00 ico iOO - Internet Archive
Transcript of 00 ico iOO - Internet Archive
"00
ico
iCsJ
iOO=00:0
ico
PISMA HENRYKA SIENKIEWICZA
TOM XXXIV
l\riAKw/i/. — DmUK w. L. ANUiit CA I Si'OM.
Pisma
Hemvp Siei^hiewigza
TOM XXXIV
QUO VADIS
CZ6 V.
..a^^
486097
W -1. 43
f w/RSmAVANAKAD/R£»AKC^4 ^^GODNIKA ILLUSTROWANEGO
a-
I ^9^TEK BEZPATNY)
rh^ r 1901
Jl^o3BOJieno Tl^ensypoio.
Bapiuasa 18 ^eKaÓpa 19O0 r.
OUO VADJS
CZE V,
ROZDZIA L.
Petroniusz uda si do siebie, Nero za z Ty-
gellinem przeszli do atrium Poppei, gdzie cze-
kali na nich ludzie, z którymi prefekt poprzed-
nio rozmawia.
Byo tam dwóch « rabbich » z Zatybrza, przy-
branych w dugie uroczyste szaty, z mitrami
na gowach, mody pisarz, icli pomocnik, oraz
Chilo. Na widok Cezara, kapani pobledli ze
wzruszenia i, podniósszy na Avysoko ramion
rce, pochylili gowy a do doni.
— Witaj, monarcho monarchów i królu kró-
lów! — rzek starszy — witaj, wadco ziemi, opie-
kunie ludu wybranego i Cezarze, lwie midzyludmi, którego panowanie jest jako wiatosoneczna i jako cedr libaski i jako ródoi jako palma i jako balsam jerychoski!...
— Nie nazywacie mnie bogiem? — spyta
Cezar.
— 8 —
Kapani pobledli jeszcze mocniej; starszy
znów zabra gos:
— Sowa twoje, panie, s sodkie, jako grono
winnej macicy i jako figa dojrzaa, albowiem
Jehowa napeni dobroci serce twoje. Lecz po-
przednik ojca twego, Cezar Caius, by okrutni-
kiem, a jednak wysacy nasi nie nazywali go
bogiem, przekadajc mier sam nad obrazZakonu.
— I Kaigula l<:aza icli rzuci lwom?— Nie, panie. Cezar Caius ulk si gniewu
Jehowy.
I podnieli gowy, albowiem imi potnegoJehowy dodao im odwagi. Ufni w moc jego,
mielej ju patrzali w oczy Nerona.
— Oskaracie chrzecijan o spalenie Rzy-
mu? — spyta Cezar.
— My, panie, oskaramy ich tylko, e snieprzyjaciómi Zakonu, nieprzyjaciómi rodu
ludzkiego, nieprzyjaciómi Rzymu i twymi i eoddawna grozili miastu i wiatu ogniem. Reszt
dopowie ci ten czowiek, którego usta nie ska-
laj si kamstwem, albowiem w yach jego
matki pyna krew wybranego narodu.
Nero zwróci si do Chilona:
•— Kto jeste?
— Twój czciciel, Ozyrysie, a przytem ubogi
stoik...
— 9 —
— Nienawidz stoików, — rzek Nero — nie-
nawidz Trazeasza, nienawidz Musoniusza i Kor-
nuta. Wstrtna mi jest ich mowa, ich pogarda
sztuki, ich dobrowohia ndza i niechlujstwo.
— Panie, twój mistrz Seneka ma tysic sto-,
ów cytrusowych. Zechciej tylko, a bd ich
mia dw^akro wicej. Jestem stoikiem z potrzeby.
Przybierz, o Promienisty, mój stoicyzm w wie-
niec z ró i postaw^ przed nim dzban wina,
a bdzie piewa Anakreonta tak, e zguszy
wszystkicli epikurejczyków.
Nero, któremu przypad do smaku przydo-
mek: « Promienisty », umiechn si i rzek:
— Podobasz mi si!
— Ten czowiek w^art tyle zota, ile samwazy — zaw^ola Tygelinus.
Chilo za odpowiedzia:
— Dopenij, panie, mojej w^agi twoj hoj-
noci, gdy inaczej wiatr uniesie zapat.— Zaiste, nie przeAvaylby Witeliusza —
wytrci Cezar.
— Eheu, Srebrnouki, mój dowcip nie jest
z oowiu.
— Widz, ze twój Zakon nie zabrania ci
zw^a mnie bogiem?
— O, niemiertelny! mój Zakon jest w tobie:
chrzecijanie blunili przeciw temu zakonowi,
i dlategom ich znienawidzi.
— 10 —
— Co wiesz o chrzecijanach?
— Czy pozwolisz mi paka, boski?
— Nie, — rzek Nero — to mnie nudzi.
— I potrzykroó masz suszno, albowiem
oczy, które ci widziay, powinny raz na za-
wsze oschna z ez. Panie, bro mnie od moich
nieprzyjació!
— Mów o chrzecijanach — rzeka Poppea
z odcieniem niecierpliwoci.
— Bdzie, jak ty Icaesz, Izydo — odpowie-
dzia Chilo. — Oto od modoci powiciem si
filozofii i szukaem prawdy. Szukaem jej i u daw-
nych boskich mdrców, i w Akademii w Atenach,
i w Serapeum aeksandryjskiem. Posyszawszy
o chrzecijanach, sdziem, e to jest jalca nowaszkoa, w Ictórej bd móg znale kill^ca ziarn
prawdy, i poznaem si z nimi, na moje nie-
szczcie!! Pierwszym chrzecijaninem, do któ-
rego mnie zy los zbliy, by Glaukos, lekarz
w Neapolu. Od niego to dowiedziaem si z cza-
sem, e oni oddaj cze niejakiemu Chresto-
sowi, <:tóry im obieca wytpi wszystkich ludzi
i zniszczy wszystkie miasta na ziemi, ich zazostawi, jeeli mu pomog w wytpieniu Deu-
kalionowych dzieci. Dlatego to, o panie, oni nie-
nawidz ludzi, dlatego zatruwaj fontanny, dla-
tego na zebraniach swych miotaj przeldestwa
na Rzym i na wszystkie witynie, w których
— 11 —
cze bywa oddawana naszym bogom. Chrestos
byl ukrzyowan, ale obieca im, e gdy Rzymbdzie zniszczony ogniem, wówczas po raz drugi
przyjdzie na wiat — i odda im panowanie nad
ziemi...
— Teraz lud zrozumie, dlaczego Rzym zo-
sta spalony — przerwa Tygellinus.
— Wielu ju rozumie, panie, — odpowiedzia
Cliilo — albowiem chodz po ogrodach, po polu
Marsowem i nauczam. Lecz, jeli mnie zechce-
cie wysucha do koca, zrozumiecie, jakie mamdo zemsty powody. Glaukos lekarz nie zdradza
si z pocztku przede mn, e ich nauka naka-
zuje nienawi do ludzi. Owszem! mówi mi, eChrestos jest dobrem bóstwem, i e podstawjego nauki jest mio. Tkliwe moje serce nie
mogo si oprze takim prawdom, wic pol^o-
chaem Glaukosa i zaufaem mu. Dzieliem siz nim kadym kawakiem chleba, kadym gro-
szem, i czy wiesz, panie, jak mi si wypaci?Oto w drodze z Neapolu do Rzymu pchn mnienoem, moj za on, moj pikn i mod Bere-
nik, zaprzeda handlarzom niewolników. GdybySofokles zna moje dzieje... ale, co mówi! suchamnie kto lepszy, ni Sofokles.
— Biedny czowiek! — rzeka Poppea.
— Kto ujrza oblicze Afrodyty, nie jest bied-
nym, pani, a ja widz je w tej chwili. Lecz
— 12 —
wówczas szukaem pociech 3^ w filozofii. Przy-
bywszy do Rzymu, staraem si trafi do star-
szycli clirzecijaiiskich, aby uzyska sprawiedi-
Avo na Glauku. Mylaem, e go zmusz do
oddania mi ony... Poznaem ici arcykapana,
poznaem drugiego, imieniem Pawe, który bytu uwizion, ale potem zosta uwolniony, pozna-
em syna Zebedeusza, poznaem Lina i Kleta
i Avicu innycli. Wiem, gdzie mieszkali przed
poarem, wiem, gdzie si schodz, mog wska-
za jedno podziemie we wzgórzu Watykaskiemi jeden cmentarz za bram Nomentask, na
którym odprawuj swoje bezecne obrzdy. Wi-
dziaem tam Piotra Apostoa, widziaem Glauka,
jak mordowa dzieci, aby Aposto mia czem
skrapla gowy obecnych, i widziaem Ligi,
wychowank Pomponii Grecyny, ^tóra chepiasi, e nie mogc przynie krwi dziecicej, przy-
nosi jednak mier dziecka, albowiem urzeka
ma August, córlc twoj, o Ozyrysie! i twoj,
o Izvdo!
— Syszysz, Cezarze! — rzeka Poppea.
— By-e to moe? — zawoa Nero.
— Mogem odpuci krzywdy wasne, — mó-
wi dalej Chilo — lecz usyszawszy o waszych,
chciaem j noem pchn. Niestety, przeszko-
dzi mi szlachetny Winicyusz, który j miuje.
— Winicyusz? wszake ona od niego ucieka?
— 13 —
— Ona ucieka, ale on jej szuka, gdy nie
niógl bez niej y. Za ndzn zapat pomaga-
em mu jej szuka, i ja to wskazaem mu dom,
w którym mieszl<:aa wród clirzecijan na Za-
tybrzu. Udalimy si tam razem, a z nami
i twój zapanik, Kroto, którego szlachetny Wi-
nicyusz naj dla bezpieczestwa. Lecz Ursus,
niewolnik Ligii, zdusi Krotona. Czowiek to
strasznej siy, o panie, Ictóry bylcom sl<:rca
gowy tak atwo, jakby inny skrca makówl<:i.
Aulus i Pomponia miowali go za to.
*- Na Herkulesa! — rzek Nero. — mier-
telnik, który zdusi Krotona, godzien jest mieposg na Forum. Ale mylisz si lub zmylasz,
starcze, albowiem Krotona zabi noem Wini-
cyusz.
— Tak to ludzie okamuj bogów. O panie,
ja sam widziaem, jak ebra Krotona amaysi w rkach Ursusa, który nastpnie powali
i Winicyusza. Byby go zabi, gdyby nie Ligia.
Winicyusz dugo potem chorowa, lecz oni pie-
lgnowali go, majc nadziej, e z mioci sta-
nie si chrzecijaninem. Jako sta si chrzeci-
janinem.
— Winicyusz?— Tak jest.
— A moe i Petroniusz? — spyta skwapli-
wie Tygellin.
— u —
Chilo pocz wi si, trze rce i rzek:
— Podziwiam tw przenikliwo, panie! O!...
by moe! bardzo by moe!— Teraz rozumiem, dlaczego tak broni
chrzecijan.
Lecz Nero pocz si mia.— Petroniusz chrzecijaninem!... Petroniusz
nieprzyjacielem ycia i rozkoszy! Nie bdciegupcami i nie chciejcie, abym w to wierzy,
gdy gotówem w nic nie uwierzy.— Lecz szlachetny Winicyusz zosta chrze-
cijaninem, panie. Przysigam na ten blask, jaki
od ciebie bije, e mówi prawd, i e nic nie
przejmuje mnie takiem obrzydzeniem, jak kam-stwo. Pomponia jest chrzecijank, may Aulus
jest chrzecijaninem, i Ligia, i Winicyusz. Su-
yem mu wiernie, on za w nagrod na da-nie Glauka lekarza kaza mnie schosta, chojestem stary, a byem chory i godny. I przy-
sigem na Hades, e mu to zapamitam. O pa-
nie, pomcij na nich moje krzywdy, a ja wamwydam Piotra Apostoa i Linusa i Kleta i Glauka
i Kryspa, samych starszych, i Ligi i Ursusa,
wska wam ich setki, tysice, wska domy mo-
dlitwy, cmentarze — wszystkie wasze wizienia
nie obejm ich!... Beze mnie nie potrafilibycie
ich znale! Dotychczas w biedach moich szu-
kaem pociechy tylko w filozofii, niechaj j teraz
— 15 —
znajd w askach, jakie na mnie spyn... Stary
jestem, a nie zaznaem ycia, niech odpoczn!...
— Chcesz by stoikiem przed pen mis —rzek Nero.
— Kto oddaje przysug tobie, tem samem
j napenia.
— Nie mylisz si, filozofie.
Ale Poppea nie tracia z myli swych nie-
przyjació. Upodobanie jej do Winicyusza byowprawdzie raczej chwilowem zachceniem, po-
wstaem pod wpywem zazdroci, gniewu i obra-
onej mioci wasnej. A jednak chód modegopatrycyusza dotkn j gboko i napeni jej
serce zawzit uraz. Ju to samo, e miaprzenie nad ni inn, zdawao jej si wystp-
kiem, woajcym o pomst. Co do Ligii, zniena-
widzia j od pierwszej chwili, w której zanie-
polcoia j pikno tej pónocnej lilii. Petroniusz,
który mówi o zbyt wzkicli biodracli dziew-
czyny, móg wmówi, co chcia, w Cezara, ale
nie w August. Znawczyni Poppea od jednego
rzutu oka zrozumiaa, e w caym Rzymie jedna
Ligia moe z ni wspózawodniczy, a nawet
j zwyciy. I od tej chwili zaprzysiga jej
zgub.— Panie, — rzeka — pomcij nasze dziecko!
— Spieszcie si! — zawoa Chilo — pieszcie
— IG —
si! inaczej Winicyusz j ukryje. Ja wskadom, do którego znów wrócili po poarze.— Dam ci dziesiciu ludzi i id natych-
miast — rzek Tygellinus.
— Panie! ty nie widzia Krotona w rkachUrsusa: jeli dasz pidziesiciu, poka tylko
zdaleka dom. Ale jeli nie uwizicie i Winicyu-
sza, zginem.Tygellin spojrza na Nerona.
— Czyby nie byo dobrze, o boski, zaatwisi zarazem z wujem i siostrzecem?
Nero pomyla chwil i odrzek:
— Nie! nie teraz!... Ludzie nie uwierzyliby,
gdyby chciano w nich wmówi, e Petroniusz,
Winicyusz lub Pomponia Grecyna podpalih Rzym.
Zbyt pikne mieli domy... Dzi trzeba innych
ofiar, a tamtych kolej przyjdzie póniej.
— Wic daj mi, panie, onierzy, by mnie
strzegli — rzek Chilo.
— Tygellin pomyli o tem.
— Zamieszkasz tymczasem u mnie — rzek
prefekt.
Rado pocza bi od twarzy Chilona.
— Wydam wszystkich! tylko- si pieszcie!
Spieszcie si! — woa ochrypym gosem,
ROZDZIA LT.
Petroniusz, wyszedszy od Cezara, kaza si
nie do swego domu na Karynaci, litory, oto-
czony z trzeci stron ogrodem i majc z przodu
mae forum Cecyliów, wyjtlcowo ocala w czasie
poaru.
Z tego powodu inni augustyanie, ctórzy po-
tracili domy, a w nich mnóstwo bogactw i dzie
sztuki, nazywali Petroniusza szczliwym. Mó-
wiono zreszt o nim oddawna, e jest pierwo-
rodnym synem Fortuny, a coraz ywsza przy-
ja, jak mu w ostatnich czasach okazywaCezar, zdawaa si potwierdza suszno tego
mniemania.
Lecz ów pierworodny syn Fortuny móg roz-
myla teraz chyba nad zmiennoci tej matki,
a raczej nad podobiestwem jej z Chronosem,
poerajcym wasne dzieci.
— Gdyby mój dom by si spali, — mówisobie — a z nim razem moje gemmy, moje na-
PI$MA H. SINKIEWICZX T. XXXly. 9
— 18 —
czyni etruskie i szko aleksandryjskie, i miedkoryncka, to moe Nero naprawd zapomniabyurazy. Na Pollucsa! I pomyle, e ode mnie
tylko zaleao, by w obecnej chwili by pre-
fektem pretoryanów. Bybym Tygellina ogosi
za podpalacza, <:tórym zreszt jest, bybym go
ubra w bolesn tunik, wyda ludowi, ochroni
cirzecijan i odbudowa Rzym. Kto wie nawet,
czy uczciwym ludziom nie poczoby si dzia
lepiej. Powinienem by to zrobi, clioby ze
wzgldu na Winicyusza. W razie zbytniej ro-
boty, jemu ustpibym urzd prefekta — i Nero
nie próbowaby si nawet opiera... Niechby so-
bie Winicyusz ochrzci potem wszystkich pre-
toryanów i samego nawet Cezara, co mi to
mogo szl<:odzi! Nero pobony, Nero cnotliwy
i miosierny, pociesznyby nawet przedstawia
widok.
I jego nielcopotliwo bya tak wielva, epocz si umiecha. Lecz po cliwili myl jego
zwrócia si w inn stron. Zdawao mu si,
e jest w Antium i e Pawe z Tarsu mówi do
niego:
«Nazywacie nas nieprzyjaciómi ycia, ale od-
powiedz mi, Petroniuszu: gdyby Cezar by chrze-
cijaninem i postpowa wedle naszej nauki, czy
ycie wasze nie byoby pewniejsze i bezpiecz-
niejsze?*
— 19 —
I, wspomniawszy te sowa, mówi sobie dalej:
— Na K^astora! Ilu tu clirzecijan pomorduj,
tylu Pawe znajdzie nowych, bo, jeli wiat nie
moe sta na lotrostwie, to on ma suszno...
Ale kto wie, czy nie moe, skoro stoi. Ja sam,
który nauczyem si niemao, nie nauczyem si,
jak by dj wielkim otrem, i dlatego przyjdzie
sobie yy otworzy... Ale przecie na tem mu-
siaoby si skoczy, a gdyby nawet nie sko-czyo si tak, to skoczyoby si inaczej. Szkoda
mi Eunice i mojej wazy myrreskiej, ale Eunice
jest wolna, a waza pójdzie ze mn. Ahenobarbus
nie dostanie jej w adnym razie! Szkoda mi
równie Winicyusza. Zreszt, jakkolwiek mniej
nudziem si w ostatnicli czasach, ni dawniej,
jestem gotów. Na wiecie rzeczy s pikne, ale
ludzie w wikszej czci tak plugawi, e ycianie warto aowa. Ivto umia y, ten powinien
unne umrze. Jakkolwiek naleaem do augu-
styanów, byem czowiekiem wicej wolnym, nioni tam przypuszczaj.
Tu wzruszy ramionami:
— Oni tam moe myl, e w tej chwili drmi kolana, i strach podnosi mi wosy na gowie,a ja, wróciwszy do domu, wezm kpiel w fijo-
kowej wodzie, poczem moja zotowosa samanniie namaci, i po posiku kaemy sobie pie-wa na gosy ten hymn do Apollina, który uoy
- 20 ~
Anthemios. Sam niegdy powiedziaem: o mierci
nie warto myle, bo ona bez naszej pomocy
o nas myli. Byoby jednak rzecz godn po-
dziwu, gdyby naprawd istniay jakie pola Eli-
zejskie, a na nici cienie... Eunice przyszlaby
z czasem do mnie, i bdzilibymy razem po
kach, porosych asfodelem. Znalazbym tetowarzystwo lepsze, ni tu... Co za bazny! co
za liuglarze, co za gmin plugawy bez smaku
i polor^i! Dziesiciu arbitrów elegancyi nie prze-
robioby tych Trymalchionów na przyzwoitych
ludzi. Na Persefon! mam ich dosy!
I spostrzeg ze zdziwieniem, e ju co roz
dzielio go od tych udzi. Zna ich przecie dobrze
i wiedzia przedtem, co o nich sdzi, a jednak
wydali mu si teraz jacy dalsi i godniejsi po-
gardy, ni zwykle. Naprawd mia ich dosy.
Lecz nastpnie pocz zastanawia si nad
pooeniem. Dziki swej przenikliwoci, zrozu-
mia, e zguba nie grozi mu natychmiast. Nero
skorzysta przecie z odpowiedniej chwili, aby
wypowiedzie l<:ilka piknych, podniosych sówo przyjani, o przebaczeniu i poniekd zwizasi niemi. Bdzie teraz musia szuka pozorów,
a nim je znajdzie, moe upyn sporo czasu.
Przedewszystkiem wyprawi igrzysko z chrzeci-
jan, — mówi sobie Petroniusz — potem dopiero
pomyli o mnie, a jeli tak, to nie warto si tem
— 21 —
kopota, ni zmienia trybu ycia. Blisze nie-
bezpieczestwo grozi Winicyuszowi!...
I odtd myla juz tylko o Winicyuszu, któ-
rego postanowi ratowa.
Niewolnicy nieli szybko lektyk wród ruin,
popielisk i kominów, jakimi byy jeszcze zape-
nione Karyny, lecz on rozkaza im bied pdem,by jak najprdzej stan u siebie. Winicyusz,
którego «insula» spona, mieszka u niego i na
szczcie by w domu.
— Widziae dzi Ligi? — spyta go na
wstpie Petroniusz.
— Od niej wracam.— Suchaje, co ci powiem, i nie tra czasu
na pytania. Postanowiono dzi u Cezara zoyna clirzecijan win za podpalenie Rzymu. Grozi
im przeladowanie i mki. Pocig rozpocznie si
lada chwila. Bierz Ligi i uciekajcie natych-
miast, choby za Alpy lub do Afryki. I piesz
si, bo z Palatynu bliej na Zatybrze, ni std!
Winicyusz byt istotnie nadto onierzem, bytraci czas na zbyteczne pytania. Sluclia z na-
marszczon brwi, z twarz skupion i gron,ale bez przeraenia. Widocznie pierwszem uczu-
ciem, jakie budzio si w tej naturze Avobec nie-
bezpieczestwa, bya ch waki i obrony.
— Id ~ rzek.
— Sowo jeszcze: we «caps» ze zotem, w^e
— 22 —
bro i gar twoich ludzi chrzecijan. W razie
potrzeby, odbij!
Winicyusz by ju we drzwiach atrium.
— Przylij mi wiadomo przez niewolnika —zawoa za odchodzcym Petroniusz.
I, pozostawszy sam, pocz chodzi wzdukolumn , zdobicych atrium , rozmylajc nad
tern, co si stanie. Wiedzia, e Ligia i Linus
wrócili po poarze do daAvnego domu, który,
jac wilcsza cz Zatybrza, ocala, i to byaokoliczno niepomylna, inaczej bowiem nie-
atwo byoby ich odnale wród tumów. Spo-
dziewa si jednak, e i tale nikt w Palatynie
nie wie, gdzie mieszkaj, a wic, e w kadymrazie Winicyusz uprzedzi pretoryanów. Przyszo
mu równie na myl, i Tygellin, chcc wyo-wi za jednym zamachem jale najwiksz liczb
chrzecijan, musi sie rozcign na cay Rzym,
to jest podzieli pretoryanów na mae oddziay.
Jeli przyl po ni nie wicej, ni dziesiciu
ludzi — myla — to sam olbrzym ligijski po-
amie im koci, a có dopiero, gdy w pomoc
przyjdzie mu Winicyusz! I mylc o tem, na-
bra otuchy. Wprawdzie postawi zbrojny opór
pretoryanom byo to niemal to samo, co roz-
pocz AYOjn z Cezarem. Petroniusz wiedzia
take, e jeeli Winicyusz uchroni si przed
zemst Nerona ; to zemsta ta moe spa na
— ta-
niego, ale niewiele o to dba. Owszem, myl po-
mieszania s/.yków Neronowi i Tygellinowi roz-
weselia go. Postanowi! nie poaowa na to ni
pienidzy, ni ludzi, c za PaA\'et z Tarsu na-
wr()cil jeszcze w Antium wiksz cz jego
niewolników, przeto móg by pewny, ze w spra-
wie obrony chrzecijanki moe liczy na ich
gotowo i powicenie.
Wejcie Eunice przerwao mu rozmylania.
Na jej widok wszystkie jego kopoty i troski
pierzchy bez ladu. Zapomnia o Cezarze, o nie-
asce, w jak popad, o znikczemniaycli augu-
styanach, o pocigu, grocym chrzecijanom,
o Winicyuszu i Ligii, a patrza tylko na nioczyma estety, rozmiowanego w cudnych kszta-
tach, i kochanka, dla którego z tych ksztatów
tchnie mio. Ona, przybrana w przezrocza fijo-
Ictow szat, zwan Coa vestis, przez którprzeghidalo jej róane ciao, bya istotnie pikna,
jak bóstwo. Czujc si przytem podziwian i ko-
chajc go ca dusz, zawsze spragniona jego
pieszczot, pocza poni si z radoci, jak gdybybya nie naonic, ale niewinnem dziewczciem.— Co mi powiesz. Chary to? — rzek Petro-
niusz, wycigajc do niej rce.
Ona za, chylc ku nim sw zot gow,odrzeka:
— 24 —
— Panie, przyszed Anthemios ze piewakamii pyta, czy go zechcesz sucha dzisiaj?
— Niechaj zaczeka. Zapiewa nam przy obie-
dzie hymn do Apollina. Wokót jeszcze zgliszcza
i popioy, a my bdziem stucliai hymnu do
Apolina! Na gaje Pafijskie! gdy ci widz w tej
Coa vestis, zdaje mi si, e Afrodyta przesonia
si rbkiem nieba i stoi przede mn.— O panie! — rzeka Eunice.
— Pójd tu, Eunice, obejmij mnie ramiona-
mi — i daj mi usta twoje... Kochasz ty mnie?
— Nie kochaabym wicej Zeusa.
To rzekszy, przycisna usta do jego ust,
drc mu w ramionach ze szczcia.
Lecz po chwili Petroniusz rzek:
— A gdyby przyszo nam si rozczy?...
Eunice spojrzaa mu z przestrachem w oczy:
— Jalc to, panie?...
— Nie lkaj si!... Bo widzisz, kto wie, czy
nie bd musia wybra si w dalek podró.
— We mnie z sob...
Lecz Petroniusz zmieni nagle przedmiot roz-
mowy i zapyta:
— Powiedz mi, czy na trawnikach w ogro-
dzie s asfodele?
— W ogrodzie cyprysy i trawniki poókyod poaru, z mirtów opady licie, i cay ogród
wyglda jak umary.
— 25 —
— Cay Rzym Avyg'lda jak umary, a wkrót-
ce bdzie prawdziwym cmentarzem. Czy wiesz,
ze wyjdzie edykt przeciw chrzecijanom, i roz-
pocznie si przeladowanie, w czasie którego
zgin tysice ludzi?
— Za co bd ich karali, panie? To ludzie
dobrzy i cisi.
— Wanie za to.
— Wic jedmy nad morze. Twoje boskie
oczy nie lubi patrze na krew.
— Dobrze, ale tymczasem musz si wyk-pa. Przyjd do elaeothesium namaci mi ra-
miona. Na pas Kiprydy! nigdy nic Avydala mi
si jeszcze tak pikna. Ka ci zrobi wannw Icsztacie konchy, a ty bdziesz w niej, jak
kosztowna pera... Przyjd, Zotowosa.
I odszed, a w godzin póniej oboje w wie-cach ró i z zamglonemi oczyma spoczli przed
stoem, zastawionym ztotemi naczyniami. Usu-giway im pacholta, przebrane za amorów,
oni za, popijajc wino z bluszczowych kruy,suchali hymnu do Apollina, piewanego przy
dwiku harf pod wodz Anthemia. Co ich mogoobchodzi, e naolcó willi sterczay ze zgliszcz
liominy domów i e powiewy wiatru roznosiy
popioy spalonego Rzymu? Czuli si szczliwii myleli tylko o mioci, Ictóra im ycie zmie-
niaa jakby w boski sen.
2G
Lecz, zanim hymn by skoczony, wszed do
sali niewolnik, przeoony nad atrium.
