyobrazić jako młodegochłopca Jego profl jego usta czewone kapyśne, prosty

225

Page 221: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 221/316

duży nos asne włosy opadaąc na czoło nemal łobuzerskm kosmykiem pozwalały nawet przypuszczać, że niegdyśbył bardzo przystonym młodzieńcem; może jednym z tychnordyckich atetów którzy łączą dziewczęcy wdzięk z męskąsłą. Pochyony z głową cężko pzygwożdżoną do pers

pokruszył wróblom całą bułkę; potem nie poruszaąc się annie oglądaąc zapytał w dalszym ciągu po ancusku- Z jakego pan jest kau?- Z Włoch - odrzekł krótko Marcelo- Jak mogłem sę tego ne domyślć! - zawołał staszy

pan uderzaąc się w zoło charakterystycznym gestemgniewnym i pełnym żywości - Zastanawiałem sę właśnegdze ja mogłem widzeć taką twaz jak pańska taką egularność rysów Głupiec ze mnie oczywiście we Włoszech . .a ak się pan nazywa?

- Maceo Ceic - opowedział Marceo po chwilwahana

- Marcello powtózył starszy pan podnosząc głowęi patrząc przed siebe. Nastąpiło długie miczene Zdawałosię, że tamten nad czymś się zastanawia a raczej coś sobiepzypomina W końcu z tumjącą mną zwócł sę doMarcea i zarecytował: - Heu miserande puer, si qua fataaspera rumpas tu Marcelus eris.

yły to stoy Werglego któego Marcelo znał dobrze,dlatego że tłumaczył je w szkole a także datego że w owychczasach koledzy stale dokuczai mu tym cytatem Wypowiedzane w tym momence po obdarowanu go paczkąpapierosów słynne stroy zrobły na nim niemłe wrażenienezdanego pochebstwa To ważene zmenło się w rytacę gdy spostrzegł że starszy pan taksue go wzrokiem odstóp do głów po czym wyaśnia: Wergiliusz

- Tak Wegiusz odzekł sucho - a pan est skąd? Jestem Bytyjczykiem odpowiedział ku zdzwieniu

Macea po włosku tonem ofcjalnym a może ionicznym

Potem co zabzmało jeszcze dzwnej meszając włoskęzyk z dialektem neapoitańskim dodał - Żyłem wiele latw Neapou . Jesteś neapoitańczykem?

- Nie powiedział Maceo stropiony tym nagłym

226

Page 222: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 222/316

przeJsc1em na ty Teraz wróble pożarłszy okruszynyodleciay; o kika kroków daej przy chodniku, czeka RollsRoyce Starszy pan wziął laskę podniósł się z trudemmówiąc do Marcela rozkazującym tonem tym razem pofancusku:

- Czy nie odprowadzi mnie pan do samochodu? I zechcemnie pan wziąć pod rękę?Marcelo odruchowo poda mu ramię. Paczuszka papiero

sów zostaa na awce tam gdzie ją poożył - Zapomniał panpapierosy - powiedział starszy pan wskazując końcem laskiMarceo udał że nie słyszy i zrobi pierwszy krok w stronęsamochodu Tamten przestał nalegać i poszedł za nim

Posuwał się wono o wiele woniej niż przed chwią kiedyszed sam; i opierał doń o ramię Marcela; ale owa doń niespoczywała na miejscu ecz błądzia po całym ramieniumodego mężczyzny z pieszczotą już zaborczą. Marcelopoczuł nage że serce zamiera mu w piersi i podnosząc oczyzrozumia dlaczego: stał tam samochód, który czeka nanich obu Domyśa się że będzie zaproszony jak przedwieu aty Ale jeszcze bardziej przerażała go świadomość iżnie odrzuci tego zaproszenia W historii z Linem poza chęciązdobycia rewoeu poowaa im pena doza naiwnejkokieterii teraz zauważył ze zdziieniem że miejsce ejzajęo zobojętnienie człowieka który już w przeszości uległniepojętej pokusie i który po wieu latach znalazszy sięznienacka w tej samej puapce nie widzi powodu żebystawiać opór Owe myśli następowały byskawicznie jednapo drgie; yły to raczej ośnienia niż myśi. Podniós oczyi stwierdził że doszli już do samochodu Szofr wysiadłi czekał przy otwartych drzwiczkach z czapką w ręku

Starzec nie puszczając ramienia Marcella powiedzia- Zechce pan wsiąść?Marcello odpowiedzia bez namysu zadowoony ze swo

jej stanowczości- Dziękuję ale muszę wracać do hoteu . czeka na mnie

żona- Biedaczka - odrzek tamten z ironiczną poułością

- niech sobie trochę poczeka dobrze jej to zrobi.

27

Page 223: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 223/316

A więc należy jasno postawić sprawę - pomyślał Marlo Powiedział:

- Nie zrozumieliśmy się Zawahał się, potem dostrzegając kącikiem oka młodego włóczęgę, który przystanąłprzed ławką, gdzie leżała paczka papierosów, dodał Nie

jestem tym, za kogo mnie pan bierze może tamten byłbyodpowiedniejszy - i wskazał na włóczęgę, który właśnieszybkim ruchem wsuwał ukradkiem do kieszeni paperosyStarszy pan także spojrzał w tę stronę, uśmiechnął sięi odpowiedział z żartobliwą bezczelnością:

- Takich mam ile dusza zapragnie. Bardzo żałuję - rzekł zimno Marcello, odzyskując całą

pewność siebie, i już chciał odejść Ale starszy pan zatrzymał o Niech pan przynajmniej pozwoli się odwieźć Marcello zawahał się, spojrzał na zegarek- No dobrze, niech mnie pan odwiezie skoro to ro

panu przyjemność- Robi mi wielką przyjemność.Wsiedli, najpierw Marcello, potem starszy pan Szofr

zatrzasnął drzwiczki i szybko usiadł na swoim miejscu. Dokąd? - zapytał starzecMarcello wymienił nazwę hotelu, a tamten, zwracając się

do szora, powiedział coś po angielsku Samochód ruszyłBył to wóz cichy i dobrze resorowany, jak stwierdził

Marcello, gdy jechali bezszelestnie i szybko pod drzewamiTuileries w kierunku Place de la Concorde Wnętrze byłoobite szarym suknem; w kryształowym wazoniku o staromodnym kształcie znajdowało się kilka gardenii Starszy panpo chwili milczenia zwrócił się do Marcella i powiedział:

Proszę mi wybaczyć tę historię z papierosami . wziąłem pana za jaiegoś biedaka

- Drobiazg - odrzekł MarcelloJego towarzysz milczał jeszcze przez chwilę po czym

odpowiedział- Rzadko kiedy się mylę przysiągłbym, że pan byłem

tak pewny, że prawie się wstydziłem użyć tego pretekstuz papierosami Byłem pewny, że wystarczyłoby spojrzee

28

Page 224: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 224/316

Mówił z nonszalancją cyniczną, wesołą, śwatową nawyraźniej w dalszym ciągu uważał Marcella za zboczeńca.Ten jego porozumewawczy ton był ak władczy że Marcelaprawie kusiło, żeby mu zrobić tę satysfkcję i odpowiedzeć„Tak, może ma pan rację jestem ak sam o ym nie

wedząc wbrew woli . . i przekonałem się o tym godząc sięwsiąść do pańskego samochodu" Zamias tego rzekł sucho: Pomył się pan o wszystko- TakSamochód okrążał teraz obeisk na Place de a Concorde.

Potem gwałownie zatrzymał się przy moście. Starszy panpowiedział:

- A wie pan co mi nasunęło ę myśl?- Co?- Pańskie oczy . . . akie łagodne, takie pieszczotliwe

pomimo że usiłują być pochmurne... one przemawiająwbrew pana woli.

Marcelo nic ne odpowiedzał. Samocód po krótkmostoju jechał dalej minął most i zamiast skręcić nawybrzeże Sekwany zapuścił się w ulcę za Izbą Deputowanych Marcello wzdrygnął się i zwrócił do swego towarzysza:

- Aeż mój hotel jest nad Sekwaną.- Jedzemy do mne - odrzekł tamten - ne chce pan

wpaść na cwlę i napić się czegoś? Potem wróci pan do żony.Marcello miał wrażenie, że przeżywa na nowo to samo

uczucie upokorzena i bezslnej wściekłości co niegdyś,przed laty kedy koledzy wciągając mu spódnczkę wołaidrwąco: „Marceina!" Tak samo jak wówczas koledzy, tenstar nie wierzyłw jego męskość; jak koledzy dopatrywał sięw nim z uporem cech kobiecyc� Powedział z zaciśnętymizębam:

- Proszę mne odwieźć do oeu.- Ależ doprawdy . . . o to panu szkodz? Na chwlkę. Wsiadłem tylko dlatego że zrobiło się późno i było mi

wygodniej żeby pan mne odwiózł. i proszę mnie terazodweźć

- Dzwne a ja myślałem, że cciał pan żeby pnaporwać. Wszyscy jesteście acy, trzeba was brać gwałem.

229

Page 225: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 225/316

Zapewniam pana że się pan myli używając w stosunkudo mnie tego tonu nie jestem taki za jakiego mnie panuważa powiedziałem to już raz i teraz powtarzam

- Ach jaki pan jest podejrzliwy ja nic nie uważam noniechże pan tak na mnie nie patrzy

- Sam pan tego chciał - rzekł Marcello i sięgnął ręką dowewnętrznej kieszeni marynarki Wyjeżdżając z Rzymuwziął mały rewolwer wolał go nie zostawiać w walizce żebynie budzić podejrzeń Giulii i stale nosił przy sobie. Wyciągnął z kieszeni broń i dyskretnie tak żeby szor niczego niezauważył przyłożył luę do marynarki starego mężczyznyen spoglądał na nieo z czule ironiczną miną; potem spuścił

oczy Marcello zobaczył że spoważniał nagle twarz jegoprzybrała wyraz niepewny niemal zdziwiony- Widzi pan? A teraz proszę powiedzieć szoerowi, żeby

mnie zawiózł do hotelu.Sarszy pan natychmiast wziął tubkę i wymienił głośno

nazwę hotelu Marcella Wóz zwolnił biegu i skręcił w poprzeczną ulicę Marcello schował do kieszeni rewolwer:

- eraz wszystko jest w porządkuTamten milczał Już się otrząsnął ze zdumienia i uważnie

obserwował Marcella jak gdyby studiował jego twarzSamochód wyjechał na wybrzeże Sekwany i sunął wzdłużbalustrady Marcello rozpoznał nagle wejście do hteluobrotowe drzwi pod szklanym daszkiem Samochód stanął

- Pozwoli pan że mu ofaruję ten kwiat - rzekł starszypan wyjmując z wazonika i podając mu jedną gardenięMarcello zawahał się a tamten dodał

- Dla pańskiej żonyMarcello wziął kwiat podziękował i wyskoczył z samo

codu podczas gdy szor stał z gołą głową przy otwartychdrzwiczkach Wydało mu się że usłyszał a może była tohalucynacja - głos starszego pana który go żegnał powłosku - Addio, Marcello - Nie oglądając się za siebietrzymając gardenię w dwóch palcach wszedł do hotelu

Page 226: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 226/316

Page 227: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 227/316

a nocnym stoliku paliła się lampka reszta pokojpogrążona była w mroku. Zobaczył Giulię która siedziaau wezgłowia łóżka oparta plecami o poduszki owiniętaw biały całun prześcieradło kąpielowefrotte. Przytrzymywała je oburącz na piersiach ale nie mogła albo nie chciała

nic na to poradzić że rozsuwało się odsłaniając jej nogii brzuch; Lina skulona w kręgu szerokiej białej spódnicy napodłodze u stóp Giulii obejmowała ją ramionami za nogigłowę miała przytuloną do jej kolan i piersi przyciśnięte dojej goleni Giulia bez cienia wyrzutu a nawet z żartobliwąi pobłażliwą ciekawością obserwowała Linę a ponieważbyła odchylona do tyłu wyciągała szyję by lepiej widzieć

W końcu Lina, nie zmieniając pozy zapytała niskim głosem Czy nie masz nic przeciwko temu żebym pobyła jeszcze

trochę tak przy tobie? Nie ale niedługo będę musiała się już ubraćPo chwili milczenia Lina jak gdyby wracając do poprze

dniej rozmowy powiedziała- Ach jaka ty jesteś głupia cóż by ci to szkodziło? Sama

mi powiedziałaś że gdybyś nie była zamężna nie miałabyśnic przeciwko temu.

- Może powiedziałam to dlatego - odrzekła Giianiemal zalotnie - żeby cię nie obrazić . . . a poza tym jestemprzecież mężatką

Marcello podglądając dalej zobaczył że Lina podczas

rozmowy oderwała od nóg Giulii jedną rękę i przesuwa jąpowoli stanowczo wzdłuż uda odchylając przy tym rąbekprześcieradła

- Zamężna - powiedziała z głębokim sarkazmem - aletrzeba wiedzieć z kim

- Mnie się on podoba! - powiedziała Giulia. Doń Liyukazała się teraz tuż obok nagiego łona Giulii pełzncposuwistym ruchem jak głowa węża Giulia jednak uęłą jąza przegub i stanowczo odepchnęła dodając pobłażliwymtonem guwernantki która karci rozzuchwalone dziecko:

Nie myśl że tego nie widzą.Lina chwyciła rękę Giulii i zaczęła ją całować powoli

23

Page 228: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 228/316

z namysłem, ocierając raz po raz całą twarz o wewnęrznstronę jej dłon, jak pies Potem szepnęła:

- Mały głuptasek - tonem najgłębszej tkliwościNastąpiło długie miczenie Siła namiętności bąca z każ

dego gestu Liny tworzyła kontrast z roztargnieniem i obojęt

nością Giulii, która teraz już nie wydawała się zaciekawiona i,pozwalając Linie całować się w rękę i ocierać się o nią,rozglądała się dokoła, jak gdyby w poszukiwaniu jakiegośwykrętu. W końcu cofęła rękę i uniosła się na łóżku mówiąc:

- Teraz już naprawdę muszę się ubieraćLina skoczyła na równe nogi wołając:- Nie ruszaj się . powiedz mi tylko, gdzie są twoje rzeczy:

ja cię ubioręStała teraz wyprostowana, plecami do drzwi i całkowicie

zasłaniała Giuię Marcello usłyszał głos żony, która mówiłaze śmiechem

- Chcesz być też moją pokojówką?-A co ci to szkodzi? Nic ci się nie stanie . a mnie to zrobi

taką przyjemność!- Nie, sama się ubioręSpoza ubranej postaci Liny, jak przez rozdwojenie, wyło

niła się Giulia, kompetnie naga, przesunęła się na palcachprzed oczyma Marcea i znikła w głębi pokoju Potemdobiegł jej głos

Proszę cię, nie patrz na mnie odwróć się ja sięwstydzę

- Mnie się wstydzisz? Przecież ja też jestem kobietą- Jesteś i nie jesteś kobietą . patrzysz na mnie tak, jak

patrzą mężczyźni- Powiedz po prostu chcesz, żebym sobie poszła.- Nie, możesz zostać ale nie patrz na mnie- Głupia jesteś, wcae na ciebie nie patrzę Myśisz, że mi

na tym zależy, żeby c się przyglądać?- Nie złość się zrozum mnie: gdybyś przedtem nie

mówiła mi takich rzeczy, to nie wstydziłabym się terazi mogłabyś mi się napatrzeć do woi - Głos jej dochodziłstłumiony, zapewne w tym momencie wciągała sukienkęprzez głowę

233

Page 229: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 229/316

Nie chcesz żebym ci pomogła?- O Boże, jeśli tak ci na tym zależy Zdecydowana, chociaż niepewna w ruchach pełna waha

nia, a jednak agresywna, rozgorączkowana, ale upokorzona, Lina poruszyła się ukazała się na moment przed

Marcellem i znikła kierując się w tę stronę pokoju, skąddobiegał głos Giulii Zapanowała chwila milczenia, po czymGiulia zawołała niecierpliwe lecz nie wrogo - U jakaś tynudna. Lina nie odpowiedziała nic Teraz światło lampypadało na puste łóżko na wgłębienie odciśnięte biodramiGiulii owiniętymi w wilgotne prześcieradło. Marcello odsunął się od szpary i wyszedł na korytarz.

Gdy był już o kilka kroków od drzwi, zauważył, żez przejęcia i oszołomienia bezwiednie zrobił gest, którywydał mu się znamienny odruchowo zgniótł w palcachgardenię którą dostał od starca i przeznaczył dla LinyUpuścił kwiat na dywan i poszedł w kierunku schodów

Zszedł na parter, minął hall i znalazł się na wybrzeżuSekwany, w złudnym i mglistym świetle zmierzchu Paliły sięjuż światła: białe w gronach; latarnie dalekich mostówżółte parami: reektory samochodów; czerwone: zapalonelampy w oknach. Noc wzbijała się jak posępny dymw pogodne zielone niebo za czarnym konturem wieżyczeki dachów na drugim brzegu. Marcello podszedł do balustrady i oparł się o nią łokciami, spoglądając w dół napociemniałą Sekwanę, która wyglądała teraz tak jak gdybyjej mroczny nurt wchłonął smugi drogich kamieni i kołabrylantów To, co odczuwał, przypominało raczej śmiertelny smutek po klęsce niż zgiełk samej klęski Przez kilkagodzin tego popołudnia wierzył w miłość; teraz wiedział, żeto było złudzenie że obraca się w świecie wynaturzonymi jałowym w którym nie ofarowuje się miłości tylkostosunek płciowy, od najbardziej naturalnego i banalnegodo jak najbardziej anormalnego i dziwacznego Na pewnonie była miłością miłość Liny do nigo ani miłość Liny doGiulii; trudno było mówić o miłości w jego stosunkachz żoną; i może nawet Giulia tak pobłażliwa dla Liny, niemalurzeczona jej propozycjami nie kochała go prawdziwie

234

Page 230: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 230/316

W tym śwece mrocznym penym byskawc podobnymdo buzlwego zmerzchu owe dwuznaczne postace kobetmężczyzn mężczyznkobet którzy sę z sobą krzyżo-wal podkeślal swoją dwuznaczność zdaway mu sęjakmś pognostykem także dwuznacznym a jednak zwą

zanym z jego neuchonnym pzeznaczenem potwe-dzającym nemożwość uceczk. Poneważ mość ne stneje on tylko datego pozostane tym czym był dotądwypełn do końca swoją msję będze twał w zamarzestwozena sobe rodzny ze zwerzęcą neobczaną Guą.To bya nomalność to ustępstwo ten pusty kształt. Pozaną wszystko byo caosem bezpawem.

Pchnęło go do tej decyzj także postępowane Lny któestao sę już jasne jak sońce. Gardzła nm prawdopodobne równeż go nenawdza zgodne ze swom wasnymszczeym jeszcze wtedy wyznanem; żeby jednak ne zrywaćstosunków móc nadal wdywać Gulę któa ją pocągaapotaa udawać że go koca. Macelo rozumał teraz, żene może od nej oczekwać nawet zrozumena ltości tawogość neprzejednana kańcowa opancezona zbocze-nem seksualnym nenawścą potyczną pogardą moral-ną budza w nm uczuca pzenklwego bóu bezslnośc.To śwato oczu czoa tak czyste rozumne ngdy sę nenachyl nad nm by tklwe ośwecć go uspokoć. Lnabędze woała zawsze ponżać je brukać w pocebstwachbaganac w pzewrotnyc zblżenach Przypomna so-be że kedy ujrza ją z twazą pzycśnętą do koan Gu dozna tego samego wrażena pofnacj które udezyło gow domu w S . gdy zobaczy że postytutka Lna pozwala byobejmowa ją Oando Gula ne była Olandem pomyślał;ecz on pagną by to czoło ne cyło sę pzed nkm spotkało go rozczaowane. Wśód tyc ozmyśań zapadanoc. Macelo wyprostowa sę odwrócł w stronę hoteluZdążył zauważyć w ostatnej chwl baą postać Lny którawłaśne stamtąd wychodza podążaa szybkm krokem dosamocodu stojącego neopodal przy chodnku. Uderzyago jej nema trumjąca tajemncza mna: przypomnaakunę lub łascę która wymyka sę z kunka unosząc swoją

235

Page 231: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 231/316

obycz Nie było to zachowanie osoby, której się powiodło, wprost przeciwnie Być może Linie uało sięwymusić na Giulii jakąś obietnicę a może Giulia powoowana znużeniem albo biernością seksualną pozwoliła ej ajakąś pieszczotę, o której nie przywiązywała wagi, ale która

była cenna la Liny Lina otworzyła teraz rzwiczki osamochod siadła bokiem na przenim siezeniu po czymwciągnęła nogi o środka wozu Gdy przejeżżała obokniego zobaczył z proflu jej piękną twarz umną i elikatą;sieziała wyprostowana trzymając ręce na kierowcySamochó oalił się, Marcello wrócił o hotelu.

Uał się prosto do pokoju i wszeł bez pukania Paowatam wzorowy porządek, Giulia, już ubrana sieziała pretoaletką i czesała się Zapytała spokojnie nie ogląając się zasiebie

- To ty?- Tak ja - orzekł Marcello siaając na łóżkuPoczekał chwilę i potem zapytał: No jak tam przyjemnie było?Giulia z ożywieniem odwracając się bokiem o toaletki

opowiedziała natychmiast:- Jeszcze jak zostawiłam moje serce co najmiej

w ziesięciu sklepachMarcello nic nie opowieział Giulia w milczeniu skoń

czyła się czesać potem wstała, poeszła o łóżka i też a imusiała Ubrana była w czarną suknię z użym, śmiałymekotem, po którym uwypuklały się jej krągłe piersi iczymdwa sterczące z kosza ojrzałe owoce Poniżej ramienia miałaprzypiętą sztuczną szkarłatną różę Na jej młoej i łagonejtwarzy o uśmiechniętych oczach i świeżych ustach malował sięten co zawsze wyraz zmysłowej radości Giulia uśmiechała siębyć może bezwienie osłaniając mięzy jaskrawo uszkinkowanymi wargami regularne zęby o lśniącej i niepokalaejbieli. Ujęła go czule za rękę i powieziała:

Wyobraź sobie co mi się przyarzyło - No, co takiego? Ta pani, żona prosora Quariego Pomyśl tylko

To nie jest normalna kobieta

236

Page 232: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 232/316

Page 233: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 233/316

Page 234: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 234/316

Jaki pogram?- Jej mąż wyjeżdża juto; ona natomiast zostaje jeszcze

kika dni w Paryżu. Mówi, że ma jakieś interesy dozałatwienia ae ja jestem pzekonana że zostaje dla mniePoponuje, żebyśmy pojechali razem i spędzii z nimi tydzieńw górach To że jesteśmy w podóży poślubnej nawet jej niepzychodzi do głowy . . Da niej ty w ogóle nie istniejesz . . .Zapisała m i ades ich willi w Sabaudii i kazała pzysiąc że cięnamówię na pzyjęcie tego zaposzenia

- I jaki jest ten ades?-0, tam jest - powiedziała Giuia wskazując eżącą na

mamurowym blacie nocnego stoika kartkę - ae czyżbyśchciał przyjąć to zaproszenie?