— Panie, — rzek gosem, w którym drganiepokój — centuryon z oddziaem pretoryanów
stoi przed bram i z rozkazu Cezara pragnie
widzie sic z tob.
piew i dwiki harf ustay. Niepokój udzieli
si wszystkim obecnym, albowiem Cezar w sto-
sunkach z przyjaciómi nie posugiwa si z^Yykle
pretoryanami, i przybycie ich nie wróyo w o-
wych czasach nic dobrego. Jeden tylko Petro-
niusz nie okaza najmniejszego wzruszenia i rzek,
ja<:by mówi czloAviek^ którego nudz cigle we-
zwdania:
— Mogliby te da mi spokojnie zje obiad.
Poczem, zwróciwszy si do przeoonego nad
atrium:
— Wpu.Niewolnik znikn za kotar; w chwil pó-
niej day si sysze cikie kroki, i do sali
wszed znajomy Petroniuszowi setnik Aper, cayw zbroi i w elaznym hemie na gowie.
— Szlachetny panie, — rzek — oto pismo
od Cezara.
Petroniusz wycign leniwie sw bia rk,wzi tabliczki i, rzuciwszy na nie okiem, odda
je z caym spokojem Eunice.
- 27 -
— Bdzie czyta w wieczór now pie z Troi-
ki — rzek — i wzywa mnie, l)ym przyszed.
— Mam tyllco rozkaz odda pismo — ozwasi setnik.
— Tak. Nie bdzie odpowiedzi. Ale moeby,setniku, spocz nieco przy nas i wycliylit kra-
ter wina?
— Dzild ci, szaclietny panie. Krater wina
wypij clitnie za twoje zdrowie, ale spocznie mog, gdy jestem na subie.— Czemu to tobie oddano pismo, zamiast
wysa je przez niewolnika?
— Nie wiem, panie. Moe dlatego, e wy-
siano mnie w t stron w innej sprawie.
— Wiem — rzek Petroniusz: — przeciw
cln'zecijanom.
— Tak jest, panie.
— Czy pocig dawno rozpoczty?— Niectóre oddziay Avvsano na Zatybrze
1/ ty
jeszcze przed poudniem.
To rzekszy, setnik strzsn z czaszy nieco
wina na cze Marsa, nastpnie wychyli ji rzek:
— Niechaj bogowie dadz ci, panie, czego
zapragniesz.
— We i ten Icrater - rzek Petroniusz.
Poczem da znak Anthemiosowi, by koczyhymn do Apollina.
^ 2^ --
— Mieclzianobrody poczyna igra ze mni z Winfcyuszem — mówi sobie, gdy harfy
ozway si nanowo. — Odgaduj zamiar! Chcia
mnie przerazi, przesyhijc wezwanie przez cen-
turyona. Bd si wieczorem wypytywali setnika,
w jaki sposób go przyjem. Nie, nie! Nie ucie-
szysz si zbytnio, zoliwa i okrutna kudo!
Wiem, e urazy nie zapomnisz, wiem, ze zguba
mnie nie minie, ale jeli mylisz, ze bd ci pa-
trza bagalnie w oczy, e zobaczysz na mojej
twarzy strach i pokor, to si mylisz.
— Cezar pisze, panie: «Przyjdcie, jeli ma-
cie ochot» — rzeka Eunice: — czy pójdziesz?
— Jestem w wymienitem usposobieniu i mo-
g sucha nawet jego wierszy, — odpowiedzia
Petroniusz — wic pójd, tembardziej, e Wini-
cyusz pój nie moe.Jako po skoczonym obiedzie i po zwykej
przechadzce odda si w rce niewolnic, trefi-
cych wosy, i niewolnic, ukadajcych fady,
a w godzin póniej, pikny, jal^ boek, kazasi zanie na Pala tyn. Godzina bya póna,
wieczór cichy, ciepy, ^siyc wieci tak mocno,
ze «lampadarii», idcy przed lektyk, pogasili
pochodnie. Po ulicach i wród rumowisk snuy
si podpie winem gromady ludzi, przybrane
w bluszcze i wiciokrzew^, niosce w rkach ga-
zki mirtu i lauru, których dostarczyy ogrody
— 29 —
Cezara. Obfito zboa i nadzieja wielkich igrzysk
napeniaa wesolocii, serca ludzi. Gdzieniegdzie
piewano pieni, wielbice «bosk noc» i mio;gdzieniegdzie taczono przy wietle ksiyca;Icilkakrotnie niewolnicy musieli woa o miejsce
dla lektyki « szlachetnego Petroniusza», i wów-
czas tum rozsuwa si, wydajc okrzyki na
cze swego ulubieca.
On za rozmyla o Winicyuszu i dziwi si,
e niema od niego adnej wieci. By epikurej-
czykiem i egoist, ale przestajc to z Pawemz Tarsu, to z Winicyuszem, i syszc codziennie
o chrzecijanach, zmieni si nieco, clio samo tern nic wiedzia. Powia na niego od nicli
jaki wiatr, który rzuci w jego dusz nieznane
ziarnka. Po za wasn osob poczli go zajmo-
wa inni ludzie; do Winicyusza by zreszt
zawsze przywizany, gdy w dziecistwie v0-
clia mocno jego matk, a swoj siostr, obecjiie
za, wziwszy udzia w jego sprawach, patrza
na nie- jeszcze z takiem zajciem, jakby patrza
na jak tragedy.
Nie traci nadziei, e Winicyusz uprzedzi
pretoryanów i uciek z Ligi, lub w ostatecz-
noci, e j odbi. Lecz wolaby by mie pew-
no, gdy przewidywa, e moe przyjdzie od-
powiada mu na rozmaite pytania, na lvtóre
lepiej byo by przygotowanym.
— 30 —
Stanwszy przed domem Tyberyusza, wy-
siad z lektyki i po chwili wszed do atrium,
napenionego ju augustyanami. Wczorajsi przy-
jaciele, jakkolwie^ dziwio ich, e zosta zapro-
szony, odsuwali si jeszcze od niego, lecz on
posuwa si wród nicli, pielcny, swobodny, nie-
dbay i tak pewny siebie, jalcby sam móg aski
rozdawa. Niektórzy te, widzc go, zaniepo-
Icoili si w duszy, czy nie za wczenie byo ol<:a-
zywa mu obojtno.Cezar udawa jednak, e go nie widzi, i nie
odpowiedzia na jego ukon, udajc zajtego roz-
mown. Natomiast Tygelin zbliy si i rzel::
— Dobry wieczór, arbitrze elegancyi. Czy
zawsze jeszcze twierdzisz, e nie clirzecijanie
Rzym spalili?
A Petroniusz wzruszy ramionami i, klepic
go po opatce, jak wyzwoleca, odpowiedzia:
— Ty wiesz tak dobrze, ja<: ja, co o tem
mniema.— Nie miem porówna si z twoj m-
droci.— I poniekd masz suszno, bo w takim
razie, gdy oto Cezar przeczyta nam now piez Troiki, musiaby, zamiast krzycze, jak paw,
wypowiedzie jakie zdanie niedorzeczne.
Tygelin zagryz wargi. Nie by on zbyt rad,
i Cezar postanowi wygosi dzi now pie,
— 31 —
albowiem otwierao to pole, na którem nie mógwspózawodniczy z Petroniuszem. Jako w cza-
sie wygaszania, Nero miniowoli, skutkiem daw-
nego przyzwyczajenia, zwraca oczy na Petro-
niusza, pilnie baczc, co w jego twarzy Avy-
czyta. Ovv za sucha, podnoszc w gór brwi,
miejscami potakujc, miejscami natajc uwag,jakby chcia sprawdzi, czy dobrze sysza. I na-
stpnie to chwali, to przygania, wymagajcpoprawcv lub wypolerowania, niektórych wier-
szy. Sam Nero czu, e innym w w^ygórowanych
pochwaach chodzi tyllco o wasne osoby, ten
jeden za tylko zajmuje si poezy dla samej
poezyi, jeden si zna i jeli co pochwali, to
mona by pewnym, e Aviersze s godne po-
chway. Powoli te pocz z nim rozprawia,
spiera si, a gdy wreszcie Petroniusz podaw wa^tpliwo trafno pewnego wyraenia,rzek mu:— Zobaczysz w ostatniej pieni, dlaczegom
go uy.— Ach! — pomyla Petroniusz — wic do-
czekam ostatniej pieni.
Niejeden za, syszc to, mówi sobie w dachu:— Biada mi! Petroniusz, majc przed sob
czas, moe wróci do ask i obali nawet Ty-gelina.
I poczto znów zblia si do niego. Lecz
— 32 —
koniec wieczoru mniej by szczliwy, Cezar bo-
wiem, w chwili, gdy Petroniusz go zegna, za-
pyta nagle ze zmruonemi oczyma i twarzzarazem zoliw i m^adowan:— A Winicyusz czemu nie przyszed?
Gdyby Petroniusz by pewien, ze Winicyusz
z Ligi s ju za bramami miasta, byby od-
rzek: «Oeni si z twego pozwolenia i wyje-
cha ». Lecz, widzc dziwny umiech Nerona,
odrzek:
— Twoje wezwanie, boski, nie znalazo go
w domu.
— Powiedz mu, e rad go ujrz, — odpowie-
dzia Nero — i powiedz mu ode mnie, by nie
opuszcza igrzysk, na l:tórych wystpi chrze-
cijanie.
Petroniusza zaniepokoiy te sowa, wydaomu si bowiem, e odnosz si wprost do Ligii.
Siadszy w lektyk, kaza si nie do domujeszcze prdzej, ni rano. Nie byo to jednak
rzecz atw. Przed domem Tyberyusza sta
tum gsty i zgiekliwy, pijany, jak poprzednio,
lecz nie rozpiewany i nie taczcy, ale jakby
wzburzony. Zdaa dochodziy jakie okrzyki,
których Petroniusz nie umia odrazu zrozumie,
ale które potniay, rosy, a wreszcie zmie-
niy si w jeden dziki wrzask:
— Chrzecijanie dla lwów!!
— 33 —
wietne lektyki dworaków posuway si wród
wyjcej tuszczy. Z gbi spalonyci uic nadbie-
gay coraz nowe gromady, które zasyszawszy
okrzyc, poczynay go powtarza. Podawano so-
bie z ust do ust wie; e pocig trwa ju od
poudnia, e schwytano ju mnóstwo podpaa-
czów, i wkrótce po nowo wytknitycli i staryci
uicacli, po zaulkacli, ecyci w gruzacli, nao-
kó Paatynu, po wszystkicti wzgórzaci i ogro-
daci, rozlegay si, jak dugi i szeroki Rzym,
coraz wcieklejsze wrzas<:i:
— Clirzecijanie dla lwów!
— Trzoda! — powtarza z pogard Petro-
niusz — lud godny Cezara!
I pocz myle, e taki wiat, oparty na
przemocy, na okruciestwie, o którem nawet bar-
barzycy nie mieli adnego pojcia, na zbrod-
niach i szalonej rozpucie, nie moe si jednak
osta. Rzym by panem wiata, ale i wrzodem
wiata. Wiao od niego trupi woni. Na zgnile
ycie pada cie mierci. Nieraz mówiono o tem
nawet midzy augustyanami, ale Petroniuszowi
nigdy nie stana wyraniej przed oczyma ta
praAvda, e ów uwieczony wóz, na ctórym
w postaci tryumfatora stoi Rzym, wlokc za
sob sptan trzod narodów, idzie do przepaci.
Zycie wiatowadnego grodu wydao mu si ja-
PiSUA H SIINKIIWI^A I XXMY. 3
— 34 —
kim bazeskim korowodem i jak orgi, która
jednak musi si skoczy.Rozumia teraz, ze jedni tylko chrzecijanie
maj jakie nowe podstawy ycia, ale sdzi,
e wkrótce nie pozostanie z chrzecijan ladaden. A wówczas co?
Blazeski korowód pójdzie dalej pod wodzNerona, a jeli Nero minie, znajdzie si drugi,
taki sam lub gorszy, bo wobec takiego ludu
i takich patrycyuszów, niema adnego powodu,
by znalaz si kto lepszy. Bdzie nowa orgia,
a w dodatku coraz plugawsza i szpetniejsza.
Orgia za- nie moe trwa wiecznie, i trzeba
po niej pój spa, choby z samego wyczer-
pania.
Mylc o tem, Petroniusz sam czu si ogrom-
nie zmczony. Czy warto y, i to y w nie-
pewnoci jutra, po to tylko, by patrze na po-
dobny porzdek wiata? Geniusz mierci nie
jest przecie mniej pikny, ni geniusz snu, i matake skrzyda u ramion.
Lektyka zatrzymaa si przed drzwiami do-
mu, które czujny odwierny w tej samej chwili
otworzy.
— Czy szlachetny Winicyusz powróci? —zapyta Petroniusz.
— Przed chwil, panie — odpowiedzia nie-
wolnik.
— 35 —
— A zatem jej nie odbi! — pomyla Pe-
troniusz.
I, zrzuciwszy tog, wbieg do atriura. Wini-
cyusz siedzia na trójnogu, z gow pochyonniemal do kolan i z rkoma na gowie, lecz na
odgos kroków podniós sw skamienia twarz,
w której tylko oczy wieciy gorczkowo.
— Przybye za póno? — spyta Petroniusz.
— Tak jest. Uwiziono j przed poudniem.
Nastaa cliwila milczenia.
— Widziae j?— Tak.
— Gdzie jest?
— W wizieniu i\Iamertyskiem.
Petroniusz wzdrygn si i pocz patrze
na Winicyusza pytaja^cym wzrokiem.
Ten za zrozumia.
— Nie! — rzek. — Nie wtrcono jej do Tu-
ianum ^), ani nawet do rodkowego wizienia.
Przepaciem stróa, aby odstpi jej sw izb.
Ursus pooy si w progu i czuwa nad ni.
— Czenm Ursus jej nie obroni?
— Przysano pidziesiciu pretoryanów. Zre-
szt Linus mu zabroni.
^) N.MJni/sza czo -wiozicnin, leaca znpolnic pod zie-
mi, z jedynym otworem w puapie. Tam umar z goduJugurta.
3*
36
— A Linus?
— Linus umiera. Dlatego nie wzito go.
— Co zamierzasz?
— Uratowa j, lub umrze z ni razem.
I ja wierz w Chrystusa.
Winicyusz mówi niby spokojnie, ale w jego
glosie byo co tak rozdzieraja^cego, e serce Pe-
troniusza zadrgao szczer litoci.
— Ja ci pojmuj, — rzeld — ale jak jclicesz ratowa?— Przepaciem stróów, naprzód dlatego,
by ratowa j od zniewag, a powtóre, by nie
przeszkadzali jej w ucieczce.
— Kiedy to ma nastpi?— Odpowiedzieli, e nie mog wyda mi jej
natychmiast, albowiem boj si odpowiedzial-
noci. Gdy wizienia napeni si mnóstwem
ludzi i gdy straci si rachunek winiów, avów-
czas mi j oddadz. Ale to ostateczno!! Pier-
wej ty ratuj j i mnie! Jeste przyjacielem Ce-
zara. On sam mi j odda. Id do niego i ratuj
mnie!
Petroniusz, zamiast odpowiedzie, zawoaniewolnika i, rozkazawszy mu przynie dwaciemne paszcze i dwa miecze, zwróci si do
Winicyusza.
— Po drodze ci odpowiem — rzek. — Tym-czasem we paszcz, we bro, i pójdmy do
— 37 —
wizienia. Tam daj stróom sto tysicy sestor-
cyi, daj dwakro i piókroó wic^ej, byle wy-
pucili Ligi natychmiast. Inaczej bdzie za
1)Ó110.
— Pójdmy — rzek Winicyusz.
I po chwili obaj znaleli si na ulicy.
— A teraz suchaj mnie — rzeki Petroniusz. —Nie chciaem traci czasu. Jestem od dzi w nie-
asce. Moje wasne ycie wisi na wosku, i dla-
tego nie mog nic wskóra u Cezara. Gorzej!
mam pewno, e postpi wbrew mojej probie.
Gdyby nie to, czy bybym ci radzi, by ucie-
ka z Ligi, lub odbi j? Przecie, gdyby ty
zdoa uj, gniew Cezara zwróciby si na mnie.
Ale on prdzejby dzi uczyni co na twojprob, ni na moj. Nie licz jednak na to. Wy-dobd j z wizienia i uciekaj! Nic wicej ci
nie pozostaje. Gdy si to nie uda, wówczas b-dzie czas na inne sposoby. Tymczasem wiedz,
e Ligi uwiziono nietylko za wiar w Chry-
stusa. J i ciebie ciga gniew Poppei. Czy ty
pamitasz, e obrazi August, e j odrzuci?
Ona za wie, e j odrzuci dla Ligii, któri tak znienawidzia od pierwszego rzutu oka.
Wszake ju i poprzednio usiowaa j zgubi,
przypisujc jej czarom mier swego dziecka.
W tem, co si stao, jest rka Poppei! Czemewytlónuiczysz, e Ligia zostaa pierwsza uwi-
— 38 -
zion? Kto móg wskaza dom Linusa? A ja ci
mówi, e szpiegowano j oddawna! Wiem, eci rozdzieram dusz i odejmuj reszt nadziei,
ale mówi ci to umylnie dlatego, e, jeli jej
nie uwolnisz, zanim nie wpadn na myl, ibdziesz próbowa, to zginiecie oboje.
— Tak jest! rozumiem! — odrzek guchoWinicyusz.
Ulice z powodu pónej godziny byy puste,
jednak dalsz rozmow przerwa im idcyz przeciwka spity gladyator, który zatoczy si
na Petroniusza, tak, i wspar si doni na
jego ramieniu, oblewajc mu twarz przesik-
ym winem oddechem i wrzeszczc ochrypymgosem:— Chrzecijanie dla lwów!
— Mirmilonie, — ozwa si spokojnie Petro-
niusz — posuchaj dobrej rady i ruszaj w swojdrog.
Wtem pijany schwyci go i drug rk za
rami:— Krzycz wraz ze mn, inaczej skrc ci
kark: chrzecijanie dla lwów!
Lecz nerwy Petroniusza miay ju dosytych wrzasków. Od chwili wyjcia z Palatynu
dusiy go one, jak zmora, i rozdzieray mu uszy,
wic, gdy ujrza przytem wzniesion nad sob
-^ Bg -
pi olbrzyma, wyczerpaa si miara jego cier-
pliwoci.
— Przyjacielu, — rzek — cuchniesz winemi zawadzasz mi.
I tak mówic, wbi mu w pier a po rko-
je krótki mieczyk, w który uzbroi si, wy-
chodzc z domu, poczem, wziwszy pod rkWinicyusza, mówit dalej, jak gdyby nic nie
zaszo:
— Cezar rzek mi dzi: « Powiedz ode mnie
Winicyuszowi, eby by na igrzyskach, na któ-
rych wystpi chrzecijanie*. Czy rozumiesz, co
to znaczy? Oto chc sobie wyprawi widowisko
z twego bólu. To rzecz uoona. Moe dlatego
nie uwiziono dotd ciebie i mnie. Jeli jej nie
zdoasz natychmiast wydoby, wówczas... nie
wiem!... Moe Akte wstawi si za tob, lecz
czy co wskóra?... Twoje ziemie sycylijskie mog-
yby take skusi Tygellina. Próbuj.
— Oddam mu wszystko, co posiadam — od-
powiedzia Winicyusz.
Z Karyn na Forum nie byo zbyt daleko,
wkrótce wic doszli. Noc ju pocza blednc,
i mury zamku wychylay si wyranie z cienia.
Nagle, gdy skrcili ku Mamertyskieinu wi-zieniu, Petroniusz stan ; rzek:
— Pretor yanie!... Za póno!Jako wizienie otacza podwójny szereg ol-
— 40 —
niorzy. Brzask srebrzy elazne ich hemy i ostrza
wóczni.
Twarz Winicyusza staa si blada, jak mar-
mur.
— Pójdmy — rzek.
Po chwili stanli przed szeregiem. Petroniusz,
który, obdarzony niezwykle pamici, znal nie-
tylko starszyzn, ale wszystkich niemal onie-
rzy pretoryi, wnet ujrza znajomego sobie do-
wódc kohorty i skin na niego.
— A co to, Nigrze? — rzek — kazano wampilnowa wizienia?
— Tak jest, szlachetny Petroniuszu. Prefekt
obawia si, by nie próbowano odbi podpalaczów.
— Czy macie rozkaz nie wpuszcza niko-
go? — spyta Winicyusz.
— Nie, panie. Znajomi bd odwiedzali uwi-zionych, i w ten sposób wyapiemy wicej chrze-
cijan.
— Zatem mnie wpu — rzek Winicyusz.
I, cisnwszy do Petroniusza, rzek mu:— Zobacz Akte, a ja przyjd dowiedzie si,
jak ci daa odpowied...
— Przyjd — odpowiedzia Petroniusz.
W tej cliwili pod ziemi i za grubymi mu-
rami ozwao si piewanie. Pie, zrazu guchai stumiona, rosa coraz bardziej. Gosy mskie,
kobiece i dziecinne czyy si w jeden zgodny
— 41 —
chór. Cale wizienie poczo w ciszy witania
piewa, jak harfa. Lecz nie byy to gosy a-oci, ni rozpaczy. Owszem, brzmiaa w nicli
rado i tryumf.
onierze spojrzeli na siebie ze zdumieniem.
Na niebie zjawiy si pierwsze zote i róoweblaski jutrzni.
ROZDZIA UL
Okrzyk: « Chrzecijanie dla lwów!» rozlega
si cigle we wszystkich dzielnicach miasta.
W pierwszej chwili nietylko nikt nie wtpi, eoni byli prawdziwymi sprawcami klski, ale nikt
nie chcia wtpi, albowiem kara ich miaa byzarazem wspania zabaw dla ludu. Lecz roz-
szerzyo si mniemanie, ze klska nie przybra-
aby tak straszliwych rozmiarów^, gdyby nie
gniew bogów, nakazano wic w wityniach«piacula», czyli ofiary oczyszczalne. Z porady
ksig Sybilijskich senat urzdzi uroczystoci
i publiczne mody do Wulkana, do Cerery i do
Prozerpiny. Matrony skaday ofiary Junonie;
caa ich procesya udaa si a na brzeg morza,
by zaczerpn wody i skropi ni posg bogini.
Zamne niewiasty przygotowyway uczty bo-
gom *) i nocne czuwania. Cay Rzym oczyszcza
^) Selisteria y. Lectisteria.
— 43 —
si z grzechów, skada ofiary i przejednywal
Niemiertelnyci. A tymczasem wród zgliszcz
wytykano nowe szerokie ulice. Tu i owdzie po-
zakadano ju fundamenta wspaniaych domów,
paaców i wity. Przedewszystkiem jednak
budowano z niesychanym popiechem ogromne
drewniane amfiteatra, w których mieli konachrzecijanie. Zaraz po naradzie w domu Tybe-
ryusza poszy rozkazy do prokonsulów, aby do-
starczyli dzikich zwierzt. Tigellinus opustoszy
wiwarya wszystkich miast italskich, nie wy-czajc pomniejszych. W Afryce urzdzono z jego
polecenia olbrzymie owy, w których caa miej-
scowa ludno musiaa bra udzia. Sprowadzono
sonie i tygrysy z Azy i, krokodyle i hipopo-
tamy z Nilu, lwy z Atlasu, Avilki i niedwiedzie
z Pirenejów, zaciekle psy z Hibernii, psy molosy
z Epiru, bawoy i olbrzymie srogie tury z Ger-
manii. Z powodu liczby uwizionych igrzyska
miay przej ogromem wszystko, co dotychczas
widziano. Cezar zapragn zatopi wspomnienia
poaru w krAvi i upoi ni Rzym, wic nigdy
rozlew jej nie zapowiada si wspanialej.
Rozochocony lud pomaga «wigilom» i preto-
ryanom w pocigu clirzecijan. Nie byo to rze-
cz trudn, gdy cae ich gromady, obozujc
jeszcze wraz z inn ludnoci wród ogrodów —wyznaway gono sw wiar. Gdy ich otaczano,
— 44 —
klkali i, piewajc pieni, pozwalali si pory-
wa bez oporu. Lecz cierpliwo ich zwikszaatylko gniew ludu, który, nie rozumiejc jej róda,poczytywa j za zacieko i zatwardziaow zbrodni. Sza ogarn przeladowców. Zda-
rzao si, e czer wyrywaa clirzecijan z rkpretoryanów i rozszarpywaa ici rkoma; l^o-
biety cignito za wosy do wizie, dzieciom
rozbijano gowy o kamienie. Tysice udzi dniem
i noc przebiegao z wyciem ulice. Szukano
ofiar wród zgliszcz, w kominach i w piwnicach.
Przed Avizieniami wyprawiano przy ognislvach,
naokó beczel<: z Avinem, bachiczne uczty i tace.
Wieczorami suchano z upojeniem podobnych do
grzmotu rylców, którymi rozbrzmiewao caemiasto. Wizienia przepenione byy tysicami
udzi, codzie za czer i pretoryanie przyp-
dzali nowe ofiary. Lito zgasa. Zdawao si,
e ludzie zapomnieli mówi i w dzikiem obka-niu zapamitali tylko jeden okrzyk: «Chrzeci-
janie dla lwów!» Przyszy dziwnie znojne dni
i noce tak duszne, jakich nigdy przedtem nie
bywao: samo powietrze byo jakby nasiknite
szaem, krwi, zbrodni,
A owej przebranej mierze olcruciestw od-
powiadaa równie przebrana miara dzy m-czestwa. Wyznawcy Chrystusa szli dobrowolnie
na mier, lub nawet szukali jej, póki ich nie
— 45 -
powstrzymay surowe rozkazy zwierzchników.
Z polecenia ich poczto zbiera si ju tylko za
miastem, w podziemiach na drodze Apijskiej
i w winnicach podmiejskich, nalecych do pa-
trycyuszów-chrzecijan, z poród których nie
uwiziono dotd nikogo. Na Palatynie wiedziano
doskonale, e do wyznawców Chrystusa nale:i Flawiusz, i Domitylla, i Pomponia Graecina,
i Korneliusz Pudens, i Winicyusz; sam Cezar
obawia si jednak, e czer nie da wmówiw siebie, by tacy ludzie podpalili Rzym, e zachodzio przedewszystkicm o przekonanie ludu,
wic kar i zemst odoono na dni dalsze. Inni
mniemali, e owych patrycyuszów ocali wpywAkte. Mniemanie byo bdne. Petroniusz, po
rozstaniu si z Winicyuszem, uda si A\praw-
dzie do Akie o pomoc dla Ligii, lecz ona moghi
mu ofiarowa jeno zy, ya bowiem w zapom-
nieniu i w bólu, o tyle tylko cierpiana, o ile
krya si przed Poppe i Cezarem.
Odwiedzia jednak Ligi w wizieniu, przy-
nioshi jej odzie i ywno, a nadewszystko
ochronia j tembardziej od zniewag ze strony
i tak ju przekupionycli stróów wiziennych.
Wszelako Petroniusz, nie mogc zapomnie,e, gdyby nie on i nie jego pomysy odebrania
Ligii z d,omu Aulusów, to prawdopodobnie nie
byaby obecnie w wizieniu, a oprócz tego,
— 46 —
pragnc wygra gr z Tygellinem, nie szczdzi
czasu, ni zabiegów. W cigu kilku dni widzia
si z Senek, z Domicyuszem Afrem, z Krispi-
nill, przez któr cicial trafi do Poppei, z Terp-
nosem, z Diodorem, z piknym Pytagoresem,
a nakoniec z Aliturem i Parysem, którym za-
zwyczaj nie odmawia Cezar niczego. Za po-
moc Chryzotemis, ictóra bya obecnie Icocliank
Watyniusza, stara sobie zjedna nawet i jego
pomoc, nie szczdzc i jemu i innym zarówno
obietnic, jak pienidzy.