- Ja nie ale może ty.- Na listość boską czy ty napawdę myślisz, że mnie

cokowiek obchodzi ta kobieta? Mówię ci pzecież że jąwyzuciłam, bo mnie zamęczała swoją nachalnością- Wstała tymczasem z łóżka i wyszła z pokoju ciągnącdalej: A propos- zawołała już z łazienki - ktoś dzwoniłdo ciebie pół godziny temu . . . mężczyzna mówił po włosku nie chciał powiedzieć nazwiska. Zostawił swój numer telefnu i posił żebyś do niego zateefnował jak tylko wóciszZapisałam numer na tej samej kartce.

Marceo wziął kartkę wyciągnął z kieszeni notes i staannie zapisał sobie ades Quadich w Sabaudii az numetelefnu Oranda Wydawało mu się że odzyskał już panowanie nad sobą po chwilowym uniesieniu, któemu dał siępować tego popołudnia; wskazywały na to jego automatyczne uchy i towarzysząca im melanchoia A więcwszystko się skończyło pomyśał chowając notes dokieszeni - i ta miłość, która pojawiła się na moment w jegożyciu nie była w guncie rzeczy niczym innym jak tylkobodźcem do ostatecznego utwierdzenia kształtu tegoż życiaWrócił myśą do Liny i wydało mu się że widzi w jej pasji do

Giuii oczywiste zządzenie losu, któe nie tyko pozwoiłomu dowiedzieć się adesu domu Quadich w Sabaudii aleównież spawiło że nie będzie tam Liny, gdy zjawi sięOando ze swoimi udźmi Słowem to że Quadi wyjeżdżał

239

Page 235: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 235/316

sam i Lina zostawała w Payżu, jak najbardziej spzyjaoplanom misji; gdyby okoliczności uożyły się inaczej oni Olando znaleźliby się w sytuacji bez wyjścia.

Wsta powiedział żonie że już wychodzi i zaczeka a iąw hallu i skieował się do drzwi W głębi koytara

znajdowała się kabina telefniczna, zbliża się do niejpowoli prawie automatycznie. Dopiero głos agenta któyzagadnął go żartobliwie z ebonitowej tubki: „No więcdoktoze gdzie sobie urządzimy tę kolacyj kę?" - pzywoago do rzeczywistości. Spokojnie mówiąc cicho ale wyaźnie zaczął infmować Orlanda o wyjeździe Quadiego.

Page 236: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 236/316

Rozdział VIII

Gdy wysed z taksówki na jednej z uczek Dziency

Łacińske Maceo podniósł oczy na szyld. Le coq au vin,głosił naps wymaowany białym team na bązowym tlena wysokości piewszego pęta stae szaawe kamienicyWeszi do restauac: obta czerwonym aksamtem kanapaokążała dokoła całą saę; pzed kanapą ozstawone byłystolk; stare kwadratowe ustra w złoconych amach odbijały spokojnym śwatłem śodkowy żyando oaz głowy

neicznych gośc. Macelo zauważył od azu Quadego,który siedział w kącie obok żony; niższy od nej o całą głowęubany na czano spogądał sponad okulaów na istępotaw. ina natomiast wypostowana neuchoma wsukn z czanego aksamitu, któa podkeślała bie ej amoni pes oaz badość twarzy zdawała sę śledzć niespokojnedzwi. Na widok Giul zerwała sę na ówne nogi prawie

zasłaniając sobą profsoa, któy wstał także. Pane podałysobe ęce Macello pzypadkowo podnósł oczy wtedyuzał zawieszoną w matowym świetle ednego z lustenewiaygodną zjawę głowę Olanda, któy patzył na nich.W tym samym momence zgzytnął wahadłowy zega stoącyw estauacji ego metalowe tzewia zaczęły się skęcać żać w końcu wybił godzinę

sma - dobiegł Macella zadowolony głos Liny- acy jesteście punktuani.Marceo wzdygnął sę podczas gdy zega wybał dalej

swoe udezenia bzmące uroczyście żałobnie wyciągnąłrękę by uścisnąć dłoń, któą podał mu Quadi. Zega

241

Page 237: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 237/316

wydzwonił mocno ostatni raz i Marcello gdy jego rękadotknęła ręki Quadriego przypomniał sobie że ten uściskdłoni miał zgodnie z umową wskazać ofarę OrlandowiWtedy ogarnęła go nagle pokusa żeby pochylić się i pocałować Quadriego w lewy policzek za przykłade Judaszaz którym porównywał się żartobliwie owego popołudniaWydało mu się nawet że wyczuwa wargami dotyk tegoszorstkiego policzka i zduiewała go siła tej sugestii Potemznowu podniósł oczy na lustro odbijała się w nim nadalgłowa Orlanda zawieszona w próżni ze zwróconym na nichspojrzenie. W końcu usiedli wszyscy czworo on i Quadrina krzesłach a obie panie naprzeciw nich na kanapie

Przyszedł piwniczy z kartą trunków i Quadri zaczął bardzoskupulatnie zamawiać wina. Zdawał się całkowicie pochłonięty tą czynnością i wdał się w długą dyskusję na tematgatunków win na których najwidoczniej znał się bardzdobrze. W końcu zamówił białe wytrawne wino do rybyczerwone do pieczystego oraz mrożonego szampana. Popiwniczym zjawił się kelner i z nim powtórzyła się ta samascena: chowe dyskusje o potrawach wahania namysły

pytania odpowiedzi, po których padło zamówienie trzechdań przekąski ryby i mięsa Tyczasem Giulia i Linarozmawiały półgłose i Marcelo wpatrując się w inę wpadłniejako w halucynację Wydawało mu się że znów słyszy zasobą zwodnicze uderzenia zegara który bił wtedy gdy onściskał dłoń Quadriego wydawało mu się że widzi ściętągłowę Orlanda spoglądającą na niego z lustra i zrozumiał że

nigdy jeszcze nie zetknął się z tak bliska jak teraz ze swoimprzeznaczeniem jak gdyby był stojącym na rozstaju kamiennym słupem obok którego przebiegają dwie drogi równiekrańcowe i równie ostateczne Wzdrygnął się słysząc głosQuadriego który pytał go obojętnym jak zawsze tonem:

- Oglądał pan Paryż?- Tak trochę.

- Podoba się panu?- Bardzo- Tak to urocze miasto - rzekł Quadri jak gdyby mówił

sa do siebie i robił Marcellowi jakieś ustępstwo ale

242

Page 238: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 238/316

chciałbym żeby pan zwrócił uwagę na to, o czym już dziśwspomniałem ne jest to zdemoazowane, pełne zepsucamasto jak pzedstawają je gazety we Włosech Napewno ma pan o nm take pojęce ae nie zgadza sę toz zeczywstością

Wcale ne mam takiego pojęca zekł Macelotochę zdzwony

- Dziwiłbym się gdyby go pan ne mał - powiedzałprofsor ne patrząc na nego wszyscy młodz z pańskiejgeneracj mają tego odzaju pojęcia Są przekonan że siłautożsamia się z suowością, pzybieają więc suowe mnyżeby im czasem koona z głowy ne spadła

- Nie wydaje mi sę, żebym był taki surowy - odrzekłsucho Macello

- Jest pan jestem tego pewien i zaraz dam panu dowód- powiedzał poso Czekał aż kelner ozstawi taezez zakąską po czym ciągnął daej - Zobaczymy . . mógłbymsę założyć że kedy zamawiałem wno, pan dzwł sę w głębducha że pzykładam wagę do tego rodzaju rzeczy czy niemam acj?

- Jakim cudem domyślił się tego? - przyznał Marcellonechętnie:

Może ma pan słuszność, ale cóż w tym złego Pomyślałem tak bo to pan właśne ma zgodne z pańskimokeślenem, surową powiezchowność

- Ne tak suową jak pan drog synu ne powtórzyłz uboścą prosor - A poza tym, dźmy daej proszę

powedzieć prawdę: ne ub pan wna i ne zna sę pan naw1e.

- Nie i , powiedziawszy prawdę nigdy prawe nie pję- odzekł Marcello - ale jakeż to ma znaczene?

- Ogromne - odpowiedział spokojne Quadri - Ogromne znaczene I tak samo założą sę że ne docena pandobrej kuchn

- Jem tylko - zaczął mówić Macello- Żeby ne być głodnym - dokończył profso z akcen

tem trium - czego chcałem właśne doweść. I weszcema pan na pewno uprzedzenia do miłości Jeśl na pzykład

243

Page 239: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 239/316

w parku widzi pan całującą się parę pierwszym pańskimodruchem będzie potępienie i niesmak, i najprawdopodobniej od razu wyciągnie pan z tego wniosek że miastow którym znajduje się ów park jest gniazdem bezwstydu „czy nie tak?

Marceo rozumiał już do czego zmierza Quadri Powiedział z wysiłkiem

- Nie wyciągam żadnych wniosków Prawdą jest tykoto że nie gustuję w tych rzeczach, taki się już urodziłem

- Nie tyko bo tych, którzy w nich gustują, uważa pan zawinnych a więc zasługujących na pogardę niech się panszczerze przyzna

- Nie, oni są po prostu inni niż ja to wszystko- Kto nie jest z nami jest przeciwko nam - powiedział

profsor zahaczając znienacka o poitykę - oto jednoz hase które powtarza się dziś tak chętnie we Włoszchi gdzie indziej tak? Zaczął tymczasem jeść z takimsmakiem że okulary przekręciły mu się na nosie

Nie wydaje mi się - odrzekł cierpko Marcelo - żebyte rzeczy miały coś wspólnego z poityką.

-Edmondo! powiedziała Lina- Co moja droga- Obiecałeś mi że nie będziemy mówii o poityce- Toteż wcale nie mówimy o poityce - rzekł Quadi

- mówimy o Paryżu A ponieważ Paryż jest miastemw którym ludzie lubią pić jeść tańczyć całować się w ogrodach słowem bawić się pewien jestem że pański sąd

o Paryżu musi być nieprzychynyTym razem Marceo nie odezwał się ani słowem. Od

powiedziała za niego Giulia uśmiechając się:- A mnie się bardzo podobają ludzie w Paryżu, są tacy

wesei- Dobrze powiedziane - przyklasnął jej Quadri - pani

powinna leczyć swojego męża

- Aeż on nie jest chory! Choruje na surowość -rzekł profsor z pochyloną nad

taerzem głową - a raczej surowość jest tyko objawem jegochoroby

244

Page 240: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 240/316

Marcello ne mał już eraz najmniejszych wątplwośc, żeprofsor, kóry zgodne z ym, co usłyszał od Liny, wiedało nm wszysko używał sobie, bawąc się nim jak kot mysząNie mógł jednak pohamować myśli że a zabawa jes bardzoniewinna w porównanu z jego grą, kórą rozpoczął egopopołudnia w domu Quadrich i kóra miała się krwawozakończyć w willi w Sabaudi . Zapyał Linę niemal z melanchojną koketerą

- Czy robię rzeczywiśce takie surowe wrażenie akżena pani?

Napokał jej zimny i wymijający wzrok, w którym wyczyał z bólem głęboką odrazę, jaką do niego żywiła Potemjednak, chcąc nie chcąc, musiała powrócć do roli kobeyzakochanej, którą postanowiła odgrywać, i odpowiedziałauśmiechając się z wysiłkiem

- Nie znam pana aż do ego sopna Ae rzeczywiścierob pan wrażenie człowieka bardzo poważnego

Ach, co o, to tak podchwyciła Giua parzącz człoścą na męża - Proszę sobie wyobrazić, że zaedwiekilkanaśce razy widziałam żeby się uśmiechał Poważny

- o najlepsze okreśeneLina przypatrywała mu się teraz pine, ze złośiwym

skupieniem Poem powiedziała powoi:- Nie, nie pomylłam się Poważny, o nie jes od

powednie słowo należałoby powiedzieć przejęy Czym przejęty?- ego już nie wiem - obojętnie wzruszyła ramonam,

ale jednocześne Marceo ku swemu wiekiemu zdumieniupoczuł, że Lna rąca go pod stołem przysuwając i przyciskając swoją stopę do jego stopy

Quadr powiedzał dobrodusznie- Niech się pan za bardzo ym nie przejmuje, Ceric, że

wygląda pan na przejętego To są wszysko rozmowy dlazabicia czasu Jes pan w podróży pośubnej i ylko ym

powinien sę pan przejmować Prawda, proszę pani?- Uśmiechnął się do Giulii ym swoim uśmechem, kóryw·ygądał jak kaleki grymas; z kolei uśmiechnęła sę Giuliai zawołała wesoło

245

Page 241: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 241/316

-A może on jest tym właśne przejęty czy tak Marcello?Stopa Lny w dalszy cągu przycskała ego stopę

Marcello doznawał nemal uczuca rozdwojena jak gdybydwuznaczność przerzucła sę ze stosunków łosnych nacałe ego życe ak gdyby znadował sę ne w jednej sytuacale w dwóch naraz w perwsze oddawał Quadrego w ręceOrlanda wracał z Gulą do Włoch w druge ratowałQuadrego, porzucał Gulę zostawał z Lną w Paryżu Tedwe sytuace ak dwe nałożone na sebe tografemeszały sę plątały z sobą rozmatym barwam jego uczućżalu grozy nadze sutku rezygnacj buntu Wiedzałdoskonale że Lna dotyka ego stopy tylko dlatego by gowyweść w pole grać dale rolę zakochanej kobety a ednakmał nedorzeczną nadzeję, że to neprawda że ona gorzeczywśce kocha Zastanawał sę także dlaczego Lnaspośród tylu nych wybrała ten właśne znak młosegoporozumena od tak dawna praktykowany tak wulgarny raz eszcze wydało u sę że dostrzega w owym wyborze eneopanowaną pogardę w stosunku do nego jakby uznałago za człoweka którego ożna oszukać ne sląc sę na

nwencję wyrafnowane Lna tyczasem w dalszym cąguprzycskając ego stopę patrząc mu znacząco w oczy,mówła:-Aproposwaszej podróży poślubne rozmawałam już

o ty z Gulą ale poneważ wem że Gul brak odwagżeby to panu powedzeć pozwolę sobe sama wysąpćz propozycją Dlaczego ne melbyśce dokończyć podróży

w Sabaud . U nas? . My spędzmy tam całe lato Mayładny goścnny pokój Zostanece u nas tydzeń dzesęćdn jak długo będzece mel ochotę a potem prostostamtąd wrócce do Włoch

A węc powedzał sobe Marcello nemal z przykroścąto dlatego przycskała jego stopę Pomyślał znowu lecz tymrazem ze wzgardą, że to zaproszene do Sabaud est wręcz

opatrznoścowe dla Orlanda: przyjmuąc zaproszene za-trzymaą Lnę w Paryżu a tymczasem Orlando będze małdość czasu żeby załatwć porachunk z Quadrm tamw górach Powedzał z wolna

246

Page 242: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 242/316

- Co do mnie to nie mam nic preciwko tej wyciecce doSabaudii ale nie wceśniej niż a tydień po wiedeniuaryża

Doskonale - natychmiast odpowiediała triumfmina - wobec tego ja was tam awioę mój mąż pojediewceśniej już jutro a ja też musę ostać jesce tydieńw Paryżu

Macello pocuł że jej stopa pestała się ocieać o jegostopę Ta wywołana koniecnością kokieteia skońcyła się chwilą kiedy nie była już potrebna i Lina nie racyła mupodiękować nawet wokiem Pesunął ocy Liny naGiulię i obacył, że ta jest wyaźnie nieadowoona Powiediała po chwili:

- Pykro mi ae nie gadam się moim mężem I pryko mi też, że mogę się wydać pani niegecna ale toniemożiwe żebyśmy pojechai do Sabaduii

Dlacego? wykyknął bewiednie Macelo - Pozwiedeniu Paryża

Wies precież że Paryża mamy jechać na LauroweWybeże i odwiedić am nasych pyjaciół - Kłamała

nie miei żadnych najomych na Laoowym Wybeżu.Marcello domyśił się że Giuia uciekła się do tego wybiegużeby się pobyć Liny i araem okaać mu swoją obojętnośćda tej kobiety Zagrażało jednak niebepieceństwem żeina obrażona odmową Giuii pojedie raem QuadrimNaeżało więc temu apobiec i musić opieającą się żonę dopryjęcia aprosenia Powiediał sybko:

Och jeśli o nich idie, możemy tego reygnować pojediemy do nich innym raem

Lina adowoona że Macelo ją poparł awołała wesoło impusywnie śpiewnym głosem:

- Laurowe Wybeże! Cóż to a skaradieństwo! Ktojeźdi na Laurowe Wybeże Dikusy PołdniowejAmeyki i kokoty

Tak ale jesteśmy wiąani obietnicą upierała sięGiulia

Marcello pocuł że Lina nowu pryciska jego stopęZapytał wysiłkiem:

247

Page 243: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 243/316

Ależ, Gulo, laczego ne melbyśmy skorzystać z tegozaproszena?

- Jeśl ty sobe tego życzysz- opowezała spuszczjcgłowę.

Zobaczył, że na te słowa Lna zwrócła sę o Gulz wyrazem twarzy nespokojnym, smutnym, porażnonym zzwonym

- Ależ laczego? zawołała z wyraźną konsterncj<!w głose - Po to, żeby zobaczyć to szkarane azuroweWybrzeże? Ależ to prowncjonalna zachcanka, tylko ludzez głuchej prowncj marzą o wyjeźze na Lazurowe Wybrzeże Zapewna paną, że nkt na pan mejscu nezawahałby sę nwet . . Ne ne - orzucła nagle zrozpaczonym głosem mus stneć jakś nna przyczynktórej ne chce pan wyjawć . . . Może czuje pan antyptę omne o mojego męża

Marcello ne mógł ne pozwać tej namętnej gwałtownośc, kóra pozwolła tej kobece robć Gul wymównemal jawne młosne w obecnośc jego Quarego Gultrochę zzwona, zaprotestowała:

- Ależ na tość boską, co pa mów?Quari, który jał w mlczenu zawał sę o wele brzej

pochłonęty ową czynnoścą nż słuchanem konwerscjwtrącł sę z włścwym mu chłoem

- Lno, wprawasz paną w zakłopotane . . nawet jeżel oprawa, że, jak mówsz, czuje o nas obojga antypatę tongy nam tego ne powe.

Tak, czuje pan o nas antypatę - cągnęła lej Lnne zwrcając uwag na męża - a raczej antypatę o mne czy tak, moja roga? Ne znos mne pan N o tak człowemyśl - orzucła zwracając sę o Marcella naal z ymswom rozpaczlwym ożywenem, śwatowym zarazemwuznacznym - że wywarł na kmś młe wrażene, a tymczasem okazuje sę ngle, że właśne osoby, na których nam

njbarzej zależało, ne mogą nas ścerpeć Nech sę pnprzyzna, moja roga, że ne może mne pan ścerpieć . key j a tu proszę nalegam, żeby meć paną u ns,w Sabau, pan sobe myśl „Dlaczego ta waratka ne aje

'48

Page 244: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 244/316

mi spokou? Czyż nie widz że nie mogę zneść je twarzy egłosu ej sposobu byca słowem ej całej?" Proszę powedzieć prawdę tak pan myśli w tej chwili

Teraz pomyślał Marcelo zaniechała wszelkich ostrożnośc jeśl nawet jej mąż mógł ne przywązywać żadnego

znaczenia do tych rozpaczliwych wyrzutów on do któregozgodnie z odgrywaną przez Linę komedią mały się oneodnosć, cudem tyko mógłby sę nie zorentować do kogobyły naprawdę skerowane

Giulia neco zdzwiona bronła się- Co też pan przychodz do głowy„ Chciałabym

wiedzieć co pan nasunęło tego rodzau przypuszczenie?

A więc to prawda - zawołała Lna, zdruzgotana czuje pan do mne antypatię - Potem dodała zwracającsię do męża z gorączkową i gorzką satysfkcą - WidziszEdmondo, mówiłeś że pani tego nie powie„ a tymczasempowedziała: czue do mnie antypatę

ie powedziałam tego - rzekła Giula z uśmiechem- nawet mi się to nie śniło

- e powedziała pan ae dała m to pan do zrozum1ea.

Quadri ne podnosząc oczu znad talerza powiedział- Lno, nie rozumiem dlaczego tak przy tym obstajesz„

Dlaczego pani Clerici miałaby czuć do ciebie antypatię?Poznała cę dopiero przed klkoma godznami i prawdopodobnie nie żyw w stosunku do ciebie żadnych skrystalizowanych uczuć

Marcello zrozumał że powinien zabrać głos ponowne,zmuszały go do tego oczy Liny złe obraźwe wzgardlwei władcze Nie przyciskała teraz ego stopy, lecz z szaleńcząnieostrożnością, w chwili gdy położył rękę na stole uścsnęłago za palce. Powiedział ugodowym i zdecydowanym tonem

- Wręcz przeciwnie Giulia i ja czuemy do pani ogomnąsympatię i przyjmujemy zaproszene„. Przyedziemy napewno, prawda Giulo?

Rozumie sę odrzekła Giuia nespodzewaneustępliwie - chodziło mi tylko o to że uż mieiśmy

249

Page 245: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 245/316

przedem inne plany Ae mieliśmy ochotę przyjąć panizaposzee

Doskonale . . . wobec tego umawamy sę, że pojedziemyrazem za ydzeń - Lna ozpomienona, zaczęła od razuopowadać o spaceac jake będą obl w góac o maowniczości tamejszych okoic, o domu, w którym zamieszkają .Maceo zauważył jednak że mówi chaotyczne można bypomyśleć że pragnie raczej dać wyaz swojej radości, jakptak, który śpewa, gdy nage do kak wpadne pomieńsłońca nż powedzeć coś konketnego udzelć pewnychinmacji I jak pak ożywia się pod wpływem własnegośpiewu tak ona zdawała sę upajać dźwęke swojegogłosu, w kórym drżała i z którego biła jej nieoględna neposkomona adość. Maceo czując sę wyłączonyz ozmowy kobet pawe macinalne podnósł oczy nalusto wszące za pecam Quadiego uczcwa, dobodusznagłowa Oanda wdnała tam nada zawieszona w póżn,ścęa a jednak żywa Ale ne była już sama: obok pojawłasę zwrócona pofem ne mnej wyaźne zaysowana nemnej nedorzeczna duga głowa, któa ozmawała z głowąOanda Pzypomnała głowę drapeżnego ptaka, ne ołajednak ecz jakś mnej szachetny, badzej żałosny gatunekoczy głęboko osadzone małe zgaszone pod nskim czołem;duży nos zagęty meanchoijny poczk zapadnętepowleczone asceycznym cienem; małe usta, coięta bodaMacello pzygądał sę długo temu osobnkow, zastanawając się, czy go już pzedtem wdzał nagle wzdrygnął sę

na głos Quadrego, któy pytał:- Gdybym tak pana o coś poposił Cec czy byłby pan _

gotów wyświadczyć mi przysługę?Było to neoczekwane pytane Maceo zauważył że

Quadi postawł je dopiero wedy kedy jego żona pzestaław końcu mówć. Odpowedzał:

- Oczywiśce, jeże ne będze to pzekaczało moc

możliwościWydało mu się że Quadr zanm sę odezwał, spojrzał na

żonę jak gdyby szukając u niej powiedzenia pzedyskutowanej ozstzygnętej już pzedtem decyzji.