Lecz wszystlcie te usioAvania pozostay bez
skutku. Seneka, niepewny wasnego jutra, poczmu przekada, ze chrzecijanie, jei nawet
istotnie nie spalili Rzymu, powinni by wyt-pieni dla jego dobra, sowem: uspraAviediwia
przysz rze racy stanu. Terpnos i Diodor
wzili pienidze i nie uczynili w zamian nic.
Watyniusz doniós Cezarowi, e usiowano go prze-
kupi, jeden tylko Aliturus, który z pocztkuwrogo usposobiony dla chrzecijan, aowa icli
obecnie, omieli si wspomnie Cezarowi o uwi-zionej dziewczynie i prosi za ni, lecz nie otrzy-
ma nic, prócz odpowiedzi:
— Zali mniemasz, e mniejsz mam dusz,
ni Brutus, który dla dobra Rzymu nie oszcz-
dzi wasnych synów?
— 47 —
I gdy powtórzy t odpowied Petroniuszowi,
ten rzek:
— Skoro znalaz porównanie z Brutusem,
to niema juz ratunku.
al mu jednalc byo Winicyusza, i bra go
straei, czy on nie targnie si na wasne ycie.
« Teraz — mówi sobie — podtrzymuj go jesz-
cze zabiegi, l^tóre czyni dla jej ratunku, jej wi-
dok i sama mka, lecz gdy wszystkie sposoby
zawiod i zganie ostatnia iskra nadziei, na Ka-
stora! on jej nie przeyje i rzuci si na miecz».
Petroniusz pojmowa nawet lepiej, e mona tak
skoczy, ni, e mona tak pokocliaó i tak
cierpie. Tymczasem Winicyusz czyni jeszcze
wszystKo, na co móg zdoby si jego umys,
by uratowa Ligi. Odwiedza augustyanów, i on,
tak niegdy dumny, ebra teraz ich pomocy.
Przez Witelliusza ofiarowa Tygelinowi swoje
ziemie sycylijskie i wszystko, czegoby zada,Tygelinus jednak, nie chcc zapewne narazi
si Augucie, odmówi. Pój do samego Cezara,
obj mu kolana i baga, nie prowadzio do
niczego. Winicyusz chcia wprawdzie i to uczy-
ni, lecz Petroniusz, usyszawszy o zamiarze,
zapyta:
— A jeli ci odmówi, jeli odpowie artemlub grob bezccna, co uczynisz? .
Na to rysy Winicyusza cigny si bólem
— 48 —
i wciekoci, a ze zwartych szczk pocz si
wydobywa zgrzyt.
— Tak! — rzeki Petroniusz — dlatego ci od-
radzam. Zamkniesz wszystkie drogi ocalenia!
Lecz Winicyusz pohamowa si, i wodzcdoni po czole, pokrytera zimnym potem, rzelv:
— Nie! nie! Jestem cirzecijaninem!...
— I zapomnisz o tem, jalc zapomniae przed
chwil. Masz prawo zgubi siebie, ale nie j.
Pamitaj, przez co przesza przed mierci córka
Sejana.
I tak mówic, nie by zupenie szczerym,
cliodzio mu bowiem wicej o Winicyusza, nio Ligi. Ale wiedzia, e niczem nie powstrzyma
go tak od niebezpiecznego krolvU, jak przedsta-
wiajc mu, e mógby on przynie nieodwo-
aln zgub Ligii. Zreszt, mia suszno, gdyna Palatynie przewidywano przyjcie modegotrybuna i przedsiwzito odpowiednie rodki
ostronoci.
Jednake mka Winicyusza przesza wszystl<:o,
co siy ludzkie znie mog. Od chwih, gdy Li-
gia bya uwiziona i gdy pad na ni blask
przyszego mczestwa, nietylko pokocha jstokro wicej, ale poprostu pocz jej oddawaw duszy cze niemal religijn, jakby nadziem-
skiej istocie. A teraz na myl, e t istot i uko-
chan i zarazem wit, musi straci, i e prócz
— 49 —
mierci spa mog na ni mczarnie od samej
mierci straszniejsze, krew styga mu w yach,dusza zmieniaa si w jeden jli, mieszay si
zmysy. Ciwilami zdawao mu si, e czaszl^
wypenia mu ywy ogie, litory j spali ubrozsadzi. Przesta rozumie, co si dzieje? prze-
sta rozumie, dlaczego Chrystus, ów miosierny!
ów Bóg! nie przychodzi w pomoc swym wy-
znawcom, dlaczego okopcone mury Palatynu nie
zapadaj si pod ziemi, a z nimi razem Nero,
augustyanie, obóz pretoryanów i cae to miasto
zbrodni! Mniema, e nie moe i nie powinno
by inaczej, i e to wszystko, na co patrz jego
oczy, od czego amie si dusza i skowyczy serce,
to sen. Lecz ryk zwierzt mówi mu, e to rze-
czywisto; liuk siekier, z pod których wyra-
stay areny, mówi mu, e to rzeczywisto,
a potwierdzay j wycie ludu i przepenione
wizienia. Wówczas i^rzeraaa si w nim wiara
w Chrystusa, i to przeraenie byo now mk,moe ze wszystliich najstraszniejsz.
A tymczasem Petroniusz mówi mu:— Pamitaj, przez co przed mierci prze-
sza córka Sejana.
fISMA H SIFNKItWCZ* T XXXIV.
ROZDZIA LIIL
I wszystko zawiodo. Winicyusz zniy si
do tego stopnia, e szuka poparcia u wyzwo-
leców i niewolnic, ta<: Cezara, jak i Poppei,
przepaca! ich czcze obietnice, zjednywa sobie
bogatymi podarkami icli wzgldy. Odnalaz
pierwszego ma Augusty, Rufiusa Krispinusa,
i uzyska od niego list; podarowa w^il w An-
tium synowi jej z pierwszego maestwa, Ru-
fiusowi, lecz rozgniewa tem tyll^o Cezara, który
pasierba nienawidzi. Przez umylnego gocapisa do drugiego ma Poppei, Othona, do Hisz-
panii, ofiarowali cae swe mienie i siebie samego,
a wreszcie spostrzeg, e by tylko igraszk
ludzi, i e, gdyby by udawa, i wizienie Ligii
mao go obchodzi, byby j prdzej uwolni.
To samo spostrzeg i Petroniusz. Tymcza-sem pyn dzie za dniem. Amfiteatra byyskoczone. Rozdawano ju «tessery», to jest
znaki wejcia na «ludus matutinus». Lecz tym
— 51 —
razem igrzysko «poranne» z powodu niesycha-
nej liczby ofiar, miao si rozcign na dni,
tygodnie i miesice. Nie wiedziano ju, gdzie
mieci clirzecijan. AYizienia byy natoczone,
i sroya si w nicli gorczl<:a. «Puticuli»; to jest
wspólne doy, w których chowano niewolników,
poczy si przepenia. Powstaa obawa, by clio-
roby nie rozszerzyy si na cale miasto, wicpostanowiono si pieszy.
A wszystkie owe wieci odbijay si o uszy
Winicyusza, gaszc w nim ostatnie przebyski
nadziei. Póki by czas, móg si udzi, e cojeszcze wskóra, ale teraz nie byo ju czasu.
Widowiska miay si rozpocz. Ligia lada dziemoga si znale w «cuniculum» cyrkowem,
skd wyjcie byo ju tylko na aren. Wini-
cyusz, nie wiedzc, gdzie rzuci j los i okru-
ciestwo przemocy, pocz obchodzi wszystkie
cyrki, przelcupowa stróów i «bestiaryów», sta-
wiajc im dania, których nie mogli speni!Czasem spostrzega si, e ju pracuje tylko nadlem, by jej uczyni mier mniej straszn, i wów-czas to wanie czu, e zamiast mózgu, ma roz-
arzone wgle pod czaszk.
Nie myla zreszt jej przey i postanowizgin z ni razem. Lecz sdzi, e ból moewypali w nim ycie, zanim straszliwy termin
nadejdzie. Jego przyjaciele i Petroniusz mniemali4*
— 52 —
równie, i lada dzie otworzy si przed nim
królestwo cieniów. Twarz Winicyusza zczerniala
i staa si podobn do owych woskowych ma-
sek, które trzymano w «larariach». W rysach
zastygo mu zdumienie, jak gdyby nie rozumia,
co si stao i co si sta moe. Gdy Icto do
niego mówi, podnosi meclianicznym ruchem
rce do gowy i, cisl^ajc domi skronie, pa-
trza na mówicego w^zrokiem przeraonym i py-
tajcym. Noce spdza wraz z Ursusem pod
drzwiami Ligii, w wizieniu, jeli za kazaa
mu odej i spocz, wraca do Petroniusza
i przechadza si do rana po atryum. Niewol-
nicy znajdowali go te czsto Iclczcego, ze
wzniesionemi rkoma, lub lecego twarz do
ziemi. Modli si do Chrystusa, gdy to byaostatnia nadzieja. Wszystko zawiodo. Ligi mógocali tylko cud, wic Winicyusz bi czoemw^ kamienne pyty i prosi o cud.
Lecz pozostao mu jeszcze tyle wiadomoci,e rozumia, i modlitwii Piotra wicej znaczy
ni jego. Piotr mu przyobieca Ligi, Piotr go
chrzci, Piotr sam czyni cuda, nieche mu da
ratunele i wspomoenie.
I pewnej nocy poszed go szuka. Chrzeci-
janie, których niewielu ju zostao, ukrywali go
teraz starannie nawet jedni przed drugimi, abykto ze sabszych duchem nie zdradzi go mimo-
53
wolnie lub umylnie. Wiiiicyusz wród ogólne;^o
zamieszania i pogromu, zajty przytem cakiem
zabiegami o wydobycie Ligii z wizienia, straci
Apostola z oczu, tak, i od czasu swego chrztu,
spotka go zaledwie raz jeden, jeszcze przed
rozpoczciem pocigu. Lecz udawszy sie do
owego fossora, w którego chacie zosta ochrz-
czony, dowiedzia si od niego, e w Avinnicy
lecej za porta Salaria, nalecej do Korne-
liusza Pudensa, odbdzie si zebranie chrzecijan.
Possor podejmowa si wprowadzi na nie Wi-
nicyusza, upewniajc go, e znajd na niem Pio-
tra. Jako o zmroku wyszli i, przedostawszy si
za mury, a nastpnie idc wród w^dolów za-
rosych trzcin, dostali si do winnicy, pooo-nej dziko i ustronnie. Zgromadzenie odbywaosi w szopie, av której .zwykle wytaczano wino.
Do uszu Winicyusza doszed na wstpie szmer
modlitwy, wszedszy za, ujrza przy mdlemwietle latarek kilkadziesit postaci klczcycli
i pograonycli w modlitwie. Odmawiay one ro-
dzaj litanii; chór gosów, zarówno mskich jak
kobiecych, powtarza co chwila: « Chryste, zmi-
uj si». Drga w tycli gosach gboki, rozdzie-
rajcy smutel<: i al.
Piotr by obecny. Klcza na przedzie, przed
drewnianym krzyem, przybitym do ciany szopy,
i modli si. Winicyusz rozpozna zdaa jego
— 54 —
biae wosy i wzniesione rce. PierAYSz mylmodego patrycyusza byo przej przez gro-
mad, rzuci si do nóg apostola i krzycze:
« Ratuj!* lecz czy to uroczysto modlitwy, czy
osabienie ugio pod nim Icolana, wic klkn-wszy u wejcia, pocz powtarza z jkiem i z zu-
cinionemi domi: « Chryste, zmiuj si!» Gdybyby przytomny, byby zrozumia, ze nietylko
w jego probie brzmia jk, 1 ze nie on tylko
przyniós tu swój ból, swój al i swoj trwog.
Nie byo w tem zebraniu jednej duszy ludzkiej,
któraby nie stracia drogich sercu istot, a gdy
najgorliwsi i najpeniejsi odwagi z wyznawcówbyli ju uwizieni, gdy z kad chwil rozclio-
dziy si nowe wieci o zniewagacli i mkach,jakie zadawano im w wizieniach, gdy ogrom
klski przerós wszelkie przypuszczenia, gdy zo-
staa ju ta gar tylko, nie byo wród niej
jednego serca, Ictóreby nie przerazio si w wie-
rze i nie pytao w zwtpieniu: Gdzie Chrystus?
i czemu zezwala, by zo stao si potniejsze
od Boga?
Lecz tymczasem bagali Go jeszcze z roz-
pacz o miosierdzie, bo w kadej duszy tlia
si dotd iskra nadziei, e przyjdzie, zetrze zo,
strci w przepa Nerona i zapanuje nad Avia-
tem... Jeszcze patrzyli av niebo, jeszcze nasuchi-
wali, jeszcze modlili si ze dreniem. Winicyusza
- 55 -
równie, w miar jak powtarza: « Chryste, zmi-
uj si!» poczo ogarnia uniesienie, takie, jak
niegdy w ciacie fossora. Oto woaj Go z gbibólu, z otcliani, oto woa Go Piotr, wic adacliwia rozedrze si niebo, ziemia zadry w po-
sadaci, i zstpi On, w basku niezmiernym,
z gwiazdami u stóp, miosierny, ecz i grony,
który wywyszy swycli wiernyci i kae prze-
paciom pozrze przeladowców.
Winicyusz zakry twarz rkoma i przypaddo ziemi. Naraz otoczya go cisza, jalv gdyby
boja uwizia dalsze woanie w ustach wszyst-
kich obecnych. I zdawao mu si, e musi si
koniecznie co sta, e nastpi chwila cudu. Bypewien, e gdy si podniesie i otworzy oczy,
ujrzy wiato, od którego lepn miertelne re-
nice, i usyszy gos, od którego mdlej serca.
Lecz cisza trwaa cigle. Przerwao j na-
koniec kanie kobiece.
Winicyusz podniós si i pocz patrze osu-
piaym wzrokiem przed siebie.
W szopie, zamiast blasków zaziemskich, mi-
gotay nike pomyki latarek, i promienie ksi-
yca, wchodzce przez otw^ór w dachu, nape-niay j srebrnem wiatem. Ludzie, klczcyobok Winicyusza, wznosili w milczeniu zalane
zami oczy ku krzyowi; tu i owdzie ozwaysi inne kania, a zzewntrz dochodzio ostrone
— 56 —
pogwizdywanie straników. Wtem Piotr wstai, zwróciwszy si do gromady, rzeki:
— Dzieci, podniecie serca ku Zbawicielowi
naszemu i ofiarujcie mu w^asze zy.
I umilk.
Nagle w^ród zgromadzonych ozwal si glos
kobiecy, peen aosnej skargi i bólu bez granic:
— Ja, w^dow^a, jednego syna miaam, który
mnie ywi... Wró mi go, Panie!
Nastaa powtórnie chwila ciszy. Piotr sta
przed klczc gromad, stary, stroskany, i wy-
dawa si im w tej cliwili jakby uosobieniem
zgrzybiaoci i niemocy.
Wtem pocz si skary drugi gos:
— Kaci zniewayli córki moje, i Chrystus na
to pozwoli!
Poczem trzeci:
— Zostaam sama z dziemi, a gdy mnie
porw, kto da im chleba i wody?
Poczem czwarty:
— Linnusa, którego zaniechali, wzili znowu
i pooyli na mki. Panie!
Poczem pity:
— Gdy wrócimy do domów, pochwyc nas
pretoryanie. Nie wiemy, gdzie si ukry.— Biada nam! Kto nas osoni?
I tak w ciszy nocnej brzmiaa skarga za
skarg. Stary rybak przymkn oczy i trzs
— 57 —
sw h\a] gow nad tym ludzkim bólem i trwog.
Zapado znów milczenie, tylko stranicy powi-
stywali zcicha za szop.
Winicyusz zerwa! si znow^u, by przedrze
si przez gromad do Apostola i zada od
niego ratunku, lecz nagle ujrza przed sob jakby
przepa, której widok obezwadni jego nogi. Co
bdzie, jeli Aposto wyzna swoj niemoc, jeli
stwierdzi, e Cezar rzymski potniejszy jest,
ni Chrystus Nazareski? I na t myl przera-
enie podjo mu wosy na gowie, gdy uczu,
e wówczas av t przepa wpadnie nietylko
reszta jego nadziei, ale i on sam, i jego Ligia,
i jego mio do Chrystusa, i jego wiara, i w^szyst-
ko, czem y, a pozostanie tylko mier i noc,
jako morze, bezbrzena.
A tymczasein Piotr pocz mówi gosem z po-
cztku tak cichym, e ledwie mona go byodosysze:— Dzieci moje! Na Golgocie widziaem, jak
Boga przybijali do krzya. Syszaem mioty i wi-
dziaem, jak podnieli krzy do góry, aby rze-
sze patrzay na mier Syna czowieczego...
...I widziaem, jak mu otworzyli bok, i jak
umar. A wówczas, wracajc od krzya, woa-em w boleci, jako wy woacie: « Biada! biada!
Panie! Ty Bóg! czemue na to pozwoli, cze-
— 58 —
mn umar i czemu utrapi nam serca, któ-
rzymy wierzyli, e przyjdzie królestwo Twoje?..;
...A On, Pan nasz i Bóg nasz, trzeciego dnia
zmartwychwsta i byl midzy nami, póki w wiel-
kiej wiatoci nie wstpi do królestwa sw^ego...
A my, poznawszy ma wiar nasz, umocni-
limy si w^ sercach i odtd siejemy ziarno
Jego...
Tu, zwróciwszy si w stron, skd wyszapierwsza skarga, pocz mówi silniejszym jugosem:— Czemu si skarycie?... Bóg sam podda
si mce i mierci, a wy chcecie, by was przed
ni osoni? Ludzie maej wiary! zalicie pojli
Jego naulc, zali On w^am to jedno ycie obieca?
Oto przychodzi do was i mówi wam:« Pójdcie
drog moj!» — oto podnosi was Icu sobie, a wyczepiacie si ziemi rkoma, w^olajc: « Panie, ra-
tuj !» Ja, proch przed Bogiem, lecz wobec was
Aposto Boy i namiestnik, mówi wam w imiChrystusa: Nie mier przed wami, lecz ycie,
nie mki, lecz nieprzebrane rozkosze, nie zyi jki, lecz piewanie, nie niewola, lecz królo-
w^anie! Ja, Aposto Boy, mówi tobie, wdowo:
syn twój nie umrze, jeno narodzi si w chwale
na ycie wieczne i poczysz si z nim! Tobie,
ojcze, któremu kaci splamili córki niewinne,
-- 59 —
obfoonjV, zo odnajdziesz je bielsze od lilii He-
bronu! Wiiin, matki, które porw od sierot, wam,
którzy stracicie ojców, wam, którzy si skary-
cie, wam, którzy bdziecie patrzali na mierumiowanych, wam, stroskani, nieszczliwi,
trwoni, i wam, majcy umrze, w imi Chry-
stusa, powiadam, i zbudzicie si jako ze snu
na szczsne czuwanie i jako z nocy na witboy. W imi Chrystusa, niech spadnie bielmo
z oczu waszych i roz^orej serca!
To rzekszy, podniós do, jak gdyby rozka-
zywa, a oni uczuli now krew w yach i za-
razem dreszcz w kociach, bo stal ju przed
nimi nie starzec zgrzybiay i strapiony, ale mo-
carz, który l^ral ich dusze i dwiga je z pro-
chu i trwogi.
— Amen! — zawoao kilka gosów.
Jemu za z oczu bi blask coraz wikszy,
i sza od niego sia, szed majestat, sza wi-to. Gowy chyliy si przed nim, a on, gdy
umilldo «amen!» mówi dalej:
— Siejcie w plal^aniu, abycie zbierali w we-
selu. Czemu lkacie si mocy zego? Nad zie-
mi, nad Rzymem, nad murami miast jest Pan,
który zamieszka w was. Kamienie zwilgn od
ez, piasec przesiknie krwi, pene bd doycia waszych, a ja wam powiadam: wycie zwy-cizcy! Pan idzie na podbój tego miasta zbrodni,
- 60 —
ciemistwa i pychy, a wycie legia Jego! I jako
sam odkupi mk i krwi grzechy wiata, tak
chce, abycie wy odkupili mk i krwi to
gniazdo nieprawoci!... To wam oznajmia przez
wargi moje!
I rozoy rce, a oczy utkwi w górze, im
za serca przestay prawie bi w piersi, albo-
wiem uczuli, ze wzrolc jego widzi co, czego nie
mog dojrze ich miertelne renice.
JalvO twarz mu si zmienia i oblaa si
jasnoci, i patrza czas jaki w milczeniu, jakby
oniemia z zacliwytu, ecz po chwili usyszano
jego gos:
— Jeste, Panie, i ulcazujesz mi drogi swoje!...
Jalc to, o Chryste!... Nie w Jeruzalem, ale w tymgrodzie szatana cicesz zaoy stolic Twoj?Tu, z tych ez, i z tej krwi chcesz zbudowaKoció Twój? Tu, gdzie dzi wada Neron, mastan wieczyste królestw^o Twoje? O, Panie,
Panie! I l^aesz tym trwonym, aby z koci
swyci zbudowali fundament pod Syon wiata,
a duchowi memu kaesz obj rzd nad nim
i nad ludami ziemi?... I oto zlew^asz zdrój mocy
na sabych, aby si stali silni, i oto kaesz mi
pa std baranki Twoje, a do spenienia wie-
ków... O, bde pocliwalony w wyrokach
Twoich, który kaesz zwycia. Hosanna! Ho-
sanna!..,
— 61 —
Ci, którzy byli trwoni, powstali, w tych,
którzy zwtpili, Avplyn]y strumienie wiary.
Jedne glosy zaw^olaly naraz: <'Hosainia!» inne:
«Pro Cliristo!» — poczcm zapada cisza. Jasne
letnie byskawice rozwiecaly wntrze szopy
i twarze poblade ze wzruszenia.
Piotr, zapatrzony w widzenie, modli si
jeszcze dugo, lecz nakoniec zbudzi si, zwróci
do gromady sw natcmion, pen wiata gowi rzek:
— Oto, jako Pan zwyciy ^v was zwtpie-
nie, tak i Avy idcie zwycia w imi Jego!
I chocia wiedzia ju, e zwyci, clioó
wiedzia, co wyronie z icli ez i krwi, jednak
glos zadrga mu wzruszeniem, gdy pocz egnaich l^rzyem i mówi:— A teraz bogosawi w^as, dzieci moje, na
mk, na mier, na wieczno!Lecz oni opadli go, woajc: «My ju gotowi,
ale ty, wita gowo, chro si, albowiem ty jest
namiestnik, Ictóry sprawuje rzd Clu'ystusów!»
I tak mówic, czepiali si jego szat, on za kadrce na ich glowaci i egna kadego z osobna,
równie jak ojciec egna dzieci, które w^ysyla
w podró dalek.
I zaraz poczli Avychodzi z szopy, albowiem
pilno ju im byo do domów, a z nich do wi-zie i na areny. Umysy ich oderway si od
&2
ziemi, dusze wziy lot ku Aviecznoci, i szli,
jakby w nie lub w zachwyceniu, przeciwsta-
wia t sil, która w nich bya, sile i okrucie-
stwu «bestyi».
Apostoa za wzi Nareusz, suga Pudensa,
i wiód go u<:ryt w winnicy ciek do swego
domu. Lecz wród jasnej nocy, postpowa za
nimi Winicyusz, i gdy w^reszcie doszli do Nereu-
szow^j chaty, rzuci si nage do nóg Apostola.
Ow za, poznawszy go, zapyta:
— Czego dasz, synu?
Ale Winicyusz, po tem, co sysza w szopie,
nie mia go ju o nic baga, tylko objwszy
obiema rkoma jego stopy, przyciska do nich
ze kaniem czoo, wzywajc w ten niemy spo-
sób litoci.
w za rzeld:
— Wiem. Wzii- dzieweczk, któr umio-
Avae. Módl si za ni.
— Panie! — jkn Winicyusz, obejmujc
jeszcze silniej stopy Apostola. — Panie! jam ro-
bak lichy, ale ty zna Chrystusa, ty Go bagaj,
ty wstaw si za ni.
1 dra z bólu, jak li, i bi czoem w zie-
mi, albowiem poznawszy moc Apostoa, wie-
dzia, i on jeden moe mu j powróci.
A Piotr wzruszy si t boleci. Przypomniasobie, jak niegdy i Ligia, zgromiona przez Kry-
— 63 —
pusa, leaa tak samo u jego nóg, ebrzc lito-
ci. Przypomnia sobie, e j podniós i pocieszy,
wic teraz podniós Winicyusza.
— Synaczku, — rzek — bd si modli za
ni, lecz ty pomnij, com mówi tamtym w^tpi-
cym: e sam Bóg przeszed przez mk krzy-
ówk, i pomnij, e po tem yciu zaczyna si
inne, wieczyste.
— Ja wiem!... jam sysza — odpar Wini-
cyusz, owic w poblade usta powietrze — ale,
widzisz, Panie... nie mog! Jeli potrzeba krwi,
pro Ctirystusa, aby wzi moj... Jam onierz.
Niech mi podwoi, niecli potroi mk dla niej
przeznaczon, wytrzymam! ale niech j ocali!
To jeszcze dziecko. Panie! a On mocniejszy od
Cezara, wierz! mocniejszy!... Ty j sam mio-
wa. Ty nam bogosawi! To jeszcze dziecko
niewinne!...
Tu znów pochyli si i, przyoywszy twarz
do kolan Piotra, pocz powtarza:— Ty zna Chrystusa, panie! ty zna, On
ciebie w^ysucha! Wstaw si za ni!
A Piotr przymkn powieki i modli si ar-liwie.
Letnie blyslcawice poczy znów rozwiecaniebo. Winicyusz wpatrywa si przy ich blasku
w usta Apostoa, czekajce z nich wyroku ycialub mierci. W ciszy sycha byo przepiórki,
— 64 -
nawoujce si po winnicach, i guchy, daleki
odgos deptaków, lecycli przy via Salaria.
— Winicyuszu, — zapyta wreszcie Apo-
sto — wierzy sz-li ty?
— Panie, czybym inaczej tu przyszed? —odpowiedzia Winicyusz.
— Tedy wierz do koca, albowiem wiara góry
porusza. Wic choby widzia on dzieweczk
pod mieczem kata, albo w paszczce lwa, wierz
jeszcze, e Chrystus moe j zbawi. Wierz
i módl si do Niego, a ja bd si modli wraz
z tob.
Poczem, podniósszy twarz ku niebu, mówigono:
— Chryste miosierny, spójrz na ono serce
zbolae i pociesz je! Chryste miosierny, pomiar-
kuj wiatr do weny jagnicia! Chryste miosierny,
który prosi Ojca, aby odwróci lvielicli goryczy
od ust twoich, odwró go od ust tego sugi Twe-
go! Amen!
A Winicyusz, wycigajc rce ku gwiazdom,
mówi jczc:— O Chryste! jam twój! We mnie za ni!
Na wschodzie niebo poczo biele.
ROZDZIA TJV.
Winicyusz, opuciwszy Apostoa, szed do
wizienia z odrodzoiieui przez nadziej sercem.
Gdzie, A\' gbi duszy, krzyczaa mu jeszcze
rozpacz i przeraenie, lecz on tumi w sobie
te glosy. AYydalo mu si niepodobiestwem, by
wstawiennictwo J3oego namicstiiil^a i potga
jego modlitwy miay pozosta bez sl^utku. Basi nie mie nadziei, ba sie wtpi. «Bd wie-
rzy Av miosierdzie Jego, — mówi do siebie —chobym j ujrza w paszczy lwa». I na tmyl, cho draa w nim dusza i pot zimny
oblewa nui skronie, wierzy. Kade uderzenie
jego serca byo teraz modlitw. Poczyna rozu-
mie, e wiara góry porusza, albowiem poczuw sobie jaka dziwna^ sil, której nie odczuwal»rzedtcm. Zdawao mu si, e potrafi ni dolco-
na('- takicli rzeczy, które jeszcze wczoraj nie
byy w jego mocy. Cliwiami mia wraenie,
jakby ze ju mino. Gdy rozpacz odzywaaPISMA ri. iieNKIWIoZA. T. XXXIY. O
— 66 —
si jeszcze jkiem w jego duszy, przypomina
sobie t noc i t wit sdziw twarz, wznie-
sion Icu niebu w modlitwie. «Nie! Chrystus nie
odmówi pierwszemu uczniowi swemu i paste-
rzowi trzody! Chrystus mu nie odmówi, a ja
nie zwtpi». I bieg do wizienia, jak zwiastun
dobrej nowiny.
Lecz tu czekaa go rzecz niespodziewana.
Strae pretoryauskie, zmieniajce si przy
Mamertyskiem wizieniu, znay go ju Avszyst-
kie, i zwykle nie czyniono mu najmniejszych
trudnoci, lecz tj^n razem acuch si nie otwo-
rzy, a natomiast setnik zbliy si ku niemu
i rzek:
— Wybacz, szlachetny trybunie, mamy dzi
rozkaz nie wpuszcza nikogo.
— Rozkaz? — powtórzy, blednc, Wini-
cyusz.
onierz spojrza na niego ze wspóczuciem
i odrzek:
— Tak, panie. Rozkaz Cezara. W wizieniu
duo jest chorych, i by moe, i obawiaj si,
aby przychodnie nie roznieli zarazy po miecie.
— Lecz mówie, e rozkaz na .dzi tylko?
— W poudnie zmieniaj si strae.
Winicyusz zamilk i odkry gow, albowiem
zdawao mu si, e «pileolus», który mia na
niej, jest z oowiu,
— 67 —
AVtem onierz zbliy si i rzek przyciszo-
nym gosem:— Uspolcój si, panie. Stróe i Ursus czu-
waj nad ni.
To rzclcszy, pocliylil si i w mgnieniu ol<:a
nal<:reli na lvamiennej pycie swym dugimgallijslvim mieczem Jcsztat ryby.
Winicyusz spojrza na niego bystro.
— ...I jeste pretoryaninem?...
— Pó]<:i nie bcdo tam — odrzek onierz,
wskazujc na wizienie.
— I ja czcz Clirystusa.
— Nieci bdzie pocliwalone imi Jego! Wiem,
panie. Nie mog ci wpuci do wizienia, lecz
jeli napiszesz list, oddam go stróom.
— Dziki ci, bracie!...
I, cisnwszy rk onierza, odszed. «Pileo-
las» przesta mu ciy oowiem. Soce ranne
podnioso si nad mury wizienia, a razem z jego
jasnoci pocza znów wstpowa otucha w serce
AYinicyusza. Ten onierz, chrzecijanin, by dla
niego jakby nowem wiadectwem potgi Chry-
stusa. Po cliwili zatrzyma si i, utkwiwszy
AYzrok w róowych obokach, zwieszonych nad
Kapitolem i wityni Statora, rzek:
— Nie widziaem jej dzi. Panie, ale wierzw Twoje miosierdzie.
W domu czeka na niego Petroniusz, który,
6*
— 68 -
jak zwykle, «z nocy dzie czynic*, niedawno
by j)owróci. Zdy jednalve wzi ju lipie
i namaci si do snu.
— Mam dla ciebie nowiny — rzeli. — By-
em dzi u Tuliusza Senecia, u <:tórego byi Cezar. Nie Aviem, skd Augucie przyszo na
myl przyprowadzi z sob maego Rufiusa...
Moe dlatego, by sw urod zmikczy serce Ce-
zara. Na nieszczcie, dziec<:o, zmorzone snem,
usno Av czasie czytania, jalc niegdy Wespa-
zyan, co widzc Alienobarbus, cisn w nie pu-
iarem i saileczy je ciko. Poppea zemdlaa,
wszyscy za syszeli, jalc Cezar rzek: «Domam tego przypodka!» a to, wiesz, tyle znaczy,
co mier!— Nad August zawisa Icara Boa, — od-
powiedzia Winicyusz — ale czemu mi to mó-
wisz?
— Mówi dlatego, e ciebie i Ligi cigagniew Poppei, teraz za ona, zajta wasnemnieszczciem, moe poniectia zemsty i atwiej da
si przejedna. Zobacz j dzi w wieczór i bdz ni mówi.— Dzild ci. Zwiastujesz mi dobr nowin.— A ty si wykp i spocznij. Usta masz
sine i cie z ciebie pozosta.
Lecz Winicyusz spyta:
— GO —
— Zali nie 'mówiono, kiedy odbdzie si pierw-
szy Indus matuthius?
— Zii dziesi dni. Ale wezm pierwej inne
wizienia. Im wicej zostanie nam czasu, tern
lepiej. Nie Avszystko jeszcze stracone.
I tak mówic, mówi to, w co sam ju nie
wierzy, wiedzia albowiem doskonale, e, skoro
Cezar, w odpowiedzi na prob Aliturusa, zna-
laz wspaniale brzmic odpowied, w której po-
równa si z Brutusem, to dla Ligii niema juratunku. Ukry te przez lito, co sysza u Se-
necia, e Cezar i Tygellin postanowili wybradla siebie i dla przyjació najpikniejsze dzie-
wice chrzecijaskie i pohabi je przed mk,reszta za miaa by wydana ^\ sam dzieigrzyska pretoryanom i bestyary uszom.
Wiedzc, e Winicyusz w adnym razie nie
zechce przey Ligii, umylnie krzepi tymcza-
sem nadziej w jego sercu, naprzód przez Avspó-
czucie dla niego, a powtóre, e temu estecie
chodzio take i o to, aby Winicyusz, jeli maumrze, umar piknym, nie za z twarz wy-niszczon i zczernia od bólu i bezsennoci.
— Powiem dzi Augucie — rzek — mniej
wicej tak: uratuj Ligi dla Winicyusza, a ja
uratuj dla ciebie Rufiusa. I bd o tem mylanaprawd. Z Ahenobarbem jedno sowo, powie-
dziane w stosownej chwili, moe kogo urato-
- 70 -
waó lub zgubi. W najgorszym razie, zyskamyna czasie,
— Dziki ci — powtórzy Winicyusz.
— Najlepiej mi podzikujesz, gdy sio poy-wisz i spoczniesz. Na Aten! Odysej w najwik-
szem nieszczciu myla o nie i jadle. Galnoc spdzie pewno w wizieniu.
— Nie — odpowiedzia Winicyusz. — Clicia-
em pój do wizienia teraz, ale jest rozlvaz,
aby nikogo nie dopuszczano. Dowiedz ty si,
Petroniuszu, czy rozkaz jest na dzi tylko, czy
a do dnia igrzysk.
— Dowiem si dzi w nocy i jutro rano po-
wiem ci, na jak dugo i dlaczego rozkaz zosti
wydany. A teraz, choby Helios mia ze zmar-
twienia zej do Kimeryjs]vich krajów, id spa,
ty za naladuj mnie.
I rozeszli si, lecz Winicyusz uda si do bi-
blioteki i pocz pisa list do Ligii.
Gdy skoczy, odniós go sam i wrczycirzecijaiiskiemu setnikowi, który natychmiast
poszed z nim do yizienia. Po chwili wróci
z pozdrowieniem od Ligii i z obietnic, e dzi
jeszcze odniesie jej odpowied.
Winicyusz nie chcia jednak wraca i, siatU-
szy na gazie, czeka na list Ligii. Soce wzbio
si ju wysoko na niebo i przez Clivus Argen-
tarius napyway na Forum, jak zwykle, tumy
— 71 —
ludzi. Przekupnie wywoywali swoje towary;
wróbici polecali przechodniom swe usugi; oby-
watele cignli powanym krokiem ku rostrom,
by sucha przygodnych mówców, lub rozpo-
wiada sobie wzajemnie najwiesze nowiny.
AV miar, jak upa dogrzewa! coraz silniej, gro-
mady próniaków chroniy si pod portyki wi-ty, z pod których wylatyway co chwila z wiel-
kim opotem skrzyde cae stada gobi, rozby-
skujc biatemi piórami w jasnoci sonecznej
i bkicie.
Pod nadmiarem wiata, pod wpywem gwaru,
ciepa i niezmiernego znuenia, oczy Winicyusza
poczy si lvlei. Monotonne okrzyki chopców,
grajcycli obok w mor, i miarowe l<:roki o-nierzy koysay go do snu. Kilkakro podniós
jeszcze gow i obj oczyma wizienie, poczem
opar j o zrb skalny, westchn jak dziecko,
które usypia po dugim paczu, i usn.I wnet opady go widzenia. Zdawao mu si,
e wród nocy niesie na rku Ligi przez nie-
znan winnic, a przed nimi idzie Pomponia
Graecina z kagankiem w rku i wieci. Jakigos, jakby gos Petroniusza, woa za nim zda-
leka: «Wró si!» lecz on nie zwaa na owowoanie i szed dalej za Pomponia, póki nie
doszli do chaty, w której progu sta Piotr Apo-
eto Wówczas on pokaza mu LigiQ i rzekZ:
.»*--
— 72 —
«Idziemy z areny, panie, ale nie moemy jej
obudzi, zbud ty ]». Lecz Piotr odpowiedzia:
«Glirystus sam przyjdzie j zbudzi !»
Potem obrazy poczy mu si miesza. Wi-
dzia przez sen Nerona i Poppe, trzymajcna rcu maego Rufiusa ze skrwawionem czo-
em, ctóre obmywa Petroniusz, i Tygellina, po-
sypujcego popioem stoy, zastawione cosztow-
neini potrawami, i Witeliusza, poerajcego owe
potrawy, i mnóstwo innycli augustyanów, sie-
dzcych przy uczcie. On sam spoczywa przy
Ligii; ecz midzy stoami ciodzily wy, l^tórym
z powyci bród ciel<:aa crew. Ligia prosia go,
^y j*1 wyprowadzi, a jego ogarna bezwadnotac straszna, i nie móg si nawet poruszy.
Zaczem w widzeniaci jego nasta bezad jeszcze
wikszy, i wreszcie wszystko zapado w ciemnozupen.
Z gbokiego snu zbudzi go dopiero ar so-
neczny i olcrzyki, Ictóre rozegy si tu obo-c
miejsca, na którem siedzia. Winicyusz przetar
oczy: ulica roia si od udzi, lecz dwaj biega-
cze, przybrani w óte tuniki, rozsuwali du-
gicmi trzcinami tum, crzyczc i czynic miej-
sce dla wspaniaej lektyki, ctór nioso czterech
silnych niewoni<:ów egipskich.
W lektyce siedzia jaki czowiek, przybrany
w biae szaty, którego twarzy nie byo dobrze
— 73 —
wida, albowiem tu przy oczach trzyma zwój
papirusu i odczytywa co pilnie.
— ]\iiejsce dla szlachetnego augustyanina! —woali biegacze.
Ulica jednak bya tak natoczona, e lektyka
musiaa si na chwil zatrzyma. AVówczas
augustyanin opuci niecierpliwie zwój papieru
i wychyli gow, woajc:— liozpdzi mi tych nicponiów! Prdzej!
Nagle, spostrzegszy Winicyusza, cofnaj glo-
Av i podniós szybko do oczu zwój papieru.
A AYinicyusz przecign rk po czole, s-dz/', e ni jeszcze.
W lektyce siedzia Chio.
Tymczasem biegacze utorowali drog, i Egip-
cyanie mieli ruszy naprzód, gdy nagle modytrybun, który w jednej chwili zrozumia wiele
rzeczy, przedtem dla niego niezrozumiaych,
przybhy si do lektyki.
— Pozdrowienie ci, Chilonie! — rzek.
— Modziecze, — odpowiedzia z godnocii dum Grek, usiujc swej twarzy nada wy-raz spokoju, którego w duszy nie mia — witaj,
ale mnie nie zatrzymuj, gdy piesz do przy-
jaciela mego, szlachetnego Tygellina.
A Winicyusz, chwyciwszy za krawd lek-
tyki, pochyli si ku niemu i, patrzc mu wprost
w oczy, rzek znionym gosem:
- 74 -
— Ty wyda Ligi?...
— Kolosie Memnona! — zawoa z przestra-
chem Ciilo.
Lecz w oczacli Winicyusza nie byo groby,
wic straci starego Greka przeszed szybko.
Pomyla, e jest pod opiek Tygelliiia i sa-
mego Cezara, to jest potg, przed któremi drywszystko, i e otaczaj go silni niewolnicy, a zaWinicyusz stoi przed nim bezbronny, z wyndz-nia twarz i postaw, zgit przez ból.
Na t myl wrócia mu zuchwao. Utkwiw Winicyusza swe oczy, okolone czerwonemi
obwódkami, i odszepn:— A ty, gdym umiera z godu, kazae mnie
schosta.
Na chwil umilkli obaj, poczem ozwa si
guchy gos Winicyusza:
— Skrzywdziem ci, Chilonie!...
Wówczas Grek podniós gow i, klasnwszy
w palce, co w Rzymie byo oznak lekcewae-
nia i pogardy, odrzek tak gono, aby wszyscy
mogli go sysze:— Przyjacielu, jeli masz do mnie prob,
przyjd do domu mego na Eskwilinie o rannej
porze, w której po kpieli przyjmuj goci i
klientów.
I skin rk, a na ów znak Egipcyanie
- 75 -
podnieli lektyk, niewolnicy za, przybrani
w óte tuniki, poczli woa, machajc trzci-
nami:
— Miejsce dla lektyki szlachetnego Chilona
Cliilonidesa! miejsce! miejsce!...
ROZDZIA LV.
Ligia w dugim, popiesznie pisanym licie
egnaa na zawsze Winicyusza. Wiadomo jej byo,
e do wizienia niewolno juz nikomu przycho-
dzie, i e bdzie moga widzie Winicyusza do-
piero z areny. To te prosia go, by dowiedzi.-it
si, Iciedy przypadnie icli l^olej, i by by na
igrzyslcu, albowiem chciaa raz jeszcze zoba-
czy go za ycia. W licie jej nie zna byobojani. Pisaa, e i ona, i inni tslvm* ju do
areny, na ]vtórej znajd Avyzwolenie z wizie-
nia. Spodziewajc si przyjazdu Pomponii i Au-
lusa, bagaa, by przyszli i oni. W Icadem jej
sowie wida byo uniesienie i to oderwanie si
od ycia, w vtorem yli w^szyscy uwizieni,
a zarazem niezachwian wiar, e obietnice
speni si musz za grobem. «Czy Clirystus —pisaa — teraz, czy po mierci mnie wyzwoli.
On ci obieca mnie przez usta Apostoa, a wicja twoja ». I zaklinaa go, by jej nie aowa
i i
i nic dal si opanowa bólowi. mier nie byadla niej rozerwaniem lubów. Z ufnoci dziecka
upewniaa Winicyusza, ze zaraz po mce w are-
nie powie Chrystusowi, i w Rzymie zosta jej
narzeczony, Marek, który tskni po niej calem
sercem. I mylaa, e moe Chrystus pozwoli
wróci na chwil jej duszy do nie^^o, aby mupowiedzie, e yje, e mki nie pamita i ejest szczliwa. Cay jej list tchn szczciemi ogromn nadzieja^. Bya w nim tylko jedna
prol)a, zwizana ze sprawami ziemi: aby Wi-
nicyusz zabra ze spolarium jej ciao i pocio-
wa ja, javO swoj on, w grobowcu, av któ-
rym sam kiedy mia spocz.On czyta ów list z rozdart dusz, ale za-
i'azem zdao mu si niepodobiestwem, aby Ligia
moga zgin pod kami dzikicli zwierzt, i aby
Chrystus nie zlitowa si nad ni. Jednakew tern wanie tlvwila nadzieja i ufno. Wró-ciwszy do domu, odpisa, e bdzie przychodzi
codziennie pod mury Tulianum czeka, poci
Chrystus nie skruszy murów i nie odda mu jej.
Nakaza wierzy jej, e On moe mu j od-
da nawet z cyrku, e Wielki Aposto bagaGo o to i e chwila wyzwolenia jest blizka.
Nawrócony centuryon mia odnie jej ów list
nazajutrz.
Lecz gdy Winicyusz przyszed nastpnego
DJ
78
dnia pod wizienie, setnik, opuciwszy szereg
zbliy si do niego pierwszy i rzeki:
— Posuchaj mnie, panie. Chrystus, który
ci dowiadczy, okaza ci ask swoj. Dzisiej-
szej nocy przyszli wyzwolecy Cezara i pre-
fekta, aby wybra im dziewice chrzecijaskie
na pohabienie; pytali si o oblubienic twoj,
lecz Pan nasz zesa na ni gorczko, na którumieraj winie w Tulianum, i poniechali jej.
Wczoraj Ayieczór bya juz nieprzytomna, i niech
bdzie bogosawione imi Zbawiciela, albowiem
ta choroba, która j ocalia od haby, moe jocah i 'od mierci.
Winicyusz opar do na naramienniku o-nierza, aby nie uiDa, ów za mówi dalej:
— Dzikuj miosierdziu Pana. Linusa porwali
i pooyli na mlci, ale widzc, e kona, oddali
go. Moe i tobie oddadz j teraz, a Chrystus
wróci jej zdrowie.
Mody trybun ciwil jeszcze pozosta ze
spuszczon gow, poczem podniós j i rzek
cicho:
— Tak jest, setniku. Chrystus, który wy-
bawi j od liaby, wybawi j od mierci.
I, dosiedziawszy pod murem wizienia do
wieczora, wróci do domu, aby wysa swoich
ludzi po Linusa i kaza go przenie do jednej
ze swoich willi podmiejskich.
— 79 —
Jednak:^.e Petroniusz, dowiedziawszy si o
wszj^stkiem, postanowi dziaa jeszcze. Poprzed-
nio by ju u Augusty, teraz za uda si do
niej po raz drugi. Zasta j u oa maego Ru-
fiusa. Dziecl<:o z royMt gow majaczyo w go-
rczce, matka za ratowaa je z rozpacz i zgroz
w sercu, myc, e, jeli je uratuje, to moetyko po to, by wkrótce straszniejsz zginomierci.
Zajta wycznie swoim bólem, nie chciaa
nawet sucha o Winicyuszu i Ligii, lecz Pe-
troniusz przerazi ja^. «Obrazia — rzek jej —nowe nieznane bóstwo. Ty, Augusto, czcisz po-
dobno hebrajskiego Jehow, ale chrzecijanie
utrzymuj, e Chrystus jest jego synem, pomylwic, czy ci nie ciga gniew ojca. Kto wie,
czy to, co ci spotkao, nie jest ich zemsta^,
i czy ycie Rufiusa nie zaley od tego, jak po-
stpisz*.
— Co chcesz, abym uczynia? — spytaa
z przestrachem Poppea.
— Przebagaj zagniewane bóstwa.
— Jak?— Ligia jest chora. Wpy na Cezara lub
Tygelina, eby j wydano Winicyuszowi.
A ona spytaa z rozpacz:— Czy ty mylisz, e ja mog?— Wic moesz co innego. Jeli Ligia wy-
— 80 —
zdrowieje^ musi i na mier. Id do wityniWesty i zadaj, aby virgo magna znalaza si
wypadkiem kolo Tulianum w cliAvili, gdy bodAvyprowadzali Aviniów na mier, i rozkazaa
uwolni t dziewczyn. Wielka westalka nie
odmówi ci tego.
— A jeli Ligia umrze z gorczki?— Cln^zecijanie mówi , e Cln^ystus jest
mciwy, ale sprawiedliwy: by moe, e prze-
bagasz go chci sam.— Niech mi da jaki znak, e ocali Rufiasa.
Petroniusz wzruszy ramionami.
— Ja nic przychodz, jako jego pose, o bo-
ska, mówi ci tylko: bd lepiej w zgod/Je ze
wszystkiemi bóstwami rzymskiemi i obcemi.
— Pójd! — rzeka zamanym gosem Poppca.
Petroniusz odetchn gboko.— Nareszcie co wskóraem! — pomyla.I, wróciwszy do Winicyusza, rzek mu:— Pro swego Boga, by Ligia nie umara
na gorcz^, bo jeli nie umrze, to Wiellca We-
stalka rozkae j uwolni. Sama Augusta b-dzie j o to prosia.
Winicyusz popatrza na niego oczyma, w któ-
rycli byszczaa gorczka, i odpowiedzia:
— J uwolni Chrystus.
A Poppea, która dla ocalenia Rufiusa goto-
wa bya pali hel:atomby wszystkim bogom
81
wiata, tego jeszcze wieczoru udaa si na Fo-
rum do westalek, powierzywszy opiek nad cho-
rem dzieckiem wiernej piastunce, Sylwii, która
i j sam wyniaczya.Lecz na Palatynie wyrok na dziecko by
ju wydany, zaledwie bowiem lel<:tyka cesarzo-
wej znika za Wielk bram , . do komnaty,
w której spoczywa may Rufius, weszli dwaj
wyzwolecy Cezara, z Ictórych jeden rzuci si
na star Sylwi i zatka jej usta, drugi za,
cliwyciwszy miedziany posek Sfinksa, ogu-
szy j pierwszem uderzeniem.
Poczem zbliyli si do Rufiusa. TraAviony
gorczk i bezprzytonniy chopak, nie zdajc
sobie sprawy, co dzieje si Icoo niego, umie-
cha si do nich i mruy swe liczne oczy,
jakby usiowa icli rozpozna. Lecz oni, zdj-
wszy z niaki pas, zwany cingulum, zadzierzg-
nli mu kolo szyi i poczli zaciska. Dziecko,
zawohiwszy raz matki, slvonao atwo. Zaczemowinli je w przecierado i, siadszy na przy-
gotowane konie, popieszyli a do Ostyi, gdzie
wrzucili ciao w morze.
Poppea, nie zastawszy Wielkiej Dziewicy,
która wraz z innemi westalkami bya u Waty-niusza, wrócia wkrótce na Palatyn. Znalazszy
puste loe i zastyge ciao Sylwii, zemdlaa,
a gdy j otrzewiono, pocza lvrzycze i dzikie
P.iMA H, ilLH.-ltrtlCZA T, XXX.V. 6
82
jej krzyki rozlegay si przez noc ca i dzie
nastpny.
Lecz trzeciego dnia Cezar kaza jej przyjna uczt, wic, przybrawszy si w ametystowtunik, przysza i siedziaa z kamienn twarz,
zotowosa, milczca, cudna i zowToga, jak
anio mierci.
ROZDZIA LVL
Zanim Flawiusze wznieli Coloseura, arafiteatra
w Rzymie budowano przewanie z drzewa, to
te wszystkie niemal spony w czasie poaru.
Nero jednak, dla wyprawienia przj^obiecanych
igrzysk, kaza wznie kilka, a midzy nimi
jeden olbrzymi, na który, zaraz po ugaszeniu
ognia, poczto sprowadza morzem i Tybrempotne pnie drzew, wycitych na stokach Atlasu.
Poniewa igrzyska wspaniaoci i liczb ofiar
miay przej Avszystkie poprzednie, dodano wicobszerne pomieszczenia dla ludzi i zwierzt.
Tysice rzemielników pracoway nad budowdniem i noc. Budowano i ozdabiano bez wy-
tchnienia, /id opowiada sobie cuda o opar-
ciach, w\ivladanvch bronzem, bursztynem, kocisoniow, perowcem i skorupnikiem zamorskich
ólwiów. Biegnce wzdu siedze kanay, na-
penione lodowat wod z gór, miay utrzymy-
wa w budynku chód przyjenniy nawet w cza-
— 84 —
sie najwikszych upaów. Olbrzymie purpurowe
«velarium» zabezpieczao od promieni sonecz-
nych. Miedzy rzdami siedze ustawiono <:a-
dzielnice do palenia wonnoci arabskich; w górze
pomieszczono przyrzdy do skraplania widzów
los szafranow i werwen. Synni budowniczo-
wie, Sewerus i Celler, wysilili ca sw wiedz,
by wznie amfiteatr niezrównany, a zarazem
mogcy pomieci tak liczb ciekawy cli, jakiej
dotd aden ze znanych nie móg pomieci.
To te w dniu, w którym mia rozpocz si
liidas mahUimis, tumy gaAviedzi czekay od witu
na otwarcie wrót, wsuchujc si z lubociw ryk lwów, chrapliwe beczenie panter i wycie
psów. Zwierztom nie dawano je od dwóch dni,
a natomiast przesuwano przed niemi zakrwa-
Avione kaway misa, by tembardziej pobudzi
w nich wcieko i gód. Chwilami te zrywaasi taka burza dzikich gosów, e ludzie, stojcy
przed cyrkiem, nie mogli rozmawia, a wraliwsi
bledli ze strachu. Lecz wraz ze wschodem socazabrzmiay w obrbie cyrku pieni donone, ale
spokojne, których suchano ze zdziwieniem, po-
wtarzajc sobie wzajem: «Cln^zecijanie! chrze-
cijanie !» Jako mnogie ich zastpy sprowadzono
do amfiteatru jeszcze w nocy, i nie z jednego
tylko wizienia, jak by pierwotny zamiar, ale
ze wszystkich potrochu. AYiedziano w tumie, e
— 85 —
widowiska pooi<:^n si przoz cale tygodnie
i miesice^ ale spierano si, czy z t czcichrzecijan, która bya przeznaczona na dzi,
zdoaj skoczy w cigu jednego dnia. Glosy
mskie, kobiece i dziecinne, piewajce pie po-
rann, byy tak liczne, i znaAvcy utrzymywali,
ze choby po sto i dwiecie cia wysyano naraz,
zwierzta zmcz si, nasyc i do wieczora nie
potrafi wszystkich porozrywa. Inni twierddli,
e zbyt wielka liczba ofiar, wystpujcych jed-
noczenie na ai'enie, rozrywa, uwag i nic po-
zwala lubowa si, jak naley, widowiskiem.
W miar, jak zbliaa si chwila otwarcia ko-
rytarzy, prowadzcycli do Avntrza, zwianych
womitoryami, lud oywia si, rozwesela i spiera
o rozmaite, tyczce si widowiska, rzeczy. Poczysi tworzy stromi ictw^a, podnoszce wikszsprawno wów^ lub tygrysów w^ rozdzieraniu
ludzi. Tu i owdzie czyniono zakady. Inni jednak
rozprawiali o gladyatorach, którzy mieli wyst-pi przed chrzecijanami na arenie, i znów two-
rzy v si(? stronnictwa to Sanmitów% to Gallów,
to Mirmillonów, to Traków, to sieciarzy. Wczes-nym rankiem wiksze lub mniejsze ich oddziay
poczy pod przywództwem mistrzów, zwanychlanistami, napywa do amfiteatru. Nie cliccsi utrudza przed czasem, szli bez zbroi, czsto
zupenie nadzy, czsto z zielonemi gaziami
— 86 —
w rkn, lub uwieczeni w kwiaty, modzi, pikni
w wietle porannem i peni ycia. Ciaa ich,
byszczce od oliwy, potne, jakby wykowanew marmurze, wprawiay w zachwyt rozmiowany
w ksztatach lud. Wielu z nich znano osobicie,
i co chwila rozlegay si okrzyki: « Witaj Fur-
nius! witaj Leo! witaj ]\Iaksymus! witaj Diome-
des!» Mode dziewczta wznosiy ku nim oczy,
pene mioci, oni za upatrywali, gdzie która
najpil:niejsza, i odzyAvali si do nicli artobli-
wemi sowami, jakby adna troska nie ciyanad nimi, przesyajc causy ub woajc: «Obej-
mij, nim mier obejmie !» Poczem znikali w bra-
mach, z Ictórych wielu nie miao ju wyj wi-cej. Lecz coraz nowe powody rozryway uwagtumów. Za gladyatorami szli mastygoforowie,
to jest ludzie, zbrojni w bicze, vtóryci obowiz-
kiem byo smaga i podnieca walczcych. Po-
tem muy cigny w stron «spoliarium» caeszeregi wozów, na których poukadane byystosy drewnianych trumien. Na ten widolc cie-
szy si lud, wnioskujc z ich liczby o ogromie
widowiska. Zaczem cignli ludzie, którzy mieli
dobija rannych, przebrani tak, aby cady po-
dobny by do Charona ub do Mer<:urego, zaczem
ludzie, pilnujcy porzdku w cyrku, rozdajcy
siedzenia, zaczem niewolnicy do roznoszenia
potraw i chodników, a wreszcie pretoryanie.