250

Page 246: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 246/316

- Chodzi o rzecz następującą - rzekł Quadri tonemzarazem słodkim i cynicznym - wie pan zapewne jakwygląda moja działalność w Paryżu i dlaczego nie wróciłemdo Włoch Mamy teraz we Włoszech przyjació z którymikorespondujemy, jak się da jednym ze sposobów jest

pośrednictwo osób apolitycznych, a w każdym razie niepodejrzewanych o działalność polityczną Otóż przyszło mina myśl, że pan mógłby zawieźć jeden z tych listów do Włochi wrzucić go do skrzynki na pierwszej stacji, przez którąbędzie pan przejeżdżał Na przykład w Turynie.

Zapanowało milczenie M arcello uświaamiał sobie teraz,że Quadri prosząc o przysługę chciał jedynie poddać gopróbie a już co najmniej wprawić w zakłopotanie i uświadamiał sobie także, że wszystko było z góry uzgodnione z LinąPawdopodobnie Quadri, wierny swojej zasadzie działaniarogą perswazji, przekonał Linę o celowości tego rodzajumanewru; lecz nie do tego stopnia, by przełamać jej wrogośćo niego, Marcella Wydało mu się że wyczytał to w jejwarzy, napiętej, zimnej prawie gniewnej Odpowiedziałżeby zyskać na czasie:

Ale jeżeli mnie przyłapią, pójdę do więzienia- Quadri uśmiechnął się i powiedział żartobliwie Nie byłoby to wielkie nieszczęście„ . a nawet dla nas

byłoby to szczęście. Czy nie wie pan, że ruchy politycznepotrzebują męczenników i ofar?

Lina zmarszczyła brwi lecz nie odezwała się ani słowemGiulia z niepokojem spoglądała na męża było oczywiste, że

chce, by mąż odmówił Marcello powiedział z wolna- Słowem życzy pan sobie w głębi ducha żeby przyłapa

no ten list- Co to, to nie - powiedzał prosor nalewając sobie

wina z pogodną nonszalancją, która wywołała w Marcellu,choć sam nie wiedział dlaczego odruch współczucia - Chcemy przede wszystkim tego żeby jak największa ilość ludzi

skompromitowała się i walczyła wraz z nami Iść do więzieniaza naszą sprawę, to jeden ze sposobów skompromitowania sięi przystąpienia do walki, oczywiście nie jedyny - Wysączyłwino, po czym odał nieoczekiwanie poważnym tonem:

251

Page 247: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 247/316

Ale ja zaproponowałem to panu czysto frmanie że tapowiem Wiem że pan mi odmówi

- Zgadł pan - odrzekł Marcello, który tymczasempołożył na szali wszystkie ujemne i dodatnie strony propoycji - bardzo żałuję ale nie wydaje mi się, żebym mógł panwyświadczyć tę przysługę

- Mój mąż nie zajmje się poliyką - skwapiwiewyjśniła zalękniona Giulia - jest urzędnikiem państwowym jes poza tymi sprawami

- Rozumie się - odrzekł Quadri pobłażiwie i prawieczule - rozumie się: jes urzędnikiem państwowym

Marcello odniósł wrażenie że Quadri jest dziwnie zadowolony z jego odpowiedzi Natomias jego żona zdawała sięrozdrażniona Zapytała Giulię napastiwym tonem:

- Daczego ak się pani boi żeby mąż zajmował siępolityką?

A po co mu to? odrzekła z prosoą Giulia - Onmusi myśleć o swojej przyszłości, nie o polityce

Oo ypowe rozumowanie kobiet we Włoszech - rzekła Lina zwracając się do męża - I ty się potem dziwisz esprawy wyglądają ak a nie inacej

Giuia poczuła się niemie dotknięta- Włochy nie mają z ym nic wspólnego W pewnych

warunkach kobiety z każdego kraju rozumowałyby w tensposób Gdyby pani żyła we Włoszec myśałaby pani taksamo jak ja

- No niechże się pani na mnie nie gniewa - rzekła Lina

ze śmiechem w którym brzmiały i kiwość i smutek, poczym pieszczotliwie pogłaskała Giulię po nadąsanej warzy- Żarowałam yko. Kto wie może pani ma rację Tak czyowak występuje pani w obronie męża i obraża się za niegoz ogromnym wdziękiem Prawda Edmondo ie ona mawdzięku? Quadri z roztargnieniem i z pewnym znudzeniem przyaknął jej akim gesem jak gdyby chciał powie

dzieć: „kobieca papanina"; potem poważnie mówił dae:-M a pani rację nie powinno się nigdy sawiać mężczyz

ny w takiej sytuacji żeby musiał wybierać między prawdąi chlebem

25

Page 248: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 248/316

Tema jak pomyślał Macello był wyczepany Nadalednak dęczyła go cekawość co eż było prawdziwąpzyczyną e popozycji . Kelne zmienił taleze posawił nastole klosz pełen owoców. Zblżył się piwniczy z zapyaniemczy ma oworzyć buelkę szampana.

- Tak - powedział Quadi - poszę oworzyćPiwniczy wyjął buelkę z kubełka owinął szykę w seweę odkorkował ą i żwawo nalał do kielszków musuącewino. Quadri wsał z keliszkem w ręku.

- Wypjmy za pomyślność sprawy - powiedzał i zwracaą sę do Macella dodał: - Nie chciał pan wząć lisu alenie odmów pan chyba spełniena ego oasu prawda?

Wydawał się wzruszony w ego oczach zabłysły łzy;Marcello jednak nie mógł sę oprzeć wrażeniu że zarównoz ruchu akim wznósł oas ak z ego warzy wyzerałachyość i nemal wyachowane. Pzed spełnieniem oasuspozał na żonę i na Linę. Giula kóa uż wsała spozałana nego znacząco jak gdyby mówła: „Toas możeszspełnić" Lna z kelszkem w ręku ze spuszczonym oczy

ma miała oziębłą, wzgadliwą pawe znudzoną minęMacello wsał i powiedział

- A więc za pomyślność sprawy - i ącił swoimkeliszkiem kelszek Quadego

Wiedziony dzecnnym skrupułem ne omeszkał jednakdodać w myśl „moe spawy" chociaż wydawało mu sę żene ma uż żadne spawy do obrony lecz ylko bolesny

i nezozumiały obowiązek do wypełnenia. Zauważyłz przykroścą że Lina chce unknąć rącena się z nimkieliszkiem. Giulia naomas z przesadną wylewnościąącała się ze wszyskimi paeycznie wywołuąc imiona:- Lino panie Edmondo Marcello. - Na dźwięk kryszałowych kieliszków pzenkliwy a ednak żałosny wzdrygnął sę znowu ak pzedem na odgłos bica zegara. Spojrzał

w góę w luso zobaczył zawieszoną w powiezu głowęOlanda, kóa pazała na niego sklanymi pozbawionymiwyazu oczyma pawdziwymi oczyma ścięego. Quadpodsunął keliszek pwnczemu kóry dolał mu szampana

253

Page 249: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 249/316

potem wznosząc kieliszek pompatycznosentymentalnymgestem zwrócił się do Marcella

- A teraz pańskie zdrowie, Clerici i dziękujęPodkreślił znaczącym tonem słowo „dziękuję" wychylił

jednym tchem kieliszek i usiadłPrzez kilka minut pili w milczeniu Giulia wychyliła

dwukrotnie swój kieliszek i patrzała teraz na męża rozczulonym, pełnym wdzięczności i pijanym wzrokiem Naglezawołała:

- Jaki pyszny jest szampan no powiedz, Marcello czyszampan nie jest pyszny?

- Tak - przyznał to świetne wino.-Nie doceniasz go - powiedziała Giulia jest po prostu

wspaniały a ja już jestem pijana - Roześmiała się potrząsając głową, po czym dorzuciła niespodziewanie, podnosząc kieliszek - No, Marcello, wypijmy za naszą miłość

Pijana, roześmiana wyciągała do niego kieliszek. Profsor patrzał przed siebie; na twarzy Liny odmalował się chłódi niesmak, nie ukrywała bynajmniej, że nie podoba jej sięzachowanie Giulii Giulia zmieniła nale zamiar:

-Nie! - krzyknęła - ty jesteś na to za surowy, prawda wstydzisz się wypić za naszą miłość wobec tego wypiję jasama, za życie, które tak lubię i które jest takie piękne zażycie!

Wychyliła kieliszek z radosnym i niezdarnym impetem,tak że sporo wina wylało się na stół potem zawołała „Toprzynosi szczęście" - i umoczywszy palce w winie, chciała

nimi dotknąć skroni Marcella On instynktownie się uchyliłWtedy Giulia wstała wołając

Wstydzisz się ale ja się nie wstydzę! - Obeszła stółdokoła, objęła Marcella przy czym mało brakowało, a byłaby na niego upadła, i mocno pocałowała go w usta- Jesteśmy w podróży poślubnej - powiedziała wyzywającym głosem, wracając na swoje miejsce, zadyszana i roze

śmiana - Jesteśmy tu w podróży poślubnej a nie po to,żeby się zajmować polityką i przewozić listy do Włoch

Quadri, do którego zdawały się odnosić te słowa, powiedział spokojnie:

254

Page 250: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 250/316

- Ma pan racę.Marcelo wobec te alzj śwadome ze strony Quadrego

neśwadome w ustach żony wolał sedzieć cicho spuścłoczy. Lna czekała, aż zapadne mczene po czym jakgdyby przypadkem zapytała

- Co robce jutro?- edziemy do Wersalu - odrzekł Marcello chusteczkąścierając sobe z ust szminkę Giul

- a też pojadę powedziała z całą gotowością Lina.- Możemy jechać rano zjeść tam obiad . pomogę mężowspakować wazki potem po was wstąpę.

- Doskonale rzekł Marcello Lna dorzucła:

- Chcałabym was tam zaweźć samochodem ae zaberago mó mąż: trzeba będzie jechać pociągiem . . . to nawetweseej.

Quadr zdawał sę ne słyszeć e słów płacił teraz rachunek wycągając typowym ruchem garbusa złożone na czworo banknoty z keszen sztuczkowych spodni. Marceochcał mu zwrócć pieniądze lecz Quadr odsunął e mó

wąc- Przy nne okazj . we WłoszechGulia powiedziała nage pjackim i bardzo donośnym

głosem- W Sabaud możemy być wszyscy raem . . . Ale do

Wersau chcę echać sama z mom mężem.- Dziękuję - rzekła roniczne Lina wstaąc od stołu

- To się nazywa szczerość- Nech sę pani ne obraża zaczął Marcelo, zmesza

ny - to szampan . .- Nie to młość do cebie głuptase - krzyknęła Gua.

Śmiejąc się podążyła z profsorem do drzw Marceosłyszał jak dodała - Czy wydaje się to panu nesłuszne żew podróży poślubnej chcę być sam na sam z mężem?

- Ne droga pan odrzekł łagodne Quadr - to więceniż słuszne.

Lna tymczasem ośwadczyła cierpkm tonem- Nie pomyśałam o tym Jaka ja jestem głupia przecież

255

Page 251: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 251/316

wycieczka do Wersalu to tadycyjna przejażdżka nowożeń-ców.

Pzy drzwiach Macelo przepuścił pzodem Quadriego.Gdy wychodził, usłyszał znów bicie zegaa: była godzinadziesiąta

Page 252: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 252/316

Rozdział IX

Gdy znaleźli się na dworze pofesor usiadł przy kieow

nicy zostawiaąc otwate dzwiczki samochodu- Mąż pani może siąść z przodu z moim mężem- powiedziała do Giulii Lina - a pani ze mną z tyłu

Ale Giulia odzekła dwącym i pianym głosem- Niby dlaczego? A ja wolę usiąść właśnie z przodu!

- i zdecydowanym uchem usadowiła się obok QuadiegoTak więc ina i Macelo znaleźli się koło siebie na tylnym

siedzeniu.Teaz Macello chciał wziąć inę za słowo i zachowywaćsię tak jak gdyby napawdę wierzył w ej sympatię W tejchęci poza oduchem zemsty kryły się jeszcze esztkinadziei: akby wbew sobie i wszekie logice łudził się do tepory co do uczuć Liny Samochód uszył zwaniając biegupzed skętem w ciemną uicę; wtedy Macello kozystającz ciemności chwycił spoczywającą na kolanach ękę inyi zatzymał ą w swe dłoni Zauważył że Lina zareagowałana ego dotknięcie wściekłym odruchem któy ednak zaazzamaskowała gestem błaganego upomnienia Samochódpzejeżdżał Dzielnicą Łacińską wpadając z jednej uiczkiw dugą a Macelo wciąż ściskał ękę iny Czuł ak ta ękapręży się w ego dłoni odpychając nie tylko mięśniami, alejakby całą skórą jego pieszczotę bezadnie pzebieraącpacami ze wstętu z upokozenia ze złości. Samochódzarzucił na ednym z zakętów tak że wpadli na siebieWówczas Marcello zapał Linę za kak jak kota któy możesię zucić z pazuami pzechylił na bok e głowę i pocałował

257

Page 253: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 253/316

ją w usta. Ona początkowo próbowała mu się wywinąć alegdy Marcello ścisnął jeszcze mocniej jej wygolony szczupłychłopięcy kark, Lina tłumiąc okrzyk bólu przestała sięopierać i pozwoliła się całować Marcello czuł jednak że jejusta wykrzywiają się grymasem odrazy i że jednocześnie jejręka którą trzymał nada, wpija mu ostre paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni: taki odruch mógł wypływać takżez namięnści lecz Marcello wiedział aż za dobrze żespowodowany jest nienawiścią i wstrętem. Przedłużał w miarę możności ten pocałunek patrząc to na jej oczy pałającenienawiścią i niecierpliwym obrzydzeniem to zerkając przedsiebie na dwie czarne i nieruchome głowy Giulii i Quadriego Latarnie nadjeżdżającego z przeciwnej strony samochodu jasno oświetliły przednią szybę, Marcello uwolniłwięc Linę z uścisku i cofął się w głąb samochodu.

Obserwując ją kącikiem oka zobaczył że ona takżeodsunęła się w odległy kąt i podnosząc do ust chusteczkęwyciera je systematycznym i pełnym wstrętu ruchem. I gdyujrzał, jak starannie i z jaką odrazą Lina ociera sobie wargiktóre, zgodnie z ą całą komedią pownny być jeszcze drżące

i spragnione pocałunków ogarnął go rozpaczliwy posępnyprzerażający ból.

„ochaj mnie" - chciał krzyknąć „Kochaj mnie namiłość boską! Wydało mu się nagle że od miłości Liny takupragnionej i tak nieosiągalnej zależy nie tylko jego alerównież jej życie Istotnie teraz jak gdyby zarażony nieprzezwyciężoną odrazą Liny pojął że on także odczuwa, chć

pomieszaną z miłością nieodłączną od niej krwawą morderczą nienawiść. W tej chwili wydało mu się że zabiłby jąbez wahania bo sama myśl o Linie żywej i pełnej nienawiścidla niego była mu nie do zniesienia bolesna; pomyślałjeszcze sam przerażony tą myślą że teraz sprawiłaby muwiększą rozkosz jej śmierć niż jej miłość. Potem w nagłymszlachetnym porywie pożałował tego i powiedział sobie:

„Bogu dzięki nie będzie jej w Sabaudii kiedy przyjedzie tamOrlando i inni . . . Bogu dzięki Zrozumiał że przez momentpragnął naprawdę by zginęła razem z mężem w ten samsposób i przy tej samej okazji

258

Page 254: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 254/316

Samochód zatrzyma się i wszyscy wysiedi Marcelozobaczy ciemną uicę przedmieścia biegnącą między nierównym szeregiem domków i murem ogrodowym

Zobaczy pani - powiedziaa Lina biorąc Giulię podrękę - na pewno nie jest to oka da pensjonarek aleciekawy - Podeszi do oświetonych drzwi Nad drzwiamina maym prostokącie z czerwonego szka widnia niebieskinapis: La cravatte noire.

- Czarny krawat - wytłumaczyła Giuii Lina - tokrawat, jaki noszą mężczyźni do smokinga a tutaj noszą gowszystkie kobiety począwszy od kenerek a skończywszy nawłaściciece

Weszi do hau; rzeczywiście od razu wyłoniła się sponadkontuaru szatni głowa kobieca o twardych rysach i białejcerze z krótko przystrzyżonymi włosami i dał się słyszećsuchy głos Vestiaire! Giuia, ubawiona podeszła do adyi odwracając się zsunęła z nagich ramion peerynkę w ręceszatniarki, ubranej w czarną marynarkę i wykrochmaonąoszuę z czarną muszką. Potem wśród ogłuszających dźwięków muzyki i gwaru rozmów weszi do zadymionej sai

dansingowejZgrabna kobieta w nieokreślonym wieku ale już nie

moda o naanej badej i gadkiej twarzy, z zawiązaną podbrodą muszką, wysza na ich spotkanie spomiędzy zatoczonych stoików Powitała z poufą serdecznością żonęQuadriego i podnosząc do tryskającego energią oka monokl,przymocowany jedwabnym sznurkiem do kaby męskiej

marynarki, oświadczyła Cztery osoby mam coś w sam raz odpowiedniego da

pani pani Quadri, proszę iść za mnąLina, którą to otoczenie zdawało się wprawiać w dobry

humor, pochyając się nad ramieniem kobiety w monokupowiedziała coś złośiwego i wesołego na co tamta męskimgestem wzruszyła ramionami i odpowiedziaa wzgardiwym

grymasem Tak więc idąc za nią doszi do wolnego stoikaw głębi sai - Voil - zawoała właścicieka okau Terazz koe ona pochyiła się nad Liną która już usiadła,i szepnęła jej coś do ucha z rozweseoną, a nawet zawadiacką

259

Page 255: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 255/316

iną po czym z wypięą napzód piersią z podniesiondumnie ałą i śniącą głową oddaliła się znikając wśródsolików

Pzyszła keneka, mała krępa badzo, sagła ubranana tę saą odłę, i Lina, z adosną pewnością siebiei swobodą osoby kóra znaazła się wreszcie w iejscuodpowiadający jej upodobanio, zaówiła napoje Potem zwróciła się do Giuii i powiedziała wesoło

- Widziała pani jak one są ubane? . To istny klaszor ciekawe, prawda?

Giuia miała eaz inę zieszaną, ak się przynajmniejwydało Macelowi, i uśmiechnęła się zdawkowo Na małyokągłym podium iędzy solikami, pod czyś w rodzajuwywróconego cemenowego grzyba wibującego w szucznym świee neonów tłoczły się iczne pay; niekóre z nichzłożone z samych kobiet Orkiestra składająca się ównieżz pzebranych za mężczyzn kobie ieściła się u podnóżaprowadzących na aas schodów Pofsor z pewny ozagnieniem powiedział

Nie podoba mi się en okal oi zdaniem e kobiey

powinny budzić raczej współczucie niż ciekawośćLina zdawała się nie słyszeć słów ęża Wpaywała się

w Giulię oczyma pałającymi pożądiwością naięnościąi uniesienie nie odrywając od niej wzoku ani na chwięW końcu jak gdyby uegając nieprzezwyciężonemu pragnieniu zaproponowała jej z newowy śieche:

Zaańczymy raze? Wezą nas za jedną więcej paę

ego samego pokoju, co esza towarzyswa o zabawne udawajmy że jeseśy akie jak one no chodźmy chodźy

Roześmiana i podniecona wstała i położywszy ękę naramieniu Giulii zachęcała ją by wstała akże Giuia niepewnie spojzała na nią, a poem na ęża Macello rzekł sucho

Daczego na mnie parzysz? Nie a w ty nic złegoZozuiał, że musi poóc Linie jeszcze i ym raze

Giuia weschnęła, wsała powoli i niechętnie Tyczasemamta racąc głowę do reszty, powtazała:

- Skoro nawet pani mąż mówi że nie a w tym niczłego no chodźy już chodźmy

260

Page 256: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 256/316

Powiedziawszy prawdę, to wcae m na tym nie zaeżżeby uchodzć za jedną z nich - odrzekła Gula z nadąsanąmną Poszła jednak z Lną gdy obie znaazły sę na podumodwócła sę do niej z wyciągniętymi ękam pozwalając sęobjąć Macelo wdzał, jak Lna zblża sę do Gulii, ujmuje

ją w ta z męską pewnością zdecydowaniem tanecznymkokiem wsuwa się z nią w kąg tańczących pa Pzez chwilępzygądał sę z ponurym boesnym zdumenem tańczącymkobietom Guia była nższa od Liny pzytuiły się do siebepolczkam a amę Liny zdawało się coraz to mocnejprzycskać Giulę w pase Ten wdok wydał mu sę smutnyi newiarygodny pomyśał mmo wol, że ta młość, w innymśwece, w innym życu, byłaby przeznaczona da negowybawłaby go dałaby mu szczęśce Nage poczuł dotknęce ęk na amenu Obejrzał się zobaczył pochyającąsę ku nemu czerwoną nekształtną twaz Quadrego

- Cerci - powedzał Quadri wzruszonym głosem Niech pan nie myśl, że ne zozumałem pana

Marceo spojrzał na nego powedzał wono- Wybaczy pan ae teaz ja pana nie rozumiem.- Cerc odrzekł z mejsca tamten pan we km

jestem . ae ja także wem km pan jest - Patrzał na negoprzenklwie ujął go obuącz za klapy marynark Marcelozmieszany, zmrożony uczucem podobnym do grozy, spojrzałmu prosto w twarz: w oczach Quadrego ne było nenawiściecz tylko wzruszene sentymentane łzawe, ozbrajające, alezarazem jak przemknęło Macelow przez myś z ekka

wyrachowane ironczne Quadr cągnął daej - Wem, kmpan jest, zdaję sobe sprawę że mówąc w ten sposób mogęsę panu wydać prostoduszny nawny abo po prostu głup to ne ma znaczena Ceic chcę pommo wszystko rozmawać z panem szczerze, toteż mówę panu dzękuję!