— 87 —
których kady Cezar zawsze miewa w amfi-
teatrze pod rk.Otworzono wreszcie womitorya, i tumy ru-
ny do rodka. Lecz takie byo mnóstwo zgro-
madzony cli, e pynli i pynli przez cae go-
dziny, a dziwno byo, e amfiteatr moe tak
nieprzeliczon czer pochon. Ryki zwierzt,
czujcych Avyziewy ludzlvie, wzmogy si jesz-
cze. Lud hucza w cyrku przy zajmowaniu
miejsc, jalc fala w czasie burzy.
Przyby nakoniec prefekt miasta w otocze-
niu «wigilów», a po nim nieprzerwanym juacuchem poczy si zmienia lektyki sena-
torów, konsulów, pretorów, edylów, urzdnikówpublicznych i paacowych, starszyzny pretorya-
skiej, patrycyuszów i Avykwintnycli kobiet. Nie-
które lektyki poprzedzali liktorowie, nioscysiekiery wród pku rózg, inne tumy niewolni-
ków. "W socu migotay zocenia lel<:tyk, biae
i rónobarwne suknie, pióra, zausznice, klejnoty,
stal toporów. Z cyrku dochodziy okrzyki, ja-
kimi lud wita potnych dostojników. Od czasu
do czasu przybyway jeszcze niewielkie oddziay
pretoryanów.
Lecz kapani z rozmaitych wity przybyli
nieco póniej, a za nimi dopiero niesiono witedziewice Westy, które poprzedzali hktorowie.
Z rozpoczciem widowiska czekano 'ju tylko
- 88 —
na Cezara, który tez, nie chcc naraa ludu
na zbyt dugie oczekiwanie i pragnc uj go
sobie popiechem, przyby niebawem w towa-
rzystwie Augusty i augustyanów.
Petroniusz przyby midzy augustyanami,
majc w swej lektyce Winicyusza. Ow wiedzia,
ze Ligia jest chora i bezprzytomna, ale ponie-
wa w ostatnich dniacli dostp do wizienia byjak najsurowiej strzeony, poniewa dawne strae
zastpiono nowemi, którym niewolno byo roz-
mawia ze stróami, jak równie udziela naj-
mniejszych wiadomoci tym, którzy przychodzili
pyta o winiów, nie by Avic pewien, czy
niema jej midzy ofiarami, przeznaczonemi na
pierwszy dzie widowiska. Dla lwów mogli wy-
sa i chor, choby bezprzytomna. Ale ponie-
wa ofiary miay by poobszyAvane w skóry
zwierzt i wysyane caemi gromadami na aren,
przeto nikt z widzów nie móg sprawdzi, czy
jedna wicej ub mniej znajduje si midzy niemi,
i nikt adnej rozpozna. Stróe i cala subaamfiteatru bya przekupiona, z bestyaryuszami
stan za ukad, e ukryj Ligi w jalvim
ciemnym zaktku amfiteatru, a noc wydadzj w rce pewnego Winicyuszowego dzierawcy,
który natychmiast wywiezie j w góry Alba-skie. Petroniusz, przypuszczony do tajemnicy,
radzi Winicyuszowi, by otwarcie uda si z nim
— so-
do amfiteatru i dopiero przy wejciu wymknsio w tok 11 i popieszy do locliów, ^dzie, dhi
uniknicia moliwych pomyek, osobicie miawskaza stróom Lii^i.
Stróe pucili go maemi drzwiczkami, któ-
remi wycliodzili sami. Jeden z nicli, imieniem
Syrus, poprowadzi go natyclmiiast do chrzest 'i-
jan. Po drodze rzek:
— Nie wiem, panie, czy znajdziesz, czego
szukasz. My dopytywalimy si o dziewice imie-
niem Ligia, nikt jednak nie dal nam odpowiedzi,
ale by moe, i nie ufaj nam.
— Duo ich jest? — pyta Winicyusz.
— Wielu musi, panie, pozosta na jutro..
— Czy Sc^ chorzy miedzy nimi?
— Tiikich, którzyby nie mogli usta na no-
gach, niemasz.
To rzekszy, Syrus otworzy drzwi i weszli
jakby do ogromnej izby, ale nizkiej i ciemnej,
wiato boAviem przychodzio do niej jedynie
przez zakratowane otwory, oddzielajce j od
areny. AVinicyusz z pocztku nie móg nic doj-
rze'*, sysza tylko w izliie szmer gosów i okrzyki
ludu, dochodzce z amfiteatru. I.ecz po chwili,
gdy oczy jego przywyky do zmroku, ujrza
cale gromady dziwacznych istot, podobnych do
wilków i niedwiedzi. Byli to clirzecijanie, poob-
szywani w skóry zwierzt, Jedni z nich stali,
90
drudzy modlili si, klczc. Tu i owdzie z du-
gich wosów, spywajcych po skórze, monabyo odgadn, e ofiara jest kobiet. Matl^i,
podobne do wilczyc, nosiy na rku równiekosmato obszyte dzieci. Lecz z pod skór wy-chylay si twarze jasne, oczy w mroku poy-
skiway radoci i gorczk. Widocznem byo,
e wiksz cz tycli ludzi opanowaa jedna
myl, wyczna i zaziemska, która jeszcze za
ycia znieczulia ich na wszystlvO, co sie kolo
nich dzia i co ich spotka mogo. Niektórzy,
zapytywani o Ligi przez Winicyusza, patrzali
na oczyma jakby zbudzonemi ze snu, nie od-
powiadajc na pytania; inni umiechali si do
niego, kadc palec na ustach ub wskazujcelazne kraty, przez które Avchodziy jasne snbpy
blasku. Dzieci tylko pakay gdzieniegdzie, prze-
straszone rykiem bestyi, Avyciem psów, wrzas-
kiem ludu i podobnemi do zwierzt postaciami
wasnych rodziców. Winicyusz, idc obol<: stróa
Syrusa, patrza w twarze, szuka, rozpytywa,
ciwilami potyka si o ciaa tych, którzy po-
mdleli z natoku, zaduchu i gorca, i przeciska
si dalej w ciemn gb izby, która zdawaasi by tak obszern, jak cay amfiteatr.
Lecz nagle zatrzyma si, albowiem zdawaomu si, e w pobliu kraty ozwa si jaki zna-
jomy mu glos. Posuchawszy przez chwil, zawró-
91
ei] i, przecisnwszy si przez tum, stan blizko.
Snop wiata pada na gow mówia^cego, i w ba-
sivU tym Winicyusz rozpozna z pod Aviczej
skóry wycliud i nieubagan twarz Kryspa.
— aujcie za grzecliy wasze, — mówiIvryspus — bo oto clnvia zaraz nadejdzie. Ae]<to myli, ze sam mierci o^upi winy, ten
nowy grzeci popenia i strcony bdzie w ogie
wieczny. Kadym grzechem waszym, l^tórycie
za ycia popenii, odnawialicie mlc Pana,
jal<e wic miecie mniema, by ta, vtóra wasczelca, moga tamt ocupi ? Jedna< miercipomr dzi sprawiedliwi i grzeszni, ae Pan
swoicli odróni. Biada wam, al)owiem ^}^ lwówpodr ciaa wasze, ae nie podr win waszych,
ni waszego rachunku z Bogiem. Pan okaza domiosierdzia, gdy pozwoli na l^rzy si przybi,
ale odtd bdzie tylko sdzi, Ictóry adnej winy
bez kary nie zostawi. AYic którzycie myleli,
i mk zgadzicie grzecliy wasze, blunilicie
przeciw sprawiedliwoci Boskiej i tern gbiejbdziecie pogreni. Skoczyo si miosierdzie,
a przyszed czas gniewu Boego. Oto za chwilstaniecie przed strasznym sdem, wobec którego
zaledwie cnotliwy si ostoi. aujcie za grzechy,
albowiem otwarte s czeluci piekielne, i biada
wam mowie i ony, biada rodzice i dzieci!
I wycignwszy kociste donie, trzs niemi
92
nad poel\vlonemi gowami, nieustraszony, ale tez
i nieubagany nawet wobec mierci, na którza chwil pój mieli wszyscy owi skazacy.
Po jego sowach ozway si gosy: «aujmy za
grzechy nasze! » — poczem zapado milczenie,
i sycha byo tj^lko pacz dzieci i uderzenia rko piersi. Winicyuszowi za l-crew cia si w y-ach. On, lvtóry ca nadziej zoy w miosier-
dziu Chrystusa, usysza teraz, ze nadszed dzie
gniewu, i e miosierdzia nie zjedna nawet mierna arenie. Przez gow przebiega mu wpraw-
dzie jasna i szybka, jak bl^^slcawica, myl, ePiotr Aposto inaczej przemówiby do tycli ma-
jcych umrze, niemniej jednak grone, penefanatyzmu sowa Kryspa i ta ciemna izba z l<:ra-
tami, za któremi byo pole mki i bizko jej
i natok ofiar, przybranych ju na mier, na-
peniy mu dusz zgroz i przeraeniem. WszystlvO
to razem wzite wydao mu si straszne i sto-
kro okropniejsze, ni najkrwawsze bitwy, w ctó-
rych bra udzia. Zaduch i ar poczy go dusi.
Pot zimny wystpi mu na czoo. Chwycia go
obawa, e zemdleje, jak ci, o których ciaa po-
tyka si, czynic poszukiwania w gbi izby,
wic gdy pomyla jeszcze, e ada chwila mogotworzy kraty, pocz woa gono Ligii i Ur-
susa, w nadziei, e jeli nic oni, to kto znajcy
ich mu odpowie.
— o;] ~
Jako natychmiast jaki czowiek, przybrany
y.a niedwiedzia, pocign go za tog i rzek:
— Panie, zostali w wizieniu. Mnie ostatniego
wyprowadzano, i widziaem j clior na ou.— ICto jeste? — spyta Winicyusz.
— Fossor, w którego chacie Aposto chrzci
ci, panie. Uwiziono mnie przed trzema dniami,
a dzi ju umr.Winicyusz odetchn. Wchodzc tu, yczy
sobie znale Ligi, obecnie za gotów by dzi-
kowa Clirystusowi, e jej tu niema, i w tern
widzie znak Jego miosierdzia.
Tymczasem fossor pocign go jeszcze raz
za tog i rzeki:
— Pamitasz, panie, e to ja zaprowadziem
ci do ICorneliuszowej winnicy, gdzie w szopie
naucza Aposto?— Pamitani — odpowiedzia Winicyusz.
— AVidziaem go póniej na dzie przedtem,
nim mnie uwizili. Pobogosawi mi i mówi, iprzyjdzie do amfiteatru przeegna gincych.
Chciabym na niego patrze w chwili mierci
i widzie znak krzya, bo wówczas atwiej mi
bdzie umrze, wic jeli wiesz, panie, gdzie on
jest, to mi powiedz.
Winicyusz zniy gos i odrzek:
— Jest midzy ludmi Potroniusza, prze-
brany za niewolnika. Nie wiem, gdzie wybrali
94
miejsca, ale wróc do cyrku i zobacz. Ty patrz
na mnie, gdy wyjdziecie na aren, ja za pod-
nios si i zwróc gow w ich stron. Wów-czas go odnajdziesz oczyma.
— Dziki ci, panie, i polvój z tob.
— Niech ci ZbaAviciel bdzie miociw.— Amen.
Winicyusz wyszed z «lvimilvulum» i uda si
do amfiteatru, gdzie mia miejsce obok Pctro-
niusza, wród innycli augustyanów.
— Jest? — zapyta go Petroniusz.
•— Niema jej. Zostaa w wizieniu.
— Suciaj, co mi jeszcze przyszo na myl,
ale suchajc, patrz naprzylcad na Nigidye, aby
si zdawao, e rozmawiamy o jej uczesaniu...
Tygeiinus i Chilo spogldaj na nas w tej
chwih... Suchaj wic: niech Ligi noc wow trumn i wynios 2 wizienia jako umar,reszty si domylasz.
— Tak — odpowiedzia Winicyusz.
Dalsz rozmow przerwa im Tuliusz Senecio,
który pochyliwszy si ku nim, rzek:
— Nie wiecie, czy chrzecijanom dadzbro ?
— Nie wiemy — odpowiedzia Petroniusz.
— Wolabym, gdyby j dali, — mówi Tu-
liusz — inaczej arena zbyt prdko staje si po-
o.')
dobna do j.-itek rzcniczych... Ale co za prze-
pyszny amfiteatr!
Rzeczywicie widok by wspaniay. Niszesiedzenia, nabite togami, bielay, jak nieg. W wy-
zloconem «podium» siedzia Cezar w dyamento-
wym naszyjniku, ze zotym wiecem na gowie,
obok niego pikna i pospna Augusta, obok po
obu stronacli westaki, wielcy urzdnicy, sena-
torowie w bramowych paszczach, starszyzna
wojskowa w byszczcyci zbrojach, sowemwszystko, co w Rzymie byo potne, wietne
i bogate. W dalszych rzdacli siedzieli rycerze,
a wyej czerniao krgiem morze gów ludz-
kich, nad któremi od supa do supa zwieszay
si girlandy, uwite z ró, lilii, sasanko w, blusz-
czu i winogradu.
Lud rozmawia gono, nawoywa si, pie-
wa, chwilami wybucha miechem nad jakiemdowcipnem sowem, które przesyano sobie z rzdudo rzdu, i tupa z niecierpKwoci, by przypie-
szy widowisko.
Wreszcie tupanie stao si podobne do grzmo-tów i nieustajce. Wówczas prefekt miasta, który
poprzednio ju by ze wietnym orszakiem ob-
jecha aren, da znak chustk, na który w amfi-
teatrze odpowiedziao powszechne: «aaa!...» wy-rwane z tysiców piersi.
Zwykle widowisko rozpoczynano od owów
— 96 —
na dzikiego zwierza, w których celowali roz-
maici barbarzycy z Pónocy i Poudnia; tymrazem jednak zwierzt miao by a nadto, roz-
poczto wac od andabatów, to jest ludzi przy-
branych w^ hemy bez otworów na oczy, a zatem
bijcych si na olep. Kilcunastu ich, wyszedszy
naraz na aren, poczo macia mieczami w po-
wietrzu, mastygoforowie za pomoc dugich wideposuwali jednycli ku drugim, aby mogo przyjdo spotkania. Wyl^Avintniejsi widzowie patrzali
obojtnie i z pogard na podobne widowisko,
lecz lud bawi si niezgrabnymi ruchami szer-
mierzy, gdy za trafiao si, e spotykali si
plecami, wybuciat gonym miechem, woajc:«\Vprawo!» «\V lewo!» « Wprost! » i czsto my-
lc umylnie przeciwników. Kilka par zczepio
si jednay i walka poczynaht by krwaw.Zawzitsi zapanicy rzucali tarcze i podajc
sobie lewe rce, aby nic rozczy si wicej,
prawemi walczyli na zabój. Kto pad, podnosi
palce do góry, bagajc tym znakiem litoci,
lecz ]ia pocztku widowiska lud zwyke doma-
ga si mierci ranionych, zwaszcza gdy clio-
dzio o andabatów, litórzy majc twarze zakryte,
pozostawali mu nieznani. Zw^olna liczba wal-
czcych zmniejszaa si coraz bardziej, a gdywreszcie pozostao dwóch tylko, popchnito ich
ku sobie tak, e spotlcawszy si, padli obaj na
— 97 —
piasek i zaklóli si na nim wzajemnie. Wów-czas, wród okrzyków: «Dokonano!»'), posugacze
uprztnli trupy, pacholta za zagrabiy krwawelady na arenie i potrzsny j listkami szaf-
ranu.
Teraz' miaa nastpi powaniejsza waka,
budzca zaciekawienie nietylko motochu, ale
i ludzi wykwintnych, w czasie której modzipatrycy usze czynili nieraz ogromne zakady,
zgrywajc si czstokro do nitki. AVraz tezaczy kry z rk do rk tabliczki, na któ-
ry cli wypisywano imiona ulubieców, a zara-
zem ilo scslercyi, jak kady stawia za swoimwybranym. «8pectati», to jest zapanicy, którzy
wystpowali ju na arenie i odnosili na niej
zwycistwa, zyskiwali najwicej zwolenników,
lecz midzy grajcymi byli i tacy, którzy sta-
wiali znaczne sumy na gladyatorów nowycli
i cakiem nieznanych, w tej nadziei, e na wy-padek ich zwycistwa, zagarn olbrzymie zyski.
Zakada si sam Cezar i kapani i westakii senatorowie i rycerze i lud. Ludzie z gminu,
gdy brako im pienidzy, stawiali czsto V za-
kad wasn wolno. Czekano te z biciem
serca, a nawet i trwog na ucazanic si szer-
») Peractum est!
nSM* H. SIENKIEWICU T miy.
98 —
mierzy, i niejeden czyni gone uby bogom,
by zjedna icli opielc dla swego uubieca.
Jalio, gdy ozway si przeraliwe odgosy
trb, w amfiteatrze uczynia si cisza oczeld-
wania. Tysice oczu zwróciy si ^u wielkim
wrzecidzom, do których zbliy si czowiek,
przebrany za Charona, i wród ogólnego mil-
czenia trzykrotnie zastuka w^ nie motem, niby
wywoujc na mier tych, którzy byli za niemi
ukryci. Poczem otworzyy si zwolna obie po-
lowy bramy, ukazujc czarn czelu, z której
poczli wysypywa si na jasn aren gladyato-
rowie. Szli oddziaami po dwudziestu piciu ludzi,
osobno Trakowie, osobno Mirmillonowie, Samnici,
Gallowie, wszyscy ciko zbrojni, a wreszcie
«retiarii», dziercy w jednej rce sie, w dru-
giej trójzb. Na ich widok tu i owdzie zerwaysi po awkach oklaski, które wkrótce zmieniy
si w jedn ogromn i przecig burz. Od góry
do dou wida byo rozpalone twarze, klaszczce
donie i otwarte usta, z Ictórych wyryway siokrzyki. Oni za olcraYli^ caa aren l^roldem'
równym i sprystym, migocc orem i boga-
temi zbrojami, poczem zatrzymali si przed ce-
sarskiem «podium», dumni, spoliojni i wietni.
Przeraliwy gos rogu uciszy oclaski, a ayów-
czas zapanicy wycignli w gór prawice,
i wznoszc oczy i gowy Icu Cezarowi, po-
— 99 —
czli woa, a raczej piewa przcci;]glymi glo-
sami:
j>Ave, caesai* imperator!
Morituri te salutanti*
Zaczcm rozsunli si szybko, zajmujc osobne
miejsca na okrgu areny. Mieli na siebie ude-
rza caymi oddziaami, lecz pierwej dozwolono
synniejszym szermierzom stoczy z sob sze-
reg pojedyczycli walk, w których najlepiej
okazywaa si sia, zrczno i odwaga prze-
ciwników. Jako wnet z pomidzy «Gallów»
Avysunl si zapanilc, znany dobrze milonil<:om
amfiteatru pod imieniem «Rzcnika» (anio),
zwycizca w wielu igrzyskach. W wielkim lic-
mie na gowie i pancerzu, opinajcym z przodu
i z tyu jego potn pier, wyglda w blascu
na ótej arenie, jak olbrzymi byszczcy uk.Niemniej synny retiarius Kaendio wystpiprzeciw niemu.
Midzy widzami poczto si zakada:— Piset sestercyi za Gallem!
— Piset za Kalendiem!
— Na Herkulesa! tysic!
— Dwa tysice!
Tymczasem Gall, doszedszy do rodka areny,
pocz si znów cofa z nastawionym mieczemi, zniajc gow, przypatrywa si uwanie przez
otwory w przybicy przeciwnikowi, lekki za,7^
100
o licznych posgowych ksztatach retiarius,
cakiem nagi, prócz przepaslci w biodrach, oIvr-
a szyblco cikiego nieprzyjaciela, machajcz wdzikiem sieci, pochylajc lub podnoszc
trójzb i piewajc zwyk pie «sieciarzy»:
»Nie chce ciebie, ryby szukam,
Czemu zmykasz, Gallu ?«^}
Lecz Gall nie zmyka, po chwili bowiem za-
trzyma si i, stanwszy ^v miejscu, pocz obra-
ca si tylko nieznacznym ruchem, tak, aby
zawsze mie z przodu nieprzyjaciela. W jego
postaci i potwdfnie Avielkiej gowie byo teraz
co strasznego. Widzowie rozumieli doskonale,
e to cikie, zakute w mied ciao zbiera sic
do nagiego rzutu, który moe walk rozstrzyg-
n. Sieciarz tymczasem to przyskakiwal do
niego, to odskakiwa, czynic swemi potrójnemi
widami ruchy tak szybkie, e wzrok ludzki
z trudnoci móg za nimi pody. Dwik z-bów o tarcz rozleg si kilkakrotnie, lecz Gall
ani sic zachwia, dajc tem wiadectwo olbrzy-
miej swej siy. Caa jego uwaga zdawaa si
by skupion nie na trójzb, ale na sie, która
lvrya ustawicznie nad jego gow, jak ptalc zo-
^) Non te pcto, piscem pto,
Quid me fugis, Galie?
— 101 —
wrogi. Widzowie, zatrzymawszy oddech w piersi,
ledzili mistrzowsk gr gladyn torów. anio,
upatrzywszy chwil, run wreszcie na prze-
ciwnika, ów za z równ szybkoci^ przemknsi pod jc.uo mieczem i wzniesionem ramieniem,
wyprostowa si i rzuci sieci.
Gall, zwróciwszy si na miejscu, zatrzyma
j tarcz, poczem rozskoczyli si obaj. W amfi-
teatrze zagrzmiay okrzyki: «i\racte!» w ni-
szych za rzdach poczto robi nowe zakady.
Sam Cezar, który z pocztku rozmawia z wes-
talk Rubry i niebardzo dotd zwaa na wi-
dowisko, zwróci gow ku arenie.
Oni za poczli znów walczy tak wprawnie
i z tak dokadnoci w ruchach, i chwilami
wydawao si, e chodzi im nie o mier ubycie, ale o wykazanie swej zrcznoci. anio,
dwukrotnie jeszcze wywinwszy si z sieci, po-
cz si nanowo cofa ku okrgowi areny. Wów-czas jednak ci, którzy trzymali przeciw niemu,
nie chcc, by wypocz, poczli krzycze: «Na-
cieraj!* Gall usucha i natar. Rami sieciarza
oblao si nage krwi, i sie mu zwisa. anioskurczy si i skoczy, chcc zada cios ostatni.
Lecz w tej chwili Kalendio, który umylnie uda,
e nie moe ju wada sieci, przegi si w bok,
unikn pchnicia i, wsunwszy trójzb midzykolana przeciwnika, zwali go na ziemi.
— 102 —
Ow chcia powsta, lecz w mgnieniu oka
spowiy go fatalne sznury, w ctórych cadymruciem zapltywa silniej rce i nogi. Tymcza-sem razy trójzba przygwadaly go raz po raz
do ziemi. Raz jeszcze wysili si, Avspar na rcui wypry, by powsta, napróno! Podniós
jeszcze cu goAvie mdlejc rk, w której nie
móg ju miecza utrzyma, i pad na wznak.
Kalendio przycisn mu zbami wide szyj do
ziemi i wsparszy si obu rcoma na ich trzo-
nie, zwróci si w stron cesarskiej oy.Cay cyrk pocz si trz od oklasków
i ludzkiego rylvu. Dla tych, którzy trzymali za
Kalendiem, by on w tej cliAvili wikszy, niCezar, ale wanie dlatego znika w ich sercu
zawzito i przeciw LanioAvi, który cosztem
krwi Avlasnej napeni im kieszenie. Rozdwoily
si wic yczenia ludu. Na wszystkich awacli
ucazaly si w polowie znal mierci, w poo-
wie politowania, lecz sieciarz patrza tylko
w o Cezara i Avestalek, czekajc, co oni po-
stanowi.
Na nieszczcie, Nero nie lubi Lania, albo-
wiem na ostatnich igrzyskach przed poarem,
zakadajc si przeciw niemu, przegra do Li-
cyniusza znaczn sum, wysun wic rkz podium i zwróci wielki palec ku ziemi.
Westalki powtórzyy znak natychmiast. Wów-
— 103 —
czas Kalcndio przyklk na piersiach Galla, wy-
(]ol)y krótki nó, który nosi za pasem, i odchy-
liwszy zbroi kolo szyi przeciwnika, Avbit mu po
rkoje w gardo trójktne ostrze.
— Fenictum est! — rozlegy si gosy w amfi-
teatrze.
anio za drga czas jaki, jak zarnitywól, i kopa nogami piasek, poczem wyprysi i pozosta nieruchomy.
jMerkiiry nie potrzebowa sprawdza rozpa-
lonem elazem, czy yje jeszcze. Wnet uprzt-
nito go, i wystpiy inne pary, po których
przejciu zawrzaa dopiero walka caych od-
dziaów. Lud bra w niej udzia dusz, sercem,
oczyma: wy, rycza, wista, klaska, mia si,
podnieca walczcych, szala. Na arenie podzie-
leni na dwa zastpy gladyatorowie walczyli
ze wciekoci dzil<:ich zwierzt: pier uderzaa
o pier, ciaa splatay si w miertelnym ucis-
ku, trzeszczay w stawach potne czonki, mie-
cze topiy si av piersiach i brzuchach, poblade
usta buchay krwi na piasek. Kilkunastu no-
wicyuszów cliwycia pod koniec trwoga tak
straszna, e wyrwawszy si z zamtu, poczli
ucieka, lecz mastygoforowie zagnali ich wnet
w bitw batami, zakoczonymi oowiem. Napiasku potworzyy sio wielkie ciemne plamy;
coraz wicej nagich i zbrojnych cia leao po-
— 104 —
kotem naksztat snopów. ywi walczyli na tru-
pach, potykali si o zbroje, o tarcze, krwawili
nogi o poamany or i padali. Lud nie posiada
si z radoci, upaja si mierci<, dysza ni,
nasyca oczy jej widokiem i z rozkosz wcigaw puca jej wyziewy.
Zwycieni legli wreszcie niemal wszysc5\
Zaledwie kilku rannych klko na rodku areny
i, chwiejc si, wycigno ku widzom rcez prob o zmiowanie. Zwycizcom rozdano
nagrody, wiece, gazki oliwne, i nastpiachwila odpoczynku, która z rozkazu wszech-
wadnego Cezara zmienia si w uczt. W wa-
zach zapalono wonnoci. Skraplacze zraszali lud
deszczylviem szafrannym i fijokowym. Rozno-
szono chodnilci, pieczone misiwa, sodkie ciasta,
wino, oliw i owoce. Lud poera, rozmawiai wylsrzykiwa na cze Cezara, by skoni go
do tem wikszej hojnoci. Jaco, gdy nasycono
gód i pragnienie, setki niewolników wniosy
pene podarunl^ów lvOsze, z Ictórych przybrane
za amorów pacholta, wyjmoway rozmaite przed-
mioty i obu rkoma rozrzucay wród awec.
W chwili, gdy rozdawano loteryjne «tessery»,
powstaa bójka: ludzie cisnli si, przewracali,
deptali jedni po drugich, krzyczeli o ratunek,
przeskakiwali przez rzdy siedze i dusili si
W straszliwym toku, kto bowiem dosta szcz-
- 105 —
liw liczb, móg wygra nawet dom z ogro-
dem, niewolnika, wspania odzie lub osobliwe
dzikie zwierz, które nastpnie sprzedawa do
amfiteatru. Czyniy sic z tego powodu takie za-
mty, e czstokro pretoryanie musieli wpro-
wadza ad, po kadem za rozdawnictwie wy-
noszono z widowni ludzi z polamanemi rkoma,
nogami, lub nawet zadeptanych na mierw cisku.
Lecz bogatsi nic brali udziau w walce o «tes-
sery». A ugustyanie, zabawiali si tym razem
widokiem Cliilona i przedrwiwaniem z jego da-
remnych usiowa, by pokaza ludziom, e na
walk i rozlew krwi moe patrze tak dobrze,
jak kady inny. Próno jednak nieszczliAvy
Grek marszczy brwi, za"rvza "wariii i zaciska
pici tak, e a paznogcie wpijay mu si w do-
nie. . ZarÓAvno jego grecka natura, jak i jego
osobiste tchórzostwo, nie znosiy takich wido-
wisk. Twarz mu poblada, czoo operlio si
Icroplami potu, wargi posinialy, oczy wpady, zbypoczty szczka, a ciao cliwycia drczka.Po ulvOiiczonej walce przyszed nieco do siebie,
lecz gdy wzito go na jzyki, zdj go nagygniew, i pocz odgryza si rozpaczliwie.
— Ha, Greku! nieznony ci widok podartej
ludzkiej skóry 1— mówi, pocigajc go za brod,
Watyniusz*
- 105 -
Cliilo za wyszczerzy na niego swe dwaostatnie ólte zby i odrzek:
— Mój ojciec nie byt szewcem, ^vic nic
umiem jej lata.
— Macie! liahctf — zawoao Icilka gosów.
Lecz inni drwii dalej:
— Nie on winien, e zamiast serca ma w pier-
siach kawa sera! — zawoa Senecio.
— Nie ty winien, e zamiast gowy masz
pclierz — odpar Cliilo.
— Moe zostaniesz giadyatorem! dobrzeby
wygda z sieci na arenie.
— Gdybym ciebie w ni zowi, zowibymcuchncego dudka.
— A jak bdzie z chrzecijanami ? — pyta
Festus z Liguryi. — Czy nie chciaby zosta
psem i Icsa ich ?
— Nie chciabym zosta twoim bratem.
— Ty meoc]vi trdzie!
— Ty iguryjski mue!— Slcóra ci swdzi widocznie, ae nie ra-
dz- prosi mnie, abym ci podrapa.
— Drap sam siebie. Jei drapiesz wasnepryszcze, zniszczysz, co w tobie jest najlepszego.
I w ten sposób oni napadali go, on za od-
gryza si zjadliwie wród powszechnego mie-
cliu. Cezar klaska w donie, powtarza: «Macte!»
i podnieca ich. Po chwili jednak zbliy si Pe-
- 107 -
troniusz 1, dotknwszy rzebion w koci sonio-
wej laseczk ramienia Greka, rzek zimno:
— To dobrze, filozofie, ale w jednem tylko
pobdzi: bogowie stworzyli cie rzezimieszkiem,
ty za zosta demonem i dlatego, nie wytrzy-
masz!
Starzec popatrza na niego SAvemi zaczer-
wienionemi oczyma, Avszelako tym razem nie
znalaz jako gotoAvej obelgi. Na cliwil umilk,
poczem odpowiedzia jakby z pewnem wysile-
niem:
— Wytrzymam!...
Ale tymczasem trby day zna, ze przerwa
w AvidoAvisku skoczona. Ludzie poczli opusz-
cza przedziay, w których gromadzili si dla
wyprostowania nóg i dla rozmowy. Wszcz sie
rucli ogólny i zwykle kótnie o zajmowane po-
przednio siedzenia. Senatorowie i patrycyusze
darzyli do swoich miejsc. Zwolna ucisza si gwar,
i amfiteatr przychodzi do adu. Na arenie po-
jawia si gromada ludzi, aby tu i owdzie roz-
grabi jeszcze pozlepiane zsiad krwi grudki
piasku.
Nadchodzia kolej na chrzecijan. Ale, ebyo to nowe dla ludu widowisko, i nikt nie wie-
dzia, jak si zachowaj, wszyscy oczekiwali
icli z pewnem zaciekawieniem. Nastrój tumuby skupiony, spodziewano si bowiem scen nad-
— 108 —
zwyczajnych, ale nieprzyjazny. Wszake ci lu-
dzie, którzy mieli si teraz pojawi, spalili Rzymi odwieczne jego skarby. Wszake karmili si
krwi niemowlt, zatruwali wody, przeklinali
cay rodzaj ludzki i dopuszczali si najbezecniej-
szych zbrodni. Rozbudzonej nienawici niedobyo najsroszych kar, i jeli jaka obawa przej-
mowaa serca, to tylko obawa o to, czy mkidorównaj wystpkom tych zowrogich ska-
zaców. ^Tymczasem soce podnioso si wysoko, i pro-
mienie jego, przecedzone przez purpurowe «ve-
larium», napeniy amfiteatr krwawem wiatem.Piasek przybra barw ognista i w tych blaskach,
W tAyarzach ludzkich, zarówno jak i w pustce
areny, która za chwi miaa si zapeni mvludzc i zwierzc wciecoci, byo co strasz-
nego. Zdawao si, i w powietrzu unosi si groza
i mier. Tum, zwykle wesoy, zaci si pod
wpywem nienawici w milczeniu. Twarze miaywyraz zawzity.
Wtem prefekt dcl znak: wówczas zjawi si
ten sam starzec, przebrany za Charona, l^tóry
wywoyw^a na mier gadyatorów i, przeszed-
szy wolnym krokiem przez ca aren, wródguchej ciszy, zastuka znów trzykrotnie motemwe drzwi.
W caym amfiteatrze ozwal si pomruk:
109
— Chrzecijanie! chrzecijanie!...
Zgrzytny ehiznc kraty; w ciemnych otwo-
rach rozlegy si zwykle krzyki mastygoforów:
«Na piasek!* i w jednej chwili arena zaludnia
si gromadami jakby sylwanów, pookrywanych
skórami. Wszyscy biegli prdko nieco, gor^cz-
kowo i, wypadszy na rodek koliska, klkali
jedni przy drugich, z wzniesionemi w gór r-koma. Lud sdzi, e to jest proba o lito,
i rozwcieczony takiem tchórzostwem, poczal
tupa, gwizda, rzuca prónemi naczyniami od
wina, poogryzanemi komi i rycze: « Zwierzt!
zwierzt! . » Lecz nagle stao si co nieoczeki-
wanego. Oto ze rodka kosmatej gromady pod-
niosy si piewajce glosy, i w teje chwili za-
brzmiaa pie, któr po raz pierwszy usyszano
w rzymskim cyrku:
»Cliristiis resnat !!...«
Wówczas zdumienie ogarno lud. Sl<azacypiewali z oczyma wzniesionemi ku welaryum.
AYidziano twarze poblade, lecz jakby natchnione.
Wszyscy zrozumieli, e ludzie ci nie proszo lito, i e zdaj si nie widzie ni cyrku, ni
ludu, ni senatu, ni Cezara. Christus rcgnat! roz-
brzmiewao coraz dononiej, a w awkach, hen,
a do góry, midzy rzdami widzów, niejeden
- 110 -^
zadawa sobie pytanie: co to si dzieje i co to
jest za Christus, który króluje w ustach tych
ludzi, majcych umrze? Ale tymczasem otwarto
now krat, i na aren wypady z dzikim p-dem i szczekaniem cae stada psów: powycli
olbrzymich molosów z Peloponezu, prgowatychpsów z Pirenejów i podobnycli do wilków kun-
dli z Hibernii, wygodzonych umylnie, o zapad-
lycli bokach i krwawych oczach. Wycie i skom-
lenie napenio cay amfiteatr. Chrzecijanie,
skoczywszy pie, klczeli nieruchomi, jakby
skamienieli, powtarzajc tylko jednym jkli\vyni
cliórem: Fro CJiristo ! pro Cltristo! Psy, wy-
czuwszy ludzi pod skórami zwierzt i zdziwione
ich nieruchomoci, nie miay si na nich od-
razu rzuci. Jedne AYspinaly si na ciany ló,
jakby chciay dosta si do widzów, drugie bie-
gay wokoo, szczekajc zaarcie, jakby goniy
jakiego niewidzialnego zwierza. Lud rozgnieAva
si. Za\vrzasy tysice gosów: niektórzy z wi-
dzów udawali ryk zwierzt; inni szczekali, jak
psy, inni^szczuh we wszystkich jzylaich. Amfi-
teatr zatrzs si od wrzasków. Rozdranione
psy poczy to dopada do klczcych, to cofa
si jeszcze, Icapic zbami, a wreszcie jeden
z molosów wpi ky w bark klczcej na przo-
dzie kobiety i pocign j pod siebie.
Wówczas dziesitki ich rzuciy si w rodelc,
^ 111 -
jakby przez wyom. Tluin przesta rycze, by
przypatrywa si z wiksz- uwag. Wród wy-
cia i cliarkotu sycha jeszcze byo aosne gosy
mskie i Icobiece: Fro Christo! pro Christo! lecz
na arenie potworzyy si drgajce Idby z cia
psów i ludzi. Krew pyna teraz strumieniem
z porozdzielanych cia. Psy wydzieray sobie
wzajem krwawe ludzlcje czonki. Zapacli krwi
i poszarpanycli wntrznoci zguszy arabskie
wonie i napeni cay eyrk. AV kocu ju tylko
gdzieniegdzie 'Wida byo pojedyncze klczcepostaci, które wnet polci-ywa^^ rucliome wyjcekupy.
Winicyusz, który w^ chwili, gdy chrzecija-
nie wbiegli, podniós si i odwróci, aby zgodnie
z obietnic wskaza fossorowi stron, w której
midzy ludmi Petroniusza by ukryty Aposto,
siad napowrot i siedzia z twarz czowiekaumarego, spogldajc szklanemi oczyma na
okropne widowisko. Z pocztku obawa, e fos-
sor móg si omyli, i e Ligia moe znajdowasi midzy ofiarami, odrtwila go zupenie, lecz
gdy usysza gosy: Fro Christo! gdy widziamk tylu ofiar, które umierajc, wiadczyyswej prawdzie i swemu I^ogu, ogarno go inne
poczucie, dojmujce jak najstraszniejszy ból,
a jednak nieprzeparte, e gdy Chrystus samumar w mce i gdy gin oto za niego tysia^ce,
— 112 —
gdy wyIe\Ya si morze krwi, to jedna wicej
kropki nic nic znaczy i ze grzechem jest nawet
prosi o miosierdzie. Ta myl sza na niego
z areny, przenikaa go wraz z jkami umiera-
jcych, wraz z zapaciiem ich krwi. A jednak
modli si i powtarza zeschemi wargami: « Chry-
ste! Ciryste! i twój Aposto modli si za ni!»
Poczem zapamita si, straci wiadomo, gdzie
jest, zdawao mu si tyll^o, ze krew na arenie
AYzbiera i wzl)iera, e pitrzy sic i wypynie
z cyrku na cay Rzym. Zreszt nie sysza nic,
ni wycia psów, ni Avrzasków ludu, ni gosów
augustyanów, które nagle poczy woa:— Cliilo zemdla!!!
— Chiio zemdla! — powtórzy Petroniusz,
zwracajc si w stron Greka.
A ów zemdla rzeczywicie i siedzia biay,
jalc pótno, z zadart w tyl gow i Z otwar-
temi szeroko ustami, podobny do trupa.
W tej samej chwili poczto wypycha nowe,
obszyte w skóry, ofiary na aren.
Te cllcay natychmiast, jalc i ich poprzed-
nicy, lecz zmordowane psy nie clicialy icli szar-
pa. Ledwie cilka icli rzucio si na najbliej
clczcych, inne za, pokadszy si i podniós-
szy w gór okrwawione paszcze, poczy robibokami i ziaja ciko.
Wówczas zaniepokojony w duszach, ale spity
— 113 —
krwi i rozszalay lud pocz krzycze prze-
raliwymi gosami:
— Lwów! lwów! wypuci lwy!...
Lwy miay by zachowane na dzie na-
stpny, lecz w amfiteatrach lud narzuca swojwol AYSzystkim, a naw^et i Cezarowi. Jeden tylko
Kahgula, zuchway i zmienny w swycli zachce-
niach, omiela si sprzeciwia, a nawet bywao,e przykazywa okada tumy kijami, lecz i on
najczciej ulega. Nero, któremu oklaski dro-
sze byy nad wszystko w wiecie, nie opie-
ra si nigdy, tembardziej wic nie opar si
teraz, gdy chodzio o ukojenie rozdranionych
po poarze tumów i o chrzecijan, na których
chcia zwali win klski.
Da wic znak, by otworzono «kunikulum»,
co ujrzawszy, lud uspokoi si natychmiast.
Usyszano skrzypienie krat, za któremi byylwy. Psy na ich widok zbiy si w jedn kuppo przeciwlegej stronie koa, skowyczc zcicha,
one za poczy jeden po drugim wytacza sina aren, ogromne, powe, o wielkich kudatychgowach. Sam Cezar zwróci ku nim sw znu-
dzon twarz i przyoy szmaragd do oka, abyprzyglda si lepiej. Augustyanie przywitali je
oklaskiem; tum hczy je na palcach, ledzczarazem chciwie, jakie wraenie czyni ich wi-
dok na klczcych w rodku chrzecijan, którzyPISM* H. SIENKIWICZA T. XXXIV. S
— 114 -
znów jli powtarza niezrozumiale dla wielu,
a dranice wszystkich, sowa: Fro Chrisio! iwo
Ckr isto /...
Lecz lwy, jakkolwiek wygodniae, nie pie-
szyy si do ofiar. Czerwonawy blask na arenie
razi je, wic mruyy oczy, jakby olnione;
niektóre Avycigaly leniwie swe zotawe cielska,
niel^tóre, rozwierajc paszcze, zieway, rzelcby,
cicc pocaza widzom ky straszliwe. Lecz na-
stpnie zapach krwi i podartych cia, których
mnóstwo leao na arenie, pocz na nie dziaa.
Wirótce ruchy ich stay si niespovOJne, grzywy
jeyy si, nozdrza wcigay chrapliwie powie-
trze. Jeden przypad nagle do trupa kobiety
2 poszarpan twarz i, legszy przedniemi a-
pami na ciele, j zlizywa kolczastym jzy-
kiem skrzepe sople, drugi zbliy si do chrze-
cijanina, trzymajcego na rliu dziecko, obszyte
w skór jelonka.
Dziecko trzso si od krzyku i paczu, obej-
mujc konAvulsyjnie szyj ojca, ów za, pragncmu przeduy cho na chwil ycie, stara si
oderwa je od szyi, by poda dalej liczcym.Lecz Icrzylc i ruch podrani lwa. Nage wydaIcrótci, urwany ryk, zgniót dziecko jednem ude-
rzeniem apy i, chwyciwszy w paszcz czaszl<:
ojca, zgruchota j w mgnieniu oka.
Na ten widolv wszystkie inne wpady na gro-
— 115 —
mad chrzecijan. Kilka Icobiet nie mogo wstrzy-
ma ()krzyk(j\v i^rzeraenia, lecz lud zguszy
je oklaskami, które wnet jednak uciszyy si,
albowiem ch patrzenia przemoga. AYidziano
wówczas rzeczy straszne: gowy ziukajce ca-
kowicie w czeluciach paszcz, piersi otwierane
narozcie jednem uderzeniem ków, wyrwane
serca i puca; syszano trzask koci w zbach.
Niektóre wy, chwyciwszy ofiary za boki lub
krzye, latay w szalonych skokach po arenie,
jakby szukajce zakrytego miejsca, gdzieby mogyje pore; inne w walce wzajemnej, wspinay si
na siebie, obejmujce sic apami, jak zapanicy,
i napeniajc amfiteatr grzmotem. Ludzie wsta-
wali z miejsc. Inni, opuszczajc siedzenia, scho-
dzili przedziaami niej, by Avidzie lepiej, i to-
czyli si w nich na mier. Zdawao si, euniesione tumy rzuc si w cocu na samaren i poczn rozdziera razem z wami. Chwi-
lami sycha byo nieludzki Avrzask, chwilami
oklasyi, chwilami ryk, pomruk, kapanie k\ó\v,
WNcie molosów, chwilami ieki tyco.
Cezar, trzymajc szmaragd przy oku, patrza
teraz uwanie. Twarz Petroniusza przybraawyraz niesmaku i pogardy. Chiona poprzednio
ju wyniesiono z cyrku.
A z k unikuów wypychano coraz noweofiary.
8*
— 116 —
Z najwyszego rzdu w amfiteatrze spogl-
da na nie Piotr Aposto. Nikt na niego nie pa-
trza, wszystkie bowiem gowy zwrócone byyIcu arenie, wic wsta i jako niegdy w Korne-
liuszowej winnicy bogosawi na mier i na
wieczno tym, którycli miano pociwycie, tal<:
teraz egna krzyem gincyci pod Igami zwie-
rzt i icli lvrew i iei mc i martwe ciaa,
zmienione w nieksztatne bry^^, i dusze, ulatujce
z vrwawego piaslcu. Niektórzy podnosili ku nie-
mu oczy, a wówczas rozjaniay si im twarze
i umiechali si, widzc nad sob hen, w górze,
znak krzya. Jemu za rozdzierao si serce
i mówi: «0 Panie! ba^d wola Twoja, bo na
wiadectwo prawdy gin, te owce moje! Ty mi
je pa rozkaza, w^ic zdaj ci je, n Ty pora-
chuj je, Par.ie, we je, zagój icli rany, ukój icli
bole i daj im wicej jeszcze szczcia, nili
tu mki doznali ».
I egna jednych po drugich, gromad, po
gromadzie, z mioci tak Aviell<:, jak gdyby byli
jego dziemi, l^tóre oddawa wprost w rceCirystusa. Wtem Cezar, czy to z zapamitania,
czy chcc, by igrzysko przeszo wszystko, co
dotd widziano w Rzymie, szepn kilka sówprefektowi miasta, ów za, opuciwszy podium,
uda si natychmiast do kunilculów. I nawet lud
ju zdumia si, gdy po cliwili ujrza znów
— 117 —
otwierajce sie kraty. Wypuszczono teraz zwie-
rzta wszelkiego rodzaju: t3''grysy z nad Eu-
fratu, numidyjskie pantery, niedwiedzie, wilki,
hyeny i szakale. Cala arena pokrya si jakby ru-
chom fal skór prgowanyeh, ótych, plow^ych,
ciemnych, brunatnych i centkowanych. Pow^stal
zamt, w którym oczy nie mogy ju nic roz-
róni, prócz okropnego przewTacania si i k-bienia grzbietów zwierzcych. Widowisko stra-
cio pozór rzeczywistoci, a zmienio si jakby
w orgi krwn', jacby w straszny sen, jakby
w potw^orny majak obkanego umysu. ]\Iiara
bya przebrana. Wród ryków, wycia i skow^y-
czenia, ozwaly si tu i owadzie na awkach wi-
dzów przeraliwie, spazmatyczne miechy vobiet,
których siy wyczerpay si wreszcie. Ludziom
uczynio si straszno. Twarze zmierzchly. Roz-
liczne gosy poczy woa: «Dosy! dosy!».
Lecz zwierzta atwiej byo wpuci, ni je
wypdzi. Cezar znalaz jednac sposób oczysz-
czenia z nicli areny, poczony z noAv dla ludu
rozrywiv. We wszystkich przedziaach wródaw pojawiy si zastpy czarnych, strojnyci
w pióra i zausznice, Numidów z lukami w rku.Lud odgad, co nastpi, i przywita ich okrzy-
kiem zadow^olenia, oni za zbliyli si do obrbui, przyoywszy strzay do ciciw^, poczli szyz luków^ w gromady zwierza. Byo to istotnie
— 118 —
nowe v>idowisko. Smuke, czarne ciaa przechy-
lay si w ty, prc gitlyie ulvi i wysyajcgrot za grotem. Warkot ciciw i wist pierza-
stycli betów miesza si z wyciem zwierzt
i o]s:rzylcami podziwu widzów. Wild, niedwie-
dzie, pantery i ludzie, którzy jeszcze zostali
ywi, padali pokotem obok siebie. Tu i owdzie
lew, poczuwszy grot w boku, zwraca nagymruciem zmarszczon ze wcieldoci paszcz, by
cliwyci i zdruzgota drzewc*. Inne jczayz bólu. Drobiazg zwierzcy, wpadszy w po-
poch, przebiega naoep aren, lub bi gowamiw kraty, a tymczasem groty warczay i war-
czay cigle, dopóki wszystko co ywe nie lego
w ostatnici drganiacli konania.
Wówczas na aren wpady setki niewolni-
ków cyrkoAYych, zbrojnycli w rydle, opaty,
mioty, tacz<:i, kosze do wynoszenia wntrznocii wory z piaskiem. Jedni napywali za drugimi
i na calem koisku zawrzaa gorcz<:owa czyn-
no. Wnet oczyszczono je z trupów, krwi i kau,
przeryto, zrównano i potrzanito grub war-
stw wieego piasku. Zaczem wbiegy amorki,
rozrzucajc listki ró, lilii i przerónego kwie-
cia. Zapalono nanowo kadzielnice i zdjto vea-
rium, bo ju soce zniyo si znacznie.
Tumy za, spogldajc po sobie ze zdziwi-
— 119 -
niom, zapytyway si Avzajcin, fo za widowisko
czeka je jeszcze w dniu dzisiejszym.
Jako czekao takie, którego nikt si nie spo-
dziewa. Oto Cezar, który od niejakiego czasu
opuci podium, ucazat si nagle na ukwieco-
nej arenie, przyl3rany w purpurowy paszcz
i zoty wieniec. Dwunastu piewaków, z cytrami
w revU, postpowao za nim, on za, dziercsrejrn lutni, wystpi uroczystym krociem
na rode<: i, skoniwszy si lvilkakrotnie widzom,
podniós lvu nie3U oczy i czas jaki stal ta<:,
jakby oczekujc na natchnienie.
Poczem uderzy! w struny i zacz piewa:
»0 promienisty Lety synu,
Wadco Tcncdii, Killi, Chryzj^,
Tye to, majc w pieczy swej
Uionn wity ^ród,
Móg go gniewowi Achiwów zdaI zcierpic, by wite otarze,
Ponce wi:>cznie l<u twej czci,
Zljryzgaa Trojan Icrew ?
Do ciebie starcy drce donie,
Srebrnolul^i, av dal godzcy,
Do ciebie matl<i z gbi onWznosiy zawy gos.
By nad ici dziemi lito mia:1 gaz-by skargi te wzruszyy,
A ty mniej czuy by, ni gaz,
Sminteju, na ludzki ból !!...«
120
Pie przychodzia zwolna w aosn, penbólu elegi. W cyr<:u uczynia si cisza. Po cliwili
Cezar, sam wzruszony, pocz piewa dalej:
j>Mó<;ie formingi boskiej brzmieniem
Zguszy lamenty serc i krzyk,
Gdy oko jeszcze dziZachodzi z, jak ros kwiat,
Na dwik pospny pieni tej.
Co wskrzesza z prochu i popioówPoogi, ldsl<i, zguby dzie...
— Sminteju, gdzie wówczas by?«
Tu gos mu zadrga i zwilgotniay oczy. Narzsacli wTstalek ulcazay si zy, lud suchacicho, zanim wybuchn dugo nieustajc bu-
rz olcasków.
Tymczasem z zewntrz przez otw^arte dla
przewiewu womitorya dochodzio sl;rzypienie
wozów, na c toryeh skadano Icrwawe szcztki
cirzecijan, mczyzn, kobiet i dzieci, aby je
w^ywie do strasznych doów, zwanyci «pu-
ticui».
A Piotr Aposto obj rkoma sw bia,drc gow i wola w duchu:
— Panie! Panie! comu Ty odda rzd nad
wiatem? i przecz chcesz zaoy SAYOJ stolic
w tern miecie?
I
ROZDZIA LVJI.
Tymczasem soce zniyo sie ku zacliodowi
i zdawao sio roztapia w zorzach wieczornych.
Widowisko byo skoczone. Tumy poczyopuszcza amfiteatr i wyiewa si przez wyj-
cia, zwane womitoryami, na miasto. Augustya-
nie tylco zwlóczyli, czekajc, zanim przepynie
fala. Caa gromada ici, opuciwszy swe miejsca,
zebraa si przy podium, w <:tórem Cezar uka-
za si znowu, by suclia pochwal. Jakkolwiek
widzowie nie szczdzili mu ovlasków zaraz po
ukoczeniu pieni, dla niego nie byo to dosy,
spodziewa si bowiem zapau, dochodzcego do
szalestwa. Napróno tez brzmiay teraz hymnypochwalne, próno westalki caoway jego «bo-
skie* donie, a Rubrya schylia si przytem tak,
e a rudawa jej gowa dotkna jego piersi.
Nero nie by zadoAvolony i nie umia tego ukry.Dziwio go te i niepokoio zarazem, e Petro-
niusz zachowuje milczenie. Jakie pochwalne.
122
a zarazem trafnie podnoszce zalety pieni, so-
wo z je.'0 ust byoby mu w tej chwili wielk po-
ciech. Wreszcie, nie mogc wytrzyma, skintna niego, a gdy ów wszed do podium, rzek:— PoAviedz...
A Petroniusz odrzek zimno:
— Milcz, bo nie mog znale sów. Prze-
szede sam siebie.
— Tak i mnie si zdawao, a jednak ten
lud ?...
— Czy moesz da od mieszaców, aby
si znali na poezyi?
— Wic zauwaye i ty, e nie podziko-
wano mi tak, jakem zasuy?— Bo obra z chwil.
— Dlaczego?
— Dlatego, e mózgi, zaczadzone zaduchem
krwi, nie mog sucha uwanie.
Nero zacisn pici i odrzek:
— Ach, ci clirzeciJanie! Spalili Rzym, a te-
raz krzywdz i mnie. Jakie jeszcze kary dla
nich wymyl?Petroniusz spostrzeg, e idzie z drog, i e
sowa jego odnosz skutek, wprost przeciwny
temu, jaki zamierzy oisign, wic, chcc od-
wróci umys Cezara w inn stron, pochyli
si ku niemu i szepn:^ — Pie twoja jest cudna, ale uczyni ci
— 1^3 —
tylko jedn uwag: w czwartym wierszu trze-
ciej strofy mctrylca pozostawia co do yczenia.
A Nero oblat si rumiecem wstydu, jakby
schwytany na haniebnym uczynku, spojrza
z przestrachem i odpowiedzia równie cicho:
— Ty wszystko zauwaysz!... Wiem!... prze-
robi!... Ale nikt wicej nie spostrzeg? prawda?
Ty za na mio bogów, nie mów nikomu...
jeli... ci ycie mile...
Na to Petroniusz zmarszczy brwi i odpo-
wiedzia jakby z wybuchem nudy i zniech-
cenia:
— Moesz mnie, boski, skaza na mier,jeli ci zawadzam, ale mnie ni nie strasz, bo
bogowie najlepiej wiedz, czy si jej boj.
I tak mówic, pocz patrze wprost w oczy
Cezara, ów za po chwili odrzek:
— Nie gniewaj si... Wiesz, e ci kocham...
— Zy znak! — pomyla Petroniusz.
— Chciaem was prosi dzi na uczt, —mówi dalej Nero — ale si wol zamkn i po-
lerowa ów przeklty wiersz trzeciej strofy.
Prócz ciebie, móg bd zauway jeszcze Se-
neka, a moe i Sekundus Ivarinas, ale si ich
pozbd zaraz.
To rzekszy, zawoa Seneki i owiadczy mu,
e wraz z Akratusem i Sekundem Ivarinem wy-sya go do Italii i do wszystkich prowincyi po
— 124 —
pienidze, które nakazuje im cign z miast,
ze wsi, ze synnych wity, sowem zewszd,
gdzie tylko mona je bdzie znale lub wy-
cisn. Lecz Seneka, który zrozumia, ze po-
wierzaj mu czynno upiecy, wito^radcyi rozbójnika, odmówi wrcz.— Musz jecha na wie, panie, — rzeld —
i tam cze^aó mierci, gdy jestem stary i ner-
wy moje s choro.