Marceo spojrzał na nego nc ne odpowedzał Quadtrzymał go w dalszym ciągu za klapy, obcągnięta mayna

ka uwerała w szyję Macea który czuł sę tak, jak gdybyktoś chwycł go za kołnierz chciał brutane odepchnąć

- Dzękuję cągnął dalej Quadr - za to, że ne zgodzłsę pan wząć tego stu do Włoch; gdyby pan postąpł

16

Page 257: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 257/316

godnie ze swom obowązkem zabrałby pan ten listi zaniósby o pan swom przeożonym żeby o rozszyrować żeby aesztować człowieka do któreo by adresowany Pan eo ne zrobi Ceic nie chcia pan teozrobć czy pzez lojaność, czy przez niespodzewany przy

pyw skuchy czy przez nae zwąpene o suszności swoichprzekonań czy przez uczcwość . ne wem wiem yko żenie zrobi pan teo, i jeszcze raz powtarzam: dziękuję

Marcello zrobił taki ruch jak dyby chciał mu odpowiedzieć ale Quadri, puszczając w końcu jeo marynarkę,poożył mu jedną dłoń na stach:

Nie niech mi pan nie mówi, że ne zodzł się pan

zabrać listu dlateo żeby nie budzić we mnie podejrzeń, żebysię utrzymać nadal w swojej przymusowej roli modeożonkosa w podróży poślubnej iech pan teo nie mówi,bo wiem że to neprawda W rzeczywistości to był pierwszypański krok na drodze do nawrócenia i dziękuję panu zato, że dał mi pan okazję, bym panu pomół o postawić Nech pan tak postępuje dalej Clerci a będzie się pan mółnapawdę naodzić na nowo zacząć noe życie Quadiopadł na kzesło i udał że chce zaspokoić praniene,pociąając ębok łyk ze swojej szkanki Ale otóż i pane- powiedza wstając Marceo zdzwony wstał akże

Zauważył że Lna bya w zym humorze Gdy usiadaowozya z poadlwą i znecerpliwioną miną pudernczkęi szybkm, niewnymi rucham upudrowała sobie nosi policzk Natomiast Giulia, spokojna i obojętna, usiadłaobok męża i pod stołem czule wzięła o za rękę jak dybychcą podkreślć swoją niechęć do Liny. Podesza właśccielkalokalu uzbrojona w monokl i wykrzywiając ładki i bladypoliczek w sodziutkim uśmiechu zapytała zmanierowanymłosem, czy wszystko w porządku

Lina odrzeka sucho że nie mołoby być epiej. Tamtapochylia się nad Gulią i powiedziała:

- Jest pani u nas po raz pierwszy Czy moę ofarowaćpani kwiat?

- Tak dziękuję - odrzekła Gulia zdziwiona Crisno! - za�ołaa właścicielka Podesza dziew

262

Page 258: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 258/316

czyna też w męskiej marynarce w niczym nie przypominająca hożych kwiaciarek jakie widuje się zazwyczaj na dansingach blada i chuda nie umalowana o orientalnych rysachz dużym nosem i grubymi wargami; czoło miała wypukłewysokie włosy przystrzyżone króciuteńko i nierówno jakgdyby po chorobie. Podała kosz pełen gardenii a właścicielka okau wybrała jedną z nich i przypinając ją na piersiGiulii powiedziała

- Podarunek od dyrekcji.- Dziękuję - rzekła Giuia.- Nie ma za co - oświadczyła właścicielka lokau

Mogę iść o zakład że pani jest Hiszpanką zgadłam?- Włoszką - powiedziała Lina.- Ach Włoszką . . . powinnam się była domyślić po tych

czarnych oczach . - Jej słowa rozpłynęły się w ogónymgwarze gdy oddalała się wraz z chudą i melancholijnąCristiną.

Orkiestra zaczęła grać znowu Lina zwróciła się doMarcella i powiedziała niemal z gniewem

- Daczego mnie pan nie zaprasza? Chciałabym zatańczyć.

Wstał bez słowa i poszedł za nią na podiumZaczęi tańczyć Lina trzymała się w pewnej odegłości od

Marcela który przypomniał sobie ze smutkiem zachłannączułość z jaką przed chwilą tuliła się do Giulii Przez chwilętańczyi w miczeniu, po czym Lina nagle powiedziała zezłością w której sztuczna konspiracja miłosna mieszała się

dziwnie z niechęcią i odrazą:- Zamiast całować mnie w samochodzie i narażać się na

niebezpieczeństwo że zauważy to mój mąż powinieneśnamówić żonę na tę wspólną wycieczkę do Wersalu.

Marcello zdumiony naturalnością z jaką łączyła swójszczery gniew z udanym uczuciem a także tym cynicznymi brutanym przejściem na „ty" w ustach kobiety traktującej

bez skrupułów zdradę małżeńską nie odpowiedział na razienic Lina tłumacząc sobie po swojemu jego miczeniez naciskiem mówiła dalej

Daczego nic teraz ne mówisz? Więc tak wygąda twoja

261

Page 259: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 259/316

iość? Nie potrafsz nawet wymóc na twoe gupie żonie,żeby cię usłuchała!

Moa żona nie est gupia - odrzek agodnie bardziezdziwiony niż obrażony tą dziwaczną napaścią

Lina wykorzystaa od razu możliwości, jakie otwieraaprzed nią ta ego odpowiedź:

- Jak to nie est głupia? - zawoaa podrażnionai odrobinę zdziwiona - Aeż mó drogi nawet ślepy by tozobaczył . est adna tak ale przeraźliwie gupia Ładnezwierzątko ak możesz nie zdawać sobie z tego sprawy?

Podoba mi się taka aka est rzek ogólnikowo- To gęś. . . Idiotka Lazurowe Wybrzeże . . mała miesz

czka o kurzym mózgu . . Lazurowe Wybrzeże! A daczego nieMonte Carlo dlaczego nie Deauville albo po prostu WieżaEiel?

Pieniła się ze zości co ak pomyśa Marcelo byonalepszym dowodem że między nią i Giulią wybuchaw tańcu akaś sprzeczka. Powiedzia łagodnie

Nie przemu się moą żoną „ Przydź utro rano dohoteu. Giulia będzie musiaa się z tym pogodzić i poedziemy we trókę do Wersalu

Spojrzaa na niego niemal z nadzieą. Potem wzią góręgniew i Lina odpara

- Co za niedorzeczny pomys . . twoa żona powiedziaaprzecież otwarcie że sobie tego nie życzy . . . nie

·mam

zwyczau narzucać się tam gdie mne nie chcąMarcello odpowiedzia po prostu:

A a chcę, żebyś poechaa.- Ty tak ae twoa żona nie!- Co cię obchodzi moa żona? Nie wystarcza ci to że my

dwoje się kochamy?Niespokojna pena podejrzliwości obserwowała go od

chylaąc gowę do tyu i opieraąc się krągymi ędrnymipiersiami o ego pierś

- No wiesz mówisz o nasze miości tak ak gdybyśmybyli kochankami od Bóg wie ak dawna . . . czy ty naprawdęw to wierzysz że się kochamy?

Marcello chcia je odpowiedzieć: „Daczego mnie nie

264

Page 260: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 260/316

kochasz? Ja bym cię kochał ponad wszystko! " Lecz sło<1zamierały mu na ustach jak echa stłumione odegłością niedo przebycia. Wydawało mu się że nigdy nie kochał jej takjak teraz kiedy grając swoją komedię pytała go obłudnieczy pewien jest że ją kocha. W końcu powiedział zesmutkiem:

Wiesz przecież, jak pragnę tego żebyśmy się kochai - a też - odrzekła z roztargnieniem; było oczywiste że

myśała o Giuii. Potem wracając nage do rzeczywistościdodała ze złością: - W każdym razie bardzo cię proszężebyś mnie więcej nie całował w samochodzie i w innych tegorodzaju miejscach . . nie znoszę takich wybuchów czułości . . uważam że to dowodzi braku szacunku a także eementarnego wychowania.

- Ae ty - wycedził przez zaciśnięte zęby - nieodpowiedziałaś mi jeszcze czy pojedziesz jutro do Wersau

Zobaczył że Lina się waha i jest zdezorientowana- Czy myśisz rzeczywiście że twoja żona nie rozgniewa

się jk mnie zobaczy? Że mi nie nawymyśa tak jak przedchwi w returcji?

estem pewien e nie Będzie może trochę zdziwionato wszystko A zresztą przed twoim przyjściem postaram sięją przekonać

- Zrobisz to?- Tak.- Mam wrażenie że twoja żona nie może mnie ścierpieć

- powiedziała pytającym tonem jak gdyby oczekiwała od

niego zaprzeczenia.- Mylisz się - odrzekł by zadowoić jej nie ukrywane

pragnienie - ona ma dla ciebie wieką sympatię- Naprawdę?- Tak naprawdę . nawet dziś mi to mówiła- A co mówiła?- Mój Boże nic szczegónego . . . Że jesteś ładna że robisz

wrażenie bardzo inteigentnej osoby . . . słowem mówiłaprawdę

- Wobec tego przyjdę zdecydowała się nage przyjdę zaraz po wyjeździe mojego męża około dziewiątej tak

265

Page 261: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 261/316

żebyśmy zdążyli na pociąg o dziesiąej Przyjdę Ćo waszegohoelu

Mówiła szybko akim onem jak gdyby kamień spadł jejz serca i Marceo uznał o za jeszcze jedną zniewagę daswoich uczuć Porwany nagłym niezrozumiałym nawe da

niego pragnieniem miłości jakiejkowiek choćby fłszyweji dwuznacznej powiedział:- Jesem szczęśliwy że się zgodziłaś pojechać- Tak?- Tak bo nie zrobiłabyś ego gdybyś mnie nie kochała M ogłabym o zrobić akże z innego powodu - powie

działa złośliwie- Z jakiego powodu?- My kobiey jeseśmy przekorne„ ylko po o żeby

zrobić na przekór wojej żonieTak więc myślała jedynie i wyłącznie o Giuii M arceo nic

nie odpowiedział ale skierował ją w ańcu ku wyjściuJeszcze dwa obroy i znaeźi się o krok od drzwi

- Dokąd mnie prowadzisz? - zapyała- Słuchaj - błagał ją Marcelo szepem żeby nie

usłyszała go sojąca za konuarem szaniarka - wyjdźmy nachwię na ulicę

- Po co?- Tam nie ma nikogo„ Chciałbym, żebyś mnie pocało

wała dobrowolnie z własnej chęci„ na dowód że mnienaprawdę kochasz

Ani mi się śni - odpowiedziała od razu wpadającw złość

- Ale daczego . am na ulicy jes ciemno i nie ma żywegoducha

- Powiedziałam ci już że nie znoszę akich publicznychwybuchów czułości

- Proszę cię!- Zosaw mnie! - powiedziała wardym i podniesionym

głosem; wywinęła mu się i umknęła od razu w głąb saliMarcello wyszedł na uicę

Było am puso i ciemno na źe oświetlonych rzadkorozsawionymi aarniami chodnikach; rzeczywiście jak

266

Page 262: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 262/316

powedzał Lne ne wdać było żywego ducha Marceowyjął z keszen chustkę otarł spocone czoło spoglądając nasterczące nad murem gałęze rozłożystych drzew Doznawałuczuca oszołomena jak gdyby ktoś mocno uderzył gow głowę Ne pamętał żeby mu sę kedykolwek zdarzyło

błagać tak o coś kobetę prawe że sę tego wstydzł Aezarazem uśwadamał sobe, że nadzeja na zdobyce Lnyprzepadła bezpowrotne: ta kobeta ne tyko ngdy go nepokocha ale nawet ne zechce go zrozumieć. W tej samejchw usłyszał z tyłu warkot snka samochodu któryprzejechał tuż obok nego stanął Wóz był ośwetonywewnątrz Marcello zobaczył przy kerowncy agenta

Orando który wyglądał na zawodowego szofra. ObokOrlanda sedzał jego towarzysz o długej chudej twarzydrapeżnego ptaka

- Doktorze - powedzał ccho Orlando Marcellomachnane sę przyblżył - Doktorze już jedzemy Onwyjeżdża jutro rano samochodem my pojedzemy za nm Ale najprawdopodobnej ne będzemy z tym czekal na

dojazd do Sabaud- Dlaczego? - zapytał Marcello prawe ne zdając sobie

sprawy z tego co mów- Droga jest długa Sabauda daeko po co jechać aż do

Sabaud jeże można to załatwć przedtem w dogodnejszych warunkach? Do wdzena doktorze Zobaczymy sęwe Włoszech - Orlando machnął ręką na pożegnane jego

towarzysz ledwe dostrzegalne sknął głową Samochódruszył, pojechał w głąb ucy skręcł znkł za rogem

Marcello wrócł do okau wszedł na salę Muzyka przezten czas zaczęła grać znowu zastał przy stolku tylkoQuadrego Lna Gula ponowne z sobą tańczyły, zobaczyłje wśród nnych par na zatłoczonym parkece Usadł wząłszkankę jeszcze pełną mrożonej lemonady wysączył ją

powol patrząc na leżący na dne kawałek lodu Quadrpowedzał nage

- Cerc czy we pan że mógłby pan być da nas bardzoużyteczny?

267

Page 263: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 263/316

ie ozumem rzek Maceo stawając szkankę astoe

Quadr wyjaśni bez ciena zakopotaia:- Komu innemu zaproponowabym po prostu żeby

zosta w Paryżu jest dość roboty dla wszystkich zapewniampana A nam potrzeba pzede wszystkim modych takichjak pan Ae pa mógłby się nam przydać jeszcze bardzej pozostając na dotychczasowym miejscu . na swojej posadzie

- I udzielając wam inrmacji - dokończy Marcellopatzą mu w oczy

- WłaśnieNa te sowa Marcelo przypomnia sobie tchące wzrusze

iem i nekamaną czułoścą pawe zazawoe oczy Qadriego gdy ten przed chwią trzyma go za klapy maryarki To wzruszenie, pomyślał byo sentymetanym paszczykiem pod którym kryy się szpony zimnego wyrachowaniapolitycznego Takie same wzruszenie widywa w oczachniektórych swoich przełożonych z tą różcą że płynęoz nnych pobudek nie humanitarnych ecz patriotyczych

Ae cóż znaczyy może i usprawelwione sentymentyskoro potem w jedym i dugim wypadku we wszystkchwypadkach ie liczono się z im jako z czowiekiemuważając go wyącznie za jeden z wielu prowadzących docelu środków? Pomyśla prawie z obojętnością biurokatyże Quadi tą swoją popozycją potwiedzi wyrok śmerci asebie Potem podnós oczy i powedział:

- Mówi pan tak jak gdybym ma te same przekonaniaco pan albo jak gdybym się do nich skania Gdyby takbyo sam zaofarowabym pau moe usugi ale skorosytuacja wygląda inaczej a ja nie podzielam i ie chcępodzeać pańskich pzekonań żąda pan ode mne po prostuzdady

- Zdrady? Nigdy - odrzek z miejsca Quadri Między

nami ie ma zdrajców Są tylko ludzie którzy widzą swojebędy i nawracają się Byem i jestem nadal przekonany epan jest jednym z nich

- yi sę pan

268

Page 264: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 264/316

- Wobec tego wykreślmy moją propozycję z pamięi Panienko . - Quadri szybko zawoa kelnerkę może po toby ukryć zmieszanie i zapaci rachunek Potem milczeliQuadri obserwował salę w niedbałej pozie widza Marcellosiedział zwrócony pecami do sali ze spuszczonymi oczymaW końcu poczu dotknięcie ręki na ramieniu i usyszałpowolny spokojny głos Giuii

- Idziemy już? Jestem taka zmęczonaMarcello wstał natychmiast i powiedział- Myślę że już wszyscy bez wyjątku jesteśmy senniWydao mu się że Lina jest czymś gęboko wstrząśnięta

i biała jak papier lecz przypisał wyraz malujący się na jejtwarzy zmęczeniu a bladość sinemu światłu neonów Wyszii skierowali się do samochodu stojącego w gębi ulicyMarcelo udał że nie słyszy, gdy Giulia szepnęła mu- Usiądźmy tak samo jak przedtem i siadł obokQuadriego Wszyscy czworo milczeli przez caą drogę. TykoMarcelo w pewnej chwii zapyta zdawkowo: e czasuzajmie panu droga do Sabaudii?" a Quadri nie odwracającsię odpowiedział „To szybki wóz a ponieważ samemu

jedzie się zawsze prędzej przypuszczam że będę wieczoremw Anency i wyjadę stamtąd następnego dnia o świcie

Przed hotelem wysiedli i pożegnai się Quadri, szybkouścisnąwszy doń Marceowi i Giulii wrócił do samochoduLina zatrzymaa się chwilę żeby coś powiedzieć Giuliipotem Giuia pożegnała się z nią i weszła do hotelu Marcelloi Lina zostai przez moment sami na chodniku On powie

dzia zmieszany- Wobec tego do jutra Do jutra - odpowiedziaa jak echo Lina skaniając

głowę z konwencjonanym uśmiechem. Potem odwróciła sięa on wszedł za Giuią do hau

Page 265: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 265/316

Rozdział X

Marcello, gdy tylko się obuził i zwrócił oczy na sufw niepewnym półmroku niedomkniętych żaluzji przypomniał sobie od razu że Quadri pędzi eraz po drogach Francjia w trop za nim jedzie Orlando ze swoimi ludźmi Zrozumiałże skończyła się poróż do Paryża Podróż się skoń�zyłapowtórzył sobie chociaż dopiero się zaczęła Skończyła się,bo wraz ze śmiercią Quadriego zamknął się en okres jegożycia w którym próbował wszelkimi sposobami uwolnić sięod ciężaru samoności i anormalności dźwiganego od

śmierci Lina Udało mu się ego dokonać za cenę zbronia raczej za cenę czegoś co byłoby zbrodnią gdyby nie ałosię uspawieliwić i nie nabrało ściśle okreśonego znaczenia.Co do niego osobiście to był pewien że znajzie usprawiedliwienie: jako dobry mąż obry ojciec, dobry obywatelmiędzy innymi zięki śmierci Quariego, któa az nzawsze odcięła mu możliwość odwrou będzie widział, j'

jego życie nabiera powoli ale stale ej pełni której tak n.„

doychczas brakowało Tak więc śmierć Lina, która bpiewszą przyczyną jego ponurej rageii zostanie okupiona i unicestwiona przez śmierć Quadriego, zupełnie taksamo, jak skłaane niegdyś na oaę niewinne ludzkie życierozgrzeszało i unicestwiało dokonaną uprzednio święokraczą zbrodnię Ale nie yko on wchodzi w grę i usprawie

dliwianie jego życia i morderswa popełnionego na Quarimnie tylko od niego zaeżało „Teraz pomyślał trzeźwo- akże i inni muszą wypełnić swój obowiązek bow przeciwnym azie spadnie na mnie krew tego człowieka

270

Page 266: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 266/316

okaże sę w końcu że przelewałem z pustego w próżne" Cinn, jak wedzał, to rząd któremu on chcał się pzysłużyćym modestwem, partia, której wyrazceem był ten rząd,sam naód, któy zgodzł sę podpoządkować pat Niewystaczyłoby mu powedzieć: „Spełniłem swój obowiązek zobiłem tak bo taki małem rozkaz" Takie uspawiediwiene mogło być wystarczające da agenta Orlando nieda niego Jemu potzebny był całkowity sukces tego ządu,tej pat tego naodu; i sukces nie tyko powiezchowny, aecałkowty i gruntowny Tyko w tym wypadku to co byłonormalne uważane za zwykłą zbrodnię mogłoby sę staćpozytywnym krokem na pożytecznej drodze Mówąc nnym słowam pownno nastąpć, dzęki nezależnym odnego słom, zupełne pzewartoścowane pojęć nesprawedliwość pownna sę stać sprawedlwoścą, zdrada bohaterstwem, śmeć życem Przyszła mu ochota, żeby określćswoją sytuację dosadnym sarkastycznymi słowam „Awęc jeś fszyzm zbankrutuje, jeśl te wszystke kanale tebałwany ci głupcy w Rzymie prowadzą naród włosk doruny, to ja jestem tylko nędznym mordercą'. Lecz zaraz

potem popawł się w myśi: „A jednak skoro wszystkowyglądało tak a nie inaczej nie mogłem zobć nic innego"

Gulia któa spała jeszcze u jego boku, poruszyła sęi stopnowo, powolnym i zaboczym uchem objęła gonpew ramionami, a potem nogami pzytulając głowę dogo piesi On eżąc bez uchu, wyciągnął rękę sięgnął po· \ący na komodzie budzk z sryzującą taczą popatc .;frb na godzinę: było pętnaśce po dziewiątej Pomyśał�n10 wo, że jeśi wszystko odbyło się zgodne z przewdywanam rlando to w tej chwl na jakejś szose ancuskeleży w rowe samochód Quadrego z trupem przy kerowncy Gula zapytała cicho

Która godzna?- Kwadans po dzewątej

Och jak późno - powedzała ne poruszaąc sę Spalśmy co najmnej dzewęć godzn

- Najlepszy dowód że bylśmy zmęczeni- Ne jedzemy do Wersalu?

271

Page 267: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 267/316

edziemy I musimy się uż ubieać - od westchnieniem - lada chwila pzydzie tu pani Quadi

- Wolałabym żeby nie pzychodziła . Nie dae mispokou z tą swoą miłością

Marcello nic nie odpowiedzia Giuia dodała po chwii:

A jakie mamy plany na najbliższe dni?acello nim zdążył się zastanowić odpowiedział- Wyedziemy - głosem który wydał mu się żałobnyw swoje melancolii

Tym razem Giuia otrząsnęa się i odcyaąc nieco do tyłgłowę i pieś ale nie odywaąc się od niego zapytałzdumiona i . wyraźnie zaniepokoona

Wyedziemy? Już? Pzyjecaiśmy dopieo co i użmamy wyeżdżać?

- Nie powiedziałem ci tego wczoa wieczoem - skłamał - żeby ci nie psuć zabawy, ae wczoaj po poudniuotrzymałem teegram wzywaący mnie do Rzymu

Szkoda napawdę szkoda - powiedziała Giliadobodusznym i ż zezygnowanym tonem - Właśnie

kiedy zaczynałam się tak dobze bawić w Payżu a pozatym nie zdążyliśmy eszcze nic zobaczyć

- Niezadowolona esteś? - zapytał czule, głaszcząc pogłowie.

- Nie ale woałabym zostać jeszcze kilka dni żebypzynamnie tochę poznać Paryż.

Pzyedziemy tu znowuNastąpiło milczenie Potem Giuia obęła go moce

pzyganęła się do niego całym ciaem i powiedziaa:- No to powiedz mi chociaż co będziemy obić w pzy

szłości ak będzie wyglądało nasze życie Dlaczego o to pytasz?- ak sobie - odzeka tuląc się do niego - Datego że

lubię gawędzić o pzyszłości w łóżku po ciemku

- No więc - zaczął Macelo spokonym i bezbarwnymgosem � teraz wrócimy do Rzymu i rozejrzymy się zamieszkaniem

- akie to będzie mieszkanie duże?

'72

Page 268: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 268/316

- Cztery albo pięć pokoi z komfrtem Kiedy eznajdzemy kupimy sobe meble

- Chciałabym mieć mieszkane na parterze pwiedziała rozmarzonym głosem - z ogrodem mógłby być nawetneduży, ae z drzewam z kwatami żeby było gdzie

posiedzieć sobie i wiosną latem- Nic łatwiejszego - oświadczył Marcello - A więcweźmiemy meszkane Myślę, że m wystarczy peniędzy,żeby je całkowice umeblować oczywiście nie uksusowo

- Urządzsz sobie ładny gabnet powiedziała- Po co m gabinet, skoro pracuję w biurze? Lepiej ładny

salon

- ak salon masz rację . Salon połączony z jadalną będziemy me także ładny pokój sypiany prawda?

Oczywiście Ale ne chcę tapczanów które są takie nieprzytulne

Chcę meć prawdzwą sypanię z małżeńskm łóżkiem I powiedz będzemy też meli ładną kuchnię?

- Ładną kuchnię dlaczegóż by ne?