Iberyjskie nerwy Seneki, silniejsze od Cbi-
lonowych, nie byy moe chore, ale zdrowie
jego byo wogóle ze, albowiem wyglda jak
cie i gowa w ostatnich czasach zbielaa muzupenie.
Nero te, spojrzawszy na niego, pomyla, emoe istotnie niedugo bdzie czeka na jego
mier i odrzek:
— Nie chc naraa ci na podró, jeichory, ale e z mioci, jak mam dla ciebie,
chc ci mie blizco, wic, zamiast wyjecha
na wie, zamkniesz si w twoim domu i nie
bdziesz go opuszcza.
Poczem rozemia si i rzek:
— Gdy pol Akratusa i Karinasa samych,
to jakobym posa wilki po owce. Kogó nad
nimi przeo?— Przeó mnie, panie! — rzek Domicyusz
Afer.
125
— Nie! Nie clicg cign na Rzym gniewu
Merkurego, którego zawstydzilibycie zodziej-
stwem. Potrzeba mi jakiego stoika, jak Seneka,
lub jak mój nowy przyjaciel-filozof, Cliilo.
To rzekszy, pocz sic oglda i spyta:
— A co sic stao z Ciiiloneni?
Cliilo za, lvtóry otrzewiawszy na wieempowietrzu, Avrócil do amfiteatru na pie Cezara,
przysun sig i rzelc:
— Jestem, wietlisty podzie soca i lvsi-
yca. Byem chory, ale twój piew uzdrowi
mnie.
— Pole ci do Acliai — rzek Nero. — Tymusisz wiedzie co do grosza, ile tam jest w ka-dej wiatvni.
— Uczy tak, Zeusie, a bogowie zo ci
tak danin, jakiej nigdy nivomu nie zoyli.
— Uczynibym tak, ale nie chc ci pozba-
wia widoku igrzysk.
— Baalu!... — rzeld Chilo.
Lecz augustyanie radzi, e humor Cezara
poprawi si, poczli si mia i woa:— Nie, panie! Nie pozbawiaj tego mnego
Greca widelcu igrzysk.
— Ale pozbaw mnie, panie, widoku tych
krzykliwy cli kapitel iskich gsia^t, Ictórych mózgi,
razem wzite, nic napeniyby odziowej mi-
seczki — odpar Cliilo. — Pisz oto, pierworodny
— 126 —
synu Apollina, hymn po grecku na twoj czei dlatego chc spdzi kilka dni w wityniMuz^ aby je baga o natchnienie.
— O nie! — zawoa Nero. — Chcesz si wy-
lvrci od nastpnych widowisie. Nic z tego!
— Przysigam ci, panie, e pisz hymn.— Wic bdziesz go pisa w nocy. Bagaj
Dyan o natchnienie, to przecie siostra Apolina.
Chilo spuci gow, spogldajc ze zocina obecnych, lvtórzy znowu zaczli si mia —Cezar za, zwróciwszy si do Senecya i do .Sui-
iusza Nerulina, rzek:
— Wyobracie sobie, ze z przeznaczonych
na dzi chrzecijan zaledwie z polow zdoa-
limy si zaatwi!
Na to stary Auilus Regulus, wielki znawca
rzeczy, dotyczcych amfiteatru, pomyla chwil
i ozwa si:
— Te widowiska, w Ictórych wystpuj lu-
dzie sine armis et sine arte, trwaj prawie równie
dugo, a mniej zajmuj.— Ka im dawa bro — odpowiedzia
Nero. '
Lecz przesdny Westinus zbudzi si nagle
z zamylenia i spyta tajemniczym glosom:
— Czy uwaalicie, e oni co widz, umie-
rajc. Patrz w gór i umieraj, jakby bez cier-
pie. Jestem pewny, e oni co widz...
127
To rzekszy, podniós oczy ku otworowi amfi-
teatru, nad który lu, ju noc pocza rozciga
swoje nabite gwiazdami «velarium». Inni jednak
odpowiedzieli miechami i artobliwemi przy-
puszczeniami, co chrzecijanie mog widzie
w chAviIi mierci. Tymczasem Cezar da znak
niewohiikom, trzymajcym pochodnie, i opucicyrk, a za nim westalki, senatorowie, urzdnicy
i augustyanie.
Noc bya jasna, ciephi. Przed cyrkiem snuysi jeszcze tumy, ciekawe widzie odjazd Ce-
zara, ale jalcie pospne i milczce. Tu i ow-
dzie ozwal si poldask i cichl zaraz. Ze «spola-
rium» skrzypice wozy Avywozily wci kr\vawe
szcztki chrzecijan.
Petroniusz i Winicyusz odbywali drog w mil-
czeniu. Dopiero w pobhu wiUi, Petroniusz spyta:
— Czy mylae o tem, com ci powiedzia?— Tak jest — odrzek Winicyusz.
— Czy ty wierzysz, e teraz i dla mnie to
jest sprawa najwikszej wagi. Musz j uwolniwbrew Cezarowi i Tygel linowi. To jest jakby
walka, w lvtórej zawziajem si zwyciy, to
jest jakby gra, w której chc wygra, chobykosztem wasnej skóry... Dzisiejszy dzie utwier-
dzi mnie jeszcze w przedsiwziciu.— Niech ci Chrystus zapaci!
— Obaczysz.
— 128 —
Tak rozmawiajc, stanli przed drzwiami
willi i wysiedli z lektyki. W tej chwili jakaciemna posta zbliya si do nich i spytaa.
— Czy tu jest szlachetny Winicyusz?— Tak — odrzek trybun: — czego chcesz?
— Jestem Nazaryusz, syn Miryamy; idz wizienia i przynosz ci wiadomo o Ligii.
Winicyusz opar mu rk na ramieniu i przy
blasku pochodni pocz mu patrze w oczy, nie
mogc przemówi ani sowa, ale Nazaryusz
odgad zamierajce na jego wargach pytanie
i odrzek:
^— yje dotd. Ursus przysya mnie do cie-
bie, panie, aby ci powiedzie, e ona w gorczce
modli si i powtarza imi twoje.
A Winicyusz odrzek:
— Chwaa Clirystusowi, lvtóry mi j wrócimoe.
Poczem, wziwszy Nazaryusza, poprowadzi
go do biblioteki. Po chwili jednalc nadszed i Pe-
troniusz, aby sysze icli rozmow.— Choroba ocalia j od mby, bo kaci boj
si — mówi mody chopiec. — Ursus i Glaulcus
lekarz czuwaj nad ni dzie i noc.
— Czy stróe zostali ci sami?
— Tak, panie, i ona jest w ich izbie. Ci
winiowie, którzy byli w dolnem wizieniu, po-
129 —
muiii wszyscy lui gorczk, lub podusili si
z ziiducliu.
— Kto ty jest? — zapyta Petroniusz.
— Szlachetny Winicyusz mnie zna. Jestem
synem wdowy, u której mieszkaa Ligia.
— I cirzecijaninem?
Cilopiec spojrza pytajcym wzrokiem na
Winicyusza, ale widzc, e ów modli si a\' tej
chwili, podniós gow i rzeki:
— Tak jest.
— Jakim sposobem moesz wchodzi swo-
bodnie do wizienia?
— Najem si, panie, do wynoszenia cia
zmarlycli, a uczyniem to umylnie, aby przy-
chodzi z pomoc braciom moim i przynosi im
wieci z miasta.
Petroniusz pocz si przypatrywa uwaniej
licznej twarzy chopca, jego bkitnym oczom
i czarnym, bujnym Avosom, poczem spyta:
— Z jakiego kraju jeste, pachol?— Jestem Galilejczykiem, panie.
— Czy chciaby, by Ligia bya woln?Chopiec podniós oczy w gór:— Chobym sam mia potem umrze.Wtem Winicyusz przesta si modli i rzek:
— Powiedz stróom, by woyli j do trumny,
jak umar. Ty dobierz pomocników, którzy
w nocy wynios j razem z toba^. W pobliu
PISMA H. SIENKIbWiCZA. T XXXIV 9
— 130 —
Cuchncych Doów znajdziecie czekajcych z lek-
tyk ludzi, którym oddacie trumn. Stróom obie-
caj ode mnie, e dam im tyle zota, ile kadyw paszczu zdoa unie.
I gdy tak mówi, twarz jego stracia zwykmartwot, zbudzi si w nim onierz, l^tóremu
nadzieja wrócia dawn energi.
Nazaryusz za spon z radoci i, wzniósszy
rce, zawoa:— Mech Chrystus uzdrowi j, albowiem b-
dzie wolna.
— Mniemasz, e stróe si zgodz? — spyta
Petroniusz.
— Oni, panie? Byle wiedzieli, e nie spotka
ich za to kara i mka!— Tak jest! — rzek Winicyusz. — Stróe
chcieli si zgodzi nawet na jej ucieczk, tem-
bardziej pozwol j wynie jako umar.— Jest wprawdzie czowiek, — rzek Naza-
ryusz — który sprawdza rozpalonem elazem,
czy ciaa, które wynosimy, s martwe. Ale ten
bierze nawet po kilka . sestercyi za to, by nie
dotyka elazem twarzy zmarych. Za jeden
aureus dotknie trumny, nie ciaa.
— Powiedz mu, e dostanie pen «kaps>
aureusów — rzek Petroniusz. — Ale czy po-
trafisz dobra pewnych pomocników?
— 131 —
— Potrafi dobra takich, którzyby za pie-
nidze sprzedali wasne ony i dzieci.
— Gdzie ich znajdziesz?
— W samem wizieniu lub na miecie. Stróe,
raz zaphiceni, wprowadz, kogo zechc.
— W takim razie wprowadzisz, jako najem-
nika, mnie — rzeki Winicyusz.
Lecz Petroniusz pocz mu odradza z castanowczoci, aby tego nie czyni. Pretorya-
nie mogliby go pozna nawet w przebraniu,
i wszystko mogoby przepa. «Ani w wizie-
niu, ani przy Cucincych Doach! — mówi. —Trzeba, eby wszyscy, i Cezar, i Tygelinus, byli
przekonani, e ona umara, inaczej bowiem na-
kazaliby w tej chwili pocig. Podejrzenia mo-
emy upi tylko w ten sposób, e gdy j wy-wioz w góry Albaskie lub dalej, do Sycylii,
my zostaniemy w Rzymie. W tydzie lub dwadopiero ty zachorujesz i wezwiesz Neronowegolekarza, który ci kae wyjecha w góry. Wów-czas poczycie si, a potem...*
Tu zamyli si na chwil, a nastpnie mach-nwszy doni, rzek:
— Potem nadejd moe inne czasy.
— Niech Chrystus zmiuje si nad ni, —rzek Winicyusz — bo ty mówisz o Sycylii,
a ona jest chora i moe umrze...
— Umiecimy j tymczasem bliej. J uleczy9*
- 132 —
samo powietrze, bylemy j wyrwali z wizie-
nia. Zali nie masz gdzie w góracli jakiego dzier-
awcy, któremu mógby zaufa?— Tak jest! Mam! tak! — odpowiedzia
spiesznie Winicyusz. — Jest koo Corioli w gó-
rach czowiek pewny, który mnie na rku nosi,
gdym by jeszcze dzieckiem, i który miuje mnie
dotychczas.
Petroniusz poda mu tabliczki.
— Napisz do niego, by tu przyby jutro.
Goca wyl natychmiast.
To rzekszy, zawoa przeoonego atrium
i wyda mu odpowiednie rozkazy. W kiliai
chwil póniej konny niewolnik ruszy na noc
do Corioli...
— Chciabym, — rzek Winicyusz — by Ur-
sus towarzyszy jej w drodze... Bybym spokoj-
niejszy...
— Panie, — rzek Nazaryusz — czowiek to
nadludzkiej siy, który wyamie krat i pójdzie
za ni. Jest jedno okno nad strom, wysokcian, pod lUórem stra nie stoi. Przynios
Ursusowi sznur, a reszty on sam dokona.
— Na Herkulesa, — rzek Petroniusz — niech
si wyrywa jak mu si podoba, ale nie razem
z ni i nie w dwa lub trzy dni po niej, bo po-
szliby za nim i odkryli jej schronienie. Na Her-
kulesa! czy chcecie zgubi siebie i j? aka-
- 1:53 —
znjo wjim wspomina mu o Corioli, albo umy-
wam rce.
Oni obaj uznali suszno jego uwagi i umilkli.
Poczem Nazaryusz pocz si egna, obiecujc
przyj nazajutrz o wicie.
Ze stróami mia nadziej uoy si jeszcze
tej nocy, ale przedtem chcia wpa do matki,
Ictóra z powodu niepewnych i strasznych cza-
sów, nie miaa o niego chwili spokoju. Pomoc-
nika postanowi po namyle nie szuka na mie-
cie, ale wynale i przekupi jednego z poródtych, którzy razem z nim wynosili trupy z wi-zienia.
Na samem odchodnem jednak zatrzyma si
jeszcze i, Avziwszy na stron Winicyusza, po-
cz mu szepta:
— Panie, nie wspomn o naszym zamiarze
nikomu, nawet matce, ale Piotr Aposto obieca
przyj do nas z amfiteatru, i jemu powiemwszystko.
— Moesz w tym domu mówi gono — od-
powiedzia Winicyusz. — Piotr Aposto by w amfi-
teatrze z ludmi Petroniusza. Zreszt sam pójdz tob.
I kaza poda sobie paszcz niewolniczy, po-
czem wyszli.
P(^troniusz odetchn gboko.— yczyem sobie, — myla — aby umara
134
na t gorczk, bo dla Winicyusza byoby to
jeszcze najmniej straszne. Ale teraz gotówemofiarowa zloty trójnóg Eskulapowi, w zamian
za jej uzdrowienie... Ach! ty, Ahenobarbie, chcesz
sobie wyprawi widowisko z boleci kochanka! Ty,
Augusto, naprzód zazdrocia piknoci dziew-
czynie, a teraz poaraby j na surowo, dla-
tego, ze zgin twój Rufius... Ty, Tygellinie,
chcesz j zgubi na zo mnie!... Zobaczymy.
Ja wam mówi, e oczy wasze nie ujrz jej na
arenie, bo albo umrze wasn mierci, albo jwam wyrw, jak psom z paszczk .. I wyrwtak, e nie bdziecie o tem wiedzieli, a potem
ilekro na was spojrz, tylekro pomyl: oto
gupcy, których wywiód w pole Petroniusz...
I rad z siebie, przeszed do tryklinium, gdzie
wraz z Eunice zasiad do wieczerzy. Lektor
czyta im przez ten czas sielanki Teokryta. Nadworze wiatr napdzi chmur od strony Sorakte,
i naga burza zmcia cisz pogodnej nocy let-
niej. Od czasu do czasu grzmoty rozlegay si
na siedmiu wzgórzach, oni za, lec obok sie-
bie za stoem, suchali sielskiego poety, który
w piewnem doryckiem narzeczu opiewa mi-o pasterzy, a nastpnie, uspokojeni, gotowali
si do sodkiego spoczynku.
Przedtem jednak jeszcze wróci Winicyusz.
— 135 —
Petroiiiusz, dowiedziawszy si o jego powrocie,
wyszed do niego i spyta:
— Có?... Czy nie uradzilicie czego nowego?
i czy Nazaryusz poszed ju do wizienia?
— Tale — odpowiedzia mody czowiele, roz-
garniajc wosy przemoczone od ddzu. — Na-
zaryusz poszed uoy si ze stróami, a ja
widziaem Piotra, Ictóry mi nalcaza modli si
i wierzy.
— To dobrze. Jeli wszystlco pójdzie pomyl-nie, nastpnej nocy mona j bdzie wynie...— Dzierawca z ludmi powinienby na wit.
— To krótka droga. Spocznij teraz.
Lecz Winicyusz uklk w swem Icubikulum
i pocz si modli.
O wschodzie soca przyby z pod Corioli
dzierawca Niger, przywiódszy z sob, zgodnie
z zaleceniem Winicyusza, muy, lektyk i czte-
rech pewnych ludzi, wybranych z pomidzyniewolników brytaskich, etórycli zreszt zo-
stawi przezornie w gospodzie na Suburze.
Winicyusz, który czuwa ca noc, wyszedna jego spotkanie, ów za wzruszy si na wi-
dok modego pana i, caujc jego rce i oczy,
rzek:
— Drogi , czy chory, czy te zmartwienia
wyssay ci krew z oblicza, albowiem ledwiem
ci móg na pierwsze wejrzenie rozpozna?
— nG —
Winicyusz zabra go do wewntrznej ko-
lumnady, zwanej ksystem, i tam przypuci go
do tajemnicy. Niger sucha ze skupion uwag,i na jego czerstwej, ogorzaej twarzy, zna byowiekie wzruszenie, nad którem nie stara si
nawet zapanowa.— Wic ona jest chrzecijanina? — zawoa.I pocz patrze badawczo w twarz Wini-
cyusza, a ten odgad widocznie, o co pyta go
wzrok wieniaka, albowiem odrzek:
— I ja jestem chrzecijaninem...
Wówczas w oczach Nigra bysny zy; przez
chAvil milcza, nastpnie, wzniósszy do góry
rce, rzek:
— O, dziki ci, Chryste, ie zdj bielmo
z najdroszych mi w wiecie oczu!
Poczem obj gow Winicyusza i, plczcze szczcia, pocz caowa jego czoo.
W chwil póniej nadszed Petroniusz, pro-
wadzc z sob Nazaryusza.
— Dobre wieci! — rzek zdaa.
Jako wieci byy dobre. Naprzód Glaukus
lekarz zarcza za ycie Ligii, jakkolwiek miaat sam gorczk wizienn, na któr i w Tu-
ianum i po innych wizieniach umieray co-
dziennie setki ludzi. Co do stróów i co do czo-
wieka, który sprawdza mier rozpalonem ela-
— 137 —
zem, nio byo najmniejszej trudnoci. Pomocnik,
Attys, by ju równie u^^odzony.
— Poczynilimy otwory w trumnie, tak, aby
chora moga oddycha — mówit Naary us z. —Cae niebezpieczestwo w tern, by nie jknalub nie odezwaa si w chwili, gdy bdziemyprzechodzili Icoo pretoryanów. Ale ona jest osa-
biona l^ard^io i od rana ley z zamknitemi
oczyma. Zreszt Glaukus da jej napój usypia-
jcy, ctóry sam urzdzi z przy niesiony cli przeze
mnie z miasta lekarstw. Wieko trumny nie b-dzie przybite. Podniesiecie je atwo i zabierzecie
chor do lektyki, my za woymy do trumny
poduny wór z piaskiem, który miejcie go-
towy.
Winicyusz, suchajc tyci slów^ blady byjak pótno, lecz sluc^hal z tak naton uwag,i zdawa si naprzód odgadywa, co Nazaryusz
ma powiedzie.
— Czy innych jakich cia nie bd wynosili
z wizienia? — zapyta Petroniusz.
— Zmaro dzisiejszej nocy koo dwudziestu
ludzi, a do wieczora umrze jeszcze Icilkunastu -
odrzek chopiec; — my musimy i wraz z ca-
ym orszakiem, ale bdziemy si ocigali, byzosta w tyle. Na pierwszym skrcie towarzysz
mój umylnie za kuleje. W ten sposób pozosta-
niemy znacznie za innymi. Wy czclvajcic nas
— 138 —
kolo malej witj^ki Libitiny. Oby Bóg dal noc
najciemniejsz!
— Bóg da — rzeki Niger. — Wczoraj bywieczór jasny, a potem nagle zerwaa si bu-
rza. Dzi niebo znów pogodne, ale parno od
rana. Co noc teraz bd byway dde i burze.
— Cz}^ idziecie bez wiate? — spyta Wi-
nicyusz.
— Na przedzie tylko nios pochodnie. Wyna wszelki wypadek bdcie koo wityni Li-
bitiny, jak tylko si ciemni, chocia wynosimy
zwykle trupy dopiero przed sam pónoc.Umilkli, sycha byo tylko spieszny oddech
Winicyusza.
Petroniusz zwróci si do niego:
— Mówiem wczoraj, — rzek — e najle-
piejby byo, gdybymy obaj pozostali w domu.
Teraz jednak widz, e mnie samemu niepo-
dobna bdzie usiedzie... Zreszt, gdyby chodzio
o ucieczk, trzebaby zachowywa wicej ostro-
noci, ale skoro j wynios jako umar, zdaje
si, e nikomu najmniejsze podejrzenie nie przej-
dzie przez gow.— Tak! tak! — odpowiedzia Winicyusz —
ja musz tam by. Sam j wyjm z trumny...
— Gdy raz bdzie w moim domu pod Co-
rioli, odpowiadam za ni — rzek Niger.
Na tem skoczya si rozmowa. Niger uda
— 139 —
sio do Gcospody, do swoich ludzi. Nazaryusz, za-
brawszy pod tunik kies ze zlotem, wróci do
wizienia. Dla Winicyusza rozpocz si dzie,
peen niepokoju, gorczki, trwogi i oczekiwania.
— Sprawa powinna si uda, bo jest dobrze
pomylana — mówi mu Petroniusz. — Lepiej
niepodobna byo wszystkiego uoy. Ty musisz
udawa strapionego i chodzi w ciemnej todze.
Ale cyrków jednak nie opuszczaj. Niech ciwidz... Tak wszystko obmylane, e nie moeby zawodu. Ale! Wszake jeste zupenie pewnytwego dzierawcy ?
— To chrzecijanin odrzek Winicyusz.
Petroniusz spojrza na niego ze zdziwieniem,
poczem j rusza ramionami i mówi jakby
sam do siebie:
— Na Poluksa! jak si to jednak szerzy!
i jak si trzyma dusz ludzkich!... Pod tak grozludzie wyrzekliby si odrazu wszystkich bogówrzymskich
,greckich i egipskich. To jednak
dziwne... Na Poluksa!... Gdybym wierzy, eco jeszcze na wiecie od naszych bogów za-
ley, obiecabym teraz kademu po sze bia-
ych byków, a kapitoliskiemu Jowiszowi dwa-
nacie.. Ale i ty nie szczd obietnic twojemuChrystusowi...
— Ja mu oddaem dusz — odpar Wini-
cyusz.
- 140 -
I rozeszli sio. Petroniusz wróci do kubiku-
lum, Wiiiicyusz za poszed spoglda zdaa na
wizienie, stamtd za uda si a na stok Wa-tykaskiego wzgórza , do owej chaty fossora,
w^ której z' rk Apostola otrzyma chrzest. Zda-
wao mu si, e w tej chacie Chrystus wysu-cha go prdzej, ni gdzikolwiel^: indziej, wicodnalazszy j i rzuciwszy si na ziemi, Avy-
ty w^szystkie siy swej zbolaej duszy w mo-
dlitwie o lito i zapamita si w niej tak, ezapomnia, gdzie jest i co si z nim dzieje.
Po poudniu ju zbudzi go odgos trb, do-
chodzcy od strony Neronowego cyrlcu. Wy-szed wówczas z chaty i pocz spoglda nao-
kó oczyma, jalcby wieo ocknitemi ze snu.
Na wiecie by upa i cisza, przerywana tyllco
czasem przez dwik spiu, a cigle przez za-
pamitae ksylcanie koników polnych. Pow^ietrze
uczynio si parne; niebo nad miastem byojeszcze blcitne, ale w stronie gór Sabiskich
zbieray si nizko u brzegu widnokrgu ciemne
chmury.
Winicyusz wróci do domu. W atrium czeka
na niego Petroniusz.
— Byem na Palatynie — rzeld. — Pokaza-
em si tam umylnie i zasiadem nawet do
Icoci. U Anicyusza jest wieczorem uczta; za-
powiedziaem, e przyjdziemy, ale dopiero po
— 141 —
pónocy, gdy przedtem musz si wyspa. Ja-
ko bd, a dóbrzby byo, gdyby i ty by.
— Czy nie byo jakich wiadomoci od Nigra,
albo od Nazaryusza? — spyta Winicyusz.
— Nie. Zobaczymy ich dopiero o pónocy.
Uwaae, e zapowiada si burza?
— Tak.
— Jutro ma by widowisko z chrzecijan
ukrzyowanych, moe jednac deszcz przeszlvodzi.
To rzeldszy, zbliy si i, dotknwszy ramie
nia Winicyusza, rzek:
— Ale jej nie zobaczysz na krzyu, tylko
w Corioli. Na Kastora! nie oddabym tej chwili,
w której j uwonimy, za wszystl^ie gennny
w Rzymie. Wieczór ju blizko...
Jako wieczór si zblia, a ciemno poczaogarnia miasto wczeniej, ni zwykle, z po-
wodu chmur, które zakryy cay widnokrg.
Z nadejciem wieczoru, spad deszcz duy, <:tóry,
parujc na rozpalonycli przez dzienny upa ka-
mieniacli, napeni mg ulice miasta. Potem na-
przemian to czynio si cicho, to znów przecho-
dziy krótcie ulewy.
— pieszmy si — rzek wreszcie Wini-
cyusz: — z powodu burzy mog wczeniej wy-wie ciaa z wizienia.
— Czas! — o(powicdzia Petroniusz.
1 wziwszy galiijskie paszcze z kapturami.
— 142 —
wyszli przez drzwiczki od ogrodu na ulic. Pe-
troniusz uzbroi si take w krótl<i rzymski
nó, zwany: «sica», który bral zawsze z sobna nocne wyprawy.
Miasto byo z powodu burzy puste. Od czasu
do czasu byskawica rozdzieraa climury, owie-
cajc jaskrawym basl<:iem wiee ciany nowo
wzniesionycli ub budujcyci si dopiero domówi mokre pyty l^amienne, któremi wyoone byyulice. Przy takiem wietle ujrzeli wreszcie, po
do dugiej drodze, kopiec, na którym staa ma-
eka wiatyl^a Libitiny, a pod l^opcem grup,
zoon z muów i koni.
— Niger! — zawoa cicho Winicyusz.
— Jestem, panie! — ozwa si gos wródddu.— Wszystko gotowe!
— Tale jest, drogi. Jak tylko ciemnio si,
bylimy na miejscu. Ale schrocie si pod okop,
bo przemokniecie nawskro. Co za burza! S-dz, e spadn grady.
Jako obawa Nigra sprawdzia si, gdy nie-
bawem pocz sypa grad, z pocztku drobny,
poczem coraz grubszy i gstszy. Powietrze ozi-
bio si natychmiast.
Oni za, stojc pod okopem, zakryci od wia-
tru i lodowych pocisków, rozmawiali znionymiglosami.
— 143 —
— Choby nas kto ujrza, — mówi Niger —nic powemie adnycli podejrze, wygldamybowiem na ludzi, Ictórzy chc przeczeka bu-
rz. Ale boj si, eby nie odoono wynoszenia
trupów do jutra.
— Grad nie bdzie pada dugo — rzek Pe-
troniusz. — Musimy czeka choby do brzasku.
Jako czekali, nasuchujc, czy nie doleci ich
odgos pochodu. Grrad przeszed istotnie, ale za-
raz potem pocza szumie ulewa. Ciwilami
zrywa si wiatr i niós od strony CuchncyciDoów straszn wo rozkadajcycli si cia,
które grzebano pytko i niedbae.
Wtem Niger rzek:
— Widz przez mg wiateko... jedno, dwa,
trzy... to pochodnie!
I zwróci si do udzi:
— Baczy, by muy nie parskay!...
— Id! — rzek Petroniusz.
Jako wiata staway si coraz wyraniej-
sze. Po chwili mona byo ju odróni chwie-
jce si pod powiewem pomienie pochodni.