Chcę mieć kuchenkę z palnkam na gaz naelektryczność no i ładną lodówkę Jeże nie wystarczynam pieniędzy to możemy wziąć te rzeczy na raty

- Oczywiście . na raty- powiedz mi jeszcze, co będziemy robii w tym domu? Będziemy w nim żyli i będziemy szczęśliwi- Tak bardzo mi potrzeba szczęśca powedzała,

jeszcze mocniej tuląc się do niego - gdybyś wiedział jakbardzo Wydaje mi się że pragnę szczęścia od chwili kiedysę urodzłam.

- oteż będziemy szczęślwi - odrzekł Marcello z niemalagresywną pewnością

- I będziemy mel dzec?- Na pewno

- Chcę mieć dużo dzieci - powiedziała ze śpewną nutąw głosie co rok jedno co najmniej przez perwsze czterylata naszego małżeństwa . . I to już będze rodzna, a ja chcęjak najprędzej stworzyć sobe rodzinę Wydaje mi sę że ne

Page 269: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 269/316

naeży z tym czekać, bo potem może być za późno A kiedysię ma rodznę, wszystko nne przychodzi samo, prawda?

Pewnie, wszystko inne samo przychodziUmikła na chwlę i potem zapytała- Czy myśsz, że jestem w cąży?- Skądże mogę wedzieć?- Gdyby tak było - powedzała ze śmiechem znaczy

łoby to że nasze dziecko urodziło się w podróży- Cieszyłabyś się z tego? Tak, byłoby to da niego dobrą wróżbą Kto wie,

może kiedyś zostałoby słynym podróżnikiem . . Perwszegochcę chłopca a poem wolałabym dzewczynkę Jestempewna że byłaby śiczna Ty jesteś bardzo przystojny ja teżnie jestem brzydka Na pewno będziemy miei śicznedziec

Marceo nc nie odpowedział, a Giua mówła dalej:- Dlaczego mlczysz? Ne chcesz, żebyśmy mieli dzieci?- Chcę, oczywiśce - rzekł i nagle, ze zdumeniem,

poczuł, że zakręciły mu się w oczach dwie łzy i spływały popoliczkach A potem dwe dasze cepłe pekące jak gdyby

wypłakane już dawno, przed weu laty, łzy, które pozostaływ oczach, by przesąknąć palącym bóem. Wiedział, żewywołała te łzy rozmowa Giulii o szczęściu ecz nie potrafłdociec ich źródła Może płakał datego, że już z góry zapłacłtak drogo za owo szczęśce; a może dlatego ż uśwadamałsobie, że nigdy ne będzie szczęśwy, a zwłaszcza w prostyi rzewny sposób opsany przez Giulę Przemógł w końcu

z wysiłkiem chęć do płaczu i ukradkiem żeby Giulia nic niezauważyła otarł oczy wierzchem dłon A tymczasem Giulaobejmowała go z unieseniem coraz to mocnej przywierająccałym całem do jego cała chwytając go za bezwładne ręce,żeby ją popeścł i przytuił Potem przysunęła twarz do jegotwarzy i zaczęła go całować raz po raz w policzk, w ustaw czoło, w brodę, z dziecnną i niepohamowaną zachłannoś

cą W końcu szepnęła prawie żałośnie „Dlaczego mne nechcesz weź mnie" I wydało mu sę że dosłyszał w jejbłagalnym głosie niemal wyrzut ż myśał ne o jej szczęściu,ale przede wszystki o swoim Objął ją łagodne tkwie,

274

Page 270: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 270/316

zaspokajając jej pragnene, a ona z opartą o poduszkęgłową, z zamknętym oczyma, zaczęła podnosć opuszczaćbodra, ruchem regularnym, spokojnym jak gdyby pełnymnamysłu, nczym fa która wzdyma sę opada, zaeża odprzypływu odpływu, gdy nage dało sę słyszeć gwałtownestukane do drzw

- Ekspes!- Co to może być? - szepnęła zdyszana mrużąc oczy

- ne dź co cę to obchodz? - Marcelo obejrzał sę zobaczył w smudze śwatła pzy dzwach na podłodze stkótry wsunęto przez szparę W tej samej chw Gua cężkoopadła na pecy zesztywnała, odrzucła głowę do tyłu głęboko wzdychając wpjając mu paznokce w pecy,szepnęła

Zabj mneMarceo, ne wadomo dlaczego, przypomnał sobe nagle

krzyk Lna „Zabi mne jak psa" - oganął go przeraźlwyęk. Czekał pzez dłuższą chwę, aż weszce ręce Guosunęły sę bezwładne na łóżko Wtedy zapał ampkę,spuścł nog na podłogę, poszedł po st, po czym znów

wycągnął sę obok żony Gua odwócła sę teraz do negopecam, skuona, z zamknętym oczyma Marcello obejrzałst zanm go położył na bzegu łóżka, tuż pzy jej otwartychjeszcze szybko chwytających powetrze ustach. Na kopercewdnał adres „Madame Gula Clerc, napsany wyraźnekobecym psmem

Lst od pan Quadr - powedzał

Gula mruknęła ne otweając oczu: Daj m goNastąpło długe mczene Lampa ośwetlała jasno lst

leżący koło ust Gul; bezwładna zamała w bezuchuGua zdawała sę spać Wreszce westchnęła, otworzyłaoczy chwytając jedną ręką óg koperty rozerwała jązębam, wycągnęła st przeczytała

Maceo zobaczył, że sę uśmecha; potem powedzałaccho

- Mówą, że w młośc wygywa ten co uceka Poneważ wczoaj byłam dla nej okrutna, zawadama

275

Page 271: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 271/316

mnie, że zmieniła zamiar i że wyjechała dziś rano z męże Ma nadzieję, że do niej przyjadę Szczęśliwej podróży!

- Wyjechała? - powtórzył Marcello- Tak pojechała o siódmej rano z mężem do Sabaudii

a wiesz dlaczego? Pamiętasz, jak wczoraj wieczorem tańczyłam z nią po raz drugi? To ja ją zaprosiłam do tańca i byłauradowana, bo myślała, że jej wreszcie uegnę A tymczasem powiedziałam jej otwarcie że musi to sobie wybićz głowy I że jeśli będzie nadal obstawać przy swoim w ogóleprzestanę się z nią widywać że kocham tyko ciebie i żebydała mi święty spokój Że powinna się wstydzić, słowem tylejej nagadałam, że prawie płakała i wobec tego wyjechaładziś Rozumiesz, na co liczyła: „Wyjeżdżam, żebyś typrzyjechała do mnie" Nie doczeka się tego tak prędko

Tak, nie doczeka się tego tak prędko - powtórzyłMarceo.

- Cieszę się zresztą, że wyjechała - ciągnęła dalej Giuia-była taka nachalna i nudna i nie ma mowy o tym, żebymmiała do niej pojechać Nie chcę więcej widzieć tej kobiety

- Nie zobaczysz jej już nigdy - owiedział Marcello

Page 272: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 272/316

Rozdział XI

Pokój w którym pracował Marcelo wychodził na po-dwórze; był mały i asymetryczny stało w nim tylko biurkoi półki Znajdował się w głębi śepego korytarza w sporejodległości od poczekalni; tak więc Marcello korzystał zesłużbowych schodów prowadzących do tej mało uczęszczanej części gmachu na tyłach ministerstwa. Pewnegoranka, w tydzień po powrocie z Paryża. Marcello siedziałprzy biurku. Pomimo wiekiego upału nie zdjął marynarkiani nie ściągnął krawata jak większość jego kolegów. Nigdy

nie odstępował od tej asady i uważał niemal za punkthonoru żeby w biurze wyglądać tak samo jak na ulicy. Takwięc nieskazitelnie ubrany w ściskającym mu szyję nakroch-maonym kołnierzyku zaczął przed rozpoczęciem pracyprzeglądać włoskie i zagraniczne gazety. Także tego ranka,chociaż minęło już sześć dni zajęły go przede wszystkimwiadomości o zamordowaiu Quadriego. Zauważył, że na

główki składano mniejszą czcionką i że wzmianki byłyo wiele krótsze co dowodziło niezbicie że śledztwo utknęłona martwym punkcie Kilka lewicowych dzienników fan-cuskich podawało raz jeszcze historię zabójstwa z obszer-niejszym uwzględnieniem ciekawszych i bardziej znamien-nych szczegółów: Quadri został zabity sztyetem w gąszczulasu żonę jego natomiast zastrzeono trzema kulami z rewol-

weru na skraju drogi i przywleczono już po śmierci do zwłokmęża; samochód również wprowadzono w głąb lasu i schowano w krzakach włoki i wóz odnaleziono dopiero podwóch dniach właśnie dlatego że ukryte były tak starannie

277

Page 273: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 273/316

eie z daa od drog Dzennk ewcowe werdzły z całąpewnoścą że małżonków zab udze nasłan specanew tym ceu z Włoch natomast kka dziennków prawicowych popeało, zrestą w bardzo ogędne frme ocanątezę wysunętą przez prasę włoską, że zosta on zamordowan przez swoch anyszystowskch kompanów z po-wodu różncy pogądów na sprawę woy w HszapnMarceo odłożył gazety sięgnął po ustrowane psmoancuske Od azu udezyła go tograa umeszczona nadruge srone, usruąca reporaż z te zbrodn; podpsbrzmał „Trageda w ee Geveaudan" usiała być zro-bona w momence odkryca morderswa albo zaraz poemWdać było na ne podszycie asu, prose pne drzewnaeżone gałęzami aśniesze pamy słoca mędzy ednypnem a drugim, a na zem, w wysoke trawe prawenewdoczne na perwszy rzut oka w e pogmawanemozace śwateł cen, zwłok oboga zamordowanychQuadr eżał na wznak, można było dostrzec tylko egoramona głowę a właścwe brodę szyę, przecęą czarnąkresą Naomas cało Liny, przerzuone trochę na ukos

przez złok męża, wdoczne było w całości Marcelospokone odłożył zapaonego papeosa na bzeg popen-czk, wziął szkło powększaące z uwagą badał fograęPommo że była czarna i nie ostra, a w dodaku zamazanapamkam śwateł cen asu można było rozpoznać całoLny, zarazem wotke kształtne czyste zmysłowe pęknei niezwykłe: szeroke ramona pod deikatnym karke

smukłą szyą, pies sterczące nad wcęcem wąske aku osy ta krągłe bodra i długe pękne nog Przykrywałmęża częścowo swom całem, a częścowo szeroko roz-łożoną spódnicą zdawało sę, że leżąc na boku, z twarząw trawe, z usam przy jego poczku, chce mu coś powe-dzieć do ucha Marce o długo ogądał tograę przez szkłopowiększaące, staraąc się wyśedzić każdy ceń każdą

nkę każdy szczegół Wydało mu sę że a odbtkaprzesae być zwykłym neruchomym zdęcem że e bezruch osiąga ów ostateczny bezruch śmec z którego tchnegodny pozazdoszzena spokó. Była o togaa pełna

278

Page 274: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 274/316

nieskończene gębokiej cszy która msała nastąpć postraszliwej piornjącej agonii Chwię przedtem wszystkobyło zamętem przemocą grozą nienawiścią nadzieją rozpaczą; chwlę potem wszystko byo skończone kojonePomyśał o tym że dwoje zmarłych długo eżało w esieprawie dwa dn wyobrazł sobie że słońce przez wielegodzin ogrzewało ch ciaa przyciągając do nich rojebrzęczących owadów a potem zaszło powoi zostawiającch cchym ciemnoścom agodnej letnej nocy Pakaa na chpoliczkach rosa lekki wetrzyk szeeścił w gałązach wysokch drzew i krzewów Wraz z pierwszymi promieniamisońca powróciy jak na wezwane śwata cene z poprzedniego dnia by igrać na dwóch spoczywających bezwładniecaach. Rozradowany świeżoścą i czystym baskem poranka ptak usad na gałęzi śpiewał. Pszczoa ataa wokógłowy Lny obok dotykającej ziemi skron Quadriegozakwt kwiat Dla nich cchych nierchomych szemraywody wijących się po esie gadatwych strumyków do nchzbiegi się zewsząd eśni mieszkańcy zwinne wewiórkidzkie królk A tymczasem uginające sę pod nm mękkeposłanie z traw i mchu przyberało powoi kształty sztywnych ciał ziemia wysuchując ch niemego woania goowabya je przyjąć do swego ona

Wzdrygnął się słysząc stukanie do drzw odrzuc tygodnk i zawoała że można wejść Drzwi chyliy sę powoli Marceo nie wdzia przez chwę nkogo W końcuostrożnie wychyia się przez szparę czciwa potuna szero

ka twarz Oranda- Można doktorze?- Proszę Orando powiedzia Marceo urzędowym

tonem - wejdźce Mace m coś do powedzenia?Orando wszed, zamknął drzwi i zbżył sę spogądając

przenklwe na Marcela I wtedy po raz pierwszy Marcellozaważył że wszystko byo poczciwe w tej czerstwej ruma

nej twarzy wszystko z wyjątkem ocz małych i głębokoosadzonych które połyskiway w szczególny sposób podwyysałym czołem „Dziwne - pomyśał Marceo patrząca nego że przedtem nie zwróciem na to wagi"

279

Page 275: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 275/316

Wskazał agentowi kzesło i ten siadł bez słowa, nadalwpatując się w niego tymi błyszczącymi oczyma.

- Papierosa? - zaproponował Macello podswającOrandowi papieośnicę

- Dziękję, doktorze zekł Orando biorąc papieosa

Zaległo milczenie Potem Orando wypścił dym stami,spojzał na zapaony koniec papierosa i powiedział - Wiecie, doktoze, jaka jest najciekawsza stona spawy Quadiego?

- e, jaka? Że była nieotzebna.- Co to znaczy? To znaczy że wacając z msji, od az po pze

koczeni ganicy pojechałem do Gabia do S żeby muzdać elację Wiecie co mi powiedział z miejsca? Czyotzymaliście odwołanie ozkaz?" Pytam „akie owołanie?" „Odwołanie - odpowada - ozkaz, żeby wstzymaćsię z misją" - Daczego się wstzymać?" - „Dlatego- mówi że w Rzymie doszli nagle do wniosku, że byłobypożądane zbiżenie z Fancją, i ważają, że misja mogłabystopedować okowania " a ja na to „ie otrzymałemżadnego odwołania do chwili wyjazd z Paryża, widać zapóźno wysłano Tak czy owak, misja została wykonana jaksię dowiecie z jtrzejszych gazet". Na to Gabio zaczynawzeszczeć „Idioci zujnowaiście mi karierę to możezepsuć stosnki włoskofancuskie w drażliwym momenciepolityki międzynaodowej opawcy, co teaz odpowiem

Rzymowi?" - „Powiecie - mówię spokojnie - pawdę: żeodwołanie było wysłane za późno " - Rozumiecie doktoze? Tyle tudów dwa tupy, i potem wszystko okazuje sięniepotzebne co więcej szkodliwe.

Macelo nic nie odpowiedział Agent zaciągnął się dymem, po czym oznajmił z naiwnym i nadętym patosempostego człowieka, któy lubuje się w używaniu pompatycz

nych sów:- Fatalizm.Znow zaległo miczenie Agent ciągnął dalej- Ja w kadym azie nie podejmuję się więcej tego odzaju

280

Page 276: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 276/316

misji. Następnym razem udam choobę Gabro ryczaBeste nieprawda nie bestie, ludzie!"

Marcello zgasił wypalonego do połowy paperosa zapalłdrugiego Agent mówił dalej:

- Łatwo mówić . Ale bywają rzeczy trudne do znesienia . . . wystarczy wymienić choćby tego Cirricione

- Kto to jest Cirricone?- Jeden z ludzi których miałem z sobą . Zaraz po

zamachu w tym rozgadiaszu przypadkiem oglądam się zasebie co widzę? Że on liże sztylet. Krzyczę: „Co ty robisz? . czyś zwariował? A on: „kew garbusa przynos szczęście" .Rozumiece? Barbarzyca . . mało brakowało a byłbym muwpakował kulę w łeb

Marcello spuścił oczy i machnalnie zaczął porządkowaćpapiery na biurku. Agent pogardliwie potrząsnął głową ciągnął dalej:

- Najgorsze było dla mnie to, że znalazła się tam ta panktóra ne mała z tym nic wspólnego i nie powinna byłazginąć Ale cóż rzuciła się, żeby osłonić męża i dostała zaniego dwie kule . . . On uciekł do lasu, gdzie go dogonił właśnieten bydlak, Cirricione . Jeszcze żyła więc byłem zmuszonyją dobić trzecią kulą. dzielna kobeta, dzelnejsza odnejednego mężczyzny

Marcello podniósł oczy na agenta jak gdyby chcąc daćm do zrozumienia, że wizyta skończona Agent zorientowałsię wstał. Lecz nie wyszedł od razu. Oparł obydwe ręceo biurko i długo wpatrywał się w Marcella tymi swoimi

błyszczącymi oczyma, po czym z równym patosem, z jakimprzedtem powiedzał „Fatalizm", oświadczył

Wszystko dla rodziny i dla ojczyzny, doktorze.Wtedy Marcello uświadomił sobie nagle, gdzie wdział już

przedtem oczy take niezwykłe i błyszczące. Te oczy miałyen sam wyraz, co oczy jego ojca zamkniętego w klinice dlaumysłowo chorych Powiedział zimno

- Może ojczyzna nie wymagała aż tyle.- Jeżel nie wymagała - rzekł Orlando pochylając się ku

niemu i podnosząc głos to dlaczego kazali nam to zrobić?Marcello zawahał sę, po czym odrzekł sucho

281

Page 277: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 277/316

- Orlando, wypełniliście wasz obowiązek, i to wampowinno wystarczyć - Spostrzegł na twarzy Oranda,który skłonił się lekko, wyraz pośredni między smutkiemi aprobatą I wtedy, po chwii milczenia, sam nie wiedzącdaczego, może chcą złagodzić ten bó, tak podobny do jegobóu, zapytał serdecznie - Macie dzieci, Orando?

- Jakżeby nie doktorze . mam pięcioro. - Agentwyciągnął z kieszeni gruby podarty portfl, wyjął z niegoftografę i podał ją Marcelowi; ten wziął zdjęcie i obejrzałje Zobaczył pięcioro dzieci ustawionych według wzrostu, odtrzynastu do sześciu at, trz dziewczynki i dwóch chłopców,wystrojonych odświętnie, dziewczynki w białe sukienki,chłopcy w marynarskie ubrania Cała piątka, jak zauważyłMarcelo, miała okrągłe, poczciwe, skupione twarze, kubekw kubek jak ojciec - Są z matką w naszych rodzinnychstronach - powiedział Orando biorąc ftografę, którąoddał mu Marceo - najstarsza już pracuje u krawcowej

- Bardzo ładne i podobne do was - rzekł Marcello- Dziękuję, doktorze Wobec tego do widzena, dok

torze - Agent, podniesiony na duchu, ukłonił się kilkakrotnie, wychodząc tyłem z pokoju. W tym samym momencieotworzyły się drzwi i ukazała na progu Giuia

- Do zobaczenia, doktorze do zobaczenia - Agentodsunął się na bok, żeby przepuścić Giuię i znikł Giuiapodeszła do Marcella i powiedziała prędko - Przechodziłam tędy i przyszło mi na myś, żeby do ciebie wstąpić Jak sięczujesz?

- Doskonale - odrzekł MarcelloStała przed biurkiem i spogądała na niego niepewnie

wahająco, z przejęciem W końcu powiedziała- Wydaje mi się, że za dużo pracujesz- Nie - rzekł Marceo rzucając okiem na owarte okno

- Skąd ci to przyszło na myś?- Wygądasz na zmęczonego - Giuia obeszła dokoła

biurko i przez chwilę stała nieruchomo, oparta o poręczftea, patrząc na eżące na wierzchu gazety Potem zapytała:- Nie ma nic nowego?

O czym mówisz?

282

Page 278: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 278/316

- No, w gazetach, w spawie Quadrego- Nie ncPowiedzała po chwii mlczena Jestem coaz badziej przekonana że zamodowal go

udzie z jego partii A co ty o tym myśisz?

Bya to ocjana wesja pzekazana dzennkom włoskimz biura popagandy tego samego anka kiedy przyszławadomość z Paryża. Gulia jak spostrzegł Marcello, uwerzyła w nią chętnie, nemal z nadzeją przekonana samejsebe Odpowedzał sucho

- Ne wem być może- A ja jestem tego pewna! powtórzyła stanowczo I po

chwl wahana dodała nawne - Chwlam myślę żegdybym ne była taka bezwzględna wobec żony Quadregoto ona zostałaby w Paryżu ne zablby jej mam wyrzutysumena ale cóż ja mogłam zobć? Sama bya sobewnna że ne dawaa m chwili spokoju.

Marceo zastanawia się, czy Giulia ne zaczyna czasempodejrzewać, że i on był wmieszany w modestwo Quad

ego ae po chwli namysu odzuc tę hipotezę Żadnamość pomyślał nie wytrzymaaby tego odzaju odkyciaGulia mówia prawdę odczuwała wyzuty sumiena z powodu śmierci Lny bo wprawdzie bez winy lecz stała się jejpośredną przyczyną. Chciał ją pocieszyć ecz nie umiałznaleźć nic lepszego nż słowo wypowedzane z takmpatose przez Orlanda

Nic róh sobie wyrzuów - powedział obejmując jąamiLni wpól i przyi<ą do ebe - to był ftalzm.

Odpwicdzil łzz go lekko po głowe:e werzę w ftalzm stało sę dlatego że cę

ocham gdybym cę ne kochała może nie byłabym wobecniej taka szorstka ona ne wyjechałaby żyłaby w tejchwil Gdzie ty tu wdzsz ftaizm?

Marcello przypommnał sobe Lna pewsze spotkane,które zdecydowao o jego życiu, i wyjaśnł z rozwagą:

- Kedy się mówi ftazm ma sę właśie na myśl tewszystke rzeczy mość i resztę . tyś nie moga nie zobć

283

Page 279: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 279/316

Page 280: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 280/316

EPILOG

Page 281: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 281/316

Rozdział I

Gdy zczęo sę ścemnić Mrcelo który spędz cły

dzień leżąc n łóżku, pląc pperosy i rozmyśljąc wstłi podszed do okn W zielonkwym śwetle etnego zmerz-chu domy, pomiędzy które wciśnęty był jego dom wznosiłysę wokó ngich betonowych dzedzńców ozdobionyczelonymi grządkm i strzyżonym żywopłotmi z mirtuW nektóryc oknch pliło sę śwto wdć byo w częścgospodrczej mieszkń oki w psstych roboczych kurt-

c i ucri w biłych frtucch krzątjących sięmędzy lkierownymi szfmi grderoby lbo przy kuchnach elektrycznych. Mrcello spojrzł w górę pond trsykmienic; osttne purpurowe smug zchodzącego słońcginęły n wieczornym nebie; spuścił znów oczy i zobczyndjeżdżjący i ztrzymujący się n podwórzu smochód;wysidł z niego mężczyzn z dużym biłym psem który od

rzu zczą sć między grządkm piszcząc i poszczekującz rdości By to bogt dzielnic zupełnie now, zbudow-n w osttnic ltch i ptrząc n te dzedzińce i n te oknnikt by nie pomyślł że wojn trw od czterech lt że tegodn upd rząd który by przez dwdześc t przy wdzyNikt prócz niego powiedził sobie i prócz tyc wszystkic,którzy znjdow sę w jego sytucj Jk błyskwicmignęł mu w wyobrźni wizj bicz bożego wszącego ndwekim mstem który smg tu i tm jkąś rodzinę,pogrążjąc ją w rozpczy, pnce, żłobie ego rodzintkże zostł dotknęt jk wedzł jk przewdyw odpoczątku wojny, rodzin jk kżd inn kochjąc się

287

Page 282: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 282/316

yta, normalna tą normalnością, której tak uparcie po-szkwał przez całe lata a która stała się teraz tylko pozornaPzypomniał sobie, że w dniu wybucu wojny w Europiepowiedział żonie: „Gdybym kierował się logiką, powinienbym dziś odebrać sobie życie", i pamiętał paniczny strac,

jaki wywołały w niej te słowa. Jak gdyby wiedziała co sięw nic kryło poza zwykłym przewidywaniem nieszczęś-liwego końca wojny Raz jeszcze zadał sobie pytanie, czyGiuia domyśa się kim on jest i jaką odegrał rolę w śmeciQuadriego; i raz jeszcze wydało mu się niemożiwe, żeby�ziała cociaż pewne zeczy wskazywałyby na to, że było

·1we

az z przeraźliwą jasnością zdawał sobie sprawę, żeawił na złego konia, ale mógł tylko stwierdzić teste fkty; daczego tak stawiał i dlaczego koń przegrał

ie yo da niego jasne Cciałby się ednak upewnić, że toco się stało, musiało się stać czyli że nie mógł stawiać inaczeji z innym wynikiem pragnął mieć tę pewność od wyrzutówsumienia nie musiał się uwalniać, bo ic nie odczuwał

stotnie, mógł jedynie żałować, że zrobił to, c zrobił, bezabsoutnej i nieucronne konieczności; że, świadomie czyteż nieświadomie nigdy się nad tym nie zastanawiał, żemógłby postąpić inaczej Gdyby ednak nabrał pewności, żeto nieprawda odzyskałby, ak mu się wydawało, coćbywzględny spokój wewnętrzny Mówiąc innymi słowami,musiał być pewien, że nie zaparł się swego przeznaczenia, żeje uznał, coć było takie, a nie inne, użyteczne dla niego i dlainnyc może w sposób wyłącznie negatywny, ale jednakużyteczne

Pełen zwątpienia, pocieszał się myślą, że jeśli nawetzbłądził czego nie można było wykluczyć, postawił na owąkartę więcej niż ktokowiek inny; więcej niż ci wszyscyktórzy znajdowali się w takiej samej jak on sytuacji Była topocieca pych jedyna jaka mu pozostała Inni będą moglijutro zmienić przekonania, partię życie, nawet carakter;dla niego taka możliwość nie istniała: nie mógł zdradzić aniinnych, ani siebie Zrobił to co zrobił wyłącznie z powodówosobistyc, nie związanyc z nikim; zmienić się, nawet

288

Page 283: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 283/316

yby mu na to pozwoloo, znaczyłoby przekreśić własneinienie I tego chciał uniknąć właśnie teaz gdy tyle rzeczyobracało się wniweczW tym momencie pomyślał że jeśi zbłądził, to pierwszym

i największym błęde było ego pragnienie We się

z anomalnośszukania normalności jakiejkolwiek byetylko nwiązać porozumienie z innymi ludźm Ten błdzoził się z oężnego instyntku niesety normaność natórą natknął się ów instynkt, sanowiła jedynie pustąrmę, w której wszystko było anormalne i pozorne Przypierwszym wsrząsie a frma rozpadła się w kawałki,a instynkt taki usprawiedliwiony i taki udzki, zrobił z niego

kata, którego oarą stał się on sam Słowem, błąd nie polegałna tym, że zabił Quadri, lec na tym, że chciał zmazaćwrodzoną skazę swego życia nieodpowiednimi środkamiI znowu zadał sobie pytaie, czy rzeczywiście wypadki niemogły potoczyć się inaczej?

ie, nie moły; nie znajdował innej odpowiedzi. Linomusiał zmącić jego niewinność, on działając we własnej

obronie musiał go zabić i potem, żeby się wyzwoić z tejmatni musiał szukać normalności w taki właśnie a nie innysposób i aby osiągnąć normalność, musiał zapłacić za niącenę równoważną z ciężarem anormaności której zamierzałsię pozbyć tą ceną była śmierć Quadriego Tak więcwszystko bło z góry przeznaczone, chociaż dobrowolniezadecydowane tak jak wszystko było zarazem sprawiedliwei niesprawiedliwe

Nie tyle myślał o y recach, jak mu się wydało ile jeodczuwał ze świadomości rnikliwego i dotkiwego bólu,który odsuwał od siebie i preciwko któremu się buntowałChciał przyjrzeć się spokojnie i z dystansu tej życiowejkatastroe jak tragicznemu, lecz dalekiemu widowisku Aeten ból nasuwał mu podejrzenie, że wpadł w panikę w ob-iczu tych wydarzeń pomimo całej trzeźwości z jakąusiłował je roztrząsać Nie było zresztą łatwo w ymmomencie odróżnić gdzie kończy się trzeźwość, a zaczynalęk i może najlepszym wyjściem, jak zawsze było zachowaćosobistą godność i opanowanie Ostatecznie, pomyślał jesz

289

Page 284: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 284/316

cze, pawe ez ioni, ja gdyy podsumowuąc swojeskomne amicje nie miał nic do stacenia pócz mienejposady uzędnia państwowego tego oto mieszania, któemiał spłacić w atach ozłożonych na dwadzieścia pięć lat,samochodu taże wziętego na aty, na dwa lata, oaz

różnych nnych doazgów składających się na wygodneżycie tóre czuł się w obowiązu zapewnić Giuii Nie miałasolutnie nic do stracenia i gdyby w tej chwili pzyszli goaesztować, zniomość korzyści materialnych, pzypadających mu w związu z pełnioną pzez niego fncją, zadzwiłay nawet jego wogów

Odwócił się od ona i spojzał na poój. Była to sypialnia

małżeńsa, taa, o jaej mazyła Giulia: z ciemnego,· polituowanego mahoniu ozdoionego onamentami z ązu, podobiona na styl Cesastwa Pzyszło mu na myśl, żetakże ta sypiania yła upiona na aty że spłacł jązaedwie przed rokiem.

,�ł nasze życie - pomyślałsaastycznie zdejując z krzem�arę i władając jąna siebie jes na raty„ . a le te ostatnie są najwięsze i nie

spłacimy ich nigy" Pociągnął nogą przerzywiony dywanik pzed łóżiem i wyszedł z poojuSkieował się w głąb oytaza do pzymniętych dzw

pzez tóe wpadało tochę światła. Był to poój jego cóii wchodząc Macello pzystanął na chwilę na pogu pzygądając się niemal z nedowiezanem zwykłej, nomanejrodzinnej scenie któą iał pzed oczya Mały poójurzdzony wdzięcznie i oorowo, typowy pokój w któymśpią i awią się dzieci Meble poaierowane na óżowofranki niebieskie, na apeach dese z kwiatów w oszyczkach Na dywanie taże óżowy leżały w nieładzie lakióżnej wielości i inne zaawi Żona siedząc pzy cóce,Lucilii tóa leżała już w łóżu, mówiła coś do nie;obejzała się, gdy wszedł ozucając go uważnym spojzeniem, nie powiedziała jedna ani słowa Macello wziąłjedno z akieowanych krzesełe i taże usadł pzy łóżku

Doy wieczó tatusiu powiedziała dziewczyna Dobry wieczór Lucio - odrzekł Marceo patząc na

nią

290

Page 285: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 285/316

Dzewczynka mała włosy cemne dekatne okrągłąbuzę o olbrzymc oczac pełnyc rozbajającego wdzękubadzo regularne rysy nema nenaturane w swojej doskonaośc Sam ne wedzał daczego cóeczka wydała mu sęw tym momence aż za ładna a przede wszyskm śwadoma

swojej urody a to jak pomyśał mogo być początkemnewnnej koketer neme przypomnało mu jego matkę,bo dzewczynka była bardzo do nej podobna Gdy parzałana nego na matkę koketea objawaa sę w spojzenachjake m rzucaa dzwnych u sześcoletnego dzecka przecągych spojrzenac welkch aksamtnych oczu, a pozatym w krańcowej newaygodnej pewnośc sebe bjącej

z każdego jej słowa Ubana w nebeską koszulkę marszczoną ozdoboną koonkam sedzaa na óżku, z ączkam zożonym do weczornej modtwy któą przerwaowejśce ojca.

- No Luco co sę tak zagapaś? - powedzaładoboduszne matka - Odmawa ze mną pacerz

Wcale sę ne zagapłam odrzekła dzewczynka

wznosząc oczy do suftu z grymasem pobażwego zneceplwena - tyś przestała mówć jak wszed tatuś . to japzestałam

- Masz rację odrzeka egmatyczne Gula - aeumesz na pamęć pacerz mogłaś mówć dalej sama jakbędzesz wększa ne będę c podpowadaa. a będzeszmusała go odmawać

- Wdzsz tracę tylko czas pzez cebe jestem zmęczona powedzaa dzewczynka Lekko wzuszya amonai le rączk mił wcąż zożone do pacerza - tylemówisz że do j pory zmówłybyśmy już pacez

No, ju powtózyła Gua uśmechając sę tymre jak gdyby bezwedne - zacznemy od początku:Zdrowaś Mao askś pena

Dzewczynka powtórzyła zacnając sę Zdrowaś Maro łaskś pełna- Pan z tobą bogosławonaś ty mędzy newastam Pan z tobą błogosławonaś ty mędzy newastam- I błogosławony owoc żywota twojego Jezus

291

Page 286: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 286/316

- I błogosawiony owoc żywota wojego Jezus- Czy mogę chwikę odpocząć? - zapytała dziewczynka Daczego? zdziwła się Giuia - Czy uż jeseś

zmęczona?- uż od godziny mnie ak trzymasz ze zożonymi rękai

powiedziała dziewczynka opuszczając ęce i spogądającna ojca - kiedy wszed tatuś już miayśmy zmówonąpołowę pacieza Pocieała sobie amiona ączkaiokazując ostenacynie wzgdiwe i kokieeyjnie swojezmęczenie Poem znów podniosła ęce i składając je oświadczyła: - Jestem gotowa

- Święta Mario Mako Boża - ciągnęła dalej powoli

Giuia Święa Maio Matko Boża - powtózyła dziewczynka

Mód się za nami gzesznym- Módl się za nai grzesznymi- eaz i w godzinę śierci naszej Teaz i w godznę śmieci nasze Amen Aen- A ty atusiu nigdy nie mówisz paceza? zapytała

jednym tcem dziewczynka- Odmawiamy pacierz wieczoem pzed położeniem się

do óżka - odpowedziała pośpesznie Giuia Dziewczynkajednak patzała na Macea pyająco i, jak mu się wydałoz niedowiezaniem

- Oczywiście co wieczó pzed położeniem sę do łóżka- potwierdzi szybko

-A eraz kadź się i śpij - powiedziała wstając i próbującułożyć do snu dziewczynkę. Udało się jej to ale nie beztudu bo dziecko ani myśało spać; potem podcągnęła jepod bodę pześcieadło któe było jedynym pzyycem.- Goąco mi - zawołała dziewcznka kopiąc pześcieadło oj jak mi goąco!

- uro pojedziemy do babci i nie będzie ci już gorąco- odpowiedziaa Giulia.

A gdzie jest babcia?

292

Page 287: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 287/316

- W górach i tam jst chłodnij - Al gdzi?- Mówiłam ci już tyl razy w Tagliacozzo spędzimy

tam cał lato i użyjmy sobi świeżego powitrza- A czy samoloty już nie przylcą?

- Ni ni przylcą samoloty.- Dlaczgo? Bo wojna się już skończyła- A dlaczgo wojna się skończyła?- No, bo się skończyła i już - odrzkła Giulia niecirp

liwi, al bz złości - a traz już dość tych pytań śpij bojutro rano bardzo wczśni wyjżdżamy a taz przyniosę ci

lekastwo - WyszłaŻostawiając męża samego z córką- Tatusiu - zapytała natychmiast dziwczynka siadając

na łóżku - pamiętasz kotkę tych państwa co miszkają podnami?

- Tak odpowidział Marcllo wstając z krzesłkai siadając na krawędzi łóżka

- Ona ma czworo kociąt

- No i co?- Bona tych dziwczynk powidziała, ż jakbym chciała, to mogliby mi dać jedngo kotka czy mogę go wziąć?Zabrałabym go do Tagliacozzo

- Al kiedy się t kocięta urodziły? - zapytał Marcllo- Przdwczoraj - Wobc tego ni można - powiedział Marcllo głasz

cząc górkę po głowi - kocięta muszą zostać przy matc,dopóki ona j karmi . Wźmiesz go sobi, jak wrócimyz Tagliacozzo

A jżli ni wrócimy z Tagliacozzo? Dlaczgo mielibyśmy ni wrócić? Wócimy pod konic

lata - odrzekł Marcello wsuwając palc w cimne i jdwabiste loki córczki

- Aj boli ! - zawołała natychmiast dziewczynka, gdypociągnął ją za włosy

Marcllo cofął rękę i powidział z uśmichm:- Dlaczgo mówisz, ż cię to zabolało? Sama wisz

najlpij, ż to niprawda

293

Page 288: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 288/316

- A właśne że mne zabolało odpowedziała z patosem Potem podnosząc czysto kobecym ruchem dłonie doskron dodała - A terz mnie strasznie rozboli głowa.

- Wobec tego pociągnę cę za uszy - powiedział wesołoMarcello Odgarnął delkatnie włosy nad małym uchem

okrągłym i różowym i pociągnął je leciuteńko potrząsającnm jak dzwonkiem- Ojej ojej ojej krzyknęła dziewczynka przenikliwym

głosem udając ból przy czym jej twaz pokryła sę delikatnym rumieńcem Ojej jak boli!

No widzsz jak z ciebie kłamczuch skarcł jąMarcello puszczając ucho - Wiesz przeceż że nie wolnokłamać

- Tym razem - powiedzała rozsądnie - mogę cprzysąc że mne bolało

- Chcesz jakąś lalkę na noc do łóżeczka? zapytałMarcello spoglądając na dywan na którym leżały porozrzucane zabawki

Obrzucła lalki wzgardlwym i obojętnym spojrzeniem odpowiedzała, jak gdyby robiąc ojcu ustępstwo:

- Jeśli chcesz ak to, jeżeli ccę? zapytał Marcello z uśmiechem

- Mówisz tak ak gdybyś robiła to dla mne Nie lubisz spaćz lalkami?

Tak, lubię zgodziła sę - daj mi - zawahała sępatrząc na dywan daj mi tę w różowej sukence

Marcello wsta i spojrzał na dywan:- Wszystkie są w różowych sukenkach- Są różne różowe kolory - odrzekła dziewczynka

niecerpliwe przemądrzale ta lalka ma sukienkę takiegosamego koloru jak róże na balkonie

- Czy to ta? zapytał Marcello podnoszą z dywanunajładniejszą i najwększą alkę

No widzsz że nie rozumesz - odrzekła surowoWyskoczyła nagle z łóżka wbiegła na dywan wzięła leżącąw rogu szmacianą lalkę bardzo brzydką z pomiętą poczernałą twarzą, po czym szybko wrócła do łóżka mówiąc- Zrobione - Tym razem ułożyła się pod prześceradłem

294

Page 289: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 289/316

a wznak, przytulając czule spokojną i różową buzię opoczerniałej i zziwionej twarzyczk lalk Gulia wróciłaz butelką i łyżką w ręku

No powiedziała pochoząc o córk - wypijekarswo

Dzewczynka nie dała się prosić Posłusznie nosła się nałóżku podsuwając warz z owarymi usam, ruchem podobnym do chwytającego pokarm paka Giuia włożyła jejłyżkę o us i wlała w ne lekarstwo, szybko ją przechyającDziewczynka położyła sę mówąc

Jakie nedobre!- Dobranoc - powiedziała Giuia, pochyiła się i pocało

wała córeczkę Dobranoc, mamusu obranoc ausi powiedziałaziewczynka pisklwym głosem. Marcello pocałował jąw policzek i poszedł za żoną Giula zgasiła światło i zaknęła drzwi

W korytazu zwróciła się do męża i powieziała: Myślę, że kolacja jest już gotowa.I Marcello zauważył opero wtey, w tym oskarżyciels

kim półmroku że Giulia ma spuchnięte oczy jak gdyby ołaczu Wizyta w ziecnnym pokoju dodała mu otuchy, ale a wiok oczu żony zląkł się znowu że ne zdobęzesi n okój i opanowanie, jak sobe postanowił Tyml 't : 1c < l i u ł a weszła już do jadalnego pokoju, niewelkiego k w v o i ie i kredensem Stół był nakryy wisząca d b p .pa lona, z owartego okna obiegał głos d a , k h'ry r i i oiezne obwieszczał upadek .ym y .ywnym zzwcj w sprwozdanach1 iłh mezów

Wez sła poł pę i wyszła Zaczęi jeść powolcągliwymi ruchami Radio rozszaało sę nagle Spikerosił teraz rozgorączkowanym głosem używając określeńłnych egzaltacj że nieprzlczone łumy wyległy na ulicewatując na cześć króa.

Ohyda - powieziała Giulia okładając łyżkę i patrząc w okno

- Dlaczego ohyda?

295

Page 290: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 290/316

Wczoraj jeszcze oklaskiwali Mussoiniego przed kilkoma dniami urządzali owacje papieżowi bo się spodziewaiże uratuje ich przed bombardowaniem dzisiaj wiwatują nacześć króa który utrącił Mussoiniego

Marcelo nic nie odpowiedział znał tak dobrze sądy

i reakcje Giulii w sprawach publicznych że z góry mógł jeprzepowiadać Były to reakcje i sądy osoby bardzo prostejnie interesującej się w najmniejszym nawet stopniu głębokimi przyczynami tkwiącymi u źródeł wszystkich wydarzeń,kierującej się przede wszystkim wzgędami uczuciowymii osobistymi

Skończyli jeść w ilczeniu podczas gdy radio grzmiało

nada Potem nagle gdy pokojówka wniosła drugie danieradio umikło zapanowała ciszaa wraz z ciszą zdawało siępowracać znowu dokuczliwe uczucie dusznego gorąca parnej,etniej nocy Chwilę patrzyi na siebie po czym Giuia spytał- I co teraz zrobisz?Marcelo odpowiedział krótko- Zrobię to samo, co ci wszyscy którzy znaeźi się w tej

samej sytuacji ie brak ludzi we Włoszech którzy w towierzyli.

Giuia zawahała się nim zaczęła mówić Potem powiedziała powoi

- Nie miałam na myśli co zrobisz ze sprawą Quadriego?

Wiedziała więc wiedziała może od samego początkuMarcello poczuł że na te słowa serce zamarło mu w piersitak jak zamarłoby przed dziesięciu laty gdyby ktoś zapytałgo niespodziewanie „Co zrobisz ze sprawą Lina?" Wówczas gdyby miał dar jasnowidzenia powinien był odpowiedzieć: Zabiję Quadriego" Ale teraz? Położył wideeckoło talerza i gdy tylko nabrał pewności że ne zadrży mugłos powiedział

- Nie rozumiem o czym mówisz.Spuściła oczy krzywiąc się jak gdyby do płaczu Potem

powiedziała powonym i smutnym głosem- W Paryżu Lina może dlatego że chciała mnie do ciebie

zrazić powiedziała mi, że pracujesz w tajnej poicji

296

Page 291: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 291/316

A oś y jej odpowiedziała?- e mnie to ni ne obhodz Że jesem woją żoną że

ę koham bez wzgęd na to, jake jest woje zajęie Że jeśito robisz to widoznie ważasz, że ak rzeba

Mareo n nie odpowedział bezwiednie wzrszony ą

wernośią niezłomną śepą Giia ągnęła daej niepewnym głosem:- Ae poem, kiedy Lina i Qadr zosta zamordowani,

straszne sę zękłam, że y masz z tym oś wspónego i odtej pory stae o ym myśałam ae ne mówłam i ego, boskoro yś i nigdy ni nie wspomnał o twoih sprawahzawodowyh, myśałam, że z wyższyh wzgędów ne naeży

o tym mówć- A o eraz myśisz?- Ja? - powiedzała Gia podnoszą ozy parzą na

nego Mareo zobazył, że ma ozy załzawione, zrozmiał, że płaz wystarza za odpowiedź Dorziła jednakz wysłkiem

- Sam mi mówiłeś w Paryż, że wizya Qadriego ma

wekie znazenie da twojej kariery wę myśę, że o możeć prawdaOdpowedział od raz

To prawda< l u a jak się przekonał - do ej hwi nie raiła

w·.1 : dz e i , e Mareo jej zaprzezy Na jego słowa, jak1 1 . 1 · . v 1 • a l 1q d na tół z twarzą wsparą na ręk zazęła" ' 1 l ia M ; n · o wał, podszedł do drzw przekręiłk lnu w . k u o r zl iył sę do niej i ne pohyają się,

oży jej do : wosachJi chcesz powiedzał juro się rozstaniemy

wozę ię z decke do Tagiaozzo, poem wyjadę i nieazysz mne więej Czy hesz, żebyśmy ak zrobii?

ia natyhmias przesała szohać, jak gdyby niewerzą własnym szom Poem sponad zgięej ręk, o którąopierała warz dobiegł go jej głos smny zdziwiony

-Jak o, o y mówsz? Rozstać się? Ne o o hodz Ja się boję o iebe . o i eraz zrobą?

A wię, pomyśał Gia nie odzwała ani zgrozy, ani

297

Page 292: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 292/316

żalu z powodu śmerc Lny i Quadrego, jedynie lęk o niego,o jego życie, o jego przyszłość Ta obojętność spotęgowanamiłoścą zrobła na nm dziwne wrażenie, czuł sę jakczłowiek, który wchodząc po ciemku na schody, podnosnogę myśląc, że natraf na jeszcze jeden stopień a tymczasem

trafa w pustkę, bo doszedł już do podestu Oczekwałi spodzewał się pełnego zgrozy oburzena surowego sąduA tymczasem napotkał tę samą co zawsze miłość, ślepąi solidarną Powiedział z pewnym znecierplwenem

- Nc mi nie zrobią ne ma żadnych dowodów a pozatym ja tylko wypełnłem rozkaz - Zawahał sę na moment,bo brzydził się i wtydzł utartych azesów po czym

dokończył z wysiłkiem: - Spełniłem tylko mój obowązekjak żołnierzGiul uczepiła się kurczowo tego wyświechtanego zda

nia, które w swoim czasie ne uspokoiło nawet agenOrlando

- Tak ja też tak myślałam - powiedziała podnoszącgłowę, chwytając go za rękę obsypując ją gradem pocałun

ków Zawsze sobe mówłam Marcello jest w gruncierzeczy żołnezem, żołnierze też zbijają, bo tak mająrozkaz To ie jego wna, że zmuszają go do takich rzeczy Ale czy myślsz, że po cebie przyjdą? Jestem pewna że ci,od których odbierałeś rozkazy, uciekną a ty, chociaż nieponossz odpowiedzalności nie masz z tym nc wspólnegobędziesz aresztowany - Odwróciła jego rękę i z równym

zapamiętanem całowała teraz wewnętrzną stronę łoni- Uspokój sę - rzekł Marcello głaszcząc ją - Mająteraz co innego do roboty nż szukać mnie

- Ale ludzie są tacy źl . Wystarczy ktoś kto ma do ciebieurazę złożą donos a poza tym zawsze się dzieje tak samogrube ryby ci którzy rządzą i robą miliony, ratują się;a takie płotki jak ty, ci, co spełniają swoje obowiązki neuciułali an grosza, ponoszą całą odpowiedzialność Och,Marcello, tak sę straszne boję!