Niger pocz si egna znakiem krzyai modli. Tymczasem pospny korowód przy-
cia^gnaj bliej i wreszcie, zrównawszy si ze wia-tyk Libitiny, zatrzyma si. Petroniusz, AVi-
nicyusz i Niger przycisnli si w milczeniu do
kopca, nie rozumiejc, co to znaczy. Lecz tamci
144
zatrzymali si tylko dlatego, by poobwizywasobie twarze i usta szmatami, dla ochrony od
duszcego smrodu, który przy samych «puti-
culi» by wprost nie do zniesienia, poczem pod-
nieli nosze z trumnami i poszli dalej.
Jedna tylko trumna zatrzymaa si naprze-
ciw wityki.Winicyusz siv0czy ku niej, a za nim Pe-
troniusz, Niger i dwaj niewolnicy brytascy
z lektyk.
Lecz nim dobiegli, w ciemnoci da si sy-
sze peen bólu gos Nazaryusza:
— Panie, przenieli j wraz z Ursusem do
Eskwihskiego wizienia... My niesieni inne ciao!
a j porwali przed pónoc!!!...
Petroniusz, wróciwszy do domu, pospny by,
jak burza, i nie próbowa nawet pociesza Wini-
cyusza. Rozumia, e o wydobyciu Ligii z Eskwi-
liskich podziemi niema co i marzy. Odgady-
wa, e prawdopodobnie dlatego przeniesiono jz Tulianum, by nie umara z gorczki i by nie
unikna przeznaczonego jej amfiteatru. Ale to
wanie by dowód, e czuwano nad ni i strze-
ono jej pilniej, ni innych. Petroniuszowi albyo do gbi duszy i jej i Winicyusza, lecz
prócz tego nurtowaa go i ta myl, e po raz
— 145 —
pierwszy w yciu có mu si nie udao, i ze po
raz pierwszy zosta zwyciony w walce.
— Fortuna zdaje si mnie opuszcza, — mó-
wi sobie — ale bogowie myl si, jeli sdz, ezgodz si na takie, naprzykad ycie, jak jego.
Tu spojrza na Wiiiicyusza, który równiepatrza na niego rozszerzonemi renicami.
— Co tobie? Ty masz gorczlc? — rzek
Petroniusz.
Ow za odpowiedzia jakim dziwnym, za-
manym i powolnym gosem, jakby chorego
dziecka:
— A ja wierz, e On moe mi j powróci.
Nad miastem cichy ostatnie grzmoty burzy.
PISMI H RIFNt(irWT7» T X>»IV 10
ROZDZIA T.YIIT.
Trzvdiiiowv deszcz, zjawisko wYiatkowcw Rzy-
mie podczas lata, i grady, padajce wbrew przy-
rodzonemu porzdkowi nietylko w dzie i wie-
czoramij ale nawet wród nocy, przerway wi-
dowiska. Lud pocz trwoy si. Przepowiadano
nieurodzaj na winograd, a gdy pewnego popo-
udnia piorun stopi na Kapitolu bronzowy posgCerery, nakazano ofiary w wityni JoAvisza Sal-
watora. Kapani Cerery rozpucili wie, egniew bogów zwróci si na miasto z powodu
zbyt opieszaego wymiaru kary na chrzecijan,
tumy wic jy domaga si, by bez wzglduna pogod przypieszono dalszy cig igrzysk,
i rado ogarna cay Rzym, gdy ogoszono
wreszcie, e po trzech dniach przerwy «ludus»
rozpocznie si na nowo.
Tymczasem wrócia i pikna pogoda. Amfi-
teatr od witu do nocy napeni si tysicami
ludzi, Cezar za przyby równie wczenie
- 117 -
z wcst.-ilkami i dworem. Widowisko miao roz-
pocz sic od walki chrzecijan midzy sob,
których w tym celu przebierano za gladyato-
rów i dano im wszelk bro, jaka suya szer-
mierzom z zawodu do zaczepnego i obrojinego
boju. Lecz tu nastpi zawód. Chrzecijanie po-
rzucali na piasek sieci, widy, wócznie i mie-
cze, a natomiast poczli si obejmowa wza-
jemnie i zachca do wytrwania wobec mki mierci. Wówczas gboka uraza i oburzenie
zawadny sercami tumów. Jedni zarzucali im
maoduszno i tchórzostwo, drudzy twierdzili,
i nie chc si bi naumylnie, przez nienawido ludu i dlatego, by go pozbawi radoci, jakwidok mstwa zwyk sprawia. Wreszcie z roz-
kazu Cezara wypuszczono na nich prawdziwych
gladyatorów, którzy klczcych i bezbronnych
wycili w mgnieniu oka.
Lecz po uprztniciu trupów widowisko prze-
stao by walk, a zmienio si w szereg mito-
logicznych obrazów pomysu samego Cezara.
Ujrzano wic Herkulesa, poncego ywymogniem na górze Oeta. Winicyusz zadra namyl, e na rol Herkulesa przeznaczono moeUrsusa, lecz widocznie kolej nie przysza jesz-
cze na wiernego sug Ligii, albowiem na stosie
spon jaki inny, zupenie nieznany Winicyu-Bzowi chrzecijanin. Natomiast w nastpnym
10*
— 148 —
obrazie Chilon, którego Cezar nie chcia uwol-
ni od bytnoci na przedstawieniu, ujrza zna-
jomycti sobie ludzi. Przedstawiano mier De-
dala ^) i Ikara. W roi Dedala wystpowa Eu-
rycyusz, ten sam starzec, który w swoim czasie
da Ciionowi znak ryby, w roi za Ikara syn
jego, Quartus. Obydwóch podniesiono za pomocumynej maszyneryi w gór, a nastpnie str-
cono nage z ogromnej wyso<:oci na aren,
przyczem mody Quartus upad tak blizlco ce-
sarskiego podium, i obryzga krwi nietyllvo
zewntrzne ozdoby, ale i wysane purpur opar-
cie. Chilon nie wadzia upadku, albowiem przy-
mkn oczy, sysza tylko guche uderzenie
ciaa, a gdy po chwili ujrza krew tu obok sie-
bie, omal nie zemdla po raz wtóry. Ale obrazy
zmieniay si prdko. Sromotne mki dziewic,
habionych przed mierci przez gadyatorów,
poprzebieranych za zwierzta, rozradoway serca
tumów. Widziano kapanki Kibelli i Cerery, wi-
dziano Danaidy, widziano Dirce i Pasiphae, wi-
dziano wreszcie dziew^ztka niedorose, rozry-
wane przez dzikie konie. Lud oklaskiwa coraz
nowe pomysy Cezara, który dumny z nich
^) Dedal, który wedle innych poda, zdoa zalecie
z Krety do Sycylii, w amfiteatrach rzymsliich gin taksam mierci, jak Ikar.
149
i uszczliwiony z oklasków, nie odejmowa te-
raz ani na chwil szmaragdu od oka, przypa-
trujc si biaym ciaom, rozdzieranym przez
elazo, i konwulsyjnym drganiom ofiar. Dawanojednak obrazy i z dziejów miasta. Po dziewi-
cach ujrzano Mucyusza Scewol, którego rka,
przymocowana do trójnoga z ogniem, napeniaa
swdem spalonego misa amtiteatr, ale który,
jak prawdziwy Scewola, sta bez jku, z oczy-
ma wzniesionemi w gór i z szeptem modlitwy
na zczerniaych wargach. Po dobiciu go i wy-
wleczeniu ciaa do spoliarium, nastpia zwykapoudniowa przerwa w przedstawieniu. Cezar
Avraz z westalkami i augustyanami opuci amfi-
teatr i uda si do wzniesionego umylnie olbrzy-
miego szkaratnego namiotu, w którym przygo-
towano dla niego i goci wspaniae «prandium».
Tumy po wikszej czci poszy za jego przy-
kadem i, wylewajc si nazewntrz, rozkadaysi w malowniczych grupach obok namiotu, abyda odpoczynek znuonym przez dugie siedze-
nie czonkom i spoy potrawy, które z ask,
Cezara obficie roznosili niewolnicy. Najciekawsi
tylko, po opuszczeniu siedze, zeszli na samaren i, dotykajc palcami lepkiego od krwipiasku, rozprawiali, jako znawcy i luboAvnicy
o tern, co si ju odbyo i co jeszcze miao na-
stpi. AV krotce jednak odeszli i rozprawiaczei
— 150 -
aby nie spóni si na uczt; zostao tylko kilku
ludzi, których zatrzymaa nie ciekawo, ale
wspóczucie dla przyszych ofiar.
Ci ukryli si w przedziaach lub na niszych
miejscach, a tymczasem zrównano aren i po-
czto kopa w niej doy, jeden przy drugim,
rzdami, przez cae kolisko, od brzegu do brzegu,
tak, e ostatni ich szereg przypada o kilkana-
cie kroków od cesarskiego podium. Z zewntrz
cyrku dochodzi gwar ludu, krzyki i okasld,
a tu czyniono z gorczkowym popiechem przy-
gotowania do jakich nowych mk. Naraz otwary
si lvunikula, i ze wszystkich otworów, prowa-
dzcych na aren, poczto wypdza gromady
clirzecijan, nagich i dwigajcych krzye na
ramionach. Zaroi si od nich cay amfiteatr.
Biegli starce, pochyleni pod ciarem drewnia-
nycli bierwion, obok nich mczyni w sile
wieku, kobiety z rozpuszczonymi wosami, pod
którymi staray si ukry sw nago, chopita
niedorose i cakiem mae dzieci. Krzye, w wik-szej czci, równie jak ofiary, uwieczone byykwiatami. Suba cyrkowa, wiczc nieszczs-
nych batami, zmuszaa ich, by ukadali krzyeAvedle gotowych doów i sami stawali przy nich
szeregiem. W ten sposób mieli zgin ci, któ-
rych pierwszego dnia igrzysk nie zdono wy-
pchn na pastw psom i dzikim zwierztom.
- 151 —
Teraz chwytali ich czarni niewolnicy i, ktadncofiary na wznak na drzewie, poczli przybija
im rce do przecznic gorliwie i szybko, tak, aby
lud, wróciwszy po skoczonej przerwie, zasta
ju wszystkie krzye wzniesione. W caym amfi-
teatrze rozleg si teraz huk miotów, którego
echa rozebrzmiay po wyszych rzdach i do-
szy, a na plac, otaczajcy amfiteatr, i pod
namiot, w którym Cezar podejmowa w^estalki
i towarzyszów. Tam pito wino, artowano z Chi-
lona i szeptano dziwne sowa do uszu kapanekWesty, na arenie za wrzaa robota, gwodzie
pogray si w rce i nogi chrzecijan, war-
czay opaty, zasypujce ziemi doy, w l^tóre
wstawiano krzye.
Lecz midzy ofiarami, na które dopiero za
chwil miaa przyj kolej, by Kryspus. Lwynie miay czasu go rozedrze, wic przeznaczono
mu krzy, on za, zawsze gotów na mier, ra-
dowa si myl, e nadchodzi jego godzina.
Wyglda dzi inaczej, albowiem wysche ciao
jego byo obnaone zupenie, tylko przepaska
bluszczowa okrywaa mu biodra, na gowie zamia wieniec z ró. Ale w oczach byszczaamu zawsze ta sama niepoyta energia i tasama twarz surowa i fanatyczna wychylaa siz pod wieca. Nie zmienio si te jego serce,
alboN^iem, jak niegdy w kunikulum grozi gnie-
— 152 —
wem Boym poobszywanym w skóry wspóbra-ciom, tak i dzi gromi icti, zamiast pociesza.
— Dzil<:ujcie Zbawicielowi, — mówi — ze
pozwala wam umrze tak mierci, jak samumar. Moe cz win waszych bdzie wamza to odpuszczona, drzyjcie wszelako, albowiem
sprawiedliwoci musi si sta zado i nie moeby jednakiej nagrody dla zych i dobrych.
A sowom jego wtórowa odgos motów, któ-
rymi przybijano rce i nogi ofiar. Coraz wicej
krzyów wznosio si na arenie, on za, zwra-
cajc si do gromady tych, którzy stali jeszcze,
kady przy swojem drzewie, mówi dalej:
— Widz otwarte niebo, ale widz otwart
i otcha... Sam nie wiem, jako zdam sprawPanu z ywota mego, chociaem wierzy i nie-
nawidziem zego, i nie mierci si lkam, lecz
zmartwychpowstania, nie mki, lecz sdu, albo-
wiem nastaje dzie gniewu...
A wtem z pomidzy bliszych rzdów ozwasi jaki gos spokojny i uroczysty.
— Nie dzie gniewu, ale dzie miosierdzia,
dzie zbawienia i szczliwoci, albowiem po-
wiadam wam, e Chrystus przygarnie was, po-
cieszy i posadzi na prawicy swojej. Ufajcie, bo
oto niebo otwiera si przed wami.
Na te sowa wszystkie oczy zwróciy si ku
awkom; nawet ci, którzy ju wisieli na krzy-
— 153 —
Zach, podnieli bLade, umczone £:lowy i poczli
patrze w stron mówiciego ma.A on zbliy si a do przegrody, otaczaj-
cej aren, i pocz ich egna znakiem krzya.
Kryspus wycign ku niemu rami, jakby
chcc go zgromi, lecz, ujrzawszy jego twarz,
opuci do, poczem kolana zgiy si pod nim,
a usta wyszeptay:— Aposto Pawe!...
Ku wielkiemu zdziwieniu cyrkowej suby,poklkali wszyscy, których nie zdono dotdpoprzybija, za Pawe z Tarsu zwróci si do
^^^yo^a i rzek:
— Kryspie, nie gro im, albowiem dzi jesz-
cze bd z tob w raju. Ty mniemasz, e mogby potpieni? Lecz Ictó je potpi? Zali uczyni
to Bóg, który odda za nie Syna swego? Zali
Chrystus, który umar dla ich zbawienia, jako
oni umieraj dla imienia Jego? I jako moepotpi Ten, który miuje? Kto bdzie skaryna wybrane i^oe? Kto powie na t krew: Prze-
klta!?...
— lianie, nienawidziem zego — odrzek
stary kapan.— Chrystus wicej jeszcze nakaza miowa
ludzi, ni nienawidzie zego, albowiem nauka
Jego mioci jest, nie nienawici...
— 154 -
— Zgrzeszyem w godzin mierci — odrzek
Kryspus.
I pocz si bi w piersi.
Wtem zarzdca awel<: zbiy si lvu Apo-
stoowi i zapyta:
— Kto jeste, który przemawiasz do skaza-
nycli?
— Obywatel rzymslci — odpar spolvOJiiie
Pawe.Poczem, zwróciwszy si do Kryspa, rzeld:
— Ufaj, gdy dzie to jest aski i umrzyj
w spolcoju, sugo Boy.Dwaj Murzyni zbliyli si w tej cliwili do
Kryspa, aby pooy go na drzewie, lecz on
spojrza raz jeszcze naolcó i zawoa:— Bracia moi, módlcie si za nmie.
I twarz jego stracia zwyk surowo, ^a-
mienne rysy przybray wyraz spokoju i sody-
czy. Sam rozcign rce wzdu ramion krzya,
aby uatwi robot i, patrzc wprost w niebo,
pocz modli si arliwie. Zdawa si nic nie
czu, albowiem gdy gwodzie zagbiay si
w jego rce, najmniejsze drgnienie nie wstrzs-
no jego ciaem, ani na obliczu nie zjawia si
adna zmarszczka bólu: modli si, gdy przybi-
jano mu nogi, modli si, gdy wznoszono crzyi udeptywano naokó ziemi. Dopiero, gdj tu-
my ze mieciem i okrzykami poczy napenia
— 155 —
amfiteatr, brwi starca cigny sie nieco, jakby
si gniewa, e pogaski lud miesza mu cisz
i spokój sodkiej mierci.
Lecz przedtem jeszcze wzniesiono w^szystkie
krzye tak, e na arenie stan jakby las z wi-
szcymi na drzewach ludmi. Na ramiona krzy-
ów i na gowy mczeimików pada blask so-ca, na aren za grube cienie, tworzce jakby
czarn popltan krat, wród której przewie-
ca óty piaselc. Byo to widowisko, w którem
dla ludu ca rozkosz stanowio przypatrywanie
si powolnemu konaniu. Lecz nigdy dotd nie
widziano takiej gstwy krzyów. Arena byanimi nabita tak szczelnie, e suba z trudno-
ci moga si ndzy nimi przeciska. Na obr-
bie wisiay przewanie kobiety, lecz Kryspa,
jako przywódc, wzniesiono tu prawie przed
podium cesarsldem, na ogromnym krzyu, spo-
witym u spodu w wdciokrzew. Nikt z ofiar jesz-
cze nie skona, ale niektórzy z tych, których
poprzybijano najpierw^ej, pomdleli. Nikt nie j-
cza i nie woa o lito. Niektórzy wisieli z go-
wami pochylonemi na ramiona, lub pospuszcza-
nemi na piersi, jakby ujci snem; niektórzy
jakby w zamyleniu, niektórzy patrzc jeszcze
ku niebu, poruszali zcicha ustami. W tym sti^asz-
uym lesie krzyów, w tych porozpinanych cia-
ach, w milczeniu ofiar byo jednak co zowro-
— 156 -
giego. Lud, który po uczcie, syt i rozweselony,
wchodzi z okrzykami do cyrku , umilk , nie
wiedzc, na którem ciele oczy zatrzyma i co
myle. Nago napronych kobiecych postaci
przestaa drani jego zmysy. Nie czyniono
nawet zwykycli zakadów o to, kto prdzej
skona, Ictóre czyniono zwyl^le, gdy na arenie
zjawiaa si mniejsza ilo skazanycli. Zdawaosi, e Cezar nudzi si take, albowiem, prze-
krciwszy gow, poprawia leniwym ruchem
naszyjnik z twarz ospa i senn.
Wtem wiszcy naprzeciw Kryspus, który
przed chwil oczy mia zamknite, jak czowiek
omdlay, lub konajcy, otworzy je i pocz pa-
trze na Cezara.
Twarz jego przybraa znów wyraz tak nie-
ubagany, a wzrok zapon takim ogniem, eaugustyanie poczli szepta midzy sob, uka-
zujc go palcami, a w l:ocu sam Cezar zwróci
na niego uw^ag i ociale przyoy szmaragd
do oka.
Nastaa cisza zupena. Oczy widzów utkwione
byy w Kryspa, który próbowa poruszy pra-
w rk, jakby j chcia oderwa od drzewa.
Po chwili pier wzda mu si, ebra wyst-piy na wierzch i pocz woa:— Matkobójco!... biada ci!!
Augustyanie, posyszawszy mierteln obelg,
157
rzucon panu wiata wobec tysicznych tumów,
nie mieli oddycha, Chilo zmartwia. Cezar
drgn i wypuci z palców szmaragd.
[jUd zatrzyma równie dech w piersiach.
Gos Kryspusa rozega si coraz potniej w ca-
ym amfiteatrze:
— Biada ci, morderco ony i brata, biada
ci, antychrycie! Otclia otwiera si pod tob,
mier wyciga po ciebie rce i grób ci czeca.
Biada ci, ywy trupie, albowiem umrzesz w prze-
raeniu i potpiony bdziesz na wielci!...
I nie mogc oderwa przybitej doni od drze-
wa, rozcignity olcropnie, straszny, za ycia jesz-
cze do l<:ociotrupa podobny, nieugity jak prze-
znaczenie, trzs bia brod nad Neronowem po-
dium, rozpraszajc zarazem rucliami gowy licie
ró z wieca, który mu naoono na czaszlc.
— Biada ci, morderco! przebrana jest twoja
miara i czas twój zblia si!!...
'J'u wyty sic raz jeszcze: zdawao si przez
chwil, e oderwie do od Icrzya i wycignie
j gronie nad Cezarem, lecz nagle wychudejego ramiona wyduyy si jeszcze bardziej,
ciao obsuno si vu doowi, gowa opada muna piersi, i slcona.
AYród lvrzyowego lasu, sabsi poczli teju zasypia snem wiecznym.
ROZDZIA TJX.
— P.niie! - mówi Chilo: - Teraz jest mo-
rze jak oliwa i fale zdaj si spa... Jedmy do
Achai. Tam czeka ci sawa Apollina, tam cze-
kaj ci wiece, tryumfy, tam ludzie ci ubó-
stwi, a bogow^ie przyjm, jak równego sobie
gocia, tu za, panie...
I przerwa, albowiem dolna warga poczamu si trz tak silnie, e jego sowa przeszy
w niezrozumiae dwiki.— Pojedziemy po skoczonych igrzyskach —
odrzek Nero. — Wiem, e i tak ju niektórzy
nazywaj chrzecijan innoxia corpora. Gdybymodjecha, zaczliby to powtarza wszyscy. Czego
si ty boisz, zmurszaa bedko?
To rzekszy, zmarszczy brwi, lecz poczpatrze pytajcym wzrokiem na Cliilona, jakby
czekajc od niego wyjanienia, albowiem uda-
wa tylko zimn krew. Nar ostatniem przedsta-
wieniu sam zlk si stów Kryspa i, wróciwszy
- 159 -
do domu, nie móg zasn ze wciekoci i wsty-
du, ale zaray^em ze stracliu.
Wtem przesdny Westinus, który suciat
w miczeniu icli rozmowy, obejrza si wkooi rzek tajemniczym gosem:— Suciaj, panie, tego starca, w tycti cirze-
cijanaci jest co dziwnego... Icti bóstwo daje
im mier lelck, ae moe by mciwe.Na to Nero rzek prdko:— To nie ja urzdzam igrzyska. To Ty-
gelin.
— Tak jest! to ja — odpowiedzia Tygelin,
który dosysza odpowied Cezara. — To ja,
i drwi sobie ze wszyst^icli bogów cirzecija-
skich. Westinus, panie, to pclierz wydty prze-
sdami, a ten waleczny Gvek gotów umrze ze
stractiu na widok kwoki, najeonej w obronie
kurczt.
— To dobrze, -- rzek Nero ale ka od-
ta^d chrzecijanom obcina jzyki, albo kneblo-
wa usta.
— Zaknebluje im je ogie, o boski.
— Biada mi! — jkn Chilo.
Lecz Cezar, któremu zucliwaa pewno sie-
bie Tygellina dodaa otuchy, pocz si miai rzek, pokazujc na starego Greka:— Patrzcie, jak wyglda potomek Achillesa!
Rzeczywicie Chilo wyglda strasznie. Resztki
160
wosów na cznszce pobielay mu zupenie, w twa-
rzy zakrzep mu wyraz jal<:iego niezmiernego
niepokoju, trwogi i pognbienia. Wydawa si
te cliwiami, jakby odurzony i nawpó przy-
tomny. Czsto nie odpowiada na pytania, cza-
sem znów wpada w gniew i stawa si zu-
chwaym tak, e augustyanie w^oleli go nie za-
czepia.
Taka ciwila przysza na i teraz.
— Róbcie ze mn, co cicecie, a ja na igrzy-
ska wicej nie pójd! — zawoa rozpaczliwie,
klaszczc w palce.
Nero popatrza na niego przez chwil i, zwró-
ciwszy si do Tygellina, rzek:
— Dopilnujesz, by w ogrodach ten stoik byblizko mnie. Chc widzie, jakie uczyni na nim
wraenie nasze pochodnie.
Chilo zlk si jednak groby, drgajcej w go-
sie Cezara.
— ganie, — rzek — nic nie zobacz, albo-
wiem nie wadz w nocy.
A Cezar odpowiedzia ze strasznym umie-
chem:— Noc bdzie jasna, jak dzie.
Poczem zwróci si do innych augustyanów,
z którymi pocz rozmawia o wycigach, jakie
zamierza wyprawi pod koniec igrzysk.
— IGI —
Do Chilona zbliy sic Petroniusz i, trciwszy
go w rami, rzek:
— Zalim ci nie mówi? Nie wytrzymasz.
Ów za odpowiedzia:
— Clic si upi...
I wycign drc rk po krater z winem,
lecz nie móg go donie do ust, co widzc We-stinus, odebra mu naczynie, nastpnie za, przy-
sunwszy si blizko, spyta z twarz zacieka-
wion i przelk:— Czy cigaj ci furye? Co?...
Starzec patrza na niego jaki czas z otwar-
temi ustami, jakby nie zrozumia pytania, i jmruga oczyma.
A Westinus powtórzy:
— Czy cigaj ci furye?
— Nie, — odrzek Cliilo — ale noc jest
przede mn— Jak to, noc?... Niecli bogowie zmiuj si
nad tob! Jakto noc?
— Noc okropna i nieprzejrzana, w której
si co rusza i co idzie do mnie. Ale ja nie
wiem co i boj si.
— Zawszem by pewny, e to s czarownicy.
Czy ci si co nie ni?— Nie, bo nie sypiam. Ja nie mylaem, e
ici tak skar.— Czy ci ici al?
PISMA H. SIENKIEWICZA. T. XXXIV. \^
— 162 —
— Po co wy rozlewacie tyle krwi? Sysza-
e, co tamten mówi z krzya? Biada nam!— Syszaem — odpowiedzia cicho Westi-
nus. — Ale to s podpalacze.
— Nie prawda!
— I nieprzyjaciele rodu ludzkiego.
— Nie prawda!
— I zatruwacze wód.
— Nie prawda!— I mordercy dzieci...
— Nie prawda!...
— Jake? — zapyta ze zdziwieniem Westi-
nus. — Ty sam to mówi i wydawae icti
w rce Tygelina!
— To te otoczya mnie noc i mier idzie
ku mnie... Czasem zdaje mi si, em ju umar,
i wy take.
— Nie! to oni mr, a my jestemy ywi.Ale powiedz mi: co oni widz, umierajc?— Chrystusa...
— To ich bóg? Czy to mony bóg?
Lecz Chilo odpowiedzia równie pytaniem:
— Co to za pochodnie maj si pali w ogro-
dach? Syszae, co mówi Cezar?— Syszaem i wiem. Takich zw sarmentitii
i semaxii... Przybior ich w bolesne tuniki, na-
pojone ywic, przywi do supów i podpal...
— 1G3 —
Byo tylko i(^h Bóg nie spuci na miasto ja-
kicli klsk... Scniaxii! To straszna ka.— Wol to, bo nie bdzie krwi — odpowie-
dzia Chilo. — Ka niewolnikowi poda mi krater
do ust. Chc pi, a rozlewam wino, bo mi rkalata ze staroci...
Inni rozmawiali przez ten czas take o chrze-
cijanach. Stary Domicyusz Afer drwi z nich.
— Mnóstwo ich takie, — mówi — e mog-
liby wznieci wojn domow, i pamitacie, ebyy obawy, czy nie zechc si broni. A oni
umieraj jak owce.
— Niechby spróbowali inaczej! — rzek Ty-
gellinus.
Na to ozwal si Petroniusz:
— Mylicie si. Oni si broni.
— A to jakim sposobem?
— Cierpliwoci.
— To nowy sposób.
— Zapewne. Ale czy moecie powiedzie, eoni umieraj tak, jak pospolici zbrodniarze? Nie!
Oni umieraj tak, jakby zbrodniarzami byli ci,
którzy ich na mier skazuja^, to jest my i caylud rzymski.
— Co za brednie! — zawoa Tvgelinus.
— Hic Ahdera! ^) — odpowiedzia Petroniusz.
*) Wyraenie przysowiowe, znaczy: oto najgupszyz gupich.
— 164 —
Lecz inni, uderzeni trafnoci jego uwagi,
poczli spoglda na si ze zdziwieniem i po-
wtarza:— Prawda! jest co odmiennego i osobliwego
w ich mierci.
— Mówi wam, e oni widz swoje bóstwo! —zawoa z boku Westinus.
Wówczas kilku augustyanów zwrócio si do
Ciilona.
— Hej, stary, ty ich znasz dobrze: powiedz
nam, co oni widz?A Grek wyplu wino na tunik i odrzek:
— Zmartwychwstanie!...
I pocz si trz tak, e siedzcy bliej
gocie wybuchli gonym miechem.
KONIEC TOMU TRZYDZIESTEGO CZWARTEGO.
University of Toronto
Library
DO NOT
REMOYE
THE
CARD
FROM
THIS