- ie bój sę, wszystko sę ułoży Och, wiem, że się ułoży, czuję to I taka już jestem

zmęczona! - Giula mówiła teraz z twarzą przytuloną do

298

Page 293: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 293/316

ego don ae uż je nie caowaa. - Po urodzenu Lucllihocaż wiedziaam, jak est twó zawód mówłam sobie:mam urządzone życie, mam dziecko męża którego kocham,dom, rodzinę jestem szczęśliwa naprawdę szczęśliwa . .yłam po raz pierwszy w życiu szczęśliwa i wydawało m się,

e to sen prawie ne mogam w to uwerzyć i zawszeogarna mne strach że wszystko się skończy szczęście nepotrwa długo I rzeczywście nedugo trwao i terazusimy uciekać Stracisz posadę i nie wiadomo co ci mogąrobić Dla tego biednego dziecka to będzie gorsze niżgdyy byo sierotą . . przyjdzie nam zaczynać wszystko odpoczątku a może nawet ne da się zacząć od początkui

nasza rodzina się rozpadnie. - Znowu wybucnęapłaczem i oparła głowę na rękuMarcello przypomnia sobie nagle wizę która mignęła

u przedtem w wyobraźni: bicz boży, chłoszczący bezlitośe całą rodzinę jego który zawini, i jego żonę i córkę któreyły niewinne przeszył go bolesny dreszcz Dało się syszećtukanie do drzw odkrzykną więc pokoówce że skończyi

już jeść i że jest niepotrzebna Potem schylając się nad Giuliąpowiedzia z czułością- Proszę cię ne płacz już i uspokój się Nasza rodzina

nie zgnie pojedziemy do Ameryki do Argentyny i stworzymy sobie nowe życie am też będzemy miei dom, będęja i będzie Lucilla Ne trać otuchy zobaczysz że wszystkosię ułoży

Giuia podniosła twarz zalaną łzami i powiedziaa tymazem pełna nadziei:

- Pojedziemy do Argentyny? Ale kiedy?- Jak tylko to będzie możliwe Jak tylko wona

aprawdę się skończy- A na raze? Na razie wyjedzemy z Rzymu zostanemy przez akiś

czas w Tagliacozzo.„ tam nikt ne będzie nas szukałZobaczysz że wszystko pójdzie dobrze

Te słowa najwyraniej podniosy Giulię na duchu, przedewszystkim datego, jak pomyśał Marcelo wdząc iż żonawstae i wycera sobie nos że ch ton był bardzo stanowczy

299

Page 294: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 294/316

- Wybacz mi - powiedziała - jestem taka głupia Powinnam ci przecież pomóc, a tymczasem jestem takagłupia, że potrafę tyko płakać - Zaczęła zbierać talerze zestołu i ustawiać je na kredensie Marcelo podszedł do oknai wyjrzał przechylając się przez parapet Zobaczył że przez

meczne szyby stojącej naprzeciw kamienicy, piętro popiętrze, aż do nieba, świecą się przymgonym światłemlampy na katce schodowej W głębokich wybetonowanychpodwórzach gęstniał czarny jak węgie mrok Noc byłaspokojna i upalna; nawet nadstawiając ucha nie słyszało sięinnego odgłosu oprócz szumu gumowego węża, którym ktośpodlewał grządki na dziedzińcu Marcelo powiedział od

wracaąc sę:- Chcesz się trochę przejechać do centrum miasta? Po co? zapytała W jakim celu? Tam muszą być

tłumy udzi No i właśnie zobaczysz - odpowiedział prawie

beztrosko - jak wygląda upadek dyktatury- Ale Lucila„ nie mogę zostawić jej samej a gdyby

przypdkiem był naot?- Możesz być pokjna, nie będie nalotu dziś w nocy- Ale dlaczego mamy jechać do centrum sprzeciwiła

się - nie rozumiem cię doprawdy„ chcesz rozdrapywaćrany? Jaką w tym znajdujesz przyjemność?

- No, to zostań w domu odrzekł Pojadę sam.- Nie, pojadę z tobą odpowiedziała szybko - Woę

być z tobą w razie gdyby miało cię spotkać coś złegoDzieckiem zaopiekuje się służąca

- Nie bój się, dziś nie będzie nalotu� Idę się przebrać - powiedziała wychodząc z pokojuGdy Marceo został sam, znów podszedł do okna

W przeciwegłej kamienicy schodził ktoś teraz ze schodów,jakiś mężczyzna Widać było jego cień przesuwający sięz piętra na piętro za mlecznymi szybami Schodził ochoczo;sądząc po ruchliwości cienia musiał być młody i możepogwizdywał, jak pomyślał z zazdrością Marcello. Potemznów zadudniło radio Marcello usłyszał ten sam głos któryoznajmiał, jak gdyby na zakończenie uprzednich wywodów

300

Page 295: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 295/316

. . wona trwa nada - Było to orędzie nowego rządu,którego uż przedtem słuchai. Marceo wyjął z kieszenipapierośnicę i zapalił papierosa

Page 296: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 296/316

Rozdział II

Uice na peryfriach były puste, ciche i ciemne niemal

obumarłe jak kończyny wiekiego ciała, którego wszystkakrew spłynęła w jedno miejsce. Lecz gdy samochód dojeżdżał do śródmieścia Marcelo i Giuia napotykai po drodzecoraz to liczniejsze gromady rozkrzyczanych i gestykulujących ludzi a jednym ze skrzyżowań Marceo zwonił biegui stanął by przepuścić kolumnę samochodów ciężarowychpełnych dzieci i młodych kobiet, które wymachiwały chorąg

wiami i transparentami Te udekorowane i przepełnioneciężarówki z udźmi pouczepianym błotników i stopnizostały powitane okaskami przez tłumy zalegające chodniki Ktoś zajrzał do okna samochodu Marcella i krzyknąłGiulii prosto w twarz - Niech żyje woność! - Giuliapowiedziała: - Czy nie byłoby rozsądniej wrócić do domu?

- Daczego? - odrzekł Marceo obserwując ulice przez

szybę - przecież oni szaeją z radości, na pewno nawet nieprzyjdzie im do głowy krzywdzić kogoś Teraz zaparkujemy gdzieś samochód i przejdziemy się trochę żebyzobaczyć co się dzieje.

- Nie ukradną nam samochodu?- Bzdury pleciesz!Marcello we właściwy sobie sposób pełen zastanowienia

spokojnie cierpiwie prowadził wóz przez ulice śródmieściaW rzadkim półmroku zaciemnienia przeciwotniczego widaćbyło lowanie tłumu który to tłoczył się w miejscu, torozpraszał to znów grupował się i podbiegał ae biła z niegojedna wielka i szczera radość z upadku dyktatury Obcy

302

Page 297: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 297/316

udzie padali sobie w ramiona na środku uicy niektórzyobserwując spokojnie uważnie i w milczeniu przeazdudekorowane sztandaram ciężarówki wyrzucali naglew górę kapelusze wiwatując krzykliwie lub biegli jaksztafeta od edne grupki do drgie powtarzaąc entuzas

tyczne i radsne słowa; inni jeszcze jak gdyby zdęci naglefurią i nienawiścią, podnosili pięść i wygrażal w kierunkuakiegoś zamkniętego i ciemnego budynku który był dotądsiedzibą władz Marcello zauważył że mnóstwo kobiettowarzyszy mężom czasami nawet wraz z dziećmi co niezdarzało się uż od dawna podczas przymusowych manistaci upadłego reżimu. Tworzyły sę szeregi mężczyzn

ożywionych złączonych akimś tanym węzłem partynymi maszerowały wśród oklasków rozpraszaąc się potemw tłumie duże grupy otaczały z aplauzem zaimprowizowanych mówców inni zbeali się i śpiewali chórem na całegardło hymn wyzwolenia. Marcello prowadził ostrożniecierpliwe wymiaąc każde zbiegowisko, posuwaąc siębardzo wolno

- Jacyż oni szczęśliwi! - powiedziała Giulia dobrodusznie i niemal solidarnym tonem zapominaąc nagle o swoichękach i troskach

- a bym też był szczęśliwy na ich miejscuPrzeechali już spory kawałek ulicy del Corso wc1ąz

otoczen tłumem, za kilkoma innymi samochodami któretakże powoli posuwały się naprzód potem przy jednymz zaułków arcello skręcił i po przejściu koluny demonstrantów udało mu się tam wjechać Szybko poprowadził wózprzez zaułek zboczył w inną całkiem pustą ulczkę, zatrzyma się zgasił silnik i zwracaąc się do żony powiedział:

- WysiadamyGiulia wysiadła bez słowa Marcello starannie zamknął

wóz i podążył za nią na powrót ku ulicy z które przyjechaliBył teraz zupełnie spokony opanowany rzeczowy taki,akim pragnął być przez cały dzień ednakże kontrolowałsię i gdy znalazł się znów na zatłoczone ulicy i buchnęła muw twarz radość tłumu gwałtowna głośna szczera agresywna od razu nie bez niepokoju zadał sobie pytanie czy nie

303

Page 298: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 298/316

budzi w nim ona jakchś mnej pogodnych uczuć. e,pomyślał po chwili głębokego zastanowienia Był naprawdęspokojny, apatyczny prawie przygaszony, gotów przyglądać sę radośc nnych, ne borąc w nej co prawdaudzału ale równeż ne uważając jej za groźbę an za aont

Zmieszani z tłumem szi przed siebe bez celu, od jednegrupki do drugej, z jednego chodnka na drug. Giulia niebała sę już ona także zdawała się spokojna opanowana; alez innej przyczyny, pomyślał, dzięki swojej dobrodusznejłatwości przystosowana się do ogólnych nastrojów Tłumnie tylko nie rzedniał lecz nawet gęstniał z każdą chwilą Byłto tłum jak zauważył Marcelo, nemal bez wyjątku radosny radością zdziwioną nie dowierzającą która objawiał sęnezdarnie, nepewna, czy ujdzie jej to bezkarnie Z trudemtorując sobie drogę w tej ciżbe ludzkiej, przejechały dalszesamochody cężarowe pełne robotników mężczyzn i kobet,powewających trójkolorowym czerwonymi sztandarami.Przejechał otwarty nemeki samochód w którym siedziałospokojne dwóch ofcerów z uczeponym drzwiczek żołnerzem w bojowym rynsztunku z „rozpylaczm" w ręku

z chodnków dobegły gwizdy i szydercze okrzyk Marcellozauważył także wielu żołnierzy w rozsypce bez broni,o głupkowatych chłopskich twarzach rozpromienionychpjaną nadzeją rzuca się sobie w objęcia Na widok dóchżołnerzy którzy szl obejmując się jak para narzeczonych którym spod rozpiętych kurtek wdać było obijające siębagnety Marcelo uśwadomł sobe że po raz pewszy

w tym dniu odczuwa coś w rodzaju pogardy: by to ludziew mundurach a dla niego mundur symbolizował zawszegodność honor, bez względu na to kto go nosił. Giula, jakgdyby odgadując jego myśl wskazała pacem na tycdwóch rozchełstanych wniebowzętych żołnierzy i zapytała:

- Czy nie mówli w rado że wojna trwa nadal?- Mówl - powiedzał Marcello z nagłym wyrzutem

sumena zdobywając się z nemal bolesnym wysiłkiem nawyrozumałość ale to neprawda . . c biedacy mają rację,że sę cieszą: dla nich wojna rzeczywiśce sę skończyła

Przed bramą ministerstwa, w którym Marcello odbierał

304

Page 299: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 299/316

niegdyś rozkazy związane z wyjazdem do Paryża, zgromadził się olbzymi tłum, który protestował, wrzeszczał i wygażał w powetrzu pęściami Ludze stojący na pzedziewalili w bramę, żeby im otworzono Słychać było nazwskodopiero co utąconego minsta, powtarzane pzez tłumtonem pełnym nienawśc i pogardy Marcello długo obserwował to zbiegowsko, ne mogąc sę zorentować, czegowłaścwe chcą demonstancji W końcu bama uchylła sięlekko w szpaze ukazał się woźny w wygalonowanej lberii,blady, z błagalnym wyrazem twarzy Powedzał coś do klkustojących najbliżej, ktoś wszedł do bamy, która zatzasnęłasię natychmiast, tłum krzyczał jeszcze przez chwilę, po czymsię rozproszył ale nie całkiem, pozostała bowiem garstkanajbadziej zawziętych, któzy z kzykiem wall nadalw zamkniętą bamę

Marcello poszedł dalej i znalazł się na przyległym placuTłum cofął się on z nim azem, na okzyk: - Rozstąpićsę, rozstąpić sę! - Wychyliwszy się zobaczył klku chłopców ciągnących na lne popiese dyktatoa; popesewyglądało jak z brązu, ale w istocie zrobione było z gipsu, na

co skazywały białe odpryski, widoczne na bruku poprzejścu chłopców Mały, czany mężczyzna, o twarzyginącej za olbrzymimi okularami w szylketowej oprawie,przyjzał się popiersu, po czym wybuchnął śmiechem i powedział do M acella sentencjonalnym tonem: Wyglądałjak z brązu, a tymczasem to była zwykła glina Marcellonic nie odpowiedzał i wyciągając szyję wpatrywał sę

uwne w oierse, które pzesunęło sę przed nm, obijającsi iż jeznię. yło to oersie, jakich setki stały po'1 y i is lcrswh i z: ordynane stylzowane, wysaq szzk<, głęboko osadzonymi, okrągłym0Ly a 1. gd i lstą czaszką Bezwiedne pomyślało ym że uta ze sztucznego brązu, wyrzeźbionego wedługust ywych i tak niegdyś aroganckich, walały się teraz

w kurzu, wśród gwzdów i szydeczych okzyków tegosameg tłumu, który nedawno entuzjastycznie łowł padające z nch słowa. Giulia zdawała się znowu odgadywać jegomyśl, szepnęła mu bowem

305

Page 300: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 300/316

I pomyś tyko że nedawno wystarczao take popersie w poczekan żeby udzie ściszai głos

Odrzekł sucho- Teraz gdyby wpadł im żywy w ręce, zrobiiby z nim to

samo co z tym popiersiem- Myśisz, że go zabiją?- Na pewno' jeżei go tyko dostaną w ręceZrob eszcze kika kroków w tumie który burzył sę

wirował w ciemnoścach jak woda nieokiełznana i niepewna podczas powodzi Na rogu jednej z ic grupka udziprzystawła do ściany gmahu długą drabnę po czym ktośwdrapał się na jej szczyt i rozbijał młotkiem kamenną płytęna której wdnał symbo reżmu Jakiś mężczyzna powedział śmiejąc się, do Marcea

Oznak szystowskich jest wszędzie do icha i trochę„samo ch usuwanie zajmie kika at

Pewnie rzekł MarceoPrzeszli przez pac i przepychając sę przez tum dosz do

gaeri Prawe po ciemku w mdłym świete przyćmionychapek, u zbiegu dwóch odgałęzień gaer, grupka udzi

otaczała w krąg coś czego z daeka ne można było dojrzećMarceo zbży się i zobaczył, że powodem zbiegowiska byłchłopak który tańczył parodiując komiczne gesty wężoweruchy tancerek w tańcu brzucha miał włożony przez głowęjak kołnierz, przedziurawony portret dyktatora, kolorowyoeodruk co wygądało tak jak gdyby ktoś, wzięty w dybytańczył z narzędziem tortur wiszącym mu na szyi. Kiedy

wraca przez pac, mody ofcer z czarną bródką i natycznymi oczyma, rzymający pod ręką ciemną i rozgorączkowaną dzewczynę której włosy rozwewały się na werze,pochyił się do Marcea i krzyknął egzatowanym i ednocześnie pouczającym tonem

- Niech żyje i woność ae przede wszystk niech żyekró!

- Giua spojrzaa na męża.- Niech żyje kró - powiedzał nie mrugnąwszy okem

Marceo Oddal sę, po czym Marcelo rzekł: - Jest welumonarchisów którzy próbują wykorzystać sytuację n

306

Page 301: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 301/316

kozyść monachii Chodźmy zobaczyć, co sę dzieje naPazza del Qunae.

Wócii nie bez tudności do zaułka, skąd skęcii w uczkę, na któej zostaw samochód Gdy Macello zapaałsinik, Giuia powiedziała:

- Czy to napawdę konieczne tak mnie już zmęczy tenwzask

- Nie mamy pzecież nic epszego do obotyMaceo szybko popowadzł wóz popzecznym uicami

w góę, aż do Pazza del Qunae Gdy znaleźli sę na pacu,zobaczyi e nie jest zbyt zatłoczony Tłum zwaty pobalkonem, na któym ukazywały się zazwyczaj osobistoścz odziny kóewskej, zedniał na kańcach pacu, pozostawiając dużo wolnego mejsca.

Także i tutaj było ciemnawo, duże żeazne latanie zezwsającym gonam żótych smutnych lamp, sabo oświetały czeniejące udzkie mowie Oklaski i okzy także byłyzadsze; tutaj, badzej nż gdzie inzej, zucało sę w oczy,że tłum sam nie badzo wie czego chce Ciekawość zdawałasę góować nad entuzjazmem jak nieawno ude sz,

niczym na widowisko, zobaczyć posłuchać dyktatoa taksamo teaz chcei zobaczyć usłyszeć tego, któy gopozbawł władzy Guia zapytała ccho gdy samochódobjeżdżał plac:

Ae czy kól pokaże się na bakonie?Maceo, zanim jej opowiedział, pochyi głowę, żeby

jreć przez szybę do góy, na bakon Był on lekkoow eny w róowokooowymi pochodniami, pośrdku widnia la w oke pczona żauzja Potem odk r1.d :

N s;1 dzt . . d lceg miałby sę pokazać?Wc c ckają ci wszyscy udzie?N nic . to już weszło w zwyczaj, że gomadzą sę na

ac i kogoś wywołują

Macello woniutko objechał pac dokoa, pawie odsuwając łagodne błotnkami ociągające się z odejściemgupki Gulia powedziała nieoczekwane

Wiesz, że jestem pawie ozczaowana

307

Page 302: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 302/316

Dlaczego?- Myśałam, że oni będą wyrabiać Bóg wie co: palić

domy, mordować udzi Kiedy wychodziiśmy z domu,bałam się o ciebie i dlatego z tobą pojechałam, a tu nic tylkokrzyki, okaski, niech żyje, precz, śpiewy, deflady

Marcello nie mógł się powstrzymać żeby nie odpowiedzieć:

- Najgorsze dopiero nastąpi- Co to znaczy? - zapytała głosem nage przepełnionym

lękiem - Dla nas czy dla innych? Da nas i dla innychOd razu pożałował tych słów, bo poczuł, że Giulia,

wystraszona, mocno go chwyta za ramię:- Przez cały czas wiedziałam że to nieprawda, co

mówiłeś: że wszystko się ułoży i teraz ty sam to potwierdzasz

- Nie bój się . mówiłeś to ot tak sobie.Tym razem Giuia nic nie odpowiedziała, tyko chwyciła

go obiema rękami za ramię i przytuiła się do niegoW niewygodnej pozycji, nie chcąc jednak odsuwać żony

Marcelo poprowadził wóz bocznymi uicami znowu w kierunku Corsa Znaazłszy się na Corso, pojechał poprzecznymi i mniej uczęszczanymi uicami na Piazza de Popolo.Stamtąd podjechał w górę na Pincio, kierując się ku VilaBorghese. Minęi Pincio, ciemne, pełne marmurowych popiersi, objechali dokoła cavalcatoio, jadąc w stronę ViaVeneto Gdy byi już przy Porta Pinciana, Giulia powiedzia

ła nage smutnym i żałosnym głosem: Nie chcę wracać do domu- Dlaczego? - zapytał Marcelo zwalniając biegu Nie wiem odrzekła patrząc przed siebie ściska mi

się serce, jak tyko o tym pomyśę Wydaje mi się, że to dom,z którego mamy wyjechać na zawsze Ale nic strasznego- dorzuciła pośpiesznie - tylko dom, z którego się treba

wyprowadzić Wobec tego dokąd chcesz pojechać?- Dokąd ty chcesz Chcesz się przejechać po Via Borghese?

308

Page 303: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 303/316

Tak, dobrzeMarcello poprowadzi wóz dugą, cieną aleją, w gębi

której widnia bielejący gach uzeu Boghese. Gdydojechali do placu, zarzyma saochód, zgasi mooi spyta:

- Przedziey się kawaek? Dobrze, jeżeli masz ochoęWysiedli z samochodu i rzyając się pod ręce poszli do

ogodów znajdujących się za uzeu Pak by pusty,wydarzenia poliyczne przeposzyy zeń nawe zakochanepay W póroku, na cieny tle gęstwiny dzew, bielayposągi w bohaterskich lub eleginych pozach Doszli dofnanny i pzystanęli a na oment, patząc w milczeniuna czaną i nieruchoą wodę Giulia trzyaa teraz ęża zaękę, wplataąc palce pomiędzy jego palce, jak gdybyspragniona akiejkolwiek, choćby nabahsze pieszczotyRuszyli dalej , weszli w badzo cieną aleję , w dębowy lasekPo kilku kokach Giulia zazymaa się nagle i obąwszyMarcella edną ęką za szyję , pocaowaa go w usa Sali takpzez duższą chwilę, pzytuleni do siebie, caując się w środ

ku alei Poe odewali się od siebie i Giulia szepnęachwytając ęża za ękę i ciągnąc go do lasku

- Chodź, chcę eraz, tua na ziei- Jak to - wykzykną bezwiednie Macello - tutaj?- Tak, tuaj - powiedziaa - dlaczego nie? Chcę, o

mi jest potrzebne, żeby się upewnić- Upewnić się? Co do czego?

Wszyscy myślą o wojnie, o polityce, o samoloach a można hy żyć tk scęśliwie Chodź, zrobiaby o awl na śd k u jdnego z ich placów - dodaa z nagą1.p; oby p t, aby pokazać, że pzynajnie a1yśl czym innym chodż

Trz garnęła ą akby goączka i sza pzed niw gęsy oku, iędzy pniai dzew

- Widzisz, aka piękna sypialnia dosysza e szep Niedugo nie będziey już mieli dou ale e sypialninikt na nie odbieze będziey ogli tua spać i tua siękochać, kiedy tylko zechcey - Nagle znika u z oczu, ak

309

Page 304: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 304/316

Page 305: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 305/316

ogi i pobiegł za iezajomym Dogonił go na skraju lasku,koło pedestału jednego z białych marmurowych posągówNiedaeko stała atarnia gdy ów mężczyzna obejrzał się aodgłos kroków, Marcelo poznał go od razu chociaż tyle atmięło, po ascetycznej twarzy bez zarostu i ostrzyżoych ajeża włosach Wedy widział tego człowieka w liberi szofrateraz też miał a sobie mudur, czarny, zapięty pod samąszyję buaste spodnie i sztypy ze skóry Trzymał pod pachączapkę i ścskał w dłoni ręczą latarkę. Od raz powiedziałz śmiechem

- Póki się żyje zawsze możwe jest spotkaneTe słowa wydały się Marcelowi aż za dobrze dostosowae

do okoliczności choć były żartobliwe i rzucoe możeprzypadkowo; zmęczoy pościgiem i wstrząśnięty powiedział zdyszanym głosem

- Ależ ja myśałem, że„ że cę zabłem- A ja sądziłem, Marcello żeś się dowedzał, że mne

odratowano odrzekł spokone Lo. - Wprawdzie jedaz gazet podała wzmiakę o moje śmierci, ale o byłapomyłka W spitalu umarł ktoś inny, kto leżał a sąsiedim

łóżk Myślałeś węc, że ie żyję w takm raze dobrzepowiedzałem póki się żyje, możwe jest spotkane

Marcelo poczuł, że napełnia go zgrozą ie tyle odnalezienie Lina co jego ton rozmowny i pouły a jednakposępny, jaki niegdyś wszedł w zwycza między imiPowiedział z bólem:

Ale to, że uważałem cę za zmarłego, pocągnęło za

sob<! jroie koekwencje A tymczasem ty żyłeśJa także, Marcello oiosłem najrozmaitsze kosek

wc1 i e r1.d l Lino przc a niego jakby ze współ111 . lłem, że to ostrzeżenie, i ożeiłem siępolem oj oa umarła i potem - ciągął powoli - za<ło się zowu to samo co przedtem Jestem teraz nocymstróżem te ogrody są pełne chłopców pęknych jak ty

- Wypowedział te słowa zdmiewająco spokojnie i łagodie ale bez cienia pochebstwa Marcello zaważył dopieroteraz że włosy Lina są prawie zupełie siwe a twarz jakbypełiejsza - A tyś się ożeił to twoja żon prawda?

3 1 1

Page 306: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 306/316

Marceo nie mógł zesc dłużej tej czczej i poufłejgadaniny Chwycił Lina za ramiona i potrząsając nipowiedział

- Mówisz do mnie tak, jak gdyby nic się nie stało . . Czyzdajesz sobie sprawę żeś mi rujnował życie?

Tamten odpowiedział, nie próbując się uwolnić- Dlaczego mi to mówisz, Marcelo? Ożeniłeś się, może

nawet masz dzieci, wyglądasz na zamożnego człowieka naco się skarżysz? Byłoby gorzej, gdybyś mnie naprawdę zab

- Ae ja krzyknął bezwiednie Marcelo - kiedy ciępoznałem, byłem niewinny a potem straciłem bezpowronie tę moją niewinność

Zobaczył, że Lino patrzy na niego ze zdumieniem- Przecież wszyscy, Marcello wszyscy byiśmy niegdyś

niewinni Czy i ja nie byłem niewinny? I wszyscy tracimy tęnaszą niewinność w taki czy w inny sposób tak sięnormalnie dzieje - Marclo zluźnił chwyt i Lino uwolniłsię od niego mówiąc porozumiewawczo:

Patrz, idzie twoja żona lepiej, żebyśmy się już rozeszli - Marcelo - dobiegł z ciemności głos Giulii

Marceo obejrzał się i zobaczył Giulę, która zbiżała sięniepewnie Wtedy Lino włożył czapkę skłonił się ekko napożegnanie i oddalił się w kierunku muzeum

- Kto to był? - zapytała Giuia- Mój szkolny kolega - odrzekł Marcello - który

skończył jako nocny stróż� Chodźmy do domu powiedziała ujmując go pod

ramię Nie chcesz się przespacerować?- Nie, woę wrócić do domuDoszli do samochodu, wsiedi i nie zamienii już ani słowa

przez całą drogę Marcello, prowadząc wóz, rozmyśał nadsłowami Lina, w których bezwiednie zawarł on tak znamienną treść „ . . .wszysc_racimy tę naszą niewinność, w taki lub

w inny sposób tak się normanie dzieje" W tych słowach,pomyślał, mieścił się skondensowany sąd o jego życiu Zrobiłto, co zrobił, żeby się wykupić z domniemanej zbrodni;a jednak, dzięki słowom Lina, uświadomił sobie po ra

3 1 2

Page 307: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 307/316

pierwszy w życu że gdyby go nawet ne spotka ne stzedo nego ne żył w tym przekonanu, że go zab słowem,gdyby nawet nc ne zaszo on tak, w każdym wypadkumusiałby utracć niewnność co za tym dze pagnąłby ąodzyskać zrobłby to co zrobł Usłysza głos Gul którapytaa: - O któej godzne wyedzemy juto ano? - odegna te myśl jak natętnych nepotzebnych już śwadkówjego pomyk.

- Jak tylko można nawcześnej odpowiedzał

Page 308: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 308/316

Rozdział III

Marcello ocknął się ze snu o świcie i zobaczył czy teżwydało mu się że zobaczył żonę stoącą w kącie przy okniei wyglądaącą przez szyby w szarawym świetle brzasku Byłacałkiem naga jedną ręką odsuwała rankę drgą trzymałana piersiach nie wiadomo, czy gest ten wyrażał skromnośćczy też zgryzotę Długi kosmyk potarganych włosów zwisałe wzdłuż policzka na e wysunięte do przodu twarzyblade i bezbarwne, malował się wyraz żałosnego skupieniasmutne kontemplaci Je fgura także ak gdyby zatraciłaprzez tę noc swoą ędrną i kształtną pełność: e piersi niecospłaszczone i zwiotczałe od czasu urodzenia dzecka widoczne teraz z proflu wykazywały wyraźną tendencę dosaczałe obwisłości czego nie zauważył nigdy przedtem;brzuch nie tyle okrągły co wzdęty miał w sobie niezdarnąi nieruchawą ociężałość spotęgowaną eszcze ustawieniemud, które zaciskały się ak gdyby drżąc, by zakryć łono

Zimne światło wschodzącego dnia niczym sporzeni niedyskretne i apatyczne blado oświetlało je nagość. Marcellopatrząc na żonę bezwiednie zadawał sobie pytanie o czymona myśli gdy nieruchoma w te smudze światła przedśwituwpatrue się w pusty dziedziniec I z głębokim współczuciempomyślał że może to sobie doskonale wyobrazić: „I oto- myślała na pewno - oto wypędzaą mnie z moego domu,

prawie w połowie mego życia z maleńkim dzieckiem,zrunowanym mężem który nie widzi uż dla siebie żadnychnadziei na przyszłość, którego los est niepewny, któregożyciu zagraża może niebezpieczeństwo Oto wynik tyl!

3 14

Page 309: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 309/316

wysłków yu namiętnośc, tylu nadze" Była rzeczywściepowiedział sobie jak Ewa wypędzona z Raju a Rajem byłten dom z całą jego skromną zawartością: te rzeczy w szafch garnki w kuchni salon w którym przyjmowałaprzyjaciółki posrebrzane sztućce fłszywe perskie dywanyserws porcelanowy orzymany w prezencie od mak odówka wazon w przedpokoju sypalna podrobona na styCesarstwa kupiona na raty on w łóżku kóry na nąpatrzał I Rajem była też na pewno przyjemność spożywaniaposiłków w kółku rodzinnym dwa razy dzienne spędzanianocy w ramnach męża krzątania się przy zajęciachgospodarskich robena panów na przyszłość dla nego córk Wreszcie Rajem był spokój ducha życe w zgodzie zesobą i z innym pogoda spokojnego i nasyconego sercaTeraz anio uzbrojony w ognisty miecz rozwśceczonyi bezliosny wypędzał ją z tego Raju, nagą i bezbronną, nawrogi świat Marcello obserwował ją jeszcze przez chwilęskamenał w meanchoijnej konemplacj Poem na wpółwe śne kóry znów zaczął mu keić powiek zobaczył żeznika od okna zbża się do weszaka zdejmuje z niegoszlaok i wychodzi po cichu Pomyślał, że zapewne usiądzieprzy łóżeczku śpiącego dziecka - dasza niewesoła kontemplacja - albo zrobi ostanie przygoowania do wyjazdu.Przez chwilę chciał iść za ną żeby ją jakoś pocieszyć Ale byłjeszcze bardzo śpiący od razu zasnął na nowo.

Później gdy w czystym basku enego poranka samochód mknął w kierunku Taglacozzo powrócił myśą do tej

łzawej wizji zadając sobe pytanie czy widział Giulęnaprawdę czy też mu się to tyko śnło Żona siedziała użobok przyciśnięta do iego żeby zrobić miejsce Lucillitóra uradowana przejażdżką z głową wychyloną przezokno kęczała na przednm siedzeniu. Giula sedzaławyprostowana w białej bluzce rozpęym żakiece; trzymała wysoko głowę twarz jej ocieniał podróżny kapelusz.

Macello zauważył że miała na kolanach jakiś podłużnyprzedmio zawinięy w brązowy papier i obwiązany sznurkam.

Co jes w ej paczce? - zapyał zdzwiony

3 1 5

Page 310: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 310/316

Rozśmieszy cię to - powiedziała - ale nie mogłam sięz tym pogodzić że mam zostawić w domu ten kryształowywazon który stał w przedpokoju Jestem do niego przywiązana, przede wszystkim dlatego, że jest śliczny a takżedlatego że dostaam go od ciebie . pamiętasz po urodzeniu maej wiem że to sabostka, ale przyda się nam będęwkładała do niego kwiaty w Tagliacozzo

A więc to była prawda, pomyślał nie sen tego ranka przyoknie widzia Giulię we wasnej osobie a nie senne widziado Powiedział po chwili

eżeli go wzięaś tylko dla przyjemności to dobrzezrobiaś . ale zapewniam cię że wrócimy do domu z końcemlata na pewno nie poddawaj się panice

- Nie poddaję się panice- Wszystko uoży się jak najlepiej -powiedzia Marcelo

zmieniając bieg bo samochód podjeżdżał na wzniesienie i potem będziesz szczęśliwa jak przez te ostatnie lataa może nawet szczęśliwsza

Giulia nic nie odpowiedziała lecz nie wyglądaa naprzekonaną Marcello wciąż prowadząc wóz, obserwowa

ją przez moment jedną ręką trzymała na kolanch wazondrugą obejmowała wpół wyglądającą oknem córeczkęZdawała się wyrażać tym gestem że wszystko co kochała i coposiadała, znajdowao się teraz tutaj, w tym samochodzie:mąż przy boku po drugiej stronie dziecko i symbol rodzinnego życia kryształowy wazon na kolanach Przypomniasobie że w chwili odjazdu powiedziała rzucając ostatnie

spojrzenie na fsadę kamienicy - Ciekawe kto też sięwprowadzi do naszego mieszkania- I zrozumia, że nic jejnie przekona bo nie kierowao nią wyrozumowane przeświadczenie lecz straszliwe przeczucie Nagle zapytał spokojnie:

- O czym teraz myślisz? Powiedz- O niczym odpowiedziała naprawdę o niczym

oglądam krajobraz- Ale co w ogóle myślisz? W ogóle? Myślę że sprawy wzięy dla nas zły obrót

ale nie ma w tym niczyjej winy

3 1 6

Page 311: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 311/316

- Może to moja wina- Dlaczego twoja wina? Nigdy nikt nie jest wen

wszyscy zarazem mylą się i nie mylą Źle się dzieje, bo się źedzieje, to wszystko Wypowiedział to zdanie zdecydowanym tonem, jak gdyby chciała dać do zrozumienia, że nie maochoty daej rozmawiać Maceo umikł i od tej chwiliprzez dłuższy czs nie zamienii jż ani słowa

Był wczesny ranek lecz dzień już się zapowiadał upalny;przed samochodem, między zakurzonymi i jazącymi się odświatła żywopłotami drgało powietrze odbicie ipcowegosłońc rzcało na asflt lśniące eeksy Droga biegł polistym terenie, między żółtymi pgókami najeżonymisuchym rżyskiem, gdzieniegdzie widniały zabudowania gospodarskie zgubione w dolinach pustych i bezdrzewnychRz po rz napotykai wóz zaprzężony w jednego koni abostary powincjonany samochód: była to mało uczęszczanadroga transpoty wojskowe kierowno innymi szlkmi.Wszystko było spokojne, nomne, obojętne, pomyślałMarcelo prowadząc wóz, nikomu nie postłb w głowie, żesię jest w kju ogarniętym wojną i ewolucją. Twaze

ieicznych chłopów, których widziei opartych o parkanyub w pol, z motyką u nogi, nie wyrażły nic poza tępymi pokojowym zainteesowaniem da njpostszych, zwykłychpraw codziennego życi Ci wszyscy ldzie myśeli o zbioch, o deszcz, o słońcu, o cenach produktów rolnych lbogoła o niczym Giuia pzez całe ata była jak ci chłopi,myślał jeszcze Pawie go to rozdrażniło i pzemknęło mu

ez myśl tym gorzej da niej Żyć, żyć po ludzk, nieczało bynajmniej pogrążać się eniwie w spokoju oaoym pzez pobłażliwą naturę, ale walczyć i borykać się1nnie, ozstzygać co chwia jakiś dobny problem,b ;1 c y w kręgu szeszych problemów, wiążących się z kolei1 • < 'lnym problemem, jaki stanowiło właśnie życie. T myślvił m wiaę w siebie Tymczsem samochód

wji.dil z krajobrazu równinnego i pustego między czerwoL· saly łńcuch wzgórz Może dlatego, że powdząc a I ucie, że jego ciało stanowi jedną całość z motore który ieugięcie i z łatwością pokonywał trudności

3 7

Page 312: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 312/316

napotykane na tej krętej i wznoszącej się do góry drodzedoznał wrażena, że powiew awanturniczego i pełnegobrawury optymizmu pierwszy po tyu Jatach, oczyszcza- nczym podmuch wiatru - burzlwe nebo jego duchaNależao, pomyślał, uważać za skończony i pogrzebny cały

długi okres życia i rozpocząć je na nowo na nnej płaszczyźnie i na innych zasadach Spotkanie z Linem pomyślałjeszcze, było bardzo pożyteczne ne tyko z tej przyczyny, żeuwanao go od wyrzutów sumenia z powodu nie popełnionej zbrodni, ae także przede wszystkim dlatego, żepadło tych kilka sów na temat nieuchronnej utraty niewinności będąej normalnym zjawiskem w życu każdegoczoweka Dzięki temu uśwadom sobe, że przez dwadzieścia lat roczył z uporem po�łędnej drodze i że teraz musiz tym na zawsze skończy&· Tym razem żadne usprawiedliwene nie będzie potrze'�e i by zdecydowany ne dopuścćdo tego żeby morderstwo rzeczywście popenione naQuadrim, zatruo go męką próżnych poszukiwań odkupienia i normaności Co było, to byo, Quadri nie żyje, i onprzywali jego śmierć cięższym od cmentarnego nagrobkakamieniem ostatecznego zapomniena Może dlatego żekrajobraz zmenił sę teraz z upalnego pustkowa wjeżdżaiw żyzny obszar obtujący w podskórne wody, na którym, poobu stronach drog, wyrastały kwiaty trawa i paproć,a wyżej nad warstwą tu, bujny i gęsty zagajnik, wydao musię że od tej chwili potra już unknąć rozpaczliwej pustyni,po której czowek idze za wasnym cieniem i czuje sięprześadowany winny że będzie odtąd szukał śmiałoi zdecydowanie miejsc takich jak to, przez które terazprzejeżdżał, skalistych i nawiedzanych przez zbójców i dzkiezwerzęta Uwikał sę dobrowolnie, głupo w negodne wiz bardziej jezcze negodne zobowiązania; i wszystko dlamirażu owej normaności która nie istnała; teraz te więzybyły zerwae, zobowiązania uneważnione i on był znowu

wony, prześwadczony, że potraf tę wolność wykorzystać.W tej chwi krajobraz sta się niezwykle malownczy: pojednej strone zagajnk, pokrywający zbocze pagórka; podrugiej - zarośnięte trawą wzniesienie, z rzadko rozrzuc

3 1 8

Page 313: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 313/316

nymi obrzymimi rozłożystymi dębami opadające łagodniedo sy; obrastały ją gęste krzaki przez które przeświecałaspieniona woda potoku Za są pięła się skalista ściana poktórej spływała połyskująca wstęga wodospadu Macellozatrzymał nage samochód mówiąc:

To śliczne miejsce„ . zatrzymający się tu na chwię.Dziewczynka zapytała odwacając się od okna:- Czy dojechaliśmy już? Nie nie dojechaliśmy jeszcze zatzymaiśmy się tylko

na chwię powiedziała Giuia bioąc ją za ęce i wysiadającz nią z samochodu.

Gdy wszyscy wysiedli Giuia powiedziała że chce bydziecko załatwiło się korzystając z postoju i Marcellopozostał sam przy samochodzie, a żona i córka oddaliły sięo kilka kroków Matka szła powoli nie pochyając się naddziewczynką która ubrana w krótką białą sukienkę z dużąkokadą w rozpuszczonych włosach rozprawiała jak zawszez ożywieniem wznosząc twarzyczkę ku matce widocznieo coś pytając arcello zadał sobie pytanie jakie miejsceprzypadnie jego córce w nowej i wonej przyszłości któej

obraz odmalował się przed chwią w jego rozegzaltowanejwyobaźni i powiedział sobie że co jak co ale na pewnopotra wprowadzić ją w życie opate na innych niż dotądpodstawach Wszystko w życiu jego córki pomyśał, musibyć radością natchnieniem wdziękiem ekkością czystością świeżością i pzygodą; wszystko musi pzypominaćkrjobraz który nie zna dusznych upałów i oparów ecz

tyko agłe burzeodnowicieki dzięki któym powietrzetaje się przejzystsze a bawy wesesze. Nie powinnoozostać w nim nic z krwawej pedanterii któa do wczoajształtowała jego życie.

Myśląc o tym wszystkim odszedł od skraju drogi i zbliżyłsię do lasu czerniejącego po drugiej stronie Drzewa byłygęste i rozłożyste niżej rosły jeżyny i inne dzikie krzewy

a jeszcze niże tawa i kwiaty na podszyciu z mch. Macelowsunął ękę między gałęzie i zerwał jeden kwiat kampanulęo pawie foetowym błękicie. Była to zwykła kampanuaz biało pożyłkowanymi płatkami powąchał ją i poczuł

3 1 9

Page 314: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 314/316

gozk zołowy zapach Pomyśał, że ten kwat, któy wyrósłw cienistej gmatwannie eśnego podszycia, na odobinegleby uczepionej ałowego tuf, nie próbował naśladowaćwyższych i bardziej rozrośniętych roślin ani roztrząsaćwłasnego lsu aby potem pogodzić się z nim lub goodrzucić. Rósł w pełnej nieświadomości i wolności tamgdzie prypadkem padło nasiene, rósł dopók on go niezerwał Być jak ten samotny kwat, rozkwitły na skrawkumchu na cenistym leśnym podszyciu, pomyślał, ot skromne natualne stnenie. Natomiast w dobrowolnej okorze czczych póbach przystoowania się do złudne normalności kryły się edyne pycha i egozm.

Drgnął, gdy dobiegł go głos żony tóra powiedzała- No to jedźmy - i znów usiadł przy kierownicy. Samochód szybko wzął zakręt, okążając porośnięte dębamiwzniesiene, minął gęsty las, potem wąwóz i wydostał się naolbzymią równinę Na daekm horyzoncie majaczyły kontury łańcucha góskego, zawoaowane pcowym upałem;w złotawym i neco mgstym śwete Maceo zobaczyłpośodku ównny skalstą górę, na które szczyce sterczałomasteczko z nieicznym domam, skuponym wokół wieżi murów zamczyska Wdać było wyaźne szare ścianydomostw, zawieszone prostopadle nad dogą okrążającąspiralam górę z każdego boku kwadratowego zamkuwyrastała masywna okrągła wieża masteczko miało kolorróżowy, a goreące na niebie słońce wydobywało askrawebaski z szyb domów U stóp góy droga biegła prosto, białą

nią, na kanec równny napzecwko góy, po drugejstonie szosy, ozcągał sę teen lotniska poronięty nskątawą o żótawe zelen W pzecwieństwie do starychdomów miasteczka, wszystko na lotnsku było nowoczesnei nowe: trzy długie hangay upstrzone dla ochrony zielonymi błęitnymi brązowymi pamami, w górze antena, naktórej powewała białoczerwona choogiew, liczne srebrne

samoloty, rozrzucone jakby przypadkem w kręgu polastartowego.

Maceo długo obsewował ten kaobraz podczas gdysamochód, ostro ścnaąc zakęty stromej drog mnął

320

Page 315: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 315/316

ybko ku równnie Konras między antyczną skałą a nowoczesnym loniskem wydał mu się bardzo znamienny, alenagłe roztargnene ne pozwoło mu odgadnąć jasno jegoznaczena Uświadomł sobie jednak, że ów krajobraz robina nim swojskie wrażenie, jak gdyby kedyś go już widziałLecz o ie mógł sobie przypomnieć jechał po raz pierwszy ądrogą

Samochód doarł do końca spadku i wjechał na prosądrogę która zdawała się nie meć końca Marcello przyspeszył begu i srzałka szybkomierza przesunęła sę, wskazując dziewęćdziesą kilomerów na godznę Droga biegłateraz mędzy rozegłymi polam metaliczne żółtymi z kórych sprząnęto już plony i na kórych ne było an jednegodou, ani jednego drzewa. Najwidocznej, pomśał Marceo tuejsi udzie mieszka wszyscy w miaseczku i przychodzii wczesnym rankiem żeby pracować w polu a wieczorem wracai do miaseczka

Głos żony oderwał go od ych rozmyśa- Poparz - powiedziała wskazując na lonisko - co sę

tam dzieje?

Marcello spojrzał i zobaczył klka osób biegnących w różne strony i wymachujących rękami Jednocześnie z jednegoz trzech hangarów buchnął, dzwny w tym oślepiającymbask leniego dnia, płomień czerwony i spiczasy, prawebez dymu. Poem drug płomeń wydobył sę z drugiegodachu jeszcze jeden z trzeciego Teraz rzy płomene zlałysę w jeden, który miotał sę gwałownie we wszystkich

kierunkach, podczas gdy kłęby czarnego dymu pełzały poziem rozsnuwając się dokoła zasłaniając hangary Lotnisko opustoszało tymczasem, zagnął na nim wszeki śadżyca

Marceo powedział spokojnie: Nao- Ae czy nie ma niebezpeczeńswa?

- Ne, samoloy musiały już przeecećDodał gazu strzałka szybkościomierza doszła do su, do

su dwudziesu kometrów Byi teraz pod miaseczkiem,wdziei drogę, kóra okrążała wzniesienie, ściany domów,

321

Page 316: Alberto Moravia - Konformista.pdf

8/19/2019 Alberto Moravia - Konformista.pdf

http://slidepdf.com/reader/full/alberto-moravia-konformistapdf 316/316